Exclusive
20
min

Nauka życia na nowo. Losy czterech Ukrainek dają nadzieję

"Dzieci płakały, pies chorował, spaliśmy na podłodze w pociągach. Zbierałam ostatnie siły"... Jak Anastazja, Anna, Olga i Oksana pokonały przeszkody na drodze do życia w innym kraju

Tetiana Wygowska

Wyczerpująca podróż i strach przed przyszłością często wywołują depresję. Można ją jednak wyleczyć dzięki nowym przyjaciołom i pracy. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?

Od HR do specjalisty IT

Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.

- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.

Anastazja Kravczenko z synem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.

- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.

Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.

Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.

Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.

Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego

Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.

Anna Velyczko z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.

Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.

Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.

Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.

- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.

Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?

Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.

W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki

Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.

Olaa Suchowa z córką. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.

Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.

- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.

Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.

O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.

W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.

- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.

Obie kobiety, wraz z trójką dzieci, psem i walizkami, próbowały dotrzeć do Wielkiej Brytanii, ale wciąż napotykały na przeszkody. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.

- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.

Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.

Lalka i rysunek z prywatnego archiwum Olgi Suchowej

- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga -  W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.

Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.

Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli

Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.

Oksana Tarnawska z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.

- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.

Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.

- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.

Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.

Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.

Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:

Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.

Zdjęcie: Shutterstock

Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:

1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.

2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.

3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".

4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.  

5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.

6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.

7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.

No items found.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

10 października obrońcy praw człowieka opublikowali raport na temat przestępstw wobec ukraińskich dzieci popełnionych przez białoruskich urzędników, w tym Alaksandra Łukaszenkę. 13 września dokument ten został przekazany do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Obrońcy praw człowieka wezwali Trybunał do postawienia sprawców przed sądem. Materiał dowodowy został opracowany wspólnie przez Centrum Praw Człowieka ZMINA, Regionalne Centrum Praw Człowieka, organizacje praw człowieka „Wiasna” i BelPol, przy wsparciu Freedom House.

Po raz pierwszy raport zawiera dane dotyczące ukraińskich dzieci, które zostały wywiezione – ich nazwiska, dane paszportowe itp. Ponadto obrońcom praw człowieka udało się zidentyfikować 18 obozów na Białorusi, w których ukraińskie dzieci z ukraińskich terytoriów okupowanych są poddawane reedukacji pod pozorem „rehabilitacji”.

O pracy nad zbieraniem dowodów i o tym, jak białoruski reżim wymazuje tożsamość ukraińskich dzieci, rozmawiamy z Onysią Syniuk, analityczką prawną, i Inną Ilczenko, kierowniczką projektu Centrum Praw Człowieka ZMINA.

Nowe dowody zbrodni reżimu Łukaszenki

Natalia Żukowska: MTK otrzymał nowe dowody zbrodni popełnionych przez Rosję i Białoruś na ukraińskich dzieciach. Co konkretnie mówi wasz raport? Czego możemy się spodziewać?

Onysia Syniuk: Nasz publiczny raport, ogłoszony 10 października, znacznie różni się od tego, co przekazaliśmy MTK. Trybunałowi dostarczyliśmy bowiem wiele poufnych materiałów, które będą ważne dla przyszłego śledztwa. Nie możemy ich upublicznić.

Ogólnie rzecz biorąc, staraliśmy się przenieść punkt ciężkości z wysiedlania dzieci jako zjawiska na to, co dzieje się z nimi po przybyciu [do nowego kraju], w szczególności na Białoruś. Nasze badania obejmują okres od 2021 roku. Wtedy to Łukaszenka osobiście podpisał dekret o „rehabilitacji grupy dzieci z obwodu donieckiego” w dziecięcym ośrodku edukacyjno-rekreacyjnym „Zubrania”. Pracę zakończyliśmy w czerwcu 2024 roku.

Niestety, proces przesiedlania ukraińskich dzieci wciąż trwa.

Do czerwca 2024 r. udało nam się zidentyfikować 2219 takich dzieci, z których co najmniej 27 zostało wywiezionych nie tylko na Białoruś, ale także do Rosji

Informacje te pokazują, w jaki sposób systemy rosyjski i białoruski są ze sobą powiązane.

Na przykład we wrześniu 2022 r. 12-letnia Leda Majorowa z Makiejewki w obwodzie donieckim była przetrzymywana w obozie „Dubrawa” na Białorusi. W styczniu 2023 r. zawieziono ją na oglądanie kremlowskiej choinki, a w sierpniu była już w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym [zachodnia Syberia – red.], ponad 3000 kilometrów od domu, na „leczeniu”.

Takich przypadków jest wiele. Jednak większość wywożonych dzieci pochodzi z terytoriów okupowanych i trudno uzyskać do nich dostęp – więc trudno zweryfikować każdy przypadek.

Pomagali nam białoruscy partnerzy, w tym byli funkcjonariusze organów ścigania, którzy w 2020 r., po sfałszowanych wyborach na Białorusi, opuścili kraj i przeszli na naszą stronę. Oni byli w stanie uzyskać poufne informacje. Mieliśmy ogromną listę z imionami dzieci, danymi kontaktowymi, w tym z numerami telefonów. W niektórych przypadkach mieliśmy nawet dane paszportowe i bilety kolejowe. Trasa wywózki tych dzieci wiodła zazwyczaj z Doniecka przez Rostów – do Mińska. Posiadamy nawet informacje o osobach towarzyszących tym dzieciom na Białorusi. Wiemy też, co stało się z nimi na terytorium Białorusi, i znamy tożsamość osób zaangażowanych w ten proceder. Przede wszystkim mówimy o Alaksandrze Łukaszence, paraolimpijczyku Aleksieju Tałaju i jego fundacji, o sekretarzu stanu Państwa Związkowego Dmitriju Miezencewie i premierze Federacji Rosyjskiej Michaile Miszustinie. Mamy zalecenie i prośbę do MTK o wszczęcie dochodzenia w sprawie tych osób – i o wydanie nakazów ich aresztowania.

Wcześniej Yale School of Public Health i zespół lidera białoruskiej opozycji Pawła Łatuszki złożyli już wnioski do MTK w sprawie Białorusi. Dotyczyły nielegalnego wywożenia ukraińskich dzieci. Co jest w nowym zgłoszeniu?

Oprócz nas, wniosek do MTK w sprawie Białorusi złożyła w tym roku Republika Litewska. Te wnioski są nieco inaczej ukierunkowane. Istotą naszego jest przesunięcie punktu ciężkości z wysiedlania dzieci na ich indoktrynację, militaryzację – i współudział Białorusi w tym procederze.

Podkreślamy bowiem, że to jest jeden system, stworzony przez Rosję, a Białoruś jest jej wspólniczką

Mówimy o tym jako o odrębnym naruszeniu, a nie elemencie deportacji. Twierdzimy, że należy to zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie. Dzieci są dyskryminowane przede wszystkim dlatego, że są narodowości ukraińskiej. Z miejsca są traktowane jak obywatele rosyjscy.

Ukraińskie dzieci, uczniowie korpusu kadetów, w towarzystwie żołnierzy z 345. Oddzielnego Pułku Piechoty Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Konto Korpusu Kadetów na Telegramie

W swoim raporcie wzywacie MTK do wydania nakazów aresztowania Miezencewa, Miszustina i Tałaja. Jaka jest rola każdego z nich w uprowadzaniu ukraińskich dzieci?

Osobisty podpis Miszustina znajduje się na budżecie, tj. na przydziale pieniędzy na transfer i pobyt ukraińskich dzieci na Białorusi. Ostatnim razem było to prawie pół miliona dolarów. Najwięcej wiemy o udziale Aleksieja Tałaja. To on jest ideologiem tego procederu, który mocno wspiera Łukaszenkę i Putina. W maju tego roku Tałaj osobiście odebrał nagrodę od prezydenta Rosji za swą rolę w wysiedlaniu ukraińskich dzieci oraz ich indoktrynacji i militaryzacji na Białorusi. On konsekwentnie odnosi się do ukraińskich dzieci jako do Rosjan, ma też powiązania z szefami administracji okupacyjnych. Na przykład niedawno spotkał się z Denisem Puszylinem [tak zwanym szefem DRL – aut.]. Mają bezpośrednie umowy dotyczące tego, w jaki sposób będą sobie pomagać i wysyłać dzieci z Donbasu na „wakacje”. Tałaj ma też powiązania z tak zwanymi organizacjami pozarządowymi na terytoriach okupowanych, na przykład z organizacją „Delfiny” kierowaną przez Olgę Wołkową – osobą stale współpracują przy wywożeniu dzieci na Białoruś. Ponadto poprzez swoją fundację Tałaj finansuje wyjazdy dzieci i ideologicznie nadzoruje cały proces.

Władimir Putin nagradza Aleksieja Tałaja Orderem Przyjaźni na Kremlu. Zdjęcie: oficjalna strona Kremla

Jest doświadczonym mówcą motywacyjnym i kiedy rozmawia z dziećmi, stara się je przekonać, że są Rosjanami i że dobrze jest mieszkać na rosyjskich terytoriach.

Obozy dla dzieci: „zdrowie i wypoczynek”

W jaki sposób w miastach okupowanych przez Rosję organizowane są wyjazdy na białoruskie obozy dla dzieci?

Onysia Syniuk: Wszystko dzieje się przy wsparciu szefów administracji okupacyjnych. Puszylin i Wołodymyr Rogow [szef administracji okupacyjnej Melitopola – red.] sami o tym mówią. A Tałaj konsultuje decyzje tak zwanych ministerstw edukacji na terytoriach okupowanych. Prawdopodobnie to one wydają nakazy dla instytucji edukacyjnych, by tworzyły listy dzieci do „rehabilitacji”. Pomagają w tym również tzw. organizacje pozarządowe, które wykorzystują wrażliwe kategorie ludności, w tym dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, największe grupy dzieci są wywożone nie latem, ale jesienią i wiosną, w trakcie roku szkolnego. Podobnie jak w Rosji, są one zapisywane do lokalnych instytucji edukacyjnych.

Kadeci plutonu VI Korpusu Kadetów w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: Telegram Korpusu Kadetów

W jaki sposób uprowadzone dzieci są „kształtowane” na Rosjan? Jak wygląda rosyjski system edukacji i jakie narracje są im narzucane?

Dzieci wywożone na Białoruś mają bardzo jasno określony harmonogram pobytu. Edukacja w placówkach prowadzona jest w języku rosyjskim i obejmuje między innymi promocję narracji „rosyjskiego świata” na temat charakteru i przebiegu II wojny światowej. Uderzającym przykładem jest tu ustawa „O ludobójstwie narodu białoruskiego” i związany z nią kurs, który przypisuje Ukraińcom i innym narodom okrucieństwa, które w rzeczywistości popełnił nazistowski reżim niemiecki. Kurs ten jest częścią programu nauczania rozpoczynającego się w szkole podstawowej. Oto cytat z podręcznika do historii:

„Cały świat wie dziś o tragedii we wsi Chatyń, gdzie 22 maja 1943 roku spalono żywcem 149 osób, w tym 76 dzieci. W operacji karnej brał udział 118 batalion, który składał się głównie z Ukraińców i specjalnego batalionu SS”

Zebraliśmy sporo takich wycinków z nowych podręczników, na podstawie których uczono dzieci nasze i białoruskie. Według naszych partnerów z organizacji praw człowieka „Wiasna” przed 2022 rokiem takich narracji nie było.

Według waszego raportu białoruski reżim jest współwinny rosyjskiej militaryzacji ukraińskich dzieci. Świadczy o tym m.in. działalność tzw. Korpusu Kadetów Zacharczenki, pierwszego przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), który jest powiązany z Fundacją Aleksieja Tałaja. Jak to działa?

To powiązanie można prześledzić w kilku punktach. Tałaj jest w bardzo bliskich relacjach ze wszystkimi [uczestnikami procederu – red.]. Osobiście finansuje wyjazdy kadetów na Białoruś, żeby między innymi wpływali na swoich rówieśników i brali aktywny udział w propagandzie. Na ścianach w siedzibie Korpusu Kadetów widnieją symbole jego fundacji, a dyrektor Korpusu osobiście się z nim spotyka, by omawiać współpracę. Ponadto ludzie z Korpusu często promują pracę Tałaja w mediach społecznościowych, nazywając go swoim „współpracownikiem” i „bardzo bliskim przyjacielem”. On z kolei regularnie na swoich kontach pisze o tym, co robi Korpus Kadetów.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka podczas spotkania z żołnierzami białoruskich sił specjalnych. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

W 2024 r. Korpus liczył prawie 200 dzieci – chłopców i dziewcząt – z których niektóre były pierwszoklasistami. Podczas nauki i zajęć pozalekcyjnych kadetom mówi się, że są Rosjanami, a jednocześnie obywatelami tak zwanej DRL. Korpus świętuje „Dzień powrotu DRL do Rosji” i celebruje uroczyste wciągnięcia rosyjskiej flagi na maszt. Podczas inicjacji na kadetów dzieci proklamują: „Służę Federacji Rosyjskiej i Korpusowi Kadetów”. Innymi słowy, robi się wszystko, by te dzieci na koniec wstąpiły do rosyjskiej armii. Znamy już podobne przypadki.

Jeden z chłopców, którzy tam się uczyli, zginął na wojnie w Ukrainie. To dobitny przykład militaryzacji i prania dzieciom mózgów przez rosyjską propagandę

Co dzieje się z dziećmi po tych „obozach rehabilitacyjnych i reedukacyjnych”?

Celem nie jest pozostawienie ich na Białorusi. Celem jest przekształcenie ich w obywateli Rosji. Trudno sprawdzić, co dzieje się z nimi później, ponieważ do okupowanych terytoriów nie ma dostępu. Władze białoruskie co jakiś czas publikują informacje, że dzieci wróciły do domu, i pokazują ich zdjęcia na dworcu kolejowym w Mińsku. Sprawdzenie sytuacji ich wszystkich jest niemożliwe. 27 dzieci, o których mówiłam, udało  nam się zidentyfikować tylko dlatego, że pojawiły się w białoruskich i rosyjskich mediach.

Reżimy białoruski i rosyjski wykorzystują ukraińskie dzieci również do celów propagandowych. Do czego są zmuszane przed kamerami?

Ukraińskie dzieci są często wykorzystywane w propagandzie. Nie nazywa się ich inaczej, jak tylko „dziećmi z nowych terytoriów Rosji” lub po prostu „Rosjanami”. Są wykorzystywane w historiach pokazywanych na kanałach krajowych. Dziennikarze pytają je wprost: „Czy to straszne być pod ostrzałem na okupowanym terytorium?”, „Powiedz nam, co widziałeś?”, „Czy twoi krewni zostali ranni lub zabici?”.

Nikt nie myśli o powtórnej traumatyzacji tych dzieci. Pytania do nich są bezpośrednie, nie ma mowy o poufności. Dzieci są często nazywane po imieniu i nazwisku, podawany jest ich wiek, region czy miasto, z którego pochodzą – i tak dalej. Muszą powtarzać przed kamerą kłamstwa i frazesy rosyjskiej propagandy o „specjalnej operacji wojskowej”, o „Banderowcach”, o tym, jak „reżim w Kijowie” je ostrzeliwał i że Mariupol jest „odbudowywany”. Pytania, które są im zadawane, często prowadzą do łez, co oznacza, że Rosjanie grają na ich emocjach. W jednym z wywiadów ukraiński chłopiec został zapytany, czy jest gotowy walczyć za swoją „ojczyznę”, gdy dorośnie. Odpowiedział twierdząco. To są stałe narracje.

Dzieci są również zabierane na spotkania z białoruskimi wojskowymi i funkcjonariuszami organów ścigania. W szczególności z tymi, którzy zasłynęli z brutalności podczas tłumienia protestów w 2020 roku

Na tych spotkaniach mówi się im, jak dobrze służyć, pokazuje, jak obchodzić się z bronią i fotografuje je w mundurach z symbolem „Z”.

Ukraińskie dzieci z Korpusu Kadetów Zacharczenki na lekcji z okazji rocznicy utworzenia organów bezpieczeństwa tzw. Donieckiej Republice Ludowej w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Praca nad raportem

Jak długo zbierała Pani informacje do raportu? Co było najtrudniejsze?

Inna Ilczenko: Zaczęliśmy gromadzić dokumentację w styczniu tego roku, a skończyliśmy na początku sierpnia. Wcześniej mieliśmy trochę przygotowań. To było nasze pierwsze doświadczenie z białoruskimi kolegami z „Wiasny”. Najtrudniejsze było rozpoczęcie wspólnej pracy, bo musieliśmy osiągnąć pewien poziom zaufania. Później stworzyliśmy silny zespół dokumentalistów, którzy bardzo sobie pomagali. Nie było łatwo znaleźć informacje, których potrzebowaliśmy, bo one były czyszczone. Zauważyliśmy tendencję, że po wydaniu międzynarodowego nakazu aresztowania Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa, Pełnomocnik przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.] władze białoruskie zaczęły w sposób kontrolować informacje trafiające do publicznej wiadomości. Odtąd trudniej było je znaleźć.

Zwykle zaglądaliśmy bezpośrednio do kont oskarżonych w mediach społecznościowych, także kont ich dzieci czy krewnych. Po opublikowaniu naszego raportu informacje zaczęły jednak z nich znikać. Na przykład profile oskarżonych na stronie Korpusu Kadetów Zacharczenki zostały wyczyszczone. Zniknęły też wszystkie informacje na temat doradcy dyrektora Departamentu Edukacji na terytoriach okupowanych, który często komunikował się z Tałajem. Ale i tak udało nam się wszystko udokumentować.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka uroczystości noworocznych na Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

Wszystkie listy dzieci, którymi dysponowaliśmy, przekazaliśmy do Biura Prokuratora Generalnego, do Komisarza Praw Człowieka Parlamentu Ukraińskiego i Służby Wywiadu Zagranicznego. Dzielimy się tymi informacjami z państwem ukraińskim.

Może Pani przywołać jakieś konkretne historie świadczące o niszczeniu ukraińskiej tożsamości?

Mieliśmy przypadek dziewczyny z Siewierodoniecka, która przed okupacją miasta była bardzo aktywna w swojej szkole i społeczności. Była nastawiona proukraińsko, brała m.in. udział w konkursie języka ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki. Po okupacji dołączyła do „Junarmii”, jednego z rosyjskich paramilitarnych ruchów młodzieżowych. I zaczęła opowiadać, jak to wspaniale, że Siewierodonieck powrócił do swojego „macierzystego portu”, że to „rosyjskie miasto” i tak dalej. A minęło tylko trochę czasu.

Zauważyliśmy również na profilach dzieci w mediach społecznościowych zauważyliśmy też, że 5-6 lat temu zamieszczały różowe kucyki i pisały o tym, jak bardzo kochają króliczki. A teraz na zdjęciach noszą wojskowe mundurki z napisem „Kocham Rosję”, eksponują rosyjskie symbole

Wiemy, że program reedukacji, militaryzacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci jest finansowany głównie z rosyjskich pieniędzy. Jednak na Białorusi zaangażowane są w to również przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Białoruś Potaż i Bielnieft. Wiemy, że dzieci przebywały na Białorusi w hotelu prowadzonym przez jedno z tych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa te prowadzą też sanatoria i obozy. To system sowiecki.

Sprawiedliwość zawsze czeka

Pod koniec stycznia 2024 roku Aleksiej Tałaj ogłosił rozszerzenie zakresu działalności swojej fundacji: deklaruje przywożenie na Białoruś dzieci z nowo zajętych przez Rosję rejonów Chersońszczyzny. Jak możemy to powstrzymać? I czy w ogóle możliwe jest powstrzymanie wywózek ukraińskich dzieci?

Onysia Syniuk: Trudno mówić o zatrzymaniu wywózek ukraińskich dzieci bez wyzwolenia okupowanych terytoriów. Możemy jednak mówić o pewnych próbach ograniczenia tego procesu. Mówimy tu w szczególności o wydawaniu nakazów aresztowania. Widzimy, że strona białoruska, w szczególności Łukaszenka, bardzo się tego boi. On naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to na sucho i weźmie udział w rozmowach pokojowych.

Ważne są również sankcje. I powinna powstać międzynarodowa koalicja na rzecz odzyskania tych dzieci.

Jeśli chodzi o powrót ukraińskich dzieci na terytoria kontrolowane przez Ukrainę, każdy przypadek jest indywidualny. Za każdym razem Rosja wymyśla nowe sposoby, aby temu zapobiec. Obecnie nie ma jednego mechanizmu odzyskiwania dzieci. Musimy pomyśleć o stworzeniu w pełni międzynarodowego mechanizmu z konkretnymi działaniami, na które zgodzi się Federacja Rosyjska. Musimy potwierdzić tożsamość dzieci, które chcemy odzyskać, to kwestia liczb i identyfikacji. Zdarzały się przypadki, że strona ukraińska podawała listę 500 dzieci, strona rosyjska potwierdzała 30, a uwalniała jedno. To kwestia pracy na poziomie międzynarodowym. Musimy wywrzeć na nich presję, zwiększyć sankcje, sprawić, by przetrzymywanie dzieci kosztowało więcej niż ich oddanie.

Ukraińskie dzieci, członkowie Korpusu Kadetów Zacharczenki. Zdjęcie:konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Dlaczego musimy czekać, aż tymi zbrodniarzami wojennymi zajmie się trybunał? Czy sprawiedliwość może czekać?

Sprawiedliwość, zwłaszcza międzynarodowa, zawsze czeka. To bardzo długi proces i lepiej się nie spieszyć.

Najgorsze jest to, że zbrodniarze są uniewinniani z powodu błędów formalnych lub niedociągnięć

Musisz mieć „żelazną” sprawę, by nikt z nich nie został uniewinniony. Ponadto ważne jest, by pozyskać wsparcie nie tylko naszych sojuszników, ale także tych krajów, które są neutralne lub skłaniają się ku Rosji. Musimy z nimi współpracować.

Wierzymy, że wszystko się ułoży i sprawiedliwości stanie się zadość. Pracujemy nad tym, by wszystkie dowody zostały zebrane, wszystkie przypadki udokumentowane i żeby nikt zamieszany w te zbrodnie nie uniknął kary. Dotyczy to zwłaszcza głównych sprawców tej krwawej wojny.

20
хв

Jak białoruski reżim pomaga Rosji wymazywać tożsamość ukraińskich dzieci

Natalia Żukowska
Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci

Mamo, co się ze mną stanie?

Nina, Ukrainka mieszkająca obecnie w Wielkiej Brytanii, opowiada, jak kilka wydarzeń w jej życiu skłoniło ją do pomyślenia o testamencie. Zaczęło się od znajomej, samotnej kobiety, która przeprowadziła się do Warszawy po wybuchu wojny. Ciężko pracowała, by utrzymać siebie i syna, a po godzinach udzielała się jako wolontariuszka. Po jakimś czasie w poszukiwaniu lepszych warunków do życia zdecydowała się przenieść do Francji.

– I właśnie wtedy, gdy jej życie zaczęło się poprawiać, stres, którego doświadczyła, zebrał swoje żniwo. Choć była młodą kobietą, doznała udaru mózgu – mówi Nina.

Kobieta przeleżała trzy miesiące w śpiączce, lecz lekarze nie zdołali jej uratować. Jej syn został sam w obcym kraju. To był cud, że udało się odnaleźć jego ciotkę, a ta zgodziła się przyjechać po chłopca i zająć się nim.

– Wtedy wpadłam w depresję, trudno mi było nawet wstać z łóżka – wspomina Nina. – Któregoś dnia moja córka, która miała wtedy 13 lat, zapytała mnie: „Mamo, a jeśli stanie ci się coś poważnego, to co powinnam zrobić? Co ze mną będzie?”.

W Wielkiej Brytanii Nina często słyszała pytania o to, czy spisała testament. Tam uważa się to za coś normalnego, przejaw odpowiedzialności. Brytyjskie księgarnie i Amazon sprzedają nawet planery na wypadek śmierci: „Umarłem – i co teraz? Dziennik planowania reszty życia”. Jest w takim planerze miejsce na dokumenty, adresy i hasła do kont internetowych, informacje medyczne, listy do rodziny i przyjaciół, przeprosiny i zalecenia dotyczące twojego pogrzebu.

Brytyjski planner na koniec życia. Zdjęcie: amazon.com

– Para, którą znam, wybrała opiekunów dla swojego trzeciego dziecka. Uważali się za wiekowych rodziców i chcieli mieć pewność, że dziecko pozostanie ze znajomymi, zaufanymi ludźmi, dopóki nie osiągnie pełnoletności, a ich majątek będzie bezpieczny – kontynuuje Nina. I zauważa, że Wielka Brytania jest jednym z dwudziestu krajów, w których średnia długość życia wynosi 81 lat. W tym kraju nie ma wojny, nie ma bomb spadających na głowy, a mimo to ludzie myślą o życiu na wiele lat naprzód.

Tych dwoje ludzi zapytało Ninę, czy też zadbała o przyszłość swojego dziecka. Nina żartowała, że nie miała czego odziedziczyć, że wojna „wyzerowała jej status majątkowy”, nie miała nieruchomości, pieniędzy na kontach, więc po co testament. Ale pytanie córki ją zaskoczyło. Pozostali ich krewni, rodzice Niny, zostali na terytorium okupowanym przez Rosję.

– Nagle zrozumiałam, że jestem jedyną dorosłą osobą odpowiedzialną za moje dziecko

I że jeśli mnie zabraknie, córka może zostać oddana moim rodzicom, wysłana na okupowane terytorium. Mogą posłać ją do szkoły z rosyjskim programem nauczania. Inną opcją jest to, że służby socjalne umieszczą ją w rodzinie zastępczej w Wielkiej Brytanii, a ta zabierze córkę z jej ulubionej szkoły. Mogłaby też zostać przekazana do ukraińskiego konsulatu i trafić do sierocińca w Ukrainie, bo kwestia powrotu ukraińskich dzieci do kraju jest podnoszona od dawna.

Początkowo Nina miała nadzieję, że jej córką zaopiekowałaby się brytyjska rodzina, która udzieliła im schronienia w 2022 roku. Jednak z czasem ta przyjaźń ostygła.

– Zdałam sobie sprawę, że muszę sama o wszystko zadbać na wypadek najgorszego scenariusza. Moje dziecko powinno być z kimś, kogo zna, kto podziela nasze wartości, kto nie złamie jego osobowości i zapewni mu bezpieczne miejsce na czas wojny. Po długich namysłach wybrałam na taką osobę przyjaciółkę, która zna moją córkę od urodzenia.

Najpierw Nina przedyskutowała ten wybór z córką – dziewczynka ma 14 lat i prawo do wyrażenia swojej opinii. Potem zapytała przyjaciółkę, czy w razie czego byłaby gotowa zostać opiekunką jej dziecka do czasu osiągnięcia przez nie pełnoletności. Zgodziła się. Teraz Nina przygotowuje dokumenty. Zasięgnęła porady prawnej w jednym z ośrodków pomagających uchodźcom. Ma nadzieję, że testament nie będzie potrzebny, ale jest dumna, że się tym wszystkim zajęła.

Nie każdy krewny może być opiekunem

Nie wszyscy krewni mogą być opiekunami

Według Oksany Żołnowycz, ministry polityki społecznej Ukrainy, w Ukrainie jest ponad 13 000 dzieci osieroconych lub pozbawionych opieki rodzicielskiej z powodu wojny. Każdego roku opiekę rodzicielską traci co najmniej 4 tysiące dzieci. Niektóre z nich są przygarniane przez bliższych lub dalszych krewnych. Około 6 tysięcy dzieci przebywa w placówkach opiekuńczych.

– Ilekroć jestem zapewniana, że służby socjalne w razie czego zajmą się moim dzieckiem, zachowuję rezerwę, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci niepełnosprawne. Bo w naszym przypadku tak właśnie jest – mówi Oksana Homeniuk, matka 10-letniego Marka, z którym wyjechała do Hiszpanii. – W kraju naszego tymczasowego pobytu nawet nie każda babcia może zostać prawną opiekunką dziecka, jeśli coś stanie się jego matce. Moja 65-letnia matka jest tutaj ze mną, ale jeśli coś mi się stanie, sąd nie przyzna jej prawa nawet do tymczasowej opieki.

Biuro ukraińskiego parlamentarnego komisarza ds. praw człowieka wyjaśnia:

We Włoszech, Francji i wielu innych krajach opiekunem nie może być osoba, która ukończyła 65 lat

W Niemczech zdarzały się przypadki odbierania dzieci starszym babciom, które dysponowały jedynie pełnomocnictwem od rodziców do wyjazdu z babcią za granicę. W tym kraju uważa się bowiem, że osoba starsza też wymaga opieki.

Tak więc przed ostatnią podróżą do Ukrainy, gdzie musiała przejść operację, Oksana zorganizowała dla swojej matki tymczasową opiekę, sporządzając stosowny dokument u notariusza. Gdyby coś jej się stało, prawo do opieki nad najmłodszym wnukiem do czasu przybycia jednego ze starszych braci miałaby babcia.

Marek jest obywatelem Ukrainy, a jego tymczasowa ochrona może wygasnąć w każdej chwili. Dlatego Oksana wielokrotnie rozmawiała ze starszymi synami, by w przypadku jej niezdolności do pracy lub śmierci przejęli opiekę nad bratem.

– Obiecali mi, że nie zostawią Marka samego i nie wyślą go do ukraińskiego domu opieki dla niepełnosprawnych. Bo tam warunki są znacznie gorsze niż w Hiszpanii – mówi z ulgą Oksana.

Otworzyć kopertę na wypadek mojej śmierci

Jednak przypadki Niny i Oksany są raczej wyjątkami niż regułą. Przyznaje to większość kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. „Boję się, że ściągnę na siebie pecha, rozmawiając lub myśląc na ten temat”; „Boję się zranić moje dziecko” – słyszałyśmy często.

Łatwiej jest tym, które mają w Ukrainie mężów lub partnerów zdolnych w razie czego zająć się synem czy córką. Samotnym matkom jest trudniej.

– Zaczęłam myśleć o znalezieniu potencjalnego opiekuna dla moich dzieci w Niemczech, kiedy para, którą znałam, zmarła w Ukrainie – mówi 46-letnia Wiktoria, wdowa i matka 8-letnich bliźniaków. – Oboje pochodzili z obwodu donieckiego. Wyjechali za granicę na początku wojny, potem wrócili i osiedlili się w Odessie. Po ich śmierci przygotowałam kopertę z dokumentami, hasłami do kont, testamentem i listem do lokalnych przyjaciół, prosząc ich, by nie zostawili moich dzieci samych. Napisałam też listy pożegnalne do moich dzieci z instrukcjami na dalsze życie. Porozmawiałam o tym z przyjaciółmi i ciotką, a potem się uspokoiłam. Teraz żyję spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I staram się dbać o swoje zdrowie, by nie trzeba było otwierać tej koperty.

Proste instrukcje zmniejszą niepokój dziecka

– Jeśli dorośli nie rozmawiają z dziećmi o przyszłości, może to u nich prowadzić do jeszcze większego niepokoju – mówi Kateryna Nieszczetna, doradczyni rodzinna, która pracuje z dziećmi i rodzinami od 14 lat. – W takich przypadkach dzieci mogą wymyślać własne wersje wydarzeń, często bardziej przerażające niż rzeczywistość.

Każdy kraj ma własne zasady dotyczące tego, co dzieje się z dzieckiem w przypadku tragicznej śmierci lub ubezwłasnowolnienia opiekuna prawnego. Ale wszędzie małoletnie dziecko zostaje objęte opieką służb socjalnych, które zadecydują o jego przyszłości. Opiekuna takiego dziecka wyznacza sąd – i nie zawsze jest to osoba spokrewniona.

Aby oszczędzić dziecku podwójnego stresu – wynikającego z utraty bliskiej osoby i znalezienia się w nowej, obcej rodzinie – dorośli powinni zawczasu zadbać o jego przyszłość

Najlepiej, jeśli rodzice sporządzą u prawnika testament. Ośrodki wsparcia prawnego i lokalne fundacje pracujące z uchodźcami mogą pomóc w przygotowaniu takiego dokumentu.

Ważne jest, by w testamencie wyznaczyć opiekuna prawnego dla swoich dzieci. Decyzja ta pozwoli również uniknąć ewentualnych sporów, jeśli kilku dorosłych będzie sobie rościć prawa do wychowywania sieroty.

Zanim wyznaczysz opiekuna, porozmawiaj z nim i dowiedz się, czy jest skłonny wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Omów z nim przyszłość dziecka: gdzie będzie przebywać do zakończenia wojny, jakiej edukacji chciałabyś dla niego.

W zależności od wieku dziecka, możesz opracować dla niego proste instrukcje. One nie zwiększą jego niepokoju – raczej go zmniejszą. Ale zrób to z wyczuciem. Zamiast powiedzieć: „jeśli mama umrze”, powiedz: „jeśli nie będziesz się mogła dodzwonić do mamy” albo: „jeśli mamy nie będzie w pobliżu”. A potem powiedz mu, do kogo będzie mogło zwrócić się o pomoc.

W wielu krajach polisy ubezpieczeniowe przewidują tak zwany „kontakt awaryjny”. To osoba, do której można się zwrócić w razie wypadku. Dziecko powinno wiedzieć o takich kontaktach i rozumieć, że w razie potrzeby może z nich skorzystać. Kontaktami mogą być krewni, nauczyciele, sąsiedzi lub inne bliskie osoby.

– Dziecko potrzebuje co najmniej 5 dorosłych, którym może zaufać, aby czuć się bezpiecznie – mówi Kateryna Nieszczetna

Uchodźczyniom zazwyczaj trudno zadbać o finansowe zabezpieczenie swoich dzieci, ponieważ większość zarobionych przez nie pieniędzy idzie na czynsz i codzienne potrzeby. Jeśli jednak jest to możliwe, warto rozważyć ubezpieczenie na wypadek tragicznych, nieprzewidzianych sytuacji.

Jeśli rodzina uchodźców nadal posiada dom w Ukrainie, ważne jest, by wszystkie dokumenty potwierdzające prawo własności były uporządkowane, prawidłowo sporządzone i dostępne w jednym miejscu. Ułatwi to dziecku uzyskanie spadku.

Ważne jest, by zadbać o stan emocjonalny dziecka i jego postrzeganie śmierci. Strach przed śmiercią jest naturalny i już w wieku 5-6 lat, zwłaszcza w czasach wojny, dzieci mogą zadawać pytania na ten temat: „czy my nie zginiemy?”; „czy nie zostaniesz zabita?”.

Wyjaśniając małym dzieciom, czym jest śmierć, lepiej używać metafor zaczerpniętych z natury. Na przykład: „roślina wyrasta z nasionka, wydaje owoce, a następnie usycha i wraca do ziemi, by pewnego dnia narodzić się znowu”. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że życie ma swój koniec, więc proste porównania mogą pomóc zmniejszyć ich niepokój.

Rozmawiając z dzieckiem w wieku szkolnym nie używaj metafor i nie wdawaj się w szczegóły. Porozmawiaj z nim o ciele i duszy, o naturalnym cyklu ludzkiego życia. W tym wieku dziecko może już zdawać sobie sprawę, że życie może zostać skrócone przez chorobę, wypadek lub wojnę. Podkreśl jednak, że takie przypadki są wyjątkami i robisz wszystko, by chronić was oboje. I że jest wiele osób, które je kochają i będą się nim opiekować. Powiedz mu, jak może się z nimi skontaktować.

Nastolatki i młodzi dorośli rozumieją już nieodwracalność śmierci, więc rozmawiaj z nimi jak z dorosłymi: uznaj ich emocje i obawy, daj im szansę na wyrażenie uczuć. Rozważcie konkretne kroki, które należy podjąć, gdyby stało się coś złego.

Zdjęcia: Shutterstock

20
хв

Co będzie z moimi dziećmi, jeśli coś mi się stanie?

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Jazda ciężarówką po mieście była przerażająca. Ale zapanowałam nad strachem

Ексклюзив
20
хв

„Pluskwy przywlekliście z wojny”. Historia Rybalewskich

Ексклюзив
20
хв

Anita Łucenko: Bez ćwiczeń Ukraińcom będzie coraz trudniej zachować zdrowy rozsądek

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress