Exclusive
20
min

Przygody Ukrainek na Tinderze: Polska

To już ostatni tekst z tego cyklu. Opowiadamy w nim o Polakach, których zaloty, zdaniem Ukrainek, bardziej przypominają zaloty Europejczyków niż Ukraińców. Na pierwszej randce nie będą starali się zaimponować kobiecie wielkimi gestami, eleganckimi bukietami i drogimi restauracjami – tak jak to jest w Ukrainie

Halyna Halymonyk
No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

<frame>To już ostatni tekst z tego cyklu. Opisywane tu doświadczenia kobiet mają charakter osobisty i nie powinny być traktowane jako studium socjologiczne. <frame>

Jak to jest poznać Polaka online

Większość Ukrainek, które szukają nowych znajomości na portalach randkowych szukają, mówi, że nie czują znaczącej różnicy kulturowej między Ukraińcami a Polakami w podejściu do kobiet.

– Dla mnie polscy mężczyźni początkowo wyglądali jak dobrzy ukraińscy mężczyźni – mówi 38-letnia Olga. – Ale bądźmy szczerzy: procentowo mężczyzn jest w Polsce więcej niż w Ukrainie. Zazwyczaj Polacy są dość szarmanccy, łatwo się do nich zbliżyć i nie wywierają presji, by jak najszybciej zaciągnąć cię do łóżka. Nie zachowują się pożądliwie, nie pytają o rozmiar piersi, nie wysyłają wulgarnych zdjęć. Jeśli nie pasujecie do siebie, Polak dobrze zniesie odrzucenie.

Polak nie napisze: „Smaż się w piekle, suko! Nikt cię nie zechce w wieku 35 lat i z dzieckiem”. To prawdziwa wiadomość, którą kiedyś otrzymałam od Ukraińca

Jedną z pozytywnych cech, które ukraińskie kobiety zauważają w Polakach, jest to, że są dość empatyczni. W korespondencji nie ukrywają swoich potrzeb, emocji i nie pozują na macho.

– Mój chłopak, Marcin, kupił mnie pierwszą wysłaną do mnie wiadomością: „Szukam kobiety do wspólnego gotowania obiadów, potem oglądania filmów, porannych spacerów z psem, robienia sobie nawzajem herbaty, gdy któreś jest chore, wyjazdów w góry, czytania książek i dyskutowania o nich. I oczywiście będziemy się kochać, gdy tylko będziemy w nastroju” – mówi 39-letnia Marina. – Te szczere słowa do mnie trafiły. Jesteśmy razem od kilku lat i planujemy się pobrać.

Randkujący Polacy chętnie wysyłają Ukrainkom serduszka i zapraszają je na kawę w celu bliższego poznania.

„Czerwone flagi” i „niebieskie karty”

Jednak nie brakuje też negatywnych historii.

40-letnia Ołeksandra opowiedziała nam, jak poznała na Tinderze Polaka, który stworzył tam profil specjalnie po to, by znaleźć ukraińskie pracowniczki do swojej pizzerii. Każdej proponował połączenie prywatnych spotkań z pracą. A te, które się nie zgadzały, obrzucał szowinistycznymi obelgami.

– Z jakiegoś powodu mam „szczęście” pakować się takie historie – mówi Oleksandra. – Kiedyś odpowiedziałam na ogłoszenie na Facebooku, w którym Polak oferował pomoc w nauce języka polskiego. Po krótkiej, słodkiej rozmowie 62-letni mężczyzna zaproponował mi „sponsoring”: lekcję polskiego i 50-100 zł na zakupy w zamian za intymne spotkanie. Kiedy usłyszał „nie”, grzecznie pożegnał się w oldschoolowy sposób.

Kolejny szok kulturowy przyszedł, gdy odkryłam, że na lokalnych portalach randkowych nie brakuje żonatych mężczyzn. Polska jest krajem ludzi religijnych, więc było to dla mnie przykre odkrycie

– Zanim przeprowadziłam się do Polski, mieszkałam i pracowałam w Norwegii – mówi Olga. – Miałam konto na Tinderze, ale nieprzyjemne niespodzianki mnie nie spotykały. Mężczyźni od razu pisali, kogo szukają, jaki jest ich status społeczny i jaki rodzaj związku ich interesuje. W Polsce poznałam na portalu 40-letniego mężczyznę, umówiliśmy się na kilka randek, a potem okazało się, że ma żonę, z którą oczywiście żyje „dla dobra dzieci”. To było bardzo nieprzyjemne.

Niektóre Ukrainki dowiadywały się również od swoich polskich przyjaciół, że tysiące Polaków ma założoną „niebieską kartę” z powodu przemocy domowej. W 2022 roku takich kart wydano ponad 83 000.

„Kodeks randkowy” Polaków

Ukrainki twierdzą, że to, co zdecydowanie różni randkowanie z Ukraińcami od randkowania z Polakami, to fakt, że zaloty tych drugich są bardziej „europejskie”.

Na pierwszej randce zazwyczaj nie starają się zaimponować wielkimi gestami, eleganckimi bukietami, drogimi restauracjami, jak to dzieje się w Ukrainie.

Są bardziej pragmatyczni i nie są rozrzutni. Obserwacje te potwierdza badanie przeprowadzone przez jeden z polskich portali randkowych, który przeprowadził wywiady ze swoimi użytkownikami, by poznać zasady „polskiego kodeksu randkowego”.

Ukrainiec, który na pierwszej randce zaprasza kobietę na spacer po parku, to klasyka. Tymczasem 63% ankietowanych Polaków stwierdziło, że na pierwszej randce wolałoby wybrać się na spacer, który może zakończyć się kawą. 65% respondentów planuje wydać na pierwszą randkę do 100 zł, natomiast 45% stwierdziło, że są gotowi na szczerość, gdyby nie mieli zamiaru kontynuować znajomości, zamiast wodzić kobietę za nos lub znikać bez wyjaśnienia.

Ponadto Polacy potrafią przyjaźnić się z kobietami bez żadnych intymnych podtekstów, nie oczekując bliższego związku

Często życzliwość, uprzejmość i szczera próba pomocy nie oznaczają nic więcej niż przyjazne zainteresowanie, co dezorientuje ukraińskie kobiety.

– Wiem, że ostentacyjna uprzejmość Polaków postawiła wiele Ukrainek w niezręcznej sytuacji. Tak też było w moim przypadku – mówi 39-letnia Juliana. – Poznałam mężczyznę na portalu randkowym, wydawał się być mną zainteresowany, pomógł mi się przeprowadzić i poznał moje dzieci. Postawiłabym ostatnią stówę, że mu się podobam. Myślałam, że jest nieśmiały i dlatego nie podjął kolejnych kroków, by się do mnie zbliżyć. Jednak po pewnym czasie dowiedziałam się, że on tylko się ze mną przyjaźnił, a na randki chodził z innymi kobietami.

Iryna poślubiła Polaka poznanego przez Internet. Mówi, że jeśli Polak jest w tobie zakochany, to na pewno się o tym dowiesz:

– Mój mąż ma 54 lata i, jak to mówią, jest jednym z tych „dinozaurów” – nasze małżeństwo jest jego pierwszym i jedynym. Nigdy nawet nie mieszkał z inną kobietą.

Nawiasem mówiąc, w Polsce jest znacznie więcej samotnych mężczyzn niż samotnych kobiet [odpowiednio: 5,2 miliona i 4,1 miliona – red.]. Miesiąc po tym jak się poznaliśmy umówił się ze mną na randkę we Lwowie, a potem zaczął przyjeżdżać do mnie co miesiąc i w końcu wyznał mi miłość. Rozwijałam nasz związek dalej. Postanowiłam przeprowadzić się do Polski, potem wyjść za mąż i kupić wspólne mieszkanie”.

Polski mąż Iryny nigdy nie próżnuje, nie unika prac domowych, radzi sobie z opieką nad dzieckiem. Nie jest zazdrosny, nie stawia ograniczeń i wymagań w kwestii samorealizacji. Ale czy są to cechy narodowe Polaków? Iryna nie jest tego pewna

Rady dla tych, które szukają

Rozpoczynając publikowanie serii artykułów o randkowaniu Ukrainek na Tinderze zapowiedziałyśmy, że zakończymy je poradami, jak znaleźć miłość wśród milionów profili, po dziesiątkach nieudanych randek i rozczarowań.

