Exclusive
20
min

Czy szczyt w Szwajcarii zakończy wojnę?

Globalny Szczyt Pokojowy odbędzie się w dniach 15-16 czerwca. Według źródeł szwajcarskiej gazety „NZZ”, weźmie w nim udział prezydent USA Joe Biden. Jeśli tak się stanie, spotkanie będzie miało najwyższy status - poziom głów państw. Szwajcarzy wysłali zaproszenia do prawie stu krajów, w tym Chin, Indii, Brazylii i RPA. Rosja nie została zaproszona. Rosyjscy dyplomaci zapowiedzieli jednak, że jeśli otrzymają zaproszenie, nie przyjmą go

Kateryna Tryfonenko

Globalny Szczyt Pokojowy odbędzie się w dniach 15-16 czerwca w Szwajcarii. Fot: Fabrice COFFRINI / AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Szczyt Pokojowy jest ważną platformą, ale nie powinniśmy oczekiwać od niego szybkich rezultatów. Co do tego zgadzają się zarówno ukraińscy, jak europejscy eksperci, którzy rozmawiali z serwisem Sestry. Osobną kwestią jest to, że wiele krajów, które nie stoją po stronie Ukrainy, prawdopodobnie wykorzysta tę platformę do promowania rosyjskiej agendy. To właśnie dlatego od czasu do czasu światowa przestrzeń publiczna była zalewana apelami do Ukrainy o powstrzymanie się od eskalacji i rozważenie negocjacji z Moskwą mających zakończyć działania wojenne. Wśród apelujących znalazł się nawet papież, którego rada dla Ukraińców, aby podnieśli białą flagę i rozpoczęli negocjacje, nim będzie za późno, wywołała znaczne oburzenie w Ukrainie i krytykę ze strony naszych partnerów w NATO, Polski i Niemiec.

Kto, jak i dlaczego popycha Ukrainę na ścieżkę dyplomacji/kapitulacji? I co powinniśmy z tym zrobić?

Show za wszystkie pieniądze

Przed Rosją otworzyło się okno możliwości. Rosjanie konsekwentnie kształtowali je od około połowy 2023 roku, prowadząc operacje informacyjne i psychologiczne, wpływając na Amerykanów i Europejczyków, wyjaśnia Rusłan Osypenko, dyplomata i ekspert ds. stosunków międzynarodowych:

- Udało im się zatrzymać amerykańską pomoc; Amerykanie wdali się w wewnętrzną dyskusję, podważyli europejską solidarność. Zdobyli pewne terytoria na linii frontu, my się wycofaliśmy, więc do lutego-marca mieli silną pozycję, a my byliśmy na słabej pozycji dyplomatycznej. I wtedy zaczęło się przedstawienie, jak to się mówi, ze wszystkimi pieniędzmi. Pojawili się chińscy mediatorzy, potem turecki prezydent, wreszcie papież. A wszystko to w parze z ostrzałem. Ukraińcy nie rozumieją, dlaczego infrastruktura energetyczna kraju została ostrzelana, gdy zima już się skończyła, a jednocześnie nasilił się ostrzał dużych miast, takich jak Charków, który jest bardzo wrażliwy dla przywódców politycznych.

Wszystko to nie jest niczym innym jak presją mającą doprowadzić Ukrainę do stołu negocjacyjnego, skłonić nas do podpisania kapitulacji i zmusić do uznania utraty okupowanych terytoriów

Pokój w zamian za terytoria – to nie jest nowy pomysł. Oto najświeższy przykład: 7 kwietnia „The Washington Post” poinformował, powołując się na swoje źródła, że Donald Trump może zaproponować Ukrainie oddanie niektórych terytoriów, takich jak Krym i Donbas, na rzecz Rosji. W reakcji rzecznik kampanii Trumpa nazwał dziennikarzy „The Washington Post” kłamcami, ale nie zakwestionował prawdziwości ich doniesień, mówiąc jedynie, że 45. prezydent USA nie przyjmie planu pokojowego, dopóki nie dojdzie do władzy i nie będzie mógł odpowiednio rozważyć wszystkich opcji. Można tylko spekulować, jakie są opcje Trumpa, biorąc pod uwagę jego wypowiedzi od początku inwazji na pełną skalę. Chwalił się między innymi, że zakończy wojnę w ciągu 24 godzin, narzekał, że USA dają Ukrainie zbyt dużo broni, i mówił o sprytnym rosyjskim dyktatorze Putinie, który chce pokoju.  

Prezydent Wołodymyr Zełenski odpowiedział na artykuł „The Washington Post” dobitnie: „Jeśli plan jest taki, że po prostu oddamy nasze terytoria, to jest to bardzo prymitywny plan”.

Z kolei 12 kwietnia rosyjska „Nowaja Gazieta”, która nazywa siebie opozycyjną wobec obecnego reżimu, opublikowała artykuł, w którym twierdzi, że prezydent Turcji Recep Erdogan planuje promować nowy projekt traktatu pokojowego między Ukrainą a Rosją. Obejmuje on zamrożenie wojny wzdłuż obecnej linii frontu, zobowiązanie do przeprowadzenia ogólnoukraińskiego referendum w sprawie kursu polityki zagranicznej kraju w 2040 r. oraz referendów na ukraińskich terytoriach okupowanych przez Rosję w czasie zamrożenia wojny. Ponadto Rosja nie będzie sprzeciwiać się przystąpieniu Ukrainy do UE, a Kijów zgodzi się na status bezaliansowy – innymi słowy, porzuci plany wstąpienia do NATO. Kancelaria prezydenta Ukrainy skomentowała te informacje stwierdzeniem, że z punktu widzenia Ukrainy może istnieć tylko jeden plan pokojowy: formuła pokojowa Zełenskiego.

Recep Erdogan wielokrotnie oświadczał, że Turcja jest gotowa do zorganizowania tzw. rozmów pokojowych między Ukrainą a Rosją. fot: Administracja Prezydenta Ukrainy (APU)

Rosyjska presja będzie kontynuowana, zaznacza Rusłan Osypenko, ponieważ Rosjanie rozumieją, że sprzyjające warunki nie będą trwać wiecznie:

- Okno możliwości zamknie się za ok. trzy miesiące, kiedy zostanie wybrany nowy Parlament Europejski. A w Europie tendencja jest taka, że tam będą wspierać Ukrainę. I nie chodzi o to, czy lubią, czy nie lubią naszego kraju, ale o to, że dajemy Europie czas na lepsze przygotowanie się do wojny. Więc nas poprą, przywiozą pociski, przylecą F-16, będzie równowaga sił między Ukrainą a Rosją na froncie. Putin może już nie mieć takiej okazji, jak teraz. Chyba że przyjdzie Trump i bezpośrednio wywrze na nas presję, wstrzymując w ogóle jakiekolwiek relacje. I postawi nam ultimatum, żebyśmy usiedli i coś podpisali.

Rosjanie na pewno mają taką kalkulację, ale obiektywnie w lipcu – sierpniu ich okno możliwości się zamknie

Strach przed wojną

Apele o szybsze zawieszenie broni i oświadczenia, że Ukraina powinna negocjować, są wynikiem trzech czynników, wyjaśnia Adam Rożewicz, analityk polityczny w Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich (Wilno). Po pierwsze, wiele osób na Zachodzie nie rozumie złożoności działań wojennych i nie postrzega wojny jako czegoś, co w rzeczywistości zagraża istnieniu Ukrainy:

- Kolejnym czynnikiem są kwestie polityczne. Najlepszym tego przykładem jest sposób, w jaki Donald Trump wykorzystuje wojnę, aby podnieść swój status i uzyskać przewagę polityczną we własnym kraju – by pokazać Amerykanom, że może zakończyć tę wojnę bardzo szybko, podczas gdy Biden nie mógł tego zrobić. Trzecim powodem jest to, że niektórzy ludzie koncentrują się na stanowisku Rosji, mówiąc, że jeśli Zachód zmusi Ukrainę do negocjacji, zyska przewagę. Takie głosy też słychać.

Wszyscy ci, którzy naciskają na Ukrainę, by negocjowała, od papieża po Trumpa, mogą mieć własne uzasadnienia i logikę. Jednak głównym wspólnym elementem jest strach przed wojną, jej konsekwencjami i obawa, że sami będą musieli walczyć, mówi Joris van Bladel, starszy pracownik naukowy w Egmont-Royal Institute of International Relations (Bruksela). Podaje on przykład z własnego doświadczenia:

- Kiedy organizuję konferencje wspierające Ukrainę lub piszę artykuły na ten temat, natychmiast spotykam się z bardzo negatywną reakcją niektórych obywateli, którzy twierdzą, że jestem podżegaczem wojennym. Dzieje się tak tylko dlatego, że mówię, że musimy pomóc Ukraińcom powstrzymać Rosjan.

Strach przed wciągnięciem w wojnę generuje agresję, a potem zaczyna się tak zwane utrzymywanie pokoju – a w rezultacie naciski na rządy, aby wywierały presję na Ukrainę

Pokój po pekińsku

Chiny nie potępiły inwazji Rosji na Ukrainę. Natomiast amerykańscy dziennikarze, powołując się na źródła wywiadowcze, od czasu do czasu donoszą, że Chińczycy pomagają Rosji w zdobywaniu broni.  

Oficjalny Pekin milczał przez rok, nim publicznie przedstawił swoje propozycje zakończenia wojny w Ukrainie. Chińczycy po raz pierwszy przedstawili 12-punktowy plan na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2023 r. Wzywa on do bezwarunkowego zawieszenia broni i wznowienia rozmów pokojowych. W chińskiej wersji wojna nazywana jest kryzysem ukraińskim, zauważa dr Stanisław Żelichowski, ekspert od spraw międzynarodowych, co jasno pokazuje, czyje interesy promują Chiny. Ponadto modelowane jest przesłanie, że skoro to kryzys, to łatwiej go rozwiązać:

- Stanowisko Chin jest jasne: mają silny sojusz z Rosją. Widzimy, że podczas ostatniej wizyty Ławrowa uzgodniono wzmocnienie współpracy strategicznej. Z drugiej strony Chiny nie chcą stracić rynków handlowych na Zachodzie i pogorszyć sobie stosunków z Unią Europejską. Dlatego Xi Jinping zamierza odwiedzić Europę na początku maja. To ważne dla Chin w kontekście ich projektu „Jednego pasa, jednej drogi”. I oczywiście nie chcą stanąć w obliczu europejskich lub amerykańskich sankcji, ale analizują je w kontekście swoich regionalnych ambicji, w szczególności dotyczących Tajwanu.

Krótko mówiąc, dla Chin ważne jest, aby Rosja nie przegrała, a Ukraina i Zachód nie wygrały, by nie było wyraźnych zwycięzców ani pokonanych
Li Hui, specjalny przedstawiciel rządu Chińskiej Republiki Ludowej ds. Eurazji, i Andrij Jermak, szef kancelarii prezydenta Ukrainy. Kijów, 7 marca 2024 r. Zdjęcie: APU

W ostatnich tygodniach chińska dyplomacja mocno się zaktywizowała. Od 2 do 11 marca Li Hui, specjalny przedstawiciel Pekinu ds. euroazjatyckich, udał się w podróż po Europie. Odwiedził cztery europejskie stolice: Paryż, Berlin, Warszawę i Brukselę, a także Kijów i Moskwę. Oczywiście, wizyta ta była pozycjonowana jako próba znalezienia konsensusu w celu rozwiązania konfliktu, ale w praktyce był to raczej rodzaj rozpoznania nastrojów, jak bardzo Europa jest zmęczona wojną i jak długo jest gotowa wspierać Ukrainę.

W rzeczywistości stanowisko Chin na zbliżającym się szczycie pokojowym w Szwajcarii będzie zależeć od odpowiedzi na te pytania, twierdzi Stanisław Żelichowski:

- Do tej pory Chiny nie wykazały żadnego zaangażowania w ukraińską formułę pokojową. Ale Globalny Szczyt Pokojowy będzie pod tym względem znaczący: zobaczymy, czy chińska delegacja będzie tam obecna, na jakim szczeblu i w jakiej roli.

Negocjacje nie na czasie

Jest taki stereotyp, że każda wojna kończy się negocjacjami, mówi Joris van Bladel. Ale jeśli jedna ze stron przystępuje do negocjacji ze słabej pozycji, oczywiste jest, na czyją korzyść się one zakończą:

- W tej chwili ani Ukraina, ani Rosja nie uważają, że mają wystarczająco silną pozycję, aby rozpocząć negocjacje. Jeśli Moskwa poczuje się zdominowana, przystąpi do rozmów i nazwie je pokojowymi. Dla Kijowa sytuacja nie jest obecnie zbyt jasna. Moim zdaniem rok 2024 jest dla Ukrainy rokiem przetrwania.

Ukraina musi przetrwać zapowiadaną na lato rosyjską ofensywę. W tej sytuacji rozmowy pokojowe byłyby absurdem

Bo takie rozmowy tylko wzmocniłyby pozycję Rosji, której celem jest zniszczenie Ukrainy. Zakwestionowałyby też prawo Ukrainy do istnienia. Dlatego jakiekolwiek negocjacje w tym momencie są całkowicie bez znaczenia.

Obecna strategia Zachodu, a także Ukrainy, polega na przeczekaniu 2024 roku, po czym możliwe będzie postawienie Rosji w bardzo złej sytuacji, przewiduje Adam Rożewicz:

- Przemysł obronny na Zachodzie rośnie, produkcja rośnie, a w dłuższej perspektywie Ukraina ma większe szanse na wygranie tej wojny niż Rosja. Całkowite moce produkcyjne Zachodu są znacznie większe niż w Rosji, ale wdrożenie tego wszystkiego zajmie dużo czasu.

Szczyt dla pokoju

Globalny Szczyt Pokoju, zainicjowany przez Ukrainę, odbędzie się w dniach 15-16 czerwca w szwajcarskim kurorcie Burgenstock niedaleko Lucerny.

„To forum dialogu na wysokim szczeblu na temat sposobów osiągnięcia kompleksowego, sprawiedliwego i trwałego pokoju dla Ukrainy zgodnie z prawem międzynarodowym i Kartą Narodów Zjednoczonych” – stwierdził szwajcarski rząd w oficjalnym oświadczeniu. Według Wołodymyra Zełenskiego Ukraina spodziewa się, że w spotkaniu weźmie udział do stu krajów:

- Każdy przywódca, każde państwo, które chce, aby rosyjska agresja zakończyła się prawdziwie sprawiedliwym pokojem, ma możliwość przyłączenia się do naszych globalnych wysiłków. Przygotowujemy szczyt, przygotowujemy jego konkretne wyniki – jasne stanowisko świata w sprawie sprawiedliwego zakończenia tej wojny. Nie ma alternatywy dla pokoju.

Szczyt odbędzie się w hotelu Bürgenstock w Szwajcarii. Zdjęcie: Shutterstock

Rosja nie została zaproszona do Szwajcarii. Z kolei rosyjscy dyplomaci oznajmili, że bez nich będzie to kolejna runda bezowocnych konsultacji, zapowiadając przy tym, że i tak nie wezmą w nich udziału, nawet jeśli otrzymają zaproszenie.

Szczyt pokojowy jest ważną inicjatywą samą w sobie, podkreśla Adam Rożewicz:

- Widzimy wysiłki prezydenta Zełenskiego i Ukrainy, a także kolegów z Zachodu, aby osiągnąć konsensus w NATO i krajach europejskich, że Ukraina nie powinna rezygnować ze swojego terytorium, prawa do członkostwa w NATO i tak dalej. Zasadniczo jest to więc bardziej konferencja konsensusu, mająca na celu pokazanie Rosji, że wszelkie próby narzucenia jej warunków, rosyjskich warunków Ukrainie, nie zostaną uznane przez kraje zachodnie.

Chodzi także o pokazanie całemu światu, nie tylko Rosji, ale i innym krajom, które są bardziej pasywne w tej wojnie, takim jak na przykład Indie – że istnieje silne poparcie dla sprawy ukraińskiej

„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz

Zachód miał wszystkie narzędzia, by przewidzieć wojnę Rosji z Ukrainą – i zignorował je. Jeszcze przed 2014 rokiem analizy docierały do najwyższych szczebli NATO. Przewidywały aneksję Krymu, zagrożenie dla Mariupola i rosyjską dominację na Morzu Czarnym. Prognozy były trafne, lecz większość państw członkowskich wybrała iluzję partnerstwa z Kremlem.

Czy zmiana jest jeszcze możliwa? Co jest do tego potrzebne? I czy NATO może pozostać skutecznym sojuszem bezpieczeństwa w nowej erze zagrożeń? Rozmawiamy z dr. Stefanie Babst, jedną z najbardziej wpływowych strategów bezpieczeństwa w Europie, która przez ponad 20 lat pracowała w sztabie NATO. Dziś jest niezależną analityczką, autorką książki o martwych punktach w zachodniej polityce wobec Rosji i aktywną uczestniczką międzynarodowych dyskusji na temat wojny, pokoju i bezpieczeństwa.

Ukraina, Rosja i błędy Zachodu

Maryna Stepanenko: Jak ocenia Pani dziś zdolność Zachodu do przewidzenia pełnej inwazji Rosji na Ukrainę? Czy były jakieś sygnały, których nie usłyszano? A może nie chciano ich usłyszeć?

Stefanie Babst: Było wiele ostrzeżeń, które nie zostały wysłuchane. Wyjaśnię to. W stosunkach międzynarodowych bardzo ważna jest precyzyjna ocena sposobu myślenia, możliwości i intencji innego aktora. W przypadku Rosji NATO nie zdołało tego zrobić. Jako szefowa szefowa sztabu planowania strategicznego wystosowałam pierwsze poważne ostrzeżenie w 2013 roku, kilka miesięcy przed aneksją Krymu. Sporządziłam analizę przedstawiającą złowrogie zamiary Rosji i przygotowania wojskowe przeciwko Ukrainie. Została ona przeanalizowana przez sekretarza generalnego i omówiona z państwami członkowskimi, lecz nie podjęto żadnych działań.

Państwa bałtyckie i Polska potraktowały analizę poważnie. Niemcy, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wolały utrzymać partnerstwo NATO – Rosja. Począwszy od 2014 roku intensyfikowaliśmy nasze analizy, przewidując zajęcie Mariupola, dominację Rosji na Morzu Czarnym i wykorzystanie Donbasu jako przyczółku. Prognozy te były udostępniane na najwyższych szczeblach, w tym w Radzie NATO, ale ostatecznie zostały odrzucone.

W 2015 i 2016 roku rozszerzyliśmy naszą uwagę na Chiny i ich powiązania z Rosją, oferując przyszłe scenariusze i prognozy oraz tak zwane „czarne łabędzie” – wydarzenia o dużym wpływie, które są trudne do przewidzenia, wydają się mało prawdopodobne, lecz mogłyby mieć poważne konsekwencje, gdyby do nich doszło. I znowu: wielu postrzegało to jedynie jako „ćwiczenie intelektualne”. Tak, NATO dysponowało narzędziami prognozowania i zignorowało je. A to ma bardzo wysoką cenę.

Wzywa Pani do rewizji zachodniej strategii wobec Rosji. Z jakimi martwymi punktami mamy wciąż do czynienia w polityce Zachodu, zwłaszcza w kontekście wspierania Ukrainy?

Trzy lata temu wezwałam do wypracowania silnej, wielopłaszczyznowej strategii odstraszania, aby pomóc Ukrainie nie tylko zamrozić wojnę, ale ją wygrać. Powoływałam się na zimnowojenne podejście George’a Kennana, wzywając do wykorzystania wszystkich narzędzi – ekonomicznych, dyplomatycznych i wojskowych – w celu wypchnięcia Rosji z Ukrainy. Ale nikt nie potraktował tego poważnie – z wyjątkiem niektórych krajów bałtyckich i skandynawskich.

NATO i UE wciąż nie mają zdefiniowanego celu końcowego. Gdyby celem było zwycięstwo Ukrainy, strategia zostałaby opracowana odpowiednio

Zachodni przywódcy nie docenili odporności Ukrainy i nie podjęli zdecydowanych działań nawet po przekroczeniu przez Rosję niezliczonych czerwonych linii. Prezydent Biden, choć zaangażowany w sprawy Ukrainy, formułował swoje podejście wokół tego, czego USA nie zrobią: nie sprowokujemy Rosji, nie damy Ukraińcom broni dalekiego zasięgu, nie zrobimy tego i tamtego. To nie jest strategia. A teraz, wraz z powrotem Trumpa, wiele europejskich rządów biernie liczy na amerykańsko-rosyjskie porozumienie, które po prostu zamrozi wojnę. To coś, co moim zdaniem jest niebezpieczne zarówno dla Ukrainy, jak Europy.

Moim głównym zarzutem jest brak woli politycznej na Zachodzie. Zbyt wielu ludzi wciąż wierzy, że to wojna Rosji przeciwko Ukraińcom. A to także nasza wojna

Dlaczego uważa Pani, że Europa nie przygotowała się na prezydenturę Trumpa?

Planowanie w ramach NATO i rządów europejskich jest często trudne, ponieważ politycy mają skłonność do skupiania się na celach krótkoterminowych, zwykle tylko na miesiąc do przodu. W sytuacji kryzysowej, zwłaszcza ze względu na nieprzewidywalność Waszyngtonu, Europa musi odejść od zarządzania kryzysowego i przestać reagować na każde wydarzenie, jak np. czyjś nowy tweet…

Europa powinna być twarda wobec Stanów Zjednoczonych, wysyłając jasny sygnał, że ich działania, w tym grożenie krajom takim jak Kanada i Dania, wstrzymywanie przekazywania informacji wywiadowczych Ukrainie i operacji cybernetycznych przeciwko Rosji są nie do przyjęcia. Decyzje te miały śmiertelne konsekwencje. Państwa członkowskie nie powinny obawiać się pociągania Stanów Zjednoczonych do odpowiedzialności za naruszanie podstawowych zasad Traktatu Waszyngtońskiego.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, niedawno udał się na Florydę, by spotkać się z prezydentem Trumpem w nadziei, że zaimponuje mu danymi dotyczącymi wydatków na obronność. Chwalił przywództwo Trumpa, a nawet twierdził, że „przełamał impas” w kwestii rosyjskiej. Tyle że to jest oderwane od rzeczywistości ciągłych rosyjskich ataków.

Jeśli sekretarz generalny NATO nie ma jasnego przesłania, najlepszym podejściem jest milczenie, skupienie się na wspieraniu państw członkowskich i ochronie ich przed wszelkimi zagrożeniami. Nie mamy czasu na puste słowa i polityczne gierki

Europejczycy powinni trzymać się z dala od amerykańskiego teatru politycznego i skupić się na wzmacnianiu zdolności obronnych i wspieraniu ukraińskiego przemysłu obronnego, by mógł oprzeć się rosyjskiej agresji.

Mark Rutte: – NATO chce uczynić Ukrainę silnym państwem. Zdjęcie: ADMINISTRACJA PREZYDENCKA UKRAINY

Migracja i wojna

Niemcy nie są już liderem UE pod względem liczby wniosków o azyl, jeśli chodzi o uchodźców z Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu. Jednocześnie w pierwszym kwartale 2025 r. liczba wniosków od Ukraińców wzrosła o 84%. Co to oznacza?

Jest całkiem jasne, że wielu Ukraińców zdecydowało się opuścić swój kraj z powodów osobistych i zawodowych. To naturalne i nikogo nie można za to winić. Ale ta migracja ma w Niemczech implikacje polityczne, zwłaszcza że skrajnie prawicowe partie wykorzystują ją, przedstawiając ukraińskich uchodźców jako obciążenie dla systemu społecznego, niezależnie od ich umiejętności czy motywacji. Tego typu nastroje są szczególnie silne we wschodnich landach, gdzie zyskały poparcie partie takie jak AfD i niektóre lewicowe ruchy populistyczne.

Martwi mnie brak silnego sprzeciwu ze strony rządu federalnego w Berlinie: powinny być wyraźniejsze komunikaty i silniejsze przywództwo polityczne

Jeśli do Niemiec przyjedzie więcej Ukraińców, to mam nadzieję, że następny rząd będzie miał do nich pozytywne nastawienie, uznając, że wielu może wnieść znaczący wkład w niemiecką gospodarkę. Oznaczałoby to ograniczenie biurokracji, przyspieszenie integracji i ułatwienia w zdobywaniu pracy. Czy tak się stanie – to się dopiero okaże.

W ostatnich tygodniach niektóre regiony w Niemczech zakomunikowały, że nie mogą już przyjmować ukraińskich uchodźców z powodu przeciążenia systemów socjalnych. Jak Pani to ocenia?

Prawdą jest, że lokalne społeczności w całych Niemczech borykają się z trudnościami w przyjmowaniu uchodźców. Problem pojawił się po decyzji kanclerz Angeli Merkel o otwarciu granic, co doprowadziło do napływu dużej liczby uchodźców z Syrii, Afganistanu i innych krajów. Wiele gmin jest przytłoczonych problemami mieszkaniowymi, językowymi i wsparciem integracyjnym.

Ukraińscy uchodźcy nie stanowią jednak takiego problemu.

Ukraińcy mają tendencję do dobrego integrowania się, przynoszą ze sobą solidne umiejętności i wykształcenie. Nie przyczyniają się też do napięć społecznych

Z kolei niektórzy uchodźcy z Bliskiego Wschodu mieli trudności z przystosowaniem się do liberalnych norm demokratycznych, co podsyciło skrajnie prawicowe narracje, zwłaszcza we wschodnich Niemczech. Partie takie jak AfD i postacie takie jak Sarah Wagenknecht wykorzystują to, promując antyukraińską retorykę, która ignoruje rzeczywistość rosyjskiej okupacji.

Niestety partie demokratyczne głównego nurtu nie robią wystarczająco dużo, by się temu przeciwstawić. Wraz z rosnącym poparciem amerykańskich prawicowych populistów, takich jak ci związani z Trumpem czy Muskiem, polaryzacja może się pogłębiać, stanowiąc poważne zagrożenie dla demokratycznej spójności Europy.

Europa na krawędzi

W obliczu wojny na pełną skalę w Ukrainie, w Polsce i Niemczech podejmowane są inicjatywy mające na celu przygotowanie dzieci w wieku szkolnym do sytuacji kryzysowych. Czy wskazuje to na głębszą zmianę w europejskiej kulturze bezpieczeństwa, w której obrona nie jest już tylko sprawą armii, ale całego społeczeństwa?

Chociaż w Niemczech uruchomiono pewne kursy związane z obronnością, nadal jest ich za mało. A społeczeństwo pozostaje w dużej mierze nieprzygotowane – zarówno psychicznie, jak fizycznie – do funkcjonowania w sytuacji kryzysowej.

Toczy się poważna debata na temat przywrócenia poboru do wojska, ale sondaże pokazują, że dwie trzecie osób w wieku od 20 do 30 lat odmawia służby. A wiele z nich twierdzi, że wolałyby wyemigrować, niż bronić kraju.

Odzwierciedla to głębszy problem: dziesięciolecia propagandy politycznej nauczyły Niemców, że żyją w pokoju, otoczeni przez sojuszników, i nie muszą przygotowywać się do konfliktu

W rezultacie w Niemczech brakuje również schronów, szkoleń z zakresu obrony cywilnej i podstawowych środków zwiększających odporność ludności. Zmiana sposobu myślenia będzie wymagała silnego przywództwa politycznego. Bez tego Bundeswehra pozostanie słabo obsadzona i niezdolna do wniesienia znaczącego wkładu w działania takie jak stworzenie potencjalnej koalicji rozjemczej w Ukrainie.

Czy nie za późno Europa zaczęła poważnie myśleć o własnej odporności na wypadek eskalacji konfliktu poza Ukrainą?

Niektóre kraje, takie jak Finlandia, Szwecja, Polska i kraje bałtyckie, nadały w ostatnich latach priorytet zarówno swym zdolnościom wojskowym, jak odporności społecznej. W miastach takich jak Ryga i Warszawa zagrożenie ze strony Rosji jest dobrze rozumiane. Jednak Niemcy, Belgia, Portugalia, Francja i inne kraje postrzegają wojnę Rosji z Ukrainą jako kwestię regionalną.

Na szczęście przywódcy tacy jak Kaja Kalas nalegają na stworzenie długoterminowej strategii przeciwko Rosji. Od samego początku rosyjskiej inwazji twierdziłam, że musimy przygotować się na długotrwały konflikt. Bo dopóki reżim Putina pozostanie u władzy, Rosja będzie nadal stanowić zagrożenie dla Ukrainy i całej Europy.

Strategiczna wizja

Jak wyobraża sobie Pani strukturę „koalicji chętnych”? Jakie ramy strategiczne lub instytucjonalne będą ważne dla skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej agresji, biorąc pod uwagę wyzwania w NATO, w tym wpływy populistycznych przywódców w rodzaju Trumpa?

Podczas mojej pracy w NATO byłam dumna ze zdolności mojego zespołu do przewidywania wyzwań, zanim się one pojawiły, zwłaszcza jeśli chodzi o rozszerzenie NATO. Byłam mocno zaangażowana w przyjmowanie nowych członków, w tym państw bałtyckich, Słowenii i Słowacji.

Jedną z rzeczy, na które miałam nadzieję, było zobaczenie flagi Ukrainy w kwaterze głównej NATO. Jednak już nie wierzę, że to realistyczny cel

Uważam, że Ukraina powinna skupić się na budowaniu nowej koalicji z podobnie myślącymi krajami, a nie na dążeniu do członkostwa w NATO. Sojusz, zwłaszcza wskutek destrukcyjnej polityki niektórych, jest coraz bardziej podzielony.

Gdybym doradzała prezydentowi Zełenskiemu, zaleciłbym mu, by nie marnował energii na starania o członkostwo w NATO, a zamiast tego skupił się na wzmacnianiu szerszego, bardziej elastycznego sojuszu mającego przeciwdziałać rosyjskiej agresji. To pozwoliłoby nam wyjść poza status quo i przygotować się na przyszłość.

Jak długo Pani zdaniem Sojusz może utrzymać swoją obecną strukturę, zanim poważne zmiany staną się nieuniknione?

Kiedy prezydent Trump został ponownie wybrany, przewidywałam, że podważy porządek oparty na zasadach. Już teraz widzimy znaczne szkody wyrządzone NATO, zwłaszcza w zakresie zobowiązań USA. Kraje europejskie rozpoczęły dyskusję na temat silniejszego europejskiego komponentu NATO, z planami przygotowania się na ewentualne wyjście USA w ciągu od 5 do 10 lat. Uważam jednak, że te ramy czasowe są zbyt optymistyczne: możemy mieć tylko 5 do 10 miesięcy do chwili, gdy zobaczymy nowe zakłócenia.

Jaka przyszłość czeka NATO? Zdjęcie: BRENDAN SMIALOWSKI

NATO przegapiło okazję do przygotowania się na te wyzwania. W 2016 roku przygotowałam dla Sekretarza Generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego dokument przedstawiający potencjalne szkody, które mógłby wyrządzić Trump – ale został on wówczas odrzucony. Poruszone wtedy przeze mnie kwestie są nadal aktualne, lecz biurokracja NATO jest wciąż niechętna planowaniu scenariuszy awaryjnych.

Jeżeli Sojusz nie zacznie działać, ryzykuje, że pozostanie organizacją reaktywną, nieustannie reagującą na tweety Trumpa, zamiast tworzyć proaktywne perspektywy

Mam nadzieję, że kraje takie jak Francja, Wielka Brytania i kraje nordyckie będą współpracować z Ukrainą, by stworzyć nowy sojusz, który będzie w stanie stawić czoło przyszłym wyzwaniom.

Zdjęcie główne: MANDEL NGAN/AFP/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Maryna Stepanenko

Negocjacje między Ukrainą a USA w sprawie współpracy w sektorze minerałów trwają od lutego. Początkowo planowano podpisanie umowy ramowej. Stworzyłaby ona m.in. fundusz inwestycyjny, do którego Ukraina kierowałaby środki uzyskane ze sprzedaży swoich zasobów mineralnych.

Pod koniec marca USA zaproponowały jednak nową wersję umowy. Jej tekst nie został upubliczniony, ale Zełenski stwierdził, że dokument ten będzie musiał zostać ratyfikowany przez Radę Najwyższą. Wyciek szczegółów nowej wersji umowy wywołał wiele kontrowersji. Bo jeśli są autentyczne, wychodzi na to, że USA chcą pozbawić Ukrainę kontroli nad własnymi zasobami i infrastrukturą.

Jakie są czerwone linie Ukrainy w negocjacjach z Amerykanami? Czy Kijów może zmienić warunki umowy o eksploatacji złóż? I czy w ogóle jest sens ją podpisywać?

Śmiać się, czy płakać?

Przyszła umowa musi uwzględniać interesy obu stron i nic w tym dokumencie nie może podważać istniejących zobowiązań Ukrainy, w tym finansowych, w ramach Europejskiego Programu Pomocy Makrofinansowej MFW. Tak sprawę widzi Olga Stefaniszyna, wicepremierka Ukrainy ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej.

Z kolei Andrij Sybiha, minister spraw zagranicznych Ukrainy, podkreśla, że przyszła umowa nie powinna być sprzeczna z kursem jego kraju w kierunku członkostwa w UE.

Jeśli 55-stronicowy dokument, który wyciekł do „Financial Times”, jest autentyczny, obecna wersja umowy o złożach, którą USA przedstawiły Ukrainie, wykracza daleko poza minerały i górnictwo, ocenia dr Patrick Schröder z brytyjskiego think tanku Chatham House:

– Jak zauważyło wielu komentatorów, projekt nakłada na Ukrainę wiele żądań i zobowiązań, podczas gdy Stany Zjednoczone mogą zyskać, nie podejmując żadnych wiążących zobowiązań. To się wydaje raczej niezrównoważone.

Ukraiński poseł Jarosław Żelezniak twierdzi, że projekt umowy przewiduje utworzenie amerykańsko-ukraińskiego funduszu z pięcioosobową radą nadzorczą, w której trzej członkowie z USA mieliby pełne prawo weta.

Według niego umowa ma dotyczyć nie tylko metali ziem rzadkich, ale wszystkich minerałów na terenie całej Ukrainy, w tym ropy i gazu. Stany Zjednoczone proponują uznać pomoc udzieloną Ukrainie od 2022 roku za swój wkład do funduszu. Donald Trump wymienia różne kwoty, ale najczęściej mówi o 350 miliardach dolarów. Co więcej, Amerykanie chcą, aby była to umowa na czas nieokreślony. Tylko Stany Zjednoczone mogłyby ją zmienić lub wypowiedzieć.

Trudno traktować takie propozycje poważnie, mówi prof. Ołeksandr Sawczenko, ekonomista:

– Szczerze mówiąc to, co przeczytałem, na początku mnie rozśmieszyło. A potem pomyślałem, że ktoś z administracji USA celowo wymyślił taki absurd, żeby cały świat się śmiał albo płakał.

To sygnał dla Ukrainy: uciekajcie jak najdalej

Zielone niebo Trumpa

Aaron Burnett, starszy pracownik w berlińskiej Democratic Strategy Initiative, ostrzega, że każdy, kto podpisuje umowę z Trumpem, powinien być bardzo ostrożny. Bo bez względu na to, co stanowi umowa, amerykański prezydent może po prostu jej nie honorować. Może również zapomnieć o tym, co podpisał i do czego się zobowiązał, bo nie rozumie zbyt dobrze podstawowych faktów. Wymownym tego przykładem jest twierdzenia Trumpa, że USA wydały najwięcej na pomoc dla Ukrainy, chociaż to Europa jest tu na pierwszym miejscu. Zdaniem Burnetta nie ma więc sensu mówić, że Ukraina jest Stanom Zjednoczonym coś winna:

– Tyle że fakty nie mają dla Trumpa znaczenia. On ma pomysł w głowie i będzie go realizował. Jest tego rodzaju osobą i tego rodzaju przywódcą, że jeśli zdecyduje, że niebo jest zielone, to niebo będzie zielone i będziesz musiał się z nim o to spierać.

To największe ryzyko: Trumpowi nie można ufać
Czego jest więcej w projekcie umowy z Amerykanami: strat czy korzyści? Zdjęcie: SERHIY SUPINSKY/AFP/East News

Patrick Schröder podkreśla, że teraz Ukraina stoi przed pytaniem, jak chronić swoje interesy narodowe w negocjacjach z administracją Trumpa. Obecna wersja umowy niesie bowiem dla Ukrainy więcej zagrożeń niż korzyści:

– Ale Ukraina jest w trudnej sytuacji, ponieważ brak porozumienia może oznaczać, że USA wycofają wsparcie wojskowe, jak to miało miejsce po spotkaniu w Białym Domu Zełenskiego z Trumpem kilka tygodni temu. Określenie ram prawnych w negocjacjach jest kluczowe, bo pomoże Ukrainie chronić swoje interesy narodowe. Ważne byłoby również dodanie klauzuli, że po jakimś czasie, np. po 5 latach, kiedy USA będą miały nowego prezydenta, umowa mogłaby zostać zaktualizowana.

Negocjować bez pośpiechu

Chociaż Stany Zjednoczone oficjalnie deklarują pełną gotowość do zawarcia umowy w sprawie minerałów z Ukrainą, w ostatnich tygodniach doszło do znacznego zaostrzenia amerykańskiej retoryki. Kulminacją była wypowiedź Donalda Trumpa z 31 marca, w której oskarżył Zełenskiego o próbę porzucenia umowy i ostrzegł, że w takim przypadku Ukrainę czekają poważne problemy. Trump powiedział również, że ponoć słyszał o zamiarach Zełenskiego podpisania umowy wyłącznie w zamian za postępy Ukrainy w jej dążeniu do członkostwa w NATO. Zełenski publicznie zaprzeczył, by tak było.

Na tym jednak krytyka ze strony USA się nie kończy. 5 kwietnia sekretarz skarbu USA Scott Bessent w wywiadzie dla Tuckera Carlsona oskarżył Ukrainę, że trzykrotnie zgodziła się na umowę, ale nigdy nie spełniła swoich obietnic. Bessent przypomniał incydent w Białym Domu, kiedy to według niego wszystkie dokumenty były gotowe do podpisu, lecz strona ukraińska wszystko zniweczyła. Wyraził jednak nadzieję, że umowa zostanie podpisana w najbliższej przyszłości.

W ocenie Patricka Schrödera Ukraina będzie musiała kontynuować negocjacje z administracją Trumpa, ale bez pośpiechu.

– Ukraiński rząd i negocjatorzy będą musieli zidentyfikować i usunąć z umowy te klauzule, które są bezpośrednio sprzeczne z ukraińskim prawem – mówi Schröder. – Ważnym elementem będzie skupienie się na długoterminowym mechanizmie inwestycyjnym i zabezpieczenie amerykańskich inwestycji w ukraińskim sektorze wydobywczym i przetwórczym.

Oczywiście administracja Trumpa ma polityczną motywację, by sprawdzić, czy istnieje sposób na wykorzystanie tej umowy do zabezpieczenia jakiegoś porozumienia pokojowego z Putinem, zaznacza Aaron Burnett:

– Myślę, że to błędne podejście. Są jednak w amerykańskiej administracji ludzie, którzy uważają, że to bezpieczna droga. Inną rzeczą jest to, że Trump nie postrzega negocjacji jako czegoś korzystnego dla obu stron.

Jest typem negocjatora bardzo podobnym do Putina. By poczuć, że wygrał, osoba, z którą negocjuje, musi przegrać

Poza tym, zdaniem Burnetta, administracja Trumpa musi pokazać swoim wyborcom, że odniosła sukces.

– Chce powiedzieć im: „Hej, mamy coś ze wspierania Ukrainy”. Wielu zagorzałych zwolenników MAGA to kupi. Jednak dopóki nie ma porozumienia, nie będzie sposobu, aby to osiągnąć – uważa ekspert.

Według Ołeksandra Sawczenki dobrze byłoby, gdyby Ukraina zaproponowała jakiegoś pośrednika w negocjacjach z USA:

– Zełenski powinien powiedzieć wprost: „Przykro mi, ale my straciliśmy doświadczenie w tworzeniu takich funduszy. Zwróćmy się, dajmy na to, do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, niech nam pomogą”. Ten bank działałby przez jakieś sześć miesięcy lub rok i gwarantuję, że stworzyłby bardzo dobry produkt. Wtedy Trump mógłby zaoferować podobny układ rosyjskiemu przywódcy.

– Putin, wraz z Dmitriewem [Kiriłł Dmitriew jest przedstawicielem Rosji w negocjacjach z USA – red.], szefem rosyjskiego funduszu inwestycyjnego, mówi, że chce stworzyć wspólne fundusze na wydobycie surowców i czego tam jeszcze – mówi Sawczenko.

– Niech więc Trump w miejscu, w którym napisano: „Ukraina”, napisze: „Rosja”, i zaproponuje im zawarcie takiej umowy. Zobaczymy, jak zareagują

Martwy układ

Patrick Schröder podkreśla, że UE zdecydowanie powinna być zaangażowana w negocjacje Kijowa z Waszyngtonem:

– Byłoby to pożyteczne dla Ukrainy, bo pomogłoby jej uniknąć podpisania złej umowy. Prawnicy Unii mogliby wskazać te problematyczne elementy, które mogłyby zagrozić członkostwu Ukrainy w UE. Ukraiński rząd powinien zasięgnąć porady prawnej Unii w sprawie obecnej propozycji, nawet nieformalnie.

Kopalnia odkrywkowa tytanu w rejonie Żytomierza. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News

W opinii Aarona Burnetta dla Ukraińców sensowne jest kontynuowanie rozmów i negocjacji nie tylko z administracją Trumpa, ale ze wszystkimi potencjalnymi interesariuszami – z przyjaciółmi w Kongresie i itp. A także utrzymywanie jak najlepszych kontaktów z pozostałymi sojusznikami i przepracowanie wszystkich możliwych alternatyw. Bo to, co jest teraz, to oferta wyzysku.

– Myślę, że ukraiński rząd powinien również szczególnie mocno lobbować wśród europejskich rządów, uświadamiając im, że to kwestia bezpieczeństwa europejskiego, obszar odpowiedzialności Europy – mówi Burnett. – Jedną z najważniejszych rzeczy jest nakłonienie europejskich rządów do poparcia pomysłu konfiskaty rosyjskich aktywów. Te 300 miliardów dolarów w zamrożonych funduszach byłoby dla Ukrainy kołem ratunkowym. Ukraina musi zwrócić się do swoich europejskich partnerów i powiedzieć: „Jeśli nie pomożecie nam w znalezieniu realnej alternatywy, możemy zostać zmuszeni do podpisania porozumienia z USA.

Tyle że nie ma gwarancji, że nawet jeśli będziemy musieli to podpisać, to Amerykanie pod rządami Trumpa będą honorowali jakiekolwiek umowy”

Jak podkreśla Sawczenko, w historii nigdy nie było propozycji tworzenia takich funduszy – nawet po kapitulacji Niemiec.

– Tym bardziej niemożliwe jest skapitalizowanie wirtualnych ukraińskich długów, które Trump, Vance czy Musk mają w głowach – zaznacza profesor. – Nie możesz rozpocząć działalności gospodarczej z takimi wymyślonymi długami, gdy musisz zatrudniać ludzi, kupować sprzęt i realizować projekty. Z ekonomicznego punktu widzenia to martwy układ, który nie ma szans na realizację.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Kateryna Tryfonenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Estoński generał: – Pokój na warunkach USA to ryzyko rosyjskiej zemsty

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress