Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Przechodząc obok szyldu „Domowe mrożonki. Multi Cook” nie miałam pojęcia, że to biznes pochodzenia ukraińskiego. Aż usłyszałam polską parę rozmawiającą przy drzwiach sklepu:
– Chodź, kupimy ukraińskie pierogi – powiedziała ona.
Weszłam za nimi do sklepu.
– Odwiedzamy ten sklep regularnie raz na dwa tygodnie – przyznał Bruno. – A nasza córka przychodzi tu, gdy odwiedza Katowice z dziećmi. Najbardziej lubię pierogi z jagodami. Pyszne, dużo nadzienia.
– To wygodne dla kobiet – włączyła się Krystyna. – Po prostu wyjmujesz pierogi z zamrażarki i wrzucasz na patelnię. Zrobiłam w swoim życiu tyle ciasta, że teraz kupuję tylko gotowe.
Polak przepada za chinkali
– Jakieś 90% naszych klientów to Polacy – zapewniają mnie Ołena Juryszyniec i Aliona Anisimowa, właścicielki sklepu Multi Cook w Katowicach. – Ukraińców jest mniej. Być może dlatego, że jeszcze o nas nie wiedzą.
Mamy wiele produktów: pierogi, knedle, pasztety, gołąbki, faszerowaną paprykę, paszteciki, faszerowaną makrelę, kotlety itp. A głównym hitem są chinkali (kołduny). U nas są cztery odmiany: z jagnięciną, serem, wołowiną i wieprzowiną. Polacy za nimi przepadają.

Ołena Juryszyniec: – Multi Cook to franczyza sieci Galia Bałuwana, dostosowana do rynku europejskiego i międzynarodowego. W Katowicach jesteśmy jedyni. Marka rozwija się w Polsce, Czechach, Chorwacji, zaczyna też wchodzić na rynek amerykański i kanadyjski. W ciągu ostatnich kilku lat franczyza znacznie się rozwinęła i ma wiele nowych placówek. Nazwa Multi Cook jest bardziej uniwersalna dla międzynarodowych konsumentów niż Galia Bałuwana, ale koncept nadal opiera się na ukraińskich tradycjach i kuchni.
Dlaczego akurat taki biznes?
Ołena: – Z Alioną znamy się od dawna, w Ukrainie pracowałyśmy razem w międzynarodowej firmie audytorskiej, obsługiwałyśmy duże firmy, w tym Nova Post i sieci handlowe. I zawsze marzyłyśmy o prowadzeniu własnego biznesu.
Aliona Anisimowa: – W Ukrainie usługi są na wysokim poziomie, chciałyśmy przenieść to podejście do Polski. Franczyza jest zgodna z naszymi wartościami: pomaga ludziom zaoszczędzić czas, oferuje wysokiej jakości żywność, która ma dobry wpływ na zdrowie i samopoczucie.
Chciałyśmy też stworzyć dla Ukraińców minispołeczność – w szczególności dla kobiet, które zostały zmuszone do wyjazdu z powodu wojny. Wiele uchodźczyń musi pracować w fabrykach. My chcemy dać Ukrainkom bardziej komfortową pracę
Pochodzicie z Buczy? Jak znalazłyście się w Katowicach?
Ołena: – Tak naprawdę pochodzimy z Donbasu. Ja przeprowadziłam się do Kijowa z rodzicami jeszcze przed wojną, w 2009 roku. Aliona przyjechała w 2014 roku – tylko na tydzień, żeby przeczekać wydarzenia w Doniecku. Ale po jego zajęciu została zmuszona do pozostania.
Aliona: – W Doniecku pracowałam dla międzynarodowej firmy audytorskiej, która miała centralę w Kijowie. W ten sposób znalazłam się w stolicy.
Ołena: – Kiedy zaczęła się inwazja, nikt nie wiedział, co robić: zostać czy uciekać. My mieszkaliśmy trzy kilometry od lotniska w Hostomlu, walki przypominały sceny z „Gwiezdnych Wojen”. Planowałyśmy poczekać dzień lub dwa, ale zdecydowaliśmy się wyjechać wcześniej, wieczorem. Później mosty na wyjeździe z Buczy zostały wysadzone. Ci, którzy zostali, nie mogli już wyjechać. My zdążyliśmy w ostatniej chwili.
Podróżowałyście razem?
Aliona: – Osobno. Ja wyjechałam trochę wcześniej, bo po Doniecku byłam już psychicznie gotowa na wszystko. Opuszczajac rodzinne miasto nie mogłam zabrać ze sobą niczego, ale wiedziałam, że najważniejsze są moje dokumenty i pies. Rano 24 lutego byliśmy gotowi do wyjazdu, jednak w samochodzie nie było benzyny.
Po deokupacji wróciliśmy do Buczy. Mieszkaliśmy tam przez jakiś rok, odbudowywaliśmy nasze domy. Były w strasznym stanie, bo mieszkali w nich Rosjanie. Kiedy wróciliśmy, panował kompletny chaos, wszystko zniszczone. Ciężko było na to patrzeć.
Aż przyszedł taki moment, że [obie z Ołeną] nie mogłyśmy już dłużej znieść wojny. Zdecydowałyśmy przenieść się do Polski i otworzyć tutaj własny biznes.
Dlaczego Katowice?
Aliona: – Bo dowiedziałyśmy się, że to miasto jest obiecujące i szybko się rozwija; w 2023 roku znalazło się na liście najlepiej rozwijających się miast w Polsce. Poza tym nie było tu jeszcze sklepów Multi Cook, a uruchomienie biznesu w nowym miejscu jest łatwiejsze niż konkurowanie z istniejącymi placówkami.
Okazało się też, że Katowice są miastem partnerskim Buczy. To symboliczne
Jak integrowałyście się w Polsce?
Miałyśmy szczęście – zostałyśmy bardzo ciepło przyjęte. Na początku było ciężko z językiem polskim, ale wiele osób rozmawiało z nami po angielsku, co nas zaskoczyło. Przez przypadek poznaliśmy Inessę, która pomogła nam w tłumaczeniach, a później została naszą dyrektorką operacyjną.
Inessa Coj: – Mamy ludzi z całej Ukrainy: Chersoń, Zaporoże, obwód lwowski, regiony centralne. To naprawdę interesujące, bo dzielimy się doświadczeniami, tradycjami, a nawet nawykami. Dziewczyny zaprzyjaźniają się, umawiają się na wspólne wyjścia do kawiarni, organizują imprezy firmowe. Pochodzę z Zaporoża i wcześniej niewiele wiedziałam o życiu ludzi z zachodniej Ukrainy. Teraz rozumiem ich lepiej, a oni rozumieją mnie.

Kosztowny start nie dla każdego
Ile trzeba pieniędzy, by uruchomić taki biznes?
Aliona: – Dużo, a lwia ich część idzie na zakup sprzętu. To dziesiątki tysięcy euro, więc nie każdy może sobie pozwolić na taki start. Ciężko pracowałyśmy, by zgromadzić kapitał.
Na przykład jedna zamrażarka szokowa kosztuje 1500 euro, a my potrzebujemy co najmniej trzech. Maszyna do wałkowania ciasta to 5000 euro.
Wynajmujecie lokal?
Tak. Czynsz wynosi około 4000 euro, z wyłączeniem mediów.
Jak szukałyście pracowników? Zatrudniałyście tylko doświadczonych?
Ołena: – Przeprowadziliśmy około 40 rozmów kwalifikacyjnych. Zamieściliśmy ogłoszenia na Facebooku i Telegramie. Poza tym kiedy otwierasz sklep, wiele osób przychodzi i zgłasza swoje kandydatury. Z doświadczeniem pracowników jest 50 na 50 – niektórzy pracowali już w restauracjach, niektórzy przyszli z innej branży. Na przykład nasza szefowa produkcji pracowała w szkole przez ponad 10 lat. Jest bardzo skrupulatna, robi wszystko według listy.
Franczyza zapewnia wsparcie w szkoleniu pracowników: szefowie kuchni przyjechali do nas na dwa tygodnie, by nauczyć nas całego procesu. Mamy też całodobowe wsparcie technologów żywności, do których można się zwrócić po poradę.

Czy któryś z pracowników nie został przeszkolony?
Aliona: – Wszyscy zostali przeszkoleni. Stworzyliśmy silny zespół, chociaż z niektórymi nie przedłużyliśmy współpracy. Ważne jest, by ludzie byli wydajni, bo ich produktywność wpływa na koszty produkcji, a w konsekwencji – na ceny.

Nie bać się zmian
Wraz z franczyzą dostaje się też przepisy?
Ołena: – To sprawdzone przepisy na potrawy, na które jest popyt. Nie możemy od nich odstępować, wymagania dotyczące zgodności z technologią są bardzo surowe.
Gdzie kupujecie składniki do potraw?
Mięso i nabiał od polskich rolników. Franczyza poleca nawet, które marki są najlepsze, na przykład jakiej mąki użyć.
Słuchacie życzeń klientów, zbieracie ich opinie?
Tak, oni mówią nam, czego potrzebują. A nasi sprzedawcy nieustannie pytają ich, co jeszcze chcieliby zobaczyć w asortymencie.
Jest na przykład duże zapotrzebowanie na produkty bez laktozy. Wzrosła też popularność zdrowej żywności. Jednym z naszych hitów są pierogi ze szpinakiem. Wiele osób je kupuje, zwłaszcza wegetarianie
Były jakieś produkty, które dodaliście ze względu na ciągłe prośby klientów?
Aliona: – Chinkali z serem. Ludzie ciągle pytali, kiedy będą dostępne. Na początku mieliśmy tylko klasyczne, mięsne chinkali, ale dodaliśmy kolejną wersję. Jednym z naszych stałych klientów jest facet z Gruzji. Powiedział, że mamy najlepsze chinkali w Katowicach. Oczywiście w Gruzji są jeszcze lepsze, ale to był dla nas największy komplement. W gruzińskich chinkali jest zwykle dużo bulionu, za to nasze są bardziej mięsne i obfite.
Lubicie ten biznes?
Ołena: – Tak, obie kochamy porządek, przejrzystość i przepisy. A ten biznes jest dla nas idealny. Widujemy siebie częściej niż nasze rodziny. I stworzyłyśmy efekt synergii: kiedy pracujemy razem, wyniki są znacznie lepsze.
Idziemy do kuchni, zakładam czepek i fartuch. Pracowniczki robią pierogi i zrazy ziemniaczane. Wśród nich jest szefowa produkcji Tetiana Spiridonowa. Dwa lata temu przyjechała z okupowanego obwodu chersońskiego, w Ukrainie była wicedyrektorką szkoły.
Tetiana: – Jestem nauczycielką z ponad 13-letnim doświadczeniem. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę pracować w kuchni, ale życie zmusiło mnie do zmiany wszystkiego. Mam dwóch synów, najmłodszy urodził się już podczas wojny.

Trudna była zmiana zawodu?
Najtrudniej zaadaptować się w innym kraju. Ale miałam szczęście spotkać trzy niesamowite kobiety, które wierzyły we mnie bardziej niż ja sama. Pomagały mi na każdym kroku.
Szefowa produkcji, która sama gotuje?
Tak, i ciągle uczę się nowych rzeczy. Początkowo w menu było około 80 dań, teraz jest ponad 130. Nowe rzeczy są zawsze interesujące, nawet jeśli są trudne. By iść naprzód, trzeba nie bać się zmian.
Zdjęcia Tatiana Wygowska
Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl". Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im. Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.
W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami. Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im M. Wingranowskiego. Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!