Exclusive
20
min

Wojna – ślub – rozwód

Psycholodzy twierdzą, że rozwód jest drugą największą traumą, po śmierci. W końcu to także jest przecież rodzaj śmierci – koniec rodziny, związku, wspólnego życia, marzeń i nadziei na wspólną przyszłość „na dobre i na złe”

Halyna Halymonyk

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Ostatnio pisałyśmy, że wojna zmusiła ukraiński rząd do poszukiwania rozwiązań cyfrowych, które pomogą ukraińskim parom rozdzielonym granicami i linią frontu szybko się pobrać. Bo wojna nie tylko wzmocniła zrozumienie wartości małżeństwa, ale także rozdzieliła wiele par. Dla wielu stała się sprawdzianem siły ich związku.

Częstsze rozwody w trudnych czasach

Według World of Statistics za 2023 r. Ukraina znajduje się w pierwszej piątce krajów pod względem liczby rozwodów: kończy się nimi 70% małżeństw. W pierwszej połowie 2024 r. było trochę lepiej, bo na każde 10 małżeństw przypadało 5 rozwodów.

„Przed inwazją rozwody były inicjowane głównie przez kobiety. Teraz coraz częściej wnoszą o nie mężczyźni” – powiedziała Waleria Bobko, sędzia Desniańskiego Sądu Rejonowego w Kijowie, w wywiadzie dla „Ukraińskiego Radia”.

Doświadczenia z wielu krajów pokazują, że wojna ma największy wpływ nie na cywilów, lecz na wojskowych. Weterani, którzy brali udział w walkach, są o 62% bardziej narażeni na rozwód niż ci, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w wojnę. Według badania przeprowadzonego przez RAND Corporation im dłużej trwa wojna, tym większe ryzyko rozwodu. 97 procent rozwodów miało miejsce po powrocie z walki (i często są one inicjowane przez kobiety – żołnierzy).

Badania te przeprowadzono jednak w krajach, w których cywilni partnerzy wojskowych pozostawali w znanym sobie środowisku. Wojna w Ukrainie ma pewną szczególną cechę: spowodowała największy kryzys migracyjny od czasów II wojny światowej. Wiele kobiet z dziećmi przebywa za granicą lub przeniosło się do innego regionu, podczas gdy mężczyźni często są na froncie lub pozostają w domu, w Ukrainie, z dala od swoich rodzin. Będąc rozdzielonymi przez długi czas, ludzie w sposób naturalny układają swoje życie osobiste z tymi, którzy są bliżej nich.

Olga: – Rozwiodłam się, bo zabrałam dzieci w bezpieczne miejsce, a mój mąż był tak „przestraszony”, że poprosił o „schronienie” u innej kobiety. Zamierzam zostać za granicą, ponieważ w realiach toczącej się wojny w Ukrainie nie będę w stanie sama zaspokoić naszych podstawowych potrzeb i zadbać o rozwój dwójki moich dzieci i mój. A były mąż jest przekonany, że jestem silna i dam sobie radę…

Sama wojna do rozwodu nie pcha

Patrząc na problem z perspektywy czasu można zauważyć, że istnieje silna korelacja między wstrząsami w państwie a zmianami w życiu osobistym. W trudnych czasach transformacji ludzie szukają wsparcia, ochrony i miłości, więc liczba zawieranych małżeństw wzrasta. Jednocześnie jednak trudności te mogą powodować niszczenie wcześniej założonych rodzin.

Największą liczbę małżeństw i rozwodów odnotowano w pierwszych latach niepodległości Ukrainy. W latach 1991-1994 tych drugich było ponad 200 000 rocznie. To najwięcej w historii naszego niepodległego kraju

W kolejnych dziesięcioleciach sytuacja się ustabilizowała: w połowie 2000 roku, kiedy gospodarka zaczęła stawać na nogi, liczba małżeństw wzrosła, a rozwodów spadła.

W 2020 r., w czasie pandemii COVID-19, liczba zawieranych małżeństw zmalała, ze względu na ograniczenia związane z kwarantanną. Zmniejszyła się też jednak liczba rozwodów, ponieważ postępowania sądowe były utrudnione.

Wojna na pełną skalę miała dramatyczny wpływ na małżeństwa i rozwody. W 2022 r. Ukraina doświadczyła „boomu ślubnego” – ludzie starali się wzmocnić więzi rodzinne w obliczu niepewności i zagrożenia. Jednak w 2023 r. liczba rozwodów wzrosła i trend ten utrzymuje się do dziś. Socjologowie przewidują, że po zakończeniu wojny rozwodów znów będzie więcej.

Zarazem – jeśli przeanalizujemy różne badania – wojna jako taka nie jest przyczyną rozwodów. Mówi się jedynie o konkretnych powodach, dla których małżeństwa się rozpadają. Jednym z najważniejszych jest niewystarczająca lub nieskuteczna komunikacja między partnerami. Prowadzi ona do nagromadzenia niezadowolenia i utraty emocjonalnej i duchowej więzi.

– Wiele małżeństw rozpada się z powodu niewierności, utraty zaufania, nadużywania substancji odurzających przez jednego z partnerów, konfliktów i unikania obowiązków małżeńskich – mówi psycholożka Iryna Owczar. – Mimo że wojna nie jest bezpośrednią przyczyną rozwodów, może zaostrzyć istniejące już problemy w związkach, powodując dodatkowy stres, napięcie emocjonalne, dystans fizyczny i psychiczny, a także zróżnicowanie doświadczeń małżonków żyjących w różnych warunkach.

Bo nie wyszłam za cykora

Jedną z pierwszych znanych mi osób, które złożyły pozew o rozwód po wybuchu wojny na pełną skalę, była 28-letnia Oksana [imię zmienione na prośbę bohaterki – red.]. Kiedyś oboje stanowili zgraną parę: on wysoki, szczupły blondyn, ona – krucha, szarooka. Poznali się podczas studiów w Akademii Marynarki Wojennej. Obdarowywał ją ogromnymi bukietami kwiatów, aranżował romantyczne randki, razem jeździli konno, na rowerach, nurkowali i biwakowali.

Inwazja złapała ich po przeciwnych stronach granicy. Ona została w Ukrainie, on był na morzu – a po powrocie z rejsu osiedlił się w Rumunii, następnie w Polsce. Długo namawiał żonę, by do niego dołączyła. Rok później spotkali się w wynajętym mieszkaniu we Wrocławiu.

Uzgodnili, że wrócą razem, ale on nigdy nie odważył się tego zrobić. Chciał uniknąć mobilizacji

Oksana była rozczarowana jego postawą, zwłaszcza po roku wolontariatu, kiedy zobaczyła, że wielu Ukraińców było gotowych zrobić wszystko dla kraju. „Nie wyszłam za cykora – stwierdziła. – W tym roku rozmawiałam z najlepszymi ukraińskimi mężczyznami i kobietami, którzy poświęcili wszystko, by Ukraina była bezpieczna, którzy nas bronili. Jak mogę spojrzeć im w oczy, jeśli mój mąż się ukrywa? Nigdy odzyska mojego szacunku, chociaż jest mi strasznie przykro”.

Rozwiedli się szybko, bo nie mieli dzieci ani wspólnego majątku.

Zdjęcie: Omar Marques/Anadolu Agency/abacapress.com/East News

W ciągu trzech lat, odkąd gromadzę historie ukraińskich uchodźczyń, usłyszałam dziesiątki podobnych opowieści. Oto niektóre, zasłyszane ostatnio.

Inna, 39 lat: „Przez lata byliśmy razem dla dobra naszych dzieci. Nasza rodzina zależała od jego zarobków. Kiedy znalazłam się z dziećmi za granicą, początkowo myślałam, że sobie nie poradzę. Ale potem życie jakoś zaczęło się układać: nauczyłam się języka, dostałam pracę, dzieci poszły do szkoły. Nikt nie wywiera już na mnie presji ani mnie nie upokarza. Nie jesteśmy jeszcze oficjalnie rozwiedzeni, lecz nie uważam się już za jego żonę”.

Marina, 40 lat: „Zawsze byłam 'portfelem' w naszym związku. Pracowałam na kilku etatach, inwestowałam wszystkie pieniądze w jego biznes, a on tracił swoje dochody w kasynach online. Grozili nawet spaleniem naszego domu, jeśli nie pomogę mu spłacić długu. Polska rodzina przyjęła mnie i moje dziecko pod dach za darmo. Pracowałam jako sprzątaczka w dwóch miejscach, żeby spłacić pożyczki.

I kiedy spłaciłam ostatni dług, odetchnęłam z ulgą: nie wrócę do niego. Wróciłam do domu tylko po to, żeby się rozwieść

Ołeksij, 40 lat: „Pojechałem z żoną do Irlandii. Znalazła sobie miejscowego i spakowała moje rzeczy. Mieszkam teraz w pobliżu, bo chcę widywać się z córką”.

Milana, 37 lat: „Mąż bardzo martwił się o mnie i dzieci. Powiedział, że za granicą będę bezpieczniejsza. Na początku dzwonił i pisał codziennie, potem coraz rzadziej. W końcu dowiedziałam się, że ma „wojenną narzeczoną ”. Wróciłam, myśląc, że uda mi się uratować małżeństwo, ale się nie udało ”.

Iryna, 47 lat: „Bardzo się zmienił od początku wojny, stał się przygnębiony i zamknięty w sobie. Próbowałam mu pomóc, ale jeszcze bardziej zamknął się w sobie. W końcu złożył pozew o rozwód”.

Ljubow, 61 lat: „Dowiedziałam się o romansie męża z młodszą kobietą po tym jak pojechałam z dziećmi do Hiszpanii – jeszcze przed wojną kupiliśmy tam hotel. Miał do nas dołączyć, ale nie przyjechał. Dowiedziałam się od przyjaciół, że miał romans z kobietą młodszą o 24 lata. Rozwiedliśmy się, wzięli ślub, a teraz on mówi wszystkim, że to moja wina, bo odeszłam”.

Alina Szubska. Archiwum prywatne

Czasami jednak rozwód odbywa się bez łez i dramatów. Wojna stawia tylko kropkę nad „i”: tych dwoje ludzi nie jest już na tej samej drodze. Alina Szubska ma taką historię:

– Mieliśmy z mężem dobrą rodzinę. Oczywiście były problemy, w tym mój alkoholizm, ale daliśmy radę. Kłóciliśmy się tylko dlatego, że bardzo się od siebie różniliśmy. On jest spokojny i rozważny, lubi wszystko dogłębnie zrozumieć, długo podejmuje decyzje. Ja jestem szybka: pomyślę o czymś – i to robię. Te nasze tempa nie pasowały do siebie, dlatego bywaliśmy na siebie źli. On wolałby mieszkać w przytulnym miasteczku, w domu i ogrodem. Moim marzeniem jest mieć własne mieszkanie w dużym mieście. Gdy zaczęła się inwazja, bardzo się wspieraliśmy. Ale kiedy przyzwyczailiśmy się już do nowych warunków, jakoś po cichu się rozstaliśmy – w pięknych ubraniach poszliśmy do restauracji na pożegnalną kolację. Pozostaliśmy jednak najlepszymi przyjaciółmi.

Mój ból jest większy niż twój

Wśród uchodźców wskaźnik rozwodów i ponownych małżeństw jest wyższy niż w innych grupach ludności. Wynika to z kilku kluczowych czynników: często doświadczają intensywnego stresu i traumy psychicznej z powodu przymusowego wysiedlenia, utraty bliskich, konieczności adaptacji do nowych warunków życia i problemów ekonomicznych, jak bezrobocie lub niskie płace. Mogą czuć się społecznie odizolowani w nowym środowisku, co często zmniejsza poziom wsparcia i zwiększa ryzyko konfliktu małżeńskiego.

Switłana Maksymec zwraca uwagę, że w internetowych aplikacjach randkowych, np. Tinderze, wielu mężczyzn nawet nie ukrywa tego, że są „tymczasowymi kawalerami” – do czasu powrotu żony do domu.

Szukają kogoś, kto „ugotuje barszcz i ogrzeje ich w łóżku”. Usprawiedliwiają się, mówiąc np.: „Moja żona jest bezpieczna, a ja żyję tutaj pod rakietami i bombami”

Wśród partnerów, którzy zostali zmuszeni do życia osobno, zmieniają się tradycyjne role: kobieta przejmuje wszystkie funkcje związane z utrzymaniem i rozwiązywaniem problemów rodzinnych, podczas gdy mężczyzna, który pozostał w domu, musi samodzielnie prowadzić gospodarstwo domowe.

Psycholożka Iryna Owczar twierdzi, że mężczyźni bardzo ciężko znoszą rozłąkę: – To bardzo bolesne dla mężczyzny być samemu, bez rodziny i żony u bok. I patrzeć, jak dzieci dorastają gdzieś daleko.

Psycholożka Iryna Owczar. Archiwum prywatne

Niektórzy radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Problemy pogłębia to, że małżonkowie nie znają nawzajem swoich doświadczeń, bo żyją w różnych miejscach i warunkach. Na przykład wojskowi w Ukrainie zmagają się z ekstremalnym stresem fizycznym i psychicznym, a cywile – z ciągłym niepokojem i samotnością. Kobiety, które wyjechały za granicę, mogą nie rozumieć doświadczeń swoich mężów, ponieważ mają własne problemy: ze znalezieniem mieszkania, pracy, zorganizowaniem edukacji dzieci, nauki języka, przystosowaniem się do nowego środowiska i nowych reguł. Każde z partnerów uważa swoje doświadczenia za najtrudniejsze.

Iryna Owczar: – Czasami kobieta próbuje mówić o swoich doświadczeniach i obawach, ale jej mąż nawet nie chce słuchać, bo jest sam, ze strachem przed śmiercią, strachem przed uderzeniem pocisku

Jeśli para jest naprawdę zdeterminowana, by uratować swój związek, musi rozmawiać na tematy związane nie tylko z życiem codziennym czy dziećmi, ale także z uczuciami, emocjami i lękami obojga.

Gdy rozwód jest wyzwoleniem

Iryna Owczar intensywnie pracowała z kobietami przebywającymi za granicą. Była zaskoczona, gdy się dowiedziała, że wiele z tych, które wyjechały, nie żywiło już żadnych uczuć wobec mężów w momencie wyjazdu.

– Nie chciały już być z nimi w związku małżeńskim, ale trwały w nim z różnych powodów: wspólne mieszkanie, pensja własna niewystarczająca na utrzymanie siebie i dzieci. Przed wojną nie było oczywistego powodu do rozwodu. Jednak kiedy te kobiety wyjechały, znalazły pracę i mieszkanie – poczuły, że mogą żyć niezależnie. A to popchnęło je do kroku, o którym wcześniej w skrytości myślały – mówi psycholożka.

Czasem zerwanie „z powodu wojny” jest sposobem na uwolnienie się od uzależniającego lub będącego źródłem krzywdy związku. „Przeprowadzka i fizyczne oddalenie od mojego oprawcy w końcu dały mi siłę, by złożyć pozew” – pisze na prywatnym czacie kobieta, która doświadczyła przemocy domowej.

Daria Brykajło z dziećmi. Zdjęcie: Anna Goncharova

Te, które opuściły uzależniające związki, przeżywszy zdradę, są równie szczęśliwe. Przyznają jednak, że to nie było łatwe. Daryna Brykajło niedawno rozwiodła się z powodu niewierności męża.

– To było dla mnie prawdziwe wyzwolenie, bo wcześniej przez trzy lata tolerowałam jego romanse, próbując za wszelką cenę ratować rodzinę. Rozwód był jedyną szansą na zachowanie siebie, choć zarazem był tragedią. Byliśmy małżeństwem od 14 lat i mieliśmy trójkę dzieci. To była bolesna strata, którą przeżyłam prawie jak śmierć ukochanej osoby – wyznaje Daryna.

Dla mnie rozwód też był trudnym krokiem, który wymagał dużo siły i zasobów. Nie każdy może się na to odważyć. Ale najważniejsze, by w każdej sytuacji myśleć o sobie. To moja jedyna rada dla kobiet, które rozważają rozwód.

No items found.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Malta Festival 2024: kobiety, Ukraina, wojna. For love!

Ексклюзив
20
хв

Nie bałam się jego poparzeń ani tego, że utracił część ciała. Chciałam tylko, żeby żył!

Ексклюзив
20
хв

Dlaczego Ukrainki zamieniają mężów na obcokrajowców

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress