Kateryna Tryfonenko
Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.
Publikacje
Dzień po wyborach prezydenckich w USA upadła niemiecka koalicja rządząca. 6 listopada kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował Christiana Lindnera, ministra finansów i lidera Wolnej Partii Demokratycznej, oskarżając go o egoizm i nieodpowiedzialność. Według niemieckich mediów głównym problemem był budżet na przyszły rok. Czy Olaf Scholz pozostanie na fotelu kanclerza? Jakie są szanse skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych krytyków pomocy Ukrainie na wzmocnienie swoich pozycji po przedterminowych wyborach? I jak niemiecki kryzys polityczny może wpłynąć na poparcie dla Kijowa i bezpieczeństwo europejskie? Oto opinie ekspertów.
Ampelkoalition już nie działa
Tworząca rząd tak zwana „koalicja sygnalizacji świetlnej” [niem. Ampelkoalition, od partyjnych barw jej członków – aut.] socjaldemokratów z SPD, Zielonych i liberałów z FDP była bardzo niejednorodna. Tworzące ją partie mają różne interesy, różne programy i są od siebie bardzo odległe, zaznacza Thomas Birringer, dyrektor Konrad-Adenauer-Stiftung w Ukrainie:
– Liberałowie są małą, zorientowaną na rynek partią, podczas gdy pozostałe dwie partie są większe i koncentrują się na kwestiach społecznych. To główny problem. Obecny kryzys wynika z różnic w podejściu do polityki gospodarczej i finansowej. Liberałowie domagali się wielu reform rynkowych, by Niemcy znów stały się bardziej konkurencyjne, podczas gdy socjaldemokraci i Zieloni byli przeciwni takim pomysłom – szczególnie idei budżetu bez wzrostu długu publicznego. Było też kilka innych kwestii, w których koalicjanci mieli różne opinie, głównie migracja i pomoc dla Ukrainy. Jednak w porównaniu z problemami gospodarczymi i finansowymi dwie ostatnie sprawy nie były decydujące dla przetrwania koalicji.
Przez kolejny miesiąc Bundestag będzie pracował, jak zwykle. 16 grudnia odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu. Jeśli wynik będzie negatywny – a nie ma co do tego wątpliwości – prezydent Niemiec będzie musiał ogłosić rozwiązanie rządu i przedterminowe wybory, których przygotowanie zajmie 60 dni. Główne siły polityczne i prezydent Frank-Walter Steinmeier uzgodnili już ich datę: 23 lutego. Planowo wybory parlamentarne miały się odbyć 8 miesięcy później, we wrześniu 2025 roku.
„Koalicja sygnalizacji świetlnej” doprowadziła Niemcy do ślepego zaułka, więc jej upadek był tylko kwestią czasu, uważa Roderich Kiesewetter, członek opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej:
– Niestety zmarnowaliśmy trzy lata na dostosowanie niemieckiej polityki bezpieczeństwa do pilnych zmian geopolitycznych. W nowej koalicji rządowej musi nastąpić absolutna zmiana kierunku polityki bezpieczeństwa. Potrzebujemy zintegrowanego odstraszania i obrony przed CRINK, czyli sojuszem Chin, Rosji, Iranu i Korei Północnej, który już atakuje nasze społeczeństwa. Oczywiście Niemcy muszą też wreszcie zmienić cel i strategię swojego wsparcia dla Ukrainy i ostatecznie poprzeć plan zwycięstwa Zełenskiego.
Niemiecki kryzys a Ukraina
Niemcy bardzo pomogły Ukrainie od początku wojny na pełną skalę, ale prawdopodobnie mają potencjał, by odegrać jeszcze większą rolę, podkreśla Wołodymyr Dubowyk, dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych. Niemiecki kryzys może doprowadzić do pewnych pozytywnych zmian:
– Negatywną jego stroną jest to, że kryzys tylko przedłuża okres, w którym Niemcy nie mogą odgrywać bardziej aktywnej roli w zakresie pomocy Ukrainie i ochrony bezpieczeństwa europejskiego. Jednak jeśli proces wyborczy przebiegnie szybko i obecny układ rządzący przegra wybory, a chadecy sobie poradzą, to będzie to dla nas dobra wiadomość.
Bo Friedrich Merz, lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, pozycjonuje się jako polityk całkowicie proukraiński
W ostatnich latach Niemcy nie były wzorem przywództwa w Europie i straciły sporo zaufania wśród swoich partnerów z NATO, ocenia Roderich Kiesewetter:
– Cieszę się, że Polska, kraje bałtyckie i nordyckie, Dania i Czechy są obecnie liderami w obronie bezpieczeństwa Europy i wyraźnie opowiadają się za coraz skuteczniejszym wspieraniem Ukrainy. Jestem szczególnie wdzięczny Polsce, która stara się wypełnić próżnię wytworzoną przez Niemcy i która może być rozsądnym ośrodkiem kontaktowym dla nowej administracji USA.
Wsparcie dla Ukrainy musi zostać wzmocnione.
– Przede wszystkim muszę obalić mit, że Niemcy są drugim największym darczyńcą Ukrainy – dodaje Kiesewetter. – Tak nie jest. Tylko około 20% naszego wsparcia to wsparcie wojskowe. Ponad 60% tego wsparcia pozostaje w Niemczech, ponieważ jest wykorzystywane na rzecz uchodźców. Dlatego jesteśmy na samym dole listy krajów w Europie, jeśli chodzi o wsparcie wojskowe. Przeznaczamy na to 0,1% PKB, podczas gdy Dania 1,6%, Wielka Brytania 0,3%, a Estonia 1,5%.
„Koalicja sygnalizacji świetlnej” ogłosiła, że w 2025 r. wsparcie dla Ukrainy zostanie zmniejszone o połowę, zablokowała podstawowe dostawy, na przykład pocisków Taurus, i sprzeciwiła się zaproszeniu Ukrainy do NATO
Jednak rząd w Berlinie obiecuje, że mimo rozpadu koalicji Niemcy wypełnią wszystkie swoje zobowiązania dotyczące pomocy Ukrainie, zapewniając jej większość z obiecanych 4 miliardów euro – nawet jeśli budżet na przyszły rok nie zostanie przyjęty.
Inicjatywy Scholza i kandydaci na kanclerza
Niektórzy socjaldemokraci wzywają Olafa Scholza do niekandydowania na kanclerza, by uniknąć przegranej w przedterminowych wyborach. Proponują mu ustąpić miejsca znacznie bardziej popularnemu politykowi SPD, obecnemu ministrowi obrony Borisowi Pistoriusowi. Prawdopodobnie dlatego, by zademonstrować swoje przywództwo, Olaf Scholz zdecydował się porozmawiać z Putinem po raz pierwszy od początku inwazji.
Według biura niemieckiego kanclerza podczas tej rozmowy Scholz potępił agresywną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, wezwał Putina do wycofania wojsk i negocjacji w sprawie sprawiedliwego pokoju. Miał także podkreślić „niezachwianą determinację” Niemiec w tych sprawach. Według doniesień z Kremla Putin po raz kolejny oskarżył NATO o sprowokowanie wojny i powiedział, że Rosja jest gotowa wznowić negocjacje, „które zostały przerwane przez reżim w Kijowie” – ale z uwzględnieniem „nowych realiów terytorialnych”.
Putin oskarżył też Scholza o nieprzyjazny kurs w polityce Niemiec, który doprowadził do bezprecedensowej degradacji stosunków rosyjsko-niemieckich
Kijów został uprzedzony, że dojdzie do tej rozmowy, lecz ukraińskie MSZ nie odniosło się do sprawy entuzjastycznie. Wołodymyr Zełenski porównał natomiast rozmowę Scholza z Putinem do otwarcia puszki Pandory, mówiąc, że właśnie tego chciał rosyjski przywódca: osłabienia swojej izolacji i prowadzenia rozmów, które nie będą miały praktycznej treści. Nie będzie „Mińska-3”, dodał Zełenski, bo Ukraina potrzebuje prawdziwego pokoju.
O tym, czy aktywność w polityce zagranicznej wobec Rosji zwiększy szanse Scholza na pozostanie na fotelu kanclerza, przekonamy się po przedterminowych wyborach.
Według sondaży Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, partia byłej kanclerz Angeli Merkel, ma największe szanse na zwycięstwo, ocenia Thomas Birringer:
– Według wszystkich sondaży gdyby wybory odbyły się teraz, Friedrich Merz zdecydowanie zostałby kanclerzem. On i jego partia znacznie bardziej wspierają Ukrainę niż obecny rząd i kilkakrotnie wnioskowali w parlamencie, by zmusić rząd do dostarczenia Ukrainie pocisków rakietowych Taurus. Merz zdecydowanie popiera też przystąpienie Ukrainy do NATO.
Siły prorosyjskie i ich szanse
Niemiecka skrajna lewica, Sojusz Sahry Wagenknecht, i niemiecka skrajna prawica, czyli Alternatywa dla Niemiec – kategorycznie sprzeciwiają się przystąpieniu Ukrainy do NATO i prowadzą kampanię na rzecz zaprzestania pomocy dla Ukrainy, opowiadając się jednocześnie za poprawą stosunków z Rosją. We wrześniu w wyborach lokalnych uzyskały w niektórych landach dobre wyniki.
Thomas Birringer jest jednak pewien, że nawet wzrost poparcia dla Alternatywy dla Niemiec nie doprowadzi do prorosyjskiej polityki w Niemczech, ponieważ partia ta nie wejdzie do rządu
Tak czy inaczej, notowania obu prorosyjskich partii będą nadal rosły, uważa Roderich Kiesewetter. Jego zdaniem wynika to z dwóch powodów: rozczarowania obecnym rządem i siły rosyjskich wpływów:
– Każdego dnia widzimy, jak dezinformacja i propaganda coraz głębiej przenikają do niemieckiego społeczeństwa, wzmacniając obie prorosyjskie partie. Demokratycznemu centrum nie udało się uczynić naszej demokracji i społeczeństwa bardziej odpornymi na rosyjskie wpływy, nie potrafiło też zaoferować obywatelom jasnego stanowiska. Mało kto wyjaśnia na przykład, że wspieranie Ukrainy nie jest działalnością charytatywną, lecz służy naszym własnym interesom bezpieczeństwa, i że my też jesteśmy bardzo zagrożeni przez rosyjski imperializm. Zamiast tego partia kanclerza, SPD, zestawia wsparcie dla Ukrainy z kwestią emerytur i celowo, z powodów wyborczych, podsyca obawy społeczne. To nie tylko cyniczne, ale także wzmacniające prorosyjskie siły w Niemczech.
Trump, Europa i niemieckie przywództwo
Wraz z dojściem do władzy nowej administracji w Waszyngtonie, która może przestać wspierać Ukrainę, rola Europy, w szczególności Niemiec, tylko rośnie, mówi Wołodymyr Dubowyk. Nie wiadomo na pewno, co zrobi Trump po przejęciu Białego Domu 20 stycznia. Ale jest bardzo prawdopodobne, że zmieni swoje podejście do wielu kwestii, a jego administracja zdystansuje się od wojny rosyjsko-ukraińskiej lub zajmie stanowisko, że to sprawa, z którą muszą sobie poradzić Europejczycy:
– Europejczycy muszą nauczyć się podejmować decyzje samodzielnie, w sposób skonsolidowany i skoordynowany. Oczywiste jest, że będą głosy na „nie”, z Bratysławy czy Budapesztu. Jeśli Ameryka się wycofa, Słowacy i Węgrzy zaczną mówić, że nie można wspierać Ukrainy bez Amerykanów. Dlatego ci, którzy rozumieją, że wsparcie Ukrainy jest ważne ze względu na bezpieczeństwo europejskie, muszą mieć silny głos. I tutaj rola Berlina będzie bardzo ważna.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
23 lutego 2025 roku odbędą się przedterminowe wybory do Bundestagu. Jak kryzys polityczny w Niemczech wpływa na Ukrainę i bezpieczeństwo europejskie?
Rada Najwyższa apeluje do prezydenta elekta Donalda Trumpa i Kongresu USA o pomoc w zakończeniu wojny – by w Ukrainie mogły się odbyć wybory parlamentarne. Powiedział o tym dzień po amerykańskich wyborach wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Ołeksandr Kornienko. Pod koniec września ukraińska Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że rozpoczęła aktualizację rejestru wyborców. Wywołało to falę spekulacji, czy ukraińskie władze przygotowują się do wyborów. Czy w bliskiej przyszłości wybory w Ukrainie są możliwe? Jak rosyjska inwazja wpłynęła na preferencje polityczne Ukraińców? Czy stronnicy generała Załużnego znajdą się w nowym parlamencie? I czy siły prorosyjskie mają szansę powrócić do ukraińskiej polityki? Sestry rozmawiają z Ołeksijem Koszelem, politologiem i dyrektorem generalnym Komitetu Wyborców Ukrainy.
Kateryna Tryfonenko: Czy w przyszłym roku w Ukrainie będzie można przeprowadzić wybory?
Ołeksij Koszel: Nie wykluczam, że może zostać podjęta decyzja polityczno-prawna o przeprowadzeniu wyborów, ale będzie to naruszenie konstytucji. W ciągu minionego roku pojawiły się setki oświadczeń urzędników państwowych, że do przeprowadzenia wyborów potrzebna jest zmiana prawa. Nikt – z wyjątkiem Fedira Wenisławskiego, byłego przedstawiciela prezydenta w Radzie Najwyższej – nie powiedział, że konstytucja zabrania przeprowadzenia wyborów. Wszyscy mówią wyłącznie o zmianie prawa, a przy większości głosów w parlamencie można to zrobić dosłownie z dnia na dzień. Dlatego nie wykluczam takiej decyzji, zwłaszcza że otrzymaliśmy wyraźny sygnał o wypłaceniu tysiąca hrywien przez rząd każdemu obywatelowi Ukrainy. Owszem, media społecznościowe eksplodowały oburzeniem, ale są miliony obywateli, którzy nie będą tym oburzeni.
Dla niektórych obywateli dotkniętych ubóstwem ten tysiąc hrywien – zwłaszcza jeśli zostanie pomnożony przez dwóch, trzech czy pięciu członków rodziny – może być wystarczającym powodem, by chcieć odwdzięczyć się prezydentowi Zełenskiemu
Od czego może zależeć decyzja o przeprowadzeniu wyborów?
Aby można było przeprowadzić wybory, musi być decyzja Rady Najwyższej Ukrainy. Sługa Narodu [partia Wołodymyra Zełenskiego – red.] ma większość głosów w parlamencie – nie samodzielnie, ale przy wsparciu trzech innych ugrupowań parlamentarnych: Dowiry i dwóch frakcji, które kiedyś tworzyły prorosyjską frakcję opozycyjną Platforma „Za Życie”, dziś zakazaną na mocy orzeczenia sądu. To jest nieformalna koalicja, która może zagwarantować poparcie dla każdej decyzji. Nawet takiej, która wykracza poza zdrowy rozsądek.
Czy są jakieś oznaki, że ukraińskie partie przygotowują się do wyborów?
Nie widzę żadnej wyraźnej i systematycznej pracy partii politycznych, która świadczyłaby o przygotowaniu się do wyborów. Jedyne, co możemy powiedzieć, to że partie opozycyjne nasiliły krytykę rządu – choć warto zauważyć, że liczba powodów do tej krytyki wzrosła. W terenie burmistrzowie inwestują w projekty, które podczas wojny możemy postrzegać jako bezsensowne marnowanie pieniędzy.
Mamy naprawy elewacji, mamy programy kształtowania krajobrazu, mamy masową budowę chodników i bulwarów. W jednym z miast już podczas wojny zbudowano nawet fontannę
To marnotrawstwo, ale należy je umieścić w kontekście przygotowań do wyborów. Widzę też aktywność niektórych sił politycznych, takich jak partia Sługa Narodu, która masowo dystrybuuje broszury reklamowe w Kijowie i innych regionach. I jak już wspomniałem, mamy decyzję prezydenta o wypłaceniu tysiąca hrywien wszystkim obywatelom bez wyjątku, którą postrzegam jako technologię polityczną, bo nie ma w niej żadnej logiki ekonomicznej.
Czy Ukraińcy naprawdę potrzebują teraz wyborów? Jakie są nastroje?
Jeśli spojrzeć na liczbę ustaw rozpatrywanych i uchwalanych przez Radę Najwyższą, to zdecydowanie nie jest ona mniejsza niż przed wojną. Nieufność społeczeństwa wobec parlamentu jest wynikiem serii skandali, do których doszło już w czasie wojny: korupcji, problemów z deklaracjami majątkowymi, nieetycznego zachowania i prorosyjskich nastrojów wśród niektórych deputowanych. Dlatego na parlament spada dziś największa krytyka – w przeciwieństwie do innych instytucji władzy.
Mamy również powody, by krytykować parlament za jego niezdolność do ustalania priorytetów, za uchwalanie ustaw, z którymi, delikatnie mówiąc, można było poczekać do zakończenia wojny. Często zamiast rozpatrywać ważne ustawy wojskowe parlament zajmuje się ustawami o wątpliwym znaczeniu. Ale to nie jest tylko kwestia Rady Najwyższej. To problem głębokiego kryzysu administracji publicznej w ogóle. Możemy też krytykować Kancelarię Prezydenta i rząd za podejmowanie decyzji o niskiej jakości lub wątpliwym znaczeniu.
Nawiasem mówiąc, dziwi mnie, że zaufanie do rządu jest większe niż do parlamentu. Właśnie dowiedzieliśmy się, że rząd zapomniał zapewnić w budżecie środki na wypłaty dla wojska na 2024 r. – i jest dziura w wysokości 500 milionów hrywien. To ogromna kwota. Rząd tłumaczy się, że według Międzynarodowego Funduszu Walutowego wojna miała zakończyć się w 2024 r., więc nie przewidziano dalszych płatności. To logika ludzi, którzy nie wiedzą, jak podejmować decyzje.
Jeśli chodzi o nastroje wśród wyborców, to widziałem badania, które pokazują, że zdecydowana większość jest przeciwna przeprowadzaniu wyborów w czasie wojny
W zeszłym roku toczyła się dyskusja na temat prawdopodobieństwa przeprowadzenia wyborów. Przedstawiciele władz, w tym marszałek Rady Najwyższej Rusłan Stefanczuk, wprost stwierdzili, że przeprowadzenie wyborów jest możliwe – wystarczy tylko zmienić prawo (oczywiście mieli na myśli ustawę o stanie wojennym). Natomiast czołowi eksperci w dziedzinie prawa wyborczego, prawa konstytucyjnego i osoby publiczne zajmowali przeciwne stanowisko: że konstytucja zabrania przeprowadzania wyborów w czasie stanu wojennego. Przede wszystkim wyborów parlamentarnych, ale zdaniem ekspertów ta zasada dotyczy też wyborów prezydenckich i samorządowych.
Cieszy mnie, że społeczeństwo poparło to stanowisko i nie chce teraz wyborów. Myślę też, że takie stanowisko obywateli jest silnie związane z kwestią bezpieczeństwa.
Jak wojna na pełną skalę zmieniła życie polityczne i preferencje Ukraińców?
Po inwazji życie polityczne w Ukrainie praktycznie się zresetowało. Nie zniknęło, bo siły polityczne działają, ale w zdecydowanej większości w formacie sztabu wolontariuszy: w biurach partii politycznych w Kijowie składane są drony i zbierana jest pomoc humanitarna, którą rozwożą potem członkowie partii. Po wybuchu wojny na pełną skalę format podejmowania decyzji w Ukrainie faktycznie się zmienił.
Jeszcze przed inwazją kluczowe decyzje były podejmowane w Kancelarii Prezydenta, a rząd i parlament odgrywały rolę wykonawców. Po raz pierwszy w historii niepodległej Ukrainy jedna siła polityczna zdobyła większość miejsc w parlamencie i samodzielnie utworzyła rząd, nie musząc się oglądać na opozycję.
Natomiast po 24 lutego 2022 roku byliśmy świadkami niezwykle interesującego zjawiska: jedności w parlamencie – choć warto zauważyć, że kluczowe decyzje Rady Najwyższej dotyczyły kwestii bezpieczeństwa i obrony, wsparcia dla sił zbrojnych, więc nie mogły one podzielić parlamentu. Mieliśmy do czynienia z okresem bezprecedensowej jedności. Myślę, że po raz pierwszy w historii ukraińskiego parlamentaryzmu mieliśmy tak wysokie wskaźniki poparcia dla projektów ustaw. Co trzecia czy co czwarta decyzja była przyjmowana większością konstytucyjną.
Innymi słowy, parlament pracował, jak szwajcarski zegarek. Jednak z powodu prób wykluczenia opozycji z przestrzeni informacyjnej popełniono wiele błędów. Nie chcę rozwodzić się nad drobnymi kwestiami, blokowaniem kanałów opozycyjnych itp. Najważniejsze jest to, że parlamentowi nie udało się ustalić priorytetów. Z jednej strony pracowano w formacie, w którym decydujący głos należał do ulicy Bankowej [na tej ulicy w Kijowie znajduje się siedziba prezydenta – red.].
Z drugiej strony rząd popełnił błędy w decyzjach legislacyjnych i wykonawczych dotyczących sił zbrojnych
Dlatego mamy katastrofalne problemy. Oczywistym ich przykładem jest przedłożenie przez rząd parlamentowi zmian w przepisach dotyczących mobilizacji dopiero jesienią 2023 r. Co więcej, zmiany te były tak źle zredagowane i opracowane w takim pośpiechu, że parlament był zmuszony odesłać je rządowi w celu wprowadzenia poprawek (druga ich wersja też była złej jakości).
Te poprawki zostały przyjęte dopiero w kwietniu 2024 roku. Sfinalizowanie tak ważnej sprawy w trudnej fazie wojny zajęło sześć miesięcy. Oznacza to opóźnienie o półtora roku do dwóch lat. Tak samo było w innych dziedzinach.
Jakie trendy dominują dziś w ukraińskiej polityce?
Głównym trendem jest reorientacja wyborców na wojsko. Jest to związane z fenomenem generała Wałerija Załużnego, który wciąż cieszy się najwyższym zaufaniem. Zgodnie z wynikami ostatnich badań opinii publicznej wojsko cieszy się zaufaniem na poziomie 93-94%, czyli nawet większym niż Cerkiew prawosławna. Za wojskiem plasują się wolontariusze i służby ratunkowe.
Dowodzi to, że ludzie ufają także strukturom niewojskowym, ale związanym z wojskiem. Dlatego możemy się spodziewać, że przyszły parlament będzie w połowie składał się z żołnierzy i wolontariuszy
Wyniki badań opinii publicznej pokazują, że generał Załużny może być liderem w wyścigu wyborczym. Znaczący wynik może też osiągnąć Kyryło Budanow [szef wywiadu wojskowego Ukrainy – red.]. Mogą się też pojawić partie, które będą nawiązywały do nazw popularnych jednostek wojskowych. Wojsko stało się siłą polityczną, której obawiają się starzy gracze, przede wszystkim partia prezydencka.
Oczywiście istniała i nadal istnieje bardzo duża pokusa przeprowadzenia wyborów bez udziału wojska. Bo nawet jeśli wybory odbędą się krótko po ogłoszeniu pokoju lub rozejmu, jasne jest, że wielu wojskowych może nie zdążyć wziąć w nich udział.
Co więcej, zaobserwowałem nawet w mediach falę wypowiedzi pseudoekspertów, zapewne opłaconych, którzy zaczęli wskazywać na ryzyko dojścia do władzy wojskowych. Ja uważam, że w ponadmilionowej armii ukraińskiej znajdzie się kilkaset wartościowych osób, które mają doświadczenie w pracy legislacyjnej i ochotę do uczciwej pracy w parlamencie. W rzeczywistości to był, jest i będzie kluczowy trend i kluczowe zagrożenie dla obecnie rządzącej większości.
Czy istnieje ryzyko powrotu sił prorosyjskich do ukraińskiej polityki?
W 2022 roku, kiedy Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony podjęła decyzję o delegalizacji prorosyjskich partii, wiele osób było w stanie euforii, wierząc, że na zawsze zamknęliśmy w Ukrainie kwestię „rosyjskiego świata”. Widzimy jednak, jak bolesny jest proces rozwodu z Patriarchatem moskiewskim. Musimy więc przyjąć, że ryzyko bolesnego rozwodu dotyczy też sfery politycznej. Dlatego teraz, by mieć przynajmniej częściowe gwarancje zmniejszenia po wojnie wpływu „rosyjskiego świata” na Ukrainę, musimy podjąć szereg decyzji legislacyjnych. Kluczową jest lustracja tych, którzy kandydowali na urzędy z zakazanych partii politycznych w ostatnich latach: najpierw w 2014 roku, a potem na początku wojny na pełną skalę. Chodzi o lustrację wszystkich, którzy ubiegali się o jakiś urząd – od wójta do prezydenta. Prorosyjskie partie polityczne powinny mieć zakaz startowania w wyborach w Ukrainie przez co najmniej 10 lat. Nie podoba mi się, że o tym nie dyskutujemy. Z jakiegoś powodu wszyscy myślą, że nie ma poważnych zagrożeń.
Chociaż logikę większości parlamentarnej można zrozumieć, bo dwa koła poselskie wywodzące się z dawnej Opozycyjnej Platformy „Za Życie” głosują zgodnie z rządzącą większością. Oczywiście trudno uwierzyć, że to wsparcie jest darmowe. Nie wykluczam, że w zamian za swą lojalność członkowie tych grup otrzymali pewne gwarancje. Właśnie dlatego parlament – mam na myśli prorządową większość – przez ponad dwa lata nie rozpatrzył rządowego projektu ustawy, która pozwoliłaby na odebranie miejsc w samorządach zakazanym rosyjskim partiom. Mamy więc do czynienia z absurdem: partie są zdelegalizowane, nie istnieją, ale ich deputowani pozostają w samorządach. Zakładam więc, że mogą zostać dopuszczeni do udziału w nowych, przekształconych projektach politycznych. Z drugiej strony jestem jednak w 100% przekonany, że w ciągu najbliższych 10 lat nie zobaczymy żadnych wyraźnie prorosyjskich projektów politycznych w Ukrainie.
Możemy natomiast zobaczyć – i jest to absolutnie prawdopodobne – prorosyjskie siły startujące w najbliższych wyborach pod przykrywką europopulistów i eurosceptyków
Siły te nie będą startować w wyborach bezpośrednio pod szyldem Moskwy. Wystarczy, że idee integracji europejskiej i euroatlantyckiej zostaną przez nie zakwestionowane i doprowadzone do absurdu, tak w Gruzji robi to rządząca partia Gruzińskie Marzenie. Jej politycy nie powiewają flagami Putina. Mówią tylko, że Rosjanie i Gruzini muszą być przyjaciółmi, że trzeba przywrócić loty do Rosji, bo gruziński biznes na tym skorzysta – i tak dalej. Właśnie dlatego musimy przeprowadzić lustrację.
Nie wykluczam, że decyzja polityczna i prawna w sprawie wyborów może zostać podjęta z naruszeniem konstytucji. W ciągu minionego roku pojawiły się setki oświadczeń ze strony władz, że do przeprowadzenia wyborów potrzebna jest zmiana prawa. A gdy się ma większość głosów w parlamencie, prawo można zmienić z dnia na dzień – mówi Ołeksij Koszel, politolog i dyrektor generalny Komitetu Wyborców Ukrainy
„Zgodziliśmy się utrzymywać bliski dialog i rozwijać naszą współpracę. Silne i niezachwiane przywództwo USA jest niezbędne dla świata i sprawiedliwego pokoju” – napisał 6 listopada 2024 r. Wołodymyr Zełenski po rozmowie z Donaldem Trumpem. Wśród tych, którzy pogratulowali zwycięstwa 47. prezydentowi USA, był także przywódca Rosji. Z kolei rosyjski minister spraw zagranicznych stwierdził, że jeśli Biały Dom zainicjuje dialog bez jednostronnych żądań, Moskwa będzie gotowa rozmawiać. Jak administracja Trumpa będzie rozmawiała z Rosjanami? Czego powinien się spodziewać Kijów? I jakie są obawy w Europie? Oto opinie ekspertów.
Zwycięstwo – i wszechwładza Trumpa
Zatrzymanie rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie w ciągu 24 godzin nie jest możliwe. Można to zrobić w ciągu kilku miesięcy albo nawet roku. Tak uważa Ołeksandr Chara, dyplomata i ekspert ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa w Centrum Strategii Obronnych.
– Chodzi nie tylko o kontrolowanie przez Rosjan zdobytych przez nich terytoriów i nie tylko o pragnienie Putina, by zniszczyć państwo ukraińskie – mówi Chara. – Główną kwestią jest to, że Rosja dąży do ustanowienia nowego porządku w Europie.
Składanie obietnic podczas kampanii wyborczej to jedno, ale opracowanie prawdziwego planu krok po kroku to już co innego.
– Oczywiste jest, że Trump musi przede wszystkim stworzyć swój zespół – zaznacza ekspert. – Pewne nazwiska zostały już wymienione, ale zajmie to trochę czasu. Będą konsultacje, następnie „badanie gruntu”, a dopiero potem pojawią się merytoryczne oświadczenia.
Oczywiście Trump zawsze może powiedzieć coś publicznie, ale to nie jest jeszcze strategia ani plan
Aleksander Arabadzić, prezes zarządu Akademii Kadr RP i doradca ds. bezpieczeństwa, uważa, że Demokraci przegrali z powodu niezadowolenia Amerykanów z sytuacji wewnątrz kraju:
– Wzrost gospodarczy jest zbyt słaby. Poza tym jest powszechne poczucie braku bezpieczeństwa. Popełniono też błędy polityczne, takie jak cięcia w finansowaniu policji. No i jest problem wojny z narkotykami i zbyt wielu prób narzucenia inkluzywnej polityki, która staje się niebezpieczna nawet dla liberałów. Głównym hasłem Trumpa jest: „America First”, więc skupi się on na interesach gospodarczych i bezpieczeństwie USA, a nie na wielostronnych zobowiązaniach.
Wraz z prezydentem Amerykanie wybierali Senat i Izbę Reprezentantów. Wskutek porażki Demokratów w Wirginii Zachodniej, Ohio i Montanie Republikanie uzyskali większość w Senacie, Izbie wyższej Kongresu kontrolowanej wcześniej przez Partię Demokratyczną. Teraz główna walka toczy się o Izbę Reprezentantów. Jeśli Republikanom uda się ją utrzymać, będą mieli ogromną władzę, podkreśla dr Samuel George, doradca ds. rynków globalnych w w Bertelsmann Foundation North America. Ich agenda będzie jednak się koncentrować głównie na polityce wewnętrznej:
– Trump będzie się starał spełnić swoje obietnice, takie jak podniesienie ceł, zabezpieczenie granicy, zwiększenie skali deportacji i obniżenie podatków. Ale realizacja niektórych z nich będzie wymagała więcej czasu i wsparcia Kongresu. Polityka podatkowa musi mieć wsparcie Kongresu. Wdrożenie systemu taryfowego też trochę potrwa.
Natomiast w kwestiach imigracyjnych i społecznych Trump prawdopodobnie podejmie szybsze działania poprzez zarządzenia wykonawcze
Administracja Bidena planuje wypłacić pozostałe 6 miliardów dolarów pomocy dla Ukrainy do stycznia 2025 roku, czyli do inauguracji Trumpa. Jeszcze przed wyborami Biden zdecydował, że wszystkie pozostałe fundusze z pakietu zatwierdzonego przez Kongres w kwietniu zostaną przeznaczone na pomoc wojskową dla Ukrainy. Kwestia przydzielenia nowych funduszy i dalszego wspierania Ukrainy będzie więc problemem dla nowego Kongresu.
Kij i marchewka
Oczywiście Ukraina jest bardzo zależna od Stanów Zjednoczonych. Jednak nawet jeśli Trump zawiesi pomoc dla niej, nie oznacza to, że Kijów zaakceptuje jego warunki, twierdzi Ołeksandr Chara:
– Najprawdopodobniej w głowie Trumpa siedzi przekonanie, że ma jakieś marchewki, którymi może karmić. W naszym przypadku jest to pomoc w zakresie bezpieczeństwa, a w dłuższej perspektywie być może pomoc gospodarcza. Jednym z kluczowych punktów wizji Trumpa jest przywrócenie potęgi gospodarczej Stanów Zjednoczonych i zniesienie wszystkich tych ograniczeń, które zostały nałożone przez Bidena. Poza tym na pewno będzie próba uregulowania stosunków z Arabią Saudyjską, co oznacza, że Trump może z nią negocjować zwiększenie produkcji ropy naftowej. To bardzo ważny kontekst. No i są pomysły, że niektóre sankcje mogą zostać zniesione na zachętę [by skłonić Rosję do negocjacji – red.]. Pamiętajmy też jednak o groźbie, że jeśli druga strona nie zgodzi się na propozycje Trumpa, pomoc dla Ukrainy zostanie znacznie zwiększona.
Dr Samuel George uważa, że Trump raczej zmniejszy wsparcie dla Ukrainy:
– Prawdopodobnie będzie próbował szybko osiągnąć porozumienie o zawieszeniu broni, co spowoduje, że Ukraina straci terytoria okupowane obecnie przez siły rosyjskie. Dlatego w nadchodzących tygodniach Rosja może podjąć znaczny wysiłek militarny.
Decyzja Trumpa jest trudna do przewidzenia, ale jedno jest pewne: bez względu na to, jaka będzie jego polityka wobec Ukrainy, z pewnością będzie się różnić od polityki Bidena – pisze Wall Street Journal (WSJ). Dziennikarze tej gazety rozmawiali z przedstawicielami zespołu 47. prezydenta elekta i opisali dwa możliwe scenariusze.
Pierwszy zakłada, że Stany Zjednoczone odmawiają pomocy Ukrainie, dopóki nie zgodzi się ona na rozmowy pokojowe z Rosją. Zwrot okupowanych terytoriów stanie się wtedy przedmiotem działań dyplomatycznych.
Drugi scenariusz to zamrożenie sytuacji i wstrzymanie działań wojennych wzdłuż linii frontu, przy jednoczesnym odroczeniu wniosku Ukrainy o przystąpienie do NATO – według niektórych propozycji na co najmniej 20 lat. W zamian Stany Zjednoczone dostarczają Ukrainie broń w takim stopniu, by mogła wytrzymać kolejny rosyjski atak. Jednak by wdrożyć taki plan, zarówno Ukraina, jak Rosja musiałyby się zgodzić na wyznaczenie linii demarkacyjnej i utworzenie strefy zdemilitaryzowanej o długości ponad 1300 kilometrów. Jednocześnie WSJ cytuje osobę ze świty Trumpa, która kategorycznie wyklucza możliwość wysłania wojsk USA do Ukrainy w celu utrzymania pokoju. Mówi ona, że zaangażowani w to będą Polacy, Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi. Stany Zjednoczone nie zamierzają też za to płacić.
Plany europejskie
Przywódcy Unii Europejskiej zastanawiają się, jak pomóc Ukrainie, jeśli Trump tej pomocy odmówi – pisze Bloomberg. Kwestia ta znalazła się w porządku obrad szczytu w Budapeszcie. Źródła agencji twierdzą, że UE obawia się scenariusza, w którym Trump będzie próbował przerzucić koszty wspierania Ukrainy na Europejczyków.
Jednocześnie polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej przewiduje bardziej bezpośrednią politykę USA wobec Europy: „Będzie bardziej jednoznaczny język i twardsze stanowisko w ważnych kwestiach”.
Sikorski pochwalił jednak Trumpa za wezwanie Europejczyków do zwiększenia wydatków na bezpieczeństwo. Stwierdził, że nie wszyscy Europejczycy rozumieli język dyplomacji, a zmiana tonu [amerykańskiej administracji wobec Europy – red.] może być korzystna.
Ołeksandr Chara ma jednak nadzieję, że Europejczycy przygotowują się na przybycie Trumpa:
– Mówił o tym Macron, gdy przywódcy zebrali się na spotkaniu European Political Community. Z jednej strony mówił o strategicznej autonomii. Nie w tym jednak sensie, by pozbyć się Stanów Zjednoczonych. Chodziło mu o złagodzenie negatywnego wpływu ewentualnego zmniejszenia zobowiązań USA lub całkowitego wycofania się Ameryki z Europy. Europejczycy mają własne zasoby, tyle że ich wdrożenie będzie wymagało niepopularnych kroków politycznych. Europa może być zmuszona do ograniczenia niektórych usług socjalnych, podniesienia podatków, a to są bardzo nieprzyjemne rzeczy. Widzimy, co dzieje się w Niemczech. Ukraina faktycznie spowodowała rozpad koalicji rządzącej w tym kraju. Jednak z drugiej strony Europejczycy nie mogą nie zareagować.
Wszystkie te zagrożenia powinny skłonić Europejczyków do ponownego rozważenia swojego stanowiska w sprawie Ukrainy – w kierunku zwiększenia pomocy
Zważywszy na to, jak wyglądała pierwsza kadencja Trumpa i retoryka jego kampanii, należy się spodziewać, że jego druga kadencja będzie naznaczona napiętymi relacjami z sojusznikami, zwłaszcza europejskimi – przewiduje dr Samuel George:
– Trump zademonstrował pogardę dla demokratycznej biurokracji i zamiłowanie do konserwatywnego populizmu. Nie wróży to dobrze projektowi takiemu jak Unia Europejska. Ponadto wykazywał szczególną i niewytłumaczalną sympatię do dyktatorów takich jak Władimir Putin. Jego podejście przeniknęło do ogólnych poglądów w Partii Republikańskiej, która w najlepszym razie stała się podejrzliwa wobec pomocy Ukrainie, a w najgorszym – gotowa do zaspokojenia roszczeń Putina.
Aleksander Arabadzić uważa, że powrót Trumpa do amerykańskiej polityki może zmienić stosunki globalne i transatlantyckie. Europa może stanąć w obliczu zmniejszenia zaangażowania USA w NATO, co zmusi kraje Unii do wzmocnienia własnej obronności.
– Europa może odpowiedzieć na możliwe napięcia handlowe poprzez dywersyfikację partnerstw i wzmocnienie wewnętrznej spójności – mówi Arabadzić. – Przywództwo Trumpa może stanowić wyzwanie, ale także popchnąć Europę w kierunku większej niezależności w zakresie obrony, handlu i dyplomacji.
Stanowisko Trumpa wobec Chin może ulec zaostrzeniu, prowadząc do zwiększenia globalnego podziału gospodarczego, co dla światowych rynków będzie miało znaczące skutki uboczne
Z kolei odniesieniu do Rosji, zaznacza Arabadzić, administracja Trumpa może dążyć do bardziej dyplomatycznego podejścia, co z kolei może podważyć wspólne stanowisko Europy, w szczególności w kwestii Ukrainy:
– Ale z drugiej strony musimy pamiętać, że administracja Trumpa chce być twardsza w konfrontacji z Chinami. Dziś Rosja i Chiny są sojusznikami. Nie sądzę, by USA ostatecznie porzuciły Ukrainę. To nie w stylu Trumpa, zwłaszcza że chciałby pokazać się światu jako „twardziel”.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Jedną z przedwyborczych obietnic Donalda Trumpa było zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej w ciągu 24 godzin. W swoim pierwszym przemówieniu po zwycięstwie powtórzył, że za jego prezydentury nie będzie wojen
W swoim pierwszym powyborczym przemówieniu Donald Trump powiedział, że zakończy wszystkie wojny. Przy okazji Republikanie odzyskali kontrolę nad Senatem i zachowali kontrolę nad Izbą Reprezentantów. Inauguracja 47. prezydenta USA została zaplanowana na 20 stycznia 2025 roku. W swoich gratulacjach Wołodymyr Zełenski nazwał zwycięstwo Trumpa „imponującym”. Kto znajdzie się w zespole Trumpa? Jakie będą jego pierwsze kroki jako prezydenta? Co jego zwycięstwo oznacza dla Europy i Ukrainy? Rozmawiamy o tym z Władysławem Faraponowem, szefem Instytutu Amerykanistyki i analitykiem Internews Ukraina.
Kateryna Tryfonenko: Dlaczego Demokraci przegrali?
Władysław Faraponow: Jest kilka powodów, ale głównym jest niepewność. Biden przez długi czas nie chciał się wycofać z wyścigu prezydenckiego. Gdy kandydatką została Kamala Harris, wśród jej zwolenników zapanowała euforia – wydawało się, że wszyscy ją popierają. Myślę, że gdyby wszyscy zaangażowali się wcześniej i gdyby Harris wyraźniej komunikowała swoje stanowisko w różnych kwestiach, wynik mógł być inny. Z grubsza rzecz biorąc, problemem był brak jednolitego głosu Demokratów od samego początku kampanii.
Wyniki wyborów są triumfem Trumpa, ponieważ nie tylko on znalazł się w Białym Domu, ale też pod kontrolą Republikanów znalazły się obie Izby Kongresu. Jakie będę pierwsze kroki Trumpa, jeśli uwzględnimy, że będzie on miał wręcz nieograniczoną władzę? I ogólnie – jakie są priorytety administracji nowego prezydenta?
Jeśli mówimy o polityce wewnętrznej, priorytetem będzie kwestia migrantów oraz sprawy społeczne: system opieki zdrowotnej i edukacja. Jeśli chodzi o priorytety w ogóle, to będą nimi gospodarka i tworzenie miejsc pracy w USA. Zarówno wyborcy Trumpa, jak ogólnie Amerykanie, koncentrują się głównie na tym, by gospodarka działała i wszystko w kraju funkcjonowało tak, jak powinno.
Kto wejdzie w skład administracji Trumpa? Kto może być sekretarzem stanu, sekretarzem obrony, doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego? Dla Ukrainy to kwestia kluczowa.
Spośród tych, których nazwiska są wymieniane, Robert O'Brien [doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w poprzedniej kadencji Trumpa – red.] mógłby zostać doradcą ds. Bezpieczeństwa, a Richard Grenell [ambasador USA w Niemczech w latach 2018-2020] sekretarzem stanu. Kilku kandydatów jest rozważanych na stanowisko sekretarza obrony, w tym Tom Cotton [senator z Arkansas] i Mike Walz [były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego].
Opinia publiczna nie wie zbyt wiele o tych osobach. Czy taki skład ekipy 47. prezydenta USA będzie dla nas dobry?
Jest zbyt wcześnie, by to ocenić. Jedną rzeczą jest wypowiadanie się o czymś, gdy nie sprawuje się urzędu, a inną, gdy się już jest w administracji. Ponadto nie wykluczam, że Trump ponownie zmieni ludzi w swojej ekipie. To dla niego normalne, robił już takie rzeczy.
W swoim powyborczym przemówieniu Trump powiedział, że za jego prezydentury nie będzie wojen. Czy jego powrót do Białego Domu to dla Ukrainy droga do kapitulacji, czy też możemy liczyć na większe wsparcie USA?
Moje stanowisko jest bliższe tezie, że to wyzwanie, ale także szansa. Nie sądzę, by wszystko było stracone. Nie sądzę, by Trump osobiście nienawidził Ukrainy. Gdyby tak było, nie spotkałby się z Zełenskim w Nowym Jorku. Ale te wyzwania są poważne. To nieco inna wizja świata. Dlatego wyzwaniem będzie dla nas nawiązanie właściwej komunikacji. Musimy stale szukać argumentów na rzecz tego, dlaczego Amerykanie powinni nas wspierać. Potrzebujemy konkretnej narracji sukcesu, na której moglibyśmy polegać.
Co powrót Trumpa oznacza dla Europy? Po wyborach polski minister spraw zagranicznych powiedział, że Europa musi natychmiast wziąć większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo. Czy istnieje ryzyko, że Trump osłabi wsparcie bezpieczeństwa europejskich sojuszników?
Nie sądzę, by zmniejszył poziom ochrony sojuszników. Będzie za to mówił o potrzebie większego polegania Europy na własnym bezpieczeństwie. Nie jestem ekspertem w sprawach wojskowych, ale każda amerykańska administracja – czy to demokratyczna, czy republikańska – chciałaby wydawać mniej pieniędzy bezpośrednio na pomoc sojusznikom. Stanowisko Amerykanów jest teraz takie, że już bardzo pomogli niektórym sojusznikom, więc teraz ich kolej, by pomóc tym, którzy też potrzebują tej pomocy.
Nie sądzę, by wszystko było stracone. Nie wierzę, że Trump osobiście nienawidzi Ukrainy. Gdyby tak było, nie spotkałby się z Zełenskim w Nowym Jorku. Są to jednak poważne wyzwania i nieco inna wizja świata – ocenia Władysław Faraponow, szef Instytutu Amerykanistyki, analityk Internews Ukraine
Krym i Donbas pozostają ukraińskie, to nie podlega dyskusji. Ukraina jest przeciwna zamrożeniu wojny i chce jej zakończenia – powiedział Andrij Jermak, szef kancelarii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, w wywiadzie dla „Corriere della Sera”. Jednak by negocjacje mogły się rozpocząć, konieczny jest powrót do sytuacji, która istniała „przed pierwszym wystrzałem rosyjskiej armaty o czwartej nad ranem ponad dwa lata temu”.
Jak 30 października napisał „Financial Times”, tradycyjnie powołując się na anonimowe źródła, od pewnego czasu Ukraina i Rosja prowadzą tajne rozmowy w celu powstrzymania ataków na infrastrukturę energetyczną. Gazeta podała, że podobno w sierpniu obie strony były bliskie porozumienia, ale rozmowy zostały zerwane z powodu ukraińskiej operacji w obwodzie kurskim. Czterech ukraińskich urzędników miało powiedzieć „FT”, że jesienią ubiegłego roku Kijów i Moskwa podpisały „milczące porozumienie”, że nie będą wzajemnie uderzać w swoje obiekty energetyczne. Gazeta zauważa, że wprowadzenie w życie takiego porozumienia oznaczałoby znaczącą deeskalację.
Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan po swojej niedawnej podróży na szczyt BRICS w Rosji mówił o „chęci Putina do wstrzymania ognia w Ukrainie”. Kreml zaprzeczył jednak, by prowadził jakiekolwiek negocjacje, i nazwał artykuł „FT” „zmyślonym”. Moskwa nadal domaga się, aby ukraińska armia wycofała się z tego, co Rosjanie nazywają swoimi terytoriami. Czy zatem rozmowy pokojowe są możliwe w dającej się przewidzieć przyszłości? Co wspólnego mają z tym wybory w USA? Jak Ukraina może wzmocnić swoją pozycję? I o czym rozmawiał Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres z Putinem w Kazaniu?
Warunki wstępne negocjacji
Negocjacje są możliwe, ale w tej chwili nie jest jasne, dlaczego Rosja miałaby ich potrzebować. Tak uważa Michel Duclos, francuski dyplomata, specjalny doradca ds. geopolityki w Instytucie Montaigne’a
– Po co Władimirowi Władimirowiczowi rozmowy o pokoju? – pyta Duclos. – On czuje, że w terenie sprawy mają się lepiej, jego armia robi postępy. Ma też poczucie, że Zachód traci impet i coraz słabiej wspiera Ukrainę.
Przywódca Kremla zawsze spodziewał się, że prędzej czy później Ukraina pęknie
Istnieje hipoteza, że sytuacja gospodarcza w Rosji ulegnie pogorszeniu. Wiele osób twierdzi, że rok 2025 będzie dla Putina bardzo trudny. Ale dotychczas odporność gospodarcza Rosji była bardzo silna – dodaje Duclos.
Z tezą, że prawdopodobieństwo rozpoczęcia rozmów pokojowych teraz jest bardzo niskie, zgadza się Julia Kazdobina, czołowa ekspertka w Radzie Polityki Zagranicznej „Ukraiński Pryzmat”:
– Rosjanie na 100% będą próbowali zmusić Ukrainę do poddania się, a nie do prowadzenia rozmów pokojowych. Nie spodziewałabym się rozmów pokojowych w nawet sytuacji, gdy się na nie zgodzą, ponieważ mamy doświadczenie z Mińska. Wtedy my próbowaliśmy osiągnąć z nimi porozumienie, a oni próbowali manipulować tą naszą wolą dogadania się i nigdy nie osiągnęliśmy pożądanego rezultatu.
Niemniej istnieją pewne symptomy, że wydarzenia na polu bitwy i poza nim wywierają coraz większą presję na obie strony, zaznacza Tomas Jermalavičius, szef badań w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa (ICDS):
– Moskwa nadal jest przekonana, że zyskuje przewagę, mimo że istnieją oznaki – takie jak „import” tysięcy żołnierzy z Korei Północnej – że osiągnęła limit dostępnych zasobów strategicznych dla swoich operacji ofensywnych. Ukraina słusznie postrzega każdy kompromis jako nagrodę dla Rosji za jej brutalną agresję – nawet jeśli jest zmuszona walczyć o utrzymanie linii frontu, a w niektórych miejscach powoli się wycofywać, zadając rosyjskim wojskom poważne straty.
Obie strony ryzykują załamanie swoich wysiłków militarnych, ale tej zimy wojna prawdopodobnie wejdzie w fazę impasu
Bardzo ważne jest, kontynuuje Jermalavicius, by Zachód zachował zimną krew i zapobiegł rozprzestrzenianiu się defetystycznych narracji, które odzwierciedlają sukces Rosji w operacjach informacyjnych znacznie lepiej niż jej rzeczywisty sukces na polu bitwy.
O negocjacjach i potencjalnych formatach będzie można rozmawiać merytorycznie po 5 listopada, kiedy zakończą się wybory w USA. Bo jak podkreśla analityk polityki międzynarodowej Maksym Neswitajłow, bez względu na wynik Stany Zjednoczone pozostają głównym graczem geopolitycznym. Format negocjacji będzie zależał nie tylko od tego, kto wygra wybory w USA, ale także od tego, jaką rolę mogą w nich odegrać na przykład Chiny lub Indie.
– Czy negocjacje są możliwe w 2025 roku? – pyta Neswitajłow. – Tak. Czy istnieje duże prawdopodobieństwo, że będą konstruktywne? Bardzo trudno powiedzieć. Jeśli wygra Kamala Harris, prawdopodobnie polityka USA niewiele się zmieni. A bez odpowiedniego nacisku niezwykle trudno będzie przekonać Federację Rosyjską do negocjacji. Bo na razie wszystko, o czym mówią Rosjanie, to kapitulacja Ukrainy. A to nie wygląda na negocjacje, na które Ukraina może pójść.
Jeśli Donald Trump zostanie prezydentem, szanse są 50 na 50, jak rzut monetą. Nie wiemy, co z tego wyniknie
Jak pokazuje dotychczasowa praktyka negocjacji Trumpa z Koreą Północną, a jeszcze wcześniej z talibami, która obejmuje również wojnę handlową z Chinami, jest mało prawdopodobne, żeby były prezydent USA mógł zmusić kogokolwiek do realizacji swojego planu, podkreśla Neswitajłow. Oczywiście istnieje możliwość, że polityka jego administracji będzie bardziej zdecydowana. Nie jest jednak jasne, na czyją korzyść ta stanowczość będzie działać.
Ostatni ruch prezydenta Bidena
Po raz ostatni jako prezydent USA Joe Biden odwiedził Europę 18 października. W Berlinie szef Białego Domu spotkał się wtedy z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem. Spotkanie odbyło się za zamkniętymi drzwiami. Oficjalne doniesienia wskazują, że rozmawiano o Ukrainie i planie zwycięstwa Zełenskiego.
Michel Duclos sugeruje, że przywódcy czterech krajów poruszyli kwestię integracji Ukrainy z NATO:
– Francuzi i Brytyjczycy są „za”, ale Niemcy i Amerykanie patrzą na to niechętnie. Chociaż po stronie amerykańskiej nastąpiło pewne złagodzenie stanowiska, Biden pozostaje w tej sprawie niezdecydowany. Przede wszystkim dlatego, że jeśli zdecydujemy się zezwolić Ukrainie na przystąpienie do NATO, stanie się to pod warunkiem ustanowienia pokoju. Z drugiej strony ogłoszenie daty wstąpienia Ukrainy do Sojuszu stanie się zachętą dla Rosjan do kontynuowania wojny. To jeden z powodów, dla których Amerykanie się wahają. Innym powodem jest to, że nie widać, jak Kongres USA mógłby ratyfikować przedłużenie pomocy. Jak wiadomo, wymaga to dwóch trzecich głosów w Senacie USA. Zakładam, że w planie Zełenskiego są kwestie, która nadal stwarzają problemy dla tej czwórki państw.
Julia Kazdobina uważa, że podczas spotkania Biden i europejscy przywódcy najprawdopodobniej próbowali znaleźć jakiś wspólny mianownik co do tego, jakie środki mogliby podjąć w związku z sytuacją na Ukrainie.
– Z jednej strony oświadczyli, że są gotowi nadal wspierać Ukrainę, ale z drugiej żądania Ukrainy (a poznaliśmy już pewne przecieki na temat oczekiwań Kijowa) są w oczach zachodnich przywódców niebotyczne – mówi Kazdobina. – Tak więc z jednej strony rozumieją sytuację, ale z drugiej, o ile wiem, od dłuższego czasu mówi się, że Ukraina powinna wykonać swoją część pracy. Oznacza to, że wszyscy rozumieją, że broń, pozwolenia na jej użycie i wszystko inne to jedna część równania, natomiast druga to zdolność Ukrainy do wystawienia odpowiedniej liczby żołnierzy, siły roboczej i do mobilizowania społeczeństwa.
Nasi partnerzy widzą, że nastroje w społeczeństwie trochę się zmieniają i rośnie liczba ludzi, którzy są gotowi na pewne ustępstwa. Myślę więc, że również zadają Ukrainie pytania na ten temat
Z kolei Tomas Jermalavičius chciałby zobaczyć dynamikę relacji między dwoma zbyt ostrożnymi, Bidenem i Scholzem, a dwoma znacznie bardziej pewnymi siebie – Macronem i Starmerem, którzy są gotowi wyjść poza narzucone sobie czerwone linie i zrobić więcej, by zapewnić Ukrainie sukces militarny.
– Biden i Scholz pozostają ostrożni w podejmowaniu jakichkolwiek radykalnych kroków, które mogłyby zagrozić perspektywom wyborczym ich partii w kraju lub nawet teoretycznie postawić NATO na bezpośrednim kursie kolizyjnym z Rosją – mówi Jermalavičius. – Oczekiwania co do strategicznej odwagi i przywództwa ze strony Scholza nigdy nie były zbyt wysokie, ale Biden miał okazję zejść ze sceny z przytupem, mobilizując kolektywny Zachód do bardziej zdecydowanego, odważnego i ambitnego wsparcia Ukrainy w kluczowym momencie. Zamiast tego odejdzie w aurze wzniosłej retoryki i dobrych intencji, ale też z historią strachu przed Rosją.
Kazańska eskapada sekretarza ONZ
W szczycie BRICS w Kazaniu niespodziewanie wziął udział Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres. Spotkał się tam z Władimirem Putinem, którego nakaz aresztowania został wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny 17 marca 2023 roku. Jak sam utrzymuje, powiedział Putinowi, że rosyjska inwazja na Ukrainę naruszyła Kartę Narodów Zjednoczonych i prawo międzynarodowe, oraz wezwał do pokoju.
Reżim Putina chętnie skorzystał z okazji pokazania, że nie jest izolowany na arenie międzynarodowej i zrobi wszystko, by nadal manipulować ONZ, uważa Tomas Jermalavičius.
Udzielenie gwarancji legalności głowie państwa, która jest ścigana przez Międzynarodowy Trybunał Karny i która popełniła zbrodnię agresji przeciwko sąsiedniemu krajowi, jest ogromnym błędem ze strony Sekretarza Generalnego ONZ. W ocenie Duclosa to precedens.
– Tego samego dnia podpisano porozumienie, które pozwala Korei Północnej na rozmieszczenie jej wojsk obok rosyjskich sił zbrojnych – mówi Duclos. – W ten sposób Putin podwoił liczbę naruszeń prawa międzynarodowego. Myślę, że odpowiedzią Zachodu na rozmieszczenie wojsk północnokoreańskich w Ukrainie powinno być przynajmniej danie Kijowowi zielonego światła na użycie zachodniej broni w głębi Rosji. I nie trzeba tego nawet robić publicznie.
Jeśli jednak pozostawimy tę eskalację bez odpowiedzi, Putin oczywiście poczuje się jeszcze silniejszy i mniej skłonny do negocjacji
Julia Kazdobina uważa, że wizyta Guterresa w Rosji i jego uścisk dłoni z Putinem jest z pewnością kompromitacją ONZ i osobistą hańbą szefa ONZ:
– Jednocześnie istnieje doświadczenie blokady zbożowej, która działała przez długi czas. Jej zniesienie gwarantowały dwie umowy: z jednej strony ONZ, Turcji i Ukrainy, a z drugiej – ONZ, Turcji i Rosji. Być może Guterres chciałby widzieć siebie w roli jakiegoś mediatora, tyle że jest dość oczywiste, że pojechał do Rosji, nie pytając Ukrainy o zgodę. Dlatego gdy poprosił potem o wizytę w Ukrainie, spotkał się z odmową. Bo w tej kwestii nie można robić nic bez naszej zgody.
Nic bez Ukrainy
Cele Kremla – podważanie prawa międzynarodowego, Karty Narodów Zjednoczonych i europejskiego porządku bezpieczeństwa, zapewnienie stabilności własnego reżimu oraz niszczenie lub podważanie suwerenności Ukrainy – pozostają niezmienione, dopóki reżim Putina trwa. I nawet jeśli porozumienie zostanie osiągnięte, te cele pozostaną takie same. Putin gra w długą grę, jak podkreśla w swojej analizie Charlotte Rohde, zastępczyni dyrektora Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich. Niemniej idea rozpoczęcia negocjacji kusi wielu i nabiera rozpędu. A to stwarza niezwykle niebezpieczny grunt, ponieważ z powodu braku zachodniego wsparcia wojskowego lub niektórych decyzji potencjalnego prezydenta USA Trumpa Europa może stanąć w obliczu negocjacji.
– Oznacza to, że interesy i ambicje zagorzałych zwolenników Ukrainy w Europie, takich jak kraje bałtyckie, Polska, Wielka Brytania i Czechy, mogą zostać odsunięte na dalszy plan. Jak zatem te kraje, bezpośrednio zaangażowane w kryzys, powinny poruszać się w tym krajobrazie? – pyta szwedzka ekspertka.
Polska będzie walczyć o udział Ukrainy we wszystkich negocjacjach dotyczących jej przyszłości, oświadczył prezydent Andrzej Duda. Według niego niemożliwe jest zawarcie jakichkolwiek umów dotyczących przyszłości Ukrainy bez Ukrainy. Duda przypomniał, że Polska ma własne, skomplikowane doświadczenie historyczne, w szczególności związane z porozumieniami po II wojnie światowej.
I jeśli Polska nie będzie dziś walczyć o to, by Ukraina znalazła się przy stole negocjacyjnym, podobne sytuacje mogą się powtórzyć w przyszłości
Ukraina musi zostać wzmocniona, zanim jakiekolwiek negocjacje będą mogły się odbyć, zastrzega z kolei Wołodymyr Zełenskij. I to jest istotą ukraińskiego planu zwycięstwa. Jednak niektórzy partnerzy boją się nawet mówić o zaproszeniu Ukrainy do NATO.
– Po czyjej więc po czyjej stronie będą podczas negocjacji? – pyta Zełenski. – Nie widzę pełnego poparcia dla przyszłości Ukrainy. Mówimy tylko o zaproszeniu, a nie o członkostwie.
Wzmocnienie pozycji Ukrainy jest kluczem do jej przetrwania. Maksym Neswitajłow widzi tu dwa priorytety:
– Jednym z nich jest okupacja części terytorium Federacji Rosyjskiej. Rosjanie wciąż powtarzają, że negocjacje powinny uwzględniać realia w terenie. Oto nowe realia w terenie. Drugim jest wzmocnienie potencjału wojskowego Ukrainy przez Stany Zjednoczone i innych partnerów – czyli pakiet niestrategicznego odstraszania nuklearnego, o którym mówi prezydent Zełenski. Wtedy Rosja zrozumie, że negocjacje na jej warunkach są niemożliwe, a porozumienia osiągnięte podczas negocjacji będą musiały być przestrzegane.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
W jakim formacie i na jakich warunkach Ukraina i Rosja mogłyby rozpocząć negocjacje? I kiedy to może to nastąpić – w tym roku czy w 2025 roku?
– Uważam, że Ukraina powinna być w NATO. W Memorandum budapesztańskim zrezygnowaliśmy z broni nuklearnej i [w zamian za to – red.] zagwarantowano nam bezpieczeństwo i integralność terytorialną Ukrainy – tak Wołodymyr Zełenski wyjaśnił Donaldowi Trumpowi, dlaczego Ukraina powinna zostać członkiem Sojuszu.
17 października, podczas szczytu Unii Europejskiej w Brukseli, Zełenski powtórzył tę tezę na konferencji prasowej z udziałem sekretarza generalnego NATO. Powiedział wtedy, że Ukraina nie buduje broni jądrowej i że nie ma dla niej silniejszych gwarancji bezpieczeństwa niż członkostwo w Sojuszu.
Jednak pomimo tego, że ani Zełenski, ani żaden inny ukraiński urzędnik nigdy publicznie nie mówili o możliwości odtworzenia ukraińskiego arsenału jądrowego – wręcz przeciwnie: zaprzeczano takiej możliwości – słowa ukraińskiego prezydenta wywołały falę debat zarówno w Ukrainie, jak za granicą. Dyskutowano o tym, czy Ukraina może, czy nie może wyprodukować bomby atomowej.
Ta debata zrodziła pytanie, czy kraje europejskie i azjatyccy sojusznicy Stanów Zjednoczonych są wystarczająco dobrze chronieni przed zagrożeniem nuklearnym – zwłaszcza w kontekście prowokacyjnego obwieszczenia przez Putina pod koniec września zmiany rosyjskiej doktryny nuklearnej. Kluczowym jej punktem jest klauzula, że jeśli państwo nienuklearne przy wsparciu państwa nuklearnego w jakiejś formie zaatakuje Rosję, to Rosja może uznać to za ich wspólny atak i dokonać odwetu.
Czy to oznacza, że rosyjskie zagrożenie nuklearne stało się dla Europy bardziej realne? Czy Stany Zjednoczone utrzymają swój parasol nuklearny nad europejskimi sojusznikami? I czy sojusze wojskowe gwarantują bezpieczeństwo?
Wojna kognitywna, czyli presja psychologiczna jako broń
Prawdopodobieństwo rosyjskiego uderzenia nuklearnego na Ukrainę lub jakikolwiek kraj europejski jest obecnie bardzo niskie. Rosyjska retoryka i zmiany w jej doktrynie nuklearnej mają raczej na celu straszenie atomem i zniechęcenie partnerów Ukrainy do udzielenia jej większej pomocy.
Dr Jewhenia Gaber, politolożka, ekspertka ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, uważa, że dla Rosji o wiele bardziej opłacalne jest ciągłe granie tą kartą, mówienie o możliwości użycia broni jądrowej – niż faktyczne jej użycie.
Po drugie, Stany Zjednoczone mają możliwość wykonania uderzenia odwetowego, które byłoby nie mniejsze, ale większe niż uderzenie Rosji. Chociaż politolożka nie sądzi, by do tego doszło, zaznacza, że teoretycznie jest to możliwe.
– W rzeczywistości cała doktryna odstraszania opiera się na tym, że następne uderzenie będzie silniejsze niż poprzednie – i tak się stanie – mówi Gaber. – Pomimo całej ich retoryki, sygnały polityczne z Rosji są takie, że nie chce ona zobaczyć, co się stanie, jeśli użyje broni jądrowej. Jednocześnie nie powinniśmy zapominać o tak zwanym Globalnym Południu, dla którego w przypadku użycia broni jądrowej Rosja automatycznie zamieni się w państwo upadłe, państwo zbójeckie. W końcu jasne jest, że to, co dzieje się w Ukrainie, dotyczy nie tylko Ukrainy, ale globalnego bezpieczeństwa.
Innym powodem, dla którego Rosja zawsze ucieka się do retoryki nuklearnej, jest według Gaber to, że gdy poprzeczka eskalacji zostaje podnoszona do poziomu użycia broni jądrowej, wszystko, co dzieje się obecnie w Ukrainie, jest postrzegane jako warunkowo dopuszczalne.
– Innymi słowy, użycie bezzałogowych statków powietrznych, użycie bomb, które niszczą wszystko na ziemi, jest rzekomo normalne, ponieważ są to bronie konwencjonalne, a nie broń jądrowa.
Tyle że jeśli spojrzeć na efekt taktycznej broni nuklearnej, w rzeczywistości to wszystko, co Rosja robi w Ukrainie, zbliża się już do 80% efektu użycia taktycznej broni nuklearnej
Rosyjska pałka nuklearna
W rosyjskich mediach w odniesieniu do Ukraińców mamy do czynienia z odczłowieczającą retoryką. Natomiast rozmowy na temat użycia broni nuklearnej są w rosyjskich programach telewizyjnych bardzo swobodne – mówi się nawet o bombardowaniu Londynu, Paryża czy Berlina. To jeden z trzech progów, które zdaniem niektórych ekspertów są niezbędne do użycia broni jądrowej. Tak uważa m.in. dr Graeme P. Herd, specjalista ds. bezpieczeństwa i obrony (Berlin).
– Drugim jest użycie systemów przenoszenia podwójnego zastosowania, takich jak artyleria lub samoloty, które umożliwiają dołączanie głowic nuklearnych do pocisków (jeśli są to pociski artyleryjskie) lub zrzucanie ich z niektórych samolotów – mówi Herd. – To też widzimy. Trzecią rzeczą, której nie widzimy, jest przeniesienie broni z około 13 niestrategicznych obiektów nuklearnych. Nie powstrzymaliśmy dehumanizacji, nie powstrzymaliśmy podwójnego zastosowania. Jednak gdybyśmy za pomocą satelit zauważyli, że Rosja tę broń przemieszcza, moglibyśmy, tak jak zrobiły to Stany Zjednoczone przed inwazją 24 lutego 2022 r., powiedzieć światu, co Rosja zamierza zrobić. Potrzebujemy maksymalnej przejrzystości i musimy upublicznić ten fakt. Ta taktyka, wyjaśnia dr Herd, nazywa się pre-battle. Do pewnego stopnia może być ona skuteczna.
Inną rzeczą, którą można zrobić, jeśli Rosja nagle w jakiejś formie skłoni się ku użyciu broni jądrowej, jest bezpośredni kontakt z kierownictwem rosyjskiego establishmentu bezpieczeństwa:
– Należałoby porozmawiać bezpośrednio z Siergiejem Szojgu, sekretarzem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, z Aleksandrem Bortnikowem, szefem FSB, lub Putinem i powiedzieć: „Jeśli użyjecie niestrategicznej broni jądrowej, będzie to miało katastrofalne konsekwencje”.
W rzeczywistości niemożliwe jest wyróżnienie jednego, rzekomo słabszego członka NATO, chociaż właśnie taka narracja stoi za groźbami nuklearnymi Putina wobec państw europejskich. Jednak jest on w pełni świadomy, że taki scenariusz z pewnością obejmowałby odpowiedź nuklearną, zauważa Maximilian Terhalle, naukowiec wizytujący na Uniwersytecie Stanforda/Hoover Institution. A to, że Putin był w stanie zinstrumentalizować obawy niektórych państw europejskich, zwłaszcza Niemiec, w celu ograniczenia dostaw broni konwencjonalnej do Ukrainy, w żaden sposób nie neguje faktu, że NATO będzie bronić krajów NATO.
– Kijów niestety nie ma takiej gwarancji – mówi Terhalle. – Jednak jak pokazał październik 2022 roku, amerykańskie groźby mogą powstrzymać Putina przed zaatakowaniem Ukrainy taktyczną bronią jądrową.
Przywódca Kremla wie, że Biden to bardzo poważny polityk. Trump to inna sprawa
Trump i parasol nuklearny NATO
Jeśli jednak chcemy być uczciwi wobec Trumpa, powinniśmy pamiętać o jego deklaracji: jeśli nie uda się wynegocjować z Putinem tego, co potencjalny następny prezydent USA uzna za uczciwe, to Trump da Ukrainie więcej broni. A jeśli Ukraina nie będzie negocjować, Trump przestanie dostarczać jej broń.
– Tak więc jest to oferta skierowana do obu stron, aby spotkać się i negocjować – mówi dr Graeme P. Herd. – Oczywiste jest jednak, że Rosja kontroluje 18% terytorium Ukrainy, więc każdy kompromis zasadniczo pozostawia Rosję jako zwyciężczynię. Jednocześnie podczas swojej pierwszej kadencji Trump mówił jedno, a jego administracja robiła co innego. W rzeczywistości zrobiła więcej niż administracja Obamy, by wesprzeć Ukrainę i wzmocnić wojskowo Polskę.
Nikt nie wie, co Trump naprawdę myśli, co zrobi, a czego nie zrobi. On nie ma żadnego planu, zaznacza Maximilian Tergalle:
– Jeśli Trump naprawdę chce wyraźnie odejść od artykułu 5 NATO, wkraczamy w nową erę, która nie wróży dobrze ani Ukrainie, ani Europie, ani nikomu innemu.
„Dynamika wynikająca z takiego scenariusza może doprowadzić do szybkiego rozprzestrzeniania się broni jądrowej w Europie, z nieprzewidywalnymi tego konsekwencjami. Od dawna proponuję, aby w takim przypadku Niemcy, w porozumieniu ze swoimi sąsiadami, stały się nową potęgą nuklearną w Europie. Jestem przekonany, że Polacy myśleliby podobnie. W obecnych okolicznościach, z punktu widzenia Ukrainy, całkiem logiczne byłoby dążenie do odstraszania nuklearnego” – napisał na portalu X Fabian Hoffmann, ekspert norweskiego Oslo Nuclear Project.
Jego zdaniem odstraszanie nuklearne jest oczywistym rozwiązaniem najbardziej palących problemów Ukrainy, które jednocześnie pokazuje porażkę amerykańskiej wielkiej strategii nierozprzestrzeniania broni jądrowej.
Główną tezą Wołodymyra Zełenskiego nie było to, że Kijów chce broni jądrowej, ale to, że Ukraina musi być chroniona przed rosyjską agresją. A bronić się można tylko na dwa sposoby: własną bronią jądrową lub członkostwem w NATO. I z tych dwóch sposobów Ukraina jako kraj, który szanuje porządek międzynarodowy i reżim nierozprzestrzeniania broni jądrowej, ma zarówno moralne prawo, jak wolę polityczną, aby wybrać NATO. Dlatego obowiązkiem partnerów, którzy zagwarantowali bezpieczeństwo Kijowa na mocy Memorandum budapesztańskiego, jest zapewnienie, że Ukraina, jeśli nie przystąpi do NATO już teraz, to przynajmniej otrzyma konkretne zaproszenie, które byłoby również sygnałem politycznym dla Rosji, podkreśla Jewhenija Gaber. Jej zdaniem nie ma alternatywy dla bezpieczeństwa zbiorowego:
– Artykuł 5 działa, odstraszanie działa, ale ważne jest również, by reagować na czas. Wyobraźmy sobie, że Rosja spróbuje wlecieć jednym dronem do Rumunii, innym pociskiem do Polski, innym dronem do Chorwacji. Jeśli nie będzie reakcji, Kreml spróbuje zdestabilizować sytuację.
Ogólnie rzecz biorąc, nie widzę jednak obecnie możliwości, by Rosja zaatakowała którykolwiek kraj NATO
Sojusze wojskowe i arsenały jądrowe
Jeśli spojrzymy na hipotetyczne scenariusze, najgorszym z nich jest upadek NATO, uważa dr Graeme P. Herd. Oznacza to, że artykuł 5 nie działa, Rada Północnoatlantycka jest sparaliżowana, SACEUR [Supreme Allied Commander Europe, czyli naczelny dowódca wojsk sojuszniczych w Europie – red.] nie należy już do Stanów Zjednoczonych, wojska amerykańskie są wycofywane z Europy, krytyczne aktywa (satelity, wywiad, samoloty strategiczne) są wycofywane, rozszerzone odstraszanie nuklearne jest redukowane. Graeme P. Herd uważa, że to najgorszy scenariusz:
– W takich warunkach Europejczycy rozważyliby albo utworzenie paneuropejskich sił nuklearnych na poziomie strategicznym i taktycznym, albo wykorzystanie 600 głowic, które mają Wielka Brytania i Francja, do europejskiego strategicznego odstraszania Rosji.
Jednak w praktyce zrodziłoby to wiele pytań, od czysto technicznych po prawne.
Kraje europejskie przestrzegają prawa międzynarodowego i reżimu nierozprzestrzeniania broni jądrowej, więc obecnie nie ma mowy o rozbudowie arsenałów jądrowych na kontynencie, mówi Jewhenia Gaber:
– Ale będą dyskusje o tym, gdzie rozmieścić amerykańską broń jądrową. Kraje takie jak na przykład Polska, które są bezpośrednio narażone na rosyjskie zagrożenie, będą domagać się gwarancji parasola nuklearnego. I oczywiste jest, że Rosja wykorzysta to, aby pokazać, że Stanom Zjednoczonym nie można ufać, ponieważ Ukraina zrezygnowała z broni nuklearnej, a teraz nie jest chroniona.
To bardzo, bardzo niebezpieczny trend i jeden z powodów, dla których musimy pomóc Ukrainie przetrwać i wygrać, aby nie podważać całego systemu nierozprzestrzeniania broni jądrowej
– Jednocześnie należy pamiętać, że jeśli Rosja odniosłaby sukces na polu bitwy w Ukrainie, a Stany Zjednoczone poszłyby w kierunku izolacjonizmu i wycofania się z Europy, Rosja będzie dalej eskalować – podsumowuje Jewhenia Gaber.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Czy rosyjskie zagrożenie nuklearne stało się bardziej realne dla Europy? Co się stanie z bronią jądrową, jeśli Trump wygra? Czy istnieje ryzyko zwiększenia arsenałów nuklearnych na kontynencie? Czy NATO może zagwarantować bezpieczeństwo militarne?
Korea Północna (KRLD) przystąpiła do wojny przeciwko Ukrainie po stronie Rosji. Kijów oczekuje odpowiedniej reakcji ze strony swoich partnerów. – Mamy wyraźne dowody na to, że ludzie są dostarczani do Rosji z Korei Północnej, i nie są to już tylko pracownicy do produkcji, ale także personel wojskowy – powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski.
Sekwencja zdarzeń jest bardzo niepokojąca. 8 października południowokoreański minister obrony Kim Yong-hyun oświadczył, że KRLD może wysłać swoje wojsko na wojnę przeciw Ukrainie. 17 października, podczas wizyty w Brukseli, prezydent Ukrainy ostrzegł, że Rosjanie planują przeszkolić 10 tysięcy północnokoreańskich żołnierzy. 18 października południowokoreański wywiad potwierdził, że wojsko KRLD jest już w Rosji i przygotowuje się do wzięcia udziału w działaniach wojennych. 21 października południowokoreańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało rosyjskiego ambasadora w Seulu Georgija Zinowiewa, by zaprotestować przeciwko rozmieszczeniu północnokoreańskich wojsk w Ukrainie. Rosyjski ambasador powiedział wtedy, że współpraca między Federacją Rosyjską a KRLD odbywa się w ramach prawa międzynarodowego.
Dlaczego Kim Dzong Un wysłał swoich żołnierzy na wojnę w Ukrainie? Co obiecano mu w zamian w Moskwie? Czy wojskowi z Korei Północnej są w stanie wpłynąć na przebieg działań wojennych? I jak reagują na to Kijów i Zachód?
KRLD wysyła żołnierzy do Rosji
Koreą Północną rządzi reżim podobny do reżimu w Rosji, a geopolityka od dawna łączy te dwa państwa. Michał Bruszewski, ekspert wojskowy i autor książki „Wojna rosyjsko-ukraińska. Pierwsza faza”, podkreśla, że KRLD współpracuje z Rosją nie od dziś.
– Rosji brakowało amunicji, a KRLD ma jej dużo, więc gdy Szojgu leciał do Pjongjangu, zawarli swego rodzaju umowę handlową – mówi ekspert. – To przestępcza wymiana: Korea Północna daje amunicję i ludzi, a Rosja, omijając międzynarodowe sankcje, rewanżuje się surowcami i technologią, taką jak drony. Obie strony mają wspólnego wroga: Stany Zjednoczone i ich sojuszników. Media donoszą, że Korea Północna wysłała do Rosji ponad 10 000 żołnierzy, w tym prawie 2000 komandosów.
Korea Północna już rozmieszcza swoje siły w Rosji. To cztery brygady liczące łącznie około 12 000 żołnierzy, w tym siły specjalne – podały południowokoreańskie media, powołując się na wywiad tego kraju
Według tych doniesień rozmieszczanie wojsk z KRLD rozpoczęło się na początku października: około 1500 północnokoreańskich żołnierzy przybyło na czterech okrętach desantowych w towarzystwie trzech rosyjskich statków. Siły te zostały rozmieszczone z obszarów północnych miast Cheongju, Hamhung i Musudan. Obecnie stacjonują we Władywostoku, Ussuryjsku, Chabarowsku i Błagowieszczeńsku. Według południowokoreańskiego wywiadu wydano im już rosyjskie mundury, broń i fałszywe dowody tożsamości.
Informacje te zostały potwierdzone przez szefa ukraińskiego wywiadu. W wywiadzie dla The War Zone Kyryło Budanow powiedział, że żołnierze piechoty morskiej KRLD przechodzą szkolenie i 1 listopada będą gotowi do walki w Ukrainie. Według niego wojska północnokoreańskie będą korzystać z rosyjskiego sprzętu i amunicji. Pierwszy oddział, liczący 2600 żołnierzy, uda się do obwodu kurskiego, gdzie Ukraina stworzyła przyczółek. Dokładnych danych dotyczących innych oddziałów jeszcze nie ma.
Sześć miesięcy temu, w czerwcu, Korea Północna i Rosja podpisały umowę o wzajemnej obronie, która obejmowała wszystkie środki pomocy: ludzkie, materialne i wojskowe – przypomina Natalia Butyrska, ekspert ds. Azji i Pacyfiku w Radzie Polityki Zagranicznej „Ukraiński Pryzmat”.
– Putin od dawna starał się pozyskać dodatkowe siły wojskowe do wsparcia swojej armii – mówi Butyrska. – Jak widać, Rosja do tej pory unikała mobilizacji w każdy możliwy sposób.
Szuka za granicą, rekrutując Afrykańczyków, Hindusów i przedstawicieli różnych narodowości. A w Korei Północnej Putin od dawna powtarzał, że potrzebuje jej ludzi
To oczywiste, że Rosjanie znaleźli w KRLD źródło zasobów ludzkich, których potrzebują, mówi Tereza Novotná, badaczka z Freie Universität Berlin i ekspertka ds. Azji:
– Jest jasne, że północnokoreańscy żołnierze mogą być wykorzystywani jako mięso armatnie. Ale najprawdopodobniej najpierw będą musieli zastąpić rosyjskie jednostki, na przykład w Kursku – lecz w taki sposób, aby zwolnieni rosyjscy wojskowi mogli zostać wysłani do Ukrainy.
Potencjał armii Kima
Pentagon nie był dotychczas w stanie potwierdzić informacji o wysłaniu przez Koreę Północną wojska do Rosji celem użycia go przeciwko Ukrainie. Przyznał to sekretarz obrony USA Lloyd Austin w przeddzień wizyty w Kijowie. Według niego informacje na ten temat są sprawdzane, a jeśli okażą się prawdziwe, będzie powód do niepokoju.
Chociaż NATO też nie może potwierdzić udziału północnokoreańskich żołnierzy w działaniach wojennych w Ukrainie, sekretarz generalny Sojuszu Mark Rutte omówił jednak z prezydentem Korei Południowej informacje południowokoreańskiego wywiadu. Ostrzegł też KRLD przed wysyłaniem wojsk do Rosji. Taki ruch bowiem „znaczącą eskalację”, napisał Rutte w serwisie X.
Tymczasem jak donosi japoński portal NHK, południowokoreański wywiad zidentyfikował północnokoreańskiego inżyniera, który przebywał na rosyjskich pozycjach w pobliżu linii frontu w Donbasie i obserwował ostrzał rakietowy terytorium Ukrainy
Według wielu doniesień Kim Dzong Un dotychczas powstrzymywał się od wysyłania swoich obywateli za granicę. W przypadku żołnierzy obawia się, że będą mniej kontrolowalni, mogą zostać schwytani, dezerterować albo się poddawać. Natalia Butyrska ocenia, że to dla niego ryzyko. Niemniej argumenty rosyjskich przywódców prawdopodobnie przeważą nad obawami. Oczywistym jest argument finansowy i materialny. Ale to nie wszystko:
– Być może Kim decyduje się na ten krok, bo że chce, by jego armia zdobyła prawdziwe doświadczenie bojowe. Korea Północna od dawna jest w stanie wojny z Koreą Południową, lecz zdobywanie bezpośrednich doświadczeń bojowych przez armię KRLD zakończyło się w 1953 roku. Armia liczy około 1 400 000 ludzi, służba w niej jest obowiązkowa dla wszystkich mężczyzn i kobiet. Tyle że dotychczas wojsko Korei Północnej kopało podziemne tunele, walczyło z klęskami żywiołowymi czy sprzątało ulice – i nie ma doświadczenia bojowego.
Dlatego z punktu widzenia Kima te pierwsze grupy mogą być balonem próbnym, pozwalającym spełnić prośbę Putina i osiągnąć własne cele
Michał Bruszewski zaznacza, że armia Korei Północnej, choć przestarzała, jest duża. Populacja tego państwa wynosi około 26 milionów, a jego potencjał mobilizacyjny – 9 milionów ludzi. A KRLD już i tak bardzo pomogła Rosjanom.
– Pjongjang wysłał do Rosji 13 tys. kontenerów amunicji artyleryjskiej – mówi ekspert. – To ogromna ilość, a korzyść dla Rosji jest tym większa, że koreański system broni jest identyczny jak rosyjski. Koreańczycy mają duże zapasy amunicji i nawet jeśli ta amunicja jest niskiej jakości, Rosja się tym nie przejmuje.
To wsparcie Rosji nie stało się jednak czynnikiem decydującym, zaznacza Tereza Novotná. Jej zdaniem wysłanie wojsk Korei Północnej do Ukrainy jest nie tyle niebezpieczne pod względem militarnym, co pod innymi względami:
– Bardziej martwi mnie to, że może zaistnieć precedens, który doprowadzi do eskalacji – przyznaje. – Bo jeśli Koreańczycy z Północy są w Ukrainie i nie ma na to międzynarodowej reakcji, to kto będzie następny? Chińscy ochotnicy? Dlatego pytanie, jak zareagować, jest bardzo ważne. Czy jest to już dla NATO czerwona linia – mimo że Ukraina nie jest członkiem Sojuszu.
Mamy zdecydowanie nowy poziom w wojnie, który może zmienić jej dynamikę, może zmienić kontekst. A to może być bardzo niebezpieczne
Geopolityczna szachownica
Przyjaźń Putina z Koreą Północną, która została teraz sformalizowana w pełnoprawny sojusz wojskowy, oznacza również presję, w szczególności na Koreę Południową, by nie dostarczała broni Ukrainie i w mniejszym stopniu wspierała Kijów. Korea Południowa jest jednym z dziesięciu największych eksporterów broni na świecie, a dostarczanie południowokoreańskiej broni do Ukrainy jest kwestią bezpośrednio związaną zarówno z Rosją, jak z Koreą Północną. Natomiast szantaż Putina, że może przekazać KRLD technologie przeciw Seulowi, jest znaczącym czynnikiem odstraszającym, uważa Natalia Butyrska:
– Putin chce także pokazać Stanom Zjednoczonym, że może wstrząsnąć sytuacją na Półwyspie Koreańskim. Amerykanie mają tam zobowiązania wobec swoich partnerów. Na półwyspie stacjonuje amerykański kontyngent, który w razie czego będzie zmuszony do bezpośredniego udziału w działaniach wojennych.
W kontekście wojny w Ukrainie i wojny na Bliskim Wschodzie, Stany Zjednoczone prawdopodobnie nie chciałyby dopuścić do wybuchu kolejnego konfliktu
Kim Dzong Un postrzega wojnę z Ukrainą jako wielką szansę dla siebie – tym sensie, że może pokazać światu, że ma kolejnego sojusznika, a Chinom, że nie jest od nich tak zależny, jak wcześniej: politycznie, finansowo i technologicznie, podkreśla Novotná. Ekspertka sugeruje, że koreański dyktator prawdopodobnie otrzyma więcej technologii, których chce. Mówimy tu o rozwoju satelitów, pocisków balistycznych i potencjalnie – o rozwoju nuklearnym.
– Myślę jednak, że Rosja chce być jedną z niewielu potęg nuklearnych i nie chce, by Korea Północna też była potęgą nuklearną – więc pomoc ze strony Rosji w zakresie tych technologii może być mniejsza – mówi Novotná. – Mimo wszystko to zdecydowanie okres szansy dla Kima. Teraz pytanie brzmi: czy przekroczył granicę? Jaką odpowiedź może otrzymać? Oczywiście Korea Południowa i NATO będą dzielić się informacjami wywiadowczymi. 17 października spotkali się ministrowie obrony NATO i przedstawiciele regionu Indo-Pacyfiku; było to pierwsze takie spotkanie w historii. Tak więc działania, o których dyskutowano od lat, zostaną teraz przyspieszone.
Wszyscy czekamy też na wybory w USA, które odbędą się za dwa tygodnie. Ich wynik będzie miał duży wpływ na sytuację zarówno w Ukrainie, jak w Azji Północno-Wschodniej
Mark Rutte, sekretarz generalny NATO: – Wysłanie północnokoreańskich żołnierzy do walki u boku Rosji w Ukrainie oznaczałoby znaczącą eskalację
Do 14 października państwo ukraińskie kupiło i wysłało na front milion dronów. Liczba ta nie obejmuje dronów pochodzących od wolontariuszy. Według Ministerstwa Transformacji Cyfrowej produkcją bezzałogowych statków powietrznych zajmuje się w Ukrainie ponad 200 firm. Pytamy ekspertów z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych o to, jak technologie dronowe wpływają na przebieg wojny, czy Ukraina ma równe szanse z Rosją w korzystaniu z dronów i które rozwiązania są najbardziej skuteczne.
Potężny potencjał kamer na niebie
Drony szybko przekształcają działania wojenne, uważa Kelly A. Grieco, starszy pracownik Centrum Stimsona w Waszyngtonie. Wcześniej tylko największe mocarstwa dysponowały potencjałem zwiadu powietrznego, nadzoru i precyzyjnych uderzeń. Teraz już tak nie jest. Z pomocą quadkoptera pojedynczy żołnierz może monitorować pole bitwy i przeprowadzać ataki z nieba. Ta demokratyzacja sił powietrznych przekształca pole bitwy, także w Ukrainie.
– Wykorzystanie dronów ma kilka ważnych implikacji dla współczesnych działań wojennych – mówi Grieco. – Po pierwsze, drony są kamerami na niebie, a przy tak dużej ich liczbie siłom naziemnym trudno poruszać się i koncentrować bez wykrycia i ataku. W rezultacie na współczesne pole bitwy powraca wojna pozycyjna, podobna do tej z czasów I wojny światowej.
Po drugie, jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się wszystkich rodzajów dronów – quadcopterów, dronów do ataków jednorazowych, robotów naziemnych, dronów morskich itp. Drony nie służą już tylko do prowadzenia wojny powietrznej, ale są też coraz częściej wykorzystywane w wojnie morskiej i lądowej.
Po trzecie, jako że drony są generalnie tańsze niż tradycyjne maszyny załogowe, mogą być używane w dużych ilościach, sprawiając, że wróg ponosi wysokie straty.
Widzimy, że masowa przewaga liczebna powraca jako decydujący czynnik na polu bitwy
Wojna w Ukrainie uzmysławia nam znaczenie dronów. Małe komercyjne drony umożliwiają rozpoznanie, które zapewnia maksymalną widoczność pozycji i ruchów wroga na ziemi. Henrik Larsen, specjalista ds. innowacji cyfrowych w Centrum Analiz Polityki Europejskiej, podkreśla, że Ukraina przekształciła komercyjne drony w drony kamikadze:
– Drony są tanie i elastyczne. Nie wymagają miliardowych inwestycji i można je łatwo modernizować. Ukraina modernizuje gotowe drony, co pozwala im pokonywać setki kilometrów i uderzać w cele głęboko w Rosji. Ukraina nauczyła się używać dronów przeciwko celom morskim. Aby się bronić, była w stanie stworzyć systemy obrony elektronicznej zdolne powstrzymać drony rosyjskie.
Od „opcji garażowych” do spójnego systemu
Światowe media są entuzjastycznie nastawione do zaawansowanych technologii ukraińskich. Tak zwane smocze drony „The New York Times” nazywa doskonałym przykładem improwizacji i adaptacji do potrzeb pola bitwy.
Dzięki temu, że już na początku inwazji Ukraina pozwoliła większej liczbie prywatnych firm na rozwój i produkcję technologii wojskowych na poziomie państwowym, powstał potężny potencjał i szerokie możliwości tworzenia nowoczesnych systemów bezzałogowych, zaznacza ekspert lotniczy Anatolij Chrapczyński:
– Siłą napędową rozwoju stało się tu ujednolicenie wielu inicjatyw. Na początku inwazji widzieliśmy kilka różnych „opcji garażowych” w tworzeniu sprzętu wojskowego. Teraz jest wiele uznanych firm, które są gotowe dostarczyć siłom obronnym produkty wysokiej jakości. Co więcej, ze względu mnogość tych firm rozpoczęły się dyskusje na temat eksportu ukraińskich dronów, ponieważ większość firm mogłaby realizować większe kontrakty rządowe niż te, które zostały z nimi podpisane.
Ukraina nie wykorzystuje jeszcze w stu procentach swoich mocy produkcyjnych. Istnieją rezerwy, choć produkcja znacznie wzrosła
W tym roku planowano wyprodukowanie miliona dronów, informuje Ihor Romanenko, emerytowany generał i założyciel organizacji charytatywnej „Zamknijmy niebo Ukrainy”:
– Plan ten został już skorygowany i do końca roku powstanie półtora miliona sztuk. Władze twierdzą, że gdyby miały większe fundusze, ukraińskie firmy mogłyby wyprodukować w ciągu roku 4 miliony dronów dla armii. Ale na razie to tylko perspektywa. Wszystkie obecne plany są realizowane, choć to nie wystarczy. Niestety Rosjanie uruchomili swoją produkcję we właściwym czasie i na początku 2023 roku nas dogonili.
Europa powinna zainwestować w ukraińskie drony
Ze względu na ograniczony dostęp do światowych technologii Rosjanie kopiują niektóre ukraińskie produkty, mówi Anatolij Chrapczyński:
– Są bardzo aktywni w monitorowaniu przestrzeni informacyjnej i dlatego nieustannie kłócę się z niektórymi ekspertami. Przestrzegam ich, żeby nie mówili zbyt wiele, bo dzięki swoim petrodolarom Rosjanie mogą wprowadzić nowe rozwiązania szybciej niż my.
Dlatego zdaniem Chrapczyńskiego Ukraina potrzebuje funduszy nie tylko na produkcję, ale także na rozwój nowych modeli. Możliwości techniczne, które to umożliwiają, już istnieją:
– Mamy wiele firm, które mogą konkurować z Boeingiem i innymi dużymi przedsiębiorstwami, zwłaszcza w dziedzinie szkoleń w zakresie uderzeń powietrznych dalekiego zasięgu i dronów morskich dalekiego zasięgu. Co więcej, w Ukrainie rozwijanych jest wiele rodzajów oprogramowania do rozwiązywania problemów na polu walki. Istnieją też interesujące rozwiązania dla wywiadu elektronicznego.
Na początku inwazji stworzyliśmy produkty, które realizowały określone zadania. Teraz większość firm przygotowuje gotowe kompleksy rozwiązań do infiltracji pola bitwy
Ukraina nie będzie jednak w stanie samodzielnie zwiększyć skali produkcji. Europa powinna w to zainwestować i współpracować z prywatnymi innowatorami w dziedzinie dronów, ocenia Henrik Larsen:
– Pomoże to dostosować się do najnowszych i najbardziej efektywnych technologii. Ukraina twierdzi, że dzięki dodatkowemu wsparciu finansowemu mogłaby podwoić produkcję – do dwóch milionów dronów rocznie. Unia Europejska powinna wykorzystać tę okazję.
Na początku października ukraiński rząd zatwierdził procedurę wdrożenia pilotażowego projektu stworzenia certyfikowanych szkół dla operatorów bezzałogowych statków powietrznych (UAV). Od początku inwazji w Ukrainie powstały dziesiątki prywatnych ośrodków szkoleniowych, lecz nie było jednolitego systemu certyfikacji i regulowania ich działalności.
Na operatorów dronów są szkoleni zarówno mężczyźni, jak kobiety. Sześć miesięcy temu Ihor Łucenko, dowódca kompanii dronów szturmowych, ogłosił inicjatywę utworzenia jednostki operatorek UAV, rekrutującej ochotniczki do pracy z bezzałogowymi systemami powietrznymi w ścisłej współpracy z Siłami Obronnymi Ukrainy.
Same drony wojny nie wygrają
Najbardziej uderzającymi przykładami w Ukrainie są drony powietrzne, mówi Ihor Romanenko:
– Na przykład „Baba Jaga” to dron bojowy, który jest przekształconym na potrzeby wojny dronem cywilnym. Wszelkiego rodzaju nowoczesne, kreatywne drony FPV [drony, w których operator analizuje obraz z kamery umieszczonej w urządzeniu i steruje nim tak, jakby w nim siedział – red.] mogą niszczyć drony zwiadowcze wroga, a nawet helikoptery. Na froncie są bardzo potrzebne, lecz wciąż mamy ich niewiele.
Bardzo wartościowe są też drony „Smok”, z amunicją termitową. Jeśli chodzi o drony morskie, to widzieliśmy już, jak są skuteczne. Ponadto rozwijane są drony naziemne.
Same drony nie mogą jednak wygrać wojny. Oprócz nich potrzeba amunicji do artylerii i systemów rakietowych wielokrotnego startu – oraz samych tych systemów, podsumowuje Ihor Romanenko.
Anatolij Chrapczyński podkreśla, że Ukraina ma doskonałe podstawy do tworzenia nie tylko systemów bezzałogowych, ale także programów rakietowych:
– Mamy programy „Jużmasz”, „Iwczenko-Progres”, „Motor Sicz” i „Artem”. Mamy szkielet, na bazie którego możemy rozwijać najbardziej zaawansowane technologie. Oczywiste jest, że Ukraina może zaspokoić swoje podstawowe potrzeby w zakresie obrony i uderzeń na terytorium Federacji Rosyjskiej, ale będzie to wymagało czasu i skoordynowanej pracy wszystkich sektorów gospodarki – nawet tych niezwiązanych bezpośrednio z wojskiem.
Musimy zrozumieć, że nawet program szkolenia w Ukrainie musi być dostosowany w taki sposób, aby zachęcał młodzież do zostania inżynierami, a nie blogerami
Ukraina wykazała się dużą innowacyjnością w opracowywaniu taktyk wykorzystania dronów, podczas gdy Rosja ma tendencję do naśladowania udanych ukraińskich rozwiązań i szukania środków zaradczych. Innowacje pozwoliły Ukrainie na uzyskanie przewagi nad Rosją, podkreśla Kelly A. Grieco:
– Przewagi te nie są wystarczające do osiągnięcia strategicznego zwycięstwa, ale pomogły Ukrainie wygrać bitwy i wzmocnić jej obronę operacyjną. Ukraina pokazała również korzyści płynące z wykorzystania technologii podwójnego zastosowania w celu osiągnięcia sukcesu na polu bitwy. Na przykład przekształciła komercyjne skutery wodne w drony morskie, dodając do nich materiały wybuchowe i sterując nimi zdalnie. Ta innowacja, mało zaawansowana technologicznie i niedroga, okazała się niezwykle skuteczna w walce z rosyjską marynarką wojenną.
Ukraińska kultura eksperymentowania z dronami i szybkie innowacje, a także sama technologia sprawiły, że Ukraina stała się liderem w dziedzinie dronów
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Wołodymyr Zełenski: – Łączna liczba dronów, które w ciągu roku możemy wyprodukować w Ukrainie, wynosi 4 miliony. Ponad półtora miliona zostało już zakontraktowanych
Koncentracja tych wiadomości była tym większa, im bliżej było do 12 października. W niemieckim Ramstein miało się wówczas odbyć spotkanie na szczycie z udziałem przywódców Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Francji i Niemiec. Jednak z powodu klęski żywiołowej w Ameryce prezydent Biden odwołał swoją podróż do Europy, a spotkanie zostało przełożone.
Ukraiński prezydent wyruszył więc w podróż po Europie, podczas której spotkał się z przywódcami Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Niemiec.
Na początku tej podróży przestrzeń medialna była tak nasycona doniesieniami o zakulisowych inicjatywach pokojowych, że sam ukraiński prezydent musiał sprawę skomentować:
– Widziałem, że dzisiaj w niektórych mediach pojawiło się wiele informacji o tym, że rzekomo przyjechałem do sojuszników, by rozmawiać o zawieszeniu broni. Ale nie. To nie tak.
Skąd wzięły się doniesienia o możliwym zawieszeniu działań wojennych? Czy formuła „terytorium za bezpieczeństwo” jest możliwa do realizacji w praktyce? I czy nadszedł już czas na rozmowy pokojowe?
Pokusa pokoju
Jedyną drogą do jakichkolwiek negocjacji jest ta wybrana przez Kijów, ocenia Mathieu Boul?gue, doradca ds. bezpieczeństwa w Chatham House [jeden z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych – red.]. Wszystkie inne dyskusje bez zgody Ukrainy są po prostu bez znaczenia.
– Każdy scenariusz powinien opierać się na warunkach ukraińskich, a nie na warunkach omawianych przez zagraniczną prasę – mówi Boul?gue.
– Co więcej, niewłaściwe jest spekulowanie na tematy takie jak „zamrożenie terytorialne”. To nie są cukierki, którymi można się wymienić
Pierwszy o możliwym scenariuszu „terytorium za bezpieczeństwo” napisał Financial Times. W artykule tej gazety stwierdzono, że takie podejście zyskuje coraz więcej zwolenników wśród zachodnich i ukraińskich dyplomatów. Potencjalne porozumienie wiązałoby się z „cichą akceptacją” faktu, że okupowane terytoria mogłyby zostać w przyszłości zwrócone Ukrainie na drodze dyplomatycznej. Autor artykułu przyznaje jednak, że Ukraińcy takiego scenariusz raczej nie zaakceptują, dlatego cytuje anonimowego zachodniego dyplomatę – stwierdza on, że oddanie części terytorium w zamian za członkostwo w NATO może być jedyną możliwą opcją.
Na początku października ten sam Financial Times, powołując się na własne źródła zaznajomione z przebiegiem ostatnich rozmów Wołodymyra Zełenskiego z Joe Bidenem, poinformował, że amerykański prezydent zamierzał poruszyć kwestię wniosku Ukrainy o członkostwo w NATO podczas spotkania na spotkaniu w Ramstein 12 października.
Według Wołodymyra Ohryzki, ministra spraw zagranicznych Ukrainy (2007-2009) i dyplomaty, Ukraina nie może wykluczyć, że rozmowy o podobnych scenariuszach zakończenia wojny mogą się odbyć. Kijów nie jest, jak zaznacza, w stanie dyktować nikomu, o czym rozmawiać, jak rozmawiać, z kim itd. Inną sprawą jest to, dlaczego rzecz jest przedstawiana w taki właśnie [niekorzystny dla Ukrainy] sposób.
– Dlaczego w ostatnich tygodniach nastąpił tak szaleńczy atak na Ukrainę? – zastanawia się Ohryzko.
– Myślę, że po to, by można było postawić tezę, że ktoś chce pokoju, a ktoś nie. A tym kimś, kto pokoju nie chce, musi być oczywiście Ukraina
Nie trzeba wiele, żeby dostrzec, kto na tym korzysta. Myślę, że za tymi wszystkimi publikacjami ciągnie się jakiś rosyjski ogon.
Ohryzko zauważa, że na Zachodzie ludzie, którzy z powodu wojny tracą pieniądze, są nią zmęczeni. Prawdopodobnie istnieje więc jakaś presja z dwóch stron:
– Z jednej strony są rosyjskie naciski, by Ukraina się poddała. Z drugiej istnieje presja Zachodu, by w końcu powrócić do business as usual z Rosją. Musimy spojrzeć na to bardzo spokojnie i pragmatycznie: wyjaśnić naszym zachodnim partnerom, że jeśli chcą rozwiązać swoje problemy naszym kosztem, to dziękujemy bardzo, ale nam to nie odpowiada. Mamy własne interesy narodowe, własne terytorium i własną suwerenność.
Gwarancje bezpieczeństwa
Tak intensywny przepływ wiadomości na temat potencjalnych gwarancji bezpieczeństwa w zamian za pewne ustępstwa ze strony Ukrainy wygląda jak sonda mająca sprawdzić, czy podobne kroki byłyby możliwe do zaakceptowania zarówno przez ukraiński rząd, jak przez ukraińskie społeczeństwo – a także przez zachodnich partnerów, ocenia dr Stanisław Żelichowski, ekspert ds. międzynarodowych i główny specjalista Akademii Dyplomatycznej MSZ Ukrainy im. Hennadija Udowenki:
– Widzimy jednak, że takie kombinacje nie są zbyt skuteczne – mówi. – Na przykład jeśli chodzi o perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO w jakimkolwiek formacie, widzimy, że pomimo twierdzeń USA o pewnym postępie w tym zakresie wśród członków Sojuszu nie ma ani konsensusu, ani determinacji, by przyjąć nas do NATO.
Nie może być trwałego bezpieczeństwa w Europie bez silnej i niezależnej Ukrainy, a członkowie NATO muszą wypełnić swoją część zobowiązań podjętych wobec Ukrainy na szczycie w Waszyngtonie.
Stwierdził to Mark Rutte w swoim pierwszym przemówieniu w roli sekretarza generalnego NATO, a powtórzył podczas pobytu w Kijowie – swej pierwszej wizyty zagranicznej na nowym stanowisku.
Ukraina jest bliżej NATO niż kiedykolwiek wcześniej, droga do członkostwa jest nieodwracalna, a Rosja nie ma prawa głosu ani weta w tej sprawie
Jeśli chodzi o gwarancje bezpieczeństwa, Ukraina wciąż jest daleko od osiągnięcia takiego ich poziomu, który dotyczy członków NATO. I być może pod tym względem jest nawet w gorszej sytuacji niż dwa lata temu. Tak sprawę widzi Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS). Ukraina ma umowy z wieloma krajami NATO, ale żadna z tych umów nie zapewnia Ukraińcom jednoznacznej gwarancji bezpieczeństwa. Takie gwarancje mogą pochodzić od Stanów Zjednoczonych, Francji lub być może od kraju takiego jak Polska, ale z pewnością przetestowałoby to europejską wiarę w powstrzymanie kolejnego rosyjskiego ataku, co ostatnim razem nie zadziałało. Potencjalne zamrożenie linii frontu w ramach pewnego rodzaju negocjacji z Ukrainą byłoby realnym ryzykiem, mówi Ellison:
– Rosja, jak to było wcześniej, jest nadal zaangażowana uniemożliwienie przyjęcia Ukrainy do NATO, a taki „rozejm” zbudowałby jej trampolinę do kolejnej próby ataku. To tylko pogorszyłoby sytuację w porównaniu z lutym 2022 roku. Co więcej, taka sytuacja stworzyłaby silnie zmilitaryzowaną „żelazną kurtynę” w całej Ukrainie, jeszcze bardziej zaburzając równowagę krajowej gospodarki i polityki. Rosja mogłaby zaakceptować taki scenariusz, choć prawdopodobnie postrzegałaby go jako tymczasowy. Obecna linia demarkacyjna pozostawiłaby części obwodów donieckiego i ługańskiego poza rosyjską kontrolą.
Dla Putina mógłby to być jednak sposób na ograniczenie strat, ogłoszenie zwycięstwa i zakończenie walk – tyle że znowu dałoby to Moskwie stałą dźwignię do testowania nowej linii frontu
Błyskawiczna podróż
Europejska podróż Zełenskiego, która po odwołaniu spotkania w Ramstein była w rzeczywistości krokiem wymuszonym, rozpoczęła się od szczytu Europy Południowo-Wschodniej 9 października w Chorwacji, a zakończyła 11 października w Berlinie. W ciągu tych 36 godzin ukraiński prezydent odwiedził także Londyn, Paryż i Rzym. Wołodymyr Zełenski przedstawił swoim rozmówcom plan zwycięstwa i wezwał do podjęcia wspólnych wysiłków już teraz, w nadchodzących miesiącach.
Podczas podróży prezydent Ukrainy skierował 5 próśb do europejskich przywódców, o czym napisali dziennikarze Politico.
Według amerykańskiego medium Ukraina ma niewielkie szanse na otrzymanie zaproszenia do NATO. Mizerne są też perspektywy wykorzystania systemów obrony powietrznej sąsiadów Ukrainy, przede wszystkim Polski i Rumunii, do ochrony ukraińskiego terytorium przed rosyjskimi atakami. Politico zwraca uwagę, że zachodni partnerzy obawiają się bezpośredniej konfrontacji z Rosją.
Ukraina prosi również o więcej systemów obrony powietrznej, bo mimo że latem różne stolice złożyły zachęcające obietnice w tej sprawie, dostawy idą powoli. Jest mało prawdopodobne, by partnerzy byli gotowi udzielić Ukrainie zgody na uderzanie w głąb Rosji. W rozmowie ze kanclerzem Olafem Scholzem Zełenski prawdopodobnie poruszył kwestię przekazania Ukrainie rakiet Taurus, lecz stanowisko kanclerza Niemiec pozostaje niezmienione.
Najbardziej obiecujące są według Politico widoki na przyciągnięcie europejskich inwestycji w ukraiński sektor obronny
Wiele krajów, w tym Niemcy, Norwegia, Dania, Szwecja, Litwa i Kanada, już współpracuje z Ukrainą w tej dziedzinie.
– Pakiety obronne zapewniające ochronę, [wsparcie] dla obrony powietrznej, inwestycje w produkcję dronów i innej broni w Ukrainie – takie są wyniki wizyty w Londynie, Paryżu, Rzymie i Berlinie – podsumował Zełenski.
Rozmowy ukraińskiego prezydenta z europejskimi przywódcami miały zmobilizować sojuszników. Najważniejszą rzeczą, której potrzebuje teraz Ukraina, jest pozbawienie rosyjskich terrorystów możliwości kontynuowania wojny, a następnie przejście do dyplomacji, podkreśla Stanisław Żelichowski.
– To były spotkania z przywódcami kluczowych krajów, które pomagają nam najbardziej – twierdzi ekspert. – Jestem pewien, że omawiano szeroki zakres kwestii, od gospodarczych i prawnych po wojskowe. Myślę, że w Niemczech chodziło o zielone światło dla Taurusów od kanclerza Scholza. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, porozumienia te zostaną przekształcone w konkretne decyzje podczas następnego szczytu w Ramstein.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Pierwsze dwa tygodnie października upłynęły pod znakiem fali publikacji w renomowanych mediach, które, powołując się na anonimowych rozmówców, pisały, że Zachód i Ukraina rzekomo omawiają różne scenariusze zakończenia działań wojennych. Jednym z najbardziej prawdopodobnych mają być gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy w zamian za okupowane terytoria
Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się 22 września. Ukraiński prezydent zabrał do Waszyngtonu „Plan zwycięstwa” – strategię dalszych działań Ukrainy, by omówić go z obecnym prezydentem USA i kandydatami na to stanowisko. Niespodziewanie Zełenski znalazł się w samym środku politycznej awantury, a czołowi Republikanie, w tym spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, oskarżyli ukraiński rząd o ingerowanie w amerykańskie wybory.
Oskarżenia Republikanów
Jak ocenia Ołeksandr Krajew, dyrektor programów „Ameryka Północna” i „Ukraiński pryzmat”, w bardzo krótkim czasie reakcje na wizytę Zełenskiego w Stanach Zjednoczonych zmieniły się dramatycznie. Na początku wizyty administracja Bidena, sztab Kamali Harris i sztab Trumpa generalnie popierały plan, który prezydent Ukrainy przywiózł do Ameryki.
Jednak wizyta Zełenskiego w fabryce w Scranton w Pensylwanii, która produkuje amunicję dla Ukrainy, wywołała demonstracyjne oburzenie Trumpa i jego otoczenia. Speaker Izby Reprezentantów Mike Johnson napisał list, w którym domagał się odwołania ukraińskiej ambasador Oksany Markarowej, twierdząc, że spotykając się tylko z przedstawicielem Partii Demokratycznej i nie zapraszając na spotkanie żadnego Republikanina, Zełenski gra z Bidenem i Harris i ingeruje w wybory w USA. Oczywiście, jak podkreśla Krajew, wypowiedź ta także jest elementem kampanii wyborczej, ale cała sytuacja stwarza problemy dla Ukrainy. Stawia bowiem pod znakiem zapytania głosowanie nad pakietem wsparcia dla niej w Izbie Reprezentantów:
– Nie zapominajmy, że rok budżetowy kończy się za kilka dni, a negocjacje nad przyszłym budżetem mają rozpocząć się na początku października. Zwykle nie przebiegają one szybko, mamy przed sobą bardzo, bardzo trudny i ważny okres, który musimy przejść.
Wszystko wskazuje, że Izba Reprezentantów nie będzie gotowa do głosowania nad jakimkolwiek projektem dotyczącym Ukrainy, ponieważ po swoim oświadczeniu Johnson po prostu nie podda takiej ustawy pod głosowanie
Plan zwycięstwa
W wywiadzie dla ABC News Zełenski powiedział, że „Plan zwycięstwa” ma na celu wzmocnienie Ukrainy i zmuszenie Władimira Putina do negocjacji na uczciwych warunkach. Podkreślił jednocześnie, że nie chodzi o negocjacje z samą Rosją:
– To pomost do dyplomatycznego rozwiązania, aby zakończyć wojnę. Tylko dzięki silnej pozycji będziemy w stanie zmusić Putina do dyplomatycznego zakończenia wojny.
Jednym z punktów planu jest zaproszenie Ukrainy do NATO, powiedział Andrij Jermak, szef Kancelarii Prezydenta, w przemówieniu w Radzie Stosunków Zagranicznych w Nowym Jorku.
The Times, powołując się na dobrze poinformowane źródła, napisał, że dokument zawiera 4 kluczowe punkty: prośbę o gwarancje bezpieczeństwa, deklarację kontynuowania inwazji Ukrainy na rosyjski region Kurska w celu zapewnienia jej terytorialnych argumentów na czas negocjacji, listę potrzebnej broni i prośbę o międzynarodową pomoc finansową.
Stephen Blank, starszy konsultant w Amerykańskiej Radzie Polityki Zagranicznej (AFPC), wątpi, czy Zełenski dostał to, czego chciał:
– Sądzę, że Stany Zjednoczone będą nadal pomagać Ukrainie pieniędzmi, ale nie wydaje mi się, by Ukraina uzyskała w wyniku tej wizyty zgodę na wykorzystywanie broni dalekiego zasięgu tak, jak by chciała. Z pewnością Kijów nie otrzyma od Bidena gwarancji NATO. Wszystko to jest niefortunne. Ale jak już wielokrotnie pisałem, ta administracja za bardzo boi się Putina, by zrobić to, co konieczne do zwycięstwa. Idealnie byłoby, gdyby Ukraińcy otrzymali broń, której potrzebują, fundusze, których potrzebują i energię, której Ukraina potrzebuje, aby utrzymać swoją gospodarkę i wysiłek wojenny oraz być w stanie zaatakować Rosję – bo Rosja na atak zasługuje. Poza tym od dawna twierdzę, że Ukraina powinna zostać przyjęta do NATO natychmiast po rozpoczęciu inwazji. Taki krok uwolniłby nas od zagrożenia nuklearnego ze strony Rosji.
Rosja nigdy nie zaatakowałaby NATO bronią nuklearną, chyba że chciałaby popełnić samobójstwo
Jedną z głównych zasad wsparcia udzielanego Ukrainie przez zachodnich sojuszników było pozwolenie Ukraińcom na bycie panami własnego losu. Zasada ta pozostaje niezmienna, mówi Marta Prochwicz-Jazowska, wiceszefowa warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR):
– Wciąż nie wiadomo, czy zachodni sojusznicy pozwolą Ukrainie na użycie broni dalekiego zasięgu w głębi Rosji. Patrząc na ostatnie 2,5 roku widzimy powolną, ale systematyczną ewolucję rodzaju broni dostarczanej przez Zachód Ukrainie. Ukraińcy wykazali się determinacją, odwagą i szybko opanowali nowe typy broni, przekonując niektórych z najbardziej sceptycznych sojuszników do swoich możliwości i do tego, że eskalująca retoryka Rosji to blef.
Prezydent USA Joe Biden ogłosił nowy pakiet pomocowy dla Ukrainy, który obejmuje amunicję dalekiego zasięgu JSOW (Joint Standoff Weapons). To kolejna zmiana
Ukraine will win this war.
— President Biden (@POTUS) September 29, 2024
And the United States will continue to stand beside them every step of the way. pic.twitter.com/Sb3c08eC6s
Zwiększona pomoc wojskowa, wraz z porozumieniem w sprawie wykorzystania systemów dalekiego zasięgu do ataku na terytorium Rosji i w połączeniu z silnymi gwarancjami bezpieczeństwa może zmienić równowagę strategiczną na korzyść Ukrainy. Kluczowe dla realizacji tego planu jest stanowisko Stanów Zjednoczonych. Tyle że one są w szczególnym okresie, o czym przekonał się Wołodymyr Zełenski podczas swojej wizyty, zauważa Edwin Bendyk, publicysta tygodnika „Polityka” i prezes zarządu Fundacji Batorego:
– Kampania wyborcza oznacza, że decyzje prezydenta Bidena będą oceniane nie tylko z geostrategicznego punktu widzenia, ale także w kontekście szans wyborczych Kamali Harris. Dlatego dezaprobata wobec pomysłu używania amerykańskiej broni do ataków w głąb Rosji może wynikać zarówno z realnych obaw przed eskalacją wojny i użyciem broni jądrowej przez Rosję, jak z faktu, że mogłaby ona zostać wykorzystana w walce politycznej. To samo dotyczy ewentualnej politycznej inicjatywy dotyczącej przystąpienia Ukrainy do NATO. Sytuacja może się zmienić po wyborach, gdy znana będzie tożsamość prezydenta elekta, a Joe Biden nadal będzie jeszcze u władzy.
Czy zdecyduje się wykorzystać ten czas na wzmocnienie „spuścizny Bidena” i wyjść z odważnymi inicjatywami, na przykład w sprawie Ukrainy i NATO? Dziś nie sposób tego przewidzieć.
Według „The Wall Street Journal” Ameryka nie jest pod wrażeniem planu Zełenskiego. Źródła twierdzą, że w dokumencie brakuje kompleksowej strategii i nie jest on niczym innym jak przeformułowaną prośbą o więcej broni i zniesienie ograniczeń w używaniu rakiet dalekiego zasięgu.
Ołeksandr Krajew jest nieco zaskoczony reakcją Białego Domu, któremu plan Zełenskiego na początku się podobał. Bo potem nagle pojawiło się oświadczenie, że amerykańskie władze nie są pewne, czy plan zadziała, i że należy go zrewidować:
– Pojawiła się więc pewna różnica zdań, lecz my nie zwróciliśmy na nią wystarczającej uwagi – gdy zobaczyliśmy, że istnieją zupełnie różne interpretacje „Planu zwycięstwa” przez osoby wtajemniczone. Byli insiderzy, cytowani przez Bloomberga i The Times, mówili o zupełnie różnych planach zwycięstwa, a nawet różnych o poglądach na temat relacji Ukrainy z NATO.
Jeden z tekstów mówił o gwarancjach na poziomie Artykułu 5 NATO, drugi mówi o pełnym członkostwie Ukrainy w Sojuszu, i to w krótkim okresie. To zupełnie różne podejścia i różne wizje tej sytuacji
Zachodni partnerzy Ukrainy rozumieją powagę sytuacji w Ukrainie. Od ostatniego szczytu NATO podjęto kilka kroków w celu wzmocnienia pozycji Ukrainy, mówi Marta Prochwicz-Jazowska:
– Niektóre z tych kroków obejmują ustanowienie Misji Wsparcia NATO w Ukrainie w Wiesbaden, co jest krokiem na rzecz obejścia bardzo spolaryzowanej dynamiki politycznej w Stanach Zjednoczonych. Ponad 20 członków Sojuszu podpisało dwustronne umowy bezpieczeństwa z Ukrainą. Na niedawnym spotkaniu w Waszyngtonie potwierdzili oni swoje zaangażowanie w realizację tych umów. Innym przykładem jest europejskie zaangażowanie w rozszerzenie UE. Przyznanie Ukrainie statusu kandydatki do UE jest ważnym krokiem w kierunku zbliżenia tego kraju do jednolitego rynku europejskiego i rodziny europejskiej. Polska prezydencja UE planuje poczynić postępy w tej kwestii, otwierając pierwszy blok negocjacji akcesyjnych.
Czynnik Trumpa
– Ukrainy już nie ma i jest to wina Bidena, Harris i Zełenskiego, którzy nie chcą negocjować z Putinem, powiedział Donald Trump podczas niedawnego wiecu wyborczego w Karolinie Północnej. – Prezydent Ukrainy jest w naszym kraju. Dokonuje brudnych małych ataków na waszego ukochanego prezydenta, mnie. A my nadal dajemy miliardy dolarów człowiekowi, który odmawia zawarcia umowy – dodał.
Trump nie sprecyzował, na czym polegały te „brudne małe ataki”. Jest jednak prawdopodobne, że odnosi się to do reakcji Zełenskiego na szczegóły planu pokojowego Donalda Trumpa dla Ukrainy, które zostały ogłoszone przez J.D. Vance'a. W podcaście Shawn Ryan Show republikański kandydat na wiceprezydenta powiedział, że wyglądałoby to podobnie do obecnej linii demarkacyjnej między Rosją a Ukrainą:
– Będzie to strefa zdemilitaryzowana, która zostanie silnie ufortyfikowana, by Rosjanie nie dokonali ponownej inwazji. Rosja chce zakończenia tej wojny. Ukraina chce zakończenia tej wojny. Europa, która nie dofinansowała tej wojny, podczas gdy amerykańscy podatnicy byli hojni dla Ukraińców, również chce jej zakończenia, ponieważ podnosi ona ceny energii.
Zełenski nazwał to „strasznym pomysłem” – jeśli przesłanie jest takie, że Ukraina powinna zostać poświęcona.
– To prowadzi nas z powrotem do pytania o cenę i o to, kto ją zapłaci. Pomysł, że świat powinien zakończyć tę wojnę kosztem Ukrainy, jest nie do przyjęcia – podkreślił ukraiński przywódca
– Ukraina stoi przed bardzo poważnym dylematem: czy warto teraz poświęcać więcej czasu Trumpowi, koncentrując się na odbudowie pewnego formatu relacji z nim, czy też należy kontynuować dotychczasową pracę i mieć nadzieję, że w pewnym momencie uda się znaleźć z nim wspólną płaszczyznę i możliwe będzie osiągnięcie pewnego kompromisu – mówi Ołeksandr Krajew. – Jestem raczej zwolennikiem drugiego paradygmatu, zgodnie z którym nie musimy starać się robić niczego dla Trumpa, a już na pewno nie musimy nabierać się na jego prowokacje.
Trump, oprócz tego, że jest całkowicie nieprzewidywalny, nie ma pojęcia, o czym mówi. A to jest bardzo niebezpieczne, uważa Stephen Blank:
– Mówi, że nie obchodzi go, co się stanie z Ukrainą. Jeśli wygra wybory, Ukrainę czekają bardzo złe czasy. Myślę, że [Amerykanie] będą wtedy próbowali zmniejszyć wsparcie i zmusić Ukrainę do ustępstw wobec Putina. To da Putinowi kontrolę nad Krymem i Donbasem.
<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66f6d51b2d20a9605a64f665_President%20Zelensky%20in%20USA.jpg">Pavel Koval: „Dyplomatyczna bravada Zełensky'ego ma sens”</span>
Marta Prochwicz-Jazowska podkreśla, że komentarze Trumpa na temat Ukrainy wywołują obawy i niepokój, w tym wśród europejskich przywódców, którzy przygotowują plany na wypadek gdyby ponownie został prezydentem Stanów Zjednoczonych:
– Rozważanych jest kilka kategorii konsekwencji: dla pomocy dla Ukrainy, dla NATO, dla polityki wobec Rosji i rosyjskiej inwazji na Ukrainę, dla relacji z Chinami, handlu z Europą i nieliberalnego ruchu internacjonalistycznego. Polska i inne kraje wschodniej flanki są szczególnie zaniepokojone, ponieważ rozumieją zagrożenia i znaczenie pomocy Ukrainie w wygraniu wojny.
Jednocześnie ważne jest, aby istniał jednolity plan i aby wszyscy Europejczycy zareagowali wspólnie
I had a very productive meeting with @realDonaldTrump. I presented him our Victory Plan, and we thoroughly reviewed the situation in Ukraine and the consequences of the war for our people. Many details were discussed. I am grateful for this meeting. A just peace is needed.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) September 27, 2024
We… pic.twitter.com/33t0kghTle
By spotkać się z Trumpem, Zełenski przedłużył swoją wizytę w USA o jeden dzień. Początkowo Trump ostentacyjnie odmówił spotkania, ale potem zmienił zdanie. Zełenski zaprosił go do omówienia „Planu zwycięstwa” i powiedział:
– Myślę, że mamy wspólny pogląd, że wojna w Ukrainie musi zostać zatrzymana, a Putin nie może wygrać. Ukraina musi wygrać.
Trump stwierdził natomiast, że ma bardzo dobre relacje i z Zełenskim, i z Putinem.
Po dwóch godzinach rozmów Trump i Zełenski powtórzyli swoje „wspólne pragnienie sprawiedliwego zakończenia wojny”.
– Chcę zakończyć wojnę, pan prezydent Zełenski chce zakończyć wojnę, Władimir Putin chce zakończyć wojnę. To dobra kombinacja – powiedział Trump.
Wszystkie jego wypowiedzi na temat Ukrainy, wygłoszone podczas kampanii wyborczej, mają charakter czysto kampanijny i nie powinno się z nich wysnuwać daleko idących wniosków. Trudno przewidzieć politykę zagraniczną Trumpa jako ewentualnego prezydenta, choć warto być przygotowanym na każdy scenariusz, podkreśla Edwin Bendyk:
– Oczywiste jest, że ewentualne ograniczenie lub nawet zakończenie udziału Stanów Zjednoczonych w pomocy Ukrainie będzie wyzwaniem dla Europy. Pod względem militarnym Unia Europejska nie może zastąpić Stanów Zjednoczonych. Wiadomo jednak, że Ukraina szybko zwiększa zdolności produkcyjne swojego przemysłu obronnego i coraz częściej boryka się z problemem braku środków finansowych na finansowanie produkcji. Tutaj kraje europejskie mogą zwiększyć swoje zaangażowanie, czego dobrym przykładem jest Dania, która sfinansowała produkcję 18 haubic „Bogdana”. Jednak nawet jeśli tak się stanie, nie będzie możliwe całkowite zastąpienie Stanów Zjednoczonych.
Ponadto europejscy politycy mogą nabrać przekonania (które, nawiasem mówiąc, jest już częściowo obecne), że zmiana równowagi strategicznej na korzyść Ukrainy jest niemożliwa
– Taka sytuacja oznaczałaby presję na rozpoczęcie rozmów pokojowych, pomimo niekorzystnej pozycji wyjściowej Ukrainy – kontynuuje Edwin Bendyk.
Ostatecznie nie można mówić o planie europejskim, gdyż kwestie bezpieczeństwa strategicznego są analizowane na poziomie poszczególnych państw i zależą, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, zarówno od oceny geostrategicznej, jak kontekstu wewnętrznego:
– Dobrą tego ilustracją jest osłabienie roli Francji na arenie europejskiej i pozaeuropejskiej po wyborach parlamentarnych, których wyniki znacząco wpłynęły na pozycję prezydenta Emmanuela Macrona i nie doprowadziły do stworzenia stabilnej większości rządzącej. Stanowisko Polski w sprawie wsparcia Ukrainy pozostaje niezmienne, podobnie jak jej wizja bezpieczeństwa. Opiera się ona na obecności w NATO przy jednoczesnym utrzymywaniu jak najlepszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, niezależnie od administracji, wzmacnianiu regionalnej współpracy w zakresie bezpieczeństwa i zwiększaniu własnych zdolności obronnych. Najlepiej wyraża to budżet Polski na 2025 r., w którym na obronność przeznaczono 4,7% PKB.
Co poszło nie tak? Dlaczego Ukraina stała się jednym z głównych celów kampanii wyborczej Donalda Trumpa? Czy Ukraina i Europa mają jakiś plan, gdyby ponownie został on prezydentem USA? I czy partnerzy wesprą „Plan zwycięstwa” Zełenskiego?
Counter Disinformation Network to platforma skupiająca ponad 130 specjalistów ds. dezinformacji z 40 organizacji. We wspólnym raporcie przedstawili oni swoje ustalenia dotyczące rosyjskich mechanizmów propagandowych w kontekście operacji „Doppelganger” (sobowtór). Rosja rozpoczęła tę operację w 2022 r., a kampania dezinformacyjna obejmowała tworzenie tysięcy fałszywych komentarzy, filmów, memów i podszywanie się pod znane media. Rozpowszechniano treści głównie za pośrednictwem serwisów społecznościowych, a komentowały je odpowiednio przeszkolone boty.
Kłamstwa, manipulacje, polaryzacja
Kateryna Savranska, analityczka Demagoga, polskiej organizacji fact-checkingowej specjalizującej się w rosyjskiej dezinformacji i propagandzie, zaznacza, że badanie miało na celu nie tylko określenie skali rosyjskiego wpływu na media społecznościowe, ale także umożliwienie dokonania porównań między krajami. Praca była interesująca, ale bez niespodzianek, mówi ekspertka:
– Polska jest jednym z celów rosyjskiej wojny informacyjnej przeciwko Zachodowi. Korzystając z bogatego arsenału metod, Rosja manipuluje opinią publiczną za pośrednictwem różnych agentów wpływu i kanałów informacyjnych, rozpowszechniając narracje wykorzystujące lokalne luki w zabezpieczeniach.
Bezpośredni wpływ Rosji w Polsce pozostaje ograniczony, częściowo ze względu na negatywne nastawienie Polaków do Rosji i jej polityki zagranicznej, a także przez blokowanie rosyjskich mediów, takich jak polska edycja Sputnika
W rezultacie, podkreśla Savranska, Rosja jest zmuszona do korzystania z pośrednich metod promowania swoich narracji. W szczególności są to sieci społecznościowe i blogi. Czasami przeprowadzane są cyberataki na strony internetowe polskich mediów i organizacji. Wstawiane są tam artykuły, które następnie są rozpowszechniane w mediach społecznościowych:
– Operacja „Doppelganger” ujawniła również próby polaryzowania polskiego społeczeństwa za pośrednictwem sieci społecznościowej X [dawniej Twitter - red.] poprzez wykorzystywanie linków do fałszywych stron internetowych udających strony uznanych polskich mediów. Taktyka ta jest szeroko stosowana przez Rosję w różnych regionach. Kiedy jakaś kampania zostaje ujawniona i wyeliminowana, niedługo po tym pojawia się nowa i cykl się powtarza. Ważne jest, by pamiętać, że Rosja często testuje reakcje opinii publicznej na różne tematy, ocenia skuteczność swoich kanałów komunikacji i monitoruje, jak rządy, media społecznościowe, weryfikatorzy faktów, dziennikarze i inni pracownicy mediów reagują na jej działania.
Ukraińskie badania i „Kremlegram”
W Ukrainie, by szybko i łatwo zanurzyć się w dezinformacji, wystarczy korzystać z Telegramu, mówi Ołeksij Piwtorak, ekspert z Centrum Badawczego „Detektor media”:
– To trochę rozleniwiające, ponieważ nie musisz szukać dezinformacji, by ją obalić. Możesz ją po prostu wziąć, jak się bierze dary natury w lesie. Analizując wiadomości dezinformacyjne na temat Ukrainy w prorosyjskich lub rosyjskich propagandowych kanałach telegramowych, rubrykę z takimi tekstami, które ukazują się co tydzień, nazwaliśmy „Kremlegram”. Twitter [X] w Ukrainie ma znacznie mniej użytkowników. Dlatego interesujące było dla nas przyjrzenie się też innej sieci społecznościowej i porównanie ukazujących się na obu platformach wiadomości, tematów i acentów.
Przygotowując dane do raportu Counter Disinformation Network eksperci zauważyli, że w przeciwieństwie do Telegrama, gdzie główny ładunek jest przenoszony przez tekst, serwis X szeroko wykorzystuje elementy wizualne: karykatury lub kolaże zdjęć – wyjaśnia Ołeksij Piwtorak. Według niego to dowód, że rosyjscy propagandziści próbują „zadowolić” algorytmy X-a i jego odbiorców. Jednak w tym przypadku ci, którzy przygotowali lub rozpowszechnili te wiadomości, nie dotarli do ukraińskiej publiczności, o czym świadczą opinie i reakcje w sieci:
– Autorzy tweetów często nie rozumieli ukraińskiego kontekstu. Na przykład wiadomości o rzekomym niewypłacaniu wynagrodzeń wojskowym towarzyszyło nieadekwatne zdjęcie całej rodziny, z dziadkami i wnukami, która została uznana za kwalifikującą się do mobilizacji. Takie niespójności można było również znaleźć w publikacjach w innych językach. Ponadto było jasne, że autorzy słabo znają język ukraiński.
Wymyślali nieistniejące wyrażenia, takie jak „nieczułe działania” zamiast „niehumanitarnych działań” itp., co jeszcze bardziej podkreślało ich oderwanie od ukraińskiej rzeczywistości
Ewolucja propagandy
Podczas inwazji rosyjska propaganda została w oczach wielu zachodnich odbiorców zdyskredytowana. Dlatego Rosjanie znacznie aktywniej wykorzystują dziś lokalne głosy, mówi Peter Dickinson, redaktor bloga „Ukraine Alert Rady Atlantyckiej” [Atlantic Council]. Od dawna analizuje on główne przekazy rosyjskiej propagandy w anglojęzycznych źródłach. Przypomina niedawny amerykański skandal związany z podcastami. Wyszło na jaw, że Rosjanie płacili niektórym Amerykanom duże sumy pieniędzy za promowanie przychylnej sobie narracji w USA, zamiast próbować promować te narracje samodzielnie. Wiadomości te nie promują poglądu, że na przykład Rosja ma rację czy że stanowisko Rosji jest rozsądne. To nie tak działa obecnie na Zachodzie. Większość ludzi nie wierzy, że Rosja jest rozsądna. Dlatego forsowana jest teza, że Rosja jest groźna i wojna musi się skończyć, bo Rosja może pójść dalej:
– I tutaj mamy groźby nuklearne Putina, które są promowane i wzmacniane przez popleczników i sojuszników Rosji na Zachodzie. Chcą oni przestraszyć własną publiczność i pchnąć ją ku obojętności, nakłaniając przy tym zachodnich parlamentarzystów do niepodejmowania działań przeciwko Rosji. Innym przesłaniem jest promowanie tezy, że Ukraina też nie jest idealna. Kreml rozumie stanowisko większości krajów zachodnich, że Rosja jest zła, Rosja jest w błędzie.
Jego odpowiedzią nie jest więc mówienie, że Rosja jest dobra, ale mówienie, że Ukraina jest zła. Ukraina jest bardzo zła, bardzo skorumpowana, niedemokratyczna, Zełenski nie jest demokratą, w Ukrainie nie ma wyborów, Ukraina uciska chrześcijan, Rosjan, rosyjskich prawosławnych, inne wspólnoty religijne – i tak dalej
W ukraińskojęzycznych tweetach przeanalizowanych przez ukraińskich badaczy na potrzeby raportu Counter Disinformation Network prezydent Zełenski był pośród najważniejszych przedstawicieli tego państwa głównym antybohaterem.
Do źródeł prorosyjskiej propagandy w Ukrainie należy dodać Telegram, z jego brakiem poszanowania dla moderacji informacji, oraz działalność prorosyjskich blogerów na YouTube, mówi Ołeksij Piwtorak. Według niego propagandyści wroga korzystają również z postaw zakorzenionych w części społeczeństwa, charakteryzujących się nieprzyjaznym, a nawet wrogim nastawieniem do ludzi z innych regionów lub uprzedzeniami wobec rządu:
– Manipulowanie takimi postawami ułatwia propagandystom pracę – czy to na Twitterze, czy na Telegramie, czy na YouTube. I czyni je bardziej niebezpiecznymi niż fałszywki, bo te można przynajmniej obalić za pomocą faktów. Dlatego uważam, że metody szerzenia propagandy niewiele się zmieniły w ostatnich latach. W końcu propagandyści używają tych samych metod manipulacji i dość spójnego zestawu tematów. Zmieniają się jednak narzędzia wykorzystywane do siania propagandy. Zamiast słabych tłumaczeń, tłumacze online używają lepszych i bardziej kreatywnych, choć wciąż nieporadnych, komunikatów tworzonych przy użyciu dużych modeli językowych. Zamiast memów, które są przygotowywane w 5 minut, propagandyści spędzają sporo czasu na przygotowaniu danego obrazu, karykatury lub fabrykowaniu zdjęcia, artykułu redakcyjnego lub okładki magazynu. A wymyślone cytaty są odczytywane przez fałszywych celebrytów głosem, który brzmi jak prawdziwy.
Reakcja sieci
15 lipca wysłano ostrzeżenie dotyczące 1236 podejrzanych postów umieszczonych na X. Od tego czasu 529 spośród tych postów zostało usuniętych – ale co najmniej 623 pozostało.
„Do 23 sierpnia 2024 tylko jeden z tych 623 postów został zablokowany, a Counter Disinformation Network nie otrzymała od platformy X odpowiedzi na pytania w tej sprawie do końca sierpnia” – czytamy w raporcie.
W trakcie badania eksperci z Francji, Niemiec, Polski i Włoch zajęli się również z 98 postami na Facebooku, opublikowanymi jako reklamy. Odbiorcami tych postów było około pół miliona użytkowników.
W chwili pisania tego raportu nie ma potrzeby powiadamiania firmy Meta, właściciela platformy X, o reklamach na Facebooku. Bo powiązane strony, na których znajdowały się te reklamy, zostały usunięte lub nie są już używane.
Skuteczność rosyjskiego wpływu
W czerwcu ważnym tematem dotyczącym rosyjskiej dezinformacji były manipulacje dotyczące globalnego szczytu pokojowego. Jak zaznacza Piwtorak, rosyjscy propagandyści próbowali stworzyć w postach pisanych po ukraińsku wrażenie, że ta inicjatywa jest daremna. – W postach w innych językach propagandyści rozpowszechniali ideę, że Rosja powinna zostać na ten szczyt zaproszona, i przypominali o dawnej przyjaźni z Rosjanami. W innych językach poruszyli także temat ukraińskich uchodźców – że są mniej kulturalni i zabierają innym pieniądze i pracę. Wpływ tych wiadomości był jednak utrudniony przez to samo nieudolne wykonanie: niedokładne lub dziwne sformułowania i nieodpowiednie zdjęcia – podsumowuje Ołeksij Piwtorak.
– Z roku na rok pojawiają się powtarzające się przekazy, które próbują godzić w relacje polsko-ukraińskie
Czynią to poprzez wykorzystanie emocji i historycznych urazów, podważenie zaufania Polaków do NATO, UE i USA poprzez przedstawianie zachodnich sojuszników jako szkodzących Polsce oraz dyskredytowanie polskiego rządu poprzez przedstawianie go jako marionetki Zachodu, wrogiej Rosji i nadmiernie wspierającej Ukrainę – mówi Kateryna Savranska. Ekspertka wyjaśnia, że od 2022 r. pojawiły się nowe narracje dezinformacyjne, w tym fałszywe twierdzenia o ukraińskich uchodźcach, przedstawiające wojnę jako spisek elit, wykorzystujące szantaż nuklearny, podkreślające ryzyko związane z udzielaniem pomocy Ukrainie i naciskające na „pokojowe rozwiązanie” konfliktu:
– W czasie niedawnej kampanii „Doppelganger” w Polsce posty na X próbowały manipulować takimi kwestiami jak gospodarka, migracja, ukraińscy uchodźcy, polityka UE, historyczne roszczenia wobec Ukrainy i protesty rolników. W szczególności kampania skupiała się na krytyce Ukrainy, jej przywódców i uchodźców, celowo unikając bezpośrednich odniesień do Rosji – zarówno pozytywnych, jak negatywnych.
Jeśli chodzi o ocenę skuteczności rosyjskiego wpływu na Polaków – jest to zadanie skomplikowane z różnych powodów, uważa Savranska. Powszechnie uważa się, że Polska ma niską podatność na rosyjską propagandę i dezinformację. Jednak treści, które stale promują te narracje, mogą zyskać od tysięcy do dziesiątek milionów wyświetleń każdego miesiąca.
Według Petera Dickinsona najbardziej skutecznym wobec zachodniej publiczności przekazem podczas wojny był ten o odpowiedzialności NATO:
– Idea, że NATO sprowokowało wojnę, jest szeroko promowana w anglojęzycznym świecie. Oczywiście wiele osób powie, że Rosja nie powinna była dokonywać inwazji, Rosja zachowała się okropnie, a Putin jest dyktatorem.
Dlatego mamy przekazy w stylu: „Oczywiście nie popieramy tego, co zrobiła Rosja – ale…”. I to „ale” często prowadzi do argumentu: „Spójrz, co zrobiło NATO”
Redaktor bloga Ukraine Alert uważa, że Zachód nie zaoferował Ukrainie żadnych realnych perspektyw przystąpienia do NATO, a przystąpienie Szwecji i Finlandii do Sojuszu nie wywołało większej reakcji społecznej w Rosji.
Według Dickinsona polityka Zachodu powinna polegać przede wszystkim na skutecznym opowiadaniu i rozpowszechnianiu własnych narracji, a nie na próbach ciągłego podważania narracji rosyjskich.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Naukowcy z Counter Disinformation Network przeanalizowali 1366 prorosyjskich postów opublikowanych w różnych językach na platformie X od 4 do 28 czerwca 2024 roku. Posty te dyskredytowały zachodnią pomoc dla Ukrainy, krytykowały zachodnie rządy oraz wykorzystywały sprzeczne komunikaty i manipulacje. W czerwcu zostały wyświetlone łącznie ponad 4,6 miliona razy
Międzynarodowy Fundusz Walutowy odłożył na czas nieokreślony swą planowaną misję w Moskwie. Wcześniej dziewięć krajów europejskich sprzeciwiło się wznowieniu współpracy z Rosjanami. Aleksiej Możin, rosyjski dyrektor wykonawczy w MFW, powiedział rosyjskim mediom, że powodem odroczenia jest „techniczne nieprzygotowanie” misji do przeprowadzenia konsultacji. Informacja o tym, że MFW zamierza odwiedzić Rosję w celu omówienia jej rozwoju gospodarczego, pojawiła się na początku września. Konsultacje online miały rozpocząć się 16 września.
O poczynaniach MFW, o stanie rosyjskiej gospodarki, współpracy Kijowa z Funduszem i o tym, co stanie się z kursem walut w Ukrainie rozmawiamy z prof. Ołeksandrem Sawczenką, ukraińskim ekonomistą.
Kateryna Tryfonenko: Dlaczego MFW odwołał wizytę swojej misji w Moskwie? Z powodu protestu krajów europejskich?
Ołeksandr Sawczenko: Mam trzy wersje. Pierwsza jest taka, że powodem były protesty wielu krajów Europy Wschodniej i Północnej. W MFW decyzje są podejmowane przez radę dyrektorów, a USA, UE i Japonia mają w niej kluczowe udziały – w sumie ponad 50%. Chiny mają nieco mniej niż 5%, a Rosja mniej niż 3%. Kraje, które zaprotestowały, mają łącznie około 5% udziałów. Jednak ich głosy również mają pewien wpływ, chociaż tradycyjnie wszystkie strategiczne decyzje w MFW są podejmowane przez Departament Skarbu USA lub Departament Stanu USA. Zakładam, że były jakieś porozumienia między USA a Rosją, ale potem wydarzył się protest.
Drugą kwestią jest to, czy zagwarantowano bezpieczeństwo amerykańskiej delegacji w Rosji. Zakładam, że w ostatniej chwili amerykańskie agencje wywiadowcze stwierdziły, że nie mogą tego zagwarantować. Pracowałem kiedyś jako dyrektor wykonawczy w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Podczas podróży do Armenii i Gruzji zostaliśmy schwytani – duża, ośmioosobowa delegacja z Europy. Spędziliśmy kilka dni w jakiejś bazie, otoczeni przez uzbrojonych ludzi. Potem wywieziono nas z Gruzji, nie pozwolono nam spotkać się z Szewardnadze [Eduard Szewardnadze, w latach 1995-3003 prezydent Gruzji – red]. Po tym incydencie kwestie bezpieczeństwa we wszystkich międzynarodowych organizacjach finansowych zostały podniesione do bardzo, bardzo wysokiego poziomu. Jeśli istniało nawet minimalne zagrożenie, wizyty były odwoływane. To może być powód. Sytuacja w Ukrainie zaostrza się, a Putin mógłby przejąć tę delegację, by potem wymienić ją na kogoś swojego.
Trzecim powodem mogło być to, że coś poszło nie tak między amerykańskimi i rosyjskimi agencjami wywiadowczymi. Ostatnio nastąpiło wyraźne ocieplenie – ale może znów się pogorszyło?
Ja najbardziej skłaniam się ku drugiemu powodowi: że bezpieczeństwo nie zostało zagwarantowane
A po co w ogóle było to potrzebne MFW? Jaki był cel zainicjowania misji w Moskwie?
Stany Zjednoczone są politycznym i gospodarczym liderem tej międzynarodowej organizacji. Są największym udziałowcem Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Myślę więc, że była polityczna koordynacja tej wizyty z Waszyngtonem. To pierwszy fakt. Po drugie, ważne jest, by wszyscy zrozumieli, że Rosja również jest członkiem tej organizacji. Ma nawet swojego dyrektora, który pracuje w Waszyngtonie, natomiast w Moskwie znajduje się przedstawicielstwo Funduszu. Już dawno temu, jeszcze przed agresją z 2014 roku, zdecydowano, że pożyczki dla Rosji zostaną wstrzymane. Ogólnie rzecz biorąc, Moskwa nie potrzebowała wcześniej pożyczek, ponieważ miała podwójną nadwyżkę: zarówno w budżecie, jak na rachunku obrotów bieżących. Jednak MFW, oprócz pożyczania pieniędzy krajom, które ich potrzebują, pełni również inne funkcje: zapewnia doradztwo i kompiluje globalne statystyki dotyczące przepływów kapitałowych.
To główne funkcje Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Minęło około półtora roku, odkąd Rosja przestała publikować dane gospodarcze. Większość informacji, które miały trafiać do Funduszu, została po prostu wstrzymana.
Biorąc pod uwagę wszystkie te fakty myślę, że wizyta delegacji MFW mogła mieć na celu uzyskanie większej ilości informacji na temat stanu rosyjskiej gospodarki: eksportu, importu, deficytu. Bo teraz to wszystko jest we mgle.
Dlaczego MFW musi analizować rosyjską gospodarkę?
MFW przygotowuje raporty – roczne, kwartalne, sektorowe – aby uzyskać pełny obraz sytuacji na całym świecie. By to robić, oczywiście chcieliby mieć wszelkie potrzebne informacje.
Po drugie, zakładam, że może to być sygnał ze strony Stanów Zjednoczonych, że jeśli wojna się skończy, Waszyngton nie będzie przeciwny przywróceniu pełnoprawnych stosunków między Rosją a MFW. Czyli – business as usual. Ponadto celem misji byłoby dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co dzieje się w Rosji, dowiedzieć się, jaki jest jej PKB, ponieważ Rosjanie deklarują 2 biliony, ale w rzeczywistości może to być 1,5 biliona. Albo, na przykład, jaka jest tam stopa inflacji. Rosja mówi o 9% rocznie, ale ich stopa refinansowania wynosi już 19%. Zgodnie ze wszystkimi kanonami, stopa refinansowania nie może tak bardzo odbiegać od inflacji, aby była od niej dwukrotnie wyższa. Oznacza to, że realna inflacja w Rosji nie wynosi 9%, ale około 17-18%.
Myślę, że takie właśnie względy skłoniły Międzynarodowy Fundusz Walutowy do zaplanowania tej podróży. Podkreślam jednak, że musiała ona zostać pobłogosławiona przez Stany Zjednoczone. Nie pojawiłaby się w agendzie bez rekomendacji lub zgody Waszyngtonu.
Motywacja MFW jest jasna. Ale dlaczego Rosja miałaby potrzebować tego audytu? Jest przecież mało prawdopodobne, że Moskwa ujawni swoje prawdziwe wyniki gospodarcze.
Po pierwsze, Rosja mogłaby wykorzystać misję MFW do celów politycznych, mówiąc: „Spójrzcie, nie jesteśmy wyrzutkami, cały Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyjechał do nas”.
Jeśli chodzi o dostęp do informacji, nie ujawniliby ich. Wręcz przeciwnie, zrobiliby wszystko, aby dezinformować MFW
Ale w Funduszu pracują dobrzy specjaliści i eksperci, którzy mogliby ustalić prawdziwy obraz.
Powinniśmy również pamiętać, że MFW zatrudnia wiele osób z rosyjskimi paszportami. A 99%, a może nawet 100% z nich pracuje dla rosyjskiego wywiadu. Tak więc Rosja wie wszystko, co dzieje się w MFW, a MFW niewiele wie o prawdziwym stanie rosyjskiej gospodarki. Dla Funduszu ta misja mogłaby być okazją do wypełnienia jakichś luk. Oznaczałoby to, że to jest gra.
Czy to, że misja została przełożona, jest dobre, czy złe dla Ukrainy?
Dobre. Bo gdyby ta wizyta się odbyła, Rosja wykorzystałaby ją jako dowód ocieplenia stosunków z Zachodem. A to pomogłoby podnieść notowania Putina w oczach pewnej części rosyjskiego społeczeństwa. Nie wszyscy tam są twardogłowymi idiotami, którzy całkowicie go popierają. Jest około 10-15% mniej lub bardziej inteligentnych ludzi, którzy są przeciwni wojnie i wszystko rozumieją. Taka wizyta mogłaby ich przekonać, że sprawy nie wyglądają aż tak źle.
11 września misja MFW zakończyła swoją pracę w Ukrainie. Jak Pan ocenia negocjacje MFW z ukraińskim rządem? Na ile były skuteczne?
Były skuteczne, ponieważ obiecano nam 1,1 miliarda dolarów w ramach 4-letniego programu o łącznej wartości 16 miliardów dolarów. Ukraina stała się największym odbiorcą Międzynarodowego Funduszu Walutowego. MFW generalnie pozytywnie ocenia politykę gospodarczą Ukrainy, jednak w czasie pracy misji nadal istniały pewne naruszenia stabilności systemu podatkowego. Ukraiński rząd opracowuje obecnie plany podniesienia podatków zarówno dla przedsiębiorców, jak obywateli, co może mieć negatywny wpływ na gospodarkę.
Poza tym jednak gospodarka radzi sobie bardzo dobrze. W pierwszym kwartale wzrosła o ponad 6%, a szacunki, że w ciągu roku wzrośnie o około 4%, są całkiem realistyczne.
Ogólnie rzecz biorąc, Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest zadowolony z polityki gospodarczej, monetarnej i fiskalnej Ukrainy. Ale muszę szczerze powiedzieć, że powodem tego zadowolenia jest nie tylko profesjonalizm ukraińskiego rządu, lecz także pomoc Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które pokrywają ogromne deficyty budżetowe Ukrainy. Bez tej pomocy nie byłoby takiego poziomu stabilności i wzrostu.
Skoro sytuacja jest stabilna, to dlaczego w Ukrainie występują wahania kursów walut? I co będzie dalej?
To nie są podwyżki kursu walut. W rzeczywistości to niewielka dewaluacja hrywny, co jest całkiem logiczne i właściwe, ponieważ pozwala rządowi zwiększyć dochody budżetowe. Jednym z głównych źródeł dochodów jest podatek VAT od importu. Import jest duży, a im tańsza jest hrywna, tym więcej wpłynie do budżetu. Dlatego ukraińskie Ministerstwo Finansów jest zainteresowane osłabieniem hrywny.
Bank narodowy prowadzi mniej lub bardziej niezależną politykę, ale wszystko mieści się w prognozie. Około 42 hrywien za dolara pod koniec roku, a może nawet nieco więcej, jest w zasadzie czymś normalnym dla gospodarki kraju w stanie wojny.
Pomoc finansowa powstrzymuje znaczne wahania kursu walutowego i prowadzi do tego, że rezerwy walutowe Ukrainy wkrótce pobiją rekord
One rosną – i to bardzo dobrze, ponieważ w przypadku wystąpienia siły wyższej, na przykład niekorzystnego wyniku wyborów w Stanach Zjednoczonych, pozwoli to Ukrainie samodzielnie przetrwać ponad rok. Innymi słowy, sytuacja makroekonomiczna jest w zasadzie stabilna, a lekkie osłabienie hrywny jest normalne.
Sytuacja w Ukrainie eskaluje. Putin mógłby uwięzić delegację MFW, by wymienić ją na swoich – mówi ekonomista Ołeksandr Sawczenko
Na początku września prezydent Wołodymyr Zełenskij powiedział, że Ukraina potrzebuje zgody czterech krajów – Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec – na użycie broni dalekiego zasięgu przeciwko celom wojskowym w Rosji. Na razie Waszyngton nie wyda takiej zgody, ponieważ według szefa Pentagonu uderzenia na cele wojskowe głęboko w Rosji nie zmienią biegu wydarzeń. Argument o unikaniu eskalacji jest charakterystyczny dla administracji Bidena, a Ukraina zdecydowanie nie powinna spodziewać się radykalnej zmiany kursu tej administracji przed wyborami w USA – twierdzą ukraińscy analitycy. A dopóki stanowisko USA nie ulegnie zmianie, kraje Unii też będą ostrożne.
Czy uderzenia w głąb Rosji mogą stać się przełomem w wojnie? Czego można się spodziewać po zmianie władzy w Białym Domu? Jakie argumenty ma Kijów, by przekonać swoich sojuszników do dania ukraińskiej armii wolnej ręki w kwestii wykorzystania zachodniej broni? Oto pytania, które zadaliśmy ekspertom ds. bezpieczeństwa i obrony.
Małe kroki
Administracja Bidena ma dwa cele: pierwszym jest jak największa pomoc dla Ukrainy, drugim – zapobieganie eskalacji konfliktu z Rosją. Wojna pokazała, jak ważny jest dla ekipy Bidena ten drugi cel, zaznacza Adam Roževič, analityk z litewskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich. Wydaje się, że Amerykanie uważają, iż każde dostarczenie zachodniej broni i pozwolenie na jej użycie przeciwko Rosji będzie postrzegane jako akt eskalacji:
– Przez cały okres trwania wojny administracja Bidena podejmowała małe kroki w celu zwiększenia pomocy, dostarczając różne systemy dopiero po wielu namowach ze strony Ukrainy i innych sojuszników. Broń była dostarczana w transzach, a nie jako kompleksowe pakiety, co w oczywisty sposób szkodzi zdolnościom obronnym Ukrainy. Osobiście uważam, że pozwolenie na strzelanie z broni dalekiego zasięgu do celów w głębi Rosji nie rozwiąże wszystkich problemów.
Ale gdyby te transze broni były w większe, wywołałyby skumulowany efekt, a to pozwoliłoby Ukrainie walczyć skuteczniej
Stany Zjednoczone nie zezwalają na użycie zachodniej broni dalekiego zasięgu do uderzania w głąb Rosji z kilku powodów. Także dlatego, że zapasy pocisków dalekiego zasięgu ATACMS nie są zbyt duże. Ponadto ich zasięg nie jest wystarczający, by uderzyć w rosyjskie lotniska, na których bazują samoloty atakujące Ukrainę. Stwierdziła to zastępca rzecznika Departamentu Obrony USA Sabrina Singh. Powiedziała ona, że według amerykańskiego wywiadu 90% rosyjskich samolotów wystrzeliwujących bomby kierowane i pociski rakietowe przeciwko Ukrainie znajduje się na lotniskach oddalonych o 300 kilometrów od terytorium kontrolowanego przez Ukrainę.
Biały Dom finalizuje plan złagodzenia ograniczeń dla Ukrainy. Źródła Politico twierdzą, że urzędnicy w Waszyngtonie, Londynie i Kijowie dyskutowali w ostatnich dniach o rozszerzeniu obszaru wewnątrz Rosji, który Ukraina mogłaby zaatakować bronią wyprodukowaną w USA i Wielkiej Brytanii. Stany Zjednoczone ponoć zezwoliły Ukrainie na użycie brytyjskich pocisków dalekiego zasięgu (zapewne chodzi o Storm Shadow), które zawierają amerykańskie komponenty, do uderzenia na terytorium Rosji.
Tymczasem 11 września Władimir Putin oświadczył, że jeśli Ukraina zacznie uderzać w głąb terytorium Rosji za pomocą zachodniej broni dalekiego zasięgu, Rosja uzna to za bezpośrednie zaangażowanie krajów NATO w wojnę. Według niego oznaczałoby to, że Sojusz, Stany Zjednoczone i Europa są w stanie wojny z Rosją – co z kolei będzie miało konsekwencje. Analitycy z brytyjskiego Institute for the Study of War (ISW) uznali to za typową retorykę Putina:
„Kreml wielokrotnie groził 'eskalacją militarną', jeśli Zachód przekroczy wyznaczone przez niego 'czerwone linie', ale nigdy nie odpowiedział w żaden znaczący sposób na amerykańską lub zachodnią pomoc wojskową dla Ukrainy”
Zezwolenie Ukrainie na uderzenia na cele w głębi terytorium Rosji było jednym z tematów spotkania prezydenta USA z brytyjskim premierem Keirem Starmerem. Jak zauważa France 24, było to prawdopodobnie ostatnie spotkanie przed wyborami prezydenckimi w USA, które mogło zmienić politykę Waszyngtonu wobec Ukrainy.
Nieprzypadkowo spotkanie Bidena i Starmera poprzedziła wspólna wizyta w Kijowie sekretarza stanu USA Anthony'ego Blinkena i brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Lammy'ego 11 września. Mieli oni omówić z Zełenskim ukraińską strategię uderzeń przeciwko Rosji i plan późniejszy działań. Poinformowały o tym zaznajomione z sytuacją źródła Bloomberga.
Źródła te sugerują również, że niezależnie od tego, jaka decyzja zostanie podjęta, najprawdopodobniej zostanie ona ogłoszona na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, które rozpoczyna pracę 22 września.
Nie tylko ATACMS
O negocjacjach w sprawie dostarczenia Ukrainie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu wiadomo od połowy sierpnia. W rozmowie z amerykańskim generałem Charlesem Brownem szef ukraińskiego sztabu Ołeksandr Syrski nazwał taką broń „krytyczną potrzebą Ukrainy”. Kwestia ta została poruszona podczas spotkania w Ramstein 6 września. Oczekuje się, że jeden z pakietów uzbrojenia, który ma zostać ogłoszony przez USA jeszcze jesienią, będzie zawierał pociski JASSM – podał Reuters, powołując się na trzy źródła. Zaznaczył jednak, że ostateczna decyzja nie została jeszcze podjęta.
JASSM to amerykański precyzyjny pocisk manewrujący powietrze-ziemia opracowany przez Lockheed Martin. Został zaprojektowany do zwalczania zarówno silnie bronionych celów stacjonarnych, jak celów ruchomych. Jest skuteczny w każdych warunkach pogodowych i o każdej porze. Istnieją dwie wersje tych pocisków: o zasięgu do 370 i ponad 800 kilometrów.
Jeśli Waszyngton pozwoli Ukrainie na użycie tych pocisków, prawdopodobnie zwiększą one jej obecne możliwości w zakresie atakowania stałych celów, takich jak bazy lotnicze i centra logistyczne na Krymie oraz innych okupowanych terytoriach, uważa Justin Bronk, starszy pracownik naukowy w jednostce Royal United Services Institute's Air Combat Forces and Technology Unit w Londynie:
– Pociski te są zbyt drogie i zbyt nieliczne, by można było ich użyć do niszczenia celów na skalę, która miałaby znaczenie na polu bitwy. Są narzędziem pomocniczym
To, jak znaczący okaże się ich wpływ, będzie również zależeć od tego, czy Waszyngton pozwoli na ich użycie przeciwko celom w Rosji, podsumowuje Bronk.
Czerwone linie Białego Domu
Nawet na początku inwazji Rosji na Ukrainę administracja Bidena wyznaczyła sobie strategiczne ramy: nie daj Boże, aby Ameryka stała się stroną konfliktu i dopuściła do III wojny światowej. I USA trzymają się tych ram, podkreśla Ołeksandr Chara, ekspert ukraińskiego Centrum Strategii Obronnych. Oczywiście nikt nie chce bezpośredniego starcia między NATO i USA a Rosją, ale wiele rzeczy wynika z samoograniczenia:
– Uderzenia na terytorium Rosji są takimi warunkowymi czy efemerycznymi czerwonymi liniami, które Putin bardzo skutecznie narysował w umysłach Amerykanów. I oni nie potrafią ich przekroczyć. Dzieje się tak pomimo faktu, że od początku inwazji więcej niż raz dowiedliśmy, że wszystkie te linie są bezwartościowe. Nie pozwolono nam uderzyć na Krym amerykańską bronią, więc zaczęliśmy to robić za pomocą własnych rakiet i dronów. I nie wywołało to wojny nuklearnej. Następnie otrzymaliśmy dostawy czołgów, haubic, F-16 i rozpoczęliśmy kontrofensywę w Kursku – i III wojna światowa też nie wybuchła.
Jest to więc kwestia braku zrozumienia, czym jest Rosja i jak sobie z nią radzić
Jest zbyt wcześnie, by powiedzieć, czy następna administracja USA zmieni to niezwykle ostrożne podejście do Rosji – bo kampania prezydencka w USA idzie pełną parą. Jeśli wygra Kamala Harris, najprawdopodobniej do pewnego stopnia będziemy świadkami kontynuacji polityki Bidena. Nie jest to takie złe, jeśli wziąć pod uwagę retorykę i nieprzewidywalność Trumpa, uważa Adam Roževič.
Europejska perspektywa
Siły obronne Ukrainy mogą atakować cele wojskowe w Rosji za pomocą broni, którą otrzymują z Holandii, powiedział holenderski minister obrony Ruben Brekelmans. Według niego prawo Ukrainy do samoobrony nie jest ograniczone odległością i nie przestaje obowiązywać 100 kilometrów od granicy. Holandia wzywa również swoich sojuszników do zniesienia ograniczeń w użyciu broni, którą dostarczają Ukrainie do obrony.
Czeski szef sztabu generalnego Karel Rzegka wyraził podobne stanowisko, mówiąc, że Ukraińcy muszą się bronić, nawet atakując terytorium Rosji. Bo nie można boksować z jedną ręką związaną za plecami
Z kolei wśród krajów, które kategorycznie sprzeciwiają się użyciu swojej broni przeciwko rosyjskim celom, są Włochy.
– Do każdego kraju należy decyzja, czy pozwolić Ukrainie zaatakować Rosję za pomocą przekazanej przez niego broni. Nie jesteśmy w stanie wojny z Rosją, NATO nie jest w stanie wojny z Rosją. Dlatego stanowisko Włoch jest jednoznaczne: używać naszej broni wyłącznie na terytorium Ukrainy – powiedział Antonio Tajani, włoski minister spraw zagranicznych, cytowany przez „Corriere della Serra”.
Polska, Rumunia, kraje bałtyckie, Finlandia, Szwecja i do pewnego stopnia Dania również odgrywają bardzo ważną rolę w kontekście europejskim – i działają w sposób bardziej zdecydowany. Jest jednak oczywiste, że na stanowisko europejskich stolic wpływają decyzje Amerykanów, podkreśla Adam Roževič:
– Musimy zrozumieć, że na przykład Brytyjczykom lub Francuzom Storm Shadow nie wydaje się bronią aż tak eskalacyjną, jak broń amerykańska. W przypadku Rosjan prawdopodobnie też to tak wygląda. Amerykanie odgrywają więc rolę swego rodzaju mediatora.
Pamiętamy tę haniebną, zupełnie niepotrzebną dyskusję na temat transferu niemieckich czołgów do Ukrainy dwa lata temu
To nie musiał być tak długi i tak bolesny proces. Berlin się wahał, a potem USA musiały interweniować i dać 31 Abramsów, by przekonać Niemców do przekazania ich czołgów.
Ołeksandr Chara uważa, że dla Zachodu głównym impulsem do działania jest zabijanie przez Rosjan cywilów w Ukrainie i niszczenie ukraińskiej infrastruktury. Przypomina on, jak Ukraina otrzymała nowe systemy obrony powietrznej po zmasowanych atakach rakietowych. Kijów musi jednak zapewnić, że rozszerzenie ram obronnych nie doprowadzi do eskalacji, której obawia się Waszyngton:
– Chociaż w zasadzie mam nadzieję, że wraz ze zmianą ekipy decydować będą inni ludzie. Nie mówię o prezydencie, ale o doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego czy ministrze obrony. Decyzje będą podejmowane już z innej, bardziej rozsądnej pozycji.
Andrij Sybiga, minister spraw zagranicznych Ukrainy: – Prawo międzynarodowe pozwala Ukrainie uderzyć w uzasadnione cele wojskowe w Rosji. Pozwólcie Ukrainie uderzyć i chronić życie
Inwazja Rosji na Ukrainę w 2022 r. pomogła przekształcić Telegram z niszowej sieci społecznościowej w globalny fenomen. New York Times donosi, że za jego sprawą miliony ludzi śledzą wydarzenia na polu bitwy w czasie zbliżonym do rzeczywistego. Zdaniem rozmówców gazety zatrzymanie właściciela Telegramu znacznie skomplikuje pozyskiwanie funduszy przez jego firmę, stawiając pod znakiem zapytania jej przyszłą rentowność.
Z kolei kontekście faktu, że francuscy funkcjonariusze organów ścigania chcą uzyskać dostęp do prywatnych baz danych tej sieci, powstaje pytanie, czy Telegram pozostanie głównym światowym kanałem anonimowej komunikacji. Czy podejrzenia, że Durow i jego kanał współpracują z rosyjskimi służbami specjalnymi, są uzasadnione? Czy to jedyne niebezpieczeństwo związane z funkcjonowaniem Telegramemu? I czy możliwe jest uregulowanie tej i podobnych jej sieci? Oto opinie ekspertów zebrane przez Sestry.
Główny gracz
Według Christine Dugoin-Clément, badaczki z Wydziału Ryzyka Sorbonne Business School, interesujące jest to, że chociaż sam Durow zaprzecza jakimkolwiek powiązaniom z rosyjskimi władzami, wśród inwestorów Telegrama znajdują się oligarchowie bliscy prezydentowi Putinowi.
Wpływ Telegrama na rosyjski Internet, biorąc pod uwagę liczbę użytkowników i różnorodność jego działań, jest tak duży, że stał się on głównym graczem w rosyjskiej cyberprzestrzeni
– Telegram ma teraz znaczącą siłę, z którą należy się liczyć zarówno pod kątem współpracy, jak negocjacji – mówi Christine Dugoin-Clément. – Zobaczymy, co zrobi Durow w następstwie dekretów podpisanych przez Putina tego lata, które mają wejść w życie w listopadzie i styczniu. Zobowiązują one tę platformę do dostarczania informacji o swoich użytkownikach, a na żądanie Roskomnadzoru lub FSB – zamykania ich kont lub objęcia ich zakazem reklamowania.
Bracia na cenzurowanym
Paweł Durow to urodzony w Rosji miliarder, który ma obywatelstwa czterech państw: Rosji, Francji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i karaibskiej wyspy Saint Kitts i Nevis. Francuscy śledczy zarzucają mu, zorganizował platformę, na której wymieniano materiały pedofilskie, i współudział w handlu narkotykami. We Francji grozi za to 15 lat więzienia.
Telegram założył ze swoim bratem Nikołajem w 2013 roku. Według Politico, nakaz aresztowania obu braci został wydany w marcu i był poprzedzony długim tajnym dochodzeniem prowadzonym przez wydział ds. cyberprzestępczości paryskiej prokuratury. Francuski prawnik Durowa nazywa wszystkie oskarżenia „całkowicie absurdalnymi”.
To, co naprawdę stało za aresztowaniem miliardera we Francji, jest bardziej kwestią dla służb wywiadowczych, podobnie jak kwestia jego bezpośrednich lub pośrednich kontaktów z rosyjskim rządem, uważa Nerijus Maliukevicius, badacz w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Wileńskim:
– Ale ostatnio pojawiło się badanie i raport na temat jego regularnych podróży do Rosji. Więc nawet to ilustruje jego zaangażowanie w relacje z rosyjskim rządem. Gdyby był opozycjonistą, jak Nawalny, jego swobodne podróżowanie tam i z powrotem do Rosji byłoby absolutnie niemożliwe.
Odrzucona propozycja
Dostęp do Telegrama władze Rosji próbowały zablokować już w 2018 r., ale ta próba się nie powiodła. Z czasem sieć stała się głównym kanałem komunikacji także dla rosyjskich urzędników państwowych i propagandystów.
W 2018 r., według źródeł Wall Street Journal, prezydent Francji osobiście interesuje się Telegramem. W 2018 r. Emmanuel Macron miał zaproponować Durowowi przeniesienie siedziby jego firmy do Paryża, ale ten odmówił.
Jak donosi powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi kanał Baza Telegram, natychmiast po zatrzymaniu Durowa we Francji pracownicy tych służb zostali zobowiązani do usunięcia kont na Telegramie ze swoich telefonów. Kremlowska propagandystka Margarita Simonjan wystosowała podobne zalecenie na swoim kanale na Telegramie, mówiąc, że ci, którzy są przyzwyczajeni do korzystania z sieci do przesyłania poufnych wiadomości, nie powinni już tego robić.
Ciemne powiązania
Istnieje więcej niż wystarczająco oznak, że Durow jest ściśle powiązany z rosyjską machiną władzy, mówi Maksym Wichrow, ekspert z Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji:
– Na początek spójrzmy na pieniądze. Wiadomo, że wśród inwestorów w TON [kryptowalutę Telegrama – red.] byli David Jakobaszwili i Roman Abramowicz, którzy nie są obcy Kremlowi. Nawiasem mówiąc, Jakobaszwili jest objęty ukraińskimi sankcjami, podczas gdy Abramowicz znajduje się na listach sankcyjnych Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii, Kanady, Ukrainy i innych krajów. Nie mniej interesujący jest szlak finansowy prowadzący do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Telegram jest częścią portfela funduszu Mubadala, który ma długą historię współpracy z Rosją – łączne udziały tego funduszu w Rosji oszacowano na 3 miliardy dolarów.
Przyjrzyjmy się teraz łańcuchowi technologicznemu. Aby przesyłać ruch, Telegram korzysta z usług firm RETN i GLOBALNET LLC, pochodzących z Rosji. To samo dotyczy serwerów; jeszcze rok temu jeden z nich znajdował się w Petersburgu. Jeśli władze Rosji pozwoliły swoim urzędnikom i wojskowym na korzystanie z tej sieci społecznościowej, oznacza to, że były pewne, że cały ten ruch w sieci jest w dobrych rękach.
Zakres aktywności rosyjskich służb specjalnych na Telegramie też daje do myślenia. Gdyby ta platforma była im nieprzyjazna, nie istniałaby.
Rosjanom trudno jest funkcjonować na Facebooku, podczas gdy na Telegramie czują się, jak w domu
Toksyczna sieć
Według serwisów VPN Surfshark i Netblocks, od 2015 roku Telegram został tymczasowo lub na stałe zakazany w 31 krajach.
Jak podała brytyjska policja, na początku sierpnia w Wielkiej Brytanii sieć była wykorzystywana do planowania i koordynowania zamieszek antyimigranckich
Usługa została zakazana w Hiszpanii na kilka miesięcy po tym jak cztery główne grupy medialne w kraju – Mediaset, Atresmedia, Movistar i Egeda – złożyły przeciw niej pozew o systematyczne naruszanie praw autorskich.
W marcu 2023 r. Norwegia zakazała korzystania z Telegramu i TikTok-a urzędnikom służby cywilnej i doradcom politycznym na urządzeniach służbowych. Służby wywiadowcze tego kraju uważają, że obie platformy współpracują z Rosją i Chinami, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Norwegii.
W 2022 r. w Niemczech rozważano możliwość zakazania Telegrama po wykryciu na nim dziesiątek antysemickich kanałów. Ograniczono się jednak do grzywny w wysokości 5 milionów euro, a Telegram zadeklarował gotowość do współpracy z niemieckim rządem.
Dezinformacja bez ograniczeń
Po aresztowaniu Durowa Komisja Europejska rozpoczęła dochodzenie w sprawie Telegrama. Bruksela sugeruje, że sieć społecznościowa celowo zaniża liczbę użytkowników, by uniknąć regulacji. W lutym Telegram zgłosił 41 milionów aktywnych użytkowników w Unii Europejskiej, dzięki czemu uniknął sklasyfikowania go jako bardzo dużej platformy internetowej (VLOP).
Komisja Europejska podkreśliła, że jeśli liczba użytkowników okaże się wyższa, komunikator zostanie jednostronnie dodany do listy VLOP. Status ten oznacza znacznie surowsze obowiązki, w szczególności w odniesieniu do moderowania treści. Przewiduje też obowiązkową wymianę danych z Komisją Europejską.
Do 2023 r. w Ukrainie Telegram był najpopularniejszym komunikatorem i źródłem informacji. Główna komunikacja ukraińskich władz również odbywa się za pośrednictwem tej aplikacji. Jednocześnie nie ma praktycznie żadnych zabezpieczeń przed rozprzestrzenianiem się dezinformacji w tym medium społecznościowym. Według ukraińskich służb wywiadowczych Rosjanie wykorzystują Telegram np. do rekrutacji ludzi do przeprowadzania sabotażu na terytorium Ukrainy. Kwestia wprowadzenia zakazu korzystania z sieci w tym kraju wraca co jakiś czas.
Telegram bezbronny wobec szpionów
Żadna platforma społecznościowa nie jest bezpieczna, gdy ktoś rejestruje się pod fałszywym nazwiskiem i rozpowszechnia kłamstwa, podkreśla Maksym Wichrow. Facebook ma jednak mechanizmy zapobiegające niekończącemu się mnożeniu botów i budowaniu ekosystemów propagandowych. Te mechanizmy nie są doskonałe, ale istnieją.
– Tymczasem Telegram jest całkowicie bezbronny wobec rosyjskich służb wywiadowczych, które tworzą setki kanałów synchronicznie uczestniczących w operacjach dezinformacyjnych – mówi Wichrow. – W praktyce jest to dość łatwe do śledzenia, ale trudno cokolwiek z tym zrobić. I wtedy pojawia się pytanie: Czy bezpieczeństwo Telegrama jest naprawdę ofiarą, którą Durow składa w imię ideałów wolnego Internetu? A może to jest zamierzone?
Większość użytkowników Telegrama nie ma pojęcia, jak wiele informacji o nich zbiera ta aplikacja, nie mówiąc już o tym, jak wielu ma do nich dostęp
Istnieją poważne powody, by wątpić w to, że Telegram chroni dane osobowe swoich użytkowników. W rzeczywistości protokół szyfrowania MTProto, używany przez Telegram, jest zamknięty i żaden ekspert ds. cyberbezpieczeństwa nie może zweryfikować, czy jest naprawdę niezawodny. Warto również wspomnieć, że tylko w ubiegłym roku odnotowano ponad 100 przypadków technicznej ingerencji w kanały Telegrama. Na przykład podczas buntu Prigożyna większość kont Grupy Wagnera na Telegramie działała z przerwami lub nie działała w ogóle. Zdarzały się również przypadki usuwania całych ukraińskich kanałów lub poszczególnych treści, które okupanci uznali za wrażliwe.
Przestępcza przestrzeń
Od początku inwazji Telegram jest jednym z narzędzi szeroko wykorzystywanych przez Moskwę do dezinformacji. Ale zdaniem Christine Dugoin-Clément to niejedyne zagrożenie:
– Telegram to także ogromny rynek. Ograniczając moderację do minimum i zabezpieczając sieć – co, nawiasem mówiąc, nie jest ustawieniem domyślnym, ale musi być skonfigurowane ręcznie – platforma stała się przestrzenią, na której może opierać się działalność przestępcza, w tym oszustwa, handel narkotykami, finansowanie terroryzmu i pornografia dziecięca. To właśnie z tego powodu, a także dlatego, że Telegram odmawia współpracy z władzami w takich przypadkach, Durow został aresztowany.
Zawodnik wagi ciężkiej
Być może ta historia nie będzie miała jasnego zakończenia – a może to tylko prolog do skandalu szpiegowskiego dekady. W każdym razie pozycja Telegramu w przestrzeni informacyjnej staje się coraz bardziej niepewna, sugeruje Maxim Wichrow.
Christine Dugoin-Clément dodaje, że aresztowanie Durowa nie powstrzyma pracy jego machiny. Pytanie brzmi, jakimi nakazami zostanie objęta ta platforma, jeśli chodzi o moderację:
– Telegram został w przeszłości ukarany grzywną, oczywiście w Rosji. Ale Durow został również przyłapany przez SEC (Amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd), gdy próbował uruchomić platformy kryptowalutowe TON i Gram. Nie powstrzymało to jednak rozwoju tego zawodnika wagi ciężkiej, z miliardem abonentów. Nic dziwnego, że w Rosji i wśród różnych skrajnie prawicowych grup słychać już głosy wzywające do uwolnienia Durowa z powodu rzekomego braku poszanowania wolności słowa.
Hashtag: Free Pavel
Obrońcy Durowa stanowią bardzo zróżnicowaną grupę. Jest wśród nich jeden z filarów reżimu Putina, rzeczniczka praw obywatelskich Rosji Tatiana Moskalkowa, jest płomienny rosyjski opozycjonista Ilja Jaszyn, jest miliarder i właściciel sieci X Elon Musk.
Kilka dni przed aresztowaniem Durowa ten ostatni ujawnił listę udziałowców X Holding Corp, którzy pomogli mu kupić Twittera. Wśród inwestorów platformy znaleźli się dwaj rosyjscy oligarchowie, Piotr Awen i Wadim Moskowicz.
„Teraz jest całkowicie jasne, skąd się bierze miłość Muska do Rosji” – napisał Roman Szeremeta, szef Ukraińskiego Domu w Stanach Zjednoczonych
Peter Awen jest rosyjskim miliarderem, założycielem Alfa Group, uważanej za jeden z portfeli Putina. Udział Awena w zakupie Twittera jest reprezentowany przez firmę, w której pracuje jego syn Denis Awen.
Wadim Moskowicz to objęty sankcjami rosyjski miliarder, który jest właścicielem największego rosyjskiego holdingu rolniczego Rusagro. I on zainwestował w Twittera za pośrednictwem firmy swego syna, Jewgienija.
Plan Putina i rola Muska
Nikt nie wie, czy wskazuje to na jakiekolwiek powiązania Muska i jego sieci z Kremlem, zastrzega Nerijus Maliukevicius. Ale zgadza się co do tego, że takie przypuszczenie nie jest bezpodstawne. Zdaniem Maliukevicius to nie sieć X jest jednak priorytetem Kremla:
– Najważniejszą rzeczą dla rosyjskiego rządu jest próba kontrolowania komunikacji na Telegramie.
Oznacza to stworzenie swego rodzaju iluzji wolności, gdy zarówno opozycjoniści, jak kremlowscy blogerzy wojenni mają tę samą platformę do dyskusji
To coś, co Putin próbuje zrobić szczególnie w środowisku Internetu i alternatywnych mediów: kontrolować bańkę informacyjną.
Maksym Wichrow przypomina, że Kreml nie angażuje się w działalność charytatywną i nie rozdaje pieniędzy za darmo:
– Pytanie brzmi: Jaka jest natura tych wpływów? Być może interesy Muska sytuacyjnie zbiegły się z interesami Putina, a może Rosja znalazła inny klucz do ekscentrycznego oligarchy. Tutaj wkraczamy w sferę domysłów i teorii. Ale jeśli spojrzysz na X z czysto użytkowego punktu widzenia, to zauważysz, że za rządów Muska mechanizmy bezpieczeństwa na tej platformie zostały niemal całkowicie zniszczone. A to otwiera szeroką przestrzeń operacyjną dla rosyjskich służb specjalnych do prowadzenia kampanii propagandowych. Na szczęście stosunkowo niewielu Ukraińców korzysta z platformy X. Ale Rosja wykorzystuje ją do pracy z zagranicznymi odbiorcami.
Po kilku dniach aresztu francuski sąd zwolnił za kaucją założyciela kanału Telegram Pawła Durowa, 24 sierpnia zatrzymanego na lotnisku Le Bourget. Śledztwo jednak trwa, a Rosjanin ma zakaz opuszczania Francji i musi zgłaszać się na policję dwa razy w tygodniu. W wielu krajach europejskich z Ukrainą włącznie uważa się, że Telegram jest wylęgarnią dezinformacji. I że coś z tym trzeba zrobić
Po spotkaniu z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim premier Indii Narendra Modi zapewnił, że jego kraj jest gotowy do podjęcia wysiłków na rzecz zapewnienia sprawiedliwego i trwałego pokoju w Ukrainie oraz przestrzegania zasad prawa międzynarodowego dotyczących poszanowania integralności terytorialnej i suwerenności państw.
Niemniej szef indyjskiego rządu woli unikać bezpośredniego potępiania agresji Rosji na Ukrainę. Sestry.eu zapytały indyjskich ekspertów politycznych, czy Indie są gotowe wesprzeć Ukrainę w wojnie z Rosją, jak New Delhi postrzega źródła tej wojny, co myślą o scenariuszach jej zakończenia i dlaczego Modi jest tak zainteresowany Ukrainą.
Wizerunek rozjemcy
Narendra Modi jest pierwszym premierem Indii, który odwiedził niepodległą Ukrainę. Jego wizyta odbyła się w Dniu Flagi i w przeddzień Dnia Niepodległości. Ogłaszając swoją podróż do Europy podkreślił, że Indie szukają możliwości dialogu.
Wizyta w dniach ważnych ukraińskich świąt narodowych jest rodzajem dyplomatycznego gestu, ale nie powinniśmy oczekiwać od Modiego recepty na pokój, uważa Alina Grycenko, główna konsultantka w Narodowym Instytucie Studiów Strategicznych:
– Ważne jest, by Modi przywrócił równowagę. Po wizycie w Moskwie i spotkaniu z Putinem, które zbiegło się w czasie z tragicznym masowym ostrzałem Ukrainy i szpitala dziecięcego „Ochmatdyt”, Modi był ostro krytykowany w wielu krajach – przez ekspertów, dziennikarzy i społeczeństwa obywatelskie. Bo nie można po prostu ściskać sobie dłoni [z dyktatorem – red.], gdy szpitale dziecięce są [przez niego] ostrzeliwane.
Modi w Moskwie powiedział w bardzo dyplomatyczny sposób, że jego serce krwawi, gdy umierają niewinne dzieci – nie precyzując, które dzieci i dlaczego umierają
Nie skrytykował Rosji. Dlatego teraz ważne jest, by potwierdził wizerunek i reputację Indii jako kraju pokojowego, który promuje wyłącznie pokojowe instrumenty i pokojowe sposoby rozwiązywania konfliktów.
Zrehabilitowanie się w oczach Zachodu po uściskach z Putinem jest z pewnością jednym z powodów przyjazdu Modiego do Kijowa, zgadza się Sumit Ganguly, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Indiana: – Głównym celem tej wizyty jest poprawa stosunków z Zachodem, stworzenie wrażenia, że Indie nie są w kieszeni Putina i nie są rosyjską marionetką, ale mają pewien stopień niezależności w swojej polityce zagranicznej.
Na spotkaniu z Zełenskim w Kijowie Modi przypomniał, że dwa lata temu, podczas spotkania z Putinem w Samarkandzie na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, powiedział rosyjskiemu przywódcy, że era wojen dobiegła końca, a jedyną drogą naprzód jest dialog i dyplomacja. „Chciałbym odegrać rolę w pokojowym rozwiązaniu” – dodał premier Indii.
Z kolei Zełenski wezwał Indie do przyłączenia się do wspólnego komunikatu po szczycie pokojowym w Szwajcarii. Indie w szczycie wzięły udział, ale nie podpisały jeszcze końcowego dokumentu.
Ważne jest, by Indie zademonstrowały światu możliwości swojej dyplomacji, zaznacza Alina Grycenko: – Zarówno Indie, jak Modi osobiście muszą potwierdzić, że jest on jednym z niewielu, a być może jedynym światowym przywódcą, który ma tak bezpośrednią komunikację z przywódcami obu krajów: Wołodymyrem Zełenskim i prezydentem Rosji.
Indie postrzegają siebie raczej jako przyjaciela niż mediatora, mówi Rajiv Bhatia, indyjski dyplomata i pracownik naukowy think tanku Gateway House:
– Nie sądzę, byśmy osiągnęli etap mediacji. Podejście Indii jest teraz takie, że to bezpośredni konflikt zbrojny między dwoma krajami, więc nie ma ucieczki od bezpośredniej rozmowy, dyskusji między nimi.
Ale obie strony mogą potrzebować pomocy, a Indie wierzą, że wraz z innymi przyjaznymi krajami mogą pomóc obu walczącym krajom w przeprowadzeniu tej rozmowy i osiągnięciu pewnego rodzaju dyplomatycznego porozumienia.
Zainteresowanie Indii
Indie są obecnie największym nabywcą rosyjskiej ropy naftowej na świecie. I dopóki jest to dla nich opłacalne, żadne argumenty – np. ten, że finansują w ten sposób wojnę przeciwko Ukrainie – nie przekonają New Delhi do rezygnacji z tych kontraktów. Indyjskie interesy są dla Indii priorytetem i dotyczy to wszystkich branż.
Ponadto należy pamiętać, że indyjski establishment w ogóle, a korpus dyplomatyczny w szczególności ma nadal silny sentyment do Rosjan, mimo dwóch lat wojny, mówi prof. Sumit Ganguly: – Część indyjskiego establishmentu polityki zagranicznej uznaje, że Rosja nie jest już tak potężnym graczem jak kiedyś. Być może więc Indie powinny rozważyć zdystansowanie się od niej. Ale zdecydowanie nie jest to pogląd większości. Większość nadal odczuwa pewną nostalgię, pewne przywiązanie do roli Rosji w czasie zimnej wojny, kiedy większość Zachodu była wrogo lub obojętnie nastawiona do Indii.
Ukraina naprawdę nie ma wielu narzędzi, by zmienić to wieloletnie nastawienie. Kijów nie może zrobić zbyt wiele poza podkreślaniem rosyjskich okrucieństw i okropności wojny, którą Rosja prowadziła przeciwko Ukrainie, i moralnym apelem do Indii o potępienie tego.
Tym, co może zmienić postawę Indii w perspektywie średnioterminowej, jest niezdolność Rosji do dalszego dostarczania Indiom nowoczesnej broni i nowych technologii wojskowych
A na Ukrainie jednak nie ma tak wielu narzędzi, aby jakoś zmienić poglądy zakorzenione w tych latach, kontynuuje Sumit Ganguly: - Kijów niewiele może zrobić, jak tylko podkreślić rosyjskie okrucieństwa i okropności wojny, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie, i złożyć moralny apel do Indii, aby je potępiły. To, co może zmienić nastawienie Indii w perspektywie średnioterminowej, to niezdolność Rosji do dalszego zaopatrywania Indii w nowoczesną broń i nowe technologie wojskowe. Rosja nie wypełniła już szeregu zobowiązań dotyczących technologii obronnych. A jeśli tak się utrzyma, Indianie, którzy potrzebują tych technologii, mogą ponownie rozważyć swoje perspektywy stosunków z Rosją.
Według Sumita Ganguli nie wyklucza się, czy Ukraina mógłaby w najbliższej przyszłości zastąpić Rosjan na indyjskim rynku zbrojeniowym, ale jest to kwestia bardzo długoterminowej perspektywy, ponieważ teraz sama Ukraina potrzebuje ogromnej ilości broni, technologii i specjalistów.
Formuła pokoju
Wojna rosyjsko-ukraińska jest również częścią większej konfrontacji między Zachodem a Rosją. Punkt widzenia New Delhi jest taki, że obie strony muszą znaleźć sposób na spokojne życie ze sobą, wyjaśnia Rajiv Bhatia, indyjski dyplomata i pracownik naukowy z think tanku Gateway House:
- Ta wojna, trwająca od dwóch i pół roku, która uderzyła Ukrainę tak samo boleśnie jak ofiara agresji ze strony Rosji, jest także wojną, która wpłynęła na interesy globalnego Południa. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego, bezpieczeństwo paliwowe. Ten problem istnieje.
Mogę jednak wyraźnie powiedzieć, że dla Ukrainy sposobem na zdobycie większego poparcia jest większa wymiana i większa interakcja między naszymi dwoma krajami. Wizyta premiera Modiego na Ukrainie rozpoczęła się już bardzo mocno
Wizyta Modiego jest punktem zwrotnym w polityce zagranicznej Indii wobec Ukrainy i może wskazywać na wysiłki Indii, aby zająć silniejsze niż wcześniej stanowisko proukraińskie, pomimo długoletnich bliskich relacji New Delhi z Moskwą. wniosekanalitycy z Instytutu Studiów Wojny (ISW).
Efektywna współpraca z Indiami dla Ukrainy jest w rzeczywistości bramą do tzw. Globalnego Południa — mówi Alina Hrytsenko, główny konsultant Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych. Jej zdaniem formuła pokoju może być jedną z platform współpracy.
Rosja nie wywiązała się już z wielu zobowiązań dotyczących technologii obronnych. Jeśli ten stan się utrzyma, Hindusi mogą zrewidować swoje stosunki z Rosją.
Według Ganguly'ego możliwe jest, że Ukraina zastąpi Rosjan na indyjskim rynku broni – tyle że to kwestia długoterminowa, ponieważ teraz sama Ukraina potrzebuje ogromnej ilości broni, technologii i specjalistów.
Formuła dla pokoju
Wojna rosyjsko-ukraińska jest również częścią większej konfrontacji między Zachodem a Rosją. Według New Delhi obie strony powinny znaleźć sposób na pokojowe współistnienie.
– Ta wojna, która trwa już dwa i pół roku i która tak mocno uderzyła w Ukrainę jako ofiarę rosyjskiej agresji, jest także wojną, która wpłynęła na interesy globalnego Południa – pod względem bezpieczeństwa żywnościowego, bezpieczeństwa paliwowego – mówi Rajiv Bhatia. – Ten problem istnieje. Mogę jednak stwierdzić, że dla Ukrainy sposobem na uzyskanie większego wsparcia jest większa wymiana i większa interakcja między naszymi krajami. Wizyta premiera Modiego w Ukrainie już stała się tego bardzo mocnym początkiem.
Według analityków z Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) wizyta Modiego oznacza zwrot w polityce zagranicznej Indii wobec Ukrainy i może wskazywać na próby przyjęcia przez Indie bardziej proukraińskiego stanowiska, pomimo długotrwałych i bliskich relacji New Delhi z Moskwą.
Skuteczna współpraca z Indiami jest dla Ukrainy bramą do tak zwanego Globalnego Południa, ocenia Alina Grycenko. Jej zdaniem formuła pokojowa może być jedną z platform współpracy.
Formuła pokojowa to rodzaj menu, z którego kraje mogą wybierać odpowiadające sobie pozycje – stwierdził ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba podczas swojej wizyty w Indiach wiosną tego roku
Według Grycenko Indie mogą być zainteresowane ukraińską formułą pokojową na dwa sposoby:
– Po pierwsze, w kontekście globalnym: bezpieczeństwo środowiskowe, bezpieczeństwo żywnościowe, bezpieczeństwo nuklearne i tak dalej. Oznacza to szerszy kontekst niż tylko wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Indie mogą również działać jako pośrednik, na przykład w kwestiach związanych z powrotem przymusowo wywiezionych ukraińskich dzieci lub wymianą jeńców wojennych. To kontekst, w którym Indie mogłyby się sprawdzić. Sensowne jest również przejęcie inicjatywy od Chin. Chiny, ze swoim pragnieniem „konstruktywnej” roli, doszły do punktu, w którym straciły wszelkie szanse do prowadzenia mediacji w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Teraz z geopolitycznego punktu widzenia szansę mają Indie.
Premier Indii odwiedził Kijów jako pierwsza głowa tego państwa od uzyskania niepodległości przez Ukrainę. Praktycznym wynikiem wizyty było podpisanie czterech dwustronnych umów o współpracy w dziedzinie medycyny, rolnictwa, kultury i w sektorze humanitarnym. Ponadto Kijów i New Delhi zgodziły się wzmocnić współpracę w przemyśle obronnym
Najnowsze statystyki pochodzące z Cook Political Report, niezależnego amerykańskiego newslettera analizujące wybory stanowe, federalne i prezydenckie w USA, pokazują, że Harris nieznacznie wyprzedza Trumpa w 6 z 7 tzw. swing states – stanów wahadłowych, o które toczy się główna walka kandydatów do zajęcia Gabinetu Owalnego. Mowa o Arizonie, Georgii, Michigan, Karolinie Północnej, Pensylwanii i Wisconsin. Przewaga Harris w tych stanach jest skromna: 48% wobec 47% Trumpa – ale warto zauważyć, że jeszcze niedawno Trump w nich prowadził.
Amerykanie ukraińskiego pochodzenia stanowią 1% populacji Pensylwanii i 0,5% populacji Michigan. Głosy społeczności ukraińskiej teoretycznie mogą być decydujące w wyścigu Harris – Trump. Co wpływa na preferencje wyborców w swing states? Dlaczego wybory w nich są najważniejsze dla wyników wyścigu prezydenckiego? Na kogo zwykle głosują Ukraińcy? I co może zmienić preferencje wyborców w ostatniej chwili?
Harris na fali
Sondaże z ostatnich tygodni pokazują, że Harris zyskuje kilka punktów procentowych tygodniowo, podczas gdy Trump pozostaje tam, gdzie był, w czasie gdy kandydatem Demokratów na prezydenta był Joe Biden, uważa Ołeksandr Krajew, dyrektor programu „Ameryka Północna” Ukraiński Pryzmat:
– Żadna z drużyn nie pokazała nam jeszcze pełnego gabinetu. Ani Harris, ani Trump nie wskazali jasno, kto będzie ich sekretarzem obrony, sekretarzem stanu, a kto doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Nie widzieliśmy też jeszcze pełnego i ostatecznego programu żądnego z kandydatów, dlatego nie wiemy na pewno, co i jak zamierzają robić w polityce zagranicznej i krajowej. Te sondaże nie są więc decydujące, raczej wskazują na pewien trend. I ten trend dla Harris jest bardzo pozytywny.
Krajew twierdzi, że początkowo opierał się on na szumie: Harris zaczęła być wspierana, ponieważ po prostu była młodszym politykiem.
66% Amerykanów, niezależnie od preferencji politycznych, poparło wycofanie się Bidena z wyścigu, uważając, że jest za stary. Tutaj Harris zagrała absolutnie czysto na kontrze
Tyle że jej notowania nadal rosną, a wpływ na to mają już inne czynniki.
– Jej kluczową narracją jest to, że w przeciwieństwie do chaotycznego Trumpa i w przeciwieństwie do kryzysowych czasów Bidena – COVID, wojna i wszystko inne – jest bardziej stabilnym i przewidywalnym politykiem – zaznacza Ołeksandr Krajew. – Odwołuje się do absolutnie podstawowych dla każdego Amerykanina rzeczy: tak, jest wiele problemów, ale naszym głównym celem nie jest próba rzucenia się na jakikolwiek konkretny problem i zrobienie z niego wielkiego szumu; naszym zadaniem jest systematyczny rozwój gospodarki, uczynienie systemu społecznego bardziej stabilnym, bardziej inkluzywnym, dalsze inwestowanie w infrastrukturę, w ochronę granic – tyle że realizowaną w bardziej ludzki sposób. To przesłanie stabilności, przesłanie przewidywalności własnej polityki jest tym, co lubią niezależni wyborcy.
Stany, które się wahają
W przeciwieństwie do Ukrainy czy Polski, gdzie obywatele wybierają prezydenta w bezpośrednim głosowaniu, a kandydat z największą liczbą głosów wygrywa, w USA prezydent jest wybierany przez stany, a raczej przez ich przedstawicieli – Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych. Liczba tych elektorów różni się w zależności od stanu, w sumie to 538 osób. Aby wygrać wybory, kandydat musi otrzymać 270 głosów elektorskich.
W większości stanów poparcie dla Republikanów czy Demokratów jest historycznie i tradycyjnie z góry określone, wyjaśnia Alison Dagnes, profesorka na Shippensburg University [Pensylwania]:
– Weźmy na przykład Kalifornię, Nowy Jork, Vermont czy Oregon – tam przeważają Demokraci. A w Teksasie i większości południowych stanów większość mają republikańscy wyborcy. Istnieje jednak jakieś 6 czy 7 amerykańskich swing states, w których wyborcy głosują naprzemiennie – raz na kandydatów Demokratów, innym razem na kandydatów Republikanów. Spośród 50 stanów USA 6 to niewiele, ale ich głosy są ważne.
Łącznie te swing states mają około 90 głosów elektorskich, które mogą być decydujące
– Stany te nazywane są swing states (mieszkam w jednym z nich, w Pensylwanii), ponieważ mają mniej więcej taką samą liczbę zarejestrowanych Demokratów i Republikanów. Potrzeba więc wiele wysiłku i umiejętności, by jedna ze stron wygrała – dodaje Alison Dagnes.
– W wyborach prezydenckich w 2024 r. będzie to również wymagało energii i entuzjazmu. Jeszcze niedawno, kiedy kandydował prezydent Biden, tej energii i entuzjazmu brakowało. Teraz, gdy wiceprezydent Harris zajęła jego miejsce na szczycie listy, nowy powiew ekscytacji i oczekiwania zadziałał na jej korzyść. To dlatego Harris ma wyższe notowania w sondażach w stanach wahających się niż Trump. Do dnia wyborów może się jednak jeszcze wiele wydarzyć.
Według Newsweeka Michigan jest obecnie postrzegane jako kluczowy stan wahadłowy, a głosy tam oddane mogą przesądzić o wyniku wyborów. Trump nieznacznie wygrał Michigan w 2016 roku, mimo że stan ten nie wspierał Republikanów od 1988 roku. Jednak w 2020 roku Joe Biden przywrócił Michigan Demokratom.
Oczywiście zespół Trumpa nie podda się tak łatwo i będzie walczył o te stany, zaznacza Ołeksandr Krajew. Wydaje się jednak, że zmiana kandydata Demokratów pokrzyżowało jego plany:
– Fox News i One America Network dostarczają nam doskonałą analizę treści, która wyraźnie pokazuje, że zespół Trumpa wciąż szuka. Nie wiedzą, czego się chwycić. Jednego dnia oskarżają Harris o niszczenie amerykańskiego kapitalizmu, ponieważ chce ona zakazać plastikowych słomek do koktajli. Innego dnia wygrzebali fakt, że jej mąż był niewierny swojej dawnej dziewczynie na studiach – co ich zdaniem oznacza, że Harris nie jest dobra w dobieraniu sobie ludzi.
Potem pojawiły się informacje o pewnych konfliktach w jej zespole prokuratorskim, co miało dowodzić, że jest bardzo złą szefową
Kogo lubi Ukrainiec w USA
Andrij Dobrianski, szef Ukraińskiego Kongresu Ameryki w Nowym Jorku, podkreśla, że kiedy mówimy o Ukraińcach w Ameryce, mówimy o bardzo zróżnicowanej społeczności. Są w niej zwolennicy obu głównych amerykańskich partii:
– Są Republikanie ukraińskiego pochodzenia, którzy odmawiają głosowania na Trumpa. Ale z drugiej strony są też Demokraci, którzy nie zagłosowaliby na Kamalę Harris czy Tima Walza – i nie ma to nic wspólnego z wojną. Po prostu nie wierzą w ich retorykę, a Harris nazywają „komunistką”.
Ważne jest, by członkowie społeczności ukraińskiej – niezależnie od stanu, w którym mieszkają – wiedzieli, jakie kroki proponują kandydaci na prezydenta USA, by wesprzeć Ukrainę
– W ogłoszonej niedawno politycznej agendzie Partii Demokratycznej Ukraina została wspomniana około dwudziestu razy kontynuuje – Dobrianski. – O naszym wrogu Demokraci mówili nieco mniej, ale stwierdzili, że to wróg. I myślę, że to jest coś, co Kamala Harris może pokazać Ukraińcom: słuchajcie, tutaj, w naszym dokumencie, możecie zobaczyć, że wspieramy Ukrainę w takich i takich punktach. Agenda Republikanów jest znacznie krótsza i Ukraina nie została w niej wspomniana. Jest za to wzmianka o tym, że chcieliby pokoju na świecie, a nie III wojny światowej. Choć pewni Ukraińcy pokazali mi coś ciekawego, co znaleźli w tym dokumencie: Republikanie będą wspierać firmy zbrojeniowe w Ameryce, a to oznacza, że będą wspierać Ukrainę.
Dobrianski zwraca jednak uwagę na inny szczegół:
J.D. Vance, potencjalny wiceprezydent w administracji Trumpa, odmówił spotkania z ukraińskimi organizacjami w Ohio, swoim rodzinnym stanie – chociaż istnieje tam duża ukraińska diaspora
Ogólnie rzecz biorąc, podsumowuje Dobrianski, Ukraińcy mieszkający w Stanach Zjednoczonych nie powinni być oddzielani od amerykańskiego społeczeństwa. Obchodzą ich te same sprawy, co pozostałych obywateli USA, a polityczne sympatie są wśród nich podzielone 50-50, jak w reszcie kraju.
Nie ma jeszcze statystyk dotyczących obecnej kampanii. Jeśli przeanalizujemy poprzednie wybory, na Trumpa oddało głos ponad 63% uprawnionych do głosowania Ukraińców mieszkających w USA. Jak zauważa Ołeksandr Krajew, w 2016 r. też było ich ponad 60%:
– Nie sądzę, aby to się radykalnie zmieniło. Większość Ukraińców głosuje na Trumpa nie dlatego, że jest taki wspaniały, ale dlatego, że generalnie są raczej konserwatywni. Z mojego osobistego doświadczenia, z rozmów z członkami diaspory wynika, że Trumpa, który pierwszy dał Ukrainie broń, uważają za znacznie bardziej zdeterminowanego niż Demokraci. Odnoszą się do jego oświadczenia, że jest gotowy zbombardować Moskwę i Pekin, uważają, że dał Ukrainie więcej pieniędzy niż Biden. A to oznacza, że Trump, maksymalnie upolityczniając temat Ukrainy, był w stanie przeciągnąć na swoją stronę większość społeczności ukraińskiej w USA.
W ogłoszonej niedawno politycznej agendzie Partii Demokratycznej Ukraina została wspomniana około 20 razy. O Rosji Demokraci mówili nieco mniej, ale stwierdzili, że to wróg. Agenda Republikanów jest znacznie krótsza i Ukraina nie została w niej wspomniana. Jest za to wzmianka o tym, że chcieliby pokoju na świecie, a nie III wojny światowej
To bezprecedensowe wydarzenie dla Ukrainy, której wojska po raz pierwszy wkroczyły na terytorium Rosji. Operacja kurska może wpłynąć na przebieg wojny i położyć podwaliny pod negocjacje Kijowa z następcą Putina – sugeruje Markus Faber, przewodniczący komisji obrony Bundestagu. Nieoczekiwanie w rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami samozwańczy białoruski przywódca Aleksander Łukaszenka wezwał do rozmów pokojowych, mówiąc, że nadszedł czas, by usiąść do stołu i zakończyć „walkę”. Sestry zapytały ekspertów i analityków o to, czy osiągnięcia operacji kurskiej okażą się silnym argumentem dla Ukrainy i czy istnieją przesłanki, aby spodziewać się negocjacji w dającej się przewidzieć przyszłości.
Zaporowe warunki Rosji
„Strona rosyjska nie wykazuje żadnej chęci do negocjacji, za to stawia wygórowane warunki wstępne” – powiedział ambasador Niemiec w Rosji Alexander Graf Lambsdorf. Dyplomata przypomniał czerwcową wypowiedź Putina, że by negocjacje mogły się rozpocząć, Ukraina musi wycofać swoje wojska z obwodów chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego i ługańskiego – w tym z obszarów wciąż kontrolowanych przez Ukrainę. Oczywiście, warunek ten nie mógł być poważnie dyskutowany ani w Kijowie, ani wśród sojuszników Ukrainy.
Operacja kurska była niemiłą niespodzianką dla Rosjan i prawdopodobnie stanie się punktem zwrotnym, który zmieni przebieg wojny, pisze brytyjska gazeta „The Telegraph”. I nie tylko ona – publikacje większości zachodnich mediów pełne są podobnych stwierdzeń.
Niezdolność Kremla do przewidzenia ukraińskiego ataku i późniejsza nieudolna nań reakcja, której świadkami była nie tylko społeczność międzynarodowa, ale także rosyjscy obywatele, z pewnością zmienią postrzeganie możliwości rosyjskiej armii i możliwości przywództwa na Kremlu, ocenia Marek Kohv, szef programu bezpieczeństwa w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):
– Jeśli obie strony mają coś do wytargowania, negocjacje są z pewnością łatwiejsze. Do tej pory Ukraina nie miała w swoich rękach żadnego rosyjskiego terytorium. Czas pokaże, czy będzie kontrolować zajęte terytorium do rozpoczęcia negocjacji. W tej chwili każda ze stron zajmuje diametralnie różne stanowisko i niemożliwe jest, by Ukraina zaakceptowała rosyjskie żądanie przekazania swojego terytorium.
Natomiast propozycja Ukrainy dla Rosji jest bardzo uczciwa: wycofanie jej wojsk z terytorium Ukrainy w zamian za tereny zajęte przez nią w obwodzie kurskim
Senat USA również zaczął mówić o operacji, która ma szansę odwrócić losy wojny. Politico cytuje demokratycznego senatora Marka Kelly'ego, który powiedział: „130 000 Rosjan zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów i myślę, że na tym etapie konfliktu Ukraińcy zrobili coś nieprzewidywalnego”. Kelly zauważa również, że na początku inwazji w 2022 r. istniały obawy, że jeśli Ukraina i jej sojusznicy rozszerzą wojnę na Rosję, wywoła to konflikt regionalny lub globalny. Teraz widzimy, że nawet w oczach rosyjskiej ludności Putin nie wygląda już na tak niesamowitego obrońcę.
Operacja kurska stała się ważnym bodźcem moralnym przede wszystkim dla Ukrainy, ale także dla tych państw i społeczeństw, które wspierają ją w tej wojnie i od dawna mają nadzieję na jej sukces, przekonuje dr Iwona Reichardt z Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Według niej operacja może wpłynąć na pozycję Ukrainy w wojnie, zwiększając wagę jej argumentów przy stole negocjacyjnym:
– Jednocześnie nie powinniśmy myśleć, że Rosja tak łatwo się podda. Możemy spodziewać się działań odwetowych z jej strony, najprawdopodobniej wymierzonych w Kijów, który nadal wydaje się być ważnym celem. Niemniej operacja kurska może zmusić Rosję do przeniesienia części sił i zasobów wykorzystywanych w Donbasie do Kurska, co może osłabić jej pozycję na linii frontu. Najlepszym wynikiem tej operacji byłyby oczywiście dalsze sukcesy sił ukraińskich na terytorium Rosji, a ostatecznie – zwycięstwo Ukrainy przy stole negocjacyjnym.
Argument kurski
Ofensywa w Kursku wydaje się być dość udanym wysiłkiem Ukrainy, mającym odwrócić uwagę sił rosyjskich od ich ofensywy w regionie Doniecka. Wydaje się również, że Rosja wycofuje siły z innych regionów, w tym z garnizonu w Kaliningradzie. Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS), uważa, że dla strony rosyjskiej to dość poważny cios polityczny i wojskowy. Z politycznego punktu widzenia wyżsi urzędnicy i oficerowie wojskowi wydają się niezdolni do obrony własnego terytorium. Z militarnego punktu widzenia potęguje to tylko problemy, z którymi już borykają się rosyjskie wojska. Teraz będą musiały poświęcić znaczną ilość energii, próbując odeprzeć ukraińską ofensywę. Wszystko to razem działa teraz na korzyść Ukrainy:
– Operacja ta z pewnością może być w przyszłości punktem negocjacyjnym dla Ukrainy – o ile Kijów uzna, że jest gotowy do rozmów, i zakładając, że wojska rosyjskie nadal będą zajmowały znaczne obszary na wschodzie Ukrainy.
Możliwe, że chodzi właśnie o wymianę rosyjskich terytoriów na ukraińskie, choć można tylko spekulować, na które z nich
Ukraina udowodniła, że jej siły zbrojne są zdolne do operacji na dużą skalę, w których decydująca jest nie liczebność wojsk, a umiejętności żołnierzy. Teraz stało się jasne, że nie będzie rosyjskiej ofensywy na Sumy, uważa Wiktor Jahun, generał major rezerwy Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, były zastępca szefa SBU. Kiedy pojawiają się pozytywne rezultaty, partnerzy Ukrainy patrzą na nią przychylnie. Bo rozumieją, że nie pakują swoich zasobów do jakiejś czarnej dziury, ale dostarczają je obiecującej armii. Niemniej, według Jahuna, negocjacji to nie przybliża:
– Putin już powiedział, że będziemy rozmawiać, stojąc twardo na ziemi. Wszystko więc zależy to od tego, czy zdobędziemy na tej ziemi przyczółek – bo rozciąganie frontu nie jest dla nas zbyt opłacalne. Moglibyśmy na przykład przejąć kontrolę nad elektrownią jądrową w Kursku, a potem zaprosić delegację MAEA [Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej – red.]: „Przyjedźcie i przejmijcie kontrolę nad tą elektrownią, bo my wcale jej nie potrzebujemy”. W ten sposób moglibyśmy pokazać, jak się trzeba zachowywać, gdy się wkracza na czyjeś terytorium.
Jeśli Putin nie pójdzie na ustępstwa i odmówi negocjacji, Ukraina nie będzie miała innego wyjścia, jak pozostać w regionie Kurska i wkraczać głębiej na terytorium Rosji, pisze „The Times”
Gazeta podkreśla, że Ukraina nie ma planów trwałego utrzymania zajętego terytorium Rosji, ale Kijów żywi nadzieję, że operacja wojskowa zmusi Moskwę do odwrócenia uwagi od wschodniej Ukrainy i ostatecznie przekona Putina do negocjacji.
Ponadto, jak ocenia Iwona Reichardt, sukces operacji kurskiej może dać Ukrainie przewagę nie tylko w potencjalnych negocjacjach z Rosją, ale także wzmocnić jej pozycję wśród sojuszników:
– Jestem obecnie w USA i słyszę od ludzi, z którymi rozmawiam, że po tym jak medialny rozgłos wydarzeń w Ukrainie zmalał, teraz, od początku operacji kurskiej, zainteresowanie tą wojną znów wzrosło. Amerykanie lubią wspierać tych, którzy potrafią udowodnić, że mogą wygrać.
Z kim rozmawiać. I o czym
Ukraina i Rosja planowały przeprowadzić pośrednie rozmowy w sierpniu, przy mediacji Kataru – chodziło o powstrzymanie wzajemnych ataki na infrastrukturę energetyczną. Ukraińska ofensywa w Kursku spowodowała zawieszenie przygotowań do tych rozmów. Rosjanie nazwali atak eskalacją, lecz z rozmów się nie wycofali. Chcą tylko mieć więcej czasu na skoordynowanie swojego stanowiska. „Washington Post” napisał o tym w artykule zawierającym komentarze ukraińskich, rosyjskich i katarskich urzędników i dyplomatów.
W rzeczywistości wiadomość ta wydaje się być kontynuacją tez, które Wołodymyr Zełenski wyraził wcześniej w wywiadzie dla „The Philadelphia Inquirer”. Według niego rozmowy pokojowe z obecnym rosyjskim przywództwem mogłyby być prowadzone zgodnie z zasadą stosowaną przy negocjacjach w sprawie zboża, kiedy to wszystkie porozumienia zostały zawarte przez pośredników: ONZ i Turcję.
Temat rozmów pokojowych od czasu do czasu pojawia się w sferze publicznej, zaznacza Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS). Ważne jest jednak, by pamiętać, co te rozmowy mogą obejmować:
– Nie wyobrażam sobie, by w krótkim lub nawet średnim terminie możliwe były jakiekolwiek negocjacje na dużą skalę – poza wymianą więźniów
Na tym etapie żadna ze stron nie zyska wiele na przedłużających się negocjacjach. Myślę, że w najlepszym razie, gdy dyplomaci mówią o takich rozmowach, mają na myśli zawieszenie broni, a nie szersze negocjacje w sprawie „porozumienia pokojowego” jako takiego.
Jednocześnie Ellison dodaje, że wiele europejskich rządów byłoby bardzo zainteresowanych rozpoczęciem negocjacji:
– Chociaż w Europie Zachodniej nie ma wojny, wśród niektórych jej przywódców politycznych istnieje pewne „zmęczenie wojną”, które czasami zagraża kontynuacji wsparcia dla Ukrainy
Temat negocjacji pojawia się zwykle w wojnach, w których strony są w impasie przez długi czas, zwraca uwagę Marek Kohv:
– W przypadku Rosji znacząca stagnacja była faktem od początku wojny. Od początku inwazji pod względem terytorialnym zyskała ona niewiele. Rosja wykorzystuje również fakt, że od czasu do czasu w społeczeństwach zachodnich pojawia się skłonność do negocjacji. Najnowszym przykładem jest obietnica jednego z kandydatów na prezydenta USA, że zaprosi obie strony do stołu negocjacyjnego i zakończy wojnę. Rosja popiera takie narracje, ale oczywiście nikt nie myśli poważnie o rozpoczęciu negocjacji na jej warunkach.
Historia nauczyła nas, że wszystkie wojny prędzej czy później kończą się przy stole negocjacyjnym – niezależnie od tego, czy na polu bitwy jest porażka, czy zwycięstwo
Jest więc całkiem logiczne, że od czasu do czasu słyszymy o negocjacjach między Rosją a Ukrainą, podkreśla Iwona Reichardt:
– Nie jest tajemnicą, że niektórzy zachodni partnerzy oczekują, że Ukraina rozważy negocjacje z Rosją. Jeśli jednak Ukraina chce zachować suwerenność, co jest również celem jej zachodnich sojuszników, negocjacje z Rosją powinny odbywać się na ukraińskich warunkach. Oznacza to, że będą one możliwe, gdy Ukraina zdecyduje, że jest to słuszne, i gdy pozwolą na to warunki w terenie. Wiemy, że celem Rosji w negocjacjach jest zachowanie terytorium, które obecnie okupuje, co dla Ukrainy jest nie do przyjęcia. To zaś oznacza, że jakiekolwiek negocjacje na tym etapie będą trudne – chyba że dojdzie do krytycznych zmian na polu bitwy.
Nie ma prawdziwego formatu
Faktem jest, że stanowisko Rosji – bez względu na to, co się stanie – nie zmieni się ani na jotę, mówi generał Wiktor Jahun:
– Rosjanie sami wpakowali się w idiotyczną sytuację, zmieniając swoją konstytucję. A teraz, z grubsza rzecz biorąc, nie wiedzą, jak się wycofać. Bo jeśli by tak zrobili, to trzeba byłoby zmienić system rządów w Rosji, konstytucję i wszystko inne. Co więcej, nie wiem, kto mógłby tam cokolwiek podpisać. Rosja powiedziała przecież, że nasz rząd jest nielegalny. Zgodnie z tą ich logiką jedynym legalnym naszym organem jest Rada Najwyższa, tyle że jej kadencja zakończy się w październiku. I co wtedy? Rosja nie będzie miała żadnego kontaktu z Ukrainą, ponieważ nie ma tu legalnego rządu?
Oczywiście, jakiś kontakt musi być. Wiktor Jahun przypomina, że kolejna konferencja pokojowa może odbyć się jesienią:
– Mniej więcej w listopadzie, dostosowana do wyborów w USA. Nie wiem, czy Rosjanie tam przyjadą. To już nie nasza sprawa, prawdopodobnie zdecydują o tym Chińczycy. Chcą tam zobaczyć Rosję, więc niech ich zaproszą. Jestem jednak absolutnie przekonany, że nie ma prawdziwego formatu negocjacji, który mógłby cokolwiek rozwiązać.
Mija drugi tydzień, odkąd ukraińska armia rozpoczęła operację na terytorium Rosji. Rosjanom nie udało się wyprzeć ukraińskich sił z obwodu kurskiego, tymczasem ukraińskie siły posuwają się w głąb Rosji. 15 sierpnia głównodowodzący ukraińskiej armii gen. Ołeksandr Syrski powiedział, że Ukraina kontroluje 1150 kilometrów kwadratowych rosyjskiego terytorium z 82 osadami
Złożone w Radzie Najwyższej projekty ustaw przewidują przechodzenie do rezerwy specjalistów, których zastąpienie w gospodarce jest trudne lub niemożliwe.
Projekt ustawy z 11 czerwca proponuje ustanowienie podwyższonej opłaty wojskowej w wysokości 20 400 hrywien miesięcznie za każdą osobę przesuniętą do rezerwy.
Kolejny projekt zakłada, że do rezerwy trafialiby pracownicy z oficjalnym wynagrodzeniem przekraczającym 36 000 hrywien.
Trzeci projekt łączy obie wspomniane propozycje: możliwość przejścia do rezerwy w przypadku pobierania przez pracownika pensji w wysokości 36 336 hrywien lub 20 400 hrywien opłaty uwalniającej od służby wojskowej indywidualnych przedsiębiorców. Jeśli chodzi o przenoszenie do rezerwy prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, to taka osoba musiałaby zostać zarejestrowana nie później niż 6 miesięcy przed wejściem w życie ustawy, a jej dochód przedsiębiorcy musiałby przekraczać 61 000 hrywien.
Jaka byłaby optymalna forma przechodzenia mężczyzn do rezerwy ekonomicznej? I czy takie rozwiązanie jest w ogóle konieczne? Sestry zapytał ekspertów wojskowych i ekonomistów, jak inne kraje funkcjonujące w realiach wojennych równoważą potrzeby biznesu i wojska.
Kwestia równowagi, czyli dwa w jednym
W realiach wojny na dużą skalę potrzebna jest równowaga między potrzebami mobilizacyjnymi a koniecznością utrzymania gospodarki cywilnej. Bo to podatki z gospodarki cywilnej finansują armię i wszystko, co niezbędne do obrony – uważa ekonomista Andrij Nowak. System polegający na możliwości przechodzenia mężczyzn w wieku poborowym do rezerwy ekonomicznej jest jego zdaniem mechanizmem dość skutecznym, ale pod warunkiem, że zasady go regulujące są sprawiedliwe społecznie, a jednocześnie niezbyt uciążliwe dla podmiotów gospodarczych.
– Jeśli te warunki zostaną spełnione, system rezerwy ekonomicznej będzie w stanie spełnić podwójne zadanie: z jednej strony zagwarantuje funkcjonowanie przedsiębiorstw i minimalną liczbę specjalistów niezbędnych w każdym przedsiębiorstwie, z drugiej – zapewni dodatkowe dochody dla budżetu państwa, w szczególności pozwalające zwiększyć wydatki na obronność – uważa Nowak.
Obecnie w Ukrainie istnieje możliwość przenoszenia do rezerwy osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej, które pracują w przedsiębiorstwach wykonujących zadania mobilizacyjne, zaspokajających potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy lub krytycznych dla funkcjonowania gospodarki i kluczowych usług
Rezerwą może zostać objętych maksymalnie 50 procent pracowników przedsiębiorstwa, choć w przypadku uzasadnionej potrzeby firma może objąć nią więcej osób. Energetycy, pracownicy kompleksu wojskowo-przemysłowego oraz sieci łączności elektronicznej i ich infrastruktura mogą być przenoszeni do rezerwy bez ograniczeń. Do czerwca 2024 r. przeniesiono w ten sposób do rezerwy ponad 800 000 osób.
Andrij Nowak zastrzega, że w dalszych dyskusjach na temat ekonomicznych modeli związanych z przenoszeniem do rezerwy należy przestrzegać dwóch kluczowych zasad:
– Pierwszą jest zasada sprawiedliwości społecznej, co oznacza, że nie może być przywilejów związanych z poziomem wynagrodzenia, regionem, lokalizacją przedsiębiorstwa lub rodzajem prowadzonej przez nie działalności. I druga zasada: kwota wymagana w przypadku przeniesienia pracownika do rezerwy ekonomicznej nie powinny być zbyt uciążliwa dla podmiotów gospodarczych, tak by system nie napędzał szarej strefy.
Według Nowaka logiczne byłoby powiązanie opłaty rezerwacyjnej z płacą minimalną. Optymalnie – na poziomie dwóch pensji minimalnych w przypadku krytycznie potrzebnego specjalisty
Równolegle z projektem wprowadzającym system rezerwy gospodarczej parlament opracowuje projekt ustawy o gospodarczej mobilizacji. Chodzi o to, by firma, której nie stać na opłacenie przesunięcia pracownika do rezerwy, mogła w zamian dostarczać towary lub usługi o wartości opłaty rezerwacyjnej.
Ukraińskie Ministerstwo Finansów uważa ideę rezerwacji ekonomicznej za istotną. Niemniej szef tego resortu Serhij Marczenko nie chce spekulować, kiedy taki program mógłby zacząć działać. Według niego Ukraina najbardziej potrzebuje teraz pieniędzy i ludzi zdolnych do obrony kraju.
Jak to robią w Izraelu
Izrael od lat funkcjonuje w stanie ciągłej konfrontacji militarnej o różnej intensywności. Pobór do wojska zapewnia rezerwę kadrową, wyjaśnia Igal Levin, starszy porucznik rezerwy Sił Obronnych Izraela:
– Powoływani są poborowi, czyli nastolatkowie, 18-letni chłopcy i dziewczęta. Służba trwa trzy lata w przypadku mężczyzn i dwa lata w przypadku kobiet. Po niej żołnierze przechodzą do rezerwy. W przypadku eskalacji działań wojennych – dużych wojen, dużych operacji – są mobilizowani, ale na krótki okres, około kilku tygodni, maksymalnie kilku miesięcy.
Oznacza to, że sytuacja taka jak w Ukrainie, że ludzie są mobilizowani na całe lata, w Izraelu się nie zdarza
Nawet teraz, w czasie wielkiej operacji, która toczy się w Strefie Gazy przeciwko Hamasowi, ludzie byli mobilizowani, demobilizowani, potem mobilizowano nowych – i tak dalej. To jest dokładnie to, co robimy, by utrzymać gospodarkę w ruchu.
W Izraelu istnieje możliwość alternatywnej służby, a jej zasady i kryteria są od czasu do czasu zmieniane. Jednak nigdy nie rozważano wprowadzenia mechanizmu rezerwy ekonomicznej, zaznacza Igal Levin:
– Ta kwestia nie była rozważana, ponieważ armia izraelska jest armią nieprofesjonalną. W Izraelu tylko oficerowie i podoficerowie są objęci kontraktami. Wszyscy żołnierze są z poboru lub zmobilizowani. I wszyscy podlegają poborowi – z wyjątkiem na przykład Arabów będących obywatelami Izraela.
Podobnie było do niedawna z ultraortodoksyjnymi żydami. Teraz jednak Izrael wprowadza serię reform, które zmobilizują również ich.
W Izraelu nie można wprowadzić systemu rezerwy ekonomicznej także dlatego, że 18-letni poborowi nie są jeszcze pracownikami. Nie prowadzą jeszcze biznesów, nie pokończyli uniwersytetów, nie mają żadnej wiedzy ani doświadczenia, które przyniosłyby pieniądze państwu. Jeszcze wczoraj żyli na garnuszku swoich rodziców.
Potrzeba sprawiedliwego podejścia
Rezerwa ekonomiczna nie spełnia żadnej funkcji i jest absolutnie niepotrzebna w obecnej sytuacji, mówi Jurij Gudymenko, emerytowany młodszy sierżant Sił Zbrojnych Ukrainy:
– Przede wszystkim to byłoby niesprawiedliwe. Bo w rzeczywistości to jest opowieść o tym, jak możesz wykupić siebie i swoich pracowników z armii. A coś takiego nigdy nie było i nie będzie sprawiedliwe.
Poza tym to, co teraz nazywamy rezerwą gospodarczą, później stanie się siedliskiem korupcji
Gudymenko uważa, że należy zastosować inne podejście: mobilizować i zwalniać z armii więcej osób.
– Co dziwne, w armii jest wielu ludzi z zawodami, których brakuje na tyłach. Dziesięć tysięcy biznesmenów i menedżerów wstąpiło do wojska. I bardzo niesprawiedliwe jest mówienie teraz, że dlatego nie zostało zmobilizowanych dziesięć tysięcy innych menedżerów – więc niech tak już zostanie. Niech ci, którzy sami się zaciągnęli, walczą do końca. Naszym głównym zadaniem jest teraz przetrwanie, a wszystko, co to przetrwanie utrudnia, tylko nas demotywuje. Pokazywanie, że wojna jest tylko dla biednych, jest bardzo szkodliwe.
Możliwość przechodzenia mężczyzn w wieku poborowym do tzw. rezerwy ekonomicznej jest przedmiotem dyskusji w Ukrainie od początku 2024 roku. Jej zwolennicy twierdzą, że pozwoliłaby firmom na efektywne działanie i zaspokajanie potrzeb budżetu państwa. Krytycy podkreślają, że zdolność niektórych do opłacenia się armii stwarza nierówne warunki traktowania obywateli i tylko pogłębi konflikty społeczne
20 czerwca Europejska Komisja przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI) opublikowała swój roczny raport, w którym pochwaliła wysiłki krajów europejskich na rzecz ochrony Ukraińców. Wezwała jednak do zapewnienia odpowiedniej ochrony i wsparcia wszystkim osobom ubiegającym się o azyl, niezależnie od ich pochodzenia etnicznego. Czy Unia Europejska rzeczywiście jest bardziej skłonna do przyjmowania ukraińskich imigrantów niż ludzi z innych krajów? Czy stosunek do Ukraińców się zmienia? Czy ukraińscy mężczyźni w wieku poborowym będą odsyłani do domu? I dlaczego, mimo ogromnej skali przesiedleń, UE nie uważa ukraińskich imigrantów za problem? O odpowiedzi na te pytania poprosiliśmy ekspertów: historyka, prawnika i eksperta ds. migracji.
Unia nigdy nie nazywała tego kryzysem
Z punktu widzenia mieszkańców UE sytuacja po wybuchu wojny na pełną skalę miała zupełnie inny wymiar niż kryzys migracyjny z 2015 r., ponieważ nie chodziło już o kraje afrykańskie czy bliskowschodnie, ale o bliskich sąsiadów, obywateli kraju, który miał status stowarzyszonego z UE i wyraźnie deklarował zamiar integracji z Unią Europejską, wyjaśnia historyk i politolog Łukasz Adamski. Dwa główne czynniki, jak mówi, to ogromne współczucie ze strony Europejczyków, w szczególności Polaków, oraz chęć niesienia pomocy:
Ten ruch migracyjny był z Europy do Europy, bliskość kulturowa była tu bardzo ważna. Istotny był też brak czysto geograficznych barier
Wielu Ukraińców wyjechało do Polski, Słowacji i Węgier – krajów graniczących z Ukrainą. W przypadku poprzednich kryzysów migracyjnych zawsze istniała fizyczna bariera: Morze Śródziemne. Turcja była swego rodzaju buforem, państwem należącym do NATO, które oddzielało Europę od krajów pogrążonych w wojnach, krajów, z których przybywali uchodźcy.
Kiedy Ukraińcy masowo uciekali do UE po rozpoczęciu przez Rosję inwazji, żaden z unijnych nie uważał tego za kryzys, uważa Baszak Jawchan, szef badań w Migration Policy Group w Brukseli:
– Może być ku temu wiele powodów. Polityczne: aktywne zaangażowanie UE w konflikt ze względu na zagrożenie ze strony Rosji. Społeczne: postrzeganie podobieństw kulturowych ukraińskich uchodźców. Organizacyjne: natychmiastowe budowanie potencjału i sieci solidarności w celu lepszego zakwaterowania uchodźców po ich przybyciu. Dyskurs kryzysu pojawia się wtedy, gdy mamy do czynienia z kryzysem zarządzania.
Reakcja krajów, które przyjęły Ukraińców, pokazała również, do czego zdolna jest UE, gdy tego chce. Miało to również wpływ na promowanie polityki integracyjnej w krajach przyjmujących, zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej. Chociaż kraje te wcześniej były bardzo niechętne przyjmowaniu innych uchodźców, okazały się gościnne dla uchodźców z Ukrainy. To godne pochwały, ale oczywiście wiąże się z pewną obawą. Bo jeśli taka polityka dotyczy tylko niektórych grup, jest to sprzeczne z zasadą równości i tworzy podwójne standardy.
Fascynacja Ukraińcami powoli słabnie
Natychmiast po rozpoczęciu przez Rosję w lutym 2022 r. Komisja Europejska wprowadziła tymczasową ochronę dla Ukraińców, unikalny mechanizm prawny, który zapewnia im prawo do pobytu i pracy, usługi socjalne i swobodę przemieszczania się w UE. Po raz pierwszy Europejczycy otworzyli ten mechanizm dla Ukraińców i był to bardzo dobry pomysł – mówi Ołeksij Skorbacz, prawnik ds. migracji i oficer Sił Zbrojnych Ukrainy:
– Jeśli mówimy o statusie uchodźcy lub ochronie uzupełniającej w Europie, to są to elementy ochrony indywidualnej. Oznacza to, że dana osoba przyjeżdża indywidualnie, sprawdzane są jej dokumenty i historia. Taka osoba musi udowodnić urzędnikom z kraju, do którego przybyła, że jest w swej ojczyźnie prześladowana w lub że grozi jej tam niebezpieczeństwo. To bardzo długa i trudna procedura.
Wszystko to jest zbędne w przypadku ochrony tymczasowej. Obiektywna sytuacja w kraju, z którego dana osoba wyjechała, sama w sobie jest dowodem na grożące jej niebezpieczeństwo. Co ważne, tymczasowa ochrona jest przyznawana masowo, bez konieczności udowadniania indywidualnego zagrożenia. Eliminuje to wiele formalności, co jest o tyle istotne, że w przypadku globalnych kataklizmów czy okupacji ludzie nie są w stanie zgromadzić niezbędnych dokumentów – często nie mają ze sobą nawet podstawowych rzeczy. Ten mechanizm jest ogromną wartością i prawdziwym znakiem demokracji, ponieważ jest przeznaczony dla dużej liczby osób zmuszonych do ucieczki przed obiektywnymi zagrożeniami.
Azyl tymczasowy ma jednak swoją specyfikę – przede wszystkim nie zapewnia dalszej legalizacji w kraju przyjmującym.
Jednocześnie UE jest zainteresowana jak najskuteczniejszą integracją Ukraińców. Tutaj również istnieje różnica między postrzeganiem obywateli Ukrainy i osób z innych krajów, mówi Baszak Jawczan:
– Ukraińcy są uważani za bardziej zintegrowanych, bardziej wspierających politykę integracyjną wobec nich i ogólnie – bardziej wspierających. Ich relacje ze społecznością przyjmującą są postrzegane jako lepsze niż uchodźców z krajów spoza Europy
Jednak nie chodzi tylko o samych Ukraińców. Jawczan ujawnia interesujące wnioski ze swoich badań:
– Im skuteczniejsza jest lokalna polityka integracyjna, tym przychylniej ludzie odnoszą się do uchodźców w swoich społecznościach. Skuteczne mechanizmy reagowania na problemy uchodźców tworzą więc lepsze nastawienie do nich w ogóle.
Na początku wojny na pełną skalę pojawiła się ogromna fala solidarności z Ukrainą, którą można nawet nazwać ukrainofilią, zaznacza Łukasz Adamski. Wszyscy współczuli, wszyscy chcieli pomagać. Teraz panuje zrozumienie, że ci ludzie zostali zmuszeni do opuszczenia Ukrainy z powodu zbrodniczej wojny Putina i że musimy pomóc. Jednak im dłużej trwa wojna i im dłużej Ukraińcy przebywają za granicą, tym więcej pojawia się codziennych problemów:
– Na przykład zwykli Polacy (i jest to odnotowywane w różnych badaniach opinii publicznej), często mówią, że brakuje im wdzięczności ze strony Ukraińców i nie podoba im się postawa: „powinieneś coś dla nas zrobić, musisz nam coś dać”. Trudno mi ocenić, czy te twierdzenia są uzasadnione, ale taka uogólniona opinia jest widoczna w badaniach socjologicznych.
Prawo Ukrainy i prawo międzynarodowe
Jednocześnie Adamski jest przekonany, że zarówno Unia, jak Polska w szczególności, mają zasoby i chęci, by pomóc Ukraińcom, jeśli wskutek pogorszenia się poziomu bezpieczeństwa lub sytuacji energetycznej w Ukrainie do krajów UE napłynie nowa fala migrantów z Ukrainy:
– Staram się nie być przesadnym optymistą, ale myślę, że tutaj jest chęć pomocy. Po pierwsze, wszyscy rozumiemy, że nawet jeśli to będzie milion, dwa czy trzy miliony Ukraińców, zarówno Unia, jak Polska mogą sobie z tym poradzić. Wierzymy również, że państwo ukraińskie przetrwa nawet w trudnych warunkach, a ludność ukraińska będzie w stanie przetrwać zimę.
Powiedziałbym nawet, że Ukraińcy są idealnymi migrantami i nie stanowią zagrożenia
Zdaniem Adamskiego taka sytuacja byłaby zagrożeniem przede wszystkim dla Ukrainy, gdyż nowa fala migracji mogłaby osłabić wewnętrzną jej odporność i zwiększyć problemy w kraju. W końcu ktoś musi pracować, by armia mogła walczyć.
Ukraina od miesięcy wzywa kraje unijne do rozważenia sposobów, dzięki którym można by sprowadzić ukraińskich mężczyzn z powrotem do domu. Pod koniec czerwca w wywiadzie dla Radia Swoboda ukraiński minister spraw wewnętrznych Ihor Kłymenko powiedział, że trwają konsultacje w sprawie tych, którzy wyjechali nielegalnie.
Ołeksij Skorbacz zaznacza, że owszem – Ukraina może skierować apele i propozycje do Unii Europejskiej, argumentując, że brakuje jej ludzi. Istnieje też jednak prawo międzynarodowe, które zabrania odsyłania ludzi do krajów, w których mogliby się znaleźć w niebezpieczeństwie.
– Mężczyźni w wieku poborowym mają konstytucyjny obowiązek obrony kraju, ale jest to obowiązek wobec Ukrainy – mówi ekspert. – Jeśli chodzi o inne państwo, pojawia się pytanie, dlaczego miałoby ono decydować za nich, w jaki sposób powinni wypełniać swój konstytucyjny obowiązek wobec Ukrainy.
Istnieje zasada, że nie musisz zapewniać ochrony od samego początku. Ale jeśli już ją zapewniłeś, anulowanie jej może być znacznie większym problemem
Wszyscy ci ludzie, kiedy otrzymali tymczasową ochronę, otrzymali ją właśnie dlatego, że w naszym kraju istnieje niebezpieczeństwo. Pytanie brzmi, jak rozwiązać ten problem, jeśli niebezpieczeństwo nie ustało.
Zdjęcia: Shutterstock
Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała jeden z największych kryzysów humanitarnych w Europie od czasów II wojny światowej. Masowy napływ ludności spowodował ogromne obciążenie gospodarek i systemów opieki socjalnej krajów europejskich. Jednak migracja Ukraińców różni się od migracji z innych krajów do Europy
Od początku inwazji na pełną skalę Rosja zniszczyła w Ukrainie 214 placówek medycznych, a uszkodziła ponad 1600. Podczas zmasowanego ataku rakietowego na Kijów 8 lipca Rosjanie zniszczyli największy w Ukrainie szpital dziecięcy „Ochmatdit”. Jak odbudować zniszczone obiekty? Dlaczego Rosja celuje w ukraińskie szpitale? Jak duże szkody Rosjanie już wyrządzili w infrastrukturze cywilnej – i jak ją chronić? Rozmawiamy o tym z prof. Ołeksandrem Sawczenką, ekonomistą.
Kateryna Trifonenko: Ukraińcy są wstrząśnięci barbarzyńskim rosyjskim ostrzałem szpitala dziecięcego „Ochmatdit”. Jego budowa trwała bardzo długo, był wyposażony w unikalny sprzęt. Co teraz robić? Jak go odbudować?
Ołeksandr Sawczenko: Oczywiście, szpital wymaga odbudowy, zresztą nie tylko ten. Tego samego dnia Rosjanie uderzyli też w inny szpital [centrum medyczne ISIDA – red.]. To komunikat od Putina zarówno dla NATO, jak dla Ukrainy, że nie ma żadnych skrupułów i może uderzyć w dowolny cel, nawet w dzieci. Nawiasem mówiąc, sprawdziłem: przywódca Kremla niszczył przede wszystkim nawet nie obiekty infrastrukturalne, ale przedszkola, szkoły, uniwersytety i szpitale. Więc on ma to – wie pani – pragnienie śmierci. Lubi wszystko, co martwe, a młodość, dzieciństwo – wręcz przeciwnie, bo to celebracja życia. On próbuje zniszczyć życie.
W zeszłym roku dokonałem obliczeń, że jeśli wojna potrwa trzy lata, a intensywność destrukcji będzie taka sama jak teraz, Putin zniszczy około czterdziestu procent infrastruktury społecznej Ukrainy. W takich warunkach kraj nie będzie w stanie istnieć
Dlatego jeśli wojna ma trwać przez długi czas, jedynym sposobem na przetrwanie jest odbudowanie zniszczonej infrastruktury społecznej i medycznej bez czekania na jej zakończenie. To jedyna szansa, ponieważ Putin prowadzi wojnę na dwóch frontach. Pierwszy to wojna przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy, drugi to wojna przeciwko ludności cywilnej i infrastrukturze cywilnej. I na drugim tym drugim froncie wygrywa. Będzie robił to, co robi, dopóki nie zostanie powstrzymany. Dlatego gdziekolwiek i kiedykolwiek to możliwe, trzeba odbudowywać wszystko, co się da.
Przy okazji chciałbym powiedzieć, że nasza szkoła biznesu również została uszkodzona przez rosyjską rakietę, ale w ciągu sześciu miesięcy ją odbudowaliśmy i już funkcjonuje, tworząc wartość dodaną na przekór agresorowi.
Wiem, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić – ale w przypadku szpitala „Ochmatdit” i centrum ISIDA uważam, że zachodni partnerzy powinni nam pomóc, przeznaczając na nie ukierunkowane fundusze. I to nie tylko pieniądze, ale także sprzęt medyczny, którego brakuje. Niestety wielu ludziom, którzy tam zginęli, lekarzom i pacjentom, życia nie przywrócimy.
W ciągu ponad dwóch lat wojny Rosja zniszczyła i uszkodziła łącznie prawie 1800 placówek medycznych. Jak Ukraina może chronić te obiekty?
Na dwa sposoby. Pierwszym są systemy obrony powietrznej. Niestety nawet najlepsze systemy nadal przepuszczają 10-15% wrogich pocisków lub rakiet. Bo nie ma 100-procentowej gwarancji: 85-90% to najlepsza skuteczność tych systemów. Chociaż, oczywiście, im więcej ich mamy, tym lepiej.
Drugim sposobem jest zniszczenie systemów, z których i dzięki którym uderza wróg. To lotniska wojskowe, wyrzutnie rakiet, instytucje edukacyjne, w których szkolą się piloci-zabójcy, koszary. To wszystko są rzeczy, w które Zachód z braku odwagi wciąż nie chce pozwolić nam uderzać. Tyle że my musimy zniszczyć wszystkie rosyjskie obiekty wojskowe przynajmniej w odległości 300 kilometrów od frontu. Natomiast jeśli chcemy całkowicie pozbyć się infrastruktury wojennej wroga, powinniśmy mówić o tysiącu kilometrów. Ich pociski mogą pokonać dystans tysiąca kilometrów lub więcej, więc musimy zniszczyć tę broń, fabryki, wyrzutnie, lotniska, samoloty. To znacznie skuteczniejszy i szybszy sposób zakończenia wojny. Uważam nawet, że jedyny.
Rosyjska logistyka jest wykorzystywana do ataków na nasze siły zbrojne i na ludność cywilną. Kiedy zniszczymy ich logistykę i nie będą mieli czym strzelać, wojna się zakończy, a Putin rozpocznie negocjacje na warunkach korzystnych dla Ukrainy
Szczyt NATO dobiegł końca. Teraz wszyscy czekamy na rakiety i zgodę naszych partnerów na uderzanie w cele wojskowe na terytorium Rosji. I nie powinno to być 50-60 kilometrów, ale od 300 kilometrów, a nawet dalej.
Jakie kroki możemy jeszcze podjąć, by lepiej się chronić? Mówi się na przykład o przeniesieniu części infrastruktury społecznej, w tym szkół i częściowo szpitali, pod ziemię. Na ile jest to realistyczne i racjonalne?
Musimy być realistami, a przeniesienie całej naszej infrastruktury medycznej i edukacyjnej, przedszkoli, szkół, szpitali pod ziemię jest nierealne. To zajęłoby jakieś 10-15 lat. Nie wierzę, że wojna potrwa tak długo. Musimy wykorzystać to, co mamy. Każdy, kto może, schodzi do piwnicy. Tam, gdzie są ciężko chorzy ludzie, którzy nie mogą zejść, oczywiście istnieje ryzyko. Ale instytucje edukacyjne mogą działać w ten sposób. Moje dziecko chce iść do przedszkola, a tam jest piwnica z potężnym schronem. Wystarczy syrena i dzieci tam schodzą, bawią się, śpią, jedzą. Trzeba z tego korzystać. Nawet jeśli nie jest to w 100 procentach skuteczne, to daje ochronę i może uratować wiele istnień.
Naszą najlepszą odpowiedzią jest wywarcie presji na Zachód, by odebrał Putinowi licencję na bezkarne zabijanie cywilów z terytorium własnego kraju. Bo na swoim terytorium Rosjanie czują się jak „w domku”, skoro nie można w nich tam uderzyć. W historii wojen nigdy nie było sytuacji, w której jedna strona nie mogła odpowiedzieć drugiej adekwatną bronią. Nasze drony same nie rozwiążą tego problemu.
Kiedy Izrael przeprowadził operację w Strefie Gazy, cały świat potępił atak na szpital, wezwał Tel Awiw do zaprzestania działań, przez wiele krajów przetoczyły się masowe protesty, a nawet pojawiły się głosy wzywające do wykluczenia Izraela z ONZ. Dlaczego nie widzimy takiego samego potępienia Rosji po atakach na ukraińskie szpitale?
Niestety protesty w obronie naszego kraju nie osiągnęły jeszcze globalnego poziomu, a powinny. Musimy z tym pracować. I teraz mamy taką możliwość, ponieważ wszyscy zrozumieli bestialstwo Putina i zagrożenie, jakie stwarza.
Teraz jest okazja, by na przykład czołowe amerykańskie uniwersytety podpisały petycje nie wzywające do zrozumienia kremlowskiego dyktatora, ale do powstrzymania go przez jak najszybsze dostarczenie Ukrainie najnowocześniejszej broni
To, co stało się w związku z wydarzeniami w Gazie, bazuje na antysemityzmie. Niestety takie ruchy istnieją wszędzie i słabo sobie z nimi radzono. Te idee [które głoszą ludzie potępiający Izrael – red.] są przechwytywane przez wspomniane uniwersytety, ponieważ uniwersytety zasadniczo są organizacjami protestu. Tam zawsze protestują – zarówno profesorowie, jak studenci.
Po drugie, te protesty były dobrze finansowane – zarówno przez Rosję, jak Iran. I to jest przykład dla nas, byśmy zaczęli pracować i organizować podobne ruchy przeciwko rasizmowi i Putinowi.
Czy Pana zdaniem takie brutalne rosyjskie ataki, jak atak na szpital „Ochmatdit”, wpływają na gotowość społeczności międzynarodowej i naszych partnerów do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy, do dostarczenia jej większej ilości broni?
Politycy to bardzo cyniczni ludzie; tak jest we wszystkich krajach. Na polityków wpływają tylko wybory. Musimy więc przekazać wyborcom naszych partnerów fakty i obrazy pokazujące, jak Putin zabija, a także uświadomić metody, którymi można go powstrzymać. Myślę, że to ważne, lecz ukraiński rząd nie robi wystarczająco dużo. Pracuje przede wszystkim z politykami, a my musimy zwrócić się do wyborców, aby zażądali dostarczenia nam broni i funduszy na jak najszybszą odbudowę zniszczonych placówek medycznych.
Jakie kwoty powinniśmy mieć na myśli, gdy mówimy o zniszczonej infrastrukturze medycznej i funduszach na jej odbudowę?
To bardzo trudne do obliczenia. Rok temu w naszej szkole biznesu oszacowaliśmy, że każdy dzień wojny kosztuje Ukrainę około miliarda dolarów. I te nasze obliczenia pokrywają się z szacunkami Banku Światowego. Ten miliard dolarów obejmuje straty wynikające ze spadku naszego PKB, utraty pieniędzy z podatków, których nie zbieramy, zniszczeń i zabitych ludzi – zarówno cywilów, jak żołnierzy. Przy czym kiedy to szacowałem, nie wyodrębniałem opieki zdrowotnej, ale raczej zniszczony potencjał energetyczny i społeczny. Do sektora społecznego zaliczyłem instytucje edukacyjne, kulturalne i mieszkaniowe.
Z tego miliarda dziennie 50 milionów dolarów przypada na niszczone przez Rosjan mieszkania i szpitale
Właśnie takie straty ponosimy. Jeśli spojrzeć na małe miasta i wioski, to tam placówki medyczne są niszczone każdego dnia. Oczywiście są one mniejsze, ale łączne zniszczenia są ogromne. Jeżeli weźmiemy pod uwagę same szpitale, to codziennie tracimy potencjał medyczny wart 10-15 milionów dolarów.
Po tym jak Rosjanie zaatakowali „Ochmatdit”, media zaczęły dyskusję nad tezą, że infrastruktura medyczna jest jednym z niezadeklarowanych celów rosyjskiej armii. Podziela Pan tę opinię?
Ich celem numer jeden jest energia. A energia to także medycyna. Wyobraźmy sobie, że w domu nie ma ciepłej wody – i w ogóle ciepła. To oznacza więcej chorób. Nie działają systemy kanalizacyjne, nie działają systemy oczyszczania ścieków i tworzy się sytuacja epidemiologiczna. Myślę, że Rosjanie mają trzy podstawowe cele: energię, edukację i opiekę zdrowotną. Nietzsche napisał dzieło zatytułowane „Poza dobrem i złem”. Ten genialny filozof przewidział, że na świecie pojawi się rasa ludzi lubiących poniżać, stosować przemoc i zabijać słabszych od siebie. A kto jest słabszy? Dzieci i chorzy. Nietzsche przewidział pojawienie się Hitlera, Stalina i Putina – ludzi czerpiących fizyczną przyjemność z niszczenia słabszych. A skoro taki człowiek rządzi całym krajem, oznacza to, że w tym kraju ma wielu podobnych sobie zwolenników.
Radzę wszystkim wrócić do lektury genialnej książki Nietzschego. Bo naprawdę żyjemy w świecie terrorystycznych dziwolągów, których nadejście on przewidział. Putin jest jednym z nich
Naszą najlepszą odpowiedzią jest wywarcie presji na Zachód, by odebrał Putinowi licencję na bezkarne zabijanie cywilów z terytorium własnego kraju. Bo na swoim terytorium Rosjanie czują się jak „w domku”, skoro nie można w nich tam uderzyć. W historii wojen nigdy nie było sytuacji, w której jedna strona nie mogła odpowiedzieć drugiej adekwatną bronią – mówi ekonomista Ołeksandr Sawczenko
– Jeśli Putin myśli, że może przetrzymać Ukrainę lub kogokolwiek z nas, to się myli. Nasza pomoc przyniosła praktyczne rezultaty, a Ukraina jest w stanie odeprzeć rosyjską agresję. Chcemy jednak mieć pewność, że Ukraina odniesie sukces, że stanie na własnych nogach gospodarczo, militarnie i demokratycznie. Szczyt NATO nam w tym pomoże – oświadczył sekretarz stanu USA Anthony Blinken.
Prezydent Wołodymyr Zełenski został zaproszony na waszyngtoński szczyt, a Biały Dom ogłosił jego spotkanie z amerykańskim prezydentem. Jaka mapa drogowa została przygotowana dla Ukrainy w Waszyngtonie? Czy Kijów otrzyma zaproszenie do NATO w dającej się przewidzieć przyszłości? Jak zmiana przywództwa w NATO może wpłynąć na stosunki z Ukrainą?
Odpowiedzi na te pytania szukaliśmy u ukraińskich, europejskich i amerykańskich ekspertów.
Długoterminowe zobowiązania
Więcej systemów obrony powietrznej, w tym Patriot, oraz podpisanie nowych umów dotyczących bezpieczeństwa – takie są oczekiwania ukraińskiego prezydenta wobec szczytu NATO. Wołodymyr Zełenski jest optymistą w obu kwestiach, zapowiadając zarówno dobre wiadomości na temat obrony powietrznej, jak bardzo poważne umowy: – Będzie porozumienie, które naprawdę wesprze całą naszą architekturę porozumień o bezpieczeństwie. I to właśnie zagwarantuje nam bezpieczeństwo do czasu przystąpienia Ukrainy do NATO. To decyzja nieodwracalna.
Według Petera Dickinsona, członka Atlantic Council, priorytetowe dla Ukrainy na szczycie będą dwie kwestie: większa pomoc wojskowa i bardziej długoterminowe wsparcie systemowe.
– Przywódcy NATO będą dążyli do podjęcia długoterminowych zobowiązań finansowych i wojskowych, aby upewnić się, że Ukraina ma długoterminową perspektywę. Tak aby co sześć miesięcy albo co rok nie trzeba było myśleć o tym, kto co jej zapewni i skąd to będzie pochodzić – uważa ekspert.
W opinii Dickinsona jednym z ważnych rezultatów szczytu może być znaczące systemowe wzmocnienie obrony powietrznej Ukrainy, w tym dostawa myśliwców F-16, francuskich samolotów Mirage, szwedzkich samolotów rozpoznawczych, a także dronów i sprzętu do walki elektronicznej
Na szczycie w Waszyngtonie może dojść do pewnego wzrostu temperatury, jeśli chodzi o zaangażowanie NATO w wojnę z Rosją, ocenia Mathieu Boulegue, pracownik naukowy Chatham House:
– Nie twierdzę, że NATO pójdzie na wojnę przeciwko Rosji, ale może dojść do szerszej formy porozumienia między sojusznikami, żeby przyspieszyć pomoc wojskową albo zwiększyć jej wartość. Być może najważniejsza częścią dyskusji będzie dotyczyła potencjalnej obecności wojsk w Ukrainie. Nie wojsk NATO, ponieważ byłaby to forma wypowiedzenia wojny Kremlowi. Chodzi np. o szkolenia, które mogłoby odbywać się pod auspicjami czołowych państw NATO, choć nie pod flagą bloku. Jeśli chodzi o zaangażowanie NATO w wojnę, myślę, że jest to krok, na który nie jesteśmy jeszcze gotowi.
Szczyt w Waszyngtonie ma wyłonić osobę odpowiedzialną za długoterminową pomoc dla Ukrainy. Według „The Wall Street Journal” ta rola zostanie powierzona wysokiemu rangą urzędnikowi cywilnemu, który będzie podlegał Brukseli i nowemu dowództwu w Wiesbaden. Dowództwo to zostanie utworzone dla koordynowania dostaw uzbrojenia do Ukrainy i szkolenia ukraińskich żołnierzy. Kroki te pomogą NATO lepiej koordynować swoje działania i powinny chronić długoterminową pomoc przed prawicowymi siłami w Europie. A także przed Donaldem Trumpem, jeśli zostanie prezydentem USA.
Ionela Maria Ciolan, pracowniczka naukowa ds. europejskiej polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony w Centrum Studiów Europejskich Wilfrieda Martensa, twierdzi, że być może najważniejszym rezultatem szczytu będzie przyjęcie przez NATO roli koordynatora i dostarczyciela międzynarodowej pomocy.
– Do tej pory rolę koordynatora odgrywała administracja USA za pośrednictwem Grupy Rammstein, będącą grupą kontaktową działającą na rzecz zapewnienia Ukrainie zdolności obronnych. Będziemy świadkami silnego wsparcia politycznego, wojskowego, finansowego i logistycznego dla Ukrainy. Zgodnie z proponowanym planem, NATO będzie koordynować pomoc szkoleniową i sprzętową, ułatwiać logistykę związaną ze sprzętem i wspierać długoterminowy rozwój ukraińskich sił zbrojnych. Kraje NATO muszą uzgodnić ten plan w Waszyngtonie.
To znacząca zmiana w podejściu Sojuszu, ponieważ Węgry wcześniej uniemożliwiały NATO wprowadzenie strukturalnych ram wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy
Z „mostem”, ale bez zaproszenia
Oczekiwanie przez Ukrainę zaproszenia do członkostwa w Sojuszu jest mało realistyczne, ocenia dr Stanisław Żelichowski, politolog i ekspert do spraw międzynarodowych:
– Pierwszym czynnikiem jest wojna Rosji przeciwko Ukrainie. Drugim – niepewność co do przyszłej wewnętrznej sytuacji politycznej w Stanach Zjednoczonych, a co za tym idzie – niepewność w kwestii równowagi sił na arenie międzynarodowej.
Nadal istnieje wiele zmiennych, które uniemożliwiają składanie obietnic Ukrainie
Tymczasem Mathieu Boulegue uważa, że Ukraina powinna jak najszybciej dołączyć do Sojuszu. Zaznacza jednak, że po obu stronach istnieje wiele czynników ograniczających tę akcesję. Po stronie ukraińskiej trwa wojna i nie będzie formalnego członkostwa w NATO, dopóki rosyjski okupant nie zostanie całkowicie usunięty z terytorium Ukrainy. To zajmie dużo czasu, zwłaszcza jeśli mówimy o granicach uznanych przez społeczność międzynarodową, w tym o Krymie.
Po stronie NATO istnieje również ryzyko dla sojuszników związane z tym, że dołączenie Ukrainy może stanowić problem zarówno pod względem odstraszania Rosji, jak operacji wojskowych. Jednocześnie Mathieu Boulegue sugeruje, że szczyt w Waszyngtonie może przynieść pewne postępy:
– Wciąż jest dużo niepewności wokół tej kwestii. Ale to nie znaczy, że nie może istnieć ścieżka w postaci planu działania na rzecz członkostwa. Albo w postaci rozszerzonego planu, który dałby Ukrainie możliwość uzyskania większej interoperacyjności z NATO bez nazywania tego członkostwem. I bez członkostwa można mieć jakąś formę porozumienia, umowy ramowej czy jakkolwiek to nazwać, między krajami NATO a Ukrainą, która mogłaby być przedmiotem dyskusji.
To, w jaki sposób perspektywa przystąpienia Ukrainy do NATO zostanie sformułowana w deklaracji końcowej, jest jedną z zasadniczych tematów zbliżającego się spotkania w Waszyngtonie. Przedstawiciele administracji Bidena nie wierzą, że określenie „nieodwracalne” w odniesieniu do perspektyw przystąpienia Ukrainy do NATO zostanie poparte przez cały Sojusz. W Waszyngtonie mówią więc o „moście” do członkostwa Kijowa w NATO – i chcieliby o nim wspomnieć w deklaracji. W praktyce może jednak skończyć się na stwierdzeniu o „otwartych drzwiach”, tyle że jemu brakuje treści. Jest wiele głosów sprzeciwu wobec akcesji Ukrainy wśród kluczowych członków NATO. Peter Dickinson sądzi, że dotyczy to zwłaszcza Amerykanów:
– Joe Biden bardzo otwarcie powiedział w wywiadzie dla magazynu „Time”, że nie popiera idei Ukrainy w NATO. Popiera współpracę między NATO a Ukrainą, ale nie jest zwolennikiem członkostwa Kijowa. Niemcy też są od lat sceptyczni w tej kwestii i nadal tacy pozostają.
Szczerze mówiąc, myślę, że bardzo trudno uzyskać zaproszenie do NATO, gdy trwa wojna z Rosją. I będzie to trudne nawet po wojnie
Przyszłość Ukrainy jest w Sojuszu Północnoatlantyckim, to oczywiste. Tak uważa Ionela Maria Ciolan. Wszystkie decyzje polityczne podjęte na ostatnich szczytach NATO wskazują na zwiększoną integrację, interoperacyjność i współpracę między politycznymi i wojskowymi przywódcami Ukrainy i państw członkowskich Paktu. W szczególności w Waszyngtonie możemy spodziewać się wzmocnienia Rady NATO – Ukraina, która jest formatem zajmującym się współpracą polityczną, a także synchronizacją wojskową i dostosowaniem ukraińskich sił zbrojnych do standardów NATO. Dlatego według eksperta z Centrum Studiów Europejskich Wilfrieda Martensa Ukraina stanie się członkiem NATO w dającej się przewidzieć przyszłości, choć daty tego wydarzenia jeszcze nie znamy:
– Z jednej strony negocjacje w sprawie członkostwa nie mogą rozpocząć się przed zakończeniem wojny, ponieważ państwom członkowskim brakuje woli politycznej do podjęcia działań, które mogłyby zostać odebrane przez Rosję jako eskalacja konfliktu. Z drugiej strony w dyskusji będzie trzeba poruszyć delikatną kwestię tego, jak zintegrować ukraińskie terytoria z NATO. Tutaj jedną z opcji może być zachodnioniemiecki model integracji z Sojuszem.
Nowy sekretarz generalny
26 czerwca były premier Holandii Mark Rutte został nowym sekretarzem generalnym NATO . Jak podkreśla Stanisław Żelichowski, kandydatura Holendra, biorąc pod uwagę jego 14-letnie doświadczenie na najwyższych stanowiskach, a także konsekwentne wspieranie Ukrainy, została pozytywnie przyjęta w większości krajów NATO:
– Rutte szybko zyskał poparcie tak ważnych krajów NATO, jak Stany Zjednoczone, Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Jest też popierany przez kraje G7. Kolejnym jego ważnym atutem jest to, że ma dobre relacje z Donaldem Trumpem i wydaje się, że jest w stanie z nim rozmawiać. To dla nas dobre.
Już jako premier Holandii Rutte był zdecydowanym stronnikiem Ukrainy. Tyle że stojąc na czele NATO będzie musiał reprezentować wszystkie 32 kraje Sojuszu, zauważa Ionela Maria Ciolan:
– Przed nim trudna i wymagająca droga, ponieważ będzie musiał stawić czoło wzrostowi skrajnie prawicowych, antyukraińskich narracji, a także możliwości pojawienia się silniejszych prorosyjskich głosów w przywództwie niektórych krajów NATO oraz implikacjom, jakie ewentualna druga kadencja Trumpa będzie miała dla przyszłości NATO i wsparcia Sojuszu dla Ukrainy.
Rutte będzie musiał być doskonałym negocjatorem, aby zjednoczyć wszystkie te rozbieżne głosy wokół wspólnego celu, jakim jest Ukraina w NATO
Kadencja Rutte’ego rozpocznie się wraz z wygaszeniem mandatu jego poprzednika, Jensa Stoltenberga, 1 października 2024 roku.
Wyzwania i zagrożenia
Mark Rutte jest silną i bardzo przyjazną Ukrainie postacią. Każdy nowy przywódca NATO będzie miał silne proukraińskie stanowisko, bo w zasadzie nie ma scenariusza, w którym Sojusz wspierałby Ukrainę w mniejszym stopniu – zaznacza Peter Dickinson, członek Rady Atlantyckiej:
– Liderzy NATO rozumieją, że bezpieczeństwo w Europie jest nierozerwalnie związane z bezpieczeństwem Ukrainy. Jeżeli Ukraina nie jest bezpieczna, Europa nie może być bezpieczna.
Przywódcy NATO rozumieją, że dopóki Ukraina jest w niebezpieczeństwie, będzie celem rosyjskiej agresji. Nawet jeśli obecna wojna zostanie w jakiś sposób zatrzymana lub zamrożona, zagrożenie pozostanie
Jak podkreśla Mathieu Boulegue, od czasu inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku sytuacja bezpieczeństwa w Europie zmieniła się dramatycznie. Rosja nie jest już postrzegana jako wyzwanie – ale jako zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego i bezpieczeństwa NATO. I to głównie z tego powodu do Sojuszu dołączyły Szwecja i Finlandia, co dowodzi, że NATO powinno odstraszać Kreml:
– Sądzę, że wśród krajów NATO panuje przytłaczająca zgoda co do dalszych działań przeciwko Rosji. Jednak zawsze znajdzie się kilku opieszałych i kilka krajów, które odmawiają dostrzeżenia rzeczywistości. Na przykład Węgry Orbana, który, o ile mi wiadomo, jest zagranicznym agentem Kremla i pożytecznym idiotą Moskwy. Turcja również odgrywa interesującą rolę, jeśli chodzi o Rosję, będąc w dość dziwnym położeniu. Z jednej strony postrzega Rosję jako zagrożenie, ale jednocześnie współpracuje z Kremlem dla zapewnienia bezpieczeństwa w regionie, zwłaszcza na Morzu Czarnym i poza nim. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, zdecydowana większość rozumie, że Kreml jest zagrożeniem.
Co powinniśmy z tym zrobić? Trzeba zorganizować dyskusję na temat tego, w jaki sposób możemy wywrzeć większą presję na Rosję. Tyle że to powolna, długoterminowa praca, nad którą musimy pracować konsekwentnie, spójnie i zjednoczeni. Uważam, że poczyniliśmy znaczne postępy na drodze odstraszania. Pozostaje tylko kwestia utrzymania presji.
W dniach 9-11 lipca w Waszyngtonie odbędzie się jubileuszowy szczyt NATO z okazji 75. rocznicy powstania Sojuszu. Będzie mowa o wzmocnieniu wsparcia dla Ukrainy, lecz pełne członkostwo nie jest brane pod uwagę. Administracja Bidena stoi na stanowisku, że Ukraina musi najpierw wygrać wojnę
Firmy rekrutacyjne współpracują bezpośrednio z jednostkami wojskowymi, więc teoretycznie kandydaci mogą wybrać zarówno stanowisko, jak miejsce służby. W praktyce jednak, jak twierdzą nasi rozmówcy, nie wszystko idzie gładko.
System rekrutacji jest stosowany w armiach na całym świecie, jednak w ukraińskich realiach – w kontekście wojny na pełną skalę z Rosją – oczywiste jest, że rekrutacja nie może być alternatywą dla mobilizacji, a jedynie jednym ze sposobów uzupełnienia szeregów armii.
140 wakatów miesięcznie
Główną różnicą między rekrutacją a powszechną mobilizacją jest możliwość wyboru, ocenia Olha Bandriwska, szefowa rekrutacji wojskowej w Lobby X:
– To nie tylko zaszczytna i bardzo szanowana służba, jeśli chodzi o obronę kraju, ale także praca, która wiąże się ze znajdywaniem kandydatów spełniających określone kryteria dotyczące wakatu: wymaganym poziomem wiedzy, doświadczenia, wykształcenia, sprawności fizycznej. Rekrutacja pokazuje, że służbę wojskową można ucywilizować, można ją wybrać samodzielnie, jak pracę w cywilu.
Można wybrać zespół, z którym chce się pracować, dowódcę, któremu można zaufać, i stanowisko, które odpowiada naszym preferencjom i umiejętnościom
Rekruterzy powinni wspierać cały proces: od aplikacji do powołania na odpowiednie stanowisko w armii. Centra rekrutacyjne nie są powiązane z wojskową komisją rekrutacyjną i selekcyjną. Są obsługiwane przez osoby cywilne i nie wysyłają wezwań.
Bandriwska podkreśla, że obecnie największą popularnością cieszą się wakaty na stanowiskach bojowych. Według niej brakuje operatorów dronów, mechaników, inżynierów, kierowców i strzelców:
– Średnio zapełniamy 120-140 wakatów miesięcznie.
Aby zmobilizować się online, należy wysłać swoje CV na wybrany wakat. Jeśli rekrut jest zainteresowany, przechodzi rozmowę kwalifikacyjną i inne procedury, w zależności od specyfiki jednostki. Następnie może dołączyć lub odmówić dołączenia do wojska. Aby rozpocząć służbę, dowódca jednostki musi wydać oświadczenie, z którym należy zgłosić się do TCK [Terytorialnego Centrum Rekrutacji – red.]. Następnie, jak wszyscy inni, trzeba przejść wojskowe badania lekarskie i szkolenie w centrum szkoleniowym.
Inną opcją jest zgłoszenie się do centrum rekrutacyjnego, których jest ponad 20 w różnych miastach Ukrainy.
Pułapki
– Od samego początku chciałem mieć możliwość wyboru, gdzie się udać i co robić – mówi Ołeksandr, który wstąpił do armii za pośrednictwem platformy internetowej. – Zrozumiałem, że muszę na chwilę odłożyć wszystkie swoje plany i rozwiązać jeden globalny problem, a dopiero potem wrócić do życia. Jeśli nie zrobisz tego teraz, są dwa scenariusze: albo TCK zrobi wszystko za ciebie, albo, co gorsza, zrobią to nasi sąsiedzi. Znalazłem interesujące stanowisko w jednej z brygad i skontaktowałem się z nią. Dość szybko otrzymałem informację zwrotną. Swoją drogą byli to kompetentni ludzie, bo zagłębili się w temat i faktycznie przeczytali to, co napisałem w CV.
Na początku im nie spasowałem. Jednak tydzień lub dwa później zadzwonili do mnie i powiedzieli, że zapoznali się z moim przypadkiem bardziej szczegółowo i chcą zaoferować mi inne stanowisko
Ołeksandr przeszedł wszystkie procedury i już spodziewał się rozpocząć służbę w wybranej jednostce, lecz… nie trafił tam do dziś:
– Nie mogę powiedzieć, że ten system działa do końca prawidłowo, bo od prawie czterech miesięcy nie jestem w brygadzie, w której miałem być. Została przeniesiona do innej części sił zbrojnych i dlatego są duże problemy z przeniesieniem mnie. Wciąż czekam na rozkaz.
Inny nasz rozmówca, Serhij, mówi, że odpowiadający mu wakat znalazł dość szybko, sprawnie przeszedł też wszystkie rozmowy kwalifikacyjne. Problemy pojawiły się na etapie TCK:
– Powiedziano mi, że nie dostanę stanowiska, na które już się zgodziłem, i zaproponowano zupełnie inne. Ponownie zwróciłem się do mojego zespołu [rekrutacyjnego – red.], a oni powiedzieli, że sami się tym zajmą. Na razie więc nie jestem ani tu, ani tam. Czekam.
Faktem jest, że dobrowolna rekrutacja praktycznie nie jest regulowana na poziomie legislacyjnym, zaznacza Dmitry Efremenko, prawnik w międzynarodowej firmie Quantum Attorneys:
– Szczerze mówiąc, jestem zdezorientowany co do tego, jak te kwestie są regulowane w Ukrainie. Wojskowi menedżerowie HR kierują się prawem pracy i wewnętrznym zakresem obowiązków. Ale jeśli chodzi o rekrutację wojskową, nieuchronnie dochodzimy do ustawy o mobilizacji i uchwał Rady Ministrów nr 487 i 506. Jeśli mówimy o szkoleniu mobilizacyjnym w specjalnym okresie, rekrutacja jest regulowana przez te same uchwały. A jeśli mówimy o tym, co ogólnie dzieje się w tym obszarze mobilizacji, to jest tu wiele rzeczy jawnie nielegalnych i niekonstytucyjnych.
Olha Bandriwska uważa, że główny problem z ośrodkami rekrutacji polega na tym, iż TCK mogły ignorować ich relacje z jednostkami wojskowymi. I nie było żadnych dźwigni wpływu na TCK – ani prawnych, ani legislacyjnych:
– Pod koniec lutego Sztab Generalny wydał nową dyrektywę, która zobowiązuje TCK do przestrzegania obowiązkowych wymogów jednostek wojskowych dotyczących listów polecających. Oznacza to, że jeśli kandydat przeszedł procedurę rekrutacyjną, otrzymał list polecający od jednostki wojskowej i przychodzi do TCK z tym listem, TCK ma obowiązek wysłać go do tej jednostki. Dzięki Bogu, zmierzamy ku cywilizacji.
Teraz, jeśli są problemy, kandydaci zwracają się do nas, a my je rozwiązujemy bezpośrednio przez Sztab Generalny
Jak to robią Amerykanie...
Amerykański system rekrutacji wojskowej działa od ponad pół wieku. Po zakończeniu wojny w Wietnamie Stany Zjednoczone przeszły na armię zawodową i zlikwidowały pobór, choć teoretycznie można go przywrócić w wyjątkowych okolicznościach. Proces selekcji odbywa się w kilku etapach, mówi wojskowy rekruter David Eustice:
– Każda gałąź sił zbrojnych ma inne wymagania dotyczące sprawności fizycznej i pozostałych umiejętności. W przypadku marynarki wojennej, sił powietrznych i piechoty morskiej wymagania te są nieco zróżnicowane. Ogólnie wiek rekrutów wynosi od 17 do 25 lat, chociaż teoretycznie do wojska można wstąpić nawet w wieku 40 lat. Istnieją wyraźne wymagania fizyczne i medyczne. Jeśli kandydat nie ma poważnych chorób przewlekłych, może przejść tę selekcję. Aby ocenić umiejętności danej osoby, przeprowadzany jest specjalny test o nazwie ASVAB (Armed Services Vocational Aptitude Battery). Zwykle minimalny wynik w ASVAB wynosi 31 punktów, ale w przypadku sił powietrznych trzeba uzyskać wynik dwukrotnie wyższy.
Obywatele, którzy służyli w wojsku, mają pewne bonusy w przyszłości, np. świadczenia na edukację po ukończeniu służby. Doświadczenie wojskowe jest często postrzegane jako zaleta przy ubieganiu się o pracę
Mieszkania i opieka zdrowotna są częścią pakietu socjalnego. Według Eustice'a w ostatnich latach armia amerykańska otworzyła znacznie więcej możliwości służby na różnych stanowiskach we wszystkich typach wojsk – dla kobiet. Obecnie stanowią one około 20 procent armii.
... a jak Europejczycy
Siły zbrojne większości krajów europejskich, w tym Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Polski, rekrutują za pośrednictwem platform internetowych lub specjalnych ośrodków. Mechanizm jest generalnie podobny: widełki wieku to średnio 17-40 lat, wykształcenie średnie i odpowiednia sprawność fizyczna.
Wiosną Niemcy zaczęły mówić o możliwym powrocie do obowiązkowego poboru. Benjamin Bardos, ekspert wojskowy w Warsaw Institute, zauważa, że w kontekście inwazji Rosji na Ukrainę Europejczycy zrewidowali swoje podejście do bezpieczeństwa i obrony oraz zwiększyli wydatki wojskowe. Według niego w Europie Zachodniej dzieje się to wolniej, ale armie dużych państw Europy Wschodniej, takich jak Polska, podejmują znaczące wysiłki na rzecz uzbrojenia i modernizacji.
W 2022 roku do polskiej armii wstąpiło prawie 14 000 żołnierzy, najwięcej od czasu zniesienia obowiązkowego poboru w 2008 roku
– Popularność służby wojskowej jest zróżnicowana w Europie – mówi Bardos. – Podczas gdy kraje takie jak Polska zamierzają znacznie zwiększyć liczbę żołnierzy, kraje Europy Zachodniej, jak Niemcy i Wielka Brytania, doświadczają niedoborów kadrowych na dużą skalę, dotykających prawie wszystkich gałęzi wojska. Ogólnie rzecz biorąc, większość Europejczyków nie postrzega służby wojskowej jako atrakcyjnego zobowiązania.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.
W listopadzie ubiegłego roku ukraińskie ministerstwo obrony uruchomiło program rekrutacyjny dla Sił Zbrojnych Ukrainy i podpisało umowy o współpracy z czterema firmami: Lobby X, Work.ua, Robota.ua i OLX Work. Następnie zaczęto otwierać centra rekrutacyjne, których obecnie jest ponad dwa tuziny
Konferencja Odbudowy w Berlinie, szczyt G7 we Włoszech, Globalny Szczyt Pokoju w Szwajcarii – wszędzie w centrum uwagi jest Ukraina. O tym, co udało się osiągnąć na arenie międzynarodowej, o przyszłych wyzwaniach i zagrożeniach dyplomatycznych oraz o pokonaniu Rosji rozmawiamy z Olegiem Szamszurem, ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnym Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2005-2010) i we Francji (2014-2020)
Kateryna Tryfonenko: Czerwiec był intensywnym miesiącem w dyplomacji: berlińska konferencja na temat odbudowy, spotkanie G7, szczyt pokojowy. Na ile produktywne były te wydarzenia dla Ukrainy?
Ołeh Szamszur: Szczyt G7 był zdecydowanie produktywny. Chciałbym podkreślić w dwie sprawy. Po pierwsze, pożyczka dla Ukrainy w wysokości 50 miliardów dolarów. Ważne jest to, że będzie zabezpieczona odsetkami od zamrożonych rosyjskich aktywów. To pierwszy praktyczny krok w kierunku wykorzystania tych środków w interesie Ukrainy, a ostatecznie, mam nadzieję, ich konfiskaty. Drugą sprawą jest to, że członkowie G7 wysłali, jak sądzę, najostrzejsze ostrzeżenie do Chin podczas tej wojny, nazywając je krajem, który ułatwia rosyjską agresję w Ukrainie. I ogłosili zamiar podjęcia działań przeciwko chińskim firmom i instytucjom finansowym, które pomagają Rosji obejść sankcje. Ponadto nakreślono środki mające na celu zaostrzenie sankcji mających zapobiec wykorzystywaniu przez Moskwę jej zasobów energetycznych. To absolutny plus.
Czy globalny szczyt pokojowy spełnił oczekiwania Ukrainy i naszych partnerów?
Miałem minimalne oczekiwania co do jego wyników. I ogólnie rzecz biorąc, ten minimalizm był niestety uzasadniony. Ważne, że udało nam się zgromadzić 92 państwa i 8 organizacji międzynarodowych. I ważne, że niektóre z nich były reprezentowane na najwyższym szczeblu. Istotne jest również to, że nasi partnerzy, tacy jak Francja, Włochy, Wielka Brytania, Niemcy, i szefowie instytucji europejskich wydali absolutnie jasne oświadczenia potępiające Rosję i wspierające Ukrainę. Jednocześnie głównym zadaniem tego forum była współpraca z tzw. globalnym Południem. Według moich obliczeń tylko 24 kraje z Globalnego Południa znalazły się wśród tych, które podpisały komunikat. Wśród tych, którzy go nie podpisali, są ważne kraje, które twierdzą, że są liderami Globalnego Południa, w tym Indie, RPA, Brazylia i wszyscy obecni na konferencji BRICS. Ponadto obecność Meksyku wśród „niesygnatariuszy” była dla mnie bardzo złym sygnałem, tym bardziej że to państwo ma nowego prezydenta.
Mexico City dołączyło do tych, którzy są chłodno nastawieni do naszego kraju i zakończenia wojny na naszych warunkach.
Sam dokument końcowy nosi nazwę: „Wspólny komunikat w sprawie ram na rzecz pokoju”. Jeśli jednak spojrzymy na jego treść, musimy stwierdzić, że nie odpowiada ona temu tytułowi. Owszem, wspomina się w nim o wojnie Rosji przeciwko Ukrainie oraz o tym, że powoduje ona ludzkie cierpienie i zniszczenia. Tekst odnosi się do integralności terytorialnej i innych podstawowych zasad prawa międzynarodowego, ale Zgromadzenie Ogólne ONZ wielokrotnie wypowiadało się w ich obronie w kontekście agresji Rosji na Ukrainę. Jego rezolucje zawierają znacznie jaśniejszy, ostrzejszy język przeciwko Rosji. Nie widzę nic nowego ani rewolucyjnego w komunikacie z konferencji. Nawet tam, gdzie jest mowa o trzech punktach ukraińskiej formuły pokojowej, mamy do czynienia z dość ogólnymi sformułowaniami. Tak więc ten szczyt prawdopodobnie odegrał pewną użyteczną rolę, ale jego wynik wyraźnie nie odpowiada zainwestowanemu weń kapitałowi politycznemu i wysiłkom podjętym przez Ukrainę i jej partnerów.
W przeddzień szczytu prezydent Rosji ogłosił swoje żądania dotyczące rozmów: ukraińskie wojska powinny zostać całkowicie wycofane z obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego w ich granicach administracyjnych, a Kijów powinien oficjalnie zrezygnować z planów przystąpienia do NATO. Jaki był cel tego oświadczenia?
Istnieją dwa możliwe wyjaśnienia. Jednym z nich jest to, że te wypowiedzi są przejawem jego zdenerwowania, braku wiary w swoje umiejętności, które stara się zrekompensować poprzez bycie superagresywnym. Druga opcja, i ja trzymam się tego stanowiska, jest taka, że było to pozdrowienie od Putina dla wszystkich uczestników szczytu. Powiedział: nie obchodzi mnie ten szczyt, nie obchodzą mnie wasze wysiłki, oto moje warunki, na których jestem gotów negocjować. Zasadniczo to te same warunki, które słyszeliśmy na początku inwazji. Jedynym konstruktywnym rezultatem superimpertynenckich, superagresywnych oświadczeń Putina może być to, że politycy mający nadzieję na rozmowy pokojowe z nim w końcu zobaczą, że to całkowicie daremne. Plany Putina wobec Ukrainy nie zmieniły się i się nie zmienią.
14 czerwca Ukraina podpisała 10-letnią umowę o bezpieczeństwie ze Stanami Zjednoczonymi. Wcześniej podpisała umowę z Japonią. W sumie zrobiła to już z 17 krajami. Jak skuteczne jest to narzędzie?
Wszystkie te umowy nie dotyczą gwarancji i musimy o tym pamiętać. Jedyną gwarancją bezpieczeństwa, jaką może mieć Ukraina, jest przede wszystkim jej pełne członkostwo w NATO. Po drugie, umowy te są bardzo ważne, ponieważ powinny znacząco wzmocnić zdolności wojskowe Ukrainy w walce z rosyjską agresją. Są również ważne dla powojennej odbudowy kraju.
Oczywiste jest, że umowa ze Stanami Zjednoczonymi jest centralnym elementem systemu umów o współpracy w zakresie bezpieczeństwa między Ukrainą a jej partnerami Jednak wszystkie one nie wykraczają poza główne postanowienia sformułowane w oświadczeniu G7 na zeszłorocznym szczycie NATO w Wilnie.
Jeśli spojrzeć na najnowszą umowę ze Stanami Zjednoczonymi, to szczegółowo określa ona obszary, w których Waszyngton nam pomoże. W szczególności odnosi się do samolotów i sprzętu obrony powietrznej, ale należy rozumieć, że jest to współpraca w zakresie bezpieczeństwa, a nie gwarancje bezpieczeństwa.
9 lipca w Waszyngtonie odbędzie się 75. jubileuszowy szczyt NATO. Czego Ukraina powinna oczekiwać od tego spotkania?
To tak, jak ze szczytem pokojowym – trzeba mieć realistyczne oczekiwania. Na pewno nie dojdzie w Waszyngtonie do zaproszenia Ukrainy do NATO. Chciałbym się mylić, ale myślę, że jest w 100% pewne, że tak się nie stanie. Ukraina nie stanie się członkiem Sojuszu, dopóki wojna się nie skończy. Zresztą prezydent Biden powiedział w niedawnym wywiadzie dla magazynu „Time”, że obecnie nie ma takiej perspektywy. Po raz kolejny widzimy, jak brak strategicznej wizji końca wojny na Zachodzie, w tym wizji głębiej porażki militarnej Rosji, negatywnie wpływa na rozwiązanie kwestii dla Kijowa egzystencjalnych. Jednocześnie uważam za realistyczne oczekiwanie, że szczyt w Waszyngtonie przyjmie coś, co można by nazwać mapą drogową postępów Ukrainy w kierunku członkostwa w NATO
Taka mapa może zmienić zasady gry, jeśli będzie zawierać konkretne środki, konkretne ramy czasowe, a nie tylko ogólne stwierdzenia typu: „pewnego dnia Ukraina będzie członkiem NATO”.
Z tego względu uważam, że szczyt w Wilnie był bardzo głębokim rozczarowaniem. Konieczne jest również, aby szczyt w Waszyngtonie podjął decyzje, które pozwolą NATO jako organizacji zapewnić i koordynować pomoc wojskową dla Ukrainy. Tego mamy prawo oczekiwać.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że Sojusz negocjuje rozmieszczenie większej ilości broni nuklearnej w obliczu zagrożeń ze strony Rosji i Chin, a bezpieczeństwo nuklearne było jednym z punktów omawianych na globalnym szczycie pokojowym.
Kreml regularnie rzuca w przestrzeń publiczną groźby użycia broni jądrowej. Na ile są one realistyczne?
Możliwość użycia strategicznej broni nuklearnej – czego obawiamy się najbardziej – uważam za mało prawdopodobną. Oczywiście, biorąc pod uwagę to, że mamy do czynienia z człowiekiem o chorym umyśle, pozostawiam jeden lub dwa procent prawdopodobieństwa, że tak się stanie – ale, ogólnie rzecz biorąc, Putin nie jest samobójcą i nigdy nie zrobi niczego, co mogłoby zagrozić jego własnemu istnieniu.
Jeśli chodzi o użycie taktycznej broni jądrowej, jestem mniej pewny. Ogólnie uważam jednak, że jest to raczej mało prawdopodobne.
Stopień prawdopodobieństwa drugiej opcji zależy przede wszystkim od tego, czy Putin otrzymał już przekonujące ostrzeżenia od krajów zachodnich, że w odpowiedzi na użycie przez niego taktycznej broni jądrowej otrzyma niszczycielską odpowiedź, nawet jeśli będzie to odpowiedź bronią konwencjonalną – na przykład, o czym wspominano, w postaci całkowitego zniszczenia rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Mam nadzieję, że takie sygnały zostały wysłane, ale i tak należy je wzmocnić.
Po drugie, groźby Putina należy traktować poważnie, lecz nie powinniśmy podejmować decyzji pod ich wpływem. On na to liczy i często wygrywa, blefując. Musimy pozbawić go możliwości zastraszania Ukrainy i naszych partnerów. Musimy zmienić paradygmat tak, abyśmy to nie my bali się Putina, myśląc o tym, co powiedział, że machnął ręką itp. – lecz by to on zaczął się nas bać.
Na początku czerwca odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego, które wstrząsnęły kilkoma krajami, w tym Francją. Jej prezydent został zmuszony do rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych z powodu triumfu partii prawicowych. Jak może wyglądać nowa konfiguracja władzy we Francji?
Głównym wynikiem wyborów do Parlamentu Europejskiego we Francji było nie tylko bezwarunkowe zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen i Jordanne Bardella, ale także miażdżąca porażka rządzącej proprezydenckiej partii Odrodzenie. W tych okolicznościach prezydent Francji miał różne opcje. Wybrał rozwiązanie parlamentu.
Uważam, że dokonał wyboru w oparciu o swój psychotyp – monarchy konstytucyjnego, który może zmienić sytuację, jeśli zechce. Głównym celem jest przywrócenie absolutnej większości koalicji proprezydenckiej w Zgromadzeniu Narodowym, która w przeciwieństwie do pierwszej kadencji prezydenta miała tylko względną większość i była bardzo niestabilna.
Powiedziałbym, że to taka gra w pokera. Macron zdecydował się podjąć kolejne ryzyko. Wcześniej to działało, ale teraz nie wydaje się, że tak będzie.
Doszło bowiem do zupełnie nieoczekiwanego dla Macrona wydarzenia: zjednoczenia lewicy.
W skład lewicowej koalicji wchodzą różne siły polityczne: radykałowie znani z nieprzychylnego stanowiska wobec Ukrainy, socjaldemokraci i ekolodzy. Wszyscy oni stworzyli Nowy Front Ludowy. Obecnie, według sondaży, Zjednoczenie Narodowe jest na pierwszym miejscu, Nowy Front Ludowy na drugim, a partia proprezydencka na trzecim. Rezultatem tej kampanii może być całkowite przeformatowanie obrazu politycznego, ale nie tak, jak chciał Macron.
Jakie są tego konsekwencje dla Ukrainy?
Wszystko zależy od tego, która z opcji zostanie wdrożona po wynikach wyborów: albo Zjednoczenie Narodowe uzyska większość bezwzględną, albo żadna z partii nie uzyska stabilnej większości, nie mówiąc już o większości bezwzględnej. Jeśli spełni się pierwszy scenariusz, to będzie to dla nas negatywna historia. Zgromadzenie Narodowe zawsze było proputinowską, prorosyjską partią, chociaż po rozpoczęciu inwazji pod wpływem tego, co robi Putin i biorąc pod uwagę poparcie ludności francuskiej dla pomocy Ukrainie, partia Le Pen została zmuszona do dostosowania swojego stanowiska, potępienia rosyjskiej agresji i potępienia Putina. Marine Le Pen opowiada się również za udzieleniem pomocy Ukrainie, w tym w postaci broni, choć nieśmiercionośnej. Jest tu jednak pewne zastrzeżenie.
Le Pen jest liderką opozycji wobec inicjatyw Macrona dotyczących myśliwców Mirage, wysyłania jednostek wojskowych na Ukrainę i zezwalania ukraińskim siłom zbrojnym na uderzanie w cele w Rosji za pomocą zachodniej broni Ona i jej partia „kategorycznie sprzeciwiają się członkostwu Ukrainy w UE i NATO oraz nałożeniu sankcji na Rosję”. W związku z tym istnieje poważne ryzyko dla Ukrainy w tym zakresie.
Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę stanowisko Nowego Frontu Ludowego, to podstawą tego sojuszu jest partia Francja Nieujarzmiona, lewicowi radykałowie, którzy wspierali Putina i Rosję. Po rozpoczęciu przez Rosjan inwazji oni również zostali zmuszeni do złagodzenia tonu.
Program Nowego Frontu Ludowego stwierdza nawet, że wszyscy jego członkowie popierają Ukrainę i jej opór wobec rosyjskiej agresji. Jednocześnie we Francji Nieujarzmionej wciąż są ludzie, którzy na przykład stawiają Zełenskiego i Putina po tej samej stronie.
A Partia Le Pen również ma wielu ludzi o otwarcie prorosyjskim stanowisku.
W każdym razie po wyborach parlamentarnych znacznie trudniej będzie wdrożyć ważne inicjatywy Macrona. Należy pamiętać, że prezydent Francji ma bardzo szerokie uprawnienia w zakresie polityki zagranicznej i obronności, ale jednocześnie francuska polityka zagraniczna w interpretacji prezydenta i rządu, który zgodnie z konstytucją „określa politykę narodu”, nie może się znacząco różnić.
Jakie są Pana przewidywania dotyczące wyborów prezydenckich w USA?
Nikt nie zaryzykuje teraz przewidywania. Według najnowszych sondaży Trump nieznacznie wyprzedza Bidena, ale ta przewaga wynosi około jednego procenta. Co istotne, jest to przewaga w tzw. swing states, czyli tam, gdzie ani Demokraci, ani Republikanie nie dominują.
W rzeczywistości to, jak zagłosują wyborcy w tych stanach, zadecyduje o zwycięzcy wyborów. Do tego dochodzi erozja koalicji popierającej Bidena ze względu na rosnącą liczbę Czarnych, Latynosów i młodych wyborców, którzy zwracają się w stronę Trumpa. To bardzo poważny problem dla obecnego szefa Białego Domu.
Istnieje również czynnik wieku, przede wszystkim związany z Bidenem: istnieją powszechne wątpliwości co do jego zdolności do bycia prezydentem, jeśli zostanie wybrany na kolejne cztery lata.
Jeśli chodzi o Ukrainę, to moim zdaniem Trump nie ma współczucia dla naszego kraju. Powiedziałbym nawet, że czuje antypatię wobec Ukrainy. Nie zapomniał, że kwestia ukraińska była w centrum jego pierwszego impeachmentu. Wszyscy wiemy o jego przychylności dla autorytarnych przywódców, a on sam wciąż ma szacunek, a nawet poważanie, dla Putina. Ponadto musimy pamiętać, że jego osobiste interesy, sympatie i antypatie oraz osobiste kalkulacje zawsze stoją na pierwszym miejscu.
Wszystkie te czynniki będą kształtować jego stosunek do Ukrainy. Dodatkowe ryzyko stwarza fakt, że w pierwszej kadencji Trump będzie miał wokół siebie już niewielu tak zwanych dorosłych, Reaganowskich Republikanów, którzy swego czasu wpłynęli na decyzje, w szczególności w kwestii dostaw Javelinów do Ukrainy
Wiemy również o jego planach zatrzymania wojny w ciągu 24 godzin. Tyle że z tego, co ostatnio słyszeliśmy, jasno wynika, że główna presja będzie wywierana na Ukrainę, nawet jeśli Trump będzie próbował wpłynąć na Putina. Jest prawdopodobne, że będzie on nalegał na pokój za wszelką cenę, w tym kosztem interesów narodowych Ukrainy. Bardzo ważne jest, abyśmy otrzymali całą pomoc, na którą niedawno przyznano pieniądze, do końca roku.
A jeśli Joe Biden pozostanie prezydentem USA, to czy polityka wobec Ukrainy w drugiej kadencji będzie się różnić od tego, co mamy teraz? Czy zmieni się logika kontrolowanej eskalacji wyznawana przez administrację Bidena? I czy możemy spodziewać się jasnej strategii pokonania Rosji?
Mamy taką nadzieję.
Jednak moim zdaniem w Waszyngtonie nadal nie ma strategicznej jasności co do końca wojny ani zrozumienia, że nie ma alternatywy dla głębokiej militarnej porażki Rosji. I bardzo trudno przewidzieć, czy takie zrozumienie nadejdzie.
Będzie to w dużej mierze zależeć od rozwoju sytuacji na polu bitwy. Im bardziej skuteczna będzie Ukraina w walce z rosyjską agresją, tym większy będzie to miało wpływ na poparcie amerykańskiego społeczeństwa dla Ukrainy i polityki administracji Bidena. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że bez strategicznej pewności co do nieuchronności militarnej porażki Rosji i szybkiego wdrożenia nadzwyczajnych wysiłków na rzecz pomocy Ukrainie niemożliwe jest przybliżenie końca wojny na warunkach, których potrzebuje Kijów i jego partnerzy. Na warunkach, które mogą zapewnić trwały pokój i stabilność w Europie.
Konferencja Odbudowy w Berlinie, szczyt G7 we Włoszech, Globalny Szczyt Pokoju w Szwajcarii – wszędzie w centrum uwagi jest Ukraina. O tym, co udało się osiągnąć na arenie międzynarodowej, o przyszłych wyzwaniach i zagrożeniach dyplomatycznych oraz o pokonaniu Rosji rozmawiamy z Olegiem Szamszurem, ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnym Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2005-2010) i we Francji (2014-2020)
Do końca 2024 r. Ukrainie będzie dostępna pożyczka w wysokości 50 mld USD, które zostaną spłacone kosztem rosyjskich aktywów zamrożonych w krajach zachodnich. Jest to stwierdzone w deklaracji G7. Spotkanie liderów grupy odbyło się w dniach 13-15 czerwca. Oprócz pożyczki dla Ukrainy dyskutowano tam również o wzmocnieniu sankcji wobec Rosji. O tym, jakie ograniczenia można wprowadzić i jak zwiększyć ich skuteczność, o warunkach pożyczki dla Ukrainy i gdzie te pieniądze zostaną wydane - Sestry rozmawiał z doktorem nauk ekonomicznych, profesorem Oleksandrem Sawczenką.
Ekaterina Trifonenko: Kraje G7 zgodził sięPrzyznać Ukrainie kredyt w wysokości 50 miliardów dolarów. Jaka jest istota porozumienia i co oznacza dla Kijowa?
Aleksander Sawczenko: Istnieją trzy sposoby wykorzystania tych aktywów. Unia Europejska nalegała na pierwsze. Chodziło o płacenie Ukrainie rocznie odsetek od zamrożonych rosyjskich aktywów — kwota ta wynosi około 3 miliardów. Była bardziej radykalna opcja, na którą nalegała Partia Republikańska i najwyraźniej Ukraina — wspólnie skonfiskować zamrożone aktywa i przenieść je do Kijowa za pomocą różnych mechanizmów. I była trzecia opcja, którą zaproponowała Wielka Brytania: zorganizować pożyczkę na podstawie zamrożonych aktywów i spłacić ją po odsetkach.
Dla wszystkich jest oczywiste, i powiedzieli to na Wielkiej Siódemce, że Rosja musi zapłacić za całe zniszczenie, jakie ma na Ukrainie
Teraz, według szacunków Banku Światowego, jest to około 500 miliardów dolarów. Liczba ta oczywiście rośnie z każdym dniem. Tak więc G7 wpadło na pomysł, że zacznijmy od pożyczki w wysokości 50 miliardów, a te odsetki byłyby jako zabezpieczenie, a gdyby nie wystarczały, kraje proporcjonalnie do ich PKB pokryłyby tę pożyczkę. Oznacza to, że nie będą żądać tych pieniędzy od Ukrainy.
Jaka może być reakcja Rosjan na tę decyzję G7?
Ale nie czekaj na nic nowego. Nie uwolnili nawet Miedwiediewa. Ale to w rzeczywistości jest bardzo ważne, ponieważ jestem w 100% pewien, że te fundusze zagwarantują Ukrainie trwałość dostaw broni i pomocy finansowej na przyszły rok. Kwestia pomocy Stanom Zjednoczonym będzie pod znakiem pytania, nie wiadomo, jaką politykę będzie prowadził Trump. Gdyby te fundusze nie były dostępne, istniałoby duże ryzyko, ponieważ pieniądze Unii Europejskiej zarówno na broń, jak i na finansowanie deficytu budżetowego nie wystarczą. A teraz uważam, że przyszły rok pod względem finansów, broni i budżetu na pewno nie będzie gorszy, a może lepszy niż obecny.
12 czerwca Stany Zjednoczone wprowadzonynowe sankcje wobec Rosji, do listy dodano ponad 300 osób fizycznych i prawnych. Wszystko wygląda całkiem duże. Jak poważne są te ograniczenia w praktyce i jak szybko odczuje je rosyjska gospodarka?
W rzeczywistości sankcje te dotyczą jednej firmy — Moskiewskiej Giełdy Walut. Sankcje te nie będą miały żadnego realnego wpływu na rosyjską gospodarkę. Ale oczywiście doprowadziły do takiej paniki, ponieważ ludzie nie rozumieli, jaka to wymiana. Jest to platforma, na której dolary i euro wymieniane są na ruble. Giełda Moskiewska pokryła tylko połowę operacji wymiany walut, resztę przejęły banki, międzybankowy rynek walutowy. Nawiasem mówiąc, na Ukrainie o giełdzie papierów wartościowych jako archaicznym narzędziu do operacji wymiany walut zapomniano 20 lat temu. Mamy tylko międzybankowy i działa doskonale: każdy, w każdej chwili w warunkach rynkowych, może kupić dolary lub euro lub je sprzedać.
Moim zdaniem te sankcje w najlepszej formie są ostrzeżeniem dla Rosji
Ponieważ naprawdę niektóre banki przestraszyły się, przede wszystkim Sberbank i VTB Bank. Są to dwie najbardziej wpływowe i duże instytucje finansowe. Gdyby odebrali te funkcje, zamknęli konta bankowe i zamrożili euro i dolary przechowywane na ich kontach, byłby to już kryzys bankowy. A wymiana... Może stracił kapitalizację i będzie teraz handlować tylko juanami lub innymi egzotycznymi walutami, ale w rzeczywistości nie wpływa to w żaden sposób na gospodarkę. Ale chciałbym wierzyć, że jest to ostrzeżenie dla prawdziwych graczy w sferze bankowej i finansowej Rosji.
Wraz z nałożeniem pakietu restrykcji wobec Rosji, Stany Zjednoczone ostrzegały również przed konsekwencjami, jakie chińskie i tureckie instytucje pomagają Rosjanom obejść zachodnie sankcje. Czy Waszyngton zrealizuje swoje ostrzeżenia i czy wpłynie to na tych samych Chińczyków?
To już dość potężne ostrzeżenie. System Rezerwy Federalnej, Europejski Bank Centralny może uzyskać dostęp do każdej instytucji finansowej, nawet jeśli nie przeprowadza transakcji w euro i dolarach. Do tak zwanych „małych banków” w Chinach, Turcji, Kazachstanie, Uzbekistanie, które w pełni pomagają Rosji obejść sankcje, mogą wyciągnąć rękę i naprawdę doprowadzić ich do bankructwa, naprawdę dobrze. Mechanizmy tego są wszystkie. Stany swoich czasów, kiedy aktywnie walczyły z praniem brudnych pieniędzy, ukarały Deutsche Bank, BNP Paribas, ich banki i banki szwajcarskie miliardami dolarów. Przez cały ten czas czekałem, aż przynajmniej jeden bank zostanie ukarany za prawdziwą kwotę. Tym razem na ostateczne ostrzeżenie wybrali Moskiewską Giełdę Papierów Wartościowych.
Ale jest to realne zagrożenie, po którym chińskie banki w zasadzie boją się przeprowadzać jakiekolwiek operacje z Rosją
A kiedy ktoś inny zostanie ukarany, niekoniecznie chiński, może bank turecki lub kazachski, to myślę, że 99% przestanie obsługiwać i operować nie tylko w dolarach i euro, ale także w innych walutach. Jest to prawdziwa dźwignia wpływów, której państwa jeszcze nie uruchomiły, grożąc.
A dlaczego nie uruchomić go, jeśli jest to tak skuteczne narzędzie?
Widzisz, oprócz ograniczenia cen ropy naftowej, a są one słabo kontrolowane, nie widzieliśmy prawdziwych sankcji wobec Rosji. Nazywam to łagodnymi sankcjami. Nie mają na celu zadawania namacalnego ciosu gospodarczego rosyjskiej gospodarce i jej kompleksowi wojskowo-przemysłowym. Tak, istnieją ograniczenia technologiczne, ale trwają one długo, a aby zakończyć wojnę, potrzebne są uderzenia szokowe. Stany Zjednoczone nie odważyły się jeszcze zaatakować przynajmniej jednego. Na przykład złamanie eksportu z Rosji jest bardzo proste i opłacalne dla wszystkich: nałożyć 30-procentowe cło na cały rosyjski eksport do krajów cywilizowanych. Spośród tych 30% połowa jest wysyłana na przykład na Ukrainę. Doprowadziłoby to do tego, że towary z Rosji będą o 30% droższe niż towary konkurencji — a to byłby ogromny cios. Zamiast tego jakie sankcje obowiązują? Przy imporcie - Rosjanie nie mają prawa sprzedawać dóbr luksusowych. Dlaczego zakaz? Pozwól im kupować.
Więcej diamentów Cartiera lub Rolls-Royce'a zostanie kupionych — mniej pieniędzy na broń
Trzeba to rozumieć przy liczeniu PKB — co kraj produkuje dla siebie, aby konsumować i inwestować. Plus eksport, minus import. I musimy zwiększyć ten minus. A sankcje mają na celu działanie na odwrót. Potrzebujemy, aby import do Rosji był duży, a eksport minimalny, aby Putin nie miał pieniędzy na wojnę. I takie błędy koncepcyjne zostały popełnione ze szkodą i korzyścią dla Chin.
Podczas ostatniego spotkania kraje G7 zgodziły się również walczyć z flotą cienia wykorzystywaną przez Rosję do obejścia sankcji naftowych. Czy można zatrzymać tę flotę i co należy w tym celu zrobić?
Można to zrobić, ale musimy podjąć ryzyko tego, co Stany Zjednoczone nazywają eskalacją. Musimy zatrzymać i sprawdzić te statki, zażądać wszystkich dokumentów, aresztować je, aresztować załogi, kapitanów za nielegalną działalność, aukcji statki i sprzedać je. Ale widzisz, dopóki się nie odważy. Powinny to zrobić północne kraje Europy, ale oczywiste jest, że wymagana jest zgoda Stanów Zjednoczonych.
Istnieją również narzędzia wpływające - aby zapobiec przedostawaniu się tych statków do jakichkolwiek portów. A jeśli gdzieś wejdą, należy zastosować wtórne sankcje - i dzięki temu mechanizmowi, nawet bez zatrzymania statków, cel można osiągnąć
Oznacza to jednak, że indyjscy partnerzy, Chińczycy, powinni zostać ukarani. Musimy działać zdecydowanie. Wielokrotnie pisałem do naszych partnerów decyzyjnych, zrób trzy kolumny: samą sankcję, organ, który powinien monitorować i regulować wdrażanie sankcji, oraz trzecia kolumna - kara za nieprzestrzeganie przepisów na poziomie organizacji, przedsiębiorstw, a następnie - zarządzanie nimi, na poziomie krajów, w których statki są zarejestrowane. Taki system, wraz z dodatkowymi sankcjami, może uczynić ten proces znacznie bardziej wydajnym. Teraz szacuję skuteczność sankcji nie wyższą niż 25%, ale można je zwiększyć do 80-90%. Do 100% jest oczywiście niemożliwe, zawsze można znaleźć jakieś luki, ale trzykrotne podniesienie jest całkiem możliwe.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Dziś skuteczność sankcji wobec Rosji wynosi nie więcej niż 25%. Ale można ją zwiększyć do 80-90% – mówi prof. Ołeksandr Sawczenko, ukraiński ekonomista
<add-big-frame>25 czerwca UE rozpocznie rozmowy akcesyjne z Mołdawią i Ukrainą. Poinformowało o tym na swoim oficjalnym koncie przedstawicielstwo Belgii, która obecnie sprawuje prezydencję w UE. Wcześniej, 7 czerwca, Komisja Europejska ogłosiła, że oba kraje spełniły niezbędne wymagania. Jedynymi, którzy kwestionowali ocenę Komisji, byli Węgrzy. Jak wyjaśnił węgierski minister spraw zagranicznych, ostatecznie zgodzili się oni na rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą, ponieważ zostali zapewnieni, że ramy negocjacyjne zawierają wszystkie żądania Budapesztu dotyczące poszanowania praw mniejszości narodowych. Niemniej Węgry wciąż mają wiele narzędzi, aby utrudnić Kijowowi dalsze negocjacje, jeśli tylko będą tego chciały. Jak UE może wpłynąć na Budapeszt? Co stanie się po rozpoczęciu negocjacji? Jakie są szanse Ukrainy na przystąpienie do UE w dającej się przewidzieć przyszłości? Sestry rozmawiały o tym z dyplomatami i ekspertami. <add-big-frame>
Zielone światło Brukseli - czerwone Orbana
Komisja Europejska zaleciła rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą do końca czerwca. Jeśli 25 czerwca Rada do Spraw Ogólnych da zielone światło, rozpoczęcie negocjacji wydaje się bardzo prawdopodobne przed 1 lipca, czyli początkiem węgierskiej prezydencji w UE, mówi Serafine Dinkel, naukowczyni i ekspertka UE w Niemieckiej Radzie Stosunków Zagranicznych (DGAP):
– Dwanaście państw członkowskich podpisało list popierający ten cel, osobno zadeklarowała swoje poparcie Francja. Co więcej, rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą byłoby przyjemnym sukcesem dla Ursuli von der Leyen, która kończy swoją obecną kadencję, ponieważ osobiście wspierała przystąpienie Ukrainy do UE nawet wtedy, gdy eksperci uważali to za mało prawdopodobne ze względu na powolne tempo tego procesu.
Dziś Ukraina jest zdeterminowana przejść od rozmów do działania. Wszystkie warunki wstępne zostały spełnione, co podkreślił Wołodymyr Zełenski podczas berlińskiej konferencji na temat odbudowy Ukrainy:
– W czerwcu tego roku powinny zostać zatwierdzone ramy negocjacyjne i rozpoczną się negocjacje. Dlaczego jest to konieczne?
Bo to spełnienie obietnic złożonych przez Europę i dowód na to, że Europy nie można złamać presją, sztucznymi wątpliwościami lub manipulacjami
Jedynym krajem UE, który do samego końca opierał się rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą, były Węgry. W końcu jednak ustąpiły. „Po zaciekłych dyskusjach na prośbę Budapesztu UE ustaliła w ramach negocjacji, że Ukraina musi zwrócić Węgrom z Zakarpacia prawa odebrane im w ostatnich latach” – napisał szef węgierskiego MSZ Peter Szijjarto.
Mamy jednego wielkiego „przyjaciela” w Unii Europejskiej i NATO. Nazywa się Viktor Orban, mówi Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009:
– NATO zdołało jednak znaleźć formułę, by nie wchodzić mu w drogę. Wydaje mi się, że Unia Europejska znajdzie podobną formułę. Dlatego pozostaję optymistą.
Myślę, że w odpowiednim momencie pan Orban wyjdzie umyć ręce i napić się kawy
Według Serafine Dinkel istnieje ryzyko, że węgierska prezydencja w UE może spowolnić procesy związane z Ukrainą:
– Nie zmieni to jednak wiele w obecnej sytuacji, ponieważ Węgry są już w stanie podważać agendę rozszerzenia, kiedy tylko uznają to za stosowne – czy to poprzez swoje weta lub groźby weta w Radzie UE, czy też pośrednio, poprzez komisarza ds. rozszerzenia Olivera Varhelyi, bliskiego sojusznika Viktora Orbana. Jest prawdopodobne, że następna Komisja, która rozpocznie pracę jesienią tego roku, będzie miała komisarza odpowiedzialnego za rozszerzenie spoza Węgier. Może to osłabić pozycję Węgier.
Myślę, że państwa członkowskie doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka związanego z węgierską prezydencją i podejmą odpowiednie działania
Najpierw najprostsze rozdziały
Po wyborach do Parlamentu Europejskiego zawieszone do tej pory negocjacje prawdopodobnie zostaną wznowione, przewiduje Tomasz Grzegorz Grosse, profesor z Uniwersytetu Warszawskiego. Najpierw jednak musi ukonstytuować się nowy skład Komisji Europejskiej, a to może potrwać kilka miesięcy. Jeśli chodzi o dalszy algorytm procesu negocjacyjnego, to będzie on przebiegał w kilku etapach:
– Komisja Europejska zacznie od najprostszych rozdziałów, a te najtrudniejsze, jak rolnictwo, zostawi na koniec.
Komisja przywiązuje dużą wagę do praworządności i walki z korupcją w Ukrainie, więc prawdopodobnie będzie to jeden z pierwszych tematów do omówienia
Wyniki ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego, mimo pewnego wzrostu poparcia dla sił skrajnie prawicowych, nadal napawają optymizmem co do proukraińskiego charakteru przyszłego składu Komisji, ocenia Ihor Havrylyuk, ekspert ds. stosunków międzynarodowych w Fundacji Kazimierza Pułaskiego. Niemniej warto skupić się na średnio- i długoterminowych wyzwaniach, wśród których są rządy prawa i walka z korupcją, choć nie tylko:
– W Unii Europejskiej toczy się debata na temat potrzeby zmian, w tym podejmowania decyzji większością kwalifikowaną w niektórych dziedzinach, takich jak wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwo. Zwolennicy tego pomysłu argumentują, że usprawniłoby to podejmowanie decyzji i uniemożliwiłoby państwom takim jak Węgry samodzielne blokowanie ważnych decyzji. Przeciwnicy reformy w tej formie, w tym Polska, obawiają się, że może ona ograniczyć ich suwerenność w ważnych dla nich sprawach.
Innym czynnikiem, który będzie miał znaczący wpływ na członkostwo Ukrainy w UE, jest rozwiązanie istniejących i potencjalnych sprzeczności w stosunkach dwustronnych z sąsiadami. Bardzo wymownym przykładem jest konflikt z Polską, Słowacją i Węgrami dotyczący eksportu produktów rolnych, który pokazał, jak kraje o silnych sektorach rolnych obawiają się konkurencji ze strony ukraińskich producentów. Problem dotyczy zresztą nie tylko sektora rolnego, ale także transportu i kwestii praw mniejszości. Bez kompleksowego rozwiązania tych wyzwań postęp Ukrainy w kierunku UE będzie bardzo trudny, podsumowuje Ihor Havrylyuk:
– Ostatnim, ale nie najmniej ważnym czynnikiem jest trwająca wojna z Rosją i niepewność co do zakończenia tego konfliktu. Być może nie będzie to przeszkodą w samych negocjacjach akcesyjnych, ale kraje UE, których rządy są pod silnym wpływem Rosji, takie jak Węgry czy Austria, mogą wykorzystać ten argument przeciwko Ukrainie.
Ponadto Rosja każdego dnia powoduje ogromne straty w ukraińskiej gospodarce, co jest bardzo niepokojące dla tych państw UE, które nadal są beneficjentami Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. W przypadku przystąpienia Ukrainy do UE fundusz ten pozwoli Kijowowi otrzymywać pieniądze na różne projekty
<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/666806e424a5df3498371a31_EN_01622830_0011.webp">Triumf skrajnie prawicowych partii w Parlamencie Europejskim i przyszłość poparcia dla Ukrainy: czego się spodziewać?</span>
Kiedy akcesja?
W kwestii przystąpienia Ukrainy do UE Wołodymyr Ohryzko ma następującą prognozę:
– Wydaje mi się, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w następnych wyborach do Parlamentu Europejskiego będziemy też wybierać europosłów z Ukrainy. Więcej – powinniśmy być tego pewni.
Ukraina pracuje nad tym, by negocjacje z UE nabrały tempa – uważa ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba. Oczekuje on, że po faktycznym rozpoczęciu negocjacji, na początku lipca rozpocznie się ocena dostosowania ukraińskiego ustawodawstwa do europejskiego. Chodzi o 33 rozdziały negocjacyjne, które są podzielone na 6 bloków tematycznych. Na podstawie wyników tego przeglądu Komisja Europejska przedstawi raport, w oparciu o który Rada UE podejmie decyzję dotyczącą rozpoczęcia kolejnego etapu negocjacji.
Jak twierdzi prof. Tomasz Grzegorz Grosse, wojna na pełną skalę jest poważnym czynnikiem, który wpłynie na czas integracji europejskiej Ukrainy:
– Przed przystąpieniem Ukrainy do UE powinno nastąpić przynajmniej zawieszenie broni z Rosją lub inne, bardziej trwałe pokojowe rozwiązanie.
Oczywiście część Ukrainy kontrolowana przez Moskwę nie przystąpi do Unii Europejskiej
Serafine Dinkel podkreśla, że przykład Cypru dowodzi niezdecydowania Unii w kwestii przyjmowania do swojego grona krajów będących w stanie wojny:
– Unia będzie musiała zająć się tą kwestią nie tylko w odniesieniu do krajów, które prowadzą wojnę, ale także tych, których integralność terytorialna jest kwestionowana – czy jest to Gruzja z de facto okupowaną Osetią Południową i Abchazją, czy Mołdawia z Naddniestrzem, czy jeśli chodzi o spór między Serbią a Kosowem bądź status Bośni i Hercegowiny.
Ihor Havrylyuk zaznacza, że należy wziąć pod uwagę kilka innych czynników, które zależą nie tylko od Ukrainy, ale także od procesów zachodzących w samej Unii:
– Wszelkie oświadczenia o rychłym przystąpieniu Ukrainy do UE należy przyjmować z ostrożnością, ponieważ jest to proces, który może potrwać co najmniej 5, a nawet 10 lat. Niemniej ważne jest, by Ukraina wdrożyła acquis communautaire [dorobek prawny Unii Europejskiej – aut.] w celu poprawienia jakości istniejących już instytucji demokratycznych i przyciągnięcia jak największej liczby inwestycji zagranicznych.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Ukraina wykonała wszystkie kroki określone przez Komisję Europejską. Dlatego uważamy, że Unia Europejska powinna rozpocząć negocjacje akcesyjne do końca tego miesiąca – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podczas przemówienia na berlińskiej konferencji poświęconej odbudowie Ukrainy 11 czerwca
Szczyt powinien wypracować wspólną definicję mapy drogowej dla zaangażowania Rosji i Ukrainy w przyszły proces pokojowy – tak szwajcarski minister spraw zagranicznych Ignazio Cassis definiuje kluczowe oczekiwania wobec rozmów. Kilka dni przed wydarzeniem agencja Bloomberg napisała, powołując się na wstępny projekt ostatecznej decyzji, że szczyt otwiera drzwi do przyszłych negocjacji z Rosją. 15 i 16 czerwca uczestnicy skupią się na trzech punktach formuły pokojowej: bezpieczeństwie nuklearnym, żywnościowym oraz powrocie uprowadzonych ukraińskich dzieci do kraju. Politycy i eksperci, z którymi rozmawiały Sestry, twierdzą jednak, że nie należy mieć nadmiernych oczekiwań, bo szczyt na pewno nie zakończy wojny. Nie należy go też jednak lekceważyć.
Konsolidacja wolnego świata
Szczyt jest ważny, ponieważ powinien skonsolidować i utrzymać na odpowiednim poziomie wysiłki wolnego świata, który zapewnia Ukrainie broń, pomoc gospodarczą i nakłada sankcje na Rosję, ocenia Ołeksandr Chara, dyplomata i ekspert Centrum Strategii Obronnych:
– Jeśli uznamy to wsparcie za pewnik, ryzykujemy, że z czasem znacznie je osłabimy. Kwestia wsparcia dla Ukrainy powinna być stale w centrum uwagi. Po drugie, musimy zaangażować tak zwane Globalne Południe. Do tej pory większość należących do niego krajów siedziała okrakiem na płocie i przyglądała się, nie chcąc angażować się z różnych powodów. Teraz próbujemy je zaangażować. Jeśli zgodzą się poprzeć przynajmniej jeden z punktów, będziemy mieli moralne i dyplomatyczne prawo do wywierania presji.
Dlatego bardzo ważna jest dla nas zarówno liczba osób, które przyjadą do Szwajcarii, jak i poziom reprezentacji
Spośród krajów, których delegacje pojawią się w Szwajcarii, około będzie reprezentowanych na najwyższym szczeblu – przez głowy państw i rządów. Aż 90 państw i organizacji międzynarodowych potwierdziło swój udział, powiedziała prezydent Szwajcarii Viola Amgerd na konferencji prasowej 10 czerwca.
To dobry początek dla Ukrainy, ponieważ wielu partnerów pyta, co oznacza ukraińskie zwycięstwo, mówi Elina Beketowa, ekspert z Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA):
– W ukraińskiej formule pokojowej wszystko zostało określone. Kluczem jest uzyskanie poparcia, a następnie znalezienie mechanizmów wywierania wpływu na Rosję.
Im bardziej bezpieczna militarnie będzie Ukraina, tym większe będzie miała szanse na wywarcie wpływu na Kreml
Jak donosi Bloomberg, prezydent USA Joe Biden zamiast uczestniczyć w szczycie pokojowym, uda się do Kalifornii, by zbierać pieniądze na swoją kampanię wyborczą z gwiazdami Hollywood. Kamala Harris będzie reprezentować Stany Zjednoczone w towarzystwie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana. Prezydent Francji Emmanuel Macron, szefowie rządów Niemiec i Japonii, Olaf Scholz i Fumio Kishida, wezmą udział w szczycie osobiście.
Rosja chciałaby zakłócić to spotkanie i nie można jej na to pozwolić, podkreślił ukraiński prezydent. Podczas wspólnej konferencji prasowej z Emmanuelem Macronem Wołodymyr Zełenski nazwał szwajcarski szczyt pierwszym krokiem w kierunku zakończenia wojny i wezwał światowych przywódców do pomocy w jego ułatwieniu, podkreślając, że ci, którzy mają duże wpływy polityczne, powinni pomóc zaangażować tych, którzy wciąż balansują między Ukrainą a Rosją.
Bez nadmiernych oczekiwań
W przemówieniu wygłoszonym na specjalnym posiedzeniu Bundestagu Wołodymyr Zełenski podkreśli, że Ukraina oferuje zasadniczo inny format, aby nikt nie mógł manipulować i zakłócać porozumień, jak to wielokrotnie czyniła Rosja:
– Wszyscy mamy wspólny cel: krok po kroku przywracać bezpieczeństwo i zmierzać w kierunku prawdziwego pokoju, krok po kroku przywracać skuteczność Karty Narodów Zjednoczonych i podstawowych norm prawa międzynarodowego, które gwarantują suwerenność, integralność terytorialną państw i prawa człowieka.
Chcemy dać szansę dyplomacji i w tym celu zebraliśmy około stu państw. Ukraina nigdy nie polegała wyłącznie na sile broni
Ukraina przedstawiła swoją formułę pokojową w 2022 roku. Plan składa się z 10 punktów, obejmujących bezpieczeństwo jądrowe, żywnościowe i energetyczne, uwolnienie wszystkich jeńców, przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy i wycofanie wojsk rosyjskich. Innymi słowy, ukraińska inicjatywa przewiduje ustanowienie trwałego i sprawiedliwego pokoju w Ukrainie i Europie w oparciu o Kartę Narodów Zjednoczonych i prawo międzynarodowe. Tymczasem to Rosja, która jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, stale i demonstracyjnie to wszystko lekceważy, mówi Roderich Kiesewetter, poseł do Bundestagu z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej:
– Zdecydowanie nie powinniśmy oczekiwać, że ta konferencja nagle doprowadzi do wycofania rosyjskich wojsk z Ukrainy, a tym samym do rozpoczęcia konkretnych negocjacji. Priorytetem jest promowanie idei ukraińskiej i koncepcji sprawiedliwego pokoju. Musimy politycznie wspierać Ukrainę i sprzeciwiać się sojuszowi CRINK (Chiny, Rosja, Iran, Korea Północna), który dąży do wyeliminowania wszystkich podstawowych zasad międzynarodowych i opowiada się za imperialnym podejściem oraz tworzeniem stref wpływów. Konferencja ta powinna być postrzegana w kontekście konfliktu systemowego. Ważne jest, by przeciwstawić się fałszywemu pokojowi lub żądaniom natychmiastowego zawieszenia broni albo zamrożenia konfliktu, do czego wzywają prawicowi i lewicowi populiści oraz aktorzy bliscy Rosji.
To niebezpieczne, ponieważ de facto uznaje zmiany granic za pomocą wojska z naruszeniem prawa międzynarodowego i zastosowaniem ludobójstwa
Spośród dziesięciu ukraińskich kwestii trzy zostały wybrane jako tematy szczytu: bezpieczeństwo nuklearne, żywnościowe oraz powrót deportowanych ukraińskich dzieci i jeńców wojennych.
Wybrano te trzy pozycje, ponieważ łatwiej jest uzyskać poparcie innych krajów, wyjaśnia Elina Beketowa:
– W końcu wiele krajów, takich jak Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabia Saudyjska, pomaga Ukrainie zwrócić dzieci nielegalnie uprowadzone przez Rosję. Bezpieczeństwo nuklearne i żywnościowe dotyczy wielu państw, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem konsensusu. Kluczowym pytaniem jest, jak skłonić Rosję do zaakceptowania i wdrożenia przynajmniej części ustaleń szczytu pokojowego. I tutaj najlepszym negocjatorem są Siły Obronne Ukrainy, które muszą otrzymać wystarczające wsparcie od partnerów, aby nie tylko utrzymać front, ale także odzyskać tymczasowo okupowane ukraińskie terytoria.
Histeria w Rosji
Celem Ukrainy jest wdrożenie wszystkich punktów formuły pokojowej, powiedział ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba w wywiadzie dla Ukrinform. Jednak obecnie nie ma konsensusu, a Kijów potrzebuje jak najszerszego wsparcia ze strony światowej większości. Według ukraińskiego ministra spraw zagranicznych nawet kraj taki jak Rosja nie będzie w stanie zignorować stanowiska większości, a w przyszłości Moskwie będzie znacznie trudniej grać w swoje geopolityczne gierki. Minister uważa, że już same przygotowania do szczytu wytworzyły histeryczną atmosferę w Rosji:
– Oni rozumieją, że stawką jest rosyjski mit podziału świata na Europę i Amerykę, które wspierają Ukrainę, oraz resztę świata, która wspiera Rosję. W rzeczywistości większość świata popiera Kartę Narodów Zjednoczonych i prawo międzynarodowe.
W końcu nikt nie chce żyć w świecie, w którym agresorzy mogą atakować swoich sąsiadów, popełniać okrucieństwa i przejmować kawałki terytorium innych ludzi. Szczyt pokojowy to wyjaśni
Rosja nazwała szczyt stratą czasu i faktycznie odmówiła udziału w jakichkolwiek negocjacjach, dopóki negocjatorzy nie wezmą pod uwagę sytuacji na polu bitwy i nie uznają za rosyjskie terytoriów Ukrainy okupowanych przez Rosję.
Zwiększona presja dyplomatyczna na Rosję powinna być jednym z rezultatów szwajcarskiej konferencji, mówi Ołeksandr Chara:
– Będzie to oznaczać, że Ukraina ma realny plan. Czy realny do wdrożenia – to oczywiście jest kwestia względna, ale w każdym razie plan zapisany na papierze. Plan ten jest absolutnie akceptowany przez zdecydowaną większość krajów, ponieważ odnosi się do norm i zasad prawa międzynarodowego.
Jeśli Rosja utrzyma pod swoją kontrolą cokolwiek, co zajęła, jeśli nie zostanie ukarana za swoje zbrodnie, będzie to sygnał dla małych dyktatorów w innych częściach świata, by rozpoczęli agresję przeciwko swoim sąsiadom
Jednak prędzej czy później Rosja będzie musiała zostać zaproszona do platform negocjacyjnych, mówi minister Ignazio Cassis:
– Idealnie byłoby, gdyby Rosja była zaangażowana w ten proces od samego początku. To jest to, co chcielibyśmy zrobić. Ale to zajmie tygodnie, miesiące. Na to, jak ten proces się zakończy, czy sukcesem, będziemy musieli poczekać. Tak czy inaczej, aby proces pokojowy posuwał się naprzód, potrzebujemy udziału Rosji.
Szczyt pokojowy w Szwajcarii będzie okazją do omówienia zasad sprawiedliwego pokoju, a jeśli Putin chce wziąć udział w takich rozmowach, musi najpierw wycofać swoje wojska z terytorium Ukrainy, powiedział Olaf Scholz. Jednocześnie niemiecki kanclerz zapewnił, że tylko Ukraina zdecyduje, kiedy nadejdzie czas na negocjacje, a do tego czasu może liczyć na swoich partnerów:
– Tak długo, jak Putin będzie trzymał się swoich celów w tej wojnie, nasze przesłanie będzie takie, że nie osłabimy naszego wsparcia dla Ukrainy, że nadal stoimy zdecydowanie po stronie Ukraińców.
Czynnik chiński
Wołodymyr Zełenski publicznie zaprosił chińskiego prezydenta Xi Jinpinga na szwajcarski szczyt, mówiąc, by nie stał z boku i pokazał przywództwo w ustanowieniu pokoju. Pekin ociągał się z odpowiedzią. Ostatecznie chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych stwierdziło, że nie wyśle delegacji na szczyt pokojowy, ponieważ Rosjanie nie zostali zaproszeni.
Według źródeł :Financial Times” podczas wizyty w Chinach Władimir Putin poprosił Xi o zignorowanie szczytu.
Chińska odmowa udziału w tej międzynarodowej platformie jest najbardziej kontrproduktywnym stanowiskiem – uważa Tereza Novotná, badaczka z Freie Universität Berlin i ekspertka ds. Azji:
– To stanowisko kontrproduktywne nie tylko z ukraińskiego, ale także z chińskiego punktu widzenia. Argument Chińczyków brzmi: „Nie ma tam Rosji, więc tam nie pojedziemy”. Ale to nie działa w ten sposób. Podczas II wojny światowej na konferencjach nie było Hitlera. Tak samo teraz nie ma sensu zapraszać Rosji. Nie ma też sensu wykorzystywać nieobecności Rosji jako wymówki dla nieuczestniczenia w konferencji. Uważam, że z chińskiego punktu widzenia przynosi to efekt przeciwny do zamierzonego, ponieważ Chiny próbowały przedstawić się jako niezależna strona, która chce osiągnąć pokój.
Chiny miały szansę pokazać, w jaki sposób chcą odegrać swoją rolę. Tymczasem Pekin odmawia, a to tylko wzmocni wrażenie na Zachodzie, że Chiny są sojusznikiem Rosji
Chiny nie tylko nie jadą, ale także przekonują innych, by nie uczestniczyli w szczycie pokojowym – oburzał się Zełenski podczas azjatyckiego szczytu bezpieczeństwa Shangri-La Dialogue. W jego opinii w rzeczywistości Pekin stał się narzędziem w rękach Putina:
– Możecie nie uczestniczyć w szczycie pokojowym, możecie nie pomagać Ukrainie i cywilizowanemu światu zakończyć wojnę. Ale wydaje mi się, że zakłócanie szczytu pokojowego, podejmowanie kroków w celu osłabienia poziomu obecności przywódców, obecności państw, robienie wszystkiego, by uniemożliwić niektórym przywódcom udział w szczycie pokojowym, wywieranie na nich presji – to z pewnością nie przybliża pokoju.
W rezultacie w szwajcarskim szczycie nie wezmą udziału delegacje z Brazylii, Arabii Saudyjskiej, RPA i Pakistanu. Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres odmówił udziału w nim bez żadnego jasnego wyjaśnienia
Tereza Novotná uważa, że Chiny chcą powrócić do podziału świata na dwa obozy, tak jak to miało miejsce podczas zimnej wojny. Działania Pekinu, w tym jego wsparcie dla Rosji, wpisują się w tę logikę: z politycznego punktu widzenia dla Pekinu korzystne jest, by Moskwa nie tylko była jego sojusznikiem, ale też słabszym sojusznikiem. Istnieje również element ekonomiczny, ponieważ sytuacja chińskiej gospodarki nie jest tak dobra, jak chcieliby chińscy przywódcy. Możliwość posiadania słabszego, bardziej zależnego partnera jest więc korzystna dla Chin. Jednocześnie ostatnie miesiące bardzo uwypukliły problemy istniejące między Pekinem a Brukselą:
– Europejscy przywódcy – zarówno Macron, jak Scholz – bardzo chcieli, by Chiny wzięły udział w szczycie. Osobiście próbowali przekonać Xi Jinpinga do przyjazdu do Szwajcarii. Nie udało się. Myślę, że jest to również znak, że relacje między Europą a Chinami pogarszają się. Europejscy przywódcy powinni zrozumieć, że Pekin nie robi tego, czego chcieliby Europejczycy, przynajmniej jeśli chodzi o Ukrainę.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Szczyt w Szwajcarii jest pierwszym krokiem w kierunku zakończenia wojny, powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Dziewięćdziesiąt państw i organizacji potwierdziło swój udział w spotkaniu. Stany Zjednoczone będą reprezentowane przez wiceprezydent Kamalę Harris, Chiny odmówiły udziału, a Rosja nie została zaproszona
Kijów prosi swoich zachodnich partnerów o egzekwowanie strefy zakazu lotów i zamknięcie nieba przed rosyjskimi rakietami od pierwszych godzin wojny na pełną skalę. Ale co teraz, gdy kraje NATO obawiają się eskalacji ze strony Rosji? W wywiadzie dla agencji Reuters Wołodymyr Zełenski zauważył, że podczas zmasowanych ataków Polska regularnie podnosi samoloty, które jednak nie zestrzeliwują rosyjskich rakiet. „Czy mogą to zrobić. Jestem pewien, że mogą. Czy jest to atak krajów NATO, ich zaangażowanie? Nie” – powiedział ukraiński prezydent. Sestry zapytały polityków i ekspertów o wahania innych krajów NATO w obronie ukraińskiego nieba i kto jest gotów dostarczyć broń do uderzenia w cele w Rosji.
Koalicja "zamkniętego" nieba
Podczas niedawnego telemaratonu [ujednolicony, kontrolowany przez władze Ukrainy blok informacyjny dotyczący wojny i sytuacji w państwie – red.] Ilia Jewłasz, rzecznik ukraińskich sił powietrznych, powiedział, że technicznie rzecz biorąc, Polska jest w stanie zamknąć niebo nad zachodnimi regionami Ukrainy, ponieważ posiada Patrioty. Ale by wdrożyć taki plan, potrzeba woli politycznej – i oczywiście konsensusu między wszystkimi sojusznikami. Dyskusja na temat tego, czy NATO mogłoby zamknąć niebo nad częścią Ukrainy, została zainicjowana przez Polskę, która rozważa możliwość utworzenia koalicji w celu wzmocnienia ukraińskiej obrony powietrznej z terytorium Sojuszu. Poinformował o tym niemiecki „Bild”.
Realizacja tego pomysłu jest całkiem możliwa, ponieważ aktywa obrony powietrznej są dostępne w Europie Wschodniej. Pytanie brzmi jednak, czy są one wystarczające do ochrony zachodniej części Ukrainy i powstrzymania ewentualnego rosyjskiego ataku na państwo członkowskie NATO – uważa Julia Kazdobina, starsza badaczka w programie studiów nad bezpieczeństwem „Ukraiński Pryzmat”:
– Pomimo sankcji Rosja zachowała zdolność do produkcji pocisków manewrujących dalekiego zasięgu i już grozi atakiem na kraje, które pomagają Ukrainie. Jako że istnieją wątpliwości co do zdolności obrony przed takim atakiem, trudno będzie podjąć taką decyzję politycznie.
Istnieje również polityka NATO polegająca na unikaniu bezpośredniej konfrontacji z Rosją. I raczej nie ulegnie ona zmianie, dopóki Sojusz nie poczuje się wystarczająco bezpiecznie
Wszystko zależy od tego, co nazywamy zamkniętym niebem – zastrzega Roderich Kiesewetter, poseł do Bundestagu z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Kraje zachodnie jak dotąd odrzucały pomysł wprowadzenia strefy zakazu lotów nad Ukrainą, ale mogą być rozważane inne opcje:
– Byłoby technicznie i politycznie wykonalne, by sąsiednie państwa, takie jak Polska czy Rumunia, rozszerzyły swoją obronę powietrzną na zachodnią Ukrainę w koalicji z innymi państwami i przechwytywały pociski rakietowe i drony nad terytorium Ukrainy. Inne państwa mogłyby dostarczyć systemy obrony powietrznej lub zakupić systemy Patriot bezpośrednio od Stanów Zjednoczonych. Mogłoby to stworzyć bezpieczny korytarz o długości od 60 do 100 km w zachodniej Ukrainie. Odciążyłoby to ukraińską obronę powietrzną w zachodniej części kraju i pozwoliłoby siłom zbrojnym na rozmieszczenie systemów obrony powietrznej dalej, we wschodniej Ukrainie. Jest to zgodne z prawem międzynarodowym, artykułem 51 Karty Narodów Zjednoczonych, i zwiększyłoby skuteczność wojskową kraju. Są państwa, które już o tym myślą.
Mam wielką nadzieję, że sojusznicy znajdą sposób na przynajmniej częściowe zamknięcie nieba nad zachodnią Ukrainą poprzez rozbudowę własnych systemów obrony powietrznej
Stany Zjednoczone zazwyczaj zajmują bardzo ostrożne stanowisko w sprawie zwiększenia pomocy dla Kijowa. Jednak według źródeł „The Washington Post” Ukraina nie ma żadnych ograniczeń w używaniu amerykańskich systemów obrony powietrznej do zestrzeliwania rosyjskich rakiet lub myśliwców nad terytorium Rosji, jeśli stanowią one dla niej zagrożenie.
Za czerwonymi liniami obrony
Ukraina chce mieć możliwość atakowania rosyjskich celów wojskowych przy użyciu zachodniej broni. Z uwagi na to, że nie jest to ofensywa, ale działanie obronne, Wołodymyr Zełenskij stwierdził, że może to służyć jako ostrzeżenie dla Rosji.
To wezwanie jest warte poparcia, podkreśla Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu:
– Zdecydowanie popieram tę inicjatywę jako oczywisty sposób wywarcia presji na Rosję i powstrzymania ataków lotniczych na Ukrainę, a przede wszystkim jako naturalną formę obrony.
Uważam, że zgoda NATO na użycie zachodniej broni przeciwko Rosji, jest nieunikniona
Niedawno sekretarz generalny NATO powiedział, że zakaz użycia zachodniej broni na terytorium Rosji utrudnia obronę Ukrainy i że prawdopodobnie nadszedł czas, aby go ponownie rozważyć. Pogląd ten podzielają przywódcy wielu krajów zachodnich, w tym Wielkiej Brytanii, Danii, Czech i Francji. Polski wiceminister obrony Cezary Tomczyk powiedział, że na polską broń, którą Warszawa przekazuje Kijowowi, nie nałożono ograniczeń dotyczących uderzeń na cele wojskowe w Rosji. Finlandia i Kanada wydały podobne oświadczenia. Francja również nie ograniczyła użycia przez Ukrainę pocisków manewrujących Storm Shadow.
Nawet Berlin zmienił swoje stanowisko. Według rzecznika niemieckiego rządu Steffena Gebestreita, Ukraina może użyć broni dostarczonej przez Niemcy do wyzwolenia swojego terytorium i obrony.
Stanowisko Waszyngtonu również powoli się zmienia. Podczas niedawnej wizyty w Mołdawii amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken zasugerował, że Stany Zjednoczone mogą dostosować i skorygować swoje stanowisko w sprawie zezwolenia Ukrainie na atakowanie celów w Rosji za pomocą amerykańskiej broni. Kilka dni później kilka mediów doniosło, że administracja Bidena zezwoliła Ukrainie na atakowanie terytorium Rosji amerykańską bronią, ale tylko w pobliżu regionu Charkowa.
31 maja, podczas konferencji prasowej w Pradze, sekretarz Blinken potwierdził, że prezydent Joe Biden udzielił Ukrainie pozwolenia na użycie amerykańskiej broni do ataku na terytorium Rosji:
– W ostatnich kilku tygodniach Ukraina przyszła do nas i poprosiła o pozwolenie na użycie broni, którą dostarczamy do obrony przed tą agresją, w tym przeciwko siłom rosyjskim, które koncentrują się po rosyjskiej stronie granicy, a następnie atakują Ukrainę. Jest to prawo prezydenta i jak słyszeliście, zatwierdził on użycie naszej broni w tym celu.
Jednak Waszyngton nie udzielił jeszcze Ukrainie pozwolenia na użycie w Rosji pocisków ATACMS, o dalszym zasięgu.
Pułapka pseudonegocjacji
Władimir Putin wydaje się być gotowy do zaprzestania działań wojennych i rozpoczęcia negocjacji pod warunkiem, że Rosja zachowa ukraińskie terytoria, które do tej pory zajęła. Poinformował o tym Reuters, powołując się na cztery źródła w Rosji. W przeciwnym razie, według rozmówców agencji, Putin może walczyć tak długo, jak będzie tego potrzebował.
To wszystko jest częścią gry ze strony Rosji, która dziś nie jest zainteresowana prawdziwymi negocjacjami, uważa Grzegorz Małecki:
–Putinowi chodzi, przynajmniej na tym etapie, o zamrożenie konfliktu i poczekanie, aż pojawią się warunki do jego wznowienia dla osiągnięcia celów, które pozwolą mu uważać się za zwycięzcę.
„Putin jest chory, ale nie szalony. Jest niebezpieczny i nie zatrzyma się” – powiedział Wołodymyr Zełenskij w wywiadzie dla „The Guardian”. Rozmowy o porozumieniach pokojowych lub negocjacjach są zdaniem ukraińskiego prezydenta pułapką. Działania Rosji porównał do tych z czasów II wojny światowej, mówiąc, że metodologia Putina jest taka sama jak w nazistowskich Niemczech – z masowymi egzekucjami i przemocą.
Rosja zamienia negocjacje w broń, podobnie jak wiele innych czysto pokojowych instrumentów, twierdzi z kolei Julia Kazdobina:
– Ważne jest, aby nie zapominać, że Rosja oferuje negocjacje, jednocześnie mobilizując się, zwiększając produkcję broni, szukając sposobów na obejście sankcji i kupując broń od krajów, które są nam wrogie. Najprawdopodobniej celem nie jest pokój, ale zmuszenie nas do kapitulacji.
Jeśli to się nie uda i dojdzie do negocjacji, powinniśmy zrobić sobie przerwę, by przygotować się na kolejny etap agresji. Ale jeśli nie pójdziemy na negocjacje, oskarżą nas o chęć kontynuowania wojny
Warunek zwycięstwa
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg uważa, że Ukraina wciąż może wygrać wojnę z Rosją – ale tylko wtedy, gdy będzie otrzymywać aktywne wsparcie od swoich sojuszników. Według niego na lipcowym szczycie w Waszyngtonie wsparcie dla Kijowa zostanie wzmocnione poprzez zwiększenie roli NATO w koordynowaniu pomocy w zakresie bezpieczeństwa i wieloletnie zobowiązanie finansowe.
Jednocześnie według „The Telegraph” Wołodymyr Zełenski został ostrzeżony, aby w tym roku nie domagał się poparcia dla członkostwa Ukrainy w Sojuszu. Źródła brytyjskiej gazety twierdzą, że Niemcy i Stany Zjednoczone są bardzo sceptycznie nastawione do dalszych postępów Ukrainy w kierunku pełnego członkostwa w NATO w tym roku.
Najlepszym rozwiązaniem dla NATO i Ukrainy byłoby formalne zaproszenie Ukrainy do przystąpienia do Sojuszu na szczycie w lipcu i uzgodnienie konkretnego harmonogramu. Szkoda tylko, zaznacza Roderich Kiesewetter, że niemiecki rząd jest przeciwny takiej decyzji:
– Mogliśmy znaleźć sformułowanie w rodzaju „przyjęcie powinno nastąpić tak szybko, jak pozwolą na to warunki bezpieczeństwa”. Dałoby to Ukrainie jasną perspektywę, a NATO mogłoby już teraz rozpocząć jeszcze ściślejszą współpracę i uczyć się od Ukrainy, w szczególności w dziedzinie obrony przed wojną hybrydową i nowoczesnymi działaniami wojennymi.
Byłoby to bardzo ważne wsparcie polityczne, ponieważ tylko członkostwo w NATO jest wiarygodną gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
NATO dyskutuje o możliwości częściowej osłony ukraińskiego nieba – teoretycznie polskie i rumuńskie systemy obrony powietrznej mogłyby skutecznie chronić przestrzeń powietrzną zachodniej części Ukrainy. Zaangażowaniu Sojuszu w tę inicjatywę sprzeciwiają się Stany Zjednoczone i Niemcy, choć pojawiają się głosy za zwiększeniem liczby instrumentów pomocy dla Ukrainy
Joe Biden przyjedzie do Francji, aby uczcić rocznicę Normandii. Zaproszenia dla Rosjan, którego Biały Dom nie zaaprobował, ale z pewnością nie będzie ingerował w protokół dyplomatyczny Pałacu Elizejskiego. Co więcej, Stany Zjednoczone generalnie z zadowoleniem przyjmują wysiłki Macrona na rzecz utrzymania stosunków dyplomatycznych z Moskwą.
Ale czy, jeśli chodzi o Rosjan, zachodnia dyplomacja rzeczywiście działa? Dlaczego francuski ambasador udał się na inaugurację Putina? Dlaczego rosyjscy artyści nadal są mile widziani w Cannes. I czy Europa zdaje sobie sprawę, że rosyjskie zagrożenie ma nie tylko charakter militarny? O tym wszystkim Sestry rozmawiały z ukraińskimi i europejskimi ekspertami..
Putin osobno, Rosjanie osobno
Na poziomie dyplomatycznym Francja wraz z wieloma innymi krajami europejskimi wyraźnie odróżnia konfrontację z Putinem i jego reżimem od utrzymywania stosunków z narodem rosyjskim, wyjaśnia Joris van Bladel, starszy pracownik naukowy w Egmont-Royal Institute of International Relations (Bruksela):
– Jak mówią, Francja jest przeciwko prezydentowi, a nie przeciwko narodowi rosyjskiemu. Stąd zaproszenie dla rosyjskiej delegacji, lecz nie dla prezydenta.
Oczywiście te „zaawansowane technologicznie” konstrukcje dyplomatyczne mogą być łatwo przez Rosjan wykorzystane
Spora w tym zasługa rosyjskiej tak zwanej liberalnej opozycji i niektórych postaci opozycji kulturalnej, które promują narrację o tak zwanych dobrych Rosjanach, rzekomo będących przeciwko Putinowi, i mówią, że „to wszystko armia Putina, agresja Putina, rakiety Putina” – i tak dalej. W ten sposób próbują zdystansować się od wojny przeciwko Ukrainie i uniknąć zbiorowej odpowiedzialności, mówi międzynarodowy politolog Maxim Neswitałow:
– Do pewnego stopnia działa to na ich korzyść, a Rosja podsyca to narracjami o „wielkiej rosyjskiej kulturze”. W innych miejscach, np. w Niemczech, gra na poczuciu winy. Rosjanom udało się bardzo skutecznie zrzucić na Niemców winę za niemal całą II wojnę światową, a z siebie uczynić największą ofiarę.
Chociaż podczas tej wojny Rosja jako kraj ucierpiała znacznie mniej niż Ukraina
To wygląda jak bluźnierstwo
6 czerwca 1944 r. zachodni alianci rozpoczęli zakrojone na szeroką skalę lądowanie w Normandii. Operacja ta, znana również jako D-Day, jest uważana za jeden z punktów zwrotnych II wojny światowej i jednocześnie jedna z najkrwawszych dla aliantów. Upamiętnienie rocznicy desantu w Normandii ma ogromne znaczenie symboliczne. Chociaż wojska radzieckie nie brały udziału w tej operacji, Francja zaprosiła rosyjską delegację z prezydentem Putinem na obchody jej 60. i 70. rocznicy. Jednak na tle agresywnej wojny, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie już trzeci rok, zaproszenie Rosjan wygląda jak bluźnierstwo, uważa Nicolas Tenzer, francuski pisarz i profesor w Paryskim Instytucie Studiów Politycznych (SciencePo):
– Osobiście jestem kategorycznie przeciwny obecności rosyjskiej delegacji. Można to było zorganizować inaczej, były dwie opcje: albo pozostawić puste krzesło i powiedzieć: „Kiedy Rosja uzna swoje zbrodnie popełnione w Ukrainie, w Syrii itp., będzie mogła wrócić na swoje miejsce obok innych” – albo, na przykład, w imprezie mogłaby wziąć udział Jewgienija Kara-Murza, żona Władimira Kara-Murzy, więzionego przez Putina rosyjskiego dysydenta. Kara-Murza zawsze uznawał bowiem zbrodnie popełnione przez Rosję, także zbrodnie popełnione w Ukrainie. Ta rodzina reprezentuje uczciwą, a nie przestępczą twarz rosyjskiego państwa.
Zaproszenie kogokolwiek z obecnego rosyjskiego rządu jest nie do przyjęcia
Zdaniem Tenzera równie niedopuszczalny był też udział francuskiego ambasadora w inauguracji Putina. Francuskie MSZ nazwało to gestem dyplomatycznym, mającym na celu zapobiec spaleniu wszystkich mostów w komunikacji. Jednocześnie źródła Suspilne [najpopularniejsza stacja radiowa w Ukrainie – red.] wśród francuskich dyplomatów twierdzą, że nie oznaczało to uznania przez Francję wyborów Putina za legalne – choć wyników głosowania ten kraj nie może zignorować. Te dyplomatyczne gierki, które odbywają się na tle dość radykalnych wypowiedzi Emmanuela Macrona na temat porażki Rosji jako gwarancji bezpieczeństwa dla Francji i całej Europy oraz prawdopodobieństwa wysłania w przyszłości francuskich wojsk na Ukrainę, wskazują na pewną niespójność na poziomie instytucjonalnym, ocenia Joris van Bladel:
– Ta zmiana, tj. ruch Macrona w kierunku twardszego stanowiska wobec Rosji, niekoniecznie jest w pełni popierana przez korpus dyplomatyczny i personel wojskowy francuskiego ministerstwa obrony. Jednocześnie oświadczenia francuskiego prezydenta oznaczają znaczącą historyczną zmianę stanowiska Francji wobec Rosji. Zmianę, której nie powinniśmy lekceważyć i którą powinniśmy uważnie monitorować zarówno we Francji, jak w całej Europie".
Ukraiński rezonans i rosyjska wrzutka
Ukraiński prezydent przyjedzie do Francji na obchody 80. rocznicy lądowania w Normandii. Politico pisze o planach Wołodymyra Zełenskiego, zauważając, że Ukraina potrzebuje wsparcia i globalnej uwagi, a ta podróż otwiera możliwości komunikowania się ze światowymi przywódcami, w tym z prezydentem USA Joe Bidenem.
Obecność ukraińskiego prezydenta na francuskich uroczystościach będzie miała ogromny symboliczny rezonans, stwierdza Politico.
Tymczasem na festiwalu filmowym w Cannes publiczność zgotowała 10-minutową owację na stojąco filmowi rosyjskiego reżysera Kiriłła Serebrennikowa „Limonow: Ballada o Ediczce”. Eduard Limonow, rosyjski polityk i pisarz, który zmarł w 2020 roku, przewodził ruchowi Inna Rosja, był znany ze swoich ukrainofobicznych, szowinistycznych i ksenofobicznych wypowiedzi, a w 1999 roku, po wezwaniu do przeniesienia „rosyjskiego miasta Sewastopol” do Rosji, został uznany w Ukrainie za persona non grata. Serebrennikow jest uważany w Europie za dysydenta i artystę, który sprzeciwia się Putinowi.
„Oderwany od rzeczywistości, powiązany z rosyjskimi pieniędzmi” – to byłoby właściwe motto dla tego festiwalu, zareagowała na rosyjską projekcję ukraińska filmowiec Maryna Stepanska.
Więcej mówić o zbrodniach
Ci, którzy nie zajmują się kwestiami bezpieczeństwa i obrony, często nie rozumieją, w jaki sposób Rosja prowadzi wojnę poznawczą, by manipulować ludźmi. I myślą, że nic strasznego się nie dzieje, bo sami są bezpieczni, mówi Joris van Bladel. Osobną grupę stanowią osoby, które od lat studiują rosyjską kulturę:
– Nastąpiła zmiana w postrzeganiu Rosji, ale ci, którzy zawodowo studiują rosyjską kulturę na uniwersytetach lub w rosyjskich projektach kulturalnych, mają skłonność do argumentacji, że szkoda kancelować rosyjską kulturę z powodu wojny, którą rozpętał Putin. Można z tym polemizować, lecz żyją oni w idealnym świecie, w którym ich zdaniem nie są wykorzystywani przez rosyjski reżim, a jego operacje psychologiczne nie mają na nich wpływu.
Nawiasem mówiąc, ukraińska diaspora pomaga szerzyć ideę, że świat słowiański nie ogranicza się do kultury rosyjskiej
W dyplomacji Ukraina przegrywa z Federacją Rosyjską na wiele sposobów, a jest ku temu wiele powodów zarówno obiektywnych, jak mniej obiektywnych, ocenia międzynarodowy politolog Maksym Neswitałow. Z jednej strony zasoby państwowe Ukrainy i Rosji są nieporównywalne, z drugiej Kijów czasami zwalnia tam, gdzie mógłby przyspieszyć swoje działania:
– Zanim gen. Walerij Załużny został mianowany na to stanowisko, przez prawie 8 miesięcy nie było ambasadora Ukrainy w Wielkiej Brytanii, co nie jest zbyt dobre. Albo taki rosyjski ambasador w Watykanie, który ma silny wpływ na opinię papieża. A potem zastanawiamy się, dlaczego papież ma tak prorosyjskie stanowisko. Ma, ponieważ Rosja forsuje swoją narrację. A co my z tym robimy? Chociaż w rzeczywistości nie jest tak źle. Najważniejszą rzeczą, którą teraz widzimy, jest to, że poparcie dla Ukrainy nie maleje, ale raczej rośnie.
Bez względu na to, co ktoś mówi, jeśli spojrzymy na liczby, ilość pieniędzy i broni, które Ukraina otrzyma w 2024 roku – mamy ogromną pozytywną różnicę
Transformacja postaw zachodzi powoli i istnieje zrozumienie, że Rosja jest zagrożeniem, o czym świadczą badania socjologiczne, mówi Nicolas Tenzer. Zaznacza jednak, że Europejczykom brakuje świadomości skali tego zagrożenia:
– Nie jestem pewien, czy większość Francuzów, Niemców, Włochów, Hiszpanów, ludzi w większości Unii Europejskiej, z wyjątkiem być może Europy Środkowej i Wschodniej, zdaje sobie sprawę z tych ogromnych rosyjskich zbrodni – setek tysięcy ofiar w Ukrainie, a wcześniej w Syrii, Czeczenii i tak dalej. Myślę, że musimy więcej mówić o zbrodniach popełnionych nie tylko przez reżim Putina, ale przez Rosjan, z których większość popiera ten reżim. Bo nadal nie ma głębokiej świadomości, że Rosjanie są dziś tym, czym Niemcy byli za czasów Hitlera..
Prezydent Francji Emmanuel Macron zaprosił przedstawiciela rosyjskiego rządu na obchody 80. rocznicy lądowania aliantów w Normandii, donosi Politico. Uroczystości zaplanowano na 6 czerwca, ale wielu europejskim przywódcom nie podobał się pomysł udziału reprezentacji Rosji na tym wydarzeniu. Twierdzą, że podważa to jego symboliczny charakter
Od początku inwazji na pełną skalę Ukraina zaatakowała ponad dwadzieścia rafinerii w dziesięciu rosyjskich regionach. Ich łączna zdolność rafinacji wynosi 192 mln ton ropy rocznie. W ten sposób 14% rosyjskich zdolności rafinacji ropy naftowej zostało wyłączonych z eksploatacji – pisze Bloomberg, powołując się na szacunki Pentagonu. O tym jak duże szkody dla rosyjskiej gospodarki wyrządziły ataki na rafinerie, dlaczego USA nie są zadowolone z tej ukraińskiej taktyki i dlaczego, pomimo zachodnich sankcji, Rosja nadal zarabia miliardy dolarów na ropie naftowej każdego miesiąca, Sestry rozmawiały z profesorem Ołeksandrem Sawczenką, ukraińskim ekonomistą.
Kateryna Trifonenko: Jak skuteczna jest ukraińska taktyka atakowania rosyjskich rafinerii?
Ołeksandr Sawczenko: Moim zdaniem jest najskuteczniejsza ze wszystkich możliwych. Zniszczenie rosyjskich rafinerii prowadzi z jednej strony do niedoboru produktów naftowych dla rolnictwa, wojska, przemysłu i ludności. Z drugiej strony zwiększa podaż ropy naftowej na rynkach światowych, ponieważ to, czego Rosjanie nie mogą rafinować, muszą sprzedać. Zwiększona podaż prowadzi do niższych cen ropy, a obecnie obserwujemy trend spadkowy, który utrzymuje się od prawie trzech tygodni.
Co do strat rosyjskiej gospodarki: o jakich liczbach mówimy. Jak dotkliwe są one dla Rosji?
Po pierwsze, rafinacja ropy naftowej do produktów ropopochodnych i sprzedaż tych produktów jest znacznie bardziej dochodową operacją niż sprzedaż ropy naftowej. Trudno to zmierzyć w wartościach bezwzględnych, ponieważ istnieją różne gatunki ropy naftowej, różne produkty rafinowane: olej napędowy, nafta, benzyna o różnej jakości. Jeśli oszacujemy wartość tego to w liczbach, mówimy o 2-3 miliardach dolarów. Wydaje się, że to niewielka kwota, ale znacząca.
Drugi rodzaj strat to niedobór produktów naftowych. Trudno to oszacować, ponieważ Rosja miała zapasy.
Rosja jest krajem, który przywiązuje dużą wagę do gromadzenia zapasów wszystkiego: żywności, zboża, ropy naftowej, produktów ropopochodnych. Mogłaby przetrwać bez dostaw ropy przez około 2 miesiące
Ale teraz ukraińskie akcje słabną. Niestety, jest to spowodowane błędną polityką Stanów Zjednoczonych, które kategorycznie naciskały, by przestać uderzać w przemysł rafineryjny. Polityka ta dała rosyjskiemu przemysłowi naftowemu około miesiąca na ochronę rafinerii za pomocą systemów obrony powietrznej różnego typu, a także mechaniczną ochronę kluczowych elementów technologicznych, w szczególności za pomocą sieci przeciwko dronom. Jest to mniej lub bardziej skuteczne. Dlatego skuteczność naszych ataków na rafinerie ropy naftowej stała się niższa. Teraz taktyka polega na niszczeniu ropy i produktów naftowych. Znacznie trudniej jest je chronić, bo są przechowywane w bardzo dużych zbiornikach. W zasadzie można to robić tylko za pomocą systemów obrony przeciwlotniczej, ale już nie mechanicznie. Można powiedzieć, że Amerykanie uratowali rosyjski przemysł rafineryjny, co spowodowało, że załamanie cen ropy nie było tak gwałtowne.
Przez to ta nasza właściwa taktyka nie stała się w stu procentach skuteczna. Jeśli USA pozwolą nam uderzyć w rosyjskie rafinerie amerykańskimi rakietami, sytuacja może zostać dość szybko naprawiona. Gdybyśmy obecnie zniszczyli 14% rafinerii, nie byłoby to krytyczne. Gdybyśmy zniszczyli ponad 50%, wojna by się skończyła, bo dostarczanie produktów naftowych do wszystkich krytycznych systemów Rosji stałoby się po prostu niemożliwe.
W ten sposób Amerykanie uratowali Rosję przed porażką w tej wojnie. W USA wciąż panuje paniczny strach przed upadkiem reżimu Putina
Skąd bierze się ten strach? Dlaczego USA nie biorą pod uwagę scenariusza ostatecznej klęski Rosji?
Trudno powiedzieć z całkowitą pewnością, ale wszyscy wiedzą o obawach Białego Domu przed upadkiem reżimu Putina. Wydaje mi się, że dzieje się to nie bez udziału rosyjskich agentów wpływu i pożytecznych idiotów. Pożyteczni idioci są promowani na pewne stanowiska, a następnie działają niezdecydowanie, gdy wymagana jest stanowczość. Myślę też, że wpływ rosyjskich agentów w Ameryce jest mniejszy niż w Ukrainie, ale jest obecny. I działa tam dość profesjonalna agentura: w parlamencie, w Białym Domu – a jak przypuszczam – nawet w Pentagonie. Oni bardzo dobrze znają specyfikę machiny biurokratycznej, lęki, fobie czy słabości Bidena i tam w nich uderzają. Potem Ameryka naprawia swoje błędy, gdy czas już minął. Teraz na przykład nie ma już takiego zakazu uderzania ukraińskich dronów w rafinerie ropy naftowej, tyle że Rosjanom udało się je ochronić. Ten miesiąc był kluczowy.
Gdyby intensywność zniszczeń była taka sama jak na początku naszych ataków, moglibyśmy zniszczyć jeśli nie 50 procent, to 30 procent rosyjskiego przemysłu rafineryjnego na jakiś czas. Wszystko można jeszcze odwrócić, ale zajmie to trochę czasu – sześć miesięcy lub nawet rok
Dlaczego Stany Zjednoczone zmieniły swoją publiczną retorykę i odmówiły krytykowania ukraińskich ataków na rosyjskie cele?
Był wpływ amerykańskiego społeczeństwa, naukowców i artykułów w renomowanych pismach. Ja też lubię pisać. Piszę posty i listy – i udowadniam matematycznie, że z każdym procentem zniszczonych rosyjskich rafinerii zwiększamy podaż ropy naftowej na rynku globalnym. Im więcej towarów, tym niższa cena. To dobrze znany fakt i nie trzeba być wielkim ekonomistą, aby dojść do takiego wniosku. Dlatego wpływowe czasopisma i think tanki zaczęły wskazywać na błąd Białego Domu – że jest wręcz przeciwnie: zniszczenie rosyjskich rafinerii prowadzi do niższych cen ropy i że Biden tego potrzebuje, by mieć szansę na reelekcję.
I tak przyznali się do błędu. Nie publicznie, ale wycofali swoje zastrzeżenia. Czekamy, aż zniosą zakaz atakowania amerykańską bronią rosyjskiego wojska i infrastruktury krytycznej na terenie Rosji. Wtedy będzie to koniec wojny. Może się ona zakończyć w ciągu zaledwie miesiąca. Rozciągnięta na długość 300, a nie 70-80 kilometrów, jak obecnie, raszystowskaa logistyka nie będzie w stanie pracować. Nie będą mieli wystarczającej liczby samochodów, a powiedziałbym nawet, że nie będą mieli wystarczającej liczby kierowców. Bo czym innym jest dostarczanie sprzętu, siły roboczej i żywności na linię frontu oddaloną o 70 kilometrów, a a czym innym dowożenie tego wszystkiego na odległość 300 kilometrów. To by był krach..
I wszystko to można osiągnąć nawet bez zwiększania ilości dodatkowej broni, ale poprzez podejmowanie racjonalnych, właściwych decyzji, czego obecnie brakuje również Stanom Zjednoczonym
Pomimo zachodnich sankcji Rosja nadal zarabia na ropie: w lutym było to 10 miliardów, w kwietniu 14 miliardów dolarów. Wygląda na to, że Rosjanie nauczyli się obchodzić te ograniczenia. Jak możemy temu przeciwdziałać?
Rosja nauczyła się obchodzić sankcje z dwóch powodów. Pierwszym jest to, że kiedy wprowadzono te czy inne ograniczenia, ani w UE, ani w USA nie było jasno określonych organów, które miałyby kontrolować te procesy oraz przeciwdziałać obchodzeniu sankcji. To był ogromny błąd, który zamienił ograniczenia w pobożne życzenia. Innymi słowy, Amerykanie chcieliby na przykład, aby ropa była sprzedawana za mniej niż 60 USD. I chcieliby, żeby struktury europejskie nie kupowały ropy. Ale nie było organu, który mógłby jasno określić, czy sankcje działają, czy nie. A jeśli nie, to dlaczego i co należy zrobić, aby zadziałały. W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiły się przede wszystkim spontaniczne decyzje Stanów Zjednoczonych, które wysyłają przedstawicieli do krajów pomagających Rosji w obchodzeniu sankcji, ale nadal nie ma systemu.
A najważniejszym powodem, dla którego sankcje nie działają, jest to, że powinny istnieć jasne kary dla tych, którzy ułatwiają ich omijanie innym lub sami je naruszają
W ciągu ostatnich 2-3 miesięcy coś się zaczęło dziać. Unia Europejska zezwoliła nawet na ściganie osób, które ułatwiają obchodzenie sankcji. Stany Zjednoczone miały taką możliwość już wcześniej, ponieważ amerykańskie prawo działa eksterytorialnie: mogą aresztować każdego na dowolnym terytorium, kto narusza amerykańskie prawo, a sankcja jest jak prawo.
Kara powinna mieć charakter nie tylko administracyjny i ekonomiczny, ale także karny. Taka możliwość już istnieje, ale nie widzieliśmy jeszcze precedensów. Nie wiem też, w jaki sposób zostanie ukarany bank lub firma, która pomaga obejść sankcje lub nie spełnia wymogów sankcji. Grzywna jest bardzo wysoka, 100 razy wyższa niż transakcja. Transakcja o wartości miliona dolarów oznacza 100 milionów kary dla tej organizacji lub całkowity zakaz obrotu akcjami; jest wiele metod.
Po trzecie, musimy karać kraje, które ułatwiają obchodzenie sankcji: Kazachstan, Turcję i republiki Azji Środkowej współpracujące z Chinami. Gdyby opracować dla nich system kar, ograniczenia działałyby znacznie skuteczniej. Jeśli przyjmiemy 100-procentową presję sankcji, ich skuteczność wynosi obecnie 10-15 procent. Gdyby sankcje były stosowane prawidłowo, skuteczność wyniosłaby około 80-90 procent. I znowu: wszystko jest w rękach Amerykanów i Unii Europejskiej.
I oczywiście należy zastosować nowe sankcje, ponieważ rosyjska gospodarka jest bardzo elastyczna. Gdy tylko dostosuje się do niektórych sankcji, natychmiast potrzebuje innych – to musi być ciągły proces
Jeśli Stany Zjednoczone chcą zakończyć wojnę, to one i Unia Europejska mają wszelkie możliwości, by to zrobić w ciągu 2-3 miesięcy. Całkowitym błędem Zachodu była również walka z importem rosyjskich produktów, podczas gdy powinien on walczyć z ich eksportem. Nałóżmy 30-procentowe cło na cały rosyjski eksport, ustalając, że kraje, które nie zastosują się do niego, będą podlegać wtórnym sankcjom USA. Ameryka może nałożyć cła na handel z tymi krajami. Tak jak duszą Chiny, mogą udusić każdy inny kraj. Samo to może doprowadzić do załamania eksportu z Rosji. Albo można po prostu uzbroić się w cierpliwość, zamknąć wszystkie konta korespondencyjne i zabrać pozostałości salda na tych kontach wszystkich rosyjskich banków i zabronić im pracy z euro i dolarem. Byłoby to całkowite załamanie systemu bankowego. Oczywiście, to ryzykowne.
Trzeba zwiększyć nasze rezerwy gazu i ropy, reaktywować odwierty w Stanach Zjednoczonych. Tego trzeba, by wykluczyć Rosję ze światowego handlu
Albo zakazać wszystkim rosyjskim statkom i samolotom pojawiania się w portach i na lotniskach poza Rosją – co oznaczałoby załamanie jej handlu zagranicznego. W takich warunkach Federacja Rosyjska istniałaby najwyżej przez dwa miesiące. Istnieje wiele bardzo skutecznych narzędzi do zakończenia wojny i poskromienia Rosji, ale jak dotąd Zachód stosuje tak zwane uciążliwe sankcje i systemy kar bardzo, bardzo umiarkowanie, stopniowo. Nikt nie został aresztowany, nikt nie został uwięziony.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Jeżeli Stany Zjednoczone pozwolą, by rosyjskie rafinerie ropy naftowej zostały trafione przez amerykańskie rakiety, sytuacja może zostać naprawiona dość szybko. Choć zniszczyliśmy 14% rafinerii, nie będzie to krytyczne. Gdybyśmy zniszczyli ponad 50%, wojna by się skończyła – mówi ukraiński ekonomista
We Francji Xi spotkał się z prezydentem Emmanuelem Macronem i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Na porządku dziennym były dwie kluczowe kwestie: nieuczciwa konkurencja handlowa ze strony chińskich producentów oraz wsparcie Pekinu dla Rosjan w wojnie przeciwko Ukrainie.
W obu przypadkach otrzymaliśmy niezwykle lakoniczne odpowiedzi, które jednak wyraźnie pokazały, że Chiny trzymają się swojego kursu i jest on niezmienny. Jednocześnie, według ekspertów, z którymi rozmawiał Sestry, Xi zademonstrował zainteresowanie partnerstwem europejskimi krajami, choć na własnych warunkach.
Czy osiągnął swoje cele? I dlaczego Pekin nie pomoże Zachodowi powstrzymać Rosji?
Starannie przemyślana trasa
Trasa i czas europejskiego tournée Xi zostały starannie przez Pekin przemyślane. Serbia, Węgry i Francja są jednymi z niewielu krajów na kontynencie gotowymi do większego otwarcia w stosunkach z Chinami, zwłaszcza w zakresie współpracy gospodarczej, wyjaśnia Raigirdas Boruta, analityk polityczny w litewskim rządowym Centrum Analiz Strategicznych (STRATA):
– Dwa z krajów, które odwiedził Xi Jinping, są członkami UE i kontynuowanie współpracy z nimi jest bardzo logicznym wyborem. Z Węgrami – ze względu na ich gotowość do działania w charakterze rzecznika Chin w Unii Europejskiej. Z Francją – ponieważ jest główną potęgą w UE, która aktywnie promuje swoją wizję strategicznej autonomii Unii Europejskiej. Serbia nie jest członkiem UE, ale ma znaczne wpływy w swoim regionie i z całej trójki jest najbardziej gotowa do znacznego promowania bliskich więzi w różnych obszarach, nie ograniczając się do gospodarki.
Musimy również wziąć pod uwagę znaczenie wizyty Xi dla krajowej publiczności w Chinach. Ciepłe powitanie na wysokim szczeblu w Europie pomaga partii komunistycznej wzmocnić swój wizerunek jako wielkiej potęgi, która nie jest odizolowana, ale ma ogromne znaczenie we współczesnym świecie politycznym.
Dyplomacja o smaku koniaku
Emmanuel Macron zorganizował przyjęcie dla chińskiego przywódcy w górskim kurorcie w Pirenejach. Wydawało się, że wykorzystał cały swój dyplomatyczny urok, mówi Natalia Butyrska, ekspertka ds. Azji i Pacyfiku w Radzie Polityki Zagranicznej „Ukraiński Pryzmat”. Jej zdaniem siłą napędową wizyty były podejmowane przez obie strony próby rozwiązania problemów gospodarczych:
– Obecnie stosunki między Unią Europejską a Chinami są napięte, a napięcie to jest związane przede wszystkim z gospodarką: dochodzenie antydumpingowe, które Chiny prowadzą przeciwko europejskim napojom alkoholowym, jest skierowane głównie przeciwko francuskim producentom koniaku. To swego rodzaju odpowiedź na decyzję Unii Europejskiej o wszczęciu kilku dochodzeń przeciwko Pekinowi, ponieważ Europejczycy uważają, że zbytnio subsydiuje on swoich producentów. A to już jest przejaw nieuczciwej konkurencji, szczególnie w przypadku produkcji samochodów elektrycznych.
Francuski prezydent wręczył Xi dwie butelki koniaku: Hennessy XO i Louis XIII od Remy Martin, każda o wartości około 3000 euro. Xi obiecał znieść cła importowe na francuską markę. Tymczasowo. W wyniku wizyty Francja i Chiny podpisały 18 umów dwustronnych. Jednocześnie Xi dał jasno do zrozumienia, że jeśli UE nadal będzie wysuwać nadmierne według niego roszczenia, wszystkie osiągnięte porozumienia zostaną spalone w wirze wojny handlowej.
To nie my wznieciliśmy ten kryzys
– Oczekujemy, że Chiny wykorzystają wszystkie swoje wpływy na Rosję, by zakończyć wojnę przeciwko Ukrainie – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen po spotkaniu z chińskim przywódcą.
– Prezydent Xi odegrał ważną rolę w deeskalacji nieodpowiedzialnego zagrożenia nuklearnego Moskwy i jestem przekonana, że chiński przywódca będzie nadal to robił w obliczu ciągłych gróźb nuklearnych Rosji – dodała.
Jednak Xi Jinping nadal nazywa wojnę na Ukrainie „kryzysem”. Po rozmowach w Paryżu wezwał przywódców UE, by nie kłócili się z Chinami o Ukrainę:
– Jesteśmy przeciwni wykorzystywaniu kryzysu w Ukrainie do obwiniania lub dyskredytowania kraju trzeciego i wzniecania nowej zimnej wojny. Chiny nie rozpoczęły tego kryzysu i nie są w niego zaangażowane.
– Przekonywanie Chin, by nie współpracowały z Rosją, jest daremne – ocenia Marcin Przychodniak, analityk ds. Chin w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM).
– Macron wspomniał, że Xi zapewnił go, że Chiny nie będą sprzedawać broni do Rosji i będą ściśle kontrolować eksport towarów podwójnego zastosowania. Ale to były francuskie deklaracje. Nie słyszeliśmy niczego podobnego od Chińczyków, a to podważa wiarygodność tych oświadczeń – dodaje Przychodniak.
Nie widzę żadnych znaczących zmian w stanowisku Chin w sprawie wojny w Ukrainie ani w stanowisku Pekinu w kwestii współpracy z Rosją
Pokaz chińskich możliwości
Podczas gdy rozmowy we Francji dotyczyły nieporozumień, spotkania Xi z przywódcami Serbii i Węgier koncentrowały się na inwestycjach, wspólnych projektach i głębszej współpracy. Węgry są interesujące dla Chin zarówno jako kluczowy hub dla chińskich towarów na rynku europejskim, jak jako kraj, który wkrótce będzie sprawował prezydencję w UE, uważa Natalia Butyrska.
– Chiny liczą na to, że Węgry będą promować ich interesy, w szczególności w zakresie złagodzenia stanowiska instytucji europejskich wobec Pekinu. Natomiast Serbia to kraj w sercu Bałkanów, który jest bardzo lojalny wobec Chin.
Tym razem Pekin starał się, aby te dwa kraje stały się wizytówką jego możliwości wobec innych. Chciał pokazać, że państwa współdziałające z Chinami dostają inwestycje i dostęp do chińskiego rynku
Ragirdas Boruta uważa, że wyborze dat wizyty, która trwała od 5 do 10 maja, kryje się też ważna symbolika:
– Xi odwiedził Serbię, aby uczcić 25. rocznicę bombardowania Belgradu przez NATO, co jest wysoce symboliczną decyzją, która pokazuje rosnące zaniepokojenie i nieufność Chin wobec NATO. Jest to szczególnie istotne w kontekście wewnętrznych dyskusji między państwami członkowskimi na temat obecności Sojuszu w regionie Indo-Pacyfiku, np. otwarcia biura łącznikowego w Japonii – choć temat ten został na razie zamrożony.
„25 lat temu NATO złośliwie zbombardowało chińską ambasadę w Jugosławii. Nigdy o tym nie zapomnimy. Chińczycy cenią pokój, ale nigdy nie pozwolimy, by ta tragiczna historia się powtórzyła” – napisał Xi w artykule dla serbskiej gazety jeszcze przed swoją wizytą.
Już chwilę po przyjeździe chiński przywódca obsypał serbskiego prezydenta Aleksandara Vucicia uprzejmościami, nazywając Serbię „pięknym i przyjaznym krajem, którego integralność terytorialna w kwestii Kosowa jest wspierana przez Chiny”. W rewanżu Vucić powiedział, że „Tajwan to Chiny”.
Ostatnim celem europejskiej podróży Xi były Węgry. Chiny obiecały Budapesztowi inwestycje w odbudowę linii kolejowej, budowę szybkiego przejścia granicznego oraz dalszą współpracę w dziedzinie energetyki jądrowej. A polityka węgierskiego premiera Viktora Orbana jest według Xi Jinpinga przykładem tego, jak mogłyby wyglądać relacje całej Unii z Chinami.
Chiny będą grały we własną grę
Dla Xi była to bardzo udana wizyta z różnych względów, uważa Ragirdas Boruta:
– Pod względem gospodarczym możemy mówić o dwustronnych korzyściach. Ale te same umowy podpisane z Chinami mogą w przyszłości prowadzić do większych nieporozumień w UE, co znacznie utrudni wywieranie presji na Pekin. W końcu Europa musi mówić jednomyślnie w tej sprawie.
Francuski prezydent bardzo lubi przekonywać Xi i Putina do zrobienia czegoś nierealnego. Uważam, że takie negocjacje nie mają sensu, i jestem bardzo sceptyczny wobec stwierdzeń w rodzaju: „musimy wywrzeć presję na Chiny, aby przestały dostarczać broń do Rosji”. Myślę, że to idzie za daleko – czy mówimy, że UE zgadza się z prorosyjskim stanowiskiem Chin, jeśli nie jest ono związane ze sprzedażą broni? Rosja znajdzie sposoby, by się zbroić. Dlatego wsparcie gospodarcze dla Chin i eksport technologii to moim zdaniem kwestia, która powinna być czerwoną linią dla UE. Nie powinny nas zadowalać niejasne deklaracje Chin, że nie będą wysyłać broni do Rosji.
To nie wystarczy — musimy zerwać więzi gospodarcze z Kremlem
Według Natalii Butyrskiej intrygującym pozostaje pytanie, czy Chiny wezmą udział w szczycie pokojowym, który odbędzie się w Szwajcarii w połowie czerwca z inicjatywy Ukrainy. W końcu to bardzo ważne wydarzenie zarówno dla Kijowa, jak jego partnerów – a wszyscy są zainteresowani na nim obecnością Chin.
– Do tej pory słyszeliśmy, że Chiny opowiadają się za organizacją międzynarodowych konferencji z udziałem Rosji i Ukrainy, z ich równą obecnością i rozmowami pokojowymi – zaznacza ekspertka. – To nic nowego. Nie ma absolutnie żadnych prognoz dotyczących udziału lub braku udziału Chin w tym szczycie. Poza tym w dniach 16-17 maja odbędzie się wizyta Putina w Pekinie, która w również zostanie omówiona w Szwajcarii. W każdym razie Chiny rozegrają własną grę, na której skorzystają, także wizerunkowo.
I najważniejsze: nie powinniśmy oczekiwać, że Chiny staną po naszej stronie i będą bronić naszych interesów
Putin w Pekinie
Moskwa i Pekin mają długotrwałe kontakty, a Xi regularnie spotykał się z Rosjanami jeszcze przed inwazją na Ukrainę na pełną skalę. Dla obu stron kolejna wizyta Putina w Pekinie stanie się oczywiście okazją do wymiany poglądów, ale będzie to również publiczna demonstracja, uważa Marcin Przychodniak:
– To spotkanie na wysokim szczeblu, więc będzie bardzo ważne pod względem narracyjnym i wizerunkowym. To będzie kolejny przykład tego, „jak dobre są nasze relacje”, „jak jasne są perspektywy przyszłej współpracy”, „jak dwaj przywódcy budują coś razem dla wspólnej sprawy”.
A „Financial Times pisze, że jednym z głównych celów Putina „będzie znalezienie sposobów na zminimalizowanie wszelkich zakłóceń w ekonomicznej linii życia, którą Chiny zapewniły jego reżimowi od czasu pełnej inwazji na Ukrainę”.
Xi Jinping odwiedził Europę po raz pierwszy od pięciu lat, ale ograniczył się tylko do trzech stolic: Paryża, Belgradu i Budapesztu. „Wizyta ta pokazała, że Chiny stały się wielkim krajem o potężnych wpływach międzynarodowych” – tak europejską trasę swojego przywódcy podsumował sam Pekin
Według zastępcy szefa wywiadu obronnego Ukrainy Wadyma Skibickiego koniec maja będzie napięty zarówno na froncie, jak na arenie międzynarodowej. Za pomocą kampanii dezinformacyjnych Rosjanie będą próbowali siać panikę i kwestionować legalność ukraińskiego rządu.
Mącić, ile się da
Głos Skibickiego brzmi niepokojąco, gdy ocenia on perspektywy Ukrainy na polu bitwy – tak dziennikarz „The Economist” opisuje swoje wrażenia z wywiadu z zastępcą szefa Głównego Zarządu Wywiadu ukraińskiego Ministerstwa Obrony. Przedstawiciel wywiadu obronnego Ukrainy podkreśla, że to najtrudniejsza sytuacja od początku inwazji na pełną skalę. A może być jeszcze gorzej.
Według ukraińskiego wywiadu maj będzie kluczowym miesiącem, w którym Rosja zastosuje trójwarstwowy plan destabilizacji. Głównym czynnikiem jest aspekt militarny. Chociaż Kongres USA zatwierdził w końcu zwiększenie pomocy wojskowej, miną tygodnie, zanim dotrze ona na linię frontu. Jest mało prawdopodobne, by była w stanie dorównać rosyjskim zapasom pocisków lub zapewnić skuteczną ochronę przed kierowanymi bombami lotniczymi.
Drugim czynnikiem jest rosyjska kampania dezinformacyjna w Ukrainie, mająca na celu podważenie ukraińskiej mobilizacji i politycznej legitymacji Wołodymyra Zełenskiego, którego kadencja prezydencka wygasa 20 maja. Chociaż konstytucja wyraźnie zezwala na jej przedłużenie na czas nieokreślony w czasie wojny, przeciwnicy już teraz podkreślają słabość prezydenta.
Trzecim elementem jest według Skibickiego kampania Rosji mająca na celu doprowadzenie do izolacji Ukrainy na arenie międzynarodowej: „Będą mącić tak bardzo, jak to tylko możliwe”.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6634e13d18564317b1779430_dscf8864_id96059_1300x867_a1797d6010093eda7651965e4ba11c81_650x410.jpg">W maju Rosja zastosuje „trójwarstwowy” plan destabilizacji kraju — GUR</span>
Rosyjskie okno możliwości
To, czy Rosjanom uda się zrealizować swoje plany, zależy w dużej mierze od tego, czy Ukraina będzie w stanie zmobilizować swoje zdolności – mówi Wiktor Jahun, generał major Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, były zastępca szefa SBU.
– Jeśli otrzymamy pomoc, ale się nie zmobilizujemy, to ta pomoc będzie bezwartościowa. Po prostu nikt z niej nie skorzysta – wyjaśnia oficer. – W niektórych obszarach mamy teraz od jednego do siedmiu pracowników. Dlatego mamy pytania zarówno do nas, jak i do naszych partnerów. Do nich: dlaczego tak późno i wolno dostarczają pomoc (chociaż teraz starają się dostarczać ją właściwie)? I do nas: czy przeprowadzimy mobilizację wysokiej jakości? Przez „jakość” rozumiemy nie rekrutowanie wszystkich, ale robienie tego rozsądnie. Tak jak na przykład Trzecia Brygada Szturmowa działa poprzez centra rekrutacyjne, aby ludzie rozumieli, dokąd i jak idą.
Jeśli ten kompleks wysiłków zostanie odpowiednio połączony, będziemy mieli pewne wyniki
Jak mówi Marek Kohv, szef programu bezpieczeństwa w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS), jako że pomoc dla Ukrainy zmniejszyła się w ostatnich miesiącach, Rosja była w stanie poczynić pewne postępy na linii frontu, choć okupione dużymi stratami. Według niego nowy pakiet pomocowy USA nie zmienia równowagi sił i choć pomaga zmniejszyć przewagę Rosji, nie zapewnia równych szans. Kohv podkreśla, że Ukraina musi się zmobilizować i nie tylko rotować swoje obecne siły zbrojne, ale także rozpocząć tworzenie nowych jednostek, by być gotową na przyszły rok.
– W tym roku główne wysiłki Ukrainy mają na celu utrzymanie linii frontu i jej konsolidację. Rosja prawdopodobnie zdobędzie roku więcej terytorium – mówi ekspert. – Zasadniczo można powiedzieć, że ten rok jest dla Rosji szansą, której wykorzystaniu Ukraina musi za wszelką cenę zapobiec. Rosja będzie próbowała rozpocząć jakąś ofensywę latem, ale jej jednostki również znacznie ucierpiały. Rosjanie mają problem z jakością rekrutów i znaczną utratą doświadczonych oficerów i podoficerów na poziomie taktycznym. Od przyszłego roku możemy również być świadkami problemów Rosji ze sprzętem wojskowym, ponieważ wszystko zostało wyjęte z magazynów, a w tempie, w jakim jest niszczone, niemożliwe jest wyprodukowanie wystarczającej liczby nowych maszyn.
Jednocześnie w przyszłym roku powinny pojawić się pierwsze efekty odnowy europejskiego przemysłu wojskowego
Podjęcie decyzji w sprawie pakietu pomocowego dla Ukrainy zajęło Stanom Zjednoczonym dużo czasu, ale dużą zaletą jest to, że do 2025 roku pomoc będzie napływać regularnie i w wymaganych kwotach, mówi Mathieu Boul?gue, konsultant ds. badań w Chatham House. Pomoc ta nie wpłynie jego zdaniem na równowagę sił na polu bitwy, ale główną kwestią jest teraz zapewnienie ukraińskiemu wojsku broni potrzebnej do kontynuowania wojny:
– Ale jeśli chcemy, aby Ukraina wyparła rosyjskich okupantów ze swojego suwerennego terytorium, potrzeba znacznie więcej. I tu dochodzimy do pewnej granicy tej pomocy, ponieważ wszyscy rozumiemy, że aby pozbyć się Rosji, potrzebny jest znacznie większy pakiet, potrzeba znacznie więcej systemów uzbrojenia. A w idealnym przypadku potrzeba wojska, ponieważ nie chodzi tylko o broń, ale o ludzi, którzy z niej strzelają. W pewnym momencie pojawi się problem, jeśli chodzi o zasoby ludzkie w Ukrainie – ze względu na liczbę ofiar, ze względu na szkolenia, ponieważ Rosja regularnie wysyła więcej żołnierzy na front. Ostatecznie pytanie będzie dotyczyło wysłania wojsk europejskich lub NATO, by pomóc Ukrainie. Nie doszliśmy jednak jeszcze do dyskusji na ten temat.
Rosyjska propaganda w Ukrainie i na świecie
Rosyjska kampania propagandowa przeciw prezydentowi Ukrainy rozpoczęła się w zeszłym roku. Jej głównym założeniem jest to, że Zełenski rzekomo straci swoją legitymację 20 maja 2024 r., więc w miarę zbliżania się tej daty propaganda staje się coraz bardziej agresywna. Główne przesłania i ścieżki narracyjne pozostają niezmienione od miesięcy, zmienia się tylko ich intensywność. Podczas gdy w listopadzie 2023 r. było stosunkowo niewiele fejków na ten temat, teraz rosyjskie farmy botów, gadające głowy i media propagandowe generują bardzo gęsty szum informacyjny, wyjaśnia Maksym Wichrow, ekspert w Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji:
– Rosyjska propaganda atakuje nas z różnych kierunków. Po pierwsze, manipuluje naszym przywiązaniem do demokracji: „Zełenski jest uzurpatorem, który wykorzystał stan wojenny, aby zakazać wyborów i ustanowić autorytarny reżim; zmienił Ukrainę w Koreę Północną” itp. Po drugie, wróg manipuluje zmęczeniem wojną: „Zełenski będzie walczył do ostatniego Ukraińca, aby dłużej pozostać u władzy”. Alternatywnie, Rosja będzie twierdzić, że ukraiński prezydent jest tak niekompetentny, że wojna nie może być wygrana pod jego przywództwem, że zbliża się katastrofa itp. Po trzecie, propaganda odwołuje się do emocji, przedstawiając Zełenskiego jako paskudną osobowość, zdrajcę Ukrainy, skorumpowanego urzędnika, którego należy natychmiast odsunąć od władzy, niezależnie od wymogów prawnych lub okoliczności wojennych.
Istnieje wiele odmian narracji propagandowych, kontynuuje Wichrow, a wróg stara się przyciągnąć jak najwięcej odbiorców, podzielonych według cech politycznych, kulturowych i społecznych. Ale wszystkie nici propagandowe prowadzą się do jednego hasła: „Zełenski precz!”:
– Zadaniem maksimum propagandy jest podżeganie Ukraińców do buntu przeciwko rządowi i wywołanie wewnętrznego chaosu w naszym kraju – mówi Wichrow. – Planem minimum – pogłębienie niezadowolenia Ukraińców i skupienie go na prezydencie i całym rządzie w nadziei na zamieszki, które byłyby wspaniałym prezentem dla rosyjskich generałów.
Nawiasem mówiąc, ci ostatni są również pośrednio zaangażowani w operację informacyjną: presja wywierana przez Rosję froncie tworzy odpowiednie tło dla propagandy
Nie powinniśmy oczekiwać, że intensywność ataków informacyjnych zmniejszy się po 20 maja. Przekazy i narracje zmienią się nieznacznie, ale przywództwo Ukrainy będzie na celowniku wrogiej propagandy tak długo, jak wojna będzie trwać, a być może nawet po jej zakończeniu.
Rosja próbuje dyskredytować Ukrainę za pomocą swoich kampanii dezinformacyjnych od ponad dekady, mówi Marek Kohv z ICDS. I trzeba przyznać, że odniosła pewien sukces w regionach oddalonych od Europy, gdzie zagrała kartą kolonializmu, co jest zrozumiałą taktyką w tych regionach. Z drugiej strony o tym, że Rosja była kolonizatorem w samej Europie, w krajach tzw. Globalnego Południa wie mało kto.
– Na Zachodzie wysiłki Rosji były mniej skuteczne, choć w ciągu ostatnich dwóch lat udało jej się zaszczepić strach przed eskalacją w niektórych stolicach – zaznacza Kohv. – Musimy jednak zrozumieć, że z każdym kolejnym stwierdzeniem o strachu przed eskalacją oddajemy kawałek swojego terytorium mentalnego i zbliżamy się do utraty terytorium fizycznego. Ogólnie możemy jednak powiedzieć, że rosyjskie narracje przeznaczone dla społeczności zachodniej wyglądają absolutnie śmiesznie. Na przykład „denazyfikacja” jest całkowicie niezrozumiała w sytuacji, gdy prezydent Ukrainy jest pochodzenia żydowskiego, a część ludności Ukrainy jest również Żydami.
Rosyjskie narracje o przestępczym ukraińskim rządzie i administracji prezydenckiej nie są też szczególnie przekonujące w sytuacji, gdy Rosja zabija Ukraińców i niszczy ich miasta i wsie. Zachodni przywódcy regularnie odwiedzają Kijów, by wyrazić swoje poparcie
Europa uczy się na błędach
Rosja chciałaby izolować Ukrainę tak bardzo, jak to tylko możliwe, ale zobaczmy, co stanie się w Szwajcarii, mówi generał Wiktor Jahun. Przypomina, że szczyt pokojowy, który odbywa się tym kraju z inicjatywy Ukrainy, może zgromadzić połowę krajów świata, więc mówienie o izolacji Kijowa jest śmieszne. Jahun uważa również, że rosyjskie próby wpływania na ukraińskie społeczeństwo nie mają szans powodzenia:
– Ale Rosjanie bardzo starają się wpływać na ludzi – poprzez promowanie narracji o zakłóceniach w mobilizacji, o wspieraniu ruchu osób uchylających się od płacenia podatków. Terroryzują również ludność. Ma to pewien wpływ na poszczególnych obywateli, choć z pewnością nie wywoła fali, na którą liczyli. Myślicie, że ostrzeliwują Odessę i Charków bez powodu? Ostrzeliwują je, aby wywołać tam falę: zatrzymajmy się, negocjujmy. Mają nadzieję, że to są prorosyjskie regiony, w których w głowach ludzi może pojawić się wątpliwość: z kim my prowadzimy wojnę?
W rzeczywistości jednak sprawa okazuje się dla nich znacznie trudniejsza. Bo ludzie, którzy tam mieszkają, widzą, czym jest Rosja, czego naprawdę chce i jak to osiąga
Od początku inwazji Rosji na pełną skalę Europa przeszła transformację poglądów i podejścia. Dwa lata temu liderami wspierającymi Kijów były przede wszystkim kraje graniczące z Ukrainą. Dziś Francja i Niemcy wnoszą znaczący wkład, mówi Marek Kohv:
– Europa zdała sobie sprawę ze swoich niedociągnięć wojskowych i podjęła kroki w celu ich naprawienia. Zajmie to trochę czasu, ale to już się dzieje – i jest to proces nieodwracalny. Poczyniono bardzo dobre inwestycje w przemysł obronny. Dla Europy to, co dzieje się w Ukrainie, ma znaczenie egzystencjalne, choć być może w niektórych stolicach nie jest to jeszcze tak jasno zdefiniowane. Jednak zmierzamy w tym kierunku.
Parlament Europejski uznał wybory prezydenckie w Rosji za nielegalne, a Putina za nielegalnego prezydenta – przypomina Kohv. A dwustronne umowy o bezpieczeństwie, które kraje europejskie podpisują z Ukrainą, świadczą o wsparciu Europy. I to się nie zmienia, nawet jeśli niektóre kraje nie wykazują zbytniej sympatii dla Kijowa:
– Rosja również przyczyniła się do tego swoimi różnymi hybrydowymi atakami na kraje europejskie. Pomogły one Europie zrozumieć, że Rosja naprawdę chce zniszczyć istniejącą architekturę bezpieczeństwa w Europie i jest gotowa atakować ważną infrastrukturę, zabijać ludzi, ingerować w wybory i organizować inne okrucieństwa. W rosyjskich mediach, które nie są wolne, ale w pełni kontrolowane przez Kreml, Zachód jest codziennie straszony użyciem broni jądrowej. Prezenterzy telewizyjni i eksperci, którzy czerpią argumenty prosto z Kremla, miotają wulgarnymi obelgami bezpośrednio w zachodnich przywódców.
To pokazuje Zachodowi, jaki jest prawdziwy stosunek Rosji do Europy
Wysiłki Rosji zmierzające do zniszczenia Ukrainy są daremne, mówi Mathieu Bullegh z Chatham House. Przede wszystkim z powodu desperackiego oporu samych Ukraińców. Jednak Zachód również jest zjednoczony:
– Widzimy rosyjskie wysiłki zarówno na poziomie dyplomatycznym, jak jeśli chodzi o propagandę i zastraszanie. Te ostatnie obejmują ogłoszenie ćwiczeń nuklearnych. Ale z drugiej strony NATO ma teraz dwóch dodatkowych członków: Finlandię i Szwecję. Stany Zjednoczone właśnie zatwierdziły nowy pakiet pomocowy, by pomóc Ukrainie w dostawach broni. Macron i Cameron ogłosili nowe ćwiczenia dla ukraińskiego wojska wraz z Litwą. Tak więc niezależnie od tego, co robi Putin, powinniśmy bardziej skupić się na pomocy Ukrainie w walce z okupantami niż na rosyjskich wysiłkach zmierzających do wywołania niezgody
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6638ff9d4e75ee79abb6e94a_%D0%B4%D0%B5%D1%89%D0%B8%D1%86%D1%8F_%D1%84%D0%BE%D1%82%D0%BE.jpeg">Ukraiński dyplomata Andrij Deszczyca: „Teraz nie ma lepszej gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy niż członkostwo w NATO”</span>
Rosja nie rezygnuje z prób zmiany sytuacji na froncie, atakując z trzech kierunków. Rosyjski plan obejmuje komponenty wojskowe, dezinformacyjne i międzynarodowe – ostrzega ukraiński wywiad
Podczas gdy Ukraina chce sprowadzić mężczyzn nadających się do służby wojskowej z zagranicy powrotem do kraju, działacze na rzecz praw człowieka, eksperci i sami wojskowi, którzy rozmawiali z serwisem Sestry, są przekonani, że takie środki nie pomogą zwiększyć zdolności obronnych kraju. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podkreśla, że to krok tymczasowy. Jednocześnie szef resortu Dmytro Kułeba podkreśla, że przebywanie za granicą nie zwalnia z obowiązków wobec ojczyzny. Niektóre kraje europejskie przyznają, że mogą pomóc Ukrainie w sprowadzeniu jej obywateli.
Bez paszportów
23 kwietnia wszystkie ukraińskie konsulaty za granicą zawiesiły obsługę mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Ograniczenia te zostały określone w ustawie o mobilizacji, przyjętej przez Radę Najwyższą 11 kwietnia i podpisanej przez prezydenta 16 kwietnia. Zgodnie z dokumentem mężczyznom w wieku poborowym, którzy przebywają za granicą i nie zaktualizowali swoich danych w Wojskowym Biurze Rejestracji i Poboru (TCK), można odmówić usług konsularnych. Nowe prawo wejdzie jednak w życie dopiero 18 maja. Ponadto przepisy przewidują, że dane mogą być aktualizowane zaocznie, bez konieczności powrotu do Ukrainy, na przykład za pośrednictwem szafki elektronicznej. Obecnie nie ma jednak żadnego mechanizmu, który by to umożliwiał. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy obiecuje przedstawić dodatkowe wyjaśnienia w odpowiednim czasie, ale do tego momentu mężczyźni w wieku poborowym będą w rzeczywistości pozbawieni możliwości korzystania z usług konsularnych.
W wywiadzie dla Sestr ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz podkreśla, że to są środki tymczasowe, dodając, że ograniczenia dotyczą tylko przyjmowania wniosków od mężczyzn w wieku poborowym. Jeśli jednak obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował wsparcia konsularnego, otrzyma taką pomoc, niezależnie od tego, czy jest w wieku wojskowym, czy nie. Ponadto według Zwarycza wszystkie wnioski złożone w urzędach konsularnych przed 23 kwietnia, w tym te dotyczące paszportów, są rozpatrywane i dokumenty zostaną wydane:
– Po 18 maja wnioski będą przyjmowane dla wszystkich kategorii mężczyzn. Będą jednak oczywiście pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca zgodnie z prawem musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią obsługę konsularną.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6630cb043a523937582b4682_%D0%9F%D0%BE%D1%81%D0%BE%D0%BB%202.09%20%D0%BA%D0%B0%D0%B1%D1%96%D0%BD%D0%B5%D1%82-5_1.jpg">Ambasador Ukrainy w Polsce Wasilij Zvarich: Wszyscy, którzy złożyli wniosek do agencji konsularnych przed 23 kwietnia, otrzymają paszporty</span>
Ukraiński rząd zakazał również przekazywania zagranicznych paszportów i paszportów obywatela Ukrainy za granicę. W związku z tym mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat mogą otrzymać swoje dokumenty tylko w Ukrainie. Zakaz ten miał być ograniczony do osób w wieku poborowym, które mają podstawy prawne do zwolnienia ze służby wojskowej. Wygląda jednak na to, że – przynajmniej na razie – dotyczy on wszystkich bez wyjątku.
Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołuje się na społeczne zapotrzebowanie na sprawiedliwość jako argument przemawiający za takimi środkami.
– Obecnie wygląda to tak, że mężczyzna w wieku poborowym wyjechał za granicę, pokazał swojemu państwu, że nie dba o jego przetrwanie, a następnie wraca i chce otrzymywać usługi od tego państwa. To nie działa w ten sposób. W naszym kraju toczy się wojna – wyjaśnia minister Dmytro Kułeba.
Przypomina również, że obowiązek aktualizacji danych w terytorialnych centrach rekrutacyjnych istniał jeszcze przed przyjęciem nowej ustawy mobilizacyjnej, a pobyt za granicą nie zwalnia obywatela z jego obowiązków wobec ojczyzny.
Kiedy jest wojna, nie ma dobrych rozwiązań
– Z pewnością istnieje zapotrzebowanie na sprawiedliwość, mówi emerytowany młodszy sierżant Sił Zbrojnych Ukrainy Jurij Gudymenko – zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki, w jakich obecnie działa ukraińskie wojsko. Armia jest najbardziej pozbawioną praw i uciskaną częścią społeczeństwa. To fakt. Nawet więźniowie w Ukrainie mają więcej praw niż wojskowi. A poza tym w przeciwieństwie do wojskowych wiedzą, kiedy zostaną zwolnieni. Kiedy wojsko zaczęło zdawać sobie sprawę, że ktoś inny czuje się źle, przez jakiś czas działało to na rzecz podniesienia morale, przynajmniej w kręgu osób, z którymi rozmawiam. Brzmi to bardzo cynicznie, ale zadziałało, bo niestety teraz nie możemy zrobić wiele lepszego dla armii.
Jednocześnie zdaniem Gudymenki nie ma żadnych praktycznych korzyści z takich kroków. Tyle że nie ma alternatywy:
– Jeśli nazywamy ten krok nieskutecznym, to prawdopodobnie mamy na myśli to, że gdzieś są inne możliwości, które będą skuteczne w sprowadzaniu gotowych do walki ludzi z zagranicy do Ukrainy. Proszę, podpowiedz mi przynajmniej jedno rozwiązanie, jakiekolwiek rozwiązanie, które pozwoli nam sprowadzić do Ukrainy co najmniej dziesięć procent tych zdolnych do walki mężczyzn, którzy wyjechali do końca roku. I na tym rozmowa się kończy, bo takich rozwiązań po prostu nie ma. Wszyscy ci, którzy chcieli bronić Ukrainy, wrócili w 2022 i 2024 r., kiedy morale było takie, że gdybyśmy rozpoczęli kontrofensywę – wygralibyśmy. Teraz możemy mówić tylko o pojedynczych przypadkach. Spójrzmy na tę sytuację w następujący sposób: mieliśmy wypadek z całym krajem, w którym nasz samochód został potrącony przez ciężarówkę.
Kiedy toczy się wojna z największym krajem na świecie, nie ma dobrych rozwiązań dla wielu kwestii
Ołeksandr Pawliczenko, dyrektor wykonawczy Ukraińskiej Helsińskiej Unii Praw Człowieka, uważa, że pozbawienie ukraińskich mężczyzn za granicą usług konsularnych jest bardziej zemstą na tych, którzy wyjechali, choć przedstawia się to pod pozorem zwiększonej mobilizacji. Jego zdaniem kiedy państwo zaczyna odwoływać się do ustawy, która nawet jeszcze nie istnieje w sferze prawnej, jest to kiepska historia:
– Wizerunkowo to strata dla Ukrainy. Oczywiście, jeśli chodzi o uciekinierów, należy ich znaleźć i sprowadzić. Ale faktem jest, że nie jest to sposób na ich znalezienie i sprowadzenie. Jeśli już wyjechali, to wyjechali ze swoimi dokumentami, chyba że ktoś zgubił paszport, został mu on skradziony lub uszkodzony. Jednak nawet wtedy nie ma logicznego powodu, aby ktoś taki szedł po nowy paszport do konsulatu, wiedząc, że nie będzie mógł ponownie wyjechać z Ukrainy. To wyjątkowo nieprzemyślany krok.
Reakcja międzynarodowa
W komentarzu dla Radia Swoboda rzecznik Departamentu Stanu USA Daniel Sizek nazwał zawieszenie usług konsularnych dla ukraińskich mężczyzn skomplikowaną kwestią, zastrzegając, że jasne jest, że siły zbrojne potrzebują ludzi do obrony kraju, a rząd USA szanuje prawo ukraińskich władz do określania swojej polityki.
Z kolei według stacji Deutsche Welle decyzja Ukrainy o zawieszeniu usług konsularnych dla mężczyzn nie wpłynie na ich status uchodźcy w Niemczech.
Tymczasem prezydent Litwy Gitanas Naus?da i premier Ingrida Šimonite powiedzieli, że ich kraj może pomóc Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym. Według Alvydasa Medalinskasa, analityka politycznego z Uniwersytetu Mykolasa Romerisa w Wilnie, to była „raczej impulsywna reakcja”:
– W ostatnich dniach zaczęli się z niej wycofywać. Podczas ostatniego wywiadu dla litewskiego radia państwowego zarówno prezydent, jak premierka powiedzieli, że zamierzają pomóc po konsultacjach z partnerami z UE i Ukrainy.
Musieli zdać sobie sprawę, że obecnie nie ma ku temu prawie żadnych podstaw prawnych ani środków technicznych
Ihor Hawryliuk, analityk stosunków polsko-ukraińskich w Warszawie, wyjaśnia, że w Polsce pomysł pomocy Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym był ogólnie popierany, ale jest to niezwykle złożona kwestia i powinna być rozpatrywana w trzech wymiarach: prawnym, politycznym i ekonomicznym. Jednocześnie zaznacza, że polski minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński powiedział, iż dopóki nie zostaną podjęte inne decyzje w sprawie zasad pobytu Ukraińców w Polsce, obywatele Ukrainy, nawet ci z przeterminowanymi dokumentami, będą chronieni:
– Wicepremier i minister obrony w rządzie Tuska Władysław Kosiniak-Kamysz dość przychylnie zareagował na wprowadzenie ograniczeń w usługach konsularnych dla ukraińskich mężczyzn w wieku mobilizacyjnym, a nawet stwierdził, że Polska może pomóc im w powrocie do domu. Taką reakcję lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego można tłumaczyć chęcią pozyskania sympatii niektórych ugrupowań wyborczych przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w dniach 6-9 czerwca 2024 roku. Z jednej strony szef polskiego MSZ Radosław Sikorski wyraził zrozumienie dla potrzeby powrotu Ukraińców w wieku mobilizacyjnym.
Z drugiej strony podkreślił, że inicjatywa powinna wyjść od Ukrainy, biorąc pod uwagę jej niejednoznaczny charakter etyczny, przenosząc tym samym odpowiedzialność za pierwszy krok na Kijów
Tak więc, podsumowuje Ihor Hawryliuk, brak jasnego, wspólnego stanowiska najprawdopodobniej oznacza, że rząd Tuska nie ma jeszcze praktycznego rozwiązania, a załatwienie tych kwestii może zająć miesiące. Jest też inny ważny czynnik, który polskie władze muszą wziąć pod uwagę:
– Ukraińscy mężczyźni odgrywają ważną rolę w polskiej gospodarce, więc próby sprowadzenia ich z powrotem na Ukrainę mogą spowodować masowy exodus do krajów sąsiednich, takich jak Niemcy czy Czechy.
Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky oświadczył jednak, że jego kraj nie wspiera ukraińskich mężczyzn próbujących ukryć się przed mobilizacją w Ukrainie, pozostając za granicą.
Obecnie w krajach UE mieszka około 4,3 mln Ukraińców, z czego około 860 tys. to dorośli mężczyźni. Olha Stefaniszyna, wicepremierka Ukrainy ds. integracji europejskiej, zapewniła, że nikt nie zostanie sprowadzony siłą. Według niej aktualizacja danych w TCK nie oznacza automatycznego wysłania na front – ukraińskie władze chcą przede wszystkim określić potencjał mobilizacyjny państwa.
Paradoksalnie jednak, efekt może być odwrotny. Według Ołeksandra Pawliczenki procedura uruchomiona przez państwo raczej ujawni problem braku rezerwy mobilizacyjnej i nieefektywności procesu i mobilizacji w ogóle:
– Wszystko zaczęło się od tego, że w 2023 r. zlikwidowano komisariaty wojskowe, a mobilizacja w zasadzie się nie powiodła. Wtedy państwo zaczęło szukać winnych i wskazywać ich palcem.
Obrońca praw człowieka podkreśla, że w żaden sposób nie usprawiedliwia osób uchylających się od obowiązków, ale obwinianie wszystkich jest złą praktyką:
– Mówimy o całej populacji mężczyzn w wieku powyżej 18 lat. Niektórzy z nich wyjechali z powodów prawnych. Nawiasem mówiąc, to właśnie ci, którzy wyjechali z fałszywymi zaświadczeniami, których teraz nie można sprawdzić, a także udawani rodzice z wieloma dziećmi i towarzyszące im osoby niepełnosprawne, zrobili z tego cały biznes. W tamtych czasach trzeba było zainstalować filtry, aby powstrzymać takie manipulacje.
Ci, którzy mają podstawy prawne do wyjazdu, mogą poddać się weryfikacji w TCK. Ale na pewno nie zostaną włączeni do rezerwy mobilizacyjnej
Ukraińscy mężczyźni w wieku poborowym, którzy przebywają za granicą, mają ograniczony dostęp do usług konsularnych. Przewiduje to nowa ustawa o mobilizacji. Jednak takie ograniczenia miały wejść w życie nie wcześniej niż 18 maja. Nagłe wstrzymanie pod koniec kwietnia wszystkich usług konsularnych, z wyjątkiem wydawania dowodów osobistych na powrót do Ukrainy, spowodowało chaos i wywołało falę oburzenia wśród Ukraińców za granicą
Amerykańscy ustawodawcy przyjęli ustawę dającą prezydentowi USA prawo do konfiskaty zamrożonych rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. Tymczasem Unia Europejska przygotowała plan przekazania Kijowowi zysków z rosyjskich aktywów, które są zablokowane w UE. O tym, o jakie kwoty chodzi, kiedy Ukraina je otrzyma, na co może je wydać i dlaczego podejścia do obsługi rosyjskich funduszy w USA i Europie się różnią się Sestry rozmawiały z Ołeksandrem Sawczenką, ekonomistą.
Kateryna Trifonenko: Obie izby Kongresu USA poparły konfiskatę rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. O jakich aktywach mówimy i jaki jest mechanizm konfiskaty?
Aleksander Sawczenko: Aresztowano część aktywów Banku Centralnego Rosji, w tym jej państwowego funduszu majątkowego o wartości około 300 miliardów dolarów. Mówimy o środkach głównie w trzech walutach: w dolarach amerykańskich – w bankach amerykańskich, w euro – głównie w bankach Unii Europejskiej (chociaż były tu też konta dolarowe, ale to stosunkowo niewielkie kwoty) oraz w dolarach, euro i funtach brytyjskich – w bankach Wielkiej Brytanii.
Decyzja Stanów Zjednoczonych o konfiskacie aktywów może dotyczyć wszystkich aktywów w dolarach, zarówno w bankach amerykańskich, jak europejskich (UE i Wielkiej Brytanii). Według różnych szacunków, kwota suwerennych aktywów dolarowych, w tym suwerennego funduszu majątkowego, wynosi nieco ponad pięć miliardów. To są pieniądze, o których teraz mówimy. Mechanizm konfiskaty w Stanach Zjednoczonych jest bardzo prosty: podejmowana jest decyzja, najprawdopodobniej przez Departament Sprawiedliwości, a środki są pobierane z rachunków bankowych, na których przechowywane są te pięć miliardów, na rzecz rządu USA..
Następnie Departament Sprawiedliwości może przekazać je Ukrainie różnymi kanałami – albo do budżetu, albo do specjalnych funduszy na zakup broni dla Ukrainy
Ostateczna decyzja w sprawie transferu aktywów pozostaje więc w gestii rządu USA. Jeśli Donald Trump powróci do władzy, to czy będzie w stanie odwrócić tę decyzję?
Jeśli Biden poinstruuje Departament Sprawiedliwości i będzie mógł to zrobić, Departament Sprawiedliwości natychmiast nakazuje bankom komercyjnym w Stanach Zjednoczonych odpisanie tych pieniędzy na rzecz budżetu USA. Oznacza to, że Biden podpisał ustawę, nad którą głosowały już dwie izby Kongresu, a już jutro fundusze te mogą zostać skonfiskowane. Wszystko, pociąg odszedł. Ani Trump, ani nikt inny nie będzie w stanie nic zrobić.
Gdzie można skierować te skonfiskowane rosyjskie fundusze?
Są dwie ścieżki. Pierwsza: Stany Zjednoczone mają dwa fundusze, z których finansują zakupy broni dla Ukrainy. Druga: środki mogą zostać przelane na konto Gabinetu Ministrów w Narodowym Banku Ukrainy. W tym przypadku pieniądze zostaną wykorzystane do sfinansowania deficytu budżetowego.
Myślę, że będzie to rozwiązanie łączone. Chociaż byłoby lepiej, gdyby te środki zostały wykorzystane na zakup broni na wniosek Sił Zbrojnych Ukrainy.
Czy Unia Europejska, która zamroziła znacznie więcej rosyjskich aktywów, pójdzie za amerykańskim przykładem?
Unia Europejska wybrała inną strategię, ponieważ sprawa jest dla niej trudniejsza. Stany Zjednoczone mają już precedensy w przejmowaniu pieniędzy od ich właścicieli na rzecz innych odbiorców – stało się tak w przypadku Iraku, Wenezueli, Iranu. W USA istnieje stosowne orzecznictwo, a rząd amerykański nie ma z tym problemu. I nikt, podkreślam, nikt nie będzie w stanie złożyć pozwu o nielegalność takiej decyzji. Nie ma na to absolutnie żadnych szans. Mam na myśli kraj lub firmę, które pozwałyby Stany Zjednoczone, ponieważ rozmowa tam jest bardzo krótka: nowe sankcje lub konfiskata.
Pamięta Pani Łazarenkę [Pawło Łazarenko, premier Ukrainy w latach 1996-1997, za korupcję skazany w 2006 r. na 108 miesięcy więzienia i 10 mln dolarów grzywny – red.], naszego byłego premiera? Cóż, jego konta w amerykańskich bankach zostały obciążone na rzecz budżetu USA. Podobnie było z pieniędzmi Kołomojskiego [Ihor Kołomojski, ukraiński oligarcha, oskarżony o korupcję w czasie piastowania stanowiska gubernatora obwodu dniepropetrowskiego w latach 2014–2015. W 2021 r. rząd USA wprowadził przeciw niemu sankcje – red]. Jego pieniądze zostały skonfiskowane i przekazane do budżetu USA. I proszę mi wierzyć: nikt nie pójdzie do sądu. To jest sprawa amerykańska.
Jeśli chodzi o Unię Europejską, to tam nie było takich precedensów. Ponadto nie jestem pewien, czy unijne prawodawstwo będzie po stronie rządów, które zamroziły te fundusze
Wydaje mi się, że kraje UE albo poprzez swoje parlamenty narodowe, albo poprzez Komisję Europejską i nowe dyrektywy powinny znacznie wzmocnić swoje stanowisko w sprawie tych funduszy. Dlatego Unia przyjęła inne podejście: opodatkowała zyski z lokowania tych zamrożonych aktywów i przekazała je Ukrainie.
Jednak Stany Zjednoczone przygotowują się do wywarcia presji na kraje UE – by poszły dalej i nie tylko znacjonalizowały, a następnie przetransferowały do Ukrainy zyski z zamrożonych rosyjskich aktywów, ale przeszły do pełnej konfiskaty tych aktywów. Taka presja będzie.
Wyniki tej presji zostaną ostatecznie podsumowane na szczycie G7 w czerwcu. Ale powtarzam: Europejczykom jest znacznie trudniej niż Amerykanom, bo muszą jeszcze przejść przez procedury w parlamentach krajowych i Komisji Europejskiej.
I wreszcie stanowisko Wielkiej Brytanii. Elity finansowe i agencje rządowe tego kraju ogłosiły, że zamrożone aktywa w brytyjskich bankach, które są przechowywane w funtach, euro i dolarach, zostaną wykorzystane jako zabezpieczenie w celu udzielenia pożyczki Ukrainie. Argument jest prosty: prędzej czy później aktywa te znajdą się w rękach Kijowa, więc mogą być wykorzystane jako zabezpieczenie bez żadnych problemów, a Brytyjczycy mogą zacząć przelewać pieniądze już teraz. Chcą nawet otworzyć linię kredytową dla Ukrainy lub wyemitować papiery wartościowe pod te aktywa, a środki zostaną również przekierowane do Ukrainy.
Istnieją więc trzy opcje dotyczące tego, co zrobić z zamrożonymi rosyjskimi aktywami: Amerykanie je skonfiskują, Europejczycy przekażą zyski z aktywów, a Brytyjczycy wykorzystają je jako zabezpieczenie, by zorganizować nieoprocentowane pożyczki dla Ukrainy
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Josep Borrell powiedział, że Unia opracowała już plan wykorzystania dochodów z rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. O jakiej kwocie mówimy i kiedy będziemy mogli ją otrzymać?
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Josep Borrell powiedział, że Unia opracowała już plan wykorzystania dochodów z rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. O jakiej kwocie mówimy i kiedy będziemy mogli ją otrzymać?
To kwota około 200 miliardów dolarów, przechowywana w euro w depozycie Euroclear [belgijska firma świadcząca usługi finansowe, wyspecjalizowana w rozliczaniu i depozycie transakcji papierami wartościowymi, a także obsłudze tych papierów wartościowych – red.]. Nie są to wszystkie środki w euro, ale o tym na razie mówimy. Być może łatwiej jest sobie z nimi poradzić, ponieważ Euroclear to jeden podmiot w Belgii. Aktywa te wygenerowały tylko około trzech miliardów dolarów w ciągu roku. To bardzo niewiele, ponieważ obecnie rentowność obligacji amerykańskich i euroobligacji wynosi około czterech procent. Innymi słowy, teoretycznie powinniśmy byli otrzymać osiem miliardów – tyle że środki te po prostu leżą i nie są oprocentowane. Niektóre z nich znajdują się na rachunkach tranzytowych i dlatego generują niewielki dochód.
Oznacza to, że mówimy o trzech do trzech i pół miliarda z tendencją spadkową, ponieważ inflacja spada, a przychody też spadną w nadchodzących latach, chyba że coś się wydarzy. Pieniądze są zamrożone od dwóch lat i teoretycznie moglibyśmy otrzymać sześć miliardów. Teraz jednak mówimy o przekazaniu miliarda na początku lata.
Serwis Politico poinformował, że UE nie przekaże Ukrainie 5 mld euro zysków z inwestycji zamrożonych rosyjskich aktywów w latach 2022-2023, bo pieniądze te pozostaną w Brukseli jako ubezpieczenie od rosyjskich pozwów. Ten sam serwis, powołując się na źródła w belgijskim rządzie, pisze, że Rosja złożyła już 94 pozwy przeciwko Euroclear. Jak skuteczne mogą być te pozwy?
Po pierwsze, 5 miliardów zabezpieczenia to za dużo. Po drugie, należy pilnie poprawić ustawodawstwo UE i ustawodawstwa krajów Unii w zakresie transferu zysków. Jeśli chodzi o roszczenia, kraje UE mają tutaj nienaganną pozycję: rosyjskie aktywa wygenerowały zyski, UE nałożyła podatek na te zyski, na przykład 90 procent. I to wszystko – są to już fundusze Unii, które zostały przekazane Ukrainie.
Jednak oczywiście są lobbyści z Rosji pracujący w krajach europejskich. Jest ich wielu wśród analityków, prawników – i oni będą się sądzić
Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego, powiedziała, że konfiskata zamrożonych rosyjskich aktywów naruszyłaby prawo międzynarodowe. Ponadto zachodnie media często wyrażają opinię, że taka konfiskata podważy zaufanie do europejskich instytucji finansowych ze strony innych głównych klientów, takich jak Chiny czy Arabia Saudyjska. A to może wywołać kryzys w strefie euro. Jak poważne są te argumenty?
To główny argument rosyjskich analityków: że trzymanie pieniędzy w euro i dolarach jest obecnie niebezpieczne. Mam pytanie do chińskiego banku centralnego i Saudyjczyków: W jakiej walucie powinniśmy trzymać nasze środki? Mamy następujące waluty rezerwowe: dolar amerykański, euro, jen japoński, funt, frank szwajcarski (możemy jeszcze do tego dodać dolara kanadyjskiego). Około dziesięciu lat temu do walut rezerwowych został dodany chiński juan. Ale lwia część – 80 procent – rezerw banków centralnych na całym świecie to dolary i euro. I jeśli Chiny zrobią coś niewłaściwego, Stany Zjednoczone wykluczą juana z puli walut rezerwowych.
Wtedy globalny system po prostu wypchnie nieuczciwe kraje, które nie zgodzą się na umieszczenie swoich rezerw w dozwolonych walutach.
Po drugie, agencje ratingowe nie będą uznawać rezerw banków centralnych w innych walutach niż rezerwowe, a ich ratingi spadną. To system zamknięty i nie można się z niego wydostać ani nawet go podważyć. Można tylko spalić samego siebie, czego Chiny nie zrobią. Arabia Saudyjska też nie.
Co jest potrzebne?
Oczywiście musimy wzmocnić pozycję krajów UE, aby ich rządy były przekonane, że prawo jest po ich stronie w 100, a nie w 99 procentach. Myślę, że właśnie nad tym pracują teraz prawodawcy i rządy tych krajów
W jakim stopniu zyski z rosyjskich aktywów pomogą Ukrainie?
Jeśli weźmiemy pod uwagę tę mało optymistyczną, choć też nie pesymistyczną, opcję, to w tym roku Ukraina może otrzymać około 10 miliardów dolarów. Wyobraźmy sobie, że wszystkie te pieniądze zostaną wykorzystane na zakup broni. To ogromna suma, to kilka baterii Patriot, to tysiące pocisków ATACMS, które mogą uderzać na odległości 300 kilometrów, to 100 F-16 z pełnym wyposażeniem. Jest to więc dużo pieniędzy i gdyby można je było wykorzystać na zakup broni, której potrzebuje Ukraina, i to broni ofensywnej, mogłoby to odwrócić losy wojny.
Od dawna mam pomysł, jak zakończyć wojnę w piękny sposób. Zaproponowałem konfiskatę tych aktywów – 300 miliardów – i następującą formułę: zakomunikować Putinowi i Kremlowi, że za każdy dzień wojny jeden miliard z aktywów Rosji zostanie przekazany Ukrainie na zakup wybranej przez nią broni. Broń ta mogłaby być używana przez ukraińskie siły zbrojne według ich uznania, a ukraińskie wojsko mogłoby uderzać także na cele wojskowe w Rosji.
Po drugie, za każdą rakietę wystrzeloną na Ukrainę należy również pobrać miliard dolarów. Dziesięć wystrzelonych rakiet – dziesięć miliardów dolarów. W ten sposób moglibyśmy stworzyć u Putina odruch warunkowy, jak u psa Pawłowa. Iwan Pawłow był wybitnym rosyjskim fizjologiem, który nienawidził ówczesnego rosyjskiego rządu komunistycznego, był bardzo krytyczny wobec narodu rosyjskiego w najgłębszym sensie. Przeprowadzał eksperymenty na psach i tworzył u nich odruchy warunkowe.
Myślę, że Putin nie jest głupszy od psa
Teraz Kreml i Rosja mają bezwarunkowy odruch niszczenia Ukrainy. Ale dzięki tej metodzie (dzień wojny – minus miliard, wystrzelona rakieta – minus miliard) w ciągu kilku tygodni możemy wyrobić w Putinie i całej Rosji odruch warunkowy, że wojna jest bardzo zła, boli i będą uderzenia odwetowe.
W ten sposób wojna mogłaby się dość szybko zakończyć.
Istnieją trzy opcje dotyczące tego, co zrobić z zamrożonymi rosyjskimi aktywami: Amerykanie je skonfiskują, Europejczycy przekażą zyski z aktywów, a Brytyjczycy wykorzystają je jako zabezpieczenie, by zorganizować nieoprocentowane pożyczki dla Ukrainy - mówi ekonomista Ołeksandr Sawczenko
Według głównodowodzącego Sił Zbrojnych Ukrainy Ołeksandra Syrskiego sytuacja na froncie wschodnim znacznie się pogorszyła się od początku kwietnia. Walki nasilą się jeszcze bardziej w maju i czerwcu – przewiduje z kolei szef wywiadu obronnego Ukrainy Kyryło Budanow. Podczas gdy Rosjanie intensyfikują swoje operacje ofensywne, ukraińskiemu wojsku poważnie brakuje broni, wynika z raportu Instytutu Studiów na Wojną.
Sestry przeanalizowały, jak na przebieg działań wojennych wpłynie amerykańska pomoc, czy ukraińskie siły zbrojne będą miały siłę do przeprowadzenia kolejnej kontrofensywy i gdzie Rosjanie przygotowują się do ataku w pierwszej kolejności.
Kilometr tu, 200 metrów tam
– Rosja chce zmobilizować 300 000 żołnierzy do 1 czerwca. Przygotowujemy się do tego. Do 9 maja Rosja spodziewa się zająć Czasiw Jar na wschodzie Ukrainy. Spodziewam się, że wytrzymamy, że broń dotrze na czas i będziemy w stanie odeprzeć wroga, a następnie złamać rosyjskie plany kontrofensywy na pełną skalę w czerwcu – powiedział Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla NBC News.
– Rosyjskie władze uwielbiają symboliczne daty, więc aby Putin miał się czym chwalić w dniu swojej piątej inauguracji 7 maja i w dniu zwycięstwa, czyli 9 maja, nie będą się liczyć z żadnymi stratami – mówi Graeme P. Herd, analityk z Europejskiego Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem George'a C. Marshalla (GCMC). Jednocześnie podkreśla, że Rosja nie przestała atakować:
– Rosyjska ofensywa trwa. Nie mówiłbym o jakimś nowym, nagłym ogłoszeniu ofensywy. Rosja zasadniczo prowadzi wojnę na wyniszczenie, stopniowo posuwając się o kilometr tu, pół kilometra tam, 200 metrów tu – i tak na większości odcinków frontu. Ale jeśli mówimy o ofensywie na inną skalę, w szczególności w regionie Doniecka, istnieje wiele bardzo dobrze ufortyfikowanych miast. Do 9 maja pozostały dwa tygodnie, a posuwanie się naprzód jest bardzo trudnym zadaniem z wojskowego punktu widzenia. Jednak polityka sprawia, że Rosjanie z ogromnymi stratami się nie liczą.
Na przykład chęć ponownego zdobycia Charkowa ma również aspekt polityczny, ponieważ Putin uważa to miasto za rosyjskie i wciąż nie może zrozumieć, dlaczego od 2022 roku stawia ono opór
Pod koniec marca Putin podpisał dekret o wiosennym poborze do wojska, zgodnie z którym do rosyjskiej armii ma zostać wcielonych 150 tysięcy osób. Na początku kwietnia rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że od stycznia armię zasiliło ponad 100 tysięcy nowych żołnierzy kontraktowych.
„Wczesnym latem Rosjanie mogą próbować zająć nowe terytoria, w szczególności w obwodach donieckim, ługańskim, chersońskim i zaporoskim” – pisze z kolei brytyjski dziennik "Financial Times".
– Rosyjskie siły zbrojne w dużej mierze odbudowały swój personel poprzez pobór i wsparcie zagraniczne, zwłaszcza z Korei Północnej i Chin – mówi Davis Allison, analityk strategiczny z Centrum Studiów Strategicznych w Hadze. – Główny wysiłek wydają się koncentrować na wschodzie, by przejąć cały region Ługańska i zagrozić Charkowowi. Wysiłek drugorzędny , jak się zdaje, koncentrują na południu, w pobliżu Krymu, aby odciągnąć siły ukraińskie od głównej osi.
Najtrudniejszym obszarem jest i będzie region doniecki, mówi ekspert wojskowy i emerytowany pułkownik armii ukraińskiej Petro Czernyk:
– Putin jest bardzo pryncypialny w swoich celach. Już trzykrotnie udaremniliśmy jego plany zdobycia obwodu donieckiego. Ale żeby ofensywa zakończyła się sukcesem, muszą dodać tam co najmniej 40 tysięcy żołnierzy. Nie zastąpić, ale dodać. Jak dotąd nic nie wskazuje na to, by mieli już te 40 tysięcy. Ponadto te dodatkowe 40 tysięcy żołnierzy oznacza 800 dodatkowych czołgów, 2,5 tysiąca pojazdów opancerzonych i 1000 sztuk artylerii.
Nie Armagedon, ale będą problemy
Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow jest pierwszym rosyjskim urzędnikiem, który otwarcie wskazał Charków jako cel ofensywy. Zostało to odnotowane w raporcie Amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną: „19 kwietnia 2024 r. Ławrow powiedział podczas wywiadu radiowego z kilkoma prominentnymi rosyjskimi propagandystami państwowymi, że Charków »odgrywa ważną rolę« w pomyśle prezydenta Rosji Władimira Putina na stworzenie zdemilitaryzowanej »strefy sanitarnej« w Ukrainie w celu ochrony rosyjskich osad granicznych przed ukraińskimi atakami. Zapytany, dokąd udadzą się rosyjskie wojska po utworzeniu tej »strefy sanitarnej«, Ławrow powiedział, że rosyjskie władze są »w pełni przekonane«, że wojna z Ukrainą będzie kontynuowana”.
– Putin oczywiście chciał zająć Charków, ponieważ miasto to było jedną ze stolic Ukrainy i ma wielkie znaczenie symboliczne – powiedział Wołodymyr Zełenskij w wywiadzie dla niemieckiej gazety „Bild”. I podkreślił: – Ukraina zrobi wszystko, aby do tego nie doszło.
Pułkownik Petro Czernyk uważa, że tej chwili Rosjanie nie mają możliwości zaatakowania Charka, ale w nadchodzących miesiącach postarają się zebrać wystarczające do tego zasoby:
– Czy zwiększą współczynniki uderzeń rakietowych i sabotażowych? Tak. Ale by dostać się do Charkowa, nadal trzeba pokonać czterdzieści kilometrów trudnego terenu. W rejonie Bachmutu i Awdijiwki posuwają się o kilkadziesiąt metrów dziennie. By iść dalej, muszą zbudować korpus liczący co najmniej 150 tysięcy ludzi.
Nie budują go w szybkim tempie, ale postarają się osiągnąć takie liczby do jesieni. Rosyjskie cele i rzeczywistość to jednak nie to samo
Technicznie rzecz biorąc, Rosja chce przejąć jak najwięcej terytorium w regionach, które już częściowo zajęła. Aby ocenić skuteczność tej ofensywy, musimy odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: Co jest jej głównym celem? Stawia je Grzegorz Małecki, były szef polskiego wywiadu zagranicznego.
– Najprawdopodobniej Putin jest zainteresowany poprawą swojej pozycji negocjacyjnej poprzez zajęcie nowych terytoriów – mówi Małecki. – Terytoria te, choć na mniejszą skalę niż planowano dwa lata temu, pozwolą mu pokazać się jako zwycięzca, który osiągnął pewne cele. Jak jednak wiemy, jego polityka ma na celu nie tylko zajęcie konkretnego terytorium Ukrainy.
Według Małeckiego nie ma obecnie skutecznych międzynarodowych dźwigni wpływu, które zmusiłyby Rosję do porzucenia swoich planów wojskowych.
– To oczywiste, że szaleństwo na Kremlu jest nadal silne, okupant będzie próbował zintensyfikować szturm i działania ofensywne. Odpowiemy na to – zapowiedział Wołodymyr Zełenskij po doniesieniach szefów wywiadu zagranicznego i wojskowego.
– Armagedon nie nastąpi, jak wielu zaczyna teraz mówić, ale od połowy maja pojawią się problemy – przewiduje Kyryło Budanow i podkreśla, że plany Rosjan są związane z wyborami w USA: chcą oni przejąć jak najwięcej ziemi przed inauguracją prezydencką.
Długo oczekiwana pomoc
W ostatnich miesiącach Rosjanie wystrzeliwali 5-6 razy więcej pocisków artyleryjskich niż ukraińskie wojsko, a za kilka tygodni dysproporcja ta mogłaby wynosić 10 do 1 na korzyść Rosji. Generał Christopher Cavoli, naczelny dowódca sił sojuszniczych w Europie, ostrzegł przed tym podczas przesłuchania w Izbie Reprezentantów:
– Bez ciągłego amerykańskiego wsparcia Ukrainie szybko zabraknie pocisków artyleryjskich i rakiet obrony powietrznej. Strona, która nie będzie w stanie odpowiedzieć, przegra.
W wywiadzie dla PBS Zełenski określił wprost swoje oczekiwania dotyczące amerykańskiej pomocy: „Mówię szczerze: bez tej pomocy nie będziemy mieli szans na zwycięstwo”.
20 kwietnia, po miesiącach blokowania, Izba Reprezentantów zatwierdziła ustawę o zapewnieniu Ukrainie pomocy w wysokości 60,8 mld USD do końca września 2025 roku. Ustawa przewiduje 13,8 mld USD dla Kijowa na zakup broni i sprzętu, kolejne 13,4 mld USD na wymianę i naprawę już przekazanej broni oraz szkolenie ukraińskiego wojska. Kolejne 23,2 mld USD z tej kwoty zostanie wykorzystane na sfinansowanie uzupełnienia amerykańskich arsenałów. Ponadto dokument wzywa prezydenta USA do jak najszybszego dostarczenia Ukrainie pocisków dalekiego zasięgu ATACMS.
To dużo pieniędzy i silne wsparcie, ocenia Graeme P. Herd z GCMC:
– To oznacza dostarczenie broni, której potrzebuje Ukraina. Na poziomie taktycznym mogą to być pociski artyleryjskie i większa siła ognia, by zakłócić rosyjską logistykę. Może to być precyzyjna broń dalekiego zasięgu do atakowania stanowisk dowodzenia, składów amunicji i tym podobnych rzeczy. Ona zdegraduje taktyczne możliwości Rosji.
Natomiast w planie operacyjnym jeśli część z tych miliardów zostanie wydana na długo oczekiwane F-16 uzbrojone w precyzyjne bomby i pociski, uderzenie w rosyjskie siły w Ukrainie będzie jeszcze głębsze
To kłamstwo, Emmanuel o tym wie
Na czas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu prezydent Francji zaproponował ogłoszenie globalnego rozejmu, w szczególności w Ukrainie. W tej inicjatywie Emmanuel Macron ma nadzieję na wsparcie Chin: „Chiński przywódca przyjedzie do Paryża za kilka tygodni. Poprosiłem go o pomoc. W 2022 r. mieliśmy również podobne zadanie przed Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi, których gospodarzem były Chiny. Więc to może być dyplomatyczny moment dla pokoju”.
Grzegorz Małecki uważa jednak, że tak się nie stanie:
– Być może chodzi o to, że Macron próbuje zapobiec tej ofensywie, którą Rosja zaplanowała na maj i czerwiec, odwołując się do pewnej tradycji. Jednak mam w pamięci podobne sytuacje z przeszłości, takie jak wojna w Gruzji w 2008 roku, więc nie wydaje mi się to realistyczne.
Ponadto jest wątpliwe, czy byłoby to w interesie Ukrainy, ponieważ Rosja mogłaby wykorzystać rozejm do wzmocnienia się
Kreml nigdy nie dotrzymuje obietnic zawieszenia broni, podkreślił Wołodymyr Zełenski:
– Nie wierzę w żaden format rozejmu z Rosją. To kłamstwo, Emmanuel o tym wie, jest tego świadkiem. Byliśmy razem w formacie normandzkim, razem przeszliśmy przez proces miński. Francja, Niemcy, Ukraina – wszyscy jesteśmy żywymi świadkami tego, że nie ma czegoś takiego jak zamrożony konflikt z Rosją.
Ukraińska kontrofensywa
Po otrzymaniu amerykańskiej pomocy Ukraina może kontynuować walkę do 2025 roku. Głównym problemem Kijowa są zasoby ludzkie, mówi Graeme P. Herd:
– W przypadku Rosji sprawa wygląda tak, że z populacją czterokrotnie większą i gospodarką dziesięciokrotnie większą od ukraińskiej może grać w długą grę, w wojnę na wyniszczenie, choć ponosząc przy tym ogromne straty. Ale to sytuacja, w której tracą obie strony, tyle że jedna z nich ma głębsze kieszenie. Myślę, że taka jest rosyjska mentalność. Z pragmatycznej wojskowej perspektywy długoterminowej Rosjanie będą kontynuować walkę na całym froncie i starać się rozciągnąć siły ukraińskie tak, by żadna pozycja nie mogła być naprawdę dobrze broniona – i zapewnić sobie w ten sposób możliwość osiągania stopniowych postępów.
Przy wielu sprzyjających okolicznościach Ukraina mogłaby jeszcze w tym roku rozpocząć kontrofensywę; to absolutnie realistyczny scenariusz, uważa z kolei Petro Czernyk:
– W zeszłym roku byliśmy w trybie kontrofensywy – od maja do września byliśmy w ofensywie. Armia jest mniej liczna, mniej uzbrojona, ale udało nam się przeciąć przyczółek w Zaporożu, to fakt. Zrobiliśmy to, choć nie mieliśmy przewagi powietrznej. Wyobraźmy więc sobie, co będzie, gdy taką przewagę będziemy mieli.
Pokazaliśmy, że możemy wszystko, ale pod jednym warunkiem: potrzebujemy wystarczającej ilości broni
Znaczna część amerykańskiej broni dla Ukrainy jest już w magazynach w Niemczech i Polsce. Po podpisaniu ustawy przez prezydenta Joe Bidena natychmiast trafi ona na linię frontu. Najpierw zostanie dostarczona amunicja artyleryjska. Tymczasem Rosjanie zgromadzili do 25 000 żołnierzy w pobliżu Czasiw Jaru, miasto pozostaje jednak pod kontrolą ukraińską
Szczyt Pokojowy jest ważną platformą, ale nie powinniśmy oczekiwać od niego szybkich rezultatów. Co do tego zgadzają się zarówno ukraińscy, jak europejscy eksperci, którzy rozmawiali z serwisem Sestry. Osobną kwestią jest to, że wiele krajów, które nie stoją po stronie Ukrainy, prawdopodobnie wykorzysta tę platformę do promowania rosyjskiej agendy. To właśnie dlatego od czasu do czasu światowa przestrzeń publiczna była zalewana apelami do Ukrainy o powstrzymanie się od eskalacji i rozważenie negocjacji z Moskwą mających zakończyć działania wojenne. Wśród apelujących znalazł się nawet papież, którego rada dla Ukraińców, aby podnieśli białą flagę i rozpoczęli negocjacje, nim będzie za późno, wywołała znaczne oburzenie w Ukrainie i krytykę ze strony naszych partnerów w NATO, Polski i Niemiec.
Kto, jak i dlaczego popycha Ukrainę na ścieżkę dyplomacji/kapitulacji? I co powinniśmy z tym zrobić?
Show za wszystkie pieniądze
Przed Rosją otworzyło się okno możliwości. Rosjanie konsekwentnie kształtowali je od około połowy 2023 roku, prowadząc operacje informacyjne i psychologiczne, wpływając na Amerykanów i Europejczyków, wyjaśnia Rusłan Osypenko, dyplomata i ekspert ds. stosunków międzynarodowych:
- Udało im się zatrzymać amerykańską pomoc; Amerykanie wdali się w wewnętrzną dyskusję, podważyli europejską solidarność. Zdobyli pewne terytoria na linii frontu, my się wycofaliśmy, więc do lutego-marca mieli silną pozycję, a my byliśmy na słabej pozycji dyplomatycznej. I wtedy zaczęło się przedstawienie, jak to się mówi, ze wszystkimi pieniędzmi. Pojawili się chińscy mediatorzy, potem turecki prezydent, wreszcie papież. A wszystko to w parze z ostrzałem. Ukraińcy nie rozumieją, dlaczego infrastruktura energetyczna kraju została ostrzelana, gdy zima już się skończyła, a jednocześnie nasilił się ostrzał dużych miast, takich jak Charków, który jest bardzo wrażliwy dla przywódców politycznych.
Wszystko to nie jest niczym innym jak presją mającą doprowadzić Ukrainę do stołu negocjacyjnego, skłonić nas do podpisania kapitulacji i zmusić do uznania utraty okupowanych terytoriów
Pokój w zamian za terytoria – to nie jest nowy pomysł. Oto najświeższy przykład: 7 kwietnia „The Washington Post” poinformował, powołując się na swoje źródła, że Donald Trump może zaproponować Ukrainie oddanie niektórych terytoriów, takich jak Krym i Donbas, na rzecz Rosji. W reakcji rzecznik kampanii Trumpa nazwał dziennikarzy „The Washington Post” kłamcami, ale nie zakwestionował prawdziwości ich doniesień, mówiąc jedynie, że 45. prezydent USA nie przyjmie planu pokojowego, dopóki nie dojdzie do władzy i nie będzie mógł odpowiednio rozważyć wszystkich opcji. Można tylko spekulować, jakie są opcje Trumpa, biorąc pod uwagę jego wypowiedzi od początku inwazji na pełną skalę. Chwalił się między innymi, że zakończy wojnę w ciągu 24 godzin, narzekał, że USA dają Ukrainie zbyt dużo broni, i mówił o sprytnym rosyjskim dyktatorze Putinie, który chce pokoju.
Prezydent Wołodymyr Zełenski odpowiedział na artykuł „The Washington Post” dobitnie: „Jeśli plan jest taki, że po prostu oddamy nasze terytoria, to jest to bardzo prymitywny plan”.
Z kolei 12 kwietnia rosyjska „Nowaja Gazieta”, która nazywa siebie opozycyjną wobec obecnego reżimu, opublikowała artykuł, w którym twierdzi, że prezydent Turcji Recep Erdogan planuje promować nowy projekt traktatu pokojowego między Ukrainą a Rosją. Obejmuje on zamrożenie wojny wzdłuż obecnej linii frontu, zobowiązanie do przeprowadzenia ogólnoukraińskiego referendum w sprawie kursu polityki zagranicznej kraju w 2040 r. oraz referendów na ukraińskich terytoriach okupowanych przez Rosję w czasie zamrożenia wojny. Ponadto Rosja nie będzie sprzeciwiać się przystąpieniu Ukrainy do UE, a Kijów zgodzi się na status bezaliansowy – innymi słowy, porzuci plany wstąpienia do NATO. Kancelaria prezydenta Ukrainy skomentowała te informacje stwierdzeniem, że z punktu widzenia Ukrainy może istnieć tylko jeden plan pokojowy: formuła pokojowa Zełenskiego.
Rosyjska presja będzie kontynuowana, zaznacza Rusłan Osypenko, ponieważ Rosjanie rozumieją, że sprzyjające warunki nie będą trwać wiecznie:
- Okno możliwości zamknie się za ok. trzy miesiące, kiedy zostanie wybrany nowy Parlament Europejski. A w Europie tendencja jest taka, że tam będą wspierać Ukrainę. I nie chodzi o to, czy lubią, czy nie lubią naszego kraju, ale o to, że dajemy Europie czas na lepsze przygotowanie się do wojny. Więc nas poprą, przywiozą pociski, przylecą F-16, będzie równowaga sił między Ukrainą a Rosją na froncie. Putin może już nie mieć takiej okazji, jak teraz. Chyba że przyjdzie Trump i bezpośrednio wywrze na nas presję, wstrzymując w ogóle jakiekolwiek relacje. I postawi nam ultimatum, żebyśmy usiedli i coś podpisali.
Rosjanie na pewno mają taką kalkulację, ale obiektywnie w lipcu – sierpniu ich okno możliwości się zamknie
Strach przed wojną
Apele o szybsze zawieszenie broni i oświadczenia, że Ukraina powinna negocjować, są wynikiem trzech czynników, wyjaśnia Adam Rożewicz, analityk polityczny w Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich (Wilno). Po pierwsze, wiele osób na Zachodzie nie rozumie złożoności działań wojennych i nie postrzega wojny jako czegoś, co w rzeczywistości zagraża istnieniu Ukrainy:
- Kolejnym czynnikiem są kwestie polityczne. Najlepszym tego przykładem jest sposób, w jaki Donald Trump wykorzystuje wojnę, aby podnieść swój status i uzyskać przewagę polityczną we własnym kraju – by pokazać Amerykanom, że może zakończyć tę wojnę bardzo szybko, podczas gdy Biden nie mógł tego zrobić. Trzecim powodem jest to, że niektórzy ludzie koncentrują się na stanowisku Rosji, mówiąc, że jeśli Zachód zmusi Ukrainę do negocjacji, zyska przewagę. Takie głosy też słychać.
Wszyscy ci, którzy naciskają na Ukrainę, by negocjowała, od papieża po Trumpa, mogą mieć własne uzasadnienia i logikę. Jednak głównym wspólnym elementem jest strach przed wojną, jej konsekwencjami i obawa, że sami będą musieli walczyć, mówi Joris van Bladel, starszy pracownik naukowy w Egmont-Royal Institute of International Relations (Bruksela). Podaje on przykład z własnego doświadczenia:
- Kiedy organizuję konferencje wspierające Ukrainę lub piszę artykuły na ten temat, natychmiast spotykam się z bardzo negatywną reakcją niektórych obywateli, którzy twierdzą, że jestem podżegaczem wojennym. Dzieje się tak tylko dlatego, że mówię, że musimy pomóc Ukraińcom powstrzymać Rosjan.
Strach przed wciągnięciem w wojnę generuje agresję, a potem zaczyna się tak zwane utrzymywanie pokoju – a w rezultacie naciski na rządy, aby wywierały presję na Ukrainę
Pokój po pekińsku
Chiny nie potępiły inwazji Rosji na Ukrainę. Natomiast amerykańscy dziennikarze, powołując się na źródła wywiadowcze, od czasu do czasu donoszą, że Chińczycy pomagają Rosji w zdobywaniu broni.
Oficjalny Pekin milczał przez rok, nim publicznie przedstawił swoje propozycje zakończenia wojny w Ukrainie. Chińczycy po raz pierwszy przedstawili 12-punktowy plan na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2023 r. Wzywa on do bezwarunkowego zawieszenia broni i wznowienia rozmów pokojowych. W chińskiej wersji wojna nazywana jest kryzysem ukraińskim, zauważa dr Stanisław Żelichowski, ekspert od spraw międzynarodowych, co jasno pokazuje, czyje interesy promują Chiny. Ponadto modelowane jest przesłanie, że skoro to kryzys, to łatwiej go rozwiązać:
- Stanowisko Chin jest jasne: mają silny sojusz z Rosją. Widzimy, że podczas ostatniej wizyty Ławrowa uzgodniono wzmocnienie współpracy strategicznej. Z drugiej strony Chiny nie chcą stracić rynków handlowych na Zachodzie i pogorszyć sobie stosunków z Unią Europejską. Dlatego Xi Jinping zamierza odwiedzić Europę na początku maja. To ważne dla Chin w kontekście ich projektu „Jednego pasa, jednej drogi”. I oczywiście nie chcą stanąć w obliczu europejskich lub amerykańskich sankcji, ale analizują je w kontekście swoich regionalnych ambicji, w szczególności dotyczących Tajwanu.
Krótko mówiąc, dla Chin ważne jest, aby Rosja nie przegrała, a Ukraina i Zachód nie wygrały, by nie było wyraźnych zwycięzców ani pokonanych
W ostatnich tygodniach chińska dyplomacja mocno się zaktywizowała. Od 2 do 11 marca Li Hui, specjalny przedstawiciel Pekinu ds. euroazjatyckich, udał się w podróż po Europie. Odwiedził cztery europejskie stolice: Paryż, Berlin, Warszawę i Brukselę, a także Kijów i Moskwę. Oczywiście, wizyta ta była pozycjonowana jako próba znalezienia konsensusu w celu rozwiązania konfliktu, ale w praktyce był to raczej rodzaj rozpoznania nastrojów, jak bardzo Europa jest zmęczona wojną i jak długo jest gotowa wspierać Ukrainę.
W rzeczywistości stanowisko Chin na zbliżającym się szczycie pokojowym w Szwajcarii będzie zależeć od odpowiedzi na te pytania, twierdzi Stanisław Żelichowski:
- Do tej pory Chiny nie wykazały żadnego zaangażowania w ukraińską formułę pokojową. Ale Globalny Szczyt Pokojowy będzie pod tym względem znaczący: zobaczymy, czy chińska delegacja będzie tam obecna, na jakim szczeblu i w jakiej roli.
Negocjacje nie na czasie
Jest taki stereotyp, że każda wojna kończy się negocjacjami, mówi Joris van Bladel. Ale jeśli jedna ze stron przystępuje do negocjacji ze słabej pozycji, oczywiste jest, na czyją korzyść się one zakończą:
- W tej chwili ani Ukraina, ani Rosja nie uważają, że mają wystarczająco silną pozycję, aby rozpocząć negocjacje. Jeśli Moskwa poczuje się zdominowana, przystąpi do rozmów i nazwie je pokojowymi. Dla Kijowa sytuacja nie jest obecnie zbyt jasna. Moim zdaniem rok 2024 jest dla Ukrainy rokiem przetrwania.
Ukraina musi przetrwać zapowiadaną na lato rosyjską ofensywę. W tej sytuacji rozmowy pokojowe byłyby absurdem
Bo takie rozmowy tylko wzmocniłyby pozycję Rosji, której celem jest zniszczenie Ukrainy. Zakwestionowałyby też prawo Ukrainy do istnienia. Dlatego jakiekolwiek negocjacje w tym momencie są całkowicie bez znaczenia.
Obecna strategia Zachodu, a także Ukrainy, polega na przeczekaniu 2024 roku, po czym możliwe będzie postawienie Rosji w bardzo złej sytuacji, przewiduje Adam Rożewicz:
- Przemysł obronny na Zachodzie rośnie, produkcja rośnie, a w dłuższej perspektywie Ukraina ma większe szanse na wygranie tej wojny niż Rosja. Całkowite moce produkcyjne Zachodu są znacznie większe niż w Rosji, ale wdrożenie tego wszystkiego zajmie dużo czasu.
Szczyt dla pokoju
Globalny Szczyt Pokoju, zainicjowany przez Ukrainę, odbędzie się w dniach 15-16 czerwca w szwajcarskim kurorcie Burgenstock niedaleko Lucerny.
„To forum dialogu na wysokim szczeblu na temat sposobów osiągnięcia kompleksowego, sprawiedliwego i trwałego pokoju dla Ukrainy zgodnie z prawem międzynarodowym i Kartą Narodów Zjednoczonych” – stwierdził szwajcarski rząd w oficjalnym oświadczeniu. Według Wołodymyra Zełenskiego Ukraina spodziewa się, że w spotkaniu weźmie udział do stu krajów:
- Każdy przywódca, każde państwo, które chce, aby rosyjska agresja zakończyła się prawdziwie sprawiedliwym pokojem, ma możliwość przyłączenia się do naszych globalnych wysiłków. Przygotowujemy szczyt, przygotowujemy jego konkretne wyniki – jasne stanowisko świata w sprawie sprawiedliwego zakończenia tej wojny. Nie ma alternatywy dla pokoju.
Rosja nie została zaproszona do Szwajcarii. Z kolei rosyjscy dyplomaci oznajmili, że bez nich będzie to kolejna runda bezowocnych konsultacji, zapowiadając przy tym, że i tak nie wezmą w nich udziału, nawet jeśli otrzymają zaproszenie.
Szczyt pokojowy jest ważną inicjatywą samą w sobie, podkreśla Adam Rożewicz:
- Widzimy wysiłki prezydenta Zełenskiego i Ukrainy, a także kolegów z Zachodu, aby osiągnąć konsensus w NATO i krajach europejskich, że Ukraina nie powinna rezygnować ze swojego terytorium, prawa do członkostwa w NATO i tak dalej. Zasadniczo jest to więc bardziej konferencja konsensusu, mająca na celu pokazanie Rosji, że wszelkie próby narzucenia jej warunków, rosyjskich warunków Ukrainie, nie zostaną uznane przez kraje zachodnie.
Chodzi także o pokazanie całemu światu, nie tylko Rosji, ale i innym krajom, które są bardziej pasywne w tej wojnie, takim jak na przykład Indie – że istnieje silne poparcie dla sprawy ukraińskiej
„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”
Globalny Szczyt Pokojowy odbędzie się w dniach 15-16 czerwca. Według źródeł szwajcarskiej gazety „NZZ”, weźmie w nim udział prezydent USA Joe Biden. Jeśli tak się stanie, spotkanie będzie miało najwyższy status - poziom głów państw. Szwajcarzy wysłali zaproszenia do prawie stu krajów, w tym Chin, Indii, Brazylii i RPA. Rosja nie została zaproszona. Rosyjscy dyplomaci zapowiedzieli jednak, że jeśli otrzymają zaproszenie, nie przyjmą go
Usunięto dotychczas obowiązujący zapis o demobilizacji żołnierzy po 36 miesiącach służby bez dodatkowych decyzji Sztabu Naczelnego Wodza. Ustawa wprowadza również pojęcie zasadniczej służby wojskowej i elektroniczne konto poborowego. Zezwala na służbę skazanym za drobne przestępstwa i określa listę osób, które podlegają obowiązkowi służby wojskowej. Niektóre zmiany dotyczą Ukraińców podlegających obowiązkowi służby wojskowej, którzy przebywają za granicą. Sestry zebrała opinie ekspertów, personelu wojskowego i obrońców praw człowieka na temat zalet i wad przyjętego prawa.
Długotrwała ustawa mobilizacyjna
Debata nad ustawą mobilizacyjną trwała od grudnia ubiegłego roku. 7 lutego została ona przyjęta w pierwszym czytaniu, ale bez uwzględnienia wniosków odpowiedniej komisji. W ramach przygotowań do drugiego czytania posłowie zgłosili ponad 4000 poprawek. Parlament rozpatrywał je przez prawie 2 miesiące. W przeddzień głosowania sesja Rady Najwyższej trwała do późnych godzin nocnych, choć sala obrad była w połowie pusta.
Podczas głosowania 11 kwietnia marszałek Ołeksandr Syrski i minister obrony Rustem Umerow byli obecni w parlamencie, ale nie wygłosili na Sali obrad żadnych oświadczeń. Jedynym, który zabrał głos, był dowódca Połączonych Sił Zbrojnych, generał Jurij Sodoł. Powiedział, że sytuacja kadrowa jest krytyczna: „Trzymamy obronę ostatkiem sił”. Prezydent Wołodymyr Zełenski i premier Denys Szmyhal nie byli obecni na sali parlamentarnej podczas rozpatrywania projektu ustawy.
Co zostało uchwalone – kluczowe innowacje:
* Mężczyźni w wieku 18-60 lat są zobowiązani do aktualizacji swoich danych w ciągu 60 dni w wojskowym biurze rejestracji i poboru, centrum obsługi administracyjnej lub w elektronicznym biurze poborowego;
* Obywatele zarejestrowani w wojsku mogą dobrowolnie zarejestrować swoje konto elektroniczne, ale żadne wezwania nie będą wysyłane za pośrednictwem tego konta;
* Osoby podlegające obowiązkowi służby wojskowej muszą mieć przy sobie wojskowe dokumenty rejestracyjne i okazać je na żądanie policji lub personelu TCK [terytorialny ośrodek pozyskiwania i wsparcia społecznego – red.];
* Ukraińcy przebywający za granicą nie będą mogli ubiegać się o paszport ani korzystać z usług konsularnych bez aktualnych zaświadczeń z wojskowego biura rejestracji i poboru;
* Zamiast służby poborowej ustawa wprowadza pojęcie podstawowego szkolenia wojskowego. Może ono zostać ukończone podczas studiów na uniwersytetach lub w ośrodkach szkoleniowych Sił Zbrojnych Ukrainy. W rzeczywistości takie szkolenie rozpocznie się 1 września 2025 r;
* Podniesiono grzywny - dla osób fizycznych z 17 do 22 tysięcy hrywien za uchylanie się od mobilizacji. TCK będzie mógł zwrócić się do policji o zatrzymanie uchylającego się, a także wysłać list polecony z żądaniem stawienia się w wojskowym biurze rejestracji i poboru. Taki list uznaje się za doręczony, nawet jeśli dana osoba nie odebrała go osobiście. Jeśli dana osoba nie zgłosi się dobrowolnie do TCK w ciągu 10 dni kalendarzowych, komisarz wojskowy ma prawo wystąpić do sądu o pozbawienie jej prawa jazdy;
* Pojazdy mogą zostać zarekwirowane, jeśli dana osoba posiada więcej niż jeden pojazd;
* Obywatele, którzy nie odbyli służby wojskowej lub podstawowego szkolenia wojskowego, nie będą mogli pracować w służbie cywilnej, prokuraturze ani policji;
* Więźniowie skazani za drobne przestępstwa będą mogli odbyć służbę wojskową. Osoby skazane za morderstwo z premedytacją, gwałt i przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu narodowemu nie będą mogły zostać zmobilizowane.
Musimy zdawać sobie sprawę, że temat mobilizacji nie może być popularny w społeczeństwie, mówi Serhij Kuzan, szef Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy, ma świadomość, że nie może być popularny w społeczeństwie. Uważa jednak, że co do zasady dobrze się stało, że ustawa została przyjęta.
– Istnieje baza, którą można rozwijać – mówi. – Obejmuje to rejestrację, prawa osób podlegających służbie wojskowej, sam proces mobilizacji i gwarancje szkolenia wojskowego – wiele rzeczy, których wcześniej nie mieliśmy. W rzeczywistości te procesy realizowane ręcznie.
Kuzan uważa jednak za mało prawdopodobne, by ta ustawa bezpośrednio wpłynęła na liczbę zmobilizowanych osób: – Nasza mobilizacja się nie kończy, była i nadal jest prowadzona. A nasze możliwości mobilizacyjne są takie, jakie są.
Ale naprawdę mam nadzieję, że teraz państwo będzie miało dokładniejsze wskaźniki, a nasze zasoby mobilizacyjne będą jasne, to znaczy państwo zrozumie, z kim może walczyć i jak długo
Luki prawne
Z prawnego punktu widzenia nowo powstały dokument zawiera ogromną liczbę przepisów, które są wątpliwe z punktu widzenia zgodności z konstytucją: od usunięcia przepisu dotyczącego warunków demobilizacji, przepisu dotyczącego reintegracji osób niepełnosprawnych z II i III grupy, po rozszerzenie praw TCK i rażący brak ochrony danych osobowych osób podlegających służbie wojskowej, gdy przekazują je podczas aktualizacji swoich danych. Dmytrij Jefremenko, prawnik w międzynarodowej firmie Quantum Attorneys, uważa, że wynikające z tego problemy dadzą o sobie znać i nie należy ich ignorować:
– Ze swojej strony nie widzę niczego, co mogłoby przynieść korzyści krajowi i pomogło mu wygrać wojnę – mówi. – A co najważniejsze, świadomość społeczna jest już bardzo przegrzana. Pewnego rodzaju konfrontacja między wojskiem a cywilami już się szykuje. Deputowani doskonale to wszystko wiedzą i rozumieją, ale ze względu na okoliczności uchwalają prawo na zasadzie: jestem artystą, widzę to w ten sposób.
Z prawnego punktu widzenia moim zdaniem nie ma żadnych pozytywnych mechanizmów mających na celu faktyczne rozwiązanie kwestii mobilizacji
Odroczenie lub przesunięcie do rezerwy
Z mobilizacji zwolnione są osoby niepełnosprawne, rodzice trojga lub więcej małoletnich dzieci, jeśli nie mają zaległości alimentacyjnych, oraz rodzice samotnie wychowujący małoletnie dziecko. Ponadto rodzice adopcyjni, opiekunowie dzieci niepełnosprawnych i osób ubezwłasnowolnionych, obywatele, których bliscy krewni zmarli lub zaginęli.
Oprócz pracowników infrastruktury krytycznej, przesunięci do rezerwy mogą być funkcjonariusze organów ścigania, członkowie Rady Najwyższej i ich asystenci (nie więcej niż dwóch), szefowie ministerstw i ich zastępcy, szefowie organów sądowych i sędziowie oraz przedstawiciele władz lokalnych.
Poborowi nie podlegają studenci studiów stacjonarnych, a także naukowcy i nauczyciele.
Obywatele niepełnosprawni, zwolnieni z niewoli i obywatele poniżej 25. roku życia, którzy ukończyli podstawowe szkolenie wojskowe, podlegają mobilizacji wyłącznie na własną prośbę.
Prawo stanowi również, że wszystkie zmobilizowane osoby muszą przejść szkolenie wojskowe i mają prawo ubiegać się o przyjęcie do ośrodków rekrutacyjnych, zamiast podlegać przymusowemu poborowi za pośrednictwem komisariatu wojskowego.
Demobilizacja – oczekiwana, ale nie zatwierdzona
Najbardziej kontrowersyjnym elementem projektu ustawy było usunięcie zapisu o demobilizacji żołnierzy, którzy służyli 36 miesięcy w stanie wojennym. Jednocześnie parlament poparł rezolucję zobowiązującą rząd do zatwierdzenia dodatku w wysokości 70 000 hrywien dla żołnierzy na pierwszej linii frontu wykonujących misje bojowe oraz do przedłożenia parlamentowi projektu ustawy o rotacji w najbliższej przyszłości. Oddzielnie w ciągu ośmiu miesięcy rząd musi opracować i przedstawić projekt ustawy o demobilizacji.
Kyryło Sazonow, w cywilu politolog i żołnierz – ochotnik od 2022 roku, podkreśla, że zastępstwa i czas na odpoczynek są bardzo potrzebne.
– Na wojnie, w okopach, bardzo ważne jest, by ludzie mogli odpoczywać – mówi. – Kiedy widzimy w Kijowie grupę zdrowych młodych mężczyzn, a nowych rekrutów mamy w wieku 40+, to coś tu nie gra. Mężczyzna w wieku poborowym ma obowiązek chronić prawa do życia innych ludzi. Ten obowiązek musi być spełniony. Jeśli mężczyzna nie wypełnia swoich obowiązków, nie ma mowy o żadnych jego prawach. Sorry, takie jest życie, nie ma praw bez obowiązków. Uważam, że wszelkie restrykcje dla osób uchylających się od obowiązków mają sens.
Jeśli chodzi o demobilizację, wszyscy rozumiemy, że bez względu na to, jak bardzo my, ci, którzy walczą od samego początku, chcielibyśmy w końcu wrócić do domu, nie będzie nikogo, kto mógłby nas zastąpić. Bo jeśli wszyscy wrócimy do domu, ktoś do Kijowa, ktoś do Odessy, ktoś do Buczy, to jutro będą tam Rosjanie
Wołodymyr Zełenski powiedział w Wilnie, że nowa ustawa wzmocni kontrolę nad uciekinierami:
– Jest wiele manipulacji, rosyjskiej narracji o zakłóceniu mobilizacji na Ukrainie. Zwróćcie uwagę na fakty. Mobilizacja przebiega tak jak powinna, zgodnie z prawem, w czasie wojny. Jeśli chodzi o ustawę lub jedną z ustaw dotyczących zmian w mobilizacji, tę, która została przegłosowana 11 kwietnia na wniosek dowództwa wojskowego, to istnieją pewne zmiany w mobilizacji. Wzmocniono też kontrolę nad tymi, którzy się od niej uchylają. Istnieją pewne zmiany w niektórych zasadach, które pomogą dowództwu wojskowemu. Nie chodzi tylko o mobilizację ludzi, ale także o wspieranie żołnierzy, którzy są stale na froncie – urlopy, lepszą rotację itp.
11 kwietnia ukraiński parlament przyjął ustawę o mobilizacji. Teraz dokument musi zostać podpisany przez przewodniczącego Rady Najwyższej, a następnie zostanie przekazany prezydentowi do podpisu. Ustawa wejdzie w życie miesiąc po jej podpisaniu przez Wołodymyra Zełenskiego
Zachodni partnerzy powinni wspierać ataki na infrastrukturę kraju-agresora w odpowiedzi na rosyjskie ataki – powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski. Według niego Rosjanie rozumieją tylko język siły, a żadne potępienie rosyjskich ataków nie wpłynęło na ich intensywność. Sestry zebrały opinie ekspertów na temat skuteczności ukraińskich ataków na rosyjskie cele, ich oczywistych i nieoczywistych konsekwencji oraz powodów, dla których nie powinniśmy pokładać nadmiernych oczekiwań w tej taktyce.
Wrażliwa infrastruktura
Chcąc wyrządzić szkody agresorowi, Ukraińcy znaleźli hybrydową, asymetryczną odpowiedź na jego ataki rakietowe – ocenia izraelski dziennikarz wojskowy Siergiej Auslander:
– Nie ma sensu ostrzeliwać dzielnic mieszkalnych w Biełgorodzie czy Woroneżu, nikt się tam tym nie przejmie. Ale uderzenie w tak wrażliwe miejsce jak rafineria ropy naftowej w Rosji, która nigdy nie inwestowała w swe zdolności magazynowe, a jedynie w zdolności produkcyjne, to co innego. Dlaczego większość rosyjskich rafinerii znajduje się w Europie? Czy po to, by łatwiej było eksportować to wszystko na Zachód? To wszystko był przemysł zorientowany na eksport.
Ukraińcy znaleźli ten słaby punkt i zaczęli w niego uderzać
– Trudno dokładnie określić, ile rosyjskich rafinerii zostało uszkodzonych – mówi dr James Henderson, czołowy ekspert w Oxford Institute for Energy Studies. Według jego szacunków w 2024 r., jeśli policzymy szkody spowodowane we wszystkich atakach, Ukraina uniemożliwiła rafinację około 2,5 miliona baryłek rosyjskiej ropy dziennie. Całkowita dzienna zdolność rafineryjna Rosji wynosi 6 milionów baryłek
– Jednak nie wszystkie moce produkcyjne w każdym zakładzie zostały uszkodzone lub wyłączone – zaznacza Henderson. – Szacuję, że zablokowane lub wyłączone z eksploatacji zostało około 16% całkowitej zdolności produkcyjnej Rosji. Część z tego stanowiły podstawowe jednostki służące rafinacji ropy naftowej, a część bardziej złożony sprzęt wytwarzający produkty takie jak benzyna, olej napędowy i paliwo lotnicze. Różne zakłady były zamykane w różnych terminach, więc trudno dokładnie określić, co i kiedy zostanie wyłączone.
Nie tylko ukraińskie uderzenia, ale także tamtejsze żywioły uniemożliwiają pracę rosyjskich rafinerii. Orsknaftoorgsintez w obwodzie orenburskim [zatrudniająca 12 tys. osób rosyjska firma; zajmuje się rafinacją ropy i produkcją petrochemikaliów, mi.n. paliwa lotniczego – red.], którego roczna wydajność wynosi 6 milionów ton produktów naftowych, został zamknięty z powodu powodzi, którą miejscowi uznali za najpotężniejszą historii.
Uderzenie jest możliwe i konieczne
Zgodnie ze wszystkimi prawami międzynarodowymi mamy pełne prawo do atakowania obiektów wojskowych, z których jesteśmy atakowani, a także obiektów związanych z przemysłem wojskowym lub mających powiązania z Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej – mówi Ołeksij Hetman, ekspert wojskowy i major rezerwy Sił Zbrojnych Ukrainy.
– Mamy do tego prawo i oczywiście będziemy to robić – zaznacza. – Jedyną rzeczą, o którą prosili nasi partnerzy z Unii Europejskiej, NATO i Stanów Zjednoczonych (bo nie mogą tego żądać), jest to, abyśmy nie używali broni, którą nam sprzedają, do ataków na cele w Federacji Rosyjskiej. Ale nie ma już takich próśb jeśli chodzi o obiekty znajdujące się na tymczasowo okupowanym terytorium. I nie ma zakazu atakowania obiektów w głębi Federacji Rosyjskiej bronią naszej produkcji.
I nikt nie może nam powiedzieć, co mamy robić, a czego nie. Bo jesteśmy jedynymi, którzy mają prawo zrobić to, muszą zrobić. A nie ma innego sposobu na wygranie wojny
– Rafinerie ropy naftowej są uzasadnionym celem wojskowym dla Ukrainy – twierdzi Olha Stefaniszyna, ukraińska wicepremier ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej. – Ukraina rozumie obawy swoich partnerów, jednak siły zbrojne wykorzystują wszystkie możliwe środki, by przeciwstawić się Rosji
I dodaje, że operacje przeciwko rosyjskim zakładom zakończyły się sukcesem.
Ukrainę wsparła w tej sprawie Francja. Podczas wspólnej konferencji prasowej z sekretarzem stanu USA Anthonym Blinkenem francuski minister spraw zagranicznych Stéphane Sejourne nazwał ukraińskie ataki na rosyjskie rafinerie samoobroną. A prezydent Finlandii Alexander Stubb podczas briefingu z Wołodymyrem Zełenskim w Kijowie powiedział, że wojna jest zawsze okrutna i trudna, ale Rosja rozumie tylko metody siłowe.
Biały Dom nie pochwala
Stanowisko to nie jest jednak podzielane przez wszystkich partnerów Ukrainy. Pod koniec marca brytyjski „Financial Times”, powołując się na anonimowe źródła, poinformował, że Stany Zjednoczone wezwały Kijów do zaprzestania ataków na rosyjskie rafinerie, argumentując, że może to doprowadzić do wzrostu światowych cen ropy. A to miałoby niepożądane dla administracji Bidena konsekwencje.
Tymczasem James Henderson zauważa, że główny wpływ na wzrost cen miał na rosyjski rynek krajowy i dotyczył wysokooktanowej benzyny i oleju napędowego:
– Eksport benzyny został wstrzymany 1 marca. Zakaz eksportu oleju napędowego nie został na razie wykluczony, ale jest możliwy w przyszłości, jeśli ataki będą kontynuowane. Z perspektywy rynku globalnego, jeśli eksport produktów będzie ograniczony lub jeśli ropa nie będzie mogła być rafinowana w Rosji, eksport ropy naftowej może wzrosnąć, co zostało już omówione.
Może to oznaczać, że Rosja będzie musiała ponownie zaoferować wyższe rabaty, by znaleźć rynki zbytu dla swojej ropy naftowej
Oficjalnie Biały Dom odpowiedział na prośbę Głosu Ameryki: „Zawsze twierdziliśmy, że nie zachęcamy ani nie ułatwiamy ataków wewnątrz Rosji”. Rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller podkreślił, że Waszyngton nie zachęca Ukraińców do ataków poza granicami Ukrainy.
Dla Siergieja Auslandera takie stanowisko władz USA jest niezwykle cyniczne:
– Nie podnosi się kosztów paliwa na stacjach benzynowych, pomimo faktu, że Ameryka jest zdecydowanie największym eksporterem ropy i gazu, tak na marginesie. Brzmi to bardzo cynicznie i bardzo nieprzyjemnie. Pokazuje, że Amerykanie nie dbają o nic poza swoimi interesami. Ale to było już ogólnie znane, mamy tylko kolejne potwierdzenie. Z drugiej strony głupotą jest obrażanie się z tego powodu. Ameryka jest dla nich [Amerykanów – red.] najważniejsza. Ich interesy są najważniejsze. Wszystko inne to dodatek.
My w Izraelu również cały czas mamy z tym do czynienia. Wciąż wykręca się nam ręce w związku z wojną z Hamasem. I, co dziwne, Amerykanie starają się to robić najmocniej
W wywiadzie dla „The Washington Post” Wołodymyr Zełenski zauważył, że reakcja USA na ukraińskie ataki na rosyjskie rafinerie nie była pozytywna. Ale dodał, że nikt nie może zabronić Kijowowi tego robić:
– Jeśli nie ma obrony powietrznej chroniącej nasz system energetyczny, a Rosjanie go atakują, moje pytanie brzmi: Dlaczego nie możemy im odpowiedzieć? Ich społeczeństwo musi nauczyć się żyć bez benzyny, bez oleju napędowego, bez elektryczności. To sprawiedliwe.
Jak zauważył rzecznik Pentagonu Pat Ryder, Stany Zjednoczone nie pomagają Kijowowi w organizowaniu ataków na cele na terytorium Rosji.
– Pomoc, którą zapewniamy Ukrainie, ma na celu pomóc jej w obronie i odzyskaniu swego suwerennego terytorium. Nie zapewniamy żadnej pomocy do wykorzystania poza tym – stwierdził.
A szef Lloyd Austin, szef Pentagonu, doradził Kijowowi uderzanie w cele taktyczne i operacyjne, a nie w rafinerie ropy naftowej. Według niego ataki na rosyjskie rafinerie ropy naftowej mogą mieć wpływ na światowe rynki energii:
– Ataki te mogą mieć konsekwencje dla globalnej sytuacji energetycznej. Ukrainie lepiej jest uderzyć w cele taktyczne i operacyjne, które mogą bezpośrednio wpłynąć na obecną bitwę.
Bez wielkich oczekiwań
Analitycy z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną nazwali ukraińskie ataki na rosyjską produkcję wojskową i infrastrukturę rafineryjną w Tatarstanie (ponad 1200 kilometrów od granicy z Ukrainą) punktem zwrotnym w zdolności Ukrainy do uderzania w cele głęboko za liniami rosyjskimi.
W rozmowie z CNN Helima Croft, dyrektor zarządzająca RBC Capital Markets, zasugerowała, że ataki dronów na rafinerie ropy naftowej mogą mieć większy wpływ na rosyjską gospodarkę niż sankcje, które w dużej mierze ominęły sektor energetyczny.
Jednocześnie ekspert wojskowy mjr Ołeksij Hetman apeluje, by nie mieć wygórowanych oczekiwań i trzeźwo oceniać skuteczność ukraińskich ataków na rosyjskie rafinerie:
– Aby zrozumieć, jak bardzo szkodzi to Federacji Rosyjskiej, musimy spojrzeć na liczby. Mówią, że zmniejszyliśmy ilość rafinowanej ropy o setki tysięcy baryłek dziennie. I wszyscy myślą: wow! Ale jest mały niuans: kiedyś przetwarzali pięć milionów siedemset tysięcy baryłek dziennie. Teraz przetwarzają pięć milionów sto tysięcy baryłek dziennie. Wiele rafinerii wciąż znajduje się poza zasięgiem naszej broni. A sankcje, które wielu z nas się nie podobają, zmusiły Rosjan do zmniejszenia produkcji rafineryjnej o prawie połowę.
My zmniejszyliśmy naszą produkcję o dziesięć procent. To znaczące, ale czy sprawi, że Rosjanie przestaną tankować swoje czołgi, samoloty, okręty? Oczywiście, że nie
Zadania na przyszłość i niezamierzone konsekwencje
Istnieją co najmniej dwa skutki ukraińskich uderzeń, które nie są publicznie omawiane. I ten element jest ważny, kontynuuje major Hetman:
– Takie ataki na kompleks rafineryjny i inne obiekty Federacji Rosyjskiej pokazują, że ich obrona powietrzna nie jest w stanie powstrzymać naszych dronów. Ma to znaczący wpływ na międzynarodowy rynek broni. [Inne kraje – red.] zaczynają odmawiać zawieranie kontraktów z Federacją Rosyjską, a popyt na wszystko, co ona sprzedaje, spada. Straty finansowe [Rosji – red.] z tego powodu są znacznie większe niż wynikające z faktu, że rafinuje mniej ropy naftowej na paliwo.
Do tego dochodzi element psychologiczny, który jest bardzo ważny dla Rosjan – kiedy widzą, że podpaliliśmy już prawie wszystkie rafinerie w europejskiej części Federacji Rosyjskiej
Siergiej Auslander jest przekonany, że ataki na rosyjskie cele powinny zostać nasilone, a nie ograniczone do przemysłu rafineryjnego:
– Oczywiście atakowanie kompleksu wojskowo-przemysłowego nie jest takie proste. Bo jeśli na przykład jeśli weźmiesz pod uwagę taki Uralwagonzawod [rosyjskie przedsiębiorstwo budowy maszyn z siedzibą w Niżnym Tagile, jeden z największych producentów czołgów na świecie – red.], to jest to gigantyczny obszar, jak małe miasto. Musisz więc dokładnie wiedzieć, który budynek zaatakować, aby przerwać cały łańcuch. W przypadku ropociągu wszystko jest jasne: najwyższym obiektem jest kolumna ratyfikacyjna lub główna jednostka przetwarzania. Jeśli zostanie zniszczona, zakład nie będzie mógł dalej działać. Sytuacja w przedsiębiorstwach wojskowych jest bardziej skomplikowana. Ale to zadanie ukraińskiego wywiadu, aby dokładnie zidentyfikować cel. Do tego dochodzą porty, logistyka, magazyny paliw, składy ropy. Krótko mówiąc, trzeba atakować.
„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”
Od początku 2024 r. Ukraina zaatakowała ponad 20 rosyjskich obiektów. Głównym celem była infrastruktura naftowa – rafinerie i magazyny. Oxford Institute for Energy Studies szacuje, że ukraińskie drony zmniejszyły o około 16% rosyjskie zdolności rafinacji ropy naftowej. Geografia ataków rozszerza się. 2 kwietnia Ukraina zaatakowała rafinerię ropy naftowej w Jełabudze w Tatarstanie. To ponad 1200 km od granicy z Ukrainą.
O tym, kiedy do Ukrainy dotrze amerykańska pomoc, o źródłach finansowania obrony i odbudowy, protestach polskich rolników, rynku ziemi i powrocie Ukraińców z zagranicy Sestry rozmawiają z prof. Ołeksandrem Sawczenką, ekonomistą
Japonia i Niemcy inwestują najwięcej w Ukrainę
Kateryna Trifonenko: Ukraiński budżet ma deficyt sięgający dziesiątek miliardów dolarów. Europejscy partnerzy częściowo pokrywają koszty, ale nadal nie jest jasne, kiedy i na jakich warunkach zostanie nam udzielona pomoc przez USA. Skąd więc rząd weźmie pieniądze na obronę i na świadczenia socjalne?
Ołeksandr Sawczenko: Rzeczywiście, na razie Stany Zjednoczone się wycofują. Powinny były zainwestować dziesięć miliardów dolarów w nasz budżet na płatności socjalne, na pensje dla urzędników, nauczycieli i lekarzy.Tymczasem na ich miejsce przyszła Japonia z około 11 miliardami dolarów. Pierwsze pięć już trafiło do Ukrainy. Unia Europejska chciała dać 10 miliardów, ale daje więcej. Reszta pieniędzy pochodzi z Międzynarodowego Funduszu Walutowego – na ten rok zaplanowano 5 miliardów. Bank Światowy dał półtora miliarda, a różne kraje dają półtora miliarda, tyle, ile mogą. W ten sposób kwestia finansowania deficytu budżetowego, tej dziury, jest zamknięta.
Drugim składnikiem jest finansowanie broni, które obejmuje pieniądze europejskie. 5 miliardów to pieniądze Unii Europejskiej, które powinny zostać wykorzystane na sfinansowanie zakupu broni i amunicji dla Ukrainy. Ponadto każdy kraj osobno określa, ile może przekazać. Najwięcej dają kraje północnej Europy: Szwecja, Dania, Norwegia. Mówimy o miliardzie euro lub nieco więcej. Niemcy są tu obecnie absolutnym liderem. Sfinansują broń i amunicję za około 6,5 miliarda euro. Inne kraje finansują mniej: Francja o połowę mniej niż Niemcy, następna jest Polska. Każdy daje tyle, ile może.
Jest więc tylko jeden problem: podczas gdy Amerykanie mają broń w swoich magazynach i mogą ją przekazać tu i teraz, Europejczycy w magazynach nie mają prawie nic
To prawda, Francuzi znaleźli wiele wycofanych z eksploatacji pojazdów opancerzonych i innego sprzętu, który jest dla nich spisany na straty, choć dla nas to nowy sprzęt. Miejmy nadzieję, że Amerykanie zagłosują za pakietem pomocowym między 9 w 12 kwietnia, chociaż spodziewam się trudności. Jeśli wprowadzą zmiany do ustawy, która została przegłosowana w Senacie, będzie ona musiała zostać przerobiona i odesłana z powrotem do Senatu, zanim wejdzie w życie. Jednak nadal mam przeczucie, że możemy otrzymać fundusze, a raczej broń, z Ameryki przed pierwszym maja. A że jeśli chodzi o finansowanie naszego deficytu budżetowego przez USA, myślę, że albo kwota zostanie zmniejszona, albo zostanie nam przyznana jako pożyczka.
Rosyjski ślad na protestach polskich rolników
Polscy rolnicy od kilku miesięcy protestują i blokują ukraińską granicę. Jaki jest powód tych zaciekłych protestów i jak długo mogą potrwać?
Powodów jest kilka. Przede wszystkim stawiam na aktywność rosyjskiego wywiadu i finansowanie przez niego tych procesów. Oni po prostu przekupują liderów związków zawodowych i liderów partii, realizując dwa rodzaje interesów. Pierwszy to zaszkodzić Ukrainie, a drugi to utorować drogę ich produktom rolnym na rynek europejski. Jesteśmy tu bezpośrednimi konkurentami: im mniej sprzedajemy, tym więcej sprzedają oni – i w ten sposób finansują wojnę. Rosyjski ślad jest tu oczywisty. Ale są też inne powody. Są decyzje Unii Europejskiej, które czynią proces produkcji rolnej droższym dla polskich rolników. Nowe normy dotyczą nawozów, które mają być bardzo drogie. Polscy rolnicy przeciwko temu protestują.
Polscy rolnicy nie chcą również, by Ukraińcy mieli prawo do bezcłowej sprzedaży swoich towarów w Polsce, ponieważ nasze towary są znacznie tańsze, a czasem lepsze. W sąsiednim kraju wydajność pracy w gospodarstwach rolnych jest bardzo niska, ponieważ są one bardzo małe. Nasze są wielkoobszarowe, zwłaszcza zbożowe. Dlatego polskie gospodarstwa są niekonkurencyjne w stosunku do ukraińskich i bardzo dużo tracą. Mamy też problemy po naszej stronie: na granicy jest kolejka dla kierowców, choć mogą też przejechać bez kolejki za sto lub dwieście euro. Przeciwko temu Polacy również protestują. I ostatnia kwestia: rolnicy to elektorat partii PiS, która przegrała wybory parlamentarne. Teraz trwają wybory samorządowe. Prawo i Sprawiedliwość atakuje premiera Donalda Tuska i jego partię. To jest walka polityczna, procesy społeczne są bardzo złożone i wielopłaszczyznowe. Jestem przekonany, że po zakończeniu wyborów i uporządkowaniu tych kolejek sprawa zostanie rozwiązana.
Następne 10 lat - ziemia dla Ukraińców
1 stycznia 2024 r. w Ukrainie został uwolniony rynek handlu ziemią dla osób prawnych. Wokół tego tematu toczyło się i nadal toczy wiele dyskusji. Wolny rynek handlu ziemią podczas wojny to Pana zdaniem zdrada czy zwycięstwo?
Zdecydowanie zwycięstwo. Im więcej własności prywatnej, im więcej działek Ukraińcy mogą kupić w pierwszej kolejności, tym wyższa produktywność i bogactwo Ukrainy. Nawet w Rosji ziemia jest prywatyzowana od 20 lat. Polacy również mogą mieć ziemię na własność, choć to małe gospodarstwa. I widać, do czego prowadzą takie małe gospodarstwa. Im większe spółdzielnie rolnicze, tym wyższa wydajność pracy, tańsze produkty, większy eksport.
Europa ma historię małych gospodarstw rolnych. Rewolucja francuska dotyczyła własności prywatnej, ziemi. W jej wyniku chłopi otrzymali jeden lub dwa hektary, podwoili to w ciągu stu lat, a w ciągu kolejnych stu lat znów podwoili – ale wszystko to było małe, a zatem nieopłacalne. Państwo daje Polakom tysiąc dolarów na każdy hektar, więc bardziej opłacają się im dopłaty niż produkcja. Ukraińskie gospodarstwo działa pod ogromną presją, ale jest superdochodowe. Sugerowałbym, aby po wojnie tylko Ukraińcy mieli prawo do zakupu ziemi z późniejszym prawem do jej odsprzedaży krajom, które są uważane za przyjazne. Ziemia ma ogromny potencjał wzrostu wartości, a my mamy najtańszą ziemię na świecie, z wyjątkiem krajów afrykańskich. Dlatego Ukraińcy powinni mieć prawo pierwokupu, a za 5-10 lat mogliby ją odsprzedawać i osiągać zysk.
Jest zbyt wielu ludzi, którzy chcą być w siłach zbrojnych, ale z dala od linii frontu
Kwestią, która regularnie pojawia się w dyskusji publicznej, jest powoływanie armii ludzi w zamian za pieniądze. Wydaje się, że projekt ustawy mobilizacyjnej nie zawierał tego zapisu, ale model finansowy rezerw wojskowych został przedstawiony Komisji Rozwoju Gospodarczego 1 kwietnia. Czy Pana zdaniem warto iść w tym kierunku?
Jak rozwiązać problem niedoboru ludzi na pierwszej linii? Mamy wielu ludzi, którzy chcą być w siłach zbrojnych, ale możliwie jak najdalej od linii frontu, ponieważ z dala od walk pensje są normalne. Dwa tuziny profesjonalnych firm rekrutacyjnych mogłyby rozwiązać ten problem. W każdym społeczeństwie zawsze znajdzie się jeden czy dwa procent ludzi, którzy potrafią, chcą i mogą zabijać. Lepiej pozwolić im zabijać raszystów. Jeśli zapewni się im komfortowe warunki, problem może zostać rozwiązany może nie w 100, ale w 50-60 procentach. W dodatku ci ludzie dostaliby za to dużo pieniędzy.
Druga sprawa dotyczy odraczania służby w wojsku.
Jestem kategorycznie przeciwny temu, żeby to jakiś dyrektor decydował o odroczeniu służby swojego pracownika w wojsku. Bo wtedy wszystkie przedsiębiorstwa państwowe będą odraczać na koszt państwa
Opowiadam się za tym, by każda osoba, która może wpłacić dużą sumę pieniędzy – co najmniej milion hrywien – mogła otrzymać roczne odroczenie od mobilizacji. Opłatę tę oszacowałem na podstawie tego, ile rocznie zarabiają żołnierze na froncie. Możesz zapłacić taką kwotę, a firmy rekrutacyjne będą w stanie znaleźć osobę, która wstąpi do armii bez przymusu. I będzie to znacznie lepszy żołnierz niż jakiś słaby informatyk, który boi się własnego cienia. Więc to nie dyrektor decyduje, ale sam objęty poborem – płaci milion lub dwa, aby odroczyć swą służbę na rok. Jeśli chce kolejny rok, płaci więcej.
Zamrożone rosyjskie fundusze prędzej czy później trafią do Ukrainy
KT: Według Europejskiego Banku Inwestycyjnego odbudowa Ukrainy może wymagać ponad biliona dolarów. To kosmiczna suma. Skąd mamy ją wziąć?
OS: Po pierwsze, Rosja musi to zrekompensować. Powinniśmy jej zabrać wszystko, co tylko można. Na razie możemy zabrać tylko złoto i rezerwy walutowe za pośrednictwem sądów międzynarodowych. Następnie możemy zabrać nadwyżki zysków poprzez specjalny mechanizm cen ropy, gazu i innych towarów eksportowych. Możemy stworzyć taki mechanizm, że finansowanie odbędzie się nawet bez zgody Rosjan. Co do odbudowy, to mam następujące obliczenia: jeśli wojna się skończy, potrzebujemy około 20 miliardów dolarów rocznie, aby sfinansować dziurę w budżecie. Co najmniej 20 milardów. 10 z nich zapewni Unia Europejska, tak jak daje wszystkim swoim członkom. A reszta, jak sądzę, będzie pochodzić z funduszy, które zabierzemy Rosjanom. Ponadto potrzebujemy około 10 miliardów na inwestycje bezpośrednie – fundusze od podmiotów prywatnych – i około 10 miliardów rocznie na odbudowę tego, co zniszczyli raszyści. Nie będziemy w stanie przyjąć więcej niż 20 miliardów, nie mamy wystarczającej liczby ludzi i sprzętu, by je wykorzystać. W przyszłości kwota ta może się podwoić.
Teraz, według moich szacunków, nasze rzeczywiste straty spowodowane przez Rosję wynoszą około 700-750 miliardów dolarów
W USA i UE dużo mówi się o tym, co zrobić z zamrożonymi rosyjskimi aktywami. Kiedy powinniśmy spodziewać się realnych kroków?
Amerykanie już dawno wprowadzili zmiany w ustawie dotyczące skierowania tych środków już teraz na potrzeby sił zbrojnych i finansowania broni. Nie jest to żaden problem dla Amerykanów, ponieważ robili to już kilka razy w Iranie, Iraku i Wenezueli. Zamrozili pieniądze, a następnie przekazali je temu, kto ich potrzebował. Nie rozumiem więc, dlaczego teraz się ociągają. Być może chcą uchwalić tę ustawę w ramach pomocy, a następnie potraktować ją jako dodatkową okazję do konfiskaty aktywów.
Jeśli chodzi o Europejczyków, to zdecydowanie doszli oni do wniosku, że będą przekazywać dochody. Decyzja została podjęta, a konkretny mechanizm jest opracowywany na następny szczyt przywódców, który odbędzie się za miesiąc. Mówimy o około 3 miliardach euro rocznie. Dobrą wiadomością jest to, że Europejczycy chcą wykorzystać te pieniądze na zakup broni. To bardzo ważne. Brytyjczycy przedstawili propozycję, bo mają zamrożone rosyjskie aktywa w swoich bankach. Chcą pod ich zastaw wyemitować papiery wartościowe lub udzielić pożyczki, a te zamrożone środki prędzej czy później trafią w ręce Ukrainy. Mam wrażenie, że ten proces rozpocznie się latem.
Ukrainę czekająogromne inwestycje
Miliony Ukraińców zostały zmuszone do wyjazdu za granicę od początku inwazji na pełną skalę. Jeśli dodać do tego migrantów zarobkowych, którzy wyjechali jeszcze wcześniej, mówimy o około 9 milionach ludzi. Jak sprowadzić ich z powrotem do domu?
Pierwszą rzeczą jest wygranie tej wojny. Osiągnąć zawieszenie broni na warunkach korzystnych dla Ukrainy. Nikt nie mówi, żeby odzyskać wszystko, do granic z 1991 roku, ale żeby zakończyć wojnę na warunkach korzystnych dla Ukrainy. Następnie musimy zaoferować idealny model gospodarczy dla tych, którzy tu pracują, mieszkają i odpoczywają. Co to oznacza? Radykalne obniżenie podatków, zredukowanie do zera wpływów skorumpowanych urzędników i biurokratów. Jeśli stworzymy takie warunki ekonomiczne, w kraju pojawią się ogromne inwestycje. Deficyt budżetowy zostanie pokryty 20 miliardami dolarów, a fundusze inwestycyjne również wyniosą około 20 miliardów dolarów. W ten sposób w Ukrainie może nastąpić największy na świecie boom gospodarczy. A jeśli podatki będą niskie i nie będzie wielu darmozjadów, biurokratów i idiotów, to wrócą nie tylko ci, którzy wyjechali, ale będą też chcieli tu przyjeżdżać obywatele innych krajów. Wreszcie, last but not the least:
Najważniejszym warunkiem wstępnym boomu gospodarczego będzie znajomość wśród Ukraińców języka angielskiego. Otworzy ona drogę na Ukrainę nie biomasie z wrogiego kraju, ale normalnym anglojęzycznym biznesmenom
Ukraińcy wrócą i będą walczyć o swoje miejsce pod słońcem, lecz to słońce trzeba będzie stworzyć, ponieważ przez 32 lata to nam się nie udało. Ale wszystko jest możliwe. Dokonaliśmy już jednego cudu – powstrzymania raszystów – więc może uda nam się dokonać cudu gospodarczego. Potrzebujemy kogoś bardzo mądrego, kto dojdzie do władzy z zespołem reformatorów, tak jak stało się w Polsce, kiedy doszedł do władzy Balcerowicz, lub w Czechach, kiedy doszedł do władzy Klaus. Takie procesy miały też miejsce w Chile i Singapurze. Potrzebujemy czegoś takiego, zasługujemy na to.
„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”
Straty spowodowane przez Rosję w Ukrainie to ok. 700-750 mld dolarów - mówi wybitny ekonomista prof. Ołeksandr Sawczenka
Globalne Południe to termin, który nie ma nic wspólnego z geografią, skoro dwa największe należące do niego kraje, Chiny i Indie, znajdują się w całości na półkuli północnej. Termin ten jest więc raczej używany w odniesieniu do pewnych wspólnych czynników politycznych, geopolitycznych i gospodarczych.
Tyle że kraje i regiony, które są zwykle określane jako Globalne Południe, są niezwykle zróżnicowane i dzieli je wiele sprzeczności. To, co je łączy, to raczej krytyczny stosunek do polityki Stanów Zjednoczonych i świata zachodniego. Wykorzystuje to Rosja, która manipuluje historycznymi urazami i gra na antyzachodnich nastrojach.
W ostatnim czasie Ukraina zintensyfikowała współpracę z krajami Globalnego Południa zarówno na poziomie rządowym, jak kontaktów publicznych. Sestry wyjaśniają, w jaki sposób Kijów może pozyskać wsparcie tej części świata, jakie są nasze atuty, a jakie trudności na tej drodze.
Ewolucja poglądów
– Trwa trzeci rok wojny Rosji z Ukrainą. Jej postrzeganie przez kraje Globalnego Południa przeszło pewną ewolucję – wyjaśnia Natalia Butyrska, ekspertka programu Global Partnerships Ukraińskiego Pryzmatu Rady Polityki Zagranicznej. Na początku większość tych krajów prowadziła raczej zdystansowaną politykę i uważała, że to europejski konflikt lokalny. Później, gdy skutki gospodarcze zakłócenia łańcuchów dostaw stały się dla nich odczuwalne, zaczęły formułować swoje podejście bardziej konkretnie.
– Pamiętamy też falę apeli z krajów Globalnego Południa o pokój i negocjacje. Robiły to nie dlatego, że chciały zatrzymać wojnę, ale dlatego, że wpływała na ich sytuację. Powiedziałabym, że niestety Rosji z pomocą Chin udało się podnieść kilka poziomów percepcji publicznej w tych krajach. Ożywiła dawne sentymenty, pczucie wdzięczności wobec Związku Radzieckiego. Przejęła wszystkie pozytywne osiągnięcia ZSRR, budując na przykład kilka fabryk w Indonezji, a Laosowi pomagając w odbudowie.
Chociaż, jeśli się temu przyjrzeć, to trzeba przyznać, że Ukraińcy pracowali nad wieloma z tych dużych projektów, a w niektórych miejscach zaangażowanie ukraińskich inżynierów było pełne. Tyle że w ciągu ostatnich 30 lat Rosja przejęła tę przestrzeń tak bardzo, że teraz musimy podnosić każdy przypadek i rozmawiać o nim osobno.
Rosja „rozpakowała” również czynnik muzułmański, który jest skierowany przeciwko Stanom Zjednoczonym.
Po wycofaniu się z Afganistanu w wielu krajach Globalnego Południa rozpowszechniła się narracja, że Stany Zjednoczone prowokują wojny wśród muzułmanów. W tym kontekście wymienia się zwykle Irak, Libię, w ogóle Bliski Wschód. Jednocześnie antymuzułmańska polityka Rosji, na przykład niedawna walka z Czeczenią, jest bardzo wyciszana
– Kiedy Ukraina zaproponowała zorganizowanie globalnego szczytu pokojowego, w pierwszym spotkaniu wzięło udział 20 krajów, głównie zachodnich. Ostatnie takie spotkanie odbyło się podczas tegorocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, gdzie reprezentowanych było 80 krajów i organizacji. Czyli ta kwestia jest w krajach Globalnego Południa rozumiana, choć to bardzo trudny proces – mówi Ołeksij Haran, profesor nauk politycznych na kijowskiej Akademii Mohylańskiej i dyrektor naukowy Fundacji Inicjatyw Demokratycznych.
Podczas głosowania nad rezolucjami ONZ wspierającymi integralność terytorialną Ukrainy większość krajów Globalnego Południa była po stronie Ukrainy. 143-144 kraje były za, a tylko 4-5 przeciw.
– Ale pojawia się pytanie: Cóż z tego, poparli integralność terytorialną Ukrainy? Co dalej? – zaznacza prof. Haran. – Powinno dojść nie tylko do potępienia Rosji w organizacjach międzynarodowych, ale także dostarczania nam broni, która jest w tych krajach. Na przykład na zasadzie, że kraje te dostają nowszą broń z Ameryki, a my od nich dostajemy starszą, poradziecką. Wiele krajów Globalnego Południa jest słabych ekonomicznie i biednych, nie przyłączą się do sankcji gospodarczych. Ale jeśli mówimy o potężnych krajach, takich jak Brazylia czy Indie, to wykorzystują one fakt, że Rosja obniża ceny. I to jest jedno z naszych zadań: przekonać je, że muszą zdywersyfikować swoje powiązania, poszukać alternatywnych źródeł dostaw lub zbudować własne.
Na przykład Brazylia postanowiła zbudować własną fabrykę nawozów. Może kupować (i robi to) nawozy z Kanady, ale jednocześnie wykorzystuje okoliczność, że w Rosji jest taniej, i kupuje nawozy rosyjskie.
Czynnik chiński
– Od pierwszych dni inwazji rosyjskie narracje były podchwytywane przez Chiny. I to jest problem – mówi Natalia Butyrska. – Pekin ma ogromny wpływ na region azjatycki, a ponad 50 milionów osób narodowości chińskiej mieszka poza Chinami: w Malezji, Singapurze, Indonezji i Tajlandii. Według ekspertki Chiny postrzegają całą chińską społeczność na świecie jako jedną przestrzeń kulturową, a informacje na temat Ukrainy w swojej prasie i mediach społecznościowych poważnie ograniczyły.
– Warto zauważyć, że chińska polityka opiera się obecnie na dwóch rzeczach, które są ze sobą sprzeczne – dodaje Butyrska. – Z jednej jest miękka siła gospodarcza: Chiny są partnerem handlowym numer jeden dla prawie każdego kraju w regionie. To bardzo istotny czynnik zniechęcający do jakichkolwiek oświadczeń politycznych.
Z drugiej strony Chiny zachowują się w regionie agresywnie. Obecnie jesteśmy świadkami bitew morskich o filipińskie statki, a Chiny próbują odsunąć Filipiny od wysp, które uważają za swoje
Chiny zgłaszają również roszczenia do części strefy ekonomicznej Wietnamu, zresztą takie postępowanie dotyczy wielu krajów. W związku z tym szukają alternatywy, na przykład porozumienia w sprawie bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi. Ponadto próbują osiągnąć porozumienia z regionalnymi potęgami, takimi jak Japonia, Australia i Indie. Te ostatnie już teraz starają się zostać liderem w swoim regionie. Innymi słowy, mówimy o wielowarstwowych relacjach między krajami. Ale jeśli chodzi o Rosję i Ukrainę, Chiny również odegrały niezwykle negatywną rolę, ponieważ poważnie wsparły Kreml. A to stało się poważnym sygnałem ostrzegawczym dla krajów, które znajdują się w ich pobliżu.
Wyzwania dyplomatyczne
– Zgodziliśmy się przywrócić poziom współpracy między naszymi krajami, który istniał przed wojną Rosji na pełną skalę przeciwko Ukrainie, a także zidentyfikować nowe, obiecujące projekty, które przeniosą nasze stosunki na wyższy poziom – powiedział ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba na zakończenie swojej wizyty w Indiach 28 i 29 marca. Była to pierwsza wizyta ukraińskiego ministra spraw zagranicznych w New Delhi w ciągu ostatnich 7 lat.
Z kolei w ubiegłym roku Kułeba odbył trzy wizyty w Afryce.
W grudniu ubiegłego roku Wołodymyr Zełenski wziął udział w inauguracji prezydenta Argentyny Javiera Milei, a także spotkał się z prezydentami Ekwadoru, Urugwaju i Paragwaju. Była to pierwsza wizyta ukraińskiego prezydenta w Ameryce Łacińskiej od 2011 roku. Pod koniec lutego prezydent Argentyny ogłosił, że planuje zorganizować szczyt państw Ameryki Łacińskiej dla wsparcia Ukrainy.
– Kiedy mówimy o Globalnym Południu, bardzo ważne jest, aby mieć je na pokładzie Formuły Pokoju i szczytu pokojowego – powiedział Wołodymyr Zełenski podczas konferencji prasowej w drugą rocznicę rosyjskiej inwazji. – Są państwa w Ameryce Łacińskiej i Afryce, które wciąż balansują i nieco się wahają. Pracujemy nad tym, by wybrały stronę pokoju.
– Ukraina znacznie zintensyfikowała współpracę z krajami Globalnego Południa, ale bardzo ważne jest, aby zrozumieć, że nie mamy takich zasobów – ani ludzkich, ani finansowych – jakie ma Rosja, mówi z kolei Maria Tomak, szefowa Służby Wsparcia Platformy Krymskiej w Misji Prezydenta Ukrainy w Autonomicznej Republice Krymu. – Rosyjskie misje dyplomatyczne liczą średnio 10 razy więcej ludzi niż ukraińskie. Oczywiście Rosja wykorzystuje swój potencjał, ale nasze podejście do pracy jest zupełnie inne. Moim zdaniem sposób, w jaki działa Rosja, jest rodzajem kolonializmu. W latach 90. Żyrynowski mówił o rosyjskim żołnierzu, który myje buty w Oceanie Indyjskim. To nie żart, to jest ich wizja współpracy z Globalnym Południem.
Zgodnie z najnowszymi informacjami 17 000 obywateli Nepalu walczy w rosyjskiej armii: „zostali tam zwabieni podstępem – do tej maszynki do mięsa”. Jest to zasadniczo schemat handlu ludźmi. Takie jest rosyjskie podejście do współpracy z krajami globalnego Południa: manipulowanie, wprowadzanie toksycznych narracji
Ukraińskie podejście jest zupełnie inne. Stoimy przed koniecznością obrony naszej wolności i integralności terytorialnej. Oczywiste jest, że na tym etapie nie mamy żadnych superoczekiwań. Ponieważ, szczerze mówiąc, wiele osób nie będzie nawet w stanie znaleźć Ukrainy na mapie. Dla niektórych nie jest oczywiste, że nasz kraj nie jest częścią Rosji. Ale to są nasze wyzwania. Musimy realistycznie podchodzić do tego, jakie mogą być nasze wyniki. Nie od razu otrzymamy broń i prawo głosu w ONZ, czego potrzebujemy. Ale naszym strategicznym zadaniem, oprócz poszerzenia kręgu sojuszników, jest wyrwanie Rosji tego gruntu wsparcia, który obecnie istnieje wśród krajów Globalnego Południa.
Punkty kontaktowe
– Na bardziej praktycznym poziomie Ukraina może zaoferować Globalnemu Południu swoje programy żywnościowe, technologie oraz ekspertów w dziedzinie rolnictwa i energetyki. Posiada unikalne doświadczenie wojskowe w różnych dziedzinach, a ukraińskie uniwersytety są zainteresowane zagranicznymi studentami – mówi Ołeksij Haran. – Jeśli chodzi o nawiązanie dialogu z krajami Globalnego Południa, ważne jest, aby podkreślić, że Ukraina konsekwentnie wspierała ich walkę o niepodległość i walkę z kolonializmem.
Politolog z Kijowa w ubiegłym roku odwiedził 13 krajów Globalnego Południa w ramach różnych delegacji.
– Tak się złożyło, że Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka pełniła funkcję zastępcy przewodniczącego specjalnego komitetu ONZ ds. walki z apartheidem. Musimy zwalczać moskiewską tezę, że Rosja zawsze pomagała ubogim krajom w walce z imperializmem. Moskwa wciąż powtarza krajach afrykańskich, że zawsze była ich sojusznikiem. Cóż, przykro mi, ale to nie była Moskwa, to był Związek Radziecki, a Związek Radziecki nie jest dzisiejszą Rosją. Następnie musimy też podkreślać, że jesteśmy krajem w Europie Wschodniej, a nie Zachodniej, gdzie istniały imperia kolonialne.
W związku z tym bardzo ważne jest dla nas organizowanie wspólnych wydarzeń, na przykład z Polską i Litwą. Ponieważ byliśmy razem w Imperium Rosyjskim i wiemy, co to jest.
Niedawno w RPA odbyła się wspólna konferencja zorganizowana przez Polaków, Litwinów i Ukraińców. Opowiadano na niej o naszych doświadczeniach w obozie komunistycznym, o naszych dysydentach, o walce o niepodległość. Spotkała się w RPA z bardzo dobrym przyjęciem.
Jeśli chodzi o Gazę, to stanowisko Ukrainy jest wyważone: zawsze wspieraliśmy zasadę dwóch państw, a Kijów potępia zbrodnie popełniane przez obie strony na Bliskim Wschodzie. Nawiasem mówiąc, powinniśmy podkreślać, że Ukraina utrzymuje stosunki dyplomatyczne z Palestyną od 2001 roku. Niewiele osób o tym wie.
– W rozmowach z zagranicznymi dziennikarzami, zwłaszcza z krajów Globalnego Południa, często słyszy się tezę, że prędzej czy później będziemy musieli usiąść do negocjacji – kontynuuje Ołeksij Haran. – Innymi słowy, mówią nam o tym, na jakie kompromisy Ukraina może się zgodzić.
Oczywiście oznacza to, że musimy dać coś Rosji. Ale jeśli bezpośrednio zadamy im odwrotne pytanie: Co jeśli dawne imperium kolonialne wróci do was, jeśli zbombarduje cały wasz kraj i zabierze część waszego terytorium
Co zrobicie? Wszyscy odpowiedzą: Będziemy walczyć – Teza o podobieństwie doświadczeń kolonialnych z pewnością sprawdza się w przypadku Globalnego Południa, mówi Maria Tomak. – Ale istnieje pewien niuans: niektóre kraje reagują na to nieco zazdrośnie, mówiąc, że Ukraina wkracza w ich obraz postkolonializmu, tak jakbyśmy podważali wartość ich doświadczenia. Oczywiście, Ukraina nie mówi tego w ten sposób. Staramy się pokazać, że rosyjskie praktyki na terytorium Ukrainy przez wieki były w rzeczywistości kolonialne w klasycznym sensie. Ale ponieważ Rosja ukształtowała sobie wizerunek bojownika przeciwko imperializmowi, to kiedy mówimy o naszym doświadczeniu, powstaje dysonans poznawczy u wielu ludzi. Mają zupełnie inny obraz rzeczywistości – i to również należy traktować ze zrozumieniem. Musimy wyjaśnić naszą historię stosunków z Moskwą i dlaczego mamy takie stanowisko.
Uniwersalne przesłania
Maria Tomak identyfikuje też bardziej uniwersalne przesłania, które są dobrze rozumiane w różnych krajach Globalnego Południa.
– Pierwszym jest Karta Narodów Zjednoczonych. System ONZ jest bardzo krytykowany nie tylko w Ukrainie, wszędzie pojawiają się skargi na jego nieefektywność. Ale to, co nas łączy, to niezadowolenie ze stałej, pięcioosobowej Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zwłaszcza kraje, które nazywają siebie średnim mocarstwem, takie jak Indie czy Indonezja, są bardzo niezadowolone z tego, że nie mają prawa głosu w Radzie Bezpieczeństwa. Uważają, że powinny mieć możliwość wpływania na wszystkie decyzje. Trzecią kwestią, która moim zdaniem jest uniwersalna, jest formuła pokoju promowana obecnie przez Ukrainę. Pierwsza jej część dotyczy bezpieczeństwa nuklearnego. To sprawa globalna, ponieważ nikt nie jest zainteresowany wojną nuklearną – no, może z wyjątkiem niektórych Rosjan; patriarcha Cyryl wydaje się być zainteresowany. Jednak świat jako całość i Globalne Południe zdecydowanie nie chciałyby realizacji takiego scenariusza.
„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”
Ukraina stara się przyciągnąć jak najwięcej krajów Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. - Są kraje, które wciąż balansują i wahają się. Pracujemy nad tym, by wybrały stronę pokoju – powiedział Wołodymyr Zełenski
Miliardy dolarów na destabilizację
W listopadzie ubiegłego roku Wołodymyr Zełenski powiedział, że Kreml dąży do jak największego podziału ukraińskiego społeczeństwa poprzez wywołanie chaosu wewnątrz kraju. W tym celu rosyjskie służby specjalne zaczęły wdrażać „Majdan-3”.
- Dla nich Majdan to zamach stanu, więc taka operacja jest zrozumiała – powiedział wówczas ukraiński prezydent.
Ta nazwa jest znacząca – wyjaśnia agencja Molfar OSINT w komentarzu dla serwisu Sestry:
„Dla naszego wroga wydarzenia, które miały miejsce na Majdanie Niepodległości w 2004 roku i w latach 2013 – 2014, mają negatywne znaczenie i kojarzą się ze zmianą rządu poprzez presję i walkę społeczną. Dla Ukraińców każdy z Majdanów to trudny, ale ważny okres zmian w kraju, przebudzenia narodu i sformowania jasnego kursu: z dala od Moskwy. Do realizacji swoich planów Rosja wykorzystuje każdą możliwą platformę: sieci społecznościowe, media, w tym zachodnie, liderów opinii, których Rosjanie zawsze przyciągają do swoich celów”.
Biorąc pod uwagę finanse, jakie Kreml zainwestował w tę operację, kampania dezinformacyjna będzie zakrojona na szeroką skalę. Według Wywiadu Obronnego Ukrainy (WOU) całkowity budżet operacji wyniósł 1,5 miliarda dolarów.
W ciągu ostatnich lat rosyjskiej propagandzie nie udało się przekonać Ukraińców, że są częścią „rosyjskiego świata”, że nie potrzebują własnego państwa i że będą prosperować pod rządami Moskwy. Ich strategia uległa więc zmianie, mówi Maksym Wichrow, ekspert z Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji.
- Od 2014 r. wszyscy obserwowaliśmy degradację okupowanego Krymu, Doniecka i Ługańska. A w 2022 r. nawet najbardziej naiwni przekonali się, że Rosja przynosi tylko śmierć i zniszczenie – mówi Wichrow.
Dlatego Moskwa wybrała teraz inną strategię, mającą na celu podzielenie Ukraińców i pogrążenie Ukrainy w wewnętrznym chaosie, który osłabi jej opór
Pod koniec lutego WOU poinformował, że Rosja przygotowuje się do wywołania masowych protestów na Ukrainie. Destabilizacja kraju miałaby spowodować klęskę militarną na froncie.
"W nadchodzących tygodniach wróg dołoży wszelkich starań, aby rozpowszechniać narracje destrukcyjne dla globalnego bezpieczeństwa i próbować podżegać do konfliktów – zarówno w Ukrainie, jak w innych częściach świata, gdzie istnieje skuteczne wsparcie dla Ukrainy” – czytamy w oświadczeniu WOU.
Wojna hybrydowa
Od początku inwazji na pełną skalę Rosja regularnie produkuje i rozpowszechnia dezinformację i fałszywe narracje mające dyskredytować ukraiński rząd, armię i partnerów międzynarodowych. Nerijus Malukevičius, badacz z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, nazywa to rywalizacją aspiracji. Według niego wojnę wygrywa ten, czyja wola jest silniejsza.
- Rosja rzuca wyzwanie ukraińskiej woli walki. I nie chodzi tylko o czołgi i sprzęt wojskowy, ale o wszystkie możliwe środki wojny hybrydowej, w tym propagandę, dezinformację i narzędzia cybernetyczne – mówi Malukevičius. – Dotyczy to również samego pragnienia Zachodu, by wspierać Ukrainę, która jest celem dla wszystkich rosyjskich narzędzi propagandowych i dezinformacyjnych. Ważne jest, aby zrozumieć zarówno w Ukrainie, jak za granicą, że Putin próbuje złamać naszą wolę dalszego wspierania Ukrainy. Jednocześnie Kreml demonstruje swoje pragnienie przeznaczenia wszystkich możliwych środków na kontynuowanie agresji. Musimy zastanowić się, jak powstrzymać te aspiracje.
Rozumiem, że to trudne wyzwanie, ale presja na Kreml musi zostać zwiększona poprzez sankcje i wszelkie możliwe środki. Rosyjskie społeczeństwo musi zobaczyć i poczuć cenę tej militarnej agresji
(Nie)legalność władz i inne manipulacje
Według WOU najbardziej aktywna faza rosyjskiego planu destabilizacji nastąpi w maju, a jej efekty mają być widoczne w pierwszej połowie czerwca.
Zdaniem Maksyma Wichrowa okres wiosenny nie został przez Rosjan wybrany przypadkowo.
- To właśnie w tym czasie w Ukrainie miały się odbyć kolejne wybory prezydenckie, które zostały przełożone ze względu na okoliczności wojenne – mówi ekspert. – Rosja próbuje wykorzystać ten fakt, aby poddać w wątpliwość legalność rządu, a zwłaszcza prezydenta Zełenskiego. Mniej więcej od listopada 2023 r. Rosja stara się wmówić ukraińskiemu społeczeństwu, że po 20 maja 2024 r. (czyli po pięciu latach od zaprzysiężenia Zełenskiego) stanie się on uzurpatorem, który będzie cynicznie wykorzystywał wojnę do przedłużenia swoich rządów.
W Centrum Komunikacji Strategicznej wyraźnie widzimy, że idea utraty legitymacji przez Zełenskiego jest promowana w połączeniu z innymi narracjami mającymi na celu wzbudzenie niezadowolenia Ukraińców i zwrócenie ich przeciwko przywódcom własnego państwa
Narracje te dotyczą takich tematów jak mobilizacja, sytuacja gospodarcza, korupcja, uchodźcy i jeńcy wojenni. Jeśli sprowadzimy je do wspólnego mianownika, wszystkie mają na celu zanurzenie nas w dziwacznej, alternatywnej rzeczywistości, w której głównym wrogiem Ukraińca jest jego własne państwo i jego własna armia, a opór wobec agresora jest daremny i nieopłacalny. Każdy, kto wpadnie w tę dezinformacyjną pułapkę, poczuje jedynie rozpacz, złość i niechęć skierowaną nie tyle przeciwko Moskwie, co przeciw Kijowowi.
Od początku inwazji na pełną skalę w Rosji ukraiński rząd nazywany jest "reżimem kijowskim". Jak zauważa agencja Molfar OSINT, oznacza to, że od ponad dwóch lat rosyjskie media podporządkowane Kremlowi i dyktatorowi Putinowi kwestionują legalność ukraińskiego rządu w ogóle, a nie tylko prezydenta Zełenskiego.
"W ramach rosyjskiej operacji specjalnej ‘Majdan-3’ wiadomość ta będzie prawdopodobnie słyszana jeszcze głośniej. Wiadomości mające na celu zdyskredytowanie Ukrainy wśród jej partnerów, na platformach międzynarodowych oraz podważenie wiarygodności prezydenta i ukraińskiej elity politycznej są korzystne tylko dla Rosjan i kremlowskiego dyktatora".
Do listy rosyjskich manipulacji możemy dodać na przykład temat ogłoszenia stanu wojny w Ukrainie. Fact-checkerzy z grupy VoxCheck zauważyli, że od początku roku internet został zalany falą doniesień o tym, jakoby ukraińskie władze celowo unikały formalnego wypowiedzenia stanu wojny, chcąc uniknąć mobilizacji posłów i urzędników państwowych.
Albo inny przykład. Pod koniec stycznia pojawiły się doniesienia, że Wołodymyr Zełenski zamierza uciec do Stanów Zjednoczonych na polecenie władz amerykańskich, ponieważ jego kadencja wkrótce wygasa.
Zresztą chodzi tu nie tylko o Ukrainę. Jak zaznacza Nerijus Malukevičius, w nadchodzących miesiącach proces wyborczy obejmie również Europę. Ekspert z Wilna jest jednak przekonany, że żaden z zachodnich partnerów Kijowa nie potraktuje poważnie kwestii „nielegalności” prezydentury Zełenskiego po maju 2024 roku.
– W rzeczywistości Putin próbuje wykorzystać ten kontekst do swoich operacji informacyjnych – mówi Malukevičius. – I to właśnie czyni nasze społeczeństwa szczególnie podatnymi na te ataki. Dlatego musimy być szczególnie czujni i odporni na takie manipulacje. Dotyczy to zarówno Europy, jak Stanów Zjednoczonych.
Narzędzia propagandy
Maksym Wichrow podkreśla, że rosyjska propaganda stara się zatruć jak najwięcej grup ukraińskiego społeczeństwa. Wróg próbuje zidentyfikować punkty bólu, a tym samym złapać na haczyk konkretną publiczność.
- Na przykład żołnierze są przekonywani, że dowództwo ukraińskich sił zbrojnych to niekompetentni „rzeźnicy”, którzy nie cenią życia żołnierza, że niemożliwe jest pokonanie Rosji na polu bitwy, a Kijów po prostu prowadzi ich na bezużytecznej śmierć, spełniając kaprysy „Anglosasów” – wylicza Wichrow. – Mieszkańcy terytoriów frontowych są zapewniani, że cierpią z powodu napoleońskich ambicji Zełenskiego, który nie chce usiąść do stołu negocjacyjnego. Rodziny jeńców wojennych twierdzą, że Kijów nie robi nic, aby uwolnić ich krewnych, a jedynym sposobem na ich uratowanie jest protest przeciwko bezczynności rządu. Ta lista jest bardzo długa. W Centrum Komunikacji Strategicznej uważnie studiujemy strukturę narracyjną rosyjskich operacji informacyjnych i mamy ich ogólny obraz. Proszę mi wierzyć: to bardzo smutny, wręcz przerażający widok.
Rosja promuje swój przekaz za pomocą wszystkich dostępnych środków: od małych zamkniętych grup na Viberze po kanały na Telegramie z milionową publicznością; od farm botów działających na Twitterze i Facebooku po wykorzystywanie autorytetu różnych osobistości medialnych
Nie jest to wyczerpująca lista. Ale według Wichrowa jasne jest jedno: to długoterminowa, złożona i wymagająca dużych zasobów akcja przeciwko Ukrainie. Wydaje się, że temat 20 maja powinien stać się detonatorem, który zgodnie z oczekiwaniami wroga spowoduje eksplozję niezadowolenia wśród wszystkich grup, które rosyjska propaganda zatruła dezinformacją w poprzednim okresie. To niezadowolenie powinno zaowocować na przykład protestami, które wstrząsnęłyby lub tymczasowo sparaliżowały rząd.
- Jednak wróg nie wydaje się mieć większych szans na sukces – zaznacza Maksym Wichrow. – I nie chodzi tylko o skuteczność naszych środków kontrwywiadowczych. Zdecydowana większość Ukraińców uważa, że Zełenski powinien pozostać na stanowisku do końca stanu wojennego, a dopiero potem powinny odbyć się wybory. To niszczy kluczowy element operacji Rosji, ponieważ nie będzie możliwe wyciągnięcie Ukraińców na Majdan przeciwko Zełenskiemu – „uzurpatorowi”.
Z myślą o zachodniej publiczności
W opinii Nerijusa Malukevičiusa głównym celem rosyjskiej propagandy jest amerykańska publiczność, zwłaszcza w zakresie wsparcia wojskowego. Nawet w krajach bałtyckich, gdzie poparcie dla Ukrainy jest niezwykle wysokie, Rosjanie również próbują wpływać na opinię publiczną, choć okazuje się to nieskuteczne.
– Próbują wykorzystać tak zwaną agendę pokojową, znajdując marginalnych aktorów politycznych, którzy próbują snuć narrację, że pokój za wszelką cenę jest lepszy niż ciągłe wspieranie wojskowe Ukrainy – mówi litewski badacz. – Używają też bardziej agresywnych środków, by po prostu zdestabilizować sytuację, zwiększyć napięcia, organizować ataki hakerskie. Mieliśmy lawinę fałszywych gróźb podłożenia bomb w szkołach, z czym Ukraina nieustannie się boryka. Mieliśmy oblewanie farbą pomników na Litwie i Łotwie, które upamiętniają nasz ruch partyzancki, ruch oporu wobec władzy radzieckiej.
Ale oni rozumieją, że to nie zmieni naszej woli wspierania Ukrainy, więc głównym celem jest sprawienie, abyśmy zanurzyli się we własnych problemach, w chaosie, który stworzyli, a tym samym odwrócili uwagę od Ukrainy.
Operacja specjalna "Majdan 3" została uruchomiona przez rosyjskie służby specjalne w ubiegłym roku. Jej kulminacyjna faza zaplanowana jest na marzec – maj. Celem Rosjan jest zasianie paniki w Ukrainie, jak największa demoralizacja ludzi, zakłócenie mobilizacji i wbicie klina między wojsko a ludność cywilną. Natomiast na arenie międzynarodowej chodzi o zmniejszenie pomocy partnerów, a najlepiej – o rozbicie koalicji wspierającej Ukrainę.
Ostatnie rozmowy w Berlinie odbyły się na tle publicznych sporów między Francją a Niemcami w sprawie sposobów na dalszą pomoc dla Ukrainy. Wojownicza retoryka Emmanuela Macrona dotycząca możliwości wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę stoi ostatnio w sprzeczności z ostrożnymi wypowiedziami Olafa Scholza. Nie zgodził się on jeszcze na transfer rakiet Taurus, na które czekają ukraińskie siły zbrojne. Po spotkaniu w Berlinie Macron powstrzymał się od ostrych oświadczeń, zauważając, że przywódcy Trójkąta Weimarskiego postanowili nie inicjować eskalacji.
Jednak podczas rozmów podjęli dość praktyczne decyzje. W szczególności uzgodnili koalicję broni dalekiego zasięgu i zgodzili się, że zamrożone rosyjskie fundusze mogą zostać wykorzystane na zakup broni dla Ukrainy.
Trójkąt bezpieczeństwa
Europa i Trójkąt Weimarski są odpowiedzialne za bezpieczeństwo i przyszłość stosunków transatlantyckich. Im silniejsza i bardziej zjednoczona jest Europa, tym większe możliwości ma Ukraina - powiedział premier Polski Donald Tusk podczas konferencji prasowej 15 marca z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. I dodał: - Rozmawialiśmy o bezpieczeństwie naszego kontynentu i naszych krajów. Mamy takie samo zdanie na temat tego, kto jest agresorem.
- Mam nadzieję, że to się przełoży się na dalsze wsparcie dla Ukrainy - wyjaśnia Serhij Kuzan, szef Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy. - To doprowadzi nas do sukcesu, tak jak kiedyś doprowadziło Polskę. Trójkąt Weimarski powstał w 1991 roku i został zaprojektowany przez wiodące kraje kontynentu - Niemcy i Francję - w celu wprowadzenia Polski do kluczowych instytucji UE i NATO.
Dziś mamy trzech takich liderów i mają oni to samo zadanie w stosunku do Ukrainy
Pierwsze spotkanie w formacie weimarskim po kilku latach przerwy odbyło się 12 lutego 2024 r. na szczeblu ministrów spraw zagranicznych.
- Nadzwyczajne czasy wymagają nadzwyczajnych środków. W tym kontekście naszym celem jest uczynienie Unii Europejskiej bardziej spójną, silniejszą i bardziej zdolną do reagowania na dzisiejsze wyzwania w zakresie bezpieczeństwa, na drodze do unii bezpieczeństwa i obrony, która spełnia oczekiwania naszych obywateli. Jesteśmy również zaangażowani w silne i zjednoczone NATO - stwierdzili dyplomaci we wspólnym oświadczeniu.
Wezwali również do rozszerzonego spotkania Trójkąta Weimarskiego z Ukrainą.
Pomysł ten wrócił do polityki europejskiej z powodu dwóch głównych powodów - mówi Ihor Hawryliuk, ekspert ds. bezpieczeństwa i polityki zagranicznej w Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, polskim think tanku z siedzibą w Warszawie:
- Po pierwsze, jest to zmiana rządu w Warszawie po zwycięstwie sił proeuropejskich w wyborach parlamentarnych w październiku 2023 r., a w rezultacie powrót Polski do aktywnej polityki zagranicznej na szczeblu UE i w innych formatach, w tym w formacie weimarskim. Za rządów PiS, budującego swoje poparcie wśród wyborców na hasłach eurosceptycznych i antyniemieckich, koordynacja wspólnej polityki w ramach tego formatu była bardzo rzadka.
Po drugie, w kontekście niezdolności Stanów Zjednoczonych do dalszego wspierania Ukrainy w niezbędnym zakresie, w szczególności ze względu na zablokowanie ustawy o wartości 60 mld USD przez sceptycznych Republikanów w Izbie Reprezentantów, oraz prawdopodobnego powrotu byłego prezydenta Donalda Trumpa do Białego Domu po wyborach prezydenckich w listopadzie 2024 r., wśród europejskich przywódców rośnie przekonanie, że Europa powinna ponieść główny ciężar finansowy i wojskowy wspierania Ukrainy w nadchodzących miesiącach.
Trójkąt Weimarski to stosunkowo swobodny dialog na temat polityki zagranicznej między Niemcami, Francją i Polską. Razem mogą uruchomić wiele procesów i wyzwolić ogromną siłę - mówi podpułkownik Torben Arnold, ekspert w Niemieckim Instytucie Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (SWP): - Wojna obronna Ukrainy przeciwko rosyjskiemu agresorowi znajduje się obecnie w kluczowym punkcie. Wiosną lub najpóźniej wczesnym latem wyłoni się tendencja, kto zdobędzie przewagę. Brak amunicji i wyszkolonych ludzi bardzo utrudnia Ukrainie rozpoczęcie nowej dużej ofensywy i zadanie Rosji decydujących strat. Dlatego kraje europejskie muszą lepiej koordynować swoje działania.
Zapowiedzi zakupu broni i amunicji poza UE, a następnie dostarczenie ich bezpośrednio na Ukrainę to świetny krok. Pozwoli to na osiągnięcie szybkich rezultatów
Bardzo ważne jest również porozumienie w sprawie koalicji zdolności dla artylerii rakietowej dalekiego zasięgu. Tego typu broń może mieć decydujący wpływ na możliwości rosyjskich napastników w ich działaniach. Jest jeszcze jedna kwestia, która nie została omówiona na tym poziomie. Jest ona jednak co najmniej tak samo ważna, jak sama liczba amunicji czy jej rodzaje. Chodzi o zwiększenie skuteczności wojsk ukraińskich w walce z wojskami rosyjskimi. Obejmuje to zarówno przewagę techniczną dzięki nowocześniejszym materiałom, jak i lepsze procedury i taktykę ich użycia. Kwestie mentalności i przywództwa są również kluczowe - i nie należy ich lekceważyć.
Jastrzębie i gołębie
Trójkąt Weimarski to różne punkty widzenia europejskich elit na dalszy rozwój wojny na Ukrainie. Przywódcy Francji i Niemiec mają spolaryzowane stanowiska w niektórych kwestiach. Podstawową przyczyną sprzeczności jest to, że kanclerz Niemiec stara się za wszelką cenę udowodnić, że ani Niemcy, ani NATO nie są stroną w wojnie rosyjsko-ukraińskiej - mówi Ihor Hawryliuk, ekspert ds. bezpieczeństwa i polityki zagranicznej w polskim think tanku Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego:
- Z kolei prezydent Francji złożył ostatnio szereg oświadczeń, które zasadniczo zaprzeczają jego własnemu stanowisku, które wyrażał od pierwszych miesięcy inwazji na pełną skalę. Francuski przywódca stwierdził, że nie można wykluczyć rozmieszczenia zachodnich wojsk w Ukrainie, co wywołało zaniepokojenie wielu zachodnich sojuszników, w tym Stanów Zjednoczonych, a nawet reakcję sekretarza generalnego NATO. Biorąc pod uwagę raczej negatywną reakcję większości sojuszników, oświadczenia te mogą potencjalnie wprowadzić nowe podziały wśród sojuszników.
Warto jednak również zauważyć, że Macron w pewnym sensie zniósł tabu dotyczące obecności zachodnich wojsk na Ukrainie, co sprawiło, że Kreml stał się dość nerwowy
W tej chwili prawie niemożliwe jest wyobrażenie sobie, że Francja i Niemcy zbliżą się do tego stanowiska, ponieważ obaj przywódcy reprezentują diametralnie różne wizje. Scholz, którego partia nie jest obecnie popularna wśród niemieckich wyborców, nie zaryzykuje swojej kariery politycznej jako kanclerz, dając prorosyjskim populistom z prawej i lewej strony dodatkowe podstawy do krytykowania polityki wspierania Ukrainy.
Niemniej jednak spotkanie na szczeblu przywódców w Berlinie pokazało bardzo poważne pragnienie znalezienia wspólnego stanowiska. Na przykład prezydent Francji zmienił swoją opinię w sprawie zakupu broni dla Ukrainy poza UE, chociaż wcześniej Paryż blokował wszelkie takie inicjatywy, nalegając na finansowanie zakupów wyłącznie w UE. Serhiy Kuzan, szef Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy, zwraca również uwagę na wypowiedzi Macrona i Scholza po rozmowach w Weimarze, mówiąc, że francuski prezydent nieco złagodził swoją wojowniczą retorykę, podczas gdy niemiecki kanclerz poparł systematyczny charakter pomocy dla Ukrainy.
Olaf Scholz zauważył również, że UE będzie mogła wykorzystać zamrożone rosyjskie fundusze, aby zapewnić Ukrainie wsparcie finansowe. Ponadto, według niemieckiego kanclerza, Berlin, Paryż i Warszawa będą kupować więcej broni i wspierać wzrost produkcji na Ukrainie.
"Prawdziwa solidarność z Ukrainą? Mniej słów, więcej pocisków" - napisał Donald Tusk przed spotkaniem przywódców Trójkąta Weimarskiego.
Stanowisko polskiego premiera miało właśnie na celu rozwiązanie istniejących sprzeczności między Paryżem a Berlinem i zademonstrowanie jedności między sojusznikami, kontynuuje Ihor Hawryliuk:
- Tusk dąży również do ożywienia Trójkąta Weimarskiego i wykorzystania go jako platformy do tworzenia nowych inicjatyw w ramach Unii Europejskiej mających na celu wzmocnienie bezpieczeństwa w regionie transatlantyckim. Podkreślił, że aby sytuacja na froncie poprawiła się w nadchodzących tygodniach i miesiącach, pomoc dla Ukrainy musi być intensywna i natychmiastowa.
Ponadto Tusk kontynuuje swoją politykę poparcia dla Ukrainy, o czym świadczy jego podróż do USA, gdzie kwestia wsparcia dla Kijowa była kluczowa
Taurus dla Ukrainy
Francja, Niemcy i Polska zgodziły się stworzyć koalicję artylerii dalekiego zasięgu dla Ukrainy. Ponadto Warszawa i Berlin ogłosiły 26 marca uruchomienie koalicji pojazdów opancerzonych na potrzeby ukraińskich sił zbrojnych.
To nie pierwszy raz, kiedy kraje zachodnie łączą siły. Holandia, Dania i Rumunia zorganizowały koalicję myśliwców, Francja przewodzi koalicji artyleryjskiej, a Wielka Brytania i Łotwa pracują nad produkcją dronów bojowych.
- Istnieje bardzo konkretny program dostarczania Ukrainie broni - mówi Serhiy Kuzan. - Nie skupiałbym się więc tutaj nawet na Taurusach, chociaż myślę, że je dostaniemy, tak jak dostawaliśmy wszystko wcześniej. Ale, po pierwsze, stanie się to po cichu, a po drugie, kiedy decyzja zostanie ostatecznie podjęta i będziemy mieli zdolność organizacyjną do uderzenia na most krymski, aby przerwać logistykę wroga we właściwym czasie. Dopóki jesteśmy, relatywnie rzecz biorąc, w defensywie, musimy dbać o zaopatrzenie linii frontu. A jak dotąd nie mamy możliwości systematycznego uderzania na Półwysep Krymski. Nie chodzi tylko o jeden most. Ale gdy tylko będziemy w stanie przeprowadzić operację podobną do tej w Chersoniu w '22, kiedy odcięliśmy ich logistykę i uszczupliliśmy chersońską grupę wroga, musimy przeprowadzić kilkanaście razy potężniejszą operację.
Wszystko idzie w dobrym kierunku, a teraz zajmujemy się najpilniejszymi kwestiami, podczas gdy Taurus jest kwestią naszego jutra. A dziś potrzebujemy amunicji, sprzętu, artylerii, w tym artylerii rakietowej, aby nadążyć za Rosjanami, ponieważ z pewnością przewyższają nas w tym wszystkim
Zagrożenie rosyjskie
Wszystkie trzy kraje Trójkąta Weimarskiego są zjednoczone jak nigdy dotąd i zdeterminowane, aby wspierać naród ukraiński. Emmanuel Macron podsumował tak spotkanie w Berlinie: - Wszyscy trzej mamy jedną jasną i spójną wolę, wypełnioną działaniami i decyzjami. Zrobimy wszystko, co konieczne, i zrobimy tyle, ile trzeba, aby Rosja nie mogła wygrać tej wojny.
Nie jest tajemnicą, że Kreml chciałby odzyskać swoją strefę wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej, która została utracona w wyniku przegranej zimnej wojny i demokratycznych przemian, które miały miejsce w regionie. - Wojna przeciwko Ukrainie jest tylko jednym z pierwszych kroków do zniszczenia status quo - mówi Ihor Hawryliuk. - Ostatnie haniebne wpisy w mediach społecznościowych byłego prezydenta Rosji Miedwiediewa o "nieistniejącym państwie Łotwa" tylko to potwierdzają. Jednocześnie prawdopodobieństwo przyszłego ataku Rosji na państwo członkowskie NATO będzie zależało od wyniku jej wojny agresji przeciwko Ukrainie. Jeśli przy braku wystarczającego wsparcia wojskowego dla Ukrainy ze strony państw zachodnich, w tym Stanów Zjednoczonych, wojska rosyjskie przełamią front, umożliwiając im rozpoczęcie ofensywy przeciwko Charkowowi, Dnieprowi, Mikołajowowi i Odessie, a ostatecznie Kijowowi, to tylko utwierdzi to rosyjskie przywództwo w słuszności obranego kursu i wzmocni mit o "niezwyciężoności rosyjskiej armii".
Dlatego też państwa członkowskie Trójkąta Weimarskiego zwiększyły wysiłki, aby zaspokoić pilne potrzeby wojskowe Ukrainy i zapobiec realizacji najgorszych scenariuszy.
Najbliższe sześć miesięcy będzie kluczowe w kontekście rosyjskiej agresji, dlatego musimy zrobić wszystko, aby zapewnić Ukrainie amunicję i przygotować się do obrony Europy. Stwierdził to premier Donald Tusk na konferencji prasowej w Warszawie: - Nie wiemy, na ile to zagrożenie jest realne, ale na pewno jest realne. Mówimy o 10 czy 80 procentach, ale ono jest realne. I żaden kraj nie może sobie pozwolić na ignorowanie tego zagrożenia, zwłaszcza gdy wszyscy sojusznicy o tym mówią.
Rosyjski atak wojskowy na terytorium NATO jest stosunkowo mało prawdopodobny. Prezydent Putin wie, że wyraźnie przegrałby w bezpośredniej konfrontacji z NATO - mówi podpułkownik Torben Arnold, ekspert z Niemieckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (SWP). Dodaje jednak, że należy zrozumieć, że europejskie myślenie może nie pokrywać się z poglądami Putina:
- W tej chwili rosyjskie przywództwo rozumie tylko język władzy, zarówno politycznej, jak i wojskowej. Zakładam, że Rosja będzie starała się działać bardziej subtelnie i stopniowo testować swoją siłę w obszarach, w których podejrzewa się ją o słabość. Najważniejszą rzeczą dla nas, krajów NATO, jest jedność. Po fikcyjnej reelekcji prezydenta Putina Rosja będzie nadal próbowała uzyskać przewagę nad Ukrainą. Przywódca Kremla zdaje sobie sprawę, że cały świat obserwuje walkę małego Dawida z wielkim Goliatem. Liczebnie Rosja powinna wyraźnie przewyższać mniejszą Ukrainę. Ale na wojnie sprawy nie są takie proste. Niemniej jednak jasne jest, że Rosja uczy się małymi krokami i stara się celowo wykorzystywać słabości Ukrainy i próbować wygrać, utrzymując się dłużej. Międzynarodowe wsparcie i sytuacja polityczna w krajach-darczyńcach odgrywają tu kluczową rolę.
Z naszej strony musimy przestać grać w grę prezydenta Putina i kierować się strachem, Nie powinniśmy mylić rozwagi ze strachem.
Kiedy broń z Europy zostanie dostarczona do Ukrainy i jak wpłynie to na przebieg wojny – mówią eksperci dla sestry.eu
Ukraina podpisała tzw. umowy bezpieczeństwa z pięcioma krajami G7, a także z Danią i Holandią. Stany Zjednoczone i Unia Europejska przygotowują podobne porozumienie z Kijowem. Trwają intensywne negocjacje z Japonią, Polską, Grecją, Hiszpanią i Norwegią. Sestry.eu przeanalizowały, co mówią te dokumenty, w jaki sposób przybliżają one przystąpienie Ukrainy do NATO i jakiego rodzaju pomocy Kijów może oczekiwać w tym roku.
Wsparcie - tak, gwarancje - nie
Ukraina podniosła sprawę gwarancji bezpieczeństwa natychmiast po rozpoczęciu inwazji Rosji na pełną skalę. Negocjacje nabrały tempa podczas szczytu NATO w Wilnie. Ukraiński prezydent wyjaśniał wówczas: - Ukraina nim przystąpi do NATO potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. Te ustalenia nie powinny być substytutem członkostwa w NATO, ale jednym z kroków na drodze do niego.
To stanowisko jest absolutnie słuszne, mówi Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy (2007-2009):
- Myślę, że niektórzy na Zachodzie bardzo się cieszą i zacierają ręce, mówiąc, że, no cóż, teraz podpiszemy takie umowy, a kwestia NATO, która irytuje Moskwę, znowu się oddali w nieznaną przyszłość. Tak nie jest i mam nadzieję, że w końcu stanie się to jasne dla tych nielicznych, jak dotąd, powiedzmy, przeciwników naszego członkostwa w NATO, którzy obawiają się tak zwanej eskalacji konfrontacji z Rosją. Obawy, że rosyjski reżim w końcu oszaleje i rozpocznie działania na pełną skalę przeciwko Sojuszowi, są niestety realne.
Ale jeśli jesteś przywódcą politycznym, to, jak słusznie powiedział ostatnio Macron, nie powinieneś być tchórzem
W ubiegłym roku w Wilnie Ukraina podpisała wspólną deklarację z krajami G7. Obiecały one między innymi dostarczyć sprzęt wojskowy i wesprzeć ukraiński przemysł obronny. Dokument podpisany w stolicy Litwy jest otwarty, więc dołączyły do niego również kraje spoza G7.
- Mamy teraz wspólnotę 32 państw, które przystąpiły do deklaracji - powiedział Wołodymyr Zełenski.
Za podpisaniem umów bezpieczeństwa z Ukrainą przemawiają zarówno względy praktyczne, jak i solidarnościowe. Dokumenty te obiecują długoterminowe wsparcie, co jest krytycznym aspektem tej wojny - wyjaśnia Davis Allison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS):
- Takie umowy pozwalają na większą wymianę informacji, w tym danych wywiadowczych, oraz bardziej ustrukturyzowane podejście do dostarczania zaopatrzenia, amunicji i broni. Ważne jest, że w większości krajów europejskich takie umowy są zatwierdzane przez ustawodawcę, co oznacza, że zmiana rządu nie grozi nagłą zmianą polityki. Jest to ryzyko, które istnieje, jak widzieliśmy, w przypadku większości obecnej pomocy pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych, która zależy od polityki partyjnej Kongresu USA.
UE przygotowuje pakiet propozycji w zakresie bezpieczeństwa dla Ukrainy. W grudniu 2023 r. przedstawiciele UE i ukraińskiego Ministerstwa Obrony przygotowali w Kijowie listę dziewięciu priorytetów:
- pomoc w zakresie sprzętu wojskowego i maszyn;
- szkolenie ukraińskiego wojska;
- współpraca z ukraińskim przemysłem obronnym;
- przeciwdziałanie zagrożeniom cybernetycznym i hybrydowym;
- pomoc w rozminowywaniu;
- wdrażanie reform związanych z procesem przystąpienia do UE;
- wzmocnienie zdolności do kontrolowania zapasów broni;
- wsparcie wysiłków na rzecz bezpieczeństwa jądrowego;
- udostępnianie danych wywiadowczych, w tym zdjęć satelitarnych.
Dokumenty te są bardzo ważne, ponieważ mówią o praktycznej pomocy dla Ukrainy w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa oraz pozwalają stronie ukraińskiej przewidzieć, co Kijów otrzyma od konkretnego kraju, kiedy, w jakiej jakości i jak można zaplanować współpracę - mówi Ohryzko.
- Jest to bardzo szeroki i ważny zakres współpracy, aby mieć pewność, że będzie on realizowany. Nasz kraj jest w stanie wojny z rosyjskim agresorem. Jedyną kwestią, na którą proszę, abyście zwrócili uwagę, jest to, że nie są to umowy o bezpieczeństwie, ponieważ z jakiegoś powodu są one sprzedawane tutaj pod tym pozorem. W rzeczywistości są to umowy o współpracy w dziedzinie obronności.
Bezpieczeństwo jest wtedy, gdy kraj otrzymuje gwarancje, że nie zostanie zaatakowany. I dlatego właśnie wszystkie kraje byłego obozu socjalistycznego, a także kraje bałtyckie, szybko podążyły tą drogą i znalazły się pod parasolem NATO
System gwarancji bezpieczeństwa NATO jest dokładnie tym, czego każdy kraj potrzebuje wobec rosyjskiego potwora. Te umowy nie spełniają tych parametrów, więc nazywanie ich umowami bezpieczeństwa jest myśleniem życzeniowym. Mieliśmy już jedno memorandum bezpieczeństwa, Memorandum Budapesztańskie, i widzimy jego skuteczność.
Siedmiu wspaniałych
Ukraina podpisała swoją pierwszą dwustronną umowę o bezpieczeństwie z Wielką Brytanią podczas wizyty brytyjskiego premiera Rishiego Sunaka w Kijowie w styczniu. Ta umowa podniosła poprzeczkę i nadała ton wszystkim kolejnym, mówi Oleksandr Khara, ekspert z Centrum Strategii Obronnych:
- Oczywiście Wielka Brytania chciała pokazać swoje przywództwo. To, co jest zapisane w tej umowie, jest najbardziej zgodne ze wszystkimi interesami, które Ukraina chciałaby mieć i które są zapisane na papierze. W porównaniu z umowami z innymi krajami, istnieje oczywiście różnica w stylu i nieco w strukturze, chociaż jest ona podobna. Wszędzie jest wsparcie dla integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy, co jest bardzo ważnym elementem. Mówią też o priorytetach i zobowiązaniach w różnych obszarach obrony, niektórzy zajmują się obroną powietrzną, inni dronami, artylerią, pojazdami opancerzonymi. To, moim zdaniem, jest najważniejszy punkt, ponieważ wszystko, co zabija wrogów i chroni Ukraińców, jest prawdziwą pomocą. Kolejnym ważnym elementem jest rozwój ukraińskiego przemysłu obronnego.
Jest to przydatne nie tylko dla nas, ale także dla naszych partnerów. Dla Ukrainy bardzo dobrze jest być równym partnerem w tej wspólnocie, ponieważ zagraża nam to samo.
Francja i Niemcy były kolejnymi krajami, które podpisały umowy z Ukrainą po Wielkiej Brytanii. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz nazwał to historycznym krokiem i zapewnił Ukrainę: - Berlin będzie wspierał Kijów tak długo, jak będzie to konieczne. W drugą rocznicę rosyjskiej inwazji, Dania, Kanada i Włochy również podpisały umowy z Ukrainą.
Podpisanie umów o bezpieczeństwie oznacza jakościowo nowy poziom współpracy między Ukrainą a jej partnerami. Alessandro Marrone, szef programów obronnych we Włoskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (IAI), wyjaśnia to na przykładzie umowy z Włochami:
- Mówimy o interakcji między siłami zbrojnymi, przemysłem, wywiadem, współpracą w cyberprzestrzeni, a także o terminowych konsultacjach - w ciągu jednego dnia - w przypadku dalszej agresji. Ponadto jest to długoterminowe partnerstwo z dowolnym horyzontem planowania, a także programy odbudowy ukraińskiej infrastruktury.
Jest to więc rodzaj umowy parasolowej dla Ukrainy z konkretnymi działaniami, budżetem i inwestycjami
Jednocześnie, podsumowuje Alessandro Marrone, Włochy gwarantują wszelkiego rodzaju pomoc, wsparcie i ochronę przed rosyjską agresją, ale nie zobowiązują się do bezpośredniej interwencji wojskowej.
1 marca, podczas wizyty w Charkowie, premier Holandii Mark Rutte również podpisał dwustronne porozumienie. - Każda taka umowa sprawia, że nasz kraj jest bliżej świata, wzmacnia się. Jednocześnie każda taka umowa zwiększa siłę międzynarodowego porządku opartego na zasadach. Im bardziej współdziałamy, tym szybciej rosyjscy terroryści przegrywają - powiedział Wołodymyr Zełenski.
Zobowiązania partnerskie i lekcja z Bukaresztu
Łączna kwota, którą partnerzy zobowiązali się zapewnić Ukrainie na potrzeby wojskowe w tym roku, wynosi ponad 20 miliardów euro. Kijów z kolei zobowiązuje się do przeprowadzenia szeregu reform mających na celu poprawę zdolności obronnych kraju.
Umowy dwustronne obowiązują przez 10 lat. Co ważne, partnerzy Ukrainy określili w dokumentach perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO. W związku z tym podpisanie tych umów może być postrzegane jako rodzaj kompromisu, dopóki Ukraina nie stanie się pełnoprawnym członkiem Sojuszu, mówi Davis Allison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS):
- Dokładnie tak jest w tym przypadku. Na przykład, przed przystąpieniem Szwecji i Finlandii do NATO, Wielka Brytania zapewniła tym krajom gwarancje bezpieczeństwa, aby upewnić się, że nie będą one zagrożone podczas procesu akcesyjnego. Jest to z pewnością lekcja wyciągnięta z Memorandum Bukaresztańskiego Sojuszu z 2008 roku, które obiecywało przyszłe członkostwo w NATO Ukrainie i Gruzji bez żadnych realnych gwarancji bezpieczeństwa.
Przystąpienie Ukrainy do NATO
Członkostwo Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim zdecydowanie nie jest kwestią najbliższych kilku lat, przewiduje Alessandro Marrone:
- Po pierwsze, decyzja ta musi zostać jednogłośnie przyjęta przez 32 państwa członkowskie NATO, a już widzieliśmy trudności w przypadku Szwecji i Finlandii ze względu na stanowisko Węgier i Turcji. Myślę, że w przypadku Ukrainy opór będzie jeszcze większy. Do tego dochodzi duży znak zapytania w postaci wyborów prezydenckich w USA.
Ponadto, oficjalne kryteria rozszerzenia NATO, uzgodnione w 1995 r., wymagają, aby nowi członkowie nie byli w stanie wojny, mówi Davis Allison. Tak więc bez faktycznego zakończenia wojny i podpisania porozumienia pokojowego, który oczywiście musi być akceptowalny dla Ukraińców, członkostwo w NATO jest mało prawdopodobne:
- Kraje NATO mają jednak elastyczność w przyjmowaniu każdego członka, który ich zdaniem przyczyni się do bezpieczeństwa Sojuszu, co oczywiście obejmuje Ukrainę. Dlatego też można odstąpić od wymogów i procedur, jak miało to miejsce w przypadku Szwecji i Finlandii.
Biorąc pod uwagę, że Ukraina już jest partnerem NATO o zwiększonych zdolnościach, jest to całkiem możliwe
Oczywiście Ukraina bardzo chciałaby, aby ta sama decyzja o członkostwie została podjęta przez Unię Europejską na szczycie NATO w Waszyngtonie w lipcu tego roku, mówi Ołeksandr Chara, ekspert Centrum Studiów Strategicznych:
- Jeśli rozpoczniemy techniczne negocjacje w sprawie przystąpienia - nie jakieś ogólne sformułowania, ale proces zostanie uruchomiony, nawet z otwartą datą, będzie to sygnał dla ukraińskiego społeczeństwa, że nie pozostaniemy w szarej strefie bezpieczeństwa. To sygnał jedności NATO, że Ukraina jest ważną częścią przyszłej europejskiej architektury bezpieczeństwa.
Jest to również sygnał dla Putina, że nawet agresja i nielegalna aneksja ukraińskich terytoriów nie zatrzyma drogi Ukrainy do Sojuszu
Każde porozumienie w sprawie bezpieczeństwa podpisane między Ukrainą a jej partnerami daje nam wszystkim wsparcie - powiedział Wołodymyr Zełenski
Francuski prezydent był pierwszym zachodnim przywódcą, który publicznie wyraził pogląd, że nie można wykluczyć rozmieszczenia wojsk NATO na Ukrainie. To oświadczenie Macrona wstrząsnęło europejską społecznością polityczną, a kilka krajów, w tym Polska, Niemcy i Stany Zjednoczone, wykluczyło taką możliwość. Podobnie sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że sojusznicy zapewniają bezprecedensową pomoc Ukrainie od 2014 roku, ale Sojusz nie wyśle wojsk lądowych na Ukrainę. Zamiast tego, na przykład, premier Estonii i minister spraw zagranicznych Litwy nalegają, aby Ukraina otrzymała maksymalne wsparcie od swoich partnerów, więc pomysł Macrona powinien zostać przynajmniej rozważony.
Zapytaliśmy europejskich i ukraińskich ekspertów o znaczenie wypowiedzi francuskiego prezydenta i o to, czy wojska NATO pojawią się na Ukrainie.
Każde słowo powinno być ważone
W ostatnich tygodniach francuski prezydent wygłosił szereg głośnych oświadczeń. Na spotkaniu z sojusznikami w Pałacu Elizejskim Emmanuel Macron publicznie przyznał, że Zachód spóźnił się z pomocą Ukrainie o sześć do dwunastu miesięcy i wezwał Europę do stanowczych decyzji w odpowiedzi na zmieniające się zagrożenie militarne i strategiczne.
Później francuski prezydent potwierdził, że nie rzucał słów na wiatr, gdy nie wykluczył scenariusza, w którym zachodnie siły wojskowe zostaną rozmieszczone na Ukrainie:
- To są dość poważne sprawy. Każde moje słowo w tej sprawie jest wyważone, przemyślane i wyważone.
Francja rozważa zezwolenie siłom specjalnym i innym jednostkom wojskowym na przekroczenie granicy Ukrainy - podała francuska gazeta Le Monde, powołując się na swoje źródła. Gazeta zauważa, że opcja ta nie wiąże się z masowym rozmieszczeniem wojsk i sugeruje, że żołnierze z Francji lub innych krajów mogliby być obecni w naziemnych obiektach obrony powietrznej, potencjalnie czyniąc niektóre części Ukrainy bezpiecznymi i poważnie ograniczając ataki rosyjskiej armii. Może to być również konieczne, gdy na Ukrainę przylecą amerykańskie F-16.
W tej chwili nie jest realne, aby Francja wysłała francuskie wojska na Ukrainę, z wyjątkiem kilku specjalistów, którzy już są na miejscu, aby pomóc monitorować wykorzystanie sprzętu wojskowego przekazanego Ukraińcom, takiego jak pociski Scalp, powiedział Gaspard Schnitzler, starszy badacz we Francuskim Instytucie Studiów Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS):
- Oświadczenia francuskiego prezydenta dotyczyły przede wszystkim tego, że wszystkie opcje są na stole i otwarte do dyskusji przez kraje zachodnie, choć taka dyskusja nie była przewidziana i/lub nie była kwestią konsensusu.
Przesłanie było skierowane przede wszystkim do Rosji: Niczego nie można wykluczyć. Można to interpretować jako formę odstraszania
W wywiadzie dla czeskich mediów Macron wyjaśnił, że w najbliższej przyszłości nie dojdzie do rozmieszczenia wojsk francuskich w Ukrainie. Niemniej jednak, według francuskiego prezydenta, jego wypowiedzi oznaczają, że rozpoczyna się dyskusja na temat tego, co można zrobić, aby wesprzeć Ukrainę, zwłaszcza na jej terytorium. Podczas spotkania ze społecznością francuską w Czechach Macron wezwał sojuszników, aby nie byli tchórzami:
- Wojna wróciła na naszą ziemię, niektóre państwa, które stały się niepohamowane, każdego dnia coraz bardziej nam zagrażają, a my będziemy musieli sprostać historii i wykazać się odwagą, jakiej ona wymaga.
A 7 marca, podczas spotkania z liderami partii parlamentarnych, Emmanuel Macron powiedział, że nie ma żadnych ograniczeń ani czerwonych linii we wspieraniu Ukrainy. Uczestnicy spotkania, cytowani przez francuskich dziennikarzy, powiedzieli, że Macron powiedział, że jest gotowy do interwencji, jeśli Rosjanie zaatakują Kijów lub Odessę.
Francuskie przywództwo
- Istnieje kilka czynników, dla których francuski prezydent wprowadził pomysł wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę do przestrzeni publicznej - mówi międzynarodowy analityk polityczny Maksym Nesvitalov. Po pierwsze, po tym, jak Kongres USA wstrzymał pomoc dla Ukrainy na czas nieokreślony, Europejczycy dochodzą do wniosku, że powinni bardziej polegać na własnych siłach. W tym kontekście duża odpowiedzialność spada na wiodące kraje UE, zwłaszcza Niemcy i Francję:
- I tu dochodzimy do pytania, dlaczego Macron w ogóle zainicjował tę historię. Zwłaszcza, że Ukraina o to nie prosiła. Myślę, że nie mielibyśmy nic przeciwko temu. Ale od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że to prawie niemożliwe. Dlatego mówimy o samolotach, mówimy o artylerii, mówimy o pociskach. Wciąż jednak trafiamy na mur niezrozumienia ze strony Niemiec, a konkretnie Olafa Scholza, jeśli chodzi o pociski rakietowe. Wprowadzenie do dyskursu tak głośnego i kontrowersyjnego tematu jak wysłanie wojsk na Ukrainę po pierwsze mobilizuje innych przywódców, a po drugie zmusza ich do usprawiedliwiania się, mówienia, że nie, nie wyślemy wojsk, ale pomożemy w czymś innym. Sam Macron nie jest jeszcze związany taką presją. Tak, jest to niepopularna opinia wśród jego krajowej publiczności, ale niedawno wygrał wybory, więc nie musi się tak bardzo martwić o preferencje wyborcze.
A teraz może w ten sposób ubiegać się o pewne nieformalne przywództwo, to jego poważna próba zaprezentowania się jako przywódca zjednoczonej Europy
W Ukrainie nie będzie żołnierzy NATO
Propozycje Macrona, by zastanowić się nad opcjami wysłania wojsk na Ukrainę, delikatnie mówiąc, nie wzbudziły entuzjazmu wśród większości krajów NATO - powiedział prezydent Polski Andrzej Duda:
- Najbardziej gorąca dyskusja dotyczyła wysłania żołnierzy na Ukrainę i absolutnie nie było zgody. Opinie są różne, ale generalnie nie ma żadnych decyzji.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz kategorycznie sprzeciwił się pomysłom Macrona, mówiąc, że w Ukrainie nie będzie żadnych niemieckich żołnierzy, ani w ogóle żołnierzy europejskich czy NATO.
Debata wywołana wypowiedziami Macrona podkreśliła i tak już trudne relacje między przywódcami Francji i Niemiec, jak zauważa Bloomberg. Agencja, powołując się na anonimowego francuskiego urzędnika, pisze, że Macron uważa Scholza za przywódcę bez odwagi i ambicji, który nie jest w stanie myśleć w dłuższej perspektywie. A bliscy współpracownicy kanclerza twierdzą, że w Berlinie Macron jest postrzegany jako monarchista, który jest dobry w mówieniu o wielkich planach, ale nie w ich wdrażaniu.
Ale to, co najbardziej rozgniewało Berlin, to słowa Macrona o sojusznikach, którzy od początku rosyjskiej wojny na pełną skalę oferowali Ukrainie tylko hełmy i śpiwory. Była to oczywista nagana dla Niemców, ale od tego czasu Niemcy stały się drugim największym darczyńcą wojskowym Ukrainy po Stanach Zjednoczonych.
Reakcja Białego Domu i Kremla
- Stany Zjednoczone nie zamierzają wysyłać swoich wojsk na Ukrainę, ale takie decyzje podejmuje każdy kraj NATO według własnego uznania - powiedział doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego John Kirby:
- Cóż, to suwerenna decyzja, którą każdy członek NATO musi podjąć sam. Słyszeliście, jak sekretarz generalny Stoltenberg powiedział, że nie ma żadnych planów ani zamiarów rozmieszczania wojsk w terenie pod auspicjami NATO.
A prezydent Biden od samego początku tego konfliktu mówił jasno: w Ukrainie nie będzie wojsk amerykańskich, które prowadziłyby operacje bojowe
Rosyjski prezydent wyciągnął swój ulubiony atut - zagroził krajom NATO uderzeniem nuklearnym w odpowiedzi na ewentualne rozmieszczenie zachodnich wojsk na Ukrainie. Powiedział, że kraje zachodnie powinny zrozumieć, że Rosja posiada również broń zdolną do rażenia celów na ich terytorium: - A to naprawdę grozi konfliktem z użyciem broni jądrowej, a tym samym zniszczeniem cywilizacji.
Jednostki wojskowe NATO na pewno nie pojawią się na Ukrainie w najbliższej przyszłości, ale Sojusz może obrać inną drogę - mówi Alvydas Medalinskas, analityk polityczny na Uniwersytecie Mykolasa Romerisa w Wilnie:
- Bardzo chciałbym zobaczyć Ukrainę w NATO, ale teraz jej w nim nie ma i nie można zastosować artykułu 5. Istnieją jednak inne możliwości, które moim zdaniem są bardziej realne. W szczególności kraje europejskie mogłyby wysłać wojskowych do szkolenia ukraińskiej armii, tak jak to robiły przed wojną na dużą skalę. Niektóre kraje europejskie już powiedziały, że byłyby skłonne to zrobić, ponieważ Ukraina naprawdę potrzebuje pomocy szkoleniowej. Innym rodzajem pomocy mogłoby być wysłanie oddziałów, które pomogłyby Ukraińcom z nową, zaawansowaną technologicznie bronią, która może być wkrótce dostępna.
Być może niektóre kraje UE i NATO już wysłały takich ludzi do Ukrainy. Ale w tym przypadku byłaby to decyzja co najmniej kilku krajów NATO. Obie te opcje nie oznaczają, że kraje NATO są zaangażowane w wojnę z Rosją
Głosy za
Oświadczenie Macrona, że może rozważyć wysłanie swoich wojsk na Ukrainę, zmieniło paradygmat wsparcia dla Ukrainy, uważa estoński minister spraw zagranicznych Margus Tahkna. A to, jego zdaniem, może skłonić niektóre kraje do udzielenia Ukrainie natychmiastowej pomocy wojskowej, ponieważ jest to z pewnością łatwiejsze rozwiązanie niż bezpośrednia interwencja. Wcześniej premier Estonii Kaja Kallas poparła Macrona i podkreśliła, że zachodni przywódcy powinni omówić wszystkie możliwości pomocy Ukrainie za zamkniętymi drzwiami, w tym opcję rozmieszczenia wojsk lądowych NATO.
Inicjatywa Macrona jest warta uwagi, powiedział litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis:
- Los Europy rozstrzyga się na polu bitwy na Ukrainie. Takie czasy wymagają politycznego przywództwa, ambicji i odwagi, by myśleć nieszablonowo.
Kanada jest gotowa wysłać pewną liczbę żołnierzy do szkolenia ukraińskich wojsk na terytorium Ukrainy, ale pod warunkiem, że będą one daleko od linii frontu wojny z Rosją i nie będą pełnić funkcji bojowych, powiedział kanadyjski minister obrony Bill Blair.
Prezydent Czech Petr Pavel jest przekonany, że Europa nie powinna ograniczać swojej zdolności do wspierania Ukrainy. A pomoc dla Kijowa powinna zostać rozszerzona, w tym poprzez ewentualną obecność zagranicznych wojsk na Ukrainie:
- Jestem zwolennikiem szukania nowych sposobów, w tym kontynuowania dyskusji na temat ewentualnej obecności na Ukrainie. Nie ograniczajmy się tam, gdzie nie powinniśmy.
Nieoczekiwanie Emmanuela Macron pochwalił Wolfgang Ischinger, były szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. - W sytuacji takiej jak ta, w której znajdujemy się z Rosją, zasadniczo słuszne jest, aby niczego nie odrzucać - powiedział polityk, ale uważa, że niewłaściwe jest publiczne wygłaszanie takich oświadczeń, mówiąc, że nie warto dzielić się nawet hipotetycznymi planami z przeciwnikami.
Ischinger wyraził również głębokie ubolewanie z powodu odmiennych stanowisk Niemiec i Francji w kwestii rozwiązania najpoważniejszego kryzysu strategicznego, militarnego i politycznego, z jakim Europa boryka się od wielu lat. Zdaniem niemieckiego polityka, różnice te mogą być łatwo wykorzystane przez Rosję. Ischinger nazwał również politycznym obowiązkiem krajów zachodnich zrobienie wszystkiego, co możliwe, aby osiągnąć wspólne podejście do wspierania Ukrainy.
Ukraina ma pełne prawo się bronić, a kraje zachodnie mają pełne prawo jej pomagać - powiedział Gustav Gressel, starszy pracownik Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Jednocześnie uważa on, że dyskusja wokół możliwości wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę jest przesadzona. Równie dobrze można skupić się na wyspecjalizowanych zadaniach, a nie na walce:
- Poszczególni specjaliści powinni pomóc Ukrainie w obszarach, w których nie ma zastępców lub cywilnych wykonawców, którzy mogliby to zrobić. Kilka przykładów: pojawia się coraz więcej doniesień o użyciu przez Rosję broni chemicznej. Zachodnie instytuty badawcze i personel zaznajomiony z wojskową bronią chemiczną pracują wyłącznie dla wojska, a jeśli takie zarzuty mają zostać zbadane, eksperci powinni zostać wysłani na Ukrainę. Ukraińska medycyna wojskowa jest przytłoczona dużą liczbą rannych.
Na froncie nie ma wystarczająco dużo lekarzy. Dlatego przydatny będzie personel medyczny z doświadczeniem w leczeniu ran postrzałowych i odłamkowych, którzy leczyliby ukraińskich żołnierzy na miejscu, w Ukrainie
Potrzebni są też specjaliści ds. szkolenia wojskowego eksperci od rozminowywania, operacji cybernetycznych i obrony powietrznej.
W przeciwieństwie do Andrzeja Dudy, polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poparł inicjatywę prezydenta Francji Emmanuela Macrona dotyczącą wysłania wojsk NATO do Ukrainy, nazywając ją "pomysłowym posunięciem", które zakłóci planowany przez Rosję scenariusz. Jednocześnie szef polskiej dyplomacji zszokował stwierdzeniem, że personel wojskowy z niektórych państw członkowskich NATO jest już na terytorium Ukrainy. Nie podał jednak żadnych szczegółów:
- Żołnierze z krajów NATO są już na Ukrainie. Chciałbym podziękować krajom, które podejmują to ryzyko.
Emmanuel Macron powiedział to, co wszyscy wiedzą, ale boją się powiedzieć. Tak na słowa francuskiego przywódcy zareagował ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba:
- Macron jest po prostu pierwszym, który otwarcie mówi o tym, co moim zdaniem każdy rozsądny człowiek w Europie powinien zrozumieć. Jeśli Rosja nie zostanie powstrzymana na Ukrainie, w Europie wybuchnie wojna.
Dyskusja, którą sprowokowało to oświadczenie Paryża, zaoszczędzi Europie wiele czasu na uświadomienie sobie, że musi zrobić więcej
Opinia publiczna
Ludzie na Zachodzie nie są gotowi wysłać swoich wojsk na Ukrainę. Gaspard Schnitzler, starszy badacz we Francuskim Instytucie Studiów Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS), podkreśla:
- Większość zachodnich społeczeństw tego nie popiera, obawiając się eskalacji konfliktu i otwartego konfliktu między Rosją a NATO, a w rezultacie możliwego użycia przez Rosję odstraszania nuklearnego. Według sondażu przeprowadzonego przez kanał telewizyjny Europe 1, 76% francuskich respondentów sprzeciwiło się rozmieszczeniu francuskich wojsk w Ukrainie.
Byłoby wielką szkodą, gdyby kwestia pomocy dla Ukrainy stała się narzędziem politycznym w kontekście zbliżających się wyborów europejskich
Alvydas Medalinskas, analityk polityczny z Uniwersytetu Mykolasa Romerisa w Wilnie, podkreśla, że najważniejsze jest, aby zachodni partnerzy przeszli od deklaracji politycznych do faktycznego spełnienia swoich obietnic:
- Było już wiele nieodpowiedzialnych oświadczeń ze strony niektórych zachodnich partnerów. Proszę przypomnieć sobie zapowiedzi drakońskich sankcji, które zniszczyłyby rosyjską gospodarkę. Ale rzeczywistość jest inna. Powinniśmy na chwilę zapomnieć o rankingach i popularności w naszych krajach, zapomnieć o kampanii wyborczej.
Byłoby wielką szkodą, gdyby kwestia pomocy dla Ukrainy stała się narzędziem politycznym w kontekście zbliżających się wyborów europejskich
Prezydent Francji Emmanuel Macron nie wykluczył możliwości wysłania zachodnich wojsk do Ukrainy. - Nie może być żadnych czerwonych linii, jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy - powiedział francuski przywódca. Wypowiedź Macrona wywołała ożywioną debatę na Zachodzie
"Uwaga rolniku, Rosjanin jest w kurniku" — z takim plakatem przyszła na protest w Warszawie polska rolniczka Agata Wińska.
Jest przekonana, że rosyjska propaganda chce odwrócić uwagę od wojny na Ukrainie, wykorzystując do tego rolników. A po tym, jak na jednym z wieców pojawił się traktor z flagą Związku Radzieckiego i plakat wzywający prezydenta Rosji do przywrócenia porządku z Ukrainą i Brukselą, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych również podkreśliło wpływ rosyjskich agentów na polskich protestujących.
Rosyjska propaganda w Polsce jest sprytna, szuka sposobów dotarcia do różnych odbiorców. Ponadto Rosja prowadzi kampanie mające na celu atakowanie Ukraińców, mówiąc, że mieszkają w Polsce, zakłócając lokalny porządek i że rząd dba o nich bardziej niż o Polaków.
O tym, jak Rosjanie manipulują życiem codziennym w Polsce, czy Polacy odróżniają prawdę od propagandy i jak rosyjskie fałszywki zmieniły się w ciągu dwóch lat wielkiej wojny na Ukrainie, Sestry.eu rozmawiają z Klaudią Rosińską, ekspertką ds. przeciwdziałania dezinformacji w NASK (Państwowy Instytut Badawczy przy Kancelarii Premiera RP), wykładowczynią Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, autorką książki „Fake news. Geneza, istota, przeciwdziałanie”.
Kateryna Trifonenko: Jak działa rosyjska dezinformacja w Polsce? Na co powinniśmy zwrócić uwagę w pierwszej kolejności?
Klaudia Rosińska: Na początku wojny był na przykład taki moment, kiedy wydawało się, że zabraknie paliwa. W przygranicznych regionach Polski ludzie rzucili się na stacje benzynowe, żeby napełnić kontenery paliwem. A to oczywiście na jakiś czas wpłynęło na rzeczywisty brak paliwa na stacjach benzynowych i podsyciło jeszcze większe emocje i obawy, tworząc efekt spirali. Na szczęście udało się to powstrzymać dzięki kampanii informacyjnej.
Później mieliśmy podobny problem z nadmiernymi wypłatami z bankomatów, a latem z cukrem. Pojawiły się informacje, że w sklepach brakuje cukru, co wywołało nadmierne emocje — Polacy masowo rzucili się do jego kupowania. W pewnym momencie w niektórych sklepach rzeczywiście zabrakło cukru — ludzie robili zdjęcia pustych półek, co z kolei jeszcze bardziej wzmogło obawy, że problem jest poważny. Jeszcze więcej osób zaczęło więc robić zapasy. Ale ostatecznie i z tym sobie poradziliśmy. Tego typu operacje niepokoją mnie ze względu na szybkość ich oddziaływania. Bardzo łatwo jest w ten sposób wywołać panikę społeczną, a to jest bardzo niebezpieczne.
KT: Kto jest celem rosyjskiej propagandy?
KR: Jeśli chodzi o to, kto jest odbiorcą rosyjskiej dezinformacji, to jest to bardzo złożone pytanie. Rosja dąży do radykalizacji, więc często celuje w przeciwstawne grupy, podsycając negatywne emocje tak bardzo, jak to możliwe i zwracając je przeciwko sobie. Jest to bardzo widoczne w polityce. Istnieją jednak również inne konkretne obszary, w których dezinformacja ma na celu wywołanie powszechnego zaniepokojenia.
Na przykład, gdy Polska zdecydowała się na budowę elektrowni jądrowych, szybko pojawiły się treści, które przypominały ludziom o Czarnobylu i straszyły ich podobnymi konsekwencjami w Polsce. Takich przykładów jest wiele. Oczywiście są też stałe grupy, takie jak antyszczepionkowcy. Oni niemal natychmiast stali się antyukraińscy po ataku na Ukrainę. Ale to są raczej wyjątki.
W większości przypadków można powiedzieć, że Rosja dostosowuje swoje kampanie dezinformacyjne do dynamiki interesów w danym społeczeństwie. Dlatego jej odbiorcy są bardzo elastyczni
KT: W jakim stopniu Polacy są krytyczni wobec fake newsów, które pojawiają się w przestrzeni medialnej?
KR: Muszę przyznać, że nigdy nie byłem bardziej dumny z Polski i Polaków niż w 2022 roku. Wtedy byliśmy w stanie odeprzeć atak informacyjny Rosji i zachowaliśmy się dokładnie tak, jak powinniśmy. Rosji nie udało się przekonać Polaków, że nie powinni wspierać Ukrainy i przyjmować uchodźców. To wielki sukces wielu organizacji walczących z dezinformacją i dowód na to, że Polacy rozumieją, jak niebezpieczna jest Rosja i potrafią się zjednoczyć w czasach zagrożenia. Ale dwa lata później trudno mi powiedzieć, że Polacy dają radę. Jeśli chodzi o rozpoznawanie fake newsów, Polacy podążają za europejskimi trendami. Wyniki badań nie wskazują na wysoki poziom umiejętności w tym zakresie
Obecnie coraz częściej mamy do czynienia nie z fake newsami, ale z manipulacją opinią, która jest znacznie trudniejsza do rozpoznania. Dlatego uważam, że pre-banking (zapobieganie rozprzestrzenianiu się dezinformacji) ma kluczowe znaczenie w walce z dezinformacją. Polega on na monitorowaniu mediów społecznościowych w celu zidentyfikowania szkodliwych narracji na bardzo wczesnym etapie ich tworzenia — zanim staną się powszechne i dotrą do większości ludzi. Następnie można im przeciwdziałać na poziomie informacyjnym, tworząc kampanie społeczne, materiały informacyjne i ujawniając metody rosyjskich operacji wpływu. Według badań psychologicznych metody te są najskuteczniejsze w działaniach prewencyjnych.
Obalanie fałszerstw jest również ważne i potrzebne, ale z doświadczenia wiemy, że dociera do mniejszej liczby osób i jest mniej skuteczne. Ponieważ gdy ktoś już zdecyduje się w coś uwierzyć, bardzo trudno jest go przekonać, że to nieprawda.
KT: Jeśli porównamy fałszywe wiadomości rozpowszechniane w różnych krajach Europy Wschodniej, gdzie są one najbardziej rozpowszechnione i jaka jest specyfika tych treści?
KR: Z punktu widzenia UE i NATO Polska jest krajem frontowym. Dlatego jej stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie jest kluczowe. Rosja doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Na początku wojny na pełną skalę w 2022 r. Polacy byli pierwsi w niesieniu pomocy dla Ukrainy, zarówno pod względem dostarczania broni, jak i przyjmowania uchodźców. Nic dziwnego, że Polska natychmiast znalazła się na celowniku rosyjskich kampanii dezinformacyjnych i cyberataków. Celem było zniechęcenie Polaków do pomocy. Na szczęście nie udało się to, pomimo licznych prób. Z drugiej strony rok 2023 był rokiem wyborów parlamentarnych w Polsce, co zawsze czyni społeczeństwo bardziej podatnym na rosyjskie operacje wpływu w kraju.
Kampanie wyborcze i wewnętrzne napięcia polityczne stwarzają najlepsze warunki dla rosyjskich operacji, takich jak podsycanie niepokojów społecznych, zwiększanie polaryzacji i zarządzanie uwagą opinii publicznej
W ubiegłym roku zaobserwowaliśmy w Polsce dwa istotne zjawiska związane z dezinformacją. Pierwszym z nich było tworzenie antypaństwowych narracji, które podsycały różne obawy społeczne i podburzały Polaków przeciwko własnemu krajowi. Kwestia ukraińskich uchodźców lub pomocy dla Ukrainy jest często wykorzystywana w tych narracjach. Celem jest stworzenie wrażenia, że jeśli politycy chcą pomóc Ukrainie lub zadbać o uchodźców, to działają wbrew interesom Polski. Jest to niezwykle skalkulowana i bardzo niebezpieczna strategia mająca na celu wywołanie chaosu w Polsce.
Drugim zjawiskiem jest zmiana paradygmatu w tworzeniu treści dezinformacyjnych. Rosja szybko zdała sobie sprawę, że kłamstwa można obalić i usunąć lub zablokować w mediach społecznościowych. Znacznie trudniej jest przeciwdziałać opiniom, uogólnieniom, teoriom spiskowym i emocjonalnym komentarzom. Zauważyliśmy, że tworzonych jest bardzo niewiele fałszywych wiadomości, a większość treści promujących rosyjską dezinformację jest nieweryfikowalna, ponieważ nie zawiera faktów, a zamiast tego koncentruje się na opiniach lub spekulacjach.
Ta zmiana jest bardzo problematyczna, ponieważ niezwykle trudno jest wyjaśnić właścicielom platform mediów społecznościowych, dlaczego powinni blokować treści, nawet jeśli są one rażąco manipulacyjne, jeśli nie ma w nich konkretnych przykładów kłamstw.....
KT: Czy rosyjskie kampanie dezinformacyjne w Polsce zmieniły się w ciągu prawie dwóch lat pełnowymiarowej wojny na Ukrainie, od czego się zaczęły i co promują teraz?
KR: Celem rosyjskiej dezinformacji w Polsce jest obecnie wywołanie chaosu i zwiększenie polaryzacji społecznej. Obejmuje to prowokowanie konfliktów między Polakami, głównie na tle politycznym, oraz między Polakami a Ukraińcami. Jest to głęboko skalkulowane działanie. Miejmy nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, ale jeśli Rosja nie zostanie pokonana na Ukrainie, to najprawdopodobniej będzie kontynuować swoje działania. Takie tendencje są już widoczne, na przykład w zwiększonej produkcji wojskowej i wypowiedziach rosyjskich polityków, w tym Putina. Z tego punktu widzenia kraj, który jest wewnętrznie podzielony i rozdarty konfliktami, nie będzie przeszkodą dla Rosji. Dlatego też kampanie dezinformacyjne są intensywnie ukierunkowane na Polskę. Celem jest podkopanie morale i sprawienie, by ludzie szukali wrogów wewnątrz kraju, a nie na zewnątrz.
Liczne kampanie wpływu już trwają, aby przekonać młodych Polaków, że nie powinni walczyć za ojczyznę, jeśli wybuchnie wojna. Brak jedności jest, moim zdaniem, najbardziej pożądanym stanem dla Rosji w Polsce
Ale nie mniej ważne są narracje o Polsce skierowane do Europy. Pamięta Pani zapewnie, z pierwszych dni wojny w 2022 roku, potężny skoordynowany atak oskarżający Polaków i Ukraińców o rasizm na granicy. Kilka zdjęć, filmików z wypowiedziami pojedynczych osób — i natychmiast pojawiło się powszechne oburzenie w społeczeństwach oddalonych od linii frontu. Stało się to podstawą do dalszych działań dezinformacyjnych w tym obszarze. Dla Rosji konieczne było stworzenie negatywnego wizerunku Polski i Ukrainy, ponieważ sprawiłoby to, że społeczeństwa zachodnie wahałyby się przed udzieleniem natychmiastowej pomocy. W 2022 roku to się nie udało, ale teraz takie komunikaty są stale powtarzane. Nie wiadomo, czy będą one skuteczne ze względu na zmęczenie wojną.
KT: Jeśli mówimy o Europie jako całości, jaki jest teraz główny cel rosyjskich operacji dezinformacyjnych?
KR: Ubiegły rok był niewątpliwie zdominowany przez narrację antyukraińską i antyuchodźczą. Jest to główne rosyjskie narzędzie w wojnie informacyjnej, która zasadniczo ma na celu osłabienie woli społeczeństw europejskich do wspierania Ukrainy, zarówno poprzez dostarczanie broni, jak i utrzymywanie sankcji wobec Rosji. O ile można powiedzieć, że pierwsze dwa lata tej wojny zakończyły się sukcesem w obronie przed tymi szkodliwymi narracjami, o tyle przyszłość wygląda mniej optymistycznie. Zachodnie społeczeństwa są już "zmęczone" wojną pod względem informacyjnym. Profesjonalne media znacznie mniej mówią o Ukrainie, skupiając się na sprawach bieżących. Kiedy te kwestie są podnoszone, są one głównie związane z pomocą finansową lub sankcjami. Jest to bardzo wrażliwy moment, w którym rośnie podatność na rosyjską dezinformację, zwłaszcza jeśli jest ona związana z kryzysem gospodarczym.
Zmęczenie poznawcze osłabia naszą czujność i sprawia, że jako społeczeństwo jesteśmy bardziej podatni na dezinformację
Innym obszarem, w którym można zaobserwować rosyjskie operacje wpływu, jest obszar nastrojów antyeuropejskich. Jest to długoterminowy projekt i regularne narzędzie wpływu. Rosja dąży do rozbicia jedności europejskiej i jest to jej cel strategiczny. Dezinformacja przedostaje się do społeczeństwa różnymi kanałami. Ocena tego w skali europejskiej może być trudna ze względu na różnice między krajami. Jednak głównym narzędziem na Ukrainie jest Telegram. Za jego pośrednictwem rozprzestrzenia się wiele fałszywych wiadomości, manipulacyjnych lub szkodliwych treści związanych z wojną i wydarzeniami na Ukrainie. Bardzo często treści te są następnie powielane przez inne komunikatory, aż trafiają do mediów społecznościowych. A to tylko jeden ze sposobów. Ważna wydaje się również rola agentów wpływu, współczesnych rozpowszechniaczy dezinformacji. Są to często osoby o znacznym zasięgu w mediach społecznościowych, które formułują "opinie" na temat wojny, które zaskakująco często pokrywają się z rosyjskimi narracjami.
W Polsce powstał na przykład Ruch Antywojenny, założony przez osoby popularne w mediach społecznościowych. Szerzą oni pseudopokojową narrację, że nie należy pomagać Ukrainie, bo to przedłuża wojnę i wciąga w nią Polskę. Publikowali wiele swoich opinii i pseudoanaliz. Większość z nich nie była jawnymi kłamstwami, więc nie można było ich obalić ani obalić. Stworzyli też popularny hashtag na Twitterze — #tonienaszawojna.
Ktoś, kto nie rozumie, jak zorganizowane są rosyjskie operacje wpływu, może pomyśleć, że jest to niewinny pokojowy aktywizm
Jednak historycznie jest to klasyczny manewr stosowany przez rosyjskie służby specjalne. A takie pseudopokojowe narracje prawdopodobnie staną się teraz popularne w krajach europejskich, właśnie z powodu zmęczenia wojną. Dlatego należy je uważnie monitorować i przeciwdziałać im.
Kampania wyborcza i wewnętrzne niepokoje polityczne stwarzają najlepsze warunki do rosyjskich działań w Polsce — mówi Klaudia Rosińska, polska ekspertka ds. przeciwdziałania dezinformacji
Ponad półtorej setki przywódców państw i rządów, ministrów obrony i spraw zagranicznych, szefów organizacji międzynarodowych, naukowców i biznesmenów spędziło trzy dni - 16-18 lutego - omawiając pilne wyzwania dla globalnego bezpieczeństwa podczas międzynarodowej konferencji w Monachium. Przedstawiciele Iranu i Rosji nie zostali zaproszeni. Warto zauważyć, że przed inwazją na Ukrainę rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow był stałym uczestnikiem konferencji w Monachium. Zazwyczaj jego wystąpienie było zaplanowane na poranek drugiego - głównego - dnia spotkania. W tym roku czas ten przypadł chińskiemu ministrowi spraw zagranicznych Wang Yi. Oczekiwano, że Ukraina będzie jednym z najczęściej omawianych tematów w Monachium, ale nie jedynym. Kluczowe oświadczenia, decyzje i nastroje, które dominowały na 60. jubileuszowej konferencji bezpieczeństwa Sestry analizują z dyplomatami, ekspertami wojskowymi i politycznymi.
"Czy wszyscy przegrywają?"
Każdego roku przed konferencją w Monachium analitycy publikują raport, który przedstawia stan bezpieczeństwa na świecie i nadaje ton dyskusjom. Tegoroczny raport był prawdopodobnie najbardziej pesymistyczny w ostatnich latach: "Wszyscy przegrają?".
Zdaniem brytyjskiego dyplomaty Nicka Whitneya, starszego specjalisty ds. polityki w Europejskiej Radzie Stosunków Zagranicznych (ECFR), że coraz częściej interesy narodowe są przedkładane nad dobro wspólne - a to jest katastrofalna dla świata:
- Putin jest jednym z oczywistych przykładów takiego zachowania, podobnie jak Trump, ale po drugiej stronie Atlantyku, jako człowiek, który jest uosobieniem egoizmu, niezależnie od tego, czy mówimy o Trumpie jako jednostce, czy o Stanach Zjednoczonych jako narodzie. Więc tak, sprawy nie idą teraz dobrze. A kiedy widzisz, że Europa jest uwięziona między Putinem a możliwością przejęcia Białego Domu przez Trumpa w styczniu przyszłego roku, nie wygląda to na szczęśliwy scenariusz.
Tegoroczna konferencja w Monachium odbyła się w kontekście bezprecedensowej liczby kryzysów, konfliktów i wojen w Europie - zarówno w jej sąsiedztwie, jak i daleko poza nią: na Bałkanach, Bliskim Wschodzie, Kaukazie, w Afryce Północnej i na Dalekim Wschodzie - występujących jednocześnie i coraz bardziej się nasilających. Jest to sygnał ostrzegawczy, mówi Heinrich Braus, były generał porucznik Bundeswehry, a obecnie starszy pracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP):
- Mali i duzi autokraci konfrontują się z zachodnimi demokracjami zarówno w regionie euroatlantyckim, jak i Pacyfiku. Dążą do nowego porządku świata, w którym autorytarne państwa kontrolują duże regiony. Brutalna i zbrodnicza wojna Putina przeciwko Ukrainie jest tego przykładem. Chce on wciągnąć Ukrainę wbrew jej woli do nowej, większej Rosji. Stara się również kontrolować wschodnią część Europy, tj. kraje, które stały się członkami NATO po 1997 r., i prawdopodobnie zamierza zająć kraje bałtyckie, Mołdawię i Gruzję. Na to spektrum regionalnych i globalnych kryzysów i konfliktów nakłada się zubożenie całych regionów tzw. globalnego Południa, wielorakie skutki zmian klimatycznych oraz wpływ nowych destrukcyjnych technologii, zagrożeń hybrydowych i cybernetycznych oraz zagrożeń z kosmosu.
Nie możemy jednak poddawać się strachowi wobec tych zagrożeń, ale musimy je przezwyciężyć politycznie, ekonomicznie i militarnie
Myśliwce, artyleria, amunicja
Minęły prawie dwa lata od rozpoczęcia agresji Rosji na pełną skalę, a Ukraina znajduje się w sytuacji, w której rozpaczliwie potrzebuje broni, amunicji i samolotów, mówi Linas Linkevičius, dwukrotny minister obrony Litwy (1993-1996, 2000-2004), minister spraw zagranicznych Litwy (2012-2020):
- Oczywiste jest, że pomoc dla Ukrainy powinna zostać znacznie zwiększona, powinna otrzymać wszystko, czego potrzebuje. Same deklaracje nie wystarczą.
Gdyby słowa wsparcia mogły wygrać wojnę, Ukraina już by ją wygrała
Europejska pomoc w ciągu ostatnich dwóch lat była większa niż oczekiwano, ale nie była wystarczająca i nie będzie wystarczająca, jeśli Amerykanie wycofają swoje wsparcie, mówi Nick Whitney, brytyjski dyplomata i Senior Policy Fellow w Europejskiej Radzie Stosunków Zagranicznych (ECFR):
- Pod koniec lutego Europejczycy rozważą nową politykę przemysłową w dziedzinie obronności. Pytanie brzmi, czy ją przyjmą i czy uznają potrzebę zwiększenia zdolności produkcji broni.
Ale już na konferencji w Monachium kilku europejskich urzędników ogłosiło zwiększenie pomocy wojskowej dla Kijowa. Premier Holandii Mark Rutte ogłosił dostawę długo oczekiwanych myśliwców F-16 na Ukrainę, mówiąc, że szkolenie ukraińskich pilotów przebiega w szybkim tempie: "Będą 24 myśliwce, może więcej, ale nie mniej".
Premier Danii Mette Frederiksen wezwała wszystkie kraje europejskie do dostarczenia ukraińskiej armii amunicji i systemów obrony powietrznej, ponieważ Ukraina potrzebuje ich bardziej, a także zauważyła, że brak produkcji, o którym często mówią europejscy przywódcy, jeśli chodzi o opóźnienia w dostawach broni na Ukrainę, nie jest główną przeszkodą:
- Ukraina prosi nas teraz o amunicję i artylerię. My, Dania, zdecydowaliśmy się dać Ukrainie całą naszą artylerię. Tak więc, przyjaciele, Europa ma sprzęt wojskowy, to nie tylko kwestia produkcji.
Prezydent Czech Petr Pavel powiedział, że jego kraj znalazł 800 000 sztuk amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy, w tym pół miliona pocisków 155 mm i 300 000 pocisków 122 mm. Według Pavlo, ukraińskie wojsko będzie mogło je otrzymać w ciągu kilku tygodni, jeśli partnerzy, w szczególności Stany Zjednoczone i Niemcy, pomogą w finansowaniu.
"Niemcy przeznaczyły 8 miliardów euro w swoim budżecie na 2024 rok na wsparcie Ukrainy" - mówi Heinrich Braus, były generał porucznik Bundeswehry, a obecnie starszy pracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP):
- Prezydent Zełenski i kanclerz Scholz, a także kilka innych państw europejskich, zawarli właśnie porozumienie w sprawie bezpieczeństwa, w którym Niemcy, o ile mi wiadomo, zobowiązały się na przykład do ciągłych dostaw broni i pomocy w szkoleniu ukraińskich żołnierzy. Ponadto w Berlinie budowana jest nowa fabryka amunicji artyleryjskiej, która ma zostać ukończona w ciągu roku i będzie w stanie dostarczyć około 200 000 pocisków rocznie.
Również największy niemiecki producent amunicji, Rheinmetall, ogłosił, że planuje zbudować fabrykę w Ukrainie, a umowa o współpracy została podpisana na marginesie konferencji w Monachium. Koncern zapowiedział produkcję sześciocyfrowej liczby pocisków rocznie.
Śmierć Nawalnego
Niecałą godzinę przed rozpoczęciem konferencji w Monachium, media obiegła wiadomość o śmierci w więzieniu lidera rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego. Wiadomość ta była szokiem dla zachodnich polityków. Prawie wszyscy uczestnicy konferencji wspomnieli o Nawalnym w swoich wystąpieniach. Wdowa po Nawalnym wygłosiła nieplanowane przemówienie, które zostało przyjęte owacją na stojąco przez zatłoczoną salę. Julia Nawalna wezwała Putina i jego otoczenie do pociągnięcia do odpowiedzialności za wszystkie straszne rzeczy, które zrobili krajowi i jej rodzinie.
Zabijając Nawalnego, rosyjskie władze po raz kolejny zademonstrowały swoje totalitarne kły i stalinowskie zęby, mówi Pawlo Lakiyczuk, szef programów wojskowych w Centrum Studiów Globalnych "Strategia XXI":
- Niektórzy sugerują nawet, że zabicie Nawalnego tego dnia było planem Putina i że była to swego rodzaju wiadomość od krwawego kremlowskiego dyktatora dla europejskich przywódców. Ale Europa nadal boi się Putina. I nie tylko Europa. I dlatego większość wypowiedzi na temat Nawalnego w Monachium jest bardzo niejasna. I pamiętajmy o oświadczeniu Bidena, że jeśli Putin spróbuje zabić Nawalnego, spotkają go tragiczne konsekwencje. Putin zabił Nawalnego, aby pokazać, że może to zrobić. Jakie tragiczne konsekwencje mogą zademonstrować Stany Zjednoczone i społeczność euroatlantycka?
W ten sposób kampania Putina pokazuje niezdolność demokracji euroatlantyckich do obrony. Nie mają one nic do przeciwstawienia się Putinowi poza potępieniem i głębokim zaniepokojeniem. Jest to sytuacja godna ubolewania
Zełenskio Awdijiwce, Putinie i Trumpie
Po zabójstwie Nawalnego absurdem byłoby postrzeganie Putina jako prawowitego przywódcy państwa rosyjskiego, powiedział w Monachium ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenskij:
- To bandyta, który utrzymuje się przy władzy dzięki korupcji i przemocy. Obecność na jego inauguracji, uścisk dłoni, traktowanie go jak równego sobie byłoby pogardą dla sensu władzy politycznej.
"Putin ma dwie opcje: trybunał w Hadze lub zabicie przez jednego z tych, którzy teraz zabijają dla niego" - dodał Wołodymyr Zelenski:
- Musimy zrobić nie coś, ale wszystko, co możliwe, aby pokonać agresora. Należy pamiętać, że dyktatorzy nie wyjeżdżają na wakacje.
W trakcie konferencji bezpieczeństwa okazało się, że ukraińskie wojska opuściły Awdijiwkę, miasto w obwodzie donieckim, które ukraińskie siły zbrojne utrzymywały przez 10 lat. Podczas swojego wystąpienia Wołodymyr Zełenski podkreślił, że rosyjski przełom na tym odcinku frontu był spowodowany niewystarczającemu wsparciu dla Ukrainy:
- Ukraina może wygrać. Nasze działania są ograniczone tylko zasięgiem i wystarczającą ilością amunicji. Ale to zależy nie tylko od nas. Sytuacja w Awdijiwce to potwierdza. Niestety, utrzymywanie Ukrainy w sztucznym deficycie uzbrojenia, w szczególności w niedoborze artylerii i broni dalekiego zasięgu, pozwala Putinowi dostosować się do intensywności działań wojennych. Nie pytaj Ukrainy, kiedy wojna się skończy, ale zadaj sobie pytanie, dlaczego Putin może ją kontynuować.
Według Wołodymyra Zełenskiego, decyzja o wycofaniu się z Awdijiwki w tych okolicznościach była prawidłowa, profesjonalna i uczciwa:
- Chronimy naszych ludzi, naszych żołnierzy, ponieważ na tym polega obrona. Broń od naszych partnerów pomaga przywrócić pokój na naszym terytorium, ale przede wszystkim wojsko chroni ludzi. Dlatego, aby nie zostać otoczonym, postanowiono wycofać się na inne linie.
Ukraiński prezydent chciałby również pokazać Donaldowi Trumpowi prawdziwą wojnę, mówiąc, że jeśli przyjedzie on do Ukrainy, Zełenski jest gotowy udać się z nim na front, aby w przypadku rozmowy o tym, jak zakończyć wojnę, ludzie, którzy podejmują takie decyzje, mogli na własne oczy zobaczyć, czym jest prawdziwa wojna, a nie wojna na Instagramie.
Wiadomość od Białego Domu
Stany Zjednoczone były reprezentowane na konferencji w Monachium przez wiceprezydenta USA. Główne przesłanie administracji Bidena dla Ukrainy zostało przekazane podczas spotkania Kamali Harris z Wołodymyrem Zełenskim: Stany Zjednoczone będą nadal wspierać Ukrainę:
- Będziemy nadal wspierać wasze wysiłki na rzecz osiągnięcia pokoju na uczciwych warunkach. Jesteśmy wierni zasadzie, że Rosja zapłaci za to, czego się dopuściła. I zobaczymy, że Ukraina wyjdzie z tej wojny jako wolny, demokratyczny i niezależny kraj.
Spotkania w Monachium odbyły się w momencie, gdy 61 miliardów dolarów pomocy, które Biały Dom chce wysłać na Ukrainę, utknęło w Kongresie, bez przewidywalnego terminu zakończenia. Ukraina bardzo liczy na pozytywną decyzję w sprawie tego pakietu pomocowego, powiedział Wołodymyr Zełenski podczas rozmów z Kamalą Harris, a oprócz pieniędzy Kijów ma nadzieję otrzymać od USA dodatkowe systemy obrony powietrznej: "Każdy system Patriot nie tylko ratuje życie setkom i tysiącom ludzi, ale także pozwala naszym miastom normalnie funkcjonować, a tym samym naszej gospodarce".
Z podium w Monachium wiceprezydent USA powiedziała, że Biały Dom nie rozważa żadnych alternatywnych opcji poza przyjęciem w Kongresie pakietu pomocy finansowej dla Ukrainy. Kamala Harris podkreśliła również przywiązanie USA do międzynarodowych norm i demokracji oraz zaprzeczyła, że Stany Zjednoczone wkraczają w okres izolacjonizmu:
- Sojusz Północnoatlantycki jest silniejszy niż kiedykolwiek w historii, a wschodnia flanka NATO w Europie została znacznie wzmocniona, w tym poprzez obecność sił USA.
Te komunikaty powinny oczywiście uspokoić Europejczyków po wypowiedziach Donalda Trumpa, który straszył, że jeśli wróci do Białego Domu, Stany Zjednoczone nie pomogą europejskim sojusznikom. Niemniej jednak nie ma potrzeby dramatyzowania możliwego powrotu Trumpa, mówi Linas Linkevičius, dwukrotny minister obrony Litwy (1993-1996, 2000-2004) i minister spraw zagranicznych Litwy (2012-2020):
- To Trump zwiększył kontyngent wojskowy i obecność wojskową USA w Europie, zwłaszcza w Europie Wschodniej. Za jego prezydentury wydalono z Ameryki najwięcej rosyjskich agentów i szpiegów. Świat nie jest czarno-biały i dotyczy to również ewentualnego powrotu Trumpa.
Europa musi zadbać o własne bezpieczeństwo, niezależnie od tego, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. To jeden z wniosków tegorocznej konferencji w Monachium. Zwłaszcza, że strategiczny środek ciężkości Ameryki przesuwa się do regionu Pacyfiku, mówi Heinrich Braus, były generał porucznik Bundeswehry, a obecnie starszy pracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP):
- Oznacza to, że siły zbrojne USA, które zostaną rozmieszczone w regionie Pacyfiku, na przykład w celu ochrony tamtejszych demokracji przed Chinami (np. Tajwan, Korea Południowa, Japonia, Australia), nie będą dostępne w Europie.
Europejczycy będą musieli wypełnić tę lukę na własną rękę
Długawojna i gwarancje bezpieczeństwa
Europa zaczęła przygotowywać się do długiej wojny - taką czy inną tezę można było usłyszeć w wielu wystąpieniach w Monachium, ale najbardziej wyrazisty był niemiecki minister obrony Borys Pistorius, który powiedział, że w nadchodzących dziesięcioleciach będziemy musieli żyć z liniami podziału w Europie: wolna i demokratyczna Europa z jednej strony, autorytarna i wojownicza Rosja z drugiej.
Europa budzi się z trzydziestoletniego snu i uśpienia w partnerstwie z autorytarnym reżimem rosyjskim. Europejscy przywódcy coraz częściej mówią, że Europa musi być broniona, i to jest duży plus, mówi Pawlo Lakiyczuk, szef programów wojskowych w Centrum Studiów Globalnych "Strategia XXI":
- Oznacza to, że nawet w najgorszym scenariuszu nasi europejscy partnerzy nie będą patrzeć na Rosję jak królik na boa dusiciela. Przygotowują się do obrony. Tak, w Europie wciąż są kraje, które patrzą na sytuację bezpieczeństwa na kontynencie przez pryzmat biznesu.
Ale jest coraz więcej tych, którzy naprawdę oceniają zagrożenia i naprawdę się na nie przygotowują. I nie są to już tylko nasi sąsiedzi, Polacy, kraje bałtyckie i Rumunia, ale także kraje Europy Zachodniej
Prawdziwym zagrożeniem dla Europy nie jest to, że rosyjskie czołgi przekroczą granicę i zajmą stolice. Prawdziwym zagrożeniem jest zastraszanie przez Rosję, zarządzanie strachem, mówi Nick Whitney, brytyjski dyplomata i starszy specjalista ds. polityki w Europejskiej Radzie Stosunków Zagranicznych (ECFR):
- Europejczykom bardzo łatwo byłoby poczuć, że są już w pewnym sensie zdani na łaskę Putina i że jest on zagrożeniem, któremu nie mogą się oprzeć. Myślę, że mogłoby to doprowadzić do tego, że nacjonalistyczne rządy coraz częściej próbowałyby działać niemal jak agenci rosyjskiego prezydenta. Myślę, że to jest główne ryzyko, niekoniecznie inwazja zbrojna.
Podczas gdy w ubiegłym roku rosyjskie zagrożenie dla Europy wydawało się czymś abstrakcyjnym i było omawiane marginalnie, w tym roku przewodniczący Konferencji Monachijskiej Christoph Goisgen powiedział przed spotkaniem, że nie wyklucza rosyjskiego ataku na kraj NATO, jeśli Rosjanie wygrają na Ukrainie. Musimy więc temu zapobiec, a Ukraina musi otrzymać gwarancje bezpieczeństwa. Oczywiście najlepszą gwarancją dla Ukrainy jest przystąpienie do NATO, mówi Heinrich Braus, były generał porucznik Bundeswehry, a obecnie starszy pracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP). Jednak jego zdaniem przystąpienie do Sojuszu wymaga zakończenia wojny:
- Ukraina nigdy nie była tak blisko członkostwa. Nie jestem jednak pewien, czy na nadchodzącym szczycie w Waszyngtonie zostaną podjęte dalsze daleko idące decyzje, nie tylko ze względu na wojnę i fakt, że Rosja okupuje część Ukrainy, ale także z powodu kampanii wyborczej w USA. Osobiście byłbym za tym, aby NATO poszło o krok dalej i ogłosiło, że zaprosi Ukrainę do członkostwa w Sojuszu, gdy tylko zostaną spełnione niezbędne warunki.
Niezależnie od decyzji szczytu w Waszyngtonie, Ukraina powinna przygotować się do przystąpienia do Sojuszu, radzi Linas Linkevičius, dwukrotny minister obrony Litwy (1993-1996, 2000-2004) i minister spraw zagranicznych Litwy (2012-2020). Przypomina on doświadczenia Litwy, która rozpoczęła negocjacje z Sojuszem na początku 2000 roku:
- Ukrainie powiedziano, że jej przyszłość jest w NATO. A nam powiedziano, że nigdy nie będziemy członkiem, i było ku temu wiele różnych powodów. Ważne jest, że nie poddaliśmy się, gdy ponownie usłyszeliśmy "nie". I byliśmy gotowi, kiedy nadszedł czas, aby dołączyć. Z wojskowego punktu widzenia, oczywiście, Ukraina ze swoją armią i doświadczeniem wojskowym jest gotowa do członkostwa w NATO, ale są inne okoliczności i jest to również decyzja polityczna. Ale nie mam wątpliwości, że prędzej czy później do tego dojdzie.
Nowe umowy dotyczące bezpieczeństwa, kontrakt na produkcję amunicji i obietnica partnerów dotycząca dostarczenia myśliwców F-16 - Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa przyniosła kilka ważnych decyzji dla Ukrainy. Była to również okazja, aby po raz kolejny przypomnieć światu, kto broni granic bezpieczeństwa Europy
Rosja pozostaje jednym z największych na świecie manipulatorów informacjami na różnych platformach i kanałach. Stwierdzono to w raporcie Departamentu Komunikacji Strategicznej Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (EEAS). W okresie od grudnia 2022 r. do listopada 2023 r. departament zidentyfikował 750 przypadków manipulacji. Głównym celem propagandystów był prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, a wśród tematów - wojna z Ukrainą. Do dezinformacji najczęściej wykorzystywano serwisy Telegram i X, ale ingerencję osób trzecich zaobserwowano na prawie wszystkich, dużych i niszowych, platformach. Lidia Smoła, doktorka nauk politycznych i profesorka w Kijowskim Instytucie Politechnicznym im. Igora Sikorskiego, rozmawiała z portalem Sestry o trendach w narracjach Kremla, ich wpływie oraz sposobach przeciwdziałania rosyjskiej machinie propagandowej.
Kateryna Trifonienko: Jakie są główne narracje rosyjskiej propagandy w krajach europejskich?
Lidia Smoła: Jeśli mówimy o wojnie rosyjsko-ukraińskiej, istnieją dwa duże pola bitew: rzeczywiste operacje wojskowe, w których ukraińska armia walczy z rosyjską, oraz ogromne pole wojny informacyjnej. Rosyjska propaganda, i to powinno być omawiane na każdej platformie medialnej, jest instrumentem machiny wojskowej, podobnie jak czołgi. Nie jest tylko siłą pomocniczą. Tak było w czasach imperium rosyjskiego i w czasach sowieckich, kiedy Rosja używała twardej siły (bezpośrednio sił zbrojnych) i miękkiej siły. Ta ostatnia, według Josepha Nye'a [profesora z Harvardu, który ukuł termin "miękka siła" - red.], obejmuje rosyjską kulturę, "wielki teatr" i tak dalej.
Mówiąc bezpośrednio o narracjach, najstarszą z nich, która jest aktywnie wykorzystywana od 2014 roku, ale była również obecna przed aneksją Krymu, jest: "Ukraina nie jest państwem" i "jesteśmy jednym narodem" - co oznacza, że nie ma Ukraińców jako odrębnej grupy etnicznej
Wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę dodano narracje: "machina wojskowa NATO zbliża się do naszych granic", "Rosja jest niewinna", "Rosja podjęła środki zapobiegawcze i została zmuszona do rozpoczęcia specjalnej operacji wojskowej, ponieważ w przeciwnym razie Ukraina i NATO zaatakowałyby".
Dodałabym do tego narrację, która zadziałała dokładnie odwrotnie: "cała Unia Europejska zamarznie bez rosyjskiego gazu". Pod koniec ubiegłego roku pojawiło się kilka okropnych reklam, które pokazywały kraje europejskie, w tym Niemcy i Polskę, w których ludzie siedzieli w ciemnych mieszkaniach bez gazu, ogrzewania i zjadali swoje zwierzęta. Tyle że w sylwestra już od ponad miesiąca to Rosjanie siedzieli w ciemnych mieszkaniach i ogrzewali się przy ogniskach na swoich podwórkach. I wydaje się, że nadal piszą łzawe listy do Putina, aby wpłynąć na swoich lokalnych gubernatorów. Nawiasem mówiąc, szkoda, że te prawdziwe informacje nie zostały prawie w ogóle omówione przez europejskie media.
Inną popularną narracją jest: "sankcje nie działają" i "sankcje czynią Europę biedniejszą". Ze względu na moją pracę badawczą analizuję nie tylko media, ale także kanały telegramów lokalnej opinii publicznej, aby zobaczyć, co się dzieje w Rosji. Z informacji, które stamtąd docierają, wynika, że są poważne problemy z transportem, znacznie więcej wypadków w lotnictwie i problemy w sektorze medycznym z niedoborem leków. Być może sankcje nie działają tak, jak chciałaby tego Ukraina, jak chciałaby tego Europa, ale biorąc pod uwagę skalę Rosji - działają. Istnieje również narracja, że "jeśli Rosja zostanie wyrzucona ze społeczności międzynarodowej, jeśli nie ma dla niej miejsca na świecie, to świat nie potrzebuje takiego świata". Czyli szantaż nuklearny połączony z groźbą, że pomaganie Ukrainie tylko pogarsza tę sytuację.
KT: Czym różnią się fejki w różnych krajach Europy?
LS: Chciałbym odnieść się do bardzo ciekawego i bardzo dokładnego badania przeprowadzonego przez VoxCheck, które zostało prowadzone w zeszłym roku, od lutego do października. Badacze zidentyfikowali ponad osiem tysięcy rosyjskich fejków w Niemczech, Włoszech, Czechach, na Słowacji, Węgrzech i w Polsce. W porównaniu do 2022 r. ich liczba się podwoiła. W 2023 r. każdego miesiąca pojawiało się ponad 900 wiadomości zawierających rosyjską propagandę. Były one oczywiście różne. W Niemczech, które mają długą historię partnerstwa z Rosją, sięgającą II wojny światowej, kluczowymi komunikatami były: "Ukraina nie chce rozmów pokojowych", "Ukraina jest destrukcyjna", "negocjacje z Ukrainą są niemożliwe", "Ukraina jest marionetką Stanów Zjednoczonych". Na Węgrzech przekaz był inny: "mniejszość węgierska w Ukrainie była prześladowana", "Węgrzy nie mogą mówić we własnym języku", "sankcje szkodzą Węgrom".
Musimy oddzielić fejki wymierzone w Europę Wschodnią od tych przeciw Europie Zachodniej. Bo Polacy, kraje bałtyckie, Czesi, Rumuni, a nawet Węgrzy, mimo konwencjonalnego prorosyjskiego lobby, mają zbiorową pamięć o tym, co robili Rosjanie
W Europie Zachodniej Rosja wygląda bardziej atrakcyjnie dla Francuzów i Niemców. Postrzegali ją i nadal częściowo postrzegają jako egzotyczny kraj o ogromnej skali i zasobach. Wielu ludziom Rosja nadal kojarzy się z Teatrem Bolszoj, Dostojewskim i wszystkimi tymi rzeczami z wieloletniej propagandy. W 1935 roku w siedzibie partii hitlerowskiej wisiał plakat z hasłem: "Propaganda wyniosła nas do władzy, propaganda pozwoli nam utrzymać się przy władzy, propaganda pozwoli nam podbić świat". Na szczęście nie udało im się podbić świata. Ale ten slogan został przejęty w jego ideologicznym sensie zarówno przez ówczesny rząd radziecki, który był w partnerstwie z rządem nazistowskim, jak przez współczesny rząd rosyjski.
KT: Jak zmieniają się przekazy propagandowe? Jakie są obecne trendy?
LS: Bardzo silna narracja ma na celu zdyskredytowanie ukraińskich uchodźców: że są niewdzięczni i stwarzają duże napięcie dla miejscowej ludności. Inna narracja, która jest intensywnie rozpowszechniana, mówi o nieuniknionej przegranej Ukrainy w wojnie. Wypędziliśmy ich z Kijowa, Charkowa, Chersonia, a oni nazywają to "gestem dobrej woli", twierdząc, że odeszli, by można było negocjować. Tutaj, nawiasem mówiąc, znowu są niedociągnięcia w przeciwdziałaniu tym fałszerstwom. Bo Rosja od dwóch lat walczy o małe miasteczka - Maryinkę, Awdijiwkę, a po 2022 roku Rosji nie udało się zdobyć ani jednego dużego miasta. Mimo to narracja o przegranej Ukrainy nadal się rozprzestrzenia. Szczególną uwagę należy zwrócić na takie kłamstwa jak: "Ukraińcy masowo się poddają" i "ukraińscy wojskowi, głupi i niewykształceni, nie mogą opanować broni, którą Zachód daje ukraińskiej armii".
Rosyjska propaganda skutecznie gra na ludzkich uczuciach. Wykorzystuje oczekiwania ludzi, ich pragnienie pokoju, spokoju, pragnienie powstrzymania tych wszystkich okropności wojny
Rosja skutecznie wpływa na to, co w psychologii znane jest jako inteligencja emocjonalna danej osoby.
KT: Według wielu obserwatorów wśród wszystkich krajów położonych na zachód od Ukrainy Polska jest celem największej liczby rosyjskich fejków. Dlaczego?
LS: Tak, Polska ucierpiała i cierpi najbardziej z powodu rosyjskiej dezinformacji na temat Ukrainy. Według badania VoxCheck w ubiegłym roku w Polsce zidentyfikowano 2242 przypadki takich fake newsów. Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze rosyjscy stratedzy rozumieją, że wspólne wysiłki Ukrainy, Polski, Rumunii i krajów bałtyckich mogą stworzyć potężny blok zdolny do skutecznego przeciwstawienia się rosyjskiej inwazji. Drugim powodem jest to, że odpowiedzialni polscy politycy rozumieją, że jeśli, powiedzmy, Ukraina zostanie pokonana, Rosja nie zatrzyma się, ale pójdzie dalej. Kolejna sprawa: Polska, zdaniem zarówno międzynarodowych, jak ukraińskich ekspertów, jest głównym adwokatem Ukrainy w Unii Europejskiej. Dlatego Rosjanie, uderzając w nią, uderzają w kluczowego partnera Ukrainy. I nie chodzi tylko o rozpowszechnianie fake newsów. Przypomina mi się wypowiedź Władimira Dżabarowa, zastępcy przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji Rosyjskiej. W zeszłym roku z mównicy Dumy powiedział on, że Polska powinna była pomyśleć, że przy tak intensywnej pomocy dla Ukrainy spadnie do czwartej ligi. To otwarta groźba. I nie mówi tego jakiś propagandysta czy szowinista w rodzaju Dugina czy więzionego obecnie Striełkowa-Girkina, ale osoba, która jest częścią struktur państwowych.
KT: Kto rozpowszechnia rosyjskie fejki w Polsce? I które z nich są najbardziej widoczne?
LS: Wśród najbardziej widocznych źródeł wyróżniłabym Niezależny Dziennik Polityczny. Ten portal i jego redaktor naczelny Adam Kamiński rozpowszechnili prawie wszystkie najsłynniejsze rosyjskie narracje. W szczególności o "ukrainizacji Polski". Odsyłam do badań dr. Krzysztofa Winklera, który zwrócił uwagę na tę narrację. Chodzi o to, że ogromna liczba Ukraińców, ogromna część społeczności ukraińskiej, nie zintegruje się z Polską, ale rzekomo będzie manifestować swoje nacjonalistyczne stanowisko, a to wywołuje napięcia między Ukraińcami a Polakami. I że Ukraińcy zmuszą polski rząd do uczynienia ukraińskiego drugim językiem urzędowym w Polsce. Dlatego mówię o wpływie propagandy na emocje. Kiedy człowiek jest podekscytowany, wyłącza swoje zdolności poznawcze i przestaje myśleć logicznie. Tak to właśnie działa.
Rosja gra na fobiach, na bolesnych obrazach historycznych, które istnieją w każdym kraju. Skupia się na trudnych momentach historycznych między Polską a Ukrainą, w szczególności na tragedii wołyńskiej
Przykładem fałszywych wiadomości, na które chcę zwrócić uwagę, jest wiadomość, że ukraińscy uchodźcy w Polsce chcą nazwać jedną z warszawskich ulic imieniem Stepana Bandery i ukraiński minister Dmytro Kułeba popiera ten pomysł. Ta fałszywka została ona po raz pierwszy opublikowana przez portal Pravda.ru. Została zdemaskowana przez ukraińskich fact checkerów, o czym pisały również polskie media.
Informacja o rzekomym zamiarze przyłączenia Lwowa do Polski została rozpowszechniona w mediach społecznościowych, które są głównym kanałem rozpowszechniania propagandy w języku polskim. Oczywiście na Facebooku pojawiły się fałszywe dokumenty o referendum w tej sprawie. Pojawiły się też oświadczenia o przystąpieniu obwodów lwowskiego, tarnopolskiego, iwanofrankowskiego i wołyńskiego do Polski. Proszę sobie wyobrazić, że te fałszywe informacje zostały rozpowszechnione przez szefa rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego [Siergieja] Naryszkina na jego koncie na Telegramie. Powołał się przy tym na "informacje rosyjskiego wywiadu". I tutaj możemy przypomnieć "dobrych Rosjan", tych, którzy sprzeciwiają się wojnie, a raczej tych, którzy sprzeciwiają się Putinowi. Tak jakby tylko on był winnym wojny, a nie naród rosyjski. "Dobrzy Rosjanie" dyskutowali na swoich forach i kanałach YouTube o tej fałszywce na temat aneksji części Ukrainy na rzecz Polski. Mówili: "Cóż, wojna jest niesprawiedliwa, ale co można zrobić? Teraz wiemy na pewno, że Polska już przygotowuje dokumenty dotyczące aneksji ziem ukraińskich".
Inny przykład dotyczy udziału Polaków w wojnie przeciwko Rosji. Rosyjskie strony internetowe rozpowszechniły fałszywą informację, jakoby grupa polskich oficerów przybyła do Margańca w obwodzie dniepropetrowskim, by szukać rosyjskojęzycznych Ukraińców i eksmitować ich z miasta. Mieli być ubrani w ukraińskie mundury wojskowe i być prowadzeni przez oficerów NATO.
Bardzo typowym przypadkiem jest fałszywa wiadomość, że hakerzy przechwycili list ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeby, skierowany do ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej. Ukraiński szef MSZ miał w nim prosić swojego odpowiednika o deportowanie z Polski wszystkich mężczyzn w wieku poborowym, aby mogli zostać zmobilizowani.
W lutym 2022 r. dr Leszek Sykulski założył tzw. Polski Ruch Antywojenny. Jego głównym hasłem było powstrzymanie "amerykanizacji i ukrainizacji Polski". A narracja, którą rozpowszechniał, brzmiała: "To nie nasza wojna". Sykulski znany jest ze swoich prorosyjskich poglądów, przyjaźni się, czego nie ukrywa, z rosyjskim szowinistą Aleksandrem Duginem. Choć jego strona internetowa została zablokowana, kontynuuje swoją działalność. Oprócz niego możemy wymienić na przykład polską dziennikarkę Agnieszkę Piwar, która publikuje na Sputnik Polska i Myśl Polska z takimi oto, bardzo prorosyjskimi, narracjami: "Uchodźcy zagrażają Polsce", "Rosja jest partnerem", "Polska, wspierając Ukrainę, wyrządza sobie nieodwracalną szkodę".
KT: Jakie narzędzia są wykorzystywane do szerzenia rosyjskiej dezinformacji?
LS: Bardzo skutecznym narzędziem, oprócz emocji, są synonimy. Były one używane przez sowiecką propagandę w czasach Lenina: "Mówimy: partia, myślimy: Lenin" - i tym podobne. Takim synonimicznym ciągiem w rosyjskiej propagandzie w Polsce jest połączenie banderowców i nazistów jako synonimów lub: "Ukraina to kraj korupcji". Czy na Ukrainie jest korupcja? Oczywiście, że jest, ale ona jest we wszystkich krajach. To raczej kwestia egzekwowania prawa i systemu sądownictwa. Ale kiedy pojawia się taka synonimiczna seria o skorumpowanej Ukrainie, oznacza to już, że Kijów jest niewiarygodnym partnerem i nie powinniśmy mu pomagać.
Rosyjscy propagandziści wykorzystują prawo powtórzenia: gdy jakaś teza jest stale powtarzana, ludzka świadomość postrzega ją jako własną
Jest również ciągłe upraszczanie. Co jest potrzebne do zakończenia wojny? Rosyjska propaganda mówi, że Ukraińcy muszą przestać walczyć, a wszystko będzie dobrze. I to działa na niektórych ludzi.
KT: Jaki jest cel tych wszystkich fałszerstw i kłamstw?
LS: Zmniejszyć lub wyeliminować zachodnie wsparcie dla Ukrainy, zwłaszcza wsparcie wojskowe. A drugim wielkim celem (i tu trzeba przyznać, że Rosja odnosi częściowe sukcesy) jest próba zmiany mapy wyborczej w Europie. Putin nie musi niczego tłumaczyć swoim ludziom. Choć do pewnego stopnia musi liczyć się z opinią publiczną, wszyscy wiedzą, że 17 marca 2024 roku wygra wybory. Chyba że dojdzie do wojskowego zamachu stanu, co również jest możliwe.
Przywódcy krajów europejskich nie działają autorytarnie, muszą liczyć się z ludźmi. Dlatego rosyjskim celem jest wpływanie na opinię publiczną. I tu pojawia się populizm, który, niczym rak, stanowi duży problem zarówno dla krajów europejskich, jak Stanów Zjednoczonych. Na przykład Fico [Robert Fico, premier Słowacji - red.] doszedł do władzy na absolutnie prorosyjskimi nastrojach. A Orban [Viktor Orban, premier Węgier - red.] lub inni przedstawiciele węgierskiej polityki mówią, że jeśli Ukraina upadnie, zajmą Zakarpacie.
Innym celem jest manipulowanie rzeczywistymi problemami i hiperbolizowanie pewnych kwestii, aby osiągnąć to, o czym mówili ideolodzy Kremla dwadzieścia lat temu - czyli kontrolowany chaos. Oznacza to, że jest to próba optymalizacji, która osłabi demokratyczne instytucje, demokratyczne kraje - i wzmocni Rosję.
Wojna rosyjsko-ukraińska to nie tylko wojna o istnienie Ukrainy. To wojna między światem demokracji a światem tyranii. Na świecie jest wiele reżimów totalitarnych i one patrzą na naszą wojnę przez pryzmat tego, czy będą się mścić. A kraje demokratyczne powinny pomagać, opierając się na tym, że to jest nie tylko pomoc dla Ukrainy, ale pomoc dla cywilizowanego świata.
KT:Kto jest głównym celem rosyjskich propagandzistów i jak im przeciwdziałać?
LS: Od XVI do XXI wieku ludzie, którzy stworzyli prawa propagandy, dobrze rozumieli narzędzia wpływu. Jeden z postulatów propagandy głosi, że nie ma jednej propagandy dla wszystkich odbiorców. Nie możemy powiedzieć, że najpierw wpływamy na elity, a potem na grupy wyborcze. Nie, to jest prowadzone równolegle w różnych kierunkach. Przed inwazją na pełną skalę Rosja była zaangażowana w coś, o czym niestety niewiele się mówi: w korupcję polityczną. Mam nadzieję, że po jej porażce kwestia ta zostanie ponownie rozpatrzona. Obejmuje to przekupstwo i dyskredytowanie tych, którzy nie współpracowali.
Drugim obszarem jest wrażliwa publiczność europejska. Rosyjska machina propagandowa wydała dziesiątki miliardów dolarów w 2014 roku, a wcześniej za pośrednictwem Sputnika i Russia Today, by kształtować agendę, kształtować wizerunek zarówno Rosji, jak Ukrainy. W 2015 roku odnotowałam wypowiedź rosyjskiego ministra obrony, który stwierdził, że smartfon, mikrofon i kamera są taką samą bronią jak karabin Kałasznikowa, a nawet bardziej skuteczną.
Na młodzież wywierany jest bardzo intensywny wpływ. Do końca 2023 r. zablokowano ponad dwanaście tysięcy fałszywych kont, które działały z terytorium Rosji i rozpowszechniały rosyjską propagandę. I to nie w języku rosyjskim, ale w polskim i ukraińskim. Polska Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa zidentyfikowała tysiąc fałszywych kont w samej Polsce, rozpowszechniających prorosyjskie narracje w bardzo dobrej polszczyźnie.
I ta rosyjska propaganda, to kłamstwo, jest przedstawiane jako alternatywny punkt widzenia. Propaganda działa w taki sposób, że człowiek zaczyna wierzyć w obraz świata, który jest mu przekazywany na poziomie emocjonalnym
I o "ukrzyżowanym chłopcu" i o tym, że "Ukraińcy zniszczyli Mariupol, a Rosjanie go odbudowali". Musimy się tym zająć, musimy to obalić, musimy wypełnić przestrzeń informacyjną prawdziwymi informacjami. Istnieje amerykańskie badanie, które pokazuje, że fałszywe wiadomości rozprzestrzeniają się sześć razy szybciej niż prawda. Kiedy widzisz tendencyjne informacje, które wywołują falę emocji, zadaj sobie pytanie, które zostało wymyślone ponad dwa tysiące lat temu w starożytnym Rzymie: Kto na tym korzysta?
- Najwięcej dezinformacji na temat Ukrainy wśród krajów europejskich rozprzestrzeniono w Polsce. W zeszłym roku były to 2242 przypadki. Co robi Rosja? Gra na fobiach, na bolesnych obrazach historycznych, które istnieją w każdym kraju. Skupia się na trudnych momentach historycznych między Polską a Ukrainą - mówi Lidia Smoła
Światowe Forum Ekonomiczne w Davos (WEF) jest jednym z najważniejszych wydarzeń roku dla światowych elit politycznych i biznesowych. Tegoroczne spotkanie odbyło się w dniach 15-19 stycznia pod hasłem „Przywracanie zaufania”. Wśród głównych tematów były wyzwania klimatyczne, rozwój sztucznej inteligencji, zagrożenie nową pandemią. Jednak większość występów i rozmów na uboczu w taki czy inny sposób dotyczyła wojny na Ukrainie. Na forum osobiście przyszedł Wołodymyr Zełenski — europejscy i amerykańscy urzędnicy zapewniali ukraińskiego prezydenta o niezachwianym wsparciu w walce z rosyjską agresją. Sestry wraz z dyplomatami i politologami podsumował wyniki Forum w Davos.
Putin — drapieżnik, który nie jest zadowolony z zamrożonego produktu
Davos Tribune jest prawdopodobnie najlepszą platformą do zwracania się do światowych elit. Przemówienie Zełenskiego było jednym z najbardziej emocjonalnych momentów całego forum, ukraińsko-amerykański politolog i dyrektor międzynarodowej organizacji non-profit „Eurasian Democratic Initiative” (Nowy Jork) Peter Zalmayev dzieli się swoimi wrażeniami:
— Sala była absolutnie pełna ludzi, którzy wstając oklaskiwali go. I to było naprawdę mocne przemówienie. Wszyscy zachodni delegaci zapewniali nas, że istnieje wsparcie. Tak, trzeba uzgodnić o wiele więcej szczegółów, ale to tylko kwestia czasu.
W swoim przemówieniu Zełenski naganował zachodnim sojusznikom za słabe sankcje, które nie powstrzymały narastania rosyjskiej produkcji wojskowej i nie spowodowały niszczycielskich szkód rosyjskiej gospodarce:
Putin przede wszystkim kocha pieniądze, a im więcej miliardów traci on, jego współpracownicy i przyjaciele, tym bardziej prawdopodobne jest, że żałuje rozpoczęcia wojny. Musi żałować, musi przegrać.
Prezydent Ukrainy wezwał sojuszników do odrzucenia wątpliwości i obaw przed eskalacją oraz do zwiększenia poparcia dla Ukrainy, mówiąc: wzmocnijcie naszą gospodarkę, a my wzmocnimy wasze bezpieczeństwo. I jedno z kluczowych przesłań przemówienia Zełenskiego: zamrożenie wojny jest niemożliwe:
Putin jest drapieżnikiem, który nie jest zadowolony z mrożonej żywności. Musimy chronić siebie, nasze dzieci, nasze domy, nasze życie. I możemy to zrobić.
Rosja nie powinna wygrywać
Forum w Davos, jeśli weźmiemy pod uwagę reakcję zachodniej prasy, poszło zgodnie ze scenariuszem Ukrainy - mówi ukraiński polityk i dyplomata Roman Bezsmertnyj. Davos obalił także tezę o zmęczeniu Ukrainy, wręcz przeciwnie — europejscy przywódcy zaczęli lepiej rozumieć zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale także dla ich krajów:
— Wypowiedzi brytyjskiego ministra obrony Schapsa, prezydenta Francji Macrona, przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen mówią o pomocy Ukrainie. I to w czasie, gdy teza o możliwym ataku (na kraje NATO, w szczególności kraje bałtyckie. — Auto.) jest już wyrażana przez Bild, The Economist, a nawet publikacje takie jak hiszpański El Pais, które nigdy wcześniej na nią nie odpowiedziały. Wskazuje to, że sytuacja się wyrównuje i wszyscy doskonale rozumieją, że słowo „zmęczenie” nie działa. Ponieważ, jak słusznie powiedział prezydent w swoim przemówieniu, jeśli nie chcesz pomóc Ukrainie, to rozmieść swoje armie. Ale pokażesz co najmniej jedną armię w Europie, która dziś jest w stanie być na równi z ukraińską. I staje się oczywiste, że rozmowa, która miała miejsce w Davos, jest bardzo ważna pod względem wyrzucenia tezy o zmęczeniu do kosza.
Bo tylko Ukraińcy mogli zmęczyć się dziesięcioletnią wojną. Ale w żadnym wypadku nie Europejczyków ani Amerykanów. A świętość Bożego Narodzenia w tym roku zapewnił Europejczykom ukraiński żołnierz
Rosja nie osiąga swoich strategicznych celów, jej porażki militarne są oczywiste, a sankcje odciąły rosyjską gospodarkę od nowoczesnych technologii i innowacji, a Rosja jest teraz uzależniona od Chin — tak powiedziała z podium w Davos przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen:
Oczywiście, jak we wszystkich demokracjach, nasza wolność wiąże się z ryzykiem. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą próbowali wykorzystać naszą otwartość zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Zawsze będą próby wypchnięcia nas z drogi. Na przykład poprzez dezinformację. I nigdzie nie było tak bardziej niż w sprawie Ukrainy. Wszystko to mówi nam, że Ukraina może wygrać tę wojnę. Musimy jednak nadal utrzymywać ich opór. Ukraińcy potrzebują przewidywanego finansowania na rok 2024 i później. Potrzebują stałej dostawy broni, aby chronić i zwrócić legalne terytorium Ukrainy. Potrzebują możliwości powstrzymania przyszłych ataków rosyjskich.
Jeszcze bardziej kategoryczny w Davos był Emmanuel Macron. Prezydent Francji przed szwajcarskim forum obiecałUkraina ma potężny pakiet pomocy wojskowej z pociskami manewrującymi dalekiego zasięgu SCALP i „setkami bomb”. Podczas przemówienia w WEF Macron wprost powiedział, że Rosja nie powinna wygrywać:
Zrobimy wszystko, aby utrzymać świat razem i nie narażać się na podziały i starać się mieć skuteczny program, który zapewni, że Rosja nie może i nie powinna wygrać na Ukrainie, ponieważ stawką są Ukraina, nasze wartości, nasze zbiorowe bezpieczeństwo w Europie, na Kaukazie i w całym regionie. Dlatego rok 2024 będzie kluczowy dla Europejczyków.
I tak mówi prezydent Francji, kraju, który jest tradycyjnie dość lojalny wobec Rosjan.
— Miałem okazję zadać Macronowi pytanie po jego wystąpieniu — mówi ukraińsko-amerykański politolog i dyrektor międzynarodowej organizacji non-profit „Eurasian Democratic Initiative” (Nowy Jork) Peter Zalmajew. - Pytałem o perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO, to ważne, ponieważ wszelkie wątpliwości i odroczenie tylko zachęca Putina do dalszej agresji. Bez bezpośredniej odpowiedzi Macron powiedział, że zamierza odwiedzić Kijów i zamierza podpisać porozumienie w sprawie gwarancji bezpieczeństwa. Wiele krajów wyraziło zamiar podpisania czegoś takiego. Ale co jest w umowie? Można spierać się o status prawny, ale jest to niebezpieczne, ponieważ tylko wstąpienie do NATO może zagwarantować bezpieczeństwo w dzisiejszych realiach.
Wyrzuć Rosję z nieba
„Nie ma znaczenia, jak zmęczeni i wyczerpani jesteśmy. Będziemy nadal bronić naszego kraju” - powiedział ukraiński minister spraw zagranicznych Dmitrij Kuleba w Szwajcarii. Priorytetem Ukrainy w tym roku jest wyrzucenie Rosji z nieba. Albowiem ten, kto kontroluje niebo, określi, kiedy i jak zakończy się wojna.
Ukraina będzie wyposażona w myśliwce F-16, pociski dalekiego zasięgu, drony i środki walki elektronicznej. Jeśli to wszystko nadejdzie, będziemy nadal wygrywać i nadal strzelać. Ale wiesz, walczymy z wielkim wrogiem, potężnym wrogiem, wrogiem, który nie śpi. Dlatego zajmuje to trochę czasu.
A na marginesie Davos odbywały się spotkania mające na celu przyspieszenie dostaw pocisków dalekiego zasięgu na Ukrainę, chociaż temat ten nie został podniesiony publicznie nigdzie w Davos - powiedział o tym Dmytro Kuleba na antenie jedynego telemaratonu. Oprócz pocisków, jego słowami, poruszyli pytanie, jakie kroki Europa powinna podjąć, aby znacznie zwiększyć swoje możliwości produkcyjne broni.
Stany Zjednoczone są zdecydowane wspierać Ukrainę - zapewnił sekretarz stanu USA Anthony Blinken. Zaznaczył, że celem jest, aby Ukraina w dłuższej perspektywie mogła bronić się przed zagrożeniami zewnętrznymi „bez masowego ciągłego napływu zasobów z zewnątrz”.
Rosja była osłabiona na wielu frontach od czasu inwazji na Ukrainę, powiedział Anthony Blinken, dodając, że Waszyngton jest zawsze otwarty na długoterminowe zawieszenie broni, a mimo to wyraził wątpliwości, czy Rosja jest gotowa do rozmów.
Agresor musi zapłacić za wyrządzone szkody
„Musimy przekazać naszym sojusznikom, że cena odstraszania Putina, jeśli podbije Ukrainę, będzie znacznie wyższa niż cena wsparcia Ukrainy, aby mogła skutecznie bronić się przed aktem agresji” - powiedział minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski z podium w Davos. Podkreślił, że oprócz bezpośredniego wsparcia Ukrainy społeczność międzynarodowa musi się zjednoczyć, aby ostatecznie zmusić Rosję do zrekompensowania wyrządzonych szkód:
— Agresor musi zapłacić za szkody wyrządzone Ukrainie. Głosowanie Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które w przeważającej mierze potępiło inwazję Rosji na początku wojny, tworzy podstawę prawną, skutecznie zobowiązuje społeczność międzynarodową do zrekompensowania tego aktu agresji, ukarania i odzyskania kosztów od kraju przestępczego.
Elina Beketova, ekspert z Centre for European Policy Analysis (CEPA), mówi Elina Beketova, komponent finansowy tegorocznego Davos bardzo ściśle powiązany z kwestiami bezpieczeństwa:
— To, co widać teraz, jest okazją dla ukraińskiej delegacji i przywódców kraju do udowodnienia swoich przesłań. W szczególności, że każdy zamrożony konflikt prowadzi do nowej wojny i jakie kroki pomogą powstrzymać agresję. To synchronizacja z wieloma politykami, od których uczestnicy forum usłyszeli, że wojna na Ukrainie dotyczy nie tylko Europy, bo jeśli Rosja wygra, wpłynie to na bezpieczeństwo każdego kraju na świecie. Jest to okazja, aby po raz kolejny przypomnieć przedstawicielom firm inwestycyjnych i największych funduszy na świecie o możliwościach rozwoju na Ukrainie i że wszyscy są potrzebni na Ukrainie, aby budować, odbudować, przywrócić życie.
A im więcej firm chce inwestować w gospodarkę państwa, nie czekając na koniec agresji, tym więcej możliwości będzie miała Ukraina, aby oprzeć się tej agresji i utrzymać gospodarkę
Temat Ukrainy po wojnie stał się kluczowy z punktu widzenia globalnego biznesu kontynentalnego. I tak naprawdę oczekuje się od niego reakcji, mówi ukraiński polityk i dyplomata Roman Bezsmertnyj:
— Kilka wiadomości zadziałało na to. Pierwsza mówi o trzystu miliardach konfiskaty rosyjskich zamrożonych aktywów i przynajmniej części ich wykorzystania w procesie obecnej odbudowy ukraińskiej gospodarki. I oczywiście udział w tym procesie. I te rzeczy brzmią sprzecznie z ogólnym dyskursem, ponieważ jest mało prawdopodobne, abyśmy znaleźli polityka, który nie mówi o podżeganiu wojny światowej. A potem nagle, jako zaskoczenie dla wielu, na forum w Davos rozmawiali o odzyskaniu Ukrainy po wojnie. Jest to zjawisko zachęcające ze wszystkich stron.
Stąd, z mojego punktu widzenia, dla Ukrainy w międzynarodowej sferze dyplomatycznej — jest to jedno z najbardziej udanych forów
Formuła pokoju
14 stycznia w Davos odbyło się spotkanie przedstawicieli ponad 80 krajów i organizacji międzynarodowych, które omawiały ukraińską formułę pokoju. Po konsultacji szef Biura Prezydenta Andrij Jermak, który kierował delegacją ukraińską, powiedzianyże Ukraina nigdy nie zgodzi się i nie zaakceptuje żadnego zamrożenia konfliktu:
Proste zawieszenie broni nie będzie końcem rosyjskiej agresji na Ukrainie, ale tylko da agresorowi przerwę na budowanie sił. To zdecydowanie nie jest droga do pokoju. Rosjanie nie chcą pokoju. Chcą dominacji. Wybór jest więc prosty: albo przegramy i znikamy, albo wygramy i żyjemy dalej. I walczymy.
Ukraińska formuła pokoju składa się z 10 punktów, w szczególności dotyczy wycofania wojsk rosyjskich z całego uznawanego na całym świecie terytorium Ukrainy, w tym Krymu, karania zbrodniarzy wojennych i wypłaty odszkodowania. W Davos omówiono pięć punktów planu: wycofanie wojsk rosyjskich, przywrócenie sprawiedliwości, bezpieczeństwo środowiskowe, zapobieganie eskalacji i ponownemu wystąpieniu konfliktu oraz potwierdzenie zakończenia wojny.
Rosja nie uczestniczy w dyskusji na temat ukraińskiej formuły, ponieważ sprzeciwia się wszystkim jej punktom. Konsultacje w Davos zostały również zignorowane przez przedstawicieli chińskiej delegacji. Jest to całkiem oczekiwane, mówi minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009 Wołodymyr Ohryzko:
„Mamy falę euforii na Ukrainie, że, jak mówią, było spotkanie w Arabii Saudyjskiej, gdzie Chiny były tam reprezentowane na pewnym poziomie. Zaczęło się to przedstawiać jako rodzaj fundamentalnej zmiany w pozycji Chin. Powiedziałem już wtedy, że są to zbyt przedwczesne wnioski. Tutaj trzeba wyjść z nieco innych podejść, a mianowicie ideologicznego powinowactwa Rosji i Chin. Są to dwa totalitarne reżimy, które będą się wspierać do końca. Dlatego nie widzę nic nadzwyczajnego w tym, że Chiny odmówiły udziału w spotkaniu, które odbyło się teraz w Davos. A to w rzeczywistości po raz kolejny pokazuje, że istnieje wyraźne porozumienie między Rosją a Chinami, że Pekin już tego nie zrobi. Być może jest to w jakiś sposób nawet pomoc Rosji ze strony Chin, aby była sygnałem dla krajów tego tak zwanego globalnego południa. I po raz kolejny mówi, że musimy wyjść od faktu, że oś zła, która się w nas ukształtowała, obejmuje niestety Chiny. Gdybyśmy nie chcieli myśleć, że Pekin może zmienić swoje stanowisko, myślę, że stanie się to tylko wtedy, gdy reżim Putina zostanie zmiażdżony. Wtedy Chiny naprawdę zaczną myśleć o tym, co robić dalej. I kiedy tam jest, potrzebują tego, zamienili to w swoje zastosowanie ekonomiczne. Bardzo wygodne, przydatne dla nich. Oni dyktują swoje warunki. Dlaczego więc w rzeczywistości miałyby sprawić, że Rosja przegrała?
Przeciwnie, Chiny potrzebują, aby Rosja pozostała, aby pozostała na wpół żywa, na wpół martwa. I faktycznie zarządzaj tym, co dzieje się w gospodarce. A ten, który zarządza gospodarką, zarządza polityką
Kijów proponuje zorganizowanie międzynarodowego szczytu, na którym światowi przywódcy zatwierdzą ogólne zasady rozstrzygania wojny proponowane przez Ukrainę. Prawdopodobnie taki szczyt odbędzie się w Szwajcarii. Przynajmniej to nie wykluczaMinister spraw zagranicznych Ignacio Cassis. Jednocześnie wezwał do znalezienia sposobu, aby Moskwa była częścią dyskusji na temat formuły pokojowej:
„Musimy znaleźć sposób na włączenie Rosji do tego procesu. Nie będzie pokoju, jeśli Rosja nie otrzyma słowa. Ale to nie znaczy, że powinniśmy po prostu usiąść i czekać, aż Rosja zrobi coś zupełnie odwrotnego. Co minutę, gdy czekamy, dziesiątki cywilów na Ukrainie ginie lub rannych. Nie mamy prawa po prostu czekać.
Nawet jeśli taki szczyt się odbędzie, zaowocuje to ogólnymi deklaracjami, mówi minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009 Wołodymyr Ohryzko:
Niestety nie mają one żadnego praktycznego znaczenia. Mamy już wiele przykładów ogólnych deklaracji w formie, powiedzmy, rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Są bardzo poprawne, bardzo piękne, na które głosuje sto pięćdziesiąt krajów. Ale z tego powodu agresor nie jest ani zimny, ani gorący. Jeśli chodzi o udział Rosji, jak można zaprosić przestępcę do stołu, przy którym siedzą cywilizowani ludzie? To nonsens. I myślę, że odpowiedź na to pytanie została już usłyszana ze strony ukraińskiej. A odpowiedź brzmi nie.
Dla Ukrainy udział w międzynarodowych wydarzeniach jest w każdym razie okazją do ponownego zadeklarowania swoich stanowisk. I to jest ten sam kontekst, który wpływa zarówno na opinię publiczną, jak i na decyzje polityczne. Elina Beketova, ekspert Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA) jest przekonana, że wkrótce zobaczymy konkretne wyniki:
— Najważniejsze kwestie dla Ukrainy są rozwiązywane nie w świetle kamer i sofistów, ale podczas spotkań prywatnych lub zamkniętych. Konieczne jest zapewnienie odpowiedzialnym przedstawicielom grup roboczych trochę czasu na opracowanie działań po tych spotkaniach. Jednocześnie patrzę na to jako na kolejną okazję. Wśród nadchodzących wydarzeń w nadchodzących miesiącach — gdzie po raz kolejny możemy przypomnieć ważny i poprawny bieg historii — jest Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium w lutym, a następnie szczyt NATO w Waszyngtonie w lipcu. Davos i jego wyniki należy zatem rozpatrywać kompleksowo, w odniesieniu do innych wydarzeń.
Rosja nie może i nie powinna wygrać na Ukrainie, ponieważ stawką są Ukraina, nasze wartości, nasze zbiorowe bezpieczeństwo w Europie, na Kaukazie i w całym regionie.
Po dyskusjach w odpowiednich komisjach ukraiński parlament postanowił nie poddawać pod głosowanie projektu ustawy o mobilizacji. Rząd, jako inicjator projektu ustawy, wycofał go i musi teraz zrewidować najbardziej kontrowersyjne zapisy w oparciu o propozycje deputowanych. Następnie dokument zostanie ponownie przedłożony Radzie Najwyższej. Parlament będzie mógł powrócić do jego rozpatrywania nie wcześniej niż na początku lutego, kiedy planowany jest kolejny tydzień sesji. Projekt ustawy o mobilizacji wywołał wiele dyskusji w ukraińskim społeczeństwie, głównie ze względu na surowość niektórych jej przepisów, które zdaniem ekspertów doprowadziłyby do poważnych naruszeń praw obywateli. Jak ostatecznie powinna wyglądać ustawa o mobilizacji? Sestry zebrał opinie wojskowych, ekspertów i prawników.
Armia potrzebuje ludzi
19 grudnia Wołodymyr Zełenski powiedział, że Sztab Generalny zaproponował mobilizację dodatkowego pół miliona ludzi. Jednak głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużnyj zaprzeczył, że dowództwo zażądało konkretnej liczby zmobilizowanych osób. Stwierdził, że armia potrzebuje ludzi zdolnych do wykonywania określonych zadań.
- System mobilizacji jest dość złożony. Jak każdy system, który opiera się na przymusie, nazywając rzeczy po imieniu - mówi emerytowany młodszy sierżant sił zbrojnych Jurij Hudymenko. Jego zdaniem ustawa o mobilizacji powinna nie tylko zawierać obowiązki, ale także gwarantować prawa żołnierzy:
- Na przykład to, że państwo zobowiązuje się do szkolenia obywatela przez określony czas. A także zapis, że jako żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy po przeszkoleniu będzie stopniowo zbliżał się do linii frontu. To bardzo ważne. Znam wiele historii, kiedy brakowało ludzi i całe bataliony były wysyłane prosto na linię frontu, chociaż nigdy wcześniej nie były nawet sto kilometrów od frontu. To prowadziło do bardzo ciężkich strat. Rekrut nie powinien zbliżać się do linii kontaktu bliżej niż na pięćdziesiąt kilometrów przez dwa tygodnie, potem na dziesięć kilometrów, potem na pięć kilometrów. I dopiero wtedy, gdy zrozumie, co lata, co nie lata, co wybucha, jak się zachować, gdy przyzwyczai się do odgłosów wojny, gdy przyzwyczai się do tego, co go otacza, może udać się na pierwszą linię. To znacznie zwiększa przeżywalność żołnierzy. Oczywiście ta ustawa musi spełnić swoje główne zadanie: sprawić, że ponad milion ludzi zostanie zmobilizowanych do armii. I spowodować, że ludzie, którzy walczyli przez dwa lub więcej (jeśli walczyli podczas ATO) lat, mogą zrobić sobie przerwę. To jest główne zadanie.
25 grudnia 2023 r. Gabinet Ministrów przedłożył Radzie Najwyższej 200-stronicowy projekt ustawy o mobilizacji. Wywołało to lawinę krytyki zarówno ze strony rządu, jak opozycji, a także ogromne oburzenie w społeczeństwie. Potem w parlamencie zostały zgłoszone cztery kolejne, alternatywne projekty ustaw.
- Opór społeczny pojawia się, gdy ludzie odczuwają brak przejrzystości i sprawiedliwości - mówi generał-major Wiktor Jahun, zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w latach 2014-2015. Wszystko zaczyna się od braku przejrzystości, kiedy zaczynają pokazywać jakieś filmy, na których ktoś został gdzieś złapany. Jahun podkreśla, że nie ma potrzeby łapać ludzi. Trzeba tylko podchodzić do tej pracy systematycznie:
- Wydaje mi się, że wszystkie te ustawy są, wiesz, bardzo złą polityką, ponieważ każdy chce być dobry. A kiedy chcesz być dobry i kiedy nie chcesz, jak to mówią, podburzać społeczeństwa, to co pozostaje? To wszystko jest bardzo złe, bo albo musimy ściśle wypełniać wymogi stawiane przez wojsko i zapewniać mu rezerwę mobilizacyjną, albo będziemy się bawić w bycie dobrymi politykami, którzy dbają o pewną kategorię ludzi. Myślę, że jeśli będą kompromisy, to tylko ze szkodą dla tego projektu ustawy.
4 stycznia specjalna komisja ds. bezpieczeństwa i obrony rozpoczęła rozpatrywanie propozycji rządu na zamkniętym posiedzeniu. W posiedzeniu komisji uczestniczyli minister obrony, szef sztabu generalnego i dowódca armii. Powołując się na własne źródła w komisji serwis The New Voice of Ukraine poinformował, że Walerij Załużny sprzeciwił się przepisowi o mobilizacji więźniów i skazanych i wezwał deputowanych do jak najszybszego zapewnienia armii nowych ludzi. A jeśli nie, to do pójścia na wojnę samemu.
Mobilizacja, loteria i "rezerwacja" dla bogatych
Podczas gdy projekt ustawy o mobilizacji był omawiany w parlamencie, w mediach regularnie krążyły różne plotki na temat przepisów, które mogą pojawić się w tym dokumencie. Na przykład "rezerwacja" mobilizacji dla mężczyzn, którzy płacą podatki w wysokości 6000 hrywien lub więcej. Takie rozwiązanie zostało rzekomo zaproponowane przez Kancelarię Prezydenta. Później zdementowane poseł Jarosław Żelezniak powiedział, że Kancelaria zrezygnowała z tego pomysłu.
Inny egzotyczny pomysł wyszedł od byłego ministra gospodarki, a obecnie niezależnego doradcy administracji prezydenckiej Tymofija Miłowanowa, który zaproponował mobilizację poprzez loterię: mobilizowano by osoby urodzone w wylosowanym dniu. Miłowanow stwierdził, że metoda ta była z powodzeniem stosowana w armii Stanów Zjednoczonych.
Mobilizacja za granicą
W przyszłym roku Ukraina chce powołać do służby wojskowej mężczyzn mieszkających za granicą. Oświadczył o tym minister obrony Rustem Umerov w wywiadzie dla Welt TV, Bild i Politico. Według niego wszyscy mężczyźni w wieku poborowym muszą zgłosić się do centrów rekrutacyjnych Sił Zbrojnych po otrzymaniu wezwania. Tym, którzy odmówią, grożą sankcje. Nie sprecyzował jednak, jakiego rodzaju będą to sankcje. Później służba prasowa Ministerstwa Obrony musiała wyjaśnić, że minister mówił ogólnie o rekrutacji i potrzebie przekazania Ukraińcom za granicą znaczenia wstąpienia do Sił Zbrojnych, bo mechanizmy rekrutacji z zagranicy nie zostały jeszcze opracowane.
Pomysł ten nie zniknął jednak z przestrzeni informacyjnej. W wywiadzie dla ukraińskiego kanału telewizyjnego Mychajło Podolak, doradca szefa Kancelarii Prezydenta, skrytykował mężczyzn, którzy ukrywają się przed mobilizacją za granicą. Jego zdaniem należy przeprowadzić konsultacje z innymi krajami, aby przebywający w nich Ukraińcy zostali pozbawieni zezwoleń na pobyt i preferencji dla uchodźców.
Problem z mobilizacją rzeczywiście częściowo wynika z tego, że wiele osób wyjechało z Ukrainy, mówi Paweł Kowal, poseł na Sejm RP:
- Według niektórych źródeł w waszym kraju jest teraz mniej niż 30 milionów ludzi. Trzeba zastosować takie mechanizmy, by młodzi Ukraińcy, którzy mogą walczyć, którzy chcą walczyć, wracali na Ukrainę. I moim zdaniem na tym powinny skupić się działania krajów, w których przebywa wielu Ukraińców. Innymi słowy, musimy upewnić się, że kiedy ludzie otrzymują pozwolenia na pracę, przedłużają swój pobyt i na zasadzie partnerstwa są sprawdzani, czy mogą zostać zmobilizowani na Ukrainie. W ten sposób można by również dać odpór tym, którzy twierdzą, że Ukraińcy wyjechali, zamiast bronić swojego kraju.
Czytaj także: "Konieczne jest wykorzystanie mechanizmów, aby młodzi Ukraińcy, którzy mogą walczyć, wrócili na Ukrainę" - Paweł Kowal
- Jeśli jesteś za granicą, jesteś w wieku mobilizacyjnym, nie jesteś na froncie, nie płacisz podatków i wyjechałeś nielegalnie, to są pytania - odpowiedział Wołodymyr Zełenski na pytanie o możliwość powrotu ukraińskich mężczyzn z zagranicy na konferencji prasowej podczas wizyty w Estonii.
Prawnik Andrij Trembicz podkreśla, że niemożliwe jest mobilizowanie mężczyzn za granicą, jeśli tego nie zechcą:
- Gdyby to było realne, to już dawno by się stało. W rzeczywistości nie istnieje żaden mechanizm prawny. Nie można pójść do konsula i zapytać, którędy do komisji. Nie mamy warszawskiego czy praskiego TCC (Terytorialnego Centrum Rekrutacji). Jeśli człowiek pójdzie do sądu i powie, że powrót na Ukrainę zagraża jego życiu, żaden europejski sąd nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. Być może będą jakieś grzywny, ale to maksimum - i jest to odpowiedzialność administracyjna, a nie karna.
Co ukraiński rząd zaproponował w projekcie ustawy o mobilizacji
Oto najważniejsze punkty:
- Obniżenie wieku mobilizacji z 27 do 25 lat.
- Zniesienie pojęcia "ograniczonej sprawności" i umożliwienie mobilizacji osobom niepełnosprawnym z grupy 3.
- Wprowadzenie koncepcji "elektronicznego biura poborowego". Zaproponowano, aby wszyscy potencjalni poborowi, zarówno w Ukrainie, jak za granicą, aktualizowali swoje dane osobiście lub online w ciągu 30 dni w TCK.
- Doręczanie wezwań za pośrednictwem urzędu elektronicznego lub poczty elektronicznej. Wezwania mogą być doręczane osobiście zarówno przez przedstawicieli TCC, jak funkcjonariuszy policji, także w dowolnym miejscu publicznym. Wszyscy obywatele w wieku od 18 do 60 lat muszą zawsze mieć przy sobie wojskowy dokument rejestracyjny i dokument tożsamości. Muszą okazać te dokumenty na żądanie pracownika wojskowego biura rejestracji i poboru lub funkcjonariusza policji. Osoby naruszające przepisy mogą zostać zatrzymane w celu sporządzenia raportu i identyfikacji.
- Ograniczenie prawa do odroczenia mobilizacji dla studentów, urzędników służby cywilnej oraz osób opiekujących się osobami niezdolnymi do pracy i osobami niepełnosprawnymi.
- Zakazać Ukraińcom przebywającym za granicą korzystania z niektórych usług konsularnych (np. starania się o nowy paszport) bez wojskowych dokumentów rejestracyjnych.
- Wprowadzenie sankcji dla osób uchylających się od płacenia podatków i umożliwienie TCK wpisywania ich do Jednolitego Rejestru Dłużników, co obejmowałoby zakaz podróżowania za granicę, transakcji z ruchomościami i nieruchomościami oraz ograniczenia w prowadzeniu pojazdów.
- Zniesienie poboru do wojska i wprowadzenie podstawowej służby wojskowej dla obywateli w wieku od 18 do 25 lat.
- Prawo do demobilizacji dla osób zwolnionych z niewoli i personelu wojskowego z grupami niepełnosprawności 1 i 2.
- Prawo do demobilizacji dla osób, które służyły nieprzerwanie w wojsku podczas stanu wojennego przez ostatnie 36 miesięcy.
Wezwania za pośrednictwem poczty elektronicznej i anulowanie odroczenia niepełnosprawności znalazły się wśród propozycji, które zostały odrzucone na etapie dyskusji w Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Zostało to ogłoszone przez wiceprzewodniczącego Komitetu, Jehora Czernewa:
- Uporządkowaliśmy projekt ustawy. Na przykład wezwania do sądu nie powinny być wysyłane pocztą elektroniczną, bo w takim przypadku nie można skontrolować, czy dana osoba wezwanie otrzymała. Zdecydowanie nie powinno być takiego przepisu. Albo kwestia usunięcia z odroczenia niepełnosprawności. Nalegamy, aby osoby niepełnosprawne z grup 1-3 otrzymały odroczenie lub w ogóle nie podlegały mobilizacji.
Niekonstytucyjne ograniczenia
Przepisy dotyczące ograniczeń i sankcji dla osób uchylających się od płacenia podatków wywołały najwięcej skarg w tym projekcie ustawy.
- To podobne do eksperymentów w Chinach związanych z tzw. ratingiem społecznym. Oni uważają, że uchylanie się od mobilizacji i poboru do wojska obniża ocenę społeczną - mówi prawnik Andrij Trembicz. Według niego większość z tych środków jest niezgodna z prawem:
- Te nakazy są w rzeczywistości ograniczeniem zdolności prawnej danej osoby. Oznaczają zakaz rozporządzania własnym majątkiem, a nawet korzystania z niego. I zakaz swobodnego przemieszczania się. Na przykład zakaz wyjazdów mężczyzn za granicę jest czymś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i jest już akceptowany przez społeczeństwo, choć jest również wątpliwy z punktu widzenia konstytucji. Ale w czasie wojny wszyscy milczeli i akceptowali to. Kolejna sprawa to ograniczenia w prawie do prowadzenia pojazdów i uzyskania prawa jazdy. Wydaje mi się to nieadekwatne, ponieważ oznacza, że policja drogowa może po prostu zatrzymać mężczyznę za kierownicą i powiedzieć: "Sprawdzamy, czy masz prawo do prowadzenia pojazdu. A jeśli tak, to nasza działka". Ograniczenie prawa do korzystania i dysponowania środkami finansowymi i innymi cennymi przedmiotami jest wskazówką do blokowania kont. To niezgodne z konstytucją.
Po przeanalizowaniu rządowego projektu ustawy Komitet Antykorupcyjny Rady Najwyższej stwierdził, że dokument zawiera ryzyko korupcji. Ponadto zalecił rezygnację z przepisu, zgodnie z którym władze lokalne powinny zapewnić przybycie osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej do TCK. Takie funkcje leżą poza ich kompetencjami i mogą prowadzić do arbitralności.
Nowa wersja ustawy
11 stycznia Rada Najwyższa odmówiła poddania projektu ustawy pod głosowanie. Tego samego dnia Ministerstwo Obrony poinformowało, że nowa wersja ustawy o mobilizacji jest gotowa. "Jesteśmy gotowi przedstawić ją rządowi do zatwierdzenia w najbliższej przyszłości. Poprzednia wersja projektu ustawy została wycofana. Ta ustawa jest niezbędna dla obrony naszego kraju i dla każdego żołnierza, który jest teraz na froncie. Potrzebujemy jej jak najszybciej" - napisał na Facebooku minister obrony Rustem Umerow.
Ustawa jest potrzebna, ale jak dotąd za dużo czasu poświęcono na omawianie niepotrzebnych szczegółów, mówi emerytowany młodszy sierżant sił zbrojnych Jurij Gudymenko:
- Przede wszystkim mobilizacja powinna być dla wszystkich. Żadna kwota pieniędzy, bez względu na to, ile zarabiasz, nie powinna odgrywać istotnej roli, ponieważ prowadzi to do napięć społecznych. Może, ale nie musi dojść do losowania - wszystko zależy od tego, jak wszystko zostanie wdrożone. Musimy zmobilizować milion osób. Nie możemy jednak tego zrobić przy obecnym systemie mobilizacji. Dlatego zaproponujemy również system losowania oparty na amerykańskiej zasadzie, w myśl której tylko osoby urodzone na przykład 13 kwietnia są dziś mobilizowane, co dodatkowo zmniejsza bazę mobilizacji. Jest kilka absolutnie dziwnych rzeczy i wszystkie one doprowadzają mnie i moich przyjaciół, którzy są teraz na wojnie, do absolutnego katharsis. Zamiast rozmawiać o całym samochodzie, będziemy rozmawiać o jednej części, nie wiedząc nawet, jak ona się ma do wszystkich innych. Ale prędzej czy później ustawa o mobilizacji i tak zostanie uchwalona. To kwestia przetrwania państwa. Mam nadzieję, że będzie całościowa. Teraz niestety widzimy tylko, że ta ustawa jest niepopularna. Politycy i instytucje próbują przekazywać ją sobie jak gorący kartofel z rąk do rąk. I w pewnym momencie wygląda to, szczerze mówiąc, obrzydliwie.
"Mobilizacja powinna być dla wszystkich. A teraz widzimy tylko, że ta ustawa jest niepopularna. Politycy i instytucje próbują przerzucać ją sobie z rąk do rąk niczym gorący kartofel".
Według The New York Times, Biały Dom naciska na Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Włochy, Kanadę i Japonię, aby przygotowały strategię transferu rosyjskich aktywów do 24 lutego 2024 roku. Politycy muszą zdecydować, w jaki sposób pieniądze zostaną wykorzystane - czy trafią bezpośrednio do Ukrainy, czy też zostaną wykorzystane w inny sposób, by ją wesprzeć. Zapytałyśmy ukraińskich i amerykańskich ekspertów, czy, a jeśli tak, to kiedy Kijów będzie mógł otrzymać rosyjskie fundusze.
Zamrożone miliardy rosyjskiego banku centralnego
W ubiegłym roku około 260 miliardów euro aktywów rosyjskiego banku centralnego zostało zajętych w krajach G7, UE i Australii. To pieniądze, których Rosja nie może wykorzystać ani pożyczyć, nie może też pobierać odsetek od nich.
Lwia część tych aktywów - około 210 miliardów euro w gotówce i obligacjach rządowych - znajduje się w UE. W Stanach Zjednoczonych została zamrożona tylko niewielka część - około 5 miliardów dolarów.
W UE około 191 miliardów euro znajduje się w Euroclear, największym na świecie depozycie papierów wartościowych z siedzibą w Belgii. Francja zamroziła 19 miliardów euro, a Niemcy około 210 milionów euro. Zarazem Paryż i Berlin są bardzo ostrożne wobec wszelkich inicjatyw dotyczących konfiskaty rosyjskich aktywów.
20 grudnia okazało się, że rosyjskie pieniądze mogą zostać skonfiskowane w Niemczech. Federalny prokurator generalny Peter Frank złożył pozew do Wyższego Sądu Krajowego we Frankfurcie nad Menem. Prokuratura chce przekazać skarbowi państwa ponad 720 milionów euro zamrożonych środków spółki zależnej moskiewskiej giełdy papierów wartościowych, które są przechowywane w niemieckim oddziale amerykańskiego banku JPMorgan. Jeśli sąd przyzna dostęp do tych pieniędzy, będzie to oznaczać nowy wymiar w stosowaniu międzynarodowych sankcji wobec Rosji. Do tej pory państwo niemieckie zamrażało jedynie fundusze i aktywa osób oraz firm, które zostały objęte sankcjami.
Rosyjskie pieniądze w Stanach Zjednoczonych
W Stanach Zjednoczonych pomysł konfiskaty rosyjskich aktywów nie ma społecznego poparcia. Amerykańscy urzędnicy podkreślają jednak, że taki krok mógłby być środkiem zaradczym, który nie jest sprzeczny z prawem międzynarodowym i może zniechęcić Rosję do kontynuowania wojny.
Istnieje bardzo praktyczny sposób na przekazanie Ukrainie rosyjskich aktywów zamrożonych w Ameryce — wyjaśnia Uriel Epstein, dyrektor wykonawczy Renew Democracy Initiative, amerykańskiej organizacji prodemokratycznej, która zleciła opracowanie kompleksowego raportu w celu zbadania prawnych, praktycznych i moralnych aspektów przekazywania rosyjskich aktywów Ukrainie:
— W naszym raporcie podkreślamy, że prezydent mógłby wykorzystać prawo przyznane mu przez ustawę o międzynarodowych nadzwyczajnych uprawnieniach gospodarczych do przejęcia rosyjskich aktywów i przekazać je Ukrainie Szacujemy, że w amerykańskich bankach jest około 38 miliardów dolarów należących do Rosji. W sprawie sposobu przekazania muszą porozumieć się rządy USA i Ukrainy. Będzie to albo międzynarodowy fundusz powierniczy, albo przelew bezpośredni.
Wiele dyskusji, dodaje Epstein, toczy się wokół tego, że środki te powinny zostać wykorzystane na odbudowę zniszczonej ukraińskiej infrastruktury lub odbudowę miast. Jednak zdaniem eksperta pieniądze te mogłyby zostać przeznaczone na pomoc wojskową:
— Szczerze mówiąc, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewiarygodną powolność Kongresu USA i znaczenie zwycięstwa Ukrainy, osobiście wolę, aby te pieniądze zostały wykorzystane na broń i inne potrzeby ukraińskiej armii. Nasza organizacja uważa, że sam transfer jest całkowicie legalny zarówno w świetle prawa konstytucyjnego USA, jak prawa międzynarodowego. A co najważniejsze, szef Białego Domu ma do tego prawo nawet bez zgody Kongresu.
Putin musi zapłacić
Przekazanie zamrożonych rosyjskich aktywów Ukrainie jest aktem sprawiedliwości. Putin musi zapłacić za inwazję. Pisała o tym słynna historyczka i publicystka Anne Applebaum w swoim felietonie dla "The Atlantic".
Dlaczego te aktywa miałyby leżeć bezczynnie, podczas gdy kraj upada? - pyta Applebaum. Jej zdaniem zamrożone aktywa pomogłyby rozwiązać palące problemy budżetowe i finansowe Kijowa. Co ważniejsze, 300 miliardów dolarów to rozsądna zaliczka na poczet reparacji, które Rosja musi zapłacić Ukrainie — podkreśla Applebaum.
Proces ten trwa, ale powoli i są ku temu całkiem uzasadnione powody — mówi ukraiński ekonomista i politolog Andrij Nowak. Bez względu na to, jak bardzo Ukraińcy chcieliby przyspieszyć procedurę, musi ona jeszcze przejść przez trzy obowiązkowe etapy. Pierwszym z nich jest zamrożenie rosyjskich aktywów na Zachodzie. Drugi to pozbawienie praw do rosyjskich aktywów rządu i prywatnych właścicieli. Trzeci etap to faktyczny transfer pieniędzy na Ukrainę.
— W każdym razie wszystkie te etapy muszą zostać przeprowadzone, aby ostateczny wynik nie mógł zostać zakwestionowany przez żadną ze stron. Najdłuższym i najtrudniejszym etapem będzie wydobycie tych aktywów od właścicieli. Musi to być prawnie bardzo jasno uzasadnione i odbywać się na mocy decyzji sądów międzynarodowych — podkreśla Nowak.
Teoretycznie Rosja mogłaby zakwestionować każdy z tych etapów. Dlatego lepiej nie wnosić sprawy do sądu — oponuje Uriel Epstein. W przypadku pieniędzy zamrożonych w Stanach Zjednoczonych można uniknąć sporu sądowego:
— Gdyby to była sprawa sądowa, Rosja mogłaby ją absolutnie zakwestionować. I szczerze mówiąc, prawdopodobnie by się jej udało. Proponujemy, aby przeprowadzić to na szczeblu Stanów Zjednoczonych jako działanie wykonawcze prezydenta. Oznacza to, że decyzja o przeniesieniu rosyjskich aktywów może być decyzją Joe Bidena. I Rosja nic nie może na to poradzić.
Plan europejski
Komisja Europejska opracowała propozycję wykorzystania wpływów z zamrożonych rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. Odkładano ją od lata, ponieważ kilka państw członkowskich UE i Europejski Bank Centralny wątpiły w jej wykonalność - głównie ze względu na możliwe konsekwencje prawne, bo np. zamrożone rezerwy Rosyjskiego Banku Centralnego są chronione przez prawo międzynarodowe. Jakiekolwiek decyzje dotyczące tych aktywów pokazałyby partnerom UE takim jak Chiny czy Arabia Saudyjska, że ich aktywa w euro lub dolarach nie są bezpieczne.
Jednak z uwagi na opóźnienie w przyznaniu pomocy Ukrainie zarówno w USA, jak w UE, propozycja ta została ostatecznie przedłożona na szczycie UE, który odbył się 14-15 grudnia. Mówimy o 15 mld euro odsetek od zamrożonych rosyjskich aktywów, które Kijów może otrzymać. Decyzja ta nie została jednak ostatecznie przyjęta. W oficjalnych raportach podano, że przywódcy UE wzięli pod uwagę zalecenia Komisji Europejskiej.
Czynniki powstrzymujące
Poza kwestiami czysto proceduralnymi, kraje zachodnie obawiają się eskalacji ze strony Rosji po konfiskacie jej aktywów, sugeruje Uriel Epstein, ale możliwa jest też inna motywacja:
— Myślę, że kraje zachodnie chcą utrzymać rosyjskie aktywa zamrożone, a nie skonfiskowane, aby były kartą przetargową w ostatecznych negocjacjach z Moskwą. To cyniczne.
Wcześniej ukraińskie Ministerstwo Sprawiedliwości stwierdziło, że odsetek zamrożonych aktywów nie wystarczy, by zrekompensować straty spowodowane wojną, a Kijów oczekuje, że dostanie wszystkie rosyjskie pieniądze. Jednak nawet wtedy kwota ta nie pokryje w pełni wszystkich strat spowodowanych rosyjską agresją.
Obecnie, według przybliżonych szacunków ukraińskich władz, na odbudowę kraju potrzeba 400 mld dolarów. Może się ona podwoić, jeśli weźmiemy pod uwagę odszkodowania dla ofiar wojny.
Czy istnieje alternatywny sposób?
Aby ostatecznie otrzymać te fundusze, potrzebne jest specjalne ustawodawstwo międzynarodowe uznawane przez wszystkie cywilizowane kraje — tłumaczy Andrij Nowak. Jednocześnie istnieje ścieżka mechanizmów dwustronnych, gdy decyzja o przekazaniu rosyjskich aktywów Ukrainie jest podejmowana na poziomie poszczególnych państw:
— Ale faktem jest, że jak dotąd te pozytywne pierwsze przykłady dotyczą niektórych małych krajów, w których jest stosunkowo mało rosyjskich aktywów. Oznacza to, że w rachubę wchodzą wciąż nieznaczne kwoty, które nie zmienią radykalnie sytuacji Ukrainy, jeśli chodzi o pomoc w odbudowie. Głównymi krajami, w których Rosjanie ulokowali pieniądze zarówno publiczne, jak prywatne, są Stany Zjednoczone Ameryki kraje Unii Europejskiej i Szwajcaria, z jej bardzo chroniącym ustawodawstwem, które gwarantuje poufność systemu bankowego itp. Oznacza to, że bez wypracowania międzynarodowego mechanizmu prawnego, tylko na poziomie stosunków dwustronnych, nie osiągniemy naszego celu.
Co zrobi "Wielka Siódemka"
Obecnie w świecie zachodnim prace idą w dwóch kierunkach - mówi politolog Rusłan Osypenko. - Jedna dyskusja toczy się w ramach UE, druga na poziomie G7. W drugą rocznicę rosyjskiej inwazji, 24 lutego 2024 r., zaplanowano spotkanie przywódców G7 w celu omówienia kwestii zamrożonych rosyjskich aktywów:
— Dyskusje na poziomie G7 są radykalne. Zakłada się, że płatności z aktywów będą zaliczkami na poczet reparacji. Z mojego punktu widzenia oznacza to, że Rosja zostanie uznana za winną i będzie musiała zapłacić reparacje. To z kolei oznacza, że zakłada się, że Rosja przegra. Taka decyzja oznacza też uznanie, że inwazja była nielegalna.
Jeśli przywódcy G7 osiągną porozumienie w sprawie wypłat dla Ukrainy z suwerennych rosyjskich aktywów, będzie to oznaczało, że Kijów już zacznie otrzymywać pieniądze — mówi Osypenko. A biorąc pod uwagę, że w przyszłym roku odbędą się wybory zarówno w Unii, jak w Stanach Zjednoczonych, fundusze te mogą częściowo zrekompensować Ukrainie opóźnienia w pomocy Zachodu.
USA rozpoczynają pilne rozmowy z sojusznikami w sprawie wykorzystania 300 mld dolarów aktywów rosyjskiego banku centralnego na pomoc Ukrainie
Perspektywy członkostwa Ukrainy w UE nabierają kształtów. 14 grudnia, po wielu godzinach negocjacji, przywódcy UE zagłosowali za rozpoczęciem dialogu z Ukrainą. Węgierski premier Viktor Orban nie był w stanie zablokować tej decyzji, choć emocjonalnie ją skrytykował i obiecał, że na wszystkich kolejnych etapach będzie nadal sypał piach w tryby. Decyzja o rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą jest głównie gestem symbolicznym - mówią eksperci, z którymi rozmawiał portal Sestry - ale stanowi mocny sygnał dla świata, że Unia Europejska jest po stronie Ukrainy. Wciąż jednak czeka nas wiele pracy i pułapek.
Wyjść i napić się kawy
Podczas ośmiu godzin rozmów za zamkniętymi drzwiami przywódcy Unii próbowali przekonać Orbana, by nie blokował rozpoczęcia negocjacji z Ukrainą. Kiedy rozmowy po raz kolejny utknęły w martwym punkcie, kanclerz Niemiec Olaf Scholz poprosił węgierskiego premiera wyjście z pokoju na kawę, jeśli nie zgadza się z resztą uczestników szczytu. Orban wyszedł, a gdy go nie było, przywódcy UE zagłosowali za rozpoczęciem dialogu z Ukrainą. Napisało o tym Politico, powołując się na trzy źródła. Nazwały one strategię niemieckiego kanclerza doskonałą i bardzo nietypową. Jako że decyzje w UE są podejmowane jednogłośnie, ważne jest, aby nikt nie głosował przeciw, a fakt, że premier Węgier wstrzymał się od głosu, formalnie nie narusza zasad wspólnoty. Te same źródła Politico wyjaśniły, że propozycja Scholza nie była spontaniczna, lecz została wcześniej uzgodniona z Orbanem.
- Orban zobaczył, że jest izolowany, że nikt nie stoi po jego stronie - wyjaśnia Roland Freudenstein, wiceprezes międzynarodowego think tanku GLOBSEC. - Było też bardzo jasne stanowisko krajów bałtyckich i Polski. A kiedy Orban zaczął się wahać, nie miał już praktycznie żadnych argumentów. W ustach węgierskiego premiera stwierdzenie, że Ukraina jest dziś skorumpowanym krajem, jest po prostu śmieszne.
Przywódcom UE najwyraźniej spodobała się strategia Scholza, ponieważ kilka godzin później została ona ponownie wykorzystana, gdy trzeba było zatwierdzić 12. pakiet sankcji antyrosyjskich. Kanclerz Austrii Karl Negammer był temu przeciwny. Austria zablokowała pakiet, domagając się usunięcia austriackiego banku Raiffeisen, który nadal działa w Rosji, z listy międzynarodowych sponsorów wojny.
Kiedy pakiet sankcji został zatwierdzony, Negammer opuścił salę, by porozmawiać z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Kiedy wrócił, decyzja była już podjęta. C'est la vie.
Groźby Orbana
Po tym jak przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel oficjalnie ogłosił rozpoczęcie dialogu z Ukrainą w sprawie przystąpienia do UE, Orban napisał: "To była zła decyzja i Węgry nie chcą być jej częścią".
Na marginesie szczytu węgierskiemu politykowi odpowiedział premier Belgii Alexander De Kroo. Powiedział dziennikarzom, że jeśli przywódca nie uczestniczy w podejmowaniu decyzji i nie wetuje, to lepiej, by milczał.
Tyle że Orban nie milczy i w wywiadzie dla węgierskiego Kossuth Rádio powiedział, że będzie więcej okazji do zablokowania przystąpienia Ukrainy do UE:
- Węgry nie mają nic do stracenia, ponieważ parlamenty krajowe będą miały ostatnie słowo. Dlatego węgierski parlament może głosować "za". Nadarzy się jeszcze 75 okazji, gdy [mój] kraj będzie mógł to powstrzymać.
Stanisław Żelichowski, doktor nauk politycznych i ekspert międzynarodowy, zaznacza, że czynnik Orbana z pewnością nie zniknie, ale pewnego rodzaju punkt bez powrotu na drodze do integracji europejskiej został przekroczony. Mimo wszystko Ukraina przechodzi do jakościowo nowego etapu w stosunkach z UE w porównaniu ze statusem kraju kandydującego. Ten etap może się on jednak okazać długi:
- Ta decyzja jest pierwszym znaczącym krokiem w dość długim procesie, który obejmie trzydzieści sześć rozdziałów tematycznych i może potrwać lata, zanim pełne członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej stanie się rzeczywistością. Należy również pamiętać, że trwająca agresja Federacji Rosyjskiej również w dużej mierze uniemożliwia przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej.
Kolejne kroki
Komisja Europejska może rozpocząć techniczne przygotowania do negocjacji z Ukrainą. Na marzec przyszłego roku zaplanowano konferencję międzyrządową, której celem będzie uzgodnienie tzw. mapy drogowej.
Biorąc pod uwagę to, że Kijów złożył wniosek o akcesję 28 lutego 2022 r. i otrzymał status kraju kandydującego 23 czerwca tego samego roku, UE demonstruje kosmiczne tempo - decyzje nigdy nie były podejmowane tak szybko w całej historii rozszerzenia bloku.
Dalsza droga Ukrainy do UE obejmuje kilka etapów:
przywódcy bloku powinni ustalić ramy czasowe negocjacji, aby Ukraina mogła przygotować się do wdrożenia przepisów i standardów UE;
po spełnieniu tych warunków Komisja Europejska musi wydać opinię, czy Ukraina jest gotowa do przystąpienia do UE. Opinia ta musi zostać jednogłośnie zatwierdzona przez wszystkie państwa członkowskie i Parlament Europejski;
przywódcy 27 państw członkowskich i Ukrainy spotkają się następnie na konferencji międzyrządowej w celu podpisania umowy akcesyjnej;
umowa musi zostać ratyfikowana przez wszystkie państwa członkowskie, co zwykle odbywa się albo przez parlamenty krajowe, albo w drodze referendum.
Wcześniej przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel przewidywał, że jeśli wszystkie wymogi UE zostaną szybko spełnione, Ukraina może stać się pełnoprawnym członkiem bloku w 2030 roku.
Ustalenie konkretnych ram czasowych to miecz obosieczny, mówi Roland Freudenstein, wiceprezes międzynarodowego think tanku GLOBSEC:
- Z jednej strony konkretna data może zmobilizować energię i uczynić proces bardziej dynamicznym. Z drugiej - UE ma już za sobą traumatyczne doświadczenie, kiedy ogłosiła, że Rumunia i Bułgaria staną się członkami UE w 2007 r., mimo że nie były gotowe do członkostwa. Ostatecznie doprowadziło to do wielkiego politycznego rozczarowania wszystkich stron. O tym rozczarowaniu świadczy między innymi fakt, że oba kraje nadal nie są częścią strefy Schengen. Dlatego dobrze jest mieć ambitny cel, ale musimy być szczerzy - jeśli Ukraina nie spełni warunków, rok 2030 nie będzie rokiem akcesji.
Rozszerzenie UE z pewnością przyniesie korzyści samej Unii, mówi Jan Piekło, Ambasador RP w Ukrainie w latach 2016-2019. Zdaniem dyplomaty rozszerzenie zawsze było motorem postępu i siłą Unii Europejskiej:
- Negocjacje akcesyjne to bardzo pozytywny i ważny sygnał dla świata i dla Ukrainy. Jeśli jednak chodzi o dokończenie tego procesu w formie członkostwa, to obawiam się, że Unia musi najpierw zrobić coś ze sobą, a także z tym, co już jest w pakiecie, czyli z Bałkanami Zachodnimi. I musi mieć jasną wizję tego, jak powinna wyglądać Europa przyszłości.
Miliardy dla Budapesztu
W przeddzień szczytu UE odblokowała 10 mld euro (z 30 zablokowanych) dla Węgier. Fundusze te zostały zamrożone z powodu problemów z praworządnością w tym kraju.
Komisja Europejska zaprzeczyła jednak, jakoby Budapeszt otrzymał pieniądze w rezultacie negocjacji dotyczących kwestii ukraińskich.
"Po dogłębnej ocenie i kilku rozmowach z węgierskim rządem Komisja uważa, że Węgry podjęły środki, do których się zobowiązały. (...) warunek Karty Praw Podstawowych UE został spełniony w zakresie, w jakim dotyczy niezależności sądownictwa - stwierdziła Komisja Europejska w oficjalnym oświadczeniu.
Viktor Orban zinterpretował tę decyzję na swój sposób, mówiąc, że Węgry nie będą przeszkadzać UE w pomaganiu Kijowowi tylko pod pewnymi warunkami. Dodał, że negocjacje w sprawie finansowania Ukrainy były dla jego kraju doskonałą okazją, by jasno powiedzieć, że powinien otrzymać wszystko, co mu się należy.
Model biznesowy Orbana jest dość jasny, mówi Roland Freudenstein, wiceprezes międzynarodowego think tanku GLOBSEC: - Ironia polega na tym, że próbujące wywołać chaos w UE Węgry są prawdopodobnie najbardziej zależne ze wszystkich krajów bloku od europejskich pieniędzy i europejskiej stabilności.
Stanisław Żelichowski zauważa, że powinniśmy również wziąć pod uwagę rosyjski ślad w tej historii:
- Węgry są zależne od Rosji, w szczególności w kontekście energii, z dobrze znanymi rabatami zapewnianymi przez Kreml i Gazprom. Dzięki temu mogą korzystać z energii po znacznie niższych cenach niż inne państwa członkowskie UE. Do tego dochodzi budowa różnych obiektów infrastrukturalnych, jak te realizowane przez Rosatom.
"Zawieszona" pomoc dla Kijowa
Po tym jak przywódcy UE rozwiązali kwestię rozpoczęcia negocjacji i sankcji, w porządku obrad pozostała inna kwestia: pieniądze dla Ukrainy. I tutaj osiągnięcie porozumienia okazało się znacznie trudniejsze.
Negocjacje trwały do 3 nad ranem 15 grudnia, ale bez skutku. W rezultacie Orban zawetował pomoc makrofinansową dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro do 2027 r., która miała pokryć deficyt budżetowy i pomóc w finansowaniu ukraińskiej armii.
Bruksela znalazła jednak wyjście z sytuacji. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło, że zasadniczo podjęto decyzję o utworzeniu funduszu (Ukraine Facility) na rzecz Ukrainy o wartości 50 mld euro na lata 2024-2027.
"Oczekujemy, że w styczniu 2024 r. (na nadzwyczajnym szczycie) zakończymy wszystkie niezbędne procedury prawne, co pozwoli nam jak najszybciej otrzymać odpowiednie finansowanie" - poinformowało ukraińskie ministerstwo w oświadczeniu.
Komisja Europejska szuka roboczego rozwiązania - stwierdziła Ursula von der Leyen na konferencji prasowej po zakończeniu szczytu.
Kwestia jest złożona, ale dążenie UE do jej rozwiązania na korzyść Ukrainy jest oczywiste, mówi z kolei Elina Beketova, ekspert z Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA):
- Istnieje plan awaryjny, w ramach którego państwa członkowskie UE mogą wysyłać fundusze do Ukrainy poza procesem budżetowym. Być może po tym jak Kongres USA zagłosuje za dodatkowymi funduszami dla Ukrainy (miejmy nadzieję, że na początku przyszłego roku) kwestia europejskich pieniędzy również posunie się naprzód. Wierzę, że na obu kontynentach istnieje zrozumienie, że wynik zależy od wspólnych działań. Nikt nie chce, by Ukraina przegrała wojnę, bo stanowiłoby to zachętę dla potencjalnych agresorów w skali globalnej. Oczywiste jest jednak, że w każdym kraju zachodzą wewnętrzne procesy polityczne. Na przykład Orban przygotowuje się do wyborów do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. i chce zwiększyć swoje znaczenie w Europie. Nie możemy nie uwzględniać tych wewnętrznych procesów, ale dobrze, że istnieją decyzje polityczne i chęć - choć nie bez zgrzytów - podążania w tym samym kierunku.
Bruksela dała zielone światło do rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE, jednak Budapeszt zablokował 50 mld euro dla Kijowa. Podsumowanie wyników historycznego szczytu
Premier Węgier Wiktor Orban wzywa przywódców UE, aby w ogóle nie omawiali kwestii związanych z Ukrainą, twierdząc, że sprawa ta niszczy jedność europejską. Prawdopodobnie będzie to najbardziej dramatyczny szczyt od dziesięcioleci. Czy węgierskie weto zostanie przełamane i jakie scenariusze przygotowuje Bruksela - zapytaliśmy ekspertów.
Na progu UE
- Stawka jest bardzo wysoka zarówno dla Ukrainy, jak i UE - powiedział 11 grudnia, w przeddzień szczytu, ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba. Ostrzegł przed "katastrofalnymi" konsekwencjami zarówno dla Ukrainy, jak i UE, jeśli Kijów nie otrzyma zielonego światła na rozpoczęcie rozmów akcesyjnych:
- Matką wszystkich decyzji jest oczywiście decyzja o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych. Nie chcę nawet mówić o druzgocących konsekwencjach, jeśli Rada UE nie podejmie tej decyzji.
11 grudnia Kuleba spotkał się w Brukseli ze swoim węgierskim odpowiednikiem, Péterem Szijjártó.
- Poinformowałem go o najnowszych zmianach w ukraińskim ustawodawstwie dotyczącym mniejszości narodowych. Szczegółowo omówiliśmy kwestię rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Podkreśliłem, że decyzja polityczna w tej sprawie jest rozsądna i aktualna. Ukraina i Węgry mają wspólną europejską przyszłość.
We had a frank conversation with my Hungarian counterpart Péter Szijjártó in Brussels.
— Dmytro Kuleba (@DmytroKuleba) December 11, 2023
I informed him of the recent changes to the Ukrainian legislation on national minorities. We discussed in detail the issue of opening Ukraine’s EU accession talks.
I emphasized that the… pic.twitter.com/nf1SW5kPpf
Kilka tygodni temu w europejskich kręgach politycznych nie było wątpliwości, że grudniowy szczyt będzie historyczny zarówno dla UE, jak i Ukrainy. Węgierski premier Wiktor Orban zrewidował jednak to stanowisko.
- Teraz z powodu Orbana UE znajduje się w dość trudnej sytuacji. Otwarcie szantażuje on Unię w sprawie Ukrainy. Jeśli Brukseli nie uda się obejść tego szantażu, poważnie zaszkodzi to reputacji UE i podważy jej znaczenie geopolityczne. Nie ma obecnie ważniejszej decyzji geopolitycznej niż rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą - mówi Amanda Paul, starsza analityczka polityczna w European Policy Centre w Brukseli.
8 listopada Komisja Europejska oficjalnie zaleciła rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała wówczas, że Ukraina wdrożyła 90% reform oczekiwanych przez UE. Jest to warunkiem integracji europejskiej. Komisja Europejska dokona kolejnej oceny postępów reform na Ukrainie wiosną przyszłego roku.
Aby UE mogła formalnie rozpocząć negocjacje z Kijowem, potrzebuje zgody wszystkich 27 państw członkowskich.
Według Radia Wolna Europa, projekt oświadczenia końcowego przywódców UE zawiera zalecenie rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą, ale nikt nie wie, czy zostanie ono przyjęte w tym kształcie.
Listy Orbana
Na początku grudnia węgierski premier napisał dwa listy do przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, donosi Associated Press. Orban domagał się, aby szczyt nie obejmował kwestii rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą i przeznaczenia 50 miliardów euro na pomoc dla Kijowa.
Orban wyjaśnił swoje argumenty w wywiadzie dla węgierskiego radia:
- UE powinna najpierw współpracować z Ukrainą przez 5-10 lat w ramach umowy o partnerstwie strategicznym, a dopiero potem możemy rozmawiać o negocjacjach członkowskich.
Według Orbána przepaść między Ukrainą a UE jest obecnie zbyt duża.
Rada Europejska nie skomentowała listu Orbana. Jednak podczas briefingu 4 grudnia rzeczniczka Komisji Europejskiej Ana Pisonero powtórzyła, że "Ukraina wykonała imponującą pracę we wdrażaniu reform niezbędnych do przystąpienia do UE".
O tym, że sytuacja wymknęła się spod kontroli w trakcie przygotowań do szczytu, świadczy fakt, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel został zmuszony do przerwania swojej wizyty w Chinach i pospiesznego powrotu do Brukseli na konsultacje z przywódcami UE.
- Szczerze mówiąc, nie widzę sposobu, w jaki zamierzają wywrzeć presję na Orbanie, ale będzie wiele rozmów do północy, rozmów telefonicznych i zamkniętych dyskusji - przewiduje Amanda Paul. - Szczerze mówiąc, nie można pozwolić jednemu lub dwóm krajom UE blokować tak ważnej kwestii.
Ostatnio rząd Orbana poważnie podniósł poziom antyukraińskiej retoryki. Na przykład w połowie listopada Węgry rozpoczęły tak zwane Konsultacje Narodowe, ankietę, w której cztery z jedenastu pytań dotyczą Ukrainy: brak zgody na perspektywę członkostwa Ukrainy w UE, zakończenie pomocy wojskowej i finansowej oraz zakaz importu produktów rolnych.
Francuski łącznik
7 grudnia portal Politico poinformował, że Emmanuel Macron zaprosił Wiktora Orbana do Paryża na kolację. Francuski prezydent był zdeterminowany, by przekonać węgierskiego premiera, by nie blokował negocjacji z Ukrainą. Jednocześnie źródła Politico - europejscy dyplomaci - nazwały zachowanie Orbana spektaklem politycznym, zainscenizowanym w celu uzyskania większej ilości pieniędzy z UE.
Nie wiadomo, co Macron powiedział Orbanowi za zamkniętymi drzwiami, ale te argumenty najwyraźniej nie wystarczyły. Dzień po rozmowie Orban opublikował post: "Spotkanie było świetne, stanowisko Węgier przed szczytem jest jasne". A potem, w wywiadzie dla francuskiej publikacji Le Point, powtórzył swoje ulubione zdanie: "Ukraina jest najbardziej skorumpowanym krajem na świecie".
Had a great meeting yesterday with President @EmmanuelMacron in Paris. The Hungarian position is clear ahead of the December #EUCO. You can read it in @LePoint :https://t.co/IkYaKdxKvY pic.twitter.com/PfhrkHr8QC
— Orbán Viktor (@PM_ViktorOrban) December 8, 2023
W przeddzień szczytu, 11 grudnia, francuska minister spraw zagranicznych Catherine Colonna powiedziała, że UE powinna się zorganizować i zademonstrować wsparcie dla Ukrainy w perspektywie długoterminowej:
- Chcę wierzyć, że będziemy zjednoczeni w różnych kwestiach wsparcia, ponieważ leży to w naszym wspólnym interesie bezpieczeństwa, a także jest zgodne z naszymi wartościami. Wyślemy więc wyraźne sygnały naszemu węgierskiemu partnerowi.
I dodała: "Bez wątpienia widzieliście, że prezydent Republiki powtórzył, że Francja popiera rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią".
Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych określiło trzy priorytetowe kroki: dostosowanie Europejskiego Funduszu Pokoju, aby mógł on nadal pomagać Ukrainie, zwiększenie europejskiej produkcji i zakupów broni oraz wzmocnienie sankcji wobec Rosji - 12. pakiet ma zostać przyjęty do końca roku.
Według agencji Reuters, pakiet sankcji jest już prawie uzgodniony. Jedyną rzeczą, z którą będzie problem, jest zakaz sprzedaży używanych tankowców do Rosji.
Rosja wykorzystuje je do tworzenia floty do eksportu ropy naftowej, dzięki temu omija ograniczenia nałożone przez kraje G7. Jednak kraje regionu śródziemnomorskiego - z potężnym lobby żeglugowym - sprzeciwiają się tym sankcjom, ponieważ uważają, że same z tego powodu ucierpią.
Niemniej jednak, europejskie media nie mają wątpliwości, że decyzja w sprawie nowego pakietu sankcji zostanie zatwierdzona podczas szczytu w dniach 14-15 grudnia.
Niemiecki szlak
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz chce przekonać Orbana do pomocy Ukrainie. Kilku wysokich rangą informatorów w niemieckim rządzie powiedziało o tym Bildowi.
Głównym celem jest osiągnięcie jednomyślnej decyzji korzystnej dla Ukrainy na szczycie: zarówno w celu rozpoczęcia negocjacji w sprawie członkostwa w UE, jak i przyznania pomocy finansowej w wysokości 50 miliardów euro.
Nie wiadomo, czy Scholzowi uda się przekonać Orbana. Berlin wciąż ma jednak nadzieję na jednomyślną decyzję wszystkich 27 państw członkowskich UE.
- Zdecydowanie opieramy się na planie A, a reszta zostanie ustalona w drodze negocjacji - powiedzieli przedstawiciele rządu.
Ostateczne argumenty
10 grudnia Wołodymyr Zełenski wziął udział w inauguracji nowego prezydenta Argentyny. Podczas uroczystości prezydent Ukrainy odbył krótką rozmowę z premierem Węgier. Rozmowa ta została nagrana na oficjalnym kanale YouTube Senatu Argentyny. Zełenski powiedział później: "Rozmawialiśmy tak szczerze i jasno, jak to tylko możliwe o naszych europejskich sprawach".
Wieczorem 11 grudnia węgierskie i słowackie mniejszości ukraińskie zaapelowały do Wiktora Orbana i słowackiego premiera Roberta Fico o wsparcie rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE.
- Zdecydowanie wzywamy wszystkich przywódców UE do dalszego wspierania Ukrainy na jej drodze do integracji europejskiej. Postęp w zapewnianiu demokracji i praw mniejszości jest integralną częścią kopenhaskich kryteriów członkostwa i uważamy, że Ukraina zasługuje na wsparcie swoich wysiłków w tym kierunku" - czytamy w liście liderów węgierskiej społeczności na Zakarpaciu.
Na odpowiedź Orbana nie trzeba było długo czekać. Polityk zapewnił węgierską społeczność w Ukrainie, że będzie nadal chronił jej interesy. Jeśli chodzi o członkostwo w UE, odpowiedź była mniej optymistyczna.
- Komisja Europejska nie zdołała odpowiednio przygotować kwestii przystąpienia Ukrainy do UE i nie jest to właściwy czas na rozpoczęcie negocjacji. Dlatego zaproponujemy, aby Unia nie dążyła do skomplikowanego prawnie członkostwa, ale do strategicznego partnerstwa z Ukrainą - powiedział rzecznik Orbana Bertalan Havas.
Plan awaryjny
Wyobraźmy sobie najgorszy dla Kijowa scenariusz: żadna perswazja nie pomogła i Orban przechodzi od gróźb do czynów, i zaczyna blokować rozpatrywanie kwestii ukraińskich. Czy Unia Europejska ma plan awaryjny B na taki wypadek?
Byłoby dobrze, gdyby UE miała od początku plan na takie osoby jak Orban - mówi Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009:
- Niestety, sądząc po tym, co widzimy w Unii Europejskiej, takiego planu nie ma. Ponieważ zamiast zajmować jasne stanowisko, zamiast karać kraje, które odgrywają rolę piątej kolumny Kremla, Unia Europejska próbuje je uspokoić w tradycyjny liberalny sposób, wyciągając do nich rękę. Jest to dość smutna sytuacja. Jeśli Orbán będzie nadal postępował zgodnie z instrukcjami Putina, aby zablokować jakikolwiek ruch Ukrainy w UE, Unia będzie miała wybór: albo skapitulować przed przywódcą Kremla, podążając za żądaniami jego pełnomocnika, Orbána, albo stać się Unią, która będzie podejmować decyzje bez uwzględniania pozycji satelitów Moskwy. Aby to zrobić, musimy przynajmniej zmienić prostą procedurę głosowania. UE mówi o tym od lat. Ale jak dotąd tradycyjnie nie było nic poza rozmowami.
Jednocześnie ukraiński dyplomata zaznacza, że jeśli formalne negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE nie rozpoczną się podczas najbliższego szczytu, nie będzie to wielką tragedią:
- Są inne sposoby, żeby kontynuować pracę nad przystąpieniem Ukrainyn do UE. Jednocześnie musimy rozmawiać z Unią o niezbędnych reformach w jej strukturze. Inaczej UE wkrótce zamieni się w ONZ.
Jeśli Węgry zawetują 50 miliardów euro pomocy finansowej dla Ukrainy, UE zna sposób, aby to obejść. Zdarzyło się to w zeszłym roku, kiedy Budapeszt zablokował 18 miliardów euro dla Ukrainy i ostatecznie otrzymał pożądane premie od UE. Tym razem Bruksela planuje zwrócić się do rządów poszczególnych państw członkowskich o opracowanie oddzielnych pakietów pomocowych dla Kijowa. W sumie umowy dwustronne będą opiewały na tę samą kwotę 50 miliardów euro.
- Istnieje ryzyko, że Węgry przesadzą. Chcielibyśmy utrzymać je na europejskim pokładzie, ale nadchodzi moment, w którym ludzie są już zmęczeni tym, że Budapeszt trzyma wszystkich w szachu. Obejście jest wyczerpujące, ale mamy je w razie potrzeby - powiedział jeden z urzędników UE.
Kolejną kwestią, która będzie rozpatrywana na szczycie są gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa. Przedstawiciel UE do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa Josep Borrell podkreślił, że ważne jest, aby wsparcie wojskowe dla Ukrainy było kontynuowane na poziomie europejskim, a nie tylko w formie umów dwustronnych. "Rosja nadal atakuje Ukrainę, ale straty Rosji rosną: nadszedł czas, aby wspierać Kijów bardziej, a nie mniej" - powiedział Josep Borrell.
Czynnikwyborczy i wpływ Waszyngtonu
W przyszłym roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Od stycznia europejscy politycy będą zajęci nimi bardziej niż innymi kwestiami. Dlatego jest całkiem możliwe, że temat rozpoczęcia negocjacji z Ukrainą zostanie przeniesiony na nowy parlament i nową Komisję Europejską" - mówi Jan Piekło, ambasador Polski na Ukrainie w latach 2016-19.
Nowy Parlament Europejski będzie prawdopodobnie mniej lojalny wobec Ukrainy niż obecny - może przybyć w nim skrajnie prawicowych ukrainosceptyków, bo to oni zyskują popularność w Unii.
Do Orbana i premiera Słowacji Roberta Fico, który również znany jest ze swojego antyukraińskiego stanowiska, może dołączyć holenderski polityk Geert Wilders. Jego partia polityczna wygrała ostatnie wybory parlamentarne i jeśli uda mu się stworzyć koalicję, stanie na czele holenderskiego rządu.
Wilders zainicjował referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina w 2016 r. i prowadził kampanię przeciwko podpisaniu tej umowy, a podczas ostatnich wyborów wezwał do wstrzymania dostaw broni do Ukrainy.
Biorąc pod uwagę te zagrożenia, dla Kijowa lepiej byłoby rozpocząć negocjacje z UE już teraz. I najprawdopodobniej tak się stanie, przewiduje Jewgienij Krysztafowicz, dyrektor Centrum Inicjatyw Europejskich z siedzibą w Tallinie. Jego zdaniem Orban nie zaryzykuje samodzielnego wystąpienia przeciwko całej UE. I najprawdopodobniej jego ostra retoryka jest spowodowana chęcią wytargowania dodatkowej rekompensaty. A najważniejszy argument za rozpoczęciem negocjacji z Ukrainą znajduje się za oceanem:
- Wszyscy uważnie obserwują, co Stany Zjednoczone mówią o Ukrainie. Tradycyjnie, stanowisko USA jest postrzegane wyłącznie w kontekście NATO. W rzeczywistości jest to jednak znacznie szersza kwestia. Wielu partnerów Stanów Zjednoczonych, w tym Węgry, uważnie obserwuje, czy Waszyngton przyjmuje odważne, czy ostrożne stanowisko. Ponieważ administracja Bidena jasno stwierdza, że Ukrainie należy pomóc, sądzę, że Unia Europejska raczej nie pójdzie w tym przypadku w innym kierunku.
Europa obawia się, że kontekst ukraiński powoli znika z agendy w związku z wojną na Bliskim Wschodzie. A to nie odpowiada europejskim politykom, podkreśla Jevgeni Krištafovitš.
Ukraina oczekuje, że na spotkaniu przewódców EU 14 i 15 grudnia zapadnie historyczna decyzja o rozpoczęciu oficjalnych negocjacji w sprawie przystąpienia do UE. Budapeszt grozi zablokowaniem tej decyzji
Bezczynność zagraża stosunkom ukraińsko-polskim. W ten sposób Donald Tusk, który wkrótce może stanąć na czele rządu, opisał działania obecnych polskich władz blokujących przejścia graniczne. W Kijowie bez ogródek mówią, że za rządów Morawieckiego nie będzie zniesienia blokady, a całą nadzieję pokładają w nowym polskim premierze. Protest, który trwa już prawie miesiąc, jest zbyt kosztowny nie tylko politycznie, ale także finansowo. Według Europejskiego Stowarzyszenia Biznesu, średnio jeden dzień przestoju z powodu blokady powoduje, że jedna ukraińska firma traci około miliona hrywien. Łączne straty ukraińskiej gospodarki od początku listopada wyniosły już ponad 400 milionów euro. Jakie są prawdziwe powody protestu, jakie są sposoby rozwiązania problemu blokady i jakie są zagrożenia dla dalszych stosunków ukraińsko-polskich?
Kierowcy na krawędzi
Ponad 2500 ukraińskich ciężarówek jest uwięzionych w blokadzie na terytorium Polski. Większość z nich znajduje się na punkcie kontrolnym Rawa-Ruska-Hrebenne. Ten, a także dwa inne punkty kontrolne - Jagodzin-Dorohusk i Krakowiec-Korczowa - są blokowane przez polskich przewoźników od prawie miesiąca, od 6 listopada. A od 23 listopada zablokowany jest również punkt kontrolny Shehyni-Medyka. Rolnicy z inicjatywy Oszukana Wieś również dołączyli do protestujących w ciężarówkach. Blokada uniemożliwia ukraińskim ciężarówkom przekroczenie granicy na obszarach, w których dozwolony jest przejazd ciężarówek o masie powyżej 7,5 tony.
"Kierowcy, którzy czekają w korkach od setek godzin, są już zdenerwowani" mówi Rusłan Parashchych, szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Ukrainy.
- Kierowcy porzucają swoje ciężarówki i idą pieszo do granicy. Powinno to zachęcić polskie władze do rozwiązania tej kwestii, ponieważ to one będą musiały coś zrobić z tymi porzuconymi ciężarówkami.
1 grudnia ukraińscy kierowcy rozpoczęli strajk głodowy w pobliżu punktu kontrolnego Krakowiec-Korczowa. Kierowcy ciężarówek twierdzą, że zabrakło im jedzenia i paliwa. Czują się jak zakładnicy. Ukraińscy kierowcy zażądali, aby polscy przewoźnicy przepuszczali 14 ciężarówek na godzinę. Osiągnięto kompromis: 7 ciężarówek na godzinę, a ładunki humanitarne i wojskowe puszczono poza kolejką. Tego samego dnia, 1 grudnia, Ukraińcy przerwali strajk głodowy. Podkreślili jednak, że przerwa jest tymczasowa. Jeśli polscy przewoźnicy nie dotrzymają słowa, ukraińscy kierowcy ciężarówek są gotowi oficjalnie rozpocząć strajk głodowy.
Czego nie lubią polscy przewoźnicy?
Zanim Ukraina otrzymała tak zwany "transportowy reżim bezwizowy" - co oznacza, że ukraińskim przewoźnikom anulowano wcześniej wymagane zezwolenia na wjazd do UE - polskie firmy faktycznie zdominowały europejski rynek transportowy. W ostatnich latach stanowiły one prawie 50% całego rynku. Dziś sytuacja zmieniła się diametralnie.
Już w tym roku natężenie ruchu znacznie wzrosło. Dla porównania, podczas gdy w 2021 roku do Polski wjechało ponad 160 000 ciężarówek z Ukrainy, dziś mówimy o ponad pół miliona. Co więcej, ukraińskie firmy są tańsze od polskich. W rezultacie firmy z różnych krajów UE chętnie korzystają z usług Ukraińców.
Po inwazji Rosji na Ukrainę Unia Europejska utworzyła tzw. korytarze solidarności, aby ułatwić transport towarów między krajami UE a Ukrainą. Przede wszystkim chodziło o pomoc humanitarną i wojskową, a później o eksport zboża.
W rezultacie całkowicie zmieniło to rynek. Wcześniej ukraińskie firmy obsługiwały 60% lotów transgranicznych, a polskie 40%, ale teraz stosunek ten wynosi 90% do 10% na korzyść Ukraińców.
"W takich okolicznościach protest polskich przewoźników jest całkiem zrozumiały" - mówi Tomasz Walczak, dziennikarz polityczny "Super Expressu":
- Te firmy transportowe to duma narodowa Polski. Podbiły niemal wszystkie europejskie rynki. To jasne i zrozumiałe, że teraz obawiają się konkurencji z Ukraińcami, którzy płacą swoim kierowcom znacznie mniej.
Pierwszy dzwonek alarmowy zabrzmiał w maju tego roku. Polscy przewoźnicy zorganizowali wówczas zakrojony na szeroką skalę protest w pobliżu punktu kontrolnego Dorohusk-Jagodyn. Domagali się przywrócenia systemu zezwoleń dla ukraińskich firm.
Kijów poszedł na ustępstwa - wszystkim polskim przewoźnikom, niezależnie od tego, skąd przewozili towary, anulowano zezwolenia na wjazd do Ukrainy. Kompromis ten trwał pół roku. To nie przypadek, że protesty zostały wznowione teraz" - powiedział Ruslan Parashchych, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Ukrainy:
- Tak zwani strajkujący wykorzystali sytuację powyborczą w Polsce: większość parlamentarna nie stworzyła jeszcze rządu, a stary rząd ine jest zbyt aktywny w reagowaniu na sytuację. Teraz nie bardzo jest z kim rozmawiać. Strajkujący zachowują się podobnie do tego, jak zachowywali się tituszki podczas Majdanu, którzy przychodzili do Parku Maryjskiego: "Dlaczego tu przyszliście?" - "Nie wiemy". "Jakie są wasze żądania?" - "Nie wiemy". "Dlaczego tu stoicie?" - "Podnieście słuchawkę, mamy komitet strajkowy, tam wam wszystko wyjaśnią". Innymi słowy, nie potrafią jasno wyrazić, dlaczego tam stoją, czego chcą ani kim są. Są to ludzie, którym płaci się za stanie w tym miejscu.
Czytaj także: Mykoła Kniażycki: "Nie mam wątpliwości, że blokada granicy to operacja specjalna Federacji Rosyjskiej"
Oprócz powrotu systemu zezwoleń, który według zapowiedzi Brukseli nie zostanie zniesiony do 30 czerwca 2024 r., polscy przewoźnicy muszą spełnić szereg innych wymogów:
- Zaostrzenie zasad ECMT (Europejskiej Konferencji Ministrów Transportu) dla zagranicznych przewoźników;
- zakazać rejestracji spółki w Polsce, jeśli jej finansowanie znajduje się poza UE;
- utworzenie osobnej kolejki dla polskich przewoźników z europejskimi tablicami rejestracyjnymi w systemie eCheck;
- utworzyć oddzielną kolejkę dla pustych ciężarówek;
- zapewnić polskim przewoźnikom dostęp do systemu Шлях.
Konfederacja poszukuje niezadowolonych
Jednym z organizatorów protestu polskich przewoźników jest partia polityczna Konfederacja i szef jej lubelskiego oddziału Rafał Mekler. Partia ta od dawna znana jest z antyukraińskich haseł. A sam Mekler jest również właścicielem firmy Rafał Mekler Transport, która pomimo rosyjskiej agresji nadal przewozi towary do Białorusi i Rosji. Polityk i biznesmen brał kiedyś udział w protestach, których głównym postulatem było zniesienie antyrosyjskich sankcji. Wspierają go również inni politycy Konfederacji. Granicę odwiedzili posłowie Krzysztof Bosak, Witold Tumanowicz i Grzegorz Braun. Ten ostatni, nawiasem mówiąc, był jedynym posłem na Sejm, który po masakrze w Buczy nie poparł uchwały potępiającej rosyjską agresję, a także jest autorem hasła: "Zatrzymajmy ukrainizację Polski".
To zrozumiałe, dlaczego Ukraińcy są skłonni doszukiwać się politycznych podtekstów w blokadzie granicy, biorąc pod uwagę rolę Konfederacji w tych protestach - mówi Tomasz Walczak z "Super Expressu". Jest on jednak przekonany, że sytuacji na granicy nie należy sprowadzać wyłącznie do polityki:
- Konfederacja szuka niezadowolonych. A także sytuacji, w których dochodzi do napięć między Polską a Ukrainą. Od samego początku wojny, kiedy Ukraińcy zaczęli przyjeżdżać do Polski, Konfederaci głośno mówili, że to katastrofa dla kraju. I wykorzystywali każdą sytuację, aby podkreślić, że Polacy i Ukraińcy nie mogą żyć razem. Na początku były powody etniczne. Teraz są ekonomiczne; uważają się za obrońców polskiego biznesu. Ale inne partie nie są do tego zbyt chętne. Szczególnie dla nowego rządu ważniejsze będą relacje z Ukrainą jako państwem.
"Zrzeszenia przewoźników w Polsce są znacznie bardziej wpływowe niż jakakolwiek siła polityczna" - mówi Piotr Kulpa, były minister pracy. Pomimo tego, że jego zdaniem przyczyny protestów są wyłącznie ekonomiczne, będą one miały negatywne konsekwencje polityczne,
- Najcenniejszą rzeczą dla narodu polskiego i ukraińskiego jest wzajemny szacunek. Bo w takich chwilach wrogowie dobrych stosunków między Polską a Ukrainą próbują wylewać swoją nienawiść. Zarówno w Polsce przeciwko Ukrainie, jak i w Ukrainie przeciwko Polsce.
Bezczynność obecnego polskiego rządu jest główną przyczyną obecnej sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej. Stwierdził to Donald Tusk, który wkrótce może stanąć na czele polskiego rządu.
Jego zdaniem obecny polski rząd nie rozegrał dobrze karty ukraińskiej. Polityk jest przekonany, że taka bezczynność jest niewybaczalna, ponieważ zagraża stosunkom polsko-ukraińskim i polskim interesom..
Kijów podkreśla, że blokada granicy jest echem ostrej walki politycznej w wyborach parlamentarnych w Polsce. Sytuacja może zostać rozwiązana dopiero po utworzeniu rządu koalicyjnego pod przewodnictwem Tuska.
- Ponieważ rząd tymczasowy kierowany przez Mateusza Morawieckiego nie pracuje aktywnie nad zniesieniem blokady i jest mało prawdopodobne, aby rozwiązał ten problem", powiedział Mychajło Podolak, doradca szefa Kancelarii Prezydenta.
Kiedy jednak rząd Tuska zacznie zajmować się kwestiami związanymi z rynkiem transportowym, będzie dbał przede wszystkim o dobro polskich firm - przewiduje Tomasz Walczak z Super Expressu:
- Myślę, że Ukraińcy nie będą zadowoleni z decyzji, które podejmie nowy rząd. Możemy jednak oczekiwać, że przynajmniej blokada na granicy się zakończy, a towary będą dostarczane w obu kierunkach bez żadnych przeszkód. Jednak może minąć jeszcze dużo czasu, zanim sytuacja zostanie rozwiązana.
Tymczasem Mychajło Podolak podkreśla: "Konfederacja ma pełne prawo do protestu. Nie powinien on jednak odbywać się na ukraińskiej granicy, ale w sercu Europy - w Brukseli:
- Mówimy o jednolitej europejskiej przestrzeni gospodarczej, w której istnieje odpowiednia konkurencja. Przewoźnik ukraiński jest konkurentem przewoźnika polskiego, który swego czasu był konkurentem dla innych przewoźników, w szczególności francuskich i niemieckich. W związku z tym, jeżeli wy, polscy przewoźnicy zorganizowani w Konfederacji, chcecie udowodnić, że macie prawo do wyłączności na rynku transportowym, do niszczenia konkurencji, to jedźcie do Brukseli i tam organizujcie akcje protestacyjne.
Czytaj także: Blokada niewłaściwej granicy
27 listopada, po raz pierwszy od rozpoczęcia protestów granicznych, były polski minister infrastruktury Andrzej Adamczyk wysłał list do ukraińskiego wicepremiera Ołeksandra Kubrakowa. W liście wezwał Kijów do spełnienia żądań polskich protestujących. Przynajmniej do anulowania obowiązkowej rejestracji w systemie eCheck dla pojazdów powracających z Ukrainy do UE..
Równowaga interesów: Ukraina może spełnić część polskich postulatów
Ukraina może częściowo spełnić żądania polskich przewoźników, powiedziała Julia Kłymenko, wiceprzewodnicząca Komisji Transportu i Infrastruktury Rady Najwyższej. W szczególności, powiedziała, strona ukraińska może zgodzić się na przepuszczanie pustych europejskich ciężarówek bez kolejki i otworzyć dostęp do ukraińskiego systemu.
Jedynym wymogiem, który nie może zostać spełniony, powiedziała Julia Kłymenko, jest anulowanie "bezwizowego reżimu transportowego" UE dla Ukrainy i powrót do systemu zezwoleń na transport drogowy:
- To jest teraz dla nas główna droga. Jeśli przywrócimy przedwojenne zezwolenia, które wynoszą tylko około 200 000 rocznie, faktycznie zmniejszymy ruch towarowy na Ukrainie trzykrotnie, a co za tym idzie, trzykrotnie mniej towarów potrzebnych Ukraińcom zostanie dostarczonych do kraju.
29 listopada polski premier Mateusz Morawiecki, który stoi na czele rządu tymczasowego, powiedział, że będzie dążył do przywrócenia zezwoleń dla ukraińskich firm transportowych na wjazd do UE, czego domagają się polscy przewoźnicy. Planuje on przedstawić to żądanie na spotkaniu ministrów transportu UE w Brukseli w dniu 4 grudnia.
Zobacz także: "Nie pomagam Ukraińcom ani Polakom. Pomagam ludziom" - polski wolontariusz Dawid Dehnert o pomocy kierowcom zablokowanym na granicy
Światełko w tunelu pojawiło się 1 grudnia. Tego dnia w Warszawie odbyło się spotkanie Serhija Derkacha, wiceministra rozwoju wspólnot, terytoriów i infrastruktury Ukrainy, z Rafałem Weberem, sekretarzem stanu w polskim Ministerstwie Infrastruktury, pod przewodnictwem Jadwigi Emilewicz, pełnomocnika rządu ds. polsko-ukraińskiej współpracy rozwojowej, z udziałem Ministerstwa Finansów i polskiego Ministerstwa Gospodarki. Strony uzgodniły trzy konkretne kroki:
1) otwarcie punktu kontrolnego Uhrynów-Dołhobyczów dla pustych ciężarówek;
2) utworzenie slotów dla pustych ciężarówek w systemie eCheck na przejściach granicznych Jagodzin-Dorohusk i Krakowiec-Korczova. Te punkty kontrolne mają fizyczne pasy ruchu dla pustych pojazdów bezpośrednio na przejściu granicznym po obu stronach granicy;
3) uruchomienie projektu pilotażowego z rejestracją w systemie eCheck bezpośrednio przed przekroczeniem granicy na przejściu granicznym Nyzhankovychi - Malhowice na okres jednego miesiąca.
Europa będzie musiała dotować tych, którzy narzekają
Komisja Europejska przeprowadziła już kilka nierozstrzygniętych rund rozmów z urzędnikami z Ukrainy, Polski i przedstawicielami polskich przewoźników.
30 listopada europejska komisarz ds. transportu Adina Veljan zagroziła polskim władzom grzywnami za blokowanie przejść na granicy ukraińsko-polskiej i była oburzona, że Warszawa nie próbuje rozwiązać sytuacji.:
- Nie ma dobrej woli w znalezieniu rozwiązania. Tak to dzisiaj oceniam i jest to prawie całkowity brak zaangażowania polskich władz. Mówię to dlatego, że polskie władze muszą egzekwować prawo na tej granicy. Popieram prawo ludzi do protestów w całej UE, ale Ukraina, która jest obecnie w stanie wojny, nie może być zakładnikiem blokady naszych granic zewnętrznych.
Blokada ukraińskiej granicy przez polskich przewoźników może doprowadzić do niedoborów i wzrostu cen importowanych produktów spożywczych. Przy braku ruchu lotniczego i rosyjskiej blokadzie ukraińskich portów, transport drogowy pozostaje jedynym korytarzem transportowym do i z Ukrainy.
Według Petera Dickinsona, eksperta serwisu UkraineAlert w Atlantic Council, najskuteczniejszym narzędziem Komisji Europejskiej do zmniejszenia napięć jest subsydiowanie przemysłu protestującego:
- Europa zawsze tak robi, będzie musiała dotować tych, którzy narzekają, czyli Polaków, i ograniczać tych, którzy konkurują, czyli Ukraińców. Tak więc na Ukrainę zostaną nałożone nowe ograniczenia na przewoźników towarowych. A polskie i inne wschodnioeuropejskie firmy otrzymają dotacje z Unii Europejskiej.
Podobne sytuacje będą pojawiać się w nadchodzących latach, kontynuuje Peter Dickinson. Jego zdaniem protesty polskich przewoźników to dopiero początek:
- Ukraina integruje się z UE. Tak więc kraje, które na tym tracą, będą bardzo ciężko walczyć o fundusze unijne. W rzeczywistości nie walczą z Ukrainą, ale z Brukselą. I już mówią wprost: potrzebujemy pieniędzy.
Tysiące ukraińskich ciężarówek zostało zakładnikami blokady polskich przewoźników, korki ciągną się dziesiątkami kilometrów, a straty szacowane są na setki milionów euro
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.