Exclusive
20
min

Nauka życia na nowo. Losy czterech Ukrainek dają nadzieję

"Dzieci płakały, pies chorował, spaliśmy na podłodze w pociągach. Zbierałam ostatnie siły"... Jak Anastazja, Anna, Olga i Oksana pokonały przeszkody na drodze do życia w innym kraju

Tetiana Wygowska

Wyczerpująca podróż i strach przed przyszłością często wywołują depresję. Można ją jednak wyleczyć dzięki nowym przyjaciołom i pracy. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?

Od HR do specjalisty IT

Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.

- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.

Anastazja Kravczenko z synem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.

- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.

Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.

Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.

Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.

Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego

Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.

Anna Velyczko z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.

Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.

Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.

Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.

- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.

Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?

Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.

W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki

Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.

Olaa Suchowa z córką. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.

Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.

- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.

Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.

O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.

W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.

- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.

Obie kobiety, wraz z trójką dzieci, psem i walizkami, próbowały dotrzeć do Wielkiej Brytanii, ale wciąż napotykały na przeszkody. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.

- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.

Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.

Lalka i rysunek z prywatnego archiwum Olgi Suchowej

- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga -  W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.

Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.

Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli

Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.

Oksana Tarnawska z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.

- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.

Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.

- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.

Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.

Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.

Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:

Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.

Zdjęcie: Shutterstock

Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:

1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.

2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.

3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".

4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.  

5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.

6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.

7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz
Olena Vaidalovych Romowie

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę społeczność romska w Polsce powiększyła się z 20 000 do 80 000 osób. Zarówno w Ukrainie, jak w Europie Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i uprzedzeniami.Olena Vaidalovych, Ukrainka romskiego pochodzenia, jest jedną z działaczek na rzecz praw człowieka, które od lat bronią praw Romów.

Stereotypy na temat Romów dotykały Ołenę już od dzieciństwa. To zmotywowało ją do walki o prawa mniejszości i pracy nad zmianą nastawienia społeczeństwa do Romów. Po wybuchu wojny na pełną skalę przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała swoją działalność. Dziś wraz z polską fundacją W Stronę Dialogu pomaga Romom z Polski i Ukrainy.

Ołena wśród ludzi, o któych prawa walczy

Kiedy coś ginęło, patrzyli na mnie

– Rodzice są Romami – mówi Ołena. – Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza w czasach szkolnych. Poza domem często spotykałam się z dyskryminacją i zastraszaniem. Do dziś pamiętam żarty, które mnie nie śmieszyły. ?

Często mówili do mnie: „Przepowiedz nam przyszłość”, „Powróż z ręki”. Kiedy coś gdzieś zniknęło, zawsze obwiniali mnie. Bo jestem Romką. To wszystko było bardzo przykre. Próbowali też wykluczać mnie z zajęć szkolnych. Byłam zdana na siebie. Mimo tego wszystkiego uczyłam się bardzo dobrze, chciałam być prymuską. Myślę, że niektórzy nawet mi tego zazdrościli.

Mówił taki na przykład: „Jak Romka może mieć lepsze stopnie ode mnie? Przecież Romowie nie potrafią czytać ani pisać”

Każde dziecko mniej zdeterminowane niż ja poddałoby się. Jestem dumna, że się nie poddałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że mnie wspierała i zawsze powtarzała: „Jesteś mądra, nie jesteś gorsza od innych. Możesz robić wszystko, co chcesz”. To dawało mi siłę i motywowało do działania.

Natalia Żukowska: Co dla Ciebie oznacza bycie Romką?

Ołena Wajdałowycz: To moja rodzina, język, kultura i tradycje, które mamy.

W kulturze romskiej najważniejszą rzeczą jest szacunek dla starszych. Nie ma czegoś takiego jak niesłuchanie ich. Oni zawsze mają ostatnie słowo

Na przykładzie mojej rodziny mogę powiedzieć, że nasze dziewczyny bardzo poważnie podchodzą do małżeństwa i zakładania rodziny. Wychowano mnie w przekonaniu, że musisz świadomie wybierać partnera. I budować związek tylko po upewnieniu się, że to jest osoba, z którą chcesz spędzić życie.

Jakie stereotypy na temat Romów pokutują w Ukrainie i w Polsce?

Inni ludzie są wobec Romów stronniczy. Istnieją różne stereotypy: pozytywne, negatywne i neutralne. Na przykład wiele osób uważa, że Romowie nie chcą pracować i kradną. To negatywne stereotypy. Do pozytywnych zaliczyłabym pogląd, że wszyscy Romowie tańczą i śpiewają, chociaż to nieprawda. Innym jest to, że wszyscy Romowie mają dar przewidywania przyszłości, co też nie jest prawdą. Nie można uogólniać i wyciągać wniosków na podstawie tych kilku osób, które znasz. W rzeczywistości inni wiedzą bardzo mało o Romach.

Przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie istniało 16 romskich grup dialektalnych. Różnią się tradycjami i poziomem integracji ze społeczeństwem. Romowie różnią się także wyglądem. Czasami mówią mi, że nie wyglądam jak Romka. Niektórzy uważają, że Romowie muszą mieć ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Ale to też nie jest prawdą.

Nie tylko Ukraińcy, ale także Polacy niewiele wiedzą o społeczności romskiej. Niedawne badania przeprowadzone w Polsce wykazały, że 72% Polek i Polaków nie zna ani jednej osoby ze społeczności romskiej

Niewiedza rodzi szkodliwe stereotypy. Znalazło to odzwierciedlenie w kampanii społecznej „Poznajmy się”, zainicjowanej przez fundację W Stronę Dialogu. Staramy się obalać stereotypy, bo mają one negatywny wpływ na naszą liczną społeczność. Rada Europy podaje, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów – a może nawet więcej. Nie można mierzyć tych wszystkich ludzi tą samą miarą.

Kampania społeczna zainicjowana przez fundację W Stronę Dialogu

Skąd wzięły się stereotypy na temat Romów? Dlaczego inni ludzie w nie wierzą?

Te stereotypy mają głębokie podłoże historyczne. Romowie pojawili się w Europie w XI-XII wieku i niemal natychmiast stali się obiektem podejrzeń, ponieważ mówili nieznanym językiem (romani), mieli własne tradycje, muzykę, wyróżniali się wyglądem, często podróżowali. A to budziło strach. Już w średniowiecznej Europie byli prześladowani i mieli zakaz osiedlania się w miastach.

W niektórych krajach Romowie byli nawet fizycznie piętnowani – naznaczano ich ciała. Na terytorium współczesnej Rumunii byli zniewoleni przez 500 lat, aż do XIX wieku

Podczas II wojny światowej nazistowski reżim zamordował ponad pół miliona Romów. Ten akt ludobójstwa nie został jeszcze odpowiednio uznany w przestrzeni publicznej.

Historyczne traumy odcisnęły głębokie piętno na pamięci społeczności romskiej i publicznym postrzeganiu Romów. Należy jednak pamiętać, że stereotyp to uproszczenie, mechanizm samoobrony przed skomplikowaną rzeczywistością. Spójrzmy głębiej i zapytajmy siebie: „Co tak naprawdę wiem o tej osobie? Czego konkretnie się boję?”. Nie idealizuję społeczności romskiej. Wszyscy jesteśmy różni i nikt nie może mówić za wszystkich. Tak, są sytuacje, gdy ktoś robi coś złego. Ale ważne jest, aby nie zastępować indywidualnej odpowiedzialności odpowiedzialnością zbiorową.

Dla większości ludzi Romowie są jak kosmici

Kiedy wpadłaś na pomysł, by zająć się przełamaniem stereotypów otaczających społeczność romską?

Jeszcze w szkole. Widziałam, że moi romscy rówieśnicy przechodzą przez to samo co ja. Pamiętam, jak pewna dziewczynka bawiła się z nami na placu zabaw, a jej matka podeszła do niej, zabrała ją od nas i zabroniła jej się z nami bawić. Zapamiętam ten bolesny moment do końca życia. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę, by romskie dzieci przechodziły przez coś takiego. Z jakiegoś powodu dla większości ludzi Romowie są jak kosmici. A my jesteśmy Ukraińcami romskiego pochodzenia, naszą ojczyzną jest Ukraina. Tysiące Romów na ochotnika broni Ukrainy na froncie. To, że mamy ciemniejsze włosy i inne zwyczaje, nie czyni nas gorszymi.

Z koleżanką Noemi Łakatosz

Jesteś najmłodszą Romką, która (w wieku 20 lat) przemawiała na Forum ONZ ds. Mniejszości. Co chciałaś powiedzieć światu?

Nie chciałam przemawiać jak działaczka na rzecz praw człowieka, która wydaje jakieś zalecenia. Chciałam, by moje przesłanie dotknęło ludzkich serc. Był rok 2018, a właśnie wtedy 24-letni Rom zginął z rąk prawicowych radykałów w Ukrainie. Powiedziałam, że świat powinien na to zareagować, a osoby zaangażowane w zbrodnię powinny zostać ukarane zgodnie z prawem Ukrainy.

Jak się postrzega społeczności romskie w Europie?

Dziś możemy mówić o ewolucji i zmianie opinii w społeczeństwie. I to jest dokładnie to, o co nam chodzi w fundacji W Stronę Dialogu. Staramy się zmieniać negatywne opinie o społeczności romskiej w Polsce. A to, co robimy tutaj, rozszerzamy na inne kraje.

Prowadzimy kampanie informacyjne, współpracujemy ze znanymi czasopismami. To, że jestem pierwszą Romką, która pojawiła się na okładce znanego polskiego magazynu „Wysokie Obcasy”, jest krokiem naprzód. Inne media również opowiedziały historie romskich kobiet, które odniosły sukces. W ten sposób stopniowo zmieniamy niesprawiedliwe opinie na temat Romów.

Działamy też na polu edukacji, dając romskim dzieciom możliwość uczenia się bez barier. Pomagamy w znalezieniu zatrudnienia, współpracujemy z przedsiębiorstwami. Staramy się, aby Romowie w Polsce byli niezależni ekonomicznie, potrafili się integrować i osiągnąć stabilizację. Bardzo ważne jest dla nas, by czuli się tu bezpiecznie.

Kim są członkowie waszego zespołu?

Jedną ze współzałożycielek naszej fundacji jest dr Joanna Talewicz, Polka romskiego pochodzenia. Drugą jest dr Małgorzata Kołaczek, która ma duże doświadczenie w pracy ze społecznością romską. Od 2012 roku Joanna i Małgorzata prowadzą szkolenia edukacyjne dla policji, dziennikarzy i nauczycieli.

Po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie wielu Romów przyjechało do Polski. W 2022 roku Komisja Europejska podała, że około 100 000 Romów opuściło Ukrainę i wyjechało do innych krajów. Spotkaliśmy się z dyskryminacją uchodźców pochodzenia romskiego. Na przykład kiedy udaliśmy się do schronisk, do których trafiali uchodźcy, zobaczyliśmy, że Ukraińcy pochodzenia romskiego zostali oddzieleni od innych. Koordynatorzy w tych schroniskach powiedzieli, że w ten sposób starają się uniknąć napięć. Ponadto zauważyliśmy, że ci „lepsi” Ukraińcy mieli bardziej komfortowe warunki – łóżka, fotele. Natomiast tam, gdzie byli Ukraińcy pochodzenia romskiego, mogło nie być nic. Widziałam dzieci śpiące na kartonach, choć była zima. Z tym właśnie walczymy.

Ołena podczas wystąpienia na warszawskiej konferencji zorganizowanej przez OBWE

Kto pomaga finansowo Twojej fundacji?

Duża część naszych projektów została sfinansowana przez rząd USA. W związku z decyzją administracji Trumpa o zamrożeniu funduszy na programy pomocowe przechodzimy teraz przez bardzo trudny okres. Bo co się stanie, jeśli nas zabraknie? Dzieci, które wspieramy, zostaną bez dodatkowej pomocy. Młodzi ludzie, którymi się opiekujemy, nie będą mieli możliwości rozwijania swoich zainteresowań. Kobiety, które inspirujemy, stracą szansę na lepszą przyszłość. Nie będzie kolejnych kampanii na temat społeczności romskiej, nasze postulaty nie dotrą do ministerstw i polityków. Mamy jednak nadzieję, że dzięki dobrym ludziom i sponsorom będziemy kontynuować nasze działania na rzecz praw człowieka, które prowadzimy od 13 lat.

Wierzę w dobrą przyszłości Romów

Jakiej pomocy potrzebują teraz romscy uchodźcy w Polsce? Z jakimi problemami się do was zgłaszają?

Teraz koncentrujemy się na integracji społecznej romskich uchodźców z Ukrainy, którzy pozostali w Polsce. Skupiamy się także na pomocy polskim i rumuńskim społecznościom romskim w Polsce przede wszystkim w zakresie edukacji, zatrudnienia, kwestii prawnych, pomocy psychologicznej itp. Współpracujemy również z władzami lokalnymi i rządem oraz lobbujemy na poziomie międzynarodowym. Chcemy, aby politycy i dyplomaci brali pod uwagę potrzeby społeczności romskiej.

Romowie z Ukrainy są takimi samymi ludźmi, jak inni Ukraińcy. Chcą dla siebie jak najlepiej

Rozumieją, że aby odnieść sukces w życiu, potrzebują edukacji i pracy. Jedynym problemem jest, że nie zawsze to wykształcenie mogą zdobyć. Na przykład zdarzało się, że odmawiano nam zapisania romskich dzieci do szkoły. Słyszeliśmy, że nie ma miejsc. Oczywiście nie możemy stwierdzić, czy to prawda, czy nie. Ale jeśli romskie dziecko nie zostanie przyjęte do szkoły, nie pozostawiamy tego jako prywatnego problemu rodziny.

Kontaktujemy się z administracją szkoły, wyjaśniamy normy prawne, szukamy zrozumienia, a w razie potrzeby angażujemy prawników i władze oświatowe.

Jeśli chodzi o zatrudnienie, to i tu pojawiają się problemy. Romowie są zatrudniani, lecz z przeszkodami. Bardzo trudno im też wynająć mieszkanie. Raz pomogliśmy pewnej rodzinie, w której Romka pracowała dla międzynarodowej organizacji.

Kiedy negocjowaliśmy czynsz przez telefon, wszystko było w porządku. Gdy przyszliśmy na spotkanie, odmówiono nam. I tak przez cztery miesiące. Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są, ponieważ boją się dyskryminacji

Jeśli jakiejś rodzinie nie wynajęto domu tylko ze względu na jej pochodzenie etniczne, pomagamy jej prawnie, rozmawiamy z właścicielem domu, czasami zwracamy uwagę opinii publicznej za pośrednictwem mediów. Ale zawsze staramy się to robić poprzez dialog, a nie konfrontację. To jedyny sposób, by zmienić coś na głębokim poziomie i na długi czas.

Romowie, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed Rosjanami

Kim są ludzie, którym pomagacie?

Na początku rosyjskiej inwazji nastąpił bardzo duży napływ uchodźców. Opowiem pewną historię. Była kobieta, której córka zmarła w Ukrainie. Ta kobieta została z ośmiorgiem wnucząt, z których jedno było niepełnosprawne. Widzieliśmy, że bardzo dobrze dogadywała się z innymi Romami, którym pomagaliśmy w schronisku, więc zaproponowaliśmy jej pracę. Pracuje z nami już prawie trzy lata. Takie przypadki, gdy nasi podopieczni stają się naszymi współpracownikami, nie są odosobnione.

Często ludzie trafiali do nas bez dokumentów. Tracili je podczas ucieczki przed bombardowaniem albo gubili gdzieś w pośpiechu. Nie było łatwo zalegalizować ich statusu. Bali się, nie wiedzieli, czy jutro będą mieli co jeść i gdzie spędzić noc. Pomagaliśmy im.

Patrząc tych ludzi trzy lata temu i teraz, widzę ogromną różnicę. Dziś są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po polsku, większość jest zatrudniona. Bardzo się z tego cieszę.

Wiem, że otrzymujesz wiele wiadomości od romskich dziewczyn. O czym piszą?

O swoich pragnieniach i marzeniach. Chcą budować karierę, dostać się na uniwersytety, próbują się odnaleźć. Ale piszą do mnie także młodzi chłopcy. Mój siostrzeniec powiedział kiedyś, że bardzo ważne jest dla niego, by mieć jakiegoś mentora.

Przez wieki społeczność romska była odizolowana, bała się dyskryminacji i prześladowań – ale to nas nie złamało. Młodzi ludzie są teraz bardziej otwarci. Wielu Romów odnosi sukcesy zawodowe. Pracują w Komisji Europejskiej, Radzie Europy, OBWE, ONZ, współpracują z rządem, są doskonałymi specjalistami, naukowcami, nauczycielami i lekarzami. Są wykształceni, znają języki obce. Patrząc na nich, wierzę w dobrą przyszłość Romów.

Zdjęcia: archiwum prywatne Oleny Vaidalovych

20
хв

Olena Vaidalovych: – Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są. Boją się dyskryminacji

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

Piękna przyroda, obojętne państwo. Jak się żyje Ukraińcom w Turcji

Ексклюзив
20
хв

Samotne macierzyństwo w czasach wojny: jak Ukrainki radzą sobie bez mężów

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress