Exclusive
20
min

Formuła Putina

Dziesiąta rocznica ataku Rosji na Ukrainę praktycznie zbiega się z drugą rocznicą tzw. wielkiego ataku Putina. I z koniecznością dokładnego zrozumienia, czym kierował się rosyjski władca, podejmując decyzję o agresji. Bo trafna ocena motywów jest kluczem do przeciwstawienia się agresji w przyszłości

Witalij Portnikow

Mężczyzna usuwa ukraińską flagę. Sewastopol, 19 marca 2014 r. Fot: Andrew Lubimov/AP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Motyw agresji nazwałem "formułą Putina", ale przede wszystkim  można ją nazwać "formułą rosyjską". Formułą rosyjskiej elity i rosyjskiego społeczeństwa, która polegała na tym, że republiki radzieckie nigdy nie były postrzegane jako "prawdziwe" suwerenne państwa, nawet jeśli sam Związek Radziecki opierał się na tej pozornej suwerenności.

Putin nie okłamuje samego siebie, gdy mówi Tuckerowi Carlsonowi, że Związek Radziecki "był Rosją". Właśnie tak sytuacja była postrzegana w Rosji Radzieckiej - nie tylko przez elity, ale także przez zwykłych ludzi

A "suwerenność" republik radzieckich była zarówno ustępstwem wobec ruchów narodowych, które tak bardzo przerażały Rosjan na początku XX wieku, jak okazją do legalnej walki z różnymi "nacjonalizmami", gdy tylko bolszewicy mieli na to ochotę.

To podejście nie zmieniło się podczas kryzysu i upadku ZSRR. Państwowość byłych republik radzieckich była wtedy postrzegana jako zjawisko tymczasowe, preludium do powrotu do nowego państwa związkowego z Moskwą jako stolicą. Te byłe republiki, które zbyt aktywnie broniły swojego prawa do suwerennego wyboru, z punktu widzenia rosyjskiego przywództwa zostały przekształcone w kraje upośledzone, z terytoriami częściowo kontrolowanymi z Kremla. I wszystko to działo się na długo przed Putinem!

Formuła jest zatem dość prosta i wyczerpująca. Byłe republiki radzieckie powinny pozostać w "szarej strefie" między Rosją a Zachodem, nie przystępować do żadnych "zagranicznych" sojuszy i czekać na decyzję Kremla w sprawie przyłączenia ich terytorium do Rosji - jak Putin powiedział kiedyś swojemu białoruskiemu odpowiednikowi Aleksandrowi Łukaszence: "Dołącz do Rosji regiononami"!

Właśnie dlatego Moskwa była tak nieufna wobec gotowości ukraińskich przywódców do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską: postrzegała to jako pierwszy, niebezpieczny krok w kierunku tych właśnie "obcych związków"

Oczywiście można mi przypomnieć, że Gruzja i Mołdawia podpisały to samo porozumienie, a Rosja nie mogła zrobić nic, by je powstrzymać. Oczywiście. Jednak w momencie podpisywania umowy oba te kraje zostały już przekształcone przez Rosję w "państwa upośledzone", co z punktu widzenia Putina gwarantowało niemożność ich prawdziwej integracji europejskiej i euroatlantyckiej.

Mężczyzna trzyma plakat "Krym = Ukraina". Symferopol, 26 lutego 2014 r. Fot: Darko Vojinovic /AP/ East News

A Ukraina, jak wiemy, nie miała praktycznie nic, co mogłoby jej w tym przeszkodzić. Aż do okupacji i aneksji Krymu. Przekształcenie naszego kraju w "państwo upośledzone" było pierwszym krokiem do utrzymania Ukrainy za drzwiami Zachodu. Drugim krokiem była destabilizacja na wschodzie. Trzecim - próba zmiany rządu i okupacji dużej części Ukrainy w 2022 roku. I to właśnie te kroki, mające na celu utrzymanie Ukrainy w imperialnej niewoli, doprowadziły do wielkiej wojny.

Co dalej? Wielokrotnie powtarzałem, że aby zmienić rosyjskie nastawienie do Ukrainy i innych byłych republik radzieckich, potrzebujemy zmiany pokoleniowej. I za 20-30 lat będziemy mogli współistnieć jako sąsiednie państwa. Wojna nie pozostawia nam jednak ani czasu, ani gwarancji. Czasu - ponieważ po prostu nie możemy czekać, aż Rosjanie zmienią zdanie. Gwarancji - bo wojna zmienia postrzeganie Ukrainy jako innego kraju nawet wśród tych, którzy nigdy nie żyli w ZSRR. I przywraca nam zapomniany status zbuntowanej prowincji. Ponownie cofnijmy się w czasie: w ten sposób 20-30 lat zamienia się w 50-60....

Trzeba więc zdać sobie sprawę, że jeśli współczesna Rosja ma zostać zachowana jako organizm państwowy - a oczywiście istnieją ku temu obiektywne przesłanki - to Ukraina (podobnie jak inne byłe republiki radzieckie) będzie musiała współistnieć z państwem, którego przytłaczająca większość ludności będzie postrzegać nas i naszych sąsiadów z dawnego  ZSRR jako zbuntowane prowincje (warto zauważyć, że nawet 33 lata po rozpadzie ZSRR nikt w Rosji nie nazywa byłych republik radzieckich krajami i państwami, ale raczej "republikami", zgodnie z ich dawnym "statusem związkowym"). Nie jest to więc nawet kwestia integralności terytorialnej, ale przetrwania narodowego.

Te byłe republiki radzieckie, które nie zdołają obejść formuły Putina, tj. nie dołączą do "obcych sojuszy", nie otrzymają skutecznych gwarancji bezpieczeństwa i nie stworzą silnych i gotowych do obrony armii, prawdopodobnie albo znikną z politycznej mapy świata (a ich populacja rozpłynie się wśród Rosjan), albo w końcu staną się krajami satelickimi, rezerwuarami taniej siły roboczej.

I to nie ich własne społeczeństwa mogą dziś uratować te kraje przed upadkiem, ale nasze, ukraińskie

Albowiem to właśnie walka Rosji z Ukrainą osłabia wpływy Rosji w przestrzeni poradzieckiej. Jednak aby uratować innych, musimy najpierw uratować siebie. Receptę na to ocalenie już poznaliście: integracja europejska i euroatlantycka, skuteczne gwarancje bezpieczeństwa, silna armia. No i świadomość, że w dającej się przewidzieć przyszłości nadal będziemy musieli sąsiadować z drapieżnikiem, który szykuje się do skoku.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraiński publicysta, pisarz i znany dziennikarz, który od ponad 30 lat pracuje w demokratycznych mediach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest autorem setek artykułów analitycznych w mediach ukraińskich, białoruskich, polskich, rosyjskich, izraelskich i bałtyckich. Jest prezenterem na kanale Espresso TV, ma własny kanał na YouTube i współpracuje z ukraińskimi i rosyjskimi serwisami Radia Wolna Europa. Prowadzi program "Drogi do wolności", poświęcony Ukrainie po Majdanie i przestrzeni poradzieckiej. Jest ona obecnie nadawana ze Lwowa jako wspólny projekt Radia Wolna Europa, "Nastojaszczeje Wriemia" i kanału Espresso TV.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress