Exclusive
20
min

Iryna Zasławiec: "Naprawiamy ciała zniszczone przez wojnę"

Walka z protezą jest dla mnie czymś normalnym. Z nią mogę robić wszystko: walczyć, kopać, biegać, skakać, siedzieć w okopie. Nie mogę siedzieć w domu - ktoś musi bronić kraju! Zresztą moja proteza podnosi morale moich kolegów . Wróciłem na wojnę, ponieważ muszę zemścić się na wrogu za utraconą nogę - mówi Jegor Oliynyk podczas rehabilitacji w centrum "Niezwyciężeni" we Lwowie

Natalia Żukowska

Wojskowi i cywile podczas rehabilitacji

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ratowanie, protetyka i rehabilitacja Ukraińców w Ukrainie to misja Narodowego Centrum Rehabilitacji "Niezwyciężeni", które działa na bazie Pierwszego Lwowskiego Stowarzyszenia Medycznego. Jest to największa instytucja medyczna w Ukrainie, w skład której wchodzą dwa szpitale dla dorosłych i jeden szpital dziecięcy. Rozmawialiśmy z pacjentami i kierownictwem centrum o rehabilitacji, możliwościach placówki oraz perspektywach rozwoju protetyki na Ukrainie.

Jegor Oliynyk, który stracił nogę podczas wojny, otrzymał protezę w centrum "Niezwyciężeni"

Moja stopa nie marznie, ani nie moknie

Każde z siedmiu pięter centrum rehabilitacji jest pełne życia. Pacjenci z najcięższymi urazami uczą się tu funkcjonować na nowo. Główne sale rehabilitacyjne znajdują się na 7. piętrze. To tutaj spotykamy 20-letniego żołnierza Jegora Oliynyka.

- Podpisałem kontrakt jeszcze przed inwazją na pełną skalę - jak tylko osiągnąłem pełnoletność. Zawsze wiedziałem, że będę bronił ojczyzny. Podczas wojny bałem się nie tyle śmierci, co dostania się do niewoli. Dlatego w zeszłym roku, 30 września, kiedy wpadłem na minę i straciłem nogę, początkowo nie chciałem zakładać opaski uciskowej, by zatamować krwawienie. Tylko myśl o rodzicach zmusiła mnie do walki. Miałem też szczęście, że w pobliżu był pojazd ewakuacyjny, więc nie musiałem godzinami leżeć w okopie pod ostrzałem. To prawdopodobnie mnie uratowało" - przyznaje.

Po amputacji Jegor przez następne dwa miesiące był leczony w siedmiu placówkach medycznych w Ukrainie: w Pokrowsku, Dnieprowsku, Dnieprze, Humaniu, Winnicy i Niemirowie. Następnie trafił do Narodowego Centrum Rehabilitacji "Niezwyciężeni" e Lwowie. W grudniu ubiegłego roku chłopak dostał protezę.

- Miałem szczęście, że miałem tak zwaną niską amputację. Po sesjach rehabilitacyjnych wróciłem na front w marcu 2023 roku. Walka z protezą jest dla mnie czymś normalnym. Z nią mogę robić wszystko - walczyć, kopać, biegać, skakać, siedzieć w okopie. Robię wszystko to, co robiłem. Nie mogę siedzieć w domu - ktoś musi bronić kraju! Zresztą moja proteza podnosi morale moich kolegów . Wróciłem na wojnę, ponieważ muszę zemścić się na wrogu za utraconą nogę - mówi Jegor.  

"Gdy przybywa do nas ranny, otaczają go specjaliści"

Ranni trafiali do szpitali Pierwszego Lwowskiego Oddziału Medycznego od początku Wielkiej Wojny. Pociągi ewakuacyjne przyjeżdżały czasami kilka razy w tygodniu, wspomina Iryna Zasławiec, szefowa projektu "Niezwyciężeni". "W tym samym czasie przyjmowali pacjentów z karetek pogotowia i pomagali uchodźcom. Wielu Ukraińców doznało poważnych obrażeń w wyniku wybuchu miny, poparzeń i amputacji.

- Przez miesiąc wysyłaliśmy pacjentów na leczenie za granicę, ale szybko zdaliśmy sobie sprawę, że musimy wprowadzić protetykę u nas. Po ostrzale poligonu w Jaworowie, kiedy przyjechało do na 100 rannych, nie było już wyjścia" - mówi Zasławiec.

Żołnierz przechodzący rehabilitację w ośrodku "Niezwyciężony"

Kilka miesięcy później otwarliśmy Narodowe Centrum Rehabilitacji "Niezwyciężony". Centrum ma holistyczne podejście do pacjentów. Oznacza to, że nie muszą oni jeździć do różnych szpitali na badania, operacje, protetykę i rekonwalescencję. Wszystkie etapy odbywają się w jednym miejscu. Zapewnienie pełnego cyklu leczenia i rehabilitacji jest jednym z głównych zadań centrum, podkreśla Zasławiec.

- Jesteśmy dużym szpitalem, który świadczy wszystkie rodzaje usług. Każda osoba, która miała problemy zdrowotne, musiała udać się do różnych specjalistów. Jeden z lekarzy powiedział: "Leczę ucho, a nie ramię". Inny powiedział: "Pomogę ci, ale na badania musisz iść gdzie indziej". Ważne jest dla nas, aby ludzie dotknięci wojną, którzy przeżyli piekło, nie trafiali do innych kręgów piekła w poszukiwaniu opieki medycznej. Kiedy trafia do nas ranny, gromadzą się wokół niego specjaliści.

Do współpracy zapraszani są również lekarze z zagranicy. "Zespół Niezwyciężonych współpracuje ze specjalistami chirurgii rekonstrukcyjnej z USA, Wielkiej Brytanii, Izraela, a także tymi, którzy mieli doświadczenie w pracy z urazami bojowymi w Iraku czy Afganistanie. W ciągu prawie półtora roku leczyliśmy 15 tys. pacjentów.

"Przed Wielką Wojną nie było tak wielu amputacji rąk"

Przed Wielką Wojną na jedną amputację ręki przypadało około 10 amputacji nóg. Teraz liczby są inne, mówi Iryna Zasławiec. "30% wszystkich amputacji dotyczy rąk. Nie tylko ukraińscy specjaliści, ale także ci z Europy i Stanów Zjednoczonych nie byli gotowi na taką ilość pracy:

- Jeśli mówimy o protetykach, którzy robią nogi, to jest ich więcej niż tych, którzy robią ręce. Na Ukrainie jest tylko kilka takich osób. A liczba osób potrzebujących takich protez jest ogromna. Dlatego kolejnym wyzwaniem, przed którym stoimy, jest wyszkolenie specjalistów, którzy będą produkować więcej protez nóg i rąk. Nad tym również pracujemy - wspólnie z obcokrajowcami zaplanowaliśmy szkolenia. To wyzwanie dla całej Ukrainy.

Protezy bioniczne

Przywrócenie kończyny górnej jest znacznie bardziej skomplikowanym procesem niż dolnej. Nawet bioniczna proteza nie będzie w stanie przywrócić funkcji ramienia całkowicie. Dla wojskowych, a także osób rannych na wojnie, wszystko jest bezpłatne - od operacji i leczenia po protezy i rehabilitację. NHS częściowo pokrywa koszty leczenia. Jednak nie zawsze jest wystarczająco dużo pieniędzy. Dlatego centrum pozyskuje fundusze z różnych źródeł:

- Szukamy sponsorów, ponieważ rozumiemy, że leczenie tych ludzi jest naszą społeczną odpowiedzialnością. Są różni darczyńcy. Na przykład polski rząd przekazał nam skaner MRI. Pomoc przychodzi zewsząd. Niemiecki Freiburg i polski Wrocław przeznaczyły pieniądze na naprawy. Ikea dostarczyła meble. Zaangażowanych jest wiele osób, firm i rządów z różnych krajów. Leczymy nie tylko wojskowych, ale także cywilów.

Rodzina Stepanenko podczas rehabilitację. Zdjęcie: FB szpitala

Najtrudniej jest patrzeć na dzieci, które ucierpiały w wyniku działań rosyjskiej armii. Iryna wspomina 8-letniego Romczyka Oleksiwa, który prawie zginął w zeszłym roku w wyniku ataku rakietowego na Winnicę. Chłopiec stracił matkę i doznał 45% poparzeń powierzchni ciała. Tak poważni pacjenci nie przeżywają w Ukrainie. Jednak dzięki specjalistom ze Szpitala Dziecięcego św. Mikołaja, którzy leczą dzieci dotknięte wojną w ramach projektu Unbreakable, stan chłopca ustabilizował się i został on przetransportowany za granicę. Po ponad roku leczenia w Niemczech Romczyk wrócił do Ukrainę. Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedził, był szpital św. Mikołaja, gdzie został uratowany. Obecnie znajduje się tam Centrum Rehabilitacji Dzieci UNBROKEN KIDS, w którym Romczyk będzie kontynuował rehabilitację.

- Wzruszająca jest również historia rodziny Stepanenko. W zeszłym roku dowiedział się o nich cały świat. Rodzina znalazła się pod ostrzałem rakietowym na stacji kolejowej w Kramatorsku. Mama Natalia straciła jedną nogę, a jej córka obie. Tylko mały Jarosław wyszedł z tego bez szwanku. Rodzina była leczona we Lwowie, dopóki nie wysłano ich do Stanów Zjednoczonych w celu wykonania protez. Niedawno wrócili do Ukrainy i tutaj kontynuują rehabilitację" - mówi Iryna Zasławiec.

"Nie tylko dopasowujemy, ale także produkujemy protezy"

Do 2022 roku w szpitalach na Ukrainie nie było pracowni protetycznych. Protezy były wykonywane głównie przez instytucje prywatne. Pacjenci musieli sami szukać producenta. W centrum rehabilitacji Unbreakable pacjenci nie muszą tego robić. Tutaj protezy są wykonywane na miejscu - dzięki mobilnemu warsztatowi przekazanemu przez Służbę Maltańską przy wsparciu rządu niemieckiego. W ciągu zaledwie pierwszych sześciu miesięcy działalności, od września 2022 r., wykonano ponad 100 protez. Wiosną tego roku otwarto duży warsztat. Centrum postawiło sobie wielki cel - produkować sto protez miesięcznie.

- Jesteśmy w stanie wykonać protezę w całości: od kikuta do gotowego produktu. Jedyne, co zamawiamy, to akcesoria, takie jak stopy. Robimy to indywidualnie dla każdego pacjenta u jednego z największych producentów na świecie, niemieckiej firmy Ottobock. Tak działają pracownie protetyczne na całym świecie" - mówi Zasławiec.

Jak uzyskać pomoc

Aby uzyskać pomoc, trzeba się zgłosić do ośrodka. Można to zrobić dzwoniąc na adres: 0800333003. W centrum leczeni, protezowani i rehabilitowani są zarówno wojskowi, jak i cywile - dorośli i dzieci. W kolejce są setki pacjentów, dodaje Iryna Zasławiec.

- Priorytetowo są traktowani oczywiście ci, którzy przyjeżdżają pociągami ewakuacyjnymi lub potrzebują natychmiastowej operacji.

We Lwowie planują budowę nowych budynków, zwiększenie liczby łóżek i specjalistów. Wiedzą, że po wojnie będzie praca na dziesięciolecia - rehabilitacja fizyczna i psychiczna, utrzymanie protez, neurotraumy, wstrząsy mózgu. To jest coś, co będzie towarzyszyć człowiekowi do końca życia.

- Celem naszego ośrodka jest wspieranie wszystkich osób dotkniętych wojną - pomaganie im w powrocie do zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Nawet nazwę wybraliśmy nie bez powodu, ponieważ wierzymy, że naród ukraiński jest nie do złamania. Chcieliśmy powiedzieć, że wojna może złamać ciało, ale nie może złamać ducha. A my pomagamy naprawić ciało. Swoimi działaniami nasi wojskowi udowadniają, że trauma nie powinna być przeszkodą. Nasi pacjenci uczą nas, jak być silnym każdego dnia. Bez względu na to, jak bardzo jesteśmy zmęczeni w pracy, teraz nie ma na to usprawiedliwienia. Musimy ciężko pracować i wkładać całą naszą energię w nasze zwycięstwo" - mówi Iryna Zasławiec.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
serhij żadan chartija arabeski

W małej sali w podziemiach charkowskiego centrum teatralno-koncertowego gromadzi się kolejka widzów. Wszystkie bilety na występ Serhija Żadana zostały wyprzedane. Mimo wojny ludzie chcą obcować z kulturą i sztuką – a Żadan znalazł sposób, by pogodzić wojenną rzeczywistość z życiem cywilnym.

Aldona Hartwińska: – Wkrótce minie rok, odkąd dołączył Pan do Gwardii Narodowej Ukrainy. W tym czasie zorganizował Pan wiele różnych wydarzeń, by pomóc swojej 13 brygadzie. Jednym z nich było spotkanie poświęcone Pana książce „Arabeski”. Proszę nam o tym opowiedzieć.

Serhij Żadan: – Choć „Arabeski” zostały opublikowane w zeszłym roku, zdecydowaliśmy się zaprezentować je ponownie. Ta książka składa się z dwunastu opowiadań, które powstały po 2022 roku. Dotyczą Charkowa i wschodniej Ukrainy w czasie inwazji, obecnie są tłumaczone na inne języki. Jestem ciekaw, jak zareagują na nie czytelnicy za granicą.

Obecnie odbywamy „Chartia Tour” [od „Chartii”, nazwy brygady, w której służy Żadan – red.]. To edukacyjna i informacyjna inicjatywa naszej brygady. Podróżujemy od miasta do miasta, spotykamy się z ich społecznościami, liderami, władzami lokalnymi, studentami i młodzieżą. Zbieramy datki. Opowiadamy o brygadzie, o jej historii, wartościach i filozofii. Wcześniej mieliśmy kilka spotkań muzycznych, a teraz postanowiliśmy zorganizować kilka czysto literackich.

Bardzo ważne jest dla nas utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi, którzy wspierają siły zbrojne, ze wszystkimi, którzy przekazują darowizny na rzecz ukraińskiej armii, którzy wierzą w naszą „Chartię”

Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy widzimy pełną salę. Wszystko, co zbieramy, przekazujemy na potrzeby naszej brygady. To małe, ale znaczące wsparcie – ważne jest, by poczuć je też emocjonalnie. To wsparcie ludzi, których bronią nasi żołnierze.

Spotkanie z Żadanem, Charków 10.03.2025. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

„Arabeski” to książka o ludziach, którzy z czasem się zmieniają. Jak Pan się zmienił jako artysta przez te trzy lata?

Od początku inwazji opublikowałem dwie książki, wcześniej wydałem zbiór wierszy „Skrypnykiwka”. Oczywiście stałem się mniej produktywny, bo jestem teraz w służbie, zmobilizowany. I chociaż nie jestem na pozycji bojowej, pracy jest dużo. Ale to jest służba, która przynosi korzyści naszej brygadzie, a dla mnie to jest teraz najważniejsze.

100 procent dochodu ze wszystkich wydarzeń, które Pan organizuje, idzie na potrzeby brygady. Na co konkretnie?

Zawsze przychodzi wielu ludzi, policzymy ich kiedyś... Myślę, że podczas tej trasy zebraliśmy już około dwóch milionów hrywien. Te pieniądze przekazujemy głównie do służby patronackiej brygady, która wspiera naszych rannych żołnierzy i ich rodziny. Pomagamy też jednak batalionowi wsparcia. Myślę, że „Chartia” jest jedną z najlepiej zaopatrzonych i zorganizowanych brygad, chociaż są pewne rzeczy, które trzeba jeszcze domknąć – coś trzeba kupić, coś przywieźć, coś naprawić. Dobrze jest więc mieć tę poduszkę finansową, na którą zbieramy.

Każdy robi jakąś zbiórkę pieniędzy, każdy zbiera datki. Bo ta wojna dotyczy teraz wszystkich. To jasne, że wszyscy jesteśmy teraz po tej samej stronie

Jak to wyglądało trzy lata temu? Jak zmienił się Pana oddział?

„Chartija” powstała jako jednostka ochotnicza, DFTG [ochotnicza formacja wspólnoty terytorialnej – red.]. Kilkudziesięciu ochotników, zarówno zawodowych wojskowych, jak cywilów, którzy wstąpili do armii, chwyciło za broń. Oczywiście ta nowo utworzona jednostka nie miała na początku nic. Zapewniliśmy jej więc wszystko: kupiliśmy buty, sprzęt, kamizelki kuloodporne, hełmy, pierwsze samochody, pierwszego drona... Od tego czasu minęły trzy lata, oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu, a potem przekształcił się w pełnoprawną brygadę. I choć sama nazwa [„Chartia”] została wymyślona tak, by kojarzyła się z Charkowem jako miastem, w którym powstała ta jednostka, to teraz jest to już kilka tysięcy bojowników, chłopców i dziewcząt, z różnych miast. Nie tylko z Charkowa, ale także z Dniepru, Krzywego Rogu, Zaporoża, Połtawy, Sum, miast zachodniej Ukrainy, obwodów ługańskiego i donieckiego. Ale te charkowskie korzenie są dla nas bardzo ważne, a fakt, że dziś „Chartija” jest w okopach pod Charkowem i broni miasta, jest wielką motywacją do jeszcze większego jej wspierania.

Oczywiste jest, że to już zupełnie inna skala, zupełnie inne zadania, inny poziom komunikacji wewnątrz brygady – i z brygadą z zewnątrz.

Dlatego ciekawe jest to, że dowództwo, założyciele oddziału, którzy stworzyli „Chartię” jako nowy rodzaj jednostki, model nowej armii ukraińskiej, nie odchodzą od tej idei. Nadal opieramy się na standardach NATO, które polegają na ochronie żołnierza

Profesjonalnie i precyzyjnie planujemy każdą operację, dbamy o żołnierza, jego szkolenie i motywację.

Jednak czasami stajemy w obliczu wyczerpania psychicznego. Żołnierze często mówią o istnieniu dwóch równoległych rzeczywistości: tej cywilnej i tej w okopach. Często przyznają, że czują się bardziej komfortowo w okopach niż w hałaśliwych miastach Ukrainy. Czy da się to pogodzić? Czy możemy jakoś sprawić, by żołnierze poczuli się u nas komfortowo?

Rzeczywistość okopów i rzeczywistość hali targowej to naprawdę różne rzeczywistości. Nie zamierzam potępiać cywilnych kobiet, dzieci i osób starszych, które pozostają za liniami frontu, nie dołączają do sił obronnych i żyją w spokojnych miastach. Wręcz przeciwnie: uważam za bardzo ważne, by nie popadli w strach, rozpacz i niepokój, ale żyli normalnie – pamiętając, że trwa wojna, a ich krewni i przyjaciele są teraz w siłach obronnych, pamiętając o nich i ich wspierając. To zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, że żołnierze, którzy opuszczają swoje pozycje, na tyłach czują się dość nieswojo.

Sierhij Żadan i dziennikarka serwisu Sestry Aldona Hartwińska. Archiwum prywatne

Ale kraj musi żyć, żyć uczciwie, zgodnie ze swym sumieniem. Sklepy, biura i usługi muszą działać, by było z czego płacić podatki i utrzymywać gospodarkę. Wojsko organizuje obozy szkoleniowe i myślę, że większość Ukraińców wie, jak mu pomóc.

Jasne jest też jednak, że to trudny moment dla żołnierzy powracających z frontu. To również trudne dla tych, którzy są na tyłach i nigdy nie byli w polu. To jest wojna – przerażająca, dramatyczna, krwawa, bardzo zła, nie ma w niej nic dobrego. I jasne jest, że już zmierzyliśmy się z tym problemem, że on będzie przed nami i będziemy musieli go rozwiązać.

Bardzo ważne jest, by nie dzielić naszego świata na świat wojny i świat na tyłach, ale zrozumieć, że kluczem do naszego możliwego zwycięstwa, możliwego sukcesu, jest tylko połączenie tych dwóch rzeczywistości – krwawej rzeczywistości wojny i rzeczywistości tyłów, gdzie ludzie są zmotywowani, świadomi, gotowi do dalszej pracy i pomagania naszej armii

Mam przyjaciela, który w cywilu pracował jako reżyser filmowy. Powiedział mi, że gdyby nie wstąpił do sił zbrojnych, straciłby głos jako artysta. Zgadza się Pan z nim?

Być może. Ja i moi przyjaciele, którzy są artystami ze świata muzyki, kiedy dowiedzieliśmy się, że ma zostać przyjęta ustawa o mobilizacji, od razu zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy zrobić, by być jak najbardziej skuteczni i przydatni dla naszego kraju. Jesteśmy w „Chartii” od prawie roku i nigdy nie żałowałem, że do niej dołączyłem. Z drugiej strony – jak można było nie dołączyć? Jeśli jesteś mężczyzną w wieku poborowym, musisz się zmobilizować. Jeśli jesteś świadomym, uczciwym obywatelem, to jedyna słuszna droga.

20
хв

Serhij Żadan: – Jak mógłbym nie dołączyć do wojska? To jedyna słuszna droga

Aldona Hartwińska
zbrodnie rosjan ostrzelanie konwoju cywilów lipowka

Około 50 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci, znajdowało się w samochodach podczas ostrzału. Razem z nimi były ich zwierzęta. Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich na Ukrainie im. Rafała Lemkina przy Instytucie Pileckiego zebrało świadectwa tych, którzy byli świadkami tego horroru i przeżyli. I dziś możemy śmiało powiedzieć, że niszczenie ludności cywilnej było okrutnym czynem okupantów, a ich hasło "Nie tykamy ludności cywilnej" i zapewniony "zielony korytarz" okazały się pułapką dla cywilów.

Sestry rozmawiały z ocalałymi z Łypiwki i tymi, którzy zbierali dowody do raportu o zbrodni Rosjan. Mamy nadzieję, że pewnego dnia informacje te pomogą postawić sprawców przed wymiarem sprawiedliwości.

Iryna Dovhan, Natalia Gulak, Monika Andruszewska i Tetiana Sychevska prezentują wyniki raportu na temat rosyjskich zbrodni przeciwko ludności cywilnej Ukrainy. Zdjęcie: Instytut Pileckiego

Odprawa przed egzekucją

Iryna Dovhan, szefowa organizacji pozarządowej SEMA Ukraine, do której należą kobiety przetrzymywane w niewoli przez Rosjan, przyjechała do obwodu kijowskiego, aby zebrać zeznania kobiet, które doświadczyły przemocy.

- Pojechałam do wiosek w pobliżu Kijowa, wiedząc, że były tam kobiety zgwałcone przez okupantów - mówi Iryna Dovhan - A potem pojawiły się informacje o ostrzale podczas ewakuacji i zaczęłam zbierać zeznania od cywilów. Konwój był koszmarem: spalone samochody, wszędzie martwe ciała. I nie jest jasne, jak mogło się to przydarzyć cywilom, którym okupanci obiecali bezpieczną ewakuację i dla których ludzie byli wcześniej przygotowani. Już w trakcie zbierania informacji zdałam sobie sprawę, że była to zaplanowana akcja.

Ludzi, w tym dzieci, zaprowadzono na śmierć

Rosjanie przez 3-4 dni zbierali samochody z ukraińskimi cywilami do ewakuacji. Ludzie w samochodach - z dziećmi i zwierzętami - byli zmuszeni czekać, aż Rosjanie pozwolą im odjechać. W końcu rosyjski oficer powiedział, że ich wypuszcza. Przy wyjeździe z wioski oficer zajrzał do każdego samochodu w konwoju i powiedział: "Jedźcie nie więcej niż 20 km na godzinę, jeśli usłyszycie strzały, natychmiast się zatrzymajcie, pobocze i nadjeżdżający pas są zaminowane, możecie jechać tylko jeden za drugim". Konwój ruszył dalej i około kilkaset metrów przed ukraińskim punktem kontrolnym dotarł do obszaru, gdzie na poboczu nie było drzew. Wtedy ludzie zobaczyli kilka ukrywających się APC, które otworzyło w ich stronę ogień.

Pierwsze pojazdy w konwoju przyspieszyły i w ten sposób uciekły. Piąty samochód zapalił się i zablokował drogę tym, którzy jechali za nim. Rosjanie po kolei ostrzelali wszystkie 9 samochodów. Snajper strzelał do tych, którzy wysiadali z płonących samochodów. Kilkoro dzieci spłonęło żywcem. Niektórym udało się wyskoczyć z samochodu i uciec.

Zbieranie informacji trwało około roku, bo część świadków wyjechała za granicę, potem zaczęliśmy pracować nad raportem. A teraz mamy dość grubą książkę z zeznaniami tych, którzy byli świadkami rosyjskiej zbrodni przeciwko ludności cywilnej.

Iryna Dovhan wspomina inny przypadek, o którym dowiedziała się podczas zbierania informacji na terytoriach nieokupowanych. Rosyjski oficer przyszedł ostrzec rodzinę w okupowanej wiosce, aby ukryła swoją piękną dorosłą córkę, ponieważ planują ją zgwałcić. Nie powiedział im jednak, gdzie mogliby ukryć dziewczynę, skoro ludzie mieli zakaz opuszczania domu. Dziewczyna została zgwałcona.

Jeden z pojazdów konwoju, który został ostrzelany, ale nie spłonął. 2022. Zdjęcie: Monika Andruszewska

Jasna kobieca kurtka leżąca na poboczu drogi wśród spalonych samochodów...

- Jednym z najbardziej przerażających szczegółów tej historii była dla mnie jasna kobieca kurtka, którą zobaczyłam na poboczu drogi w pobliżu spalonych samochodów. Pomyślałam: "Gdzie jest kobieta w tej kurtce? Kupiła tę niesamowicie jasną rzecz dla radości i życia, ale teraz kurtka leży tutaj, w błocie - Iryna wspomina proces zbierania zeznań i przedstawia Tetianę Sychevską, która straciła męża i synową podczas ewakuacji i nadal nie może otrząsnąć się z szoku po tym, co wydarzyło się na jej oczach.

- Okupanci grozili, że oczyszczą terytorium, przyjdą i wszystkich rozstrzelają. Poprosiliśmy o uwolnienie. Przez kilka dni wożono nas po wsi, obiecywano "zielony korytarz" i mówiono o zasadach zachowania. Razem z sąsiadami szykowaliśmy się do wyjazdu. I tam, gdzie droga była pusta, między dwoma gołymi polami, na otwartej przestrzeni, zobaczyłam żołnierza, który wydał rozkaz strzelania... To był najgorszy dzień w moim życiu - mówi Tetiana Sychevska ze łzami w oczach.

Na jej oczach zginął jej mąż, a synowa zasłoniła swoim ciałem 7-letniego wnuka, co uratowało chłopcu życie.

- Nie wiem, jak długo trwało to piekło, ale tak długie, że wszyscy żegnaliśmy się z życiem - mówi Tetiana Sychevska. Jej wnuk przeszedł operację usunięcia odłamków. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo za tęskni za swoją mamą, jaki ból i smutek pozostaną z nami na zawsze.

- Pomyślmy, że mama wyjechała za granicę i już nie wróci - powiedział mi kiedyś wnuk. Ale widzę, że on wszystko rozumie. Przez jakiś czas mieszkaliśmy za granicą, potem wróciliśmy do Ukrainy. I być może ta chwilowa nieobecność w domu pozwoliła nam nie zwariować. Chcę, aby przestępcy i ich rodziny poczuli to, przez co my przeszliśmy i zostali ukarani.

Odłamek wydobyty z rany świadka strzelaniny, wieś Łypiwka, 2022 r. Prywatne archiwum świadka

Nie chcieli wypuścić nas żywych

Natalia Gulak, mieszkanka wsi Makariv, i jej rodzina również byli w tym konwoju i przeżyli. Kobieta wspomina, jak Rosjanie zachowywali się w okupowanej wiosce:

- Przed wojną mieliśmy własne gospodarstwo, duże gospodarstwo domowe, a Rosjanie byli bardzo zdziwieni, kto dał nam prawo tak dobrze żyć

Kiedy mieszkaliśmy pod okupacją, mogliśmy wychodzić z domu tylko z podniesionymi rękami, ponieważ snajper stale nas obserwował. Ale musieliśmy wychodzić karmić zwierzęta, ciężarne maciory, które miały rodzić. Kiedy byli w wiosce, Rosjanie zabierali nam jajka i inną żywność, a potem zabronili mojemu mężowi wychodzić do zwierząt i sami zabili ciężarne świnie. Nie mogliśmy zostać w tym piekle, naprawdę chcieliśmy wyjechać. Ale Rosjanie nie mieli zamiaru wypuścić nas żywych.

Mąż Natalii prowadził konwój, gdy ten znalazł się pod ostrzałem. Chociaż na odprawie przed wyjazdem Rosjanie kazali mu się zatrzymać, jeśli rozpocznie się ostrzał, przyspieszył i kontynuował jazdę, co uratowało życie jemu i wielu innym osobom w konwoju. Ponieważ samochody, które się zatrzymały, zostały całkowicie zniszczone. Ludzie nie mieli gdzie uciekać - pole wokół nich było zaminowane. Synowa i syn Natalii zostali poważnie ranni, jej synowi urwało kawałek ramienia, ale przeżyli.

- Jeszcze pod okupacją mój mąż zaczął kaszleć. Kiedy wyszliśmy, zdiagnozowano u niego raka. Po kilku miesiącach zmarł - wspomina kobieta.

Sześć miesięcy po zakończeniu dokumentacji u Iryny Dovhan również zdiagnozowano raka. Przeszła leczenie i wróciła do pracy, choć podczas chemioterapii brała udział w konferencjach prasowych Instytutu. Mówi, że robi to, aby walczyć o normalną przyszłość dla swoich potomków i ukarać zbrodniarzy wojennych:

- Mam dzieci i wnuki. Mam nadzieję, że moja 25-letnia córka da mi więcej wnuków i nie chcę, żeby widziały to, co ja widziałam. Chcę, by żyły w innym świecie. Nie mam broni w rękach i nie umiem strzelać, ale po 2014 roku, kiedy zostałam zgwałcona w piwnicy przez Rosjan, mam poczucie, że mogę przekształcić swoją traumę i traumę innych ludzi w rozwój. Musimy zbierać zeznania, musimy dokumentować wszystko, aby pomóc ukarać przestępców. Więc nawet jeśli nie będziemy obecni na procesie, będziemy mieli te dowody.

20
хв

"Matka zakryła syna swoim ciałem jak tarczą". Dochodzenie w sprawie ostrzelania konwoju z cywilami przez rosyjskie wojsko w obwodzie kijowskim

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress