Exclusive
20
min

Krucjata patriarchatu: Trump zakazuje słów

Brzmi jak dystopia, ale to nowa rzeczywistość w USA pod rządami Trumpa. „New York Times” poinformował o rządowych wytycznych, w myśl których teksty zawierające terminy związane z inkluzywnością, różnorodnością kulturową, ekoświadomością i... awansem kobiet są usuwane z oficjalnych rządowych stron internetowych, badań naukowych i programów szkolnych. Zakazane są m.in. „kobiety”, „karmienie piersią” i „równość”

Halyna Halymonyk

Denver. Amerykanki w strojach z „Opowieści podręcznej” protestują przeciwko zakazowi aborcji w stanie Kolorado, 27 czerwca 2022 r. Fot: JASON CONNOLLY/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Podczas inauguracji Donalda Trumpa jego córka Ivanka pojawiła się w stylizacji przypominającej Serenę Joy, kaznodziejki z dystopijnej powieści „Opowieści podręcznej”. Nie czytałam tej książki ani nie oglądałam serialu, który nakręcono na jej podstawie. Ale przeczytam i obejrzę. Skłoniły mnie do tego ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych.

NASA, czyli cenzorzy z kosmosu

Od pierwszych dni prezydentury Donalda Trumpa rozpoczęły się dyskusje o tym, że jedną z najbardziej radykalnych zmian w polityce wewnętrznej i zagranicznej będzie porzucenie przez jego administrację programu DEIA (Diversity, Equity, Inclusion, and Accessibility).

Program DEIA służył zapewnieniu sprawiedliwego uczestnictwa w różnych sferach życia wszystkim ludziom – zwłaszcza tym, którzy są niedostatecznie reprezentowani lub dyskryminowani ze względu na swoją tożsamość czy niepełnosprawność. Obejmowało to zapewnienie równych praw kobietom, poprawę ich dostępu do edukacji, możliwości kariery, udziału w życiu politycznym i podejmowaniu decyzji publicznych.

W styczniu, zaledwie dwa tygodnie po inauguracji Trumpa, rozległ się pierwszy dzwonek alarmowy. Ze strony internetowej NASA zniknęły odniesienia do mniejszości – i informacje na temat geolożki Wendy Bohon, byłej pracowniczki tej agencji. Zgodnie z notatką uzyskaną przez niezależny serwis technologiczny śledczą 404 Media, zmian miało być znacznie więcej: przede wszystkim ze strony internetowej NASA miała zniknąć cała sekcja poświęcona kobietom – liderom w przemyśle kosmicznym.

Dziennikarze „New York Times” potwierdzają, że inicjatywa mająca na celu ograniczenie widoczności w materiałach pisanych wrażliwych grup społecznych, w tym kobiet, istnieje. Na podstawie oficjalnych i nieoficjalnych instrukcji dla agencji i instytucji federalnych sporządzili listę słów, które administracja Trumpa nakazała usunąć z dokumentów rządowych, stron internetowych, wniosków o dotacje, projektów badawczych, a nawet programów szkolnych.

Teraz nie ma już tam miejsca na pojęcia takie jak: „kobiety”, „karmienie piersią”, „dostępny”, „dyskryminacja”, „opieka skoncentrowana na potrzebach ludzi”, „grupy wrażliwe” itp. Ta lista, chociaż zawiera 220 słów i określeń, nie jest kompletna, zauważa NYT.

Lista słów i określeń, które znikają z oficjalnego obiegu w Stanach Zjednoczonych

Amerykański taliban

„Washington Post” donosi, że jeśli choćby jedno z tych „bardzo niebezpiecznych słów” zostanie znalezione w tekście opublikowanym na rządowych stronach internetowych lub w projekcie badawczym, odpowiedzialna za to instytucja, na przykład National Science Foundation [NSF – agencja z budżetem 9 miliardów dolarów, która finansuje badania na całym świecie – red.] zostanie poddana inspekcji, a karą może być nawet zablokowanie danego projektu i usunięcie go z przestrzeni internetowej.

Reakcje na amerykańskich forach pokazują, że tamtejsze społeczeństwo jest podzielone na dwie grupy. Jedna krzyczy: „Wszystkie problemy w USA zaczęły się, gdy kobiety otrzymały prawo głosu!”. Druga pisze o „amerykańskim talibanie” i „patriarchalnej krucjacie przeciwko kobietom i wrażliwym grupom społecznym”. I nie może uwierzyć, że to naprawdę dzieje się w Ameryce

8 marca, w Międzynarodowym Dniu Kobiet, Donald Trump powiedział, że rząd nie będzie już wspierał „radykalnych ideologii, które zastępują kobiety mężczyznami w przestrzeniach i możliwościach przeznaczonych dla kobiet”. Biorąc pod uwagę próby wymazania odniesień do kobiet ze świata nauki i nie tylko, prawdopodobnie oznacza to, że miejsce Amerykanek znów będzie „w kuchni, kościele i przy dzieciach”.

Tu i ówdzie dochodzi już do skrajnych absurdów.

Na przykład zgodnie z bazą danych uzyskaną przez Associated Press, wśród dziesiątek tysięcy zdjęć i publikacji internetowych, oznaczonych do usunięcia przez Departament Obrony USA, znajdują się nie tylko informacje o pierwszych kobietach szkolonych w Marines, ale nawet nazwa słynnego bombowca „Enola Gay”, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę. Samolot został tak nazwany na cześć matki pilota, Enoli Gay Tibbetts. Tyle że teraz słowo gay (gej) jest na portalach rządowych w USA zakazane.

Na początku zawsze jest słowo

Nowa administracja Trumpa, nakazując zakończenie programów DEI, DEIA i tzw. sprawiedliwości środowiskowej, nazwała je „niemoralnymi, nielegalnymi, marnotrawnymi” i niesłużącymi celowi „ponownego uczynienia Ameryki wielką”.

W swojej kultowej powieści „Opowieści podręcznej” z 1985 r. Margaret Atwood pokazała, że totalitaryzm nie zaczyna się od jawnych represji, ale przenika do społeczeństwa poprzez zmiany w języku, zakazy używania pewnych słów, ich usunięcie z oficjalnego użycia i zastąpienie innymi, warunkowo neutralnymi.

Język w tej dystopijnej powieści jest narzędziem okrutnej kontroli: kobiety tracą swoje imiona, stając się własnością mężczyzn (na przykład bohaterka June Osborne zostaje „Fredą”, czyli „kobietą, która należy do Freda”). Słowa symbolizujące wolność i równość zostają zastąpione dyskryminującymi określeniami, takimi jak „niekobieta” czy „kobieta, która nie rodzi”.

Okazuje się, że Teokratyczna Republika Gilead nie jest jedynie wytworem wyobraźni autorki.

Na każdy z wywiadów Margaret Atwood przynosiła wycinki z gazet, które zainspirowały ją do napisania książki – by pokazać, że opisane w niej wydarzenia miały już miejsce w amerykańskim społeczeństwie

Zanim odebrano kobietom ciała i prawa obywatelskie, odebrano im słowa, które je określały i chroniły ich interesy. Czy nie to właśnie dzieje się teraz w Stanach Zjednoczonych?

Donald Trump podpisuje rozporządzenie wykonawcze zakazujące transpłciowym sportowcom udziału w sportach kobiecych, 5 lutego 2025 r., Waszyngton. Fot: Alex Brandon/Associated Press/East News

Medycyna dla białych mężczyzn?

Eksperci twierdzą, że jednym z najgorszych scenariuszy jest zagrożenie zdrowia Amerykanów – w tym kobiet i dzieci, które nowy rząd obiecał chronić.

Odniesienia do rasy, płci, orientacji seksualnej i niepełnosprawności w dziesiątkach badań naukowych zniknęły już ze stron internetowych Departamentu Zdrowia USA. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków anulowała swoje zalecenia dotyczące udziału różnych uczestników w badaniach, co utrudnia rozpoznanie wpływu leków – zarówno dobrych, jak złych – na pacjentów niebędących białymi mężczyznami.

„Przez długi czas wszystkie badania medyczne były prowadzone z myślą o typowym pacjencie: 35-letnim białym mężczyźnie ważącym 80 kilogramów” - podkreślała w serii swoich wykładów Alexandra Kautzky-Willer, profesorka i dyrektorka Instytutu Medycyny Płci na Uniwersytecie Medycznym w Wiedniu.

Kobiety mają zwykle mniejszą masę ciała i większą zawartość tkanki tłuszczowej, co może wpływać na efekt terapeutyczny leku, a także na jego skutki uboczne. Istnieje szereg chorób, w których niezwykle ważne jest uwzględnienie płci: cukrzyca, choroby stawów i kości, choroby endokrynologiczne, choroby psychiczne itp.

Rebecca Fielding-Miller, naukowczyni zajmująca się zdrowiem publicznym na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego, powiedziała w komentarzu dla serwisu KPBS, że lista zakazanych słów, która krąży w społecznościach naukowych, jest „orwellowska” i skomplikuje ważne badania:

Jeśli nie mogę wypowiedzieć słowa „kobiety”, to nie mogę powiedzieć, że zakaz aborcji zaszkodzi kobietom. Nie mogę w ogóle mówić o aborcji. Jeśli nie mogę mówić o rasie i pochodzeniu etnicznym, to nie mogę powiedzieć, że w społecznościach Afroamerykanów jest mniej szczepień

Niedawno Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) opublikowały dane dotyczące śmiertelności okołoporodowej matek. Okazało się, że czarnoskóre kobiety są trzy razy bardziej narażone na śmierć podczas porodu niż białe. Dane pokazują, że wskaźnik ten nie zmniejszył się w ostatnich latach, podczas gdy wskaźnik zgonów wśród białych, latynoskich i azjatyckich kobiet nieznacznie spadł. Biorąc pod uwagę nowe ograniczenia nie wiadomo, czy dane, które można by wykorzystać do zmniejszenia śmiertelności matek, będą nadal gromadzone, wykorzystywane do badań i publikowane.

Dr Natasha Martin, ekspertka w dziedzinie chorób zakaźnych i globalnego zdrowia publicznego na Uniwersytecie Kalifornijskim, mówi, że zakaz używania słów pozbawia naukowców możliwości precyzyjnego opisywania świata: „Terminy na tych listach są podstawowymi terminami naukowymi i mają kluczowe znaczenie zarówno dla opieki klinicznej, jak zdrowia publicznego. To nie jest kwestia polityczna”.

Naukowcy przyznają, że uzależnienie finansowania instytucji publicznych od przestrzegania nowych zasad i ignorowanie kwestii kobiet, równości i integracji może doprowadzić do zmniejszenia koncentracji na tych tematach. A to doprowadzi co najmniej do zwiększenia nierówności społecznych.

O czym USA będą teraz milczeć

Drugie rozporządzenie wykonawcze zakazujące polityki prowadzonej przez DEIA, choć zatytułowane: „ Zakończenie bezprawnej dyskryminacji i przywrócenie możliwości opartych na zasługach ”, w rzeczywistości skasowało liczne decyzje antydyskryminacyjne poprzednich administracji. Także te, które obowiązywały od dziesięcioleci.

Jedna z nich, wydana jeszcze przez prezydenta Lyndona B. Johnsona w 1965 roku, wymagała od podmiotów rządowych stosowania niedyskryminacyjnych praktyk podczas rekrutacji i zatrudniania. Nie można było odmówić zatrudnienia osobie, która posiadała odpowiednie kwalifikacje zawodowe, tylko dlatego, że była kobietą, miała inny niż biały kolor skóry lub ze względu na wyznanie. Nie można też było wypłacać różnych wynagrodzeń za tę samą pracę osobom różnych płci.

Czasem te przepisy były interpretowane jako dające pierwszeństwo kobietom lub osobom z innych dyskryminowanych grup. Tymczasem w rzeczywistości, mimo długotrwałego funkcjonowania tych zasad, żaden kraj na świecie nie osiągnął prawdziwej równości, przynajmniej w zakresie wynagrodzeń. Według raportu Pew Research Centre w 2024 r. kobiety otrzymywały do 85% wynagrodzenia mężczyzn na tym samym stanowisku

Istnieją jednak kraje, które zbliżyły się do pełnej równości, w szczególności dzięki polityce DEIA. Co roku „The Economist” publikuje tzw. indeks szklanego sufitu – uwzględniający kraje, w których kobiety mają najlepsze życie zawodowe. Tradycyjnie w pierwszej dziesiątce znajdują się tu Szwecja, Islandia, Finlandia, Norwegia, Francja, Nowa Zelandia, Portugalia, Hiszpania, Dania i Australia.

Aby kobieta czuła się spełniona zawodowo, musi mieszkać w kraju, w którym istnieje m.in. równy dostęp do edukacji uniwersyteckiej, komfortowy urlop rodzicielski, niedroga opieka nad dziećmi i równy podział obowiązków między rodzicami. Naukowcy zauważają, że w tych wskaźnikach Ameryka wypada szczególnie słabo. To jedyny bogaty kraj, który nie zapewnia obowiązkowego urlopu rodzicielskiego, a koszty opieki nad dziećmi przekraczają tam 30% średniego wynagrodzenia. Tyle że teraz prowadzenie badań na ten temat i publikowanie stosownych danych może zostać w USA zakazane. Bo o wiele wygodniej wykluczyć kobiety z aktywnego życia, zamknąć je w domu z dziećmi i uzależnić finansowo i społecznie od mężów.

Patriarchalny odwrót Stanów Zjednoczonych nie pozostał na świecie niezauważony. Agnes Callamard, sekretarz generalna Amnesty International, potępiła działania zespołu Donalda Trumpa, nazywając je „agresywną patriarchalną krucjatą” przeciwko prawom i autonomii cielesnej kobiet i osób wszystkich płci

To będzie to miało niszczycielski wpływ na cały świat.

„Porzucając krajowe wysiłki na rzecz zwalczania dyskryminacji ze względu na płeć, rasę i inne formy dyskryminacji, wymazując uznanie tożsamości transpłciowej i odcinając międzynarodowe finansowanie poradnictwa aborcyjnego lub skierowań na aborcję, administracja USA haniebnie wymazuje lata ciężkiej walki” – stwierdziła liderka Amnesty International.

Według Belen Sans, dyrektorki regionalnej UN Women na Europę i Azję Środkową, nastąpił „niepokojący regres” w ochronie praw kobiet.

Jeśliby uznać, że nowe decyzje amerykańskiej administracji są czymś oczywistym, nasz serwis Sestry, w którym czytasz ten tekst, nie powinien istnieć. Bo piszące w nim (głównie) kobiety, częściowo uchodźczynie i migrantki, poruszają problemy i wyzwania wynikające z ich statusu.

Jeśli nie ma słów, które nas nazywają, to nie ma nas. Ta sytuacja po raz kolejny udowadnia, że żadne z praw, które mamy dziś jako kobiety, nie zostało nam dane, lecz jest wynikiem walki. I że prawdopodobnie czeka nas kolejna ważna bitwa.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
rodzić po ludzku

"Usłysz głos bólu" to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku, która ma na celu zwiększenie dostępności znieczulenia zewnątrzoponowego. W 2024 roku otrzymało je zaledwie 23 proc. kobiet. "Myślałam, że umrę" - mówi jedna z kobiet, które nie miały tyle szczęścia. Jak się okazuje, na polskich porodówkach wciąż trzeba liczyć właśnie na łut szczęścia Joanna Pietrusiewicz z Fundacji podkreśla: Naszą kampanią mówimy "dość tego"!

"Mojej córce i mnie zabrano piękny dzień narodzin". Tylko jedna czwarta kobiet dostała znieczulenie przy porodzie

Znieczulenie zewnątrzoponowe, które pomaga zniwelować ból podczas porodu, jest świadczeniem refundowanym, co oznacza, że - przynajmniej w teorii - powinno być dostępne dla wszystkich rodzących pacjentek. W praktyce jednak liczyć na nie może tylko jedna czwarta kobiet (w 2023 roku było jeszcze gorzej: było dostępne dla zaledwie 17 proc.). Powód? Szpitale tłumaczą się brakiem dostępnych anestezjologów. Przedstawicielki Fundacji Rodzić po Ludzku zaznaczają jednak, że takie tłumaczenie jest niedopuszczalne - w przypadku innych zabiegów czy operacji, podczas których pacjenci potrzebują znieczulenia, nikt im nie tłumaczy, że "ma boleć" lub "akurat nie ma anestezjologa".

To systemowa opresja, system, w którym kobiety rodzące są traktowane jak pacjentki gorszej kategorii. To się musi zmienić, dlatego też ruszyłyśmy z kampanią "Usłysz głos bólu"
- mówi Joanna Pietrusiewicz


"Dostęp do znieczulenia zależy od regionu i organizacji opieki, co prowadzi do systemowej niesprawiedliwości. Sytuacja, choć powoli się poprawia, nadal jest dramatyczna i nie powinna mieć miejsca w nowoczesnym systemie ochrony zdrowia" - piszą fundacje. I dodają: "W innych dziedzinach medycyny znieczulenie jest standardem i pacjenci nie muszą o nie zabiegać. Dlaczego więc poród, jedno z najbardziej wymagających doświadczeń w życiu kobiety, jest traktowany inaczej?" Dlatego czas na realne zmiany: dostęp do anestezjologa 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. To kwestia organizacji pracy placówki, a więc także dobrej woli osób, które nimi zarządzają. Fundacje podkreślają, że poprawa świadomości społecznej na ten temat jest kluczowa, pozwoli bowiem pozbyć się głęboko zakorzenionych stereotypów i uprzedzeń, które leżą u podstaw problemów.

Inna: "Rodziłam po raz pierwszy w maju 2024 roku. Wybrałam celowo szpital, w którym dostępne było znieczulenie zewnątrzoponowe. Mój poród był wywoływany i określony przez personel jako wysoce zmedykalizowany. Ból skurczów wywołanych przez przez podawaną dożylnie oksytocynę był. nie do zniesienia, poród postępował bardzo powoli. Wiedziałam, że przede mną jeszcze wiele godzin męczarni, dlatego poprosiłam o wezwanie anestezjologa do podania znieczulenia. Położna mocno mnie zniechęcała do tego kroku".

Takich opowieści jest więcej. Z danych Fundacji Rodzić po Ludzku wynika, że wciąż - mimo pozytywnych zmian, które zaszły w Polsce w ostatnich latach, przede wszystkim wprowadzeniu standardów opieki okołoporodowej - aż 50 proc. kobiet doświadcza różnych rodzajów przemocy na porodówkach, a 40 proc. porodów jest indukowanych. Joanna Pietrusiewicz wyjaśnia, że podanie syntetycznej oksytocyny powoduje silniejsze i bardziej bolesne skurcze. Kobiety tak bardzo boją się porodu, że aż połowa z nich decyduje się na cesarskie cięcie. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje, by odsetek cesarskich cięć nie przekraczał 10-15 proc.

Dla 9 proc. kobiet poród to "najgorsze doświadczenie w życiu".

Fundacja Rodzić po Ludzku od ponad trzech dekad walczy, by to kobiety były autorkami swoich porodów. By były traktowane godnie, z szacunkiem, poszanowaniem intymności. Kampania "Usłysz głos bólu" to kolejny etap tej walki.

Data publikacji: 09.04.2025

20
хв

„Usłysz głos bólu” — to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku,

Anna J. Dudek
ukraińscy uchodźcy Niemcy przyjmują perspektywy pracy z tymczasową ochroną

Niemieckie władze przewidują nową falę ukraińskich uchodźców – napisał „Die Welt”. Andreas Breitner, dyrektor Stowarzyszenia Północnoniemieckich Przedsiębiorstw Mieszkaniowych (VNW), przedstawił taką prognozę, biorąc pod uwagę decyzję Donalda Trumpa o zawieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy. W niedalekiej przyszłości może to doprowadzić do niedoboru pocisków do systemów obrony powietrznej i narazić ludność cywilną Ukrainy na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Mimo że Trump wznowił pomoc wojskową dla Ukrainy, nadal istnieje ryzyko, że Niemcy (a także inne kraje europejskie) będą musiały przyjąć nowych ukraińskich uchodźców. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nieprzewidywalna polityka nowego prezydenta USA.

Według Breitnera władze trzech niemieckich krajów związkowych: Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Hamburga postanowiły na wszelki wypadek przygotować miejsca dla Ukraińców.

Potwierdza to w rozmowie z serwisem Sestry Oksana Schoorlemmer, założycielka Nord Haus UA, organizacji pomagającej Ukrainie i ukraińskim uchodźcom. Oksana jest Ukrainką i od wielu lat mieszka w niemieckim mieście Schwerin. Od początku rosyjskiej inwazji uruchomiła kilka projektów mających na celu pomoc Ukraińcom przybywającym do Niemiec. Jest również dyrektorką „Business Woman”, magazynu dla odnoszących sukcesy ukraińskich kobiet w Niemczech.

Oksana Shoorlemmer. Archiwum prywatne

Bo Niemcy to duży kraj

– Kwestia nowej fali uchodźców z Ukrainy rzeczywiście jest omawiana przez władze – mówi Oksana Schoorlemmer. – Nikt nie wie, czego się spodziewać, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozważa różne scenariusze.

W moim kraju związkowym, Meklemburgii-Pomorzu Przednim, są puste lokale, zarezerwowane przez władze dla nowej fali osób z Ukrainy

Tak było również po pierwszej fali emigracji, w 2022 r. Władze przygotowywały się na ewentualność napływu dużej liczby uchodźców, w razie pogorszenia się sytuacji. I niestety tak właśnie się stało.

To zawsze zależy od wydarzeń w Ukrainie. Na przykład gdy Rosja zintensyfikowała bombardowania Charkowa jesienią 2024 r., nasza organizacja odbierała wiele telefonów z tego regionu. Wiele telefonów było też po skandalu w Gabinecie Owalnym. Ludzie się przestraszyli, że będzie jeszcze gorzej.

Kateryna Kopanieva: – Czy Ukraińcy są dziś przyjmowani w Niemczech na takich samych warunkach, jak w 2022 roku?

Oksana Schoorlemmer: – Tak, ale w wielu landach mogą już być dla nich miejsca. Nie dotyczy to jednak osób, które zamierzają tylko odwiedzić bliskich. Za to jeśli jakaś Ukrainka przyjechała tu po rozpoczęciu wojny, a teraz chce sprowadzić swoich rodziców lub dzieci z Ukrainy, może to zrobić, nawet jeśli w landzie, w którym przebywa, nie ma już miejsc.

Sytuacja wygląda inaczej w przypadku osób, które nie mają tutaj bliskich krewnych. Jeśli dana osoba przyjedzie do jakiegoś miasta, ale okaże się, że ten land już jej nie przyjmie, zostanie wysłana do innego landu. Sytuacja z miejscami szybko się zmienia.

A jeśli nie będzie miejsc w żadnym landzie?

To się jeszcze nie zdarzyło. Niemcy to duży kraj, zawsze gdzieś jest miejsce. Jednak w takim przypadku imigrant nie będzie możliwości wyboru: jeśli powiedzą ci, żebyś pojechała na przykład do Berlina, nie będziesz mogła powiedzieć, że chciałabyś pojechać do Monachium.

Większość Ukraińców w Niemczech szuka mieszkań do wynajęcia na własną rękę. Czy jest szansa, że władze im w tym pomogą?

Tak, ale poszukiwania mogą zająć dużo czasu, ponieważ wolnych mieszkań prawie nie ma. W 2022 roku wszystko było inaczej: w pierwszych tygodniach wojny na pełną skalę setki Niemców, w tym bardzo zamożnych, dzwoniło do mnie i bezpłatnie oferowało swoje mieszkania i domy Ukraińcom. Moja przyjaciółka oddała im do dyspozycji swój pięciogwiazdkowy hotel.

Później wprowadzono specjalny program: państwo rekompensowało czynsz tym, którzy zakwaterowali Ukraińców. Ten program nadal działa, ale ci, którzy chcieli wynajmować mieszkania jego w ramach, już to zrobili. Ponadto w Niemczech obowiązują pewne standardy: minimum 12 metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej na osobę. W związku z tym rodzina z dwójką lub trójką dzieci powinna mieć duże mieszkanie, a takie trudno znaleźć.

Gdzie mieszkają osoby, które nie znalazły stałego zakwaterowania?

W naszym landzie są one najpierw goszczone przez Hotel „Europa”. Po pierwszym dniu w tym hotelu Ukrainiec składa wniosek do urzędu miasta – a jeśli zostanie potwierdzone, że land, do którego przybył, przyjmuje uchodźców, rozpoczyna się papierkowa robota. Podczas szukania zakwaterowania przez imigranta i koordynatorów (może to być Czerwony Krzyż lub np. nasza organizacja) imigrant może zostać umieszczony w akademiku lub innym specjalnie wyposażonym lokalu dla Ukraińców. W 2022 roku były to szkoły i aule z namiotami.

Podczas rosyjskiej inwazji Niemcy przyjęły najwięcej Ukraińców — ponad 1 110 600. Zdjęcie: AP/Associated Press/Eastern News

Bonus tylko dla aktywnych

Pokutuje przekonanie, że Ukraińcy w Niemczech mogą „wiecznie chodzić do szkoły i otrzymywać pomoc społeczną”. A szkoła oznacza integracyjne kursy językowe. Jak dotąd statystyki zatrudnienia Ukraińców w Niemczech nie są imponujące.

Niestety niektórzy Ukraińcy naprawdę nie chcą pracować.

Niemcy są jedynym krajem w UE, w którym Ukraińcy nadal otrzymują pełne świadczenia

Obejmują one zasiłki na życie (450 euro miesięcznie dla dorosłych, 250 dla dzieci) i mieszkania, za które czynsz jest w pełni pokrywany przez państwo. Niektórzy uchodźcy, uznawszy, że pensja (jeśli nie mówisz po niemiecku, prawdopodobnie jest to płaca minimalna) byłaby niemal równa ich zasiłkom, nie spieszą się z poszukiwaniem pracy. Jednak tak zachowują się głównie ci, którzy już w Ukrainie szukali okazji do nicnierobienia. A ci, którzy pracowali, rozwijali się, to samo robią w Niemczech.

Dlatego ktoś uczy się niemieckiego od zera do poziomu B2 w rok, a ktoś inny nie jest w stanie zdać egzaminu A2 lub B1 przez trzy lata.

Obecnie zasady dotyczące ukraińskich uchodźców stały się bardziej rygorystyczne: nie możesz wiecznie „chodzić do szkoły”. Wcześniej po zdaniu egzaminu z niemieckiego na poziomie B1 dana osoba mogła być pewna, że będzie mogła kontynuować naukę na poziomie B2. Teraz państwo płaci za kurs B2 tylko wtedy, gdy przekonasz urząd pracy, że naprawdę go potrzebujesz. Możesz na przykład udowodnić, że na twoją specjalizację jest duże zapotrzebowanie, a jeszcze lepiej – pokazać ofertę pracy lub praktyki. W takich przypadkach najprawdopodobniej pozwolą ci dalej studiować. Jeśli jednak nie możesz udowodnić zapotrzebowania, zostaniesz skierowana do pracy.

Dlatego dla aktywnych osób, które spełniają wszystkie wymagania programu integracyjnego, urząd pracy jest pomocą. A dla tych, którzy szukają okazji do nicnierobienia, jest stresujący, ponieważ muszą przyjść i zgłosić, jak idzie im poszukiwanie pracy

W jakich branżach Ukrainiec ze znajomością niemieckiego na poziomie B1 może znaleźć pracę w Niemczech?

Mogą to być restauracje, kawiarnie czy hotele. W Schwerinie są dwa McDonald’sy, w których prawie wszyscy pracownicy to Ukraińcy. Niemcy chcą zatrudniać naszych, bo oni pracują szybko, sprawnie i nie stawiają dodatkowych warunków (podczas gdy np. uchodźcy z Syrii w restauracjach nie mogą mieć kontaktu z wieprzowiną). Z B1 może to być też praca w biurze lub organizacji wolontariackiej. Jeśli poziom języka jest niższy, pozostaje sprzątanie, magazyny i kuchnie hotelowe.

Jeśli jednak dana osoba nauczy się języka, ma wszelkie szanse na znalezienie dobrej pracy. W Niemczech są takie możliwości. Na przykład znając niemiecki na poziomie B2 możesz iść na bezpłatne studia. Na uczelniach jest wiele różnych specjalizacji – w szczególności związanych z biznesem czy ekonomią. Po wstąpieniu na uczelnię wyższą osoba studiuje przez tydzień, a przez drugi pracuje, zdobywając praktyczne umiejętności. Jeśli dobrze się spiszesz, masz szansę na utrzymanie pracy i uzyskanie europejskiego dyplomu. Nauka trwa zazwyczaj cztery lata (jeśli osiągasz bardzo dobre wyniki, może być krótsza). To okazja na przykład dla tych, którzy w Ukrainie byli prawnikami czy ekonomistami, by zostać tutaj doradcami finansowymi. W Niemczech to dziś bardzo popularny zawód. Możesz także studiować, by zostać dyplomowaną pielęgniarką. To również poszukiwany zawód.

Ukraińscy uchodźcy w kuchni jednej z niemieckich restauracji, 2024 r. Zdjęcie: Uwe Anspach/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News

A jak niemieccy pracodawcy patrzą na ukraińskie dyplomy?

Przychylnie, jeśli dyplom jest nostryfikowany w Niemczech. By to zrobić, musisz zdać niemiecki egzamin B2 i złożyć wniosek o uznanie dyplomu w Centralnym Rejestrze Unii Europejskiej. By pomóc w tym Ukraińcom, jako państwowa doradczyni ds. uznawania zagranicznych dyplomów uruchomiłam projekt, który nazwaliśmy „Szansa dla Meklemburgii-Pomorza Przedniego”. Jego istotą jest to, że nie tylko pomagamy ludziom potwierdzić ich dyplomy, ale także natychmiast szukamy dla nich pracy. Stworzyliśmy całe katalogi Ukraińców o różnych specjalnościach i szukaliśmy dla nich ofert pracy. Pomagaliśmy im pisać CV i towarzyszyliśmy im na rozmowach kwalifikacyjnych.

Nawiasem mówiąc, Niemcy są zszokowani tym, że niektórzy Ukraińcy mają trzy lub cztery dyplomy. Tym bardziej że wielu uchodźców np. uchodźców z Syrii nie ukończyło żadnej szkoły

Projekt pomógł znaleźć pracę setkom Ukraińców, w tym wielu lekarzom i nauczycielom. Jako że do Niemiec przybyła ogromna liczba dzieci, poszukiwani byli nauczyciele ze znajomością ukraińskiego. Jednak później okazało się, że ukraińskie klasy integracyjne były błędem – bo nie było żadnej integracji. Zajęcia prowadzono w języku ukraińskim, a dzieci rozmawiały ze sobą tylko po ukraińsku, co oznaczało brak postępów w niemieckim. Kiedy rodzice zdali sobie z tego sprawę, zaczęli prosić o przenoszenie swoich dzieci do zwykłych klas niemieckich. Bo wtedy zdawałyby egzaminy tak jak dzieci niemieckie.

Psycholodzy poszukiwani

Wracając do specjalizacji: mogę powiedzieć, że nadal istnieje zapotrzebowanie na ukraińskojęzycznych psychologów, którzy mogliby pracować zarówno z dorosłymi, jak z nastolatkami. Wielu Ukraińców potrzebuje pomocy psychologicznej. Na początku inwazji w naszym ponadmilionowym landzie było tylko sześcioro psychologów mówiących po ukraińsku lub rosyjsku. To był ogromny problem, ponieważ zdarzało się, że dzieci atakowały swoich rodziców, a jedna Ukrainka nawet się powiesiła.

Stres powoduje poważne choroby i opóźnia leczenie. Od wybuchu wojny pochowaliśmy już sześć Ukrainek, które zmarły na raka. Nie zwracały uwagi na znaki ostrzegawcze, nie poddawały się badaniom, a potem było już za późno.

To przerażające, gdy przypomnimy sobie, jak potem odsyłaliśmy ich dzieci do Ukrainy, bo krewnych miały tylko tam

Teraz dzięki programowi Ministerstwa Polityki Społecznej wiele Ukrainek, które przyjechały tu z dyplomami nauczycielskimi, ukończyło specjalny kurs i zostało trenerkami. To kolejny przykład, jak ludziom udało się znaleźć pracę w swojej dziedzinie i teraz pomagają innym.

Które kategorie Ukraińców mają większe szanse na znalezienie pracy i zbudowanie sobie w Niemczech życia?

Ci, którzy stracili w Ukrainie wszystko. Rozumieją, że nie ma już odwrotu, i robią wszystko, by odbudować swoje życie. Są niesamowite historie. Na przykład Natalii, która przyjechała tu z dwójką dzieci. Jej mąż zginął na wojnie, a wkrótce potem zdiagnozowano u niej raka. Nie poddała się i podczas chemioterapii intensywnie uczyła się niemieckiego. Zdała egzamin B2, a po zakończeniu leczenia znalazła pracę w firmie zajmującej się opieką nad osobami starszymi. Niedawno została kierowniczką działu.

Takie przykłady robią wrażenie zarówno na nas, jak na Niemcach. Ci ostatni często porównują Ukraińców do Syryjczyków.

Z Syrii przyjeżdżają młodzi mężczyźni z rodzinami. A z Ukrainy przyjeżdżają kobiety z dziećmi – i wielu z nich udało się zrobić więcej w ciągu trzech lat niż mężczyznom z innych krajów w ciągu dziesięciu

Szczerze podziwiam też naszych przedsiębiorców. Na przykład kobiety, które w Ukrainie pracowały w branży kosmetycznej, nie siedzą tu na zasiłku ani jeden dzień: od razu znajdują klientów, a wiele z nich otwiera własne salony.

Federalny minister pracy Hubertus Heil (po prawej) wita Alionę Kameniuk, uchodźczynię z Ukrainy, podczas wizyty w przedszkolu. Za nim stoi ambasador Ukrainy w Niemczech Aleksiej Makejew i Karl-Josef Laumann, minister pracy, zdrowia i spraw społecznych Nadrenii Północnej-Westfalii. Zdjęcie: Rolf Vennenbernd/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News

Za co niemiecki paszport

Domyślam się, że miejscowi cenią sobie ukraińską obsługę.

Tak, lubią. Ale wśród naszych jest duża konkurencja. I tu jest jeden niezbyt przyjemny moment. Wspomniani Syryjczycy również otwierają salony i normalnie ze sobą koegzystują, bo uważają, że pieniędzy wystarczy dla wszystkich. A Ukraińcy – zwłaszcza ci, którzy przybyli do Niemiec przed wojną – nie zawsze są zadowoleni, widząc swoich rodaków na rynku. Posuwają się nawet do pisania na nich skarg.

W takich przypadkach zawsze mówię, że nie możemy prosić kraju nas goszczącego o tolerancję, dopóki nasi rodacy nawzajem się podgryzają

Ogólnie rzecz biorąc, Ukraińcy są mile widziani na niemieckim rynku pracy. Wszystkie te programy integracyjne istnieją nie bez powodu: populacja Niemiec się starzeje. Szacunki pokazują, że do 2036 r. ponad 80 procent populacji będzie w wieku 60+. Niemcy bardzo potrzebują osób w wieku produkcyjnym.

Zarazem Ukraińcy przebywają obecnie w Niemczech tylko w ramach ochrony tymczasowej. Czy ci, którzy chcą pozostać, mają na to szansę?

Istnieją pewne opcje. Na przykład nadal istnieje prawo, które pozwala uzyskać niemiecki paszport po trzech latach nieprzerwanej pracy w Niemczech. Jeśli płacisz podatki przez te trzy lata i znasz niemiecki na poziomie B2, a do tego zdasz egzamin z nauk politycznych, możesz zostać obywatelem tego kraju. Co stanie się z tymi, którzy nie pracują – jeszcze nie wiadomo. Mówię „jeszcze”, ponieważ wraz z nadejściem nowego rządu ustawodawstwo migracyjne może ulec zmianie. Niestety prawicowe nastroje są obecnie w kraju bardzo silne, co wpływa na ogólne nastawienie do migrantów i ich perspektywy.

Jak Niemcy reagują na ostatnie wydarzenia na świecie? W krajach bałtyckich toczą się poważne dyskusje na temat przygotowań do ewentualnej wojny.

Niedawno mój 14-letni syn wrócił do domu ze szkoły i powiedział: „Mamo, musimy przygotować się do wojny”. Powiedziano mu, że szkolenie wojskowe rozpocznie się w szkołach od 14. roku życia. Rząd zwiększa wydatki na obronność i dużo się o tym mówi. Jednocześnie 60 procent Niemców nie chce słyszeć o wojnie. Są „zmęczeni” wojną w Ukrainie i nie są gotowi myśleć o tym, że ona może przyjść do ich domów. Niestety wiele osób tutaj nie uczyło się historii. Właśnie dlatego skrajnie prawicowa prorosyjska AfD [Alternatywa dla Niemiec – red.] zyskuje na popularności. Jeśli spojrzeć na to, jak ludzie głosowali w ostatnich wyborach, widać, że podział przebiega wzdłuż dawnej granicy między NRD a RFN – wschodnie Niemcy poparły AfD. To smutny, wręcz przerażający trend.

20
хв

Ukrainiec nad Renem: język, wsparcie, praca, przyszłość

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Ексклюзив
20
хв

Walkirie Trumpa

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress