Exclusive
20
min

Iryna Dowhań: - Dopiero wtedy, gdy nawiążę z ludźmi relację opartą na zaufaniu, zaczynają mówić o zgwałconych kobietach

Dziewczyna obwiniała rodziców, że jej nie ewakuowali i pozostali w domu, gdy nadchodziła okupacja. Jej matka płakała, że mają dwie krowy, świnię, gęsi, kury - jak mogli to wszystko zostawić? Później byli gotowi wyjechać, ale Rosjanie ich już nie puścili...

Natalia Waloch

Po uwolnieniu z niewoli Iryna Dowhań przez trzy dni leżała pod kocem. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie chce się dłużej ukrywać, ponieważ nie może wybaczyć tego, przez co przeszła. "Brak wybaczenia oznacza walkę. Nieważne, jak to wygląda w oczach innych" - mówi Iryna. Zdjęcie: Facebook bohaterki

No items found.

Nie pamiętam, kto powiedział mi o Irynie Dowhań, ale było to kilka tygodni po tym, jak Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę. W tym czasie napisałam swój pierwszy artykuł o gwałtach wojennych, które mają miejsce w Ukrainie. Od tamtej pory spotykamy się z Iryną co kilka miesięcy. Pierwsze spotkanie odbyło się online: ja byłam w Warszawie, pani Iryna w domu w Ukrainie. Rozmawialiśmy o tym, że okrucieństwa Rosjan zaczęły się na długo przed lutym 2022 roku. Trzy miesiące później spotkaliśmy się we Lwowie, gdzie pojechałam z parlamentarzystami z Polski i Belgii. Ich celem było udokumentowanie seksualnych zbrodni wojennych, aby w przyszłości postawić sprawców przed sądami międzynarodowymi. Nasze trzecie spotkanie odbyło się rok temu w Brukseli, kiedy obie uczestniczyłyśmy w Kongresie Kobiet poświęconym ukraińskim kobietom. I wreszcie to spotkanie w Lesznie na międzynarodowej konferencji poświęconej przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych, gdzie nagrałyśmy ten wywiad.

Piszę o tym, bo chcę powiedzieć, że gdziekolwiek spotykałyśmy się z Iryną Dowhań, wypełniała swoje zadania zawodowe. Liczba tych spotkań i rozpiętość geograficzna wyraźnie pokazują jej życie w nieustannej podróży, w którą wyruszyła, aby wstrząsnąć światem i opowiedzieć mu o krzywdach wyrządzonych ukraińskim kobietom. Gdziekolwiek Iryna się pojawia, jest taka sama: niestrudzona. Nie ma znaczenia, jak długo trwają panele, ilu dziennikarzy ustawia się w kolejce do wywiadu, ani ile osób chce z nią porozmawiać. Jest zawsze – mimo zmęczenia, które powinno być widoczne w tym stylu życia – gotowa do rozmowy, wyjaśnień i szukania pomocy dla ukraińskich kobiet.

I jest również uparta, silna, niestrudzona w swojej misji.

Iryna Dowhań. Fot: Jędrzej Nowicki/Agencja Wyborcza.pl

Iryna Dowhań jest szefową organizacji pozarządowej "SEMA Ukraina", do której należą kobiety, które były przetrzymywane przez Rosjan, przeżyły przemoc seksualną, ale udało im się przekształcić traumatyczne doświadczenia w rozwój potraumatyczny. W 2014 r., podczas wojny na wschodzie Ukrainy, pomagała armii ukraińskiej i została porwana oraz uwięziona przez terrorystów z DRL, i rosyjskie wojsko, torturowana, i wykorzystywana seksualnie. Uwolnienie jej było możliwe dzięki interwencji dziennikarza "The New York Times", który relacjonował wydarzenia w Doniecku, po czym zdjęcie znęcania się nad Iryną obiegło cały świat. Od czasu swego uwolnienia i rehabilitacji ona prowadzi organizację, która pomaga kobietom przetrwać traumatyczne przeżycia i zeznawać przeciwko swoim oprawcom, używając prawdy jako broni. W 2016 roku została uhonorowana nagrodą Bohatera Ludu Ukrainy.

"Prokuratura nie chciała wiedzieć, że ukraińskie kobiety zostały zgwałcone"

Natalia Waloch: W rosyjskiej niewoli jest kilka tysięcy ukraińskich kobiet. Czy Ukraina zajmuje się nimi?

Iryna Dowhań: : Po 2014 roku Ukraina wymieniała więźniów cywilnych co dwa lata. Po raz pierwszy duża wymiana miała miejsce w 2017 roku, kiedy do domu wróciły 124 osoby z Ukrainy. Drugi raz w 2019 r., kiedy  udało się doprowadzić do powrotu 70 Ukraińców. Wśród nich była na przykład Ołena Łazareva, która obecnie z nami pracuje. Potem pojawiła się nadzieja, że dojdzie do wymiany i w końcu uda nam się sprowadzić ludzi do domu, ale zamiast tego nastąpiła inwazja na pełną skalę i nowe tysiące więźniów. Ale jeśli wcześniej Ukraina oddawała jeńców wojennych DRL, ŁRL i zabierała cywilów, to teraz Ukraina wymienia wojsko na wojsko. Fakt, że Julia Dworniczenko i Ludmiła Husejnova zostały wymienione, to prawdziwy cud.

Kobiety zwolnione z rosyjskiej niewoli w ramach zakrojonej na szeroką skalę wymiany jeńców wojennych przytulają swoich bliskich w Zaporożu 17 października 2022 r. Ludmyła Husejnova w środku w okularach. Zdjęcie: Smolijenko Dmytro/Ukrinform/ABACA / Abaca Press / Forum

Od 2014 roku na terytoriach okupowanych, w Donbasie i na Krymie zawsze byli więźniowie. A duża część z nich to kobiety. Nasza organizacja monitoruje te przypadki i zawsze stara się pomóc kobietom, kontaktując się z przedstawicielami różnych krajów. W szczególności Polski.

Na przykład wielokrotnie rozmawiałam z ambasadorem RP w Ukrainie. Umówiłam się z Janem Piekłem, że pomoże wysłać do Polski na rehabilitację nastolatków w wieku 14 i 18 lat. Kiedy zmienił się konsul, miałam nowe spotkania w polskiej ambasadzie. A także z wicemarszałkinią Sejmu Małgorzatą Gosiejewską w 2021 roku dużo rozmawialiśmy o więźniach cywilnych. Małgorzata powiedziała, że "z całego serca chciałabym pomóc, ale sama Polska wciąż nie może uzyskać tego, czego żąda od Rosji po katastrofie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim". Szczerze powiedziała, że Polska po prostu nie ma możliwości, aby pomóc.

Iryna na międzynarodowej konferencji poświęconej przemocy seksualnej i przemocy ze względu na płeć. Oslo, Norwegia, 2019 r. Zdjęcie: Facebook bohaterki

Wspomniałam wówczas nazwisko Ludmiły Husejnovej, która od 2019 r. przebywała w rosyjskiej niewoli (Ludmiła została zwrócona w ramach "wymiany kobiet" 17 października 2022 r. — red.). I przez wszystkie trzy lata, kiedy Ludmiła była w niewoli, przekazywaliśmy pieniądze jej rodzinie, starałam się wspierać jej męża przez telefon. Zwykli Ukraińcy na swoim poziomie zawsze wspierali się i pomagali sobie nawzajem, podczas gdy państwo nie robiło nic takiego.

NW: Wojna trwa od 2014 roku, ale zaczęto o niej mówić dopiero po 2022 roku...

ID: Tak. Nie było oficjalnej wojny, była operacja antyterrorystyczna i nawet ukraińska prokuratura nie chciała wiedzieć, że kobiety zostały zgwałcone.

Świat nie chciał denerwować Putina. Ludzi cierpiących w procentach było niewielu, więc można było milczeć i ich ignorować. Ale kiedy przymykamy oko na małą skalę zła, to zło bardzo szybko rozrasta się do dużej skali.

Akcja protestacyjna ukraińskich aktywistek przeciwko gwałtom na kobietach i dzieciach podczas wojny na Ukrainie. 28 kwietnia 2022 r., Barcelona, Hiszpania. Zdjęcie: Shutterstock

NW:Od 2014 roku zajmuje się Pani sprawami więźniów, a także podróżuje na tereny wyzwolone spod okupacji. Czy Pani pracuje tam z kobietami?

ID:Tak. W każdej wyzwolonej wiosce, w każdej małej, społeczności pozbawionej okupacji, zawsze słyszy się o zgwałconych kobietach i cywilnych mężczyznach, którzy zostali wzięci do niewoli przez Rosjan lub zabici na miejscu.

To jest ludobójstwo ludności ukraińskiej i warto o tym mówić kompleksowo, nie wypatrując jednego problemu. To wszystko są części wielkiego ucisku.

"Podczas przesłuchania oficer FSB zmusił dziewczynę do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił ją"...

NW: W jaki sposób Pani pracuje z kobietami, które ucierpiały z powodu rosyjskiej przemocy, aby udokumentować przestępstwa?

ID:  Nie zawsze dokumentuję. Ten proces nie następuje natychmiast, ale z czasem. Najpierw przyjeżdżam do wiosek na terenach wyzwolonych i nawiązuję kontakt ze społecznością. Być może z przewodniczącym rady wiejskiej. Jeśli go nie ma, szukam nauczyciela, dyrektora szkoły lub ratownika medycznego i rozmawiam z nimi o potrzebach społeczności.

Moja działalność obejmuje wiele różnych obszarów. Na przykład mogę zdobyć leki z zagranicy i rozprowadzić część z nich do wiosek w Ukrainie, a część zabrać do społeczności. Mam też normalne kontakty i zaufanie z różnymi organizacjami charytatywnymi i mogę im powiedzieć na przykład, że jadę do obwodu chersońskiego i że tamtejsza społeczność czegoś tam potrzebuje. I oni zapewniają część podstawowych potrzeb.

Innym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta ma za sobą ciężkie przeżycia okupacyjne, zraniono jej krowę, zwierzę długo zdychało na jej oczach, a ona już nie śpi po nocach". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza zidentyfikowane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.Kolejnym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta miała ciężki okres okupacji, jej krowa została zraniona, zwierzę długo umierało na jej oczach, teraz nie śpi w nocy". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza wskazane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.

A potem mogę poprosić przewodniczącego rady wioski lub nauczyciela, aby umówił kobietę na spotkanie ze mną. I tylko wtedy, gdy ta kobieta ma już zaufanie,  zaczyna mówić i słuchać. Bo jeśli po prostu przyjdziesz i zaczniesz ją wypytywać, to zgwałcona kobieta nie tylko nie będzie mówić, ale nie będzie mnie słuchać!

Podam wam przykład. W jednej z wiosek zgwałcono młodą, 18-letnią dziewczynę. Przed wkroczeniem Rosjan nie miała jeszcze kontaktu z mężczyznami, nawet jeszcze nikogo nie spotkała. I nie rozmawiałam z nią o gwałcie. Powiedziałam jej o naszej organizacji, że na wiosnę wyślemy ją do Szwajcarii. Że są możliwości, aby jej pomóc.

O samym gwałcie rozmawiałam tylko z jej matką. I to przez bardzo długi czas. Jej matka opowiedziała mi, jak to się stało. I bardzo cierpiała, że ta dziewczyna obwinia rodziców za to, że jej nie ewakuowali, nie wywieźli, tylko zostali w okupacji. Mama dużo płakała i usprawiedliwiała się, że to mała wioska, mieli dwie krowy, świnię, gęsi i kury, z których ci ludzie żyli. Jak mogli wszystko zostawić i wyjechać? Później byli gotowi zrezygnować ze wszystkiego, ale Rosja nie pozwoliła im wyjechać.

Jej matka powiedziała, że gwałciciel był oficerem FSB. Trzykrotnie odwiedził córkę. Najpierw zabrał jej telefon, okłamał, że znalazł w jej telefonie dowody na to, że pomagała ukraińskiej armii, podawała współrzędne miejsca, w których stacjonują rosyjskie czołgi. Oskarżał ją, wywierał na nią presję i dwukrotnie zabierał na przesłuchanie. Powiedziała, że w ogóle nie wychodziła z piwnicy, nigdy niczego nie filmowała. Ale on, jak boa dusiciel, ściskał ją i ściskał w kółko, a na następnym przesłuchaniu zmusił do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił.

Ponieważ dziewczynka obwinia ojca, ten jest bardzo chory. Zanika na naszych oczach. I tak w rozmowie z dziewczyną skupiłam się na tym. Powiedziałam jej: "Słuchaj, twój ojciec wygląda tak źle. On tak bardzo kaszle!"

Zgodziła się. To jest jej ojciec, kocha go, mimo że go obwinia. Kontynuowałam: "Pomóż mi, umieścimy go w bardzo dobrym ośrodku rehabilitacyjnym w Kijowie. Ale potrzebuję twojej pomocy". I dzięki temu nawiązał się między nami kontakt. To bardzo dobry przypadek, kiedy obie wysłaliśmy jej ojca na rehabilitację.

"Dokumentacja jest ważna. Ale dla mnie ważniejsze jest to, by nie traumatyzować kobiety"

NW: Co Pani zamierza zrobić z informacjami, które zbiera? Przekazać gdzieś? Czy jest jakaś procedura?

ID: Współpracujemy z organizacją, która zapewnia pomoc psychologiczną i za jej pośrednictwem dziewczynka najprawdopodobniej trafi do Połtawy do ośrodka pomocy dla ocalałych. Ma teraz 19 lat, znajdzie łatwą pracę i będzie pomagać innym ofiarom wojny. Na przykład przesiedleńcom wewnętrznym. Jest to ważne, ponieważ to okazja, aby zabrać ją ze środowiska, w którym cała wioska wie, co się z nią stało. Zmienić środowisko, które przypomina o traumatycznym wydarzeniu.

W imieniu naszej organizacji "SEMA Ukraina" pomożemy jej z ubraniami, pieniędzmi, środkami higienicznymi itp. Być może wyślemy ją do klasztoru we Fryburgu w Szwajcarii. Jednocześnie nie mogę w tej chwili udokumentować jej świadectwa, ponieważ nie jest to świadectwo dziewczynki, ale jej matki. I nie będę dokumentowała jej świadectwa, ponieważ nie pozwala na to etyka. Instytut Pileckiego robi dobrą ważną pracę, historie kobiet zostaną przedstawione w Parlamencie Europejskim, ale najważniejsze dla mnie jest to, żeby nie traumatyzować dziecka.  

Dokumentacja to trudny proces. Kiedy stan kobiety jest już stabilny, mówię jej, że to jest organizacja europejska, która działa po to, żeby Europa lepiej wiedziała, co się dzieje w Ukrainie. I że zawsze istnieje możliwość odmowy pokazania swojej twarzy. Zamazujemy twarze wszystkich kobiet, które mówią o przemocy seksualnej na wideo.

Ukraina była pierwszym krajem, który udokumentował dowody gwałtu jako zbrodni wojennej podczas wojny. Oficjalnie 171 osoba zgodziła się na wszczęcie postępowania sądowego, choć śledczy twierdzą, że liczba ta jest "znacznie, znacznie wyższa". Wśród udokumentowanych ofiar przemocy seksualnej są Ukraińcy w wieku od 4 do 82 lat, w tym 39 mężczyzn i 13 dzieci. Na zdjęciu Maryna, która została zgwałcona przez dwóch rosyjskich żołnierzy, gdy jej mała wioska została zajęta w marcu 2022 roku. Mówi, że czuje się nieswojo, zgłaszając przestępstwo na policję, a jej blizny nadal są bolesne. Zdjęcie: Simon Townsley/Panos Pictures / Panos Pictures / Forum

W grupie Instytut Pileckiego udokumentował Tanią Vasylenko i Hałynę Tyszczenko. Inni jeszcze tego nie zrobili. Nie mam siły słuchać Ołeny Łazarevej, żeby dokumentować, bo jesteśmy z nią bardzo blisko. Później nie mogę zapomnieć o tym, co mówiła,

Mój mąż pracuje teraz głównie w Instytucie Pileckiego, dokumentuje zbrodnie rosyjskie w rodzinach, w których zginęli cywile lub ktoś został wzięty do niewoli. Na przykład pojechał do kobiety, której mąż i syn zniknęli. Potem mówił, że to było straszne przeżycie: wszedł na podwórze, tam były dwa samochody – jej męża i syna, ale nikt nie mógł ich prowadzić, bo mężczyzn nie było.

NW: Czy kobiety, z którymi rozmawiasz, znają Pani osobistą historię? Czy pomaga to Pani łatwiej nawiązać z nimi kontakt?

ID: Czasami ja im mówię, czasami kobieta dowiaduje się od innych. Czasami jest to konieczne, a czasami nie. Nie używam mojej historii. Mogę szczerze powiedzieć kobiecie, że bardzo ją rozumiem. Ale mówienie o tym cały czas byłoby cyniczne.

NW: Ale kiedy Pani pracuje z kobietami, ciągle wspominacie swoją traumatyczną historię. Jak sobie Pani z tym radzi?

ID: Nie najlepiej. A fakt, że obecnie przechodzę leczenie i jestem w złym stanie fizycznym, jest bezpośrednim wynikiem mojej pracy.

25 sierpnia 2014 r. w Doniecku. Zdjęcie Mauricio Lima dla 'New York Times". Iryna Dowhań została przywiązana do słupa jak przestępca, żeby drwili z niej przechodnie, fot. Mauricio Lima/The New York Times Agency/East News

NW: Ale praca Pani ma wpływ. To, co wy, Ukrainki, teraz robicie, ma silny wpływ na Polki. Zaczynają mówić o tym, co stało się z kobietami podczas II wojny światowej, choć milczały na ten temat przez 80 lat. Jedna z nauczycielek przeczytała o tym, co wydarzyło się w Buczy i postanowiła postawić pomnik kobietom, które ucierpiały z rąk rosyjskich gwałcicieli. Oznacza to, że kobiety nie mogą strzelać w okopach, ale mogą pisać i mówić.

ID: Mam nadzieję, że świat nie będzie już tak tolerancyjny wobec Rosji. Przez wiele lat świat widział tylko część Rosji – bogatych, kulturalnych, którzy podróżowali po świecie. Teraz całe to gówno wyszło na jaw. I okazało się, że jest go 90 procent.

O to właśnie chodzi w Instytucie Pileckiego. Krok po kroku. Ukraina i Polska teraz się spierają , ale to wszystko jest niczym wobec faktu, że mamy te same ludzkie wartości. Musimy tylko zrobić coś z Rosją, w przeciwnym razie nie będzie pokoju.

No items found.

Dziennikarka od 19 lat, związana z "Gazetą Wyborczą" i tygodnikiem "Wysokie Obcasy". Zajmuje się tematyką społeczną, prawami kobiet i polityką. Od marca 2022 r. zajmuje się na opisywaniem zbrodni rosyjskich okupantów - zbrodni wojennych gwałtów w Ukrainie. W czerwcu 2023 r. pojechała w Ukrainę z delegacją parlamentarzystów z Belgii i Polski, aby zebrać dowody rosyjskich zbrodni na kobietach. Mama Stanisława i Łucji.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Kolejna taka śmierć w Nowym Targu

14 sierpnia 25-letnia Ukrainka w ciąży została przyjęta do szpitala w Nowym Targu. Podczas badania lekarze stwierdzili obumarcie płodu. Kobieta przeszła operację, dziecko urodziło się martwe. O sprawie poinformowali dziennikarze „Tygodnika Podhalańskiego”.

Później kobieta została przewieziona na oddział intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie w bardzo ciężkim stanie. Tam zmarła – dziennikarze sugerują, że prawdopodobnie na sepsę. Lekarze, powołując się na tajemnicę lekarską i ustawę o prawach pacjenta, nie skomentowali sprawy.

To nie pierwszy zgon na oddziale okołoporodowym tego szpitala.

W maju ubiegłego roku na oddziale ginekologicznym nowotarskiego szpitala zmarła 33-letnia Dorota, która była w 5. miesiącu

Mimo zagrożenia jej życia, lekarze nie usunęli ciąży. Zapewniali rodzinę, że wszystko jest w porządku. Gdy Dorocie odeszły wody, zalecili jedynie leżenie w łóżku. Na aborcję zdecydowali się dopiero wtedy, gdy jej stan się pogorszył – ale było już za późno. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Prawnik rodziny zmarłej zauważył, że lekarze dopuścili się „rażących zaniedbań” zarówno w procesie leczenia, jak w przekazywaniu informacji o stanie zdrowia kobiety. Po tym tragicznym zdarzeniu w wielu polskich miastach odbyły się protesty w ramach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

W 2023 r. w Warszawie odbył się duży protest. Bezpośrednim powodem była śmierć 33-letniej Doroty w Nowym Targu. Fot: Sestry

W oświadczeniu organizatorów protestów czytamy: „Dorota z Nowego Targu zmarła, ponieważ polska ustawa antyaborcyjna zabija i zamienia lekarzy w politycznych sługusów, a nie ekspertów od opieki zdrowotnej. Zmarła, bo lekarze nie wypełniają swoich obowiązków”.

Problem w chorym prawie

Polskie prawo aborcyjne jest jednym z najsurowszych w Europie. W 1993 roku przyjęto tak zwany „kompromis aborcyjny”. Zgodnie z nim aborcja była możliwa w trzech przypadkach: zagrożenia życia lub zdrowia matki, ciąży będącej wynikiem gwałtu oraz nieuleczalnej choroby lub nieodwracalnej wady płodu. W 2016 r. sejmowa większość w pierwszym czytaniu przyjęła projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Przewidziano odpowiedzialność karną zarówno dla kobiet, które chciałyby dokonać aborcji, jak dla lekarzy, którzy wykonywaliby takie zabiegi. W tym czasie kobiety wzięły udział w jednym z największych protestów w Polsce, który stał się znany na całym świecie jako Czarny Poniedziałek. Skandaliczny projekt ustawy został wycofany.

Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny zakazał aborcji w przypadku wad rozwojowych płodu, a rok później decyzja ta weszła w życie. Obecnie w Polsce aborcja jest możliwa tylko w przypadku gwałtu, kazirodztwa lub zagrożenia życia bądź zdrowia matki. W pierwszym przypadku wiek płodu nie ma znaczenia, natomiast w drugim aborcja jest możliwa do 12. tygodnia ciąży.

Złagodzenie przepisów aborcyjnych było jednym z haseł partii Donalda Tuska przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku

Na początku 2024 r. premier oświadczył, że rząd jest gotowy złagodzić ograniczenia w dostępie do antykoncepcji awaryjnej i złagodzić przepisy antyaborcyjne.

Problem jednak pozostał. Sejm, reprezentowany przez marszałka Szymona Hołownię, blokował prace nad projektami ustaw liberalizujących przepisy aborcyjne. Pod koniec sierpnia 2024 r. premier Tusk przyznał, że w parlamencie nie ma wystarczającej liczby głosów, by złagodzić zakaz aborcji. Zadeklarował jednak, że rząd pracuje nad wprowadzeniem nowych procedur dla szpitali i prokuratorów, mających złagodzić niektóre z ograniczeń.

– Mogę tylko obiecać, że w ramach obowiązującego prawa zrobimy wszystko, aby kobiety cierpiały mniej, by aborcja była tak bezpieczna i dostępna, jak to tylko możliwe, gdy kobieta jest zmuszona do podjęcia takiej decyzji – stwierdził. – Chcemy zapewnić, że ludzie, którzy pomagają kobietom, nie będą prześladowani.

Minister zdrowia Izabela Leszczyna dodała, że do przeprowadzenia aborcji powinno wystarczyć jedno zaświadczenie lekarskie potwierdzające, że zdrowie kobiety jest zagrożone. I że może to być na przykład zaświadczenie od psychiatry.

Jednak nawet jeśli nowa ustawa aborcyjna zostanie uchwalona, musi ją podpisać prezydent Andrzej Duda. I tu pojawia się problem, bo Duda wielokrotnie deklarował, że jest przeciwny aborcji. – Dla mnie aborcja to zabijanie ludzi  – powiedział przy jednej z okazji.

Wkrótce nowe protesty

Wiadomość o śmierci Ukrainki podczas porodu w Nowym Targu oburzyła Martę Lempart, aktywistkę i liderkę ruchu Strajk Kobiet. Ma ona wiele pytań do lekarzy, którzy nie zdołali uratować kobiety:

– To ten sam szpital, w którym w zeszłym roku zmarła ciężarna Polka Dorota, a w tym roku rodząca kobieta z Ukrainy. Nie znam całej sytuacji, ale nadal obwiniam lekarzy. Mam pytanie: co zrobili źle, że doszło do sepsy? Nie znam odpowiedzi, ale nie wierzę już w ani jedno ich słowo. Powinni byli zrobić wszystko, by zapobiec śmierci tej kobiety. Znam podejście lekarzy opiekujących się kobietami w ciąży w Polsce i wiem, ile czasu poświęcają na szukanie winnego nagłych sytuacji, które czasem się zdarzają.

Żaden z nich nie chce być osobą decyzyjną, a czas w takich sytuacjach jest na wagę złota

Według Lempart to, że lekarz waha się z podjęciem decyzji, bo boi się odpowiedzialności, to kłamstwo. Bo niektórzy lekarze po prostu gardzą kobietami:

– Znamy dziesiątki przypadków, w których lekarze odmawiali wykonania aborcji nawet w sytuacjach dozwolonych przez prawo – mówi Lempart. – Swoją decyzję tłumaczyli strachem przed odpowiedzialnością karną. Nie pamiętam jednak ani jednego przypadku w ciągu ponad 30 lat obowiązywania zakazu aborcji w Polsce, kiedy lekarze zostali ukarani lub postawieni przed sądem za wykonanie legalnej aborcji.

Polskie kobiety od lat wychodzą na ulice, aby walczyć o prawo do aborcji. Zdjęcie: Sestry

Rekomendacje dla szpitali, ogłoszone niedawno przez Ministerstwo Zdrowia, Lempart nazywa bezsensownymi. Jej zdaniem nie są zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia:

– Chciałybyśmy, aby ministra zdrowia wysłuchała specjalistów od aborcji i opinii kobiet w ciąży w tej delikatnej kwestii – i to natychmiast! Co więcej, legalizacja aborcji jest zaleceniem komitetu ONZ, który wyraźnie wzywa Polskę do jej zalegalizowania i bezzwłocznego wprowadzenia moratorium na karanie w przypadku aborcji. Rząd musi zmienić prawo.

Dekryminalizacja aborcji powinna być ich sztandarowym projektem. Donald Tusk nie dopilnował, by jego partnerzy koalicyjni zagłosowali we właściwy sposób. Dlatego odpowiedzialność spoczywa na polskim rządzie

Ze względu na trudną sytuację z dostępem do antykoncepcji awaryjnej i zakaz aborcji, Polki są zmuszone szukać innych sposobów na przerwanie ciąży – szczególnie w krajach, w których jest to dozwolone. Pomagają im w tym największe kobiece organizacje non-profit: Aborcja Bez Granic i Aborcyjny Dream Team.

– Według samej tylko organizacji Aborcja Bez Granic mamy około 50 000 aborcji rocznie. To jedna trzecia całkowitego zapotrzebowania. Kobiety powinny mieć prawo do przerwania ciąży, kiedy tylko tego potrzebują. Żaden lekarz nie powinien im tego zabraniać – tym bardziej w przypadkach, gdy ich życie jest zagrożone. Osoby, które pomagają w przeprowadzaniu takich operacji, także powinny być chronione przez prawo.

Każda kobieta, która potrzebuje tego rodzaju pomocy, może skontaktować się z Aborcją Bez Granic pod numerem telefonu: 22 29 22 597. Lempart twierdzi, że to trzeci najpopularniejszy numer w Polsce, po policji i straży pożarnej. Jednocześnie zapowiada nową falę protestów w Polsce:

Już przygotowujemy się do protestów i akcji społecznych w obronie praw kobiet. Nie spoczniemy, dopóki nie będzie tak, jak być powinno

Tylko kobieta decyduje

„Martynka” to feministyczna organizacja, która od początku wojny rosyjsko-ukraińskiej wspiera i chroni ukraińskie uchodźczynie w Polsce. Jej założycielka Nastia Podorożna mieszka w Polsce od 10 lat. Mówi, że poza Watykanem niewiele jest krajów w Europie, które mają tak surowe ograniczenia prawne dotyczące aborcji i dostępu do antykoncepcji awaryjnej, jak Polska:

– Pigułki do antykoncepcji awaryjnej są skuteczne tylko do piątego dnia po stosunku bez zabezpieczenia. Jednak i na nie polscy ginekolodzy nie zawsze wypisują recepty. Niestety, wielu polskich lekarzy ma kompleks Boga. Wiem, że zabrzmi to ostro, ale w mojej pracy zdarzył się przypadek, że młoda 18-letnia dziewczyna, która została zgwałcona, poszła na policję. Policjanci zabrali ją do ginekologa, a ten odmówił wypisania recepty na antykoncepcję awaryjną.

Powiedział po prostu: „Taka jest wola Boża” – i że dziewczyna jest za młoda, by brać takie tabletki

Wielu polskich lekarzy boi się przeprowadzać nawet te aborcje, które są dozwolone przez prawo. Nastia podkreśla, że jednym z powodów jest strach przed odpowiedzialnością. Przywołuje przypadek, który przydarzył się ginekolożce ze Szczecina. Lekarka ta znana jest z tego, że nie boi się wykonywać legalnych aborcji, uznając, że nie robi niczego nielegalnego.

– Jednak w ubiegłym roku do jej gabinetu przyszło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Podczas przeszukania zarekwirowano jej telefon, komputer i całą dokumentację pacjentek. W ten sposób wywierano na nią presję. Przy okazji policja uzyskała dostęp do bardzo intymnych zdjęć jej pacjentów – mówi Nastia.

„Ani jednej więcej” – pod takim hasłem protestują Polki. Fot: Sestry

Jak podkreśla Ukrainka, kobiety, które szukają pomocy u „Martynki”, nie chcą usuwać ciąży dla wygody – zdarzają się przecież na przykład przypadki gwałtów wojennych. Zmuszanie kobiety do donoszenia takiej ciąży Nastia nazywa torturą:

– Ofiary gwałtów przychodziły do nas po pomoc. Przede wszystkim zapewniliśmy im pomoc psychologiczną. To temat tabu. Kobiety rzadko kiedy przyznają się, że zaszły w ciążę w wyniku gwałtu dokonanego przez wroga. Ale nawet gdyby chciały pozbyć się płodu, lekarze nie pomogliby im tutaj, w Polsce, gdzie otrzymały tymczasowe schronienie.

Bo nie ma przeciwwskazań do przerwania ciąży, a sam gwałt nie został udowodniony. Moim zdaniem to jest rażące naruszenie praw kobiet

Nawet kobiety będące w upragnionej ciąży boją się rodzić w Polsce, bo nie ufają lekarzom:

– Lekarze czasami lekceważą bezpieczeństwo swoich pacjentek. Znam historię kobiety, która zaszła w upragnioną ciążę, ale badanie wykazało nieprawidłowości w rozwoju płodu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że dziecko umrze po urodzeniu. Niestety w Polsce to nie jest powód do przerwania ciąży. Pomogliśmy tej kobiecie. Znaleźliśmy organizację, która zorganizowała dla niej aborcję w Holandii.

Chcę, by ukraińskie kobiety – niezależnie od tego, czy są w upragnionej, czy niechcianej ciąży – wiedziały, że mamy siebie nawzajem

Każda kobieta, która potrzebuje pomocy, może zwrócić się do „Martynki”. Kobietom, które chcą zostać matkami, organizacja pomoże znaleźć postępowego lekarza. A tym, które zaszły w niechcianą ciążę, doradzi, jak ją legalnie i bezpiecznie usunąć.

20
хв

25-letnia Ukrainka i jej nienarodzone dziecko zmarli w polskim szpitalu

Natalia Żukowska
Festiwal na Malcie

Poznański festiwal teatru i sztuki Malta uznawany jest za jedno z najważniejszych tego rodzaju cyklicznych wydarzeń w Europie. W programie znajdują się spektakle, koncerty oraz inne wydarzenia artystyczne i literackie. Hasło tegorocznego festiwalu, który po raz pierwszy odbywa się pod patronatem Dominiki Kulczyk, brzmi „For Love!”. Koncentruje się on na trzech tematach: kobieta, natura i przyszłość.

Część wydarzeń artystycznych jest poświęcona kwestiom, które dotyczą współczesnych kobiet – w szczególności uchodźczyń z Ukrainy. Dlatego ich patronkami są Sestry. I tak obejrzymy:

  • 12 września o 19.00 - kameralny spektakl „Zamknięte pokoje”, w którym Maria Bruni i Tomasz Mikan wcielą się postaci dwojga uciekających przed wojną ludzi, którzy, zamknięci w czterech ścianach, opowiadają swoje historie. Maria Bruni z Mariupola, od 2022 roku mieszkanka Poznania i aktorka tutejszego Teatru Nowego, przygotowała tę sztukę, by zwrócić uwagę na sytuację ukraińskich kobiet w polskim społeczeństwie.
„Zamknięte pokoje”
  • 11 września o 19.00 - spektakl „Kasandra” Olgi Grigorasz to interpretacja dramatu Łesi Ukrainki napisanego sto lat temu. W starożytnych mitach greckich córka króla Priama została przeklęta darem jasnowidzenia. Widzi przyszłość, ale nikt jej nie wierzy – a na jej oczach tragedie, którym można było zapobiec, stają się rzeczywistością. Współczesna wersja tej historii jest dziełem Teatru Emigrant, założonego w Poznaniu przez Ukrainki i Białorusinki.
„Kasandra”
  • 10 września o 18.00 - film „Syndrom Hamleta” w reżyserii Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego to dokument utkany z osobistych wspomnień i traum młodych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z wojenną rzeczywistością. Roman opowiada o terrorze na froncie, Sławik zwierza się z myśli samobójczych, a Katia mówi o strachu przed gwałtem i seksizmie w wojsku. Po projekcji odbędzie się spotkanie z twórcami filmu.
Kadr z filmu „Syndrom Hamleta”
20
хв

Malta Festival 2024: kobiety, Ukraina, wojna. For love!

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polscy pisarze i pisarki dla Żadana i Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

Jewhen Małoletka: „20 dni w Mariupolu” to ból, który pozostanie we mnie na zawsze

Ексклюзив
20
хв

Ofensywa – najlepsza obrona: jak Ukraina może wykorzystać „argument kurski” w potencjalnych negocjacjach

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress