Exclusive
20
min

Nie być jak Sołowjow. Co jest nie tak z Telemaratonem?

Wojna na pełną skalę trwa już znacznie dłużej niż 2 — 3 tygodnie obiecane przez przedstawicieli rządu w Telemaratonie. A to rodzi pytanie: jak chronić wolność słowa i jak nie wyhodować propagandowego potwora, na wzór tego, który jest filarem władzy Putina w Rosji?

Marina Daniluk-Jarmolajewa
No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Utworzony w maju 2022 r. Telemaraton "United News" [to specjalne pasmo informacyjne we wszystkich stacjach informacyjnych w Ukrainie, w którym 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu nadawane są te same treści — red.] miał być głównym narzędziem wojny informacyjnej w Ukrainie, zwalczającym rosyjską dezinformację i wspierającym morale. Profesjonalne raporty oraz materiały wideo nagrane przez zwykłych obywateli, pokazywały obrazy płonących rosyjskich czołgów i demonstrowały jedność Ukraińców z ich najbliższymi sąsiadami.

Zniszczone rosyjskie czołgi. Obwód kijowski, kwiecień 2022. Zdjęcie: Shutterstock

Jednak w ciągu dwóch lat Ukraińcy zmęczyli się Telemaratonem. To, co początkowo odegrało ważną rolę w jednoczeniu kraju, obecnie coraz częściej postrzegane jako „zamach stanu”. Początkowo trzy kanały opozycyjne nie mogły brać udziału w maratonie: "Espresso", "Priamyi" i "5 kanał", ponieważ, jak mówią, pokazują zbyt dużo Petro Poroszenko, a on jest narcyzem i chce PR. Następnie władze zdecydowały, że maraton narodowy jest jak tuba władzy.

Zaczęto więc przeznaczać na tę zabawkę ogromne fundusze — do tej pory Telemaraton kosztował już 4 miliardy hrywien (ok.400 mln złotych — red.)

Na antenie coraz częściej zaczęli pojawiać się eksperci związani z Kancelarią Prezydenta i jego partią Sługa Narodu. Prowadzącymi natomiast byli ludzie, którzy przed inwazją na pełną skalę pracowali w kanałach medialnych Wiktora Medwedczuka [prorosyjskiego oligarchę -red.], którego córka jest chrześniaczką Putina, gloryfikując Rosję, oczerniając weteranów i uczestników Rewolucji Godności. Teraz przyozdobieni niebiesko-żółtymi akcesoriami, tymi samymi ustami wołają: „Chwała Ukrainie!”.

Wszyscy oni obiecali szybkie zwycięstwo, pikniki na Krymie po łatwej kontrofensywie na południu i zaczęli ochoczo komentować sprawy wojskowe. Takie wypowiedzi przyczyniły się do znacznego spadku tempa mobilizacji w Ukrainie, a wielu poczuło się rozczarowanych, że jeszcze na Krymie nie grillujemy.

Dla Ukrainy to dziwna sytuacja, ponieważ wolność słowa i istnienie wielu niezależnych mediów pozwoliły nam skutecznie oprzeć się autorytaryzmowi Wiktora Janukowycza i zmobilizować ludzi do oporu podczas pierwszej fazy wojny w 2014 roku.Niedawno w Polsce wybuchły skandale dotyczące państwowych stacji telewizyjnych "TVP" i "TVP Info". Obecny rząd Donalda Tuska oskarżył swoich poprzedników, że w 2015 roku zmienili ustawę medialną i stworzyli regulator mediów, który mógł odwoływać zarządy państwowych mediów i obsadzać je dziennikarzami i ekspertami sympatyzującymi z polityką partii.

Dlaczego ta analogia jest istotna dla Ukrainy? Bo może się okazać, że ciężar Telemaratonu zrzucimy nie po dekrecie kończącym stan wojenny, lecz dopiero po zmianie władzy politycznej. W końcu w tej chwili ani prezydent Wołodymyr Zełenski, ani jego najbliższe otoczenie nie są zainteresowani zniszczeniem tej drogiej zabawki. Są z niej bardzo zadowoleni.

Co więcej, Kancelaria Prezydenta, jak wiem z własnych źródeł, często dzwoni do redaktorów, gdy przywódca uważa, że historia nie jest wystarczająco pozytywna

Zagrożenie, które Telemaraton niesie dla krytycznego myślenia Ukraińców jest dostrzegane także na Zachodzie. The New York Times wyraźnie wskazuje, że Telemaraton musi się zmienić, aby uniknąć przekształcenia się w państwową propagandę w stylu Margarity Simonian i Wołodymyra Sołowjowa [najbardziej znani propagandyści Putina - red.]. Według autorów artykułu, widzowie skarżą się, że pokazuje się im zbyt jaskrawy obraz wojny, ukrywając prawdziwe problemy na froncie i kryzys zachodniego wsparcia Ukrainy, a co gorsza, zniechęcając Ukraińców do kontynuowania wojny. Nic więc dziwnego, że obywatele kraju ogarniętego wojną oglądają coraz mniej wiadomości, a coraz więcej reality show o kawalerach i ciąży w wieku 16 lat.

Kolejnym problemem jest przesycenie eteru gośćmi z partii rządzącej. Ekspert ds. mediów Igor Kulas obliczył dla NYT, że w 2023 roku członkowie prezydenckiej partii Sługa Narodu stanowili ponad 68% wszystkich gości studia Telemaratonu. W ten sposób powstało wrażenie, że w naszym kraju nie ma ani opozycji, ani społeczników, ani profesjonalnych komentatorów od energii jądrowej, gospodarki czy geopolityki.

Jeszcze bardziej zdecydowanie wypowiedzieli się Reporterzy bez granic: wezwali ukraiński rząd do rezygnacji z Telemaratonu, który ma niską oglądalność i wiarygodność. Podkreślili też, że priorytetem jest teraz zwiększenie wsparcia finansowego dla mediów publicznych i niezależnych.

Według tej szanowanej organizacji bardzo dziwne jest wydawanie 1,5 miliarda hrywien rocznie na Telemaraton, podczas gdy "publiczny nadawca Suspilne ma tylko 1,8 miliona hrywien na sfinansowanie kilku krajowych i lokalnych kanałów telewizyjnych, stacji radiowych i serwisów informacyjnych a zatrudnia ponad 4000 osób".

Warto zauważyć, że to właśnie przygraniczne i frontowe oddziały Suspilne stworzyły wysokiej jakości dokumentację zbrodni wojennych Rosjan. Dlatego ich finansowanie jest uzasadnione i niezbędne do  wygrania wojny, bo teraz potrzebujemy wysokiej jakości filmów dokumentalnych, a nie PR-u jednej partii u władzy.

Sondaże przeprowadzone przez Fundację "Inicjatywy Demokratyczne" i Centrum Razumkowa wyraźnie pokazują, że oglądalność Telemaratonu nie przekracza obecnie 10%. Nieco ponad 20% respondentów uważa, że Telemaraton w obecnej formie jest nadal aktualny. Liczba osób, którzy oglądają Telemaraton od czasu do czasu, gwałtownie spada. Nawet emeryci szukają alternatywy na YouTube, gdzie subskrybują "Espresso", "Priamyj" i "5 Kanał" oraz niektórych niezależnych dziennikarzy.

Według sondaży coraz mniej Ukraińców ufa Telemaratonowi,  Zdjęcie: Shutterstock

Szczególnie godzien ubolewania jest fakt wydania wspomnianych 4 miliardów hrywien wydanych na Telemaraton, który obejmuje wiadomości, kanał rozrywkowy "Dim" zatrudniający przyjaciół władzy, oraz kanał zagraniczny, który z jakiegoś powodu nie mówi o naszych stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i Polską, za to przez cała dobę pokazuje Rosjan. Ponadto często reklamuje swoje, rosyjskie, kanały na Telegramie, które nawet wywiad obrony Ukrainy uznał za dość niebezpieczne.

Telemaraton ostatecznie stracił swoją pierwotną formę i stał się zagrożeniem dla wolności słowa. Stał się też PR — ową tubą w rękach władz, która przepala pieniądze tak potrzebne teraz na drony i pociski

Niedawno w Ukrainie wybuchł ogromny skandal, gdy matka chrzestna prezydenta i wieloletnia aktorka projektu "Wieczorny Kwartał" Olena Kravets otrzymała ponad 27 milionów hrywien z budżetu państwa na osobisty projekt na kanale "Dim". Po publicznej krytyce odwołała zdjęcia na 2024 rok.

W swoim ostatnim wywiadzie Kravets okazuje jednak niechęć tym obywatelom, którzy uważnie czytają stronę internetową Prozorro, dotyczącą zamówień publicznych. Mówi, że wszystko przekręcili i posługują się mową nienawiści. To wyraźny znak, że bliski krąg pana Zełenskiego jest zdeterminowany, aby w przyszłości wykorzystać Telemaraton do prywatnych celów.

Opinie publikowane na naszym serwisie wyrażają poglądy osób piszących a redakcja Sestry.eu nie zawsze podziela opinię autorów blogów

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress