Opinie
Ważne zjawiska i wydarzenia oczami tych, którym ufamy i których słuchamy
Blokada złej granicy. Komentarz
Najpierw poszło o tranzyt ukraińskiego zboża przez Polskę, co dla Ukrainy było kwestią życia i śmierci. Kraj ze zniszczoną gospodarką ma właściwie tylko jeden towar eksportowy - zboże. Kryzys wybuchł przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. O ile jeszcze można było zrozumieć irytację prezydenta Zełenskiego, to reakcja polskiej strony była najgorszą z możliwych.
Liderzy konserwatywnej parti PiS nagle, z dnia na dzień, przestali kochać wolną i niepodległą Ukrainę, a polski premier ogłosił, że Polska nie będzie wysyłać broni do Ukrainy.
Jak takie oświadczenie mogło wpłynąć samych Ukraińców i na gotowość innych ich sojuszników do dalszego wsparcia? Straty są trudne do oszacowania, i to w wielu wymiarach, dla obu stron. Cały ten cyniczny cyrk urządzono tylko po to, by PiS mógł zdobyć kilka procent głosów części nacjonalistycznie nastawionego elektoratu. Na szczęście dla Polaków i Ukraińców sztuczka nie zadziałała, Prawo i Sprawiedliwość się przeliczyło. Wybory wygrała koalicja demokratów, tworzona przez ludzi nastawionych od zawsze proukraińsko i proeuropejsko. Wierzę, że to dobra wiadomość dla obu naszych krajów.
Gdyby nie żałosne zachowanie prezydenta Dudy, niedawnego wielkiego przyjaciela Ukrainy, przy każdej okazji obściskującego Zełenskiego, w Polsce byłby już nowy rząd, który wziąłby odpowiedzialność za kraj i relacje międzynarodowe, w tym jedno z najważniejszych zadań, czyli pomoc walczącej Ukrainie. Niestety prezydent Polski zagrał w typowy dla siebie sposób. Zamiast dbać o sprawy państwa odwleka powołanie nowego rządu, dając swoim partyjnym kolegom czas na spakowanie walizek, pękających już od dóbr państwowych, i bezpieczną ewakuację. Ostatnią rzeczą, która zaprząta głowę ministrom i urzędnikom z nadania PiS, jest bieżące zarządzanie państwem. Wszak im więcej problemów zostawią nowej ekipie, tym dla nich lepiej. To już nie ich państwo i nie ich zmartwienia.
Problem z TiR-ami na granicy trafił więc w najgorszy moment, czyli interregnum nad Wisłą, gdzie de facto nikt nie rządzi. Na tym galimatiasie chce jeszcze zyskać nacjonalistyczna Konfederacja, której działacze ruszyli zadymiać na granicę. Wczoraj awanturą zajęła się Komisja Europejska. Polska musi rozwiązać problem blokad na granicy z Ukrainą, inaczej KE może wszcząć wobec niej procedurę karną.- Polskie władze na mocy prawa UE mają obowiązek zapewnić swobodny ruch ukraińskich ciężarówek na przejściach granicznych - oświadczył rzecznik Komisji.
Wprawdzie polscy urzędnicy prowadzą jakieś rytualne rozmowy ze stroną ukraińską, ale de facto nie ma nikogo, kto wziąłby odpowiedzialność. Jeśli więc polscy TiR-owcy chcą rozwiązać problem, powinni zaparkować swoje ciężarówki przed pałacem prezydenckim w Warszawie, aby Duda nie przekraczał po raz kolejny granicy przyzwoitości i w końcu powołał rząd.
Moc czerwonej szminki
Nie zapomnę chwili, gdy usłyszałam to po raz pierwszy. Odprowadzałam dzieci do szkoły i po drodze spotkaliśmy koleżankę mojej córki Lusi i jej mamę. Zazwyczaj miło się nam gawędziło o tym i owym, teraz rozmowa – jak wszystkie inne - zeszła na wojnę w Ukrainie. To były pierwsze jej tygodnie, gdy do Polski przybywały tysiące Ukrainek z dziećmi. Wśród moich znajomych trwała nieustanna akcja pomocowa, telefony grzały się, gdy szukano mieszkań czy organizowano kolejną zrzutkę a to na mleko i pieluszki dla niemowląt, a to na wyprawkę szkolną. Wszyscy, ale to wszyscy w moim najbliższym otoczeniu byli struchlali z przerażenia, bo nikomu nie brakowało wyobraźni, by wiedzieć, przez co przechodzą uchodźczynie. Każdy rozumiał, że nawet najbardziej przytulny pokój i najpiękniej pachnąca pościel nie dadzą rady zrównoważyć nieszczęścia, jakie stało się udziałem dzielnych ukraińskich kobiet, które porwały się na podróż w nieznane.
Gdzież tam one takie biedne, skoro łażą do fryzjera
I wtedy właśnie, idąc ze Stasiem i Lusią do szkoły, od mamy koleżanki mojej córki usłyszałam te słowa: że te “biedne Ukrainki” są podejrzane, bo ona pracuje w drogerii i widzi, jak one przychodzą i kupują sobie szminki. Zamurowało mnie, zdołałam tylko wykrztusić, że gdybym straciła nagle wszystko i znalazła się w zupełnie obcym kraju, też pierwsze, co bym zrobiła, poszłabym kupić czerwoną szminkę, a następnie pomalowałabym nią usta. Nie ciągnęłam tematu, ale temat mnie ściga, bo co jakiś czas gdzieś słyszę czy czytam takie właśnie rzeczy: jak to te Ukrainki się stroją, jak malują! I co to za ofiary wojny, co mają zawsze zrobione paznokcie i pomalowane usta? I gdzież tam one takie biedne, skoro łażą do fryzjera i po sklepach z ciuchami.
Szczerze mówiąc, ręce mi na to opadają i zastanawiam się, kim trzeba być, żeby wygadywać takie rzeczy. A potem orientuję się, że wiem, kim: człowiekiem, który nigdy nie był w granicznej sytuacji, kimś, kto nie był zmuszony ostatkiem sił łapać się nadziei, by nie polecieć w otchłań. W najlepszym razie po prostu osobą, która nie zna ani kobiet, ani historii, czy raczej herstorii. Jeśli ktoś bowiem ma trochę wiedzy podprawionej wrażliwością, nie dziwi się czerwonym ustom Ukrainek. Na pewno nie dziwię się ja. Czerwona szminka jest moim sposobem na dodawanie sobie pewności od czasów, gdy moja mama śmiertelnie chorowała na guz mózgu, a ja każdego dnia myślałam, że nie dam rady. Jak to działa, trudno mi do końca powiedzieć, ale jakoś działać musi, skoro ten sam sposób przede mną odkryły tysiące kobiet. Najbliższa mi to moja prababka, która dobijając setki, zawsze witała nas na proszonym podwieczorku z koralami na szyki, włosami zakręconymi w lok nad czołem i pomalowanymi ustami.
Od czarownic i kurtyzan po sufrażystki, i patriotki
Czerwone usta od zawsze są symbolem kobiecej siły, która i kiedyś, i dziś nie wszystkim się podoba. Właśnie dlatego jeszcze w XVIII w. głoszono, że karminowe usta mają tylko czarownice. Potem wiedźmy zmieniono na kurtyzany i pospolite ulicznice. A potem, cóż, potem kobiety przestały dawać się aż tak zawstydzać i czerwona pomadka wkroczyła na salony i pod strzechy. Kiedy w 1912 r. ulicami Nowego Jorku maszerowało 15 tysięcy sufrażystek walczących o prawa kobiet, wiele z nich miało krwiście czerwone usta. Pomadki osobiście rozdawała im właścicielka kosmetycznego imperium Elisabeth Arden. Czerwone usta popularne były podczas wielu kryzysów i dodawały kobietom kurażu na różnych frontach. Podczas drugiej wojny światowej na ten przykład były cichym symbolem oporu wobec Hitlera, który nie cierpiał umalowanych kobiet.
Absolutnie rozumiem mechanizm dbania o makijaż, fryzurę, ubiór i paznokcie w najcięższych momentach. Kiedy wszystko wymyka się spod kontroli, ostatnim, nad czym możemy zapanować jest nasz wygląd. Moja wspomniana mama dwa dni po operacji wycięcia guza mózgu, zadzwoniła do mnie o świcie ze szpitala, informując, że właśnie umyła się, uczesała i umalowała i czuje się znakomicie. Wiedząc, w jak katastrofalnym jest położeniu zdrowotnym, tylko tyle mogła zrobić.
To, jak wyglądamy - niezależnie czy lubimy styl naturalny, glamour czy sportowy, czy malujemy się, czy preferujemy twarz no make up – jest też sposobem demonstrowania siebie światu. Zawsze na najbardziej stresujące badania ubierałam się i malowałam szalenie elegancko, czując, że gdybym miała dostać złe wiadomości, zachowam więcej godności, gdy będę dobrze wyglądała. Doskonale rozumiem, że Ukrainki, które uciekały do Polski w chaosie, wśród huku pocisków, w lęku o to, czy ich dzieci przeżyją podróż do granicy, nie chciały wyglądać jak ofiary. Nikt nie chce, by można w nim było rozpoznać ofiarę po pierwszym rzucie oka.
Podczas Powstania Warszawskiego kobiety myły włosy winem i szyły sukienki ze spadochronów
Nawet gdy statusu ofiary okryć się nie da. W swojej pięknej, mądrej, cieplej i wzruszającej książce Alicja Gawlikowska-Świerczyńska, lekarka, która jako młodziutka dziewczyna przeszła obóz koncentracyjny w Ravensbrück, opowiada o tym, że dbanie o siebie było warunkiem koniecznym do przetrwania w obozie. Więźniarki, które przestawały się czesać, myć i szczypać w policzki, by być mniej blade, najczęściej szybko potem umierały. Brak zainteresowania swoim ciałem był bowiem równoznaczny z rezygnacją z życia.
Idę o zakład, że wielu Polaków, którzy krzywią się na zadbane, dobrze ubrane, uczesane i pomalowane Ukrainki żywi jednocześnie wielki szacunek do mitu powstania warszawskiego. W warszawskim muzeum poświęconym temuż powstaniu jest w tej chwili znakomita wystawa reportażystki i badaczki Karoliny Sulej „Podróż bohaterek. Powstanie kobiet”. Pokazuje ona walki o Warszawę i wolność Polaków z kobiecej perspektywy. Jedna jej część poświęcona jest temu, jak walczące warszawianki dbały o wygląd. Mamy tu opowieść o papierowych naszyjnikach i ubraniach szytych ze spadochronów. Jednym z ikonicznych zdjęć z powstania jest to, na którym młodziutka dziewczyna przegląda się w lusterku. W niemal wszystkich relacjach powstanek przewijają się motywy związane z tym, jak podczas walk, biegając przez zrujnowane dzielnice pod gradem kul, dbały o wygląd. Jak jedna drugiej myły włosy, w jednej z opowieści jest historia o tym, jak koleżanka koleżance z braku wody umyła je winem. Na fotografiach widzimy dziewczyny, które co prawda oprószone są pyłem ze zwalonych kamienic, ale mają porządni ułożone loki czy zaplecione warkocze.
Polki nie były w takim podejściu odosobnione. Kilka lat temu w Imperial War Museum zrobiono wystawę poświęconą temu, jak Brytyjki dbały o wygląd w czasie drugiej wojny światowej. Z braku pończoch dziewczyny rysowały sobie szwy na gołych nogach. Zamożniejsze specjalną farbą, którą produkowali m.in. Max Factor i Elisabeth Arden, uboższe mieszanką i zagęstnika do sosów zmieszanego z kakao. Tę dbałość o wygląd, która była tożsama z próbą zachowania wewnętrznej równowagi widać też na zdjęciach legendarnej fotografki Lee Miller, która pokazywała, jak w czasach powszechnego niedostatku londyńskie kobiety próbowały trzymać fason, by nie upaść na duchu.
Nikt nie zaprzecza wizerunkowi ofiary bardziej niż kobieta z czerwonymi ustami
Jak ważny jest wygląd niestety dobrze zawsze wiedzieli różnego rodzaju oprawcy. Dlatego w obozach w czasie wojny więźniarkom odbierano ich ciuchy i wszystkie jednakowo strzyżono. Wspomniana wyżej Karolina Sulej napisała o tym całą znakomitą książkę pt. "Rzeczy osobiste. Opowieść o ubraniach w obozach koncentracyjnych i zagłady”. Drobiazgowo pokazuje w niej, jak bolesnym narzędziem opresji było pozbawienie ludzi możliwości wyrażania się przez wygląd.
W uwagach pod adresem Ukrainek widzę częste i powszechne zawstydzanie kobiet. Ma ono to do siebie, że zawsze jest narzędziem, mającym pomóc w realizacji większej sprawy. W krytyce przysłowiowej czerwonej szminki u ukraińskich uchodźczyń nie chodzi zatem wcale o umalowane usta. Być może z niektórych ludzi wychodzi lęk przed obcym: każdy, kto “nie nasz”, jest zagrożeniem. Być może dali się zwieść populistom, że za moment Ukraińcy będą zabierać nam miejsca u lekarzy i w szkołach? Być może do głosu doszła zazdrość, że wiele uchodźczyń na początku dostało dach nad głową za darmo? Być może wreszcie po prostu niektórzy ludzie mają naiwne pragnienie, by ofiara wpisywała się w jakiś wyobrażony schemat? Powinna pewnie być cicha, zrozpaczona, zapłakana, w łachamanach i myśląca w kółko o ojczyźnie w kłopotach. Nikt nie przeczy temu obrazkowi bardziej niż kobieta z czerwonymi ustami, które nawet, gdy się nie otwierają, mówią: “Nie dam się, dam radę, przetrwam”.
Ukrainki - jak wszystkie kobiety, które próbuje się zawstydzać i mówić im, jakie powinny być i co im wypada, a co nie - zupełnie nie muszą się tym przejmować.
Титульний малюнок: Магдалена Данай
Unia Europejska dała Ukrainie historyczną szansę. Przed nami sprint i maraton
Codzienne bohaterstwo mężczyzn i kobiet w okopach umożliwia realizację tej szansy. (Komisja Europejska zaleciła państwom UE rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą po wdrożeniu szeregu reform, o czym poinformowała przewodnicząca KE Ursula von der Leyen na briefingu w Brukseli 8 listopada - red.)
Rekomendacja KE to przełom, ale Ukraina potrzebuje konsensusu Rady Europejskiej
Musimy potraktować warunki towarzyszące tak poważnie, jak to tylko możliwe, uczciwie odrabiając pracę domową i współpracując ze wszystkimi poszczególnymi stolicami UE, aby proces nie został zatrzymany na poziomie dwustronnym, ponieważ decyzja Rady Europejskiej (o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych - red.) musi być zgodna.
Innymi słowy, Komisja Europejska zaleca Radzie Europejskiej podjęcie decyzji o rozpoczęciu negocjacji w sprawie członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej. Wydając tę pozytywną opinię, Komisja przedstawia dodatkowe zalecenia dotyczące spełnienia przez Ukrainę siedmiu warunków, które towarzyszyły decyzji o kandydowaniu.
Jestem przekonana że wszyscy, my w parlamencie, a także rząd i społeczeństwo obywatelskie w Ukrainie, jesteśmy zadowoleni z tej rekomendacji. Z pewnością jest dla nas przełomem.
Jest to oczywiście niezwykłe tempo osiągania kolejnego etapu w stosunkach z UE od czasu przyznania Ukrainie statusu kandydata. Jednocześnie nie powinniśmy zapominać, że jesteśmy na tej drodze co najmniej od początku Rewolucji Godności, czyli Majdanu.
Czy na tym etapie mogło być lepiej?
Czy zalecenie KE mogło zostać wydane bez dodatkowych zadań i konieczności odrobienia pracy domowej?
Moim zdaniem tak.
Od samego początku słyszeliśmy od naszych najbliższych partnerów, którym zależy na naszej integracji z Unią, że musimy spełnić te warunki w 120 procentach.
Niestety, apele te nie zostały wysłuchane przez wszystkich zaangażowanych w realizację tych warunków.
Mogłoby być inaczej, gdybyśmy, po pierwsze, nie przekonali siebie i ukraińskiego społeczeństwa (początkowo w styczniu 2023 r. ustami przewodniczącego Rady Najwyższej), że Rada Najwyższa zrobiła wszystko, czego od niej oczekiwano, wypełniając siedem warunków. Gdyby spełnienie siedmiu warunków nie zostało ogłoszone całemu światu przez premiera Ukrainy w marcu tego roku...
To właśnie ocena tymczasowa, na którą Komisja Europejska na szczęście się zgodziła i opublikowała w czerwcu, stała się zimnym prysznicem i impulsem dla całego ukraińskiego rządu. Ocena jasno pokazała, że tylko dwa z siedmiu warunków zostały spełnione w tym momencie i zmusiła wszystkich do mobilizacji, aby skupić się na wykonaniu wszystkich zadań do początku października.
Po drugie, procesowi realizacji tych siedmiu zadań stale towarzyszyła nadzieja na zrobienie czegoś inaczej, niż oczekiwała tego Unia Europejska. Widać to było na przykład w wielokrotnych powrotach do przyjęcia ustawy o wyborze sędziów Trybunału Konstytucyjnego, czy powrotach do głosowania nad pełnym przywróceniem e-deklaracji; a także - konieczności nowelizacji ustawy o wspólnotach narodowych i mniejszościach.
Po trzecie, nie wiemy, jak skutecznie rząd wykorzystał swoje możliwości jako główny organ odpowiedzialny za integrację europejską i organ, który może negocjować z Komisją Europejską na etapie, gdy te siedem warunków zostało podzielonych na bardziej szczegółowe elementy, i jak dobrze rząd przedstawił stanowisko Ukrainy w sprawie możliwości lub niemożności, zgody lub niezgody na sfinalizowanie szczegółowego planu spełnienia tych siedmiu warunków.
Ukraina powinna ustalić priorytety dla zespołu negocjacyjnego
Chociaż postrzegam decyzję Komisji Europejskiej jako wspólne osiągnięcie całego rządu i społeczeństwa obywatelskiego w Ukrainie, uważam również, że jest to kolejny dodatkowy impuls, jeśli można tak powiedzieć, aby Ukraina zakasała rękawy i przeszła do następnego etapu naszej współpracy z Unią Europejską.
Przed nami wymagający sprint przed grudniową decyzją Rady Europejskiej i maraton prawdziwej transformacji kraju w nadchodzących latach.
Musimy dokładnie przestudiować wszystkie szczegóły raportu w sprawie rozszerzenia. Nie tylko te kilka zaleceń, które są na powierzchni i są niezbędne, aby zapewnić, że po podjęciu decyzji politycznej o rozpoczęciu negocjacji, same negocjacje zostaną rozpoczęte. Ważne jest, aby dokładnie zapoznać się z całym raportem, ponieważ pozwala on zrozumieć kierunek, w którym będą rozwijać się negocjacje w każdym obszarze.
Abyśmy mogli odnieść sukces we wszystkim i w jak najkrótszym czasie, potrzebujemy profesjonalnych, kompetentnych urzędników służby cywilnej na wszystkich szczeblach, zarówno w obszarze wykonawczym, jak i ustawodawczym.. Zdolność instytucjonalna musi stać się podstawą, która zapewni nam postęp na kolejnych etapach integracji europejskiej. Musimy wspólnie ustalić priorytety kluczowych zadań dla zespołu negocjacyjnego. Musimy zidentyfikować potencjalnie problematyczne kwestie i przygotować jasne, uzasadnione stanowisko, które będzie zrozumiałe dla naszych partnerów.
Ale zanim przejdziemy do kolejnego etapu, musimy współpracować ze wszystkimi europejskimi stolicami, aby zająć się ich ewentualnymi zastrzeżeniami, uzasadnionymi lub nieuzasadnionymi potencjalnymi przeszkodami, które mogą pojawić się na drodze do podjęcia decyzji o rozpoczęciu negocjacji. Innymi słowy, kluczowe jest, aby ogromna pozytywna wola polityczna i intencje państw członkowskich UE, aby wspierać Ukrainę, która dzielnie i imponująco walczy ze światowym agresorem, imperium zła Rosji, zostały przekształcone w decyzję o rozpoczęciu negocjacji członkowskich.
Chcę wierzyć, że dzięki wspólnej pracy odniesiemy sukces, a w grudniu 2023 roku będziemy naprawdę cieszyć się z szeroko otwartych drzwi do pomyślnego postępu nie tylko w kierunku naszego strategicznego celu, ale także marzenia ukraińskiego społeczeństwa - członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej.
Jest wiele do zrobienia i mam nadzieję, że wykorzystamy tę wyjątkową okazję, którą ukraińskie społeczeństwo i Siły Zbrojne Ukrainy dają politykom, walcząc z rosyjskim agresorem, z maksymalną korzyścią dla obywateli Ukrainy.
Wymaga to, aby hasła polityczne w pełni pokrywały się z działaniami politycznymi.
Fiasko "polskiej" polityki ukraińskich władz
We wtorek Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła ostateczne wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce. Prawo i Sprawiedliwość zajęło pierwsze miejsce, Koalicja Obywatelska - drugie, Trzecia Droga - trzecie, Lewica - czwarte, a Konfederacja - piąte. Jak ułożą się stosunki między ukraińskim i polskim rządem po wyborach w Polsce? Mykoła Kniażycki, członek ukraińskiego parlamentu i dziennikarz, podzielił się swoimi przemyśleniami w swoim felietonie na stronie Espresso - publikujemy go w ramach współpracy.
Polityczne przeciąganie liny
Liderzy opozycji Donald Tusk, Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty wezwali prezydenta Andrzeja Dudę do jak najszybszego zwołania pierwszej sesji nowo wybranego parlamentu i powierzenia misji utworzenia nowej Rady Ministrów kandydatowi z ich koalicji. Kandydatem tym będzie prawdopodobnie Tusk.
Rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Adrienne Watson pogratulowała Polakom rekordowej frekwencji w wyborach, podkreślając, że USA "z niecierpliwością czekają na współpracę z kolejnym polskim rządem".
Europejska prasa napisała, że Bruksela "odetchnęła z ulgą" po informacji o wynikach wyborów w Polsce i perspektywie utworzenia przez Tuska nowego gabinetu. Tusk jest politykiem bardzo dobrze znanym i pamiętanym w Europie jako szef polskiego rządu, przewodniczący Rady Europejskiej i szef Europejskiej Partii Ludowej.
Wydaje się, że otoczenie Dudy nie chce dostrzec tych sygnałów, mówiąc w kuluarach, że prezydent nie będzie się spieszył. Sam prezydent podkreślił, że na premiera powoła polityka z partii, która wygrała wybory. Może to oznaczać, że kandydatem będzie przedstawiciel PiS, którego członkowie już zaczęli mówić, że "jeszcze nie wszystko stracone", bo w Sejmie będzie wystarczająco dużo posłów, by poprzeć ich kandydata.
Jaka będzie decyzja prezydenta Dudy? Na razie nie wiadomo, bo prezydentowi się nie spieszy. Konstytucja daje głowie państwa 30 dni od daty głosowania, czyli nie później niż 15 listopada, na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego parlamentu. Jednocześnie kandydat na premiera wskazany przez prezydenta ma 14 dni na uzyskanie wotum zaufania w Sejmie. Tym samym opozycja może rozpocząć tworzenie rządu po 1 grudnia.
Smoleńsk był katastrofą, a nie atakiem terrorystycznym
Piszę o zawiłościach polskiego procesu politycznego i konstytucyjnego ze względu na ich bezpośrednie znaczenie dla polityki ukraińskiej i stosunków ukraińsko-polskich.
Przedstawiciele partii Sługa Narodu i niektórzy eksperci twierdzą, że w interesie Ukrainy jest utrzymanie PiS u władzy, ponieważ jest on proukraiński. W przeciwieństwie do partii Donalda Tuska, której stanowisko w sprawie Ukrainy jest nadal "kwestionowane", podobnie jak podejście innych partii koalicyjnych. Należy również zauważyć, że Tusk, kiedy był premierem, wdrożył politykę "resetu" w stosunkach z Rosją. Jest więc niemal wrogiem Ukrainy.
Uważam takie oskarżenia za nieodpowiedzialne i szkodliwe dla interesów Ukrainy i naszej polityki wobec Polski. Powielając je, władze udają niewinne dziecko, któremu jeszcze nie udało się nic zrobić - ani dobrego, ani złego.
Jednak ukraiński rząd zdecydowanie nie jest politycznym dzieckiem. Musi zdać sobie sprawę, że jego polska polityka była kompletnym fiaskiem. Zawiodła, ponieważ polegała na osobistych relacjach między Wołodymyrem Zełenskim a Andrzejem Dudą i próbowała za wszelką cenę przypodobać się Jarosławowi Kaczyńskiemu, całkowicie ignorując opozycję i Tuska osobiście. Aż do stwierdzenia Zełenskiego, że katastrofa smoleńska z 2010 roku, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych wysokich rangą urzędników, była wynikiem zamachu terrorystycznego.
Nie znaleziono ani jednego dowodu na poparcie wersji o zamachu terrorystycznym, choć PiS rządził przez 8 lat i wykorzystał cały aparat państwowy do udowodnienia tego założenia. Bez pozytywnego rezultatu. W tym samym czasie polska komisja rządowa przy premierze Tusku ustaliła, że tragedia smoleńska była katastrofą lotniczą, a nie zamachem terrorystycznym.
Pomoc rosyjskiemu aktorowi
Ukraiński rząd zdawał sobie z tego sprawę, a także wiedział, że jego oświadczenie opowiada się po jednej ze stron wewnętrznego konfliktu w Polsce. Innymi słowy, opowiedział się za Kaczyńskim i przeciwko Tuskowi, co również skutkowało embargiem na wszelkie kontakty z liderem opozycji i opozycyjnymi mediami.
Do pewnego stopnia można zrozumieć Zełenskiego i nasz rząd, ponieważ aby otrzymać krytyczną pomoc od Polski podczas wojny na pełną skalę (zwłaszcza w jej pierwszej fazie), można było jeszcze poświęcić prawdę i wymogi rozsądnej polityki, która nakazuje nie ingerować w wewnętrzne sprawy sąsiedniego kraju. Jednak kwestie historyczne, kryzys zbożowy i oświadczenia polskiego premiera o niedostarczaniu broni Ukrainie położyły kres tej polityce ukraińskich władz. A Zełenski zakończył, mówią toc (w przemówieniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ 23 września), że niektórzy europejscy partnerzy kręcą "thriller" swoimi działaniami w sprawie ukraińskiego zboża. Ponieważ działają razem z Rosją, grając w "teatrze politycznym" i "pomagając moskiewskiemu aktorowi wejść na scenę".
W Polsce słowa te zostały odebrane bardzo boleśnie. W rezultacie prezydenci już się nie spotykają, a polscy urzędnicy wielokrotnie grozili zablokowaniem integracji Ukrainy z UE.
Kto ponosi winę za gwałtowne ochłodzenie stosunków ukraińsko-polskich? W miarę rozwoju kryzysu wielokrotnie pisałem i mówiłem, że winni są politycy PiS, ponieważ poświęcili stosunki z Ukrainą, która desperacko walczy z rosyjską agresją, na rzecz dodatkowych punktów w wyborach.
Tusk powinien zostać zaproszony do Kijowa
Winę za ochłodzenie stosunków ukraińsko-polskich ponosi również ukraiński rząd, ponieważ jego bezwarunkowe poleganie na PiS i zaniedbywanie opozycji stworzyło wrażenie, że ukraińska polityka jest całkowicie zależna od PiS i wahań jego interesów politycznych. A kiedy takie podejście okazało się błędne i sprzeczne z interesami narodowymi naszego kraju, powstał głęboki kryzys.
Wyjściem z tej sytuacji nie może być zaklęcie "proukraińskiego" PiS i "antyukraińskiej" Koalicji Obywatelskiej, bo taki podział polskiej polityki jest kompletnym nonsensem. Relacje między państwami powinny być budowane jako relacje państwowe, a nie partyjne.
Wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce pokazały, że kluczem do zakończenia kryzysu w relacjach między naszymi krajami jest powołanie nowego rządu w Polsce. Tylko on będzie w stanie zbudować dwustronne relacje od podstaw. W rzeczywistości od "strony 24 lutego 2022 roku", kiedy Polacy i Polska okazali niezwykłą solidarność z Ukrainą i ukraińskimi uchodźcami.
Jesteśmy im za to niezmiernie wdzięczni. Jest to fundament, na którym musimy rozwijać stosunki między naszymi narodami i państwami.
Jestem przekonany, że dzisiejsza polska opozycja utworzy rząd, a Donald Tusk stanie na jego czele. Prędzej czy później. Tusk bardzo dobrze zna Ukrainę, jest naszym przyjacielem, co udowodnił podczas Majdanu, na początku wojny rosyjsko-ukraińskiej i w procesie naszej integracji europejskiej, którą zapoczątkowała umowa stowarzyszeniowa, strefa wolnego handlu i ruch bezwizowy między Ukrainą a UE.
Polskie media i środowiska eksperckie dyskutują o pierwszych wizytach, które Tusk powinien odbyć jako premier lub nawet lider przyszłej koalicji rządowej. Wśród wymienianych stolic są Bruksela i Kijów. Bruksela, ponieważ Polska musi otrzymać 30 miliardów euro z Europejskiego Funduszu Odbudowy Gospodarczej po epidemii COVID-19. Kijów, ponieważ Polska musi przywrócić przyjazne stosunki z Ukrainą.
Ukraiński rząd powinien postąpić słusznie i zaprosić Donalda Tuska do Kijowa, bo ma takie zaproszenie od swoich przyjaciół z opozycji.
Pierwsze zdjęcie przedstawia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska w obwodzie ługańskim, lipiec 2019 r. Fot: Biuro Prasowe Prezydenta Ukrainy via AP
Te wybory wiele mówią o Polkach i Polakach: odwołaliśmy festiwal kłamstwa i nienawiści
Polki i Polacy, którzy 15 października tak masowo poszli do wyborów, żeby zagłosować na jedną z trzech opozycyjnych partii byli wyzywani przez polityków PiS od świń (ci, którzy ośmielili się iść do kin, żeby zobaczyć film Agnieszki Holland „Zielona granica” o uchodźcach), zdrajców, komunistów, morderczyń nienarodzonych dzieci, sługusów Niemiec i Unii Europejskiej, a nawet bandytów „Rudego” – jak mówili o liderze największej partii opozycyjnej Donaldzie Tusku.
Otwierali szeroko oczy ze zdumienia, kiedy politycy PiS odpowiedzialni za aferę wizową – sprzedali na lewo ponad 200 tys. wiz emigrantom z Afryki i Azji, przywożąc ich do Polski, głośno krzyczeli, że to Unia Europejska chce otwierać granice dla arabskich emigrantów, którzy będą gwałcić polskie kobiety.
W tym rozpaczliwych próbach utrzymania władzy za wszelką cenę dostało się nawet Ukrainie: polski rząd nawet nie próbował się dogadać z rządem w Kijowie i Unią w sprawie zboża. Po prostu zablokował jego wjazd do Polski. A gdy zrobiła się afera na cały świat, premier Polski zagroził Ukraińcom, że nie będzie wysyłać broni na wojnę z Rosją.Wszystko po to, żeby przekonać Polaków, że dbają o to, co dla nich najcenniejsze: o bezpieczeństwo, co miało dać im kolejne wyborcze zwycięstwo.
Ten populistyczny festiwal inwektyw, chamstwa, wulgarnego poniżania, kłamstw i arogancji wydawał się nie mieć końca. Ludzie, których najpierw zatykało, że ktoś może komuś tak ubliżać, denerwowali się, a potem przebijali ten balon humorem – w social mediach furorę robiły filmiki, w których świnie szły do kina, podczas Marszu Miliona Serc ludzie ubierali rude peruki, a internet podbijały skecze ocenzurowanego przez jedną z telewizji kabaretu Młodych Panów, w którym PiS jest przedstawiony jak grupa rzymskich patrycjuszy, którzy biesiadują nie wiedząc, że ich cesarstwo właśnie upada.
A w niedzielę poszli do wyborów. Frekwencja przebijła sufit: 72,9 proc. Wstępne wyniki są druzgocące dla rządzącego od ośmiu lat PiS-u. Mimo zakrojonej na szeroką skali hejterskiej kampanii nienawiści, oszczerstw i kłamstw, zaangażowaniu rządowej telewizji, oplakatowaniu miast, wsi i zarzuceniu internetu reklamami, władza poległa w demokratycznym głosowaniu przegrywając z demokratyczną opozycją. Polki i Polacy powiedzieli nie: nienawiści, oszczerstwom i kłamstwom.
Nie jesteśmy już w stanie żyć w świecie, w którym słyszymy od rządzących, że jest tanio, a na paragonach ze sklepów widzimy, że jest drogo, że szkoły są świetne, a szkoły ledwo przędą, że są mieszkania, a mieszkań nie ma, ze leki są za darmo – a oni widzą, że tak, ale tylko te za 5 zł, za te za 70 trzeba dalej płacić 70. Że dbają o kobiety, a kobiety z powodu zaostrzenia i tak niezwykłe restrykcyjnej ustawy aborcyjnej, umierają w polskich szpitalach. W Polsce jest kryzys zdrowia psychicznego, ale nie ma pomysłu na dobrą opiekę psychiatryczną, jest kryzys nauki – ale nie ma perspektyw rozwoju. Że przedsiębiorstwa upadają, gospodarka zwalnia.
Jak można żyć w świecie, w którym rząd mówi, że na marszu opozycji było 60 tys. ludzi, a cały świat na zdjęciach i filmach widział milion?
No i jedna z najważniejszych spraw: nie chcemy wyjścia z Unii Europejskiej, do czego przygotowuje nas PiS. Już straciliśmy mnóstwo pieniędzy i szacunek we Wspólnocie. Niewiele czasu zostało, żeby to odkręcić – Polacy to wiedzą.
PiS zdobył najwięcej głosów, ale wygrała demokratyczna opozycja: trzy opozycyjne partie mają więcej głosów i mandatów. PiS nie stworzy rządu albo stworzy taki, który szybko upadnie.
To też świetna informacja dla Europy – okazuje się, ze w dużym europejskim kraju liberalna, otwarta opozycja może odebrać władzę populistom, i dla Ukrainy, która teraz może liczyć na jeszcze większe wsparcie.
Te wyborcy wiele mówią o Polakach: że nie dadzą się zastraszyć, trudno im wmówić kłamstwa, zachowali gen wolności. I skoro poszli do wyborów, wierzą w demokrację. Jesteśmy społeczeństwem obywatelskim.
Wyzwaniem jest dogadać się z tymi, którzy głosowali na PiS – to miliony ludzi. Oni dalej będą mieszkać obok nas.
Przyszłość Polski jest w rękach każdej kobiety
Nie jestem członkinią żadnej organizacji, ani partii politycznej. Jestem niezależną dziennikarką. Chciałabym Wam wyjaśnić, co dzieje się teraz w Polsce.
Wybory już za kilka dni. Wiele znanych Polek - aktywistek, aktorek, znanych kobiet - zjednoczyło się w inicjatywach wyborczych takich jak "Wspieram sukces kobiet", czy "Kobiety na Wybory". Dlaczego pojawiły się teraz?
W Polsce 53% wyborców to kobiety. Gos każdej kobiety jest najważniejszy. Zachęcamy kobiety do pójścia do urn i głosowania.
Ale nie tylko. Inicjatywy kobiece głośno mówią o najważniejszych problemach Polek.
Przeprowadzono ankiety z udziałem prawie 20 tys. kobiet z różnych miast i wsi. Zapytano je: "Jakie są ich największe problemy?", "Dlaczego nie chodzą na wybory?". I co odpowiedziały? Jednym z głównych problemów Polek jest przemoc. Fizyczna, seksualna, moralna, finansowa. Ale nie tylko. Kolejnym dużym problemem jest prawo antyaborcyjne [polskie prawo aborcyjne jest jednym z najsurowszych na świecie - red.]
1 października w Warszawie odbył się masowy Marsz Miliona Serc, zorganizowany przez największą siłę opozycyjną w Polsce, Platformę Obywatelską. Dlaczego kobiety przyłączyły się do tego marszu? Między innymi dlatego, że kilka miesięcy wcześniej kobieta zmarła w szpitalu z powodu zakazu aborcji [mowa o 33-letniej Dorocie Lalik, która była w piątym miesiącu ciąży. Doszło do przedwczesnego porodu, ale lekarze odmówili usunięcia płodu. Obumarł on w łonie matki, a trzy dni później kobieta zmarła z powodu zatrucia krwi - red.] Lekarze boją się dokonywać aborcji nawet wtedy, gdy może to uratować życie [aborcja w Polsce zagrożona jest karą 5 lat więzienia - red.]
Jeszcze zanim PiS doszedł do władzy, polska ustawa antyaborcyjna była już jedną z najsurowszych w Europie [przyjęta w 1993 r., przewidywała trzy przypadki, w których aborcja jest możliwa: zagrożenie życia matki, ciąża w wyniku gwałtu i wada płodu - red. Od 2021 r. w Polsce obowiązuje zakaz aborcji w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Kobiecie, która wie o wadach swojego nienarodzonego dziecka, każe się czekać, aż płód umrze. Kiedy nienarodzone dziecko umiera, zdarza się, że umiera również matka. Lekarze boją się pójść do więzienia, więc wahają się przed wykonaniem aborcji.
Policja ściga kobiety, które dokonały aborcji jak przestępczynie.
Upokorzenie, z jakim na co dzień żyją Polki, zagrożenie ich zdrowia i życia, były jednymi z powodów, dla których przyłączyliśmy się do Marszu Miliona Serc. Kobiety powiedziały: "Dość tego! Trzeba znów wyjść na ulice".
My, Polacy, czujemy się, jakbyśmy wrócili setki lat temu do średniowiecza. Oprócz zakazu aborcji, zapłodnienie in vitro (IVF) nie jest w Polsce finansowane na poziomie państwowym - w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ). Wcześniej sztuczne zapłodnienie można było przeprowadzić na koszt ubezpieczenia zdrowotnego, ale teraz już nie. Ludzie wykonują wiele testów, prób zapłodnienia in vitro i wydają na to ogromne sumy pieniędzy. Ale państwo nie robi nic. I to pomimo tego, że niepłodność jest problemem globalnym [według WHO 15-20% par nie może mieć dzieci, a w Polsce około 3 mln osób jest niepłodnych - red.]
Władze i Kościół bardzo źle wypowiadają się o dzieciach urodzonych dzięki in vitro. To temat na osobny film, artykuł lub książkę. W społeczeństwie jest wiele nienawiści. Aborcja jest grzechem. Dzieci urodzone dzięki sztucznemu zapłodnieniu nie są ludźmi. Osoby LGBT są złe. Ludzie uważają, że rząd wspiera kościół, a nie ich prawa.
Podczas gdy w przypadku zapłodnienia in vitro po prostu nie ma finansowania z krajowego programu opieki zdrowotnej, surogacja jest przestępstwem. W rzeczywistości w Polsce jest to równoznaczne z handlem ludźmi. I nikogo nie interesuje, dlaczego kobiety decydują się na ten krok. Nikogo z rządzących nie interesuje to, że kobieta po chorobie nowotworowej została bez macicy i nigdy sama nie urodzi dziecka. W Polsce jest to przestępstwo. To jest przestępstwo, kropka.
W Polsce trudno jest zajść w ciążę, trudno jest nosić dziecko, a właściwie: urodzić dziecko. Kobiety czasami nawet boją się chodzić do lekarzy.
Prawdopodobnie widzieliście już filmy o odbieraniu praw kobietom w Polsce. Są to filmy wyborcze Stowarzyszenia Wolne Sądy. W jednym z nich Polka przychodzi do ginekolożki. Ledwo kładzie się na fotelu, lekarkę odsuwa mężczyzna w garniturze i wsuwa się między nogi kobiety.
- Co Pan zwariował? Jakie dzieci nienarodzone? - krzyczy kobieta.
- Wybrałaś mnie! - odpowiada mężczyzna.
- Ja? Ja nawet nie brałam udziału w wyborach.
- Taaaa - mruczy mężczyzna.
Kiedy mówimy o kobietach, nie mówimy tylko o aborcji, czy zapłodnieniu in vitro. Potrzebne są znaczące zmiany w ustawodawstwie. Mówimy o alimentach, ubóstwie starszych kobiet, pomocy osobom niepełnosprawnym oraz ogólnie o opiece zdrowotnej i zapobieganiu chorobom. Eksperci ds. praw kobiet zwracają uwagę na potrzebę zreformowania systemu transportu i edukacji, ochrony praw zwierząt itp.
Jednak bardzo często kobiety nie chodzą na wybory. Mówią, że nie interesują się polityką, bo to nie ich problem. Ale to nieprawda - to są ich problemy.
Liderzy niektórych partii publicznie twierdzą, że kobiety nie powinny mieć prawa głosu. Jednocześnie jeden z tych przywódców politycznych wzywa do legalizacji pedofilii. Mówią, że 13-letnia dziewczynka sama decyduje, czy chce uprawiać seks, czy nie. To absurd. Podobnie politycy ci twierdzą, że głównym wrogiem Polski jest obecnie Unia Europejska. Nie Rosja.
Inni liderzy tej partii mówią, że chcą odebrać pomoc Ukraińcom, bo stracą na tym tylko Polacy. Chciałabym Was zapewnić, że jeśli dojdzie do zmiany rządu w Polsce, wsparcie dla Ukrainy nie ustanie. Wręcz przeciwnie, partie opozycyjne podkreślają znaczenie naszej unii i przyjaźni polsko-ukraińskiej.
Od początku wojny to zwykli Polacy pierwsi otworzyli swoje drzwi i serca dla Ukraińców, i zaczęli pomagać. Rząd zaczął to robić później.
W ostatnich wyborach PiS wygrał dzięki obietnicy wypłaty świadczeń 500+. Nikt tych wypłat nie odbiera. Opozycja twierdzi, że wszystkie one pozostaną. Wiele osób zwraca też uwagę na brak przedszkoli w małych miejscowościach i na wsiach. To oczywiście problem nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Spójrzmy jednak na statystyki - ilu mężczyzn idzie na zwolnienie lekarskie, gdy ich dziecko jest chore? To oczywiste. Często mówimy o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. Jednak w prywatnych rozmowach z pracodawcami słyszy się, że płacą więcej tym, którzy są bardziej dyspozycyjni. Co to oznacza? Kobieta nigdy nie będzie tak wolna i dostępna jak mężczyzna. Generalnie dyskusja polityczna toczy się teraz wokół 500+, 800+ i dostępu do aborcji. Tak jakby nasze potrzeby ograniczały się do tych rzeczy.
Kampania Wspieram Sukces Kobiet, przy wsparciu Uniwersytetu SWPS, przeprowadziła badanie na temat tego, dlaczego kobiety nie chodzą do urn wyborczych i nie głosują. Co pokazały wyniki? Kobiety nie widzą dobrych programów politycznych. Ponadto ważnym czynnikiem jest problem z dotarciem do lokalu wyborczego.
Inicjatywy kobiece, które działają za darmo i są całkowicie apolityczne, starają się zachęcić Polki do głosowania. Kobiety w Polsce uzyskały prawo wyborcze wcześniej niż kobiety w innych krajach europejskich czy Stanach Zjednoczonych. Od 1918 roku Polki mają prawa wyborcze [w 1919 roku do Sejmu wybrano po raz pierwszy osiem kobiet - red.]
Polityka to nie tylko wybory czy kłótnie w parlamencie. Chodzi o nasze emerytury, przedszkola i kontrolę nad tym, gdzie trafiają nasze podatki.
Niech nikt ci nie mówi, że my, kobiety, nie rozumiemy polityki. Rozumiemy nasze potrzeby. I o to właśnie chodzi w polityce.
Jest coraz więcej kobiecych inicjatyw wyborczych. Nie konkurują one ze sobą, ale wzajemnie się uzupełniają. Wynik tegorocznych wyborów może zależeć od każdej kobiety. W mediach społecznościowych rozprzestrzenia się hasło: ,,Mój głos nic nie zmieni". I siedem milionów kobiet tak powiedziało...".
Kto tonie, Panie Prezydencie?
Ostatnio polscy politycy odnoszą się do kwestii ukraińskiej w dość radykalny sposób, co jest oczywiście związane z wyborami, nastrojami społecznymi i sondażami opinii publicznej. Długo myślałam, że moi polscy przyjaciele sami sobie z tym poradzą. Starałam się więc nie komentować różnych decyzji i opinii np. o zakazie ukraińskiego zboża, możliwym zmniejszeniu wsparcia dla ukraińskich uchodźców i tak dalej.
Ale dziś rano przeczytałam newsa i... po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Może ukraińskie media coś przekręciły? Nie, Polska Agencja Prasowa wyraźnie zacytowała słowa głowy państwa: "Ukraina zachowuje się jak tonący, który chwyta się wszystkiego. Mamy prawo się bronić, żeby tonący nie zrobił nam krzywdy". Dokładnie to powiedział Andrzej Duda na briefingu dla polskich dziennikarzy przed spotkaniem ONZ w Nowym Jorku.
Panie Prezydencie, my nie jesteśmy topielcami. Stoimy twardo na ziemi i walczymy o istnienie państwa Ukraina. Liczymy na wsparcie cywilizowanych państw Zachodu, w tym jednego z naszych największych europejskich przyjaciół - Polski.
Do dziś ze łzami w oczach wspominam, jak 24 lutego 2022 roku Polska i Pan, Panie Prezydencie, otworzyli granice dla naszych kobiet i dzieci. Jak Polska walczyła o broń dla Ukrainy - czołgi, systemy obrony powietrznej, myśliwce. W trudnym momencie to Pański kraj stał się dla Ukrainy centrum logistycznym, do którego z całego świata dociera pomoc wojskowa i humanitarna, do której wróg nie może dotrzeć. Dlatego żyjemy. Dlatego nasze siły zbrojne mają to, czego potrzeba, aby pokonać rosyjskiego agresora.
Przypominam Pańskie słowa, Panie Prezydencie, w tragicznym dniu 24 lutego: "Stoimy z Ukrainą... Wspieramy Ukrainę jako jej sąsiedzi, jako Sojusz Północnoatlantycki, jako Unia Europejska... Mamy nadzieję, że rosyjska agresja zostanie powstrzymana. I zapewniam, że jako członek społeczności międzynarodowej zrobię wszystko, co możliwe, aby zapewnić, że to, co dzieje się dzisiaj na Ukrainie, zatrzyma się tak szybko, jak to możliwe, a Ukraina będzie mogła spokojnie istnieć jako państwo, w swoich granicach, które są politycznie uznawane od kilku dziesięcioleci, i będzie mogła rozwijać się spokojnie i swobodnie". Dla mnie, jako Ukrainki, jest to najważniejsze. Mam nadzieję, że dziś czuje Pan to samo.
Czy tonęliśmy? Przypominam pokój ryski, panie prezydencie. Tak, rozumiem, że wybitny mąż stanu Józef Piłsudski nie miał innego wyjścia, jak tylko bronić państwa polskiego. Ale gdyby Polacy wtedy trochę bardziej wierzyli, że Ukrainę da się uratować, to potomkowie tych Ukraińców z rozbrojonej armii, nie byliby zmuszani do wykonywania zbrodniczych rozkazów Rosji Sowieckiej, która napadła na Polskę - stało się to niespełna 20 lat po porozumieniach z bolszewikami w Rydze. Nawiasem mówiąc, rocznica tych tragicznych wydarzeń minęła kilka dni temu. Historia nie lubi tego "gdyby tylko". A przecież to Polska i Ukraina poniosły największe straty w II wojnie światowej. Brak zaufania to zawsze topienie ludzi i tu ma Pan całkowitą rację, panie prezydencie.
Nie wygraliśmy jeszcze tej strasznej wojny, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie i całemu cywilizowanemu światu, ale wspólnie udało nam się jej nie przegrać. My, Ukraina i Polska, "na pewno nie będziemy się wstydzić", cytując znanego polityka
Jesteśmy niebezpieczni, panie prezydencie. Ale nie dla Polski. Dla Rosji, naszego wspólnego wroga. "Wolność nasza i wasza" jest jeszcze do obronienia. Politycy odchodzą lub zostają, po wyborach następują kolejne, w Polsce i na Ukrainie - w przeciwieństwie do autokracji na wschodzie, w Moskwie. Dzisiejsze drażliwe kwestie, jak tranzyt ukraińskiego zboża, zostaną rozwiązane. Ale co będzie z naszymi krajami za dwadzieścia lat? Nie chcę, żeby moi rodacy znowu, nawet teoretycznie, ubrali jakieś, jak mówimy w Ukrainie, "sowieckie mundurki" i byli przerzucani na drugą stronę okopów. Ja nie chcę. Pan zresztą też nie.
My, ukraińscy uchodźcy wojenni jesteśmy wdzięczni Panie Prezydencie, za możliwość życia i pracy w Polsce. Nawiasem mówiąc, w ciągu ostatniego roku państwo polskie zwróciło mi i moim kolegom dziennikarzom kilka tysięcy złotych nadpłaconych podatków - prawie każdy z nas pracował na trzech etatach, aby się zintegrować i stanąć na nogi. Przynosimy korzyści polskiej gospodarce i społeczeństwu. Na przykład pani, od której wynajmuję mieszkanie, ma dzięki temu dodatek do emerytury. Jakimi topielcami jesteśmy?
Nasza Julia pracuje w Warszawie i odwozi swojego wyjątkowego syna do przedszkola. Maria uczestniczy w międzynarodowej konferencji z dzieckiem na ręku. Tania straciła męża Rusłana, zginął w akcji 4 sierpnia ubiegłego roku, podczas wyzwalania obwodu chersońskiego od okupantów, a ich syn chce rosnąć w siłę - jest ulubieńcem polskich trenerów taekwondo w Olsztynie. Natalia tłumaczy wspaniałą polską poezję. To tylko kilka słów o naszych dziewczynach z przygotowywanego w Warszawie magazynu sestry.eu.
Nasze dzieci chodzą do polskich szkół i mogą nie kulić się się przed eksplozjami rosyjskich bomb, podczas gdy ich rodzice walczą w Siłach Zbrojnych broniących Ukrainy. Nasi niepełnosprawni i ciężko ranni mogą być leczeni w polskich szpitalach. Dziękujemy, Panie Prezydencie. Żyjemy.
A kto utonął? "Moskwa", oczywiście. Na razie tylko jako okręt
Ale jesteśmy razem, Panie Prezydencie, Polska i Ukraina nie mają kamieni w kieszeniach. Prawda?