Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Якими є наслідки ухилення від вакцинації дитини в Польщі?
«Я не збираюся щеплювати свою дитину якоюсь отрутою», — з порога заявила жінка, яка прийшла до нас на консультацію в адвокатську канцелярію. Їй сказали, що на неї можуть накласти штраф, а дитину можуть не прийняти до польського садочка. Але як воно насправді?
Батьки, які ухиляються від щеплення дітей, можуть бути піддані контролю з боку суду з питань опіки та піклування. Фото: ocsp.com.ua
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Щеплювати чи не щеплювати? Це питання турбує багатьох батьків з України.
Я особисто проти антиваксерів і вірю в доказову медицину, але люди і ситуації є різні. Що ж говорить польське законодавство про щеплення для українських дітей?
Польське законодавство в цьому питанні однозначне. Після трьох місяців перебування українців у Польщі, відповідно до ст. 17 розділу 1а «Про запобігання та боротьбу з інфекціями та інфекційними хворобами людей» вони підлягають обов’язковій вакцинації. Безкоштовно.
Наслідком ухилення від обов’язку вакцинації є можливість накладення на особу, яка ухиляється, штрафу в межах адміністративної процедури, тобто відповідно до ст. 26 Закону від 17 червня 1966 р. про виконавче провадження. У цій ситуації органом примусового виконання є районний державний санітарний інспектор, на якого покладається обов’язок відкриття провадження та контроль за його перебігом.
Але це ще не все. У такому ж порядку штраф може бути накладено на осіб, які ухиляються від виконання обов’язку з метою примусу їх до цього виконання (відповідно до ст. 119 зазначеного Закону). Штраф накладається місцевим воєводою у формі постанови, його максимальний одноразовий розмір становить 10 000 злотих, і він може бути накладений багаторазово. Звісно, рішення воєводи можна оскаржити.
Проте, закон передбачає іншу можливу санкцію, яка може бути суворішою за грошове покарання. Зокрема, батьки, які ухиляються від щеплення дітей, можуть бути піддані контролю з боку суду з питань опіки та піклування. Суд може порушити справу про обмеження батьківських прав. Під час розгляду справи суд встановлюватиме, чи відповідає відсутність згоди батьків на щеплення інтересам дитини.
Далі — щодо шансів невакцинованій дитині потрапити в садочок, школу чи вищий навчальний заклад.
Більшість державних і приватних садочків не перевіряють книжку про щеплення, а інформацію про щеплення дитини отримують зі слів батьків. До школи теж, за великим рахунком, не можуть не прийняти нещеплену дитину, бо це є обмеженням права на освіту.
Prawniczka, członek Rady Adwokatów regionu Kijowa. Partnerka zarządzająca Towarzystwa Prawnego „G&D”. Specjalizuje się w prawodawstwie antykorupcyjnym. Wykwalifikowany mediator. Jest twórczynią kursów z zakresu prawa medialnego i interakcji prawnych między władzami państwowymi a mediami. Posiada szereg publikacji naukowych na temat prawodawstwa antykorupcyjnego, deklaracji elektronicznej, wolności słowa, ochrony danych osobowych, dostępu do informacji.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Premierę trzeciego sezonu zaplanowano na 16-17 lutego. Poznamy nową opowieść o pracownikach i gościach ekskluzywnej sieci hoteli w malowniczych kurortach. Oczywiście i tym razem będzie morderstwo, którego tajemnica utrzyma nas w napięciu do ostatniego odcinka.
Akcja trzeciego sezonu serialu rozgrywać się będzie w hotelu w Tajlandii. Scenarzysta Mike White obiecuje, że nowa odsłona poruszy kwestie duchowości, religii i śmierci. Według niego serial ten ma bowiem potężny potencjał, by stać się „wielowarstwowym płótnem”, które uwypukli problemy współczesnego społeczeństwa.
2. „Ty”, Netflix
Piąty sezon historii o psychopacie, zabójcy i manipulatorze pojawi się 24 kwietnia. Już czwarty sezon wyglądał na finałowy. Tyle że główny aktor, Penn Badgley, powiedział, że ta historia nie może zakończyć się zwycięstwem przestępcy, którego gra: „Joe musi dostać to, na co zasługuje. Teraz upadnie jeszcze bardziej, ponieważ ma władzę i bogactwo”. Cóż, jesteśmy gotowi oglądać ten upadek z przyjemnością.
3. „I tak po prostu…”, Max
Długo oczekiwany prezent dla fanów „Seksu w wielkim mieści”: Carrie, Charlotte i Miranda powracają, ale... bez Samanthy. Kobiety przechodzą od całkowitej wolności i przyjaźni w wieku 30 lat do bardziej złożonej rzeczywistości, gdy mają już po 50 lat. Zamiast czytać gazety słuchają podcastów, przyjaźnią się online i mogą długo rozmawiać o teorii płci czy inkluzywności. Jedno pozostaje niezmienne: przyjaciółki są stylowe i radosne, pokazując nam, że życie po pięćdziesiątce może być pełne nowych, głębokich odcieni.
4. „Czarne lustro”, Netflix
Premiera siódmego sezonu zaplanowana jest na 14 marca. To kontynuacja niezwykłej serii o wpływie nowoczesnych technologii i mediów społecznościowych na życie ludzi. Sześć poprzednich sezonów składa się z niezależnych filmów, które malują bardzo mroczny obraz przyszłości – niektóre z dystopijnych obrazów w nich przedstawionych już się spełniają w prawdziwym życiu. Szósty sezon serialu był mocno krytykowany, bo odbiegał od pierwotnego tematu: większość odcinków nie miała nic wspólnego z science fiction. W kolejnym obiecują powrót do korzeni.
5. „Poker Face”, Peacock
Kontynuacja serialu detektywistycznego o Charlie Cale (w tej roli Natasha Lyonne), która pracuje w kasynie i ma rzadki talent demaskowania kłamców. Bohaterka podróżuje, a na każdym kolejnym przystanku poznaje nowych ludzi i rozwiązuje zagadki skomplikowanych zbrodni. I jak to robi!
Główny zamysł reżyser zapożyczył od „Columbo”, kultowego serialu z lat 70.: widz zna tożsamość przestępcy od początku, a najważniejsze staje się pytanie: „Jak postawić go przed sądem?”. Prawdopodobnie premiera drugiego sezonu nastąpi wiosną.
6. „Squid Game”, Netflix
Trzeci sezon południowokoreańskiego serialu survivalowego ukaże się 27 czerwca – i będzie już ostatnim.
Wyreżyserowany przez Hwang Dong-hyuka serial stał się absolutnym hitem w serwisie Netflix w 2021 i 2024 roku. W trzecim sezonie widzowie przekonają się, jak zakończy się bunt graczy przeciwko systemowi i czy główny bohater osiągnie swój cel, którym jest powstrzymanie morderczej gry.
7. „Doctor Who”, Disney+, BBC One, iPlayer
Władca Czasu Shuti Gatwa powraca w kolejnych odcinkach kinowej epopei. Spotyka Belindę i rozpoczyna epicką podróż, by sprowadzić ją z powrotem na Ziemię. Jednak tajemnicza siła uniemożliwia ten powrót. Zespół musi stawić czoło wielkim niebezpieczeństwom, wrogom, potworom – jeszcze bardziej przerażającym niż wcześniej. „Jest wiele strachu, jest planeta z odległej przyszłości, absolutnie przerażająca” – mówią twórcy o nowym sezonie, który ma pojawić się w maju.
8. „Dyplomatka”, Netflix
Kontynuacja serialu dramatycznego o rodzinie zawodowych dyplomatów zapowiada się gorąco. Twórcy zapowiadają, że „trzeci sezon wywróci szachownicę, a Kate stanie przed wyzwaniem zdobycia wszystkiego, czego chce”. Podczas gdy pierwszy sezon opisywał wiele osobistych dramatów, w drugim romans zszedł na dalszy plan, a polityka międzynarodowa zajęła centralne miejsce. Obserwowanie politycznych manewrów, pokrętnych negocjacji i prób zapobieżenia chaosowi na arenie międzynarodowej powinno być niezmiennie interesujące.
9. „Wednesday”, Netflix
Kontynuacja bajki dla dorosłych o słynnej rodzinie Adamsów autorstwa Tima Burtona.
Wednesday Adams uczy się w Akademii Nevermore – szkole dla niezwykłych dzieci. Pod koniec pierwszego sezonu bohaterce udaje się rozwiązać zagadkę potwora, który porywa uczniów, i ukarać złoczyńców. W finale dostaje tajemniczą wiadomość od anonimowego prześladowcy.
Szczegóły fabuły nowego sezonu nie zostały ujawnione. Jenna Ortega, która została nie tylko główną aktorką, ale także producentką serialu, podzieliła się wieścią, że teraz będzie znacznie więcej horroru. W serialu pojawi się też 12 nowych postaci – wśród nich babcia Wednesday (Joanna Lumley), nowy dyrektor szkoły Nevermore (Steve Buscemi) i nauczycielka muzyki (Billie Piper).
10. „Stranger Things”, Netflix
Kontynuacja przygód Odiego, Willa, Mike'a, Dustina i Lucasa. Pod koniec czwartego sezonu bohaterom udało się pokonać główny czarny charakter, Veknę. Okazało się jednak, że potwór przeżył gdzieś w głębinach równoległego wymiaru i zamierza skierować wszystkie swoje siły na Ziemię. Piąty sezon zakończy tę historię: główni bohaterowie zmierzą się w ostatecznej bitwie o Hawkins.
11. „The Bear”, Hulu
Czwarty sezon tego komediowego serialu ukaże się latem. To dalszy ciąg historii transformacji przynoszącego straty sklepu z kanapkami w dochodową restaurację dla smakoszy. Jeremy Allen White, grający głównego bohatera, zdobył już Złoty Glob, nagrodę Emmy i Screen Actors Guild Award. Obserwowanie tego, co dzieje się za kulisami chicagowskiej restauracji, to niezła zabawa.
12. „Cobra Kai”, Netflix
Premiera najnowszej odsłony zaplanowana jest na 13 lutego. To komediodramat o świecie sztuk walki, w którym bohaterowie walczą o zwycięstwo w turnieju Sekai Taikai.
Przypomnijmy: Johnny Lawrence był niegdyś królem ulicy, teraz jest spłukanym przegrywem. Szansę na nowe życie widzi w odrodzeniu szkoły karate Cobra Kai. Ta próba prowadzi go do dawnego rywala Daniela La Russo, obecnie odnoszącego sukcesy biznesmena. Próbują zostawić dawne żale za sobą i poradzić sobie z obecnymi trudnościami, tyle że pomysł reaktywowania szkoły nie wszystkim się podoba...
W listach, które zaczęli otrzymywać ukraińscy mężczyźni przebywający w Polsce, stwierdza się, że przedstawiciele ukraińskich władz przyjdą do miejsca zamieszkania odbiorcy, by zabrać go do punktu mobilizacyjnego. Tym, którzy nie stawią się dobrowolnie, ma grozić „ekstradycja do Ukrainy”.
Takie listy przychodzą do Ukraińców w Polsce. Zdjęcie: Urząd Spraw Cudzoziemców RP
Urząd do Spraw Cudzoziemców oficjalnie oświadczył, że to fałszywki, które nie mają nic wspólnego z polskimi władzami.
Sprawę skomentowała również Ambasada Ukrainy w Polsce: „Pragniemy poinformować, że na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej do obywateli Ukrainy nie są wysyłane wezwania do stawienia się do poboru lub powiadomienia o poborze osobom podlegającym obowiązkowi służby wojskowej i rezerwistom”.
Obywatele Ukrainy za granicą mogą wstąpić do Legionu Ukraińskiego tylko dobrowolnie.
Polskie służby sprawdzają, kto i dlaczego wysyła takie listy, a Urząd do Spraw Cudzoziemców apeluje do Ukraińców o ostrożność. Polskie władze zalecają natychmiastowe zgłaszanie tych listów na policję. Eksperci prawni wyjaśniają, że tego typu groźby nie mają podstaw prawnych, a deportacja lub ekstradycja z Polski za uchylanie się od mobilizacji jest niemożliwa.
Ukraiński prawnik Wasyl Ilnycky wyjaśnia w swojej grupie na Facebooku „Konsultacje i legalizacja”, że w najbliższej przyszłości „wezwania” mogą być nadal wysyłane pocztą zarówno do mężczyzn, jak do kobiet. Ten, kto otrzyma takie wezwanie, powinien je zachować, ale zignorować.
Jako „nadawca” fałszywego wezwania w listach wskazywany jest Urząd do Spraw Cudzoziemców, czyli centralny organ odpowiedzialny za realizację polityki migracyjnej państwa w Polsce. Tyle że instytucja ta nie ma nic wspólnego ze sprawami wojskowymi.
Instytucją zajmującą się wojskiem, osobami chcącymi zostać żołnierzami, walidacją dokumentów itp. w Polsce jest Wojskowe Centrum Rekrutacji (WCR). Nie prowadzi ono jakichkolwiek działań w stosunku do cudzoziemców, co oznacza, że:
nie współpracuje z Ukrainą i nie może z nią współpracować nawet teoretycznie, ponieważ rekrutacja cudzoziemców jest w Polsce zabroniona;
w praktyce nie może wysyłać żadnych dokumentów czy pism do cudzoziemców przebywających na terenie Polski, ponieważ w polskiej armii mogą służyć tylko obywatele polscy.
23 stycznia opozycyjna Konfederacja złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.
– A potem wydarzenia potoczyły się z prędkością światła – mówi ukraiński prawnik Wasyl Ilnycki. – Pomysł ograniczenia dostępu do 800+ spodobał się siłom politycznym, które łącznie mają 80% miejsc w Sejmie. To rzadka sytuacja, gdy „wszystkie gwiazdy ustawiły się w jednej linii”, niezależnie od poglądów politycznych, a wszystkie kluczowe postacie w polskiej polityce poparły pomysł, by cudzoziemcy ze statusem „UKR” otrzymywali świadczenia socjalne tylko wtedy, gdy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce.
– Wyborca nie będzie zagłębiał się w szczegóły, że Ukraińcowi ze statusem „UKR” zostanie ograniczony dostęp do zabezpieczenia społecznego – ale jeśli otrzyma kartę pobytu, to nie. Najważniejsze jest to, że w wiadomościach pojawiło się słowo „Ukrainiec”. W ten sposób każda partia stara się zadowolić swoich wyborców – dodaje Ilnycki.
Prawo do otrzymywania 800+ ma być zarezerwowane tylko dla tych Ukraińców, którzy mieszkają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z dzieckiem, oficjalnie pracują lub prowadzą działalność gospodarczą w Polsce, płacą podatki i inne składki do polskiego budżetu.
Jeśli Ukrainiec otrzymuje 800+, ale nie spełnia choćby jednego z tych warunków, po wejściu w życie ustawy wypłaty zostaną mu wstrzymane. Dotyczy to wniosków złożonych od 01 lutego 2025. Jeśli jednak wnioskodawca będzie w stanie ponownie spełnić wszystkie wymagania w późniejszym terminie, świadczenia zostaną wznowione.
Rafał Trzaskowski. 2022. Fot: Wojciech Olkuśnik/East News
Mowa liczb
Według stanu na 14 stycznia 2025 r. w Polsce przebywało prawie 400 tys. ukraińskich dzieci poniżej 18. roku życia z PESEL-em oznaczonym „UKR”. Jednak według Aleksandry Gajewskiej, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2024 r. świadczenie 800+ było wypłacane tylko na 209 000 (według ZUS na 292 000). Oznacza to, że nie wszystkie dzieci, które uciekły przed wojną, otrzymały w Polsce pomoc.
Według danych opublikowanych przez polski rząd 23 stycznia 2025 r. 78% ukraińskich uchodźców jest oficjalnie zatrudnionych w Polsce. Według ZUS w 2024 r. na wypłaty dla ukraińskich dzieci wydano 2,8 mld zł, a w samym 2023 r. (dane za 2024 r. nie są jeszcze dostępne, ale liczba ta będzie wyższa) Ukraińcy wpłacili do budżetu państwa polskiego 15 mld zł w podatkach i składkach na NFZ i ZUS
Czy z tej różnicy nie da się zapewnić ukraińskim matkom, które nie mogą pracować, wspomnianych 800 złotych dopłaty?
Według ZUS Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców płacących składki ubezpieczeniowe w Polsce. Na koniec listopada 2024 r. płaciło je około 800 tys. Ukraińców.
Ale to nie wszystko. Dane ZUS nie uwzględniają przecież tych Ukraińców, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło. A od tego typu umów cywilnoprawnych nie odprowadza się składek na ubezpieczenie społeczne.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w reakcji na projekt ustawy oświadczył, że z nieszczęśliwych ukraińskich matek, których dzieci chodzą do szkoły, a które nie mogą pracować, nie będzie robił zakładników kampanii wyborczej.
Dlaczego w Polsce są ukraińskie uchodźczynie, które nie pracują?
Odpowiedź jest prosta: bo większość z nich to samotne matki wychowujące niepełnosprawne dzieci lub dzieci w wieku przedszkolnym. One nie mogą pracować, jeśli harmonogram pracy nie jest elastyczny, zaś w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby bezpłatnie zaopiekować się dziećmi, jeśli np. zachorują. A pensja takich kobiet zwykle ledwo wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Pod koniec 2024 r. napisałam artykuł badawczy pt. „Uchodźcy wojenni w Polsce: między domem a bezdomnością” do trzeciego tomu książki „Wojna w Ukrainie” pod redakcją prof. Stanisława Stępnia. Analizuje ona problemy adaptacji, integracji i wyzwań, przed którymi stanęli uchodźcy wojenni z Ukrainy w Polsce. W tym celu nagrałam ponad sto wywiadów z Ukrainkami w wieku od 25 do 75 lat, które przyjechały do Polski z powodu wojny. Były to wyznania uchodźczyń, w których podkreślały, że zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu w Polsce tylko dlatego, że mnie znały. Wiedziały, że też jestem uchodźczynią, a więc uznały, będę w stanie je zrozumieć i nie skrzywdzić.
W trakcie naszych rozmów zobaczyłam, jak przejawia się tak zwany „czynnik milczenia” uchodźców. Oznacza on, że aby przetrwać w nowym środowisku, uchodźcy wojenni są gotowi milczeć w odpowiedzi na obelgi i nie wyrażać swojego stanowiska. Mówiły: „W domu w takiej sytuacji walczyłybyśmy, ale tutaj milczymy”
Przejawy „czynnika milczenia” uchodźczyń można wyraźnie dostrzec w ich opowieściach o pracy. Zwłaszcza jeśli są to kobiety z grup szczególnie wrażliwych – samotne matki wychowujące dzieci niepełnosprawne, dzieci w wieku przedszkolnym i szkoły podstawowej. To kobiety, które boją się utraty pracy, ponieważ potrzebują jej, by przetrwać. Na przykład jeśli dzieci uchodźczyń często chorowały, kobiety te zgadzały się pracować dłużej za niższe wynagrodzenie – albo były gotowe wziąć winę na siebie, jeśli w pracy pojawiały się problemy lub konflikty nie z ich winy.
Kraków 2022. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter
„Przez ostatnie półtora roku pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – powiedziała 33-letnia Maria z obwodu sumskiego. – Pozwolono mi pracować 7 godzin zamiast 8, ale musiałam sprzątać kilka pomieszczeń o powierzchni 2500 mkw. Tymczasem osoby, które pracowały tam w pełnym wymiarze godzin przez 8 godzin, sprzątały nie więcej niż 1300 mkw. Oznacza to, że pracowałam za dwie osoby, a płacono mi o połowę mniej. Ale nie narzekałam, bo taki grafik był dla mnie ważny. We wrześniu moja siedmioletnia córka zaczęła ciągle chorować: ból gardła, zapalenie płuc, grypa, COVID. W końcu musiałam zrezygnować z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Teraz znów szukam pracy”.
40-letnia Ołena Jacenkoz obwodu charkowskiego: „Z zawodu jestem księgową. W Polsce najpierw pracowałam na kasie w sklepie. Czasami klient podchodził i głośno mówił coś obraźliwego, gdy słyszał mój ukraiński akcent. W takich przypadkach zawsze milczałam. Potem pracowałam jako pomoc kucharza w przedszkolu. Myślałam, że jeśli będę miała mniej kontaktu z ludźmi, będzie mi łatwiej. Ale miałam pecha, bo zespół był uprzedzony do Ukraińców. Często płakałam, ale i tam milczałam. W końcu nie wytrzymałam i odeszłam. Jeśli do wiosny nie znajdę pracy, przeprowadzę się do Ukrainy, z sześcioletnią córką i ośmioletnim synem. Nasza wioska leży w obwodzie charkowskim”.
„Przez ponad dwa lata pracowałam w niepełnym wymiarze godzin w firmie świadczącej usługi w zakresie kształtowania krajobrazu i sprzątania – wspominała z kolei Natalia z obwodu chersońskiego. – Na zimę ludzie są tam zwalniani. Zwykle pracowaliśmy na ulicy, a nasi koledzy rozmawiali ze sobą po rosyjsku, bo w zespole byli Białorusini i Gruzini. I często zdarzało się, że przechodnie krzyczeli na nas: ‘Jedźcie na swoją Ukrainę, nie bierzcie naszych 800+!’.
Poza 800+ nigdy nie otrzymałam żadnej innej pomocy socjalnej. To zasiłek na dzieci, które uratowałam od śmierci
Właścicielka mieszkania powiedziała mi, że mogę napisać podanie do MOPS-u, bo mam niskie dochody i w związku z tym mogę dostać dopłatę do obiadów w przedszkolu.
A tam, ni stąd, ni zowąd, jak gdybym złamała prawo, pracowniczka socjalna zapytała: ‘Dlaczego pani nie pracuje? Gdzie jest pani mąż? Dlaczego nie wraca pani do domu?’.
Odpowiedziałam: ‘Pracuję, ale zarabiam za mało, nie mogę pracować na pełen etat, bo jestem tu sama z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mój mąż zaginął ponad dwa lata temu, kiedy Rosjanie zajęli nasze miasto Oleszki, w lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Później miasto zostało zalane w wyniku wysadzenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce. Więc teraz nie mam dokąd wracać’.
Pracowniczka powiedziała, że powinnam wrócić w przyszłym tygodniu, ponieważ osoba, która zajmuje się tymi sprawami, jest na wakacjach. Ale nigdy więcej tam nie poszłam. Znów szukam pracy”.
Wsparcie nie może się skończyć, dopóki trwa wojna
W Polsce od 2022 roku realizowanych jest wiele projektów mających na celu integrację uchodźców z polskim społeczeństwem. Na przykład w Olsztynie na programy wsparcia i integracji przeznaczono setki tysięcy złotych z funduszy unijnych, budżetu państwa i budżetów regionalnych. Przez prawie trzy lata pieniądze te były wydawane na kursy języka polskiego, wykłady na temat polskiej kultury, literatury, historii, edukacji i medycyny itp. Organizowano także wydarzenia rozrywkowe w języku polskim, kupowano dla Ukraińców bilety do kina, teatrów i muzeów. Jednak pracujące Ukrainki zwykle w tych spotkaniach nie uczestniczyły, bo odbywały się one w godzinach pracy. Z tej pomocy korzystały głównie osoby z grup wrażliwych. Czyli te, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do opuszczenia Polski, jeśli stracą jedyną pomoc socjalną na wychowanie dzieci, czyli 800+.
A ja mam pytanie: Po co przez prawie trzy lata wydawano pieniądze na integrację uchodźców z polskim społeczeństwem, skoro teraz tych ludzi wrzucono do kategorii „wyłudzacze zasiłków”?
Zajęcia dla ukraińskich uchodźczyń i dzieci w Olsztynie. Zdjęcie: Tetiana Bakocka
Uproszczenia i stereotypy są niebezpieczne, ponieważ nie uwzględniają ważnych wyjątków. Uchodźcy to osoby poszukujące pracy, uczące się, zdobywające nowe kwalifikacje, a także ludzie należący do grup szczególnie wrażliwych. Projekt ustawy o zmianie warunków wypłacania 800+ dla ukraińskich uchodźców nie mówi nic o takich osobach jak:
dzieci pod opieką emerytów;
dzieci rodziców niepełnosprawnych;
przewlekle chore dzieci wymagające stałej opieki;
dzieci niepełnosprawne;
dzieci wychowywane przez samotnych rodziców (w szczególności po śmierci polskiego małżonka, który od dłuższego czasu legalnie pracował w Polsce).
Zamiast epilogu
Ja również należę do wrażliwej grupy uchodźców – „wyłudzaczy zasiłków”. Jestem wdową po poległym żołnierzu samotnie wychowującą dwójkę dzieci. 4 sierpnia 2022 r. mój mąż, Rusłan Choda, dowódca plutonu zwiadowczego, zginął w akcji podczas ostrzału rosyjskiej artylerii w obwodzie chersońskim. Jego ciało pozostało na okupowanym terytorium. Wtedy nasze dzieci, 11-miesięczna Myrosława i 11-letni Mychajło, uchodźcy wojenni w Polsce, stały się także półsierotami.
Wyjechałam z Ukrainy, bo rosyjskie czołgi stały u bram mojego domu w obwodzie mikołajowskim. Zaczęłam legalnie pracować we wrześniu 2022 roku, gdy tylko moje najmłodsze dziecko skończyło roczek. W ciągu ostatniego roku miałam pięć umów o pracę. Teraz pracuję na podstawie umowy o dzieło. I pracuję nie dlatego, że chcę otrzymywać 800+, chociaż bez tych pieniędzy byłoby mnie i moim dzieciom znacznie trudniej przeżyć.
Opowieść o ojcu, który zginął na wojnie, Olsztyn, 2025. Zdjęcie: Tetiana Bakocka
Wyczerpujące procedury biurokratyczne mające przyspieszyć proces odzyskania ciała mojego męża trwały półtora roku. Dopiero w lutym 2024 roku otrzymałam fragmenty jego ciała i akt zgonu. Nadal nie otrzymałam nie tylko pomocy państwa w związku ze śmiercią mojego męża, ale nawet decyzji o jej przyznaniu. Jak więc z takim doświadczeniem mogę liczyć na pomoc społeczną w innym kraju?
Każdy kraj dba przede wszystkim o własne interesy (choć ukraińscy uchodźcy dbają również o polską gospodarkę). Ale nie wiem, co powiedzieć synowi żołnierza poległego na wojnie, gdy pyta: „Mamo, zawsze mówiłaś, że ta wojna nie toczy się tylko o terytorium. Że Ukraińcy oddają życie, by żyć w normalnym kraju, w demokratycznym społeczeństwie. Za europejskie wartości, które przecież są uniwersalne. Ale czym te wartości są, skoro tak łatwo przymknąć na nie oko, gdy chodzi o wybory?”.
Zaczęła pomagać uchodźcom z Ukrainy, nawet nie zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby to robić. Obecnie podopiecznymi jej fundacji jest ponad 1300 rodzin, czyli prawie 6 000 osób.
Zyskała bardzo wiele: wdzięczność dla wszystkich tych ludzi, ponieważ dzięki nim zrozumiała, że stworzona przez nią przestrzeń umożliwia wzajemne wsparcie. Odnalazła też więź między własną historią oraz historią swojej rodziny, a to pozwoliło jej zrozumieć wojenne i okołowojenne doświadczenia.
– Te pierwsze dni wojny bardzo dobrze pamiętam. Mieliśmy z mężem zaplanowany dzień wolny od pracy i zamierzaliśmy pojechać oglądać ziemię, na której chcieliśmy budować dom. Rano obudziliśmy się, przeczytaliśmy wiadomości i byliśmy w szoku – nie dowierzaliśmy, myśleliśmy, że to fake news albo coś podobnego. Pojechaliśmy więc oglądać tę ziemię i wróciliśmy wieczorem. Pamiętam też bardzo dobrze poranek następnego dnia: wojna trwała nadal.
Wtedy stało dla niej oczywiste, że trzeba działać, bo ludzie naprawdę są w drodze, bo przyjeżdżają, bo będą na granicy, na dworcach, w Przemyślu. I było oczywiste, że ktoś musi tam pojechać, żeby pomóc. Michał, mąż Olgi, spakował się i pojechał. W nocy wrócił z pierwszą rodziną.
Lena
To była rodzina Leny. W lutym 2022 Lena przyjechała do Krakowa z dziećmi, siostrą, bratankiem i mamą. Jakoś tak się ułożyło, że w ciągu tygodnia Olga zapewniła Lenie mieszkanie, znalazła dla niej pracę, a dzieci pomogła zapisać do przedszkola i szkoły. W domu w ciągu dnia była tylko babcia i piesek.
Teraz Ołena Mychajłowa jest koordynatorką w świetlicy dla społeczności ukraińskiej, działającej przy Fundacji „Kocham Dębniki”. Olga przyznaje, że Lena stała się jej niezwykle bliska – zawodowo i prywatnie.
Z Ołeną Mychajłową, luty 2022 r. Zdjęcie: Patrick Clarke
Potrzebna przestrzeń
– Potem takich sytuacji było bardzo wiele. Kobiety przyjeżdżały, a my robiliśmy wszystko, żeby pomóc. Każda przychodziła z bagażem swoich doświadczeń i każda sama. Było ich bardzo wiele. Miałam wtedy bardzo silne przekonanie, że potrzebna jest przestrzeń, w której te kobiety mogłyby się ze sobą spotykać. By mogły spotkać się z kimś, kto rozumie, przez co przechodzą. Chodziło o to, żeby stworzyć miejsce, w którym ktoś mógłby im powiedzieć: „Rozumiem, co czujesz”. My tego zupełnie nie rozumieliśmy, bo czegoś takiego naprawdę nie da się sobie wyobrazić.
10. dnia wojny Olga z kolegą, ojcem jednego z dzieci ze szkoły, postanowiła zorganizować spotkanie. Odbyło się w osiedlowym klubie sportowym. Był catering, zajęcia z trenerami piłki nożnej dla dzieci. Sąsiedzi rozstawili grilla, a animatorki bawiły się z dziećmi. Zorganizowali punkt, w którym można było wymieniać się odzieżą i zabawkami.
Myśleli, że przyjdzie jakieś 50 osób, przyszło około 350. To wydarzenie stało się czymś wielkim, stworzyło ogromną przestrzeń do wspólnego działania i wsparcia. Tak powstała fundacja „Kocham Dębniki”.
Spotkanie ukraińskich i polskich kobiet oraz ich dzieci, na którym Ukrainki plotą warkocze Polkom, 2022 r. Zdjęcie: M. Rej- Brodowska
Naprawianie rodzinnej historii
– Jakoś w maju albo czerwcu 2022 roku miałam taki moment, w którym z początku trochę się przestraszyłam: poczucie, że muszę działać – mówi Olga. – Zaczęłam zastanawiać się, jak to jest, że trwa wojna, a tutaj są uchodźcy, są kobiety, które zostały same i doświadczają niewyobrażalnego cierpienia. I nagle poczułam, że wiem, czego im potrzeba. Wstawałam rano, zakładałam trampki i wiedziałam, co trzeba zrobić. Zastanawiałam się, skąd we mnie to doświadczenie, ten instynkt. Wtedy zaczęłam myśleć o doświadczeniach transgeneracyjnych, o historii mojej babci, która jako mała dziewczynka przeżyła wyzwolenie przez wojska radzieckie w podkrakowskiej wsi. Uświadomiłam sobie, że historie, które opowiadała mi babcia w dzieciństwie, są podobne do tych, które teraz słyszymy o Mariupolu czy Irpieniu.
Olga opowiada historię swojej babci, która jako pięcioletnie dziecko doświadczyła wojny. Po wielu tygodniach wyszła z piwnicy na podwórko. Było usłane ciałami kobiet z oderwanymi palcami, bo ktoś zabierał im pierścionki…
Właśnie te opowieści wróciły do Olgi, kiedy opisywano zbrodnie wojenne koło Kijowa – w Buczy, Irpieniu, Hostomlu. Wtedy zrozumiała, że to, co robi teraz, jest szansą nie tylko dla niej, ale też dla jej rodziny, dla kobiet w tej rodzinie.
– Myślę, że dlatego te działania, w które się zaangażowałam, są dla mnie możliwością naprawienia historii mojej rodziny. Zrozumiałam, że to, co robię, nie dotyczy tylko mnie. To coś większego. Myślę, że wiele osób w Polsce mogło czuć podobnie: że mamy szansę zrobić coś, co w pewnym sensie naprawia nie tylko naszą przeszłość, ale też przyszłość innych ludzi.
Z 87-letnią Switłaną, dla której to już trzecia wojna w życiu. W 2014 i 2022 roku straciła dom, męża i możliwość powrotu. Teraz ma dach nad głową, ciepło, jedzenie i ludzi, z którymi może dzielić się radością i smutkiem
Pierogi w środy
– Pamiętam bardzo wyraźnie ten moment, kiedy przyszły dziewczyny i powiedziały: „Czujemy się już na tyle dobrze, że chciałybyśmy zrobić coś dla was. Mamy taki pomysł, żeby spotykać się w każdą środę i lepić pierogi; potem będziemy je mrozić. Gdy ktoś przyjdzie do sklepiku – przyniesie odzież albo zostawi produkty – dostanie od nas paczuszkę mrożonych pierogów”.
Te pierogi stały się dla nas symbolem wdzięczności i tego, co od samego początku było w nas obecne: że każdy ma coś do dania, coś, czym może się podzielić. To bardzo ważna idea, która towarzyszy nam od początku i w dużej mierze definiuje charakter tego miejsca.
Tradycja lepienia pierogów zadomowiła się w fundacji na dobre. Z czasem „menu wdzięczności” zaczęło się wzbogacać – dziś może to być też płow albo pielmeni
Punkt wymiany odzieży i zabawek, który powstał podczas pierwszego spotkania, rozwinął się w sklepik. Zaczęła działać także biblioteka, która początkowo była częścią sklepiku. Podobno obecnie jest to największy księgozbiór ukraiński w Krakowie.
Sklepik
– Dziewczyny nazywają sklepik „miejscem medytacji”. Prowadzi go Julia, nasza wspaniała i niezastąpiona przyjaciółka. Często wygląda to tak, że Julia siedzi przy biurku, zajmując się formalnościami, a w tym czasie ktoś przychodzi, przymierza coś albo pyta o konkretną rzecz. Julia zawsze doradzi, a jeśli czegoś brakuje, podpowie, co mamy w zamian. Często taka rozmowa przeradza się w dłuższą opowieść – skąd ktoś przyjechał, z kim jest, czego potrzebuje. Wtedy Julia może wspomnieć o zajęciach, które prowadzimy, albo o innej osobie z tej samej miejscowości, która korzysta z naszych inicjatyw. To miejsce jest bardzo nieformalne, pełne spotkań i rozmów. Formalnie mogłybyśmy nazwać je punktem recepcyjnym, gdzie przyjmujemy klientów i beneficjentów, ale przecież to coś znacznie więcej.
Przychodzą tutaj także sąsiedzi fundacji. Gdy dostają pensje albo emerytury, następnego dnia przynoszą siateczkę swoich zakupów, dzieląc się tym, co mają. Olga uważa, że to miejsce stało się fajnym punktem wymiany – dokąd można przyjść, nawet jeśli nic się nie ma, i znaleźć coś potrzebnego. Ale to też przestrzeń, w której po prostu przyjemnie czasem poszperać i poszukać czegoś dla siebie – albo pobyć.
Z Julią, koordynatorką, podczas rozładunku darowizn, 2022 r.
Siostrzeństwo
– Myślę, że to bardzo ważny wątek: siostrzeństwo. Choć nasza społeczność składa się w większości z kobiet, od pewnego czasu przyjeżdżają do nas także mężczyźni. To często osoby z doświadczeniem frontowym, które z różnych powodów nie chcą już lub nie mogą wrócić na front. Chcę podkreślić, że siostrzeństwo, które jest dla nas tak ważną wartością, nie jest wyłącznie kobiecym doświadczeniem. Siostrzeństwo w naszej społeczności jest wspierane przez mężczyzn, to dla mnie coś niezwykłego. Mężczyźni mogą wspierać kobiety i to, co one tworzą między sobą, włączając się w tę przestrzeń z pełnym zaangażowaniem. To bardzo poruszające. Kiedy mówię o siostrzeństwie, myślę o czymś większym – o wspólnocie, w której także mężczyźni mają swoje miejsc.
Olga wspomina o swoim mężu. Michał od pierwszego dnia wojny włączył się w działalność fundacji i odtąd ją wspiera. Mówi też o kolegach, którzy przyjechali z różnych miejsc, nawet ze Stanów Zjednoczonych – tylko po to, żeby pomagać kobietom, które znalazły tutaj schronienie.
Sofa do nowego biura, marzec 2023 r.
Rok przerwy
– To bardzo trudny temat. Na początku, właściwie do lipca 2022 r., oboje z mężem byliśmy bardzo zaangażowani. Miałam wtedy pracę, którą mogłam sobie elastycznie ograniczać, ale mąż pracował na pełny etat, więc to było dla nas ogromne wyzwanie. Pracowaliśmy praktycznie 24 godziny na dobę. Spało się po trzy godziny, a nasze dzieci – mamy trójkę – oglądały bajki niemal non stop przez kilka miesięcy. W pewnym momencie powiedziały, że „nienawidzą Ukraińców”.
To był trudny moment, bo choć w przedszkolu dobrze dogadywały się z ukraińskimi dziećmi, to nasze zaangażowanie interpretowały tak, że na kilka miesięcy „Ukraińcy zabrali mamę”. Mam ogromne poczucie winy, bo choć złożyły się na to różne okoliczności, to właśnie ta praca odegrała tu w największą rolę. W rezultacie rozstaliśmy się z mężem na rok.
Olga wspomina tamten okres jako bardzo trudny w swoim życiu. Przyznaje, że wtedy sama stała się osobą, która przyszła do fundacji jako potrzebująca wsparcia i otuchy. Ukraińskie dziewczyny pomogły jej zrozumieć siebie, docenić wartość rodziny i możliwość bycia z mężem. Olga podkreśla, że nadal pracują nad odzyskaniem równowagi w małżeństwie, ale na szczęście są już razem.
Dzień Dziecka w centrum „Kocham Dębniki”, 2022. Zdjęcie: Agnieszka Fiejka
Marzenia
– Mam różne marzenia. Przede wszystkim marzę o tym, żeby nadszedł taki moment, kiedy będę mogła wracać do domu i spędzać czas z moimi dziećmi, moją rodziną. Chciałabym, żeby praca miała wyraźne granice. To takie moje małe, codzienne marzenie.
A dziewczyny mówią: „Doświadczyłam masy bólu i straty, ale odkryłam też coś nowego. Nie chcę wracać do tego, jak żyłam wcześniej. Gdziekolwiek będę, chcę tworzyć społeczność wokół siebie. Marzę, by nauczyć się, jak to robić jeszcze lepiej”.
To jest coś, o co bardzo się staram – żebyśmy my tutaj nie byli tylko miejscem pomocy, żeby to doświadczenie mogło przenosić się dalej. I to się dzieje! Kobiety, które wracają do Ukrainy, zabierają ze sobą coś, co tutaj przeżyły, i wprowadzają to do swojego życia. Budują wokół siebie nowe społeczności.
Moim największym marzeniem jest, żeby to mogło zmieniać świat. Może brzmi to górnolotnie, ale naprawdę wierzę, że jeśli zmienimy świat jednej osoby, to w pewnym sensie zmienimy cały świat.
Dr Rafał Szmajda - lekarz, psychiatra dzieci i młodzieży. Specjalizuje się w leczeniu i terapii ADHD, zaburzeń zachowania, spektrum autyzmu. Na co dzień pracuje w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym w Łodzi.
Dr Rafał Szmajda. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Anna J. Dudek: Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła petycja rodziców dzieci z ADHD. Pismo dotyczy możliwości ubiegania się o orzeczenie kształcenia specjalnego dla tych dzieci, które mają zdiagnozowany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Obecnie o takie orzeczenia mogą ubiegać się rodzice dzieci ze spektrum autyzmu i niepełnosprawnościami różnego typu. Jak Pan ocenia tę petycję?
Dr Rafał Szmajda: Myślę, że takie działanie ma głęboki sens. Dzieci z ADHD to dzieci ze szczególnymi potrzebami, więc możliwość kształcenia specjalnego umożliwi im naukę według potrzeb, na przykład w mniejszych grupach, częściowo w zindywidualizowanej ścieżce, w innym tempie pracy.
Dzieci z ADHD myślą bardzo szybko i działają impulsywnie, ale tempo pracy szkolnej mają wolniejsze, mogą uczyć się wolniej
To dlatego, że o wiele bardziej niż dzieciom neurotypowym przeszkadzają im bodźce zewnętrzne. Grupa dzieci jest zawsze głośna, więc podczas pracy w 30-osobowej klasie dziecko z ADHD będzie korzystało mniej niż rówieśnik, który nie ma takich "rozpraszaczy". Jeśli będzie możliwość utworzenia mniejszych grup, takim dzieciom będzie łatwiej. Dostosowanie klas, szkół, systemu nauczania do potrzeb wszystkich dzieci ma głęboki sens. Nie oznacza to, że każde dziecko powinno być nauczane indywidualnie, bo to niekorzystne dla samego pacjenta i obciążające dla systemu. Jednak praca w mniejszych grupach i dostosowanie się do potrzeb dzieci ma głęboki sens.
Pokutuje pogląd, że dzieci z ADHD "przeszkadzają", są niegrzeczne, a na dodatek zaniżają poziom. Jak to jest?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie i też są różnie. W całej grupie pacjentów z ADHD mamy dzieci funkcjonujące intelektualnie na bardzo wysokim poziomie, które dobrze radzą sobie w szkole i później, zapamiętują, dużo wynoszą z lekcji. Mamy też takie, które, choćby emocjonalnie, są trochę za swoją grupą rówieśniczą, a w kontakcie mogą sprawiać wrażenie młodszych o rok czy dwa w stosunku do swojego wieku - tym bardziej że ADHD często współistnieje z innymi zaburzeniami rozwojowymi. Jeśli chodzi o tę "niegrzeczność", to tak: dzieci z ADHD są głośne, impulsywne, wiercą się, słowem: nie są "idealnymi" dziećmi do polskiej szkoły, w której głównie się siedzi i przepisuje coś z tablicy.
Zdjęcie: Shutterstock
Takie dziecko jest "wyłuskiwane" przez nauczyciela, bo przecież odstaje od grupy - neurotypowych dzieci, które siedzą w tych ławkach i przepisują. Tymczasem dziecko z ADHD wierci się, maże w zeszycie, odpowiada nie pytane, nie przestrzega zasad, mówi dużo głośniej i zdarza się, że rzuci coś wulgarnego.
I uwaga w dzienniczku gotowa. Ja zresztą tak anegdotycznie czasami proszę rodziców o taki dzienniczek uwag, który pokazuję potem studentom, żeby zrozumieli, o co chodzi. Tych uwag rzeczywiście jest bardzo wiele w przypadku nadruchliwego dziecka.
A czy nie byłoby fajnie, gdyby na przykład zamiast zapisywania negatywnych uwag nauczyciele wpisywali pozytywne?
To jest szczególnie polecane do pracy właśnie z dzieciakami z ADHD, bo one cały czas, na każdym etapie swojej edukacji, a w ogóle może i życia, doświadczają ciągłego strofowania, ciągłych takich porażek.
Jak już się zepnie w sobie i odrobi tę pracę domową, to okazuje się, że to była praca domowa sprzed tygodnia. I znowu porażka, i znowu lipa, i jeszcze wszyscy się śmieją, że generalnie to dziecko jest gapa i odrobiło nie tę pracę domową, co trzeba. Dlatego pozytywne wzmocnienia, supermoce to bardzo ważna kwestia, bo takie dziecko ze szkoły po iluś tam uwagach przychodzi i słyszy - tym razem od rodziców: znowu masz bałagan w pokoju, nie posprzątałeś, znowu nie wziąłeś worka na kapcie, dlaczego nie umyłeś jeszcze zębów - i tak dalej. Ciągle ktoś o coś się czepia, więc te dzieciaki poczucie własnej wartości mają zazwyczaj zaniżone absolutnie. Trzeba im więc pokazywać te ich supermoce, żeby miały szansę na prawidłowy rozwój i zdrową samoocenę.
Z obserwacji terapeutów, ale też ze statystyk wynika, że kiedy ADHD jest niezdiagnozowane lub niezaadresowane, często koreluje w późniejszym życiu z depresją czy zaburzeniami lękowymi.
Rzeczywiście, w około 30 proc. taka sytuacja może się wiązać właśnie z zaburzeniami z tej sfery depresyjno-lękowej. Kolejne 30 proc. to ryzyko uzależnienia, następne - ryzyko wystąpienia kwestii związanych z zachowaniami antyspołecznymi czy przestępczością. Przy niewłaściwie zaopiekowanym ADHD istnieje wysokie ryzyko, że pacjent pójdzie w jedno z tych zaburzeń lub w kilka naraz, bo one się wzajemnie nie wykluczają. Co trzeci będzie miał problemy depresyjno-lękowe, co trzeci z kolei będzie miał problemy z jakimś uzależnieniem, a następny co trzeci - na przykład kłopoty z różnymi antyspołecznymi zachowaniami. Nie oznacza to oczywiście, że już na pewno zostanie kryminalistą, tylko że na przykład wda się w jakąś bójkę i z tego powodu będzie miał problemy prawne. Bo jeżeli ktoś ma tak wysoki poziom impulsywności, to wdać się w bójkę to jest naprawdę chwila. Widzimy to też wśród naszych pacjentów na oddziałach.
Zdjęcie: Shutterstock
A propos impulsywności: natknęłam się taki adekwatny, wydaje mi się, cytat na temat funkcjonowania dzieci z ADHD: "Mają mózg, jak rakieta, a hamulce od roweru".
Absolutnie się z tym zgadzam.
Mózg jak rakieta mają, jak każdy z nas, ale rzeczywiście większość z nas ma lepsze hamowanie
A jeżeli myślimy o takich neurobiologicznych podstawach, to faktycznie ADHD to przede wszystkim deficyt hamowania, bo u tych osób pobudliwość jest na odpowiednim poziomie, właściwie w normie. Natomiast to hamowanie jest na kiepskim poziomie i dlatego tak szybko przerzucają uwagę z miejsca na miejsce. To zależy od pobudzenia.
Nie potrafią utrzymać uwagi na jednym temacie, ponieważ to zależy od hamowania. Dlatego często wtrącają się do czyjejś wypowiedzi, nie mogą ustać w kolejce, nie są w stanie wytrzymać i mówią, zanim ktoś dokończy pytanie. Generalnie są niecierpliwe i się wiercą.
Ale to nie jest tak, że ich mózgi są szybsze od mózgów tych dzieciaków, które nie mają problemu z ADHD.
Czy dzieci obierają sobie jakieś strategie przetrwania? Bo wydaje się, że każde sobie jakieś obiera - żeby nie odstawać od grupy, jakoś sobie poradzić, na przykład w szkole czy w grupie rówieśniczej? Dlatego niektóre kogoś udają kogoś, podlizują się, imitują...
Te dzieci ciągle mają poczucie, że doświadczają jakichś porażek. Na przykład koledzy wyśmiewają się z chłopca, że jest gapowaty, więc on idzie w agresję. Bo przecież nikt mu nie powie, że jest gapą, jeśli wszyscy będą się go bali. To jest jedna z opcji.
Druga jest taka, że dzieciak będzie naśladował wszystkie zachowania grupy. Więc lgnie do tej grupy, nawet jeśli ona zachowuje się niewłaściwie.
Czasami u dziecka pojawia się też taka motywacja, że "skoro wszyscy mi mówią, że ja jestem taki niegrzeczny, to ja wam dopiero pokażę, co to znaczy być niegrzecznym".
I rzeczywiście wtedy mamy problemami z zachowaniem - widzimy, jak te dzieci potrafią być "niegrzeczne".
Mówiliśmy o supermocach. Czy z ADHD wiążą się jakieś wyjątkowe cechy lub predyspozycje?
Generalnie tak, bo to zazwyczaj są ludzie, którzy mają mnóstwo energii. Ona, owszem, może być ukierunkowana na "przeszkadzanie" na lekcji - ale też na sport czy muzykę. To są dzieci, które nigdy się nie męczą, więc może być tak, że dopiero po treningu piłki nożnej, tenisa czy judo wraca do domu o 20 i się wycisza. Ci ludzie mają "gadane", potrafią zjednywać sobie innych, mają fajną energię w kontaktach.
Śmieję, że pacjent z ADHD może i nie będzie urodzonym księgowym, ale urodzonym handlowcem, zagadującym i reklamującym różne rzeczy - jak najbardziej
A artystą? Czy ADHD wiąże się z kreatywnością?
Tak. To ludzie, którzy zwykle mają wiele zainteresowań i zajęć, co może być zarówno pozytywne, jak negatywne. Z jednej strony to dzieciaki o szerokich horyzontach, które interesuje wiele spraw. Z drugiej - mogą być postrzegane jako takie, które mają słomiany zapał, bo dopiero co grały w piłkę, teraz grają szachy, a później jest tenis, pływanie czy puzzle. Z ADHD wiąże się także zjawisko nazywane w literaturze "hiperfocusem". To zdolność maksymalnego i długiego skupienia uwagi na czymś, co w danym czasie czy w danej chwili budzi zainteresowanie.
Czyli: jeżeli coś mnie "jara", coś ma dla mnie duży ładunek emocjonalny i sprawia mi radość, to mogę to robić godzinami - i wtedy nie widać zaburzeń uwagi. Ktoś kiedyś powiedział, że ADHD jest głównie zaburzeniem czynności nudnych. Trudno, żeby wszystkie lekcje w szkole były ciekawe. Ale jeżeli moim konikiem będzie język angielski, to choćby nie wiem co, będę z tego angielskiego dobry. Miałem pacjentów, dla których takim konikiem była matma - zawsze piątki, poziom niemal na olimpiadę. Miałem też zapalonego historyka, który w czwartej klasie podstawówki znał i rozumiał historię na poziomie liceum. To może być zarówno historia, jak piłka nożna.
Warto znaleźć coś, na co dziecko ma ten "hyperfocus" - i to rozwijać. Mówimy o takich wyspach kompetencji: może z matmy czy z polskiego nie jest najlepsze, ale za to najlepiej pływa, najlepiej biega albo gra w piłkę.
Zdjęcie: Shutterstock
To nie są "łatwe" dzieci. Czy ich wychowywanie i wspieranie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji? Bo można prosić takie dziecko o umycie zębów czy założenie butów piętnaście razy, a ono nie zareaguje. Albo nie słyszy, albo jest pochłonięte w tym czasie czymś innym.
Ono realnie może nie słyszeć, ale nie dlatego, że ma jakkolwiek jest problem ze słuchem. Problem w tym, żeby ta informacja przebiła się przez ten cały szum informacyjny.
O ADHD mówimy także jako o zaburzeniu selektywności bodźców, które polega na tym, że z całego tego szumu informacyjnego ciężko jest dziecku wyłowić konkretną informację - że np. mama do niego mówi. Po drugie, nawet jeśli dziecko zacznie już robić to, o co je prosiliśmy, to w dowolnym momencie może się rozproszyć i zająć się czymś innym. A w nas rośnie frustracja, bo znowu coś, o co prosiliśmy, jest niezrobione. Natomiast u dziecka, któremu znów ktoś przeszkadza, przerywa jakąś jego aktywność, może dojść do wybuchu negatywnych emocji. I znowu mamy deficyt hamowania, rakietę z hamulcami od roweru. Wtedy meble potrafią latać po domu, bo niby jak dziecko ma sobie z tym poradzić?
Istnieją specjalne grupy wsparcia dla rodziców dzieci w spektrum autyzmu i z ADHD, bo zachowanie cierpliwości i okazywanie zrozumienia przy jednoczesnym stawianiu granic i konkretnych wymagań może być wyczerpujące. Jak ci rodzice mogą być ze swoim dzieckiem, wspierać się, wzmacnia, po prostu sobie radzić?
To, co zawsze działa, to stały plan dnia. To podstawowa kwestia, przy czym taka rutyna działa lepiej w przypadku młodszych dzieci. Trudniej będzie z nastolatkiem, który przeżywa kryzys adolescencji - a zawsze tłumaczę rodzicom, że dzieciaki z ADHD przeżywają go do sześcianu.
Wstajemy o 8., myjemy zęby, jemy śniadanie, ubieramy się, wychodzimy do przedszkola czy szkoły - i tak dalej.
Potem o 18 odrabiamy lekcje, o 19 czytamy czy oglądamy bajkę albo robimy cokolwiek innego.
Dzieci z ADHD o wiele lepiej funkcjonują w sztywnej strukturze dnia
Dajemy im też tylko jedno zadanie naraz. Bo jeśli poprosimy, żeby najpierw się ubrało, potem umyło zęby, a potem posprzątało zabawki, to zęby może umyje, ubierze się może do połowy, ale już na wykonanie trzeciego zadania nie ma szans.
Poza tym jego uwagę trzeba przywołać. Gdy w danej chwili wydajemy jedno polecenie: "chodź tu do mnie, popatrz na mnie, teraz idziesz wyrzucić śmieci", a dodatkowo prosimy, by powtórzyło, co ma zrobić, to pójdzie i te śmieci wyrzuci.
Chwilą wytchnienia dla rodziców czy opiekunów bywa tablet bądź telefon. Włączamy bajkę czy grę - i już, spokój. Jak to działa na dzieci z ADHD?
ADHD wiąże się z wyższym niż w populacji ogólnej ryzykiem uzależnienia, które nie dotyczy, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać, tylko alkoholu czy narkotyków, ale też internetu, korzystania ze smartfona, gier komputerowych czy mediów społecznościowych.
Dzieci z ADHD bardzo to chłoną, dostają też szybkie poczucie gratyfikacji, bo to jest to jedna z niewielu rzeczy, na których one mogą się absolutnie skupić. Tam ta uwaga jest bowiem stale bombardowana i stymulowana.
Do tego dochodzi adrenalina związana z tym, jak się gra i rywalizuje z innymi. I jest to niebezpieczeństwo, że taki człowiek, doznający frustracji w życiu realnym, przeniesie się do świata online, bo tam ma szybszą, łatwiejszą gratyfikację. I tam nikt go w kółko nie strofuje.
Zdjęcie: Shutterstock
Kiedy należy włączyć leczenie farmakologiczne?
Ani diagnozy, ani leków nie należy się bać. Generalnie zasada jest taka, że nawet jeżeli jest diagnoza, to najpierw wprowadzamy szereg oddziaływań pozafarmakologicznych. Chodzi tu chociażby o kwestie związane z tym ustalonym planem dnia, o których była mowa wcześniej. To jedna z najprostszych interwencji, która poprawia funkcjonowanie takiego młodego człowieka. Jeżeli ta bateria interwencji psychospołecznych okazuje się nieskuteczna, powinny wkroczyć leki.
Leki powinny też wkroczyć wtedy, gdy pacjent zaczyna rozwijać powikłania ADHD, czyli na przykład zaburzenia opozycyjno-buntownicze. Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy przez co najmniej sześć miesięcy występuje utrwalony wzorzec buntowania się, sprzeciwiania normom społecznym dorosłych, wybuchy złości, złośliwość, mściwość.
W przypadku rozwijania się tego typu powikłań albo powikłań typu: "poszedł do pierwszej klasy podstawówki i po trzech tygodniach już go chcą wyrzucić" włączenie leków jest jak najbardziej wskazane.
Ale rodzice leków się boją.
Myślę, że wynika to z braku rzetelnej informacji i nieporozumienia związanego z tym, że najpopularniejszy i najskuteczniejszy lek w Polsce, metylofenidat, jest uważany za lek narkotyczny. Owszem, mechanizm jego działania jest podobny, natomiast podstawowa różnica jest taka, że on nie powoduje euforii, a wzmaga koncentrację, skupienie się. Dzięki temu w 90% jest skuteczny. Leków nie trzeba się bać, bo one bardzo znacząco mogą poprawić funkcjonowanie dzieci i młodzieży.