Exclusive
20
min

Dlaczego odwołano misję MFW w Moskwie?

Sytuacja w Ukrainie eskaluje. Putin mógłby uwięzić delegację MFW, by wymienić ją na swoich – mówi ekonomista Ołeksandr Sawczenko

Kateryna Tryfonenko

MFW odwołał wizytę w Moskwie. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy odłożył na czas nieokreślony swą planowaną misję w Moskwie. Wcześniej dziewięć krajów europejskich sprzeciwiło się wznowieniu współpracy z Rosjanami. Aleksiej Możin, rosyjski dyrektor wykonawczy w MFW, powiedział rosyjskim mediom, że powodem odroczenia jest „techniczne nieprzygotowanie” misji do przeprowadzenia konsultacji. Informacja o tym, że MFW zamierza odwiedzić Rosję w celu omówienia jej rozwoju gospodarczego, pojawiła się na początku września. Konsultacje online miały rozpocząć się 16 września.

O poczynaniach MFW, o stanie rosyjskiej gospodarki, współpracy Kijowa z Funduszem i o tym, co stanie się z kursem walut w Ukrainie rozmawiamy z prof. Ołeksandrem Sawczenką, ukraińskim ekonomistą.

Kateryna Tryfonenko: Dlaczego MFW odwołał wizytę swojej misji w Moskwie? Z powodu protestu krajów europejskich?

Ołeksandr Sawczenko: Mam trzy wersje. Pierwsza jest taka, że powodem były protesty wielu krajów Europy Wschodniej i Północnej. W MFW decyzje są podejmowane przez radę dyrektorów, a USA, UE i Japonia mają w niej kluczowe udziały – w sumie ponad 50%. Chiny mają nieco mniej niż 5%, a Rosja mniej niż 3%. Kraje, które zaprotestowały, mają łącznie około 5% udziałów. Jednak ich głosy również mają pewien wpływ, chociaż tradycyjnie wszystkie strategiczne decyzje w MFW są podejmowane przez Departament Skarbu USA lub Departament Stanu USA. Zakładam, że były jakieś porozumienia między USA a Rosją, ale potem wydarzył się protest.

Drugą kwestią jest to, czy zagwarantowano bezpieczeństwo amerykańskiej delegacji w Rosji. Zakładam, że w ostatniej chwili amerykańskie agencje wywiadowcze stwierdziły, że nie mogą tego zagwarantować. Pracowałem kiedyś jako dyrektor wykonawczy w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Podczas podróży do Armenii i Gruzji zostaliśmy schwytani – duża, ośmioosobowa delegacja z Europy. Spędziliśmy kilka dni w jakiejś bazie, otoczeni przez uzbrojonych ludzi. Potem wywieziono nas z Gruzji, nie pozwolono nam spotkać się z Szewardnadze [Eduard Szewardnadze, w latach 1995-3003 prezydent Gruzji – red]. Po tym incydencie kwestie bezpieczeństwa we wszystkich międzynarodowych organizacjach finansowych zostały podniesione do bardzo, bardzo wysokiego poziomu. Jeśli istniało nawet minimalne zagrożenie, wizyty były odwoływane. To może być powód. Sytuacja w Ukrainie zaostrza się, a Putin mógłby przejąć tę delegację, by potem wymienić ją na kogoś swojego.

Trzecim powodem mogło być to, że coś poszło nie tak między amerykańskimi i rosyjskimi agencjami wywiadowczymi. Ostatnio nastąpiło wyraźne ocieplenie – ale może znów się pogorszyło?

Ja najbardziej skłaniam się ku drugiemu powodowi: że bezpieczeństwo nie zostało zagwarantowane

A po co w ogóle było to potrzebne MFW? Jaki był cel zainicjowania misji w Moskwie?

Stany Zjednoczone są politycznym i gospodarczym liderem tej międzynarodowej organizacji. Są największym udziałowcem Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Myślę więc, że była polityczna koordynacja tej wizyty z Waszyngtonem. To pierwszy fakt. Po drugie, ważne jest, by wszyscy zrozumieli, że Rosja również jest członkiem tej organizacji. Ma nawet swojego dyrektora, który pracuje w Waszyngtonie, natomiast w Moskwie znajduje się przedstawicielstwo Funduszu. Już dawno temu, jeszcze przed agresją z 2014 roku, zdecydowano, że pożyczki dla Rosji zostaną wstrzymane. Ogólnie rzecz biorąc, Moskwa nie potrzebowała wcześniej pożyczek, ponieważ miała podwójną nadwyżkę: zarówno w budżecie, jak na rachunku obrotów bieżących. Jednak MFW, oprócz pożyczania pieniędzy krajom, które ich potrzebują, pełni również inne funkcje: zapewnia doradztwo i kompiluje globalne statystyki dotyczące przepływów kapitałowych.

To główne funkcje Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Minęło około półtora roku, odkąd Rosja przestała publikować dane gospodarcze. Większość informacji, które miały trafiać do Funduszu, została po prostu wstrzymana.

Biorąc pod uwagę wszystkie te fakty myślę, że wizyta delegacji MFW mogła mieć na celu uzyskanie większej ilości informacji na temat stanu rosyjskiej gospodarki: eksportu, importu, deficytu. Bo teraz to wszystko jest we mgle.

Dlaczego MFW musi analizować rosyjską gospodarkę?

MFW przygotowuje raporty – roczne, kwartalne, sektorowe – aby uzyskać pełny obraz sytuacji na całym świecie. By to robić, oczywiście chcieliby mieć wszelkie potrzebne informacje.

Po drugie, zakładam, że może to być sygnał ze strony Stanów Zjednoczonych, że jeśli wojna się skończy, Waszyngton nie będzie przeciwny przywróceniu pełnoprawnych stosunków między Rosją a MFW. Czyli – business as usual. Ponadto celem misji byłoby dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co dzieje się w Rosji, dowiedzieć się, jaki jest jej PKB, ponieważ Rosjanie deklarują 2 biliony, ale w rzeczywistości może to być 1,5 biliona. Albo, na przykład, jaka jest tam stopa inflacji. Rosja mówi o 9% rocznie, ale ich stopa refinansowania wynosi już 19%. Zgodnie ze wszystkimi kanonami, stopa refinansowania nie może tak bardzo odbiegać od inflacji, aby była od niej dwukrotnie wyższa. Oznacza to, że realna inflacja w Rosji nie wynosi 9%, ale około 17-18%.

Myślę, że takie właśnie względy skłoniły Międzynarodowy Fundusz Walutowy do zaplanowania tej podróży. Podkreślam jednak, że musiała ona zostać pobłogosławiona przez Stany Zjednoczone. Nie pojawiłaby się w agendzie bez rekomendacji lub zgody Waszyngtonu.

Motywacja MFW jest jasna. Ale dlaczego Rosja miałaby potrzebować tego audytu? Jest przecież mało prawdopodobne, że Moskwa ujawni swoje prawdziwe wyniki gospodarcze.

Po pierwsze, Rosja mogłaby wykorzystać misję MFW do celów politycznych, mówiąc: „Spójrzcie, nie jesteśmy wyrzutkami, cały Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyjechał do nas”.

Jeśli chodzi o dostęp do informacji, nie ujawniliby ich. Wręcz przeciwnie, zrobiliby wszystko, aby dezinformować MFW

Ale w Funduszu pracują dobrzy specjaliści i eksperci, którzy mogliby ustalić prawdziwy obraz.

Powinniśmy również pamiętać, że MFW zatrudnia wiele osób z rosyjskimi paszportami. A 99%, a może nawet 100% z nich pracuje dla rosyjskiego wywiadu. Tak więc Rosja wie wszystko, co dzieje się w MFW, a MFW niewiele wie o prawdziwym stanie rosyjskiej gospodarki. Dla Funduszu ta misja mogłaby być okazją do wypełnienia jakichś luk. Oznaczałoby to, że to jest gra.

Czy to, że misja została przełożona, jest dobre, czy złe dla Ukrainy?

Dobre. Bo gdyby ta wizyta się odbyła, Rosja wykorzystałaby ją jako dowód ocieplenia stosunków z Zachodem. A to pomogłoby podnieść notowania Putina w oczach pewnej części rosyjskiego społeczeństwa. Nie wszyscy tam są twardogłowymi idiotami, którzy całkowicie go popierają. Jest około 10-15% mniej lub bardziej inteligentnych ludzi, którzy są przeciwni wojnie i wszystko rozumieją. Taka wizyta mogłaby ich przekonać, że sprawy nie wyglądają aż tak źle.

11 września misja MFW zakończyła swoją pracę w Ukrainie. Jak Pan ocenia negocjacje MFW z ukraińskim rządem? Na ile były skuteczne?

Były skuteczne, ponieważ obiecano nam 1,1 miliarda dolarów w ramach 4-letniego programu o łącznej wartości 16 miliardów dolarów. Ukraina stała się największym odbiorcą Międzynarodowego Funduszu Walutowego. MFW generalnie pozytywnie ocenia politykę gospodarczą Ukrainy, jednak w czasie pracy misji nadal istniały pewne naruszenia stabilności systemu podatkowego. Ukraiński rząd opracowuje obecnie plany podniesienia podatków zarówno dla przedsiębiorców, jak obywateli, co może mieć negatywny wpływ na gospodarkę.

Delegacja ukraińska podczas spotkania z przedstawicielami MFW. Waszyngton, 2023. Zdjęcie: OPU

Poza tym jednak gospodarka radzi sobie bardzo dobrze. W pierwszym kwartale wzrosła o ponad 6%, a szacunki, że w ciągu roku wzrośnie o około 4%, są całkiem realistyczne.

Ogólnie rzecz biorąc, Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest zadowolony z polityki gospodarczej, monetarnej i fiskalnej Ukrainy. Ale muszę szczerze powiedzieć, że powodem tego zadowolenia jest nie tylko profesjonalizm ukraińskiego rządu, lecz także pomoc Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które pokrywają ogromne deficyty budżetowe Ukrainy. Bez tej pomocy nie byłoby takiego poziomu stabilności i wzrostu.

Skoro sytuacja jest stabilna, to dlaczego w Ukrainie występują wahania kursów walut? I co będzie dalej?

To nie są podwyżki kursu walut. W rzeczywistości to niewielka dewaluacja hrywny, co jest całkiem logiczne i właściwe, ponieważ pozwala rządowi zwiększyć dochody budżetowe. Jednym z głównych źródeł dochodów jest podatek VAT od importu. Import jest duży, a im tańsza jest hrywna, tym więcej wpłynie do budżetu. Dlatego ukraińskie Ministerstwo Finansów jest zainteresowane osłabieniem hrywny.

Bank narodowy prowadzi mniej lub bardziej niezależną politykę, ale wszystko mieści się w prognozie. Około 42 hrywien za dolara pod koniec roku, a może nawet nieco więcej, jest w zasadzie czymś normalnym dla gospodarki kraju w stanie wojny.

Pomoc finansowa powstrzymuje znaczne wahania kursu walutowego i prowadzi do tego, że rezerwy walutowe Ukrainy wkrótce pobiją rekord

One rosną – i to bardzo dobrze, ponieważ w przypadku wystąpienia siły wyższej, na przykład niekorzystnego wyniku wyborów w Stanach Zjednoczonych, pozwoli to Ukrainie samodzielnie przetrwać ponad rok. Innymi słowy, sytuacja makroekonomiczna jest w zasadzie stabilna, a lekkie osłabienie hrywny jest normalne.

No items found.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Dzień po wyborach prezydenckich w USA upadła niemiecka koalicja rządząca. 6 listopada kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował Christiana Lindnera, ministra finansów i lidera Wolnej Partii Demokratycznej, oskarżając go o egoizm i nieodpowiedzialność. Według niemieckich mediów głównym problemem był budżet na przyszły rok. Czy Olaf Scholz pozostanie na fotelu kanclerza? Jakie są szanse skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych krytyków pomocy Ukrainie na wzmocnienie swoich pozycji po przedterminowych wyborach? I jak niemiecki kryzys polityczny może wpłynąć na poparcie dla Kijowa i bezpieczeństwo europejskie? Oto opinie ekspertów.

Ampelkoalition już nie działa

Tworząca rząd tak zwana „koalicja sygnalizacji świetlnej” [niem. Ampelkoalition, od partyjnych barw jej członków – aut.] socjaldemokratów z SPD, Zielonych i liberałów z FDP była bardzo niejednorodna. Tworzące ją partie mają różne interesy, różne programy i są od siebie bardzo odległe, zaznacza Thomas Birringer, dyrektor Konrad-Adenauer-Stiftung w Ukrainie:

– Liberałowie są małą, zorientowaną na rynek partią, podczas gdy pozostałe dwie partie są większe i koncentrują się na kwestiach społecznych. To główny problem. Obecny kryzys wynika z różnic w podejściu do polityki gospodarczej i finansowej. Liberałowie domagali się wielu reform rynkowych, by Niemcy znów stały się bardziej konkurencyjne, podczas gdy socjaldemokraci i Zieloni byli przeciwni takim pomysłom – szczególnie idei budżetu bez wzrostu długu publicznego. Było też kilka innych kwestii, w których koalicjanci mieli różne opinie, głównie migracja i pomoc dla Ukrainy. Jednak w porównaniu z problemami gospodarczymi i finansowymi dwie ostatnie sprawy nie były decydujące dla przetrwania koalicji.

Przez kolejny miesiąc Bundestag będzie pracował, jak zwykle. 16 grudnia odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu. Jeśli wynik będzie negatywny – a nie ma co do tego wątpliwości – prezydent Niemiec będzie musiał ogłosić rozwiązanie rządu i przedterminowe wybory, których przygotowanie zajmie 60 dni. Główne siły polityczne i prezydent Frank-Walter Steinmeier uzgodnili już ich datę: 23 lutego. Planowo wybory parlamentarne miały się odbyć 8 miesięcy później, we wrześniu 2025 roku.

Trójpartyjna koalicja w Niemczech rozpadła się 6 listopada. Zdjęcie: TOBIAS SCHWARZ/AFP/Eastern News

„Koalicja sygnalizacji świetlnej” doprowadziła Niemcy do ślepego zaułka, więc jej upadek był tylko kwestią czasu, uważa Roderich Kiesewetter, członek opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej:

– Niestety zmarnowaliśmy trzy lata na dostosowanie niemieckiej polityki bezpieczeństwa do pilnych zmian geopolitycznych. W nowej koalicji rządowej musi nastąpić absolutna zmiana kierunku polityki bezpieczeństwa. Potrzebujemy zintegrowanego odstraszania i obrony przed CRINK, czyli sojuszem Chin, Rosji, Iranu i Korei Północnej, który już atakuje nasze społeczeństwa. Oczywiście Niemcy muszą też  wreszcie zmienić cel i strategię swojego wsparcia dla Ukrainy i ostatecznie poprzeć plan zwycięstwa Zełenskiego.

Niemiecki kryzys a Ukraina

Niemcy bardzo pomogły Ukrainie od początku wojny na pełną skalę, ale prawdopodobnie mają potencjał, by odegrać jeszcze większą rolę, podkreśla Wołodymyr Dubowyk, dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych. Niemiecki kryzys może doprowadzić do pewnych pozytywnych zmian:

– Negatywną jego stroną jest to, że kryzys tylko przedłuża okres, w którym Niemcy nie mogą odgrywać bardziej aktywnej roli w zakresie pomocy Ukrainie i ochrony bezpieczeństwa europejskiego. Jednak jeśli proces wyborczy przebiegnie szybko i obecny układ rządzący przegra wybory, a chadecy sobie poradzą, to będzie to dla nas dobra wiadomość.

Bo Friedrich Merz, lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, pozycjonuje się jako polityk całkowicie proukraiński

W ostatnich latach Niemcy nie były wzorem przywództwa w Europie i straciły sporo zaufania wśród swoich partnerów z NATO, ocenia Roderich Kiesewetter:

– Cieszę się, że Polska, kraje bałtyckie i nordyckie, Dania i Czechy są obecnie liderami w obronie bezpieczeństwa Europy i wyraźnie opowiadają się za coraz skuteczniejszym wspieraniem Ukrainy. Jestem szczególnie wdzięczny Polsce, która stara się wypełnić próżnię wytworzoną przez Niemcy i która może być rozsądnym ośrodkiem kontaktowym dla nowej administracji USA.

Wsparcie dla Ukrainy musi zostać wzmocnione.

– Przede wszystkim muszę obalić mit, że Niemcy są drugim największym darczyńcą Ukrainy – dodaje Kiesewetter. – Tak nie jest. Tylko około 20% naszego wsparcia to wsparcie wojskowe. Ponad 60% tego wsparcia pozostaje w Niemczech, ponieważ jest wykorzystywane na rzecz uchodźców. Dlatego jesteśmy na samym dole listy krajów w Europie, jeśli chodzi o wsparcie wojskowe. Przeznaczamy na to 0,1% PKB, podczas gdy Dania 1,6%, Wielka Brytania 0,3%, a Estonia 1,5%.

„Koalicja sygnalizacji świetlnej” ogłosiła, że w 2025 r. wsparcie dla Ukrainy zostanie zmniejszone o połowę, zablokowała podstawowe dostawy, na przykład pocisków Taurus, i sprzeciwiła się zaproszeniu Ukrainy do NATO

Jednak rząd w Berlinie obiecuje, że mimo rozpadu koalicji Niemcy wypełnią wszystkie swoje zobowiązania dotyczące pomocy Ukrainie, zapewniając jej większość z obiecanych 4 miliardów euro – nawet jeśli budżet na przyszły rok nie zostanie przyjęty.

Olaf Scholz gratuluje nominacji nowemu ministrowi finansów Jorgowi Kukiesowi . Zdjęcie: Markus Schreiber/Associated Press/Eastern News

Inicjatywy Scholza i kandydaci na kanclerza

Niektórzy socjaldemokraci wzywają Olafa Scholza do niekandydowania na kanclerza, by uniknąć przegranej w przedterminowych wyborach. Proponują mu ustąpić miejsca znacznie bardziej popularnemu politykowi SPD, obecnemu ministrowi obrony Borisowi Pistoriusowi. Prawdopodobnie dlatego, by zademonstrować swoje przywództwo, Olaf Scholz zdecydował się porozmawiać z Putinem po raz pierwszy od początku inwazji.

Według biura niemieckiego kanclerza podczas tej rozmowy Scholz potępił agresywną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, wezwał Putina do wycofania wojsk i negocjacji w sprawie sprawiedliwego pokoju. Miał także podkreślić „niezachwianą determinację” Niemiec w tych sprawach. Według doniesień z Kremla Putin po raz kolejny oskarżył NATO o sprowokowanie wojny i powiedział, że Rosja jest gotowa wznowić negocjacje, „które zostały przerwane przez reżim w Kijowie” – ale z uwzględnieniem „nowych realiów terytorialnych”.

Putin oskarżył też Scholza o nieprzyjazny kurs w polityce Niemiec, który doprowadził do bezprecedensowej degradacji stosunków rosyjsko-niemieckich

Kijów został uprzedzony, że dojdzie do tej rozmowy, lecz ukraińskie MSZ nie odniosło się do sprawy entuzjastycznie. Wołodymyr Zełenski porównał natomiast rozmowę Scholza z Putinem do otwarcia puszki Pandory, mówiąc, że właśnie tego chciał rosyjski przywódca: osłabienia swojej izolacji i prowadzenia rozmów, które nie będą miały praktycznej treści. Nie będzie „Mińska-3”, dodał Zełenski, bo Ukraina potrzebuje prawdziwego pokoju.

O tym, czy aktywność w polityce zagranicznej wobec Rosji zwiększy szanse Scholza na pozostanie na fotelu kanclerza, przekonamy się po przedterminowych wyborach.

Według sondaży Friedrich Merz ma wszelkie szanse, by zostać nowym kanclerzem Niemiec. Zdjęcie: TOBIAS SCHWARZ/AFP/Eastern News

Według sondaży Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, partia byłej kanclerz Angeli Merkel, ma największe szanse na zwycięstwo, ocenia Thomas Birringer:

– Według wszystkich sondaży gdyby wybory odbyły się teraz, Friedrich Merz zdecydowanie zostałby kanclerzem. On i jego partia znacznie bardziej wspierają Ukrainę niż obecny rząd i kilkakrotnie wnioskowali w parlamencie, by zmusić rząd do dostarczenia Ukrainie pocisków rakietowych Taurus. Merz zdecydowanie popiera też przystąpienie Ukrainy do NATO.

Siły prorosyjskie i ich szanse

Niemiecka skrajna lewica, Sojusz Sahry Wagenknecht, i niemiecka skrajna prawica, czyli Alternatywa dla Niemiec – kategorycznie sprzeciwiają się przystąpieniu Ukrainy do NATO i prowadzą kampanię na rzecz zaprzestania pomocy dla Ukrainy, opowiadając się jednocześnie za poprawą stosunków z Rosją. We wrześniu w wyborach lokalnych uzyskały w niektórych landach dobre wyniki.

Thomas Birringer jest jednak pewien, że nawet wzrost poparcia dla Alternatywy dla Niemiec nie doprowadzi do prorosyjskiej polityki w Niemczech, ponieważ partia ta nie wejdzie do rządu

Tak czy inaczej, notowania obu prorosyjskich partii będą nadal rosły, uważa Roderich Kiesewetter. Jego zdaniem wynika to z dwóch powodów: rozczarowania obecnym rządem i siły rosyjskich wpływów:

– Każdego dnia widzimy, jak dezinformacja i propaganda coraz głębiej przenikają do niemieckiego społeczeństwa, wzmacniając obie prorosyjskie partie. Demokratycznemu centrum nie udało się uczynić naszej demokracji i społeczeństwa bardziej odpornymi na rosyjskie wpływy, nie potrafiło też zaoferować obywatelom jasnego stanowiska. Mało kto wyjaśnia na przykład, że wspieranie Ukrainy nie jest działalnością charytatywną, lecz służy naszym własnym interesom bezpieczeństwa, i że my też jesteśmy bardzo zagrożeni przez rosyjski imperializm. Zamiast tego partia kanclerza, SPD, zestawia wsparcie dla Ukrainy z kwestią emerytur i celowo, z powodów wyborczych, podsyca obawy społeczne. To nie tylko cyniczne, ale także wzmacniające prorosyjskie siły w Niemczech.

Trump, Europa i niemieckie przywództwo

Wraz z dojściem do władzy nowej administracji w Waszyngtonie, która może przestać wspierać Ukrainę, rola Europy, w szczególności Niemiec, tylko rośnie, mówi Wołodymyr Dubowyk. Nie wiadomo na pewno, co zrobi Trump po przejęciu Białego Domu 20 stycznia. Ale jest bardzo prawdopodobne, że zmieni swoje podejście do wielu kwestii, a jego administracja zdystansuje się od wojny rosyjsko-ukraińskiej lub zajmie stanowisko, że to sprawa, z którą muszą sobie poradzić Europejczycy:

– Europejczycy muszą nauczyć się podejmować decyzje samodzielnie, w sposób skonsolidowany i skoordynowany. Oczywiste jest, że będą głosy na „nie”, z Bratysławy czy Budapesztu. Jeśli Ameryka się wycofa, Słowacy i Węgrzy zaczną mówić, że nie można wspierać Ukrainy bez Amerykanów. Dlatego ci, którzy rozumieją, że wsparcie Ukrainy jest ważne ze względu na bezpieczeństwo europejskie, muszą mieć silny głos. I tutaj rola Berlina będzie bardzo ważna.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Odliczanie dla Scholza

Kateryna Tryfonenko

Iwona Reichardt: Była Pani w Stanach Zjednoczonych podczas ostatnich etapów kampanii prezydenckiej, a ich finał obserwowała już w Ukrainie. Zaskoczenie?

Tamar Jacoby: Tak, to był niespodziewany i bolesny cios. Teraz, gdy patrzę na wyniki, myślę, że wszyscy powinniśmy byli to przewidzieć. Mówiliśmy sobie, że będzie 50 na 50, ale tak nie było. Trump wygrał ze znaczną przewagą. Nie obwiniam sondaży, nie sądzę, żeby to był główny problem. Myślę, że ludzie po prostu nie chcieli zwycięstwa Trumpa, ja na pewno tego nie chciałam. Teraz musimy jednak uznać, że Amerykanie zaakceptowali Donalda Trumpa – trudno zrozumieć, dlaczego. Czy wyborcy nie wierzą, że on zrobi te wszystkie szalone rzeczy, o których mówi? A może po prostu nie podoba im się kierunek, w którym Demokraci prowadzili kraj? Wciąż staram się to zrozumieć. Będziemy musieli żyć z tym wyborem Amerykanów przez cztery lata.

Jedną z obietnic Trumpa jest zakończenie wojny w Ukrainie w jeden dzień. To się wydaje nie do pomyślenia...

Ukraińskie media społecznościowe wyśmiewały to w pierwszych dniach po wyborach: „Czas ucieka. Don, gdzie jest pokój?” Ale poważnie: nie sądzę, by mógł zakończyć wojnę w jeden dzień. Myślę, że zda sobie sprawę, że to będzie trudniejsze, niż mu się wydawało.

Głównym pytaniem jest, jaki rodzaj umowy zaoferuje. Jestem bardzo zaniepokojona niektórymi opcjami zaproponowanymi przez jego doradców. Drugie pytanie brzmi: jak zareaguje Putin? W ostatnich dniach reakcja Rosji na jego zwycięstwo nie była szczególnie pozytywna. Trzecie pytanie dotyczy tego, jak mocno Trump będzie trzymał się swojej oferty. Przypomnijmy sobie jego negocjacje z Koreą Północną podczas pierwszej kadencji: zrezygnował po kilku dniach rozmów.

Jest więc wiele pytań dotyczących jego obietnicy zakończenia wojny w ciągu 24 godzin. Ponadto kiedy powiedział, że zamierza opuścić Ukrainę, to tak naprawdę nie powiedział tego wprost – to ludzie tak to zrozumieli. Nie wiemy, jakie są jego intencje. Ma na myśli brak nowej broni od USA – czy koniec jakiegokolwiek wsparcia? A może myśli, że USA będą nadal dostarczać dane wywiadowcze i pozwolą Europejczykom na udzielanie pomocy wojskowej, w tym poprzez zakup amerykańskiej broni?

Najważniejsze, że istnieje wiele wersji tego, co może się teraz wydarzyć. Myślę, że trzeba się skupić na przedstawianiu argumentów, które mogłyby przekonać Trumpa do zrobienia właściwej rzeczy, zamiast od razu zakładać, że zrobi najgorszą

Co oznaczałby sukces Trumpa w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie?

Tego jeszcze nie wiemy. Trump jest bardzo reaktywną i emocjonalną osobą, więc wiele zależy od rozwoju sytuacji. Nie spodoba mu się, jeśli Putin go zignoruje, a to może być dobre dla Ukrainy. Nie spodoba mu się też, jeśli wyjdzie na to, że Ameryka w jakiś sposób zawiodła i zdradziła swojego sojusznika. Musimy więc poczekać. Jest wiele niewiadomych i wiele rzeczy, które mogą mieć wpływ. Teraz ważne jest, aby pomóc Trumpowi postrzegać Ukrainę w pozytywny sposób.

Czy Trump zakończy wojnę? A jeśli tak, to na jakich warunkach? fot: JIM WATSON/AFP/East News

To prowadzi nas do relacji Trump – Putin. Putin jest dla Trumpa przyjacielem czy wrogiem?

To nie jest jasne, ale Putin nadal jest wrogiem Ukrainy i Zachodu. I nie ma dowodów na zmianę nastawienia [do Ukrainy, Zachodu i wojny – red.] wśród zwykłych Rosjan. Ukraińskie media społecznościowe bardzo uważnie śledzą rosyjskie media społecznościowe, w których w ostatnich dniach wiele mówiło się o tym, że Ameryka nadal jest i zawsze będzie wrogiem Rosji. Dla Kremla Trump nie różni się niczym od Bidena i pod wieloma względami to nastawienie jest wspierane przez Putina oraz jego sojuszników.

Głównym pytaniem dotyczącym rozmów jest to, co Trump położy na stole

Jeśli Putin od tego stołu odejdzie, mogę sobie wyobrazić, że będą konsekwencje – widziałam już, jak Trump wywierał na niego presję. Pytanie brzmi: dlaczego miałby odejść? Jeśli Trump zaproponuje zamrożenie linii frontu i obieca, że Ukraina nie dołączy do NATO, to dlaczego Putin miałby odejść? To mnie martwi najbardziej.

Nie zapominajmy o czwartym głównym graczu: Europie. Mamy Ukrainę, mamy USA, mamy Rosję – ale mamy też Europę. Europa musi się zjednoczyć i stać się bardziej aktywna. Możemy zobaczyć scenariusz, w którym Trump się wycofuje i mówi: „Europo, to twoja odpowiedzialność”. Wtedy Europa musi znaleźć pieniądze, broń – i interweniować. Europejczycy mówią o tym zobowiązaniu od początku wojny, ale w rzeczywistości nie zrobili wiele, by zwiększyć swoje zdolności wojskowe. Polska wydaje więcej, ale Niemcy nadal nie wydają prawie nic, a niemiecki rząd właśnie upadł. Dlatego jestem tak samo zaniepokojona tym, co dzieje się w Europie, jak tym, co dzieje się w USA.

Czy uważa Pani, że Europa, a zwłaszcza kraje takie jak Polska czy kraje bałtyckie, powinny się teraz martwić? Czy zwycięstwo Trumpa oznacza ryzyko wojny na naszych granicach?

Najważniejsze jest to, że Europa musi zintensyfikować działania. Nie ma znaczenia, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nawet gdyby wygrała Kamala Harris, Europa musiałaby działać. Nie wystarczy powiedzieć, że musimy wydawać więcej. Europejczycy muszą alokować pieniądze i współpracować ze sobą, by każdy dolar trafiał tam, gdzie powinien. I muszą to robić efektywnie. Dużo się o tym mówi, ale ten pociąg jeszcze nie ruszył. Rozumiem, że wszystko w Brukseli wymaga czasu i jest trudne, ale przyspieszmy sprawy. Na wschodzie Ukrainy giną ludzie i ta wojna dotrze do drzwi Europy. Zagrożenia są już na wyciągnięcie ręki. Z tego względu myślę, że wybór Trumpa może naprawdę pomóc. Może popchnąć Europejczyków do działania w sposób, w jaki nie popchnęła ich nawet sytuacja na linii frontu.

Jeśli mówimy o linii frontu i ogólnie o sytuacji w Ukrainie, to prognozy nie są optymistyczne.

Nie są dobre. Rosjanie coraz bardziej polegają na brutalnej taktyce. Niszczą miejsca, które próbują zdobyć, a następnie wysyłają tam ludzi. I nikt jak dotąd nie wymyślił, jak przeciwdziałać tym atakom. Używają starych, ogromnych bomb szybujących, a jedna taka bomba zniszczyć cały budynek. I to właśnie robili Rosjanie: niszczyli miasto po mieście.

Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Tymczasem w Ukrainie jest coraz mniej amunicji, a ludzie są wyczerpani. Z tego, co wiem, latem mobilizacja stanęła w miejscu, a liczba dezercji wzrosła. Jednak Ukraińcy wciąż się trzymają. Badania opinii publicznej nie wykazują większych zmian w ich nastawieniu do wojny w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.

Życie w Kijowie jest zaskakująco normalne. Ale ludzie są zmęczeni i myślę, że czekają na to, jak wybór Trumpa zmieni dynamikę zdarzeń

Ukraińcy są zmęczeni walką z jedną ręką za plecami, otrzymywaniem amerykańskiej i europejskiej broni bez możliwości wykorzystania jej zgodnie z potrzebami. Wiele osób liczy na coś odważniejszego – i to może być Trump. Wiele osób martwi się z jego powodu, ale niektórzy mają nadzieję, że może popchnie sprawy do przodu.

Czy Ukraińcy czują się porzuceni przez Zachód, Polskę, USA?

Nie wszędzie jest tak samo. Myślę, że większość Polaków rozumie, co dzieje się w Ukrainie, rozumieją egzystencjalne zagrożenie ze strony Rosji. I większość Europejczyków to rozumie. Jednak większość Amerykanów – nie. Nie rozumieją stawki ani skali zagrożenia. Dla większości Amerykanów ta wojna jest bardzo odległa, a ich spojrzenie na stawkę jest bardziej biznesowe niż egzystencjalne. Jednak nawet w Europie, bądźmy szczerzy, więcej się mówi niż działa. „Porzucenie” to duże słowo, ale być może nie jest ono dalekie od prawdy. Dla Ukrainy ta walka staje się samotną walką.

Ostrzelane domy w Odessie. Zdjęcie: OLEKSANDR GIMANOV/AFP/East News

Co Ameryka zrobi teraz, gdy Joe Biden stał się „kulawą kaczką”, a Donald Trump jest prezydentem elektem?

Nie sądzę, by Kongres przyznał Ukrainie kolejny pakiet pomocowy. Zarówno Izba Reprezentantów, jak Senat są teraz republikańskie i pod kontrolą Trumpa. Jednak do stycznia pewne rzeczy mogą się jeszcze wydarzyć.

Nie wydaliśmy wszystkich pieniędzy z ostatniego pakietu pomocowego, więc musimy się pospieszyć i to zrobić

Senator Lindsey Graham ma ciekawy pomysł: nadać Ukrainie taki sam status jak Izraelowi, otwierając dla niej drogę do znacznie większego dostępu do amerykańskiej broni. To nie do końca członkostwo w NATO, ale to coś znacznie lepszego niż to, co Ukraina ma teraz. Musimy również rozważyć zasady regulujące sposób, w jaki amerykańscy wykonawcy z branży obronnej mogą współpracować z wykonawcami z innych krajów.

Wiele z tych rzeczy to drobiazgi, ale chodzi o to, że jest zbyt wcześnie, by się poddawać. Są rzeczy, które można zrobić w USA, i rzeczy, które można zrobić w Europie. Być może najważniejszą jest to, co robi Zełenski i inni – myślenie o tym, jakie argumenty będą najbardziej przekonujące dla zespołu Trumpa. Wszystkie te kroki mogą coś zmienić i musimy je kontynuować. Wojna się nie skończyła. Ukraińcy wciąż walczą, a Rosja wydaje się zagrażać Ukrainie i reszcie Europy bardziej niż kiedykolwiek.

Zdjęcie na okładce: 24 Brygada Zmechanizowana im. Króla Danyła Ukraińskich Sił Zbrojnych/AFP/East News

20
хв

Tamar Jacoby: Dla Ukrainy to może być samotna bitwa

Івона Райгардт

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Leszek Balcerowicz: Ukraina powinna pójść polską drogą reform gospodarczych

Ексклюзив
20
хв

Jeśli Zachód będzie się trzymał swoich wartości, Ukraina sobie poradzi

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress