Tetiana Wygowska
Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl". Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im. Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.
W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami. Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im M. Wingranowskiego. Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.
Publikacje
„Gdzie mogę dostać ukraińską książkę?” „Czy są tu jakieś księgarnie lub biblioteki z ukraińskojęzyczną literaturą?” Często spotykałam się z takimi pytaniami w tematycznych grupach w mediach społecznościowych, takich jak „Nasi w Polsce”. Skłoniło mnie to do stworzenia pod koniec 2022 roku ukraińskiej przestrzeni książkowej w centrum województwa śląskiego.
W tym czasie jako wolontariuszka zbierałam pomoc dla ukraińskich sił zbrojnych – kupiliśmy w Europie samochody, wypełniliśmy je pomocą humanitarną i pojechaliśmy na front w Ukrainie. Teraz pomoc wolontariuszy zaczęła płynąć w przeciwnym kierunku: w Ukrainie zbieraliśmy książki dla ukraińskich uchodźców w Europie. Najpierw założyłam ukraińską bibliotekę w Katowicach. Byłam zaskoczona popytem – i zainteresowaniem ze strony lokalnych mediów. Powstały reportaże telewizyjne i artykuły o bibliotece, a czytelnicy zapisywali się nie tylko z Katowic, lecz także z okolicznych miast: Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Chorzowa, Mysłowic czy Tychów.
Najczęściej ludzie proszą o ukraińską klasykę i współczesnych ukraińskich autorów, takich jak Wasyl Stus, Wołodymyr Wynnyczenko, Iwan Bahriany i twórcy Rozstrzelanego Odrodzenia. Czytają także o Serhija Żadana, Oksanę Zabużko, Andrija Kokotiuchę i Ljuko Daszwara. Popularne są też książki psychologiczne i dotyczące rozwoju osobowości.
Matki ze wschodnich i południowych regionów Ukrainy pożyczają książki dla swoich dzieci, ubolewając, że nie uczyły ich ukraińskiego jeszcze w Ukrainie. W Polsce dzieci szybko się polonizują, więc zapotrzebowanie na ukraińską literaturę dziecięcą jest ogromne
Książek wciąż przybywało, a nam zaczęło brakować miejsca na półkach. Zaczęłam więc nawiązywać kontakty z innymi ukraińskimi ośrodkami w Europie. Nasze paczki trafiły do Niemiec i Holandii, a na targach książki w Brukseli spotkałam książkowych wolontariuszy takich jak ja, którzy założyli ukraińskie biblioteki w belgijskich miastach i w Luksemburgu.
Byłam pod wrażeniem ich pracy, bo z Ukrainy do Belgii jest dwa razy dalej niż do Polski, więc dostarczenie przesyłek z książkami jest trudniejsze i droższe. To niezwykłe i godne uwagi inicjatywy.
Brugia: ukraińska książka jako terapia dla emigranta
Brugia fascynuje malowniczymi kanałami i uliczkami. Na jednej z nich, niedaleko głównych szlaków turystycznych, znajduje się Ukraińskie Centrum Edukacyjno-Kreatywne „Kryła” [Skrzydła]. Dwa lata temu otwarto tu bibliotekę dla Ukraińców.
– Początkowo książki były kupowane ze środków zebranych przez wolontariuszy na rzecz wsparcia dzieci z Ukrainy – mówi Switłana Musina, kierowniczka centrum dla dzieci „Kryła”. – Potem sami Ukraińcy zaczęli pomagać we wzbogacaniu zbiorów biblioteki, przynosząc własne książki lub kupując nowe. Innym źródłem uzupełniania zbiorów była współpraca Ukraińców mieszkających w Belgii z organizacjami pozarządowymi w Ukrainie. Te organizacje i różne projekty humanitarne dzielą się ukraińskimi książkami z uchodźcami. Zapotrzebowanie na książki było bardzo duże, bo ludzie skazani na rozłąkę z krajem znajdują ukojenie w czytaniu. Dziś biblioteka posiada ponad 500 tytułów.
Przez ponad rok biblioteka w Brugii pracowała bez bibliotekarza, chociaż zbiory stale się powiększały i wymagały uporządkowania. Tego zadania podjęły się Tatiana Biłous i jej córka Jelizawieta. Z biblioteki korzystają dziś nie tylko mieszkańcy Brugii, ale także Ukraińcy z sąsiednich miast.
Bruksela: czytać książki i o nich rozmawiać
O centrum Ukrainian Voices RC dowiedziałam się na brukselskich targach książki. Zorganizowało festiwal i minitargi książek z krajów, z których ludzie musieli wyjechać z powodu wojny lub innych niebezpieczeństw. To byli ukraińscy wydawcy, a także autorzy z Kamerunu, Senegalu, Mali i Wybrzeża Kości Słoniowej. Pod koniec festiwalu nasze wydawnictwo podarowało brukselskiej bibliotece wydane przez nas książki, by uzupełnić jej zbiory o literaturę ukraińską.
– Wszystko zaczęło się od 20 książek w języku ukraińskim, które podarowała nam belgijska organizacja Biblioth?que sans Fronti?res – mówi Pawło Koszka, koordynator społeczności centrum Ukrainian Voices RC. – Potem ponad 50 egzemplarzy podarowała Wołyńska Biblioteka Młodzieżowa w Łucku, wiele przyniosła też pisarka Oksana Sadowa. Ukraińscy autorzy też zaczęli przysyłać swoje książki. W ten sposób nasza mała biblioteka wzbogaciła się o 244 ukraińskojęzyczne książki dla dzieci i dorosłych. Obecnie mamy 58 stałych czytelników, którzy regularnie przychodzą po nowe lektury – mniej więcej 25 z nich odwiedza bibliotekę co miesiąc. Otrzymaliśmy również wiele gier planszowych, więc w każdy piątek organizujemy turnieje.
Na tych samych targach w Brukseli spotykam poetkę i powieściopisarkę Annę Lupynos, która organizuje wiele wydarzeń związanych ze sprzedażą książek w Zaporożu oraz Mariupolu i jest członkinią komitetu organizacyjnego konkursu poetyckiego Maryny Bracyło dla młodzieży. Została zmuszona do opuszczenia rodzinnego Zaporoża i dziś mieszka na przedmieściach Brukseli ze swoją matką.
– Kiedy szukałam pomocy, chcąc zabrać moją 84-letnią matkę do kardiologa, za pośrednictwem mediów społecznościowych natrafiłam na Ukrainian Voices – mówi Anna Lupynos. – Pomogli mi umówić wizytę. Chciałam też pomóc Ukraińcom, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu z powodu wojny. Jako pisarka przez długi czas prowadziłam stowarzyszenia literackie w Ukrainie, zaproponowałam więc Ukrainian Voices organizowanie spotkań literackich. Teraz do mojego studia przychodzą ludzie szczerze zainteresowani literaturą, którzy przybyli do Belgii po 24 lutego 2022 roku.
Na każdym spotkaniu studiujemy historię literatury, a potem czytamy własne utwory
Analizujemy je, rozmawiamy o naszych ulubionych książkach. Uczestnicy opowiadają o wydarzeniach artystycznych, w których biorą udział, i swoich artystycznych hobby. Chcę organizować wydarzenia przybliżające Belgom kulturę ukraińską, dlatego uczę się lokalnego języka.
Problem z językiem w Belgii jest poważny, ponieważ ten kraj jest podzielony na: Flandrię z urzędowym językiem niderlandzkim, Walonię z francuskim, Brukselę z obydwoma tymi językami oraz wschodnią Belgię – z niemieckim. Utrudnia to Ukraińcom integrację i codzienne życie. Tym bardziej więc musimy zachować nasz własny język.
Luksemburga: bezpłatna przestrzeń dla ukraińskich czytelników
Do niedawna Księstwo Luksemburga było dla Ukraińców miejscem egzotycznym. Dziś jest domem dużej społeczności ukraińskiej. Liczbę osób objętych tymczasową ochroną w Luksemburgu szacuje się na ponad 4200.
Pomysł utworzenia ukraińskiej biblioteki w Luksemburgu pojawił się już dawno temu, ale napływ ukraińskich uchodźców przyspieszył jego realizację. Władze w stolicy zapewniły bezpłatny lokal dla biblioteki. I chociaż nie znajduje się ona w centrum miasta, dotarcie do niej nie nastręcza trudności, ponieważ transport publiczny w Luksemburgu jest bezpłatny. Organizatorzy biblioteki mówią, że odwiedzają ją nie tylko Ukraińcy z Luksemburga, ale także miłośnicy książek z Belgii i niemieckiego Trewiru.
– W budynku, z którego korzystają Ukraińcy w Luksemburgu, odbywają się spotkania z pisarzami, prezentacje książek i wystawy – mówi Olga Ołeksandrowa, jedna z inicjatorek utworzenia biblioteki, ambasadorka „Kraju bibliotek”.
Bibliotekę, która posiada już 2500 ukraińskich książek, regularnie odwiedza ponad 500 czytelników
– Projekt jest obecnie wspierany przez wolontariuszy – zaznacza Ołeksandrowa. – Kupujemy tylko nowe książki. Uważamy, że dla Ukraińców za granicą bardzo ważne jest posiadanie takich ośrodków, bo one przypominają nam, kim jesteśmy. Bardzo ważne jest, by wiedzieć, że nawet dzisiaj, pomimo niszczenia przez Rosjan bibliotek i wydawnictw, pozostajemy krajem, który czyta, marzy i tworzy nową rzeczywistość.
– Na początku skupialiśmy się na literaturze dziecięcej, ponieważ do Luksemburga przyjeżdżało dużo dzieci – dodaje bibliotekarka Andżela Domasowa. – Później okazało się, że dorośli potrzebują książek tak samo, a może nawet bardziej niż dzieci. Stworzyliśmy też długą listę książek, których potrzebują uczniowie, bo dzieci nadal uczą się online. W rezultacie mamy wszystko: beletrystykę, literaturę edukacyjną, popularną itp. Ministerstwo Edukacji Luksemburga zapewniło nam środki na skatalogowanie zbioru. Niektóre książki zostały podarowane przez ukraińskich wolontariuszy, lecz większość kupiliśmy ze środków przekazanych przez Luksemburczyków.
W europejskim społeczeństwie jest miejsce dla małych wysp ukraińskiej kultury – bibliotek. Stają się one ośrodkami integracji Ukraińców za granicą, gdzie można nie tylko wypożyczyć książkę, ale także spotykać się z rodakami, uczestniczyć w ciekawych wydarzeniach i poświęcać swój wolny czas na wolontariat. Bo jest tak, jak powiedział niemiecki filozof i matematyk Gottfried Leibniz: „Książka to bajkowa lampa, która daje człowiekowi światło na długich i ciemnych drogach życia, a biblioteki to skarbnice bogactw ludzkiego ducha”.
Gdzie znajdziesz ukraińskie książki w Polsce, Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii. Lista bibliotek:
Polska
Kielce
ul. Sienkiewicza 78a
Biblioteka Ukraińska Szewczenki
Poniedziałek-piątek 8.00 - 16.00.
Katowice
ul. Młyńska 5
Biblioteka ukraińska w Katowicach
Czwartek: 12.00 - 17.00
Lublin
ul. Krakowskie Przedmieście 39b
Wielokulturowa Biblioteka Baobab
Wtorek-piątek: 12.00-17.00. Sobota: 12.00-15.00
Warszawa
1) ul. Ludwika Zamenhofa 1
Biblioteka Fundacji „Ukraiński Dom”.
Wtorek i czwartek: 12.00-19.00.
2) ul. Marszałkowska 55\ 73
Wypożyczalnia dla Dorosłych i Młodzieży nr 7
Pn., Śr., Czw., Pt.: 10.00-19.00
Wt.: 10.00-20.00
Kraków
1) ul. Konfederacka 4
Fundacja Biblioteka Dębniki + Salam Lab Ukraińska
Poniedziałek-piątek: 9.00-17.00.
2) os. Ogrodowe 15
Fundacja Przestrzeń Wolności
Poniedziałek-piątek: 9.00-17.00
Gdańsk
ul. Wita Stwosza 23
Biblioteka Ukraińska w Gdańsku
Poniedziałek-piątek: 9.00-16.00
Wrocław
ul. Sztabowa 98
Największy wybór książek jest w Filii 12 Miejskiej Biblioteki Publicznej (biblioteka przy stacji, półka o nazwie Bookstation UA).
Przemyśl
ul. Kościuszki 5
Biblioteka "Domu Ukraińskiego";
Poniedziałek-piątek: 12:00-17:00
Łódź
ul. Gdańska 8
Oddział nr 32. poniedziałek-piątek: 8:30-15:00
Poznań
Pl. WolnoSci 19
Biblioteka Raczyńskich
poniedziałek-piątek: 9:00-20:00
Niemcy
Berlin
1) Zentral- und Landesbibliothek Berlin / KiJuBi (Blücherplatz 1, 10961 Berlin);
2) Bettina-von-Arnim-Bibliothek (Schönhauser Allee 75 10439 Berlin);
3) Stadtbibliothek Friedrichshain-Kreuzberg (Bezirkszentralbibliothek Pablo Neruda |
Kinderbibliothek Frankfurter Allee 14 A 10247 Berlin).
Hamburg
1) Bücherhallen Hamburg (Hühnerposten 1, 20097 Hamburg);
2) Schulbibliothek an der Winterhuder Reformschule / Stadtteilschule Winterhude
(Meerweinstraße 26-28 22303 Hamburg);
3) Lesehaus Dulsberg (Alter Teichweg 200 22049 Hamburg).
Kolonia
Stadtbibliothek Köln / Erwerbung (Josef-Haubrich-Hof 1 50676 KölNanke Grounding).
Stuttgart
Stadtbibliothek Stuttgart (Ebene Kinder Mailänder Platz 1 70173 Stuttgart).
Dusseldorf
Stadtbüchereien Düsseldorf (Konrad-Adenauer-Platz 1 40210 Düsseldorf).
Lipsk
1) Leipziger Städtische Bibliotheken (Sprachenzimmer Wilhelm-Leuschner-Platz 10 ·
04107 Leipzig);
2) Stadtteilbibliothek Paunsdorf (Platanenstr. 37 04329 Lipsk).
Dortmund
Stadt- und Landesbibliothek Dortmund (Max-von-der-Grün-Platz 1-3 44137
Dortmund).
Essen
Stadtbibliothek Essen (Hollestr. 3 45127 Essen).
Brema
Stadtbibliothek Bremen (Am Wall 201 28195 Brema).
Francja
Paryż
Biblioteka Ukraińska w Centrum Kultury i Informacji przy Ambasadzie Ukrainy we Francji.
Godziny otwarcia: środy od 14:00 do 18:00.
Centrum Kultury Ukrainy we Francji
22 avenue de Messine, 75008, Paryż
Włochy
Mediolan
Godziny otwarcia: od 15.00 do 19.00 - codziennie w dni powszednie; od 12.00 do 18.00 - w soboty i niedziele.
Zjednoczone Królestwo
Londyn
AUGB LTD, 49 LIPOWE OGRODY, LONDYN, W2 4HG
Biblioteka Szewczenki
poniedziałek-piątek: 11:00 - 17:00
Tel. 0207 229 8392
Okres adaptacji, a nawet integracji ukraińskich uchodźców w różnych krajach dobiegł końca. Uchodźcy zdali sobie sprawę, że wojna może trwać jeszcze długo. Na tym tle nasiliła się tęsknota za ojczyzną, której jednym z przejawów jest głód ukraińskiego słowa. Nie dziwi więc, że w europejskich miastach, nawet tych najmniejszych i najbardziej odległych od metropolii, zaczęły się pojawiać ukraińskie biblioteki
Różnice kulturowe, inna religia, bariery językowe, a nawet zastraszanie. Z czym muszą zmierzyć się ukraińskie matki, które chcą chronić prawo swoich dzieci do edukacji w nowym kraju? A co najważniejsze – jak chronią zdrowie psychiczne swoich dzieci?
Wystarczy porozmawiać z nauczycielem
Konflikty te mogą być związane z barierą językową lub różnicami kulturowymi i religijnymi – ale też także rywalizacją o przywództwo lub uwagę nauczyciela.
– Pewnego razu, podczas ferii wiosennych, kolega podszedł na placu zabaw do mojej córki, która chodzi do trzeciej klasy – opowiada Switłana Łapko [imiona naszych rozmówców zostały zmienione – red.] – Zaczął zachowywać się niegrzecznie, przeganiać ją, a w końcu złapał ją za włosy i odciągnął na bok. Córka przybiegła do domu zapłakana, a ja oczywiście napisałam do matki chłopaka. Początkowo zareagowała ze zrozumieniem, ale potem powiedziała, że to wina mojej córki. Zwróciłam uwagę, że na placu zabaw są kamery, i zaproponowałam, że poproszę o obejrzenie nagrania. Ale to tylko jeszcze bardziej ją oburzyło.
Kiedy zaczęła się szkoła, zwróciłam się do naszej nauczycielki, pokazałam jej korespondencję i poprosiłam o pomoc w rozwiązaniu problemu. I rzeczywiście pomogła. Porozmawiała z dziećmi, a ten chłopiec przeprosił moją córkę.
Ołena Mamczur przywołuje inny przykład zastraszania. To przydarzyło się jej córce podczas letniego obozu. – Dziewczyny zaczęły tworzyć grupy zainteresowań i z jakiegoś powodu liderka jednej grupy nie lubiła liderki drugiej grupy. Zaczęła nastawiać wszystkich przeciwko mojej córce. Ja też nie zachowałam się zbyt mądrze, bo kupiłam słodycze i poczęstowałam wszystkie dziewczyny – z wyjątkiem wrogiej liderki, co tylko zaogniło sytuację.
Z pomocą przyszła pani, która organizuje zajęcia. Porozmawiała z matką tej wrogiej liderki i się poprawiło. Moje dziecko zostało przyjęte do grupy, inni zaczęli z nią rozmawiać. Tyle że to wszystko wydarzyło się na ostatnich zajęciach, a cały obóz to była dla mojego dziecka walka o przetrwanie.
W języku prawa
Kiedy rozmowa z nauczycielem nie pomaga, musisz udać się do dyrektora – uważa Maria Roszko. Ona również ma doświadczenie w radzeniu sobie z zastraszaniem córki – tyle że ze strony ukraińskich kolegów z klasy.
– Przez pierwszy miesiąc po ewakuacji mieszkałyśmy wSzczecinie – wspomina kobieta. – Tam była bardzo dobraszkoła, ale musiałyśmy przenieść się do Tychów. W miejscowej szkolespotykałyśmy się z prześladowaniami. Nie ze strony Polaków, ale Ukraińców.
Polscy nauczyciele nie od razu rozwiązali ten problem. Koledzy z klasy zwracali się do córki w wulgarny sposób, z brutalnymi aluzjami na tle seksualnym. Upokarzali ją, pokazywali jej filmy pornograficzne. I mówili, że dziewczyna nie rozumie ich żartów.
– Już wcześniej były z nimi problemy, ale przez ponad sześć miesięcy, dopóki nie zgłosiłam sprawy do dyrektora, nikt nie zwracał uwagi na skargi mojego dziecka. Niestety udało nam się powstrzymać nękanie tylko dzięki rozmowie „poza protokołem”. Po tej rozmowie rodzice chłopców podpisali dokument stwierdzający, że zostali ostrzeżeni w związku z zachowaniem swoich dzieci i są świadomi swojej odpowiedzialności. I że jeśli ich chłopcy ponownie dotkną mojej córki, a ja znów złożę skargę, zostaną ukarani grzywną za nienależyte wykonywanie obowiązków rodzicielskich i dostaną kuratora.
Nieoczekiwana reakcja dyrektora
Natalia Juszkiewicz miała nietypową sytuację: jej syn w pierwszej klasie został dziwnie potraktowany przez nauczycielkę.
– Przywiązała rękę syna do swojego ramienia sznurowadłem i tak chodziła z nim po klasie. Wszyscy się z niego śmiali. On też się śmiał, choć powiedział mi później, że bardzo się wstydził. Co ciekawe, nauczycielka sama opowiedziała mi o tym incydencie :„Muszę mieć go ciągle pod ręką”; „Zresztą w ogóle nie był zainteresowany lekcją”.
To było jeszcze przed inwazją, gdy w Polsce nie było tak wielu Ukraińców. Syn Juszkiewicz był jedynym Ukraińcem w klasie.
– Staram się zawsze być po stronie nauczyciela, uczę swoje dziecko słuchać starszych w domu – mówi Natalia. – Ale kiedy zrozumiałam, że to nie on jest problemem, spisałam wszystkie dziwne zdarzenia z całego roku na kartce, nauczyłam się tego wszystkiego po polsku, poszłam do dyrektorki i wszystko jej opowiedziałam. To było bardzo trudne, bo nie znałam dobrze polskiego, czytałam niektóre rzeczy z kartki, siedziałam przed nią, jak na egzaminie.
Dyrektorka stanęła po mojej stronie i przeprosiła, prosząc, żebym nie przenosiła dziecka do innej szkoły. Bo to byłby ich porażka, że nie radzą sobie z pierwszoklasistą...
I tak przenieśliśmy syna – i teraz wszystko jest w porządku, nowa nauczycielka znalazła właściwe podejście do syna. On jednak chodzi do psychologa z powodu niskiej samooceny. Ma traumę i dobrze pamięta swoją nieudaną pierwszą klasę.
Czy zmiana szkoły to dobre wyjście?
– Mój syn był też jedynym Ukraińcem w klasie. Dochodziło do nieporozumień między nim a kolegami – mówi Weronika Zarucka. – Rozmawiałam z wychowawczynią, poszłam do dyrektora, żeby zmienili mu klasę. Odmówili, bo inne klasy sportowe i dzieci musiały zdać egzamin, żeby się do nich dostać.
Problem rozwiązała dopiero zmiana szkoły. Kiedy wzięli nasze dokumenty, nie namawiali nas do pozostania. Ale my szybko wszystko podpisaliśmy – mimo że mój syn dobrze mówi po polsku, dobrze radził sobie z programem szkolnym i w momencie przeniesienia miał tylko dwie czwórki, a resztę szóstek. Zresztą żaden nauczyciel nie miał zastrzeżeń do jego zachowania.
Nie tak jak wszyscy
Olga Bałaban uważa, że to nieprzyjazna atmosfera w szkole wpłynęła na decyzję jej rodziny o zmianie. Nie tylko szkoły.
Olga ma wykształcenie pedagogiczne, mówi po angielsku i po polsku. Pracowała jako tłumaczka w tej samej szkole, w której uczyła się jej córka. – Moja Ewa rozpoczęła naukę w polskiej szkole w polskiejszkole3 marca 2022 roku–mówi.–Wtedy nikt nie miał pojęcia, co zrobić z naszymi dziećmi. Administracja, nauczyciele, uczniowie i rodzice przyjęli nas bardzo ciepło, co miało ogromny wpływ na nasze dzieci. Niemal natychmiast zaczęłam pracować w tej szkole jako tłumaczka. Moja córka jest grzeczną dziewczynką, a nauczyciele i rówieśnicy uwielbiają ją.
Kryzys zaczął się w tym roku.
Na początku nie zwracałam uwagi na skargi córki, ale później zdałam sobie sprawę, że to poważna sprawa. W klasie jest 11 chłopców i 5 dziewcząt. Wszystko zaczęło się od oskarżeń, że Ewa nie jest taka jak wszyscy. Nie poszła z nimi do Pierwszej Komunii, bo jest prawosławna i w ogóle jest jakaś dziwna...
Potem zaczęła się agresja w szatni. Ewie wytykano, że mówi po ukraińsku, choć jej polski jest prawie idealny.
W tym roku poszłam na urlop macierzyński, więc nie rozmawiałam z nauczycielami i nie wiedziałam wszystkiego. W międzyczasie moja córka przestała interesować się szkołą, światem, po prostu się wyłączyła.
Poszłam do nauczycielki, by rozwiązać problem. Zrobiła, co mogła: sprowadziła psychologa, nauczycieli i zorganizowała spotkanie rodziców z dyrektorem. Na spotkaniu stało się dla mnie jasne, skąd bierze się agresja dzieci: z domu, od rodziców.
Po tych wszystkich działaniach agresja ustała. Za to koledzy z klasy zaczęli Ewę traktować, jak powietrze. Na podwórku, podczas popołudniowych zajęć, wszystko jest w porządku. Ale atmosfera w klasie sprawiała, że Ewa była ciągle przygnębiona. Postanowiliśmy spróbować nowego życia w Norwegii. Będzie trudniej, bo inny język i odległa kultura, ale może będzie łatwiej w relacjach z ludźmi.
Nauczycielka była niezadowolona
Co zrobić, jeśli w pobliżu nie ma innej szkoły i nie masz gdzie przenieść dziecka? Władysława Szepel postanowiła się nie poddawać. Jej walka o edukację syna wiązała się również z walką z jego lękami i kompleksami.
– Mykoła bardzo dobrze radził sobie w polskiej szkole średniej –wspomina. – W ciągu trzech miesięcy w szkole poprawił swoje umiejętności językowe na tyle, że z powodzeniem zdał egzamin ósmoklasisty i dostał się do polskiej szkoły o profilu informatycznym. Nie spodziewaliśmy się żadnych problemów.
Mykoła od razu wziął się do nauki. Z niektórymi nauczycielami nie mógł jednak znaleźć wspólnego języka i widziałam, jak zaczyna tracić zainteresowanie nauką i wiarę w siebie.
W pierwszej klasie technikum grożono mu wyrzuceniem ze szkoły z powodu oceny z matematyki, w drugiej klasie poprawiliśmy matematykę– także dlatego, że przyszedł nowy nauczyciel.
Zdarzyło się, że Mykoła miał konflikt z nauczycielką angielskiego. Uczyli się frazeologii i nauczycielka poprosiła go o zapisanie w zeszycie wyrażeń, których dzieci nie znały. Zapisał kilka, ale nauczycielce nie spodobało się, że jest ich tak mało. Wyjaśnił, że uczył się angielskiego w Ukrainie, i znał większość tych wyrażeń. Nauczycielka poprosiła go więc o przetłumaczenie ich na polski. Wtedy Mykoła zdał sobie sprawę, że zna te zwroty w języku angielskim i ukraińskim, ale nie w polskim.
Nauczycielka była niezadowolona. Wezwano mnie do szkoły.
Kiedy indziej zrobił zdjęcie tablicy z zadaniem – z nauczycielką w kadrze. To się jej nie spodobało.
– Jestem nieudacznikiem. Nic nie umiem i nic mi się nie uda –wciąż słyszałam to w domu.
Z pomocą przyszła mi pani Gosia, szkolna psycholożka. Po kilku rozmowach w jej przytulnym gabinecie przy filiżance herbaty mój syn nabrał chęci do odrabiania lekcji i zaczął szukać na YouTube odpowiedzi na pytania, na które nie znał odpowiedzi.
Pani Gosia przekonała Mykołę, że nie jest głupi – tylko profil informatyczny jest trudny. A jemu jest trudniej niż innym, bo jest z innego kraju i dopiero uczy się języka. Więc to normalne, że na początku jest w tyle. Ale już niedługo będzie mu łatwiej i nie powinien się poddawać.
Poradziła mi, bym angażowała syna w zajęcia integracyjne, które odbywają się w szkole: wycieczki, imprezy szkolne itp. Zaczęłam pozwalać mu jeździć na wszystkie wycieczki szkolne, po których dzieci zwykle się zaprzyjaźniają i stają się bardziej otwarte.
I w drugim semestrze nagle zaczął dostawać piątki i szóstki. Żartowałam nawet, że może w trzeciej klasie będzie świetnym uczniem. Najważniejsze, żeby nie chorował i nie opuszczał zajęć.
– I muszę przestać się bać – dodał mój syn.
Najczęstsze konflikty w szkole występują między dziećmi. Polscy rówieśnicy generalnie troszczą się o swoich ukraińskich kolegów i koleżanki i pomagają im na początkowych etapach integracji. Jednak od czasu do czasu dzieci z Ukrainy muszą radzić sobie w sytuacjach nieporozumień, a nawet z uprzedzeniami. Bywa też, że czują się wykluczone.
Niedawno na jednej z grup „nasi w Polsce” natknęłam się na post o sprzedaży ledwo co przygotowanej do otwarcia kawiarni. Właścicielka zamieściła urocze zdjęcia stylowego wnętrza – aż chciało się w nim zanurzyć. W komentarzach było pełno pytań o to, dlaczego kawiarnia została sprzedana. Właścicielka przyznała, że nie obliczyła właściwie kosztów w biznesplanie i zabrakło jej pieniędzy na start.
Wcześniej słyszałam podobne historie od moich znajomych – artystów z Katowic i pisarza z Wrocławia. Ale wtedy był ku temu obiektywny powód: epidemia COVID. Postanowiłam bliżej zbadać ten temat i w ten sposób natrafiłam na dwa odnoszące sukcesy lokale prowadzone w Polsce przez Ukraińców. Ich właściciele zgodzili się opowiedzieć o swoich sukcesach i porażkach.
Więcej niż kawiarnia
Kawiarnia „Szczęście istnieje” pojawiła się na mapie Katowic jakoś rok temu. Dziś to jedno z ulubionych miejsc zarówno mieszkańców, jak turystów. Można tu usłyszeć nie tylko ukraiński i polski – wielokulturowa przestrzeń zgromadziła kreatywnych ludzi różnych narodowości o różnych zainteresowaniach.
Daria Rudyk, właścicielka lokalu, oprócz ukraińskiego zna jeszcze polski, angielski, turecki, hiszpański i chiński
Gdy postanowiła otworzyć kawiarnię, w Polsce mieszkała już od 10 lat. Ma też polskie obywatelstwo.
– Chcieliśmy stworzyć nie tylko kawiarnię, ale społeczność – wyjaśnia Daria. – Przestrzeń, w której będą różne kluby, wydarzenia i zajęcia, na przykład spotkania poliglotów, wieczory literackie, kluby kobiece i biznesowe itp. Oferujemy więc nie tylko kawę i jedzenie, ale przede wszystkim okazję do spotkań i nawiązywania interesujących znajomości.
Zacznij od podstaw
Daria pochodzi z wielodzietnej rodziny. Jej rodzice mają ośmioro dzieci, spośród których siedmioro ma własne firmy. Ducha przedsiębiorczości zaszczepiła w nich mama, która prowadziła dużą firmę odzieżową w obwodzie winnickim, eksportowała towary za granicę i była gwiazdą telewizyjną. Bez pomocy ojca prowadzenie rodzinnego biznesu byłoby jednak niezwykle trudne.
Daria Rudyk
Dla Darii mąż też jest wsparciem.
– On jest żeglarzem – mówi Daria. – Pomyśleliśmy, że skoro trudno nam pracować razem na odległość, powinniśmy stworzyć coś razem na lądzie. Nie mieliśmy w tym żadnego doświadczenia, a to duży problem, gdy otwierasz kawiarnię. Bo błędy kosztują cię dużo pieniędzy.
Na szczęście mieliśmy poduszkę finansową i kilka osób pożyczyło nam pieniądze. Gdyby nie to, musielibyśmy sprzedać nasz biznes.
Jeśli chcesz otworzyć kawiarnię, powinnaś wcześniej pracować jako menedżerka w innej kawiarni – choćby za darmo
Znam wiele osób, które pracują w tej branży od dłuższego czasu, ale nie chcą mieć własnej kawiarni. Bo to ciągłe zmartwienie – 24/7, życie w trybie wielozadaniowym. Musisz szybko przechodzić od jednego zadania do drugiego, znajdując przy tym czas na dokończenie poprzedniego.
Biznesplan, który napisaliśmy, nie mając żadnego doświadczenia, opiewał na 30 tysięcy dolarów. Ale projekt w rzeczywistości kosztował nas znacznie więcej. Musisz liczyć co najmniej 1000 dolarów za metr kwadratowy kawiarni – usłyszałam to od przedsiębiorcy, który jest właścicielem sieci kawiarni w Polsce. Będzie taniej tylko wtedy, gdy wszystko masz z drugiej ręki. My nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy na sprzęt, kupiliśmy więc tanie naczynia, a ekspres do kawy wypożyczyliśmy. Tylko dzięki temu, że mój mąż ma pracę, jakoś udało nam się pokonać trudności.
Na ratunek – menedżer kryzysowy
Musisz być przygotowana na to, że na początku nie będzie wysokich zysków. A jeśli nie będziesz odpowiednio planować, możesz nawet wyjść na minus.
– Mieliśmy okres, w którym miesięczna strata wynosiła 6 tysięcy złotych. W naszych obliczeniach szliśmy ukraińskim tropem myślenia w kwestii cen. Tyle że w Polsce zasady są inne, tu pracownicy otrzymują wysokie pensje. Na początku mieliśmy wielu pracowników na umowę o dzieło – zatrudniam zarówno Polaków, jak Ukraińców. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy pracownicy stanowią 50% kosztów, to jest to za dużo. Teraz mam 30% i jest łatwiej.
Drugim problemem były niskie ceny posiłków. Daria wspomina, że na początku sami klienci zdawali się jej mówić: „Wszystko mi się u was podoba, zwłaszcza ceny”.
– Kucharze też robili wszystko „na oko”, podczas gdy ważne jest precyzyjne ważenie produktów – wspomina Daria. – Jeśli kiedyś na jedzenie wydawałam co najmniej 30 tysięcy, teraz wydaję 17 tysięcy.
Tyle że wszystkie te mądre odkrycia nie spadły Darii z nieba. Musiała zwrócić się do specjalisty:
– Stworzyłam arkusze kalkulacyjne i statystyki, ale ponieważ nie miałam doświadczenia w analizie kryzysowej projektu, nie wiedziałam, od czego zacząć wprowadzanie zmian. Zatrudniłam więc menedżera kryzysowego, który pomógł mi stworzyć nowe menu. Wszystko zostało wyliczone co do grosza i już w grudniu 2023 roku byłam na plusie.
Zwalniać ludzi tak, by czuli się szczęśliwi
Trzeba też było zmniejszyć liczbę pracowników:
– Mieliśmy dwóch baristów i dwóch kucharzy – mówi Daria. – Teraz jest po jednym. Tak, jest więcej pracy, ale jak się okazało, pracownicy mogą ją wykonać bez szkody dla siebie i mojego biznesu. Barista parzy kawę i zmywa naczynia. Niestety to jedyny sposób na przetrwanie właściciela, który zainwestował w ten biznes dużo pieniędzy.
Natalia Ritewa
Daria uważa, że pracowników należy traktować z szacunkiem – nawet tych, których zamierzasz zwolnić.
– Kiedy ktoś się nie sprawdza, musisz się z nim pożegnać. Czasami nie od razu widać, że dana osoba nie nadaje się do tej pracy, że jest nieuporządkowana lub powolna. Na początku było mi bardzo trudno zwalniać ludzi, ale nauczyłam się już, jak to robić.
Nie możesz po prostu powiedzieć komuś: „Nie nadajesz się na baristę, bo masz brudne paznokcie”. Albo: „Nie poradzisz sobie jako kelnerka, bo jesteś zbyt powolna”. Trzeba tak pożegnać się z każdą osobą, by jej nie urazić. W końcu ta kawiarnia nazywa się „Szczęście istnieje” i chcesz, by wszyscy byli tu szczęśliwi. Poza tym negatywna opinia w Internecie może cię kosztować reputację.
Kiedyś zwolniłam osobę, z którą później się zaprzyjaźniłam. Przyszła do nas na kawę
Zwalniając ją, powiedziałem: „Ołena, jesteś zbyt inteligentna i utalentowana na tę pracę. Nie jesteś tu we właściwym miejscu, musisz znaleźć sobie inne zajęcie”.
Dziś Daria ma wiele planów. W jej kawiarni można teraz kupić specjalnie pakowaną kawę, będą też sprzedawane koszulki.
Od uchodźczyni do bizneswoman
– W Oleszkach żyliśmy pod okupacją przez sześć miesięcy – wspomina Natalia Ritewa. – Zdarzało się, że nie mieliśmy kontaktu ze światem przez 2-3 tygodnie, a telefonu mogliśmy używać tylko jako latarki lub kalkulatora. W sierpniu zdecydowaliśmy, że musimy wyjechać. Nie posłalibyśmy przecież dziecka do kacapskiej szkoły. Wyjechaliśmy przez Krym.
Na początku nie uczyłam się polskiego, bo czekałam na deokupację, by wrócić do domu. Ale Oleszki nie zostały wyzwolone. Stało się jasne, że muszę rozpocząć działalność w Polsce.
Jeśli nie wiesz, co robić, rób, co umiesz
W obwodzie chersońskim rodzina Natalii miała dwa sklepy: jeden w Oleszkach, a drugi, sezonowy – w nadmorskiej osadzie Lazurne. Uznali więc, że w Krakowie spróbują swoich sił w handlu:
– Początkowo chcieliśmy sprzedawać piwo z beczki, ale potrzebowaliśmy do tego małego pomieszczenia, o powierzchni 20-30 metrów kwadratowych. Zamiast niego znaleźliśmy inny lokal – w pobliżu dawnej fabryki Schindlera na Kazimierzu, gdzie jest wielu turystów. Uznaliśmy więc, że kawiarnia będzie lepszym rozwiązaniem.
Potem znaleźli Ukrainkę, która piecze pyszne napoleonki i ciasta miodowe. No i wyremontowali lokal, bo w tym budynku, choć był nowy, nie było nawet toalety.
– Nie wiedzieliśmy wtedy, że remont będzie konieczny. Teraz nie szukałabym lokalu w nowym budynku, bo wymogi sanitarne dla takich lokali są bardzo restrykcyjne. Mieliśmy otwierać latem, ale przyszła kontrola sanepidu – i się zaczęło: sufit był za nisko, potrzebowaliśmy 2 toalet, a nie jednej, umywalek też było za mało.
Mój mąż, który wszystko robił sam, musiał zburzyć to, co zbudował – i zbudować od nowa. Podjął pracę jako taksówkarz, bo nie mieliśmy z czego żyć
Otwarcie opóźniło się o 3 miesiące.
Kiedy kawiarnia ruszyła, zdali sobie sprawę, że popełnili błąd w obliczeniach. Nie piekli słodyczy, utrzymanie się tylko ze sprzedaży kawy było nierealne. Zaczęli zastanawiać się, co jeszcze mogą zaoferować klientom.
– W mediach społecznościowych często natykałam się na pytanie: „Gdzie można grillować mięso?”. Też tęskniłam za naszymi kebabami. W Ukrainie mieszkaliśmy w prywatnym domu, mój mąż robił je pyszne na grillu. Powiedziałam mu: „Spójrz, jak wielu Ukraińców tęskni za naszym kebabem. A przecież ty robisz go tak pysznie. Spróbujmy!”
Tak na mapie Krakowa pojawiła się kebabownia o nazwie Bacchus café.
Pomogła poczta pantoflowa
Natalia mówi, że w reklamę nie zainwestowała ani grosza. Bo jeśli oferujesz unikalny produkt, to on sam się zareklamuje.
– Na dodatek wrzucałam posty tylko w tych grupach, których moderatorzy nie prosili o pieniądze. Nie płaciłam też za ukierunkowaną reklamę w mediach społecznościowych, a mimo to nasze strony na Instagramie i Facebooku mają już ponad 1000 obserwujących.
Natalia uważa, że to zasługa przyjaznej atmosfery, która panuje w lokalu. Chętnie rozmawia z gośćmi, opowiada im swoją historię, interesuje się ich sprawami. Dlatego chcą tu wracać.
– Wiele osób bierze jedzenie na wynos. Niektórzy zabierają gotowe kebaby na wieś, nad jezioro, inni zamawiają je do domu. Jest też sprzedaż przez aplikacje mobilne. Zaczęliśmy współpracować z Pyszne. Nie ma opłaty wstępnej, tylko 30% od sprzedaży. Jako że mają tylko jeden grill i w weekendy są bardzo zajęci, z aplikacji korzystają tylko w dni powszednie.
Gotować, jak w domu
Większość klientów kebabowni to Ukraińcy. Dla wielu Polaków kebab to wciąż egzotyczne danie – choć tylko do momentu, gdy go spróbują.
– Zauważyłam, że Polacy bardzo lubią cebulę, dlatego do moich kebabów dodaję dużo marynowanej cebuli. Często ludzie podchodzili do mnie i pytali, według jakiego przepisu ją marynuję. W czym tkwi sekret? Śmieję się, że nie ma żadnego sekretu, tylko sól i ocet, ale w określonych proporcjach. A oni brali zeszyty i zapisywali dokładne proporcje. Nie żałuję, że dzielę się przepisami. Ale przepisu na mój popisowy sos nie zdradzę nikomu!
Staram się gotować w pracy tak, jak chciałabym gotować w domu. Żałuję, że w przeszłości byłam zbyt leniwa, no i nie miałam na to czasu. Tutaj pokazuję wszystkie moje wynalazki i chętnie dzielę się nimi z innymi. Mamy tu rejon turystyczny, więc zarówno Hiszpanie, jak Włosi próbowali naszych kebabów. Byli zaskoczeni i chwalili. Obcokrajowcy nie do końca rozumieją, jak to jeść, ponieważ podaję kebaby na chlebie pita, a oni myślą, że trzeba je zrolować i ugryźć... Kiedy jednak dostają sztućce, wszystko staje się jasne. Chcę, by nasze ukraińskie jedzenie było popularne na całym świecie.
Chcę, żeby Hiszpan czy Włoch, gdy wróci do domu, zobaczywszy coś ukraińskiego przypomniał sobie: o, znam tę kuchnię, jest świetna! Próbowałem już jedzenia od Ukraińców, jest pyszne!
Wnioski z doświadczeń naszych bohaterek
* Poznaj przepisy. Gdyby Natalia wiedziała, że Polska ma inne podejście do zakładania biznesu niż Ukraina, nie otwierałaby restauracji w nowym budynku. Poszukałaby już wyposażonego lokalu.
* Naucz się języka lub zatrudnij tłumacza. Podczas pierwszej konsultacji ze służbami sanitarno-epidemiologicznymi Natalia zorientowała się, że ich sufit jest za nisko, ale stwierdzenie inspektora „można to uzgodnić” potraktowała dosłownie. I kiedy przyszła kontrola i zabroniła im otwierania lokalu, okazało się, że „uzgadnia” to inny organ. Natalia straciła czas i wszystko trzeba było gruntownie przerobić.
* Niskie ceny nie są gwarancją sukcesu. Taniość potraw była jedną z przyczyn kryzysu w kawiarni Darii. Z kolei Natalia mówi, że po raz pierwszy podniosła ceny za radą swoich klientów. „Wasze jedzenie jest naprawdę smaczne, ale nieracjonalnie tanie – powiedział jeden z nich. – Kiedy patrzysz na te ceny, nie ufasz jakości. Jakim cudem świeża sałatka może kosztować 10 zł?”. Teraz sałatka Natalii kosztuje 20 zł, co nie budzi już żadnych wątpliwości.
* Przygotuj się na to, że otwarcie zajmie co najmniej 3 miesiące, i miej oszczędności. Niezależnie od tego, jak szczegółowy jest twój biznesplan, powinnaś odłożyć pewną kwotę na nieprzewidziane wydatki i zarządzanie kryzysowe.
* Skuteczny marketing to nie tylko płatna reklama. Buduj dobre relacje z klientami i szanuj ich opinie. Daria nazywa swoich klientów „gośćmi” i wierzy, że dobre traktowanie każdego może sprawić, że będzie szczęśliwy.
Zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterek
„Był okres, kiedy traciliśmy 6 000 zł miesięcznie. W naszych kalkulacjach szliśmy ukraińskim sposobem myślenia o cenach. Ale w Polsce zasady są inne: pracownicy otrzymują wysokie wynagrodzenia”. Właściciele odnoszących sukcesy ukraińskich lokali w Polsce opowiadają o swoich udanych decyzjach i błędnych kalkulacjach
Ukraińskie stoisko nr 134 tradycyjnie znajduje się w Sali Marmurowej. W ubiegłym roku Ukraina była gościem honorowym targów. W tym roku gościem honorowym są Włochy, a Ukraińcy wystawiają swoje produkty naprzeciwko gości z Półwyspu Apenińskiego.
Książki na ukraińskim stoisku zadowolą najbardziej wymagających czytelników.
– W tym roku odwiedzający Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie będą mogli kupić ponad 300 najnowszych książek ukraińskich wydawców. Krajowe wydawnictwa książkowe istnieją i mają się dobrze, mimo poczynań wroga – mówi Ołeksandra Kowal, dyrektorka Ukraińskiego Instytutu Książki.
Organizatorami wydarzenia są Fundacja Historia i Kultura, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP oraz Ambasada Ukrainy w Polsce.
W ceremonii otwarcia ukraińskiego stoiska wzięli udział pracownicy Ambasady Ukrainy w Polsce, w tym radca-minister Roman Szepeliak. Z wydawcami rozmawiał o rozwoju i promocji ukraińskich książek na europejskim rynku.
Podczas otwarcia ukraińskiego stoiska gruchnęła wiadomość, że Rosjanie ostrzelali Charków, a jednym z celów była drukarnia „Faktor-Druk”, w której drukowano książki wielu czołowych ukraińskich wydawnictw. Zginęło siedmioro pracowników drukarni, zniszczony został nakład kilkadziesięciu tytułów. Hasło tegorocznych targów – „Kruchość istnienia” nabrało tragicznego wymiaru.
Nowe książki o wojnie - dla dorosłych i dla dzieci
Wydawnictwo „Folio” ma w swojej ofercie autobiograficzną książkę Walerii „Nawy” Subotiny „Niewola” oraz powieść o odporności Enerhodaru „Królewski gambit” autorstwa Petro Kraliuka i Ołeksandra Krasowyckiego.
„Nika-Centr” oferuje z kolei nową książkę Antona Sanczenki „Streszczenie srogiej wojny: 2022”.
Literatura dziecięca też nie omija tematyki wojskową. Wydawnictwo „Wiwat” przywiozło „Bohaterskie bajki” autorstwa autorstwa Iryny Macko, „Mamino” – opowieść terapeutyczną „Miasto w oknie” Tetiany Wynnyk, a „Czas Zmian Inform” zaprezentowało przygodową opowieść dla nastolatków „Sam i Maruśka idą na wojnę” Walentyny Mychajłenko.
Bestsellery i ukraińska klasyka
Oprócz nowości wydawniczych ukraińscy wydawcy zaprezentowali swoje bestsellery. Są książki Jewhenii Kuzniecowej „Drabina” i „Zapytaj Mieczkę”, jest literacki hit „Widzę, że interesuje cię ciemność” Illariona Pawliuka z Wydawnictwa Stary Lew. Mamy tu także „Mawkę. Strażnika lasu” i „Psa patrona” wydawnictwa „Ranok” i „Łowców tygrysów” wydawnictwa „Czas Mistrzów” i inne.
- Ceny naszych książek są takie same jak w Ukrainie. Niektóre publikacje są interaktywne: zawierają elementy rzeczywistości rozszerzonej – mówi o swojej ekspozycji Ołeh Symonenko, dyrektor wydawnictwa „Czas Mistrzów”.
Dwujęzyczne, tłumaczenia i książki o Ukrainie po polsku
Zainteresowanie literaturą ukraińską w Polsce rośnie, więc z roku na rok polscy wydawcy publikują coraz więcej tłumaczeń ukraińskich dzieł i książek edukacyjnych o Ukrainie. Drobny wybór takich książek jest prezentowany na ukraińskim stoisku: „Przyleciała jaskółeczka” Ireny Rozdobudko (Wydawnictwo „Bogdan”), „Krótka historia barszczu ukraińskiego” Jewhenii Kuzniecowej (Wydawnictwo Centrala), „Owwa! Ukraina dla dociekliwych” polskiej pisarki ukraińskiego pochodzenia Żanny Słoniewskiej (Wydawnictwo Dwie siostry) i inne.
Dwujęzyczne książki są popularne nie tylko wśród Ukraińców, ale także wśród Polaków. Kostiantyn Kłymczuk, dyrektor wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, mówi, że na jego stoisku najlepiej sprzedaje się książka ze współczesnymi ukraińsko-polskimi bajkami „Babcia i Mariczka. Dziadek i Rysio” (Bajki polskie i ukraińskie „Dziadek i Rysio. Babcia i Mariczka”).
– Jesteśmy bardzo dumni z tego projektu – mówi wydawca. – Zrealizowaliśmy go wspólnie z naszym polskim partnerem Stowarzyszenie Pokolenie. W projekt zaangażowanych było dwóch wydawców, dwóch pisarzy i dwóch artystów – z Ukrainy i Polski. Polskie historie zostały przetłumaczone na ukraiński, a ukraińskie na polski.
Ukraińskie łamigłówki i komiksy
Oprócz popularnych „Obrońców kotów” Wydawnictwa „Ranok” będzie można zapoznać się z leśnikami z regionów sumskiego i karpackiego (książka autorstwa Anny Deminy, Wydawnictwo „TUT”). Na ukraińskim stoisku pojawią się również dwa wydawnictwa komiksowe, „The Will Production” i „Wilkołak”, więc fani tego gatunku powinni być zadowoleni.
Po raz pierwszy w Warszawskich Targach Książki bierze udział Ukrainian Puzzles. To biznes społeczny, który powstał w kwietniu 2022 roku z myślą o produkcji puzzli przedstawiających zabytki zniszczone lub uszkodzone przez Rosję w wojnie przeciwko Ukrainie.
– Symboliczna rekonstrukcja obiektu z puzzli jest jednocześnie niewielkim wkładem w rzeczywistą rekonstrukcję, ponieważ zysk netto ze sprzedaży jest kierowany na ten właśnie cel – mówi Jaryna Żurba, współzałożycielka i autorka koncepcji Ukrainian Puzzles. – Na przykład uczestnicy targów mogą kupić puzzle przedstawiające Czernihowską Bibliotekę Młodzieżową lub legendarny samolot An-225 Mriya.
Ukraińskie Puzzle prezentują również nowe kolekcje: „Sztuka ukraińska”, „Odkryj Ukrainę” i „Chwała Ukrainie”. Tydzień temu ukazały się nowe puzzle „Zwierzęta Prymaczenki”, które obecnie mają swoją premierę na ukraińskim stoisku na Warszawskich Targach Książki. To szczególnie istotne, ponieważ warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej organizuje obecnie wystawę prac Marii Prymaczenko.
Maria Prymaczenko i inne książki o sztuce
Kilka ukraińskich wydawnictw oferuje materiały poświęcone słynnej ukraińskiej artystce. Są to nie tylko puzzle, ale także albumy, książki, a nawet kolorowanki. Dwujęzyczne wydanie upominkowe o naszej słynnej rodaczce można znaleźć na stoisku „Szczyt – książka”, a „Atrakcje Ukrainy” mają kilka książek poświęconych artystce.
– Po raz pierwszy opublikowaliśmy ponad 150 jej nieznanych prac z kolekcji Narodowego Muzeum Architektury Ludowej i Życia Wiejskiego Ukrainy w obszernym albumie zatytułowanym „Kolorowy los”, który stał się rarytasem bibliograficznym już następnego dnia po wydaniu w 700 egzemplarzach. Publikacja jest już dostępna w językach angielskim i polskim. Dla najmłodszych przygotowaliśmy dwie kolorowanki oparte na twórczości tej wyjątkowej artystki – mówi Anatolii Serikow, redaktor naczelny wydawnictwa „Atrakcje Ukrainy”.
Wydawnictwo „Duch i litera” przywiozło kolekcję „Scenariusze Paradżanowa”, eseje o historii ukraińskiej sztuki wizualnej XI-XX wieku, „Dom ze lwami” Paoli Utewskiej i Dmytro Gorbaczowa oraz dzieło „Sztuka: jej psychologia, jej styl, jej ewolucja” Fedira Szmita.
„Lwowski mit” i „Rozstrzelane odrodzenie”. Program wydarzeń
W ukraińskim programie literackim wezmą udział: Switłana Taratorina, Radek Rak, Jaryna Cymbał, Marcin Gaczkowski, Hałyna Tkaczuk, Katarzyna Ryrych, Maciej Piotrowski i Jurij Wynnyczuk.
– Pierwszym wydarzeniem, które przygotowaliśmy, jest spotkanie dwóch pisarzy science fiction: Polaka Radka Raka i Ukrainki Switłany Taratoriny – mówi Tetiana Petrenko, krytyczka literacka i specjalistka w Dziale Promocji i Czytelnictwa w Ukraińskim Instytucie Książki. – W tym roku ukaże się jej druga książka przetłumaczona na język polski – „Dom soli”. To przejmująca książka o Krymie, przedstawiająca krajobraz kulturowy półwyspu, na którym Switłana dorastała. To także refleksje na temat aneksji Krymu i stosunku autorki do tych wydarzeń.
Drugie wydarzenie dotyczy „Rozstrzelanego odrodzenia” [chodzi o pokolenie ukraińskich artystów i naukowców, działających w latach 20. i początku lat 30. XX wieku na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Większość przedstawicieli tego pokolenia została aresztowana i zamordowana przez NKWD w latach 30. XX w. – red.]. Po polsku ukazały się powieści „Miasto” Waleriana Pidmohylnego i „Podróż uczonego doktora Leonarda i jego przyszłej kochanki, pięknej Alczesty, do Słobożańskiej Szwajcarii” Mike'a Johansena. Krytyczka literacka Jaryna Cymbał i tłumacz Marcin Gaczkowski, obecni na tym wydarzeniu, będą dyskutować o tym, jak polska publiczność może odbierać te powieści i co czyni je interesującymi.
Trzecim wydarzeniem w tej sekcji tematycznej będzie spotkanie z pisarkami dla dzieci Hałyną Tkaczuk i Katarzyną Ryrych. Porozmawiamy o wpływie wojny na psychikę dzieci, jako że książki obu pisarek poruszają ten problem. I o tym, jakie książki mogą pomóc dzieciom w przetrwaniu wojny.
Wreszcie – prezentacja książki Jurija Wynnyczuka „Legendy Lwowa”, która została wydana w języku polskim. Porozmawiamy o tak zwanym „micie lwowskim”, o tym, jak się ukształtował i co sprawia, że jest atrakcyjny dla polskich czytelników – konkluduje Tetiana Petrenko.
<frame>Wydawnictwa prezentujące swoje produkty na targach: Wydawnictwo Stary Lew, „Vivat”, „Assa”, „Czas Zmian Inform”, „Parasol”, „Wolny Wiatr”, „Czas Mistrzów, „Atrakcje Ukrainy”, „Mamino”, „Nika-Centr”, „Nora-Druk”, „Szczyt-Książka”, „Folio”, „Duch i Litera”, „TUT”, „Wilkołak”, „The Will production”, Wydawnictwo Anety Antonenko oraz „Ukrainian Puzzles”. Koordynatorami stoiska narodowego są Ukraiński Instytut Książki i Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. <frame>
Porządek wydarzeń:
24 maja | 15.00-15.50 | Sala Kijów (dawniej Rudniewa)
Fikcja a historia. Rozmowa pomiędzy Radka Raka i Switłany Taratorinej.
25 maja | 13.00-13.50 | Forum w Sali Mikołajskiej
Ukraiński renesans lat 20. XX w. Prezentacja „Miasta” Pidmohylnego i „Podróży uczonego doktora Leonarda” Mike’a Johansena
26 maja | 11.00-11.50 | Forum w Sali Mikołajskiej
Sekretne uczucia młodych czytelników. Rozmowa o literaturze dziecięcej z udziałem Hałyny Tkaczuk i Katarzyną Ryrych
26 maja | 14.00-14.50 | Forum w Sali Mikołajskiej
Kulturalny portret miasta: premiera książki „Legendy Lwowa” Jurija Wynnyczuka
Ukraińską książkę w cenIE wydawcy można kupić w Warszawie do niedzieli 26 maja.
Gdzie: Pałac Kultury i Nauki,
Plac Defilad 1
Sala Marmurowa, stoisko nr 134
Godziny otwarcia:
24 maja - 10:00-19:00
25 maja - 10:00-19:00
26 maja - 10:00-17:00
Zdjęcia: Walentyna Kondratiuk
20 wydawnictw z Ukrainy, ponad 300 nowych książek, bestsellery, puzzle przedstawiające ukraińskie obiekty zniszczone przez Rosjan, a także unikalne publikacje o twórczości Marii Prymaczenko. Międzynarodowe Targi Książki trwają w Warszawie do 26 maja, a tegoroczne ukraińskie stoisko prezentowane jest pod hasłem „Kruchość istnienia”
W pociąg ewakuacyjnym ludzie byli ściśnięci jak śledzie w beczce. Najstarszy syn Andżeliki, Dawid, został w przedsionku przez całą noc. "Teraz już wiem, dlaczego tak długo trzymano nas na placu defilad — uśmiecha się do siebie ten 15-letni uczeń Korpusu Kadetów w Sumach. - Ale jak się to wszystko teraz przydaje!". Przez pewien czas Dawid będzie musiał być najstarszym mężczyzną w swojej licznej rodzinie. Bo jego ojciec Witalij Kowtun, choć ma pięcioro dzieci, poszedł na wojnę bronić swojej ojczyzny.
Andżelika nie płakała. Miała ważniejsze rzeczy do zrobienia i zadania do wykonania. "David sobie poradzi — pomyślała - jest dorosły i niezależny. Ale co z maluchami?".
Dwuletnia Ksenia objęła mamę swoimi małymi rączkami i nie puściła jej aż do końca podróży. Chłopcy, 9-letni Grigorij i 8-letni Witalij, zostali umieszczeni na górnych półkach, obok dziewczynek, towarzyszek podróży. 13-letnia Ewa siedziała naprzeciwko i była gotowa wesprzeć matkę, gdyby ta potrzebowała pobawić się z młodszą siostrą. Andżelika cieszyła się, że ma taką pomocniczkę. Podróżowali donikąd, bez celu. Na ostatnim przystanku, w Chmielnickim, przesiedli się do pociągu do Lwowa.
Od miłości do nienawiści
20 lutego 2022 roku Andżelika nie mogła znaleźć sobie miejsca. Miała złe przeczucie i dręczyła męża pytaniami: "Co zrobimy z dziećmi, jeśli wybuchnie wielka wojna?". Witalij był zirytowany. Przekonywał ją, że to się nigdy nie stanie, nie wierzył w najgorsze. A może po prostu chciał uspokoić żonę?
"Mój mąż pochodzi z Makijiwki - mówi Andżelika. — Ja dorastałam w Łubniach, ale urodziłam się w Doniecku. Tam zatrzymali się nasi przyjaciele i dawna rodzina mojego ojca. Widziałam, jak bardzo rośnie nienawiść miejscowych do Ukrainy.
Wnuczka byłej żony mojego ojca zadzwoniła ze słowami: "Dziadku, nienawidzę Ukrainy"
Była pływaczką synchroniczną, podróżowała po całej Ukrainie. A kiedy powstała tzw. Doniecka Republika Ludowa, basen opustoszał, jak wszystko wokół, więc musiała siedzieć w domu. Ojciec próbował jej tłumaczyć, że za czasów Ukrainy można było podróżować, ale teraz już nie. I że jej matka miała własny biznes, namiot handlowy, ale teraz już go nie ma. Jednak dziewczynka nie chciała go słuchać, znienawidziła Ukrainę".
O Rosjanach — zombie Andżelika nie dowiedziała się z artykułów w gazetach. Brat jej męża mieszkał w Rosji i podczas każdej rozmowy telefonicznej przekazywał im putinowską propagandę. Nie było sensu im niczego wyjaśniać. Ale kiedy zaczęło się bombardowanie Kijowa, Andżelika wysłała film, który nakręciła jej siostra. Miała słabe nogi i nie mogła zejść do piwnicy, więc na własne oczy widziała bombardowanie sąsiedniego domu. Jak zaczarowana filmowała to, co widziała... Film trafił do Andżeliki, a potem do jej przyjaciół i krewnych po drugiej stronie granicy... Początkowo była cisza. A potem tylko jedno zdanie: "Nic nie mów. Rosja nie bombarduje Kijowa!"
Ratowanie kadeta Dawida
Anżelika zdała sobie sprawę, że nie ma już krewnych po drugiej stronie granicy. Ale tutaj miała dużą rodzinę, którą trzeba ratować. Przede wszystkim Dawida, który jest teraz pod granicą, praktycznie w środku piekła, w swoim liceum wojskowym w Sumach.
"Poranek 24 lutego 2022 roku zapamiętałam jako jak koszmar - wspomina Andżelika. — Moja najmłodsza córka nie spała dobrze, więc wzięłam ją do mojego łóżka; Witalij musiał spędzić noc w pokoju dziecięcym. Wczesnym rankiem nagle wszedł do sypialni: 'Andżela, wojna się zaczęła!' Po nieprzespanej nocy nie mogłam zrozumieć, czy to jeszcze sen, czy już rzeczywistość. I wtedy zadzwonił telefon z korpusu kadetów. Powiedzieli, że kolumny rosyjskich wojsk przejeżdżają obok centrum regionalnego i że drogi wyjazdowe z Sum są zablokowane. Trzeba było ratować uczniów, więc liceum postanowiło pozwolić im wrócić do domu".
Co robić? Jak ściągnąć Dawida z Sum do Łubniów? Kowtunowie mieli w Sumach znajomego. Od niego dowiedzieli się, że autobusy przestały kursować - z miasta mogły wyjeżdżać już tylko prywatne samochody. Znajomy pracował jako dyspozytor taksówek i opowiadał o przypadkach kobiet, które przyjechały do Sum w podróż służbową i nie mogły wrócić autobusem do Kijowa i innych miast pod rosyjskim ostrzałem. Andżelika ciągle się martwiła. Na szczęście dowództwo szkoły robiło wszystko, aby uratować swoich uczniów.
Dowódcy zwołali nastolatków i kazali im przebrać się w cywilne ubrania. Zwracali uwagę na najdrobniejsze szczegóły, które mogłyby zdradzić kadetów, gdyby wpadli w ręce Rosjan. Bo np. ich bielizna była taka, jaką mieli też w straży granicznej.
"Pewna matka przyjechała po syna z Połtawy. Powiedziała, że zapakuje też innych chłopców do swojego samochodu i ich wywiezie - wspomina Andżelika. Samochodem pełnym chłopców przyjechała do miasta Choroł [w obwodzie połtawskim - red.]. Byli ubrani w dresy, na zewnątrz było zimno. Rodzice odbierali ich w pobliżu stacji benzynowej; zebrał się tam prawdziwy tłum. To był pierwszy szok i sprawdzian dla naszej rodziny".
Wojenne wyzwania
Po przybyciu najstarszego syna Witalij poszedł do terytorialnego centrum rekrutacyjnego i zaciągnął się do obrony terytorialnej. Sytuacja była dramatyczna. Rosjanie pędzili w kierunku Kijowa, a ludzie w Łubniach przygotowywali się do obrony miasta, choć nie było broni. Mimo to mężczyźni organizowali się w oddziały i sami robili koktajle Mołotowa. Ale Witalij zwątpił w sens pozostania w obronie terytorialnej. Miał kwalifikacje wojskowe wymagane przez armię, więc poprosił o przeniesienie do Sił Zbrojnych Ukrainy.
Zaklinał żonę i dzieci, by opuścili Łubnie. To była trudna decyzja, Andżelika bała się jechać sama z piątką dzieci w nieznane. Ale musiała...
Na dworcu kolejowym we Lwowie Andżelika odniosła wrażenie, że cofnęła się w czasie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jeszcze wczoraj miała dużą rodzinę i duży dom w Łubniach, a dziś tego domu już nie ma. "Ale to dobra wiadomość — uśmiechnęła się do siebie — mój największy skarb, moja rodzina, jest ze mną, wszyscy żyją. I dzięki Bogu są zdrowi, więc nie ma czasu na marudzenie, trzeba działać".
Tymczasem Witalij dbał o swoją rodzinę nawet na odległość. U przyjaciela Filipa, z którym pracował na budowie w Polsce, zorganizował schronienie dla bliskich w Sosnowcu.
Przekroczenie granicy nie było łatwe. Po kilkugodzinnym oczekiwaniu w kolejce wrócili do hotelu na zachodnich obrzeżach Lwowa. Andżelika i jej dzieci mogli tam odpocząć i się umyć. Właściciele hotelu kwaterowali uchodźców za darmo, starali się im jakoś pomóc, nakarmić. Jedna z kobiet stała na granicy przez 12 godzin — i wróciła do Lwowa wyczerpana. Kiedy zobaczyła Andżelikę, powiedziała: "Nawet nie myśl o podróży z malutkim dzieckiem i staniu na granicy przez noc. Dziecko zmarznie i zachoruje".
Na szczęście polscy wolontariusze zauważyli jej rodzinę. Dwoma furgonami przywieźli do hotelu pomoc humanitarną. Do drugiego z nich polski kierowca, Michał, zapakował całą rodzinę Kowtunów.
Wyszukał gdzieś stare koce, jakiś stary fotelik, wrzucił to wszystko do bagażnika i kazał starszym dzieciom wsiąść do samochodu
Andżelika i mała Ksenia jechały taksówką, busy poruszały się tzw. zielonym korytarzem. Michał odebrał paszporty i sam załatwił formalności z pogranicznikami, dzieci spały zawinięte w koce. Przekroczyli granicę w godzinę. W Przemyślu, niedaleko miejsca zbiórki, Michał musiał ich zostawić - miał kolejny kurs do Ukrainy. Na odchodnym powiedział do Andżeliki: "Jeśli nie zdążysz stąd wyjechać przed moim powrotem, przyjadę rano i zabiorę cię do Sosnowca".
W ciągu dnia odjeżdżał tylko jeden autobus do Katowic — Kowtunowie już się w nim nie zmieścili. I tak Michał uratował ich po raz drugi. "W czasie tej krótkiej podróży tak się zaprzyjaźniliśmy - wspomina Andżelika — że w domu w Sosnowcu zalaliśmy się łzami i długo przytulaliśmy. Od tamtej pory nie straciliśmy kontaktu. Michał dzwonił kilka razy, oferując nawet pomoc w załatwieniu mieszkania".
Nowe życie w Sosnowcu różniło się od tego, do czego Andżelika przywykła w Łubniach. Jednak adaptacja przebiegła gładko, bo Filip, właściciel trzypokojowego mieszkania, Filip, był gościnny i wrażliwy. Dawid zdalnie kontynuował naukę w Korpusie Kadetów. Miesiąc później Ewa, Hryć i Witalij rozpoczęli naukę w szkole w Polsce, gdzie otrzymali niesamowite wsparcie. Andżelika ze wzruszeniem wspomina nauczycieli, rodziców i sąsiadów, którzy zapewnili im wszystko, czego potrzebowali: "Kupili Kseni pieluchy na cały rok - uśmiecha się - a także poduszki i koce. Po kilku dniach Filip nie mógł już swobodnie chodzić po korytarzu, bo całe przejście było zastawione paczkami z pomocą. Szkoła dała nam wszystko, czego dzieci potrzebowały do nauki, nawet nowe ubrania i buty".
Jednak Witalij coraz rzadziej się odzywał. Był w pobliżu miasta Łozowa, gdzie toczyły się zacięte walki.
"Piszę SMS-a do Witalija z prośbą, by mi chociaż napisał, że wszystko jest w porządku - wspomina Andżelika. — Niczego więcej nie potrzebuję. Kładę dzieci spać i znów biorę do ręki telefon... Witalij do tej pory miał szczęście. Kilka razy mógł zginąć podczas ostrzału w Kijowie, a potem pod Charkowem. Jego towarzysze umierali, ale on jakby urodził się w czepku."
Długo nie odpowiadał, aż w końcu napisał: "Zadzwonię do ciebie teraz, podnieś słuchawkę, tylko nie krzycz". Okazało się, że został ranny i przebywa w szpitalu.
Znowu razem
Od tego czasu kontaktował się częściej, ale nadal nie było spokoju, bo Rosjanie ostrzeliwali również szpitale. Uniknął ryzyka, bo nigdy nie lekceważył alarmów i zawsze schodził do schronu.
Andżelika wyprosiła, by napisał rezygnację ze służby. Już nie miała siły. W pośpiechu przyjechał do swojej rodziny, nie dbając o status kombatanta i nie przechodząc badań lekarskich, które miały potwierdzić, że jest niepełnosprawny. Nareszcie byli razem.
Filip pomógł im znaleźć osobne mieszkanie. Witalij poszedł do pracy na budowie, Anżelika została sprzątaczką. Dla byłej bizneswoman, właścicielki kawiarni, był to trudny krok. Ale musieli płacić czynsz, mieli dzieci, ich ojciec wymagał leczenia po tym, jak został ranny. A Dawid rozpoczął płatną naukę w technikum.
"Napisałam na Facebooku w jednej z lokalnych grup, że szukam pracy na 4-5 godzin, bo mam małe dziecko - mówi Andżelika. — Zapytali mnie, czy chcę sprzątać. Tak poznałam Ukrainkę, która mieszka w Polsce od sześciu lat. W Ukrainie miałam inne życie, musiałam się ogarnąć. Moja nowa szefowa jakby wyczuła moje zagubienie i powiedziała: "Nie bój się, dam ci takich klientów, że wszystko będzie dobrze. Nie będziesz czuła się upokorzona". I tak się stało. Właściciele traktowali mnie dobrze, zawsze się witali, częstowali kawą i herbatą. Teraz mam czterech klientów, klucze do ich domów, nasze relacje są oparte na zaufaniu. Po sprzątaniu mieszkań idę sprzątać sale lekcyjne w instytucie. Wszystko jest oficjalne, płacę podatki".
Andżelika sprawia wrażenie samowystarczalnej, pewnej siebie kobiety, która jest w stanie rozwiązać każdy problem. W czym tkwi sekret jej siły?
Rozwiązuj problemy na bieżąco. Lub, jak mówią Polacy, jeden problem naraz. Andżelika radzi skupić się na jednym problemie, a nie na wszystkich naraz, ponieważ takie podejście pomaga osiągać cel bardziej efektywnie niż gdy uwaga jest rozproszona na wiele różnych problemów. Nie należy też zbytnio ekscytować się myśleniem o przyszłych problemach i rysowaniem w głowie obrazów, które jeszcze nie istnieją. Zdecyduję, co stanie się jutro, a dziś myślę o tym, co jest pilne w tej chwili.
Nie jesteśmy sami, bo jesteśmy razem. Andżelika stara się angażować swoje dzieci we wspólne, rodzinne działania i obowiązki. Nigdy nie jest obojętna na osobiste problemy któregokolwiek z najbliższych, uczy ich wzajemnego wspierania się i współdziałania. Bo przyjazna atmosfera w rodzinie pomaga przezwyciężyć trudności.
Ego jest wrogiem, czyli jak pokochać pracę, której wcześniej się nie lubiło. Andżelika mówi, że sprzątanie uwalnia jej umysł od ciężkich myśli. Mając własną kawiarnię, musiała dużo planować i analizować — a tutaj po prostu odpoczywa od odpowiedzialności za firmę. Oczywiście nie widzi siebie jako wiecznie sprzątającej, ale jako "intelektualne wytchnienie" ta praca jest całkiem normalna. W każdym razie to lepsze niż leżenie na kanapie i przeżywanie wiadomości z frontu.
Praca społeczna pomaga przezwyciężyć poczucie winy. Andżelika mówi, że nigdy nie czuła się "zdrajczynią" z powodu opuszczenia ojczyzny w najtrudniejszych czasach. Angażuje się w walkę jako wolontariuszka. Wraz z dziećmi uczestniczy w wiecach poparcia dla Ukrainy, wyplata siatki maskujące, zbiera pomoc i wysyła ją na front. Taka aktywna obywatelska postawa pomaga jej nie "stwardnieć" i daje przekonanie, że nawet na odległość wypełnia swój obywatelski obowiązek wobec Ukrainy.
Dwuletnia Ksenia objęła matkę swoimi małymi rączkami i nie puściła jej aż do końca podróży. Chłopcy zostali umieszczeni na górnych półkach obok swoich towarzyszek podróży. Decyzja o ewakuacji była trudna, a Andżelika Kowtun bała się jechać sama z piątką dzieci w nieznane. Ale musiała...
Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?
Od HR do specjalisty IT
Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.
- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.
Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.
- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.
Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.
Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.
Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.
Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego
Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.
- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.
Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.
Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.
Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.
- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.
Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?
Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.
W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki
Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.
Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.
Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.
- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.
Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.
O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.
W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.
- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.
Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.
- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.
Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.
- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga - W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.
Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.
Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli
Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.
Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.
- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.
Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.
- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.
Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.
Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.
Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:
Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.
Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:
1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.
2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.
3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".
4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.
5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.
6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.
7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.
"Dzieci płakały, pies chorował, spaliśmy na podłodze w pociągach. Zbierałam ostatnie siły"... Jak Anastazja, Anna, Olga i Oksana pokonały przeszkody na drodze do życia w innym kraju
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.