Edukacja
Szkoły na krawędzi: edukacja dzieci w miastach przyfrontowych
Według ukraińskiego ministerstwa edukacji w kraju zdalnie uczy się pół miliona dzieci, a ponad 723 tysiące – w systemie mieszanym: online i offline. Ten drugi system funkcjonuje głównie w regionach frontowych, w których, mimo ciągłego ostrzału i przerw w dostawach prądu, rok szkolny rozpoczął się we wrześniu. Sestry postanowiły sprawdzić, jak wygląda nauka dzieci w pobliżu frontu i co chce zrobić ministerstwo, by zreformować edukację w realiach wojny.
Boję się iść do szkoły, gdy trwa wojna
– Naloty trwające 4-5 godzin, eksplozje, przerwy w dostawie prądu – tak wygląda nasze życie od ponad dwóch i pół roku – mówi Julia, matka ucznia z Dniepru. – Kiedy zaczęła się inwazja, mój syn był w trzeciej klasie. Teraz jest w piątej. Wcześniej były dwa lata pandemii koronawirusa, więc dziecko miało normalną naukę offline tylko w pierwszej klasie.
W pewnym sensie pandemia pomogła szkołom w regionach frontowych dostosować się do realiów wojny, bo proces nauki online był już wszystkim znany.
– Syn i ja nigdy nie opuściliśmy Dniepru – podkreśla Julia. – Jesteśmy przyzwyczajeni do ostrzałów i braku prądu. Jestem dekoratorką, teraz moje girlandy LED, segmenty LED i wstążki są w całym naszym domu. Podobnie jak power banki. Podłączyliśmy się do dwóch operatorów komórkowych, więc gdy jeden straci dostęp do Internetu, możemy przełączyć się na drugiego. Dlatego dla nas brak prądu nie oznacza, że syn przerywa naukę. Jego urządzenia działają jeszcze przez kilka godzin.
Gdy jest nalot, lekcja online zostaje przerwana. Syn zabiera gadżety i idzie do schronu, gdzie kontynuuje pracę, tyle że samodzielnie. Niektórzy rodzice narzekają, że w takich warunkach ich dzieci nie potrafią się skoncentrować. Mój Andrij nie ma takich problemów, bo nauka online od dawna jest dla niego normą.
Mamy jednak inne problemy. Na przykład mój syn bardzo boi się ostrzału. Jako że pracuję w domu, prawie cały czas jesteśmy razem. Ale jeśli nie ma mnie w pobliżu i dochodzi do ostrzału, Andrij może wpaść w panikę na myśl, że jego mama jest w niebezpieczeństwie. Byliśmy nawet z tym u psychologa. To był jeden z powodów, dla których odmówiłam zapisania syna do klasy offline, która pojawiła się w szkole w zeszłym roku. W związku z tym, że schron w szkole nie może pomieścić większej liczby osób, dzieci w takich klasach uczą się na zmiany: tydzień w klasie, a tydzień zdalnie. Syn powiedział: „Naprawdę chcę chodzić do szkoły. Ale boję się tam iść, gdy trwa wojna”.
W szkole nie ma nawet pielęgniarki, a bomby spadają na miasto 3-4 minuty po ogłoszeniu alarmu. Czy to wystarczająco dużo czasu, by wszyscy zeszli do schronu?
W szkolnej piwnicy zajęcia nie są kontynuowane, bo nie ma do tego warunków. W rezultacie około 150 dzieci po prostu siedzi (czasem godzinami) w wilgotnym, przepełnionym pomieszczeniu i czeka na odwołanie alarmu. A mój syn nadal może się uczyć, bo w naszym bloku jest schron.
Jednak opcję offline wybrało wielu rodziców. Niektórzy z powodu pracy, inni ze względu na socjalizację swoich dzieci. W zeszłym roku mogliśmy kontynuować naukę zdalnie, jednak w tym pojawił się problem: większość rodziców w klasie opowiadała się za nauką offline, więc nie będzie zajęć online.
Musieliśmy znaleźć inną szkołę, która z powodu braku schronu pracuje zdalnie.
Uczą się w Polsce czy w Niemczech, u nas chcą się bawić
W Chersoniu zdecydowana większość szkół działa tylko zdalnie, bo miasto jest pod ciągłym ostrzałem.
– W ciągu ostatnich dwóch miesięcy ataki dronów zrzucających amunicję na przechodniów stawały się coraz częstsze – mówi Andżelika Melnyk, dyrektorka Chersońskiego Liceum Tawrijskiego. – Takie drony już dwukrotnie wleciały na moje podwórko.
Wszystko z lewego brzegu, gdzie okopali się Rosjanie, dociera do nas w ciągu kilku sekund: drony, pociski z armat i moździerzy
Dlatego kwestia edukacji offline nie jest nawet dyskutowana. W naszym liceum uczy się obecnie 412 dzieci. Tylko 76 z nich nie opuściło Chersonia – i faktycznie mieszkają w schronach. Ale liceum działa.
Dzięki sponsorom wielu uczniów ma nowe laptopy z bateriami, które długo utrzymują energię. Routery są podłączone do power banków. Dzięki temu praktycznie nie odwołujemy lekcji.
Jeśli w miejscowości, w której jest nauczyciel, rozlegnie się alarm przeciwlotniczy, przerywa on lekcję, przekłada zajęcia na inny termin i idzie do schronu. Jeśli u nauczyciela alarmu nie ma, ale jest w miejscowości któregoś z uczniów (w klasach offline uczą się dzieci mieszkające w różnych regionach), taki uczeń wyłącza alarm i udaje się do schronu – a lekcja jest kontynuowana przez resztę klasy. Jednak lekcje (zwłaszcza te ich części, w których nauczyciel wyjaśnia nowy materiał) są nagrywane, więc ci, którzy coś przegapili, mogą później obejrzeć nagranie.
Online prowadzimy nie tylko lekcje, ale także zajęcia pozalekcyjne – spotkania dla dzieci, gry, a nawet koncerty
Kreatywność jest wyróżnikiem naszego liceum, dzieci mają zajęcia artystyczne. Choreografowie tańczą, muzycy uczą muzyki, a szkolny teatr wystawia miniprzedstawienia i jednoaktówki. Wszystko to jest teraz dostępne online.
Te zajęcia są prawdziwą terapią zarówno dla uczniów, jak dla nauczycieli. Organizujemy je późnym popołudniem, by mogły do nas dołączyć dzieci przebywające za granicą.
One uczą się w Polsce czy w Niemczech, ale i tak się z nami łączą. W ten sposób staramy się utrzymać naszą szkolną rodzinę razem. A dzieci, które odeszły, ale zechcą później wrócić, będą wiedziały, że zawsze są tu mile widziane.
Staramy się dostosować do każdych warunków. Jednocześnie jednak rozumiemy, że im dłużej trwa wojna, tym mniejsze szanse na przetrwanie mają instytucje edukacyjne w regionach frontowych. Ludzie w Chersoniu codziennie tracą swoje domy. Tylko na mojej ulicy zniszczono już 20, pozostało 6. Coraz więcej rodzin, które wyjechały, nie ma dokąd wrócić. Ludzie decydują się pozostać tam, gdzie akurat są, i posyłają dzieci do lokalnych szkół.
Od września 2025 r. wejdzie w życie nowe rozporządzenie ministerstwa edukacji, które zobowiąże przesiedlone dzieci do uczęszczania do szkół w miejscu zamieszkania. Oznacza to, że setki uczniów opuszczą nasze liceum (a także inne szkoły miejskie). Szkoły zostaną zamknięte, nauczyciele stracą pracę, dzieci stracą łączność ze swoimi macierzystymi szkołami, a w niektórych przypadkach – z krajem (nie każdy, kto przebywa za granicą, będzie chciał szukać nowej ukraińskiej szkoły online dla swojego dziecka; raczej wybierze szkołę za granicą).
Od formatu online do nauki w schronach
Na czym polega istota nowej inicjatywy ministerstwa? To reforma, którą nazwano „Szkoła offline”. Chodzi o „przywrócenie 300 000 uczniów do bezpiecznej edukacji bezpośredniej”. Aby to się udało, władze obiecują zbudować schrony w szkołach znajdujących się w regionach frontowych.
„Większość z tych, którzy obecnie uczą się zdalnie lub w trybie mieszanym, pochodzi z linii frontu i obszarów przygranicznych z Rosją i Białorusią – informuje nas służba prasowa Ministerstwa Edukacji Ukrainy. – To właśnie społeczności z tych obszarów są priorytetem przy budowie schronów. Rząd przeznaczył na nie łącznie 7,5 miliarda hrywien, pozyskiwane są też fundusze od darczyńców, w szczególności od rządu litewskiego, oraz z projektów realizowanych z naszymi partnerami z United 24 [platforma prowadzona przez ukraiński rząd w celu zbierania pieniędzy dla Ukrainy podczas wojny – red].
Wszystkie budowane przez nas schrony to schrony antyradiacyjne, czyli takie, w których uczniowie mogą kontynuować naukę, mieć przerwy i lekcje. To właśnie w tych schronach będzie można wznowić naukę w tradycyjny sposób”.
Kateryna Kopaniewa: Jakie są kryteria określania, czy dzieci mogą bezpiecznie uczęszczać do szkoły w trybie offline?
Ministerstwo: W sierpniu rząd zatwierdził metodologię oceny ryzyka w systemie edukacji. To dokument, który szefowie regionów mogą wykorzystać przy podejmowaniu decyzji o przywróceniu szkół do formatu offline.
Określając poziomy ryzyka, ministerstwo przeanalizowało następujące czynniki: lokalizację instytucji edukacyjnych w poszczególnych społecznościach, liczbę uczniów i pracowników tych instytucji, formy edukacji – a także dodatkowe dane: lokalizację miejsc eksplozji, obiekty infrastruktury, odległość od linii frontu, status każdej społeczności („okupowana”, „aktywna”, „potencjalnie wroga”), bliskość granic państwowych Ukrainy z krajem agresora, Republiką Mołdawii (w regionie Naddniestrza) i Republiką Białorusi.
Jeśli szkoła spełnia kryteria przejścia na edukację offline, a większość rodziców w klasie to przejście popiera, lecz niektórzy są temu przeciwni ze względów bezpieczeństwa – to czy dzieci takich rodziców będą miały możliwość kontynuowania nauki online?
Na prośbę takich rodziców szkoła może otworzyć oddzielne klasy zdalne. Ważne jest jednak, by w takiej klasie było co najmniej 20 dzieci. Dla takich dzieci istnieją inne indywidualne formaty nauki: rodzinny, zewnętrzny lub indywidualny patronat pedagogiczny.
Od września 2025 r. rodzice będą zobowiązani do przeniesienia swoich dzieci do szkół offline w miejscu zamieszkania. Czy to oznacza, że osoby wewnętrznie przesiedlone nie będą już miały możliwości kontynuowania edukacji online w szkole zdalnej?
Dzieci będą mogły kontynuować naukę w swoich placówkach kształcenia na odległość, jeśli w szkole w ich miejscu zamieszkania nie będzie miejsc lub jeśli ze względu na sytuację bezpieczeństwa szkoła ta nie wznowi nauki w pełnym wymiarze godzin.
Minimalna liczba uczniów w klasach zdalnych musi wynosić 20, a w przypadku każdego z roczników musi być co najmniej jedna klasa. W przeciwnym razie szkoła będzie zobowiązana zawiesić swoją działalność na czas trwania stanu wojennego. Szkoła może wznowić działalność w przypadku znalezienia schronu lub zmiany warunków.
Jakie opcje będą miały dzieci przebywające za granicą, jeśli w klasie ukraińskiej szkoły, w której uczą się online, nie będzie 20 uczniów?
Kilka: edukację rodzinną, edukację zewnętrzną i kształcenie na odległość z komponentem ukrainistyki.
Komponent edukacji ukraińskiej to skrócony program, w którym uczniowie mogą uczyć się kilku podstawowych przedmiotów, niedostępnych w szkołach zagranicznych. W szczególności są to: język ukraiński, literatura ukraińska, historia Ukrainy, geografia, podstawy prawa i obrona Ukrainy.
Państwo powinno zacząć słuchać rodziców
– Część inicjatywy ministerstwa, mająca na celu przeniesienie jak największej liczby dzieci do nauki offline, jest już wdrażana. Dlatego coraz więcej szkół w regionach frontowych przechodzi na mieszany format edukacji – mówi Kateryna Zwerewa, założycielka organizacji pozarządowej „Chcę się uczyć!”
– W Zaporożu taki format oznacza, że dzieci chodzą do szkoły jeden lub dwa dni w tygodniu, a przez resztę czasu uczą się online. Dzieci uczą się wyłącznie w schronach, ponieważ miasto jest pod ciągłym ostrzałem.
Ponieważ ataki stały się teraz częstsze, rodzice dzieci, które chodzą do szkoły offline, mogą je w każdej chwili przenieść do nauki na odległość.
Rozporządzenie Ministerstwa Edukacji i Nauki Ukrainy, które od września 2025 r. zobowiązuje dzieci do przejścia na edukację offline w miejscu zamieszkania, zostało już zatwierdzone, więc sieć szkół z pewnością ulegnie zmianie. Przesiedlone dzieci będą chodzić do szkół w miastach, w których obecnie mieszkają, a szkoły w regionach frontowych z mniej niż 20 uczniami w klasach zostaną zamknięte lub połączone z innymi placówkami edukacyjnymi. Dzieci, które fizycznie pozostaną w regionach frontowych, zostaną przeniesione do nauczania mieszanego w szkołach ze schronami lub do nauczania online.
Inicjatywę ministerstwa polegającą na przeniesieniu dzieci w stosunkowo bezpiecznych regionach do edukacji offline Kateryna Zwerewa uważa za logiczną. Zastrzega jednak, że próba narzucenia jednolitych warunków całemu krajowi jest błędem. Choćby dlatego, że sytuacja w regionach frontowych jest inna niż w pozostałych częściach kraju.
– Rozporządzenie ministerstwa nie mówi nic o tym, czy rodzice będą głos w takich kwestiach jak przejście z trybu online do offline i odwrotnie. A to przecież kwestia bezpieczeństwa dzieci – mówi Zwerewa. – Informuje tylko, że decyzję w tej sprawie podejmą Rada Obrony i administracja wojskowa lub rada pedagogiczna.
Ale czym będą się one kierować przy podejmowaniu decyzji? Opinią rodziców czy odgórnymi instrukcjami? Obawiam się, że druga opcja jest bardziej niż prawdopodobna
Zrozumiałe jest mówienie o tym, jak ważna jest socjalizacja dzieci. Jednak w miastach takich jak Zaporoże ludzie myślą przede wszystkim o tym, jak przetrwać. Od kilku tygodni Rosjanie atakują Zaporoże artylerią, to prawdziwy koszmar. Jak w takich warunkach można wymagać od szkół przestrzegania surowych standardów? Jeśli nie zostaną opracowane bardziej elastyczne mechanizmy dla regionów frontowych, obawiam się, że doprowadzi to do wyludnienia i wyjazdu z kraju jeszcze większej liczby osób.
A to jest dokładnie to, czego chce wróg: zdewastować nasze miasta i zamienić je w pustynie. Chcę wierzyć, że zostaniemy wysłuchani, a zdanie rodziców zostanie wzięte pod uwagę.
Prezeska Fundacji "Efekt Dziecka": Wychodzimy poza sztampę
Anna Olkhova - prawniczka, współzałożycielka i prezeska Fundacji “Efekt Dziecka”, lektorka autorskiego kursu o historii ukraińskiej przedsiębiorczości oraz inicjatorka urbanistycznych klubów Urban Club od “Efekt Dziecka” dla dzieci i młodzieży w Ukrainie, Polsce i na Słowacji.
Czym zajmuje się fundacja "Efekt Dziecka"?
Nasza fundacja powstała w 2021 roku w Kijowie. Jej celem od początku było wspieranie rozwoju dzieci i młodzieży poprzez budowanie cennych, choć nieoczywistych kompetencji. Obecnie działamy w zakresie wyposażania naszych podopiecznych w wiedzę z zakresu urbanistyki, przedsiębiorczości oraz dyplomacji kulturowej. Początkowo sądziliśmy, że projekty i zajęcia odbywające się w ramach programu kulturalno-dyplomatycznego będą dotyczyły historii, szeroko pojętej sztuki, wypraw do muzeów, filharmonii czy opery, ale nasza optyka zmieniła się po wybuchu wojny. Teraz priorytetem jest dla nas, by dzieci i młodzież, które przyjechały z Ukrainy do Polski, były ambasadorami i ambasadorkami swojego kraju. Ze względu na sytuację każde dziecko jest małym ambasadorem Ukrainy, a my pragniemy im pomóc w wykonywaniu tej roli.
Pani jest prawniczką, nie pedagożką czy psycholożką. Skąd potrzeba stworzenia fundacji?
Moja praca doktorska poświęcona była prawom dziecka w perspektywie konfliktów wojskowych, przez wiele lat zajmowałam się tą tematyką. Jeszcze przed wojną pracowałam z uchodźcami, bliska jest mi idea współpracy międzynarodowej, wiem, z jakich narzędzi w tym zakresie mogę korzystać. Jako fundacja możemy używać innych instrumentów, można je określić jako "miękkie". Dlatego poszłam w tym kierunku, a wybuch wojny tylko umocnił mnie w moich planach co do fundacji.
Do Polski przyjechały setki tysięcy dzieci, które trafiły tu wraz z mamami. Jak je wspieracie?
Przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę, o czym większość osób prawdopodobnie wie, że to nie jest wycieczka rekreacyjna. Dzieci i młodzież, które trafiły do Polski - ale także do innych krajów - zmagały się z wieloma wyzwaniami, przede wszystkim z barierą językową, ale też trudnościami natury psychologicznej. Z dnia na dzień musiały opuścić swoje domy, szkoły, kolegów, przyjaciół, rodziny. Trafiły w nowe, obce miejsce. To powoduje traumę, a przecież dzieci nie umieją sobie z nią radzić, jak dorośli, którym również jest bardzo trudno. Są zamknięte w sobie, często mają trudności w nawiązywaniu kontaktów. Wspaniale jest patrzeć, jak dzięki udziałowi w różnych inicjatywach organizowanych przez naszą fundację otwierają się, stają się aktywne, jak się zaprzyjaźniają między sobą i z kolegami i koleżankami z Polski.
Jakie to projekty?
Ściśle współpracujemy z urzędem miasta w Lublinie i to właśnie tutaj zorganizowaliśmy pięć wydarzeń. Jednym z nich była "Akcja InteGRAcja", czyli weekend ukraińskiej kultury. Podczas dwóch dni wypełnionych warsztatami, tworzyliśmy dekoracje, wycinanki, dzieci brały udział w grze miejskiej z miastami partnerskimi, oglądaliśmy i tworzyliśmy makiety ukraińskich zamków z kartoników, była też wystawa plakatowa o tych zamkach. Studenci przeprowadzili interaktywną lekcję, podczas której opowiadali różne ciekawostki o Ukrainie, dzięki czemu ukraińskie dzieci czuły się pewniej, komfortowo, a polskie - które często nie były w Ukrainie - dowiedziały się czegoś nowego na temat naszego kraju. Dzieciaki podłapywały ciekawe słówka, porównywały, które są podobne, a które brzmią inaczej. To było bardzo konstruktywne doświadczenie.
A ta druga akcja?
To była "Randka z kulturą", zorganizowana z okazji Walentynek. Taka ukraińsko-polska randka, można powiedzieć, podczas której były warsztaty tworzenia ilustracji książkowych, mówiliśmy o kinie, literaturze i wątkach miłości, które niewątpliwie są obecne po obu stronach. Nasze wydarzenia cieszą się dużym zainteresowaniem, ostatnio dzwoniła jedna pani, która usłyszała o tym wydarzeniu w radiu i pytała, czy są jeszcze miejsca, bo chciała zapisać wnuka na warsztaty kulinarne, podczas których gotowaliśmy barszcz. Ludzie zostawiają nam kontakty do siebie prosząc, by informować ich o kolejnych akcjach. Nie mogę pominąć wspaniałych wydarzeń, które organizowaliśmy w ramach XVI edycji Festiwalu Ukraina w Centrum Lublina. Łącząc poniekąd dyplomację kulturowa z urbanistyką, która jest równie ważnym kierunkiem naszej działalności, zainicjowałyśmy stworzenie wystawy zdjęciowej pt. “Miasto-Dom”. Na zasadzie konkursu, zostały wybrane najlepsze prace fotograficzne dzieci i młodzieży, które podświetlały nam podobieństwa pomiędzy Lublinem a innymi miastami w Ukrainie. W ten sposób chcieliśmy podkreślić, że warto szukać wspólne cechy między Ukrainą i Polską, budując w ten sposób tzw. mosty międzykulturowe. Obecnie jesteśmy współorganizatorami kolejnej, XVII edycji wspomnianego Festiwalu, i z ogromnym zaangażowaniem tworzymy nowe, ciekawe wydarzenia dla Lublinian.
Dużo się dzieje. W Lublinie przyjemnie jest coś organizować, panuje przyjazna, pełna otwartości atmosfera
A pozostałe kierunki? Urbanistyka i przedsiębiorczość?
W Ukrainie przez ostatnią dekadę rozpoczęły się procesy, dzięki którym miasta stały się bardziej otwarte na dzieci i młodzież, na ich potrzeby, które przecież są inne od potrzeb dorosłych mieszkańców. Ta duża grupa społeczna, którą są dzieci, została włączona w rozmaite projekty i akcje partycypacyjne. My, jako fundacja, również pragniemy pokazać jak dziecko może korzystać z tego, co oferuje miasto, jak miejska przestrzeń może się rozwijać, jak funkcjonuje. Ale też jakie są władze, jak miasto jest zarządzane, czym są budżety obywatelskie, i jak każda młoda osoba może mieć faktyczny wpływ na funkcjonowanie swojego miasta. Wiedza na ten temat wciąż jest niewielka, dlatego chcemy edukować w tym zakresie.
Chodzi o to, by budować kapitał społeczny?
Oczywiście, ale także o pokazywanie dzieciom architektury, uwrażliwianie na przestrzeń, piękno. W ramach tego kierunku naszych działań robimy programy edukacyjne dla dzieci, ale też szkolenia dla nauczycieli. Poprzez nasze działania w Polsce chcemy też stworzyć warunki ku temu, by miasta mogły korzystać z doświadczeń dzieci i młodzieży, które posiadają wiedzę o funkcjonowaniu ich rodzinnych miast w Ukrainie. Ich głos jest ważny, ponieważ mogą one dołączyć do istniejących inicjatyw w Lublinie czy innym mieście, w ten sposób nadając im nowych znaczeń. My szukałyśmy taki format pracy, który pozwoli nam stworzyć warunki do integracji młodzieży z Ukrainy i Polski, jednocześnie poszerzając ich wiedzę i umiejętności. W takiej formule powstał Urban Club, czyli miejski klub dla dzieci z Polski i Ukrainy, który łączy ich na nieco ponad miesiąc. Raz w tygodniu odbywają się spotkania klubowe ze studentami architektury i urbanistyki oraz ekspertami branży. Bazując na naszej autorskiej metodologii, uczestnicy pogłębiają swoją wiedzę w zakresie procesów miejskich, architektury czy ekologii. Dzięki temu stają się aktywnymi interesariuszami miasta, biorą czynny udział w jego życiu. Co więcej, pracując w zespołach, nastolatkowie z obu Państw w sposób naturalny łamią kulturowe stereotypy poprzez współdziałanie.
W taki sposób nowe pokolenie będzie już inaczej myślało o mieście jako o wspólnej, przyjaznej dla wszystkich przestrzeni
W kierunku przedsiębiorczości dla dzieci, byliśmy inicjatorami realizacji lubelskiego projektu "Przedsiębiorcze Dzieciaki” w Łucku, od trzech lat fundacja Efekt Dziecka pełniła rolę organizatora ww. projektu w Ukrainie. “Przedsiębiorcze Dzieciaki” połączyły współpracą na rzecz dzieci urzędy dwóch miast partnerskich, Lublina i Łucka, oraz dwóch ośrodków akademickich: Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Wołyńskiego Narodowego Uniwersytetu im. Łesi Ukrainki w Ukrainie. Projekt w Ukrainie został wyróżniony w 2023 roku jako przykład dobrej praktyki współpracy NGO, biznesu i samorządów.
W naszej fundacji podkreślamy wartość przedsiębiorczości jako podstawowej kompetencji rozwoju każdego europejskiego państwa
W czerwcu 2024 roku rozpoczęła się realizacja projektu fundacji Efekt Dziecka “PRO CraftED”, który ma na celu rozwój przedsiębiorczych kompetencji u dzieci i młodzieży na obszarach wiejskich. Edycja pilotażowa odbywała się w miejscowości Nowoworoncowka w obwodzie chersońskim Ukrainy, 17 kilometrów od linii frontu. Projekt pomaga w kształtowaniu nowego pokolenia, które może stanowić bazę tzw. średniej klasy gospodarczej, czyli podstawę demokratycznego i rozwiniętego gospodarczo kraju. Myślę, że w czasach pełnoskalowej wojny dla Ukrainy jest to niesamowicie ważne.
Większość fundacji ukraińskich, które działają w Polsce, zarejestrowana jest w Polsce. Sposób, w jaki działacie, jest dość oryginalny.
Rzeczywiście mamy ciekawą formułę: fundacja zarejestrowana w Ukrainie, która współpracuje z urzędami polskich miast, polskimi NGO oraz instytucjami kulturalnymi. To nam daje inną przestrzeń do działania i inną perspektywę. My skutecznie się uzupełniamy. Tradycyjne fundacje robią zwykle dość standardowe projekty na dużą skalę. Efekt Dziecka działa inaczej: robimy małe projekty, które są dostosowane do potrzeb konkretnej gminy. Staramy się nie wchodzić w sztampowe działania, dlatego inny program ma Urban Club w Bratysławie, a inny w Lublinie. Bierzemy pod uwagę lokalne potrzeby, możliwości, klimat. Stawiamy na indywidualizm i wzajemny szacunek, a naszym celem jest po prostu tworzenie tzw. mostów porozumienia.
Zależy nam, żeby dzieci nie czuły sie ograbione ze swojej tożsamości kulturowej
Szacowano, że we wrześniu w szkołach pojawi się około 80 tysięcy dzieci z Ukrainy. Tymczasem jest ich około 40 tysięcy, czyli o połowę mniej. Gdzie jest reszta? Co się z nimi dzieje?
Sprawdzamy to. Spodziewaliśmy się od 60 do 80 tysięcy uczniów i uczennic z Ukrainy, w szkołach mamy ich w tej chwili około 40 tysięcy. Wszystkie dane, które mamy, musimy analizować razem, bo tylko taka analiza da nam pełny obraz.
Jakie to dane?
Od początku roku ubyło 36 tysięcy ukraińskich dzieci, na które rodzice/opiekunowie pobierali świadczenie 800 plus. Jednocześnie pojawiło się ponad 10 tysięcy nowych peseli dzieci z Ukrainy. W dużej mierze to 16-17-letni chłopcy, którzy prawdopodobnie chcą uniknąć poboru do wojska.
Co oznaczają te dane? Co się dzieje?
Analizujemy to z ministerstwem spraw wewnętrznych, weryfikujemy. To są świeże dane, dlatego musimy sprawdzić, o które roczniki chodzi. Chcemy między innymi sprawdzić, w jakim wieku były te dzieci, które Polskę opuściły.
Jaka jest ścieżka weryfikacji? Jeśli jest dziecko, którego rodzice pobierają świadczenie, ale nie pojawia się w szkole mimo że jest objęte obowiązkiem szkolnym?
Ścieżka jest dokładnie taka sama, jak w przypadku polskiego dziecka. Jeśli dziecko nie uczęszcza do szkoły, albo ma tak wiele nieobecności, że nie będzie klasyfikowane, to takie dane będą w naszym systemie informacji oświatowej. W tej chwili łączymy dwa systemy, czyli ten dotyczący 800 plus i system naszej informacji oświatowej. Jeśli dziecko nie będzie realizowało obowiązku szkolnego, będziemy o tym wiedzieć. Wówczas rodzice/opiekunowie nie otrzymają 800 plus.
No dobrze, ale czy to jest działanie na już? Przyczyny nieposyłania dziecka do szkoły mogą być różne.
Jeśli polskie dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, uruchamiamy służby i szukamy tego dziecka. To samo dotyczy dzieci z Ukrainy. Każde dziecko ma prawo do edukacji i realizowania swoich potrzeb i aspiracji. Naszym obowiązkiem jest stworzenie każdemu dziecku warunków realizowania tego prawa. Jeśli dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, są kary administracyjne dla rodziców/opiekunów. Musimy wiedzieć, co się dzieje z dziećmi.
Niedawno weszły w życie standardy ochrony małoletnich. Jaki mają wpływ na sytuację dzieci z Ukrainy?
Standardy obowiązują wszystkich, dotyczą konieczności chronienia wszystkich dzieci: z Polski i Ukrainy. Nie ma żadnych różnic
Mówimy o teraz. Jakie są plany na przyszłość? Nauczyciele mówią, że podobnie jak dwa lata temu, zostali zostawieni sami sobie.
Wątpliwości nauczycieli i rodziców mogę zaadresować mówiąc, że w naprawdę szybkim tempie staram się nadrobić to, czego moi poprzedni nie zrobili przez dwa lata, a co jest związane ze skutecznym włączeniem dzieci z Ukrainy do polskiego systemu edukacji. To są działania, które muszą mieć charakter systemowy.
Proszę o konkret.
Udało nam się uzyskać ogromny grant unijny - 500 mln złotych - i w zaledwie kilka miesięcy napisaliśmy program rządowy, który będzie obowiązywał od stycznia. Wiem, że późno - ale to jest chyba najszybciej napisany program rządowy w polskiej administracji.
Na co zostaną przeznaczone te pieniądze?
Trwają ostatnie negocjacje z Komisją Europejską, ale pewnym jest, że będziemy finansować zatrudnienie asystentów międzykulturowych. Uważam, że to jedna z najważniejszych kwestii, dlatego zaproponowaliśmy bardzo korzystne warunki i mamy nadzieję, że samorządy będą z tej możliwości korzystać.
Ale są inne kwestie: za mała liczba nauczycieli języka polskiego jako drugiego i brak wsparcia psychologicznego.
Dlatego będą szkolenia dla nauczycieli z zakresu nauczania języka polskiego jako drugiego oraz dotyczące pracy z dziećmi z doświadczeniem migracji i uchodźctwa. Będziemy też finansować wsparcie psychologiczne, ale tu mamy oczywiste ograniczenie - liczbę psychologów posługujących się językiem ukraińskim. To jest wyzwanie, ale będziemy działać, przekonywać do nowatorskich form terapii, w tym także grupowych. No i zbadamy, na jakim poziomie dzieci znają język polski.
Jak to będzie sprawdzane?
Będziemy robić testy, żeby zobaczyć, jaka liczba dzieci potrzebuje wsparcia w nauce polskiego, dodatkowych lekcji, bo dobre opanowanie języka to warunek tego, by dzieci mogły dobrze funkcjonować w naszym systemie edukacyjnym. Chcemy też aby polska szkoła dała tym dzieciom szansę powrotu do Ukrainy, dlatego chcemy, by bardziej dostępna była nauka języka ukraińskiego. Z Ministerstwem Nauki pracujemy nad przyspieszeniem procesu nostryfikacji dyplomów nauczycieli i psychologów. Ale przede wszystkim zależy nam na tym, żeby dzieci nie czuły się ograbione ze swojej tożsamości kulturowej.
Musimy dbać zarówno o te dzieci, które tu zostaną, jak i o te, które będą chciały wrócić
Co z dziećmi, które mają zaburzenia w rodzaju spektrum autyzmu i ADHD? Jakie wsparcie im oferujecie?
Podobne jak to wsparcie, które otrzymują polskie dzieci - wciąż pamiętając o ograniczeniu, jakim jest liczba psychologów i psychoterapeutów posługujących się językiem ukraińskim. Problem polega na tym, że niejednokrotnie ukraińscy rodzice traktują oferowane przez nas formy wsparcia jako nadużycie. Uważają, że wmawiamy im zaburzenie. Musimy pracować z rodzicami.
Jak?
Przekonywać, wskazywać na przykłady polskich dzieci i sukcesów jakie osiągają, uzyskując profesjonalne wsparcie.
W kanadyjskich przedszkolach prezenty dostają nie nauczyciele, ale rodzice
Rok przedszkola za darmo
Po wybuchu wojny w 2022 roku Kanada wprowadziła specjalny program CUAET dla obywateli Ukrainy. Otworzył on Ukraińcom możliwość uzyskania kanadyjskiej wizy w ramach uproszczonej procedury, a także uzyskania pozwolenia na pracę dla dorosłych i karty gościa dla dzieci na okres trzech lat od przyjazdu do Kanady.
Ponadto każdy Ukrainiec został uprawniony do otrzymania 3000 dolarów kanadyjskich (dzieci – 1500 dolarów) oraz wielu innych preferencji, w tym dotacji na przedszkole.
W Kanadzie istnieją przedszkola dotowane przez rząd i takie, które dotacji nie otrzymują. Po obdzwonieniu wszystkich w pobliżu naszego domu znalazłam jedno, które otrzymało dotację i w którym było miejsce dla mojej córki. Zarejestrowałam się na specjalnym portalu. Skontaktował się ze mną pracownik socjalny, który telefonicznie pomógł mi przesłać niezbędne dokumenty.
W Kanadzie to właśnie taki pracownik informuje cię, czy otrzymasz dotację, analizując dochody twojej rodziny z ostatniego roku
My nie mieliśmy jeszcze w Kanadzie żadnych dochodów, więc jako nowo przybyli Ukraińcy dotację otrzymaliśmy.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że w naszym przypadku dotacja nie była wypłatą, nie zniżką – lecz prawem dziecka do uczęszczania do przedszkola przez rok za darmo. Z racji tego, że minimalna opłata za przedszkole w Ontario wynosi 1200 dolarów kanadyjskich (około 900 USD) miesięcznie, a prywatne przedszkola kosztują 1700 USD lub więcej, takie wsparcie państwa jest bardzo odczuwalne.
W przypadku dzieci ukraińskich istniało specjalne zalecenie, aby były przyjmowane bez kolejki. Niestety nie wszyscy dyrektorzy przedszkoli byli tego świadomi, więc ukraińskie kobiety często nie mogły do nich swoich dzieci zapisać.
„Że-że-że”, czyli klucz do Diany
W Ukrainie dzieci zazwyczaj zaczynają uczęszczać do przedszkola w wieku trzech lat. Kiedy moja najstarsza córka poszła do prywatnego przedszkola w Kijowie w wieku dwóch lat, większość znajomych mówiła: „Za wcześnie!”.
Nasze przedszkole w Toronto przyjmuje dzieci niemal od momentu urodzenia. Jest specjalna grupa dla dzieci w wieku od 0 do 18 miesięcy, gdzie nauczyciele dostosowują się do trybu życia każdego dziecka.
W Kanadzie kobieta może być na urlopie macierzyńskim nawet przez rok, więc dzieci trafiają do przedszkola około pierwszego roku życia. W tym wieku większość kanadyjskich dzieci pozostaje bez rodziców przez cały dzień – i jest to norma
Gdy moja dwuletnia Diana zaczęła chodzić do kanadyjskiego przedszkola, nie rozumiała ani słowa po angielsku, więc pracownicy poprosili mnie o napisanie podstawowych słów po ukraińsku, by mogli się z nią porozumiewać
Jedna z nauczycielek, Afro-Kanadyjka o imieniu Sharon, która nie potrafiła wymówić ukraińskich słów, zaczęła mówić „że-że-że”, jakby żartem parodiując nasz język. Diana była bardzo rozbawiona i szybko znalazły wspólny język.
Aby pomóc mojej córce w adaptacji, nauczyciele zrobili zdjęcie naszej rodziny, wydrukowali je i powiesili na ścianie. Wyjaśnili, że to pomaga dziecku uspokoić się, gdy tęskni za rodzicami
Albert, który urodził się w Kanadzie 3 miesiące po naszym przyjeździe, zaczął chodzić do przedszkola w wieku 10 miesięcy – wtedy już pewnie stał na nogach i stawiał kroki. Jedna z nauczycielek tak bardzo się do niego przywiązała. Inne koleżanki żartowały nawet, że dzięki Albertowi zechce teraz mieć własne dzieci.
Po jednym nauczycielu na każde dziecko
Nasze przedszkole ma osobne wejście, ale w tym budynku działają też inne placówki społeczne. Czasami przedszkola są oddzielnymi budynkami ogrodzonymi płotem. Każde ma specjalną strefę spacerów. W naszym są trzy:
dla niemowląt – grupa osób poniżej 18. miesiąca życia;
dla maluchów – od 18 miesięcy do 3 lat,
dla przedszkolaków – od 3 do 4 lat (choć w dokumentach państwowych jest napisane, że do 6).
Każda grupa ma własne pomieszczenia i własnych wychowawców. Liczba wychowawców i dzieci w grupie jest również regulowana przez prawo. I tak w grupie młodszych dzieci może być do dziesięciorga maluchów i od trojga do dziesięciorga wychowawców. W grupie przedszkolnej, najstarszej, może być maksymalnie 24 dzieci.
Wychowawcy pochodzą z różnych grup etnicznych i narodowościowych. Jako matka widzę w takiej różnorodności same plusy, bo warto od najmłodszych lat uczyć dzieci szacunku do tych, którzy się od nich różnią.
Spacery w deszczu i ciemny pokój do spania
Każda grupa ma własny harmonogram i codzienną rutynę. Podczas gdy w grupie niemowląt dzieci mogą spać tak długo, jak chcą, i jeść, kiedy chcą – w grupach maluchów i przedszkolaków wszystko odbywa się według ustalonego programu.
Przedszkole jest otwarte od 8:00 do 18:00. Możesz przyprowadzić swoje dziecko o dowolnej porze. Jeśli ma być nieobecne, musisz zawczasu zadzwonić do przedszkola i wyjaśnić przyczynę.
Dzieci z kaszlem i katarem też mogą przychodzić, wstępu nie mają tylko maluchy z gorączką. Ich powrót do przedszkola zaleca się wtedy, gdy przez 24 godziny temperatura nie wzrośnie powyżej 36,6 stopnia Celsjusza
Dzieci we wszystkich grupach wychodzą na spacery dwa razy dziennie. Nie mogą wychodzić tylko wtedy, gdy jest bardzo zimno lub jest smog, wywoływany w Kanadzie przez częste pożarów lasów. Ale deszcz w spacerowaniu z dzieciakami nikomu w tym kraju nie przeszkadza.
W grupie średniej i starszej dzieci śpią tam, gdzie się bawią. Z szaf wyjmuje się wtedy składane łóżka, na których maluchy kładą się w swoich ubraniach – nie ma przebierania w piżamy. Tylko niemowlęta mają osobny pokój z łóżeczkami, w którym zawsze jest ciemno i panuje odpowiednia temperatura. Mój Albert spał tam czasem nawet po trzy godziny.
Posiłki serwowane są według wcześniej ustalonego menu. Możesz powiedzieć wychowawcom, na co twoje dziecko jest uczulone, a wtedy te produkty zostaną wykluczone z jego diety. W przedszkolu nie ma kuchni, lecz jest pomieszczenie, w którym pracuje osoba odpowiedzialna za catering. Każda dzielnica miasta ma specjalną kuchnię, w której gotuje się zgodnie z menu poszczególnych przedszkoli.
Nauczyciele mogą poprosić rodziców, by zapoznali się z menu, zalecić wprowadzenie nowych potraw i karmienie dzieci, jeśli są głodne.
Byłam zaskoczona tym, że w kanadyjskich przedszkolach zawsze jest coś do jedzenia
Menu dla dzieci, które jest wykwintne, jak w restauracji, obejmuje dania z różnych kuchni świata
Stały kontakt, ale bez pogaduszek
W Kanadzie przygotuj się na regularne mailowe rekomendacje od dyrekcji przedszkola. Piszą nich o wszystkim, co dotyczy potrzeb dziecka – na przykład o tym, że dzieci powinno mieć parasolkę czy filtr przeciwsłoneczny.
Personel przedszkola jest uprzejmy, otwarty i chętny do kontaktowania się z rodzicami. Nie ma natomiast pogaduszek w internetowych komunikatorach – ani z nauczycielami, ani z rodzicami.
W grupie niemowlęcej na koniec każdego dnia sporządzany jest specjalny raport na temat przebiegu dnia każdego dziecka: kiedy jadło i co, kiedy spało, kiedy zmieniono mu pieluszkę i co robiło. To właśnie z tych notatek dowiedziałam się, że Albert mówi już: „up” i „down”, lubi wkładać różne rzeczy do nocnika i grać na bębenkach.
W grupie maluchów takie raporty przygotowywane są co tydzień. Natomiast w najstarszej grupie, przedszkolaków, raportów się nie robi – większość dzieci umie już mówić, więc mogą same opowiedzieć rodzicom, co się wydarzyło.
Z raportów na temat Alberta dowiedziałam się też, że predyspozycje do piłki nożnej – nauczycielki radziły mi, bym posłała go na dodatkowe zajęcia piłkarskie. A jedna z nich, Polka, dodała, że choć sama piłki nie lubi, gdy Albert dorośnie i będzie grał w reprezentacji, to będzie oglądała jego mecze i mu kibicowała.
Jeśli dziecko się przewróci lub z kimś pokłóci, rodzice otrzymują podpisany przez wychowawców raport opisujący zajście i udzieloną dziecku pomoc
Podpis rodziców jest pod takim raportem obowiązkowy. Muszą potwierdzić, że zapoznali się ze sprawą i nie mają żadnych zastrzeżeń do pracy przedszkola.
Miłość do przyrody, otwarcie na różnorodność
W Kanadzie nie ma zwyczaju wręczania prezentów opiekunom dzieci – jedynym wyjątkiem są prezenty przed Bożym Narodzeniem. Zwykle dawałam im słodycze i kartki z życzeniami. W zeszłym roku włożyliśmy do paczuszki mydło, które moja najstarsza córka sama zrobiła. Nauczyciele długo dziękowali mi za tak oryginalny prezent.
Nasze przedszkole rozpieszcza prezentami rodziców. Przy okazji niemal każdego święta – Bożego Narodzenia, Walentynek, Dnia Ojca itp. – w szafce każdego dziecka można znaleźć prezent, który samo wykonało: odciski dłoni, malowane kamienie, ciasteczka i wiele niespodzianek, które trzymasz potem w domu na poczesnym miejscu.
Pewnego dnia Albert przyniósł z przedszkola nasionko w ziemi i instrukcję, byśmy przesadzili je do doniczki i wspólnie obserwowali, jak rośnie. To było takie słodkie! Myślę o wszystkich pracownikach tego przedszkola każdego dnia, kiedy podlewam kiełek.
Rośliny zasadzone przez dzieci rosną również na terenie przedszkola. Maluchy wspólnie dbają o swój ogród
Kanadyjskie przedszkola są przez niektórych krytykowane za tolerancję wobec społeczności LGBT+. W naszym mamy tęczową flagę i plakaty edukacyjne. Jedno z dzieci ma dwie mamy, a drugie dwóch ojców. Dzięki otwartemu podejściu nauczycieli maluchy dorastają ze świadomością różnorodności świata, a edukacja przedszkolna skupia się przede wszystkim na rozwijaniu umiejętności komunikowania się i współdziałania w grupie.
Moja córka ukończyła przedszkole w tym roku. Podczas uroczystej ceremonii dzieci dostały dyplomy i togi. Nauczyciele wyjawili nam, kim każde nich chce zostać w przyszłości. Diana marzy o zostaniu astronautką, a jej najlepszy przyjaciel Harry chce być policjantem.
Moje dzieci miały ogromne szczęście, że trafiły do przedszkola, w którym otrzymaliśmy tak wielkie wsparcie, opiekę i uwagę. Pamiątką po nim będzie stos ich rysunków i innych prac. I wiele bezcennych rzeczy, których się tam nauczyły.
Zdjęcia autorki
Dzieci są takie same, bez względu na paszporty
Maria Kowalewska - pedagożka specjalna i nauczycielka języka polskiego jako obcego, edukatorka praw człowieka i trenerka antydyskryminacyjna, aktywistka związana z inicjatywą Wolna Szkoła.
Od nowego roku szkolnego otrzymanie świadczenia 800 plus dla przebywających w Polsce obywateli/ek Ukrainy będzie uwarunkowane z wypełnianiem obowiązku szkolnego w polskiej szkole przez dziecko. Jak ocenia pani to rozwiązanie?
Powiązanie możliwości otrzymania świadczenia 800 plus z wypełnianiem obowiązku szkolnego to bardzo dobre rozwiązanie, które według mnie wprowadzone zostaje o rok za późno.
Dlaczego?
Są dziesiątki tysięcy dzieci, o których wiemy tylko, że istnieją i są w Polsce, ale nie chodzą do polskiej szkoły. Nikt ich nie widział, nie wiemy, czy wszystko u nich w porządku, nie ma z nimi kontaktu, nie wiemy, jaka jest sytuacja w ich domach. Część uczyła się online w szkołach ukraińskich, ale nie mamy pojęcia, w jakiej są sytuacji. Tu ważna jest czujność, bo nawet zaangażowany, troskliwy rodzic może na przykład nie zauważyć, że dziecko ma depresję. Ważne jest, żeby zadbać o relacje, kiedy te dzieci albo wrócą do polskiej szkoły, albo się w niej dopiero pojawią po raz pierwszy. Chodzi też o profilaktykę.
W jakim sensie?
Przez jakiś czas utrzymywała się niepewność, zarówno ze strony osób, które tu przyjechały, jak i nas: nauczycieli, obywateli, społeczeństwa. Nie wiadomo było, i sami zainteresowani tego nie wiedzieli, jak długo zostaną. Teraz już mniej więcej wiadomo, że duża część tych osób tutaj zostanie. Kiedy mówię o zapobieganiu, mam na myśli takie działanie, które pozwoli nam za kilka lat uniknąć różnych problemów społecznych, które wynikać będą choćby z tego, że część dzieci, która za te kilka lat będzie dorosła, nie będzie znała polskiego, bo nie chodziła do szkoły - polskiej szkoły.
Jeśli będzie grupa ludzi, która nie zna języka, więc nie będzie też wykształcona w miarę swoich możliwości, nie unikniemy problemu gettyzacji
Musimy więc położyć nacisk na edukację, w tym przede wszystkim na naukę języka.
Przykłady znamy z Francji czy Niemiec, krajów, w których migracja była intensywna przez kilka dekad. Jak wobec tego prowadzić mądrą edukację włączającą? Nauczycieli i nauczycielek języka polskiego brakuje.
To jest klucz, przy czym jednorazowe akcje integracyjne, warsztaty, festyny, też są ważne, ponieważ dają dzieciom i młodzież moment do zatrzymania się, refleksji. Mam jednak gorzką refleksję, taką mianowicie, że w lutym 2022 roku i później, szkoły i nauczyciele byli zostawieni sami sobie, przy ogromnym wsparciu organizacji pozarządowych i empatii społeczeństwa. Rząd zrobił niewiele. Boję się, że teraz, kiedy do szkół przyjdą nowe dzieci, będzie inaczej.
Dlaczego?
Wyzwania będą inne. W jednej klasie spotkają się dzieci ukraińskie, które właściwie już biegle mówią po polsku, bo przez dwa lata uczyły się tego języka, nowe dzieci, które wcale go nie znają, oraz dzieci polskie. Miałam w klasie i dzieci, które buntowały się, z jakichś sobie znanych powodów nie chciały się uczyć się polskiego, jak i takie, które w krótkim czasie nauczyły się polskiego na tyle, by egzaminy zdać na 90 proc. Ale teraz przyjdą dzieci, które nie miały właściwie żadnego kontaktu z językiem polskim. Wiele wyzwań przed nami - ponownie. I znowu trzeba będzie w sobie znaleźć cierpliwość i wyrozumiałość, zupełnie jak dwa lata temu.
Od czego zacząć?
Moim zdaniem? Od gron pedagogicznych, które dobrze byłoby, by pamiętały, że te dzieci nie są tutaj z własnej woli. Nie są na wakacjach
W ich kraju wciąż nie jest bezpiecznie - mam uczennice, które wróciły do Ukrainy, i codziennie myślę, czy wszystko u nich w porządku. To są dzieci, spośród których wiele ma za sobą traumatyczne przeżycia. Duża część z nich uciekła przed wojną i myślę, że pierwszą sprawą, która powinna być omawiana na radach pedagogicznych pod koniec sierpnia, jest kwestia pracy w klasach, do których przyjdą nowe dzieci z Ukrainy.
Wiemy, ile dzieci dołączy do szkół?
Nie wiemy, ile dzieci przyjdzie, nie wiemy, do których szkół i klas. A mamy prawie koniec sierpnia. W czerwcu była mowa o ponad 100 tysiącach, teraz mówi się o 20-80 tys.
I?
I mamy potencjalny kłopot, bo może się zdarzyć, że nagle dowiemy się, że dołącza jakaś liczba dzieci, które będą potrzebowały dodatkowej pracy i wsparcia. Ale tego dziś, a my 24 sierpnia, nie wiemy. Nauczyciele mogą się spodziewać wszystkiego i być na wszystko przygotowani, bo to może być jedno dziecko, dwoje, albo kilkoro z różnym stopniem znajomości języka. Nie wiadomo więc, czy dyrektorzy powinni zatrudniać dodatkowych nauczycieli, polonistów, czy nie.
No dobrze, ale wiemy jedno: będą asystenci.
Osoby zatrudnione na stanowisku asystenta międzykulturowego mają pomagać w sprawach administracyjnych rodzicom dzieci z doświadczeniem migracji - będą znać język dziecka i polski na poziomie komunikatywnym. Mają obserwować czy w klasie zachodzi integracja, jakie problemy spotykają dzieci uchodźcze, wspierać je. Warto dodać, że jest to stanowisko niepedagogiczne, z niskim wynagrodzeniem, dodatkowo osoba zatrudniona na takie stanowisko może mieć wykształcenie średnie, nie kierunkowe. Bardzo liczę na to, że jeśli szkoły zdecydują się na zatrudnienie asystenta, to będą to osoby kompetentne, ale widzę informacje w mediach, że juz są problemy, bo finansowanie pokryć ma samorząd, więc pewnie będzie różnie. jedna osoba na dużą szkołę, kilkadziesiąt osób z Ukrainy to za mało. Nie ma szans ona na dobre poznanie dzieci, prawdziwe wsparcie ich, a dodatkowo sama może wypalić się, być za bardzo obciążona trudnymi sytuacjami uczniów i uczennic.
Ale trzeba podkreślać, że to ważne i potrzebne stanowisko. W mojej szkole mieliśmy zatrudnione dwie nauczycielki z Ukrainy, dzięki wsparciu fundacji. Brały udział w spotkaniach z rodzicami, były tłumaczkami, ale także tłumaczyły rodzicom jak działa polski system oświaty. Udawało się także, aby często wchodziły na lekcje do klas, w których było dużo dzieci z Ukrainy i asystowały uczniom i uczennicom.
Potrzebne jest wsparcie psychologów. Tych jest za mało.
Oczywiście, że za mało, a nawet ci, którzy są, niekoniecznie są przygotowani do pracy z dzieckiem po doświadczeniu traumy. Jeśli w szkole jest - o ile jest - psycholog - który w czasie pracy biega głównie na sytuacje interwencyjne, to trudno mówić o tym, że on będzie miał możliwość nawiązania relacji z dziećmi. A tylko wtedy można mówić o skutecznym działaniu. Gdyby psychologów było więcej, sytuacja byłaby inna, bo takie osoby mogłyby nie tylko działać doraźnie, w sytuacjach kryzysowych, ale też prowadzić lekcje, warsztaty, być osobą rozpoznawalną wśród dzieci, które miałyby zaufanie do niej. Przed nami - wszystkimi - naprawdę duża praca.
Wciąż rozmawiamy o brakach. Idźmy dalej. Brakuje również nauczycieli języka polskiego jako drugiego języka, dla obcokrajowców.
Są nauczyciele, którzy - jak ja - nie są polonistami, ale skończyli kursy, by móc uczyć polskiego. Polonistów i polonistek brakuje. W ubiegłym roku miałam siedem dodatkowych godzin, podczas których uczyłam dzieci polskiego. To dużo, bo to są zajęcia, do których trzeba się porządnie przygotować zwłaszcza, że materiały często nie przystają do tego, jak wygląda grupa, w której mogą być i dzieci już znające polski, jak i takie, które dopiero poznają podstawy. Miałam uczniów i uczennice, którzy potrafili konstruować rozbudowaną wypowiedź, ale, przykładowo, nie znali słowa "garnek". To nie jest tak, jak kurs angielskiego w szkole językowej, kiedy na jednych zajęciach spotykają się uczniowie na jednym poziomie, bo skończyli podręcznik B2. Tu mamy mieszkankę dzieci, które znają polski trochę, wcale i biegle. Nauczyciel musi żonglować i umieć pracować zarówno z dzieckiem, które w Polsce jest dwa lata, ale nie zna polskiego, bo przez ten czas uczyło się w ukraińskiej szkole, oglądało ukraińskie media i otaczało się "swoimi", jak i tym, które funkcjonuje w tutejszym systemie po polsku.
Kiedy wybuchła wojna, ponad dwa lata temu, wszyscy byli zaskoczeni. Tym można było tłumaczyć chaos organizacyjny, który panował. Ale teraz już zaskoczeń raczej nie ma, a mimo to rozwiązań brakuje.
My, nauczyciele i nauczycielki, po prostu znowu musimy dać radę. Po raz kolejny stawia się nas przed faktem i musimy to ogarnąć. Dlaczego? Po prostu dlatego, że chcemy, żeby dzieci się spokojnie uczyły i jak najwięcej korzystały z zajęć w szkole. Więc znowu się zorganizujemy, choć nie wiem, co się wydarzy, jeśli 1 września nagle pojawi się wielu rodziców z podaniami. Panuje duży chaos i brak informacji.
Jak się w tym wszystkim odnajdą same dzieci?
Dzieci są różne, mają różne potrzeby i możliwości - wszystko to bierzemy pod uwagę. Są i takie dzieci, które się buntują i będą buntować, nie chcą uczyć się polskiego, a brak znajomości języka i możliwości pełnego uczestniczenia w zajęcia powoduje frustrację. Część chce wrócić do domu, część chce uczyć się po ukraińsku i czują, że nauka w polskiej szkole po polsku to próba odarcia ich z narodowości czy tożsamości.
Naszym zadaniem jest działać tak, by wiedziały, że to jest troska o nie i ich przyszłość
Są i takie, które po dwóch latach w polskiej szkole robią na egzaminie analizę "Kamieni na szaniec" i dostają 80 proc. Ale to wiemy tylko o dzieciach, które są w szkole, z którymi mamy kontakt i które możemy wspierać. O tysiącach nie wiemy nic. Nie wiemy nawet, ile ich jest.
Co, jeśli dziecko do szkoły polskiej jednak nie pójdzie, albo zostanie zapisane, ale nie będzie się pojawiało?
Jeśli do szkoły nie zostanie zapisane, rodzice stracą prawo do 800 plus. Jeśli zaś nie będzie chodziło mimo tego, że jest zapisane do szkoły - i będzie kontynuować naukę online w szkole w Ukrainie - nauczyciele będą musieli to zgłaszać, bo nie te dzieci nie będą realizowały obowiązku szkolnego. Trzeba będzie pisać do sądu o wgląd w sytuację rodziny.
Jak reagują polscy rodzice? Są wspierający, otwarci, czy raczej krytyczni?
Różni. Ja akurat nie miałam tego sytuacji, by rodzic wyrażał niechęć do obecności ukraińskich dzieci w klasie, ale w innej jeden z rodziców powiedział, że ma nadzieję, iż do klasy jego dzieci nie dojdą dzieci z Ukrainy, bo zaniżą poziom. Zdarza się przenoszenie dzieci z klasy do klasy. Chcę podkreślić, że to nie obecność dzieci z Ukrainy jest problemem. Problemem jest, że ten system ma mało rozwiązań i propozycji. Wiele z tych dzieci dorośnie w Polsce, tu zostanie, będą naszymi obywatelami i obywatelkami, będą pracować, płacić podatki, podnosić PKB i zarabiać na emerytury. Więc po prostu inwestujmy w przyszłość Polski. A dzieci są takie same, bez względu, jakie mają paszporty.
Lżejsze plecaki i nowe przedmioty. Co przyniesie nowy szkolny rok?
Ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiadała, że już we wrześniu uczniowie odczują ulgę, choć "jest wiele do zrobienia, a głęboka zmiana w polskiej szkole będzie widoczna dopiero za kilka lat". Na razie widoczne i odczuwalne dla uczniów i nauczycieli będą konkretne zmiany wskutek decyzji podjętych w ministerstwie i wydanych rozporządzeń.
Odchudzona podstawa
Już od pierwszych dni września uczniowie i nauczyciele będą pracować według nowej, okrojonej o 20 proc. podstawy programowej. Zmiany w zakresie nauczania obejmie uczniów klas od czwartek do ósmej szkół podstawowych i wszystkich klas szkół ponadpodstawowych, a więc liceów, techników i szkół branżowych I oraz II stopnia. Ministerstwo wyjaśniało, że zmiana umożliwi pełniejszą realizację programów nauczania, a i uczniowie, i nauczyciele zyskają czas na bardziej dogłębną realizację programów.
"Zrezygnowano głównie z tych treści, które są nadmiarowe na danym etapie edukacyjnym, niemożliwe lub bardzo trudne do zrealizowania w praktyce szkolnej. Zwrócono większą uwagę na rozwijanie umiejętności praktycznych zamiast wiedzy teoretycznej lub encyklopedycznej oraz na korzystanie w procesie nauczania - uczenia się z cyfrowych narzędzi oraz zasobów edukacyjnych dostępnych w Internecie" - informowało ministerstwo w komunikacie. To właśnie nowa podstawa programowa będzie bazą do przeprowadzania egzaminu ósmoklasisty i egzaminu maturalnego".
"Szkoła potrzebuje spokoju. To, że kilka decyzji musiało zostać podjętych naprawdę szybko, to jedna sprawa. Jeśli chodzi o to, że tak wiele jest jeszcze do zrobienia i głęboka zmiana w polskiej szkole będzie widoczna dopiero za kilka lat, mam tego świadomość" - mówiła w jednym z wywiadów Barbara Nowacka.
Największa zmiana dotycząca organizacji nauki dotyczy faktu, iż od nowego roku obowiązek szkolny obejmie uczniów z Ukrainy. Ministerstwo Edukacji Narodowej informuje, że w szkołach może pojawić się nawet 75 tysięcy nowych uczniów i uczennic z Ukrainy, co jest skutkiem nowych przepisów, z których wynika, że możliwość otrzymania świadczenia 800 plus będzie powiązana z obowiązkiem szkolnym.
W skrócie: ci rodzice z Ukrainy, którzy nie zapiszą dzieci do polskich szkół, stracą świadczenie
- Uważam, że to jest rozwiązanie, które należało wprowadzić co najmniej rok temu. Dlaczego? A dlatego, że nie mamy pojęcia, co się dzieje z tysiącami dziećmi z Ukrainy, które są w Polsce. Po prostu zniknęły z systemu, nie wiemy nawet ile ich jest, jak się czują, co się dzieje w ich domach - mówi Maria Kowalewska, nauczycielka z Otwartej Szkoły.
Obowiązkowi podlegają także maluchy, które muszą odbyć roczne przygotowanie przedszkolne, ale będą z niego zwolnieni ci uczniowie ostatniej klasy szkoły średniej, którzy w 2025 r. przystępować będą do ukraińskiego egzaminu maturalnego. Do rozwiązań wprowadzanych przez ministerstwo odniósł się Związek Nauczycielstwa Polskiego, który pisze: "Nie można - jak dzieje się to od wielu lat - tylko dokładać obowiązków nauczycielom, doprowadzać do powstawania różnorodnych zespołów klasowych (uczniowie uzdolnieni, uczniowie z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego, uczniowie z opiniami z PPP, uczniowie ukraińscy i innych narodowości), równocześnie zwiększając liczbę uczniów w oddziałach i nie gwarantując żadnego wsparcia. W taki sposób obniżamy jakość edukacji, wzrasta niezadowolenie rodziców, nauczyciele rezygnują z pracy w szkole, a absolwenci wyższych uczelni nie chcą jej podejmować mając na względzie trudne warunki pracy, niskie wynagrodzenia i brak prestiżu". To cytat z opinii przesłanej do resortu edukacji.
Maria Kowalewska: Faktem jest, że w 2022 zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Minęły dwa lat, podczas których można było wypracować skuteczne rozwiązania, ale sytuacja się powtarza. Nie mamy danych, liczb, informacji – po prostu znowu musimy dać radę, ogarnąć to.
Nauczycieli mają wspomóc osoby zatrudnione na stanowisku asystenta międzykulturowego, które mają pomagać w sprawach administracyjnych rodzicom dzieci z doświadczeniem migracji: będą znać język dziecka i polski na poziomie komunikatywnym
Będą także obserwować czy w klasie zachodzi integracja oraz jakie problemy spotykają dzieci uchodźcze, wspierać je. Kowalewska: To ważne i potrzebne stanowisko. W mojej szkole mieliśmy zatrudnione dwie nauczycielki z Ukrainy, dzięki wsparciu fundacji. Brały udział w spotkaniach z rodzicami, były tłumaczkami, ale także tłumaczyły rodzicom jak działa polski system oświaty. Udawało się także, aby często wchodziły na lekcje do klas, w których było dużo dzieci z Ukrainy i asystowały uczniom i uczennicom.
Emerytury i ustawa Kamilka
Panaceum na rosnącą frustrację nauczycieli ma być możliwość uzyskania przez nich wcześniejszych emerytur. Nowa regulaccja dotyczy nauczycieli, którzy rozpoczęli pracę przez 1 stycznia 1999 roku,mają co najmniej 30 lat okresu składkowego, z czego co najmniej 20 lat faktycznie przepracowali jako nauczyciele oraz nie mogą przejść na emeryturę bez względu na wiek na podstawie innych przepisów. Nauczyciel, który zdecyduje się na taki ruch, traci prawo do urlopu dla poratowania zdrowia, a świadczenie emerytalne może być o 20-40 proc. niższe w porównaniu z kompensacyjnym.
Jest jeszcze jedna zmiana, szczególnie istotna w kontekście ochrony dzieci przed przemocą. W tych dniach wchodzi w życie tzw. ustawa Kamilka, czyli nowe standardy ochrony dzieci przed przemocą. Ich celem jest szybkie reagowanie w potencjalnie trudných dla dziecka sytuacjach, co wymaga od dyrektorów placówek opracowania i wdrożenia standardów ochrony małoletnich przed przemocą, prowadzenia nowych procedur dotyczących realizacji praktyk przez studentów w szkołach oraz monitorowania przestrzegania zasad ochrony dzieci przed przemocą. - Jeżeli dziecko wie, że w szkole są standardy, jest konkretna osoba, do której może zwrócić się po pomoc, że zostanie otoczone wsparciem, to takie rozwiązania budują relacje – mówiła w rozmowie z „Rzeczpospolitą“ Monika Horna-Cieślak, rzeczniczka praw dziecka.
Co czeka ukraińskich uczniów w nowym roku szkolnym?
Ostatnie pięć lat było naprawdę trudne dla edukacji w Ukrainie: COVID-19 i ograniczenia, potem szukanie sposobów i środków, by zapewnić ciągłość nauczania, w końcu inwazja Rosji i nowe wyzwania. Nauka online, szkoły na tymczasowo okupowanych i wyzwolonych terytoriach, przesiedleni uczniowie w Ukrainie i kształcenie na odległość za granicą – każdy z tych aspektów ukraińskiej edukacji wymaga własnych, kompleksowych rozwiązań dla zapewnienia odpowiedniej jakości i ciągłości edukacji.
Edukacja offline to priorytet
– Pod koniec roku szkolnego 2023/2024 do ukraińskich szkół we wszystkich formach kształcenia zapisanych było 3 605 240 uczniów – mówi Andrij Staszkiw, wiceminister edukacji i nauki Ukrainy. – W nowym roku szkolnym spodziewamy się zwiększyć liczbę szkół stacjonarnych do prawie 8 tysięcy – z 7 361 pod koniec ubiegłego roku szkolnego. To efekt zmniejszenia liczby szkół kształcących w trybie zdalnym lub mieszanym, czyli łączącym formy stacjonarne i zdalne.
Wysiłki rządu w tym roku szkolnym będą miały na celu przywrócenie nauki offline tam, gdzie to tylko możliwe, z zagwarantowaniem bezpieczeństwa.
– To strategiczny priorytet: zachowanie normalności w Ukrainie, umożliwienie dzieciom dostępu do normalnej edukacji – powiedział 28 sierpnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Rok szkolny w ukraińskich szkołach rozpocznie się 2 września i potrwa do 30 czerwca. Daty te zostały oficjalnie zatwierdzone przez rząd, mimo że mówiło się o przesunięciu rozpoczęcia roku szkolnego na połowę sierpnia.
Uczniowie będą mieli w tym roku co najmniej 30 dni wakacji
– Każda ukraińska szkoła ma prawo do określenia czasu trwania i dat wyznaczających początek i koniec ferii. Jeśli dana szkoła zdecyduje się na dłuższą przerwę zimową, może zakończyć zajęcia nie pod koniec maja, jak to jest tradycyjnie w Ukrainie, ale przedłużyć je o dowolną liczbę dni w czerwcu. Biorąc pod uwagę przerwy w dostawach prądu i kwestie bezpieczeństwa, szkoły mogą przyjąć elastyczne podejście do roku szkolnego – wyjaśnia Andrij Staszkiw.
Według niego ponad 80% ukraińskich szkół posiada generatory na wypadek przerw w dostawach prądu. Gminne wydziały edukacji wraz z zagranicznymi partnerami nadal nad tym pracują
– Około połowy szkół będzie w stanie prowadzić zajęcia stacjonarne – zaznacza Staszkiw. – Nie zawsze będzie możliwe korzystanie z komputerów i projektorów, ale w przypadku przedłużających się przerw w dostawach prądu priorytetem jest forma bezpośrednia.
Łatwiej spotkać się w szkole, niż dostosowywać harmonogram lekcji online do wyłączeń zasilania
Jeśli szkoły nie mają schronów lub pracują zdalnie ze względu na zagrożenia, instytucje edukacyjne będą korzystać z asynchronicznej metody nauczania na odległość. Wygląda to następująco: uczniowie pracują nad materiałem i zadaniami w dogodnym dla siebie czasie, a potem otrzymają informacje zwrotne. Z komunikacji audio i wideo będą korzystali przy najbliższej okazji.
O Ukrainie za granicą
Dzieci tymczasowo uczące się za granicą i uczęszczające do lokalnych szkół nie powinny czuć się wykluczone z ukraińskiej edukacji. W tym celu w roku szkolnym 2023/2024 Ministerstwo Edukacji i Nauki Ukrainy wprowadziło tzw. komponent ukrainoznawczy online. Obejmuje on język ukraiński, literaturę, historię, geografię itp.
Punkty za przedmioty, których dzieci będą się uczyć za granicą, zostaną ponownie przeliczone we wszystkich klasach
Aby zapisać dziecko na naukę komponentu ukrainoznawczego online, można wybrać jedną ze szkół z listy Ministerstwa Edukacji i Nauki, a następnie skontaktować się ze szkołą w celu dopełnienia formalności.
Nowy format nauki będzie teraz obowiązywał również w Polsce, która od 1 września 2024 r. wprowadziła obowiązek szkolny dla uczniów będących uchodźcami wojennymi w Ukrainie.
– Ukraiński rząd dokonuje przeglądu sieci szkół na odległość. Uczniowie za granicą, nawet jeśli chcą „ciągnąć” dwie szkoły jednocześnie, mogą więc nie mieć możliwości podjęcia równolegle nauki online – mówi Wiktoria Hnap, prezeska Fundacji „Niezłomna Ukraina”, która otworzyła ukraińskie szkoły offline i wieczorowe w różnych miastach Polski. –
Tymczasem komponent ukrainoznawczy pozostaje sposobem na utrzymanie uczniów w ukraińskim systemie edukacji
Według danych Ministerstwa Edukacji i Nauki Ukrainy w styczniu 2024 r. w tej formie uczyło się 2129 dzieci. Tak mała liczba wynika z faktu, że nie wszystkie rodziny dowiedziały się o zaistnieniu nowej możliwości na czas.
– O ile mi wiadomo, w nowym roku szkolnym 60 szkół w Kijowie otrzymało już akredytację do nauczania komponentu ukrainoznawczego – mówi Wiktoria Hnap. – Dla porównania, na początku ubiegłego roku szkolnego do tej formy edukacji przyjęło uczniów 88 szkół, tyle że w całej Ukrainie. Przeprowadziliśmy ankietę wśród naszych słuchaczy i otrzymaliśmy już 1600 zgłoszeń do udziału w tej formie kształcenia. To dowód, że istnieje zapotrzebowanie i że rodziny chcą pozostać w kontakcie z Ukrainą, rozważając powrót do domu po wojnie.
Pomoc dzieciom
Podczas gdy Ministerstwo Edukacji i Nauki Ukrainy zastanawia się, jak dostosować edukację dzieci do wymagań czasów, psychologowie martwią się o ich stan psychiczny. W kontekście wojny, ostrzałów i przerw w dostawach prądu eksperci podkreślają znaczenie codziennej rutyny i stabilnych harmonogramów szkolnych, a także emocjonalnego wsparcia ze strony dorosłych. Od tego będzie zależeć, czy ukraińskie dzieci będą miały poczucie odporności i wewnętrznego wsparcia oraz czy środowisko edukacyjne będzie kształtować wysoce zmotywowaną, patriotyczną młodzież.
– Wszystko wpływa na psychikę dzieci i trudno powiedzieć, jak wpłynie na nią wojna – mówi Natalia Karapata, psychoterapeutka rodzinna. – Pomimo ostrzałów i zmasowanych ataków nie powinniśmy zapominać, że życie toczy się dalej, istnieją obowiązki szkolne, a dzieci muszą utrzymywać kontakt z kolegami z klasy. Będzie to miało pozytywny wpływ na sferę emocjonalną, która jest nierozerwalnie związana z tym, jak dziecko odbiera nowe informacje i jak zapamiętuje materiał.
Rutyna i harmonogramy są częścią naszego codziennego życia, czymś, co skupia nas na tu i teraz
Ważne jest, aby dorośli w szkole i w domu zadbali o bezpieczną przestrzeń informacyjną dla dzieci, przekazując informacje o wojnie i wydarzeniach z nią związanych odpowiednio do ich wieku. Natalia Karapata sugeruje, by rodzice stworzyli w domu symboliczny „kącik bezpieczeństwa”, w którym dziecko może robić swoje, nawet jeśli jest to tylko „siedzenie w TikToku”:
– Teraz nauczyciele się przygotowują, przechodzą różne szkolenia psychologiczne i zanim uczeń zacznie szkołę, będą już wiedzieli, jak zareagować w danej sytuacji. Bo będą mieli narzędzia.
Fundacja charytatywna savED, przy wsparciu agencji badawczej Vox Populi i Ministerstwa Edukacji, przeprowadziła badanie „Wojna i edukacja. Dwa lata inwazji na pełną skalę”. Zgodnie z jego wynikami, 5% uczniów czuje się bardzo zaniepokojonych, a kolejne 7% raczej zaniepokojonych. 26% uczniów stwierdziło zaś, że w następstwie wojny potrzebuje wsparcia psychologicznego i emocjonalnego.
Oswajamy dzieci z tym, że o pomoc można i trzeba prosić
<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>
Anna Gierczuk - z wykształcenia ekonomistka. Od lat związana z różnymi organizacjami pozarządowymi w Polsce. Od 2022 roku pełni funkcję koordynatorki Programu Pomocy Telefonicznej Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Od ponad 5 lat wspiera działania na rzecz uchodźców w Polsce.
Telefon zaufania - 116 111 - działa od 16 lat. Stał się marką, miejscem, o którym wiedzą i dzieci, i dorośli. Kiedy zaczął działać telefon zaufania dla ukraińskich dzieci, tych, które przyjechały tu po rosyjskiej agresji na Ukrainę?
Program pomocy telefonicznej, w ramach którego Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę prowadzi telefon zaufania 116 111 dla dzieci i młodzieży oraz linię 800 100 100 dla osób dorosłych, w szczególności rodziców i nauczycieli, działa od 16 lat. W tym czasie rzeczywiście stał się instytucją i bezpieczną przystanią dla wielu dzieci i ich rodziców. Telefon dla dzieci z Ukrainy - kładziemy nacisk na to, by tak właśnie go określać, ponieważ w całej tej dużej grupie małych uchodźców i uchodźczyń są dzieci różnych narodowości; łączy je to, że mieszkały w Ukrainie i stamtąd przyjechały - uruchomiliśmy w czerwcu 2022 roku, cztery miesiące po inwazji.
Dlaczego nie natychmiast?
Mamy duże doświadczenie we wspieraniu dzieci, kiedy tego potrzebują, dlatego od razu dostrzegliśmy konieczność objęcia opieką i wsparciem dzieci z Ukrainy. Po inwazji, kiedy do Polski masowo przyjeżdżali uchodźcy - głównie uchodźczynie z dziećmi - wiedzieliśmy, że należy te dzieci, które nagle straciły swój dom, otoczenie, bały się o bliskich, nie miały absolutnie żadnego poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, wspomóc. Może się wydawać, że ruszyliśmy z opóźnieniem, ale zależało nam na tym, by tym dzieciom zapewnić dokładnie taki sam standard i jakość, jaki oferujemy polskim dzieciom. Poszukiwanie i zatrudnienie psychologów z odpowiednimi kwalifikacjami trwało, ponieważ te osoby musiały spełniać określone kryteria: mieć wykształcenie psychologiczne, doświadczenie w pracy z dziećmi, oraz nie tylko mówić po ukraińsku i rosyjsku, ale posługiwać się tymi językami jako ojczystymi.
Dlaczego to takie istotne?
Chodziło nie tylko o to, by dać dzieciom możliwość rozmowy w ich językach, ale by te rozmowy odbywały się z osobami bliskimi im kulturowo i mentalnie. I tak jest - 11 konsultantek, które pracują w tej linii, to kobiety, które mają za sobą doświadczenie uchodźctwa. Przeszły to samo, co dzieci, rozumieją je, znają emocje, które odczuwają dzieci. To osoby, które odbierają połączenia, obsługują czaty i e-maile, bo takie drogi kontaktu zapewniamy dzieciom.
W jaki sposób informowaliście, że jesteście dla dzieci, oferujecie pomoc?
Tę komunikację prowadziliśmy dwutorowo. Informowaliśmy polskich odbiorców tak, by oni mogli przekazywać te informacje dalej. Pamiętajmy, że tysiące osób były zaangażowane w pomoc uchodźcom z Ukrainy, często gościły te osoby wraz z dziećmi w swoich domach. Po drugie, korzystaliśmy intensywnie z mediów społecznościowych, informując na Instagramie i TikToku, że istnieje taki telefon zaufania, otwarty dla dzieci, dla nich przeznaczony, i można z niego korzystać codziennie, i w dni powszednie, i święta, przez 10 godzin dziennie. Byliśmy także w kontakcie z organizacjami pomocowymi oraz polskimi i ukraińskimi szkołami. Dziś widzimy, że tych organizacji, które wciąż aktywnie działają, z miesiąca na miesiąc jest coraz mniej, dlatego też coraz bardziej w komunikacji polegamy na mediach społecznościowych.
Oswajamy dzieci z tym, że o pomoc można i trzeba prosić. Że to normalne, że czasem czujemy się gorzej i chcemy o tym porozmawiać
Dzięki temu budujemy świadomość nie tylko o tym, że w Polsce jest taki telefon i że konsultanci czekają na połączenia od dzieci, ale także normalizujemy kwestie związane ze zdrowiem psychicznym.
Jak szybko telefon zaczął dzwonić?
Prawie od razu, choć nie początkowo połączenia nie były tak liczne, jak dziś. Przykładowo, w ostatnim miesiącu kontaktowało się z nami niemal tysiąc dzieci. To wciąż mniej telefonów niż te, które odbierają konsultanci w linii polskiej, ale pamiętajmy, że polski telefon zaufania dla dzieci 116 111 ma długą tradycję, jest zakorzeniony w świadomości i dzieci, i rodziców. Czasami jesteśmy jedynym miejscem, w którym dziecko może bezpiecznie porozmawiać z dorosłym, bez obawy, że ktoś je oceni czy skrytykuje. Dajemy dzieciom życzliwe wsparcie.
Jakie problemy dzieci zgłaszają najczęściej?
Powód kontaktu zmienia się w czasie. Początkowo, w pierwszych miesiącach, mieliśmy dużo kontaktów związanych bezpośrednio z wojną, tęsknotą za domem oraz bliskimi i obawami o nich. Z upływem czasu było mniej telefonów, które dotyczyły wojny, a zwiększyła się liczba tych dotyczących przemocy. Mamy świadomość tego, że dzieci, które przyjechały z Ukrainy do Polski z jednym rodzicem, a czasem całkiem same, znalazły się w zupełnie nowej, skrajnej sytuacji. Ale trzeba też pamiętać, że to była sytuacja zupełnie odmienna od tej, w której były polskie dzieci. To była druga faza, teraz obserwujemy, że tematy rozmów i wyzwania, z którymi mierzą się dzieci, coraz częściej dotyczą tych samych tematów, z którymi dzwonią dzieci na polską linię. Chodzi głównie o relacje i sprawy typowe dla wieku, a bardzo ważne dla młodego człowieka.
Czy zatem można zaryzykować stwierdzenie, że dzieci są w lepszej kondycji psychicznej?
Nie odważyłabym się na taki wniosek. Nasza refleksja jest raczej taka, że zaczęły korzystać z pomocy i wsparcia psychologicznego, dziś mamy też więcej sygnałów o tym, że dzieci są w bieżącym kontakcie z psychologiem, mają też psychologów w szkołach. Coraz więcej dzieci jest oswojonych z tym, że mogą sięgać po wsparcie, które jest na wyciągnięcie ręki. Słuchawki, właściwie. Ale też nie można powiedzieć, że ich kłopoty są oderwane od wojny w Ukrainie, ponieważ ta wojna ciągle jest, a one ciągle są tutaj.
Szukają dróg i metod, by sobie to życie na swoją dziecięcą miarę ułożyć, ale te poszukiwania przecież wciąż wynikają z tego, że Rosja zaatakowała Ukrainę
Pamiętajcie, jesteśmy otwarci codziennie od 14 do 24, można dzwonić i pisać (116111.pl/ua), rozmawiamy po ukraińsku, rosyjsku i polsku. Czekamy na telefony i wiadomości, jesteśmy otwarci na każdą potrzebę rozmowy. Jeśli dziecko dzwoni do nas z jakimś tematem, to znaczy, że ten temat jest dla niego ważny. Jest zatem ważny także dla nas.
Ukraiński student za granicą: uczyć się na miejscu czy online w Ukrainie?
Dlaczego ukraińskie dzieci mieszkające za granicą chcą studiować na uczelniach w Ukrainie
Waleria z Warszawy: droga do koledżu
Gdy wiosną 2022 r. Waleria rozpoczynała naukę w warszawskiej szkole, z początku wszystko szło dobrze. Ale potem jeden z kolegów z klasy zaczął ją zastraszać.
– Kiedy musiałam wrócić do tej samej klasy po wakacjach, wpadłam w histerię – wyznaje Waleria. – Nie mogłam wrócić do miejsca, w którym nie czułam się bezpiecznie. Moja mama wspierała mnie i ukończyłam 9 klasę zdalnie, w ukraińskiej szkole.
Gdy stało się jasne, że będzie musiała zostać w Polsce jeszcze przez co najmniej rok, zdecydowała się kontynuować naukę online w Ukrainie, tyle że w koledżu:
– Próbowałam znaleźć uczelnię w Polsce, ale nie znam języka, więc nie mogę tu jeszcze studiować. Dlatego koledż rolniczy okazał się dla mnie idealną opcją: mają wydział weterynaryjny, o którym zawsze marzyłam.
Anastazja z Niemiec: by być szybszą
Anastazja ukończyła 11 klasę ukraińskiej szkoły i jednocześnie 10 klasę niemieckiego gimnazjum.
– Dlaczego chciała studiować w Ukrainie? By być szybszą: w Niemczech musisz uczyć się przez kolejne 2 lub 3 lata, żeby móc dostać się na uniwersytet, więc nie chciała tracić czasu – mówi matka dziewczyny.
Chociaż rok był ciężki (jednocześnie uczyła się w dwóch szkołach), Anastazja zdecydowała się zdać Krajowy Test Wieloprzedmiotowy [NMT – forma egzaminu wstępnego na studia licencjackie w szkolnictwie wyższym w Ukrainie – red.], by mieć certyfikat na przyszłość. Nie odrzuca możliwości studiowania na ukraińskim uniwersytecie online – o ile taki format edukacji będzie możliwy.
– Na razie planujemy, że Nastia będzie kontynuować naukę w niemieckim gimnazjum, ale być może w przyszłym roku zdecyduje się na wyjazd do Ukrainy – mówi matka. – Bo trudno jej będzie konkurować z niemieckimi absolwentami o miejsca na niemieckich uniwersytetach. Tym bardziej że zdała NMT wystarczająco dobrze, by pojechać do Ukrainy.
Marina z Włoch: nie mam czasu na włoski
Jedenastoklasistka Marina przeprowadziła się do Włoch wraz z matką ze Lwowa w styczniu 2024 roku. Rodzinny Donieck opuściły dziesięć lat wcześniej. Problemy z językiem i brak odpowiednich szkół blisko miejsca zamieszkania sprawiły jednak, że dziewczyna postanowiła ukończyć ukraińską szkołę online i zdać NMT. Chciała się dostać się na ukraiński uniwersytet.
– Mam za mało czasu na naukę włoskiego, bym mogła startować na włoski uniwersytet – mówi Marina. – Te dzieci, które przyjechały na początku i uczyły się w lokalnej szkole, mają większe szanse, bo tutaj włoskie świadectwo szkolne jest bardziej cenione przy składaniu wniosku. A ja dobrze zdałam NMT, więc dlaczego nie spróbować dostać się na studia w Ukrainie? Dobrze rysuję, chcę zostać graficzką. W Ukrainie są bardzo dobre uniwersytety z wydziałami o tej specjalności. Zadzwonimy z mamą do biur rekrutacyjnych i dowiemy się, czy można studiować online.
Czy nauka online jest dziś możliwa?
Nauka online w Ukrainie była bardziej rozpowszechniona w czasie pandemii COVID-19 i na początku inwazji. Jednak latem 2023 r. ukraińskie Ministerstwo Edukacji i Nauki przedstawiło nowe zalecenia dotyczące procesu edukacyjnego w instytucjach szkolnictwa wyższego, które zachęcały uniwersytety do powrotu do nauki offline. Oficjalnie nie ma więc już pełnej internetowej nauki w instytucjach szkolnictwa wyższego. Na przykład w ostatnim roku akademickim Uniwersytet Szewczenki w Kijowie oferował wyłącznie naukę offline. Jeśli istnieją jakieś wyjątki, to są one niezwykle rzadkie.
Niektóre uniwersytety oferują nauczanie mieszane: praca praktyczna i seminaria odbywają się offline, a wszystko inne online.
Fizyczna obecność na odpowiednich zajęciach jest bardzo rygorystycznie egzekwowana: za absencję studenci są wydalani
Danyło wyjechał z matką do Niemiec na początku wojny. Kończy trzeci rok studiów online na uniwersytecie w Kijowie. Przez lata zezwalano tam na zdawanie egzaminów online – głównie „na żywo” przed kamerą. Jednak w nadchodzącym roku akademickim, zgodnie z nową ustawą mobilizacyjną, obowiązuje już wymóg bezpośredniego, osobistego uczestnictwa w sesji. Dla Danyły będzie to oznaczało konieczność powrotu do Ukrainy.
Jednak możliwość studiowania na odległość (wcześniej w niepełnym wymiarze godzin) nadal istnieje. Jeśli poszukasz informacji na oficjalnych stronach ukraińskich uczelni, znajdziesz dość niejasne sformułowania dotyczące form egzaminów na takich studiach. Na przykład: „Nasi studenci zdają egzaminy online lub przychodzą osobiście na zaledwie 1-2 dni”. Aby wyjaśnić wszystkie ważne szczegóły, najlepiej zadzwonić bezpośrednio do biura rekrutacji wybranej uczelni.
Co więcej, niemal każda z tych instytucji ma również konto na Telegramie, na którym jest znacznie więcej informacji niż na oficjalnej stronie internetowej. Możesz tam również zadawać pytania dotyczące form studiów i warunków zdawania egzaminów.
W ukraińskich koledżach wciąż można studiować online.
– Studiujemy w czasie rzeczywistym – mówi Waleria z Warszawy. – O 9.00 rano czasu kijowskiego łączymy się i mamy regularne zajęcia z nauczycielem. Oprócz przedmiotów specjalnych mamy również matematykę, ukraiński, historię itp. Egzaminy to zazwyczaj zadania testowe w klasie Google lub rozmowa z nauczycielem przed kamerą.
Dziewczyna jest zadowolona ze swojej nauki. Uważa, że bardzo wygodnie jest uczyć się bez wychodzenia z domu, być w kontakcie z ukraińskojęzycznymi uczniami i nauczycielami.
Co wpływa na jakość edukacji online i co należy wziąć pod uwagę przy wyborze formy studiów
– Zaletą nauki online niewątpliwie jest wygoda: możemy uczyć się z dowolnego miejsca na świecie – mówi Ołesia Moroz, adiunkta biofizyki i neurobiologii w Instytucie Biologii i Medycyny Narodowego Uniwersytetu w Kijowie. – Ponadto synchroniczna nauka online, jak opisała to Waleria, zapewnia również element socjalizacji, zwłaszcza gdy pracujemy w grupach akademickich na zajęciach praktycznych. Było to bardzo odczuwalne w pierwszych miesiącach wojny. Nawet jeśli nie można było włączyć kamer, możliwość usłyszenia głosów innych osób dawała poczucie przynależności do grupy.
Kolejną zaletą jest dostępność materiałów.
Nauczyciele mogą publikować przydatne linki na czacie, nagrywać zajęcia, a studenci mogą to wszystko sobie zachować. Taka dostępność materiałów pozwala każdemu ze studentów uczyć się we własnym tempie, wracać do notatek i ponownie je przerabiać
Pod tym względem nauka offline przegrywa.
Ołesia Moroz podkreśla jednak, że jakość nauki online będzie zależeć od wybranej specjalizacji: tam, gdzie jest znaczący element praktyczny, gdzie ważne jest przećwiczenie pewnych umiejętności, nauka online nie zapewni przyswojenia stu procent umiejętności, które daje nauka offline.
Inną cechą nauki online jest to, że wymaga od studentów samodyscypliny i samoorganizacji.
Moroz uważa, że największą wadą formatu online jest trudność w obiektywnym testowaniu wiedzy przy niskim poziomie kultury uczciwości:
– Czasami jeden ze studentów łączył się, ja próbowałam jakoś wejść z nim w interakcję, zadawać pytania, ale bez względu na to, jak bardzo się starałam – nie odpowiadał. Wyglądało na to, że telefon miał schowany gdzieś w kieszeni i nawet mnie nie słyszał. Niestety podczas egzaminu online prawie niemożliwe jest sprawdzenie, czy dana osoba sama przystępuje do egzaminu, czy też korzysta z innych źródeł informacji. To bardzo nieuczciwe wobec tych studentów, którzy ciężko pracują i sumiennie się uczą.
W rezultacie mamy sytuację, w której „na papierze” wyniki niektórych uczniów podczas nauki online poprawiają się, ale w rzeczywistości poziom ich wiedzy spada – a zmierzenie, jak bardzo, jest niemożliwe.
Perspektywy i możliwości edukacji online w Ukrainie
Jeśli wziąć pod uwagę powyższe negatywne czynniki, nie jest zaskakujące, że większość instytucji szkolnictwa wyższego stara się zapewnić edukację w formacie bezpośrednim.
Ponadto, ze względu na problemy z dostawami prądu, w wielu przypadkach wdrożenie nauczania online będzie po prostu niemożliwe.
Na razie jednak niektóre szkoły wyższe i uniwersytety, zwłaszcza te przeniesione z tymczasowo okupowanych terytoriów, starają się przyciągnąć studentów, zapewniając im możliwość nauki online. Trudno jednak przewidzieć, co będzie zimą
Tegoroczne zmiany obejmują brak możliwości zapisania się na studia bez zaświadczenia o rejestracji oraz wymóg osobistego złożenia dokumentów na wielu uczelniach.
W odpowiedzi na potrzeby ukraińskich absolwentów powstają nowe filie uniwersytetów i ośrodki studiów za granicą, takie jak Charkowski Uniwersytet Narodowy im. W. N. Karazina na bazie centrum kulturalnego GOROD w Monachium. Kształcenie odbywa się tu w języku ukraińskim w trybie stacjonarnym lub mieszanym, w którym studenci uczęszczają na wykłady zdalnie i przychodzą na zajęcia praktyczne przez tydzień w miesiącu. Zainteresowani kandydaci wypełniają formularz rejestracyjny i otrzymują informacje o przyjęciu za pośrednictwem czatu na Telegramie.
Jak zaznacza Ołesia Moroz, inną możliwością nauki online w przypadku regularnych przerw w dostawie prądu jest tworzenie pełnoprawnych kursów (takich jak na Cursera lub Prometeus).
– Ale to ogromna praca metodologiczna – podkreśla. – Chodzi nie tylko o przeprojektowanie programu pod kątem krótkich wykładów wideo, ale także o zastanowienie się, jak sformułować pytania kontrolne, by zapobiec oszustwom, a jednocześnie rzetelnie ocenić poziom zdobytej wiedzy.
Poza tym chodzi tu też nie tylko o wysokiej jakości materiały, lecz także o ich nagrywanie i publikowanie w systemie, który będzie w stanie wytrzymać jednoczesne łączenie się wielu odwiedzających.
Czas pokaże, czy w obliczu problemów z zasilaniem będzie możliwe zorganizowanie pełnoprawnego nauczania online w ukraińskich instytucjach edukacyjnych. Dlatego wydaje się, że bardziej wiarygodne dla kandydatów byłoby rozważenie w pierwszej kolejności szkoleń bezpośrednich.
Wystarczy być blisko dziecka
<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>
Anna J. Dudek: Organizacje pozarządowe alarmują, że z polskiego systemu edukacji zniknęło wiele tysięcy ukraińskich dzieci. Nie wiemy, czy uczą się zdalnie w Ukrainie, czy w szkole w chmurze. A skoro nie wiemy, co się z nimi dzieje, nie możemy ich odpowiednio do potrzeb wesprzeć. Jak wytłumaczyć to zniknięcie?
Małgorzata Michel: Przede wszystkim pamiętajmy, że w tej grupie - czy grupach - dzieci, które przyjechały do Polski w związku z rosyjską agresją i wybuchem wojnym, byly różne. Z różnych regionów, szkół, z indywidualnym doświadczeniem, z różnym rodzajem także traumy. I z różnych domów, systemów wychowawczych.
To nie jest jednorodna grupa, którą możemy wrzucić do worka z napisem "dzieci z Ukrainy"
To, o czym powiem, nie jest poparte badaniami, raczej na doświadczeniu i obserwacji. Sądzę, że część rodziców, głównie matek, nie odnalazła się - z różnych powodów - w polskim systemie. Część z pewnością była zdezorientowana, nie miała odpowiednich informacji, a część stosuje inne metody wychowawcze, które nie wpisują się w polską szkołę. Musimy także brać pod uwagę dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, niepełnosprawnościami i takie, które padają ofiarami przemocy w domu. Trzeba o tym głośno mówić, bo to też się dzieje.
Skali tych nadużyć, jeśli się zdarzają, nie znamy.
Nie znamy, bo systemowo nie mamy kontaktu z tymi dziećmi i ich rodzicami. To oczywiście tylko jeden z czynników. Drugi, który wydaje mi się istotny, to fakt, że wcale nierzadko dzieci z Ukrainy są w szkole dyskryminowane. O tych aktach dyskryminacji rozmawiamy w gronie międzynarodowych badaczy na rozmaitych forach, z badań wynika, że dyskryminacja ma miejsce. Niedawno pewna nastolatka opowiadała mi, że polscy rówieśnicy grozili jej pobicie, ponieważ zadawała się z chłopcami z Ukrainy. Domyślam się więc, że rodzice - znowu: głównie matki - starają się dzieci chronić przed tego rodzaju krzywdą, a nie mając wielu narzędzi, po prostu je izolują. Czy ten rodzaj próby chronienia dziecka jest udolny, czy nie - nie nam oceniać. Być może są też dzieci, które zostały zdalnie w ukraińskim systemie edukacji.
Warto zwrócić uwagę na matki, które również potrzebowały wsparcia, szczególnie na początku. Wszystko spadło na nie.
Mówimy o ludziach, którzy wyjechali uciekając przed wojną, czy ona toczyła się obok, czy setki kilometrów dalej. Część tych kobiet była straumatyzowana, doświadczyła PTSD, a jednocześnie musiała zorganizować życie swoje i dzieci tutaj, w Polsce. Ciężko powiedzieć, w jakim stanie są te kobiety. Widać, że niektóre odnalazły się, świetnie sobie radzą, inne mają więcej trudności, także związanych z wychowywaniem dzieci.
Jakie jest rozwiązanie?
Diagnozy, i wsparcie w lokálních społecznościach, z udziałem badaczy, wśród sąsiadów. Uważność na siebie.
Często barierą - jedną z barier - jest język. Bez wspólnego języka da się działać, pomagać, wspierać?
Z moich obserwacji uczestniczących podczas licznych działań pomocowych - a pokrywają się one z wynikami badan kolegów i koleżanek - wynika, że język nie jest barierą. Podczas mojej ostatniej wizyty w Ukrainie, kiedy zawoziłam rzeczy ze zbiórki do jednego z domów dziecka, my mówiłyśmy po polsku, opiekunki po ukraińsku - i rozumiałyśmy się.
Z badań i doświadczenia wynika, że język nie jest barierą. Dzieci, które odwiedzałam, mówiły do mnie w swoim języku, ja mówiłam do nich w swoim - rozumieliśmy się
Pierre Bourdieu nazywa taką iluzję bariery rytualizacją pozorów - brak porozumienia jest pozorem, któremu ulegamy, w który wierzymy. Doświadczałam tego wielokrotnie, także na samym początku wojny , kiedy przebywałam na dworcu z pierwszymi osobami uchodźczymi, które przyjeżdżały z Ukrainy do Polski, udawało się porozumiewać, rozmawiać. Więc bariery są, jak sądzę, gdzie indziej?
Gdzie?
W ludzkim mózgu. W ignorancji, stereotypach, pseudo wiedzy czerpanej nie z opracowań eksperckich, lecz z pseudowiedzy, fakenewsrów, propagandy. To działa w zamian za brak dobrze zorganizowanej edukacji międzykulturowej i włączającej, opartej na wiedzy.
Zdarzały się sytuacje, o których pisałyśmy na łamach Sestry.eu, że w szkołach zakazywano dzieciom używać między sobą ukraińskiego. Miały mówić wyłącznie po polsku, integrować się.
Dzieci będą mówiły tak, jak chcą i jak czują. Mają swoje własne języki, o których dorośli nie mają zielonego pojęcia. Natomiast zakazywanie dzieciom rozmów w ojczystym języku jest absurdem i dyskryminacją, a więc przemocą. Czy brytyjskim dzieciom też zakazuje się używania angielskiego? Niemieckim - niemieckiego? A romskim - romskiego? Dzieci między sobą mówią swoimi językami i żadne regulacje czy zasady tego nie zmienią.
Pani, pracując z dziećmi także jako streetworkerka, zna te tajemne języki?
Czasem udaje mi się poznać język dzieci ulicy. Uśmiecham się, bo to jest język mało pedagogiczny, pełny brzydkich słów, ale nigdy nie pomyślałabym, że ta ostrość języka jest wymierzona we mnie. A dzieci, wszystkie, potrzebują miłości, uwagi i troski. I już. Do tego nie trzeba być poliglotą.
Czy są jakieś specjalne programy, stworzone przez pracujących na ulicy pedagogów, które są przeznaczone wyłącznie dla dzieci z Ukrainy?
Nie, nie było potrzeby konstruowania specjalnych, dedykowanych programów. Nie dlatego, że istniał jakiś problem, tylko dokładnie odwrotnie: dlatego, że problemu nie było. Po prostu wszyscy członkowie i członkinie rozmaitych organizacji, którzy pracują z dziećmi jako streetworkerzy, w pewnym momencie zaczęli mówić o tym, że w placówkach, na przykład wsparcia dziennego typu podwórkowego, przybyło dzieci z Ukrainy. I te dzieci były i są traktowane jak wszystkie inne dzieci, którymi się zajmowali się pedagodzy ulicy. Przykładowo, w Katowicach w Domu Aniołów Stróżów prowadzonym przez streetworkerów, jest dużo dzieci z Ukrainy. Rozmawiamy z nimi trochę po polsku, trochę po ukraińsku, nigdy nie spotkałam się z tym, żeby to był jakikolwiek problem. To nie jest żaden problem. W ogóle nie ma tego tematu: czy przyjdzie dziecko romskie, czy przyjdzie dziecko ukraińskie, czy przyjdzie dziecko wietnamskie, czy jakiekolwiek inne.
Przychodzi taki streetworker albo streetworkerka do takiej placówki wsparcia dziennego, i co? Jak je zachęca, jak z nimi jest?
Po prostu jest. Jeśli rysujemy, to wszyscy rysujemy. Jeśli gramy w gry, to wszyscy gramy w gry. Jeśli idziemy jeść, to wszyscy idziemy jeść. Jeśli idziemy myć zęby, to wszyscy idziemy myć zęby.
Dziecko w dużej traumie i bez zaufania powoli zacznie ufać, chociaż pewnie najpierw innym dzieciom a na końcu dorosłym. Potrzeba czasu i cierpliwości
A jeśli jest takie dziecko, które jest neuroatypowe, czyli na przykład jest w spektrum autyzmu albo ma specjalne potrzeby edukacyjne, to co?
Takich dzieci jest mnóstwo w przestrzeni ulicy i placówek wsparcia dziennego typu podwórkowego. Kiedyś ktoś mnie zapytał, czy na ulicy są dzieci z niepełnosprawnościami? Są, tak jak wszędzie. Dzieci są różne: jest takie, które nosi aparat słuchowy, jest dziecko bez nogi, jest dziecko na przykład z trisomią 21. I już, dostosowuje się do nich bardzo indywidualnie podejście. Mamy chłopca, który ma ten aparat słuchowy, dopasowujemy się do tego, czyli wszyscy wiemy, że trzeba do niego mówić wyraźniej. Wiemy też, do dziecka ukraińskiego trzeba mówić wyraźniej i pytać, czy na pewno zrozumiało. Wszyscy w pracy mają wykształcenie pedagogiczne, znają metody pracy. Jest również możliwa współpraca ze specjalistami. Dzieci bardzo dużo z siebie dają, w przypadku dzieci z Ukrainy wkładają dużo pracy w to, żeby zrozumieć co się do nich mówi i współpracować. Wystarczy być obok.
Śnieg, zakwas i integracja: jak wspólne eksperymenty budują więzi w polsko-ukraińskich społecznościach
<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>
Jędrzej Dudkiewicz: Program „Razem dla lepszej przyszłości” miał już dwie edycje – jakie były jego początki?
Katarzyna Uroda-Lenartowicz: W momencie, kiedy naszych sąsiadów w Ukrainie dotknęła pełnoskalowa inwazja Rosji, jako Centrum Nauki Kopernik od początku chcieliśmy wspierać osoby z Ukrainy. Tym bardziej, że nasi przyjaciele w tym kraju prowadzą sieć Klubów Młodego Odkrywcy, czyli ważną część tego, czym się zajmujemy. Zaczęliśmy więc od zaproszenia do nas osób z doświadczeniem uchodźczym na bezpłatne zwiedzanie wystaw. Dzięki członkini naszego zespołu, Annie Polozhii, bardzo szybko udało się też przetłumaczyć opisy wszystkich eksponatów na język ukraiński oraz teksty spektakli w Teatrze Robotycznym. To były takie szybkie działania, które można było wykonać od razu, ale uznaliśmy, że chcemy się też zaangażować we wsparcie integracji polsko-ukraińskiej. Zaprosiliśmy do współpracy wszystkie Kluby Młodego Odkrywcy, których jest koło tysiąca oraz sieć SOWA, czyli Strefy Odkrywania Wyobraźni i Aktywności, również obecne w całym kraju. Dzięki temu możliwe było dotarcie do bardzo dużej grupy odbiorczyń i odbiorców, zadbanie o odpowiedni poziom edukacyjny oraz zapewnienie dostępu nie tylko w dużych metropoliach, ale też mniejszych miastach i na wsi. Było to dodatkowe wsparcie dla polskich szkół, w których dzieci i młodzież z Ukrainy musiała się szybko zaadaptować, by móc kontynuować naukę. Udało się na to wszystko pozyskać finansowanie od dwóch darczyńców biznesowych, którzy uznali, że chcą pomagać w integracji oraz wzmacnianiu kompetencji międzykulturowych nie tylko młodszych, ale też dorosłych. Z pierwszą edycją wystartowaliśmy już w listopadzie 2022 roku.
Na czym to wszystko dokładnie polega?
Kluby Młodego Odkrywcy działają nie tylko w Polsce i Ukrainie, ale też Armenii, Gruzji, od niedawna w Etiopii. My to koordynujemy i wspieramy w ramach Centrum Nauki Kopernik, ale oddajemy jak najwięcej sprawczości opiekunkom i opiekunom Klubów. To w ich gestii leży to, jak będą kreować spotkania z dziećmi ukraińskimi i polskimi. Szybko zresztą okazało się, że wyprzedzili nas – przez to, że często pracują również w szkole, od razu zapraszali do udziału w klubowych zajęciach – pozalekcyjnych, dobrowolnych i bezpłatnych – nowe uczennice i uczniów z Ukrainy. W ich trakcie jest możliwość eksperymentowania, uczenia się komunikacji i współpracy. I tak, jak my staramy się dawać jak największą sprawczość opiekunkom i opiekunom, tak oni podążają za samymi dziećmi, które decydują, co je najbardziej interesuje. Koordynatorka lub koordynator KMO mają za zadanie wspierać proces badawczy oraz uczenie się kompetencji miękkich. Z kolei SOWA to miejsca, które funkcjonują najczęściej przy bibliotekach, ośrodkach kultury, mini centrach nauki. CNK wyposażyło je w przestrzeń do realizowania nieco bardziej zaawansowanych eksperymentów.
Proszę opowiedzieć coś więcej o tych eksperymentach.
Kluby Młodego Odkrywcy działają nie tylko w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych, ale też w przedszkolach. Dlatego skala trudności eksperymentów jest odpowiednio dostosowana do wieku uczestniczek i uczestników. Przykładowo w przedszkolu były zajęcia o zimie, dzieci tworzyły m.in. z pianki do golenia śnieg i musiały sprawdzać, jakiego składnika trzeba dodać więcej, żeby można było potem coś ulepić. W przypadku starszych dzieci najczęściej są to wycieczki terenowe, obserwacje i różnego rodzaju pomiary, np. związane z zanieczyszczeniem powietrza na przestrzeni kilku miesięcy. Dzieci mogły analizować wyniki i dowiadywać się, jakie czynniki wpływają na jakość powietrza.
Ostatnio jednym z moich ulubionych przykładów, bardzo ważnym w kontekście integracji, jest historia dziewczynki, która była jedyną osobą pochodzącą z Ukrainy w całej klasie. Cały Klub postanowił pomóc jej w oswojeniu się z pobytem w nowym miejscu i wybrali się do lokalnej piekarni, w której pracuje siostra tej dziewczynki
W ten sposób poznali lepiej środowisko, w którym żyje nowa koleżanka, ale też dowiedzieli się sporo o procesie powstawania chleba. Z pomocą dorosłych dzieci przygotowały zakwas, odczekały tydzień, by dojrzał i później zajęły się wypiekaniem. W ramach kolejnego spotkania Klub poszedł na basen, dodatkowo ucząc się o różnych procesach fizycznych związanych z wodą. Wszystko to ma na celu przede wszystkim integrację, wspólne eksperymenty są do tego świetnym narzędziem, jednocześnie zwiększającym wiedzę.
Coś jeszcze jest ważnym elementem programu?
Zaprosiliśmy też pracownice i pracowników SOWA do udziału w szkoleniu z prowadzenia warsztatów familijnych. To format, który bardzo dobrze się nam sprawdza i który uznaliśmy za idealny do stworzenia przestrzeni edukacyjno-doświadczalnej, w której grupa polsko-ukraińska może w swobodnej atmosferze poszerzać wiedzę i integrować się. Po wygraniu konkursu w ramach programu „Razem dla lepszej przyszłości” każda SOWA zobowiązała się do przygotowania i przeprowadzenia minimum ośmiu warsztatów na przestrzeni kilku miesięcy. Istotne jest i to, że zachęcaliśmy do tego, by włączać w działania lokalną społeczność. Dzięki temu udało się zorganizować wiele pikników naukowych, w trakcie których dzieci prezentowały to, czego dowiedziały się w trakcie spotkań. Jeden Klub zaprosił do współpracy lokalny dom kultury, w którym funkcjonuje grupa ukraińskich mam i wspólnymi siłami zrobili potem rodzinne święto, z ukraińskimi potrawami i śpiewami.
Wszystko w ramach programu poszło sprawnie?
O ile ze strony wszystkich było dużo chęci, to pojawiły się też obawy – zarówno młodzi, jak i dorośli z Polski i Ukrainy potrzebowali wsparcia chociażby językowego. Dwie trenerki i jednocześnie psycholożki międzykulturowe przeprowadziły szkolenia z zakresu integracji międzykulturowej, co było sporą pomocą. Dodatkowo po wygraniu konkursu otrzymywało się dodatkowe środki na zakup różnych rzeczy potrzebnych do realizacji konkretnych eksperymentów, a także na zorganizowanie wycieczek badawczych. Te ostatnie również były okazją, by dzieci spędziły ze sobą więcej czasu.
Pieniądze można było przeznaczyć poza tym na zatrudnienie tłumacza, ale okazało się, że dzieci z Ukrainy bardzo szybko uczą się polskiego, zaś opiekunki i opiekunowie też starali się być bardziej otwarci, uważni oraz nauczyć nieco innego sposobu komunikacji niż do tej pory
Ostatecznie więc wszystko udawało się zrealizować, a dzisiaj w ogóle jesteśmy w takim momencie, że kiedy udostępniamy materiały konkursowe w języku polskim i ukraińskim, to niektórzy nasi partnerzy zgłaszają, że powoli przestaje być to potrzebne, bo ludzie bez problemu wypełniają dokumenty po polsku.
Czyli integracja, najważniejszy cel „Razem dla lepszej przyszłości, przynosi efekty.
Integracja dzieje się cały czas, nie jest to proces, który się skończył, tym bardziej, że wciąż potrzebuje wsparcia. Ma swoje okresy, o których staramy się uczyć podczas spotkań z edukatorkami międzykulturowymi i psycholożkami. Grupy dzieci nie są jednorodne, migracja cały czas trwa, dzieci z Ukrainy wracają z rodzicami do kraju, potem znów przyjeżdżają do Polski, część wyjeżdża dalej na zachód. Dzieci na zajęciach nie zawsze jest tyle samo, ale zainteresowanie nie słabnie, tym bardziej, że efekty pierwszej edycji programu zostały ocenione dobrze. Na drugą udało się pozyskać kolejne środki finansowe, dzięki kolejnemu dużemu darczyńcy udało się wszystko rozwinąć i zacząć działać na jeszcze większą skalę w całym kraju. Niedawno zakończyliśmy drugą edycję i możemy powiedzieć, że wzięło w niej udział ponad 5400 osób. To wsparcie pieniężne jest dla nas bardzo ważne, bo pozwala na myślenie o nowych tematach edukacyjnych, zakup kolejnych przedmiotów. Przy czym staramy się, żeby większość z nich była dostępna także w większości domów, dzięki czemu dzieci mogą eksperymentować również na własną rękę, poza Klubami Młodego Odkrywcy i SOWĄ. Myślę, że warto podkreślić też, że w wielu Klubach są też dzieci innej narodowości niż ukraińska, do udziału zapraszamy chociażby uczestniczki i uczestników pochodzących z Białorusi, były młode osoby z Wietnamu i Indii.
Staramy się pokazywać różnorodność jako coś, co nas wzbogaca, a to z kolei pomaga w integracji. Im więcej ze sobą przebywamy, tym łatwiej jest przełamywać różnice językowe i kulturowe
To nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza w przypadku osób dorosłych, które często nie mają za dużo czasu na naukę języka. Niektóre dzieci nie mogą też uczestniczyć we wszystkich zajęciach, bo muszą np. zająć się rodzeństwem. Jesteśmy tego wszystkiego świadomi, ale współpracujemy z bardzo mądrymi nauczycielkami i nauczycielami, z wieloletnim doświadczeniem, więc słuchamy ich i zmieniamy program „Razem dla lepszej przyszłości”.
Niedługo wystartuje trzecia edycja. Czymś się będzie różnić?
Prawdopodobnie będziemy rozszerzać ofertę w samym Centrum Nauki Kopernik, niedawno też nasz poradnik integracji międzykulturowej został przetłumaczony na ukraiński i angielski. Można go pobrać ze strony programu i korzystać, nawet jeżeli nie działa się w ramach Klubu Młodego Odkrywcy lub sieci SOWA. Przede wszystkim jednak, nie rezygnując ze wsparcia integracji polsko-ukraińskiej, która nadal będzie bardzo ważna, otwieramy się bardziej na ogólną integrację, międzykulturową i nie tylko. Do udziału zapraszamy też osoby zagrożone wykluczeniem z powodu chociażby ograniczonego dostępu do edukacji lub braku możliwości dojazdu do dużego miasta. Wierzymy, że tego typu działania jeszcze bardziej pokażą, jak mało nas dzieli, a jak wiele łączy na różnych poziomach.
To jest właśnie największy sukces „Razem dla lepszej przyszłości”?
Odpowiem przywołując opowieść jednej z nauczycielek szkolnych. Wspomniała ona, że kiedy dzieci z Ukrainy pojawiły się w szkole, to początkowo trochę się izolowały, polskie dzieci też funkcjonowały w swojej znanej rzeczywistości. Jednak wraz z dołączeniem dzieci z Ukrainy do Klubu Młodego Odkrywcy stopniowo zaczęło się to zmieniać.
Ta nauczycielka powiedziała „dla mnie największą radością jest to, że widzę ich na przerwach, które spędzają razem, że chcą się spotykać i ze sobą rozmawiać, a wszelki bariery znikają”
To się zadziało właśnie dzięki mądremu wsparciu integracji. Nawet jeżeli uda się pomóc jednej osobie w tym, żeby czuła się w naszym społeczeństwie lepiej, będzie to ogromna korzyść. Także dla nas samych. Nie jest tak, że wiemy wszystko o integracji, pamiętamy też, że przyjeżdżają do nas dzieci z różnymi problemami. Tym bardziej naszym celem jest słuchanie ich, podążanie za nimi i robienie wszystkiego, by poczuły się w Polsce dobrze i bezpiecznie.
Katarzyna Uroda-Lenartowicz – Koordynatorka programu Centrum Nauki Kopernik pt.: „Razem dla lepszej przyszłości”, którego celem jest wsparcie integracji międzykulturowej poprzez m.in. wspólne eksperymentowanie. Pracowała również w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży.
Dlaczego ukraińskie dzieci nie idą do liceum
<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>
Anna J. Dudek: Integracja czy asymilacja?
Małgorzata Pamuła-Behrens: Są różne drogi i procesy akulturacyjne, czyli te, które prowadzą do adaptacji w nowym środowisku w momencie migracji. Jedną drogą może być asymilacja, a drugą - integracja.
Ja mam przekonanie, że najlepszą drogą jest integracja, ponieważ pozwala na poszanowanie korzeni nowo przybyłych osób. Korzeni, które są niezwykle ważne. Badania pokazują, że jeżeli osoba, która jest migrantem czy migrantką, dobrze zna język pochodzenia, to lepiej będzie uczyła się języka osiedlenia, ale również będzie bardziej stabilna, jeśli chodzi o poczucie własnej wartości, będzie miała większe poczucie sprawczości.
A asymilacja?
To jest pojęcie, które bardzo często jest wykorzystywane w polityce. Ona się wydarzy w kolejnych pokoleniach, to widać na przykładzie amerykańskiej Polonii, która w pierwszym pokoleniu ma silne związki z Polską, w drugim pokoleniu one są słabsze nieco słabsze a trzecie pokolenie to już zupełnie inna historia.
Więc to się wydarza, to naturalny proces. Parcie do tego, żeby Ukraińcy stali się Polakami, wydaje mi się drogą donikąd, ponieważ teraz bardzo ważne dla nich jest, żeby nie utracić ukraińskiej tożsamości.
Ale to nie wyklucza ich z polskiego społeczeństwa, jeśli chcą u nas mieszkać i chcą u nas żyć. Konieczna jest integracja z poszanowaniem tożsamości.
Jestem zwolenniczką takiego właśnie rozwiazania, patrzenia na przykład na edukację, poprzez, jak to nazywam, okulary wrażliwe kulturowo
Z perspektywy dwóch lat, od wybuchu wojny w Ukrainie i momentu, kiedy do Polski przyjechały setki tysięcy dzieci, które trafiły do tutejszych szkół, które rozwiązania zadziałały, które się nie sprawdziły, a jakich zabrakło?
Wojna w Ukrainie wszystkich zaskoczyła. Bardzo trudno W tej sytuacji, w której bardzo duża liczba dzieci dołączyła do polskiej szkoły, należało zastosować jakieś wyjątkowe rozwiązania, które do tej pory nie były przewidywane przez system. Chociaz w polskim systemie mieliśmy już rozwiązania, które dotyczyły edukacji dzieci z doświadczeniem migracji. Była ustawa, która miała swoje słabości, ale niektóre wynikały z interpretacji, a nie z zapisu.
Może pani podać przykład?
Już przed wojną w Ukrainie w wielu miejscach w Polsce powstały oddziały przygotowawcze, czyli klasy dla dzieci, które nie znają języka polskiego. Odwiedziłam dziesięć takich szkół; te klasy były prowadzone znakomicie, z bardzo świadomymi dyrektorami, dyrektorkami. Te osoby rzeczywiście potrafiły odnaleźć się w tej koncepcji oddziału przygotowawczego, którą z jednej strony można postrzegać jako rozwiązanie trochę marginalizujące, ale w rzeczywistości ono takie nie jest. To jest miejsce, do której dziecko przychodzi z innego systemu edukacji, z innego społeczeństwa i ma czas na zaadaptowanie się do nowych okoliczności.
Jeżeli taki oddział prowadzony jest dobrze, z dużą wrażliwością kulturową, to integracja również tam się odbywa. I tak było w tych szkołach, które ja oglądałam. Ale.
Ale?
Były również szkoły, które tworzyły z takiego oddziału getto, w którym żadnej integracji nie było. Są więc rozwiązania, ale nie zawsze są odpowiednio wdrażane, bo po prostu nie wszyscy wiedzą, jak to robić.
To dotyczy wyłącznie dzieci z doświadczeniem migracyjnym?
Oczywiście nie. Bywa, że problem jest systemowy, bo to system jest niewydolny. Polska szkoła nie tylko słabo uczy i słabo opiekuje się dziećmi z doświadczeniem migracji. Na przykład zabrakło rozwiązań i uwagi, by wesprzeć dzieci po pandemii koronawirusa, które ciągle mają problemy, również edukacyjne. Widać to choćby w badaniach PISA; wyniki polskich uczniów i uczennic w wielu zakresach są niższe niż przed pandemią.
Z głosów nauczycieli i nauczycielek wynika, że mają oni poczucie, iż zostali zostawieni sami sobie. Musieli sobie poradzić somodzielnie w trudnej sytuacji, podczas gdy większość z nich nigdy nie pracowała z dziećmi z doświadczeniem migracji, nie ma też przygotowania psychologicznego, a przecież bardzo wiele z tych dzieci takiego właśnie wsparcia potrzebowało i potrzebuje. Czują się osamotnieni.
Bardzo wielu nauczycieli czuje wypalenie zawodowe, zmęczenie, które nie trwa od czasu, kiedy przyjechały do nas dzieci z Ukrainy, ale o wiele dłużej.
Przecież nie było tak, że mieliśmy świetnie wyposażoną szkołę, w której pracowali dobrze zarabiający nauczyciele wyłącznie z powołaniem do zawodu, i do takiej polskiej edukacji przyjechało 150 tys. dzieci.
Nie. System nie był wydolny, nauczyciele byli i są przeciążeni, za mało zarabiali i zarabiają, co zresztą od lat jest przedmiotem protestów. Do tego systemu w pewnym momencie dołączyło 150 tys. dzieci, postanowiono więc zwiększyć liczbę osób zarówno w oddziałach przygotowawczych, jak i w klasach ogólnych. Zwiększyła się też liczba oddziałów przygotowawczych,.
To chyba dobre rozwiązanie?
Z jednej strony tak, bo gdzieś dzieci trzeba było pomieścić, ale z drugiej to oznaczało przerzucenie całego ciężaru tej sytuacji na nauczycieli, którzy nie potrafili w nich pracować.
Dodatkowo w pierwszym rozporzadzeniu regulujacym pracę w oddziałach przygotowawczych mogło być maksymalnie 15 dzieci.
W takich warunkach można dobrze i wydajnie pracować, poświęcając dzieciom uwagę. Ale z przyjętej po wybuchu wojny specustawy wynika, żę liczbę dzieci w tych oddziałach można zwiększyć do grupy 25-osobowej. Warunki do pracy dydaktycznej były więc gorsze, przy czym pamiętajmy, że większość nauczycieli nie miała doświadczenia w pracy z dziećmi słabo lub nieznającymi języka polskiego. Dodatkowo, to przecież były i są dzieci z doświadczeniem wojny.
Właśnie. To ogromne wyzwanie, żeby nie tylko je uczyć, ale też zapewnić poczucie bezpieczeństwa.
Te grupy dzieci były bardzo zróżnicowane. W zależności od tego, skąd i kiedy przyjechały, miały różne doświadczenia. Były dzieci, które miały traumę związaną z ucieczką, ale nie doświadczyły działań wojennych. Były i takie, które przyjechały z obszarów, na których toczyły się walki. A były i takie, których rodzice postanowili wyjechać ze Lwowa, obawiając się eskalacji działań wojennych.
Doświadczenia były i sa bardzo różne, ale wszystkie przekładają się na to, jak dzieci się czują i jak się uczą. Szkoła jest po to, żeby uczyć i wychowywać. A jeśli mamy dziecko z doświadczeniem wojennym, z doświadczeniem traumatycznym, trzeba się tym dzieckiem po prostu inaczej zająć.
Szczególnie ważny wydaje się w tym kontekście ojczysty język. Z jednej strony trzeba dać dzieciom możliwość swobodnej komunikacji, z drugiej - opanowanie polskiego daje im zupełnie inne możliwości. Pedagożka i streetworkerka prof. Małgorzata Michel z UJ powiedziała mi, że język nie jest aż tak istotny, nie jest barierą w komunikacji. Że pracować z dziećmi można bez języka.
Rzeczywiście, poza systemem szkolnym, w komunikacji codziennej udaje się nam, mimo braku znajomości języka, porozumieć. Ale w szkole wygląda to nieco inaczej.
Wrócę tutaj do tego, co mówiłam o oddziałach przygotowawczych, które miały zadanie z jednej strony właśnie przygotować dziecko do uczenia się w języku polskim, ale z drugiej strony koncepcja była taka, że te klasy miały być bezpiecznym miejscem, które da dziecku czas także na to, by pomilczeć.
Takie było założenie. Jednocześnie nie zapominajmy o tym, że przyszłość dziecka jest związana ze szkołą. To zarówno miejsce edukacji, ale też miejsce socjalizacji. Przed przybyciem do nas dzieci z Ukrainy pokazała nam to pandemia i związana z nią izolacja dzieci, dla których było to bardzo trudne doświadczenie.
Jeżeli chcemy, żeby osoby z doświadczeniem migracji czuły się akceptowane i czuły, że mają takie same szanse, jak inni członkowie czy członkinie społeczeństwa, to jednym z narzędzi do osiągnięcia tego celu jest poznanie języka, który oczywiście jest połączony z kulturą
Jeżeli Ukrainiec czy Ukrainka jest świetnym dentystą albo świetnym lekarzem, ale słabo zna język polski, to nie może tutaj praktykować, ponieważ jakoś się musi porozumieć ze swoimi pacjentami, czy innymi profesjonalistami. Do tego jest mu potrzebny język.
Wróćmy do dzieci.
Do tego, żeby dzieci funkcjonowały w szkole, również potrzebny im jest język. I to nie jest język tylko i wyłącznie do komunikacji, ale także do poznawania, nabywania wiedzy, nowych umiejętności.
Jeżeli nie będziemy uczyć języka, to będziemy przygotowywać społeczeństwo o dwóch prędkościach. To, które będzie znało język i to bez tego zasobu.
To już widać na przykładzie liceów, techników i szkół zawodowych.
Wiele dzieci z Ukrainy zdecydowało się na naukę w technikum czy szkole zawodowej, bo to łatwiejsza ścieżka. To się nie wydarzyło dlatego, że są mniej sprawne intelektualnie czy marzyły o takiej drodze, ale dlatego, że to było dla nich osiągalne. One to wybrały na zasadzie konieczności, bo nie mogły pójść do liceum. To, na czym nam zależy - integracja, nie wydarzy się bez znajomosci języka.