Blokowanie granicy wymyśliła grupa przewoźników pod wodzą jednego z mało znanych w tamtym momencie polityków Konfederacji (Ruchu Narodowego). To formacja polityczna, która obfituje w polityków o prorosyjskich sympatiach, ksenofobów, antysemitów, wiecznie niezadowolonych rozliczaczy cudzej przeszłości i historii.
Kiedy piszę o "wspólnym dobru", słyszę kpiny
Pozwolenie grupie niezadowolonych (być może słusznie niezadowolonych) ze swoich zarobków kierowców na wpływanie na bezpieczeństwo Polski i Ukrainy nie mogło skończyć się dobrze. Protest był zorganizowany w środku kampanii wyborczej w Polsce, w okresie przejściowym między kolejnymi rządami — u progu poważnej zmiany na scenie politycznej Polski.
Prorosyjscy działacze, chociaż na co dzień są marginesem polskiej polityki, nagle znaleźli się w centrum uwagi i politycznych zabiegów.
Nikt z rządzących nie chciał brać na siebie decyzji, które mogły wpłynąć na nastroje elektoratu.
Takie podejście do polityki to oczywisty populizm, który niestety już dawno na stałe zagościł na scenie politycznej Zachodu. Pojęcie racji stanu, a nawet bezpieczeństwa narodowego znika w obliczu słupków poparcia, arytmetyki wyborczej, taktycznych politycznych sojuszy, których głównym celem stało się utrzymanie władzy dla samej władzy, a nie dla realizacji idei wspólnego dobra.
Kiedy piszę o "wspólnym dobru", słyszę kpiny Szanownych Czytelników, którzy od dawna wiedzą, że politycy z tym pojęciem mają niewiele wspólnego.
Rolnicy wiedzą lepiej
W partykularnych interesach partii zgubiono w Polsce to, co dla nas powinno być teraz najważniejsze: nasze bezpieczeństwo, które jest wprost uzależnione od siły i zdolności obronnych Ukrainy. Przewoźnicy pokazali, że nawet grupka protestujących może przyciągnąć do siebie uwagę nie tylko całego polskiego społeczeństwa, ale nawet świata.
Nagle właściciel małej firmy z Lubelszczyzny zaczął decydować, co jest transportem wojskowym, a co humanitarnym — co przez granicę przejedzie, a co nie.
Lokalnego polityka, który nie zdobył nawet odpowiedniej liczby głosów, by dostać mandat poselski, na salony zapraszał premier, zaś o rozmowę zabiegali ministrowie i dyplomaci.
Oczywiście było wiadomo, że taką metodę protestów zaraz podchwycą inni. Zresztą sami przewoźnicy straszą, że granicę zablokują znów od marca. Na razie zablokowali granicę rolnicy, którzy mają pretensje do Brukseli za Zielony Ład. Tyle że do Brukseli jest daleko, a na granicę nie. I nie mają tu znaczenia żadne merytoryczne argumenty.
Nie ma znaczenia nawet to, że Polska od kwietnia ubiegłego roku w ogóle nie importuje z Ukrainy ani pszenicy, ani kukurydzy, ani rzepaku, ani słonecznika. Owszem, zboże przez Polskę jedzie, ale tylko tranzytem.
Oczywiście nie przeszkadza to protestującym włamywać się do ukraińskich ciężarówek czy wagonów i rozsypywać zboże na drogach i torach. Przypomnę: zboże, które wcale do Polski nie jedzie. Przyznają to eksperci, a nawet służby celne.
Ale co tam, oburzeni rolnicy wiedzą lepiej, szczególnie gdy wspiera ich wiceminister rolnictwa, którego działalność rodzi pytanie, komu właściwie służy i czy jest ministrem, odpowiedzialnym przedstawicielem państwa polskiego, czy może protestującym, domorosłym inspektorem i poszukiwaczem zgniłych malin.
Rozbuchanie protestu musiało doprowadzić do anarchizacji sytuacji: zatrzymywania karetek, autobusów, pyskówek z kobietami, wywieszania prorosyjskich transparentów. Za chwilę dojdzie do rękoczynów, a stąd tylko krok do prowokacji, która może skończyć się tragedią. Moskwa na to czeka. A może nie tylko biernie czeka?
Nie blokuje się granicy walczącego kraju
Bawienie się przez niektórych polityków i protestujących w inspekcje, wysypywanie zboża to nie żadna walka o swoje, lecz prowokacje, bandytyzm, czysta anarchia. Nakręcanie spirali nienawiści. A to, że uczestniczą w tym ministrowie, przedstawiciele administracji państwowej — to skandal. To naruszenie podstaw polskiego bezpieczeństwa. Chyba jest oczywiste, kto dziś chce nie tylko poróżnić Polaków i Ukraińców, ale też skłócić polskie społeczeństwo w wewnątrz.
Wstyd mi, gdy widzę zastraszane ukraińskie kobiety, gdy słyszę: „wyp… na Ukrainę”. Rządzący i opozycja pogubili się w politycznych grach. Racjonalni politycy stali się zakładnikami populistów, którzy mieli im dodać kilka procent głosów w wyborach.
Jak wy, szanowni rządzący w Polsce, zamierzacie wreszcie tę sprawę rozwiązać? Jak odbudujecie relacje z Ukrainą? A może uważacie, że nic się nie stało? Osiągnęliście dno absurdu, pozwalając na skonfliktowanie nas z narodem, który kosztem największych ofiar walczy o swoją niepodległość i nasze bezpieczeństwo. Wrzucacie nas w przepaść nienawiści w imię swoich małych interesów. Swoją bezradność w rozmowach z Brukselą chcecie przykryć wyimaginowanym ukraińskim zagrożeniem.
Aż ciężko uwierzyć, że pchacie nas w stronę wojny handlowej, na której to właśnie polski rolnik straci najwięcej. Czy naprawdę nikt nie mówi ministrowi rolnictwa, że to polskie produkty rolno-spożywcze kupuje Ukraina? To ignorancja czy głupota? Komu chcecie oddać nasz rynek rolny? Swoją drogą ciekaw jestem, kogo polskie gospodarstwa zatrudnią do zbioru warzyw, owoców, prac polowych. Migrantów z Afryki?
Czemu polskim rolnikom nie przeszkadza masowe sprowadzanie produktów rolnych z Rosji?
Przecież polska jako eksporter zboża najbardziej cierpi na wyparciu nas ze światowych rynków przez Rosję, która handluje kradzionym, krwawym zbożem z Ukrainy. W ubiegłym roku polskich producentów ogórków i inne branże warzywnicze wykończyli rosyjscy dostawcy.
Gdzie były wtedy blokady? Gdzie były blokady, gdy polska branża nawozów sztucznych została zniszczona przez Mosze Kantora i jego polskich wspólników? Dziś polskie zboże rośnie na rosyjskich nawozach, a pieniądze z tych nawozów płyną na rosyjskie zbrojenia. Szydziliśmy z Niemców, że kupując gaz z Rosji, nabijają pistolet Putina. A my co teraz robimy? Finansujemy moskalom amunicję, jednocześnie blokując ukraińską granicę.
Hańba nam. Stajemy w jednym szeregu z niemieckimi i angielskimi robotnikami, którzy w 1920 roku blokowali dostawy amunicji dla walczącej z bolszewikami Polski. Historia ich potępiła, potępi i nas.
Napiętnujmy bandytyzm
Jedynym wyjściem jest nasz głośny głos ponad polsko-ukraińską granicą: że my tej prowokacji, temu dążeniu do skłócenia naszych narodów się nie poddamy. Napiętnujmy anarchię, bandytyzm i chrońmy to niezwykłe polsko-ukraińskie zbliżenie, które nastąpiło po 2022 roku. Róbmy to otwarcie i razem.
Blokujących widać, nawet gdy jest ich niewielu. Ale nieblokujących są miliony — i my też musimy siebie zobaczyć.
Zajmuje się relacjami polsko-ukraińskimi od ponad 30 lat. Od 2013 roku korespondent Wnet Media na Ukrainie, szef wschodniej redakcji Radia Wnet, współzałożyciel Radia Unet, współzałożyciel i redaktor Stop Fake PL. Pisał felietony i artykuły, w szczególności dla Kuriera Lubelskiego, Przewodnika Katolickiego, Kuriera Wnet. Współpracował także z Radiem Lublin i TVP INFO jako korespondent na Ukrainie. W 2014 roku otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za relację z wydarzeń na Majdanie, a rok później otrzymał Nagrodę SPD Kazimierza Dziewanowskiego. W 2022 roku otrzymał Order „Za Zasługi” III stopnia od Prezydenta Ukrainy, a w 2022 roku został odznaczony „Aniołem Kultury Medialnej” „Anioł Kultury Medialnej”.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!