Takimi wskazówkami podzieliła się z nami 47-letnia Chrystyna, która od wielu lat poszukuje miłości, a kilka lat temu wyszła za mąż za Polaka. Jest szczęśliwą mężatką i wydała już za mąż kilka swoich zdesperowanych przyjaciółek.

Historia poszukiwań Chrystyny rozpoczęła się dawno temu, kiedy rozwiodła się po swoim pierwszym, bardzo wczesnym małżeństwie. Pochodzi z Odessy, miasta portowego, w którym panuje ostra konkurencja na rynku narzeczonych. Przeprowadziła się do Kijowa i dostała pracę w salonie luksusowych samochodów.

– Byłam otoczoną przez mężczyzn piękną 30-letnią kobietą, ale mówili mi, że jestem już „towarem niechodliwym” – wspomina.

– Ukraińscy mężczyźni są naprawdę rozpieszczeni: mamy wiele pięknych kobiet, które są gotowe się do nich dostosować

Postanowiła osiedlić się w Polsce. Tutaj pracowała, uczyła się języka i integrowała. Postawiła sobie za cel, by w końcu znaleźć osobę, za którą mogłaby wyjść za mąż.

– Stworzyłam sobie kilka zasad, które pomogły mi znaleźć mężczyznę, którego szukałam przez całe życie – mówi.

Oto one:

1. Wyrzuć ze swojej głowy wszystkie myśli w rodzaju: „jak zadowolić mężczyznę”

Kobiety rzadko myślą o tym, czy dany mężczyzna im się podoba. Są gotowe znosić wiele rzeczy, które wywołują w nich opór, byle tylko mieć mężczyznę u swego boku. Z takich relacji nie wychodzi nic dobrego. Miałam dziesiątki sytuacji, w których przychodziłam na randkę w sukience koktajlowej, w szpilkach, żując przez cały wieczór pół krewetki...

Ale to nie byłam ja! Jestem elegancką kobietą o pełnych kształtach, noszącą sportowe buty i wygodne ubrania, która uwielbia jeść. Właściwie już dawno przestałam to ukrywać. Mój mąż powiedział mi kiedyś: „Zakochałem się w tobie, gdy pierwszy raz wyszliśmy coś zjeść – i ty jadłaś! Najbardziej bałem się, że będziesz wegetarianką żyjącą na jednym liściu sałaty”. Okazało się, że pierwsza żona mojego męża była właśnie taka i rozstali się między innymi z tego powodu. Banalna rada: „bądź sobą” nie gwarantuje, że spodobasz się każdemu mężczyźnie. Ale gwarantuje, że w końcu znajdziesz tego, który szuka takiej jak ty.

Jeśli mężczyzna mówi, że nie jesteś dla niego odpowiednia – to świetnie! On po prostu oszczędza twój czas, byś mogła znaleźć kogoś właściwego

2. Autoprezentacja na stronie: dwa aktualne zdjęcia

Aby zbudować związek, przynajmniej jedna osoba (choć najlepiej obie) powinna być człowiekiem dojrzałym emocjonalnie i zdrowym. Nie powinnaś traktować każdego odrzucenia lub zniewagi jak powodu do schowania się w skorupie. Bo często problem nie leży w tobie. Możesz jednak ograniczyć liczbę takich sytuacji, po prostu zmieniając swoje podejście do autoprezentacji.

Dziesiątki razy zostałam zraniona, gdy mężczyźni mówili: „Na zdjęciu wyglądasz ładniej!”. No, bo jakie zdjęcia zamieszczałam w swoim profilu? Te najbardziej artystyczne, piękne, na których podobałam się sobie. Albo wrzucałam kilkanaście zdjęć z różnymi fryzurami i włosami w różnych kolorach.

Jak zmienił się mój profil, gdy już siebie zaakceptowałam? To była ankieta z dwoma aktualnymi zdjęciami, zrobionymi nie dalej niż pół roku wcześniej – portret i zdjęcie w całej okazałości. Nie podobały mi się, ale to byłam prawdziwa ja. Zaczęło do mnie pisać mniej mężczyzn, ale ci, którzy mnie wybrali, mówili, gdy się spotykaliśmy: „Wyglądasz dokładnie tak jak na zdjęciu” albo: „Na żywo jesteś jeszcze ładniejsza”.

To prawda, że mężczyźni kochają oczami. Ale mają różne oczy. To, co nie spodoba się tysiącom, przypadnie do gustu temu jedynemu, z którym poczujesz się dobrze

Ważne jest, by zdjęcia pasowały do twojego stylu życia. Mój mąż zareagował na zdjęcie z mojej wyprawy na ryby: miałam na sobie dres, zero makijażu. Kobieta po czterdziestce, zgrabna, choć z nadwagą, lubiąca spędzać czas na świeżym powietrzu. Rozczarowanie na randce często pojawia się wtedy, gdy wcześniej przedstawiłaś mężczyźnie inny swój wizerunek, on na niego zareagował, a potem okazało się, że nie jesteś tą, której on potrzebuje.

Jestem przeciwna wulgarnym i zbyt jednoznacznym zdjęciom. One przyciągają określony typ mężczyzn. Celem publikowania zdjęcia na portalu randkowym jest to, by mężczyzna rozpoznał cię, gdy cię spotka, i zawczasu rozumiał, jaką jesteś kobietą. Rozumiem, że to niełatwe, bo wiele kobiet wątpi w swoją atrakcyjność, zwłaszcza po bolesnych zniewagach. Ale to najważniejszy krok: zaakceptowanie siebie taką, jaką naprawdę jesteś.

3. Określ swoje oczekiwania. Na świecie są miliardy mężczyzn, ale ty potrzebujesz tylko jednego

Aby nie zgubić się w tych miliardach, napisz precyzyjnie, kogo szukasz. Moja lista idealnych cech partnera składała się z 45 punktów: musiał kochać podróże, wędkarstwo, chodzenie na grzyby, bezpiecznie prowadzić samochód, nie nadużywać alkoholu i odnosić sukcesy w pracy. Musiał być niepalący, dobrze gotować. Nie mógł być chciwy, ale oszczędnego też nie chciałam. Moje absolutne „nie”: maminsynek lub mężczyzna będący w niezakończonym związku. Omówiliśmy z moim przyszłym mężem tę listę i okazało się, że idealnie do niej pasował!

4. Nie prowadź długiej korespondencji

Długie e-maile to pułapka. Tworzą wrażenie, że to już jest związek. Komunikujesz się z wyimaginowanym obrazem, a nie prawdziwą osobą, a często nawet się w niej zakochujesz. Kiedy ją spotykasz, okazuje się, że jest zupełnie kimś innym niż wyobrażenie, które nosisz głowie.

Moja zasada jest taka: kilka dni pisania, potem dwie lub trzy rozmowy telefoniczne, rozmowa wideo – a po niej przechodzimy do prawdziwego spotkania. W miejscu publicznym, nie w domu

W ten sposób oszczędzasz czas i nerwy, a także nie dajesz się wciągnąć w fantazje. Większość mężczyzn odpada podczas pierwszej rozmowy telefonicznej, bo nie podoba im się twój głos. Kolejna część odpada podczas drugiej lub trzeciej rozmowy, gdy mężczyzna odsłania swoją gorszą stronę. Miałam rozmowę z lekarzem z Gdańska. Wcześniej, gdy do siebie pisaliśmy, wszystko było w porządku. Po pierwszej rozmowie uznałam, że ma miły głos. Ale podczas drugiej powiedział coś w stylu: „Na rynku matrymonialnym jestem trofeum, podobasz mi się, ale kiepsko ci idzie czarowanie mnie”. I to była ostatnia nasza rozmowa.

Po rozmowie przez telefon trzeba iść na prawdziwą randkę. Zobacz, jak on się zachowuje, jak pachnie, jak wygląda, czy w jego samochodzie jest porządek. Bo to też ważne. Kiedyś odpuściłam sobie faceta, bo przyjechał po mnie samochodem brudnym w środku, a pod paznokciami też miał brud.

Na randce nie daj się ponieść. Pamiętaj, że twoim celem jest zbudowanie związku. Kiedy idziesz na randkę nie ze świadomością celu, lecz z poczuciem, że świat stoi dla ciebie otworem, możesz zapomnieć, jaki był twój cel – i będziesz tak randkować bez końca.

5. Nie ukrywaj swoich prawdziwych potrzeb i pragnień

Często widziałam to w ankietach moich przyjaciółek, którym pomogłam zorganizować życie osobiste. Pytałam: „Czego szukasz na tej stronie?”. Odpowiedź zazwyczaj brzmiała: „Chcę wyjść za mąż, mieć dziecko, mieć rodzinę”. A co napisała? „Szukam znajomości, a potem zobaczę. Chcę poprawić swój polski, szukam native speakera na Tinderze, z którym mogłabym rozmawiać”.

Jestem za szczerością. Jeśli chcesz wyjść za mąż, napisz o tym. Chcesz krótkiego romansu – napisz o tym. A jeśli nie chcesz niczego, po prostu dobrze się baw – ale bądź szczera z mężczyznami. Nie kradnij ich czasu

Warto pamiętać, że on to człowiek taki jak ty. Mężczyźni też mają swoje oczekiwania, na dodatek to oni muszą przejąć inicjatywę. Od razu ustaw filtry, przez które facet musi przejść. Takie same oczekiwania powinnaś mieć wobec randek w realu.

Nie bój się wyjść na wrażliwą, przyznać, że szukasz idealnego związku. Nie myśl, że rozmywając swoje wymagania i potrzeby ułatwisz sobie znalezienie tego jedynego. Ogólnikami przyciągniesz niewłaściwych mężczyzn.

Nie bój się mówić o swoich pragnieniach i oczekiwaniach. Nie bój się pytać: „A co z tobą i ze mną? Jakie są perspektywy naszego związku?”.

Nie próbuj ogrzewać przestrzeni, która jest pusta. W rzeczywistości wszystko w związku jest bardzo proste: albo zostałaś wybrana, albo nie

Im szybciej usłyszysz prawdę, tym szybciej pozbędziesz się balastu w swoim życiu i zbliżysz się do spotkania z tym, który cię potrzebuje i którego ty potrzebujesz.

Po kilku rozmowach telefonicznych z moim przyszłym mężem zapytałam, kiedy odbędzie się nasze prawdziwe spotkanie. Mieszkaliśmy w miastach oddalonych od siebie o cztery godziny jazdy pociągiem. Powiedział, że przyjedzie na wakacje za miesiąc, a ja odpowiedziałam: „Chciałabym wcześniej. Nie mogę obiecać, że nie znajdę sobie kogoś innego i nie umówię się z nim w międzyczasie”.

Wziął trzy dni bezpłatnego urlopu i do mnie przyjechał. Potem zaprosił mnie do siebie, a ja przetestowałam go pod kątem chciwości – poprosiłam, żeby kupił mi buty. Kupił. Nie bał się nawet pojechać ze mną do Lwowa, choć trwała już wtedy rosyjska inwazja. Tam się pobraliśmy.

6. Bądź centrum swojego życia

Wiele lat samotności i krótkotrwałych romansów, które nie dawały mi poczucia szczęścia, radości czy satysfakcji, nauczyło mnie kochać siebie. Świadomość tego przyszła nie wtedy, gdy byłam młoda i bardzo piękna, ale po latach samotności, gdy starałam się przypodobać mężczyznom, sprawiać im przyjemność.

Teraz moim credo jest to, że jestem centrum mojego życia. Jeśli jedne drzwi się zamykają, otwierają się kolejne. Nie będę niczego opłakiwać, nie będę się tym martwić. Nie zniosę ani sekundy niczego, co mi się nie podoba, co odbiera mi komfort czy radość. Znalazłam miłość, kiedy pokochałam siebie.

Jeśli kobieta jest szczęśliwa, cała rodzina wokół niej jest szczęśliwa. Wokół mnie jest mniej ludzi, ale są oni dla mnie o wiele lepsi. Moją zasadą miłości jest teraz kochać siebie w 51%, a innych, w tym mojego męża, rodziców i dzieci, w 49%.

Nawet jeśli wszyscy cię nie lubią, kochając siebie, zachowujesz „pakiet kontrolny”

Zdjęcia: Shutterstock

No items found.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress