Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
„Usłysz głos bólu” — to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku,
"Usłysz głos bólu" to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku, która ma na celu zwiększenie dostępności znieczulenia zewnątrzoponowego. W 2024 roku otrzymało je zaledwie 23 proc. kobiet.
"Usłysz głos bólu" to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku, która ma na celu zwiększenie dostępności znieczulenia zewnątrzoponowego. W 2024 roku otrzymało je zaledwie 23 proc. kobiet. "Myślałam, że umrę" - mówi jedna z kobiet, które nie miały tyle szczęścia. Jak się okazuje, na polskich porodówkach wciąż trzeba liczyć właśnie na łut szczęścia Joanna Pietrusiewicz z Fundacji podkreśla: Naszą kampanią mówimy "dość tego"!
"Mojej córce i mnie zabrano piękny dzień narodzin". Tylko jedna czwarta kobiet dostała znieczulenie przy porodzie
Znieczulenie zewnątrzoponowe, które pomaga zniwelować ból podczas porodu, jest świadczeniem refundowanym, co oznacza, że - przynajmniej w teorii - powinno być dostępne dla wszystkich rodzących pacjentek. W praktyce jednak liczyć na nie może tylko jedna czwarta kobiet (w 2023 roku było jeszcze gorzej: było dostępne dla zaledwie 17 proc.). Powód? Szpitale tłumaczą się brakiem dostępnych anestezjologów. Przedstawicielki Fundacji Rodzić po Ludzku zaznaczają jednak, że takie tłumaczenie jest niedopuszczalne - w przypadku innych zabiegów czy operacji, podczas których pacjenci potrzebują znieczulenia, nikt im nie tłumaczy, że "ma boleć" lub "akurat nie ma anestezjologa".
To systemowa opresja, system, w którym kobiety rodzące są traktowane jak pacjentki gorszej kategorii. To się musi zmienić, dlatego też ruszyłyśmy z kampanią "Usłysz głos bólu" - mówi Joanna Pietrusiewicz
"Dostęp do znieczulenia zależy od regionu i organizacji opieki, co prowadzi do systemowej niesprawiedliwości. Sytuacja, choć powoli się poprawia, nadal jest dramatyczna i nie powinna mieć miejsca w nowoczesnym systemie ochrony zdrowia" - piszą fundacje. I dodają: "W innych dziedzinach medycyny znieczulenie jest standardem i pacjenci nie muszą o nie zabiegać. Dlaczego więc poród, jedno z najbardziej wymagających doświadczeń w życiu kobiety, jest traktowany inaczej?" Dlatego czas na realne zmiany: dostęp do anestezjologa 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. To kwestia organizacji pracy placówki, a więc także dobrej woli osób, które nimi zarządzają. Fundacje podkreślają, że poprawa świadomości społecznej na ten temat jest kluczowa, pozwoli bowiem pozbyć się głęboko zakorzenionych stereotypów i uprzedzeń, które leżą u podstaw problemów.
Inna: "Rodziłam po raz pierwszy w maju 2024 roku. Wybrałam celowo szpital, w którym dostępne było znieczulenie zewnątrzoponowe. Mój poród był wywoływany i określony przez personel jako wysoce zmedykalizowany. Ból skurczów wywołanych przez przez podawaną dożylnie oksytocynę był. nie do zniesienia, poród postępował bardzo powoli. Wiedziałam, że przede mną jeszcze wiele godzin męczarni, dlatego poprosiłam o wezwanie anestezjologa do podania znieczulenia. Położna mocno mnie zniechęcała do tego kroku".
Takich opowieści jest więcej. Z danych Fundacji Rodzić po Ludzku wynika, że wciąż - mimo pozytywnych zmian, które zaszły w Polsce w ostatnich latach, przede wszystkim wprowadzeniu standardów opieki okołoporodowej - aż 50 proc. kobiet doświadcza różnych rodzajów przemocy na porodówkach, a 40 proc. porodów jest indukowanych. Joanna Pietrusiewicz wyjaśnia, że podanie syntetycznej oksytocyny powoduje silniejsze i bardziej bolesne skurcze. Kobiety tak bardzo boją się porodu, że aż połowa z nich decyduje się na cesarskie cięcie. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje, by odsetek cesarskich cięć nie przekraczał 10-15 proc.
Dla 9 proc. kobiet poród to "najgorsze doświadczenie w życiu".
Fundacja Rodzić po Ludzku od ponad trzech dekad walczy, by to kobiety były autorkami swoich porodów. By były traktowane godnie, z szacunkiem, poszanowaniem intymności. Kampania "Usłysz głos bólu" to kolejny etap tej walki.
Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”
zdjęcie: Bartek Syta
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..
Niemieckie władze przewidują nową falę ukraińskich uchodźców – napisał „Die Welt”. Andreas Breitner, dyrektor Stowarzyszenia Północnoniemieckich Przedsiębiorstw Mieszkaniowych (VNW), przedstawił taką prognozę, biorąc pod uwagę decyzję Donalda Trumpa o zawieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy. W niedalekiej przyszłości może to doprowadzić do niedoboru pocisków do systemów obrony powietrznej i narazić ludność cywilną Ukrainy na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Mimo że Trump wznowił pomoc wojskową dla Ukrainy, nadal istnieje ryzyko, że Niemcy (a także inne kraje europejskie) będą musiały przyjąć nowych ukraińskich uchodźców. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nieprzewidywalna polityka nowego prezydenta USA.
Według Breitnera władze trzech niemieckich krajów związkowych: Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Hamburga postanowiły na wszelki wypadek przygotować miejsca dla Ukraińców.
Potwierdza to w rozmowie z serwisem Sestry Oksana Schoorlemmer, założycielka Nord Haus UA, organizacji pomagającej Ukrainie i ukraińskim uchodźcom. Oksana jest Ukrainką i od wielu lat mieszka w niemieckim mieście Schwerin. Od początku rosyjskiej inwazji uruchomiła kilka projektów mających na celu pomoc Ukraińcom przybywającym do Niemiec. Jest również dyrektorką „Business Woman”, magazynu dla odnoszących sukcesy ukraińskich kobiet w Niemczech.
Oksana Shoorlemmer. Archiwum prywatne
Bo Niemcy to duży kraj
– Kwestia nowej fali uchodźców z Ukrainy rzeczywiście jest omawiana przez władze – mówi Oksana Schoorlemmer. – Nikt nie wie, czego się spodziewać, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozważa różne scenariusze.
W moim kraju związkowym, Meklemburgii-Pomorzu Przednim, są puste lokale, zarezerwowane przez władze dla nowej fali osób z Ukrainy
Tak było również po pierwszej fali emigracji, w 2022 r. Władze przygotowywały się na ewentualność napływu dużej liczby uchodźców, w razie pogorszenia się sytuacji. I niestety tak właśnie się stało.
To zawsze zależy od wydarzeń w Ukrainie. Na przykład gdy Rosja zintensyfikowała bombardowania Charkowa jesienią 2024 r., nasza organizacja odbierała wiele telefonów z tego regionu. Wiele telefonów było też po skandalu w Gabinecie Owalnym. Ludzie się przestraszyli, że będzie jeszcze gorzej.
Kateryna Kopanieva: – Czy Ukraińcy są dziś przyjmowani w Niemczech na takich samych warunkach, jak w 2022 roku?
Oksana Schoorlemmer: – Tak, ale w wielu landach mogą już być dla nich miejsca. Nie dotyczy to jednak osób, które zamierzają tylko odwiedzić bliskich. Za to jeśli jakaś Ukrainka przyjechała tu po rozpoczęciu wojny, a teraz chce sprowadzić swoich rodziców lub dzieci z Ukrainy, może to zrobić, nawet jeśli w landzie, w którym przebywa, nie ma już miejsc.
Sytuacja wygląda inaczej w przypadku osób, które nie mają tutaj bliskich krewnych. Jeśli dana osoba przyjedzie do jakiegoś miasta, ale okaże się, że ten land już jej nie przyjmie, zostanie wysłana do innego landu. Sytuacja z miejscami szybko się zmienia.
A jeśli nie będzie miejsc w żadnym landzie?
To się jeszcze nie zdarzyło. Niemcy to duży kraj, zawsze gdzieś jest miejsce. Jednak w takim przypadku imigrant nie będzie możliwości wyboru: jeśli powiedzą ci, żebyś pojechała na przykład do Berlina, nie będziesz mogła powiedzieć, że chciałabyś pojechać do Monachium.
Większość Ukraińców w Niemczech szuka mieszkań do wynajęcia na własną rękę. Czy jest szansa, że władze im w tym pomogą?
Tak, ale poszukiwania mogą zająć dużo czasu, ponieważ wolnych mieszkań prawie nie ma. W 2022 roku wszystko było inaczej: w pierwszych tygodniach wojny na pełną skalę setki Niemców, w tym bardzo zamożnych, dzwoniło do mnie i bezpłatnie oferowało swoje mieszkania i domy Ukraińcom. Moja przyjaciółka oddała im do dyspozycji swój pięciogwiazdkowy hotel.
Później wprowadzono specjalny program: państwo rekompensowało czynsz tym, którzy zakwaterowali Ukraińców. Ten program nadal działa, ale ci, którzy chcieli wynajmować mieszkania jego w ramach, już to zrobili. Ponadto w Niemczech obowiązują pewne standardy: minimum 12 metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej na osobę. W związku z tym rodzina z dwójką lub trójką dzieci powinna mieć duże mieszkanie, a takie trudno znaleźć.
Gdzie mieszkają osoby, które nie znalazły stałego zakwaterowania?
W naszym landzie są one najpierw goszczone przez Hotel „Europa”. Po pierwszym dniu w tym hotelu Ukrainiec składa wniosek do urzędu miasta – a jeśli zostanie potwierdzone, że land, do którego przybył, przyjmuje uchodźców, rozpoczyna się papierkowa robota. Podczas szukania zakwaterowania przez imigranta i koordynatorów (może to być Czerwony Krzyż lub np. nasza organizacja) imigrant może zostać umieszczony w akademiku lub innym specjalnie wyposażonym lokalu dla Ukraińców. W 2022 roku były to szkoły i aule z namiotami.
Podczas rosyjskiej inwazji Niemcy przyjęły najwięcej Ukraińców — ponad 1 110 600. Zdjęcie: AP/Associated Press/Eastern News
Bonus tylko dla aktywnych
Pokutuje przekonanie, że Ukraińcy w Niemczech mogą „wiecznie chodzić do szkoły i otrzymywać pomoc społeczną”. A szkoła oznacza integracyjne kursy językowe. Jak dotąd statystyki zatrudnienia Ukraińców w Niemczech nie są imponujące.
Niestety niektórzy Ukraińcy naprawdę nie chcą pracować.
Niemcy są jedynym krajem w UE, w którym Ukraińcy nadal otrzymują pełne świadczenia
Obejmują one zasiłki na życie (450 euro miesięcznie dla dorosłych, 250 dla dzieci) i mieszkania, za które czynsz jest w pełni pokrywany przez państwo. Niektórzy uchodźcy, uznawszy, że pensja (jeśli nie mówisz po niemiecku, prawdopodobnie jest to płaca minimalna) byłaby niemal równa ich zasiłkom, nie spieszą się z poszukiwaniem pracy. Jednak tak zachowują się głównie ci, którzy już w Ukrainie szukali okazji do nicnierobienia. A ci, którzy pracowali, rozwijali się, to samo robią w Niemczech.
Dlatego ktoś uczy się niemieckiego od zera do poziomu B2 w rok, a ktoś inny nie jest w stanie zdać egzaminu A2 lub B1 przez trzy lata.
Obecnie zasady dotyczące ukraińskich uchodźców stały się bardziej rygorystyczne: nie możesz wiecznie „chodzić do szkoły”. Wcześniej po zdaniu egzaminu z niemieckiego na poziomie B1 dana osoba mogła być pewna, że będzie mogła kontynuować naukę na poziomie B2. Teraz państwo płaci za kurs B2 tylko wtedy, gdy przekonasz urząd pracy, że naprawdę go potrzebujesz. Możesz na przykład udowodnić, że na twoją specjalizację jest duże zapotrzebowanie, a jeszcze lepiej – pokazać ofertę pracy lub praktyki. W takich przypadkach najprawdopodobniej pozwolą ci dalej studiować. Jeśli jednak nie możesz udowodnić zapotrzebowania, zostaniesz skierowana do pracy.
Dlatego dla aktywnych osób, które spełniają wszystkie wymagania programu integracyjnego, urząd pracy jest pomocą. A dla tych, którzy szukają okazji do nicnierobienia, jest stresujący, ponieważ muszą przyjść i zgłosić, jak idzie im poszukiwanie pracy
W jakich branżach Ukrainiec ze znajomością niemieckiego na poziomie B1 może znaleźć pracę w Niemczech?
Mogą to być restauracje, kawiarnie czy hotele. W Schwerinie są dwa McDonald’sy, w których prawie wszyscy pracownicy to Ukraińcy. Niemcy chcą zatrudniać naszych, bo oni pracują szybko, sprawnie i nie stawiają dodatkowych warunków (podczas gdy np. uchodźcy z Syrii w restauracjach nie mogą mieć kontaktu z wieprzowiną). Z B1 może to być też praca w biurze lub organizacji wolontariackiej. Jeśli poziom języka jest niższy, pozostaje sprzątanie, magazyny i kuchnie hotelowe.
Jeśli jednak dana osoba nauczy się języka, ma wszelkie szanse na znalezienie dobrej pracy. W Niemczech są takie możliwości. Na przykład znając niemiecki na poziomie B2 możesz iść na bezpłatne studia. Na uczelniach jest wiele różnych specjalizacji – w szczególności związanych z biznesem czy ekonomią. Po wstąpieniu na uczelnię wyższą osoba studiuje przez tydzień, a przez drugi pracuje, zdobywając praktyczne umiejętności. Jeśli dobrze się spiszesz, masz szansę na utrzymanie pracy i uzyskanie europejskiego dyplomu. Nauka trwa zazwyczaj cztery lata (jeśli osiągasz bardzo dobre wyniki, może być krótsza). To okazja na przykład dla tych, którzy w Ukrainie byli prawnikami czy ekonomistami, by zostać tutaj doradcami finansowymi. W Niemczech to dziś bardzo popularny zawód. Możesz także studiować, by zostać dyplomowaną pielęgniarką. To również poszukiwany zawód.
Ukraińscy uchodźcy w kuchni jednej z niemieckich restauracji, 2024 r. Zdjęcie: Uwe Anspach/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News
A jak niemieccy pracodawcy patrzą na ukraińskie dyplomy?
Przychylnie, jeśli dyplom jest nostryfikowany w Niemczech. By to zrobić, musisz zdać niemiecki egzamin B2 i złożyć wniosek o uznanie dyplomu w Centralnym Rejestrze Unii Europejskiej. By pomóc w tym Ukraińcom, jako państwowa doradczyni ds. uznawania zagranicznych dyplomów uruchomiłam projekt, który nazwaliśmy „Szansa dla Meklemburgii-Pomorza Przedniego”. Jego istotą jest to, że nie tylko pomagamy ludziom potwierdzić ich dyplomy, ale także natychmiast szukamy dla nich pracy. Stworzyliśmy całe katalogi Ukraińców o różnych specjalnościach i szukaliśmy dla nich ofert pracy. Pomagaliśmy im pisać CV i towarzyszyliśmy im na rozmowach kwalifikacyjnych.
Nawiasem mówiąc, Niemcy są zszokowani tym, że niektórzy Ukraińcy mają trzy lub cztery dyplomy. Tym bardziej że wielu uchodźców np. uchodźców z Syrii nie ukończyło żadnej szkoły
Projekt pomógł znaleźć pracę setkom Ukraińców, w tym wielu lekarzom i nauczycielom. Jako że do Niemiec przybyła ogromna liczba dzieci, poszukiwani byli nauczyciele ze znajomością ukraińskiego. Jednak później okazało się, że ukraińskie klasy integracyjne były błędem – bo nie było żadnej integracji. Zajęcia prowadzono w języku ukraińskim, a dzieci rozmawiały ze sobą tylko po ukraińsku, co oznaczało brak postępów w niemieckim. Kiedy rodzice zdali sobie z tego sprawę, zaczęli prosić o przenoszenie swoich dzieci do zwykłych klas niemieckich. Bo wtedy zdawałyby egzaminy tak jak dzieci niemieckie.
Psycholodzy poszukiwani
Wracając do specjalizacji: mogę powiedzieć, że nadal istnieje zapotrzebowanie na ukraińskojęzycznych psychologów, którzy mogliby pracować zarówno z dorosłymi, jak z nastolatkami. Wielu Ukraińców potrzebuje pomocy psychologicznej. Na początku inwazji w naszym ponadmilionowym landzie było tylko sześcioro psychologów mówiących po ukraińsku lub rosyjsku. To był ogromny problem, ponieważ zdarzało się, że dzieci atakowały swoich rodziców, a jedna Ukrainka nawet się powiesiła.
Stres powoduje poważne choroby i opóźnia leczenie. Od wybuchu wojny pochowaliśmy już sześć Ukrainek, które zmarły na raka. Nie zwracały uwagi na znaki ostrzegawcze, nie poddawały się badaniom, a potem było już za późno.
To przerażające, gdy przypomnimy sobie, jak potem odsyłaliśmy ich dzieci do Ukrainy, bo krewnych miały tylko tam
Teraz dzięki programowi Ministerstwa Polityki Społecznej wiele Ukrainek, które przyjechały tu z dyplomami nauczycielskimi, ukończyło specjalny kurs i zostało trenerkami. To kolejny przykład, jak ludziom udało się znaleźć pracę w swojej dziedzinie i teraz pomagają innym.
Które kategorie Ukraińców mają większe szanse na znalezienie pracy i zbudowanie sobie w Niemczech życia?
Ci, którzy stracili w Ukrainie wszystko. Rozumieją, że nie ma już odwrotu, i robią wszystko, by odbudować swoje życie. Są niesamowite historie. Na przykład Natalii, która przyjechała tu z dwójką dzieci. Jej mąż zginął na wojnie, a wkrótce potem zdiagnozowano u niej raka. Nie poddała się i podczas chemioterapii intensywnie uczyła się niemieckiego. Zdała egzamin B2, a po zakończeniu leczenia znalazła pracę w firmie zajmującej się opieką nad osobami starszymi. Niedawno została kierowniczką działu.
Takie przykłady robią wrażenie zarówno na nas, jak na Niemcach. Ci ostatni często porównują Ukraińców do Syryjczyków.
Z Syrii przyjeżdżają młodzi mężczyźni z rodzinami. A z Ukrainy przyjeżdżają kobiety z dziećmi – i wielu z nich udało się zrobić więcej w ciągu trzech lat niż mężczyznom z innych krajów w ciągu dziesięciu
Szczerze podziwiam też naszych przedsiębiorców. Na przykład kobiety, które w Ukrainie pracowały w branży kosmetycznej, nie siedzą tu na zasiłku ani jeden dzień: od razu znajdują klientów, a wiele z nich otwiera własne salony.
Federalny minister pracy Hubertus Heil (po prawej) wita Alionę Kameniuk, uchodźczynię z Ukrainy, podczas wizyty w przedszkolu. Za nim stoi ambasador Ukrainy w Niemczech Aleksiej Makejew i Karl-Josef Laumann, minister pracy, zdrowia i spraw społecznych Nadrenii Północnej-Westfalii. Zdjęcie: Rolf Vennenbernd/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News
Za co niemiecki paszport
Domyślam się, że miejscowi cenią sobie ukraińską obsługę.
Tak, lubią. Ale wśród naszych jest duża konkurencja. I tu jest jeden niezbyt przyjemny moment. Wspomniani Syryjczycy również otwierają salony i normalnie ze sobą koegzystują, bo uważają, że pieniędzy wystarczy dla wszystkich. A Ukraińcy – zwłaszcza ci, którzy przybyli do Niemiec przed wojną – nie zawsze są zadowoleni, widząc swoich rodaków na rynku. Posuwają się nawet do pisania na nich skarg.
W takich przypadkach zawsze mówię, że nie możemy prosić kraju nas goszczącego o tolerancję, dopóki nasi rodacy nawzajem się podgryzają
Ogólnie rzecz biorąc, Ukraińcy są mile widziani na niemieckim rynku pracy. Wszystkie te programy integracyjne istnieją nie bez powodu: populacja Niemiec się starzeje. Szacunki pokazują, że do 2036 r. ponad 80 procent populacji będzie w wieku 60+. Niemcy bardzo potrzebują osób w wieku produkcyjnym.
Zarazem Ukraińcy przebywają obecnie w Niemczech tylko w ramach ochrony tymczasowej. Czy ci, którzy chcą pozostać, mają na to szansę?
Istnieją pewne opcje. Na przykład nadal istnieje prawo, które pozwala uzyskać niemiecki paszport po trzech latach nieprzerwanej pracy w Niemczech. Jeśli płacisz podatki przez te trzy lata i znasz niemiecki na poziomie B2, a do tego zdasz egzamin z nauk politycznych, możesz zostać obywatelem tego kraju. Co stanie się z tymi, którzy nie pracują – jeszcze nie wiadomo. Mówię „jeszcze”, ponieważ wraz z nadejściem nowego rządu ustawodawstwo migracyjne może ulec zmianie. Niestety prawicowe nastroje są obecnie w kraju bardzo silne, co wpływa na ogólne nastawienie do migrantów i ich perspektywy.
Jak Niemcy reagują na ostatnie wydarzenia na świecie? W krajach bałtyckich toczą się poważne dyskusje na temat przygotowań do ewentualnej wojny.
Niedawno mój 14-letni syn wrócił do domu ze szkoły i powiedział: „Mamo, musimy przygotować się do wojny”. Powiedziano mu, że szkolenie wojskowe rozpocznie się w szkołach od 14. roku życia. Rząd zwiększa wydatki na obronność i dużo się o tym mówi. Jednocześnie 60 procent Niemców nie chce słyszeć o wojnie. Są „zmęczeni” wojną w Ukrainie i nie są gotowi myśleć o tym, że ona może przyjść do ich domów. Niestety wiele osób tutaj nie uczyło się historii. Właśnie dlatego skrajnie prawicowa prorosyjska AfD [Alternatywa dla Niemiec – red.] zyskuje na popularności. Jeśli spojrzeć na to, jak ludzie głosowali w ostatnich wyborach, widać, że podział przebiega wzdłuż dawnej granicy między NRD a RFN – wschodnie Niemcy poparły AfD. To smutny, wręcz przerażający trend.
Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.
Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.
– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym
Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.
W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.
Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.
Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji
W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.
Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.
Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.
– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.
Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.
–
Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.
Ukraina wdrożyła projekt GIDNA, który wykorzystuje najnowsze praktyki psychoterapeutyczne w celu przywrócenia zdrowia psychicznego i wiary w siebie ofiarom gwałtów, których dopuścili się okupanci.
W 2024 roku ukraińska Prokuratura Generalna odnotowała oficjalnie 322 przypadki przemocy seksualnej związanej z konfliktem zbrojnym. Wiadomo jednak, że ich rzeczywista liczba jest znacznie wyższa. Według Kateryny Lewczenko, komisarz rządu ds. polityki płci, na każdy stwierdzony przypadek przemocy seksualnej przypada co najmniej tuzin takich, które nie zostały zgłoszone. Ofiary milczą z powodu traumy, strachu przed osądem, niewiedzy, gdzie zwrócić się o pomoc, i braku gwarancji, że sprawcy zostaną ukarani.
Pramila Patten, Specjalna Przedstawicielka Sekretarza Generalnego ONZ ds. Przemocy Seksualnej w Konfliktach, analizując sytuację w Ukrainie ustaliła, że wiek ofiar rosyjskiej przemocy seksualnej wynosi od 4 (!) do 82 lat. To głównie kobiety i dziewczęta.
Kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej, często odczuwają głęboki wstyd, poczucie winy, strach, izolację od społeczeństwa i nieufność
Urodzić dziecko okupanta
Rosyjska armia zajęła rodzinną wioskę Olgi (imię kobiety zostało zmienione) w obwodzie donieckim na początku marca 2022 r. Najeźdźcy przyszli do jej domu i kazali sobie gotować – a potem, grożąc wywiezieniem dwojga jej małoletnich dzieci, zaczęli ją gwałcić. Trwało to około miesiąca.
Przez cały ten czas kobieta szukała kogoś, kto pomógłby jej wyjechać. W końcu się udało – dotarcie do obszarów kontrolowanych przez Ukraińców zajęło jej i dzieciom cztery dni. Będąc już w bezpiecznym miejscu Olga dowiedziała się, że jest w ciąży. Krewni chcieli, by poddała się aborcji, lecz zdecydowała się urodzić.
Dziś Olga jest pod opieką GIDNA. Przyznaje, że praca z psychologiem „pomaga jej nie zwariować”, znosić presję otoczenia i zajmować się dziećmi.
Specjaliści z projektu GIDNA, prowadzonego przez fundację Future for Ukraine, zapewniają anonimową i bezpłatną pomoc psychologiczną kobietom, które doświadczyły przemocy seksualnej związanej z konfliktem lub były jej świadkami.
Jak działa terapia
Gdy dana osoba przeżywa jakieś wydarzenie, informacje o tym są przechowywane w jej mózgu, a potem przetwarzane w doświadczenie życiowe. Jednak jeśli wydarzenie jest traumatyczne lub powtarzalne, skuteczne przetworzenie go może nie nastąpić. Negatywne wydarzenia tkwią w mózgu, a potem uwalniają się jako koszmary, retrospekcje czy natrętne myśli, uniemożliwiając normalne życie.
Wydarzenia są przetwarzane przez mózg głównie podczas snu, czego oznaką jest ruch gałek ocznych śpiącego. Naukowcy postanowili wykorzystać to zjawisko, by pomóc mózgowi „przetrawić” informacje, które w nim utknęły. Terapia EMBR (Eye Movement Desensitisation and Reprocessing) opiera się na samoleczeniu psychicznym: podczas sesji terapeuta prosi osobę o przypomnienie sobie traumatycznego wydarzenia i wykonywanie jednocześnie ruchów gałkami ocznymi. W trakcie tego procesu negatywne emocje stopniowo słabną, a wspomnienia stają się mniej bolesne.
W przetwarzaniu traumy pomaga terapia angażująca ruchy gałek ocznych. Zdjęcie: Shutterstock
Anna Hrubaja, kuratorka projektu, mówi, że bardzo trudno samodzielnie przetrwać traumę związaną z przemocą, bo psychika często nie jest w stanie poradzić sobie z konsekwencjami takich wydarzeń. Kluczem do powrotu do zdrowia są terapie takie jak EMDR, bo pomagają stopniowo uwolnić się od bolesnych wspomnień i przywrócić człowiekowi wewnętrzną siłę i chęć do życia.
– EMDR to specjalistyczna terapia, która łączy skuteczne elementy różnych podejść terapeutycznych i pomaga mózgowi przetworzyć traumatyczne wspomnienia oraz zmniejszyć ich emocjonalny wpływ – mówi Natalia Mołoczyńska, psycholożka z GIDNA.
Metoda EMDR została opracowana przez amerykańską psycholożkę Francine Shapiro w 1987 roku. Od tego czasu jest szeroko stosowana w leczeniu skutków zdarzeń traumatycznych.
EMDR stosuje się w leczeniu stresu pourazowego (PTSD), zaburzeń lękowych, ataków paniki, depresji, fobii, traumatycznych przeżyć po pobycie w niewoli, wypadkach, katastrofach – oraz skutków przemocy, w tym przemocy seksualnej. Psychologowie z projektu GIDNA potwierdzają, że protokół EMDR stał się najskuteczniejszą metodą pracy z kobietami, które padły ofiarą gwałtu.
Terapia EMDR jest uznawana za skuteczną metodę leczenia zespołu stresu pourazowego przez Światową Organizację Zdrowia i Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Stosuje się ją w pracy z ofiarami przemocy, weteranami wojennymi i osobami w żałobie
– To potężne narzędzie, które pomaga kobietom radzić sobie z traumą i stresem poprzez zmianę ich reakcji emocjonalnej na traumatyczne wspomnienia. Podczas terapii kobiety nie tylko rozmawiają o swoich doświadczeniach, ale też intensywnie pracują z nimi na poziomie układu nerwowego. Metoda pozwala szybciej i głębiej przywrócić równowagę emocjonalną oraz poczucie bezpieczeństwa, a także zmniejszyć niepokój i strach – zaznacza Natalia Prysażniuk, psycholożka z GIDNA.
Maryna Kuzmin, kolejna psycholożka zaangażowana w projekt, tłumaczy skuteczność protokołu EMDR tym, że aktywuje on naturalną zdolność mózgu do przetwarzania traumatycznych informacji.
– Podejście to opiera się na jasnych protokołach i pozwala uzyskać stabilne wyniki nawet w stosunkowo krótkim czasie – zapewnia Maryna Kuzmin.
– Jako kuratorka projektu stosuję podejście skoncentrowane na traumie w pracy z kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej podczas wojny – dodaje Anna Hrubaja. – Biorąc pod uwagę stan kobiety, bardzo ważne jest określenie zestawu środków, które należy zastosować w terapii. Może to być protokół przetwarzania poznawczego, protokół EMDR. W najbardziej kryzysowych przypadkach konieczne jest ustabilizowanie kobiety za pomocą tzw. protokołu ISP [Integral Somatic Psychology, czyli Integralna psychologia somatyczna – skuteczne podejście w ramach psychologii somatycznej, które pomaga pacjentowi osiągnąć optymalne zdrowie psychiczne dzięki pełnemu ucieleśnieniu odczuwanych przez niego emocji – red.]. Dopiero po przepracowaniu tych kryzysów i udzieleniu pilnej pomocy psychologicznej można włączyć do terapii techniki uważności, by nauczyć kobietę żyć tu i teraz.
Bo niepokój rodzi się właśnie wtedy, gdy utkniemy w przeszłości albo uciekamy myślami w przyszłość
Psychoterapeuci z projektu GIDNA zaczęli stosować najskuteczniejszy na świecie protokół EMDR w pracy z kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej. Zdjęcie: Shutterstock
Bym znów poczuła radość
Jednym z ważnych efektów terapii EMDR jest zmniejszenie poczucia winy i wstydu. Kobieta przestaje obwiniać siebie za to, co się stało.
– Czułam się bardzo winna z powodu tego, co się stało, prześladowało mnie to – mówi jedna z uczestniczek projektu GIDNA. – Wydawało mi się, że straciłam część siebie. Stopniowo jednak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to poczucie winy nie było kwestią mojej odpowiedzialności, i nauczyłam się akceptować siebie. Pracowaliśmy nad tym, bym znów mogła odczuwać radość z małych rzeczy i pozwolić sobie myśleć o przyszłości.
Dla kobiety, która doświadczyła przemocy seksualnej, kluczowe jest odzyskanie poczucia kontroli nad własnym życiem i umiejętność dostrzeżenia perspektyw
Terapia pomaga wyeliminować retrospekcje i koszmary albo przynajmniej ograniczyć ich występowanie.
– Praca z psychoterapeutą była dla mnie wybawieniem w najtrudniejszym okresie mojego życia – przyznaje inna uczestniczka projektu, która doświadczyła przemocy seksualnej ze strony okupantów. – Ciągły niepokój nie pozwalał mi spać i normalnie żyć. Spotkania z psychoterapeutą pomogły mi nauczyć się rozumieć swoje emocje, zamiast od nich uciekać. Dużo pracowaliśmy nad technikami uspokajającymi i w końcu poczułam wewnętrzny spokój.
W fundacji mówią, że Maja jest pełnoprawną członkinią zespołu. Organizacja ta od 30 lat walczy o prawa kobiet w Polsce, w tym prawa reprodukcyjne. Nie tylko zrealizowała wiele projektów edukacyjnych i społecznych, ale także aktywnie wspierała – i wspiera – kobiety w dostępie do rzetelnej wiedzy i antykoncepcji.
Cyfrowa poliglotka z rzetelną wiedzą
Teraz aktywiści do ochrony praw kobiet postanowili wykorzystać sztuczną inteligencję. Dzięki niej Maja nie tylko zna odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące praw reprodukcyjnych, zgodnie z wiedzą medyczną i aktualnym polskim ustawodawstwem, ale jest też dostępna o każdej porze dnia i nocy.
Aleksandra Magryta, koordynatorka projektu FEDERA:
– Chatbotka Maja mówi po polsku, ale też po ukraińsku i angielsku. W ten sposób staramy się wyjść naprzeciw potrzebom migrantek i uchodźczyń mieszkających w Polsce, dla których dostęp do usług z zakresu zdrowia reprodukcyjnego może być utrudniony. Maja w przystępny sposób wyjaśnia, na czym polegają trudności w dostępie do antykoncepcji, aborcji czy zabiegów ginekologicznych.
W Polsce sytuacja z dostępem do aborcji i antykoncepcji jest inna niż w Ukrainie. W Ukrainie aborcja jest dozwolona do 12. tygodnia ciąży. W Polsce, zgodnie z nowelizacją ustawy wprowadzoną prawie pięć lat temu, aborcji można dokonać tylko w dwóch przypadkach: gdy zdrowie i/lub życie kobiety jest zagrożone oraz gdy ciąża jest wynikiem kazirodztwa bądź gwałtu. W 2020 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że tzw. przesłanka embriopatologiczna, która dopuszcza aborcję z powodu nieuleczalnych i/lub śmiertelnych wad płodu, jest niezgodna z konstytucją.
Polscy działacze pro-choice twierdzą, że ustawa z 1993 r., stanowiąca kompromis między klasą rządzącą a Kościołem katolickim, była w zasadzie zakazem aborcji, uwzględniającym tylko trzy wymienione wyżej wyjątki.
Jak uzyskać antykoncepcję w Polsce
Chociaż w Polsce nie brakuje organizacji, które zapewniają kobietom porady na temat dostępu do antykoncepcji i aborcji, potrzeby w tej dziedzinie są ogromne. W tym roku po raz szósty z rzędu Polska znalazła się na samym końcu listy 47 krajów w „Contraception Policy Atlas Europe”, corocznym raporcie, nazywanym potocznie „Atlasem antykoncepcji”. Określa on poziom dostępu w poszczególnych krajach europejskich do nowoczesnej antykoncepcji.
Kilka lat temu wprowadzono w Polsce recepty na tabletki antykoncepcyjne i antykoncepcję awaryjną. Od ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia, chcąc ułatwić dostęp do antykoncepcji, wprowadziło nowe rozwiązanie: tzw. receptę farmaceutyczną. Od czasu wprowadzenia tej zmiany pigułkę można kupić w aptece na receptę, wystawioną przez farmaceutę po uprzedniej konsultacji.
Dr Rafał Szmajda - lekarz, psychiatra dzieci i młodzieży. Specjalizuje się w leczeniu i terapii ADHD, zaburzeń zachowania, spektrum autyzmu. Na co dzień pracuje w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym w Łodzi.
Dr Rafał Szmajda. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Anna J. Dudek: Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła petycja rodziców dzieci z ADHD. Pismo dotyczy możliwości ubiegania się o orzeczenie kształcenia specjalnego dla tych dzieci, które mają zdiagnozowany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Obecnie o takie orzeczenia mogą ubiegać się rodzice dzieci ze spektrum autyzmu i niepełnosprawnościami różnego typu. Jak Pan ocenia tę petycję?
Dr Rafał Szmajda: Myślę, że takie działanie ma głęboki sens. Dzieci z ADHD to dzieci ze szczególnymi potrzebami, więc możliwość kształcenia specjalnego umożliwi im naukę według potrzeb, na przykład w mniejszych grupach, częściowo w zindywidualizowanej ścieżce, w innym tempie pracy.
Dzieci z ADHD myślą bardzo szybko i działają impulsywnie, ale tempo pracy szkolnej mają wolniejsze, mogą uczyć się wolniej
To dlatego, że o wiele bardziej niż dzieciom neurotypowym przeszkadzają im bodźce zewnętrzne. Grupa dzieci jest zawsze głośna, więc podczas pracy w 30-osobowej klasie dziecko z ADHD będzie korzystało mniej niż rówieśnik, który nie ma takich "rozpraszaczy". Jeśli będzie możliwość utworzenia mniejszych grup, takim dzieciom będzie łatwiej. Dostosowanie klas, szkół, systemu nauczania do potrzeb wszystkich dzieci ma głęboki sens. Nie oznacza to, że każde dziecko powinno być nauczane indywidualnie, bo to niekorzystne dla samego pacjenta i obciążające dla systemu. Jednak praca w mniejszych grupach i dostosowanie się do potrzeb dzieci ma głęboki sens.
Pokutuje pogląd, że dzieci z ADHD "przeszkadzają", są niegrzeczne, a na dodatek zaniżają poziom. Jak to jest?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie i też są różnie. W całej grupie pacjentów z ADHD mamy dzieci funkcjonujące intelektualnie na bardzo wysokim poziomie, które dobrze radzą sobie w szkole i później, zapamiętują, dużo wynoszą z lekcji. Mamy też takie, które, choćby emocjonalnie, są trochę za swoją grupą rówieśniczą, a w kontakcie mogą sprawiać wrażenie młodszych o rok czy dwa w stosunku do swojego wieku - tym bardziej że ADHD często współistnieje z innymi zaburzeniami rozwojowymi. Jeśli chodzi o tę "niegrzeczność", to tak: dzieci z ADHD są głośne, impulsywne, wiercą się, słowem: nie są "idealnymi" dziećmi do polskiej szkoły, w której głównie się siedzi i przepisuje coś z tablicy.
Zdjęcie: Shutterstock
Takie dziecko jest "wyłuskiwane" przez nauczyciela, bo przecież odstaje od grupy - neurotypowych dzieci, które siedzą w tych ławkach i przepisują. Tymczasem dziecko z ADHD wierci się, maże w zeszycie, odpowiada nie pytane, nie przestrzega zasad, mówi dużo głośniej i zdarza się, że rzuci coś wulgarnego.
I uwaga w dzienniczku gotowa. Ja zresztą tak anegdotycznie czasami proszę rodziców o taki dzienniczek uwag, który pokazuję potem studentom, żeby zrozumieli, o co chodzi. Tych uwag rzeczywiście jest bardzo wiele w przypadku nadruchliwego dziecka.
A czy nie byłoby fajnie, gdyby na przykład zamiast zapisywania negatywnych uwag nauczyciele wpisywali pozytywne?
To jest szczególnie polecane do pracy właśnie z dzieciakami z ADHD, bo one cały czas, na każdym etapie swojej edukacji, a w ogóle może i życia, doświadczają ciągłego strofowania, ciągłych takich porażek.
Jak już się zepnie w sobie i odrobi tę pracę domową, to okazuje się, że to była praca domowa sprzed tygodnia. I znowu porażka, i znowu lipa, i jeszcze wszyscy się śmieją, że generalnie to dziecko jest gapa i odrobiło nie tę pracę domową, co trzeba. Dlatego pozytywne wzmocnienia, supermoce to bardzo ważna kwestia, bo takie dziecko ze szkoły po iluś tam uwagach przychodzi i słyszy - tym razem od rodziców: znowu masz bałagan w pokoju, nie posprzątałeś, znowu nie wziąłeś worka na kapcie, dlaczego nie umyłeś jeszcze zębów - i tak dalej. Ciągle ktoś o coś się czepia, więc te dzieciaki poczucie własnej wartości mają zazwyczaj zaniżone absolutnie. Trzeba im więc pokazywać te ich supermoce, żeby miały szansę na prawidłowy rozwój i zdrową samoocenę.
Z obserwacji terapeutów, ale też ze statystyk wynika, że kiedy ADHD jest niezdiagnozowane lub niezaadresowane, często koreluje w późniejszym życiu z depresją czy zaburzeniami lękowymi.
Rzeczywiście, w około 30 proc. taka sytuacja może się wiązać właśnie z zaburzeniami z tej sfery depresyjno-lękowej. Kolejne 30 proc. to ryzyko uzależnienia, następne - ryzyko wystąpienia kwestii związanych z zachowaniami antyspołecznymi czy przestępczością. Przy niewłaściwie zaopiekowanym ADHD istnieje wysokie ryzyko, że pacjent pójdzie w jedno z tych zaburzeń lub w kilka naraz, bo one się wzajemnie nie wykluczają. Co trzeci będzie miał problemy depresyjno-lękowe, co trzeci z kolei będzie miał problemy z jakimś uzależnieniem, a następny co trzeci - na przykład kłopoty z różnymi antyspołecznymi zachowaniami. Nie oznacza to oczywiście, że już na pewno zostanie kryminalistą, tylko że na przykład wda się w jakąś bójkę i z tego powodu będzie miał problemy prawne. Bo jeżeli ktoś ma tak wysoki poziom impulsywności, to wdać się w bójkę to jest naprawdę chwila. Widzimy to też wśród naszych pacjentów na oddziałach.
Zdjęcie: Shutterstock
A propos impulsywności: natknęłam się taki adekwatny, wydaje mi się, cytat na temat funkcjonowania dzieci z ADHD: "Mają mózg, jak rakieta, a hamulce od roweru".
Absolutnie się z tym zgadzam.
Mózg jak rakieta mają, jak każdy z nas, ale rzeczywiście większość z nas ma lepsze hamowanie
A jeżeli myślimy o takich neurobiologicznych podstawach, to faktycznie ADHD to przede wszystkim deficyt hamowania, bo u tych osób pobudliwość jest na odpowiednim poziomie, właściwie w normie. Natomiast to hamowanie jest na kiepskim poziomie i dlatego tak szybko przerzucają uwagę z miejsca na miejsce. To zależy od pobudzenia.
Nie potrafią utrzymać uwagi na jednym temacie, ponieważ to zależy od hamowania. Dlatego często wtrącają się do czyjejś wypowiedzi, nie mogą ustać w kolejce, nie są w stanie wytrzymać i mówią, zanim ktoś dokończy pytanie. Generalnie są niecierpliwe i się wiercą.
Ale to nie jest tak, że ich mózgi są szybsze od mózgów tych dzieciaków, które nie mają problemu z ADHD.
Czy dzieci obierają sobie jakieś strategie przetrwania? Bo wydaje się, że każde sobie jakieś obiera - żeby nie odstawać od grupy, jakoś sobie poradzić, na przykład w szkole czy w grupie rówieśniczej? Dlatego niektóre kogoś udają kogoś, podlizują się, imitują...
Te dzieci ciągle mają poczucie, że doświadczają jakichś porażek. Na przykład koledzy wyśmiewają się z chłopca, że jest gapowaty, więc on idzie w agresję. Bo przecież nikt mu nie powie, że jest gapą, jeśli wszyscy będą się go bali. To jest jedna z opcji.
Druga jest taka, że dzieciak będzie naśladował wszystkie zachowania grupy. Więc lgnie do tej grupy, nawet jeśli ona zachowuje się niewłaściwie.
Czasami u dziecka pojawia się też taka motywacja, że "skoro wszyscy mi mówią, że ja jestem taki niegrzeczny, to ja wam dopiero pokażę, co to znaczy być niegrzecznym".
I rzeczywiście wtedy mamy problemami z zachowaniem - widzimy, jak te dzieci potrafią być "niegrzeczne".
Mówiliśmy o supermocach. Czy z ADHD wiążą się jakieś wyjątkowe cechy lub predyspozycje?
Generalnie tak, bo to zazwyczaj są ludzie, którzy mają mnóstwo energii. Ona, owszem, może być ukierunkowana na "przeszkadzanie" na lekcji - ale też na sport czy muzykę. To są dzieci, które nigdy się nie męczą, więc może być tak, że dopiero po treningu piłki nożnej, tenisa czy judo wraca do domu o 20 i się wycisza. Ci ludzie mają "gadane", potrafią zjednywać sobie innych, mają fajną energię w kontaktach.
Śmieję, że pacjent z ADHD może i nie będzie urodzonym księgowym, ale urodzonym handlowcem, zagadującym i reklamującym różne rzeczy - jak najbardziej
A artystą? Czy ADHD wiąże się z kreatywnością?
Tak. To ludzie, którzy zwykle mają wiele zainteresowań i zajęć, co może być zarówno pozytywne, jak negatywne. Z jednej strony to dzieciaki o szerokich horyzontach, które interesuje wiele spraw. Z drugiej - mogą być postrzegane jako takie, które mają słomiany zapał, bo dopiero co grały w piłkę, teraz grają szachy, a później jest tenis, pływanie czy puzzle. Z ADHD wiąże się także zjawisko nazywane w literaturze "hiperfocusem". To zdolność maksymalnego i długiego skupienia uwagi na czymś, co w danym czasie czy w danej chwili budzi zainteresowanie.
Czyli: jeżeli coś mnie "jara", coś ma dla mnie duży ładunek emocjonalny i sprawia mi radość, to mogę to robić godzinami - i wtedy nie widać zaburzeń uwagi. Ktoś kiedyś powiedział, że ADHD jest głównie zaburzeniem czynności nudnych. Trudno, żeby wszystkie lekcje w szkole były ciekawe. Ale jeżeli moim konikiem będzie język angielski, to choćby nie wiem co, będę z tego angielskiego dobry. Miałem pacjentów, dla których takim konikiem była matma - zawsze piątki, poziom niemal na olimpiadę. Miałem też zapalonego historyka, który w czwartej klasie podstawówki znał i rozumiał historię na poziomie liceum. To może być zarówno historia, jak piłka nożna.
Warto znaleźć coś, na co dziecko ma ten "hyperfocus" - i to rozwijać. Mówimy o takich wyspach kompetencji: może z matmy czy z polskiego nie jest najlepsze, ale za to najlepiej pływa, najlepiej biega albo gra w piłkę.
Zdjęcie: Shutterstock
To nie są "łatwe" dzieci. Czy ich wychowywanie i wspieranie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji? Bo można prosić takie dziecko o umycie zębów czy założenie butów piętnaście razy, a ono nie zareaguje. Albo nie słyszy, albo jest pochłonięte w tym czasie czymś innym.
Ono realnie może nie słyszeć, ale nie dlatego, że ma jakkolwiek jest problem ze słuchem. Problem w tym, żeby ta informacja przebiła się przez ten cały szum informacyjny.
O ADHD mówimy także jako o zaburzeniu selektywności bodźców, które polega na tym, że z całego tego szumu informacyjnego ciężko jest dziecku wyłowić konkretną informację - że np. mama do niego mówi. Po drugie, nawet jeśli dziecko zacznie już robić to, o co je prosiliśmy, to w dowolnym momencie może się rozproszyć i zająć się czymś innym. A w nas rośnie frustracja, bo znowu coś, o co prosiliśmy, jest niezrobione. Natomiast u dziecka, któremu znów ktoś przeszkadza, przerywa jakąś jego aktywność, może dojść do wybuchu negatywnych emocji. I znowu mamy deficyt hamowania, rakietę z hamulcami od roweru. Wtedy meble potrafią latać po domu, bo niby jak dziecko ma sobie z tym poradzić?
Istnieją specjalne grupy wsparcia dla rodziców dzieci w spektrum autyzmu i z ADHD, bo zachowanie cierpliwości i okazywanie zrozumienia przy jednoczesnym stawianiu granic i konkretnych wymagań może być wyczerpujące. Jak ci rodzice mogą być ze swoim dzieckiem, wspierać się, wzmacnia, po prostu sobie radzić?
To, co zawsze działa, to stały plan dnia. To podstawowa kwestia, przy czym taka rutyna działa lepiej w przypadku młodszych dzieci. Trudniej będzie z nastolatkiem, który przeżywa kryzys adolescencji - a zawsze tłumaczę rodzicom, że dzieciaki z ADHD przeżywają go do sześcianu.
Wstajemy o 8., myjemy zęby, jemy śniadanie, ubieramy się, wychodzimy do przedszkola czy szkoły - i tak dalej.
Potem o 18 odrabiamy lekcje, o 19 czytamy czy oglądamy bajkę albo robimy cokolwiek innego.
Dzieci z ADHD o wiele lepiej funkcjonują w sztywnej strukturze dnia
Dajemy im też tylko jedno zadanie naraz. Bo jeśli poprosimy, żeby najpierw się ubrało, potem umyło zęby, a potem posprzątało zabawki, to zęby może umyje, ubierze się może do połowy, ale już na wykonanie trzeciego zadania nie ma szans.
Poza tym jego uwagę trzeba przywołać. Gdy w danej chwili wydajemy jedno polecenie: "chodź tu do mnie, popatrz na mnie, teraz idziesz wyrzucić śmieci", a dodatkowo prosimy, by powtórzyło, co ma zrobić, to pójdzie i te śmieci wyrzuci.
Chwilą wytchnienia dla rodziców czy opiekunów bywa tablet bądź telefon. Włączamy bajkę czy grę - i już, spokój. Jak to działa na dzieci z ADHD?
ADHD wiąże się z wyższym niż w populacji ogólnej ryzykiem uzależnienia, które nie dotyczy, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać, tylko alkoholu czy narkotyków, ale też internetu, korzystania ze smartfona, gier komputerowych czy mediów społecznościowych.
Dzieci z ADHD bardzo to chłoną, dostają też szybkie poczucie gratyfikacji, bo to jest to jedna z niewielu rzeczy, na których one mogą się absolutnie skupić. Tam ta uwaga jest bowiem stale bombardowana i stymulowana.
Do tego dochodzi adrenalina związana z tym, jak się gra i rywalizuje z innymi. I jest to niebezpieczeństwo, że taki człowiek, doznający frustracji w życiu realnym, przeniesie się do świata online, bo tam ma szybszą, łatwiejszą gratyfikację. I tam nikt go w kółko nie strofuje.
Zdjęcie: Shutterstock
Kiedy należy włączyć leczenie farmakologiczne?
Ani diagnozy, ani leków nie należy się bać. Generalnie zasada jest taka, że nawet jeżeli jest diagnoza, to najpierw wprowadzamy szereg oddziaływań pozafarmakologicznych. Chodzi tu chociażby o kwestie związane z tym ustalonym planem dnia, o których była mowa wcześniej. To jedna z najprostszych interwencji, która poprawia funkcjonowanie takiego młodego człowieka. Jeżeli ta bateria interwencji psychospołecznych okazuje się nieskuteczna, powinny wkroczyć leki.
Leki powinny też wkroczyć wtedy, gdy pacjent zaczyna rozwijać powikłania ADHD, czyli na przykład zaburzenia opozycyjno-buntownicze. Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy przez co najmniej sześć miesięcy występuje utrwalony wzorzec buntowania się, sprzeciwiania normom społecznym dorosłych, wybuchy złości, złośliwość, mściwość.
W przypadku rozwijania się tego typu powikłań albo powikłań typu: "poszedł do pierwszej klasy podstawówki i po trzech tygodniach już go chcą wyrzucić" włączenie leków jest jak najbardziej wskazane.
Ale rodzice leków się boją.
Myślę, że wynika to z braku rzetelnej informacji i nieporozumienia związanego z tym, że najpopularniejszy i najskuteczniejszy lek w Polsce, metylofenidat, jest uważany za lek narkotyczny. Owszem, mechanizm jego działania jest podobny, natomiast podstawowa różnica jest taka, że on nie powoduje euforii, a wzmaga koncentrację, skupienie się. Dzięki temu w 90% jest skuteczny. Leków nie trzeba się bać, bo one bardzo znacząco mogą poprawić funkcjonowanie dzieci i młodzieży.