- Łatwo rozpocząć wojnę, ale wojna kończy się w Babim Jarze, a takich miejsc w Ukrainie jest już wiele - mówi Mosze Reuwen Asman, naczelny rabin Ukrainy, porównując losy Ukrainy i Izraela - krajów, które mają tych samych wrogów. Jednak ta sama wojna zrobiła też coś niesamowitego: zjednoczyła ludzi, którzy teraz będą walczyć do końca. Od pierwszych dni wojny Mosze Reuwen Asman był wolontariuszem i pomagał potrzebującym. Jest dumny, że to jemu przypadł zaszczyt ratowania ludzi i bycia po stronie światła. O wojnie i życiu w dwóch krajach: w Ukrainie i Izraelu, wolontariacie i swojej misji opowiedział w wywiadzie dla Sestry.eu
Natalia Żukowska: Niedawno wrócił Pan z Izraela, gdzie również trwa wojna. Jak zmieniła społeczeństwo?
Mosze Reuwen Asman: Chociaż Izrael jest przyzwyczajony do wojen, ta była niespodziewana, podobnie jak w Ukrainie. Wszyscy rozumieli, że może dojść do wojny, ale nikt w to nie wierzył. Dzięki jedności narodu Ukrainie udało się przetrwać. To samo stało się w Izraelu. Nastąpiło ogromne zjednoczenie ludzi, było niesamowite wsparcie ze strony wojska. Powiem pani, że nie 100%, ale 150% żydowskich żołnierzy wróciło do domu z całego świata. Nie było potrzeby nikogo ścigać ani zmuszać do wstąpienia do armii. Izraelczycy, podobnie jak Ukraińcy, są gotowi iść do końca, nikt ich nie zatrzyma. Hamas, podobnie jak Hezbollah, musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za okrucieństwa popełnione w Izraelu. Bez względu na to, jak niefortunnie to brzmi, wojna zjednoczyła cały naród zarówno w Ukrainie, jak w Izraelu.
NŻ: Jak teraz wygląda Izrael od środka?
MRA: Życie toczy się dalej. W Izraelu, podobnie jak w Ukrainie, nigdzie nie ma bezpiecznego miejsca. Choć oczywiście są miejsca, gdzie ostrzał trwa nieustannie, od rana do wieczora, i są miejsca, gdzie nie jest aż tak źle, choć pocisk może nadlecieć z dowolnego miejsca. Ale ludzie wszystko rozumieją. Są gotowi zacisnąć pasa, by uwolnić zakładników, pomścić śmierć ludzi. Głównym celem jest jednak zniszczenie wszystkich przestępczych reżimów, takich jak Hamas i Hezbollah.
NŻ: Ukraina i Izrael to kraje oddalone od siebie, ale łączy je straszna rzeczywistość. Autostrada Żytomierz w Ukrainie i autostrada 232 w Izraelu stały się drogami śmierci. Czy nie sądzi Pan, że wojska rosyjskie i Hamas stosują podobne metody?
MRA: Organizacje terrorystyczne takie jak Hamas i Hezbollah mają przemoc i morderstwa we krwi i ideologii. Żydzi przybyli na ziemię, która była kamienistą pustynią, i zdołali zbudować dobrze prosperujący kraj. Bojownicy Hamasu nie robią nic dla zwykłych ludzi. Nawet gdy inne państwa, takie jak Katar, dają im pieniądze na rozwój, nie inwestują ich w edukację czy medycynę - wszystko idzie na produkcję rakiet i broni. Rosja robi to samo. Zamiast atakować Ukrainę, lepiej byłoby dla niej zainwestować te pieniądze we własny rozwój. Mogliby powiedzieć: "Stańmy się lepsi niż Ukraina, będziemy mieć lepszą edukację, opiekę zdrowotną, emerytury". Wybrali jednak inną drogę. W Rosji inwestują też w zabijanie ludzi: swoich i obcych. To jest ideologia zniszczenia, ideologia faszyzmu. Nasi wrogowie mają ten sam charakter pisma. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Rosjanie w Buczy i Irpieniu dopuścili się takich okrucieństw. Okazało się, że chcieli zastraszyć ludzi, by się poddali. Hamas stosował te same metody w Izraelu. Jednak w obu przypadkach terroryści osiągnęli odwrotny skutek. Ludzie powstali i jestem przekonany, że ta walka między światłem a ciemnością zakończy się sukcesem zarówno tu i tam.
Czytaj także: Anna Ukołowa: "Jeśli armia nie zniszczy Hamasu, nie jestem pewna, czy Izrael będzie mógł istnieć"
NŻ: Czy musiał Pan tłumaczyć Izraelczykom, że ich wrogowie zjednoczyli się z tymi, którzy próbują zniszczyć Ukrainę?
