Psychologia
Zdrowie psychiczne podczas wojny jest podstawą odporności człowieka. Napisz do nas, a najlepsi specjaliści w dziedzinie psychologii postarają c się pomóc
Nie mów, że wszystko będzie dobrze
Osoby z traumatycznymi doświadczeniami to te, które bezpośrednio doświadczyły czegoś, co je przeraziło, zagroziło ich życiu czy zdrowiu – lub były świadkami takiego wydarzenia. Według Antona Pokaliuchina, psychologa z programu Mental Support for Media, liczba Ukraińców z traumatycznymi doświadczeniami związanymi z wojną rośnie każdego dnia. Bo potencjalne zagrożenie, które wisi nad nami i nie znika, w taki czy inny sposób odczuwamy wszyscy.
Dlaczego traumatyczne doświadczenia są wyjątkowe
Kiedy coś się dzieje, nasz mózg przetwarza te informacje, które następnie są przechowywane w tak zwanej sieci pamięci. Gdy człowiek przypomina sobie jakieś wydarzenie, wspomnienia dostarczają informacji na temat różnych jego aspektów: czasu, miejsca, kontekstu, ludzi, uczuć itp.
Jednak gdy dana osoba ma traumatyczne doświadczenie, nie ma przetwarzania informacji, ponieważ traumatyczne wydarzenie jest czymś przerażającym, nienormalnym, ekstremalnym. Czymś, co nie może się stać. Dlatego mózg nie jest w stanie natychmiast przetworzyć związanych z tym informacji i przenosi je do „gorącej pamięci”.
– To bańka, w której mózg tymczasowo przechowuje bolesne, „gorące” informacje, by mogły nieco „ostygnąć” i zostać przekształcone w zwykłe wspomnienie – wyjaśnia Anton Pokaliuchin.
„Gorąca pamięć” różni się od zwykłej pamięci tym, że zawarte w niej wspomnienia są jaskrawe, bardziej emocjonalne i mogą zawierać informacje o doznaniach fizycznych, dźwiękach, zapachach itp. Dlaczego prowadzi to do problemów i negatywnych konsekwencji? Ponieważ jeśli zdarzenie nadal znajduje się w „gorącej pamięci”, człowiek nie ma poczucia, że już minęło.
Chociaż wszystko już się skończyło, człowiek żyje z poczuciem, że to nadal trwa i wkrótce się powtórzy. To, co się wydarzyło, wydaje się być zamrożone w czasie. Jak w filmie „Dzień Świstaka”, w którym bohater w kółko przeżywa tę samą sytuację
Kiedy wspomnienia ostygną, mózg rozpoczyna ich przetwarzanie. Większość ludzi może samodzielnie wyzdrowieć i ustabilizować się w ciągu miesiąca, bez leków czy specjalistycznej pomocy.
Jednak co najmniej 25% osób nie jest w stanie samodzielnie poradzić sobie z konsekwencjami traumatycznych doświadczeń. Okres pourazowy może u nich trwać miesiącami, a nawet latami
Jakie są konsekwencje nieprzetworzenia wspomnień
Mogą to być powtarzające się doświadczenia traumatycznych wydarzeń. Wspomnienia pojawiają się mimowolnie lub w wyniku działania czynników wyzwalających: retrospekcji, doznań fizycznych (cielesnych), dźwięku lub zapachu przypominającego o danej sytuacji, snów itp.
Osobnym przejawem zaburzeń traumatycznych są flashbacki. Flashback to stan, w którym człowiek nagle pogrąża się w traumatycznej sytuacji, która minęła, i zachowuje się tak, jakby wciąż w niej był. Słyszy te same dźwięki, czuje te same zapachy, ma te same odczucia cielesne. To tak, jakby został wyrwany z teraźniejszości i fizycznie przeniesiony do traumatycznego wydarzenia i przeżywał je ponownie. Flashback można rozpoznać dzięki zewnętrznym objawom. Człowiek zaczyna zachowywać się dziwnie – na przykład nie jest w niebezpieczeństwie, a mimo to się ukrywa.
Czasami flashbacki mogą być ukryte. Dzieje się tak wtedy, gdy dana osoba nic nie robi, ale widzisz, że jest pochłonięta sobą, nie reaguje na otoczenie, jest nieobecna.
Inną oznaką nieprzetworzenia wspomnień jest nadmierne pobudzenie. To ciągła czujność, napięcie. Człowiek żyje w stanie oczekiwania, że znowu wydarzy się coś strasznego, i nie może się zrelaksować nawet wtedy, gdy wie na pewno, że jest bezpieczny.
Ludzie z nieprzetworzonymi wspomnieniami radzą sobie sobie poprzez unikanie – ludzi, miejsc, rzeczy lub czynności, które wywołują dyskomfort
Ludzie chcą chronić się przed strasznymi wspomnieniami, więc unikają wszystkiego, co może przypominać im o traumatycznych doświadczeniach. A to znacznie pogarsza jakość ich życia. Na przykład unikają zatłoczonych miejsc, nie chodzą do supermarketów, kin czy na koncerty. Albo – by uniknąć negatywnych uczuć, kiedy wspomnienia pojawiają się w umyśle w sposób niekontrolowany – zaczynają pić alkohol czy brać narkotyki. Bo chcż chronić się przed stresem i uniknąć powtórki.
Kolejnymi przejawami nieprzetworzenia wspomnień są negatywne myśli (o sobie, świecie, innych ludziach) i ciężkie emocje (poczucie winy, wstyd, nieufność, depresja).
– I niekontrolowana agresja, kiedy człowiek wybucha w reakcji na najdrobniejszą uwagę – dodaje Anton Pokaliuchin. – Albo obsesyjne myśli: „Dlaczego to przytrafia się mnie, a nie innym?”; „Dlaczego oni się tak nie czują?”; „Czy coś jest ze mną nie tak, czy jestem nienormalny?” Takie myśli to też mechanizm obronny.
Konsekwencje nieprzetworzenia wspomnień są różne. Przejawiają się w sferze poznawczej (myśli), emocjonalnej i behawioralnej (działania). Dlatego wielu osobom trudno samodzielnie poradzić sobie z konsekwencjami traumy.
– Nawet jeśli nie jest to zaburzenie, ale pewne objawy, to i tak są one nieprzyjemne. Wyobraźmy sobie, że dana osoba przechodzi przez te trudne emocje, a następnie ktoś opowiada jakiś żart nie na miejscu, zadaje naiwne pytania lub w inny sposób wyzwala traumatyczne wspomnienia. Z tym naprawdę trudno żyć – zauważa psycholog.
Co robić, by nie wyzwalać w ludziach ich traumatycznych doświadczeń
Jeśli nie wiemy na pewno, czy w naszym otoczeniu są ludzie, którzy mieli traumatyczne doświadczenia, możemy użyć narzędzia, które psychologowie nazywają komunikacją wrażliwą na traumę. Chodzi o uświadomienie sobie, że nasze słowa podczas komunikacji z osobami, które doświadczyły traumy, mogą im zaszkodzić. To, co mówimy, może zranić, spowodować emocjonalny ból u innych.
Bo ludzie różnie reagują na tę samą sytuację. Wiadomość, że sąsiednia ulica została ostrzelana, może kogoś wytrącić z równowagi na tydzień, podczas gdy ktoś inny wróci po tym do pracy w ciągu 15 minut. Niektórzy ludzie stają się rozmowni, podczas gdy inni wycofują się i milczą. Każdy ma swoje zasoby, swoje umiejętności radzenia sobie ze stresem.
Osoby z traumatycznymi doświadczeniami boleśnie reagują na słowa i działania innych ludzi, jeśli nie czują, że ta komunikacja jest dla nich bezpieczna i komfortowa
Na przykład jeśli pytają o coś lub mówią coś, a inni ich nie słuchają, bo są czymś zaabsorbowani. Nie jest przyjemnie próbować się komunikować z tymi, których wzrok wędruje gdzie indziej. To jeden ze sposobów na dewaluację rozmówcy.
Trzeba unikać przyjmowania założeń i nie spieszyć się z wydawaniem osądów. Ważne jest, by wysłuchać rozmówcy do końca, nawet jeśli mówi to, co już wiesz. Nasz mózg ma tendencję do kategoryzowania i oceniania wszystkiego: ktoś jest winny, ktoś postąpił słusznie, a ktoś nie.
– Jeśli na przykład uważasz, że dana osoba postąpiła źle i jest winna tragedii, więc chcesz ją zapytać: „Dlaczego wcześniej nie opuściłeś miasta, które jest tak blisko linii frontu? Gdybyś to zrobił, twoi krewni by nie zginęli!” – nie rób tego. Ludzie są różni i podejmują decyzje z własnej perspektywy, nie z twojej. Nie wiemy też, co zrobiłbyś na miejscu tej osoby, biorąc pod uwagę jej doświadczenie życiowe i psychikę. Najgorszą rzeczą, jaką możesz zrobić w tej sytuacji, jest potępianie. Człowiekowi z traumatycznymi doświadczeniami to tylko zaszkodzi – ostrzega Anton Pokaliuchin.
Jeśli wiesz na pewno, że ktoś ma uraz psychiczny, nie możesz automatycznie zakładać, że jest bezradny i niezdolny do zrobienia czegokolwiek dobrze.
– Nie można na przykład uniemożliwiać takiej osobie pracy nad trudnym projektem, jeśli o to nie prosi, jeśli poradzi sobie z zadaniem. W takiej sytuacji trzeba pomóc przywrócić jej wydajność – radzi Pokaliuchin.
Jeśli wiemy na pewno, że osoba obok nas miała traumatyczne przeżycia, możemy wykorzystać jeden z modeli łagodzenia stresu podczas komunikacji – obserwować, czy jej stan emocjonalny nie został zdestabilizowany. Jeśli tak się stało – na przykład gdy ten ktoś zacznie płakać lub się awanturować – musisz być w stanie pomóc mu się ustabilizować: zaoferować chusteczkę, podać wodę, zadzwonić do krewnych, być może przytulić go (jeśli nie ma nic przeciw). Musisz wiedzieć, gdzie w razie potrzeby skierować tę osobę po pomoc psychologiczną. Istnieją bezpłatne infolinie i różne programy wsparcia psychologicznego. Taka pomoc ma sens, ponieważ człowiek zdezorientowany nie musi szukać tych informacji na własną rękę.
Bycie blisko jest uspokajające samo w sobie. Możesz nawet nic nie mówić, jeśli nie wiesz, co powiedzieć. To najłatwiejsza i najskuteczniejsza rzecz, jaką możesz zrobić, by pomóc.
Spokój może być emocjonalnie zaraźliwy, podobnie jak strach
Możesz pomóc, jeśli emanujesz spokojem i tworzysz wokół poczucie bezpieczeństwa. Możesz też zapytać, co zwykle pomaga tej osobie się uspokoić. Ważne, by jej pokazać, że nie jest sama.
Jak komunikować się z osobami w ostrym stresie (po niedawnym traumatycznym wydarzeniu)
Anton Pokaliuchin podkreśla, że pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić, jest zadbanie o własne bezpieczeństwo:
– Jeśli czujesz, że nie masz zasobów, by pomóc innym, lepiej tego nie rób.
Najpierw leczy się ciało, a dopiero potem zapewnia pomoc psychologiczną. Jeśli osoba jest zdrowa fizycznie, lecz niestabilna emocjonalnie, jakby w odrętwieniu, może to oznaczać stan szoku. Człowiek, który w nim jest, nie jest w stanie się komunikować, a czasem nawet działać – albo staje się nadpobudliwy, krzyczy, co chwilę płacze.
W takich sytuacjach musisz nawiązać z nim kontakt i dać mu do zrozumienia, że jesteś przy nim, by pomóc. Jeśli chce ci coś powiedzieć, wysłuchaj go. Potem musisz zachęcić go do działania. Na przykład zapytaj, czy chce napić się wody, czy masz do kogoś zadzwonić albo przynieść dokumenty z innego pokoju.
Jak uniknąć zranienia osoby w stanie ostrego stresu? To proste: musisz być obecny, podkreślać, że jest bezpiecznie (powiedz: „Jesteśmy w bezpiecznym miejscu, wszystko jest w porządku”), normalizować reakcję (powiedz: „To normalne, że tak reagujesz”) i przełożyć ją na praktyczny plan (daj jej jakieś łatwe zadanie – np. niech pozbiera dokumenty do folderu). Wykonujcie razem rutynowe zadania, przygotujcie razem posiłek.
Nie wymagaj, by ten ktoś wziął się w garść, nie deprecjonuj jego doświadczeń, nie rób mu wyrzutów za to, że silnie manifestuje swoje emocje. Nie mów mu, że ma szczęście, że przeżył, a czas leczy. I że „wszystko będzie dobrze”.
Zdjęcia: Shutterstock
Petro Czornomorec: – Trzeba dać sobie światło
W trzecim roku wojny zarówno wojskowi, jak cywilni Ukraińcy coraz częściej potrzebują porad psychoterapeutów i psychiatrów. Ludzie nie są w stanie wytrzymać stresu psychicznego spowodowanego przez wojnę. Depresja, wypalenie zawodowe, PTSD – takie diagnozy słyszymy teraz w naszym otoczeniu każdego dnia. Jak je rozpoznać i jak sobie z nimi radzić? Petro Czornomorec, doktor biologii, współzałożyciel systemu edukacji nastolatków „Zminotworcy” [Twórcy zmian – red.], wykładowca w Kijowsko-Mohylewskiej Szkole Biznesu i Demokratycznej Szkoły „Przyszłość”, wyjaśnia nam te procesy z naukowego punktu widzenia.
Brak czasu na przeżywanie swoich emocji prowadzi do wypalenia
Iryna Desjatnykowa: W trudnych czasach, których obecnie doświadczamy, bardzo wielu ludzi jest przygnębionych, w stanie wypalenia lub depresji. Jaka jest różnica między tymi trzema stanami?
Petro Czornomorec: Depresja może się pojawić dlatego, że coś ważnego się nie wydarzyło – lub przeciwnie. To emocja, która pojawia się w odpowiedzi na niepożądane okoliczności życiowe. Może mieć wiele przyczyn – od przewlekłego stanu zapalnego lub niektórych zaburzeń endokrynologicznych po czynniki czysto psychologiczne. Jeśli niektóre potrzeby danej osoby są ignorowane i kumulują się przez długi czas lub jeśli osoba jest długo przygnębiona i nie odczuwa radości, może zacząć się depresja. Co więcej, u dwóch osób z zewnętrznie podobnymi objawami depresji i pozornie identycznym kontekstem wojennym będą inne przyczyny i niuanse tego zaburzenia.
Jeśli chodzi o wypalenie, należy mówić o nim w odniesieniu do osoby, która dużo pracuje.
Teraz mówimy o weteranach, wojskowych, którzy nie mają wystarczająco dużo czasu na przeżywanie swoich emocji. Z tego powodu cierpią na wypalenie i depresję
Emocje muszą być doświadczane, rozumiane, a to wymaga czasu i zrozumienia, jak to zrobić. Jednak nawet jeśli dana osoba wie, jak przezwyciężyć stan, kiedy jest wypalona, po prostu nie ma na to czasu, bo jest... zajęta pracą.
Być może istnieją jakieś oznaki – zewnętrzne lub wewnętrzne – które mogą pomóc danej osobie zrozumieć, że to sygnał alarmowy, że musi udać się do psychoterapeuty lub psychiatry?
Jeśli stan depresji trwa dłużej niż tydzień, trzeba poszukać pomocy. Jeżeli masz awersję do czegoś, co kiedyś przynosiło ci radość, powinieneś poszukać pomocy. Jeśli występuje dysocjacja – człowiek wydaje się tracić kontakt ze sobą i rzeczywistością – powinieneś poszukać pomocy.
Nie da się żyć na walizkach przez trzy lata z rzędu
Według najnowszych danych ponad 40% ukraińskich uchodźców w krajach europejskich cierpi na depresję. Jaką ogólną radę może Pan dać ludziom, którzy mają syndrom życia odłożonego na później i stopniowo tracą nadzieję? Ratują swoje dzieci, ale wielu marzy o powrocie, chociaż nie wszyscy mają dokąd wracać.
Przede wszystkim trzeba dowiedzieć się, co dokładnie dla danej osoby jest kluczowym wyzwalaczem lub kluczowym problemem. Jeśli to syndrom życia odłożonego na później, trzeba pracować bezpośrednio z tym człowiekiem. Na przykład jeśli dana osoba nie przystosowała się jeszcze do nowego miejsca, warto rozważyć opcje powrotu. To może być całkowicie wykonalne rozwiązanie. Po podjęciu tej decyzji możesz na przykład określić jasne kryteria powrotu: co dokładnie musi się wydarzyć, aby tak się stało. Dopóki te kryteria nie zostaną spełnione, musisz zaakceptować obecną sytuację. Niemożliwe jest życie na walizkach przez trzy lata z rzędu. Ponadto nie wiadomo, które okupowane miasta zostaną w ogóle wyzwolone. Wtedy pytanie brzmi, czy dana osoba będzie mogła tam wrócić.
Bo nawet jeśli będzie mogła, to nie będzie to już jej dom. To miasta, które zostały utracone, w których będą mieszkać już inni ludzie.
To już nigdy nie będzie to samo, co w snach i wspomnieniach. Jedynym wyjściem jest zaakceptowanie tego stanu rzeczy
Jeśli nie możesz poradzić sobie sam, musisz udać się do psychoterapeuty, by ci pomógł.
Jeżeli stan zawieszenia trwa co najmniej trzy lub cztery miesiące, musisz się z niego wyrwać i się zmienić. Możesz dostosować się tymczasowo. To jak koczowniczy tryb życia: nawet jeśli przeprowadzasz się co kilka miesięcy, powinieneś gdzieś się osiedlić i wyznaczyć sobie własną przestrzeń w każdym nowym miejscu.
To właśnie w stanie niepewności więźniowie są przetrzymywani, gdy chce się zniszczyć ich psychikę. Wystarczy, że dana osoba nie jest w stanie kontrolować już niczego w swoim życiu. Dlatego ważne jest, by jak najszybciej przejąć kontrolę nad podstawowymi procesami życiowymi.
A kiedy dana osoba zdecyduje się na przykład pozostać i zintegrować się z nowym życiem, to czy jej utracona energia sama wróci?
Na pewno pojawi się przynajmniej jakaś ilość tej energii.
W obcym kraju bardzo pomaga też zorganizowanie społeczności „swoich”. W końcu wielu osobom trudno zaadaptować się w innym kraju nie tylko dlatego, że są w stanie niepewności i nie wiedzą, co zrobić, gdy nadarzy się okazja do powrotu – ale także dlatego, że nowy kraj jest dla nich zamknięty. Są tam obcy ludzie, obcy język, obce porządki.
Problem adaptacji należy podzielić na konkretne konteksty. Należy określić, co dokładnie utrudnia życie. Jeśli to lokalne zwyczaje, przeanalizuj, które z nich ci nie odpowiadają, i czy możesz je zmienić. Jeśli nie, zastanów się, jak dostosować się do nich w najbardziej efektywny sposób.
Jeśli to lokalni ludzie i mentalność, stwórz ukraińską społeczność w pobliżu lub dołącz do istniejącej, by mieć wokół osoby, z którymi możesz w sposób przyjemny się kontaktować.
Ludzie potrzebują ludzi, przytulenia. Innych ludzi, o których można się zatroszczyć, by czuć się potrzebnym i wartościowym na tym świecie. I takich, którzy przynajmniej czasami się nami zaopiekują
(Chociaż w zasadzie może to być nawet pies lub kwiat, o ile istnieje chęć opiekowania się nim). Ważne jest również, by człowiek miał konkretny cel. Jeśli mamy cel, utrzymuje nas to w dobrej formie.
A co z dziećmi? Z rozmów z psychologami, którzy pracują z ukraińskimi dziećmi, wynika, że u wielu z nich, nawet bardzo małych, diagnozuje się PTSD. Jednak dzieci nie mogą o sobie wiele powiedzieć, nie mogą nad sobą pracować. Co mogą zrobić rodzice, by im pomóc?
Przede wszystkim rodzice muszą zadbać o siebie. Bo jeśli rodzice mają zasoby, mają też znacznie więcej możliwości wspierania swoich dzieci.
Ogólnie rzecz biorąc, PTSD to bardzo niejasna sprawa. Aby z nim pracować, musisz zrozumieć, jakie konkretne traumatyczne wyzwalacze wpływają na dziecko. Jakie konkretne potrzeby tego dziecka pozostały niezaspokojone w wyniku przeprowadzki.
Być może są to rzeczy, które przydarzyły się dziecku w drodze do nowego miejsca, a teraz nie może się uspokoić. Za każdym razem gdy te wydarzenia się powtarzają, dziecko reaguje stresem. Albo coś niepokoi je w tej chwili, utrzymując je na krawędzi. Wiem, że wiele dzieci nie adaptuje się dobrze w nowej szkole z powodu różnych szkolnych rutyn.
Poza tym w zagranicznych szkołach dochodzi do znęcania się nad ukraińskimi dziećmi. Jak dziecko może nauczyć się dawać temu odpór?
Każda sytuacja ma inne rozwiązanie, ale często wystarczy po prostu przenieść się do innego miasta, zmienić szkołę. Znam ludzi, którzy tak zrobili i w końcu odetchnęli.
Nękanie to złożone zjawisko, ale zazwyczaj jego przyczynami są albo działania dorosłych, albo same zasady budowania procesów w danej szkole. Warto skontaktować się z administracją. Zwykle już po pierwszych jej działaniach widać, czy rozwiąże problem, czy tylko udaje, że coś robi.
Na co w pierwszej kolejności wpływają stresujące sytuacje? Na pamięć? Na podejmowanie błędnych decyzji? A może na choroby?
Gdzie jest cienko, tam się rwie. U niektórych ludzi wystąpi reakcja psychoemocjonalna, niedostosowanie w szkole lub pracy i zaburzenia pamięci. Czyjś układ odpornościowy zareaguje, ponieważ hormony stresu go tłumią. W rezultacie pojawią się infekcje, przypomni o sobie przewlekły stan zapalny, możliwe są choroby autoimmunologiczne. Może zareagować układ trawienny, podobnie jak układ sercowo-naczyniowy.
Jeśli cywil nie dba o siebie, na pewno nie ułatwi pracy wojskowym
Amerykański neuroendokrynolog Robert Sapolsky twierdzi, że człowiek doznaje największej traumy psychoemocjonalnej, jeśli czuje, że inni ludzie celowo wyrządzają mu krzywdę, stosują przemoc. Czy to prawda?
Rzeczywiście: intencjonalność jest jednym z najbardziej traumatycznych czynników. Ale są też inne. Jeśli nie widzę sensu tego, co się dzieje, jestem bardzo zraniony. Tak samo jeśli czuję, że nie mogę się bronić. Albo jeśli nie mogę niczego przewidzieć, zaplanować i przejąć kontroli nad procesami życiowymi. Wszystko to znacznie zwiększa poziom stresu. Absurdalność, celowość zła i utrata kontroli nad własnym życiem są najbardziej traumatyczne.
Nasi żołnierze i obrońcy umierają, więc wiele osób odmawia sobie przyjemności, odpoczynku i podróży. A inne z łatwością pozwalają sobie na to wszystko i żyją tak, jakby to był ich ostatni dzień. Jaki jest powód tej różnicy?
To może być kwestia tożsamości. Ktoś może uważać się za część ukraińskiej społeczności. Jeśli ta tożsamość jest dla niego ważna, będzie znacznie bardziej zaniepokojony tym, co dzieje się z innymi Ukraińcami, przede wszystkim z żołnierzami.
Innym powodem jest przesiedlenie. Empatia może być tak dojmująca, że człowiek nie jest w stanie jej wytrzymać i w związku z tym próbuje się od niej odciąć, by jakoś przestać ją odczuwać.
Ale fakt, że cywil nie dba o siebie, z pewnością nie sprawi, że żołnierzowi będzie lepiej.
W końcu jeśli cywil o siebie dba, to jest bardziej produktywny, ma więcej siły, może zarabiać pieniądze i przekazywać ich więcej na wojsko.
A jeśli tego nie robi, nie tylko przekazuje mniej, ale może w ogóle przestać prowadzić własny biznes i stać się ciężarem dla innych
Co oznacza słowo „zasób”? Na przykład: „Nie mam wystarczających zasobów, by wykonać nawet krótki telefon, by zapytać, jak radzą sobie moi bliscy”. Co dzieje się z taką osobą z punktu widzenia nauki? Co oznacza „brak zasobów”. I jak można je przywrócić?
Osoba bez zasobów nie odpoczywa, nie dba o siebie i nie ma radości z życia. Jest zestresowana i nie dba o swoje potrzeby, a niezaspokojenie ich prowadzi do stresu. Nie jest aktywna, bo nie ma energii. Zamartwia się, pracuje itp. By znaleźć zasób, musisz poszukać punktów, w których energia danej osoby jest niska, i pracować z nimi.
Jeśli ktoś nie ma energii do robienia czegokolwiek w swoim życiu, najprawdopodobniej jest to depresja. Wtedy trzeba udać się do specjalisty i zacząć przyjmować leki przeciwdepresyjne.
Poprawią one nieco twój stan emocjonalny i będziesz miał siłę, by zacząć analizować z psychoterapeutą, co musisz zrobić w prawdziwym życiu, by nie potrzebować już antydepresantów.
Na swojej stronie na Facebooku wspomina Pan o wielu sesjach terapeutycznych. Co radzi Pan ludziom, którzy w nich uczestniczą?
Te sesje nie są terapeutyczne. To szkolenia, na których uczymy się, jak działa nasza psychika, co to znaczy dbać o siebie. Badamy neurony, neuroprzekaźniki, fizjologię i biochemię. W trakcie tych badań ludzie stopniowo zaczynają rozumieć: aha, to nie działa tak, jak bym chciał. I pojawia się, powiedzmy, sześć opcji narzędzi, które można wykorzystać do pracy nad tym. Wtedy zaczynamy je testować. Coś zaczyna działać i dana osoba się ratuje.
Przechodzimy przez mroczne czasy, i to pod każdym względem. Jest wojna, są przerwy w dostawie prądu, dzień jest krótki. Wszystko to tłumi procesy umysłowe. Jakiej rady udzieliłby Pan ludziom w takich okolicznościach?
Za każdym razem gdy następuje przerwa w dostawie prądu, pojawia się wrażenie, że życie jest straszne, że to najgorszy okres w twoim życiu. Ale w rzeczywistości to krótkie godziny dzienne mają na nas wpływ
I nie ma lepszej opcji, jak tylko dać sobie światło. Dotyczy to wszystkich omawianych przez nas stanów: stresu, zmęczenia, wypalenia i depresji. Obiektywna rzeczywistość ma decydujący wpływ na nasz stan psychiczny i fizyczny. Jeśli chcemy poprawić swój stan, musimy zmienić obiektywną rzeczywistość, w której się znajdujemy.
Jeśli mamy krótkie godziny dzienne i niewystarczającą ilość światła, oznacza to, że musimy zwiększyć ilość tego światła i czas ekspozycji na nie. Kup najjaśniejsze lampy, zainstaluj je w biurze i w domu.
Jakie są sposoby na zrekompensowanie braku ciepła i komfortu – przynajmniej częściowo?
Ciepły koc, kakao. Połóż się, zdrzemnij, poczytaj książkę.
Tak, jak robią to Skandynawowie?
Tak, na tym właśnie polega skandynawskie podejście hygge. Ale jeśli chcemy utrzymać produktywność, hygge nie wystarczy. Skandynawowie mają w biurach strefy fototerapii z bardzo jasnym, słonecznym światłem. Albo po prostu całe biuro jest jasno oświetlone, by ludzie mogli normalnie pracować. Jeśli chcesz utrzymać produktywność, nie możesz tego zrobić bez światła.
Przestrzeń na wdech, wydech
Joanna Mosiej-Sitek: Kim jest dzisiaj Natalia de Barbaro?
Natalia de Barbaro: Moja tożsamość składa się z różnych kawałków. Jestem psycholożką. Jestem czytelniczką. Najpierw czytelniczką, potem pisarką.
Bardzo ważną częścią mojej tożsamości jest to, że prowadzę warsztaty dla kobiet. Moim najukochańszym jest „Własny pokój” w trakcie, którego przyglądamy się autoportretom naszej duszy. Jestem też joginką i mamą 21-latka. Żoną tego samego mężczyzny od 30 lat.
Czasami myślę, że chrześcijanką. Czuję się podróżniczką życia. Jestem bardzo głodna życia. Prowadzę jeszcze szkolenia dla biznesu o tym, jak doświadczać dobrych relacji w pracy.
Jak tego słucham, trudno mi sobie wyobrazić, że swoją karierę zawodową zaczęłaś od polityki.
Rzeczywiście tak było. Gdy skończyłam 18 lat odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory w Polsce. Bardzo dobrze to pamiętam. Wątek patriotyczny jest bardzo ważny w moim życiu, więc zaangażowałam się w politykę i przez wiele lat pracowałam przy kampaniach wyborczych. Zajmowałam się głównie tworzeniem strategii wyborczych i copywritingiem. Oczywiście, pracowałam tylko dla polityków, na których sama chciałam głosować.
To była ważna część mojego życia, ale w pewnym momencie poczułam, że wolę pracować w światach, które sobie sama stworzę i gdzie będę jak najrzadziej musiała chodzić na kompromisy ze sobą.
Dlatego odeszłam z polityki, ale oczywiście nadal bardzo przejmują mnie losy Polski i świata. I bardzo przejmuje mnie Ukraina.
Twoja bestsellerowa książka „Czuła Przewodniczka” właśnie ukazała się w Ukrainie. To już chyba trzynasty kraj, który zakupił licencje. Jest wersja czeska, niemiecka, hiszpańska. Polki oszalały na punkcie “Czułej przewodniczki” dwa lata temu. Kupowały po kilka egzemplarzy na raz. Jeden dla siebie, kolejne dla mam, przyjaciółek, sióstr. Jak tego dokonałaś?
Chyba udało mi się trafić w ich język. Język, którym mówią do siebie. Język, którym opowiadają o sobie. Słucham go często w trakcie warsztatów “Własny pokój”. Dla wielu kobiet było to doświadczenie nazwania tego, co jest w nich prawdziwe, ważne. Ale też tego o czym myślały, że jest tylko ich, bo jest trochę dziwne.
A tu ktoś to wszystko opisał. Czytając miały poczucie: to jest o mnie.
Co takiego uchwyciłaś, co nie udało się innym autorom licznych poradników psychologicznych?
“Czuła przewodniczka” nie jest poradnikiem. Poradników jest mnóstwo, cały świat dookoła nawołuje nas do dbania o siebie. Ale większość kobiet, które spotykam, nie potrzebuje kolejnego poradnika. Na poziomie intelektualnym one już to wszystko wiedzą. Zresztą ja mam podobnie - nie szukam wskazówki w stylu: kochaj siebie, dbaj o siebie, pilnuj swoich granic. Szukam doświadczenia transformacji, która czasami może się również dokonać za pomocą czyichś słów. Miałam przywilej napisać książkę, która stała się takim narzędziem transformacji dla wielu kobiet. Od samego wypowiadania słów, któremu nie towarzyszy przeżycie, niewiele się w nas zmienia.
Twoje czułe oko wyłapało i opisało takie typy kobiecych postaci jak Królowa Śniegu, Męczennica czy Potulna. Czy każda z nas jest jedną z tych postaci?
Raczej składamy się z wielu różnych wątków i one się w nas przeplatają. Sama mam momenty, kiedy słyszę w sobie każdy z tych głosów. Oczywiście zdarzają się kobiety, u których jeden z głosów jest dominujący.
Ja czytając po raz pierwszy “Czułą przewodniczkę”, z przerażeniem odkryłam, że najwięcej we mnie Królowej Śniegu i szczerze przyznam, że trochę mnie to przeraziło.
Te trzy głosy się w nas uzupełniają. To jest dynamiczne. One tańczą, przekształcają się w zależności od sytuacji, momentu w życiu. Nie jest tak, że patrzę na kogoś i myślę, ta jest na pewno Królową Śniegu a tamta Męczennicą.
Ja na przykład już nie dążę do tego, żeby w ogóle nie mieć w sobie głosu Potulnej, albo głosu Męczennicy czy Królowej Śniegu. Raczej koncentruję się nad tym, żeby te głosy w sobie zauważać, przyjmować, ale też nie działać pod ich wpływem - bo one na ogół nie dają dobrych podpowiedzi.
Mam wrażenie, że często w pracy nad sobą dążymy do tego, żeby być perfekcyjną i zawsze szczęśliwą. Bo przecież przeczytałyśmy dziesiątki poradników psychologicznych. No i na Instagramie wszyscy mają idealne życie. Trudno nam odpuścić i zaakceptować siebie.
Rzeczywiście, też ostatnio dużo o tym myślę. Co jest w takiej sytuacji naszym celem? Do czego dążymy? Czy oczekujemy, że jak się teraz “naczytam” tych wszystkich poradników, „nastudiuje”, „narozmawiam”, „naterapeutyzuję się”, i dodatkowo nabiegam i najoguję się, to osiągnę stan wiecznego szczęścia? I będę doświadczała tylko pozytywnych emocji, lekkości, przyjemności, zachwytu? Jeśli mamy takie oczekiwanie, to powtarzamy chyba najbardziej bolesny błąd naszych opiekunów w dzieciństwie. Kiedy wymagali od nas tylko uśmiechu, a nie akceptowali złości, smutku, żalu czy lęku.
Jeśli mamy takie dążenie do bycia cały czas zadowoloną, to właściwie tak jakbyśmy odrzucały siebie. Mówiły sobie „nie”. To jest bez sensu. Dobrze jakby naszą aspiracją było stanie przy sobie w różnych momentach. Uważne towarzyszenie. Nieuciekanie, chociaż nie zawsze będą to stany tylko przyjemne.
No tak, ale teraz twoja książka po raz pierwszy wychodzi w kraju ogarniętym wojną. Będą ją czytać Ukraińskie kobiety. Zmęczone, zestresowane, często w depresji. Kobiety, które nie pozwalają sobie na odpoczynek. Łatwo radzić, jak to nie nad naszymi głowami latają rakiety.
Wiem, że to bez porównania, ale ja pisałam “Czuła przewodniczkę” w Covidzie. To było mocne doświadczenie, chociaż ja miałam to szczęście, że nie straciłam nikogo z bliskich. Natomiast straciłam pracę, bo odwołane zostały wszystkie stacjonarne szkolenia, których prowadzeniem zarabiałam na życie. Wiele rzeczy się zatrzymało. Była wielka niepewność i strach o życie swoje lub najbliższych. Ta książka zrodziła się z miejsca, które było trudne.
Z drugiej strony patrząc na codzienne życie we Lwowie czy Kijowie widać, że życie zwycięża. Wiem o tym też od mojego męża i syna, którzy kilka miesięcy temu byli w Ukrainie. Opowiadali mi, że i Lwów i Kijów tętnią życiem. To jest dowód o zwyciężaniu życia nad śmiercią. Dobra nad złem. Ludzie chcą żyć. Chcą słuchać muzyki na ulicach. Chcą do niej tańczyć. To są również takie mikro akty bohaterstwa.
A wracając do twojego pytania. Czuję, że “Czuła przewodniczka” to książka o wolności. O tym, żeby właśnie w tym co trudne starać się zbudować jakiś rodzaj dobrego kontaktu ze sobą, oparcia. Bazy, do której możemy wrócić
I książka może w tym pomóc?
Warto spróbować. To może być pierwszy krok. Ryzyko nie jest duże. To inwestycja dwóch kaw na mieście i kilku godzin czytania. I w każdym momencie można książkę odłożyć.
Myślę, że wspólnym doświadczeniem wielu ludzi jest potrzeba zrozumienia w jaki sposób funkcjonujemy. To jest pytanie o “zrozumienie” jako narzędzie wpływu na siebie. Zrozumienie, dlaczego tak się zachowałam albo dlaczego ciągle robię coś, co wiem, że nie jest dla mnie dobre. Dlaczego nie umiem się zatrzymać i odpocząć. Usiąść na pięć minut na kanapie i żeby już w czwartej sekundzie nie poderwało mnie poczucie winy, że powinnam coś zrobić, posprzątać, ugotować. Warto zobaczyć, dlaczego wybieramy rzeczy, które nam nie służą. A nie wybieramy tych, które nam służą. To jest ważna rzecz, bo de facto decyduje o tym, jak wygląda nasza codzienność. A przecież życie jest takie, jak nasza codzienność.
W takich momentach wiele z nas wybiera krytykowanie siebie. Taki wewnętrzny monolog, gdy mówimy: ty idiotko, dlaczego znowu tak postąpiłaś. Albo wpędzamy się w poczucie winy.
Te surowe głosy wewnętrzne nie pomagają nam w dokonaniu zmiany, której potrzebujemy. Ale już przez zrozumienie, skąd te głosy w nas się wzięły, może przyjść jakiś rodzaj zmiany. Kiedy zobaczymy w jakich schematach działamy. Że na przykład ciągle się poświęcam albo ciągle siebie redukuję w relacjach z innymi. Albo ranię ludzi, których kocham. Wydaje mi się, że w “Czułej przewodniczce” udało mi się w ponazywać te rzeczy z pozycji współczującej.
Obserwuję, że wiele kobiet w Ukrainie weszło teraz w rolę siłaczek. Że są dzielne, że ze wszystkim sobie poradzą. I że nie wypada inaczej.
To jest ogromnie kosztowna emocjonalnie sytuacja. Wystarczy już tylko to, że nieustannie słyszysz alarm. Nawet jeśli nie schodzisz do schronu, bo większość ludzi nie schodzi, to i tak ponosisz ogromne koszty psychiczne.
Widziałam ostatnio taki przejmujący filmik, jak dziewczyna śpiewa do syreny alarmowej. Wyła syrena, a ona śpiewała syrenę. Bardzo mnie to poruszyło. To piękna metafora tego, co dzisiaj kobiety w Ukrainie robią
Próbują wpisać swoje życie, nadać swoją melodię czemuś, czego w ogóle nie powinno być. Nie powinno być tych syren. Tej napaści. To się nie powinno wydarzyć. Mam ciarki jak o tym mówię. Jak pomieścić w sobie to wszystko. Tą codzienność. I to, że mój partner, mój mąż albo kuzyn jest w sytuacji zagrożenia życia? Jak pomieścić to, że moja córka mnie pyta, dlaczego tak jest i kiedy to się skończy? A ja nie wiem co jej odpowiedzieć.
Przypomina mi się piosenka Matyldy Damięckiej “Trzymaj moją głowę nad wodą”. I tam jest takie zdanie o sercu: „Moje serce bije za mocno; I marzę żeby przestało rosnąć; Ale tego nie da się cofnąć.” I dla mnie to jest właśnie taka sytuacja, w której znajdują się ludzie w Ukrainie. Trzeba tyle zmieścić w sercu. Tyle bólu. Tyle lęku. I wydaje się, że serce już nie może pomieścić. A jednak to wszystko się mieści. Wewnątrz tego nie wybranego przecież doświadczenia.
Co ja mogę powiedzieć? Że nie wiem, jak to jest. Że się temu kłaniam. Że na moim domu wiszą dwie flagi: polska i ukraińska.
Staram się mówić z pokorą, żeby nie popaść w jakąś tanią pseudo self-help.
Czasami może się zdarzyć, że chcemy, żeby cierpienie, które było naszym udziałem, nie zmarnowało się. Żeby na przykład w tej niezwykle trudnej sytuacji zobaczyć i zrozumieć coś właśnie dlatego, że jestem w tej przestrzeni. W takiej lajtowej wersji to właśnie dlatego napisałam książkę, której bym prawdopodobnie nie napisała, gdyby nie było covidu. Zrobiła się taka wyrwa i takie doświadczenie wielu ludzi, że może jakiś nieoczywisty sens pojawić się wewnątrz tragedii czy wewnątrz ludzkiego dramatu. Ale nie powiedziałabym tego matce, która straciła dziecko.
Co mówić takiej matce?
Myślę, że to akurat nie jest o mówieniu. To w ogóle nie jest o słowach, tylko o towarzyszeniu. To jest raczej znowu jak w piosence, którą śpiewa Kasia Nosowska i Renata Przemyk, gdzie jedna przyjaciółka mówi do drugiej: “Podtrzymywałaś moją głowę. Nie roztrzaskałam skroni o podłogę, póki co”. Bardzo ważne, żeby to napięcie, ten lęk, ten ból, żeby to rozpuszczać. Żeby to się nie zasklepiło w wielką, twardą bryłę, która zostanie z nami w postaci traumy. Nawet już samo słowo sestry – siostry, niesie taką jakość. Przekonanie, że w świecie, w którym może się wydarzyć takie zło, jest też jednak ciepło, dobro, przyjaźń. Jakieś światło nadal jest prawdziwe.
Jak rozpuszczać ten ból?
To zależy od momentu i możliwości. Jak masz tylko 15 sekund, to kładziesz sobie rękę na brzuchu, zamykasz oczy i robisz cztery głębokie wdechy i wydechy.
I odważasz się poczuć to, co czujesz. To taki mikro akt. Ale to czasami już jest bardzo dużo wykonać taki pojedynczy akt kontaktu ze sobą. To jest też akt powiedzenia sobie, że siebie nie opuściłam. I jeżeli to zrobię cztery razy w ciągu dnia, czyli minutę, to już będzie ważne dla tej struktury najbardziej kruchej dziewczynki we mnie.
No i ciało. Jak mówi jedna z nauczycielek jogi na YouTubie: “Jak dotarłaś na matę, to najtrudniejsze za tobą”. Chociaż ja pamiętam takie długie miesiące właśnie w covidzie, kiedy po prostu nie byłam w stanie dotrzeć na matę. Moja nauczycielka mówiła mi - wejdź na matę i zrób tylko psa z głową w dół i zobaczysz co potem.
Oraz drugi człowiek. Nasz krąg. Kocham kręgi kobiet. Ale to nie musi być formalny krąg. Wystarczy przyjaciółka, która zadzwoni i zapyta: Jak tam? Ale to też szacunek do tego, co żywe w nas.
Dla mnie Ukraina to kraj, który naprawdę wybiera życie. To jest również rodzaj bohaterstwa, żeby się nie zasklepić, nie poddać
Co zrobić z taką ilością bólu, dramatów, które tam się dzieją każdego dnia?
Pytasz, jak to pomieścić? Wydaje mi się, że ważną rzeczą jest, żeby czuć swoje uczucia. Te uczucia są. Ale mogą być na tyle trudne, że nie chcemy ich poczuć. I to jest taka bomba z opóźnionym zapłonem.
Ja pamiętam, że oczywiście znowu mówię z perspektywy osoby, która mieszka w kraju, w którym nie ma wojny. Ale pamiętam, że w 2022 jak się zaczęła pełnoskalowa inwazja, to był to chyba najdłuższy okres w moim życiu, kiedy nie płakałam. Nawet teraz jak o tym rozmawiamy, obie mamy łzy w oczach, a wtedy chyba przez dwa albo trzy tygodnie nie mogłam płakać.
Co jest dla mnie dość nietypowe, bo jako osoba wysokowrażliwa nie ma dnia, żebym nie płakała. Pamiętam, że w kółko słuchałam takiej piosenki o kimś, kto zszedł do piwnicy. I wiedziałam, że ja też tam w jakimś sensie zeszłam. Psychicznie. Że ja po prostu nie byłam w stanie czuć tego, co czuję.
Może jest jakaś mądrość w tym, że w sytuacji skrajnej początkowo jest się w stanie zwarcia, mobilizacji, że się nie chce rozsypać, rozwalić? Więc dla mnie to jest też takie pytanie w planie pojedynczego życia: “Czy ja mogę poczuć dzisiaj tylko troszkę”? Że to nie musi być tak, że ja teraz biegnę na terapię, gdzie będę wszystko z siebie wyrzucać. Bo czasami to zbyt dużo, gdy wszystko jest takie świeże. Może na początku będę w stanie położyć sobie rękę na brzuchu i zrobię wdech i wydech. I może powiem swoje imię na głos? Coś delikatnego. I ważne jest, żeby się nie izolować. Żeby poszukać kogoś, kto umie nas wysłuchać. Nawet pięć rozmowy.
Wspomniałaś o swojej wysokiej wrażliwości. Widzimy, że do armii zgłosiło się wielu poetów, pisarzy, aktorów. To zazwyczaj osoby o wielkiej wrażliwości, jest im trudniej?
To jak w tej piosence, o której mówiłam: że chciałabym, żeby serce przestało rosnąć, ale tego nie da się cofnąć. Dla ludzi, którzy mają w sobie tak dużo wrażliwości i zajmują się opisywaniem świata i opisywaniem złożoności człowieka, nie ma takiej opcji, żeby zamknąć oczy. Odwrócić się, zaprzeczyć temu, co się wydarza. Dlatego decydują się na taką bohaterską formę udziału w wojnie. Nie chcą być bezczynni. Są gotowi ryzykować życie za to w co wierzą.
Ale wewnątrz tej samej sytuacji jest wielka rozpiętość naszych reakcji, postaw. I nie mówimy tylko w kategoriach „albo-albo”. Albo zapomnijmy, że jest wojna, albo poświęćmy wszystko. Wydaje mi się, że dla części może być jakąś opcją “trochę”. Nawet przy ambicjach ratowania świata. Można znaleźć takie przestrzenie na wdech i wydech. I jest też taka przestrzeń pomiędzy wdechem i wydechem. Można tam znaleźć takie szczeliny, którymi można dotrzeć do siebie samej i dać sobie trochę wytchnienia w tym, co najtrudniejsze. Nasza chwila wytchnienia w szczelinie.
Depresja uchodźcy: jak pomóc sobie i innym
Według badania przeprowadzonego przez Instytut Socjologiczny Czeskiej Akademii Nauk i Narodowy Instytut SYRI ponad 41% ukraińskich uchodźców w Czechach cierpi na umiarkowaną lub ciężką depresję, a ponad 23% ma umiarkowane lub ciężkie stany lękowe. Badacze z Polski doszli do podobnych wniosków w odniesieniu do Ukraińców, którzy znaleźli schronienie w ich kraju. Co gorsza, odsetek osób w tym stanie rośnie z roku na rok.
Trauma wojny zmienia wszystkich, także uchodźców
Coraz częściej ludzie potrzebują nie tylko podstawowej, ale także specjalistycznej opieki medycznej – w szczególności leków na zespół stresu pourazowego (PTSD). Jednak Ukraińcy zwykle nie chodzą do psychologów i nie mówią o swoich problemach: niektórzy uważają, że one są niczym w porównaniu z problemami rodaków walczących na froncie. Inni boją się, że jeśli prawda o ich zaburzeniach psychicznych wyjdzie na jaw, służby socjalne odbiorą im dzieci, zostaną zwolnieni z pracy albo będą gorzej traktowani.
– Niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę, że trauma wojenna zmienia ludzi – mówi Andrzej Kędzierski, przewodniczący olsztyńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, który od początku rosyjskiej inwazji jest zaangażowany w wiele projektów na rzecz pomocy uchodźcom wojennym. – Dlatego specjaliści, eksperci, konsultanci i instruktorzy pracujący w różnych projektach integracyjnych mających na celu pomaganie Ukraińcom muszą być przygotowani na to, że nie u wszystkich uchodźców trauma wojenna przejawia się w ten sam sposób. By ułatwić im integrację z nową społecznością, należy najpierw ustabilizować ich układ nerwowy. Angażowanie tych osób w różne kursy, szkolenia lub seminaria zaleca się po konsultacjach z psychologami i mediatorami (komunikatorami, pośrednikami, specjalistami, którzy pomagają ludziom znaleźć wspólny język podczas komunikacji kryzysowej).
Bo jeśli ktoś jest w stanie lękowym, stanie paniki lub niepokoju, trudno mu się skoncentrować i zapamiętywać ważne informacje
W styczniu na łamach czasopisma medycznego „The Lancet" opublikowano artykuł pt. „Występowanie stresu, lęku i objawów zespołu stresu pourazowego wśród Ukraińców po pierwszym roku rosyjskiej inwazji: ogólnokrajowe badanie przekrojowe”. Jego autorzy ustalili, że 54% Ukraińców, w tym uchodźcy, cierpi na PTSD. U 21% zmaga się z silnym lękiem, a u 18% stwierdzono wysoki poziom stresu.
– Musimy zrobić wszystko, co konieczne, by pomóc uchodźcom przezwyciężyć traumę wojenną, która uniemożliwia im cieszenie się pełnią życia. Ta trauma zmienia nie tylko myśli, ale także samą zdolność myślenia. Dlatego osoby, które mają za sobą traumatyczne doświadczenia, mogą nie do końca zdawać sobie sprawę z tego, co się z nimi stało i jak się zmieniły – mówi Andrzej Kędzierski.
Zdaniem psychologa życie w stanie stresu, niepewności i braku poczucia bezpieczeństwa przez długi czas jest niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Dlatego ważne jest, by jak najszybciej znaleźć tzw. miejsce zakorzenienia. Aby to było możliwe, musisz mieć gdzie mieszkać i za co żyć. Ważne, by uchodźcy zrozumieli, że nie są sami, że to nie jest tylko ich wojna, że wokół są ludzie, którzy pomogą w najtrudniejszych chwilach.
Długotrwałość i dysfunkcyjność to dwie główne oznaki, które mogą wskazywać, że człowiek cierpi na zaburzenia psychiczne i potrzebuje pomocy specjalisty
Anton Pokaliuchin, psycholog z programu Mental Support for Media, uważa, że jeśli dana osoba doświadcza różnych objawów złego samopoczucia emocjonalnego (jak depresja, apatia, lęk) nieprzerwanie przez kilka tygodni lub dłużej, może to wskazywać na zaburzenia psychiczne. Jeśli człowiek nie jest w stanie wykonywać różnych codziennych zadań, takich jak obowiązki domowe i zawodowe, uczestniczyć w wychowywaniu dziecka, nie chce spotykać się z przyjaciółmi, czuje się wyczerpany i bezradny – to mamy do czynienia z dysfunkcjonalnością.
– Jeśli ten stan jest krótkotrwały, tj. trwa do kilku tygodni, sytuacja jest w normie – mówi Pokaliuchin. – Wtedy najprawdopodobniej poradzisz sobie sam. Potrzebujesz tylko odpoczynku, dobrego snu, dobrego odżywiania, przyjaznych spotkań i ciepłych uścisków. Gorzej, jeśli ten stan utrzymuje się przez długi czas, a działania danej osoby wydają się aktywnością ostatkiem sił i tylko w okolicach minimum.
Jakie sygnały świadczą o tym, że czas na pomoc specjalisty
Markerami zmian są sytuacje, w których to, co nowe, nie poprawia jakości życia – albo to, co kiedyś było ważne, przydatne, niezbędne, teraz straciło swoją moc i wartość. Na przykład kiedyś lubiłaś książki, kino i spotkania z przyjaciółmi. A teraz zauważasz, że coś się zmieniło, i niczego już nie chcesz, nic nie wywołuje dobrych emocji i nie motywuje cię do robienia tego, co kiedyś lubiłaś.
Być może kiedyś byłaś osobą zdyscyplinowaną, chodziłaś na siłownię, na spacery, a teraz ta twoja dyscyplina zniknęła. Albo alkohol: wiele osób traktuje go jak sposób na łagodzenie bólu emocjonalnego, przezwyciężanie stresu czy poprawę samopoczucia, np. po kłótni.
Wcześniej piłaś alkohol tylko w towarzystwie przyjaciół – teraz zauważasz, że potrzebujesz go, gdy jesteś sama, by się zrelaksować
Innym przykładem jest niepokój. Może być pożyteczny, ale może też działać destrukcyjnie. Ten pierwszy sprawia na przykład, że lepiej przygotowujesz się do publicznych wystąpień czy egzaminów. Gorzej, gdy zauważasz, że zaczęłaś się martwić bez powodu, a niepokój nie prowadzi już do żadnych pożytecznych skutków, tylko pogarsza jakość twojego życia.
Szczególną uwagę należy zwrócić na myśli związane ze śmiercią i samobójstwem.
– To naturalne, że czasami masz myśli w rodzaju: „Jak mi ciężko, może gdybym umarła, byłoby łatwiej” – mówi Anton Pokaliuchin. – W ten sposób ludzka psychika próbuje przezwyciężyć trudności. Ale jeśli takie myśli stają się dominujące, to powinna ci się zapalić w głowie czerwona lampka.
Według psychologa jeśli sprawy pójdą jeszcze dalej i zaczniesz planować samobójstwo, to mamy bezpośredni sygnał, że potrzebujesz pilnej pomocy psychologa, psychoterapeuty lub psychiatry.
– Nikt nie zna cię tak dobrze jak ty sama, więc słuchaj siebie uważnie. Co jakiś czas pytaj samą siebie: „Gdzie jestem teraz na skali zdrowia psychicznego? W jakim stopniu czuję się źle i jak długo to trwa?” Czasami to wystarczy, by zrozumieć, nawet na poziomie intuicyjnym, że potrzebujesz pomocy – wyjaśnia Pokaliuchin.
Jak stwierdzić, że bliska osoba potrzebuje pomocy
Według Antona Pokaliuchina często przeceniamy swoją zdolność do interpretowania i oceniania słów oraz zachowań innych.
Tym, co pomaga lepiej zrozumieć drugą osobę, jest komunikacja
Istnieją sygnały zagrożenia, które można dostrzec nawet gołym okiem. Jeśli jednak te markery są widoczne, nie stawiamy diagnozy, a jedynie przypuszczamy, że dana osoba może mieć problemy psychiczne. Główne kryteria są takie same jak te, które odnoszą się do nas samych: czas trwania i dysfunkcjonalność. Markery to zmiany, które pogarszają życie człowieka. Im lepiej kogoś znasz, tym łatwiej możesz te zmiany dostrzec – na przykład znałaś ją jako powściągliwą i odważną, ale w ostatnich miesiącach stała się niezrównoważona i niepewna.
Trzeba być również uważnym, jeśli dana osoba zaczęła intensywnie unikać czegoś lub kogoś.
– To normalne, że unikasz nieprzyjemnych rzeczy. Kiedy kamień dostaje się do buta, chcesz się go pozbyć. Istnieje też jednak niekonstruktywne, patologiczne unikanie. Na przykład osoba, która zawsze była towarzyska, z jakiegoś powodu przez długi czas unika zatłoczonych miejsc, nawet rynków czy sklepów. I rzadziej kontaktuje się z kolegami z pracy czy przyjaciółmi. Jeśli to pogarsza jej życie, warto przyjrzeć się sprawie – mówi Pokaliuchin.
Ludzie z problemami psychicznymi mają skłonność do niezdrowych zachowań i nieadekwatnych sposobów radzenia sobie z problemami. Na przykład piją alkohol albo kompulsywnie się objadają.
Niebezpiecznym sygnałem są też samookaleczenia. Osoby w stanie bólu emocjonalnego mogą nacinać sobie skórę na rękach, nogach czy innych częściach ciała. Robią tie po to, by popełnić samobójstwo, ale dlatego, że istnieje mechanizm, który łagodzi ból emocjonalny poprzez ból fizyczny. To tak zwane zachowanie samookaleczające. Stereotypowo w filmach przypisuje się je tylko nastolatkom, lecz jest wielu dorosłych, którzy też to robią.
Ponadto trzeba zwracać uwagę na to, co bliskie osoby mówią. Mogą to być bezpośrednie wiadomości, gdy ktoś skarży się w prywatnej rozmowie: „Z jakiegoś powodu od dłuższego czasu w ogóle nie śpię lub mam okropne sny”. Albo sygnały pośrednie: „Coś jest ze mną nie tak, nie mogę nic zrobić”.
Obserwuj też zachowania niewerbalne: gesty, mimikę, pauzy, odruchy, wygląd itp.
Zachowania niewerbalne są bardzo pomocne w ujawnianiu zachowań sprzecznych – kiedy ciało danej osoby wysyła sygnały, które nie odpowiadają jej słowom. Tak jest na przykład wtedy, w odpowiedzi na pytanie: „Jak się masz?” ten ktoś mówi: „Wszystko w porządku”, patrząc na ciebie smutno.
– Najlepszym sposobem na przekazanie swoich myśli jest mówienie. Słowa są naszą supermocą. Nie ma gwarancji, że zostaniemy wysłuchani i że ktoś będzie w stanie natychmiast nam pomóc, ale warto spróbować. Rozmowa powinna zacząć się od słów: „Chcę z tobą porozmawiać o czymś ważnym” – radzi Anton Pokaliuchin.
Ton rozmowy nie powinien być żartobliwy ani katastroficzny, lecz spokojny i poważny
I ważne jest, by podjąć dyskretną, troskliwą inicjatywę, a nie wywierać presję. Dzielisz się swoimi spostrzeżeniami, a następnie pytasz: „Co o tym myślisz?”. Zawsze powinnaś być gotowa na odrzucenie. W końcu ta druga osoba może nawet zgodzić się z faktem, że ma problem, ale nie zechce nic z tym zrobić.
Bądź też przygotowana na wzięcie odpowiedzialności za swoją inicjatywę. Wysłuchaj odpowiedzi rozmówcy i pomóż mu znaleźć specjalistę.
Czasami pomoc może być niewielka – ale sprawi, że człowiek poczuje się potrzebny i wdzięczny za to, że ktoś troszczy się o niego bezinteresownie. Nie poświęcaj jednak swojego czasu i wysiłku, jeśli nie możesz pomóc albo nie masz potrzebnych do tego zasobów. I nie udzielaj oklepanych rad w rodzaju: „Znajdź normalną pracę” czy: „Idź na siłownię”. To irytujące i tworzy dystans. Jeśli chcesz pomóc, najpierw poproś tę drugą osobę o pozwolenie. Wiedz też, że nawet jeśli wykażesz się troskliwą wytrwałością, ona ma prawo odmówić. Nie naciskaj – zostaw otwarte drzwi. Każdy może zmienić zdanie i zechcieć zbliżyć się do ciebie, by zrobić pierwsze kroki na drodze do uzdrowienia.
Zdjęcie powyżej: Shutterstock
Syn chce wrócić do Ukrainy i walczyć. To mnie przeraża
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Syn niedługo skończy 18 lat i mam tylko jego. Wyjechaliśmy z Ukrainy na początku wojny i żyjemy bezpiecznie w Polsce, ale on chce wrócić do Ukrainy i zgłosić się na ochotnika na front, gdy tylko będzie pełnoletni. To mnie przeraża.
Z jednej strony jestem dumna, że mam syna, który ma nasz kraj w sercu i chce o niego walczyć. Ale z drugiej nie wyobrażam sobie być bez niego i bać się o jego życie każdego dnia.
Jest w kontakcie ze starszymi kolegami z naszego miasta w Ukrainie. Oni zostali i poszli walczyć. Jest pod ich wrażeniem i chce do nich dołączyć. Staram się go od tego odwieść, jak tylko mogę. Znam przykłady młodych mężczyzn, synów moich przyjaciół, którzy zostali ranni i pozostaną niepełnosprawni do końca życia. Jeden stracił obie ręce, drugi lewą nogę.
Opowiadam mu te przerażające historie, mając nadzieję, że zmieni zdanie i zostanie ze mną. A on na to: „Trwa wojna, są ranni i zabici, nawet w Polsce mogę zginąć na przejściu czy na środku ulicy. Co się stanie, to się stanie”.
Kiedy opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce, bardzo mnie zdenerwowała. „Jeśli jest głupi, pozwól mu odejść” – powiedziała. Jej mąż i dwóch dorosłych synów są z nią w Polsce i nie obchodzi ich nasz kraj, nigdy nie pójdą walczyć za ojczyznę. Powiedziałam jej, co myślę o zachowaniu mężczyzn w jej rodzinie, i rozstałyśmy się w gniewie. Od tamtej pory nie rozmawiamy ze sobą i nie jesteśmy już przyjaciółkami.
Wpadłam na pomysł, żeby zatrzymać syna w Polsce, pozorując swoją chorobę. Mam nadzieję, że przez ten czas wojna się skończy. Nigdy go nie okłamałam, ale tylko matka może zrozumieć, co czuję i jak wielki jest mój strach. Nie wiem już, jak go przekonać.
Jednocześnie boję się, że jeśli dowie się, że go okłamałam, nigdy mi nie wybaczy i stracę go na zawsze. Bardzo się martwię i czuję, że ten stres może naprawdę wpędzić mnie w chorobę.
Rafał Zbozień - psycholog, psychotraumatolog. Udziela wsparcia online na avigon.pl:
To, co Pani przeżywa, jest niezwykle trudnym wyzwaniem i w pełni rozumiem, jak skrajne emocje mogą się z tym wiązać. W sytuacji, w której chce Pani chronić syna przed niebezpieczeństwem, równocześnie zderza się Pani z jego pragnieniem, aby wziąć na siebie trudną odpowiedzialność. Pani jako matka przeżywa ból, niepokój, a także ogromną obawę o przyszłość, co jest całkowicie zrozumiałe.
Kłamstwo, nawet jeśli chwilowo przyniosłoby ulgę, w dłuższym okresie zamieni się w ból
W sytuacjach, które są dla nas emocjonalnie przytłaczające, nasze myśli i reakcje często są próbą znalezienia choćby częściowego rozwiązania, które pozwoliłoby uniknąć ryzyka. Stąd pomysł, by – być może – zatrzymać syna poprzez udawanie choroby.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że takie rozwiązanie mogłoby prowadzić do długotrwałych konsekwencji i potencjalnych trudności w relacji, szczególnie jeśli syn odkryłby prawdę. Może się też zdarzyć, że taki krok, nawet jeśli chwilowo przyniósłby ulgę, w dłuższym okresie przyniósłby ból zarówno Pani, jak i synowi.
Warto też przyjrzeć się, jak Pani dotychczas działała – czyli pokazywanie historii innych osób, które ucierpiały w wyniku wojny – jak wpłynęły na syna. Czasami, próbując przekonać bliskich, nieświadomie wywołujemy u nich reakcję odwrotną. On, koncentrując się na swoim poczuciu obowiązku, może być bardziej zamknięty na te argumenty.
Oto kilka strategii, które mogą Pani pomóc:
1. Skupienie się na rozmowie z synem na temat jego planów i wartości, które za nimi stoją. Może Pani spróbować podejść do rozmowy z ciekawością, pytając o jego motywację, marzenia, wyobrażenie siebie w tej roli. Zamiast przekonywać, można spróbować zrozumieć, co tak naprawdę kryje się za jego potrzebą wyjazdu. Pomagać można na wiele sposobów, zarówno tam jak i tu. Może jest coś innego, co mógłby realizować tutaj?
2. Wyrażenie własnych uczuć w sposób szczery, ale nie osądzający. Można powiedzieć: „Jestem dumna, że masz takie wartości i równocześnie bardzo się boję, że mogę Cię stracić”. Wyrażenie tego lęku bez prób nakłaniania syna może pozwolić mu lepiej zrozumieć, co Pani przeżywa, a jednocześnie nie czuć się stawianym przed wyborem między własnymi wartościami a relacją z mamą.
3. Rozważenie konsultacji z psychologiem specjalizującym się w pracy z rodzinami i młodzieżą. Spotkanie z kimś, kto zna dynamikę relacji rodzinnych i psychologię młodych ludzi w tak trudnych sytuacjach, może pomóc znaleźć strategię na dotarcie do syna i wypracowanie sposobów komunikacji, które nie będą rodziły napięć.
4. Wsparcie społeczne dla Pani. Pisała Pani, że sytuacja ta spowodowała również utratę przyjaźni, ale z pewnością nie jest Pani sama. Często pomocne okazuje się wsparcie osób, które przeżywają podobne trudności. Może warto poszukać grup wsparcia lub miejsc, gdzie będzie Pani mogła podzielić się swoimi uczuciami. Takie grupy i doświadczenia osób zmagających się z podobnymi problemami, to naprawdę ogromny zasób.
Lęk jest naturalną reakcją na zagrożenie
Warto pamiętać, że lęk, który Pani odczuwa, jest naturalną reakcją na zagrożenie i próbą zachowania bezpieczeństwa. Takie uczucia mogą być trudne, ale równocześnie to one pokazują, jak bardzo kocha Pani swojego syna.
Rozmowa pełna szczerego wyrażania emocji, pytania, które dają przestrzeń na zrozumienie jego perspektywy, oraz otwarcie na wzajemne wsparcie mogą pomóc zarówno Pani, jak i synowi przejść przez ten trudny czas, niezależnie od jego ostatecznej decyzji.
Życzę Pani wiele wytrwałości i siły w tych wymagających chwilach.
Link do avigon.pl: https://avigon.pl/
„Żyjemy w całkowitym zawieszeniu. A co, jeśli jedno z nas nie zniesie rozłąki?”
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Mieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą.
Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Pytania bez odpowiedzi
Mieszkam w Polsce od pierwszych dni wojny. Mój mąż, którego poślubiłam w październiku 2021 roku, zdecydował, że nie ma na co czekać – powinnam wyjechać. A sam pojechał na front. Wojna rozdzieliła nas na początku wspólnego życia.
Myślałam, że ona potrwa najdłużej do maja, Zachód da skuteczną odpowiedź i wszyscy będziemy mogli wrócić do Ukrainy.
Od 2,5 roku mieszkam w Polsce, a mój mąż jest na wojnie. Dzielą nas setki kilometrów i boję się o jego życie. Bezpieczne życie w Polsce nie przynosi ulgi, gdy osoba najbliższa memu sercu jest codziennie narażona na śmierć lub kalectwo. Od dłuższego czasu martwię się o męża. Wiadomości online, w których możemy zamienić kilka słów, są cudowne, ale jeszcze bardziej podsycają żal i tęsknotę.
Po tych dwóch latach najbardziej brakuje mi bliskości i, muszę przyznać, seksu. Chcę go przytulić, kochać się z nim, nie wstawać z łóżka przez tydzień.
To nie jest normalne, że w cywilizowanej Europie rodziny nie mogą być razem, bo nienawistny dyktator postanowił zaatakować niepodległy kraj. Czuję ogromną złość, a nawet nienawiść, lecz przede wszystkim bezsilność. Jak długo jeszcze będziemy musieli żyć w takiej separacji? Boję się, że nie doczekam naszego wspólnego życia.
Nie wyjadę z Polski, bo w Ukrainie nie mam dokąd wracać. Moi teściowie zginęli, na ich dom spadła bomba. Wychowałam się w domu dziecka, oni byli moją jedyną, pierwszą prawdziwą rodziną.
Mąż zawsze powtarza mi, żebym nie wyjeżdżała z Polski, bo tylko w ten sposób może zachować spokój i nie martwić się – wiedząc, że jestem tu bezpieczna i pod dobrą opieką. Nawet gdy ma urlop, nie może przyjechać i być tutaj ze mną.
Jesteśmy w kompletnym zawieszeniu. Jak można tak żyć na odległość? To bolesne. Człowiek potrzebuje bliskich ludzi, ich ciepła i wsparcia. Jaką szansę na przetrwanie ma związek, jeśli jego jedynym źródłem jest tęsknota?
A co jeśli jedno z nas nie wytrzyma tej rozłąki? Jestem bardzo smutna. Ciężko tak żyć. Przyjaciele ani znajomi nie zastąpią mi najbliższej osoby, a strach o jej życie wyczerpuje mnie psychicznie.
Grzegorz Michal Mueller, psycholog Avigon.pl:
Nie odważę się udzielać Pani rad. Najwłaściwsze, co mogę zrobić w tej sytuacji, to wyrazić współczujący szacunek.
Ta sytuacja jest naprawdę druzgocąca. To, o czym Pani pisze, to utknięcie Hioba w absurdzie wojny. Postąpiła Pani słusznie, prosząc o pomoc. To, czego Pani potrzebuje, to nie rada, ale obecność i wsparcie.
Wsparcie może Pani uzyskać od tych, którzy mieli podobne doświadczenia. Obecność, wytrwałość, odwaga, a nawet codzienny heroizm ludzi o podobnych doświadczeniach może być dla Pani źródłem siły w procesie przezwyciężania tej apokaliptycznej, absurdalnej i wyczerpującej sytuacji.
Problemy, których nie da się rozwiązać w pojedynkę, mogą stać się o wiele łatwiejsze do rozwiązania w grupie.
Zachęcam Panią do znalezienia grupy wsparcia w okolicy, w której Pani mieszka. To może być grupa u psychologa – na przykład dla trudnych relacji małżeńskich, w których miłość została zraniona przez wojnę.
Jeśli takiej grupy nie ma, stwórzmy ją razem: Pani, redakcja i ja.
Na szczęście w Polsce pracuje już wielu świetnych ukraińskich psychologów. Jeśli połączyć dobrze dobraną grupę z psychologiem, problem, którego nie da się rozwiązać w pojedynkę, można znacząco złagodzić.
Link do strony psychologa tutaj
Widzę, jak ciężko jest mojemu synowi mieć ojca, który istnieje tylko w telefonie
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą.
Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Prawdę trudno zaakceptować – ale kłamstwa trudniej
Mieszkam w Polsce z prawie sześcioletnim synem. Kiedy uciekaliśmy przed wojną, miał trzy lata. Pomimo ogromnego stresu i strachu, starałam się nie pozwolić mu poczuć przerażenia, które mnie ogarnęło. Powiedziałam mu, że jedziemy na wycieczkę w piękne miejsce. Był zaskoczony, że jedziemy bez taty.
Mój mąż od początku miał świetne relacje z synem, rozpieszczał go i poświęcał mu każdą wolną chwilę. Wytłumaczyłam synkowi, że tata musi zostać, bo nie ma wakacji, ale gdy będzie miał, to do nas dołączy. Pamiętam, że za każdym razem gdy dzwonił dzwonek do drzwi, podskakiwał, krzyczał: „tata!” i biegł otworzyć. I za każdym razem był bardzo rozczarowany.
Bo gdyby mnie kochał, toby do mnie przyszedł
Mieszkamy w okolicy, w której osiedliło się wielu Ukraińców. Nie miałam przyjaciół w Polsce, więc osiedlenie się w tym miejscu było najlepszą opcją. Są tu też ukraińskie rodziny, które zdecydowały się zamieszkać w Polsce jeszcze przed wojną. Mój syn bawi się z kolegami na podwórku i odwiedza ich.
Rodzice jego przyjaciół mówią mi, że jest bardziej zainteresowany rozmową z ich ojcami niż zabawą. Raz nawet zapytał jednego z tych ojców, czy ten mógłby być jego tatą. Mój syn polubił go, ponieważ grał z nim i swoim synem w piłkę nożną i zabierał ich na plac zabaw. Dzieciak był zachwycony, gdy mógł trzymać swojego starszego przyjaciela za rękę lub usiąść mu na kolanach.
Bardzo tęskni za swoim ojcem. Oczywiście były też pytania o to, czy tata już go nie kocha. „Bo gdyby kochał, przyszedłby do mnie”. Nie mogę już dłużej ukrywać przed synem, że nieobecność ojca nie była wyborem, ale wymuszoną konsekwencją wojny.
Tata niby jest, ale jakby go nie było
Ustaliliśmy z mężem, że będzie rozmawiał z synem przez telefon przynajmniej raz w tygodniu. Czasami przerwy są dłuższe, ale się staramy. Mój syn zawsze cieszy się na te rozmowy, opowiada tacie, co robi, pokazuje mu, co zbudował z klocków, i pyta, kiedy tata przyjedzie do domu.
Niedawno poszliśmy na plac zabaw, byli tam również jego koledzy i ich rodzice. Kiedy mój syn pobiegł do ławki, by napić się wody, powiedział, że chciałby, żeby jego tata też tam był, a nie tylko rozmawiał z nim przez telefon. Rozumiem jego żal, bo prawie połowę swojego krótkiego życia spędził z ojcem, który wydaje się być obecny, ale jednocześnie go nie ma.
Mam wiele wątpliwości. Czy taka rozłąka nie zniszczy więzi syna z ojcem? Czy po takim czasie ich relacja wciąż może być normalna? A może będą musieli uczyć się siebie od nowa?
Boję się też, że gdy wojna się skończy (mam nadzieję, że już niedługo), mężowi trudno będzie odnaleźć się w domu w tych ekstremalnie trudnych warunkach. W końcu tyle się mówi o zespole stresu pourazowego, a pobyt na froncie jest jedną z głównych przyczyn tego syndromu.
Mój mąż zapewnia mnie, że za nami tęskni, kocha nas i chce być z nami jak najszybciej. I to mnie bardzo cieszy, ale gdzieś w środku mam obawy. Może niepotrzebnie się zamartwiam, ale widzę, jak mój syn cierpi i jak bardzo jest zmęczony posiadaniem taty, który istnieje tylko w jego telefonie...
Agnieszka Botta, psycholożka kliniczna, Avigon.pl:
Droga Czytelniczko,
przestań, proszę, ukrywać przed synem, że brak ojca to nie wybór, a przymus wywołany wojną.
Rozumiem, że chciałaś chronić go, gdy przyjechałaś do Polski, bo miał wtedy trzy lata. Ale teraz ma sześć lat, widzi inne dzieci, które mają ojców – i nie rozumie, gdzie jest jego tata i kiedy wróci.
Rozłąka wpływa na relacje, lecz nie jest wyborem
Między ojcem a synem istnieje silna więź, a chłopiec bardzo potrzebuje tego kontaktu. Z pewnością trudno mu zrozumieć, że nie może rozmawiać z ojcem codziennie, jak inne dzieci. Ale ważne jest, aby powiedzieć mu prawdę, ponieważ dzieci dużo rozumieją i często są w stanie odczuwać nasze emocje. Separacja wpływa na relacje, ale ta separacja nie była z wyboru. Była spowodowana wojną.
Kiedy Pani mąż przyjedzie do Polski i dołączy do Pani i syna, z pewnością będzie potrzebował czasu, by odnaleźć się w nowym miejscu i być z rodziną tu i teraz, w obcym kraju, mając w pamięci obrazy z wojny.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice
Jesteście rodziną, a Wasza więź jest silna. Tak, Pani mąż może mieć problemy z przystosowaniem się do sytuacji, kiedy zobaczy syna po kilku latach i będą mieli wiele do nadrobienia.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice, to nieuniknione. Zachęcam Pani męża do rozmowy z psychologiem po przyjeździe. Pomoże mu to zaadaptować się w nowym miejscu, uporać się z wieloma trudnymi uczuciami związanymi z wojną i rozłąką. I odnaleźć się na nowo w roli ojca sześcioletniego chłopca, który bardzo go potrzebuje.
Link do strony ekspertki tutaj
Mąż dobrze zarabia, ale prawie wszystkie pieniądze wysyła bliskim w Ukrainie
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Jak nauczyć się rozmawiać z partnerem o pieniądzach
„Przeprowadziliśmy się do Polski dwa miesiące przed wybuchem wojny. Mąż słyszał od znajomych, którzy znaleźli tu pracę, że w Polsce są lepsze zarobki i spokojniejsze życie.
Nie jechaliśmy w ciemno. Kuzyn męża znalazł mu pracę i mieszkanie dla nas. Mieliśmy też trochę oszczędności na wypadek, gdyby coś nie wyszło. Jednak wszystko się udało. Opiekowałam się trójką dzieci, a mąż zaczął pracować. Byliśmy zadowoleni z naszego nowego życia, dopóki nie przerwał go atak Rosji na Ukrainę.
Wiadomo, ile kosztuje wynajęcie mieszkania i utrzymanie dzieci
Matka i siostra mojego męża zostały w Ukrainie. Ja nie mam rodziny, wychowałam się w sierocińcu. Po wybuchu wojny zaczęliśmy im pomagać, wysyłaliśmy pieniądze i paczki. Proponowaliśmy, że przywieziemy je do Polski, ale nie chciały opuścić swojego domu.
Fabryka, w której pracowała siostra mojego męża, została zniszczona, więc straciła źródło dochodu. Teściowa ma skromną emeryturę. Wiem, że bez naszego wsparcia sobie nie poradzą, ale mąż za bardzo im pomaga. Wysyła im więcej, niż zostawia nam na życie. Wiadomo, ile kosztuje wynajęcie mieszkania i utrzymanie dzieci. Ja przynajmniej mam 800+ zasiłku, który wpływa na moje konto. On nie rusza tych pieniędzy.
Marzę o wycieczce z dziećmi choćby na dzień lub dwa
Kiedy zwracam mu uwagę, że te proporcje są dla nas niesprawiedliwe, słyszę, że jego rodzina jest w strasznej sytuacji i należy się jej rekompensata. Zgadzam się, że wojna, poza utratą zdrowia, to najgorsze, co może spotkać człowieka. Ale mój mąż musi też pamiętać, że ma dzieci, które dorastają, potrzebują nowych butów, kurtek, a czasem nawet zabawki.
Zamiast żyć spokojnie, ciągle kłócimy się o pieniądze. On dobrze zarabia, lecz prawie nic z tego nie mamy. Nie jestem rozrzutna, robię zakupy w tanich sklepach, umiem gotować pyszne dania z niedrogich produktów. Uważam się za dobrą gospodynię i chcę, by mąż to docenił. Potrzebuję też kosmetyków i wizyty u fryzjera, przynajmniej raz na jakiś czas. Marzę o wycieczce z dziećmi choćby na dzień lub dwa, ale nie mam na to pieniędzy.
Jestem zmęczona tą sytuacją, lecz nie wiem, jak sprowadzić męża na ziemię. Czuje się winny, że zostawił matkę samą sobie, a teraz próbuje zrekompensować jej to pieniędzmi. Tyle że te pieniądze są też pieniędzmi jego dzieci”.
Justina Ryczko, psycholożka z Avigon.pl:
Dziękujemy, że podzieliła się Pani z nami swoim problemem. To wspaniale, że znaleźliście z mężem dom i pracę w Polsce i możecie tu spokojnie żyć. Zdecydowaliście się na przeprowadzkę do Polski jeszcze przed wojną, ale jej wybuch musiał mieć duży wpływ na Wasze poczucie bezpieczeństwa.
W partnerstwie musicie nauczyć się rozmawiać o finansach. To ważna część życia
Rozumiem, że bardzo martwicie się o swoich bliskich i przyjaciół, którzy pozostali w Ukrainie mimo grożącego im niebezpieczeństwa i niepewności. Piszę to nie bez powodu. Uważam bowiem, że musi się Pani wczuć w emocje męża, by mieć argumenty, które przekonają go do Pani racji.
Pisze Pani, że mąż wysyła znaczną część dochodów Waszej rodziny do matki i siostry w Ukrainie. To jest źródło Waszych kłótni i problemów. Mówi się, że kłótnie o pieniądze to najszybszy sposób na zabicie miłości. Warto o tym pamiętać, choć nie oznacza to, że nie powinniście o tym rozmawiać.
Wręcz przeciwnie: w partnerstwie trzeba nauczyć się rozmawiać o finansach, bo to bardzo ważna część życia. A w trudnych sytuacjach kompromis w tym względzie jest niezbędny do utrzymania dobrego związku.
Mężczyźni to realiści, więc działają na ich racjonalne argumenty
Zgadzam się z Panią, że mąż może czuć się winny wobec swojej matki i siostry, a wysyłanie im znacznych kwot pieniędzy może być sposobem na zrekompensowanie tej sytuacji. Jeśli tak jest, to mąż działa na poziomie emocjonalnym i trudno będzie go przekonać bez dobrze przygotowanych argumentów. Rozumiem też, dlaczego czuje Pani, że znaczna część zarobionych przez niego pieniędzy należy do Pani i dzieci. Pani też poświęciła wiele, by zbudować swoje życie w innym kraju, więc oddanie większości swoich dochodów komuś innemu wydaje się Pani niesprawiedliwe. Jak więc osiągnąć kompromis?
Mężczyźni mają tendencję do bycia realistami, koncentrują się na szukaniu rozwiązań, więc działają na ich racjonalne argumenty. Na Pani miejscu zastanowiłabym się, jak w konstruktywny sposób przekazać mężowi swoje argumenty.
Zanim jednak zacznie pani to robić, proszę się zastanowić, ile kosztuje Panią życie w Polsce, a ile ono teraz kosztuje w Ukrainie. Czy biorąc pod uwagę obecne dochody siostry i matki Pani męża pieniądze, które im wysyłacie, wystarczają na zaspokojenie ich podstawowych potrzeb? Czyje potrzeby są większe? Czy gdyby teraz mieszkała Pani w Ukrainie, byłaby w stanie utrzymać się za kwoty wysyłane teściowej i szwagierce?
Proszę wykonać te obliczenia, sprawdzając, ile obecnie kosztuje żywność i produkty higieniczne w obu krajach. I proszę wczuć się również w sytuację teściowej i szwagierki – a także w emocje Pani męża, który zostawił te dwie bliskie osoby w kraju zniszczonym przez wojnę.
To nie może trwać wiecznie
Jeśli Pani wyliczenia pokażą, że pieniądze przekazane rodzinie męża w Ukrainie zaspokajają więcej potrzeb niż te pozostawione Waszej rodzinie w Polsce, będzie Pani miała racjonalne argumenty, które pomogą przekonać męża.
Proszę pamiętać, że ludzie zazwyczaj mają bardzo głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości, więc odwołanie się do niego z pewnością może pomóc. Może też Pani wykazać się dobrą wolą i uzgodnić z mężem, że będziecie stopniowo zmniejszać ilość pieniędzy przesyłanych jego rodzinie. Pozwoli mu to przyzwyczaić się do sytuacji i szybciej zaakceptować zmianę. Uświadomi mu również, że obecny stan rzeczy powinien być tymczasowy i nie może trwać wiecznie.
Wierzę, że racjonalne argumenty pomogą uświadomić mężowi, że choć stara się zrekompensować matce i siostrze trudy wojenne, to w obecnej sytuacji krzywdzi własną rodzinę, czyli Panią i Wasze dzieci.
Nie chcę niszczyć mojej rodziny – ale czy nie powinnam pomyśleć o sobie?
<ftame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Od początku wojny mój mąż, dzieci i ja mieszkamy w Polsce. W Ukrainie zostawiliśmy nasze mieszkanie i całe dotychczasowe życie. Mam taki charakter, że nie waham się, tylko działam. To jest dla mnie recepta na stres. Bo twój umysł jest czymś zajęty, to mniej myślisz o problemach.
Zaraz po przyjeździe, kiedy załatwiliśmy formalności, powiedziałam mężowi, że będę pracować i podzielimy się równo opieką nad dziećmi. W Ukrainie to ja się nimi zajmowałam, gotowałam, prałam, sprzątałam – byłam kurą domową. W Polsce postanowiłam to zmienić.
Znalazłam pracę w prywatnej firmie. Mimo że nie miałam doświadczenia, właściciele byli bardzo mili i uwierzyli we mnie. Nauczyłam się wszystkiego od podstaw i naprawdę lubię swoją pracę.
Menedżerowie skrupulatnie kontrolują jakość produktów, a ja jestem zadowolona. Po roku pracy zostałam doceniona i awansowałam – przeszłam z produkcji do kontroli. Wreszcie mogę się rozwijać i jestem doceniana nie tylko w domu.
Niestety mój mąż nie ma tyle szczęścia. Już kilka razy zmieniał pracę. W Ukrainie był odpowiedzialny za ludzi, a teraz musi być podwładnym. I to mu się nie podoba.
Obecnie jest bez pracy. Staram się go przekonać, by poszukał nowej, dostosował się do warunków, pokazać mu na własnym przykładzie, że można się rozwijać – ale on nie zwraca na to uwagi. Nie wiem, jak go zachęcić do działania.
Powiedział, że kiedy wojna się skończy, wrócimy do kraju, ale jam mam co do tego coraz więcej wątpliwości. W końcu uwierzyłam w siebie i swoje możliwości. Nauczyłam się nowego języka, otworzyłam się na ludzi. I w końcu czuję, że żyję, więc nie chcę niczego zmieniać.
Boję się, że kiedy przyjdzie czas na podjęcie ostatecznej decyzji, wybiorę życie w Polsce. Z dziećmi, lecz bez męża. Nie chcę wracać do garów. Mogę łączyć pracę z prowadzeniem domu. Nawet bycie rozdartą między pracą a obowiązkami domowymi jest lepsze niż siedzenie w domu.
Kiedy podczas jednej z rozmów o powrocie do Ukrainy powiedziałam mężowi, że nie jestem tym zainteresowana, zrobił straszną awanturę. Zarzucił mi, że chcę rozbić rodzinę i myślę tylko o sobie. Zapowiedział, że dzieci wrócą z nim – czy tego chcę, czy nie.
Tyle że ja myślę inaczej.
Dzieci wkrótce się usamodzielnią, a ja w Ukrainie znów będę kucharką i sprzątaczką. Nie chcę wracać do takiego życia. Czy mamy szansę dojść do porozumienia? Czy jest jakieś zdrowe wyjście z tej sytuacji?
Aleksandra Antońska, psycholożka w Avigon.pl:
Dziękuję, że opowiedziała Pani o swojej sytuacji. Ma Pani dylemat, z którym trudno sobie poradzić. Z tego co Pani napisała w liście wynika, że rozpoczęła Pani nowe życie w Polsce, poradziła sobie z przeprowadzką i znalazła sposób na rozwój i spełnienie zawodowe. Pani umiejętności zostały zauważone i docenione. I jest to dla Pani bardzo ważne.
Z drugiej strony Pani mąż, który jest rozczarowany swoją obecną sytuacją zawodową, ma zupełnie inne odczucia – w Polsce ma poczucie regresu. Silne emocje czasami uniemożliwiają nam podejmowanie racjonalnych decyzji, mówimy coś impulsywnie. Nie zawsze to, co mamy na myśli.
Powrót do Ukrainy czy pozostanie w Polsce – to bardzo ważna decyzja. Dlatego powinniście porozmawiać o tym spokojnie. Może podczas wspólnej kolacji? Powinna Pani opowiedzieć o swoich uczuciach i o tym, że nie chce wracać do roli, jaką pełniła w Ukrainie.
Wierzę, że można znaleźć wspólne rozwiązanie
Warto otwarcie porozmawiać o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Mimo tego, że Pani i mąż różnie widzicie swoją sytuację, warto pamiętać, że ten problem nie powinien Was dzielić i stawiać po przeciwnych stronach. Powinniście wspólnie stawić czoło sytuacji i wzajemnie się wspierać.
Powinna też Pani zrozumieć motywację męża do powrotu. W Polsce czuje się niedoceniany, uważa, że nie może się tu rozwijać. Z kolei powinien zrozumieć, że Pani tak samo czuła się w Ukrainie.
Nie da się uciec od problemu ani o nim zapomnieć
Proszę na chwilę się zatrzymać i pomyśleć o możliwych konsekwencjach swoich decyzji. Proszę dać sobie czas na przepracowanie emocji, które w Pani są.
Wzmocnienie relacji z mężem też powinno pomóc. Być może nie odkrył jeszcze dobrych stron kraju, w którym się znaleźliście. I może powinna Pani odwiedzić miejsca, które Panią interesują – by dojść do wniosku, że nasze życie składa się z czegoś więcej niż tylko z pracy?
Życzę Pani dużo siły i wytrwałości.
Link do strony ekspertki.
Moja przyszła teściowa traktuje mnie jak powietrze
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Niech ona zrobi nam herbatę
Przyjechałam do Polski na początku wojny razem z babcią, która mnie wychowała. Teraz role się odwróciły i to ja opiekuję się babcią. Po kilku pierwszych tygodniach, kiedy trochę ochłonęłyśmy, zaczęłam szukać pracy. Znalazłam ją w rodzinnej firmie, w której pracuje kilkadziesiąt osób. Byłam szczęśliwa i starałam się nie odstawać od reszty pracowników.
W pracy poznałam miłego chłopaka. Był bardzo zaangażowany: gdy zepsuła się maszyna, wiedział, jak ją naprawić, a gdy któryś z pracowników był chory, stawał przy maszynie za niego. Inne dziewczyny pracujące w firmie były małomówne. Ja mówiłam najpierw po angielsku, a potem, gdy się nauczyłam, po polsku. Mam predyspozycje do obcych języków.
Czułam, że on traktuje mnie inaczej niż pozostałych pracowników. Zawsze był dla mnie miły, często pytał, co u mnie, jaka jest sytuacja na froncie. Wpadłam mu w oko, a on też nie był mi obojętny.
Byłam zachwycona, gdy zaprosił mnie na randkę, a potem na kolejną i kolejną. Zostaliśmy parą i dopiero wtedy dowiedziałam się, że jest synem właścicieli tej fabryki. Wszystkie dzieci w tej rodzinie pracowały w fabryce, by się nauczyć, jak co działa i pewnego dnia przejąć firmę.
Oświadczył mi się sześć miesięcy później, a ja oczywiście zgodziłam się za niego wyjść. Byłam i nadal jestem zakochana. Wprowadziłam się do jego mieszkania – i wtedy zaczęły się problemy.
Jego matka często nas odwiedza, potrafi wpaść bez zapowiedzi. Czuję się wtedy naprawdę źle, bo traktuje mnie jak powietrze, a w najlepszym wypadku jak służącą. Nawet nie zwraca się do mnie bezpośrednio, tylko przez syna. Mówi: „Niech ona zrobi nam herbatę”.
Kiedy narzeczony mówi jej, że tu jestem i rozumiem po polsku, udaje, że nie słyszy. Jeśli zaprasza go na niedzielny obiad, to zawsze beze mnie. Nie podoba się jej, że jej syn związał się z Ukrainką bez grosza przy duszy. Jestem tego pewna.
Wiem, że on mnie kocha, lecz rodzina też jest dla niego ważna. Jestem pewna swojej miłości, jego pieniądze nie są dla mnie ważne. Moglibyśmy zacząć od nowa, ale nie sądzę, że to możliwe. Ona nie da nam spokoju. Boję się, że będzie na niego naciskać i nasza miłość padnie ofiarą matczynej presji. Czasami chcę zabrać głos, powiedzieć jej, że tutaj jestem.
Jestem wykształcona, nie korzystam z ich pieniędzy. Jednak boję się, że ona i tak mnie nie wysłucha.
Czy nasz związek ma szansę w obliczu zaborczej matczynej miłości?
Justyna Majchrowska, psycholożka, Avigon.pl:
Dziękuję, że podzieliła się Pani swoim problemem. Sytuacja z Pani przyszłą teściową jest skomplikowana i napięta. Widać, że Pani zależy, że oboje z narzeczonym żywicie do siebie szczere uczucia. To bardzo ważna podstawa.
Chciałbym zwrócić Pani uwagę na kilka ważnych spraw, które mogą pomóc zrozumieć sytuację i poradzić sobie z nią.
Często w takich sytuacjach ważną rolę odgrywa sposób, w jaki syn reaguje na zachowanie matki. Niezwykle ważne jest, aby Pani narzeczony starał się reagować, gdy teściowa Panią ignoruje, by okazywał, że Panią wspiera.
Bardzo ważne jest też, aby nadal wyznaczał jasne granice w tej relacji, dając matce znać, że jest Pani dla niego ważna, że jest Pani jego narzeczoną, którą kocha, ważną częścią jego życia i że zasługuje Pani na szacunek.
Ustalcie wspólnie, jak reagować na trudne sytuacje z matką
Poczucie, że przyszła teściowa Panią ignoruje i nie szanuje Pani, jest frustrujące i sprawia, że kwestionuje Pani swoją wartość w tym związku. Pani uczucia są całkowicie uzasadnione. Zasługuje Pani na traktowanie z szacunkiem. Być może warto powiedzieć narzeczonemu o swoich emocjach i obawach. Najważniejsze jest zrozumienie, w jaki sposób możecie wspólnie reagować na trudne sytuacje z jego matką.
Choć na razie sytuacja wydaje się tkwić w martwym punkcie, być może w przyszłości nadarzy się okazja do nawiązania bliższego kontaktu. Ważne jest, aby była Pani przygotowana do rozmowy, ale także zdawała sobie sprawę z tego, że zmiana jej podejścia może zająć trochę czasu. Zamiast próbować zmienić nastawienie teściowej, proszę się skupić na wzmocnieniu relacji z partnerem i zadbaniu o własny komfort psychiczny.
Ustalcie jasne zasady dotyczące tego, kiedy i w jaki sposób ona może Was odwiedzać
Pani związek ma duże szanse, jeśli będziecie w stanie wspólnie stawić czoło trudnościom.
Ważne jest, byście byli w tej kwestii zgodni i otwarcie rozmawiali o swoich uczuciach i potrzebach. Warto rozważyć wspólne sesje z terapeutą, które pomogą lepiej zrozumieć dynamikę Waszego związku i opracować strategię radzenia sobie z trudnymi sytuacjami.
Wspólnie z narzeczonym jasno określcie, kiedy i w jaki sposób jego matka może Was odwiedzać. Jeśli jej wizyty są niezapowiedziane i powodują dyskomfort, ważne jest, aby Pani narzeczony grzecznie, lecz stanowczo to zakomunikował. To może być kluczowy krok w budowaniu autonomii Waszego związku.
Ważne jest, by narzeczony otwarcie wspierał Panią w sytuacjach, w których jego matka Panią ignoruje. Wspólnie zdecydujcie, jak zareagować, gdy jego matka Panią ignoruje lub zwraca się do Pani za jego pośrednictwem. Na przykład on mógłby konsekwentnie poprawiać swoją matkę, mówiąc: „Mamo, mów bezpośrednio do (Pani imię)”.
Wyrażajcie swoje uczucia spokojnie, lecz asertywnie
Jeśli Pani chce i sytuacja na to pozwala, może Pani spróbować porozmawiać z przyszłą teściową bezpośrednio, na przykład mówiąc jej: „Widzę, że zależy pani na synu, ale chciałabym, żebyśmy mogły być w tym razem. Możemy mieć dobre relacje”.
W obliczu takich niekomfortowych sytuacji ważne jest, by zadbać o swoje emocje i zdrowie psychiczne. Proszę rozważyć zastosowanie technik radzenia sobie ze stresem takich jak medytacja, zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia, spacery, rozmowy i spotkania z bliskimi. To pomoże zachować wewnętrzną równowagę.
Proszę regularnie rozmawiać ze swoim narzeczonym o przyszłości i o tym, co możecie zrobić, by wzmocnić swój związek. Jeśli narzeczony będzie stale Panią wspierał, Wasz związek będzie w stanie przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Każda trudna sytuacja może być okazją do wzmocnienia związku.
Link do strony ekspertki Tutaj
Moja córka ma 18 lat i zaczęła w Polsce dorosłe życie. Dla niej jestem teraz „wariatką”
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Jak z nią rozmawiać, by nie była jak ta ćma, która leci w stronę świecy?
Mieszkam w Polsce z moją 18-letnią córką. Od prawie dwóch lat uczyła się zdalnie w ukraińskiej szkole, ponieważ nie chciała przerywać nauki. W tym czasie poznała wielu polskich przyjaciół. Na początku bardzo się cieszyłam, że nie zamknęła się na nowy kraj i znajomych, ale teraz czuję, że coś mnie ominęło.
Nie zauważyłam albo nie mogłam zauważyć – pracuję na zmiany – że moja córka zaczyna wieść dorosłe życie. Gdy tylko skończyła 18 lat, oświadczyła, że nie zamierza już kontynuować nauki. Uznała, że to, co zdobyła w trakcie edukacji, jej wystarczy, a życie jest zbyt krótkie i nieprzewidywalne, by je marnować.
Moja córka jest piękna. Zawsze podobała się chłopakom. W Polsce poznała bogatego Polaka i zaczęła nowe życie. Śpi do południa, dba o siebie, wychodzi z domu w nocy, a wraca rano.
Z tym nowym chłopakiem, a raczej mężczyzną, bo ma 27 lat, ubierają się w drogie ciuchy, kupują podobne dresy i buty. Myślałam, że zemdleję, gdy na stole w kuchni znalazłam paragon za parę klapek wartych ponad 1500 zł. To była prawie połowa mojej miesięcznej pensji.
Próbowałam z nią spokojnie porozmawiać, ale bezskutecznie. Usłyszałam, że tylko marudzę, a ona wie, co robi. Kilka razy nie wytrzymałam i wykrzyczałam, co myślę o jej zachowaniu, że zachowuje się jak osoba uzależniona. Co się stanie, jeśli ten chłopak się nią znudzi? A co, jeśli zrobi jej dziecko?
Oczywiście ona ma gotową odpowiedź na wszystko. Mówi, że bycie od kogoś zależną nie jest niczym złym. Jeśli mężczyzna chce wydawać na nią pieniądze, byłaby głupia, gdyby z tego nie korzystała. Dowiedziałam się też, co myśli o mnie. Jej zdaniem lepiej cieszyć się bogatym życiem niż pracować na tak nędzne życie jak moje.
Boję się o nią. Boję się, że ten facet lub ktoś inny ją skrzywdzi. Nie wiem, jak z nią rozmawiać, by nie była jak ta ćma, która leci w stronę świecy.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zastałam ich tam oboje. Postanowiłam wykorzystać sytuację i porozmawiać z tym mężczyzną. Niestety nic z tego nie wyszło, bo zaciągnęła go do swojego pokoju, zabraniając mu słuchać „tej wariatki”.
Nigdy nie sądziłam, że dożyję czasów, gdy moje dziecko będzie tak o mnie mówić. Wychowywałam ją sama, robiłam wszystko, by zapewnić nam spokojne, godne życie. Ale jej to najwyraźniej nie wystarczyło.
Czasami przeklinam siebie za to, że przyjechałam z nią do Polski. Uratowaliśmy się fizycznie, ale nasze życie rodzinne i przyszłość mojej córki legły w gruzach. Teraz nie mogę nawet zmusić jej do powrotu do Ukrainy. Jest dorosła i sama może o sobie decydować. A może po prostu byłam złą mamą i dlatego teraz moje dziecko tak się zachowuje i mnie nie szanuje?
Justyna Maćkiewicz, psycholożka z Avigon.pl:
Droga Czytelniczko,
dziękuję, że podzieliła się Pani swoją trudną historią. Pani niepokój jest zrozumiały, a emocje związane z tą sytuacją przytłaczające. Jako matka chce Pani jak najlepiej dla swojej córki, ale zderza się ze ścianą, która Was dzieli. Łatwo czuć się bezradną w takiej sytuacji, lecz istnieją kroki, które może Pani podjąć, by spróbować poprawić Wasze relacje i wesprzeć córkę.
Pierwszym krokiem jest próba spojrzenia na sytuację z perspektywy córki. Przechodzi przez trudny okres w życiu, w którym próbuje odnaleźć siebie i swoją drogę. Przeprowadzka do nowego kraju to ogromne wyzwanie, a jej obecny styl życia może być sposobem na poradzenie sobie ze związanymi z tym trudnościami i znalezienie swojego miejsca w tym wszystkim.
Proszę unikać krytyki i pokazać, że chce ją Pani zrozumieć
Rozumiem, że jej wybory są dla Pani bolesne i niepokojące, ale proszę postarać się rozmawiać z nią w sposób otwarty i ze zrozumieniem. Proszę starać się unikać krytyki i osądzania, ponieważ mogłoby to Was jeszcze bardziej od siebie oddalić. Zamiast tego niech Pani zapyta, co ją teraz uszczęśliwia i co jest dla niej ważne. Warto pokazać, że chce Pani ją zrozumieć, nawet jeśli nie zawsze zgadza się z jej wyborami.
Kluczem jest zaufanie: jeśli córka poczuje, że jej Pani ufa, będzie bardziej skłonna do rozmowy o swoich planach na przyszłość.
Spróbujcie porozmawiać o jej marzeniach i planach. Nie po to, by krytykować jej obecny styl życia, ale przez ciekawość – co chciałaby osiągnąć, co ją motywuje, jak widzi siebie za kilka lat? To może być trudne, ale warto spróbować zrozumieć, dlaczego obecne życie jest dla niej atrakcyjne. Wspólne myślenie o przyszłości może skłonić ją do refleksji i sprawić, że zmiany staną się możliwe.
Jeśli chodzi o partnera córki, proszę postarać się go poznać bez oceniania. Być może po neutralnej rozmowie będzie Pani w stanie lepiej zrozumieć ten związek i znaleźć dla siebie więcej spokoju.
Fakt, że Pani córka idzie teraz własną drogą, nie neguje tego, co Pani dla niej zrobiła
Ważne jest również, by w tej sytuacji zadbała też Pani o siebie. Pani zdrowie psychiczne i emocjonalne ma w tym momencie kluczowe znaczenie. Rozmowy z bliskimi lub spotkania z przyjaciółmi mogą być teraz dla Pani dużym wsparciem. Jeśli chce Pani lepiej zrozumieć swoje emocje i znaleźć sposób na skuteczną komunikację, proszę rozważyć rozmowę z psychologiem lub terapeutą rodzinnym.
Na koniec chcę zapewnić, że nie jest Pani złą matką. Pani poczynania nie powinny być dla Pani powodem do niepokoju. Fakt, że Pani córka idzie teraz własną drogą, nie neguje wszystkiego, co dla niej Pani zrobiła. Wasze relacje wciąż mogą się zmienić i poprawić. Proszę starać się budować mosty, a nie mury – poprzez wspólne zainteresowania, wspólnie spędzany czas i nieoceniające rozmowy.
Pani miłość i wsparcie mogą pomóc córce znaleźć stabilność i dojrzałość w podejmowaniu decyzji. Życzę Pani dużo siły i cierpliwości w tym trudnym czasie.
Link do strony ekspertki tutaj
Obawiam się, że po wojnie będą „gorsi” i „lepsi” Ukraińcy. Już teraz czujemy do siebie niechęć
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Czy jestem gorszą Ukrainką?
Z rodziną mieszkałam w Polsce już przed wojną. W Ukrainie nam się nie powiodło, więc postanowiliśmy spróbować szczęścia w innym kraju. Jednak nigdy nie przestaliśmy kontaktować się z naszymi przyjaciółmi i bliskimi. Może pewnego dnia wrócimy do Ukrainy.
Mój mąż jest budowlańcem, więc nie miał problemów ze znalezieniem pracy w Polsce. Ja sprzątałam domy; teraz mam dobrą pracę w firmie sprzątającej. Żyje nam się dobrze, ale to nie znaczy, że sytuacja w Ukrainie nas nie interesuje. Nie pozwoliłam mężowi jechać na wojnę, ale pomagamy naszej rodzinie, która zdecydowała się zostać w kraju.
Mieszkamy w okolicy, w której osiedliło się wiele rodzin z Ukrainy. Najczęściej to matki z dziećmi, ale są też wdowy, które straciły mężów na froncie. Spotykamy się, czasem spędzamy razem wieczory lub weekendy.
Ostatnio, gdy tak siedziałyśmy i rozmawiałyśmy, głównym tematem była wojna i to, co będzie po niej. Zresztą – jak zawsze. W trakcie rozmowy jedna z wdów powiedziała, że my – czyli mój mąż i ja – nie mamy prawa wypowiadać się i komentować tego, co dzieje się w Ukrainie, bo mój mąż jest bezpieczny w Polsce, podczas gdy inni oddają życie.
Poczułam się okropnie, jakbym była Ukrainką drugiej kategorii.
Według mojej sąsiadki są bohaterowie i są tacy, którzy prowadzą bezpieczne życie i czekają na powrót do swojego kraju już po wszystkich strasznych wydarzeniach
Było mi bardzo przykro.
Powiedziałam jej, że się myli i że gdyby miała taką możliwość, prawdopodobnie nie pozwoliłaby walczyć swojemu mężowi. Nikt z nas nie był gotowy na tę wojnę. A nawet gdybyśmy byli, to czy można przygotować się na śmierć ukochanej osoby? Rozstałyśmy się w gniewie.
Czy naprawdę to coś złego troszczyć się o swoją rodzinę i jej bezpieczeństwo?
To spotkanie uświadomiło mi, że po zakończeniu wojny mogą istnieć poważne podziały między ludźmi. Na najlepszych – tych, którzy walczyli, i gorszych – których nie było w kraju. Ludzie będą mieli do siebie pretensje. A ja nie jestem pewna, czy chcę żyć z etykietką kogoś, kto wybrał bezpieczne życie dla swojej rodziny.
Czy jestem złym człowiekiem, gorszą Ukrainką?
Adrian Wychowański, psycholog, Avigon.pl:
Droga Pani,
chciałbym podkreślić, że tak naprawdę nikt nie był gotowy na wojnę w Ukrainie. To był szok dla wszystkich – że w Europie wiele lat po wojnie może dojść do takiej sytuacji. Wiele osób cierpi z powodu tego, co dzieje się w ostatnich latach w Ukrainie.
To, że Pani i Pani mąż jesteście teraz w Polsce, działacie, pracujecie, pomagacie innym, jest swego rodzaju walką o normalność. Poprzez swoją działalność wspieracie również swoich rodaków.
Z drugiej strony rozgoryczenie ludzi, którzy stracili swoich bliskich podczas wojny, jest ogromne. Wiele osób doświadczyło lub nadal doświadcza traumy związanej z czyjąś śmiercią i przeżywa to bardzo dotkliwie. Ci ludzie bardzo cierpią. Proszę zrozumieć, że nie każdy przeżywa stratę w ten sam sposób.
Nie powininna się Pani jednak obwiniać za to, że dba o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Klasyfikowanie siebie jako osoby „dobrej” lub „złej” nie ma sensu. Każdy zasługuje na rozwój, poczucie bezpieczeństwa i godności, w tym godności społecznej i życiowej. Każdy z nas codziennie dokonuje wyborów, które muszą nas czynić dobrymi czy złymi. Liczy się to, co sami o sobie myślimy.
Proszę się zastanowić, czy czuje Pani miłość do swojej ojczyzny i czy jej rozwój po wojnie jest dla Pani ważny. W każdym narodzie i każdej grupie społecznej są rozbieżności i nieporozumienia. Proszę więc nie brać do siebie komentarzy innych.
Link do strony eksperta: https://avigon.pl/specjalista/adrian-wychowanski
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Wpłać dotację