Wojna w Ukrainie
Фоторепортажі, новини з місця подій та розмови з тими, хто щодня бореться за нашу перемогу
Kto ma klucz do oczyszczenia Krymu z rosyjskich okupantów
Piszę te słowa w drugą rocznicę zatopienia krążownika „Moskwa”, okrętu flagowego rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, przez ukraińską rakietę przeciwokrętową Neptun. Ten dzień zostanie zapamiętany przez przyszłe pokolenia zarówno jako symboliczny gest związany z Wyspą Wężową, jak i Dzień Ukraińskiego Rusznikarza, nowe święto w naszym kalendarzu. Co więcej, piszę te słowa w czasie, gdy zachodnie media coraz głośniej spekulują o tym, kiedy i w jaki sposób Ukraina będzie w stanie dokończyć rozpoczęte wcześniej zadanie zniszczenia Mostu Krymskiego jako głównej arterii wroga prowadzącej na tymczasowo okupowany Krym.
Chociaż szef SBU Wasyl Maliuk oświadczył, że obecnie nie ma zagrożenia wykorzystaniem przez Rosjan Mostu Krymskiego do logistyki wojskowej, obiekt ten jest nadal ważny dla wroga, ponieważ zapewnia kontrolę transportu nad okupowanym półwyspem.
To z kolei jest jednym z czynników, które pozwalają Kremlowi kontynuować agresywną wojnę przeciwko naszemu krajowi
Dzień, w którym ta nielegalna konstrukcja okupantów zostanie ostatecznie zburzona, a także dzień, w którym Morze Czarne zostanie ostatecznie oczyszczone ze złomu w postaci rosyjskich statków, są w rzeczywistości znacznie bliższe, niż możemy sobie teraz wyobrazić.
Będzie to jednak wymagało nieco więcej wysiłku, w szczególności ze strony naszych zachodnich partnerów, niż tylko inspirujących publikacji z ustrukturyzowanymi oczekiwaniami dotyczącymi tego, ile i jakich pocisków oraz dronów morskich ostatecznie wysadzi Most Krymski w powietrze.
O „Moskwie” na dnie raz jeszcze
W naszych mediach społecznościowych popularne jest spostrzeżenie, że „kraj bez marynarki wojennej zatapia statki kraju z marynarką wojenną”. To całkowicie zgodne z jednym ze strategicznych zadań podjętych przez Siły Obronne Ukrainy: maksymalnym zniszczeniem Floty Czarnomorskiej jako operacyjnej i strategicznej formacji wroga. Warto jednak podkreślić, że Ukraina w rzeczywistości jest potęgą, która, choć nie posiada jeszcze potężnych okrętów nawodnych, potrafi walczyć na morzu.
A to oznacza, że zadanie zniszczenia rosyjskiej Floty Czarnomorskiej jest całkiem realne
Jaki jest obecnie „rdzeń” sił rosyjskich okupantów na Morzu Czarnym? Różne zdjęcia satelitarne potwierdzają, że wróg ma obecnie 2 fregaty, 4 korwety i 4 okręty podwodne z łączną liczbą 50-60 pocisków Kalibr, 7 okrętów desantowych (z 13 dostępnych na początku inwazji na pełną skalę), dwie stare radzieckie fregaty projektu 1135 oraz kilka mniejszych okrętów rakietowych i patrolowych. Ponadto okupanci wykorzystują do10 lotnisk na Krymie, w tym do operacji lotnictwa morskiego rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, w którego skład wchodzą myśliwceSu-30 i Su-27, samoloty patrolowe Be-12 i śmigłowce Ka-27/29.
Liczby te podkreślają, jak ambitne jest zadanie stojące przed naszymi obrońcami. Bo do zniszczenia w rosyjskiej Floty Czarnomorskiej wciąż jest sporo
W tym miejscu należy przypomnieć, że ukraińskie siły zbrojne niszczyły już statki i infrastrukturę wrogiej floty. Do każdego z tych zdarzeń możemy dodać określenie: „po raz pierwszy w historii działań wojennych”. W kwietniu 2022 r. krążownik rakietowy „Moskwa” stał się pierwszym okrętem tej klasy, który został zniszczony w prawdziwej bitwie. Z kolei okręt desantowy „Cezar Kunikow” stał się pierwszym dużym statkiem zatopionym przez drony morskie na pełnym morzu (14lutego 2024 r.).Kiedy należące do SBU drony kamikadze uszkodziły rosyjski poduszkowiec „Samum”, nasi obrońcy dosłownie zaprzeczyli prawom fizyki. Bo ten typ statku został zaprojektowany tak, by był niewrażliwy na jakąkolwiek broń powierzchniową lub podwodną.
Kiedy 13 września 2023 roku Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły zmasowany atak rakietowy na infrastrukturę i okręty rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu, było to pierwsze uderzenie na taką skalę od czasów II wojny światowej
Z kolei okręt podwodny „Rostów nad Donem” i korweta „Askold” stały się pierwszymi okrętami rakietowymi zniszczonymi w swoich dokach przez broń rakietową dalekiego zasięgu. I wreszcie – niektóre zdarzenia nie zostały jeszcze oficjalnie potwierdzone przez naszą stronę, ale wiadomo, że dały się wrogowi mocno we znaki. W grudniu 2023 r. w jednym z organów prasowych rosyjskiego ministerstwa obrony podano, że na początku października ubiegłego roku trałowce okupantów w pobliżu Sewastopola zostały zmuszone do przeprowadzenia „trałowania bojowego” w poszukiwaniu min, które nie zostały przez nikogo podłożone. Zbiega się to z faktem, że Rosjanie nagle przenieśli trzon rakietowy Floty Czarnomorskiej do Noworosyjska. Jakiś czas później zachodnie media zasugerowały, że nasze drony morskie mogą mieć też możliwość stawiania min przeciwokrętowych.
Kiedy uderzy „Grom”
Jeśli szukamy bezpośredniej odpowiedzi na pytanie: „Czego potrzebuje Ukraina, by całkowicie zniszczyć Most Krymski i Flotę Czarnomorską?”, to na pierwszy rzut oka wszystko wygląda prosto: pocisków balistycznych ATACMS i pocisków manewrujących AGM-158 ze Stanów Zjednoczonych, a także pocisków manewrujących Taurus z Niemiec i samolotów F-16.Praktyka pokazuje, że najskuteczniejsze są połączone uderzenia na okupantów na Krymie przy użyciu różnych środków.
Dla sceptyków, zwłaszcza na Zachodzie, którzy blokują niezbędną nam pomoc, mamy następujący argument: Siły Zbrojne Ukrainy używają zachodnich rakiet dalekiego zasięgu być może nawet lepiej niż inne armie na świecie. Na przykład w latach 2015-2017 Arabia Saudyjska otrzymała i wystrzeliła nieznaną liczbę pocisków Storm Shadow na Huti w Jemenie. Jak jednak widzimy, nie rozwiązało to problemu bezpieczeństwa w regionie. W przeciwieństwie do Sił Zbrojnych Ukrainy, które regularnie z powodzeniem „skalpują” i „szturmują” flotę wroga.
W doborze narzędzi do ostatecznego zniszczenia Mostu Krymskiego i rosyjskiej Floty Czarnomorskiej Ukraina może pójść nieliniowo, opierając się na własnych pociskach Neptun i Grom. Jednak by doprowadzić te pociski do wymaganego stanu, należy poprosić o pomoc w zakresie zasobów tych samych zachodnich partnerów
Kraje zachodnie mają niezbędne setki milionów dolarów i sprzęt do tworzenia najnowszych potężnych pocisków. Ukraina ma wolę i wiedzę, aby ostatecznie oczyścić Morze Czarne zagrożenia stwarzanego przez Rosję.
„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”
Nie, Rosja nie wygrywa
Do końca 2022 r. PKB Ukrainy skurczył się o około 30%, a inflacja gwałtownie wzrosła z 10% do 26,6%. Ponad dziesięć milionów Ukraińców zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, a stopa bezrobocia wzrosła do 24,5%. Narodowy Bank Ukrainy zdewaluował walutę kraju z 29 do 36,57 hrywien za dolara amerykańskiego.
Jednak po tym ponurym początku ukraińska gospodarka zaczęła wykazywać oznaki odporności i ożywienia
W grudniu 2023 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdził, że mimo niezliczonych wyzwań wskaźniki makroekonomiczne Ukrainy były „silniejsze niż oczekiwano”. MFW zrewidował swoją prognozę wzrostu PKB Ukrainy na 2023 r. z 2% do 4,5%, spodziewając się spadku inflacji do 5,5%. Ze względu na spowolnienie inflacji Narodowy Bank Ukrainy wprowadził „elastyczny w zarządzaniu” kurs walutowy zamiast stałego kursu walutowego. Stopy procentowe spadły z 25% na początku 2023 r. do około 15%.
Tymczasem gospodarka Rosji wykazuje oznaki napięcia. Według raportu Departamentu Skarbu USA, gospodarka Rosji jest obecnie o 5% mniejsza niż byłaby, gdyby prezydent Władimir Putin nie zaatakował Ukrainy. W tym samym raporcie zauważono, że sankcje rzeczywiście hamują wzrost gospodarczy Rosji, powodując wzrost stóp procentowych (16% w grudniu 2023 r.) i osłabienie rubla. Między styczniem a październikiem 2023 r. kurs wymiany wzrósł z 69 do 100 rubli za dolara.
Następnie kurs wymiany spadł do 88-93 rubli za dolara, ze względu na próby wzmocnienia waluty przez rosyjski bank centralny poprzez wprowadzenie kontroli kapitału. Rosyjscy eksporterzy z 43 branż są obecnie zobowiązani do wymiany 90% swoich wpływów walutowych na ruble. Ten radykalny środek taktyczny (wprowadzony w pośpiechu) wskazuje, że chmury niepewności będą nadal wisieć nad rosyjskim systemem finansowym, grożąc dalszą destabilizacją rubla.
Bezpośrednie przyczyny problemów gospodarczych Ukrainy i Rosji są bardzo różne, ale ostatecznie wszystkie wynikają z osobistej decyzji Putina o rozpoczęciu wojny.
Dla Ukrainy kluczową kwestią jest to, że walki toczą się niemal wyłącznie na jej terytorium, a Rosja przeprowadza bezpośrednie ataki na ukraińskie zakłady produkcyjne, szlaki transportowe, instytucje edukacyjne i infrastrukturę cywilną. Szkody wyrządzone przez rosyjskie naloty na ukraińską infrastrukturę energetyczną zimą 2022 roku nie ograniczały się wyłącznie do zniszczenia konkretnych obiektów. Oprócz bezpośrednich szkód o wartości 8,8 mld USD, straty poniosły również małe firmy: wiele z nich zostało zmuszonych do zamknięcia lub znacznej zmiany działalności. Zakłócenia te miały poważne konsekwencje makroekonomiczne. Według przewodniczącego Komisji Finansów, Podatków i Polityki Celnej Rady Najwyższej Ukrainy, przerwa w dostawie prądu zagroziła gospodarce „stratą ponad 200 milionów dolarów każdego dnia”.
W czasie tych ataków Ukraina wykazała się odpornością, a po nich przywróciła do użytku co najmniej 62% zniszczonych elektrowni cieplnych, 68% elektrowni wodnych i 80% linii energetycznych. Jednak rosyjskie naloty nadal stanowią poważne zagrożenie dla tych części kraju, w których brakuje odpowiedniej obrony przeciwlotniczej. Ponadto rosyjskie ataki doprowadziły do zakłóceń w ukraińskim eksporcie. Ukraina jest jednym z największych dostawców zboża na świecie, a eksport zboża stanowi średnio około 10% rocznego PKB Ukrainy. Po lutym 2022 r. rosyjska marynarka wojenna uniemożliwiła transport 20 milionów ton ukraińskiego zboża przez Morze Czarne i zniszczyła „tysiące ton zboża” przechowywanego w ukraińskich portach.
Jednak po wycofaniu się Rosji ze zorganizowanej przez ONZ Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej w lipcu 2023 r. Ukrainie udało się otworzyć nowy morski korytarz dostaw w ciągu zaledwie miesiąca. Według Bridget Brink, ambasador USA w Ukrainie, do połowy stycznia tą trasą wysłano już 16,5 miliona ton zboża, podczas gdy pogrzebana inicjatywa ONZ zaowocowała łącznie zaledwie 33 milionami ton przez cały rok. Perspektywy gospodarcze Ukrainy pozostają jasne, pomimo rosyjskich prób ich zaciemnienia.
Jeśli chodzi o Rosję, większość jej strat gospodarczych jest wynikiem jej własnych błędów w zarządzaniu, a także zachodnich sankcji. Analitycy wskazują, że ze względu na straty wojskowe i masowe uchylanie się od poboru Rosja stoi w obliczu „kryzysu demograficznego”. Ponadto gospodarkę kraju osłabiają spadające dochody z ropy i gazu, a także stały, dławiący niedobór części zamiennych i sprzętu produkowanego na Zachodzie. Sankcje gospodarcze nie były w stanie powstrzymać wojny, ale spowodowały poważne problemy w rosyjskiej gospodarce.
Oczywiście Rosja sama sprowadziła na siebie wszystkie te problemy. Zdecydowanie nie wygrywa tej wojny – ani na froncie wojskowym, ani na gospodarczym.
Z drugiej strony, Ukraina zaczyna wychodzić z pierwszego szoku i jeśli Zachód będzie nadal aktywnie jej pomagał, będzie miała przewagę w wojnie na wyniszczenie
Nie należy się jednak popełnić błędu: Ukraina musi pilnie wzmocnić swoje zdolności wojskowe, by chronić swoich obywateli i gospodarkę przed rosyjskimi atakami z powietrza. Systemy obrony powietrznej dostarczone przez Stany Zjednoczone, Norwegię, Niemcy i inne kraje odegrały kluczową rolę w neutralizowaniu rosyjskich ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną tej zimy. Ponadto Ukraina musi rozszerzyć swoje możliwości uderzania w rosyjski kompleks wojskowo-przemysłowy, aby zmniejszyć intensywność rosyjskich ataków lotniczych.
Ze swej strony Zachód musi nadal zapewniać Ukrainie pomoc finansową i wojskową, powinien też nadal dokręcać śrubę sankcji gospodarczych, by pozbawić Rosję zasobów potrzebnych do prowadzenia agresywnej wojny. Sankcje wtórne mogą odegrać kluczową rolę w egzekwowaniu istniejących ograniczeń w rosyjskim handlu i finansach. Wszystkie te środki są nie tylko wykonalne, ale także pilnie potrzebne, aby pomóc Ukrainie w obronie.
Anastasja Fedyk jest adiunktką w dziedzinie finansów na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.
Jurij Horodnyczenko jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.
Nowe zasady mobilizacji: co czeka Ukraińców?
Usunięto dotychczas obowiązujący zapis o demobilizacji żołnierzy po 36 miesiącach służby bez dodatkowych decyzji Sztabu Naczelnego Wodza. Ustawa wprowadza również pojęcie zasadniczej służby wojskowej i elektroniczne konto poborowego. Zezwala na służbę skazanym za drobne przestępstwa i określa listę osób, które podlegają obowiązkowi służby wojskowej. Niektóre zmiany dotyczą Ukraińców podlegających obowiązkowi służby wojskowej, którzy przebywają za granicą. Sestry zebrała opinie ekspertów, personelu wojskowego i obrońców praw człowieka na temat zalet i wad przyjętego prawa.
Długotrwała ustawa mobilizacyjna
Debata nad ustawą mobilizacyjną trwała od grudnia ubiegłego roku. 7 lutego została ona przyjęta w pierwszym czytaniu, ale bez uwzględnienia wniosków odpowiedniej komisji. W ramach przygotowań do drugiego czytania posłowie zgłosili ponad 4000 poprawek. Parlament rozpatrywał je przez prawie 2 miesiące. W przeddzień głosowania sesja Rady Najwyższej trwała do późnych godzin nocnych, choć sala obrad była w połowie pusta.
Podczas głosowania 11 kwietnia marszałek Ołeksandr Syrski i minister obrony Rustem Umerow byli obecni w parlamencie, ale nie wygłosili na Sali obrad żadnych oświadczeń. Jedynym, który zabrał głos, był dowódca Połączonych Sił Zbrojnych, generał Jurij Sodoł. Powiedział, że sytuacja kadrowa jest krytyczna: „Trzymamy obronę ostatkiem sił”. Prezydent Wołodymyr Zełenski i premier Denys Szmyhal nie byli obecni na sali parlamentarnej podczas rozpatrywania projektu ustawy.
Co zostało uchwalone – kluczowe innowacje:
* Mężczyźni w wieku 18-60 lat są zobowiązani do aktualizacji swoich danych w ciągu 60 dni w wojskowym biurze rejestracji i poboru, centrum obsługi administracyjnej lub w elektronicznym biurze poborowego;
* Obywatele zarejestrowani w wojsku mogą dobrowolnie zarejestrować swoje konto elektroniczne, ale żadne wezwania nie będą wysyłane za pośrednictwem tego konta;
* Osoby podlegające obowiązkowi służby wojskowej muszą mieć przy sobie wojskowe dokumenty rejestracyjne i okazać je na żądanie policji lub personelu TCK [terytorialny ośrodek pozyskiwania i wsparcia społecznego – red.];
* Ukraińcy przebywający za granicą nie będą mogli ubiegać się o paszport ani korzystać z usług konsularnych bez aktualnych zaświadczeń z wojskowego biura rejestracji i poboru;
* Zamiast służby poborowej ustawa wprowadza pojęcie podstawowego szkolenia wojskowego. Może ono zostać ukończone podczas studiów na uniwersytetach lub w ośrodkach szkoleniowych Sił Zbrojnych Ukrainy. W rzeczywistości takie szkolenie rozpocznie się 1 września 2025 r;
* Podniesiono grzywny - dla osób fizycznych z 17 do 22 tysięcy hrywien za uchylanie się od mobilizacji. TCK będzie mógł zwrócić się do policji o zatrzymanie uchylającego się, a także wysłać list polecony z żądaniem stawienia się w wojskowym biurze rejestracji i poboru. Taki list uznaje się za doręczony, nawet jeśli dana osoba nie odebrała go osobiście. Jeśli dana osoba nie zgłosi się dobrowolnie do TCK w ciągu 10 dni kalendarzowych, komisarz wojskowy ma prawo wystąpić do sądu o pozbawienie jej prawa jazdy;
* Pojazdy mogą zostać zarekwirowane, jeśli dana osoba posiada więcej niż jeden pojazd;
* Obywatele, którzy nie odbyli służby wojskowej lub podstawowego szkolenia wojskowego, nie będą mogli pracować w służbie cywilnej, prokuraturze ani policji;
* Więźniowie skazani za drobne przestępstwa będą mogli odbyć służbę wojskową. Osoby skazane za morderstwo z premedytacją, gwałt i przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu narodowemu nie będą mogły zostać zmobilizowane.
Musimy zdawać sobie sprawę, że temat mobilizacji nie może być popularny w społeczeństwie, mówi Serhij Kuzan, szef Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy, ma świadomość, że nie może być popularny w społeczeństwie. Uważa jednak, że co do zasady dobrze się stało, że ustawa została przyjęta.
– Istnieje baza, którą można rozwijać – mówi. – Obejmuje to rejestrację, prawa osób podlegających służbie wojskowej, sam proces mobilizacji i gwarancje szkolenia wojskowego – wiele rzeczy, których wcześniej nie mieliśmy. W rzeczywistości te procesy realizowane ręcznie.
Kuzan uważa jednak za mało prawdopodobne, by ta ustawa bezpośrednio wpłynęła na liczbę zmobilizowanych osób: – Nasza mobilizacja się nie kończy, była i nadal jest prowadzona. A nasze możliwości mobilizacyjne są takie, jakie są.
Ale naprawdę mam nadzieję, że teraz państwo będzie miało dokładniejsze wskaźniki, a nasze zasoby mobilizacyjne będą jasne, to znaczy państwo zrozumie, z kim może walczyć i jak długo
Luki prawne
Z prawnego punktu widzenia nowo powstały dokument zawiera ogromną liczbę przepisów, które są wątpliwe z punktu widzenia zgodności z konstytucją: od usunięcia przepisu dotyczącego warunków demobilizacji, przepisu dotyczącego reintegracji osób niepełnosprawnych z II i III grupy, po rozszerzenie praw TCK i rażący brak ochrony danych osobowych osób podlegających służbie wojskowej, gdy przekazują je podczas aktualizacji swoich danych. Dmytrij Jefremenko, prawnik w międzynarodowej firmie Quantum Attorneys, uważa, że wynikające z tego problemy dadzą o sobie znać i nie należy ich ignorować:
– Ze swojej strony nie widzę niczego, co mogłoby przynieść korzyści krajowi i pomogło mu wygrać wojnę – mówi. – A co najważniejsze, świadomość społeczna jest już bardzo przegrzana. Pewnego rodzaju konfrontacja między wojskiem a cywilami już się szykuje. Deputowani doskonale to wszystko wiedzą i rozumieją, ale ze względu na okoliczności uchwalają prawo na zasadzie: jestem artystą, widzę to w ten sposób.
Z prawnego punktu widzenia moim zdaniem nie ma żadnych pozytywnych mechanizmów mających na celu faktyczne rozwiązanie kwestii mobilizacji
Odroczenie lub przesunięcie do rezerwy
Z mobilizacji zwolnione są osoby niepełnosprawne, rodzice trojga lub więcej małoletnich dzieci, jeśli nie mają zaległości alimentacyjnych, oraz rodzice samotnie wychowujący małoletnie dziecko. Ponadto rodzice adopcyjni, opiekunowie dzieci niepełnosprawnych i osób ubezwłasnowolnionych, obywatele, których bliscy krewni zmarli lub zaginęli.
Oprócz pracowników infrastruktury krytycznej, przesunięci do rezerwy mogą być funkcjonariusze organów ścigania, członkowie Rady Najwyższej i ich asystenci (nie więcej niż dwóch), szefowie ministerstw i ich zastępcy, szefowie organów sądowych i sędziowie oraz przedstawiciele władz lokalnych.
Poborowi nie podlegają studenci studiów stacjonarnych, a także naukowcy i nauczyciele.
Obywatele niepełnosprawni, zwolnieni z niewoli i obywatele poniżej 25. roku życia, którzy ukończyli podstawowe szkolenie wojskowe, podlegają mobilizacji wyłącznie na własną prośbę.
Prawo stanowi również, że wszystkie zmobilizowane osoby muszą przejść szkolenie wojskowe i mają prawo ubiegać się o przyjęcie do ośrodków rekrutacyjnych, zamiast podlegać przymusowemu poborowi za pośrednictwem komisariatu wojskowego.
Demobilizacja – oczekiwana, ale nie zatwierdzona
Najbardziej kontrowersyjnym elementem projektu ustawy było usunięcie zapisu o demobilizacji żołnierzy, którzy służyli 36 miesięcy w stanie wojennym. Jednocześnie parlament poparł rezolucję zobowiązującą rząd do zatwierdzenia dodatku w wysokości 70 000 hrywien dla żołnierzy na pierwszej linii frontu wykonujących misje bojowe oraz do przedłożenia parlamentowi projektu ustawy o rotacji w najbliższej przyszłości. Oddzielnie w ciągu ośmiu miesięcy rząd musi opracować i przedstawić projekt ustawy o demobilizacji.
Kyryło Sazonow, w cywilu politolog i żołnierz – ochotnik od 2022 roku, podkreśla, że zastępstwa i czas na odpoczynek są bardzo potrzebne.
– Na wojnie, w okopach, bardzo ważne jest, by ludzie mogli odpoczywać – mówi. – Kiedy widzimy w Kijowie grupę zdrowych młodych mężczyzn, a nowych rekrutów mamy w wieku 40+, to coś tu nie gra. Mężczyzna w wieku poborowym ma obowiązek chronić prawa do życia innych ludzi. Ten obowiązek musi być spełniony. Jeśli mężczyzna nie wypełnia swoich obowiązków, nie ma mowy o żadnych jego prawach. Sorry, takie jest życie, nie ma praw bez obowiązków. Uważam, że wszelkie restrykcje dla osób uchylających się od obowiązków mają sens.
Jeśli chodzi o demobilizację, wszyscy rozumiemy, że bez względu na to, jak bardzo my, ci, którzy walczą od samego początku, chcielibyśmy w końcu wrócić do domu, nie będzie nikogo, kto mógłby nas zastąpić. Bo jeśli wszyscy wrócimy do domu, ktoś do Kijowa, ktoś do Odessy, ktoś do Buczy, to jutro będą tam Rosjanie
Wołodymyr Zełenski powiedział w Wilnie, że nowa ustawa wzmocni kontrolę nad uciekinierami:
– Jest wiele manipulacji, rosyjskiej narracji o zakłóceniu mobilizacji na Ukrainie. Zwróćcie uwagę na fakty. Mobilizacja przebiega tak jak powinna, zgodnie z prawem, w czasie wojny. Jeśli chodzi o ustawę lub jedną z ustaw dotyczących zmian w mobilizacji, tę, która została przegłosowana 11 kwietnia na wniosek dowództwa wojskowego, to istnieją pewne zmiany w mobilizacji. Wzmocniono też kontrolę nad tymi, którzy się od niej uchylają. Istnieją pewne zmiany w niektórych zasadach, które pomogą dowództwu wojskowemu. Nie chodzi tylko o mobilizację ludzi, ale także o wspieranie żołnierzy, którzy są stale na froncie – urlopy, lepszą rotację itp.
Role życia: ukraińscy aktorzy na wojnie
Dla wielu to, czy artyści powinni być wysyłani na wojnę, jest sprawą kontrowersyjną. Tyle że obrona ojczyzny to kwestia sumienia i indywidualnej decyzji każdego człowieka. Nie wszyscy artyści mieli odwagę zostać żołnierzami w pierwszych dniach czy miesiącach inwazji. Ale było ich wielu. Niektórzy mieli już jakieś pojęcie o sprawach wojskowych, byli wśród nich nawet weterani wojny, którą Rosja rozpoczęła w 2014 roku. Dla innych kontakt jedyny wcześniejszy kontakt z bronią ograniczał się do trzymania atrapy na planie filmowym.
Tak czy inaczej, każdy z nich długo musiał przyzwyczajać się do nowej, niefilmowej rzeczywistości, w której mógł umrzeć naprawdę. I niektórzy umarli, a inni zostali ranni.
Serhij Filimonow, pseudonim „Filia”
Aktorem został z przypadku, zaproszony na plan filmowy przez Ołeha Sencowa. Rola w filmie „Nosorożec” była jak dotąd jedyną rolą Serhija Filimonowa. Ale za to znaczącą, i to w ważnym ukraińskim filmie. Stworzony w koprodukcji z Polską i Niemcami „Nosorożec” był prezentowany na festiwalach w Toronto, Wenecji i Warszawie, a Filimonow zdobył nagrody dla najlepszego aktora na festiwalach w Batumi i Sztokholmie (Ukraińska Akademia Filmowa uznała go za najlepszego aktora 2022 roku).
Natychmiast po premierze w Kijowie w lutym 2022 r. Serhij wstąpił do wojska. Do tej walki przygotowywał się przez 8 lat
Nie miał nawet dwudziestu lat, kiedy zdobywał doświadczenie na Majdanie. Potem wziął udział w ATO [ATO – Operacja Antyterrorystyczna prowadzona przez Ukrainę na wschodzie kraju w latach 2014-2018 przeciw prorosyjskim separatystom, którzy zajęli część obwodów donieckiego i ługańskiego – red.] jako zwiadowca, a w 2015 roku został szefem Korpusu Cywilnego Azow.
Serhij to bezkompromisowy aktywista, inicjator programów społecznych, sportowych i edukacyjnych. Odkąd wstąpił do jednostki Prawego Sektora „Wilki Da Vinci”, podporządkowanej dowódcy armii, walczy na najbardziej niebezpiecznych odcinkach frontu.
Wołodymyr Raszczuk, pseudonim „Artysta”
„Rosyjskojęzyczny aktor z Mariupola” – jak określał siebie Wołodymyr, grał przez 16 sezonów w Teatrze im. Łesi Ukrainki w Kijowie, choć pierwsze dwa lata kariery przepracował w teatrze w Mariupolu (zbombardowanym przez Rosjan w 2022 roku). W kinie znany jest z seriali telewizyjnych „Departament 44” i „Królowie komnat”, a także filmów „Bobot i energia wszechświata” oraz „Dżura – królewicz”. Imponujący i charyzmatyczny, potrafił rozśmieszać ludzi, urzekać ich mocą i tembrem głosu.
Gdy 24 lutego 2022 r. jego żona i córka musiały ukrywać się w piwnicy przed rosyjskim ostrzałem, Wołodymyr dołączył do batalionu piechoty „Swoboda” Gwardii Narodowej Ukrainy
Szybko nauczył się strzelać. Brał udział w bitwach o Kijów, Browary, Irpień, Buczę, Hostomel, Rubiżne, Siewierodonieck i Bachmut. Jeszcze przed wielką wojną marzył o zagraniu żołnierza. Zagrał go, gdy już był prawdziwym żołnierzem, występując w wojennej tragikomedii „Pseudonim ‘Tamada’” [tamada to mistrz toastów – red.] między kolejnymi rotacjami. Teraz, jako porucznik i dowódca kompanii, walczy w Bachmucie. Tę wojnę nazywa „świętą” – bo dla niego to walka o Ukrainę, wolność i możliwość mówienia po ukraińsku. Rosyjski porzucił na zawsze dwa lata temu.
Ołeh Szułha, pseudonim „Artysta”
W dniepropetrowskim Teatrze „Wierzymy” gra od 1993 roku. Na wojnę (ATO) poszedł już wiosną 2014 roku. W 2015 roku powrócił jako porucznik i został kuratorem unikalnego projektu teatralnego o weteranach ATO „Artystyczne rezydencje”. A potem dzięki za sprawą reżyserki castingów na Ukrainie Ałły Samojłenko dostał się do kina. Zagrał w filmach „Czerwony”, „Pseudonim ‘Banderas’”, „Snajper. Biały kruk” i „Dowbusz”. Na koncie ma też rolę w serialu „Ochotnik”.
W lutym 2022 r., „nie mając innego wyboru, to jasne”, jako weteran ATO wyciągnął ze schowka zakurzoną kamizelkę kuloodporną i ponownie wstąpił do wojska
Trafił w okolice Chersonia, gdzie walczył aż do jego deokupacji. Teraz jest kapitanem i bije się w pobliżu Bachmutu – wziął nawet do niewoli rosyjskich skazańców, gwałcicieli i morderców.
Gdy wojna się skończy, Ołeh Szułha stanie się sławny na całym świecie, ponieważ na ekrany wejdzie film z jego udziałem, nakręcony przez laureata Oscara Vincenta Warda „Storm School”. To opowieść o Wiktorze Kowalenko, Ukraińcu, australijskim bohaterze narodowym, „łowcy medali", dzięki któremu australijska drużyna narodowa z 40. miejsca awansowała na 1.
Dmytro Linartowycz, pseudonim "”Świat”
Syn słynnego aktora i reżysera dubbingu Konstantina Linartowycza, Dmitrij, podobnie jak ojciec grał w teatrze, kinie i użyczał głosu w dubbingach. Rola w filmie „Ten, który przeszedł przez ogień” z 2012 roku uczyniła go znanym aktorem w Ukrainie. W 2015 roku został zmobilizowany do sił zbrojnych w stopniu podporucznika – kręcił dla ministerstwa obrony filmy o tematyce wojskowej, nagrał też drugi album z własnymi piosenkami. W 2016 r. został zdemobilizowany w 2016 roku, lecz w lutym 2022 r. na ochotnika wrócił do armii. W brygadzie TRO bronił Kijowa, potem dołączył do 46. oddzielnej brygady desantowo-szturmowej w rejonie Chersonia. Po wyzwoleniu miasta został przeniesiony do Bachmutu.
W styczniu 2023 roku w Sołedarze został ciężko ranny, rehabilitacja zajęła pół roku. Gdy wyzdrowiał, zaczął jeździć po całej Ukrainie, by przy dźwiękach gitary śpiewać żołnierzom swoje piosenki i wiersze.
Maksym Dewizorow
Ten artysta Teatru Dramatu i Komedii na Lewym Brzegu jest jednym z najbardziej znanych aktorów filmowych. Sławę zdobył w 2019 roku za sprawą serialu telewizyjnego dla nastolatków „Pierwsze jaskółki” – miał wtedy zaledwie 23 lata. Swój sukces ugruntował dzięki 2. sezonowi serialu. Jest atrakcyjny i błyskotliwy, nie dziwi więc, że został zauważony przez producentów i reżyserów. W tym samym roku zagrał w dystopijnym filmie „Numery”, opartym na sztuce Ołeha Sencowa, a w 2021 roku zagrał żołnierza w ”Spokojnym-21”, filmie opartym na prawdziwych wydarzeniach.
Prawdziwym żołnierzem został w lutym 2022 roku: wstąpił do lwowskiej 103 brygady Sił Zbrojnych Ukrainy
Dowozi samochodem żywność w rejon walk, choć jak tajemniczo zaznacza – „zakres zadań jest dość szeroki”. Pod koniec 2023 roku dekretem prezydenckim Maksym został odznaczony Orderem Zasługi III klasy. III klasy.
Ołeksandr Peczerycia, pseudonim „Artysta”
Ołeksandr był zaangażowany w wiele czołowych ukraińskich seriali telewizyjnych. Zagrał m.in. w „Lekarzu kobiet”, „Stuleciu Jakowa”, „Na linii życia” i „Poddanym”. Jednocześnie kontynuował karierę aktora teatralnego w kijowskim Teatrze Iwana Franki. Użyczył swego głosu bohaterom największych hollywoodzkich hitów. Do inwazji na pełną skalę nie przejmował się zbytnio wojną. Nie umiał strzelać i nie zamierzał walczyć.
Wszystko zmieniło się w lutym 2022 r.: zaciągnął się do terytorialnej obrony Kijowa i wraz ze 128 batalionem piechoty 112 brygady został wysłany w kierunku Charkowa. Kilkukrotnie wracał z frontu do teatru, by wystąpić w sztuce „Skradzione szczęście”.
W 2023 roku został zdemobilizowany i w pełni wrócił do aktorstwa.
Andrij Fedinczyk
Andrij to prawdziwy przystojniak wśród ukraińskich aktorów. Zyskał sławę w połowie 2010 roku, gdy zagrał w serialu telewizyjnym „Klan jubilerów”. Później jego uroda, talent i świetny głos były szeroko wykorzystywane w telewizji („Papanki”, „Pańszczyzna”), w filmach („Kruty 1918”, „Czarny kruk”) i w kinie (dubbing do „Mission Impossible” i „Harry’ego Pottera”).
Ślub z inną ukraińską gwiazdą telewizyjną, Natalią Denisenko („Pańszczyzna”, „Saga”), uczynił go bohaterem tabloidów i magazynów modowych. Jednak celebryta nie przestał być patriotą: 22 lutego 2022 r. Andrij został członkiem brygady obrony terytorialnej w Żytomierzu.
Nie chce mówić, czym zajmuje się w jednostce, opowiadać o misjach na froncie czy podać pseudonimu. Mówi tylko, że „dopóki Ukraina nie wygra, a jego serce bije, nie wróci do cywilnego życia”
Pawło Ałdoszyn, pseudonim „Lutik"
Z Teatru 19 w Charkowie, w którym grał w latach 2000-2010, Pawło najpierw przeniósł się do seriali telewizyjnych, a w 2021 roku zagrał rolę „wojownika przeznaczenia” w filmie „Snajper. Biały kruk”. Stworzył w nim postać nauczyciela pacyfisty, który chce pościć zamordowanie swej żony przez separatystów i idzie na wojnę, by się zemścić. Później powie, że doświadczenia zdobyte na planie tego filmu bardzo mu pomogły. Filmowa wojna skończyła się dla niego, gdy rozpoczęła się ta prawdziwa wojna. Chrzest bojowy przeszedł w bitwie pod Irpinem w marcu 2022 roku. Potem walczył o Chersoń.
Wojna go zmieniła. Zaczął inaczej postrzegać ją (wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi) – jak i siebie samego jako Ukraińca: na początku inwazji przeszedł na ukraiński
Pawło Ałdoszyn walczy o Ukrainę i jej wolność. Marzy też o odzyskaniu całego obwodu chersońskiego i wyzwoleniu jego rodzinnego Geniczeska.
Wasyl Kucharskij, pseudonim „Aktor”
Twórca jednej z najlepszych ról w ukraińskim kinie – pasterza kóz Maksyma w filmie Myrosława Latyka z 2022 roku „Maksym Osa i złoto wilkołaka”. Idealnie dopasowany do postaci, miał reliefową twarz, jakby wyrzeźbioną z kamienia, przeszywające, ostre spojrzenie i zręczne ruchy prawdziwego wojownika. Stworzył wybitne role w Teatrze na Podolu („Na dnie”, „Mechaniczna pomarańcza”), grał w najlepszym ukraińskim serialu telewizyjnym wszech czasów („Skrytki”) i jednym z najbardziej znanych filmów („Dzień sprzątania”).
W lutym 2022 r. wstąpił do wojska i został przydzielony do 1 batalionu piechoty 67 brygady Prawego Sektora, który brał udział w kontrofensywie charkowskiej. Walczył pod Bachmutem i pod Kreminną. We wrześniu 2023 r. został poważnie ranny. W szpitalu odwiedził go francuski reżyser Michel Hazanavicius, laureat Oscara („Artysta”). „Wasyl jest w ciężkim stanie – powiedział wtedy – ale nadal potrafi żartować. A to oznacza, że życie zwycięża śmierć”.
Aktor zmarł kilka dni po swoich urodzinach. Pośmiertnie został odznaczony Orderem za Odwagę III klasy.
Jewhen Switłycznyj, pseudonim „Żeka”
Aktor z przypadku – posłuchał swojego trenera i poszedł na casting do „Nosorożca” Ołeha Sencowa. Został wybrany, mimo że na twarzy miał siniaki. Bo jako wojownik i mistrz mieszanych sztuk walkinie musiał udawać, że potrafi walczyć – był bardzo przekonujący. Pod koniec kręcenia zdjęć przyjął zaproszenie swojego ekranowego odpowiednika, Serhija Filimonowa, aby stać się prawdziwym towarzyszem broni i dołączyć do nieformalnej grupy „Honor” w Krzywym Rogu. „Nadawaliśmy na tej samej fali – powie później Serhij. – Byliśmy skrojeni z tego samego materiału. Miałem szczęście, że go poznałem”.
Po inwazji na pełną skalę grupa dołączyła do 67 brygady Sił Zbrojnych Ukrainy i stała się oddzielną jednostką bojową, ostatecznie wchodząc w skład słynnego batalionu „Wilki Da Vinci”.
Jewhen walczył na najtrudniejszych odcinkach frontu, za co otrzymał medal „Za Służbę Wojskową dla Ukrainy”
W marcu 2023 r. został ranny pod Bachmutem, lecz wrócił do walki. W lipcu tego samego roku zginął w bitwie w okolicach Charkowa. Pośmiertnie został odznaczony medalem „Za Zasługi” III stopnia.
Reporterka Monika Andruszewska: Niewiele wiem o prawdziwym życiu, ale widziałam prawdziwe śmierci
Jest wolontariuszką i polską korespondentką wojenną, mieszka w Ukrainie od Rewolucji Godności. W 2014 roku pojechała z wolontariuszami na wschód Ukrainy. Relacjonowała sytuację w kraju, pisała reportaże z frontu. W 2019 r. otrzymała nagrodę Związku Dziennikarzy Polskich za reportaż „Bierz ciało, póki dają”, poświęcony ukraińskim matkom poszukującym synów zaginionych w czasie wojny. Obecnie Monika angażuje się w wolontariat i we współpracy z warszawskim Centrum Lemkina zbiera dowody rosyjskich zbrodni wojennych na terytorium Ukrainy.
Natalia Żukowska: Mimo że zeszłego lata zawiesiłaś swoje dziennikarstwo wojenne, nadal jeździsz na linię frontu. Teraz masz inną misję. Opowiedz o niej.
Monika Andruszewska: Moja misja i cel są niezmienne od 2014 roku: robię, co w mojej mocy, by opowiedzieć światu o wszystkim, co dzieje się w Ukrainie i pomóc w zwycięstwie. I robię to w każdy dostępny mi sposób. W rzeczywistości to, co się teraz dzieje, jest dokładnie tym, co działo się wcześniej. Po prostu teraz Rosja zajęła więcej ukraińskiego terytorium. Zabijanie ludzi za ich flagę, za ich miłość do ojczyzny, próby zniszczenia narodu ukraińskiego, gwałty na kobietach, torturowanie więźniów – wszystko to działo się już wcześniej. To nie zaczęło się teraz. Dziś ludzie, którzy zostali schwytani przez Rosjan w 2014 roku, nadal są przetrzymywani w rosyjskich komorach tortur.
Wraz z wybuchem wojny na pełną skalę widzimy po prostu kontynuację tego, co robi Federacja Rosyjska. Ona próbuje zniszczyć Ukrainę
Współpracujesz z Centrum Lemkina, które od kwietnia 2022 roku zbiera dowody na zbrodnie wojenne Rosji. Jak rozpoczęła się wasza współpraca?
Centrum Lemkina działa w ramach Instytutu Pileckiego, który jest częścią polskiego Ministerstwa Kultury. Zostało otwarte przez profesor Magdalenę Gawin. Instytut Pileckiego od wielu lat dokumentuje zbrodnie totalitaryzmu. To, co dzieje się na Ukrainie, jest kontynuacją tego samego totalitaryzmu, który przez wiele lat niszczył Europę Wschodnią. Magdalena Gawin zaproponowała mi współpracę, a ja się zgodziłem. Po pierwsze dlatego, że ideologia Centrum pokrywa się z moim spojrzeniem na sprawę. Po drugie, to okazja do dokumentowania zbrodni na poziomie państwa polskiego. Stworzyłam grupę, która pracuje w Ukrainie i zbiera dowody. Oprócz mnie w naszym zespole jest Iryna Dowgan, która była torturowana przez Rosjan w Doniecku w 2014 roku, a teraz pracuje z mężem. Współpracuje z nami również Wiktoria Godik z Irpienia. Zbieramy dowody wszystkich zbrodni wojennych. W maju przedstawimy raport na temat ostrzelania przez Rosjan pokojowego konwoju w obwodzie kijowskim. Po raz kolejny chcemy pokazać światu, jaka jest Rosja. Chcemy przekazać informację, że sytuacja na froncie jest katastrofalna. Brakuje broni i amunicji.
Ukraina potrzebuje pomocy świata zachodniego, bo w tej chwili Siły Zbrojne Ukrainy są jedynym gwarantem bezpieczeństwa nie tylko Ukrainy, ale całej Europy
Jestem Polką, ale mieszkam w Ukrainie. Musimy pokazać wszystkim, co grozi nam ze wschodu.
Ile zeznań ofiar rosyjskich zbrodni wojennych udało się do tej pory zebrać?
Warszawskie biuro Centrum Lemkina, które zbierało zeznania od uchodźców z Ukrainy, ma ich prawie tysiąc. A my, pracując na terytoriach okupowanych i na froncie, zebraliśmy już około 700 zeznań ofiar rosyjskich zbrodni wojennych. Trudno podać dokładną liczbę, ponieważ jesteśmy w trakcie gromadzenia zeznań. Nawet teraz nie policzyliśmy zeznań z naszych ostatnich wyjazdów do regionu Chersonia. Mogę jedynie powiedzieć, że liczba ta stale rośnie.
Jak i gdzie znajdujecie świadków zbrodni wojennych?
Pracujemy w pobliżu frontu i na terytoriach nieokupowanych. Czasami ktoś mówi nam, że coś wydarzyło się w wiosce, wtedy po prostu idziemy do rady tej wioski – zazwyczaj mają listę osób, które ucierpiały. Czasami udajemy się do ośrodków kultury, do lokalnych ratowników medycznych, a ci kierują nas do osób, których szukamy. Zdarza się, że podczas rozmowy ocalały dzieli się z nami kontaktami do osób, z którymi przebywał w areszcie. Staramy się objąć pomocą wszystkie regiony Ukrainy, które zostały dotknięte rosyjską agresją.
Naszym celem jest stworzenie mapy wojny, aby pokazać, że gdziekolwiek rosyjskie wojsko postawi stopę, popełniane są te same zbrodnie
Niestety wiele miejsc, w których pracowaliśmy, nie znajduje się już pod kontrolą Ukrainy. Na przykład niektóre wioski w pobliżu Awdijiwki czy Bachmutu. Niektóre obszary znajdują się bezpośrednio na linii frontu. Nie możemy więc sprawdzić, co stało się z ludźmi, którzy zeznawali nam o zbrodniach wojennych w pobliżu Wuhłedaru. Nie wiemy, czy żyją. W końcu Rosja po prostu wymazuje osady z mapy. Niektórzy z naszych świadków nie mogli wyjechać i nie wyobrażali sobie życia gdzie indziej. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych. Jest takie powiedzenie w języku polskim: „Starych drzew się nie przesadza”. Ci ludzie wybrali miejsce, w którym chcą żyć i umrzeć. To bardzo smutne.
Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w pracy? Do czego nie potrafisz się przyzwyczaić?
Kiedy dokumentujemy zeznania ofiar, nie powinniśmy mówić i okazywać tego, co czujemy. To nie jest w porządku. Musimy mówić o ludziach, o tym, jacy są odważni, ponieważ czasami rozmawiamy trzy kilometry od Rosjan. Ci ludzie, ryzykując własne życie i zdając sobie sprawę, że rosyjskie wojsko może w każdej chwili znów ruszyć naprzód, wciąż mówią o zbrodniach. Najtrudniejsze jest to, że pracujemy na terytorium, które jest nieustannie atakowane. Obecnie na Ukrainie nie ma bezpiecznych miejsc, ale są miejsca szczególnie niebezpieczne. Rosja nieustannie atakuje terytoria okupowane i strefę przygraniczną. Próbuje zabić wszystko, co się rusza, w tym nas. Ponadto terytorium okupowane jest silnie zaminowane. Gdy tylko zejdziesz z asfaltu, istnieje ryzyko, że wejdziesz na minę. Rosja zrzuca też miny przeciwpiechotne z dronów.
Wspierasz też rodziny, których krewni są w niewoli. Jak dokładnie im pomagasz?
Więźniami i zaginionymi zajmuję się od 2014 roku. To wtedy pierwsza jednostka, którą dobrze znałam, batalion „Donbas”, znalazła się w kotle iłowajśkim, a wielu moich znajomych trafiło do niewoli [w sierpniu 2014 r. pod Iłowajśkiem rozegrała się jedna z najkrwawszych bitew ówczesnej wojny w Donbasie – red.]. Od tego czasu mocno angażuję się w sprawy jeńców wojennych i osób zaginionych. Wsparcie jest różne. Miałam okazję pomagać finansowo, a także realizować różne projekty, na przykład przy wsparciu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ambasady RP. Organizowaliśmy kursy dla rodzin więźniów, kupowaliśmy telefony i laptopy. Ale najważniejsze w przypadku więźniów jest wsparcie informacyjne. To szczególnie ważne w przypadku więźniów cywilnych, którzy zostali schwytani przez Rosjan na początku ATO [antyterrorystyczna operacja sił ukraińskich przeciw wspieranym przez Rosjan separatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego, rozpoczęta wiosną 2014 r. – red.] pod fałszywymi zarzutami. Na przykład w 2016 r. donieckie MGB [Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego, samozwańcza struktura władzy separatystów stworzona na wzór sowiecki – red.] aresztowało 18-letniego Bohdana Kowalczuka, a sąd Donieckiej Republiki Ludowej skazał go na 10 lat więzienia. Ten chłopak ma tylko dziadków, jest osobą całkowicie niemedialną. Wsparcie informacyjne jest jedyną rzeczą, która może uratować ludzi takich jak on.
Albo Ołena Pech, historyczka sztuki i badaczka w muzeum sztuki w Horliwce. Została aresztowana w 2018 roku i nadal przebywa w więzieniu. W niewoli była torturowana, gwałcona i zmuszana do podcinania sobie żył. Stan jej zdrowia jest katastrofalny. To bardzo smutne, że nawet w Ukrainie, jeśli zapytasz ludzi, jakich więźniów kojarzą, powiedzą: z Azowstali – i to wszystko. Wcześniej mówili, że Sencowa [Ołeh Sencow, ukraiński reżyser, pisarz i aktywista, był więźniem Rosjan w latach 2014-2019 – RED.]. Tymczasem od września 2014 r. w niewoli przebywa Walentyn Wygiwskij, aresztowany przez Rosjan na Krymie i oskarżony o szpiegostwo. O nim i o wielu innych nic nie wiedzą nie tylko w Europie, ale nawet na Ukrainie – z wyjątkiem tych, którzy są, że tak powiem, wtajemniczeni. Dlatego takie sprawy należy nagłaśniać w mediach. To może uratować im życie. Wymiana takich ludzi nie obejmie. To, co możemy zrobić, to krzyczeć na cały światy, że oni żyją i trzeba ich ratować.
W 2014 roku pojechałaś z wolontariuszami na wschód Ukrainy. Miałaś jakieś wątpliwości, obawy?
Pojechałam na Majdan, kiedy byłam studentką. Po Rewolucji Godności wszyscy ludzie, których znałam, zaczęli podróżować na wschód. Już wtedy było dla mnie jasne, że Majdan się nie skończył. Trwał dalej na wschodzie. Nie miałam wątpliwości co do słuszności mojej decyzji – chociaż 10 lat później zdałam sobie sprawę, że nie rozumiałam wtedy, że był to punkt bez powrotu. Wtedy nie myślałam, że zostanę w Ukrainie tak długo i że spędzę tu całe życie. Mówiąc: „tutaj”, mam na myśli nie Ukrainę, ale wojnę.
Przez długi czas pracowałaś jako korespondentka wojenna. Skąd wzięło się pragnienie bycia w miejscu, w którym każdy dzień oznacza ryzyko?
Zawsze chciałam być dziennikarką, dlatego poszłam na polonistykę. Jeśli chodzi o dziennikarstwo wojenne, to ono przyszło naturalnie. W 2014 roku, po Iłowajśku, zaczęłam pisać posty na Facebooku i zobaczył je redaktor jednego z polskich mediów. Zaproponował mi pisanie dla nich materiałów o wojnie. Korespondentką wojenną uczyniła mnie wojna.
Jakie materiały są dla Ciebie najcenniejsze?
Nie mogę powiedzieć, że któryś materiał jest najcenniejszy. Dla mnie cenne było to, że miałam okazję pisać o ukraińskim podziemiu w Doniecku, o donieckich patriotach, którzy pozostali w mieście, którzy koordynowali ogień ukraińskiej artylerii, którzy blogowali podczas okupacji. To dla mnie cenne, że miałam zaufanie tych ludzi, jestem z tego dumna. Dla mnie materiał nie jest cenny sam w sobie – jest cenny, gdy coś daje. Na przykład gdy pomaga przeprowadzić zbiórkę pieniędzy na potrzeby wojska. Kiedyś napisałam o szpitalu psychiatrycznym w Swatowe w obwodzie ługańskim. W rezultacie ten szpital otrzymał pomoc, a my sprawiliśmy, że świat tych pacjentów na chwilę stał się lepszy. Jednak kiedy Swatowe znalazło się pod okupacją, Rosjanie uprowadzili naszych pacjentów do Rosji. To było szczególnie przykre, ponieważ zaprzyjaźniliśmy się z tymi ludźmi. Niektóre Polki pisały listy do pacjentów tego szpitala i ci ludzie myśleli, że mają rodzinę w Polsce. Dla mnie cenne jest, gdy udaje ci się zmienić coś na lepsze.
Uważam, że dziennikarstwo jest potrzebne do zmiany rzeczywistości. Inaczej po co to robić?
W którym momencie zdałaś sobie sprawę, że chcesz zamienić dziennikarstwo na wolontariat?
Nigdy nie miałam takiego pragnienia. Wolontariatem zajmowałam się od samego początku, równolegle z dziennikarstwem. Jeśli dziennikarstwo nie pomaga rozwiązać problemu, jeśli reportaże nie pomagają bohaterom historii, nie pomagają zmienić sytuacji, to jaki jest sens dziennikarstwa? Jestem człowiekiem, nie hieną.
W marcu 2022 roku, ryzykując życie, uratowałaś 30 Ukraińców, którzy pod ostrzałem zostali wywiezieni z Irpienia w obwodzie kijowskim. Kim są ludzie, których uratowałaś?
Z zasady nie komentuję wydarzeń ze swojego życia. Uważam, że moje zachowanie w tamtym momencie nie było niczym nadzwyczajnym. I nie chcę, żeby ludzie mówili, że Monika Andruszewska jest bohaterką, bo pomogła ludziom opuścić niebezpieczny teren. Tu znowu chodzi o dziennikarstwo. Byli tam moi koledzy, którzy tylko kręcili reportaże, ale nie zrobili nic, by pomóc tym ludziom. Wyglądało to tak: starsza pani biegła z ciężkimi torbami, rozpoczął się ostrzał, a ona upadła na ziemię. W tym momencie podbiegli dziennikarze. Myślała, że przynajmniej pomogą jej wstać, ale oni tylko robili jej zdjęcia. Wyglądało to przerażająco. Moje zachowanie było zachowaniem zwykłej osoby, a nie nadzwyczajnej. Było mi jednak wstyd za moich kolegów, bo zachowali się nieludzko. Nie wiem też, kim byli ludzie, których uratowałam. Byli z różnych miejscowości, nawet z Hostomla, którzy przeszli wiele kilometrów pod ostrzałem, by uciec przed okupantem. Większość z nich pochodziła z Irpienia i Buczy.
Utrzymujesz z nimi kontakt?
Nie było warunków do wymiany namiarów i późniejszego utrzymywania kontaktu. Jedyną osobą, z którą wymieniłam dane, była dziewczyna o imieniu Wiktoria, która szła tylko z dwoma psami i kotem. Po dotarciu do ukraińskiego punktu kontrolnego wymieniłyśmy się kontaktami na Facebooku. Byłam pod wrażeniem: nie zabrała żadnych rzeczy osobistych i zrobiła wszystko, by uratować swoich czworonożnych przyjaciół. W samochodzie powiedziała mi, że jest weterynarką. Pomyślałam, że fajnie byłoby mieć w Kijowie znajomego weterynarza, bo czasami zabieraliśmy zwierzęta, które były pod ostrzałem, a ja nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Przynosiliśmy je więc potem do kliniki weterynaryjnej, w której była Wiktoria. Tak się zaprzyjaźniłyśmy. A tak przy okazji: ona pracuje ze mną w Centrum Lemkina i razem jeździmy front i na tereny okupowane. Jest członkinią naszego zespołu.
Jak krewni reagują na twoją pracę? Namawiają Cię do powrotu do domu?
Wszyscy moi przyjaciele w Ukrainie to ludzie zaangażowani w walkę z Rosją. Wszyscy mężczyźni, z którymi się przyjaźnię, to wojskowi. Cała moje środowisko to weterani i patrioci. Dlatego wszyscy doskonale rozumieją, że musimy walczyć z wrogiem, bo Moskwa sama z siebie nie zniknie. Nikt z moich przyjaciół nigdy nie zapytał mnie, czy chcę wrócić do Polski. Moje stanowisko jest dla wszystkich jasne.
Ale w moim polskim środowisku temat powrotu pojawia się często. Mam tylko kilku przyjaciół w Polsce, którzy rozumieją, że nie wrócę. Dość często słyszałam stwierdzenia w stylu: „To jest wojna, a nie prawdziwe życie, musisz wrócić i żyć prawdziwym życiem. Żyj wygodnie w Warszawie, pij latte z mlekiem sojowym i idź do pracy”.
Może nie wiem zbyt dużo o prawdziwym życiu, ale widziałam prawdziwe śmierci. I szkoda, że dla niektórym ludziom – zarówno w Ukrainie, jak w Europie – dopiero pojawienie się rosyjskich czołgów na sąsiedniej ulicy byłoby w stanie uświadomić, co się naprawdę dzieje
I dopiero wtedy pęknie ta bańka, w której żyją, te iluzje. I zaczną dostrzegać, jak katastrofalna jest sytuacja. Bo to wojna o przetrwanie, od której zależy istnienie nie tylko Ukrainy, ale i Europy. Jeśli chodzi o moją rodzinę, mama od 10 lat żyje z tym, że nie wie, czy ja żyję – dopóki do niej nie napiszę. To niełatwe, ale wychowała mnie na niezależną i świadomą osobę, która podejmuje własne decyzje. Rodzina nigdy nie próbowała mnie do niczego przekonywać. Rozumieją, co robię i dlaczego.
Kiedy ostatni raz byłaś na wakacjach? Jak spędzasz wolny czas?
Jestem uzależniona od morza. Kiedy tylko mam okazję, staram się tam pojechać. Morze to moja jedyna psychoterapia. Dlatego interesuje mnie wyzwolenie ukraińskiego Krymu, aby piękne i ciepłe morze było bliżej.
Myślałaś o tym, co zrobisz, gdy wojna się skończy?
Wojna się nie skończy, dopóki istnieje Federacja Rosyjska. Może dojść do zamrożenia konfliktu, który ostatecznie powróci do aktywnych faz wojny. Dopóki Rosja istnieje, będzie próbowała zniszczyć Ukrainę i inne kraje, którymi jest zainteresowana na różne sposoby. Walki mogą na chwilę przycichnąć, ale później powrócą. Jest takie powiedzenie, że tylko martwi widzieli koniec wojny. To prawda. Ta wojna pozostaje z nami. Nadal będziemy z nią żyć, ponieważ straciliśmy naszych przyjaciół, bliskich, krewnych. A kraj jest bardzo zaminowany, zaminowany od dziesięcioleci. Więc nawet jeśli wojna przejdzie w fazę zamrożenia, nadal będą ofiary – ludzie, którzy zginą przez miny.
Ponadto wielu ludzi będzie załamanych psychicznie. Ci, którzy stracili swoich bliskich, jeńców wojennych, o których ich rodziny będą walczyć jeszcze przez wiele lat. Może wzrosnąć liczba samobójstw
Powrót zaginionych również jest wyzwaniem, z którym ich rodziny będą musiały się mierzyć przez długi czas. Nawet teraz mamy matki, które czekają na powrót synów z niewoli od 10 lat i nic o nich nie wiedzą. A po inwazji na pełną skalę takich matek będą dziesiątki tysięcy. Przerażające, ale zajmie to dużo czasu. O czym będę pisała? Jest wiele tematów, które będą trwać latami.
Nie myślę o tym, kiedy skończy się wojna, nie pozwalam sobie o tym myśleć. Teraz najważniejsze jest skoncentrowanie się na przetrwaniu. Myślenie o tym, co będzie po wojnie, to nonsens. Nie wiem nawet, czy dożyję jej końca. Zawsze jednak byłam – i jestem – przekonana, że Ukraina wygra. Pytanie tylko, czy my tego dożyjemy. Mam nadzieję, że tak. A to zależy od wsparcia Sił Zbrojnych Ukrainy. Tu i teraz.
Kijowska prawniczka: gwałty to nieszczęście. Ale to też szansa na lepszą Ukrainę
Gwałty (także zbiorowe), niewolnictwo seksualne, bicie i okaleczanie genitaliów, kastracja, zmuszanie członków rodzin do bycia świadkami przemocy seksualnej wobec najbliższych… Z seksualnych okrucieństw Rosjanie uczynili w Ukrainie powszechnie stosowaną broń – pisze na łamach brytyjskiego dziennika Kateryna Busol, ukraińska prawniczka, profesorka na Narodowym Uniwersytecie Kijowsko Mohylańskim i była współpracowniczka Chatham House, jednego z ważniejszych na świecie think tanków badających stosunki międzynarodowe.
Niektóre ofiary [gwałtów] stwierdziły, że na ich głowach umieszczono maski gazowe, aby nie było słychać ich krzyków lub aby je udusić. (Protokół z konferencji Komisji Śledczej ds. Ukrainy 29 sierpnia 2023)
To nie przypadek. Jak zaznacza autorka, „toksyczne hierarchie płci” od dawna są w Rosji normą. Rosja jest krajem systemowej i głęboko społecznie zakorzenionej tolerancji dla przemocy wobec kobiet oraz mniejszości seksualnej. Krajem, który niemal zdekryminalizował przemoc domową. Krajem, w którym „prześladowania gejów osiągnęły punkt kulminacyjny, kiedy ruch LGBTQ+ określono jako ekstremistyczny”. I w którym jako „ekstremistyczne: etykietuje się też feminizm czy ruchy na rzecz dzieci.
To, na co od dwóch lat Rosjanie pozwalają sobie w Ukrainie, jest ekstremalną emanacją zjawisk i postaw wyhodowanych na długo przed wojną. Rosja nie tylko zachęca swoich żołnierzy do gwałtów, lecz także ułaskawia i wypuszcza zza krat tych gwałcicieli, którzy zdecydują się walczyć przeciw Ukrainie.
Komisja Śledcza ONZ ds. Ukrainy udokumentowała już setki aktów przemocy seksualnej, nierzadko bestialskiej, których dopuścili się żołdacy Putina na „dziewczynkach i chłopcach, kobietach i mężczyznach w wieku od czterech do 80 lat”. Ta przemoc miała miejsce zarówno w domach ofiar, jak w aresztach czy na posterunkach wojskowych. Przemoc wobec osób LGBTQ+ potęgowała powszechna wśród Rosjan agresywna homofobia. Na dodatek retoryka oprawców, nie tylko wobec krzywdzonych przez nich reprezentantów mniejszości seksualnej, miała charakter odczłowieczający.
Czasem uwięzienie rozpoczynało się od ‘procedury akceptacji’ lub ‘prijomki’, podczas której zarówno mężczyźni, jak kobiety byli zmuszani do pozostawania nago przed innymi przez dłuższy czas. (Protokół…)
"Taka przemoc seksualna może oficjalnie stanowić zbrodnię wojenną, zbrodnię przeciwko ludzkości lub rażące naruszenie praw człowieka. Może także stanowić element aktów ludobójczych lub wskazywać na ludobójcze zamiary Rosji wobec Ukraińców jako grupy narodowej” – pisze Busol. Problem w tym, że zgłaszanie i ściganie takich zbrodni w innych konfliktach zbrojnych zazwyczaj szło mozolnie. Ofiarom często bardzo ciężko przezwyciężyć wstyd, nierzadko są społecznie stygmatyzowane, a potrzeba zapewnienia im bezpieczeństwa i opieki zdrowotnej jest bardziej pilna niż rozliczanie sprawców.
Jak więc sprawić, by dochodzenie sprawiedliwości było szybsze i skuteczniejsze? Ukraińska prawniczka postuluje trzy drogi.
Niektóre kobiety, które przeżyły, zdecydowały się opuścić swoje rodziny, domy i społeczności z powodu wstydu i piętna związanego z gwałtem. (Protokół…)
Po pierwsze, Międzynarodowy Trybunał Karny, który dotychczas wydawał sądowe nakazy aresztowania w związku z deportowaniem ukraińskich dzieci i atakami Rosjan na infrastrukturę energetyczną Ukrainy, powinien czynić to samo wobec sprawców udokumentowanej przemocy seksualnej.
Po drugie, możliwość ścigania rosyjskich przestępców seksualnych powinni mieć prokuratorzy nie tylko z Ukrainy, ale też z innych krajów – na zasadzie tzw. jurysdykcji uniwersalnej. Zgodnie z tą zasadą w stosunku do sprawców ściśle określonych przestępstw, które uznaje się za szczególnie niebezpieczne dla społeczności międzynarodowej, jurysdykcja przysługuje każdemu państwu. „Prokuratorzy pracujący nad sprawami ukraińskimi na całym świecie powinni priorytetowo traktować przestępstwa na tle seksualnym – zaznacza Kateryna Busol.
Ofiara jednego z incydentów była w ciąży i na próżno błagała żołnierzy, by ją oszczędzili. Poroniła kilka dni później. (Protokół)
I droga trzecia: działania ukraińskiego wymiaru sprawiedliwości. We wrześniu 2022 r. w ukraińskiej Prokuraturze Generalnej utworzono specjalną jednostkę badającą zbrodnie wojenne związane z przemocą na tle seksualnym. Na jej czele stanęła prokurator Iryna Didenko. Zadaniem jednostki jest sprawienie, by ofiary, które mają teraz większy i łatwiejszy dostęp do profesjonalistów obojga płci (psychologów czy prokuratorów), chętniej zgłaszały przestępstwa, których wobec nich dopuścili się najeźdźcy.
Rzecz bowiem w tym, podkreśla Busol, by nie tylko ścigać zbrodniarzy, ale też chronić skrzywdzonych, dbając o ich wrażliwość, pamiętając o traumach, których doświadczyli, doskonaląc system ochrony świadków.
Z kolei wojenni przestępcy seksualni i ich zwierzchnicy (mocodawcy) powinni odpowiadać także swoim majątkiem. To, co posiadają, należałoby przekazywać bezpośrednio ludziom, których skrzywdzili. Taką formę zadośćuczynienia postuluje m.in. dwoje noblistów: dr Denis Mukwege, kongijski działacz społeczny, i Nadia Murad, jezydka, ambasadorka dobrej woli ONZ ds. ofiar handlu ludźmi.
W marcu 2022 r. w wiosce w obwodzie czernihowskim rosyjskie siły zbrojne okupowały dom ofiary przez 20 dni. Każdej nocy dowódca oddziału spał z 16-letnią dziewczyną, gwałcił ją, dusił i bił; groził, że zabije jej krewnych, a żołnierze z jego oddziału dokonają na niej zbiorowego gwałtu. (Protokół…)
Dla kijowskiej prawniczki problem rosyjskich przestępstw i zbrodni na tle seksualnym jest nie tylko nieszczęściem – lecz także swego rodzaju szansą dla Ukrainy. Po wojnie kraj ten powinien bowiem „dostosować swoje ustawodawstwo karne do prawa międzynarodowego, penalizując wszelkie rodzaje przestępstw na tle seksualnym i wprowadzając przepisy dotyczące odpowiedzialności dowodzenia, co umożliwiłoby karanie nie tylko bezpośrednich sprawców, ale także ich przełożonych”.
W opinii naukowczyni z tej wojny Ukraina musi wyjść jako kraj z nowoczesnym, w pełni równościowym systemem prawnym i społecznym, który będzie odpowiadał najwyższym demokratycznym standardom. Udział kobiet w zarządzaniu państwem powinien być większy na wszystkich poziomach, a związki partnerskie trzeba rozszerzyć na gejów – tym bardziej że wielu z nich broni ojczyzny.
Jeden z ocalałych stwierdził: „To zrobiono to tylko po to, by upokorzyć nas jako istoty ludzkie”. (Protokół…)
Tylko wtedy z tragedii, która stała się udziałem wielu tysięcy Ukrainek i Ukraińców, wyniknie jakieś trwałe dobro. Tylko wtedy zło przeobrazi się w katharsis, a przesłanie Rewolucji Godności: „Prawa człowieka ponad wszystko” zostanie ostatecznie spełnione.
Przeczytaj oryginalny artykuł:https://www.theguardian.com/commentisfree/2024/mar/25/russia-weaponising-sexual-violence-ukraine-values
Poligon doświadczalny Rosji: jak Kreml testuje swą najnowszą broń w Ukrainie
W swojej agresji i atakach terrorystycznych na ludność cywilną i infrastrukturę krytyczną, a także na samym polu bitwy Federacja Rosyjska dąży nie tylko do zabijania Ukraińców i przejmowania ukraińskich terytoriów. Te uderzenia i ataki służą jeszcze jednemu celowi: testowaniu najnowszej rosyjskiej broni i doskonaleniu taktyki jej użycia w przyszłej wojnie z NATO.
Świadczy o tym w szczególności użycie przez Rosję do uderzeń na Kijów jej najbardziej zaawansowanej i najdroższej broni. 25 marca 2024 roku Rosjanie po raz drugi zaatakowali stolicę Ukrainy bronią hipersoniczną. Jednak podczas gdy 7 lutego był to pojedynczy pocisk 3M22 Cyrkon, który spadł i eksplodował na drodze dzielnicy mieszkalnej na obrzeżach stolicy, tym razem ataków dokonano dwiema takimi rakietami.
Według dowództwa sił powietrznych oba pociski leciały po trajektorii balistycznej i zostały przechwycone. Tyle że nawet zestrzelone pociski spadają, a jeśli zostaną zestrzelone nad miastem–spadają na osiedla. 25 marca szczątki jednego z Cyrkonów uderzyły w uniwersytet artystyczny.
Dla Kremla użycie pocisku Cyrkon, który rzekomo jest w stanie przebić się przez każdą obronę przeciwrakietową, w przypadku uderzenia na Kijów nie ma żadnej wartości militarnej. Waga jego 150-kilogramowej konwencjonalnej głowicy bojowej jest znacznie mniejsza niż 500-kilogramowej głowicy rakiety balistycznej Iskander (SS-26 Stone) lub pocisku aerobalistycznego X-47M2 Kindżał (AS-24 Killjoy), którymi ukraińskie miasta są stale atakowane.
Głowica bojowa Cyrkona nie może wyrządzić na tyle znaczących szkód, by uzasadniało to wykorzystanie do bombardowania miasta tak kosztownej broni. Cyrkon wykorzystuje silnik hipersoniczny o bezpośrednim przepływie, który jest dziesiątki, jeśli nie setki razy droższy od konwencjonalnych silników balistycznych na paliwo stałe.
Cyrkony skonstruowano po to, by instalować na nich ważące 150 kg głowice termojądrowe o mocy 300 kiloton – czyli mocy 20 bomb zrzuconych na Hiroszimę. Celem tych rakiet mają być lotniskowcowe grupy uderzeniowe NATO, naziemne obiekty strategiczne i miasta.
Kijowa broni najpotężniejszy przeciwlotniczy system rakietowy Patriot, który został dostarczony ukraińskim siłom obronnym przez zachodnich partnerów. Spełnił swoje zadanie, co nie mogło nie rozwścieczyć kremlowskiej elity. Oznacza to tylko, że Rosja będzie nadal uderzać w Kijów swoimi Cyrkonami.
Wróg wprowadzi więc zmiany w pocisku, zmieni trajektorie i kierunki, zwiększy moc salw i połączy Cyrkony z innymi pociskami w jednym ataku. I będzie tak robił, dopóki Patriot nie zawiedzie. A potem Putin ogłosi, że Cyrkon skutecznie przebił się przez obronę przeciwrakietową zachodnich systemów.
Tych samych, które osłaniają Warszawę, Tallin, Berlin i wiele innych miast. A także bazy lotnicze, porty, elektrownie, tamy itp.
Gdy tylko Ukraina otrzymała i rozmieściła Patrioty, wróg próbował użyć przeciwko nim systemu obrony powietrznej Iskander. O nim również mówiono, że może łatwo przeniknąć przez zachodnią obronę przeciwrakietową. W rosyjskich wiadomościach pokazywano potencjalne obszary rażenia i zniszczenia, których mogą dokonać Iskandery wystrzelone z obwodu królewieckiego. Sprzedawano też koszulki z napisem: „Nie naśmiewajcie się z moich Iskanderów"
Gdy już Patriot wielokrotnie zademonstrował swoją skuteczność w przechwytywaniu Iskanderów, Kreml uruchomił pociski X-47M2 Kindżał, które Putin nazwał zdolnymi do przechwycenia „wszystkich istniejących i przyszłych systemów obrony przeciwrakietowej”.
Ale i te ataki zostały odparte – zarówno pojedyncze, jak zmasowane, skoncentrowane uderzenia łączone. Na przykład 16 maja 2023 r. doszło do jednoczesnego ataku pociskami balistycznymi i aerobalistycznymi. By je zneutralizować, system Patriot wystrzelił ponad 30 pocisków w ciągu kilku minut.
Dlatego teraz Federacja Rosyjska stara się już nie wspominać możliwościach Iskanderówczy czy Kindżałów, wszystkie swoje nadzieje przenosząc na Cyrkony. Decydując się jednak na użycie Cyrkonów, Moskwa podejmuje wielkie ryzyko. Kreml doskonale zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że przechwycenie tego najnowszego i supertajnego pocisku przez Ukrainę oznacza jego szczegółowe zbadanie nie tylko w Ukrainie, ale także w krajach NATO.
Tyle że używając Cyrkonów, Rosjanie już teraz ujawniają szczytowe możliwości technologiczne swojej superbroni
Rosyjskie Ministerstwo Obrony zrobi wszystko, by można było obwieścić, że Cyrkon jest w stanie przełamać zachodnią obronę przeciwrakietową. W przeciwnym razie trzeba będzie poszukać odpowiedzialnych stworzenia bezużytecznej broni. Broni, którą przez ponad dekadę za miliardy dolarów konstruowało wiele instytutów badawczych.
Pamiętajmy, że Rosji znacznie łatwiej jest doprowadzić do takiego przełamania teraz niż np. w maju 2023 roku. Nie jest tajemnicą, że bez stałych dostaw rakiet przeciwlotniczych i dodatkowych systemów ukraiński system obrony powietrznej będzie coraz mniej skuteczny. W ostateczności może to doprowadzić do przełamania obrony przez Cyrkony. Jeśli do tego dojdzie, Kreml uzna, że europejskie miasta są wobec rosyjskiej broni bezbronne.
Dlatego Ukraina musi wzmocnić swoją obronę powietrzną – nie tylko dla ochrony życia swych ludzi i miast. Ukraina nie może pozwolić na to, by Putin, wymachując jej przed nosem swoją najnowszą bronią, mógł jej postawić jakiekolwiek ultimatum.
Ukraina potrzebuje więc rakiet przeciwlotniczych i większej liczby systemów obrony przeciwrakietowej – przede wszystkim Patriotów
Tym bardziej że Patriot to nie tylko system do przechwytywania pocisków. To również system o najdłuższym zasięgu w niszczeniu samolotów, na odległość nawet 160 km. Oznacza to również szansę na odepchnięcie rosyjskich samolotów taktycznych, które ostatnio używają przeciw Ukrainie szczególnie śmiercionośnych bomb szybujących.
A to oznacza szansę na zniszczenie rosyjskiego lotnictwa taktycznego, które nieustannie wykorzystuje takie bomby - nie tylko na froncie, ale i na wielkie miasta np. Charków.
Atak na największą ukraińską elektrownię wodną i system energetyczny
Atak poważnie uszkodził elektrownię: - Sprawdzamy, czy będzie w stanie działać przynajmniej w ograniczonym trybi" - powiedział Igor Sirota, dyrektor generalny Ukrhydroenergo.
Pożar w elektrowni został już opanowany. Służby ratunkowe i energetycy pracują, by naprawić co się da. Ruch samochodowy na zaporze jest zablokowany, ale sytuacja pod kontrolą. Jest jednak jasne, że po wysadzeniu elektrowni wodnej w Kachowce Rosjanie nie odpuszczają i próbują spowodować nową katastrofę ekologiczną.
Według Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska, wyciek produktów ropopochodnych do rzeki Dniepr nastąpił po ataku na elektrownię wodną Dniepr. Eksperci ustalają skalę katastrofy.
Według ministra energetyki Ukrainy Hermana Gałuszczenki, miniona noc była największym atakiem na ukraiński sektor energetyczny w ostatnim czasie. Charków pozostał bez prądu. Celem ataku jest nie tylko uszkodzenie, ale także ponowna próba, podobnie jak w ubiegłym roku, spowodowania poważnych zakłóceń w systemie energetycznym kraju.
- Niestety, doszło do uszkodzeń obiektów energetycznych, systemów przesyłowych i dystrybucyjnych w różnych regionach. Jedna z linii energetycznych zasilających elektrownię jądrową Zaporoże została odcięta - powiedział minister.
Ukrzaliznytsia poinformowała o kilku odcinkach pozbawionych zasilania oraz o wykorzystaniu systemów zasilania awaryjnego i lokomotyw spalinowych w celu utrzymania ruchu wszystkich pociągów.
Rosja przeprowadziła ataki rakietowe w Odessie, Dnieprze i jego regionie, Charkowie, obwodzie winnickim, Zaporożu, Krzywym Rogu, Chmielnickim, obwodzie lwowskim, Sumach, Iwano-Frankowsku i Połtawie. Dziesiątki osób i budynków zostało uszkodzonych. W Chmielnickim zginęły dwie osoby, a co najmniej osiem zostało rannych, natomiast w Zaporożu zginęły trzy osoby, a 15 zostało rannych. Rosyjski pocisk trafił również w trolejbus z ludźmi podróżującymi przez zaporę wodną w Dnieprze.
W kontekście ostrzałów na dużą skalę, "Financial Times", powołując się na trzy źródła informacji, donosi, że Stany Zjednoczone wezwały Ukrainę do zaprzestania ataków na rosyjską infrastrukturę energetyczną, czyli rafinerie, ponieważ ataki dronów mogą doprowadzić do wzrostu światowych cen ropy i sprowokować odwet. Jednocześnie amerykańskie media nie informują o bardzo potrzebnej pomocy USA w ochronie Ukraińców, naszych miast i strategicznych obiektów.
Widziałam pięcioletniego chłopca, który osiwiał. Na jego oczach chciano rozstrzelać jego dziadka
Natalia Żukowska: Olga, o czym jest Twoja książka "Jak zmienia nas wojna"?
Olga Wołyńska: W przedmowie napisałam, że my, Ukraińcy, żyjemy w wojnie od 2014 roku, ale inwazja na pełną skalę w jednej chwili zresetowała nasze życie i zniszczyła wszystkie nasze plany, nasze poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Wpadłam na pomysł, aby zebrać doświadczenia zwykłych Ukraińców, którzy nie mają szans publicznie się wypowiadać jak posłowie, prezydenci czy nawet aktywiści. Jednak ich doświadczenie jest bardzo cenne i będzie zrozumiałe dla każdego czytelnika. Postawiliśmy na wywiad, bo dzięki tej formule mogliśmy zachować tożsamość i prawdziwość relacji ludzi, którzy opowiadają, jak wojna wpłynęła na nich, co w nich zmieniła, co przemyśleli lub stracili.
Książka zawiera 12 wywiadów z Ukraińcami o zupełnie różnych zawodach. Jest na przykład ksiądz, wnuczka pisarki z Mariupola, która jako pierwsza kobieta wstąpiła do Związku Pisarzy Ukraińskich i zginęła w piwnicy w Mariupolu w kontekście katastrofy humanitarnej. Jest też pogłębiony wywiad z zamordowanym fotografem-dokumentalistą Maxem Levinem. Są też historie lekarzy, którzy pracowali w Buczy pod ostrzałem i przeprowadzali operacje na rannych dzieciach i dorosłych.
Rozmawialiśmy również z kobietą, której 13-letni syn został zabity przez rosyjskich żołnierzy z czołgu. Rozmowy z ukraińskimi intelektualistami dodały do książki kontekst historyczny, kulturowy i dotyczący praw człowieka. W szczególności z nagrodzoną Nagrodą Nobla działaczką na rzecz praw człowieka Ołeksandrą Matwijczuk, reżyserką filmową Alisą Kowalenko oraz dziennikarzem i blogerem Aiderem Muzhdabaevem. Wyjaśniają oni zagranicznym czytelnikom głęboki kontekst wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Co było impulsem do napisania tej książki?
Moje własne doświadczenie. Drugiego dnia wojny na pełną skalę wyjechałam z moim sześcioletnim synem. Początkowo szukaliśmy tymczasowego schronienia w Polsce, a później trafiliśmy do Austrii, gdzie obecnie mieszkamy. Pewnego dnia pomyślałam, że skoro umiem pisać, to przydam się na tak zwanym "froncie informacyjnym". Wtedy zdałam sobie sprawę, że niemieckojęzyczna publiczność sympatyzuje z Ukraińcami, ale ma raczej powierzchowne pojęcie o tym, co dzieje się w Ukrainie. Książka została opublikowana w języku niemieckim przy wsparciu austriackiego wydawnictwa Verlag Klingenberg.
"Chciałam, aby zwykli Austriacy i Niemcy zrozumieli, przez co przechodzą Ukraińcy w swojej walce o wartości demokracji i wolności. Aby zrozumieli, że to nie tylko nasza sprawa. To sprawa każdego Europejczyka. Ukraiński oryginał nie został jeszcze opublikowany, ale mam nadzieję, że stanie się to w odpowiednim czasie. Chcę również opublikować wersję anglojęzyczną.
To nasza próba zwrócenia uwagi na Ukrainę i przypomnienia, że wojna wciąż trwa
Która historia zrobiła na Tobie największe wrażenie jako na autorze?
Wszystkie historie zrobiły na mnie wrażenie, ponieważ dotyczą utraty. Ale przede wszystkim historia 13-letniego Rostyslava Pichkura. On i jego rodzina próbowali ewakuować się z regionu Kijowa i natknęli się na konwój rosyjskich pojazdów. Rostysław był jedynym długo oczekiwanym synem. W tym czasie jego matka była w ciąży. Ona i jej rodzina wyjeżdżali samochodem. Gdy tylko zorientowali się, że są ostrzeliwani, wyskoczyli z samochodu i zaczęli uciekać. Strzelano do nich, jakby byli żywymi celami. W pewnym momencie chłopiec wstał z ziemi, aby zobaczyć, gdzie są jego rodzice. Rosjanie natychmiast otworzyli do niego ogień. Zginął na miejscu. Przez długi czas rodzicom nie wolno było nawet zabrać ciała dziecka. Ich samochód z psem i wszystkimi dokumentami spłonął. To było piekło.
Przy tej historii płakali i wydawca Paul Klingenberg, i tłumacz Harald Fleischmanna, Austriak. Teraz Maryna Pichkur, matka zastrzelonego nastolatka, próbuje zeznawać w sprawie tej zbrodni wojennej, tak, by sprawcy zostali ukarani. Ma jeszcze jednego chłopca, ale mówi, że z czasem coraz trudniej jest jej pogodzić się ze stratą najstarszego syna.
Byłam również pod wrażeniem historii Olgi Zaitsevej, wolontariuszki z Dniepru, która wraz ze swoim zespołem ewakuowała tysiące ludzi z punktów zapalnych. Opowiedziała mi, że w jednej z wiosek w obwodzie ługańskim, kiedy pojechała po ludzi po deokupacji, zobaczyła pięcioletniego chłopca, który był zupełnie siwy. Okazało się, że osiwiał, gdy rosyjscy żołnierze próbowali zabrać jego dziadka na rozstrzelanie. Przez jakiś czas nawet nie mówił. Chłopiec i jego rodzina zostali ewakuowani do Dniepru. Otrzymuje pomoc psychologiczną i poszedł do szkoły. Uważam, że o takich rzeczach trzeba mówić. Świat musi o tym wiedzieć.
Olga, jaki jest cel tej książki? Co chciałaś przekazać czytelnikom?
Z jednej strony jest to dokumentalny zapis zbrodni wojennych Rosji, a z drugiej strony - deklaracja wsparcia dla Ukrainy. Chcę, aby Europejczycy byli bardziej świadomi tego, przez co przechodzą Ukraińcy, aby nie dali się zwieść rosyjskiej propagandzie i otrzymali informacje z pierwszej ręki o tym, co się dzieje. Niemiecki dziennikarz Thomas Lierz zrecenzował naszą książkę i napisał na Twitterze, że płakał kilka razy podczas jej czytania. Jego post został obejrzany przez 70 000 osób. Oczywiście rosyjskie boty natychmiast zaczęły komentować. Pisały, że to nazistowska propaganda.
W naszej obronie niemiecki redaktor napisał: "Zalecam, aby wydawca przetłumaczył książkę na język rosyjski, opublikował 100 000 egzemplarzy i poleciał nimi z Riazania do Władywostoku"
Jeśli chodzi o rosyjską propagandę, to czy jest ona nadal bardzo zauważalna w Austrii?
Wielu Rosjan przeniosło się z Rosji do Austrii właśnie z powodu wojny na Ukrainie. Tak więc rosyjska propaganda również tutaj nie śpi. Od czasu do czasu dochodzi do publicznych skandali. Nieznani ludzie zamalowują ukraińskie symbole i piszą na nich literę "Z". Dlatego bardzo ważne jest, aby trzymać rękę na pulsie, szczególnie w dziedzinie informacji.
Wszystkie wywiady w Twojej książce są dowodem na rosyjskie zbrodnie wojenne na Ukrainie. Czy jako działaczka na rzecz praw człowieka przekazałaś je prokuratorom lub organom ścigania?
Nie przekazałem jeszcze tych wywiadów, ponieważ zazwyczaj krewni kontaktują się bezpośrednio z organami ścigania. Ale Grupa Praw Człowieka SICH, w której pracuję, dokumentuje rosyjskie zbrodnie i zapewnia ofiarom bezpłatną pomoc prawną. Niektórzy z bohaterów książki zwrócili się do nas o pomoc prawną, a my udokumentowaliśmy ich zeznania. Na przykład Karina Dyachuk udzieliła wywiadu na temat swojego ojca w rosyjskiej niewoli. Tak się złożyło, że przed publikacją książki jej ojciec został zwolniony, a my zawarliśmy tę informację w książce, podczas gdy nasz prawnik udokumentował jego zeznania. Te dane są potrzebne, aby postawić zbrodniarzy wojennych przed wymiarem sprawiedliwości.
Od ponad 15 lat zajmujesz się korupcją i łamaniem praw człowieka w ukraińskich i międzynarodowych mediach. Czy Twoim zdaniem obecnie nastąpiły jakieś zmiany w tych kwestiach?
Moim zdaniem, oczywiście, jest postęp. Rozumiem, że jest to długa i trudna droga. Jeśli chodzi o korupcję, to zawsze była ona integralną częścią procesów zamówień publicznych. I nadal tak jest. Jednak teraz, jeśli Ukraina nie będzie z nią walczyć, po prostu nie otrzyma pomocy od zachodnich partnerów. Wszyscy już to zrozumieli, więc coraz bardziej angażują sektor publiczny. Jeśli chodzi o prawa człowieka, od 2014 roku na Ukrainie powstało wiele organizacji praw człowieka i innych organizacji społeczeństwa obywatelskiego, co ma pozytywny wpływ na poziom świadomości Ukraińców. Czy znasz różnicę między Rosjanami a Ukraińcami? Rosjanie uważają, że są absolutnie bezsilni, że ich opinia niczego nie rozwiązuje. My mamy zupełnie inny sposób myślenia.
Wiemy, że jeśli dzieje się niesprawiedliwość, człowiek może bronić swoich praw, może chodzić na wiece i demonstracje - to właśnie robią Ukraińcy. I to jest wspaniałe
Olga, podziel się historią swojego zaangażowania w ruch praw człowieka na Ukrainie, w Grupie Praw Człowieka SICH. Dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę?
Pracuję w mediach od 17 roku życia. Głównie w telewizji. Udało mi się wiele osiągnąć. Ale w 2017 roku poczułem, że dryfuję. Zdałam sobie sprawę, że muszę zmienić pracę, a nawet dziedzinę. W tym czasie otrzymałem ofertę pracy od SICH Human Rights Group, gdzie miałem kierować działem mediów. Wiedziałam, że zespół SICH robi bardzo ważne rzeczy od 2014 roku, więc się zgodziłam. To nie tylko pomoc prawna, ale także dokumentacja, monitoring i prace analityczne.
Wkrótce zaczęliśmy tworzyć filmy dokumentalne, wideo i kampanie wspierające ofiary, a tym samym osiągnęliśmy pozytywne zmiany, w tym w ustawodawstwie. W 2018 roku zaczęliśmy szukać dotacji na pokazy filmów nie tylko w Ukrainie. Na przykład w ośmiu krajach zaprezentowaliśmy film dokumentalny NeZlamni o kobietach, które zostały porwane jeszcze przed pandemią COVID-19. Spotkał się on z bardzo dobrym odzewem, a ja zdałam sobie sprawę, że treści wizualne oparte na opowiadaniu historii dobrze się sprawdzają. I musimy to robić dalej. W grudniu 2021 r. stworzyłam HRProduction, która jest partnerem SICH Human Rights Group.
W 2020 r. nakręciłaś film dokumentalny "Druga strona izolacji". Ocaleni z tortur złożyli swoje zeznania. Szef Izolacji, pseudonim Palicz, został skazany na 15 lat więzienia. Czy wierzysz w prawdziwy wyrok dla kata? I czy wierzysz, że inni nie-ludzie zostaną ukarani?
Palicz był człowiekiem, który sam wydawał rozkazy i torturował ludzi. Kiedy kręciliśmy film, nie byliśmy pewni, czy zostanie ukarany. W tamtym czasie mówiliśmy, że żył spokojnie na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę, nie ukrywał się przed nikim i niczego się nie bał. Ale wykonano ogromną pracę - przede wszystkim dzięki ludziom, którzy zeznawali o zbrodniach popełnionych przez Palycha. Dlatego tak się stało.
Chciałabym wierzyć, że każdy zbrodniarz wojenny zostanie ukarany. Naprawdę chcę w to wierzyć
Masz również film dokumentalny "Niewidzialni", który zwraca uwagę na tysiące cywilnych zakładników, którzy wciąż pozostają w rosyjskiej niewoli i potrzebują międzynarodowego wsparcia. Jaki jest główny cel tego filmu?
Stworzyliśmy go pod koniec sierpnia 2023 r. i do tej pory pokazaliśmy go w Warszawie, Wilnie i Rzymie. Naszym celem było zwrócenie uwagi, że dziś tysiące cywilnych więźniów pozostaje w rosyjskich izbach tortur na terytoriach okupowanych i w więzieniach Federacji Rosyjskiej. Pozostają oni całkowicie niewidoczni. Dlaczego? Ponieważ Rosja ukrywa tę zbrodnię, nie uznaje cywilów, nie potwierdza faktu zatrzymania nawet ich krewnym i nie zezwala organizacjom międzynarodowym na wizyty. Organizuje zamknięte fałszywe procesy i nie zapewnia dostępu do niezależnych prawników.
Na przykład ludzie, którzy chodzili na wiece w Chersoniu i wspierali Ukrainę, są skazywani na 20-30 lat za tak zwany "terroryzm" i "szpiegostwo". Dlatego pomysł polegał na pokazaniu problemu i tych ludzi, aby pobudzić dyskusję w środowisku międzynarodowym na temat potrzeby wywarcia presji na Rosję i zażądania od niej wypełnienia jej międzynarodowych zobowiązań. Musimy również pracować nad mechanizmem uwalniania cywilów, który niestety obecnie nie istnieje. Co więcej, wiele osób jest przetrzymywanych bez żadnych zarzutów lub wyroków w warunkach nie do zniesienia. Odnotowujemy następujące przestępstwa przeciwko nim: tortury z użyciem elektrowstrząsów, ciężkie pobicia, odmowa opieki medycznej i pozbawienie żywności.
Być może nie ma takiego rodzaju tortur, których Rosja nie stosowałaby wobec ukraińskich więźniów. Dlatego bardzo ważne jest, aby o tym mówić
Jak reaguje społeczność międzynarodowa? Jakie emocje odczuwają podczas oglądania takich filmów?
Zazwyczaj zaraz po projekcji ludzie dzielą się swoimi wrażeniami. Są to silne emocje, ponieważ film przedstawia prawdziwe historie cywilów, którzy zostali już uwolnieni. Wśród nich są aktywiści z Chersonia i wolontariusz z Mariupola, a także 14-letni nastolatek, który został schwytany wraz ze swoim wujkiem, niepełnosprawnym mężczyzną. Wszystkich dotknęła przemoc fizyczna i psychiczna, w tym porażenia prądem i pobicia. Wolontariusz z Mariupola stracił w więzieniu 25 kilogramów. Opowiadają o tym wszystkim. Bohaterów łączy aktywna postawa. Jednym z głównych przesłań filmu jest to, że jeśli ofiary zbrodni wojennych będą milczeć, zbrodniarze wojenni pozostaną bezkarni.
SICH, wraz z innymi działaczami na rzecz praw człowieka, badało tortury w aresztach śledczych i więzieniach na tymczasowo okupowanych terytoriach. Co możesz nam dziś powiedzieć?
Niestety, obrońcy praw człowieka nie mają dostępu do więźniów na terytoriach okupowanych. Mamy jedynie informacje od krewnych. Mówią oni o złych warunkach przetrzymywania, braku dostępu do opieki medycznej, złym odżywianiu i złym traktowaniu. Ponadto Rosjanie wywożą więźniów na terytorium Rosji. Jest to naruszenie prawa międzynarodowego.
Olga, co lub kto najbardziej inspiruje Cię w pracy na rzecz praw człowieka?
Wyniki. Kiedy kwestia prawna zostaje rozwiązana na korzyść ofiar. Albo kiedy ktoś dzwoni i mówi: "Wiesz, dzięki tobie prokuratura się 'ruszyła'. Zostałem wezwany na przesłuchanie i proces się rozpoczął". Rezultat jest zawsze inspirujący, gdy zdajesz sobie sprawę, że wszystko nie poszło na marne. Prawnicy SICH pracują obecnie nad ogromną liczbą złożonych wniosków, w tym związanych z utratą mieszkania. Najgorszą rzeczą jest śmierć krewnych, poważne obrażenia, nielegalne uprowadzenia i tortury. Dlatego wynik w takich sprawach zawsze daje nam siłę, by iść dalej.
Jak wojna zmieniła Cię osobiście?
W przededniu wojny rozwiodłam się i zostałam sama z dzieckiem w obcym kraju, którego języka nie znałam. Straciłam swoje kreatywne projekty. Przed inwazją na pełną skalę ciężko pracowaliśmy przez rok, aby rozwinąć produkcję wideo HR Production. Poprzez treści wizualne - filmy dokumentalne, społecznościowe i animowane - mówiliśmy o prawach człowieka, zbrodniach Rosji i przyciągaliśmy uwagę międzynarodowej publiczności. Tworzyliśmy również bardzo wysokiej jakości treści dla ukraińskich kanałów telewizyjnych. W '22 otrzymaliśmy dotacje na kilka nowych projektów. I straciłem je. Dlatego dla mnie ta wojna jest o tym, jak straciwszy wszystko lub prawie wszystko, nie stracić siebie.
Dlaczego wybrałaś Austrię jako tymczasowe schronienie?
Stało się to przez przypadek. Kiedy przyjechaliśmy do Polski, nie miałem pojęcia, co dalej robić. Pewnego dnia zadzwonił do mnie znajomy reżyser, który od dziewięciu lat mieszka z rodziną w Austrii. Zapytał mnie, gdzie jesteśmy, co u nas słychać i czy nie chcielibyśmy przyjechać. Początkowo odmówiłem, ponieważ bardzo trudno byłoby nauczyć się języka od podstaw. Mój angielski jest dobry, ale nie znałam ani słowa po niemiecku! Ale potem, po namyśle, zgodziłem się. Dla mnie najważniejsze jest to, że dziecko jest bezpieczne. Nawiasem mówiąc, zadedykowałem tę książkę mojemu synowi.
Naprawdę chcę, żeby całe pokolenie dzieci już nigdy nie musiało dorastać na wojnie
Patent na polityczną poprawność, czyli co ma biurokracja do odwagi
„Tu rosyjski okręt wojenny, poddajcie się i złóżcie broń. W przeciwnym razie rozpoczniemy atak” – brzmiało ultimatum, które z pokładu rosyjskiego krążownika rakietowego „Moskwa” dobiegło do ukraińskich żołnierzy broniących czarnomorskiej Wyspy Węży.
"Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch…" – usłyszeli w odpowiedzi Rosjanie. Na wyspę spadł grad pocisków. Był 24 lutego 2022 r., pierwszy dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę
Słowa wypowiedziane przez ukraińskiego pogranicznika, którym po uwolnieniu z trzymiesięcznej niewoli okazał się Roman Grybow, błyskawicznie obiegły świat, stając się symbolem ukraińskiego bohaterstwa i oporu. Dodatkowej, na swój sposób proroczej mocy nabrały w połowie kwietnia 2022 r., gdy po trafieniu ukraińskimi rakietami krążownik „Moskwa” poszedł na dno.
Chronić "skrzydlate słowa"
Po dwóch latach, jak donosi "Politico", "skrzydlate słowa" dzielnego Ukraińca są przedmiotem zaciętej walki między Państwową Strażą Graniczną Ukrainy a Urzędem Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO).
Wychodząc z założenia, że przesłanie na temat rosyjskiego okrętu urosło do rangi emblematu niezłomności całego ukraińskiego narodu, a przy tym mogą zechcieć na nim zarabiać ludzie o "nieszczerych intencjach", z ukraińską sprawą niemający nic wspólnego, Andrej Bukownik i Taras Kulbaba, prawnicy z Brukseli, już w marcu 2022 r. pod nazwiskiem Romana Grybowa złożyli w EUIPO wniosek o znak towarowy. Obawiali się też, że jeśli sami tego nie zrobią, wkroczy ktoś inny i zastrzeże znak towarowy dla siebie.
Punkt widzenia obu prawników wydaje się tym bardziej zrozumiały, że gadżety z hasłem i wizerunkiem ukraińskiego żołnierza na tle rosyjskiego okrętu można kupić w internecie w setkach odmian, tyle że ani żołnierz, ani ukraińskie państwo czy jego straż graniczna nic z tego nie mają.
Stróże przyzwoitości z Brukseli
Odpowiedź EUIPO była jak zimny prysznic. Unijny urząd odrzucił wniosek, uzasadniając, że hasło Grybowa mogłoby być postrzegane jako "sprzeczne z przyjętymi zasadami moralności, skoro miałoby służyć uzyskaniu korzyści finansowych z wydarzenia powszechnie uznawanego za tragiczne". Czyli z wojny Rosji z Ukrainą.
Bukownik i Kulbaba poczuli się spoliczkowani: brukselscy urzędnicy uznali, że ukraiński żołnierz chce zarabiać na swojej odwadze. Szukając jednak skuteczniejszego rozwiązania, złożyli kolejny wniosek – tym razem jednak w imieniu ukraińskiej straży granicznej.
Ponowna odmowa, która dotarła do nich w grudniu 2022 r., była uzasadniona w sposób jeszcze bardziej absurdalny: znaku towarowego nie będzie, bo język ukraińskiego żołnierza był "wulgarny" i miał „obraźliwe zabarwienie seksualne”. Co gorsza, cytuje dalej „Politico”, „nawet jeśli znak miał być postrzegany jako wyraz brawury i odwagi, banalizuje on rosyjską inwazję i wykorzystuje go jedynie jako narzędzie do sprzedaży towarów handlowych, takich jak biżuteria, zabawki, odzież, portfele itp".
Tak oto urzędnicy z Brukseli zostali stróżami moralnej czystości walki Ukraińców Rosjanami.
Cytowany przez „Politico” Bukownik nie kryje irytacji i zdumienia. No, bo jak można cenzurować żołnierza stojącego twarzą w twarz ze śmiercią?
Trzecie podejście prawników nastąpiło w lutym 2023 r. Tym razem, oddalając wniosek, EUIPO stwierdziło, że słowom Hockiego brakuje "charakteru odróżniającego", a tylko takie zasługiwałyby na znak towarowy – bo tylko takie można odróżnić od innych. Inaczej mówiąc, brukselscy biurokraci obawiali się, że ludzie mogliby nie kojarzyć, do jakiej konkretnej sytuacji i miejsca odnosiło się stwierdzenie obrońcy Wyspy Węży.
Sprawa honoru
Mimo to Kulbaba i Bukownik nie mają zamiaru odpuścić. Dla nich to sprawa honoru.
Jakie mają szanse? Cytowana przez "Politico" prof. Eleonora Rosati, specjalistka od prawa własności intelektualnej na Uniwersytecie Sztokholmskim, uważa, że zerowe.
"Nie wierzę, że ten wniosek kiedykolwiek odniesie sukces. Już na początku to była przegrana sprawa" – mówi Rosati. Taki był bowiem los "Je suis Charlie", "Black Lives Matter" czy innych powszechnie znanych haseł zawierających polityczną opinię. Bez względu bowiem na to, jak słuszne moralnie by one nie były, jako potencjalny znak towarowy za mało się odróżniają.
W lutym Kulbaba i Bukownik złożyli kolejny wniosek. Jeśli i tym razem się nie uda, zapowiadają następny i kolejny.
Jim Himes: Trump w sprawie Ukrainy zachowuje się jak jednokomórkowiec
"Przywożę wam pokój!" – ogłosił na londyńskim lotnisku premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain, radośnie wymachując przed dziennikarzami tekstem umowy monachijskiej, która oddawała Hitlerowi część Czechosłowacji. Dwa lata później, jesienią 1940 r., Niemcy okupowali większość Europy, a Brytyjczycy odgruzowywali swoje miasta po bombami Luftwaffe.
Współczesny globalny "uspokajacz" Donald Trump zadeklarował na początku lutego, że jeśli ponownie wygra wybory prezydenckie, przywróci pokój w Ukrainie w ciągu doby. W miniony poniedziałek po spotkaniu z Trumpem na Florydzie Viktor Orban wyjaśnił, co były prezydent USA miał na myśli: "Nie da grosza na wojnę Ukrainy z Rosją. Dlatego wojna się skończy".
Sęk w tym, że ta analogia, sama w sobie już bardzo niepokojąca, staje się niepokojąca jeszcze bardziej, jeśli uwzględnić pewne istotne niuanse. Na światło dzienne wydobył je parę dni temu Jim Himes, członek Partii Demokratycznej i członek stałej komisji specjalnej ds. wywiadu [House Intelligence Committee] Izby Reprezentantów, podczas rozmowy w podcaście One Decision.
Owszem, zaznacza Himes, stwierdzenia Chamberlaine’a i Trumpa miały służyć uspokojeniu nastrojów, a zarazem podkreśleniu własnej siły sprawczej.
Tyle że były brytyjski premier "niezależnie od tego, czy go kochamy, czy nienawidzimy, swoją słynną wypowiedź prawdopodobnie przemyślał"
Z Trumpem jest inaczej, a porównywanie go do Chamberlaine’a Himes uważa za niezasłużenie dla Trumpa nobilitujące. Albowiem, rzecze kongresmen, "Donald Trump jest trochę organizmem jednokomórkowym: reaguje na jeden i tylko jeden bodziec, czyli: "Czy czuję się przez to dobrze, czy źle?". A Ukraina sprawia, że czuje się źle, ponieważ w związku z Ukrainą postawiono go w stan oskarżenia”.
Przypomnijmy: w 2019 r. Izba Reprezentantów postawiła Trumpa w stan oskarżenia, przez co groził mu impeachment, ponieważ miał uzależniać pomoc wojskową dla Ukrainy od rozpoczęcia przez Wołodymyra Zełenskiego śledztwa dotyczącego związków Huntera Bidena, syna Joe Bidena, z ukraińskimi oligarchami (swego czasu młody Biden pracował dla ukraińskiej firmy energetycznej). Zełenski się jednak nie ugiął i brudów na Bidena juniora dla Trumpa nie szukał.
Teraz, już jako pewny rywal Joe Bidena w kolejnych wyborach prezydenckich (mimo 91 ciążących na nim zarzutów), rękami posłusznych sobie Republikanów – na czele ze spikerem Izby Reprezentantów Mike’em Johnsonem – Trump robi to, czym się kiedyś odgrażał: blokuje pomoc dla Ukrainy, i to w krytycznym momencie jej wojny z Rosją. Poza tym według Himesa stosunek Trumpa do Putina i Rosji jest dużo bardziej uległy niż Chamberlaine’a do Hitlera i nazistowskich Niemiec z lat 30. XX w.
„Mamy Donalda Trumpa jako jednokomórkowy organizm, mówiącego: "Ukraina zła" i jego akolitów… mówiących: "Szef uważa, że jest źle".
Wielu moich kolegów [Republikanów – red.] po prostu zdaje sobie sprawę, że jeśli wstaną i powiedzą rzeczy sprzeczne z tym, co mówi przywódca sekty, narażą na ryzyko własne kariery, – mówi Himes
Sir Richard Darlove, były szef brytyjskiego wywiadu MI6, który był jednym ze współgospodarzy podcastu, stwierdził, że Himesa należy słuchać, "zwłaszcza [gdy mówi] o Ukrainie", i że to „jeden z najrozsądniejszych głosów politycznych, jakie słyszał ostatnio w Stanach Zjednoczonych".
W Kongresie istnieje mechanizm, który pozwoliłby pominąć opór Mike’a Johnsona i przyznać Ukrainie pomoc. By tak się jednak stało, Republikanie musieliby podpisać petycję o udzielenie absolutorium, przez co naraziliby się nie tylko Johnsonowi, ale przede wszystkim Trumpowi.
Czy Republikanów, z których wielu po cichu przyznaje, że Ukrainie trzeba pomóc, stać na taką odwagę?
„Nie – twierdzi Himes. – Nie zamierzają podejmować ryzyka w imieniu Ukrainy”.
Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie broń o wartości 300 milionów dolarów
Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie nowy pakiet pomocy w wysokości 300 milionów dolarów w postaci broni i sprzętu, aby zaspokoić niektóre z najpilniejszych potrzeb Ukrainy, powiedział doradca prezydenta Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego, Jake Sullivan.
Pakiet obejmuje pociski artyleryjskie, pociski do obrony powietrznej i pociski GMLRS do HIMARS.
Sullivan podkreślił, że nowy pakiet pozwoli "ukraińskiej broni strzelać jeszcze przez jakiś czas". Wezwał Kongres do odblokowania pakietu pomocy dla Ukrainy w wysokości 61 miliardów dolarów.
Jest to pierwszy pakiet pomocy wojskowej od USA w tym roku - ostatni raz Amerykanie wsparli Ukrainę pod koniec grudnia. Aby przydzielić pakiet, Biały Dom wykorzystał pozostałe fundusze zatwierdzone wcześniej przez Kongres.
12 marca "Politico" poinformowało, że nowy pakiet pomocy wojskowej USA dla Ukrainy obejmie ATACMS, ale Pentagon nie wspomniał o tych pociskach w swoim komunikacie.
Projekt budżetu USA na 2025 r. przewiduje również 482 mln USD na wsparcie Ukrainy. Jednak większość z tych środków - 250 milionów dolarów - zostanie przeznaczona na pomoc gospodarczą i wsparcie reform.