Exclusive
20
min

Nauka życia na nowo. Losy czterech Ukrainek dają nadzieję

"Dzieci płakały, pies chorował, spaliśmy na podłodze w pociągach. Zbierałam ostatnie siły"... Jak Anastazja, Anna, Olga i Oksana pokonały przeszkody na drodze do życia w innym kraju

Tetiana Wygowska

Wyczerpująca podróż i strach przed przyszłością często wywołują depresję. Można ją jednak wyleczyć dzięki nowym przyjaciołom i pracy. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?

Od HR do specjalisty IT

Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.

- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.

Anastazja Kravczenko z synem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.

- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.

Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.

Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.

Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.

Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego

Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.

Anna Velyczko z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.

Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.

Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.

Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.

- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.

Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?

Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.

W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki

Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.

Olaa Suchowa z córką. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.

Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.

- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.

Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.

O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.

W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.

- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.

Obie kobiety, wraz z trójką dzieci, psem i walizkami, próbowały dotrzeć do Wielkiej Brytanii, ale wciąż napotykały na przeszkody. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.

- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.

Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.

Lalka i rysunek z prywatnego archiwum Olgi Suchowej

- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga -  W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.

Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.

Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli

Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.

Oksana Tarnawska z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.

- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.

Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.

- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.

Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.

Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.

Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:

Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.

Zdjęcie: Shutterstock

Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:

1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.

2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.

3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".

4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.  

5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.

6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.

7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.

No items found.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Samotne macierzyństwo w czasach wojny: jak Ukrainki radzą sobie bez mężów

Ексклюзив
20
хв

Przekazać Francuzom prawdę o wojnie

Ексклюзив
20
хв

Jazda ciężarówką po mieście była przerażająca. Ale zapanowałam nad strachem

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress