Społeczeństwo
Репортажі з акцій протестів та мітингів, найважливіші події у фокусі уваги наших журналістів, явища та феномени, які не повинні залишитись непоміченими

Pierwsza nagroda Sestry.eu: "Portrety Siostrzeństwa". Kto ją otrzyma?
Całkowicie obcy ludzie, dalecy krewni, którzy nigdy się nie spotkali, dobrzy przyjaciele z dawnych lat - od początku inwazji na pełną skalę Polki otworzyły swoje serca i drzwi swoich domów dla Ukrainek. Słowa nie są w stanie opisać ogromnego poczucia solidarności i wsparcia, które narodziły się między do niedawna obcymi sobie ludźmi. Przez dwa lata z rzędu Polki i Ukrainki szły ramię w ramię, pomagając sobie nawzajem i inspirując się. Wspólnymi siłami przybliżają Ukrainę do zwycięstwa.
My, międzynarodowy magazyn Sestry.eu, opowiadamy historię niesamowitych kobiet, które dzięki swojej woli, odwadze i zaangażowaniu w wartości demokratyczne zmieniają świat na lepsze. Historia pokazuje, że w czasach wielkich wstrząsów kluczowa staje się rola kobiet, matek i sióstr.
Zespół redakcyjny Sestry.eu stworzył nagrodę "Portrety Siostrzeństwa", aby docenić kobiety, które poprzez swoją aktywną postawę obywatelską, człowieczeństwo i gotowość do poświęceń jednoczą się, aby wspierać tych, którzy najbardziej tego potrzebują. Naszym celem jest podkreślenie wkładu kobiet w obronę demokracji w Europie i świecie.
Ceremonia wręczenia nagród odbędzie się 13 lutego 2024 r. w Warszawie. Kapituła wybrała 12 nominowanych. Spośród nich wyłonione zostaną dwie laureatki pierwszej nagrody Sestry - Ukrainka i Polka, które uosabiają ukraińsko-polską współpracę, wzajemne wsparcie i siostrzeństwo.
Kapituła nagrody:
- Dominika Kulczyk, przedsiębiorczyni, prezeska Kulczyk Foundation
- Maria Górska, redaktorka naczelna Sestry.eu
- Joanna Mosiej-Sitek, CEO Sestry.eu; była dyrektorka zarządzająca Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów
- Agnieszka Holland, polska reżyserka i scenarzystka
- Myroslawa Keryk, prezeska Zarządu Fundacji Ukraiński Dom, Warszawa
- Ołeksandra Matwiejczuk, ukraińska działaczka na rzecz praw człowieka, szefowa Centrum Swobód Obywatelskich, laureatka Nagrody Nobla
- Bianka Zalewska, polska dziennikarka pracująca dla kanału Espresso TV
- Natalia Panczenko, liderka Euromajdanu Warszawa, szefowa zarządu Fundacji Stań Po Stronie Ukrainy
- Victoria Zvarych, żona Ambasadora Ukrainy w Rzeczypospolitej Polskiej
- Henryka Bochniarz, ekonomistka, przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan
- Myroslava Gongadze, szefowa rozgłośni Głos Ameryki w Europie Wschodniej
- Bogumiła Berdychowska, polska publicystka i dziennikarka
Polki nominowane do nagrody "Portrety Siostrzeństwa":

1. OLA HNATIUK
Są ludzie, którzy lubią i chcą pomagać. Są też tacy, dla których niesienie pomocy stało się sensem życia. To cytat z Oli Hnatiuk – polskiej ukrainistki, profesorki uniwersytetów: Warszawskiego i Narodowego Kijowsko-Mohylańskiego, naukowczyni, tłumaczki, pisarki, popularyzatorki kultury ukraińskiej i redaktorki. I te słowa odnoszą się również do niej. Życie i działalność Oli Hnatiuk stały się symbolem polsko-ukraińskiego dialogu i zrozumienia.

2. ELWIRA NIEWIERA
Jest filmowcem i autorką nagradzanych filmów dokumentalnych, w tym filmu "Syndrom Hamleta". Film opowiada o powstawaniu sztuki teatralnej, która miała pomóc pogodzić się z wojenną traumą pięciu młodym Ukraińcom, którzy w 2014 roku wyruszyli na front. Film miał swoją światową premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno latem 2022 roku. Od pierwszego dnia wielkiej wojny Elwira Niewiera zbierała pieniądze, organizowała pomoc dla wszystkich, którzy jej potrzebowali, wysyłała na Ukrainę generatory, radia, sprzęt medyczny i drony.

3. AGNIESZKA DEJA
Pracowniczka centrum pomocy "Pod parasolem" w Warszawie prowadzonego przez Fundację Kuroniówka we współpracy z Bankiem Żywności SOS. Agnieszka Deja zmieniła pracę, gdy zobaczyła tłumy ukraińskich uchodźców na dworcu kolejowym Warszawa Zachodnia po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę. Każdego miesiąca pomoc otrzymywało tam ponad 800 uchodźców z Ukrainy, a także z Syrii, Turkmenistanu i Czeczenii. Mogą oni liczyć na żywność, wsparcie psychologiczne i informacyjne oraz ciepło, i rodzinną atmosferę.

4. ADRIANA POROWSKA
Szefowa Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, z zawodu pracowniczka socjalna. Od 18 lat organizuje pomoc dla osób doświadczających bezdomności w Warszawie. Po wybuchu wojny na pełną skalę zorganizowała pomoc dla setek tysięcy ukraińskich ukraińskich uchodźców, którzy przybyli na Dworzec Zachodni w Warszawie – wielkie centrum przesiadkowe dla Ukraińców. Dzięki niej i zarządzanemu przez nią zespołowi wolontariuszy ludzie uciekający przed wojną mieli zapewnione jedzenie, pomoc medyczną, dach nad głową, bilety na dalszą podróż, dostęp do wifi – wszystko, co dawało im poczucie bezpieczeństwa.

5. GRAŻYNA STANISZEWSKA
W czasach PRL Grażyna Staniszewska działała w opozycji, a w stanie wojennym na początku lat 80. Była internowana i aresztowana. W 1989 r. Staniszewska zasiadła jako jedyna kobieta wśród 54 uczestników Okrągłego Stołu, historycznego spotkania polskich władz komunistycznych z opozycyjnym związkiem zawodowym Solidarność, w wyniku którego opozycja uzyskała status prawny, a następnie wygrała wybory parlamentarne i wdrożyła radykalne reformy gospodarcze.
Od 2014 roku angażuje się w organizowanie pomocy dla Ukrainy. Przewodniczy zarządowi Fundacji Kalyna, która zapewnia stypendia na studia w Polsce dzieciom Ukraińców poległych na froncie oraz finansuje prace naukowe o relacjach polsko-ukraińskich. Organizuje również dostawy pomocy humanitarnej do Ukrainy na front oraz w ramach projektu „rodzina-rodzinie”.

6. MARTA MAJEWSKA
Burmistrzyni Hrubieszowa. Po ataku Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku setki wolontariuszy z własnej inicjatywy założyło w tym położonym niedaleko granicy polsko-ukraińskiej mieście ośrodek przyjmowania uchodźców. Majewska zapewniała cywilom uciekającym przed wojną schronienie, żywność, mieszkanie i wsparcie psychologiczne. Zorganizowała system rejestracji i koordynacji transportu uchodźców, dzięki któremu tysiące osób zostało przetransportowanych w bezpieczne miejsca w głębi Polski i mogło skorzystać z pomocy innych samorządów. Za swoje działania została wyróżniona nagrodą specjalną "Solidarni z Ukrainą" w prestiżowym Rankingu Samorządów Rzeczpospolitej.

Ukrainki nominowane do nagrody "Portrety Siostrzeństwa":
1. TETIANA HRUBENIUK
Wolontariuszka. Od 2014 roku pomaga ukraińskiej armii, rodzinom żołnierzy, weteranom i ofiarom wojny. Pierwszego dnia napaści Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. stworzyła w Kijowie sieć punktów pomocy dla armii. Zbierała i wysyłała na front wszystko, co potrzebne: od kamizelek po drony.
Teraz jako dyrektorka ukraińskiego oddziału Amerykańskiej Fundacji Charytatywnej Revived Soldiers Ukraina organizuje pomoc dla żołnierzy potrzebujących rehabilitacji m.in. leczenie, operacje i rehabilitacje żołnierzy potrzebujących protez bionicznych w Stanach Zjednoczonych. Transport odbywa się przez Polskę – tutaj Tetiana Hrubeniuk organizuje spotkania z rannymi i popularyzuje projekty pomocowe. - Mamy tak wielu młodych chłopaków, którzy chcą biegać, pracować, studiować, ożenić się, mieć i wychowywać dzieci. Życie nie kończy się po amputacji – mówi.

2. OKSANA KOLESNYK
Do wybuchu wojny na pełną skalę dyrektorka szkoły w Czernichowie, dziś prowadzi Warszawską Szkołę Ukraińską założoną przez Klub Inteligencji Katolickiej i Fundację Ukraiński Dom.
To nowoczesna szkoła z ukraińskimi wartościami, zadaniami i metodami edukacji. Zapewnia wsparcie psychologiczne dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia Ukrainy z powodu wojny. Tak o niej mówi dyrektorka: - To nauka w dobrych, przyjaznych warunkach. Nikt nie krzyczy, nie ma presji, nie ma wyścigu szczurów. Jest po prostu nauka i wiele innych aktywności. Staramy się dzieciom pomóc zniwelować traumy.Szkoła działa w innowacyjnym modelu dwóch systemów edukacyjnych: polskim i ukraińskim.

3. WIKTORIA BATRYN I HALINA ANDRUSZKÓW
Halina Andruszków i Wictoria Batryn to matka i córka, założycielki Fundacji UNITERS, która stała się największym wolontariackim centrum tranzytowym w Warszawie. Zainicjowały akcję "Święta bez taty", w ramach której w ciągu 10 lat przekazały ponad 300 000 prezentów świątecznych dzieciom ukraińskich żołnierzy poległych na froncie. Fundacja zjednoczyła ponad 3000 wolontariuszy z całego świata. Od 2014 r. wysłała ponad 6 000 ton pomocy humanitarnej, w tym 60% środków medycznych na linię frontu i sprzętu dla szpitali. Fundacja prowadzi również największy ośrodek pomocy humanitarnej dla uchodźców w Warszawie, gdzie każdego dnia wsparcie otrzymuje około pół tysiąca osób.

4. OKSANA NECHYPORENKO
Liderka wielu inicjatyw obywatelskich w Ukrainie. Dyrektorka GoGlobal, największej edukacyjnej inicjatywy wolontariackiej w kraju, w której uczestniczy 160 000 dzieci i 3 tys. nauczycieli. Oksana Nechyporenko jest współzałożycielką Masha Fund, największej ukraińskiej fundacji zapewniającej pomoc psychologiczną dla kobiet. WW pierwszych dniach wojny zorganizowała, a obecnie kieruje Centrum Koordynacji Kryzysowej, które zapewnia pomoc w trzech obszarach: wsparcia humanitarnego, doradztwa dla obywateli i komunikacja. 30 proc. pomocy humanitarnej, która dotarła do Ukrainy od początku wojny przez Polskę, zostało dostarczonych z pomocą Centrum. Centrum ściśle współpracowało z Ambasadą Ukrainy w Polsce oraz Ministerstwem Spraw Zagranicznych Ukrainy i stało się centrum komunikacji w sprawach humanitarnych dla całego świata.

5. LESYA LITWINOWA
Porzuciła karierę telewizyjną w 2014 roku, kiedy rozpoczęła się wojna Rosji z Ukrainą, i założyła fundację charytatywną Svoi. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat działalności pomogła ponad 35 tys. przesiedleńcom wewnętrznym ze Wschodu, a także wspierała nieuleczalnie chorych.Podczas pandemii fundacja zbierała pieniądze, za które kupowała koncentratory tlenu i wysyłała do miejscowości w całej Ukrainie.W dniu pełnej inwazji zgłosiła się z mężem do wojskowego biura rejestracji i poboru. Byłą w ciąży. Walczyła w obwodzie donieckim w plutonie 207. batalionu Sił Zbrojnych Ukrainy. Od 1 września 2023 r. jest cywilem, ale zapowiada, że wróci na front. – Muszę tylko wstawić implanty do kręgosłupa, który odmawia dalszej pracy, zrobić coś z prawym okiem, na które nie widzę po wstrząsie mózgu, i wyremontować dom, abym mogła w nim mieszkać.

6. TATA KEPLER
Wolontariuszka, restauratorka, producentka, artystkaOd początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę porzuciła swoją pracę, aby zostać wolontariuszką. Założyła organizację „Ptaki”, która dostarcza leki i organizuje służbę zdrowia dla żołnierzy oraz ludności cywilnej, pomaga ofiarom gwałtów i organizuje misje medyczne do odległych wiosek: przy froncie i na terytoriach okupowanych. Do stycznia 2023 roku fundacja przekazała dary warte 5 mln dolarów.Głównym celem Kepler jest pomaganie tam, gdzie nikt nie dociera, w najbardziej odległych miejscowościach i małych wioskach: - To ciągła praca ze śmiercią, krwią, błotem i smutkiem. W tym wszystkim staramy się znaleźć światło i cuda, bo tylko to pomaga przypomnieć sobie, po co to wszystko robimy.Odznaczona przez prezydenta medalem „Narodowa Legenda Ukrainy”.

Partnerzy nagrody Portrety Siostrzeństwa:
- Kulczyk Fundation
- Ambasada Ukrainy w Polsce
- Ukraiński Dom (Warszawa)
- Телеканал Еспресо
- Patronat Honorowy Prezydenta Miasta Lublina
- Fundacja Edukacja dla Demokracji
- Przemysław Krych
- Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności
- Fundacja Rodziny Ulatowskich


W domu jest lepiej, nawet jeśli nie ma prądu i spadają rakiety. Dlaczego Ukraińcy wracają z Polski?
W Olsztynie zaprezentowano wyniki badania "Uchodźcy wojenni z Ukrainy. Problemy, potrzeby, ocena wsparcia instytucjonalnego". Ponad 200 osób w wieku od 18 do 65 lat, które obecnie mieszkają w województwie warmińsko-mazurskim, zapytano o plany powrotu na Ukrainę. Prawie jedna trzecia z nich odpowiedziała, że chce wrócić do domu.
Co motywuje Ukraińców do podjęcia takiej decyzji?

Olsztyn, 16.03.2022
Fot: Robert Robaszewski/Agencja Wyborcza.pl
"Bałam się, że zostanę eksmitowana ze schroniska z moimi małymi dziećmi i nie będę mogła znaleźć nowego domu".
Diana Bojko, 26 lat, Kupiańsk (obwód charkowski)
Kiedy Charków znalazł się pod ostrzałem, zabrałam moją 4-letnią córkę Alinę i wsiadłam do pociągu ewakuacyjnego.
Na początku marca 2022 roku przyjechaliśmy do Lwowa. Dworzec był bardzo zatłoczony: cudem udało mi się kupić bilety autobusowe do Warszawy, a stamtąd do Olsztyna. Tam zostaliśmy zakwaterowani w największym tymczasowym schronisku dla Ukraińców. Wtedy mieszkało tam 700 osób. Teraz zostało 160 osób i jest to jedyne schronisko dla uchodźców w Olsztynie.
Pracowałam: opiekowałam się kwiatami, sprzątałam. Chodziłam na kursy języka polskiego. Przed wojną rozwiodłam się z mężem. W Olsztynie poznałam Polaka i zakochałam się w nim. Gdy zaszłam w ciążę, uznał, że nie chce uchodźczyni ani dziecka. Przestał się ze mną kontaktować.
Urodziłam córkę. Schronisko przy ulicy Żołnierskiej 14B stało się jej pierwszym domem.
Obiecano nam, że będziemy mogli zostać tam dłużej, ale na początku września ludzie zostali wyeksmitowani: nie było funduszy, a nie każdy mógł zapłacić za swoje zakwaterowanie.
Bardzo się bałam. W sąsiednim hostelu ludzie zostali powiadomieni o konieczności opuszczenia swoich pokoi na dziesięć dni przed eksmisją. W każdej chwili mogliśmy zostać bez dachu nad głową.
W Olsztynie mieszkańcy niechętnie wynajmują mieszkania uchodźco z małymi dziećmi. By nie skończyć na ulicy, podjęłam trudną decyzję o powrocie do Ukrainy, do rodziców.
Mieszkamy w Kupiańsku w obwodzie charkowskim, 40 kilometrów od granicy z Rosją. Miasto zostało wyzwolone spod okupacji we wrześniu 2022 roku. Podróż z Polski zajęła nam ponad dwa dni. Zobaczyłam moje zniszczone rodzinne miasto i to, jak powoli wraca do życia. Na budynku rady miejskiej powiewała flaga Ukrainy.
Kilka dni po naszym powrocie rosyjski pocisk rakietowy uderzył w kawiarnię w sąsiedniej wiosce Hroza, gdzie odbywała się uroczysta kolacja. Zginęło ponad 50 osób. Wśród nich było sześcioletnie dziecko. Następnego dnia Rosjanie ostrzelali centrum Charkowa i znowu zginęło dziecko.

Wróciłam do domu z powodów patriotycznych
Tetiana Wedmediuk, lat 44, miasto Kowel (obwód wołyński)
Wyjechaliśmy z Kowla zaraz po wybuchu wojny. 26 lutego 2022 roku ja, mój 10-letni syn Demian i 22-letnia córka Mariana byliśmy już w Olsztynie.
Syn poszedł do polskiej szkoły, córka i ja od razu zaczęłyśmy pracować. Mariana dostała pracę jako specjalista w dziale współpracy z międzynarodowymi firmami w banku. Otworzyła też w mieście szkołę języka angielskiego.
Prowadziłam warsztaty haftu dla Ukraińców i Polaków. Haftuję techniką rodziny Kosaczów [rodzina, w której urodziła się światowej sławy ukraińska poetka Łesia Ukrainka - red.], więc w Olsztynie uczyłam kobiety odtwarzać prace Izydory Kosacz (najmłodszej siostry Łesi Ukrainki) według jej wzorów.
Rok przed inwazją rosyjską zaprezentowałam w Kowlu własną kolekcję haftowanych prac pod nazwą "Ukraiński ornament od rodziny Kosaczów". Zorganizowałam to z okazji 150. rocznicy urodzin Łesi Ukrainki. Prace z tej wystawy przekazałam do sześciu ukraińskich muzeów, a także do społecznego muzeum w Osborne w Kanadzie.
В Ольштині ми з донькою також брали активну участь у громадській діяльності. Зокрема, допомагали створити Спілку жінок України «Два крила» [фундація займається допомогою в адаптації та інтеграції польсько-українських сімей з України в Ольштині. — Ред.]. Організовували благодійні концерти та виставки, збирали гроші для ЗСУ.
Bardzo lubimy Olsztyn, czujemy się tu bezpiecznie. Poza tym za wynajęcie mieszkania, które zajmujemy, płacimy mniej niż wynosi stawka rynkowa. W ten sposób jego właściciele okazują swoją solidarność z Ukrainą.
Jednak moje dzieci i ja zdecydowaliśmy się wrócić do domu. Tam będziemy mogli wdrożyć nowe projekty patriotyczne i zrobić więcej pożytecznych rzeczy dla rozwoju i odbudowy naszego kraju.

"Jestem zmuszona wrócić na Ukrainę, bo czuję, że Polacy są uprzedzeni wobec uchodźców"
Anastasia, 37 lat, Mikołajów
Kiedy wybuchła wojna, moje dwie małe córki (Ewa ma 7 lat, a Kira rok) i ja spędziłyśmy tydzień w piwnicy, chroniąc się przed ostrzałem.
Nasz przyjaciel, który mieszkał w Polsce, zaoferował pomoc. Podróż do Olsztyna zajęła nam 4 dni, dotarliśmy na miejsce 8 marca 2022 roku.
Początkowo mieszkaliśmy z przyjaciółmi, potem wynajęliśmy dom u krewnych, którzy również opuścili Mikołajów z powodu wojny.
Nie mogłam znaleźć miejsca w publicznym przedszkolu dla mojej młodszej córki, a na prywatne nie było mnie stać. Zostawiłam więc dziecko w domu i zdecydowałam się na pracę zdalną. Bardzo trudno jest wykonywać zadania zawodowe, jednocześnie opiekując się małymi dziećmi.
Często spotykam się z przejawami nieuprzejmości wobec nas, przymusowych migrantów z Ukrainy: na placu zabaw, w autobusie, w kolejce do kasy w supermarkecie. To nieprzyjemne.
Być może jednym z powodów uprzedzeń wobec Ukraińców jest to, że niektórzy uchodźcy nadużywają pomocy i żyją zgodnie z zasadą "dawaj i bierz". Jednak to właśnie z powodu takich nadużyć rodziny, które naprawdę bardzo potrzebują pomocy, nie otrzymują jej. Znam wiele takich smutnych historii.
Powrót do mojego rodzinnego miasta nadal nie jest bezpieczny, ponieważ rosyjskie wojska często ostrzeliwują mój region. Nie chcę ryzykować życia moich dzieci. Od kwietnia 2022 r. Mikołajów nie ma regularnych dostaw wody pitnej, ponieważ Rosjanie zniszczyli system zaopatrzenia w wodę. Zresztą nie mogę przyzwyczaić się do dźwięku syren. Nawet w Olsztynie, kiedy rozmawiam z przyjaciółmi i słyszę w telefonie dźwięk alarmu przeciwlotniczego, drętwieją mi ręce i trudno mi oddychać...
Dlatego zdecydowaliśmy się przeprowadzić do obwodu odeskiego [obwód odeski graniczy z obwodem mikołajowskim - red.]. Będziemy mieszkać u mojej ciotki.

"Pieniądze, które tu zarabiam, wystarczają tylko na jedzenie"
Anna, 40 lat, Kijów
Przyjechałam do Olsztyna z Kijowa z dwójką dzieci w marcu 2022 roku z Kijowa. Moja córka Ołeksandra ma 14 lat, a syn Artem 8. Od tego czasu nie byliśmy w Ukrainie.
W Kijowie pracowałam jako pielęgniarka, w w Olsztynie sprzątałam, sprzedawałam w sklepie i pakowałam paczki na poczcie. Musiałam płacić za mieszkanie. Moje dzieci nie chodziły do polskiej szkoły, uczyły się zdalnie w szkole ukraińskiej.
Syn powtarza, że chce wrócić do domu: "Wiem, że będziemy tam ostrzeliwani. W zimie nie będzie elektryczności, będzie nam zimno. Ale możemy rozbić namiot w mieszkaniu i spać tam w śpiworach, żeby się ogrzać. W domu zawsze jest lepiej". Córka go wspiera. Mówi, że Kijów jest teraz bezpieczniejszy niż na początku wojny, ponieważ zainstalowano systemy obrony przeciwlotniczej.
Pieniądze, które tu zarabiam, wystarczają tylko na jedzenie. Poza wypłatami na dzieci 500+ nie otrzymujemy żadnego dodatkowego wsparcia. W mieście zamknięto również ośrodki pomocy Czerwonego Krzyża i Kościoła greckokatolickiego. Nie udało mi się zarejestrować w żadnym z regionalnych programów pomocy uchodźcom. Jedyną organizacją, która od czasu do czasu pomaga, jest Caritas.
Długo się wahałam, ale w końcu zdecydowaliśmy się wrócić do domu.

Pomoc jest mniejsza, ale to nie koniec
Joanna Mackiewicz, koordynatorka Centrum Pomocy Uchodźcom i Migrantom Caritas, mówi nam, że w październiku 2023 r. uruchomiono nowy projekt, który ma pomóc Ukraińcom w tłumaczeniu niezbędnych dokumentów, zapewnieniu konsultacji notarialnych, prawniczych i psychologicznych. Program będzie również oferował doradztwo w zakresie zatrudnienia, kursy języka polskiego oraz udział w wydarzeniach kulturalnych i sportowych.
Z kolei Bartłomiej Głuszak, szef Federacji Organizacji Socjalnych Województwa Warmińsko-Mazurskiego FOSa, powiedział, że z funduszy europejskich nadal będą płynąć środki na wsparcie ukraińskich uchodźców wewnętrznych.
- Nie ma dla nas znaczenia, czy pieniądze otrzyma Federacja FOSa, czy inne organizacje. Najważniejsze jest to, że uchodźcy nadal otrzymują pomoc. Bo ci ludzie są w trudnej sytuacji życiowej. Wielu z nich nie ma dokąd wrócić. Nadal będziemy szukać środków z różnych źródeł na finansowanie projektów wspierających Ukraińców - zapewnia Bartłomiej Głuszak.


Chirurg plastyczny: - Z urazami, z którymi mamy tutaj do czynienia w ciągu tygodnia, nie spotykamy się w USA, Kanadzie, czy zachodniej Europie całe życia
W murach szpitala w Czeladzi na Śląsku dzieją się cuda. Lekarze z Kanady, w ramach kanadyjsko-ukraińskiego programu, przywracają twarze Ukraińcom dotkniętym wojną i stawiają na nogi tych, którzy stracili już nadzieję. Większość z nich to wojskowi, chociaż są też cywile.
Ukraińcy mieszkający za granicą, nawet w drugim lub trzecim pokoleniu emigrantów, pozostają częścią swojego narodu i pracują na rzecz naszego zwycięstwa.

Zarezerwuj czwartek
"Ten dzień jest mój, ugotuję barszcz, tłuczone ziemniaki, naleśniki z sosem mięsnym, jeśli jest ktoś z Sosnowca, chętnie przekażę paczkę od ciebie" - pisze Ukrainka na lokalnej grupie.
Kilkadziesiąt Ukrainek mieszkających w województwie śląskim zjednoczyło się, by wesprzeć wojskowych i cywilów, którzy przyjeżdżają na leczenie do szpitala w Czeladzi. Przygotowują domowe posiłki, przynoszą wodę pitną, słodycze, gry planszowe, obrazki do kolorowania, ale przede wszystkim ciepłe słowo i wsparcie.
Dowiedziałam się o tej inicjatywie przypadkiem, kiedy na początku wojny na pełną skalę zobaczyłam ogłoszenie na lokalnej grupie: "Dziewczyny, Ukrainki, może ktoś odwiedzi naszych żołnierzy, którzy są w trakcie leczenia?".
Na ogłoszenie odpowiedziało tak wiele Ukrainek, że musieliśmy się zorganizować i stworzyć arkusz kalkulacyjny Excel z ogólnym dostępem dla wszystkich. Wpisywaliśmy w nim liczbę pacjentów poddawanych leczeniu, dietę przepisaną każdemu z nich, ścisłe ograniczenia żywieniowe, potrzeby i zaległości z poprzednich dni.
Korzystając z tej tabeli, każda kobieta może wybrać dzień, w którym zaopiekuje się pacjentami. Ukrainki uzgadniają również codzienne menu. Udostępniane przez nie fotorelacje pokazują starannie zapakowane śniadania, obiady i kolacje. Setki kotletów, porcjowane zupy i sałatki, dziesiątki butelek z wodą, soki, pakiety higieniczne, karty telefoniczne z dostępem do Internetu i skarpetki.
Nie ma rzeczy, której nie mogłyby zdobyć, jeśli ich podopieczni o to poproszą. Są szczęśliwe, gdy mogą pomóc. Martwią się, gdy wszystkie dni tygodnia są już zajęte. Wtedy czekają na pojawienie się nowego pacjenta.
Nie krewna, ale rodzina
Ukrainki mieszkające na Śląsku starają się być rodziną dla rannych żołnierzy i cywilów, nawet jeśli to nie ich krewni. To bardzo ważne, by przed operacją ktoś był przy rannym, powiedział mu miłe słowo, przyniósł ciepłą zupę, zrobił kanapkę lub po prostu potrzymał go za rękę, przytulił i porozmawiał.
Ta inicjatywa jest dziełem Ksenii Naumowej, Ukrainki pracującej jako lekarka w Czeladzi. To właśnie ona zorganizowała system wsparcia dla ukraińskich pacjentów, który z powodzeniem działa od dwóch lat. Ksenia nazwała swoją grupę: "Siła w jedności".
Jej członkinie są szczęśliwe, gdy Ksenia pisze: "Naleśniki poszły szturmem, placki zjedzone, mówili, że pyszne!".
Dba o porządek na stole, o to, by odwiedzający nie zakłócali pracy szpitala i by potrzeby pacjentów były szybko zaspokajane. Niedawno podzieliła się z pielęgniarkami taką wieścią:
- Dzisiaj dostałam od wojskowego pamiątkową monetę "Dla Wsparcia Sił Zbrojnych". Powiedział, że wyemitowano ograniczoną liczbę takich monet, a wojskowi wręczają je tym, którzy im pomagają i ich wspierają. Myślę, że ta moneta jest dla nas wszystkich. Gdyby nie wy, tej pomocy by nie było. Dziękuję wszystkim! Ukraina będzie zawsze!
"Chcę podziękować, ale boli mnie tak bardzo, że nie mogę mówić...".
W Czeladzi leczą rany postrzałowe od strzałów snajperów czy wybuchów min, które deformują twarze żołnierzy lub uniemożliwiają prawidłowe funkcjonowanie różnych części ich ciał.
Na rozmowę z Jurijem umawiałam się przez miesiąc, ale wciąż odwoływał spotkania. Pisze: "Chcę podziękować za wsparcie i leczenie, ale odczuwam tak silny ból, że nie mogę rozmawiać. Jutro mam operację. Proszę, módlcie się za mnie".
.jpg)
50-річний Володимир – переніс вже чотири операції. Отримав поранення в районі Попасної. Він був одним з тих чоловіків, які «штурмували» польсько-українські кордони 24 лютого 2022 року — тільки в напрямку України.
- Przed wojną, nie uwierzysz - uśmiecha się - byłem cukiernikiem. Pracowałem w Polsce przez cztery lata, niedaleko stąd, w Zakopanem. 24 lutego odpaliłem samochód i pojechałem do domu. Mam doświadczenie wojskowe, opuściłem armię w stopniu starszego sierżanta. Rozumiałem, że ludzie w moim wieku, ze stopniem, będą potrzebni na froncie. Nie było w tym żadnego bohaterstwa. Po prostu jeśli ktoś przychodzi podeptać twoje łóżko, twój dom, musisz wstać i walczyć.
Kiedy odzyskał przytomność po postrzale, zobaczył swoją twarz i był przerażony. Ale żona powiedziała mu, że będzie go kochać w każdych okolicznościach, nawet z bliznami, dopóki będzie żył. Ale Wołodymyr i tak się cieszy, że pozbył się blizn.
Wszyscy mężczyźni, z którymi rozmawiam, dziękują wolontariuszom. Żołnierze są tu sami, bez swoich rodzin, więc cieszą się z każdej wizyty i pysznych domowych posiłków.
Kobiet z poważnymi obrażeniami jest coraz więcej
Ksenia Todorowa z Odessy i Oksana Wereszczak z obwodu kijowskiego próbują żartować, ale ich słowa sprawiają, że serce pęka: - Bardzo do siebie pasujemy. Ksenia nie ma lewego oka, a Oksana prawego. Teraz trzymamy się razem.

Ksenia jest kapitanem policji, została ranna podczas misji. Nie ujawnia żadnych szczegółów. Mówi tylko: - Nastąpiła eksplozja, a ja byłam w jej środku.
Bardzo bała się wyjazdu do Polski, to była jej pierwsza podróż za granicę. Co tam zastanie? Miała różne głupie myśli. - Myślałam: a co jeśli sprzedadzą mnie na organy? Kto zrobiłby tak kosztowną operację za darmo? - mówi półżartem. Wskazuje na swój policzek. Jest spuchnięty i posiniaczony, ale wyjaśnia, że to jej najlepszy wygląd od sześciu miesięcy. Marzy nie tylko o odzyskaniu urody, ale także o powrocie do pracy, bo ma po co żyć: mąż i dwoje dzieci czekają na nią w Odessie.
W wybuchu rosyjskiego pocisku Oksana Wereszczak straciła znacznie więcej niż oko.
- To było 2 marca - wspomina - byliśmy we trójkę w pokoju. Ja, moja 9-letnia córka Aneczka i mój 14-letni syn Serhij. Wszystko stało się w ciągu sekundy: eksplozja, utrata przytomności, ocknęłam się, a wokół mnie były ruiny. Nie było nic. Żadnego domu, podwórka, ogrodzenia, tylko otwarte pole z gruzem budowlanym i słupami pyłu. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, była zakrwawiona twarz mojej córki... Ale ona oddychała. A Serhij siedział pochylony nad kawałkiem stołu, nie miał ani jednego zadrapania, tylko cienka strużka krwi spływała mu po skroni. Podeszłam do niego: "Synku, synu, Serhij, moje dziecko...".
Oksana zakrywa twarz dłońmi, ociera łzy. Po autopsji usłyszała, że syn nie miał szans na przeżycie. Siedział w miejscu, przez które przetoczyła się fala uderzeniowa - jego naczynia krwionośne eksplodowały od ciśnienia. Córka przeszła kilka operacji. Mąż poszedł na front, aby pomścić morderstwo swojego dziecka i został ranny.
Pacjentką szpitala jest też Ołena Mozgunowa z obwodu donieckiego. Jej spojrzenie jest ciepłe i życzliwe. Bardzo chce znowu chodzić. Wolontariusze przynieśli jej obrazek, który zamalowuje liczbami w jasnych kolorach.

- Jestem z Raju - mówi - i naprawdę chcę wrócić do domu na własnych nogach. To małe miasteczko Rajhorodok w obwodzie donieckim, niedaleko Słowiańska. Z piękną przyrodą, dobrymi i życzliwymi ludźmi. Rosjanie zamienili ten raj w piekło, zasypując go pociskami z wyrzutni Grad.
Podczas jednego z ostrzałów dom Ołeny legł w gruzach, a ona została ranna. Była już trzykrotnie leczona w Polsce w ramach misji kanadyjsko-ukraińskiej. Od roku mieszka w szpitalu we Lwowie.
- Kiedy przywieziono mnie tu po raz pierwszy - wspomina - moje nogi były w takim stanie, że nawet pielęgniarka bała się na nie spojrzeć, dotknąć ich czy wykonywać jakiekolwiek zabiegi.
Iryna Predkiewycz, koordynator kanadyjsko-ukraińskiego programu, potwierdza: konsultacja medyczna nie dała żadnych gwarancji na uratowanie nóg Ołeny. Pojawiła się kwestia amputacji - powrocie do chodzenia nie było mowy. Dziś Ołena stawia pierwsze kroki z pomocą chodzika. To prawdziwy cud.
"Pomaganie jest obowiązkiem nie tylko Ukraińców, ale każdego, kto podziela wartości wolnego świata"
Cuda zdarzają się dzięki medykom z kanadyjsko-ukraińskiej misji. Na jej czele stoi Ołeh Antoniszyn. To Ukrainiec urodzony w Kanadzie wśród imigrantów, którym udało się opuścić region lwowski po II wojnie światowej, przed zamknięciem żelaznej kurtyny.
Iryna Predkiewycz mówi, że w skład zespołu wchodzą najlepsi specjaliści w Kanadzie: anestezjolodzy, ortopedzi, chirurdzy naczyniowi, specjaliści od chirurgii głowy, szyi i twarzoczaszki, neurochirurdzy, chirurdzy plastyczni i chirurdzy oparzeń. Wielu z nich to Ukraińcy w drugim lub trzecim pokoleniu. Pomagają im ukraińskie i kanadyjskie pielęgniarki, farmaceuci i specjaliści IT.

Zespół medyczny przybył na Ukrainę jeszcze przed wybuchem wojny na pełną skalę. Jednak teraz nie można ryzykować życia medyków - ochotników, tym bardziej że tak skomplikowane operacje powinny być przeprowadzane w spokojnym otoczeniu. Wybrali Polskę, która jest najbardziej przyjazna i najbliższa Ukrainie. Zwrócili się do polskiego Ministerstwa Zdrowia o zapewnienie dostępu do sal operacyjnych i sprzętu.
Przyjeżdżają dwa lub trzy razy w roku. Podczas jednej wizyty pomagają nawet 30-35 ukraińskim żołnierzom i cywilom z poważnymi obrażeniami. To misja humanitarna; opieka medyczna i leki dla pacjentów są bezpłatne. Członkowie misji utrzymują kontakt z Ministerstwem Obrony Ukrainy i Ministerstwem Zdrowia, które kierują do nich pacjentów.
Ołeh Antoniszyn, inicjator misji, szef programu urazów mózgu w Sunnybrook Health Sciences Centre w Toronto i profesor chirurgii plastycznej na tamtejszym uniwersytecie, przywraca ludzi po poważnych urazach do pełnego życia:
- Nie chodzi tylko o estetykę - zastrzega. - Często obrażenia te są tak poważne, że ludzie nie mogą jeść, pić, mówić, oddychać, otwierać ani zamykać oczu. To mężczyźni i kobiety "bez twarzy" lub ze zniszczoną częścią twarzy (gdy pozostają tylko mięśnie bez skóry). Obrażenia i rany, które możemy tu zobaczyć w ciągu tygodnia, nie są spotykane w praktyce medyka w USA, Kanadzie i Europie przez całe jego życie. W Ukrainie lekarze ratowali tym ludziom życie na pierwszej linii frontu. Musimy dać pacjentom możliwość wykorzystania go w pełni.
.jpg)
Profesor Antoniszyn dobrze mówi po ukraińsku. Zapewnia, że nigdy nie przestał być Ukraińcem, mimo że jest migrantem w drugim pokoleniu. Długo czuł smutek, patrząc jak Ukraina miota się między Wschodem a Zachodem. Swoje nastawienie zmienił radykalnie po Rewolucji Godności. Ukraińcy byli gotowi walczyć o możliwość bycia częścią zachodniej cywilizacji, co sprawiło, że poczuł się dumny i chętny do pomocy.
- Wszyscy jesteśmy częścią tego samego narodu, bez względu na to, gdzie mieszkamy - mówi. - Naszym obowiązkiem jest wspieranie naszego kraju. Jestem tutaj, ponieważ jestem Ukraińcem, muszę przyjechać i pomóc. To obowiązek nie tylko Ukraińców, ale każdej osoby, która podziela wartości wolnego świata. Musimy chronić te wartości. Musimy wspierać Ukrainę tak długo, jak to będzie konieczne.
Niedawno zakończyła się kolejna misja, lecz Ukrainki już czekają na następną wizytę. Planują, czym będą karmić swoich podopiecznych, marzą, by każdy z nich odzyskał zdrowie i wrócił do pełni życia. Nie są zmęczone pomaganiem. Chcą to robić aż do zwycięstwa.


10 najlepszych miejsc na ferie zimowe w Polsce
1.Zimne Mazury i wieczna zmarzlina ełcka
Są miejsca piękne zarówno latem, jak zimą - na przykład jeziora mazurskie. W upalne dni to popularny region żeglarski kąpielowy, a w zimnych porach roku, zwłaszcza gdy spadnie śnieg, jest to miejsce mocy, które cieszy oko i duszę. Mazury oferują zimą wiele atrakcji. Lokalne hotele organizują ogniska, piesze wycieczki, a najpopularniejszym wydarzeniem sezonu są zawody na orientację Ełcka Zmarzlina. W tym roku uczestnicy mają do wyboru dwa dystanse: 25 i 50 km, a na ich drodze będzie wiele ciekawych zadań. Opłata startowa wynosi 110 zł. Na mecie na wszystkich czeka ciepła zupa.

.jpeg)
2. Wyścigi jachtów lodowych w Giżycku
Zawody żeglarskie są popularne w Giżycku nie tylko latem, ale także zimą! Tak, kiedy jeziora zamarzają, organizowane są tu wyścigi jachtów lodowych (bojerów). Nawet jeśli sam czymś takim nie pływasz, fajnie jest oglądać te spektakularne zawody. Łodzie na lodzie zostały po raz pierwszy użyte w Holandii w XVII wieku, ale wtedy służyły do transportu towarów. Zimowe regaty pojawiły się w Polsce w latach 20. i 30. ubiegłego wieku i szybko zyskały popularność.

3. Odpoczynek w rezerwacie "Bory Tucholskie" i "Polskie Stonehenge"
Tenświatowy rezerwat biosfery znajduje się 50 kilometrów od Gdańska i ma wyjątkową atmosferę o każdej porze roku. Mówi się, że pod tutejszymi sosnami Napoleon zakopał swoje skarby. Kompleks leśny zajmuje powierzchnię trzech tysięcy kilometrów kwadratowych i jest domem dla różnych zwierząt i ptaków (np. głuszców). W parku rosną stuletnie dęby - jeden z nich ma nawet 600 lat. Spacerując po okolicy można zobaczyć wiele leśniczówek z czerwonej cegły.

W ośnieżonych lasach znajduje się wiele biegowych tras narciarskich, a jeśli nie ma śniegu, można odwiedzić pobliskie średniowieczne miasto Chojnice. Można też wybrać się do Leśna, gdzie znajduje się kościół z największą drewnianą dzwonnicą w Polsce. Z 30 metrowej wieży można też podziwiać unikatowy XIX-wieczny akwedukt w Fojutowie. W rezerwacie znajduje się również miejsce, które Polacy nazywają swoim małym Stonehenge. "Kręgi Kamienne" to największe w Polsce skupisko kamiennych kręgów, mających średnicę od 15 do 33 metrów. Najprawdopodobniej jest to cmentarzysko Gotów z I i II wieku naszej ery.

4. Szczecin i zimowy Bałtyk
Szczecinto miasto na granicy z Niemcami, znane z filharmonii i tras podziemnych. Niedaleko znajduje się Świnoujście, miasto z fortyfikacjami, a także Centrum Słowian i Wikingów na wyspie Wolin. Aleja Sław w Międzyzdrojach jest lokalnym odpowiednikiem Walko of Fame w Hollywood. Nieopodal jest góra Kawcza, miejsce dla miłośników aktywności na świeżym powietrzu. Dalej mamy Kołobrzeg, uzdrowisko z piaszczystymi plażami, klimatycznymi kawiarniami i molo. Kołobrzeska Latarnia Morska to symbol miasta i jedna z najwyższych takich latarni w Polsce. Wszystkie te miejsca stają się szczególnie atrakcyjne zimą, ponieważ o tej porze nie ma tam tłumów. Mówi się, że zimą nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Ubierz się więc ciepło i pospaceruj po miastach czy plażach z zamarzniętym piaskiem. A wieczorem skorzystaj z programów SPA, oferowanych przez większość tutejszych hoteli.


5. Góralski karnawał w Bukowinie Tatszańskiej.
Źródła termalne, jazda na nartach i jedna z największych atrakcji roku - lutowy karnawał góralski. Impreza ma już ponad 40 lat. Regionalne zespoły i grupy folklorystyczne, konkursy kolęd i tańców, wystawy rzemiosła ludowego, na których swoje prace prezentują mistrzowie rzeźbienia w drewnie, mebli artystycznych, wyrobów metalowych i skórzanych, malarstwa na szkle i tkania koronek itp. A głównym wydarzeniem jest fascynujący pokaz owczarków podhalańskich.

6.Ośrodek szkolenia olimpijskiego i trasy narciarstwa biegowego w Spale
Małe miasteczko Spała słynie z dzikich lasów i rzeki Plicy. Spalskie lasy od dawna były miejscem wypoczynku wysokich rangą urzędników z Polski i innych krajów, a od średniowiecza polowali tu mnisi i myśliwi. Sto kilometrów od Warszawy znajduje się dobrze wyposażony Ośrodek Przygotowań Olimpijskich z krytym basenem i kriokomorą. Do Spały przyjeżdża się na narty biegowe, sanki i zimowy paintball.

7. Samotność w Bieszczadach
Zmęczeni tętniącym życiem miasta i jego gorączkowym rytmem - zapraszamy w Bieszczady. To miejsce uznawane jest za jedno z najbardziej kameralnych w całej Polsce. Znajdują się tu szlaki dla miłośników pieszych wędrówek. Najciekawszym z nich jest czterokilometrowa Połonina Caryńska. Ze szczytu Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.) roztacza się niezrównana panorama. Nie mniej imponujące widoki oferuje dwukrotnie dłuższa Połonina Wetlińska, znajdująca się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Najwyższy punkt tego pasma górskiego, Roh, znajduje się na wysokości 1255 m n.p.m. Łączna długość bieszczadzkich szlaków turystycznych wynosi ponad 200 km, a śnieg pada w regionie od listopada do maja.

8. Tor saneczkowy w Karpaczu
Tylko w Karpaczu, gdzie znajdują się wyjątkowe tory saneczkowe, możnaza jednym razem pokonać ponad kilometr na sankach. Ze stoków mogą korzystać dzieci od trzeciego roku życia - umożliwiają to dwuosobowe sanki z pasami bezpieczeństwa dla dorosłych i dzieci. Tory znajdują się na terenie Ośrodka Rekreacyjno-Sportowego "Kolorowa". Są w pełni zautomatyzowane, więc przysłowie: "Jeśli lubisz jeździć na nartach, powinieneś też polubić sanki" w Karpaczu nie ma racji bytu. Prędkość jazdy jest regulowana.

9. Zimowa wędrówka do Morskiego Oka
Spacer nad staw Morskie Oko w pobliżu Zakopanego to prawdziwe wyzwanie dla wędrowców w sezonie zimowym. Wielometrowe ośnieżone jodły, wysokie góry, schronisko z gorącą czekoladą po drodze - wszystko to jest bardzo romantyczne, ale należy pamiętać, że długość trasy wynosi około dziesięciu kilometrów, dlatego nie każdy może ją pokonać tam i z powrotem. Jednak spacer wzdłuż zamarzniętego jeziora wielkości dziesięciu boisk piłkarskich to wielka i rzadka przyjemność. Powietrze jest tu tak czyste i świeże, że aż chce się je zabrać ze sobą w butelce.

10. Żubry w Puszczy Białowieskiej
Słynna Puszcza Białowieska jest ostatnim reliktowym lasem w Europie. Po polskiej stronie (bo jest też strona białoruska) najpopularniejszym miejscem wypoczynku w tym lesie jest wieś Białowieża. Można tu bez trudu spotkać ostatniego przedstawiciela dzikich europejskich byków - żubra. Zwierzęta czują się tu swobodnie, jak w domu. A lokalne restauracje raczą daniami z dziczyzny - mięsem jelenia, dzika, sarny, a nawet pierogami z mięsem żubra. Ale jak to możliwe, skoro żubry znajdują się w Międzynarodowej Czerwonej Księdze Zwierząt? Okazuje się, że jest to mięso zwierząt, które zostały porzucone przez swoje stado, na przykład z powodu wyczerpania. Ale zdarza się to rzadko. Gdy wszystkie żubry są zdrowe i szczęśliwe, restauracje nie mają wyboru i do pierogów dodają wołowinę.



Iryna Dowhań: - Dopiero wtedy, gdy nawiążę z ludźmi relację opartą na zaufaniu, zaczynają mówić o zgwałconych kobietach
Nie pamiętam, kto powiedział mi o Irynie Dowhań, ale było to kilka tygodni po tym, jak Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę. W tym czasie napisałam swój pierwszy artykuł o gwałtach wojennych, które mają miejsce w Ukrainie. Od tamtej pory spotykamy się z Iryną co kilka miesięcy. Pierwsze spotkanie odbyło się online: ja byłam w Warszawie, pani Iryna w domu w Ukrainie. Rozmawialiśmy o tym, że okrucieństwa Rosjan zaczęły się na długo przed lutym 2022 roku. Trzy miesiące później spotkaliśmy się we Lwowie, gdzie pojechałam z parlamentarzystami z Polski i Belgii. Ich celem było udokumentowanie seksualnych zbrodni wojennych, aby w przyszłości postawić sprawców przed sądami międzynarodowymi. Nasze trzecie spotkanie odbyło się rok temu w Brukseli, kiedy obie uczestniczyłyśmy w Kongresie Kobiet poświęconym ukraińskim kobietom. I wreszcie to spotkanie w Lesznie na międzynarodowej konferencji poświęconej przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych, gdzie nagrałyśmy ten wywiad.
Piszę o tym, bo chcę powiedzieć, że gdziekolwiek spotykałyśmy się z Iryną Dowhań, wypełniała swoje zadania zawodowe. Liczba tych spotkań i rozpiętość geograficzna wyraźnie pokazują jej życie w nieustannej podróży, w którą wyruszyła, aby wstrząsnąć światem i opowiedzieć mu o krzywdach wyrządzonych ukraińskim kobietom. Gdziekolwiek Iryna się pojawia, jest taka sama: niestrudzona. Nie ma znaczenia, jak długo trwają panele, ilu dziennikarzy ustawia się w kolejce do wywiadu, ani ile osób chce z nią porozmawiać. Jest zawsze – mimo zmęczenia, które powinno być widoczne w tym stylu życia – gotowa do rozmowy, wyjaśnień i szukania pomocy dla ukraińskich kobiet.
I jest również uparta, silna, niestrudzona w swojej misji.

Iryna Dowhań jest szefową organizacji pozarządowej "SEMA Ukraina", do której należą kobiety, które były przetrzymywane przez Rosjan, przeżyły przemoc seksualną, ale udało im się przekształcić traumatyczne doświadczenia w rozwój potraumatyczny. W 2014 r., podczas wojny na wschodzie Ukrainy, pomagała armii ukraińskiej i została porwana oraz uwięziona przez terrorystów z DRL, i rosyjskie wojsko, torturowana, i wykorzystywana seksualnie. Uwolnienie jej było możliwe dzięki interwencji dziennikarza "The New York Times", który relacjonował wydarzenia w Doniecku, po czym zdjęcie znęcania się nad Iryną obiegło cały świat. Od czasu swego uwolnienia i rehabilitacji ona prowadzi organizację, która pomaga kobietom przetrwać traumatyczne przeżycia i zeznawać przeciwko swoim oprawcom, używając prawdy jako broni. W 2016 roku została uhonorowana nagrodą Bohatera Ludu Ukrainy.
"Prokuratura nie chciała wiedzieć, że ukraińskie kobiety zostały zgwałcone"
Natalia Waloch: W rosyjskiej niewoli jest kilka tysięcy ukraińskich kobiet. Czy Ukraina zajmuje się nimi?
Iryna Dowhań: : Po 2014 roku Ukraina wymieniała więźniów cywilnych co dwa lata. Po raz pierwszy duża wymiana miała miejsce w 2017 roku, kiedy do domu wróciły 124 osoby z Ukrainy. Drugi raz w 2019 r., kiedy udało się doprowadzić do powrotu 70 Ukraińców. Wśród nich była na przykład Ołena Łazareva, która obecnie z nami pracuje. Potem pojawiła się nadzieja, że dojdzie do wymiany i w końcu uda nam się sprowadzić ludzi do domu, ale zamiast tego nastąpiła inwazja na pełną skalę i nowe tysiące więźniów. Ale jeśli wcześniej Ukraina oddawała jeńców wojennych DRL, ŁRL i zabierała cywilów, to teraz Ukraina wymienia wojsko na wojsko. Fakt, że Julia Dworniczenko i Ludmiła Husejnova zostały wymienione, to prawdziwy cud.

Od 2014 roku na terytoriach okupowanych, w Donbasie i na Krymie zawsze byli więźniowie. A duża część z nich to kobiety. Nasza organizacja monitoruje te przypadki i zawsze stara się pomóc kobietom, kontaktując się z przedstawicielami różnych krajów. W szczególności Polski.
Na przykład wielokrotnie rozmawiałam z ambasadorem RP w Ukrainie. Umówiłam się z Janem Piekłem, że pomoże wysłać do Polski na rehabilitację nastolatków w wieku 14 i 18 lat. Kiedy zmienił się konsul, miałam nowe spotkania w polskiej ambasadzie. A także z wicemarszałkinią Sejmu Małgorzatą Gosiejewską w 2021 roku dużo rozmawialiśmy o więźniach cywilnych. Małgorzata powiedziała, że "z całego serca chciałabym pomóc, ale sama Polska wciąż nie może uzyskać tego, czego żąda od Rosji po katastrofie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim". Szczerze powiedziała, że Polska po prostu nie ma możliwości, aby pomóc.

Wspomniałam wówczas nazwisko Ludmiły Husejnovej, która od 2019 r. przebywała w rosyjskiej niewoli (Ludmiła została zwrócona w ramach "wymiany kobiet" 17 października 2022 r. — red.). I przez wszystkie trzy lata, kiedy Ludmiła była w niewoli, przekazywaliśmy pieniądze jej rodzinie, starałam się wspierać jej męża przez telefon. Zwykli Ukraińcy na swoim poziomie zawsze wspierali się i pomagali sobie nawzajem, podczas gdy państwo nie robiło nic takiego.
NW: Wojna trwa od 2014 roku, ale zaczęto o niej mówić dopiero po 2022 roku...
ID: Tak. Nie było oficjalnej wojny, była operacja antyterrorystyczna i nawet ukraińska prokuratura nie chciała wiedzieć, że kobiety zostały zgwałcone.
Świat nie chciał denerwować Putina. Ludzi cierpiących w procentach było niewielu, więc można było milczeć i ich ignorować. Ale kiedy przymykamy oko na małą skalę zła, to zło bardzo szybko rozrasta się do dużej skali.

NW:Od 2014 roku zajmuje się Pani sprawami więźniów, a także podróżuje na tereny wyzwolone spod okupacji. Czy Pani pracuje tam z kobietami?
ID:Tak. W każdej wyzwolonej wiosce, w każdej małej, społeczności pozbawionej okupacji, zawsze słyszy się o zgwałconych kobietach i cywilnych mężczyznach, którzy zostali wzięci do niewoli przez Rosjan lub zabici na miejscu.
To jest ludobójstwo ludności ukraińskiej i warto o tym mówić kompleksowo, nie wypatrując jednego problemu. To wszystko są części wielkiego ucisku.
"Podczas przesłuchania oficer FSB zmusił dziewczynę do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił ją"...
NW: W jaki sposób Pani pracuje z kobietami, które ucierpiały z powodu rosyjskiej przemocy, aby udokumentować przestępstwa?
ID: Nie zawsze dokumentuję. Ten proces nie następuje natychmiast, ale z czasem. Najpierw przyjeżdżam do wiosek na terenach wyzwolonych i nawiązuję kontakt ze społecznością. Być może z przewodniczącym rady wiejskiej. Jeśli go nie ma, szukam nauczyciela, dyrektora szkoły lub ratownika medycznego i rozmawiam z nimi o potrzebach społeczności.
Moja działalność obejmuje wiele różnych obszarów. Na przykład mogę zdobyć leki z zagranicy i rozprowadzić część z nich do wiosek w Ukrainie, a część zabrać do społeczności. Mam też normalne kontakty i zaufanie z różnymi organizacjami charytatywnymi i mogę im powiedzieć na przykład, że jadę do obwodu chersońskiego i że tamtejsza społeczność czegoś tam potrzebuje. I oni zapewniają część podstawowych potrzeb.
Innym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta ma za sobą ciężkie przeżycia okupacyjne, zraniono jej krowę, zwierzę długo zdychało na jej oczach, a ona już nie śpi po nocach". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza zidentyfikowane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.Kolejnym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta miała ciężki okres okupacji, jej krowa została zraniona, zwierzę długo umierało na jej oczach, teraz nie śpi w nocy". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza wskazane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.
A potem mogę poprosić przewodniczącego rady wioski lub nauczyciela, aby umówił kobietę na spotkanie ze mną. I tylko wtedy, gdy ta kobieta ma już zaufanie, zaczyna mówić i słuchać. Bo jeśli po prostu przyjdziesz i zaczniesz ją wypytywać, to zgwałcona kobieta nie tylko nie będzie mówić, ale nie będzie mnie słuchać!
Podam wam przykład. W jednej z wiosek zgwałcono młodą, 18-letnią dziewczynę. Przed wkroczeniem Rosjan nie miała jeszcze kontaktu z mężczyznami, nawet jeszcze nikogo nie spotkała. I nie rozmawiałam z nią o gwałcie. Powiedziałam jej o naszej organizacji, że na wiosnę wyślemy ją do Szwajcarii. Że są możliwości, aby jej pomóc.
O samym gwałcie rozmawiałam tylko z jej matką. I to przez bardzo długi czas. Jej matka opowiedziała mi, jak to się stało. I bardzo cierpiała, że ta dziewczyna obwinia rodziców za to, że jej nie ewakuowali, nie wywieźli, tylko zostali w okupacji. Mama dużo płakała i usprawiedliwiała się, że to mała wioska, mieli dwie krowy, świnię, gęsi i kury, z których ci ludzie żyli. Jak mogli wszystko zostawić i wyjechać? Później byli gotowi zrezygnować ze wszystkiego, ale Rosja nie pozwoliła im wyjechać.
Jej matka powiedziała, że gwałciciel był oficerem FSB. Trzykrotnie odwiedził córkę. Najpierw zabrał jej telefon, okłamał, że znalazł w jej telefonie dowody na to, że pomagała ukraińskiej armii, podawała współrzędne miejsca, w których stacjonują rosyjskie czołgi. Oskarżał ją, wywierał na nią presję i dwukrotnie zabierał na przesłuchanie. Powiedziała, że w ogóle nie wychodziła z piwnicy, nigdy niczego nie filmowała. Ale on, jak boa dusiciel, ściskał ją i ściskał w kółko, a na następnym przesłuchaniu zmusił do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił.
Ponieważ dziewczynka obwinia ojca, ten jest bardzo chory. Zanika na naszych oczach. I tak w rozmowie z dziewczyną skupiłam się na tym. Powiedziałam jej: "Słuchaj, twój ojciec wygląda tak źle. On tak bardzo kaszle!"
Zgodziła się. To jest jej ojciec, kocha go, mimo że go obwinia. Kontynuowałam: "Pomóż mi, umieścimy go w bardzo dobrym ośrodku rehabilitacyjnym w Kijowie. Ale potrzebuję twojej pomocy". I dzięki temu nawiązał się między nami kontakt. To bardzo dobry przypadek, kiedy obie wysłaliśmy jej ojca na rehabilitację.
"Dokumentacja jest ważna. Ale dla mnie ważniejsze jest to, by nie traumatyzować kobiety"
NW: Co Pani zamierza zrobić z informacjami, które zbiera? Przekazać gdzieś? Czy jest jakaś procedura?
ID: Współpracujemy z organizacją, która zapewnia pomoc psychologiczną i za jej pośrednictwem dziewczynka najprawdopodobniej trafi do Połtawy do ośrodka pomocy dla ocalałych. Ma teraz 19 lat, znajdzie łatwą pracę i będzie pomagać innym ofiarom wojny. Na przykład przesiedleńcom wewnętrznym. Jest to ważne, ponieważ to okazja, aby zabrać ją ze środowiska, w którym cała wioska wie, co się z nią stało. Zmienić środowisko, które przypomina o traumatycznym wydarzeniu.
W imieniu naszej organizacji "SEMA Ukraina" pomożemy jej z ubraniami, pieniędzmi, środkami higienicznymi itp. Być może wyślemy ją do klasztoru we Fryburgu w Szwajcarii. Jednocześnie nie mogę w tej chwili udokumentować jej świadectwa, ponieważ nie jest to świadectwo dziewczynki, ale jej matki. I nie będę dokumentowała jej świadectwa, ponieważ nie pozwala na to etyka. Instytut Pileckiego robi dobrą ważną pracę, historie kobiet zostaną przedstawione w Parlamencie Europejskim, ale najważniejsze dla mnie jest to, żeby nie traumatyzować dziecka.
Dokumentacja to trudny proces. Kiedy stan kobiety jest już stabilny, mówię jej, że to jest organizacja europejska, która działa po to, żeby Europa lepiej wiedziała, co się dzieje w Ukrainie. I że zawsze istnieje możliwość odmowy pokazania swojej twarzy. Zamazujemy twarze wszystkich kobiet, które mówią o przemocy seksualnej na wideo.

W grupie Instytut Pileckiego udokumentował Tanią Vasylenko i Hałynę Tyszczenko. Inni jeszcze tego nie zrobili. Nie mam siły słuchać Ołeny Łazarevej, żeby dokumentować, bo jesteśmy z nią bardzo blisko. Później nie mogę zapomnieć o tym, co mówiła,
Mój mąż pracuje teraz głównie w Instytucie Pileckiego, dokumentuje zbrodnie rosyjskie w rodzinach, w których zginęli cywile lub ktoś został wzięty do niewoli. Na przykład pojechał do kobiety, której mąż i syn zniknęli. Potem mówił, że to było straszne przeżycie: wszedł na podwórze, tam były dwa samochody – jej męża i syna, ale nikt nie mógł ich prowadzić, bo mężczyzn nie było.
NW: Czy kobiety, z którymi rozmawiasz, znają Pani osobistą historię? Czy pomaga to Pani łatwiej nawiązać z nimi kontakt?
ID: Czasami ja im mówię, czasami kobieta dowiaduje się od innych. Czasami jest to konieczne, a czasami nie. Nie używam mojej historii. Mogę szczerze powiedzieć kobiecie, że bardzo ją rozumiem. Ale mówienie o tym cały czas byłoby cyniczne.
NW: Ale kiedy Pani pracuje z kobietami, ciągle wspominacie swoją traumatyczną historię. Jak sobie Pani z tym radzi?
ID: Nie najlepiej. A fakt, że obecnie przechodzę leczenie i jestem w złym stanie fizycznym, jest bezpośrednim wynikiem mojej pracy.

NW: Ale praca Pani ma wpływ. To, co wy, Ukrainki, teraz robicie, ma silny wpływ na Polki. Zaczynają mówić o tym, co stało się z kobietami podczas II wojny światowej, choć milczały na ten temat przez 80 lat. Jedna z nauczycielek przeczytała o tym, co wydarzyło się w Buczy i postanowiła postawić pomnik kobietom, które ucierpiały z rąk rosyjskich gwałcicieli. Oznacza to, że kobiety nie mogą strzelać w okopach, ale mogą pisać i mówić.
ID: Mam nadzieję, że świat nie będzie już tak tolerancyjny wobec Rosji. Przez wiele lat świat widział tylko część Rosji – bogatych, kulturalnych, którzy podróżowali po świecie. Teraz całe to gówno wyszło na jaw. I okazało się, że jest go 90 procent.
O to właśnie chodzi w Instytucie Pileckiego. Krok po kroku. Ukraina i Polska teraz się spierają , ale to wszystko jest niczym wobec faktu, że mamy te same ludzkie wartości. Musimy tylko zrobić coś z Rosją, w przeciwnym razie nie będzie pokoju.


Nowy Rok poza domem: pomysły na świętowanie
Taki będzie Nowy Rok, jak świętujesz jego początek - mówi popularna mądrość. Z roku na rok większość ludzi stara się świętować go tradycyjnie, w domu z rodziną. Jednak są też tacy, którzy chcą zorganizować naprawdę niezwykłą uroczystość. Z Marią Sadykową, specjalistką od eventów, przygotowaliśmy kilka sposobów na świętowanie sylwestra z dala od własnej kanapy.
1. Nowy Rok w ciepłych krajach
Łagodne morze, złote plaże, pełny relaks - i brak rutyny. Świętowanie Nowego Roku w stroju kąpielowym to doznanie, którego każdy powinien doświadczyć przynajmniej raz w życiu. Noworoczne wakacje można organizować w dowolnym ciepłym kraju. Popularne kierunki to Egipt, Dominikana, Tajlandia, Turcja czy Cypr. W sylwestra nie będziesz się nudzić. Z reguły każdy hotel ma własny program noworoczny z dyskotekami na plaży, szampanem, imprezami gastronomicznymi i koncertami.

2. Sylwester w restauracji
Jedną z największych zalet tego rodzaju uroczystości jest to, że kucharze dbają o kupowanie żywności i gotowanie. Do tego nie musisz martwić się o świąteczny wystrój swojego mieszkania. Restauracja zadba o odpowiednią atmosferę. Z reguły każda ma własny program z animatorami i tancerzami. Imprezy tematyczne są bardzo popularne. Na przykład w stylu gangsterskim lub Wielkiego Gatsby'ego.
- Z reguły restauracje w sylwestra są pełne ludzi, którzy lubią hałaśliwe i zabawne wakacje. Nikt nie zostanie tam sam. I oczywiście - to jest wygodne. Nie musisz myśleć o tym, co ugotować lub jaki program zorganizować. I jest jeszcze jeden dobry powód, by świętować Nowy Rok poza domem: po świętowaniu nie trzeba zmywać naczyń. Wszystko zostanie zrobione za ciebie - mówi Marina Sadykowa.
3. Nowy Rok w górach
Wielu ukraińskich śmiałków zdobędzie 31 grudnia Howerlę - najwyższy szczyt Ukrainy. Ale tylko przy słonecznej pogodzie i z profesjonalnym instruktorem. Po godzinnym lub dwugodzinnym podziwianiu zachodu słońca turyści zazwyczaj schodzą do pensjonatów, bo świętowanie Nowego Roku na górze jest niebezpieczne. Ci, którzy boją się wysokich gór, mogą po prostu udać się na spacer do zaśnieżonego lasu u podnóża.

- Jeśli jest możliwość wyjazdu w góry, ludzie zazwyczaj wynajmują dom i rozpalają kominek. W ten sposób tworzą atmosferę prawdziwej zimowej bajki i świętują Nowy Rok w niezapomniany sposób. Myślę, że to niesamowicie energetyzujące. Otaczanie się pięknem w trudnych czasach, w których my, Ukraińcy, teraz żyjemy, jest dokładnie tym, czego potrzebujemy. A gdzie można znaleźć taki koncentrat piękna, jeśli nie w naturze? - pyta Sadykova.
4. Nowy Rok w nieznanym kraju z lokalnymi tradycjami
Podróżni decydują się świętować Nowy Rok w kraju, w którym nigdy wcześniej nie byli, i starają się obchodzić to święto zgodnie z lokalnymi tradycjami. Każdy kraj ma swoje specjalne tradycje. Na przykład w Grecji w sylwestra piecze się ciasto o nazwie vasilopita, w środku którego umieszczana jest moneta. Ktokolwiek ją znajdzie, w nadchodzącym roku odniesie wielki sukces finansowy. W Estonii Nowy Rok świętuje się w saunie. Estończycy wierzą, że w ten sposób wejdą w Nowy Rok czyści i zdrowi. Z kolei Hiszpanie o północy jedzą dwanaście winogron - po jednym na każde uderzenie zegara. Jeśli stracisz rachubę, w nadchodzącym roku możesz mieć pecha.
- Najlepszym sposobem na poznanie i doświadczenie wszystkich tradycji odwiedzanego kraju jest pobyt u lokalnej rodziny. W dzisiejszych czasach istnieje wiele miejsc w internecie, w których ludzie oferują pobyt i spędzenie czasu u siebie za darmo. Jestem pewna, że ten sposób świętowania zaprocentuje na cały następny rok - przekonuje specjalistka od imprez.
5. Świętowanie Nowego Roku na jachcie
Krótki rejs to zawsze ekscytująca przygoda, zwłaszcza jeśli odbywa się na jachcie. Jedną z zalet takiego rozwiązania jest to, że na pokładzie nie ma tłumu turystów. Rejs morski jest zaplanowany w taki sposób, aby pasażerowie mieli wrażenie, że podróżują na własnym statku w otoczeniu przyjaciół.

- Raz świętowaliśmy Nowy Rok z przyjaciółmi na jachcie. Było bardzo fajnie. Świętowanie Nowego Roku na wodzie jest zawsze czymś do zapamiętania, poza tym wokół jest niesamowite piękno. Możesz także odwiedzić wszystkie miasta, w których się zatrzymasz. Z pewnością na długo zapamiętasz taką przygodę - mówi Marina Sadykowa.


Mykoła Kniażycki, autor filmu o blokadzie granicy: - To niszczy "korytarz życia", który pomaga Ukrainie wygrać wojnę z Rosją
Dlaczego granica polsko-ukraińska jest zablokowana od tak dawna i dlaczego tak trudno ją odblokować? Dlaczego Konfederacja nie przepuszcza ładunków wojskowych i gospodarczych? Ponieważ w interesie Rosji jest skłócenie naszych dwóch narodów. Jest to temat nowego filmu dokumentalnego "Prorosyjska operacja na polskiej granicy" Mykoły Kniażyckiego, dziennikarza, posła do parlamentu Ukrainy i współprzewodniczącego grupy ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.<br>
Przez prawie dwa lata wojny granica z Polską stała się "korytarzem życia", przez który Ukraina otrzymała pomoc humanitarną i broń. A przy zamkniętym niebie i morzu była to również jedyna droga dla naszych towarów (a tym samym źródło waluty).

Autor filmu, Mykoła Kniażycki, dokładnie zbadał sytuację, odwiedził obie strony granicy, spotkał się z polskimi urzędnikami i zwrócił się z pytaniem do ukraińskich ministerstw. Film opowiada o prawdziwych przyczynach, celach — deklarowanych i ukrytych, wpływie konfrontacji politycznej w Polsce, przyczynach bezczynności poprzedniego rządu i dlaczego sytuacja nie może zostać szybko rozwiązana przez nowy, organizatorach protestów i prawdziwych beneficjentach blokady.
Prawie 600 km granicy łączącej Ukrainę z Europą zostało zablokowane przez pięćdziesiąt osób. Stoi za nimi rozbudowana sieć agentów wpływu. Film opowiada o tym, kim są Rafał Mekler, Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun i ci, których zgromadziła pod swoim dachem prorosyjska partia "Konfederacja", jakie były ich wypowiedzi na temat Ukrainy wcześniej i jakie rosyjskie narracje promują teraz.
Moskwa długo i starannie pracowała nad swoją siecią współpracowników w Polsce, ponieważ poparcie dla Ukrainy wśród Polaków jest bardzo wysokie. W związku z tym musi ono zostać podważone za wszelką cenę. Jednak ostatecznym celem ataku jest nie tylko Ukraina. Rosja dąży do zniszczenia także i Polski.

Ukraińskie władze, ze swojej strony, potraktowały tę kwestię jako ekonomiczną i pozostawiły ją do rozwiązania urzędnikom ministerstw. Ale to jest kwestia polityczna i nie ma sposobu, aby ją przeczekać. Według autora filmu, w wyniku blokady granicy, PKB Ukrainy ma spaść o 1% w 2023 roku. Eksport spadł o 40%.
"Wbito nam nóż w plecy" — mówi Mykoła Kniażycki. — "Otwarto drugi front — zachodni. Blokowanie granicy faktycznie niszczy "korytarz życia", który pomaga Ukrainie wygrać. Prawdziwym celem tej blokady jest pomoc agresorowi w zniszczeniu nas. Zawsze przegrywamy, gdy walczymy ze sobą, a nie z wrogiem zewnętrznym" — podkreśla Mykoła Kniażycki.

Nie wszyscy w Warszawie rozumieją, że jest to kwestia bezpieczeństwa narodowego nie tylko Ukrainy, ale i Polski. Stary rząd nie zrobił nic i przerzucił problem na nowy. Niedawna wizyta nowego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na Ukrainie jeszcze nie zmieniła sytuacji. W przeddzień Świąt Bożego Narodzenia jedno przejście graniczne, na którym stali rolnicy, zostało odblokowane, podczas gdy blokada pozostałych trzech przejść nadal trwa.
"Po tym, jak Ministerstwo Infrastruktury odpowiedziało na moje pytanie, zdałem sobie sprawę, że rząd nie ma jasnego planu działania. Na podstawie wyników mojej podróży do Polski, oficjalnie zwróciłem się do prezydenta Ukrainy i przewodniczącego Rady Najwyższej z konkretnymi propozycjami dotyczącymi tego, co Ukraina powinna zrobić" — mówi Kniażycki.
Propozycje, które Ukraina powinna przedstawić, są następujące:
1. Zwrócenie się do Prezydenta i Marszałka Sejmu RP z wyjaśnieniem, że sytuacja na granicy jest kwestią bezpieczeństwa narodowego Ukrainy.
2. Zwołanie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony oraz, na podstawie jej decyzji, zwołanie wspólnego posiedzenia z Radą Bezpieczeństwa Narodowego Polski.
3. Zainicjować posiedzenie Ukraińsko-Polskiego Zgromadzenia Międzyparlamentarnego w celu znalezienia sposobu na odblokowanie granicy.
4. Zwołanie wspólnego posiedzenia komisji spraw zagranicznych Rady Najwyższej Ukrainy i Rzeczypospolitej Polskiej.
5. Uświadomić sobie, że blokada jest specjalną operacją Rosji. I bezpośrednio podważa zdolności obronne Ukrainy.
Фільм Миколи Княжицького «Проросійська операція на польському кордоні»:


W najtrudniejszych momentach zawsze otrzymywaliśmy pomoc z miejsc, z których się jej nie spodziewaliśmy
Niedawno na naszych łamach ukazał się artykuł "Będziemy dozgonnie wdzięczni za życzliwość. Ale będziemy też pamiętać o tych, którzy w zimową noc eksmitowali nas i nasze dzieci na odludzie" o eksmisji półtorej setki ukraińskich uchodźców, którzy schronili się w Olsztynie po wybuchu wojny. Jedyne schronisko dla uchodźców w Olsztynie, Bratniak, zostało zamknięte 20 listopada.
Po opublikowaniu artykułu na adres Sestry.eu napisała Anna Zawadzka z Biskupca. Chciała pomóc jednej z ukraińskich rodzin przedstawionych w artykule.
- Mamy z mężem Grzegorzem taką tradycję, że co roku przed świętami obdarowujemy nieznajomych, którzy potrzebują wsparcia - mówi pani Anna. - Kiedy przeczytaliśmy o uchodźcach z terenów objętych wojną, którzy zostali eksmitowani ze schroniska, od razu postanowiliśmy im pomóc. Rozumiem, że to mała rzecz, ale to są dary serca. My również doświadczyliśmy wielu trudnych sytuacji życiowych i zawsze w najtrudniejszych momentach otrzymywaliśmy pomoc z miejsc, z których się jej nie spodziewaliśmy.

Kolejna rodzina uchodźców, która została eksmitowana z Bratniaka, otrzymała "świąteczną paczkę żywnościową" od Agnieszki Kopruckiej z Olsztyna. Agnieszka pomaga uchodźcom w Olsztynie jako wolontariuszka od początku inwazji na pełną skalę. Drzwi sklepu z pamiątkami Galeria Warte Świeczki, w którym pracuje Agnieszka, są zawsze otwarte dla Ukraińców.
- Pani Agnieszka nieodpłatnie prowadzi warsztaty robótek ręcznych, sama zapewnia wszystkie niezbędne materiały. Gotowe produkty można zabrać ze sobą lub sprzedać tym, którzy przychodzą do sklepu. W mikołajki wszystkie Ukrainki, które przyszły na warsztaty, dostały olej konopny. Jest bardzo przydatny, ale nie każdy może sobie pozwolić na jego zakup - mówi Oksana Mariniuk, uchodźczyni wewnętrzna z Nowej Kachowki.

Polski historyk Stanisław Stępień wysłał "świąteczną paczkę żywnościową" z Przemyśla do jednej z rodzin eksmitowanych ze schroniska w Olsztynie.
- Dowiedziałem się, że Stanisław Stępień, dyrektor Instytutu Europy Południowo-Wschodniej w Przemyślu, wysłał świąteczne prezenty rodzinie uchodźców, o której mowa w artykule serwisu Sestry. Pan Stanisław jest szanowanym historykiem i naukowcem, aktywnym zwolennikiem współpracy polsko-ukraińskiej. Jest przekonany, że "bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski". A jego pomoc rodzinom uchodźców, które naprawdę jej potrzebują, pokazuje człowieczeństwo Polaków i solidarność z Ukraińcami - skomentował sprawę Stepan Migus, szef olsztyńskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce.


Gdzie wybrać się na łyżwy w Warszawie?
1. Najsłynniejsze lodowisko w Warszawie znajduje się na Starym Mieście (Rynek Starego Miasta). Może pomieścić maksymalnie 80 osób i jest czynne codziennie od 10:00 do 21:00 do końca stycznia. Lodowisko jest oczyszczane trzy razy dziennie. Wypożyczenie łyżew kosztuje 10 zł za godzinę, a kasków - 5 zł. Jazda na łyżwach odbywa się na świeżym powietrzu i jest bezpłatna.
Тел: 22 16-27-310

2. Otwarte lodowisko miejskie przy Pałacu Kultury i Nauki (Plac Defilad 1) czynne jest codziennie od 10:00 do 21:00 i może pomieścić do 200 osób. Tu również można jeździć za darmo, a za wypożyczenie łyżew trzeba zapłacić kaucję w wysokości 50 zł (kaski - 20 zł, chodziki treningowe - 50 zł). Fajne jest jednak to, że zwracając sprzęt po jeździe, otrzymujemy również zwrot pieniędzy.
Тел: 501 299 976

3. Bemowskie l odowisko (Obrońców Tobruku 40) czynne jest codziennie od 9:00 do 21:30 i jest bezpłatne. Wypożyczalnia łyżew również jest bezpłatna, ale 31 grudnia i 1 stycznia lodowisko jest nieczynne.
4. Niewielkie lodowisko na świeżym powietrzu w Elektrowni Powiśle (ul. Zajęcza 4) czynne jest codziennie od 11:00 do 21:00 do końca lutego. Klienci centrum mogą wejść na lodowisko bezpłatnie z paragonem na 50 zł. Pozostali płacą 8 zł za godzinę. Wypożyczenie łyżew kosztuje 10 zł za godzinę.
Тел: 22 128 56 00

5. Lodowisko w Centrum Praskim Koneser (Plac Konesera 4) czynne jest codziennie od 8:45 do 22:00. Bezpłatnie mogą z niego korzystać klienci centrum handlowego z paragonem za zakupy na kwotę co najmniej 30 zł. Pozostali płacą 10 zł za jazdę i 10 zł za wypożyczenie łyżew.

6. Kryte lodowisko w Centrum Sportu Wilanów (Gubinowska 28/30) czynne jest w weekendy od 8:00 do 21:30, a w dni powszednie od 16:00 do 21:00. 90 minut jazdy na łyżwach kosztuje tu 10-13 zł. Wypożyczenie łyżew kosztuje 10 zł. Bonusy z kartą warszawiaka.
Тел: 539 572 419, 22 651 52 22

7. W tym roku Wilanów otworzył także nowe kryte lodowisko na plaży - Plaża Wilanów (ul. Jana Jabłonowskiego 19). Wstęp jest bezpłatny, a wypożyczenie łyżew kosztuje 10-15 zł za godzinę. Istnieje również możliwość skorzystania z pomocy instruktora w cenie 10 zł za godzinę. Lodowisko jest czynne od 16.00 do 21.00 w dni powszednie i od 11.00 do 21.00 w weekendy.
8. Inne otwarte lodowisko w Wilanowie znajduje się w pobliżu Centrum Biznesu Royal Wilanów (ul. Klimczaka 1). Czynne jest w dni powszednie w godzinach 13:00-21:00, a w weekendy od 12:00 do 21:00. Wypożyczenie łyżew kosztuje 5 zł, a wstęp na lodowisko 15 zł. Można tu również naostrzyć sprzęt. Można też wynająć całe lodowisko za 150 zł.

9. Prawdziwe lodowisko w pobliżu Westfield Arkadia na Woli (ul. Jana Pawła II 82) czynne jest codziennie od 10:00 do 22:00. Godzina jazdy na łyżwach kosztuje 15-20 zł. Wypożyczenie łyżew kosztuje 10 zł. Można również wypożyczyć kaski, chodziki i skarpetki.
Тел: 22 323 67 67

10. Lodowisko OSiR Ochota (Rokosowska 10) czynne jest w poniedziałek, wtorek i czwartek od 8:00 do 21:00, a w środę i piątek od 8:00 do 19:30. W sobotę i niedzielę można tu wejść od 10:00 do 21:00. Wstęp bez ograniczeń czasowych kosztuje 9 zł za bilet normalny i 6 zł za bilet ulgowy.
Тел: 22 572 90 70

11. LODOWISKO MOCZYDŁO (ul. Górczewska 69/73) czynne jest codziennie w następujących godzinach: 9:00 - 13:00, 14:00 - 17:00, 18:00 - 21.00. Bilet normalny kosztuje 14 zł, bilet ulgowy 10 zł. Istnieje możliwość wypożyczenia łyżew w cenie 8 zł za godzinę.
Тел: 22 162 73 41
.jpg)
12. Lodowisko OSiR Targówek (Łabiszyńska 20) czynne jest od poniedziałku do piątku w godz. 18:30-19:00, a w soboty i niedziele w godz. 12:00-12:30: 15:00-15:30, 18:30-19:00. Godzina jazdy na nartach kosztuje 12 zł za karnet normalny i 7 zł za ulgowy), wypożyczenie 7 zł.
Тел: 22 529 88 00

13. Lodowisko Torwar (Łazienkowska 6A) czynne jest we wtorki i czwartki w godz. 20:00 - 21:30, w soboty w godz. 18:30 - 20:30, a w niedziele: 11:00 - 12:30, 18:30 - 20:30. Wstęp kosztuje 23 zł za bilet normalny i 17 zł za bilet ulgowy. Za wypożyczenie łyżew trzeba zapłacić 15 zł.

14. Lodowisko w Parku Bródnowskim jest bezpłatne i czynne od poniedziałku do piątku od 14:00 do 21:00, a w soboty i niedziele od 09:00 do 21:00. Osoby nieposiadające łyżew będą musiały zapłacić 7 zł za ich wypożyczenie.

15. Lodowisko OSiR Wawer (Poprzeczna 22) czynne jest codziennie od 9:00 do 20:45. 90 minut jazdy na łyżwach kosztuje tu 13 zł za bilet normalny, 8 zł za bilet ulgowy i kolejne 10 zł za wypożyczenie łyżew.
Тел: 22 443 00 93

16. Lodowisko Stegny (ul. Inspektowa 1) czynne jest od poniedziałku do piątku w godzinach 19:00-21:00, a w sobotę i niedzielę od 12:00 do 20:00. Trzy godziny jazdy na nartach kosztują 20 zł za karnet normalny i 13 zł za karnet ulgowy.
Тел: 22 162 73 11

17. Lodowisko Białołęka (ul. Strumykowa 21) czynne jest od poniedziałku do piątku w następujących godzinach: 8.00-15.00, 15.30-17.00, 17.30-19.00, 19.30-21.00, a w sobotę i niedzielę: 9.30-11.00, 11.30-13.00, 13.30-15.00, 15.30-17.00, 17.30-19.00, 19.30-21.00.
Bilet kosztuje 8-10 zł za 30 minut. Wypożyczenie łyżew - 15 zł.
Тел: 22 676 50 72

18. Lodowisko w Ursusie (ul. Gen. K. Sosnkowskiego 10) na terenie szkoły nr 14 jest bezpłatne, czynne w godz. 15.00-21.00 od poniedziałku do piątku, w sobotę w godz. 9.00-14.00 i 15.00-21.00, a w niedzielę w godz. 9.00-14.00 i 15.00-20.00.
Тел: 789 043 011



Nauka życia na nowo. Losy czterech Ukrainek dają nadzieję
Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?
Od HR do specjalisty IT
Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.
- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.

Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.
- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.
Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.
Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.
Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.
Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego
Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.

- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.
Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.
Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.
Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.
- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.
Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?
Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.
W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki
Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.

Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.
Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.
- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.
Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.
O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.
W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.
- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.

Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.
- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.
Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.

- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga - W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.
Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.
Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli
Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.

Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.
- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.
Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.
- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.
Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.
Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.
Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:
Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.

Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:
1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.
2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.
3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".
4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.
5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.
6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.
7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.


Ukraińska Wigilia tradycyjnie rozpoczyna się od kutii, podczas gdy polska Wigilia rozpoczyna się od opłatka
W tym roku Ukraińcy, wraz z resztą świata, obchodzą Wigilię (Wigilia oznacza "nocne czuwanie", powstrzymywanie się od snu), wieczór poprzedzający Boże Narodzenie.
Wieczorem 24 grudnia, kiedy pierwsza gwiazda, symbolizująca Gwiazdę Betlejemską, pojawia się na zimowym niebie, rodzina tradycyjnie gromadzi się wokół stołu.
Polska Wigilia i ukraińska Wigilia mają ze sobą wiele wspólnego. Na świątecznym stole znajduje się 12 postnych potraw - jako symbol 12 apostołów Jezusa. W obu krajach na kolację podaje się ryby, kapustę, grzyby i mak. Jednocześnie istnieje różnica w sposobie przygotowywania świątecznych potraw, dlatego jedzenie na ukraińskich i polskich stołach często smakuje zupełnie inaczej.
1. W Ukrainie zaczynają się od kutii, w Polsce - od opłatka

W Ukrainie i w Polsce kutia to gotowana pszenica z suszonymi owocami, miodem, makiem i orzechami. W Ukrainie jest to główne danie na świątecznym stole. W Polsce jest popularne głównie na wschodzie kraju. Kutia jest uważana za symbol dobrobytu i pomyślności, a pszenica symbolizuje wieczność (ponieważ ziarno kiełkuje co roku). Mak jest symbolem płodności i bogactwa, miód - pomocy sił natury, a orzechy - talizmanem chroniącym przed chorobami.
Istotną różnicą jest to, że ukraińska Wigilia tradycyjnie rozpoczyna się kutią, a polska opłatkiem. Są to cienkie, pszenne opłatki zwane chlebem wigilijnym. Jest to symbol pojednania, przebaczenia win, które zostały popełnione w ciągu całego roku. W Polsce rytuał dzielenia się opłatkiem jest niezwykle ważny. Podczas kolacji każdy członek rodziny odłamuje kawałek opłatka innych krewnych i dzieli się z nimi swoim. Całemu procesowi towarzyszą życzenia Wesołych Świąt i symbolizuje on rodzinną jedność i przebaczenie.

2. Barszcz czerwony z uszkami a barszcz ze śliwkami i grzybami
Trudno wyobrazić sobie polski stół wigilijny bez czerwonego barszczu z uszkami. Natomiast barszcz nie jest wymagany na ukraińskim stole wigilijnym. A jeśli już jest podawany, to dodaje się do niego suszone śliwki, grzyby i kwaśną śmietanę. Ukraińcy uważają, że prawdziwy barszcz powinien być tak gęsty i treściwy, że można w nim trzymać łyżkę.
Mówi się, że nigdy nie można zadowolić Ukraińca cudzym barszczem. Ale różnica między tym daniem w Ukrainie i w Polsce jest naprawdę fundamentalna. Polski barszcz czerwony przygotowywany jest z zakwasu buraczanego z dodatkiem selera, cebuli, octu lub soku z cytryny. Smak potrawy zależy od tego, jak kwaśna lub słodka jest ta przystawka. "Dobry barszcz ma dużo cukru" - mówią Polacy. W polskim barszczu nie znajdziemy jednak ziemniaków, kapusty i fasoli. Barszcz podawany jest z "uszkami" - pierogami nadziewanymi kapustą i grzybami.

3. Uzvar i kompot z suszonych owoców z przyprawami
Kompot z suszy jest często nazywany w Polsce kompotem wigilijnym. Zazwyczaj przygotowuje się go z suszonych jabłek, śliwek, gruszek, rodzynek, moreli i fig. Polacy lubią również dodawać do kompotu przyprawy: cynamon, goździki, imbir, a nawet wanilię.

4. Pierogi i paszteciki (pierogi)
Tradycyjnie pierogi z kiszoną kapustą podawane są zarówno w Wigilię, jak i w Boże Narodzenie. Do potrawy często dodaje się grzyby. I zawsze cebulę, smażoną na złoty kolor. Pierogi z ziemniakami są również popularne w Ukrainie.

5. Winegret i sałatka jarzynowy
W Polsce królem sałatek na wege stole jest sałatka jarzynowa z majonezem. Jest to lokalna wersja sałatki Olivier. Przyrządza się ją z majonezem i gotowanej marchwi, ziemniaków, jajek z dodatkiem kiszonych ogórków, zielonego groszku i cebuli. W Ukrainie w Wigilię zwyczajowo przygotowuje się winegret z kiszonym ogórkiem, kiszoną kapustą i fasolą. Niektórzy dodają do winegretu groszek, śledzie lub tulkę.
.jpg)
6. Gołąbki z ziemniakami w Polsce, ryżem i grzybami w Ukrainie
W Polsce tradycyjne gołąbki na świąteczny stół przygotowywane są z gotowanych na parze liści kapusty i nadzienia z surowych tartych ziemniaków, smażonej cebuli i kaszy manny. W Ukrainie są one zwykle nadziewane ryżem i grzybami. W Polsce ludzie lubią piec to danie w sosie z koncentratu pomidorowego i kwaśnej śmietany, podczas gdy W Ukrainie wolą dusić je w śmietanie z cebulą i marchewką.

7. Duszona kapusta z grochem i bez grochu
Potrawy z duszonej kapusty są obowiązkowe na polskich i ukraińskich stołach, ale przygotowuje się je inaczej. W Ukrainie zwyczajowo sieka się świeżą kapustę i dusi w rondlu z olejem i wodą lub bulionem grzybowym, dodając koncentrat pomidorowy, cebulę lub grzyby do smaku. W Polsce jednak danie to jest dość oryginalne, ponieważ do kapusty dodaje się groch.

8. Smażony karp i karaś srebrzysty na warzywnym spodzie
Smażony karp z chrupiącą skórką to jedno z głównych dań na świątecznym stole w Polsce. Czasami karp jest marynowany w piwie lub podawany w galarecie. Ryba symbolizuje bogactwo i podobno spełnia życzenia na nadchodzący rok.
W Ukrainie ryby częściej piecze się w piekarniku z warzywami. I nie musi to być karp. Wystarczy srebrny karp na warzywnym spodzie lub pstrąg.

9. Marynowany śledź i kwaśna śmietana
Śledź jest zawsze mile widzianym daniem na świątecznym stole w Polsce i w Ukrainie. Ale w Ukrainie zwykle podajemy go marynowanego i zaprawionego olejem i cebulą, podczas gdy w Polsce ludzie wolą śledzie w śmietanie. Aby to zrobić, gotowy solony śledź jest mieszany z tłustą śmietaną, marynowaną cebulą, plasterkami kwaśnego jabłka, odrobiną musztardy, octu, soku z cytryny i cukru, a śledź może pływać w tym wszystkim przez kilka godzin.

10. Zupa grzybowa z łazankami
Tradycyjna polska zupa grzybowa podawana jest w Wigilię z cienkimi domowymi łazankami (kawałkami ciasta z mąki pszennej, żytniej lub gryczanej). W Ukrainie danie przygotowywane jest z suszonych borowików z dodatkiem zaprawy mącznej, która nadaje mu gęstą konsystencję i zamienia w puree.

11. Świąteczny makowiec w Ukrainie - kluski z makiem w Polsce
Nie sposób wyobrazić sobie polskiej Wigilii bez makowca. Równie często przygotowuje się kluski z makiem. W tym celu wystarczy ugotować makaron, dodać mak, miód i orzechy włoskie do smaku. Na Ukrainie mak jest używany do wyrobu vytytuky, bułek i pierogów. Ludzie lubią również cynamonowe ciasta yalbuchi i babeczki z kandyzowanymi owocami.

12. Ciasta, pierniki i paszteciki
Na polskim stole w Wigilię często można zobaczyć paszteciki z kapustą lub grzybami. W Ukrainie również często piecze się paszteciki, ale z ciasta drożdżowego. Nadziewane są kapustą, grzybami, kaszą gryczaną z koperkiem, fasolą lub grochem, a także smażoną cebulą i gotowanymi ziemniakami. W Ukrainie pierogi są często przygotowywane na słodko - z dżemem, makiem, owocami, podczas gdy w Polsce preferuje pierniczki.



"Za pierwsze pieniądze, które otrzymałam w Szkocji, kupiłam... samochód!"
Spośród ukraińskich uchodźców, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii, ponad sto tysięcy przebywa w Anglii, pisaliśmy już o tym w poprzednim materiale Sestry. Drugim co do wielkości regionem pod względem liczby Ukraińców, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii po 24 lutego 2022, jest Szkocja, która przyjęła ponad 26 000 ukraińskich uchodźców.
Jednym z głównych warunków wydania wizy do Wielkiej Brytanii jest posiadanie sponsora, który jest gotowy gościć Ukraińca w swoim domu przez co najmniej sześć miesięcy. Jednak w przypadku Szkocji istniała też inna opcja - program, w ramach którego szkocki rząd sponsorował ukraińskich migrantów.
Ukraińcy przybywający w ramach tego programu byli początkowo zakwaterowani w hotelach, dopóki władze nie znalazły dla nich rodziny sponsorującej lub mieszkania do wynajęcia. Kiedy w hotelach nie było już miejsca, władze znalazły oryginalne rozwiązanie, umieszczając około dwóch tysięcy nowoprzybyłych Ukraińców na dwóch statkach wycieczkowych w Glasgow i Edynburgu. Decyzja ta została skrytykowana przez niektóre organizacje pozarządowe, które nazwały kabiny statków wycieczkowych miejscem nieodpowiednim do długoterminowego pobytu. Jednocześnie większość Ukraińców pozytywnie odniosła się do swoich doświadczeń na statku, określając warunki jako bardzo dobre.

Statystyki opublikowane na stronie internetowej rządu Wielkiej Brytanii pokazują, że ponad 20 000 osób przybyło do Szkocji w ramach rządowego programu sponsoringu (reszta znalazła prywatnych sponsorów). Liczba ta znacznie przekroczyła oczekiwania szkockich władz. Dlatego też, gdy latem 2022 r. stało się jasne, że dalszy wzrost liczby uchodźców nieuchronnie wywoła kryzys mieszkaniowy, program rządowy został zamknięty. Teraz ukraińscy migranci mogą dostać się do Szkocji tylko poprzez znalezienie prywatnego sponsora, tak jak ma to miejsce w Anglii.
Więcej możesz przeczytać w artykule "Ukrainki w Anglii: wysoki wskaźnik zatrudnienia i poważny problem ze znalezieniem mieszkania"
Pod względem pomocy finansowej, podobnie jak w pozostałej części Wielkiej Brytanii, Ukraińcy w Szkocji otrzymują 200 funtów (253 USD) zasiłku "powitalnego", a następnie 360 funtów (450 USD) zasiłku dla bezrobotnych (Universal Credit). Ukraińcy, którzy przybyli w ramach rządowego programu, prawie nie napotkali problemu ze znalezieniem zakwaterowania, co jest powszechne dla obcokrajowców w Wielkiej Brytanii, ponieważ wiele rodzin otrzymało mieszkania na długoterminowy wynajem od władz lokalnych.
Ukraińskie migrantki opowiedziały Sestrom o swojej adaptacji i pierwszych wrażeniach ze Szkocji.
"Szkocki angielski jest jak zakarpacki ukraiński. Szkoci rozumieją wszystkich, ale nikt nie rozumie ich".
Krystyna Mudryk, Ukrainka, przybyła do Szkocji wraz z dwiema córkami w wieku 9 i 14 lat w lipcu 2022 roku. Krystyna mieszka obecnie w małym miasteczku Johnstone, 20 minut jazdy od Glasgow. Cztery miesiące temu Ukrainka otworzyła salon kosmetyczny w Szkocji.
- "Moja wiza została wydana w ciągu tygodnia w ramach programu finansowanego przez szkocki rząd", mówi Christina na stronie Sestry . "Ale tego nigdy nie wiadomo - na przykład moja przyjaciółka czekała prawie sześć miesięcy na swoją wizę. W Glasgow zakwaterowano nas w hotelu Holiday Inn, który znajduje się na lotnisku. Mieszkaliśmy tam przez kolejne trzy miesiące, dopóki rada miasta nie znalazła nam stałego zakwaterowania. Hotel był całkiem wygodny: trzy posiłki dziennie, pokoje zabaw dla dzieci. Przedstawiciele lokalnych władz wraz z tłumaczem pomogali nam w załatwieniu formalności.

Znam Ukraińców, którzy zostali umieszczeni na statku wycieczkowym zamiast w hotelu. Byłam ich odwiedzić. Samodzielne dotarcie do miejsca, w którym cumował statek, było niemożliwe - ludzie byli tam dowożeni specjalnym autobusem, który kursował według rozkładu. Dla tych, którzy pracowali na nocne zmiany, był to problem. Ogólnie rzecz biorąc, warunki na statku były dobre, chociaż kabiny były małe i nie można było otworzyć okien. Ale była klimatyzacja. Na statku były sale koncertowe, kino i bardzo dobre jedzenie. Od lata na statkach nie ma już Ukraińców - zostali oni przesiedleni do mieszkań i hoteli.
Jeszcze mieszkając w hotelu, dzięki ukraińskim przyjaciołom, znalazłam swoją pierwszą pracę w Szkocji, w fabryce whisky. Praca polegała na pakowaniu i zamykaniu skrzynek z butelkami. Jestem mistrzynią przedłużania rzęs i miałam własny salon kosmetyczny w Ukrainie. Ale tutaj, głównie z powodu mojego słabego angielskiego, zdecydowałam się zacząć od najprostszej pracy. W rzeczywistości, mieszkając w hotelu z trzema posiłkami dziennie, całkiem możliwe jest życie za 450 dolarów zasiłku w Szkocji, bez pracy (można nawet coś zaoszczędzić), ale nie lubię siedzieć bezczynnie.
W tym samym czasie zapisałam się do lokalnego klubu konwersacyjnego, aby poćwiczyć mój angielski. W Szkocji komunikowanie się z mieszkańcami jest pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić, aby nauczyć się języka. Nawet ludzie, którzy przyjeżdżają z przekonaniem, że znają angielski, często nie mogą zrozumieć Szkotów z powodu ich akcentu. Szkocki angielski jest jak ukraiński zakarpacki. Szkoci rozumieją wszystkich, nikt nie rozumie ich. Aby poznać Szkotów, zarejestrowałam się nawet na Tinderze, gdzie napisałam, że nie szukam związku, a jedynie komunikacji. I znalazłam kilka osób, które pomogły mi przyzwyczaić się do języka i nauczyć się rozumieć szkocki akcent.
Po trzech miesiącach mieszkania w hotelu lokalne władze zaoferowały nam mieszkanie w małym miasteczku Johnstone, 20 minut jazdy od Glasgow. W rzeczywistości bycie w pobliżu dużego miasta (Glasgow jest największym miastem w Szkocji) to szczęście, ponieważ generalnie mogą cię umieścić gdziekolwiek. Możesz oczywiście wyrazić swoje życzenie, ale jeśli jest wolne miejsce tylko w wiosce na północy kraju, zabiorą cię tam. Jeśli odmówisz, będziesz musiała sam poszukać mieszkania, ale nie każdy właściciel będzie chciał przyjąć uchodźcę z Ukrainy bez poręczycieli i historii kredytowej.

Otrzymałam mieszkanie socjalne. Wynajmuję je, ale nie od prywatnego właściciela, lecz od państwa. Zaletą mieszkań socjalnych jest przede wszystkim ich niska cena. Na przykład miesięczny czynsz za mieszkanie z jedną sypialnią w Glasgow od prywatnego właściciela będzie kosztował co najmniej 700 funtów (890 dolarów). Natomiast miesięczny czynsz w moim mieszkaniu socjalnym z trzema sypialniami kosztuje zaledwie £380 ($420). Jeśli jednak nie pracujesz lub Twój dochód po odliczeniu czynszu jest niższy niż minimum socjalne, nadal będziesz otrzymywać Universal Credit.
Niektórzy ludzie otrzymują mieszkania socjalne, które wymagają napraw. W naszym przypadku nie było takiej potrzeby, mieszkanie było w dobrym stanie. W Szkocji mieszkania są zwykle wynajmowane puste, ale lokalne władze kupiły wszystko, czego potrzebowaliśmy - od urządzeń i łóżek po kapcie i ręczniki.
"W Szkocji od momentu umówienia się na wizytę u lekarza do momentu przepisania leczenia może minąć nawet rok".
Po wprowadzeniu się do mieszkania Krystyna poszła na studia, aby studiować przedmioty związane z branżą kosmetyczną.
- Mój poziom angielskiego już pozwolił mi przejść rozmowę kwalifikacyjną" - mówi Khrystyna. "Pierwsze trzy lata college'u w Szkocji są bezpłatne (zazwyczaj osobie udaje się ukończyć kurs w tym czasie). Nawiasem mówiąc, studia wyższe dla Szkotów (a teraz dla Ukraińców mieszkających tutaj) mogą być również bezpłatne (Szkocja jest jedynym krajem w Wielkiej Brytanii, w którym szkolnictwo wyższe może być finansowane przez państwowy fundusz SAAS (Student Awards Agency Scotland)).
- "Jako studentka college'u mam przywileje związane z podróżowaniem", mówi Christina, "a uczniowie w Szkocji również mają darmowe przejazdy (bez przywilejów średni koszt biletu autobusowego w obie strony wynosi 5 funtów). W porównaniu do Anglii, Szkocja jest bardziej zorientowana społecznie. Tutaj rodzice otrzymują dodatkowe świadczenia na dziecko (około 150 funtów miesięcznie na dwoje dzieci). W moim hrabstwie władze lokalne kilka razy w roku udzielają rodzicom pomocy finansowej na zakup letnich i zimowych ubrań dla dzieci. W Szkocji prawie wszystkie leki są bezpłatne. Nie można ich kupić bez recepty, ale jeśli masz receptę, w 90% przypadków apteka wyda ci leki za darmo. Dotyczy to zarówno antybiotyków, jak i środków antykoncepcyjnych. W Anglii za leki trzeba płacić.
Istnieją jednak pewne niuanse, jeśli chodzi o opiekę medyczną. W Szkocji (podobnie jak w pozostałej części Wielkiej Brytanii) podstawowa opieka zdrowotna znacznie odbiega od tego co znamy z Ukrainy. Istnieje Narodowa Służba Zdrowia, której usługi są bezpłatne dla ludności. Jednak na te usługi trzeba bardzo długo czekać. Jeśli jest to nagły przypadek, otrzymasz pomoc tego samego dnia. Jeśli jest to coś, co nie zagraża życiu, możesz czekać nawet rok. W grudniu ubiegłego roku udałam się do lekarza rodzinnego z podejrzeniem pewnego problemu. Dwa miesiące po wizycie otrzymałam pocztą wyniki badań, które potwierdziły, że sprawa wymaga dalszej diagnostyki. Termin badania wyznaczono mi za pięć miesięcy. W tym czasie udało mi się wyjechać na Ukrainę i skorzystać z opieki zdrowotnej tam. Kiedy w końcu umówiłam się na wizytę u szkockiego lekarza w lipcu, musiałam powtórzyć badania i otrzymałam wyniki dopiero w listopadzie - prawie rok po mojej pierwszej wizycie.
"W naszym salonie rzęsy przedłużają nie Szkotki, ale Ukrainki i Polki"
Jeśli chodzi o znalezienie pracy, to podejmując studia na mojej specjalizacji, chciałam rozwijać się właśnie w tym kierunku. Mój zawód nie wymaga perfekcyjnego angielskiego, ale znalezienie pracy w salonie kosmetycznym było nierealne - przedłużanie rzęs nie jest popularne w Szkocji (przede wszystkim dlatego, że jakość tych usług pozostawia wiele do życzenia), więc w lokalnych salonach prawie nie ma wolnych miejsc dla takich specjalistów. Zdecydowałam się otworzyć salon razem z inną Ukrainką, manikiurzystką, którą poznałam w hotelu. W tym czasie ona i ja zebrałyśmy dobrą bazę klientów wśród Ukraińców mieszkających w hotelach i na statku. Głównym kosztem związanym z rozpoczęciem działalności był wynajem lokalu. Musieliśmy zapłacić właścicielowi 3000 funtów (3800 dolarów) z góry (dobrze, że oboje mieliśmy trochę oszczędności), plus 500 funtów (360 dolarów) miesięcznego czynszu. Reszta - rejestracja firmy, papierkowa robota - jest darmowa, ale bardzo skomplikowana i czasochłonna. Zaczęłyśmy szukać lokalu do wynajęcia w kwietniu ale salon mogłyśmy otworzyć dopiero w sierpniu.

Nazwaliśmy nasz salon "Made in Ukraine". Na razie pracujemy tam tylko we dwójkę. Większość naszych klientów to Ukrainki i Polki. Reklamujemy się w mediach społecznościowych i na komunikatorach, działa też poczta pantoflowa. Kilka Szkotek przyszło już na manicure, ale jeszcze nie na rzęsy. Salon działa od czterech miesięcy. Jest za wcześnie, by mówić o zyskach, ale udało nam się wyjść na zero, co uważam za osiągnięcie. Szkocja ma dobre warunki do zakładania biznesu - przez pierwsze 12 miesięcy po otwarciu firmy nadal otrzymujesz płatności Universal Credit, co pozwala rozwijać biznes i nie myśleć o tym, że jutro nie będziesz miał co jeść.
"Nie znając angielskiego, chodziłam do każdej kawiarni z tłumaczem i moimi deserami, oferując właścicielom usługi cukiernicze".
Julia Pandyk, Ukrainka, która przyjechała tu z dwiema córkami, również nazywa Szkocję wygodnym krajem do życia i pracy. Podróż Julii była pod pewnymi względami trudniejsza, ponieważ musiała szukać zakwaterowania na własną rękę - wizę otrzymała za pośrednictwem prywatnego sponsora.

- "Naszymi sponsorami była szkocka para, która przyjęła kilka ukraińskich kobiet z dziećmi w swoim dużym domu" - mówi Julia Pandyk na stronie Sestry . "Sponsorzy byli wspaniałymi ludźmi, a właściciel zaoferował, że zostanę w domu tak długo, jak będzie to konieczne. Ale nie było łatwo dogadać się pod jednym dachem z innymi ukraińskimi kobietami, więc z radością przeprowadziłam się do osobnego mieszkania.
Skończyliśmy w małej wiosce w Scottish Borders, godzinę jazdy od Edynburga. Na Ukrainie byłam kucharką i rolniczką - mój były mąż i ja mieliśmy małą farmę niedaleko Kijowa. Jestem pasjonatką cukiernictwa, więc pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po przyjeździe do Szkocji, było zaoferowanie moich usług lokalnym zakładom. Nie znając w ogóle angielskiego, chodziłam do każdej kawiarni z tłumaczem Google i moimi deserami i próbowałam wyjaśnić właścicielom, czego od nich oczekuję. Nie udało mi się. W międzyczasie dyrektor szkoły, do której chodziły moje córki, powiedział mi, że pobliski sklep mięsny poszukuje rzeźnika. Postanowiłam więc spróbować.
Nie boję się pracy z mięsem, wiem jak zrobić kaszankę (jedna z tradycyjnych szkockich potraw, kaszanka, to tak naprawdę kaszanka). Zostałam więc zatrudniona jako pomocniczka rzeźnika. Wynagrodzenie jest minimalne - około 10 funtów (12,7 dolara) za godzinę. Ale widzę przyszłość: po dwóch latach pracy będę mogła uzyskać certyfikat rzeźnika, co pozwoli mi zarobić więcej pieniędzy. Lubię swoją pracę również dlatego, że jestem częścią świetnego zespołu. Pomimo tego, że przyszłam z zerową znajomością angielskiego, wszyscy traktują mnie bardzo dobrze, nie czuję się dyskryminowana.
"Nawet osoba z płacą minimalną może sobie pozwolić na zabranie dzieci na wakacje do Portugalii".
Większość Szkotów to przyjaźni i bardzo uprzejmi ludzie. Kochają dzieci i potrafią przepraszać tysiące razy dziennie, mówiąc słowo "przepraszam", które jest tutaj używane w każdej sytuacji. Czuję się komfortowo w Szkocji ze względu na ludzi i warunki, jakie im stworzono. Nie jest to tani kraj, ale ceny wielu produktów i ubrań są niższe niż w Ukrainie. Osoba z minimalnym wynagrodzeniem żyje godnie, może sobie pozwolić na dobre jedzenie i wakacje (na przykład latem zabrałam dzieci do Portugalii). Nawiasem mówiąc, moim pierwszym zakupem w Szkocji był samochód. Po otrzymaniu "powitalnych" 200 funtów ($253) dla siebie i dziewczynek (co w sumie dało 600 funtów), kupiłam samochód za 500 funtów ($630). Nie był nowy, ale całkiem przyzwoity.
Szukałam mieszkania na własną rękę. W Szkocji nie jest to łatwe: aby wynajmujący uznał cię za dobrego kandydata, musisz udowodnić swoją wypłacalność, stabilny dochód i wiarygodność. W oczach wielu wynajmujących Ukraińcy wyglądają na niewiarygodnych, ponieważ w każdej chwili mogą wrócić do domu. W moim przypadku mój szef zgodził się być poręczycielem. Nawet go o to nie prosiłam - sam się zgłosił. Wynajmujemy dom. Teraz jest nas czworo w rodzinie, bo przyjechała moja mama. Płacimy 700 funtów (887 dolarów) miesięcznie za wynajem. Ponieważ moja pensja jest minimalna, a mama nie pracuje, nadal otrzymujemy część zasiłków. W międzyczasie zmieniłam samochód i wzięłam już drugi na kredyt. Ta opcja jest również dostępna dla Ukraińców tutaj.
Życie w hotelu - co dalej?
Pomimo faktu, że życie w Szkocji jest pod pewnymi względami bardziej komfortowe dla ukraińskich uchodźców niż w Anglii (ze względu na większą liczbę zasiłków i bardziej przystępne cenowo mieszkania socjalne, kwestia bezdomności nie jest tak dotkliwa), wielu Ukraińców boryka się z problemami również tutaj. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy przybyli później i bez dzieci. Podczas gdy wiosną 2022 r. nawet jedna osoba, która przybyła w ramach programu super-sponsoringu, miała szansę na otrzymanie mieszkania socjalnego, pod koniec 2022 r. nie było już takich możliwości.
Dlatego niektórzy Ukraińcy mieszkają w hotelach od ponad roku. W wielu regionach Szkocji tym, którzy nie mogli znaleźć mieszkań socjalnych, władze proponowały przeniesienie się do hostelu. Ten ostatni jest najczęściej dużym mieszkaniem (lub kilkoma połączonymi mieszkaniami), w którym każda osoba ma swój własny pokój, ale kuchnia, łazienka i toaleta są wspólne. Ci, którzy nie zgodzili się na hostel, nadal przebywają w hotelach, ale wiadomo, że to nie potrwa długo. Kilka tygodni temu szkocki rząd ogłosił nowe zasady dla ukraińskich uchodźców, zgodnie z którymi od 7 stycznia Ukraińcy będą mogli mieszkać w tymczasowych kwaterach (tj. hotelach) nie dłużej niż sześć miesięcy. W tym czasie władze lokalne są zobowiązane do zaoferowania im długoterminowego zakwaterowania (np. hostelu). Jeśli dana osoba odmówi tej opcji, musi opuścić tymczasowe zakwaterowanie w ciągu najbliższych 60 dni i poszukać zakwaterowania na własną rękę.
Nowe zasady były od dawna spóźnione z kilku powodów. Pierwszym z nich jest to, że Ukraińcy, którzy zatrzymują się w hotelach przez długi czas (a średnia cena pokoju wynosi około 125 USD za noc), kosztują szkockie władze znaczną ilość pieniędzy. Drugim powodem jest to, że Ukraińcy nie integrują się z lokalnym społeczeństwem podczas pobytu w hotelach. Wielu z nich nie spieszy się z poszukiwaniem pracy - niektórzy nie widzą potrzeby opuszczania darmowego hotelu z darmowymi posiłkami. Niektórzy narzekają, że mieszkanie w hotelu staje się przeszkodą na drodze do zatrudnienia. W końcu brak stałego adresu i ryzyko przeniesienia w dowolnym momencie odstraszają pracodawców. Mieszkanie w hotelu stwarza również inne problemy. Przykładem może być brak możliwości zarejestrowania się do lekarza rodzinnego - opcja ta dostępna jest jedynie dla osób posiadających stały adres zamieszkania. Mieszkańcy hoteli mają prawo jedynie do opieki medycznej w nagłych wypadkach.
Kolejnym problemem, który dotyczy wszystkich Ukraińców w Szkocji, jest wiza wydawana na trzy lata, co oznacza, że wygasa ona w 2025 roku. Niemożność wyjaśnienia potencjalnemu pracodawcy lub wynajmującemu, gdzie będziesz w 2025 roku, stwarza trudności. Dlatego jesienią 2023 r. szkocki rząd opublikował strategię o nazwie "Ciepła szkocka przyszłość", która nakreśla dalsze kroki mające na celu integrację ukraińskich uchodźców. W szczególności stwierdza się w niej, że Ukraińcy będą nadal przenoszeni z hoteli do stałych miejsc zakwaterowania, a także otrzymają pomoc w nauce języka angielskiego, przedszkolach, szkołach i znalezieniu pracy, na co już przeznaczono fundusze. Szkoda tylko, że Szkocja nie może wpływać na politykę migracyjną i długoterminowe planowanie - to prerogatywa rządu Wielkiej Brytanii. Ze swojej strony rząd Wielkiej Brytanii obiecuje rozważyć rozszerzenie ukraińskich programów w najbliższej przyszłości.

Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Wpłać dotację