Exclusive
20
min

Gruzja na rozdrożu: integracja z Unią zagrożona, protesty na ulicach

Od 28 listopada w Gruzji trwają masowe protesty. Rozpoczęły się po tym jak szef rządu, Irakli Kobachidze, ogłosił przerwę – na co najmniej 4 lata – w negocjacjach akcesyjnych z UE. Gruziński premier tłumaczył tę decyzję rzekomym szantażem ze strony niektórych europejskich polityków, co miało być dla Gruzji obraźliwe

Kateryna Tryfonenko

Gruzini protestują przeciw władzom. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

No items found.

Oświadczenie Kobachidze poprzedziła rezolucja Parlamentu Europejskiego o nieuznaniu wyników wyborów parlamentarnych w Gruzji z 26 października. Unia Europejska wezwała Tbilisi do przeprowadzenia nowych wyborów i nałożenia sankcji na liderów partii rządzącej, w tym na oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, premiera Iraklego Kobachidze i burmistrza Tbilisi Kachę Kaładze.

Czy wydarzenia w Gruzji są podobne do ukraińskiego Majdanu z lat 2013-2014? Jak silny jest wpływ Rosji na gruzińskich przywódców? Czy Gruzini obawiają się rosyjskiej inwazji wojskowej? Jakie są perspektywy protestów i czy Gruzinom uda się wyrwać z orbity Rosji? O odpowiedzi na te pytania poprosiliśmy ekspertów.

Protesty w Tbilisi 29 listopada. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News

Tło protestów

Wszystko zaczęło się po inwazji Rosji na Ukrainę, ocenia gruziński politolog Giorgi Inaliszwili. Po tym wydarzeniu partia Gruzińskie Marzenie, która obecnie rządzi Gruzją, całkowicie zmieniła swoje nastawienie do Unii Europejskiej i Ameryki. Nie wspierała już jednoznacznie Ukrainy, mówiąc, że „ona jest gdzieś daleko, a my jesteśmy tutaj i musimy utrzymać pokój”:

– Następnie Gruzińskie Marzenie wykonało pierwszy antyzachodni krok, którym była ustawa o zagranicznych agentach. Z powodu masowych protestów początkowo odmówiono jej uchwalenia (choć ostatecznie do tego doszło). Protesty ustały, ponieważ wszyscy czekali na wybory parlamentarne.

A wybory stały się czerwoną linią: doszło do masowych naruszeń, co potwierdzają zarówno gruzińscy, jak międzynarodowi obserwatorzy

Za fakt wart wart odnotowania Giorgi Inaliszwili uznaje to, że podczas kampanii wyborczej Gruzińskie Marzenie wykorzystywało zdjęcia przedstawiające zniszczenia w Ukrainie spowodowane przez Rosję, opatrując je komentarzami w rodzaju: „Jeśli zagłosujecie na partie opozycyjne, to tutaj będzie jak w Ukrainie”.

– Ten czynnik miał duży wpływ na ludzi – ocenia Inaliszwili. – Wielu zagłosowało na Gruzińskie Marzenie, bo dla nich było ono gwarantem pokoju.

Według gruzińskiej Centralnej Komisji Wyborczej rządząca partia wygrała wybory, zdobywając 53,9% głosów. Taki wynik dawał jej prawo do samodzielnego utworzenia rządu. Pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyły jeszcze cztery partie opozycyjne: Koalicja na rzecz Zmian (10,92%), Jedność – Ruch Narodowy (10,12%), Silna Gruzja (8,78%) i Gacharia – Dla Gruzji (7,76%).

Przedstawiciele OBWE stwierdzili, że proces wyborczy w Gruzji naruszył międzynarodowe standardy demokratyczne: zdarzały się przypadki kupowania głosów, podwójnego głosowania i zastraszania, choć nie udało się zdobyć żadnych twardych dowodów bezpośredniego oszustwa.

Policja używa armatek wodnych, by rozproszyć tłum. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Między Rosją a Zachodem

Większość Gruzinów nie uznała wyników tych wyborów. Nie chodziło już o to, kto umacnia swoją pozycję u władzy. Ludzie uważali wybory za rodzaj referendum, w którym wybierali między Europą a powrotem do Imperium Rosyjskiego, wyjaśnia gruziński politolog Gia Chuchaszwili. W społeczeństwie przeważało poczucie, że to siły prorosyjskie uzurpują sobie władzę za pomocą różnych specjalnych metod.

– Partie opozycyjne, a następnie pani prezydent Salome Zurabiszwili, nie uznali wyników, ale początkowo protesty miały wymiar polityczny – mówi Chuchaszwili. – Impulsem do eskalacji było oświadczenie premiera Gruzji o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską do 2028 roku. Od razu można było dostrzec podobieństwa do tego, co wydarzyło się w 2013 roku w Ukrainie. Od tego momentu zaczęły się spontaniczne protesty na dużą skalę, które z polityką nie mają już nic wspólnego.

Partie polityczne zeszły na dalszy plan i praktycznie nie są zaangażowane w organizację tych akcji. To spontaniczny protest większości obywateli we wszystkich miastach Gruzji
Trzy flagi - jeden kierunek. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Należy również pamiętać, że protesty te są spowodowane faktem, że ta sama partia jest u władzy od 12 lat, rządzi już czwartą kadencję i wielu ludzi jest tym zmęczonych. Ogłoszenie przez władzę, że Gruzja nie będzie ubiegać się o rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z UE, wywołało spore oburzenie, ale w opinii gruzińskiego politologa Tornike Szaraszenidze powody buntu są znacznie głębsze:

– Rezolucja Parlamentu Europejskiego mówi, że Gruzja powinna nałożyć sankcje na Rosję, uwolnić Saakaszwilego [Micheila Saakaszwilego, byłego prezydenta Gruzji, który od października 2021 r. przebywa w gruzińskim więzieniu – red.], nałożyć sankcje na lidera partii rządzącej i przeprowadzić przedterminowe wybory. Myślę, że właśnie na to zareagowała partia rządząca, wydając swoje oświadczenie. Przesadzili i wywołali burzę niezadowolenia wśród wielu ludzi.

Jeśli chodzi o wpływy rosyjskie, to na tym etapie Szaraszenidze ma pewność:

Rosja jest zadowolona ze status quo na Południowym Kaukazie: jest zbyt zajęta Ukrainą, by być zainteresowaną jakimikolwiek niepokojami czy poważnymi zmianami

Źródła buntu

Wiele osób było zszokowanych obrazami przemocy na ulicach gruzińskich miast – a to stało się impulsem do kolejnych protestów, zaznacza Szaraszenidze. Podczas nich zatrzymano kilkaset osób, z czego 300 oskarżono o stawianie oporu i chuligaństwo. Policja rozpędzała protestujących armatkami wodnymi. Symboliczne jest to, że w protestach uczestniczy wiele kobiet.

W demonstracjach uczestniczy wiele kobiet. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News

Gruzińska młodzież jest główną siłą stojącą za protestami, podkreśla Gia Chuchaszwili:

– To głównie studenci, pokolenie millenialsów i późniejsze. Protestują, bo urodzili się w wolnym kraju i dla nich to, co się teraz dzieje, jest absolutnym nonsensem. Są gotowi walczyć o swoją europejską przyszłość. Nikt nie chce wracać do Rosji, to jasne. Tymczasem władze działają bardzo brutalnie: studenci są bici, a najgorsze dzieje się po ich zatrzymaniu.

Dzięki Bogu, jak dotąd nie było ofiar śmiertelnych, jednak wiadomo na przykład, że pewien 22-letni chłopak, który brał udział w manifestacjach, leży w śpiączce w szpitalu

2 grudnia trzy kraje bałtyckie zgodziły się nałożyć krajowe sankcje na urzędników odpowiedzialnych za tłumienie protestów w Gruzji. Litwa poszła jeszcze dalej i nałożyła zakazy wjazdu na swoje terytorium na 11 urzędników z Gruzji, w tym założyciela rządzącej partii Gruzińskie Marzenie – oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, gruzińskiego ministra spraw wewnętrznych Wachtanga Gomelauriego, jego zastępców oraz szefów sił bezpieczeństwa. 5 grudnia prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret nakładający sankcje na obecny gruziński rząd, w tym Bidzinę Iwaniszwilego. Na liście znalazło się 19 wysokich rangą urzędników, w tym premier Irakli Kobachidze i burmistrz Tbilisi Kacha Kaładze.

Scenariusze na przyszłość

– Jeśli sytuacja wyeskaluje tak, jak przed laty na Majdanie, Rosja mogłaby zaatakować Gruzję i rozwiązać kwestię gruzińską jeśli nie na stałe, to przynajmniej tymczasowo. Sądzę jednak, że do tego nie dojdzie – przewiduje Tornike Szaraszenidze. – Najprawdopodobniej dojdzie do jakiegoś kompromisu albo przedterminowych wyborów na wiosnę. Bo właśnie wtedy musimy przeprowadzić wybory lokalne, więc mogłyby się one odbyć równolegle z wyborami parlamentarnymi. A może rząd po prostu się utrzyma.

Zdaniem politologa wspieranie protestów przez prezydent Salome Zurabiszwili szkodzi partii rządzącej, jednak raczej w kontekście międzynarodowym, a nie krajowym:

– Zurabiszwili nie jest, powiedzmy, zbyt popularną przywódczynią. Do wyborów prezydenckich w 2018 r. została zgłoszona przez Gruzińskie Marzenie i z trudem przeszła do drugiej tury. Była wtedy krytykowana przez całą opozycję i jej zwolenników, a teraz jest krytykowana przez zwolenników partii rządzącej. Pozostanie na stanowisku do końca tego roku, więc prawdopodobnie zastanawia się teraz, jak zmusić rząd do dymisji – albo do kompromisu.

Myślę, że motywują ją nie tylko wartości europejskie, lecz być może także osobiste interesy. Zdecydowanie chce pozostać u władzy

Gia Chuchaszwili zauważa, że Rosjanie już oferują swoją pomoc i chwalą gruzińskie władze w każdy możliwy sposób. Jednak trudno przewidzieć, jak sytuacja się rozwinie:

– Z jednej strony mamy do czynienia z protestem na dużą skalę, który grozi upadkiem władzy. Protest przeniknął również do systemu, który jest konformistyczny – prorządowi politycy też mają pewne oczekiwania. Jest jednak też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, w którym protestowało około 150 dyplomatów. Wielu naukowców zrobiło to samo – około pół tysiąca podpisało petycję protestacyjną. System stopniowo, powoli zaczyna się chwiać. Jednak zasoby rządu są nadal znaczne. Dlatego bardzo ważne jest, by Zachód zaczął działać, nie tylko ograniczając się do krytyki i oburzenia, ale demonstrując siłę.

Młodzi Gruzini już wybrali. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Politolog wyjaśnia, że gruziński system sam w sobie jest skorumpowany, a gdy tylko sankcje gospodarcze – w tym te przeciwko głównemu oligarsze Gruzji, Bidzinie Iwaniszwilemu – zostaną wzmocnione, będzie to najskuteczniejsza demonstracja siły:

– Mit potęgi Iwaniszwilego, który obiecuje, że rozwiąże wszystkie problemy, zostanie zniszczony. Ludzie zaczną myśleć, że ten człowiek nie jest w stanie im pomóc. To krytyczny moment: kiedy system zostanie jeszcze bardziej osłabiony, protest stanie się skuteczniejszy.

W opinii Giorgi Inaliszwilego polityczne rozwiązanie kryzysu wymaga politycznych metod. Gruzińska opozycja formułuje obecnie listę wspólnych żądań, wśród których kluczowym jest rozpisanie nowych wyborów:

– Głównym pytaniem jest jednak to, kto przeprowadzi te wybory. Jeśli obecna komisja wyborcza, to będzie ona pod pełną kontrolą Gruzińskiego Marzenia. Dlatego opozycja domaga się, by jej przedstawiciele weszli w skład komisji.

Jeśli Gruzińskie Marzenie stanie wobec ogromnej presji, także zewnętrznej, społeczeństwo może wygrać ten kryzys

Oczywiście Rosja będzie się wtrącać, tak jak robi to od wielu lat. Jej machina propagandowa i dezinformacyjna działa bardzo sprawnie, a Gruzińskie Marzenie aktywnie wykorzystuje ten styl rosyjskiej propagandy, dodaje Inaliszwili:

– W tej chwili możemy powiedzieć, że mamy prorosyjski rząd, który może otrzymywać pewne schematy działań od Rosji. Jeśli chodzi o bezpośrednią interwencję rosyjskiej armii, to jest ona mało prawdopodobna, ponieważ Federacja Rosyjska nie ma obecnie wystarczających możliwości – ma problemy gospodarcze i problemy z wojskiem. Trwa wojna z Ukrainą i nie ma możliwości redystrybucji dużych zasobów. No i Rosjanie mają jeszcze jeden problem: Syrię, w której tracą grunt pod nogami. Myślę więc, że w Gruzji nie będą interweniować siłowo.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

12 dni! Tyle czasu zajęło rebeliantom w Syrii obalenie reżimu dyktatora Baszara al-Assada. Rządził przez 24 lata i ostatecznie uciekł do Moskwy. Tym razem Rosja nie pomogła swojemu sojusznikowi tak, jak zrobiła to w 2015 roku, w szczytowym momencie wojny domowej, kiedy to dzięki jej wysiłkom Assad utrzymał władzę. Co obalenie jego reżimu będzie oznaczać dla Bliskiego Wschodu? Jakie konsekwencje będzie miało dla Kremla. I czego powinna spodziewać się Ukraina? Na te i inne pytania odpowiada Ihor Semywołos, dyrektor Centrum Studiów Bliskowschodnich.

Upadek reżimu

Maryna Stepanenko: Dynastia Assadów sprawowała władzę nad Syrią przez ponad pół wieku, a straciła ją w mniej niż 2 tygodnie. Czy to zaskakujące, biorąc pod uwagę jej wcześniejszą odporność?

Ihor Semywołos: To było zaskoczeniem dla wszystkich. Jednak po wyzwoleniu Aleppo stało się mniej lub bardziej oczywiste, że syryjska armia nie jest gotowa do walki za Assada.

Jakie kluczowe czynniki wewnętrzne i zewnętrzne doprowadziły do tak szybkiego upadku reżimu Assada?

Jest ich kilka. Assad próbował przeprowadzić reformę wojskową, ale nie wydawała się ona zbyt udana. Stopniowo chciał wzmacniać swoją armię, by przenieść na nią lwią część odpowiedzialności za bezpieczeństwo. Jak widać, nie udało się.

Ponadto jego zewnętrzni sojusznicy znacznie osłabli. Rosja – w wyniku wojny w Ukrainie. Hezbollah – w rezultacie trzeciej wojny libańskiej. Lecz jeśli chodzi o Iran, to zainwestował on ogromne środki w Syrii i teoretycznie powinien był jej bronić.

Tyle że kiedy kruchość reżimu stała się oczywista, kiedy armia Assada „rozpadła się”, Teheran nie był już w stanie interweniować

Rola Moskwy i policzek dla Putina

Dlaczego, pomimo wcześniejszego ciągłego wsparcia dla Assada, w tym krytycznym okresie Moskwa powstrzymała się od udzielenia mu znaczącej pomocy? To była decyzja strategiczna czy też brak wyboru w obliczu trwającej wojny przeciwko Ukrainie?

Jest absolutnie jasne, że to drugie. Teraz Kreml próbuje przedstawiać to jako „gest dobrej woli”, choć w rzeczywistości nie miał siły, by zrobić coś więcej.

Jakie będą tego konsekwencje nieinterweniowania dla reputacji i wpływów Rosji na Bliskim Wschodzie?

Nie mogę powiedzieć, że Rosja w ogóle nie interweniowała. W pierwszych dniach ofensywy rebeliantów przeprowadziła bombardowania i ataki na pozycje sił opozycyjnych. Problem polega na tym, że była w stanie zapewnić wsparcie syryjskiej armii głównie z powietrza. Tymczasem bardzo trudno jest ścigać samolotami mobilne grupy poruszające się po pustyni. Dlatego ataki Rosjan stawały się coraz mniej skuteczne. Tak więc teza, że Rosja nie wspiera Baszara al-Assada, jest fałszywa. Próbowała pomóc, ale środki, którymi dysponowała w Syrii, nie zadziałały.

W rezultacie na Bliskim Wschodzie Rosja straciła grunt pod nogami. Teraz każdy polityk, który byłby gotów opowiedzieć się jako sojusznik Federacji Rosyjskiej, zastanowi się dziesięć razy, czy to zrobić

Bo jest już oczywiste, że Rosja w zasadzie zdradza swoich sojuszników – wyjąwszy to, że zapewnia im azyl polityczny. To bardzo ważna lekcja dla tych polityków na Bliskim Wschodzie, w Afryce czy Azji, którzy nadal polegają na Rosji.

Syryjczycy czekają na turecko-seryjskiej granicy. Zdjęcie: Metin Yoksu/Associated Press/East News

A jaki sygnał płynie do Iranu?

Zbliżenie między Rosją a Iranem narodziło się w związku z inwazją obu tych krajów na Syrię w 2015 roku. To właśnie ta inwazja położyła podwaliny pod rosyjsko-irański sojusz wojskowy.

W tym czasie między Irańczykami a Rosjanami niejednokrotnie „przebiegał czarny kot”, ponieważ Rosja próbowała czerpać wszystkie możliwe polityczne dywidendy ze zwycięstwa Baszara al-Assada w wojnie domowej, podczas gdy to Iran ponosił lwią część wysiłków i kosztów, przynajmniej na lądzie.

Myślę, że obecne wydarzenia będą poważnym ciosem dla tego sojuszu. Uważam również, że w pewnym stopniu opóźni to lub nawet położy kres podpisaniu ważnego rosyjsko-irańskiego porozumienia strategicznego, które zdaniem Irańczyków miało zagwarantować im bezpieczeństwo.

Przekonali się, że podpisywanie takich porozumień jest bezwartościowe. Putin głośno przecież zapewniał, że „Rosja jest w Syrii na zawsze” i że „reżim Assada jest silniejszy niż kiedykolwiek”

Istnieją różne opinie na temat tego, jak sytuacja w Syrii wpłynie na przebieg wojny w Ukrainie. Czy uważa Pan, że Putin złagodzi swoją ofensywę? Czy wręcz przeciwnie – uderzy mocniej, używając irańskiej lub północnokoreańskiej broni?

Nic się nie zmieni. Należy to postrzegać w szerszym kontekście, w kontekście gier geopolitycznych. W tym sensie Rosja osłabła – i to jest sygnał dla Zachodu, dla Amerykanów i ekipy Trumpa, którzy wyrażali obawy wobec Rosji, że jest potężna, że nie da się jej pokonać itp. A jak się okazało, rebelianci w pantoflach i jeepach byli w stanie pokonać Rosję. To cios dla jej wizerunku! Mam nadzieję, że wpłynie to między innymi na globalne decyzje polityczne dotyczące Rosji.

A jak tę sytuację zinterpretują dyktatorzy na całym świecie? Są jakieś wnioski, które może wyciągnąć Putin?

Putinowi możemy tylko życzyć szybkiej śmierci, ponieważ on nie ma dokąd uciec.

Nie sądzi Pan, że schronienia mogłaby mu udzielić na przykład Korea Północna?

Sugeruję mu cyjanek i kulkę w tył głowy, ale to jego wybór.

Putin może próbować uciec na Antarktydę, do pingwinów lub gdzieś indziej, ale i tak zostanie wytropiony i zabity przez swoich ludzi. Bo tak już jest w Rosji

Potem przyniosą jego głowę na tacy i powiedzą coś w stylu: „Jesteśmy demokratami i jesteśmy gotowi zbudować demokratyczną Rosję. A oto dyktator, który oszukał nas wszystkich. To on jest wszystkiemu winien”.

Przyszłość Syrii i regionu

Niemcy już zawiesiły rozpatrywanie wniosków o azyl od syryjskich uchodźców, natomiast na granicy tureckiej ustawiają się kolejki Syryjczyków chcących wrócić do domu. Jakie są potencjalne polityczne i militarne scenariusze dla Syrii w przyszłości? Jest szansa na stabilizację?

Jest taka szansa. Zostanie wykorzystana, jeśli sąsiedzi nie będą próbowali wykorzystywać Syrii w geopolitycznych grach, lecz pomogą jej wzmocnić swoje instytucje.

Ofensywą rebeliantów dowodził Abu Mohammed al-Dżaulani, stojący na czele sojuszu islamskich grup fundamentalistycznych Hajat Tahrir asz-Szam (HTS), który stał się najpotężniejszą zbrojną opozycją w Syrii. Był powiązany z Al-Kaidą, a teraz może przewodzić krajowi. Co może wnieść?

Kwestia grupy terrorystycznej jest kwestią filozoficzną: dziś jesteś terrorystą, a jutro politykiem. Dokonuje się tego poprzez wydanie kolejnego dekretu, więc nie warto się przejmować tymi pojęciami.

Syryjczycy w Niemczech świętują obalenie reżimu Assada. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Jak upadek Assada może wpłynąć na dynamikę wydarzeń w regionie, zwłaszcza na stosunki między Iranem, Turcją i krajami Zatoki Perskiej?

Turcy będą starali się wykorzystać zwycięstwo rebeliantów, sprzedać je jako własne i próbować zwiększyć swoje wpływy. Gdy tylko Syria stanie się silniejsza, poproszą uchodźców o powrót do domu. Mam nadzieję, że Irańczycy zaczną obwiniać się nawzajem za błędne kalkulacje i ktoś kogoś tam wyeliminuje. Inne reżimy na Bliskim Wschodzie poparły wczoraj Assada, a jutro poprą al-Dżaulaniego. Już przywróciły Syrię do Ligi Arabskiej, więc co za różnica, czy będzie nią rządził Assad, czy al-Dżaulani?

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Rebelianci w pantoflach pokonali Rosję w Syrii

Maryna Stepanenko

Maria Górska: Wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że zachodnie systemy obrony powietrznej, które otrzyma Polska, będą chronić wyłącznie przestrzeń powietrzną państw NATO. Mowa tu o samolotach wielozadaniowych F-35, systemach przeciwlotniczych NASAMS oraz dodatkowych systemach obrony powietrznej Patriot. Jak należy interpretować tę wypowiedź? Czy to element retoryki wyborczej przed wyborami prezydenckimi w 2025 roku? Czy ze strony Polski możliwy jest konsensus w sprawie zamknięcia nieba przynajmniej nad zachodnią Ukrainą?

Marcin Bosacki: Nie sądzę, żeby akurat ta wypowiedź była elementem kampanii w wyborach prezydenckich w Polsce, które odbędą się w maju. Ale cała sprawa oczywiście jest, zwłaszcza przez skrajną prawicę, przez Konfederację, w tych wyborach wykorzystywana. Bo Konfederacja w sposób nieuprawniony twierdzi, że gdyby, jak proponują Francuzi, podjęto decyzję o wysłaniu wojsk do Ukrainy albo gdyby pociski NATO strącały rakiety rosyjskie nad terytorium Ukrainy – to byłoby to automatycznie wypowiedzenie przez NATO czy przez Polskę wojny Rosji. To nieprawda. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek decyzje o zaangażowaniu sił NATO, w tym Polski, albo sił NATO z terytorium Polski nad Ukrainą musi być decyzją całego NATO. 

Dlatego Ukraina musi wykonać pracę, by przekonać wszystkich członków NATO. Bo to jest element obrony wspólnej, sojuszniczej, sprawa całego NATO 

Oczywiście nie mówimy tutaj o rosyjskich rakietach, które rażą cele w zachodniej Ukrainie, ale tych, które przelatują nad terytorium Polski. W Rumunii doszło już do strącenie takiej rakiety. W Polsce to też byłoby możliwe, tylko że te rakiety zazwyczaj są nad terytorium Polski dosłownie przez kilkadziesiąt sekund. Gdyby były dłużej, to prawdopodobnie byśmy je strącali.

Natomiast co do strącania rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy, to ja osobiście byłbym za takim rozwiązaniem. Jednak to musi być decyzja całego NATO, w tym oczywiście także Stanów Zjednoczonych.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz po raz pierwszy od dawna odwiedził Ukrainę. Oczekiwano, że przywiezie decyzję o dostarczeniu Ukrainie niemieckich pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus. Ale cud się nie wydarzył. Czy Ukraina powinna spodziewać się wzmocnienia swoich zdolności obronnych po wyborach w Niemczech, zaplanowanych na luty 2025 roku?

Przede wszystkim nowe deklaracje niemieckie i nową, być może bardziej asertywną, strategię Niemiec wobec Rosji będziemy mogli poznać dopiero po wyborach, o ile w Niemczech zwyciężą siły, które będą mniej – nazwę to dyplomatycznie – ostrożne niż niż kanclerz Scholz i jego koalicja.

Na początku grudnia Olaf Scholz przybył do Kijowa z niezapowiedzianą wizytą. Zdjęcie: OPU

Po drugie, kluczowy będzie oczywiście zwrot w polityce amerykańskiej po 20 stycznia, kiedy ponownie urząd prezydenta obejmie Donald Trump. Do takiego zwrotu na pewno dojdzie. Nie wiadomo tylko, w którym kierunku i jak głęboki on będzie.

Jak wygląda sytuacja z pomocą dla Ukrainy między wyborami a inauguracją nowego prezydenta w Stanach Zjednoczonych?

Sojusznicy – Skandynawowie, Holendrzy, Brytyjczycy i oczywiście administracja Joe Bidena – wysyłają Ukrainie ważne systemy. Trzeba pamiętać o tym przełomowym, choć w mojej ocenie spóźnionym o dwa lata, kroku prezydenta Bidena. W zasadzie zniósł on ograniczenia dotyczące amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu, które Ukraina może już używać do rażenia celów na terytorium Rosji.

Niestety na razie nie dotyczy to całego terytorium Rosji, a jedynie w obwodu kurskiego. Tymczasem eksperci z Instytutu Studiów nad Wojną oceniają, że aby odwrócić bieg wydarzeń, pociski powinny móc latać tak daleko, jak pozwalają na to ich zdolności.

Z tego co wiem, przynajmniej w odniesieniu do rakiet brytyjskich i francuskich, nie ma ograniczeń, że mogą być używane tylko w obwodzie kurskim, prawda? Miejmy nadzieję, że tak będzie ze wszystkimi rodzajami broni, bo absolutnie zgadzam się z opinią publiczną i politykami Ukrainy, że trudno się bronić, gdy się ma związane ręce. Musimy Ukrainie dać wszystkie dostępne nam systemy i środki. Bo jeśli wojna sprowadzi do tego, kto zabije więcej żołnierzy wroga, to niestety Rosja wygra, bo mimo że poniosła kilkukrotnie większe straty osobowe niż Ukraina, zawsze będzie miała więcej żołnierzy.

Mimo to Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów, odrzucił wniosek administracji prezydenta Joe Bidena o włączenie 24 miliardów dolarów pomocy dla Ukrainy do krótkoterminowej ustawy o wydatkach, którą Kongres ma uchwalić do 20 grudnia. Czy Ukraina otrzyma pieniądze na obronę. Czego powinniśmy się spodziewać?

Mam nadzieję, że Ukraina otrzyma te dziesiątki miliardów dolarów pomocy jeszcze w czasie rządów prezydenta Bidena. Jednak wśród Republikanów istnieje też znacząca grupa, być może nawet dominująca, która nie chce, by Ukraina i Zachód przegrały w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Wręcz przeciwnie: chcą, aby Ukraina i Zachód wygrały tę wojnę. Oczywiście środowisko Trumpa jest zróżnicowane. Są w nim ludzie, którzy chcieliby rozejmu czy zawieszenia broni za wszelką cenę. Myślę jednak, że większość stanowią ci, którzy nie chcą dać Putinowi zbyt wiele, bo to wyglądałoby na kapitulację nie tylko Ukrainy i Europejczyków, ale także nowego amerykańskiego rządu. Nominacja Marco Rubio na szefa Departamentu Stanu jest świadectwem tego trendu.

Trump nie może sobie pozwolić na wizerunek słabeusza, bo sam oskarżał o to Joe Bidena – głównie w kwestii Afganistanu, ale nie tylko

Na Zachodzie rosną obawy, że Władimir Putin może w najbliższych latach zdecydować się na inwazję na Europę Wschodnią. Według „The Times” przywódcy wojskowi NATO uważają, że Wielka Brytania powinna być gotowa na konflikt do 2027 roku. Czy w przypadku izolacjonizmu USA pod rządami Trumpa Europa weźmie odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo? I co na to Polska?

Gdyby Putin, nie daj Boże, wygrał, a jego ewentualne zwycięstwo definiuję przede wszystkim w kategoriach pozbawienia Ukrainy możliwości wejścia do UE i NATO, to dla całej Europy, a zwłaszcza dla naszego regionu, jest oczywiste, że pójdzie dalej, nie wycofa się. Gdy odzyska siły, będzie chciał osiągnąć jeszcze więcej korzyści geopolitycznych.

Cele Rosji, jasno określone przez rosyjskie MSZ w grudniu 2021 r., nie zmieniły się. Rosja nie tylko chce podporządkować sobie Ukrainę, ale także domaga się wycofania wojsk NATO z Europy Wschodniej, na co oczywiście nie zgodzi się ani Polska, ani inne kraje Europy Środkowej, ani cały Sojusz Północnoatlantycki, w tym Stany Zjednoczone

Polska należy do krajów, które w największym stopniu zwiększają wydatki na obronność. W tym roku będzie to ponad 4% PKB, a w przyszłym, mam nadzieję, jeszcze więcej. Jako członek Komisji Obrony Narodowej mogę powiedzieć, że zwiększenie armii dwu-, dwuipółkrotnie w ciągu kilku lat wraz ze zmianą większości systemów uzbrojenia lub ich znaczącą rozbudową jest bardzo trudnym procesem. Jednak robimy to, bo to konieczne.

Zarazem nie wierzę, że prezydent Trump wycofa Stany Zjednoczone z NATO i odmówi pomocy Ukrainie. To część wielkiej, globalnej gry politycznej, która toczy się głównie między Waszyngtonem a Pekinem. W tej grze najważniejszym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych jest Europa, a najważniejszym sojusznikiem Chin jest Rosja. Odmowa pomocy Ukrainie i Europie byłaby niekorzystna dla Trumpa.

Dlatego nie należę do tych, którzy uważają, że w pierwszych tygodniach czy miesiącach będziemy mieli do czynienia z tragicznie negatywnymi decyzjami administracji nowego amerykańskiego prezydenta

Nie oznacza to jednak, że możemy zapomnieć o budowaniu europejskich zdolności obronnych i strategicznych. To absolutny priorytet.

Wołodymyr Zełenski zadeklarował gotowość do negocjacji w sprawie zakończenia wojny pod warunkiem przystąpienia Ukrainy do NATO – tj. tej części jej terytorium, która nie jest tymczasowo okupowana przez Rosję. Taka możliwość była wcześniej omawiana w biurze sekretarza generalnego NATO, wypowiadali się na ten temat także inni europejscy politycy. Na ile realistyczne jest to dzisiaj?

Mam nadzieję, że tak będzie wyglądał koniec tej wojny. Bardzo podobają mi się zdecydowane wypowiedzi na ten temat na przykład Marka Rutte, nowego sekretarza generalnego NATO. Ja ująłbym rzecz inaczej. Uważam, że nie możemy zgodzić się na żadne zawieszenie broni pod warunkiem, że Ukraina nie dołączy do UE i NATO. Oznaczałoby to, że Putin osiągnął cel, dla którego rozpoczął tę wojnę: geopolityczną wasalizację Ukrainy. Ani Zachód, ani Ukraina nie mogą się na to zgodzić i mam nadzieję, że Stany Zjednoczone pod przywództwem nowego prezydenta również się na to nie zgodzą i tego nie zaproponują.

W jakiej perspektywie czasowej mogłoby dojść do wstąpienia Ukrainy do NATO?

Po pierwsze, uważam, że Ukraina może wejść do NATO i do Unii Europejskiej, nawet jeśli część jej terytorium będzie okupowana. Przypomnę kazus Cypru, który wszedł do Unii Europejskiej, chociaż część jego terytorium była wtedy (i nadal jest) okupowana przez Turków. Nie widzę powodu, by z Ukrainą nie miało być podobnie.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte i minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha. Zdjęcie: MSZ Ukrainy

Chciałbym, żeby to stało się jak najszybciej, ale wszystko zależy od woli politycznej. Trzeba do tego przekonać wszystkich członków NATO. Przystąpienie do UE jest czymś innym, ponieważ to nie tylko proces polityczny, ale też bardzo złożony proces prawny. Myśmy negocjowali wejście do Unii Europejskiej prawie przez dekadę. Kluczowa jest tu też wola polityczna Ukrainy, parlamentu ukraińskiego i administracji ukraińskiej do sprawnego prowadzenia negocjacji i dostosowywania prawa ukraińskiego do prawa europejskiego w różnych aspektach — od rolnictwa po przemysł, od praworządności po walkę z korupcją. Dużo więcej będzie tu zależało od szybkości działań samej Ukrainy i jej władz, choć podkreślam bardzo mocno: Polska chce w tym pomóc.

Wiem, że przygotowywane są misje ekspertów, które będą pomagać Ukrainie w negocjacjach z Unią Europejską. Także tych, którzy negocjowali akcesję Polski ponad 20 lat temu

Gdy mówimy o UE, akcesja to perspektywa około 5 lat. Ale jeśli mówimy o NATO, to może to nastąpić szybciej. Jak szybko?

Jestem politykiem i byłym dyplomatą, nie będę się bawił we wróżkę. Podkreślę tylko, że to są powiązane ze sobą, ale jednak różne procesy. Wstępowanie do Unii Europejskiej jest procesem prawno-politycznym i wymaga reform. Decyzja o wejściu do NATO wymaga głównie woli politycznej. Przypominam, że Finlandia i Szwecja znalazły się Sojuszu w ciągu roku – tyle czasu upłynęło od wyrażenia przez nie woli w tej sprawie do zakończenia procesu ratyfikacji.

Rosyjska propaganda rozpowszechnia obecnie przekaz, że „Tarcza Wschód” jest próbą odgrodzenia się przez Polskę od wojny w Ukrainie. Jaka jest rola tego projektu w obronności Polski i jakie jest jego znaczenie dla Ukrainy?

To jest absurdalna i głupia gra propagandowa Rosji. Plan „Tarcza Wschód” jest raczej uzupełnieniem naszej polityki ukraińskiej niż z elementem wobec niej konkurencyjnym. Chodzi o zabezpieczenie przed ewentualnym atakiem Rosji z obwodu Królewieckiego, z którym mamy prawie 300 km granicy, czy sił rosyjsko-białoruskich przez granicę z Białorusią, która ma ponad 400 kilometrów długości. 

W niczym nie zmienia to jednak naszego bardzo twardego stanowiska, że trzeba pomagać Ukrainie tym, w czym możemy, i że pomoc zachodnia nadal będzie szła do Ukrainy przez korytarze transportowe na naszej południowo-wschodniej granicy

Po długiej przerwie rolnicy wznowili protesty na granicy polsko-ukraińskiej, grożąc ich nasileniem po 10 grudnia. Jaki jest udział polityki wewnętrznej w tych protestach? Czy są tam elementy wpływów rosyjskich? I co począć z tym, że każdy taki protest to cios w gospodarkę kraju ogarniętego wojną?

Powody protestów rolników są różne i część z nich jest uzasadniona. Umowa UE z krajami Mercosur [unia gospodarcza państw Ameryki Południowej, która obejmuje Argentynę, Brazylię, Paragwaj, Urugwaj i Boliwię, a także członków stowarzyszonych Chile, Boliwię, Peru, Kolumbię i Ekwador – red.] rzeczywiście może w nich uderzyć, ale sposób protestowania jest całkowicie niewłaściwy – bo jaki związek z krajami Ameryki Południowej ma nasza granica z Ukrainą? To jest absurdalne. Myślę, że rząd polski nie dopuści do zablokowania granicy. Fakt, że część rolników decyduje się protestować w taki sposób, świadczy o tym, że niestety w tamtych środowiskach istnieje agentura rosyjska.

Gdy tylko ministrowie spraw zagranicznych Polski i Ukrainy osiągnęli porozumienie w sprawie ekshumacji ofiar tragedii wołyńskiej, przedstawiciele PiS zarejestrowali w parlamencie projekt ustawy, który proponuje ukaranie OUN-B i Ukraińskiej Powstańczej Armii za „propagowanie ideologii”, która, zgodnie z zapisami ustawy, doprowadziła do „ludobójstwa Polaków na Wołyniu i przyległych terytoriach w latach 1943-1945”. Mykoła Kniażycki, przewodniczący Międzyparlamentarnej Grupy ds. Współpracy z Rzeczpospolitą Polską w Radzie Najwyższej Ukrainy, powiedział: „Emocjonalność Ukraińców nie powinna dziwić, ponieważ jest to kolejna fala politycznych spekulacji na temat tragedii wołyńskiej podczas ludobójczej wojny Rosji przeciwko Ukrainie”. Pomimo deklaracji premiera Donalda Tuska o wsparciu dla Ukrainy ryzyko upolitycznienia tematu wspólnej przeszłości przed wyborami prezydenckimi rośnie. Czego się spodziewać?

Niestety, to już nie ryzyko, ale rzeczywistość. Uważam, że zarówno Konfederacja, czyli siły skrajnej prawicy, jak niestety dużo większa i poważniejsza siła, jaką jest Prawo i Sprawiedliwość, już grają tą kartą w wewnętrznej polityce. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość rządziło osiem lat i nie było w stanie nic zrobić, jeśli chodzi o uruchomienie procesu ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Dlatego teraz, kiedy po niecałym roku rządów naszej koalicji do tego doszło, oni będą licytować się na nacjonalizm, by uwiarygodnić się w swoim elektoracie. Tak odczytuję tę uchwałę.

Uważam, że w tej chwili to, co można było osiągnąć, co było słuszne i realne – osiągnęliśmy. I mam nadzieję na realizację zapowiedzi, że ekshumacje ruszą
Wołyń jest jednym z czynników, które nadal wpływają na stosunki polsko-ukraińskie. Zdjęcie: Kacper Loch/East News

Natomiast osobną sprawą jest poważny polsko-ukraiński dialog na temat UPA, na temat takich postaci, jak Bandera czy przede wszystkim Szuchewycz, które z powodu Wołynia my oceniamy jednoznacznie negatywnie. U was to są postacie z panteonu narodowego, dlatego że walczyły z Sowietami o niezależność Ukrainy.

Ale na to będzie czas po wojnie, kiedy Ukraina nie będzie już pod tym śmiertelnym zagrożeniem ze strony Rosji. To jest coś, o czym niestety przedstawiciele naszej prawicy – zarówno z Konfederacji, jak z Prawa i Sprawiedliwości – z powodu swojego wyborczego cynizmu zapominają.

Ukraina nadal jest w śmiertelnym zagrożeniu i my powinniśmy, nie zapominając o trudnej historii, w jak największym stopniu jej pomagać. Kropka

Czy ta ustawa zostanie uchwalona? Czy przedwyborcze rozpalanie namiętności doprowadzi do spadku poparcia dla Ukrainy i wpłynie na nastawienie do ukraińskich uchodźców w Polsce?

Tym projektem Sejm zajmie się dopiero w nowym roku. Czy będzie przyjęty? Nie wiem. Problem w tym, że to nie będzie realna dyskusja o historii, tylko propagandowe narzędzie PiS-u i jego kandydata w wyborach prezydenckich. W takich warunkach trudno uczciwie rozmawiać o trudnej historii.

Jednocześnie chcę otwarcie powiedzieć waszym ukraińskim czytelnikom, że za Wołyń odpowiada UPA i dla nas ta organizacja nigdy nie będzie tym, czym jest dla Ukraińców. Bo dla nas będzie głównie siłą, która dokonała rzezi wołyńskiej. Tyle że o tym, co pisze się o UPA w podręcznikach w Polsce i w Ukrainie, powinni decydować historycy, a nie uchwały sejmowe. I teraz nie czas na to.

Kluczowe siły polityczne ogłosiły swoich kandydatów na prezydenta Polski. Jaka będzie różnica dla Ukrainy, jeśli wygra ten czy inny kandydat?

Gdyby wygrał Karol Nawrocki, który był przez ostatnie lata szefem IPN-u i nie potrafił w sposób skuteczny i konstruktywny współpracować ze swoimi odpowiednikami w Ukrainie, ryzyko zaognienia stosunków polsko-ukraińskich z powodów historycznych byłoby większe. Ale Polsce politykę zagraniczną i obronną realizuje rząd, a nie prezydent. Prezydent ma oczywiście duże znaczenie symboliczne, jest głową państwa.

Jednak tak długo, jak Donald Tusk jest premierem Polski, a ministrem spraw zagranicznych Radosław Sikorski, znaczącej zmiany polityki Polski wobec Ukrainy nie będzie

Jak sformułowałby Pan główną kwestię dzisiejszego dialogu polsko-ukraińskiego. Jakie jest główne wspólne wyzwanie dla Polski i Ukrainy?

Przede wszystkim Polska, zarówno samodzielnie, jak w ramach zachodniej koalicji, powinna w jak największym stopniu pomóc Ukrainie wygrać tę wojnę. Drugą sprawą jest oczywiście proces akcesji Ukrainy do UE. Polska, jako największy kraj, który tego dokonał w ostatnim ćwierćwieczu, może bardzo pomóc, bo mamy doświadczenie, profesjonalizm, wiedzę i chcemy się tym z wami podzielić.

Trzecia kwestia to usuwanie tzw. min. Obiektywnie nie ma zgody w kwestii naszej trudnej historii czy w sprawach dotyczących rolnictwa. Takich destrukcyjnych elementów nie brakuje. Jednak geostrategicznym celem Polski i Ukrainy jest przesunięcie linii bezpiecznej, zintegrowanej ze strukturami zachodnimi Europy na wschodnią granicę Ukrainy oraz budowa silnego ośrodka w ramach struktur zachodnich, czyli UE i NATO, Europy Środkowo-Wschodniej, którego głównymi filarami powinny być Polska i Ukraina. Tak oceniam cele strategiczne Polski. Są one niezmienne od 1991 roku, kiedy Ukraina odzyskała niepodległość, a na pewno od 2014 roku, kiedy Ukraina jasno zadeklarowała, że chce być członkiem UE i NATO.

Zdjęcie główne: AA/Abaca/Abaca/East News

20
хв

Marcin Bosacki: – Na historię przyjdzie czas po wojnie

Maria Górska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Pobędą i wrócą: mity, którymi obrasta ukraiński biznes w Polsce

Ексклюзив
20
хв

Język i zło

Ексклюзив
20
хв

Tu nie wchodźcie, wszędzie są miny

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress