Exclusive
20
min

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024: co ciekawego na stoisku ukraińskim

20 wydawnictw z Ukrainy, ponad 300 nowych książek, bestsellery, puzzle przedstawiające ukraińskie obiekty zniszczone przez Rosjan, a także unikalne publikacje o twórczości Marii Prymaczenko. Międzynarodowe Targi Książki trwają w Warszawie do 26 maja, a tegoroczne ukraińskie stoisko prezentowane jest pod hasłem „Kruchość istnienia”

Tetiana Wygowska

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024. Zdjęcie: Valentin Kondratiuk

No items found.

Ukraińskie stoisko nr 134 tradycyjnie znajduje się w Sali Marmurowej. W ubiegłym roku Ukraina była gościem honorowym targów. W tym roku gościem honorowym są Włochy, a Ukraińcy wystawiają swoje produkty naprzeciwko gości z Półwyspu Apenińskiego.

Część stoiska ukraińskiego 2024

Książki na ukraińskim stoisku zadowolą najbardziej wymagających czytelników.

– W tym roku odwiedzający Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie będą mogli kupić ponad 300 najnowszych książek ukraińskich wydawców. Krajowe wydawnictwa książkowe istnieją i mają się dobrze, mimo poczynań wroga – mówi Ołeksandra Kowal, dyrektorka Ukraińskiego Instytutu Książki.

Organizatorami wydarzenia są Fundacja Historia i Kultura, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP oraz Ambasada Ukrainy w Polsce.

W ceremonii otwarcia ukraińskiego stoiska wzięli udział pracownicy Ambasady Ukrainy w Polsce, w tym radca-minister Roman Szepeliak. Z wydawcami rozmawiał o rozwoju i promocji ukraińskich książek na europejskim rynku.

Minister-radca Ambasady Ukrainy w Polsce Roman Szepeliak na stoisku Wydawnictwa Ranok. Zdjęcie autorki

Podczas otwarcia ukraińskiego stoiska gruchnęła wiadomość, że Rosjanie ostrzelali Charków, a jednym z celów była drukarnia „Faktor-Druk”, w której drukowano książki wielu czołowych ukraińskich wydawnictw. Zginęło siedmioro pracowników drukarni, zniszczony został nakład kilkadziesięciu tytułów. Hasło tegorocznych targów – „Kruchość istnienia” nabrało tragicznego wymiaru.

Nowe książki o wojnie - dla dorosłych i dla dzieci

Wydawnictwo „Folio” ma w swojej ofercie autobiograficzną książkę Walerii „Nawy” Subotiny „Niewola” oraz powieść o odporności Enerhodaru „Królewski gambit” autorstwa Petro Kraliuka i Ołeksandra Krasowyckiego.

„Nika-Centr” oferuje z kolei nową książkę Antona Sanczenki „Streszczenie srogiej wojny: 2022”.

Literatura dziecięca też nie omija tematyki wojskową. Wydawnictwo „Wiwat” przywiozło „Bohaterskie bajki” autorstwa autorstwa Iryny Macko, „Mamino” – opowieść terapeutyczną „Miasto w oknie” Tetiany Wynnyk, a „Czas Zmian Inform” zaprezentowało przygodową opowieść dla nastolatków „Sam i Maruśka idą na wojnę” Walentyny Mychajłenko.

Bestsellery i ukraińska klasyka

Oprócz nowości wydawniczych ukraińscy wydawcy zaprezentowali swoje bestsellery. Są książki Jewhenii Kuzniecowej „Drabina” i „Zapytaj Mieczkę”, jest literacki hit „Widzę, że interesuje cię ciemność” Illariona Pawliuka z Wydawnictwa Stary Lew. Mamy tu także „Mawkę. Strażnika lasu” i „Psa patrona” wydawnictwa „Ranok” i „Łowców tygrysów” wydawnictwa „Czas Mistrzów” i inne.

- Ceny naszych książek są takie same jak w Ukrainie. Niektóre publikacje są interaktywne: zawierają elementy rzeczywistości rozszerzonej – mówi o swojej ekspozycji Ołeh Symonenko, dyrektor wydawnictwa „Czas Mistrzów”.

Dwujęzyczne, tłumaczenia i książki o Ukrainie po polsku

Zainteresowanie literaturą ukraińską w Polsce rośnie, więc z roku na rok polscy wydawcy publikują coraz więcej tłumaczeń ukraińskich dzieł i książek edukacyjnych o Ukrainie. Drobny wybór takich książek jest prezentowany na ukraińskim stoisku: „Przyleciała jaskółeczka” Ireny Rozdobudko (Wydawnictwo „Bogdan”), „Krótka historia barszczu ukraińskiego” Jewhenii Kuzniecowej (Wydawnictwo Centrala), „Owwa! Ukraina dla dociekliwych” polskiej pisarki ukraińskiego pochodzenia Żanny Słoniewskiej (Wydawnictwo Dwie siostry) i inne.

