Wojna w Ukrainie
Фоторепортажі, новини з місця подій та розмови з тими, хто щодня бореться за нашу перемогу
Fedor Szandor: "Nie znam drugiej tak intelektualnej armii w historii jak nasza"
Fedor Szandor, profesor Użhorodzkiego Uniwersytetu Narodowego i członek Sił Zbrojnych Ukrainy, został mianowany ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnym Ukrainy na Węgrzech. Rozmowa z Sestry odbyła się w przeddzień tej przełomowej nominacji. Mogliśmy więc porozmawiać szczerze, bez dyplomatycznych obostrzeń. Postanowiliśmy więc nie zmieniać niczego w tym tekście.
Przed wojną Fedor Szandor prowadził wycieczki, organizował rozgrywki intelektualne i Użhorodzkie Regaty, czyli coroczne spływy rzeką Uż na własnoręcznie zdobionych pływających konstrukcjach. Jest również członkiem rady regionalnej i prezesem Zakarpackiej Organizacji Turystycznej. Gdziekolwiek się udaje, zawsze nosi muszkę na kraciastej koszuli. Dopiero od początku inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę musiał zmienić swoje ulubione ubrania na mundur wojskowy. Rozmawialiśmy z profesorem Szandorem o tym, jak linia frontu dzieli życie na przed i po, o codziennym życiu żołnierzy, zmieniających się wartościach i instynkcie samozachowawczym.
Oksana Szczyrba: Prawie wszyscy na Ukrainie teraz Pana rozpoznają. Zdjęcie, na którym wygłasza Pan wykłady z linii frontu, stało się wirusowe. Przyzwyczaił się Pan do tej popularności?
Fedor Szandor: Szczerze mówiąc, nie zwracałem na to uwagi, ponieważ mam 27 lat doświadczenia w nauczaniu. Kiedy pół miasta pozdrawia cię na ulicy (jesteśmy małym 100-tysięcznym miastem), nie przywiązujesz wagi do tej popularności. To, co robię, to mój mały wkład w popularyzację Sił Zbrojnych i Ukrainy.
OSZ: Jest Pan profesorem Użhorodzkiego Uniwersytetu Narodowego, doktorem filozofii, autorem kilku książek o kuchni i ojcem czwórki dzieci. Nie miał Pan doświadczenia bojowego. A jednak poszedł Pan na linię frontu.
FS: Oczywiście, nie byłem w czynnej służbie, bo poszedłem na studia magisterskie, obroniłem doktorat, a potem zrobiłem habilitację. I całe swoje dorosłe życie, 27 lat, poświęciłem jednej pracy w jednym miejscu - Użhorodzkiem Uniwersytecie Narodowym, gdzie awansowałem ze zwykłego nauczyciela na prorektora i kierownika Katedry Socjologii i Pracy Socjalnej. W mojej rodzinie również nie było wojskowych. Poszedłem na front z jednego powodu: jestem socjologiem, filozofem i na zimno zrozumiałem, że mam dwie możliwości. Pierwszą było zabranie rodziny i opuszczenie Ukrainy, gdzie mogłem zacząć od zera w wieku 48 lat. Drugim wyjściem była próba walki z wrogiem, aby moje kobiety nie zostały zabite lub zgwałcone, jak to miało miejsce w Buczy i Irpinie. Postanowiłem więc bronić swojej ziemi - nie emocjonalnie, ale chłodno i rozsądnie. Dostaliśmy trzydzieści dni na szkolenie i w kwietniu 2022 roku byliśmy już w rejonie Słowiańsk-Izium.
OS: O ile wiem, nie powiedziałeś żonie, że idziesz na wojnę..
FS: W ogóle nie lubię niepokoić mojej żony. Jeśli jadę na konferencję, ona wie, że wrócę, że wszystko będzie dobrze. Raz poleciałem na konferencję do Australii. Zadzwoniłem i powiedziałem jej, ale ona myślała, że jestem w Austrii, która znajduje się około 300 kilometrów od Zakarpacia. Zostałem na miesiąc i wróciłem cały i zdrowy. Jeśli chodzi o mój pobyt na froncie, moi przyjaciele zapytali moją żonę: co twój mąż robi na froncie? Żona odpowiedziała spokojnie. Ona wie, że jeśli już dokonałem wyboru, to będę go realizował do końca, nawet jeśli ktoś w rodzinie jest temu przeciwny.
TS: Czy rozmawiałeś ze studentami o wojnie? Wiedzieli, że jedziesz na front?
FS: Nie, nie powiedziałem im. Dowiedzieli się o tym dopiero dwa i pół miesiąca później, kiedy zaczęły się bombardowania. Oczywiście usłyszeli to na swoich telefonach. Ale studenci są przyzwyczajeni do nauki online podczas pandemii koronawirusa.
TS: Jak wygląda dzień na froncie?
FS: To zależy od zadania bojowego wyznaczonego przez dowódców. Zwykły żołnierz wykonuje określone zadanie punktowe na swoim posterunku obserwacyjnym. Powiedzmy, że idziesz na służbę co 4 godziny. Masz 8-godzinną przerwę, podczas której musisz zjeść, przespać się i ponownie stawić się na służbę.
Oczywiście w sytuacjach kryzysowych wszyscy zostają w okopach i trzymają linię, kontrolują sytuację, słuchając rozkazów dowódcy. Jeśli chodzi o dowódcę, a ja przez jakiś czas pełniłem obowiązki dowódcy kompanii, jest zupełnie inaczej: wszyscy muszą być nakarmieni, ubrani, podłączeni i muszą jasno wykonywać rozkazy przełożonych, oceniać całą sytuację, dostosowywać działania zwiadowcze i obserwować drony. Dlatego dowódca ma 100 żołnierzy i 100 zadań każdego dnia
Teraz zajmuję się współpracą cywilno-wojskową. To praca z personelem nad wsparciem moralnym i psychologicznym. Pracuje się z trudnymi przypadkami - z ludźmi, którzy walczyli na trudnych terenach, wyszli z nich lub z tymi, którzy mają załamania psychiczne po walce.
Miałem kilka nieprzyjemnych momentów, na przykład, kiedy musiałem zadzwonić do rodzin ofiar i poinformować ich, że ich dziecko niestety nie wróci do domu. To nie jest łatwe
Błędem byłoby powiedzieć, że jestem do tego przyzwyczajony. Pracuję społecznie, a to jest element pracy społecznej - komunikowanie się z ludźmi w trudnych sytuacjach
TS: Fiodorze Fiodorowiczu, jakie wspomnienia z frontu najczęściej przychodzi Panu do głowy?
FS: Przede wszystkim pamiętam chłopaków, których trzeba było ratować. Tego się nie zapomina. Zabitych, rannych, tych w szoku pociskowym. Były też specyficzne momenty - nocne wyjścia. Czasem można pomyśleć, że to może się dziać tylko w filmach fabularnych. W rzeczywistości dzieje się to w prawdziwym życiu, a ja byłem w takiej sytuacji dwa razy. Nie wiem jak, ale przeżyliśmy.
OS: Wojna podzieliła życie wszystkich na przed i po, zmieniła nasze uczucia, światopogląd, wyostrzyła strach i instynkt samozachowawczy. Jak wyglądają relacje międzyludzkie w czasie wojny? Co jest w nich lepsze, gorsze, łatwiejsze, trudniejsze?
FS: Mieliśmy dyskusję z psychologami i wyraźnie powiedziałem, że każdy, kto walczył na wojnie, na pewno będzie miał zespół stresu pourazowego i będzie potrzebował rehabilitacji. Psychologowie sprzeciwili mi się, zapewniając, że w niektórych przypadkach można tego uniknąć. Może i tak, ale społeczny zespół pourazowy już istnieje. Społeczeństwo nie wyjdzie z tego z dnia na dzień. To jest moje społeczeństwo. Ja w nim żyję. Jeśli chodzi o zmiany wewnętrzne, stałem się bardziej zdyscyplinowany
TS: Wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy lęki, często nawet ukryte. Czy zmysł samozachowawczy jest bardziej wyostrzony podczas wojny?
FS: Absolutnie. Osoba, która nie ma instynktu samozachowawczego, jest największym zagrożeniem dla otoczenia. Bo jeśli nie użala się nad sobą, to co może zrobić dla swoich towarzyszy? "Kto jest tam dla mnie, kto mnie wspiera... Tak, on tam jest". Z jednej strony jest to moment braterstwa, a z drugiej instynkt samozachowawczy. Kiedy wybucha wojna, ten instynkt, z którym się rodzimy, staje się najważniejszy.
TS: Czy zawsze czuł Pan to braterstwo, o którym Pan mówi?
FS: Tak. Każda jednostka wojskowa jest tworzona na zasadzie braterstwa. Jeśli czujesz się niekomfortowo, starasz się jak najszybciej stamtąd wydostać, przenieść w inne miejsce. Zawsze są konflikty. Jesteśmy zmęczeni wewnętrznie, są różne niuanse i tarcia. Ale ufasz ludziom wokół siebie w 99 procentach.
TS: Ludzka psychika ulega dramatycznym zmianom podczas wojny. Jakie zmiany zauważył Pan w sobie lub w towarzyszach?
FS: Zacząłem bardziej doceniać życie i czas, bo na wojnie jest on bardzo krótki. Doceniać też ludzi i środowisko.
TS: Czy na wojnie spotkał Pan ludzie, którzy nie wytrzymali, którzy się poddali?
FS: Tak, oczywiście. To nie jest zwykła wojna. To jest armia ludowa. Walczy tu cała Ukraina i są tu wszyscy: od zmarginalizowanych po elity, od przedsiębiorców po nauczycieli, od burmistrzów po deputowanych, sprzątaczki, ochroniarzy. Pełny przekrój społeczeństwa.
Takiej armii intelektualnej nie ma nigdzie indziej na świecie. Mówię to odpowiedzialnie jako naukowiec, nigdy w całej historii nie było tylu inteligentnych umysłów, co w ukraińskiej armii. Teraz cały naród jest na froncie.
Jeśli chodzi o osoby, które się załamują, ważne, aby dać im czas na odpoczynek. Powinny wrócić do domu, pomyśleć, a następnie zdecydować, czy zostać, czy może przenieść się do innej jednostki.
ОЩ: Як часто їздите додому?
ФШ: Я вже двічі був у відпустці і двічі — у відрядженні за кордоном, де представляв інтереси Збройних Сил України, у зв’язку з річницею російсько-української війни.
TS: O co pytają Pana dzieci, kiedy się spotykacie?
FS: Zawsze spędzamy czas razem: siedzimy i rozmawiamy. Mam wielu przyjaciół. Mam dużo chrześniaków - aż trzydzieścioro. Muszę ich wszystkich odwiedzić, uścisnąć dłoń, napić się zakarpackiej kawy. Zawsze przyjeżdżam na uczelnię, odwiedzam znajomych z branży turystycznej. Muszę wszystko kontrolować, bo wojna toczy się nie tylko na froncie, ale i na tyłach
TS: Każda kobieta martwi się o swojego męża na froncie. Niektóre wyrażają swoje emocje głośno, podczas gdy inne cicho wzdychają. Jak reaguje Pana żona?
FS: Opowiedziała o swoich doświadczeniach podczas pierwszych wakacji. Kiedy wróciłem po raz drugi, porozmawialiśmy. Wyjaśniłem wszystko, a ona się uspokoiła.
TS: Co jej Pan powiedział?
FS: To niech pozostanie tajemnicą(śmiech).
OS: Co świat rozumie z tej wojny?
FS: Gdybyśmy się poddali, po prostu by nam współczuli: cóż, stało się. Przez trzy dni, miesiąc, rok, nie poddaliśmy się. Postawiliśmy cały świat w niewygodnej sytuacji, w której musi wybierać między dobrem a złem. To trudny moment. Jednak ostatnie głosowania, nawet tak dysfunkcyjnej organizacji jak ONZ, pokazują, że większość krajów na świecie zdecydowała się wesprzeć Ukrainę.
OS: Czy wojna jest daleka od Pana wyobrażeń?
FS: Ta wojna jest nielogiczna. To absurd, że dzieje się to w XXI wieku.
W czasach nowych odkryć w medycynie i kosmosie toczy się wojna, która może doprowadzić do tego, o czym pisał Albert Einstein: "Nie wiem, jaka broń zostanie użyta w Trzeciej Wojnie Światowej, ale Czwarta Wojna Światowa będzie toczona kijami i kamieniami"
Więc albo zdecydujemy się używać telefonów komórkowych, albo będziemy pisać na kamieniach.
OS: Walczycie o wykształcony naród. To pańskie zdanie stało się sloganem. Co należy zasadniczo zmienić w podejściu do edukacji, byśmy nigdy nie zgubili się w rosyjskiej sieci?
FS: Musimy po prostu pójść do szkoły i przywrócić przedmioty humanistyczne, które porzuciliśmy na uniwersytetach, w przedszkolach i szkołach. Dyscypliny społeczne, humanitarne to nie tylko konkretna wiedza, ale także człowieczeństwo, osobowość. Człowiek powinien cieszyć się światem, a nie go niszczyć
BHP: Według badań Ukraińskiego Instytutu Przyszłości, 8,6 miliona Ukraińców wyjechało i nie wróciło od początku inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Wielu uchodźców marzy o powrocie do domu, do swoich rodzin, pracy, odbudowie kraju i życiu w znajomym środowisku. Ale młode Ukrainki z dziećmi lub całymi rodzinami mogą łatwo przystosować się za granicą, nauczyć się języka i znaleźć przyzwoitą pracę. W jaki sposób państwo powinno motywować młodych ludzi do powrotu na Ukrainę w celu nauki i pracy?
FS: Państwo powinno stworzyć równe reguły gry dla wszystkich. Jeśli zasady będą takie same dla wszystkich, nie będzie potrzeby wzywania nikogo z powrotem. Każdy wróci na własną rękę i będzie pracował w tym kraju.
TS: Ponad trzy miesiące temu został Pan nominowany na stanowisko ambasadora Ukrainy na Węgrzech, choć Kijów nie otrzymał jeszcze oficjalnej odpowiedzi z Budapesztu. Czy przygotowuje się Pan do nowej pracy?
FS: Jestem teraz na pierwszej linii frontu. Jeśli otrzymam oficjalną odpowiedź, oczywiście ją zaakceptuję
TS: Ale uczy się Pan języka?
FS: Uczę się języka, ponieważ muszę komunikować się z węgierskimi wolontariuszami
TS: Udało się Panu uruchomić kampanię węgierskich darowizn na rzecz ukraińskich sił zbrojnych. I to mimo faktu, że Węgry nie wspierają Ukrainy bronią. Jak to się udało? I czy są przypadki, w których oskarża się Pana o współpracę z Węgrami?
FS: Jak dotąd nikt mnie o nic nie oskarżył. Ponieważ wszyscy wiedzą, że jestem na froncie. Jeśli ktoś ma jakieś zarzuty, zapraszam go tutaj. Zapraszam ich do obrony kraju razem ze mną. Zapraszam ich na front.
Jeśli chodzi o węgierskich wolontariuszy, otrzymaliśmy od nich dużą pomoc, a będzie to już ósma partia: kamery termowizyjne, specjalistyczny sprzęt wojskowy, odzież, żywność i 70 milionów UAH.
Nie dotyczy to jednego batalionu czy jednej brygady, ale wszystkich. Jest to oczywiście ogromna pomoc dla ukraińskich sił zbrojnych w walce z Rosją.
TS: Nazywają Pan ojcem turystyki zakarpackiej. Tęskni Pan za nią teraz?
FS: Oczywiście. Kiedy mam wolny czas po służbie, kontaktuję się z przyjaciółmi. Uruchomiliśmy kilka projektów, ciągle o nich dyskutujemy, planujemy co zrobimy za tydzień, za miesiąc. Niektóre projekty nie są wznawiane, jeśli chodzi o wydarzenia rozrywkowe, ponieważ nie jest to teraz ważne, ale wszystkie grupy turystyczne są aktywne. Ogłosiliśmy rok 2024 rokiem turystyki kwiatowej, ponieważ w przyszłym roku będzie wielkie święto: 100 lat od pojawienia się ogromnych plantacji sakury na Zakarpaciu. Rozpocząłem tę kampanię podczas krótkiego urlopu, a moi przyjaciele będą ją kontynuować.
OS: Czy prezentuje Pan również mini rzeźby?
FS: Ja inicjuję, inni odkrywają. Wszystkie te rzeźby są związane z Zakarpaciem. W samym Użhorodzie jest ich ponad 50, a na całym Zakarpaciu 100
BHP: Pytanie, które interesuje nas wszystkich brzmi: kiedy Ukraina wygra?
FS: Pierwsza wojna światowa trwała cztery lata, a druga - sześć. Nie ma w tym nic zaskakującego. Nasza wojna na pełną skalę trwa tylko półtora roku. To właściwie wojna światowa. Wiesz, aby zakończyć wojnę wcześniej, musisz zrobić coś na własną rękę: zabrać rodzinę w bezpieczne miejsce i samemu udać się na linię frontu. W rzeczywistości Ukraina już wygrała. Trzeba tylko potwierdzić to zwycięstwo. Oznaką zwycięstwa są instytucje edukacyjne, cywilizowane normy, zmiana mentalności, a nie łzy matek i kobiet.
TS: Jaki nastrój panuje dziś Użhorodzie?
FS: Ci, którzy byli aktywnie zaangażowani w wojnę, na początku byli oburzeni: bary i restauracje były pełne ludzi... Powiedziałem: każdy ma swój własny wybór. Ja na przykład dokonałem swojego wyboru. Oni też dokonali swojego. Zostali na terytorium Ukrainy i tu płacą podatki.
W naszej wojnie nie chodzi o obwinianie kogokolwiek, ale o zwycięstwo. Jeśli wygramy, zajmiemy się tym później. Ale najpierw trzeba zwyciężyć.
OS: Co będzie Pan robił po zwycięstwie?
FS: Napiję się zakarpackiej kawy, na pewno pojadę do znajomych na Węgry, posiedzę nad brzegiem Dunaju, pojadę do zakarpackich wód termalnych w Kosynie, a potem do Budapesztu. To mój plan minimum na pierwszy tydzień. I na pewno podziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali
GS: Teraz pytanie błyskawiczne. Kto był Pana najgorszym nauczycielem?
FS: Życie.
TS: Kto był Pana ulubionym nauczycielem?
FS: Życie.
TS: Gdybyś mógł Pan podróżować w czasie, gdzie by się Pan udał?
FS: Zakończyłbym swoją podróż na Ukrainie, a następnie objechałbym całe Węgry
TS: Jaka cecha sprawiła Panu najwięcej kłopotów?
FS: Niechęć do innych i egocentryzm.
GS: Jaka jest najlepsza rada, jaką Pan otrzymał?
FS: Mam wujka, brata mojej mamy, który zawsze daje mi nieszablonowe rady. Jego najlepsza: "Do wniosków dojdziesz później, nie od razu".
GS: Czujesz się liderem, czy naśladowcą?
FS: Na różne sposoby w różnych momentach. Tam, gdzie czegoś nie wiem, jestem zwolennikiem, a tam, gdzie jestem pewien, liderem.
GS: Kiedy ma Pan zły dzień, co Pan robi, aby poczuć się lepiej?
FS: Nie ma czegoś takiego. Żyję, więc to piękny dzień
OC: Jak wygląda Pana idealna sobota?
FS: Odkrywanie czegoś wyjątkowego i turystycznego rano, a potem cieszenie się całym dniem z tego, co się zrobiło
TS: Jakie zakończenie filmu chciałby Pan zobaczyć?
FS: Gdzie główny bohater umiera
TS: Jakie jest Pana ulubione miejsce na Ukrainie?
FF: Zakarpacie
TS: Którą fikcyjną postać chciałby Pan spotkać?
FS: Z Szarkanem. To smok zakarpacki.
GS: Co Pana najbardziej irytuje?
FS: Powolność
GS: Czego się Pan najbardziej boi?
FS: Jestem zdany na siebie. Że zrobię coś złego i zaszkodzę społeczeństwu
TS: Który tytuł filmu najlepiej opisuje Pana życie?
FS: "Szeregowiec Ryan"
TS: Z kim zamieniłby się Pan miejscami na jeden dzień i dlaczego?
FS: Zdecydowanie z nikim. To kwestia zasad. Chcę pozostać sobą.
TS: Gdyby mógł Pan zjeść kolację z kimś z historii, kto by to był?
FS: W czasie wojny być może z Churchillem, a w czasie pokoju z J.K. Rowling
TS: Co by Pan robił, gdyby Pan nie uczył?
FS: Byłbym ratownikiem
TS: Co najbardziej ceni Pan w człowieku?
FS: Chęć tworzenia
GS: Kogo chciałby Pan przeprosić?
FS: Moją rodzinę, której poświęcam niewiele czasu
TS: Za co się Pan krytykuje?
FS: Za spędzanie zbyt mało czasu z rodziną i przyjaciółmi
TS: Co wpaja Pan swoim dzieciom?
FS: Bycie szczerym i niepoddawanie się.
TS: Jaka była najgorsza rzecz, którą zrobił Pan jako dziecko?
FS: Aż strach o tym myśleć(uśmiech). Kradliśmy czereśnie sąsiadowi, wybijaliśmy okna piłką.
OC: Proszę o dokończenie zdania: Wojna to.....
Zło.
Sumienie jest..
To konieczność
Patriotyzm jest..
Naszą przyszłością
TS: Gdyby dżin spełnił teraz Pana trzy życzenia, czego by Pan sobie życzył?
FS: Powiedziałbym mu: dziękuję i do widzenia, sam to zrobię
OC: Czy wierzy Pan w Boga?
FS: Tak
OSH: Jaki jest Pana szczęśliwy amulet?
FS: Nie mam żadnych talizmanów, nie jestem fetyszystą. Myślę, że to moja wiara.
TS: Pana ulubiony cytat?
FS: "Lepiej umrzeć na stojąco, niż żyć na kolanach". Powtarzam to sobie od dzieciństwa
OSH: Jakie jest Pana marzenie?
FS: Chcę, by cały świat dowiedział się o Zakarpaciu. Właśnie nad tym pracuję.
OS: Dziękuję za rozmowę. Życzę zdrowia i Bożej pomocy we wszystkich przedsięwzięciach
Modelka na wojnie: Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę w stanie mentalnie stąd wrócić
Amatę Linner, modelkę i fotografkę, wojna złapała w Paryżu. To był drugi semestr jej studiów z fotografii reportażowo-dokumentalnej w paryskiej Speos Speos School of Photography, jednej z najbardziej znanych szkół fotograficznych na świecie.
Nie miała pojęcia, jak pomóc, gdy jej przyjaciółka z charkowskiej Saltówki napisała: "Z okna widzę czołgi, strzelają do domów. Wiem, że nie przeżyjemy. Wiem, że wszyscy zginiemy".
"Zdałem sobie sprawę, że nie mogę skończyć studiów. Uzgodniliśmy, że oddam mój końcowy projekt na temat mostów w Normandii w późniejszym terminie. Wojna wywróciła wszystko do góry nogami. Moje życie nie miało już sensu. Jedyne, co miało sens, to zrobić coś, by wygrać" - mówi.
Amata wrócił do rodzinnego Dniepru w połowie sierpnia 2022 roku
"To była emocjonalna decyzja. Wcześniej chodziłam na wszystkie protesty i demonstracje. Wciąż była nadzieja: jeśli będziemy mówić wystarczająco głośno o tym, co się dzieje, to może zostaniemy zauważeni i otrzymamy natychmiastową pomoc. Jak się okazało, zajęło to czas. Zbierałem pomoc, przekazywałem darowizny i stworzyłam nowy projekt fotograficzny z uchodźcami. Ale to wszystko nie wystarczyło".
Найгірший досвід — чула як люди кричать під завалами
Pierwszy dźwięk, jaką Amata usłyszała w Dnieprze, był terkot obrony przeciwlotniczej.
"Na początku wydało mi się to dziwne, że ludzie reagowali na to jak na coś normalnego. Nadal uważam, że to wielka tragedia, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ludzie nie powinni się do tego przyzwyczajać. Ale potem zdałem sobie sprawę, że życie toczy się dalej, nawet przy dźwiękach obrony przeciwlotniczej".
14 stycznia 2023 r. rakieta uderzyła w okolicę, gdzie mieszkała Amata. "To było przerażające doświadczenie".
"Zniszczony dom znajduje się około 500 metrów od mojego. Byłem na miejscu. Słyszałem krzyki ludzi pod gruzami, widziałem powybijane okna, ruiny dwóch wejść. Pamiętam, że cała okolica była pokryta dymem gęstym i czarnym, tak że trudno było oddychać. Nie spodziewasz się czegoś takiego w mieście, które dobrze znasz, w mieście swojego dzieciństwa. Kiedyś spojrzałem na swój dom, na dom naprzeciwko i zdałem sobie sprawę, że boję się zobaczyć mój Dniepr jak Charków, jak Mariupol - ze zniszczonymi, rozbitymi domami. Nigdy nie myślałem, że to zobaczę".
Praca na froncie to nie jest robota, z której można się zwolnić
Być może był to punkt zwrotny, w którym Amata ostatecznie zdecydowała, by pójść do wojska.
"To jest droga. Musisz podjąć tę decyzję świadomie. To nie jest praca, którą możesz rzucić, bo coś ci się nie podoba, jesteś zbyt zmęczony czy cokolwiek innego"
Kolejnym testem dla Amaty było wzięcie udziału w organizacji ewakuacji ze strefy działań wojennych. W ten sposób postanowiła sprawdzić, do czego naprawdę jest zdolna, zrozumieć, jak zareaguje pod ostrzałem, czy będzie w stanie go wytrzymać, czy nie wpadnie w panikę.
"Po mojej pierwszej podróży zdałem sobie sprawę, że mój pomysł dołączenia do Sił Zbrojnych był realny. Są ludzie, których pierwszą reakcją jest strach i mogą być sparaliżowani. Są też ludzie, którzy potrafią odłożyć emocje na bok i poradzić sobie z sytuacją: uratować życie i pomóc komuś innemu. Ja jestem bliższa tej drugiej postawie. I wtedy pomyślałem, że zdałem ten test. Ważne było również zrozumienie, jak to jest rozładowywać ciężarówkę z transporterem płytek i kaskiem ważącym około 13 kilogramów, gdy waży się tylko 53".
Nie jest tak, że Amata niczego się nie boi. Jest strach. Ale strach można kontrolować, można też dać mu się całkowicie pochłonąć.
"To przerażające, kiedy jedziesz w niebezpieczne miejsce. Uczę się kontrolować strach. Np. wybucha obok mnie pocisk, a ja i tak wracam w to miejsce".
Na wojnę tylko z najlepszymi
Potem przyszedł czas na szkolenie. Medycyna taktyczna, bezpieczeństwo osobiste, praca z opatrunkami, w grupie i szkolenie z broni palnej. "Kiedy leci w twoją stronę granat, musisz odpowiednio upaść. Musisz nauczyć się, kiedy otworzyć ogień, a kiedy się zatrzymać. Trzeba rozumieć komendy dowódcy i siebie nawzajem, na przykład podczas szturmu na lotnisko: jak to robić, jak się poruszać. Broń to rzecz, którą zawsze mam przy sobie. Jest ciężka, niewygodna, wisi na twoim ramieniu - musisz się do niej przyzwyczaić. Nawet po treningu z atrapami broni człowiek się boi, że są prawdziwe i mogą nagle wystrzelić. Było kilka osób, które nie wytrzymały obciążenia. Jestem z siebie dumna, bo zaliczyłem wszystko bezbłędnie".
Teraz Amata ma przed sobą trening fizyczny. Aby dołączyć do Trzeciej Oddzielnej Brygady Szturmowej, krucha kobieta "musi nabrać trochę kondycji".
"Dlaczego trzecie natarcie? Zacytuję mojego brata: jeśli idziesz na wojnę, idź z najlepszymi"
Francuska cyganeria i rosyjskie "cierpienie".
Amata Linner nie pamięta już swojego dyplomowego projektu fotograficznego o mostach w Normandii. Worki z piaskiem, zaklejone okna - zaczęła fotografować te codzienne obrazy wojny.
"Chciałem pokazać moje zwykłe życie, moje miasto z tymi wszystkimi 'naklejkami' [chroniące ludzi przed odłamkami szkła-red]. Pokazać, że to wszystko nie jest na darmo, że ma znaczenie. Pokazałem, co robimy w przypadku ataku rakietowego, co chroni budynki przed odłamkami, a na koniec - konsekwencje prawdziwego ataku rakietowego z 14 stycznia. Po uderzeniu z taką siłą, że powala ścianę, meble i naczynia pozostają na miejscu - można iść i je zabrać. Następnie poszedłem na cmentarz wojskowy i zrobiłem zdjęcia grobów z flagami, aby pokazać cenę, jaką płacimy za naszą wolność. Zabrałem to wszystko z powrotem do Francji i zaprezentowałem na mojej wystawie dyplomowej".
Jury bardzo spodobał się projekt dyplomowy Amaty, niektórzy z nich nazwali go nawet zupełnie nowym spojrzeniem na Ukrainę.
Ale na wystawie była jeszcze jedna praca związana z wojną. Projekt ten przedstawiał "osobiste cierpienie" autora - opowiadał o jego trudnym życiu we Francji, matce w Moskwie, której nie może odwiedzać, bo boi się poboru do wojska, starych oknach i brudnej łazience w tanim paryskim mieszkaniu, w którym jest zmuszony mieszkać, a także o jego przemyśleniach na temat tego, jak wojna zniszczyła jego życie.
To właśnie ten projekt dyplomowy został uznany za najlepszy reportaż dokumentalny roku w Speos School of Photography w Paryżu
Zdjęcia dostarczyła bohaterka artykułu.