Biznes
Про діяльність компаній, яким вдалося вижити і відновитися попри війну, про релоковані бізнеси й українських підприємиць-тимчасових воєнних мігранток в Європі
Naucz Ukrainki polskiego. To może być niezły biznes
Poleć szkołę językową do nauki polskiego
Bezpłatne kursy języka polskiego zostały uruchomione w większości polskich miast już na początku inwazji. Pomogły ukraińskim uchodźcom opanować polski na podstawowym poziomie, ale mówić po polsku — już nie. Według badania przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Sociologii, tylko 22% Ukraińców ze statusem ochrony czasowej nauczyło się polskiego. Większość z nich ma powierzchowną znajomość, a płynnie komunikować się po polsku potrafi jedynie 10%.
Głównymi przyczynami tej sytuacji są brak czasu (33%) i pieniędzy (33%). Jednak podczas osobistych rozmów Ukrainki mówią również o innych powodach. Między innymi o stresie, „kiedy nic nie przychodzi do głowy”, i jakości organizacji edukacji.
— Mam doświadczenie w nauczaniu polskiego na różnych kursach, bo tak bardzo chciałam nauczyć się języka, że zapisałam się na kilka kursów jednocześnie — mówi 40-letnia Oksana z Odessy, która obecnie mieszka w Katowicach.
— Najbardziej przydatne były dla mnie kursy na Uniwersytecie Śląskim: system wiedzy, dużo materiałów, codziennie dostawaliśmy pracę domową — przygotowanie opowiadania na określony temat. Wszyscy uczestnicy byli zaangażowani w pracę, regularnie dostawaliśmy różne testy, które zmuszały nas do przygotowania się. Jedyny problem polegał na tym, że kurs był krótki, więc materiały, których moje dziecko uczyło się w szkole przez miesiąc, musieliśmy przyswajać na kursach w ciągu dwóch lekcji na tydzień.
Miałam złę doświadczenia z kilkoma kursami integracyjnymi. Na niektóre uczęszczało trzech studentów, którzy mieli podstawową wiedzę z języka polskiego, a reszta była jak „meble” w pokoju, nie zwracano na nich uwagi. Zdarzały się też kursy, na których połowę lekcji spędzaliśmy na omawianiu jakichś obcych tematów, głównie po ukraińsku, które nauczyciel rozumiał. Mój obecny poziom polskiego jest niski. Oczywiście potrafię się wytłumaczyć w szpitalu czy sklepie, o co mi chodzi, ale to nie wystarcza, żeby poczuć się zintegrowaną z polskim społeczeństwem.
Prośby: „Doradźcie szkołę językową”; „Doradźcie polskiego nauczyciela” są jednymi z najpopularniejszych w internetowych grupach Ukraińców. Zapotrzebowanie jest. Jeśli więc masz odpowiednią wiedzę, umiejętności organizacyjne i kapitał na start, otwarcie własnej szkoły językowej może być dla Ciebie dobrą opcją.
Marketing w stylu „polski w trzy miesiące” tylko Ci zaszkodzi
Switłana Matasz z Kijowa jest nauczycielką języków ukraińskiego i polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę mieszka w Krakowie. Jej szkoła online pozycjonuje się jako ukraiński biznes dla Ukraińców, więc jest zarejestrowana tylko w Ukrainie. Obecnie Switłana studiuje polskie prawo, planując rozpocząć działalność również w Polsce.
— Ukończyłam Wydział Filologii Ukraińskiej i Polskiej na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki — mówi. — Wybrałam język polski za radą mojej nauczycielki. Powiedziała mi, żebym nie zwracała uwagi na modny angielski, ale na języki słowiańskie. Wielu Ukraińców pracowało już w Polsce i Czechach i postrzegało je jako rynki dla swojej działalności. Polski wydawał mi się bardziej interesujący, więc go wybrałam.
Po studiach pracowałam w różnych szkołach językowych i jako korepetytorka. Jakość kursów była różna. Nie podobały mi się niektóre agresywne strategie marketingowe, jak obietnice nauczenia polskiego w trzy miesiące. Uczniowie mieli nierealistyczne oczekiwania, ponieważ opanowanie języka na wysokim poziomie w trzy miesiące jest niemożliwe. Jako nauczycielka widziałem błędy innych i to skłoniło mnie do otwarcia własnej szkoły online.
To było na krótko przed pandemią koronawirusa, kiedy dla potencjalnych studentów i uczniów nauka online była czymś przerażającym. Później, podczas pandemii, wszyscy się do tego przyzwyczaili, a liczba osób chętnych do nauki polskiego wzrosła.
— Musiałam pomyśleć o zwiększeniu skali projektu i szukaniu nowych nauczycieli — wyjaśnia Switłana.
— Przejrzałam zasoby takie jak work.ua. Uczniowie idą na twoje konto, więc ważne jest, aby inni nauczyciele w szkole również byli na wysokim poziomie.
Po opublikowaniu ofert pracy przeprowadzam rozmowę wideo z każdym kandydatem na nauczyciela. Zwracam uwagę przede wszystkim na umiejętności językowe, ponieważ rozmowa prowadzona jest w języku polskim, a także na sposób, w jaki dana osoba się zachowuje. Nawet takie drobiazgi jak odpowiednie tło mają znaczenie. Charyzma jest ważna, bo osobowość nauczyciela odgrywa dużą rolę w nauczaniu. Wszyscy pamiętamy, jak w szkole zaczynaliśmy kochać jakiś przedmiot, do którego wcześniej nie mieliśmy serca, tylko z szacunku i miłości do nauczyciela.
— Nie nakłaniam ich jednak do porzucenia własnego podejścia — mówi.
— Wręcz przeciwnie, najlepszym rezultatem jest połączenie moich pomysłów i ich twórczego opracowania przez nauczycieli. Są jednak pewne zasady, których należy przestrzegać. Na przykład organizacja przestrzeni do pracy na zajęciach: rozmyte tło, odpowiednie światło, wysokiej jakości sprzęt, schludny wygląd itp.
Cyberatak na stronę szkoły w mediach społecznościowych oznacza straty
Szkoła językowa Switłany to start-up. Dlatego szefowa musi łączyć różne role, pełnić różne funkcje, a także kochać… matematykę.
— Biznes nie polega na tym, że padasz z nóg z przeciążenia, a twój zysk wynosi trzy grosze — mówi Switłana.
— Biznes wymaga dokładnych obliczeń, oceny ryzyka, umiejętności odrzucania tego, co zmniejsza rentowność, i optymalizacji procesów.
Praca z publicznością znajdującą się w Ukrainie to w czasie wojny ryzyko
W zeszłym roku, kiedy Rosjanie ostrzeliwali ukraiński system energetyczny, wielu studentów nie mogło uczestniczyć w zajęciach z powodu braku prądu.
Jednak moją największą porażką nie była nawet ta sytuacja — przyznaje Switłana. — Zdecydowanie radziłabym wszystkim, których biznes zależy od mediów społecznościowych, by zadbali o ochronę swoich stron. W zeszłym roku straciłam dostęp do strony mojej szkoły z powodu cyberataku. Przypadkowo kliknęłam na link — i nasza strona została skradziona. Przywrócenie dostępu wymagało wiele wysiłku, a na dodatek straciliśmy pieniądze z kampanii reklamowej i niektórych klientów, z którymi nie mogliśmy się komunikować.
Język to produkt, który się nie psuje i zawsze jest potrzebny
Ukrainka Natalia Petraniuk, założycielka szkoły językowej „Micna mala”, urodziła się w Krakowie. I choć później jej rodzice wraz z dziećmi przeprowadzili się do Ukrainy, Natalia zachowała miłość do polskiego języka i kultury. To właśnie skłoniło ją do podjęcia studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tam uzyskała tytuł magistra filologii słowiańskiej. Przez wiele lat pracowała jako korepetytorka języka polskiego. Wojna na pełną skalę była impulsem do rozpoczęcia własnej działalności w Polsce.
— Ukraina i Polska są mi równie bliskie i drogie. Od pierwszych miesięcy wojny moim wkładem w pomoc Ukraińcom była organizacja klubu konwersacyjnego w Krakowie — mówi Natalia Petraniuk.
Organizowała spotkania, wymyślała tematy i znajdowała niekonwencjonalne sposoby na to, aby „rozmawiać" z Ukrainkami, które mimo silnego stresu zaczęły uczyć się języka polskiego. Z czasem uczestniczki klubu konwersacyjnego zaczęły pytać, czy można by było zorganizować pełnoprawne lekcje polskiego, zarówno indywidualne, jak grupowe. Początkowo takie kursy odbywały się w ramach różnych programów integracyjnych, ale w końcu Natalia zdecydowała się założyć własną szkołę językową.
— Miałam inwestora, który zainwestował swoje pieniądze w uruchomienie szkoły, bo szkoła językowa jako biznes ma potencjał — mówi Natalia. — Ktoś chce poprawić swój polski, by zdać rozmowę kwalifikacyjną, ktoś inny zaczyna uczyć się od zera, bo zdał sobie sprawę, że będzie musiał zostać w Polsce dłużej niż planował. A niektórzy chcą czuć się bardziej komfortowo, komunikując się ze współpracownikami. Sama mieszkałam w dwóch krajach przez długi czas, więc dobrze rozumiem, że język jest jednym z najważniejszych czynników, który pomaga Ci znaleźć podobnie myślących ludzi, znajomych i usuwa bariery.
Język jest głównym narzędziem do osiągnięcia sukcesu, gdy zaczynasz życie w innym kraju
Często kluczem do udanego startu w biznesie jest reputacja właściciela szkoły językowej, jeśli wcześniej dał się poznać jako korepetytor. Jednak aby utrzymać się na rynku, potrzeba wielu czynników.
— Bardzo ważne jest dla mnie to, że wśród nauczycieli są podobnie myślący ludzie, którzy cenią pracę i dbają o nią tak samo jak ja. Dyskutujemy o tym, co jest niedopuszczalne. Na przykład gdy nauczyciel próbuje uczynić uczniów szkoły swoimi prywatnymi uczniami, obiecując niższe czesne. Wiem, że niestety takie sytuacje są dość powszechne w tej branży.
Wynagrodzenie nauczycieli powinno opierać się na zasadach rynkowych, a oni sami powinni być traktowani po ludzku, by zrozumieli, że szkoła językowa jest podstawą ich osobistego dobrobytu.
Niektórzy uczniowie przychodzą z polecenia. Jednak by szkoła językowa mogła funkcjonować w sposób zrównoważony, potrzebuje dobrej strategii marketingowej i promocji.
— Moją największą porażką było zmarnowanie znacznej ilości pieniędzy na zatrudnienie specjalisty od ukierunkowanej reklamy. Moja rada jest taka: przetestować różne sposoby promocji, inwestując niewielkie kwoty. Jeśli zdecydujesz się zatrudnić specjalistę, powinien ci przynieść natychmiastowe rezultaty, a nie karmić cię obietnicami.
Za edukację VAT-u nie zapłacisz
— Uczenie obcokrajowców polskiego to naprawdę obiecujący biznes — mówi Magdalena Goik, Polka z Bytomia. Od 25 lat uczy Ukraińców języka polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę spędziła setki godzin, udzielając Ukraińcom korepetycji. I to skłoniło ją do otwarcia własnej szkoły językowej.
— Otwarcie szkoły językowej nie jest szczególnie trudne, ponieważ na usługi edukacyjne nie ma podatku VAT, a płaci się jedynie podatek dochodowy — zaznacza Magdalena. — Do tego dochodzą koszty usług księgowych, żeby samemu nie popełniać błędów.
Magdalena mówi, że najlepiej rozpocząć działalność, gdy masz już podstawy: — Łatwiej jest, gdy jesteś nauczycielem już znanym, a uczniowie przychodzą do ciebie po rekomendacji.
— W szkole językowej ważnych jest wiele rzeczy: od prowadzenia kalendarza programów nauczania i planów lekcji po zakup platform edukacyjnych online. Jak w każdym innym biznesie, kiedy pracujesz dla siebie, jest dużo pracy. Czasami 12 godzin dziennie.
Nie ma ubezpieczenia od tego, że jutro uczeń zmieni zdanie na temat nauki. Niektóre szkoły językowe pobierają miesięczną opłatę z góry. Nie podlega ona zwrotowi, jeśli opuścisz zajęcia bez ważnego powodu. Magdalena nie podpisuje osobnych umów z uczniami. Płacą po każdej lekcji, niektórzy płacą za cały kurs.
Jak wybrać szkołę i nauczyciela, który pomoże Ci mówić po polsku?
Magdalena Goik:
— Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na osobowość nauczyciela. Powinien pasować do ciebie pod względem intelektualnym i emocjonalnym. Nauczyciel i uczeń tworzą relację, a kiedy ta relacja jest dobra, dobrze się uczysz. Nauka powinna być bezstresowa, z intelektualną zachętą, lekcje powinny być interesujące, czasem nawet ekscytujące, a nauczyciel winien być serdeczny, choć wymagający. Powinien stawiać przed uczniem wyzwania, które ten będzie chciał pokonać.
Natalia Petraniuk:
— Możesz nauczyć się polskiego, jeśli znajdziesz „swoją szkołę” lub „swojego nauczyciela”. Ukrainki przez ostatnie dwa lata pokonały tak wiele trudności, że język zdecydowanie jest w ich zasięgu. Musisz tylko uwierzyć w siebie, poświęcić czas na naukę, wykonać wszystkie zadania. I mówić, mówić i jeszcze raz mówić.
Słowa Natalii potwierdzają dziesiątki opinii na stronach szkoły. Ludzie piszą, że dzięki szkole „Mizna mala” polski w końcu "wszedł im do głowy".
Switłana Matasz radzi:
— Moja rada może zabrzmieć banalnie, ale żeby mówić po polsku, trzeba mówić. Metodologia nauczania języka polskiego w naszej szkole jest skonstruowana tak, że mówimy od pierwszych lekcji. Nawet proste zwroty usuwają obawy i bariery.
Ile możesz zarobić na szkole językowej?
Najpierw policzmy koszty. Jeśli planujesz otworzyć szkołę w pełnym wymiarze godzin, powinnaś uwzględnić w swoim biznesplanie koszt wynajmu sali (najlepiej z meblami), materiały informacyjne, rezerwę na wynagrodzenia dla nauczycieli przez co najmniej kilka miesięcy, dopóki szkoła nie stanie się popularna, oraz opłacenie usług księgowych (konsultacje).
Szukając lokalizacji dla szkoły nie powininaś gonić za najtańszą ceną — powinnaś zastanowić się, czy dana lokalizacja jest dogodna logistycznie. Od tego będzie zależeć, czy studenci i nauczyciele będą do niej przyjeżdżać. Idealnie byłoby, gdyby było to duże i jasne pomieszczenie z własnym terenem, dogodnym węzłem komunikacyjnym w pobliżu, miejscem parkingowym itp. Umowa najmu powinna zostać podpisana po załatwieniu wszystkich formalności, a nawet po rozpoczęciu kampanii szkoły w mediach społecznościowych. Nie chcesz przecież płacić czynszu za pusty lokal, bez uczniów.
Niemal wszystkie rozmówczynie magazynu Sestry doradzały outsourcing rejestracji firmy i księgowości — ponieważ polski system podatkowy jest dość skomplikowany, istnieją dziesiątki różnych opcji rejestracji, a każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie z profesjonalistą. Na początku nowo zarejestrowany przedsiębiorca w Polsce może skorzystać z szeregu korzyści biznesowych.
Jednym z najbardziej kosztownych wydatków przy zakładaniu szkoły językowej jest jej promocja w mediach społecznościowych, za pośrednictwem blogerów, projektowanie i regularne utrzymywanie kont na socialach, tworzenie ulotek z informacjami o szkole, które można rozdawać na imprezach dla Ukraińców. Miesięczny budżet na promocję szkoły może zaczynać się od 500 dolarów.
To, ile zapłacić nauczycielom, by byli zainteresowani współpracą z tobą, a nie korepetycjami w domu, zależy również od rynku. Jeśli spojrzysz na ogłoszenia o pracę, nauczyciele języka polskiego jako obcego oferują pracę za 45-95 zł brutto za godzinę (chodzi o native speakerów z odpowiednim wykształceniem).
Jeśli mówimy o nauczycielach, którzy mogą pracować zdalnie w szkołach internetowych, oferty pracy na stronie takiej jak work.ua wynoszą od 10 do 30 tys. hrywien.
Jeśli mówimy o szkole online, koszty będą znacznie niższe. Obejmują one głównie wynagrodzenia dla nauczycieli, wynajem platformy do prowadzenia lekcji, promocję szkoły i księgowość.
Jaki może być dochód? Sprawdziliśmy koszty kursów językowych w różnych szkołach.
Wszystko zależy od tego, czy: 1) są to lekcje indywidualne, czy grupowe; 2) na jakim poziomie; 3) online czy offline. Koszt kursów indywidualnych waha się od 80 do 150 zł, lekcje grupowe offline od 540 do 800 zł, a online — od 380 do 500 zł za kurs.
Oprócz kursów podstawowych szkoła może zaoferować dodatkowe płatne usługi: kursy korporacyjne, konsultacje, przygotowanie do rozmów kwalifikacyjnych z konkretnym słownictwem zawodowym, kursy konwersacyjne, tłumaczenie dokumentów itp.
Ksenia Kostenko, rolniczka: - Wierzę w przyszłość Ukrainy. A to oznacza, że muszę dla niej pracować
Wiosną 2022 roku jej gospodarstwo znalazło się pod rosyjską okupacją. W ciągu miesiąca wróg niemal całkowicie zniszczył cały majątek Ksenii Kostenko. Pocisk uderzył w jej dom, siedzibę firmy splądrowali ludzie Kadyrowa. Szkolenia, dotacje i wsparcie życzliwych ludzi pomogły jej przezwyciężyć rozpacz i odrodzić się z popiołów. Oto historia Ksenii Kostenko, rolniczki z okolic Kijowa.
Osoba "wręcz przeciwnie"
Tak się czasem przedstawiam. Po ukończeniu Wydziału Cybernetyki na Uniwersytecie Szewczenki przez osiem lat pracowałam w branży IT jako programistka. Miałam dobre zarobki, nigdy nie myślałam, że zajmę się agrobiznesem, chociaż mikrorolnictwo zawsze było częścią mojego życia. Moi rodzice mieszkali w obwodzie kijowskim i mieli 40-arową działkę. Co weekend w lecie spędzałam czas w ogrodzie mojej mamy, pomagałam uprawiać warzywa. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie czuję się w Kijowie komfortowo. Znalazłam działkę w rejonie Buczy i zaczęłam budować dom. Później zrozumiałam, że tej ziemi mi nie wystarczy, więc kupiłam opuszczoną farmę w pobliżu. To był początek mojej podróży do agrobiznesu. Najpierw planowałam uprawiać warzywa dla siebie, z czasem jednak porzuciłam ten pomysł.
Postanowiłam uprawiać na większą skalę marchew i buraki, bo te warzywa nie wymagają drogiego sprzętu do przetwarzania. Małe gospodarstwa kupowały je hurtem. Już wtedy zrozumiałam, że do uzyskania dobrych zbiorów potrzebuję wiedzy z zakresu nauk rolniczych, zaczęłam więc zagłębiać się w tę dziedzinę. Dużo czytałam przed kupieniem czegokolwiek, konsultowałam się z ekspertami, trochę pomogła też poczta pantoflowa. Później wpadłam na pomysł rozpoczęcia produkcji nawozów. Chciałam wytwarzać produkt przyjazny dla środowiska, który nie szkodziłby ziemi. Opracowanie i opatentowanie go zajęło ponad dwa lata. Nawozy organiczne wykorzystujące zeolit z ukraińskich Karpat zostały przetestowane w Narodowym Uniwersytecie Gospodarki Wodnej i Środowiska w Równem. Ja i naukowcy byliśmy zadowoleni z wyników, mieliśmy w firmie wiele zamówień, myśleliśmy nawet o eksporcie. Podobnie jak większość Ukraińców, przed 24 lutego miałam szczęśliwe życie. Nie było łatwo, ale żyliśmy i mieliśmy życiodajne marzenia.
"Arabowie" w pracy
Jeśli chodzi o rosyjską ofensywę na pełną skalę, byłam zbyt pewna siebie. Rozumiałam, że wojna już trwa, tyle że nazywa się ATO [od kwietnia 2014 r. do kwietnia 2018 r. wojnę na wschodzie Ukrainy nazywano operacją antyterrorystyczną, w skrócie ATO - red.]. Wiosną 2017 r. byłam w Wołnowasze na forum "Rola kobiet w ATO". Uświadomiłam sobie, jak straszne to wszystko było. Dlatego nie mogłam uwierzyć, że możliwa jest jeszcze większa i straszniejsza wojn. Notabene Wołnowacha, piękne miasto, została przez wroga zniszczona.
Mam przyjaciół i kolegów z mojego cyberwydziału na całym świecie. Moja przyjaciółka z Brukseli kupiła mi bilet na 18 lutego; wtedy lotniska w Ukrainie jeszcze działały. Powiedziała mi: "Ksenia, będziesz miała wojnę!". A ja z uporem odpowiadałam: "Ira, nigdzie się nie wybieram. Jaka wojna? W XXI wieku? W Europie? To niemożliwe". Oczywiście bilet straciłam. Przed ofensywą na pełną skalę moja intuicja walczyła z logiką. Logika wygrała, bo mówiła mi, że to niemożliwe.
24 lutego byłam w Kijowie. Obudziła mnie siostra, która mieszka w miasteczku wojskowym w Wasylkowie. Krzyczała, że są bombardowani. Gdy z nią porozmawiałam, zadzwoniłam do ochroniarza w firmie - wszystkie moje gospodarstwa znajdowały się w pobliżu lotniska Hostomel. W linii prostej to pięć kilometrów, na wzgórzu za wsią. Ochroniaż zaczął krzyczeć, że jacyś "Arabowie" nas napadli. A to byli Czeczeni. Już pierwszego dnia okupanci odcięli prąd i łączność. Pan Bóg mnie kocha, bo tego dnia miałam być w firmie, ale zmieniłam plany w ostatniej chwili. Tego dnia w zakładzie odbywała się konserwacja, więc były tam tylko trzy osoby, a nie dwanaście, jak zazwyczaj. Dwóch uciekło, ale stary stróż nie zdążył. Rosyjskie wojsko zabrało wszystkie jego rzeczy, nawet stary telefon. Na szczęście zostawili go przy życiu.<br>
Przez ten miesiąc, który spędzili w mojej firmie, zniszczyli wszystko. Zniknęły okna i część dachu, ukradli baterie, akumulatory, a nawet części zamienne, których nie można nigdzie użyć. Pola i domy zostały zaminowane, surowce spalone. Zniszczyli prawie tysiąc ton obornika, szkody szły w miliony. Przyjechałam do fabryki w kwietniu. Później zrozumiałam, że za wcześnie. Widziałam sprzęt wojskowy wyciągany z rzeki i ciała żołnierzy. Ludzie szukali bliskich po DNA. Po tym, co zobaczyłam, nie spałam przez kilka nocy z rzędu. Nie chciało mi się nic robić, niczego odbudowywać, ręce mi opadły. Moim jedynym pragnieniem było odejść. Ale byli pracownicy, którzy mnie wspierali. Zainwestowałam więc wszystkie oszczędności w remont budynku. Wszystko robiliśmy sami, szukaliśmy części zamiennych, naprawialiśmy sprzęt - i wtedy znowu się zatrzymałam. Zadałam sobie pytanie: Gdzie iść dalej? Przecież nie było surowców. Ale szczęście mi dopisało. Zostałam zaproszona do programu szkoleniowego dla rolniczek "TalentA-2022. Antykruchość", prowadzonego przez międzynarodową firmę Corteva Agriscience.
Powrót do życia
To właśnie nauczyciele z tego programu edukacyjnych pomogli mi zmienić nastawienie i wrócić do pracy. Szkolenie trwało dwa miesiące. Wśród wykładowców byli agronomowie, prawnicy i ekonomiści. Uczyli mnie umiejętności antykryzysowych, zarządzania firmą i personelem. Podpowiadali, jakie rośliny wybrać, by nawet w trudnych warunkach uzyskać opłacalne zbiory. Mówili o nowych technologiach. W szkoleniu wzięły udział rolniczki z całej Ukrainy, np. z regionu Charkowa. Ich ziemia jest obecnie pod okupacją, jednak uczyły się na przyszłość. Po raz pierwszy od 4 lat istnienia do programu dodano psychologa. Ciągle wtedy czytałam wiadomości w telefonie. Psycholożka poradziła mi, bym to sobie dozowała: raz lub dwa razy dziennie i nie dłużej niż 5 minut. "Te wydarzenia nie zależą od ciebie, nie możesz ich zmienić" - powiedziała.
Ważne jest również, by wrócić na właściwe tory. Przed wojną na pełną skalę miałam wszystko jasno określone. Na przykład, że do jesieni zajmujemy się nawożeniem, a od wczesnej wiosny uprawą warzyw. Miałam nawet zaplanowane spektakle teatralne, które chciałam zobaczyć. Radziłabym ludziom, którzy mają takie problemy jak ja, aby natychmiast szukali pomocy u specjalistów. Ja wracałam do życia małymi krokami.
Odbudowa i dotacje
Podczas tych studiów wygrałam grant w wysokości 340 000 hrywien. Pieniądze wykorzystałam na odbudowę fabryki. Naprawiliśmy i uruchomiliśmy jedną linię, tej wiosny wyprodukowaliśmy nawet niewielką partię nawozu. Zimą nasza firma nie pracuje, bo jest problem z dostawami surowców. Ucierpiało wiele gospodarstw, od których kupowaliśmy obornik. Kolejnym problemem są pracownicy. Do niedawna pracowały u mnie 3-4 osoby w wieku 60+, inni pracownicy służą w wojsku. Potrzebujemy co najmniej 8 osób, które mogłyby pracować na dwie zmiany, ponieważ jedna zmiana nie przynosi zysków. Jeśli chodzi o moce produkcyjne, wiosną wyprodukowaliśmy tylko 30 ton nawozu na cały sezon. Przed wojną to była dzienna norma. Mam nadzieję, że pod koniec lutego tego roku uruchomimy linię, która będzie w stanie produkować do 10 ton nawozu dziennie. Na pewno się nie poddam. Jest popyt na moje produkty. Trzech klientów - rolników zaoferowało mi nawet wsparcie. Według wstępnych szacunków potrzebujemy 2,5 miliona hrywien na odzyskanie dawnych możliwości produkcyjnych. Cała dokumentacja projektu będzie musiała zostać wykonana od podstaw, co jest droższe niż naprawa sprzętu.
Jeśli chodzi o programy rządowe, to dla naszego regionu są one nieskuteczne, bo tereny mamy zaminowane. W zeszłym roku niczego nie zasadziłam. Mam jednak nadzieję, że w tym roku będzie już można uprawiać ziemię, choć na razie wciąż jest niebezpiecznie. Zdarzały się przypadki, że ludzie pracujący na polach wylatywali w powietrze. Jak państwo mogłoby nam pomóc? Mój tata był lekarzem, a pierwszą zasadą w medycynie jest nie szkodzić. Chcę więc, żeby biurokraci zeszli nam z drogi. Kiedy widzę, jak kładą nowe chodniki, mój układ nerwowy tego nie wytrzymuje. Państwo powinno pomagać wojsku w pokonaniu wroga. Ja, jeśli mam wybór: dać pieniądze na moją produkcję lub kupić drona dla wojska - wybiorę to drugie.
Jesteśmy już w Europie
Jesteśmy dość demokratycznym krajem, choć chciałabym zobaczyć nieskorumpowaną Ukrainę. Jesteśmy Europejczykami, zawsze żyliśmy w Europie. W niektórych dziedzinach przewyższamy inne kraje. Na przykład system bankowy: w Szwajcarii jest doskonały, ale nie można szybko otworzyć konta, a w Ukrainie można to zrobić w pół godziny. System medyczny? Spróbuj dostać się do okulisty w Czechach. Zostaniesz wpisany na listę oczekujących, a czekanie na wizytę u lekarza zajmie ci co najmniej dwa miesiące. Albo sektor IT - nasi specjaliści są najlepsi na świecie. Kto był dyrektorem technicznym u Steve'a Jobsa? Steve Wozniak z Czerniowiec. Podobnie jest w innych firmach. Wiem, gdzie pracują moi koledzy ze studiów i kim są, więc mogę śmiało powiedzieć, że świat składa się z ukraińskich specjalistów IT. Chciałabym również, aby młodzi, wykształceni i inteligentni ludzie weszli do polityki i rozwijali kraj, zostawali burmistrzami i prezydentami. Chciałabym, aby radziecki schemat "tylko łajdacy idą do władzy" zniknął na zawsze z naszego kraju. Moim największym marzeniem jest zwycięstwo. Na poziomie zawodowym marzę natomiast o tym, by wszyscy moi pracownicy, którzy bronią kraju, wrócili żywi i byśmy znów mogli razem pracować. Wierzę w przyszłość Ukrainy. A to oznacza, że muszę pracować dla jej rozwoju.
Lwowskie croissanty schodzą jak gorące bułeczki. Dlaczego warto inwestować w ukraińskie franczyzy za granicą?
Ukraińskie franczyzy za granicą: możliwości i wyzwania
Ukraińskie firmy franczyzowe po 24 lutego 2022 roku zaczęły aktywnie rozwijać się za granicą, a trend ten będzie się utrzymywać w 2024 roku jest przekonany Roman Kyrylovych, współzałożyciel firmy konsultingowej Franch, założyciel Franch AI.
Jednocześnie identyfikuje trzy główne wyzwania, przed którymi stoją przedsiębiorcy na drodze do sukcesu.
Po pierwsze, franczyzodawcy, którzy już otworzyli działalność w innych krajach, muszą w tym roku umocnić swoją pozycję na rynku i zrozumieć główne wektory dalszego rozwoju swojego modelu biznesowego.
"Przedsiębiorcy muszą zrozumieć jak działa biznes w danym kraju, jak działają procesy prawne, co należy dostosować w firmie, aby uruchomić nowe franczyzy itp. Jest to ważne, ponieważ każda branża ma swoje indywidualne cechy" - mówi Roman Kyrylovych.
Na przykład, jeśli mówimy o ukraińskiej firmie spożywczej, przedsiębiorca powinien częściowo zmienić menu, aby uwzględnić gusta lokalnych konsumentów. A jeśli chodzi o ukraiński sex shop, na ogół wybór produktów intymnych pozostanie standardowy.
Po drugie, zdaniem eksperta, ukraińscy przedsiębiorcy powinni przenieść swoje franczyzy za granicę. Takie modele biznesowe mogą być interesujące dla innych Ukraińców mieszkających w tych krajach. To właśnie oni są gotowi zostać franczyzobiorcami.
Według Kyrylovycha, firmy franczyzowe z Ukrainy wolą współpracować z ukraińskimi partnerami, ponieważ są oni obeznani z markami, łatwo znajdują wspólny język i mają do siebie zaufanie. Rozpoczęcie działalności z obcokrajowcami jest trudniejsze.
"Oczywiście obcokrajowcy będą ostrożniej podchodzić do ukraińskich franczyz. Nie znają naszego lokalnego biznesu, nie rozumieją naszych modeli biznesowych. Sytuacja może się zmienić, gdy ukraińskie firmy franczyzowe staną się znane za granicą. Ale to wymaga czasu" - wyjaśnia Kyrylovych.
Po trzecie, trzeba przetrwać pierwszy rok po uruchomieniu franczyzy. Nie jest to łatwe.
Obcy kraj oznacza inne reguły gry, a konkurencja jest często ostra.
"To właśnie pierwszy rok jest kluczowy dla każdej firmy rozpoczynającej działalność, ponieważ sprawdza on trwałość i efektywność danego modelu biznesowego" - podkreśla ekspert.
Popularne obszary i wartość franczyzy
Według Romana Kyrylovycha, w tym roku największy popyt będzie na franczyzy w sektorach gastronomicznym i usługowym. "Dlaczego będzie to interesujące? Odpowiedź jest prosta: w Europie Ukraińcy tęsknią za naszymi usługami" – wyjaśnia ekspert.
Wśród potencjalnych liderów za granicą ekspert wyróżnia takie firmy: Multi Cook (projekt Galia Baluwana), Nova Poshta, Rozetka i Lviv Croissants. Jednocześnie zauważa, że w Ukrainie jest obecnie wiele innych młodych i obiecujących projektów.
Kyrylovych zaznacza, że franczyza nie jest tanią sprawą. Na początek trzeba zainwestować około 40-60 tys. euro, a zwrot z takiej inwestycji wynosi co najmniej 2-3 lata. "Musisz więc spodziewać się, że to długa gra" – dodaje rozmówca.
Ukraiński biznes franczyzowy rozwija się obecnie najbardziej aktywnie w tych krajach europejskich, w których mieszka wielu Ukraińców, takich jak Polska, Czechy, Hiszpania itp. Za granicą najbardziej obiecującymi rynkami są Stany Zjednoczone i Kanada.
"Ogólnie rzecz biorąc, franczyzę można uruchomić w każdym kraju UE, w którym mieszka wielu Ukraińców. Wyjątkiem mogą być Niemcy, ponieważ bardzo trudno jest tam prowadzić mały i średni biznes" - mówi współzałożyciel firmy doradczej Franch.
Inwestowanie we franczyzę: od czego zacząć?
Roman Kyrylovych przygotował kilka rekomendacji dla tych, którzy chcą spróbować swoich sił w przedsiębiorczości za granicą i zostać franczyzobiorcą.
Franczyza to nie inwestycja, ale konieczność pracy 24/7
Istnieje błędne założenie, że kupując firmę, można nic nie robić i po prostu otrzymywać miesięczny dochód pasywny. W rzeczywistości, gdy dana osoba kupuje franczyzę, tak naprawdę kupuje pracę non-stop..
"Musisz czuć się jak klasyczny przedsiębiorca rozpoczynający nowy biznes. Chociaż w przypadku franczyzy jest to oczywiście nieco łatwiejsze: istnieje już jasny i sprawdzony model biznesowy. Jeśli franczyzobiorca jest gotowy do ciężkiej pracy i rozwijania biznesu, szanse na sukces są bardzo wysokie" - uważa ekspert.
Wybierz franczyzę, którą naprawdę lubisz
Z obserwacji eksperta wynika, że osoby kupujące franczyzę często pracują nad tym projektem z całą rodziną. Dlatego przed podjęciem decyzji, w jaki biznes zainwestować, należy porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi, aby upewnić się, że wszyscy są zainteresowani.
Також варто врахувати освіту та професійні навички членів родини. Приміром, хтось добре орієнтується у менеджменті, а хтось — гарно готує. Такі деталі допоможуть підійти до вибору франшизи практично та розсудливо, що, в результаті, сприятиме успіху справи.
Inwestycja we franczyzę powinna ograniczać się do kwoty, którą jesteście w stanie stracić w przypadku niepowodzenia.
Rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności zawsze wiąże się z dużym ryzykiem. Dlatego nie warto dokonywać takich inwestycji z ostatnich oszczędności, inwestując tylko tyle pieniędzy, ile psychicznie jesteśmy gotowi stracić. Praktyka pokazuje, że sukces odnoszą tylko ci przedsiębiorcy, którzy potrafią zachować zimną krew" - mówi Roman Kyrylovych.
Dowiedz się wszystkiego o doświadczeniach przedsiębiorców w Ukrainie
Przed zakupem franczyzy w celu rozpoczęcia działalności w UE należy porozmawiać z przedsiębiorcami, którzy działają w ramach tego programu w Ukrainie. Ich doświadczenie jest bardzo cenne i pomoże zrozumieć perspektywy i wyzwania związane z potencjalnym biznesem. Oczywiście prowadzenie biznesu na Ukrainie i w Europie to często zupełnie inna gra. Jednak, jak podkreśla Kyrylovych, otwieranie franczyz za granicą, zwłaszcza w UE, jest wciąż niezbadaną ścieżką dla Ukraińców.
"Jak dotąd w Europie jest niewielu ukraińskich franczyzobiorców, więc wyzwania na starcie mogą być bardzo duże i nieoczekiwane. Dlatego też, jeśli dana osoba jest gotowa podjąć ryzyko, musi wziąć pod uwagę wiele szczegółów. Takie podejście pomoże Ukraińcom stać się przedsiębiorcami odnoszącymi sukcesy za granicą i kontynuować rozwój ukraińskiego biznesu na rynkach światowych" - przekonuje Roman Kyrylovych.
Jedz, pracuj, ucz się: ukraińskie smaki w Polsce
Wojna znacznie zmniejszyła liczbę firm w Ukrainie, jednak po 24 lutego ukraiński biznes zaczął dynamicznie rozwijać się za granicą. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w samej Polsce prawie co dziesiąta nowo założona firma należy do Ukraińców. Sestry odwiedziły przedstawicieli czterech znanych ukraińskich marek działających w Warszawie, by dowiedzieć się, jak udało im się założyć biznes w Polsce.
Rozwijamy się poprzez franczyzy, współpracujemy wyłącznie z Ukraińcami
Wołodymyr Matwijczuk, współzałożyciel sieci "Galia Bałuwana" i Multi Cook, opowiedział, jak firma tworzy miejsca pracy za granicą, w tym dla uchodźców wojennych.
- Po rozpoczęciu wielkiej wojny dzwonili do mnie znajomi, którzy pracowali w firmie i przenieśli się za granicę. Pytali, czy zamierzamy wejść na rynek europejski. Uznaliśmy, że teraz możemy być przydatni za granicą, tworzyć nowe miejsca pracy dla Ukraińców. To nasz mały wkład w pomoc potrzebującym. Sieć "Galia Bałuwana" jest obecnie reprezentowana w 27 krajach pod marką Multi Cook. System opiera się na franczyzie.
Franczyzę opieramy na zaufaniu do partnera. Miesięczna opłata w wysokości 100 euro jest dość przystępna. Obecnie instalujemy wysokiej jakości oprogramowanie, które pozwala partnerowi śledzić sprzedane produkty, zyski, wynagrodzenia i przeglądać analizy biznesowe na smartfonie. Program ten został opracowany na prośbę naszych polskich partnerów i zainwestowaliśmy w niego ponad 30 tysięcy euro. Stworzyliśmy uniwersalną stronę internetową i inwestujemy w platformę zamówień online, ponieważ nasi partnerzy w Polsce rozpoczynają współpracę z barami, kawiarniami i przedszkolami.
W Polsce stworzyliśmy wsparcie biznesowe "pod klucz": mamy prawników, którzy pomagają założyć firmę i wybrać optymalny system podatkowy; mamy wsparcie księgowe, które pomaga Ukraińcom szybko nawigować i spędzać na tym mniej czasu. W Polsce "uruchamiamy" partnerów w sześciu blokach. Pierwszy blok jest standardowy, zawiera 80-90 pozycji, a każdy kolejny zawiera kolejne 20-25 pozycji. Pierwszy blok jest uruchamiany przez zespół wizytujący z Ukrainy: jego członkowie pomagają przeszkolić Ukraińców, którzy przyjechali do pracy, oraz właściciela w poruszaniu się w kwestiach produkcyjnych. Następnie firma pracuje przez jakiś czas nad tym asortymentem startowym, który jest najłatwiejszy do opanowania, pracownicy uczą się rozumieć procesy produkcyjne, czym jest klient, rozwijają umiejętności. Dopiero po tym partner może wprowadzać nowe dania. W naszym asortymencie mamy 700 pozycji i jasne jest, że nowa firma nie opanuje ich wszystkich od razu.
Za granicą zajmujemy niszę mrożonek. Nie oferujemy opcji restauracji, jak ma to miejsce w niektórych ukraińskich miastach. Stworzyliśmy również nową stronę internetową dla naszych zagranicznych partnerów o nazwie Multi Cook. To oddzielna marka, z oddzielną etykietą w różnych kolorach.
Prowadzenie biznesu w Polsce nie jest trudne, a dla ukraińskiego biznesu - dla tych, którzy weszli po 24 lutego 2022 roku stworzono dobrą atmosferę. Jesteśmy bardzo podobni do Polaków pod względem konsumpcji i zachowań zakupowych.
Rozwijamy się za granicą, w tym w Polsce, poprzez franczyzę i współpracujemy wyłącznie z Ukraińcami, zachęcając ich do zatrudniania Ukraińców jako franczyzobiorców. To jest nasza misja w czasie wojny. Po wojnie otworzymy sprzedaż dla obcokrajowców. Część z nich otwiera biznesy za własne pieniądze, część zaciąga kredyty, a część dostaje dotacje od polskiego rządu.
Procedura jest następująca: tworzymy projekt lokalu, partner zamawia sprzęt i dokonuje napraw. Na 10 dni przed zakończeniem remontu partner rekrutuje pracowników. Nasz zespół start-upowy jedzie do Polski i przydziela przyszłych pracowników do procesów, uczy ich, jak gotować wszystkie potrawy, a nowi pracownicy wraz z zespołem przygotowują dania przed otwarciem sklepu. Daje to około tony produktów w ciągu 6 dni. Siódmego dnia partner otwiera sklep.
Rekrutując pracowników, nie trzeba wybierać kucharzy. Z uwago na to, że produkcja jest zaplanowana i podzielona na procesy, wystarczy znać swoje 3-4 procesy: ktoś smaży naleśniki, ktoś pracuje z klopsikami mielonymi, ktoś robi pierogi i knedle.
Każdy partner sam ustala ceny detaliczne i reklamuje się. Kontrolujemy czystość pomieszczeń, wszyscy pracownicy muszą być umundurowani, formowanie naszych produktów musi być jednolite, a ich jakość - na odpowiednim poziomie.
Jesteśmy już obecni w 20 miastach w Polsce, a liczba sklepów stale rośnie. Na przykład w Warszawie mamy obecnie około 20 sklepów.
W mniejszych miastach partnerzy mają łatwiejszy start ze względu na lepszą sprzedaż. Zakładam, że wynika to z tego, że duże miasta są nasycone supermarketami. Im mniejsze miasto, tym mniej supermarketów, a konsumenci koncentrują się bardziej na sklepach rzemieślniczych.
Do naszych najpopularniejszych produktów w Polsce należą pyzy z ziemniakami, knedle, pierogi z mięsem i wieprzowiną. Polacy uwielbiają kolorowe pierogi, które często kupują dzieciom. Bardzo dobrze sprzedają się nasze zupy i barszcz. Polacy bardzo lubią pierogi i uszka, opracowaliśmy więc ich specjalną recepturę z myślą o polskim konsumencie. Polacy lubią również zupy-krem, które są mniej popularne na Ukrainie, więc opracowaliśmy linię takich zup, linię mrożonych dań restauracyjnych. Teraz nasi partnerzy ten nowy produkt wprowadzą.
Polscy klienci w sklepie często pytają sprzedawcę, jak ugotować danie, które nie było wcześniej prezentowane na polskim rynku. Dlatego do etykiety każdego produktu dołączyliśmy kody kuponów z linkiem do kanałów YouTube z pokazami gotowania.
Nie przyszliśmy o nic prosić
Iwan Lifincew, menedżer ds. marketingu i projektów, opowiedział nam o sieci restauracji "Czornomorka" w Polsce:
- Przez 11 lat Nasza główna idea, która brzmi: "Po prostu smażymy ryby", nie zmieniła się od 11 lat. "Uczymy" nowe rynki, że restauracje serwujące ryby i owoce morza mogą być demokratyczne. Kiedy weszliśmy do Polski, zmieniliśmy do pewnego stopnia format: nie ma kelnerów, zamówienia są przyjmowane przy okienkach, a gotowe dania są przynoszone przez kuriera.
Dostosowaliśmy nazwę, zastępując Czornomorkę - Czarnomorką, by w języku polskim było jasne, skąd pochodzimy.
W Polsce działają już dwa projekty, a kilka kolejnych jest w trakcie otwierania. Dla Polaków pojawienie się dwóch placówek naraz, zamiast jednej, zwiększa ich pewność siebie: mówią, że skoro mają dwie placówki, a nie jedną, to dobrze sobie radzą. Oczywiście Ukraińcy mieszkający w Warszawie również się przyłączyli, ponieważ znają sieć.
Prowadzenie biznesu w Polsce jest droższe, co wymaga optymalizacji kosztów, personelu i formatu. Jeśli chodzi o zmiany w lokalizacjach, to oprócz nazwy, zmienił się również firmowy kolor naszych placówek z niebieskiego na bordowy.
Oczywiście polityka cenowa również dostosowuje się do zasad panujących na lokalnym rynku. Mam wrażenie, że Europejczycy lubią więcej myśleć i wolniej reagują na różne promocje. Nawet teraz, w stanie wojny, Ukraińcom wystarczy powiedzieć, że jutro będzie jakaś szalona akcja - i pół Kijowa zbierze się w jeden dzień. Tymczasem Polacy planują weekendy z wtorku na środę, więc jak im się powie o promocjach w piątek, to w sobotę nikt nie przyjdzie.
Adaptacja menu jest minimalna: w Warszawie dodaliśmy polską zupę o nazwie żurek, ale to jest żurek rybny. Teraz skupiamy się na globalnym charakterze sieci, na przykład poprzez uruchomienie wydarzenia "Makrelowy listopad" w Ukrainie, Mołdawii i Polsce. Organizujemy dni tematyczne, kiedy mamy dostawy świeżych ryb i opracowujemy dla nich specjalne oferty. Na przykład w poniedziałek rozdajemy trzecią porcję małży w prezencie, a we wtorek oferujemy ostrygi po obniżonej cenie. Działania te sprawdzają się w całej sieci, niezależnie od kraju.
Mamy bardzo jasne stanowisko: nie jesteśmy uchodźcami w Warszawie, nie przyjechaliśmy prosić o cokolwiek od państwa. W Ukrainie sieć z powodzeniem działa i otwierane są nowe placówki. Ekspansja była planowana wcześniej, a wojna tylko przyspieszyła ten proces.
Praktykujemy zarówno franczyzę, w której pomagamy na etapie otwarcia, a następnie kontrolujemy, czy wszystko spełnia standardy - jak projekty inwestycyjne, w których inwestor inwestuje, a następnie osiąga zysk. Partner franczyzowy zajmuje się projektem samodzielnie, natomiast my w całości obsługujemy projekty inwestycyjne.
Pracowników liniowych rekrutujemy z kraju, w którym działamy, ale zespół z Ukrainy przyjeżdża do pomocy przy otwarciu. W każdej restauracjii jest kierownik, a każdy kraj ma własnych kierowników projektów, którzy raportują do biura w Kijowie.
Ważne jest, abyśmy się rozumieli. Personel liniowy składa się w 50 procentach z Polaków, a kierownikiem jest Ukrainiec, który od dawna mieszka w Polsce i biegle mówi po polsku. Rekrutujemy kucharzy poprzez rekomendacje i strony z ogłoszeniami o pracy.
Specyfika działalności polega na tym, że sprowadzamy wiele świeżych ryb i owoców morza z różnych krajów i gotujemy je na miejscu. Smażymy ryby w sosach, na patelni, na teppanie. Nie używamy półproduktów.
Ryby i owoce morza transportowane są w specjalnych warunkach termicznych. Mamy taką opcję jak "ryba na zamówienie", co oznacza, że ryba jest jeszcze w drodze i została już zamówiona przez konkretnego gościa. Kiedy mieliśmy "Makrelowy listopad", przyjeżdżało do nas mnóstwo makreli. I chociaż były jeszcze w drodze, my już je sprzedaliśmy.
Przyciągamy ludzi różnymi działaniami związanymi z żywnością, na przykład oferujemy ostrygi. W Ukrainie ostrygi kosztowały kiedyś 17 czy 19 hrywien - i to po prostu zrujnowało rynek, bo sprzedawaliśmy ogromną ich ilość.
Mamy zajęcia, podczas których można samodzielnie otwierać ostrygi. To nowa atrakcja dla naszych gości: nasz pracownik uczy, jak włożyć nóż do ostrygi i prawidłowo ją otworzyć.
Wśród popularnych w Polsce dań są oczywiście spaghetti z owocami morza, risotto z owocami morza, małże w skorupkach, ostrygi i legendarna już zupa rybna, którą serwujemy codziennie w całej sieci od ponad 10 lat.
Najważniejsza jest dla nas jakość rogalików
Julia Kniażyk, dyrektorka marketingu Lviv Сroissants, podzieliła się swoimi doświadczeniami związanymi z wejściem na polski rynek po rozpoczęciu przez Rosję inwazji:
- Nasza sieć od kilku lat przygląda się różnym krajom, bo chce wejść na rynek międzynarodowy. Dla nas kwestia głównego produktu jest kluczowa: croissanty powinny być produkowane przez nas w kraju, w którym jesteśmy obecni, lub dostarczane z Ukrainy. Kiedy rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, było mniej pracy, niektóre piekarnie zostały zamknięte, a my przyspieszyliśmy proces wejścia na najbliższy rynek - Polskę. Idea rogalików z różnymi nadzieniami jest wspólna dla różnych krajów.
Wcześniej mieliśmy już zakład w Polsce, w 2018 r., ale popełniliśmy błędy i zamknęliśmy go. W 2022 roku rozpoczęliśmy pracę na polskim rynku od samego początku. Oczywiście nasze doświadczenie związane z otwarciem około 145 piekarni w Ukrainie obejmowało wiele ważnych opcji również dla rynku polskiego: zrozumienie, jak przetrwać lockdown, umiejętność szybkiego dostosowania się do nowych warunków itp.
Na przykład w Polsce obciążenia podatkowe są wyższe niż w Ukrainie zarówno dla przedsiębiorców, jak dla pracowników, co komplikuje księgowość i wpływa na ceny. Ponadto każdy przedsiębiorca jest płatnikiem podatku VAT, co ma wpływ na wyniki finansowe.
W pełni kontrolujemy działalność franczyzową na polskim rynku. Mamy centralne biuro w Ukrainie, które składa się z około stu osób, oraz biuro regionalne w Polsce z odpowiednimi działami. Wymagamy zgodności ze standardami zarówno w Ukrainie, jak w Polsce. W marketingu współpracujemy z polskimi specjalistami, ponieważ osoba, która jest na miejscu, lepiej wie, co się tam dzieje.
Lokalni pracownicy na polski rynek są wybierani przez naszych specjalistów z Ukrainy, mamy dział HR i pracownika, który mówi po polsku. Mamy dużo podań o pracę od Ukraińców, ponieważ wielu z tych, którzy wyjechali, pracowało dla nas lub wiedziało o naszej sieci. Rozumiemy, że kasjer musi być Polakiem, ponieważ musi biegle mówić po polsku. W Polsce staramy się zatrudniać taką samą liczbę Polaków, co Ukraińców - a czasem nawet więcej. Specjalne wykształcenie nie jest wymagane, możemy sami przeszkolić pracownika. Każdy punkt ma kasjera, kanapkarza, kucharza i kelnera.
Wśród naszych partnerów są polskie firmy. To dostawcy żywności, dystrybutorzy sprzętu, wykonawcy i agencja marketingowa. Polakiem jest też szef kuchni.
Jako sieć w Ukrainie mieliśmy wielu gości z innych krajów. Jeszcze przed epidemią koronawirusa zrozumieliśmy, że znaczna liczba naszych gości we Lwowie to Polacy, co oznacza, że polscy konsumenci znali już naszą markę. Oczywiście lokalni klienci są mniej zaznajomieni z naszym produktem, co wynika z różnic mentalności: Ukraińcy żyją teraźniejszością i potrafią wydać naraz więcej pieniędzy, podczas gdy Europejczycy są bardziej oszczędni i rzadziej wydają pieniądze pod wpływem impulsu.
Jest kilka nowości, które z powodzeniem wprowadziliśmy w Polsce, a które nie są jeszcze dostępne w Ukrainie. Na przykład w Polsce popularny jest rogal wypełniony gotowanymi jajkami. Na Ukrainie nie ma producenta, który dostarczałby do niego niezbędne składniki, podczas gdy w Polsce jest takich wielu, więc stworzyliśmy ten produkt.
Jesteśmy już reprezentowani w Warszawie, Wrocławiu, Zgorzelcu, Szczecinie, Rzeszowie i Gdańsku. Wśród tych miast wyróżnia się Zgorzelec, gdzie jest wielu Niemców - polskie ceny są dla Niemców niskie. Co do reszty, nasz biznes zależy od lokalizacji i ruchu. Możesz działać w stolicy, ale w złej lokalizacji, możesz też być w małym mieście w dobrej, centralnej lokalizacji - i wskaźniki będą takie same.
Nasza sieć istnieje od 9 lat i każdego miesiąca obsługujemy ponad milion gości.
To już jest krymskotatarskie centrum w Warszawie - a jednocześnie część ukraińskiej tożsamości
Spotkałyśmy się też z Ernestem Sulejmanowem, właścicielem restauracji "Krym" w Warszawie. Opowiedział nam o swoim pomyśle otwarcia restauracji krymskotatarskiej naprzeciwko Ambasady Rosji w Polsce. I o tym, co z tego wynikło.
- Przyjechaliśmy do Polski w 2019 roku. Mój syn właśnie skończył szkołę w Ukrainie i rozpoczął studia w Warszawie. Zdecydowaliśmy, że dla naszej małej rodziny lepiej będzie mieszkać razem tutaj.
Pomyślałem, że byłoby dobrze stworzyć biznes restauracyjny z komponentem narodowym. Poszedłem na studia, by zostać menedżerem gastronomii. Pracowałem jako szef kuchni we włoskiej restauracji. Kiedy już poczułem ten biznes, zacząłem szukać lokalu. W tym, który wybraliśmy, wcześniej znajdowała się indyjska restauracja, ale nie wypaliło. Kiedy zobaczyłem, że naprzeciwko stoi ambasada Rosji w Polsce, od razu pojawił mi się w głowie pewien obraz. Powiedziałem żonie, że to ciekawa lokalizacja, ale ludzie powinni tu przychodzić specjalnie - w pobliżu nie ma biur, mało ludzi. Moja żona zgodziła się spróbować. Powiedziała, że przynajmniej potrollujemy Rosjan przez kilka miesięcy.
Zainwestowaliśmy własne pieniądze, ale to nie wystarczyło. Powiedziałem mojemu przyjacielowi, że chcemy otworzyć restaurację naprzeciwko rosyjskiej ambasady. Zapalił się: "Restauracja 'Krym' naprzeciwko rosyjskiej ambasady? Ciekawe! Dam ci pieniądze!". I dzięki jego pieniądzom zrealizowałem ten projekt. Mój przyjaciel też jest Tatarem krymskim, opuścił Krym z powodu okupacji i od dawna mieszka w Niemczech. W ten sposób protestujemy przeciwko rosyjskiej okupacji i rosyjskiej agresji.
Spodziewaliśmy się, że prowadzenie firmy, zwłaszcza w obcym kraju, będzie trudniejsze. Nasi przyjaciele biznesowi w Ukrainie ostrzegali nas, że jest wiele wymagań, dużo raportowania. Ale zaangażowaliśmy się - być może dlatego, że nie mieliśmy innego doświadczenia.
Улітку обладнали літній майданчик: була кримськотатарська українська атрибутика. Це великий плюс, що ми не розчинилися серед інших, бо відмовилися від пропозицій рекламувати великі компанії, які могли надати парасольки, столи.
Gotujemy własne potrawy: mięso jest halal, zgodnie z krymskotatarską tradycją. Długo szukaliśmy palarni kawy i ciężko pracowaliśmy nad jej smakiem. Nasza kawa to specjalnie przygotowana mieszanka 85% arabiki z Ameryki Łacińskiej i 15% robusty z Indii. Kiedy znaleźliśmy tę proporcję, poprosiliśmy, aby palenie nie było tak ciemne jak w przypadku kawy tureckiej. Dlatego nasza kawa jest najsmaczniejsza w Warszawie.
Mamy 14 pracowników, kucharze to Tatarzy krymscy. Przyszli do nas po ogłoszeniu o naborze i szkoliliśmy ich przez 3-4 miesiące. Mamy przepisy na dania, które nasze matki i babki gotowały w domu. Zatrudniliśmy wszystkich Tatarów krymskich, którzy przyjechali. Wszystkie znaki i specjalne serwetki do restauracji zostały zamówione w Ukrainie. Chcieliśmy wesprzeć ukraińskie firmy, które są się w trudnej sytuacji z powodu wojny.
Kuchnia krymskotatarska jest popularna w Ukrainie, ale dla Polaków to nowość, chcą spróbować wszystkiego. Doradzamy im, a oni wracają potem po dania, które im zasmakowały. Polacy zazwyczaj przychodzą do nas całymi rodzinami z dziećmi. Ukraińcy wpadają przypomnieć sobie smaki, które pamiętają z Krymu.
Dzieci lubią krymskotatarską baklawę, którą porównują do tradycyjnych polskich faworków. Młodsi goście często zamawiają tatarasz, krymskotatarskie pierogi posypane orzechami, a także "makarony", czyli naszą salmę i macarne. Mamy też dania wegańskie i wegetariańskie.
Wśród naszych najpopularniejszych dań są czeburki, jantyki, a wśród dań mięsnych - keima kebab i zupa yufah-ash, które w domu nazywaliśmy kasz-kasz, oraz merdżmek. Polacy uwielbiali nasze zupy. Szczególnie kasz-kasz - małe pierożki gotowane w rosole.
Ponieważ kuchnia jest nietypowa, cały czas słyszymy pytania: "Czy naprawdę jesteście Tatarami krymskimi? Dlaczego Tatarzy krymscy nie jedzą wieprzowiny?". Pytają, jak jeść czebureki czy jantyki. Zazwyczaj biorą nóż i widelec, a my mówimy im, że to się je rękami.
Pomysł trollowania Rosjan był udany, wzbudził zainteresowanie mediów, pisano o nas obszernie w publikacjach niemieckich, polskich, ukraińskich, amerykańskich i angielskich. Ale musimy dołożyć starań, by nie stać się czymś zwyczajnym. Planujemy ekspansję i szukamy nowych pomysłów.
Dziś nasza misja jest znacznie szersza niż na początku. Teraz reprezentujemy krymskotatarskie życie, kulturę i zwyczaje w Polsce. To już jest centrum krymskotatarskie w Warszawie, a jednocześnie część ukraińskiej tożsamości.
Piękno i wojna: jak prowadzić biznes blisko frontu i odnieść sukces
W 2014 r. Lesia Kodacka otworzyła w swoim rodzinnym Krzywym Rogu salon kosmetyczny. Dziewięć lat później, gdy trwała już wojna na pełną skalę, postanowiła rozszerzyć działalność o centrum trychologii [trychologia to dziedzina medycyny zajmująca się dolegliwościami włosów i skóry głowy - red.]. Nieustanne ostrzały, przerwy w dostawie prądu i wody, wybijanie okien przez fale uderzeniowe - nic nie było w stanie jej powstrzymać.
Stres niszczy włosy Ukraińców
Trychologią jako biznesem zainteresowała się jeszcze przed inwazją. Zauważyła, że wielu Ukraińców miało problem z wypadaniem włosów po zakażeniu koronawirusem:
- Podczas pandemii wiele osób, w tym ja, zaczęło narzekać na wypadanie włosów. Klienci naszego salonu pytali o zabiegi przywracające włosy. Chciałam więc dodać tę usługę do naszej listy. Kiedy jednak zagłębiłam się w temat, zdałam sobie sprawę, że tu potrzebne jest podejście medyczne. Postanowiłam otworzyć całe centrum trychologiczne - ale nadeszła wojna.
Od początku wojny zapotrzebowanie na konsultacje trychologiczne tylko rosło. Teraz włosy wielu Ukraińców niszczył stres.
- Powiększyliśmy grono klientów, ustaliliśmy nowy system pracy. Wcześniej mężczyźni przychodzili do nas rzadko. Teraz jest ich wielu. Zmieniliśmy również nieco nasze priorytety: wcześniej stawialiśmy raczej na urodę, teraz większy nacisk kładziemy na zdrowie. Nasi klienci to ludzie, dla których ważne jest nie tylko upiększanie się - dodaje przedsiębiorczyni.
Co się da w czasie wojny
Przyznaje, że uruchomienie centrum trychologicznego nie jest czymś łatwym. Trzeba uzyskać licencję medyczną i zatrudnić profesjonalnych lekarzy, znać protokoły kliniczne, a także nowoczesne środki i metody leczenia.
- W Ukrainie niewiele metod leczenia jest dziś zatwierdzonych przez Ministerstwo Zdrowia. Często nasi lekarze mają związane ręce, bo muszą leczyć zgodnie z aktualnym protokołem klinicznym. Czasami nie jest więc możliwe rozwiązanie problemu w taki sposób, jak w ośrodkach europejskich lub amerykańskich, gdzie możliwości są znacznie większe. Leczenie trychologiczne wymaga wykwalifikowanego podejścia. Niektóre problemy z włosami mogą nawet wywoływać choroby przewlekłe, a zwykłe produkty kosmetyczne tu nie wystarczą. Poza tym nawet uzyskanie licencji od Ministerstwa Zdrowia Ukrainy nie oznacza, że nowa firma osiągnie sukces.
Łesia bardzo skorzystała - co sama przyznaje - na udziale w programach grantowych: rządowym programie eRobota oraz organizacji charytatywnej "Możliwości dla kobiet w Ukrainie". Dzięki nim była w stanie napisać dobry biznesplan i kupić sprzęt do centrum. Zaprezentowała też swój start-up w ramach programu akceleracyjnego "Odważna": dla ukraińskich kobiet, które założyły mikro- czy małe firmy - albo dopiero marzą o założeniu własnego biznesu.
Nie bała się rozwijać swojego biznesu. Nie spodziewała się jednak, że wszystko potoczy się tak szybko:
- Wszystko ułożyło się tak, jakby było mi przeznaczone. Na początku 2023 roku rozpoczął się program "Odważna". Staram się nie przegapiać takich okazji, brać udział w różnych szkoleniach. Podczas prezentacji mojego projektu po raz pierwszy ogłosiłam, że chcę otworzyć licencjonowane przez ministerstwo zdrowia centrum trychologiczne, które zatrudniałoby specjalistów z wykształceniem medycznym. Wtedy wydawało mi się, że realizacja tego planu zajmie kilka lat. Ale już po dwóch miesiącach znalazłam odpowiedni lokal - naprzeciwko mojego salonu; zawsze mi się podobał. Pewnego dnia zauważyłam, że jego drzwi są otwarte, więc weszłam i pogadałam z właścicielką, która rzadko tam bywała. Wszystkie karty były w moich rękach. "Zrób to" - pomyślałam.
Centrum trychologiczne Łesi jest dwa razy większe niż jej salon kosmetyczny. Pracuje w nim trycholog, dermatolog, rehabilitant i fryzjerzy:
- Staramy się szkolić naszych mistrzów tak, by było nie tylko dobrze, ale przede wszystkim zdrowo. Nie oferujemy naszym klientom zabiegów, które mogłyby źle wpłynąć na zdrowie skóry głowy i włosów. Trychologia to wąska specjalizacja dermatologii i wymaga dużej wiedzy. Dlatego stale się doskonalimy i zachęcamy naszych specjalistów do podnoszenia kwalifikacji.
Bez światła, wody, okien
Rosjanie regularnie ostrzeliwują region Dniepru rakietami i artylerią. Wkrótce po otwarciu przez Łesię centrum w pobliżu rąbnął wrogi pocisk, a fala uderzeniowa rozbiła wszystkie okna:
- To była bardzo silna eksplozja, nie zostało ani jedno okno. Ale przerwę w pracy mieliśmy tylko w dniu, w którym służby usuwały gruz. Nazajutrz zaczęliśmy znowu przyjmować klientów. Wszystko zreperowaliśmy na własny koszt.
Prowadzenie biznesu w Ukrainie podczas wojny to nie tylko ciągłe zagrożenie atakami rakietowymi. To także braki prądu i wody.
- Po wysadzeniu przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce w Krzywym Rogu nie było wody. W tamtym czasie mieliśmy jeszcze fart, ponieważ to właśnie w naszej okolicy dostawy wody działały, choć z przerwami. Z dostawami energii elektrycznej było podobnie. Musieliśmy dostosować się do okoliczności, m.in. zdobywając generatory prądu. Dzięki nim nasza firma działa nawet wtedy, gdy nie ma dostaw energii elektrycznej.
Straszniejsze od wojny jest nicnierobienie
W centrum trychologicznym Łesi Kodackiej klienci mogą liczyć nie tylko na zabiegi, ale także na produkty pielęgnacyjne. Kosmetyki są specjalnie wyselekcjonowane.
- Pracujemy tylko z produktami do pielęgnacji, które są certyfikowane w Ukrainie. Bardzo ważne jest też dla nas, aby te kosmetyki nie były importowane przez Federację Rosyjską, by nie były to marki wspierające kraj agresora lub marki, które jeszcze nie opuściły rynku rosyjskiego. To nieco ogranicza wybór produktów, ale takie jest nasze stanowisko - mówi kobieta.
Wojna wpływa też na dostawy sprzętu, materiałów i surowców niezbędnych do prowadzenia działalności. Opóźnienia spowodowane są zmianami szlaków handlowych, przerwaniem łańcuchów dostaw oraz blokowaniem granicy z Ukrainą przez polskich przewoźników.
Mimo tych wszystkich wyzwań Łesia nie żałuje, że zdecydowała się prowadzić firmę blisko linii frontu:
- Kiedy planowałam ten projekt, miałam wiele obaw i wątpliwości. Myślałam: "O mój Boże, co ja robię? Przecież tu nawet nie można bezpiecznie położyć się spać!". Ale jeśli zdecydujesz, by nie siedzieć bezczynnie, musisz iść naprzód. Nie wiemy, jak długo potrwa ta sytuacja, ale nigdy nie wrócimy do czasów przedwojennych, przedcyfrowych czy jakichkolwiek innych. Ludzie potrafią żyć w każdej sytuacji.
Tym, którzy wątpią w wykonalność swojego biznesu, Łesia radzi wsłuchać się w to, czego pragnie ich serce. A potem działać:
- Bardzo się bałam, że stracę czas, że zastygnę w bezruchu. Teraz bardzo się cieszę, że poszłam naprzód bez względu na wszystko. Może zrobiłam to, by nie zwariować ze strachu? Tak czy inaczej to mnie uratowało, bo siedzenie z założonymi rękami to nie moja taktyka.
Świece rodziny Burzi nie gasną. Historia przedsiębiorców, którzy nie dali się wojnie
W 2019 r. mieszkańcy Charkowa, Anastasia i Andrij Burzi, założyli rodzinną firmę produkującą świece do wnętrz, która rozwijała się tak, jak przystało na autorskie startupy: szukając własnego pomysłu, ucząc się na własnych błędach, poszukując nowych rynków i nowych podejść.Ale wojna na pełną skalę nie tylko zrujnowała biznes - zniszczyła wszystko, co tworzono przez lata. Fakt, że produkcja była podzielona między dwa regiony, również nie pomógł: warsztaty znalazły się w ogniu wojny i musiały zostać odbudowane od podstaw.<br>
Marka świec do wnętrz WOOD MOOD to autorski projekt wykorzystujący opatentowaną technologię rodziny Burzi. Główną cechą jest przyjazność dla środowiska i możliwość wielokrotnego użycia. Świeczniki są drewnianymi "okrąglakami", w których umieszczane są wyjmowane wkłady z knotem (również autorski projekt - red.) wypełnione woskiem pszczelim. Rozmiar otworów w drewnianej podstawie jest obliczony tak, aby drewno nie zapaliło się, a spód jest chroniony glinianą podstawą. Gdy knot się wypali, świeca gaśnie w dnie, a drewno się nie pali.
2019: narodziny pomysłu
Rodzina Burzi od dawna kieruje się zasadą konsumpcji ekologicznej i świadomej. Do 2019 roku Andrij pracował jako oficer marynarki wojennej, spędzając kilka miesięcy na rejsach. W tym czasie rodzina wychowywała już troje dzieci, obecnie ma już czworo dzieci i pojawiło się pytanie, jak spędzać więcej czasu razem i spełniać się.
- Po pierwsze, mój mąż i ja chcieliśmy spróbować swoich sił w przedsiębiorczości i rozpocząć własną nową historię. A po drugie, bardzo ważne jest dla nas żeby realizować własne pomysły, tworzyć coś swojego, a nie wdrażać czyjś gotowy model biznesowy — mówi Anastasia.
W programie na YouTube kobieta usłyszała frazę "fińska świeca". Okazało się, że to wcale nie była świeca, ale kłoda, którą można wykorzystać jako przenośny grill.
- Pomyślałam, że byłoby bardzo pięknie, gdybyśmy zrobili świecę w drzewie. Szczerze mówiąc, zaczęliśmy szukać czegoś takiego i nie znaleźliśmy żadnych takich opcji. W ten sposób podjęliśmy wyzwanie jej stworzenia — wspomina współzałożycielka marki WOOD MOOD.
Teraz, jak mówi przedsiębiorczyni, trudno sobie przypomnieć, ile było prób, aby w końcu osiągnąć pożądany rezultat. Szczególnie trudno było znaleźć... drewno. Do produkcji świec używa się głównie klonu, który często jest usuwany podczas wycinki sanitarnej i wykorzystywany jako drewno opałowe.
- Trudno było wyjaśnić, dlaczego potrzebujemy drewna opałowego o określonej średnicy. A potem wytłumaczyć, dlaczego potrzebujemy w nich dziur. Później Andrij zaczął pracować nad tym, aby świeca była bezpieczna. To było i nadal jest dla nas bardzo ważne, ponieważ w tym czasie mieliśmy już trójkę dzieci i byliśmy bardzo odpowiedzialni za bezpieczeństwo domu. Musiały być bezpieczne, przyjazne dla środowiska — żadnych chemikaliów. Wszystkie te podejścia stanowiły podstawę do stworzenia naszego produktu. Kolejnym wyzwaniem było znalezienie rolników, którzy produkują prawdziwy wosk pszczeli, czysty, bez chemicznego oczyszczania. W końcu podczas spalania nie są uwalniane żadne szkodliwe substancje. Musieliśmy również upewnić się, że drzewo nie zapali się. I w tym celu nie musiało być traktowane żadnymi chemikaliami — tłumaczy Anastasia.
Koniec 2019 roku: pierwszy pełny sold-out
Gdy pomysł został zrealizowany, przyszedł czas na sprzedaż. Postanowiliśmy zacząć od wystaw. Pierwszą z nich była wystawa "Wszystkie. Svoi" w Kijowie. Sprzedali całą partię w ciągu dwóch dni, a także zaproponowali spróbowanie swoich sił w prezentacji produktów we Frankfurcie na Christmasworld (największej wystawie dekoracji świątecznych w Europie. — red.).
W ten sposób od samego początku firma zaczęła koncentrować się na eksporcie. Pomysł naprawdę przypadł do gustu klientom: oryginalna forma, która pasuje do nowoczesnego wnętrza, przyjazność dla środowiska, recykling - świeca jest wielokrotnego użytku, w niektórych modelach można samodzielnie wymienić wkład, niektóre można wysłać do warsztatu w celu ponownego napełnienia.<br>
2021: przeprowadzka
Rodzina Burzi postanowiła przenieść się z Charkowa do Hostomelu. Firma zaczęła się rozwijać, zatrudniono nowych pracowników. W Charkowie pozostawili warsztat, w którym przygotowywano drewniane świeczniki. Wykorzystywali materiały pozostałe po wycince sanitarnej lokalnych parków lub niektórych obszarów, które wymagały oczyszczenia z drzew. W rzeczywistości materiały używane do produkcji świec były wykorzystywane jako drewno opałowe, ale w warsztacie Burzi otrzymały "nowe życie".
W Hostomlowi powstał "czysty" warsztat świecowy. W powietrzu unosił się już silny zapach wosku pszczelego i naturalnych olejków eterycznych. Pracownicy odlewali świece, formowali wkłady, przypinali etykiety i pakowali je do wysyłki.
2022: ogień wojny
Dalej byłaby opowieść o tym, jak firma się rozwijała, jak rosła liczba pracowników i jak pojawiały się nowe produkty. Ale potem stało się 24 lutego 2022 roku. Materiały, które dzięki opracowaniom autora chroniły świece przed ogniem, dosłownie spłonęły od skutków ostrzału.
- Warsztat znajdował się w kierunku Biełgorodu, więc 24 lutego wszystko było już zablokowane. Do końca mieliśmy nadzieję, że warsztat przetrwa. Ale mieliśmy pecha, nie było po nim śladu... A warsztat świec w Hostomelu... został splądrowany. Zabrali wszystko: sprzęt, świece, najmniejsze narzędzia. Zostało gołe pomieszczenie. I o ile udało nam się odbudować warsztat świec po deokupacji, o tyle nie udało nam się odbudować drugiego warsztatu. Zaczęliśmy więc wszystko od nowa. Teraz zakład znajduje się on w Charkowie, ale w mieście, w bezpieczniejszej okolicy. Nie liczyliśmy strat, ponieważ dalibyśmy się opanować złym myślom. Zdecydowaliśmy, że będziemy pracować i pójdziemy dalej — dodaje Anastasia.
Ale wiosną 2022 roku mało kto to rozumiał. Charków płonął. Kijów - oblężony. Gostomel - pod okupacją.
— W marcu 2022 r. nie wiedzieliśmy, czy ktokolwiek w ogóle będzie tego potrzebował. Kontrakty eksportowe zostały zawieszone i przełożone. Czy ktoś potrzebuje naszych produktów w Ukrainie? Nigdy nie zapomnę, jak w marcu strona zaczęła otrzymywać zamówienia na wkłady i świece. Z Ukrainy! Niestety, nie mogliśmy ich wtedy zrealizować. Ale wiecie, to było niezwykle inspirujące. W marcu, w szczycie rosyjskiej inwazji, ktoś potrzebował naszych świec — wspomina przedsiębiorczyni.
W tym samym marcu udział firmy w wystawie MAISON&OBJET we Francji wydawał się niemożliwy. Nie było gotowych świec, nie było surowców, nie było gdzie ich produkować. Ale cudem na poczcie przetrwała partia towaru, która nie została wysłana do partnera 23 lutego. I tak wiosną 2022 roku marka mogła zaprezentować się w Paryżu. W tamtych czasach było to coś więcej niż tylko wydarzenie handlowe lub marketingowe. W tamtych czasach Ukraińcy wykorzystywali to nawet jako sposób na zadeklarowanie: żyjemy, walczymy i będziemy walczyć!
Dzięki partnerowi z Łucka, z którym wcześniej współpracowali przy innym projekcie, udało się zorganizować część warsztatu na Wołyniu. Mieli tam nawet trochę sprzętu a coś udało się dokupić. Po uwolnieniu spod okupacji wrócili do Hostomela i wykorzystali resztki.
— Gospodarstwo pszczelarskie, z którym współpracowaliśmy w 2021 roku, przestało działać. Znajdowało się ono na granicy obwodu Sumskiego. Tak samo było z drewnem. W końcu ręcznie wybieramy te próbki, które nam odpowiadają, potrzebujemy drewna o określonej średnicy, rozmiarze i wyglądzie. Jest to ręczna selekcja, więc zeszłej zimy, kiedy stanęliśmy w obliczu tych problemów i jednocześnie wzrosło zapotrzebowanie, było to trudne. Co więcej, w naszej produkcji wykorzystujemy energię elektryczną, więc w czasie, gdy Ukraińcy najbardziej potrzebowali świec, mieliśmy problemy z produkcją z powodu przerw w dostawie prądu i ciągłych awarii. Ostatnia zima była sporym wyzwaniem. Ale nie skupiamy się na tym, co dokładnie musimy przezwyciężyć, po prostu przezwyciężamy to i idziemy dalej, koncentrując się na tym, co chcemy osiągnąć — mówi Anastasia.
2023: rok odbudowy
Pierwszym zadaniem było wznowienie produkcji. Udało nam się ożywić warsztat świec dzięki dotacji z GIZ (Niemieckie Towarzystwo Współpracy Międzynarodowej. — aut). Następnie wróciliśmy do produkcji elementów drewnianych, chociaż wszystko w Charkowie było bardzo nieprzewidywalne: bardzo duży obszar został zaminowany, brakowało personelu i były problemy z dostawami.
Kolejnym krokiem było ożywienie i rozwój działalności eksportowej w celu przyciągnięcia zagranicznych funduszy do gospodarki kraju. W tym celu firma bierze udział w międzynarodowych wystawach. Oczywiście nie bez pomocy. Dzięki programowi USAID “Konkurencyjna Gospodarka Ukrainy” oraz wsparciu Ukraińskiego Centrum Ułatwień Inwestycyjnych i Handlowych (ITFC), na początku 2023 r. produkty WOOD MOOD zostały zaprezentowane na zbiorowych stoiskach trzech międzynarodowych wystaw: Ambiente, Las Vegas Winter Market i Culture of Care.
A w sierpniu 2023 r. marce udało się dostać na wystawę FORMEX w Sztokholmie (Szwecja).
Ogólnie rzecz biorąc, produkty WOOD MOOD są teraz dostępne w domach ludzi na całym świecie. Niektórzy klienci kupują ukraińskie świece po prezentacjach na wystawach. Niektórzy dowiadują się o nich od znajomych. Ukraińscy klienci, którzy przeprowadzili się za granicę i nadal zamawiają produkty, stali się nieoficjalnymi ambasadorami marki.
— Naprawdę chciałabym podziękować naszym klientom za to, że wspierali nas swoją miłością w tych trudnych czasach. Kiedy wysyłamy wymienne wkłady do świec do różnych krajów, zdajemy sobie sprawę, że wraz z kilkoma rzeczami, które mają, ludzie zabrali ze sobą również nasze świece. To bezpośrednie dotknięcie serca, który daje nam inspirację do pracy — mówi Anastasia.
2024: rok nowych planów
Jeszcze w 2023 roku firma planowała wejść na nowe rynki, choć przed wojną produkty WOOD MOOD były sprzedawane w Europie, Hongkongu i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Tak czy inaczej, popyt i siła nabywcza Ukraińców wciąż spadają. Eksport jest więc zdecydowanie kierunkiem, który należy rozwijać. Dzięki dotacji z USAID firma rozpoczęła prace nad rejestracją znaku towarowego w USA i krajach Beneluksu. Ponieważ jednak wznowienie produkcji wymagało zbyt wiele czasu i wysiłku, są to priorytetowe plany na 2024 rok.
— Zdecydowaliśmy się również rozszerzyć naszą linię produktów i planujemy produkować wystrój domu wykonany z materiałów przyjaznych dla środowiska. Wszystko to wymaga jednak przygotowania zaplecza produkcyjnego — podsumowuje współzałożycielka marki.
Nowe czasy - nowe możliwości
Obecnie dotacje są jedną z opcji dla Ukraińców na rozpoczęcie lub wznowienie działalności gospodarczej.
Na przykład, według Ministerstwa Gospodarki Ukrainy, od uruchomienia rządowego programu dotacji JeRobota pod koniec listopada 2023 r. państwo zainwestowało 5 mld hrywien w rozwój małych i średnich przedsiębiorstw poprzez dotacje:
— Są to inwestycje w tworzenie tysięcy nowych małych i średnich przedsiębiorstw, w zwiększanie skali działalności istniejących firm i ponad 35 000 nowych miejsc pracy dla obywateli Ukrainy.
Wiele informacji o możliwościach grantowych zgromadzono w serwisie Diia.Business. Obejmują one nie tylko programy rządowe, ale także pomoc od organizacji darczyńców.
Niektóre dotacje mają na celu rozwój przedsiębiorczości kobiet. Nawiasem mówiąc, w 2023 r. udział kobiet wśród indywidualnych przedsiębiorców w Ukrainie wzrósł. Według serwisu Opendata od początku roku kobiety w Ukrainie otworzyły 154 000 nowych firm jednoosobowych i stanęły na czele ponad 10 000 nowych firm. Ogólnie rzecz biorąc, od lutego 2023 r. co druga nowa firma jednoosobowa w Ukrainie została otwarta przez kobiety, a kobiety stanowią obecnie 60% nowych przedsiębiorców. Dla porównania, w 2021 r. nowe firmy założone przez kobiety stanowiły 49% ogółu.
Ukrainki skazane na sukces. Bo są pracowite i zdeterminowane
Ukraińskie uchodźczynie z powodzeniem rozwijają własne firmy w Polsce. Jednak podjęcie decyzji o założeniu własnego biznesu jest dla wielu z nich bardzo trudne. Jak szukać dotacji i programów finansowania małych firm? Czy trzeba od razu zakładać firmę, czy też można znaleźć inne rozwiązanie? Okazuje się, że polski system ekonomiczny daje wiele możliwości i są rozwiązania, które mogą pomóc pokonać przeszkody. Rozmawiamy o tym z Izabelą Anuszewską, ekspertką w ocenie wniosków o dotacje z europejskich fundacji i polskich agencji rządowych oraz ekspertką w polsko-ukraińskim projekcie Forbes Women Academy.
Albina Trubenkova: Ukrainka chce założyć firmę w Polsce. Jaki powinien być jej pierwszy krok?
Izabela Anuszewska: Ukrainki, podobnie jak Polki, mogą ubiegać się o dotacje z funduszy europejskich, organizacji pozarządowych, funduszy polskich - zarówno publicznych, jak i prywatnych, funduszy norweskich i szwajcarskich. Jest też możliwość otrzymania dodatkowego dofinansowania na poziomie województwa, gminy, powiatu - trzeba śledzić regionalne konkursy, sprawdzać, czy otworzyliśmy (lub otwieramy) firmę w tym regionie, bo to jest ważne. Nie musisz sam ubiegać się o dofinansowanie - możesz dołączyć do innego projektu na poziomie partnera (tj. ubiegać się o dotację razem z innym przedsiębiorcą) lub na poziomie uczestnika (dołączasz do projektu, który już zdobył dotację).
Należy również zintegrować się ze środowiskiem biznesowym. Na przykład bardzo popularne w Polsce grupy dyskusyjne na Facebooku. Znam Ukrainki z Rzeszowa, które zyskały, gdy dołączyły do społeczności na Facebooku i lokalnych grup dyskusyjnych. Ułatwiło im to znalezienie informacji o wynajmie domu, wolnych miejscach pracy. Pozwoliło im to żyć życiem społeczności. Kolejną bardzo przydatną rzeczą są organizacje kobiece. Wiele z nich ma odpowiednie finansowanie, w tym różne granty, także z Unii Europejskiej. Trzeba zapoznać się z tym, co robią te organizacje, znaleźć najbardziej odpowiednie dla siebie tematy i kierunki i spróbować zrealizować własny projekt we współpracy z tymi organizacjami. Warto śledzić konkursy ogłaszane przez organizacje kobiece. Na przykład takie jak Sieć Przedsiębiorczych Kobiet w Polsce.
Innym sposobem jest uczestniczenie w spotkaniach na temat zakładania firm w Polsce. A także śledzenie konkursów dla przedsiębiorców ogłaszanych przez władze lokalne.
AP: Czy są jakieś niuanse, na które warto zwrócić uwagę?
IA: Jak najbardziej. Na przykład nie dostaniesz dofinansowania, jeśli masz niezapłacony mandat, nawet w wysokości kilku złotych. Dlatego trzeba sprawdzić, czy mamy wpis do Krajowego Rejestru Długów KRD. Warto mieć wstępnie opracowaną koncepcję projektu, którą znacznie łatwiej dostosować do wymogów konkretnego naboru.
Aby lepiej się zorientować, można poprosić o pomoc w punktach informacyjnych instytucji publicznych, takich jak Ośrodek Rozwoju Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Polsce(PARP).
Określ, do jakich opcji finansowania kwalifikuje się Twoja firma, zgodnie z wymogami konkursu.
AP: Czym według Ciebie różnią się Ukrainki zakładające biznes w Polsce od Polek?
IA: Ukrainki, które tu przyjeżdżają, mają duży rozmach, zakładają biznesy na dużą skalę. Dobrze radziły sobie na Ukrainie przed wojną, więc to tylko zmiana środowiska. Mają własne pomysły na przedsiębiorczość.
Jednak jeśli chodzi o ludzi, którzy doświadczyli okropności wojny, śmierci bliskich i utraty mienia, są oni zdezorientowani i psychicznie trudno im zacząć od zera. Boją się podejmować ryzyko, boją się problemów społecznych w innym kraju. Ale są niesamowicie pracowite, wiedzą, że muszą przezwyciężyć swoje lęki dla dobra swoich dzieci i rodziny. To jest paradoks.
Ale biznesmeni odnoszący największe sukcesy na świecie to ci, którzy musieli pokonać jakieś duże wyzwanie. I właśnie wtedy stali się najbardziej zdeterminowani. A ja postrzegam Ukrainki jako osoby, które bardzo ciężko pracują.
Ukrainki są niezłomne i silne. Pracuję głównie z kobietami i widzę, że mają tutaj jedną pracę i próbują stworzyć jakąś lokalną inicjatywę ze społecznością. Tak, widzę dużo strachu w ich oczach. Ale pracują nad sobą, pokonują porażki, wstają i idą dalej.
AP: A czy można powiedzieć, że Ukrainki stają się częścią polskiego społeczeństwa? Czy też nadal są odseparowane?
IA: Na pewno są ukraińskie wspólnoty - serwisy dla swoich, choć jest duża różnica między małymi i dużymi miastami. Obserwuję społeczność ukraińskich kobiet. Co więcej, bardzo często korzystam z ich usług. Niezależnie od tego, czy idę do fryzjera, salonu paznokci czy gdziekolwiek indziej, widzę, jak starają się robić wszystko jak najlepiej i dbają o wysoką jakość usług.
Wykorzystują swoje przewagi konkurencyjne. Na przykład w Warszawie jest wiele ukraińskich kobiet, więc ukraińskie rzemieślniczki starają się kierować swoje usługi do swoich rodaków. Jednocześnie coraz lepiej integrują się z Polską.
AP: A jakie są największe problemy ukraińskich kobiet w Polsce, gdy chcą założyć firmę? Jakie są zagrożenia, wyzwania, bolesne sytuacje? O czym mówią?
IA: Mieli dobrą pracę na Ukrainie, dużo czasu, jeździli na rowerach, pamiętają łąkę, pamiętają las. I to wszystko jest już przeszłością. Ciężko się z tym pogodzić, ale trzeba iść do przodu. To jest trochę rozdwojenie jaźni. Niektórzy ludzie cały czas przechodzą proces terapeutyczny. Czasem po prostu przyznają, że nie mają siły.
Niektóre dziewczyny nie mogą się przyzwyczaić do tego, że w Polsce jest trochę trudniej zdobyć klienta, proces trwa trochę dłużej. W Ukrainie było łatwiej, ale tutaj trzeba zdobyć zaufanie. Trzeba też inaczej opracować ofertę dla klienta, inaczej zrobić stronę internetową.
Trudno jest również poradzić sobie z biurokratycznymi procesami zakładania firmy i barierą językową.
AP: Jak myślisz, co jest najważniejsze na początku: nastawienie psychiczne, czy genialny pomysł?
IA: Trzeba po prostu jechać dalej. Nie ma znaczenia, czy jedziesz 5 czy 40 kilometrów na godzinę. Musisz pokonać jeden, dwa, trzy kroki. To trudne, ale potem zaczyna się efekt domina. Dzisiaj możesz mieć tylko jednego klienta. Zrób dla niego wszystko, co możesz. Będzie wdzięczny, zadowolony i powie o tobie innym. Z dwunastu innych, może tylko czterech wróci, ale pracuj dalej. Czasami potrzeba kilku miesięcy, czasami roku, aby firma zaczęła zarabiać pieniądze. Powinieneś być szczęśliwy, że ktoś w ogóle do ciebie przyszedł. Że możesz pokryć bieżące koszty utrzymania.
Ważne jest również, aby niektóre usługi były wykonywane równie dobrze, aby klienci zostawiali opinie - w języku ukraińskim, polskim i innych.
Idę jako klientka na manicure i widzę, że w ukraińskim salonie są i Polki, i Ukrainki. Oznacza to, że zdobyła zaufanie polskiego klienta. Ocena dobrej jakości usług świadczonych przez ukraińskich profesjonalistów stała się trendy. Na przykład istnieje aplikacja do rezerwacji o nazwie booksy, gdzie można zostawiać opinie.
AP: Czym różni się sytuacja Ukrainek zakładających firmy 1,5 roku temu od tej, którą mamy dzisiaj?
IA: W tamtym czasie liczyło się dla nich tylko zarabianie na życie, po prostu przetrwanie, egzystencja. Ale z każdym mijającym miesiącem rosło pragnienie spełnienia zawodowego. Zdała sobie sprawę, że jej dzieci chcą tu mieszkać. To był sygnał, że nie mogą pozostać w zaimprowizowanej tymczasowej sytuacji. Zaczęli więc myśleć o ambitniejszych, lepiej płatnych pracach. A to wymagało współpracy. Na przykład biznes taki jak edukacja: kobieta ma pomysł, doświadczenie, ale nie może tego zrobić sama. Zwraca się więc do organizacji pozarządowej, która ma pomieszczenia, z których w określonych godzinach nie korzysta.
Dziewczęta potrafiły również współpracować, aby opiekować się dziećmi, na przykład: jedna opiekowała się wszystkimi w tym tygodniu, a potem druga. Później niektóre z nich założyły żłobek dla dzieci. Chcą po prostu być częścią społeczeństwa jak wszyscy inni, spełniać się zawodowo.
AP: Jakie firmy Ukrainki najczęściej zakładają w Polsce?
IA: Stawiają na edukację, psychologię, usługi kosmetyczne i wiele innych. Są dziewczyny, które zajmują się doradztwem biznesowym, inne prowadzą zajęcia dla dzieci, jedna pani ma sieć franczyzowych kawiarni, są też takie, które zajmują się transportem. Tak więc starają się dostosować do potrzeb rynku, ale także starają się wykorzystać to, kim są, aby świadczyć usługi przede wszystkim Ukraińcom, ponieważ mają tutaj przewagę konkurencyjną - łatwiej jest zdobyć tę publiczność. Mówię im, że na pewnym etapie działalności jest to dobra metoda, ale na dłuższy czas tworzą się zamknięte enklawy. A to nie jest dobre, trzeba stopniowo wychodzić poza nie i przyciągać innych klientów.
AP: A jak zmotywowałbyś tych ludzi na Ukrainie, którzy chcą, ale może się boją lub im się nie udaje?
IA: Trzeba wyjść z domu, brać udział w wydarzeniach networkingowych, uczestniczyć w imprezach, na których można uzyskać porady biznesowe. Potrzebujesz impulsu, energii, informacji zwrotnej, podobnie myślących ludzi. Ta synergia pomaga.
Na przykład w Warszawie istnieje pewna przestrzeń, społeczności do spędzania wolnego czasu z rodziną i przyjaciółmi, a także społeczności, które mogą być przydatne w promowaniu biznesu. Warszawski samorząd jest bardzo pomocny we wdrażaniu pomysłów na przedsiębiorczość, istnieją programy finansowane przez Urząd Miasta. Ukraińcy również mogą z tego skorzystać, uczestnicząc w spotkaniach organizowanych przez lokalne władze. Wszyscy udają się na przykład doCentrum Przedsiębiorczości Smolna, doCentrum Kreatywności Targowa. Są to miejsca, w których można uzyskać dużą pomoc w rozwijaniu własnego biznesu.
AT: Co dziesiąta firma w Polsce w tym roku została założona przez Ukraińców. Skąd ten wynik?
IA: Ukraińcy są bardzo zmotywowani. To walka o życie, o dzieci. To walka o godność. Ważna jest też mentalność ukraińskich kobiet, które chcą udowodnić sobie i swoim rodzinom, że mogą zacząć od zera. A polskie społeczeństwo przyjęło ten fakt pozytywnie. Oczywiście zawsze znajdą się przedsiębiorcy niezadowoleni z tego, że Ukrainki tworzą konkurencję i odbierają im klientów. Z drugiej strony, w polskim społeczeństwie istnieje szacunek dla faktu, że Ukraińcy są pracowici, rzetelni i dobrze wykonują swoją pracę, dlatego też cieszą się dobrą reputacją na polskim rynku.
Ukraińcy szybko się adaptują, ponieważ mają mentalność zwycięzców.
Przydatnelinki do instytucji i organizacji, w których można szukać konkursów i dotacji dla biznesu:
Fundusze Europejskie w Polsce:
https://www.funduszeeuropejskie.gov.pl/
Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej:
Fundusze europejskie wspierające innowacje w gospodarce:
https://www.nowoczesnagospodarka.gov.pl/
Europejskie fundusze rozwoju społecznego:
https://www.rozwojspoleczny.gov.pl/
Fundusze Europejskie dla rozwoju województwa mazowieckiego:
https://www.funduszedlamazowsza.eu/
Założenia organizacji pozarządowych:
Oficjalna strona internetowa UE:
https://european-union.europa.eu/
Oficjalna strona norweskich fundacji w Polsce
Serwis o dotacjach:
Strona, na której ogłaszane są konkursy:
База програм підтримки та міжнародної співпраці:
*** Publikacja powstała przy wsparciu Ukraińskiego Centrum Rozwoju i Umocnienia Współpracy.
Działalność gospodarcza bez rejestracji w Polsce. Jak zacząć?
Wiele Ukrainek w Polsce zajmuje się rękodziełem, świadczy usługi projektowania graficznego, lepi pierogi i naleśniki na sprzedaż, uczestniczy w targach lub sprzedaje towary online. Czy muszą płacić podatki od sprzedaży i rejestrować swoją działalność? Sestry dowiedział się, jak zrobić to poprawnie, aby uniknąć kłopotów z organami podatkowymi.
Obliczanie dochodu i określanie, czy zarejestrować działalność
Ten rodzaj działalności gospodarczej nazywany jest mianemniezarejestrowanej działalności gospodarczej.
Zatrudnienie tego typu obejmuje drobną działalność handlową osób fizycznych, która nie wymaga rejestracji przedsiębiorstwa.
Działalność gospodarcza to działalność prowadzona w sposób zorganizowany w celu osiągnięcia zysku, w sposób ciągły i we własnym imieniu.
Mówiąc najprościej, jeśli kupujesz mąkę i robisz nadzienie, organizujesz proces wytwarzania pierogów, sprzedajesz gotowe produkty, zarabiasz na tym i dokonujesz sprzedaży - prowadzisz działalność gospodarczą.
Ale to, czy należy ją zarejestrować, płacić regularnie podatki czy nie, zależy od kilku czynników. Możesz nie rejestrować działalności, jeśli:
dochód nie przekracza 75% minimalnego wynagrodzenia miesięcznie. Od lipca 2023 r. próg dochodowy, poniżej którego nie trzeba rejestrować działalności gospodarczej, wynosi 2700 zł miesięcznie (można go sprawdzić tutaj);
nie prowadziłaś działalności gospodarczej w Polsce lub zawiesiłaś ją w ciągu ostatnich 60 miesięcy.
Istnieje kilka niuansów, jeśli chodzi o obliczanie dochodu. Limit dochodu obejmuje wszystkie miesięczne wpływy gotówkowe, które otrzymałaś do ręki lub na które wystawiłaś dokument sprzedaży (fakturę lub rachunek), ale klient jeszcze Ci nie zapłacił. Oczywiście wszystkie otrzymane pieniądze nie stanowią dochodu, ponieważ ponosisz wydatki na surowce lub być może otrzymałaś zwrot pieniędzy za towary. Odejmujesz te wydatki od wszystkich otrzymanych pieniędzy i kwota ta jest Twoim dochodem. Jeśli nie przekracza ona 2700 zł, możesz prowadzić działalność bez rejestracji.
Dlaczego pielęgniarka nie może pracować bez rejestracji?
Nawet jeśli prowadzisz niezarejestrowaną działalność, nadal masz obowiązki wobec państwa i konsumentów.
Musisz:
- prowadzić uproszczoną ewidencję sprzedaży (Dziennik Sprzedaży) w dogodnym formacie - papierowy zeszyt lub arkusz kalkulacyjny Excel. Polskie prawo nie reguluje, jakie elementy powinna zawierać uproszczona ewidencja sprzedaży. Zazwyczaj są to: numer seryjny, data sprzedaży, koszt, koszt całkowity. Sprzedaż musi być wpisana w dniu jej dokonania i nie może być ewidencjonowana wstecz. Jeśli ewidencja jest prowadzona niedokładnie lub wcale, a określenie wartości sprzedaży na podstawie dokumentacji jest niemożliwe, organ podatkowy dokona tego samodzielnie. W takim przypadku stawka podatku może wynieść nawet 22%.
- obliczyć dochód z działalności nierejestrowanej w zeznaniu rocznym PIT-36 zgodnie ze skalą podatkową, która posiada specjalną kolumnę "działalność nierejestrowana".
- wystawiać faktury na żądanie kupującego (nie masz obowiązku wystawiania faktur zawsze, ale musisz wystawić taki dokument na żądanie klienta. Żądanie może zostać wystosowane przez klienta w ciągu 3 miesięcy od końca miesiąca, w którym dostarczono towary lub usługi lub otrzymano pełną lub częściową płatność). Faktura musi zawierać: datę wystawienia; imiona i nazwiska lub tytuły sprzedawcy i odbiorcy towarów (usług) oraz ich adresy; nazwę (rodzaj) towarów lub usług; informację o rozmiarze i ilości dostarczonych towarów lub ilości wykonanych usług; cenę jednostkową towarów lub usług; łączną kwotę.
- respektować prawa konsumenta, w tym prawo do odstąpienia od produktu lub usługi w terminie 14 dni, wypełniać obowiązki związane z reklamacją, zwrotem lub naprawą sprzedanego towaru.
Jeśli przekroczyłaś limit przychodów, musisz w ciągu 7 dni zarejestrować swoją działalność w specjalnym rejestrze CEIDG i rozpocząć pracę jako przedsiębiorca z zachowaniem wszystkich wymogów z tym związanych.
Nie wszystkie rodzaje działalności można prowadzić bez rejestracji. Jeśli potrzebujesz zezwolenia, licencji lub wpisu do rejestru działalności regulowanej, musisz najpierw złożyć wniosek o wydanie tych dokumentów. Są to obszary wymagające specjalnego wykształcenia, kwalifikacji (pielęgniarki, detektywi), a także działalności wymagające obowiązkowego opłacania podatku VAT (w Polsce jest to podatek od towarów i usług). Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Jeśli masz wątpliwości, czy Twoja działalność kwalifikuje się do zwolnienia z rejestracji, najlepiej zasięgnąć porady doradcy rządowego. Można to zrobić tutaj (pismo musi być sporządzone w języku polskim). Możesz też skontaktować się z nami telefonicznie: 801 055 088 lub 22 765 67 32 lub wziąć udział w czacie na żywo. Infolinia jest czynna w dni powszednie w godzinach od 7:00 do 17:00, z wyjątkiem dni ustawowo wolnych od pracy.
Niezarejestrowana działalność pozwala przetestować pomysł na biznes
Jedna z bohaterek naszych poprzednich publikacji, Ołena Bondarenko, z zawodu menedżerka, opuściła region Kijowa na początku wojny na pełną skalę bez jakichkolwiek oszczędności.
W Polsce zaczęła lepić pierogi na sprzedaż. Dzięki niezarejestrowanej działalności zarobiła pieniądze na spełnienie swojego marzenia: opłaciła kursy projektowania wnętrz i teraz rozwija się w tej dziedzinie.
Inna Ukrainka, Iryna Danko, była w stanie przetestować swój pomysł na biznes i teraz założyła firmę. Iryna zawsze pracowała na własny rachunek. Była właścicielką sklepu z odzieżą dziecięcą i zabawkami w Kijowie, kolejny planowała otworzyć w Irpieniu. Wojna zmieniła jej plany - kilka dni po rosyjskiej agresji ona, jej młodszy syn i rodzice musieli uciekać z miasta.
Po otrzymaniu pozwolenia od właścicieli wynajmowanego w Polsce mieszkania zaczęła uprawiać zielone warzywa na sprzedaż. Z pomocą rodziny stworzyła system uprawy i sprzedawała swoje zielone warzywa na rynku ekologicznym w Gliwicach.
- Czasami sprzedaję wszystko, czasami trochę zatrzymuję. Przynajmniej zawsze mam świeżą zieleninę w lodówce - mówi Iryna - Odkąd zaczęliśmy jeść mikrowarzywa, ataki astmy mojego syna niemal ustały, a my wszyscy staliśmy się znacznie zdrowsi. Jest popyt. Zobaczyłam ilość, zamówienia i założyłam punkty sprzedaży. Pomyślałam, że mogę stanąć na nogi i założyć firmę. Mam wiele planów. Chcę uprawiać jadalne kwiaty i zwiększyć ilość ziół. Być może napiszę biznesplan dla niektórych projektów i programów finansowania biznesu. Jeszcze kilka dni przed wojną planowaliśmy otworzyć kolejny sklep i zainwestowaliśmy sporo pieniędzy w towar. Z powodu całego tego stresu, którego doświadczyłam, mojemu mózgowi trudno było przyswajać język polski. Handlując na targu, zaczęłam sama dodawać polskie słowa. Nazwy roślin, które uprawiam, są najłatwiejsze do zapamiętania: czerwona mizuna, kalarepa, trybula. Wcześniej nie znałem ich nawet po ukraińsku.
Pozdrowienia od pluszowego misia. Zamówił go kiedyś żołnierz z frontu dla swojej ukochanej w Polsce
Kateryna Czernata wita dzieci w stroju misia. Kiedy w 2022 roku przyjechała do Polski, pracowała z ukraińskimi dziećmi w ośrodku pomocy psychologicznej w Gliwicach. Z wykształcenia jest nauczycielką.
- Po pewnym czasie finansowanie projektu się skończyło - mówi Kateryna - Musiałam pomyśleć o utrzymaniu trójki dzieci, więc znalazłam inną pracę - jako opiekunka osób starszych w specjalistycznej placówce i jako asystentka nauczyciela w przedszkolu. Pracuję na zmiany, mogę łączyć pracę i mam nawet trochę wolnego czasu. Jednak moja dusza potrzebuje kreatywności. W Winnicy, skąd pochodzę, organizowałam spotkania dla matek, aby mogły spędzić ze sobą kilka godzin. W Polsce brakowało mi możliwości realizowania swojego twórczego potencjału.
Zwraca uwagę na to, że Polska ma nieco inne podejście do kultury świętowania niż Ukraina, a Ukraińców jest bardzo wielu. Szukali bliższej sobie formy świętowania.
W Winnicy pewna kobieta miała dwa kostiumy niedźwiedzia, które nosiła podczas różnych świąt i wydarzeń. Kateryna podchwyciła ten pomysł.
W mediach społecznościowych zamieściła ogłoszenie.
- Moja najstarsza córka, która ma 14 lat, pracuje w kostiumie - mówi Kateryna. - Oczywiście zawsze jesteśmy razem, więc mogę przyjmować zamówienia, które pasują do mojego harmonogramu pracy. Dochód to kieszonkowe dla mojej córki, nie pobieramy wysokich opłat. Nasi klienci to głównie Ukraińcy, którzy nie mają za dużo pieniędzy na rozrywkę. Ale jakie mają emocje! Ukraińcy doświadczyli głębokiej traumy i są zmuszeni odbudowywać z gruzów swoje zniszczone życie. Dajemy im trochę radości i szczęścia.
Kiedyś pewien chłopak zamówił pozdrowienia dla swojej dziewczyny. On broni Ukrainy, służąc w siłach zbrojnych, ona pracuje w Polsce. Życzenia odebrała w kawiarni, w której pracuje - wszyscy koledzy wyszli na ulicę. Jej chłopak płakał - transmisja poszła prosto do okopu, w którym przebywał. Ona też płakała, płakali nawet przechodnie. Ale to były łzy ulgi.
Według Kateryny ich miś przypomina ludziom, że w głębi serca wszyscy są dziećmi. Dla swojego polskiego męża pewna Ukrainka zamówiła życzenia z okazji jego 50. urodzin. Zajmuje poważne stanowisko, jest surowy i skoncentrowany, podobnie jak jego koledzy. Ale kiedy zobaczyli pluszowego misia, bawili się jak dzieci. Zdarzyło się też, że gdy składali gdy życzenia dziecku, przechodząca w pobliżu starsza Polka poprosiła o zrobienie jej zdjęcia z dużą zabawką, po czym zadzwoniła do rodziny i włączyła transmisję w telefonie. Jej oczy błyszczały z radości. Innym razem rodzina zamówiła pluszaka na urodziny dziecka, lecz w ostatniej chwili zrezygnowali z powodu siły wyższej - mówi Kateryna. - Musieliśmy więc pojechać i im pomóc.
- To była długa droga, dotarliśmy około północy, wszyscy na nas czekali. Ludzie byli spragnieni dobrych emocji" - dodaje.
Zamówień na pluszowego niedźwiedzia nie jest wiele, usługa ma charakter sezonowy. Więcej pracy jest w ciepłym sezonie, a mniej w zimnym.
- Odległości uniemożliwiają nam rozwój - mówi Kateryna. - Śląsk to jeden wielki organizm miast i miasteczek. To normalne, że ludzie z Rybnika czy Bielska-Białej proszą nas o przyjazd do nich z Gliwic, ale bez samochodu to bardzo trudne. Podróż pociągiem lub autobusem zajmuje 3-4 godziny. To skłoniło mnie do zapisania się na kurs prawa jazdy. Koszt kursu wyniósł prawie 3000 zł. Uznałam jednak, że w mojej sytuacji - z trójką dzieci, gdy chcę rozwijać działalność - muszę zrobić prawo jazdy i nauczyć się jeździć. Czy może być lepszy moment niż teraz?
Kateryna działa bez rejestracji. Ma nadzieję, że pewnego dnia jej hobby da jej impuls do rozpoczęcia prawdziwej działalności rozrywkowej.
Wielu uchodźcom wojennym taka niezarejestrowana działalność pozwala wypróbować siebie i ocenić mocne strony bez ryzyka poniesienia strat.
"Idealna para" na rynku pracy to fryzjerka i informatyk. Znajdą pracę wszędzie
W Niemczech weszły w życie zmiany w prawie pracy. Pielęgniarka lub nawet pielęgniarz bez niemieckiego dyplomu medycznego jeszcze niedawno nie dostaliby pracy. Teraz już mogą się o nią ubiegać. Dostęp do rynku pracy dla specjalistów IT również stał się łatwiejszy: wymóg doświadczenia zawodowego został zmniejszony do dwóch lat, a wyższe wykształcenie i znajomość języka niemieckiego nie są już wymagane do zatrudnienia. Uproszczono również wydawanie przez Federalną Agencję Pracy pozwoleń na pracę dla zawodowych kierowców z tzw. krajów trzecich. Jest też wiadomość dla naukowców i wykwalifikowanych specjalistów - zmniejszono wymagania dotyczące uzyskania Niebieskiej Karty UE, która potwierdza prawo obcokrajowców do pobytu w UE do zatrudnienia. W zbiurokratyzowanych Niemczech takie zmiany to rewolucja.
Czy ukraińscy uchodźcy, których w Niemczech jest już ponad milion, będą w stanie skorzystać z tych możliwości? Jakie zawody są tu najbardziej poszukiwane? I dlaczego większość Ukraińców nie jest jeszcze oficjalnie zatrudniona lub nadal pracuje za minimalne wynagrodzenie w pracach nie wymagających kwalifikacji?
"Okupanci ukradli mój komputer. Moja mama powiedziała, że jeśli dostanę pracę w Niemczech, będę mógł kupić nowy. Udało się."
Nadia Hrynenko, 22-letnia córka mojej przyjaciółki, która zabrała trójkę dzieci z ostrzeliwanej Buczy i wylądowała w Berlinie, dostała pracę w lokalnej firmie informatycznej, nie znając niemieckiego. Nowi niemieccy przyjaciele rodziny dostrzegli potencjał dziewczyny i złożyli jej ofertę. Od pomysłu zatrudnienia Nadii do jego realizacji minęło dziesięć miesięcy, podczas których nie tylko zdała egzaminy państwowe na swoim rodzimym ukraińskim uniwersytecie, Politechnice Kijowskiej, i obroniła dyplom z cyberbezpieczeństwa, ale także wzięła udział w dodatkowych kursach informatycznych opłaconych przez berlińską organizację pozarządową.
- "Byłam przygnębiona przez długi czas, ponieważ moja matka, siostra i brat oraz ja musieliśmy opuścić Ukrainę, a mój ojciec został sam w domu" - mówi Nadia - "Ale to, co naprawdę mnie martwiło, to fakt, że okupanci włamali się do naszego mieszkania i ukradli mój komputer, który zbudowałam własnymi rękami i za własne pieniądze. Myślałam, że moje życie się skończyło, ale moja mama powiedziała, że jeśli dostanę pracę w Berlinie, będę mogła zaoszczędzić pieniądze na nowy, lepszy komputer. To mnie zmotywowało.
Teraz pracodawca Nadii płaci za jej naukę niemieckiego, ponieważ awansowała ze stażystki na pracownika. Nadia nie tylko oszczędza część swoich zarobków na nowy komputer, ale także częściowo płaci za drogie berlińskie mieszkanie dla całej rodziny.
Nie mniej szczęśliwy był niemiecki los Lizawiety Tołczejewej z Kijowa. W Ukrainie pracowała jako fryzjerka w salonie popularnym wśród artystycznej bohemy. Wojna zmusiła ją do przeprowadzki z Kijowa do Kolonii, ale nie zmieniła zawodu. W Niemczech brakuje wykwalifikowanych fryzjerów, a ukraiński przemysł kosmetyczny jest wysoko ceniony na świecie.
- "Po otrzymaniu tymczasowej ochrony i pozwolenia na pracę, natychmiast zaczęłam szukać salonu piękności" - opowiada Liza Tolczejewa - "Zobaczyłam wśród znajomych dziewczynę z piękną fryzurą i zapytałam ją, gdzie się strzyże. Wzięłam dane kontaktowe fryzjerki i umówiłam się z nią na wizytę, ponieważ sama potrzebowałam wtedy strzyżenia. Fryzjerka, Sarah, była bardzo przyjazna, zapewniła mi usługę za darmo, pochwaliła moją pracę na Instagramie i powiedziała, że chciałaby mi pomóc. Wysłała mi listę fryzjerów, których uznała za spełniających wysokie standardy. Napisałem do jednego z nich i od razu umówiliśmy się na spotkanie. Poprosił mnie o ostrzyżenie trzech osób, a następnie zatrudnił mnie. Załatwianie formalności trwało półtora miesiąca. Na początku mój angielski wystarczał do komunikowania się z kolegami i klientami. Stopniowo zacząłem uczyć się niemieckiego, a teraz jestem dwujęzyczny w pracy. Chociaż niemiecki jest nadal trudny.
Nowe czasy zrodziły nowy żart: "Idealna para na rynku pracy to fryzjerka i informatyk. Znajdą pracę wszędzie". Niestety, większość historii migrantów jest daleka od takiego szczęścia, a ukraińskie kobiety, nawet te z wyższym wykształceniem, muszą pracować jako pokojówki w hotelach lub jako zwykli pracownicy sezonowi.
Przed wojną Tatiana Nosowa z Czernichowa była prawniczką w dużej firmie. Po tym, jak rosyjski czołg zniszczył jej dom, przeniosła się do Niemiec i w wieku 57 lat poszła do pracy w fabryce i po raz pierwszy w życiu stanęła przy maszynie do produkcji plastikowych ram do rolet. Pracowała w nadgodzinach i siedem dni w tygodniu. Zarabia około 1200 euro. Rano pracuje na pierwszą zmianę, a wieczorem biegnie na kurs języka niemieckiego. Martwi się też o 13-letnią córkę Dianę, bo ta nie może znaleźć kolegów w niemieckiej szkole. Jej mąż został w domu, mieszkał z krewnymi, był zazdrosny i zażądał rozwodu. Z powodu stresu nie zdała egzaminu z niemieckiego i musiała spędzić dodatkowe 300 godzin na powtórkach.
- "Kiedy dołączyłam do nowej grupy na kursie, nauczyciel zapytał mnie, dlaczego uczę się niemieckiego, a ja automatycznie odpowiedziałam, że chcę studiować tutaj, aby zostać specjalistą podatkowym, ponieważ takich specjalistów brakuje" - mówi Tatiana Nosova. W Niemczech ukraiński dyplom ukończenia studiów prawniczych nie jest ważny, a aby przekwalifikować się na doradcę podatkowego, trzeba przejść kurs wymagający znajomości języka niemieckiego na poziomie rodzimego użytkownika. Mam 57 lat, kto mnie tu wyśle na studia? Ale i tak uczę się języka, bo to jedyny sposób na znalezienie łatwiejszej pracy.
Lekarze, elektrycy, kierowcy i inżynierowie: wąskie gardła na niemieckim rynku pracy
Podczas szóstego Ukraińsko-Niemieckiego Forum Biznesu w Berlinie, kanclerz Olaf Scholz otwarcie wezwał pracodawców do zatrudniania Ukraińców: "Korzystajcie z tego ogromnego potencjału i integrujcie Ukraińców, którzy są tutaj i z nami, w swoich firmach". Olaf Scholz podkreślił, że pierwsza fala ukraińskich uchodźców kończy już kursy językowe i jest gotowa do podjęcia pracy. A niemiecki minister pracy Hubertus Heil zauważył, że "Ukraińcy są dobrze wykwalifikowani i chcą pracować". I że "umiejętności językowe są ważne, ale nie muszą być doskonałe".
Przesłanie od polityków do biznesu jest proste: wykorzystaj okazję, nie czekaj na koniec wojny, zatrudnij ciężko pracujących Ukraińców, a my ci pomożemy. Niektóre duże firmy już znalazły swój sposób i szkolą uchodźców na własny koszt, głównie w zakresie specjalnego słownictwa roboczego, które nie jest nauczane na zwykłych kursach językowych, a także przymykają oko na pewne przeszkody biurokratyczne, takie jak uznawanie dyplomów.
Ale dlaczego Niemcy są do tego stopnia chętni, by skusić Ukraińców, żeby u nich pracowali, że zmieniają prawo? Ponieważ w Niemczech jest katastrofalny niedobór pracowników: fizycznych i umysłowych.
Niedobór personelu w Niemczech wynika z demografii: naród się starzeje, a młodzi ludzie nie spieszą się z podejmowaniem pracy. Ponadto "dzieci" decydują o swoim przyszłym zawodzie w wieku 26-30 lat. Ankieta przeprowadzona wśród dużych firm przez monachijski Instytut Badań Rynku Pracy i Kształcenia Zawodowego (IFO) wykazała, że kraj potrzebuje do 500 000 obcokrajowców rocznie (!). "Coraz więcej firm jest zmuszonych do ograniczenia swojej działalności, ponieważ nie mogą znaleźć wystarczająco wykwalifikowanego personelu" - powiedział Stefan Sauer, ekspert ds. rynku pracy IFO.
W praktyce oznacza to, że kraj z wysoko rozwiniętym przemysłem produkuje mniej samochodów i zaawansowanych technologicznie towarów, nie może budować nowocześniejszych budynków mieszkalnych, nie otwiera nowych przedszkoli i nie ma z kim zostawić dzieci w wieku szkolnym na dodatkowe zajęcia. Co więcej, z powodu braku kierowców autobusów, zwłaszcza na prowincji, autobusy jeżdżą nieregularnie. Niemieckie koleje Deutsche Bahn stały się już znane z regularnego odwoływania pociągów dużych prędkości (lub opóźniania ich), a wszystko to z powodu braku kierowców i pracowników obsługi technicznej.
IFO szacuje, że niedobór specjalistów w sektorze usług wynosi 54,2%, a w przemyśle - 44,5%. W Niemczech dramatycznie brakuje pracowników sezonowych, doradców prawnych i podatkowych, pracowników fabryk i zakładów, lekarzy i pracowników służby zdrowia, nauczycieli szkolnych i uniwersyteckich, nauczycieli przedszkolnych i pracowników socjalnych.
Dirk Werner z Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (IW) uważa, że największy niedobór wykwalifikowanych inżynierów i pracowników odczuwalny jest w obszarach inżynierii elektrycznej i wodno-kanalizacyjnej budynków, ogrzewania i klimatyzacji, instalacji paneli słonecznych oraz w przemyśle motoryzacyjnym. Nawiasem mówiąc, jest to również zauważalne na poziomie gospodarstw domowych: na hydraulika lub elektryka w Niemczech trzeba czekać miesiącami.
W kontekście kryzysu migracyjnego Bundestag ogłosił również utworzenie programu Job turbo, który pomoże uchodźcom bez doskonałych niemieckich umiejętności szybko znaleźć pracę.
Oznacza to, że uchodźcy, którzy posiadają niemieckie certyfikaty językowe B1, muszą iść do pracy. Już teraz Ukraińcy zaczynają otrzymywać odmowy z urzędów pracy, gdy proszą o udział w kursach językowych na poziomie B2. Nawet ci, którzy posiadają certyfikat B1, w większości nie mówią po niemiecku na tym poziomie. Jak można nauczyć się mówić tak skomplikowanym językiem w tak krótkim czasie? Tak więc ludzie są postawieni w sytuacji, w której muszą zaakceptować pracę, w której mówią niewiele i wykonują dużo pracy fizycznej.
93% ukraińskich uchodźców zamierza podjąć pracę. Język i nieuznawane dyplomy to bariery
Większość obcokrajowców ma trudności z osiedleniem się w tym kraju ze względu na barierę językową, niezwykłą biurokrację i wysokie podatki. Sytuacja zaczęła się jednak zmieniać, gdy Niemcy udzieliły schronienia ponad milionowi Ukraińców z powodu wojny.
W przeciwieństwie do innych uchodźców, Ukraińcy natychmiast otrzymali pozwolenie na pracę. Większość osób uciekających przed rosyjską inwazją to kobiety z małymi dziećmi.
Według Centralnego Rejestru Cudzoziemców w Niemczech, na dzień 30 września 2023 r. w Niemczech zarejestrowanych było 1 mln 99 tys. 905 ukraińskich uchodźców: około 66% z nich stanowiły kobiety.
Co ciekawe, 72% ukraińskich uchodźców jest uważanych za "wysoko wykwalifikowanych" i ma lepszy poziom wykształcenia - zarówno w porównaniu z innymi uchodźcami, jak i Niemcami. Dużo ukraińskich kobiet pracowało przed wojną w zawodach akademickich, technicznych lub medycznych - w obszarach, w których w Niemczech nie ma pracowników.
Do tej pory tylko 20% ukraińskich uchodźców w wieku produkcyjnym oficjalnie znalazło pracę (według raportu Niemieckiego Instytutu Badań nad Rynkiem Pracy). Jest to 120 000 ludzi. W sąsiedniej Polsce i Czechach liczba ta jest znacznie wyższa - około 65 procent. Analitycy sugerują, że istotną rolę odgrywa tu fakt, że w tych krajach uchodźcy otrzymują symboliczną pomoc socjalną, podczas gdy w Niemczech świadczenia socjalne można przeznaczyć na życie.
Nadal głównymi przeszkodami na drodze do zatrudnienia są brak umiejętności językowych oraz potrzeba oficjalnego potwierdzenia ukraińskich dyplomów i kwalifikacji. Według badań IFO, 93% ankietowanych ukraińskich imigrantów wyraziło chęć znalezienia pracy. A ponieważ trzy czwarte Ukraińców w Niemczech już uczęszcza lub nawet ukończyło kursy językowe, a Niemcy zaspokajają ich potrzeby i upraszczają warunki zatrudnienia, mało kto już z nich wierzy w ulubione rosyjskie piosenki propagandowe o leniwych Ukraińcach, ponieważ nasi rodacy udowodnią swoją wartość. Już to widać.
Uwierz w siebie. Jesteś warta dobrej pracy
Od jakiegoś czasu bezskutecznie szukają pracy. Miały przerwę w zatrudnieniu. Na ich maile nikt nie odpowiada, czują się osamotnione. To Polki, Ukrainki – uchodźczynie, matki, wiele z nich miało dłuższą przerwę po urodzeniu dziecka. Łączy ich jedno: nie wierzą w siebie. Grow UP wydobywa ich potencjał i ukierunkowuje na cel: podniesienie kwalifikacji i znalezienie pracy zgodnej z potrzebami.
Anna przez ponad 6 lat była nieaktywna na rynku pracy. Zajmowała się dziećmi. Myślała, że przerwa działa na jej niekorzyść pod kątem zawodowym. Przed ciążą pracowała jako marketerka. Chciała się przebranżowić w kierunku IT, ale jej angielski był na poziomie A2.Nie miała też potrzebnych umiejętności i czuła, że “wypadła z obiegu”. Co wpisać w CV? Lukę, która trwała 6 lat? W końcu trafiła pod skrzydła ekspertek w programie Grow UP Fundacji Mamo Pracuj. W ten sposób uświadomiła sobie, że umiejętności związane z opieką nad dzieckiem są na wagę złota. Nauczyła się zarządzania domem, empatii, elastycznościczy pracy pod presją czasu. W projekcie są też zajęcia z angielskiego, dlatego miała okazję podszkolić język. – Dostałam przydatną wiedzę, a przede wszystkim wsparcie mentalne, dzięki czemu uwierzyłam w siebie i w swoje możliwości. Już się nie poddaję – mówi. Niedawno otrzymała pozytywną odpowiedź w rekrutacji do międzynarodowej firmy, gdzie ma szansę na rozwój.
Wędka zamiast ryby
Projekt Grow UP jest skierowany do osób, które pragną zmian w życiu zawodowym. To dla każdego może znaczyć coś zupełnie innego. Odbiorczynie Grow UP są Polki oraz uchodźcy i uchodźczynie, które znalazły się w Polsce po wybuchu wojny w Ukrainie.
Program składa się z trzech faz. Pierwsza, to webinary eksperckie na temat rynku pracy, na przykład jak napisać dobre cv, jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej, język angielski. W webinarach uczestniczyło prawie 600 osób. – mówi Krystyna Skrytska, Comminuty Manager w Grow UP. Druga faza, to wsparcie indywidualne dla 60 osób w projekcie. Polega ono na rozmowach z ekspertami, na przykład specjalistką HR, prawnikiem czy psychologiem. Ostatnim etapem jest pomoc w ośrodkach czasowego zakwaterowania zlokalizowanych na terenie Małopolski.
Tajemnica skutecznego szukania pracy? – Oprócz merytoryki projektu kluczowe jest poznanie narzędzi rynku pracy i tego, jak on działa, nauka języków, ale także grupa wsparcia – wyjaśnia Marzena Milanowska, Project Manager w Grow UP. Projekt przynosi kompleksowe wsparcie i “osadzenie” się na rynku pracy dla osób z różnych środowisk i kultur.
Zobacz swoje możliwości
Inna przyjechała do Polski po inwazji rosyjskiej na Ukrainę. W ojczyźnie przebywała na urlopie macierzyńskim. Jest mamą wspaniałej dwójki: syna i córeczki. Przez 1,5 roku poszukiwała siebie i własnego miejsca w życiu oraz na rynku pracy.
– Gdy wybuchła wojna, zdałam sobie sprawę, że bardzo się zmieniłam i potrzebuję czegoś zupełnie innego. Intensywnie uczę się języka polskiego i angielskiego. Skończyłam marketing online oraz zarządzanie projektami. A to dopiero początek – uśmiecha się.
Grow UP pokazuje, jak wiele uchodźczyń w ojczyźnie skończyło studia wyższe i ma duże doświadczenie zawodowe, ale po przyjeździe do Polski nie mogą znaleźć pracy. - To wynika z różnic na polskim i ukraińskim rynku pracy oraz nieznajomości języka polskiego - mówi Krystyna. Dlatego w projekcie można wybrać ścieżkę językową: polski lub angielski, co znacznie ułatwia rozwój zawodowy. Dodatkowo uczestniczki dają wsparcie i motywację samym sobie. To prostsze w grupie, dzięki której zyskuje się punkty odniesienia. Poczucie samotności topnieje.
Spójrz szerzej i nie oceniaj
Projekt Grow UP jest międzynarodowy, obejmuje Polki i Ukrainki, a przede wszystkim matki z dłuższą przerwą na rynku pracy. Ich potrzeby i pragnienia są podobne: mierzą się z dużą niepewnością co do swoich kompetencji. Oprócz nauki twardych umiejętności, potrzebują wsparcia mentalnego. Uchodźczynie borykają się z traumą wojenną, często straciły niemal wszystko. Z kolei Polki zmagają się z trudnymi doświadczeniami w rodzinie, gdzie na przykład mężowi nie podoba się, że żona chce pracować zawodowo. W takich przypadkach trudno jest znaleźć pracę, a nawet dobrze się zaprezentować. – Dlatego w Grow UP proponujemy szerokie spektrum wsparcia: CV, Rozmowa, Umowa i Głowa – wyjaśnia Krystyna. – CV uczy pisania dobrego curriculum vitae, Rozmowa przygotowuje do spotkania z pracodawcą, Umowa wyjaśnia formalności, a Głowa pomaga zachować równowagę psychiczną i normalizuje kryzysy psychiczne. Ważne jest, aby zrozumieć rolę psychiki w procesie poszukiwania pracy i nauczyć się radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Chcesz dowiedzieć się więcej?
Projekt Grow UP jest realizowany przez Fundację Mamo Pracuj. Organizacja od 12 lat wspiera Polki, kobiety, mamy, które stawiają na swój rozwój zawodowy i osobisty. Od wielu miesięcy pomaga również kobietom, które przyjechały do Polski z Ukrainy, gdy w ich ojczyźnie wybuchła wojna. Fundacja wzmacnia kompetencje i sprawczość, bez względu na narodowość. Program Grow UP jest współfinansowany przez American Red Cross we współpracy z Mercy Corps. Odwiedź stronę projektu.
Odwiedź stronę internetową projektu.
Napisany przez Ewa Adamska-Ciesla
Jak dostać dotację na biznes w Polsce?
Vita Lucyszyn, 33-letnia Ukrainka, przeprowadziła się do Polski z Odessy po wybuchu wojny na pełną skalę. Z wykształcenia prawniczka i specjalistka od przetargów, wysyłała swoje CV do różnych firm i instytucji. Miała szczęście, że dostała pracę w wydziale migracyjnym lokalnego urzędu. I choć była to najlepsza praca w jej życiu, stabilna, dobrze płatna, ze świetnym zespołem, odeszła z niej celowo. Otrzymała dotację na założenie własnej firmy.
Najlepsza praca w życiu
- "Podobnie jak tysiące kobiet, przyjechałam z dwójką dzieci i myślałam, że to będzie na tydzień lub dwa", wspomina Vita swoje pierwsze dni w Polsce, "ale z czasem stało się jasne, że muszę poszukać pracy i nauczyć się języka. W Ukrainie pracowałam jako prawniczka, więc postanowiłam poszukać pracy w swoim zawodzie. Napisałam CV tak jak umiałam i czułam. Przetłumaczyłam je na język polski przez internetowego tłumacza i wysłałam wszędzie tam, gdzie widziałam oferty pracy.
Otrzymała zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną od firmy, która planowała wejść na rynek ukraiński i była zainteresowana Vitą jako specjalistką ds. zamówień publicznych. Jednak wojna wciąż trwała, co zmieniło plany firmy.
- Pomogli mi napisać CV zgodnie z wymaganiami polskiego rynku pracy, a następnie zostałam zaproszona do pracy w Urzędzie Wojewódzkim w dziale pracy z migrantami. To była najlepsza praca w moim życiu: dobry zespół, przyjaźni koledzy, a kierownictwo okazywało zrozumienie dla mnie. Na początku pomagałam w załatwianiu formalności dla Ukraińców, potem doradzałam polskojęzycznym migrantom.
Docenili moją pracowitość i odpowiedzialność, i zaproponowali mi korzystniejsze warunki. Miałem poczucie bezpieczeństwa, stabilności i perspektywy dalszego rozwoju.
W tym samym czasie znalazła ogłoszenie o dotacji dla ukraińskich przedsiębiorczyń lub tych, które chcą rozpocząć działalność gospodarczą w Polsce.
Chodziło o program grantowy"Odbudowa ukraińskiego biznesu - przedsiębiorcze kobiety", realizowany przez Fundację Impact we współpracy z Mastercard Centre for Inclusive Growth. Vita otrzymała to ogłoszenie od kilku osób, nawet od męża, który przebywał w Ukrainie. Uznała, że to znak. W końcu zawsze marzyła o własnym biznesie.
Pierwsze zwycięstwo
- Pomyślałem: a jeśli to szansa, której nie można przegapić? Wniosek można było złożyć w języku ukraińskim. Napisałam biznesplan, opowiedziałam o sobie, swojej działalności na Ukrainie i pracy w Polsce: studiowałem już w polskiej szkole policealnej na kierunku administracja, a w planach mam kolejny kierunek: podatki.
Spośród 1500 zgłoszeń wybrano 80 zwycięzców. Był to pierwszy grant i pierwsze zwycięstwo Vity Lucyszyn. Oprócz dotacji w wysokości 4000 USD w gotówce, Vita otrzymała pakiet pomocy ekspertów. Zgodnie ze swoim biznesplanem, pieniądze przeznaczyła na zakup sprzętu do założenia domowego biura, w którym będzie udzielać porad prawnych - laptopa, telefonu, kserokopiarki itp.
Najtrudniej było porzucić stabilną pracę, ale Vita nie żałuje: teraz zarabia więcej, jest niezależna i rozwija się. Obecnie współpracuje z kilkoma fundacjami, gdzie doradza migrantom w zakresie legalizacji pobytu w Polsce, zakładania działalności gospodarczej, przygotowuje umowy, wnioski i świadczy inne usługi prawne. Ma wiele prywatnych zleceń opartych na rekomendacjach poprzednich klientów.
Pułapki
Jednak nie wszystkim uczestnikom grantu tak się udało jak Vicie. Kilku uczestników różnych programów czuło się oszukanych. Na przykład moja znajoma wygrała grant na 30 000 zł i obiecano jej, że będzie mogła kupić sprzęt i spotykać się z przedsiębiorcami, żeby się od nich uczyć. A potem powiedziano jej, że wszystkie pieniądze zostały wydane na organizację konsultacji i podróży. Okazuje się, że możliwość takiego wykorzystania środków była zapisana w umowie grantowej.
Jako prawnik, Vita radzi uważnie przeczytać tekst umowy. W swoim projekcie wraz z innym kolegą prawnikiem poprosiła o zmianę niektórych klauzul.
- Istniała klauzula, że uczestnicy projektu nie mogą opuścić Polski do czasu jego zakończenia. "To jasne, że możemy wyjechać w każdej chwili, ponieważ cała rodzina została w domu na Ukrainie" - mówi Vita - "uzasadniliśmy uwagi i zmieniliśmy sporne punkty przed podpisaniem umowy.
Vita radzi też, by nie rezygnować ze szkoleń i pomocy ekspertów. Przynosi ona wiele korzyści, podobnie jak kontakty nawiązywane podczas szkoleń, wymiana doświadczeń, wyjazdy na szkolenia.
Oprócz środków finansowych otrzymała godziny konsultacji z księgową, prawnikiem i ekspertem od marketingu. To dzięki zdobytej od nich wiedzy samodzielnie przeszła przez wszystkie etapy rejestracji firmy i wybrała odpowiedni dla siebie system podatkowy.
Gdzie Ukrainki mogą szukać dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej?
Vita Lucyszyn bierze obecnie udział w innym programie grantowym. Znalazła go, analizując strony znanych organizacji pozarządowych, które zajmują się zatrudnianiem ukraińskich kobiet.
- "To organizacja "Krok do pracy", mają biura w Poznaniu i Katowicach" - mówi Vita. "Zapytałam, czy byliby zainteresowani współpracą ze mną jako prawnikiem. Nie było takiej potrzeby, ale dowiedziałam się, że uruchamiają program dotacji dla biznesu. Teraz biorę w nim udział i przygotowuję się do kolejnego biznesplanu.
Źródłem informacji, gdzie ukraińskie kobiety powinny szukać programów grantowych, są strony znanych fundacji i organizacji pozarządowych, które często zapewniają granty we współpracy z firmami i rządami różnych krajów europejskich.
- Warto zajrzeć na portal dla organizacji pozarządowych w Polsce. Strona dla organizacji pozarządowych, na której zamieszczają one wnioski o dotacje, w tym na uruchomienie przedsiębiorczości społecznej: ngo.pl,
- Często konkursy dla firm (być może trzeba szukać partnera z Polski, aby aplikować) ogłasza Fundacja Eudajmonia.
- AVSI Polska przeprowadziła już kilka rund konkursowych, aby wybrać propozycje ukraińskich kobiet dotyczące szkoleń i uzyskania funduszy na rozpoczęcie działalności gospodarczej.
- Portal"Zielona Linia. Centrum Informacyjno-Konsultacyjne Służb Zatrudnienia", na którym pojawiają się oferty dotacji dla firm.
- Związek Ukraińskich Przedsiębiorstw w Polsce - tutaj często można znaleźć ogłoszenia o wydarzeniach i różnych programach dla ukraińskich przedsiębiorstw w Polsce.
- Projekt"Cześć Dziewczyny" Polsko-Ukraińskiej Fundacji Sióstr Kulczyk, która co jakiś czas ogłasza programy grantowe.
Od czasu do czasu warto poszukać informacji w języku polskim używając następującej frazy: "Dotacje na rozpoczęcie działalności gospodarczej" i wpisać nazwę obszaru, w którym mieszkasz w Polsce. Wybierz sekcję "aktualności", aby uzyskać najnowsze informacje. Na przykład w Krakowie i Poznaniu może to być Fundacja "Krok do Pracy", która obecnie prowadzi nabór biznesplanów na rozpoczęcie lub rozwój działalności gospodarczej. Możesz również skontaktować się z lokalnymi centrami obsługi przedsiębiorców w dowolnym mieście, na przykład w Krakowie.
Jeśli czujesz się pewnie i jesteś gotowy do samodzielnego przygotowania biznesplanu, powinieneś zgłosić się do programów rządowych lub regionalnych.
Dofinansowanie z urzędu pracy
Aby otrzymać takie dofinansowanie na rozpoczęcie działalności gospodarczej, trzeba być zarejestrowanym jako bezrobotny. Informacje dla Ukraińców, w tym dotacje, są dostępne na portalu Służby Zatrudnienia. Maksymalna kwota dotacji to 6-krotność średniego wynagrodzenia. W 2023 roku można otrzymać do 38 tysięcy złotych.
Środki na rozpoczęcie i rozwój działalności gospodarczej, które można uzyskać w urzędzie pracy, nie podlegają zwrotowi. Przekazywane są na rachunek bankowy przedsiębiorcy po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku i mogą być wykorzystane na cele komercyjne. Wniosek o dofinansowanie składa się w Urzędzie Pracy w miejscu zamieszkania lub pobytu. Szczegółowy poradnik dotyczący uzyskania dotacji z urzędu pracy w Polsce można znaleźć tutaj.
Dotacje z Unii Europejskiej
Program Fundusze Europejskie dla nowoczesnej gospodarki (FENG)
Program ten ma określone obszary, w których można otrzymać dotacje: rozwój eksportu, ekoinnowacje, biznes środowiskowy, cyfryzacja biznesu itp.
Ma jasno określone kryteria i konkursy zatwierdzone na najbliższą przyszłość. Jednak byłoby właściwe, abyś szukał partnerstwa z polską stroną.
Vita mówi, że przedsiębiorczość zawsze wiąże się z ryzykiem. Dlatego powinieneś bardzo dokładnie przemyśleć, czy jesteś na to gotowy. Żałuje tylko, że nie założyła własnej firmy wcześniej, jeszcze na Ukrainie. Jest bardzo wdzięczna Polsce, która dała jej impuls i wiarę w jej możliwości.
Odbić się od dna. Uchodźczynie wracają do zawodu
Tysiące ukraińskich kobiet zostało przesiedlonych przez wojnę rosyjsko-ukraińską i zmuszonych do szukania bezpiecznego miejsca dla siebie i swoich dzieci. Pokonały barierę językową, stres i uprzedzenia wobec uchodźców i udało im się stanąć na nogi
To są historie ukraińskich kobiet, które znalazły schronienie w Polsce. Na początku godziły się na każde warunki pracy, aby utrzymać siebie i swoje dzieci i nie liczyć tylko na pomoc. Łatwiej było tym, które mogły podjąć pracę w swoim zawodzie albo nauczyły się nowego w Polsce.
Ольга Руденко: працювала на заводі, наважилася відкрити масажний кабінет
Olga Rudenko, 21 lat, przyjechała do Polski z młodszą siostrą z Białej Cerkwi do Bielska-Białej. Na Ukrainie studiowała w niepełnym wymiarze godzin na uniwersytecie pedagogicznym i pracowała jako niania u rodziny. Przyjechała, aby zamieszkać z rodziną ojca
- "Żona mojego ojca bardzo dobrze nas przyjęła, ale zdecydowałam, że muszę zadbać o siebie i moją siostrę" - mówi Olga. "Dokąd pójdziesz, jeśli nie znasz języka? Jesteś silna fizycznie i odporna. "Było bardzo ciężko: pracowałyśmy pakując pudełka jogurtów. Zrujnowałem sobie zdrowie. Byłam ciągle zestresowana - miałyśmy jednomiesięczny kontrakt i ciągle bałam się, że zostanę zwolniona. Brałam nocne zmiany, nadgodziny i pracowałam w święta. Ukończyłam studia zdalnie.
Za ciężką i wyczerpującą pracę Olga zarabiała 2000-3000 złotych. Jeśli wynajmowała mieszkanie, wydawała na czynsz całą pensję.
- "Przeszłam przez okres kompletnej rozpaczy", mówi - "Ale przypomniałam sobie, że żyję, jestem młoda i nie będę nosić do końca życia pracować w hali z jogurtami. Zrobiłam sobie prezent. Zapisałam się na sesję zdjęciową - zrobiłam włosy, makijaż.
Za godzinę z wizażystką zapłaciła kwotę równą czterem godzinom ciężkiej pracy w fabryce. Coś kliknęło w mojej głowie! Dlaczego nie zająć się tą branżą? Kosmetologia, fryzjerstwo i makijaż to nie moje klimaty, ale masaż już tak.
Mieszkając z rodziną ojca, Oldze udało się zgromadzić trochę oszczędności. Znalazła ogłoszenie o kursie masażu, za który zapłaciła 2500 złotych. Po 80 godzinach szkolenia otrzymała dyplom i prawo do pracy. Jednocześnie szukała pokoju do wynajęcia.
- "Wiedziałam, że nie mogę kupić do salonu masażu wszystkiego sama, bo mnie nie stać, więc po prostu przejrzałam ogłoszenia o gotowych pomieszczeniach. Dokupiłam tylko kanapę i materiały do masażu. Następnym krokiem było zarejestrowanie działalności. Nie było to łatwe - nowy kraj, nowe przepisy. Koleżanka pomogła mi sobie z tym poradzić - nie należy bać się prosić o wsparcie i radę. Najważniejszym zadaniem było zebranie bazy klientów. Zamieściłam ogłoszenia we wszystkich możliwych lokalnych grupach. Dostałam 50 zapytań dziennie - i ani jednego klienta. Pytały głównie Ukrainki. Ważne było dla nich to, że miałam wykształcenie medyczne i doświadczenie. Potem poradziły mi, żebym zatrudniła się w polskim salonie kosmetycznym, skąd przyszli moi pierwsi prawdziwi klienci. Dla porównania: w fabryce zarabiałam 120 zł za 8 godzin pracy. Tutaj zarabiam 160 zł za godzinę. Na razie klientów nie ma zbyt wielu - 3-4 dziennie, ale uwielbiam tę pracę, mam same pozytywne opinie i chcę się dalej rozwijać w zawodzie. Dało mi to wiarę w swoje możliwości i w przyszłość"
Marina Szewyrowa: sprzątała centrum handlowe. Wróciła do pracy jako instruktorka fitness
Marina Szewyrowa przeprowadziła się z Charkowa do Wrocławia w pierwszych tygodniach wojny. Podobnie jak tysiące innych kobiet, uratowała swoją córkę przed rakietami, które spadały na miasto. Marina zostawiła za sobą życie, które budowała przez lata: ukończyła dwa uniwersytety i pracowała w rehabilitacji ruchowej dla pacjentów. Miała własny dom i inwestycje w nieruchomości komercyjne. Dużo podróżowali z rodziną.
- "Kiedy przekraczaliśmy granicę po 24 lutego, straż graniczna nie mogła znaleźć wolnego miejsca w moim paszporcie, aby wzbić pieczątkę. W Ukrainie mieliśmy szczęśliwe i satysfakcjonujące życie. W lutym klienci umawiali się na maj. W Polsce nie było łatwo zaczynać od zera: chodzić na siłownie, do ośrodków rehabilitacyjnych i słyszeć wszędzie, ze nie mają dla mnie pracy. Nie chcieli mnie nigdzie zatrudnić z powodu bariery językowej. Oczywiście miałam poduszkę finansową. Zdałam sobie jednak sprawę, że jeśli będę siedziała bezczynnie, pieniądze szybko się rozpłyną. Razem z przyjaciółką wynajęłyśmy mieszkanie, a ja podjęłam pierwszą pracę, jaką udało mi się znaleźć. Poszłam sprzątać duże centrum handlowe".
Maryna śmieje się, że od razu zauważono jej pracowitość i sumienność. Na początku dostawała dwie godziny dziennie, potem zaczęto jej dawać pięć. "Czasami ludzie pytają mnie, czy czułam się upokorzona, kiedy myłam podłogi i toalety" - mówi Maryna. Żadna praca, jeśli jest uczciwa, nie upokarza człowieka. Ale nawet wtedy myślałam o tym, jak wrócić do mojego zawodu".
Pierwszą rzeczą, którą radzi nowym przybyszom, to szybko nauczyć się języka kraju, w którym się znaleźli. Maryna wykorzystywała każdą okazję: chodziła na kursy, oglądała filmy i programy informacyjne, dużo rozmawiała z ludźmi.
Po drugie, nie należy unikać żadnej pracy. Pieniądze i możliwości uwielbiają ruch. Jeśli twoja energia jest skupiona na tym, jak budować, zarabiać, zdobywać, uczyć się, możliwości z pewnością nadejdą. Dla Maryny taką okazją było ogłoszenie o pracę w klubie fitness. Wznowiła aktywną pracę nie tylko z klientami w Polsce, ale także prowadzi szkolenia online dla kobiet, które zostały na Ukrainie lub podróżowały po świecie.
Olena Bondarenko: lepiła pierogi, teraz projektuje wnętrza
Olena Bondarenko, ma 43 lat, pochodzi z regionu Odessy, ale przez większość swojego dorosłego życia mieszkała w Kijowie. Studiowała projektowanie w przemyśle lekkim, ale przypadkowo wybrała pracę w handlu detalicznym, choć całe życie poświęciła szyciu dla swojej rodziny i projektowaniu mieszkań dla przyjaciół.
- Kiedy przyjechaliśmy do Polski, zamieszkaliśmy z kobietą z Zaporoża i rodziną niedaleko Tarnowskich Gór. Cały dzień oglądaliśmy wiadomości, płakaliśmy i martwiliśmy się.
Olena powiedziała: "Tomek i Wiola, polska rodzina, która się nami opiekowała, mówili, że doprowadzimy się do depresji. Poradzili nam, żebyśmy się czymś zajęli. Byliśmy dobrzy w gotowaniu, więc zaczęliśmy robić pierogi na sprzedaż. Mąka, woda i różne nadzienia do pierogów były jedynymi rzeczami, które widziałem przez pierwsze sześć miesięcy po przyjeździe".
W tym czasie syn Ołeny, Ołeksandr, ukończył 8 klasę. Dostał się do dwujęzycznego polsko-angielskiego liceum, a ona zdała sobie sprawę, że będzie musiała zostać w Polsce dłużej niż planowała.
"Musiałam zacząć wszystko od nowa. Postanowiłam zacząć od tego, o czym marzyłam przez całe życie: projektowania wnętrz".
Z pieniędzy zaoszczędzonych na sprzedaży pierogów opłaciła studia na kierunku architektura wnętrz w szkole policealnej. Jest to miejsce, w którym można zdobyć dodatkowe wykształcenie i specjalizację, na którą jest zapotrzebowanie na lokalnym rynku pracy. Miesiąc nauki był niedrogi w porównaniu do innych kierunków: 160 zł. Olena zdała egzaminy i otrzymała certyfikat, który pozwolił jej na pracę w Polsce.
Aby znaleźć klientów, stworzyła swoje profile na platformach, na których ludzie szukają projektantów. Do tej pory realizowała wszystkie zlecenia za darmo. Chce zbudować portfolio ukończonych projektów. "Podjęcie tej pracy było przerażające: bariera językowa, strach przed niezrozumieniem życzeń klientów. Jednak oczy się boją - ręce wykonują pracę. Cieszy się z każdego klienta, który jej zaufa.
"Wszystkie zrealizowane projekty zostały zlecone przez Polaków" - mówi Ukrainka. "Wśród pierwszych zleceń była przebudowa pokoju na poddaszu, projekt domu prywatnego, projekt pokoju dla nastoletniej dziewczyny i remont kuchni. Marzę, że to moje zajęcie przerodzi się w moje własne biuro projektowe".
Oksana Korol: szukała pracy w magazynach, wróciła do florystyki
44-letnia Oksana Korol została dwukrotnie pozbawiona domu przez rosyjską armię: najpierw odebrano jej możliwość wyjazdu do Donbasu, a następnie zmuszono do przeprowadzki do Polski wraz z córką
"Moja historia nie jest oryginalna. Godziny w kolejce na granicy, dwa dni w obozie, szukanie pracy w magazynach i fabrykach, bo co mogę zrobić bez języka i przyjaciół?" - mówi kobieta
Oksana jest z zawodu psycholożką, ale prawie całe życie pracowała z kwiatami. Jej rodzice uważali tę pracę za niepoważną i tymczasową, ale ona nigdy tak nie myślała.
- "Florystyka to dla mnie taki zawód, że jak biegnę do pracy to czuję się jakbym jechała na wakacje i nawet nie wiem, kiedy mija dzień" - mówi Oksana. "W Polsce, bez znajomości języka, nigdy nie odważyłabym się szukać pracy w mojej dziedzinie, ale szczęście mi pomogło. Koleżanka ze studiów skontaktowała się ze mną i zaoferowała pomoc. Jej córka mieszkała w Polsce i zaopiekowała się mną i moją córką. To ona przekonała mnie, żebym zaczęła szukać pracy jako florystka".
Oksana i Maryna, córka jej przyjaciółki, zaczęły odwiedzać wszystkie kwiaciarnie w Katowicach. Kobieta zapisała wszystkie zwroty, których mogła potrzebować, przetłumaczyła je w translatorze i nauczyła się ich na pamięć. Uznała, że ma doświadczenie i zdjęcia efektów swojej pracy, więc czemu by nie spróbować?
- "Nie będę opisywać spojrzeń, jakimi nas obdarzali, gdy wchodziliśmy do kwiaciarni, ale myślę, że dla Polaków wyglądaliśmy trochę dziwnie" - mówi
Trzy dni zajęło im znalezienie miejsca, w którym popatrzono na nich z zainteresowaniem, a nie tylko z uśmiechem i współczuciem. Właściciele kwiaciarni obejrzeli zdjęcia bukietów Oksany i zapytali, czy mogłaby przyjść rano i pokazać jak pracuje.
- "Zadanie polegało na zrobieniu bukietu za określoną kwotę pieniędzy" - wspomina Oksana swoje pierwsze doświadczenie zawodowe - "Wrzuciłam do translatora kwoty, żeby się nie pomylić i zabrałam się do pracy. Zrobiłam jeden bukiet, potem drugi. Poproszono mnie, żebym została do wieczora. To była sobota, w sklepie był duży ruch, a to uwielbiam. Wieczorem właściciele zapłacili mi za cały dzień i zapytali, czy mogę u nich zostać. Później jeden z właścicieli powiedział: mieliśmy szczęście, że cię znaleźliśmy, a ja odparłam śmiejąc się: miałam szczęście, że Was znalazłam.
Jaka jest rada Oksany? Nie zmieniaj się na siłę. Jeśli jesteś profesjonalistką, poszukaj możliwości powrotu do zawodu, nawet w innym kraju.
Zdjęcia z archiwum bohaterek