Publikacje
Komentując wydarzenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, politolog, który był gościem Warsaw Security Forum, wyraził opinię, że choć operację kurską ukraińskich sił zbrojnych można uznać za taktyczny sukces, to jednak przekonanie o utracie przez Władimira Putina autorytetu lub o jego słabości jest przedwczesne.
Rosja przekracza plan
Według Krastewa rosyjski dyktator, który być może nieco pospieszył się z podjęciem decyzji o wyparciu ukraińskiej armii z okupowanych przez nią rosyjskich terytoriów, obecnie wykazuje większe zainteresowanie wywieraniem militarnej i humanitarnej presji na Ukrainę niż faktem, że siły ukraińskie znajdują się na terytorium Rosji.
Jedną z przyczyn tej sytuacji jest udane przejście rosyjskiej gospodarki na tory wojenne, a także znaczący transfer zasobów i technologii do Rosji z sojuszniczych autokracji.
Na przykład według Instytutu Nauki i Bezpieczeństwa Międzynarodowego, rosyjski zakład „Alabuga”, który na początku 2023 r. podpisał z Iranem umowę franczyzową o wartości 1,75 mld dolarów na dostawę dronów dla rosyjskiej armii, już znacznie przekroczył swój plan. Poziom 6 tysięcy dronów Shahed-136 został osiągnięty w sierpniu 2024 r. (zamiast we wrześniu 2025 r.).
Jednak zdaniem eksperta najbardziej znacząca i ważna dla rosyjskiej machiny wojskowej jest pomoc udzielana przez Chiny.
Pomimo promowania powszechnie pokojowej retoryki, działania Chin pokazują wyraźne zainteresowanie tym, by Rosja nie przegrała tej wojny
Blef Zachodu i wojna o wartości
Z drugiej strony większość krajów NATO (z wyjątkiem Polski i krajów bałtyckich) nie jest w stanie albo nie chce odpowiedzieć na wyzwanie ze strony autokracji. Nie tylko nie wypełniają one swoich zobowiązań do dostarczenia Ukrainie amunicji, ale także nie dostrzegają skali zagrożenia.
– Europejczykom będzie niezwykle trudno wygrać wojnę o własne wartości, jeśli nie wierzą w sam fakt jej wypowiedzenia przeciw nim – mówi ekspert. – Podczas gdy Europejczycy nie akceptują faktu swojego zaangażowania w wojnę w Ukrainie, cały świat niezachodni jest całkowicie przeciwnego zdania.
Według niego opinia publiczna na Zachodzie zależy od własnych cykli wyborczych i tego, co się dzieje na polu bitwy. Te dwa powiązane ze sobą czynniki determinują treść i retorykę publicznych dyskusji na temat wojny w Ukrainie w krajach europejskich i Ameryce Północnej.
Zdaniem Krastewa miejscowe elity czasami zapominają, że retoryka jest również ważna na wojnie, ponieważ przeciwnicy są przyzwyczajeni do reagowania nie tyle na symboliczne działania, ile na to, co po nich następuje
– Jeśli za głośnymi oświadczeniami nie idą żadne konkretne działania, to mamy blef. Lecz z drugiej strony, stałe uświadamianie społeczeństwom europejskim, że już są w konfrontacji z Chinami, nie pomoże zmobilizować ich do wysiłków na rzecz wsparcia Ukrainy, a raczej odwrotnie – zastrzega Krastew.
Rosjanie boją się, że wymrą
Jego zdaniem posiadanie wiedzy o tym, dlaczego wojna wybuchła jest przydatne, ale potencjał wyjaśniający tej wiedzy nie jest nieograniczony. Co więcej, część czynników bacznie rozpatrywanych w kontekście problemów innych krajów, w szczególności globalnego Zachodu, jest niwelowana lub spychana na margines, gdy chodzi o dramatyczne wydarzenia za wschodnią granicą Polski.
– Jest jeden szczegół związany z tą wojną, o którym mało się mówi. Monitorowałem przemówienia Putina przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Na sześć miesięcy przed inwazją powiedział dzieciom we Władywostoku, że gdyby nie globalne wstrząsy XX wieku, czyli I i II wojny światowe, rewolucje i wojna domowa, to dziś byłoby 500 milionów Rosjan. Obawy demograficzne dotyczące przyszłości, spowodowane słabą demografią we właściwie wszystkich rosyjskich regionach i wzrostem niesłowiańskiej populacji z powodu wyższego wskaźnika urodzeń nie-Rosjan i migracji, nadal popychają Rosjan do traktowania Ukraińców i Białorusinów jako Rosjan – powiedział Krastew na WSF.
Według eksperta porywanie ukraińskich dzieci przez Rosjan i ich adopcja w ramach uproszczonych procedur legislacyjnych może być wyjaśniona właśnie tą obawą o własne perspektywy demograficzne
Wykorzystanie potencjału tego niepokoju od dawna ma ogromny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną w wielu krajach na całym świecie, w tym w środku Europy.
Europa Środkowa: demograficzne tąpnięcie
Krastew: – Otwarcie granic w minionych dziesięcioleciach było jednocześnie dobrą i złą rzeczą. Przyniosło ludziom fantastyczne indywidualne możliwości, ale przyczyniło się również do odpływu ludności z Europy Środkowej, gdzie wskaźnik urodzeń znacznie spadł.
Zmiany w strukturze ludności były dla Europy Środkowej kluczowe. W opinii politologa w okresie transformacji i tuż po niej doprowadziły one do nierównowagi elektoratów, w której o przyszłości decydowały osoby starsze, żyjące dłużej i głosujące aktywniej – zamiast osób młodych, które traciły zainteresowanie polityką. To z kolei zniekształcało perspektywę czasową planowania działań polityków i zmieniało logikę długofalowego podejmowania decyzji. Po transformacji i integracji z Unią Europejską spadek liczby ludności i starzenie się homogenicznych społeczeństw spowolniło, ale nie ustało całkowicie.
Napływ siły roboczej spoza UE pomógł społeczeństwom Europy Środkowej w nadrabianiu dystansu dzielącego je od bardziej rozwiniętych krajów. Jednocześnie stał się powodem zaciekłej debaty politycznej, podobnej do tej, jaka toczy się na Zachodzie
Przeciwnicy polityki otwartych drzwi odwołują się do podświadomego i subiektywnego poczucia zagrożenia własnego narodu we własnym kraju.
Wybrać inny naród
– Taką postawę można zilustrować słowami z wiersza Bertolta Brechta „Rozwiązanie”, który pytał „czy nie byłoby wszak prościej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał drugi?” – konkluduje Krastew w komentarzu dla PAP.
Jednocześnie według eksperta przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że nie ma stabilnej i jednoznacznej korelacji między preferencjami wyborczymi wczorajszych migrantów a poparciem dla siły politycznej, pod której rządami stali się obywatelami.
Iwan Krastew (ur. 1965) jest bułgarskim analitykiem politycznym, ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych oraz specjalistą w sprawach Rosji i Europy Wschodniej. Jest też szefem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i stałym pracownikiem naukowym IWM (Instytutu Nauk o Człowieku) w Wiedniu. Komentator w NYT. To jedyny przedstawiciel Bułgarii, który znalazł się na liście 100 najważniejszych intelektualistów publicznych na świecie według brytyjskiego Prospect i amerykańskiego Foreign Policy. (PAP)
Autor: Ihor Usatenko, PAP
Pełny tekst można przeczytać na tutaj
Iwan Krastew, światowej sławy analityk polityczny, uważa, że zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę. Wojna między Rosją a Ukrainą nie jest wojną o terytorium czy zasoby naturalne. To raczej wojna o ludność – ocenia ekspert
Pierwsza wizyta premiera Indii Narendry Modiego w demokratycznej Polsce i pierwsza jego wizyta w wolnej Ukrainie to pisanie nowej historii – powiedział w rozmowie z PAP były ambasador RP w Indiach i politolog dr Tomasz Łukaszuk, komentując rozpoczęcie w piątek wizyty szefa indyjskiego rządu w Kijowie.
— Oto Indie, lider Globalnego Południa spotkał się z Polską, jednym z liderów UE. Kolejne spotkanie z Ukrainą jest ważne, gdyż Indie mają pewną narrację, jeśli chodzi o agresję Rosji, i za nią może pójść wiele innych państw.
Łukaszuk wyjaśnił, że "wiele państw Globalnego Południa patrzy na wojnę w Ukrainie jako jeszcze jeden przypadek wojny zastępczej między USA a Rosją". "Tę narrację trzeba odczarować, gdyż jest to ważna kwestia w odpowiednim rozumieniu wzajemnych powiązań w systemie bezpieczeństwa globalnego" – znaczył ekspert z Wydziału Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
— Sytuacja w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie żywotnie wpływa na interesy i bezpieczeństwa Indii oraz innych państwa Globalnego Południa. Indie przekonały się o tym, kiedy podczas rozwoju wydarzeń w Ukrainie, we wsparcie wojskowe agresora włączyły się Chiny i Korea Północna, czyli najbliżsi sąsiedzi. Okazało się, że wojna nie jest zbyt daleko od Delhi i wpływa bezpośrednio na bezpieczeństwo Indii.
Jego zdaniem niebezpieczną sytuacją dla Indii jest moment, kiedy Chińczycy budują swoją potęgę na konflikcie w Ukrainie, a jednocześnie Rosja staje się osłabiona. Pytany o niedawne spotkanie Modiego z Putinem rozmówca PAP stwierdził, że "w przypadku Indii, które są państwem z ambicjami, była to gra do wewnątrz":
„Szef indyjskiego rządu musiał zapewnić dostawy ropy i gazu, bo bez tego gigantyczna gospodarka Indii nie przetrwa" .
Jak podała w czwartek Agencja Reutera rosyjska ropa naftowa stanowiła rekordowe 44 proc. całkowitego importu do Indii w ubiegłym miesiącu. W 2021 r., czyli przed pełnoskalową napaścią Rosji na Ukrainę, rosyjska ropa stanowiła tam zaledwie 2 proc. rocznego importu.
Ekspert podkreślił też, że dzięki wizycie w Polsce i w Ukrainie przywódcy obu krajów mogą raz jeszcze podkreślić w bezpośrednich rozmowach, że "Rosja złamała wszystkie istniejące i ustalone przez ostatnie sto lat reguły ładu międzynarodowego, wszystkie konwencje dotyczące czy to wojny, czy pokoju". "Tę zasadniczą kwestię związaną z zasadami globalnego ładu międzynarodowego w XXI wieku powinny rozumieć Indie i inne kraje Globalnego Południa" – tłumaczy Łukaszuk.
W ubiegłym miesiącu rosyjska ropa stanowiła rekordowe 44% całkowitego importu Indii, poinformował Reuters 22 sierpnia. W 2021 roku rosyjska ropa stanowiła tylko 2% rocznego importu.
Według politologa "z perspektywy premiera Modiego najważniejsze jest utrzymania stanu równowagi między najważniejszymi graczami w otoczeniu Indii: USA, Chiny i Rosji". "W rozumieniu Indii ta równowaga musi być utrzymana. Jeśli Rosja się osłabi, a Chiny się wzmocnią, to uderzy to w indyjskie interesy. USA weszły na wyższy pułap współpracy z Indiami w 2005 r., od tamtej pory partnerstwo strategiczne jest pogłębiane i stabilne" - wyjaśnił.
Pozycja Chin i Rosji jest mniej stabilna i niesie za sobą większe wyzwania dla Indii.
- Premier Modi rozmawiał w cztery oczy z premierem Tuskiem, a wcześniej rozmawiał z Putinem, to oznacza, że być może przywiezie on do Kijowa jakąś propozycję dotyczącą kwestii pokojowego zakończenia wojny. Zaś jeśli nie będzie miał takiej propozycji, to zaproponuje osobiste zaangażowanie w rozmowy z ludźmi, z którymi ma stałe kontakty, czyli z prezydentem USA, przewodniczącym Chin i przywódcą Rosji. Prezydent Zełenski wie, że Modi jest jednym z nielicznych szefów rządów na świecie, który ma z nimi regularny bezpośredni kontakt. To może być dla prezydenta Zełenskiego jakaś oferta.
Łukaszuk podkreślił, że dla Dla Modiego ważna jest nie tylko kwestia pokojowego zakończenia wojny, ale również to, aby Zełenski zrozumiał przesłanki, jakimi kierują się Indusi w swojej polityce zagranicznej. Po rozpoczęciu przez Moskwę wojny na pełną skalę przeciwko Ukrainie w lutym 2022 r. Indie - obok Chin - stały się głównymi rynkami zbytu dla rosyjskich surowców objętych sankcjami przez UE i USA. Indie nie potępiły rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Autor tekstu: Marta Zabłocka (PAP)
W dniach 22-23 sierpnia premier Indii Narendra Modi odwiedził Ukrainę i Polskę. To pierwsza oficjalna wizyta premiera Indii w Polsce od 45 lat, w Ukrainie pierwsza od czasu odzyskania niepodległości, czyli od 33 lat
PAP: Siedem lat w sowieckim łagrze, a potem kolejne trzy lata zesłania – to cena, jaką musiał pan zapłacić za swoją działalność na rzecz praw człowieka w Związku Radzieckim. Przypominam sobie, jak w swojej książce „Wszechświat za drutem kolczastym” napisał pan o pouczeniu matki: „Synu, tylko nie wstępuj do żadnych organizacji podziemnych”, na co pan po założeniu Ukraińskiej Grupy Helsińskiej odpowiedział, że nie jest to organizacja podziemna, ponieważ Związek Radziecki podpisał Akt Końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Czy pobyt w obozach przyniósł panu doświadczenia i wnioski, które byłyby przydatne dla dzisiejszych Ukraińców i Polaków?
Myrosław Marynowycz: Moją matkę często zbijało z pantałyku to, że mówiłem, iż jestem wdzięczny losowi za to, że przeszedłem przez łagry.
Rzecz jasna, nie jestem wdzięczny KGB-istom, bo wiedziałem, że nie życzą mi niczego dobrego. Jestem jednak wdzięczny za to, że Bóg zdołał obrócić zło skierowane przeciwko mnie w dobro.
Najważniejszym doświadczeniem, jakie wyniosłem z więzienia, jest to, że warto walczyć o prawdę. Nawet jeśli czasem trzeba płacić za to wysoką cenę.
Ta walka jest usprawiedliwiona tym, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw i zwycięży, a broniąc jej, kładziesz podwaliny pod swoje przyszłe duchowe zwycięstwo. Jest to zwycięstwo duchowe, a nie życiowy sukces, ponieważ zdarzało się, że moi koledzy współwięźniowie umierali. Jednak wszyscy do samego końca pozostawali wierni wybranym przez siebie wartościom, a nie własnemu bezpieczeństwu, i umierali w poczuciu spełnienia obowiązku wobec Boga i ludzi przy całkowitym braku dwulicowości.
W moim przypadku prawda o reżimie, z którym walczyłem, zwyciężyła, a moją osobistą moralną satysfakcją było bycie świadkiem jego upadku. Oczywiście możemy teraz spekulować, czy reżimu Putina dałoby się uniknąć. Myślę, że ten temat zasługuje na osobną rozmowę. Jednak nauka wyciągnięta z łagrów była taka, że nawet pozornie beznadziejna walka może przynieść swoje rezultaty. Innym doświadczeniem jest uświadomienie sobie, że człowiek nie może być nieomylny. Byłoby to po prostu sprzeczne z naturą.
Istoty ludzkie są czasami zbyt słabe, skłonne do pochopnych wniosków lub działań. Doświadczenie życia w obozach robót przymusowych nauczyło mnie, że trzeba zdawać sobie sprawę z własnych błędów i je naprawiać. Nie należy od razu myśleć, że „to już koniec, nigdy nikt tego nie zapomni”. Zapomną i wybaczą.
Przeciwstawił pan wartości kwestiom bezpieczeństwa. Czy uważa pan, że coś podobnego dzieje się też we współczesnej polityce międzynarodowej?
Kwestia wartości przejawia się dla mnie w dwóch dylematach. Pierwszy z nich ma charakter osobisty i polega na przeciwstawianiu instynktu przetrwania, który można również nazwać instynktem strachu, wyższym wartościom duchowym.
Zaczynałem od nadania priorytetu instynktowi przetrwania, kiedy podczas moich pierwszych rozmów z KGB grożono mi wydaleniem z uniwersytetu.
Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że nieustanny strach to droga w przepaść. Uwolnienie się od tego lepkiego uczucia, od kalkulowania konsekwencji swoich działań i rozważania granic moralnego kompromisu, przyniosło wspaniałe poczucie ulgi.
Tak, oczywiście, decyzja o stanięciu w obronie wartości stwarza całą masę problemów, ale wszystkie nieszczęścia, które pojawiają się na twojej drodze, są już wynikiem wyboru ścieżki życiowej, co do której nie masz wątpliwości.
Drugi dylemat jest podobny, ale ma wymiar zbiorowy. Sformułowałbym go jako moralny imperatyw przeciwko bezpieczeństwu. Do tej pory w Europie bezpieczeństwo przeważało nad wartościami. Co więcej, bezpieczeństwo zostało ogłoszone niemal najważniejszą wartością samą w sobie, co moim zdaniem może kryć pewien sofizmat, o którym będę mówił.
Słyszymy wyrzuty niektórych Europejczyków, że to Ukraina powinna iść na ustępstwa w imię pokoju. Kiedy słyszę takie apele, mówiące o tym, że powinniśmy pogodzić się z utratą ludzi i terytoriów, to naiwność takich propozycji razi mnie po prostu fizycznie.
Po pierwsze, są one nieskuteczne, bo gdy bestia odgryzie ofierze rękę, ta nie uspokoi się, dopóki nie zje jej doszczętnie. Po drugie, takie apele są skrajnie niemoralne i niesprawiedliwe. Z jakiegoś powodu ludzie, którzy za nimi stoją, nie spieszą się, by hojnie obdarować Rosję tym, co mają. Dlatego, aby uniknąć sofistyki, a jednocześnie relatywizmu moralnego, kwestia bezpieczeństwa powinna być rozwiązana z myślą o wartościach, a nie ich kosztem. Tylko takie podejście pozwoliłoby nam uniknąć powtarzania błędów z przeszłości, polegających na uspokajaniu agresora.
W przeciwnym razie będziemy skazani na kręcenie się w kółko, jak o tym kiedyś napisał Benjamin Franklin, gdy zauważył, że kto wyzbywa się z wolności, aby wygrać bezpieczeństwo, ten nie zasługuje ani na bezpieczeństwo, ani na wolność.
We wspomnianym pamiętniku zaznacza pan, że ważniejsze dla pana było podzielić się prawdziwymi przykładami wzajemnego wsparcia, poświęcenia i przebaczenia, niż składać oskarżycielskie zeznania przeciwko reżimowi. Życie w zgodzie z tak szlachetną i wielkoduszną chrześcijańską maksymą nie należy jednak do łatwych. Zwłaszcza gdy Ukraińcy codziennie mają do czynienia z wrogiem bombardującym szpitale dziecięce. Dlaczego zatem wszyscy piszą o swoim gniewie i nienawiści wobec wrogów, podczas gdy pan świadomie wybiera walkę z rzekomo tak naturalnym uczuciem?
Nienawiść jest zbyt naturalna, a nawet w pewien sposób odruchowa. Obawiam się rozmawiać o tym uczuciu, ale muszę mówić o nim cały czas. Opowiem o jednym epizodzie z mojego obozowego doświadczenia. Był taki moment, kiedy wpadłem w szał, ponieważ strażnik więzienny celowo zignorował moją prośbę o podejście do celi. Desperacko potrząsałem kratami i w pewnym momencie spojrzałem na siebie z zewnątrz. Kiedy ujrzałem swoją zniekształconą twarz, to, jak straciła swój ludzki wyraz, byłem przerażony i zdałem sobie sprawę, jak destrukcyjna może być nienawiść.
To było ważne duchowe doświadczenie. Pomogło mi zrozumieć, że nienawiść jest niebezpieczna, ponieważ toruje drogę do upodobnienia się do tego, z kim/czym walczysz. A jednak emocje gniewu, wściekłości i nienawiści we wszystkich systemach religijnych są niszczycielskimi doświadczeniami, złem i mrokiem. Ukraińcy teraz z tym mrokiem walczą.
Jaka jest rola Cerkwi w odbudowie Ukrainy i czy wielowyznaniowość tego kraju jest problemem, czy raczej zaletą?
Przypominam sobie moje zdziwienie, kiedy w rozmowie z polskim kolegą wyraziłem żal, że istniejące podziały w ukraińskim społeczeństwie zostały dodatkowo spotęgowane przez rozłam w cerkwi. Ubolewałem nad tym, że stwarza to dla nas duże problemy i zauważyłem, że Polska ma lepszą sytuację ze swoją jednowyznaniowością..
W odpowiedzi usłyszałem, że to my jesteśmy szczęśliwi, bo jesteśmy wolni od dyktatu i dominacji jednej organizacji kościelnej. Dla mnie tamta rozmowa była przyczynkiem do wniosku, że w braku homogeniczności tak naprawdę kryje się nasze dobro. Ukraina nie może być całkowicie homogeniczna, ponieważ początki naszych regionalnych podtożsamości sięgają czasów Rusi Kijowskiej.
Możemy być zjednoczeni tylko w różnorodności, a ten slogan doskonale wpasowuje się we współczesny europejski światopogląd. Wojna konsoliduje Ukraińców, ale nie eliminuje przyczyn naszej różnorodności kulturowej.
Co do zakresu, w jakim Cerkiew odgrywa obecnie rolę agenta zmian społecznych.
Jeśli podążymy za modelem trzech fal demokratyzacji Huntingtona, możemy zauważyć jeden interesujący szczegół, który został zauważony i opisany przez religioznawcę Johna Witty'ego. Zauważył on, że procesy demokratyzacji w społeczeństwach zachodnich były poprzedzone wybuchami aktywności ze strony organizacji religijnych. Jednak gdy tylko te fale demokratyzacji przekroczyły niewidzialną granicę i znalazły się na kanonicznych ziemiach kościołów wschodnich, ten obraz się zmienił.
Z mojego punktu widzenia, społeczeństwo obywatelskie przodowało w zmianach, gdy kościoły starały się nadrobić zaległości. Było to zauważalne podczas naszych trzech Majdanów – Rewolucji na granicie, Pomarańczowej Rewolucji i Euromajdanu – gdzie kościoły były obecne, ale nie były inicjatorami i głównymi wyrazicielami protestu. Kościoły spóźniły się z przyjęciem moralnego impulsu społeczeństwa, a Watykan w pewnym momencie wcale zignorował niesamowite przejawy walki o ludzką godność podczas Euromajdanu, bojąc się ingerować w obszary, w których jego zdaniem suwerenność nad wiernymi miały moskiewskie władze kościelne.
Nie wspominam tu o tym, aby kogokolwiek obwiniać. Kościoły wschodnie są bardzo inercyjne w podejmowaniu decyzji i reagowaniu na wyzwania. Jeśli jednak nie zmobilizują się do udziału w przemianach społecznych, to te zmiany, które zadecydują o sytuacji w przyszłości, nastąpią bez ich udziału.
Od 20 lat Ukraina i Polska pozbawione są możliwości słuchania pożytecznych rad pana dobrego przyjaciela – Jacka Kuronia, który m.in. też pochodził ze Lwowa. Zwraca pan uwagę na to, że bez jego obecności w dialogu polsko-ukraińskim głosy zwolenników porozumienia milkną, a znacznie częściej słyszymy wypowiedzi grup nieprzejednanych przeciwników. Dlaczego, mimo że oba narody zdają się wiedzieć o sobie o wiele więcej niż dwie, trzy czy cztery dekady temu, w dyskursie publicznym wciąż nie pojawiają się nowi „Kuroniowie”?
Wiele osób w Europie zdaje sobie sprawę, że żyjemy w bardzo burzliwych czasach, w których życie nabiera rozpędu i czasami trudno jest nadążyć za gwałtownym tempem tych zmian. W rezultacie ludzie martwią się o swoją przyszłość i chcą chronić w niej swoje interesy, światopogląd i tożsamość.
Są to ludzie, którzy wolą nie eksperymentować w czasach szybkich przemian. Sytuacja na Ukrainie jest inna. Ukraińska państwowość nie przetrwa bez podejmowania ryzyka zmian i poszukiwania czegoś nowego. Odczuwamy, że nie ma powrotu do starej drogi.
Na stosunki ukraińsko-polskie wpływa obecnie nie tyle tradycja „Kultury” Giedroycia, ile etos właściwy obu narodom w okresie międzywojennym. Opiera się on na zasadzie sumy zerowej, czyli win-lose.
Zgodnie z tą zasadą do dziś obowiązuje zasada, że Ukraińcy mogą odnosić korzyści kosztem interesów Polaków i odwrotnie. Jeśli czcimy naszych przodków, przywódców i ludzi, którzy podtrzymywali narodowy duch w różnych okresach historii, to nieświadomie ulegamy tej logice. Nie jest to konstruktywne w tworzeniu przyszłości i nie odpowiada to obu narodom.
Zamiast tego Ukraina musi pomyśleć o wdrożeniu logiki win-win. Dla Polski ta inercja stanowi nie mniejsze zagrożenie, ponieważ ożywia dawny kompleks wyższości, po którym następuje konflikt, a po nim zagrożenie dla polskiej państwowości.
W stosunkach polsko-ukraińskich ciągle przeżywamy jazdę kolejką górską, ze wzniesieniami wzajemnej wyrozumiałości, po których następuje upadek w nieufność i niezrozumienie, które chcemy rozwiązać siłą. Pewnego dnia musi się to zmienić.
Prof. Myrosław Marynowycz jest ukraińskim działaczem społecznym, znanym publicystą i religioznawcą. To były radziecki dysydent polityczny, więzień polityczny, współzałożyciel Ukraińskiej Grupy Helsińskiej i ukraińskiej Amnesty International. Wcześniej obejmował stanowisko prezesa ukraińskiego ośrodka Międzynarodowego PEN-Klubu. Były prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. (PAP)
„Le Figaro” nazywa go „ukraińskim Václavem Havlem”, a „Le Monde” jednym z najbardziej cenionych intelektualistów w kraju. Działacz na rzecz praw człowieka i wieloletni więzień obozów sowieckich, religioznawca i gorący zwolennik ukraińsko-polskiego pojednania, Myrosław Marynowycz wzywa do niepowtarzania błędów z przeszłości i zajęcia się kwestiami globalnego bezpieczeństwa „w oparciu o wartości, a nie ich kosztem”.
Ukraina i ukraińska flaga będą widoczne w Paryżu. Start w igrzyskach w naszej sytuacji to już jest zwycięstwo” – podkreślił w rozmowie z PAP Wadym Hutcajt, szef tamtejszego komitetu olimpijskiego, były minister młodzieży i sportu.
Hutcajt, były szablista, mistrz olimpijski w drużynie z Barcelony (1992), zwrócił uwagę na trudności, z jakimi borykają się ukraińscy sportowcy, w tym częste przerwy w dostawach prądu i stałe ataki ze strony Rosji.
„Problemem jest również brak odpowiedniej infrastruktury pozwalającej sportowcom na trening” - zaznaczył.
Urzędnik powiedział, że w wyniku działań armii rosyjskiej od 24 lutego 2022 roku zniszczono ponad 500 ukraińskich obiektów sportowych.
— Ukraińscy sportowcy borykają się z takimi samymi problemami jak każdy obywatel — utratą domów, bliskich oraz koniecznością zmiany miejsca zamieszkania ze względu na okupację
Hutcajt zaznaczył, że niektórzy "zapłacili najwyższą cenę".
„W wyniku agresji Rosji na Ukrainę życie straciło 488 ukraińskich sportowców” - poinformował i dodał, że w Paryżu kilka dni przez igrzyskami odbył się marsz pamięci zamordowanych sportowców, zorganizowany przez Związek Ukraińców we Francji i Światowy Kongres Ukraiński, a pamięć zabitych uczciło ponad tysiąc osób.
Podkreślając rolę sportowców jako ambasadorów kraju, Hutcajt powiedział:
— Na międzynarodowych imprezach i zawodach przedstawiciele Ukrainy mówią prawdę o wojnie, podnoszą ukraińską flagę i przypominają o potrzebie wsparcia. Ukraina wciąż walczy o niepodległość
W związku z rosyjską agresją, Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) zezwolił na udział rosyjskich i białoruskich sportowców w igrzyskach wyłącznie pod flagą neutralną, bez symboli i barw narodowych i na specjalne zaproszenie, które mogło nastąpić po spełnieniu wszelkich wymogów neutralności. W tej formule w igrzyskach wystartuje prawdopodobnie 16 sportowców białoruskich i 15 z Rosji.
Tak mała liczba zaproszonych przedstawicieli obu krajów-agresorów wynika m.in. z faktu, że Ukraina – jak podkreślił Hutcajt - dostarczała dowody przynależności rosyjskich i białoruskich sportowców do armii bądź wspierania reżimów w swoich krajach.
Jak powiedział, Ministerstwo Młodzieży i Sportu Ukrainy wydało stosowne rekomendacje dla reprezentacji, jak unikać konfrontacji z przedstawicielami tych krajów.
"Dla Ukrainy najważniejsze jest bezpieczeństwo naszych sportowców. Zadbaliśmy o to, aby olimpijczycy unikali kontaktu z zawodnikami z Rosji i Białorusi" - przyznał były minister.
Wyraził również przekonanie, że Rosja nie będzie w stanie wykorzystać igrzysk do celów propagandowych, ze względu na ograniczoną liczbę zawodników i brak flagi czy hymnu.
Ukraińskie media poinformowały, że Rosja nie będzie transmitować igrzysk olimpijskich. "Bo de facto nie ma kogo pokazywać" - skomentował Hutcajt.
Podkreślił, że w przeciwieństwie do Rosji i Białorusi, Ukraina wystąpi pod swoją flagą.
"Ukraina i ukraińska flaga będą widoczne w Paryżu. Start w igrzyskach w naszej sytuacji to już jest zwycięstwo. Dzięki naszym wojskowym, którzy bronią kraju i walczą z najeźdźcami, 140 zawodników będzie mogło reprezentować nasz kraj. To samo w sobie jest jak olimpijskie trofeum" - oświadczył.
Igrzyska olimpijskie w Paryżu rozpoczną się w piątek. Paryż po raz trzeci będzie gospodarzem tej prestiżowej imprezy. W tym roku 10,5 tys. sportowców będzie rywalizować w 32 dyscyplinach o 329 kompletów medali. (PAP)
Autor: Hanna Czarnecka
"W wyniku agresji Rosji na Ukrainę życie straciło 488 ukraińskich sportowców" – poinformował i dodał, że w Paryżu kilka dni przez igrzyskami odbył się marsz pamięci zamordowanych sportowców, zorganizowany przez Związek Ukraińców we Francji i Światowy Kongres Ukraiński, a pamięć zabitych uczciło ponad tysiąc osób.
<frame>Kateryna Kałytko jest ukraińską pisarką, tłumaczką z języków bałkańskich, autorką zbiorów poezji i utworów prozatorskich oraz działaczką obywatelską. Jest też członkinią zarządu PEN Ukraine. Ma na koncie laureatką wiele prestiżowych nagród międzynarodowych i ukraińskich, w tym najwyższe odznaczenie artystyczne w kraju: Narodową Nagrodę im. Tarasa Szewczenki. <frame>
Ihor Usatenko (PAP): W jednym ze swoich esejów pisze Pani, że pokój w Ukrainie nie jest możliwy bez sprawiedliwości. Natomiast sprawiedliwość jest niemożliwa bez prawdy i długiej pamięci, a prawdę o wojnie mogą przekazać tylko Ukraińcy, którzy widzieli ją na własne oczy. Dalej pisze Pani, że docenia wartość tego, przez co ukraińska społeczność zmuszona jest wspólnie teraz przechodzić, jak pokonuje obecnie swoje kompleksy i próbuje zawrzeć nową umowę społeczną. Kto w ogóle powinien pisać o tej wojnie?
Kateryna Kałytko: Od pewnego czasu zarówno ja, jak wielu ukraińskich intelektualistów, obawiamy się, że o naszej wojnie zaczną pisać inni. W rzeczywistości już zaczynają, ponieważ na temat wojny w Ukrainie ostatnio pojawiło się wiele zagranicznych prac non-fiction różnej jakości. Dzieje się tak z jednego prostego powodu: Ukraińcy nie dysponują odpowiednimi środkami, by na cały głos mówić na ten temat.
Dzieje się tak, mimo że wbrew wszystkim próbom Rosjan wydawanie książek w Ukrainie nie ustało, a pisarze, nawet ci walczący na froncie, próbują pisać. Wciąż brakuje im jednak czasu na systematyczną i przemyślaną refleksję, ponieważ najważniejsze jest dla nich to, by ochronić swój kraj.
W związku z tym rośnie zagrożenie tego, że ludzie, którzy mają więcej czasu i możliwości, będą coś formułować i uogólniać, obserwując ukraińską rzeczywistość.
Ważne jest więc, aby Ukraińcy mówili o tej wojnie. Być może także ci Ukraińcy, którzy obecnie mieszkają za granicą, ale pozostają zaangażowani w dyskurs narodowy i uczestniczą w życiu ukraińskim.
Istotne jest jednak, żeby to właśnie ukraińskie głosy brzmiały, głosy tych, którzy rozumieją, o co walczymy, że jest to wojna o tożsamość, o podmiotowość, a nie o terytorium czy surowce naturalne
Ci mówcy, którzy to rozumieją, którzy uznali to za główny temat swojej twórczości, powinni mówić o Ukrainie, najlepiej jak tylko potrafią — wewnątrz i na zewnątrz.
Czy możemy tu mówić o swoistym mandacie społecznym do pisania?
Moim zdaniem różnica między dobrym a złym pisaniem polega na tym, w jakim stopniu jest ono szczere. W ukraińskim społeczeństwie jest teraz dużo pęknięć, wiele różnych doświadczeń, które staramy się sprowadzić do wspólnego mianownika. Nie wiem, czy natrafimy na tę drogę w najbliższej przyszłości, ponieważ społeczeństwo w tej chwili jest bardzo neurotyczne. Dla mnie jednak naprawdę wartościowe są te historie, które nie próbują naśladować czyichś doświadczeń, bo każde prawdziwe doświadczenie jest elementem ukraińskiej wojennej codzienności, a więc i elementem historii. Wielka narracja składa się z mniejszych historii, więc wolę słuchać tych, którzy mają prawdziwe opowieści, którzy nie pozują, ale wiedzą, o czym mówią.
Wielokrotnie zwracała Pani uwagę, że relacje Ukraińców mogą być niewygodne do wysłuchania podczas międzynarodowych spotkań, wydarzeń kulturalnych albo paneli dyskusyjnych. Wydaje się, że problem leży nie tylko w samym tonie, ale także w różnym zapleczu i doświadczeniu odbiorców. Jak należy działać w takich warunkach?
Tak, występuje tu pewne zmęczenie. Najważniejsze jest zasianie ziarna, które wykiełkuje. Aby to zrobić, należy być upartym i wytrwałym, kontynuować przemawianie bez ześlizgiwania się w mistycyzm i egzaltację, kiedy po prostu chcesz wykrzyczeć wszystkim to, co gromadziło się w tobie przez cały ten czas.
W Europie Zachodniej, gdzie publiczność nie zna wojny od lat, można odwoływać się do doświadczeń dziadków i babć, które są im bliższe i które mogą ich poruszyć
Trzeba przygotowywać się do takich spotkań, a nie oczekiwać, że przyjedziesz, powiesz, że jesteś z Ukrainy, a słuchacze od razu cię przyjmą. To tak nie działa w dobie myślenia klipowego i w kontekście istniejących na świecie innych poważnych konfliktów i zagrożeń, co stwarza niebezpieczeństwo łatwego przerzucenia uwagi na coś innego. Musisz opowiadać swoje historie w zniuansowany sposób, bardzo subtelnie i we współpracy z tłem, na którym je opowiadasz.
Jednocześnie często sama siebie powstrzymuję i ostrzegam innych, by nie zaczęli po prostu dogadzać obcej publiczności, robić się gotowymi do ustępstw, automatycznie wpasowując się w obce ramy analityczne.
Szlachetny cel, jakim jest dotarcie do ludzi, rozpowszechnienie informacji o Ukrainie, nie powinien wymuszać „rozpuszczania się” w czyjejś narracji
Tym, co jeszcze działa w rozmowach z obcokrajowcami, są konkretne historie z faktami, nazwiskami, szczegółami, czasem czarnym humorem, bez lania wody. Rozumiem jednak, że ten sposób zdzierania pancerza i wzbogacania ludzi o wiedzę też będzie mieć pewną datę ważności. Zachód jest po części bierny, po części leniwy i chciałby nas uprościć, dopasować do własnego systemu, aby móc potem stwierdzić, że już to rozgryzł i może iść dalej. Dlatego musimy przyzwyczaić świat do naszej obecności w nim, do tego, że jesteśmy tam na dłuższą metę.
Musimy wyjaśnić Europejczykom, że należymy do tej samej rodziny narodów. Atak na nas jest atakiem na europejskie wartości i styl życia. Wielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ale wielu musi się jeszcze o tym dowiedzieć.
Wołodymyr Szejko, dyrektor generalny Instytutu Ukraińskiego, mówi:
Drzwi zrozumienia Ukrainy zaczęły się stopniowo zamykać, a naszym zadaniem jest nie pozwolić im się całkowicie zamknąć
Redaktor jednej z Pani książek pisze, że jest Pani osobą, która mogłaby żyć spokojniej i przyjemniej, gdyby umiała milczeć. Ze szkodą dla Pani, ale z korzyścią dla ukraińskiej poezji, pisze autor, Pani tego nie umie, dzięki czemu opuszcza starożytny „zakon sióstr milczących" [tytuł zbioru poezji Kateryny Kałytko – przyp. PAP]. Wyłamuje się Pani tym samym z szeregu pokoleń ukraińskich i wschodnioeuropejskich kobiet, których wewnętrzny świat łatwiej było scharakteryzować przez to, o czym milczały, niż przez to, o czym mówiły. Jaka jest rola poetek w tej wojnie? Czy kobiety ujawniły się na jej tle?
Wojna z pewnością uwidoczniła ukraińskie kobiety. Nie tylko od początku inwazji, ale od 2014 roku, kobiety stają się coraz bardziej widoczne – zarówno w armii, jak w życiu cywilnym.
Lista zawodów wojskowych w siłach zbrojnych wykonywanych przez kobiety została rozszerzona. Kobiety, które wcześniej w wojsku mogły być tylko kucharkami i pielęgniarkami, teraz stały się snajperkami, szturmowcami i operatorkami dronów. Dla wielu kobiet wojna stała się sposobem na ponowne przemyślenie siebie.
Dla pisarek również. O ukraińskiej poezji mówi się od dawna, że jest silna dzięki kobiecym głosom. Nie deprecjonując poetów płci męskiej, zwłaszcza tych, którzy są obecnie na froncie, mogę to potwierdzić – wszystkie bez wyjątku poetyckie głosy kobiet są fenomenalne.
Tłumaczę to faktem, że kobieta w naszym kraju jest nośnikiem zbiorowego doświadczenia, nosicielką pamięci przodków
Wojna jest zawsze ważnym tematem dla literatów. Ale tylko wrażliwa, empatyczna, szczera poezja i proza, w dodatku związane z przeżyciami pokoleń przodków, rezonują i sprawiają, że pisanie i mówienie nabiera głębi. Główną ideą wspomnianego zbioru „Zakon sióstr milczących”, który wbrew tytułowi jest anty-milczący i anty-patriarchalny, jest to, że krok do wyrwania się z milczenia oznacza wiele nie tylko dla nas samych, ale także dla tych, które będą za nami podążać.
Odwaga zdefiniowania siebie jako podmiotu, który nie tylko ma głos, ale także wie, co i kiedy nim powiedzieć, może stać się wzorem do naśladowania dla kogoś, kto np. dorasta i potrzebuje wyjść z tej niemoty
Dobrze Pani zna współczesną bośniacką rzeczywistość, ponieważ tłumaczy Pani literaturę z tego kraju i mieszka w dwóch miastach: w ukraińskiej Winnicy i w bośniackim Sarajewie. Czy można dostrzec w twórczości tamtejszych pisarzy coś, co Pani zdaniem mogłoby wskazywać na przyszły kierunek rozwoju ukraińskiej literatury pięknej? Mam na myśli coś konkretnego, na przykład jakieś autoironiczne poszukiwanie korzyści ubocznych (jak to się czasem dzieje w przypadku Ozrena Kebo czy Miljenki Jergovića). A może wręcz przeciwnie: pewien rodzaj resentymentu i zamknięcia w sobie…
Literatura bośniacka po trzydziestu latach od zakończenia wojny w tym kraju wciąż mierzy się z tematem traumy. Myślę, że to coś, co czeka również literaturę ukraińską w ciągu najbliższych kilku dekad. Skala tego, co się z nami dzieje, zostanie nam ujawniona po tym jak będziemy mieli szansę się zatrzymać, trochę odetchnąć i zrozumieć, gdzie jesteśmy jako wspólnota. Myślę, że głębia refleksji nad znaczeniem naszej walki dla nas samych i naszego potomstwa, uświadomienie wszystkich stron ludzkiej natury, podziały społeczne, które przed nami się w pełni otworzą, niestety nas zaszokują.
PTSD, niewola i tortury, okupacja-deokupacja, utrata domu, zderzenie z wrogiem, identyfikacja zwłok bliskich, gwałty, praktyki upamiętniania – sporo tu miejsca na świetną literaturę. Pytanie tylko, czy starczy nam sił, by to wszystko ogarnąć i opisać
Historia dzieci urodzonych w wyniku przemocy seksualnej podczas wojny, tak zwanego „niewidzialnego pokolenia”, to również bardzo bośniacki temat...
Tak, jest wspaniały film Jasmili Žbanic „Grbavica” na ten temat. Powstała o tym literatura piękna i eseistyka, reporterzy rozmawiali z kobietami, które przeżyły przemoc i różnie traktowały płód, który nosiły. Niektóre się go pozbyły, inne urodziły dziecko, ale nienawidziły go przez całe życie, jeszcze inne urodziły i pokochały. Cyniczne jest przekształcanie tych historii w literaturę, ale musimy o tym mówić w taki czy inny sposób.
Prawda należy do ocalałych i straumatyzowanych. Nie zawsze jest dobrze, gdy cudzoziemcy piszą o tych niezwykle trudnych doświadczeniach
Czy ma Pani na myśli takie dzieła, jak „Powtórnie urodzony” Margaret Mazzantini?
Tak, w szczególności. Ciekawe i głębokie powieści o wojnie w Bośni i Hercegowinie pisali ludzie, którzy w czasie wojny byli dziećmi, pierwsze lata życia spędzili w piwnicach, wcześnie zetknęli się ze śmiercią i ciężkim powojennym życiem. Byli pozbawieni nawarstwień dorosłych uczestników ówczesnych wydarzeń, przez co mieli możliwość ich uogólnienia.
Prawdopodobnie najważniejsze prace o wojnie w Ukrainie napiszą za kilkadziesiąt lat osoby, które nie brały w niej udziału. Być może będą to dzieci, które dorastały na emigracji, których rodzice angażowali je w ukraińską tematykę – albo dzieci ewakuowane, które bardzo wcześnie doświadczyły okropnych przeżyć i być może zbudują wokół nich własną tożsamość.
Jeśli chodzi o możliwość „ukraińskiego” Dayton [amerykańskie miasto, w którym między 1 listopada i 21 listopada 1995 roku odbyły się rokowania pokojowe kończące wojnę w Bośni – red.], ta kwestia również jest dla mnie bardzo bolesna i niepokojąca.
Nikt nie powie tego teraz głośno, ale prędzej czy później będziemy zmuszeni zaakceptować jakąś formę rozejmu i jest całkiem możliwe, że nie będziemy mieli wtedy możliwości się z nim nie zgodzić
Bośniacy też bardzo długo nie chcieli zaakceptować tego, czego domagali się od nich Serbowie, ale w pewnym momencie zmęczenie wojną stało się tak ogromne, że pojawiło się nawet powiedzenie „Potpiši, Alija, makar je ko avlija” [pol.: „Podpisz (porozumienie) Alija (Izetbegović), nawet jeśli (zamiast państwa) zostanie podwórko” – przyp. PAP]. Ludzie byli tak wykończeni wojną, że byli gotowi dobrowolnie z czegoś zrezygnować.
Bardzo się boję, że nasze wyczerpanie osiągnie ten sam poziom. Tak czy inaczej, byłoby to bardzo złe, bo Rosja nie zamierza się zatrzymywać, a więc będzie to wojna, która obejmie kolejne pokolenia. A jeśli zgodzimy się oddać obecnie okupowane terytoria, to każda próba uwolnienia ludzi, którzy na tych terenach przebywają, będzie interpretowana jako akt agresji ze strony naszego kraju.
Porozumienie z Dayton sprawiło, że Bośnia i Hercegowina, piękny, tętniący życiem kraj, stała się tworem politycznie niewydolnym. Jako jednostka państwowa stanowi wyłącznie przymus koegzystencji ludzi według kwot etnicznych. Musimy zrozumieć, że mechanika konfliktu, gęstość współżycia między Ukraińcami i Rosjanami oraz wzorce kulturowe są różne.
Ponadto Ukraina stała się obiektem ataku ze strony państwa – agresora. Możliwe jest jednak, że globalny establishment, syty i chętny do szufladkowania, i tym razem ulegnie pokusie ponownego uproszczenia sprawy i doprowadzi nas do wymuszonej i bezowocnej koegzystencji z agresorem. Aby temu zapobiec, musimy być stale obecni w globalnej agendzie i nie dopuścić do zaniku niepodległościowego zapału, który wielokrotnie demonstrowaliśmy w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Ukraińskie wysiłki powinny być podejmowane ze świadomością, że negocjacje pokojowe są przed nami i nie możemy dopuścić do tego, aby zaczęły zmierzać w zgubnym dla nas kierunku
To złożona, czasami bardzo delikatna praca: dyplomatów, działaczy kulturalnych, intelektualistów, liderów opinii, polityków i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego.
Zaczęłam tłumaczyć literaturę bośniacką, bo chciałam, aby Ukraińcy spojrzeli na ich historię nie poprzez serbską lub prorosyjską propagandę. Tłumaczyłem ją również z podświadomym przekonaniem, że czeka nas wielka wojna z Rosją i trudne przeformatowanie stosunków. Dlatego ważne jest, by upewnić się, że nie skończy się ono dla nas tak źle, jak dla Bośni i Hercegowiny.
* *
Wiersze Kateryny Kałytko
A jak dzieje się ta historia? Po prostu bałagam się,
jak wrak samochodu na torze, jak nagłe zauroczenie.
Wiatr nad rzeką. Ciemne palce i usta.
Długie ciepło. Drugi zbiór morwy.
Bez wybierania oddychania, nie wybierając namiętności,
pamięć ciała, jakby w domu w nocy,
poruszaj się bez zatrzymywania się, oddychaj i mów,
uparcie rozwiązywać równania z nieznanym,
z osobą nieproporcjonalną, spragnioną, głodną.
Ranny przez kaponierów las wcześnie żółknie.
Czas jest podany na czas trwania i intymność,
patrzeć głęboko w siebie nawzajem.
Ulice rano są chłodne i przejrzyste
pokłonić się, jak winorośle ze ślimakami tramwajowymi.
Wszystko dzieje się z nami na czas. I tylko historia,
jak piasek z włosów, nie wymyty.
* *
Ojcze nasz,
Istniejący
w sercach niepierzastych,
w rękach związanych z drutem
w suszonej glinie pod paznokciami
w deskach kolczastych, z których zrzucane są krzyże.
Bądź święty
Znaleziono każde imię
każdy ogień bólu nad krawędzią dołu
każda żółta klapka wyblakłej skóry
i wojownika, który wymiotuje wśród sosen przez długi czas,
a potem wraca i kopa.
Niech to nadejdzie
Nasza armia.
Niech przyjdą
ludzie w białym kombinezonie.
Niech to nadejdzie
Prokuratura Międzynarodowa.
Niech przyjdą
Nasi nieszczęśliwi krewni.
Niech będzie w niebie i na ziemi
blisko naszego cichego krzyku,
widoczne trzy pokolenia naprzód
W szczerym świetle nienawiści.
Daj nam codzienne
imiona i nazwiska
niech zapisują je na talerzach,
odwróć nasze głowy,
nasze twarze,
Nasze rozpoznawalne tatuaże.
I nic nam nie wybaczaj, jeśli chcesz,
Bo nie przebaczamy winnym,
Stoimy w twoim sądzie
uczennice na tablicy
rozwijające się dusze jak pamiętniki,
gęsto odpisane krwawą pastą —
Uwagi dotyczące zachowania.
Ale nie przesłuchiwaj nas
w pokoju tortur w piwnicy
nie umieszczajcie nas w ziemi deptanej przez obcych,
w ciemnościach historii,
w zapomnienie.
Ale wyzwolić nas
z pamięci ciała,
wyjdź z chrupnięcia naszych zmiażdżonych kręgów,
z pęknięcia połamanych rzepek,
ze ścięgien rozdartego
od cichego szelestu utraty krwi,
wyzwolenie z burzy uduszenia
z ustami pełnymi ziemi.
Bo twoja jest wojna, zwierzęta, siła i chwała,
i ekshumacji,
a duch jest ciężki nad grobem,
gdzie syn jest z ojcem
rzucony blisko.
I teraz, i zawsze, i na zawsze.
Tak dobrze nauczyliśmy się tej modlitwy.
Dlaczego jesteś z nami
Nic nie pytasz?
W Ukrainie jest teraz wiele tematów i miejsca na wielką literaturę. Nie wiadomo, czy będzie wystarczająco dużo siły psychicznej, by to wszystko opisać i zrozumieć – mówi ukraińska poetka i tłumaczka
Premier Donald Tusk oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisali w poniedziałek w Warszawie "Porozumienie w dziedzinie bezpieczeństwa pomiędzy RP a Ukrainą".
Dr Reichardt powiedziała PAP, że choć Polska wspiera Ukrainę od początku rosyjskiej agresji, to jednak podpisanie umowy o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa jest bardzo ważnym politycznym gestem. Jak przypomniała, podobne porozumienia ze stroną ukraińską zawarły już wcześniej inne państwa.
Teraz Polska pokazuje, że jest w grupie tych krajów, które wspierają Ukrainę i zobowiązują się do jej wsparcia militarnego w dobie agresji rosyjskiej, bez względu na to czy Ukraina stanie się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, czy też nie - wskazała ekspertka.
Skoro nie ma szans na NATO, trzeba podpisywać umowy
- Jak pamiętamy, ta umowa jest wynikiem ubiegłorocznych deklaracji państw G7 podczas szczytu NATO, kiedy Ukraina właśnie takiej deklaracji członkostwa nie otrzymała; to było wielkie rozczarowanie. To bardzo symboliczne, że podpisujemy ją przed wyjazdem prezydentów Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego do Waszyngtonu na kolejny szczyt NATO, gdzie jak się domyślamy i wszystko na to wskazuje, Ukraina ponownie nie otrzyma deklaracji członkostwa.
Dlatego podpisanie takiej umowy z Polską i poprzednimi państwami jest dla Ukrainy bardzo ważne
Według niej, zawarcie umowy pokazuje też poprawę w relacjach polsko-ukraińskich, po okresie nieporozumień związanych np. z rolnictwem. Ekspertka zauważyła, że podczas wizyty ukraińskiego prezydenta w Polsce, różnice dzielące oba kraje były „wyciszone”, zaś na pierwszym planie było to, co jest pozytywne w relacjach dwustronnych. Tusk i Zełenski zaprezentowali wspólną diagnozę sytuacji i zagrożeń oraz chęć szukania rozwiązań – dodała .
Słusznie. Nie był to moment na takie dyskusje, spory i waśnie. Tym bardziej, że dziś w Ukrainie doszło do tragicznego ataku na dziecięcy szpital onkologiczny.
Dr Iwona Reichardt zwróciła uwagę, że podczas wizyty prezydenta Ukrainy w Warszawie skupiono się właśnie na bezpieczeństwie, wsparciu Ukrainy i pokazano też moralny aspekt – okrucieństwo Rosji. Jak zaznaczyła, broń dostarczana w ostatnich miesiącach dała Ukraińcom nieco oddechu, ale ich położenie jest nadal bardzo trudne. Dlatego, dodała, wyciąganie obecnie kwestii spornych byłoby "wysoce niestosowne.
Dr Reichardt wyraziła przekonanie, że ostatnie zmasowane ataki na cywilne obiekty w Ukrainie są związane właśnie ze szczytem NATO i są kolejnym potwierdzeniem, że Putin chce zniszczyć Ukrainę:
Ta brutalność Rosji jednych przerazi i będą szukali rozwiązania raczej takiego, żeby to szybko zakończyć, innych determinuje do tego, żeby wesprzeć Ukrainę jak najszybciej”
Trudna zima
W jej ocenie ważne znaczenie miały także podnoszone podczas wspólnej konferencji Tuska i Zełenskiego kwestie energetyki i wsparcia dla Ukrainy, którą po rosyjskich atakach na infrastrukturę czeka bardzo trudna zima. Premier Tusk powiedział, że rząd pracuje nad tym, aby móc spalać polski węgiel nie płacąc za emisję; a tak wytworzony przez polskie elektrownie prąd przesyłać istniejącym mostem energetycznym na Ukrainę.
Ekspertka sceptycznie odniosła się natomiast do zapowiedzi utworzenia w Polsce legionu, w skład którego mieliby wejść obywatele Ukrainy, znajdujący się na terenie Polski.
Według niej jest to pomysł z jednej strony zaskakujący, a z drugiej - mało realny. Przypomniała, że wielu Ukraińców, którzy wcześniej mieszkali w Polsce, po wybuchu pełnoskalowej agresji wróciło do Ukrainy, by bronić ojczyzny, ale też wielu wyjechało z Ukrainy za granicę, unikając poboru. W każdej chwili mogą oni wrócić i dołączyć do ukraińskich sił zbrojnych – zauważyła.
Reichardt zwróciła uwagę, że od początku wojny dynamicznie zmieniają się polsko-ukraińskie relacje społeczne, porównała je do sinusoidy. Przed inwazją Rosji mimo zaszłości historycznych były one dobre. Ukraińcy bardzo docenili wsparcie Polaków tuż po wybuchu wojny, jednak po pół roku wśród wielu Polaków pojawiło się zmęczenie i zniecierpliwienie. Później zaczęły pojawiać się nastroje antyukraińskie, podsycane przez część sił politycznych. Pojawił się konflikt polityczny, który odczuli też sami Ukraińcy: - Niestety te relacje społeczne się pogorszyły, ale myślę, że nie jest strasznie, nie jest tragicznie, one cały czas ulegają dynamice
I sądzę, chociażby po dzisiejszej umowie jesteśmy w stanie lepiej na siebie wzajemnie patrzeć.
Autor: Ihor Usatenko
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińsku w języku.
Podpisanie ukraińsko-polskiej umowy w dziedzinie bezpieczeństwa to bardzo ważny polityczny gest. Potwierdza, że Polska jest wśród państw wspierających Ukrainę. To także wyraz poprawy w relacjach obu państw - oceniła dr Iwona Reichardt z Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego
Jako starszy badacz w Muzeum Sztuki w Gorłówce (Horliwce), mieście na wschodzie Ukrainy, Ołena pracowała do czasu, gdy wspierani przez Rosję separatyści ogłosili utworzenie tzw. Donieckiej Republiki Ludowej (DRL).
– Od razu zaczęły się tam prześladowania ludności cywilnej za wyrażanie ukraińskiego patriotyzmu – mówi Monika Andruszewska, dziennikarka, która pracuje w Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich im. Rafała Lemkina, działającym przy Instytucie Pileckiego. To ona jako jedna z pierwszych 28 czerwca poinformowała na Facebooku o uwolnieniu Ołeny.
By uniknąć represji, Ołena i jej córka Izabella postanowiły przenieść się do Odessy. Jednak dwa lata później matka Ołeny doznała udaru mózgu, więc ta zaczęła co kilka miesięcy przyjeżdżać na okupowane terytorium, by opiekować się staruszką. Podczas jednej z tych wizyt Ołena została porwana przez prorosyjskich separatystów, a następnie oskarżona o współpracę z władzami ukraińskimi.
Po dwóch latach w areszcie została skazana w pokazowym procesie na 13 lat więzienia za „zdradę”, choć wielokrotnie podkreślała, że jej ojczyzną jest Ukraina, a nie Rosja, a już na pewno nie „Doniecka Republika Ludowa”.
– Historia Ołeny Pech jest typowa dla wielu osób pochodzących z tej części obwodu donieckiego, która została zaatakowana przez Rosję w 2014 roku. Każda osoba mieszkająca na okupowanych terytoriach Ukrainy może zostać uprowadzona z domu w dowolnym momencie i skazana na podstawie sfingowanych zarzutów – mówi Andruszewska. – Córka Ołeny dowiedziała się o tym, co dzieje się z jej matką, od osób, które były z nią więzione, a po jakimś czasie wyszły na wolność. Przez ostatnie dwa lata nie miały ze sobą żadnego kontaktu, chociaż wcześniej więźniom czasami pozwalano na krótki telefon – w tajemnicy i za bardzo wysoką opłatą.
W raporcie pt. „Podoba ci się, nie podoba, cierp, moja piękna – nieukarane zbrodnie. Przemoc seksualna rosyjskich wojsk okupacyjnych wobec ukraińskich kobiet”, przygotowanym przez zespół Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina, działający przy Instytucie Pileckiego, jest świadectwo Izabelli dotyczące losów jej matki.
Andruszewska: – Wiemy, że Ołena Pech była wielokrotnie torturowana, wiemy, że była duszona, że wbijano jej metalowe śruby w kolana, że torturowano ją elektrowstrząsami i bito.
Wiemy również o przemocy seksualnej
– W tej historii coś uderzyło mnie szczególnie – dodaje dziennikarka. – Otóż rosyjscy oprawcy prześladowali Ołenę za jej żydowskie pochodzenie. Wzywali na przesłuchania i regularnie obrzucali antysemickimi obelgami. Krótko po aresztowaniu demonstracyjnie odcięli nożem łańcuszek z gwiazdą Dawida, który nosiła na szyi. Obraz jakby wprost wyjęty z najmroczniejszych momentów niemieckiej okupacji. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego dzieje się w Europie w XXI wieku.
Już podczas wymiany jeńców w drodze do Kijowa Ołenę dopadł stan przedzawałowy; straciła przytomność na prawie pół godziny. Kiedy Rosjanie wyprowadzali ją z kolonii karnej, była przekonana, że zabierają ją na egzekucję. Wielokrotnie jej tym grozili.
Zrozumiała, że wraca na wolność dopiero wtedy, gdy usłyszała pierwsze słowa po ukraińsku: „Proszę, nie bój się, jesteś w domu”
Odbyło się ono w ramach wymiany jeńców wojennych, zorganizowanej przez Zjednoczone Emiraty Arabskie. W jej wyniku do domu powróciło 90 ukraińskich żołnierzy i 10 cywilów. W tej dziesiątce było troje więźniów uwięzionych jeszcze przed rozpoczęciem inwazji w 2022 roku, w tym Ołena. Ogromną rolę w tej wymianie odegrały Watykan i Unia Europejska.
Andruszewska wierzy, że dzięki międzynarodowej pomocy także inni więźniowie mają szansę na wolność.
Instytut Pileckiego założył Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina kilka dni po 24 lutego 2022 roku. Sam Instytut specjalizuje się w badaniu totalitaryzmu. Jak mówi dziennikarka, rosyjska agresja na Ukrainę jest kontynuacją totalitarnych praktyk ludobójczych XX wieku:
– W bazie danych Centrum Dokumentacji Lemkina zarejestrowano i zarchiwizowano już ponad 800 pisemnych świadectw zebranych w ośrodkach tymczasowego zakwaterowania w Polsce, a także ponad 700 świadectw wideo nagranych przez zespół w 11 regionach Ukrainy – na linii frontu i na wyzwolonych terytoriach. Kiedy mówimy o rosyjskich zbrodniach, trzeba podkreślić, w całej Ukrainie widzimy teraz to, co Rosja robi od lat w okupowanym Donbasie i na Krymie. Tyle że teraz robi to na większą skalę.
Niestety to, że Rosjanie zaatakowali też inne regiony Ukrainy, po części wynika z obojętności świata na lata cierpienia ludzi takich jak Ołena Pech
Autor: Berenika Lemańczyk
Na stronie KARTON tekst jest dostępny po ukraińsku.
Ołena Pech, badaczka z Muzeum Sztuki w Gorłówce, która od 9 sierpnia 2018 r. była nielegalnie przetrzymywana przez prorosyjskich separatystów, została w końcu uwolniona. W niewoli była wielokrotnie torturowana
2 lipca odbyły się dwie ważne wizyty międzynarodowe: premiera Węgier Viktora Orbana w Kijowie i Olafa Scholza w Warszawie. Zdaniem Andreas Umlanda, niemieckiego politologa i analityka Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich, oba spotkania są ważne dla sytuacji w Europie.
- Jest nadzieja, że spotkanie Orbana z Zełenskim w Kijowie będzie pierwszym krokiem w kierunku zmiany negatywnego nastawienia węgierskiego establishmentu wobec Ukrainy i że półroczny okres prezydencji Węgier w Radzie UE, który rozpoczął się w poniedziałek, nie przyniesie Ukrainie problemów nie do pokonania – mówi Umland. – Premier Węgier już powiedział, że chce zawrzeć umowę o stosunkach dwustronnych. Jednak czas pokaże, jak te wzajemne stosunki faktycznie będą się rozwijać. Wygląda na to, że najbliższych sześć miesięcy będzie bardzo trudnych dla Ukrainy zarówno w wymiarze wewnętrznym - społecznym i gospodarczym - jak w relacjach z partnerami, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli chodzi o początek jakiegoś ruchu w kierunku pokoju, o którym dzień wcześniej wspominał węgierski premier, uważam, że takie rozmowy są nieodpowiednie.
Nie warto mówić o przygotowaniu i implementacji żadnych planów pokojowych z udziałem strony rosyjskiej do czasu zmiany reżimu w Rosji
Umland uważa, że o losie Ukrainy nadal będą decydować walki na jej terytorium oraz przesuwanie się linii frontu w jednym lub drugim kierunku. To właśnie ten czynnik będzie miał znaczenie przed rozpoczęciem prawdziwych negocjacji.
<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66840d2fb194a5d115eea921_02_07_2024_01_00654.jpg">Orban w Kijowie: Wzywa do zawieszenia broni i rozmowy z Rosją</span>
Według analityka Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich spotkanie Tuska i Scholza jest naturalnym wydarzeniem, którego można było spodziewać się od jakiegoś czasu. Wizyta ta świadczy o ociepleniu stosunków między Berlinem a Warszawą, co znajduje odzwierciedlenie nie tylko w symbolicznych, choć znaczących gestach, takich jak obietnica wsparcia na rzecz osób ocalałych z okupacji i ponowne uznanie swojej historycznej odpowiedzialności za II wojnę światową – ale także we wzajemnie korzystnych umowach dotyczących bezpieczeństwa.
Jeszcze przed rozmowami między Tuskiem a Scholzem obserwatorzy zauważyli, że Warszawa była zainteresowana otrzymaniem europejskich funduszy na wzmocnienie zewnętrznej granicy Polski, podczas gdy Berlin i Bruksela wolałyby widzieć zaangażowanie Polski w program Sky Shield.
Pomimo słów poparcia dla integracji Ukrainy z UE i gwarancji dalszego wsparcia ze strony Niemiec, Umland uważa, że jest mało prawdopodobne, aby Berlin znacząco zwiększył poziom wojskowego wsparcia dla objętego wojną kraju
Według niego, pomimo dużych kwot udzielonej pomocy, niemiecka pomoc pozostaje niewielka w stosunku do produktu krajowego brutto.
- W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie retoryka i częściowo działania są bardziej stanowcze, bierność Scholza jest obecnie całkowicie zgodna z oczekiwaniami niemieckiej opinii publicznej. Niedostarczanie Ukrainie tak potrzebnej broni spowodowane jest lękiem Niemców przed możliwością zaangażowania ich kraju w konflikt zbrojny – ocenia politolog.
Jego zdaniem dopóki Scholz jest u władzy, Ukraina raczej nie otrzyma pocisków Taurus. Dlatego dopóki ta sytuacja będzie się utrzymywać, stosunek do Berlina ze strony nie tylko Ukraińców, ale także sojuszników w NATO: Polaków, Bałtów, Duńczyków i Szwedów pod tym względem pozostanie raczej ambiwalentny.
– Można natomiast mieć nadzieję, że wizyta kanclerza Niemiec będzie pożyteczna nie tylko dla dwustronnej współpracy polsko-niemieckiej, ale także pozytywnie wpłynie na współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego, który po przerwie wreszcie zacznie działać na pełnych obrotach – podkreśla Andreas Umland. – Pozwoliłoby to skoordynować wysiłki trzech państw – Polski, Niemiec i Francji – na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa w Europie w ramach UE i NATO. To ważne, biorąc pod uwagę, że USA są obecnie pochłonięte wyścigiem wyborczym.
A jak współpraca w formacie Trójkąta Weimarskiego i wsparcie dla Ukrainy, udzielane przez Francję, może się zmienić w świetle sukcesu Zjednoczenia Narodowego w I turze wyborów we Francji? Według Umlanda „ komponent bezpieczeństwa dla Europy Środkowej” raczej nie ulegnie znaczącej zmianie.
– Prawdopodobnie nie powinniśmy oczekiwać dużych zmian we wsparciu Francji dla Ukrainy – zauważa ekspert. – Po pierwsze, Macron pozostanie na stanowisku do 2027 roku. Po drugie, Marine Le Pen od pewnego czasu zmieniła swoją retorykę, potępiła rosyjską agresję i przynajmniej deklaratywnie zdystansowała się od Rosji. Dlatego nie przewiduję zbyt drastycznych zmian we francuskiej polityce zagranicznej.
Oczywiście należy spodziewać się tak otwarcie proukraińskiego kursu, jak to ma miejsce w przypadku prawicowego włoskiego rządu kierowanego przez Giorgię Meloni. Ale pewne wsparcie pozostanie
Chociaż w Parlamencie Europejskim powstaje nowa prawicowo-populistyczna grupa z udziałem węgierskiego Fideszu, Austriackiej Partii Wolności (FPOe) Herberta Kickla, partii ANO Andreja Babiša i portugalskiej prawicy, nie powinniśmy oczekiwać, że Parlament Europejski przestanie być w jakimś stopniu proukraiński. Zdaniem eksperta, większość posłów wyraźnie popiera Ukrainę, a powstająca frakcja będzie już trzecią prawicowo-populistyczną siłą w Parlamencie Europejskim.
– Interesujące jest to, jakie będą relacje między tymi wszystkimi prawicowcami, zwłaszcza jeśli przedstawiciele AfD (Alternatywy dla Niemiec), których nie jest tak mało, dołączą do bloku Orbana – mówi Umland. – W takich okolicznościach nie będzie można ich ignorować, ale poza tym nie postrzegam pojawienia się tego klubu w Parlamencie Europejskim jako powodu do radykalnej zmiany w krajobrazie politycznym Starego Kontynentu.
Tekst dostępny w języku ukraińskim i polskim na stronie PAP.
W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie retoryka i działania są bardziej stanowcze, bierność Scholza i niedostarczenie Ukrainie broni są zgodne z oczekiwaniami niemieckiej opinii publicznej. Dopóki tak będzie, stosunek Polaków, Szwedów, Duńczyków i Bałtów do Niemców pozostanie ambiwalentny – mówi niemiecki politolog Andreas Umland
Szef polskiego MSZ podkreślił, że Polska i Wielka Brytania od początku wojny mają zbieżną ocenę sytuacji:
- Po rosyjskiej inwazji z grubsza podzieliłem kraje na dwie grupy: te, którym trzeba wszystko wyjaśniać i te, z którymi można dyskutować, co zrobić. Wielka Brytania od samego początku należała do tej drugiej.
Przypomniał, że brytyjski rząd niedawno ogłosił podniesienie wydatków na obronność do 2,5 proc. PKB, ale zrobił to nie w Londynie, lecz w Warszawie, podczas wizyty, którą składał premier Rishi Sunak. Zwrócił też uwagę, że w Wielkiej Brytanii panuje ponadpartyjna zgoda co do konieczności pomocy Ukrainie, bo politycy opozycyjnej Partii Pracy deklarują, że w razie przejęcia władzy, będą kontynuować wysiłki obecnego rządu.
- Ludzie w Wielkiej Brytanii zdają się rozumieć, że rosyjska agresja na Ukrainę nie jest lokalną potyczką, ale brutalną wojną kolonialną o dalekosiężnych konsekwencjach. Cele Rosji wydają się być jasne: odtworzyć swoją strefę wpływów w Europie Środkowej, wbrew woli narodów, które rozbiły żelazną kurtynę 35 lat temu; zastąpić system suwerennych państw przestrzegających zasad koncertem awanturniczych potęg, które zamierzają znormalizować użycie siły jako środka do zmiany granic - mówił Sikorski.
Jego zdaniem efekty tych działań będą odczuwane nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Mówiąc o nich szef dyplomacji wymienił to, że miliony Ukraińców znalazłyby się pod rządami Kremla i zostaliby albo zdegradowani do obywateli drugiej kategorii, albo przesiedleni w głąb Rosji; miliony Ukraińców będą szukać schronienia przed nowym rosyjskim porządkiem w UE lub za Atlantykiem, co wywoła kolejny kryzys migracyjny; zwycięstwo Rosji ośmieliłoby inne kraje pragnące odzyskać kontrolę nad tym, co postrzegają jako zbuntowane kolonie lub strefy wpływów; podważone zostałoby zaufanie innych krajów do gwarancji bezpieczeństwa, z których obecnie korzystają, co może je skłonić do poszukiwania lepszej ochrony, w tym odstraszania nuklearnego; instytucje międzynarodowe, w tym ONZ, straciłyby całą pozostałą wiarygodność:
- Jeśli Rosja zwycięży, chroniczna niestabilność rozprzestrzeni się nie tylko w Europie, ale na całym świecie, zapewniając dodatkowe paliwo globalnej koalicji dyktatur. Już teraz widzimy, jak powstają i współpracują, ale Rosja nie wygra tej wojny. Chyba, że jej na to pozwolimy. Koszt jej powstrzymania będzie stosunkowo niewielki.
Nie musimy walczyć własnymi żołnierzami. Musimy tylko zapewnić finansowanie i broń Ukraińcom, którzy wykonają zadanie
Motywacji na pewno im nie zabraknie, bo chodzi o los ich własnego kraju. To jest właśnie stawka. Z naszą pomocą Ukraina będzie w stanie utrzymać linię frontu i podnieść koszty rosyjskiej agresji. Będzie też miała szansę zanegować negocjacje z pozycji względnej siły, gdy tylko pojawi się jakiekolwiek pole do negocjacji.
Polityk zwrócił uwagę że ukraińscy żołnierze nie tylko bronią kraju, lecz kupują Europie czas na odbudowę jej własnego odstraszania, ale aby go nie zmarnować, Europa musi zwiększyć swoje możliwości wojskowe:
Mam nadzieję, że przykład Polski, która obecnie wydaje 4 proc. PKB na obronność, będzie inspiracją dla innych
Podkreślił, że rozprawa z agresorem może być kosztowna, ale znacznie mniej niż wojna na własnym terytorium i lepiej wydawać teraz pieniądze na pomoc Ukrainie niż później znacznie więcej na jej odbudowę. Ale dodał, że ważne jest także to, żeby zwiększając wydatki na obronność, wydawać pieniądze mądrze:
- Europejska strategia przemysłu obronnego jest obecnie jednym z najważniejszych projektów w tym zakresie. Jej wdrożenie przyniosłoby znaczącą zmianę i musi być priorytetem dla nowej Komisji Europejskiej. I mówiąc, że musi być priorytetem, mam na myśli to, że musi otrzymać naprawdę hojne finansowanie.
Jeśli nie ma wystarczających środków, oznacza to, że nie jesteśmy jeszcze poważni
Zaznaczył, że poprawa europejskiej obronności nie powinna odbywać się kosztem zaangażowania w NATO i wyjątkowej roli, jaką odgrywa ono w europejskim systemie bezpieczeństwa:
- Dlatego też, zamiast opowiadać się za strategiczną autonomią Europy, moim zdaniem lepiej jest nazywać ją strategiczną harmonią Unii Europejskiej i NATO.
Minister podkreślił, że Polska konsekwentnie opowiada się za jak najgłębszym włączeniem Wielkiej Brytanii do wspólnych z UE struktur bezpieczeństwa i obrony, co powinno obejmować zorganizowany dialog na temat euroatlantyckiego wymiaru rozwoju zdolności wojskowych w zakresie sił szybkiego reagowania, odporności na ataki hybrydowe, cybernetyczne i dezinformacyjne, a także współpracę europejskiego przemysłu obronnego:
- Wielka Brytania jest nieodzowną częścią globalnej, a przede wszystkim europejskiej architektury bezpieczeństwa. Jesteście wyspą, ale jesteście europejską wyspą.
Na stronie PAP tekst jest dostępny także po ukraińsku.
Rosja nie wygra wojny na Ukrainie, chyba że jej na to pozwolimy, a koszt tego, by nie pozwolić Rosji wygrać jest relatywnie niewielki - mówił w czwartek polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w przemówieniu wygłoszonym na zakończenie London Defence Conference.
Ihor Usatenko (PAP): Nie tak dawno w wywiadzie dla Simona Shustera Julia Nawalna powiedziała, że „dobrzy Rosjanie” to bardzo złe określenie i że ukraiński rząd błędnie obwinia za wojnę rosyjskich obywateli, a nie dyktatora. Pan w wywiadach i komentarzach podkreślał, że Putin jest wrogiem ukraińskiej teraźniejszości, zaś rosyjscy liberałowie są wrogami przyszłości. Co Pan przez to rozumie?
Wachtang Kebuładze: Nawalna straciła najbliższą osobę, przeżyła osobistą tragedię, jej mąż został zamordowany w sposób haniebny. Ma prawo do własnego zdania, którego ja jednak nie podzielam. Mówiąc o Rosjanach, nie mam na myśli przynależności etnicznej, lecz raczej tożsamość kulturową i polityczną, której posiadaczami mogą być nie tylko przedstawiciele narodu tytularnego. Moja teza więc jest taka, że we współczesnym świecie Rosjanie nie stworzyli własnego politycznego narodu nieimperialnego. W świecie, w którym najwyższymi kolektywnymi organami decyzyjnymi są struktury Organizacji Narodów Zjednoczonych, nadal brane są pod uwagę opinie narodów politycznych, charakteryzujących się określoną tożsamością.
Rosjanom udało się zbudować imperia (carskie, bolszewickie, putinowskie), ale nie udało się stworzyć własnego narodu politycznego, którego głównym dobrem społecznym byłoby coś poza chęcią dominowania nad innymi
Fakt, że Putin i cały kremlowski gang wokół niego to wrogowie ludzkości, którzy zainteresowani są tylko chaosem i destabilizacją, zaczyna być rozumiany na całym świecie. To dlatego Stany Zjednoczone w końcu zgodziły się dostarczyć nam broń. Putin nie niesie pozytywnego wizerunku Rosji. Zamiast tego rosyjscy liberałowie tworzą iluzoryczny obraz, zgodnie z którym powodem agresywnej polityki ich kraju jest wola wyłącznie jednej osoby, a nie zbiorowe żądanie milionów. Liberałowie, którzy chcą utrzymać Rosję w jej dotychczasowych granicach, tworzą fałszywy obraz przyszłości tego kraju i skazują nas wszystkich na ciągłe niebezpieczeństwo. Nie oferują innych, nieimperialnych modeli tego kraju, których tak dotkliwie brakuje zarówno w sensie historycznym, jak czysto koncepcyjnym. Jeśli spojrzymy na wizje rozwoju Rosji – od Bierdiajewa do Sołżenicyna, to zobaczymy, że rosyjska wyobraźnia społeczna nie buduje innej Rosji niż imperialna. A wyobraźnia społeczna jest bardzo potężnym narzędziem kształtowania rzeczywistości. Zgadzam się tu z Benedictem Andersonem, który mawiał, że „nations are narrations”.
Przemiana w kogoś innego jest zawsze niepokojąca. Aby to zrobić, trzeba się przeobrazić, stać się bardziej nowoczesnym.
Dopóki tak się nie stanie, dopóki Rosjanie będą pielęgnowali swoją „dziką naturę”, ludziom takim jak Putin łatwo będzie gromadzić destrukcyjną energię entropii społecznej i kierować ją na wojnę
Nie tylko przeciwko Ukrainie. Nie zapominajmy, że przed obecną wojną, w erze postsowieckiej, miała miejsce agresja przeciwko Mołdawii, Czeczenii (Iczkerii), Gruzji i Syrii.
W jednym ze swoich esejów pisze Pan, że dojrzałe społeczeństwa powinny mieć nie tylko własny panteon, ale i bestiariusz. Na czym polega trudność? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tworzenie bestiariusza przestępców nie jest trudne.
Wymyśliłem taką metaforę wspólnie z Jurijem Andruchowyczem. Łatwiej stworzyć poczet „obcych” zbrodniarzy, jak Stalin czy Hitler, w przypadku tych złoczyńców wszystko jest jasne. Ale co robić z naszymi przestępcami? Jeśli nie spojrzymy obiektywnie na naszą przeszłość, nie powiemy sobie, że ta postać jest naszym bohaterem, a tamta zbrodniarzem, lub – choć czasem może okazać to jeszcze większą przykrością – że ktoś miał kontrowersyjną biografię i ma na kocie zarówno konstruktywne, jak destruktywne rzeczy, to wtedy zamiast naszej opowieści, zapanuje inna narracja o nas samych, snuta przez naszego wroga. Będzie ona użyteczna dla niego, a nie dla nas.
W studiach postkolonialnych istnieje artykuł programowy o tytule „Can the Subaltern Speak?” Gayatri Chakravorty Spivak, w którym badaczka stwierdza, że pierwszą rzeczą, jaką kolonizator czyni osobie podporządkowanej, jest odebranie jej języka i zdolności do autoprezentacji. Przykładem może być ukraińskie podziemie nacjonalistyczne, które walczyło o utworzenie niepodległego, zjednoczonego państwa metodami zbrojnymi i ideologicznymi. Niemożność przedstawienia konkretnych ludzkich historii jego członków przez długi czas doprowadziła do czarno-białych interpretacji działalności ruchu. Podczas II wojny światowej jego oddziały walczyły na dwa fronty: przeciwko nazistom i przeciwko Armii Czerwonej. Jednak, jak zresztą wszędzie, byli wśród nich kolaboranci i zbrodniarze wojenni.
Jeśli jednak nie opowiemy teraz własnej historii, nie znajdziemy odwagi, by przyznać się do błędów, potępić zbrodnie i odpokutować za nie, broniąc jednocześnie prawdziwych bohaterów, ludzie nadal będą wierzyć, że na przykład członkowie OUN strzelali do ludzi w wąwozie Babi Jar, a nie byli wśród jego ofiar
Należy pamiętać, że Rosjanie nie przerabiają drażliwych epizodów ze swojej historii. Miesiąc temu przemawiałem w Düsseldorfie i zadano mi pytanie o możliwość wybaczenia Rosjanom w przyszłości. Usłyszałem, że przecież Niemcom wybaczono. Przepraszam, ale nigdy od Rosjanina czy Rosjanki nie słyszałem błagań o przebaczenie! Wręcz przeciwnie, oni wolą publicznie twierdzić, że to tylko Putin ponosi odpowiedzialność za wojnę, i nie przyznawać się do winy. A przecież to ich kraj! Mieszkali tam, kiedy rozpoczęła się agresja przeciwko suwerennym krajom, nie widzieli nic złego w tym, żeby tam pracować, płacić podatki i inwestować swoje pieniądze. Pytam: czy Rosja kiedykolwiek miała swojego Willy'ego Brandta? Przypomnę, że ten niemiecki kanclerz, który w żaden sposób nie był kojarzony z nazistami, sprzeciwiał się im i był przez nich prześladowany, uklęknął przed pomnikiem ofiar warszawskiego getta w 1970 roku. Później powiedział, że „zrobił to, co ludzie robią, gdy zwykle brakuje im słów”. Wstydził się za Niemców. Rosjanie nie wstydzą się swoich czynów.
Musimy więc różnić się od nich i musimy prowadzić dialog z naszymi sąsiadami na temat wzajemnych historycznych krzywd. Zwłaszcza z Polakami
Albo z Węgrami. Wszyscy jesteśmy oburzeni stanowiskiem Węgier, ale zadajmy sobie pytanie, czy w 1956 roku, kiedy wojska radzieckie stłumiły powstanie węgierskie w Budapeszcie, nie było wśród nich Ukraińców? Oczywiście, to byli homo sovieticus, ale jednak. Wśród tych ludzi byli przodkowie dzisiejszych obywateli Ukrainy. Tak samo było w Czechosłowacji w 1968 roku. Stało się tak, ponieważ żyliśmy w strasznym imperium sowieckim, gdzie byliśmy niewolnikami, a w pewnym sensie nawet gorzej – byliśmy niewolnikami niewolników, ponieważ Rosjanie w swojej większości byli niewolnikami w swoim domu.
Tak, ale Węgry, a raczej ich władze, kierują się innymi motywami niż historyczne pretensje do Ukraińców i Ukrainy, gdy działają przeciwko jej suwerenności. Ale to wyjątek. Kraje Europy Środkowej (i nie tylko one) jej pomagają, przede wszystkim ze względu na własne interesy bezpieczeństwa i poprzez zmianę optyki postrzegania Ukrainy. Sami Ukraińcy odgrywają ważną rolę w zmianie tej optyki. Na przykład Finlandia udziela obecnie znacznej pomocy, a swego czasu cała dywizja Ukraińców z Polesia zginęła w krwawej bitwie pod Suomussalmi, co zostało opisane przez jej bezpośredniego uczestnika. Jego książka zostanie wkrótce wydana w języku ukraińskim przez kijowskie wydawnictwo. Wszystko to prowadzi mnie do następującego pytania: czy Ukraina powinna liczyć na ruchy emancypacyjne narodów w Rosji?
O ile takie ruchy istnieją. Nie jestem ekspertem w tej kwestii, ale obawiam się, że imperialne czyszczenie kulturowych, intelektualnych i duchowych sił tych narodów mogłoby być skuteczne. W żaden sposób nie obwiniam tutaj ofiary. Nasz kraj również uzyskał niepodległość dopiero w 1991 roku, ale Ukraińcy mieli szczęście odnalezienia zasobów we własnej pamięci historycznej i rodzimym słowie. To właśnie w nim odnaleźliśmy część naszej politycznej, a nie nawet etnicznej tożsamości. Ponadto mieliśmy inne doświadczenie historyczne i nie byliśmy pozbawieni kontaktów z cywilizowanymi narodami.
A poza tym czas spędzony w imperium też ma ogromne znaczenie...
Jak najbardziej. Dlaczego narodom bałtyckim udało się stosunkowo łatwo uciec z sowieckiej niewoli i skutecznie przetransformować? Ponieważ mieli szczęście być w niej krócej. My tkwiliśmy w imperium dłużej, podczas gdy niektóre nieszczęsne narody przebywają w nim od stuleci. Być może ludy w środku Rosji zdołają wciąć przykład od Tatarów krymskich. Pomimo ludobójstwa i deportacji przetrwali i zachowali odrębność kulturową i etnograficzną, a co ważniejsze, przyjęli nowe wartości i stali się integralną częścią ukraińskiej przestrzeni politycznej i mentalnej.
Na tym polega siła narodu politycznego. Można być ukraińskim Żydem, ukraińskim Polakiem, ukraińskim Tatarem krymskim albo gruzińskim patriotą Ukrainy
Wśród zachodnich i ukraińskich polityków toczy się debata o tym, co można uważać za zwycięstwo Ukrainy w wymiarze politycznym i militarnym. A jak to zwycięstwo powinno wyglądać w wymiarze kulturowym?
Nie powinniśmy zakładać, że zakazanie wytworów rosyjskiej kultury automatycznie stworzy miłość do wszystkiego, co ukraińskie, że dzięki temu będzie to nowatorskie i wysokiej jakości. Jednak ważnym krokiem powinno być umysłowe przekształcenie Rosji z przedmiotu propagandy i szerzenia antyukraińskich wpływów w obiekt krytycznych badań. Musimy przezwyciężyć nasze kompleksy i znaleźć elementy naszego pokrewieństwa z Europą, regionem, z którym jesteśmy organicznie związani nie tyle geograficznie, co kulturowo, mentalnie i pod względem wspólnych wartości. Musimy kontynuować naszą dekolonizację, nie wstydząc się tego, że w przeszłości mogło nam brakować pewnych warstw kultury. Prawie wszyscy nasi sąsiedzi nie mieli własnej ciągłej filozoficznej tradycji narodowej. Nie osobnej szkoły, ale właśnie tradycji.
Wybitni filozofowie z Europy Środkowej i Wschodniej w większości reagowali na to, co powstawało na Zachodzie. Czy to jednak przeszkadza im się czuć częścią Europy?
Dotyczy to również niektórych naszych rodaków, którzy może nie czują sentymentu do współczesnej Rosji, ale uważają, że nie możemy wejść do współczesnego świata bez klasycznej literatury rosyjskiej
No dobrze, ale polscy czytelnicy mogą zapytać: dlaczego rosyjska literatura jest tak niebezpieczna dla Ukraińców? Albo: co jest nie tak z tym przysłowiowym "Tołstojewskim” (jak pisał Pierre Bayard), tak lubianym na Zachodzie?
Motywem przewodnim Dostojewskiego jest coś, co nazywam „zadowoleniem z własnej degradacji”. To nie jest Charles Dickens z jego krytyką społeczną. To jest jak narkotyk, którym można się delektować, dopóki on cię nie zniszczy.
Sytuacja z Tołstojem jest bardziej skomplikowana, ponieważ nie był on klasycznym imperialistą, potępiał wojny kolonialne i głosił pacyfizm. Jego zgubny wpływ polegał na wierze w boskość i wyjątkowość narodu rosyjskiego oraz w to, że cywilizacja, a tym samym i Zachód, jest trucizną. To fikcyjny obraz głębokiej i tajemniczej Rosji, która nigdy tak naprawdę nie istniała i którą można łatwo manipulować.
Nie ma wątpliwości, że Dostojewski, Tołstoj i Bułhakow, który urodził się w Kijowie, byli utalentowanymi pisarzami. Jednak, po pierwsze, ich twórczość została nam narzucona, wszystko inne spychając na margines. Przykładem może być rosyjskojęzyczna powieść „W moim rodzinnym mieście” Wiktora Niekrasowa, kijowianina, który kochał swoje miasto i nie był imperialistą, czy dzieła pisarzy żydowskich. Jestem gotów wyobrazić sobie Kijów bez rosyjskiego szowinisty Bułhakowa, ale nie wyobrażam go sobie bez humanisty Szolema Alejchema.
Po drugie, często pomijamy wtórny charakter niektórych dzieł. Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że Hoffmann poruszał podobne wątki w „Diablich eliksirach”, Meyrink w „Golemie” czy „Aniele w zachodnim oknie”. Inna powieść o Kijowie, „Miasto” Waleriana Pidmohylnego, która dopiero co została przetłumaczona na język polski, jest znacznie bardziej modernistyczna i innowacyjna.
Po trzecie, bardzo mało wiemy o naszym własnym dziedzictwie. Na przykład Charków i Odessa w dziewiętnastowiecznej klasycznej literaturze rosyjskiej to albo prowincja, albo zakurzone wygnanie, podczas gdy Odessa Dowżenki czy Janowskiego – to modernizm nad Morzem Czarnym, a Charków Jurija Szewelowa i „rozstrzelane odrodzenie” [termin ten został upowszechniony po wydaniu przez Instytut Literacki z inicjatywy Jerzego Giedroycia i „Kultury” almanachu ukraińskiej prozy i poezji z lat 1917–1933 – PAP] to niezwykły fenomen kulturowy.
Może więc nadszedł czas poznania swojej własnej kultury, by dokonać bardziej świadomego wyboru?
Wachtang Kebuładze jest ukraińskim filozofem, publicystą i tłumaczem. Doktor nauk filozoficznych, profesor Narodowego Uniwersytetu Kijowskiego im. Tarasa Szewczenki. Autor książek z zakresu fenomenologii, współprzewodniczący Ukraińskiego Towarzystwa Fenomenologicznego. Członek ukraińskiego PEN Clubu. Laureat nagrody imienia Jurija Szewelowa (2016). Wokalista zespołu „Dżinn”.
Tekst ten jest dostępny w wersjach ukraińskiej i polskiej także na stronie PAP.PL
Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że motywy zawarte w tym dziele były poruszane niejednokrotnie – mówi w rozmowie z PAP.PL ukraiński filozof, tłumacz i działacz społeczny
"Musimy bronić tego, co mamy, do końca, i to doceniać. Bo właśnie Marija Prymaczenko kochała swoją naturę, kulturę, swój kraj i swoją rodzinę. Kiedy był ten cały sowietyzm, kiedy artyści byli zmuszani do wprowadzania pewnych aspektów (sowieckich - PAP) do swojej twórczości, Maria bardzo pięknie tego unikała. Zawsze pozostawała sobą, nie pozwalała nikomu zmieniać siebie i swojej twórczości" - podkreśla Anastasija Prymaczenko, prawnuczka Marii Prymaczenko oraz założycielka i dyrektorka Fundacji Rodziny Prymaczenko.
Jej zdaniem Maria Prymaczenko nie miała innego wyboru, jak dołączyć do świata sztuki, ponieważ pochodziła z twórczej rodziny. "Wszystko, co spotkało ją w życiu, skłoniło ją do tworzenia sztuki, do stworzenia swojego fantastycznego, cudownego świata. Urodziła się w bardzo kreatywnej rodzinie. Jej ojciec Oksentij był cieślą i wszechstronną osobowością. Rzeźbił z drewna. Matka Marii była miejscową znaną hafciarką"- opowiada prawnuczka Prymaczenko.
Malarstwo Marii Prymaczenko często nazywa się "sztuką naiwną". "Mój dziadek Fedir, syn Marii, naprawdę niel ubił tego określenia. Bo to wcale nie jest sztuka naiwna. To sztuka współczesna, która nie przypomina niczego istniejącego w ogóle. To nowy świat, który ma wiele znaczeń i swoją silną filozofię. Tak więc naiwność jest bardzo złym sposobem opisywania Marii i jej pracy" - zaznacza Anastasija.
Dla Prymaczenko wojna była bardzo bolesnym tematem. "Jej biografia i historia są bardzo zbliżone do obecnych wydarzeń. Maria straciła ukochanego, a wojna odebrała jej szansę na szczęście. W obrazach o tematyce wojennej pokazywała walkę dobra ze złem. W jej obrazach widzimy, że dobro zawsze zwycięża" - opowiada Anastasija.
Wioska Marii znajdowała się w pobliżu strefy czarnobylskiej. Katastrofa w elektrowni atomowej była dla niej tragiczną i osobistą historią, która wpłynęła na jej twórczość.
"Jej siostrzeniec Walerij Chodymczuk był w dzień awarii właśnie w tym reaktorze. To była jego zmiana w pracy. Zmarł zaraz po wypadku. Wszystkie obrazy z motywem Czarnobyla były dedykowane właśnie jemu. Na przykład jej kultowy obraz przedstawiający lecącego ptaka z tytułem +Ciało rozproszone na milion atomów+" - opowiada Anastasija.
Marija Prymaczenko stworzyła ponad 3 tys. obrazów. "Przez całe dzieciństwo słuchałam od dziadków, jak to się odbywało. Malowała codziennie, zawsze wiedziała, że ktoś na pewno dziś do niej przyjdzie. Ich dom rodzinny był jak otwarta galeria, która działa 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Było to miejsce, w którym przyjmowało się gości i rozmawiało o sztuce" - przypomina Anastasija.
Obrazy malarki są rozrzucone po całym świecie, ponieważ "jeśli kogoś lubiła, zawsze dawała mu obraz lub dwa. Obrazy mogły nie być jeszcze gotowe, ale i tak je rozdawała" - mówi prawnuczka Prymaczenko.
"Marija inspiruje wielu artystów i Ukraińców. Na szczęście od początku inwazji [Rosji na Ukrainę] na pełną skalę zaczęliśmy doceniać to, co nasze. Powiem szczerze, że od wielu lat o to walczę, promuję sztukę Marii w Ukrainie i na świecie. W Ukrainie było to dla mnie trudne, ponieważ widziałam, że nasi ludzie w większości nie wiedzieli, kim naprawdę była Marija Prymaczenko. A teraz stało się to trendem. Bardzo trudno jest nie lubić artystki, która ma tak wiele obrazów i bajkowych postaci trafiających do serca".
Marija Prymaczenko (1909-1997) jest uważana za jedną z najważniejszych ukraińskich artystek XX wieku. Urodziła się w Błoniu na Polesiu w chłopskiej rodzinie. Choć nigdy nie otrzymała formalnego artystycznego wykształcenia, całe życie zajmowała się malarstwem i haftem. Jej prace prezentowane były na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. W 1966 roku otrzymała Nagrodę Narodową im. Tarasa Szewczenki przyznawaną za szczególne osiągnięcia kulturalne.
Na stronie PAP tekst dostępny jest w języku ukraińskim.
Musimy się uczyć od Marii Prymaczenko nigdy się nie poddawać. Musimy być ludźmi, którzy znają swoją wartość i wyjątkowość, swoją kulturę i korzenie - powiedziała Anastasija Prymaczenko, prawnuczka jednej z najważniejszych ukraińskich artystek.
Wielka Brytania zapewni Ukrainie pomoc wojskową w wysokości 3 mld funtów rocznie.
Zapowiedział to minister spraw zagranicznych David Cameron w wywiadzie dla agencji Reuters podczas wizyty w Kijowie 2 maja: - Będziemy dawać trzy miliardy funtów rocznie tak długo, jak będzie to konieczne.
Brytyjski urzędnik podkreślił również, że Ukraina ma prawo używać broni z Wielkiej Brytanii do atakowania celów w Rosji: - Ukraina ma takie prawo kiedy Rosja atakuje ukraińskie terytorium.
Minister zauważył, że perspektywy nowych dostaw brytyjskiej broni na Ukrainę są niejasne: - Naprawdę wyczerpaliśmy wszystko, co mogliśmy dać w zakresie sprzętu i broni. Część tego sprzętu przyjechała do Ukrainy dzisiaj.
Po rozmowach z Cameronem, Zełenski podziękował Wielkiej Brytanii za ogłoszony w zeszłym tygodniu nowy pakiet pomocy obronnej o wartości pół miliarda funtów:
- Zapewnienie tego pakietu, wraz z decyzją USA o udzieleniu pomocy, ma dla nas ogromne znaczenie w tym kluczowym momencie.
I hosted UK Foreign Secretary @David_Cameron.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) May 3, 2024
I informed the Foreign Secretary about the situation on the frontlines. It is important that the weapons included in the UK support package announced last week arrive as soon as possible. First of all, armored vehicles, ammunition,… pic.twitter.com/NupPdsaCjQ
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron rozpoczął rozmowy z Ukrainą na temat 100-letniego partnerstwa, nowej umowy mającej na celu pogłębienie stosunków między oboma krajami, poinformowała ambasada.
To nowa umowa, która zbuduje silniejsze więzi między naszymi dwoma krajami w pełnym zakresie: od handlu, bezpieczeństwa i obrony, po naukę i technologię, edukację, kulturę i wiele innych. W rozmowach ze swoim odpowiednikiem, Dmytro Kulebą, Cameron skupił się na przyspieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w szczególności na systemach obrony powietrznej. Ponadto omówili kolejne kroki, które pozwolą na wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów z korzyścią dla Ukrainy.
It was great to have @David_Cameron in Kyiv to focus on speeding up military aid to Ukraine, particularly air defense, as well as our joint preparations for upcoming international events.
— Dmytro Kuleba (@DmytroKuleba) May 3, 2024
We also focused on the next steps to enable the use of frozen Russian assets for Ukraine’s… pic.twitter.com/4waEOTYyGb
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron spotkał się w Kijowie z Wołodymyrem Zełenskim. Zapewnił, że ukraińskie siły zbrojne mogą użyć brytyjskiej broni do uderzenia na cele w Rosji
– Konkurencja ukraińskiego rolnictwa jest nieunikniona i trzeba się do niej dobrze przygotować. Sposobem na to nie jest blokowanie granicy – ocenił prof. Wawrzyniec Czubak.
Przewagi konkurencyjnej musimy szukać według niego w wyższej wartości dodanej dla surowców rolnych: rozwoju produkcji zwierzęcej w gospodarstwach indywidualnych, przetwórstwie rolno-spożywczym, budowaniu jakości i marki polskich produktów. Zdaniem prof. Czubaka obawy, że napływ ukraińskiego zboża zdemoluje polskie rolnictwo, są mocno przesadzone. Demonizowane są również konsekwencje przyszłej akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej.
Jak wskazał, Ukraina eksportuje przede wszystkim surowce rolne, tj. zboża i kukurydzę. Jest też znaczącym światowym eksporterem oleju słonecznikowego.
– Europa nie jest jednak tradycyjnym kierunkiem dla ukraińskiego eksportu, który przed wojną trafiał przede wszystkim do Azji i krajów Afryki Północnej.
Jeśli uda się utrzymać szlaki czarnomorskie i eksport na te rynki, ograniczone zostanie ryzyko, że ukraińskie zboże będzie lokowane na rynkach europejskich, w tym w Polsce
Według Czubaka sytuacja ulegnie zmianie wraz z przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej, gdyż wtedy może nastąpić tzw. „efekt tworzenia nowej siły i ruchu rynkowego” w handlu zagranicznym — to znaczy, korzystając z udziału Ukrainy w jednolitym rynku europejskim, znaczna część ukraińskich produktów rolnych trafi do UE, w tym na rynek polski.
Zapewnił, że wbrew powszechnemu przekonaniu eksport ukraińskich zbóż nie będzie czynnikiem, który radykalnie zmieni równowagę sił i zniszczy rynek UE, chociaż jego wpływ będzie oczywiście namacalny:
— Ważne jest, aby być świadomym skali europejskiego rolnictwa. Obecnie UE produkuje 280 milionów ton zboża, a cały ukraiński eksport wynosi obecnie 20 milionów ton rocznie.
Wejście Ukrainy do Unii Europejskiej jest w opinii profesora kwestią czasu. Zaznaczył jednak, że będzie ono poprzedzone procesem akcesyjnym, jaki zastosowano wobec wszystkich przyjętych wcześniej krajów, a jednym z kluczowych obszarów negocjacyjnych będzie rolnictwo. Ukraina będzie musiała spełnić wszystkie kryteria konwergencji.
– Zajmie to jeszcze wiele lat, więc możemy się do tego przygotować. Jeśli jednak ten czas prześpimy, zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne, a konkurencyjność polskiego rolnictwa zostanie poważnie zachwiana – stwierdził.
Zdaniem Czubaka w Polsce od wielu lat brakuje długofalowej polityki rolnej. Zamiast tego są doraźne działania sterowane politycznie, czy wymuszane np. przez rolnicze protesty:
– Rolnicy wywalczyli odroczenie wejścia w życie Zielonego Ładu i wprowadzenie embarga na produkty z Ukrainy. Ale to nie zapewni mocnej pozycji konkurencyjnej polskiego rolnictwa w przyszłości.
Przykładem błędów w polityce rolnej jest też dystrybucja środków pomocowych:
– Zamiast skoncentrować się na proinwestycyjnych działania skierowanych do dużych, towarowych gospodarstwach, rozprasza się środki, na przykład przenosząc część z nich z funduszy restrukturyzacyjnych (tzw. II filaru Wspólnej Polityki Rolnej) na dopłaty bezpośrednie.
Ekspert jest przekonany, że polskie rolnictwo będzie mogło skutecznie konkurować z ukraińskim, o ilei skoncentruje się na tych segmentach produkcji, w których ma przewagę:
– Domeną ukraińskiego rolnictwa jest, jak wspomniałem, produkcja tzw. surowców pierwotnych: zbóż podstawowych, kukurydzy. Według różnych źródeł od jednej trzeciej nawet do połowy areału należy tam zaś do agroholdingów, czyli wielkoobszarowych kompleksów rolnych, gdzie efekt skali jest ogromny. To są olbrzymie przedsiębiorstwa, w których stosowane są nowoczesne technologie upraw, a zarządzają nimi wysoko wykwalifikowani menedżerowie.
Polscy rolnicy nie mają szans, by w tym segmencie produkcji z nimi konkurować
Czubak upatruje szans na rozwój polskiego rolnictwa w zwiększaniu produkcji zwierzęcej. Wskazał przy tym, że w Polsce jest ona znacznie większa niż w Ukrainie:
– Produkuje się u nas dwa razy więcej żywca wołowego, a w przypadku trzody chlewnej proporcje są jeszcze bardziej korzystne.
W Polsce istnieje też przestrzeń do rozwoju chowu świń.
– W szczytowym momencie mieliśmy w kraju nawet 21 mln sztuk. Dziś mamy niewiele ponad 9 mln, co oznacza, że mamy możliwość zagospodarowania kilku milionów ton zbóż, które mogłoby być wykorzystane do karmienia zwierząt.
Kolejną ważną sprawą jest opracowanie przemyślanego programu rozwoju przemysłu rolno-spożywczego.
– Musimy zbudować drobne przetwórstwo z wartością dodaną na poziomie gospodarstwa rolnego – mówi prof. Czubak. – Oczywiście nie chodzi o to, żeby rolnik otwierał przy gospodarstwie piekarnię, czy masarnię.
Ale duzi producenci rolni mogliby zakładać grupy producenckie czy spółdzielnie, by wspólnie produkować pasze, mieć udziały w lokalnych młynach itp.
Niezbędne jest też wykreowanie polskich marek rolno-spożywczych na międzynarodowych rynkach, co wymaga nie tylko pracy, ale i nakładów finansowych.
– Obecnie nie mamy ani jednej. Powinniśmy brać przykład z Włoch, Szwajcarii czy Francji, gdzie koszty pracy są znacznie wyższe niż u nas, a mimo to dzięki rozpoznawalnym brandom tamtejsze produkty rolno-spożywcze, np. sery, sprzedawane są z dużą wartością dodaną – podkreślił naukowiec.
Polskie rolnictwo nie uniknie konkurencji ze strony producentów z Ukrainy, bo prędzej czy później ten kraj wstąpi do UE – powiedział w rozmowie z PAP prof. Wawrzyniec Czubak z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zaznaczył, że jeśli się do tego nie przygotujemy, czeka nas bolesne zderzenie z realiami rynku
Siła i bezpieczeństwo Polski zależy nie tylko od tego, ile mamy dywizji i ile mają ich nasi sojusznicy oraz wrogowie- powiedział szef polskiego MSZ podczas czwartkowego expose w Sejmie. - Zależy także od roli, jaką nasz kraj odgrywa w społeczności międzynarodowej, od tego, czy Polska będzie postrzegana jako odpowiedzialny członek tej społeczności
Sikorski dodał, że wielkość polskiej pomocy rozwojowej i humanitarnej znacząco wzrosła od czasu rosyjskiej inwazji.
W ciągu ostatnich dwóch lat staliśmy się głównym darczyńcą pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Łącznie ministerstwa polskiego rządu wydały 16 miliardów euro na wszechstronną pomoc Ukrainie i ukraińskim uchodźcom wojennym - zaznaczył szef MSZ
Zwrócił uwagę, że środki na współpracę rozwojową w gestii MSZ są znacznie mniejsze.
- W 2023 roku wyniosły prawie 450 milionów złotych. W tym roku przeznaczymy na ten cel prawie 600 milionów złotych - zadeklarował.
Dodał, że udział Polski w finansowaniu Oficjalnej Pomocy Rozwojowej Unii Europejskiej za pośrednictwem składki członkowskiej do budżetu UE to prawie 800 milionów euro. A wpłata do Europejskiego Funduszu Rozwoju uiszczana przez MSZ wynosi ponad 30 milionów euro..
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińskuw języku.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/65f503c996558e6705bc0d6d_imgonline-com-ua-Resize-6Ef1jlBkJPkN-p-800.jpg">„Przeczytaj także: „Radosław Sikorsky: „Niech Putin zobaczy, że my też wiemy, jak robić niespodzianki”</span>
Polska największym na świecie dawcą pomocy humanitarnej dla Ukrainy w przeliczeniu na mieszkańca
„Demonstracja siły w Waszyngtonie pokazała znaczne wpływy Polski, kraju należącego pod względem militarnym do wagi ciężkiej” – piszą Stefanie Bolzen i Philipp Fritz w artykule, który ukazał się 23 kwietnia wieczorem w wydaniu internetowym niemieckiego dziennika.
Zdaniem autorów znaczenie, jakie Polska ma obecnie w NATO, umożliwia jej wywieranie wpływu na sojuszników. Polscy dyplomaci mogli odegrać ważną rolę w osiągnięciu porozumienia w USA w sprawie pomocy dla Ukrainy.
„W przeciwieństwie do europejskich sojuszników, władze w Warszawie dysponują ważnymi instrumentami” – ocenili Bolzen i Fritz
Publicyści „Die Welt” przyjęli za punkt wyjścia do swoich rozważań niedawną wizytę prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie i jego spotkanie z Donaldem Trumpem. „Mieliśmy cztery wspaniałe lata” – cytuje Dudę niemiecka gazeta i dodaje, że Trump nazwał polskiego prezydenta przyjacielem. Obaj politycy rozmawiali o wojskowym wsparciu dla Ukrainy i zwiększeniu wydatków na obronę państw NATO.
„Die Welt” przypomina, że Duda już w marcu podczas wizyty w Waszyngtonie domagał się publicznie zwiększenia przez wszystkie kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego budżetu na obronność z 2 do 3 proc. PKB. Jak piszą autorzy, postawa prezydenta RP z pewnością podoba się Trumpowi, tym bardziej że Polska wydaje ponad 4 proc. na wojsko.
Krótko po spotkaniu Trumpa z Dudą Republikanie odwołali wielomiesięczną blokadę pomocy dla Ukrainy w wysokości 61 mld dolarów. Co było przyczyną zmiany stanowiska? – zastanawiają się Bolzen i Fritz.
Wśród możliwych powodów wymienili spotkanie przewodniczącego amerykańskiej Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona z ukraińskimi chrześcijanami, dynamikę sytuacji wewnętrznej w USA i obawę, że porażka Ukrainy w wojnie z Rosją mogłaby zagrozić amerykańskim interesom
„Być może przyczyną były jednak zabiegi prezydenta Dudy w celu przekonania Trumpa? Jest przecież jego dawnym przyjacielem – czytamy w „Die Welt”. – Być może pewną rolę odegrały wszystkie wymienione czynniki – piszą Bolzen i Fritz. – Mało znany jest jednak fakt, że Polska przeprowadziła w minionych tygodniach w Waszyngtonie dyplomatyczną ofensywę, aby doprowadzić do przekazania Ukrainie potrzebnej pomocy wojskowej”.
Ich zdaniem polscy doradcy polityczni, dyplomaci i politycy, w tym szef komisji spraw zagranicznych Sejmu Paweł Kowal, „uwijali się” w ostatnim czasie po Stanach Zjednoczonych.
„Die Welt” przypomniał, że kilka tygodni temu prezydent Duda razem z premierem Donaldem Tuskiem byli w Białym Domu. To była „niezwykła” wizyta, gdyż prezydent i premier należą do dwóch skłóconych obozów politycznych. Widać jednak, że w sprawach bezpieczeństwa Polski działają wspólnie. Z polskiego punktu widzenia widać, że bezpieczeństwo zależy bezpośrednio od sytuacji Ukrainy.
„Polska jako państwo frontowe na wschodniej flance NATO, należące pod względem wojskowym do wagi ciężkiej i pełniące rolę punktu przerzutowego dla transportów broni do Ukrainy, stała się jednym z centralnych członków NATO” – podkreślili niemieccy publicyści. Wizyty sekretarza generalnego Sojuszu Jensa Stoltenberga i premiera Wielkiej Brytanii Rishiego Sunaka 23 kwietnia w Warszawie są tego potwierdzeniem.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66282e2d26ed652046a68a57_EN_01617705_0040.jpg">„Jesteśmy wielkimi potęgami wojskowymi, które pomagają Ukrainie” — Rishi Sunak w Warszawie</span>
„Die Welt” zwraca uwagę na „tradycyjnie bliskie relacje” Polski z USA.
„Stany Zjednoczone są jedynym krajem, który jest wiarygodnym gwarantem bezpieczeństwa” – cytuje eksperta z Polityka Insight Marka Świerczyńskiego niemiecka gazeta.
Zdaniem autorów, Polska dysponuje instrumentami nacisku na USA, jakich nie posiadają inne kraje europejskie.
„W Waszyngtonie dostrzega się, że Polska wydaje dużo pieniędzy na obronę” – tłumaczy Świerczyński. „Die Welt” przypomina, że Polska przy zakupach broni preferuje amerykańskich producentów. Polska dostaje amerykańskie kredyty na korzystnych warunkach, co świadczy o tym, że USA traktują ją jak poważnego partnera.
Bolzen i Fritz zwracają uwagę na 10 mln Amerykanów polskiego pochodzenia. Wielu z nich jest nadal związanych z dawną ojczyzną i głosuje w wyborach na tego kandydata, który uwzględnia w swoim programie bezpieczeństwo Polski. Trump zabiegał już w 2017 roku o głosy Polonii. Ale i Demokraci mają „ciepłe słowa” dla „Polish Americans”, którzy mieszkają w swing states na Środkowym Zachodzie, gdzie do wyborczego zwycięstwa wystarczy czasami niewielka przewaga głosów.
Duda mógł o tym Trumpowi przypomnieć – zauważyli autorzy
„Polska strona milczy o szczegółach. Spotkanie Dudy z Trumpem jest sygnałem w kierunku pozostałych Europejczyków, że w przypadku zwycięstwa Trumpa Polska może pełnić rolę kraju otwierającego drzwi do republikańskich elit. I to niezależnie od wpływu na uwolnienie pakietu pomocy dla Ukrainy” – piszą w konkluzji Bolzen i Fritz.
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińskuw języku
Po ataku Rosji na Ukrainę Polska stała się państwem frontowym i jednym z kluczowych członków NATO. W relacjach z USA władze w Warszawie dysponują atutami, których nie mają inni europejscy sojusznicy. Jaką rolę odegrała Polska w odblokowaniu pomocy dla Ukrainy? – zastanawia się "Die Welt"
Analityk przypomniał, że przyjęty w sobotę pakiet dla Ukrainy musi jeszcze, wraz z ustawami dotyczącymi Indo-Pacyfiku i Izraela, zostać zatwierdzony przez Senat, a następnie podpisany przez prezydenta Joe Bidena.
- Po drugie, znaczna część z (prawie) 61 mld dolarów (około 13 mld dolarów) ma na celu uzupełnienie amerykańskich zapasów. Może to pozwolić na przekazanie innego sprzętu w formie darowizny, ale oznacza to, że nie wszystkie pieniądze trafią na Ukrainę - zwłaszcza że kolejne 7,3 mld dolarów zostanie przeznaczone na pokrycie kosztów operacji USA w Europie. Około 28 mld dolarów przeznaczono na bezpośrednie dostawy uzbrojenia na Ukrainę: 13,9 mld dolarów na pomoc Ukrainie w zakupie sprzętu i 13,7 mld dolarów na zakup amerykańskich systemów dla Ukrainy - wyjaśnił Savill.
Ekspert spodziewa się, że priorytetem będzie artyleria - amunicja i wyrzutnie - a także systemy obrony powietrznej i pociski rakietowe w celu uzupełnienia zapasów uszczuplonych w wyniku ostatnich rosyjskich ostrzałów, wymierzonych szczególnie w ukraińską infrastrukturę energetyczną.
- Choć zakup nowego uzbrojenia może potrwać, Pentagon już oświadczył, że niektóre elementy gotowe do przekazania, ale oczekujące na zatwierdzenie, zostały rozmieszczone tak, aby zminimalizować czas dostawy. Prawie na pewno obejmuje to pociski kalibru 155 mm. Jest mało prawdopodobne, że stworzy to natychmiastowy parytet z rosyjską siłą ognia, ale pomoże wypełnić lukę. Uzbrojenie może również obejmować pociski obrony powietrznej, o przekazaniu których sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg mówił, że zostaną wyciągnięte przez inne kraje z ich zapasów. Spodziewamy się jednak, że wkrótce osiągniemy punkt, w którym zdolności produkcyjne nowych pocisków będą problemem - uważa Savill.
Według niego pakiet pomocowy zostanie przyjęty z zadowoleniem przez ukraińskich wojskowych, ale trzeba pamiętać, że fundusze z USA prawdopodobnie jedynie pomogą ustabilizować sytuację Ukraińców na froncie w tym roku i rozpocząć przygotowania do operacji w roku 2025:
- Podniesienie morale i więcej amunicji w celu wzmocnienia obrony są niezbędnymi warunkami wstępnymi do rozpoczęcia ciężkiej pracy nad odtworzeniem ukraińskich sił bojowych i - co najważniejsze - zbiorowego szkolenia w celu zbudowania sił, które mają szansę na osiągnięcie postępów w przyszłym roku. Przewidywalność finansowania w roku 2024 i do 2025 pomoże Ukraińcom zaplanować obronę w tym roku, zwłaszcza jeśli europejskie dostawy amunicji również zostaną zrealizowane. Dalsze planowanie i fundusze będą jednak wymagane na rok 2025, a w międzyczasie mamy wybory (prezydenckie) w USA.
z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
Przyjęty przez Izbę Reprezentantów USA pakiet pomocy dla Ukrainy to znaczący krok, ale trzeba pamiętać, że nie w całości trafi on do tego kraju i nie oznacza to jeszcze wyrównania szans w wojnie z Rosją - uważa Matthew Savill, ekspert londyńskiego think tanku Royal United Services Institute (RUSI)
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.