Książki ukraińskie przetłumaczone na język polski. Zdjęcie autorki

Dwujęzyczne książki są popularne nie tylko wśród Ukraińców, ale także wśród Polaków. Kostiantyn Kłymczuk, dyrektor wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, mówi, że na jego stoisku najlepiej sprzedaje się książka ze współczesnymi ukraińsko-polskimi bajkami „Babcia i Mariczka. Dziadek i Rysio” (Bajki polskie i ukraińskie „Dziadek i Rysio. Babcia i Mariczka”).

– Jesteśmy bardzo dumni z tego projektu – mówi wydawca. – Zrealizowaliśmy go wspólnie z naszym polskim partnerem Stowarzyszenie Pokolenie. W projekt zaangażowanych było dwóch wydawców, dwóch pisarzy i dwóch artystów – z Ukrainy i Polski. Polskie historie zostały przetłumaczone na ukraiński, a ukraińskie na polski.

Kostiantyn Kłymczuk, dyrektor wydawnictwa „Czas Zmian Inform”

Ukraińskie łamigłówki i komiksy

Oprócz popularnych „Obrońców kotów” Wydawnictwa „Ranok” będzie można zapoznać się z leśnikami z regionów sumskiego i karpackiego (książka autorstwa Anny Deminy, Wydawnictwo „TUT”). Na ukraińskim stoisku pojawią się również dwa wydawnictwa komiksowe, „The Will Production” i „Wilkołak”, więc fani tego gatunku powinni być zadowoleni.

Po raz pierwszy w Warszawskich Targach Książki bierze udział Ukrainian Puzzles. To biznes społeczny, który powstał w kwietniu 2022 roku z myślą o produkcji puzzli przedstawiających zabytki zniszczone lub uszkodzone przez Rosję w wojnie przeciwko Ukrainie.

Wita Worobczuk, współzałożycielka "Ukrainian Puzzles"

– Symboliczna rekonstrukcja obiektu z puzzli jest jednocześnie niewielkim wkładem w rzeczywistą rekonstrukcję, ponieważ zysk netto ze sprzedaży jest kierowany na ten właśnie cel – mówi Jaryna Żurba, współzałożycielka i autorka koncepcji Ukrainian Puzzles. – Na przykład uczestnicy targów mogą kupić puzzle przedstawiające Czernihowską Bibliotekę Młodzieżową lub legendarny samolot An-225 Mriya.

Ukraińskie Puzzle prezentują również nowe kolekcje: „Sztuka ukraińska”, „Odkryj Ukrainę” i „Chwała Ukrainie”. Tydzień temu ukazały się nowe puzzle „Zwierzęta Prymaczenki”, które obecnie mają swoją premierę na ukraińskim stoisku na Warszawskich Targach Książki. To szczególnie istotne, ponieważ warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej organizuje obecnie wystawę prac Marii Prymaczenko.

Maria Prymaczenko i inne książki o sztuce

Kilka ukraińskich wydawnictw oferuje materiały poświęcone słynnej ukraińskiej artystce. Są to nie tylko puzzle, ale także albumy, książki, a nawet kolorowanki. Dwujęzyczne wydanie upominkowe o naszej słynnej rodaczce można znaleźć na stoisku „Szczyt – książka”, a „Atrakcje Ukrainy” mają kilka książek poświęconych artystce.

– Po raz pierwszy opublikowaliśmy ponad 150 jej nieznanych prac z kolekcji Narodowego Muzeum Architektury Ludowej i Życia Wiejskiego Ukrainy w obszernym albumie zatytułowanym „Kolorowy los”, który stał się rarytasem bibliograficznym już następnego dnia po wydaniu w 700 egzemplarzach. Publikacja jest już dostępna w językach angielskim i polskim. Dla najmłodszych przygotowaliśmy dwie kolorowanki oparte na twórczości tej wyjątkowej artystki – mówi Anatolii Serikow, redaktor naczelny wydawnictwa „Atrakcje Ukrainy”.

Ołena Zalewska, przedstawicielka wydawnictwa „Duch i litera” oraz Anatolii Serikow, redaktor naczelny wydawnictwa „Atrakcje Ukrainy”

Wydawnictwo „Duch i litera” przywiozło kolekcję „Scenariusze Paradżanowa”, eseje o historii ukraińskiej sztuki wizualnej XI-XX wieku, „Dom ze lwami” Paoli Utewskiej i Dmytro Gorbaczowa oraz dzieło „Sztuka: jej psychologia, jej styl, jej ewolucja” Fedira Szmita.

„Lwowski mit” i „Rozstrzelane odrodzenie”. Program wydarzeń

W ukraińskim programie literackim wezmą udział: Switłana Taratorina, Radek Rak, Jaryna Cymbał, Marcin Gaczkowski, Hałyna Tkaczuk, Katarzyna Ryrych, Maciej Piotrowski i Jurij Wynnyczuk.

– Pierwszym wydarzeniem, które przygotowaliśmy, jest spotkanie dwóch pisarzy science fiction: Polaka Radka Raka i Ukrainki Switłany Taratoriny – mówi Tetiana Petrenko, krytyczka literacka i specjalistka w Dziale Promocji i Czytelnictwa w Ukraińskim Instytucie Książki. – W tym roku ukaże się jej druga książka przetłumaczona na język polski – „Dom soli”. To przejmująca książka o Krymie, przedstawiająca krajobraz kulturowy półwyspu, na którym Switłana dorastała. To także refleksje na temat aneksji Krymu i stosunku autorki do tych wydarzeń.

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024

Drugie wydarzenie dotyczy „Rozstrzelanego odrodzenia” [chodzi o pokolenie ukraińskich artystów i naukowców, działających w latach 20. i początku lat 30. XX wieku na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Większość przedstawicieli tego pokolenia została aresztowana i zamordowana przez NKWD  w latach 30. XX w. – red.]. Po polsku ukazały się powieści „Miasto” Waleriana Pidmohylnego i „Podróż uczonego doktora Leonarda i jego przyszłej kochanki, pięknej Alczesty, do Słobożańskiej Szwajcarii” Mike'a Johansena. Krytyczka literacka Jaryna Cymbał i tłumacz Marcin Gaczkowski, obecni na tym wydarzeniu, będą dyskutować o tym, jak polska publiczność może odbierać te powieści i co czyni je interesującymi.

Trzecim wydarzeniem w tej sekcji tematycznej będzie spotkanie z pisarkami dla dzieci Hałyną Tkaczuk i Katarzyną Ryrych. Porozmawiamy o wpływie wojny na psychikę dzieci, jako że książki obu pisarek poruszają ten problem. I o tym, jakie książki mogą pomóc dzieciom w przetrwaniu wojny.

Wreszcie – prezentacja książki Jurija Wynnyczuka „Legendy Lwowa”, która została wydana w języku polskim. Porozmawiamy o tak zwanym „micie lwowskim”, o tym, jak się ukształtował i co sprawia, że jest atrakcyjny dla polskich czytelników – konkluduje Tetiana Petrenko.

Zdjęcie autorki

<frame>Wydawnictwa prezentujące swoje produkty na targach: Wydawnictwo Stary Lew, „Vivat”, „Assa”, „Czas Zmian Inform”, „Parasol”, „Wolny Wiatr”, „Czas Mistrzów, „Atrakcje Ukrainy”, „Mamino”, „Nika-Centr”, „Nora-Druk”, „Szczyt-Książka”, „Folio”, „Duch i Litera”, „TUT”, „Wilkołak”, „The Will production”, Wydawnictwo Anety Antonenko oraz „Ukrainian Puzzles”. Koordynatorami stoiska narodowego są Ukraiński Instytut Książki i Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. <frame>

Porządek wydarzeń:

24 maja | 15.00-15.50 | Sala Kijów (dawniej Rudniewa)

Fikcja a historia. Rozmowa pomiędzy Radka Raka i Switłany Taratorinej.

25 maja | 13.00-13.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Ukraiński renesans lat 20. XX w. Prezentacja „Miasta” Pidmohylnego i „Podróży uczonego doktora Leonarda” Mike’a Johansena

26 maja | 11.00-11.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Sekretne uczucia młodych czytelników. Rozmowa o literaturze dziecięcej z udziałem Hałyny Tkaczuk i Katarzyną Ryrych

26 maja | 14.00-14.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Kulturalny portret miasta: premiera książki „Legendy Lwowa” Jurija Wynnyczuka

Ukraińską książkę w cenIE wydawcy można kupić w Warszawie do niedzieli 26 maja.

Gdzie: Pałac Kultury i Nauki,

Plac Defilad 1

Sala Marmurowa, stoisko nr 134

Godziny otwarcia:

24 maja - 10:00-19:00

25 maja - 10:00-19:00

26 maja - 10:00-17:00

Zdjęcia: Walentyna Kondratiuk

No items found.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Miesiąc miodowy Żanna Ozirina

Gdy oglądam na ekranie parę kochanków – dwoje ludzi sukcesu, którym udało się przemyśleć swoje życie na wiele lat do przodu, a potem rzucających wszystkie swoje plany w kąt, tracących orientację i przyszłość, zmieniających poglądy – jako widza ogarnia mnie złość. Ale ten gniew ma działanie terapeutyczne, bo sprawia, że sama chcę działać.

Reprezentanci „Miesiąca miodowego” w Wenecji: aktorzy Roman Łucki i Iryna Nirsza, reżyserka Żanna Ozirna i producent Dmytro Suchanow

Dla mnie to nie było tak

Oksana Honczaruk: Na „Miesiąc miodowy” otrzymała Pani grant od organizatorów Festiwalu Filmowego w Wenecji i programu Biennale College Cinema, który finansuje produkcje niskobudżetowe. Miał powstać od zera w dokładnie rok – przy założeniu, że przyznana kwota będzie jedynym źródłem finansowania projektu. O jakiej kwocie mówimy? I jak trudno było zdobyć ten grant?

Żanna Ozirna: Mówimy o 200 tysiącach euro, rywalizowaliśmy o ten grant z filmowcami z całego świata. W 2023 roku wygrały cztery projekty: z Włoch, Węgier, Ghany i Ukrainy. To pierwszy ukraiński film, który wygrał i otrzymał dofinansowanie.

Jako reżyserka z radością przyjmuję zwycięstwa, które podsycają moje ambicje – ale do tych zwycięstw, które dają mi możliwość pójścia dalej, jestem nastawiona wręcz entuzjastycznie. Kiedy w Wenecji dostaliśmy pieniądze na realizację „Miesiąca miodowego”, było to dla mnie prawdziwe zwycięstwo, bo dało mi możliwość pracowania.

Ten film bardzo mi pomógł, ponieważ, pochłonięta pracą, nie miałam zbyt wiele czasu na myślenie o okropnych rzeczach wokół mnie. Po prostu wpadłam w wir pracy na rok.

Żanna Ozirna odbiera Grand Prix na festiwalu „Molodist”. Listopad 2024 r.

Kręciliście w Ukrainie?

Tak. Nakręcenie filmu w Ukrainie było dla nas ważne, postrzegaliśmy to jako wybór moralny i etyczny, bo wojna trwa, a wielu Ukraińców wciąż żyje pod okupacją. Ale był to także wybór praktyczny, ponieważ wielu ukraińskich filmowców straciło pracę z powodu wojny lub zostało zmobilizowanych do wojska. „Miesiąc miodowy” stał się więc naszym małym wkładem we wsparcie branży.

Jak europejska publiczność odebrała film?

Myślę, że on dobrze wypełnia swoją misję. Postrzegam ten projekt jako dyplomację kulturową, co dla mnie oznacza, że to film wyjaśniający obcokrajowcom rzeczywistość Ukrainy, którą nie do końca rozumieją.

Czy istnieje różnica w postrzeganiu filmów przez Ukraińców i obcokrajowców?

Ukraińcy patrzą na filmy o wojnie jak na świadectwa i oceniają je z punktu widzenia tego, czy przekazują te świadectwa, czy nie. Porównują je z własnymi doświadczeniami. Obcokrajowcy nie mają takich doświadczeń, więc patrzą na film jak na produkt artystyczny. Oceniają, jak dobrze poradziłam sobie ze scenariuszem, reżyserią, grą aktorów, dźwiękiem i kamerą. Moje rozmowy o „Miesiącu miodowym” z obcokrajowcami wyglądają jak rozmowy o sztuce. Natomiast dla Ukraińców wszystko zaczyna się od zdania: „Dla mnie to nie było tak...” Chociaż to nie jest film dokumentalny, a fabularny.

Kadr z filmu „Miesiąc miodowy”

Nikt nie tęsknił za dawnym życiem

Na początku filmu, po eksplozjach, kiedy bohaterowie zaczynają wszystko rozbierać na części pierwsze, Ola cytuje wiersz Oksany Zabużko: „A co tam się naprawdę stało, kogo to obchodzi, Panie? Liczy się to, jak będzie, a będzie tak, jak napiszę”. Wstawiłam ten fragment, by z góry odpowiedzieć wszystkim komentatorom, którzy powiedzą, że im się to nie przydarzyło.

Ponoć włoscy krytycy narzekali, że film nie zawierał wystarczającej ilości codziennych szczegółów. Jak odebrali go europejscy filmowcy?

Nie narzekali, odnotowali to jako świadomy ruch z mojej strony. Niedawno w Ukrainie ukazała się recenzja Igora Kromfa, w której on wyjaśnia, że nie zwracam uwagi na codzienne szczegóły, bo to nie jest robinsonada, opowieść o przetrwaniu, ale film o wewnętrznej przemianie. Celowo nie pokazuję, jak bohaterowie chodzą do toalety, jak jedzą i ile mają jedzenia. Nie interesuje mnie to.

Był taki moment, kiedy powiedziałam moim zagranicznym kolegom, że ten film jest o utknięciu w nieznanym – lecz oni nie do końca to zrozumieli. Natomiast podoba im się określenie: „film o ludziach, którzy stracili wszystko i tęsknią za dawnym życiem”. Tyle że w pierwszych dniach wojny nikt tutaj nie tęsknił za dawnym życiem. Próbowaliśmy przetrwać, zastanawialiśmy się, co się z nami stanie, byliśmy kompletnie zdezorientowani. Nie wszyscy to rozumieją.

Żanna Ozirna na planie

Zauważyłam też, że kiedy zaczynasz mówić o miłości, dzieciach, karierze, sztuce, ludzie w każdym kraju to rozumieją. Ale kiedy mówisz o tożsamości, niezależności, odpowiedzialności za kraj, nawet w trzecim roku wojny, wielu obcokrajowców nie rozumie, nie akceptuje tego, a nawet są zirytowani. Tymczasem Ukraińcy są teraz bardzo skupieni na udowadnianiu innym, że to nasza ziemia, że jesteśmy Ukraińcami i że nie należy nas mylić z nikim innym.

Mieszkanie: gniazdko, schron, pułapka

Ten film bardzo mnie poruszył, bo okazuje się, że zupełnie zapomniałam, jak to było 24 lutego 2022 roku i w kolejnych dniach. To tak jakby mój mózg ukrył te wspomnienia, a podczas filmu pozwolił im się wydobyć.

Na premierę zaprosiłam kilka osób z Buczy, które przeżyły okupację. To one były punktem odniesienia dla tego filmu – ich historie stały się podstawą scenariusza. Moja przyjaciółka, która też jest z Buczy i była pod okupacją z rodzicami, płakała przez połowę seansu. Niektórzy widzą w tym siebie, inni nie. Nie chciałam nikogo wzruszać, komukolwiek imponować, przemieniać czyjąś duszę za pomocą kina. Nie chciałam manipulować, ale porozmawiać o moich wewnętrznych wątpliwościach i lękach.

Chciałam opowiedzieć nie tylko o wojnie i okupacji, ale także o tym, że ludzie z pokolenia 30+, do którego należę, są teraz zmuszeni do radzenia sobie z globalnymi problemami: jak mamy rodzić dzieci, jak planujemy przyszłość i czy to, co robimy, ma sens
Kadr z filmu „Miesiąc miodowy”

Dla wielu ludzi pierwsze dni wojny w Ukrainie to panika i ucieczka. Pani przedstawiła inną wersję wydarzeń: bohaterowie pozostali w swoim mieszkaniu, jak w schronie, i dosłownie utknęli w nieznanym. Jak widzowie odebrali takie zachowanie ludzi żyjących pod okupacją?

Rzeczywiście, wiele osób uważa, że chaos był najtrafniejszym opisem sytuacji. Niedawno znajomy krytyk filmowy powiedział, że moi bohaterowie są zbyt, z grubsza mówiąc, emocjonalnie zamrożeni. Chociaż nie ma uniwersalnego doświadczenia, istnieje wiele zupełnie różnych doświadczeń.

Ludzie, którzy upierają się, by powiedzieć, co było z nimi nie tak, zapominają o trzech podstawowych psychologicznych reakcjach na stres: walka, ucieczka, zamrożenie. Niektórzy przestraszyli się i uciekli, podczas gdy inni, jak Pani bohaterowie, „zamarli”.

Rozmawiałam z wieloma osobami, które były w podobnej sytuacji, które ukrywały się w mieszkaniu. Wszyscy oni byli zdezorientowani i nie rozumieli, dokąd uciekać i jak się zachować. Na dodatek na początku ich mieszkania wyglądały jak kryjówki. Dopiero później zamieniało się w pułapkę, a ta transformacja nastąpiła bardzo szybko. To ciekawe, jak zmienia się ta sama przestrzeń: przytulne rodzinne gniazdko, potem kryjówka, potem pułapka, a wreszcie miejsce, z którego trzeba natychmiast uciekać.

Sama miałam podobny poranek: obudziłam się przed szóstą i zaczęłam... sprzątać. To nie wybuchy mnie obudziły

Z jakiegoś powodu ich nie słyszałam, mimo że mieszkam na małym osiedlu pod Kijowem, na Zazymie. Sprzątałam i obserwowałam przez okno sąsiadkę, której tego ranka dostarczono meble. Rozładowywano je przy wejściu, a sąsiad stał tam w szoku, palił i patrzył na te meble, nie wiedząc, co z nimi zrobić.

Rozegrać uczucia pod mikroskopem

Co było później?

Zadzwoniła moja przyjaciółka i poprosiła, żebym przyjechała do niej, do dzielnicy Obołoń. Nie miałam wtedy samochodu. Jakimś cudem udało mi się zadzwonić po taksówkę, a ta zawiozła mnie z jednej strony Dniepru na drugą. Potem ja, moja przyjaciółka i jej rodzice pojechaliśmy do Żytomierza, a stamtąd do zachodniej Ukrainy. Kiedy byliśmy już względnie bezpieczni, odebrałam telefon z Polskiej Akademii Filmowej, z którą współpracowaliśmy. Polacy zaproponowali mi pokój w pensjonacie dla weteranów sceny i filmu pod Warszawą. W tamtych czasach wszystkie pokoje w tym pensjonacie były zarezerwowane dla ukraińskich artystów. Zgodziłam się przyjechać, bo w zachodniej Ukrainie nie było już miejsc – przyjeżdżali ludzie z Irpienia i Charkowa. Ale gdy tylko Kijowszczyzna została wyzwolona, natychmiast wróciłam do domu. Kolumna najeźdźców zatrzymała się o jedną wieś od naszej gromady [odpowiednik polskiej gminy – red.]. Nie dotarli do nas, ale byli bardzo blisko.

Roman Łucki i Iryna Nirsza w „Miesiącu miodowym”

Jedną z mocnych stron filmu jest duet aktorski: Roman Łucki i Iryna Nirsza. Udało im się zbudować chemię między postaciami na ekranie, odczuwalną pomimo horroru okoliczności. Co było dla Pani ważne w pracy z tymi aktorami?

To, by nie przeszkadzali sobie nawzajem. Roma jest bardzo energiczną osobą, zna swoją wartość, ma już na koncie kilka dobrych ról filmowych. A dla Iry to pierwsza duża praca, na dodatek bardzo trudna psychologicznie, ciążyła więc na niej większa presja. Ich interakcję zbudowaliśmy częściowo na miłości, a częściowo na rywalizacji. Mieli normalną relację, ale czuło się, że nie zamierzają sobie nawzajem ustępować.

Dlaczego wybrała Pani akurat ich?

Wielu aktorów służy obecnie w wojsku. Ałła Samojlenko, dyrektorka castingu, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o aktorach do filmu, powiedziała: „Wiesz, jest jeden facet, o którym po przeczytaniu scenariusza od razu pomyślałam, ale zginął kilka dni temu na froncie”. Potem rozpoczął się casting. Odpowiednich chłopaków bardzo trudno było znaleźć, ponieważ są tacy, którzy mają naturalną wewnętrzną pewność siebie, ale są i tacy, którzy jej nie mają. I w filmie możesz to poczuć – że dana osoba zbudowała tę pewność siebie. Ja potrzebowałam dwojga pewnych siebie ludzi. Może nawet trochę zbyt pewnych siebie.

Myślę, że zagranie roli Tarasa było dla Romy wyzwaniem, ale bogaty wachlarz jego doświadczeń dał mu możliwość uwolnienia się i pokazania – niektórzy powiedzieliby – słabości, choć ja bym powiedziała: ludzkiej wrażliwości i kruchości. Nie jest łatwo człowiekowi podjąć takie wyzwanie. Ira to ambitna osoba, która uwielbia wysokie stawki. Jestem pewna, że od początku była zainteresowana rozgrywaniem tych uczuć jakby pod mikroskopem.

Zdjęcia: FB „Miesiąc miodowy”

20
хв

„Miesiąc miodowy” - film, który wyjaśnia obcokrajowcom rzeczywistość Ukrainy

Oksana Gonczaruk
muzycy, żołnierzy, występ

Czarny van podskakuje na wybojach. Polna droga zaczyna schodzić stromo w dół, a sprzęt muzyczny w bagażniku buja się we wszystkie strony. GPS dawno zgubił drogę, więc kierowca jedzie „na czuja”.

– Dobra, złapałem trochę zasięgu, weź się zatrzymaj!– krzyczy Dmytro z przedniego fotela pasażera. Odwraca się do nas: – Chwilka przerwy!

Wysiadamy w szczerym polu, do moich uszu dociera cykanie koników polnych, a szum ciepłego, jesiennego wiatru przyjemnie otula. Za mną z vana wyskakuje Witalij Kyryczenko, wokalista rockowego zespołu Numer 482. W ręku ma maleńką mandolinę.

– Witamy państwa na dzisiejszym występie! – wykrzykuje i robi ukłon, a potem szeroko się do mnie uśmiecha: – Publika dziś trochę inna niż zwykle.

Witalij wskazuje palcem na pole, na którym pasą się krowy. Niektóre przyglądają się nam z zaciekawieniem. Witalij zaczyna delikatnie szarpać za struny i nucić coś pod nosem. Jest dobrą duszą zespołu, zawsze z uśmiechem, zawsze z naładowanymi na maksa bateriami. Jeszcze niedawno w sieci można było zobaczyć jego zdjęcia z okopów wokół Bachmutu, zmarzniętego i umorusanego w błocie. Służył tam ramię w ramię z żołnierzami 59. Samodzielnej Brygady Piechoty imienia Jakuba Handziuka. Dziś mówi, że gdyby nie poszedł wtedy walczyć, odebrałoby mu to głos jako artyście. Bo i oczym miałby później opowiadać? Jak mógłby mówić o wojnie, gdyby jej nie dotknął, nie przeżył? Ale przekonali go, że sztuka jest tym, co buduje tożsamość narodową przyszłych pokoleń, i artyści muszą żyć, muszą leczyć muzyką i sztuką tych, którym na froncie jest trudno. A potem Witalij z powrotem zamienił karabin na gitarę – i teraz służy w Desancie Kulturowym.

Witalij Kyryczenko. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Terapia sztuką

Desant Kulturowy to projekt niezwykły. Łączy artystów, którzy w poprzednim życiu byli muzykami, aktorami, reżyserami, a nawet lalkarzami. Pracowali na scenie w pięknych kostiumach, które dziś zamienili na mundury w barwach multicam. Szlak bojowy niektórych z nich, jak Witalija, wiódł przez najgorętsze odcinki frontu. 

Dmytro Romanczuk jest diabelsko zdolnym bandurzystą. Kiedy zaczęła się inwazja, od razu dołączył do ochotniczego batalionu broniącego Kijowa. Gdy go pytam o szczegóły, mówi jedynie: „było ciężko” – a jego wzrok ucieka w drugą stronę.

Ale kiedy rozmowa schodzi na bandurę, jego ciemne oczy zaczynają błyszczeć i prostuje się na krześle, gotowy do opowieści. Bo dla Dmytra ukraińska dusza ma dźwięk bandury

– Bandura jest integralną częścią tradycji pieśni epickiej, wyjątkowego zjawiska wędrownych śpiewaków, muzyków, kobziarzy, bandurzystów, liryków, bez których trudno sobie wyobrazić naszą kulturę i przestrzeń historyczną poprzednich pokoleń– mówi z przekonaniem. – To jest sedno, te rzeczy ukształtowały naszą naszą duchową integralność, nasze przekonania. To właśnie te rzeczy dają odpowiedź na pytanie, kim jest Ukrainiec.

Na podwórzu przed domem powoli gromadzą się żołnierze. Siadają na długich ławkach, jak uczniowie przed apelem. Na ich twarzach widzę zmęczenie i kompletny brak zainteresowania tym, co ma się za chwilę wydarzyć. Jakby ktoś kazał im tam usiąść za karę. Mężczyzn jest może ze trzydziestu. To jedna ze szturmowych brygad, które zasłużyły się bojach na wielu odcinkach frontu – często tych najgorętszych. Po ciężkich bojach w okopach trudno im się odnaleźć, a tym bardziej czekać na jakieś występy. Komu to niby potrzebne?

Dmytro Romanczuk. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Do swojego magicznego koncertu Dmytro przygotowuje się w ciszy. Znajduję go w sadzie, pomiędzy drzewami, gdzie w samotności, cichutko stroi bandurę. Przez chwilę obserwuję z oddali, jak w skupieniu skrupulatnie sprawdza każdą ze strun. A są ich dziesiątki, nie jestem w stanie nawet policzyć. W zależności od typu bandury, liczba strun różni się. Niektóre instrumenty mają dwadzieścia, inne ponad sześćdziesiąt. Sam wygląd bandury imponuje, budzi respekt i zadumę. Dlatego kiedy Dmytro staje na przeciwko tej nietypowej publiki, natychmiast zapada milczenie.

– Czy jest tu ktoś, kto nigdy nie słyszał bandury? – Dmytro rozgląda się po widowni. W górę nieśmiało unosi się kilka rąk, a on zaczyna swoje magiczne przedstawienie.

Jest w tym instrumencie coś wyjątkowego,pozaziemskiego. Kojące dźwięki dumki granej kilka kilometrów od miejsca, w którym ci dzielni wojownicy walczą o niepodległość – to przeżycie zostaje w tobie na zawsze. Obserwuję, jak twarze żołnierzy łagodnieją. Niektórzy wyciągają telefony i zaczynają nagrywać, inni skrywają twarze w dłoniach, jakby zawstydzeni, że tak łatwo poddali się tej przedziwnej terapii. Viva l’arte!

 Wciąż jesteśmy ludźmi

W swoim poprzednim życiu Dmytro Melniczuk był nauczycielem aktorstwa, a także reżyserem teatralnym w Teatrze Dramatycznym w Kołomyi. Dziś jest głównodowodzącym kramatorskiego „oddziału” Desantu Kulturowego. Odpowiada za to, by artyści bezpiecznie i na czas dotarli na występ, zresztą na każdym wydarzeniu jest też swego rodzaju wodzirejem. Głęboko wierzy, że to, co robią, ma sens.

– Sztuka leczy, a bez sztuki nie byłoby niczego –twierdzi. – W tym, co my robimy, muzyka ma znaczenie terapeutyczne. Piękna muzyka tworzy wibracje w organizmie, w środku, w duszy. To jak medytacja, która człowiekowi pomaga. Tak jak sztuka wizualna. Gdy człowiek obserwuje jakieś piękne obrazy, może wrócić do pięknych wydarzeń iwspomnień. Naszym zadaniem jest przypomnienie tym dzielnym ludziom, za co walczymy. To nie są puste słowa czy zwykłe piosenki. My budzimy w żołnierzach różne wspomnienia, np. z dzieciństwa, przywołujemy te najdroższe. Pośród tego brudu, który wojna na nich naniosła, wyciągamy to wszystko z piwnicy ich świadomości.

Przypominamy im, kim jestem Ja. Przywracamy im świadomość, że wciąż jesteśmy i pozostaniemy LUDŹMI

Zdaniem Melniczuka najważniejszym zadaniem Desantu Kulturowego jest dbanie o zdrowie psychiczne żołnierzy. Bo wojna pokazała, że nie byliśmy na to wszystko psychicznie gotowi. Choć na froncie żołnierze radzą sobie świetnie, walczą zacięcie i dzielnie, poprawiając swoje umiejętności z każdym tygodniem, to na poziomie psychicznym jest bardzo ciężko. Brakuje motywacji, morale słabnie, czas spędzony w okopach dłuży się tak bardzo, że ludzie często zapominają, po co tam w ogóle są. Wojna to najgorsza rzecz, jaka mogła spotkać ludzkość. Naraża na niebezpieczeństwo i skrajne emocje, po których trudno wrócić do równowagi. Podczas występów przed wojskowymi Dmytro zauważył, że ludzie ci wracają z wojny nie tylko z ranami na ciele, ale też z ranami duszy, ze zrujnowaną psychiką. A występów jest niemało.

Dmytro Melniczuk. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

– Jest ciężko: cztery, pięć, a nawet sześć występów dziennie – przyznaje Dmytro. – Ale my dobrze rozumiemy, że żołnierzom to jest bardziej potrzebne niż nam wypoczynek. Nie mamy prawa okazać słabości, zmęczenia. Wiemy, że tam ludzie są zmęczeni jeszcze bardziej od nas, że na froncie jeszcze ciężej pracują. Na dodatek prawie wszyscy w Desancie Kulturowym mamy doświadczeniasceniczne sprzed wojny; ja sam w teatrze spędziłem trzydzieści lat. Napięcie, stres przed występem, pęd i nieprzespane noce – my jesteśmy przyzwyczajeni do życia w zmęczeniu. A nasi żołnierze są dla nas najważniejsi.

Służba w Desancie Kulturowym nie ma nic wspólnego z gwiazdorskim życiem, choć gwiazdy często do „desantowców” dołączają. Niemal od początku istnienia projektu pojawiają się wśród nichsławy, które na kilka dni porzucają życie w mieście, by przyjechać do przyfrontowych wiosek. Regularnie pojawiają się między innymi Alyona Alyona, Chrystyna Sołowij, Skofka czy Vivienne Mort. Przyjeżdżają, choć bywa niebezpiecznie. Dmytro wspomina, jak kiedyś w pogoń za ich czarnym vanem puścił się rosyjski dron kamikadze. Kilka dni przed naszą rozmową bardzo blisko miejsca, w którym występowaliśmy, spadła kierowana bomba lotnicza FAB. 

Muzyka na wojnie

Sztuka i muzyka towarzyszą żołnierzom, odkąd ludzie toczą wojny. Wielu znanych muzyków brało udział w działaniach zbrojnych jako żołnierze, inni, występując, dbali o morale walczących. Bo muzykazbawiennie wpływa na zdrowie psychiczne i emocjonalne, na przykład redukując stres i lęk. Słuchanie spokojnej muzyki, zwłaszcza klasycznej, może wpłynąć na obniżenie poziomu kortyzolu, nazywanego hormonem stresu. Muzyka może pomóc w tworzeniu chwilowego poczucia bezpieczeństwa i normalności pośrodku chaosu wojennego, co pozwala na chwilę odpocząć. A to ma bezpośrednie przełożenie na morale. 

Jak wspomniał Dmytro, znane i lubiane piosenki mogą przypominać żołnierzom o domu, rodzinie i przyjaciołach, wzmacniając ich poczucie celu i motywację do dalszej walki. Z kolei pieśni patriotyczne czy piosenki wojskowe wzmacniają poczucie jedności i tożsamości narodowej, przypominając, po co i za co walczymy. 

Muzyka jest też doskonałym narzędziem pomagającym w regulacji emocji, a nawet w terapii poważnych traum, jak zespół stresu pourazowego. Regularne słuchanie muzyki może łagodzić jego objawy, jak flashbacki, koszmary senne czy nadpobudliwość.

20
хв

Desant kultury, czyli z bandurą na froncie

Aldona Hartwińska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraińskie dzieci odzyskują życie w polskich bibliotekach

Ексклюзив
20
хв

Prezeska Fundacji "Efekt Dziecka": Wychodzimy poza sztampę

Ексклюзив
20
хв

Polsko-ukraińska integracja nie zwalnia tempa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress