Społeczeństwo
Репортажі з акцій протестів та мітингів, найважливіші події у фокусі уваги наших журналістів, явища та феномени, які не повинні залишитись непоміченими

Tysiąc fejków dziennie, czyli liczy się myślenie
Od trzech lat organizacja Demagog wraz z Instytutem Monitorowania Mediów (IMM) bada rozprzestrzenianie się antyukraińskiej propagandy w polskojęzycznym internecie. W ośmiu raportach analitycznych przedstawiono przykłady treści propagandowych i ich głównych dystrybutorów. To osoby atakujące Ukrainę i obrażające jej obywateli. Marcina Fica, eksperta Demagoga, pytamy o to, kto i w jaki sposób rozpowszechnia antyukraińską propagandę, jakich narracji używa i czy można temu przeciwdziałać.
Skąd ta nienawiść
Natalia Żukowska: – Już po raz ósmy wspólnie z Instytutem Monitorowania Mediów robicie badania dotyczące antyukraińskiej propagandy w polskojęzycznym internecie. Co obecnie jest podstawą tej propagandy w Polsce?
Marcin Fic: – W naszym raporcie uwzględniliśmy okres od kwietnia do lipca 2025 roku. W tym czasie były trzy wydarzenia, które wpłynęły na nasilenie antyukraińskich narracji. Po pierwsze, wybory prezydenckie w Polsce – w maju i czerwcu. Po drugie, rocznica „krwawej niedzieli” 1943 roku na Wołyniu. I po trzecie, podpisanie przez Wołodymyra Zełenskiego ustawy ograniczającej niezależność organów antykorupcyjnych w Ukrainie. Właśnie podczas tych wydarzeń odnotowaliśmy wzrost liczby antyukraińskich publikacji w Polsce. Były one skierowane przeciwko Ukraińcom, miały negatywny wydźwięk, opierały się na nieprawdziwych tezach, odwoływały się do obaw i stereotypów.
.jpeg)
Głównym przesłaniem jest to, że Rosja rzekomo walczy z „nazistowskim” czy „bandersowskim” reżimem w Ukrainie, a ukraińscy uchodźcy stanowią zagrożenie dla Polaków. Te tezy są rozpowszechniane poprzez dezinformację, wykorzystywanie stereotypów i tworzenie fałszywych dylematów. Na przykład: jeśli popierasz Ukrainę, to nie dbasz o Polskę.
Jak zmieniają się narracje w porównaniu z poprzednimi badaniami? Jakie typowe stereotypy bądź fejki najczęściej pojawiają się w antyukraińskich wpisach?
Jednym z przykrych wniosków naszego raportu jest to, że liczba antyukraińskich publikacji wzrosła. Jeśli porównamy zidentyfikowane przez nas materiały z tego roku z tym samym okresem w zeszłym roku, to ich liczba wzrosła o 177%, a zasięg o ponad 154%.
Pojawiają się stałe, powtarzające się komunikaty.
Na przykład porównanie współczesnych Ukraińców, którzy dziś walczą o swój kraj przeciwko Rosji, do nazistów i banderowców. Prezydenta Ukrainy nazywa się „dyktatorem banderyzmu”
Tak było w zeszłym roku i tak jest w tym roku. Kolejną powtarzającą się strategią jest wykorzystywanie złożonej historii ukraińsko-polskiej, przede wszystkim tematu tragedii wołyńskiej. Ośrodki badawcze, takie jak Polski Instytut Spraw Międzynarodowych czy Fundacja im. Janusza Kurtyki, już dawno zwróciły uwagę na to, że Rosja wykorzystuje te historyczne traumy, by osłabić stosunki polsko-ukraińskie. Oczywiste jest, że zbrodnie na Wołyniu miały miejsce. To kwestia, która do dziś nie została ostatecznie rozstrzygnięta przez oba państwa. Nie doszło do prawdziwego porozumienia, które ograniczyłyby wrażliwość tego tematu. I właśnie dlatego jest on intensywnie wykorzystywany przez propagandę Kremla. Jak pokazuje praktyka, znajduje to oddźwięk w polskim społeczeństwie, ponieważ takie materiały są następnie intensywnie rozpowszechniane.
Ponadto często wykorzystywany jest temat przystąpienia Ukrainy do NATO. W szczególności pojawiały się komentarze będące reakcją na wypowiedzi polityków. Kiedy Rafał Trzaskowski powiedział, że poparłby przystąpienie Ukrainy do NATO, natychmiast pojawiła się informacja, że jest to równoznaczne z oficjalnym poparciem wojny z Rosją. Inni powtarzali, że członkostwo Ukrainy w NATO „nie leży w interesie Polski”, bo rzekomo doprowadzi do prowokacji. Albo że Polska broni „banderowskiej, niewdzięcznej Ukrainy”.
W antyukraińskiej propagandzie pojawia się też kwestia językowa: że ukraiński stanie się drugim językiem urzędowym Polski.
Te dezinformacyjne narracje brzmią wiarygodnie, ale nie mają żadnego potwierdzenia w faktach
Jedna z nich głosi, że język ukraiński rzekomo stanie się drugim obowiązkowym językiem obcym w polskich szkołach. Tę fikcję rozpowszechnił między innymi profil partii Ruch Narodowy. Tymczasem polskie Ministerstwo Edukacji wyjaśniło, że decyzję o wyborze języka obcego podejmuje dyrektor każdej szkoły i nie są prowadzone żadne prace nad tym, by ukraiński stał się językiem „domyślnym”.
X (Twitter) – główna platforma propagandy
Jakie platformy są najczęściej wykorzystywane do rozpowszechniania materiałów antyukraińskich?
Przede wszystkim platforma X (dawny Twitter). Zarejestrowaliśmy tam ponad 90% wszystkich antyukraińskich publikacji. Dalej jest Facebook, ale to już około 1,2-10%. Pozostałe prawie 7% przypada na inne sieci społecznościowe. Publikacje na X generują największy zasięg. Zidentyfikowaliśmy również konta, które rozpowszechniają antyukraińską propagandę o największym zasięgu. Co ciekawe, znaczna część tych profili była aktywna już w zeszłym roku – 5 z 10 najbardziej aktywnych kont odnotowaliśmy już w raporcie za poprzedni rok. Jeśli chodzi o X, to 7 z 10 najbardziej aktywnych profili w 2025 roku znalazło się również w rankingu za 2024 rok. Świadczy to o stałości i powtarzalności tych samych „aktorów”, którzy systematycznie rozpowszechniają antyukraińskie komunikaty.

Kto jest głównym propagatorem antyukraińskich narracji w polskim internecie? I czym się one od siebie różnią?
Głównych propagatorów takich narracji można określić przede wszystkim na podstawie ich zasięgu, czyli tego, kto wywarł największy potencjalny wpływ. Warto tutaj wyjaśnić metodologię: przez pojęcie „kontakt” rozumiemy to, że statystycznie osoba powyżej 15. roku życia mogła przynajmniej raz natknąć się na te materiały. W badanym przez nas czteromiesięcznym okresie liczba takich kontaktów wyniosła 32,5 miliona. Największy zasięg uzyskał profil niejakiego Martina Demirova. To profil, który pojawiał się już w naszych poprzednich raportach. Użytkownik ten przedstawia się jako Słowak z okolic Bystrzycy, który interesuje się Polską. Jego konto zostało już w przeszłości zablokowane za naruszenie zasad platformy. Niemniej od lat systematycznie rozpowszechnia propagandę, porównując Ukraińców do „nazistów” i „banderowców”. Jednocześnie przekazuje informacje o działaniach rosyjskiej armii, chwali jej „sukcesy na froncie” i „odbudowę miast” zniszczonych, jak twierdzi, przez „banderowskich nazistów”. W swoich postach otwarcie powołuje się na rosyjskie media i oficjalne źródła z Moskwy. Powtarza też klasyczny narrację Kremla: że wojna rozpoczęła się w celu „ochrony rosyjskojęzycznej ludności przed nazistami z Kijowa”. Pisał również o Buczy, kwestionując odpowiedzialność Rosji za zbrodnie wojenne.
W swoich postach twierdził, że masakra w Buczy to manipulacja i fikcja – i to pomimo faktu, że masowe egzekucje w Buczy zostały potwierdzone przez wiele międzynarodowych organizacji
Wybieraliśmy publikacje za pomocą monitoringu mediów, szukając wpisów zawierających 18 słów kluczowych, które zostały określone przez ekspertów na podstawie analizy debat w pierwszych miesiącach inwazji Rosji. Były to właśnie te terminy, których zwykle używali autorzy dezinformacji. Wśród nich znalazły się na przykład: „ukropol”, „ukrainizacja”, „ukry”, „stop ukrainizacji Polski”, „stop banderyzacji Polski”, „Poliniak”, a także kalki z języka rosyjskiego. Jak widać, wszystkie te słowa mają wyraźnie negatywny wydźwięk i są używane wyłącznie w celu uderzenia w wizerunek Ukraińców i Ukrainy.
Czy działalność Martina Demirova i Grzegorza Brauna uważa Pan za szczególnie niebezpieczną?
Tak. Braun również znalazł się w naszej klasyfikacji. To interesujący przykład tego, jak kampania wyborcza wpłynęła na antyukraińską propagandę. Polityk ten w swoich przedwyborczych komunikatach aktywnie wykorzystywał antyukraińskie narracje. Polaków popierających Ukrainę nazywał „ukropolakami” i oskarżał ich o „zdradę stanu”.
To klasyczna manipulacja: tworzenie fałszywej dylematu: albo jesteś „prawdziwym Polakiem”, albo pomagasz Ukrainie. W ten sposób Braun podsyca podziały i narzuca opinię, że nie można być jednocześnie polskim patriotą i sojusznikiem Ukrainy
Ponadto stymuluje nastroje antyeuropejskie i szerzy strach przed potencjalną wojną. Na przykład w swoich wystąpieniach twierdził, że polska armia przygotowuje się do interwencji w Ukrainie. Były też działania symboliczne, takie jak zdjęcie ukraińskiej flagi z budynku w Białej Podlaskiej, bo „tu jest Polska i tak pozostanie” – jakby obecność ukraińskiej symboliki była „okupacją”. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy Braun zachował się w ten sposób w stosunku do ukraińskich symboli. Wszystko to powoduje coraz większe podziały społeczne, buduje wrogość i podsyca rosyjskie narracje. Oczywiście, taka antyukraińska propaganda wpływa na opinię publiczną. Potwierdzają to badania socjologiczne CBOS.
W wyniku tych wszystkich działań tylko 30% ankietowanych deklaruje obecnie sympatię do Ukraińców – o 10 punktów procentowych mniej niż w zeszłym roku. Jednocześnie wzrósł odsetek osób wyrażających do nich niechęć (38%). Oznacza to, że skutkiem rozpowszechniania takich komunikatów jest wzrost napięcia i podziałów w społeczeństwie. Cel jest oczywisty, zwłaszcza w kontekście wyborczym: zmobilizować i zjednoczyć elektorat, który odczuwa zmęczenie wojną i strach przed jej ewentualnym rozprzestrzenieniem się.

Jak działa dyskredytacja
Jakie metody są stosowane do tworzenia fałszywych narracji o Ukrainie i Ukraińcach? Co działa najskuteczniej?
Nie możemy jednoznacznie ocenić skuteczności każdej z tych metod. Możemy jednak zwrócić uwagę na narracje, wydarzenia i techniki dezinformacyjne wykorzystywane przez propagandystów. W przypadku polityków jest to stosowanie manipulacji w kampaniach opartych na strachu i przeciwstawianiu.
Co ważne, obiektami ataków stają się również ci, którzy wspierają Ukrainę
W raporcie piszemy, że polscy politycy, którzy opowiadali się po stronie Ukrainy, byli regularnie obrażani i oskarżani w polskojęzycznym Internecie. Zaczęto ich nazywać na przykład „sługami Ukrainy”. To kolejna linia podziału – ataki na samo zaufanie do klasy politycznej
W jaki sposób pojedyncze przypadki zachowań Ukraińców w Polsce są wykorzystywane do tworzenia negatywnego wizerunku całej społeczności?
Kiedyś w mediach pojawiła się informacja o Ukraińcu, który pomagał migrantom przebywającym nielegalnie w Polsce dostać się do Niemiec. Na podstawie tego materiału w komentarzach natychmiast zaczęto pisać, że to „kolejny dowód na to, że migranci rozmnażają migrantów”. Podobny mechanizm działa również w innych sytuacjach: jeśli obywatel Ukrainy popełnia przestępstwo, natychmiast wykorzystuje się to do rozpowszechniania przekazu, że Ukraińcy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Polaków, państwa lub porządku publicznego. Stwarza to podłoże dla konfliktów międzyetnicznych i, oczywiście, bezpośrednio działa na korzyść Rosji.
Jak temu przeciwdziałać?
Poprzez edukację i wyjaśnianie. Mamy nadzieję, że pokazanie konkretnych narracji wykorzystywanych w antyukraińskiej propagandzie, które pokrywają się z celami Kremla, pomoże zwiększyć świadomość odbiorców. I zmniejszy poziom niebezpiecznego napięcia między Polakami a Ukraińcami w Polsce.
Jaką rolę odgrywają boty, trolle i chatboty w rozpowszechnianiu dezinformacji?
To naprawdę interesujący aspekt. Przyjrzeliśmy się przede wszystkim jednemu chatbotowi – Grokowi, zintegrowanemu z serwisem X. Opublikował on około 260 postów zawierających nasze słowa kluczowe. Odpowiadał na pytania użytkowników platformy, naśladując ich styl i sposób komunikacji.
Co ciekawe, w lipcu Grok zmienił się jego algorytm: po aktualizacji przestał unikać „niepoprawnych politycznie” stwierdzeń – pod warunkiem, że były one rzekomo dobrze uzasadnione. Początkowo nie potwierdzał na przykład tez o „ukrainizacji Polski” ani nie wyjaśniał, że temat UPA i Stepana Bandery jest złożony i delikatny
Jednak po aktualizacji zaczął popierać działania Grzegorza Brauna, jego „opór wobec ukrainizacji”, a nawet krytykę UE. Jednocześnie w innych odpowiedziach ten sam bot zaznaczał, że Braun promuje narracje Kremla. Widzimy więc sprzeczność i niestabilność w jego odpowiedziach. To jaskrawy przykład tego, że sztuczna inteligencja i podobne narzędzia mogą być wykorzystywane na różne sposoby. Dlatego trzeba być bardzo ostrożnym w kontaktach z nimi.

Jak zmniejszyć podatność na fake newsy
Jakie konkretne kroki podejmują Demagog i Instytut Monitorowania Mediów, by zwiększyć odporność informacyjną społeczeństwa?
We współpracy z Instytutem Monitorowania Mediów regularnie publikujemy raporty, a także samodzielnie lub wspólnie z innymi organizacjami weryfikujemy nieprawdziwe lub niepotwierdzone informacje, w szczególności dotyczące Ukrainy i stosunków polsko-ukraińskich.
Wkrótce ukaże się praktyczny przewodnik w języku ukraińskim i polskim, w którym wyjaśnimy, jak rozpoznawać nieprawdziwe informacje, jak weryfikować źródła i unikać pułapek dezinformacji, zwłaszcza w mediach społecznościowych
Bo naszym głównym zadaniem jest budowanie odporności informacyjnej, która ma zmniejszać wpływ propagandy i łagodzić napięcia społeczne.
A jak rozpoznać fałszywe informacje i niewiarygodne źródła? Na co zwracać uwagę?
Na to, z jakich źródeł uzyskujesz informacje. Sprawdzaj informacje w kilku różnych źródłach, porównuj je. Należy też zwracać uwagę na kontekst, bo zdarza się, że pewne fakty są celowo przemilczane – a w ten sposób poszczególne osoby lub media próbują promować narrację, która jest dla nich korzystna.
Czy w Polsce lub za granicą istnieją przykłady skutecznych strategii przeciwdziałania antyukraińskiej propagandzie?
Tak. Chodzi o analizę wypowiedzi polityków lub demaskowanie fałszywych informacji publikowanych w Internecie. Ma to wpływ na społeczeństwo, ponieważ zapewnia ludziom sprawdzone i wiarygodne informacje. Tym właśnie zajmują się organizacje specjalizujące się w weryfikacji faktów. Stale śledzimy tego typu materiały i staramy się dotrzeć z nimi do jak najszerszej grupy odbiorców. Chcemy dotrzeć do jeszcze większej liczby osób, dlatego współpracujemy z mediami. Nasza metoda polega na pokazaniu, że fakty mogą być nie mniej interesujące i ważne niż emocjonalne, manipulacyjne oceny.
Istnieje opinia, że weryfikacja faktów i walka z propagandą poprzez przekazywanie prawdy nie działa na tych, którzy głęboko wierzą w propagandę. Jak przekonać tych, którzy kierują się emocjami i apelami w mediach społecznościowych?
To bardzo trudne pytanie, prawdziwy dylemat dla każdego weryfikatora faktów. Rzeczywiście bardzo trudno jest przekonać ludzi, którzy szczerze wierzą w dezinformację, że to nieprawda. Nasze prace analityczne i raporty mają jeszcze jeden charakter – prewencyjny. To strategia wyprzedzająca. Kiedy ktoś zapozna się z takim raportem, dowie się o różnych narracjach, zrozumie, dlaczego są one fałszywe i w jaki sposób manipulują odbiorcami – to, mamy nadzieję, przy następnym spotkaniu z tymi narracjami osoba ta będzie bardziej odporna na manipulacje.
Jakie konsekwencje dla polskiego społeczeństwa i stosunków międzynarodowych może mieć antyukraińska propaganda?
Te narracje często opierają się na propagandzie Kremla. Podważają zaufanie do państwa polskiego i powodują wzrost napięcia między ludźmi, którzy tu mieszkają, Polakami i Ukraińcami
Dlatego, podobnie jak każda inna dezinformacja, antyukraińska propaganda sprawia, że jesteśmy bardziej podatni na podejmowanie decyzji w oparciu o fałszywe dane.
Czy można całkowicie wyeliminować propagandę z przestrzeni informacyjnej?
Odpowiedzialność za wzrost ilości dezinformacji spoczywa na dużych firmach technologicznych, które zarządzają platformami. W internecie jest wiele botów i nie zawsze wiemy, ile z wykrytych treści rozpowszechniają boty, a ile użytkownicy, którzy szczerze w nie wierzą, choć nie znają ich źródeł. Dlatego całkowite wyeliminowanie propagandy jest praktycznie niemożliwe. Można jednak zmniejszyć podatność na fałszywe informacje. Liczy się krytyczne myślenie i działania każdej osoby.


Polska myślała, że to wszystko szybko się skończy
Szokujący obraz „bogatego uchodźcy”
Olga Pakosz: – Jak to się stało, że zajął się pan problemem relacji polsko-ukraińskich?
Mateusz Kamionka: – W wieku 17 lat po raz pierwszy odwiedziłem Ukrainę, to był rok 2005, dokładnie rok po Pomarańczowej Rewolucji. Bardzo zainteresowało mnie to,że będąc we Lwowie, jednak tak niedaleko od Krakowa, wszystko było takie inne. Wtedy postanowiłem wybrać studia politologiczne i zajmować się naukowo Wschodem, od tego czasu były dwa licencjaty, dwie magisterki, doktorat – wszystko w temacie Ukrainy. Minęło już 20 lat, od kiedy badawczo się tym zajmuję.

Jak bardzo Polacy i Ukraińcy są do siebie podobni?
Bardzo – co, jak mówił Lech Wałęsa, może być i „plusem dodatnim” albo„plusem ujemnym”. Jesteśmy tak podobni, że aż się o to często spieramy, jak w rodzinie.
W jakim sensie? Co nas tak zbliża do siebie?
Przede wszystkim mentalność. I chociaż pewien wpływ mają też tutaj regionalizmy, czasami mam wrażenie, że narzekamy na to samo i mamy to samo poczucie krzywdy.
Co pojawia się w wyobraźni przeciętnego Polaka, kiedy mówi: „migrant”? Kim jest ta osoba?
Chcę zaznaczyć, że warto rozdzielać obrazy migranta i uchodźcy. Jeśli chodzi o obraz uchodźcy w Polsce, to w dużej mierze został on ukształtowany przez kino wojenne. Później doszedł do tego tzw. kryzys migracyjny w Europie. Wtedy uchodźca zaczął być utożsamiany z kimś z innej kultury, obcym, nieznanym.
W roku 2022 za sprawą mediów, które w dużej mierze obarczam za to winą, Polacy zobaczyli na ekranach telewizorów brudne dziecko z reklamówką z АТБ* w ręku. Tak miał wyglądać uchodźca
Proszę mi wierzyć: mówię to jako osoba, która w Olkuszu pod Krakowem była tłumaczem przy tzw. pociągach ewakuacyjnych, przyjeżdżających bezpośrednio z Ukrainy. Słyszałem wtedy komentarze Polaków, gdy ktoś wyglądał inaczej – w markowych ubraniach i z iPhone’em w ręku – inne niż przedstawiał to ten medialnie wykreowany obraz uchodźcy.
Dlatego kiedy nagle zaczęły przyjeżdżać osoby z klasy średniej i wyższej, które uciekały nie przed biedą, tylko przed wojną, dla wielu Polaków to był szok. Oni po prostu nie byli na to przygotowani.
Do 2022 roku migranci przeważnie pracowali w dużych miastach, gdzie poziom tolerancji był znacznie wyższy. Przypomnę, że osoby, które przyjeżdżały do małych miast, zazwyczaj mieszkały w hotelach pracowniczych i były praktycznie niewidoczne. Zaczęły być dostrzegalne dopiero po 2022 roku, gdy zaczęły do nich dołączać rodziny.
Polska przez długi czas, przynajmniej od II wojny światowej, była krajem jednonarodowym. I szczególnie to, co ja uważam za serce Polski, czyli mniejsze miejscowości, nie miało wcześniej żadnego doświadczenia z migracją. Podam przykład mojego miasta, Olkusza: przed 2013 rokiem mógłbym policzyć na palcach jednej, góra dwóch rąk, ilu tutaj było Ukraińców. Po prostu ich tu nie było. I nagle w krótkim czasie mamy ich od 1 do 8% – bo, umówmy się, nikt dokładnie nie wie, ilu ich jest.
To są zmiany ogromne dla ludzi, którzy przez dziesiątki lat z czymś podobnym nie mieli styczności
Gdyby to była Szostka, Głuchów czy jakieś Szewczenko, dowolne miasteczko w Ukrainie, i nagle 8% mieszkańców zaczęliby tam stanowić przedstawiciele innej narodowości, choćby kulturowo bliskiej, jak Mołdawianie (już nawet nie mówię o Syryjczykach czy innych, bardziej odległych kulturowo grupach) – to też byłby wstrząs.
Oczywiście, każdy naród ma swoje napięcia i stereotypy – to nic nienormalnego. To jest do pewnego stopnia naturalne, ale musi być w jakiś sposób kontrolowane. Użyjmy słowa „kontrolowane” właśnie po to, by to nie przekształciło się w nienawiść, tylko w zaciekawienie, otwartość. I w integrację.
Wróćmy jednak do tego zderzenia z obrazem uchodźcy – z klasy średniej lub wyższej, „bogatego” uchodźcy. Wydaje mi się, że polskie społeczeństwo tego po prostu nie zaakceptowało, Polacy tego nie zrozumieli.
Ja sam zawsze staram się tłumaczyć Polakom, że Ukraińcy, którzy dzisiaj lecą samolotami na Cypr, Maltę czy do Grecji – lecą tam, żeby odpocząć. Odpocząć od wojny, tej strasznej wojny
Natomiast z drugiej strony – nie oszukujmy się – uchodźcy często prowadzą w Polsce bardzo różne życie. Nie chcę tu już wracać do słynnego „batalionu Monaco” i podobnych historii, ale osobiście uważam, że szczególnie osoby z Ukrainy, które przebywają za granicą, powinny choćby częściowo zrozumieć, że Polacy niekoniecznie są w stanie pojąć ich sytuację.
Bo z jednej strony na nich, Polakach, ciąży presja moralna: trzeba pomagać, kupować drony, zbierać pomoc humanitarną, wspierać, bo Kijów jest bombardowany, bo trwa wojna. Ale z drugiej strony widzimy zdjęcia osób, które mieszkają w Polsce i po których w ogóle nie widać, że jest jakaś wojna. Takich przypadków też nie brakuje.

Was będą oceniać inaczej niż mnie
Potrzebna jest więc i edukacja z dwóch stron, i przemyślana polityka. Skoro mówimy o edukacji, to od czego byśmy zaczęli? Od szkoły?
Jeśli chodzi o szkołę, to nawet posiadam na ten temat badania. Zarówno moje, jak mojej studentki, która niedawno obroniła pracę magisterską na temat: „Percepcja zmiany postrzegania Ukraińców w Polsce w związku z wojną”.
I teraz uwaga: to są dane z jednego miasta, a badanie było przeprowadzone wśród maturzystów, czyli uczniów w wieku 18-19 lat.
Padło tam pytanie: „Jak uważasz, w jaki sposób wojna rosyjsko-ukraińska wpłynęła na wizerunek Ukraińców w Polsce?”.
Odpowiedzi:
● „Zdecydowanie poprawiła wizerunek” – mniej niż 1%,
● „Raczej poprawiła” – 9%,
● „Nie zmieniła” – 9,3%,
● „Raczej pogorszyła” – 51,8%,
● „Zdecydowanie pogorszyła” – prawie 30%.
Co to pokazuje? Że ta negatywna narracja zmieniła się diametralnie, szczególnie na niekorzyść osób z Ukrainy, które w Polsce już zdążyły się zintegrować.
Co to właściwie znaczy?
Polska młodzież – zresztą tak jak część młodzieży w Ukrainie – często nie ma pełnej świadomości, czym naprawdę jest wojna. To trochę jak z tą sytuacją, kiedy ktoś w Kijowie słucha teraz rosyjskiej muzyki na ulicy, albo – co jest już w ogóle dramatyczne – dochodzi do pobicia żołnierza.
Młodzież w Polsce po prostu tej wojny nie rozumie, nie zna jej okrucieństwa
Często jednak problem leży w propagandzie, szczególnie tej w Internecie. Mam na ten temat różne dane, również z własnych badań przeprowadzonych rok wcześniej, które już wtedy pokazywały niepokojące tendencje. W jednym z miast maturzystom zadałem pytanie: „Czy spotkałeś się z antyukraińskimi komentarzami? Jeśli tak, to gdzie?” Prawie 50% pytanych wskazało Internet.
Dziś problem raczej się pogłębił. Większość hejtu trafia do młodych ludzi właśnie przez sieć. Niestety, Internet jest bardzo skutecznie wykorzystywany przeciwko młodym Polakom.
A z drugiej strony – brakuje pozytywnej narracji.
Na czym miałby polegać i kto miałby ją snuć?
Zawsze tłumaczę to studentom, kiedy prowadzę zajęcia z relacji polsko-ukraińskich. Mówię im: „Kiedy ja pojadę samochodem po alkoholu, to w nagłówkach będzie: „pijany mieszkaniec Olkusza”. Ale gdy to będzie Ukrainiec, nawet jeśli mieszka w Polsce od lat, to będzie: „pijany Ukrainiec”.
Powtarzam więc ukraińskim studentom: „Teraz czujecie się komfortowo, ale pamiętajcie o tym, co mówiłem na początku: że was będą oceniać inaczej niż mnie. Bo ja jestem u siebie, a wy nie. Jakkolwiek to brzmi”
Niestety źle.
Wiem, wiem, ale to brutalna prawda. Tak jak stereotyp o Polaku w Niemczech – mechanizm działa na podobnych zasadach.
Ja już od 11 lat tak się czuję.
Naprawdę chciałbym, żeby osoby takie jak pani, moja żona czy inni cudzoziemcy w Polsce czuły się tutaj, jak u siebie. Ten komfort powinien być normą.
Powiem pani szczerze, co ja bym robił, gdybym był na miejscu obywatela Ukrainy, który musi mieszkać w Polsce. I mówię to ja, człowiek bardzo przychylny Ukrainie. Często widzę, że osoby z Ukrainy w Polsce nie czują się, jak za granicą. Z jednej strony to jest piękne, naturalne, ale z drugiej – może być też źródłem nieporozumień. Proszę zauważyć, że ukraińska młodzież nierzadko wykrzykuje na ulicy wulgarne słowa czy przeklina, nie rozumiejąc, że Polacy wokół wszystko słyszą. To nie są ludzie, którzy nie znają języków. Nie trzeba być biegłym w rosyjskim, żeby wiedzieć, co te słowa znaczą.
Gdy jestem za granicą, automatycznie staram się być bardziej ostrożny, wycofuję się, nie rzucam się w oczy. Tak już mam. Gdy wyjeżdżam, robię wszystko, by nie przyciągać uwagi – dwa razy się zastanowię, zanim coś powiem.
I dlatego nie rozumiem, jak można głośno przeklinać na ulicy obcego kraju
Ale dlaczego? Na plażach greckich czy hiszpańskich słychać głośno śmiejących się, często pod wpływem alkoholu, Anglików, Niemców, czy Polaków.
I to jest powód to dumy? To właśnie tworzy stereotypy. Poza tym proszę pamiętać, że wyjazd na urlop to wyjazd na urlop. Ludzie którzy utrzymują się z turystyki, poniekąd muszą to znosić – jestem z pod Krakowa, znam poczynania obcokrajowców na krakowskim rynku. Co innego jednak, kiedy te osoby mieszkają tutaj na stałe. Proszę też pamiętać, że pani mówi o specyficznych miejscach, np. turystycznych, a my tutaj rozmawiamy przede wszystkim o Polsce powiatowej. Polsce, w której do 2022 roku obcokrajowców nie widziało się na co dzień w aż takiej liczbie.
Niepokoi mnie też to, że Ukraińcy posługują się językiem rosyjskim znacznie częściej niż ukraińskim. Byłem niedawno w Warszawie i powiem pani szczerze: byłem w szoku. W centrum Warszawy niemal nie słyszałem języka ukraińskiego. Na ulicach, w sklepach dominował rosyjski. A przecież słychać akcenty, można odróżnić Białorusinów, Rosjan, Ukraińców – tym bardziej że wschodnioukraińska mowa czy surżyk mają swoje cechy. A tu – wyłącznie rosyjski.
Wie pani, co mnie wtedy przeszyło? Strach. Bo przypomniały mi się słowa Putina: „Granice Rosji przebiegają tam, gdzie jest język rosyjski i rosyjska kultura”. Czy więc jako Polak powinienem zacząć się bać?
Dla mnie język i kultura ukraińska są bliskie historycznie – z oczywistych powodów. Mamy wspólne dziedzictwo Rzeczypospolitej, która była naszym wspólnym domem. Natomiast język rosyjski – szczególnie teraz, w kontekście agresji Rosji na Ukrainę – nie powinien mieć miejsca w Polsce.
Napięcie rośnie po obu stronach
Wracając do pozytywnych opowieści o Ukraińcach: co można zrobić – i jak?
Potrzeba nam mądrych kampanii pokazujących, kim w społeczeństwie są Ukraińcy, co robią.
Trzeba pokazywać twarze konkretnych osób z Ukrainy. Na przykład: to jest Swieta, która pomaga twojemu dziadkowi; to jest Tetiana, która pracuje w szpitalu; to jest Wowa – architekt, to Nastka - menedżerka w banku itp. Trzeba pokazywać, że ludzie są częścią naszej rzeczywistości. I niech mówią po polsku. Polacy muszą zobaczyć, że to jest dobre, że jest pozytywne.
Niestety (od strony ukraińskiej też) obserwuję albo coraz częściej słyszę coś, co mnie niepokoi. Na przykład przekaz: „Jeśli nas, Ukraińców, nie będzie, to wszystko się zawali”. Albo: „Jeżeli nie będzie dzieci z Ukrainy, to nie będzie pieniędzy dla szkół”. Albo kolejny przykład: „Jeśli my nie będziemy walczyć, to wy będziecie następni”. No i co mam sobie wtedy pomyśleć?
Człowiek czuje się tak, jakby ktoś go moralnie szantażował. Zamiast pozytywnego przekazu pojawia się nacisk, straszenie.
Czy w Polsce istnieje polityka państwowa wobec uchodźców i migrantów?
Wydaje się, że Polska przyjęła strategię opartą na założeniu, że to wszystko szybko się skończy. I to było dość wyraźne, zwłaszcza na początku wojny.
Polska na początku naprawdę nie wiedziała, co dalej. Był ten moment przełomowy – kontrofensywa, odbijanie terenów – i wielu sądziło, że wojna się zaraz skończy, że ludzie wrócą. A oni nie zaczęli wracać
Co więcej, do dziś przyjeżdżają kolejne osoby z różnych regionów Ukrainy – i stają się migrantami.
Dopiero niedawno pojawiły się szybkie decyzje prawne, jak choćby ta, że dzieci z Ukrainy chcące studiować w Polsce muszą zdać egzamin z języka polskiego na poziomie B2. Moim zdaniem takie zasady powinny obowiązywać od samego początku.

To miałby być certyfikat po egzaminie państwowym?
Jestem członkiem komisji rekrutacyjnej dla obcokrajowców, więc pamiętam, że wcześniej była tzw. „współbiesiada” – rozmowa, w której ocenialiśmy znajomość języka. Teraz certyfikat jest wymagany formalnie, co jest szokiem dla wielu ukraińskich rodziców.
To wszystko powinno być wdrożone wcześniej, tak jak zrobiono to w Niemczech. Tam wszystko było jasno określone: uczysz się języka – zostajesz, nie uczysz się – wracasz. Wielu ludzi nie chciało wracać do Ukrainy, więc wracali do Polski i opowiadali, że w Niemczech było dobrze, tylko trzeba było się uczyć. A w Polsce jest inaczej, trudniej, nie dostają tyle środków na wsparcie tj. socjalu, ale nie trzeba się uczyć.
W każdym razie uważam, że reakcja była spóźniona. I to prawda, że ta ogromna mniejszość została trochę pozostawiona samej sobie.
Ukraińcy w Polsce to nie jest jednolita grupa.
To prawda. Są ci, którzy przyjechali wcześniej i chcieli się zintegrować. Są ci, którzy przyjechali po 2022 roku i też się integrują. I są tacy, którzy przyjechali, lecz nie mają zamiaru się integrować.
Dlaczego? Liczą na szybki powrót do domu?
Kiedy robiłem badania w 2023, wśród uchodźców jeszcze było czuć ich chęć do powrotu do domu. Dziś jednak spora część uchodźców zamknęła się w swoich gettach i nie chce się integrować. To tak, jak kiedyś było z nauką języka ukraińskiego jeszcze w Ukrainie: „kakaja raznica, Polaki panimajut”, więc po co się wysilać, lepiej żyć w swojej strefie komfortu i narzekać, jak ciężko żyć na obczyźnie, jednocześnie jednak nawet nie myśląc o powrocie.
Do tego dochodzą jeszcze różnice wewnątrz samej Ukrainy – to, o czym pisał Mykoła Riabczuk [ukraiński krytyk literacki, poeta, eseista i publicysta – red.]: Ukraina wschodnia, zachodnia, a teraz także podział na tych, którzy wyjechali, i tych, którzy zostali. To też komplikuje sprawę. W mojej skromnej opinii dziś, po 3 latach pobytu za granicą, sami Ukraińcy będą musieli się minimum rok adoptować do życia w Ukrainie po powrocie. Dla wielu, szczególnie dla mężczyzn, to będzie ciężkie doświadczenie.
Nie można jednak oczekiwać od przeciętnego Polaka, że będzie specjalistą od ukraińskiej migracji, polityki czy różnic między wschodem i zachodem kraju
Tymczasem zdarza się, że ktoś mówi: „Ja tu jestem od 10 lat, więc nie jestem migrantem”. Okej, ale obok jest osoba, która przyjechała rok czy dwa lata temu z Werchowyny, gdzie żadnej rakiety nigdy nie widziano. To nie jest uchodźca, to jest migrant.
Właśnie dlatego potrzebna jest realna polityka migracyjna, tak samo jak sensowne rozwiązania w edukacji. Ale tu też pojawia się problem, bo dziś każdy temat związany z Ukrainą budzi negatywne emocje. Widać to po komentarzach, i to nie tylko po stronie polskiej.
Nie chcę być jednostronny. Widzę też, jak wyglądają komentarze na Telegramie, w ukraińskich kanałach. Gdy temat dotyczy Polski – jest dokładnie tak samo. Niechęć narasta z obu stron. Niestety, nie sprzyja to budowaniu wzajemnych relacji.
Słowa, które nie docierają do Polaków
Jak wygląda niechęć Ukraińców do Polaków?
Przeważnie opiera się na szantażu moralnym, co wynika często z niezrozumienia. Podam przykłady. Polska ocaliła Europę od komunizmu w 1920 roku, ale czy ktoś o tym pamięta? Ktoś w ogóle wie, o co chodzi? Bo Ukraińcy też mają swój 1920 rok, już teraz widać, jak silna jest narracja, że ocalili Europę od Rosji. Tylko tak naprawdę – i napiszmy to otwarcie – większość krajów europejskich ma do tego stosunek co najmniej neutralny, bo nie czują, że mogą być ofiarami Rosji. Zresztą ta wojna pokazała, że „druga armia świata” nie zajęła żadnego miasta obwodowego Ukrainy i trochę dziwnie by wyglądała teraz narracja o jej „marszu na Zachód”. Drugim przykładem jest opinia, że gdyby Ukraińców nie było, to gospodarka Polski przestałaby działać. To kolejny mit. Oczywiście to miłe, że Ukraińcy są naszymi bliskimi kulturowo sąsiadami – ale jeśli nie oni, to byłyby inne narody, co nota bene miałoby swoje plusy, bo wtedy migracja nie byłaby taka monolityczna i niechęć wobec migrantów nie koncentrowałaby się tylko na jednej narodowości. Ostatni przykład to oczywiście kwestie historyczne, które z dwóch stron oparte są na jakichś półprawdach zassanych z Internetu, ale pozwoli Pani, że tego tematu nie będę kontynuował.
Czy ta wzajemna niechęć to wynik rosyjskiej propagandy?
Oczywiście. To powinno być dla nas wszystkich sygnałem ostrzegawczym. Tam są naprawdę wielkie pieniądze inwestowane po to, żeby takie komentarze pojawiały się w każdym kraju i wzbudzały napięcia.
Jeśli chodzi o skrajne sytuacje, to czy ta niechęć wobec Ukraińców naprawdę musi przeradzać się w nienawiść? Mam koleżanki, których dzieci doświadczały hejtu w szkołach. Tymczasem wystarczy właściwa reakcja dyrektora, by od razu ugasić konflikt. Ale jeśli jej brak, to sprawa trafia do kuratorium.
Wiele ukraińskich dzieci zostało wyrywanych ze swojego środowiska – z klasy, z grupy, gdzie miały już relacje z rówieśnikami w Ukrainie. Związane z przeprowadzką do Polski napięcia między uczniami pojawiają się w szkołach. A nauczyciele? Zarabiają mało, są przeciążeni, często wypaleni. Dlatego kiedy słyszą, że jest jakiś konflikt, zwłaszcza związany z migrantami, to nie zawsze mają siłę, by się tym zająć. Ci, którzy chcą i mają zasoby, próbują coś zrobić, ale wielu po prostu nie daje już rady. Proszę pamiętać, że często dzieci z Ukrainy wchodzą do polskiej szkoły z zerową znajomością języka. I jak nauczyciel ma tu pomóc? Na dodatek często dzieci przyjeżdżają bez rodziców, tylko z opiekunami prawnymi, którzy są tylko na papierze. To ogromne wyzwanie systemu edukacji w Polsce.
Jeśli odpowiednio zareagujemy na podstawowym, szkolnym poziomie, to można zapobiec eskalowaniu problemów przez te środowiska i nie dopuszczać do sytuacji, w których rodzi się niechęć czy wrogość, która potem prowadzi np. do antymigranckich marszów.
Skrajna prawica w Polsce istniała zawsze, w mniejszym czy większym stopniu. Migranci są u niej teraz „na topie”, bo nie bardzo ma się koncentrować na czym innym.
Tymczasem, mówiąc szczerze, większości Polaków żyje się dziś całkiem dobrze. Mam 37 lat, lecz pamiętam, że kiedyś Polacy nie podróżowali tak jak teraz. Dziś połowa moich znajomych regularnie jeździ za granicę. I nie mówię tu o ludziach zamożnych, tylko o zwykłych, z klasy średniej. Więc tak, Polakom generalnie żyje się dobrze.
A na czym bazuje skrajna prawica? Na niezadowoleniu. Bo jeśli realnych problemów nie ma, trzeba je stworzyć. Kiedyś na celowniku polskiej skrajnej prawicy byli homoseksualiści, potem zwolennicy aborcji, teraz są migranci. Zawsze znajdzie się jakiś wróg
To znany mechanizm budowania syndromu oblężonej twierdzy. Wróg jednoczy i mobilizuje, co niektóre partie polityczne umiejętnie wykorzystują. Dla nich to wygodne, bo podgrzewanie emocji pomaga mobilizować elektorat.
Przy okazji wcześniejszych wyborów, parlamentarnych pojawiło się pytanie referendalne o migrację. Ten temat był obecny od dawna, ale teraz doszedł wątek ukraiński. Część ludzi zaczęła to łączyć, a rosyjska propaganda jeszcze to podsyca. I nagle mamy cały zestaw gotowy do wykorzystania, z tym hejtem i kwestią Wołynia.
Wyobraźmy sobie panią albo pana z małego polskiego miasteczka. Przez całe życie kupowali warzywa u pani Barbary, wszyscy w okolicy się znali. I nagle, po 2022 roku, stoją w kolejce w tym samym warzywniaku, lecz obsługuje ich już pani Larysa, a klienci wokół rozmawiają po ukraińsku.
Ci ludzie patrzą i nie rozumieją o co chodzi.
Mój znajomy z Ukrainy, który wrócił do Polski po trzech latach jako visiting professor, zauważył coś podobnego w Biedronce. Mówi: „Starsi Polacy wyglądają na zdezorientowanych. Chcą zapytać o mięso, dopytać, jak zawsze, czy świeże, czy można inaczej zapakować – a tu obsługa mówi z akcentem, niewyraźnie, więc nie wszystko rozumieją”. Ci ludzie czują się niekomfortowo, choć to nie znaczy, że są rasistami czy są antyukraińscy. Po prostu chcą czuć się bezpiecznie i znajomo w swojej codzienności.
Są ludzie, których nie zmienimy. Można z nimi pracować, rozmawiać, oswajać z nową rzeczywistością, ale nikt tego nie robi.
Ludzie z Ukrainy w Polsce powinny więc uczyć się polskiego tak, by w szkole, sklepach, na ulicy bez problemu komunikować się po polsku?
Chyba każda osoba chcąca związać się z jakimś krajem na stałe, nie wspominając już o pracy z ludźmi, powinna znać język państwowy danego państwa. Ja uważam, że każda osoba chcąca mieszkać w Polsce na podstawie karty pobytu powinna posiadać udokumentowaną znajomość języka co najmniej na poziomie B2.
Czy nie obawia się Pan, że skoro nikt nie podejmuje realnych działań, a liczba migrantów (nie tylko z Ukrainy) wciąż rośnie, może dojść do tragedii? Przecież wiemy, jak łatwo sterować tłumem. Wystarczy, że podczas marszu ktoś rzuci hasło: „Bić czarnoskórych!” albo: „Bić Ukraińców!” – i ofiary będzie można liczyć w setkach.
Oczywiście, ma Pani rację.
To się może skończyć bardzo źle. Jednak wciąż mam nadzieję, że mimo tej całej politycznej bitwy istnieje coś w rodzaju hamulca bezpieczeństwa, że w pewnym momencie ktoś – nawet jeśli robi to z chęci zysku czy dla władzy – jednak powie: „stop”
Zresztą widać już pewną zmianę narracji – teraz mówi się raczej o nielegalnej imigracji, a nie ogólnie o migrantach. To sygnał, że nawet ci, którzy nakręcają nastroje, czują, że zbyt daleko posunięta retoryka może się źle skończyć.
Ale mimo wszystko ma pani rację, sytuacja może się radykalizować. Dlatego potrzebne są działania na wielu poziomach: edukacja, zaangażowanie państwa, NGO-sów – zarówno polskich, jak ukraińskich. Przede wszystkim jednak samych Ukraińców.
Bo z Polakami jest tak, że kiedy próbuję tłumaczyć pewne rzeczy, często słyszę: „Ale to my jesteśmy u siebie”. I trudno to skontrować, bo to przecież prawda. Ukraińcy, przynajmniej dziś, są gośćmi. I jeśli chcemy zmieniać nastawienie społeczne, to trzeba pracować z obiema stronami, choć głównie po stronie migrantów.
Problem w tym, że z jednej strony mamy polską prawicę, która mówi: „Dość Ukraińców”, a z drugiej wypowiedzi niektórych Ukraińców w mediach w przywoływanym już przeze mnie stylu: „Bez nas polska gospodarka by padła” albo: „Gdyby nie my, to Rosjanie już by tu byli”. To nie trafia do Polaków. Wręcz przeciwnie, jest odbierane jako roszczeniowe i świadczące o wywyższaniu się.
Jak Pan jako politolog i ekspert patrzy na polską skrajną prawicę? O co jej tak naprawdę chodzi? Czy rzeczywiście walczy o „Polskę dla Polaków”, czy raczej chodzi o polityczny kapitał, zbieranie punktów przed wyborami w 2027 roku?
Polska skrajnia prawica nie jest jednorodna. To nie jeden nurt, to zbiór bardzo różnych ludzi. Są tam osoby głęboko wierzące, są też tacy, którzy jeżdżą na wakacje do Egiptu czy Turcji, a jednocześnie protestują przeciw migrantom. Jedni boją się „pani Larisy w warzywniaku”, bo czują się obco. Inni uważają, że przez Ukraińców stracili pracę, bo byli dyrektorami, a teraz nie mogą znaleźć miejsca dla siebie. Każdy ma inną motywację.
Ale ktoś te lęki i frustracje zbiera, układa w narrację i wykorzystuje politycznie.
*ATB-Market, jedna z największych sieci handlowych w Ukrainie.


Weto przeciw życiu: jak decyzja polskich władz może pozbawić ukraińskich chorych ostatniej deski ratunku
„I to jest chrześcijański kraj” – pisze z gorzką ironią moja polska przyjaciółka, dowiedziawszy się o wynikach najnowszego sondażu: prawie 60% Polaków popiera weto prezydenta Nawrockiego, które pozbawi bezrobotnych ukraińskich uchodźców zasłku 800+ na dzieci i bezpłatnego dostępu do lekarzy. Niektórzy polscy i rosyjscy komentatorzy w mediach społecznościowych nazywają nawet prezydenta „facetem z jajami”. Ale przeciwko komu tak naprawdę skierowana jest ta siła?
Niedawno dwa tysiące polskich kobiet podpisało list protestacyjny do premiera, Sejmu, Senatu i prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie weta. Do protestu dołączyła Rada Przedsiębiorczości, która podkreśliła, że weto „jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem” i grozi „wywołaniem chaosu”. W dziesiątkach publikacji członkowie polskiej elity intelektualnej odwołują się do logiki i jako argumenty przytaczają fakty: tylko w zeszłym roku Ukraińcy przynieśli Polsce ponad 75 mld euro – czyli 8 razy więcej niż wynosi cała polska pomoc dla Ukrainy. Poza tym 69% ukraińskich uchodźców jest zatrudnionych.
Oni nie zabrali pracy Polakom, ale zaspokajają potrzeby rynku i często tworzą nowe miejsca pracy
Oczywiście są też tacy ukraińscy uchodźcy, których rzeczywistość nie wpisuje się w te statystyki. To osoby starsze, opiekunowie chorych i dzieci niepełnosprawnych. Tyle że podatki płacone przez Ukraińców pracujących w Polsce z powodzeniem wystarczyłyby, by ich wesprzeć. A tak w związku ze zniesieniem pomocy ich historie mogą wkrótce przerodzić się w tragedie.
„Czuję się podwójnie zdradzona”
Aby w pełni uświadomić sobie katastrofalne skutki tych zmian, zwróciłam się do społeczności „Osobliwy świat. Polska”, która zrzesza matki wychowujące dzieci z najcięższymi formami niepełnosprawności. Te kobiety i ich dzieci znajdą się na granicy lub poza granicą przetrwania, jeśli świadczenie 800+ i bezpłatny dostęp do usług medycznych zostaną im odebrane.
Natalia Erastowa wychowuje troje nieletnich dzieci, jeden jej z synów ma ciężką niepełnosprawność. Cała rodzina wyjechała do Polski z Chersonia, ale dwa lata temu 40-letni mąż Natalii, ojciec dzieci i żywiciel, nagle zmarł. Pracował jako kierowca ciężarówki dla polskiej firmy, w Czechach na parkingu dostał zawału serca. Od tego czasu rodzina walczy o przetrwanie.
– Cały dochód naszej rodziny to obecnie 800+ na troje dzieci plus 1300 złotych pomocy z tytułu utraty żywiciela, a także pomoc z Ukrainy na opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem. W Polsce przez długi czas nie ubiegałam się o pomoc, ponieważ początkowo dbał o nas mąż, a potem pojawiły się wątpliwości, czy status zostanie nam przedłużony. Cztery miesiące temu, kiedy w końcu zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie utrzymać rodziny, syn przeszedł procedurę uznania niepełnosprawności. Ale nie było jeszcze żadnej wypłaty, sprawa jest w toku – opowiada Natalia.

Łączny dochód jej czteroosobowej rodziny wynosi około 4000 złotych, a sam czynsz kosztuje 3700-3800 złotych. Natalia nie może znaleźć pracy, którą mogłaby pogodzić z opieką nad niepełnosprawnym dzieckiem, przedszkolem i szkołą pozostałych dzieci.
Dla tej rodziny utrata 800+ oznacza jedno: powrót do Ukrainy, pod bomby, lub przeprowadzkę do innego kraju, gdzie trzeba będzie zacząć wszystko od nowa bez żadnych gwarancji
Rodzina Natalii, podobnie jak wielu innych Ukraińców, wybrała Polskę jako tymczasowe schronienie, ponieważ ten kraj wydawał się jej bliski mentalnie, jest chrześcijański, jak Ukraina, i o podobnym stylu życia. Teraz przed Natalią stoi nowe wyzwanie: zabranie dzieci, które przez trzy lata zintegrowały się z polskim systemem edukacji, nauczyły się języka, znalazły przyjaciół – i przeniesienie się z nimi gdzieś dalej.
– Czuję się podwójnie zdradzona, bo Polska obiecała być solidarna z Europą, stać z nami ramię w ramię do czasu trwałego pokoju – mówi Anastazja, mama 15-letniego Danyła, który ma ciężką postać porażenia mózgowego. – Teraz jednak odmawia wsparcia, podczas gdy inne kraje, bardziej zorientowane społecznie, nie przyjmują już osób, które miały tymczasową ochronę gdzie indziej. Czuję, że zawiodłam siebie i syna, ufając Polsce. Tu jest wielu dobrych ludzi, których odróżniam od polityków obu obozów, od ksenofobów, ale to nie ratuje sytuacji.
„Teraz bardzo boję się o przyszłość”
– Odkąd dowiedziałam się o możliwości zniesienia pomocy, jestem w kompletnej rozpaczy – mówi Kateryna Kisenko, mama czworga dzieci, z których jedno ma ciężką postać autyzmu. – Przyjechaliśmy do Polski z okupowanej części obwodu zaporoskiego. Mój były mąż walczy na wojnie, mama jest pod okupacją i nie może wyjechać ze względu na stan zdrowia. Jestem jedyną dorosłą osobą, która może opiekować się dziećmi.
Opowiada, jak wygląda jej życie w Polsce. Łączny dochód jej rodziny wynosi 7200 złotych. W ramach programu 800+ otrzymują 3200 złotych, a zasiłek na opiekę nad dzieckiem niepełnosprawnym to 3415,84 złotych. Ojciec dzieci płaci alimenty w wysokości 6000 hrywien (około 525 złotych), jednak wydatki na wynajem mieszkania i utrzymanie, a także koszty leczenia dziecka niepełnosprawnego są tak wysokie, że czasami brakuje pieniędzy na ubrania czy artykuły gospodarstwa domowego.
– Wizyta u psychiatry to wydatek 400 złotych. Leki kupuję regularnie, bez nich nie da się żyć.
Nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli nowe warunki zostaną przyjęte. Nasz dom jest pod okupacją, nie mamy dokąd wrócić, a ja nie mogę podjąć pracy, bo syn wymaga stałej opieki. Bardzo boję się o przyszłość

– Jestem tu z córką i synem z pierwszą grupą niepełnosprawności, on będzie wymagał całodobowej opieki do końca życia – mówi Lilia Torżok-Marusecka. – Od 2022 do 2023 roku mieszkaliśmy w hostelu, razem z innymi mamami z dziećmi specjalnej troski. A potem kazano nam się wyprowadzić, bo ośrodki dla Ukraińców są zamykane. Od tego czasu sami wynajmujemy, a to ponad 2000 złotych za małe mieszkanie bez wanny, co jest bardzo niewygodne, bo kąpiel niemogącego się poruszać dziecka to skomplikowana procedura. Całą pomoc, którą otrzymujemy w Polsce, wydajemy tylko tutaj. Od trzech lat ani razu nie pojechaliśmy do Ukrainy.
Podobne historie opowiadają setki ukraińskich matek, które chciałyby, ale nie mogą znaleźć pracy. To właśnie one najbardziej odczują skutki zniesienia 800+. Znalazły się w grupie osób, które nie będą mogły zalegalizować swojego pobytu w Polsce poprzez zatrudnienie, ponieważ ich dzieci wymagają stałej opieki i nadzoru.
Tylko część takich kobiet wyjechała wraz z mężami, którzy teraz pracują w Polsce. Wielu mężczyzn pozostaje w Ukrainie – walczą, pracują w zakładach zbrojeniowych. Jest też wiele rodzin, w których mężczyźni zginęli. I są takie, w których mężczyźni mają prawo do wyjazdu (ze względu na liczbę dzieci), ale zdecydowali się bronić wschodniej granicy Europy, powierzając Europejczykom opiekę nad swoimi rodzinami.
Bez prawa do przetrwania
Decyzja o zniesieniu w Polsce dostępu do państwowej opieki medycznej dla osób niepracujących dotyka również tych, którzy nie mogą pracować ze względu na stan zdrowia. 26-letnia Tetiana Rożda ma niepełnosprawność pierwszej grupy, cierpi na spinalną atrofię mięśniową (SMA) – chorobę genetyczną, w wyniku której człowiek traci zdolność kontrolowania swoich mięśni. Porusza się na wózku inwalidzkim.
Gdy stan jej zdrowia się poprawił, próbowała podjąć pracę jako logopedka w jednej z polskich fundacji. Ale wkrótce się pogorszyło i musiała zrezygnować z pracy.
– W Polsce jestem leczona preparatem Spinraza – pierwszym w historii lekiem spowalniającym postęp choroby (widzę już niewielką poprawę). Problem polega jednak na tym, że trzeba go przyjmować przez całe życie, bez przerw. Zaprzestanie przyjmowania leku spowoduje nieodwracalne pogorszenie stanu zdrowia – mówi Tetiana.
Od dwóch lat poszukuje pracy zdalnej, ale ze względu na diagnozę nikt nie chce jej zatrudnić. Kiedy dostęp do opieki zdrowotnej zostanie powiązany z obowiązkowym oficjalnym zatrudnieniem, nie będzie mogła już otrzymywać niezbędnego leczenia. Nie wiadomo również, co stanie się z jej mamą, która obecnie opiekuje się córką, potrzebującą pomocy w codziennych czynnościach, których nie jest w stanie wykonać samodzielnie.
Oczywiście Polska ma prawo decydować, czy wspierać takie osoby – mówią Ukrainki. Tyle że dla wielu takich jak Tetiana dostęp do NFZ to kwestia życia i śmierci

Wyrok na niewidzialnych ludzi
Pacjenci paliatywni to grupa osób, które z powodu zmian prawnych mogą znaleźć się w krytycznej sytuacji. Hanna Polak, założycielka fundacji Pallium for Ukraine, podkreśla, że chodzi o dzieci i młodych dorosłych ewakuowanych z Ukrainy, którzy przebywają w polskich hospicjach lub są objęci domową opieką wspomagającą.
Dla tych pacjentów, którzy oddychają przez gastrostomię (chirurgicznie utworzone otwory – stomię – w przedniej ścianie tchawicy, które pozwalają powietrzu dostać się bezpośrednio do płuc, omijając nos, usta i krtań), a odżywiają się za pomocą specjalnych pomp, które podają im pokarm w dawkach, kropla po kropli – utrata dostępu do opieki medycznej oznacza po prostu śmierć.
– Część z tych pacjentów ma rodziców, którzy idą do pracy, by zalegalizować swój pobyt. Ale są też tacy, których rodzice wykonują obecnie ważne misje w Ukrainie – mówi Hanna. – Taką pacjentką jest Weronika, dziewczynka z ciężką postacią SMA. Jej tata pracuje w Ukrainie jako saper, więc ona i mama są tu same, żadna nie może iść do pracy.
Teraz wszystkie te rodziny są zrozpaczone i z zapartym tchem czekają na decyzję polskich urzędników i polityków. Coś podobnego przeżywali już ukraińscy pacjenci hospicyjni, kiedy rząd zniósł rekompensatę za pobyt gdziekolwiek poza specjalnymi ośrodkami. A tacy pacjenci są najbardziej wrażliwi nie tylko ze względu na swoją podatność na bakterie, ale także z uwagi na wymuszony przez chorobę styl życia. Kiedy obok człowieka pracuje pompa, aparat tlenowy i inne urządzenia, potrzebne jest specjalnie dostosowane mieszkanie. Bardzo trudno takie znaleźć.

– Mieliśmy sytuację, w której rodzina była zmuszona przenieść się do nowego mieszkania w odległej wsi, bo tylko na takie mogła sobie pozwolić po zlikwidowaniu programu 40+ [rekompensata kosztów wynajmu – red.]. Tyle że tam lekarze nie mogli już szybko dojechać w razie potrzeby – zaznacza Hanna Polak.
Podkreśla, że mówienie o „oszczędnościach w budżecie” brzmi nieodpowiedzialnie, gdy chodzi o ludzkie życie. Bo to nie tylko kwestia finansowa, ale także moralno-etyczna
W placówkach, w których przebywają dzieci i młodzież objęci opieką paliatywną, nikt nie wie, co będzie po 1 października. Jak powiedzieć rodzinom, że z powodu decyzji politycznej ich dzieci będą musiały zostać odłączone od aparatury podtrzymującej życie? I jak te rodziny, które ledwo wiążą koniec z końcem, mają nagle znaleźć pieniądze na to, by opłacić leczenie swoich dzieci?
Powrót do Ukrainy, gdzie trwają nieustanne bombardowania, nie wchodzi w grę, ponieważ aparaty podtrzymujące życie wymagają nieprzerwanego zasilania. Pozostaje nadzieja, że prawodawcy w końcu dostrzegą tych niewidzialnych ludzi i zapewnią im wsparcie. Bo jego odmowa oznacza wyrok śmierci.


„Najgorsze to liczyć, że bullying sam zniknie”. O izolacji ukraińskich dzieci w polskich szkołach
Pochodzimy z obwodu odeskiego, a to daleko od zachodniej granicy Ukrainy. Moje doświadczenia w kontaktach z Polakami do 2022 roku były niewielkie, ale zawsze pozytywne. I właśnie na tych pozytywach skupiałam uwagę moich dzieci przed ich pierwszym dniem w nowej szkole. Dzisiaj widzę inną rzeczywistość: setki ukraińskich rodziców, wysyłając dzieci do polskich liceów lub techników, na lokalnych czatach najpierw pytają: „Czy w tej szkole nie obrażają ukraińskich dzieci?”. Pod wpływem internetowych historii i opowieści znajomych wielu już na starcie nastawia swe dzieci na możliwy ich negatywny odbiór – i na obronę.
Znęcanie się, czyli strach przed obcymi
Rozmowę o znęcaniu się w polskich szkołach warto rozpocząć od ważnego zastrzeżenia: ten problem nie ogranicza się tylko do stosunków polsko-ukraińskich. Jest systemowy i globalny, ponieważ ofiarami znęcania się w polskich szkołach są również polskie dzieci.
Najnowszy raport Uniwersytetu SWPS, Fundacji UNIQA i zespołu RESQL pokazuje, że około 62% uczniów polskich szkół przynajmniej raz spotkało się z bullyingiem
Badanie przeprowadzone wśród 18 950 uczniów z 96 placówek oświatowych wykazało, że najczęstszymi formami znęcania się, jakich doświadczają polskie dzieci, są: obraźliwe żarty (4371 uczniów), rozpowszechnianie plotek lub nieprawdziwych informacji (3627) oraz izolacja społeczna – wykluczenie z grupy (3340).
– Znęcanie się wynika z głęboko ludzkich instynktów, strachu przed tym, co wydaje się niezrozumiałe, odmienne lub groźne – mówi Iryna Owczar, psycholożka.
– Na konsultacje przychodzą do mnie dzieci z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec – krajów uważanych za tolerancyjne wobec imigrantów. Nawet one spotykają się z bullyingiem. Kiedy masz przed sobą obcego, już samo to stwarza potencjalny konflikt. W Polsce jest szczególnie trudno, ponieważ przez dziesięciolecia była krajem monoetnicznym. A tu nagle milion ludzi z innym językiem, mentalnością i zwyczajami. To trudne nawet dla dorosłych, a co dopiero dla dzieci.

Przemoc „w białych rękawiczkach”
Dla wielu ukraińskich dzieci najbardziej bolesne okazuje się nie otwarte poniżanie, prześladowanie, obrażanie, ale izolacja społeczna.
– Trafiliśmy do klasy, gdzie wszyscy znali się już od siedmiu lat – wspomina 16-letnia Karolina.
– Nauczyciele dzielili nas nawet na „swoich Ukraińców”, którzy mieszkali tu jeszcze przed wojną, i „nowych”, którzy pojawili się w połowie roku
Czułam się zagubiona, bo słabo znałam język: czasami przychodziłam do szkoły z książkami, kiedy klasa akurat wyjeżdżała na wycieczkę. Potem inni długo to wspominali, śmiejąc się ze mnie. W Ukrainie korzystaliśmy z Telegramu lub Instagrama, a tutaj wszyscy używali Snapchata, o którym jeszcze wtedy nie słyszałam.
Podobne sytuacje wydają się drobiazgami, ale to właśnie z nich rodzi się poczucie izolacji. Często rodzice, słuchając skarg dzieci, nie rozpoznają w tym znęcania się, skoro nie było ani obelg, ani fizycznej agresji. Jednak specjaliści podkreślają: wykluczenie społeczne to również przemoc, tyle że zamaskowana, „w białych rękawiczkach”, a ból z tego powodu może być nie mniej dotkliwy.
Dr Piotr Ryczelski, psycholog Uniwersytetu SWPS i współautor systemu RESQL, dodaje:
– W badaniach uczniowie często przyznają, że woleliby raczej zostać fizycznie uderzeni, niż zostać wykluczeni z grupy lub klasy.
Samotność – sygnał alarmowy
Dan Olweus, który w 1978 roku wprowadził do obiegu naukowego pojęcie „bullying”, początkowo uważał, że rola ofiary lub agresora zależy od indywidualnych cech dziecka. Jednak rzeczywistość pokazała, że na dynamikę relacji w klasie wpływają również czynniki zewnętrzne. Na przykład w klasie moich dzieci szybko utworzyły się odrębne grupy: polskie dzieci, Ukraińcy, którzy przyjechali przed wojną, oraz Ukraińcy, którzy przybyli po 24 lutego. Pierwsze dwie grupy znęcały się nad trzecią.
Ten podział świadczy o tym, że znęcanie się to nie tylko problem indywidualny, ale także konsekwencja zjawisk grupowych, które mogą wynikać z różnic kulturowych, doświadczeń, a nawet nieostrożnych wypowiedzi dorosłych. Niektórzy uczniowie skarżyli się nawet, że nauczyciele dzielili ich na „chłopców, dziewczynki i Ukraińców”, co tylko podkreśla problem stygmatyzacji i izolacji, prowadzący do znęcania się.
W tym czasie rodzice skupiali się na rozwiązywaniu codziennych problemów i adaptacji w nowym kraju. Brakowało im siły psychicznej, by wspierać swe dzieci w szkole.
– To jeden z największych błędów, kiedy rodzice oddają dzieci do nowego środowiska i oczekują, że szkoła zajmie się wszystkim – wyjaśnia Iryna Owczar
– Mama, tata lub opiekująca się dziećmi osoba dorosła muszą angażować się w życie szkolne: poznawać innych rodziców, nawiązywać kontakt z nauczycielami, utrzymywać komunikację. To sygnał: jestem przyjazna, sympatyczna, nie stanowię zagrożenia, więc moje dzieci też nie stanowią zagrożenia dla waszych.
Wiele ukraińskich matek przyznaje, że często milczały na temat problemów, by nie wyjść na niewdzięczne „beneficjentki ochrony”. Ale milczenie tylko pogarsza sytuację.

Moja córka nadal uważa naukę w polskiej szkole podstawowej za najgorsze doświadczenie w swoim 16-letnim życiu: „Najgorsze jest oczekiwanie, że znęcanie się samo zniknie – mówi. – Próbowałam wszystkiego: nie reagowałam, odpowiadałam agresją, płakałam, ale problem zaczął się rozwiązywać dopiero wtedy, gdy interweniowała mama, a nauczycielka musiała porozmawiać z prześladowcą i jego rodzicami”.
„Nauczyciel, zwłaszcza wychowawca klasy, powinien wspierać uczniów i znajdować czas nie tylko na nauczanie – przypomina profesor Małgorzata Wójcik w badaniu ‘Przerwijmy krąg przemocy’. – Wtedy jego wpływ na atmosferę w klasie staje się znaczący i pozytywny”.
Od dziecka też coś zależy
– Aby wyjść z izolacji, skończyć z samotnością, potrzebne jest nie tylko wsparcie otoczenia, lecz także proaktywna postawa samego dziecka – podkreśla Iryna Owczar.
Są dzieci, co do których prawdopodobieństwo, że będą cierpieć z powodu znęcania się, jest mniejsze. To głównie dzieci ekstrawertyczne, komunikatywne, otwarte, które mają wewnętrzne oparcie i nie reagują emocjonalnie na komentarze i uwagi innych. Najtrudniej jest dzieciom zamkniętym, introwertycznym, empatycznym, wrażliwym, które mają trudności z komunikacją i budowaniem relacji.
14-letnia Angelina opowiada: „Dzieci podchodziły do mnie. Wydaje mi się, że prosiła je o to nauczycielka, ale ze względu na słabą znajomość języka wstydziłam się odpowiadać. Widziałam też jednak inną Ukrainkę, która znała język jeszcze gorzej niż ja, ale miała wielu przyjaciół”.
Ważne jest, by spróbować znaleźć przynajmniej jedną lub dwie osoby, z którymi naprawdę jest ciekawie, i nawiązać z nimi przyjaźń. To znacznie zmniejsza ryzyko stania się „łatwym celem” dla bullyingu.
Warto podkreślić, że pomimo dominowania w przestrzeni publicznej rozmów o przypadkach znęcania się nad ukraińskimi dziećmi, istnieje wiele innych – mniej widocznych, ale nie mniej ważnych – pozytywnych przykładów.
Zdarzają się przypadki, gdy polscy rówieśnicy opiekują się ukraińskimi uczniami: pomagają im dostosować się do nowego środowiska, wspierają w nauce i nawiązują prawdziwe przyjaźnie
Niebiesko-żółta wstążka nie wystarczy
Często rodzice, których dzieci są ignorowane lub obrażane, decydują się na zmianę szkoły lub nawet przejście wyłącznie na ukraińską naukę online. Czasami to naprawdę działa: to właśnie dorośli są odpowiedzialni za atmosferę w grupie, a w różnych środowiskach to samo dziecko może przeżywać zupełnie inne doświadczenia.
Jednocześnie ukraińska flaga na awatarze lub niebiesko-żółta wstążka na piersi nauczyciela nie zawsze gwarantują, że w szkole nie będzie prześladowań. Znane są przypadki kiedy ukraińskie dzieci były obrażane słownie, przy milczącej zgodzie lub bezczynności nauczycieli. 16-letni Mikołaj opowiada, że w jego klasie polskie dzieci wielokrotnie mówiły ukraińskim: „Putin was wszystkich zniszczy”, „Żyjecie tu za nasze pieniądze”, powtarzając prawdopodobnie stwierdzenia swoich rodziców. Zaostrzenie problemu obserwowano również podczas kampanii wyborczych, kiedy nawet neutralne dzieci zaczynały powtarzać polityczne hasła i wyrażać antyukraińskie nastroje – a nauczyciel milczał.
Czasami jednak to sami nauczyciele stają się przyczyną znęcania się nad dziećmi.
„Przez prawie rok uczyliśmy się o tragedii wołyńskiej i za każdym razem gdy nauczyciel wspominał o okrucieństwach Ukraińców, patrzył na mnie. A wraz z nim cała klasa – wspomina 15-letnia Julia. – Po lekcji nazywano mnie ‘banderówką’, wypisywano obraźliwe słowa na tablicy. Czułam tę nienawiść do siebie biorącą się tylko z tego, że jestem Ukrainką”
Taka postawa nauczyciela lub brak reakcji ze strony pedagogów prowadzi do tego, że z fazy obraźliwych słów dzieci przechodzą do kolejnej, fizycznej – popychania, bicia, poniżania. W takim przypadku tylko natychmiastowa pisemna skarga rodziców może zmusić szkołę do interwencji i rozwiązania problemu.

Gdy wchodzisz w dialog, najważniejszy jest spokój
W zeszłym roku brałam udział w formacie „żywej biblioteki”, gdzie byłam „książką”, którą mogły „czytać” 13-,15-letnie polskie nastolatki. Dzieci zadawały mi bezpośrednie, czasem niewygodne pytania – a ich otwartość potwierdzała moje obserwacje dotyczące przyczyn znęcania się na tle narodowościowym. „Ukraińcy wydają się nam dziwni”; „Nie nawiązywali kontaktów”; „Trzymali się na uboczu” – mówiły. A potem padały kolejne pytania:
„Dlaczego Ukraińcy są w Polsce, a nie bronią swojej ojczyzny?”. „Czy to prawda, że Ukraińcy nie pracują, a żyją tylko z zasiłków socjalnych?”. „Czy naprawdę ukraińskie kobiety chcą odbierać mężczyzn Polkom?”. „Dlaczego na Ukrainie gloryfikuje się siły, które niszczyły Polaków na Wołyniu?”. „Po co wojna, skoro Ukraińcy i Rosjanie są jednym narodem, bo mówią jednym językiem?”. „Czy zna pani osobiście tych, którzy zginęli na wojnie?”. „A może Putin naprawdę chciał uratować Ukrainę przed Europą, która dyktuje Polsce swoje warunki?”.
Często dzieci po prostu nie posiadają niezbędnych informacji. Iryna Owczar radzi w takich sytuacjach kierować się kontekstem: jeśli jest szansa na dialog, warto spróbować wyjaśniać, ale bez emocji. I ja zrobiłam właśnie to, ponieważ taki format przewidywało nasze spotkanie.
Jeśli jednak rozmówca jest nastawiony agresywnie i używa tego rodzaju sformułowań do systematycznego znęcania się, lepiej unikać konfliktu i zwrócić się o pomoc do nauczycieli i rodziców.
Bardzo ważne jest, by nie dać agresorowi tego, czego chce – łez, strachu czy gniewu
Iryna Owczar podaje przykład angielskiej szkoły, w której obecnie pracuje. Ukraińska dziewczynka była w niej prześladowana właśnie z powodu wojny za pomocą podobnych zwrotów. Mama tego dziecka zaproponowała nakręcenie filmu, w którym ukraińscy uczniowie opowiadali swoje historie – z przedwojennymi zdjęciami i filmami, wspomnieniami z ewakuacji, bombardowań, strat i adaptacji w nowym kraju.
Obejrzenie tego filmu stało się momentem refleksji dla całej szkoły. Po tym nie było już ani jednego przypadku znęcania się na tle narodowościowym.
– Trzeba ocenić swój stan – czy są argumenty, siły, chęć, żeby coś wyjaśniać – mówi Tasia Osadcza, psycholożka. – Jeśli ich nie ma, należy unikać takich rozmów. Jeśli masz siłę i chęć, wcześniej przygotuj argumenty przeciw często powtarzanym obraźliwym stwierdzeniom. Politycznie poprawne, ale z właściwymi odpowiedziami na często zadawane pytania, które rozpowszechnia prorosyjska propaganda.
Trzeba też mieć na uwadze to, że obraźliwe frazy są konstruowane w taki sposób, by wywołać u człowieka emocje.
Wiele osób, słysząc te niesprawiedliwe stwierdzenia, zaczyna się denerwować, złościć i reagować agresywnie. I właśnie tego chce rosyjska propaganda: pokazać Ukraińców jako dzikusów, ludzi emocjonalnie niestabilnych, agresywnych
Dlatego gdy wchodzisz w dialog, najważniejsze jest zachowanie panowania nad sobą. Jeśli dziecko nie widzi takiej możliwości dla siebie, lepiej, by unikało rozmów na ten temat.
Propaganda kształtuje przekonania, które trudno obalić argumentami rozumu. Ale kiedy człowiek sam styka się z rzeczywistością, która jest sprzeczna z narzuconymi mu stereotypami, pojawia się szansa, by obalić te stereotypy i zmienić jego zdanie.

Mechanizm wszędzie jest taki sam
Znęcanie się dotyczy nie tyle przyczyny, ile mechanizmu poniżania i podporządkowywania sobie innej osoby. Przyczyny mogą być różne: wygląd, akcent, status społeczny, płeć, narodowość, sukcesy, a nawet po prostu niechęć do „bycia takim jak wszyscy”. Jednak w istocie bullying zawsze opiera się na chęci stworzenia hierarchii (silniejszy – słabszy), uczynienia ofiary „inną”, odrębną od grupy, zaspokojenia potrzeby dominacji agresora lub rozwiązania własnych problemów.
– I tutaj nie ma znaczenia, za co dziecko jest prześladowane – mówi Tasia Osadcza. – Czy za to, że pochodzi z Ukrainy, czy za krzywe zęby, za tanie lub nieczyste ubranie, nadwagę lub niedowagę, za wzrost.
Reagować na takie przypadki w środowisku szkolnym należy zgodnie z opracowanymi protokołami przeciwdziałania znęcaniu się, bez względu na przyczynę. By szkoła mogła te protokoły uruchomić, rodzice lub dzieci muszą zgłaszać przypadki znęcania się, a nie milczeć.
Zgodnie z tymi protokołami należy pracować ze wszystkimi uczestnikami procesu: sprawcą, ofiarą, świadkami
Bo przecież bullying niszczy człowieczeństwo, wzmaga agresję w społeczności, co ostatecznie może uderzyć w pozostałe dzieci – zarówno ukraińskie, jak polskie.
Dlatego polska szkoła też powinna być zainteresowana rozwiązaniem tego problemu. O znęcaniu się należy mówić nie z perspektywy narodowej czy politycznej, ale jako o fakcie prześladowania jednego dziecka przez inne.
– Jedyne, co należy wziąć pod uwagę, to fakt, że protokoły przeciwdziałania znęcaniu się są uruchamiane przez ludzi – podkreśla Osadcza. – I tutaj często w grę wchodzi czynnik ludzki: czy dyrektor chce się tym zajmować, czy nauczyciele chcą się zaangażować. Są tu zarówno przypadki zakończone sukcesem, jak porażką – między innymi dlatego, że nauczyciel również może ulegać wpływom propagandy i presji społecznej.
W takich przypadkach należy zaangażować kuratorów szkolnych, policję i inne organy, które mogą wpłynąć na sytuację.
Znajdź sobie przyjaciół
– Szkołę podstawową ledwo przetrwałam – wspomina moja córka. – Po rozmowie z nauczycielką sprawca przestał mnie obrażać, jednak nie udało mi się przezwyciężyć izolacji społecznej.
Dopiero w liceum w końcu się udało: od pierwszych dni córka, która już dobrze opanowała język polski, zaprzyjaźniła się z kilkoma polskimi dziewczynami, które nie miały uprzedzeń wobec Ukraińców. Od pierwszego dnia nowego roku starała się być przyjazna wobec wszystkich, brała udział we wspólnych wydarzeniach, projektach wolontariackich, kampaniach społecznych, zawodach sportowych.
Podobne rady dają też inne nastolatki: nie czekaj, aż pierwszy krok zrobią „gospodarze środowiska”. Wspólnych punktów warto szukać w sporcie, muzyce, wolontariacie albo hobby. Znajdź sobie jednego lub dwóch przyjaciół, którzy sprawią, że pobyt w szkole będzie przyjemny i emocjonalnie bezpieczny.
Zdjęcia: Shutterstock



List protestacyjny Polek do Premiera, Sejmu, Senatu i Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
25 sierpnia Prezydent RP ogłosił weto do rządowej ustawy, która miała uporządkować ochronę i wsparcie dla rodzin uciekających przed wojną. Ta decyzja i towarzyszący jej język – zapowiedzi warunkowania pomocy dziecku pracą rodzica, wydłużania drogi do obywatelstwa, rozpalania na nowo sporów pamięci – nie są kwestią nastrojów, lecz zimnej kalkulacji politycznej. Uderzają w ukraińskie kobiety-uchodźczynie, w ich dzieci, w osoby starsze i chore; uderzają też w nasze szkoły, lekarzy i samorządy. Zamiast pewności, przynoszą lęk, zamiast spokoju – groźbę rozdzielania rodzin, wtórnej migracji i erozję zaufania do polskiego państwa.
Wyobraźcie sobie, że to Wy jesteście na wojnie w obronie Ojczyzny, a sąsiedni kraj traktuje Wasze żony, matki i córki jak zakładniczki polityki.
Po decyzji Prezydenta w tysiącach domów w całej Polsce nastał szok, rozgoryczenie i poczucie zawodu. Matki, które z dziećmi i chorymi rodzicami uciekły z miast i wsi obróconych w pył, dziś zadają sobie pytanie, gdzie mają teraz uciekać. Kobiety, które wybrały Polskę z miłości i zaufania, czują, że ta miłość nie została odwzajemniona.
Dziecko nie jest martwym zapisem w ustawie, a pomoc na nie przyznawana nie może być dźwignią nacisku na jego matkę. Solidarność nie jest sezonowa, nie jest modą. Jeśli jest prawdą w marcu, musi być nią także w sierpniu. Pamięć nie jest pałką. Państwo, które zamiast leczyć rany historii sięga po łatwe symbole, nie buduje wspólnoty. Państwo nie może być ulicznym teatrem. Poważne państwo wybiera odpowiedzialność, a nie polityczny spektakl: procedury, jasny komunikat, ochronę najsłabszych.
My, polskie kobiety – matki, żony, córki, siostry i babcie – mówimy wprost: nikt w naszym imieniu nie ma prawa stawiać warunków kobietom uciekającym przed wojną. Nie zgadzamy się, by ból i cierpienie ludzi potrzebujących naszego wsparcia przerabiano na paliwo sporów. Nie pozwolimy na niszczenie zaufania, na którym stoi wspólnota. To jest racja stanu i racja sumienia nas wszystkich. To mosty – a nie mury – czynią z sąsiadów sojuszników, a przewidywalne i sprawiedliwe prawo oraz język szacunku wzmacniają bezpieczeństwo Polski bardziej niż populistyczny wrzask z mównicy.
Europa, a więc także my, opowiedziała się za ciągłością ochrony cywilów uciekających przed agresją. Naszym obowiązkiem jest dotrzymać słowa. To oznacza jedno: potwierdzić publicznie, jasno i bez dwuznaczności, że rodziny, które zaufały Polsce, nie obudzą się jutro w prawnej próżni; że dziecko nie będzie karane za to, że rodzic nie ma zatrudnienia; że język władzy nie będzie dzielił ludzi na „swoich” i „obcych”. Dla dziecka i jego samotnej matki prawo ma być tarczą, a nie narzędziem wymuszania na nich lojalności i posłuszeństwa. Polityka ma być służbą, a nie widowiskiem.
Wzywamy Was, którzy stanowicie prawo i reprezentujecie Rzeczpospolitą, do przywrócenia pewności ochrony i odrzucenie słów, które piętnują zamiast chronić. Niech ustawy służą ludziom, a nie politycznym grom. Niech Polska pozostanie domem, w którym matka nie musi pytać: „Dokąd teraz?”, bo odpowiedź zawsze będzie brzmieć: „Zostań w kraju, który dotrzymuje słowa”.
To nie jest spór o prawne technikalia. To pytanie o oblicze Rzeczypospolitej. Czy będzie państwem słowa, którego się dotrzymuje – czy państwem słów rzucanych na wiatr. Czy staniemy po stronie matek i dzieci, czy po stronie strachu.
Jeśli chcesz również podpisać list — do czego zachęcamy — prosimy o wypełnienie poniższego formularza:
https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScjORH_vWb47f4J75se9Yt_zKWfCI7HbLDUaceuvidxxP4Ipg/viewform
Podpisano, polskie kobiety – matki, żony, córki, siostry, babcie:
Abramowicz Marta, pisarka
Adamowicz Anna, diagnostka laboratoryjna, poetka
Aleksowska Dorota
Amirowicz Anna
Andreis Susanna
Andrulewicz Aldona
Animucka Małgorzata matka, babcia, sąsiadka uchodźców, współpracowniczka ngs
Apalkow Anna
Araszkiewicz Agata, Doktora nauk o literaturze, Paryż, Bruksela
Arnold - Kaczanowska Agnieszka, reżyserka, dokumentalistka
Artym Baryła Aneta
Audycka-Szatrawska Tatiana, redaktorka
Augustynek Katarzyna, aktywistka
Badowiec Bogna, lekarka - psychiatra,
Bajda Agnieszka, kustosz
Balcerowicz Ewa, ekonomistka
Banasiak Dorota - psycholożka
Baranowa Anna, historyczka sztuki, krytyczka (również mama i babcia)
Baranowicz Beata
Baranowska Bożena -aktorka, pedagog, reżyser
Barańska Natalia
Barańska-Morzy Dagmara
Barczyk Anna adwokat
Barry Izabela Joanna, bibliotekarka, dziennikarka
Bartczak Agata
Bartkowiak Agnieszka
Bartnikowska Ewa, dziennikarka
Bartosik Ewelina, edukatorka i muzealniczka
Bastek-Balcerek Kasia
Batko-Tołuć Katarzyna, członkini zarządu Fundacji dla Polski, przy której działa Fundusz Obywatelski im. Ludwiki i Henryka Wujców
Bator Ewa, Gdańsk
Bator Ewelina, literaturoznawczyni, Uniwersytet Warszawski
Batorczak Anna
Bauman Beata
Bauman Katarzyna, nauczycielka
Bauman Magdalena
Baumiller Anna -scenografka
Baumiller Joanna - matka, babcia
Baumiller Katarzyna, architektka
Baumritter Anna, psychoterapeuta
Bażyńska Joanna Właścicielka wydawnictwa Poradnia K
Bączyńska Anna matka, nauczycielka, Polka, Europejka, kobieta
Bednarczyk-Krzyżowska Dominika, aktorka Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Bednarek Michalina, dziennikarka Gazety Wyborczej
Berdowska Joanna
Biała Alicja, artystka Ok
Białasiewicz Renata córka, matka, wdowa
Bielas Katarzyna, dziennikarka
Bielska Magdalena, działaczka społeczna
Bierońska - Lach Beata, dyrektorka Ukraina! Festiwal Filmowy
Bieryłło-Białobrzeska Donata
Bilik Justyna, scenarzystka
Bińczak Halina, dziennikarka
Bińka Anna, Stowarzyszenie „Pracownia Etnograficzna"
Błaszczak-Banasiak Anna - prawniczka na rzecz praw człowieka.
Błaszczyk-Warchoł Ewa, społeczniczka prawoczłowiecza
Błońska Agnieszka, reżyserka
Bochenska Anna, rencistka - polska emigrantka mieszkająca w Kanadzie
Bochińska Antonina, przedsiębiorczyni
Bogaczyk Martyna, działaczka pozarządowa, Fundacji Edukacja dla Demokracji
Bogdan Ewa
Bogdanowicz Milena radca prawna
Bogobowicz Anna
Bogucka Julia
Bogucka Lityńska Elżbieta, wdowa po Janie Lityńskim
Bogucka Teresa
Bogucka-Sakowicz Joanna, mgr filologii polskiej, neurologopeda
Boguslavska Julia, prezeska Fundacji Ukrainka w Polsce
Borkiewicz Agnieszka, germanistka, animatorka kulturalna, psycholożka
Borowiec Magdalena, psycholog, matką 3 dzieci.
Borowska Beata
Borzyszkowska Weronika
Bosacka Katarzyna, dziennikarka telewizyjna
Brasławska Anna
Brunty Agata
Brzostowska Anna
Brzozowska Lidia, emerytka
Budzyńska Natalia, pisarka
Bujan-Żmuda Elżbieta, nauczycielka
Buncler Anna, Uniwersytet Warszawski
Bunio-Mroczek Paulina, socjolożka, UŁ
Burnat Kalina, mama, neurobiolożka
Büthner-Zawadzka Małgorzata
Butrymowicz Justyna, aktywistka
Byłów Katarzyna
Capińska Ewa
Chamienia Katarzyna nauczycielka i aktywistka
Chantry Maria Uniwersytet Wrocławski
Chenczke Natalia
Chęć Anna- Fundacja Świat w Naszych Rękach
Chimiak Julia, mama, edukatorka, tłumaczka
Chmielewska Bogna pedagoga, Warszawa
Chmielewska Grażyna historyk
Chmielewska-Szlajfer Helena
Chruślicka Barbara
Chrzczonowicz Magdalena, redaktorka naczelna OKO.press
Chutnik Sylwia, pisarka
Chwedorczuk Sylwia, pisarka
Chylak Anna
Chylińska Maria
Chyrowicz Urszula
Ciepłucha J. Joanna
Cobel-Tokarska Marta
Colombier Elżbieta
Concejo Joanna
Connor Marta
Cronin Magdalena
Cwiach Lucyna
Cyran- Juraszek Karolina, matka, działaczka społeczna, trenerka i doradczyni organizacji pozarządowych
Czarnacka Agata, filozofka polityki
Czarnkowska-Listoś Renata, Producentka filmowa, działaczka społeczna, liderka Inicjatywy Kobiety Filmu
Czarnota Anna
Czech-Pokorska Monika
Czechmanowska Danuta
Czeredercka Agnieszka, Ogólnopolski Strajk Kobiet
Czerska - Thomas Joanna, Radna Rady Miasta Bydgoszczy
Częścik Anna
Czuba Beata (wykładowczyni, matka, obywatelka)
Czudec Joanna, tłumaczka
Czwarnóg Kalina, członkini zarządu Fundacji Ocalenie
Czyż Magdalena, prezeska Fundacja Demokracja
Dagmara Siadlak Kinga, Wiceprezeska Fundacji Aktywna Demokracja
Danielewicz Justyna Matka, Polka, której los innych ludzi nie jest obojętny.
Darska Bernadetta, literaturoznawczyni, krytyczka literacka
Daszkiewicz Ewa
Dąbrowska Anna, prezeska Homo Faber
Dąbrowska Justyna, psychoterapeutka, pisarka, wieloletnia redaktor naczelna miesięcznika “Dziecko”
Dąbrowska Krystyna, poetka
Dąbrowska Paula
Dąbrowska-Kuchna Monika
de Barbaro Natalia
Deja Agnieszka, socjolożka, wolontariuszka, Laureatka I edycji Nagrody Portrety Siostrzeństwa
Dembińska Róża
Dembska-Pierzchała Zofia
Demska-Olbrychska Krystyna
Dereniowska Kinga, dziennikarka
Dębska Kinga, reżyserka filmowa, scenarzystka
Diaczuk Teresa nauczycielka
Diduszko-Zyglewska Agata
Dimitrova Cveta, psychoterapeutka
Dmochowska Katarzyna Kobieta
Dobrowolska Izabela - redaktorka, graficzka
Dodziuk Anna opozycjonistka antykomunistyczna
Dolatkowska Aleksandra
Domagała Justyna
Domańska Julia, studentka AMUZ Łódź
Dowjat Danuta, tłumaczka
Dranikowska Anna, SNRSS
Duczmal Iwona, artystka
Duda-Olechowska Edyta, scenarzystka
Dudek Anna, dziennikarka
Dudzińska Agnieszka, Uniwersytet Warszawski
Duniewicz Anna, aktywistka, Inicjatywa “Nasz Rzecznik”, Inicjatywa obywatelska “Chcemy całego życia!”
Duralska Hanna
Duriasz-Bułhak Justyna – pracowniczka organizacji pozarządowej
Dwilińska Katarzyna, programistka, klientka i sąsiadka Ukrainek w Polsce
Dyduch Agnieszka Lekarz psychiatra
Dymecka-Michalska Agnieszka
Dziechciarz Anna, nauczycielka
Dziekan Monika
Dzienniak-Pulina Daniela, wykładowczyni, socjolożka
Dzierzgowska Anna Natalia, nauczycielka, tłumaczka
Dzik- Makara Katarzyna
Dziubandowska Aleksandra
Dźwigoń Agnieszk,- zwykła Połka
Dżabagina Anna, naukowczyni, historyczka literatury
Dżon-Ozimek Beata, dziennikarka
Eichler Maria , dziennikarka w lokalnej gazecie
Ejme Agnieszka
Elbert Renata
Emilia Gołos
Engelking Anna, profesor Instytutu Slawistyki PAN
Ewart Ewa, dziennikarka, reżyserka filmów dokumentalnych
Falkowska Małgorzata, prywatna działalność gospodarcza (konsultant)
Farynowska Małgorzata, Obywatele RP
Fedas Anna , koordynatorka projektów międzynarodowych w organizacjach społecznych
Federowicz Hanna
Fiałkowska Kamila, Uniwersytet Warszawski
Fiedler Milenia, rektorka Szkoły Filmowej w Łodzi
Fiedorczuk Julia, pisarka, prof. UW
Fijuth-Dudek Agata, medioznawczyni
Filipkowska Monika , prawniczka, aktywistka
Filippowicz Maria, emerytka, świecka szkoła
Florianczyk Zofia
Fomina Joanna, socjolożka, prof. IFiS PAN
Foryś Agnieszka, praktyczka edukacji kulturalnej, autorka ""Blisko tekstu""
Frenkiel Monika
Fryczkowska Anna, pisarka
Fus Lena
Gabała Dorota
Gabryl Ewa
Gach Katarzyna
Gajowniczek-Pruszyńska Katarzyna, adw. dr
Gałązka Alina
Gałczyńska Alicja
Ganowicz Joanna
Ganowicz Maria, polonistka, agent ubezpieczeniowy
Gańczarczyk Iga, dramaturżka, wykładowczyni AST
Gańczarczyk Maja, tłumaczka, promotorka literatury
Gardapkhadze Katarzyna
Gawron Natalia
Gądek Anna, artystka wizualna, rzemieślniczka teatralna
Genow Magdalena pisarka
Geppert Beata, tłumaczka
Giejsztowt-Rzewuska Aleksandra
Gierak-Onoszko Joanna, pisarka
Gierat-Bieron Bożena
Gintowt Katarzyna malarka, matka i babcia
Glosowitz Monika, UŚ, badaczka, działaczka, mama
Głowacka Anna sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie w stanie spoczynku.
Głowacka Anna, sędzia SO w Krakowie w stanie spoczynku
Głuska-Durenkamp Monika, dziennikarka
Gmiterek Wiesława, emerytowana bibliotekarka
Gmiterek-Zabłocka Anna, dziennikarka
Gnacikowska Wioletta
Goerke Natasza, pisarka
Golczyńska Anna
Golczyńska Grondas Agnieszka ,prof. UŁ
Gołąb Gabriela Maria
Gołębiowka Monika
Gołota Małgorzata, dziennikarka, reportażystka
Gorczyńska Małgorzata, UWr
Gorzecka Małgorzata
Górecka-Granat Katarzyna
Górniak-Dzioba Daria, radca prawny
Grabowska Jolanta Fundacja Nienieodpowiedzialni
Grabowsks-Urbaniak Barbara Matka i babcia, dziennikarka i tlumaczka
Graczyk Alicja opozycja uliczna
Grad-Mizgała Anna, aktywistka, działaczka społeczna, Radna Miasta Przemyśla
Gralak Michalina
Gregorczyk-Abram Sylwia, adwokatka, obrończyni praw człowieka
Gren Aleksandra
Grędzka Beata
Grochowiak Anetta
Grochowska Agnieszka Polka, córka, matka
Grochowska Ewa, muzyk, edukatorka, doktorka nauk humanistycznych
Grodzka Joanna
Grunwald Barbara, emerytka
Grygier-Kołodziejczyk Stefania - emerytowana filolożka polonistka
Grzegrzółka-Jóźwiak Beata
Grzelak-Sarnowicz Halina
Grzeszkiewicz-Radulska Katarzyna obywatelka
Grzybek-Osowska Joanna
Grzywacz Marta dziennikarka, autorka książek non-fiction
Gutowska-Ibbs Maria
Gutry-Bulik Dorta - matka, nauczycielka
Guzek Anna, człowiek, jako kobieta, matka (adopcyjna) a także jako prezeska Fundacji Wsparcia i Rozwoju Rodziny "Zielone Wzgórze"
Guzik Dorota
Guzińska Karolina
Gwiazda-Kulig Danuta
Gworek Paulina
Halfar-Bartz Anna
Halicka Katarzyna, Fundacja Mili Ludzie,
Harris Iwona
Hartwińska Aldona, dziennikarka, wolontariuszka,
Hasiak Joanna, prawniczka, przedsiębiorczyni, matka
Helander Joanna, pisarka, fotografka, tłumaczka
Hemmerling Katarzyna, socjolożka, przedsiębiorczyni
Henzler Marta, Stowarzyszenie BORIS
Hereta Jadwiga, dziennikarka Tygodnika Zamojskiego, wolontariuszka
Herun Wiktoria, Urząd Miasta Lublin
Hirna-Budka Magdalena, lingwistka, aktywistka pracownicza, wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego
Hirszfeld Aleksandra, Entuzjastki World
Hnatiuk Ola, prof. em., Uniwersytet Warszawski
Hoffman Ela
Holland Agnieszka, reżyserka filmowa
Hołoweńko Elżbieta, plastyczka, edukatorka grup senioralnych w MSN
Homel-Ficenes Kseniya, socjolożka, Uniwersytet Warszawski
Hordy Mirosława
Hryniszyn Bogna, Dyrektorka Biura Doskonałości Naukowej PAN
Hulii Marina, dziennikarka
Huszaluk Sylwia
Hybowska Małgorzata
Ilska Agata
Iwańska Martyna, reżyserka
Jabłońska Ela
Jabłońska-Biedka Ewa, matka, babcia
Jackiewicz Jolanta, Stowarzyszenia Śląskie Perły
Jagodzińska Ewa
Jaklewicz Karolina, artystka, wykładowczyni Politechniki Wrocławskiej
Jakóbik Irena, emerytka
Jakubek-Lalik Jowanka, UW
Jakubowicz-Mount Tanna psychoterapeutka
Jamroziak Emilia, Poznań
Janas Kinga
Janawa-Fyda Małgorzata
Janc Renata
Janczewska Maria Danuta, emerytowana nauczycielka,
Janda Krystyna, aktorka
Janiak Dorota
Janicka Katarzyna
Janikowska Ingeborga, ekspertka ds. wspierania organizacji społecznych
Janin Zuzanna, artystka sztuk wizualnych
Janiszek Ewa
Janiszewska Anna
Jankiewicz Zofia
Jankowska Hanna tłumaczka
Jankowska Renata
Janowicz-Urbaniak Hanna, psycholog
Janowska Renata
Jaroć Danuta
Jarosik Wanda
Jaroszyńska Barbara - nauczycielka
Jasikowska Joanna
Jasionowska Ola, graficzka
Jaworska-Róg Ingeborga, redaktorka
Jesis-Polewska Joanna, prezes Zarządu
Joanna Helander, pisarka, fotografka, tłumaczka
Jończyk Joanna, emerytowana nauczycielka
Jung Leokadia, aktywistka
Jurasz Ewelina, dyrektorka Biura Wystaw Artystycznych w Krośnie, mama
Jurasz Izabela
Justa Aleksandra, aktorka
Kabara-Dziadosz Marta
Kacprzak Karolina, redaktorka
Kacprzyk Anna, psycholożka
Kaczkowska Katarzyna, urzędniczka
Kaczmarek Monika, farmaceutka
Kaczmarek-Śliwińska Monika, prof. UW, naukowczyni
Kaczyńska Diana, przedsiębiorczynia, aktywistka, mentorka
Kalarus Kinga, nauczycielka
Kalina Ochędzan Justyna
Kalmus Bożena
Kamińska Aneta, poetka, tłumaczka poezji ukraińskiej
Kamińska Anna
Kamińska Anna, aktywistka
Kamińska-Maurugeon Magdalena, tłumaczka
Kantorowska Aleksandra
Karasinska Aleksandra ,dziennikarka i aktywistka feministyczna
Karniol Joanna, adwokatka
Karoń Aleksandra, malarka
Karwan-Makosch Patrycja, psychoterapeutka
Kasia Katarzyna, dziennikarka
Kasica Katarzyna, reżyserka
Kasica Patrycja, adwokatka, aktywistka na rzecz poprawy równości płci
Kasperska Joanna, aktorka, społecznik
Kawa Jolanta, prezeska Fundacji Geremka
Kaźmierczak Marta
Kądziela Katarzyna feministka, matka, babcia, emerytka
Kąkol Maria
Keller-Hamela Maria
Kennedy Agnieszka, promotorka kultury i menedżerka artystów
Kertyczak Natalia, członkini zarządu Fundacji Edukacja dla Demokracji
Kicińska Magdalena, dziennikarka
Kietlinska Kasia
Kijak Teresa
Kijak Ula, reżyserka
Kijowska Olena
Kim Renata, dziennikarka
Kindler Marta, socjolożka, Uniwersytet Warszawski
Kirschke Marina, inżynier
Kisłowska Aleksandra Matka, babcia, córka, teściowa, emerytka.
Kisza Sonia pisarka
Kleczewska Maja
Kleczkowska Ewa
Klemczak Aleksandra była nauczycielka z Poznania
Klemensowicz Magdalena, Polka, kobieta, przyzwoity zwyczajny człowiek
Klich Aleksandra, redaktorka, pisarka, menedżerka kultury
Klich-Kluczewska Barbara, historyczka, UJ
Klimaszewska Ada , aktywistka, Różowa Skrzyneczka
Klimkiewicz Jolanta
Kloczkowska Milena, prawniczka, członkini zarządu Stowarzyszenia Homo Faber
Kluczewska Agata, działaczka na rzecz praw człowieka
Knyt Agnieszka matka
Kobierowska-Dębiec Dorota - polonistka na emeryturze
Kocejko Magdalena, socjolożka i polityczka społeczna
Kochnowicz-Kann Anna, pisarka, publicystka, dokumentalistka
Koczanowicz Dorota , Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych
Kolankowska Małgorzata, akademiczka
Kolwas Krystyna
Kołodziej Joanna, nauczycielka
Kołodziejczyk Kaya - artystka choreografka
Kołtunowicz Anna, Fundacja Agory
Komorowska Anna, pierwsza dama Rzeczpospolitej Polskiej w latach 2010-2015,
Komorowska Maja, aktorka
Kondratowicz Marzanna, restauratorka
Kopeć Dorota emerytka, babcia
Kopeć-Kubit Magdalena, redaktorka, matka dwóch córek
Kopka-Piątek Małgorzata, prezeska stowarzyszenia FemGlobal. Kobiety w polityce międzynarodowej
Kopycińska Helena Komitet Obrony Demokracji
Kordeusz-Zegadłowicz Elżbieta, psycholog, Kraków
Korolczuk Elżbieta, prof UW
Kosecka Karolina, dramaterapeutka, aktywistka w ruchu protestującym „2119”
Kosecka Katarzyna
Kosik Wiesława
Kosińska Bożena
Kosińska Iwona
Kospin Jolanta
Kossowska Barbara, matka, babcia
Kowalcze-Pawlik Anna, nauczycielka akademicka, literaturoznawczyni, tłumaczka, matka trójki dzieci
Kowalczyk Anna
Kowalczyk Dorota, lekarka
Kowalczyk Eliza, kobieta, matka czwórki dzieci, psychotraumatolożka i ratowniczka
Kowalska Beata, prof. UJ
Kowalska Sylwia, społeczniczka, Fundacja Autism Team, Iniacjatywa Chcemy Całego Życia
Kozioł Jolanta
Kozłowska Magdalena, wykładowczyni UW
Koźniewska Ewa, profesor, naukowczyni
Kraińska Agnieszka edukatorka, liderka dialogu
Krajczyńska Mirosława
Krakowska Katarzyna, doktorantka, Szkoła Doktorska Nauk Społecznych Uniwersytet Łódzki
Krassowska Modlinger Elżbieta, graficzka komputerowa, działaczka społeczna
Krawczenko Elena
Krawczyk Joanna, Dyrektorka CORRECTIVE.Europe
Krawczyk Maria, psychoterapeutka, redaktorka
Krawczyk Monika
Król Anna nauczycielka
Kruczyńska Marta
Krupa Iwona, mam 70 lat i niezgodę w sobie dla polityki siły
Krych Maja
Krych Melania, reżyserka i aktywistka
Krynicka Krystyna
Krynicka Natalia
Krynska Katarzyna
Krysztofik Olga kobieta
Krzempek Kornelia
Krzyształowicz-Posyłek Anita
Krzyżanowska - Mierzewska Magda, radca prawna, Gdańsk
Kubiak Katarzyna, tłumaczka
Kubicius Natalia
Kubicka Agata
Kucharska-Dziedzic Anita Posłanka na Sejm RP X kadencji, wiceprzewodnicząca Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy
Kuciel-Frydryszak Joanna
Kuczyńska Irena, dziennikarka, blogerka, emerytowana nauczycielka
Kufel Monika, prezes Fundacji Dziesięciu Talentów na rzecz Teatru BARAKAH, aktorka, scenograf
Kuik Kama, artystka i edukatorka
Kulakowska-Mróz Magda, opozycjonistka, malarka, mama i babcia
Kulczyk Dominika
Kuligowska Danuta, Gazeta Wyborcza
Kułakowska Aleksandra, scenarzystka i reżyserka filmowa
Kuntze Paulina, pracowniczka humanitarna
Kuroń Danuta
Kurowska Anna
Kurowska Kornelia, Fundacja BORUSSIA
Kurz Iwona, kulturoznawczyni, Uniwersytet Warszawski
Kusińska Barbara
Kusińska-Źrebiec Aleksandra
Kustra Hanna Fundacja Ogólnopolski Strajk Kobiet, przewodnicząca Rybnickiej Rady Kobiet
Kuśnierz Bogna, aktywistka obywatelska
Kuzka Julia
Kwaśniewska Jolanta, pierwsza dama Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1995-2005
Kwiatkowska Anna, redaktorka "Gazety Wyborczej"
Kwiatkowska Marta, prawniczka
Kwiatkowska- Jabłońska Krystyna, prezes Zarządu Fundacji im. Ireny Kwiatkowskiej
Kwiatkowska-Ratajczak Maria, polonistka, UAM w Poznaniu
Kwiecińska Elżbieta, adiunkt, Instytut Slawistyki PAN
Kwiecińska Maria, matka trójki dzieci i babka ośmiorga wnucząt
Lach Dyba, dokumentalistka
Lalak-Szawiel Lidia
Landsberg Ewa
Larenta Anna - nauczycielka
Laskowska Jolanta, edukatorka
Laskowska Marzena
Lasota-Sirghi Aleksandra
Lech Kasia, Associate Professor, Uniwersytet Amsterdamski
Lech-Krawczyk Małgorzata
Legczylina Olga
Lemańska Anna, filozof, emerytowana profesor Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej Akademii Teologii Katolickiej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Lempart Marta, Ogólnopolski Strajk Kobiet
Lesiak Magda, aktywistka, Komitet Obrony Demokracji
Lesiak Zuzanna, aktywistka
Lesińska Kawa Anna Warszawa Bemowo
Leszczyńska Katarzyna, tłumaczka, prezeska Stowarzyszenia na Rzecz Dialogu Tropinka
Leszczyńska Magdalena
Leśniak Danuta ,emerytka z Gorzowa Wielkopolskiego
Lewandowicz Anna
Lewandowska Agata, wykładowczyni UAM
Lewandowska Katarzyna, akademiczka, kuratorka , aktywistka
Lewandowska-Jagiełło Anna
Lewicka Ewa
Lewko Grażyna psycholog
Linde-Usiekniewicz Jadwiga, UW.
Lipczak Aleksandra, reporterka, pisarka
Lipmann Małgorzata, aktorka, wykładowczyni.
Lipska Elżbieta - lekarka, ratowniczka, pisarka
Lipska Izabelle
Lis Renata - pisarka
Lis-Owczarek Anna
Lisowska Katarzyna dr, literaturoznawczyni (Uniwersytet Wrocławski)
Litwinowicz Małgorzata, profesorka UW
Luberadzka-Gruca Joanna, Fundacja Polki Mogą Wszystko
Lubiniecka-Różyło Katarzyna, radna Sejmiku Województwa Dolnośląskiego
Lubińska Monika, pisarka, doktorka nauk humanistycznych
Lubowska Anna, mentorka Liderek
Lutostańska Agnieszka
Łabno-Hajduk Kamila biografka
Łach Emi, artystka
Łagowska Justyna, scenografka, reżyserka
Ławrynow Daria
Łazar Anna
Łazarkiewicz Magdalena, reżyserka
Łazowska Barbara
Łazowska Dorota
Łętowska Ewa, prof., była rzecznik praw obywatelskich
Łojkowska Ewa, Akademiczka Uniwersytet Gdański
Łozińska Agnieszka
Łozińska Kinga, Komitet Obrony Demokracji
Łuczyńska Ewa, przewodniczką, Warszawa
Łukaszewska Honorata
Łyczakowska Krystyna, architekt
Łyżwa-Sokół Beata, fotoedytorka Sestry.eu, kierowniczka działu wystaw DSH
Machińska Hanna, doktor nauk prawnych, była zastępczyni rzecznika praw obywatelskich
Maciejaszek Karolina, reżyserka, wykładowczyni Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Filii we Wrocławiu
Maciejewska-Mroczek Ewa, antropolożka, badaczka dzieciństwa
Macioszek Ivka, aktywistka
Magnuszewska Wiktoria, LexQ
Maj-Stachyra Elżbieta
Majchrzak Jadwiga
Majczyk Joanna, akademiczka, PWr
Majewska Betty, iberystka, nauczycielka w LO
Majewska-Cieśla Elżbieta, mama i babcia, nauczycielka i aktywistka
Majorowska Magdalena
Makarewicz Irena
Makowiecka-Pastusiak Agnieszka , psychoanalityczka
Malinowska Maria, Krasiczyn
Malinowska Maryla
Maliszewska-Mazek Joanna
Maloy Paulina, kierowniczka Wspólnego Sekretariatu Interreg Polska-Saksonia
Małaszuk Monika
Małecka Urszula
Małgorzata Komorkowska
Mańkowska Ewa
Marczewska Marzena, wykładowczyni Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach
Marek Małgorzata
Markiewicz Dorota
Markowska Sylwia
Materska -Sosnowska Anna, UW, Fundacja Batorego
Maziarska Anna, aktywistka, członkini Rady Stowarzyszenia Kongres Kobiet, współprzewodnicząca Warszawskiej Rady Kobiet
Maziuk Anna, pisarka, reporterka
Mazur Elżbieta
Mazur Maria, Rektor Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie
Mazur-Wierzańska Elżbieta
Mazuś Marta, reporterka
Mechelewska-Gryz Jolanta
Medwedowska Maryla
Mendyk Agata, nauczycielka
Męcfal Sylwia
Mędza Patrycja, zastępca Dyrektora ds. Finansowych i Administracyjnych
Mękarska Anna
Mękarska Ewa
Michalik Monika
Michałowska Joanna
Michałowska Katarzyna
Miecznikowska Hanna psychoterapeutka
Miedzińska Anna, aktywistka ruchu Obywatele RP. przedsiębiorczyni
Mierzyńska Anna, analityczka, OKO.press
Mieszczak Natalia
Mieścicka-Lidderdale Anna, tłumaczka
Milczewska Anna
Milczewska Anna
Mirkes-Radziwon Anna, redaktorka, przewodnicząca stowarzyszenia Memoriał Polska
Mironowicz Izabela, urbanistka
Mirowska Weronika - prezeska Fundacji Grand Press
Miś-Skrzypczak Joanna
Miśkurka-Schoeneich Danuta
Modrzejewska Jadwiga (Jagoda)
Modzelewska-Kossowska Ewa, psychoanalityczka
Molenda Alicja Magdalena aktywistka ogólnopolski Strajk Kobiet
Molęda-Zdziech Małgorzata, prof.SGH
Molęda-Zdziech Małgorzata, socjolożka i politolożka
Mołoniewicz Katarzyna
Morawska Katarzyna, mama, aktywistka, siostra
Moroń Joanna
Mosiej Joanna, redaktorka naczelna Sestry.eu
Mosingiewicz Elżbieta, emerytka
Moskal Anna, aktorka, wykładowczyni
Moszczyńska Urszula
Mrowińska Agnieszka
Mróz Ewa
Mruk Krystyna, emerytka
Mucha Romana, prezeska Fundacja Miejsce na Ziemi
Mularczyk Anna
Murek Weronika, pisarka
Musiał Magdalena
Musielak Maria - emerytowana nauczycielka
Muskała Gabriela - aktorka, dramatopisarka, scenarzystka i reżyserka
Muskała Monika, pisarka
Nagańska-Pilak Małgorzata
Nalepka Dorota, biolożka, emerita
Narkiewicz Ewa, konserwatorka dzieł sztuki
Nawrocka-Olejniczak Paulina, dziennikarka
Nawrot Anna
Niburska Agnieszka, menedżerka kultury i komunikacji
Niedenthal Karolina, tłumaczka
Niedźwiecka Monika nauczycielka, aktywistka
Niedźwiedź Anna, etnografka/antropolożka kulturowa
Niemczuk-Kobosko Magdalena, mama, córka, wychowawczyni, nauczycielka, joginka, Polka i Europejka
Niewiadomska Magdalena, bibliotekarz akademicki, tłumaczka
Niewiera Elwira, reżyserka filmowa i wolontariuszka
Niżegorodcew Anna, em. prof. UJ anglistka
Nocuń Agata
Nowacka Agnieszka
Nowak Aleksandra
Nowak Alicja, prof. UJ
Nowak Dorota, redaktorka
Nowak Jadwiga
Nowak Marta, dziennikarka
Nowicka-Daniel Teresa
Noworól Maria, architektka
Nygren Dorota, dziennikarka, redaktorka
Obrocka-Ratajczak Iwona
Ochojska Janina
Ohia-Nowak Margaret
Olczak Joanna animatorka kultury. kobieta. człowiek
Olech Joanna , pisarka
Olejnik Monika, dziennikarka
Olszewska Danuta, matematyk, redaktor
Olszewska Solange
Omąkowska Iwona
Oponowicz Karolina, redaktorka naczelna Wydawnictwa Agora dla dzieci
Orłowska Aga, nauczycielka matematyki, złotniczka
Orłowska Anna, psychoterapeuta
Orłowska Gabriela
Osińska Paulina, tłumaczka audiowizualna
Osipiak Beata, farmaceutka, emerytka
Osmólska Elżbieta
Osmólska-Mętrak Anna, tłumaczka
Ostrowska Alicja socjolożka, emerytka, mama
Ostrowska Ewa
Ostrowska Joanna, Instytut Kulturoznawstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu
Ostrożańska Dorra , trenerka biznesu, mentorka, feministka i herstoryczka
Osuch Kinga, położna
Owczarek Aleksandra
Owczarek Hanna
Owczarek-Staśkiewicz Katarzyna, Równoważnia
Pacewicz Alicja, ekspertka edukacyjna, sieć SOS dla Edukacji
Palińska Beata, nauczycielka
Palińska Michalina, psycholożka
Pańków-Tomczak Sylwia, jako matka-Polka trójki dzieci empatyzuję z ukraińskimi uchodźczyniami i uchodźcami.
Papierska Barbara
Paprota Małgorzata
Pasierska Agnieszka, graficzka
Pasikowska Anna nauczycielka
Paś Zofia, studentka
Pawlikowska Anna, Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej
Pawlukiewicz Tomecka Anna
Pawłowska Katarzyna, dziennikarka, redaktorka
Pecul-Kudelska Magdalena, chemiczka, Obywatele RP
Petelenz Barbara, chemik, emerytka, wolontariuszka
Petrajtis-O'Neill Elżbieta, Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, tłumaczka
Petrusewicz Marta
Petrykowska Aleksandra, radczyni prawna, doktorantka i założycielka Fundacji Od Granicy do Mieszkania
Pęcikiewicz Monika, reżyserka
Pękalska Justyna, biolog, cytogenetyk. Kobieta, której nie jest obojętne jak Prezydent i rząd wypełniają swoje obowiązki
Pękalska Marta, bibliotekarz
Pękała Jolanta, społecznik, rodzina zastępcza, radna
Piasecka Ewa
Piasecka-Nieć Olga, Fundacja Kocham Dębniki
Piątek Maria, artystka wizualna i wykładowczyni uniwersytecka
Piechocińska Agnieszka, psycholog
Pieciul Monika
Piekarska Agnieszka
Pierończyk Karolina
Piersa Wanda
Pierzak Agnieszka, obywatelka, manager w sektorze finansów
Pietraszun Marta, terapeutka zajęciowa
Pietruszczak Basia, edukatorka i autorka
Pilawska Ewa, dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi, dyrektorka artystyczna Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Pilecka-Różycka Beata
Pilska Magdalena
Piotrowska Anita, krytyczka filmowa, "Tygodnik Powszechny"
Piotrowska Joanna, prezeska fundacji Feminoteka
Piotrowska-Marchewa Monika, Instytut Historyczny UWr
Piotrowski Helena, adwokat niewykonujący zawodu
Pirogowska Ewa, wykładowca UAM, matka czworga dzieci
Plaga-Głowacka Viola, artystka, aktywistka
Plawgo Małgorzata, psycholożka, redaktorka
Pluta Karolina pedagożka teatru, artystka społeczna
Pluta Nina, iberystka
Plutecka Małgorzata
Płachtij Pamela, scenarzystka
Podczerwińska Marta, mama trójki dzieci
Podgórna Katarzyna
Podgórska Beata
Podkowinska Marzena
Podleśna Elżbieta, psycholożka, aktywistka
Podołowska Agnieszka
Polak Ewa
Polets-Gerus Iryna, zakład Studiów Polsko-Ukraińskich, Uniwersytet Jagielloński
Połtowicz-Bobak Marta, archeolożka IA UR, uczestniczka ruchu Obywatele RP, członkini zarządu Stowarzyszenia Folkowisko
Popko Joanna, aktywistka, matka
Porada-Labuda Małgorzata, była dziennikarka
Porębska Agnieszka Maria nauczycielka języka angielskiego, szkoła językowa Kliny English Courses
Porębska Agnieszka Maria, nauczycielka języka angielskiego
Porębska Teresa Małgorzata dr nauk humanist., emeryt. wykł. UJ, Wydz. Filozof.
Poszelężna Katarzyna
Poszepczyńska Agnieszka, nauczycielka plastyki w Szkole Podstawowej nr 11 w Warszawie
Potempa Dominika
Potępa Anna
Potocka Masza
Prajs Aleksandra, emerytka
Praszałowicz Dorota, Instytut Amerykanistyki i Studiów Polonijnych, Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych
Preizner Joanna, wykładowczyni akademicka
Prekiel Manuela, Balonik Klub Dziecięcy Montessori, działaczka społeczna, prezeska Fundacji Przestrzeń dla Rozwoju, oraz współzałożycielka Stowarzyszenia Niepublicznych Żłobków Klubów Dziecięcych i Opiekunów Dziennych DIALOG
Prochwicz Marta
Prokesz Katarzyna, mama
Prot-Klinger Katarzyna, psychiatrka, psychoterapeutka
Pruchniewska Agata, aktorka, pisarka
Prusinowska Magdalena
Pruszyńska Agnieszka
Przegalinska-Gorączkowska Małgorzata, emerytowany nauczyciel akademicki
Przepiórkowska Danuta, tłumaczka, socjolożka
Przepiórska Agnieszka, aktorka
Przyborska Katarzyna
Przybylska Małgorzata E.
Przychodniak Maria
Przychodzeń Dominika, aktywistka
Przyłucka Marcelina
Przywara Danuta, Fundacja Helsińska
Puacz Aleksandra
Pugacewicz-Kowalska Iwona
Pustuła-Lewicka Hanna
Puto Kaja, redaktorka naczelna krytykapolityczna.pl
Pytel Ewelina, aktywistka
Quoos Maria , dyrygent
Raczkiewicz Anna
Raczyńska Ewa , p.o. redaktor naczelnej Onet Lifestyle
Radecka Aniela
Radek Patrycja
Radomińska Justyna
Radulska Michalina
Radziwiłł Katarzyna, wydawczyni
Rakiel-Czarnecka Walentyna
Rancew-Sikora Dorota, socjolożka, naukowczyni i nauczycielka akademicka
Ratajczak Magdalena
Ratajczak Marika
Reichardt Iwona, zastępczyni redaktora naczelnego New Eastern Europe
Reiter Paulina, redaktorka Wysokich Obcasów
Rejniak-Majewska Agnieszka, badaczka, tłumaczka
Rembacka Katarzyna, historyczka i edukatorka
Rembiałkowska Agnieszka, nauczycielka, tłumaczka
Rey-Radlińska Marta
Rochowska Katarzyna
Roczniak Dorota
Rodak Justyna, nauczycielka
Rodowicz Agnieszka, reporterka
Rodowicz Izabella
Rogala Ewa
Rogalska Karolina, dziennikarka
Rogucka Jagoda, emerytka
Rokosz Katarzyna
Roman-Rawska Katarzyna, badaczka, pisarka
Romanowska Małgorzata, aktywistka, specjalistka ds. innowacji społecznych
Romanyshyn Nadija, emeryt
Romer Małgorzata, obywatelka RP
Rosa Małgorzata nauczycielka
Rosenau Alicja, tłumaczka
Rosnowska Malgorzata
Rosochacka Henryka Pracująca seniorka, wyższe maedyczne
Rospek Beata
Rostafińska-Hagemejer Anna
Rotfeld Alicja
Rottenberg Anda
Roux-Biejat Ewa
Rowicka Lena - Dziennik Płocki
Rozwód Karolina
Rubin Tamara
Rudniańska Joanna, pisarka.
Rudzisz Bożena, Warszawa
Rudzka Zyta, pisarka
Rusin Joanna z Rzeszowa
Ruszkowska Marta, ilustratorka
Ruszpel Maja, specjalista psychoterapii uzależnień
Rut-Ratajczak Marta, matka
Ruttmar Sonia
Rybka Koch Daria, terapeutka par i rodzin, nauczycielka
Ryll Maria, doula
Ryłow Anna, urzędnik sądowy
Rzączyńska Joanna, aktorka, mama
Rzeplińska Róża
Rzeszewska Agata
Rzeźnik Krystyna
Rzeźnikowska Anna
Rzonca Agnieszka, redaktorka
Sabała Olga
Sacha Magdalena, wykładowczyni i tłumaczka
Sadowska Agnieszka, fotoreporter
Sadowska Lilla, redaktor naczelny portalu LCA.PL
Sadowska Małgorzata, dyrektorka artystyczna festiwalu Nowe Horyzonty.
Sadowska Sylwia Kobieta, matka
Sadurska Barbara
Sajkiewicz-Kręt Małgorzata, matka trójki dzieci
Salach Agnieszka
Salak Joanna
Salonek Beata, dyrektorka biura w Instytucie Rozwoju Spraw Społecznych
Samsel Anna
Samsel-Czerniawska Elżbieta, dziennikarka.
Samsonowska Katarzyna
Sankari Nina, wiceprezeska Fundacji im. Kazimierza Łyszczyńskiego
Sankowska-Borman Maria, adwokatka, aktywistka
Sarapata Marta
Sarnecka Elżbieta, emerytka
Sarnecka Joanna, Fundacja na Rzecz Kultury "Walizka" i Grupa Granica
Sasnal Anka, reżyserka
Satora Patrycja, Instytut Finansów Publicznych
Sawicka Paula, Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita
Sawka Natalia, dziennikarka OKO.press
Schmidt Magdalena
Seredyńska Marta , mama, adwokatka
Seweryn Maria, aktorka, reżyserka
Siegień Paulina, dziennikarka, redaktorka
Siemaszko Beata, prezeska Stowarzyszenia No To Ci Pomogę
Sienkiewicz Hanna
Sierańska Anna, logopedka, ekonomistka, mama.
Sikora-Masal Jolanta, matka i nauczycielka
Sikorska Grażyna, ambasador tytularna
Sikorska Magda
Sikorska-Michalak Anna
Sikorska-Siudek Katarzyna, lekarka, aktywistka Obywatele RP
Sińczuk Barbara, demokratka z Warszawy
Sitarska Maria, psychoterapeutka, siostra
Siwek Kama, działaczka dla klimatu
Siwek Marta
Siwko Anna, spec. d.s. zarządzania nieruchomościami i rozwoju
Ska Aleksandra, dra hab. prof. Akademii Sztuki w Szczecinie, artystka sztuk wizualnych
Skibińska Beata
Skiendziel Anna, Stowarzyszenie Szlakiem Kobiet
Skierkowska Marta, psycholożka
Skolankiewicz Łucja
Skolimowska Katarzyna, aktorka
Skowrońska Anna, wydawczyni
Skrzydło Justyna
Skrzynska Malgorzata
Skrzypczak Małgorzata, psycholog
Skrzyszowska Joanna
Sliupkas-Dyrda Elektra, biolożka, matka osoby z ASD
Sławek Maria
Sławska Agnieszka
Słowikowska Aleksandra
Słubik Katarzyna, prezeska zarządu
Smardzewska Teresa
Smełka-Leszczyńska Zofia, kulturoznawczyni, radna m. st. Warszawy, mama
Smoczyńska Magdalena, psycholożka, em. prof. UJ
Smolak Małgorzata, prawniczka
Smolar Anna, reżyserka teatralna,
Smoleń Maria, nauczycielka
Smolicha Barbara, psycholog
Smulewska Ewa
Smulewska-Dziadosz Maria
Snochowska-Gonzalez Claudia, Instytut Slawistyki PAN
Sobczak Anna
Sobczak Justyna Łódź koordynatorka pomocy Ukrainie w Łodzi
Sobczyńska Aleksandra, mama trójki dzieci, właścicielka agroturystyki
Sobolewska Justyna, Polityka
Sochacka Marta, Film Expert
Sokołowska Monika adwokatka
Sokur-Worowska Nadia, nauczycielka
Solarczyk-Konik Ewa
Soltan Teresa, artysta plastyk
Sołtysiak-Perz Aleksandra, ekspert komunikacji, córka, siostra, przyjaciółka, żona - człowiek przede wszystkim
Sowińska Agnieszka, tłumaczka
Springer Dominika, Fundacja HumanDoc
Srebrna Alicja, psychoterapeutka
Sroka Magdalena, managerka kultury
Stachura Iwona, malarka i nauczycielka
Stadniczeńko Izabela
Stafisz Małgorzata
Stalinska Dorota
Stanislawska Ewa, nauczyciel
Stanowska Barbara Lublin
Stańczak-Wiślicz Katarzyna, historyczka, PAN
Stańczuk Katarzyna
Stańczuk Kinga, nauczycielka Liceum Artes Liberales/ Fundacja School Without Borders
Stawowska Sylwia
Stec Barbara, emerytka z Warszawy
Stecko Maria
Stein Małgorzata
Stołecka Danuta, opozycjonistka antykomunistyczna
Straszewska Anna, Instytut Sztuki PAN
Strehlau Milena
Stroińska Dorota, tłumaczka literatury
Strychalska Magdalena, rehabilitantka
Strzałkowska Anna
Strzałkowska Anna, wykładowczyni akademicka
Sufin-Jacquemart Ewa, Fundacja Strefa Zieleni
Sulej Karolina, reporterka, felietonistka Polityki, aktywistka Fundacji Kraina
Sułek Dominika
Sułek Emilia
Surmiak-Domańska Katarzyna, dziennikarka, pisarka
Suszczyńska Natalka, pisarka
Suszkiewicz Katarzyna, edukatorka
Szafraniec Monika, Komitet Obrony Demokracji
Szafranowska Katarzyna, filozofka i kulturoznawczyni
Szałańska Loreta, aktywistka Obywatele RP
Szałkowska Barbara
Szaniawska Kacha, redaktorka
Szapiel Anna
Szatkowska Iwa
Szczepan Aleksandra badaczka
Szczepaniak Kamila
Szczęsna Joanna, pisarka
Szczurek Małgorzata, wydawczyni, wydawnictwo Karakter
Szczygielska-Jakubowska Agata, Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
Szczyrek Aleksandra, studentka reżyserii Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach
Szeligowska Joanna
Szeniec Anna, emerytka
Szeptycka Alicja, aktywistka
Szewczyk Monika, dyrektorka Galerii Arsenał w Białymstoku
Szewczyk Monika, mama, siostra, córka, przedsiębiorczyni
Szklarz Teresa
Szlachcic Malwina
Szlązak Ewa
Szmel Anna, Obywatele RP
Szmyt Julia
Sznajderman Monika, wydawczyni, pisarka, Wydawnictwo Czarne
Szoka Iwona
Szpecht Magda, reżyserka i aktywistka
Szredzińska Renata, socjolożka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę
Szturo-Over Maria
Szumlicz Janina, b. dyrektor Departamentu Polityki Rodzinnej w b. Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, (emerytowana urzędniczka służby cywilnej)
Szumowska Małgorzata, Prezeska Fundacji Centrum Edukacji Niewidzialna
Szumowska-Jaskowska Roxana
Szwat-Gyłybowa Grażyna , profesor Instytutu Slawistyki PAN
Szwed Aleksandra
Szymańska Jolanta
Szymańska Joanna, emerytka, działaczka pierwszej Solidarności, była doradcą wicepremiera Longina Komołowskiego.
Szymczyk Beata - Hałas, lekarka, pediatra
Szymkowiak Anna Maria, Fundacja Akceptacja
Szyniszewska Katarzyna, specjalistka ds. projektów badawczych
Śnieżyńska-Stolot Ewa
Śpiewak Ruta, mama córek, socjolożka wsi
Świątkowska Bogna
Świercz Dorota, aktywistka
Święcka Dorota, przewodnicząca stowarzyszenia Polki Solidarnie Przystanek Freiburg
Świtek Beata
Talewicz Joanna, prezeska Fundacji w Stronę Dialogu
Taras Kasia, prof. PWSFTViT
Tarasewicz Maria, muzyk, edukatorka, wykładowczyni uczelni międzynarodowych
Tarczyńska Elżbieta
Tatarczuk Adrianna, nauczycielka
Tateshvili Bella, doktor nauk teologicznych, tłumaczka przysięgła języka gruzińskiego
Tess Gołębiowska Anna, aktywistka, dziennikarka
Thieme Anna Monika, aktywistka, pracowniczka NGO
Tilszer Magdalena, wykładowczyni UW
Timofiejew-Orfinger Magdalena
Tkacz-Janik Małgorzata, śląska aktywistka feministyczna, członkini Zarządu Stowarzyszenia Kongres Kobiet
Tkacz-Sawicka Aleksandra, mama
Tłuczkiewicz Elżbieta
Tokarczuk Olga
Tokarska Karina
Tomaszewicz Agnieszka, akademiczka, PWr
Tomaszewska Anna, Akcja Demokracja
Tomczyk Aleksandra
Tomkiewicz-Januszewska Marta, adwokatka
Toruńczyk Barbara, opozycjonistka antykomunistyczna, redaktorka naczelna Zeszytów Literackich
Tosiek Antonina, poetka, eseistka, literaturoznawczyni, badaczka kobiecej diarystyki ludowej
Tracz Magdalena, matka dwójki dzieci, rolniczka
Treder Monika
Treit Dominika
Trojanowska Ewa, Obywatele RP
Trudnowska Ewa
Trybuch Anna
Trybus Izabela, psychoterapeutka
Tubylewicz Katarzyna, pisarka, tłumaczka
Tutak-Goll Monika, redaktorka naczelna "Wysokich Obcasów"
Tylewska-Nowak Beata
Urbanska Monika, psychoterapeutka, producentka
Urlik Monika
Urszula Nowinska Agnieszka
Uta Małgorzata
Voelkel Krokowicz Ewa, Fundacja Voelkel, Concordia Design
Wachowska Judyta, akademiczka, UAM w Poznaniu.
Wachowska-Kucharska Anna, aktywistka miejska, działaczka społeczna, Poznań
Wagner Wanda, emerytowana nauczycielka
Wal Jolanta
Waleczek Mirella, autorka "Siedmiu kobiet. Śląskie opowieści"
Wałajtys Wiktoria, jestem kobietą wchodzę w dorosłość, pracuję po studiach
Wałęsa Danuta
Wancerz-Gluza Alicja, szefowa programów edukacyjnych i innowacyjnych
Waniek Katarzyna, prof. UŁ
Warchulska Agnieszka, aktorka, matka, żona, siostra, córka
Warecka Aleksandra, dziennikarka
Wasielewska Karolina, właścicielka firmy Girls Gone Tech
Waszczak Joanna
Wawrowska Danuta
Wawruszczak Halina, prezeska UTW Tęcza w Trzebnicy, emerytka, matka i babcia
Wdowczyk Agnieszka, emerytka
Wecsile Marta
Wejbert-Wąsiewicz Ewelina
Wejchert Dominika
Wejcman Joanna , emerytka
Wernio Elżbieta ASP Wrocław
Westermann Barbara, tłumaczka
Widacka-Bisaga Agnieszka, historyk sztuki
Wiekiera Katarzyna
Wielgus Justyna, reżyserka
Wiercińska-Kazimierczuk Elżbieta
Wierzbicka Izabela, redaktorka
Więckowska Maria, historyk, mama
Wilczek Agata, adiunkt na Uniwersytecie Śląskim, wolontariuszka
Wilengowska Joanna, dziennikarka, pisarka
Winiarska Katarzyna
Wińska Agata
Wiro-Kiro Maria, prezes zarządu Przyjaciele Żoliborza i Bielan
Wiśniewska Aldona, nauczycielka
Witeska Małgorzata
Witeska-Młynarczyk Anna
Witowska Izabela, opozycjonistka antykomunistyczna, aktywistka Obywatele RP
Włoch-Salamon Dominika, dr hab. profesor UJ biolożka, matka. Uchodźczynie i ich dzieci potrzebują wsparcia!
Włodarczyk Malina Julia
Włodarska-Fabisiak Barbara, wykladowca akademicki, muzyk, matka
Włodek Ludwika, socjolożka, pisarka
Wodecka Dorota, dziennikarka Gazety Wyborczej,
Wojcieszak Irena
Wojtaczka Anna
Wojtaszewska Anna, pracownik socjalny
Wojtko Joanna
Wojtkowska Beata
Wojtulewska Beata, emerytka
Wolfram Urszula, prezeska POPH. Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne
Wolińska Anna, radczyni prawna
Wolniewicz-Wrabec Justyna, aktywistka, matka, przedsiębiorca
Woydyłło-Osiatyńska Ewa
Woyke-Polec Dorota, graficzka, wieloletnia dyrektorka artystyczna wydawnictwa Granna
Woźniak Iga, Akcja Demokracja
Woźniewska Marta, chrześcijanka, urzędniczka, córka, siostra, żona, matka.
Wójciak Ewa , Teatr Ósmego Dnia
Wójcik Joanna, kulturoznawczyni
Wójtowicz Olga, bibliotekarka
Wroniszewska Magda, architekta
Wróbel-Górecka Dorota
Wróblewska Kornelia
Wróblewska Małgorzata
Wrzaskowska Agnieszka, psycholożka
Wrzosek Ewa, prokuratorka
Wydra Amelia
Wydrych Aśka, aktywistka prozwierzęca,
Wylon Lucyna
Wyszogrodzka Iwona, dziennikarka, aktywistka
Zabłocka Joanna
Zacharjasz Dorota
Zachwatowicz-Wajda Krystyna
Zagajewska Maja
Zagórska Monika, Fundusz Obywatelski im. Ludwiki i Henryka Wujców
Zając Małgorzata, badaczka i muzealniczka
Zamojska Eva, pedagożka, UAM w Poznaniu
Zano Aga, tłumaczka literatury
Zapała Joanna, psychoterapeutka, wykładowczyni akademicka
Zaręba-Piotrowicz Luiza
Zaryan Aga, wokalistka jazzowa
Zarzycka Magda
Zatorska Marzenna
Zazula Magdalena, matka i babka 6 wnuczek
Zdziechowska Krystyna, lekarz anestezjolog
Ziątek Agnieszka, psycholożka
Zielińska Bożenna
Zielska Musiał Katarzyna
Zientek Sylwia, pisarka
Ziętek Agata
Ziętkiewicz Magdalena, nauczycielka, tłumaczka, aktywistka
Ziminska Jolanta
Zińczuk Aleksandra, Wydawnictwo Warsztaty Kultury
Ziułkowska Iwona
Zmarz Koczanowicz Maria reżyserka, prof szkoły filmowej w Łodzi/
Znamirowska Magdalena
Zowczak Agnieszka
Zowczak-Jastrzębska Krystyna, aktywistka, opozycjonistka, matka i babcia
Żmijewska Ewa, pedagożka międzykulturowa, nauczycielka akademicka
Żmuda Julia, studentka
Żmuda Majam, studentka
Żurawel Anna, nauczycielka
Żygowska Joanna, kuratorka i badaczka sztuki dla młodych
Żytkowicz Ana
Lista wszystkich sygnatariuszek naszego apelu dostępna jest pod tym linkiem:


Dzień wstydu po Dniu Niepodległości: instrukcja cynizmu
Na początek fakt: dziś prezydent Karol Nawrocki odmówił podpisania nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. Uzasadnił weto m.in. postulatem, by 800+ przysługiwało tylko tym ukraińskim rodzinom, w których rodzic pracuje w Polsce, oraz zapowiedział własny projekt: wydłużenie drogi do obywatelstwa z 3 do 10 lat, podniesienie kar za nielegalne przekroczenie granicy do 5 lat więzienia i wrzutkę do ustawy w postaci hasła "stop banderyzmowi". Równocześnie zakwestionował rozwiązania dotyczące dostępu do ochrony zdrowia dla uchodźców.
Wczoraj uściski, życzenia dla Prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, deklaracje o "niezachwianej solidarności z walczącą Ukrainą". Dziś weto wobec ustawy, która miała przedłużyć ochronę i doprecyzować wsparcie dla dzieci. Najpierw konfetti, potem młotek. To nie jest polityka państwa z taką historią za wolność waszą i naszą, to nie jest Europa. To jest pokaz: uśmiech do kamery, pałka w przepisach, cynizm w działaniu. I to wszystko dzień po Dniu Niepodległości Ukrainy.
Trzon zabiegu jest prosty: zamienić słowo "solidarność" w słowo "warunkowo". "Pomoc — owszem, ale pod warunkiem pracy rodzica". Jakby 800+ było premią w korpo, a nie świadczeniem na dziecko. Dziecko nie powinno być algorytmem do weryfikacji PIT-u. Dziecko nie jest "beneficjentem na próbę".
Zderzenie symboliczne — wczorajsze "gratulacje" i dzisiejsze "ale" — nie jest wypadkiem przy pracy. To metoda: najpierw gest wobec sąsiada, potem gest wobec elektoratu. Grawitacja jest oczywista: zjechać w stronę strachu, podejrzliwości, resentymentu.
Nie będę tu nic "omawiać". Nie trzeba. Wystarczy usłyszeć, co dzieje się w sercach naszych ukraińskich przyjaciół:
- Chcę się wypłakać na temat weta, kto jest na statusie, jakie macie plany?*
- Zabierzcie mnie ze sobą, gdziekolwiek się wybieracie. Nie chcę tu zostać sama. (...) psychicznie jest mi cieżko.
- Mogę tylko wesprzeć moralnie i przytulić w myślach. To bestialstwo. Nie ma inncy słów.
Ten cynizm działa w konkretnym życiu. Nie w memach. Nie w studio. W podróżach, szkołach, w planach na wrzesień. W poczuciu, że wszystko, co udało się jakoś poukładać przez ostatnie dwa lata, można jednym zdaniem z mównicy rozbujać tak, żeby człowiek znowu miał wrażenie, że ziemia ucieka spod nóg.
- Byliśmy w Pradze, kupiłam dziecku prezent urodzinowy. Było tak dobrze, nikt nas nie wyśmiewał na ulicy za to że mówiliśmy po ukraińsku. Wracamy do domu — otwieram wiadomości, bo wcześniej świadomie nie chciałam nic czytać
To nie jest "uprzejmość Czechów" kontra "brak uprzejmości Polaków". To jest pytanie o to, czy państwo w kryzysie umie być przewidywalne. Czy władza jest w stanie powiedzieć prawdę prostym zdaniem: "Tak, status ochrony będzie kontynuowany zgodnie z europejską decyzją. Tak, nie będziemy karać dzieci za zatrudnienie rodziców. Tak, nie będziemy paliwem do wojny pamięci".
Zamiast tego zapowiedź pakietu "porządku": ostrzejsze kary, dłuższa droga do obywatelstwa, hasła o "banderyzmie" wrzucone do debaty jak zapałka do suchej trawy. To nie jest obrona polskiej pamięci. To jest wywołanie pożaru w magazynie z amunicją rosyjskiej propagandy. Nie trzeba być strategiem, żeby zrozumieć, że im mniej mówimy o rosyjskiej agresji, a więcej o "symbolach", tym lepiej dla Kremla i gorzej dla realnej, codziennej współpracy polsko-ukraińskiej.
W świecie normalnym, jeśli w ogóle jeszcze pamiętamy, jak on wygląda, prawo socjalne działa dwojako: daje przewidywalność i chroni najsłabszych. To jest to, co buduje zaufanie.
Tu, teraz, robimy coś odwrotnego: dezorientujemy i przerzucamy koszt na rodziny. Jeszcze raz: rodziny, nie "system".
- Mam wyjazd służbowy 22 września, a nie ma statusu, jak mam wrócić, jeśli mogą nie przedłuży go do 30? Powinnam wrócić 3 września.
*czarny humor: Zostaw nam przynajmniej klucze i adres, żebyśmy mogli ci później przesłać rzeczy. Od 22 września do 30 września jeszcze tu będziemy.
- Jeśli przedłużą, istnieje ryzyko, że utkniemy po różnych stronach granicy z dzieckiem.
To jest język realnej niepewności. Czarny humor, bo jak inaczej trzymać nerwy na wodzy? I równolegle próba racjonalizacji, szukanie gruntu pod nogami:
- Nie podsycajcie atmosfery. Ze statusem na pewno będzie dobrze. Nie mogą go oddzielnie od innych krajów unieważnić
- Polska nie może samodzielnie unieważnić statusu ochrony tymczasowej ponieważ jest on przyznawany w ramach prawa europejskiego, a nie tylko polskiego
Jasne. Ale to nie rozwiązuje problemu zaufania. Bo zaufanie nie kończy się na zdaniu "muszą". Ludzie muszą planować: podróż, szkołę, studia, pracę, mieszkanie, terapię dziecka po traumie. Zaufanie to jest poczucie, że państwo nie włączy nagle trybu "show" i nie zaryzykuje czyjegoś września, żeby dopisać sobie punkt w sondażach.
A pod spodem — coś jeszcze cięższego: poczucie zdrady. Bo wybór Polski często nie był "z kalkulatora". Był z serca.
- Teraz myślę, że to była idiotyczna decyzja, zatrzymać się na Polsce. Dziecko nauczyło się polskiego, żeby dostać się na studia, bo w Ukrainie jest w ostatniej klasie. A ja nie widzę w tym dobrego pomysłu. Lepiej, żeby nauczyła się angielskiego/niemieckiego. Bo ten antyukraiński temat – jest prawie we wszystkich obozach, wszyscy rywalizowali, kto stworzy gorsze warunki. Tak mi tego wszystkiego żal, bo wybrałam Polskę z miłości, a nie z kalkulacji Irlandia/Niemcy/Wielka Brytania. Ale miłość okazała się nieodwzajemniona.
To zdanie powinno wisieć nad każdym biurkiem, przy którym ktoś kreśli dziś "korektę kursu". Nie dlatego, że mamy zaspokajać wszystkim wszystko. Dlatego, że państwo, które od lat powtarza, że jest liderem solidarności, nie może grać w grę "wczoraj kwiaty, a dziś miękka deportacja ".
Zauważmy jeszcze jedną zbitkę: wątek "ochrony zdrowia" przeciwstawionej "gościom". Tu nie chodzi o rzekomą "preferencję". Chodzi o realną reformę systemu, żeby kolejki były krótsze dla wszystkich Polaków i Ukraińców, bo wszyscy stoją w tej samej kolejce do lekarza rodzinnego, a jedyną różnicę robi liczba lekarzy i finansowanie, a nie pochodzenie pacjenta. W przeciwnym razie zamiast polityki publicznej budujemy podział publiczny.
Dobra polityka szczególnie w kryzysie jest mniej spektakularna, niż się politykom śni. Składa się z nudnych, konkretnych decyzji: wdrożyć europejską ochronę do 4 marca 2026 r. bez medialnych zygzaków; jasno napisać, że świadczenia na dzieci nie zależą od fluktuacji na rynku pracy rodziców; wreszcie przestać podpinać bieżącą politykę pod wojnę pamięci. Historii nie rozstrzygają konferencje prasowe. Historii nie załatwia się dopiskiem "stop" w ustawie. Historii się uczy, komunikuje ją i leczy przez edukację, archiwa, dialog, nie przez podrzucanie kolejnego granatu w debacie.
Czy można tu w ogóle pozwolić sobie na odrobinę ironii? Może tylko na tyle: gdyby cynizm polityczny miał dział PR, napisałby dziś komunikat: "W trosce o sprawiedliwość społeczną upraszczamy życie, odbierzemy lęk, a damy jasność". Tylko że jedyne, co dziś dostali ukraińscy uchodźcy w Polsce, to lęk i niepewność.
Oto miara polskiego państwa i prezydenta. Nie w słowach hymnu. W tym, że dzień po wspólnym świętowaniu Niepodległości Ukrainy, ktoś wciąż nie wie, czy wróci z dzieckiem do domu. I w tym, czy ktoś inny — mając władzę — uzna, że jego zadaniem jest wyłączyć ten lęk, a nie go wytwarzać.
* Wypowiedzi zostały zanonimizowane dla bezpieczeństwa bohaterek. Jak już wiedomo, w Polsce nic nie wiadomo.
Tekst ukazał się również na portalu onet.pl


Zryw, czyli Polska na nowo
Melania Krych: – O co chodzi z tym zrywem?
Julia Wojciechowska: – Jesteśmy pokoleniem, które w czasie transferu rządów w 2015 miało „naście” lat. Okres naszego dorastania został naznaczony przez nieustającą debatę polityczną: w domu, w szkole, na ulicy. To była debata, która ani nas nie uwzględniała, ani nie dotyczyła. Ale czasy się zmieniły.
Agnieszka Gryz: – Wiesz jaki jest przepis na apatię? Kiedy kluczowe wydarzenia polityczne dzieją się pod twoim nosem, definiują twoje jutro, a ty wciąż nie możesz oddać głosu ani nawet go zabrać. Zryw nie powstał w momencie kiedy zarejestrowaliśmy fundację. Powstawał po trochu, od lat.
JW: – Więc tak, teraz jesteśmy też fundacją. Nie sprzedajemy kota w worku: jesteśmy polityczni, ale apartyjni. Chcemy budować kadry państwowe. Właśnie zakończyliśmy rekrutację na pierwszy zryw, nasz czterodniowy zjazd rozwojowy w Tatrach.

Dlaczego kadry państwowe? Nie mamy kadr?
JW: – Ławka kadr jest krótka i mało atrakcyjna. Mamy ekspertów i mamy polityków. Eksperci przez 8 lat zbudowali stabilne kariery w korporacjach czy w Brukseli, mają na utrzymaniu rodziny. I nagle mieliby zdestabilizować swoje życia, by pójść pracować do ministerstwa za cztery razy mniejszą pensję?
Ale mamy też mnóstwo młodych, którzy mogą i chcą, tylko nikt ich nie zaprasza. Co więcej, kiedy pukają z własnej inicjatywy, często im się nie otwiera
AG: – W tym momencie najstabilniejszym „rurociągiem” kadrowym są młodzieżówki. W efekcie do służby publicznej często trafiają ludzie, którzy od wczesnej młodości są zogniskowani na zajęcie konkretnego stołka – ale często nic poza tym. Bo jak już na nim zasiądą, to nie chcą zejść. Bo jaką mają alternatywę? Choć młodzieżówka młodzieżówce nie równa, to młodzi, z którymi miałyśmy do czynienia, nie mieli ani wizji, ani własnych pomysłów, tylko linię partii, która ich sobie wychowuje.
To nie jest służba, którą chcemy firmować jako Zryw. Diagnoza, którą stawiamy, nie dotyczy braku wiedzy czy doświadczenia. Brakuje osób gotowych podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność, ryzykować i ponosić konsekwencje – ale po swojemu, nie według linii partii. Pamiętam, że kiedyś bardzo zaimponowały mi słowa Bartłomieja Sienkiewicza, wówczas ministra. Zapytany o stabilność zawodu odpowiedział, że jego płaszcz zawsze wisi na krześle: „Jestem urzędnikiem państwowym i politykiem, więc muszę być gotowy w każdej chwili. Jeśli trzeba będzie wyjść, biorę płaszcz i wychodzę”. Nie chcemy bać się ani wejść ani wyjść.
Kto zgłosił się na pierwszy zryw? Kogo wybraliście?
AG: – Wszyscy, od lekarek i inżynierów po politologów i urzędniczki. Mieliśmy zgłoszenia z 149 miejscowości w każdym z 16 województw w Polsce i z 12 miast za granicą. Finalna selekcja jest… eklektyczna, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Od chłopaka, który szkoli się na pilota naddźwiękowych samolotów bojowych, przez byłą ekspertkę w służbie zdrowia poza Polską – po aspirujące samorządowczynie.

JW: – Ale tylko 35% aplikacji pochodziło od kobiet. Za to wśród osób zaproszonych na rozmowy kobiety to połowa, bo kandydatki, które aplikowały, były tak mocne. To nieznacznie więcej niż wynosi odsetek kobiet w parlamencie, co pokazuje, że ta dysproporcja zaczyna się znacznie wcześniej.
To się samo nie zmieni, ale przekrój naszego zespołu mówi za siebie: w Zrywie ani w Polsce nie brakuje skutecznych i przebojowych kobiet
Opowiem ci anegdotę. Ostatnio dostaliśmy bardzo długi komentarz do wpisu na blogu [“Nasze ulubione wybory. Kim są uczestnicy wrześniowego zrywu?” – przyp. red.]. W tym wpisie wspomnieliśmy m.in. o deficycie kobiet, które zgłosiły się do nas w pierwszej turze. Zarzucono nam doszukiwanie się nierówności „tam, gdzie akurat trudno ją dostrzec” – wszak możliwość rekrutacji była dostępna dla obu płci jednakowo. Autor polemiki twierdził, że łączenie takiej statystyki z nierównością może zniechęcić młodych mężczyzn do pracy na rzecz państwa. A to dlatego, że zbyt wiele narracji przedstawia każdą nierówność czy różnicę w kontekście płci jako wynik dyskryminacji.
I co Wy na to?
AG: – Ja się ucieszyłam! Ktoś poświęcił spory kawał czasu, by przekazać nam swoje myśli. Polemika to wartościowa tradycja polskiej publicystyki, a dla nas to zaszczyt, że już teraz w takiej polemice możemy partycypować. Oczywiście, na poziomie samego przekazu te argumenty ze mną nie grały, bo dyskryminacja i nierówności systemowe to nie są tożsame pojęcia.
JW: – W skrócie: dyskryminacja to nierówne traktowanie albo zaniechanie. Mielibyśmy z nią do czynienia, gdyby któraś grupa była traktowana preferencyjnie. Wówczas można by mówić o dyskryminacji pozostałych aplikujących. My nie mieliśmy żadnych preferencji. Uwzględnialiśmy jednak realia polskiego systemu edukacji oraz kultury, która dyktuje jednostkom poczucie, co jest dla nich możliwe – a to niestety w Polsce wpływa głównie na młode kobiety.
AG: – Równouprawnienie nie zawsze oznacza równe szanse. Bo faktyczne równe szanse wymagają więcej uwagi wobec potrzeb, które wynikają z wieloletnich norm społecznych, kulturowych oraz wykluczenia, które nie musi być w prawie, by wpływało na życie ludzi. Dlatego w kolejnych edycjach będziemy chciały zadbać o to, aby wiadomość nie tylko docierała do kobiet, ale przede wszystkim skuteczniej zachęcała je do aplikowania.
JW: – Duża część Fundacji studiowała za granicą i dlatego ten kontrast rzuca nam się tak mocno w oczy. Studiowałam w Anglii, gdzie większym problemem jest klasowość społeczeństwa. Jednak po powrocie do Polski rozmawiam z wieloma młodymi kobietami, które mają niesamowitą blokadę.
Wątpią w swoje możliwości i potencjał, chociaż w wielu przypadkach mają znacznie większą wiedzę i świadomość społeczną niż mężczyźni, z którymi rozmawiam, będący już częścią kadr państwowych
Jako Fundacja nie możemy tego ignorować. Widzimy nierówności, więc je uwzględniamy.
Skąd się wzięła Fundacja Zryw?
AG: – Zaczęło się od spania na materacach. Był rok 2023, wybory parlamentarne, czas na podjęcie rękawicy. Zebraliśmy się w kilkanaście osób, by od zera zbudować kampanię do Sejmu, nie znaliśmy się za dobrze. Przez kilka miesięcy mieszkanie naszej kandydatki było „stacją przeładunkową”: zaczęło się od 5 osób, skończyło na 15, choć po drodze przewinęło się więcej. Ta piętnastka była rdzeniem, na którym zbudowaliśmy Zryw. Bo okazało się, że nie dość, że znosimy siebie nawzajem w tym mieszkaniu, to jeszcze nam coś wychodzi.
JW: – Wzięła się z poczty pantoflowej. W ‘23 działaliśmy z własnej inicjatywy, a wieść docierała i do przyjaciół, i do znajomych znajomych. Weźmy na przykład mnie z Agą. Znałyśmy się z widzenia, i to takiego wirtualnego. Po prostu swego czasu, jeszcze w Covidzie, w jednym czasie organizowałyśmy konferencje studenckie. Czasem mignęłyśmy sobie na Zoomie albo gdzieś w mediach społecznościowych – i tak aż do kampanii.
AG: – Tak było. Zapytałam, czy mogę dołączyć, napisałam do Julii na Instagramie. To był dobry czas, kampania dopiero ruszała. Po samych wyborach urodził się nasz pomysł na ustrukturyzowanie tej energii.

Zrozumieliśmy, że czekanie na okno możliwości nie ma sensu, że musimy sami sobie to okno otworzyć. Nasza fundacja powstała właśnie po to, żeby ten narodowy zryw uchwycić, ustrukturyzować i skierować tam, gdzie jest najbardziej potrzebny.
Czyli gdzie?
JW: – Przez ostatnie dwa lata widzieliśmy, na ile absurdów i inercji natrafia się podczas pracy w ministerstwach. Począwszy od tego, że za niektóre pensje, kolokwialnie mówiąc, w stolicy nie wyżyjesz. 3200 na rękę? Tak, to skrajny przypadek, ale z życia wzięty, zwłaszcza że duża część osób z Fundacji ma doświadczenie w administracji. Wrócili z zagranicy, chcieli pracować dla państwa i musieli zaakceptować te warunki, bo mieli wizję. Część z nich wytrzymała, część odeszła czy to ze względu na warunki finansowe, czy z uwagi na brak możliwości rozwoju w pracy.
AG: – Wierzymy, że jakościowa zmiana pokoleniowa w polskiej służbie publicznej jest możliwa od środka. Żeby zmiana zadziała się systemowo, trzeba siać ją w wielu miejscach naraz, bo koniec końców kadry potrzebne są i w urzędach, i w legislacji. Ale też trzeba pokazać, że są ludzie, dla których tę zmianę trzeba przeprowadzić.
Nie chcemy otwierać salonu, gdzie możesz co najwyżej dotknąć luksusowego samochodu. Zryw ma być garażem, w którym pogrzebiesz we własnym aucie. Damy ci warsztat, narzędzia i dostęp do świetnych mechaników. A potem – w drogę, z naszym wsparciem i wspólnotą
Z kim współpracujecie?
JW: – W zeszłym roku jako jedyna organizacja z Polski dostaliśmy się do akceleratora Fundacji Apolitical, zajmującej się wspieraniem politycznych innowatorów. Po angielsku jest na to konkretne sformułowanie: political entrepreneurs. Wbrew nazwie nie chodzi o żadnych przedsiębiorców, ale o osoby, które tworzą nowe modele zaangażowania w życie publiczne.
Wspiera nas także m.in. Fundacja EFC, której patronuje Roman Czernecki, innowator społeczny i pedagog. W Zrywie wierzymy, że demokracja wymaga nie tylko instytucji, ale przede wszystkim ludzi: kompetentnych, empatycznych i gotowych do działania. W tym sensie nasza misja i projekt są głęboko zbieżne z misją EFC, która buduje silną wspólnotę demokratyczną.
AG: – Wśród naszych sprzymierzeńców jest też Fundacja Mentors4Starters. To między innymi od nich uczymy się łączyć ze sobą ludzi w relacji mentor-mentee, żeby to miało sens dla obydwu stron. Maria i Zofia [Maria Belka i Zofia Kłudka – przyp. red.] mają tonę praktycznej wiedzy i tyle samo chęci, by się nią z nami dzielić.
Jak wyobrażacie sobie przyszłość fundacji?
JW: – Swoją misję widzimy w tym, by odnaleźć kompetentne, sprawcze osoby, zachęcić je do powrotu – albo pozostania w Polsce i wyposażyć je w narzędzia oraz wiedzę, które pozwolą skutecznie działać w służbie publicznej.
AG: – O ile zrywy – te pisane małą literą, czyli kilkudniowe zjazdy – są w dużej mierze przeznaczone dla studentów uczących się i widzących swoją przyszłość w Polsce, to widzimy się też w roli „hubu repolonizacyjnego”. Wyjeżdżając na studia za granicę masz multum sieci i systemów wsparcia, które pomagają ci zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Takiej sieci potrzeba też w Polsce – właśnie dla tych, którzy rozważają powrót.
JW: – Tak, Polak za granicą rzadko kiedy jest sam, za to Polak wracający do kraju po studiach to trochę inna historia. Przez długi czas taka decyzja nosiła znamiona zawodu czy jakiejś porażki. Bzdura!
Polska jest piękna, innowacyjna i przede wszystkim jest domem. Tu czujemy sens i widzimy swoją przyszłość
I chcemy, by przywilej, który my mamy – że w 2023 siebie odnaleźliśmy i mogliśmy zacząć razem pracować – dotyczył znacznie większej liczby osób. Bo trzeba mieć do czego i do kogo wracać. Powrót do Polski to jeden samolot, ale decyzja, żeby do niego wsiąść, już tak łatwa nie jest. My chcemy pokazać, i to bardzo konkretnie, że ten powrót ma sens i da niesamowite możliwości.


Nasza szansa, by pokonać przeszłość
Drodzy Ukraińscy przyjaciele!
Chcę Wam złożyć serdeczne gratulacje z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Dwudziestego czwartego sierpnia 1991 roku osiągnęliście wielki cel, o który Wasi przodkowie starali się i walczyli przez długie wieki – niepodległość i własne państwo. Cieszę się i dumny jestem z tego, że jako pierwsze na świecie z uznaniem niepodległości Ukrainy pospieszyły tego samego dnia 2 grudnia 1991 roku dwa państwa: Kanada i Polska.
Lata dziewięćdziesiąte XX wieku w naszej części Europy były trudne i wydarzenia w różnych krajach toczyły się odmiennymi torami zależnie od wcześniejszych dziejów, lokalnych uwarunkowań politycznych, marzeń i dążeń obywateli, a czasami szczęśliwego lub nieszczęśliwego zrządzenia losu. Nie wszystkim narodom udawało się bez problemów „wyrwać się z przeszłości”, jak to w tytule swojej książki o historii Ukrainy określił wspaniały ukraiński historyk Jarosław Hrycak.
Wam, ukraińscy przyjaciele, los nie szczędził trudności, wreszcie zesłał to, co najgorsze – zbójecką napaść sąsiada i straszną wojnę.
Od ponad trzech lat ze ściśniętym sercem obserwuję przebieg waszej bohaterskiej walki i sam w miarę moich możliwości staram się wnosić swoją skromną pomoc. Od początku wojny na pełną skalę upatruję w tej tragedii także szansy dla obu naszych narodów na lepszą przyszłość, ściślejsze zjednoczenie się z Zachodem dla współpracy i bezpieczeństwa, przyjazne stosunki między naszymi krajami i zamieszkującymi je ludźmi.
Początkowo rozwój wydarzeń pozwalał sądzić, że moje nadzieje się spełniają, co potwierdzały liczne przykłady. Niestety, w ostatnim okresie widzę, że czeka nas jeszcze daleka droga.
Wojna przeciąga się, a Zbrojne Siły Ukrainy oraz mieszkańcy kraju ponoszą najwyższą cenę śmierci, krwi i zniszczeń. Ale przedłużającą się wojnę odczuwa również agresor – jego gospodarka słabnie i stoi w obliczu nadciągającego poważnego kryzysu, który może zachwiać fundamentami jego zdolności dalszego prowadzenia agresji. Dlatego ogromne siły i środki przeznacza na propagandę, którą śmiało można nazwać wojną hybrydową, toczoną w cyberprzestrzeni, w środkach przekazu, na salach parlamentów i posiedzeniach rządów oraz na ulicach.
Terrorystyczne państwo stara się zastraszać, przekupywać, zjednywać sobie wszelkimi sposobami polityków i obywateli krajów udzielających Ukrainie pomocy. Wspomaga radykalne, przede wszystkim faszyzujące ruchy społeczne i partie polityczne, podsuwa im kłamliwe pseudoargumenty, rozbija poczucie wspólnoty z Ukraińcami, szczuje przeciwko imigrantom. Przykłady i efekty takiej działalności widać wszędzie: w USA, Niemczech, na Węgrzech i Słowacji, w Czechach. Niestety, także w Polsce.
Gniew i oburzenie budzi fakt, że podnoszą się głosy przeciwko kontynuowaniu pomocy dla Ukrainy i ludzi, którzy w naszym kraju schronili się przed wojną.
Stanowczo Was zapewniam, ukraińscy przyjaciele, że wśród Polaków nadal macie ogromną liczbę przychylnych Wam ludzi, co pokazują sondaże oraz wyniki ostatnich wyborów prezydenckich, które niestety wygrał, ale znikomą większością, kandydat wspierany przez ugrupowania prorosyjskich ksenofobów.
Nie brakuje też przykładów bohaterskich wolontariuszy prowadzących zbiórki funduszy na pomoc i osobiście przekazujących w Ukrainie zakupiony sprzęt żołnierzom ZSU lub cywilom niemal na samej pierwszej linii frontu, z dronami wroga nad głową. Jest też wielu takich, którzy wybrali wspólną służbę z wojownikami ZSU, czy to w roli medyków pola walki, czy w formacjach zbrojnych. Wspólna walka „za wolność waszą i naszą” oraz przelana krew wiąże i zbliża, cementuje przyjaźń. To dobrze. Niech ta przyjaźń trwa na zawsze. Razem jesteśmy siłą.
Z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy chcę zwrócić się do Was parafrazą słów ukraińskiego hymnu:
Ще не вмерла України і слава, і воля,
Ще Вам, браття українці, усміхнеться доля.
Згинуть Ваші вороженьки, як роса на сонці.
Запануєте Ви, браття, у своїй сторонці.
Все одно буде Україна. Слава Україні!
Adam Tuz


Piękny kraj, ale nie do zarabiania. Jak się żyje Ukraińcom w Chorwacji
Chociaż Chorwacji nie można nazwać popularnym kierunkiem wśród ukraińskich uchodźców, od początku wojny na pełną skalę przybyło tu ponad 27 tysięcy Ukraińców, co dla kraju o populacji poniżej 4 milionów ludzi stanowi znaczącą liczbę. Co ciekawe, mniej więcej tyle samo osób (28-30 tysięcy) opuszcza Chorwację każdego roku, migrując do innych krajów UE, co już wywołało kryzys demograficzny. Władze i media w Chorwacji wciąż mówią o braku siły roboczej i o tym, że już teraz co piętnasty pracownik jest obcokrajowcem. Oczekuje się, że do 2030 r. w Chorwacji będzie około pół miliona migrantów zarobkowych.
Biorąc pod uwagę oczywisty kryzys na rynku pracy, przybycie ukraińskich uchodźców mogłoby być korzystne dla chorwackiej gospodarki. Zarazem jednak Ukrainki, które przeniosły się tu przed wojną, twierdzą, że Chorwacja to nie kraj do zarabiania pieniędzy. „Tu jest ciepło i pięknie, ale realne minimum egzystencji jest wyższe niż minimalna płaca” – twierdzi Ołeksandra z Kijowa. – Jeśli więc nie masz tu mieszkania i pracujesz na lokalnym rynku pracy, bardzo trudno jest przeżyć”.
Cudowne miejsca, ale życia tu sobie raczej nie urządzisz
Ołeksandra przyjechała z dwoma synami do Chorwacji jesienią 2022 roku. Najpierw ewakuowała się do Niemiec, potem wróciła do Ukrainy. Ale wraz z rozpoczęciem rosyjskich ataków dronowych wyjechała ponownie.
– Tym razem do Chorwacji, i to nie tylko z dziećmi, ale także z rodzicami – mówi. – W Chorwacji nie ma comiesięcznych zasiłków socjalnych; można tu otrzymać co najwyżej 300 euro na osobę rocznie. Nie ma też mieszkań socjalnych, jak w Niemczech. Ale są programy pomocy dla Ukraińców w zakresie tymczasowego zakwaterowania, które, o ile mi wiadomo, organizuje Czerwony Krzyż. To bezpłatne zakwaterowanie w domkach, w których można mieszkać do czasu znalezienia stałego miejsca zamieszkania. Mieszkaliśmy w takim hotelu przez rok, aż przeprowadziliśmy się do Zadaru, gdzie wynajmujemy mieszkanie.
Te domki znajdują się w górach – w pięknych miejscach, ale z dala od cywilizacji, większych miast i morza. Nie ma tam kuchni, ale jest bezpłatne wyżywienie. Oznacza to, że dostajesz dach nad głową, jedzenie, ale znalezienie stałej pracy, która pozwoliłaby wynająć własne mieszkanie i urządzić sobie życie, jest praktycznie niemożliwe. Znam ludzi, którzy mieszkają w takich domkach już od trzech lat. Dopóki trwa wojna, nie są eksmitowani.
Ważne, by zrozumieć, że jeśli prosisz o takie mieszkanie, nie możesz wybrać, gdzie zostaniesz zakwaterowany – mogą cię umieścić nawet w hotelu przy autostradzie, gdzie w zasięgu spaceru nie ma nic
Z poszukiwaniem mieszkania do wynajęcia bywa różnie: ktoś znajduje je szybko, ktoś szuka miesiącami. W Chorwacji nie ma tak surowych wymagań wobec najemców, jak w innych krajach europejskich, gdzie sprawdzają oficjalne dochody i historię kredytową. Ale tutaj trudno znaleźć odpowiednie warunki, na przykład pozwalające przez rok płacić stałą kwotę. Jako że większość miejscowych żyje z turystyki, latem najemcy mogą zostać poproszeni o płacenie dwa razy więcej, a nawet o wyprowadzenie się – z możliwością powrotu po zakończeniu sezonu. Nam udało się znaleźć mieszkanie ze stałym czynszem. Ceny ostatnio znacznie wzrosły. Kiedy przyjechaliśmy, jednopokojowe mieszkanie można było wynająć za 450 euro. Obecnie kosztuje ono co najmniej 650 euro.

Kto się odnalazł się w Chorwacji
Są jednak Ukraińcy, którzy mieszkają w drogich nadmorskich strefach. To głównie informatycy pracujący na rynki innych krajów. W Chorwacji po prostu mieszkają i cieszą się morzem.
Jednak niewielu Ukraińców znalazło zatrudnienie na lokalnym rynku pracy. Znam dziewczynę, która zarabia w Chorwacji jako manikiurzystka, jej klientki to głównie Ukrainki. Znam też mężczyznę, który sprzedaje panele słoneczne. Jest doświadczonym biznesmenem, ale mówi, że na początku było ciężko. Chorwaci są przyzwyczajeni do kupowania od osób, które znają osobiście – nawet jeśli to oznacza, że muszą zapłacić więcej. Ten mój znajomy włożył sporo wysiłku w nawiązywanie kontaktów. Niektórzy Ukraińcy zarabiają na wynajmowaniu hoteli i podnajmowaniu w nich pokoi.
Minimalna pensja wynosi tu około 800 euro. Jeśli płacisz 650 za wynajem mieszkania, to po prostu nie masz za co żyć
Ceny produktów są wyższe niż w Niemczech. Aby kupić na przykład kawałek mięsa, kaszę i warzywa, trzeba wydać powyżej 30 euro. Chociaż mieszkamy nad morzem, ryby i owoce morza są tu tak drogie, że nie pozwalamy sobie na nie zbyt często. Niedawno pojechałam do Ukrainy i mąż kupił mi pięć kilogramów krewetek. Jadłam je na śniadanie, obiad i kolację.
W Chorwacji pracuję na własny rachunek, zajmuję się fotografią. Głównie to sesje zdjęciowe w sezonie turystycznym. Ale finansowo pomaga mi mąż, który wysyła nam pieniądze z Ukrainy.
.avif)
Według Ołeksandry Ukraińcy w Chorwacji mogą uzyskać zniżkę na wynajem mieszkania w ramach programu rekompensat. Ale w praktyce nie zawsze tak się dzieje:
– Nie wszyscy właściciele mieszkań chcą się w to bawić. Istota programu polega na tym, że to wynajmujący musi złożyć wniosek i dokumenty potwierdzające, że mieszkają u niego Ukraińcy. I jeśli na przykład wynajmuje mieszkanie za 600 euro, to część tych pieniędzy nie zostanie mu wypłacona przez najemcę, ale przez państwo. Wielu nie chce brać w tym udziału m.in. dlatego, że wraz z wnioskiem o udział w programie rozpoczyna się weryfikacja dokumentów, a nie każdy wynajmujący Chorwat ma papiery w porządku.
W tym sensie chorwacka rzeczywistość bardziej przypomina ukraińską niż niemiecką czy szwajcarską
Chorwacki mentalność, czyli „jak się umówisz”
Tutaj, podobnie jak w Ukrainie, coś może być nielegalne, a coś działa na zasadzie „jak się umówisz”. Jednak rozwiązanie sprawy za pośrednictwem kogoś trzeciego jest mało prawdopodobne – Chorwaci ustalają sprawy tylko osobiście, zwracając się bezpośrednio do drugiej strony. Znajoma poradziła mi kiedyś, żebym poszła do lekarza z czekoladą. W pewnym sensie panuje tu znany nam chaos. Zapomniałeś zabrać jakiś dokument? Nie ma sprawy, przyniesiesz później. Ludzie wierzą sobie na słowo.
Kolejną rzeczą, która bardzo różni Chorwację od Niemiec, jest brak kontroli. Tu nie ma surowych systemów kar ani urzędów pracy, które zmuszają cię do szukania zatrudnienia. Nikogo nie interesuje, gdzie i jak mieszkasz, czy pracujesz, czy nie, czy jeździłeś do Ukrainy, czy nie.
Nie ma świadczeń socjalnych, a co za tym idzie – nie ma kontroli. Czujesz się swobodnie i to mi się podoba
Nawiasem mówiąc, pomimo braku surowego systemu kar i policji na każdym kroku, w Chorwacji czujesz się bezpiecznie. W małych miasteczkach wszyscy się znają, a kradzieże zdarzają się głównie w sezonie turystycznym.
Ogólnie Chorwaci są przyjaźni i dobrze traktują obcokrajowców. W rozmowach z Ukraińcami często wspominają, że trzydzieści lat temu sami przeżyli wojnę – i bardzo nam współczują.
Większość Chorwatów to ludzie religijni. To kraj katolicki, nawet w szkole jest nauczanie religii.

Nie nazwałabym jednak Chorwatów pracoholikami. Na pewno nie będą się nadmiernie wysilać. Jeśli ktoś ma domek nad morzem, to przez dziesiątki lat wynajmuje go turystom. Pół roku zarabia na tym pieniądze, a przez kolejne pół roku z tych pieniędzy żyje. I nic więcej nie potrzebuje.
A serwisu nawet nie ma co porównywać z ukraińskim.
Moje zepsute auto trafiło do trzech chorwackich warsztatów i tygodniami stało w krzakach, nikt nawet nie zaczął naprawy
Tymczasem w Ukrainie naprawiono je od razu. Za naprawę laptopa lub smartfona wezmą co najmniej 50 euro, choć to nie znaczy, że praca zostanie wykonana. Nie zdziw się, jeśli w restauracji podadzą ci brudny talerz albo szklankę. Jeśli poprosisz, wymienią, ale najprawdopodobniej będą zdziwieni, o co ci chodzi. Miejscowi są pod tym względem wyluzowani. W zasadzie w żadnej dziedzinie nie ma konkurencji, nikt nie stara się zadowolić innych ani zarobić więcej. Ludzie mają inne podejście do pracy, pieniędzy i w ogóle życia.
Jako że zarobki są tutaj niewielkie, w rodzinach zazwyczaj pracują oboje partnerzy. Rodzice często pracują na zmiany, dzieci również chodzą do szkoły na zmiany: przez tydzień rano, przez drugi po południu. Program nauczania jest tu nieco łatwiejszy niż w Polsce, ale podejście bardziej przypomina nasze niż niemieckie: nauczyciel może dziecko zbesztać, a nawet podnieść głos. W Niemczech niezależnie od tego, jak się dziecko zachowuje, coś takiego nie ma miejsca.
W nadmorskich regionach Chorwacji można zobaczyć wille, których właścicieli miejscowi sarkastycznie nazywają „niemieckimi Chorwatami”. To ludzie, którzy trzydzieści lat temu z powodu wojny wyjechali do Niemiec i tam zostali. Zarabiając znacznie więcej, niż mogliby w ojczyźnie, pozostają w Niemczech, ale nieruchomości kupują w Chorwacji. Ci, którzy nie wyjechali podczas wojny, nazywają tych ludzi zdrajcami. Jak już wspomniałam, Ukraińcy i Chorwaci są w pewnym sensie do siebie podobni.
W martwym sezonie życie się zatrzymuje
– W pracy naprawdę nie ma napięcia – potwierdza Ksenia Norik z Kijowa, także mieszkająca w Chorwacji.
– Dla Chorwatów czymś zupełnie normalnym jest po prostu siedzieć przez godzinę czy dwie, pić kawę i gapić się na morze
Niedawno odwiedziła mnie przyjaciółka, która powiedziała: „Bardzo ładnie, ale nie mogłabym mieszkać cały czas w takiej wakacyjnej atmosferze”.
Chorwaci sami się dziwią, gdy słyszą, że ktoś przyjechał do nich nie na wakacje, ale na stałe. Bo miejscowa młodzież – wręcz przeciwnie: wyjeżdża do krajów, w których można więcej zarobić. Ksenia jest profesjonalną artystką. W Ukrainie zajmowała się malarstwem, uczyła rysunku w kilku pracowniach w Kijowie i miała własny internetowy sklep z obrazami.
Wraz z wybuchem wojny ewakuowała się z trzyletnią córką najpierw do Polski, a następnie do chorwackiego miasteczka Vodice, gdzie w zeszłym roku otworzyła własną pracownię.

– To właśnie w Chorwacji zaczęłam malować pejzaże. Inspiruje mnie tutejsza przyroda, to niesamowite piękno – mówi. – Wyjeżdżając w pośpiechu z Kijowa zabrałam tylko pięć małych obrazów, które zmieściły się do torby. Trzy z nich sprzedałam na aukcji w Polsce. Później, po pół roku życia w Chorwacji, pojechałam do Ukrainy i wywiozłam wiele swoich obrazów i narzędzi pracy.
W Chorwacji udało mi się znaleźć lokum, którego właściciel zgodził się wziąć udział w programie rekompensaty za mieszkanie – w ten sposób zamiast 600 euro miesięcznie płacę na razie 300.
Jeśli chcesz samodzielnie wynająć mieszkanie, musisz zarabiać co najmniej 1300-1400 euro miesięcznie
W niektórych branżach, takich jak moja, są możliwości. Ja otworzyłam własną pracownię dzięki dotacji na rozwój działalności gospodarczej, którą otrzymałam z funduszy europejskich. To był długi i niełatwy proces, wiele niuansów i dokumentów, ale wszystko się udało. Od lata ubiegłego roku mam własną pracownię, która jest jednocześnie moim małym sklepikiem. Sprzedaję tam swoje obrazy, pamiątki, a także maluję na zamówienie.
Miejscowi już dobrze mnie znają – po przyjeździe do miasteczka sama zaczęłam poznawać ludzi. Nawiązałam znajomości w przedszkolu córki, w lokalnej bibliotece, potem zorganizowałam kilka indywidualnych wystaw – i napisała o mnie lokalna gazeta. Teraz mam już klientów zarówno wśród mieszkańców, jak turystów. Moja galerio-pracownia znajduje się w centrum miasta, wieczorami ludzie spacerujący promenadą wchodzą do środka i często coś kupują lub zamawiają. W sezonie pracownia jest otwarta do 23.

Zimą wszystko wygląda inaczej. To martwy sezon, więc w tym okresie dużo maluję, prowadzę też lekcje malarstwa i warsztaty. Lekcje są w języku chorwackim, który przez te trzy lata dobrze opanowałam. Nawiasem mówiąc, gramatyka chorwacka jest bardzo podobna do polskiej, niektóre słowa też. Chodziłam na kursy, miałam korepetycje, ale przez większość czasu uczyłam się sama. Prawdziwy postęp nastąpił wtedy, gdy przestałam bać się popełniać błędy. Poza tym większość Chorwatów dobrze zna angielski.
Jeśli bardzo chcesz, możesz nauczyć się języka i znaleźć tu możliwości rozwoju. Na przykład stypendium, które otrzymałam, nie jest przeznaczone tylko dla artystów – biznesy mogą być różne. W zależności od dziedziny działalności, można otrzymać od 7 do 20 tysięcy euro. Następnie, w razie potrzeby, można ubiegać się o inne stypendia, na przykład jeśli trzeba dokupić sprzęt.
Życie w Chorwacji ma swoje plusy i minusy. Dla mnie jako artystki plusy to oczywiście niesamowita przyroda i architektura. Tutaj na pewno jest skąd czerpać inspiracje. W Chorwacji jest dużo słonecznych dni, nawet zimą. Jest tu dość wietrznie, więc nawet w upale nie ma duchoty.
Kuchnia jest ciekawa, miejscowi bardzo lubią mięso. Często można zobaczyć na rożnie jagnię, dzika, a nawet krowę
Chorwaci świetnie przyrządzają raki, a do tego jest tu bardzo smaczna oliwa. Lubię też blitwę – to warzywo, podgatunek buraka.
Minusy to wysokie ceny. Teraz przyjechała do nas moja mama i na produkty spożywcze dla całej rodziny co kilka dni wydajemy 100 euro. No i ten martwy sezon, kiedy życie w mieście na kilka miesięcy po prostu zamiera. W Chorwacji jest też bardzo wysoka wilgotność, nie ma centralnego ogrzewania, więc zimą w mieszkaniach może pojawić się pleśń. Miejscowi są do tego przyzwyczajeni, ale Ukraińców często to szokuje.
To, że nie ma tu zasiłków socjalnych, jest jednocześnie i minusem, i plusem. Jesteś sam za siebie odpowiedzialny i nikomu nic nie jesteś winien.

Według chorwackich mediów najwięcej Ukraińców mieszka obecnie w Zagrzebiu, nadmorskiej żupanii [odpowiednik województwa – red.] splicko-dalmackiej oraz w północnym regionie Primorje-Gorski Kotar, wokół portu Rijeka. Jeśli chodzi o zatrudnienie, jednym z najbardziej poszukiwanych kierunków była i pozostaje branża hotelarska i restauracyjna – sezonowa praca jest tam zawsze. Ponadto, jak podaje lokalna prasa, obecnie w Chorwacji jest duże zapotrzebowanie na sprzedawców w sklepach i centrach handlowych, a także na budowlańców i specjalistów ds. rozwoju biznesu, którzy znają języki obce.
Niektórym Ukraińcom w Chorwacji udaje się nostryfikować dyplomy i znaleźć pracę zgodnie z wykształceniem. Wśród nich są lekarze. Jak informuje serwis jutarnji.hr, Chorwacka Izba Lekarska rozpatruje obecnie 16 wniosków o uznanie dyplomów medycznych z Ukrainy. Na chorwackim rynku pracy rzeczywiście brakuje lekarzy, ale dyplomy medyczne wydane w innych krajach trudno tu nostryfikować. Na przykład epidemiolożka Olga z obwodu ługańskiego powiedziała, że z powodu różnic w programach nauczania i biurokratycznych niuansów z 27 lat stażu pracy udało jej się potwierdzić tylko 12 i uzyskała prawo do pracy nie jako epidemiolog, a jako lekarz ogólny. By zostać wąskim specjalistą, musisz jeszcze przez pięć lat studiować na lokalnej uczelni.
Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek


Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę
Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne
W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.
Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.
Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.
Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:
— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.
Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.
Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.
Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.
Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.
Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.
Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:
— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.
Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.
I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.
Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?
Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje
W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.
W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:
„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”
Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.
W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.
Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.
Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:
„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.
Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”
W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.
Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.
Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.
Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.


Dopóki jest praca – trzymaj się jej
Przyjechały do Polski z dyplomami wyższych uczelni, cennym doświadczeniem i nadziejami. Każda z nich miała za sobą lata nauki, karierę, umiejętności i sporo nawiązanych kontaktów. A mimo to po przeprowadzce wszystko musiały zaczynać od zera.
Dla wielu Ukrainek pierwszym etapem była praca sprzątaczki. Dla innych – kuchnia lub nocne zmiany w magazynie. Niektóre nie zdołały wyjść poza pracę fizyczną, inne nauczyły się żyć inaczej: opanowały język polski, przekwalifikowały się i wróciły do swoich zawodów.
Według danych UNHCR i Deloitte w 2024 roku ukraińscy uchodźcy zapewnili 2,7% PKB Polski. Około 69% zdolnych do pracy Ukraińców znalazło zatrudnienie, niemal nie ustępując pod tym względem obywatelom Polski (72%). To głównie kobiety. Jednak według szacunków ekspertów ds. rynku pracy tylko 30% Ukraińców pracuje zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Reszta zmuszona jest godzić się na stanowiska, które nie odpowiadają ani ich doświadczeniu, ani wykształceniu.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet doświadczonym specjalistkom z dyplomami czasami przez całe lata nie udaje się wrócić do zawodu? Dlaczego część z nich pozostaje w pracy wymagającej niskich kwalifikacji? I czy zawsze jest to sytuacja bez wyjścia?
Porozmawiałyśmy z Ukrainkami pracującymi w Polsce. Zapytałyśmy o ich ścieżki zawodowe, o to, co działa najlepiej: dobre CV, networking – czy po prostu upór. Poprosiłyśmy też ekspertkę ds. rozwoju kariery o wyjaśnienie, co przeszkadza ukraińskim kobietom w budowaniu kariery za granicą i jak to zmienić.
Oto historie trzech kobiet, trzy bardzo różne doświadczenia. Każda z tych historii opowiada jednak o poszukiwaniu siebie w nowym świecie, wierze w siebie i rzeczywistości, która nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.
Najgorsze to utknąć w miejscu
Kateryna (imię zmienione na prośbę bohaterki) przyznaje, że nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak długo potrwa poszukiwanie przez nią pracy. I dlatego czuje wstyd. Jednak w rzeczywistości jej wytrwałość i opanowanie zasługują na większy szacunek niż jakikolwiek wpis w CV.
Przyjechała z córką do Polski z Krzywego Rogu już na początku wojny. W Ukrainie miała stabilną karierę. Z wykształcenia jest ekonomistką, pracowała jako menedżerka projektów w prywatnej firmie. Jej dzień był zaplanowany co do minuty: spotkania, projekty, obowiązki. Wszystko zmieniło się w ciągu jednej nocy, kiedy musiała uciekać. W pierwszych miesiącach nie szukała pracy zgodnej z wykształceniem – trzeba było znaleźć jakiekolwiek źródło dochodu, aby przeżyć. Zajęła się sprzątaniem.
„To półtora roku sprzątania było trudne nie fizycznie, ale wewnętrznie. Jakbym wyszła z siebie. Ale wtedy uznałam, że w tej pracy nie ma nic wstydliwego. Po prostu musiałam wyżywić swoje dziecko. I jestem z tego dumna” – wyznaje.
Jednak wypalenie nadeszło szybciej, niż się spodziewała. Zrozumiała, że nie wytrzyma tak długo:
„Bardzo bałam się utknąć w miejscu. Wszyscy mówili: ‘Dopóki jest praca – trzymaj się jej’. A ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Że zniknę, jeśli szybko czegoś nie zmienię”
Poszła do szkoły policealnej, by zostać higienistką stomatologiczną. Gdy ją ukończyła, okazało się, że bez doświadczenia nikt jej nie weźmie:
„Wysłałam mnóstwo CV. W odpowiedzi – cisza. Szukali osób z doświadczeniem. Ale skąd mam mieć doświadczenie, skoro nikt mnie nie zatrudnia?”
W końcu znalazła pracę jako asystentka dentysty. Jednak godzin było niewiele, a szefowa jej zbytnio nie wspierała.
„Kiedy wszystko spoczywa na tobie, od mieszkania po szkołę dla dziecka, bardzo ważne jest, by praca była stabilna. Kiedy tego nie ma, wyczerpujesz się dwa razy szybciej”.

Znów zaczęła poszukiwania, tym razem w branży obsługi klienta. Polski zna już dobrze i uważa, że to główne narzędzie integracji:
„Język jest wszystkim. Bez niego nawet nie wezmą twojego CV do ręki. Znam dobrze polski, to moja podpora, ale sama znajomość języka to za mało”
Dziś Kateryna wysyła CV codziennie, dostosowując każde do konkretnej oferty. Nie korzysta z networkingu, bo nie ma w Polsce wielu znajomych.
„Uważam, że CV musi się czymś wyróżniać, przyciągać uwagę. Tylko wtedy jest szansa, że zostanie zauważone. Według moich obliczeń na 30 wysłanych CV może nadejść jedna odpowiedź. W branży obsługi klienta jest duża konkurencja, o jedno miejsce może ubiegać się nawet 100 kandydatów. Ale staram się nie traktować odmowy lub milczenia jako oceny mojej osoby. To, że mnie nie przyjęli, nie znaczy, że jestem zła. Po prostu to nie jest stanowisko dla mnie”.
Kateryna nie pozwala sobie na zwątpienie. Pamięta, jak długo pracowała jako sprzątaczka – i nie chce do tej roboty wracać. Jej główna zasada brzmi: nie odgrywać ofiary i wierzyć w siebie.
„Trzeba się zachowywać, jak gwiazda. Jeśli sama w siebie nie uwierzysz, nikt inny w ciebie nie uwierzy. Nie udaję. Po prostu pamiętam, że przetrwałam już więcej, niż mogłoby się wydawać. I myślę, że zasługuję na jeszcze więcej”
Nie trafiłam do apteki przez przypadek
Julia Astaszeniuk, farmaceutka z Odesy, ma dyplom uniwersytetu medycznego i ponad dziesięć lat doświadczenia pracy w aptece. Rozmawiała z pacjentami, wydawała leki. Ta praca wymagała fachowości, uwagi i empatii. Julia ją kochała.
„To nie tylko sprzedawanie tabletek. Musisz zrozumieć człowieka, wesprzeć go, wyjaśnić możliwości, pomóc. I oczywiście dobrze znać leki. Dla mnie to zawsze było coś więcej niż praca. To moje powołanie”.

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, Julia przez pewien czas pozostawała w Odesie. Jednak ciągłe ostrzały i poczucie zagrożenia skłoniły ją w końcu do opuszczenia miasta. Rok temu przeniosła się do Polski. Tutaj wszystko zaczęło się, jak u większości, od czystej karty: bez języka, bez znajomych, bez zrozumienia, jak działa lokalny rynek pracy. Ale miała mocne postanowienie: pozostać w zawodzie.
„Wiedziałam, że chcę wrócić do apteki. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. To byłaby zdrada samej siebie”.
Samodzielnie napisała CV po polsku i z teczką w ręku wyruszyła na pielgrzymkę po warszawskich aptekach:
„Wchodziłam i mówiłam: ‘Dzień dobry, jestem z Ukrainy, szukam pracy’. Ze strachem, łamaną polszczyzną, bez oficjalnego pozwolenia na pracę w zawodzie farmaceutki. Ale wierzyłam, że ktoś da mi szansę”.
Mijały tygodnie – i nic. Ktoś grzecznie odmawiał, ktoś inny nie miał czasu nawet porozmawiać, niektórzy w ogóle nie przeglądali jej CV. Wracała do domu rozczarowana, ale już następnego ranka wyruszała na kolejną wyprawę.
„Za każdym razem mówiłam sobie, że każda próba to krok do ‘tak’. Po prostu trzeba iść, dopóki nie otworzą się właściwe drzwi”
I w końcu się otworzyły. W jednej z aptek właścicielka zaproponowała rozmowę. Przyjęła Julię na stanowisko asystentki farmaceuty (pomoc apteczna). To dalekie od tego, co robiła w Ukrainie, ale była wdzięczna za szansę.
„Moja praca polega na przyjmowaniu towaru, układaniu go na półkach, sprzątaniu. Nie jestem farmaceutką ani nawet technikiem, jednak cieszę się, że znów jestem w aptece. Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”.
Oczywiście, nie obyło się bez wpadek. System, do którego przyzwyczaiła się w Ukrainie, tutaj nie działa: tam leki sortuje się według substancji czynnych, w Polsce – alfabetycznie. Łatwo się pomylić, więc trzeba być uważną.
„Było kilka sytuacji, kiedy coś źle ułożyłam i zwrócono mi uwagę. Tak, to bolało. Całe życie byłaś specjalistką, a teraz uczysz się od podstaw. Umiem doradzić, wziąć odpowiedzialność za poważne decyzje, a tutaj jestem „wynieś – przynieś ”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu tak dużo nie sprzątałam. Czasami to wyczerpuje psychicznie, a czasami jest naprawdę ciężko fizycznie. Ale nie pozwalam sobie na załamanie”.
Zespół ją szanuje, zwracają się do niej nawet: „pani magister”, chociaż zgodnie z przepisami nie ma prawa wydawać leków. Czasami koledzy dzwonią po godzinach, by dowiedzieć się, gdzie co leży, albo ustalić coś innego. Wiedzą, że jest doświadczona i rozumie, jak wszystko działa
„To trochę stresujące, ale też miłe. Bo to znaczy, że mi ufają, doceniają mnie, nawet jeśli formalnie jestem tylko asystentką”.
Mówi, że kultura apteczna w Polsce jest inna. Tutaj farmaceuci nie naciskają na sprzedaż, jak w Ukrainie. Wszystkie leki na receptę są wydawane wyłącznie na receptę. I zdaniem Julii tak powinno być.
„W Ukrainie trzeba było mieć plan sprzedaży i wykręcać go, jak się tylko dało. Nie wiem, jak to wygląda w polskich aptekach sieciowych, ale w mojej małej aptece wynagrodzenie nie zależy od tego, ile czego i za jaką kwotę sprzedałaś. Tutaj jesteś specjalistą, a nie sprzedawcą. Koleżanki czytają branżowe wiadomości, dzielą się informacjami, omawiają zmiany w przepisach. To inspirujące”.
Obecnie Julia poważnie rozważa nostryfikację dyplomu w Polsce. Wie, że nie będzie łatwo. Egzaminy, procedury biurokratyczne, dodatkowe kursy – wielu rezygnuje. Ale ona chce iść dalej.
„Przeszłam już tak wiele, że odwrót nie wchodzi w grę. Tak, to długie, męczące i wymaga pieniędzy, ale wiem, po co mi to. Chcę znowu pracować jako farmaceutka. Nie trafiłam do apteki przez przypadek. I zostanę w niej bez względu na to, jak będzie trudno”.
IT nie tylko dla programistów
Wiktoria Ławryk przyjechała do Polski wraz z mężem jeszcze w 2017 roku. Wyższe wykształcenie zdobyła w Kijowie, na Narodowym Uniwersytecie Technologii Żywności, gdzie studiowała hotelarstwo i gastronomię. Jej pierwsze kroki w nowym kraju były jakby logiczną kontynuacją specjalności. Tyle że w zupełnie innych realiach.
„Zaczęłam pracować jako kelnerka w hotelowej restauracji. Nie było w tym nic ekscytującego. Ciężka fizyczna praca, ciągłe stanie na nogach, ciężkie tace, naczynia, zmęczenie. I było to trudne również emocjonalnie. Masz wyższe wykształcenie, pragniesz rozwoju, a zaczynasz od najniższego szczebla. I bardzo chcesz jak najszybciej go pokonać”.

Potem przeniesiono ją do recepcji. Wydawałoby się – awans…
„To był ogromny stres. Praca na nocnych zmianach, czasami byłam kompletnie sama. Zmęczenie, odpowiedzialność, sytuacje awaryjne z klientami, którzy mogli wybuchnąć bez powodu. A do tego ciągłe poczucie, że jesteś obca. Jesteś ‘Ukrainka’ – a więc musisz udowodnić, że jesteś godna zaufania. Było sporo uprzedzeń. Nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to może nie wystarczyć”.
Po roku pracy w branży hotelarskiej uznała, że ma dość. Polski znała już dosyć dobrze, zaczęła szukać innych możliwości
Znajomi polecili ją polskiej firmie zajmującej się sprzedażą wody pitnej. Dostała posadę kierownika ds. sprzedaży.
„To doświadczenie wiele mi dało: nauczyłam się komunikować z klientami, budować relacje, lepiej rozumieć procesy biznesowe, poprawiłam polszczyznę w piśmie. Ale z czasem zaczęło mi być „ciasno” — zapragnęłam większej dynamiki, rozwoju, środowiska, w którym ludzie mają ambicje”.
Zwróciła oczy w stronę IT. Nie miała wykształcenia technicznego, więc zapisała się na indywidualne kursy online – po pracy. Zaczęła od podstaw: czym jest e-commerce, jak działa strona internetowa, jak zarządzać projektami cyfrowymi.
„Wielu uważa, że IT to coś dla programistów i „matematycznych maniaków”. Tymczasem jest wiele stanowisk, na których najważniejsze są analityczne myślenie, umiejętność komunikowania się i organizowania procesów. Jeśli umiesz obsługiwać komputer, możesz się tego nauczyć”.
I znów dzięki znajomym trafiła na rozmowę kwalifikacyjną – tym razem do międzynarodowej firmy. Obecnie pracuje jako E-commerce Project Manager: odpowiada za działanie strony internetowej, koordynuje produkty online, pracę programistów i projektantów, kontaktuje się z klientami i kontrahentami.
Nie ukrywa, że na początku wstydziła się mówić znajomym, że szuka pracy. Wydawało się jej, że to oznaka słabości. Teraz uważa, że to właśnie networking stał się dla niej punktem zwrotnym.
„Kiedyś bałam się prosić o coś, mówić o sobie. Ale trzeba nauczyć się „sprzedawać” siebie, opowiadać o swoich mocnych stronach. Inaczej nikt o tobie się nie dowie”.
Najbardziej Wiktoria ceni sobie zmianę nastawienia do niej. W nowym środowisku nie oceniają jej już przez pryzmat narodowości czy akcentu
„Im bardziej wykształceni i otwarci są ludzie wokół, tym mniej dyskryminacji. W moim otoczeniu nie liczy się, skąd jesteś, ale co potrafisz i jak pracujesz. To bardzo dodaje otuchy”.
Wie, że miała łatwiej niż wielu innych – przyjechała jeszcze przed wybuchem wojny, była młoda, bez dzieci, rozumiała, na co się decyduje. Jest jednak przekonana, że w każdych warunkach ważne jest to, by nie tracić wiary w siebie.
„Trzeba mówić, pytać, uczyć się, szukać. Nikt nie przyniesie ci wymarzonej pracy na tacy. Ale jeśli uwierzysz, że jesteś w stanie – to szansa się pojawi. Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam”.
Opowiedziała swoją historię, bo chce dodać otuchy innym Ukrainkom – zwłaszcza tym, które przyjechały do Polski po 2022 roku.
„Tak, one mają trudniej, ale nawet z najniższego punktu można się podnieść. Najważniejsze to iść naprzód i się nie zatrzymywać”.
Główna trudność to język – choć nie tylko
Anna Czernysz, doradczyni ds. kariery z ponad 15-letnim doświadczeniem w HR i rekrutacji, mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Ma wyższe wykształcenie pedagogiczne i ekonomiczne. Po przeprowadzce ukończyła szkolenie z coachingu i doradztwa zawodowego. Pracuje w organizacjach charytatywnych. Ukrainkom doradza w zakresie poszukiwania pracy, sporządzania CV, przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych. Oto jej spostrzeżenia na temat typowych trudności, z którymi borykają się Ukrainki szukające pracy w Polsce.

O głównych barierach na polskim rynku pracy
„Główna trudność to język. Bez znajomości polskiego znalezienie pracy wymagającej wyższych kwalifikacji jest prawie niemożliwe – tym bardziej jeśli kandydatka ubiega się o stanowisko wymagające komunikatywności (kadry, marketing, nauczycielka, sekretarka). W tym przypadku wymagania językowe są na pierwszym miejscu. A na wielu stanowiskach, zwłaszcza w firmach międzynarodowych, wymagana jest również znajomość angielskiego na poziomie nie niższym niż B2. Często Ukrainkom brakuje podstawowych umiejętności „biurowych”, na przykład pracy z programem Excel.
Oprócz języka poważną barierą jest konieczność przekwalifikowania się, nostryfikacji dyplomu, budowania kariery praktycznie od zera. Ludzie boją się konkurencji z lokalnymi specjalistami, boją się rozmów kwalifikacyjnych. Często po prostu nie wierzą, że dadzą radę. To powszechne, więc właśnie tu ważne jest wsparcie, planowanie i profesjonalna pomoc.
Dlaczego Ukrainki „utknęły” w pracy wymagającej niskich kwalifikacji
Często dzieje się tak nie dlatego, że tego chcą, ale dlatego, że po prostu nie mają zasobów na coś innego: brakuje czasu, siły i wsparcia, by uczyć się języka, przekwalifikować się lub szukać czegoś lepszego.
Ale czasami jest odwrotnie: uzyskawszy stabilny dochód, ludzie boją się ryzykować. Przyzwyczajają się i pozostają tam, gdzie im wygodniej, nawet jeśli ta praca nie pozwala w pełni wykorzystać swojego potencjału.
O dostosowaniu CV i przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej
Nie ma czegoś takiego jak „ukraiński” czy „polski” format CV. Istnieją za to różne style i ważne jest, by wybrać ten, który najlepiej pasuje do danego stanowiska. Często nawet specjaliści nie orientują się w tym wystarczająco dobrze, dlatego radzę przynajmniej raz skonsultować się z profesjonalistą. To pomoże uniknąć typowych błędów.
Jeśli chodzi o rozmowę kwalifikacyjną, typowym błędem numer jeden jest brak przygotowania. A trzeba – na podstawie własnego CV, pod konkretne stanowisko. Prowadzę szkolenia-rozmowy kwalifikacyjne właśnie z tego zakresu.
Kolejnym częstym błędem jest nadmierna trema. Jeśli zbyt mocno chcesz tej pracy, tworzy się wewnętrzna presja. Tu pomagają ćwiczenia oddechowe, aktywność fizyczna.
Często ludzie nie rozumieją specyfiki polskiej kultury komunikacji: trzeba być uprzejmym, powściągliwym i znać typowe pytania z rozmowy kwalifikacyjnej, na przykład: „Opowiedz o swoim sukcesie” lub: „Dlaczego właśnie ty?”.
Jak skutecznie szukać pracy
Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują osoby, które szukają jej aktywnie i celowo. Ważne jest tutaj kompleksowe podejście. Warto wykorzystać wszystkie kanały: profesjonalne strony internetowe, specjalistyczne grupy na Facebooku, LinkedIn (w przypadku ofert pracy biurowej), znajomości, rekruterów, targi pracy.
Ważne jest jednak, by szukać tam, gdzie to ma sens. Na przykład sprzątaczek nie szuka się przez LinkedIn, ale księgowych czy menedżerów – już tak.
Od czego ma zacząć kobieta z dyplomem, ale niepracująca w swoim zawodzie
Zacznij od języka. Polski – koniecznie, angielski – bardzo pożądany. Poziomy B2 to już dobry start. Następnie musisz zdecydować: wrócić do swojego zawodu czy zmienić kierunek. Rozważ plusy i minusy, czas, koszty. Jeśli trudno ci samodzielnie podjąć decyzję, skontaktuj się z doradcą zawodowym. Czasami jedna konsultacja może zaoszczędzić miesiące niepewności.
Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji



Socjolog: skala wyzwań związanych z imigracją w Polsce jest raczej wyolbrzymiona
W połowie lipca w całej Polsce odbyły się manifestacje przeciwko nielegalnej imigracji. Z kolei 11 października PiS zapowiada kolejny marsz, do wzięcia udziału, w którym wzywa „wszystkie siły patriotyczne”.
Ponowne podjęcie kwestii nielegalnej migracji stało się jednym z centralnych tematów politycznych w kraju i zmobilizowało liczne grupy społeczne do protestów ulicznych. Wywołało ono niepokój nie tylko wśród cudzoziemców, którzy dotarli do kraju legalnie, lecz także wśród obywateli Polski różnego pochodzenia etnicznego.
Socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. Krzysztof Podemski, zauważa, że chociaż migracja jest globalnym wyzwaniem, migranci w Polsce wciąż stanowią stosunkowo niewielką część społeczeństwa – najwyżej około 6-7 proc.
Jego zdaniem, takie liczby i skala problemów z nimi związanych nie uzasadniają radykalnej retoryki politycznej.
Migracja może oznaczać zarówno szanse, jak i wyzwania. Jednak skala tych wyzwań, z którymi mierzymy się w Polsce, jest raczej wyolbrzymiona.
Pytany o trudności związane z przybyszami, Podemski ocenił, że obecność migrantów może wywoływać pewne napięcia, szczególnie na rynku pracy oraz w sferze relacji interpersonalnych, zwłaszcza matrymonialnych, którym często nie poświęcano wystarczającej uwagi.
Niemniej jednak migranci z jednej strony w wielu obszarach wzbogacają życie społeczne i kulturalne w Polsce, a z drugiej – często ratują rynek pracy. Wkład Ukraińców – największej grupy imigrantów w Polsce – w takie branże jak opieka i hotelarstwo jest bezcenny.
Natomiast prawicowe siły polityczne w Polsce często projektują na Polskę sytuację znaną nam z Zachodniej Europy, grając na ludzkich lękach. W socjologii to nazywa się sianiem paniki moralnej – wyjaśnia Podemski. - Pokazują Polskę jako „wyspę bezpieczeństwa”, a jednocześnie rozpowszechniają mit o pladze przestępczości etnicznej, czego nie potwierdzają statystyki MSWiA – dodaje.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji opublikowało dane, z których wynika, że udział cudzoziemców w najcięższych przestępstwach – jak morderstwa i gwałty – maleje: w 2023 roku było 565 morderstw i 40 podejrzanych cudzoziemców; w 2024 – 503 morderstwa i 32 podejrzanych cudzoziemców; a w 2025 – 272 morderstwa i 13 podejrzanych cudzoziemców.
Natomiast dane policji z pierwszego półrocza 2025 roku wskazują, że w porównaniu z rokiem ubiegłym nieco wzrasta liczba przestępstw z nienawiści na tle rasowym, etnicznym, wyznaniowym lub homofobicznym. Jak poinformowała PAP podkom. Iwona Kijowska z Komendy Głównej Policji, w 2024 r. stwierdzono ogółem 761 takich przestępstw, a w pierwszej połowie tego roku (do końca czerwca) zanotowano ich 469.
Socjolog zwraca uwagę także na nieścisłości terminologiczne w użyciu pojęć „migrant” i „uchodźca” w debacie publicznej oraz na coraz bardziej negatywne ich konotacje w mediach. Podemski uważa, że swoją rolę w podsycaniu antyimigracyjnej histerii odgrywa też część klasy politycznej.
Straszą nas nielegalnymi migrantami, ale niemal nikt nie wspomina o tym, że działania tzw. „patrolów” i „bojówek”, które samowolnie ochraniają ulice i przejścia, są też nielegalne.
W ocenie socjologa, antyimigracyjny wigilantyzm (obywatelski ruch samoobrony – PAP) zwiększa poziom napięć społecznych, obniża zaufanie do instytucji państwowych i sprzyja radykalizacji działań w polityce migracyjnej.
Podemski uważa, że pogorszenie stosunku Polaków do obcokrajowców może spowodować spadek atrakcyjności Polski jako miejsca do życia i pracy, co w perspektywie długoterminowej będzie miało negatywny wpływ na poziom innowacyjności i rozwój gospodarczy kraju.
Swoje obawy w związku z antyimigracyjną retoryką wyrazili już przedstawiciele społeczności romskiej i wietnamskiej. Zaapelowali do premiera Donalda Tuska o stanowczy sygnał władz, że w Polsce nie ma przyzwolenia na dyskryminację, rasizm czy ksenofobię.
Na dzień przed protestami środowisk prawicowych w lipcu, ukraińskie przedstawicielstwo Rzecznika Praw Obywatelskich w Polsce wezwało obywateli Ukrainy do powstrzymania się od udziału w masowych zgromadzeniach. Z podobnym przesłaniem zwróciły się do swoich pracowników ambasady Stanów Zjednoczonych, a także Japonii w Polsce.
Ukrainka Natalia, która przyjechała do Polski sześć lat temu na stypendium naukowe powiedziała PAP, że dostrzega zmiany w postawie Polaków wobec Ukraińców. - Od powściągliwości, przez solidarnościowy entuzjazm, po, niestety, skrajnie negatywne reakcje. Teraz wolę nie mówić po ukraińsku w komunikacji miejskiej ani nie pisać proukraińskich komentarzy w mediach. Nie dlatego, że się boję, tylko po to, aby chronić swoje siły emocjonalne – powiedziała kobieta.
Z badania Deloitte, przeprowadzonego na zlecenie Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR), wynika, że obecność uchodźców z Ukrainy w 2024 wygenerowała 2,7 proc. PKB Polski. Stało się to możliwe, gdyż, według UNHCR, stopa zatrudnienia wśród uchodźców wojennych wynosi 69 proc., co stanowi niewiele mniejszy odsetek w porównaniu do obywateli Polski (75 proc.). Jednak pozytywny przekaz dotyczący migrantów w Polsce dociera nie do wszystkich i coraz częściej ustępuje narracji o nadużyciach i niewdzięczności, zwłaszcza ze strony Ukraińców, oraz o ciężkich przestępstwach popełnianych przez osoby z państw o odmiennych kulturach.
- Niestety, sama doświadczyłam, jak działają stereotypy i jak nas wszystkich Ukraińców wrzucano do jednego wora - powiedziała PAP Natalia z Ukrainy. - Czasem wydaje się, że na przykład stosunek właściciela mieszkania, które wynajmuję, zmienia się nie przez nasze rozmowy, lecz z powodu zmiany przekazów o Ukraińcach w telewizji albo pogorszenia relacji między państwami – dodała.
Wiktoria, inna Ukrainka, która przyjechała do Polski po lutym 2022 roku, a teraz pracuje tu i płaci podatki, narzeka na to, że jej poczucie bezpieczeństwa bywa zagrożone.
Podczas jednej sytuacji w komunikacji hejtujące komentarze były skierowane przeciwko młodym chłopakom (Ukraińcom – PAP), co jeszcze byłoby pół biedy. Jednak pewnego razu, na moich oczach, mężczyzna i kobieta obrzucili wyzwiskami matkę z dziećmi – opowiedziała dziewczyna.
„Na szczęście ksenofobia w internecie jeszcze nie oddaje rzeczywistego poziomu postrzegania Ukraińców. Wiele osób ma polskich przyjaciół lub partnerów. Jednak widzę, że sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Jestem przekonana, że bez migrantów wiele firm po prostu by upadło, co spowodowałoby spadek popytu i miejsc pracy. Nie sądzę więc, żeby Polska bez migrantów wyglądała atrakcyjnie – podsumowała Wiktoria.
Ihor Usatenko (PAP)
Op. Roman Hawryszczak

Wesprzyj Sestry
Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry, jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Wpłać dotację