MRA: Wyjaśniam to od dłuższego czasu nie tylko zwykłym Izraelczykom. Rozmawiałem o tym osobiście z premierem Benjaminem Netanjahu przed wyborami. Spotkałem się z nim trzy razy i za każdym razem rozmawialiśmy na ten temat. Rozmawiałem również z ministrami. Niektórzy twierdzili, że sprawy nie są tak jednoznaczne. Teraz w zasadzie wszystko jest jasne, nie trzeba już niczego wyjaśniać. Wszyscy wszystko rozumieją, zwłaszcza po przemówieniu Putina, który nie wyraził współczucia dla Izraelczyków, za to oskarżył Amerykę o utrudnianie rozmów pokojowych z Hamasem. Co więcej, kluczowa polityka Izraela uległa oczywistej zmianie. Tel Awiw przestał ostrzegać Kreml przed atakami na Syrię. Niedawno przedstawicielka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa napisała w serwisie X: "Protestujemy przeciwko Izraelowi za zbombardowanie lotniska w Damaszku. To naruszenie prawa międzynarodowego. Co Izrael sobie myśli?" Odpisałem: "Słuchaj, to jest szczyt cynizmu. W pierwszych dniach wojny na pełną skalę w Ukrainie zbombardowaliście wszystkie cywilne lotniska w kraju. Izrael bombarduje to lotnisko, ponieważ dostarczana jest tam irańska broń. A wy bombardowaliście [lotniska] tylko po to, by je zniszczyć". Tak się składa, że Ukraina i Izrael stoją teraz w obliczu podobnego losu. Mają tych samych wrogów. Rosja i Iran stały się partnerami. A czym jest Iran? To faszystowskie państwo, członek ONZ, który otwarcie i dawno temu zadeklarował chęć zniszczenia Izraela i narodu żydowskiego.
NŻ: Po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę na pełną skalę ewakuował Pan swoje wnuki i dzieci do Izraela, wraz z tysiącami innych osób. I znowu musieli słyszeć syreny i ukrywać się przed rakietami. Jak zareagowali na tamtejsze działania wojenne?
MRA: Mam jedenaścioro dzieci. Część rodziny mieszka na Ukrainie, część w Izraelu. Z wielkim trudem ewakuowałem rodzinę po rozpoczęciu inwazji. Byliśmy niedaleko Kijowa. Rosyjska armia strzelała już do naszych samochodów, a my wahaliśmy się, czy zostać pod ostrzałem, czy wyjechać. Moje dzieci i wnuki ukrywały się w prowizorycznych schronach. W Izraelu, dzięki Bogu, w każdym domu są schrony przeciwbombowe. Najtrudniej było usłyszeć pytanie od pięcioletniego dziecka: "Tato, a nas nie zabiją?". W Izraelu dzieci spotkało to samo: naloty i ostrzał, odgłos nalotów jest tam taki sam jak na Ukrainie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ten dźwięk jest tak nieprzyjemny. Dlaczego nie mogą zrobić pięknej muzyki do nalotów? To byłoby psychologicznie łatwiejsze w odbiorze.
Oczywiście wojna jest tragedią dla każdego dziecka. Ma ogromny wpływ na psychikę. Niedawno przeczytałem, że w Izraelu zmarła 12-letnia dziewczynka. Miała atak serca - po prostu ze strachu. To pokolenie dzieci nazywam "dziećmi wojny" NŻ: Czy była chęć ewakuowania tych dzieci do Europy?
MRA: Nie jest jasne, gdzie teraz jest bezpieczniej. Od czasu do czasu w Europie odbywają się antysemickie wiece. Oczywiste jest, że są one opłacane. I widzę tu jednego beneficjenta: Rosję. To nie przypadek, że atak Hamasu na Izrael miał miejsce w dniu urodzin Putina.
NŻ: Jak wyglądał 24 lutego dla Pana rodziny?
MRA: Wiedziałem, że dojdzie do rosyjskiego ataku na Ukrainę, ale jednocześnie to było coś nierealnego. Zawsze mówiłem, że dorastaliśmy w Związku Radzieckim, gdzie uczono nas, że nadjeżdżają niemieckie czołgi - a tu nadjechały rosyjskie. To było jak lustrzane odbicie. Czułem się jak we śnie, myślałem: "To niemożliwe", "Jak to możliwe? Uczono nas, że ludzie radzieccy są dobrzy, a niemiecki faszyzm jest zły". Oczywiście, to było przerażające. Prawdziwą wojnę widzi się na własne oczy, nie poznaje się jej z książki czy filmu. Obudził mnie huk wybuchów. W tym czasie Boryspil i obrzeża Kijowa były bombardowane. Byliśmy 14 kilometrów od Buczy, Irpienia i Hostomla, gdzie toczyły się walki. Zacząłem wydzwaniać do znajomych (do dziś dostaję gęsiej skórki na samo wspomnienie tamtych wydarzeń) i mówiłem krótko: "Wojna". To było straszne.
NŻ: W pierwszych dniach wojny nagrał Pan wiadomość wideo do Rosjan i Żydów w Rosji. Prosił Pan ich o powstrzymanie rozlewu krwi. Był jakiś odzew na ten apel?
MRA: Zwróciłem się do Rosjan przed 24 lutego. To było 27 stycznia w Babim Jarze, w Światowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Powiedziałem: "Zatrzymajcie wojnę, łatwo ją zacząć, a potem kończy się takim Babim Jarem". Patrzyłem w wodę. Niestety w Ukrainie jest wiele takich małych Babich Jarów. Potem ponownie zwróciłem się do niech, z Torą w rękach. To przemówienie obiegło cały świat. To był krzyk duszy. To było w dniu, w którym Rosjanie uderzyli w Babi Jar trzema rakietami. Te słowa trafiły do serc milionów ludzi na całym świecie. W tym, nawiasem mówiąc, do Rosjan; odbierałem stamtąd telefony. Wyjaśniłem, że jestem w Ukrainie, mówię po rosyjsku, urodziłem się w Rosji.
Jestem Żydem. Nienawidzę nazistów. Nie pozwolę nikomu wykorzystywać tematu ludobójstwa narodu żydowskiego do zabijania innych ludzi, w tym przypadku Ukraińców. Uważam, że Rosja spekuluje na temacie Holokaustu i faszyzmu
NŻ: W marcu zeszłego roku Pana synagoga była domem dla setek ludzi. Jakie historie zapamiętał Pan najlepiej?
MRA: W naszej synagodze mieszkali nie tylko Żydzi, ale i Ukraińcy. Codziennie ewakuowaliśmy 300 osób z Czernihowa. Byli przerażeni, głodni i zziębnięci. Później kobiety i dzieci zostały wysłane za granicę. Było wiele różnych imponujących historii. Opowiem symboliczną. W pierwszych dniach wojny na pełną skalę ewakuowano do nas 92-letnią babcię o imieniu Rachela. W 1941 r. wrzucono ją do ostatniego pociągu odjeżdżającego z Kijowa. Gdyby nie to, trafiłaby do Babiego Jaru. To była jej pierwsza ewakuacja, uciekała przed Niemcami. A teraz musiała uciekać przed Rosjanami. Razem z córką zabraliśmy ją do Kiszyniowa, nie znaliśmy jej przeszłości. Po 2-3 tygodniach do moich rąk trafił artykuł w niemieckiej gazecie z historią tej kobiety. Zmarła w Monachium. Ona, uratowana przed Niemcami, uciekająca przed Rosjanami, zmarła w Niemczech. To była symboliczna historia.
NŻ: Jak zaangażował się Pan się w działalność charytatywną?
MRA: Robiłem to już wcześniej, ale wraz z rozpoczęciem wojny na pełną skalę zacząłem pomagać w ewakuacji ludzi. W tym samym czasie za własne pieniądze kupiłem w Izraelu 15 dużych plecaków medycznych. Było w nich wszystko, co potrzebne do ratowania wojskowych. W sumie przywieźliśmy około pięciuset takich plecaków. Początkowo wysyłaliśmy je do różnych jednostek wojskowych. Potem zdałem sobie sprawę, że musimy je dać tylko tym, którzy są na linii frontu, lub cywilom, którzy są stale pod ostrzałem. Kiedy otrzymałem informacje zwrotne od ludzi, że nasze plecaki medyczne uratowały dziesiątki istnień ludzkich, zdałem sobie sprawę, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Cieszę się, że mogę być zaangażowany w ratowanie ludzi, w końcu nie ma nic cenniejszego. Zrobiliśmy wiele i nadal to robimy. Moje stanowisko brzmi: rób wszystko, co konieczne. Nie robimy tego dla PR. Robimy to, by ratować więcej ludzi. Spędzam też dużo czasu na rozmowach z mediami. Dlaczego teraz z panią rozmawiam? Bo zrozumiałem, jak ważne jest mówienie światu prawdy. Pomoc informacyjna jest nie mniej ważna. Przed wojną nie lubiłem udzielać wywiadów. Teraz też nie lubię tego robić, ale robię to, bo nie mogę inaczej.
W Torze mamy przykazanie: "Nie stój na krwi bliźniego swego". Innymi słowy, Tora zabrania nam być obojętnymi, gdy ktoś jest zabijany w naszym sąsiedztwie. Dlatego często staram się mówić obcokrajowcom prawdę o tym, co dzieje się w Ukrainie
NŻ: Wielokrotnie podróżował Pan do wschodniej Ukrainy z pomocą humanitarną. Nie bał się Pan jeździć do miejsc, w których nieustannie dochodzi do strzelanin?
MRA: To przerażające. Rozmawiałem z wojskowymi. Nie ma żołnierza, który by się nie bał, to normalny stan. Ale kiedy robisz dobry uczynek, nie masz czasu się bać. Byliśmy w Chersoniu, kiedy Rosjanie wysadzili elektrownię wodną w Kachowce i trzeba było ewakuować ludzi. Przywiozłem jeepa, który potrafi unosić się na wodzie, i pojechaliśmy nim ratować ludzi. Zaczęli do nas strzelać z drugiej strony Dniepru. Niedaleko nas było lądowisko. Mieliśmy szczęście, że była woda i odłamki nas nie trafiły, ale było nieprzyjemnie. Dziękuję Wszechmogącemu, że nas uratował.
Czytaj także: "Nikt nie chce być zgwałcony ani zabity": izraelskie doświadczenia podczas wojny
NŻ: Pochodzi Pan z Rosji, z dawnego Leningradu. Czy ma Pan tam jakichś krewnych? Utrzymuje Pan z nimi kontakt?
MRA: Po pierwsze, nie jestem z Rosji, jestem ze Związku Radzieckiego - powiedzmy, że z rosyjskiej części Związku Radzieckiego. Mam tam bardzo dalekich krewnych, lecz nie kontaktuję się z żadnym z nich. Tam jest pochowany mój ojciec, który, nawiasem mówiąc, przeżył oblężenie Leningradu.
NŻ: A kontaktuje się Pan się z naczelnym rabinem Rosji Berlem Lazarem?
MRA: Nigdy do mnie nie dzwonił. Znam go, ale też do niego nie dzwonię. Zawsze powtarzam, że w Ukrainie mogę mówić, co chcę. Mogę wyrazić swoją opinię za lub przeciw prezydentowi i nikt mi nic nie zrobi. Ale w Rosji jest niebezpiecznie. Tam za słowo "pokój" grozi 10 lat więzienia.
NŻ: Co może powstrzymać Putina?
MRA: Nie wiem. Ukraina pokazała całemu światu swoją jednością i poświęceniem, że można walczyć ze złem. Ukraina zatrzymała wielką armię, niestety za bardzo wysoką cenę. Jednak jestem pewien, że Bóg jest z Ukrainą. Nie wiem, jak i co powstrzyma Rosję. Ale pamiętajmy, że Związek Radziecki upadł - nikt w niego nie wierzył. I rozpadł się, jak domek z kart. Zło nie może istnieć długo. Najważniejsze, że jesteśmy po stronie dobra i musimy po niej być.
NŻ: Dużo podróżuje Pan po świecie, spotkał się Pan z amerykańskimi kongresmenami. Co chciał Pan im przekazać?
MRA: Przekonałem się, jak ważna jest dla nich moja opinia. To było jak spojrzenie z zewnątrz. Powiedziałem im, że Ukraina jest demokratycznym krajem, który dobrze rozwijał się przed wojną. Krajem, w którym jest wolność słowa, wolne wybory, możliwość wyboru religii i w którym poziom antysemityzmu jest niższy niż w Europie i Rosji. Wyjaśniłem, co dzieje się na Ukrainie, i powiedziałem, że nie powinniśmy być zmęczeni tą wojną. "To nie jest tylko nasza wojna. Dziś Ukraińcy umierają, by chronić wasze spokojne życie. Dlatego nie macie prawa siedzieć, oglądać telewizji i pić kawę, podczas gdy inni są zabijani". To jest moje przesłanie, które staram się przekazywać wszędzie.
NŻ: Jak reagują? Czy wyniki tych rozmów są zadowalające?
MRA: Tak, oczywiście. Nie mogę zdradzić szczegółów, ale były przypadki, gdy moja komunikacja i perswazja wpłynęły na bardzo poważne decyzje.
NŻ: Jak wyobraża Pan sobie Ukrainę po zwycięstwie?
MRA: Mam nadzieję, że Singapur będzie kiedyś zazdrościł Ukrainie. By tak się stało, musimy nie tylko wygrać wojnę z Rosją, ale także pokonać korupcję i łapówkarstwo w kraju. To bardzo ważne. Jestem optymistą. Wierzę, że wszystko będzie dobrze, bo dobrych ludzi jest znacznie więcej niż złych. I oczywiście światło pokona ciemność. Będzie zwycięstwo. Wierzę w to!
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!