<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnym naszym przystankiem są Stany Zjednoczone. <frame>
Uwaga: w tym cyklu przedstawiamy historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. Ich doświadczenia mają charakter osobisty i nie mogą być traktowane jako badanie socjologiczne.
Ostatni grosz na ukraińską żonę
Kilka lat temu, jeszcze przed pandemią i rosyjską inwazją, musiałam zaopiekować się starszym Amerykaninem na wózku inwalidzkim, który przyleciał do Ukrainy w ramach misji humanitarnej. Pomogłam mu zameldować się w małym hotelu na prowincji, a potem tłumaczyłam wszystkie jego prośby personelowi, który nie mówił po angielsku.
Z czasem się zaprzyjaźniliśmy, dzięki czemu mogłam poznać historię jego życia. Pokonał ocean nie tylko po to, by wesprzeć Ukrainę, ale także z desperacji: od dawna marzył o znalezieniu tutaj żony.
To była jego ostatnia nadzieja, bo na płatne portale randkowe wydał już wszystkie swoje oszczędności emerytalne
Okazało się, że w USA istniał cały przemysł swatający ukraińskie i rosyjskie kobiety z samotnymi Amerykanami, którzy tęsknili za tradycyjnymi wartościami rodzinnymi. Powstał rozbudowany system wyłudzania pieniędzy od samotnych Amerykanów: sprzedawano im książki, udział w szkoleniach i organizowano „randki na próbę”, by mogli poćwiczyć przed prawdziwymi spotkaniami. Przestrzegano ich też przed ryzykiem – na przykład podpowiadano, jak sprawdzić, czy kobieta nie przywiozła ze sobą męża z Rosji lub z Ukrainy. Oba te kraje były zresztą przedstawiane jako jeden, o podobnym kodzie kulturowym.
– Płaciłem za wszystko: za wykłady i szkolenia, za możliwość korespondowania na stronie internetowej, za tłumaczenie wiadomości – wyznał mi amerykański przyjaciel. – Potem zapłacił za lekcje angielskiego dla kobiety o imieniu Switłana, którą polubił na portalu. Kupował jej prezenty, zapłacił za leczenie jej matki i edukację córki. Powiedział mi, że czuł się jak rycerz, który ratuje tę kobietę przed wszystkimi życiowymi problemami życia. To trwało ponad cztery lata. Podobno Switłana była z nim w kontakcie zawsze, w dzień i w nocy.
Miał już wtedy ponad 70 lat. Przeżył wypadek samochodowy, po którym nie mógł już chodzić. W młodości był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, muzykiem klasycznym i wykładowcą uniwersyteckim. Zapytałam go, dlaczego dopiero teraz zdecydował się ożenić, skoro nigdy wcześniej nie był żonaty.
Wyjaśnił, że najpierw mieszkał z matką, która opisywała mu amerykańskie kobiety jako zbyt wyemancypowane i wymagające. A on marzył o bardziej tradycyjnej żonie
Kiedy matka zmarła, zaczął podejmować próby ułożenia sobie życia. Pewnego dnia, szukając towarzystwa, natknął się na płatny serwis reklamujący ukraińskie i rosyjskie kobiety. To był prawdziwy zawrót głowy: obiecano mu znalezienie „idealnej, tradycyjnej żony o wyglądzie modelki”. Na dodatek opis tej wymarzonej kobiety przypominał raczej obraz idealnej opiekunki: z wykształceniem medycznym, wyśmienicie gotującej gotowania, potrafiącej prowadzić dom, zdrowej, zawsze zadbanej, eleganckiej i mającej minimalne wymaganiami dotyczące jej wydatków.
Ukraińcy nie są konkurencją dla Amerykanów
Co ciekawe, w płatnych kursach budowania relacji osobny blok poświęcony był ukraińskim mężczyznom. Trenerzy przekonywali Amerykanów, że mężczyźni z krajów postsowieckich nie są dla nich rywalami, ponieważ nie cenią i nie szanują swoich kobiet, często nadużywają alkoholu i już po 35. roku życia wyglądają na zaniedbanych.
Przekonywali, że jedynym marzeniem kobiet – niezależnie od tego, czy są Ukrainkami czy Rosjankami – jest uzyskanie amerykańskich dokumentów. W tym celu są gotowe zrobić wszystko: być z dużo starszym mężczyzną lub kimś, kto nie jest szczególnie atrakcyjny ani zamożny – byle tylko uciec z postsowieckiej rzeczywistości do „cywilizacji”. Slogan serwisu brzmiał atrakcyjnie: „Możesz zdobyć żonę o hollywoodzkim wyglądzie, nie będąc milionerem – wystarczy, że jesteś Amerykaninem”.
Ta bajka nie była tania, więc konto emeryta szybko się opróżniało. Mój rozmówca postanowił więc przyjechać do Ukrainy, a konkretnie do Odessy, by w końcu osobiście poznać Switłanę i oświadczyć się jej. W torbie miał obrączkę i opakowanie viagry.
Łatwo sobie wyobtazić jego rozczarowanie, gdy się okazało, że żadnej Switłany tam nie było. To był tylko wymyślony marketingowy obraz, nad którym pracowało wiele osób. I nie wiadomo, czyje zdjęcia znalazły się w profilu „Switłany”
Na ulicach Odessy Amerykanin widział wiele pięknych kobiet, lecz nie spieszyły się z odpowiedzią na zaloty obcego starszego mężczyzny. Wrócił do domu bardzo zdenerwowany. Chcąc ostrzec swoich przyjaciół, że zostali oszukani, napisał „przewodnik” po rosyjskich i ukraińskich narzeczonych, którym już nie ufał.
Jesteś ze mną tylko dla zielonej karty?
To pytanie często słyszą ukraińskie kobiety, które znalazły się w Stanach Zjednoczonych po inwazji. Zauważają, że zainteresowanie Ukrainkami w USA wzrosło. Jednak stereotypy na ich temat, które kształtowały się tam przez lata, sprawiają, że Amerykanie wątpią w szczerość ukraińskich kobiet. Na drugiej lub trzeciej randce, nawet jeśli kobieta naprawdę mu się spodobała, taki facet może zapytać: „Jesteś ze mną, bo mnie lubisz – czy dlatego, że chcesz za mnie wyjść, by zostać w USA?”.
Temat ewentualnego amerykańskiego obywatelstwa jest triggerem nie tylko dla amerykańskiego, ale także dla ukraińskiego mężczyzny, jeśli utrzymujesz z nim związek na odległość – twierdzą ukraińskie kobiety
– Poznawałam Amerykanów na Bumble i na Pure [popularne aplikacje randkowe – red.]. Każdy ma swoje dziwactwa. Nawet w postępowym i kosmopolitycznym Nowym Jorku mężczyźni nadal są mężczyznami – mówi Anhelina. – Stwierdzenia typu: „kobiety wyjechały za granicę, żeby wyjść za mąż” to tylko jeden z fundamentów współczesnej mizoginii. Nadal rozmawiam z mężczyznami z Ukrainy, ale oni postrzegają ukraińskie kobiety tylko jako zasób, który utracili i który teraz „służy” obcokrajowcom, a nie im. Ich żal i ból są zrozumiałe, lecz to, czego kobieta chce dla siebie, żadnego z nich nie interesuje.
Nina, Ukrainka [imię zmienione na prośbę bohaterki – red.], mówi, że ma doświadczenie randkowania w trzech krajach: Ukrainie, Izraelu i Stanach Zjednoczonych.
– Mam 39 lat, po długotrwałym związku próbowałam zbudować nowy poprzez serwisy randkowe w Ukrainie. Ale na próżno. Na początku mieszkałam na głuchej prowincji. Mężczyźni mnie lubili, lecz nie dochodziło nawet do randek. Kijów i Lwów były pod tym względem lepsze, ale chodziło tylko o spotkania na seks bez zobowiązań. Po wybuchu wojny na pełną skalę wylądowałam na miesiąc w Izraelu. Miałam sześć randek w ciągu trzech tygodni. Jedna z tych znajomości, choć nie przerodziła się w związek, zaowocowała prawdziwą przyjaźnią. Tam wszystko było bardziej intensywne. Mężczyźni w Izraelu naprawdę szukają okazji do randek.
W Stanach sytuacja jest inna, jest więcej otwartości i szczerości. Istnieje wiele stron internetowych, gdzie możesz znaleźć mężczyznę, który będzie tak bliski twoim oczekiwaniom, jak to tylko możliwe. Na etapie selekcji trzeba tylko wypełnić kwestionariusz składający się ze 100 pytań.
Wypełnienie tego kwestionariusza nie pomogło jednak Ninie znaleźć tam partnera. Za to kontakt nawiązany na Tinderze zaowocował związkiem, który trwa już 9 miesięcy..
– Jestem feministką, więc patrzę na związki przez „feministyczny obiektyw” – mówi Nina. – Nawet w Stanach Zjednoczonych, pomimo całej tej gadaniny o równości, mężczyźni szukają partnerki, która pasuje do ogólnie utrwalonego wizerunku pięknej kobiety. Nie powiedzą ci w twarz, że nie jesteś tak piękna czy szczupła, jak by chcieli, ale możesz to poczuć. Tu nie ma zwyczaju pisania niegrzecznych rzeczy, otwartego sugerowania seksu – bo bardzo boją się kary. Groźba, że zgłosisz sprawę policji, natychmiast zmienia ton rozmowy. Tak było, kiedy pewien mężczyzna wysłał mi bez mojej zgody dickpic [zdjęcie penisa – red.]. Duża różnica między Ukrainą a USA czy Izraelem polega na tym, że kobieta nie zostanie zapytana o to, jaki robi barszcz czy jest dobrą gospodynią domową. Tutaj kobieta jest przede wszystkim człowiekiem, a nie kucharką czy sprzątaczką.
Pomimo krążących wszędzie historii o płaceniu „50 na 50”, Nina nigdy nie została poproszona o zapłacenie połowy rachunku.
Nie ma też jednak zwyczaju dawania kobietom ogromnych bukietów czy iPhone'ów 8 marca lub w Walentynki. Co najwyżej słodycze czy miłe okolicznościowe karteczki
– Zdecydowanym plusem w USA jest to, że nie ma presji na wiek. Chociaż mam 39 lat, nikt mnie nie pyta, dlaczego nigdy nie wyszłam za mąż. I nie jestem z tego powodu piętnowana – mówi Nina.
Nieszablonowi randkowicze
Inna Ukrainka, Nastia, doświadczona w kontaktach na portalach randkowych w Ukrainie i Stanach Zjednoczonych, potwierdza: wielu Amerykanów postrzega swoje obywatelstwo jako główny atut na rynku matrymonialnym.
– Amerykanie są przekonani, że jesteśmy gotowe zrobić wszystko dla zielonej karty – mówi. – Nie wahają się tym przechwalać, oferując nawet małżeństwo jako przysługę lub przyjacielskie wsparcie. Wykorzystują to jako sposób na szybkie zaciągnięcie kobiety do łóżka. Dla mnie to była czerwona flaga, gdy mężczyzna oferował coś takiego, choć nie wiedział nic o mnie, moich intencjach i pragnieniach. Nie chciałam zostać w USA, pracowałam tam na uniwersytecie.
Zarazem Nastia zauważa, że najważniejszą różnicą między Ukraińcami a Amerykanami na portalach randkowych jest sposób, w jaki się prezentują. Ukraińscy mężczyźni wysuwają wiele roszczeń wobec kobiet już od pierwszej wiadomości. – Jeszcze go nie znasz, a on już pisze: „Jeśli masz przyczepę [dziecko – red.] – przesuń palcem w lewo”. Albo: „jeżeli interesujesz się ezoteryką, nie jesteśmy z tej samej gliny”. I tym podobne.
Amerykanie na Tinderze opowiadają o sobie: jak wyglądają, czym się interesują, jakie mają hobby, gdzie pracują.
– Tylko raz natknęłam się na zastrzeżenie: kiedy facet napisał, że nie chce relacji z antyszczepionkowcem – wspomina Nastia
– Ale to było w czasie pandemii, kiedy nawet Tinder wprowadził znak „zostałem zaszczepiony”. Amerykanie mogą również z marszu określić rodzaj związku, którego szukają: monogamiczny, poligamiczny, otwarty itp.
Nastia mówi, że w USA zapomniała, czym jest migrena, co na ukraińskich portalach randkowych było dla niej doświadczeniem powszechnym. Mężczyźni potrafią prowadzić rozmowy na różne tematy, nie przekraczają granicy wulgarności i nie deprecjonują cię tylko na podstawie cech zewnętrznych.
– Proaktywność kobiety jest wysoko ceniona i nie ma czegoś takiego jak mężczyzna piszący pierwszy lub mężczyzna jako jedyny inicjujący komunikację. Jednocześnie mężczyźni bardzo powoli się do mnie zbliżają – zaznacza Nastia. – Miałam cztery prawdziwe randki, ale żadna nie przerodziła się w coś więcej niż przyjazną komunikację. Jest inaczej, gdy dochodzi do próby dobicia targu: „daję ci dostęp do obywatelstwa, a ty dajesz mi szybki dostęp do swojego ciała”. Zwykle Amerykanie są bardzo delikatni, powiedziałabym, że nawet cnotliwi.
Na randkach starają się być nieszablonowi: zapraszają na tańce, karaoke, a jeden z mężczyzn zaprosił Nastię na konkurs... rzucania siekierami. Płacą za randki, lecz chętnie akceptują inicjatywę kobiet.
– Kiedy płaci on, dbam o jego portfel i wybieram najtańsze dania. Nie są jednak skrępowani, więc lepiej zachować ostrożność z propozycjami w rodzaju: „pozwól, że tym razem to ja zapłacę”. Miałam taką sytuację, gdy żyłam ze stypendium i po opłaceniu czynszu zostawało mi 1200 dolarów (ci, którzy byli w USA, wiedzą, że to z ledwością wystarcza, by związać koniec z końcem). Pewnego razu facet zaprosił mnie na tańce, postawił mi drinka, a kiedy następnym razem ja zaproponowałam, że postawię mu drinka, zgodził się. Zjadł wtedy posiłek za 50 dolców, a ja piłam wodę, żeby móc zapłacić rachunek.
Inną amerykańską osobliwością jest to, że mężczyźni często przyjaźnią się ze swoimi byłymi, a nawet korzystają z ich rad przy nawiązywaniu nowych relacji
– Najdłuższy związek miałam z facetem o imieniu Jeremiah – wspomina Nastia. – To prosty robotnik, ale bardzo kreatywny i pomysłowy. Nic z tego nie wyszło, bo kiedy zaczęła się inwazja, spanikowałam – moje dzieci były wtedy w Kijowie. Zapytał, jak może mnie wesprzeć. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, wisiałam tylko cały czas na telefonie. Wtedy skontaktował się ze swoją byłą żoną i zaczął przynosić mi od niej ciepłe posiłki. Potem, kiedy udało mi się dotrzeć do Kijowa, on i ta była żona pomogli mi wrócić do USA z dziećmi. Był mi w zasadzie obcy, nawet się nie całowaliśmy, ale bardzo mnie wtedy wspierał.
* Bonus — już niedługo, w ostatnim artykule cyklu (Polska), znajdą się wskazówki, które na pewno pomogą Ci znaleźć partnera - na Ukrainie lub za granicą, dzięki serwisom randkowym online.
Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!