Przyszłość
Rozmawiamy z politykami i liderami opinii o europejskiej Ukrainie, wolnej Europie i bezpiecznej, demokratycznej Polsce

Rebecca Harms: Polska jest niekwestionowanym celem Rosjan
W styczniu w Polsce wykryto kolejną grupę inspirowaną przez rosyjskie służby wywiadowcze, która próbowała wpłynąć na wybory poprzez szerzenie dezinformacji. Jednak Moskwa nie wywiera wpływu na kraje europejskie tylko za pomocą takich narzędzi. W rezultacie nasilają się prorosyjskie nastroje w Europie, a skrajnie prawicowe partie polityczne zyskują na popularności.
Rozmawiamy z Rebeccą Harms, niemiecką polityczką (Unia 90/Zieloni), posłanką do Parlamentu Europejskiego (2004-2019) i wiceprzewodniczącą Rady Nadzorczej Europejskiego Centrum Wolności Prasy i Mediów, o największych wyzwaniach stojących przed UE w związku z Rosją i o tym, czy Europa robi wystarczająco dużo, by przeciwdziałać rosyjskim wpływom.
Wpływy Rosji w Europie
Maryna Stepanenko: W czerwcu UE zakazała europejskim partiom politycznym, think tankom i innym organizacjom przyjmowania pieniędzy z Rosji. Czy istnieją jeszcze jakieś luki, które pozwalają Moskwie na dalsze rozprzestrzenianie swoich wpływów w Europie?
Rebecca Harms: Z dochodzenia niemieckich dziennikarzy i ekspertów ds. dezinformacji wiemy, że od listopada 2024 r. trwa systematyczna kampania przeciwko niemieckim politykom. Jest ona powiązana z rosyjską fabryką trolli założoną przez nieżyjącego już Jewgienija Prigożyna. Śledczy odkryli, że ponad 100 fałszywych stron internetowych zostało utworzonych w celu prowadzenia kampanii przeciwko wicekanclerzowi Robertowi Habeckowi i minister spraw zagranicznych Annalenie Baerbock przy użyciu fałszywych doniesień na ich temat.
Myślę, że dzieje się tak w większości państw członkowskich UE, odkąd Rosja zdecydowała się rozpocząć wojnę informacyjną i wspierać antydemokratyczne i prokremlowskie partie w Unii
Rosja usilnie próbuje wpływać na kraje takie jak Armenia, Bośnia i Hercegowina, Gruzja, Mołdawia i Serbia poprzez presję gospodarczą, polityczną i wojskową. Dlaczego ważne jest, by te kraje utrzymały europejską orientację? I w jaki sposób Niemcy i UE mogą wzmocnić wsparcie dla tych krajów?
Nie mamy cudownych narzędzi dla tych krajów, ale wiele zależy od tego, czy istnieje w nich masa krytyczna obywateli i polityków, którzy mogą stawić opór. Weźmy na przykład Armenię. Prokremlowscy i autorytarni przywódcy przegrali tam wybory. Pozwoliło to Paszynianowi [Nikolowi Paszynianowi, obecnemu premierowi Armenii – red.] i jego ekipie dojść do władzy. To dowód pewnej odporności, którą Unia Europejska powinna wspierać, w szczególności poprzez utrzymywanie otwartych drzwi dla perspektywy członkostwa Armenii w UE.
Wspomniała pani również o Mołdawii. Po części dzięki wysiłkom Ukrainy kraj ten nie tylko zyskał perspektywę członkostwa w UE, ale wkrótce rozpocznie rozmowy akcesyjne. W niektórych przypadkach wsparcie zewnętrzne robi różnicę.
Z kolei w Gruzji po ostatnich wyborach wyzwania stały się większe. Mimo to Unia Europejska nadal wykorzystuje mechanizmy demokratyczne i prawne, by zachęcić Tbilisi do powrotu do demokratycznych rządów.

Wzrostowi nastrojów skrajnie prawicowych w wielu krajach europejskich często towarzyszy prorosyjska retoryka. Jak bardzo zagraża to jedności europejskiej? I jakie działania mogą skutecznie przeciwdziałać tym nastrojom?
Unia Europejska nie może wygrać tej bitwy z Rosją w pojedynkę.
Odporność, a czasem opór, są potrzebne zarówno w państwach członkowskich UE, jak w krajach będących pod presją. W tym drugim przypadku Unia może zapewnić kluczowe wsparcie
Widzimy to teraz, gdy UE zwiększa swoje zaangażowanie na Bałkanach, w Gruzji i Mołdawii. Niestety w Gruzji Unia zbyt długo nie reagowała odpowiednio na zmieniające się priorytety partii rządzącej, kontrolowanej przez miejscowego oligarchę. Zarazem prezydent Salome Zurabiszwili, którą bardzo szanuję, zajęło dużo czasu, by zająć jasne stanowisko wobec rządu.
UE ma narzędzia do zapewnienia uczciwych wyborów, monitorowania procesu głosowania i reagowania na przypadki oszustw wyborczych. Mamy również mechanizmy promowania wolności mediów, niezależności instytucjonalnej i rządów prawa. Instrumenty te są silniejsze w UE, ale obywatele krajów będących pod rosyjską presją są coraz bardziej świadomi ich znaczenia.
Weźmy na przykład Serbię. Obecnie jesteśmy świadkami silnego społecznego sprzeciwu wobec głęboko zakorzenionej korupcji, która jest bezpośrednio powiązana z prezydentem Vuciciem i jego otoczeniem.
Rosyjska dezinformacja i wybory
W Niemczech wkrótce odbędą się przedterminowe wybory. Czy dostrzega Pani jakieś inne próby ingerencji ze strony Moskwy, poza kampaniami trolli?
Ostatnie dochodzenia potwierdziły, że kontrolowane przez Rosję farmy botów i influencerzy intensywnie rozpowszechniają dezinformację za pośrednictwem mediów społecznościowych, wykorzystując przy tym zarówno państwowe kanały propagandowe, takie jak Ruptly, jak bezpośrednie manipulacje w Internecie. Ponadto prorosyjskie narracje są promowane przez wpływowych polityków poprzez wystąpienia w mediach. Niektórzy działają dobrowolnie, na zasadzie pro bono, podczas gdy inni są prawdopodobnie finansowani przez imperia przemysłowe powiązane z Putinem.
Retoryka tych osób stanowi wyzwanie dla NATO i UE. Jednak pełny zakres ich wpływów stanie się jasny dopiero z czasem
Dwie partie w Niemczech – skrajnie prawicowa AfD i nowa partia Sahry Wagenknecht [Sojusz Sahry Wagenknecht – red.] – otwarcie promują kremlowską propagandę wymierzoną nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także przeciw Europie i instytucjom demokratycznym. Pozostaje niejasne, czy otrzymują bezpośrednie finansowanie z Rosji, czy tylko pośrednie wsparcie. Tymczasem w głównych partiach, takich jak SPD i CDU, pozostałości starego obozu Putinfersteuer [dosłownie: „wyrozumiali dla Putina” – pejoratywne określenie niemieckich polityków i ekspertów sympatyzujących z prezydentem Rosji – red.] wciąż twierdzą, że Rosja jest ważnym partnerem dla wzmocnienia i jedności Europy. Stanowisko to opiera się na przestarzałej Russlandpolitik [niemieckiej polityce wobec Rosji – red.], ale nadal ma wpływy.
Dlaczego prorosyjscy lub otwarcie antyeuropejscy kandydaci, tacy jak Zoran Milanović [prezydent Chorwacji – red.] lub Kelin Georgescu [kandydat na prezydenta Rumunii – red.], znajdują poparcie wśród ludności? Czy wynika to z rosnącego sceptycyzmu wobec UE, czy też z wpływu kampanii dezinformacyjnych?
Za pośrednictwem mediów społecznościowych i mediów tradycyjnych, bezpośrednio lub pośrednio wspieranych przez Rosję, propagandystom udaje się przekonać ludzi, że problemy ich krajów – od opieki zdrowotnej po migrację – są wynikiem złego zarządzania w UE i braku patriotyzmu w ich rządach. Jest to szczególnie widoczne w przypadku migracji. A przecież to rosyjskie siły powietrzne, a nie tylko syryjski reżim, spowodowały swego czasu masową falę uchodźców z Syrii. To samo dzieje się dziś z uchodźcami z Ukrainy. Rosyjska propaganda manipuluje tym tematem, ignorując oczywisty fakt, że ludzie są zmuszeni do ucieczki przed rosyjskimi bombardowaniami.
To niesamowite, jak łatwo dziś sprawić, by ludzie uwierzyli w kłamstwa upowszechniane za pomocą niekontrolowanych mediów i mediów społecznościowych. Europa stoi przed problemem, który jest prawie niemożliwy do rozwiązania
Te tak zwane media społecznościowe wcale nie są społeczne – są siedliskiem niesprawiedliwości i dezinformacji, mających niszczycielskie konsekwencje. Ale kiedy się pojawiły, liberalna lewica postrzegała je jako „ziemię obiecaną” wolności i równości, więc była przeciwna wszelkim regulacjom.
Teraz ci sami ludzie domagają się bardziej rygorystycznych zasad, ale to jest bardzo trudne. Na przykład młodzi ludzie korzystający z TikToka uważają, że ograniczenia zagrażają ich wolności, podczas gdy w rzeczywistości chodzi o zakaz rozpowszechniania głupich treści. Poprzednie próby ustanowienia zasad dla mediów cyfrowych nie powiodły się z powodu oporu dużych firm internetowych. Teraz stoimy przed jednym z największych wyzwań: ostatecznym wdrożeniem niezbędnych regulacji.

Polska od dawna jest i pozostaje jednym z głównych sojuszników Ukrainy. Jakie jest ryzyko potencjalnej rosyjskiej ingerencji w majowe wybory prezydenckie w Polsce? I jak może to wpłynąć na poparcie dla Ukrainy w regionie?
Nie tylko Polska w ogóle, ale Donald Tusk w szczególności ma kluczowe znaczenie dla Europy. Jako były przewodniczący Rady Europejskiej i doświadczony przywódca jest on wyraźnym celem rosyjskich wysiłków zmierzających do destabilizacji. Ponadto Polska jest jednym z najsilniejszych zwolenników Ukrainy i kluczowym orędownikiem wzmocnienia zdolności wojskowych UE, co czyni ją priorytetowym celem rosyjskich ingerencji.
Niemniej Polacy powinni wiedzieć, że ich nowo wybrany demokratyczny rząd, utworzony przez złożoną, ale legalną koalicję, jest dobrze przygotowany do wytrzymania tej presji
Szantaż energetyczny wobec UE
Na ile skuteczne są wysiłki UE na rzecz zmniejszenia zależności od rosyjskich surowców energetycznych?
W porównaniu z rokiem 2022 ta zależność się zmniejszyła. Według najnowszych danych, które widziałam w Niemczech, sytuacja wróciła do normy. Ale gdybyśmy działali bardziej konsekwentnie w kwestii sankcji, wynik byłby lepszy i szybszy.
Jestem oburzona, że Rosatom nie został jeszcze objęty sankcjami. Ta firma była częścią terroru nuklearnego od pierwszych dni wojny. Chodzi o atak na Czarnobyl, ataki i okupację elektrowni jądrowej w Zaporożu, a teraz ataki na infrastrukturę energetyczną, które stanowią ogromne zagrożenie dla elektrowni jądrowych w Ukrainie.
Dlatego ilekroć czytam pozytywne artykuły o przemyśle jądrowym we Francji, jestem zaskoczona, że ci, którzy go podziwiają, nie wspominają o jego powiązaniach z Rosatomem. Na przykład EDF, francuska spółka jądrowa, jest jednym z kluczowych klientów Rosatomu, a francuski sektor energetyczny jest silnie uzależniony od importu z Rosji.
Jak Unia Europejska może przeciwdziałać szantażowi Viktora Orbana, który próbuje wykorzystać kwestię tranzytu rosyjskiego gazu do złagodzenia sankcji wobec Rosji?
Myślę, że Unia jest w stanie zrekompensować import z Rosji poprzez inne źródła. Jest to więc problem lub zadanie, które można rozwiązać tylko wtedy, gdy zechce tego również Orban. Ale nawet Węgry mogą przetrwać bez rosyjskiego gazu.
Członkostwo Ukrainy w UE i ryzyko przedłużenia wojny
Jakich mechanizmów używa Rosja, by sabotować dążenie Ukrainy do integracji europejskiej? Czy Unia robi wystarczająco dużo, by powstrzymać te działania?
Przy okazji każdego wydarzenia związanego z integracją Ukrainy z UE czuję, że jest to najlepsza decyzja, jakiej kiedykolwiek byłam świadkiem. Chociaż UE otworzyła swoje drzwi dla Ukrainy zbyt późno, w końcu to się stało – i to pomimo rosyjskiej agresji.
To była odważna decyzja zarówno dla Ukrainy, jak dla Unii Europejskiej. Jesteśmy teraz w trakcie przygotowań do otwarcia pierwszych etapów negocjacji
Oczywiście istnieje rosyjska ingerencja, dezinformacja i inne problemy. Proces integracji europejskiej jest skomplikowany, ale to wojna utrudnia Ukrainie spełnienie wymagań. Mamy więc do czynienia z zupełnie nowym procesem integracji i trudno przewidzieć jego przyszłość.
Obecnie słyszymy wiele oświadczeń o zakończeniu wojny w Ukrainie. Szczególnie uważnie obserwujemy działania prezydenta USA Donalda Trumpa. Ale skoro nie mamy na razie żadnych konkretów, to jakie ryzyko niesie Pani zdaniem przedłużająca się wojna w Ukrainie dla stabilności gospodarczej, politycznej i militarnej Unii Europejskiej?
Trump nie jest jedyną osobą, która twierdzi, że byłoby lepiej, gdyby wojna się skończyła. W rzeczywistości ci, którzy ucierpieli, stracili swoje rodziny, domy, miasta, znacznie lepiej rozumieją, dlaczego tak ważne jest, by wojna zakończyła się tak szybko, jak to możliwe. Wiedzą to znacznie lepiej niż Trump.
Ale z drugiej strony warunki zawieszenia broni lub rozejmu muszą być takie, aby można było zapewnić, że Rosja nie powtórzy już ataku na Ukrainę. To ważne zarówno dla UE, jak dla Ukrainy
Wszyscy chcą przejść do fazy odbudowy i rekonstrukcji, ale nie jesteśmy jeszcze na tym etapie.
W Davos prezydent Zełenski powiedział, że „Europa musi stać się silnym, globalnym i niezbędnym graczem”. Czy wsparcie dla Ukrainy można uznać za kluczowy test dla Europy jako globalnego gracza?
Myślę, że tak. Unia Europejska, zwłaszcza te jej czołowe państwa, które stanęły w obronie Ukrainy przed lutym 2022 r., stała się znacznie silniejszym graczem w sferze obronności i bezpieczeństwa. Nadal jednak należy podjąć znaczące kroki, co stało się oczywiste po objęciu urzędu przez Trumpa.
Rozczarowujące jest to, że pomimo wszystkich dyskusji przed jego inauguracją Europa nie była przygotowana na powrót Trumpa do władzy. Chociaż UE poczyniła wiele wysiłków od 2022 r., nadal nie jest w stanie w pełni bronić kontynentu. NATO jest tutaj kluczowym graczem, a Europa musi teraz poważnie zainwestować we własne siły bezpieczeństwa i obrony w Sojuszu.
Moim zdaniem jest to jedna z najpilniejszych kwestii. Niestety jeśli spojrzeć na niemiecką kampanię wyborczą, kwestii tej nie poświęcono wystarczająco dużo uwagi. Nawet teraz, po prawie trzech latach rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wielu polityków nadal nie ma odwagi rozmawiać o tych ważnych kwestiach ze swoimi wyborcami.
Zdjęcie główne: IMAGO/Andreas Friedrichs/Imago Stock and People/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Zawieszenie broni to nie pokój. Niemiecki generał o zakończeniu wojny w Ukrainie
Prezydent Wołodymyr Zełenski stwierdził, że Ukraina jest zaangażowana działania na rzecz zakończenia wojny w tym roku, jednak kluczowym tego warunkiem są wiarygodne gwarancje bezpieczeństwa. Bo bez nich Władimir Putin może powrócić z nową, jeszcze większą armią.
Według niego by zapobiec ponownej inwazji Rosji po ustanowieniu zawieszenia broni, w Ukrainie powinny zostać rozmieszczone co najmniej 200-tysięczne europejskie siły pokojowe. Niektóre kraje europejskie, w tym Niemcy, nie wykluczają możliwości wysłania swojego kontyngentu do Ukrainy.
Na jakich warunkach mogłoby się to odbyć? Co stanie się z poparciem dla Kijowa po wyborach w Niemczech? Na te i inne pytania odpowiada Hans-Lothar Domrese, generał Bundeswehry i NATO w stanie spoczynku.
Siły pokojowe w Ukrainie i gwarancje bezpieczeństwa
Maryna Stepanenko: Minister obrony Niemiec Boris Pistorius nie wyklucza obecności niemieckich żołnierzy w Ukrainie. Według niego w przypadku zawieszenia broni mogliby oni strzec strefy buforowej. Jak Pan ocenia tę perspektywę? Czy to może być realna gwarancja bezpieczeństwa dla Ukrainy?
Gen. Hans-Lothar Domrese: Absolutnie zgadzam się z ministrem Pistoriusem. Jeśli założyć, że Putin jest skłonny negocjować z Trumpem, Zełenskim czy kimkolwiek innym, w pewnym momencie musi dojść do zawieszenia broni. Następnie musimy upewnić się, że Ukraina jest wystarczająco bezpieczna, a to wymaga gwarancji.
Jeśli członkostwo w NATO stanie się dla Ukrainy nieosiągalne, będzie trzeba rozmieścić w niej siły zachodnie, na przykład wielonarodową dywizję amerykańską, wielonarodową dywizję niemiecką i tak dalej.
Potrzeba będzie co najmniej czterech wielonarodowych dywizji, by chronić Ukrainę
Rok temu Francja pierwsza powiedziała o możliwym zaangażowaniu swoich żołnierzy jako sił pokojowych w Ukrainie. Czy Pana zdaniem takie inicjatywy powinny być podejmowane indywidualnie, przez poszczególne kraje, czy może omawiane na poziomie bloków takich jak NATO? Jakie jest prawdopodobieństwo osiągnięcia konsensusu?
Nie jestem pewien, czy w tym przypadku struktura NATO zadziała, ponieważ Sojusz jest obecnie przytłoczony koordynowaniem pomocy w swojej kwaterze głównej w Wiesbaden, by wesprzeć siły ukraińskie i naród ukraiński. Jednocześnie NATO prawdopodobnie nie chce rozmieszczać wojsk w Ukrainie. Jest to więc sprawa dla poszczególnych państw, nawet jeśli są one członkami NATO.
Siły pokojowe mogłyby zostać rozmieszczone na przykład pod auspicjami ONZ lub UE. Może to być też koalicja chętnych pod przywództwem Francji, Niemiec, Stanów Zjednoczonych czy kogokolwiek innego.

Czy niemiecka opinia publiczna jest gotowa poprzeć decyzję o wysłaniu wojsk do Ukrainy?
To dobre pytanie. Zobaczymy. Jedno jest pewne: poparcie dla Ukrainy w niemieckim społeczeństwie jest ogromne. Wiemy, że cierpicie, że bronicie Europy. Istnieje jednak pewna błędna kalkulacja.
Większość ludzi chce być jak obywatele Szwajcarii i nie robić nic na arenie międzynarodowej. Tyle że to nie działa w ten sposób
Gwarancje bezpieczeństwa są obecnie jednym z najczęściej omawianych tematów. Partnerzy Ukrainy rozumieją, że bez nich wojna się nie zakończy, a jedynie zostanie zawieszona, co da Rosjanom czas na przegrupowanie i ponowny atak. Jaka jest Pana wizja długoterminowego pokoju w Ukrainie?
Nie możemy pozwolić Rosji na ponowny atak na Ukrainę. Dlatego z mojego punktu widzenia powinniśmy pomóc Kijowowi poprzez rozmieszczenie wojsk, a następnie pomyśleć o rozwijaniu dalszych relacji. Pewnego dnia Ukraina znajdzie się w UE, a potem zostanie członkiem NATO, choć to zajmie trochę czasu. Dopóki tak się nie stanie, musimy mieć silną koalicję chętnych do pomocy.
Pomoc Ukrainie i sprawa Taurusów
Dlaczego kwestia udzielenia Ukrainie trzech miliardów nadzwyczajnej pomocy, której listę Berlin sporządził w listopadzie ubiegłego roku, utknęła w martwym punkcie?
Musicie zrozumieć, że za kilka tygodni odbędą się w Niemczech wybory parlamentarne. Mamy wiele partii, których liderzy ubiegają się o stanowisko kanclerza. Pytanie więc brzmi: Która partia ma najlepszy argument dla wyborców? To cały powód.
Nie chodzi o te 3 miliardy euro. To gra polityczna

Ukraińców najbardziej niepokoi kwestia dostaw rakiet dalekiego zasięgu Taurus. Decyzji Niemiec w tej sprawie jeszcze nie ma. Czy powinniśmy się jej spodziewać za miesiąc, po wyborach?
Lider niemieckiej opozycji Friedrich Merz [szef Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – red.] powiedział, że jeśli wygra wybory, wyśle Taurusy do Ukrainy. Ale najpierw potrzebujemy nowego rządu.
Czy myśli Pan, że wraz z Taurusami Ukraina otrzyma pozwolenie na ich użycie głęboko na terytorium Rosji?
Taurysy mogą uderzać w cele odległe tylko o 500 kilometrów. To mniej niż dystans z Kijowa na Krym. 500 kilometrów to niewiele, ale przynajmniej można razić tymi rakietami punkty dowodzenia czy węzły transportowe – wszystko, co pomaga Rosji kontynuować walkę.
Ale jeśli Ukraińcy zechcą, mogą narobić trochę hałasu, bo Taurusy są w stanie dotrzeć do Moskwy, jeśli zajdzie taka potrzeba
Tak, zwłaszcza jeśli Ukraina użyje ich z obszarów położonych blisko linii frontu. Ale czy będą jakieś ograniczenia?
Nie będzie, ponieważ – ośmielę się to powiedzieć – nie można być do połowy ciąży. Podobnie jest z amunicją: tradycyjnie gdy ktoś otrzymuje broń, może z nią robić, co chce.
W przypadku Ukrainy z pewnością mogłoby dojść do negocjacji między oboma ministrami obrony lub spraw zagranicznych albo między prezydentem Zełenskim a kanclerzem. W gronie przyjaciół nie stanowi to jednak problemu.
Wołodymyr Zełenski podkreślił niedawno, jak wiele Niemcy zrobiły dla Ukrainy. Jednocześnie powiedział, że chciałby, cytuję: „coś zmienić”. Do jakich aspektów niemieckiej polityki wobec Ukrainy to się odnosi?
Nie powinniśmy mówić, że Ukraina nie powinna przegrać tej wojny, a jednocześnie nie wspierać jej wystarczająco. Jeśli takie stwierdzenia padają, to musimy zapewnić pełne wsparcie.
Obecny niemiecki rząd balansuje gdzieś pośrodku, mówiąc, że Ukraina nie powinna przegrać, a jednocześnie nie robi wystarczająco dużo, by jej pomóc. To wstyd
Ale dotyczy to wszystkich krajów zachodnich, nawet Stanów Zjednoczonych. Wszyscy wysyłaliśmy do Kijowa gorsze modele czołgów.
Dlaczego?
Bo kiedy wybuchła wojna, baliśmy się, że może wydarzyć się coś jeszcze większego, że Rosja przejdzie przez Ukrainę, jak nóż przez masło, a wtedy zostaniemy „nadzy”. Właśnie dlatego. Ale potem zobaczyliśmy, jak silni są ukraińscy żołnierze, społeczeństwo i prezydent, jak powstali i walczą z Rosjanami.
Ukraińskie siły obronne pokonały ich na północ od Kijowa, w Buczy, pod Charkowem. Mimo to mamy katastrofalną sytuację na wschodzie, w czterech regionach, ponieważ Rosja robi tam postępy, a Ukraina jest zmuszona do odwrotu, by ratować życie swoich żołnierzy.
Prezydent Trump powiedział, że zawieszenie broni nastąpi za 100 dni. Poczekajmy więc i zobaczmy, co przywódca USA przyniesie do stołu.

Czy podpisanie zawieszenia broni w ciągu 100 dni jest możliwe?
Wszystko zależy od Putina. On może zatrzymać wojnę nawet dzisiaj. W rzeczywistości jest jedynym, który może ją powstrzymać. Trump mówi, że zwiększy sankcje wobec Rosji, jeśli Putin tego nie zrobi. I widać już pierwszy rezultat: Indie przestają kupować gaz i ropę z Rosji, ponieważ obawiają się sankcji. Ostatni przyjaciele Putina odwrócą się od niego.
Trzymam kciuki, byśmy doczekali się zawieszenia broni i rozpoczęcia negocjacji pokojowych, choć zawieszenie broni to nie pokój.
Zdjęcie główne: Ukrinform/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Zachodnie siły pokojowe w Ukrainie: czy to da się zrobić
Na początku stycznia wyszło na jaw, że brytyjski premier Keir Starmer i francuski prezydent Emmanuel Macron negocjowali rozmieszczenie w Ukrainie brytyjskiego i francuskiego wojskowego kontyngentu pokojowego po ewentualnym zawarciu rozejmu między Ukrainą a Rosją. Macron i Starmer omówili ten pomysł z premierem RP Donaldem Tuskiem. Niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock i włoski minister obrony Guido Crosetto nie wykluczają udziału ich krajów w misji pokojowej.
Na ile wykonalny jest ten pomysł? Które inne państwa mogłyby się do tego przyłączyć? Jaka mogłaby być rola NATO. I czy Rosja zgodziłaby się na rozmieszczenie międzynarodowych sił pokojowych w Ukrainie?
Potencjalni uczestnicy
Jak sugeruje Davis Ellison, analityk w Centrum Studiów Strategicznych w Hadze kraje bałtyckie, Polska i Francja potencjalnie mogłyby wesprzeć misję pokojową w Ukrainie. Z logistycznego punktu widzenia to jest wykonalne, ale taka misja natychmiast napotkałaby wiele niuansów prawnych:
– Aspekty prawne koncentrowałyby się głównie na zasadach zaangażowania obcych wojsk: czy litewskie oddziały stacjonujące wzdłuż linii zawieszenia broni mogłyby na przykład otworzyć ogień do wojsk rosyjskich? Co więcej, reguły, na mocy których działałyby obce wojska, musiałyby zostać uzgodnione z ukraińskim rządem.
Bo kto faktycznie dowodziłby tymi siłami? Czy musiałyby koordynować swoje decyzje z Kijowem? Jaki byłby polityczny cel misji? Pojawia się tu wiele pytań
Kwestię ewentualnego rozmieszczenia zachodnich kontyngentów wojskowych na terytorium Ukrainy zainicjował w ubiegłym roku prezydent Francji Emmanuel Macron. I natychmiast wywołał debatę, która ostatnio, związku z powrotem do Białego Domu Donalda Trumpa, przybrała na sile. Trump wielokrotnie mówił, że szybkie zakończenie wojny w Ukrainie jest jednym z jego priorytetów. Według Reutersa amerykański przywódca ma na stole trzy główne opcje zakończenia wojny: plan specjalnego przedstawiciela ds. Ukrainy Keitha Kellogga, plan wiceprezydenta J.D. Vance'a oraz plan byłego szefa wywiadu USA Richarda Grenella. Wszystkie w taki czy inny sposób zakładają zamrożenie działań wojennych wzdłuż linii kontaktu. Według Reutersa w przypadku zawieszenia broni Unia Europejska mogłaby wysłać na misję pokojową do Ukrainy do 100 000 żołnierzy.

Kilka krajów wypowiedziało się już na temat perspektyw ich udziału w tej inicjatywie. Minister spraw zagranicznych Litwy Kęstutis Budrys zgodził się na przedyskutowanie tej kwestii, jeśli Kijów zwróci się o to do krajów zachodnich. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział z kolei, że Niemcy jako największy kraj NATO w Europie oczywiście odegrają swoją rolę, a kwestia sił pokojowych zostanie omówiona „w odpowiednim czasie”. Brytyjski premier Keir Starmer przyznał natomiast, że jego kraj omawiał pomysł stworzenia sił pokojowych z innymi sojusznikami. Starmer, według Financial Times, zamierza omówić ten temat z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte podczas nieformalnego spotkania 3 lutego.
Polska uważa natomiast, że państwa graniczące z Ukrainą na tym etapie nie wyślą do niej swych sił. Tak przynajmniej powiedział w rozmowie z „Financial Times” minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz. Podkreślił, że gdy powstanie plan pokojowy, zostanie on w Polsce omówiony, ale jego zdaniem powinien istnieć większy podział obowiązków w ramach NATO.
Przez prawie trzy lata Europa w dużej mierze zachowywała się tak, jakby nie musiała dokonywać wyboru. Jakby mogła wspierać walkę Ukrainy z Rosją, dbać o zachowanie europejskiego bezpieczeństwa, a jednocześnie unikać ryzyka dla siebie
Jednak biorąc pod uwagę pogarszającą się sytuację militarną w Ukrainie i perspektywę zmniejszenia amerykańskiej pomocy wojskowej, Europa raczej nie będzie w stanie dłużej unikać trudnych decyzji, zaznacza Franz-Stefan Gadi, analityk wojskowy w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych:
– Konieczna jest uczciwa ocena sytuacji. Bez znaczącej zachodniej obecności wojskowej Rosja prawdopodobnie zignoruje wszelkie gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. A Donald Trump i jego zespół dali już jasno do zrozumienia, że nie wyślą wojsk amerykańskich do Ukrainy, bo powinno to należeć do Europy.
Ukraińskie realia i doświadczenia historyczne
Na razie rozmieszczenie zagranicznego kontyngentu pokojowego w Ukrainie wydaje się mało prawdopodobne. Coś takiego mogłoby zadziałać tylko wtedy, gdyby obie strony wyraiły na to zgodę, ocenia Serhij Kuzan, szef Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa i Współpracy:
– I to nie tylko wówczas, gdy dojdzie do pewnego rodzaju zamrożenia, ale gdy zostaną określone warunki, to znaczy odbędą się konsultacje lub negocjacje i zostanie określona strefa zdemilitaryzowana, w której wojsko nie może być obecne. Istnieje cała procedura i jest ona bardziej skomplikowana niż nam się wydaje. To nie jest tylko kwestia: „ciach! – i przestają strzelać”. Mamy niewiarygodnie długą linię frontu, o długości 1500 kilometrów, a tak długa strefa zdemilitaryzowana wymaga utrzymania na dużą skalę.
Oczywiste jest, że jeśli ta strefa nie zostanie nasycona siłami pokojowymi, punktami kontrolnymi i oddzielona ogrodzeniem wzdłuż całej linii, to bardzo szybko walki wybuchną z nową siłą
W przeszłości misje pokojowe przynosiły różne wyniki, zauważa Davis Ellison:
– Na przykład misja pokojowa w Bośni i Hercegowinie została powszechnie uznana za porażkę i wymagała interwencji NATO dla „uratowania” ONZ podczas wojny. Utrzymywanie pokoju w Kosowie i na Cyprze jest uważane za bardziej udane, ale z zastrzeżeniem, że podstawowe problemy polityczne nie zostały rozwiązane, a konflikt w każdej chwili może na powrót wybuchnąć.

Jeśli chodzi o Rosję, wszystko będzie zależało od warunków, w jakich prowadzone będą działania pokojowe, kontynuuje Davis Ellison:
– Aby mogło dojść uruchomiania do misji pokojowej, musi być pokój. Biorąc pod uwagę to, że nie ma jeszcze rozejmu ani rozmów pokojowych, wszelkie oddziały przybywające wcześniej będą prawdopodobnie postrzegane jako wrogie bojówki, co doprowadzi jedynie do eskalacji. Jeśli siły pokojowe przybędą na mocy ukraińsko-rosyjskiego porozumienia pokojowego, sytuacja będzie inna.
Jest jednak prawdopodobne, że Rosja będzie nalegać, by siły pokojowe obejmowały jej własne siły lub przynajmniej siły z krajów przyjaznych Moskwie
Perspektywy misji
W wywiadzie dla Bloomberga Wołodymyr Zełenski powiedział, że europejscy sojusznicy nie mają wystarczającej liczby żołnierzy, aby być prawdziwym czynnikiem odstraszającym Rosję. A każde inne rozwiązanie grozi otwarciem podziałów w NATO. Według Zełenskiego misja pokojowa nie może się obyć bez udziału Stanów Zjednoczonych.
Źródła Bloomberga twierdzą, że europejscy urzędnicy intensywnie pracują nad uzyskaniem od administracji Trumpa zobowiązania do udziału w gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy, w tym dotyczącego wysłania żołnierzy na misję pokojową.
Dopóki Ukraina nie ustabilizuje linii frontu, rozmowy o oddziałach rozjemczych pozostają jedynie teorią. Zamrożenie konfliktu można rozważać tylko wtedy, gdy Rosja uzna, że nie może już osiągnąć znaczących zwycięstw militarnych. Jak podkreśla Franz-Stefan Gadi, może się tak stać, jeśli administracja Trumpa zdecyduje się realizować strategię zwiększania pomocy wojskowej dla Ukrainy, by wzmocnić swoją pozycję przetargową.
– Jednak prędzej czy później Trump może oświadczyć, że Ukraina jest problemem Europy, więc to Europa powinna mieć gotowy jasny plan działania – mówi Gadi. – Tyle że pomysł, że Europa może powstrzymać Rosję przed zerwaniem zawieszenia broni i ponownym atakiem za pomocą lekkiej misji pokojowej, jest iluzją.
Serhij Kuzan twierdzi ponadto, że specyfika sytuacji polega na tym, że w Ukrainie są używane wszystkie najnowsze typy broni, jakie istnieją na świecie:
– Oznacza to, że potencjalne siły pokojowe musiałyby być uzbrojone każdą broń, w tym ciężką – m.in. haubice, działa dalekiego zasięgu i wyrzutnie rakiet – mówi Kuzan. – Wyobraźmy sobie, że dowódca brygady z jednej lub drugiej strony mówi, że nie zgadza się na negocjacje, i rusza naprzód. Wtedy siły pokojowe muszą mieć moc pozwalającą zapewnić wdrożenie porozumień pokojowych.
Uzbrojenie sił pokojowych powinno być wystarczające do powstrzymania wszelkich działań jednej lub drugiej strony
A rola NATO będzie prawdopodobnie ograniczona, biorąc pod uwagę fakt, że konsensus pomiędzy 32 państwami w sprawie faktycznego rozmieszczenia sił wydaje się wysoce mało prawdopodobny. W najlepszym razie mogłoby to być wsparcie pośrednie, takie jak logistyka lub wywiad, zapewniane z terytorium NATO, uważa Davis Ellison.
Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało pomysł wysłania zachodnich sił pokojowych do Ukrainy za nie do przyjęcia dla Rosji, zastrzegając, że taki ruch mógłby doprowadzić do niekontrolowanej eskalacji.

Rozmieszczenie obcych wojsk w Ukrainie jest kwestią otwartą, ocenia jednak Ellison, a szacunki dotyczące jego wpływu są bardzo zróżnicowane:
– Zwolennicy tego rozwiązania twierdzą, że może być decydującym czynnikiem na polu bitwy, zmuszającym Moskwę do negocjacji na warunkach Ukrainy. Inni ostrzegają, że oznaczałoby to bezpośrednią wojnę między NATO i Rosją, co mogłoby doprowadzić do niszczycielskiej eskalacji. Wtedy Ukraina stałaby się głównym polem bitwy w wojnie NATO z Rosją.
Myślę, że siły pokojowe lub przynajmniej obserwatorzy zawieszenia broni z neutralnych państw będą niezbędnym warunkiem negocjacji, choć jest wiele kwestii do uzgodnienia
Oczywiście Rosjanie zgodzą się rozmawiać o misji pokojowej tylko wtedy, gdy Ukrainie uda się zmniejszyć ich potencjał ofensywny – jeśli zostaną osłabieni do tego stopnia, że kontynuowanie wojny w obecnym kształcie stanie się dla nich nie do utrzymania, zaznacza Serhij Kuzan:
– Dopóki do tego nie dojdzie, będą kontynuować wojnę. Mówienie, że wojna wyczerpuje rosyjską gospodarkę, że cofa Rosję o 20 lat, że poziom życia Rosjan się pogarsza – to głupie gadanie. Dla Rosjan jedynym argumentem byłaby bolesna porażka militarna.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Davos w cieniu Trumpa: zagrożenia i rozwiązania
54. Światowe Forum Ekonomiczne w Davos zgromadziło ponad 3000 uczestników, w tym przywódców z 60 krajów. Donald Trump dołączył online. Wołodymyr Zełenski przybył osobiście i wezwał Europę do bardziej zdecydowanej obecności na arenie światowej.
Rozmawiamy z ekspertami do spraw międzynarodowych o początku nowej ery politycznej w USA, wyzwaniach dla bezpieczeństwa Europejczyków, oczekiwaniach wobec inicjatyw pokojowych Trumpa i zmianach w globalnym krajobrazie politycznym.
Davos kreśli wyzwania

Od rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Ukrainę minęły trzy lata. Ta wojna była, jest i wciąż pozostaje największym wyzwaniem dla globalnego bezpieczeństwa. W szczególności dla Europy i oczywiście dla państwa ukraińskiego, które walczy z agresją i robi wszystko, co możliwe, by ją powstrzymać, ocenia dr Stanisław Żelichowski, politolog i ekspert międzynarodowy:
– Dlatego temat rosyjskiej agresji jest obecny także w kuluarach Davos. To zrozumiałe, ponieważ bez rozwiązania tej kwestii nie może być mowy o normalnym handlu i stosunkach gospodarczych między krajami. Kwestia ta będzie aktualna, dopóki nie zostanie osiągnięte porozumienie pokojowe.
Amanda Paul, starsza analityczka polityczna w European Policy Centre w Brukseli, zauważa z kolei, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie, a także jej wojna hybrydowa przeciw Europie, w tym cyberataki na infrastrukturę krytyczną, dezinformacja i ingerencje w wybory, stanowią poważne wyzwanie geopolityczne dla Europejczyków.
– Potencjalne wyzwania wiążą się też z potencjalną utratą pozycji Stanów Zjednoczonych jako wiarygodnego partnera. To oznacza zwiększenie izolacji w zmieniającym się świecie i zmniejszenie konkurencyjności gospodarczej – mówi Paul
Żelichowski zwraca natomiast uwagę, że nie można zapominać o Chinach, które zresztą pojawiają się w wielu dyskusjach. Kraj ten wzmacnia bowiem swoje możliwości gospodarcze i geopolityczne, czego inne państwa, w tym Stany Zjednoczone, nie mogą ignorować:
– Chiny są do pewnego stopnia sojusznikiem czy partnerem Rosji – nie wiem, jak najlepiej mierzyć ich relacje. W każdym razie pomagają Rosji w tej agresywnej wojnie. Poza tym Chiny same mogą być agresorem – kwestia Tajwanu nie została jeszcze rozwiązana. I oczywiście jednym z wyzwań – przede wszystkim ze względu na niepewność co do tego, co może się stać – jest dojście Donalda Trumpa do władzy.
W rzeczywistości nikt nie wie, jaki będzie Trump
Nowy prezydent USA przemówił do uczestników Forum trzy dni po swojej inauguracji. Światowa elita polityczna i biznesowa próbuje zrozumieć, jak potoczą się obiecane przez Trumpa wojny handlowe i jak wpłyną one na globalną gospodarkę. Jego groźby nałożenia ceł na towary zarówno z przyjaznych, jak nieprzyjaznych USA krajów, a także oświadczenia o chęci ekspansji Stanów Zjednoczonych kosztem Kanady i Grenlandii, dają sporo powodów do niepokoju.
W przemówieniu dla przybyłych do Davos Trump powiedział, że będzie naciskał na Arabię Saudyjską i OPEC, by obniżyły ceny ropy: „One muszą zostać obniżone. Jeśli te ceny spadną, wojna Rosji z Ukrainą zakończy się natychmiast. W tej chwili ceny te są wystarczająco wysokie, by ta wojna trwała. Jeśli spadną, wojna się skończy”.
Głos Zełenskiego
Drugiego dnia forum do uczestników przemówił ukraiński prezydent. Wołodymyr Zełenski stwierdził, że w rozmowach z Trumpem głosy europejskich przywódców powinny być głośne i słyszalne. I że powinni mówić mu prawdę o rzeczywistych zagrożeniach dla Europy w obliczu zalewu dezinformacji. Europa nie może sobie bowiem pozwolić na bycie drugą czy trzecią w kolejności dla swoich sojuszników. Bo jeśli będzie, świat pójdzie naprzód bez Europy. A dla Europejczyków nie będzie to świat, ani komfortowy, ani opłacalny.

Zełenski przypomniał również, że Trump ogłosił zamiar zakończenia wojny w 2025 roku. Ukraińcy chcą tego najbardziej, ale jak zauważył ukraiński prezydent, ważne jest, aby wojna zakończyła się nie tylko szybko, lecz także sprawiedliwie dla Ukraińców.
Rosja najechała Ukrainę z armią liczącą około 200 000 żołnierzy. W ciągu trzech lat wojny, zaznaczył Zełenski, Rosjanie potroili stan swoich wojsk. Na początku inwazji Stany Zjednoczone zapewniały Ukrainie 90% pomocy wojskowej. Obecnie Ukraina zapewnia już swojej armii 40% broni, USA nieco ponad 30%, a kraje europejskie trochę poniżej 30%.
– Utrzymujemy się dzięki zwiększeniu krajowej produkcji broni. Tyle że my rozwinęliśmy się wielokrotnie, podczas gdy Europa nie – podkreślił Zełenski
W swoim przemówieniu na Trump wezwał wszystkie kraje NATO do zwiększenia wydatków na obronność do 5%. Wcześniej poprzeczka ta wynosiła 2%, ale niektóre kraje nie płaciły nawet tyle, wypomniał zebranym prezydent USA. Bardzo wyraźnie dał do zrozumienia, że oczekuje od Europejczyków, by zwiększyli swoją odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo po dziesięcioleciach pozostawiania tej sprawy Stanom Zjednoczonym.
To prawda, że Ameryka od dawna ponosi ciężar finansowania europejskiego bezpieczeństwa, komentuje Amanda Paul:
– Trump zagroził nawet wycofaniem USA z NATO, jeśli sytuacja się nie zmieni. Europejczycy popadli w samozadowolenie, polegając na dobrej woli USA. Muszą się jednak obudzić, zacząć płacić swoją sprawiedliwą część, inwestować we własny sektor bezpieczeństwa i obrony oraz być przygotowani do obrony.
Europa musi przejąć kontrolę nad własnym bezpieczeństwem
Optyka europejska
Europa będzie wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne, oświadczyła z kolei Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. Przypomniała, że rosyjska inwazja jest próbą powstrzymania europejskiego wyboru Ukrainy i stanowi zagrożenie nie tylko dla suwerenności Ukrainy, ale także dla bezpieczeństwa całej Europy. Według niej zamrożenie konfliktu nie doprowadzi do pokoju, dlatego potrzeba skutecznych, a nie szybkich rozwiązań. W przeciwnym razie za jakiś czas wojna może wybuchnąć ponownie.
Swoje poparcie dla Ukrainy wyraził także kanclerz Niemiec Olaf Scholz, oskarżany o zablokowanie dodatkowych trzech miliardów euro pomocy wojskowej dla Ukrainy. Podkreślił, że Europa i Zachód jako całość muszą zrobić wszystko, by zachować podstawowe zasady porządku międzynarodowego i chronić go. I że Putin nie może odnieść sukcesu w wojnie, którą prowadzi przeciwko Ukrainie.
Głos zabrał także były sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Przyznał, że najlepszym rozwiązaniem byłoby uzbrojenie Ukraińców po zęby: – Bo jeśli zrobiliśmy coś złego w 2014 roku, to tym czymś było nieuzbrojenie Ukrainy między 2014 a 2022”.

Amanada Paul uważa, że przed inwazją na Ukrainę wiele krajów UE było bardzo naiwnych, prowadząc politykę „Russia first”, w której Rosja była postrzegana jako ważny partner strategiczny. I mimo że już w 2014 roku dokonała inwazji na Ukrainę, zaanektowała i okupowała Krym, nie traktowano jej jak zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego.
– Inwazja na pełną skalę to zmieniła – zaznacza Paul. – Zburzyła długo podtrzymywane przekonanie, że wojna na kontynencie europejskim należy już do przeszłości. Przywódcy UE zdali sobie sprawę, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa Unii Europejskiej.
Jedynym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest zwiększenie wydatków na bezpieczeństwo i obronę oraz zagwarantowanie, że Rosja nie odniesie sukcesu w Ukrainie
W wywiadzie udzielonym Bloombergowi obecny sekretarz generalny NATO Mark Rutte poparł kampanię nacisku na Rosję w celu zakończenia wojny. Według niego groźba nałożenia przez Trumpa nowych sankcji gospodarczych na Rosję jest właściwą strategią. Zauważył też, że wojna przeciwko Ukrainie nie jest konfliktem regionalnym ani nawet konfliktem między Rosją a Europą – ale kwestią porządku geopolitycznego.
W ocenie Żelichowskiego wszyscy już widzą, że Ukraina nie walczy z samą Rosją, ale z co najmniej dwoma państwami, po tym jak do wojny dołączyła Korea Północna:
– Świat trwa dziś w stanie niepewności, a forum w Davos jest kolejnym przypomnieniem, jak daleko jesteśmy od rozwiązania kwestii, które od dawna są na porządku dziennym. Okres ten potrwa co najmniej kolejne sześć miesięcy, a głównym pytaniem jest to, na ile konstruktywne będą Stany Zjednoczone.
Ścieżka pokoju
Podczas „Ukraińskiego śniadania” w Davos swoją opinię wyraził też Andrzej Duda, prezydent RP, według którego Zachód powinien użyć wszelkich metod, by zmusić rosyjskiego przywódcę do „błagania” o rozmowy pokojowe. – Nie chcę błagać Putina, by podszedł do stołu negocjacyjnego. Chcę, by to on błagał nas, byśmy podeszli do tego stołu – powiedział Duda.
Podkreślił jednak, że nie każde pokojowe rozwiązanie wojny leży w interesie Ukrainy, Polski, Europy Środkowo-Wschodniej i UE. Jego zdaniem należy przyjąć plan, który zagwarantuje Ukrainie bezpieczeństwo i suwerenność, a Rosję zmusi do przestrzegania prawa międzynarodowego.
Stany Zjednoczone mają pewien wpływ, by to zrobić, lecz muszą stworzyć jeszcze większy wpływ. Bo jasne jest, że Rosja ma obecnie silną pozycję, a jej wojska posuwają się naprzód. Tak widzi sprawę Peter Dickinson, analityk w Atlantic Council. Jego zdaniem Putin ma dość stabilną sytuację wewnętrzną: posiada wystarczającą liczbę żołnierzy, a dodatkowych dostarcza mu Korea Północna, która wraz z Irańczykami i Chińczykami zaopatruje go też w sprzęt wojskowy. Poza tym Rosja jakoś dostosowała się już do sankcji w ich obecnym formacie.
Ukraina jest w znacznie gorszej sytuacji: traci terytorium i brakuje jej ludzi.
– Obecna trajektoria jest więc korzystna dla Rosji i nie ma oczywistego powodu, dla którego Putin miałby dążyć do porozumienia pokojowego na tym etapie. Chyba że uważa, że może teraz uzyskać wszystko, czego chce. W takim przypadku negocjacje mogą mieć dla niego sens – mówi Dickinson.
Ale jeśli tak nie jest, to nie widzę powodu, dla którego miałby teraz chcieć negocjacji
Na obecnym etapie Waszyngton mógłby zwiększyć swoje wsparcie wojskowe dla Ukrainy, co pozwoliłoby jej wyzwolić terytoria tymczasowo okupowane. Amanda Paul twierdzi, że Rosja stara się pokazać siłę, choć w rzeczywistości jej gospodarka słabnie, wiele firm ma poważne trudności, rubel nadal się dewaluuje, a Fundusz Dobrobytu Narodowego Dobrobytu Federacji Rosyjskiej [kontrolowany przez rząd Rosji fundusz rezerw, wykorzystywany do pokrycia deficytu budżetowego podczas wojny – red.] może zostać wyczerpany do jesieni:
– To wszystko będzie miało istotny wpływ na sytuację i pokaże rosyjskim władzom, że Trump jest silnym przywódcą, który nie boi się Putina i jego eskalujących narracji.

Według Petera Dickinsona Amerykanie powinni zapewnić Ukrainie różne typy broni, których wcześniej nie dostarczali, jak pociski dalekiego zasięgu czy uzbrojenie dla samolotów F-16, dostarczanych już przez inne kraje. Istnieje wiele opcji wojskowych, które pozwoliłyby uświadomić Rosjanom, że Stany Zjednoczone uzbroją Ukrainę w możliwie największym stopniu.
– Sensowne jest zwiększenie presji sankcyjnej i zamknięcie luk w istniejących sankcjach, zwłaszcza w sektorze energetycznym. I to zarówno bezpośrednio przeciwko Rosji, jak przeciw krajom, które jej pomagają – mówi Dickinson. – Byłoby to również korzystne dla politycznej bazy Trumpa w Ameryce i mogłoby być jego wielkim zwycięstwem gospodarczym. Jeśli Rosja nie będzie w stanie eksportować do Europy np. skroplonego gazu ziemnego, Stany Zjednoczone chętnie wkroczą do akcji.
Myślę, że byłaby to bardzo atrakcyjna strategia dla Trumpa, bo pozwalałaby uniknąć bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją, dając mu zarazem możliwość wywarcia znacznej presji na Rosjan i przynosząc korzyści Ameryce. To swego rodzaju sytuacja win-win
Dickinson przewiduje, że jeśli wydarzenia potoczą się zgodnie z tym scenariuszem, prawdopodobnie późną wiosną lub wczesnym latem skłoni to Rosjan do negocjacji z Amerykanami. Choć trzeba też uwzględnić jeszcze jeden aspekt: Rosja jest przekonana, że będzie w stanie zrealizować swoje plany, bo nie wierzy, że Ameryka jest tak potężna jak kiedyś
– Trump będzie więc musiał przyspieszyć i zapewnić [Ukrainie – red.] większe wsparcie, będzie musiał rozszerzyć tę politykę. Jednak najpierw zobaczymy próbę stworzenia sobie przez Amerykę pozycji negocjacyjnej poprzez zwiększenie presji na Rosję.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Polska prezydencja w UE: szansa i nowe wyzwania dla Ukrainy
1 stycznia Polska oficjalnie przejęła przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Polska prezydencja nastąpiła po prezydencji węgierskiej, więc ukraińskie MSZ ma wobec niej duże oczekiwania, zwłaszcza w zakresie integracji europejskiej. Warszawa przejęła przewodnictwo w Radzie UE w obliczu poważnych wyzwań globalnych i europejskich: oprócz wojny Rosji przeciwko Ukrainie – także początku prezydentury Donalda Trumpa, wyborów w Niemczech i kryzysu politycznego we Francji.
– Z niecierpliwością czekamy na aktywną współpracę z prezydentem elektem Trumpem w duchu koncepcji pokoju poprzez siłę. Przedyskutowaliśmy kwestię sankcji wobec Rosji za wojnę. Omówiliśmy też drogę Ukrainy do UE. Możemy otworzyć co najmniej kilka klastrów – powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski podczas konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem w Warszawie 15 stycznia.
Jakie będą priorytety polskiej prezydencji? Czy Kijów i Warszawa zdołają znaleźć wspólny język w kontrowersyjnych kwestiach? I czy Polska wzmocni swoją pozycję lidera w UE w ciągu najbliższych sześciu miesięcy?
Polskie przywództwo
Trudno znaleźć drugi kraj, który byłby lepiej przygotowany do przewodnictwa w UE w tym czasie – uważa Krzysztof Nieczypor, analityk w Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW). Jego zdaniem Polska od wielu lat wskazuje na zagrożenie ze strony Rosji i stara się przekonać swoich europejskich partnerów do konieczności podjęcia zdecydowanych kroków w celu powstrzymania agresywnej polityki Federacji Rosyjskiej. Takie stanowisko państwa polskiego było niezależnie od tego, która siła polityczna sprawowała władzę w Polsce:
– Pomoc humanitarna, finansowa i wojskowa dla Ukrainy oraz kontynuacja sankcji wobec Federacji Rosyjskiej pozostają stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, mimo zmiany rządu w ubiegłym roku – mówi Nieczypor. – Siły sprzeciwiające się tej polityce są na polskiej scenie politycznej marginalne.
Czyni to Polskę wiarygodnym i stabilnym krajem, z potencjałem politycznego przywództwa w sferze bezpieczeństwa w Europie. Zwłaszcza gdy inne ważne kraje UE doświadczają kryzysów wewnętrznych, a sytuacja międzynarodowa pozostaje niestabilna i nieprzewidywalna
Znalezienie równowagi między wzmacnianiem strategicznej autonomii Europy a podkreślaniem roli NATO, będącego fundamentem europejskiego bezpieczeństwa, może być ważną kwestią w ciągu najbliższych sześciu miesięcy polskiej prezydencji, zaznacza z kolei Martin Vokálek, dyrektor wykonawczy praskiego Instytutu Polityki Europejskiej EUROPEUM:
– Powrót Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA rodzi obawy o potencjalne zmiany zobowiązań wobec NATO i więzi transatlantyckich. A Polska, jako silny zwolennik partnerstwa UE-NATO, będzie priorytetowo traktować utrzymanie silnej współpracy z Waszyngtonem.
Vokálek zaznacza, że jeśli chodzi o wewnętrzną dynamikę Unii Europejskiej, wyniki wyborów w Niemczech określą priorytety gospodarcze i polityczne UE:
– Polska prezydencja powinna działać jako siła stabilizująca, zapewniając, że transformacja w Niemczech nie zakłóci realizacji polityk UE. Wyzwania w Niemczech czy we Francji wzmacniają również pozycję Polski jako dużego, silnego i proaktywnego członka UE, co wcześniej częściej przypisywano właśnie Niemcom lub Francji.
Priorytety wewnętrzne i zewnętrzne
Jak zauważa Mykoła Kniażycki, dziennikarz, poseł do ukraińskiego parlamentu i współprzewodniczący grupy ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską, przed polskimi władzami stoją nie tylko wyzwania zewnętrzne, ale także wewnętrzne. To przede wszystkim wybory prezydenckie, w których często gra się antyukraińską kartą – w związku z polityką historyczną, rolnictwem i kwestiami tranzytowymi. Dlatego polskiemu rządowi będzie z jednej strony niezwykle trudno sprostać strategicznym interesom kraju, a z drugiej – oprzeć się politycznym oskarżeniom, które słyszą pod swoim adresem przed wyborami prezydenckimi.
– Mam jednak nadzieję, że Polska podniesie sprawę zamrożonych rosyjskich aktywów, które powinny zostać przeznaczone na pomoc Ukrainie, i kwestię wspólnej polityki obronnej Unii Europejskiej. To dla nas teraz niezwykle ważne, bo nie wiemy, jak będą wyglądały relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Gdy Polska poruszy kwestię naszej integracji europejskiej, mogą pojawić się problemy związane z polityką historyczną czy współpracą gospodarczą. Ale ogólnie rzecz biorąc jestem pozytywnie nastawiony do tego okresu, zwłaszcza po węgierskiej prezydencji. Następna będzie prezydencja duńska.
Myślę, że Polska i Dania w przyszłym roku mogą razem pomóc Ukrainie w sektorze obronnym i w integracji z Unią Europejską

Polska prezydencja w Radzie UE pod hasłem: „Bezpieczna Europa” opiera się na wzmacnianiu europejskiej odporności i stabilności – w odpowiedzi na rosnące wyzwania geopolityczne, gospodarcze i społeczne. Priorytety Polski mają na celu wzmocnienie zdolności obronnych, ochronę granic zewnętrznych, zwalczanie obcych ingerencji, zapewnienie Wspólnocie bezpieczeństwa energetycznego i promowanie procesu jej rozszerzenia, zwłaszcza o Ukrainę i Mołdawię, podkreśla Martin Vokálek:
– Po węgierskiej prezydencji to kluczowa szansa dla Ukrainy na drodze do członkostwa w UE. Oczekuje się, że Polska, jako jeden z najsilniejszych sojuszników Kijowa w UE, będzie naciskać na rozpoczęcie rozmów akcesyjnych podczas swojej kadencji
Wsparcie wojskowe i humanitarne pozostaje kluczowe, a Polska prawdopodobnie będzie opowiadać się za dalszą pomocą UE w celu przeciwdziałania rosyjskiej agresji. Ponadto polska prezydencja może przewodzić wysiłkom na rzecz zbliżenia Ukrainy do standardów UE, potencjalnie prowadząc do głębszej integracji z politycznymi i gospodarczymi ramami Unii – co oczywiście pozostaje głównym wyzwaniem, gdy Ukraina broni się przed bezprecedensową rosyjską agresją.
Zgodnie z programem opublikowanym przez polski rząd priorytetem polskiej prezydencji w UE jest wielowymiarowe bezpieczeństwo: zewnętrzne, wewnętrzne, informacyjne, energetyczne, gospodarcze, żywnościowe i zdrowotne. Co ważne dla Ukrainy, jak ocenia Krzysztof Nieczypor, Polska będzie starała się wykorzystać swoją prezydencję do przekonania partnerów, że rozszerzenie UE o Ukrainę jest geopolitycznym imperatywem i szansą na rozszerzenie strefy stabilności i rozwoju.
– Polska prezydencja będzie zabiegać o trwałe wsparcie dla Ukrainy i jej odbudowy, a także o zwiększenie presji na Rosję i jej popleczników, by jak najszybciej zakończyli agresję, uwzględniając prawo międzynarodowe, a tym samym kwestię integralności terytorialnej Ukrainy, pełnego zachowania jej suwerenności i niepodległości – mówi analityk.
Rozszerzenie UE i integracja europejska Ukrainy
Bardzo ważne są również procesy polityczne w UE. W 2025 r. Komisja Europejska przedstawi projekt Wieloletnich Ram Finansowych na okres po 2027 roku. W lutym 2025 r. polska prezydencja zorganizuje konferencję ekspercką wysokiego szczebla na temat tych projektów – kontynuuje Nieczypor. Ważne jest, aby państwa członkowskie już teraz zapewniły odpowiednie wsparcie finansowe w tym horyzoncie czasowym, który będzie obejmował możliwość rozszerzenia UE. Będzie to test na to, jak poważnie Unia myśli o rozszerzeniu i jak przygotowuje się do niego instytucjonalnie oraz finansowo:
Nieczypor: – Polska będzie starała się otworzyć pierwszy rozdział negocjacji w tzw. kwestiach fundamentalnych; mówił już o tym minister ds. unijnych Adam Szłapka. Warto jednak zaznaczyć, że ważnym elementem negocjacji będzie spełnienie przez Ukrainę warunków utrzymania standardów zawartych w niektórych rozdziałach negocjacyjnych. Dla Warszawy rozszerzenie jest najskuteczniejszym sposobem promowania europejskich wartości, na czele z demokracją i praworządnością, które decydują o bezpieczeństwie i stabilności w naszym sąsiedztwie. Z drugiej strony, rozszerzenie bez przestrzegania odpowiednich standardów niesie ze sobą ryzyko odwrotnego scenariusza: wzrostu niestabilności i ryzyka kryzysów wewnętrznych w Unii.
Dlatego tak ważne jest, aby Ukraina spełniła kryteria akcesyjne – przyjęła odpowiednie ustawodawstwo i wdrożyła je. Ale to zależy przede wszystkim od władz w Kijowie
Podczas polskiej prezydencji w UE zostanie otwarty pierwszy klaster, który jest niezbędny do rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Jak przewiduje Mykoła Kniażycki, rozpoczną się też prace nad drugim klastrem:
– Pomimo wszystkich spekulacji politycznych, które słychać w Polsce, myślę, że w jej strategicznym interesie jest to zrobić – i zrobi to. Politycy, którzy obecnie sprawują władzę w Polsce, rozumieją spoczywającą na nich odpowiedzialność, są przekonanymi demokratami i opowiadają się za jednością Unii Europejskiej.
Jak podczas swojej ostatniej wizyty w Warszawie 15 stycznia zaznaczył Wołodymyr Zełenski, Polska prezydencja w UE to czas, który powinien przynieść konkretne rezultaty dla Ukrainy, Polski i całej Europy. Dodał, że tam, gdzie jest nasza integracja, wspólna siła i wzajemny szacunek, Rosja nie przejdzie.
Z kolei polski premier obiecał, że Polska będzie współpracować z Ukrainą w celu przyspieszenia integracji europejskiej.
Według Tuska polska prezydencja w UE pomoże przełamać impas, który był widoczny w ostatnich miesiącach
Natomiast polski prezydent nalega, by Ukraina natychmiast otrzymała zaproszenie od NATO. I chociaż zdaniem Andrzeja Dudy pełne członkostwo w Sojuszu nie jest możliwe do czasu zakończenia walk na Ukrainie, byłby to pierwszy krok w kierunku zapewnienia jej realnych gwarancji bezpieczeństwa ze strony NATO.
Wyzwania dla jedności i bezpieczeństwa UE
Po spotkaniu z przedstawicielami Komisji Europejskiej premier Słowacji Robert Fico zagroził ograniczeniem pomocy humanitarnej i wsparcia dla ukraińskich uchodźców, a także zablokowaniem decyzji UE w sprawie Ukrainy. Wcześniej premier Węgier Viktor Orban wielokrotnie wyrażał zamiar zablokowania euroatlantyckiej integracji Ukrainy.

W ocenie Mykoły Kniażyckiego jest jednak mało prawdopodobne, by ich stanowisko było w stanie zniszczyć europejską jedność w kwestiach związanych z Ukrainą.
– Kiedy w ubiegłym roku zatwierdzono unijną pomoc dla Ukrainy, 50 mld euro, Węgry próbowały ją zablokować – przypomina Kniażycki. – Wtedy kanclerz Scholz półżartem powiedział Orbanowi, żeby wyszedł na kawę. Myślę, że także teraz prawdziwi partnerzy Ukrainy w Unii Europejskiej doradzą liderom Węgrom i Słowacji, by wyszli na kawę, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Polska prezydencja w UE będzie musiała strategicznie niwelować różnice, by utrzymać jednolitą reakcję na rosyjską agresję i chronić podstawowe zasady Unii, zauważa Martin Vokálek:
– Polska mogłaby przewodzić wysiłkom na rzecz tworzenia silniejszych koalicji wśród podobnie myślących państw członkowskich, w celu izolowania głosów sprzeciwu poprzez odwoływanie się do wspólnych wartości i znaczenia zbiorowego bezpieczeństwa dla całej Europy.
W razie braku jednolitej decyzji lub zablokowania wspólnych działań przez kraje takie jak Słowacja i Węgry, koalicje tego rodzaju mogłyby działać tak niezależnie, jak to tylko możliwe
Jednocześnie mechanizmy takie jak budżet UE mogą stanowić zachętę finansową dla niektórych państw członkowskich do dostosowania swoich wartości do wartości UE.
Węgry i Słowacja, mimo zainteresowania gazem z Rosji i innymi rosyjskimi nośnikami energii (czemu zwykle towarzyszą różne interesy korupcyjne), są znacznie bardziej zainteresowane otrzymaniem pomocy od Unii Europejskiej, ocenia Kniażycki:
– Dlatego kraje, które myślą strategicznie i opowiadają się za prawdziwą niezależnością UE i wartościami europejskimi, zrobią wszystko, by presja ze strony Węgier i Słowacji, wywierana pod wpływem Rosji, nie wpłynęła na przyszłość Ukrainy w Unii Europejskiej.


Wołodymyr Zełenski spotkał się z Donaldem Tuskiem i Andrzejem Dudą
Zełenski: „Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę”
Wołodymyr Zełenski podziękował Polsce i całemu polskiemu narodowi za nieustające wsparcie dla Ukrainy, pomoc obronną i szacunek dla Ukraińców.
Prezydent mówił o konsekwencjach dzisiejszego rosyjskiego ataku na ukraiński sektor energetyczny, w szczególności na obiekty energetyczne w obwodzie lwowskim. W odpowiedzi Polska wyraziła gotowość do dostarczania Ukrainie energii elektrycznej.
Podczas spotkania Zełenski i Tusk szczegółowo omówili kwestie pomocy obronnej, w tym dostaw i produkcji broni oraz związanych z tym inwestycji. Ukraina ma znaczące możliwości produkcji wszelkiego rodzaju dronów, wielu typów sprzętu i artylerii.
– Rozmawialiśmy również o możliwościach przybliżenia pokoju dla Ukrainy i całej Europy. Za pięć dni w Stanach Zjednoczonych odbędzie się inauguracja prezydentury Donalda Trumpa. Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę” – powiedział Zełenski.
Według niego Ukraina w ciągu najbliższych sześciu miesięcy Ukraina oczekuje wzmocnienia sankcji wobec Rosji i intensywnej współpracy w negocjacjach w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej.
– Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, oczywiście w celu przyspieszenia procesu akcesyjnego – zapewnił z kolei premier Polski.

Odpowiadając na pytanie o swoje oczekiwania wobec nadchodzącej administracji Donalda Trumpa Wołodymyr Zełenski powiedział, że spodziewa się, iż USA będą kontynuować politykę wzmacniania Ukrainy.
Zełenski stwierdził, że trwają prace nad treścią i formatem nadchodzącego spotkania, które odbędzie się po inauguracji. Nie wdawał się jednak w szczegóły ani nie podał daty spotkania. Stwierdził tylko, że najważniejszym oczekiwaniem jest teraz zakończenie wojny z silnymi gwarancjami bezpieczeństwa:
– Chcemy zakończyć [wojnę – red.] sprawiedliwym pokojem, a w tym celu musimy mieć pewność, że Rosja nie powróci z wojną przeciwko Ukrainie. Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa.
Według niego Ukraina obecnie uważa członkostwo w UE i przyszłe członkostwo w NATO za strategicznie silne gwarancje bezpieczeństwa.
Gwarancje te powinny również obejmować „poważne pakiety uzbrojenia i wsparcie dla naszej armii, których nie można zmniejszyć, gdy jesteś sąsiadem Rosji”
Zełenski zauważył, że Ukraina popiera rozmieszczenie kontyngentów niektórych krajów sojuszniczych na swoim terytorium jako potencjalną gwarancję bezpieczeństwa. Dodał jednak, że rozmieszczenie to nie może być jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Oświadczył, że omówił już tę kwestię z partnerami bałtyckimi i zrobi to również z brytyjskim przywódcą.
Przed rozmieszczeniem zagranicznego kontyngentu opcją mogłoby być wysłanie do Ukrainy zagranicznych instruktorów z programem szkoleniowym.
Ponadto prezydent podkreślił, że Ukraina nie będzie bawić się w „gierki z komunikatami o redukcji” swojej armii:
– Nasza armia jest dziś jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Sposób utrzymania dużej armii również jest częścią tych porozumień.

Duda: „Najważniejszą kwestią są gwarancje bezpieczeństwa, które Ukrainie mogą zapewnić tylko kraje Sojuszu”
– Tak naprawdę tylko kraje NATO mogą dać Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, a największą gwarancją byłoby przyjęcie jej do NATO – powiedział z kolei prezydent RP Andrzej Duda po spotkaniu z prezydentem Zełenskim. Dodał, że wierzy, iż Ukraina stanie się członkiem Sojuszu.
Na konferencji prasowej po wspólnym spotkaniu Duda zaznaczył, że kluczowymi tematami rozmów były aspiracje Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO.
Przypomniał, że w 2022 roku Ukraina otrzymała status kraju kandydującego do UE. – Mam nadzieję, że dzisiaj będziemy w stanie zrealizować wszystkie zadania, które stoją przed nami i Ukrainą w związku z jej pełnym przystąpieniem do UE tak szybko, jak to możliwe – dodał. – Natomiast z punktu widzenia Ukrainy najważniejsza jest kwestia gwarancji bezpieczeństwa, które tak naprawdę mogą być zapewnione Ukrainie tylko przez państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Największą gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy byłoby – i wierzę, że w najbliższej przyszłości będzie – członkostwo w NATO, czyli (...) gwarancje związane z artykułem 5.
Tusk: „Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię akcesji Ukrainy do UE”
– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i pomoc. Fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie – powiedział Donald Tusk.
Podkreślił, że spotkanie z ukraińskim prezydentem odbywa się na początku polskiej prezydencji w Radzie UE. Według niego w relacjach Polski i Ukrainy „w czasie brutalnej wojny rozpętanej przez Rosję fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie”.
– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i polską pomoc. To jest także jedno z moich zadań, by pomagać i wspierać całą UE w obronie przed brutalną agresją Rosji – stwierdził
Podczas wspólnej konferencji prasowej z Zełenskim zaznaczył, że „niepodległa, suwerenna Ukraina, która sama decyduje o swoim losie, to nie tylko oczywista sprawiedliwość dziejowa, ale także bezdyskusyjny warunek bezpieczeństwa Polski i całej Europy”.
Premier RP oświadczył ponaddto, że polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię przystąpienia Ukrainy do UE: – Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, by przyspieszyć proces akcesyjny.
Dodał, że po „działaniach biurokratycznych” rozmowy o wspólnych interesach będą prowadzone językiem konkretów, a nie sentymentów, bo w tej „wspólnocie interesów” każdy powinien umieć zadbać o swoje interesy. – Pomożemy Ukrainie, ale nadal będziemy bronić naszych interesów narodowych – podkreślił.


Trump to drapieżnik. Kanadyjski generał o sytuacji Kanady i Ukrainy – i szansach na pokój
Aneksja Kanady, zakup Grenlandii, zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej i przejęcie kontroli nad Kanałem Panamskim – to ostatnie pomysły amerykańskiego prezydenta elekta Donalda Trumpa, które niedawno przedstawił dziennikarzom. W kontekście niedawnej zapowiedzi dymisji premiera Kanady Justina Trudeau wydają się one szczególnie niepokojące. Sestry rozmawiają z gen. Rickiem Hillierem, byłym szefem kanadyjskiego sztabu obrony (2004-2008) i członkiem Rady Doradczej Światowego Kongresu Ukraińskiego – o tym, czy Kanada może stać się 51. stanem Ameryki i jak wsparcie Ottawy dla Ukrainy może się zmienić po wyborach.
Retoryka nacisku
Maryna Stepanenko: Czy ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o chęci przyłączenia Kanady do Ameryki, a także jego pomysły dotyczące Grenlandii i Kanału Panamskiego stanowią realne zagrożenie – zwłaszcza biorąc pod uwagę istnienie „Czerwonego” Planu Wojennego [War Plan Red – aut.], który Stany Zjednoczone opracowały w latach 30. XX wieku i który obejmuje m.in. strategię przejęcia Kanady?
Rick Hillier: Prawdziwym zagrożeniem jest nasza niezdolność do zakomunikowania administracji Trumpa i innym Amerykanom, że Kanada jest bezcennym sojusznikiem, przyjacielem i partnerem Stanów Zjednoczonych. I że nasze kraje są razem silniejsze, gdy dzielimy wspólną strefę bezpieczeństwa oraz strefę gospodarczą i handlową. Nasza komunikacja w tej kwestii nie była jasna ani w słowach, ani w działaniach – dlatego musimy zrobić więcej w tym zakresie.
Czy postrzegam słowa Trumpa jako zagrożenie? Uważam, że jego podejście może wiązać się z ryzykiem gospodarczym i innymi problemami. Ale czy istnieje zagrożenie dla suwerenności Kanady? Nie. Od setek lat dogadujemy się z naszymi wielkimi przyjaciółmi, kuzynami i sojusznikami na południu. I nadal bez wątpienia będziemy to robić.

Do kogo skierowane są wypowiedzi Trumpa? I jaki sygnał wysyła on do krajów o imperialistycznych apetytach, w szczególności jeśli chodzi o Rosję i Chiny?
Po pierwsze, nie sądzę, by gdziekolwiek wysyłał imperialistyczne sygnały. Trump jest przede wszystkim biznesmenem. A po drugie – jest drapieżnikiem. On dobrze wie, że kiedy wnika w umysły ludzi i zmusza ich do dyskusji, dezorientuje swoich przeciwników i zyskuje przewagę. Teraz dąży do zmian gospodarczych na rynku północnoamerykańskim, w handlu między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi. Chce zmniejszyć nierównowagę handlową, która dziś jest korzystna dla Kanady, i zwiększyć równowagę handlową – na korzyść obu krajów. Trump chce również, by Ottawa zrobiła więcej w kwestii bezpieczeństwa. Dlatego mówi, że Kanada stanie się 51. stanem – by, jak sądzę, wytrącić naszych przywódców z równowagi i uczynić ich być może nieco bardziej bezbronnymi. On może wykorzystać tę bezbronność, by zrobić to, co uzna za stosowne.
Kanada potrzebuje zmian
Rok temu powiedział Pan, że Kanadzie grozi „brak znaczenia” na arenie światowej. Czy nadal Pan tak uważa? Czy zmiana rządu po odejściu Justina Trudeau może zmienić sytuację?
Kanada już stała się nieistotna – to nie jest zagrożenie, to już się stało. Pamiętam, że w roku 2006, 2007 czy 2008, kiedy nasi politycy przemawiali na przykład w NATO, wszyscy słuchali. Obecnie w większości kwestii międzynarodowych Kanada nie jest nawet konsultowana. Musimy narzucać się w dyskusjach, by nas wysłuchano.
Staliśmy się w dużej mierze nieistotni. Jednym z powodów jest to, że pozwoliliśmy naszym siłom zbrojnym na dezintegrację. Nasza armia jest znacznie mniejsza, niż powinna być
Pozwoliliśmy, by nasze zdolności dyplomatyczne, nasza pozycja gospodarcza i finansowa pogorszyły się na wiele sposobów. Dlatego nasze wpływy na świecie znacznie się zmniejszyły – do tego stopnia, że prawdopodobnie nie jesteśmy istotni w kontekście większości incydentów, do których dochodzi obecnie na świecie.
Jak można to zmienić?
Przede wszystkim potrzebujemy zmiany rządu. Sondaże pokazują, że Kanadyjczycy są niezadowoleni ze stanu rzeczy w kraju. Potrzebujemy wyborów i zmiany rządu. Następnie musimy odbudować fundamenty narodu, filary państwowości, które zniszczyliśmy w ciągu ostatniej dekady.
Jednym z nich, ale tylko jednym, są kanadyjskie siły zbrojne. Musimy w nie mocno zainwestować. NATO ustaliło 2% PKB jako minimalny poziom inwestycji w siły zbrojne sojuszników. Musimy przekroczyć tę wartość.
Musimy też zmienić sposób, w jaki pozyskujemy sprzęt i zaopatrzenie potrzebne kanadyjskim siłom zbrojnym. Bo dziś pozyskiwanie nawet niewielkich elementów zajmuje lata, a czasem nawet dziesięciolecia. To niedopuszczalne
Celem kanadyjskich sił zbrojnych powinno być tworzenie wojowników, a nie zwolenników ideologii woke [ruch społeczny, który koncentruje się na podnoszeniu świadomości na temat kwestii rasowych, płci, nierówności społecznych i niesprawiedliwości, wzywając do zmian i wspierając prawa mniejszości – red.]. To wymaga fundamentalnych zmian, a one wymagają nowego rządu.
Potrzebujemy również nowej energii i siły na arenie międzynarodowej. Musimy odmłodzić nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by przywrócić nasze wpływy. Jednocześnie musimy bardzo uważnie skupić się na tym, dokąd zmierzamy i gdzie będziemy kierować nasze wsparcie, bo nie możemy być wszystkim dla wszystkich.
Europa oczywiście pozostaje dla nas kluczowym obszarem, Ukraina pozostaje absolutnie ważnym obszarem. Kanada powinna nie tylko kontynuować jej wspieranie, ale w nadchodzących miesiącach i latach je podwoić.
Pana kraj jest obecnie piątym największym na świecie dostawcą pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej dla Kijowa. Czy powinniśmy spodziewać się zmian w tym względzie, biorąc pod uwagę nadchodzącą zmianę przywództwa w Ottawie?
Dużym wyzwaniem dla Kanady jest to, że 99% Kanadyjczyków nie rozumie, dlaczego inwestujemy miliardy dolarów we wspieranie Ukrainy w walce z Rosją.
Jednocześnie Kanadyjczycy borykają się z niewiarygodnie wysokimi cenami, astronomiczną inflacją, często mają trudności z utrzymaniem swoich rodzin, martwią się o pracę. Martwią się też o wpływ nowej administracji Trumpa na nasz kraj. Na tle tych problemów trudno im zrozumieć, dlaczego nadal wysyłamy do Ukrainy sprzęt wart miliardy dolarów.
Potrzebujemy więc przede wszystkim kampanii informacyjnej, przekazywania Kanadyjczykom argumentów przemawiających za wspieraniem Ukrainy za pośrednictwem wszystkich możliwych kanałów: tradycyjnych mediów, mediów społecznościowych, osobistych dyskusji i debat, przemówień

W wyniku 25. spotkania w Rammstein Kanada obiecała przekazać 440 milionów dolarów pomocy wojskowej, która zostanie wykorzystana na czeską inicjatywę zakupu amunicji, pocisków różnych kalibrów od kanadyjskiego przemysłu oraz wsparcie produkcji dronów w Ukrainie. Jak Pan ocenia wpływ pomocy wojskowej Kanady na zdolności operacyjne ukraińskich sił zbrojnych? Widzi Pan jakieś zmiany w dynamice wojny spowodowane tym wsparciem?
Nic, co Kanada może zapewnić, nie zmieni wyniku tej wojny. Kiedy działamy w pojedynkę, nasze możliwości są ograniczone. Tylko razem możemy coś zmienić. Kanadyjska produkcja amunicji jest nadal bardzo, bardzo ograniczona.
Jeśli chodzi o perspektywę rozwoju dronów, myślę, że to świetna sprawa. Czytałem, że Ukraina chce produkować od dwóch i pół do trzech milionów dronów rocznie. I jeśli kanadyjskie dolary pomogą jej w dalszym rozwoju krajowego przemysłu dronów, da to ukraińskim siłom zbrojnym jeszcze większe możliwości obrony przed rosyjskimi atakami.
Prawdziwa stawka pomocy Ukrainie
Co Pan sądzi o komunikatach płynących z Berlina? Podczas gdy Kanada ogłasza dodatkowe wsparcie, kanclerz Olaf Scholz blokuje nowy pakiet niemieckiej pomocy dla Ukrainy. Uważa, że „nie jest on krytycznie potrzebny”. Jak Ukraińcy powinni interpretować takie oświadczenia?
Nie powinniśmy być zaskoczeni, że Niemcy w wielu przypadkach niechętnie udzielają wsparcia wojskowego.
Jak powiedział mi jeden z moich przyjaciół żołnierzy, spędziliśmy ostatnie 75 lat na upewnianiu się, że Niemcy nigdy nie powtórzą chaosu II wojny światowej. A teraz prosimy ich, by nagle, z dnia na dzień, zmienili tę dynamikę i zaangażowali się w wojnę w bardzo bezpośredni sposób – zapewniając sprzęt i możliwości, które umożliwią jednej konkretnej stronie, Ukrainie, odniesienie sukcesu na polu bitwy.
To frustrujące, a czasem wręcz przygnębiające. Tyle że w demokracji musisz pracować, mieć pewność, że wyborcy rozumieją, dlaczego robisz to, co robisz
Wielokrotnie wspominał Pan o potrzebie organizowania kampanii informacyjnych, aby wyjaśnić ludziom Zachodu, dlaczego Ukraina potrzebuje pomocy w wojnie z Rosją. Może Pan wymienić kluczowe argumenty w tej sprawie?
Pierwszy argument podzieliłbym na dwie kategorie. Po pierwsze, to jest rodzaj pozytywnego wpływu strategicznego. Nie powinniśmy pozwalać dyktatorowi na brutalną inwazję na terytorium demokratycznego sąsiada, skoro podpisał on umowę [memorandum budapesztańskie – red.], która zobowiązała go do nieatakowania Ukrainy w zamian za oddanie przez nią z broni nuklearnej.
Nie możemy pozwolić, by społeczność międzynarodowa działała w taki sposób. Kanada zależy od stabilnego świata. Kiedy wszyscy mają się dobrze, nasz naród kwitnie – mamy dobre stosunki handlowe, dobre wyniki gospodarcze. Potrzebujemy tego rodzaju stabilności.
Jednocześnie nie powinniśmy pozwalać bezwzględnemu dyktatorowi na robienie tego, co chce on i jego siły zbrojne
Jeśli będziemy to tolerować i odmówimy wsparcia Ukrainie, to jaki sygnał wyślemy Chinom, które spoglądają na Tajwan? Jaki sygnał wyślemy Korei Północnej, która patrzy na południe, za 38. równoleżnik [wzdłuż tego równoleżnika przebiega granica między Koreą Północną a Południową – red]?
I jaki sygnał wyślemy Iranowi, który próbuje dozbroić swoich sojuszników w Jemenie, Libanie, Syrii i w Strefie Gazy? To byłyby absolutnie niewłaściwe sygnały. Powinniśmy wspierać Ukrainę jako element stabilności społeczności międzynarodowej.
Po drugie, wszyscy jesteśmy częścią Organizacji Narodów Zjednoczonych. A ONZ uchwaliła rezolucję dotyczącą „obowiązku ochrony”. Kiedy jeden kraj napada na inny kraj i jest to akt nielegalny w świetle prawa wojennego, mamy obowiązek wspierać napadnięty kraj. Kanada była jednym z państw, które doprowadziły do przyjęcia tej rezolucji. Oznacza to, że musimy pomagać Ukrainie.
Drugi argument jest korzyść dla Kanady.
Jeśli Rosjanie zajmą wschodnie regiony Ukrainy i zatrzymają je, jeśli zajmą centralną część wokół Kijowa i uczynią z niej kontrolowaną przez Rosję marionetkę, a następnie pogrążą zachodnią Ukrainę w niestabilności, będzie od 5 do 25 milionów ukraińskich uchodźców zmierzających na Zachód
Jest pani w stanie sobie wyobrazić, jaki wpływ miałoby to na Czechy, Słowację, Niemcy, Francję czy Kanadę? Trzeba więc wyjaśnić obywatelom krajów zachodnich, że takie koszmarne scenariusze są bardzo realne i właśnie to nas czeka, jeśli przestaniemy wspierać Ukrainę.
Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział, że każdego dnia dochodzi do hybrydowych ataków Rosji na Morzu Bałtyckim. Jak NATO powinno reagować na te działania?
Po pierwsze, musimy zacząć wykorzystywać nasze siły morskie do odpędzania rosyjskich, a nawet chińskich statków od miejsc, w których układane są nasze rurociągi i linie kablowe. Nie powinniśmy pozostawiać tego przypadkowi. Po drugie, gdy dojdzie do takiego incydentu, musimy działać jak Finlandia: natychmiast rozmieścić siły morskie. Powinniśmy przejąć statki, które spowodowały szkody, a następnie zakazać tym statkom i ich załogom pływania w tym obszarze.
2025: prawdziwego pokoju nie będzie
W zeszłym roku, w przeddzień drugiej rocznicy rosyjskiej inwazji, powiedział Pan, że Ukraina przechodzi przez „najbardziej kruchy, najbardziej wrażliwy okres”. Za półtora miesiąca trzecia rocznica wybuchu pełnoskalowej wojny. Jak opisałby Pan obecną sytuację?
Prawie tak samo, jak opisałem ją rok temu: im dłużej trwa ta wojna, tym więcej ofiar śmiertelnych ponosi Ukraina i tym większe jest obciążenie dla jej gospodarki, państwa, ludzi. Mogę sobie tylko próbować wyobrazić morale ogromnej większości ludności, która była atakowana w takiej czy innej formie każdego dnia przez trzy lata, ten psychologiczny wpływ, jaki to na nią wywiera.

Ukraina była fenomenalna w swojej determinacji, by się bronić i nie pozwolić Putinowi wygrać. W historii nie znajdziemy lepszego przykładu odwagi, wytrwałości, nieustępliwości i zwykłej determinacji, by nie pozwolić dyktatorowi wygrać. Ale im dłużej wojna będzie trwać, tym większy będzie jej ciężar.
Jednocześnie od trzech lat mówimy, że Rosja nie może kontynuować wojny – a jednak nie widzimy żadnych zmian. Przewidywaliśmy upadek Moskwy, jej gospodarki, sił zbrojnych, sprzętu – lecz przez trzy lata nic się nie zmieniło. Zastanawiam się, czy czasem zdolność Rosji do kontynuowania tej walki nie jest większa niż Zachodu.
Nie sądzę, że powinniśmy spodziewać się teraz znaczących zmian. Mogą one nadejść po 20 stycznia, kiedy prezydent elekt Trump i jego administracja przejmą władzę w Stanach Zjednoczonych
Pozostaje jednak pytanie, co zamierzają zrobić. Być może pojawi się nowe podejście do wojny. Nie wiem jednak, jakie ono będzie.
Wołodymyr Zełenski powiedział, że jego spotkanie z Trumpem będzie jednym z pierwszych, jeśli chodzi o światowych przywódców, ponieważ kwestia zakończenia wojny jest jednym z priorytetów amerykańskiego prezydenta elekta. Z kolei Trump stwierdził, że jego zespół pracuje nad zorganizowaniem spotkania z Putinem. Czego Ukraina powinna spodziewać się w wyniku tych rozmów?
Trump chce zakończenia wojny. Jak to zrobić – to wielkie pytanie. Ukraina też chce zakończyć wojnę, uzyskać gwarancje bezpieczeństwa na przyszłość i odzyskać terytoria, które Rosja zajęła na wschodzie. Nie jestem pewien, czy wszystko to można osiągnąć bez rzeczywistego zwycięstwa.
Jeśli Waszyngton powie coś w stylu: „Nie będziemy już dostarczać wam broni, oddamy Rosji wschodnie regiony, zakończymy wojnę i zagwarantujemy pokój” – to pojawia się pytanie: kto to zagwarantuje? Wątpię też, by Kijowowi zaproponowano natychmiastowe członkostwo w NATO, ale nie wiem, jaka może być alternatywa.
Sądzę, że na Ukrainie i na prezydencie Zełenskim będzie wywierana ogromna presja, by można było wynegocjować jakiś rodzaj zawieszenia broni i być może pokoju z Rosją w dłuższej perspektywie.
Myślę, że najbliższe miesiące z pewnością będą trudne.
Na początku stycznia Ukraina rozpoczęła kolejną ofensywę w obwodzie kurskim. W tym samym czasie Rosja nasila swoją ofensywę na wschodzie. To przygotowanie do przyszłych negocjacji, które mogą mieć miejsce po inauguracji Trumpa?
Jestem pewien, że każda ofensywa Ukrainy i każda ofensywa Rosji – niezależnie od tego, kto je planuje i prowadzi – są obliczone na sukces w potencjalnych przyszłych negocjacjach.

Ze strategicznego punktu widzenia, z punktu widzenia Ukrainy, ofensywa w rejonie Kurska jest niewiarygodnie inteligentna. Czy jest ryzykowna? Tak, jest, bo wymaga wielu zasobów, które mogłyby zostać wykorzystane do obrony.
Ale najlepszą obroną jest dobra ofensywa. To jedna z tych rzeczy, które po stuleciach wojen pozostały aktualne.
Dlatego myślę, że to, co robi Ukraina, jest skuteczną ofensywą, która ma strategiczny sens
Widzi Pan jakieś warunki wstępne dla zakończenia wojny do końca 2025 roku?
Nie, nie widzę. Widzę potencjalne zawieszenie broni na pewien czas, w zależności od tego, co spróbuje zrobić administracja Trumpa. Ale to tylko potencjalne zawieszenie broni, a nie coś, co przekształci się w trwały pokój, który pozwoli Ukrainie rozpocząć odbudowę z przekonaniem, że nie będzie już musiała walczyć z Rosją.
Zdjęcie główne: VALENTYN OGIRENKO/AFP/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Era rosyjskiego gazu w Europie powoli dobiega końca
1 stycznia 2025 r., po wygaśnięciu pięcioletniej rosyjsko-ukraińskiej umowy tranzytowej, Ukraina zaprzestała przesyłania rosyjskiego gazu. Słowaccy i węgierscy importerzy gazu wzywają do wznowienia tranzytu przez Ukrainę, twierdząc, że jego zawieszenie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu. Co więcej, jak donosi Reuters, podczas wizyty w Moskwie słowacki premier Robert Fico rzekomo uzgodnił dostawy rosyjskiego gazu na Słowację, choć szczegóły tych umów nie są znane.
Jeszcze w listopadzie Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, zapewniała, że UE jest gotowa wstrzymać tranzyt rosyjskiego gazu i ma wystarczająco dużo alternatywnych źródeł dostaw. Wcześniej Wołodymyr Zełenskij powiedział, że Ukraina nie będzie kontynuować tranzytu rosyjskiego gazu i nie pozwoli Rosji zarabiać miliardów na krwi Ukraińców.
Rozmawiamy z Mychajło Honczarem, ekspertem ds. energetyki i prezesem Centrum Studiów Globalnych „Strategia XXI” – o tym, co stanie się z ukraińską siecią gazociągów po wstrzymaniu tranzytu, jak ono wpłynie na ceny gazu w kraju, czy Rosja znajdzie sposób na przywrócenie zysków z gazu i czy słowaccy oraz węgierscy lobbyści mogą ponownie uzależnić UE od rosyjskiego gazu.
Kateryna Tryfonenko: 1 stycznia Ukraina wstrzymała tranzyt rosyjskiego gazu. Jak ważna jest ta decyzja? Czy naprawdę możemy powiedzieć, że era rosyjskiego gazu w Europie dobiegła końca?
Mychajło Honczar: Droga syberyjskiego, rosyjskiego gazu do Europy zawsze biegła przez Ukrainę. Od czasów sowieckich, od późnych lat 60., kiedy pojawiły się pierwsze systemy wielkich gazociągów, aż do teraz jest to główny szlak gazowy. Stwierdzenie, że era rosyjskiego gazu w Europie już dobiegła końca, jest prawdopodobnie przedwczesne, ponieważ jest jeszcze druga nitka gazociągu – Turkish Stream. Przechodzi on przez europejską część Turcji, a następnie przez Bułgarię i Serbię na Węgry. Ma przepustowość 15,75 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Dla porównania, w 2019 roku, w szczycie dostaw gazu do Unii Europejskiej wszystkimi możliwymi gazociągami, Rosja dostarczyła 156 miliardów metrów sześciennych. 15,75 miliarda to dziesięć razy mniej. A to zdaje się sugerować, że era rosyjskiego gazu w Europie powoli dobiega końca.
Tyle że jeśli mówimy o eksporcie rosyjskiego gazu do strefy europejskiej w ogóle, to jest jeszcze Turcja
Chociaż nie jest częścią UE, zużywa dużo rosyjskiego gazu. Bałkany robią to samo. W kierunku Turcji Rosja ma gazociąg Blue Stream, oddany do użytku pod koniec lat 90., o przepustowości 16 miliardów metrów sześciennych, oraz jedną nitkę Turkish Stream, również o przepustowości 16 miliardów metrów sześciennych, która faktycznie pracuje na rzecz Turcji. Innymi słowy, Rosja może eksportować do Turcji maksymalnie 32 miliardy metrów sześciennych (lecz w rzeczywistości eksportuje mniej).
Podsumowując: jeśli weźmiemy pod uwagę szczytowe wolumeny dostaw w latach 2018-19 na rynek europejski w szerokim kontekście, w tym na Bałkany i do Turcji, były to około 203 miliardy metrów sześciennych gazu. Teraz mamy 48 miliardów – jedną piątą.
To znacząca strata dla rosyjskiej gospodarki. Czy Rosjanie mogą ją zrekompensować w innych obszarach?
Podjęli desperacką próbę – mówię o idei Putina „zwrotu na wschód” – z gazociągami na rynek azjatycki, do Chin. Udało im się jednak zbudować tylko gazociąg Siła Syberii. Skierowanie do Chin tych strumieni gazu, które płynęły do Europy, jest niemożliwe, ponieważ system produkcji gazu zachodniosyberyjskiego i jamalskiego, bo tam znajdują się główne złoża gazu, nie ma połączenia z systemem produkcji i przesyłu gazu wschodniosyberyjskiego.
Dlatego to, co miało trafić do Europy, może trafić albo do Europy – albo nigdzie
Owszem, istnieje projekt Siła Syberii 2 i Moskwa na niego stawiała, ale w zeszłym roku Xi Jinping otwarcie powiedział Putinowi, że mogą zbudować ten gazociąg, lecz tylko wtedy, gdy cena tego gazu dla Chin będzie taka sama jak cena gazu na rosyjskim rynku krajowym. To oczywiście czyni budowę systemu rurociągów, który kosztuje pięćdziesiąt miliardów euro, zupełnie niepotrzebną. Bo taka budowa nigdy się nie zwróci. Dlatego właśnie zwrot ku Chinom był kompletnym fiaskiem.

Widzimy, że Gazprom zmniejsza produkcję gazu. Teoretycznie może sprzedawać go na rynku krajowym, ale wymagałoby to zakrojonego na szeroką skalę programu gazyfikacji w Rosji. Wygląda na to, że jest on realizowany od lat, jednak na rosyjskim rynku krajowym ceny gazu są niskie, więc teraz będą podnosić taryfy gazowe dla ludności.
Era Putina opierała się na tanim gazie dla konsumentów krajowych. Przedstawiano to jako wielki sukces państwa gazowego, chwalono się, że w Europie cena gazu jest wielokrotnie wyższa, a w Rosji jest gazowy raj
Teraz są zmuszeni do ponownego rozważenia tego podejścia. I to jest niebezpieczne, bo sięgają do kieszeni społeczeństwa. Myślę jednak, że rosyjskie społeczeństwo to przełknie. Rosja nie będzie jednak w stanie osiągać tak wielkich zysków, jakie osiągała, eksportując gaz do Europy kosztem rynku krajowego.
Co się stanie z ukraińskim systemem przesyłu gazu po wstrzymaniu tranzytu? Premier Denys Szmyhal ogłosił stworzenie nowego modelu sieci gazociągowych. O co chodzi?
Tranzyt, który kiedyś przechodził przez Ukrainę, wynosi około 15 miliardów metrów sześciennych. To niewielka ilość w porównaniu z tym, co było w szczytowym okresie tranzytu, w 2005 roku. Wtedy tranzyt do krajów europejskich wynosił 121,5 mld metrów sześciennych rocznie. Mieliśmy również tranzyt do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw: 14,9 mld metrów sześciennych. Łącznie było to 136,4 mld metrów sześciennych. W 2024 r. będzie to tylko 15,7 mld metrów sześciennych, czyli prawie dziesięć razy mniej.
Tylko jedna rura, rurociąg Progress, pracowała na potrzeby tranzytu i tak naprawdę nie pomogła nam pod względem obciążenia systemu sieci gazociągowych. Kiedy poziom tranzytu był znacznie wyższy, korzystaliśmy z niego i otrzymywaliśmy 3 miliardy dolarów rocznych przychodów za usługi tranzytowe. Pozew Naftogazu przeciwko Gazpromowi toczy się w arbitrażu w Szwajcarii, ponieważ ten ostatni naruszył umowę z 2019 r., zgodnie z którą był zobowiązany do pompowania co najmniej 40 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie na zasadzie: „transportuj lub płać”. A w przypadku niższych wolumenów był tak samo zobowiązany do zapłaty, jakby pompował 40 miliardów. Przez ostatnie dwa i pół roku nie Gazprom wywiązywał się z tego zobowiązania, płacąc roczną kwotę niższą niż średnia wynosząca 1,3 miliarda dolarów.

Myślę, że gdzieś w kwietniu lub maju trybunał arbitrażowy powinien podjąć decyzję i te około 1,3 miliarda dolarów niedopłaty zostanie odzyskane od Gazpromu na rzecz Naftogazu, choć oczywiście sam Gazprom nic nie zapłaci. To są nasze straty. Straty Gazpromu w kategoriach finansowych wynoszą około 6,5 miliarda dolarów rocznie przy obecnych cenach. Biorąc pod uwagę obecną pozycję Gazpromu – a począwszy od końca 2023 r. będzie on już na minusie – jest to bardzo znaczący cios. Dlatego, patrząc w kategoriach wojskowych, musimy zadawać obrażenia wrogowi, gdzie tylko możemy. Jeśli tego nie zrobimy, w rzeczywistości pomożemy Rosji za pośrednictwem Gazpromu uzyskać dodatkowe dochody.
Bo te pieniądze trafią do budżetu wojennego i wrócą do nas w postaci pocisków, bomb kierowanych i dronów, które niszczą nasze miasta i zabijają ludzi
Czy zatrzymanie tranzytu wpłynie na ceny gazu dla ukraińskich konsumentów?
Nie. Plotki na ten temat są wynikiem słabej komunikacji między rządem a regulatorem. Tuż przed Nowym Rokiem regulator wydał decyzję o czterokrotnym zwiększeniu taryfy za transport gazu systemem gazociągów wysokociśnieniowych, ale nie było żadnych wyjaśnień na ten temat ani ze strony regulatora, ani ze strony rządu. Teraz mówią, że to nie ma nic wspólnego ze zwykłymi konsumentami, tyle że mówią za późno. Bo powstał już przekaz, że automatycznie oznacza to czterokrotny wzrost taryfy dla wszystkich konsumentów, choć w rzeczywistości tak nie jest.
Choćby dlatego, że w czasie stanu wojennego i przez sześć miesięcy po jego zakończeniu taryfy nie są podwyższane. Są zamrożone. Po drugie, konsumenci w Ukrainie – mam na myśli gospodarstwa domowe – nie mają do czynienia z gazociągami wysokiego ciśnienia i nie mają umów z operatorami systemów przesyłowych gazu. Mają umowy z dwoma podmiotami: Naftogazem jako dostawcą gazu i lokalną siecią dystrybucji gazu. W Kijowie jest to Kijówgaz, a w regionach Sumygaz, Lwówgaz itd. Regionalne spółki gazowe pełnią funkcję kurierską, dostarczając gaz zakupiony przez konsumenta od dostawcy, czyli od Naftogazu.
Taryfy za transport gazu z systemu gazociągów wysokociśnieniowych będą miały wpływ tylko na Naftogaz, ponieważ wykorzystuje on tę sieć przesyłową do dostarczania gazu odbiorcom przemysłowym i regionalnym spółkom gazowym. Nie oznacza to jednak, że czterokrotny wzrost taryf dla systemu przesyłu gazu automatycznie przełoży się na czterokrotny wzrost cen gazu dla wszystkich.
Tak, cena powinna wzrosnąć, ale znowu: będzie to miało zastosowanie w odniesieniu do przemysłowego zużycia gazu – i to oczywiście zostanie zrobione w przyszłym kwartale.
Ale jeśli masz kuchenkę gazową lub ogrzewanie gazowe, nie doświadczysz czterokrotnego wzrostu cen
Jeśli spojrzeć na naszych sąsiadów, w szczególności Mołdawię i Naddniestrze, wydaje się, że to oni najbardziej ucierpieli z powodu zamknięcia tranzytu. Jak sytuacja może się tam rozwijać?
Kiedy patrzymy na Mołdawię, należy zwrócić uwagę na Naddniestrze. Prawobrzeżna [na prawym brzegu Dniestru, czyli bez Naddniestrza – red.] Mołdawia, zwłaszcza Kiszyniów, przygotowywała się na tę sytuację, choć do ostatniej chwili panowało tam przekonanie, że w jakiś sposób osiągną porozumienie z Ukrainą i tranzyt będzie kontynuowany. Tak czy inaczej, w ostatnich latach wdrożono tam plany dostaw gazu z nierosyjskiego źródła – z Rumunii. A Prawobrzeże nie potrzebuje dużo gazu, ponieważ dominuje tam produkcja rolna. Produkcja przemysłowa znajduje się na lewym brzegu, w tak zwanej NRM [samozwańczej Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej – red.], która w ogóle nie była przygotowana na tę sytuację. Chociaż było już jasne, że tranzytu nie będzie, wciąż wierzyli, że Gazprom ich nie opuści, że Rosja ich uratuje.

Tak się jednak nie stało, ponieważ dla Rosji odcięcie dostaw gazu do Naddniestrza ma swoje uzasadnienie. Po pierwsze dlatego, że w obecnej sytuacji finansowej Gazprom może w coraz mniejszym stopniu działać jako dobroczyńca, a Naddniestrze to dodatkowe kilka miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Naddniestrze zużywa dwa razy więcej gazu niż reszta Mołdawii. Trzej najwięksi konsumenci tam Mołdawska SDPP [elektrownia gazowa Cuciurgan – red.], zakład metalurgiczny w Rybnicy i cementownia.
Jak wyglądały dostawy gazu do Naddniestrza? Oni praktycznie za niego nie zapłacili, a Gazprom zrzucał winę za dług na Mołdawię, na rząd centralny.
Teraz przedstawianie Naddniestrza jako ofiary kijowskiego reżimu jest dla Rosji korzystne, chociaż w rzeczywistości Gazprom ma techniczne możliwości dostarczania gazu do Naddniestrza
Kiedy mówiłem o drugiej nitce Turkish Stream, która dostarcza rosyjski gaz do Unii Europejskiej przez Turcję, miałem na myśli to, że może on również dotrzeć do Naddniestrza – przez Bułgarię, Rumunię i Prawobrzeże, aż do Tyraspola, zwłaszcza że tamtejszy rurociąg jest pusty, a przepływ gazu można odwrócić. Tak, to okrężna droga, ale technicznie jest całkowicie funkcjonalna. Tyle że Kreml tego nie potrzebuje. Potrzebuje obrazu zamarzającego Naddniestrza.
Słowacki premier Robert Fico powiedział, że podczas swojej wizyty w Moskwie uzgodnił dostawy rosyjskiego gazu na Słowację. Słowacki operator systemu przesyłu gazu, Eustream, poinformował wcześniej, że Słowacja nadal otrzymuje rosyjski gaz przez Węgry, za pośrednictwem Turkish Stream. Zarówno Słowacja, jak Węgry próbują lobbować za utrzymaniem dostaw gazu z Rosji do UE. Czy ich argumenty mogą kogoś przekonać?
Unia Europejska wyciągnęła w kwestii gazu z Rosji wnioski dość szybko, już w 2022 r. Obecnie główne dostawy gazu do niej pochodzą z Norwegii. Wcześniej Norwegia była dostawcą gazu numer dwa dla UE, a teraz jest numerem jeden. Istotną rolę odegrał też skroplony gaz ziemny ze Stanów Zjednoczonych, Kataru i innych terytoriów. Algieria stała się dostawcą numer trzy.
Dlatego Unii Europejskiej gazu nie brakuje. Od wiosny ubiegłego roku Komisja Europejska składała co jakiś czas oświadczenia, że jeśli tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę zostanie wstrzymany, nie zaszkodzi to jej bezpieczeństwu energetycznemu.
Jeśli chodzi o Węgry i Słowację, to problemem jest to, że ich podejście jest sprzeczne z podejściem dominującym w reszcie Unii Europejskiej. Te państwa są przeciwieństwem tego, do czego dążą ich sąsiedzi. Na przykład Polska i Rumunia zrobiły wszystko, co w ich mocy, by uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji.
Polska jest modelowym przykładem dla Unii Europejskiej: całkowicie wyeliminowała zależność od rosyjskiego gazu i już go nie importuje
Rumunia polegała na zasobach krajowych i prawie jej się to udało.
Węgry pod rządami Orbana polegały na rosyjskiej ropie i gazie, dlatego nadal siedzą na rosyjskiej igle gazowej. W ostatnich latach Węgry nie otrzymywały gazu tranzytem przez Ukrainę, ale raczej przez drugą nitkę Turkish Stream. Mimo to chcą tranzytu przez Ukrainę, ponieważ jest to bezpośrednia i najtańsza trasa.
Słowacja również nie ma problemów z dostawami gazu, ponieważ przez ostatnie półtorej dekady, po kryzysie gazowym z 2009 roku, kiedy Rosja odcięła gaz Ukrainie i Europie, Unia Europejska wdrożyła szereg projektów mających na celu stworzenie interkonektorów – połączonych rurociągów między systemami przesyłu gazu. Zostało to zrobione specjalnie w celu pokrycia niedoborów gazu w przypadku jego braku. Co więcej, w ciągu tych 15 lat rozbudowano podziemne magazyny gazu. O ile w 2009 r. Słowacja mogła przetrwać nie więcej niż trzy tygodnie na rezerwach gazu z podziemnych magazynów, to teraz może przetrwać sześć miesięcy. Dlatego napady złości Ficy mają wyłącznie kontekst polityczny i propagandowy.
Dla Słowacji Rosja nie jest ani wrogiem, ani agresorem i nie obchodzi jej, że Ukraińcy umierają
Stąd ich absolutnie cyniczne żądanie: nie obchodzi nas, co macie z Rosją, po prostu zapewnijcie nam tranzyt gazu. Oczywiście w warunkach rosyjskiej agresji to dla nas nie do przyjęcia.
Na ile realistyczne są groźby premiera Słowacji o odcięciu dostaw energii elektrycznej do Ukrainy, jeśli Kijów nie wznowi tranzytu rosyjskiego gazu?
Oni tego nie zrobią. Po pierwsze, nie mają do tego uprawnień. Gdyby nagle podjęli takie kroki, groziłoby to słowackiemu operatorowi utratą licencji od Unii Europejskiej. A wtedy rynek energii elektrycznej przestanie działać tak, jak wyobraża to sobie Fico. On ma te komsomolskie pomysły, że gdzieś jest przełącznik i może go przesuwać w tę i we w tę. Tyle że Fico jest godnym uczniem Moskwy, a oni mogą podpowiedzieć mu, że może zdarzyć się „wypadek” – celowo umieściłem to słowo w cudzysłowie – który uniemożliwi przesyłanie energii elektrycznej do Ukrainy.
Jednak słowackie dostawy nie są dla nas krytyczne – stanowią nie więcej niż 15 procent. Polska zaraz po groźbach Ficy oświadczyła, że jeśli tak się stanie, będzie gotowa zrekompensować te dostawy. To oczywiście wielka demonstracja solidarności z Ukrainą. Innymi słowy Polska, jako kraj sprawujący prezydencję w Unii Europejskiej, podkreśliła, że podejście Słowacji jest absolutnie nie do przyjęcia ani pod względem funkcjonowania rynku energii elektrycznej, ani pod względem realiów politycznych.
Postrzegam wszystkie groźby Ficy jako element presji politycznej na Ukrainę w desperackiej próbie Kremla odzyskania tranzytu gazu. Dlatego używają tych wszystkich marionetek. Ale to nie działa i nie sądzę, by zadziałało
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Czego musi zabraknąć Rosjanom, by wyszli na ulice
Unia Europejska przygotowuje się do przyjęcia 16. pakietu antyrosyjskich sankcji. Zostaną wprowadzone 24 lutego 2025 r., w trzecią rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę. Według niemieckiej gazety „Welt am Sonntag” krok ten powinien być wyraźnym sygnałem dla Moskwy. Powołując się na źródła w brukselskich kręgach dyplomatycznych dziennikarze donoszą, że nowe sankcje wpłyną na te sektory rosyjskiej gospodarki, które nie były sankcjami objęte w ogóle lub podlegały niewystarczającym ograniczeniom.
O skuteczności dotychczasowych ograniczeń, o tym, dlaczego Rosji udaje się omijać sankcje, jak można zwiększyć ich skuteczność i jak długo rosyjska gospodarka będzie w stanie finansować wojnę z Ukrainą rozmawiamy z prof. Ołeksandrem Sawczenką.
Kateryna Tryfonenko: W grudniu Rada Unii Europejskiej przyjęła 15. pakiet sankcji przeciwko Rosji. Wymierzone są między innymi we flotę tankowców – cieni, których Rosjanie używają do obchodzenia sankcji. Czy te ograniczenia wpłyną na zdolność Rosji do finansowania wojny przeciwko Ukrainie?
Ołeksandr Sawczenko: Wszystko zależy od szczegółów, a szczegóły są nieznane. Dla ekspertów jest oczywiste, co należy zrobić. Po pierwsze, musimy karać właścicieli tych statków i służby przybrzeżne, które ułatwiają im pływanie po wodach Bałtyku i Morza Czarnego, gdy dochodzi do naruszeń – włącznie z aresztowaniem kapitanów statków i wszystkich, którzy im pomagają. Obecnie flota cieni stanowi około 70% wszystkich statków transportujących ropę naftową. Dlatego to chwila prawdy.
Bez kary, i to przykładnej, a najlepiej na masową skalę, wszystkie sankcje będą nadal ignorowane
Moglibyśmy również naciskać na firmy ubezpieczeniowych, aby nie ubezpieczały ładunków, w których cena ropy przekracza 60 USD za baryłkę. Rosyjskie, chińskie i indyjskie firmy transportowe są ubezpieczone, ale trudno to kontrolować.
W rzeczywistości jedyną opcją, jaka pozostała, jest zablokowanie fizycznej zdolności tych statków do funkcjonowania jako przewoźników rosyjskiej ropy zarówno jeśli chodzi o przeładunek, jak transport. Przez dwa lata nic w tym kierunku nie zrobiono.

Rosja odniosła spory sukces w omijaniu zachodnich sankcji. Dlaczego Zachód nie zamknie istniejących luk wykorzystywanych przez Rosjan i nie monitoruje skuteczności swoich sankcji?
Uważam, że te sankcje są fikcją od samego początku. Struktury, które nakładają sankcje, piszą je w taki sposób, aby nie wpływały na zdolność Rosji do sprzedaży ropy do Chin i Indii, a także do Unii Europejskiej, po przeładunku na inne statki. Innymi słowy, sankcje są napisane w taki sposób, że można je ignorować.
Od dawna radzę: napisać sankcję, a następnie mechanizm jej wdrażania, schemat opisujący, kto co powinien zrobić, by sankcja zadziałała
Niczego takiego nie ma. Następnie – kontrola. Kto kontroluje wdrażanie tych sankcji? Nikt. Nie ma odpowiedniego mechanizmu. Kolejną rzeczą jest karanie tych, którzy obchodzą lub ułatwiają obchodzenie sankcji. Tu również nie ma mechanizmu. W takich okolicznościach, szczerze mówiąc, tylko głupiec by się do nich stosował.
W styczniu Rosja rozpocznie dostawy ropy naftowej do Indii, w ramach nowego kontraktu, podpisanego pod koniec ubiegłego roku. Jak donosi Reuters, indyjska firma Reliance Industries uzgodniła z Rosnieftem 10-letni kontrakt na import ropy, z opcją przedłużenia go o kolejne 10 lat. Umowa dotyczy dostaw prawie 500 000 baryłek ropy dziennie, co stanowi połowę eksportu morskiego Rosnieftu. Wartość kontraktu wynosi około 13 miliardów dolarów rocznie. Co Ukraina może zrobić, by powstrzymać takie umowy? Czy to w ogóle możliwe?
Możemy coś zrobić, na przykład blokując transport ropy do Indii. Ukraina może, jeśli otrzyma pozwolenie, zniszczyć terminal na Morzu Czarnym. A na Morzu Bałtyckim kraje skandynawskie muszą po prostu zablokować działalność tej szemranej floty UE transportującej rosyjską ropę. W ten sposób kontrakt może zostać zniszczony, a Rosja może zostać zmuszona do zapłacenia kar Indiom, bo wniosą one pozew, jeśli kontrakt nie będzie realizowany z powodu braku dostaw.

Alternatywą jest ukaranie indyjskiej firmy, która kupuje ropę. Trudno do niej dotrzeć, ale dość łatwo dotrzeć do banków, które obsługują te kontrakty. To banki indyjskie.
Do tej pory karanie indyjskich firm było jednak symboliczne, co oznacza, że nie ma też woli politycznej, by to zrobić
Być może wynika to z faktu, że Stany Zjednoczone nie wysunęły się jeszcze w tej sprawie na pierwszy plan. Muszą one wraz z Arabią Saudyjską zwiększyć podaż ropy na rynku, jak obiecał Trump. Miejmy nadzieję, że jeśli to porozumienie i chęć nowo wybranego prezydenta USA do zwiększenia podaży ropy na światowych rynkach zostaną zrealizowane, to Rosja zostanie wykluczona z tego rynku.
UE ogłosiła rozpoczęcie prac nad kolejnym pakietem sankcji w trzecią rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę. Jednak Viktor Orban już powiedział, że poczeka do inauguracji Trumpa, by zdecydować, czy zgodzić się na przedłużenie sankcji wobec Rosji. Czy Węgry będą w stanie całkowicie zablokować europejskie restrykcje wobec Rosji?
Istnieje taka możliwość. Jest to związane z faktem, że 20 stycznia Trump oficjalnie zostanie prezydentem, a Orban stanie się jego oficjalnym poplecznikiem – lub listonoszem. Trudno będzie powstrzymać węgierskiego premiera przed ingerowaniem w działania Unii Europejskiej.
Najlepsze, co mogę sobie wyobrazić, to zawieszenie uczestnictwa Orbana na rok w działaniach UE. Istnieje taka procedura, ale nie została jeszcze zastosowana. Dałoby to co najmniej rok spokoju, a potem nawet Trumpowi byłoby bardzo trudno sprowadzić Orbana z powrotem [do wcześniejszej pozycji – red.].
Oczywiście istnieje też pewne niebezpieczeństwo. Orban wciąż powtarza: „Poczekajmy, Trump przyjdzie i powie nam, co robić, jakie sankcje nałożyć”.
Oznacza to, że w rzeczywistości chce on pozbawić Unię Europejską jej podmiotowości. Jeśli Unia nadal chce się upokarzać, to może to zrobi
Oczywiście nie chcę w to wierzyć, ale istnieje takie ryzyko.
Podsumowując wyniki minionego roku rosyjski prezydent powiedział, że pomimo wszystkich sankcji rosyjska gospodarka staje się coraz silniejsza. Analitycy z Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) uważają, że ta retoryka jest manipulacją mającą na celu ukrycie prawdziwego stanu rzeczy w rosyjskiej gospodarce. Jak jest naprawdę? Na czym opierają się pewne siebie wypowiedzi rosyjskiego prezydenta?
Oświadczenia Putina to blef i kompletne kłamstwo. Dotyczy to podstawowych wskaźników rosyjskiej gospodarki. Zacznijmy od inflacji, potem przejdziemy do PKB.
Inflacja nie wynosi tam 9% [jak podaje rosyjski rząd – red.]. Według oficjalnych statystyk, moich obliczeń i oficjalnych ośrodków gospodarczych inflacja w Rosji wynosi około 20%. Można to bardzo łatwo udowodnić, nawet makroekonomicznie. Z reguły inflacja powinna być o 1-2% niższa niż stopa dyskontowa. A stopa procentowa Banku Centralnego w Rosji wynosi 21% i ma wpływ na inflację. Dlatego rosyjski bank centralny stale podnosi stopę dyskontową, aby znaleźć jej odpowiedni poziom. Według moich obliczeń mówimy o około 24%. Co to oznacza? Oznacza to, że oświadczenia Putina, że PKB Rosji wzrósł o 8% w ciągu ostatnich dwóch lat, są kłamstwem. Zarówno w 2023 r., jak w ubiegłym roku, nastąpił spadek PKB.
Rosjanie uciekają się do manipulacji w obliczaniu fikcyjnego wzrostu PKB. W rzeczywistości, według moich obliczeń, w tym roku będzie to minus 3-3,5. W zeszłym roku było minus 2-2,5, a w przyszłym roku PKB spadnie jeszcze bardziej. Ale to wciąż za mało, by w kraju wybuchł kryzys.
Jak długo rosyjska gospodarka będzie w stanie utrzymać wojnę na obecnym poziomie?
Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że w przyszłym roku – bez względu na to, jakie zadania Putin wyznaczy swojemu Ministerstwu Finansów, aby zwiększyć wydatki na wojnę (które nominalnie rosną o 22-23%) – rzeczywiste wydatki na wojnę spadną z powodu inflacji i dewaluacji. Inflacja i dewaluacja zjedzą ten nominalny wzrost wydatków. To dobra wiadomość.
Ale zła wiadomość jest taka, że ludność Federacji Rosyjskiej (bo na miano narodu trzeba sobie zasłużyć) jest gotowa wytrzymać jeszcze przez długi czas.
Jeśli gospodarka i poziom życia będą nadal spadać o 2-3% rocznie, to za 10-15 lat ludność, choć będzie chodzić w łapciach, nadal będzie chwalić Putina
Oznacza to, że margines bezpieczeństwa tego społeczeństwa jest dość duży.
Ale będzie tak tylko pod warunkiem, że nie zobaczymy niedoboru dwóch z pięciu kluczowych zasobów. Pierwszym zasobem jest żywność w dużych miastach – a kartki żywnościowe zostały już wprowadzone. Następnym zasobem jest wódka dla zwykłych Rosjan i narkotyki dla rosyjskiej elity. Kolejne dwa zasoby to sprzęt wojskowy i amunicja. Ostatni to ludzie, którzy zgadzają się ginąć w Ukrainie i zabijać Ukraińców za pieniądze. Potrzebujemy prawdziwego niedoboru dwóch z tych pięciu zasobów, a wtedy ludzie wyjdą na ulice.
Bo w przeciwieństwie do Ukraińców, to z powodu wódki i jedzenia Rosjanie wyszli na ulice w latach 1991-1992 (ja poszedłem demonstrować w Kijowie za wolnością, demokracją i niepodległością Ukrainy).
Dopiero wtedy ci ludzie być może zrozumieją, dlaczego w ich kraju jest tak źle. A dopóki tego nie zrozumieją, będą umierać, wychwalać Putina i bić mu pokłony. Takie to ciekawe społeczeństwo.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





Wojna, pokój i polityczne niespodzianki. Estoński poseł o głównych wyzwaniach 2025 roku
Trudny 2024, niepokojący 2025. Ukraina wkracza w nowy rok, zbliżając się do trzeciej rocznicy obrony przed rosyjskim najazdem. Sytuacja na polu bitwy jest rozczarowująca. Sam prezydent Wołodymyr Zełenski przyznaje, że Ukrainie brakuje obecnie sił, by odzyskać tymczasowo okupowane terytoria środkami militarnymi. Jednocześnie ze wszystkich stron płyną apele o pokój. Ale Rosja nie jest zainteresowana negocjacjami, a pragnienie zniszczenia Ukrainy pozostaje jej priorytetem.
Kto będzie promował pokój – i w jaki sposób? Czy uda się osiągnąć sprawiedliwe porozumienia? I dlaczego Polska może odegrać kluczową rolę dla Ukrainy w przyszłym roku? Na te i inne pytania odpowiada w Marko Mikkelson, estoński parlamentarzysta i przewodniczący komisji spraw zagranicznych Riigikogu [parlamentu Estonii – red.].
Szanse na pokój w 2025 roku
Maryna Stepanenko: Po kolejnym zmasowanym ataku Rosji na Ukrainę, do którego doszło w Boże Narodzenie, prezydent Joe Biden potwierdził gotowość USA do dostarczania broni dla Kijowa. Tymczasem polski premier Donald Tusk zasugerował, że rozmowy w sprawie zakończenia z wojny Rosji z Ukrainą mogą rozpocząć się jeszcze tej zimy. Biorąc pod uwagę oba oświadczenia, w jaki sposób kraje zachodnie mogą zrównoważyć wsparcie wojskowe dla Ukrainy z wysiłkami na rzecz stworzenia warunków dla trwałego pokoju?
Marko Mikkelson: Myślę, że to bardzo proste. Jeśli zadamy sobie pytanie, a Ukraińcy zadadzą je sobie przede wszystkim, co należy zrobić, by zakończyć tę wojnę sprawiedliwym pokojem, który zagwarantuje Ukrainie ochronę swojej suwerenności i integralności terytorialnej oraz bezpieczeństwo przed dalszymi próbami agresji ze strony Rosji – to widzę tylko jeden sposób: musimy zapewnić Ukrainie silniejszą pomoc wojskową.
Obecnie sytuacja na polu bitwy nie jest korzystna ani dla Ukrainy, ani dla tych sił w Europie czy na Zachodzie, które chciałyby powstrzymać rosyjską agresję i zaprowadzić trwały pokój. Problem polega jednak na tym, że Rosja w ogóle nie jest zainteresowana negocjacjami. Jak moglibyśmy usiąść do stołu negocjacyjnego z agresorami, którzy chcieliby zniszczyć nie tylko Ukrainę, ale także architekturę bezpieczeństwa w Europie?
Myślę więc, że słowa prezydenta Bidena i niektórych naszych przywódców w Europie miały na celu przekazanie następującego przesłania: aby osiągnąć pokój, musimy stworzyć warunki dla tego pokoju, przede wszystkim w interesie Ukraińców. Dostarczenie niezbędnej broni, zniesienie wszelkich ograniczeń w jej użyciu przeciwko wrogowi, pomoc w przywróceniu równowagi na linii frontu – to absolutny priorytet.
I nie powinniśmy wpadać w pułapkę negocjacji, mając nadzieję, że te negocjacje przyniosą jakąś stabilność lub pokój, a choćby i zawieszenie broni
Od wielu lat – nie od niedawna – widzimy, że Rosja nie jest zainteresowana dotrzymywaniem jakichkolwiek porozumień. Jej cele strategiczne się nie zmieniły. Dlatego kraje zachodnie wraz z Ukrainą powinny jasno określić, co chcemy osiągnąć i jak możemy to zrobić.
Prezydent Zełenski konsekwentnie twierdzi, że rozmowy pokojowe nie mogą się odbyć bez całkowitego wycofania wojsk rosyjskich. Na ile realistyczny jest ten warunek wstępny w 2025 r., biorąc pod uwagę obecną dynamikę w terenie? I jakie alternatywne podejścia mogłaby rozważyć Ukraina bez narażania swojej suwerenności?
Myślę, że prezydent Zełenski miał na myśli ostateczny cel Ukrainy w tej wojnie. Oczywiście nie możemy po prostu zaakceptować sposobu, w jaki Rosja fizycznie zmienia granice w Europie poprzez agresję. Dlatego przesłanka wycofania się jest istotna nie tylko dla Ukrainy – należy szanować pełną integralność terytorialną każdego suwerennego kraju w Europie.
Tak czy inaczej, dziś rozumiemy, że rzeczywistość jest dla Ukrainy bardzo trudna. A to dlatego, że zachodni partnerzy nie spieszą się z zapewnieniem wystarczającego wsparcia. Musimy wreszcie zrozumieć, że podczas gdy my Rosji się boimy, Ukraina – nie.
Ta walka ma charakter egzystencjalny, lecz nie dotyczy tylko Ukrainy. Chodzi również o europejską architekturę bezpieczeństwa i przyszłość bezpieczeństwa w Europie. Musimy wspierać Kijów, by Ukraina miała silniejszą pozycję niż obecnie, jeśli chodzi o negocjacje.
Andrus Merilo, dowódca Estońskich Sił Obronnych, powiedział, że jeśli konflikt w Ukrainie zostanie zamrożony, na arenie międzynarodowej Rosja będzie wyglądać jak zwycięzca, wysyłając światu sygnał, że okupacja terytorium innego państwa stała się „normą”. Jak rewizja granic przez inne kraje i inicjowanie nowych konfliktów wpłynie na globalną architekturę bezpieczeństwa? I czy świat jest gotowy na takie wyzwanie?
W pełni zgadzam się z generałem Merilo. Wszyscy decydenci w tej części świata są tego samego zdani – nie tylko w Estonii, ale także w podobnie myślących krajach, które rozumieją, o co toczy się gra. Widzimy, że Rosja prowadzi wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie. Widzimy, co dzieje się w Gruzji. Tak, ich metody tam są inne. Nie jest to otwarta agresja, ma ona charakter polityczny.
Widzimy też masową ingerencję Rosji w politykę w Mołdawii, Rumunii i w innych krajów, o których być może jeszcze nie wiemy. Widzimy ciągłe ataki hybrydowe i akty sabotażu w całej Europie. Ostatnio byliśmy świadkami przerwania linii energetycznych i kabli telekomunikacyjnych łączących Finlandię z Estonią. To już trzeci raz w ciągu ostatnich 14 miesięcy, kiedy powiązane z Rosją statki uszkodziły podwodną infrastrukturę na Morzu Bałtyckim. Musimy więc zrozumieć, że Rosja prowadzi przeciwko nam wojnę hybrydową. I dlatego nie możemy traktować agresywnej wojny przeciwko Ukrainie jako odrębnego wydarzenia.

To znacznie większe wyzwanie geopolityczne, które Rosja i jej stronnicy – Chiny, Korea Północna i Iran – stawiają przed światem zachodnim. Celem jest nie tylko zmiana europejskiej architektury bezpieczeństwa, w której Rosja miałaby mieć przewagę, ale także zmiana reguł gry na arenie światowej. Chiny są tym oczywiście zainteresowane.
Jesteśmy więc teraz w globalnym konflikcie, a najbardziej krytyczna walka toczy się w Ukrainie. I dlatego przejście do negocjacji teraz, gdy Rosja ma zarówno inicjatywę, jak chęć zniszczenia Ukrainy, byłoby powtórzeniem Monachium z 1938 roku [układ Monachijski pozwolił Niemcom na bezwojenną aneksję czeskich Sudetów. Rok później, w 1939 r., Adolf Hitler złamał to porozumienie i zajął całą Czechosłowację – red.].
Przyszłość Europy
W 2025 roku Polska wybierze nowego prezydenta. Wśród głównych pretendentów do urzędu są obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, i szef Instytutu Pamięci Narodowej, Karol Nawrocki. Jak może zmienić się poparcie Warszawy dla Ukrainy? I czy Kijów powinien spodziewać się resetu w relacjach z sąsiadem?
Myślę, że Polska odgrywa niezwykle ważną rolę zarówno w bezpośredniej pomocy Ukrainie, jak we wzmacnianiu wschodniej flanki NATO. I nie mam wątpliwości, że niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem Polski w przyszłym roku, kierunki polityki zagranicznej i bezpieczeństwa nie zmienią się, a być może nawet się wzmocnią. Polska, podobnie jak my, rozumie, o co toczy się gra. Oba nasze kraje bardzo dobrze rozumieją historię i wroga.
Polska będzie również sprawować prezydencję w Radzie UE w 2025 roku. W jaki sposób Warszawa będzie kształtowała priorytety UE w tym czasie, w szczególności w odniesieniu do Ukrainy i bezpieczeństwa europejskiego?
Prezydencja w UE jest czasami przeceniana, ponieważ trwa tylko sześć miesięcy. Ponadto pierwsza połowa 2025 r. będzie czasem pewnej niepewności. W Stanach Zjednoczonych do władzy dojdzie nowa administracja, a pod koniec lutego w Niemczech odbędą się bardzo ważne wybory. Ponadto nowa Komisja Europejska rozpoczęła urzędowanie dopiero niedawno.

To oczywiste, że bezpieczeństwo będzie jednym z priorytetów Warszawy i całej UE. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku tygodni usłyszymy od Komisji Europejskiej propozycje, jak inwestować więcej w obronność. Polska może być przykładem do naśladowania w tym zakresie, ponieważ jest krajem NATO, który wydaje ponad 4% PKB na obronność. Warszawa ma również głębokie zrozumienie dla obecnej sytuacji w Ukrainie.
Ponadto mam nadzieję, że po lutowych wyborach w Niemczech stosunki między Warszawą a Berlinem zdecydowanie się wzmocnią. Zarówno Polska, jak Niemcy, a być może także trzecia część Trójkąta Weimarskiego, Francja, odegrają bardzo ważną rolę w nadchodzących miesiącach, a nawet latach dla jedności Europy. Ta jedność musi być wystarczająco silna, by można było odeprzeć wszelkie zagrożenia, które mogą pojawić się na naszych granicach.
Polska prezydencja w Radzie UE to pod wieloma względami historyczny moment. I dlatego może stworzyć bardzo interesującą i pozytywną dynamikę w UE
Wiemy również, że Polska, podobnie jak Estonia, jest silnym zwolennikiem rozszerzenia UE. W rozpoczynającym się roku bardzo ważne jest wspieranie przygotowań Ukrainy na drodze do zbliżenia z UE.
Wołodymyr Zełenski uważa, że polska, a potem duńska prezydencje w 2025 roku powinny być dla Ukrainy historyczne. Czy Warszawa i Kopenhaga będą w stanie spowodować przełom w negocjacjach akcesyjnych Ukrainy z UE?
To nie zależy od Polski, Danii czy któregokolwiek z innych krajów. To zależy od ukraińskiego rządu, parlamentu, ale przede wszystkim od narodu ukraińskiego. To oni muszą upewnić się, że wszystkie niezbędne kroki zostały podjęte, że wszystkie kryteria zostały spełnione. Ale znowu: nie widzę realnej możliwości, by Ukraina stała się członkiem UE, dopóki nie zakończy się agresywna wojna Rosji.
Najważniejszą rzeczą dla Ukrainy jest osiągnięcie długoterminowych gwarancji bezpieczeństwa
Wtedy kraj ten będzie w stanie spełnić wszystkie warunki, by stać się członkiem UE. Droga Estonii od złożenia wniosku do pełnego członkostwa Estonii trwała 10 lat. Ukraina może potrzebować co najmniej tyle samo czasu. W każdym razie najważniejszą rzeczą, jaką musimy teraz zrobić, jest ustalenie priorytetów. A priorytetem jest oczywiście zapewnienie, że Ukraina wygra tę wojnę. Jakikolwiek pokój zostanie osiągnięty, musi być zgodny z interesami Ukrainy, jej suwerennością i integralnością terytorialną. Kluczową kwestią jest zaproszenie Ukrainy do NATO.
Mam szczerą nadzieję, że Ukraina stanie się członkiem Sojuszu, zanim stanie się członkiem UE – lub że stanie się to jednocześnie. Ale ponownie: nie powinniśmy zapominać o tej podwójnej ścieżce (członkostwo w NATO i UE), ponieważ nie ma trzeciej opcji dla Ukrainy, by mogła chronić swoją suwerenność i europejską przyszłość bez uzyskania najsilniejszych gwarancji bezpieczeństwa dostępnych w wolnym świecie. I to jest właśnie NATO.
Wspomniał Pan już o wyborach w Niemczech w 2025 roku. Friedrich Merz powiedział, że jeśli wygra, jest gotów wystosować ultimatum do Rosji, by zaprzestała walk w Ukrainie. Jeśli Moskwa nie zgodzi się na to w ciągu 24 godzin, Berlin dostarczy Kijowowi pociski manewrujące Taurus i pozwoli uderzać nimi głęboko w głąb terytorium Rosji. Czy przekazanie takiej broni stanie się narzędziem realnego nacisku na Rosję?
Musimy zrozumieć, że oświadczenia te są składane w kontekście kampanii wyborczej. Zobaczymy, co wydarzy się 23 lutego [dzień przedterminowych wyborów parlamentarnych w Niemczech – red.]. Oczywiście Merz ma wszelkie szanse, by zostać nowym kanclerzem. Ale jest jeszcze jedno pytanie: kto w parlamencie dołączy do koalicji rządowej? CDU/CSU nie będzie w stanie rządzić Niemcami samodzielnie. Musi wybrać partnerów.
Rozumiemy, że Rosja mocno ingeruje w niemieckie wybory, jeśli chodzi o skrajnie prawicowe lub skrajnie lewicowe partie, takie jak Alternatywa dla Niemiec czy Sojusz Sahry Wagenknecht. Te partie mogą uzyskać około 20-25% miejsc w Bundestagu, ale nie zostaną włączone do koalicji. Pozostają więc SPD, Zieloni lub Wolna Partia Demokratyczna.
Pytanie brzmi, jak ta koalicja sformułuje swoje priorytety w zakresie pomocy dla Ukrainy. Ważne jest również, aby zrozumieć, jakie przesłanie usłyszymy z Waszyngtonu po 20 stycznia, kiedy prezydent Trump obejmie urząd.
Niezależnie od wszystkiego uważam, że zmiana kanclerza w Niemczech może przynieść Ukrainie dobre wieści
Globalne implikacje inauguracji Trumpa
20 stycznia Donald Trump złoży przysięgę wierności Ameryce i jej mieszkańcom. Jakie są potencjalne implikacje planu prezydenta elekta Trumpa, aby pośredniczyć w zawarciu pokoju między Ukrainą a Rosją? I jak może to wpłynąć na integralność terytorialną Ukrainy i jej aspiracje dotyczące członkostwa w NATO?
Jest wiele spekulacji na temat tego, co może się wydarzyć, gdy Trump zostanie prezydentem. Ważne jest, by nie spekulować teraz, ale poczekać na prawdziwe działania. Generał Keith Kellogg, którego Trump mianował specjalnym wysłannikiem do Ukrainy, pracuje obecnie nad propozycjami Białego Domu. Oczywiście w Waszyngtonie są ludzie, którzy chcą jak najszybszego zakończenia tej wojny. Ale wszyscy wiemy też, że Trump lubi być zwycięzcą.
Nie chciałby być postrzegany jako przegrany lub osoba, która nie przyniosła obiecanego pokoju po zakończeniu tej wojny
Są pewne pozytywne aspekty. Po wyborach wielu zachodnich przywódców rozmawiało z Trumpem, a on jest skłonny słuchać ich opinii, szczególnie jeśli chodzi o sposoby zakończenia wojny w Ukrainie.

I mam nadzieję, że Waszyngton zda sobie sprawę, że przed osiągnięciem jakiegokolwiek porozumienia Ukraina musi otrzymać znacznie silniejsze wsparcie wojskowe, aby odwrócić sytuację na froncie, a następnie przejść do ugody. Osobiście uważam, że ta wojna nie może zakończyć się remisem. Potencjalny Mińsk-3 nie wchodzi w grę.
Ta wojna zakończy się albo zwycięstwem Ukrainy, albo Rosji. I wątpię, by nowa administracja w Waszyngtonie chciała rozpocząć swoją czteroletnią kadencję od rosyjskiego triumfu. Zachęcam więc do niespekulowania
Czy spodziewa się Pan, że w 2025 roku Trump może próbować przerzucić całe wsparcie dla Ukrainy na Europę, argumentując, że wojna w Ukrainie jest bliższa Brukseli niż Waszyngtonowi? Czy UE przygotowuje się na taki scenariusz? I co zrobi w takim przypadku?
Kraje europejskie muszą zrozumieć, że czas, w którym miały luksus obrony w ramach NATO i chowania się za plecami Stanów Zjednoczonych, dobiegł końca.
My, nasi partnerzy i sojusznicy w Europie musimy teraz szybko i intensywnie inwestować w sektor obronny. Dni „dywidendy pokojowej” dobiegły końca. Nie mówię, że na zawsze, ale na wiele lat. Jest więc rzeczą naturalną, że Europa powinna być gotowa zainwestować więcej w pomoc Ukrainie.
Istnieją kroki, które należy podjąć, w szczególności związane z konfiskatą zamrożonych aktywów Rosji. To przede wszystkim pytanie do naszych brukselskich przyjaciół i sojuszników
Są też pytania do krajów, które wydają na obronność mniej niż 2% PKB – nie są to kwoty, które mogą dziś zadowolić wszystkich. Estonia wydaje obecnie 3,4% PKB na obronność, jesteśmy na drugim miejscu, po Polsce. Uważam, że od krajów europejskich wymaga się większych wysiłków. Nie z powodu dojścia Trumpa do władzy, ale z powodu wojny, która toczy się w Europie.
Jak postrzega Pan rolę europejskich sojuszy, takich jak nordycko-bałtycka ósemka, do której dołączyła Polska, w kształtowaniu europejskiej strategii zapewniającej długoterminowe wsparcie wojskowe dla Ukrainy?
Kraje nordyckie, Polska i wiele innych podobnie myślących państw rozumieją, o co toczy się gra i jak poważna jest rosyjska agresja, która zagraża nie tylko Ukrainie i jej przyszłości, ale także przyszłości globalnej.
Te europejskie kraje są największymi płatnikami na rzecz Ukrainy pod względem PKB na mieszkańca. Demonstrują silny interes polityczny, a także wywierają presję na innych, by Europa zrobiła więcej. Obejmuje to sankcje wobec Rosji i inwestycje w obronność. Opowiadają się również za dostarczaniem Ukrainie tego, czego naprawdę potrzebuje, by przetrwać tę walkę.
To, co jest dziś pozytywne, to fakt, że widzimy wspólne zrozumienie wśród wszystkich państw członkowskich NATO, zwłaszcza w Europie, że zagrożenie jest poważne i musimy skonsolidować nasze wysiłki, aby być gotowymi do walki o naszą wspólną wolność i bezpieczeństwo. A najlepszym sposobem na to jest wspieranie ukraińskiej strategii zwycięstwa i upewnienie się, że jeśli istnieje możliwość pokoju, to powinniśmy podejść do stołu negocjacyjnego tylko wtedy, gdy może to zapewnić sprawiedliwy pokój dla Ukrainy i wszystkich tych, którzy chcieliby żyć w pokoju przez lata i dziesięciolecia. Tak więc wśród naszych sojuszników trwa nieustanna praca. Dostrzegają to nasi przeciwnicy i wrogowie, którzy chcieliby widzieć Europę i Stany Zjednoczone podzielone.
Musimy zrozumieć, że zarówno w europejskim, jak w amerykańskim interesie jest pozostanie razem, by móc bronić zasad i norm, które pomogły nam jako wolnym narodom przetrwać w tym burzliwym świecie
Zdjęcie główne: imago/Florian Schuh/EAST NEWS
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji





„Nowa Jałta” określi podział stref wpływów w następnym stuleciu
Z Aliną Kouszyk, byłą minister w rządzie Swiatłany Cichanowskiej, a od jesieni 2024 r. redaktor naczelną stacji telewizyjnej Biełsat, rozmawiamy o represjach na Białorusi i przyszłości tego kraju. A także o roli mediów w zwycięstwie demokracji oraz wspólnej walce Ukraińców i Białorusinów o europejski wybór.
Maria Górska: Jak zbrodnicza polityka Łukaszenki i wojna w Ukrainie wpłynęły na dzisiejsze życie Pani i Pani rodziny?
Alina Kouszyk: Bardzo chciałabym dożyć czasów, kiedy Łukaszenka i wojna w Ukrainie przestaną wpływać na nasze losy. Choć to zależy głównie od nas, w tej chwili na los milionów Białorusinów wpływa sytuacja geopolityczna – a ja jestem jedną z nich. Od pięciu lat nie mogę pojechać do mojej ojczyzny, do mojego domu. Nie było mnie na pogrzebie dziadka i bardzo to przeżyłam. Bardzo tęsknię za domem. Białorusini są bardzo przywiązani do swojej ziemi i trudno nam żyć na wygnaniu.
Choć mieszkam w Polsce od ponad 20 lat, moja więź z Białorusią zawsze była bardzo silna. Przez wiele lat, w najlepszych czasach, przyjeżdżałam do domu na kilka miesięcy, by zrobić reportaż albo po prostu odwiedzić rodziców. Teraz to niemożliwe. Dwa lata temu próbowano aresztować moją rodzinę, która pozostała na Białorusi – rodziców i brata. Byłam zmuszona przenieść ich do Polski. Dlatego teraz okna w domu mojego dziadka są czarne i puste. To bardzo bolesne, bo nie jestem jedyna w takiej sytuacji – podobnych przykładów wśród naszych sąsiadów jest wiele. Białoruś umiera na naszych oczach.
W 2007 roku, kiedy Biełsat został uruchomiony, była Pani jego pierwszą dziennikarką. Jak to się stało, że w 2022 roku została Pani przedstawicielką Zjednoczonego Gabinetu Tymczasowego Switłany Cichanouskiej?
W poprzednich latach zajmowałam się w Biełsacie dziennikarstwem politycznym i międzynarodowym. To było dla mnie coś więcej niż tylko telewizja. Misją Biełsatu jest zachowanie białoruskiego języka, kultury i historii. Robiłam to na swoim poziomie jako prezenterka – prowadziłam wyłącznie białoruskojęzyczne programy. Ponadto byłam jedną z twarzy kanału, pracując jako redaktorka i producentka projektów.
Kiedy dostałam ofertę od Zjednoczonego Gabinetu Tymczasowego, byłam zaskoczona. Zdałam sobie jednak sprawę, że na proponowanym stanowisku mogę wiele zrobić dla ożywienia białoruskiej tożsamości, kultury i języka. Więc ją przyjęłam

Co udało się Pani zrobić?
Ważne jest, aby zrozumieć, że to stanowisko wcześniej nie istniało. W ciągu dwóch lat podnieśliśmy kwestię odrodzenia narodowego i tożsamości narodowej na bardzo wysoki poziom agendy politycznej UE. W ramach grup konsultacyjnych rozmawialiśmy o zachowaniu tożsamości w ramach dialogu strategicznego nie tylko w kontekście kultury, ale w ogóle jako kluczowego elementu odporności narodu białoruskiego. Nasi partnerzy potraktowali te wyzwania bardzo poważnie. Po raz pierwszy kwestie języka i tożsamości białoruskiej zostały uwzględnione w rezolucji Parlamentu Europejskiego.
W ramach Delegacji ds. Odrodzenia Narodowego stworzyliśmy strategię i koncepcję odrodzenia narodowego, czyli ramy kierunków rozwoju różnych sfer życia białoruskiego społeczeństwa i państwa.
Tożsamość to nie tylko kod kulturowy. To oprogramowanie, które musi przejść przez wszystkie obszary państwowości
I liderzy są za to odpowiedzialni. Tam, gdzie trudno dotrzeć politykom, muszą dotrzeć gwiazdy – aktorzy, muzycy, pisarze. Gwiazdy, które są za granicą, stają się głosem wolnej Białorusi słyszanym na całym świecie. Moim zadaniem była również praca z nimi.
Rok 2020 był dla Białorusinów punktem zwrotnym. Ludzie poczuli – wielu z nich po raz pierwszy w życiu – dumę ze swojej narodowości. To uczucie towarzyszy nam do dziś. Postawiłam sobie za cel podtrzymanie tego ognia.
Jak ważną postacią dla Białorusi jest Switłana Cichanouska? Czego udało się jej dokonać?

Ostatnie wybory zostały nam skradzione. Switłanie Cichanouskiej, choć została wybrana na prezydenta Białorusi, nie pozwolono przejąć władzy. Ale nie poddała się i kontynuowała swoją pracę. Od pięciu lat prowadzi Białoruś do wolnych wyborów. Nie twierdzi, że ma polityczną przyszłość, ale chce dokończyć to, co zaczęła.
Jest osobą o wielkiej odpowiedzialności, która rozwinęła się jako polityczka, stała się liderką i zjednoczyła wokół siebie środowiska demokratyczne. Stworzyła też gabinet przejściowy i radę koordynacyjną. To główny rezultat jej pracy, bo podmiotowość osiąga się poprzez instytucje
Po represjach Łukaszenki większość białoruskiej opozycji trafiła za kratki. Czy w białoruskim społeczeństwie są jacyś młodzi liderzy?
Nadchodzi nowe pokolenie. W Zjednoczonym Gabinecie Tymczasowym pracują młodzi ludzie. Na przykład Margo Wostrikowa, przedstawicielka ds. młodzieży, jest utalentowaną 23-letnią dziewczyną, która przemawia w Radzie Europy, wygłasza mocne przemówienia i pracuje na równi z Pawłem Łatuszką, który był ministrem i ambasadorem w wielu krajach. Pojawiają się nowi ludzie – i to także dzięki instytucjom i temu, że mają pole do działania. Wielu utalentowanych Białorusinów studiuje teraz w krajach UE, w tym w Polsce. To oni są przyszłością wolnej Białorusi.
Na co Pani i inni patrioci liczycie w związku z narodowym odrodzeniem Białorusi?
Białoruś jest de facto pod okupacją marionetkowego reżimu Łukaszenki. Dla nas w tych okolicznościach najważniejsze jest zachowanie kraju i nieutracenie niepodległości. Wojna w Ukrainie pokazała, że szare strefy buforowe nie mają już szans na istnienie we współczesnym świecie. Białorusini mówili, że powinniśmy być neutralni, jak Szwajcaria, gdzieś pośrodku. Teraz rozumiemy, że to niemożliwe: albo jesteś częścią Rosji, albo Europy. Za chwilę może dojść do nowej Jałty, jak mówią o możliwych przyszłych negocjacjach. Określą one nowe strefy wpływów w następnym stuleciu.
Nie widzimy innego wyjścia niż integracja Białorusi z Europą

Jak przyczyni się Pani do tego na stanowisku redaktor naczelnej Biełsat TV? Jak zamierza Pani współpracować z nowo utworzoną redakcją ukraińską?
Rok 2025 będzie przełomowy dla nas wszystkich. Musimy zwiększyć wśród ludzi zrozumienie tego, co się dzieje. Analityka i dziennikarstwo będą bardzo, bardzo ważne. Moim zadaniem jest przypominanie Białorusinom, że mentalnie i historycznie należymy do europejskiej rodziny narodów. Ważną rolę w tym odegrają ci z naszych współobywateli, którzy są za granicą i mogą być ambasadorami prawdy, demokratycznych wartości europejskich i pokoju, działając na rzecz tych ludzi, którzy pozostali w kraju.
Znaczenie Biełsatu jest ogromne. To jedyny kanał telewizyjny, który jest przekaźnikiem informacji dla ludzi na Białorusi – choć jesteśmy tam uznawani za organizację ekstremistyczną. Moi rodacy w kraju są przerażeni, żyją w równoległej, podzielonej rzeczywistości. Wszyscy mają dwa telefony – jeden do pracy, drugi do czytania wiadomości w domu. Zmienił się nawet model konsumpcji wiadomości. Ludzie przestali korzystać z niezależnych źródeł informacji w ciągu dnia, ponieważ w pracy, na ulicy czy w transporcie publicznym to niebezpieczne. Czytają i oglądają wiadomości głównie w nocy.

Potęga Biełsatu stała się widoczna w 2020 roku, kiedy jego sygnał naziemny został w Białorusi zablokowany. Nie było internetu, a my pokazywaliśmy wszystkie okropności, które tam się działy, za pośrednictwem satelity. Dzięki temu cały świat dowiedział się o wydarzeniach na Białorusi. Dziś jeśli ktoś tam podzieli się naszymi treściami, polubi je lub skomentuje, może trafić do więzienia. Jednak ludzie nadal nas oglądają, tyle że po kryjomu. Wierzę w siłę telewizji. Biełsat pozwala zachować białoruski język i tożsamość. Cieszę się, że od Nowego Roku będziemy pracować ramię w ramię z ukraińską redakcją. Razem będziemy w stanie zapewnić widzom prawdziwie pogłębioną perspektywę, z naciskiem na Europę.
Jak poważne są obecnie represje na Białorusi? Ilu jest w kraju więźniów politycznych i jaki jest stan tych ludzi?
Na Białorusi aresztowania odbywają się codziennie. Każdy Białorusin ma przyjaciół lub krewnych za kratkami. Według obrońców praw człowieka liczba więźniów politycznych wynosi około 1300, ale rzeczywista liczba jest trzy do czterech razy wyższa.
Za kratkami jest teraz siedemnastu moich kolegów, dziennikarzy Biełsatu
To cena, którą płacimy za naszą walkę. Represje najbardziej uderzają w ludzi posługujących się językiem białoruskim. Ci, którzy są więzieni za swoje przekonania polityczne i narodowe, są uznawani za ekstremistów i oznaczani żółtymi znacznikami, podobnie jak Żydzi w nazistowskich obozach koncentracyjnych.
Często nie mają opieki medycznej. Wiemy, że stan zdrowia wielu więźniów politycznych jest bardzo poważny, a współwięźniom nie wolno z nimi rozmawiać. Wiemy, że za samą rozmowę z Wiktorem Babaryką, na przykład podczas spaceru, ludzie byli natychmiast wtrącani do karceru. Wielu naszych przywódców politycznych, takich jak Mikołaj Statkiewicz, Andrzej Poczobut i Siergiej Cichanouski, jest przetrzymywanych w całkowitej izolacji. Z niektórymi osobami nie ma kontaktu od ponad półtora roku. Nie wiemy, czy żyją i co się z nimi dzieje. Zajmuję się losem białoruskiego aktywisty Igora Aliniewicza, więźnia politycznego, który został skazany na 20 lat więzienia za rzekome przygotowywanie zamachu terrorystycznego. To utalentowany młody człowiek, szczery patriota Białorusi. Stale przebywa w odosobnieniu. Podobnie jest z wieloma innymi więźniami politycznymi.
Mój znajomy, dokumentalista Jurij Chaszczewacki, został zaatakowany w Mińsku przez funkcjonariuszy KGB przebranych za cywilów po telewizyjnej premierze filmu „Zwykły prezydent” o Łukaszence. Ciężko go pobili i miał połamane nogi. Ale to było jeszcze w latach 90. Jak dziś działa machina represji Łukaszenki? Czy są ludzie, którzy mimo tortur i więzienia nie współpracują w śledztwie?
Jest ogromna presja nawet na tych, którzy nie są uwięzieni. Po wyjściu z więzienia ludzie nie mogą znaleźć pracy. Istnieją czarne listy, za których sprawą byli więźniowie polityczni po prostu nie są nigdzie zatrudniani. Bliscy i znajomi odwracają się od nich, ponieważ kontakt z nimi staje się niebezpieczny. Ludzie ci nie stają się więc wolni nawet po wyjściu na wolność. Pozostają pod nadzorem swoich oprawców. Bardzo często nie mogą opuścić kraju i są zmuszani do współpracy ze służbami.
Jeśli chodzi o współpracę z władzami, ludzie zachowują się bardzo różnie. Trudno oceniać kogoś, będąc na wolności, i mówić mu, co jest dobre, a co złe. Wiele osób nie współpracuje podczas śledztwa, a mimo to radzimy im pisać petycje o ułaskawienie, jeśli jest szansa, że to pomoże.
Polina Szarenda-Panasiuk, aktywistka i matka dwójki dzieci, była tak strasznie torturowana, że nazywana jest białoruską Joanną d'Arc. To absolutnie niezłomna kobieta
Nie wiem, co oni jej zrobili. Podobno była prześladowana dlatego, że jej dzieci były w Polsce, a ona bardzo chciała się wydostać. Podpisała petycję o ułaskawienie, wystąpiła też w filmie propagandowym, w którym po rosyjsku zapewniała, że ma się dobrze. Znam ją osobiście, więc wiem, że to nie była ta sama Polina. Była zdruzgotana, a mimo to starała się zachowywać godnie nawet w tak strasznych warunkach. Najgorsze jest to, że nigdy jej nie wypuścili.
Od 2014 do początku 2024 roku około 1300 Białorusinów walczyło w wojnie w Ukrainie. Jak ocenia Pani wkład Białorusinów w walkę Ukraińców z reżimem Putina?
Na wszystkich światowych spotkaniach politycznych białoruskie siły demokratyczne zawsze podkreślają, że najważniejszą rzeczą jest teraz pomóc Ukrainie wygrać, ponieważ będzie to impuls do zmian w całym regionie. Łukaszenka udostępnił białoruskie terytorium do agresji na Ukrainę, choć nie zgodził się na to naród białoruski.
Białorusini w absolutnej większości są przeciwko wojnie i agresji na Ukrainę. To jest coś, co najbardziej odróżnia nas od Rosjan
Kiedy nadjeżdżają czołgi lub włącza się machina represji, Białorusini często nie mają siły, by się temu przeciwstawić. Ale opinia publiczna jest po stronie Ukraińców, a Białorusini byli jednym z narodów, które naprawdę wsparły was w najtrudniejszym momencie. Warto wspomnieć o bohaterskiej walce białoruskich ochotników z pułku Kalinowskiego. W 2022 roku, po wybuchu wojny w Ukrainie, tysiące Ukrainek przyjechało do UE i Polski, a my, Białorusinki, które wcześniej zostały zmuszone do emigracji, zaczęłyśmy im pomagać. Zawsze powinniśmy się wspierać – jak siostry. To bardzo ważne. Przyjaźń kobiet jest szczególnie silna w czasach kryzysu.
W 2023 roku, według platformy EWL, wzrosła liczba Białorusinów, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu ze względu na sytuację polityczną na Białorusi. Dlaczego wybrali Polskę? I jak jednoczą się Białorusini za granicą?
Dziś Polska jest oficjalnie domem dla największej społeczności Białorusinów na świecie – ponad trzystu tysięcy naszych rodaków. Polska jest najbardziej przyjaznym krajem dla Białorusinów. W Warszawie mamy chyba cztery czy pięć białoruskich szkół artystycznych, działa tu bardzo wiele białoruskich organizacji, białoruskie restauracje, muzea. Białoruska część Warszawy bardzo mocno się rozwija.

W Warszawie są też trzy białoruskie szkoły. Jedna z nich jest bezpłatna, na ulicy Sierakowskiego. To szkoła dla mniejszości narodowych, finansowana przez polskie Ministerstwo Edukacji. Uczył się w niej mój syn. Jest też szkoła prywatna. Trzecia to Białoruska Szkoła w Warszawie, prowadzona przez Alesia Łozkę, a założona przez aktywistów. W soboty dzieci przychodzą się tam uczyć; łatwo się zapisać.
Są dziesiątki inicjatyw kulturalnych i społecznych. Bardzo lubię białoruski chór żeński „Śpiew spod mostu”, który narodził się w Warszawie. Określenie „spod mostu” wzięło się stąd, że młode dziewczyny przychodziły latem śpiewać pod Most Świętokrzyski ze względu na dobrą akustykę – i tak się nazwały. To bardzo stylowe, młode, wyluzowane Białorusinki, które przeprowadziły się tutaj – jest ich około 20-30. Zwykle są ubrane bardzo jaskrawo, ale często na czarno, z elementami strojów ludowych. Polski „VOGUE” napisał o nich ogromny artykuł z oszałamiającymi zdjęciami. Nie jest to jedyny taki projekt artystyczny. W Warszawie działa również rewolucyjny Wolny Chór, zakazany na Białorusi, który występuje na całym świecie. W zeszłym roku zaproszono go na przyjęcie z udziałem polskiego prezydenta Andrzeja Dudy, zaśpiewali kolędy. To wspaniałe, że my, Białorusini, mogliśmy zorganizować obchody Bożego Narodzenia w Pałacu Prezydenta RP.
A co z rozwojem języka białoruskiego na Białorusi i za granicą?
Na Białorusi nawet używanie języka w życiu codziennym może prowadzić do represji. Ludzie nie mówią w swoim języku i on zanika. Dlatego to sami Białorusini muszą ożywić język i mówić w nim, a my, liderzy, musimy w tym pomóc. Każdy rozumie białoruski na podświadomym, pasywnym poziomie, trzeba tylko zacząć nim mówić. Jeśli ktoś ma przyjaciół, którzy mówią po białorusku, wystarczy, że zacznie odpowiadać im w ich ojczystym języku.
Nie musisz uczyć się białoruskiego, to przychodzi naturalnie. Popełnianie błędów jest normalne. Strasznie jest nie mówić w swoim ojczystym języku
Język i kultura też są systematycznie niszczone przez reżim Łukaszenki, sługi reżimu Putina. Planowana jest rusyfikacja i militaryzacja społeczeństwa – wszelkie inicjatywy narodowe natychmiast trafiają pod ścisłą kontrolę KGB. Scena teatralna jest całkowicie zrusyfikowana. Białoruskie Historyczne Archiwum Państwowe zwolniło wszystkich, którzy prowadzili media społecznościowe w języku białoruskim. Zachowanie kultury jest dziś naszym zadaniem – zadaniem liderów i stowarzyszeń emigracyjnych za granicą.
Co Pani teraz czyta? Jaką współczesną literaturę białoruską poleciłby Pani Ukraińcom?
Radzę nie czekać na tłumaczenia i czytać po białorusku. Po pierwsze, bo to ciekawe, a po drugie, bo doskonale rozumiemy się bez tłumaczy. Dowodem na to jest choćby ta nasza rozmowa, w której Pani zadaje pytania po ukraińsku, a ja odpowiadam po białorusku.
Mam wielu ukraińskich przyjaciół, często odwiedzam Ukrainę i zawsze kupuję coś z ukraińskiej literatury współczesnej do czytania. Teraz zamierzam przeczytać „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” Oksany Zabużko. Ukraińcom, którzy chcą zacząć zapoznawać się z białoruską literaturą współczesną, radzę zacząć od Alhierda Bacharewicza, którego powieść „Plac Zwycięstwa” [nieprzetłumaczona jeszcze na język polski – red.] to pełna przygód przypowieść o władzy i narodzie, o cenie słów i sławy, o porażce i zwycięstwie. Nie jest to jednak opowieść o jakimś konkretnym kraju – tak naprawdę to historia o mnie i o tobie.
Wszystkie zdjęcia z prywatnego archiwum Aliny Kouszyk
%20(1).avif)

Rok 2024. Paradoks ukraińskiej odporności
W 2024 roku Ukrainie udało się utrzymać wsparcie międzynarodowych partnerów, szczególnie w obszarze zbrojeń. Kijów otrzymał m.in. samoloty F-16, a pod koniec roku administracja Bidena zezwoliła na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom w Rosji. Niemniej brak amerykańskiej pomocy wojskowej na początku roku zdeterminował dalszy rozwój sytuacji na froncie: Ukraina straciła część swojego terytorium, a Rosjanie stopniowo posuwają się naprzód w obwodzie donieckim.
Jednocześnie ukraińskie siły zbrojne wkroczyły do obwodu kurskiego i nadal utrzymują tam pozycje. Moskwie udało się uzyskać silne wsparcie od swoich sojuszników – Korea Północna dołączyła do wojny przeciwko Ukrainie. Kijowowi udało się natomiast zgromadzić dyplomatów z ponad 80 krajów na szczycie pokojowym w Szwajcarii. Eksperci oceniają, że głównymi wyzwaniami, wobec których stoi dziś Ukraina, są brak determinacji jej partnerów i niepewna sytuacja geopolityczna.
Paradoks ukraińskiej odporności
Największym osiągnięciem Ukrainy jest jej przetrwanie. I jest w tym pewien paradoks: swą odpornością inspiruje wiarygodnych partnerów, lecz zarazem wyczerpuje nią tych niewiarygodnych, którzy chcieliby, aby problem Ukrainy zniknął, by mogli wrócić z Rosją do business as usual, ocenia Keir Giles, starszy konsultant w brytyjskim think tanku Chatham House:
– Niemniej Ukraina zrobiła wszystko, co w jej mocy, by zachować swoje żywotne stosunki z zachodnimi mocarstwami. Tam, gdzie relacje te były zagrożone, wynikało to z czynników pozostających poza kontrolą Kijowa, czyli zmian politycznych w USA i Europie.
Jednocześnie, według Keira Gilesa, kraje Europy Zachodniej zaczynają zdawać sobie sprawę, że Ukraina to tylko linia frontu w większej wojnie, a agresywne zamiary Rosji wpływają również na nie.
Zachód się budzi, lecz wciąż brak mu determinacji
W kontekście politycznym głównym osiągnięciem tego roku jest to, że Zachód jako całość, Europa i Ameryka, obudził się. I coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że Rosja nie jest partnerem w jakimkolwiek sensie, ale strategicznym zagrożeniem i fundamentalnym wyzwaniem, zaznacza Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009:
– Zachodowi bardzo dużo czasu zabrało dojście do tego punktu: po każdym kroku naprzód następowały dwa kroki w tył. Wydaje mi się, że ten ostateczny psychologiczny przełom nastąpił w 2024 roku.
Pokazały to m.in. wyniki szczytu NATO w Waszyngtonie, na którym Rosja, w przeciwieństwie do poprzednich szczytów, została uznana za zagrożenie numer jeden
Oczywiście bardzo dobrze by było, gdyby to teoretyczne zrozumienie zostało teraz przekształcone w praktyczne działania, mówi Ohryzko:
– Nie możemy powiedzieć, że Zachód zrobił wszystko, co mógł zrobić. Jest bardzo opóźniony w dawaniu nam tego, czego potrzebujemy, mimo że wola polityczna wydaje się być już ukształtowana, a zagrożenie zrozumiane. Ale jednocześnie, jeśli chodzi o rzeczy praktyczne, tu i ówdzie pojawiają się pseudobariery, które niektórzy zachodni przywódcy sami sobie stawiają. Najbardziej uderzającym przykładem jest tutaj stanowisko Scholza, którego kraj udziela Ukrainie ogromnej pomocy, za co z pewnością jesteśmy bardzo wdzięczni Niemcom.
Tyle że jeśli chodzi o kwestie fundamentalne, jeśli chodzi o dostarczanie broni, która może złamać zdolność Rosji do prowadzenia agresywnej wojny, kanclerzowi brakuje woli politycznej

Ohryzko zwraca uwagę na narrację Trumpa, który mówi, że zezwolenie Bidena na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom w Rosji było błędem:
– Wszystko to jest nawrotem starego myślenia o Rosji, że nie można jej pokonać. Myślę, że zmiana tego nastawienia to wyżyny politycznego myślenia, których nasi zachodni partnerzy jeszcze nie osiągnęli. Mam jednak nadzieję, że zostanie to przezwyciężone również w Niemczech, ponieważ nowy kanclerz będzie najprawdopodobniej przedstawicielem CDU/CSU. I że sami Europejczycy przekonają Trumpa, że jeśli chce, by Ameryka znów była wielka, to nie może przegrać z Putinem, lecz musi go postawić na właściwym miejscu.
Wyzwania geopolityczne
Tym, przed czym stoi Ukraina, wkraczając w 2025 rok, jest niepewność geopolityczna. Nowa administracja prezydencka USA będzie potrzebowała czasu na zbudowanie długoterminowej polityki wobec Ukrainy, a wiele będzie zależało od tego, jak szybko europejscy przywódcy podejmą decyzje i sformułują wspólną strategię, mówi Elina Beketova, ekspertka z Center for European Policy Analysis w Waszyngtonie (CEPA):
– Wcześniej mogli skupić się na USA, ale teraz wiele kluczowych decyzji będzie zależało od nich. Jak widzieliśmy w 2023 i 2024 roku, opóźnienia w pomocy doprowadziły do znacznych luk w obronie powietrznej i niedoboru broni, co pozwoliło Rosji uderzyć w kluczową infrastrukturę Ukrainy i poczynić znaczne postępy na linii frontu.
Kolejnym wyzwaniem geopolitycznym dla Kijowa jest współpraca między Koreą Północną a Rosją.
– Część regionu kurskiego znajduje się pod ukraińską okupacją od 6 sierpnia – dodaje Beketova. – Z jednej strony jest to znaczące zwycięstwo, ponieważ coś takiego nie wydarzyło się od 1941 roku.
Z drugiej strony obecność wojsk Korei Północnej na terytorium Federacji Rosyjskiej stanowi dodatkowe zagrożenie dla wojsk ukraińskich
Kontury negocjacji
Na Zachodzie dominuje dziś pogląd, że musimy z czegoś zrezygnować. To dowód, że logika zwycięstwa nie działa jeszcze w umysłach naszych zachodnich partnerów. Odbija się to na sytuacji Ukrainy. Czy Kijów może wygrać, gdy dostaje 50 rakiet, choć potrzebuje 500? Oczywiście, że nie, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Jeśli Zachód chce wygrać jako całość, musi dać swojej części, czyli Ukrainie, wszystko, czego ta potrzebuje. Jeśli chce przegrać, będzie robił to, co robi, ponieważ „taktyka łyżeczki” nie działa:
– Nawiasem mówiąc, kiedy nieustannie naciska się na nas, byśmy negocjowali, i mówi: „Chcemy stworzyć Ukrainie najlepsze warunki do negocjacji” – to myślę, że to cynizm. Bo negocjacje powinny odbywać się między Ukrainą, Stanami Zjednoczonymi Ameryki, Francją, Wielką Brytanią, NATO, Unią Europejską, może Niemcami, może Polską. Krajami, które wierzą, że naprawdę walczą z rosyjskim imperializmem. Po drugiej stronie jest świat autokratyczny. Tymczasem z jakiegoś powodu jesteśmy popychani do negocjacji jeden na jeden z Putinem. To absolutnie błędne, a co więcej – cyniczne podejście.
Bo jeśli my, demokratyczny świat, chcemy wygrać, to możemy wygrać tylko razem
Obecnie istnieje wrażenie, że niektórzy partnerzy międzynarodowi chcą zakończyć wojnę. Tyle że niekoniecznie doprowadzi to do pożądanego trwałego pokoju. Jak dotąd nie ma oznak, że Putin jest gotowy do zaprzestania agresji, a Ukraina nie ma wystarczająco silnej pozycji negocjacyjnej, by osiągnąć sprawiedliwy pokój, uważa Elina Beketova:
– Kluczową kwestią jest powojenna architektura bezpieczeństwa. Istnieją obawy, że Rosja może wykorzystać przerwę w walkach do przygotowania nowej fali agresji w ciągu kilku lat. Jednocześnie nie ma jasnych gwarancji ze strony partnerów, że będą chronić Ukrainę w przyszłości, by można było uniknąć ponownej rosyjskiej agresji. Dopóki nie stanie się jasne, jak będzie wyglądała powojenna architektura bezpieczeństwa, trudno wyobrazić sobie zasady ewentualnego zaprzestania działań wojennych.
Jednocześnie, kontynuuje Beketova, niektórzy europejscy urzędnicy omawiają możliwość wysłania sił pokojowych do Ukrainy, a administracja USA myśli o długoterminowej strategii dla niej:
– Biorąc pod uwagę obecny scenariusz – czy będzie to pokój na niekorzystnych warunkach dla Ukrainy, z utratą terytorium, czy silne wsparcie ze strony krajów NATO – więcej będziemy wiedzieć w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Wiele będzie zależało od stanowiska USA i sytuacji gospodarczej w Rosji.
NATO i architektura bezpieczeństwa
Według Keira Gilesa dla wolnej Ukrainy członkostwo w NATO pozostaje najskuteczniejszym sposobem zapobiegania przyszłym rosyjskim atakom – poprzez integrację wielonarodowego odstraszania z ukraińskim systemem bezpieczeństwa:
– Niestety to optymalne rozwiązanie będzie nadal odrzucane przez Stany Zjednoczone i Niemcy – tych zachodnich zwolenników Ukrainy, którzy teoretycznie są najpotężniejsi, ale jednocześnie najbardziej boją się urazić Rosję. Nieuchronnie oznacza to, że przyszłe gwarancje bezpieczeństwa będą musiały pochodzić od koalicji niechętnych – choć jak stwierdził prezydent Zełenski, bez wsparcia USA nawet to prawdopodobnie nie wystarczy, by Rosję odstraszyć.

Nie tylko Stany Zjednoczone i Niemcy, lecz także Węgry, Słowacja, Belgia, Słowenia i Hiszpania otwarcie sprzeciwiają się wstąpieniu Ukrainy do NATO, przypomina Elina Beketova. Chociaż według jej oceny w 2024 r. podjęto kilka ważnych kroków w kierunku zbliżenia Kijowa do Sojuszu:
– Uruchomiono NATO Security Assistance and Training for Ukraine (NSATU) w Wiesbaden w Niemczech oraz utworzono Wspólne Centrum Analityczno-Szkoleniowo-Edukacyjne NATO-Ukraina (JATEC) w Bydgoszczy w Polsce. Ponadto roczne zobowiązanie do zapewnienia Ukrainie pomocy wojskowej opiewa na co najmniej 40 miliardów dolarów.
Ukraina zawarła również szereg ważnych dwustronnych umów o bezpieczeństwie z krajami partnerskimi, które zawierają konkretne zobowiązania i liczby, zauważa Beketova. I chociaż umowy te nie są alternatywą dla członkostwa w NATO, dają Ukrainie konkretne gwarancje wsparcia:
– W 2024 roku NATO znacznie zwiększyło swoją obecność w Ukrainie i planuje dalsze jej rozszerzenie w przyszłym roku.
Wizyta w Ukrainie była pierwszą roboczą wizytą po objęciu urzędu przez nowego Sekretarza Generalnego NATO Marka Rutte. To potwierdza, że kwestia ukraińska będzie jednym z jego priorytetów
Dla zachodnich zwolenników Ukrainy staje się coraz bardziej jasne, że wojna toczy się między rywalizującymi koalicjami – i że niestety koalicja wspierająca Rosję jest pod wieloma względami bardziej proaktywna i wiarygodna niż ta wspierająca Ukrainę, mówi Keir Giles:
– To nieśmiałość Stanów Zjednoczonych, które zarówno przewodzą proukraińskiej koalicji, jak ograniczają swoje wsparcie w najbardziej dotkliwy sposób, pozwoliła Rosji na zdobywanie coraz większego poparcia ze strony jej zwolenników – w tym na obecność zagranicznych kontyngentów. Tymczasem nie tylko Stany Zjednoczone, ale także państwa europejskie, wielokrotnie wykluczały takie kontyngenty po stronie Ukrainy. Teraz jednak fakt, że jest to niezaprzeczalnie konflikt globalny, utrudni Stanom Zjednoczonym traktowanie Europy jak teatru odizolowanego od źródeł ich głównych obaw – Chin i Bliskiego Wschodu. Zmusi je natomiast do postrzegania Rosji jako integralnej części wyzwań stojących przed Waszyngtonem.
Narzędzia zwycięstwa
Rosja podpisała na siebie historyczny wyrok, rozpoczynając agresję przeciwko Ukrainie, mówi Wołodymyr Ohryzko. Gdyby Zachód użył wszystkich dostępnych narzędzi, reżim Putina już by nie istniał:
– Przywódca Kremla podbija teraz stawkę do maksimum, by potem trochę odpuścić, jak to zawsze robi, i dalej rozgrywać swoje gierki. Tyle że jeśli Rosja nadal będzie tak działać, szybko wyczerpie wszystkie swoje rezerwy. Jedyne, co jej wtedy pozostanie, to okradanie własnych obywateli. To utrzyma się przez krótki czas, a potem nastąpi załamanie.
Zachód ma wystarczająco wiele narzędzi, by powstrzymać Putina. Pierwszym, podkreśla Ohryzko, o którym ukraińscy przedstawiciele krzyczą już od trzech lat, jest danie Ukrainie broni. Bo na razie daje ją w taki sposób, jakby nie dawał:
– Drugim narzędziem są sankcje. Tak, działają, tak, zawężają pole manewru Putina, ale być może trzeba je znacznie zaostrzyć. Wszyscy mówią o flocie cieni, której Rosja używa do eksportu ropy. Tę flotę widać, jak na dłoni: firmy, przewoźnicy i ubezpieczyciele są całkowicie widoczni. Pytanie brzmi, dlaczego tak trudno jest całkowicie zablokować ten kanał, by oni nie wypływali w morze, by nie mogli sprzedawać swojej ropy.

Według Ohryzki skuteczna polityka Zachodu polegałaby również na wpływaniu na kraje, które pomagają Rosji:
– Kto dziś pomaga Rosji przetrwać? Dwa kraje: Chiny i Indie. Cóż, w przypadku Chin mówimy o sojuszniku Rosji. Natomiast Indie kupują dziś najwięcej rosyjskiej ropy, co pomaga Rosji utrzymać się na powierzchni. Czy nie ma sposobu, by wpłynąć na Indie? A co z Chinami? Czyż Trump nie obiecał, że nałoży 60% ceł na wszystkie chińskie towary – a potem powiedział, że może to być 60%-40%, ale nie więcej. Czy nie można by uzgodnić z Arabią Saudyjską wspólnego obniżenia cen ropy z obecnych 70 do, powiedzmy, 50-40 dolarów za baryłkę? Istnieje ogromna liczba narzędzi, które można i należy wykorzystać.
Po prostu nie rozciągaj tego na dziesięciolecia, ale zrób to szybko i bez żadnych wyjątków. Tylko wtedy narzędzia zadziałają. Bo jeśli nadal będziemy podążać obecną ścieżką, to nie wiadomo, czy Ukraina przetrwa
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji




Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Wpłać dotację