Przyszłość
Rozmawiamy z politykami i liderami opinii o europejskiej Ukrainie, wolnej Europie i bezpiecznej, demokratycznej Polsce

Warszawa – Gdańsk – Mariupol: jak polskie doświadczenia w odbudowie miast mogą pomóc Ukraińcom
Doświadczenie Mariupola i innych ukraińskich miast wymazanych z mapy nie jest wyjątkowe. 80 lat temu, podczas innej wojny, zostało unicestwionych wiele europejskich miast. Doświadczenia Rotterdamu w Holandii i Coventry w Wielkiej Brytanii, a także Warszawy i Gdańska, które zostały zrównane z ziemią, a potem podniosły się z ruin, dają nadzieję Ukraińcom na powrót do swoich domów.
Najśmielsze prognozy przewidują nie tylko odbudowę osiedli, ale także przekształcenie ich w wizytówki nowoczesnej architektury, gdzie najlepsi urbaniści będą spożytkują swój talent i potencjał.
Warszawa. Trzy mity
Podstawę odbudowy Warszawy stanowiło ponad 14,5 tys. archiwalnych teczek z dokumentami urbanistycznymi, mapami, planami, fotografiami i szkicami obrazów Bernarda Bellotto. Architekci zebrali to wszystko jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej i na długo przed wyzwoleniem stolicy Polski.

– Na początku nie było wiadomo, czy Warszawa w ogóle zostanie odbudowana i czy pozostanie stolicą – mówi Michał Krasucki, Stołeczny Konserwator Zabytków, uczestnik dyskusji na temat odbudowy Mariupola, zorganizowanej przez Ukraiński Dom w Warszawie. – Były plany przeniesienia stolicy do Lublina. Ale fakt, że do miasta wracali jego dawni mieszkańcy, a także ci, którzy byli zafascynowani mitem odbudowy, przekonał nas, że nie ma innej drogi.
Podczas II wojny światowej zniszczeniu uległo 85% zabudowy Warszawy i 90% zakładów przemysłowych. Powstało 16 milionów ton odpadów budowlanych. Prace koncepcyjne dotyczące odbudowy rozpoczęły się w styczniu 1945 r., kiedy architekci, urbaniści, konserwatorzy i niektórzy mieszkańcy wrócili do Warszawy, by dokonać „inwentaryzacji” tego, co przetrwało i co było warte odbudowy.
– Architektura i urbanistyka mają wielką siłę w kształtowaniu emocji i myśli – mówi Michał Krasucki.
Zdecydowano więc, że pewne fragmenty Warszawy powinny być kotwicami, które połączą nas z przeszłością, choć jednocześnie będą miały ogromny emocjonalny wpływ na przyszłość
Te stare symbole musiały iść w parze z nowymi atrybutami odbudowy. Postanowiono zachować najstarszy rdzeń miasta, najbardziej ceniony przez architektów: Starówkę i historyczną oś, która biegła wzdłuż Traktu Królewskiego. To symboliczna przestrzeń, która miała łączyć starą i nową Warszawę.
Według Krasuckiego odbudowa stolicy Polski zrodziła co najmniej trzy mity. Są to: 1) mit Warszawy przedwojennej – i jej tzw. „złotego wieku”; 2) mit rekonstrukcji miasta, która stała się najważniejszym przedsięwzięciem budowlanym powojennej Polski; 3) mit Warszawy, która zawsze przeżywała traumę.
W miarę upływu czasu coraz bardziej fałszywy staje się ten pierwszy mit.
Efektem pracy wizjonerów i budowniczych była ostatecznie nowa Warszawa. Jej odbudowa wymagała czasu. Pierwszy okres odbudowy trwał 10 lat, a drugi 20-30 lat.
– Pokolenie moich rodziców, którzy dorastali w latach 50., w zasadzie oglądało Warszawę już odbudowaną, a częściowo zbudowaną od nowa – mówi Michał Krasucki. – Z czasem zmieniało się rozumienie i wizja zabytków, które powinny być zachowane. W latach 50. i 60. było wiele ruin – miejsc pamięci, ale w latach 70. było ich znacznie mniej. W latach 80. znaczenie pozostałych miejsc pamięci znacznie wzrosło.
Natomiast w 1980 r. odrodzone warszawskie Stare Miasto znalazło się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Współczesna Warszawa, ze strzelistymi drapaczami chmur z powodzeniem wkomponowanymi w miejski krajobraz oraz z miejscami pamięci organicznie zintegrowanymi z miejskim krajobrazem, zachowuje łączność z minionym „złotym wiekiem”
Szansa dla urbanistów
Barwna historia Gdańska, relacje polsko-niemieckie i korzystne położenie na wybrzeżu Bałtyku swego czasu doprowadziły do innej debaty na temat odbudowy miasta. Znaleziono właściwe rozwiązania, a centrum Gdańska stało się poligonem doświadczalnym powojennej odbudowy. Podczas gdy warszawiacy wciąż czekali na rozpoczęcie prac, miasto nad morzem już zakasywało rękawy.
– Gdańsk został zniszczony podczas II wojny światowej, toczyły się tu bardzo ciężkie walki – mówi dr Klaudiusz Grabowski z działu historii Muzeum Gdańska, który specjalizuje się w powojennej odbudowie miasta. – A później, gdy Armia Czerwona zdobyła Gdańsk, traktowała go jak wrogie niemieckie miasto, więc bombardowała go jeszcze przez dwa miesiące i grabiła. A że zabudowa była bardzo gęsta, kiedy wybuchały pożary, ogień szybko trawił część miasta bogatą w zabytki. Tak zniknęło 90% centrum Gdańska.
Gdańsk przed i po odbudowie
Jak jednak widać na zdjęciach z tamtych czasów, większość najbardziej monumentalnych budowli przetrwała. Udało się odbudować kościoły – z wypalonymi wnętrzami, lecz nienaruszonymi sklepieniami – a następnie przywrócić historyczne artefakty, które w porę ewakuowano z miasta. Pozbawione dachów i stropów domy zostały odrestaurowane, fasady zachowały oryginalne, cenne z punktu widzenia historii sztuki zdobienia.
– Jako że miasto było bardzo zniszczone, powojenne władze województwa tymczasowo przeniosły się do Sopotu – dodaje Klaudiusz Grabowski. – Był nawet pomysł, by przenieść tam stolicę województwa. I był też pomysł, by nie odbudowywać centrum Gdańska, a zamiast tego skupić się na dzielnicy Wrzeszcz, dużym obszarze, gdzie można by stworzyć nowe centrum. Trzecim pomysłem była budowa zupełnie nowej dzielnicy w pobliżu Nowego Portu.
W trakcie dyskusji o tym, co zrobić ze zniszczonym śródmieściem Gdańska, pojawiały się nawet nieśmiałe propozycje, że może należałoby skupić się na odbudowie Warszawy, skoro miasto nad morzem „jest niemieckie i mieszkali tu Niemcy”. Ostatecznie jednak władze posłuchały opinii grupy kompetentnych aktywistów skupionych wokół Władysława Czernego, prezydenta Gdańska, z wykształcenia architekta.
– Historycy sztuki popierali odbudowę Gdańska, bo miasto było cennym terenem z zabytkami – mówi Klaudiusz Grabowski. – Za odbudową przemawiały też kalkulacje ekonomiczne. Obliczono, że taniej będzie odbudować miasto na zniszczonej powierzchni niż wznosić je od podstaw w innym miejscu. Gdańsk był korzystnie położony, krzyżowały się tu wszystkie szlaki. I te właśnie względy przeważyły szalę. Odbudowa rozpoczęła się pod jednym warunkiem: uczynić Gdańsk ładniejszym, niż był przed zniszczeniem.
Żal za utraconymi na zawsze obiektami rekompensowały nieco decyzje ówczesnych urbanistów. Skupiali się na budownictwie, które znacząco poprawiłoby jakość życia mieszkańców: projektowali przestronne pomieszczenia z dostępem do naturalnego światła oraz przestrzenie z terenami zielonymi.
– Miasta budowane w XIX wieku nie miały tych zalet. Zagęszczenie zabudowy było tak znaczne, że ludzie byli pozbawieni wystarczającej ilości słońca, powietrza i zieleni. Dopiero zniszczenia wojenne umożliwiły te pozytywne zmiany – ocenia Grabowski.
Już na przełomie lat 1947-1948 główny konserwator zabytków Gdańska Jan Zachwatowicz ogłosił zakończenie odbudowy Starego Miasta. Kolejne prace budowlane kontynuowano w latach 50. i 60. Zakończyły się w latach 70.
Według Klaudiusza Grabowskiego odbudowa miasta być szansą dla urbanistów. Problemem współczesnych deweloperów w całej Polsce jest bowiem ogromne zagęszczenie zabudowy, brak przestrzeni z zielenią.
Ludzie żałują, że nie buduje się już tak jak w latach 60. i 70. Dlatego planując odbudowę miast i nowe projekty, trzeba zwracać na to uwagę, a nie tylko liczyć na korzyści z szybkich inwestycji
Mariupol. W stronę morza
Zniszczony Mariupol jest uważany za najbardziej wymowny symbol rosyjskich zbrodni – i ukraińskiego zwycięstwa. Według różnych szacunków zniszczeniu uległo do 90% zabudowy miasta, a w gruzach i na ulicach zginęło co najmniej 20 000 osób. Mimo tego, że miasto nadal jest pod okupacją i czeka na wyzwolenie, od pewnego czasu mówi się o jego odbudowie. Głównym zadaniem Ukraińców jest odbudowa Mariupola jako nowoczesnego miasta.
– Nie było odbudowy na taką skalę od czasów II wojny światowej – mówi burmistrz Mariupola Wadym Bojczenko. – Naszym zadaniem nie jest odbudowa tego, co było, ale zbudowanie nowego miasta, z nową gospodarką i nową przyszłością. W naszym odrodzeniu chcemy wziąć pod uwagę nowoczesne metody budowlane, zasady tworzenia wygodnej i dostępnej infrastruktury, wprowadzić „zieloną metalurgię” i zwrócić Mariupol w stronę morza.
„Miasto Marii” będzie miało unikalną wizję odbudowy, która została już opracowana przez cztery zespoły czołowych architektów i urbanistów. By zaangażować w to mieszkańców Mariupola, obecnie przesiedlonych do różnych miast Ukrainy, utworzono centra wsparcia o nazwie „JaMariupol”. Każdy może zadać sobie pytanie: „Jak powinno wyglądać miasto, by ludzie mogli do niego wrócić?” I szczerze na nie odpowiedzieć.
– Opracowując wielką mapę odbudowy nasz zespół ekspertów studiuje doświadczenia Europy i innych krajów – mówi Bojczenko.
Zainspirowało nas podejście Warszawy po II wojnie światowej i fakt, że plan odbudowy zaczął być opracowywany jeszcze przed wyzwoleniem miasta. Mariupol przechodzi teraz tę samą historyczną ścieżkę
Interesuje nas, z jakimi wyzwaniami musiała zmierzyć się stolica Polski, jakie decyzje zostały podjęte, co należy wziąć pod uwagę. Pomoże nam to uniknąć błędów w procesie odbudowy. Doświadczenie Gdańska jest interesujące z punktu widzenia odbudowy historycznej części miasta, ponieważ naszym celem jest nie tylko zbudowanie czegoś nowego, ale także zachowanie historii. Niestety, będziemy musieli odbudowywać historyczne centrum miasta kawałek po kawałku. Chcemy jednak zachować autentyczność Mariupola – naszą historię, kulturę i tradycje. Przywołując przykład Wrocławia, jesteśmy zainteresowani stworzeniem nowoczesnej infrastruktury transportowej i rozwojem gospodarki.
Miejsca pamięci i żałoby
Miejsca pamięci będą odgrywać ważną rolę w odbudowanym Mariupolu. Zrozumieli to 80 lat temu w Warszawie – i akcentują to dziś w planach odbudowy „Miasta Marii”.
Symboliczne wyspy żałoby są potrzebne do szczerego wewnętrznego dialogu z samym sobą dla tych, którzy mieszkają w osiedlach pamiętających wojnę. Będzie to również ekologiczny sposób na przeżycie traumy przez mieszkańców Mariupola
Niektóre z nietkniętych starych przestrzeni w odbudowanej Warszawie zostały pozostawione właśnie w tym celu.
– Jedną z takich dzielnic był Muranów, niegdyś mało przyjemne miejscem do życia [w czasie wojny było to getto żydowskie – przyp. aut.] – mówi Michał Krasucki. – Odbudowano go dużo później niż inne dzielnice, nawet elewacji długo nie malowano. Takim miejscem były też okolice Grobu Nieznanego Żołnierza, obecnie plac Marszałka Józefa Piłsudskiego – i kilka innych, które pozostawiono w Warszawie jako miejsca świadectw historycznych o bardzo silnym znaczeniu symbolicznym.
W Mariupolu najbardziej bolesnymi symbolami wojny stały się Teatr Dramatyczny i Azowstal.
– Mariupolskie rodziny ukrywały się w teatrze przed rosyjskim ostrzałem. W nadziei na ludzkie odruchy Rosjan Ukraińcy napisali przed budynkiem wielkimi literami: „DZIECI”. W odpowiedzi Rosjanie zrzucili na teatr dwie wielkie bomby, które zabiły setki ludzi – w tym dzieci. Mieszkańcy Mariupola nie chcą odbudowywać teatru. Jest potrzeba stworzenia miejsca pamięci w tym miejscu – mówi Wadym Bojczenko.
Opracowano już dwie koncepcje upamiętnienia. Jedna zakłada zachowanie ruin teatru przy jednoczesnej modernizacji otaczającego go obszaru, stworzenie publicznej przestrzeni do refleksji i udekorowanie jej instalacjami artystycznymi wokół teatru. Druga proponuje zachowanie części ruin pod szklaną kopułą.
Muzeum z dostępem do ruin i miejsca eksplozji znajdowałoby się pod placem, podobnie jak Muzeum 9/11 w Nowym Jorku
W publicznych dyskusjach mieszkańcy Mariupola zaproponowali też utworzenie Muzeum Utraconego Dzieciństwa – miejsca pamięci poświęconego dzieciom, które były świadkami wojny na pełną skalę.
Wsparcie zagranicznych instytucji – Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, Banku Światowego, Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID) – oraz inicjatywy ukraińskich przedsiębiorców nie pozostawiają wątpliwości, że prace na ruinach zniszczonych miast rozpoczną się zaraz po zakończeniu wojny. Miasta, do których powrócą ludzie, z pewnością zostaną odbudowane. Skoro odrodzenie udało się w powojennej Europie, uda się też w Ukrainie.


Wszystko, co powinniśmy wiedzieć o tym, jak Ukraina wstąpi do Unii
Maria Górska: 1 lipca Ukraina rozpoczęła negocjacje w sprawie przystąpienia do UE. To wyjątkowy przypadek - kraj, który walczy z agresorem, jednocześnie przystępuje do UE. Jak Pani, która pod koniec lat 90. pracowała w Komitecie Integracji Europejskiej w Polsce, a w latach 2000 była ekspertką w Komisji Europejskiej postrzega ten moment w historii Ukrainy i Polski?
Małgorzata Bonikowska: Zdecydowanie jest to precedens. Taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca w Unii Europejskiej, żaden kraj kandydujący do UE nie był w stanie otwartej wojny. Jedynym przypadkiem akcesji państwa z problemami granicznymi była Republika Cypru.
Ale to właśnie wojna spowodowała, że UE, jako związek dwudziestu siedmiu państw, podjęła decyzje, które są ważne dla jej historii. Nie tylko jednoznacznie potępiła Rosję i wsparła kraj, który został zaatakowany i brutalnie najechany. Ale także uchwaliła kilkanaście pakietów sankcji przeciw Rosji oraz wprowadziła wspólne mechanizmy pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy. To także precedens w Unii Europejskiej - wspólne zakupy broni ze wspólnego budżetu, tzw. „European Peace Facility”. UE nigdy wcześniej tego nie robiła.
Ta wojna wywołała ogromny wstrząs w strukturach Unii Europejskiej. W odpowiedzi podjęto konkretne kroki, których kulminacją była decyzja o rozszerzeniu i szybkie rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą i Mołdawią. Rozpoczęto procesy, które nie mogły ruszyć przez lata, jeśli nie dekady
Jakie są główne wyzwania stojące przed Ukrainą podczas negocjacji?
O ile wojna na Ukrainie jest sytuacją absolutnie wyjątkową, o tyle proces akcesyjny do UE jest standardową procedurą.
Polska, podobnie jak inne kraje, które przystąpiły do UE, przeszła przez ten proces. Kraj, który chce przystąpić do Unii Europejskiej, negocjuje przyjęcie całego dorobku prawnego i głównych zasad UE. Są to więc negocjacje, w których pozycja kraju negocjującego jest słaba, ponieważ z reguły ostatecznie kraj ten i tak musi wszystko zaakceptować. Pytanie tylko, jak szybko i w jakim zakresie.
Negocjacje opierają się na jasno określonych zasadach. Jest 35 rozdziałów negocjacyjnych, które dotyczą konkretnych obszarów funkcjonowania państwa, takich jak rolnictwo, ochrona środowiska, edukacja, gospodarka czy służba zdrowia. Negocjacje dotyczą tego, jak szybko i w jakim zakresie kraj, który chce przystąpić do UE, dostosuje się do unijnego prawodawstwa i przepisów wewnętrznych.
Możliwe są okresy przejściowe. W wyjątkowych przypadkach możliwe są wyjątki, tj. trwałe odstępstwa od unijnych zasad. Np. Malta ma dodatkowe zabezpieczenia przed kupowaniem nieruchomości przez obywateli innych państw UE.

Gdzie są największe problemy w przypadku Ukrainy?
Przede wszystkim ogromnym problemem jest korupcja. Mówimy o funkcjonowaniu całego państwa zgodnie z nawykami, które ukształtowały się jeszcze w czasach sowieckich.
Organizacja państwa opiera się w dużej mierze na układach i oligarchii, a społeczeństwo jest do tego przyzwyczajone. Korupcja, oczywiście, istnieje wszędzie w jakimś niewielkim procencie, także w UE, ale takie przypadki są tropione i karane. Wchodzenie w korupcyjne układy jest obciążone ogromnym ryzykiem, bo funkcjonuje aparat ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Przypadki korupcji są jednoznacznie potępiane przez obywateli.
Przystępując do UE, Ukraina będzie musiała przestawić funkcjonowanie państwa, oprzeć się na silnych instytucjach i transparentnych procedurach.
Jak długo może potrwać integracja Ukrainy i czy realistyczne jest wprowadzanie zmian w czasie wojny w obronie kraju?
UE zdaje sobie sprawę, że wojna jest dodatkowym wyzwaniem, które stanowi ogromne obciążenie dla państwa ukraińskiego.
Ale jednocześnie Ukraina otrzymuje znaczną pomoc wojskową i finansową. Dlatego ważne jest, aby nie było wątpliwości, dokąd ta pomoc trafia, aby nie podlegała mechanizmom korupcyjnym. Kiedy mówimy o planie odbudowy Ukrainy po wojnie, myślimy nie tylko o tym, skąd wziąć fundusze, w jakim zakresie i jak zmodernizować kraj, ale także o tym, jak zabezpieczyć te fundusze, aby nie wypływały bokiem do prywatnych rąk.
To ważne i uważam, że jedną z metod jest ścisła współpraca z zagranicznymi doradcami z krajów UE, w tym z Polski..
W przeddzień rozpoczęcia negocjacji prezydent Ukrainy zatwierdził zespół do udziału w rozmowach akcesyjnych z UE, w skład której weszli urzędnicy państwowi, dyplomaci i eksperci. Jak ważny jest skład tej grupy i jakie umiejętności powinni posiadać ci ludzie?
Zespół negocjacyjny to formalna struktura stworzona przez rząd kraju przystępującego do UE.
Na czele każdego obszaru negocjacyjnego stoi zazwyczaj wiceminister, który koordynuje prace całego zespołu. W jego skład wchodzą osoby posiadające merytoryczną wiedzę na temat danego obszaru. Najczęściej są to osoby wyznaczone przez odpowiednie ministerstwa ze swoich pracowników, albo dobrane z zewnątrz.
To właśnie te osoby, wykorzystując swoją profesjonalną wiedzę, powinny ocenić stopień wdrożenia norm unijnych na Ukrainie i ich wpływ na konkretne obszary.
Rolą takich osób jest przeanalizowanie, czy i w jakim stopniu konieczne są spowolnienia, albo nawet odstępstwa od unijnych zasad oraz jak przygotować podstawy prawne w waszym kraju, aby dokonać potrzebnych zmian.
Ukraina jest poddana procesowi screeningu, tj. analizie sytuacji prawnej pod kątem rozbieżności, luk w ustawodawstwie, braku regulacji i konieczności opracowania nowych. Zespół negocjacyjny przedstawi rekomendacje dotyczące opracowania dokumentów prawnych, które zostaną przedłożone ukraińskiemu parlamentowi. W wyniku negocjacji sytuacja prawna Ukrainy powinna być jak najbardziej zbliżona do ładu prawnego UE, tak aby w momencie akcesji nie było rozbieżności.
Mówimy o tak zwanym „Acquis communautaire” („Wspólnotowy dorobek prawny”), czyli wszystkich normach prawnych, wytycznych, standardach, których państwo członkowskie musi przestrzegać. Jednocześnie jednak każdy kraj może zabiegać o dłuższy okres na wdrożenie tych zasad w obszarach, które są dla niego trudne. W przypadku Polski były to na przykład regulacje w zakresie ochrony środowiska, bo stawiały nam zbyt wysokie oczekiwania na tamtym etapie rozwoju kraju. Weszliśmy do UE w 2004 roku, a okresy przejściowe trwały do roku 2017, bo wiedzieliśmy, że nie będziemy w stanie szybciej wdrożyć wszystkich unijnych standardów dotyczących tego obszaru.
Strona ukraińska, wraz z UE, powinna znaleźć takie sprawy, które są ewidentną trudnością i wynegocjować wydłużony okres wprowadzania unijnych regulacji w tym zakresie.
Eksperci szacują, że negocjacje z UE potrwają średnio 5-7 lat. Ale jednocześnie wojna na Ukrainie przyczynia się do maksymalnego przyspieszenia drogi Ukrainy na Zachód. Jak długo w naszym przypadku może trwać proces negocjacji i akcesji do UE?
Wojna i akcesja to dwie różne sprawy. Wojna utrudnia Ukrainie negocjacje, ale ich nie przyspieszy, a raczej spowolni
A to dlatego, że UE i tak już jest wystarczająco skomplikowaną organizacją, złożoną aż z 27 krajów, między którymi są istotne różnice, także ustrojowe. I wejście każdego nowego państwa oznacza dodatkowe wyzwania. Dlatego UE stara się na ten moment przygotować i siebie i wchodzący kraj, zminimalizować różnice. Bo im większe odmienności, tym większe potem problemy wewnętrzne dla całej UE. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której rozszerzenie podkopie całą strukturę od wewnątrz.
UE ma wiele obaw w kontekście kolejnego rozszerzenia. Nie chcemy osłabienia tylko wzmocnienia naszej wspólnoty. Dlatego negocjacje z Ukrainą będą długie i trudne. W przypadku Polski trwały pięć lat, w przypadku Hiszpanii - prawie osiem lat, krócej w Grecji (cztery lata i pięć miesięcy - red.).
Ukraina jest dużym i ludnym krajem. A duży kraj oznacza duże problemy. Wystarczy spojrzeć na sytuację w rolnictwie i konflikt między Polską a Ukrainą o zboże. Takich sytuacji będzie więcej, w wielu innych obszarach. Nawet bez wojny, między Ukrainą a UE jest sporo wyzwań, dlatego negocjacje nie będą szły gładko, a moment przystąpienia Ukrainy do UE będzie trudny dla obu stron.

Jaka jest dobra wiadomość dla Ukrainy?
Że po stronie UE istnieje wyraźna wola negocjacji. Ukraina jest nie tylko krajem kandydującym, ale już rozpoczęła podróż, a wszystkie dwadzieścia siedem państw członkowskich UE jest przekonanych, że Ukraina jest krajem europejskim, który powinien kiedyś byś członkiem Unii Europejskiej.
To bardzo dobra wiadomość dla Ukrainy. Kilka lat temu takiej perspektywy nie było. Dziś to jest realne, materializuje się na naszych oczach.
Jakie będą postulaty Polski w negocjacjach z Ukrainą? Co wygra - partnerstwo czy rywalizacja?
Ukraina nie negocjuje z poszczególnymi krajami, ale z Komisją Europejską.
Proces jest prowadzony przez Komisję Europejską - Komisarza i Dyrekcję Generalną ds. Rozszerzenia, która negocjuje w imieniu wszystkich państw członkowskich. Główną ideą jest to, że UE chce się rozszerzać i pewnego dnia chce przyjąć Ukrainę.
Jednak podejście krajów UE do szczegółowych kwestii związanych z akcesją Ukrainy jest różne, w zależności od ich własnej sytuacji. Są takie, w których rolnictwo jest bardzo ważną częścią gospodarki, takie jak Polska, Francja czy Włochy, i takie, w których rolnictwo ma znaczenie marginalne, takie jak Luksemburg. Więc wyzwania stawiane UE przez ukraińskie rolnictwo są dla jednych kluczowe, dla innych mniej istotne. Podobnie jest w innych obszarach.
Każde państwo członkowskie analizuje to przez pryzmat własnej sytuacji i przekazuje Komisji Europejskiej uwagi i sugestie dotyczące swoich preferencji lub zastrzeżeń. Chodzi o zachowanie interesów i pozycji niektórych sektorów i grup - przedsiębiorców, rolników, branży finansowej, przemysłu motoryzacyjnego - zarówno w UE, jak i na Ukrainie. Jest to więc proces uzgadniania bardzo wąskich szczegółów, bardzo konkretnych kwestii technicznych.
Pod pewnymi względami proces negocjacji będzie wydawał się Ukrainie krokiem wstecz. Chodzi o to, że z powodu wojny Ukraina nagle stała się częścią rynku europejskiego w przyspieszonym tempie, ponieważ UE postanowiła pomóc ukraińskiej gospodarce, usuwając bariery handlowe. Było to rozwiązanie tymczasowe, wymuszone rosyjską inwazją i chęcią zapewnienia Ukrainie możliwości przeżycia.
Tymczasem wojna się przeciąga, a my mamy precedens, w którym kraj spoza UE de facto otrzymał w niektórych sprawach takie same prerogatywy jakie mają państwa członkowskie
Dotyczy to również pozwoleń na pracę i swobodnego przepływu osób. W trakcie negocjacji z UE Polska wyjątkowo długo negocjowała te kwestie, a i tak nie udało nam się uzyskać możliwości swobodnego funkcjonowania na europejskim rynku pracy od pierwszego dnia członkostwa. Jedyne dwa kraje, które dały nam taką możliwość, to Wielka Brytania (która wtedy była w UE) oraz Irlandia.
Wszystkie pozostałe kraje UE wprowadziły siedmioletni okres przejściowy, co oznaczało, że Polacy nie mogli podejmować pracy w krajach UE bez dodatkowych pozwoleń i procedur związanych z ich zatrudnieniem.
Ukraińcy, ze względu na wojnę, dostali możliwość swobodnego przemieszania się i podejmowania pracy. W Polsce otrzymali numer PESEL, co oznacza, że mogą legalnie wykonywać pracę, płacić podatki i, co najważniejsze, nie muszą uzyskiwać żadnych innych zezwoleń. Nie stałoby się tak, gdyby nie wojna.

Jak Polska może pomóc Ukrainie w negocjacjach?
Uważam, że Polska może zrobić dla Ukrainy dwie rzeczy. Po pierwsze, faktycznie przeszliśmy przez podobny proces, więc mamy świeże praktyczne doświadczenie, którym możemy się podzielić. Negocjowaliśmy nasze przystąpienie do UE w latach 1998-2003. Ludzie, którzy byli zaangażowani w ten proces, są nadal aktywni. Mogą zostać poproszeni o radę, na przykład jako doradcy ukraińskiego rządu, aby proces był jak najbardziej profesjonalny i skuteczny.
Po drugie, Polska, która jest wyraźnie zainteresowana przystąpieniem Ukrainy do UE, może być pomostem dla niej. Nie wszystkie kraje UE mają tak jasną wizję przyszłości UE z Ukrainą w jej składzie. Oczywiście jest wola, ale niektóre kraje mają bardzo duże zastrzeżenia co do tego, jak Ukraina funkcjonuje i co faktycznie dostarcza.
Na przykład Niemcy mają sporo wątpliwości. Tak więc Polska może dziś odegrać rolę mostu, który połączy również bliskość kulturowa i historyczna naszych narodów. Możemy wypełnić podobną rolę, jaką Niemcy odegrały dla Polski pod koniec lat 90-tych. Chcieli rozszerzenia i pomogli Europie Zachodniej nie tylko zaakceptować, że jest ono nieuniknione, ale także dostrzec korzyści. Dziś Polska może zrobić to samo dla Ukrainy.
Jakie są główne lekcje lub rady, których udzieliłaby Pani Ukrainie w oparciu o polskie doświadczenia?
Przede wszystkim Ukraina musi zrozumieć, że wszyscy współczują jej w związku z wojną. Wojna to straszna rzecz. Ale negocjacje to coś innego. Pomimo faktu, że Ukraina walczy z Rosją, nie uzyska w negocjacjach specjalnego ulgowego traktowania. Ma bowiem zostać członkiem UE i musi zaakceptować reguły funkcjonowania tej organizacji.
Ukraińcy stali się bardzo wymagający. Uważają, że wszystko im się należy, ponieważ walczą. Taki styl myślenia jest bardzo niepożądany w negocjacjach. Ukraina musi zrozumieć, że jest częścią grupy krajów, które zgodziły się na pewną formę funkcjonowania, a nadmierna presja i brak kompromisu doprowadzą tylko do jednego - do przedłużenia negocjacji.
Drogą na skróty do zwycięstwa Ukrainy jest przystąpienie do NATO. Jednak ostatni szczyt pokazał, że kraje NATO nie są gotowe zaoferować Ukrainie członkostwa w tej chwili. Jakie są nasze działania i jakie są nasze perspektywy?
Po pierwsze, walczcie dalej. Ukraina musi przetrwać. Nikt nie wie, jak długo to potrwa - rok, dwa lata. Dopóki trwa wojna na Ukrainie, NATO nie przyjmie Ukrainy, ponieważ oznaczałoby to, że Sojusz sam znajdzie się w stanie wojny.
Po zakończeniu wojny ukraińska sytuacja się zmieni – ukraińska armia będzie bardzo doświadczona w boju, będzie mogła sama szkolić armie swoich sojuszników. Przystąpienie do NATO z pewnością będzie krokiem, który wzmocni Sojusz
Nie wiemy, jak potoczą się wydarzenia w Stanach Zjednoczonych i kto wygra wybory. Ale na pewno ważnym elementem myslenia o przyszłości Ukrainy będzie myślenie o zakończeniu wojny.
Podczas gdy Ukraina zmaga się z trudnościami, Europa musi dokonać remilitaryzacji w przyspieszonym tempie, aby udzielić Ukrainie zwiększonej pomocy. Wszyscy tutaj walczą z czasem, ale nie tylko my - Rosja również. Spójrz na działanie sankcji - już doprowadziły one do tego, że Gazprom ma ujemne wyniki finansowe, co oznacza, że Rosji powoli kończą się środki finansowe na prowadzenie wojny. Im szybciej ich gospodarka zacznie podupadać, tym mniej pieniędzy Putin będzie miał na finansowanie wojny i tym szybciej się ona zakończy.
W pewnym momencie Rosja poczuje, że nie wygra tej wojny i siądzie do stołu negocjacyjnego. W przeciwnym razie negocjacje sprowadzą się do żądań Rosji zatrzymania zajętych terytoriów i uznania Ukrainy za terytorium buforowe miedzy Rosją a NATO
Jest to sytuacja nie do przyjęcia zarówno dla Ukrainy, jak dla Zachodu.

Kraje tak zwanej osi zła, w tym niektóre kraje globalnego Południa, pomagają Rosji przetrwać pomimo sankcji. Jak sobie z tym poradzić?
To pytanie o skalę zachodniej dyplomacji, ale tutaj nie mamy aż tak złych wieści. Spójrz, mamy Australię, Japonię, Nową Zelandię i Koreę Południową w naszym obozie.
Jeśli chodzi o inne kraje, musimy negocjować i współpracować. Rzeczywiście, Rosja nie jest sama i ma swoich przyjaciół, sojuszników i kraje, z którymi się komunikuje. Ale nie zawsze są to kraje wrogie Zachodowi. Często są to kraje neutralne, a nawet partnerzy Zachodu, takie jak Indie.
Niedawno widzieliśmy zdjęcia premiera Narendry Modiego odwiedzającego Putina. Z punktu widzenia Indii to spotkanie było pożądane, Zachód odebrał to negatywnie. Europa i USA muszą być bardzo aktywne na globalnym Południu. Nie tylko w celu przekazywania naszej narracji i naszej wizji wojny, ale także w celu przedstawienia konkretnych propozycji, które byłyby atrakcyjne dla tych krajów, niż to, co pochodzi z Rosji.
Rosja nie ma wiele do zaoferowania, jedynie tanią energię i broń. My możemy mieć lepszą ofertę.
W jakiej Europie będziemy żyć za 5-10 lat?
To zależy od nas i naszych decyzji oraz od tego, czy ugniemy się pod presją, pod którą żyjemy. Europejczycy nie są przyzwyczajeni do życia w ciągłym zagrożeniu.
Po II wojnie światowej Europa, nie mając wojny na swoim terytorium, przyzwyczaiła się do tego, że kwestie ekonomiczne były najważniejsze i nie było innych zagrożeń.
Teraz Europejczycy żyją w ciągłym stresie - nierówności ekonomiczne frustrują ludzi, sytuacja międzynarodowa wywołuje strach. Nagle okazało się, że Rosja, która wydawała się normalnym krajem, nie jest nim. To wszystko jest podłożem dla niepokoju, frustracji, protestów, anarchicznych zachowań, a to wszystko oznacza, że możemy być wewnętrznie zdestabilizowani.
Europa znajduje się między dwoma biegunami. Jednym z nich jest wewnętrzny niepokój i frustracja z powodu wewnętrznej i zewnętrznej niestabilności. Drugi to pragnienie zjednoczenia i wspólnego działania
Która droga zwycięży i od czego to zależy, podczas gdy Europa wciąż znajduje się na rozdrożu?
Myślę, że ludzie nie będą chcieli wracać do przeszłości i żyć gorzej. Nasz świat kształtują wartości, ale także sposób, w jaki żyjemy i nawyki, które mamy - na przykład swobodne przemieszczanie się, bezpieczne, dostatnie życie, bycie razem i współpraca w sytuacjach zwiększonego zagrożenia.
Przechodzimy przez trudne czasy, które wymagają wprowadzenia mechanizmów współpracy w ramach UE i na całym kontynencie europejskim.
Wiele zależy od przywódców. Nadzieję widzę w tym, że demokracje mają nie jedną, trzy czy pięć głów, ale wiele, wiele osób z dobrymi pomysłami. Jest to o wiele potężniejsze niż sposób działania systemów autorytarnych, w których o wszystkim decyduje przywódca i jego wola.
Możemy liczyć na wiele mądrych umysłów i wiele mądrych koncepcji. Już to robimy, a to dlatego, że wojna na Ukrainie przyspieszyła pewne procesy. Widzimy wielkie zmiany wewnętrzne w Unii Europejskiej. NATO się rozszerza, UE rozpoczęła proces rozszerzenia, wzmocniono koordynację przemysłu obronnego UE, powołano komisarza ds. obronności.
Ukraina jest naszym katalizatorem zmian na lepsze. Europejczycy zawsze wychodzili z kryzysów silniejsi.
%20(1).avif)

Bez niespodzianek: Ursula von der Leyen oficjalnie wybrana na przewodniczącą Komisji Europejskiej
Za von der Leyen głosowało 401 europosłów, 284 było przeciw, 15 wstrzymało się od głosu, a siedem głosów było nieważnych.
Aby zostać ponownie wybraną na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej, musiała zdobyć co najmniej 361 głosów. Głosowanie zakończyło napięte negocjacje z różnymi siłami za zamkniętymi drzwiami. Było tajne, więc do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy von der Leyen uzyska wystarczającą liczbę głosów.
Program Ursuli von der Leyen na najbliższe 5 lat jako przewodniczącej Komisji Europejskiej jest następujący: utworzenie nowego funduszu stymulującego przemysł europejski, poluzowanie zasad konkurencji, aby umożliwić więcej umów między firmami, utworzenie wspólnego sojuszu obronnego, stanowisko komisarza obrony i potrojenie liczby straży granicznej w Unii.
Von der Leyen podkreśliła również, że integracja Ukrainy, Mołdawii i Bałkanów Zachodnich z UE będzie priorytetem jej drugiej kadencji.
- Najlepszą inwestycją w bezpieczeństwo europejskie jest inwestycja w bezpieczeństwo Ukrainy
Dodała: - Finansowe, polityczne i militarne wsparcie Ukrainy ze strony Europy powinno trwać tak długo, jak będzie to konieczne. Będziemy wykorzystywać wszystkie narzędzia, którymi dysponujemy, w tym za pośrednictwem Europejskiego Funduszu Pokojowego, pracując nad wszystkimi kwestiami - od pilnych potrzeb po przyszłe wysiłki na rzecz naprawy w ramach instrumentu w Ukrainie.
Jako przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen jest odpowiedzialna za utrzymanie konsensusu wśród 27 szefów państw reprezentujących 450 milionów mieszkańców. Duże kroki w UE wymagają współpracy na szeroką skalę i umiejętności negocjacji, a von der Leyen ponownie odniesie sukces.
Przypomnijmy sobie jej sukcesy, porażki i silne kroki w minionej kadencji.

Ursula von der Leyen przeprowadziła Unię Europejską przez dwa najpoważniejsze kryzysy ostatnich dziesięcioleci - pandemię koronawirusa i kryzys energetyczny.
Jako przewodnicząca Komisji Europejskiej udowodniła, że jest skuteczną menedżerką w czasie kryzysu, co przyniosło jej pierwsze miejsce na liście najpotężniejszych kobiet świata Forbesa w 2022 roku i nadal znajduje się na listach najbardziej wpływowych kobiet: - Kryzys opieki zdrowotnej spowodowany pandemią COVID-19 oraz wojna na Ukrainie i kryzys energetyczny wywołany przez Rosję mogły przerodzić się w dramatyczny kryzys gospodarczy i społeczny. Wielka odporność Europy i dobre decyzje, które podjęliśmy, zapobiegły temu. Stanęliśmy przed ogromnymi wyzwaniami, ale pod wieloma względami staliśmy się silniejsi - powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej w przemówieniu do Parlamentu Europejskiego.
W środku kryzysu europejscy przywódcy byli zagubieni i szukali wspólnych rozwiązań, a z pomocą von der Leyen zgodzili się na wspólny zakup szczepionek i uzgodnili znaczny zastrzyk finansowy dla dotkniętej gospodarki, a od lutego 2022 r. przyjęli miliony ukraińskich uchodźców, wzmocnili wspólne bezpieczeństwo i kontrolę granic oraz uruchomili wspólne dostawy energii:
- Lider zajmuje pozycję przed grupą i ustawia maszt, a następnie czeka, aż grupa za nim podąży - mówi Rebecca Christie z brukselskiego think tanku Bruegel. - Jeśli nie, przenosi swój maszt w inne miejsce, ale nadal przewodzi grupie.
Ścieżka kariery Ursuli von der Leyen jest następująca: posłanka do Bundestagu, minister ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży w rządzie Angeli Merkel, minister obrony Niemiec, przewodnicząca Komisji Europejskiej.
"The Guardian" pisze, że von der Leyen kieruje Komisją jak operacją wojskową. Nie tylko cały czas pracuje, ale także regularnie prosi o to swoich pracowników.

W tym samym czasie Komisja Europejska uznała, że kryzys miał negatywny wpływ na konkurencyjność europejskiej gospodarki, którą należy teraz przywrócić.
W grudniu 2019 r. nowo wybrany komisarz UE ds. gospodarczych i handlu (KE) umieścił agendę gospodarczą UE w centrum uwagi na najbliższe kilka lat.
Nowo wybrana Komisja Europejska, kierowana przez Ursulę von der Leyen, zaproponowała zakrojony na szeroką skalę plan zmian legislacyjnych i inwestycji zwany Europejskim Zielonym Ładem, którego celem jest zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych w UE o połowę do 2030 r. i osiągnięcie pełnej neutralności klimatycznej do 2050 roku. Oczywiście kraje europejskie muszą zmienić swoje ustawodawstwo i zainwestować ogromne sumy w zielone technologie. Jest to również „moment europejskiego człowieka na Księżycu”.
Unia Europejska przeznaczyła 150 miliardów na rekompensaty: zasiłki, dotacje, inwestycje i bezpośrednią pomoc finansową, aby pomóc krajom w bezbolesnym przejściu do neutralności klimatycznej.
Unia była świadkiem fali protestów rolników przeciwko ograniczeniu stosowania pestycydów, nawozów i antybiotyków, a także zwiększeniu powierzchni gruntów przeznaczonych pod produkcję ekologiczną. Nowe prawo zrobiło krok wstecz, a krytyczne dla rolników sformułowania zostały usunięte lub przeredagowane.
Sprawozdanie Parlamentu Europejskiego z 18 lipca zawierało kilka bezpośrednich odniesień do działań na rzecz klimatu i Zielonego Ładu, co sugeruje, że UE osiągnęła porozumienie z Zielonymi.

Ursula von der Leyen i Ukraina
W kwestii Ukrainy przewodnicząca Komisji Europejskiej wykazuje wyraźną konsekwencję. W kwietniu 2022 roku, w szczytowym momencie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Ursula von der Leyen przyjechała do Kijowa, aby wesprzeć Wołodymyra Zełenskiego i Ukraińców. Po wizycie w Buczy napisała na platformie X: „Moje przesłanie do narodu ukraińskiego: winni okrucieństw zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Wasza walka jest naszą walką”.
Obiecała, że będzie pracować nad przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej. Od tego czasu odwiedziła ogarniętą wojną Ukrainę co najmniej 7 razy.

Już w maju 2022 von der Leyen ogłosiła zamiar „zakazania wszelkiego importu rosyjskiej ropy naftowej i produktów ropopochodnych” i uniezależnienia się od rosyjskiej ropy, gazu i węgla, ale jak dotąd sankcje nie zakazały, ale ograniczyły import rosyjskiej ropy.
Polityka Unii Europejskiej odegrała kluczową rolę w przyznaniu Ukrainie statusu kandydata do członkostwa w UE 23 czerwca 2022 roku.
Komisarz europejska zaproponowała również zamrożenie 10 mld euro funduszy europejskich dla Węgier z powodu naruszenia przez ten kraj praworządności. W 2023 r. kwota ta została odblokowana jako kompromis na drodze do zatwierdzenia przez Budapeszt negocjacji akcesyjnych Ukrainy. Unia Europejska oficjalnieozmowy akcesyjne z Ukrainą w grudniu.
„Dziś odwaga niejedno ma imię. Dziś odwaga ma twarz - i to jest Ukraina. Dziś odwaga ma twarz - i jest to twarz ukraińskich mężczyzn i kobiet, którzy przeciwstawiają się rosyjskiej agresji” lub ”Wiemy, że Ukraińcy są gotowi umrzeć za europejską perspektywę. Wiemy, że Ukraińcy są gotowi umrzeć za europejskie marzenie".
8 lipca 2024 r. Ursula von der Leyen również mówiła o Ukrainie i obowiązku Europy, aby jej pomóc.
Wypowiedziała się również na temat podróży dyplomatycznej do Rosji i Chin premiera Węgier Viktora Orbana, który 1 lipca rozpoczął sześciomiesięczną prezydencję w UE.
- Ta tak zwana misja pokojowa była niczym więcej, jak tylko »misją pokojową«. Europa nie może kontrolować dyktatorów i demagogów na całym świecie, ale może zdecydować się na obronę własnej demokracji - powiedziała von der Leyen.


Zamach na Trumpa nie oznacza jeszcze jego zwycięstwa
Maria Górska: Donald Trump został oficjalnym kandydatem na prezydenta z ramienia Partii Republikańskiej. Co takiego w nim jest, że wywołuje tak skrajne emocje?
Paweł Kowal: W Partii Republikańskiej toczy się zaciekła debata. Z jakiegoś powodu ludzie myślą, że Trump jest najbardziej radykalny ze wszystkich, ale tak nie jest. W szerszym obozie Partii Republikańskiej jest wielu naprawdę radykalnych polityków, którzy bardzo krytycznie odnoszą się do otoczenia Trumpa.
Trump został postrzelony przez swojego zwolennika, zwolennika Partii Republikańskiej, który był prawdopodobnie bardziej radykalny niż on. Skrajna prawica, którą prawdopodobnie reprezentował napastnik, uważa, że Trump jest zbyt centrowy, za bardzo związany z establishmentem, że establishmentowi republikańscy politycy już zaczęli się kręcić wokół Trumpa, bo uznali, że bez niego nie ma republikańskiej polityki.

Gra w radykalizację obozu republikańskiego w USA wpłynęła na wybór izolacjonistycznego kandydata na wiceprezydenta
W reakcji na ostatnie wydarzenia Trump postawił na polityka, który, podobnie jak on sam, jest przeciwny angażowaniu się USA w sprawy zagraniczne, w szczególności przeciwny pomaganiu Ukrainie w wojnie. Vance to odpowiedź na strzelaninę w Pensylwanii.
W jaki sposób nominacja Vance’a jest związana z zamachem? I jak może wpłynąć na kampanię wyborczą?
To radykał, który broni Trumpa przed skrajną prawicą. Trump musi bronić się przed krytyką ze strony prawego skrzydła w swoim obozie, które obawia się, że deep state [w tłumaczeniu: głębokie państwo. Chodzi o popularne wśród amerykańskiej skrajnej prawicy przekonanie o tym, że krajem i światem rządzi tajna sieć powiązań, niezależna od oficjalnego przywództwa – red.] ponownie będzie rządzić krajem, gdy Trump obejmie urząd. Trump chce pokazać, że jest inaczej.
I jeszcze jedna ważna rzecz. Na tle gerontokracji, która panuje dziś w Stanach Zjednoczonych, Trump wybiera obiecującego 39-letniego senatora z Ohio, człowieka z błyskotliwą biografią, który nie należy do establishmentu. To polityk pochodzący z niższych warstw społeczeństwa, mający za sobą specyficzne doświadczenia rodzinne. Bardzo ciężko zniósł porzucenie go przez ojca w dzieciństwie, miał też problemy z matką. Mimo tego podniósł się ze społecznego dna i ukończył Yale. Dla Amerykanów to świetna historia.
Vance napisał też książkę [„Elegia dla bidoków” – red.], która świetnie się sprzedaje – także w Polsce. To postać zupełnie inna od statecznego, poważnego kandydata środowiska demokratycznego.
Ukraińscy eksperci uważają, że wybór Vance'a na potencjalnego wiceprezydenta podkreśla niechęć Donalda Trumpa do Ukrainy, który był najbardziej antyukraińskim kandydatem w obecnym wyścigu prezydenckim.
Ja tak nie uważam. W Polsce powiedzą, że wybór Vance’a podkreśla niechęć Trumpa do Donalda Tuska. Vance był silnym krytykiem polskich polityków i oficjalnie atakuje polski rząd, bo kategorycznie sprzeciwia się pomaganiu Ukrainie.
Tu chodzi nie tyle o Ukrainę, co o istotę amerykańskiej polityki, którą jest po prostu powrót do izolacjonizmu
Wszystko inne jest drugorzędne. Jeśli wyobrazimy sobie, że Republikanie w Ameryce mogą być podzieleni między podejściem super-Reagana: „mamy oko na świat, bo to jest dobre dla USA i naszego bezpieczeństwa i zawsze musimy płacić, jeśli tego nie robimy”, a stanowiskiem: „nie wtrącamy się, bo to nie nasza sprawa”, to Vance jest po drugiej stronie.
I za chwilę ta ekipa może zdobyć władzę w Stanach Zjednoczonych. Co to oznacza dla nas? Jak będziemy działać?
Będziemy angażować się w politykę, prowadzić ją w takich warunkach, w jakich musimy. Ani wy, w Ukrainie, ani my, w Polsce, nie mamy wpływu na to, kto będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych. No, chyba że uwzględnić głosujących w USA etnicznych Ukraińców i Polaków. Ale obawiam się, że wielu Polaków w USA i tak zagłosuje na Trumpa.
Jakie są więc nasze zadania i zabezpieczenia, które możemy jeszcze wprowadzić przed wyborami w listopadzie?
Przede wszystkim należy prowadzić normalną politykę w ramach NATO i wspierać Ukrainę. To jest coś, co można zrobić przed listopadem. Trzeba też wzmocnić europejski przemysł obronny, bo w USA sytuacja może się dramatycznie zmienić.
Radziłbym jednak nie myśleć o polityce w sposób punktowy. Nic nie stoi w miejscu. Jeśli Trump mianuje na wiceprezydenta izolacjonistę, który sprzeciwia się angażowaniu się Ameryki w sprawy świata, to prawdopodobnie uczyni sekretarzem stanu kogoś, kto jest bardziej otwarty i centrowy.
A jeśli chodzi o stanowiska związane z bezpieczeństwem, to jest jeszcze sekretarz stanu i jest Rada Bezpieczeństwa Narodowego.
Nie będzie tak, że wszystko pójdzie w stronę skrajnego izolacjonizmu; będą też inne elementy tej układanki
I wszyscy będziemy tę układankę układać. Czy jest to dla nas najlepsza z możliwych układanek? Zobaczymy.
Po zamachu światowi przywódcy i przeciwnicy Donalda Trumpa, w tym obecny prezydent USA Joe Biden, potępili przemoc. Czy to wydarzenie zjednoczy Amerykanów, czy wręcz przeciwnie: spowoduje rozłam? Według socjologów dwie trzecie Amerykanów obawia się wybuchu przemocy przed wyborami .
Myślę, że za dwa tygodnie wszyscy zapomną o tym zamachu – o ile oczywiście nie pojawi się nowe, lepsze zdjęcie Trumpa.
Czy dyskontowanie zamachu przez sztab Trumpa może zwiększyć jego notowania w sondażach i doprowadzić do zwycięstwa w wyborach?
Jeśli spojrzymy na podobne wydarzenia w historii świata, możemy z całą pewnością stwierdzić, że fakt, iż doszło do zamachu, nie oznacza, że kandydat – ofiara natychmiast wygrywa. To tak nie działa. My, w Polsce, też mamy w tym względzie swoje doświadczenia polityczne.
Zastrzegam: nie chcę czynić łatwych porównań; mam na myśli społeczne emocje. Po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. ludzie myśleli, że Jarosław Kaczyński na pewno zostanie prezydentem. Tymczasem prezydentem został Bronisław Komorowski, i to z dużą przewagą. Emocje społeczne nie działają tak liniowo, jak niektórzy sobie wyobrażają. To wymaga trochę więcej analizy. Taka jest polityka.
Dziś wydaje się, że faworytem jest Trump. Przyglądamy się temu, co dzieje się w obozie republikańskim, ale nic nie jest jeszcze pewne.
Znam dobrze Amerykanów i nie wyobrażam sobie, że np. wyborca Demokratów zagłosuje na Trumpa, bo był zamach na Trumpa. To nie działa w ten sposób
Ale jest znaczna liczba niezdecydowanych wyborców.
Jest ich niewielu, ponieważ Ameryka jest bardzo podzielona. Dobrym przykładem jest stan Pensylwania, w którym doszło do zamachu. Tam już ogólnie wiadomo, kto jak głosuje, więc decydujące są te okręgi, w których sytuacja jest 50-50. I kampania wyborcza już w tych okręgach trwa.
W Stanach Zjednoczonych kampania prezydencka nie odbywa się wszędzie, ale tylko w tych stanach, w których można jeszcze przechylić szalę. Zazwyczaj takich stanów jest 6, 7, maksimum 10, a jeśli są duże – a Pensylwania jest dużym stanem – to na miejsca prowadzenia kampanii wybiera się miejscowości, miasta i okręgi, w których można jeszcze coś zmienić. I to jest trochę niebezpieczne, bo te małe grupy mogą mieć decydujący wpływ na przyszłość.

A jednak eksperci mówią o decydującym wpływie zamachu na wybory...
Eksperci dużo mówią. Może się okazać, że mają rację, ale na tym etapie nie mamy do czynienia z eksperckimi analizami, tylko z emocjami ekspertów. Oni wszyscy wskazują na to słynne zdjęcie zakrwawionego Trumpa z zaciśniętą pięścią i mówią: „Tak będzie!”. Ja jednak jestem sceptyczny, bo w mojej naturze leży krytyczne myślenie. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy.
Jak ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych wpływają na plany Kremla?
W Moskwie też będzie się dużo działo, oni mają własną dynamikę. Oczywiście ta seria wydarzeń jest korzystna dla Moskwy. Tyle że po wyborach, nawet jeśli wygra Trump, na Kapitolu, w Izbie Reprezentantów i w Senacie decyzje nadal będą podejmowane. W Stanach Zjednoczonych prezydent nie jest królem, a wiceprezydent tym bardziej.
Zamach na Trumpa odwrócił uwagę od innego ważnego wydarzenia z ubiegłego tygodnia: słabego występu Bidena na zamknięciu szczytu NATO w Waszyngtonie. Prezydent wyglądał na zmęczonego i zdezorientowanego. Omyłkowo nazwał wiceprezydentkę Kamalę Harris Trumpem, a prezydenta Zełenskiego Putinem. Mamy się spodziewać zmiany kandydata Demokratów? Jeśli tak, to kto nim może być?
Zakładam, że prezydent jest naprawdę chory, ale system jest taki, że decyzja o ewentualnym ustąpieniu powinna należeć tylko do niego – choć w jakimś stopniu zależy ona również od jego rodziny i przyjaciół. Sprawa z Trumpem z pewnością daje Demokratom szansę na nowe otwarcie, ale nie wiem, czy tak się stanie. Widać, że Biden jest nieco ograniczony przez swoją chorobę.
Poza tym połączenie nazwisk Trump i Vance jest dodatkowym wyzwaniem dla Demokratów
Atrakcyjność Vance’a nie polega jednak na tym, że jest krytyczny wobec nas lub nie chce angażować się w kwestie ukraińskie, ale na tym, że pochodzi z dołów społecznych, a przy tym jest wykształcony, bardzo utalentowany i skuteczny. Myślę, że to z pewnością wywoła reakcję Demokratów. Tu nie chodzi o politykę, tu chodzi o logikę.
Podczas szczytu NATO kilkakrotnie padło pytanie o to, co się stanie się z NATO, jeśli Trump dojdzie do władzy w USA. Jak by Pan na nie odpowiedział?
To zależy od wielu czynników. Nie wykluczam, że Trump stanie się bardziej radykalny, ponieważ polityka Bidena była krytykowana nie tylko z jego perspektywy. Krytykowano go też z pozycji takich jak Garri’ego Kasparowa – za zbyt małe lub zbyt późne zaangażowanie, za kroplówkową pomoc czy za to, że docierała ona do Ukrainy dopiero wtedy, gdy sytuacja na froncie była krytyczna (szczególnie wyraźnie było to widać tej wiosny).
Można sobie wyobrazić, że pojawią się okoliczności, w których na przykład Trump zdecyduje, że musi pokazać siłę – i zmieni swoje podejście. W polityce widzieliśmy takie rzeczy wiele razy. Nawiasem mówiąc, Vance kilka lat temu był zdecydowanym krytykiem Trumpa, a teraz jest jego zwolennikiem.
Moim zdaniem nie ma więc sensu załamywać rąk. Zamiast tego trzeba rozważać scenariusze.
%20(1).avif)
.avif)
NATO uznało Rosję, a nie Chiny, za główne zagrożenie. To najważniejsza globalna zmiana
Ukraina nie została 33. członkiem Sojuszu. Nie było zaproszenia ani jasno określonych ram czasowych akcesji. Niemniej podczas rocznicowego szczytu NATO w Waszyngtonie padły stwierdzenia o potrzebie dalszego wspierania Ukrainy i jej oporu wobec rosyjskiej agresji. Wołodymyr Zełenski wrócił do domu z porozumieniem Ukraine Compact, które UE, USA i dwa tuziny innych krajów podpisały z Ukrainą.
Jens Stoltenberg, dla którego ten szczyt był ostatnim w roli sekretarza generalnego NATO, ogłosił szereg inicjatyw mających na celu wzmocnienie ukraińskich sił obronnych i ułatwienie dalszej integracji Ukrainy z Sojuszem. O tym, czy nowe porozumienia mogą zmienić bieg wojny i kiedy Kijów zostanie zaproszony do negocjacji w sprawie pełnego członkostwa, rozmawiamy z Wołodymyrem Ohryzko, byłym ministrem spraw zagranicznych Ukrainy.
Maryna Stepanenko: Na niedawnym jubileuszowym szczycie NATO Ukraina, UE, USA i 21 innych krajów podpisały Traktat Ukraiński. Jak Pan ocenia obiecane w ramach tego porozumienia wsparcie wojskowe i gospodarcze?
Wołodymyr Ohryzko: Bardzo pozytywnie. Najważniejsze jest to, że stworzono mechanizm zapewniający ciągłość zarówno wojskowej, jak finansowej pomocy dla Ukrainy. W naszych warunkach jest to prawdopodobnie najważniejsza rzecz, jaką powinniśmy dziś dysponować.

W jaki sposób ten traktat wpłynie na zdolności obronne Ukrainy w perspektywie krótkoterminowej?
Efekt porozumienia powinien być bardzo pozytywny, bo przewiduje ono, że pomoc wojskowa będzie ciągła.
A jak traktat wpłynie na dynamikę geopolityczną w Europie Wschodniej? Jaką wiadomość wysyła do Rosji?
Po raz pierwszy w ostatnich latach szczyt NATO wskazał Rosję, a nie Chiny, jako główne zagrożenie. I to, jak sądzę, jest najważniejsza globalna zmiana, jaka zaszła w umysłach naszych partnerów na Zachodzie: że nie powinniśmy mówić o potencjalnych zagrożeniach ze strony Chin, ale raczej o realnym zagrożeniu ze strony Rosji.
Myślę, że NATO przyjedzie na następny szczyt z określoną koncepcją stosunków z Rosją. I to bardzo dobrze, ponieważ to, co mieliśmy do tej pory, można nazwać jedynie katastrofą zachodniej polityki wobec Rosji
Teraz będzie nowa polityka. Stworzenie mechanizmu pomocy Ukrainie i stwierdzenie, że otrzyma ona pieniądze nie tylko w tym roku, ale także w przyszłym i kolejnych, to pokazanie przez Zachód Putinowi, że jego nadzieje, że jakoś to będzie, to złudzenia. Przywódca Kremla nie doczeka się zmian, na które liczy. Wiadomość, która została do niego wysłana, brzmi: przygotuj się do podjęcia decyzji – albo dalej idziesz tą ścieżką i przegrywasz z kretesem, albo się wycofujesz. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w ten drugi scenariusz.

Gwarancje bezpieczeństwa nie zastąpią członkostwa Ukrainy w NATO – powiedział minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba. Podkreślił również, że Ukraina nie jest gotowa zaakceptować żadnych alternatyw dla członkostwa. Czy Pana zdaniem Traktat Ukraiński i zobowiązania podjęte przez NATO po szczycie przybliżają nas do członkostwa? A może kładą podwaliny pod jakiś alternatywny model współpracy, taki jak ten między NATO a Izraelem?
Na szczęście jesteśmy w Europie. Myślę, że opcja izraelska nie może być dla nas odpowiednia. Czy traktat nas zbliża? Z pewnością tak, ale nie może być żadną alternatywą dla członkostwa. W rzeczywistości, jak stwierdzono w dokumentach przyjętych przez Sojusz, drogą Ukrainy jest nadal NATO. Zostało to potwierdzone po raz kolejny. Teraz musimy poczekać na moment, kiedy to potwierdzenie zostanie wprowadzone w życie.
Musimy też jednak zrozumieć, że dopóki rosyjscy najeźdźcy są na naszej ziemi, trudno będzie mówić o aspektach praktycznych
Gdy tylko zbliżymy się do wyzwolenia całego naszego terytorium, kwestia członkostwa z pewnością nabierze zupełnie innego charakteru.
Słyszeliśmy zarówno od Bidena, jak od Stoltenberga, że kwestia przystąpienia Ukrainy do NATO nie znajduje się w agendzie. Są jednak politycy, na przykład z krajów bałtyckich, którzy zdecydowanie popierają nasze dążenie do jak najszybszej akcesji. Co oznacza ta polaryzacja poglądów wewnątrz Sojuszu?
Ja również opowiadam się za członkostwem Ukrainy w NATO. Musimy jednak wyjść od realiów politycznych, które mamy, jeśli chcemy, by cała Ukraina była w NATO, a nie tylko jej część. Musimy najpierw zapewnić sobie zwycięstwo na polu bitwy, współpracując z naszymi partnerami wypędzić rosyjskiego okupanta z ukraińskiej ziemi. Dopiero po tym podniesiemy kwestię akcesji. Tak będzie praktycznie i realistycznie. W tej chwili nie możemy być pewni, że nawet warunkowa decyzja Sojuszu o zaproszeniu nas do negocjacji pomoże nam w jakimkolwiek stopniu na polu bitwy.
Dlatego uważam, że logika jest tu dość prosta: najpierw wyzwolenie, a potem decyzja o przystąpieniu do NATO
Fakt, że nasi bałtyccy i północni koledzy mówią, że są „za”, działa na naszą korzyść. Powinniśmy to wykorzystać, by wywrzeć pewną presję na naszych pozostałych partnerów, w tym USA i Niemcy, którzy, wciąż obawiając się Rosji, są powściągliwi w tym względzie. Ale to kwestia czasu.

Czy Pana zdaniem Ukraina zrobiła wszystko, co powinna, aby stać się pełnoprawnym członkiem NATO?
Zajmuję się NATO od dłuższego czasu i powiem szczerze: tu chodzi nie tyle o kryteria, co o wolę polityczną. Niektóre z państw, które są dziś członkami Sojuszu, nie spełniały żadnych kryteriów, gdy do niego przystępowały. Nikt takich kryteriów nie ustalał. Dlaczego? Ponieważ podjęto decyzję polityczną.
Tak, oczywiście wiele rzeczy musimy poprawić. Ale to nie znaczy, że należy je postrzegać jako przeszkody nie do pokonania.
Unia Europejska przyjęła Bułgarię i Rumunię, choć były w stanie dalekim od pożądanego – zrobiła to w rzeczywistości awansem. Minęły lata i zarówno Rumunia, jak Bułgaria czują się dziś w Unii Europejskiej jak w domu. Nadal się rozwijają, nadal przezwyciężają problemy, z którymi się borykały, ale to nie przeszkodziło im w uzyskaniu członkostwa w UE. Tak samo jest z członkostwem w NATO.
Jesteśmy w punkcie, w którym potrzebujemy od polityków na Zachodzie, przede wszystkim od Amerykanów i Niemców, aby podjęli decyzję polityczną. Wszystko inne nastąpi automatycznie
Na szczycie przywódcy Sojuszu ogłosili utworzenie misji wsparcia i szkolenia w zakresie bezpieczeństwa dla Ukrainy (NSATU). W jaki sposób ta inicjatywa pomoże rozwiązać pilne problemy bezpieczeństwa, przed którymi stoi Ukraina?
To słuszna decyzja, bo umożliwia tworzenie mechanizmów ochrony Ukrainy przed wszelkimi zmianami politycznymi w poszczególnych krajach NATO. Pomoże nam ona lepiej przejść przez kolejne okresy wojny i wygrać.

Jens Stoltenberg ogłosił powołanie wysokiego przedstawiciela Sojuszu w Ukrainie. Kto może nim zostać? I jakie zadania będzie miał ten urzędnik?
To sprawa NATO. Wyznaczą tego, kogo uznają za stosowne. Ale to kwestia techniczna, a wszystkie techniczne rzeczy są kontynuacją decyzji politycznych. Do ich wdrożenia zostaną teraz użyte określone instrumenty.
Mianowanie wysokiego przedstawiciela jest jednym z tych instrumentów. Teraz ważne jest, aby rozmaite NATO-wskie struktury nie zaczęły się po prostu się powielać i konkurować ze sobą. Wszystko inne jest kwestią do dopracowania.
Nasi partnerzy podjęli kilka ważnych decyzji. Stany Zjednoczone ogłosiły dostawę pięciu nowych systemów obrony powietrznej, Norwegia przeznaczy ponad 92 miliony dolarów na wzmocnienie obrony powietrznej Ukrainy, a Dania chce przekazać nam wszystkie swoje przeciwlotnicze systemy. Czy to wystarczy, by zamknąć ukraińskie niebo?
Oczywiście, że nie wystarczy... Dlatego Wołodymyr Zełenski powiedział, że potrzebujemy 128 F-16 i znacznie więcej systemów obrony powietrznej. To, co dostaniemy, to minimum, które – daj Boże – nieco zmniejszy ostrzał wroga i szkody.
W tym kontekście jestem bardzo zaskoczony stanowiskiem USA, że pociski dalekiego zasięgu, które nam dostarczyły, nie mogą być wystrzeliwane tak, by uderzały w terytorium Rosji. Joe Biden powiedział, że nie powinniśmy uderzać w Kreml. Cóż, naprawdę nie musimy w niego teraz uderzać. Musimy uderzyć w lotniska wojskowe, z których startują samoloty bombardujące Ukrainę. Te samoloty są w zasięgu amerykańskich, brytyjskich i francuskich rakiet. Gdybyśmy otrzymali Taurusy, mielibyśmy również rakiety niemieckie.
Nie chodzi o Kreml, ale o zniszczenie ośrodków w Rosji, z których ukraińscy ludzie są zabijani, a Ukraina niszczona
Zastanawiające jest, dlaczego w stolicach u naszych zachodnich partnerów wciąż tego nie rozumieją. I nawet jeśli spojrzymy na ten problem symetrycznie, pojawia się proste pytanie: Gdzie tu zasada wzajemności? Rosja może bombardować dowolne obiekty na terytorium Ukrainy, które ze wschodu na zachód rozciąga się na ok. 900 kilometrów. Natomiast Ukrainie pozwolono bombardować cele oddalone o 100 kilometrów. Jeśli możemy zostać zniszczeni z odległości 900 kilometrów, to przecież powinniśmy mieć prawo do niszczenia celów wojskowych w Rosji w tej samej odległości.
Niestety nasi zachodni partnerzy cierpią na „chorobę eskalacji”, pseudoeskalację, która w rzeczywistości daje Putinowi możliwość prawdziwej eskalacji w takim stopniu, w jakim chce i może. To błąd naszych zachodnich partnerów, który powinien zostać zauważony już dawno temu.

Ostatniego dnia szczytu prezydent USA Joe Biden omyłkowo nazwał Wołodymyra Zełenskiego „prezydentem Putinem”. Co prawda zaraz się poprawił, ale nie było to jedyne potknięcie lokatora Białego Domu w ciągu tych trzech dni. Czy w tej sytuacji udało mu się przekonać sojuszników, że jest w stanie wypełniać nie tylko obowiązki prezydenta USA, ale także przewodzić Sojuszowi?
To pytanie retoryczne. Powiedział, że jest w stanie, więc powinniśmy przynajmniej uszanować jego opinię. On jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Do niego należy decyzja, jak dalej się zachowywać. A do Amerykanów należy decyzja, jakiego prezydenta chcą. Dlatego nie próbowałbym w żaden sposób, nawet werbalnie, ingerować w wewnętrzne procesy polityczne Stanów Zjednoczonych i NATO. Myślę, że nasze stanowisko powinno być bardzo, bardzo neutralne.
Przywódcy NATO starają się uczynić Sojusz „odpornym na Trumpa”; pisze o tym m.in. „Washington Post”. Jakie zagrożenia dla NATO stwarza ewentualne zwycięstwo Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich w USA?
Zagrożenia istnieją nie tylko dla NATO, ale także dla całej polityki zagranicznej USA – ze względu na nieprzewidywalność i specyficzną formę pracy Trumpa. To oczywiście martwi zarówno Europejczyków, jak pozaeuropejskie kraje NATO. Dlatego stworzono te mechanizmy – by zapewnić nam pomoc niezależnie od tego, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Tak, mogą nastąpić pewne zmiany, ale nie mogą one być drastyczne.
Dlatego uważam, że obawy związane z wynikiem jesiennych wyborów w USA są przesadzone. A my, Ukraińcy, musimy zrozumieć, że Donald Trump jest biznesmenem. I wszystkie rzeczy, które rozważa, rozważa pod kątem: „co Ameryka z tego będzie miała?”. Jeśli uda nam się znaleźć argumenty przemawiające za tym, że dostawy amerykańskiej broni do Ukrainy przyniosą zamówienia dla amerykańskich firm na dodatkowe dziesiątki miliardów dolarów, to myślę, że taka logika będzie znacznie bardziej przekonująca dla Trumpa niż jakakolwiek rozmowy pokojowe.
Niemniej musimy nad tym popracować. Musimy sprawę przestudiować, poszukać odpowiednich przykładów, argumentów itp. Mam nadzieję, że nasi politycy już nad tym pracują

Po szczycie premier Węgier Viktor Orban spotkał się z Donaldem Trumpem na Florydzie. Rozmawiali o pokoju, a Trump obiecał zakończyć wojnę na Ukrainie, oczywiście jeśli wygra wybory prezydenckie. Jaki jest plan Trumpa?
Nikt tego nie wie. Ale wiem, że Orban jest rodzajem kremlowskiego chłopca na posyłki, który propaguje na całym świecie nie swój plan, lecz plan Kremla – i chce go skoordynować z niektórymi politykami. Jest kimś w rodzaju listonosza.
Z tym samym planem poleciał do Pekinu, gdzie został wysłuchany. Następnie udał się do USA, gdzie sprzedał ten sam pomysł Trumpowi.
Musimy wyciągnąć z tego wniosek, że nie możemy siedzieć bezczynnie, lecz musimy pracować i pokazać, czego naprawdę chcemy i dlaczego to jest korzystne dla wszystkich innych krajów.


Każdy dzień wojny kosztuje Ukrainę miliard dolarów
Od początku inwazji na pełną skalę Rosja zniszczyła w Ukrainie 214 placówek medycznych, a uszkodziła ponad 1600. Podczas zmasowanego ataku rakietowego na Kijów 8 lipca Rosjanie zniszczyli największy w Ukrainie szpital dziecięcy „Ochmatdit”. Jak odbudować zniszczone obiekty? Dlaczego Rosja celuje w ukraińskie szpitale? Jak duże szkody Rosjanie już wyrządzili w infrastrukturze cywilnej – i jak ją chronić? Rozmawiamy o tym z prof. Ołeksandrem Sawczenką, ekonomistą.
Kateryna Trifonenko: Ukraińcy są wstrząśnięci barbarzyńskim rosyjskim ostrzałem szpitala dziecięcego „Ochmatdit”. Jego budowa trwała bardzo długo, był wyposażony w unikalny sprzęt. Co teraz robić? Jak go odbudować?
Ołeksandr Sawczenko: Oczywiście, szpital wymaga odbudowy, zresztą nie tylko ten. Tego samego dnia Rosjanie uderzyli też w inny szpital [centrum medyczne ISIDA – red.]. To komunikat od Putina zarówno dla NATO, jak dla Ukrainy, że nie ma żadnych skrupułów i może uderzyć w dowolny cel, nawet w dzieci. Nawiasem mówiąc, sprawdziłem: przywódca Kremla niszczył przede wszystkim nawet nie obiekty infrastrukturalne, ale przedszkola, szkoły, uniwersytety i szpitale. Więc on ma to – wie pani – pragnienie śmierci. Lubi wszystko, co martwe, a młodość, dzieciństwo – wręcz przeciwnie, bo to celebracja życia. On próbuje zniszczyć życie.
W zeszłym roku dokonałem obliczeń, że jeśli wojna potrwa trzy lata, a intensywność destrukcji będzie taka sama jak teraz, Putin zniszczy około czterdziestu procent infrastruktury społecznej Ukrainy. W takich warunkach kraj nie będzie w stanie istnieć

Dlatego jeśli wojna ma trwać przez długi czas, jedynym sposobem na przetrwanie jest odbudowanie zniszczonej infrastruktury społecznej i medycznej bez czekania na jej zakończenie. To jedyna szansa, ponieważ Putin prowadzi wojnę na dwóch frontach. Pierwszy to wojna przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy, drugi to wojna przeciwko ludności cywilnej i infrastrukturze cywilnej. I na drugim tym drugim froncie wygrywa. Będzie robił to, co robi, dopóki nie zostanie powstrzymany. Dlatego gdziekolwiek i kiedykolwiek to możliwe, trzeba odbudowywać wszystko, co się da.
Przy okazji chciałbym powiedzieć, że nasza szkoła biznesu również została uszkodzona przez rosyjską rakietę, ale w ciągu sześciu miesięcy ją odbudowaliśmy i już funkcjonuje, tworząc wartość dodaną na przekór agresorowi.
Wiem, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić – ale w przypadku szpitala „Ochmatdit” i centrum ISIDA uważam, że zachodni partnerzy powinni nam pomóc, przeznaczając na nie ukierunkowane fundusze. I to nie tylko pieniądze, ale także sprzęt medyczny, którego brakuje. Niestety wielu ludziom, którzy tam zginęli, lekarzom i pacjentom, życia nie przywrócimy.
W ciągu ponad dwóch lat wojny Rosja zniszczyła i uszkodziła łącznie prawie 1800 placówek medycznych. Jak Ukraina może chronić te obiekty?
Na dwa sposoby. Pierwszym są systemy obrony powietrznej. Niestety nawet najlepsze systemy nadal przepuszczają 10-15% wrogich pocisków lub rakiet. Bo nie ma 100-procentowej gwarancji: 85-90% to najlepsza skuteczność tych systemów. Chociaż, oczywiście, im więcej ich mamy, tym lepiej.
Drugim sposobem jest zniszczenie systemów, z których i dzięki którym uderza wróg. To lotniska wojskowe, wyrzutnie rakiet, instytucje edukacyjne, w których szkolą się piloci-zabójcy, koszary. To wszystko są rzeczy, w które Zachód z braku odwagi wciąż nie chce pozwolić nam uderzać. Tyle że my musimy zniszczyć wszystkie rosyjskie obiekty wojskowe przynajmniej w odległości 300 kilometrów od frontu. Natomiast jeśli chcemy całkowicie pozbyć się infrastruktury wojennej wroga, powinniśmy mówić o tysiącu kilometrów. Ich pociski mogą pokonać dystans tysiąca kilometrów lub więcej, więc musimy zniszczyć tę broń, fabryki, wyrzutnie, lotniska, samoloty. To znacznie skuteczniejszy i szybszy sposób zakończenia wojny. Uważam nawet, że jedyny.
Rosyjska logistyka jest wykorzystywana do ataków na nasze siły zbrojne i na ludność cywilną. Kiedy zniszczymy ich logistykę i nie będą mieli czym strzelać, wojna się zakończy, a Putin rozpocznie negocjacje na warunkach korzystnych dla Ukrainy
Szczyt NATO dobiegł końca. Teraz wszyscy czekamy na rakiety i zgodę naszych partnerów na uderzanie w cele wojskowe na terytorium Rosji. I nie powinno to być 50-60 kilometrów, ale od 300 kilometrów, a nawet dalej.

Jakie kroki możemy jeszcze podjąć, by lepiej się chronić? Mówi się na przykład o przeniesieniu części infrastruktury społecznej, w tym szkół i częściowo szpitali, pod ziemię. Na ile jest to realistyczne i racjonalne?
Musimy być realistami, a przeniesienie całej naszej infrastruktury medycznej i edukacyjnej, przedszkoli, szkół, szpitali pod ziemię jest nierealne. To zajęłoby jakieś 10-15 lat. Nie wierzę, że wojna potrwa tak długo. Musimy wykorzystać to, co mamy. Każdy, kto może, schodzi do piwnicy. Tam, gdzie są ciężko chorzy ludzie, którzy nie mogą zejść, oczywiście istnieje ryzyko. Ale instytucje edukacyjne mogą działać w ten sposób. Moje dziecko chce iść do przedszkola, a tam jest piwnica z potężnym schronem. Wystarczy syrena i dzieci tam schodzą, bawią się, śpią, jedzą. Trzeba z tego korzystać. Nawet jeśli nie jest to w 100 procentach skuteczne, to daje ochronę i może uratować wiele istnień.
Naszą najlepszą odpowiedzią jest wywarcie presji na Zachód, by odebrał Putinowi licencję na bezkarne zabijanie cywilów z terytorium własnego kraju. Bo na swoim terytorium Rosjanie czują się jak „w domku”, skoro nie można w nich tam uderzyć. W historii wojen nigdy nie było sytuacji, w której jedna strona nie mogła odpowiedzieć drugiej adekwatną bronią. Nasze drony same nie rozwiążą tego problemu.
Kiedy Izrael przeprowadził operację w Strefie Gazy, cały świat potępił atak na szpital, wezwał Tel Awiw do zaprzestania działań, przez wiele krajów przetoczyły się masowe protesty, a nawet pojawiły się głosy wzywające do wykluczenia Izraela z ONZ. Dlaczego nie widzimy takiego samego potępienia Rosji po atakach na ukraińskie szpitale?
Niestety protesty w obronie naszego kraju nie osiągnęły jeszcze globalnego poziomu, a powinny. Musimy z tym pracować. I teraz mamy taką możliwość, ponieważ wszyscy zrozumieli bestialstwo Putina i zagrożenie, jakie stwarza.
Teraz jest okazja, by na przykład czołowe amerykańskie uniwersytety podpisały petycje nie wzywające do zrozumienia kremlowskiego dyktatora, ale do powstrzymania go przez jak najszybsze dostarczenie Ukrainie najnowocześniejszej broni
To, co stało się w związku z wydarzeniami w Gazie, bazuje na antysemityzmie. Niestety takie ruchy istnieją wszędzie i słabo sobie z nimi radzono. Te idee [które głoszą ludzie potępiający Izrael – red.] są przechwytywane przez wspomniane uniwersytety, ponieważ uniwersytety zasadniczo są organizacjami protestu. Tam zawsze protestują – zarówno profesorowie, jak studenci.
Po drugie, te protesty były dobrze finansowane – zarówno przez Rosję, jak Iran. I to jest przykład dla nas, byśmy zaczęli pracować i organizować podobne ruchy przeciwko rasizmowi i Putinowi.
Czy Pana zdaniem takie brutalne rosyjskie ataki, jak atak na szpital „Ochmatdit”, wpływają na gotowość społeczności międzynarodowej i naszych partnerów do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy, do dostarczenia jej większej ilości broni?
Politycy to bardzo cyniczni ludzie; tak jest we wszystkich krajach. Na polityków wpływają tylko wybory. Musimy więc przekazać wyborcom naszych partnerów fakty i obrazy pokazujące, jak Putin zabija, a także uświadomić metody, którymi można go powstrzymać. Myślę, że to ważne, lecz ukraiński rząd nie robi wystarczająco dużo. Pracuje przede wszystkim z politykami, a my musimy zwrócić się do wyborców, aby zażądali dostarczenia nam broni i funduszy na jak najszybszą odbudowę zniszczonych placówek medycznych.

Jakie kwoty powinniśmy mieć na myśli, gdy mówimy o zniszczonej infrastrukturze medycznej i funduszach na jej odbudowę?
To bardzo trudne do obliczenia. Rok temu w naszej szkole biznesu oszacowaliśmy, że każdy dzień wojny kosztuje Ukrainę około miliarda dolarów. I te nasze obliczenia pokrywają się z szacunkami Banku Światowego. Ten miliard dolarów obejmuje straty wynikające ze spadku naszego PKB, utraty pieniędzy z podatków, których nie zbieramy, zniszczeń i zabitych ludzi – zarówno cywilów, jak żołnierzy. Przy czym kiedy to szacowałem, nie wyodrębniałem opieki zdrowotnej, ale raczej zniszczony potencjał energetyczny i społeczny. Do sektora społecznego zaliczyłem instytucje edukacyjne, kulturalne i mieszkaniowe.
Z tego miliarda dziennie 50 milionów dolarów przypada na niszczone przez Rosjan mieszkania i szpitale
Właśnie takie straty ponosimy. Jeśli spojrzeć na małe miasta i wioski, to tam placówki medyczne są niszczone każdego dnia. Oczywiście są one mniejsze, ale łączne zniszczenia są ogromne. Jeżeli weźmiemy pod uwagę same szpitale, to codziennie tracimy potencjał medyczny wart 10-15 milionów dolarów.

Po tym jak Rosjanie zaatakowali „Ochmatdit”, media zaczęły dyskusję nad tezą, że infrastruktura medyczna jest jednym z niezadeklarowanych celów rosyjskiej armii. Podziela Pan tę opinię?
Ich celem numer jeden jest energia. A energia to także medycyna. Wyobraźmy sobie, że w domu nie ma ciepłej wody – i w ogóle ciepła. To oznacza więcej chorób. Nie działają systemy kanalizacyjne, nie działają systemy oczyszczania ścieków i tworzy się sytuacja epidemiologiczna. Myślę, że Rosjanie mają trzy podstawowe cele: energię, edukację i opiekę zdrowotną. Nietzsche napisał dzieło zatytułowane „Poza dobrem i złem”. Ten genialny filozof przewidział, że na świecie pojawi się rasa ludzi lubiących poniżać, stosować przemoc i zabijać słabszych od siebie. A kto jest słabszy? Dzieci i chorzy. Nietzsche przewidział pojawienie się Hitlera, Stalina i Putina – ludzi czerpiących fizyczną przyjemność z niszczenia słabszych. A skoro taki człowiek rządzi całym krajem, oznacza to, że w tym kraju ma wielu podobnych sobie zwolenników.
Radzę wszystkim wrócić do lektury genialnej książki Nietzschego. Bo naprawdę żyjemy w świecie terrorystycznych dziwolągów, których nadejście on przewidział. Putin jest jednym z nich


Jak Europejczycy reformują NATO i czy Trump jest zagrożeniem dla Ukrainy
Osłabienie pozycji Stanów Zjednoczonych jest już widoczne, co można wytłumaczyć gorączką wyborczą. 45. (i prawdopodobnie 47.) prezydent Donald Trump nie weźmie udziału w szczycie. Ale właśnie z powodu tego „być może” stanie się osobą, o której będzie się mówiło najwięcej. Iryna Olijnyk, redaktorka serwisu Zaborona, rozmawiała z ekspertami o tym, czego obawiają się politycy i jak dziś reagują na ryzyko.
Reorientacja i przyszłość NATO w razie zwycięstwa Trumpa
Donald Trump wielokrotnie powtarzał, że podczas swojej prezydentury może wyprowadzić Stany Zjednoczone z NATO. Według Petera Dickinsona, analityka międzynarodowego w Atlantic Council, tak radykalny krok może zagrozić nie tylko pomocy dla Ukrainy, ale nawet istnieniu samego Sojuszu.
– NATO jest w wielkiej panice, sojusznicy boją się, bo rozumieją: Trump może ogłosić wycofanie się USA z NATO w każdej chwili, jeśli tylko zostanie prezydentem – powiedział analityk.
Trump oczekuje, że w zamian za dalsze uczestnictwo USA w Sojuszu kraje europejskie radykalnie zwiększą swoje wydatki na NATO. Nalegał na to za czasów swojej prezydentury w latach 2017-2021.

Jednak jak pisze Politico, nawet jeśli Stany Zjednoczone pozostaną członkiem bloku, Sojusz nie uniknie radykalnej reorientacji. Eksperci, z którymi rozmawiała Zaborona, podzielają tę opinię.
– Kraje NATO rozważają obecnie możliwość utworzenia dodatkowego punktu w Europie (w szczególności w niemieckim mieście Wiesbaden), w którym będą znajdować się centra wojskowe i logistyczne – mówi analityk polityczny Maksym Dżyhun. – Pozwoli to na szybkie dostarczanie sprzętu wojskowego i jego transfer do Ukrainy. Sojusz rozważa również wyznaczenie osobnego urzędnika odpowiedzialnego za koordynację i zaspokojenie potrzeb wojskowych Ukrainy.
Sojusznicy zgodzili się już na utworzenie funduszu przeznaczającego 40 miliardów euro rocznej pomocy dla Ukrainy, począwszy od 2025 roku. Kroki te powinny służyć jako zabezpieczenie przed potencjalnymi zmianami politycznymi w USA i UE
Dwupoziomowy system Sojuszu Północnoatlantyckiego
Trump proponuje również wprowadzenie w NATO dwupoziomowego systemu, w ramach którego państwa członkowskie, które nie osiągnęły jeszcze docelowego poziomu wydatków na obronność w wysokości 2% PKB, utraciłyby amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa i wsparcie obronne.
– W 2023 roku budżet obronny Kanady wynosił 1,33% PKB – dodaje Dżyhun. – Według najnowszych szacunków sięgnie on 2% dopiero w 2030 roku. Sytuacja w Unii Europejskiej jest podobna. Oczywiście Stany Zjednoczone inwestują obecnie znacznie więcej niż 2% swojego PKB w obronność, dlatego państwa członkowskie NATO są dość zależne od Waszyngtonu w zakresie współpracy wojskowej.
Zgodnie z zapowiedziami republikańskiego kandydata, jeśli dojdzie do jego drugiej kadencji, Stany Zjednoczone utrzymają swój parasol nuklearny nad Europą, a także siły morskie i bazy lotnicze w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Turcji. Natomiast obowiązek wsparcia logistycznego stacjonującej w Europie amerykańskiej piechoty, sił pancernych i artylerii zostanie ostatecznie przeniesiony z USA na kraje europejskich. W ten sposób Stany Zjednoczone mogą wycofać się z roli głównego dostawcy siły bojowej w Europie, zapewniając wsparcie wojskowe tylko w sytuacjach kryzysowych.

Jednak według Rikarda Jozwiaka, dziennikarza Radia Swoboda, są nadzieje na skuteczność nowego sekretarza generalnego NATO Marka Rutte, który oficjalnie zastąpi Jensa Stoltenberga jesienią 2024 roku.
Były premier Holandii zbudował sobie mosty z trudnymi politykami, takimi jak Viktor Orban i Recep Tayyip Erdogan, i jest lubiany w większości głównych stolic. Najwyraźniej 45. prezydent Stanów Zjednoczonych szanuje Rutte’ego, skoro ten nazywany jest „zaklinaczem Trumpa”
Czego powinna oczekiwać Ukraina
Na szczycie ukraińska delegacja musi otrzymać gwarancje międzynarodowego wsparcia ze strony NATO w przypadku drugiej kadencji prezydenckiej Donalda Trumpa. Były prezydent USA podkreślił, że jeśli wygra wybory, pomoc wojskowa dla Kijowa może zostać odcięta, gdyby Ukraina odmówiła przeprowadzenia rozmów pokojowych z Rosją.
I nawet umowa o bezpieczeństwie, podpisana w czerwcu 2024 r., nie gwarantuje kontynuacji wszechstronnego wsparcia Waszyngtonu w przyszłości – zaznacza Peter Dickinson. Nie została bowiem ratyfikowana przez Kongres USA i jest raczej symbolicznym gestem politycznym.
– Unia Europejska zdaje sobie sprawę, że nie może już polegać na USA w kwestii wspierania Ukrainy w takim stopniu jak kiedyś – mówi analityk. – Nie sądzę jednak, by ewentualna prezydentura Trumpa oznaczała koniec amerykańskiej pomocy dla Ukrainy.
Powinniśmy jednak spodziewać się znacznego ograniczenia i regularnych opóźnień w dostawach broni i amunicji. Trump będzie wywierał presję na Ukrainę, by zawarła pokój z Rosją na jakichkolwiek warunkach i by Kijów poszedł na ustępstwa terytorialne


Iwona Reichardt: To ważny polityczny gest i wyraz poprawy stosunków polsko-ukraińskich
Premier Donald Tusk oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisali w poniedziałek w Warszawie "Porozumienie w dziedzinie bezpieczeństwa pomiędzy RP a Ukrainą".
Dr Reichardt powiedziała PAP, że choć Polska wspiera Ukrainę od początku rosyjskiej agresji, to jednak podpisanie umowy o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa jest bardzo ważnym politycznym gestem. Jak przypomniała, podobne porozumienia ze stroną ukraińską zawarły już wcześniej inne państwa.
Teraz Polska pokazuje, że jest w grupie tych krajów, które wspierają Ukrainę i zobowiązują się do jej wsparcia militarnego w dobie agresji rosyjskiej, bez względu na to czy Ukraina stanie się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, czy też nie - wskazała ekspertka.
Skoro nie ma szans na NATO, trzeba podpisywać umowy
- Jak pamiętamy, ta umowa jest wynikiem ubiegłorocznych deklaracji państw G7 podczas szczytu NATO, kiedy Ukraina właśnie takiej deklaracji członkostwa nie otrzymała; to było wielkie rozczarowanie. To bardzo symboliczne, że podpisujemy ją przed wyjazdem prezydentów Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego do Waszyngtonu na kolejny szczyt NATO, gdzie jak się domyślamy i wszystko na to wskazuje, Ukraina ponownie nie otrzyma deklaracji członkostwa.
Dlatego podpisanie takiej umowy z Polską i poprzednimi państwami jest dla Ukrainy bardzo ważne
Według niej, zawarcie umowy pokazuje też poprawę w relacjach polsko-ukraińskich, po okresie nieporozumień związanych np. z rolnictwem. Ekspertka zauważyła, że podczas wizyty ukraińskiego prezydenta w Polsce, różnice dzielące oba kraje były „wyciszone”, zaś na pierwszym planie było to, co jest pozytywne w relacjach dwustronnych. Tusk i Zełenski zaprezentowali wspólną diagnozę sytuacji i zagrożeń oraz chęć szukania rozwiązań – dodała .
Słusznie. Nie był to moment na takie dyskusje, spory i waśnie. Tym bardziej, że dziś w Ukrainie doszło do tragicznego ataku na dziecięcy szpital onkologiczny.
Dr Iwona Reichardt zwróciła uwagę, że podczas wizyty prezydenta Ukrainy w Warszawie skupiono się właśnie na bezpieczeństwie, wsparciu Ukrainy i pokazano też moralny aspekt – okrucieństwo Rosji. Jak zaznaczyła, broń dostarczana w ostatnich miesiącach dała Ukraińcom nieco oddechu, ale ich położenie jest nadal bardzo trudne. Dlatego, dodała, wyciąganie obecnie kwestii spornych byłoby "wysoce niestosowne.

Dr Reichardt wyraziła przekonanie, że ostatnie zmasowane ataki na cywilne obiekty w Ukrainie są związane właśnie ze szczytem NATO i są kolejnym potwierdzeniem, że Putin chce zniszczyć Ukrainę:
Ta brutalność Rosji jednych przerazi i będą szukali rozwiązania raczej takiego, żeby to szybko zakończyć, innych determinuje do tego, żeby wesprzeć Ukrainę jak najszybciej”
Trudna zima
W jej ocenie ważne znaczenie miały także podnoszone podczas wspólnej konferencji Tuska i Zełenskiego kwestie energetyki i wsparcia dla Ukrainy, którą po rosyjskich atakach na infrastrukturę czeka bardzo trudna zima. Premier Tusk powiedział, że rząd pracuje nad tym, aby móc spalać polski węgiel nie płacąc za emisję; a tak wytworzony przez polskie elektrownie prąd przesyłać istniejącym mostem energetycznym na Ukrainę.
Ekspertka sceptycznie odniosła się natomiast do zapowiedzi utworzenia w Polsce legionu, w skład którego mieliby wejść obywatele Ukrainy, znajdujący się na terenie Polski.
Według niej jest to pomysł z jednej strony zaskakujący, a z drugiej - mało realny. Przypomniała, że wielu Ukraińców, którzy wcześniej mieszkali w Polsce, po wybuchu pełnoskalowej agresji wróciło do Ukrainy, by bronić ojczyzny, ale też wielu wyjechało z Ukrainy za granicę, unikając poboru. W każdej chwili mogą oni wrócić i dołączyć do ukraińskich sił zbrojnych – zauważyła.

Reichardt zwróciła uwagę, że od początku wojny dynamicznie zmieniają się polsko-ukraińskie relacje społeczne, porównała je do sinusoidy. Przed inwazją Rosji mimo zaszłości historycznych były one dobre. Ukraińcy bardzo docenili wsparcie Polaków tuż po wybuchu wojny, jednak po pół roku wśród wielu Polaków pojawiło się zmęczenie i zniecierpliwienie. Później zaczęły pojawiać się nastroje antyukraińskie, podsycane przez część sił politycznych. Pojawił się konflikt polityczny, który odczuli też sami Ukraińcy: - Niestety te relacje społeczne się pogorszyły, ale myślę, że nie jest strasznie, nie jest tragicznie, one cały czas ulegają dynamice
I sądzę, chociażby po dzisiejszej umowie jesteśmy w stanie lepiej na siebie wzajemnie patrzeć.
Autor: Ihor Usatenko
Na stronie KARTONtekst jest dostępny po ukraińsku w języku.


W Waszyngtonie rozpoczął się szczyt NATO. Co przyniesie Ukrainie?
75 lat temu 12 państw podpisało Traktat Waszyngtoński, który stał się fundamentem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dziś Sojusz obejmuje 32 kraje, które wezmą udział w szczycie w dniach 9-11 lipca. Dołączą do nich przedstawiciele 35 krajów partnerskich, w tym Ukrainy.
Kluczowe kwestie szczytu to obrona Sojuszu w przypadku dojścia do władzy Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainie, obecność wojskowa na wschodniej flance NATO i odstraszanie nuklearne.
Główne „kwestie ukraińskie” dotyczą dostarczania Ukrainie systemów obrony powietrznej i nowej broni, szkolenia ukraińskiej armii oraz perspektyw członkostwa tego kraju w NATO
Według Jensa Stoltenberga, którego na stanowisku sekretarza generalnego NATO 1 października zastąpi Mark Rutte, pomoc dla Ukrainy będzie najważniejszym punktem programu szczytu.
Sojusznicy planują na przykład ustanowienie misji NATO w Niemczech pod nazwą Wsparcie Bezpieczeństwa i Szkolenia NATO dla Ukrainy (NSATU). Wraz z formatem Rammstein misja ta będzie koordynować pomoc dla Ukrainy (obecnie większość pomocy jest koordynowana przez Stany Zjednoczone, lecz jeśli Donald Trump wygra wybory prezydenckie, dostawy broni do Ukrainy mogą być zagrożone). Misja NATO będzie również koordynować szkolenia dla ukraińskich żołnierzy za granicą oraz współpracę między Ukrainą a jej partnerami w ramach umów bezpieczeństwa.
– Tej zimy i wiosny byliśmy świadkami poważnych opóźnień w dostarczaniu wsparcia, co miało konsekwencje na linii frontu. Nie możemy pozwolić, by to się powtórzyło. Dlatego oczekuję, że przywódcy Sojuszu zgodzą się na szczycie, że NATO powinno przewodzić koordynacji i dostarczaniu pomocy – oświadczył Stoltenberg.
Oczekuje się również, że sojusznicy zatwierdzą na szczycie pomoc wojskową w wysokości 40 mld euro, którą NATO zapewni Ukrainie w 2025 roku
To zobowiązanie finansowe zostanie rozdzielone między członków NATO zgodnie z wielkością ich PKB. Jedynie Węgry nie będą uczestniczyły w tym programie. Kraj ten blokował wspomnianą inicjatywę, a ostatecznie ustąpił pod warunkiem, że Budapeszt nie weźmie udziału w zrzutce.
Według Wołodymyra Zełenskiego lista krajów inwestujących w bezpieczeństwo Ukrainy będzie się wydłużać. Ukraina podpisała już bowiem 21 związanych z nim umów dwustronnych: 7 z krajami G7, 13 z krajami, które dołączyły do deklaracji, i osobną umowę z Unią Europejską.
Jednak tym, czego Ukraina najbardziej oczekuje od szczytu, są nowe dostawy broni – przede wszystkim więcej systemów obrony powietrznej Patriot. Po bestialskim rosyjskim ataku na szpital dziecięcy w Kijowie oczekuje się, że takich systemów będzie co najmniej pięć.
Szczyt potwierdzi kurs Ukrainy w kierunku członkostwa w NATO. Nie będzie jednak jeszcze oficjalnego zaproszenia
– Chcielibyśmy otrzymać zaproszenie, ale wiemy, że go nie otrzymamy. Uważam jednak, że jeśli chcemy zobaczyć silną Amerykę, to coś takiego jak zaproszenie byłoby właśnie znakiem, że nikt nie boi się Putina i wszyscy są pewni przywództwa Ameryki – powiedział Zełenski.


Zełenski w Polsce: umowa o zestrzeliwaniu rosyjskich rakiet i utworzeniu Legionu Ukraińskiego
Jak powiedział Wołodymyr Zełenski na konferencji prasowej w Warszawie, dokument przewiduje zestrzeliwanie rosyjskich rakiet i dronów lecących w kierunku Polski już w ukraińskiej przestrzeni powietrznej.
– Musimy to wdrożyć. Będziemy współpracować w zakresie samolotów bojowych, już przekazanych przez Polskę, i rozważymy możliwość dodatkowych transferów – oświadczył prezydent Ukrainy.
Umowa przewiduje również utworzenie Legionu Ukraińskiego, nowej ochotniczej jednostki wojskowej w Polsce. Żołnierze Legionu będą szkoleni w Polsce i wyposażeni przez partnerów Ukrainy. Każdy ukraiński obywatel, który zechce w nim służyć, będzie mógł podpisać kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy.
– Mamy bardzo pozytywne doświadczenia z ukraińsko-polsko-litewskiej brygady i na ich podstawie damy obywatelom Ukrainy, którzy obecnie przebywają w Polsce, na Litwie i w innych krajach UE, możliwość dobrowolnego przyłączenia się do obrony Ukrainy. Teraz nasze zespoły opracują wszystkie niuanse tej propozycji – wyjaśnił Zełenski.
Umowa o bezpieczeństwie z Polską przewiduje również współpracę pozamilitarną: w zakresie wywiadu, cyberbezpieczeństwa, przeciwdziałania rosyjskiej dezinformacji itp.

Donald Tusk nazwał porozumienie bardzo ważnym dokumentem.
– Było dla nas bardzo ważne podczas przygotowywania tego dokumentu, aby nie pozostał on tylko deklaracją dobrej woli – stwierdził. – Każde słowo w tym dokumencie jest ważne i będzie miało praktyczne konsekwencje. Postrzegamy te słowa jako wzajemne zobowiązanie, a nie puste obietnice. Wraz z innymi sojusznikami będziemy wkrótce krok po kroku wdrażać postanowienia dokumentu.
Сьогодні у Варшаві з Прем’єр-міністром Польщі Дональдом Туском підписали Угоду про співробітництво у сфері безпеки між Україною та Польщею.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) July 8, 2024
У цьому безпрецедентному документі передбачено положення про збиття в повітряному просторі України російських ракет і дронів, випущених у… pic.twitter.com/3JWwCLIu6p
W przeddzień szczytu NATO premier zapewnił, że Ukraina może liczyć na pełne wsparcie Polski, w tym w zakresie drogi Ukrainy do NATO i UE – nawet jeśli ta droga będzie dłuższa niż chcą tego Ukraina i Polska. Powiedział:
– Jeśli nie uzyskacie jasnej deklaracji na szczycie NATO, będziemy nadal zachęcać naszych sojuszników, aby droga do UE i NATO była jak najszybsza. Do tego też zmierza ten dokument – powiedział.

Prezydent Ukrainy spotkał się również z prezydentem Polski Andrzejem Dudą.
– Poinformowałem go o rosyjskich atakach – oświadczył po spotkaniu Zełenski. – Rozmawialiśmy o tym, co jest potrzebne, by zapewnić większą ochronę naszym obywatelom. Współpraca obronna i potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy są priorytetami. Zwróciliśmy uwagę na znaczenie niedawnego szczytu pokojowego i umowy o bezpieczeństwie między Ukrainą a Polską. Wierzymy w pokojową, silną Ukrainę razem z pokojową, silną Polską. Ukraińska armia chroni bezpieczeństwo Polski i całej Europy. I jesteśmy wdzięczni, że Warszawa nam pomaga.
I had a meeting with the @prezydentpl, Andrzej Duda.
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) July 8, 2024
I informed him about the Russian attacks and discussed what is needed to provide greater protection for our people. Enhancing defense cooperation and addressing the needs of the Ukrainian Defense Forces are top priorities. We… pic.twitter.com/GbNIkUnRdc




Fantomowe perspektywy członkostwa i większe wsparcie wojskowe – czego Ukraina powinna oczekiwać po rocznicowym szczycie NATO?
– Jeśli Putin myśli, że może przetrzymać Ukrainę lub kogokolwiek z nas, to się myli. Nasza pomoc przyniosła praktyczne rezultaty, a Ukraina jest w stanie odeprzeć rosyjską agresję. Chcemy jednak mieć pewność, że Ukraina odniesie sukces, że stanie na własnych nogach gospodarczo, militarnie i demokratycznie. Szczyt NATO nam w tym pomoże – oświadczył sekretarz stanu USA Anthony Blinken.
Prezydent Wołodymyr Zełenski został zaproszony na waszyngtoński szczyt, a Biały Dom ogłosił jego spotkanie z amerykańskim prezydentem. Jaka mapa drogowa została przygotowana dla Ukrainy w Waszyngtonie? Czy Kijów otrzyma zaproszenie do NATO w dającej się przewidzieć przyszłości? Jak zmiana przywództwa w NATO może wpłynąć na stosunki z Ukrainą?
Odpowiedzi na te pytania szukaliśmy u ukraińskich, europejskich i amerykańskich ekspertów.
Długoterminowe zobowiązania
Więcej systemów obrony powietrznej, w tym Patriot, oraz podpisanie nowych umów dotyczących bezpieczeństwa – takie są oczekiwania ukraińskiego prezydenta wobec szczytu NATO. Wołodymyr Zełenski jest optymistą w obu kwestiach, zapowiadając zarówno dobre wiadomości na temat obrony powietrznej, jak bardzo poważne umowy: – Będzie porozumienie, które naprawdę wesprze całą naszą architekturę porozumień o bezpieczeństwie. I to właśnie zagwarantuje nam bezpieczeństwo do czasu przystąpienia Ukrainy do NATO. To decyzja nieodwracalna.
Według Petera Dickinsona, członka Atlantic Council, priorytetowe dla Ukrainy na szczycie będą dwie kwestie: większa pomoc wojskowa i bardziej długoterminowe wsparcie systemowe.
– Przywódcy NATO będą dążyli do podjęcia długoterminowych zobowiązań finansowych i wojskowych, aby upewnić się, że Ukraina ma długoterminową perspektywę. Tak aby co sześć miesięcy albo co rok nie trzeba było myśleć o tym, kto co jej zapewni i skąd to będzie pochodzić – uważa ekspert.
W opinii Dickinsona jednym z ważnych rezultatów szczytu może być znaczące systemowe wzmocnienie obrony powietrznej Ukrainy, w tym dostawa myśliwców F-16, francuskich samolotów Mirage, szwedzkich samolotów rozpoznawczych, a także dronów i sprzętu do walki elektronicznej
Na szczycie w Waszyngtonie może dojść do pewnego wzrostu temperatury, jeśli chodzi o zaangażowanie NATO w wojnę z Rosją, ocenia Mathieu Boulegue, pracownik naukowy Chatham House:
– Nie twierdzę, że NATO pójdzie na wojnę przeciwko Rosji, ale może dojść do szerszej formy porozumienia między sojusznikami, żeby przyspieszyć pomoc wojskową albo zwiększyć jej wartość. Być może najważniejsza częścią dyskusji będzie dotyczyła potencjalnej obecności wojsk w Ukrainie. Nie wojsk NATO, ponieważ byłaby to forma wypowiedzenia wojny Kremlowi. Chodzi np. o szkolenia, które mogłoby odbywać się pod auspicjami czołowych państw NATO, choć nie pod flagą bloku. Jeśli chodzi o zaangażowanie NATO w wojnę, myślę, że jest to krok, na który nie jesteśmy jeszcze gotowi.

Szczyt w Waszyngtonie ma wyłonić osobę odpowiedzialną za długoterminową pomoc dla Ukrainy. Według „The Wall Street Journal” ta rola zostanie powierzona wysokiemu rangą urzędnikowi cywilnemu, który będzie podlegał Brukseli i nowemu dowództwu w Wiesbaden. Dowództwo to zostanie utworzone dla koordynowania dostaw uzbrojenia do Ukrainy i szkolenia ukraińskich żołnierzy. Kroki te pomogą NATO lepiej koordynować swoje działania i powinny chronić długoterminową pomoc przed prawicowymi siłami w Europie. A także przed Donaldem Trumpem, jeśli zostanie prezydentem USA.
Ionela Maria Ciolan, pracowniczka naukowa ds. europejskiej polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony w Centrum Studiów Europejskich Wilfrieda Martensa, twierdzi, że być może najważniejszym rezultatem szczytu będzie przyjęcie przez NATO roli koordynatora i dostarczyciela międzynarodowej pomocy.
– Do tej pory rolę koordynatora odgrywała administracja USA za pośrednictwem Grupy Rammstein, będącą grupą kontaktową działającą na rzecz zapewnienia Ukrainie zdolności obronnych. Będziemy świadkami silnego wsparcia politycznego, wojskowego, finansowego i logistycznego dla Ukrainy. Zgodnie z proponowanym planem, NATO będzie koordynować pomoc szkoleniową i sprzętową, ułatwiać logistykę związaną ze sprzętem i wspierać długoterminowy rozwój ukraińskich sił zbrojnych. Kraje NATO muszą uzgodnić ten plan w Waszyngtonie.
To znacząca zmiana w podejściu Sojuszu, ponieważ Węgry wcześniej uniemożliwiały NATO wprowadzenie strukturalnych ram wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy
Z „mostem”, ale bez zaproszenia
Oczekiwanie przez Ukrainę zaproszenia do członkostwa w Sojuszu jest mało realistyczne, ocenia dr Stanisław Żelichowski, politolog i ekspert do spraw międzynarodowych:
– Pierwszym czynnikiem jest wojna Rosji przeciwko Ukrainie. Drugim – niepewność co do przyszłej wewnętrznej sytuacji politycznej w Stanach Zjednoczonych, a co za tym idzie – niepewność w kwestii równowagi sił na arenie międzynarodowej.
Nadal istnieje wiele zmiennych, które uniemożliwiają składanie obietnic Ukrainie
Tymczasem Mathieu Boulegue uważa, że Ukraina powinna jak najszybciej dołączyć do Sojuszu. Zaznacza jednak, że po obu stronach istnieje wiele czynników ograniczających tę akcesję. Po stronie ukraińskiej trwa wojna i nie będzie formalnego członkostwa w NATO, dopóki rosyjski okupant nie zostanie całkowicie usunięty z terytorium Ukrainy. To zajmie dużo czasu, zwłaszcza jeśli mówimy o granicach uznanych przez społeczność międzynarodową, w tym o Krymie.
Po stronie NATO istnieje również ryzyko dla sojuszników związane z tym, że dołączenie Ukrainy może stanowić problem zarówno pod względem odstraszania Rosji, jak operacji wojskowych. Jednocześnie Mathieu Boulegue sugeruje, że szczyt w Waszyngtonie może przynieść pewne postępy:
– Wciąż jest dużo niepewności wokół tej kwestii. Ale to nie znaczy, że nie może istnieć ścieżka w postaci planu działania na rzecz członkostwa. Albo w postaci rozszerzonego planu, który dałby Ukrainie możliwość uzyskania większej interoperacyjności z NATO bez nazywania tego członkostwem. I bez członkostwa można mieć jakąś formę porozumienia, umowy ramowej czy jakkolwiek to nazwać, między krajami NATO a Ukrainą, która mogłaby być przedmiotem dyskusji.
To, w jaki sposób perspektywa przystąpienia Ukrainy do NATO zostanie sformułowana w deklaracji końcowej, jest jedną z zasadniczych tematów zbliżającego się spotkania w Waszyngtonie. Przedstawiciele administracji Bidena nie wierzą, że określenie „nieodwracalne” w odniesieniu do perspektyw przystąpienia Ukrainy do NATO zostanie poparte przez cały Sojusz. W Waszyngtonie mówią więc o „moście” do członkostwa Kijowa w NATO – i chcieliby o nim wspomnieć w deklaracji. W praktyce może jednak skończyć się na stwierdzeniu o „otwartych drzwiach”, tyle że jemu brakuje treści. Jest wiele głosów sprzeciwu wobec akcesji Ukrainy wśród kluczowych członków NATO. Peter Dickinson sądzi, że dotyczy to zwłaszcza Amerykanów:
– Joe Biden bardzo otwarcie powiedział w wywiadzie dla magazynu „Time”, że nie popiera idei Ukrainy w NATO. Popiera współpracę między NATO a Ukrainą, ale nie jest zwolennikiem członkostwa Kijowa. Niemcy też są od lat sceptyczni w tej kwestii i nadal tacy pozostają.
Szczerze mówiąc, myślę, że bardzo trudno uzyskać zaproszenie do NATO, gdy trwa wojna z Rosją. I będzie to trudne nawet po wojnie

Przyszłość Ukrainy jest w Sojuszu Północnoatlantyckim, to oczywiste. Tak uważa Ionela Maria Ciolan. Wszystkie decyzje polityczne podjęte na ostatnich szczytach NATO wskazują na zwiększoną integrację, interoperacyjność i współpracę między politycznymi i wojskowymi przywódcami Ukrainy i państw członkowskich Paktu. W szczególności w Waszyngtonie możemy spodziewać się wzmocnienia Rady NATO – Ukraina, która jest formatem zajmującym się współpracą polityczną, a także synchronizacją wojskową i dostosowaniem ukraińskich sił zbrojnych do standardów NATO. Dlatego według eksperta z Centrum Studiów Europejskich Wilfrieda Martensa Ukraina stanie się członkiem NATO w dającej się przewidzieć przyszłości, choć daty tego wydarzenia jeszcze nie znamy:
– Z jednej strony negocjacje w sprawie członkostwa nie mogą rozpocząć się przed zakończeniem wojny, ponieważ państwom członkowskim brakuje woli politycznej do podjęcia działań, które mogłyby zostać odebrane przez Rosję jako eskalacja konfliktu. Z drugiej strony w dyskusji będzie trzeba poruszyć delikatną kwestię tego, jak zintegrować ukraińskie terytoria z NATO. Tutaj jedną z opcji może być zachodnioniemiecki model integracji z Sojuszem.
Nowy sekretarz generalny
26 czerwca były premier Holandii Mark Rutte został nowym sekretarzem generalnym NATO . Jak podkreśla Stanisław Żelichowski, kandydatura Holendra, biorąc pod uwagę jego 14-letnie doświadczenie na najwyższych stanowiskach, a także konsekwentne wspieranie Ukrainy, została pozytywnie przyjęta w większości krajów NATO:
– Rutte szybko zyskał poparcie tak ważnych krajów NATO, jak Stany Zjednoczone, Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Jest też popierany przez kraje G7. Kolejnym jego ważnym atutem jest to, że ma dobre relacje z Donaldem Trumpem i wydaje się, że jest w stanie z nim rozmawiać. To dla nas dobre.

Już jako premier Holandii Rutte był zdecydowanym stronnikiem Ukrainy. Tyle że stojąc na czele NATO będzie musiał reprezentować wszystkie 32 kraje Sojuszu, zauważa Ionela Maria Ciolan:
– Przed nim trudna i wymagająca droga, ponieważ będzie musiał stawić czoło wzrostowi skrajnie prawicowych, antyukraińskich narracji, a także możliwości pojawienia się silniejszych prorosyjskich głosów w przywództwie niektórych krajów NATO oraz implikacjom, jakie ewentualna druga kadencja Trumpa będzie miała dla przyszłości NATO i wsparcia Sojuszu dla Ukrainy.
Rutte będzie musiał być doskonałym negocjatorem, aby zjednoczyć wszystkie te rozbieżne głosy wokół wspólnego celu, jakim jest Ukraina w NATO
Kadencja Rutte’ego rozpocznie się wraz z wygaszeniem mandatu jego poprzednika, Jensa Stoltenberga, 1 października 2024 roku.
Wyzwania i zagrożenia
Mark Rutte jest silną i bardzo przyjazną Ukrainie postacią. Każdy nowy przywódca NATO będzie miał silne proukraińskie stanowisko, bo w zasadzie nie ma scenariusza, w którym Sojusz wspierałby Ukrainę w mniejszym stopniu – zaznacza Peter Dickinson, członek Rady Atlantyckiej:
– Liderzy NATO rozumieją, że bezpieczeństwo w Europie jest nierozerwalnie związane z bezpieczeństwem Ukrainy. Jeżeli Ukraina nie jest bezpieczna, Europa nie może być bezpieczna.
Przywódcy NATO rozumieją, że dopóki Ukraina jest w niebezpieczeństwie, będzie celem rosyjskiej agresji. Nawet jeśli obecna wojna zostanie w jakiś sposób zatrzymana lub zamrożona, zagrożenie pozostanie

Jak podkreśla Mathieu Boulegue, od czasu inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku sytuacja bezpieczeństwa w Europie zmieniła się dramatycznie. Rosja nie jest już postrzegana jako wyzwanie – ale jako zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego i bezpieczeństwa NATO. I to głównie z tego powodu do Sojuszu dołączyły Szwecja i Finlandia, co dowodzi, że NATO powinno odstraszać Kreml:
– Sądzę, że wśród krajów NATO panuje przytłaczająca zgoda co do dalszych działań przeciwko Rosji. Jednak zawsze znajdzie się kilku opieszałych i kilka krajów, które odmawiają dostrzeżenia rzeczywistości. Na przykład Węgry Orbana, który, o ile mi wiadomo, jest zagranicznym agentem Kremla i pożytecznym idiotą Moskwy. Turcja również odgrywa interesującą rolę, jeśli chodzi o Rosję, będąc w dość dziwnym położeniu. Z jednej strony postrzega Rosję jako zagrożenie, ale jednocześnie współpracuje z Kremlem dla zapewnienia bezpieczeństwa w regionie, zwłaszcza na Morzu Czarnym i poza nim. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, zdecydowana większość rozumie, że Kreml jest zagrożeniem.
Co powinniśmy z tym zrobić? Trzeba zorganizować dyskusję na temat tego, w jaki sposób możemy wywrzeć większą presję na Rosję. Tyle że to powolna, długoterminowa praca, nad którą musimy pracować konsekwentnie, spójnie i zjednoczeni. Uważam, że poczyniliśmy znaczne postępy na drodze odstraszania. Pozostaje tylko kwestia utrzymania presji.


Andreas Umland: Dopóki Scholz jest u władzy, Ukraina nie dostanie Taurusów
2 lipca odbyły się dwie ważne wizyty międzynarodowe: premiera Węgier Viktora Orbana w Kijowie i Olafa Scholza w Warszawie. Zdaniem Andreas Umlanda, niemieckiego politologa i analityka Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich, oba spotkania są ważne dla sytuacji w Europie.
- Jest nadzieja, że spotkanie Orbana z Zełenskim w Kijowie będzie pierwszym krokiem w kierunku zmiany negatywnego nastawienia węgierskiego establishmentu wobec Ukrainy i że półroczny okres prezydencji Węgier w Radzie UE, który rozpoczął się w poniedziałek, nie przyniesie Ukrainie problemów nie do pokonania – mówi Umland. – Premier Węgier już powiedział, że chce zawrzeć umowę o stosunkach dwustronnych. Jednak czas pokaże, jak te wzajemne stosunki faktycznie będą się rozwijać. Wygląda na to, że najbliższych sześć miesięcy będzie bardzo trudnych dla Ukrainy zarówno w wymiarze wewnętrznym - społecznym i gospodarczym - jak w relacjach z partnerami, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli chodzi o początek jakiegoś ruchu w kierunku pokoju, o którym dzień wcześniej wspominał węgierski premier, uważam, że takie rozmowy są nieodpowiednie.
Nie warto mówić o przygotowaniu i implementacji żadnych planów pokojowych z udziałem strony rosyjskiej do czasu zmiany reżimu w Rosji

Umland uważa, że o losie Ukrainy nadal będą decydować walki na jej terytorium oraz przesuwanie się linii frontu w jednym lub drugim kierunku. To właśnie ten czynnik będzie miał znaczenie przed rozpoczęciem prawdziwych negocjacji.
<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66840d2fb194a5d115eea921_02_07_2024_01_00654.jpg">Orban w Kijowie: Wzywa do zawieszenia broni i rozmowy z Rosją</span>
Według analityka Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich spotkanie Tuska i Scholza jest naturalnym wydarzeniem, którego można było spodziewać się od jakiegoś czasu. Wizyta ta świadczy o ociepleniu stosunków między Berlinem a Warszawą, co znajduje odzwierciedlenie nie tylko w symbolicznych, choć znaczących gestach, takich jak obietnica wsparcia na rzecz osób ocalałych z okupacji i ponowne uznanie swojej historycznej odpowiedzialności za II wojnę światową – ale także we wzajemnie korzystnych umowach dotyczących bezpieczeństwa.

Jeszcze przed rozmowami między Tuskiem a Scholzem obserwatorzy zauważyli, że Warszawa była zainteresowana otrzymaniem europejskich funduszy na wzmocnienie zewnętrznej granicy Polski, podczas gdy Berlin i Bruksela wolałyby widzieć zaangażowanie Polski w program Sky Shield.
Pomimo słów poparcia dla integracji Ukrainy z UE i gwarancji dalszego wsparcia ze strony Niemiec, Umland uważa, że jest mało prawdopodobne, aby Berlin znacząco zwiększył poziom wojskowego wsparcia dla objętego wojną kraju
Według niego, pomimo dużych kwot udzielonej pomocy, niemiecka pomoc pozostaje niewielka w stosunku do produktu krajowego brutto.
- W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie retoryka i częściowo działania są bardziej stanowcze, bierność Scholza jest obecnie całkowicie zgodna z oczekiwaniami niemieckiej opinii publicznej. Niedostarczanie Ukrainie tak potrzebnej broni spowodowane jest lękiem Niemców przed możliwością zaangażowania ich kraju w konflikt zbrojny – ocenia politolog.
Jego zdaniem dopóki Scholz jest u władzy, Ukraina raczej nie otrzyma pocisków Taurus. Dlatego dopóki ta sytuacja będzie się utrzymywać, stosunek do Berlina ze strony nie tylko Ukraińców, ale także sojuszników w NATO: Polaków, Bałtów, Duńczyków i Szwedów pod tym względem pozostanie raczej ambiwalentny.

– Można natomiast mieć nadzieję, że wizyta kanclerza Niemiec będzie pożyteczna nie tylko dla dwustronnej współpracy polsko-niemieckiej, ale także pozytywnie wpłynie na współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego, który po przerwie wreszcie zacznie działać na pełnych obrotach – podkreśla Andreas Umland. – Pozwoliłoby to skoordynować wysiłki trzech państw – Polski, Niemiec i Francji – na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa w Europie w ramach UE i NATO. To ważne, biorąc pod uwagę, że USA są obecnie pochłonięte wyścigiem wyborczym.
A jak współpraca w formacie Trójkąta Weimarskiego i wsparcie dla Ukrainy, udzielane przez Francję, może się zmienić w świetle sukcesu Zjednoczenia Narodowego w I turze wyborów we Francji? Według Umlanda „ komponent bezpieczeństwa dla Europy Środkowej” raczej nie ulegnie znaczącej zmianie.
– Prawdopodobnie nie powinniśmy oczekiwać dużych zmian we wsparciu Francji dla Ukrainy – zauważa ekspert. – Po pierwsze, Macron pozostanie na stanowisku do 2027 roku. Po drugie, Marine Le Pen od pewnego czasu zmieniła swoją retorykę, potępiła rosyjską agresję i przynajmniej deklaratywnie zdystansowała się od Rosji. Dlatego nie przewiduję zbyt drastycznych zmian we francuskiej polityce zagranicznej.
Oczywiście należy spodziewać się tak otwarcie proukraińskiego kursu, jak to ma miejsce w przypadku prawicowego włoskiego rządu kierowanego przez Giorgię Meloni. Ale pewne wsparcie pozostanie
Chociaż w Parlamencie Europejskim powstaje nowa prawicowo-populistyczna grupa z udziałem węgierskiego Fideszu, Austriackiej Partii Wolności (FPOe) Herberta Kickla, partii ANO Andreja Babiša i portugalskiej prawicy, nie powinniśmy oczekiwać, że Parlament Europejski przestanie być w jakimś stopniu proukraiński. Zdaniem eksperta, większość posłów wyraźnie popiera Ukrainę, a powstająca frakcja będzie już trzecią prawicowo-populistyczną siłą w Parlamencie Europejskim.
– Interesujące jest to, jakie będą relacje między tymi wszystkimi prawicowcami, zwłaszcza jeśli przedstawiciele AfD (Alternatywy dla Niemiec), których nie jest tak mało, dołączą do bloku Orbana – mówi Umland. – W takich okolicznościach nie będzie można ich ignorować, ale poza tym nie postrzegam pojawienia się tego klubu w Parlamencie Europejskim jako powodu do radykalnej zmiany w krajobrazie politycznym Starego Kontynentu.
Tekst dostępny w języku ukraińskim i polskim na stronie PAP.

Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Wpłać dotację