Exclusive
20
min

Życzliwy Duńczyk chce bronić Grenlandii

Jak się żyje Ukrainkom w Danii? Jak duńskie społeczeństwo patrzy na zakusy Trumpa, który chciałby przejąć Grenlandię? I dlaczego Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie?

Kateryna Kopanieva

W Danii mieszka około 41 tysięcy ukraińskich uchodźców. Zdj. archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Po tym jak Donald Trump ogłosił chęć przejęcia Grenlandii, Dania znalazła się w centrum światowej polityki. By zyskać kontrolę nad tą ogromną wyspą, Trump nie wykluczył użycia presji gospodarczej – a nawet militarnej. Możliwość konfliktu zbrojnego poruszyła duńskie społeczeństwo. Prasa zaczęła publikować artykuły z serii: „Czy Dania jest gotowa na wojnę?” – i dyskutować o tym, jak Duńczycy reagują na groźby Trumpa.

Przez trzy lata wojny na pełną skalę Dania była i pozostaje sojusznikiem Ukrainy, co przejawia się zarówno we wsparciu wojskowym, jak w pomocy ukraińskim uchodźcom, których w kraju jest 41 tysięcy. Chociaż tymczasowa ochrona w Danii zapewnia świadczenia socjalne i pomoc mieszkaniową, większość Ukraińców nie siedzi bezczynnie i już znalazła sobie pracę. W październiku 2024 r. Ukraińców oficjalnie zatrudnionych było 83% Ukraińców.

Państwo ci pomoże, lecz ty też musisz działać

Inna Dolia z Zaporoża trafiła do Danii już na początku inwazji. Przez przypadek.

– Moja 9-letnia córka, moja siostra i ja pomogłyśmy pewnej rodzinie na granicy – mówi. – A ci ludzie zaproponowali nam, byśmy pojechały z nimi do Danii. Dotarliśmy więc do obozu Sandholm, 30 km od Kopenhagi, przez który przechodzili wszyscy nowo przybyli uchodźcy. Ponieważ jednak w tym obozie nie było już miejsc (przepływ ludzi był ogromny), zostałyśmy przekierowane do sąsiedniego obozu, Sj?lsmark, gdzie dostałyśmy pokój z dwoma piętrowymi łóżkami dla czterech osób i prysznicem. Mieszkałyśmy tam przez miesiąc.

To był obóz dla migrantów, którzy popełnili przestępstwa, więc panowała tam specyficzna atmosfera: uchodźcy z innych krajów, którzy czekali na deportację, wszczynali konflikty. Teraz proces rejestracji nowo przybyłych Ukraińców trwa zaledwie 7-10 dni. Ludzie spędzają ten okres w obozie, a gdy dokumenty są gotowe, rozpoczyna się przesiedlenie.

Inna Dolia mówi, że bez znajomości duńskiego bardzo trudno znaleźć pracę w Danii

Według Inny na tym etapie Ukraińcy mają możliwość wyboru regionu, a nawet miasta swego pobytu:

– W kwestionariuszu jest pytanie, które tego dotyczy, ale wielu Ukraińców było zestresowanych, więc napisali, że to bez znaczenia. I zostali przesiedleni do różnych prowincji w całej Danii. To ma swoje zalety, bo na przykład na obszarach wiejskich łatwiej o mieszkania. Tam rodzina taka jak nasza może dostać oddzielny dom, choć ten dom może stać na środku pola. Ja wybrałam Kopenhagę, bo wiedziałam, że w stolicy są większe szanse na znalezienie pracy.

Po obozie trafiliśmy do hotelu, a kilka tygodni później do akademika, który kiedyś był domem opieki. W akademikach dostajesz pokój na rodzinę, bez względu na liczbę osób. Mieszkaliśmy tam przez dziewięć miesięcy; niektórzy nadal tam mieszkają. Nie ma konkretnych kryteriów, które trzeba spełnić, by otrzymać mieszkanie socjalne. Po prostu niektórzy ludzie je dostają, a inni nie. My dostaliśmy tymczasowe mieszkanie dla dwóch rodzin, bo moja siostra i ja jesteśmy uważane za osobne rodziny.

Przy zakwaterowaniu tymczasowym nie bierze się pod uwagę standardów dotyczących powierzchni (na przykład moja córka i ja mieszkamy w tym samym pokoju) i możesz zostać eksmitowany w dowolnym momencie. Ze stałym mieszkaniem socjalnym jest inaczej: normy są spełnione i nie mogą cię eksmitować, przynajmniej do czasu wygaśnięcia tymczasowego statusu ochrony. Jednak po takie mieszkania ustawiają się długie kolejki, nawet wśród miejscowych. Aby je otrzymać, musisz mieć stały dochód, który pozwoli ci opłacić czynsz. Pod pewnymi warunkami państwo może dopłacić brakującą kwotę.

Ale nawet jeśli nie dostaniesz stałego mieszkania, będziesz miała gdzie mieszkać i czym nakarmić swoje dzieci

Wśród Ukraińców mieszkających w Danii są tacy, którzy nie pracują – wystarcza im pomoc socjalna. Zasiłek wynosi około 5 500 koron (730 euro), ale połowa kwoty jest natychmiast odliczana od kosztów mieszkania. Chociaż Dania jest krajem drogim to życia, są ludzie, którzy potrafią żyć za to, co im zostanie z zasiłku. Poza tym istnieją punkty dystrybucji żywności dla ubogich. Ale jeśli dana osoba nie jest niepełnosprawna lub nie zachodzą inne nadzwyczajne okoliczności, będzie zachęcana do poszukiwania pracy w każdy możliwy sposób. Nawiasem mówiąc, jest to przewidziane w umowie integracyjnej, którą Ukraińcy podpisują natychmiast po wypełnieniu dokumentów.

Podpisując umowę, zgadzasz się, że twoim zadaniem jest znalezienie pracy, która prędzej czy później da ci samowystarczalność

Umowa przewiduje kursy językowe, ale lekcje duńskiego odbywają się tylko dwa razy w tygodniu – w pozostałe trzy dni musisz pracować. Chociaż większość Duńczyków biegle włada angielskim, trudno znaleźć pracę bez znajomości duńskiego. I o ile dobry angielski może jeszcze pomóc w Kopenhadze, to na prowincji już raczej nie. Dlatego większość Ukrainek pracuje w hotelach i magazynach supermarketów.

W urzędach pracy mówią ci jasno: zapomnij, kim byłaś wcześniej, bez znajomości duńskiego masz tylko te opcje. Jeśli ktoś nie może znaleźć pracy przez dłuższy czas, urząd pracy może wysłać go na staż oferowany przez gminę – na przykład w magazynie supermarketu. Zakłada się, że taki staż powinien skutkować zatrudnieniem, lecz w większości przypadków tak się nie dzieje. Ze względu na konieczność wykonywania pracy, która bardzo różni się od tego, co robiły w domu, wiele ukraińskich kobiet zmaga się ze stresem i depresją.

Większość Ukrainek pracuje w Danii w hotelach, supermarketach i gospodarstwach rolnych. Zdjęcie: Shutterstok

Przedszkolak sam decyduje, co robić

Inna nie znała duńskiego, kiedy przyjechała do Danii. Ale udało się jej znaleźć pracę w swojej dziedzinie.

– Zaczęło się od tego, że pomogłam kilku osobom jako psycholożka w obozie i w akademiku – wyjaśnia. – Potem zobaczyłam ogłoszenie z gminy: szukali informacji o uchodźcach z wykształceniem pedagogicznym lub psychologicznym. Wypełniłam kwestionariusz i dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w przedszkolu, w którym tworzono grupę adaptacyjną dla ukraińskich dzieci. Do pomocy duńskim specjalistom postanowili zatrudnić Ukraińców.

Według Inny duńskie przedszkola bardzo różnią się od ukraińskich:

–  Nie ma codziennej rutyny i czasu, w którym wszystkie dzieci muszą czytać albo zjeść obiad

Dziecko samo decyduje, co chce robić. Jeśli wskaże na okno, nauczyciel zabierze je na zewnątrz. Tylko dlatego, że ono tego chce. Nikt nie karmi dziecka na siłę – kiedy jest głodne, samo zje. Zadaniem wychowawcy jest zabawa z dziećmi i pilnowanie, by nie zrobiły sobie krzywdy. Usadza się je w wózkach i zabiera na zewnątrz na drzemkę w każdą pogodę – czy deszcz, czy wiatr, czy śnieg. Bo Duńczycy chcą, by dzieci dorastały w możliwie najbardziej naturalnym środowisku.

Wyobraź sobie dziecko, które bierze kawałek chleba z masłem, siada do zabawy, kładzie go na brudnej podłodze, a potem podnosi i zjada. W Danii uważa się, że to naturalne, bo organizm dziecka uodporni się na bakterie. Katar nie jest powodem, by nie przyprowadzić dziecka do przedszkola; dzieci muszą rozwinąć zbiorową odporność na wirusy. Po pierwszym szoku zaczynasz zdawać sobie sprawę, że dzięki takiemu podejściu wszyscy – zarówno dzieci, jak wychowawcy – czują się mniej zestresowani. Jeśli dziecko z zatkanym nosem lub taplające się w kałuży nie stanowi problemu, to w ogóle problemów jest znacznie mniej.

To jeden z powodów, dla których Duńczycy są szczęśliwsi niż inne narody: nie robią problemu z byle czego, nie mają wygórowanych oczekiwań wobec siebie i innych. Są gotowi zadowolić się tym, co mają, zamiast martwić się, że czegoś nie mają. Pamiętam, jak kiedyś spóźniłam się pół godziny do pracy z powodu problemów z transportem. Szłam tam z myślą, że zostanę upomniana. Kiedy moi koledzy mnie zobaczyli, byli zszokowani: „Inna, ty nie masz twarzy! Co się stało?”.

Nie mogli uwierzyć, że mogłam tak bardzo martwić się spóźnieniem: „Nie stresuj się! Może potrzebujesz przerwy? Może idź do domu i trochę odpocznij?”

W Danii wychodzisz na ulicę, a nieznajomi uśmiechają się do ciebie, kierowca autobusu życzy ci miłego dnia. Oczywiście nawet w Danii nie zawsze wszyscy są szczęśliwi, ludzie też mają problemy osobiste, niektórzy biorą antydepresanty. Ale Duńczyk nie będzie wylewał na innych swego złego nastroju. Najprawdopodobniej nie obciąży nim nawet swoich przyjaciół.

Duńczyk rozumie Ukraińca

Inna pracuje teraz jako psycholożka w Bevar Ukraine, organizacji charytatywnej, która udziela Ukraińcom w Danii pomocy psychologicznej.

– Moja praca w przedszkolu była tymczasowa – mówi. – Trwała tak długo, jak długo ukraińskie dzieci potrzebowały wsparcia w adaptacji. Centrum, w którym teraz pracuję, zaczęło się jako telefon zaufania dla Ukraińców w Danii. Rozwinęło się w projekt z udziałem grupy ukraińskich psychologów. W duńskich gminach zdali sobie sprawę, że po tym wszystkim, co Ukraińcy przeszli i nadal przechodzą, potrzeba im wsparcia psychologicznego – tyle że bariera językowa sprawia, że konsultacje z duńskimi psychologami nie przynoszą skutku. Od 2023 r. przeprowadziliśmy już 3 150 indywidualnych konsultacji. Jesteśmy w stanie pomóc wielu osobom.

Premierka Danii Mette Frederiksen podczas odwiedzin w centrum pomocy psychologicznej dla Ukraińców, 2024 r.

W przeciwieństwie do niektórych innych krajów, w Danii nie ma „zmęczenia wojną”. Duńczycy nadal ciepło wspierają Ukraińców. Jeśli chodzi o sytuację z Grenlandią, Duńczycy, których znam, są gotowi bronić tego, co do nich należy. Cały kraj dyskutuje o sprawach obronnych.

Widzę zjednoczone społeczeństwo, w którym ludzie nie chcą wojny, ale się przygotowują, bo wszystko jest możliwe.

Niektórzy przechodzą szkolenia, tak na wszelki wypadek. Na przykład próbują przetrwać trzy dni bez jedzenia

– Duńczycy, których znam, są zszokowani tym, co się dzieje – potwierdza Aliona Antocz z Charkowa, która mieszka ze swoim synem w wieku szkolnym w pobliżu miasta Aarhus we wschodniej Danii. Świat Trumpa nie jest ich światem, to nie są ich wartości. I ludzie boją się wojny. Dla Duńczyków, którzy są przyzwyczajeni do spokojnego i zaplanowanego życia, to poważny stres. Nawiasem mówiąc, oni będą rozmawiać o polityce tylko z ludźmi, których dobrze znają.

Hygge, bezpieczeństwo i aktywność

W przeciwieństwie do większości ukraińskich uchodźców, Aliona nie została w obozie Sandholm. Przez pierwszy miesiąc mieszkała z wolontariuszami na farmie, a potem wynajęła mieszkanie.

– Trudno żyć na farmie bez samochodu. Nam spacer do najbliższego sklepu zabierał godzinę – mówi Aliona. – Autobusy kursują rzadko, a w weekendy w ogóle. Dlatego przesiedliśmy się na rowery, ulubiony środek lokomocji Duńczyków. Tutaj nawet podczas ulewy nikt nie odwozi dzieci do szkoły samochodem – wszyscy jeżdżą na rowerach. Duńczycy są w ciągłym ruchu, dlatego prawie nie ma tu ludzi otyłych. W ciągu trzech lat w Danii mój syn był chory tylko raz, podczas gdy w Ukrainie zdarzało się to nieustannie. Myślę, że to dlatego, że tutaj stale przebywa na świeżym powietrzu. Duńczycy grają w piłkę nożną i trenują na zewnątrz przy każdej pogodzie.

Ludzie, u których mieszkaliśmy z synem przez pierwszy miesiąc, pomogli mi znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Aby wynająć mieszkanie w Danii, musisz wpłacić duży depozyt. W Ukrainie płaciliśmy kaucję za pierwszy i ostatni miesiąc, tutaj obejmuje ona ewentualne szkody i wiele więcej. Musiałam zapłacić 36 000 koron (prawie 5 000 euro), pieniądze pożyczyła mi gmina. Miesięczny czynsz za nasze mieszkanie wynosi około 1 000 euro. W Kopenhadze ceny są wyższe: wynajęcie bardzo małego mieszkania kosztuje 2000 euro miesięcznie.

Pracę znalazłam od razu. Z zawodu jestem podolożką, manikiurzystką i pedikiurzystką. W Danii nie można pracować jako podolog bez potwierdzenia tu kwalifikacji (dopiero teraz zaczynam ten proces). By znaleźć pracę w salonie kosmetycznym, wysłałam jakieś 100 CV.

Aliona Antocz otworzyła własny salon manicure i pedicure w Danii

Na początku pracowałam jako układaczka pościeli w hotelu i uczyłam się duńskiego. Kiedy podczas podpisywania umowy integracyjnej okazało się, że mam wykształcenie wyższe i znam angielski, wysłano mnie do nauki duńskiego, ale już nie od poziomu podstawowego – chociaż ten język był mi zupełnie nieznany. Teraz po duńsku mówię już płynnie.

Pracowałam w salonie przez rok, po czym otworzyłam własny. To trudny i kosztowny proces: potrzebujesz co najmniej 100 000 koron (13 000 euro), by otworzyć taki biznes. A jeśli uwzględnić wyposażenie, to dwa razy więcej. Pieniądze pożyczyłam, ale tym razem prywatnie, bo gmina nie udziela takich pożyczek.

Moimi klientkami są Dunki, kobiety o różnych zawodach, zainteresowaniach i w różnym wieku. Wiele z nich to emerytki, jedna ma 98 lat.

Dania to kraj ludzi długowiecznych, a podejście do życia tutaj jest zupełnie inne niż w Ukrainie

Emeryci (wiek emerytalny wynosi tu 73 lata) nie siedzą w domu. Ich dzień jest zaplanowany: kółko dziewiarskie, pływanie, joga, golf... Nawet jeśli Dunka ma raka, nie zostanie w domu, by tam umrzeć. Cieszy się życiem.

Klientki nie rozmawiają przez telefon podczas manicure – z szacunku dla manikiurzystki. Dunka odbierze telefon tylko wtedy, gdy dzwonią jej dzieci. Bo rodzina jest dla Duńczyków świętością. Ich priorytetem nie są pieniądze czy kariera, ale czas spędzony z najbliższymi. Wiele osób zaczyna dzień pracy o 5-6 rano, by być w domu o 15:00 i zjeść kolację przy świecach z rodziną. To słynne duńskie hygge: świece, światło, przytulność i rodzina. W Danii jest mało słońca, wiele ciemnych i szarych dni, więc Duńczycy uciekają do jasnych i pięknych wnętrz.

Oczywiście nie chodzi tylko o hygge. Bezpieczeństwo socjalne odgrywa tu ważną rolę. Duńczyk nie boi się, że jutro, jeśli straci pracę i będzie głodny – gmina zapewni mu ubezpieczenie w ramach pomocy społecznej. A jeśli dana osoba odprowadzała składki ubezpieczeniowe, otrzyma do 70 procent swojej pensji podczas poszukiwania nowej pracy. Więc to naprawdę jest życie „no stress”.

Dla Duńczyków nie ma nic dziwnego w zmianie zawodu, wiele osób robi to kilka razy w ciągu swojego życia. Pójście na studia w wieku 45-50 lat nie jest tutaj niczym niezwykłym. Człowiek może na przykład prowadzić firmę cateringową – i nagle zdecydować się na studia lekarskie. Większość Duńczyków może sobie finansowo pozwolić na przerwę w pracy, by wrócić do szkoły. Zarazem w Danii jest niewielu bardzo bogatych ludzi; milionerzy stanowią tu zaledwie 5 procent populacji. Większość to klasa średnia, która żyje mniej więcej na tym samym poziomie.

System jest zbudowany tak, że nawet jeśli pracujesz dzień i noc, twój standard życia nie różni się zbytnio od standardu życia osób, które pracują mniej. Bo płacisz wyższe podatki

A podatki w Danii są bardzo wysokie. Klientka płaci mi 60 euro za manicure, lecz połowa tej kwoty idzie na podatek. Do tego dochodzą koszty wynajmu i użytych materiałów, więc jako stylistce paznokci zostaje mi bardzo niewiele.

Dlatego jeśli czyjaś usługa mi się spodoba, zawsze zostawiam napiwek. W Danii wysoka cena usługi nie oznacza bowiem, że osoba, która ją wykonała, zarobi dużo pieniędzy.

Przy tym wszystkim Duńczycy nie myślą jednak o unikaniu płacenia podatków. Tutaj ludzie nie kwestionują tego, na co wydawane są ich pieniądze

Badanie przeprowadzone w 2024 r. przez naukowców z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Kopenhaskiego wykazało, że sześciu na dziesięciu ukraińskich uchodźców chciałoby pozostać w Danii nawet w przypadku zakończenia wojny w Ukrainie. Jednocześnie nie wiedzą, jak można by to zrobić i czy w ogóle będzie to możliwe. Obecnie tymczasowe programy ochrony dla Ukraińców nie prowadzą do stałego pobytu w kraju.

Zdjęcia: archiwum prywatne

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz
Olena Vaidalovych Romowie

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę społeczność romska w Polsce powiększyła się z 20 000 do 80 000 osób. Zarówno w Ukrainie, jak w Europie Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i uprzedzeniami.Olena Vaidalovych, Ukrainka romskiego pochodzenia, jest jedną z działaczek na rzecz praw człowieka, które od lat bronią praw Romów.

Stereotypy na temat Romów dotykały Ołenę już od dzieciństwa. To zmotywowało ją do walki o prawa mniejszości i pracy nad zmianą nastawienia społeczeństwa do Romów. Po wybuchu wojny na pełną skalę przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała swoją działalność. Dziś wraz z polską fundacją W Stronę Dialogu pomaga Romom z Polski i Ukrainy.

Ołena wśród ludzi, o któych prawa walczy

Kiedy coś ginęło, patrzyli na mnie

– Rodzice są Romami – mówi Ołena. – Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza w czasach szkolnych. Poza domem często spotykałam się z dyskryminacją i zastraszaniem. Do dziś pamiętam żarty, które mnie nie śmieszyły. ?

Często mówili do mnie: „Przepowiedz nam przyszłość”, „Powróż z ręki”. Kiedy coś gdzieś zniknęło, zawsze obwiniali mnie. Bo jestem Romką. To wszystko było bardzo przykre. Próbowali też wykluczać mnie z zajęć szkolnych. Byłam zdana na siebie. Mimo tego wszystkiego uczyłam się bardzo dobrze, chciałam być prymuską. Myślę, że niektórzy nawet mi tego zazdrościli.

Mówił taki na przykład: „Jak Romka może mieć lepsze stopnie ode mnie? Przecież Romowie nie potrafią czytać ani pisać”

Każde dziecko mniej zdeterminowane niż ja poddałoby się. Jestem dumna, że się nie poddałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że mnie wspierała i zawsze powtarzała: „Jesteś mądra, nie jesteś gorsza od innych. Możesz robić wszystko, co chcesz”. To dawało mi siłę i motywowało do działania.

Natalia Żukowska: Co dla Ciebie oznacza bycie Romką?

Ołena Wajdałowycz: To moja rodzina, język, kultura i tradycje, które mamy.

W kulturze romskiej najważniejszą rzeczą jest szacunek dla starszych. Nie ma czegoś takiego jak niesłuchanie ich. Oni zawsze mają ostatnie słowo

Na przykładzie mojej rodziny mogę powiedzieć, że nasze dziewczyny bardzo poważnie podchodzą do małżeństwa i zakładania rodziny. Wychowano mnie w przekonaniu, że musisz świadomie wybierać partnera. I budować związek tylko po upewnieniu się, że to jest osoba, z którą chcesz spędzić życie.

Jakie stereotypy na temat Romów pokutują w Ukrainie i w Polsce?

Inni ludzie są wobec Romów stronniczy. Istnieją różne stereotypy: pozytywne, negatywne i neutralne. Na przykład wiele osób uważa, że Romowie nie chcą pracować i kradną. To negatywne stereotypy. Do pozytywnych zaliczyłabym pogląd, że wszyscy Romowie tańczą i śpiewają, chociaż to nieprawda. Innym jest to, że wszyscy Romowie mają dar przewidywania przyszłości, co też nie jest prawdą. Nie można uogólniać i wyciągać wniosków na podstawie tych kilku osób, które znasz. W rzeczywistości inni wiedzą bardzo mało o Romach.

Przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie istniało 16 romskich grup dialektalnych. Różnią się tradycjami i poziomem integracji ze społeczeństwem. Romowie różnią się także wyglądem. Czasami mówią mi, że nie wyglądam jak Romka. Niektórzy uważają, że Romowie muszą mieć ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Ale to też nie jest prawdą.

Nie tylko Ukraińcy, ale także Polacy niewiele wiedzą o społeczności romskiej. Niedawne badania przeprowadzone w Polsce wykazały, że 72% Polek i Polaków nie zna ani jednej osoby ze społeczności romskiej

Niewiedza rodzi szkodliwe stereotypy. Znalazło to odzwierciedlenie w kampanii społecznej „Poznajmy się”, zainicjowanej przez fundację W Stronę Dialogu. Staramy się obalać stereotypy, bo mają one negatywny wpływ na naszą liczną społeczność. Rada Europy podaje, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów – a może nawet więcej. Nie można mierzyć tych wszystkich ludzi tą samą miarą.

Kampania społeczna zainicjowana przez fundację W Stronę Dialogu

Skąd wzięły się stereotypy na temat Romów? Dlaczego inni ludzie w nie wierzą?

Te stereotypy mają głębokie podłoże historyczne. Romowie pojawili się w Europie w XI-XII wieku i niemal natychmiast stali się obiektem podejrzeń, ponieważ mówili nieznanym językiem (romani), mieli własne tradycje, muzykę, wyróżniali się wyglądem, często podróżowali. A to budziło strach. Już w średniowiecznej Europie byli prześladowani i mieli zakaz osiedlania się w miastach.

W niektórych krajach Romowie byli nawet fizycznie piętnowani – naznaczano ich ciała. Na terytorium współczesnej Rumunii byli zniewoleni przez 500 lat, aż do XIX wieku

Podczas II wojny światowej nazistowski reżim zamordował ponad pół miliona Romów. Ten akt ludobójstwa nie został jeszcze odpowiednio uznany w przestrzeni publicznej.

Historyczne traumy odcisnęły głębokie piętno na pamięci społeczności romskiej i publicznym postrzeganiu Romów. Należy jednak pamiętać, że stereotyp to uproszczenie, mechanizm samoobrony przed skomplikowaną rzeczywistością. Spójrzmy głębiej i zapytajmy siebie: „Co tak naprawdę wiem o tej osobie? Czego konkretnie się boję?”. Nie idealizuję społeczności romskiej. Wszyscy jesteśmy różni i nikt nie może mówić za wszystkich. Tak, są sytuacje, gdy ktoś robi coś złego. Ale ważne jest, aby nie zastępować indywidualnej odpowiedzialności odpowiedzialnością zbiorową.

Dla większości ludzi Romowie są jak kosmici

Kiedy wpadłaś na pomysł, by zająć się przełamaniem stereotypów otaczających społeczność romską?

Jeszcze w szkole. Widziałam, że moi romscy rówieśnicy przechodzą przez to samo co ja. Pamiętam, jak pewna dziewczynka bawiła się z nami na placu zabaw, a jej matka podeszła do niej, zabrała ją od nas i zabroniła jej się z nami bawić. Zapamiętam ten bolesny moment do końca życia. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę, by romskie dzieci przechodziły przez coś takiego. Z jakiegoś powodu dla większości ludzi Romowie są jak kosmici. A my jesteśmy Ukraińcami romskiego pochodzenia, naszą ojczyzną jest Ukraina. Tysiące Romów na ochotnika broni Ukrainy na froncie. To, że mamy ciemniejsze włosy i inne zwyczaje, nie czyni nas gorszymi.

Z koleżanką Noemi Łakatosz

Jesteś najmłodszą Romką, która (w wieku 20 lat) przemawiała na Forum ONZ ds. Mniejszości. Co chciałaś powiedzieć światu?

Nie chciałam przemawiać jak działaczka na rzecz praw człowieka, która wydaje jakieś zalecenia. Chciałam, by moje przesłanie dotknęło ludzkich serc. Był rok 2018, a właśnie wtedy 24-letni Rom zginął z rąk prawicowych radykałów w Ukrainie. Powiedziałam, że świat powinien na to zareagować, a osoby zaangażowane w zbrodnię powinny zostać ukarane zgodnie z prawem Ukrainy.

Jak się postrzega społeczności romskie w Europie?

Dziś możemy mówić o ewolucji i zmianie opinii w społeczeństwie. I to jest dokładnie to, o co nam chodzi w fundacji W Stronę Dialogu. Staramy się zmieniać negatywne opinie o społeczności romskiej w Polsce. A to, co robimy tutaj, rozszerzamy na inne kraje.

Prowadzimy kampanie informacyjne, współpracujemy ze znanymi czasopismami. To, że jestem pierwszą Romką, która pojawiła się na okładce znanego polskiego magazynu „Wysokie Obcasy”, jest krokiem naprzód. Inne media również opowiedziały historie romskich kobiet, które odniosły sukces. W ten sposób stopniowo zmieniamy niesprawiedliwe opinie na temat Romów.

Działamy też na polu edukacji, dając romskim dzieciom możliwość uczenia się bez barier. Pomagamy w znalezieniu zatrudnienia, współpracujemy z przedsiębiorstwami. Staramy się, aby Romowie w Polsce byli niezależni ekonomicznie, potrafili się integrować i osiągnąć stabilizację. Bardzo ważne jest dla nas, by czuli się tu bezpiecznie.

Kim są członkowie waszego zespołu?

Jedną ze współzałożycielek naszej fundacji jest dr Joanna Talewicz, Polka romskiego pochodzenia. Drugą jest dr Małgorzata Kołaczek, która ma duże doświadczenie w pracy ze społecznością romską. Od 2012 roku Joanna i Małgorzata prowadzą szkolenia edukacyjne dla policji, dziennikarzy i nauczycieli.

Po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie wielu Romów przyjechało do Polski. W 2022 roku Komisja Europejska podała, że około 100 000 Romów opuściło Ukrainę i wyjechało do innych krajów. Spotkaliśmy się z dyskryminacją uchodźców pochodzenia romskiego. Na przykład kiedy udaliśmy się do schronisk, do których trafiali uchodźcy, zobaczyliśmy, że Ukraińcy pochodzenia romskiego zostali oddzieleni od innych. Koordynatorzy w tych schroniskach powiedzieli, że w ten sposób starają się uniknąć napięć. Ponadto zauważyliśmy, że ci „lepsi” Ukraińcy mieli bardziej komfortowe warunki – łóżka, fotele. Natomiast tam, gdzie byli Ukraińcy pochodzenia romskiego, mogło nie być nic. Widziałam dzieci śpiące na kartonach, choć była zima. Z tym właśnie walczymy.

Ołena podczas wystąpienia na warszawskiej konferencji zorganizowanej przez OBWE

Kto pomaga finansowo Twojej fundacji?

Duża część naszych projektów została sfinansowana przez rząd USA. W związku z decyzją administracji Trumpa o zamrożeniu funduszy na programy pomocowe przechodzimy teraz przez bardzo trudny okres. Bo co się stanie, jeśli nas zabraknie? Dzieci, które wspieramy, zostaną bez dodatkowej pomocy. Młodzi ludzie, którymi się opiekujemy, nie będą mieli możliwości rozwijania swoich zainteresowań. Kobiety, które inspirujemy, stracą szansę na lepszą przyszłość. Nie będzie kolejnych kampanii na temat społeczności romskiej, nasze postulaty nie dotrą do ministerstw i polityków. Mamy jednak nadzieję, że dzięki dobrym ludziom i sponsorom będziemy kontynuować nasze działania na rzecz praw człowieka, które prowadzimy od 13 lat.

Wierzę w dobrą przyszłości Romów

Jakiej pomocy potrzebują teraz romscy uchodźcy w Polsce? Z jakimi problemami się do was zgłaszają?

Teraz koncentrujemy się na integracji społecznej romskich uchodźców z Ukrainy, którzy pozostali w Polsce. Skupiamy się także na pomocy polskim i rumuńskim społecznościom romskim w Polsce przede wszystkim w zakresie edukacji, zatrudnienia, kwestii prawnych, pomocy psychologicznej itp. Współpracujemy również z władzami lokalnymi i rządem oraz lobbujemy na poziomie międzynarodowym. Chcemy, aby politycy i dyplomaci brali pod uwagę potrzeby społeczności romskiej.

Romowie z Ukrainy są takimi samymi ludźmi, jak inni Ukraińcy. Chcą dla siebie jak najlepiej

Rozumieją, że aby odnieść sukces w życiu, potrzebują edukacji i pracy. Jedynym problemem jest, że nie zawsze to wykształcenie mogą zdobyć. Na przykład zdarzało się, że odmawiano nam zapisania romskich dzieci do szkoły. Słyszeliśmy, że nie ma miejsc. Oczywiście nie możemy stwierdzić, czy to prawda, czy nie. Ale jeśli romskie dziecko nie zostanie przyjęte do szkoły, nie pozostawiamy tego jako prywatnego problemu rodziny.

Kontaktujemy się z administracją szkoły, wyjaśniamy normy prawne, szukamy zrozumienia, a w razie potrzeby angażujemy prawników i władze oświatowe.

Jeśli chodzi o zatrudnienie, to i tu pojawiają się problemy. Romowie są zatrudniani, lecz z przeszkodami. Bardzo trudno im też wynająć mieszkanie. Raz pomogliśmy pewnej rodzinie, w której Romka pracowała dla międzynarodowej organizacji.

Kiedy negocjowaliśmy czynsz przez telefon, wszystko było w porządku. Gdy przyszliśmy na spotkanie, odmówiono nam. I tak przez cztery miesiące. Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są, ponieważ boją się dyskryminacji

Jeśli jakiejś rodzinie nie wynajęto domu tylko ze względu na jej pochodzenie etniczne, pomagamy jej prawnie, rozmawiamy z właścicielem domu, czasami zwracamy uwagę opinii publicznej za pośrednictwem mediów. Ale zawsze staramy się to robić poprzez dialog, a nie konfrontację. To jedyny sposób, by zmienić coś na głębokim poziomie i na długi czas.

Romowie, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed Rosjanami

Kim są ludzie, którym pomagacie?

Na początku rosyjskiej inwazji nastąpił bardzo duży napływ uchodźców. Opowiem pewną historię. Była kobieta, której córka zmarła w Ukrainie. Ta kobieta została z ośmiorgiem wnucząt, z których jedno było niepełnosprawne. Widzieliśmy, że bardzo dobrze dogadywała się z innymi Romami, którym pomagaliśmy w schronisku, więc zaproponowaliśmy jej pracę. Pracuje z nami już prawie trzy lata. Takie przypadki, gdy nasi podopieczni stają się naszymi współpracownikami, nie są odosobnione.

Często ludzie trafiali do nas bez dokumentów. Tracili je podczas ucieczki przed bombardowaniem albo gubili gdzieś w pośpiechu. Nie było łatwo zalegalizować ich statusu. Bali się, nie wiedzieli, czy jutro będą mieli co jeść i gdzie spędzić noc. Pomagaliśmy im.

Patrząc tych ludzi trzy lata temu i teraz, widzę ogromną różnicę. Dziś są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po polsku, większość jest zatrudniona. Bardzo się z tego cieszę.

Wiem, że otrzymujesz wiele wiadomości od romskich dziewczyn. O czym piszą?

O swoich pragnieniach i marzeniach. Chcą budować karierę, dostać się na uniwersytety, próbują się odnaleźć. Ale piszą do mnie także młodzi chłopcy. Mój siostrzeniec powiedział kiedyś, że bardzo ważne jest dla niego, by mieć jakiegoś mentora.

Przez wieki społeczność romska była odizolowana, bała się dyskryminacji i prześladowań – ale to nas nie złamało. Młodzi ludzie są teraz bardziej otwarci. Wielu Romów odnosi sukcesy zawodowe. Pracują w Komisji Europejskiej, Radzie Europy, OBWE, ONZ, współpracują z rządem, są doskonałymi specjalistami, naukowcami, nauczycielami i lekarzami. Są wykształceni, znają języki obce. Patrząc na nich, wierzę w dobrą przyszłość Romów.

Zdjęcia: archiwum prywatne Oleny Vaidalovych

20
хв

Olena Vaidalovych: – Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są. Boją się dyskryminacji

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress