Exclusive
20
min

USAID ratowało życie Ukraińców. Jak zastąpić tę pomoc?

Po sześciotygodniowym audycie amerykański sekretarz stanu Marco Rubio ogłosił, że Departament Stanu USA oficjalnie zamyka 83% programów USAID. 5200 kontraktów zostanie anulowanych. Według Rubio USAID wydało „dziesiątki miliardów dolarów” na programy, które były „nieodpowiednie, a nawet szkodliwe” dla jego kraju. Co to oznacza dla Ukrainy? I czy jest coś, co może zastąpić to ważne wsparcie?

Halyna Halymonyk

Protest przeciwko planowanemu przez Donalda Trumpa i Elona Muska zamknięciu Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) w pobliżu Kapitolu 5 lutego 2025 r. Fot: DREW ANGERER/AFP/East News

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Leczenie i nędza – albo śmierć

Jedną z najważniejszych zmian, jakie zaszły w Ukrainie dzięki funduszom USAID, jest techniczne i prawne wsparcie reformy służby zdrowia. Sytuacja była katastrofalna. Według Krajowego Rejestru Nowotworów przed wojną w Ukrainie odnotowywano 130-140 tys. przypadków raka, a 80 tys. osób rocznie umierało na tę chorobę. Największe zaniedbania dotyczyły kwestii terminowej diagnozy.

Ukraińcy odmawiali poddawania się badaniom, a nawet leczeniu, bo nie chcieli stawiać swoich rodzin w sytuacji wyboru między ratowaniem ich życia a utratą środków do przetrwania. By ukończyć pełny cykl leczenia, wielu chorych musiało bowiem sprzedawać swoje mieszkania, zaciągać pożyczki czy prosić o pomoc filantropów. Zdarzało się, że pacjenci chorzy na raka, dowiedziawszy się o diagnozie, popełniali samobójstwo, by nie obciążać finansowo swoich rodzin.

– Był rok 2016. By rozpocząć leczenie, sprzedałam swój mały biznes – mówi Wiktoria Romaniuk, szefowa organizacji pozarządowej „Atena. Kobiety przeciw rakowi”.

Te pieniądze wystarczyły tylko na operację i chemioterapię. Do dalszego leczenia potrzebowałam leku kosztującego 50 000 hrywien za dawkę [wtedy ok. 2000 dolarów – red.]. W sumie 36 000 dolarów za 18 potrzebnych dawek.

Wiktoria Romaniuk. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wiktoria kupiła kilka fiolek za własne pieniądze. Córka znajomego z oddziału szpitalnego zebrała pieniądze na trzy kolejne w mediach społecznościowych. Była też nadzieja na pomoc z programów rządowych, o których Wiktoria dowiedziała się przypadkiem.

– W tym czasie byłam już leczona w Instytucie Raka w Kijowie – wspomina. – Zaczęłam się uczyć, monitorować stan swojego zdrowia i wszystko rozumieć. Okazało się, że państwo co roku wydaje dużo pieniędzy na leki, ale ich dystrybucja nie jest przejrzysta. To się zaczęło zmieniać, gdy na czele Ministerstwa Zdrowia stanęła Uliana Suprun. Rozpoczęto reformę służby zdrowia, która była wspierana przez USAID od 2016 r. – aż do momentu zamrożenia finansowania.

USAID zainwestowało w rozwój programów wspierających reformę, szkolenia dla menedżerów opieki zdrowotnej i lekarzy, współpracę z sektorem publicznym, finansowanie programów, ukierunkowane projekty humanitarne mające na celu wymianę przestarzałego sprzętu na nowoczesny.

Ważną częścią reform było wsparcie platform cyfrowych, na których można było zobaczyć wszystkie transakcje finansowe, niewykorzystane leki itp.

Z otwartych rejestrów Wiktoria dowiedziała się, że państwo zakupiło ponad 700 fiolek leku dla pacjentów chorych na raka, którego potrzebowała, ale nie było jej na liście odbiorców. Los na loterii życia wylosowało tylko 13 szczęśliwców w całej Ukrainie. Jednak dzięki swojej aktywności w końcu i ona dostała się do programu. Była jedyną kobietą na oddziale, która otrzymała pełny cykl leczenia na koszt państwa.

– By móc dołączyć do programu, ludzie przechodzili na ścisłą dietę, jeszcze bardziej wyniszczając swoje ciała, wyczerpane chorobą i potrzebujące energii do walki z rakiem – mówi Wiktoria. – Bo liczba potrzebnych fiolek była obliczana w zależności od wagi chorego. Przy mojej wadze 50 kg potrzebowałam dwóch fiolek na dawkę. Jeśli kobieta ważyła więcej, dawka i koszt wzrastały. Większość kobiet, które przebywały ze mną na oddziale, zmarła przed otrzymaniem leku.

Krytycy oskarżali USAID, że uczy ludzi, jak walczyć z rządem. Aktywiści tacy jak Wiktoria twierdzą, że organizacja nauczyła ich walczyć o prawa człowieka i pacjenta

Wiktoria uczestniczyła w szkoleniach i ćwiczeniach, na których uczyono, jak analizować budżet i czytać informacje na platformach cyfrowych i stronach internetowych poświęconych zamówieniom publicznym.

To USAID naciskało, by w skład rady publicznej przy Ministerstwie Zdrowia weszli działacze społeczeństwa obywatelskiego, którzy wiedzą, czego potrzebują pacjenci, i mogą pomóc w kształtowaniu zamówień w oparciu o potrzeby ludzi – a nie tylko pomysły ministerstwa. Dzięki temu Wiktoria wraz z Iwanem Zełenskim, szefem Fundacji Charytatywnej „Kropla krwi”, dołączyła do grupy ekspertów Ministerstwa Zdrowia. Udało im się włączyć ważny lek do listy zamówień publicznych. Od tej pory łatwiej było ratować tysiące osób z diagnozą raka.

– I nie były to już jednorazowe zakupy czy pomoc humanitarna. Leki były zamawiane systematycznie – podsumowuje Wiktoria.

Miliardy dolarów, miliony ocalonych

Według Sekretariatu Gabinetu Ministrów i strony internetowej USAID na dzień 31 grudnia 2024 r. w Ukrainie działało 39 programów USAID o łącznym budżecie 4,28 mld USD. Opieka zdrowotna obejmowała 381,8 mln USD z tej kwoty.

Jednym z najważniejszych projektów w zakresie opieki zdrowotnej jest zapewnienie Ukrainie pomocy technicznej i prawnej w celu wdrożenia programu „Dostępne leki”, który zapewnił Ukraińcom leki za darmo lub tanie.

Według premiera Ukrainy Denysa Szmyhala w ciągu ostatnich pięciu lat z programu skorzystało ponad 5 milionów pacjentów, w tym 2,2 miliona w 2023 roku. Według badania USAID SAFEMed 80 procent pacjentów korzystało z programu przez ponad rok, 78 procent miało niższe koszty leczenia, a 77 procent lekarzy uważa, że program znacznie poprawił dostęp do leków.

Lista obejmuje ponad 500 leków, w tym środki przeciwbólowe dla pacjentów opieki paliatywnej, leki immunosupresyjne i paski testowe dla diabetyków

A to nie wszystkie projekty, które są ważne dla życia i zdrowia ludzi. Były też dziesiątki innych. Teraz wszystkie zostały wstrzymane.

W 2024 r. w ramach programu wsparcia reform zdrowotnych USAID planowano przeszkolić 2000 lekarzy w regionach Charkowa i Zaporoża w zakresie korzystania z ultrasonografów, zakupić te urządzenia i zainstalować je w rejonach przyfrontowych. Projekt „Rehabilitacja w Ukrainie” (Rehab4U) miał na celu otwarcie centrów zaawansowanych technologii w 15 społecznościach z 14 regionów Ukrainy – dla Ukraińców, którzy zostali ranni podczas wojny.

Ukraińskie Ministerstwo Polityki Społecznej twierdzi, że zawieszenie amerykańskiej pomocy niemilitarnej nie wpłynęło jeszcze na finansowanie projektu, ponieważ polegało ono głównie na wsparciu z Europy, Wielkiej Brytanii i Banku Światowego.

Z kolei Ministerstwo Zdrowia nie skomentowało jeszcze konsekwencji anulowania programów USAID. Sestry wysłały już do niego zapytanie o to, jak wpłynie to na opiekę zdrowotną w Ukrainie (odpowiedź opublikujemy po jej otrzymaniu). Jednak z uwagi na to, że Stany Zjednoczone mówią o możliwych cięciach w Medicaid, Medicare i Programie Ubezpieczeń Zdrowotnych Dzieci (CHIP), sytuacja nie wygląda optymistycznie.

Uczestnicy projektu „Rehabilitacja w Ukrainie” (Rehab4U). Zdjęcie: Ukraińskie Ministerstwo Zdrowia

Zimny prysznic

Jednym z kluczowych obszarów wsparcia USAID była pomoc grupom szczególnie narażonym, w tym osobom z HIV/AIDS i gruźlicą. Gdy rozpoczęła się wojna na pełną skalę, zakupiono testy do wykrywania nowych przypadków, zapewniono usługi socjalne i dostarczono niezbędne leki.

Wiadomość o prawdopodobnym zakończeniu programu wywołała wielki niepokój wśród osób, których życie zależy od tych leków.

– Na razie nie ma powodu do paniki – uspokaja Julia Czabaniuk, prezeska zarządu „100 procent życia. Kropywnycki”, największej organizacji pacjentów w Ukrainie. Podkreśla, że w magazyny są wystarczające zapasy leków, a ich ilość jest stale monitorowana.

Czabaniuk przyznaje, że amerykańska pomoc była rodzajem ubezpieczenia, bo większość funduszy państwowych jest obecnie przeznaczana na wojnę. Wierzy, że programy medyczne USAID nie zostaną całkowicie anulowane, a jedynie ograniczone.

W momencie zamrożenia organizacja „100 procent życia. Kropywnycki” prowadziła cztery projekty finansowane przez amerykańskich partnerów. Tylko jeden – wykrywanie nowych przypadków HIV/AIDS – został wznowiony, ale i tak wciąż nie jest finansowany

Pozostałe projekty zostały wstrzymane. Pacjenci z gruźlicą zostali przeniesieni do innych programów. Nie znaleziono jeszcze alternatywnego źródła finansowania dla projektu identyfikacji chorych na gruźlicę w grupach wysokiego ryzyka (bezdomni, osoby uzależnione od alkoholu itp.). Pomoc amerykańska stanowiła tu 40% finansowania.

– Przez 20 lat pracy przyzwyczailiśmy się do wyzwań – mówi Julia Czabaniuk. – Nasza organizacja ma już doświadczenie w finansowaniu projektów z lokalnych budżetów. Taki zimny prysznic hartuje cię i sprawia, że pracujesz jeszcze ciężej. Bo ta praca jest bardzo ważna.

Główne pomysły na zastąpienie utraconego amerykańskiego finansowania to poszukiwanie nowych partnerstw poza USA, praca w oparciu o lokalne budżety, poleganie na lokalnych społecznościach i gotowość do cięcia kosztów poprzez wybór najważniejszych obszarów.

Protest przeciwko cięciom w USAID w Waszyngtonie, 26 lutego 2025 r. Zdjęcie: Nathan Posner/Rex Features/East News

Życie, którego już nie będzie

Ograniczenie finansowania przez USAID wpłynęło na sektor charytatywny na całym świecie. Niektóre fundacje, np. w Polsce, przekierowały swą pomoc od uchodźczyń do dotkniętych kryzysem miast w Ukrainie.

Switłana Welyka kończy pracę w Fundacji LWF Zgierz w Zgierzu, ponieważ tamtejszy ośrodek dla ukraińskich kobiet zostaje zamknięty z powodu braku funduszy. Powiedziano jej, że wysiłki fundacji zostaną skierowane na pomoc w Ukrainie.

Jako psycholożka wspierała kobiety, dzieci, osoby starsze i niepełnosprawne.

– Początkowo to była przestrzeń pomocy dla zdezorientowanych kobiet. Później stała się miejscem, w którym mogły się zwierzyć, wypłakać się i znaleźć ukojenie – mówi Switłana. – Ośrodek był otwarty nawet w nocy. Pomagał też dzieciom w integracji w szkole.

Zamknięcie ośrodka to cios dla kobiet, które straciły już domy, przyjaciół i rodziny. Tutaj pomagano im przejść przez żałobę, znaleźć pracę i odzyskać zdrowie psychiczne

– Centrum stało się domem dla wielu osób, a dla ludzi starszych było jedynym miejscem, w którym mogli mówić w swoim ojczystym języku. Odbudowywaliśmy życie od podstaw. Teraz tego już nie będzie.

Switłana Welyka. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wbrew amerykańskim interesom

Sekretarz stanu Mark Rubio, który tymczasowo pełnił obowiązki szefa USAID, poinformował Kongres, że niektóre funkcje USAID mogą zostać przeniesione do Departamentu Stanu, a reszta organizacji zostanie zlikwidowana. Podkreślił, że ta finansowana przez amerykańskich podatników agencja stała się międzynarodową organizacją charytatywną, która „straciła kontakt z interesami narodowymi USA”.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Trump zakazał używania słów dotyczących równości kobiet, mniejszości, migrantów i LGBT

Podczas inauguracji Donalda Trumpa jego córka Ivanka pojawiła się w stylizacji przypominającej Serenę Joy, kaznodziejki z dystopijnej powieści „Opowieści podręcznej”. Nie czytałam tej książki ani nie oglądałam serialu, który nakręcono na jej podstawie. Ale przeczytam i obejrzę. Skłoniły mnie do tego ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych.

NASA, czyli cenzorzy z kosmosu

Od pierwszych dni prezydentury Donalda Trumpa rozpoczęły się dyskusje o tym, że jedną z najbardziej radykalnych zmian w polityce wewnętrznej i zagranicznej będzie porzucenie przez jego administrację programu DEIA (Diversity, Equity, Inclusion, and Accessibility).

Program DEIA służył zapewnieniu sprawiedliwego uczestnictwa w różnych sferach życia wszystkim ludziom – zwłaszcza tym, którzy są niedostatecznie reprezentowani lub dyskryminowani ze względu na swoją tożsamość czy niepełnosprawność. Obejmowało to zapewnienie równych praw kobietom, poprawę ich dostępu do edukacji, możliwości kariery, udziału w życiu politycznym i podejmowaniu decyzji publicznych.

W styczniu, zaledwie dwa tygodnie po inauguracji Trumpa, rozległ się pierwszy dzwonek alarmowy. Ze strony internetowej NASA zniknęły odniesienia do mniejszości – i informacje na temat geolożki Wendy Bohon, byłej pracowniczki tej agencji. Zgodnie z notatką uzyskaną przez niezależny serwis technologiczny śledczą 404 Media, zmian miało być znacznie więcej: przede wszystkim ze strony internetowej NASA miała zniknąć cała sekcja poświęcona kobietom – liderom w przemyśle kosmicznym.

Dziennikarze „New York Times” potwierdzają, że inicjatywa mająca na celu ograniczenie widoczności w materiałach pisanych wrażliwych grup społecznych, w tym kobiet, istnieje. Na podstawie oficjalnych i nieoficjalnych instrukcji dla agencji i instytucji federalnych sporządzili listę słów, które administracja Trumpa nakazała usunąć z dokumentów rządowych, stron internetowych, wniosków o dotacje, projektów badawczych, a nawet programów szkolnych.

Teraz nie ma już tam miejsca na pojęcia takie jak: „kobiety”, „karmienie piersią”, „dostępny”, „dyskryminacja”, „opieka skoncentrowana na potrzebach ludzi”, „grupy wrażliwe” itp. Ta lista, chociaż zawiera 220 słów i określeń, nie jest kompletna, zauważa NYT.

Lista słów i określeń, które znikają z oficjalnego obiegu w Stanach Zjednoczonych

Amerykański taliban

„Washington Post” donosi, że jeśli choćby jedno z tych „bardzo niebezpiecznych słów” zostanie znalezione w tekście opublikowanym na rządowych stronach internetowych lub w projekcie badawczym, odpowiedzialna za to instytucja, na przykład National Science Foundation [NSF – agencja z budżetem 9 miliardów dolarów, która finansuje badania na całym świecie – red.] zostanie poddana inspekcji, a karą może być nawet zablokowanie danego projektu i usunięcie go z przestrzeni internetowej.

Reakcje na amerykańskich forach pokazują, że tamtejsze społeczeństwo jest podzielone na dwie grupy. Jedna krzyczy: „Wszystkie problemy w USA zaczęły się, gdy kobiety otrzymały prawo głosu!”. Druga pisze o „amerykańskim talibanie” i „patriarchalnej krucjacie przeciwko kobietom i wrażliwym grupom społecznym”. I nie może uwierzyć, że to naprawdę dzieje się w Ameryce

8 marca, w Międzynarodowym Dniu Kobiet, Donald Trump powiedział, że rząd nie będzie już wspierał „radykalnych ideologii, które zastępują kobiety mężczyznami w przestrzeniach i możliwościach przeznaczonych dla kobiet”. Biorąc pod uwagę próby wymazania odniesień do kobiet ze świata nauki i nie tylko, prawdopodobnie oznacza to, że miejsce Amerykanek znów będzie „w kuchni, kościele i przy dzieciach”.

Tu i ówdzie dochodzi już do skrajnych absurdów.

Na przykład zgodnie z bazą danych uzyskaną przez Associated Press, wśród dziesiątek tysięcy zdjęć i publikacji internetowych, oznaczonych do usunięcia przez Departament Obrony USA, znajdują się nie tylko informacje o pierwszych kobietach szkolonych w Marines, ale nawet nazwa słynnego bombowca „Enola Gay”, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę. Samolot został tak nazwany na cześć matki pilota, Enoli Gay Tibbetts. Tyle że teraz słowo gay (gej) jest na portalach rządowych w USA zakazane.

Na początku zawsze jest słowo

Nowa administracja Trumpa, nakazując zakończenie programów DEI, DEIA i tzw. sprawiedliwości środowiskowej, nazwała je „niemoralnymi, nielegalnymi, marnotrawnymi” i niesłużącymi celowi „ponownego uczynienia Ameryki wielką”.

W swojej kultowej powieści „Opowieści podręcznej” z 1985 r. Margaret Atwood pokazała, że totalitaryzm nie zaczyna się od jawnych represji, ale przenika do społeczeństwa poprzez zmiany w języku, zakazy używania pewnych słów, ich usunięcie z oficjalnego użycia i zastąpienie innymi, warunkowo neutralnymi.

Język w tej dystopijnej powieści jest narzędziem okrutnej kontroli: kobiety tracą swoje imiona, stając się własnością mężczyzn (na przykład bohaterka June Osborne zostaje „Fredą”, czyli „kobietą, która należy do Freda”). Słowa symbolizujące wolność i równość zostają zastąpione dyskryminującymi określeniami, takimi jak „niekobieta” czy „kobieta, która nie rodzi”.

Okazuje się, że Teokratyczna Republika Gilead nie jest jedynie wytworem wyobraźni autorki.

Na każdy z wywiadów Margaret Atwood przynosiła wycinki z gazet, które zainspirowały ją do napisania książki – by pokazać, że opisane w niej wydarzenia miały już miejsce w amerykańskim społeczeństwie

Zanim odebrano kobietom ciała i prawa obywatelskie, odebrano im słowa, które je określały i chroniły ich interesy. Czy nie to właśnie dzieje się teraz w Stanach Zjednoczonych?

Donald Trump podpisuje rozporządzenie wykonawcze zakazujące transpłciowym sportowcom udziału w sportach kobiecych, 5 lutego 2025 r., Waszyngton. Fot: Alex Brandon/Associated Press/East News

Medycyna dla białych mężczyzn?

Eksperci twierdzą, że jednym z najgorszych scenariuszy jest zagrożenie zdrowia Amerykanów – w tym kobiet i dzieci, które nowy rząd obiecał chronić.

Odniesienia do rasy, płci, orientacji seksualnej i niepełnosprawności w dziesiątkach badań naukowych zniknęły już ze stron internetowych Departamentu Zdrowia USA. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków anulowała swoje zalecenia dotyczące udziału różnych uczestników w badaniach, co utrudnia rozpoznanie wpływu leków – zarówno dobrych, jak złych – na pacjentów niebędących białymi mężczyznami.

„Przez długi czas wszystkie badania medyczne były prowadzone z myślą o typowym pacjencie: 35-letnim białym mężczyźnie ważącym 80 kilogramów” - podkreślała w serii swoich wykładów Alexandra Kautzky-Willer, profesorka i dyrektorka Instytutu Medycyny Płci na Uniwersytecie Medycznym w Wiedniu.

Kobiety mają zwykle mniejszą masę ciała i większą zawartość tkanki tłuszczowej, co może wpływać na efekt terapeutyczny leku, a także na jego skutki uboczne. Istnieje szereg chorób, w których niezwykle ważne jest uwzględnienie płci: cukrzyca, choroby stawów i kości, choroby endokrynologiczne, choroby psychiczne itp.

Rebecca Fielding-Miller, naukowczyni zajmująca się zdrowiem publicznym na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego, powiedziała w komentarzu dla serwisu KPBS, że lista zakazanych słów, która krąży w społecznościach naukowych, jest „orwellowska” i skomplikuje ważne badania:

Jeśli nie mogę wypowiedzieć słowa „kobiety”, to nie mogę powiedzieć, że zakaz aborcji zaszkodzi kobietom. Nie mogę w ogóle mówić o aborcji. Jeśli nie mogę mówić o rasie i pochodzeniu etnicznym, to nie mogę powiedzieć, że w społecznościach Afroamerykanów jest mniej szczepień

Niedawno Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) opublikowały dane dotyczące śmiertelności okołoporodowej matek. Okazało się, że czarnoskóre kobiety są trzy razy bardziej narażone na śmierć podczas porodu niż białe. Dane pokazują, że wskaźnik ten nie zmniejszył się w ostatnich latach, podczas gdy wskaźnik zgonów wśród białych, latynoskich i azjatyckich kobiet nieznacznie spadł. Biorąc pod uwagę nowe ograniczenia nie wiadomo, czy dane, które można by wykorzystać do zmniejszenia śmiertelności matek, będą nadal gromadzone, wykorzystywane do badań i publikowane.

Dr Natasha Martin, ekspertka w dziedzinie chorób zakaźnych i globalnego zdrowia publicznego na Uniwersytecie Kalifornijskim, mówi, że zakaz używania słów pozbawia naukowców możliwości precyzyjnego opisywania świata: „Terminy na tych listach są podstawowymi terminami naukowymi i mają kluczowe znaczenie zarówno dla opieki klinicznej, jak zdrowia publicznego. To nie jest kwestia polityczna”.

Naukowcy przyznają, że uzależnienie finansowania instytucji publicznych od przestrzegania nowych zasad i ignorowanie kwestii kobiet, równości i integracji może doprowadzić do zmniejszenia koncentracji na tych tematach. A to doprowadzi co najmniej do zwiększenia nierówności społecznych.

O czym USA będą teraz milczeć

Drugie rozporządzenie wykonawcze zakazujące polityki prowadzonej przez DEIA, choć zatytułowane: „ Zakończenie bezprawnej dyskryminacji i przywrócenie możliwości opartych na zasługach ”, w rzeczywistości skasowało liczne decyzje antydyskryminacyjne poprzednich administracji. Także te, które obowiązywały od dziesięcioleci.

Jedna z nich, wydana jeszcze przez prezydenta Lyndona B. Johnsona w 1965 roku, wymagała od podmiotów rządowych stosowania niedyskryminacyjnych praktyk podczas rekrutacji i zatrudniania. Nie można było odmówić zatrudnienia osobie, która posiadała odpowiednie kwalifikacje zawodowe, tylko dlatego, że była kobietą, miała inny niż biały kolor skóry lub ze względu na wyznanie. Nie można też było wypłacać różnych wynagrodzeń za tę samą pracę osobom różnych płci.

Czasem te przepisy były interpretowane jako dające pierwszeństwo kobietom lub osobom z innych dyskryminowanych grup. Tymczasem w rzeczywistości, mimo długotrwałego funkcjonowania tych zasad, żaden kraj na świecie nie osiągnął prawdziwej równości, przynajmniej w zakresie wynagrodzeń. Według raportu Pew Research Centre w 2024 r. kobiety otrzymywały do 85% wynagrodzenia mężczyzn na tym samym stanowisku

Istnieją jednak kraje, które zbliżyły się do pełnej równości, w szczególności dzięki polityce DEIA. Co roku „The Economist” publikuje tzw. indeks szklanego sufitu – uwzględniający kraje, w których kobiety mają najlepsze życie zawodowe. Tradycyjnie w pierwszej dziesiątce znajdują się tu Szwecja, Islandia, Finlandia, Norwegia, Francja, Nowa Zelandia, Portugalia, Hiszpania, Dania i Australia.

Aby kobieta czuła się spełniona zawodowo, musi mieszkać w kraju, w którym istnieje m.in. równy dostęp do edukacji uniwersyteckiej, komfortowy urlop rodzicielski, niedroga opieka nad dziećmi i równy podział obowiązków między rodzicami. Naukowcy zauważają, że w tych wskaźnikach Ameryka wypada szczególnie słabo. To jedyny bogaty kraj, który nie zapewnia obowiązkowego urlopu rodzicielskiego, a koszty opieki nad dziećmi przekraczają tam 30% średniego wynagrodzenia. Tyle że teraz prowadzenie badań na ten temat i publikowanie stosownych danych może zostać w USA zakazane. Bo o wiele wygodniej wykluczyć kobiety z aktywnego życia, zamknąć je w domu z dziećmi i uzależnić finansowo i społecznie od mężów.

Patriarchalny odwrót Stanów Zjednoczonych nie pozostał na świecie niezauważony. Agnes Callamard, sekretarz generalna Amnesty International, potępiła działania zespołu Donalda Trumpa, nazywając je „agresywną patriarchalną krucjatą” przeciwko prawom i autonomii cielesnej kobiet i osób wszystkich płci

To będzie to miało niszczycielski wpływ na cały świat.

„Porzucając krajowe wysiłki na rzecz zwalczania dyskryminacji ze względu na płeć, rasę i inne formy dyskryminacji, wymazując uznanie tożsamości transpłciowej i odcinając międzynarodowe finansowanie poradnictwa aborcyjnego lub skierowań na aborcję, administracja USA haniebnie wymazuje lata ciężkiej walki” – stwierdziła liderka Amnesty International.

Według Belen Sans, dyrektorki regionalnej UN Women na Europę i Azję Środkową, nastąpił „niepokojący regres” w ochronie praw kobiet.

Jeśliby uznać, że nowe decyzje amerykańskiej administracji są czymś oczywistym, nasz serwis Sestry, w którym czytasz ten tekst, nie powinien istnieć. Bo piszące w nim (głównie) kobiety, częściowo uchodźczynie i migrantki, poruszają problemy i wyzwania wynikające z ich statusu.

Jeśli nie ma słów, które nas nazywają, to nie ma nas. Ta sytuacja po raz kolejny udowadnia, że żadne z praw, które mamy dziś jako kobiety, nie zostało nam dane, lecz jest wynikiem walki. I że prawdopodobnie czeka nas kolejna ważna bitwa.

20
хв

Krucjata patriarchatu: Trump zakazuje słów

Halyna Halymonyk
Marci Shore Donald Trump

W drugiej połowie 2014 r. otwarta konfrontacja pomiędzy milicją a uczestnikami protestów antyrządowych w centrum Kijowa wchodziła w ostatnią fazę. Uliczne bitwy wokół centralnego placu ukraińskiej stolicy przekształciły się w zabijanie demonstrantów. To wstrząsnęło Europą i na dziesięciolecia zmieniło kierunek politycznej historii tego kraju.

O wpływie tych wydarzeń na toczącą się za wschodnią granicą Polski wojnę, polityce Trumpa i metafizycznym rozgraniczeniu dobra i zła PAP rozmawia z amerykańską badaczką historii Europy Wschodniej.

Marci Shore. Zdjęcie: duh-i-litera.com

Ihor Usatenko (PAP): W swojej książce „Ukraińska noc” próbowała Pani pokazać wydarzenia Euromajdanu i rewolucji godności w Ukrainie nie tylko jako manifestację cywilizacyjnego wyboru obywateli, ale także jako zbiorowe doświadczenie, które zmieniało ludzi. Pisze Pani, że na samym początku tej historii, gdy [prorosyjski prezydent – red.] Wiktor Janukowycz nie podpisał w Wilnie umowy o stowarzyszeniu UE-Ukraina, nikt nie zamierzał umierać za Unię. Jednak później, wraz z narastaniem protestów i represji, Ukraińcy poczuli się podmiotem historii i nagle przezwyciężyli strach przed śmiercią. Po latach zaciętej walki kraj stoi u progu nieznanego. Czy wreszcie doszło do tego, że Zachód się zmęczył swoją misją obrony praw człowieka i ludzkiej godności? Co powinni robić Ukraińcy, którzy od 2014 roku rozpaczliwie próbują zachować obraz rozpadającego się świata?

Marci Shore: Ani Europa, ani Stany Zjednoczone nigdy nie były tym, co Ukraińcy (a może nie tylko Ukraińcy) sobie wyobrażali. Ten cały romantyczny obraz „Zachodu” zawsze był w jakimś sensie złudzeniem, którego nie wolno idealizować. Mój własny kraj, Ameryka – „land of the free and home of the brave” – też został zbudowany na niewolnictwie. Przypominam, że nasze oddziały wojskowe, które walczyły z hitlerowcami, były podzielone rasowo. U nas prawa przeciwko małżeństwom międzyrasowym, czyli przeciwko mieszaniu ras, obowiązywały do 1967 r. To aż 22 lata po pokonaniu nazistów.

Sama byłam niesamowicie oczarowana Majdanem właśnie dlatego, że to był ten magiczny moment, kiedy przypominasz sobie, że my, ludzie, jesteśmy zdolni do czegoś lepszego i większego. Pod tym względem Ukraińcy są nadal dzisiaj awangardą.

Jednym z najbardziej wyrazistych imperatywów moralnych powojennej Europy Zachodniej było hasło „Nigdy więcej”. Ta maksyma, swoisty symbol europejskiego modelu pamięci, miała zapobiegać powstawaniu nowych konfliktów w Europie i nie pozostawiała wątpliwości co do tego, która strona uosabiała zło i jakie działania były przestępcze. Dlaczego więc dekady później putinowskie zło, które otwarcie odwoływało się do mantry „Możemy powtórzyć”, jest teraz tak łatwo i tak aktywnie relatywizowane?

Hasło to tylko hasło. Łatwo coś takiego powiedzieć. Pamiętam, jak 20 lat temu rozmawiałam z Konstantym Gebertem o drażliwych wydarzeniach w Bośni na ruinach byłej Jugosławii. On był tam korespondentem wojennym pracującym dla „Gazety Wyborczej”. I Kostek, opowiadając o tym, co tam widział, powiedział: teraz wiemy, co znaczy „nigdy więcej”.

Znaczy to tylko tyle, że nigdy więcej nie pozwolimy, żeby Niemcy mordowali Żydów w swoich obozach w Polsce. Tyle. Nic więcej

Trzeba też pamiętać, że gdy mówimy: „nie ma wątpliwości, która strona jest zła”, to mamy na myśli, że prawda ta nie pozostawiała wątpliwości po II wojnie światowej, czyli patrząc ex post. Idealistyczny filozof Hegel pisał o tym tak: „Sowa Minerwy wylatuje tylko o zmierzchu”. Jesteśmy w stanie widzieć jasno, dopiero patrząc wstecz. Nie zapomnijmy, jak reagowali europejscy przywódcy na nazistowskie Niemcy w Monachium we wrześniu 1938 roku – podobnie do tego, jak zareagowali na aneksję Krymu przez Putina. O konferencji w Monachium mówi się po angielsku: „the appeasement at Munich”. Natomiast po czesku się mówi: „zrada v Mnichove”, czyli „zdrada w Monachium”.

Jeżeli chodzi o brak większego zaangażowania od strony „Zachodu” przeciw Rosji, nie jestem przekonana, że największy problem dzisiaj polega na relatywizowaniu putinowskiego zła. Mam raczej poczucie, chociaż nie byłabym w stanie tego udowodnić, że większymi problemami są tchórzostwo, egocentryzm, zaprzeczenie rzeczywistości w sensie freudowskim.

Jest Pani badaczką tradycji intelektualnej Europy Wschodniej i Środkowej. Właściwie ta ostatnia definicja, czyli „Europa Środkowa”, pierwotnie powstała jako konstrukt intelektualny. Milan Kundera pisał o niej jako o skradzionej Europejczykom części, która była mentalnie i kulturowo bliższa Zachodowi, ale militarnie podporządkowana ZSSR. Takie spojrzenie pomogło Polakom, Węgrom, Czechom i Słowakom powrócić do rodziny narodów europejskich. Jednak po okazaniu solidarności ten region wygląda na zmęczony wojną w Ukrainie i uchodźcami w swoich krajach. Opinia publiczna w Polsce dąży do ograniczenia lub wstrzymania pomocy Ukraińcom. W jakim stopniu procesy, które odbywają się w przestrzeni środkowoeuropejskiej, mają podłoże wewnętrzne, a w jakim są wynikiem prawicowo-populistycznego zwrotu w środku liberalnej demokracji?

„Europa Środkowa” w pojęciu Kundery zawsze była przedmiotem tęsknoty, czyli swojego rodzaju fantazmatem. Na seminarium w Użhorodzie w maju ubiegłego roku [pisarz] Jurko Prochasko mówił o Europie Środkowej jako o pięknym pojęciu metafizycznym. Ale jeżeli chodzi o przyczyny ograniczenia pomocy, to jest bardzo dobre pytanie, na które, obawiam się, nie mam dobrej odpowiedzi.

Oczywiście, są ludzie zmęczeni wojną, chociaż rozumiem, że brzmi to nieco groteskowo dla Ukraińców, którzy są, rzecz jasna, najbardziej zmęczeni, a jednak nadal walczą

Ale też mamy do czynienia z tym prawicowym zwrotem – Orbanem, Ficą i innymi. To z kolei jest związane z pytaniem o kruchość liberalnej demokracji. Ogólnie rzecz biorąc, po obu stronach Atlantyku długo mieliśmy zbyt duże zaufanie do teleologii liberalizmu. Jak mówił niedawno Iwan Krastew: „Liberałowie czują się zdradzeni przez historię. Ale historia nie jest niczyją żoną”.

Czy wraz z powrotem Trumpa do władzy dryf w prawo na całym świecie znajdzie nowy impuls?

Brak mi słów, by w pełni wyrazić, jak się czuję, będąc Amerykanką i obserwując to, co się dzieje w moim kraju. Przerażenie, obrzydzenie, wina, wstyd…

Jestem teraz w Toronto, i Kanadyjczycy mówią o strachu przed „zarażeniem”. I chyba słusznie. To jasne, że żyjemy w świecie, w którym kraje i miejsca są coraz ściślej połączone. „Za wolność waszą i naszą” jest hasłem XIX-wiecznym, ale powinno mieć coraz większe znaczenie dzisiaj, w wieku XXI. Przekonanie Trumpa, że wszystko mu wolno – oparte na dogmacie, o którym pisał Fiodor Dostojewski, że jeżeli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone – będzie miało złowrogi wpływ na cały świat.

Jedna z Pani książek została zatytułowana „Nowoczesność jako źródło cierpień”. Współczesny świat przynosi przeciętnemu człowiekowi dużo niepokoju i niepewności. Wielkie narracje i wyjaśniające schematy zawodzą, prawda może być z przedrostkiem post-, a ze względu na skokowy rozwój technologii czasem bardzo trudno wyrobić sobie zdanie na temat kolejnych globalnych wyzwań. Demagodzy grają na biegunowych argumentach, obiecując ludziom „pomoc w odzyskaniu kontroli” lub „odnaleźć proste odpowiedzi na złożone pytania”. Jak Pani zdaniem można przygotować się na zmiany, by uniknąć cierpień, przynajmniej moralnych?

Nie mogę przypisać sobie zasług za tytuł tej książki, która jest zbiorem esejów. Tytuł wymyślił Michał Sutowski, który je przetłumaczył. Nazwa oczywiście odnosi się do „Das Unbehagen in der Kultur” Zygmunta Freuda (pol. Kultura jako źródło cierpień).

W każdym razie, spoglądając na nasz okaleczony świat, jestem przerażona. Ostatnim kilku latom można by nadać podtytuł „windykacja neurotycznych katastrofistów”

Ciągle powraca mi aforyzm Stanisława Jerzego Leca: „Kiedy znalazłem się na dnie, usłyszałem pukanie od spodu”. Jeżeli chodzi o pytanie: „Co robić?” [odwołanie do książki Nikołaja Czernyszewskiego – PAP], to mogę tu podać dość banalne odpowiedzi. Trzeba spojrzeć na prawdę otwartymi oczami. Adam Michnik pisał z więzienia w 1985 roku w liście do Czesława Kiszczaka: „Są dwie rzeczy na tym świecie – niechaj usłyszy Pan tę nowinę – z których jedna nazywa się Zło, druga Dobro”.

Nie wolno wyrzekać się wiary, nawet wtedy, kiedy nie ma doskonałych, niewinnych wyborów, ponieważ różnica pomiędzy Dobrem a Złem naprawdę istnieje.

<frame>Marci Shore – amerykańska historyczka, badaczka historii Europy Wschodniej. Uzyskała tytuł magistra na Uniwersytecie w Toronto oraz doktora na Uniwersytecie Stanforda. Prowadzi zajęcia z nowożytnej historii intelektualnej Europy na Uniwersytecie Yale. Jest autorką książek „Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem”, „Smak popiołów”, „Nowoczesność jako źródło cierpień” oraz „Ukraińska noc. Rewolucja jako doświadczenie”. <frame>

Rozmawiał Ihor Usatenko(KARTON)

20
хв

Marci Shore: – Jako Amerykanka obserwuję to, co się dzieje w moim kraju, i czuję przerażenie, wstyd i obrzydzenie

Polska Agencja Prasowa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress