Halyna Halymonyk
Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.
Publikacje
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnym naszym przystankiem są Stany Zjednoczone. <frame>
Uwaga: w tym cyklu przedstawiamy historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. Ich doświadczenia mają charakter osobisty i nie mogą być traktowane jako badanie socjologiczne.
Ostatni grosz na ukraińską żonę
Kilka lat temu, jeszcze przed pandemią i rosyjską inwazją, musiałam zaopiekować się starszym Amerykaninem na wózku inwalidzkim, który przyleciał do Ukrainy w ramach misji humanitarnej. Pomogłam mu zameldować się w małym hotelu na prowincji, a potem tłumaczyłam wszystkie jego prośby personelowi, który nie mówił po angielsku.
Z czasem się zaprzyjaźniliśmy, dzięki czemu mogłam poznać historię jego życia. Pokonał ocean nie tylko po to, by wesprzeć Ukrainę, ale także z desperacji: od dawna marzył o znalezieniu tutaj żony.
To była jego ostatnia nadzieja, bo na płatne portale randkowe wydał już wszystkie swoje oszczędności emerytalne
Okazało się, że w USA istniał cały przemysł swatający ukraińskie i rosyjskie kobiety z samotnymi Amerykanami, którzy tęsknili za tradycyjnymi wartościami rodzinnymi. Powstał rozbudowany system wyłudzania pieniędzy od samotnych Amerykanów: sprzedawano im książki, udział w szkoleniach i organizowano „randki na próbę”, by mogli poćwiczyć przed prawdziwymi spotkaniami. Przestrzegano ich też przed ryzykiem – na przykład podpowiadano, jak sprawdzić, czy kobieta nie przywiozła ze sobą męża z Rosji lub z Ukrainy. Oba te kraje były zresztą przedstawiane jako jeden, o podobnym kodzie kulturowym.
– Płaciłem za wszystko: za wykłady i szkolenia, za możliwość korespondowania na stronie internetowej, za tłumaczenie wiadomości – wyznał mi amerykański przyjaciel. – Potem zapłacił za lekcje angielskiego dla kobiety o imieniu Switłana, którą polubił na portalu. Kupował jej prezenty, zapłacił za leczenie jej matki i edukację córki. Powiedział mi, że czuł się jak rycerz, który ratuje tę kobietę przed wszystkimi życiowymi problemami życia. To trwało ponad cztery lata. Podobno Switłana była z nim w kontakcie zawsze, w dzień i w nocy.
Miał już wtedy ponad 70 lat. Przeżył wypadek samochodowy, po którym nie mógł już chodzić. W młodości był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, muzykiem klasycznym i wykładowcą uniwersyteckim. Zapytałam go, dlaczego dopiero teraz zdecydował się ożenić, skoro nigdy wcześniej nie był żonaty.
Wyjaśnił, że najpierw mieszkał z matką, która opisywała mu amerykańskie kobiety jako zbyt wyemancypowane i wymagające. A on marzył o bardziej tradycyjnej żonie
Kiedy matka zmarła, zaczął podejmować próby ułożenia sobie życia. Pewnego dnia, szukając towarzystwa, natknął się na płatny serwis reklamujący ukraińskie i rosyjskie kobiety. To był prawdziwy zawrót głowy: obiecano mu znalezienie „idealnej, tradycyjnej żony o wyglądzie modelki”. Na dodatek opis tej wymarzonej kobiety przypominał raczej obraz idealnej opiekunki: z wykształceniem medycznym, wyśmienicie gotującej gotowania, potrafiącej prowadzić dom, zdrowej, zawsze zadbanej, eleganckiej i mającej minimalne wymaganiami dotyczące jej wydatków.
Ukraińcy nie są konkurencją dla Amerykanów
Co ciekawe, w płatnych kursach budowania relacji osobny blok poświęcony był ukraińskim mężczyznom. Trenerzy przekonywali Amerykanów, że mężczyźni z krajów postsowieckich nie są dla nich rywalami, ponieważ nie cenią i nie szanują swoich kobiet, często nadużywają alkoholu i już po 35. roku życia wyglądają na zaniedbanych.
Przekonywali, że jedynym marzeniem kobiet – niezależnie od tego, czy są Ukrainkami czy Rosjankami – jest uzyskanie amerykańskich dokumentów. W tym celu są gotowe zrobić wszystko: być z dużo starszym mężczyzną lub kimś, kto nie jest szczególnie atrakcyjny ani zamożny – byle tylko uciec z postsowieckiej rzeczywistości do „cywilizacji”. Slogan serwisu brzmiał atrakcyjnie: „Możesz zdobyć żonę o hollywoodzkim wyglądzie, nie będąc milionerem – wystarczy, że jesteś Amerykaninem”.
Ta bajka nie była tania, więc konto emeryta szybko się opróżniało. Mój rozmówca postanowił więc przyjechać do Ukrainy, a konkretnie do Odessy, by w końcu osobiście poznać Switłanę i oświadczyć się jej. W torbie miał obrączkę i opakowanie viagry.
Łatwo sobie wyobtazić jego rozczarowanie, gdy się okazało, że żadnej Switłany tam nie było. To był tylko wymyślony marketingowy obraz, nad którym pracowało wiele osób. I nie wiadomo, czyje zdjęcia znalazły się w profilu „Switłany”
Na ulicach Odessy Amerykanin widział wiele pięknych kobiet, lecz nie spieszyły się z odpowiedzią na zaloty obcego starszego mężczyzny. Wrócił do domu bardzo zdenerwowany. Chcąc ostrzec swoich przyjaciół, że zostali oszukani, napisał „przewodnik” po rosyjskich i ukraińskich narzeczonych, którym już nie ufał.
Jesteś ze mną tylko dla zielonej karty?
To pytanie często słyszą ukraińskie kobiety, które znalazły się w Stanach Zjednoczonych po inwazji. Zauważają, że zainteresowanie Ukrainkami w USA wzrosło. Jednak stereotypy na ich temat, które kształtowały się tam przez lata, sprawiają, że Amerykanie wątpią w szczerość ukraińskich kobiet. Na drugiej lub trzeciej randce, nawet jeśli kobieta naprawdę mu się spodobała, taki facet może zapytać: „Jesteś ze mną, bo mnie lubisz – czy dlatego, że chcesz za mnie wyjść, by zostać w USA?”.
Temat ewentualnego amerykańskiego obywatelstwa jest triggerem nie tylko dla amerykańskiego, ale także dla ukraińskiego mężczyzny, jeśli utrzymujesz z nim związek na odległość – twierdzą ukraińskie kobiety
– Poznawałam Amerykanów na Bumble i na Pure [popularne aplikacje randkowe – red.]. Każdy ma swoje dziwactwa. Nawet w postępowym i kosmopolitycznym Nowym Jorku mężczyźni nadal są mężczyznami – mówi Anhelina. – Stwierdzenia typu: „kobiety wyjechały za granicę, żeby wyjść za mąż” to tylko jeden z fundamentów współczesnej mizoginii. Nadal rozmawiam z mężczyznami z Ukrainy, ale oni postrzegają ukraińskie kobiety tylko jako zasób, który utracili i który teraz „służy” obcokrajowcom, a nie im. Ich żal i ból są zrozumiałe, lecz to, czego kobieta chce dla siebie, żadnego z nich nie interesuje.
Nina, Ukrainka [imię zmienione na prośbę bohaterki – red.], mówi, że ma doświadczenie randkowania w trzech krajach: Ukrainie, Izraelu i Stanach Zjednoczonych.
– Mam 39 lat, po długotrwałym związku próbowałam zbudować nowy poprzez serwisy randkowe w Ukrainie. Ale na próżno. Na początku mieszkałam na głuchej prowincji. Mężczyźni mnie lubili, lecz nie dochodziło nawet do randek. Kijów i Lwów były pod tym względem lepsze, ale chodziło tylko o spotkania na seks bez zobowiązań. Po wybuchu wojny na pełną skalę wylądowałam na miesiąc w Izraelu. Miałam sześć randek w ciągu trzech tygodni. Jedna z tych znajomości, choć nie przerodziła się w związek, zaowocowała prawdziwą przyjaźnią. Tam wszystko było bardziej intensywne. Mężczyźni w Izraelu naprawdę szukają okazji do randek.
W Stanach sytuacja jest inna, jest więcej otwartości i szczerości. Istnieje wiele stron internetowych, gdzie możesz znaleźć mężczyznę, który będzie tak bliski twoim oczekiwaniom, jak to tylko możliwe. Na etapie selekcji trzeba tylko wypełnić kwestionariusz składający się ze 100 pytań.
Wypełnienie tego kwestionariusza nie pomogło jednak Ninie znaleźć tam partnera. Za to kontakt nawiązany na Tinderze zaowocował związkiem, który trwa już 9 miesięcy..
– Jestem feministką, więc patrzę na związki przez „feministyczny obiektyw” – mówi Nina. – Nawet w Stanach Zjednoczonych, pomimo całej tej gadaniny o równości, mężczyźni szukają partnerki, która pasuje do ogólnie utrwalonego wizerunku pięknej kobiety. Nie powiedzą ci w twarz, że nie jesteś tak piękna czy szczupła, jak by chcieli, ale możesz to poczuć. Tu nie ma zwyczaju pisania niegrzecznych rzeczy, otwartego sugerowania seksu – bo bardzo boją się kary. Groźba, że zgłosisz sprawę policji, natychmiast zmienia ton rozmowy. Tak było, kiedy pewien mężczyzna wysłał mi bez mojej zgody dickpic [zdjęcie penisa – red.]. Duża różnica między Ukrainą a USA czy Izraelem polega na tym, że kobieta nie zostanie zapytana o to, jaki robi barszcz czy jest dobrą gospodynią domową. Tutaj kobieta jest przede wszystkim człowiekiem, a nie kucharką czy sprzątaczką.
Pomimo krążących wszędzie historii o płaceniu „50 na 50”, Nina nigdy nie została poproszona o zapłacenie połowy rachunku.
Nie ma też jednak zwyczaju dawania kobietom ogromnych bukietów czy iPhone'ów 8 marca lub w Walentynki. Co najwyżej słodycze czy miłe okolicznościowe karteczki
– Zdecydowanym plusem w USA jest to, że nie ma presji na wiek. Chociaż mam 39 lat, nikt mnie nie pyta, dlaczego nigdy nie wyszłam za mąż. I nie jestem z tego powodu piętnowana – mówi Nina.
Nieszablonowi randkowicze
Inna Ukrainka, Nastia, doświadczona w kontaktach na portalach randkowych w Ukrainie i Stanach Zjednoczonych, potwierdza: wielu Amerykanów postrzega swoje obywatelstwo jako główny atut na rynku matrymonialnym.
– Amerykanie są przekonani, że jesteśmy gotowe zrobić wszystko dla zielonej karty – mówi. – Nie wahają się tym przechwalać, oferując nawet małżeństwo jako przysługę lub przyjacielskie wsparcie. Wykorzystują to jako sposób na szybkie zaciągnięcie kobiety do łóżka. Dla mnie to była czerwona flaga, gdy mężczyzna oferował coś takiego, choć nie wiedział nic o mnie, moich intencjach i pragnieniach. Nie chciałam zostać w USA, pracowałam tam na uniwersytecie.
Zarazem Nastia zauważa, że najważniejszą różnicą między Ukraińcami a Amerykanami na portalach randkowych jest sposób, w jaki się prezentują. Ukraińscy mężczyźni wysuwają wiele roszczeń wobec kobiet już od pierwszej wiadomości. – Jeszcze go nie znasz, a on już pisze: „Jeśli masz przyczepę [dziecko – red.] – przesuń palcem w lewo”. Albo: „jeżeli interesujesz się ezoteryką, nie jesteśmy z tej samej gliny”. I tym podobne.
Amerykanie na Tinderze opowiadają o sobie: jak wyglądają, czym się interesują, jakie mają hobby, gdzie pracują.
– Tylko raz natknęłam się na zastrzeżenie: kiedy facet napisał, że nie chce relacji z antyszczepionkowcem – wspomina Nastia
– Ale to było w czasie pandemii, kiedy nawet Tinder wprowadził znak „zostałem zaszczepiony”. Amerykanie mogą również z marszu określić rodzaj związku, którego szukają: monogamiczny, poligamiczny, otwarty itp.
Nastia mówi, że w USA zapomniała, czym jest migrena, co na ukraińskich portalach randkowych było dla niej doświadczeniem powszechnym. Mężczyźni potrafią prowadzić rozmowy na różne tematy, nie przekraczają granicy wulgarności i nie deprecjonują cię tylko na podstawie cech zewnętrznych.
– Proaktywność kobiety jest wysoko ceniona i nie ma czegoś takiego jak mężczyzna piszący pierwszy lub mężczyzna jako jedyny inicjujący komunikację. Jednocześnie mężczyźni bardzo powoli się do mnie zbliżają – zaznacza Nastia. – Miałam cztery prawdziwe randki, ale żadna nie przerodziła się w coś więcej niż przyjazną komunikację. Jest inaczej, gdy dochodzi do próby dobicia targu: „daję ci dostęp do obywatelstwa, a ty dajesz mi szybki dostęp do swojego ciała”. Zwykle Amerykanie są bardzo delikatni, powiedziałabym, że nawet cnotliwi.
Na randkach starają się być nieszablonowi: zapraszają na tańce, karaoke, a jeden z mężczyzn zaprosił Nastię na konkurs... rzucania siekierami. Płacą za randki, lecz chętnie akceptują inicjatywę kobiet.
– Kiedy płaci on, dbam o jego portfel i wybieram najtańsze dania. Nie są jednak skrępowani, więc lepiej zachować ostrożność z propozycjami w rodzaju: „pozwól, że tym razem to ja zapłacę”. Miałam taką sytuację, gdy żyłam ze stypendium i po opłaceniu czynszu zostawało mi 1200 dolarów (ci, którzy byli w USA, wiedzą, że to z ledwością wystarcza, by związać koniec z końcem). Pewnego razu facet zaprosił mnie na tańce, postawił mi drinka, a kiedy następnym razem ja zaproponowałam, że postawię mu drinka, zgodził się. Zjadł wtedy posiłek za 50 dolców, a ja piłam wodę, żeby móc zapłacić rachunek.
Inną amerykańską osobliwością jest to, że mężczyźni często przyjaźnią się ze swoimi byłymi, a nawet korzystają z ich rad przy nawiązywaniu nowych relacji
– Najdłuższy związek miałam z facetem o imieniu Jeremiah – wspomina Nastia. – To prosty robotnik, ale bardzo kreatywny i pomysłowy. Nic z tego nie wyszło, bo kiedy zaczęła się inwazja, spanikowałam – moje dzieci były wtedy w Kijowie. Zapytał, jak może mnie wesprzeć. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, wisiałam tylko cały czas na telefonie. Wtedy skontaktował się ze swoją byłą żoną i zaczął przynosić mi od niej ciepłe posiłki. Potem, kiedy udało mi się dotrzeć do Kijowa, on i ta była żona pomogli mi wrócić do USA z dziećmi. Był mi w zasadzie obcy, nawet się nie całowaliśmy, ale bardzo mnie wtedy wspierał.
* Bonus — już niedługo, w ostatnim artykule cyklu (Polska), znajdą się wskazówki, które na pewno pomogą Ci znaleźć partnera - na Ukrainie lub za granicą, dzięki serwisom randkowym online.
Przed rosyjską inwazją co bardziej obrotni Amerykanie zbijali prawdziwe fortuny na organizowaniu randek z Ukrainkami – i ogólnie kobietami z krajów postsowieckich. Istniał cały przemysł obiecujący mężczyznom poznanie pięknych, wykształconych i bezpretensjonalnych kobiet, z którymi można stworzyć idealny tradycyjny związek. Czy teraz, gdy 300 000 Ukrainek przyjechało do USA, coś się zmieniło?
Mamo, co się ze mną stanie?
Nina, Ukrainka mieszkająca obecnie w Wielkiej Brytanii, opowiada, jak kilka wydarzeń w jej życiu skłoniło ją do pomyślenia o testamencie. Zaczęło się od znajomej, samotnej kobiety, która przeprowadziła się do Warszawy po wybuchu wojny. Ciężko pracowała, by utrzymać siebie i syna, a po godzinach udzielała się jako wolontariuszka. Po jakimś czasie w poszukiwaniu lepszych warunków do życia zdecydowała się przenieść do Francji.
– I właśnie wtedy, gdy jej życie zaczęło się poprawiać, stres, którego doświadczyła, zebrał swoje żniwo. Choć była młodą kobietą, doznała udaru mózgu – mówi Nina.
Kobieta przeleżała trzy miesiące w śpiączce, lecz lekarze nie zdołali jej uratować. Jej syn został sam w obcym kraju. To był cud, że udało się odnaleźć jego ciotkę, a ta zgodziła się przyjechać po chłopca i zająć się nim.
– Wtedy wpadłam w depresję, trudno mi było nawet wstać z łóżka – wspomina Nina. – Któregoś dnia moja córka, która miała wtedy 13 lat, zapytała mnie: „Mamo, a jeśli stanie ci się coś poważnego, to co powinnam zrobić? Co ze mną będzie?”.
W Wielkiej Brytanii Nina często słyszała pytania o to, czy spisała testament. Tam uważa się to za coś normalnego, przejaw odpowiedzialności. Brytyjskie księgarnie i Amazon sprzedają nawet planery na wypadek śmierci: „Umarłem – i co teraz? Dziennik planowania reszty życia”. Jest w takim planerze miejsce na dokumenty, adresy i hasła do kont internetowych, informacje medyczne, listy do rodziny i przyjaciół, przeprosiny i zalecenia dotyczące twojego pogrzebu.
– Para, którą znam, wybrała opiekunów dla swojego trzeciego dziecka. Uważali się za wiekowych rodziców i chcieli mieć pewność, że dziecko pozostanie ze znajomymi, zaufanymi ludźmi, dopóki nie osiągnie pełnoletności, a ich majątek będzie bezpieczny – kontynuuje Nina. I zauważa, że Wielka Brytania jest jednym z dwudziestu krajów, w których średnia długość życia wynosi 81 lat. W tym kraju nie ma wojny, nie ma bomb spadających na głowy, a mimo to ludzie myślą o życiu na wiele lat naprzód.
Tych dwoje ludzi zapytało Ninę, czy też zadbała o przyszłość swojego dziecka. Nina żartowała, że nie miała czego odziedziczyć, że wojna „wyzerowała jej status majątkowy”, nie miała nieruchomości, pieniędzy na kontach, więc po co testament. Ale pytanie córki ją zaskoczyło. Pozostali ich krewni, rodzice Niny, zostali na terytorium okupowanym przez Rosję.
– Nagle zrozumiałam, że jestem jedyną dorosłą osobą odpowiedzialną za moje dziecko
I że jeśli mnie zabraknie, córka może zostać oddana moim rodzicom, wysłana na okupowane terytorium. Mogą posłać ją do szkoły z rosyjskim programem nauczania. Inną opcją jest to, że służby socjalne umieszczą ją w rodzinie zastępczej w Wielkiej Brytanii, a ta zabierze córkę z jej ulubionej szkoły. Mogłaby też zostać przekazana do ukraińskiego konsulatu i trafić do sierocińca w Ukrainie, bo kwestia powrotu ukraińskich dzieci do kraju jest podnoszona od dawna.
Początkowo Nina miała nadzieję, że jej córką zaopiekowałaby się brytyjska rodzina, która udzieliła im schronienia w 2022 roku. Jednak z czasem ta przyjaźń ostygła.
– Zdałam sobie sprawę, że muszę sama o wszystko zadbać na wypadek najgorszego scenariusza. Moje dziecko powinno być z kimś, kogo zna, kto podziela nasze wartości, kto nie złamie jego osobowości i zapewni mu bezpieczne miejsce na czas wojny. Po długich namysłach wybrałam na taką osobę przyjaciółkę, która zna moją córkę od urodzenia.
Najpierw Nina przedyskutowała ten wybór z córką – dziewczynka ma 14 lat i prawo do wyrażenia swojej opinii. Potem zapytała przyjaciółkę, czy w razie czego byłaby gotowa zostać opiekunką jej dziecka do czasu osiągnięcia przez nie pełnoletności. Zgodziła się. Teraz Nina przygotowuje dokumenty. Zasięgnęła porady prawnej w jednym z ośrodków pomagających uchodźcom. Ma nadzieję, że testament nie będzie potrzebny, ale jest dumna, że się tym wszystkim zajęła.
Nie każdy krewny może być opiekunem
Nie wszyscy krewni mogą być opiekunami
Według Oksany Żołnowycz, ministry polityki społecznej Ukrainy, w Ukrainie jest ponad 13 000 dzieci osieroconych lub pozbawionych opieki rodzicielskiej z powodu wojny. Każdego roku opiekę rodzicielską traci co najmniej 4 tysiące dzieci. Niektóre z nich są przygarniane przez bliższych lub dalszych krewnych. Około 6 tysięcy dzieci przebywa w placówkach opiekuńczych.
– Ilekroć jestem zapewniana, że służby socjalne w razie czego zajmą się moim dzieckiem, zachowuję rezerwę, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci niepełnosprawne. Bo w naszym przypadku tak właśnie jest – mówi Oksana Homeniuk, matka 10-letniego Marka, z którym wyjechała do Hiszpanii. – W kraju naszego tymczasowego pobytu nawet nie każda babcia może zostać prawną opiekunką dziecka, jeśli coś stanie się jego matce. Moja 65-letnia matka jest tutaj ze mną, ale jeśli coś mi się stanie, sąd nie przyzna jej prawa nawet do tymczasowej opieki.
Biuro ukraińskiego parlamentarnego komisarza ds. praw człowieka wyjaśnia:
We Włoszech, Francji i wielu innych krajach opiekunem nie może być osoba, która ukończyła 65 lat
W Niemczech zdarzały się przypadki odbierania dzieci starszym babciom, które dysponowały jedynie pełnomocnictwem od rodziców do wyjazdu z babcią za granicę. W tym kraju uważa się bowiem, że osoba starsza też wymaga opieki.
Tak więc przed ostatnią podróżą do Ukrainy, gdzie musiała przejść operację, Oksana zorganizowała dla swojej matki tymczasową opiekę, sporządzając stosowny dokument u notariusza. Gdyby coś jej się stało, prawo do opieki nad najmłodszym wnukiem do czasu przybycia jednego ze starszych braci miałaby babcia.
Marek jest obywatelem Ukrainy, a jego tymczasowa ochrona może wygasnąć w każdej chwili. Dlatego Oksana wielokrotnie rozmawiała ze starszymi synami, by w przypadku jej niezdolności do pracy lub śmierci przejęli opiekę nad bratem.
– Obiecali mi, że nie zostawią Marka samego i nie wyślą go do ukraińskiego domu opieki dla niepełnosprawnych. Bo tam warunki są znacznie gorsze niż w Hiszpanii – mówi z ulgą Oksana.
Otworzyć kopertę na wypadek mojej śmierci
Jednak przypadki Niny i Oksany są raczej wyjątkami niż regułą. Przyznaje to większość kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. „Boję się, że ściągnę na siebie pecha, rozmawiając lub myśląc na ten temat”; „Boję się zranić moje dziecko” – słyszałyśmy często.
Łatwiej jest tym, które mają w Ukrainie mężów lub partnerów zdolnych w razie czego zająć się synem czy córką. Samotnym matkom jest trudniej.
– Zaczęłam myśleć o znalezieniu potencjalnego opiekuna dla moich dzieci w Niemczech, kiedy para, którą znałam, zmarła w Ukrainie – mówi 46-letnia Wiktoria, wdowa i matka 8-letnich bliźniaków. – Oboje pochodzili z obwodu donieckiego. Wyjechali za granicę na początku wojny, potem wrócili i osiedlili się w Odessie. Po ich śmierci przygotowałam kopertę z dokumentami, hasłami do kont, testamentem i listem do lokalnych przyjaciół, prosząc ich, by nie zostawili moich dzieci samych. Napisałam też listy pożegnalne do moich dzieci z instrukcjami na dalsze życie. Porozmawiałam o tym z przyjaciółmi i ciotką, a potem się uspokoiłam. Teraz żyję spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I staram się dbać o swoje zdrowie, by nie trzeba było otwierać tej koperty.
Proste instrukcje zmniejszą niepokój dziecka
– Jeśli dorośli nie rozmawiają z dziećmi o przyszłości, może to u nich prowadzić do jeszcze większego niepokoju – mówi Kateryna Nieszczetna, doradczyni rodzinna, która pracuje z dziećmi i rodzinami od 14 lat. – W takich przypadkach dzieci mogą wymyślać własne wersje wydarzeń, często bardziej przerażające niż rzeczywistość.
Każdy kraj ma własne zasady dotyczące tego, co dzieje się z dzieckiem w przypadku tragicznej śmierci lub ubezwłasnowolnienia opiekuna prawnego. Ale wszędzie małoletnie dziecko zostaje objęte opieką służb socjalnych, które zadecydują o jego przyszłości. Opiekuna takiego dziecka wyznacza sąd – i nie zawsze jest to osoba spokrewniona.
Aby oszczędzić dziecku podwójnego stresu – wynikającego z utraty bliskiej osoby i znalezienia się w nowej, obcej rodzinie – dorośli powinni zawczasu zadbać o jego przyszłość
Najlepiej, jeśli rodzice sporządzą u prawnika testament. Ośrodki wsparcia prawnego i lokalne fundacje pracujące z uchodźcami mogą pomóc w przygotowaniu takiego dokumentu.
Ważne jest, by w testamencie wyznaczyć opiekuna prawnego dla swoich dzieci. Decyzja ta pozwoli również uniknąć ewentualnych sporów, jeśli kilku dorosłych będzie sobie rościć prawa do wychowywania sieroty.
Zanim wyznaczysz opiekuna, porozmawiaj z nim i dowiedz się, czy jest skłonny wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Omów z nim przyszłość dziecka: gdzie będzie przebywać do zakończenia wojny, jakiej edukacji chciałabyś dla niego.
W zależności od wieku dziecka, możesz opracować dla niego proste instrukcje. One nie zwiększą jego niepokoju – raczej go zmniejszą. Ale zrób to z wyczuciem. Zamiast powiedzieć: „jeśli mama umrze”, powiedz: „jeśli nie będziesz się mogła dodzwonić do mamy” albo: „jeśli mamy nie będzie w pobliżu”. A potem powiedz mu, do kogo będzie mogło zwrócić się o pomoc.
W wielu krajach polisy ubezpieczeniowe przewidują tak zwany „kontakt awaryjny”. To osoba, do której można się zwrócić w razie wypadku. Dziecko powinno wiedzieć o takich kontaktach i rozumieć, że w razie potrzeby może z nich skorzystać. Kontaktami mogą być krewni, nauczyciele, sąsiedzi lub inne bliskie osoby.
– Dziecko potrzebuje co najmniej 5 dorosłych, którym może zaufać, aby czuć się bezpiecznie – mówi Kateryna Nieszczetna
Uchodźczyniom zazwyczaj trudno zadbać o finansowe zabezpieczenie swoich dzieci, ponieważ większość zarobionych przez nie pieniędzy idzie na czynsz i codzienne potrzeby. Jeśli jednak jest to możliwe, warto rozważyć ubezpieczenie na wypadek tragicznych, nieprzewidzianych sytuacji.
Jeśli rodzina uchodźców nadal posiada dom w Ukrainie, ważne jest, by wszystkie dokumenty potwierdzające prawo własności były uporządkowane, prawidłowo sporządzone i dostępne w jednym miejscu. Ułatwi to dziecku uzyskanie spadku.
Ważne jest, by zadbać o stan emocjonalny dziecka i jego postrzeganie śmierci. Strach przed śmiercią jest naturalny i już w wieku 5-6 lat, zwłaszcza w czasach wojny, dzieci mogą zadawać pytania na ten temat: „czy my nie zginiemy?”; „czy nie zostaniesz zabita?”.
Wyjaśniając małym dzieciom, czym jest śmierć, lepiej używać metafor zaczerpniętych z natury. Na przykład: „roślina wyrasta z nasionka, wydaje owoce, a następnie usycha i wraca do ziemi, by pewnego dnia narodzić się znowu”. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że życie ma swój koniec, więc proste porównania mogą pomóc zmniejszyć ich niepokój.
Rozmawiając z dzieckiem w wieku szkolnym nie używaj metafor i nie wdawaj się w szczegóły. Porozmawiaj z nim o ciele i duszy, o naturalnym cyklu ludzkiego życia. W tym wieku dziecko może już zdawać sobie sprawę, że życie może zostać skrócone przez chorobę, wypadek lub wojnę. Podkreśl jednak, że takie przypadki są wyjątkami i robisz wszystko, by chronić was oboje. I że jest wiele osób, które je kochają i będą się nim opiekować. Powiedz mu, jak może się z nimi skontaktować.
Nastolatki i młodzi dorośli rozumieją już nieodwracalność śmierci, więc rozmawiaj z nimi jak z dorosłymi: uznaj ich emocje i obawy, daj im szansę na wyrażenie uczuć. Rozważcie konkretne kroki, które należy podjąć, gdyby stało się coś złego.
Zdjęcia: Shutterstock
Niewiele Ukrainek, które wyjechały za granicę bez mężów, zabezpiecza przyszłość swych dzieci na wypadek gdyby nie mogły dalej pracować lub nagle zmarły
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnymi naszymi przystankami są Czechy i Bułgaria. <frame>
Uwaga: w tym cyklu przedstawiamy historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. Ich doświadczenia mają charakter osobisty i nie mogą być traktowane jako badanie socjologiczne.
Nieufny i nieśmiały jak Czech
Czesi, chociaż ich kraj jest geograficznie blisko Ukrainy, nie są zbyt otwarci na randki i wiązanie się z Ukrainkami. Większość mieszanych małżeństw zawierają z obywatelkami tych krajów Unii Europejskiej, które mają kulturowe i historyczne powiązania z Republiką Czeską – głównie Słowacji, Polski i Niemiec.
– Powiedziałabym nawet, że Czesi stronią od Ukrainek i trochę się ich boją – mówi 38-letnia Iryna, która mieszka w Czechach od kilku lat. – To raczej zamknięta społeczność, która ma wiele uprzedzeń wobec obcokrajowców. Na przykład rodzina mojego czeskiego chłopaka nie postrzega mnie pozytywnie, mimo że nie zrobiłam im nic złego, mam wyższe wykształcenie i pracuję w swoim zawodzie. Ojciec Tomasza [imiona obojga bohaterów zostały zmienione – red.] nieustannie mówi mu, że chcę go oszukać, zagarnąć jego majątek, że wszystkie Ukrainki to oszustki. Mówi nawet, że w rzeczywistości nie jestem rozwódką i tylko czekam, by sprowadzić tu mojego ukraińskiego męża.
Iryna wybrała Czechy jako kraj tymczasowego pobytu, bo przed wojną poznała tu swojego męża. Uczyła się dla niego czeskiego, ale kiedy przyjechała, okazało się, że nie był gotowy na związek z Ukrainką. Pomógł jej jednak stanąć na nogi.
– Mojego obecnego chłopaka poznałam w realu – mówi. – Kilka razy się spotkaliśmy, ale był zbyt nieśmiały, by się do mnie zbliżyć. Czesi przeważnie są nieśmiali i niezdecydowani. Niedawno pewien bardzo miły facet napisał post na jednej z lokalnych grup, że z dziesięć razy chciał podejść do dziewczyny pracującej przy kasie, ale się nie odważył. Teraz ona już tam nie pracuje, a on chce się dowiedzieć, czy ktoś wie, dokąd poszła.
Irinę i Czecha, którym się zainteresowała, zbliżyła gra w rzutki – to właśnie podczas niej otworzył się przed nią i zaprosił ją na randkę. Są razem od dwóch lat.
Iryna ostrzega, że spotykając się z Czechem, musisz być przygotowana na różne dziwactwa. To przez tę ich nieśmiałość
– Przyjaciel mojego chłopaka poprosił mnie, żebym przedstawiła go Ukraince, ale potem przez miesiąc bał się do niej podejść. Kiedy umówili się na randkę, upił się i... ugryzł ją w szyję.
Jak wiele stolic, Praga jest wielokulturowa. Jednak prowincja jest raczej nietolerancyjna wobec osób odmiennych kulturowo.
Krytyczne opinie wobec obcych, jak zaznacza Iryna, nie są wyrażane publicznie, ale w kręgu rodzinnym możesz się nasłuchać. Czesi nie będą okazywać emocji, okażą ci demonstracyjną uprzejmość, ale nie będą zadowoleni, że mają synową z tak zwanego kraju „trzeciego świata”.
– Niestety dotyczy to także ukraińskich kobiet, ponieważ przed inwazją były kojarzone głównie z imigracją zarobkową – mówi Iryna. – Ukraińcy często mieszkali w zatłoczonych akademikach, wdawali się w kłótnie i bójki, czasem łamali tutejsze zasady i prawo. Oczywiście nie wszyscy, ale takie sytuacje rzucały się w oczy i tworzyły ogólne wyobrażenie o naszym narodzie. Nikt nie zwraca uwagi na przyzwoitą Ukrainkę, która pracuje w fabryce od rana do nocy, by zarobić na życie. Ale wszyscy widzą Ukraińców, którzy upijają się w parku i wszczynają bójki. Często małe konflikty są podsycane przez siły polityczne, które czerpią z tego własne korzyści.
Stereotypowe postawy często przejawiają się w nieoczekiwanych sytuacjach. Na przykład na portalu randkowym możesz otrzymać wiadomość, że Czesi nie chcą mieć nic wspólnego z Ukrainkami
Urządźmy pokój dla dziecka
Pomimo nieufności wobec Ukrainek, Czesi nie zauważają między naszymi narodami szczególnych różnic kulturowych. Nie lubią się spieszyć i zanim zaczną działać, zawsze sprawę rozważą.
Iryna zauważyła, że związki Czechów trwają bardzo długo, czasem nawet 10 lat, zanim zdecydują się na ślub. Żony – Czeszki lubią mieć wszystko pod kontrolą, co nie wszystkim Czechom się podoba. W wielu rodzinach obowiązki domowe i wychowanie dzieci są dzielone równo.
– Jednak pod pewnymi względami Czesi przypominają ukraińskich mężczyzn: są zaradni i bardzo gospodarni – mówi Iryna. – Wielu z nich potrafi naprawić w domu wszystko. W odróżnieniu jednak od naszych mężczyzn, są bardzo zaangażowani w wychowywanie dzieci. Czesi sami przyznają, że Ukraińcy są bohaterami. Wielu otwarcie mówi, że w razie wojny nie poszliby walczyć z Rosją, bo by się bali, woleli wyjechać lub gdzieś się ukryć.
Mój czeski mąż z rozbrajającą szczerością przyznaje: „Kochanie, ja bym się zesrał w gacie. To wy, Ukraińcy, jesteście silni i odważni”
Wojująca abstynentka może mieć trudności ze znalezieniem odpowiedniego dla siebie Czecha, bo ludzie tutaj uwielbiają pić piwo. To część ich stylu życia.
– Jednak kiedy piją, nie są agresywni – mówi Iryna. – Kolejną wspaniałą cechą jest to, że kiedy coś mówią, możesz im wierzyć. Nie obiecują czegoś, czego nie zamierzają zrobić. Mogą być wyjątki, ale mój Tomasz jest typowym Czechem i to samo widzę w związkach innych Ukrainek z Czechami. Jeśli Czech nie planuje ślubu, powie ci o tym szczerze, zamiast zwodzić cię przez lata. Ale będzie hojny i skłonny do prawienia ci komplementów.
Tomasz zaakceptował moją córkę. Gdy powiedział: „Urządźmy pokój dla dziecka i zamieszkajmy razem”, moje serce się roztopiło. W Ukrainie wielu mężczyzn chciało chciało się ze mną związać, ale żaden nie chciał mojej córki.
Z romansami i namiętnym seksem jest już gorzej. Według statystyk Czesi uprawiają seks średnio dwa razy w miesiącu.
Kiedy Iryna sugeruje, że powinni kochać się częściej, jej facet wykręca się żartem: „Kochanie, nie psujmy statystyk”
Bułgarski pszczelarz, czyli jak w kinie
Inna, 44-letnia Ukrainka, wyszła za mąż po raz trzeci. Tym razem za Bułgara o imieniu Todor, którego poznała na portalu randkowym. Swojego drugiego męża, Ukraińca, też tak poznała. Rozstali się, bo jak mówi, spotkały się dwie zupełnie różne osoby.
– Na obronę tej metody zapoznawania się powiem, że moja matka również znalazła męża na portalu randkowym, mając 52 lata i będąc po rozwodzie. Od 13 lat jest szczęśliwą mężatką – mówi Inna.
Po drugim rozwodzie przyjaciółka namówiła ją do powrotu na Tindera. Zrobiła to bez entuzjazmu, bo jej ostatni potencjalny partner szukał „wolnego związku”. Powiedział jej o tym dopiero podczas spotkania w cztery oczy.
– Minęło trochę czasu. Przeglądałam portal po ciężkim covidzie i moją uwagę przykuło zdjęcie mężczyzny w stroju pszczelarza. Był starszy ode mnie, ale odniosłam wrażenie, że to ktoś inteligentny. Dałam mu lajka – i o nim zapomniałam. Później okazało się, że on tego lajka nie widział, bo za tę funkcjonalność trzeba było dodatkowo zapłacić. Tak czy inaczej, dostał moje zdjęcie w rekomendacjach.
Na półtora miesiąca Inna przestała korzystać ze strony. Kiedy na nią wróciła, zobaczyła wiele wiadomości, w tym jedną od pszczelarza. Był nauczycielem z trzema dyplomami i profesjonalnym muzykiem. W łamanym rosyjskim z marszu zakomunikował, że szuka tylko poważnego związku.
– Nie przypuszczałam, że to rozwinie się tak szybko – mówi kobieta. – Już astępnego dnia rozmawialiśmy na wideo, a dwa tygodnie później przyjechał do mojego rodzinnego miasta, niedaleko Odessy. Przestraszyłam się. „Tak szybko?”
Odpowiedział ironicznie: „OK, to piszmy do siebie przez kolejny rok, potem umawiajmy się na randki przez dwa, aż w końcu pobierzmy się jako starzy ludzie”. Zaryzykowałam
W Odessie spędzili razem dwa tygodnie. Na koniec poszli do jubilera – poprosił, by wybrała sobie pierścionek i została jego żoną.
– Sprzedawcy bili nam brawo, bo coś takiego widzieli tylko w kinie – uśmiecha się Inna. – Dwa tygodnie później wyjechał, oczekując, że przyjadę za nim do Sofii. Przyjechałam i zostałam. Cztery miesiące później Todor przywiózł z Ukrainy do Bułgarii mojego syna, który mieszkał wtedy z ojcem. Miesiąc później się pobraliśmy. Nasze małżeństwo trwa już cztery lata.
Tu nie ma cudzych dzieci
W regionie Odessy, skąd pochodzi Inna, wizerunek Bułgarów został ukształtowany przez mieszkańców Besarabii, gdzie mieszka duża bułgarska diaspora. Mają raczej patriarchalny styl życia, z pewnymi niezachwianymi zasadami, które przetrwały wieki. Współcześni Bułgarzy z Bułgarii są zupełnie inni.
– Z niczym się nie spieszą, są bardzo hałaśliwi, do nieznajomych czy starszych ludzi zwracają się po imieniu, nie dbają o porządek i często nie dotrzymują słowa. To wady, ale niektóre z nich mają też swoje dobre strony. To, że się nie spieszą, oznacza, że nie są zestresowani, nie przejmują się drobiazgami i wiodą życie „light”. Sjesta jest dla nich święta. Niegrzecznie jest nawet dzwonić w ciągu dnia, ponieważ Bułgar może wtedy spać.
Do zawierania małżeństw Bułgarzy podchodzą ostrożnie, wielu z nich żyje „bez pieczątki”. Po części pewnie dlatego, że rozwód oznacza sąd i duże koszty dla mężczyzny. Po rozwodzie niejeden zostaje bez niczego, „goły i bosy”. Ale najgorsza dla Bułgara jest utrata dzieci.
Bo Bułgarzy dzieci uwielbiają. Własne i cudze. W ich kraju panuje prawdziwy kult dzieci.
W transporcie publicznym nie ma zwyczaju ustępowania miejsca starszym. Za to kiedy do autobusu wsiądzie dziecko, nawet dziesięcioletnie, to dorosły może je posadzić na swoim miejscu, a na dodatek obdarować je komplementami
– Zraniona Bułgarka to potężny żywioł – mówi Inna. – Potrafi pozbawić mężczyznę wszystkiego, nawet kontaktu z dzieckiem. Todor i ja pobraliśmy się między innymi dlatego, że bez ślubu nie mogłabym osiąść w Bułgarii.
Inna zaznacza, że starsze pokolenie Bułgarów nadal nie postrzega Ukraińców jako narodu odrębnego od Rosjan. Jej zdaniem wiele osób w Bułgarii „nie zagłębia się w historię i nie ma szerokiego spojrzenia, więc ukraińskim kobietom nie jest tu łatwo”. Z drugiej strony – żyje się tu całkiem wygodnie i nikogo nie obchodzi, jak się ubierasz i jak wyglądasz. Przeszłość czasami daje o sobie znać w potępiających słowach starszego pokolenia czy w napisach na murach, domagających się ochrony „tradycyjnych wartości”.
Pomidory zamiast kwiatów
W mentalności tutejszych ludzi jest coś orientalnego. I nic w tym dziwnego, bo Bułgaria przez długi czas znajdowała się pod panowaniem Imperium Osmańskiego. Nawet zwyczaj kiwania głową przez Bułgarów w górę i w dół, gdy mówią: „nie”, a nie na boki, jak to jest w zwyczaju większości innych narodów, ma swoje korzenie w tamtym okresie.
Bałkański duch przejawia się we wszystkim: Bułgarzy szanują swoje tradycje, a więzi rodzinne są dla nich święte. Inna wyjaśnia, że w języku bułgarskim jest wiele słów na ich określenie.
Ci, którzy planują zawrzeć związek małżeński w Bułgarii, powinni być przygotowani na to, że ukraiński jest bardziej podobny do bułgarskiego niż do rosyjskiego. Tyle że wiele słów ma przeciwne lub odmienne znaczenia.
W związkach Bułgarzy są nieco skąpi, prości, niecierpliwi i impulsywni. Nic dziwnego, że mówi się o nich, że to tacy „słowiańscy Włosi”: potrafią ci przerwać, nie wysłuchując do końca, co chcesz powiedzieć. Ale to nie jest celowa nieuprzejmość, to cecha kulturowa.
– Niemożliwe jest utrzymywanie platonicznego związku z Bułgarem przez długi czas, trzymanie go na dystans – mówi Inna. – Oni tego nie zrozumieją. Są bardzo namiętni. Piękną dziewczynę po prostu trzeba zdobyć. Większość bułgarskich mężczyzn potrzebuje dużo seksu.
Wszyscy niezamężni przyjaciele męża Inny proszą go, by zapoznał ich z jakąś Ukrainką. Co ich przyciąga? Uroda, uprzejmość, gospodarność, lojalność i nieunikanie ciężkiej pracy. Wiedzą, że Ukrainka i domem się zajmie, i do pracy pójdzie
– Miejscowe kobiety zazwyczaj wybierają albo dom, albo pracę – mówi Inna. – Myślę, że wydałabym tu za mąż każdą z moich przyjaciółek, ponieważ Bułgarzy są przekonani, że ukraińskie kobiety marzą o poślubieniu ich. Tyle że przeciętny Bułgar nie ma pojęcia, jak wiele wymagań mają ukraińskie kobiety, jeśli chodzi o komfort i traktowanie. Tutaj w wielu dziedzinach, w tym w zalotach i związkach, obowiązuje zasada „jakoś to będzie”. Romantyczna randka z kwiatami? Strata pieniędzy. On woli ci przynieść pomidory!
Ukrainka może się grubo pomylić, myśląc, że przekona Bułgara do swojej narodowej kuchni. Bułgar jest bardzo konserwatywny, jeśli chodzi o jedzenie. Nie zachwycisz takiego barszczem (choć może spróbować) ani pierogami. Bułgarzy są oddani swojej kuchni, która, zaznaczmy, nie jest dobra dla osób o słabym żołądku. Jedna z tradycyjnych bułgarskich potraw, szkembe czorba (krowie flaki gotowane w mleku), zajęła piąte miejsce w rankingu najbardziej obrzydliwych potraw na świecie.
Bałkański Otello kocha swój kraj
Po pierwsze, nie wzbudzaj w Bułgarze zazdrości. Nie powinnaś też oczekiwać od niego, że będzie cię utrzymywał, i nie przesadzaj z kłótniami – Bułgar potrafi nagle wybuchnąć i często jest gotowy na konflikt. A co najważniejsze – nigdy nie mów źle o Bułgarii.
Chociaż Bułgarzy często narzekają na niedostatek, dla każdego z nich, od dziecka po starca, ojczyzna to świętość
Bułgarzy są bardzo dumni ze swojej historii i bohaterów, ich imiona nadają szkołom i instytucjom. Większość Bułgarów, zwłaszcza młodych, dobrze mówi po angielsku. Starsze pokolenie mówi głównie po rosyjsku.
– Mój mąż uczy angielskiego i mieszkał przez kilka lat w Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej i Niemczech, gdzie mówił tylko po angielsku – mówi Inna. – Chociaż zna rosyjski, od pierwszych dni mojego pobytu w Bułgarii odmówił używania go, bym mogła szybciej nauczyć się bułgarskiego. I miał rację: rok później płynnie mówiłam po bułgarsku, a po trzech latach zaczęłam uczyć bułgarskiego obcokrajowców. Teraz, jako prawdziwy ukrainofil, mój mąż prosi mnie i mojego syna, byśmy uczyli go ukraińskiego. Robi postępy.
Jeśli chodzi o budowanie długotrwałej relacji z Bułgarem, wszystko jest indywidualne.
– W ustach osoby dwukrotnie rozwiedzionej może to zabrzmieć dziwnie, ale dla mnie najważniejsze są wspólne wartości i pomysły na przyszłość. Pomimo różnic kulturowych, odnaleźliśmy harmonię jako rodzina. Kochamy się i szanujemy, a co najważniejsze, pielęgnujemy nasz związek, w którym nigdy nie ma nudy. Każde z nas znalazło to, czego szukało.
* Bonus: ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które z pewnością pomogą Ci znaleźć partnera – w Ukrainie lub za granicą, dzięki internetowym serwisom randkowym. Subskrybuj nasze kanały w mediach społecznościowych (Facebook,Instagram,Telegram), by nie przegapić kolejnych tekstów z tej serii. W poprzednich opowiedzieliśmy o Niemczech, Francji, Szwecji i Finlandii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Irlandii, Hiszpanii i Turcji. Wkrótce odwiedzimy Stany Zjednoczone i Kanadę.
Umawianie się z Czechem jest jak kupowanie Škody: nie będzie imponującego designu ani gadżetów, ale za to masz jakość i niezawodność za rozsądne pieniądze. Bułgarzy są inni, ale ponad wszystko kochają dzieci
Możliwość zawarcia małżeństwa online to ważne wsparcie dla żołnierzy i ich rodzin. W ciągu dwóch i pół roku wojny ukraiński system rejestracji małżeństw ewoluował w usługę, która nie ma odpowiedników na świecie.
Wyły syreny, my byliśmy szczęśliwi
W lutym 2023 r. w państwowym serwisie Diia, ukraińskim odpowiedniku polskiego programu mObywatel, wprowadzono możliwość złożenia wniosku o rejestrację małżeństwa online.
Słowo „formalność”, którym przed wojną często określano zawieranie małżeństw w Ukrainie, nabrało nowego znaczenia. Pobranie się w czasie wojny wzmacnia więzi i zaufanie między partnerami, a kobiecie zapewnia korzystny status prawny w przypadku zranienia lub śmierci małżonka-żołnierza. Pozwala jej być z mężem, jeśli znajdzie się na intensywnej terapii, podejmować decyzje dotyczące jego leczenia czy ubiegać się o spadek, jeśli umrze.
Iryna i Danił pochodzą z Pierwomajska w obwodzie mikołajowskim.
– Już na naszym pierwszym spotkaniu Danił powiedział mi, że zostanę jego żoną – wspomina Iryna. – Kiedy jechałam do Pokrowska, by go odwiedzić, czułam, że mi się oświadczy. Idąc przez tę część miasta, która przetrwała ataki Rosjan, dotarliśmy do parku. Wtedy uklęknął i poprosił mnie o rękę. Rozległo się wycie syren, ale my już prawie ich nie słyszeliśmy – tak byliśmy sobą zauroczeni i szczęśliwi, że jesteśmy razem.
Iryna powiedziała: „tak”, lecz ślub musiał poczekać. Danił rzadko opuszczał linię frontu. W ciągu 2,5 roku wojny widzieli się tylko pięć razy – podczas jego krótkich urlopów lub gdy Iryna odwiedzała go w najbliższym mieście frontowym
Postanowili złożyć przez Internet wniosek o zawarcie małżeństwa – na stronie Diia taka opcja była dostępna. Irina wypełniła formularz, a Danił potwierdził wniosek e-mailem, gdy tylko złapał dostęp do sieci.
Wybrali datę ceremonii w urzędzie stanu cywilnego i zapłacili 1100 hrywien (około 105 zł) opłaty skarbowej. Siostra pana młodego specjalnie przyjechała na ten dzień z zagranicy, jednak do ślubu nie doszło – dowódca nie dał Danile przepustki. Sytuacja na froncie była bardzo trudna, liczył się każdy człowiek...
– Daniło jest oficerem i ma pod komendą żołnierzy, więc się nie kłócił, chociaż do końca liczyliśmy na cud – mówi Iryna. – Złożyliśmy więc podanie po raz drugi. Wybraliśmy nowy termin – i czekaliśmy.
Słabość starego systemu
Miłość Iryny i Daniły to długa historia. Poznali się, gdy mieli po 16 lat (teraz mają po 30). To już ich trzecia próba związania się na stałe.
– Za pierwszym razem byliśmy młodzi i naiwni – wspomina Iryna. – Potem znowu zaczęliśmy się spotykać, ale i tym razem nie wyszło. Byłam wtedy w długotrwałym związku, ale on nie przyniósł mi szczęścia, często wspominałam Daniłę. Po raz trzeci spotkaliśmy się dwa lata temu. Od pierwszych dni inwazji Daniło bronił Ukrainy. Wojna bardzo go zmieniła. Stał się odważny, odpowiedzialny i kompetentny. Zawsze był miłością mojego życia.
Przy drugiej próbie ożenku za Daniłą wstawił się u dowódcy cały jego pluton. Dostał 10-dniowy urlop.
– Uroczystość nie była wielka. Pojechaliśmy do Odessy, mieliśmy tam ładną ślubną sesję zdjęciową, a potem wróciliśmy do Pierwomajska i się pobraliśmy. Jedynymi gośćmi byli rodzice mojego narzeczonego, mój brat i mama. Taty nie było, bo też broni Ukrainy.
Historia Iryny i Daniły ilustruje słabość starego systemu – konieczność wypuszczania żołnierzy na ślubne przepustki często dezorganizowała pracę ich dowódców na froncie. Władze uznały więc, że aplikacja Diia powinna umożliwiać żołnierzom zawieranie małżeństw zdalnie, za pośrednictwem internetowej transmisji wideo.
Przytuliłam ją, żeby nie płakała
Wszystko, co trzeba w takim przypadku zrobić, to wysłać wniosek za pośrednictwem aplikacji Diia, poprosić partnera/partnerkę o zgodę i wybrać datę ceremonii, która odbędzie się online. Urzędnik stanu cywilnego poświadcza zgodę, a nowożeńcy podpisują akt małżeństwa za pomocą podpisu elektronicznego.
Jak informuje Waleria Kołomiec, wiceministerka sprawiedliwości Ukrainy ds. integracji europejskiej, w ciągu pierwszych trzech miesięcy od uruchomienia usługi zdalne śluby zawarło prawie 1500 par. Wśród nich było dwoje ludzi z Kałusza, miasta w obwodzie iwanofrankiwskim.
– Delikatnie ją przytuliłam, żeby nie płakała – mówi nam pracowniczka urzędu stanu cywilnego w Kałuszu.
– Ta młoda i piękna kobieta trzymała w ręku telefon i nie mogła oderwać wzroku od ekranu. A jej ukochany, silny mężczyzna w wojskowym mundurze, mówił, że ją kocha i nigdy by nie pomyślał, że poślubi ją przez telefon
Jak się pobrać przez telefon
Cały proces zawierania małżeństwa – od złożenia wniosku do ceremonii ślubnej – odbywa się online. Partner lub partnerka otrzymuje powiadomienie (oświadczyny), na które musi odpowiedzieć w ciągu 14 dni. Funkcja ta jest dostępna dla każdego pełnoletniego obywatela i obywatelki Ukrainy pod warunkiem, że:
* posiada zweryfikowany numer podatkowy,
* używa swojego dowodu osobistego lub paszportu w Diia,
* nie jest w innym związku małżeńskim (lub ma wpis o rozwodzie w urzędzie stanu cywilnego).
Możliwość ta nie dotyczy jednak par, w których choćby jedna osoba jest obywatelem nie tylko Ukrainy, ale także innego kraju.
Rozwód za oświadczyny
W pierwszych dniach działania nowej funkcji użytkownicy postanowili przetestować aplikację – i znaleźli wiele błędów technicznych. Na przykład niektóre pary, które były już małżeństwem, mogły ponownie wysyłać sobie nawzajem propozycje zawarcia związku. Zdarzyło się też, że jeden z użytkowników wysłał kilkanaście oświadczyn do różnych kobiet i otrzymał kilka pozytywnych odpowiedzi.
Natalia Sawinowa, doktorka prawa, podzieliła się z nami ciekawą historią. Otóż jej klientka zobaczyła w telefonie męża oświadczyny, które wysłał do innej kobiety za pośrednictwem aplikacji Diia. Zrobiła więc zrzut ekranu i złożyła pozew rozwodowy. Ma nadzieję, że dzięki temu dowodowi sąd pozwoli jej rozwieść się szybko, bez ustanawiania okresu umożliwiającego ewentualne pojednanie.
W pierwszych dniach działania aplikacji Ukraińcy wystosowali w sieci aż 416 000 oświadczyn. Liczba pozytywnych odpowiedzi wyniosła 49 282.
Po pierwszych 24 godzinach dostępności aplikacji Ukraińcy musieli rezerwować daty ślubu już z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Przeciążona aplikacja zawieszała się, nie przyjmowała podpisów cyfrowych i nie przesyłała dokumentów
Od Instagrama do ślubnego kobierca
Ołena i Jurij z Kijowa chcieli wziąć ślub na wiosnę, ale on nie mógł dostać przepustki. Oświadczył się więc podczas rozmowy wideo, zamówił pierścionek i wysłał go kurierem. Ślub wzięli za pośrednictwem Diia.
– Forma, w której się pobraliśmy, jest logiczną kontynuacją tego, jak zawarliśmy ze sobą znajomość – mówi Ołena. – Zaczęło się od tego, że Jurij zasubskrybował mój blog kulinarny na Instagramie i polubił wszystkie moje przepisy. A później zdecydował się zaprosić mnie na randkę.
Pomimo problemów technicznych, nieufności niektórych ludzi wobec innowacji cyfrowych i obaw o bezpieczeństwo danych, nowa usługa to dowód, że nawet w najtrudniejszych warunkach Ukraińcy znajdą sposób, by być razem, zakładać rodziny i je chronić
<frame>W pierwszym roku inwazji w Ukrainie nastąpił gwałtowny wzrost liczby małżeństw – o 4% w porównaniu z ostatnimi latami przedwojennymi. Jednak w 2023 r. ten trend gwałtownie osłabł: nowych małżeństw było już 16% mniej. Ich lwia część jest zawierana w regionach, które toczą się działania wojenne, w szczególności w obwodzie charkowskim.
W zachodniej Ukrainie nowych małżeństw jest o 20% mniej. <frame>
Ukraina jest pierwszym krajem na świecie, który zezwolił parom na zawieranie małżeństw online, bez konieczności osobistego stawiennictwa w urzędzie stanu cywilnego. Teraz żołnierz może wziąć ślub nawet wtedy, gdy jest na polu bitwy, a jego wybranka na innym kontynencie. Wystarczy nacisnąć przycisk w specjalnej aplikacji mobilnej
Na rozmowę ze Switłaną Owczarenko, redaktorką naczelną „Wpered”, czekałam kilka tygodni. Lokalne wydanie tej gazety w Bachmucie, o nakładzie 6000 egzemplarzy, stało się jedyną nicią, która spaja tamtejszą społeczność. Każde kolejne wydanie przypomina tym ludziom o ich wspólnym domu, który legł w gruzach. – Ciężko mi wracać do wspomnień z życia, które zostało zniszczone – wyznaje Switłana.
Był późny sobotni wieczór. Switłana zadzwoniła do mnie, gdy spacerowałam wzdłuż nabrzeża zbiornika Pogoria III w Dąbrowie Górniczej. Burza, która wypędziła ludzi z plaży, właśnie się skończyła. Latarnie oświetlały samotne drewniane molo, ciężkie chmury unosiły się nad wodą, żałośnie skrzeczały mewy. Myślami byłam w zniszczonym Bachmucie, z mieszkańcami tego miasta rozproszonymi przez wojnę po całym świecie.
Wasyl, 84-letni mieszkaniec Bachmutu, mieszka dziś w domu spokojnej starości w Czechach. W rubryce „Wieści narodowe” gazety ekscytuje się: „Dali mi nowy materac! Nie chciałem kłaść się na starym, a teraz nie chcę wstawać z nowego, tak dobrze mi się śpi”. Wygodne fotele, miękkie pufy, lampy stołowe – wszystko, co cenne, zniknęło wraz z domami w Bachmucie. Pozostali tylko ludzie, klucze do ich zniszczonych domów – i miejska gazeta.
Kasztany na ulicy Pokoju
Przed wojną redakcja „Wpered” mieściła się przy ulicy Pokoju 49. Na podwórku rosły kasztanowce, które wiosną kwitły na różowo, a jesienią obficie obsypywały ulicę błyszczącymi kasztanami. Raz nawet rozbiły przednią szybę redakcyjnego samochodu.
Osiem okien budynku podglądało intensywne redakcyjne życie: składanie gazety do późnej nocy, spotkania z czytelnikami, gorące dyskusje dziennikarzy. Z tego wszystkiego pozostały tylko zwęglone pnie drzew, ruiny budynku i popiół.
– Nie ma okien, a za nimi nie ma życia. Tam, gdzie kiedyś był ganek, na którym piliśmy kawę, teraz zieje czarna otchłań – mówi Switłana.
Działalność gazety była zawieszana dwukrotnie: w 1941 r. z powodu ataku faszystowskich Niemiec i 24 lutego 2022 r. – po ataku raszystowskiej Rosji
– Zaczęli bombardować Bachmut już pierwszego dnia inwazji – wspomina Switłana. – 23 [lutego] zrobiliśmy wydanie na następny dzień, tyle że 24 rano nie mogliśmy jej zabrać z drukarni w Kramatorsku, bo droga co minutę była ostrzeliwana.
Prorosyjscy bojówkarze zajęli Bachmut w kwietniu 2014 roku, jednak już 6 lipca miasto wróciło pod kontrolę Ukrainy. Przez osiem lat wojna toczyła się w odległości 30 kilometrów, lecz nikt nie przypuszczał, że dotrze do samego miasta. Zamiast budować fortyfikacje obronne, kładziono nowe chodniki i zakładano parki.
W marcu 2024 r. Switłana pojechała z matką do rodziny w Odessie. Tam miały nadzieję przeczekać „eskalację”. Założyła dres, spakowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, a do kieszeni wsunęła dwa zestawy kluczy: jeden do redakcji, drugi do mieszkania.
Czytelnicy w lochach
W pierwszych miesiącach wojny Switłana żyła wiadomościami, śledząc to, co działo się w kraju. Bachmut był jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie – ale wielu ludzi w nim zostało. Nie otwierali drzwi swoich piwnic, nawet gdy przyjeżdżała pomoc humanitarna.
Rosjanie odcięli prąd, gaz i łączność. Ich propagandyści nadawali przez radio, że miasto jest opuszczone, a lokalne władze wyjechały. „Kijów upadł”, mówili w radiu
W pierwszych miesiącach miasto liczące 73 000 mieszkańców opuściło prawie 50 000 osób. Niektórzy jednak wrócili. „Nikt tam na nas nie czeka, więc nie ma sensu wyjeżdżać” – mówili.
Potężną ofensywę Rosjanie zaczęli w sierpniu. Wśród budynków toczyły się najbardziej zacięte bitwy piechoty od czasów II wojny światowej.
Próby przekonania tych, którzy pozostali, do opuszczenia miasta spaliły na panewce, więc w październiku lokalne władze zaczęły przywozić do Bachmutu „burżujki”, żelazne piecyki – „kozy”, na drewno i węgiel. Chociaż każde wyjście z piwnicy mogło być ostatnim, w mieście wciąż było prawie 20 000 cywilów.
Promyk nadziei w piekle
To wyrwało Switłanę z oszołomienia. Postanowiła reaktywować gazetę, by dostarczać wiarygodne informacje tym, którzy nie chcieli opuszczać miasta. Problemów miała mnóstwo – w Bachmucie zostały hasła i dostępy do komputerów, informacje księgowe. Pomogli Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy i Fundacja Japońska: 4 listopada 2022 r. ukazało się pierwsze wojenne wydanie „Wpered”.
Przywieźli je do Bachmutu włoscy dziennikarze, którzy przyjechali nakręcić tu materiał filmowy.
Ludzie byli zszokowani i szczęśliwi – uwierzyli, że to znak początku końca wojny. „To był promyk nadziei w naszym piekle!” – pisali później w mediach społecznościowych.
Przed inwazją w Ukrainie wiele mówiło się o śmierci gazet drukowanych. Teraz okazało się, że to właśnie lokalna gazeta, której ludzie ufają, wywiera ogromny wpływ na ich życie.
Nawiasem mówiąc, rosyjscy okupanci wielokrotnie wykorzystywali fałszywe lokalne gazety do szerzenia swej propagandy
W tym pierwszym wydaniu znalazł się wywiad z merem Bachmutu Ołeksijem Rewą, który wezwał cywilów do natychmiastowej ewakuacji: Kijów nie upadł, mieszkańcy Bachmutu zostaną przyjęci w każdym mieście w Ukrainie.
Ludzie zaczęli wyjeżdżać.
W lutym 2023 r. Iryna Wereszczuk, wicepremier ds. reintegracji terytoriów tymczasowo okupowanych, ogłosiła, że w Bachmucie pozostaje już mniej niż cztery tysiące osób.
Jeden z ostatnich numerów „Wpered” został przywieziony do Bachmutu przez zespół wolontariusza Mychajło Puryszewa w maju 2023 roku.
Na środku wyłożonego workami z piaskiem pokoju leżały wiązki gazet. Wokół nich zgromadziło się kilkanaście osób o zmęczonych twarzach. Brali gazety z nadzieją, że dowiedzą się, że mogą zostać w domu. Przeczytali, że miasto jest bliskie przejęcia przez rosyjską armię. W dniu 20 maja 2023 r. Rosja odtrąbiła zdobycie Bachmutu.
Bachmut żyje w nas
W odpowiedzi ukraińskie wojsko opublikowało film z drona. Widać na nim morze ruin, zawalone dachy i wejścia do budynków, spalone pojazdy – i ani jednej żywej duszy. Wojska rosyjskie przejęły kontrolę nad terytorium Bachmutu, ale miasto już nie istniało. Eksperci szacują, że oczyszczenie tego terenu z min zajmie dziesięć lat, a kolejne dziesięć potrwa usunięcie gruzu.
Switłana odebrała telefon od Serhija Tomilenki, szefa Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy: czy warto nadal wydawać miejską gazetę, skoro miasta już nie ma? „Bachmut żyje w każdym z nas. Dopóki oddychamy, miasto nadal żyje.
Bo Bachmut to coś więcej niż cegły i beton. To my, ludzie – odpowiedziała
Związek zaangażował ją do projektu IRMI (International Institute of Regional Press and Information), realizowanego we współpracy z Fundacją Hirondelle i przy wsparciu finansowym szwajcarskiej organizacji non-profit Swiss Solidarity.
Gazetę zaczęto dostarczać do ośrodków dla uchodźców w Ukrainie, w których mieszka większość dawnych mieszkańców Bachmutu. Początkowo takich ośrodków było 6, teraz jest 12. Niektórzy mieszkańcy Bachmutu za dostarczenie jednego numeru przez Nova Post, największą firmę kurierską w Ukrainie, płacą od 55 hrywien (5 zł).
– Dla mnie nawet farba drukarska pachnie jak „Wpered”, bo ta gazeta oznacza dom – mówi 62-letnia Nadia z Bachmutu. Mieszka w Połtawie i co dwa tygodnie odbiera na poczcie kolejny numer swojej gazety.
Klucze do utraconej przeszłości
Switłana nadal mieszka w Odessie ze swoją matką w wynajętym mieszkaniu.
– Tam, gdzie kiedyś było moje mieszkanie, teraz jest ogromna czarna plama. Dom mojej matki jest w ruinie. Poprosili mnie, żebym dała moje klucze do „Kapsuły czasu” – instalacji artystycznej o Bachmucie. Ale ja nie mogę się z nimi rozstać. Dopóki ze mną są, wciąż jest nadzieja, że kiedyś otworzę nimi drzwi mojego domu.
Jedno ze zdjęć w gazecie przedstawia klucze o różnych rozmiarach i kształtach, ułożone na starej tkaninie. To symbole utraconych domów, w każdym zamknięty jest ból i wspomnienia zniszczonego życia.
Teraz ich właściciele mieszkają w domach innych ludzi
„Zamieszkaliśmy z mężem na lewym brzegu Dniepru. Pokój jest mały, nieremontowany, ze starymi tapetami i hydrauliką, ma wybite okna. Porównanie z naszym domem jest bolesne. Minęły trzy lata, a my wciąż próbujemy przyzwyczaić się do nowych ulic i codziennych niedogodności” – wyznaje w jednym z artykułów 71-letnia Liudmyła.
Temat utraconych mieszkań jest Switłanie bardzo bliski. Kiedy patrzyłam na jej zdjęcie i słyszałam w telefonie jej głos, wydawała mi się bardzo młodą kobietą. Jakby czytając w moich myślach, powiedziała: – Jestem już na emeryturze. Rozumiem moich czytelników. Ja też wciąż nie mogę spać spokojnie w cudzym łóżku.
Kolejne numery gazety przez długi przygotowywała z kolegą, który znalazł schronienie w przygranicznym obwodzie sumskim.
Czasami siadali do pracy o drugiej w nocy i pracowali do następnego poranka, wykorzystując krótkie „okienko”, gdy był prąd
– Ustawiałam zegar, budziłam się, szłam do kuchni, robiłam kawę, włączałam laptopa. Mój kolega w obwodzie sumskim robił to samo – mówi Switłana.
Teraz nad gazetą pracują z nią trzy osoby. Tylko jedna jest z bachmuckiej redakcji. Oprócz gazety prowadzą stronę internetową, media społecznościowe i nagrywają filmy.
Nienawiść codzienna
W jednym z ostatnich numerów „Wpered” opublikowali esej o żołnierzu Wołodymyrze Andriucie, pseudonim „Talent”. Całe życie mieszkał w obwodzie donieckim, zginął podczas obrony Bachmutu. Mykoła Andriuca z goryczą wspomina, jak długo syn nie mógł pogodzić się z tym, że Rosja stała się wrogiem.
„Był nawet taki moment po 2014 roku, kiedy Wołodymyr pojechał na Krym, a potem do Rosji. Wtedy zobaczył, że oni nas nienawidzą nawet na poziomie codziennym. Wojna na pełną skalę uczyniła z niego prawdziwego patriotę i obrońcę” – mówi Mykoła.
Niedawno znajoma poprosiła Switłanę, by napisała o sytuacji jej męża, zachowując jego anonimowość. Stres zmienił jego życie w koszmar: teraz błąka się po obcym mieście, zbiera śmieci i resztki jedzenia, a potem przynosi je do wynajmowanego przez nich mieszkania.
Pewnie w działaniu, które wydaje się bezsensowne, szuka jakiegoś sensu. Spokoju, który utracił w wirze wojny
Mieszkańcy Bachmutu są dziś rozproszeni po całym świecie. Uczą się żyć na nowo, ale pamiętają o swoim mieście i chcą do niego wrócić.
– Bachmut żyje tak długo, jak długo o nim pamiętamy – mówi Switłana. – I tak długo, jak „Wpered” utrzymuje z nimi kontakt, ta pamięć jest żywa.
Nie zapominajcie o wojnie
Ciche polskie miasto zasypia obok mnie. W ciszy wieczoru zapytałam Switłanę, co powiedziałaby polskim czytelnikom.
– Nie powtarzajcie błędów Bachmuta. Nie zapominajcie o wojnie. Chrońcie swoje życie. W przeciwnym razie pozostaną tylko ruiny i wspomnienia.
Zdjęcia z archiwów gazety „Wpered”
Przed rosyjską inwazją w Ukrainie dużo mówiono o śmierci prasy drukowanej. Ale gdy nadszedł czas najcięższej próby, to właśnie lokalna gazeta ocaliła ducha mieszkańców zabijanego miasta
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnym naszym przystankiem jest Hiszpania. <frame>
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiał portal Sestry.eu. Ich doświadczenia mają charakter osobisty. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Bardzo łatwe rozstania
Kiedy zaczęłyśmy pisać o ukraińskich kobietach umawiających się z mężczyznami z innych krajów, planowałyśmy w jednym artykule połączyć Hiszpanów z Włochami. Narody te mają bowiem podobny, południowy temperament: są emocjonalne, namiętne i szczodre w komplementach. Jednak Hiszpanie podkreślają, że na „rynku uczuciowym” wyróżniają się unikalnymi cechami. Warto je poznać, jeśli zechcesz zbudować związek z którymś z nich.
Po pierwsze – radzą Ukrainki – nie wierz własnym uszom ani oczom
Już w korespondencji Hiszpan może już obsypywać Cię komplementami, które Ukraińcowi nie przyszłyby do głowy: „Eres un sue?o hecho realidad” (Jesteś spełnionym marzeniem), „Eres la persona más hermosa que he conocido« (Jesteś najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek znałem)”, „Cada vez que pienso en ti, me siento más feliz” (Za każdym razem, gdy o tobie myślę, czuję się bardziej szczęśliwy), „Eres mi inspiración y mi alegría” (Jesteś moją inspiracją i moją radością).
W zamian też oczekują komplementów.
– Tutaj, podobnie jak we Włoszech, pozycja matki jest silna – mówi Milana. – Czasami mam wrażenie, że tutejsi mężczyźni od początku oczekują silnej zachęty od kobiet. Często zaczynają nieśmiało: „Jak ci się podoba w Hiszpanii?”, „Lubisz Hiszpanów?”, „Jak ci smakuje nasze jedzenie?”, „A co myślisz o mnie...?”. To tak, jakby prosili: „Mamusiu, pochwal mnie za to, że jestem mądry, przystojny i noszę kapelusz”.
Taniec, wspólne spędzanie czasu – proszę bardzo! Uwielbiają też rozmawiać o jedzeniu, a ich serca można roztopić, karmiąc ich pysznymi tradycyjnymi hiszpańskimi potrawami – jak paella, tortilla, gazpacho.
Poważny związek? Tylko w nagłych przypadkach – kiedy on rozumie, że nie może bez ciebie żyć. Portale randkowe są po to, by zdobyć nową znajomość za jednym przesunięciem palcem po ekranie. Rozstania w Hiszpanii są bardzo łatwe.
Hiszpania, jak łagodna matka, bierze swoje swoje dzieci w ciepłe, słoneczne ramiona. Określa twoje miejsce w systemie i delikatnie kontroluje każdy twój oddech
Mężczyźni nie spieszą się do małżeństwa, bo to oznacza odpowiedzialność – a tej chcieliby uniknąć. Nawet w małżeństwie chętnie dzielą się rachunkami, choć w przeciwieństwie do mężczyzn z krajów skandynawskich nie są tak chętni do dzielenia się obowiązkami domowymi czy opieką nad dziećmi.
To normalne, że ludzie dożywają tu 90 lat lub więcej. Młodzi, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na czynsz albo nie mogą sobie pozwolić na własne lokum, mieszkają z rodzicami. Można wynająć pokój w mieszkaniu z sąsiadami, ale znalezienie oddzielnego mieszkania jest trudne i kosztowne. Bezrobocie jest wysokie, a w niektórych regionach znalezienie przyzwoitej pracy może zająć całe lata.
Jeśli kobieta ma dzieci, nie zawsze będą one witane przez Hiszpanów z otwartymi ramionami – chociaż istnieje też radykalnie inne podejście. Ludzie nie spieszą się tu do rodzicielstwa, a wielu z nich zamiast dzieci decyduje się na zwierzęta domowe. W 2024 roku w Hiszpanii było 7,3 miliona dzieci w wieku poniżej 15 lat i około 9 milionów psów. Wiele ukraińskich kobiet jest zaskoczonych, gdy Hiszpanie w wieku 55+ piszą na portalu randkowym, że „pewnego dnia (w przyszłości) chcą mieć własne dzieci”.
O, Łunin!
Hiszpan potrafi wyznać kobiecie miłość, nie zobaczywszy jej na własne oczy – a po chwili zniknąć. Za pięknymi słowami i obietnicami często nie idą żadne czyny.
– Z mojego doświadczenia wynika, że Hiszpanie bardzo łatwo dają się ponieść, ale potem równie szybko tracą zainteresowanie dziewczyną – mówi Anhelina. – Sprawiają wrażenie wiecznych dzieci, które na pytanie: „Jak się masz?” chcą usłyszeć tylko: „Wszystko w porządku” – a nie opowieść o prawdziwych problemach, lękach i przeżyciach. Kilka razy eksperymentowałam, odpowiadając na to pytanie szczegółowo: o szukaniu mieszkania, pracy, o sytuacji w Ukrainie. Przestawali przychodzić, znikali. Zaczęłam więc opowiadać o czymś ważnym dla mnie, ale pozytywnym. Wtedy mówili: „Świetnie, cieszę się razem z tobą!”. Takie rozmowy bardziej im odpowiadają.
Lubią rozmawiać o piłce nożnej. Andrij Łunin, ukraiński bramkarz Realu Madryt, zrobił więcej dla pozytywnego wizerunku Ukrainy niż cała ukraińska ambasada. „Ukrainiec? ?! Andrij Łunin, wiem!”
Hiszpańscy mężczyźni często mówią, że marzą o kobietach otwartych i aktywnych, które nie boją się otwartego wyrażania swojej seksualności
Jednak w praktyce nie do końca tak jest. Nie bez powodu słowo „macho” jest pochodzenia hiszpańskiego. Tacy mężczyźni mają tendencję do dominowania w związkach. Hiszpan woli, gdy kobieta jest pasywna, delikatna. Taka, przy której może poczuć się jak macho.
– Zauważyłam pewną prawidłowość: jeśli mężczyzna jest mną zainteresowany, przejmuje inicjatywę – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Jaryna. – Jeśli nie, często zarzuca kobiecie, że jest zbyt pasywna.
Hiszpan nie pozwoli sobie na przekroczenie granicy – chyba że kobieta da wyraźny sygnał, że nie ma nic przeciw zbliżeniu. Nie wynika to z cech narodowych, lecz raczej z surowego prawa dotyczącego molestowania i przemocy seksualnej. Brak jasno wyrażonej zgody na zbliżenie może skutkować grzywną lub aresztowaniem. Jednocześnie dziewczyny twierdzą, że najczęstszym oczekiwaniem na portalach randkowych jest, podobnie jak w innych krajach, przelotny związek bez zobowiązań.
300 Hiszpanów pisze: „Jak się masz?”
Nasze rozmówczynie twierdzą, że ogólnie Ukraina jest w Hiszpanii postrzegana pozytywnie, choć pokutuje wiele stereotypów.
– Wiele razy słyszałam, że jesteśmy uważane za kobiety piękne, ale zimne – mówi Angelina. – Takie, które nie zbliżają się zbyt łatwo, nie są tak emocjonalne, jak Hiszpanki.
Istnieje też negatywny stereotyp: że Ukrainki są łatwe i dla mieszkania czy prezentów zrobią wszystko.
Tak czy inaczej, Ukraina jest traktowana w Hiszpanii z wielkim szacunkiem i współczuciem
Blondynki, niebiesko- lub zielonookie, młode, szczupłe, przypominające modelki – tak Hiszpanie wyobrażają sobie Ukrainki.
– Blondynka to tutaj po prostu fetysz – mówi 45-letnia Anna. Pokazuje zdjęcie, na które w serwisie randkowym ciągu jednego dnia 300 Hiszpanów zareagowało klasycznym: „Jak się masz?”. Na fotografii kształtna blondynka z krótkimi włosami, w czerwonej sukience i z czerwonym manicure leniwie przeciąga się na ławce w parku. Dla porównania Anna opublikowała też inne, standardowe zdjęcie. Otrzymywała 3-4 wiadomości dziennie.
Hiszpanie w ukraińskich kobietach szukają tego, co podsuwa im stereotyp. Jeśli kobieta nie pasuje do tego wyobrażenia, denerwują się.
– Kilka razy prosili mnie, żebym przedstawiła ich moim niezamężnym znajomym – mówi Jaryna. – Kiedy pokazywałam im zdjęcie którejś z nich, słyszałam: „Ooo, więc ona jest... zwyczajna” – i koniec zainteresowania. Jednak jeśli chodzi o prawdziwe randki, to w ciągu 2,5 roku wszystkie moje ukraińskie przyjaciółki, które chciały budować relacje z Hiszpanami w wieku od 25 do 75 lat, były już w związkach, wśród których są też szczęśliwe małżeństwa. Te kobiety mają jednak pewną wspólną cechę: są dojrzałe i niezależne, mają pracę, a niektóre prowadzą własne firmy. Przy takich kobietach Hiszpanie czują się komfortowo.
Prawo do szczęścia i miłości
Jaryna była aktywna na portalach randkowych od 2005 roku – i w Ukrainie, i w Hiszpanii. Jej ojciec mieszka w Hiszpanii od dawna, więc jeździła tam wiele razy. Ale męża znalazła po przeprowadzce w 2022 roku, gdy wybuchła wojna.
– Mam 42 lata, ważę ponad 100 kg, nie mam dzieci. Od prawie roku jestem w związku z mężczyzną moich marzeń. Jest o 15 lat starszy, ale wygląda świetnie i przekroczył wszystkie moje najśmielsze marzenia. W Hiszpanii zarejestrowałam się na Tinderze, ponieważ nie miałam wystarczająco wielu znajomych, z którymi mogłabym się komunikować. Ogólnie rzecz biorąc, Tinder jest taki sam we wszystkich krajach – to prawdziwa loteria. W randkach na Facebooku mężczyźni okazali się bardziej interesujący, a komunikacja bardziej znacząca. Mojego ukochanego poznałam przypadkiem, kiedy nie szukałam już związku ani miłości. Po prostu przeglądałam profile. Kiedy zaczęliśmy się komunikować, od razu stało się to bardzo przyjemne.
Wcześniej Jaryna miała wiele przykrych doświadczeń. Najgorsza randka? Hiszpan odebrał ją z umówionego miejsca samochodem, a potem długo szukał miejsca parkingowego w centrum. Poszli do pierwszej napotkanej kawiarni. Zapytał, czy ona ma pieniądze na kawę. W połowie rozmowy wstał i wyszedł. Myślała, że coś źle zrozumiała. Zapłaciła za kawę, poszła za nim, ale jego ani samochodu już nie było.
Innym razem po świetnej rozmowie online mieli się spotkać. On miał przyjechać z innego miasta, kupiła więc bilety na pokaz fontann i się wystroiła. Godzinę przed spotkaniem napisał, że został potrącony przez motocykl, a potem wszędzie ją zablokował.
Jaryna potwierdza: Hiszpanie są bardzo emocjonalni. Pewien chłopak, który nie mógł przyjść na randkę z powodu interesów, zalał się z tego powodu łzami
– Widziałam tu więcej męskiej histerii niż przez całe moje życie w Ukrainie – mówi. –Hiszpanie stają się lepsi z wiekiem. Młodzi faceci są jak rozkapryszone księżniczki, starsi są bardziej stabilni i godni zaufania.
Jej zdaniem Hiszpania ma otwarte, demokratyczne podejście do wyglądu, kwestii posiadania dzieci – a zwłaszcza do wieku. Tu możesz spotkać 92-letnich seniorów na zajęciach salsy. Bo każdy w Hiszpanii ma prawo do szczęścia i miłości.
Uczucia Hiszpanów rozpalają się prędko, ale równie szybko zanikają. Z łatwością wyznają miłość, nawet jeśli nie widzieli kobiety na własne oczy.
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnym naszym przystankiem są Wyspy. <frame>
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiał portal Sestry.eu. Ich doświadczenia mają charakter osobisty. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Kawaler z wyboru
W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w wielu innych rozwiniętych krajach, obserwuje się tendencję do wzrostu odsetka kawalerów i niezamężnych kobiet, a także opóźnienie momentu zawierania małżeństw. W 1972 r. średni wiek mężczyzn w chwili zawarcia pierwszego małżeństwa wynosił 27,4 lat. W 2019 r. to już 39,7 lat.
Życie w stanie kawalerskim jest często świadomym wyborem Brytyjczyka, a nie niefortunną okolicznością wynikającą niemożności znalezienia partnerki – zauważają Ukrainki mieszkające w Wielkiej Brytanii.
– Nigdzie indziej nie widziałam tylu starszych kawalerów co w Londynie – mówi Larysa. – W porównaniu z Ukrainą jest tu wielu mężczyzn bez rodzin. Mają dobre wykształcenie, pieniądze, podróżują, rozwijają się, lecz nie spieszą się z zakładaniem rodziny lub w ogóle nie zamierzają tego robić.
Kolejna pułapka czeka na te kobiety, które już poznały Anglika, ale nie mogą zrozumieć, dlaczego związek się nie rozwija. Spotykacie się i spędzacie razem czas, ale nie prowadzi to do wspólnego życia czy snucia planów na przyszłość.
– To normalne, że Brytyjczycy zaczynają rozmawiać o możliwości wspólnego życia dopiero po roku – mówi Kateryna. – Bardzo powoli przyzwyczajają się do nowych ludzi w swoim życiu, nie są tak emocjonalni jak Ukraińcy
Życie w Wielkiej Brytanii jest dość drogie, co nakłada pewne ograniczenia na „rynek małżeński”. Nie zdziw się więc, jeśli na pierwszej randce bezceremonialnie zostaniesz zapytana o zawód. Jeśli po tym nastąpi krótka przerwa, będzie to oznaczało, że mężczyzna oblicza, czy warto zaprosić cię na drugą randkę.
W związku obie strony równomiernie dzielą się obowiązkami domowymi i życiowymi problemami. Od kobiet oczekuje się partnerstwa, a mężczyźni są również aktywnie zaangażowani w prace domowe, wychowywanie dzieci i zajmowanie się ogródkiem. Na randce w restauracji często płaci się 50-50, koszty rozrywek i życia późniejsi partnerzy też dzielą po połowie.
Pub lepszy niż Tinder
Według Ukrainek mieszkających w Wielkiej Brytanii wiele stereotypów na temat Brytyjczyków, które powstały pod wpływem filmów i książek, jest bardzo bliskich prawdy.
– Tradycje są tu bardzo silne, każdy ma swoje miejsce w hierarchii społecznej i niemal niemożliwe jest to zmienić – mówi Larysa. – Jeśli jesteś osobą zamożną, wszystkie drzwi są dla ciebie otwarte. Tytuły i rangi są tu nadal ważne. Ludzie z tego samego kręgu będą spotykać się ze sobą na prywatnych przyjęciach i spotkaniach towarzyskich od dzieciństwa, a osoby o niższym statusie społecznym raczej nie wejdą do ich kręgu. By tak się stało, musisz zrobić coś naprawdę wybitnego – napisać powieść o Harrym Potterze, jak J.K. Rowling, albo zaśpiewać jakiś przebój, jak Sting.
Brytyjczycy są powściągliwi, uprzejmi – i sarkastyczni. Rzadko wchodzą na portale randkowe, ponieważ większość z nich znajduje partnerkę w prawdziwym życiu
Będzie to związek taki jak w filmie o Bridget Jones, gdzie Mark Darcy, grany przez Colina Firtha, pojawia się na przyjęciu ze swoją narzeczoną – dziewczyną z jego kręgu towarzyskiego.
Ogólnie rzecz biorąc, ten angielski film bardzo dobrze opisuje dwa typy mężczyzn, z którymi Ukrainki mają do czynienia na portalach randkowych: jedni, jak Mark Darcy, są inteligentni, cisi, powściągliwi, zimni i zrównoważeni. Ale są też tacy jak Daniel Cleaver: czarujący, wyluzowani, bezczelni i nieco narcystyczni.
Poprzedni długotrwały związek Larysy zakończył się w Ukrainie podczas pandemii koronawirusa.
– Wtedy bardziej skupiałam się na europejskich mężczyznach, bo pracowałam w międzynarodowej firmie i dużo komunikowałam się z obcokrajowcami. Byłam pod wrażeniem ich kultury komunikacji i dbania o siebie – przyznaje.
W Wielkiej Brytanii założyła sobie konto na Tinderze (jest wygodny i tańszy niż inne popularne aplikacje randkowe, jak eHarmony, Match, Bumble – jeśli korzystasz z ich płatnych wersji). Jednak szybko zorientowała się, że prawie nie ma na nim Anglików; łatwiej spotkać ich w lokalnym pubie w piątek.
Puby wciąż są bowiem w Wielkiej Brytanii tradycyjnym miejscem spotkań i nawiązywania znajomości
– Brazylijczycy, Portugalczycy i Hindusi są bardzo aktywni w angielskiej społeczności na Tinderze – mówi Larysa. – Indie to była brytyjska kolonia, więc na Wyspach jest wielu Hindusów. Warto jednak pamiętać, że pochodzą oni z bardzo patriarchalnego kraju, gdzie żony dla synów wybiera rodzina. Nie licz więc na poważny związek z Hindusem.
Francuzów, Włochów, Amerykanów i facetów pochodzących z RPA jest mniej. Łatwiej jest zbudować z nimi relację niż z Brytyjczykami, ale wielu obawia się nawiązywania znajomości z Ukrainkami. Stereotypowo myślą, że by zdobyć uczucie Ukrainki, trzeba wydać na nią dużo pieniędzy.
– Ci spośród moich przyjaciół (lub przyjaciół tych przyjaciół), którzy mają prawdziwe doświadczenia z ukraińskimi kobietami, są zachwyceni – mówi Larysa. – Znam nawet Anglików, którzy zaryzykowali podróż do Ukrainy ze swoimi partnerkami w czasie wojny. Mówią, że to bardzo piękny i niedoceniany kraj.
Nieemocjonalny nie oznacza zimna
Bycie w parze z Anglikiem jest całkiem komfortowe, o ile rozumiesz specyfikę jego charakteru – mówią nasze rozmówczynie.
– Nie jestem jeszcze w romantycznym związku, ale przyjaźnię się z kilkoma Anglikami i obserwuję kilka ukraińsko-angielskich par – mówi Alisa. – Co mi się w nich podoba? Brak agresywnej męskości i to, że nie oczekują, że kobiety będą „księżniczkami”, za które o wszystkim trzeba decydować. I to, że lubią gotować i spędzać czas z dziećmi.
Brak emocjonalności nie oznacza, że są zimni. Anglik wie, jak być wspierającym i niezawodnym. W Anglii w wieku 37 lat nadal możesz być „young lady”, podczas gdy w Ukrainie jesteś już „kobietą pod czterdziestkę” (a jeśli na dodatek jesteś samotną matką, stanowi to problem nie tylko dla pracodawców, ale także dla potencjalnych partnerów).
– Czasami charakter narodowy bierze górę – mówi Anastazja. – Od czterech lat jestem w związku z Anglikiem, który jest bardzo zaangażowany we wspieranie Ukrainy. Trudno mu jednak wytłumaczyć, dlaczego płaczę po zbombardowaniu szpitala dziecięcego, dlaczego odczuwam ból z powodu ludzi, których nie znam osobiście.
Tutaj zwracają uwagę na wygląd, ale nie obrażą cię ani nie zdeprecjonują, jeśli nie jesteś osobą w ich typie
– Moje doświadczenia były w większości pozytywne, choć nie zaowocowały związkiem – mówi Larysa. – Miałam jednak wiele dziwnych randek, co często wynikało z brytyjskiej skłonności do oszczędzania na wszystkim. Pewnego razu facet zaprosił mnie na randkę do restauracji. Każde z nas zamówiło po dużej porcji dania głównego. Przez pomyłkę jednak kelner przyniósł małą i dużą porcję. Mój partner zjadł tę dużą, ja małą. Po wszystkim zasugerował podzielenie rachunku na pół.
Irlandia: możesz nie chcieć drugiej randki
Tak mówią Ukrainki, które przeprowadziły się do Irlandii po inwazji. Często dlatego, że podczas rozmowy okazuje się, że nie spotykasz się z singlem, ale z mężczyzną w separacji.
Faktem jest, że w Irlandii rozwody zostały oficjalnie dopuszczone dopiero w 1995 roku – po referendum, które umożliwiło wprowadzenie stosownej poprawki do konstytucji. Jednak wciąż wielu małżonków, którzy nie chcą już ze sobą być, zamiast się rozwieść, żyje w separacji.
– Chodzi o finanse – mówi Nadia. – W przypadku separacji majątek nie jest dzielony, kwota alimentów, która będzie odpowiadać żonie, nie jest określana, koszty prawników nie są ustalane. W rezultacie mężczyźni szukający partnerek na portalach randkowych często mają wiele osobistych problemów. Czasami nie mogą nawet zaprosić kobiety gdziekolwiek indziej niż do pokoju w kiepskim hotelu, bo mieszkają w prywatnych domach lub akademikach bez osobnej łazienki czy toalety.
Irlandzki Tinder ma wiele wspólnego z angielskim Tinderem: jest wielu obcokrajowców, migrantów, uchodźców i ludzi, którzy nie szukają poważnych związków
Wpływ Kościoła jest odczuwalny w podejściu do seksu, przez wielu ludzi postrzeganego nie jako źródło przyjemności, lecz jako środek prokreacji. Według naszych rozmówczyń to jeden z powodów, dla których mężczyźni nie są tu zbyt aktywni. Kontakt z dziewczyną online daje im wsparcie emocjonalne, poczucie, że nie są sami – i nie wymaga poważniejszego zaangażowania się z ich strony.
– Miejscowi są bardzo ostrożni w zawieraniu nowych znajomości. Na portalach jest wielu żonatych mężczyzn (zarówno takich, którzy wciąż mieszkają ze swoimi rodzinami, jak żyjących w separacji) – mówi Ola. – Nigdy nie byłam na drugiej randce z Irlandczykiem.
Innym dziwnym lokalnym zwyczajem jest to, że mężczyźni zaniżają swój wiek, czasami nawet o 10-15 lat. Dzieje się tak, chociaż w Irlandii Ukrainki nie spotykają się z ageizmem.
– W wieku 47 lat czuję się tu jak królowa – mówi Olga. – Dostaję wiadomości od 25-, 28-letnich facetów szukających „mamuśki”, która nauczy ich czegoś w łóżku, ale też od 40- czy 60-letnich „doświadczonych wilków”, proszących o przynajmniej jedną noc namiętnego seksu.
Ołena, która od dwóch lat jest w związku z Irlandczykiem, twierdzi, że to najlepszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkała
– Mój partner jest cierpliwy, opiekuńczy, zaradny, aktywny i ciepły. Dba o mnie, przyrządza kolacje z winem, które jemy na świeżym powietrzu, zabiera mnie na piesze wycieczki. Irlandczycy są bardzo rodzinni, kochają naturę, szanują swoje tradycje i są wysportowani. Mój chłopak nigdy nie był żonaty – i być może właśnie to wyjaśnia całą sytuację. Robi wszystko, byśmy czuli się komfortowo.
Co nasze rozmówczynie radzą dziewczynom, które dopiero decydują się na szukanie partnera na portalach randkowych w Wielkiej Brytanii lub Irlandii? Doceniaj i szanuj siebie, nie trwaj w związku, z którego nie jesteś zadowolona. Musisz zrozumieć, że poszukiwania mogą być długie, więc ciesz się tym procesem. Szukaj nie tylko męża, ale także osoby, która stanie się twoim przyjacielem.
* Bonus — ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii Niemcy, Francja, Szwecja i Finlandia, Szwajcaria, Włochy. Następna jest długo oczekiwana Hiszpania.
Jeśli oglądałaś filmy o Bridget Jones, pewnie pamiętasz Marka Darcy'ego i jego narzeczoną Vicky. Są klasycznymi przykładami angielskiego podejścia do randkowania, gdzie partnera często wybiera się ze swego kręgu społecznego. Irlandczycy, choć geograficznie bliscy Brytyjczykom, mają bardziej otwarte podejście do randkowania. Nie powinnaś jednak oczekiwać, że doprowadzi to do udanej drugiej randki
Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami potrzebujesz towarzystwa.
Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.
Sestry.eu poprosiło kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów.
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Dolce Vita, czyli "słodkie życie" Włochów
Włosi doskonale zdają sobie sprawę ze stereotypów, jakie krążą na ich temat. Ekspresyjni, ruchliwi, gestykulujący, ciemnoskórzy i ciemnowłosi wrażliwi mężczyźni. Oto ich filozofia życia: dolce vita, czyli słodkie życie wypełnione słońcem, morzem i winem. Nazywani są również "maminsynkami", którzy dorastają bardzo późno, a czasem nigdy.
Ile jest w tym prawdy?
Większość ukraińskich kobiet opowiada o randkach z Włochach podobnie: każdy włoski mężczyzna ma już w domu najlepszą kobietę na świecie i jest nią … jego matka. Będzie gotować, prać i prasować jego ubrania, litować się nad nim i pieścić go.
W sercu Włocha nie ma miejsca na inne kobiety.
- Wielu Włochów uwielbia romanse bez zobowiązań - mówi Marina. - Chętnie idą na randkę, zjedzą kolację, spędzą razem noc i wracają do swojego życia, w którym mają wiele zainteresowań i hobby. Nie mają nic przeciwko związkom, ale nie zamieszkają razem. Dla wielu Włochów mama jest najważniejszą osobą w życiu. Znam wiele par, które rozpadły się, ponieważ matki nie lubiły dziewczyny. Młodzi Włosi chcą obalić ten stereotyp. Sami jednak przyznają, że "słynna włoska matka jest bojaźliwa, opiekuńcza i nieco opresyjna wobec swoich synów". I że nie ma innego narodu na świecie, który od wieków nie gloryfikowałby tak bardzo postaci matek w swojej literaturze, kinie i piosenkach.
Włoch nigdy nie będzie szukał partnerki z tego powodu, że czuje się samotny, ponieważ większość z nich żyje w dużych rodzinach, w których utrzymują relacje nawet z bardzo odległymi krewnymi. Wchodząc w relacje w Włochem będziesz musiała poznać nie tylko jego, ale również wielu ludzi, którzy są wokół niego.
Jeśli wejdziesz w poważny związek z Włochem, musisz zrozumieć, że jego rodzina wejdzie w Twoje życie. Pomyśl, czy jesteś gotowa to znieść?
Włosi dorastają bardzo późno. Może dlatego, że często wychowują się w bogatych rodzinach, a może dlatego, że jest w nich wrodzona skłonność do słodkiego życia. Nie wszyscy Włosi są zamożni. Wynagrodzenia we Włoszech są zazwyczaj niskie - większość zarabia od 1400 do 2000 euro miesięcznie. Tylko profesjonaliści wysokiego szczebla, których raczej nie spotkasz na portalach randkowych, mają wysokie pensje.
Rozwód może być bardzo kosztowny. Dlatego Włosi często preferują tzw. związki gościnne, w których mogą widywać partnerkę od czasu do czasu lub po prostu mieszkać razem bez ślubu. Z drugiej strony włoscy mężczyźni potrafią być bardzo hojni i szarmanccy. Kilka Ukrainek mówiło mi, że ich włoscy partnerzy woleli im podarować mieszkanie, niż zawrzeć małżeństwo.
Święta kuchnia
Włoski konserwatyzm i katolicyzm wpływają na stosunek do seksu. Jest mało prawdopodobne, by na pierwszej randce Włoch zaproponował zakończenie wieczoru w łóżku.
- Włosi są bardzo szarmanccy w porównaniu do innych Europejczyków - mówi Daria. - Są bardzo hojni w komplementach i zwracają mniejszą uwagę na wygląd. Są inteligentni, zabawni, interesujący, nie całują się na pierwszej randce i nie pozwalają na seksualne komplementy oraz żarty. Potrzebują czasu, aby przejść do bliższego kontaktu cielesnego. I to właśnie czyni ich wspaniałymi.
Pamiętaj, aby zapytać, z jakiego regionu pochodzi Twój partner. W końcu nie chodzi tylko o regionalne cechy charakteru, ale także o "świętość" dla każdego Włocha - kuchnię. W każdym regionie jest inna.
- 95 proc. czasu we Włoszech ludzie rozmawiają o jedzeniu - mówi Julia. - Trochę żartuję, ale jedzenie jest naprawdę bardzo ważne. Połowę randki spędzisz na rozmowach o tym, co lubią gotować lub jeść, o różnych rodzajach wina, sera i ich podróżach kulinarnych. Będą pytać, co lubisz, co gotujesz i jesz w domu. Nie ma presji, że kobiety powinny umieć gotować, ale rozmowa o jedzeniu jest święta.
Darowizna na randkę
Olena (imię zmienione na prośbę bohaterki - red.) jest po czterdziestce. Nie ma dzieci. Mówi, że na Tinderze we Włoszech została niemal natychmiast zbanowana, ponieważ zamiast flirtować, zamieszczała linki do zbiórek dla ukraińskiego wojska. - Jeśli chcesz iść na randkę, pokaż swoją lojalność wobec Ukraińców, przekazując darowiznę na fundusz – pisała.
Później zainstalowała aplikację Bumble.
-Zdecydowałam, że nie ma lepszego sposobu na nawiązanie kontaktów towarzyskich niż chodzenie na randki – mówi Olena, która jest w związku z Włochem młodszym od niej o kilka lat.
Kiedyś chodziła na randki co tydzień. Na początku trudno było znaleźć kogoś, kto mówiłby po angielsku. Większość z nich to obcokrajowcy mieszkający we Włoszech lub Włosi, którzy pracowali za granicą. Ci Włosi są lepiej wykształceni i ciekawiej się z nimi rozmawia.
- Mieszkam w małym mieście, które wymaga wielu podróży. Ja jednak nigdy nie podróżowałem sama. Uznałem, że jest to dodatkowe sprawdzam: jeśli ktoś jest gotów podróżować z innego miasta, aby pójść ze mną na randkę, to ok. Jeśli nie, to znaczy, że taki ktoś nie jest zainteresowany mną jako partnerką lub w ogóle związkiem. Spotykaliśmy się, szliśmy na spacer, do restauracji lub kawiarni. Przeważnie to oni płacili, ale ja zawsze proponowałam podział rachunku. Prawie zawsze żartowali, że w porządku, w porządku, zapłacisz następnym razem. Następnym razem - jeśli był następny raz - płacili po raz kolejny. Nie są skąpi, są szarmanccy i hojni.
Olena dzieli się również swoim doświadczeniem: ma kilka sposobów na sprawdzenie potencjalnego partnera. Czy mężczyzna pisze do niej w sposób zaangażowany, czy też rzuca "ciao" i czeka. Jeśli ktoś nie jest w stanie zadać kilku pytań, które nie powielają tego, co jest napisane w profilu, to o czym z nim rozmawiać? Olena od razu żegnała się z takimi osobami.
- Ludzie potrafią zaskoczyć- mówi Olena. – Żeby pospacerować ze mną dwie godziny, pewien mężczyzn podróżował 5 godzin tam i z powrotem. Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałam się z takimi zachowaniami w Ukrainie. Nigdy też nikt nie powiedział mi we Włoszech, że mam wyglądać tak, a nie inaczej. Nikt też nie komentował mojej wagi. Mam nadwagę, a w Ukrainie zawsze słyszałam jakieś komentarze na randkach, nieważne czy były złe, czy dobre: "Lubię grubych ludzi", "Myślę, że powinnaś mniej jeść" lub cokolwiek innego. We Włoszech nigdy tego nie słyszałam. I czułam się bardzo komfortowo rozmawiając na każdy temat, po prostu normalna ludzka rozmowa o życiu.
Olena potwierdza, że pomimo swojej emocjonalności, pasji i charyzmy, Włosi są bardzo ostrożni w sprawach seksu. Jak wyjaśnił jej chłopak: - Nadal jesteśmy krajem, w którym mieszka papież, więc temat seksu jest tutaj tabu.
- Mają przekonanie, że jeśli kobieta chce seksu, to coś jest z nią nie tak. Oczywiście mężczyźni chcieliby uprawiać seks na pierwszej, drugiej randce, ale bardzo się powstrzymują. Jeśli dochodziło do seksu, to tylko z mojej inicjatywy. Byli zadowoleni, ale zaskoczeni.
Sygnały ostrzegawcze
Olena wybrała chłopaka, który przeszedł wszystkie próby: pisał do niej codziennie, interesował się jej życiem i dobrze mówił po angielsku. Komunikacja z nim była łatwa i szybko się dogadali. Jest dość zamożny, żyje na garnuszku rodziny, ale bardzo martwi się, że w przypadku rozwodu wiele straci.
Kolejną ważną próbą jest jego stosunek do wyglądu. - Staram się unikać metroseksualistów, którzy przywiązują zbyt dużą wagę do swojego wyglądu. Uważam, że jeśli ktoś poświęca dużo czasu na dbanie o siebie, może mieć narcystyczne cechy, których nie lubię. Staram się spotykać z ludźmi, którzy są po prostu naturalnie atrakcyjni, bez wysiłku i uprawiają sport. Wielu Włochów lubi aktywne sporty, takie jak turystyka piesza, jazda na rowerze czy piłka nożna. Rzadko chodzą na siłownie i do klubów fitness; ważniejszy jest dla nich aktywny tryb życia, który pomaga im utrzymać formę bez zbytniego wysiłku.
- We Włoszech ludzie są całkowicie zrelaksowani, jeśli chodzi o różnice wieku między partnerami - mówi Olena. - Wydaje się, że Włosi, być może z powodu przywiązania do swoich matek, wolą dojrzałe, samodzielne, stabilne kobiety, które nie potrzebują już dużego wsparcia. Dlatego tak dobrze czują się tutaj starsze kobiety.
We Włoszech kobiety zazwyczaj nie farbują włosów. Nie ma presji, by walczyć z wiekiem - botoks, wypełniacze czy przedłużanie rzęs nie są w modzie. Kobiety uwielbiają jasne ubrania i akcesoria. Mężczyźni to zauważają i doceniają, ale nie ma tu nacisku na młodość i szczupłość, co często można spotkać w innych kulturach.
Kolejną próbą jest sama rozmowa.
Olena chlusnęła winem w twarz mężczyźnie, który przekonywał ją, że Ukraina "zawładnęła połową Donbasu, a Putin był zmuszony interweniować w wojnie"
- Jeśli ktoś zaczyna mówić o Rosji lub mówi tylko o sobie, a nie o mnie, są to dla mnie znaki ostrzegawcze. Cenię szczerość i prostotę. Na randce zwracam uwagę na to, jak otwarty i zrelaksowany jest człowiek, czy okazuje mi zainteresowanie i czy jest taktowny.
Olena wybrała partnera, który nie był zbyt mocno związany z matką. Tylko raz w tygodniu dzwoniła do niego i czasem wysyłała prezenty.
- Ogólnie rzecz biorąc, mój włoski chłopak imponuje mi, bo traktuje mnie poważnie i dzielimy się domowymi porządkami. Jesteśmy razem od dwóch lat i mówi, że nauczyłam go spędzać więcej czasu aktywnie, podróżować i uczyć się czegoś nowego – mówi Olena.
* Ostatni artykuł z serii będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram.
Włosi lubią wchodzić w relacje z Ukrainkami, ale w ich ojczyźnie są mocne tradycje rusofilskie. To czasem prowadzi do nieprzyjemnych niespodzianek
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa.Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem były Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców. Naszym kolejnym przystankiem jest Szwajcaria. <frame>
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Rozmówczynie Sestr uważają, że Szwajcaria to najbezpieczniejszym kraj dla kobiet. Zalecają jednak unikanie ogłoszeń, w których ktoś szuka „ukraińskiej żony”. Często bowiem kryją się za nimi mężczyźni szukający kobiet uległych i zależnych, które nie będą stawiać takich wymagań jak Szwajcarki czy kobiety z sąsiednich krajów europejskich.
Miłość po szwajcarsku
Ukrainki, z którymi rozmawiałyśmy, podzieliły się na dwie grupy. Jedna twierdziła, że Szwajcarzy są bardzo otwarci na związki z obcokrajowcami. Potwierdzają to zresztą statystyki: w 2019 r. 36% szwajcarskich małżeństw zostało zawartych z obcokrajowcami. Dzieje się tak głównie w dużych miastach, które są wielokulturowe i gdzie wiele osób mówi po angielsku, co ułatwia kontakty.
Druga grupa mówi coś zgoła przeciwnego: Szwajcarzy mają być przerażeni opowieściami o egoizmie „słowiańskich kobiet”. Uważają, że są one bardzo zamknięte, więc mogą liczyć na randki tylko z innymi imigrantami.
– Na portalu randkowym wybierają mnie głównie Afrykanie, Albańczycy, czasem Włosi – mówi jedna z naszych rozmówczyń, prosząc o anonimowość. – Szwajcarom trudno dogadać się z ludźmi z innych kultur. Ogólnie rzecz biorąc, są bardzo ostrożni, długo ci się przyglądają, nie należą do ludzi, którym spieszno do związku. Boją się odrzucenia, więc mogą nie odzywać się przez długi czas i nie zapraszać cię na spotkania. Jeśli jednak to zrobią, będzie to najprzyjemniejsza możliwa komunikacja. Są dość konserwatywni i chcą, by ewentualny pierwszy krok należał do nich.
Szwajcarskie kobiety od dawna walczą o równość, chcą równego traktowania, szacunku i podziału obowiązków.
Ukrainki są często postrzegane w Szwajcarii jako domatorki, osoby bezpretensjonalne i uległe
Te cechy są cenione przez tych spośród miejscowych mężczyzn, którzy z różnych powodów nie dorośli do równych relacji z partnerką.
Rozmówczynie Sestr twierdzą, że często spotykają się z uprzedzeniami wobec ukraińskich kobiet, postrzeganych jako osoby z „trzeciego świata”, które nie wiedzą, czym jest teflonowa patelnia, mikser bądź zmywarka. Takie doświadczenie było najczęściej udziałem Ukrainek mieszkających w małych szwajcarskich miejscowościach.
Szanując granice
Ukraińskie kobiety, które trafiły do Szwajcarii z powodu wojny, mówią, że tutaj sznuje się osobistą przestrzeń drugiego człowieka. Jeśli jesteś na basenie, nikt nie będzie gapił się na twoje ciało, bo to niewłaściwe.
Na ulicy nie usłyszysz dwuznacznych komplementów – bez względu na to, jak pięknie wyglądasz. Z drugiej strony jest mało prawdopodobne, że zostaniesz zaproszona na randkę – bo mogłoby to być postrzegane jako nękanie, naruszenie twoich granic.
Wiele par tworzy się w tradycyjnych okolicznościach: w firmach, w pracy, na wspólnych zajęciach, w szkole, na uniwersytecie, na imprezach. Aplikacje randkowe zyskują jednak na popularności, zwłaszcza w dużych miastach
Korzystając z serwisów randkowych uważnie czytaj, co Szwajcarzy tam piszą. Jeśli mężczyzna oświadcza, że jest zainteresowany tylko przygodą na jedną noc, to nie kłamie.
– To jest to, co naprawdę mnie tutaj przyciąga – mówi Julia, która weszła w związek ze Szwajcarem. – Ludzie budują tu dorosłe, poważne relacje i rozmawiają o wszystkim już na początku. Nie ma czegoś takiego jak oczekiwanie partnerstwa, wierności. Nie obiecują ci nie wiadomo czego tylko po to, by zaciągnąć cię do łóżka, a potem zniknąć. Tutaj zarówno mężczyźni, jak kobiety otwarcie mówią o swoich oczekiwaniach.
Julia jest klasyczną pięknością, jednak w Ukrainie przez długi czas była singielką samotnie wychowującą syna.
– Kiedyś, jeszcze w Ukrainie, przyjaciółka zarejestrowała mnie na portalu randkowym – wspomina. – Szybko usunęłam jednak swoje konto, ponieważ zostałam zalana nieprzyzwoitymi zdjęciami i propozycjami seksualnymi. Ta przyjaciółka od lat szuka w Ukrainie partnera na różnych portalach, ale wciąż jest sama.
Pracowałam na dwie zmiany: rano w szkole, a wieczorem w barze. W domu miałam zbuntowanego nastoletniego syna i bliskiego krewnego chorego na raka. W trzy miesiące nauczyłam się niemieckiego; angielski już znałam. Byłam wyczerpana. Życie w Szwajcarii jest bardzo drogie. Widziałam nasze dziewczyny przychodzące wieczorami do baru na pogaduszki i trochę im zazdrościłam. Chyba te moje myśli odczytał Facebook, bo wyświetlił mi reklamę lokalnego portalu randkowego. Był płatny, ale postanowiłam się zarejestrować.
Na swoim profilu Julia otwarcie napisała, że szuka kogoś, z kim mogłaby rozmawiać i spędzać czas – a dopiero potem, być może, długotrwałego związku. Mówi, że trudno jej było przyzwyczaić się do lokalnych zwyczajów.
– W ukraińskiej kulturze na początkowym etapie związku kobieta oczekuje, że mężczyzna „ją zdobędzie”: da kwiaty, zabierze do restauracji, kupi prezenty, rozwiąże problemy
Tutaj coś takiego jest możliwe dopiero wtedy, gdy ludzie zdecydują się już na związek.
Posprzątać mogą sobie sami
Julia podkreśla, że wiele kobiet w Szwajcarii zarabia tak jak mężczyźni, więc na wczesnym etapie związku płacenie rachunku w restauracji po połowie jest uczciwe.
– Szwajcarki doradzały mi, aby zawsze proponować podział rachunku, lecz żaden mężczyzna nigdy sią na to nie zgodził. Jeśli chodzi o kwiaty, prezenty i inne dowody uwagi, to sprawa wygląda tak samo. Jeśli to jest etap randkowania, zalotów, wciąż jesteście dla siebie obcy – to dlaczego miałby cokolwiek dla ciebie robić? W związku będzie już wszystko: kwiaty, uwaga i wspólne podróże. Nasze kobiety często obrażają się, że Szwajcarzy nie inwestują na początkowym etapie, ale oni mają swoją logikę. Na etapie zalotów nie uważają, że są cokolwiek winni obcej kobiecie. Kiedy jesteście parą, traktują cię inaczej – tak jak Ukraińcy na etapie zalotów.
Jeśli chodzi o poważny związek, to Szwajcar, o ile jest człowiekiem dojrzałym, nie szuka gospodyni domowej, ale partnerki, interesującej osoby, z którą będzie mógł cieszyć się wspólnym życiem
– Posprzątać dom czy ugotować obiad mogą sobie sami – mówi Julia. – Szukałam osoby, z którą czułabym się najbardziej komfortowo. Dlatego teraz razem z mężem wychowujemy trójkę jego dzieci i mojego syna. Miałam wiele propozycji, ale to on zdobył moje serce.
* Ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram i Telegram. W poprzednich artykułach mówiliśmy o Niemczech, Francji, Szwecji i Finlandii. Kolejnymi krajami, które odwiedzimy, będą Włochy i Hiszpania.
Lepiej unikać ogłoszeń, w których Szwajcarzy szukają ukraińskich żon - tacy mężczyźni są niedojrzali. Dojrzali, którzy szukają poważnego związku, powiedzą o tym uczciwie i wprost
„Jestem w Polsce od dwóch lat, ale mam wrażenie, że im więcej uczę się polskiego, tym gorzej jestem rozumiana przez innych, a ja nie rozumiem innych”, — często można usłyszeć od ukraińskich uchodźczyń. Polski wydaje im się trudniejszy niż matematyka.
JJeśli rozpoznajesz siebie w tym zdaniu, to nie jest zaskakujące. Według sondażu przeprowadzonego przez KIIS w latach 2022-2023 tylko 22% Ukraińców posiadających status uchodźcy w Polsce nauczyło się języka polskiego, większość z nich powierzchownie. Tylko 10% Ukraińców potrafi płynnie komunikować się po polsku. Głównymi barierami uniemożliwiającymi przyswajanie języka są brak czasu (38%) i finansów (33%).
Podejmowałeś także próby mówienia po polsku: studiowałaś w szkołach językowych, uczęszczałaś na kursy integracyjne, oglądałaś filmy i programy telewizyjne, ale nadal nie czujesz się pewnie w posługiwaniu się językiem? A może wręcz przeciwnie, mówisz całkiem dobrze, rozumiesz po polsku, ale akcent cię zdradza? Chcesz mówić po polsku bardziej naturalnie? Czy dopiero zaczęłaś uczyć się języka polskiego, ale naukę utrudnia napięty harmonogram i brak finansów? We wszystkich tych przypadkach pomogą podcasty, co zostało udowodnione naukowo.
W jakich przypadkach podcasty pomogą w nauce języków?
Badania kognitywistów wskazują, że aby szybko opanować język, należy to robić jak najregularniej, ale w krótkich, systematycznych sesjach. Oznacza to, że codzienne słuchanie podcastów, powtarzanie usłyszanych słów i fraz może być znacznie bardziej przydatne niż dwugodzinny wykład z nauczycielem raz w tygodniu.
Kolejne badania naukowców z Uniwersytetu w Toronto dowodzą, że do skutecznej nauki języka potrzebne jest "zanurzenie się w środowisku językowym": dosłownie otoczenie się językiem.
Słuchanie podcastów bardzo łatwo wkomponować w codzienne życie. Podcastów można słuchać w słuchawkach w drodze do pracy, na spacerze, w domu w kuchni, na placu zabaw, w łóżku przed snem. Zamień język w mediach społecznościowych i telefonie na polski, a sam nie zauważysz, jak lody zaczną topnieć.
Aby lepiej przyswajać nowe słowa, należy uczyć się ich w kontekście użycia - mówią eksperci psycholingwistyki Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Efekt ten mogą zapewnić podcasty, ponieważ słownictwo uczysz się w kontekście jakiegoś komunikatu, tekstu, opowiadania.
Wiele badań dowodzi, że dorośli uczniowie powinni najpierw skupić się na wymowie, nauczyć się rozpoznawać dźwięki, intonację, akcenty nowego języka, a dopiero potem przystępować do nauki słownictwa i gramatyki. To nauczy mózg rozpoznawać nieznane tony nowego języka i w końcu pomoże je odtworzyć.
No i najlepsza rada, jaką można kiedykolwiek otrzymać dotycząca nauki języka obcego - rób to dla przyjemności. To także potwierdzone badaniami przeprowadzonymi w Wielkiej Brytanii dotyczącymi czytania. Kiedy ludzie robili to dla rozrywki, bez przymusu, znacznie poprawili swoje umiejętności językowe, a nawet matematyczne. Podcasty mogą być dla Ciebie po prostu rozrywką, ale za ich pomocą znacznie szybciej opanujesz polski.
Co jest potrzebne do słuchania podcastów?
<add-big-frame>Co jest potrzebne do słuchania podcastów?
- Urządzenie do słuchania. Może to być smartfon, tablet, komputer, a nawet specjalne urządzenie do słuchania podcastów.
- Połączenie Internetowe. Większość podcastów jest dostępna do słuchania online, więc będziesz potrzebować stabilnego połączenia internetowego. W miejscach, w których nie ma Internetu, możesz odtwarzać podcasty offline. Wystarczy pobrać je wcześniej jako plik mp3 z wyprzedzeniem i odtwarzać.
- Aplikacja lub program do podcastów. Lepiej, aby była to specjalna aplikacja: Spotify, Apple Podcasts, Google Podcasts, Stitcher lub Pocket Casts. Najlepiej, aby aplikacje były płatne, ale dają dostęp do zaawansowanej funkcjonalności różnych platform. Możesz je zmienić, w zależności od postępu w nauce języków. W Polsce najpopularniejszą aplikacją jest Spotify, gdzie znajdziesz wiele darmowych podcastów dla siebie. Cena Spotify w Polsce za miesiąc — 23,99 zł, pierwszy miesiąc jest bezpłatny.
- Słuchawki. <add-big-frame>
Podcasty do nauki języka polskiego: poziom początkujący
Każdy z tych podcastów ma lekcje zarówno dla początkujących, jak i dla bardziej zaawansowanych użytkowników języka. Większość podcastów otworzy przed Tobą drzwi nie tylko do świata języka polskiego, ale także do kultury, tradycji i polskiego stylu życia. Pomogą również przygotować się do egzaminów językowych, w tym egzaminu na Kartę Polaka.
Cześć — naucz się polskiego razem
Poziom — A1
Ten podcast jest skierowany do dzieci w wieku przedszkolnym. Zawiera dużo prostej, ale przydatnej leksyki, którą prowadząca przedstawia w przystępnej formie.
Poziom — A1-A2
Prowadząca podcast przedstawia materiał w prosty, ciekawy, zrozumiały i zabawny sposób. Jej lekcje oferują materiały do nauki wraz z zabawnym, interaktywnym podejściem do nauki języków.
Poziom — A2-B1
Bezpłatny podcast dla początkujących. Autor opowiada o różnych sytuacjach życia codziennego, skupiając się na nauce przez słuchaczy najczęściej używanych zwrotów i wyrażeń w języku polskim. a
Poziom — A2-B1
Podcasty te opierają się na rozmowach, dzięki którym szybko i łatwo nauczysz się komunikować w różnych codziennych sytuacjach. Do każdego nagrania dołączone są ćwiczenia i tekst rozmowy. To pozwala szybko sprawdzić, które słowa lub wyrażenia powodują największe trudności. Rodzaj wycieczki w kulisy polskiego życia.
Poziom — A2-B1
Bezpłatny podcast do nauki języka polskiego jako obcego z bezpłatną transkrypcją. Dzięki bezpłatnej transkrypcji nie tylko dowiesz się więcej o treści odcinka, ale także będziesz mógł prześledzić poprawną wymowę rodzimych użytkowników języka polskiego. Autorzy obiecują, że jeśli będziesz regularnie słuchać podcastu, będziesz mówić automatycznie i bez wysiłku.
Poziom — A2-B1
Ten podcast oferuje krótkie lekcje audio z podstawowymi polskimi zwrotami, słowami i wyrażeniami, a także cykl ciekawych wykładów na temat życia w Polsce, opowiedzianych uproszczonym językiem. Większość podcastów jest dostępna bezpłatnie, ale tematy konwersacyjne, takie jak stosunek Polaków do religii, używanie przez emigrantów czułych słów w życiu intymnym, dostęp do klubu konwersacyjnego, materiały edukacyjne są płatne.
Poziom — A1-A2
To całkiem niezły polski podcast dla początkujących lub tych, którzy chcą odświeżyć pamięć o kluczowych punktach gramatycznych. Biblioteka jest mała i nie jest już aktualizowana, ale pozwoli na pracę nad podstawowymi umiejętnościami języka polskiego.
warstwa---- A1-S2
Jest to platforma do nauki języka polskiego, stworzona przez profesjonalnych nauczycieli. W sekcji podcastów nauczyciele starają się mówić powoli i wyraźnie, aby słuchacze zrozumieli wszystko. Możesz także skorzystać z płatnej subskrypcji, która zapewni Ci dostęp do szerszej gamy materiałów i wsparcia dla nauczycieli. Przez kilka lat z rzędu ten podcast był uznawany za najlepszy w Polsce w nauce języków obcokrajowców.
Poziom — A1-C2
Ten podcast oferuje lekcje audio języka polskiego na różnych poziomach nauczania. Obejmuje różnorodne tematy, od podstawowych zwrotów po bardziej złożone sytuacje konwersacyjne. Gospodarz podcastu ma bardzo przyjemny głos i wiele uroczych wskazówek, na przykład słuchaj podcastów tylko podczas spaceru, aby nie zasnąć. Podcast uczy zasad wymowy, zwrotów i wyrażeń, a także wielu przydatnych informacji, na przykład na temat legalizacji pobytu w Polsce.
Łatwy polski - naucz się polskiego z ulic
Poziom — B2-C2
Chcesz wiedzieć, co stresuje Polaków? Dlaczego kupują pączki w Wielki Czwartek? Jak zaprosić dziewczynę na randkę? Więc przyjdź tutaj. Podcasty nagrywane są tuż na ulicy, zadając przechodniom pytania o życie Polaków. Pomoże ci to mówić po polsku tak naturalnie, jak to tylko możliwe, być świadomym różnych cech kulturowych.
Jak maksymalnie efektywnie uczyć się języka za pomocą podcastów?
Aktywne słuchanie. Skup się na tym, co słyszysz. Zapisuj nowe słowa i wyrażenia, sprawdzaj znaczenia słów, których nie rozumiesz.
Korzystanie ze strukturalnych podcastów. Wybieraj podcasty, które są dobrze zorganizowane, przystępne i regularnie aktualizowane.
Powtarzanie. Słuchaj trudnych fragmentów podcastów kilka razy. W razie potrzeby wstrzymuj, przewijaj nagranie, aby lepiej zrozumieć.
Dostosowanie prędkości odtwarzania. Reguluj prędkość audio. To pomoże ci dostosować optymalne zanurzenie w nauce, zwłaszcza jeśli rozmowa wydaje się zbyt szybka lub zbyt wolna.
Korzystanie z transkrypcji. Jeśli masz trudności ze zrozumieniem, korzystaj z transkrypcji, które pozwalają czytać tekst podczas słuchania nagrania. Taka kombinacja pomoże ci lepiej przyswoić nowy materiał i poprawić umiejętności rozumienia.
Podcasty dla zaawansowanej znajomości języka polskiego: słuchanie i integracja
Na tym poziomie trudno jest doradzać podcasty wyłącznie na temat gramatyki. Ta lista jest dedykowana tym, którzy chcą jak najgłębiej zanurzyć się w środowisku językowym i kulturowym kraju. Na tym poziomie możesz słuchać podcastów, które mogą Cię zainteresować tematycznie, w zależności od twoich preferencji. Wybraliśmy jednak kilka, które przybliżą Was do najgłębszego zrozumienia języka polskiego.
To podcast o tym, jak nauczyć się obcego języka (jakiegokolwiek) na wysokim poziomie. Jeden odcinek poświęcony jest temu, że poranek powinien być czasem na to, co jest teraz dla Ciebie priorytetem w życiu. Jeśli jest to nauka języka, to po umyciu zębów i umyciu twarzy, poświęć trochę czasu na naukę. W ciągu dnia energia będzie mniejsza, więc efekty nauki nie będą już tak silne. To, według prowadzącego, dotyczy każdej priorytetowej sprawy. Pierwsze godziny po przebudzeniu poświęć najważniejszym rzeczom w życiu.
Poziom — B2-C2
Ten podcast stworzono, aby pomóc uczniom oraz nauczycielom w przygotowaniach do egzaminu z języka polskiego. Znajdziesz tu wiele dyskusji na temat różnych dzieł literackich, charakterów bohaterów, fabuł. p
Poziom — C1-C2
To podcast o języku polskim za granicą, jednak wiele tematów dotyczy tego, jak mówić po polsku jak najbliżej native speakera, jak unikać błędów językowych w pisaniu i wymowie, o zwrotach frazeologicznych i innych.
Poziom — C1-C2
Podcast poświęcony różnym tematom związanym z obcokrajowcami w Polsce: konflikty, kryzysy, historie sukcesu itd. Interesujące jest, jak obcokrajowcy są postrzegani przez Polaków. W Radio TOK FM znajdziesz dziesiątki tematycznych podcastów: o zdrowiu, medycynie, polityce, filmie, muzyce, podróżach.
Poziom — B2-C2
Podcast ten obejmuje różne aspekty codziennego życia i osobistych doświadczeń autorki, cieszący się dużą popularnością wśród polskiej publiczności. Mówi o relacjach międzyludzkich, starzeniu się, starszym pokoleniu, intuicji i jej roli w życiu itd. Ogólnie, polski punkt widzenia na życie w świecie. o
Poziom — B1-B2
Ten podcast jest przydatny nie tylko do nauki języka, ale także do zabawy. Główne tematy to miłość, związki i randki. Miłość i związane z nią pytania: słuchaj, jakby to była powieść, i ucz się języka.
Strefa Psyche Uniwersytet SWPS
Poziom — C1-C2
To znany podcast, który popularyzuje psychologię. Obejmuje interesujące tematy związane ze zdrowiem psychicznym i może pomóc w rozwiązaniu życiowych problemów. Dla uchodźców znajdziesz tu wiele interesujących tematów, takich jak bullying w szkole, jak wspierać dziecko, jak budować komunikację z nastolatkami itp.
Poziom — C1-C2
Podcast ten jest skierowany do polskich emigrantów, ale może być również przydatny dla Ukraińców. Będziesz słuchać rozmów z interesującymi osobami, które mogą ułatwić adaptację do nowej rzeczywistości i zmniejszyć tęsknotę za ojczyzną.
Historia Polski w pigułce i Historia jakiej nie znacie
Poziom — B2-C2
Jak wynika z tytułu, są to podcasty o historii Polski. Obejmują kluczowe wydarzenia i postacie, opowiadają o ważnych momentach, które warto znać, aby być w kontekście polskiego życia społeczno-politycznego.
Więcej niż oszczędzanie pieniędzy
Poziom — B2-C2
Zakres tematów jest dość szeroki i dotyczy finansów osobistych, zarabiania pieniędzy, oszczędności i przedsiębiorczości. Można posłuchać o kredytach hipotecznych, rynku nieruchomości, networkingu oraz unikaniu wielu błędów przy rozpoczynaniu biznesu w Polsce.
Poziom — C1-C2
Wywiady na najciekawsze tematy z najwyższej klasy specjalistami z polskich uniwersytetów i instytutów naukowych. Wiele interesujących informacji poznawczych ze świata nauki i technologii.
Poziom — B2-C2
Na tej platformie znajdziesz książki z polskiego programu szkolnego, a także tysiące innych książek — za darmo i bez rejestracji. Dodatkowo dostępna jest seria podcastów o poezji, pisarzach, kulturze, filozofii.
Mamy nadzieję, że ta lista będzie przydatna w nauce języka polskiego. Pamiętaj tylko, że w nauce języka najważniejsze jest natychmiastowe wykorzystanie tego, co słyszysz w praktyce.
Redakcja Sestry.eu przygotowała dla Ciebie listę najlepszych podcastów do nauki języka polskiego. Pomogą Ci poszerzyć słownictwo, poprawić wymowę, lepiej zrozumieć kulturę i życie Polski. Mamy coś dla każdego: od początkujących po zaawansowanych
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa.Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem były Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców. Teraz pora na Szwecję i Finlandię. <frame>
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Szwecja i Finlandia są nie tylko sąsiadkami, ale od wielu lat znajdują się w czołówce rankingów ONZ najszczęśliwszych krajów świata. Oczywiście, jak wszędzie, istnieją tam osobliwości kulturowe, które wpływają na randki i związki. Według rozmówców Sestry.eu, najtrudniejszą rzeczą dla ukraińskich kobiet jest przyzwyczajenie się do lokalnej otwartości i porzucenie gierek, które miałyby prowadzić do małżeństwa.
Szwecja: wszystko jest dobre, byle z umiarem
Do Szwecji Julia przeprowadziła się jeszcze przed inwazję. Męża poznała na aplikacji randkowej i od 2020 roku buduje tu swoją „małą szwedzką rodzinę”. Twierdzi, że szwedzki świat randek online jest „najbardziej uczciwy na świecie”.
– Mężczyźni szczerze mówią o tym, czego oczekują: poważnego związku czy przygody na jedną noc, wspólnego życia czy po prostu widywania się od czasu do czasu bez seksu – mówi Julia. – Pod swoimi zdjęciami piszą, ile mają dzieci i ile czasu z nimi spędzają, bo np. mają opiekę 50/50. Oznacza to, że nowa partnerka powinna być przygotowana na to, że dziecko (dzieci) z poprzedniego małżeństwa (poprzednich małżeństw) będzie (będą) często obecne w jej życiu. Chętnie rozmawiają też o zwierzętach domowych. Bardzo łatwo znalazłam swojego męża i podzielę się pewnym life hackiem. Zakrywałam zdjęcia ręką i czytałam tylko opisy pod nimi. Potem odsłaniałam te, których opisy najbardziej mi się podobały. Teraz jestem bardzo szczęśliwa w moim związku.
Dzieci z poprzednich małżeństw na pewno nie będą tutaj przeszkodą. Bonusdotter i bonusson – „bonusowa córka” i „bonusowy syn” – to szwedzkie określenia dzieci partnera z poprzednich związków
Dzieci nazywają nowych partnerów swoich rodziców bonusmamma i bonuspappa. Po rozwodzie rodziców dzieci często mieszkają z nimi na zmianę, a nowi członkowie rodziny starają się utrzymać relacje i być dla siebie miłymi „bonusami”.
Kobiety z dziećmi na pewno nie będą obrażane, poniżane czy „spisywane na straty” na rynku matrymonialnym. Szwedzi będą jednak oczekiwać, że biologiczny ojciec dziecka weźmie równy udział w jego utrzymaniu i wychowaniu. Trudno będzie im wytłumaczyć ukraińską rzeczywistość, w której rozwiedzeni ojcowie tak często unikają swoich rodzicielskich obowiązków.
Co powinny wiedzieć kobiety, które szukają szczęścia wśród Szwedów? To jeden z najbardziej sfeminizowanych krajów na świecie, a równość płci jest ważną częścią kodu kulturowego. Partnerzy są tu rzeczywiście tak równi, jak to tylko możliwe w różnych sferach życia.
Ludzie mówią, że Szwedzi są zamknięci i introwertyczni. Łatwo to wyjaśnić, jeśli zrozumiesz specyfikę tego kraju. W Szwecji istnieje coś takiego jak „lagom” („ani za dużo, ani za mało – z umiarem”) – pojęcie obecne w powiedzeniu: „Z umiarem jest najlepiej” („Lagom är bäst”). To styl życia i życiowa filozofia.
W Szwecji nakręcono nawet film o lagom: „Jak kochać życie w złym klimacie”. Mówi się, że termin ten wywodzi się jeszcze z czasów wikingów, którzy pili miód pitny, piwo i grog z jednego rogu, podając je sobie nawzajem. Każdy brał tyle łyków, by wystarczyło dla wszystkich.
Zachowanie równowagi dotyczy wszystkiego, w tym związków. Nie powinnaś być nachalna, ale nie bądź też obojętna.
Szwedzi zwykle kochają swoją pracę, cenią też jednak czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi. Kochają skromność i naturalność
W tym profeministycznym społeczeństwie istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zostaniesz obrażona, upokorzona czy pozbawiona poczucia własnej wartości przez jakąś osobę, nawet jeśli nie uda Ci się zbudować z nią relacji.
Innym popularnym szwedzkim słowem jest „sambo”. To skrót od „SAMmanBOende”, co oznacza partnera życiowego. Małżeństwa cywilne i związki partnerskie są bardzo popularne w Szwecji. Określenie „szwedzka rodzina” odnosi się głównie do różnych form budowania relacji między partnerami. Wszystkie one są akceptowane przez lokalną społeczność. Niektórzy ludzie są w związku, ale mieszkają osobno (särbo), inni przenoszą się między mieszkaniami (iblandbo), a jeszcze inni mieszkają z rodzicami (mambo).
Wiele szwedzkich par preferuje podzielony budżet rodzinny. 36% par dzieli wspólne wydatki i niektóre oszczędności na pół, a resztę każdy z partnerów wydaje lub oszczędza według własnego uznania.
Dla bardziej konserwatywnych ukraińskich kobiet to może być nie do przyjęcia. Ale kto wie, może to właśnie ta wolność od stereotypów jest sekretem tego jednego z najszczęśliwszych narodów na świecie?
Finlandia: takiej postawy życzyłbym sobie dla moich córek
Większość kobiet, które się z nami skontaktowały, bardzo pozytywnie wypowiadało się o randkach online z Finami. Są przyjaźni, otwarci, pomocni i godni zaufania. Próbowałyśmy jednak ustalić, czy według nich jest to cecha powszechna.
– Myślę, że tak 50 na 50 – mówi, nomen omen, 50-letnia Julia, która od dłuższego czasu spotyka się z 58-letnim Finem. – Rodzina mojego partnera była taka sama. Kiedy jego 85-letnia matka, dziś już nieżyjąca, dowiedziała się, że czasami chodzę do niego do pracy, zbeształa go, że się mną nie opiekuje. No bo jak mógł pozwolić swojej kobiecie na długie wędrówki, skoro nie miała samochodu?
Julia poznała swojego partnera przez Internet, ale w dość nietypowy sposób. Mieszkają na wyspie położonej między Finlandią a Szwecją. Żyje tam tylko 30 000 osób i wszyscy się znają. Kiedy przybyły ukraińskie rodziny, w lokalnej społeczności internetowej pojawiła się seria postów na ich temat. Przyszły partner zobaczył post o Julii i napisał do niej, oferując wsparcie i pomoc.
– Mieszkaliśmy u rodziny, którą dobrze znał. Do pewnego stopnia taka mała społeczność jest szczepionką przeciwko wszelkiego rodzaju głupotom, takim jak nieprzyzwoite wiadomości czy zdjęcia. Tutaj nawet potajemne cudzołóstwo jest niemożliwe, bo wszystko dzieje się na widoku. Gdy zaczęliśmy się spotykać, nie pozwalał sobie na nic niewłaściwego. Spotykaliśmy się, żeby obejrzeć film, zjeść razem posiłek, a potem się rozstawaliśmy. Tu kobieta musi dać znać, że nie ma nic przeciwko czemuś więcej.
W Ukrainie Julia była rozwiedziona od 14 lat i samotnie wychowywała dzieci. W tym czasie nie nawiązała żadnych relacji. Nie sądziła, że kiedykolwiek wejdzie w jakiś związek.
Fin przynosił jej kwiaty i pytał, co by ją uszczęśliwiło. Julia mówi, że życzyłaby każdej kobiecie, a nawet swoim córkom, takiego związku jak ten, w który jest teraz
– Nasze uczucia rozwijały się bardzo powoli, mieliśmy czas, by się do siebie przyzwyczaić – wyznaje. – Można było usiąść obok siebie na kanapie i nic by się nie stało. Jego ręka dotknęłaby cię delikatnie, tobie by to już nie przeszkadzało, lecz nic więcej by się nie stało. Trwało to dość długo, z pytaniami typu: „Czy czułabyś się dobrze, gdybym położył tutaj rękę, pocałował cię albo przytulił?” Oczywiście, jesteśmy dorośli, ale nawet po pierwszej intymności od czasu do czasu wracaliśmy do pytania, czy czułabym się dobrze, gdyby to on przejął inicjatywę.
Kobieta może powiedzieć: „nie” w każdej chwili i zostanie to potraktowane poważnie – mówi Julia. – Fin buduje relacje w taki sposób, aby jego kobieta była szczęśliwa.
Inną wartością jest to, że w Finlandii praktycznie nie ma przemocy domowej. Trudno wyobrazić sobie Fina, który będzie krzyczał, jeśli w połowie pracy przypomnisz sobie, że „nie wyłączyłaś żelazka”, i każe ci wrócić, by to sprawdzić.
– Masz prawo do wszystkiego: swojego czasu, swojej przestrzeni osobistej, swoich pragnień, swoich przyzwyczajeń – podkreśla Julia. – Nie ma tu motywu przewodniego: „głupia, sama jesteś sobie winna ”. Nawet jeśli to moja wpadka, zawsze powie coś, co zrównoważy moje poczucie winy.
Julia mówi, że jej przyjaciółki opowiadają o podobnych doświadczeniach. Tu jest spokój, nie ma histerii. Finowie są spokojniejsi, mniej emocjonalni niż Ukraińcy. I nie tak pochopni.
Nie powinnaś jednak grać z nimi w grę: „zgadnij, czego chcę”. Musisz mówić wprost o swoich życzeniach i potrzebach. Oni dobrze to przyjmują
Według Julii budujące w Finlandii jest to, że wiele osób było zaangażowanych we wspieranie ukraińskich uchodźców. Nikomu nie trzeba tu uświadamiać, przez co przeszli Ukraińcy. Ogólnie rzecz biorąc, Ukrainki są w Finlandii traktowane całkiem dobrze, bez żadnych znaczących uprzedzeń.
Co jest ważne na randkach z Finami? Julia wymienia poszanowanie przestrzeni osobistej, niebycie natrętną, posiadanie jakiegoś hobby i zainteresowań oraz nieczynienie z mężczyzny „jedynego sensu swojego życia”.
Tyle że, przyznacie, ta rada jest cenna dla każdej z nas – niezależnie od kraju, w którym akurat mieszka.
* Ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram. W poprzednich artykułach mówiliśmy o Niemczech i Francji, a kolejnym krajem będzie Szwajcaria.
Szwecja i Finlandia mają najbardziej uczciwego Tindera na świecie: narodowe osobliwości randek online Ukrainek za granicą
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę. Ale czasami potrzebujesz towarzystwa.
Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciała jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. To jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantek, które znalazły się w zupełnie nowym świecie.
Sestry poprosiły kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Naszym drugim przystankiem w tej podróży jest Francja. <frame>
Zastrzeżenie: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiał serwis Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie należy ich traktować jako socjologicznego studium wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w artykułach z tej serii.
Od Francuza stereotypowo oczekuje się, że zaimponuje kobiecie wyszukanymi zalotami. Francja, Paryż, romantyzm! Rzeczywistość okazała się nieco inna – mówią rozmówczynie Sestry.eu. Niektórzy Francuzi postrzegają Ukrainki jako potencjalne łowczynie obywatelstwa, bogactwa i wolności. Bariera językowa też ma duży wpływ na budowanie relacji. Bo nawet jeśli francuski mężczyzna mówi po angielsku, najprawdopodobniej będzie chciał mówić w swoim ojczystym języku.
Ukrainki to wciąż „egzotyka”
We Francji nikt nie będzie zaskoczony obecnością Słowianki, ale trzeba wyjaśniać różnice między Ukrainkami, Rosjankami i Białorusinkami – podkreślają kobiety, z którymi rozmawiał portal Sestry.eu.
Jedna z nich, Ołeksandra [imię zmienione na prośbę rozmówczyni – red.], od ponad 15 lat pracuje jako tłumaczka w lokalnej agencji matrymonialnej. Twierdzi, że we Francji istnieje pewne uprzedzenie wobec słowiańskich kobiet. Miejscowi obawiają się ich ze względu na historie o nieuczciwym zachowaniu i byciu zbyt wymagającymi, jeśli chodzi o zaloty i prezenty. – Jednak to nie Ukrainki zyskały sobie taką reputację – mówi Ołeksandra. – Musiałyśmy więc regularnie edukować Francuzów na temat różnic kulturowych między narodami słowiańskimi.
Ukraińskie kobiety kojarzą się Francuzkom z jaskrawymi ubraniami i mocnym makijażem, podczas gdy lokalna kultura charakteryzuje się bardziej powściągliwymi obrazami
– Czym jest francuski urok? To kobieta, która zakłada na głowę chustę, bierze torebkę z poprzedniego roku, ma minimum makijażu – i już jest królową, bo „nosi siebie” – mówi 47-letnia Natalia. – Nasze kobiety, z uwagi na inną prezencję, w większości polegają na lokalnych migrantach, którzy w swoim ubiorze również stosują bardziej kolorowy kod kulturowy albo postrzegają taki kod jako zaproszenie do „lekkiej rozrywki”.
W Ukrainie Natalia była zamężna przez 7 lat, następnie rozwiodła się i szukała mężczyzn na portalach randkowych. To były krótkotrwałe związki – niektóre szczęśliwe, inne nie. Teraz jest singielką.
– Nie szukam szybkiego związku, uczę się języka i poznaję kulturę. Niektórzy Francuzi uważają, że jesteśmy dla nich „łatwą zdobyczą” albo „egzotyką”. Nie jesteśmy postrzegane jako im równe. Istnieje wiele uprzedzeń – że oczekujemy od nich pieniędzy, prezentów, małżeństwa. Większość z nich, zrozumiawszy, że nie będzie łatwej, szybkiej i taniej zgody, znika.
Ci, którzy zostają na dłużej, zdaniem Natalii znacznie ustępują ukraińskim mężczyznom pod względem urody i męskości. Jej zdaniem Francuzi są też bardzo skąpi.
– Moi dwaj francuscy chłopcy nie kupili mi nawet kawy, chociaż obaj zdecydowali się na „wielki gest”: kiedy usłyszeli, że uwielbiam kaktusy, każdy przyniósł mi w prezencie kaktusa. Mam kolekcję kaktusów w domu, w mieście, którego nie mogę odwiedzić; były dla mnie jak dzieci. Dlatego te prezenty nie sprawiły mi radości. Spowodowały, że płakałam nad moim utraconym życiem, bo mieszkam tutaj w hostelu, w małym pokoju, który dzielę ze współlokatorką. Nie miałam więc gdzie postawić tych kaktusów, tym bardziej że jeden z nich był gigantyczny.
Z drugiej strony, jak mówi Natalia, Francuzi wiedzą, co oznacza „nie”. Zawsze pytają, czy mogą się przytulić albo pocałować
Inną cechą francuskich randek jest to, że chodzą na nie zarówno mężczyźni 25-, jak 65-letni. Wszyscy chcą seksu, nawet jeśli nie są już do niego fizycznie zdolni – nigdy nie tracą w siebie wiary. Ukraińscy mężczyźni są mniej pewni siebie i, targani wątpliwościami, mogą odmówić pójścia na prawdziwą randkę.
– We Francji mężczyźni mają mniej wymagań wobec kobiet niż kobiety wobec siebie – mówi Natalia. – Nikt nie oczekuje, że przyjdziesz na randkę w szpilkach, pięknej sukience i z makijażem. Ukrainki często zdradza niepokój, podczas gdy tutaj ludzie cenią sobie lekkość, umiejętność czerpania radości z towarzystwa i pewność siebie.
Francuska szarmanckość? I tak, i nie
Alisa, lat 38, nie zgadza się z niektórymi tezami poprzedniej rozmówczyni. W ciągu czterech lat była w trzech związkach z Francuzami.
– Lubię Francuzów tak samo jak Ukraińców. Jedynym problemem jest to, że Francuzi lubią mnie, a Ukraińcy nie – żartuje Alisa. – Tak się złożyło, że mam duże doświadczenie w budowaniu relacji z Francuzami. Mam kilka przyjaciółek z Ukrainy, które również są szczęśliwymi żonami miejscowych mężczyzn.
Według Alisy to nie do końca prawda, że Francuzi unikają Ukrainek. Pracuje w ośrodku dla uchodźców od początku wojny i widzi tam wielu francuskich wolontariuszy. Przyjeżdżają, by pomagać, a ich celem jest często poznanie Ukrainki odpowiedniej do związku. W ten sposób powstało już wiele par.
Podoba im się ukraińska gościnność, pasja, wytrwałość i nastawienie na stabilne związki. Znajomość francuskiego jest dużą zaletą
– Żadna z moich znajomych nie narzeka na narodowe cechy francuskich mężczyzn – mówi Alisa – tylko na indywidualne cechy, które można znaleźć każdej osoby. O moich związkach mogę powiedzieć tyle, że moi trzej mężowie mieli różne dochody, ale zawsze inwestowaliśmy w siebie nawzajem. Tutaj to normalne. On kupił mi telefon, ja jemu na urodziny – również. Kiedy planujemy podróż, omawiamy, kto za co zapłaci. Moi mężowie rozumieli, że zarabiam mniej, więc starali się dokładać więcej, ale zawsze walczyłam o prawo do uczestniczenia w rozwiązywaniu różnych kwestii finansowych i domowych. Nikt jednak nie wykonywał wielkich gestów, takich jak kupno samochodu czy mieszkania.
Francuzom nie brakuje szarmanckości, co często może dawać kobietom nieuzasadnioną nadzieję na uczucie – mówi Alisa.
– Tutaj każda z osób w parze ma własne własne życie towarzyskie: mój chłopak może spędzać czas gdzieś w barze, ja mogę wychodzić sama – ale zawsze wracamy do siebie wieczorem. Mężczyzna może miło rozmawiać z dziewczyną w barze, ponieważ lubi ją jako osobę, ale to nic więcej niż uprzejmość i ogólne zainteresowanie tematem rozmowy. A potem wychodzi, nie pytając o jej numer telefonu ani nie umawiając się na kolejne spotkanie – ponieważ ma już randkę. Dla ukraińskich dziewcząt to bywa rozczarowujące. Mamy inną kulturę: jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że życzliwość, sympatia i uprzejmość wobec płci przeciwnej oznacza potencjalne zaproszenie na kawę, kolację, wstęp do związku itp. Tutaj wszystko jest inne.
Dlaczego faceci znikają po randkach
Ogólnie rzecz biorąc, temat mężczyzn znikających po dość przyjemnej rozmowie dezorientuje Ukrainki w wielu krajach tymczasowego pobytu.
„Może mnie nie polubił?” „Czy zrobiłam coś złego?” To traumatyzujące. A jeśli kobieta ma już negatywne doświadczenia związane z takimi sytuacjami, pojawia się „syndrom odrzucenia” – obniżona samoocena, uczucie smutku, rozczarowania i niepokoju.
Psycholożka Iryna Owczar, która specjalizuje się w kwestiach związanych z rodziną i związkami, twierdzi, że w większości przypadków „zniknięcie mężczyzny” nie ma nic wspólnego z osobowością kobiety
– Wiele kobiet szuka mężczyzny z „uczuciem głodu” – głodnych intymności, ciepła, relacji, seksu – mówi Owczar. – Kiedy mężczyzna daje choć trochę nadziei, kobieta bardzo szybko zaczyna wypełniać pustkę w sobie tymi okruchami uwagi, a także fantazjami o przyszłym związku. Mężczyzna może mieć dziesiątki powodów, by być miłym, uprzejmym, przyjacielskim, ale równocześnie mieć w głowie własny obraz tej, której potrzebuje. A kobieta, w której towarzystwie akurat jest, choć piękna, dobra, miła, po prostu nie pasuje do tego obrazu. Powiedzmy, że szuka rudowłosej, a ty jesteś brunetką. Kobieta może być „słodka”, ale ten mężczyzna potrzebuje akurat „słonego ogórka”. To metafora, ale myślę, że sens jest jasny.
On może mieć tuzin takich kobiet do niezobowiązującego towarzystwa – i to jest jego sposób na spędzanie wolnego czasu. Może chcieć związku, ale nie być na niego gotowym. Istnieje również typ manipulatora, który lubi pozostawiać sytuacje w zawieszeniu, bez powiedzenia ostatecznego „nie”. Daje mu to potencjalną możliwość ponownego pojawienia się pewnego dnia, tak jakby nie było zerwania. Ogólnie rzecz biorąc, mogą istnieć setki męskich typów, ale nie ma to nic wspólnego z osobowością konkretnej kobiety.
– Trudno udzielić rady, jak nie cierpieć z powodu odrzucenia, z powodu zniknięcia bez uprzedzenia – mówi psycholożka. – Można tylko zasugerować pracę ze swoimi traumami w drodze psychoterapii, zamknięcie głodu intymności, maksymalną samoakceptację i miłość do siebie. Przypomina mi się idea z psychologii społecznej, że miłość w parze jest odzwierciedleniem naszej miłości do nas samych.
Najłatwiej jest zbudować związek dla dwojga stabilnych psychicznie i zdrowych ludzi, którzy kochają siebie tak bardzo, jak to możliwe, czują się dobrze z samymi sobą, ale wiedzą, że z partnerem będzie przyjemniej i ciekawiej
W takim przypadku odrzucenie nie będzie postrzegane jako osobista tragedia i nie obniży twojej samooceny. Spokojnie pójdziesz dalej, szukając osoby, która cię potrzebuje. Nieważne, czy będzie to Francuz, Ukrainiec czy ktoś inny.
* Bonus - ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które z pewnością pomogą Ci znaleźć partnera – w Ukrainie lub za granicą, dzięki internetowym serwisom randkowym. Subskrybuj nasze kanały w mediach społecznościowych, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram. W poprzedniej części rozmawialiśmy o Niemczech, a następny przystanek to Szwecja i Finlandia.
We Francji „nie” znaczy „nie”. Sestry.eu w nowym cyklu pytają, czym różnią się randki w różnych europejskich krajach od tych w Ukrainie
Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami potrzebujesz towarzystwa.
Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.
Sestry.eu poprosiło kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem będą Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców.
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Samotność jak wypalenie 15 papierosów dziennie
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała samotność za globalne zagrożenie dla zdrowia. Jej wpływ jest równoważny wypaleniu 15 papierosów dziennie. Nie chodzi o samotność z wyboru, ale o taką, na którą skazują nas okoliczności i z którą nie możemy się pogodzić.
„Wiśnie mamy” i pyszny barszcz
Niektóre kobiety w Ukrainie mają trudności ze znalezieniem partnera nie tylko w prawdziwym życiu, ale także na różnych portalach randkowych. Jedne szybko uciekają stamtąd ze strachu, że spotkają tam znajomych. Inne boją się skonfrontowania z wymaganiami mężczyzn wobec kobiet, jeszcze inne czują się wypalone i zrezygnowane po nieudanych związkach.
Do tego dochodzi banalna sprawa: kryzys demograficzny. Statystyki pokazują, że w 2021 roku na 1000 ukraińskich kobiet przypadało 900 mężczyzn, z których część to tak zwane "wisienki na torcie", czyli rozpuszczeni synowie mamusi, szukający podobnej do niej partnerki.
Svitlana Maksymets, 48-letnia kijowianka, która na swoim blogu na Facebooku opowiada o swoich doświadczeniach na ukraińskim Tinderze, "wisienkami na torcie" nazywa dorosłych, bezradnych mężczyzn, którzy chcą od kobiet tylko barszczu i seksu.
- Wojna wprowadziła zmiany, teraz jest wielu wojskowych, którzy chcą albo miłości na całe życie, albo przygód na jedną noc. Są "seksualni giganci", którzy obiecują gorący seks na pierwszej randce. Jednak ich obietnice opierają się na tym, co widzieli na stronach pornograficznych, a w rzeczywistości ich praktyczne doświadczenie seksualne jest bardzo niewielkie. Są też przystojni faceci z wyrzeźbionymi bicepsami i mięśniami brzucha, którzy nigdy nie opuszczają siłowni, ale boją się rozmawiać z rówieśnikami. Dlatego szukają dojrzałej kobiety, która nauczy ich, jak się kochać i komunikować. Ja nie spotkałam jeszcze swojego mężczyzny, ale znam piękne przypadki. Na każde dziewięć rozczarowań związanych z randkami online na Ukrainie, przypada jedna wzruszająca historia miłosna - przyznaje Svitlana.
Czym różni się tinder europejski od ukraińskiego
Większość kobiet, które znalazły swojego mężczyznę za granicą, była singielkami przez długi czas i nie sądziły, że kogoś jeszcze spotkają, z kim chciałyby spędzić życie. Nie planowały też przeprowadzki za granicę. Zmusiła je do tego wojna.
Kobiety, z którymi rozmawiałyśmy podkreślały, że w Europie odkryły jak ważna jest wolność i prawo do bycia sobą. Ludzie są różni, wiadomo, ale starają się szanować osobiste granice innych ludzi.
W Europie popularne są międzynarodowe aplikacje i serwisy randkowe, takie jak Tinder, Bumble, OkCupid, a także lokalne platformy, media społecznościowe i czaty wideo.
Ludzie tutaj odczuwają mniejszą presję społeczną związaną ze stanem cywilnym i czują się znacznie bardziej komfortowo w różnych formach bycia w relacjach: bycia w parze, bycia singlem i bezdzietnym
To właśnie skłoniło ukraińskie kobiety do rozpoczęcia poszukiwań partnera w kraju tymczasowego pobytu.
Na obronę ukraińskich mężczyzn należy dodać, że oni również cierpią z powodu narzuconych tradycyjnych stereotypów dotyczących par i ogólnie przyjętych standardów piękna.
Chociaż statystycznie w Ukrainie jest mniej mężczyzn niż kobiet, dane Census Bureau za 2016 rok (niestety nie znaleźliśmy bardziej aktualnych statystyk) pokazują, że we wszystkich grupach wiekowych od 18 do 64 lat na Ukrainie jest średnio o 5,9% więcej samotnych mężczyzn niż kobiet. Ponad 637 000 ukraińskich mężczyzn nigdy nie zawarło oficjalnego związku małżeńskiego. Liczba samotnych kobiet jest wyższa tylko w grupie wiekowej 75+.
Niemcy: bez stereotypów i z szacunkiem
Nie licz na randki w pracy. Niemcy w pracy koncentrują się na niej, a do swojego kręgu towarzyskiego dopuszczają osoby sprawdzone przez lata, często znajomych z lat szkolnych lub studenckich. Ukraińskie kobiety mówią, że często widzą przystojnych mężczyzn na ulicach, ale nie spotykają ich w aplikacjach randkowych. Bywają tam za to imigranci. Mogą tam znaleźć znajomych na randki, kochanków na jedną noc, ale też partnera lub partnerkę na dłużej.
- Mam doświadczenie w poznawaniu trzech kategorii mężczyzn: Ukraińców, Afrykanów, a teraz Niemców - mówi 42-letnia Svitlana (imię zmienione na prośbę bohaterki- red.) - Jestem kobietą plus-size, a ukraińscy mężczyźni często mi mówili, że wolą kobiety o standardowych rozmiarach. Nawet jeśli podejmowałam inicjatywę, rzadko byłam akceptowana. W Ukrainie spotykałam się z Afrykanami. Nie mieli żadnych stereotypowych wyobrażeń na temat wyglądu, również swojego. Każdy z nich mógł pochwalić się czymś innym niż "noszenie spodni": jeden był bardzo dobrym kucharzem, drugi znanym DJ-em.
Niemcy, mówi Svitlana, są również mniej skupieni na wyglądzie partnera. Niemcy są dość wysocy, mają silną budowę ciała, a wiele kobiet nosi europejski rozmiar 48-50.
Svitlana uważa, że Niemcy są przyzwyczajeni do tego typu urody. Zachęca się tu do różnorodności: na wybiegu, na plakatach, wśród manekinów w centrach handlowych są modelki o różnych rozmiarach i kolorach skóry. To normalizuje fakt, że ludzie mogą być różni i wszyscy są normalni. Nikt nie oczekuje, że kobieta po czterdziestce będzie wyglądać jak nastolatka.
- Przez dziesięciolecia Niemcy wychowywali się w społeczeństwie, które koncentrowało się na kampaniach antyprzemocowych i antydyskryminacyjnych – mówi Svitlana. - Oczywiście każdy ma swoje preferencje i gusta, ale kiedy społeczeństwo nie naciska ze wszystkich stron "standardami piękna i życia", okazuje się, że twoje osobiste upodobania mogą różnić się od konwencjonalnie akceptowanych.
Bardzo ważna w niemieckim społeczeństwie jest równość, co bywa trudne do zaakceptowania dla ukraińskich kobiet. Nie chodzi tylko o podzielenie się rachunkiem w kawiarni, ale także o podjęcie inicjatywy, aby się spotkać, rozmawiać, a nawet dotknąć się po raz pierwszy i zgodzić się na intymny związek.
Kobiety twierdzą, że możesz prowadzić uprzejmą rozmowę z Niemcami przez wiele godzin, nigdy nie spotykając ich w prawdziwym życiu.
- Pierwszy krok nadal należy głównie do mężczyzn, ale potem związek staje się grą w ping-ponga – mówi Svitłana. - On zaprasza cię na kawę, a ty zapraszasz go następnym razem. Znam historie mężczyzn pytających, czy mogą przytulić kobietę, wziąć ją za rękę, objąć w pasie i pocałować. Niemcy nie są ludźmi, którzy mają niepohamowany "gorący temperament". Wiedzą, jak szanować granice, są wystarczająco uprzejmi i interesują się osobowością, a nie tylko ciałem. To jest imponujące.
Jeśli mężczyzna pisze, że szuka kobiety do wspólnego spędzania nocy, wspólnego podróżowania, to dokładnie to ma na myśli. Nie myśl, że jutro podaruje Ci pierścionek. W większości przypadków tak się nie stanie. Nasza bohaterka Svitlana wciąż szuka stałego partnera, ale generalnie nie brakuje jej randek.
Za benzynę płacimy po połowie, ale jeździmy wygodnie i ostrożnie
Wiele kobiet, które komunikują się z Niemcami na portalach randkowych twierdzi, że bardzo brakuje im tutaj inicjatywy ze strony mężczyzn. Zostały one wychowane w innym paradygmacie kulturowym. To często sprawia, że wątpią we własną atrakcyjność.
39-letnia Ukrainka Veronika (imię zmienione na prośbę rozmówczyni - red.) wyjaśnia tę różnicę kulturową.
- Kilka dekad temu niemieckie kobiety żyły w bardzo patriarchalnym społeczeństwie. Od woli mężczyzny zależało, czy kobieta może opuścić dom, otrzymywać pensję, podróżować, mieć dom itp. Kobiety bardzo ciężko walczyły o swoje prawa, więc nie pozwalają na ich ograniczanie. Przeciwnie, chcą więcej praw
Veronika przed inwazją na pełną skalę była rozwiedziona od czterech lat i samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Przez długi czas próbowała odbudować swój związek z miłością z młodości. Jednak mężczyzna pojawiał się i znikał bez wyjaśnienia oraz ostrzeżenia. Po jednym z takich ucieczek postanowiła zarejestrować się w aplikacji randkowej na Facebooku.
- Nie myślałam o długim życiu w Niemczech, więc szukałam kogoś, kto mówi po ukraińsku lub rosyjsku. Miałam jedną randkę z naszym chłopakiem, ale nie wyszło. Potem poczułam wzajemną sympatię do Niemca, wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku, weszłam na jego stronę i zobaczyłam, że publikuje nienawistne teksty o migrantach. Natychmiast go zbanowałam. Ogólnie jestem przeciwna długim rozmowom w aplikacji. Proszę o wymianę stron profilowych w mediach społecznościowych. Potem po raz trzeci spotkałam mężczyznę z sąsiedniej wioski. Teraz jesteśmy razem.
Pierwszy raz para spotkała się w kawiarni. Mężczyzna spóźnił się, zobaczył ją za szybą i chciał wyjść. Później powiedział mi, że uważa ją za zbyt piękną i że nie jest jej wart. Jest również rozwiedziony i przez rok nie mógł zbudować związku z nikim, ponieważ nie odniósł sukcesu ani nie jest wystarczająco zamożny jak na niemieckie standardy. Wszystkie jego związki z Niemkami kończyły się na relacjach przyjacielskich.
Mężczyzna nie zaprosił Margarity na drugą randkę. Ona to zrobiła. Był bardzo szczęśliwy, przyniósł termos kawy i poszli na spacer do parku. I zapytał, czy może wziąć ją za rękę i przytulić.
Dziś są w związku partnerskim. Jej partner płaci za jedną randkę, ona za drugą, a niektórymi wydatkami dzielą się po równo.
- Dla mnie to normalne, bo nie szukałam kogoś, kto będzie mnie utrzymywał, tylko osoby, z którą będę czuła się komfortowo. Podoba mi się, że wszyscy w jego rodzinie mają bardzo ciepłe relacje. Nawet rozwiedzeni rodzice i ich partnerzy są przyjaciółmi, bo mają razem dzieci i wnuki. Mój chłopak zajmuje się gotowaniem obiadów, ponieważ ja nie lubię gotować. Sprawia, że czuję się ważna. Na przykład przed naszą randką wygooglował, jakie są Ukrainki. Bał się, żeby nie było międzykulturowego zażenowania.
Ukrainka mówi, że jej partner jest zwykłym człowiekiem, bez dużych pieniędzy. Kiedy zaczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, dużo pracował jako wolontariusz, jeździł na granicę, zabierał ukraińskie rodziny do Niemiec. Mają wspólne zainteresowania i hobby. Dobrze traktuje swoje dzieci z pierwszego małżeństwa, wykonuje obowiązki rodzicielskie na równi z byłą żoną i zaprzyjaźnił się z dziećmi Margarity.
W Niemczech istnieje zupełnie inne podejście do dzieci. Nikt nie odrzuci kobiety tylko dlatego, że samotnie wychowuje dzieci. W Ukrainie mówi się na samotne matki, że są „z przyczepą”
Jeśli mężczyzna jest rozwiedziony, ale ma dzieci, jest to pierwsza rzecz, o której Ci powie. Wielu nawet umieszcza zdjęcie z dziećmi w swoim profilu na portalu randkowym.
Na początku bariera językowa uniemożliwiała im komunikację, ale teraz kobieta jest zmotywowana do nauki niemieckiego. Swoją przyszłość widzi w dwóch krajach: w Ukrainie i Niemczech. Jest bardzo zadowolona ze swojego związku.
Jednak często musi tłumaczyć swoim ukraińskim przyjaciołom, dlaczego ona i jej chłopak podzielili się pieniędzmi na benzynę na wspólny wyjazd.
* Ostatni artykuł z serii będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram.
Następny przystanek: Francja.
Mężczyzna w Berlinie nim przytuli pyta, czy może. Sestry.eu w nowym cyklu pytają, czym różnią się randki w różnych europejskich krajach od tych w Ukrainie.
<frame>Oto kolejny artykuł z cyklu „Portrety Siostrzeństwa”. Opowiadamy w nim o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi – lecz także o nieporozumieniach i problemach. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi czy ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas pod adresem: redakcja@sestry.eu<frame>
Kilka lat temu kobieta z mojego małego miasteczka Bielajewka w obwodzie odeskim zapytała mnie, dlaczego przyjaźnię się z ludźmi spoza Ukrainy. „Czy naprawdę myślisz, że kiedykolwiek będą dla ciebie dobrzy? Przyjaźnij się tylko ze swoimi, tymi, którzy dzielą z tobą krew”.
Był rok 2016 i po raz pierwszy w życiu zaryzykowałam zgłoszenie się do programu szkoleniowego dla dziennikarzy, prowadzonego przez polską Fundację „Edukacja dla Demokracji”. Zostałam wybrana i zaproszona do Czerkas. Koledzy dziennikarze z „Gazety Wyborczej” opowiadali ukraińskim dziennikarzom o kampaniach w mediach społecznościowych: jak zmieniali warunki polskich kobiet w szpitalach położniczych, jak bronili prawa do wysokiej jakości opieki paliatywnej dla ciężko chorych osób. Mówili też o lokalnej inicjatywie, w której Katowice ubiegały się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
***
W ciągu minionych ośmiu lat przeprowadziłam dziesiątki akcji społecznych w moim rodzinnym mieście. Dwa lata po rozpoczęciu inwazji pracowałam w katowickiej redakcji „Gazety Wyborczej”, jestem też członkinią Rady Konsultacyjnej Metropolii Śląskiej, która ekspercko pomaga Katowicom w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Magia, nieprawdaż?
A wszystko zaczęło się od Natalki Kertyczak, kierowniczki projektu, obecnie członkini zarządu i koordynatorki Fundacji „Edukacja dla Demokracji”. Dzięki niej poznałam Polskę, to ona zorganizowała moją pierwszą wizytę w województwie śląskim, za sprawą dziesiątek spotkań z polskimi aktywistami nauczyła mnie, jak w kreatywny i pomysłowy sposób zmieniać moje miasteczko. A potem do niego przyjechała, by wesprzeć pomysł przekształcenia oddziału położniczego.
Natalka obudziła we mnie wiarę w to, że duże, systemowe zmiany są możliwe nawet tam, gdzie wydaje się, że nic nigdy się nie zmieni
Wyobraźcie sobie, że w tamtych czasach nasz miejski oddział położniczy nie miał ani jednej kabiny prysznicowej, w której kobiety mogłyby wziąć kąpiel. Szerzyła się przemoc położnicza, a oddział mógł zostać zamknięty w ramach reformy medycznej, ponieważ większość kobiet zdecydowała się rodzić w Odessie. To się nie zmieniało od lat. Urodziłam się w takich warunkach i 27 lat później w takich samych warunkach rodziłam moją córkę. Natalka organizowała spotkania z polskimi osobami publicznymi, a pomysły wyrastały na nich jak grzyby po deszczu.
Mój zespół w Ukrainie napisał listy do lokalnych urzędników, domagając się w nich modernizacji oddziału położniczego i załączając zdjęcia kobiet w ciąży z ostrzeżeniem: „Jeśli odmówicie tym kobietom, wasze pieniądze zjedzą myszy” (jak mówi stare ukraińskie porzekadło). Drukowaliśmy ulotki dla młodych ojców z prośbą o wsparcie kobiet w połogu, zorganizowaliśmy wyjazd studyjny dla ordynatora oddziału położniczego do jednego z najlepszych szpitali położniczych w Ukrainie.
Wszystkie te pomysły, które czasami wydawały się szalone, były wspierane przez Natalkę jako kuratorkę projektu. Punktem kulminacyjnym było spotkanie, na którym aktywistki z miasta wraz z przedstawicielami władz rejonowych i szpitala ulepiły z plasteliny idealny oddział położniczy. Pomysł ten został zainspirowany przez inną aktywną Polkę, którą Natalka nam przedstawiła – Agatę Urbanik z Warszawy.
Natalka miała przyjechać z Polski na te kreatywne warsztaty.
Spodziewaliśmy się surowego inspektora, który oceni, czy spełniliśmy założenia projektu. A tu przyjechała do nas łagodna, skromna, ciepła i serdeczna osoba z workiem słodyczy dla moich dzieci
Razem z nami z entuzjazmem ulepiła z plasteliny przyjaznego lekarza, który chętnie pomaga swoim pacjentom i z uśmiechem wita małych mieszkańców miasteczka w nowym świecie.
Osiem lat później wszystko, co stworzyliśmy podczas tego twórczego spotkania, stało się rzeczywistością. Szpital położniczy w Bielajewce przeszedł transformację. Podczas inwazji urodziło się w nim 680 dzieci. Warunki dla kobiet i dzieci znacznie się poprawiły. Są nawet podgrzewane łóżka dla niemowląt.
Kiedy Rosjanie rozpoczęli inwazję, Natalka była jedną z pierwszych osób, które zapytały mnie, czy potrzebuję pomocy. Później, kiedy doszłam do siebie, zaprosiła mnie na spotkanie ukraińskich działaczy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego w Warszawie, aby „trochę mi ulżyć”, bym pobyła wśród swoich i poczuła przyjazne wsparcie.
Wydaje mi się, że dzięki Natalce i jej współpracownikom z fundacji w dziesiątkach ukraińskich miast zaszły ważne zmiany systemowe. Byli jednymi z tych, którzy wykonali tytaniczny wysiłek, by stosunki między naszymi krajami stały się cieplejsze, a ludzie budowali między sobą mosty, a nie mury. Natalii zawdzięczam też wiele moich ważnych znajomości.
Te kontakty, niczym nitki, splotły się w silną i solidną linę ratunkową, która utrzymała mnie na nogach w nowym miejscu
Jedną z takich z takich cennych znajomości jest znajomość z Małgorzatą Tkacz-Janik, działaczką społeczną z Gliwic, wykładowczynią na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Odbyłam z nią moją pierwszą „dorosłą” rozmowę o feminizmie, o siostrzeństwie, przezwyciężaniu uprzedzeń i rywalizacji między kobietami.
Byłam w znacznie lepszej sytuacji niż wiele innych uchodźczyń, więc odmówiłam przyjęcia pomocy. Wszystko, czego potrzebowałam, to komunikacja i swego rodzaju uziemienie.
Małgorzata zaczęła zapraszać mnie na spotkania lokalnego klubu dla kobiet. Okazało się, że w Gliwicach mieszkają setki rodzin, które po II wojnie światowej doświadczyły statusu uchodźcy. To ludzie, którzy przyjechali tu z ukraińskich miast: Lwowa, Smiły, Stryja itd.
W formacie „żywej biblioteki” opowiadali historie swoich rodzin, które zaczynały życie od zera, wysiadając na miejscowej stacji kolejowej z jedną lub dwiema walizkami. Te spotkania były dla mnie terapeutyczne. Opowiadali historie swoich rodzin, kiedy Polacy i Ukraińcy żyli razem przez długi czas, pokojowo współistnieli, stworzyli wiele pięknych rzeczy, dzielili się tradycjami i kulturą.
Dzięki tym spotkaniom poznałam kolejną wspaniałą Polkę, Magdalenę Goik, nauczycielkę języka polskiego. Nie tylko uczyła mnie polskiej gramatyki, ale także zabierała na różne spacery po mieście i okolicy. Opowiadała mi o wkładzie kobiet w rozwój Śląska, zaprowadziła na szlak pielgrzymkowy św. Jakuba i delikatnie zbeształa za to, że jestem zbyt wymagająca wobec mojej córki, która, jak mi się wydawało, nigdy nie będzie mówić po polsku. „Was trzeba by rozdzielić do różnych grup, bo jesteś dla niej niesprawiedliwa” – powiedziała. I miała rację: moja córka od dawna mówi po polsku lepiej ode mnie.
Magdalena często mówiła, że kiedy była dzieckiem, chciała być Ukrainką, szukała nawet ukraińskich korzeni w swoim drzewie genealogicznym. Tak bardzo lubiła nasz naród
A ja chciałam być taka jak ona: spakować się i pojechać do ukochanej Portugalii z jednym plecakiem. Móc zaufać światu i uwierzyć w dobroć ludzi.
Ta pierwsza podróż do Polski pozwoliła mi poznać pracowników katowickiego oddziału „Gazety Wyborczej”, a także nawiązać współpracę z dziennikarką Michaliną Bednarek. Razem napisałyśmy serię artykułów o ukraińskich uchodźcach w Polsce, później Michalina zarekomendowała mnie do Rady Konsultacyjnej, która pracuje na rzecz tego, by Katowice stały się Europejską Stolicą Kultury w 2029 roku.
To jest kolejne doświadczenie, które chciałbym przywieźć do Ukrainy: jak głęboko ludzie znają swoją kulturę, jak zachowują i chronią wyjątkowość i tożsamość swojego regionu, jak szukają europejskiego wymiaru. Mówią, że potrzebują maksymalnego krytycyzmu wobec wszystkich swoich projektów, bo bez niej nie będzie zmian i rozwoju.
***
Gdybym miała opisać siebie jednym słowem, powiedziałbym, że jestem socjofobką. Trudno mi budować kontakty społeczne, ale te Polki w jakiś cudowny sposób dały poczucie siostrzeństwa i wiary nawet tak zakompleksionej osobie, jak ja. Przez wojnę, poczucie straty, mam mało siły psychicznej. Zastanawiam się, czy podziękowałam tym i wielu innym Polkom za ich dyskretne wsparcie. Myślę, że nie.
Kiedy niebo spadało na ziemię, pomagały mi przetrwać najtrudniejsze chwile. Teraz, kiedy w mojej duszy pojawiło się trochę światła, chciałabym im wszystkim serdecznie podziękować za prawdziwie siostrzane wsparcie i empatię.
Nie trzeba być osobą tej samej narodowości, aby czuć siostrzane wsparcie w najtrudniejszych chwilach życia
Jeden z mitów na temat integracji europejskiej Ukrainy głosi, że w krajach cywilizacji zachodniej ludzie nie mogą zakładać ogrodów i sprzedawać własnych produktów rolnych. „Tam nie rośnie nic poza trawnikami i kwiatami!”; „Bazary są zakazane, przy domu nie wolno hodować drobiu ani zwierząt” – takie fałszywe opinie można przeczytać nie tylko w mediach społecznościowych, ale także usłyszeć w rozmowach.
Sestry rozmawiały z kilkoma Ukrainkami uprawiającymi warzywa w krajach, do których wyjechały. Zapewniają nas, że nie ma takich zakazów, choć jest pewien rzadko wymieniany powód, dla którego miejscowa ludność rzadko zajmuje się ogrodnictwem: w żadnym z tych krajów nie ma tak żyznej gleby jak w Ukrainie.
Przywiozłam ziemię z domu, do którego już nigdy nie wrócę
Inna Poliak pochodzi z regionu Charkowa. Jej ojciec jest Białorusinem, a matka Ukrainką ze Słobożańszczyzny. Przed rewolucją październikową jej przodkowie ze strony matki byli zamożnymi chłopami. We wsi Riasne na Słobożańszczyźnie „pracowali, jak potępieńcy”, ale mieli wszystko: pola, bydło, konie z wozami, furmanki, sklep i młyn.
– Władza radziecka ich „rozkułaczyła”, a teraz historia zatacza koło – mówi Inna. – Dorastałam w obwodzie charkowskim w prywatnym domu. To była posiadłość mojego pradziadka, którą odziedziczyła nasza rodzina.
24 hektary, gdzie każdy kawałek ziemi rodził pachnące jabłka i gruszki, morele wypełnione słodkim nektarem, ogromne, ale pachnące truskawki i maliny. Nie było ani jednego krzewu czy drzewa, które by nie owocowało
Kiedy wybuchła wojna na pełną skalę, Inna wyjechała do Czech, zabierając ze sobą matkę. Jej ojciec odmówił wyjazdu, a później popełnił samobójstwo.
– Już nigdy nie będę mogła wrócić do tego domu – mówi Inna. – Wspomnienia są zbyt bolesne, trauma jest zbyt duża. Sprzedaliśmy go za grosze, żeby się nie rozpadł. W końcu, kiedy pożegnałam się z domem, wzięłam doniczkę z ziemią z mojego przydomowego ogródka i wykopałam krzak truskawek. Ten, który zasadził mój tata...
Inna mówi, że kiedy była mała, nienawidziła pracy w ogrodzie. Do tego stopnia, że uciekła do dużego miasta. W Czechach osiedlili się na wschodzie kraju, w miasteczku położonym u podnóża Białych Karpat. Ziemia jest tam znacznie gorsza niż w Ukrainie. To nieurodzajna, zbita glina. Kiedy kopiesz, przykleja się do łopaty i nie możesz jej zmyć. Nic, co tam rośnie, nie pachnie ani nie smakuje tak jak w domu.
– Mimo to ludzie zakładają ogródki warzywne – mówi Inna. – Idziesz ulicą i widzisz, że całe miasto jest usłane małymi ogródkami. Ci, którzy nie mają własnej ziemi, sadzą ziemniaki na dwóch lub trzech grządkach tuż pod balkonami.
Pewnego dnia przechodziła obok jednego z takich ogrodów i zobaczyła znajomy obraz: drewniane paliki z przywiązanymi do nich pomidorami i nagietkami między rzędami.
Zalała się łzami. Ogarnęła ją nieznośna tęsknota za ojczyzną. Tak bardzo chciała wyhodować coś własnego.
– Na początku moi przyjaciele dali mi małą działkę, na której posadziłam truskawki – wspomina. – Potem zaczęłam uprawiać ziemię w pobliżu mojego mieszkania. Zasiałam bazylię; nasiona przywiozłam z Ukrainy. Czekam, aż wyrośnie coś mojego, rodzimego, pysznego. Posadziłam nagietki na balkonie i teraz czuję się jak w domu.
Inna mówi, że nie można uciec od głosu ojczystej ziemi. Nawet jeśli uciekało się od niej przez całe życie
Miejscowi nie uważają się za Czechów, ale za Morawian. Nazywają siebie „czosnkowymi ludźmi” i z dumą mówią, że pochodzą z chłopstwa. Ciężko pracują na tej swojej niezbyt urodzajnej ziemi.
– Obok mnie jest posiadłość lekarki, która dobrze zarabia w Czechach, ale co roku sadzi w ogrodzie warzywa – mówi Inna. – A tutaj (pokazuje zdjęcie) są ogrody mojej miejscowej przyjaciółki. Pracuje w IT, ma duży dom i kilka samochodów, ale prowadzi ogród, bo to dla niej święte. Pod tym względem Ukraińcy są bardzo podobni do miejscowej ludności. Nawiasem mówiąc, mamy nawet podobne słownictwo rolnicze. W języku czeskim łopata nazywa się lopata, pług – pluh, młyn – mlýn, pszenica – pšenice, a żyto – žito. Ziemia jest inna, ale mamy tę samą rolniczą duszę.
Ogródek warzywny na parapecie w hostelu
Ołena i Artur Olejnikowie są małżeństwem z Mikołajowa. Obecnie mieszkają w Polsce, w hostelu w Katowicach. Poznali się osiem lat temu na forum internetowym. Rozmawiali na nim Ukraińcy, których nerki są poddawane hemodializie.
– Byłam wtedy w głębokiej depresji – wyznaje Ołena. – Weszłam na forum, szukając porady. To moje drugie małżeństwo, w pierwszym zaszłam w ciążę i miałam cukrzycę typu I. Wróciłam ze szpitala z powikłaniami, bez dziecka, bez męża i bez sprawnych nerek. Zaczęłam szukać informacji, jak żyć. Artur również był dializowany. Zaczęliśmy korespondować, mimo że nie widzieliśmy nawet swoich zdjęć. Pewnego dnia zaproponował: „Pojedźmy razem do Lwowa”. Zażartowałam, że rodzice nie pozwolą mi jechać z nieznajomym. Potem napisał, żebym spotkała się z nim w Mikołajowie. Przyjechał i już nigdy się nie rozstaliśmy.
Ich wspólne ogrodnictwo zaczęło się od Artura. Gdziekolwiek mieszkał, tam zawsze były grządki z ogórkami, pomidorami i ziołami. Sam robił przetwory. Przed wojną prowadzili mały biznes: sprzątali biura i prywatne mieszkania.
– Wojna na pełną skalę zastała nas w Mikołajowie. Byłam wtedy po powikłaniach, na wózku inwalidzkim, nie mogłam oddychać bez aparatu tlenowego. Trzy razy w tygodniu musieliśmy poddawać się hemodializie – wspomina Ołena. – Kupiliśmy więc bilety do Lwowa i wyruszyliśmy w długą podróż.
Olena wskazuje na dużą pomarańczową walizkę. Wózek inwalidzki i ta walizka, wypełniona po brzegi lekami, to jedyne rzeczy, z którymi przyjechali do Polski. Teraz ich leki zajmują dwie ogromne szuflady.
– Najpierw zatrzymaliśmy się w Przemyślu, gdzie w końcu mogliśmy poddać się hemodializie – mówi Ołena. – A potem przygarnęła nas rodzina z Zabrza.
Na balkonie mieszkania w Zabrzu stworzyli swój pierwszy „polski ogród”. Za zgodą właścicieli w dużej misie posadzili rozmaryn, bazylię i cebulę.
– Polska rodzina bardzo dobrze nas rozumie. To starsze małżeństwo, które ma daczę i uwielbia tam pracować, częstować swoją liczną rodzinę i gości własnymi truskawkami, jagodami i warzywami – wyjaśnia Ołena. – Kiedy robi się cieplej, Renata, która ma 70 lat, wczesnym rankiem wsiada za kierownicę i jedzie na działkę.
Po półtora roku Olena i Artur postanowili przeprowadzić się do Katowic. To tu Artur przeszedł przeszczep nerki; Olena czeka na taką samą operację.
Teraz mieszkają w hostelu, gdzie na parapecie uprawiają swój mały ogródek warzywny. Są tam doniczki z cebulą, szczawiem, bazylią i małą bożonarodzeniową choinką
– Mieliśmy wiele sadzonek: kapusty, ogórków, papryki, różnych ziół – zaznacza Ołena – ale zanieśliśmy je do pani Renaty, która obiecała, że posadzi je przy swoim domku letniskowym. A jak urosną, to wspólnie te nasze polsko-ukraińskie plony zjemy.
Ukrainiec poradzi sobie z ziemią nawet na Marsie
Ukrainki zaskakują mieszkańców Irlandii swoją pasją do ogrodnictwa, choć ziemia tam nie nadaje się do takich eksperymentów. Lokalne supermarkety nie oferują zbyt wielu lokalnych produktów. To ziemniaki, truskawki, marchew i kilka innych produktów.
Gleba jest tu zupełnie inna, temperatura wynosi 15-16 stopni niemal przez cały rok, dlatego większość roślin uprawnych może rosnąć tylko w szklarniach lub w doniczkach.
„Dla mnie praca z ziemią jest dobrym środkiem antystresowym, ale mam też własne zbiory curry, lawendy, truskawek i pomidorów” - mówi Anna Maluzhonok, która mieszka w Irlandii po inwazji na pełną skalę, „nawet w surowym regionie Dublina” można uprawiać farmę. Z siedmiu krzewów pomidorków koktajlowych rosnących na dziedzińcu w doniczkach zebrałem kilka zbiorów po półtora kilograma. Teraz wiem na pewno, że nawet przy kolonizacji Marsa Ukraińcy radziliby sobie lepiej niż bohater Matt Damon z filmu „Marsjanin”.
Wyhodowała swój pierwszy ogród warzywny na stole w hotelu, w którym tymczasowo przesiedleni byli ukraińscy uchodźcy. Kiedy administracja przeprowadziła inspekcję, pokój ten nazywano nawet: „pokojem z ogrodem warzywnym na stole”
Następnie Anna i jej dzieci przenieśli się do innego mieszkania socjalnego. Domy są ściśle ze sobą, sąsiednie obszary są małe, ale był balkon i długi parapet. To tam zaaranżowała swój mini ogród warzywny.
– Na swoich podwórkach Irlandczycy uprawiają tylko rośliny ozdobne, ponieważ nic innego nie na nich urośnie – Mówi Hanna. – Tu jest zupełnie inna gleba, niepodobna do tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Jeśli chcesz coś uprawiać, musisz osobno kupić ziemię i nawóz. Problem polega na tym, że musisz kupić nawóz z wyprzedzeniem, bo jest on dostępny w sklepach sezonowo. Gleba jest bardziej gliniasta, ma inny skład.
To część naszego kodu kulturowego
Ukraińcy mają zupełnie inny stosunek do ziemi niż większość narodów – mówi Jarosława Muzyczenko, etnolożka i badaczka z narodowego centrum kultury ludowej „Muzeum Iwana Honczara”. – Przez tysiące lat różne plemiona i grupy etniczne, których potomkowie utworzyli naród ukraiński, uprawiały chleb na terytorium Ukrainy. Podczas wykopalisk w proto-miastach kultury trypolskiej znaleziono ziarna zbóż, które były uprawiane przez ludzi pięć tysięcy lat temu.
– Mamy to we krwi – podkreśla Muzyczenko. – Chleb jest symbolem słońca, daje energię, podtrzymuje życie i jest złoty, dlatego jest święty dla Ukraińców. Oprócz zbóż, uprawiali oni inne inne rośliny, każdego roku wzbogacając swoje ogrody o nowe plony: jabłka, morele, gruszki, pomidory, kukurydzę i ziemniaki. Szczególna miłość do wszystkich żywych istot jest znakiem rozpoznawczym Ukraińca.
Czy to na Syberii, czy we Włoszech, w Wielkiej Brytanii czy gdziekolwiek indziej ukraiński mężczyzna czy kobieta znajdą kawałek ziemi pod uprawę albo zamieni balkon lub parapet w mini-ogródek
– W Portugalii zbieram sukulenty na ulicy i doprowadzam je w domu do kiełkowania – mówi Ukrainka Ałła Sakowiec. – Idziesz ulicą, widzisz „portugalskie chwasty” rosnące obok rzek, w pobliżu oceanu, szczypiesz gałąź i podziwiasz, jak rośnie.
Powszechne w Portugalii sukulenty to rośliny, które mają specjalne tkanki do magazynowania wody. Ewoluowały w suchym klimacie i w glebie, w której brakuje wilgoci.
W Niemczech każdy może wynająć mały kawałek ziemi i wyhodować sobie coś dla duszy. Tutaj to kwestia hobby, wypoczynku, a nie konieczności ekonomicznej. Niemcy mają bardzo mało ziemi w pobliżu swoich domów, ale starają się, aby każdy jej centymetr kwitł i zdobił krajobraz.
– Swoją pierwszą wiosnę w Niemczech pamiętam z powodu kwiatów na moim balkonie mówi Ukrainka Lena Połozok. – Posadziłam je w pięciu dużych doniczkach, a latem 2023 roku na balkonie stworzyłam ogród warzywny w wiadrach. Zebrałam 10 kilogramów ogórków, pomidorów, papryki i ziół. Wszyscy pytali mnie, dlaczego to robię. Wyjaśniałam, że by ratować swoje zdrowie psychiczne i mieć poczucie domu.
Na parapetach hosteli, w wynajmowanych mieszkaniach, na dzierżawionych działkach, w wiadrach i doniczkach na balkonach – ukraińskie kobiety starają się uprawiać różne warzywa. Obserwowanie kiełkujących nasion i rosnących owoców daje im poczucie wsparcia i łączności z domem
Wśród ukraińskich uchodźców w Polsce jest wiele kobiet, które tworzą biżuterię, wyrabiają unikalne mydła, haftują, szydełkują, robią wyroby z drewna i skóry.
Podczas przymusowej migracji odkładają te zajęcia na bok i wracają do nich tylko okazjonalnie, gdy chcą zrobić dla kogoś pamiątkę lub wziąć udział w lokalnych jarmarkach. Są jednak i takie, które chciałyby rozwijać swój biznes. Jedną z możliwości jest otwarcie sklepu na Etsy. Oficjalnie dostęp do platformy dla ukraińskich sprzedawców został otwarty dopiero w 2023 roku. Wcześniej Ukrainki pracowały tam przez pośredników.
Sestry rozmawiały z doświadczonymi sprzedawcami i przygotowały przewodnik, jak bez stresu pracować z platformą.
Co musisz wiedzieć o Etsy
Dla ukraińskich producentów Etsy to dostęp do kupujących z Azji, UE i Ameryki. Jest to duży sklep, w którym "wynajmujesz" jedną z witryn, "publikujesz" swoje towary w formie zdjęć, tworzysz opis, wpisujesz słowa kluczowe i sprzedajesz je na całym świecie.
Główną różnicą między sprzedażą w mediach społecznościowych jest to, że społeczność aktywnych kupujących Etsy obejmuje ponad 90 milionów osób, z ponad 400 milionami unikalnych wizyt miesięcznie. Ludzie odwiedzają Etsy ze świadomością, że szukają unikalnego produktu, który będzie kosztował więcej niż produkty masowe.
Jak zacząć na Etsy
Rzemieślniczka Polina Stern podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Ma doświadczenie w otwieraniu sklepów na platformie Etsy w dwóch krajach - w Niemczech i w Ukrainie. Uważnie śledzi wszystkie zmiany, ponieważ nie tylko sama sprzedaje biżuterię, ale także od dawna promuje sklepy innych rzemieślników.
- Zaczęłam pracować na platformie w 2018 roku, teraz działa ona według zupełnie innych algorytmów i cały czas się zmienia, co również należy wziąć pod uwagę - mówi Polina. - Otworzyłam swój pierwszy sklep w Niemczech, ponieważ wtedy tam mieszkałam. Napisałam dla siebie biznesplan. Moje rękodzieło to biżuteria, ale niszowa, fantasy, gotycka. Zbadałam swoich odbiorców i zobaczyłam, że większość moich klientów to osoby zainteresowane rekonstrukcjami, tańcami historycznymi i grami fabularnymi. Na tej podstawie zaczęłam budować swój mały biznes.
Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić przed uruchomieniem sklepu, jest zapoznanie się z zasadami obowiązującymi w kraju zamieszkania, radzi rzemieślniczka.
W przypadku Polski kluczowe zasady to: zgodność ze standardami platformy (unikanie mowy nienawiści w reklamach, sprzedaż własnych designerskich produktów), poufność danych klientów i komunikacja z obsługą platformy (na przykład nie wolno publikować zrzutu ekranu pełnej korespondencji z klientem, wsparciem sieci itp. w mediach społecznościowych), uczciwość, przejrzystość i szacunek dla innych sprzedawców.
Musisz prowadzić działalność w sposób przejrzysty i przestrzegać praw autorskich, poświęcona jest temu osobna sekcja regulaminu, w szczególności nie możesz reklamować towarów przy użyciu zdjęć z banków zdjęć, tylko własnej pracy.
Z regulaminu dowiesz się o wszystkich finansowych aspektach współpracy, weź je pod uwagę przy ustalaniu ceny za towar i dostawę.
- Otwórz sklep, gdy wykonasz wszystkie prace przygotowawcze - radzi ekspert. - Przygotuj zdjęcia, opisy, zbadaj rynek. Powinieneś mieć wszystko pod ręką i dopiero wtedy zacząć rejestrować swój sklep.
Ważne dla rzemieślników uchodźców
Jeśli rejestrujesz sklep w kraju przyjmującym, ale planujesz wrócić do Ukrainy, musisz pomyśleć o lokalizacji. Ponieważ zasady otwierania sklepu różnią się w zależności od kraju.
W Polsce i innych krajach UE system płatności jest tworzony za pośrednictwem lokalnych systemów bankowych.
- W rzeczywistości musiałam zamknąć mój "niemiecki sklep", który miał setki sprzedaży, i zacząć wszystko od nowa po powrocie do Ukrainy - dzieli się swoim doświadczeniem Polina Stern. - Teraz znów jestem początkująca, przechodząc przez całą procedurę od zera.
Ukraińskie kobiety pracowały za pośrednictwem pośredników, którzy otwierali dla nich sklepy w Europie i Stanach Zjednoczonych i przekazywali płatności za pośrednictwem różnych systemów płatności.
Od 31 stycznia 2024 r. sklepy z lokalizacją na Ukrainie muszą zarejestrować się w Payoneer. Współpraca z Payoneer otwiera korzyści z Etsy Payments dla ukraińskich sprzedawców, w tym Program Ochrony Zakupów. Kiedy sprzedajesz przedmiot, płatność jest przelewana na Twoje konto Etsy. Dostępne środki są przelewane na Twoje konto Payoneer w każdy poniedziałek. Środki zdeponowane na Twoim koncie Payoneer mogą zostać wypłacone na Twoje konto bankowe lub wykorzystane do płatności za pośrednictwem Payoneer. Transfer środków na Twoje konto bankowe zajmuje zazwyczaj od 2 do 5 dni roboczych.
Przeczytaj więcej na ten temat tutaj.
Co jeśli jesteś za granicą, ale planujesz wrócić na Ukrainę? Być może warto utworzyć jeden sklep z ukraińską lokalizacją i drugi w kraju tymczasowego zamieszkania?
- Platforma zabrania sprzedaży tego samego produktu w dwóch różnych sklepach, ale możesz stworzyć dwa z różnym pozycjonowaniem produktu - wyjaśnia ekspert - a następnie otworzyć dwa sklepy z różnymi lokalizacjami i rozwijać je równolegle.
Na przykład, robisz na drutach zabawki. Jeden sklep może być poświęcony zabawkom dla dzieci, a drugi zabawkom tematycznym lub dzianinowym kopiom dorosłych na różnych obrazach.
- Najważniejsze, że w każdym profilu powinieneś wskazać, że jesteś właścicielem innego sklepu, ponieważ polityka platformy ma być jak najbardziej otwarta i przejrzysta - podkreśla Polina.
Co z podatkami?
W Polsce nie musisz od razu rejestrować swojej działalności.
Na sestry.eu znajdziesz szczegółowy przewodnik po niezarejestrowanej działalności gospodarczej, który pozwala bez stresu sprawdzić, czy Twój biznes będzie działał.
W Ukrainie nie ma takich ułatwień. Chociaż oczywiście wiele osób sprzedaje towary i przyjmuje pieniądze na prywatne karty na własne ryzyko.
- Jeśli Twój dochód jest regularny i przekracza co najmniej 1000 USD, możesz podlegać szczególnej uwadze organów podatkowych i monitorowaniu finansowemu - mówi ekspert. - Będziesz musiał zapłacić 19,5% kwoty podatku. Dlatego lepiej jest zarejestrować się jako jednoosobowa firma trzeciej grupy, z odpowiednim KVED, i traktować pieniądze z platformy jako usługi informacyjne, zapłacić swoje 5% i nie martwić się.
Warto zauważyć, że teraz, otwierając sklep, osoba musi podać informacje o swojej pełnej identyfikacji, w tym zdjęcie paszportowe.
Ponadto otwarcie sklepu kosztuje teraz 15 USD.
- Zdarzają się przypadki blokowania sklepu na starcie, platforma bardzo starannie dobiera sprzedawców - mówi ekspert. - Mówię o pewnych trudnościach, aby każdy zastanowił się, czy chce iść tą drogą. Ale, uwierz mi, warto, gdy działasz na arenie międzynarodowej, otrzymujesz dochód w dolarach i euro za robienie tego, co po prostu kochasz robić.
Specyfika wysyłania towarów
Kolejną trudnością, z jaką borykają się sprzedawcy Etsy, są wymagania pocztowe dotyczące wysyłania towarów. Wyjaśniają, że najłatwiej jest współpracować z USA, ponieważ platforma koncentruje się na tym rynku i zajmuje się wszystkimi dokumentami uzupełniającymi.
Kraje UE są bardziej skomplikowane, ponieważ wiele z nich ma własne krajowe niuanse legislacyjne, oprócz wymogów europejskich.
- Szczerze mówiąc, nie ma jednego algorytmu wysyłania paczki do Francji, Hiszpanii, Niemiec, Irlandii - przyznaje Polina. - Czasami wydaje się, że zrobiłeś wszystko dobrze, dołączyłeś wszystkie dokumenty potwierdzające, ale paczka leży na poczcie przez miesiąc, a ty jesteś proszony o coraz więcej dokumentów. Najtrudniej jest handlować z Hiszpanią, są też trudności z Irlandią. To, co mogę Ci doradzić, to skorzystanie z usług kurierskich, po prostu wybierz taką, która zajmie się całą papierkową robotą. Kosztuje to jednak więcej niż w przypadku krajowych operatorów pocztowych. Mogę również doradzić, abyś dokładnie przestudiował wymagania na stronach internetowych krajowych operatorów pocztowych, aby uniknąć, na przykład, dodatkowego opodatkowania, niepotrzebnych opłat celnych itp.
Ekspertka zdecydowanie zaleca zapisanie się do lokalnych społeczności sprzedawców Etsy. Problemy z przesyłkami pocztowymi są wszędzie. Możesz dowiedzieć się, jakie dokumenty należy dodać do paczki, aby upewnić się, że dotrze ona na czas i bez dodatkowych kosztów dla Ciebie i klienta, wyszukując lub pytając bezpośrednio.
Tutaj możesz znaleźć społeczność sprzedawców Etsy w Polsce, globalna społeczność komunikuje się tutaj. Nie powinieneś jednak bezwarunkowo ufać poradom. Zawsze sprawdzaj je dokładnie.
Przewodnik po wskazówkach dla tych, którzy chcą sprzedawać swoje rękodzieło na Etsy
Według Koalandy w 2022 roku na Etsy działało 24 500 ukraińskich sklepów. W większości są to towary z ukraińskimi symbolami, markowe ubrania, haftowane koszule, obrazy, biżuteria etniczna itp. Ukraińskie towary cieszyły się największym popytem w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii i Japonii.
Sestry zapytało kilku właścicieli sklepów, jakich rad udzieliliby początkującym. Podsumowaliśmy je w przewodniku FAQ.
Jak wycenić produkt na Etsy
Pierwszą rzeczą, którą powinieneś zrobić, jest przyjrzeć się podobnym produktom w swojej kategorii i trzymać się średniej ceny, aby nie porzucić rynku, ale także nie stracić pieniędzy. Jeśli na produkt jest popyt, możesz stopniowo zmieniać cenę. Ceń swoją pracę, nie ustalaj najniższej ceny.
Co sprzedawać?
Wydawałoby się, że to pytanie nie jest zbyt trafne. Już coś produkujesz i chcesz to sprzedać. Najpierw sprawdź, ile jest ofert w Twojej niszy. Jeśli jest w niej za dużo towarów, powinieneś zmienić swoje podejście i prezentację. Czasami wszystko jest idealne z produktem, ale ze względu na przesycenie niszy, wyższe oceny doświadczonych sprzedawców, po prostu nie będziesz w stanie dotrzeć do kupującego, nie zobaczy on Twojego produktu. Korzystając z platform eRank, Koalanda i Marmalead, możesz uzyskać dane analityczne dotyczące popytu na konkretny produkt na Etsy, biorąc pod uwagę wpływ sezonowości i średnią kontrolę w danej niszy – mówi ekspertka Kateryna Vitkovska podczas webinaru zorganizowanego przez Ukrposhta.
Gdzie szukać trendów?
Wszystko jest proste. Google i Pinterest. Ponadto co sezon Etsy publikuje własny przegląd trendów znany jako Etsy Marketplace Insights. W raporcie tym firma analizuje wzrost lub spadek liczby wyszukiwań, co wskazuje na wzrost lub spadek zainteresowania określonymi produktami w danym czasie.
Jak się zaprezentować
Na Etsy kupujący szukają nie tylko rzeczy, ale także atmosfery i emocji, jakie niosą ze sobą ręcznie robione produkty. Dlatego zanim zaczniesz, musisz przemyśleć koncepcję swojej strony, co dokładnie chcesz powiedzieć o sobie i swoim rękodziele. Powinieneś dokładnie wypełnić wszystkie elementy na stronie, ponieważ algorytm platformy działa w taki sposób, że może obniżyć Twój sklep w wyszukiwarce, jeśli uzna, że brakuje niektórych elementów.
Zdjęcia produktów
Klienci wybierają oczami. Zdjęcia powinny być profesjonalne, wykonane w dobrym oświetleniu, na dobrym tle. Jeśli widzisz, że twój produkt jest dobry, ale "nie sprzedaje się", powinieneś zrobić mu zdjęcie pod innym kątem. - Miałam sytuację, gdy przedmiot na jednej modelce się nie sprzedał, a na drugiej miałam bez końca klientów, mimo że obie dziewczyny były bardzo piękne - powiedziała jedna z rozmówczyń.
Aby rozpocząć pracę na rynku, sprzedawca musi mieć następujący zestaw materiałów wizualnych:
Baner sklepu: minimalny rozmiar to 1200x200 pikseli.
Ikona sklepu: używana do identyfikacji Twojego sklepu na platformie.
Pięć zdjęć do historii marki: zdjęcia Twoich produktów, procesu produkcyjnego, założycieli lub zdjęć zespołu, Twojej siedziby itp. Pomaga to dać klientom wyobrażenie o Twojej marce i jej wartościach.
Wideo dla historii marki: krótkie wideo, które opowiada o Twojej marce, jej historii, wartościach i wyjątkowości.
Wizualizacje produktów: musisz mieć co najmniej dziesięć zdjęć dla każdego produktu. Zdjęcia te powinny wyraźnie i atrakcyjnie prezentować produkt pod różnymi kątami, w różnych scenariuszach użytkowania, pozwalając kupującemu lepiej zrozumieć jego cechy i zalety.
Opis i słowa kluczowe
Jeśli nie znasz angielskiego, nie ma problemu. Istnieją dwa narzędzia, które mogą Ci pomóc. Tłumacz online, na przykład Deep.Translator, po przetłumaczeniu możesz poprosić sztuczną inteligencję o "poprawienie błędów i dodanie słów kluczowych (3-5 słów opisujących Twój produkt) do tekstu".
Musisz określić, jaki rodzaj produktu posiadasz i jego główne cechy. Nie powinien to być zwykły parasol, ale czerwony parasol z wzorem imitującym jesienne liście
Usługi innych firm mogą również pomóc Ci w optymalizacji SEO. Na przykład Etsyrank.com to usługa analityczna bezpośrednio na platformie Etsy.
Możesz stworzyć kilka opisów dla serii produktów i poprosić kogoś z dobrą znajomością języka angielskiego o sprawdzenie tekstów.
Zadbaj o marketing
- Moja największa sprzedaż pochodziła z sukienki, która została pokazana w formie szkicu, a nie gotowego produktu - mówi jedna z rozmówczyń. - Narysowałam szkic, aby ułatwić klientkom wyobrażenie sobie gotowej sukienki, zrobiłam zdjęcia różnych detali z innych sukienek: tak będzie wyglądało ramię, a tak plecy, a tak dół. Chociaż nie było zamówień na taką sukienkę, postanowiłam zamieścić galerię ze szkicem i szczegółami. Zamówienia przychodziły jedno po drugim. Sprzedałam tę sukienkę kilka razy.
Śledź aktualizacje platformy
Na święta platforma prowadzi promocję, możesz również zaoferować zniżkę na produkt. Jeśli przygotowujesz zestawy na Boże Narodzenie, powinny one pojawić się w sklepie zaraz po Halloween. 31 października produkty z tym świętem znikają z półek, a pojawiają się produkty świąteczne. Powinieneś także działać z wyprzedzeniem.
Zachęcaj do pozytywnych opinii
Jakiś czas po zakupie zapytaj klientów, czy podobał im się produkt. Poproś ich o pozostawienie recenzji, zaoferuj zniżkę na kolejny zakup - buduj lojalność. Pamiętaj, że im więcej masz pozytywnych recenzji, tym lepiej platforma będzie promować Twój sklep.
Jeśli Etsy musi wybierać między podobnymi produktami, najlepiej pokaże produkty od lokalnych firm. Dla kupujących z USA Etsy będzie wyświetlać głównie produkty z USA. Jeśli jednak porównasz dwa podobne produkty, jeden od amerykańskiego sprzedawcy i jeden od ukraińskiego, a ukraiński sprzedaje się statystycznie lepiej, to Etsy wypchnie go wyżej w wynikach wyszukiwania
- Konwersja przeważa nad lokalizacją na Etsy - wyjaśnia Tatiana Bondar, specjalistka ds. promocji w Etsy.
Musisz mieć asortyment
Bardzo często rzemieślniczki "wypalają się" na tworzeniu jednego lub dwóch produktów. Nie publikuj wszystkich produktów na raz, od czasu do czasu aktualizuj witrynę sklepu. Jeśli nie masz dużego asortymentu, lepiej zrobić kilka kopii podobnego produktu, ale w innym kolorze, na innym tle, w innych wariantach. Powinieneś robić zdjęcia tego samego lub podobnego produktu w "różnych odsłonach".
Używaj reklam, gdy Twój sklep ma wyprzedaże
Etsy ma narzędzie do promocji reklam, ale nie działa ono tak samo jak inne sieci społecznościowe. Jeśli sklep nie jest rozwinięty i nie ma sprzedaży, to nawet duże budżety reklamowe mu nie pomogą. Jednak reklamowanie produktu ma sens, jeśli właśnie został kupiony, jeśli jest wiele wyświetleń.
Nikt nie zabrania Ci reklamowania produktów z Twojego sklepu na innych platformach, zamów reklamę kontekstową w Google, napisz o rabacie i zrób post na ten temat na Instagramie, Facebooku lub możesz śledzić Pinterest.
Platforma YouTube jest skutecznym narzędziem, możesz tworzyć treści poświęcone unboxingowi i recenzjom produktów, a w opisie filmu zamieścić link do odpowiedniego marketplace. Opracowując strategię promowania i przyciągania ruchu zewnętrznego, ważne jest, aby wziąć pod uwagę, w których sieciach społecznościowych są Twoi klienci.
Znasz swój produkt lepiej niż ktokolwiek inny
Wielu rozczarowanych sprzedawców mówi, że zaufali zatrudnionym specjalistom od marketingu, ale zamiast sprzedaży ponieśli tylko straty. Druga osoba nie zna Twojego produktu tak dobrze jak Ty. Zanim spróbujesz skalować swój biznes, popracuj z nim sam. Niech to będą 2-3 sprzedaże miesięcznie, ale zrozumiesz algorytmy pracy, pomoże Ci to uniknąć błędów i niepotrzebnych wydatków.
Komunikacja z klientami
- Są tacy, którzy kupują po pierwszej wymianie zdań, i tacy, którzy zadają 150 pytań wyjaśniających, i musisz traktować wszystkich jednakowo uprzejmie i serdecznie - mówią rozmówcy. Odpowiadaj, komentuj, dziękuj, rób dobre opakowania, to na pewno się opłaci.
Analizy platformy pokazują, że w 2022 r. średni miesięczny przychód jednego ukraińskiego sklepu wyniósł ponad 1000 USD. Najpopularniejsze kategorie międzynarodowych zamówień z Ukrainy obejmują dzieła sztuki, wystrój domu, akcesoria rzemieślnicze, biżuterię, odzież i obuwie, artykuły o tematyce ślubnej, akcesoria elektroniczne, kosmetyki i produkty dla zwierząt
Jeśli jest to Twoja nisza, może nadszedł czas, aby spróbować sprzedawać swoje produkty na rynku międzynarodowym?
Ukraińskie rękodzielniczki sprzedają w sklepie internetowym, który ma miliony klientów na całym świecie. I z tego żyją
Poleć szkołę językową do nauki polskiego
Bezpłatne kursy języka polskiego zostały uruchomione w większości polskich miast już na początku inwazji. Pomogły ukraińskim uchodźcom opanować polski na podstawowym poziomie, ale mówić po polsku — już nie. Według badania przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Sociologii, tylko 22% Ukraińców ze statusem ochrony czasowej nauczyło się polskiego. Większość z nich ma powierzchowną znajomość, a płynnie komunikować się po polsku potrafi jedynie 10%.
Głównymi przyczynami tej sytuacji są brak czasu (33%) i pieniędzy (33%). Jednak podczas osobistych rozmów Ukrainki mówią również o innych powodach. Między innymi o stresie, „kiedy nic nie przychodzi do głowy”, i jakości organizacji edukacji.
— Mam doświadczenie w nauczaniu polskiego na różnych kursach, bo tak bardzo chciałam nauczyć się języka, że zapisałam się na kilka kursów jednocześnie — mówi 40-letnia Oksana z Odessy, która obecnie mieszka w Katowicach.
— Najbardziej przydatne były dla mnie kursy na Uniwersytecie Śląskim: system wiedzy, dużo materiałów, codziennie dostawaliśmy pracę domową — przygotowanie opowiadania na określony temat. Wszyscy uczestnicy byli zaangażowani w pracę, regularnie dostawaliśmy różne testy, które zmuszały nas do przygotowania się. Jedyny problem polegał na tym, że kurs był krótki, więc materiały, których moje dziecko uczyło się w szkole przez miesiąc, musieliśmy przyswajać na kursach w ciągu dwóch lekcji na tydzień.
Miałam złę doświadczenia z kilkoma kursami integracyjnymi. Na niektóre uczęszczało trzech studentów, którzy mieli podstawową wiedzę z języka polskiego, a reszta była jak „meble” w pokoju, nie zwracano na nich uwagi. Zdarzały się też kursy, na których połowę lekcji spędzaliśmy na omawianiu jakichś obcych tematów, głównie po ukraińsku, które nauczyciel rozumiał. Mój obecny poziom polskiego jest niski. Oczywiście potrafię się wytłumaczyć w szpitalu czy sklepie, o co mi chodzi, ale to nie wystarcza, żeby poczuć się zintegrowaną z polskim społeczeństwem.
Prośby: „Doradźcie szkołę językową”; „Doradźcie polskiego nauczyciela” są jednymi z najpopularniejszych w internetowych grupach Ukraińców. Zapotrzebowanie jest. Jeśli więc masz odpowiednią wiedzę, umiejętności organizacyjne i kapitał na start, otwarcie własnej szkoły językowej może być dla Ciebie dobrą opcją.
Marketing w stylu „polski w trzy miesiące” tylko Ci zaszkodzi
Switłana Matasz z Kijowa jest nauczycielką języków ukraińskiego i polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę mieszka w Krakowie. Jej szkoła online pozycjonuje się jako ukraiński biznes dla Ukraińców, więc jest zarejestrowana tylko w Ukrainie. Obecnie Switłana studiuje polskie prawo, planując rozpocząć działalność również w Polsce.
— Ukończyłam Wydział Filologii Ukraińskiej i Polskiej na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki — mówi. — Wybrałam język polski za radą mojej nauczycielki. Powiedziała mi, żebym nie zwracała uwagi na modny angielski, ale na języki słowiańskie. Wielu Ukraińców pracowało już w Polsce i Czechach i postrzegało je jako rynki dla swojej działalności. Polski wydawał mi się bardziej interesujący, więc go wybrałam.
Po studiach pracowałam w różnych szkołach językowych i jako korepetytorka. Jakość kursów była różna. Nie podobały mi się niektóre agresywne strategie marketingowe, jak obietnice nauczenia polskiego w trzy miesiące. Uczniowie mieli nierealistyczne oczekiwania, ponieważ opanowanie języka na wysokim poziomie w trzy miesiące jest niemożliwe. Jako nauczycielka widziałem błędy innych i to skłoniło mnie do otwarcia własnej szkoły online.
To było na krótko przed pandemią koronawirusa, kiedy dla potencjalnych studentów i uczniów nauka online była czymś przerażającym. Później, podczas pandemii, wszyscy się do tego przyzwyczaili, a liczba osób chętnych do nauki polskiego wzrosła.
— Musiałam pomyśleć o zwiększeniu skali projektu i szukaniu nowych nauczycieli — wyjaśnia Switłana.
— Przejrzałam zasoby takie jak work.ua. Uczniowie idą na twoje konto, więc ważne jest, aby inni nauczyciele w szkole również byli na wysokim poziomie.
Po opublikowaniu ofert pracy przeprowadzam rozmowę wideo z każdym kandydatem na nauczyciela. Zwracam uwagę przede wszystkim na umiejętności językowe, ponieważ rozmowa prowadzona jest w języku polskim, a także na sposób, w jaki dana osoba się zachowuje. Nawet takie drobiazgi jak odpowiednie tło mają znaczenie. Charyzma jest ważna, bo osobowość nauczyciela odgrywa dużą rolę w nauczaniu. Wszyscy pamiętamy, jak w szkole zaczynaliśmy kochać jakiś przedmiot, do którego wcześniej nie mieliśmy serca, tylko z szacunku i miłości do nauczyciela.
— Nie nakłaniam ich jednak do porzucenia własnego podejścia — mówi.
— Wręcz przeciwnie, najlepszym rezultatem jest połączenie moich pomysłów i ich twórczego opracowania przez nauczycieli. Są jednak pewne zasady, których należy przestrzegać. Na przykład organizacja przestrzeni do pracy na zajęciach: rozmyte tło, odpowiednie światło, wysokiej jakości sprzęt, schludny wygląd itp.
Cyberatak na stronę szkoły w mediach społecznościowych oznacza straty
Szkoła językowa Switłany to start-up. Dlatego szefowa musi łączyć różne role, pełnić różne funkcje, a także kochać… matematykę.
— Biznes nie polega na tym, że padasz z nóg z przeciążenia, a twój zysk wynosi trzy grosze — mówi Switłana.
— Biznes wymaga dokładnych obliczeń, oceny ryzyka, umiejętności odrzucania tego, co zmniejsza rentowność, i optymalizacji procesów.
Praca z publicznością znajdującą się w Ukrainie to w czasie wojny ryzyko
W zeszłym roku, kiedy Rosjanie ostrzeliwali ukraiński system energetyczny, wielu studentów nie mogło uczestniczyć w zajęciach z powodu braku prądu.
Jednak moją największą porażką nie była nawet ta sytuacja — przyznaje Switłana. — Zdecydowanie radziłabym wszystkim, których biznes zależy od mediów społecznościowych, by zadbali o ochronę swoich stron. W zeszłym roku straciłam dostęp do strony mojej szkoły z powodu cyberataku. Przypadkowo kliknęłam na link — i nasza strona została skradziona. Przywrócenie dostępu wymagało wiele wysiłku, a na dodatek straciliśmy pieniądze z kampanii reklamowej i niektórych klientów, z którymi nie mogliśmy się komunikować.
Język to produkt, który się nie psuje i zawsze jest potrzebny
Ukrainka Natalia Petraniuk, założycielka szkoły językowej „Micna mala”, urodziła się w Krakowie. I choć później jej rodzice wraz z dziećmi przeprowadzili się do Ukrainy, Natalia zachowała miłość do polskiego języka i kultury. To właśnie skłoniło ją do podjęcia studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tam uzyskała tytuł magistra filologii słowiańskiej. Przez wiele lat pracowała jako korepetytorka języka polskiego. Wojna na pełną skalę była impulsem do rozpoczęcia własnej działalności w Polsce.
— Ukraina i Polska są mi równie bliskie i drogie. Od pierwszych miesięcy wojny moim wkładem w pomoc Ukraińcom była organizacja klubu konwersacyjnego w Krakowie — mówi Natalia Petraniuk.
Organizowała spotkania, wymyślała tematy i znajdowała niekonwencjonalne sposoby na to, aby „rozmawiać" z Ukrainkami, które mimo silnego stresu zaczęły uczyć się języka polskiego. Z czasem uczestniczki klubu konwersacyjnego zaczęły pytać, czy można by było zorganizować pełnoprawne lekcje polskiego, zarówno indywidualne, jak grupowe. Początkowo takie kursy odbywały się w ramach różnych programów integracyjnych, ale w końcu Natalia zdecydowała się założyć własną szkołę językową.
— Miałam inwestora, który zainwestował swoje pieniądze w uruchomienie szkoły, bo szkoła językowa jako biznes ma potencjał — mówi Natalia. — Ktoś chce poprawić swój polski, by zdać rozmowę kwalifikacyjną, ktoś inny zaczyna uczyć się od zera, bo zdał sobie sprawę, że będzie musiał zostać w Polsce dłużej niż planował. A niektórzy chcą czuć się bardziej komfortowo, komunikując się ze współpracownikami. Sama mieszkałam w dwóch krajach przez długi czas, więc dobrze rozumiem, że język jest jednym z najważniejszych czynników, który pomaga Ci znaleźć podobnie myślących ludzi, znajomych i usuwa bariery.
Język jest głównym narzędziem do osiągnięcia sukcesu, gdy zaczynasz życie w innym kraju
Często kluczem do udanego startu w biznesie jest reputacja właściciela szkoły językowej, jeśli wcześniej dał się poznać jako korepetytor. Jednak aby utrzymać się na rynku, potrzeba wielu czynników.
— Bardzo ważne jest dla mnie to, że wśród nauczycieli są podobnie myślący ludzie, którzy cenią pracę i dbają o nią tak samo jak ja. Dyskutujemy o tym, co jest niedopuszczalne. Na przykład gdy nauczyciel próbuje uczynić uczniów szkoły swoimi prywatnymi uczniami, obiecując niższe czesne. Wiem, że niestety takie sytuacje są dość powszechne w tej branży.
Wynagrodzenie nauczycieli powinno opierać się na zasadach rynkowych, a oni sami powinni być traktowani po ludzku, by zrozumieli, że szkoła językowa jest podstawą ich osobistego dobrobytu.
Niektórzy uczniowie przychodzą z polecenia. Jednak by szkoła językowa mogła funkcjonować w sposób zrównoważony, potrzebuje dobrej strategii marketingowej i promocji.
— Moją największą porażką było zmarnowanie znacznej ilości pieniędzy na zatrudnienie specjalisty od ukierunkowanej reklamy. Moja rada jest taka: przetestować różne sposoby promocji, inwestując niewielkie kwoty. Jeśli zdecydujesz się zatrudnić specjalistę, powinien ci przynieść natychmiastowe rezultaty, a nie karmić cię obietnicami.
Za edukację VAT-u nie zapłacisz
— Uczenie obcokrajowców polskiego to naprawdę obiecujący biznes — mówi Magdalena Goik, Polka z Bytomia. Od 25 lat uczy Ukraińców języka polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę spędziła setki godzin, udzielając Ukraińcom korepetycji. I to skłoniło ją do otwarcia własnej szkoły językowej.
— Otwarcie szkoły językowej nie jest szczególnie trudne, ponieważ na usługi edukacyjne nie ma podatku VAT, a płaci się jedynie podatek dochodowy — zaznacza Magdalena. — Do tego dochodzą koszty usług księgowych, żeby samemu nie popełniać błędów.
Magdalena mówi, że najlepiej rozpocząć działalność, gdy masz już podstawy: — Łatwiej jest, gdy jesteś nauczycielem już znanym, a uczniowie przychodzą do ciebie po rekomendacji.
— W szkole językowej ważnych jest wiele rzeczy: od prowadzenia kalendarza programów nauczania i planów lekcji po zakup platform edukacyjnych online. Jak w każdym innym biznesie, kiedy pracujesz dla siebie, jest dużo pracy. Czasami 12 godzin dziennie.
Nie ma ubezpieczenia od tego, że jutro uczeń zmieni zdanie na temat nauki. Niektóre szkoły językowe pobierają miesięczną opłatę z góry. Nie podlega ona zwrotowi, jeśli opuścisz zajęcia bez ważnego powodu. Magdalena nie podpisuje osobnych umów z uczniami. Płacą po każdej lekcji, niektórzy płacą za cały kurs.
Jak wybrać szkołę i nauczyciela, który pomoże Ci mówić po polsku?
Magdalena Goik:
— Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na osobowość nauczyciela. Powinien pasować do ciebie pod względem intelektualnym i emocjonalnym. Nauczyciel i uczeń tworzą relację, a kiedy ta relacja jest dobra, dobrze się uczysz. Nauka powinna być bezstresowa, z intelektualną zachętą, lekcje powinny być interesujące, czasem nawet ekscytujące, a nauczyciel winien być serdeczny, choć wymagający. Powinien stawiać przed uczniem wyzwania, które ten będzie chciał pokonać.
Natalia Petraniuk:
— Możesz nauczyć się polskiego, jeśli znajdziesz „swoją szkołę” lub „swojego nauczyciela”. Ukrainki przez ostatnie dwa lata pokonały tak wiele trudności, że język zdecydowanie jest w ich zasięgu. Musisz tylko uwierzyć w siebie, poświęcić czas na naukę, wykonać wszystkie zadania. I mówić, mówić i jeszcze raz mówić.
Słowa Natalii potwierdzają dziesiątki opinii na stronach szkoły. Ludzie piszą, że dzięki szkole „Mizna mala” polski w końcu "wszedł im do głowy".
Switłana Matasz radzi:
— Moja rada może zabrzmieć banalnie, ale żeby mówić po polsku, trzeba mówić. Metodologia nauczania języka polskiego w naszej szkole jest skonstruowana tak, że mówimy od pierwszych lekcji. Nawet proste zwroty usuwają obawy i bariery.
Ile możesz zarobić na szkole językowej?
Najpierw policzmy koszty. Jeśli planujesz otworzyć szkołę w pełnym wymiarze godzin, powinnaś uwzględnić w swoim biznesplanie koszt wynajmu sali (najlepiej z meblami), materiały informacyjne, rezerwę na wynagrodzenia dla nauczycieli przez co najmniej kilka miesięcy, dopóki szkoła nie stanie się popularna, oraz opłacenie usług księgowych (konsultacje).
Szukając lokalizacji dla szkoły nie powininaś gonić za najtańszą ceną — powinnaś zastanowić się, czy dana lokalizacja jest dogodna logistycznie. Od tego będzie zależeć, czy studenci i nauczyciele będą do niej przyjeżdżać. Idealnie byłoby, gdyby było to duże i jasne pomieszczenie z własnym terenem, dogodnym węzłem komunikacyjnym w pobliżu, miejscem parkingowym itp. Umowa najmu powinna zostać podpisana po załatwieniu wszystkich formalności, a nawet po rozpoczęciu kampanii szkoły w mediach społecznościowych. Nie chcesz przecież płacić czynszu za pusty lokal, bez uczniów.
Niemal wszystkie rozmówczynie magazynu Sestry doradzały outsourcing rejestracji firmy i księgowości — ponieważ polski system podatkowy jest dość skomplikowany, istnieją dziesiątki różnych opcji rejestracji, a każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie z profesjonalistą. Na początku nowo zarejestrowany przedsiębiorca w Polsce może skorzystać z szeregu korzyści biznesowych.
Jednym z najbardziej kosztownych wydatków przy zakładaniu szkoły językowej jest jej promocja w mediach społecznościowych, za pośrednictwem blogerów, projektowanie i regularne utrzymywanie kont na socialach, tworzenie ulotek z informacjami o szkole, które można rozdawać na imprezach dla Ukraińców. Miesięczny budżet na promocję szkoły może zaczynać się od 500 dolarów.
To, ile zapłacić nauczycielom, by byli zainteresowani współpracą z tobą, a nie korepetycjami w domu, zależy również od rynku. Jeśli spojrzysz na ogłoszenia o pracę, nauczyciele języka polskiego jako obcego oferują pracę za 45-95 zł brutto za godzinę (chodzi o native speakerów z odpowiednim wykształceniem).
Jeśli mówimy o nauczycielach, którzy mogą pracować zdalnie w szkołach internetowych, oferty pracy na stronie takiej jak work.ua wynoszą od 10 do 30 tys. hrywien.
Jeśli mówimy o szkole online, koszty będą znacznie niższe. Obejmują one głównie wynagrodzenia dla nauczycieli, wynajem platformy do prowadzenia lekcji, promocję szkoły i księgowość.
Jaki może być dochód? Sprawdziliśmy koszty kursów językowych w różnych szkołach.
Wszystko zależy od tego, czy: 1) są to lekcje indywidualne, czy grupowe; 2) na jakim poziomie; 3) online czy offline. Koszt kursów indywidualnych waha się od 80 do 150 zł, lekcje grupowe offline od 540 do 800 zł, a online — od 380 do 500 zł za kurs.
Oprócz kursów podstawowych szkoła może zaoferować dodatkowe płatne usługi: kursy korporacyjne, konsultacje, przygotowanie do rozmów kwalifikacyjnych z konkretnym słownictwem zawodowym, kursy konwersacyjne, tłumaczenie dokumentów itp.
Ukrainki, które przyjechały do Polski po wybuchu wojny na pełną skalę, całkiem dobrze rozumieją już język polski. Jednak większość z nich poprzestaje na rozumieniu. Brakuje im słownictwa, znajomości zasad gramatycznych — i pewności siebie.
Moje pierwsze spotkanie z kobietami, które w Ukrainie były zaangażowane w działalność obywatelską, a w Polsce tę działalność wznowiły, odbyło się w Warszawie pod koniec 2022 roku.
Obok mnie siedziały kobiety, które opuściły rozdarte wojną regiony Ukrainy. Niektóre wyrwały się prosto spod okupacji, tylko z jednym plecakiem, trzymając za ręce dzieci czy prowadząc rodziców - staruszków. Niektóre figurowały na rosyjskiej liście do likwidacji. Były "winne" pracy w sektorze publicznym, realizowania różnych europejskich programów, prowadzenia fundacji, walki o prawa człowieka i wiary w europejską przyszłość Ukrainy.
Słuchając historii tych kobiet nie mogłam powstrzymać podziwu. W Ukrainie rozwiązywały dziesiątki problemów: opiekowały się kobietami z grup wymagających szczególnej troski, organizowały wolny czas dla osób starszych, promowały socjalizację niepełnosprawnych, organizowały festiwale, promowały ukraińską kulturę, rozwijały swoje społeczności, oczyszczały rzeki, walczyły z korupcją, zmieniały prawo. W Polsce większość ludzi natychmiast rzuciła się w wir pracy społecznej i wolontariatu. I nie traktują tego jak swoje szczególne osiągnięcie. Po prostu inaczej nie potrafią. Aktywność i bycie "niespokojnymi" leżą w ich naturze.
Zasiej nasiona, a wykiełkują
Kateryna Stacenko jest dziennikarką i działaczką społeczną. W Enerhodarze zajmowała się sprawami młodzieży, organizacją wydarzeń kulturalnych i wspieraniem żołnierzy ATO [operacja antyterrorystyczna na wschodzie Ukrainy przeciew donieckim i ługańskim separatystom, rozpoczęta wiosną 2013 r. - red]. Przez kilka lat poprzedzających wybuch wojny działała w Klubie Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza w Enerhodarze.
- Bardzo bałam się obudzić pod okupacją, to był mój największy strach - wspomina ostatnie tygodnie przed inwazją na pełną skalę. - Więc kiedy Ludmiła Kostuszewicz, szefowa polskiego klubu, zaproponowała, żebyśmy pojechały do Krosna, zgodziłam się. Pojechałyśmy na kilka tygodni, a jesteśmy tu już drugi rok.
W Krośnie wszyscy mieszkańcy Enerhodaru zostali zakwaterowani w akademiku, większość nadal w nim mieszka. Wznowienie działalności społecznej przyszło Katerynie w sposób naturalny.
- Ludmiła Kostuszewicz zabrała nas do Polski, a sama pospieszyła ratować innych ludzi. Czasami wyciągała ich spod nosa okupanta. W Krośnie, które stało się naszym drugim domem, pod jednym dachem zgromadziły się dziesiątki przerażonych matek z dziećmi i starszych rodziców. Szybko stało się jasne, że nie możemy wrócić do Ukrainy, bo nasze miasto jest pod okupacją. Ktoś musiał pomóc ludziom z dokumentami i legalizacją pobytu, a potem jakoś ich ze sobą skontaktować, umożliwić ich dzieciom adaptację. To było moje zadanie, bo już wtedy znałam podstawy polskiego. Znałam też kogoś z urzędu miasta w Krośnie, bo przed wojną organizowaliśmy wizyty studyjne: polskie dzieci przyjeżdżały do nas, nasze dzieci przyjeżdżały do Krosna.
W ciągu niemale dwóch lat Kateryna stworzyła i zarejestrowała organizację pozarządową "Pod jednym niebem", złożyła wnioski i zdobyła kilka grantów.
- Zdecydowaliśmy się zarejestrować. W przeciwnym razie nie mielibyśmy dostępu do lokalnych programów - wyjaśnia Kateryna. - Nasze ukraińskie organizacje nie mają tu żadnej pozycji prawnej.
W ramach zdobytych grantów zorganizowano warsztaty, wydarzenia kulturalne i wspólne wyjazdy dla mieszkańców akademika.
- To moja dobrowolna, dodatkowa praca - zaznacza Kateryna - bo moim głównym źródłem utrzymania jest praca w lokalnej szkole. Nie mamy wiedzy na temat księgowości, podatków w Polsce i wymagań darczyńców. Nie możemy więc zapewnić zwrotu kosztów nauczycielom na warsztatach w naszych projektach, nie mówiąc już o jakichkolwiek kosztach administracyjnych dla zespołu.
Kateryna nie narzeka jednak na przeciążenie. Mówi, że w ten sposób nawiązuje kontakty i zaspokaja potrzebę komunikacji, podróży i wypoczynku dla swoich dzieci i ich rówieśników.
- Chodzę wszędzie tam, gdzie jestem zapraszana - mówi. - Te spotkania często owocują nowymi partnerstwami, przydatnymi i praktycznymi rzeczami dla naszej społeczności w Krośnie. Niedawno w ramach jednego z projektów udało nam się kupić maszynę do szycia, nici i druty do robótek. Teraz nie musimy już nigdzie biegać, aby naprawić nasze ubrania. Sprzedajemy dzianiny, a dochód idzie, na cele charytatywne, dla mieszkańców Enerhodaru, którzy opuścili miasto i żyją teraz jako osoby wewnętrznie przesiedlone w Ukrainie. Wszystkie wydarzenia, które organizujemy, dają początek nowym projektom, działaniom i inicjatywom. Na jednym z nich poznałam aktywistów z Fundacji Wielkie Serce dla Dzieci. Dowiedziałam się, że prowadzą projekt integracyjny dla młodzieży "Wakacje naszych marzeń" pod auspicjami UNICEF. Zgłosiliśmy się i zabraliśmy dzieci do Austrii. Jeździły na nartach, zwiedzały muzea, poznawały miejscowe rodziny. Tak to wszystko działa. To nie jest klasyczna praca w sektorze publicznym - to raczej nowe, dodatkowe możliwości.
Według Kateryny działalność publiczna powinna stać się czymś powszechnym wśród Ukraińców. - Na przykład w Polsce istnieją setki różnych fundacji, nieformalnych grup, inicjatyw wolontariackich, stowarzyszeń właścicieli domów, obrońców owadów i drzew, miłośników książek, opiekunów bibliotek itp. - wylicza. - To jak nasiona, które zasiewasz, a one rosną i stają się społeczeństwem, w którym dobrze się żyje. Nie bój się zrobić czegoś dla zabawy.
Waluta, której nie trzeba wymieniać
- Co mogę powiedzieć o mojej działalności obywatelskiej... Ja tu tylko wycieram smarki dzieciom - żartuje Natalia Denisowa z Sum. - Kiedy masz dzieci, trudno ci kontynuować pracę. Czasami czuję się wypalona i zupełnie wykończona. Latem zorganizowałam święto Iwana Kupały, zgodnie z naszymi tradycjami, a jesienią organizuję warsztaty. Ale robię to bardziej z altruizmu i entuzjazmu niż z jakichkolwiek innych powodów. Czasami robię to ostatkiem sił.
Natalia wychowuje dwóch synów. Jeden z nich, ośmioletni Jarosław, jest niepełnosprawny. W Sumach przez wiele lat była zaangażowana w ochronę praw rodzin i matek wychowujących niepełnosprawne dzieci. W Polsce wraz z koleżankami wznowiła tę działalność w formie stowarzyszenia zwykłego.
- Konsultowaliśmy się z doradcami w sprawie formatu działalności - wyjaśnia. - Istnieje wiele form, nawet z elementem komercyjnym, ale trzeba wybrać odpowiednią dla swoich potrzeb i możliwości. Jako że jestem tu sama z dwójką dzieci, trudno mi znaleźć czas na aktywność. Ale nicnierobienie też nie jest dla mnie łatwe.
Natalia została niedawno laureatką programu Ashoka w Polsce. W Słupsku stworzy przestrzeń dla matek. Chce pomóc im znaleźć choć trochę czasu dla siebie - by pójść do lekarza, fryzjera, na siłownię, wypić kawę z przyjaciółmi czy choćby pobyć samej. W tym czasie dziećmi zajmie się niania.
Kontakty społeczne, reputacja i dziedzictwo poprzednich projektów to najbardziej solidna waluta, która nie zna granic i nie wymaga wymiany. To pomoże ci znaleźć wsparcie dla twoich pomysłów w nowym miejscu. Natalia jest tego pewna.
Pukać do wszystkich drzwi
Niektóre aktywne Ukrainki chcą wrócić do pracy w sektorze publicznym. Jest im bliski i zrozumiały, mają w nim wysokie kwalifikacje, wiele planów i pomysłów. A wiele polskich organizacji - z własnej inicjatywy lub na prośbę darczyńców - jest gotowych zaangażować Ukrainki. Trzeba tylko wyjść z inicjatywą i zapukać do wszystkich drzwi.
Tetiana Harmider z Kijowa była w stanie przywrócić w Warszawie "Specjalne wycieczki" dla dzieci ze spektrum autyzmu i znaleźć pracę w sektorze publicznym. Jej syn Bohdan ma 15 lat i cierpi na autyzm. Gdy uczęszczał do szkoły specjalnej w Kijowie, Tetiana zastanawiała się, dlaczego dzieci nie wychodzą poza jej mury.
- Kiedy pytałam nauczycieli o wycieczki szkolne, mówili mi, że mogą w nich brać udział tylko te dzieci, które są "spokojne, zrównoważone i łatwe do opanowania". Mój Bohdan do takich nie należy - wspomina Tetiana.
Tak narodziła się inicjatywa, która przekształciła się w organizację pozarządową "Wyjątkowe życie". Tetiana wzięła na siebie organizację wycieczek dla dzieci i młodzieży ze spektrum autyzmu.
- Jasno określona codzienna rutyna jest bardzo ważna dla dzieci ze spektrum autyzmu - wyjaśnia Tetiana. - Chodzi o regularne wykonywanie różnych czynności, posiadanie stałego miejsca zamieszkania, a nawet spożywanie tych samych posiłków. Dzięki temu, że podróżowanie stało się częścią życia uczestników naszych projektów, dzieci stosunkowo łatwo zniosły ewakuację.
W Warszawie ona, jej syn i młodsza córka zamieszkali w schronisku dla uchodźców. Tatiana zaczęła wykorzystywać swoje talenty podróżnicze także dla dobra innych dzieci. Po krótkich wycieczkach i wyprawach mali uchodźcy regenerowali się emocjonalnie.
- Nie miałam wątpliwości, że muszę wznowić mój projekt zarówno w Warszawie, jak w Kijowie. Zaczęłam pisać listy do różnych organizacji. Niektóre zapraszały nas na wycieczki, inne oferowały zniżki, nawiązały się partnerstwa.
Niemiecka fundacja dała pieniądze na wznowienie działalności organizacji pozarządowej i pomogła znaleźć organizację partnerską w Polsce, która zatrudniła Tetianę. Tak Tetiana wróciła do pracy w sektorze publicznym.
"Status uchodźcy nie wymazuje tożsamości, nie niszczy doświadczenia, nie pozbawia umiejętności". Te słowa, wypowiedziane przez Natalię Czermoszencewą, przedstawicielkę organizacji pozarządowej New Generation (Ukraina), na spotkaniu z działaczami społeczeństwa obywatelskiego w Polsce zainspirowały wiele ukraińskich kobiet, które spotkałam w Warszawie w zeszłym roku. Ciebie też powinny zainspirować. Aktywizm nie zna granic. Jeśli uważasz, że Twoja sprawa jest ważna, działaj, wierz, szukaj partnerstwa, wsparcia i zachęty. Na pewno odniesiesz sukces.
Niektóre z Ukrainek, które siedziały obok mnie, figurowały na rosyjskiej liście do likwidacji. Były "winne", bo pracowały w sektorze publicznym. Po przyjeździe do Polski z marszu rzuciły się w wir wolontariatu i pracy społecznej
W murach szpitala w Czeladzi na Śląsku dzieją się cuda. Lekarze z Kanady, w ramach kanadyjsko-ukraińskiego programu, przywracają twarze Ukraińcom dotkniętym wojną i stawiają na nogi tych, którzy stracili już nadzieję. Większość z nich to wojskowi, chociaż są też cywile.
Ukraińcy mieszkający za granicą, nawet w drugim lub trzecim pokoleniu emigrantów, pozostają częścią swojego narodu i pracują na rzecz naszego zwycięstwa.
Zarezerwuj czwartek
"Ten dzień jest mój, ugotuję barszcz, tłuczone ziemniaki, naleśniki z sosem mięsnym, jeśli jest ktoś z Sosnowca, chętnie przekażę paczkę od ciebie" - pisze Ukrainka na lokalnej grupie.
Kilkadziesiąt Ukrainek mieszkających w województwie śląskim zjednoczyło się, by wesprzeć wojskowych i cywilów, którzy przyjeżdżają na leczenie do szpitala w Czeladzi. Przygotowują domowe posiłki, przynoszą wodę pitną, słodycze, gry planszowe, obrazki do kolorowania, ale przede wszystkim ciepłe słowo i wsparcie.
Dowiedziałam się o tej inicjatywie przypadkiem, kiedy na początku wojny na pełną skalę zobaczyłam ogłoszenie na lokalnej grupie: "Dziewczyny, Ukrainki, może ktoś odwiedzi naszych żołnierzy, którzy są w trakcie leczenia?".
Na ogłoszenie odpowiedziało tak wiele Ukrainek, że musieliśmy się zorganizować i stworzyć arkusz kalkulacyjny Excel z ogólnym dostępem dla wszystkich. Wpisywaliśmy w nim liczbę pacjentów poddawanych leczeniu, dietę przepisaną każdemu z nich, ścisłe ograniczenia żywieniowe, potrzeby i zaległości z poprzednich dni.
Korzystając z tej tabeli, każda kobieta może wybrać dzień, w którym zaopiekuje się pacjentami. Ukrainki uzgadniają również codzienne menu. Udostępniane przez nie fotorelacje pokazują starannie zapakowane śniadania, obiady i kolacje. Setki kotletów, porcjowane zupy i sałatki, dziesiątki butelek z wodą, soki, pakiety higieniczne, karty telefoniczne z dostępem do Internetu i skarpetki.
Nie ma rzeczy, której nie mogłyby zdobyć, jeśli ich podopieczni o to poproszą. Są szczęśliwe, gdy mogą pomóc. Martwią się, gdy wszystkie dni tygodnia są już zajęte. Wtedy czekają na pojawienie się nowego pacjenta.
Nie krewna, ale rodzina
Ukrainki mieszkające na Śląsku starają się być rodziną dla rannych żołnierzy i cywilów, nawet jeśli to nie ich krewni. To bardzo ważne, by przed operacją ktoś był przy rannym, powiedział mu miłe słowo, przyniósł ciepłą zupę, zrobił kanapkę lub po prostu potrzymał go za rękę, przytulił i porozmawiał.
Ta inicjatywa jest dziełem Ksenii Naumowej, Ukrainki pracującej jako lekarka w Czeladzi. To właśnie ona zorganizowała system wsparcia dla ukraińskich pacjentów, który z powodzeniem działa od dwóch lat. Ksenia nazwała swoją grupę: "Siła w jedności".
Jej członkinie są szczęśliwe, gdy Ksenia pisze: "Naleśniki poszły szturmem, placki zjedzone, mówili, że pyszne!".
Dba o porządek na stole, o to, by odwiedzający nie zakłócali pracy szpitala i by potrzeby pacjentów były szybko zaspokajane. Niedawno podzieliła się z pielęgniarkami taką wieścią:
- Dzisiaj dostałam od wojskowego pamiątkową monetę "Dla Wsparcia Sił Zbrojnych". Powiedział, że wyemitowano ograniczoną liczbę takich monet, a wojskowi wręczają je tym, którzy im pomagają i ich wspierają. Myślę, że ta moneta jest dla nas wszystkich. Gdyby nie wy, tej pomocy by nie było. Dziękuję wszystkim! Ukraina będzie zawsze!
"Chcę podziękować, ale boli mnie tak bardzo, że nie mogę mówić...".
W Czeladzi leczą rany postrzałowe od strzałów snajperów czy wybuchów min, które deformują twarze żołnierzy lub uniemożliwiają prawidłowe funkcjonowanie różnych części ich ciał.
Na rozmowę z Jurijem umawiałam się przez miesiąc, ale wciąż odwoływał spotkania. Pisze: "Chcę podziękować za wsparcie i leczenie, ale odczuwam tak silny ból, że nie mogę rozmawiać. Jutro mam operację. Proszę, módlcie się za mnie".
50-річний Володимир – переніс вже чотири операції. Отримав поранення в районі Попасної. Він був одним з тих чоловіків, які «штурмували» польсько-українські кордони 24 лютого 2022 року — тільки в напрямку України.
- Przed wojną, nie uwierzysz - uśmiecha się - byłem cukiernikiem. Pracowałem w Polsce przez cztery lata, niedaleko stąd, w Zakopanem. 24 lutego odpaliłem samochód i pojechałem do domu. Mam doświadczenie wojskowe, opuściłem armię w stopniu starszego sierżanta. Rozumiałem, że ludzie w moim wieku, ze stopniem, będą potrzebni na froncie. Nie było w tym żadnego bohaterstwa. Po prostu jeśli ktoś przychodzi podeptać twoje łóżko, twój dom, musisz wstać i walczyć.
Kiedy odzyskał przytomność po postrzale, zobaczył swoją twarz i był przerażony. Ale żona powiedziała mu, że będzie go kochać w każdych okolicznościach, nawet z bliznami, dopóki będzie żył. Ale Wołodymyr i tak się cieszy, że pozbył się blizn.
Wszyscy mężczyźni, z którymi rozmawiam, dziękują wolontariuszom. Żołnierze są tu sami, bez swoich rodzin, więc cieszą się z każdej wizyty i pysznych domowych posiłków.
Kobiet z poważnymi obrażeniami jest coraz więcej
Ksenia Todorowa z Odessy i Oksana Wereszczak z obwodu kijowskiego próbują żartować, ale ich słowa sprawiają, że serce pęka: - Bardzo do siebie pasujemy. Ksenia nie ma lewego oka, a Oksana prawego. Teraz trzymamy się razem.
Ksenia jest kapitanem policji, została ranna podczas misji. Nie ujawnia żadnych szczegółów. Mówi tylko: - Nastąpiła eksplozja, a ja byłam w jej środku.
Bardzo bała się wyjazdu do Polski, to była jej pierwsza podróż za granicę. Co tam zastanie? Miała różne głupie myśli. - Myślałam: a co jeśli sprzedadzą mnie na organy? Kto zrobiłby tak kosztowną operację za darmo? - mówi półżartem. Wskazuje na swój policzek. Jest spuchnięty i posiniaczony, ale wyjaśnia, że to jej najlepszy wygląd od sześciu miesięcy. Marzy nie tylko o odzyskaniu urody, ale także o powrocie do pracy, bo ma po co żyć: mąż i dwoje dzieci czekają na nią w Odessie.
W wybuchu rosyjskiego pocisku Oksana Wereszczak straciła znacznie więcej niż oko.
- To było 2 marca - wspomina - byliśmy we trójkę w pokoju. Ja, moja 9-letnia córka Aneczka i mój 14-letni syn Serhij. Wszystko stało się w ciągu sekundy: eksplozja, utrata przytomności, ocknęłam się, a wokół mnie były ruiny. Nie było nic. Żadnego domu, podwórka, ogrodzenia, tylko otwarte pole z gruzem budowlanym i słupami pyłu. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, była zakrwawiona twarz mojej córki... Ale ona oddychała. A Serhij siedział pochylony nad kawałkiem stołu, nie miał ani jednego zadrapania, tylko cienka strużka krwi spływała mu po skroni. Podeszłam do niego: "Synku, synu, Serhij, moje dziecko...".
Oksana zakrywa twarz dłońmi, ociera łzy. Po autopsji usłyszała, że syn nie miał szans na przeżycie. Siedział w miejscu, przez które przetoczyła się fala uderzeniowa - jego naczynia krwionośne eksplodowały od ciśnienia. Córka przeszła kilka operacji. Mąż poszedł na front, aby pomścić morderstwo swojego dziecka i został ranny.
Pacjentką szpitala jest też Ołena Mozgunowa z obwodu donieckiego. Jej spojrzenie jest ciepłe i życzliwe. Bardzo chce znowu chodzić. Wolontariusze przynieśli jej obrazek, który zamalowuje liczbami w jasnych kolorach.
- Jestem z Raju - mówi - i naprawdę chcę wrócić do domu na własnych nogach. To małe miasteczko Rajhorodok w obwodzie donieckim, niedaleko Słowiańska. Z piękną przyrodą, dobrymi i życzliwymi ludźmi. Rosjanie zamienili ten raj w piekło, zasypując go pociskami z wyrzutni Grad.
Podczas jednego z ostrzałów dom Ołeny legł w gruzach, a ona została ranna. Była już trzykrotnie leczona w Polsce w ramach misji kanadyjsko-ukraińskiej. Od roku mieszka w szpitalu we Lwowie.
- Kiedy przywieziono mnie tu po raz pierwszy - wspomina - moje nogi były w takim stanie, że nawet pielęgniarka bała się na nie spojrzeć, dotknąć ich czy wykonywać jakiekolwiek zabiegi.
Iryna Predkiewycz, koordynator kanadyjsko-ukraińskiego programu, potwierdza: konsultacja medyczna nie dała żadnych gwarancji na uratowanie nóg Ołeny. Pojawiła się kwestia amputacji - powrocie do chodzenia nie było mowy. Dziś Ołena stawia pierwsze kroki z pomocą chodzika. To prawdziwy cud.
"Pomaganie jest obowiązkiem nie tylko Ukraińców, ale każdego, kto podziela wartości wolnego świata"
Cuda zdarzają się dzięki medykom z kanadyjsko-ukraińskiej misji. Na jej czele stoi Ołeh Antoniszyn. To Ukrainiec urodzony w Kanadzie wśród imigrantów, którym udało się opuścić region lwowski po II wojnie światowej, przed zamknięciem żelaznej kurtyny.
Iryna Predkiewycz mówi, że w skład zespołu wchodzą najlepsi specjaliści w Kanadzie: anestezjolodzy, ortopedzi, chirurdzy naczyniowi, specjaliści od chirurgii głowy, szyi i twarzoczaszki, neurochirurdzy, chirurdzy plastyczni i chirurdzy oparzeń. Wielu z nich to Ukraińcy w drugim lub trzecim pokoleniu. Pomagają im ukraińskie i kanadyjskie pielęgniarki, farmaceuci i specjaliści IT.
Zespół medyczny przybył na Ukrainę jeszcze przed wybuchem wojny na pełną skalę. Jednak teraz nie można ryzykować życia medyków - ochotników, tym bardziej że tak skomplikowane operacje powinny być przeprowadzane w spokojnym otoczeniu. Wybrali Polskę, która jest najbardziej przyjazna i najbliższa Ukrainie. Zwrócili się do polskiego Ministerstwa Zdrowia o zapewnienie dostępu do sal operacyjnych i sprzętu.
Przyjeżdżają dwa lub trzy razy w roku. Podczas jednej wizyty pomagają nawet 30-35 ukraińskim żołnierzom i cywilom z poważnymi obrażeniami. To misja humanitarna; opieka medyczna i leki dla pacjentów są bezpłatne. Członkowie misji utrzymują kontakt z Ministerstwem Obrony Ukrainy i Ministerstwem Zdrowia, które kierują do nich pacjentów.
Ołeh Antoniszyn, inicjator misji, szef programu urazów mózgu w Sunnybrook Health Sciences Centre w Toronto i profesor chirurgii plastycznej na tamtejszym uniwersytecie, przywraca ludzi po poważnych urazach do pełnego życia:
- Nie chodzi tylko o estetykę - zastrzega. - Często obrażenia te są tak poważne, że ludzie nie mogą jeść, pić, mówić, oddychać, otwierać ani zamykać oczu. To mężczyźni i kobiety "bez twarzy" lub ze zniszczoną częścią twarzy (gdy pozostają tylko mięśnie bez skóry). Obrażenia i rany, które możemy tu zobaczyć w ciągu tygodnia, nie są spotykane w praktyce medyka w USA, Kanadzie i Europie przez całe jego życie. W Ukrainie lekarze ratowali tym ludziom życie na pierwszej linii frontu. Musimy dać pacjentom możliwość wykorzystania go w pełni.
Profesor Antoniszyn dobrze mówi po ukraińsku. Zapewnia, że nigdy nie przestał być Ukraińcem, mimo że jest migrantem w drugim pokoleniu. Długo czuł smutek, patrząc jak Ukraina miota się między Wschodem a Zachodem. Swoje nastawienie zmienił radykalnie po Rewolucji Godności. Ukraińcy byli gotowi walczyć o możliwość bycia częścią zachodniej cywilizacji, co sprawiło, że poczuł się dumny i chętny do pomocy.
- Wszyscy jesteśmy częścią tego samego narodu, bez względu na to, gdzie mieszkamy - mówi. - Naszym obowiązkiem jest wspieranie naszego kraju. Jestem tutaj, ponieważ jestem Ukraińcem, muszę przyjechać i pomóc. To obowiązek nie tylko Ukraińców, ale każdej osoby, która podziela wartości wolnego świata. Musimy chronić te wartości. Musimy wspierać Ukrainę tak długo, jak to będzie konieczne.
Niedawno zakończyła się kolejna misja, lecz Ukrainki już czekają na następną wizytę. Planują, czym będą karmić swoich podopiecznych, marzą, by każdy z nich odzyskał zdrowie i wrócił do pełni życia. Nie są zmęczone pomaganiem. Chcą to robić aż do zwycięstwa.
Nie chodzi tylko o estetykę - mówi lekarz. - Często obrażenia są tak poważne, że ludzie nie mogą jeść, pić, mówić, oddychać ani otwierać oczu. To mężczyźni i kobiety "bez twarzy"
Wiele Ukrainek w Polsce zajmuje się rękodziełem, świadczy usługi projektowania graficznego, lepi pierogi i naleśniki na sprzedaż, uczestniczy w targach lub sprzedaje towary online. Czy muszą płacić podatki od sprzedaży i rejestrować swoją działalność? Sestry dowiedział się, jak zrobić to poprawnie, aby uniknąć kłopotów z organami podatkowymi.
Obliczanie dochodu i określanie, czy zarejestrować działalność
Ten rodzaj działalności gospodarczej nazywany jest mianemniezarejestrowanej działalności gospodarczej.
Zatrudnienie tego typu obejmuje drobną działalność handlową osób fizycznych, która nie wymaga rejestracji przedsiębiorstwa.
Działalność gospodarcza to działalność prowadzona w sposób zorganizowany w celu osiągnięcia zysku, w sposób ciągły i we własnym imieniu.
Mówiąc najprościej, jeśli kupujesz mąkę i robisz nadzienie, organizujesz proces wytwarzania pierogów, sprzedajesz gotowe produkty, zarabiasz na tym i dokonujesz sprzedaży - prowadzisz działalność gospodarczą.
Ale to, czy należy ją zarejestrować, płacić regularnie podatki czy nie, zależy od kilku czynników. Możesz nie rejestrować działalności, jeśli:
dochód nie przekracza 75% minimalnego wynagrodzenia miesięcznie. Od lipca 2023 r. próg dochodowy, poniżej którego nie trzeba rejestrować działalności gospodarczej, wynosi 2700 zł miesięcznie (można go sprawdzić tutaj);
nie prowadziłaś działalności gospodarczej w Polsce lub zawiesiłaś ją w ciągu ostatnich 60 miesięcy.
Istnieje kilka niuansów, jeśli chodzi o obliczanie dochodu. Limit dochodu obejmuje wszystkie miesięczne wpływy gotówkowe, które otrzymałaś do ręki lub na które wystawiłaś dokument sprzedaży (fakturę lub rachunek), ale klient jeszcze Ci nie zapłacił. Oczywiście wszystkie otrzymane pieniądze nie stanowią dochodu, ponieważ ponosisz wydatki na surowce lub być może otrzymałaś zwrot pieniędzy za towary. Odejmujesz te wydatki od wszystkich otrzymanych pieniędzy i kwota ta jest Twoim dochodem. Jeśli nie przekracza ona 2700 zł, możesz prowadzić działalność bez rejestracji.
Dlaczego pielęgniarka nie może pracować bez rejestracji?
Nawet jeśli prowadzisz niezarejestrowaną działalność, nadal masz obowiązki wobec państwa i konsumentów.
Musisz:
- prowadzić uproszczoną ewidencję sprzedaży (Dziennik Sprzedaży) w dogodnym formacie - papierowy zeszyt lub arkusz kalkulacyjny Excel. Polskie prawo nie reguluje, jakie elementy powinna zawierać uproszczona ewidencja sprzedaży. Zazwyczaj są to: numer seryjny, data sprzedaży, koszt, koszt całkowity. Sprzedaż musi być wpisana w dniu jej dokonania i nie może być ewidencjonowana wstecz. Jeśli ewidencja jest prowadzona niedokładnie lub wcale, a określenie wartości sprzedaży na podstawie dokumentacji jest niemożliwe, organ podatkowy dokona tego samodzielnie. W takim przypadku stawka podatku może wynieść nawet 22%.
- obliczyć dochód z działalności nierejestrowanej w zeznaniu rocznym PIT-36 zgodnie ze skalą podatkową, która posiada specjalną kolumnę "działalność nierejestrowana".
- wystawiać faktury na żądanie kupującego (nie masz obowiązku wystawiania faktur zawsze, ale musisz wystawić taki dokument na żądanie klienta. Żądanie może zostać wystosowane przez klienta w ciągu 3 miesięcy od końca miesiąca, w którym dostarczono towary lub usługi lub otrzymano pełną lub częściową płatność). Faktura musi zawierać: datę wystawienia; imiona i nazwiska lub tytuły sprzedawcy i odbiorcy towarów (usług) oraz ich adresy; nazwę (rodzaj) towarów lub usług; informację o rozmiarze i ilości dostarczonych towarów lub ilości wykonanych usług; cenę jednostkową towarów lub usług; łączną kwotę.
- respektować prawa konsumenta, w tym prawo do odstąpienia od produktu lub usługi w terminie 14 dni, wypełniać obowiązki związane z reklamacją, zwrotem lub naprawą sprzedanego towaru.
Jeśli przekroczyłaś limit przychodów, musisz w ciągu 7 dni zarejestrować swoją działalność w specjalnym rejestrze CEIDG i rozpocząć pracę jako przedsiębiorca z zachowaniem wszystkich wymogów z tym związanych.
Nie wszystkie rodzaje działalności można prowadzić bez rejestracji. Jeśli potrzebujesz zezwolenia, licencji lub wpisu do rejestru działalności regulowanej, musisz najpierw złożyć wniosek o wydanie tych dokumentów. Są to obszary wymagające specjalnego wykształcenia, kwalifikacji (pielęgniarki, detektywi), a także działalności wymagające obowiązkowego opłacania podatku VAT (w Polsce jest to podatek od towarów i usług). Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Jeśli masz wątpliwości, czy Twoja działalność kwalifikuje się do zwolnienia z rejestracji, najlepiej zasięgnąć porady doradcy rządowego. Można to zrobić tutaj (pismo musi być sporządzone w języku polskim). Możesz też skontaktować się z nami telefonicznie: 801 055 088 lub 22 765 67 32 lub wziąć udział w czacie na żywo. Infolinia jest czynna w dni powszednie w godzinach od 7:00 do 17:00, z wyjątkiem dni ustawowo wolnych od pracy.
Niezarejestrowana działalność pozwala przetestować pomysł na biznes
Jedna z bohaterek naszych poprzednich publikacji, Ołena Bondarenko, z zawodu menedżerka, opuściła region Kijowa na początku wojny na pełną skalę bez jakichkolwiek oszczędności.
W Polsce zaczęła lepić pierogi na sprzedaż. Dzięki niezarejestrowanej działalności zarobiła pieniądze na spełnienie swojego marzenia: opłaciła kursy projektowania wnętrz i teraz rozwija się w tej dziedzinie.
Inna Ukrainka, Iryna Danko, była w stanie przetestować swój pomysł na biznes i teraz założyła firmę. Iryna zawsze pracowała na własny rachunek. Była właścicielką sklepu z odzieżą dziecięcą i zabawkami w Kijowie, kolejny planowała otworzyć w Irpieniu. Wojna zmieniła jej plany - kilka dni po rosyjskiej agresji ona, jej młodszy syn i rodzice musieli uciekać z miasta.
Po otrzymaniu pozwolenia od właścicieli wynajmowanego w Polsce mieszkania zaczęła uprawiać zielone warzywa na sprzedaż. Z pomocą rodziny stworzyła system uprawy i sprzedawała swoje zielone warzywa na rynku ekologicznym w Gliwicach.
- Czasami sprzedaję wszystko, czasami trochę zatrzymuję. Przynajmniej zawsze mam świeżą zieleninę w lodówce - mówi Iryna - Odkąd zaczęliśmy jeść mikrowarzywa, ataki astmy mojego syna niemal ustały, a my wszyscy staliśmy się znacznie zdrowsi. Jest popyt. Zobaczyłam ilość, zamówienia i założyłam punkty sprzedaży. Pomyślałam, że mogę stanąć na nogi i założyć firmę. Mam wiele planów. Chcę uprawiać jadalne kwiaty i zwiększyć ilość ziół. Być może napiszę biznesplan dla niektórych projektów i programów finansowania biznesu. Jeszcze kilka dni przed wojną planowaliśmy otworzyć kolejny sklep i zainwestowaliśmy sporo pieniędzy w towar. Z powodu całego tego stresu, którego doświadczyłam, mojemu mózgowi trudno było przyswajać język polski. Handlując na targu, zaczęłam sama dodawać polskie słowa. Nazwy roślin, które uprawiam, są najłatwiejsze do zapamiętania: czerwona mizuna, kalarepa, trybula. Wcześniej nie znałem ich nawet po ukraińsku.
Pozdrowienia od pluszowego misia. Zamówił go kiedyś żołnierz z frontu dla swojej ukochanej w Polsce
Kateryna Czernata wita dzieci w stroju misia. Kiedy w 2022 roku przyjechała do Polski, pracowała z ukraińskimi dziećmi w ośrodku pomocy psychologicznej w Gliwicach. Z wykształcenia jest nauczycielką.
- Po pewnym czasie finansowanie projektu się skończyło - mówi Kateryna - Musiałam pomyśleć o utrzymaniu trójki dzieci, więc znalazłam inną pracę - jako opiekunka osób starszych w specjalistycznej placówce i jako asystentka nauczyciela w przedszkolu. Pracuję na zmiany, mogę łączyć pracę i mam nawet trochę wolnego czasu. Jednak moja dusza potrzebuje kreatywności. W Winnicy, skąd pochodzę, organizowałam spotkania dla matek, aby mogły spędzić ze sobą kilka godzin. W Polsce brakowało mi możliwości realizowania swojego twórczego potencjału.
Zwraca uwagę na to, że Polska ma nieco inne podejście do kultury świętowania niż Ukraina, a Ukraińców jest bardzo wielu. Szukali bliższej sobie formy świętowania.
W Winnicy pewna kobieta miała dwa kostiumy niedźwiedzia, które nosiła podczas różnych świąt i wydarzeń. Kateryna podchwyciła ten pomysł.
W mediach społecznościowych zamieściła ogłoszenie.
- Moja najstarsza córka, która ma 14 lat, pracuje w kostiumie - mówi Kateryna. - Oczywiście zawsze jesteśmy razem, więc mogę przyjmować zamówienia, które pasują do mojego harmonogramu pracy. Dochód to kieszonkowe dla mojej córki, nie pobieramy wysokich opłat. Nasi klienci to głównie Ukraińcy, którzy nie mają za dużo pieniędzy na rozrywkę. Ale jakie mają emocje! Ukraińcy doświadczyli głębokiej traumy i są zmuszeni odbudowywać z gruzów swoje zniszczone życie. Dajemy im trochę radości i szczęścia.
Kiedyś pewien chłopak zamówił pozdrowienia dla swojej dziewczyny. On broni Ukrainy, służąc w siłach zbrojnych, ona pracuje w Polsce. Życzenia odebrała w kawiarni, w której pracuje - wszyscy koledzy wyszli na ulicę. Jej chłopak płakał - transmisja poszła prosto do okopu, w którym przebywał. Ona też płakała, płakali nawet przechodnie. Ale to były łzy ulgi.
Według Kateryny ich miś przypomina ludziom, że w głębi serca wszyscy są dziećmi. Dla swojego polskiego męża pewna Ukrainka zamówiła życzenia z okazji jego 50. urodzin. Zajmuje poważne stanowisko, jest surowy i skoncentrowany, podobnie jak jego koledzy. Ale kiedy zobaczyli pluszowego misia, bawili się jak dzieci. Zdarzyło się też, że gdy składali gdy życzenia dziecku, przechodząca w pobliżu starsza Polka poprosiła o zrobienie jej zdjęcia z dużą zabawką, po czym zadzwoniła do rodziny i włączyła transmisję w telefonie. Jej oczy błyszczały z radości. Innym razem rodzina zamówiła pluszaka na urodziny dziecka, lecz w ostatniej chwili zrezygnowali z powodu siły wyższej - mówi Kateryna. - Musieliśmy więc pojechać i im pomóc.
- To była długa droga, dotarliśmy około północy, wszyscy na nas czekali. Ludzie byli spragnieni dobrych emocji" - dodaje.
Zamówień na pluszowego niedźwiedzia nie jest wiele, usługa ma charakter sezonowy. Więcej pracy jest w ciepłym sezonie, a mniej w zimnym.
- Odległości uniemożliwiają nam rozwój - mówi Kateryna. - Śląsk to jeden wielki organizm miast i miasteczek. To normalne, że ludzie z Rybnika czy Bielska-Białej proszą nas o przyjazd do nich z Gliwic, ale bez samochodu to bardzo trudne. Podróż pociągiem lub autobusem zajmuje 3-4 godziny. To skłoniło mnie do zapisania się na kurs prawa jazdy. Koszt kursu wyniósł prawie 3000 zł. Uznałam jednak, że w mojej sytuacji - z trójką dzieci, gdy chcę rozwijać działalność - muszę zrobić prawo jazdy i nauczyć się jeździć. Czy może być lepszy moment niż teraz?
Kateryna działa bez rejestracji. Ma nadzieję, że pewnego dnia jej hobby da jej impuls do rozpoczęcia prawdziwej działalności rozrywkowej.
Wielu uchodźcom wojennym taka niezarejestrowana działalność pozwala wypróbować siebie i ocenić mocne strony bez ryzyka poniesienia strat.
Jeśli produkujesz mydło na sprzedaż lub haftujesz, być może nie musisz rejestrować działalności gospodarczej w Polsce
Po inwazji Rosji na pełną skalę ukraińskie kobiety, które schroniły się w innych krajach, potrzebowały podstawowych rzeczy. Często wstydziły się zapytać, jak kupić bilet autobusowy, gdzie znaleźć lekarza w nagłych wypadkach, jak zapisać dziecko do szkoły, gdzie pojechać na weekend, aby zresetować umysł. Byłam w podobnej sytuacji. To skłoniło mnie do napisania wniosku i otrzymania dotacji do projektu, który miał pomóc innym kobietom w odnalezieniu się w nowym dla nich świecie. Dzielę się swoim doświadczeniem, jak to zrobić.
Pomysł, żeby wniosek przeszedł
Idealnym sposobem na znalezienie tematu wniosku o dotację jest zidentyfikowanie problemu, który ma on rozwiązać.
Jako dziennikarka niemal natychmiast zaczęłam pisać o ukraińskich uchodźczyniach w Polsce. Dzieliłam się takimi historiami: "Byłam wykończona, bo poszłam na drugą stronę miasta po dokumenty. Nie wiedziałam, jak kupić bilet autobusowy, więc codziennie szłam dziesięć kilometrów w jedną stronę, a potem z powrotem. Nie posyłam dziecka do szkoły, bo nie rozumiem, jak to zrobić, boję się bariery językowej. Złamałam palec i nie poszłam do szpitala, dopóki nie zrobił się czarny, bo nie wiedziałam, jak działa system medyczny w Polsce".
Słyszałam setki takich historii w pierwszych miesiącach wojny. I wszystkie były trochę o mnie. Na przykład, gdy musiałam zainstalować internet w wynajmowanym mieszkaniu, bo bez niego nie mogę pracować, długo zwlekałam z zawarciem umowy, bo bałam się, że nie dogadam się z pracownikami firmy. Wydawałem więc 300 zł tygodniowo na internet mobilny. Dla porównania obecnie internet stacjonarny i mobilny kosztuje mnie 110 zł miesięcznie.
Większość uchodźczyń w obcym kraju zaczynała życie od zera. Niektóre nie opuszczały swoich domów - socjalnych lub wynajmowanych - ponieważ bały się zgubić. Dopiero po miesiącach dowiadywały się, że w pobliżu jest piękny park do spacerów, góry czy rzeka.
Wszędzie były setki wydarzeń dla uchodźców: warsztaty, kursy językowe, spotkania integracyjne, ale tak naprawdę nie odpowiadały one na potrzeby ukraińskich kobiet. Moja historia ubiegania się o grant zaczęła się od zaspokojenia potrzeby, którą sama odczuwałam i zdałam sobie sprawę, że jest ona istotna dla innych.
Znaczenie komunikacji. Poszukujemy partnerów
Tworzenie kręgu towarzyskiego, wymiana kontaktów, nawiązywanie znajomości to banalna rzecz, ale działa. Warto uczestniczyć w różnych spotkaniach, programach, komunikować się z różnymi ludźmi, czasem nawet wychodzić ze swojej strefy komfortu językowego.
Musisz zastanowić się, kto może zostać partnerem Twojego projektu? Kogo poprosić o radę, jak napisać skuteczny wniosek o dotację w obcym kraju i gdzie szukać propozycji?
Jakieś siedem lat temu poznałam polską organizację Edukacja dla Demokracji, która wspierała wiele ukraińskich inicjatyw i promowała przyjaźń polsko-ukraińską. To dzięki nim otrzymałem listę źródeł w Polsce, gdzie mogłem szukać propozycji grantów - indywidualnych i dla dużych fundacji. Ta lista może się jeszcze komuś przydać.
- Strona dla organizacji pozarządowych do zamieszczania wniosków o dotacje - ngo.pl, portal organizacji pozarządowych ngo.pl
- Portal polskich programów grantowych granty.pl.
- Strona Centrum Współpracy Polska-Wschód
- Newsletter o programach europejskich w różnych dziedzinach.
- Mapa Dotacji UE - strona Ministerstwa Rozwoju, na której można znaleźć listę projektów współfinansowanych z funduszy europejskich i realizowanych w Polsce.
- Eurodesk - programy dla młodzieży, osób pracujących z młodzieżą i organizacji młodzieżowych
- Instytut Książki - realizuje programy translatorskie, współfinansuje wydarzenia literackie promujące czytelnictwo, wydaje czasopisma kulturalne i oferuje modelowe projekty biblioteczne.
Jak powstał nasz pomysł?
Następnym krokiem było znalezienie wśród ofert programu, który najlepiej pasował do wniosku. Na pierwszym portalu było wiele grantów odpowiednich dla Ukraińców. Większość z nich była skierowana do dużych fundacji, które mają historię sukcesów w Polsce.
Podobało mi się sformułowanie jednej z propozycji, że Ukrainki najlepiej wiedzą, czego potrzebują, więc oczekują rozsądnych propozycji od grup inicjatywnych 3-5 osób, najlepiej we współpracy z lokalną polską fundacją.
Naszym pomysłem było stworzenie grupy online, w której przez trzy miesiące przygotowywalibyśmy dwa rodzaje tekstów: o tym, jak wygląda życie w Polsce oraz opowieści o Śląsku. Zaplanowaliśmy kilka spotkań z ekspertami i specjalistami, którzy mogliby opowiedzieć nam o regionie i specyfice życia w nim. Otrzymaliśmy grant w wysokości 3500 zł z Funduszu Obywatelskiego im. Henryka Wujca.
Miałam doświadczenie w pisaniu wniosków projektowych w Ukrainie. Wypełniłam formularz: krótko, na temat, bez wodolejstwa, z liczbami, dokładnie wyliczając budżet. Przetłumaczyłam wniosek na polski.
Sukces zależy od planu
Kolejnym ważnym krokiem było opracowanie szczegółowego planu wdrożenia, znalezienie niezbędnych ekspertów i platform do rozpowszechniania informacji. Wszyscy uczestnicy projektu na co dzień pracowali, więc sukces zależał od właściwego planowania z jasno określonymi terminami.
Polska fundacja działająca w Katowicach, Stowarzyszenie Pokolenie, pomogła w zapewnieniu przestrzeni do spotkań, ale ja musiałam napisać posty informacyjne wraz z moją koleżanką z projektu, Tetianą Wygocką.
Podzieliliśmy się pracą. Ja pisałam więcej o obszarze kulturowym (o Śląsku, ciekawych miejscach, cechach kulturowych regionu, lokalnych tradycjach). Mój kolega przygotowywał teksty z komponentem praktycznym - edukacja, medycyna, transport, podatki itp.
Dzięki tym postom ludzie po raz pierwszy zdecydowali się wyruszyć gdzieś poza utartą trasę, znaleźli aplikacje mobilne ułatwiające integrację w nowym miejscu, uzyskali odpowiedź na pytanie, dlaczego nie mogą zrozumieć polskiej wymowy niektórych osób (bo okazuje się, że Śląsk ma swój lokalny język śląski i nawet nie wszyscy Polacy go rozumieją), dowiedzieli się, że system medyczny nie jest taki straszny i że mogą uzyskać receptę na leki online.
"Ten projekt stał się dla mnie terapią"
Przez jakiś czas jeździłam gdzieś z dziećmi w każdy weekend, aby stworzyć trasy dla czytelników do zwiedzania regionu. Ciekawie było zrozumieć dla siebie i opowiedzieć innym, dlaczego 1 listopada na wszystkich cmentarzach w Polsce zapala się znicze, dlaczego na Wielkanoc przygotowuje się baranki na świąteczny stół, dlaczego na polskich ulicach jest tyle palm, dlaczego katowickie tramwaje mają nazwy, skąd wzięło się powiedzenie "zajączek przynosi prezenty" (na Śląsku tradycją wielkanocną jest szukanie prezentów w domu lub ogrodzie, które ma przynosić zając).
To była dla mnie terapia. Powielałam wszystkie nazwy po polsku i ukraińsku i wydawało mi się, że z każdym nowym znakiem na mapie Śląska przestaję postrzegać tę ziemię jako obcą, niezrozumiałą.
Odbywały się spotkania z ekspertami w dziedzinie podatków, ponieważ na początku wojny na pełną skalę wiele kobiet zaczęło wytwarzać rzeczy własnymi rękami i sprzedawać je, ale nie wiedziały, czy nie naruszają przepisów podatkowych. Było to również przydatne dla nas, ponieważ musiałyśmy wypełniać zeznania podatkowe podczas pracy w Polsce.
Później okazało się, że wzięliśmy na siebie zbyt wiele zobowiązań w stosunku do kwoty dotacji. Były podobne projekty, które wykorzystywały te środki, na przykład na zorganizowanie jednego spotkania ukraińsko-polskiego, na którym gotowano barszcz. Nie żałowaliśmy jednak, bo w ciągu trzech miesięcy dowiedziałyśmy się więcej o polskim życiu niż Ukraińcy, którzy mieszkali tu od lat.
W przypadku raportu zapisz i powiel wszystko
Równie ważne jest raportowanie projektu darczyńcy. Powinni oni zrozumieć, że wydałeś ich pieniądze sensownie i osiągnąłeś założone cele.
Prowadziliśmy arkusz kalkulacyjny, w którym wpisywaliśmy wszystkie posty w mediach społecznościowych, transmisje na żywo ze spotkań oraz zapisywaliśmy reakcje i komentarze czytelników. Pewnego ranka otworzyliśmy naszą grupę na FB i zobaczyliśmy, że połowa wszystkich postów po prostu zniknęła.
Okazało się, że strona mojej koleżanki została przez pomyłkę zablokowana. Musiałyśmy przywrócić wszystko, co zostało napisane przez trzy miesiące w ciągu zaledwie tygodnia. Dobrze, że szkice postów zostały zachowane. Dlatego radzę zapisywać wszystko, co związane z projektem na Dysku Google (paragony, faktury, zrzuty ekranu, teksty postów komunikacyjnych itp.) Zaoszczędziło nam to wiele nerwów.
Ważne jest, aby wziąć odpowiedzialność za wypełnianie dokumentów i informowanie partnerów o sytuacjach siły wyższej. Napisaliśmy, aby poinformować ich, że szybko rozwiązaliśmy kwestię przywrócenia utraconych tekstów i przeprosiliśmy za przesłanie raportu w ostatnich dniach projektu.
I nie zapomnij podziękować im za wsparcie. Zaprezentuj historie sukcesu i wpływ swojego projektu. To robi dobre wrażenie. Jeśli zrobisz wszystko dobrze, nie jest wykluczone, że kolejne projekty przyjdą do ciebie. Tak właśnie stało się z członkami naszej grupy inicjatywnej, z których niektórzy pracują teraz w organizacjach pozarządowych w Polsce.
Jak Ukrainki mogą realizować w Polsce inicjatywę społeczną. Ja to zrobiłam
Vita Lucyszyn, 33-letnia Ukrainka, przeprowadziła się do Polski z Odessy po wybuchu wojny na pełną skalę. Z wykształcenia prawniczka i specjalistka od przetargów, wysyłała swoje CV do różnych firm i instytucji. Miała szczęście, że dostała pracę w wydziale migracyjnym lokalnego urzędu. I choć była to najlepsza praca w jej życiu, stabilna, dobrze płatna, ze świetnym zespołem, odeszła z niej celowo. Otrzymała dotację na założenie własnej firmy.
Najlepsza praca w życiu
- "Podobnie jak tysiące kobiet, przyjechałam z dwójką dzieci i myślałam, że to będzie na tydzień lub dwa", wspomina Vita swoje pierwsze dni w Polsce, "ale z czasem stało się jasne, że muszę poszukać pracy i nauczyć się języka. W Ukrainie pracowałam jako prawniczka, więc postanowiłam poszukać pracy w swoim zawodzie. Napisałam CV tak jak umiałam i czułam. Przetłumaczyłam je na język polski przez internetowego tłumacza i wysłałam wszędzie tam, gdzie widziałam oferty pracy.
Otrzymała zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną od firmy, która planowała wejść na rynek ukraiński i była zainteresowana Vitą jako specjalistką ds. zamówień publicznych. Jednak wojna wciąż trwała, co zmieniło plany firmy.
- Pomogli mi napisać CV zgodnie z wymaganiami polskiego rynku pracy, a następnie zostałam zaproszona do pracy w Urzędzie Wojewódzkim w dziale pracy z migrantami. To była najlepsza praca w moim życiu: dobry zespół, przyjaźni koledzy, a kierownictwo okazywało zrozumienie dla mnie. Na początku pomagałam w załatwianiu formalności dla Ukraińców, potem doradzałam polskojęzycznym migrantom.
Docenili moją pracowitość i odpowiedzialność, i zaproponowali mi korzystniejsze warunki. Miałem poczucie bezpieczeństwa, stabilności i perspektywy dalszego rozwoju.
W tym samym czasie znalazła ogłoszenie o dotacji dla ukraińskich przedsiębiorczyń lub tych, które chcą rozpocząć działalność gospodarczą w Polsce.
Chodziło o program grantowy"Odbudowa ukraińskiego biznesu - przedsiębiorcze kobiety", realizowany przez Fundację Impact we współpracy z Mastercard Centre for Inclusive Growth. Vita otrzymała to ogłoszenie od kilku osób, nawet od męża, który przebywał w Ukrainie. Uznała, że to znak. W końcu zawsze marzyła o własnym biznesie.
Pierwsze zwycięstwo
- Pomyślałem: a jeśli to szansa, której nie można przegapić? Wniosek można było złożyć w języku ukraińskim. Napisałam biznesplan, opowiedziałam o sobie, swojej działalności na Ukrainie i pracy w Polsce: studiowałem już w polskiej szkole policealnej na kierunku administracja, a w planach mam kolejny kierunek: podatki.
Spośród 1500 zgłoszeń wybrano 80 zwycięzców. Był to pierwszy grant i pierwsze zwycięstwo Vity Lucyszyn. Oprócz dotacji w wysokości 4000 USD w gotówce, Vita otrzymała pakiet pomocy ekspertów. Zgodnie ze swoim biznesplanem, pieniądze przeznaczyła na zakup sprzętu do założenia domowego biura, w którym będzie udzielać porad prawnych - laptopa, telefonu, kserokopiarki itp.
Najtrudniej było porzucić stabilną pracę, ale Vita nie żałuje: teraz zarabia więcej, jest niezależna i rozwija się. Obecnie współpracuje z kilkoma fundacjami, gdzie doradza migrantom w zakresie legalizacji pobytu w Polsce, zakładania działalności gospodarczej, przygotowuje umowy, wnioski i świadczy inne usługi prawne. Ma wiele prywatnych zleceń opartych na rekomendacjach poprzednich klientów.
Pułapki
Jednak nie wszystkim uczestnikom grantu tak się udało jak Vicie. Kilku uczestników różnych programów czuło się oszukanych. Na przykład moja znajoma wygrała grant na 30 000 zł i obiecano jej, że będzie mogła kupić sprzęt i spotykać się z przedsiębiorcami, żeby się od nich uczyć. A potem powiedziano jej, że wszystkie pieniądze zostały wydane na organizację konsultacji i podróży. Okazuje się, że możliwość takiego wykorzystania środków była zapisana w umowie grantowej.
Jako prawnik, Vita radzi uważnie przeczytać tekst umowy. W swoim projekcie wraz z innym kolegą prawnikiem poprosiła o zmianę niektórych klauzul.
- Istniała klauzula, że uczestnicy projektu nie mogą opuścić Polski do czasu jego zakończenia. "To jasne, że możemy wyjechać w każdej chwili, ponieważ cała rodzina została w domu na Ukrainie" - mówi Vita - "uzasadniliśmy uwagi i zmieniliśmy sporne punkty przed podpisaniem umowy.
Vita radzi też, by nie rezygnować ze szkoleń i pomocy ekspertów. Przynosi ona wiele korzyści, podobnie jak kontakty nawiązywane podczas szkoleń, wymiana doświadczeń, wyjazdy na szkolenia.
Oprócz środków finansowych otrzymała godziny konsultacji z księgową, prawnikiem i ekspertem od marketingu. To dzięki zdobytej od nich wiedzy samodzielnie przeszła przez wszystkie etapy rejestracji firmy i wybrała odpowiedni dla siebie system podatkowy.
Gdzie Ukrainki mogą szukać dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej?
Vita Lucyszyn bierze obecnie udział w innym programie grantowym. Znalazła go, analizując strony znanych organizacji pozarządowych, które zajmują się zatrudnianiem ukraińskich kobiet.
- "To organizacja "Krok do pracy", mają biura w Poznaniu i Katowicach" - mówi Vita. "Zapytałam, czy byliby zainteresowani współpracą ze mną jako prawnikiem. Nie było takiej potrzeby, ale dowiedziałam się, że uruchamiają program dotacji dla biznesu. Teraz biorę w nim udział i przygotowuję się do kolejnego biznesplanu.
Źródłem informacji, gdzie ukraińskie kobiety powinny szukać programów grantowych, są strony znanych fundacji i organizacji pozarządowych, które często zapewniają granty we współpracy z firmami i rządami różnych krajów europejskich.
- Warto zajrzeć na portal dla organizacji pozarządowych w Polsce. Strona dla organizacji pozarządowych, na której zamieszczają one wnioski o dotacje, w tym na uruchomienie przedsiębiorczości społecznej: ngo.pl,
- Często konkursy dla firm (być może trzeba szukać partnera z Polski, aby aplikować) ogłasza Fundacja Eudajmonia.
- AVSI Polska przeprowadziła już kilka rund konkursowych, aby wybrać propozycje ukraińskich kobiet dotyczące szkoleń i uzyskania funduszy na rozpoczęcie działalności gospodarczej.
- Portal"Zielona Linia. Centrum Informacyjno-Konsultacyjne Służb Zatrudnienia", na którym pojawiają się oferty dotacji dla firm.
- Związek Ukraińskich Przedsiębiorstw w Polsce - tutaj często można znaleźć ogłoszenia o wydarzeniach i różnych programach dla ukraińskich przedsiębiorstw w Polsce.
- Projekt"Cześć Dziewczyny" Polsko-Ukraińskiej Fundacji Sióstr Kulczyk, która co jakiś czas ogłasza programy grantowe.
Od czasu do czasu warto poszukać informacji w języku polskim używając następującej frazy: "Dotacje na rozpoczęcie działalności gospodarczej" i wpisać nazwę obszaru, w którym mieszkasz w Polsce. Wybierz sekcję "aktualności", aby uzyskać najnowsze informacje. Na przykład w Krakowie i Poznaniu może to być Fundacja "Krok do Pracy", która obecnie prowadzi nabór biznesplanów na rozpoczęcie lub rozwój działalności gospodarczej. Możesz również skontaktować się z lokalnymi centrami obsługi przedsiębiorców w dowolnym mieście, na przykład w Krakowie.
Jeśli czujesz się pewnie i jesteś gotowy do samodzielnego przygotowania biznesplanu, powinieneś zgłosić się do programów rządowych lub regionalnych.
Dofinansowanie z urzędu pracy
Aby otrzymać takie dofinansowanie na rozpoczęcie działalności gospodarczej, trzeba być zarejestrowanym jako bezrobotny. Informacje dla Ukraińców, w tym dotacje, są dostępne na portalu Służby Zatrudnienia. Maksymalna kwota dotacji to 6-krotność średniego wynagrodzenia. W 2023 roku można otrzymać do 38 tysięcy złotych.
Środki na rozpoczęcie i rozwój działalności gospodarczej, które można uzyskać w urzędzie pracy, nie podlegają zwrotowi. Przekazywane są na rachunek bankowy przedsiębiorcy po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku i mogą być wykorzystane na cele komercyjne. Wniosek o dofinansowanie składa się w Urzędzie Pracy w miejscu zamieszkania lub pobytu. Szczegółowy poradnik dotyczący uzyskania dotacji z urzędu pracy w Polsce można znaleźć tutaj.
Dotacje z Unii Europejskiej
Program Fundusze Europejskie dla nowoczesnej gospodarki (FENG)
Program ten ma określone obszary, w których można otrzymać dotacje: rozwój eksportu, ekoinnowacje, biznes środowiskowy, cyfryzacja biznesu itp.
Ma jasno określone kryteria i konkursy zatwierdzone na najbliższą przyszłość. Jednak byłoby właściwe, abyś szukał partnerstwa z polską stroną.
Vita mówi, że przedsiębiorczość zawsze wiąże się z ryzykiem. Dlatego powinieneś bardzo dokładnie przemyśleć, czy jesteś na to gotowy. Żałuje tylko, że nie założyła własnej firmy wcześniej, jeszcze na Ukrainie. Jest bardzo wdzięczna Polsce, która dała jej impuls i wiarę w jej możliwości.
Vita mówi, że to w Polsce znalazła impuls, żeby pracować na swoim. Żałuje tylko, że nie pomyślała o tym wcześniej, jeszcze w Ukrainie.
Tysiące ukraińskich kobiet zostało przesiedlonych przez wojnę rosyjsko-ukraińską i zmuszonych do szukania bezpiecznego miejsca dla siebie i swoich dzieci. Pokonały barierę językową, stres i uprzedzenia wobec uchodźców i udało im się stanąć na nogi
To są historie ukraińskich kobiet, które znalazły schronienie w Polsce. Na początku godziły się na każde warunki pracy, aby utrzymać siebie i swoje dzieci i nie liczyć tylko na pomoc. Łatwiej było tym, które mogły podjąć pracę w swoim zawodzie albo nauczyły się nowego w Polsce.
Ольга Руденко: працювала на заводі, наважилася відкрити масажний кабінет
Olga Rudenko, 21 lat, przyjechała do Polski z młodszą siostrą z Białej Cerkwi do Bielska-Białej. Na Ukrainie studiowała w niepełnym wymiarze godzin na uniwersytecie pedagogicznym i pracowała jako niania u rodziny. Przyjechała, aby zamieszkać z rodziną ojca
- "Żona mojego ojca bardzo dobrze nas przyjęła, ale zdecydowałam, że muszę zadbać o siebie i moją siostrę" - mówi Olga. "Dokąd pójdziesz, jeśli nie znasz języka? Jesteś silna fizycznie i odporna. "Było bardzo ciężko: pracowałyśmy pakując pudełka jogurtów. Zrujnowałem sobie zdrowie. Byłam ciągle zestresowana - miałyśmy jednomiesięczny kontrakt i ciągle bałam się, że zostanę zwolniona. Brałam nocne zmiany, nadgodziny i pracowałam w święta. Ukończyłam studia zdalnie.
Za ciężką i wyczerpującą pracę Olga zarabiała 2000-3000 złotych. Jeśli wynajmowała mieszkanie, wydawała na czynsz całą pensję.
- "Przeszłam przez okres kompletnej rozpaczy", mówi - "Ale przypomniałam sobie, że żyję, jestem młoda i nie będę nosić do końca życia pracować w hali z jogurtami. Zrobiłam sobie prezent. Zapisałam się na sesję zdjęciową - zrobiłam włosy, makijaż.
Za godzinę z wizażystką zapłaciła kwotę równą czterem godzinom ciężkiej pracy w fabryce. Coś kliknęło w mojej głowie! Dlaczego nie zająć się tą branżą? Kosmetologia, fryzjerstwo i makijaż to nie moje klimaty, ale masaż już tak.
Mieszkając z rodziną ojca, Oldze udało się zgromadzić trochę oszczędności. Znalazła ogłoszenie o kursie masażu, za który zapłaciła 2500 złotych. Po 80 godzinach szkolenia otrzymała dyplom i prawo do pracy. Jednocześnie szukała pokoju do wynajęcia.
- "Wiedziałam, że nie mogę kupić do salonu masażu wszystkiego sama, bo mnie nie stać, więc po prostu przejrzałam ogłoszenia o gotowych pomieszczeniach. Dokupiłam tylko kanapę i materiały do masażu. Następnym krokiem było zarejestrowanie działalności. Nie było to łatwe - nowy kraj, nowe przepisy. Koleżanka pomogła mi sobie z tym poradzić - nie należy bać się prosić o wsparcie i radę. Najważniejszym zadaniem było zebranie bazy klientów. Zamieściłam ogłoszenia we wszystkich możliwych lokalnych grupach. Dostałam 50 zapytań dziennie - i ani jednego klienta. Pytały głównie Ukrainki. Ważne było dla nich to, że miałam wykształcenie medyczne i doświadczenie. Potem poradziły mi, żebym zatrudniła się w polskim salonie kosmetycznym, skąd przyszli moi pierwsi prawdziwi klienci. Dla porównania: w fabryce zarabiałam 120 zł za 8 godzin pracy. Tutaj zarabiam 160 zł za godzinę. Na razie klientów nie ma zbyt wielu - 3-4 dziennie, ale uwielbiam tę pracę, mam same pozytywne opinie i chcę się dalej rozwijać w zawodzie. Dało mi to wiarę w swoje możliwości i w przyszłość"
Marina Szewyrowa: sprzątała centrum handlowe. Wróciła do pracy jako instruktorka fitness
Marina Szewyrowa przeprowadziła się z Charkowa do Wrocławia w pierwszych tygodniach wojny. Podobnie jak tysiące innych kobiet, uratowała swoją córkę przed rakietami, które spadały na miasto. Marina zostawiła za sobą życie, które budowała przez lata: ukończyła dwa uniwersytety i pracowała w rehabilitacji ruchowej dla pacjentów. Miała własny dom i inwestycje w nieruchomości komercyjne. Dużo podróżowali z rodziną.
- "Kiedy przekraczaliśmy granicę po 24 lutego, straż graniczna nie mogła znaleźć wolnego miejsca w moim paszporcie, aby wzbić pieczątkę. W Ukrainie mieliśmy szczęśliwe i satysfakcjonujące życie. W lutym klienci umawiali się na maj. W Polsce nie było łatwo zaczynać od zera: chodzić na siłownie, do ośrodków rehabilitacyjnych i słyszeć wszędzie, ze nie mają dla mnie pracy. Nie chcieli mnie nigdzie zatrudnić z powodu bariery językowej. Oczywiście miałam poduszkę finansową. Zdałam sobie jednak sprawę, że jeśli będę siedziała bezczynnie, pieniądze szybko się rozpłyną. Razem z przyjaciółką wynajęłyśmy mieszkanie, a ja podjęłam pierwszą pracę, jaką udało mi się znaleźć. Poszłam sprzątać duże centrum handlowe".
Maryna śmieje się, że od razu zauważono jej pracowitość i sumienność. Na początku dostawała dwie godziny dziennie, potem zaczęto jej dawać pięć. "Czasami ludzie pytają mnie, czy czułam się upokorzona, kiedy myłam podłogi i toalety" - mówi Maryna. Żadna praca, jeśli jest uczciwa, nie upokarza człowieka. Ale nawet wtedy myślałam o tym, jak wrócić do mojego zawodu".
Pierwszą rzeczą, którą radzi nowym przybyszom, to szybko nauczyć się języka kraju, w którym się znaleźli. Maryna wykorzystywała każdą okazję: chodziła na kursy, oglądała filmy i programy informacyjne, dużo rozmawiała z ludźmi.
Po drugie, nie należy unikać żadnej pracy. Pieniądze i możliwości uwielbiają ruch. Jeśli twoja energia jest skupiona na tym, jak budować, zarabiać, zdobywać, uczyć się, możliwości z pewnością nadejdą. Dla Maryny taką okazją było ogłoszenie o pracę w klubie fitness. Wznowiła aktywną pracę nie tylko z klientami w Polsce, ale także prowadzi szkolenia online dla kobiet, które zostały na Ukrainie lub podróżowały po świecie.
Olena Bondarenko: lepiła pierogi, teraz projektuje wnętrza
Olena Bondarenko, ma 43 lat, pochodzi z regionu Odessy, ale przez większość swojego dorosłego życia mieszkała w Kijowie. Studiowała projektowanie w przemyśle lekkim, ale przypadkowo wybrała pracę w handlu detalicznym, choć całe życie poświęciła szyciu dla swojej rodziny i projektowaniu mieszkań dla przyjaciół.
- Kiedy przyjechaliśmy do Polski, zamieszkaliśmy z kobietą z Zaporoża i rodziną niedaleko Tarnowskich Gór. Cały dzień oglądaliśmy wiadomości, płakaliśmy i martwiliśmy się.
Olena powiedziała: "Tomek i Wiola, polska rodzina, która się nami opiekowała, mówili, że doprowadzimy się do depresji. Poradzili nam, żebyśmy się czymś zajęli. Byliśmy dobrzy w gotowaniu, więc zaczęliśmy robić pierogi na sprzedaż. Mąka, woda i różne nadzienia do pierogów były jedynymi rzeczami, które widziałem przez pierwsze sześć miesięcy po przyjeździe".
W tym czasie syn Ołeny, Ołeksandr, ukończył 8 klasę. Dostał się do dwujęzycznego polsko-angielskiego liceum, a ona zdała sobie sprawę, że będzie musiała zostać w Polsce dłużej niż planowała.
"Musiałam zacząć wszystko od nowa. Postanowiłam zacząć od tego, o czym marzyłam przez całe życie: projektowania wnętrz".
Z pieniędzy zaoszczędzonych na sprzedaży pierogów opłaciła studia na kierunku architektura wnętrz w szkole policealnej. Jest to miejsce, w którym można zdobyć dodatkowe wykształcenie i specjalizację, na którą jest zapotrzebowanie na lokalnym rynku pracy. Miesiąc nauki był niedrogi w porównaniu do innych kierunków: 160 zł. Olena zdała egzaminy i otrzymała certyfikat, który pozwolił jej na pracę w Polsce.
Aby znaleźć klientów, stworzyła swoje profile na platformach, na których ludzie szukają projektantów. Do tej pory realizowała wszystkie zlecenia za darmo. Chce zbudować portfolio ukończonych projektów. "Podjęcie tej pracy było przerażające: bariera językowa, strach przed niezrozumieniem życzeń klientów. Jednak oczy się boją - ręce wykonują pracę. Cieszy się z każdego klienta, który jej zaufa.
"Wszystkie zrealizowane projekty zostały zlecone przez Polaków" - mówi Ukrainka. "Wśród pierwszych zleceń była przebudowa pokoju na poddaszu, projekt domu prywatnego, projekt pokoju dla nastoletniej dziewczyny i remont kuchni. Marzę, że to moje zajęcie przerodzi się w moje własne biuro projektowe".
Oksana Korol: szukała pracy w magazynach, wróciła do florystyki
44-letnia Oksana Korol została dwukrotnie pozbawiona domu przez rosyjską armię: najpierw odebrano jej możliwość wyjazdu do Donbasu, a następnie zmuszono do przeprowadzki do Polski wraz z córką
"Moja historia nie jest oryginalna. Godziny w kolejce na granicy, dwa dni w obozie, szukanie pracy w magazynach i fabrykach, bo co mogę zrobić bez języka i przyjaciół?" - mówi kobieta
Oksana jest z zawodu psycholożką, ale prawie całe życie pracowała z kwiatami. Jej rodzice uważali tę pracę za niepoważną i tymczasową, ale ona nigdy tak nie myślała.
- "Florystyka to dla mnie taki zawód, że jak biegnę do pracy to czuję się jakbym jechała na wakacje i nawet nie wiem, kiedy mija dzień" - mówi Oksana. "W Polsce, bez znajomości języka, nigdy nie odważyłabym się szukać pracy w mojej dziedzinie, ale szczęście mi pomogło. Koleżanka ze studiów skontaktowała się ze mną i zaoferowała pomoc. Jej córka mieszkała w Polsce i zaopiekowała się mną i moją córką. To ona przekonała mnie, żebym zaczęła szukać pracy jako florystka".
Oksana i Maryna, córka jej przyjaciółki, zaczęły odwiedzać wszystkie kwiaciarnie w Katowicach. Kobieta zapisała wszystkie zwroty, których mogła potrzebować, przetłumaczyła je w translatorze i nauczyła się ich na pamięć. Uznała, że ma doświadczenie i zdjęcia efektów swojej pracy, więc czemu by nie spróbować?
- "Nie będę opisywać spojrzeń, jakimi nas obdarzali, gdy wchodziliśmy do kwiaciarni, ale myślę, że dla Polaków wyglądaliśmy trochę dziwnie" - mówi
Trzy dni zajęło im znalezienie miejsca, w którym popatrzono na nich z zainteresowaniem, a nie tylko z uśmiechem i współczuciem. Właściciele kwiaciarni obejrzeli zdjęcia bukietów Oksany i zapytali, czy mogłaby przyjść rano i pokazać jak pracuje.
- "Zadanie polegało na zrobieniu bukietu za określoną kwotę pieniędzy" - wspomina Oksana swoje pierwsze doświadczenie zawodowe - "Wrzuciłam do translatora kwoty, żeby się nie pomylić i zabrałam się do pracy. Zrobiłam jeden bukiet, potem drugi. Poproszono mnie, żebym została do wieczora. To była sobota, w sklepie był duży ruch, a to uwielbiam. Wieczorem właściciele zapłacili mi za cały dzień i zapytali, czy mogę u nich zostać. Później jeden z właścicieli powiedział: mieliśmy szczęście, że cię znaleźliśmy, a ja odparłam śmiejąc się: miałam szczęście, że Was znalazłam.
Jaka jest rada Oksany? Nie zmieniaj się na siłę. Jeśli jesteś profesjonalistką, poszukaj możliwości powrotu do zawodu, nawet w innym kraju.
Zdjęcia z archiwum bohaterek
Po przyjeździe do Polski uchodźczynie z Ukrainy brały każdą pracę, jak leci. Dziś wiele z nich otwiera własne firmy i rozwija się zawodowo
31-letnia Fiona Kudrewatyk z Charkowa cierpi na rdzeniowy zanik mięśni. Przyjechała do Polski na początku wojny na pełną skalę. Tu otrzymała już cztery zastrzyki, z których każdy kosztował 140 000 dolarów. Pomagają one spowolnić rozwój choroby, a nawet przywrócić funkcje utracone w ostatnich latach.
- Jestem teraz dziewczyną wartą miliony! Podpisałam zdjęcie, na którym trzymam ampułkę z zastrzykiem: "Wewnątrz mnie będzie teraz jednopokojowe mieszkanie w Kijowie" - wspomina Fiona moment otrzymania pierwszego zastrzyku. Na leczenie czekała prawie rok po tym, jak została zmuszona do przeprowadzki do Polski.
Rdzeniowy zanik mięśni (SMA) to rzadka choroba genetyczna, która prowadzi do stopniowej utraty zdolności poruszania się. W najgorszym przypadku może prowadzić do przedwczesnej śmierci z powodu niemożności oddychania. Stałym towarzyszem choroby jest uczucie zmęczenia i niezdolność do samodzielnego poruszania się".
Ale Fiona chce żyć. Ukończyła szkołę średnią z wyróżnieniem, uniwersytet, grała w teatrze, śpiewała, chodziła po wybiegu jako modelka, pracowała w IT i zmieniła sposób, w jaki ludzie myślą o osobach na wózkach inwalidzkich.
Pociski nad głową
- Musiałam przejechać 1400 km na wózku inwalidzkim, żeby dostać się do Polski" - opowiada. Udało jej się uciec z płonącego Charkowa, który był bezlitośnie ostrzeliwany przez Rosjan, i zabrać ze sobą swoich bliskich: matkę po udarze i ciotkę z upośledzeniem umysłowym.
Dziewczyna zawsze była niezależna. Zarabiała, pracując zdalnie w firmie informatycznej: najpierw jako tester, potem w dziale HR. Wyremontowała swoje mieszkanie w Charkowie, urządziła kuchnię i łazienkę według własnych potrzeb. Chciała zostać w rodzinnym mieście mimo ostrzału.
Okazało się jednak, że w pobliżu domu Fiony nie było dostępnych schronów przeciwbombowych. Jedynym miejscem w pobliżu było metro w Charkowie. Jego rampy nie nadają się nawet dla wózka dziecięcego. Czasami nieznajomi nieśli ją do schronu. Tam spędzała godziny z niecierpliwością wyglądając, kiedy mogłaby wrócić na górę, żeby np. pójść do toalety. Częściej więc zostawała w domu i spała na wózku inwalidzkim na korytarzu.
- Decyzja o ewakuacji była spontaniczna - wspomina - Byłam strasznie zmęczona nieprzespanymi nocami, bolało mnie całe ciało. Moja mama była po udarze. Musiała odpocząć i umówiła się z lekarzami, że ja i ciocia spędzimy noc w szpitalu. Myśleliśmy, że Rosjanie nie będą tam strzelać. Jak bardzo się myliliśmy! W szpitalu dali mi tabletki nasenne na uspokojenie. W nocy rozpoczął się ostrzał. Wszyscy zeszli do piwnicy, ale ja pod wpływem środków nasennych nie mogłam się nawet ruszyć. Rakiety latały nad moją głową, wszystko słyszałam, ale nie mogłam nic zrobić. Przeżyłyśmy tę noc cudem. Rakiety spadły metr od szpitala, a fala uderzeniowa wybiła wszystkie okna. Rano zdecydowałyśmy się wyjechać.
Tłumy się rozstąpiły
Ewakuacja była trudna. W mieście nie kursował już transport publiczny, Fionie i jej rodzinie udało się znaleźć taksówkę. Właścicielka firmy sama jest osobą na wózku inwalidzkim i do końca pomagała osobom niepełnosprawnym opuścić miasto.
Stacja była zatłoczona. W tym chaosie Fiona starała się nie stracić z oczu swojej matki, która z trudem stawiała każdy krok, i ciotki, która słabo orientowała się w przestrzeni.
Tłumy kobiet, dzieci i osób starszych rozstąpiły się, by pomóc Fionie dostać się na peron i wsiąść do pociągu. Pomimo stresu i paniki, ludzie zachowali empatię wobec słabszych.
Lwów powitał je syrenami przeciwlotniczymi. Firma, w której pracowała, Fiona obiecała pomoc. Jednak problemy ze schronami dostępnymi dla niepełnosprawnych powtórzyły się. Fionie waliło serce ze strachu: czy powinna wyjechać za granicę? Nigdy wcześniej nie opuściła Charkowa.
Broniąc praw do leczenia osób z rdzeniowym zanikiem mięśni, Fiona spędziła wiele lat korespondując z polską fundacjąSMA (Fundacja SMA). Przez długi czas nie było lekarstwa na tę chorobę, a kiedy zaczęło się ono pojawiać, polskie rodziny chorych na SMA zjednoczyły się, zaapelowały do rządu i były w stanie otrzymać leczenie za środki publiczne. Chętnie dzieliły się swoimi doświadczeniami.
Przyjedź do Polski, czekamy na Ciebie
- Polska jest wyjątkowym krajem pod względem traktowania ludzi chorych na SMA - mówi Vitaliy Matyushenko, szef charkowskiej organizacji pozarządowej Children with SMA, który również przebywa w Polsce ze swoją córką Julią. - Na świecie jest tylko kilka leków, które mogą skutecznie pomóc takim pacjentom i wszystkie są zarejestrowane w Polsce. Pacjenci mogą je otrzymać za darmo. W Ukrainie, tuż przed wojną, udało nam się załatwić, że przynajmniej małe dzieci otrzymują takie leki.
Jeszcze przed wojną brak wsparcia dla leczenia chorych na SMA zmuszał rodziny do emigracji do sąsiedniej Polski. Średnio na sześć tysięcy dzieci jedno rodzi się z SMA. W Ukrainie diagnozę tę postawiono u zaledwie 200 dzieci. Choroba, która dotyka jedno lub dwoje dzieci na dziesięć tysięcy noworodków, jest najczęstszą genetyczną przyczyną śmierci dzieci. W Ukrainie nie ma oficjalnego rejestru takich pacjentów.
To przedstawiciele Polskiej Fundacji SMA napisali do Fiony: "Przyjedź do Polski, czekamy na ciebie, nie bój się". Dziewczyna im zaufała. Dotarła do Katowic, miasta, w którym znajdował się ośrodek wsparcia dla osób z SMA.
Zastrzyki są droższe niż złoto
Fiona Kudrewatyk cierpi na umiarkowaną chorobę, która postępuje wraz z wiekiem. Musiała otrzymać zastrzyki, które powstrzymałyby jej rozwój. Polska, udzielając uchodźcom azylu, dała ukraińskim rodzinom dostęp do leczenia.
Najpierw potwierdzono diagnozę Fiony, poddano ją badaniom genetycznym. Ostateczną decyzję o leczeniu podjęła komisja w Warszawie.
- Zastrzyk to skomplikowana procedura - mówi Fiona. - Wykonuje się go w rdzeniu kręgowym. Lek musi naprawić gen. Może nawet przywrócić funkcje, które zanikły rok lub dwa lata temu.
Fiona otrzymała już cztery zastrzyki. Początkowo podawano je raz w tygodniu, a następnie raz w miesiącu - zastrzyki podtrzymujące muszą być podawane przez całe życie. Koszt jednej ampułki wynosi około 140 000 USD.
- Nie znam ludzi, którzy mogliby sobie pozwolić na zakup takich leków za własne pieniądze, nawet gdyby sprzedali wszystko, co mieli. Moja terapia jest warta tyle, ile jednopokojowe mieszkanie w Kijowie - przyznaje Fiona. - W większości krajów rozwiniętych państwo zapewnia chorym takie leczenie. W Ukrainie o takie prawo walczymy.
Świat stał się większy niż pokój
Fiona już odczuwa efekty - lepiej się porusza, mniej się męczy. Jej mięśnie w końcu pozwalają jej czuć się wolną.
- W Polsce mój świat, który wcześniej ograniczał się do mieszkania i nielicznych dostępnych miejsc w Charkowie, nagle stał się szeroki i duży - mówi. - Nigdy bym w to nie uwierzyła, ale właśnie wróciłam z podróży przez Niemcy do Luksemburga. Razem z moimi polskimi przyjaciółmi wybraliśmy się na wycieczkę na wózkach inwalidzkich. Zwiedzałyśmy muzea, galerie i inne ciekawe miejsca w Niemczech, spacerowałyśmy po parkach. Żyłyśmy życiem zwykłych dziewczyn. Wszędzie jest środowisko bez barier. I to jest prawdziwe szczęście, z którego mogą zdać sobie sprawę tylko ci, którzy go nie doświadczyli - po prostu spacerując, podróżując pociągiem, chodząc do kina, spotykając się z przyjaciółmi w kawiarniach.
Fiona nadal pracuje, wynajmuje mieszkanie dla siebie i swojej rodziny oraz studiuje zdalnie, aby zostać seksuologiem, w izraelskim centrum rehabilitacji seksualnej dla weteranów wojennych i osób niepełnosprawnych.
Chce, aby stało się to jej dodatkowym zawodem, a nawet misją społeczną. W końcu temat potrzeb seksualnych osób niepełnosprawnych jest tabu w ukraińskim społeczeństwie. Ktoś musi zacząć o tym pisać, mówić i doradzać - i Fiona wierzy, że może to być ona. Ukrainka wierzy w zwycięstwo swojego kraju i w to, że podczas jego odbudowy ona będzie się skupiać na potrzebach osób niepełnosprawnych.
Kiedy Fiona napisała, że ma w sobie mieszkanie w Kijowie, jej przyjaciele ją poprawili: - W Tobie jest coś o wiele cenniejszego - jasna i piękna osoba. Pokazujesz światu, że ludzie na wózkach inwalidzkich również mają prawo do godnego przeżywania swojego jedynego i bezcennego życia.
Zdjęcie z prywatnego archiwum bohaterki publikacji
Na wózku inwalidzkim trudno schronić się przed bombami. Teraz podróżuje z przyjaciółmi po całej Europie. Nic nie stanie na przeszkodzie marzeniom Fiony
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.