Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Izba Reprezentantów USA zatwierdziła pakiet pomocy dla Ukrainy. Prawie 61 miliardów dolarów!
Odbyło się historyczne głosowanie w Izbie Reprezentantów USA. Zdecydowana większość kongresmenów poparła ustawę o pomocy dla Ukrainy. "Za" głosowało 310 kongresmenów, a "przeciw" 112. Teraz Senat musi zagłosować nad ustawą, po czym prezydent USA Joe Biden obiecał podpisać ją tak szybko, jak to możliwe.
Głosowanie amerykańskich kongresmenów nad pomocą dla Ukrainy. Fot: Izba Reprezentantów
No items found.
W sumie na ten cel zostanie przeznaczone prawie 61 miliardów dolarów, z czego 49,9 miliarda dolarów zostanie przeznaczone na wydatki obronne dla Ukrainy. 11,3 miliarda zostanie wydane na trwające operacje wojskowe USA w regionie; 13,8 miliarda dolarów na zakup nowych systemów uzbrojenia, towarów i usług do celów obronnych; 26 milionów dolarów na bieżący nadzór i odpowiedzialność za pomoc i sprzęt dostarczany Ukrainie; 7,8 miliarda dolarów bezpośredniej pomocy finansowej w formie pożyczki dla Ukrainy (wsparcie budżetowe); 400 mln USD na ochronę granic i humanitarne rozminowywanie.
Po 15 listopada 2024 r. prezydent USA będzie mógł umorzyć do połowy kwoty pożyczki po przedstawieniu Kongresowi uzasadnienia.
Ustawa wymaga, aby Pentagon/Departament Stanu przedstawił jasną strategię USA dla Ukrainy w ciągu 45 dni. Zobowiązuje również prezydenta USA do przekazania Ukrainie ATACMS dalekiego zasięgu (typ nieokreślony) tak szybko, jak to możliwe po jej uchwaleniu. Prezydent może odroczyć przekazanie, jeśli jego zdaniem przekazanie ATACMS byłoby szkodliwe dla interesów bezpieczeństwa narodowego USA.
Wcześniej przez cztery miesiące Republikanie w Izbie Reprezentantów blokowali projekt ustawy administracji Joe Bidena, który oprócz pomocy zagranicznym partnerom zawierał środki na wzmocnienie środków przeciwko nielegalnej migracji i wzmocnienie południowej granicy Stanów Zjednoczonych.
Teraz ustawa została podzielona na cztery części, aby głosy na "nie" nie sumowały się, jak miałoby to miejsce w pojedynczym głosowaniu (ponieważ republikańscy izolacjoniści są przeciwni pomocy dla Ukrainy, ale popierają pomoc dla Izraela. A skrajnie lewicowi Demokraci są za Ukrainą, ale przeciwko pomocy dla Izraela). I ten ruch zadziałał: kongresmeni uchwalili nie tylko ustawę o pomocy dla Ukrainy, ale także ustawę o pomocy dla Izraela i wsparciu dla regionu Indo-Pacyfiku.
Wszystkie cztery poprawki do ustawy o wsparciu dla Ukrainy zostały odrzucone przez Izbę Reprezentantów. Asystent sekretarza Pentagonu ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Celeste Wallander ogłosiła niedawno, że Pentagon rozpocznie szybkie przenoszenie amunicji, pocisków artyleryjskich i sprzętu obrony powietrznej, gdy tylko Kongres zatwierdzi pomoc. Ze swojej strony prezydent USA Joe Biden obiecał podpisać ustawę bezzwłocznie, ale dopiero po zatwierdzeniu jej przez Senat.
Podczas głosowania na sali powiewało wiele ukraińskich flag. Kongresmenka z Ohio Marcy Kaptur zacytowała nawet wiersz Tarasa Szewczenki "Umarłym, żywym i nienarodzonym" w swoim przemówieniu popierającym ustawę:
"Opamiętajcie się! Bądźcie ludźmi, bo będziecie mieli kłopoty!
Przykuci ludzie wkrótce zostaną uwolnieni".
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenskij podziękował "każdemu, kto poparł nasz pakiet", a także osobiście marszałkowi Mike'owi Johnsonowi i wszystkim amerykańskim sercom, które czują, że rosyjskie zło nie powinno wygrać. Podziękował również całemu ukraińskiemu zespołowi i wszystkim przyjaciołom Ukrainy. "Doceniamy każdy przejaw wsparcia dla naszego państwa i niepodległości, naszych ludzi i naszego życia, które Rosja chce pogrzebać w ruinach" - powiedział ukraiński prezydent.
Ale to nie wszystkie dobre wiadomości. Kongresmeni głosowali również za przyjęciem ustawy o wykorzystaniu zamrożonych rosyjskich aktywów na rzecz Ukrainy. Wcześniej Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy jednogłośnie przyjęło rezolucję wzywającą do przekazania zamrożonych rosyjskich aktywów na odbudowę Ukrainy.
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Rosja metodycznie torturuje i zabija ukraińskich jeńców wojennych, porywa cywilów, którzy nie popierają tak zwanego ruskiego miru. Uprowadza też ukraińskie dzieci, próbując je reedukować zgodnie z propagandowymi narracjami, a niektóre oddaje rosyjskim rodzinom, które zmieniają im nawet imiona. Kraj Putina za nic ma prawa człowieka.
Sestry rozmawiają z Dmytro Łubincem, ukraińskim rzecznikiem praw obywatelskich – o deportacjach ukraińskich dzieci do Rosji, szczegółach wymiany więźniów, zbrodniach wroga na ukraińskich jeńcach wojennych i cywilach oraz o braku reakcji społeczności międzynarodowej na rosyjskie zbrodnie.
Logika Rosji? To pytanie retoryczne
Natalia Żukowska: O ilu ukraińskich jeńcach – wojskowych i cywilnych – możemy dziś mówić?
Dmytro Łubinec: Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że nie możemy ogłosić liczby jeńców wojennych – zarówno ukraińskich żołnierzy pojmanych przez Federację Rosyjską, jak rosyjskich żołnierzy pojmanych w Ukrainie. Bo to kwestia bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o cywilów, to oni nie są jeńcami wojennymi. To nielegalnie przetrzymywani obywatele Ukrainy, których Rosja nie miała prawa pozbawiać wolności. Na dziś wiemy, że w wyniku rosyjskiej agresji zaginęło około 14 000 osób. Natomiast w Rosji nielegalnie przetrzymywanych jest prawie 1700 ukraińskich cywilów. To są liczby, o których możemy mówić.
Jako rzecznik praw obywatelskich wezwał Pan rosyjskie władze do dostarczenia list jeńców wojennych z Ukrainy, których Rosja byłaby gotowa natychmiast uwolnić. Jakie są największe trudności związane z uwalnianiem tych ludzi?
Ogólnie największą trudnością jest to, że Rosja nie przestrzega międzynarodowego prawa humanitarnego i konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Jednocześnie międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że wymiana jeńców powinna odbywać się po zakończeniu działań wojennych. Wyjątek stanowią ciężko ranni lub ciężko chorzy, którzy podlegają repatriacji nawet podczas konfliktu zbrojnego. Jest to określone w konwencjach genewskich.
Mając to na uwadze, chciałbym skupić się na dwóch kwestiach. Po pierwsze, obecnie prowadzimy wymianę jeńców wojennych podczas konfliktu zbrojnego. Żaden inny kraj na świecie nigdy tego nie zrobił, to pierwszy taki przypadek w historii. Fakt, że do dziś odzyskaliśmy 3767 naszych obywateli i przeprowadziliśmy 58 wymian, jest naprawdę czymś znaczącym.
Po drugie, Rosja powinna bezwarunkowo uwolnić wszystkie ciężko ranne, ciężko chore ukraińskie kobiety. Ale tego nie robi, chociaż jest to przewidziane w konwencjach genewskich.
Aby przyspieszyć ten proces, Ukraina utworzyła mieszaną komisję medyczną w celu obiektywnego określania stanu zdrowia jeńców wojennych. Umożliwiająca to klauzula konwencji genewskich została wykorzystana tylko dwa razy od połowy XX wieku: podczas wojny w Wietnamie i wojny irańsko-irackiej. Mieszane komisje medyczne składają się z kilku ekspertów. Ich członkowie mają przedstawiać propozycje repatriacji jeńców wojennych, wykluczenia ich z repatriacji lub odroczenia decyzji do czasu dalszych badań. Mamy nadzieję, że będzie to krok w kierunku ustanowienia przez Rosję podobnej komisji mieszanej we własnym kraju. Ale Rosja jeszcze tego nie zrobiła.
Kolejnym problemem jest to, że Kreml gra na emocjach krewnych ukraińskich jeńców wojennych. Agresor celowo dokonuje pewnych manipulacji, by wpłynąć na nastroje w naszym społeczeństwie.
Zatrzymanie procesu wymiany, propaganda w mediach społecznościowych, listy osób, których Ukraina rzekomo nie chce zabrać – to celowe działania Rosji. Rosja po prostu bawi się ludźmi, wykorzystując ich ból
Ostatnia wymiana odbyła się 18 października. Wtedy udało nam się odzyskać żołnierzy, którzy zostali skazani przez Rosję na dożywocie, a także bojowników pułku Azow. Co decyduje o kształcie list naszych wojskowych do wymiany?
Pracujemy nad powrotem wszystkich naszych obywateli, ale jeśli chodzi o jeńców wojennych, pierwszeństwo mają ciężko ranni, ciężko chorzy i kobiety. Przedkładamy stronie rosyjskiej różne propozycje i listy. Wszyscy ukraińscy żołnierze, którzy znajdują się w rejestrach Narodowego Biura Informacyjnego, są automatycznie umieszczani na listach do wymiany niezależnie od ich statusu: czy są zaginieni, czy potwierdzeni przez MKCK [Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża – red.] jako jeńcy wojenni. Ukraina traktuje wszystkich jednakowo i pracuje nad tym, by wszyscy wrócili z niewoli. Zawsze to podkreślam.
Mamy również dane o tym, że około 40% ze wszystkich osób, które powróciły z rosyjskiej niewoli, uznano wcześniej za zaginione. Dlatego ciągłe przekazywanie list do wymiany z nazwiskami wszystkich obrońców jest jednym ze sposobów odnajdywania ludzi. Ukraina szuka różnych sposobów na uwalnianie swoich obywateli. Na przykład gdy muzułmanie na całym świecie świętowali koniec postu Ramadan Bajram, a katolicy obchodzili Wielkanoc, Ukraina zainicjowała wymianę tych jeńców wojennych, którzy wyznają islam, i tych, którzy są katolikami. Jednak Rosja zignorowała wysłane listy. Czy można zrozumieć logikę Rosji? To pytanie retoryczne.
Nakazów aresztowania powinno być więcej
Jaka jest największa trudność z odzyskiwaniem więzionych cywilów?
Cywilów najtrudniej odzyskać, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Rosja nie ma podstaw prawnych do ich przetrzymywania. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym powinni zostać natychmiast uwolnieni. Jednak Federacja Rosyjska to prawo ignoruje, uprowadza cywilów, torturuje ich i przetrzymuje w aresztach. Jeśli spojrzymy na trudności związane z ich powrotem, największym problemem jest weryfikacja danych dotyczących cywilów: kiedy i gdzie zostali uprowadzeni, gdzie są teraz. Rosja nie dostarcza żadnych informacji.
Udało nam się ustalić, że obecnie w Rosji przetrzymywanych jest około 1700 cywilów. Uznajemy jednak, że liczba ta jest znacznie wyższa
Rosja systematycznie i celowo popełnia przestępstwa. Moim zdaniem rosyjscy urzędnicy powinni otrzymać nowe nakazy aresztowania od Międzynarodowego Trybunału Karnego za uprowadzanie ludności cywilnej, ponieważ tego rodzaju przestępstwo można zaklasyfikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
Według Associated Press do 2026 roku Rosja planuje utworzyć 25 nowych „kolonii poprawczych” i sześć innych cywilnych ośrodków zatrzymania na okupowanych terytoriach Ukrainy. Co wiadomo o warunkach przetrzymywania ukraińskich więźniów? Czy znamy miejsca, w których są przetrzymywani?
Rosja nie udziela żadnych informacji o cywilach. W większości przypadków nie znamy miejsc ich pobytu, ich stanu ani warunków, w jakich są przetrzymywani. Oczywiście są wyjątki, gdy udaje nam się uzyskać informacje o danej osobie za pośrednictwem partnerów międzynarodowych lub w inny sposób. Nie jest to jednak zbyt duży odsetek wszystkich przypadków.
Jeśli chodzi o warunki przetrzymywania cywilów, Rosja stosuje wobec nich najbardziej przerażające tortury. Wszyscy są przetrzymywani w fatalnych warunkach, bez opieki medycznej, odpowiedniej żywności i wody. Mogą być przetrzymywani w komorach tortur i piwnicach przez wiele miesięcy. Znamy historię Ukrainki Ołeny Pech, która została niedawno uwolniona z rosyjskiej niewoli. Musiała wrócić do tymczasowo okupowanego obwodu donieckiego, by opiekować się matką, która doznała udaru mózgu. Po bezprawnym zatrzymaniu była torturowana elektrowstrząsami, duszona workiem, wkręcano jej śruby w kolana i przeprowadzono pozorowaną egzekucję. Została bezprawnie skazana, zapadła na szereg chorób.
To tylko jedna z dziesiątek tysięcy historii o tym, co Federacja Rosyjska robi z naszymi obywatelami. Ponadto od 2014 r. „wymuszone zaginięcia” ludzi na tymczasowo okupowanych terytoriach są powszechne. W każdej okupowanej osadzie Rosja tworzy izby tortur.
W jaki sposób Rosja odpowiada na ukraińskie prośby o informacje na temat miejsca pobytu ukraińskich więźniów? Jak kraje trzecie mogą pomóc w tej sprawie?
Jak już powiedziałem, Rosja bardzo rzadko udziela jakichkolwiek informacji. W większości przypadków wróg ignoruje nasze prośby i ogranicza się do wymówek. Jeśli chodzi o pomoc w uwalnianiu cywilów, mówiliśmy już publicznie o Katarze i Watykanie. Mieliśmy szereg kontaktów z Katarem w sprawie umożliwienia powrotu Ukraińców do domu, a dzięki Watykanowi 28 czerwca udało się skłonić Rosję do odesłania do Ukrainy 10 naszych obywateli.
Na spotkaniach grupy roboczej zajmującej się punktem 4. „formuły pokoju” [dotyczy on wyzwolenia wszystkich jeńców i osób deportowanych – red.], które odbyły się już siedem razy, podnosimy kwestię powrotu do domu wszystkich obywateli bez wyjątku: dzieci, cywilów, jeńców wojennych. Do spotkań grupy regularnie dołącza około 50 krajów i siedem organizacji międzynarodowych: MKCK, Misja Monitorowania Praw Człowieka ONZ na Ukrainie, OBWE, UNICEF, UE, Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka oraz Koordynator Rezydentów ONZ w Ukrainie. Zawsze doceniam wysiłki Kanady i Norwegii, które współprzewodniczą grupie roboczej. Chciałbym również przypomnieć, że stworzyliśmy Międzynarodową Platformę na rzecz Uwolnienia Cywilów Nielegalnie Przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. W jej pierwszym spotkaniu wzięły udział 52 kraje i organizacje międzynarodowe.
Nie poprzestajemy jednak na tym, co już osiągnęliśmy. Pod koniec października w Montrealu odbyła się konferencja ministerialna na temat ludzkiego wymiaru „formuły pokoju”, w której uczestniczyłem jako członek ukraińskiej delegacji. Jej uczestnicy przyjęli wspólny komunikat, którego głównym punktem było zatwierdzenie tzw. zobowiązania montrealskiego, które zawiera kluczowe mechanizmy sprowadzania naszych ludzi do domu. Mam nadzieję, że ten komunikat zadziała i zobaczymy realne rezultaty.
Kolejnym rezultatem konferencji będzie utworzenie grupy krajów, które będą ściśle współpracować z Ukrainą w celu gromadzenia i wyszukiwania szczegółowych informacji o ukraińskich jeńcach wojennych, nielegalnie przetrzymywanych cywilach i uprowadzonych dzieciach.
Walczymy z podstępnym wrogiem
Rosja zezwoliła rzecznikowi praw obywatelskich Turcji Serefowi Malkocowi na odwiedzenie miejsc, w których przetrzymywani są ukraińscy jeńcy wojenni. Czego Kijów spodziewa się po tej wizycie?
Myślę, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek rezultatach. Przede wszystkim powinniśmy poczekać, aż to się faktycznie wydarzy. Możemy wiele oczekiwać, ale nie zapominajmy, z jak podstępnym wrogiem walczymy.
Doniecka Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie kolejnej zbrodni wojennej popełnionej przez Rosjan. Chodzi o rozstrzelanie sześciu wziętych do niewoli ukraińskich żołnierzy. To niepierwszy taki przypadek. Za każdym razem zwracacie się z takimi informacjami do ONZ i Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Jaka jest ich reakcja? Czy w ogóle reagują?
Niestety nie widzimy odpowiedniej reakcji. ONZ odnotowuje takie egzekucje w swoich raportach i czasami podaje je do wiadomości publicznej, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy konkretnych kroków, by powstrzymać takie zbrodnie okupantów.
Moim zdaniem Czerwony Krzyż powinien również publicznie ogłosić naruszenie przez Rosję konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. W końcu egzekucje ukraińskich jeńców wojennych są celową polityką Federacji Rosyjskiej
Takie zbrodnie wojenne są tolerowane przez najwyższe kierownictwo Rosji. Jednocześnie nie widzimy żadnej reakcji społeczności międzynarodowej na nie. Nadal nie ma nakazów aresztowania zbrodniarzy wojennych za egzekucje jeńców. Dlatego po każdym przypadku egzekucji, o którym wiem, wysyłam listy do ONZ i MKCK, by odnotować te zbrodnie. To, co możemy dziś zrobić, to przynajmniej nadal otwierać oczy światowych organizacji na zbrodnie Rosji.
Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła ponad 450 postępowań karnych w sprawie złego traktowania i torturowania jeńców wojennych oraz ponad 2100 w sprawie torturowania cywilów. O jakich torturach mówimy? W jaki sposób są one rejestrowane i czy mogą być uznane w przyszłości przez sąd międzynarodowy za dowód zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską?
Według ONZ ponad 95% ukraińskich jeńców wojennych było w Rosji torturowanych. Mówimy tu o biciu i rażeniu prądem. Ale Rosjanie stosują nie tylko przemoc fizyczną. Nie tylko biją, torturują, zmuszają więźniów do stania na mrozie i szczują ich psami. Wywierają też presję psychiczną: mówią im, że nikt nie czeka na nich w domu, i zmuszają do nauki i śpiewania rosyjskiego hymnu narodowego każdego ranka. Nieodpowiednie warunki przetrzymywania też są torturą. Proszę spróbować sobie wyobrazić, jak to jest być karmionym łyżką owsianki każdego dnia – prawie bez wody. Albo że trzymają ludzi w ciasnych celach, zmuszają ich do stania i nie pozwalają usiąść. Ci, którzy wrócili z niewoli, opowiadają takie historie, że włosy się jeżą.
Inwazja kremlowskich porywaczy dzieci
Rosja uprowadziła prawie 20 000 ukraińskich dzieci, ale to tylko przybliżona liczba. O ilu naprawdę możemy mówić?
Według różnych źródeł sama Rosja potwierdza, że zabrała ponad 700 000 ukraińskich dzieci, lecz nie podaje ich list. Nie znamy więc prawdziwej liczby uprowadzonych dzieci, choć na pewno jest ich znacznie więcej niż 20 000.
Gdyby każdego dnia zwracano jedno dziecko z tych 20 000, odzyskanie wszystkich zajęłoby Ukrainie ponad 55 lat
Ukrainie udało się już odzyskać 1001 dzieci z terytoriów okupowanych i z Federacji Rosyjskiej. Gdzie były przetrzymywane? Jaki jest mechanizm ich uwalniania?
Staramy się zbierać informacje o tym, dokąd są deportowane. Jak dotąd, według dostępnych danych, są wywożone do Włodzimierza, Omska, Rostowa, Czelabińska, Saratowa, Moskwy, obwodu leningradzkiego, terytorium Krasnodaru i na wyspę Sachalin – czyli do nawet najbardziej odległych regionów. Zarazem wiemy, że dzieci są również umieszczane na tymczasowo okupowanych terytoriach. Rosjanie nie udzielają informacji na ich temat – przeciwnie: ukrywają je tak bardzo, jak to tylko możliwe. Często przenoszą je do różnych miejsc i regionów, co ma na celu utrudnienie nam ich odszukania i odzyskania.
Jak powszechne jest zjawisko militaryzacji i indoktrynacji uprowadzonych ukraińskich dzieci? Jak Rosja to robi? Jaki jest cel?
Konkretny: zniszczyć ich tożsamość. To zjawisko na bardzo dużą skalę, ponieważ każde dziecko jest poddawane reedukacji.
Od 2014 roku Federacja Rosyjska prowadzi politykę militaryzacji dzieci: angażuje je w ruch „Junarmii” [organizacja młodzieżowa o charakterze paramilitarnym, wspierana i finansowana przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej – red.] i posyła do szkół kadetów. Rosja propaguje też toksyczne narracje, że ich rodzima Ukraina jest wrogiem, z którym należy walczyć z bronią w ręku.
Rosjanie zmieniają postrzeganie historii i wojny przez ukraińskie dzieci. Robią to nie tylko po to, by zmienić ich tożsamość. Dla Rosji nasze dzieci są nowym pokoleniem żołnierzy. Znamy wiele przypadków, że nawet nieletnie dzieci otrzymały wezwania do rosyjskiej armii
Systemową rosyjską politykę niszczenia ukraińskiej tożsamości dzieci można znaleźć w raporcie specjalnym „Przekwitłe”. To drugi raport specjalny Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszy był zatytułowany „Nierozkwitłe”. Dotyczył deportacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci. Przedstawiciele Federacji Rosyjskiej nadal wysyłają je „na leczenie”. Tzw. Centrum Humanitarne partii Jedna Rosja poinformowało, że od momentu swego powstania w kwietniu 2022 r. do kwietnia 2024 r. wysłało 1500 dzieci z okupowanego terytorium Ukrainy i obwodu biełgorodzkiego Federacji Rosyjskiej do klinik federalnych na „leczenie” i nie planuje zaprzestania tej „pomocy”.
Poza tym Rosjanie uprowadzone ukraińskie dzieci adoptują, śledzenie ich losów jest często niemal niemożliwe. W kwietniu 2024 r. odnotowano kolejny taki przypadek. Rosjanka przejęła opiekę nad chłopcem, który został uprowadzony z okupowanego terytorium obwodu donieckiego wraz z bratem i siostrą, a potem umieszczony w szkole z internatem w regionie moskiewskim. Ta „matka zastępcza” odmówiła przyjęcia brata i siostry chłopca. W rezultacie został adoptowany, a jego dane osobowe – imię, nazwisko, patronimik i miejsce urodzenia – zmienione. Mimo oporu dziecka.
W okresie od 2021 r. do czerwca 2024 r. reżim Alaksandra Łukaszenki przeniósł co najmniej 2219 ukraińskich dzieci z terytoriów okupowanych na Białoruś. Dane te zostały opublikowane w raporcie ukraińskich i białoruskich obrońców praw człowieka. Znane są nazwiska konkretnych urzędników zaangażowanych w deportację młodych Ukraińców. Dlaczego nadal nie ma nakazu aresztowania Łukaszenki i jego zwolenników, tak jak stało się to w przypadku Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa jest pełnomocniczką przy prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.]?
To pytanie można zadać w wielu przypadkach. Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za porwania cywilów? Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za torturowanie i egzekucje jeńców wojennych?
Jakie sankcje grożą porywaczom ukraińskich dzieci?
Przede wszystkim dyplomatyczne. Jednym z rezultatów konferencji ministerialnej w Montrealu jest to, że Kanada przygotowuje nowy pakiet sankcji wobec Rosji za deportacje ukraińskich dzieci i innych cywilów. Moim zdaniem nałożenie sankcji jest jedną z metod wywierania presji na Rosję. I ta metoda jest naprawdę skuteczna.
Ukraina rozszerzyła grupę negocjacyjną, która przygotowuje wymianę jeńców wojennych. Jak to wpływa na skuteczność wymiany?
To przede wszystkim sprawa Sztabu ds. Koordynacji Postępowania z Jeńcami Wojennymi. Ze swojej strony mogę mówić tylko o moich kontaktach, czyli interakcji między rzecznikami praw obywatelskich Ukrainy i Rosji.
Nawiasem mówiąc, niedawno spotkałem się z rosyjską rzeczniczką praw obywatelskich Tatianą Moskalkową. Spotkanie odbyło się na granicy z Białorusią – z udziałem przedstawicieli MKCK. Uzgodniliśmy repatriację ciał poległych, wymianę list jeńców wojennych odwiedzanych przez obie strony oraz wymianę listów. Uruchomiliśmy też nowy format: przekazaliśmy listy od krewnych do ukraińskich jeńców wojennych w Rosji.
Czasami ludzie pytają mnie, jak komunikować się z przedstawicielem Federacji Rosyjskiej. Robię wszystko, co w mojej mocy, by chronić interesy Ukraińców i sprowadzić ich do domu z rosyjskiej niewoli.
Po podpisaniu umów pierwsza grupa ochotników udała się na poligon Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, by przejść podstawowe szkolenie wojskowe, które potrwa 35 dni.
Następnie, jak stwierdził podpułkownik Petro Gorkusza, przedstawiciel dowództwa Legionu Ukraińskiego, żołnierze będą mogli kontynuować szkolenie w wybranych przez siebie specjalnościach wojskowych w bazach NATO w Europie.
– Do tej pory centrum rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego zarejestrowało prawie 700 wniosków od obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, Czechach, Niemczech, Irlandii i innych krajach – powiedział Petro Goruszka. – Po przejściu badań w wojskowej komisji lekarskiej i podpisaniu umów oni również wstąpią w szeregi Legionu.
– To ważny krok, który pokazuje determinację Ukraińców mieszkających za granicą, gotowych bronić swojej ojczyzny. Nasz konsulat wraz z ambasadą i wszystkimi ukraińskimi placówkami dyplomatycznymi na świecie wspiera Legion Ukraiński i zapewnia kompleksowe wsparcie wszystkim, którzy chcą wstąpić w jego szeregi – stwierdził z kolei Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuts.
Centrum Rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego w Lublinie nadal przyjmuje zgłoszenia od obywateli Ukrainy. Wnioski można składać za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Legionu Ukraińskiego lub w ukraińskich konsulatach i ambasadach w Europie.
Dzień po wyborach prezydenckich w USA upadła niemiecka koalicja rządząca. 6 listopada kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował Christiana Lindnera, ministra finansów i lidera Wolnej Partii Demokratycznej, oskarżając go o egoizm i nieodpowiedzialność. Według niemieckich mediów głównym problemem był budżet na przyszły rok. Czy Olaf Scholz pozostanie na fotelu kanclerza? Jakie są szanse skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych krytyków pomocy Ukrainie na wzmocnienie swoich pozycji po przedterminowych wyborach? I jak niemiecki kryzys polityczny może wpłynąć na poparcie dla Kijowa i bezpieczeństwo europejskie? Oto opinie ekspertów.
Ampelkoalition już nie działa
Tworząca rząd tak zwana „koalicja sygnalizacji świetlnej” [niem. Ampelkoalition, od partyjnych barw jej członków – aut.] socjaldemokratów z SPD, Zielonych i liberałów z FDP była bardzo niejednorodna. Tworzące ją partie mają różne interesy, różne programy i są od siebie bardzo odległe, zaznacza Thomas Birringer, dyrektor Konrad-Adenauer-Stiftung w Ukrainie:
– Liberałowie są małą, zorientowaną na rynek partią, podczas gdy pozostałe dwie partie są większe i koncentrują się na kwestiach społecznych. To główny problem. Obecny kryzys wynika z różnic w podejściu do polityki gospodarczej i finansowej. Liberałowie domagali się wielu reform rynkowych, by Niemcy znów stały się bardziej konkurencyjne, podczas gdy socjaldemokraci i Zieloni byli przeciwni takim pomysłom – szczególnie idei budżetu bez wzrostu długu publicznego. Było też kilka innych kwestii, w których koalicjanci mieli różne opinie, głównie migracja i pomoc dla Ukrainy. Jednak w porównaniu z problemami gospodarczymi i finansowymi dwie ostatnie sprawy nie były decydujące dla przetrwania koalicji.
Przez kolejny miesiąc Bundestag będzie pracował, jak zwykle. 16 grudnia odbędzie się głosowanie nad wotum zaufania dla rządu. Jeśli wynik będzie negatywny – a nie ma co do tego wątpliwości – prezydent Niemiec będzie musiał ogłosić rozwiązanie rządu i przedterminowe wybory, których przygotowanie zajmie 60 dni. Główne siły polityczne i prezydent Frank-Walter Steinmeier uzgodnili już ich datę: 23 lutego. Planowo wybory parlamentarne miały się odbyć 8 miesięcy później, we wrześniu 2025 roku.
„Koalicja sygnalizacji świetlnej” doprowadziła Niemcy do ślepego zaułka, więc jej upadek był tylko kwestią czasu, uważa Roderich Kiesewetter, członek opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej:
– Niestety zmarnowaliśmy trzy lata na dostosowanie niemieckiej polityki bezpieczeństwa do pilnych zmian geopolitycznych. W nowej koalicji rządowej musi nastąpić absolutna zmiana kierunku polityki bezpieczeństwa. Potrzebujemy zintegrowanego odstraszania i obrony przed CRINK, czyli sojuszem Chin, Rosji, Iranu i Korei Północnej, który już atakuje nasze społeczeństwa. Oczywiście Niemcy muszą też wreszcie zmienić cel i strategię swojego wsparcia dla Ukrainy i ostatecznie poprzeć plan zwycięstwa Zełenskiego.
Niemiecki kryzys a Ukraina
Niemcy bardzo pomogły Ukrainie od początku wojny na pełną skalę, ale prawdopodobnie mają potencjał, by odegrać jeszcze większą rolę, podkreśla Wołodymyr Dubowyk, dyrektor Centrum Studiów Międzynarodowych. Niemiecki kryzys może doprowadzić do pewnych pozytywnych zmian:
– Negatywną jego stroną jest to, że kryzys tylko przedłuża okres, w którym Niemcy nie mogą odgrywać bardziej aktywnej roli w zakresie pomocy Ukrainie i ochrony bezpieczeństwa europejskiego. Jednak jeśli proces wyborczy przebiegnie szybko i obecny układ rządzący przegra wybory, a chadecy sobie poradzą, to będzie to dla nas dobra wiadomość.
Bo Friedrich Merz, lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, pozycjonuje się jako polityk całkowicie proukraiński
W ostatnich latach Niemcy nie były wzorem przywództwa w Europie i straciły sporo zaufania wśród swoich partnerów z NATO, ocenia Roderich Kiesewetter:
– Cieszę się, że Polska, kraje bałtyckie i nordyckie, Dania i Czechy są obecnie liderami w obronie bezpieczeństwa Europy i wyraźnie opowiadają się za coraz skuteczniejszym wspieraniem Ukrainy. Jestem szczególnie wdzięczny Polsce, która stara się wypełnić próżnię wytworzoną przez Niemcy i która może być rozsądnym ośrodkiem kontaktowym dla nowej administracji USA.
Wsparcie dla Ukrainy musi zostać wzmocnione.
– Przede wszystkim muszę obalić mit, że Niemcy są drugim największym darczyńcą Ukrainy – dodaje Kiesewetter. – Tak nie jest. Tylko około 20% naszego wsparcia to wsparcie wojskowe. Ponad 60% tego wsparcia pozostaje w Niemczech, ponieważ jest wykorzystywane na rzecz uchodźców. Dlatego jesteśmy na samym dole listy krajów w Europie, jeśli chodzi o wsparcie wojskowe. Przeznaczamy na to 0,1% PKB, podczas gdy Dania 1,6%, Wielka Brytania 0,3%, a Estonia 1,5%.
„Koalicja sygnalizacji świetlnej” ogłosiła, że w 2025 r. wsparcie dla Ukrainy zostanie zmniejszone o połowę, zablokowała podstawowe dostawy, na przykład pocisków Taurus, i sprzeciwiła się zaproszeniu Ukrainy do NATO
Jednak rząd w Berlinie obiecuje, że mimo rozpadu koalicji Niemcy wypełnią wszystkie swoje zobowiązania dotyczące pomocy Ukrainie, zapewniając jej większość z obiecanych 4 miliardów euro – nawet jeśli budżet na przyszły rok nie zostanie przyjęty.
Inicjatywy Scholza i kandydaci na kanclerza
Niektórzy socjaldemokraci wzywają Olafa Scholza do niekandydowania na kanclerza, by uniknąć przegranej w przedterminowych wyborach. Proponują mu ustąpić miejsca znacznie bardziej popularnemu politykowi SPD, obecnemu ministrowi obrony Borisowi Pistoriusowi. Prawdopodobnie dlatego, by zademonstrować swoje przywództwo, Olaf Scholz zdecydował się porozmawiać z Putinem po raz pierwszy od początku inwazji.
Według biura niemieckiego kanclerza podczas tej rozmowy Scholz potępił agresywną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, wezwał Putina do wycofania wojsk i negocjacji w sprawie sprawiedliwego pokoju. Miał także podkreślić „niezachwianą determinację” Niemiec w tych sprawach. Według doniesień z Kremla Putin po raz kolejny oskarżył NATO o sprowokowanie wojny i powiedział, że Rosja jest gotowa wznowić negocjacje, „które zostały przerwane przez reżim w Kijowie” – ale z uwzględnieniem „nowych realiów terytorialnych”.
Putin oskarżył też Scholza o nieprzyjazny kurs w polityce Niemiec, który doprowadził do bezprecedensowej degradacji stosunków rosyjsko-niemieckich
Kijów został uprzedzony, że dojdzie do tej rozmowy, lecz ukraińskie MSZ nie odniosło się do sprawy entuzjastycznie. Wołodymyr Zełenski porównał natomiast rozmowę Scholza z Putinem do otwarcia puszki Pandory, mówiąc, że właśnie tego chciał rosyjski przywódca: osłabienia swojej izolacji i prowadzenia rozmów, które nie będą miały praktycznej treści. Nie będzie „Mińska-3”, dodał Zełenski, bo Ukraina potrzebuje prawdziwego pokoju.
O tym, czy aktywność w polityce zagranicznej wobec Rosji zwiększy szanse Scholza na pozostanie na fotelu kanclerza, przekonamy się po przedterminowych wyborach.
Według sondaży Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, partia byłej kanclerz Angeli Merkel, ma największe szanse na zwycięstwo, ocenia Thomas Birringer:
– Według wszystkich sondaży gdyby wybory odbyły się teraz, Friedrich Merz zdecydowanie zostałby kanclerzem. On i jego partia znacznie bardziej wspierają Ukrainę niż obecny rząd i kilkakrotnie wnioskowali w parlamencie, by zmusić rząd do dostarczenia Ukrainie pocisków rakietowych Taurus. Merz zdecydowanie popiera też przystąpienie Ukrainy do NATO.
Siły prorosyjskie i ich szanse
Niemiecka skrajna lewica, Sojusz Sahry Wagenknecht, i niemiecka skrajna prawica, czyli Alternatywa dla Niemiec – kategorycznie sprzeciwiają się przystąpieniu Ukrainy do NATO i prowadzą kampanię na rzecz zaprzestania pomocy dla Ukrainy, opowiadając się jednocześnie za poprawą stosunków z Rosją. We wrześniu w wyborach lokalnych uzyskały w niektórych landach dobre wyniki.
Thomas Birringer jest jednak pewien, że nawet wzrost poparcia dla Alternatywy dla Niemiec nie doprowadzi do prorosyjskiej polityki w Niemczech, ponieważ partia ta nie wejdzie do rządu
Tak czy inaczej, notowania obu prorosyjskich partii będą nadal rosły, uważa Roderich Kiesewetter. Jego zdaniem wynika to z dwóch powodów: rozczarowania obecnym rządem i siły rosyjskich wpływów:
– Każdego dnia widzimy, jak dezinformacja i propaganda coraz głębiej przenikają do niemieckiego społeczeństwa, wzmacniając obie prorosyjskie partie. Demokratycznemu centrum nie udało się uczynić naszej demokracji i społeczeństwa bardziej odpornymi na rosyjskie wpływy, nie potrafiło też zaoferować obywatelom jasnego stanowiska. Mało kto wyjaśnia na przykład, że wspieranie Ukrainy nie jest działalnością charytatywną, lecz służy naszym własnym interesom bezpieczeństwa, i że my też jesteśmy bardzo zagrożeni przez rosyjski imperializm. Zamiast tego partia kanclerza, SPD, zestawia wsparcie dla Ukrainy z kwestią emerytur i celowo, z powodów wyborczych, podsyca obawy społeczne. To nie tylko cyniczne, ale także wzmacniające prorosyjskie siły w Niemczech.
Trump, Europa i niemieckie przywództwo
Wraz z dojściem do władzy nowej administracji w Waszyngtonie, która może przestać wspierać Ukrainę, rola Europy, w szczególności Niemiec, tylko rośnie, mówi Wołodymyr Dubowyk. Nie wiadomo na pewno, co zrobi Trump po przejęciu Białego Domu 20 stycznia. Ale jest bardzo prawdopodobne, że zmieni swoje podejście do wielu kwestii, a jego administracja zdystansuje się od wojny rosyjsko-ukraińskiej lub zajmie stanowisko, że to sprawa, z którą muszą sobie poradzić Europejczycy:
– Europejczycy muszą nauczyć się podejmować decyzje samodzielnie, w sposób skonsolidowany i skoordynowany. Oczywiste jest, że będą głosy na „nie”, z Bratysławy czy Budapesztu. Jeśli Ameryka się wycofa, Słowacy i Węgrzy zaczną mówić, że nie można wspierać Ukrainy bez Amerykanów. Dlatego ci, którzy rozumieją, że wsparcie Ukrainy jest ważne ze względu na bezpieczeństwo europejskie, muszą mieć silny głos. I tutaj rola Berlina będzie bardzo ważna.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Przez długi czas przeprowadzka do Ameryki była moim marzeniem, jednak po trzech latach mieszkania tam zdecydowałam się wrócić do Polski. Tak jak moi rodzice, myślałam, że życie w Ameryce zaoferuje mi ów wielki amerykański sen – lecz to nie był ten przypadek. Myślę, że ze względu na sposób, w jaki Ameryka jest przedstawiana, miałam wpojone wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądało moje życie. Nie byłam jednak świadoma szokujących odkryć, które przychodzą wraz z przeprowadzką na Zachód.
Gdy tam dotarłam, nie powiedziałabym, że tęskniłam za moim starym życiem w Polsce. Wszystko wydawało się nowe i ekscytujące. Czułam, że „mi się udało”. Jednak im więcej czasu spędzałam w USA, tym bardziej zdawałam sobie sprawę ze smutnych realiów Ameryki. Życie na Wschodzie jest mocno skupione na społeczności: znam swoich sąsiadów, kupuję owoce i warzywa na lokalnym targu, przyjaciele stawiają mi piwo, gdy jestem spłukana. Tymczasem moje doświadczenia w Ameryce były całkowitym tego przeciwieństwem. Jeśli nie mieszkasz w dzielnicy, w której dorastałaś lub budowałaś społeczność, wszystkie twoje doświadczenia są czysto transakcyjne. Przyłapywałam się na myśleniu, że tworzę z kimś relację – a później szybko odkrywałam, że ta osoba czegoś ode mnie chce, zacierając granicę tego, czy przyjaźń może istnieć poza pracą lub statusem.
W Stanach Zjednoczonych najtrudniejszym było dla mnie zrozumienie swojej tożsamości
W Ameryce jestem postrzegana jako biała dziewczyna, a moja tożsamość jako Polki niekoniecznie jest brana pod uwagę – chyba że poruszę ten temat w rozmowie. Naprawdę trudno mi było to zrozumieć, bo czuję, że pochodzę z kraju, który bardzo koncentruje się na tożsamości. Czułam, że właśnie tego mnie pozbawiano. W rzeczywistości nie potrafiłam zidentyfikować się z tym, kim jestem w USA. Czy powinnam być uważana za imigrankę, czy za polską Amerykankę? To było dla mnie bardzo niejasne. Zdawałam sobie sprawę z przywilejów, jakie mam w Ameryce ze względu na bycie białą kobietą. Nie potrafiłam jednak identyfikować się ani tworzyć więzi z białymi Amerykankami wokół mnie.
Nie czułam się tam, jak w domu – chyba że byłam na Greenpointcie, gdzie mogłam spotykać się z Polakami. Bo jeśli chodzi o mój uniwersytet, to spotkałam tam tylko jedną Polkę. Lepiej poczułam się dopiero wtedy, gdy zaprzyjaźniłam się z Ukraińcem, który pochodził z rodziny imigrantów. Świetnie rozumiał, o czym mówię. Amerykanie postrzegali go tylko jako białego chłopca – zresztą on też nie był w stanie identyfikować się z białymi amerykańskimi mężczyznami. Rozmawialiśmy o podobieństwach i różnicach w byciu Polakiem i Ukraińcem – oraz o terrorze, który szaleje teraz na świecie, a który większość naszych rówieśników w Ameryce zdawała się ignorować. Myślę, że Ameryka jest tak skoncentrowana na sobie i swojej polityce, że wiele kwestii zewnętrznych, które nie dotyczą tamtejszych ludzi, wydaje się im nieistotnych. Dlatego możesz się czuć zagubiony, zwłaszcza gdy jesteś imigrantem.
Ten mój przyjaciel uświadomił mi, jak bardzo tęsknię za moim krajem i moją społecznością, bo był najbliżej tego, czym w moim odczuciu była społeczność w Ameryce. Tam bycie wschodnim Europejczykiem jest dziwnym doświadczeniem. Bo choć z jednej strony większość krajów Europy Wschodniej była w przeszłości uciskana, to z drugiej masz przecież przywilej bycia białą osobą i powinnaś wziąć odpowiedzialność za posiadanie tego przywileju.
Po prostu za mało mówi się o tym, jak bardzo historia wpłynęła na kraje Europy Wschodniej – zwłaszcza na Zachodzie nie widzę, by było wielu ludzi świadomych tego, co się stało.
Pamiętam, jak na jednych z moich zajęć amerykański dzieciak nie wiedział, co dzieje się w Ukrainie. „Jaka wojna?”, powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę
Jak można tego nie wiedzieć? – myślałam rozzłoszczona. Tam wszystko kręci się wokół ich kraju, a to, co nie jest na nim skoncentrowane lub nie skupia się na ich idei indywidualizmu – jest wykluczane. „Ameryka to, Ameryka tamto” – nie mogłam już tego znieść. Żadnych wiadomości o innym kraju, choć to ich kraj jest odpowiedzialny za większość zbrodni wojennych na świecie, będąc zarazem jedynym, który mógłby te wojny zakończyć.
W Nowym Jorku zamieszkałam w ukraińskiej części dzielnicy East Village, mając nadzieję, że przyniesie mi to poczucie spokoju. Jednak zamiast tego miałam wrażenie, ta ukraińskość jest zmyślona. Na ulicach nie słyszałam ukraińskiego, za to większość dzielnicy wydawała mi się zgentryfikowana przez hipsterskich białych Amerykanów i studentów szukających tanich mieszkań. Często zastanawiałam się, co to oznacza dla tych, którzy kiedyś nazywali tę okolicę domem.
Kontrast między oryginalną kulturą a nowoczesnym, bardziej skomercjalizowanym środowiskiem wywoływał poczucie nostalgii za tym, co zostało utracone, potęgowane przez obecne wydarzenia w Ukrainie
To samo zaobserwowałam na Greenpointcie. To, co kiedyś było znane jako kwitnąca polska dzielnica, nie było już takie samo. Odwiedzałam to miejsce każdego miesiąca – kolejna restauracja była zamykana i kolejna znana mi osoba wyprowadzała się, bo nie było jej już stać na życie tam. Najbardziej uderzyła mnie zmiana w otaczających mnie ludziach. Wielu mieszkańców, którzy mieszkali tam przez długi czas, zostało wypchniętych z powodu rosnących czynszów, a krajobraz kulturowy, dzięki któremu z początku czułam się jak w domu, stał się bardziej homogeniczny. Zarówno ukraińska, jak polska społeczność zostały wypchnięte z dzielnic, które kiedyś uważały za swoje. Teraz przenoszą się kilka mil dalej od Manhattanu, do innej dzielnicy, którą będą nazywać domem, dopóki wszystko się nie powtórzy.
Przez cały pobyt w Ameryce zastanawiałam się: dlaczego nie wybrać spokojniejszego, wspólnotowego życia? Dlaczego to miałoby pozostać tylko marzeniem? To poczucie izolacji w czterech ścianach mojego nowojorskiego mieszkania, codzienne budzenie się w dobiegającym z zewnątrz hałasie, patrzenie na twarze, których nie rozpoznaję. Dlaczego nie przenieść się z powrotem do domu i mieć wspólnotę, wsparcie i poczucie bezpieczeństwa? Zdałam sobie sprawę, że narzekając na to wszystko miałam tylko jedną opcję. Spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam. Moim marzeniem nie jest otaczanie się błyszczącymi rzeczami i praca, która wzmacnia moje poczucie własnej wartości. Chcę czuć, że gdzieś przynależę – do miejsca, w którym sąsiedzi pozdrawiają się nawzajem, miejsca, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem. Miejsca, które możemy nazwać domem.
Wybory prezydenckie w USA dobiegły końca. To był wyczerpujący i pełen emocji dzień dla Ameryki i całego świata. Pierwsze strony światowych mediów nie krzyczą jednak nagłówkami w stylu: „Fenomenalny powrót Trumpa”. Dziennikarze próbują za to zrozumieć, dlaczego Republikanie wygrali, a Demokraci ponieśli „sejsmiczną porażkę”. I czego USA i świat mogą się spodziewać po inauguracji 47. Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przywołujemy najciekawsze diagnozy.
TIME: Jak wygrał Trump
Autor: Eric Cortellessa
„Marzył o tej chwili od czterech lat” – czytamy w artykule amerykańskiego magazynu „TIME”. Autor analizuje w nim, w jaki sposób republikański kandydat, który opuszczał Biały Dom w 2021 r. jako parias, zdołał wygrać wybory – i to z zapasem, który „przekroczył oczekiwania niemal wszystkich”.
„To w jaki sposób 78-letni Trump wygrał wybory, zostanie zapisane w podręcznikach historii” – pisze „TIME”. Ale już teraz można sprowadzić źródła wyboru Ameryki do kilku kluczowych decyzji.
Kampanię Trumpa można podsumować prostym hasłem: „Zmaksymalizuj liczbę głosów mężczyzn i utrzymaj głosy kobiet”
I dokładnie to zrobił nowy-stary prezydent, skupiając uwagę wyborców na gospodarce i imigracji. Jego kampania opierała się na niezadowoleniu rozczarowanych i wykorzystała podziały kulturowe.
Według Cortellessy Trump umiejętnie odwrócił również uwagę wyborców od chaosu swojej pierwszej kadencji i zakazu aborcji. Zmienił także narrację, wykorzystując swój atak na amerykańską demokrację 4 lata temu (szturm na Kapitol 6 stycznia 2021 r.) na własną korzyść.
W rezultacie Trump zwiększył swoją bazę poparcia wśród Latynosów i Afroamerykanów, stał się ulubieńcem obywateli bez wyższego wykształcenia, zachował uwagę i głosy białych kobiet oraz stał się wyborem młodych ludzi, którzy głosowali po raz pierwszy.
Financial Times: „Nie rozumieją mojego życia”: czego Demokraci nie zrozumieli o Ameryce
Autorzy: Lauren Fedor, Steff Chavez
„Donald Trump został pierwszym republikańskim kandydatem na prezydenta, któremu udało się wygrać wybory krajowe. Tegoroczne głosowanie oznacza również najgorszy wynik dla Partii Demokratycznej w tym stuleciu” – czytamy w artykule „Financial Times”.
Miażdżące zwycięstwo Trumpa oznaczało odrzucenie nie tylko Harris, ale także progresywnego programu jej partii i jej braku zrozumienia obaw większości amerykańskich wyborców
Podczas swojej kampanii Kamala Harris obiecała być prezydentką „wszystkich Amerykanów” i przedkładać „kraj nad partię”. Ale te hasła nie zadziałały. Zadziałały reklamy kampanii Trumpa, które przedstawiały Demokratów jako skrajnie lewicowych i „obudzonych” w kwestiach społecznych.
Autorzy artykułu piszą, że Demokraci muszą wyciągnąć wnioski z tej kampanii. Natomiast eksperci, z którymi rozmawiali, twierdzą, że partia potrzebuje nowej krwi i nowych liderów. Bo po Obamie ich partia jest zdominowana przez „gerontokrację”, a 80-latkowie nie powinni już być u steru.
The Hill: Ameryka będzie żałować swojej decyzji o ponownym wyborze Donalda Trumpa
Autor: Max Burns
„Najgorszy scenariusz dla demokracji rozwija się w czasie rzeczywistym” – pisze „The Hill”. Autor, Max Burns, uważa, że ani instytucje demokratyczne, ani naród amerykański nie są gotowi na to, co ma nadejść.
Trump nie ukrywał swoich celów na drugą kadencję: wypatroszyć służbę cywilną, zniszczyć niezależność Departamentu Sprawiedliwości i szukać politycznej i prawnej zemsty na długiej liście swoich osobistych wrogów.
Sądząc po wynikach wyborów większość Amerykanów chce, by nowy gospodarz Białego Domu właśnie to zrobił
Według Burnsa ludzi wierzących w rządy prawa czekają trudne cztery lata, ponieważ Trump wyraźnie wyartykułował niechęć do tej fundamentalnej zasady podczas swojej kampanii, a przy tym mówił o swoim podziwie dla autokratów. „Na kolejny kryzys konstytucyjny nie będziemy musieli długo czekać. Nasz kraj zdecydował się pójść ciemną ścieżką obelg i spisków Trumpa. Będziemy tego żałować” – podsumowuje autor.
Bloomberg: Ameryka zasługuje na Donalda Trumpa. Świat - nie
Autor: Andreas Klut
„Prezydent elekt nie ma żadnej filozofii ani polityki, a jego niekonsekwencja w sprawach globalnych nie jest udawana” – pisze Andreas Kluth w felietonie dla agencji Bloomberg. Uważa, że Stany Zjednoczone zasługują na przywódcę, którego wybrały. Ale czy świat na niego zasługuje?
Autor cytuje Johna Boltona, byłego doradcę Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, który najlepiej opisał mechanizm podejmowania decyzji przez 45. prezydenta USA w zakresie polityki zagranicznej: „Decyzje Trumpa dotyczące bezpieczeństwa narodowego są całkowicie transakcyjne. Są rozrzucone na mapie niczym archipelag kropek, niepołączonych akordami logiki, znaczenia lub rezultatów”.
Do czego doprowadziła ta polityka i ten światopogląd Trumpa? Putin doskonale zdaje sobie sprawę, jak mu schlebiać i nim manipulować
Chiński przywódca Xi Jinping zwrócił uwagę na niespójne oświadczenia Trumpa w sprawie Tajwanu i jest gotowy do prowadzenia wojny handlowej, którą Trump obiecuje rozpocząć. Nieudany „flirt” Trumpa z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem również przyniósł owoce. Ten ostatni zaczął pełną parą budować broń nuklearną i pociski rakietowe, by zagrozić Korei Południowej, Japonii i Stanom Zjednoczonym. Mułłowie w Iranie prawdopodobnie naprawdę boją się Trumpa, ale teraz mogą podążać za północnokoreańską strategią samoobrony za pomocą broni jądrowej. Tymczasem sojusznicy Ameryki nie mają pojęcia, co się stanie, choć obawiają się najgorszego, podsumowuje autor.
Wall Street Journal: Trump obiecał zakończyć wojnę w Ukrainie. Teraz musi zdecydować, jak to zrobić
Autor: Alexander Ward
„Zobowiązanie DonaldaTrumpa do zakończenia wojny Rosji z Ukrainą jeszcze przed inauguracją stawia go w sytuacji wyboru między kilkoma planami proponowanymi przez jego doradców ds. polityki zagranicznej” – czytamy w artykule „WSJ”.
Zgodnie ze wszystkimi propozycjami nadchodząca administracja Trumpa powinna odejść od podejścia Bidena, pozwalając Kijowowi zdecydować, kiedy powinny się rozpocząć rozmowy pokojowe.
W artykule przedstawiono również jeden z pomysłów na „zakończenie wojny” [będący w rzeczywistości jej zamrożeniem – red.], o którym wcześniej nie informowano. Zakłada on, że Kijów zobowiąże się do niewstępowania do NATO w ciągu najbliższych 20 lat. W zamian Stany Zjednoczone miałyby nadal dostarczać Ukraińcom broń, by powstrzymać przyszły rosyjski atak.
Jednocześnie obecna linia frontu zostałaby ustalona, a obie strony musiałyby zgodzić się na ustanowienie strefy zdemilitaryzowanej o długości prawie 1200 kilometrów. Nie jest jasne, kto strzegłby tego terytorium, ale z pewnością nie będą to Amerykanie ani oddziały organizacji finansowanych przez USA, takich jak ONZ.
Zarazem autor podkreśla, że Trump nie wybrał jeszcze konkretnego podejścia do zakończenia wojny w Ukrainie
Chociaż doradcy zaproponowali swoje pomysły, to do prezydenta elekta – w porozumieniu z kluczowymi partnerami – należy decyzja, jak prowadzić tak delikatną operację dyplomatyczną.