Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski. Zdjęcie: Tomasz Jastrzębowski/Reporter
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Siła i bezpieczeństwo Polski zależy nie tylko od tego, ile mamy dywizji i ile mają ich nasi sojusznicy oraz wrogowie- powiedział szef polskiego MSZ podczas czwartkowego expose w Sejmie. - Zależy także od roli, jaką nasz kraj odgrywa w społeczności międzynarodowej, od tego, czy Polska będzie postrzegana jako odpowiedzialny członek tej społeczności
Sikorski dodał, że wielkość polskiej pomocy rozwojowej i humanitarnej znacząco wzrosła od czasu rosyjskiej inwazji.
W ciągu ostatnich dwóch lat staliśmy się głównym darczyńcą pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Łącznie ministerstwa polskiego rządu wydały 16 miliardów euro na wszechstronną pomoc Ukrainie i ukraińskim uchodźcom wojennym - zaznaczył szef MSZ
Zwrócił uwagę, że środki na współpracę rozwojową w gestii MSZ są znacznie mniejsze.
- W 2023 roku wyniosły prawie 450 milionów złotych. W tym roku przeznaczymy na ten cel prawie 600 milionów złotych - zadeklarował.
Dodał, że udział Polski w finansowaniu Oficjalnej Pomocy Rozwojowej Unii Europejskiej za pośrednictwem składki członkowskiej do budżetu UE to prawie 800 milionów euro. A wpłata do Europejskiego Funduszu Rozwoju uiszczana przez MSZ wynosi ponad 30 milionów euro..
Polska Agencja Prasowa jest jedyną państwową agencją informacyjną w Polsce. Istnieje od 1918 r.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Konferencja rozpoczęła się od ostrych ataków na UE ze strony wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, który ostrzegł, że Europejczycy muszą wziąć większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo własne i Ukrainy. Jednocześnie administracja Trumpa chce osiągnąć trwały pokój, a nie ponowną wojnę za kilka lat. Ale główne pytanie, jakim kosztem, pozostaje bez odpowiedzi. Na konferencji prasowej w Monachium Wołodymyr Zełenski zauważył, że z Białego Domu dochodzą silne, ale różne sygnały. To, zdaniem ukraińskiego prezydenta, pokazuje, że Waszyngton nie ma gotowego planu. Czy możliwe jest osiągnięcie porozumienia z Rosją? Dlaczego "pokój w każdych okolicznościach ” jest koncepcją nie do przyjęcia nie tylko dla Kijowa, ale także dla Europy? Jakie są gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy?
Czerwone linie Ukrainy
Ukraina nigdy nie zaakceptuje porozumień zawartych za jej plecami i bez jej udziału, powiedział Volodymyr Zelenskyy podczas swojego wystąpienia na konferencji bezpieczeństwa. Publiczność zareagowała na to stwierdzenie oklaskami. Również w Monachium Wołodymyr Zełenski podkreślił, że jest gotowy do negocjacji z Putinem dopiero po uzgodnieniu stanowisk ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. A to nie wszystkie czerwone linie, które nakreślił Zełenski. W Monachium odmówił również podpisania projektu umowy, która dałaby USA dostęp do ukraińskich metali ziem rzadkich. Kijów generalnie nie odrzuca takiej możliwości, ale Zełenskij nalega, aby wszelkie umowy dotyczące wydobycia i wykorzystania zasobów strategicznych były bezpośrednio powiązane z zapewnieniem Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone.
W Monachium Wołodymyr Zełenski powiedział, że Ukraina potrzebuje „zdecydowanego wsparcia” ze strony Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: OPU
Rdzeniem wszelkich gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, według Zelenskyy'ego, powinno być członkostwo w NATO, a ta kwestia, jak podkreślił ukraiński prezydent, pozostaje na stole, mówiąc, że jeśli Ukraina nie otrzyma członkostwa w Sojuszu, to powinny istnieć warunki, które pozwolą na zbudowanie innego NATO - właśnie w Ukrainie. Zelenskyy oskarżył również sojuszników o bycie na smyczy rosyjskiego przywódcy: „najbardziej wpływowym członkiem NATO wydaje się być Putin”.
Kto zasiądzie przy stole negocjacyjnym?
Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa odbyła się na tle bezpośrednich kontaktów między Waszyngtonem a Moskwą. 15 lutego sekretarz stanu USA rozmawiał telefonicznie z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych. Departament Stanu oświadczył, że rozmowa była kontynuacją rozmowy Trumpa z Putinem z 12 lutego. Marco Rubio powtórzył zaangażowanie prezydenta Trumpa w zakończenie wojny w Ukrainie. Urzędnicy omówili również możliwość potencjalnej współpracy w wielu innych kwestiach dwustronnych.
Europa powinna być zaangażowana w negocjacje z Rosją, mówią jednym głosem europejscy przywódcy, ale wydaje się, że Amerykanie nie spieszą się z ich zaproszeniem. Przynajmniej, jak powiedział Keith Kellogg, specjalny wysłannik Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, podczas ukraińskiego lunchu, przy stole negocjacyjnym będzie dwóch protagonistów i jeden mediator - przedstawiciele Ukrainy, Rosji i Stanów Zjednoczonych.
Zełenski: „Chcemy osiągnąć silny, trwały pokój, a nie taki, w którym Europa Wschodnia znów znajdzie się w stanie konfliktu za kilka lat”. Zdjęcie: OPU
Nadszedł czas, aby Europa znacznie zwiększyła swoje wsparcie dla Ukrainy, a nie tylko domagała się miejsca przy stole, które jeszcze nie istnieje, mówi Kristi Raik, dyrektor Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):
Głównymi priorytetami dla Europy w tej chwili powinno być wysyłanie bardzo jasnych sygnałów o zwiększeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, zrozumienie, jaki będzie europejski wkład po osiągnięciu zawieszenia broni i jak zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Oczywiście bardzo ważna jest praca nad próbą uzyskania jednolitego podejścia ze strony USA i Europejczyków. Jest to bardzo trudne, a komunikaty, które napłynęły od amerykańskich przywódców w ostatnich dniach, są naprawdę sprzeczne.
Kiedy porównamy wypowiedzi prezydenta Trumpa, wiceprezydenta J.D. Vance'a, sekretarza obrony Hughesa i specjalnego przedstawiciela ds. Ukrainy Keitha Kellogga, widzimy, że wszyscy oni wysyłają różne komunikaty.
Historyczne podobieństwa
W przeddzień konferencji w Monachium ministrowie obrony państw NATO spotkali się w Brukseli w dniach 12-13 lutego. Przemówienie sekretarza stanu USA Pete'a Hagela wywołało spore poruszenie po tym, jak stwierdził, że Ukraina nie może oczekiwać powrotu do granic z 2014 roku, ani nie może oczekiwać przystąpienia do NATO. Wielu europejskich obserwatorów zwróciło uwagę na podobieństwa do porozumień monachijskich z 1938 roku, kiedy to Wielka Brytania i Francja ugięły się pod żądaniami nazistowskich Niemiec i zezwoliły na aneksję części Czechosłowacji.
Kontekst historyczny ma wpływ, ale oceny powinny być tak trzeźwe, jak to tylko możliwe, mówi Bohdan Ferens, politolog międzynarodowy. „Wszystko już się wydarzyło, Trump doszedł do władzy w Stanach Zjednoczonych, a teraz następuje częściowe przeformatowanie kierunku polityki zagranicznej USA. Jest to sytuacja pełna wyzwań:
— Wyzwania są związane z faktem, że kraje europejskie nie bardzo wiedzą, co teraz robić. A czynnik Trumpa pomaga im się zmobilizować. Być może nawet bardziej niż agresja Rosji na pełną skalę. Drugą kwestią jest poziom współpracy transatlantyckiej w ramach NATO. Wszyscy rozumieją, że przy podejściu Trumpa jest mało prawdopodobne, abyśmy mogli w pełni polegać na gwarancjach wojskowych Stanów Zjednoczonych. Ponadto kwestie takie jak wojna rosyjska, Putin, Moskwa i chęć Trumpa do wejścia w jakiś format negocjacji nie są komunikowane z Europą, a Bruksela jest ogólnie napięta, delikatnie mówiąc.
W końcu architektura bezpieczeństwa europejskiego zależy przede wszystkim od tego, co ostatecznie zostanie osiągnięte w trakcie tych negocjacji.
Monachijskie oświadczenia Vance'a i europejska armia
Stany Zjednoczone w Monachium reprezentował wiceprezydent Vance, którego przemówienie składało się głównie z ataków na UE, mówiąc, że nie martwi się już Rosją czy Chinami, ale zagrożeniem od wewnątrz - odejściem Europy od wartości demokratycznych. Ponadto doradził Europejczykom, aby więcej myśleli o własnym bezpieczeństwie, ponieważ Ameryka skupi się na innych zadaniach.
J.D. Vance powiedział w Monachium, że głównym zagrożeniem na świecie nie są Chiny czy Rosja, ale z samej Europy. Zdjęcie: THOMAS KIENZLE/AFP/Eastern News
Jednak wbrew oczekiwaniom, J.D. Vance nie powiedział nic o rosyjskiej agresji i poświęcił niewiele uwagi kwestiom bezpieczeństwa międzynarodowego w ogóle. Pomimo tego, że obserwatorzy spodziewali się usłyszeć w przemówieniu Trumpa plany zakończenia wojny w Ukrainie. Sam Trump nazwał przemówienie Vance'a w Monachium „najbardziej błyskotliwym przemówieniem w historii”.
„Bądźmy szczerzy: nie możemy wykluczyć, że Ameryka może powiedzieć Europie »nie« w związku z wyzwaniami, przed którymi stoi” - powiedział z mównicy w Monachium Wołodymyr Zełenski. Jego zdaniem Europa potrzebuje własnej armii, mówiąc, że nadszedł czas na stworzenie europejskich sił zbrojnych. Nie będzie zjednoczenia armii narodowych i generalnie powinniśmy być ostrożni z takimi sformułowaniami, powiedział polski minister spraw zagranicznych. Niemniej jednak, zdaniem Radosława Sikorskiego, Unia Europejska z pewnością powinna rozwijać własne zdolności obronne.
Vance podczas spotkania z Zełenskim. Zdjęcie: OPU
Pokój dzięki sile
Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa pokazała kilka rzeczy. Najważniejszą i najbardziej niebezpieczną jest to, że słowo i koncepcja zwycięstwa zniknęły z agendy, mówi ekspert wojskowy, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej Glen Grant:
„Nie można osiągnąć pokoju z Putinem w drodze negocjacji. To człowiek, który zniszczył swój własny kraj, wyrównując Straszne z ziemią i zabijając dziesiątki tysięcy niewinnych Rosjan. Całkowicie zniszczył Mariupol, mimo że miasto to było rosyjskojęzyczne. Już toczy wojnę z Zachodem i przygotowuje się do coraz większego zniszczenia.
Jeśli nie zostanie pokonany, poczeka, pozwoli słabym zachodnim politykom i społeczeństwom wrócić do zwykłego życia, piwa, McDonald's, nart i lodów, a potem wróci silniejszy niż kiedykolwiek
Ukraina potrzebuje pokoju poprzez siłę, powiedziała w Monachium przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, stwierdzając, że jeśli Rosja nie zostanie zmuszona do pokoju, państwa autorytarne odniosą wrażenie, że mogą najeżdżać sąsiednie kraje i naruszać granice ustanowione przez prawo międzynarodowe bez konsekwencji. Według przewodniczącej Komisji Europejskiej teza ta jest podzielana po obu stronach Atlantyku. Przypomniała również, że Europa zainwestowała już 134 miliardy euro we wsparcie Ukrainy i jest gotowa do dalszej pomocy.
Ursula von der Leyen w Monachium. Zdjęcie: THOMAS KIENZLE/AFP/Eastern News
Rosja próbuje teraz zaprezentowac się jako silniejsza niż jest w rzeczywistości, powiedziała Kristi Raik, szefowa Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):
Jeśli koszt wojny dla Rosji wzrośnie, rosyjskie zasoby ulegną dalszemu wyczerpaniu, a Rosja uzna, że naprawdę nie może osiągnąć nic więcej poprzez kontynuowanie wojny, wówczas istnieje szansa na zawieszenie broni. Ale zawieszenie broni musi być również poparte realną siłą i jasnymi zobowiązaniami, ponieważ Moskwa nie będzie negocjować w dobrej wierze i nie zaakceptuje pokoju, chyba że nie będzie miała innego wyjścia, a po drugiej stronie będzie potężna siła, która może powstrzymać ją przed ponownym atakiem”.
Wyzwania dla Europy
Monachium 2025 stało się rodzajem zimnego prysznica i oczywiste jest, że Europa powinna przygotować się na ostrzejszą rzeczywistość, mówi Bogdan Ferens, ekspert ds. międzynarodowych w . Jednak jego zdaniem, nawet pod rządami prezydenta Trumpa, Stany Zjednoczone nie są gotowe na utratę Europy, ponieważ nie jest to korzystne dla ich bezpieczeństwa narodowego i interesów gospodarczych:
Ale z perspektywy europejskiej, w kontekście kwestii bezpieczeństwa, Bruksela potrzebuje większej autonomii. Pytanie brzmi, jak to zapewnić. A to jest trudniejsze.
W przeddzień konferencji w Monachium ministrowie spraw zagranicznych UE odbyli pilne spotkanie w celu omówienia najnowszych oświadczeń administracji USA. Jak podsumował szef unijnej dyplomacji, Europa pozostaje silnie zjednoczona we wspieraniu Ukrainy i wzmacnianiu własnej obrony. „Wkrótce pojawią się nowe inicjatywy” - zapowiedział Kaja Kallas. Musimy walczyć ramię w ramię z Ukrainą. Oznacza to nie tylko słowa wsparcia, ale obecność na ziemi, w powietrzu i na morzu - powiedział ekspert wojskowy, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej Glen Grant:
- „Otoczenie Trumpa ma wyraźne rosyjskie sympatie i jeśli nie będziemy działać, aby wygrać, szybko znajdziemy się w tym samym bałaganie, co Ukraina.
Przez pierwsze trzy tygodnie ponownej prezydentury Donald Trump urzędował w trybie turbo. Dziesiątki decyzji i dekretów, jeszcze więcej oświadczeń i długich wywiadów: zawładnął globalną przestrzenią informacyjną i wydaje się gotowy do podjęcia zdecydowanych działań.
Absolutnym priorytetem jego administracji jest zakończenie wojny w Ukrainie. Czy szybki pokój jest możliwy? A jeśli tak, to jak długo potrwa? Rozmawiamy Edwardem Lucasem, dziennikarzem, pisarzem i doradcą w Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA).
Wiosenny rozejm
Maryna Stepanenko: Według „The Independent” Donald Trump chce zakończyć wojnę w Ukrainie do wiosny. Realistyczny plan?
Edward Lucas: Nie sądzę, by nawet sam Trump wierzył, że uda mu się zakończyć wojnę do wiosny. Prawdopodobnie będzie w stanie rozpocząć negocjacje. Być może będzie w stanie zmienić obecne parametry wojny – ale jej nie zakończy.
Prezydent USA wielokrotnie powtarzał, że wywrze presję na Moskwę, w tym poprzez sankcje, jeśli Kreml odmówi negocjacji. Widzimy, że pierwsza groźba – obniżenie ceny ropy – już zaczęła się materializować. Trump powiedział, że niższe ceny wpłyną na zdolność Putina do finansowania wojny. Jak skuteczne może być takie podejście, biorąc pod uwagę zdolność Rosji do dywersyfikacji eksportu surowców energetycznych, na przykład do Chin lub Indii?
Załamanie cen ropy to dobry pomysł, jeśli chodzi o zwiększenie presji ekonomicznej na Putina. Wątpię jednak, by był to czynnik decydujący. Myślę, że rosyjska gospodarka wykazała się niezwykłą odpornością zarówno pod względem fizycznej odporności na ukraińskie ataki na jej infrastrukturę, jak pod względem odporności eksportu, zdolności do zastąpienia importu i ogólnie radzenia sobie z sankcjami. Byłbym więc zaskoczony, gdyby niska cena ropy naftowej popchnęła Putina do stołu negocjacyjnego. Ale uważam, że to dobry ruch.
Czy strategia kija i marchewki, łącząca presję na Moskwę z ofertą negocjacji, może zmusić Putina do ustępstw?
To możliwe, jeśli masz odpowiednią marchewkę i odpowiedni kij, ale nie jestem optymistą.
Myślę, że istnieje poważne niebezpieczeństwo myślenia życzeniowego. Całkiem możliwe, że Putin tak zirytuje Trumpa, a ten powróci do wspierania Ukrainy wszelką potrzebną bronią, wywrze prawdziwą presję na Rosję i umożliwi zadanie Kremlowi decydującej porażki na polu bitwy. Wszyscy bylibyśmy tym zachwyceni. Myślę jednak, że szanse na to są dość małe.
Bardziej prawdopodobne jest, że Ameryka będzie się dąsać, ale nie zmieni to zasadniczo sytuacji. Według mnie jest prawdopodobne, że Trump powie Europejczykom: „Jeśli tak bardzo martwicie się o Ukrainę, to sami naprawcie sytuację”. Oznacza to, że powinni oni zapewnić więcej pieniędzy i broni, zamiast jeździć do Stanów Zjednoczonych, oczekując, że Waszyngton rozwiąże wszystkie ich problemy.
To byłoby całkowicie zgodne ze światopoglądem Trumpa. On potrzebuje jednej dużej umowy w ciągu najbliższych kilku miesięcy, ponieważ chce zdobyć pokojową Nagrodę Nobla. I może to być umowa, która przynajmniej tymczasowo zakończy wojnę Rosji z Ukrainą
Ale może to być również porozumienie między Izraelczykami a dużymi państwami arabskimi, zwłaszcza Arabią Saudyjską. Szuka więc porozumienia na dużą skalę, lecz nie musi to być Ukraina. I myślę, że porozumienie pokojowe w Ukrainie będzie znacznie trudniejsze do osiągnięcia niż porozumienie na Bliskim Wschodzie.
9 lutego światowe media obiegła informacja, że Trump rozmawiał już przez telefon z Putinem o wojnie w Ukrainie. Zdjęcie: Ben Curtis/Associated Press/East News
Jakie są więc najbardziej prawdopodobne scenariusze, jeśli nowa administracja USA nie poczyni postępów w rozwiązaniu wojny w Ukrainie w ciągu najbliższych kilku miesięcy? Czy Waszyngton może stracić zainteresowanie?
Jeśli Trump nie uważa, że bezpieczeństwo europejskie jest ważne dla Ameryki, a myśli, że Europejczycy powinni sami o nie zadbać, to Ukraina jako kluczowa kwestia bezpieczeństwa europejskiego może wypaść z jego agendy.
Europejczycy będą musieli podjąć znaczne wysiłki, by uświadomić Trumpowi znaczenie Europy. Bo on postrzega ją raczej negatywnie i stara się wywierać na nią presję z powodów ekonomicznych i biznesowych
Czy można sobie wyobrazić, że Trump poprosi Kongres o kolejne 100 miliardów dolarów dla Ukrainy? Nie jest to niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne. Dlatego duże kwoty amerykańskiej pomocy dla Ukrainy w tym roku wydają się nierealne.
Jednocześnie Putin wierzy, że ma przewagę na polu bitwy, a Zachód traci jedność. Widzi stopniowy spadek morale w Ukrainie i nie jest w nastroju do negocjacji. Jeśli jest przekonany, że może wygrać militarnie, to dlaczego miałby negocjować?
Z drugiej strony w ostatnich wypowiedziach Putina słyszymy, że Rosja wydaje się być gotowa do negocjacji. Czy rosyjski prezydent ucieka się do pochlebstw wobec Trumpa, mówiąc o swoich „dobrych stosunkach” z obecnym prezydentem USA? Jakie sygnały Moskwa wysyła do Białego Domu?
Nie sądzę, by Putin był idiotą. Wie, jak ważne jest, by nie urazić Trumpa. Dlatego mówi, że jest gotowy do negocjacji.
Zarazem nie uważam, by Rosja widziała teraz potrzebę poważnych rozmów. Podejrzewam, że Putin usiądzie do stołu negocjacyjnego i powie: „Chcemy zdemilitaryzowanej Ukrainy. Chcemy gwarancji, że nigdy nie dołączy do NATO”. I jeszcze dwie lub trzy inne rzeczy, w tym włączenie tymczasowo okupowanych terytoriów do Rosji.
Czy Trump uzna to za nie do przyjęcia? Prawdopodobnie nie. Czy Ukraińcy uznają to za nie do przyjęcia? Prawdopodobnie tak. Czy Europejczycy będą gotowi wspierać Ukraińców w ich dalszym oporze? Być może tak, ale nie jestem pewien.
Tak czy inaczej myślę, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Zobaczymy, jakie będzie stanowisko negocjacyjne Putina, które z ukraińskiego punktu widzenia jest dość nierozsądne. A to nie to samo co początek prawdziwych negocjacji
Co może zrobić Ukraina
Trump powiedział, że jest gotowy na spotkanie z Putinem choćby dzisiaj. Czy istnieje zagrożenie, że los Ukrainy może zostać rozstrzygnięty za plecami Kijowa?
Zawsze istnieje ryzyko kolejnej Jałty. Trump może chcieć upokorzyć Europę i powiedzieć, że zdecydował o wszystkim – a inni będą musieli zaakceptować jego umowę.
Aby temu zapobiec, Ukraina i Europa muszą przemówić jednym głosem i jasno powiedzieć, że nie zaakceptują porozumienia między Trumpem a Putinem
Nawet jeśli USA ustąpią, Ukraina musi pokazać, że nadal chce walczyć. To samo w sobie wzmocni jej pozycję negocjacyjną. Istnieją jednak dwie rzeczywistości: manewry dyplomatyczne i sytuacja na polu bitwy. To, co dzieje się przy stole negocjacyjnym, zależy od tego, co dzieje się na froncie.
Ukraina słusznie prosi swoich partnerów o zagwarantowanie jej bezpieczeństwa, aby można było zapobiec ponownemu atakowi ze strony Rosji, jeśli zawieszenie broni zostanie osiągnięte. Biorąc pod uwagę bolesne doświadczenia memorandum budapesztańskiego, jak powinny wyglądać nowe gwarancje dla Ukrainy? I co może zagwarantować ich faktyczną realizację?
Oto kluczowe pytanie: czy prawdziwe zawieszenie broni jest możliwe i jak można zapewnić bezpieczeństwo i rozwój Ukrainy. Wymaga to silnych gwarancji wojskowych i gwarancji bezpieczeństwa, tyle że papierowe umowy nie działają. NATO nie jest gotowe na przyjęcie Ukrainy, a rozmieszczenie 40-60 tys. żołnierzy w celu monitorowania zawieszenia broni wydaje się nierealne.
Alternatywą byłoby dostarczenie Ukrainie zaawansowanej technologicznie broni, takiej jak rakiety Taurus lub Tomahawk. Ale to, czy Zachód jest naprawdę gotowy pozwolić Ukrainie na ich użycie według jej własnego uznania, jest poważnym pytaniem.
Moja pesymistyczna prognoza jest taka, że nastąpi zawieszenie broni, ale bez gwarantowanego bezpieczeństwa. Rosja przetestuje te gwarancje, one okażą się słabe, a sytuacja jeszcze się pogorszy
Oś zła
„Gdy Trump podpisze porozumienie pokojowe, rozpocznie się wyścig między Rosją a Zachodem, by przygotować swoje armie do następnego konfliktu” – pisze „The Times”. Biorąc pod uwagę sankcje gospodarcze i wyczerpanie zasobów z powodu trwającej wojny z Ukrainą – czy Rosja będzie w stanie konkurować z Zachodem w modernizacji swoich sił zbrojnych? Czy Kreml może znaleźć w tym celu wsparcie ze strony „nowej osi agresorów”?
Warto pamiętać, że Rosja ma gospodarkę porównywalną z włoską i zapłaciła straszną cenę za pierwsze trzy lata wojny. A mimo to przewidywania jej upadku gospodarczego okazały się myśleniem życzeniowym.
Putin wciąż ma wiele do poprawienia zarówno pod względem odporności gospodarczej, jak mobilizacji. I dopóki Rosjanie wierzą, że to jest egzystencjalna walka o przyszłość ich kraju, będą znosić ból i poświęcenia. Myślę, że Putin widzi również to, że Zachód jest nadal bardzo słaby, i ma teraz świetną okazję, by wykorzystać obecne sukcesy militarne w Ukrainie, pójść naprzód. A potem, po zawieszeniu broni, wrócić i zdławić resztki ukraińskiego oporu, wykorzystując te, obawiam się, słabe gwarancje bezpieczeństwa.
Ma również szansę zagrać z NATO, zagrać ze słabością północno-wschodniej flanki Sojuszu, zwłaszcza z krajami bałtyckimi, gdzie nadal nie mamy odpowiedniej obrony. Są plany, ale nie ma odpowiednich zdolności obronnych. To bardzo kuszący cel.
Nietrudno sobie wyobrazić, że do końca tego lub przyszłego roku Putin odniesie ogromne zwycięstwo w Ukrainie i zniszczy NATO. A to będzie warte ekonomicznego i każdego innego bólu, jaki takie zwycięstwo za sobą pociągnie.
Czy jest możliwe, że Trump wywrze presję na Chiny, by wpłynęły na Rosję w celu podpisania porozumienia z Ukrainą?
Chiny mają wyjątkową zdolność zarówno do wywierania presji, jak wspierania Rosji. Ale czy Pekin jest zainteresowany mediacją USA, po której Trump przypisze sobie całą zasługę? Być może – o ile to Pekin postawi na swoim.
Chiny nie mają jednak doświadczenia w międzynarodowej dyplomacji, które wskazywałoby na ich zdolność do zawierania dużych transakcji. Wolą, gdy kraje zachodnie proszą je o wpłynięcie na Rosję, bo to daje Pekinowi dodatkową dźwignię
Biorąc pod uwagę spory handlowe między USA i Chinami, jest mało prawdopodobne, że Xi Jinping będzie priorytetowo traktował wyświadczenie Trumpowi geopolitycznej przysługi w kwestii ukraińskiej.
Czy istnieje jakieś narzędzie do długoterminowego powstrzymywania Rosji?
Jedyną długoterminową nadzieją jest przekształcenie Rosji z imperium w państwo pokojowe. Jeśli tak się stanie, znacznie łatwiej będzie rozwiązać inne problemy. Ale dopóki Rosja pozostaje imperium, zagrożenia nie znikną.
NATO nie jest już skuteczną odpowiedzią – jest zbyt duże, zbyt powolne i zbyt podzielone. Potrzebujemy koalicji państw, które rozumieją zagrożenie i są gotowe powstrzymać Rosję w różnych regionach. Ten proces powinien rozpocząć się 10-15 lat temu. Teraz jesteśmy spóźnieni, a być może w ogóle jest już za późno.
Czy koalicja chętnych państw może zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa? Jeśli NATO nie wchodzi w grę, to czy kraje takie jak Wielka Brytania, Niemcy i Francja mogłyby, współpracując, rozmieścić wojska w Ukrainie, by zapobiec dalszej rosyjskiej agresji?
Koalicja sojuszników mogłaby teoretycznie rozmieścić wojska na Ukrainie jako środek odstraszający – ale co się stanie, gdy nadejdzie czas, by faktycznie ich użyć? Czy Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Polska są gotowe walczyć z Rosją z powodu blokady Odessy lub z nową rosyjską ofensywą?
To wątpliwe. Aby gwarancje były naprawdę wiarygodne, potrzebujemy 100 tysięcy żołnierzy, tak jak w Niemczech Zachodnich podczas zimnej wojny. Europa nie ma takich zasobów, trudno znaleźć nawet 10 tysięcy.
Europejscy sojusznicy i NATO po prostu nie mają możliwości zmobilizowania sił potrzebnych do obrony Ukrainy na masową skalę.
Mogliby bronić Ukrainy za pomocą nowoczesnej broni.
Teoretycznie mogliby umieścić broń jądrową na linii frontu w Ukrainie i powiedzieć: „Tak, to jest gwarancja”
Ale wiążą się z tym ogromne problemy polityczne i nie jestem pewien, czy są gotowi na takie ryzyko. A bez wystarczającej siły i gotowości do podjęcia ryzyka niezwykle trudno zapewnić naprawdę skuteczne gwarancje bezpieczeństwa.
Przyszłość Rosji Putina
Rosja rozpowszechnia narrację, że jej gospodarka jest odporna na zachodnie sankcje. UE twierdzi, że to nieprawda. Jak ocenia Pan sytuację wewnątrz Rosji? Jak długo jeszcze Moskwa może prowadzić wojnę z Ukrainą pod obecną presją sankcji?
Mamy tendencję do myślenia życzeniowego, jeśli chodzi o Rosję. Ona była w stanie zmobilizować swoje zasoby, aczkolwiek ogromnym kosztem dla własnej przyszłości. Jej gospodarka cierpi z powodu poważnych ciosów, kumulują się problemy w systemie finansowym, rośnie poziom złych kredytów w sektorze prywatnym. A mimo to Rosja nadal walczy.
Chcemy jej upadku, więc jesteśmy skłonni wierzyć, że to już się dzieje. Ale Rosja nadal znajduje sposoby na podtrzymanie wojny: otrzymuje drony od Iranu, pozyskuje wojska od Korei Północnej, omija sankcje za pośrednictwem Chin. Co więcej, wciąż ma niewykorzystane zasoby.
Przyszłe pokolenia Rosjan będą zmuszone płacić za imperialne awantury Putina, jednak w tej chwili Rosja nie znajduje się w ślepym zaułku. Prawdopodobnie będzie w stanie przetrwać co najmniej kolejny rok lub dwa. I nawet jeśli sytuacja stanie się krytyczna, Kreml znajdzie sposoby na dostosowanie się.
Czy Zachód wyczerpał swoją wyobraźnię w kwestii sankcji? A może nadal dysponuje potężnymi narzędziami, które nie zostały jeszcze wykorzystane?
Oczywiście, nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości. Zachód szuka takich sankcji, które uderzą w Rosję, ale nie zaszkodzą jemu samemu. Dlatego ograniczamy import ropy i gazu rurociągami, ale już nie gazu skroplonego. Blokujemy dostawy ropy naftowej, lecz nie produktów ropopochodnych. W rezultacie sankcje stwarzają trudności dla Rosji, ale otwierają także model biznesowy dla tych, którzy pomagają je obejść, od Rosjan po dealerów w Dubaju.
Nałożyłbym surowe sankcje wtórne, w szczególności na „flotę cieni”, bankierów, prawników i księgowych, którzy ułatwiają omijanie ograniczeń. Na przykład pozbawiłbym ich możliwości bezwizowego wjazdu do USA, Europy i Wielkiej Brytanii. Jeśli jesteś prawnikiem lub handlowcem w Dubaju i jesteś zaangażowany w programy obchodzenia sankcji, chcąc podróżować na Zachód, będziesz musiał stać w kolejce do konsulatów obok studentów, niań i osób ubiegających się o azyl.
Wygodne życie takich ludzi musi się skończyć
Wciąż istnieje wiele możliwości, ale brakuje woli politycznej. Putin to widzi. W efekcie Zachód jest zmęczony, przestraszony, rozproszony – a Ukraina płaci za to cenę. To sprawia, że jestem zarówno smutny, jak zły.
Jak może wyglądać gospodarka Rosji za 5-10 lat, jeśli międzynarodowa izolacja będzie się utrzymywać?
W dłuższej perspektywie Rosja w coraz większym stopniu stanie się wasalem Chin. Chińskie firmy wykupują jej aktywa niemal za bezcen, inwestując w strategiczne sektory, a rosyjska gospodarka w coraz większym stopniu koncentruje się na eksporcie do Chin. Więzi handlowe i inwestycyjne między tymi dwoma krajami tylko się zacieśniają. W końcu Rosja może stać się surowcowym dodatkiem do Komunistycznej Partii Chin. To nie jest przyszłość, którą Putin obiecał swoim rodakom.
Zdjęcie główne: Deposit/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
23 stycznia opozycyjna Konfederacja złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.
– A potem wydarzenia potoczyły się z prędkością światła – mówi ukraiński prawnik Wasyl Ilnycki. – Pomysł ograniczenia dostępu do 800+ spodobał się siłom politycznym, które łącznie mają 80% miejsc w Sejmie. To rzadka sytuacja, gdy „wszystkie gwiazdy ustawiły się w jednej linii”, niezależnie od poglądów politycznych, a wszystkie kluczowe postacie w polskiej polityce poparły pomysł, by cudzoziemcy ze statusem „UKR” otrzymywali świadczenia socjalne tylko wtedy, gdy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce.
– Wyborca nie będzie zagłębiał się w szczegóły, że Ukraińcowi ze statusem „UKR” zostanie ograniczony dostęp do zabezpieczenia społecznego – ale jeśli otrzyma kartę pobytu, to nie. Najważniejsze jest to, że w wiadomościach pojawiło się słowo „Ukrainiec”. W ten sposób każda partia stara się zadowolić swoich wyborców – dodaje Ilnycki.
Prawo do otrzymywania 800+ ma być zarezerwowane tylko dla tych Ukraińców, którzy mieszkają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z dzieckiem, oficjalnie pracują lub prowadzą działalność gospodarczą w Polsce, płacą podatki i inne składki do polskiego budżetu.
Jeśli Ukrainiec otrzymuje 800+, ale nie spełnia choćby jednego z tych warunków, po wejściu w życie ustawy wypłaty zostaną mu wstrzymane. Dotyczy to wniosków złożonych od 01 lutego 2025. Jeśli jednak wnioskodawca będzie w stanie ponownie spełnić wszystkie wymagania w późniejszym terminie, świadczenia zostaną wznowione.
Rafał Trzaskowski. 2022. Fot: Wojciech Olkuśnik/East News
Mowa liczb
Według stanu na 14 stycznia 2025 r. w Polsce przebywało prawie 400 tys. ukraińskich dzieci poniżej 18. roku życia z PESEL-em oznaczonym „UKR”. Jednak według Aleksandry Gajewskiej, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2024 r. świadczenie 800+ było wypłacane tylko na 209 000 (według ZUS na 292 000). Oznacza to, że nie wszystkie dzieci, które uciekły przed wojną, otrzymały w Polsce pomoc.
Według danych opublikowanych przez polski rząd 23 stycznia 2025 r. 78% ukraińskich uchodźców jest oficjalnie zatrudnionych w Polsce. Według ZUS w 2024 r. na wypłaty dla ukraińskich dzieci wydano 2,8 mld zł, a w samym 2023 r. (dane za 2024 r. nie są jeszcze dostępne, ale liczba ta będzie wyższa) Ukraińcy wpłacili do budżetu państwa polskiego 15 mld zł w podatkach i składkach na NFZ i ZUS
Czy z tej różnicy nie da się zapewnić ukraińskim matkom, które nie mogą pracować, wspomnianych 800 złotych dopłaty?
Według ZUS Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców płacących składki ubezpieczeniowe w Polsce. Na koniec listopada 2024 r. płaciło je około 800 tys. Ukraińców.
Ale to nie wszystko. Dane ZUS nie uwzględniają przecież tych Ukraińców, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło. A od tego typu umów cywilnoprawnych nie odprowadza się składek na ubezpieczenie społeczne.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w reakcji na projekt ustawy oświadczył, że z nieszczęśliwych ukraińskich matek, których dzieci chodzą do szkoły, a które nie mogą pracować, nie będzie robił zakładników kampanii wyborczej.
Dlaczego w Polsce są ukraińskie uchodźczynie, które nie pracują?
Odpowiedź jest prosta: bo większość z nich to samotne matki wychowujące niepełnosprawne dzieci lub dzieci w wieku przedszkolnym. One nie mogą pracować, jeśli harmonogram pracy nie jest elastyczny, zaś w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby bezpłatnie zaopiekować się dziećmi, jeśli np. zachorują. A pensja takich kobiet zwykle ledwo wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Pod koniec 2024 r. napisałam artykuł badawczy pt. „Uchodźcy wojenni w Polsce: między domem a bezdomnością” do trzeciego tomu książki „Wojna w Ukrainie” pod redakcją prof. Stanisława Stępnia. Analizuje ona problemy adaptacji, integracji i wyzwań, przed którymi stanęli uchodźcy wojenni z Ukrainy w Polsce. W tym celu nagrałam ponad sto wywiadów z Ukrainkami w wieku od 25 do 75 lat, które przyjechały do Polski z powodu wojny. Były to wyznania uchodźczyń, w których podkreślały, że zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu w Polsce tylko dlatego, że mnie znały. Wiedziały, że też jestem uchodźczynią, a więc uznały, będę w stanie je zrozumieć i nie skrzywdzić.
W trakcie naszych rozmów zobaczyłam, jak przejawia się tak zwany „czynnik milczenia” uchodźców. Oznacza on, że aby przetrwać w nowym środowisku, uchodźcy wojenni są gotowi milczeć w odpowiedzi na obelgi i nie wyrażać swojego stanowiska. Mówiły: „W domu w takiej sytuacji walczyłybyśmy, ale tutaj milczymy”
Przejawy „czynnika milczenia” uchodźczyń można wyraźnie dostrzec w ich opowieściach o pracy. Zwłaszcza jeśli są to kobiety z grup szczególnie wrażliwych – samotne matki wychowujące dzieci niepełnosprawne, dzieci w wieku przedszkolnym i szkoły podstawowej. To kobiety, które boją się utraty pracy, ponieważ potrzebują jej, by przetrwać. Na przykład jeśli dzieci uchodźczyń często chorowały, kobiety te zgadzały się pracować dłużej za niższe wynagrodzenie – albo były gotowe wziąć winę na siebie, jeśli w pracy pojawiały się problemy lub konflikty nie z ich winy.
Kraków 2022. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter
„Przez ostatnie półtora roku pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – powiedziała 33-letnia Maria z obwodu sumskiego. – Pozwolono mi pracować 7 godzin zamiast 8, ale musiałam sprzątać kilka pomieszczeń o powierzchni 2500 mkw. Tymczasem osoby, które pracowały tam w pełnym wymiarze godzin przez 8 godzin, sprzątały nie więcej niż 1300 mkw. Oznacza to, że pracowałam za dwie osoby, a płacono mi o połowę mniej. Ale nie narzekałam, bo taki grafik był dla mnie ważny. We wrześniu moja siedmioletnia córka zaczęła ciągle chorować: ból gardła, zapalenie płuc, grypa, COVID. W końcu musiałam zrezygnować z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Teraz znów szukam pracy”.
40-letnia Ołena Jacenkoz obwodu charkowskiego: „Z zawodu jestem księgową. W Polsce najpierw pracowałam na kasie w sklepie. Czasami klient podchodził i głośno mówił coś obraźliwego, gdy słyszał mój ukraiński akcent. W takich przypadkach zawsze milczałam. Potem pracowałam jako pomoc kucharza w przedszkolu. Myślałam, że jeśli będę miała mniej kontaktu z ludźmi, będzie mi łatwiej. Ale miałam pecha, bo zespół był uprzedzony do Ukraińców. Często płakałam, ale i tam milczałam. W końcu nie wytrzymałam i odeszłam. Jeśli do wiosny nie znajdę pracy, przeprowadzę się do Ukrainy, z sześcioletnią córką i ośmioletnim synem. Nasza wioska leży w obwodzie charkowskim”.
„Przez ponad dwa lata pracowałam w niepełnym wymiarze godzin w firmie świadczącej usługi w zakresie kształtowania krajobrazu i sprzątania – wspominała z kolei Natalia z obwodu chersońskiego. – Na zimę ludzie są tam zwalniani. Zwykle pracowaliśmy na ulicy, a nasi koledzy rozmawiali ze sobą po rosyjsku, bo w zespole byli Białorusini i Gruzini. I często zdarzało się, że przechodnie krzyczeli na nas: ‘Jedźcie na swoją Ukrainę, nie bierzcie naszych 800+!’.
Poza 800+ nigdy nie otrzymałam żadnej innej pomocy socjalnej. To zasiłek na dzieci, które uratowałam od śmierci
Właścicielka mieszkania powiedziała mi, że mogę napisać podanie do MOPS-u, bo mam niskie dochody i w związku z tym mogę dostać dopłatę do obiadów w przedszkolu.
A tam, ni stąd, ni zowąd, jak gdybym złamała prawo, pracowniczka socjalna zapytała: ‘Dlaczego pani nie pracuje? Gdzie jest pani mąż? Dlaczego nie wraca pani do domu?’.
Odpowiedziałam: ‘Pracuję, ale zarabiam za mało, nie mogę pracować na pełen etat, bo jestem tu sama z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mój mąż zaginął ponad dwa lata temu, kiedy Rosjanie zajęli nasze miasto Oleszki, w lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Później miasto zostało zalane w wyniku wysadzenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce. Więc teraz nie mam dokąd wracać’.
Pracowniczka powiedziała, że powinnam wrócić w przyszłym tygodniu, ponieważ osoba, która zajmuje się tymi sprawami, jest na wakacjach. Ale nigdy więcej tam nie poszłam. Znów szukam pracy”.
Wsparcie nie może się skończyć, dopóki trwa wojna
W Polsce od 2022 roku realizowanych jest wiele projektów mających na celu integrację uchodźców z polskim społeczeństwem. Na przykład w Olsztynie na programy wsparcia i integracji przeznaczono setki tysięcy złotych z funduszy unijnych, budżetu państwa i budżetów regionalnych. Przez prawie trzy lata pieniądze te były wydawane na kursy języka polskiego, wykłady na temat polskiej kultury, literatury, historii, edukacji i medycyny itp. Organizowano także wydarzenia rozrywkowe w języku polskim, kupowano dla Ukraińców bilety do kina, teatrów i muzeów. Jednak pracujące Ukrainki zwykle w tych spotkaniach nie uczestniczyły, bo odbywały się one w godzinach pracy. Z tej pomocy korzystały głównie osoby z grup wrażliwych. Czyli te, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do opuszczenia Polski, jeśli stracą jedyną pomoc socjalną na wychowanie dzieci, czyli 800+.
A ja mam pytanie: Po co przez prawie trzy lata wydawano pieniądze na integrację uchodźców z polskim społeczeństwem, skoro teraz tych ludzi wrzucono do kategorii „wyłudzacze zasiłków”?
Zajęcia dla ukraińskich uchodźczyń i dzieci w Olsztynie. Zdjęcie: Tetiana Bakocka
Uproszczenia i stereotypy są niebezpieczne, ponieważ nie uwzględniają ważnych wyjątków. Uchodźcy to osoby poszukujące pracy, uczące się, zdobywające nowe kwalifikacje, a także ludzie należący do grup szczególnie wrażliwych. Projekt ustawy o zmianie warunków wypłacania 800+ dla ukraińskich uchodźców nie mówi nic o takich osobach jak:
dzieci pod opieką emerytów;
dzieci rodziców niepełnosprawnych;
przewlekle chore dzieci wymagające stałej opieki;
dzieci niepełnosprawne;
dzieci wychowywane przez samotnych rodziców (w szczególności po śmierci polskiego małżonka, który od dłuższego czasu legalnie pracował w Polsce).
Zamiast epilogu
Ja również należę do wrażliwej grupy uchodźców – „wyłudzaczy zasiłków”. Jestem wdową po poległym żołnierzu samotnie wychowującą dwójkę dzieci. 4 sierpnia 2022 r. mój mąż, Rusłan Choda, dowódca plutonu zwiadowczego, zginął w akcji podczas ostrzału rosyjskiej artylerii w obwodzie chersońskim. Jego ciało pozostało na okupowanym terytorium. Wtedy nasze dzieci, 11-miesięczna Myrosława i 11-letni Mychajło, uchodźcy wojenni w Polsce, stały się także półsierotami.
Wyjechałam z Ukrainy, bo rosyjskie czołgi stały u bram mojego domu w obwodzie mikołajowskim. Zaczęłam legalnie pracować we wrześniu 2022 roku, gdy tylko moje najmłodsze dziecko skończyło roczek. W ciągu ostatniego roku miałam pięć umów o pracę. Teraz pracuję na podstawie umowy o dzieło. I pracuję nie dlatego, że chcę otrzymywać 800+, chociaż bez tych pieniędzy byłoby mnie i moim dzieciom znacznie trudniej przeżyć.
Opowieść o ojcu, który zginął na wojnie, Olsztyn, 2025. Zdjęcie: Tetiana Bakocka
Wyczerpujące procedury biurokratyczne mające przyspieszyć proces odzyskania ciała mojego męża trwały półtora roku. Dopiero w lutym 2024 roku otrzymałam fragmenty jego ciała i akt zgonu. Nadal nie otrzymałam nie tylko pomocy państwa w związku ze śmiercią mojego męża, ale nawet decyzji o jej przyznaniu. Jak więc z takim doświadczeniem mogę liczyć na pomoc społeczną w innym kraju?
Każdy kraj dba przede wszystkim o własne interesy (choć ukraińscy uchodźcy dbają również o polską gospodarkę). Ale nie wiem, co powiedzieć synowi żołnierza poległego na wojnie, gdy pyta: „Mamo, zawsze mówiłaś, że ta wojna nie toczy się tylko o terytorium. Że Ukraińcy oddają życie, by żyć w normalnym kraju, w demokratycznym społeczeństwie. Za europejskie wartości, które przecież są uniwersalne. Ale czym te wartości są, skoro tak łatwo przymknąć na nie oko, gdy chodzi o wybory?”.
Zaczęła pomagać uchodźcom z Ukrainy, nawet nie zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby to robić. Obecnie podopiecznymi jej fundacji jest ponad 1300 rodzin, czyli prawie 6 000 osób.
Zyskała bardzo wiele: wdzięczność dla wszystkich tych ludzi, ponieważ dzięki nim zrozumiała, że stworzona przez nią przestrzeń umożliwia wzajemne wsparcie. Odnalazła też więź między własną historią oraz historią swojej rodziny, a to pozwoliło jej zrozumieć wojenne i okołowojenne doświadczenia.
– Te pierwsze dni wojny bardzo dobrze pamiętam. Mieliśmy z mężem zaplanowany dzień wolny od pracy i zamierzaliśmy pojechać oglądać ziemię, na której chcieliśmy budować dom. Rano obudziliśmy się, przeczytaliśmy wiadomości i byliśmy w szoku – nie dowierzaliśmy, myśleliśmy, że to fake news albo coś podobnego. Pojechaliśmy więc oglądać tę ziemię i wróciliśmy wieczorem. Pamiętam też bardzo dobrze poranek następnego dnia: wojna trwała nadal.
Wtedy stało dla niej oczywiste, że trzeba działać, bo ludzie naprawdę są w drodze, bo przyjeżdżają, bo będą na granicy, na dworcach, w Przemyślu. I było oczywiste, że ktoś musi tam pojechać, żeby pomóc. Michał, mąż Olgi, spakował się i pojechał. W nocy wrócił z pierwszą rodziną.
Lena
To była rodzina Leny. W lutym 2022 Lena przyjechała do Krakowa z dziećmi, siostrą, bratankiem i mamą. Jakoś tak się ułożyło, że w ciągu tygodnia Olga zapewniła Lenie mieszkanie, znalazła dla niej pracę, a dzieci pomogła zapisać do przedszkola i szkoły. W domu w ciągu dnia była tylko babcia i piesek.
Teraz Ołena Mychajłowa jest koordynatorką w świetlicy dla społeczności ukraińskiej, działającej przy Fundacji „Kocham Dębniki”. Olga przyznaje, że Lena stała się jej niezwykle bliska – zawodowo i prywatnie.
Z Ołeną Mychajłową, luty 2022 r. Zdjęcie: Patrick Clarke
Potrzebna przestrzeń
– Potem takich sytuacji było bardzo wiele. Kobiety przyjeżdżały, a my robiliśmy wszystko, żeby pomóc. Każda przychodziła z bagażem swoich doświadczeń i każda sama. Było ich bardzo wiele. Miałam wtedy bardzo silne przekonanie, że potrzebna jest przestrzeń, w której te kobiety mogłyby się ze sobą spotykać. By mogły spotkać się z kimś, kto rozumie, przez co przechodzą. Chodziło o to, żeby stworzyć miejsce, w którym ktoś mógłby im powiedzieć: „Rozumiem, co czujesz”. My tego zupełnie nie rozumieliśmy, bo czegoś takiego naprawdę nie da się sobie wyobrazić.
10. dnia wojny Olga z kolegą, ojcem jednego z dzieci ze szkoły, postanowiła zorganizować spotkanie. Odbyło się w osiedlowym klubie sportowym. Był catering, zajęcia z trenerami piłki nożnej dla dzieci. Sąsiedzi rozstawili grilla, a animatorki bawiły się z dziećmi. Zorganizowali punkt, w którym można było wymieniać się odzieżą i zabawkami.
Myśleli, że przyjdzie jakieś 50 osób, przyszło około 350. To wydarzenie stało się czymś wielkim, stworzyło ogromną przestrzeń do wspólnego działania i wsparcia. Tak powstała fundacja „Kocham Dębniki”.
Spotkanie ukraińskich i polskich kobiet oraz ich dzieci, na którym Ukrainki plotą warkocze Polkom, 2022 r. Zdjęcie: M. Rej- Brodowska
Naprawianie rodzinnej historii
– Jakoś w maju albo czerwcu 2022 roku miałam taki moment, w którym z początku trochę się przestraszyłam: poczucie, że muszę działać – mówi Olga. – Zaczęłam zastanawiać się, jak to jest, że trwa wojna, a tutaj są uchodźcy, są kobiety, które zostały same i doświadczają niewyobrażalnego cierpienia. I nagle poczułam, że wiem, czego im potrzeba. Wstawałam rano, zakładałam trampki i wiedziałam, co trzeba zrobić. Zastanawiałam się, skąd we mnie to doświadczenie, ten instynkt. Wtedy zaczęłam myśleć o doświadczeniach transgeneracyjnych, o historii mojej babci, która jako mała dziewczynka przeżyła wyzwolenie przez wojska radzieckie w podkrakowskiej wsi. Uświadomiłam sobie, że historie, które opowiadała mi babcia w dzieciństwie, są podobne do tych, które teraz słyszymy o Mariupolu czy Irpieniu.
Olga opowiada historię swojej babci, która jako pięcioletnie dziecko doświadczyła wojny. Po wielu tygodniach wyszła z piwnicy na podwórko. Było usłane ciałami kobiet z oderwanymi palcami, bo ktoś zabierał im pierścionki…
Właśnie te opowieści wróciły do Olgi, kiedy opisywano zbrodnie wojenne koło Kijowa – w Buczy, Irpieniu, Hostomlu. Wtedy zrozumiała, że to, co robi teraz, jest szansą nie tylko dla niej, ale też dla jej rodziny, dla kobiet w tej rodzinie.
– Myślę, że dlatego te działania, w które się zaangażowałam, są dla mnie możliwością naprawienia historii mojej rodziny. Zrozumiałam, że to, co robię, nie dotyczy tylko mnie. To coś większego. Myślę, że wiele osób w Polsce mogło czuć podobnie: że mamy szansę zrobić coś, co w pewnym sensie naprawia nie tylko naszą przeszłość, ale też przyszłość innych ludzi.
Z 87-letnią Switłaną, dla której to już trzecia wojna w życiu. W 2014 i 2022 roku straciła dom, męża i możliwość powrotu. Teraz ma dach nad głową, ciepło, jedzenie i ludzi, z którymi może dzielić się radością i smutkiem
Pierogi w środy
– Pamiętam bardzo wyraźnie ten moment, kiedy przyszły dziewczyny i powiedziały: „Czujemy się już na tyle dobrze, że chciałybyśmy zrobić coś dla was. Mamy taki pomysł, żeby spotykać się w każdą środę i lepić pierogi; potem będziemy je mrozić. Gdy ktoś przyjdzie do sklepiku – przyniesie odzież albo zostawi produkty – dostanie od nas paczuszkę mrożonych pierogów”.
Te pierogi stały się dla nas symbolem wdzięczności i tego, co od samego początku było w nas obecne: że każdy ma coś do dania, coś, czym może się podzielić. To bardzo ważna idea, która towarzyszy nam od początku i w dużej mierze definiuje charakter tego miejsca.
Tradycja lepienia pierogów zadomowiła się w fundacji na dobre. Z czasem „menu wdzięczności” zaczęło się wzbogacać – dziś może to być też płow albo pielmeni
Punkt wymiany odzieży i zabawek, który powstał podczas pierwszego spotkania, rozwinął się w sklepik. Zaczęła działać także biblioteka, która początkowo była częścią sklepiku. Podobno obecnie jest to największy księgozbiór ukraiński w Krakowie.
Sklepik
– Dziewczyny nazywają sklepik „miejscem medytacji”. Prowadzi go Julia, nasza wspaniała i niezastąpiona przyjaciółka. Często wygląda to tak, że Julia siedzi przy biurku, zajmując się formalnościami, a w tym czasie ktoś przychodzi, przymierza coś albo pyta o konkretną rzecz. Julia zawsze doradzi, a jeśli czegoś brakuje, podpowie, co mamy w zamian. Często taka rozmowa przeradza się w dłuższą opowieść – skąd ktoś przyjechał, z kim jest, czego potrzebuje. Wtedy Julia może wspomnieć o zajęciach, które prowadzimy, albo o innej osobie z tej samej miejscowości, która korzysta z naszych inicjatyw. To miejsce jest bardzo nieformalne, pełne spotkań i rozmów. Formalnie mogłybyśmy nazwać je punktem recepcyjnym, gdzie przyjmujemy klientów i beneficjentów, ale przecież to coś znacznie więcej.
Przychodzą tutaj także sąsiedzi fundacji. Gdy dostają pensje albo emerytury, następnego dnia przynoszą siateczkę swoich zakupów, dzieląc się tym, co mają. Olga uważa, że to miejsce stało się fajnym punktem wymiany – dokąd można przyjść, nawet jeśli nic się nie ma, i znaleźć coś potrzebnego. Ale to też przestrzeń, w której po prostu przyjemnie czasem poszperać i poszukać czegoś dla siebie – albo pobyć.
Z Julią, koordynatorką, podczas rozładunku darowizn, 2022 r.
Siostrzeństwo
– Myślę, że to bardzo ważny wątek: siostrzeństwo. Choć nasza społeczność składa się w większości z kobiet, od pewnego czasu przyjeżdżają do nas także mężczyźni. To często osoby z doświadczeniem frontowym, które z różnych powodów nie chcą już lub nie mogą wrócić na front. Chcę podkreślić, że siostrzeństwo, które jest dla nas tak ważną wartością, nie jest wyłącznie kobiecym doświadczeniem. Siostrzeństwo w naszej społeczności jest wspierane przez mężczyzn, to dla mnie coś niezwykłego. Mężczyźni mogą wspierać kobiety i to, co one tworzą między sobą, włączając się w tę przestrzeń z pełnym zaangażowaniem. To bardzo poruszające. Kiedy mówię o siostrzeństwie, myślę o czymś większym – o wspólnocie, w której także mężczyźni mają swoje miejsc.
Olga wspomina o swoim mężu. Michał od pierwszego dnia wojny włączył się w działalność fundacji i odtąd ją wspiera. Mówi też o kolegach, którzy przyjechali z różnych miejsc, nawet ze Stanów Zjednoczonych – tylko po to, żeby pomagać kobietom, które znalazły tutaj schronienie.
Sofa do nowego biura, marzec 2023 r.
Rok przerwy
– To bardzo trudny temat. Na początku, właściwie do lipca 2022 r., oboje z mężem byliśmy bardzo zaangażowani. Miałam wtedy pracę, którą mogłam sobie elastycznie ograniczać, ale mąż pracował na pełny etat, więc to było dla nas ogromne wyzwanie. Pracowaliśmy praktycznie 24 godziny na dobę. Spało się po trzy godziny, a nasze dzieci – mamy trójkę – oglądały bajki niemal non stop przez kilka miesięcy. W pewnym momencie powiedziały, że „nienawidzą Ukraińców”.
To był trudny moment, bo choć w przedszkolu dobrze dogadywały się z ukraińskimi dziećmi, to nasze zaangażowanie interpretowały tak, że na kilka miesięcy „Ukraińcy zabrali mamę”. Mam ogromne poczucie winy, bo choć złożyły się na to różne okoliczności, to właśnie ta praca odegrała tu w największą rolę. W rezultacie rozstaliśmy się z mężem na rok.
Olga wspomina tamten okres jako bardzo trudny w swoim życiu. Przyznaje, że wtedy sama stała się osobą, która przyszła do fundacji jako potrzebująca wsparcia i otuchy. Ukraińskie dziewczyny pomogły jej zrozumieć siebie, docenić wartość rodziny i możliwość bycia z mężem. Olga podkreśla, że nadal pracują nad odzyskaniem równowagi w małżeństwie, ale na szczęście są już razem.
Dzień Dziecka w centrum „Kocham Dębniki”, 2022. Zdjęcie: Agnieszka Fiejka
Marzenia
– Mam różne marzenia. Przede wszystkim marzę o tym, żeby nadszedł taki moment, kiedy będę mogła wracać do domu i spędzać czas z moimi dziećmi, moją rodziną. Chciałabym, żeby praca miała wyraźne granice. To takie moje małe, codzienne marzenie.
A dziewczyny mówią: „Doświadczyłam masy bólu i straty, ale odkryłam też coś nowego. Nie chcę wracać do tego, jak żyłam wcześniej. Gdziekolwiek będę, chcę tworzyć społeczność wokół siebie. Marzę, by nauczyć się, jak to robić jeszcze lepiej”.
To jest coś, o co bardzo się staram – żebyśmy my tutaj nie byli tylko miejscem pomocy, żeby to doświadczenie mogło przenosić się dalej. I to się dzieje! Kobiety, które wracają do Ukrainy, zabierają ze sobą coś, co tutaj przeżyły, i wprowadzają to do swojego życia. Budują wokół siebie nowe społeczności.
Moim największym marzeniem jest, żeby to mogło zmieniać świat. Może brzmi to górnolotnie, ale naprawdę wierzę, że jeśli zmienimy świat jednej osoby, to w pewnym sensie zmienimy cały świat.
Zawieszenie amerykańskiej pomocy humanitarnej dla Ukrainy (pomoc wojskowa nie została zawieszona) wpłynie na wiele dziedzin życia: wynagrodzenia dla nauczycieli, pracowników służby zdrowia, urzędników służby cywilnej; cyberbezpieczeństwo i transformację cyfrową; odbudowę; wsparcie sektora energetycznego, rolnego, publicznego i mediów; reintegrację weteranów; dostawy leków i szczepienia; biznes; ewakuację ludności cywilnej ze strefy walk; wsparcie dla osób wewnętrznie przesiedlonych itd. A to tylko część obszarów w Ukrainie objętych dotychczas pomocą USAID.
W komentarzu dla Radia Liberty posłanka Inna Sowsun wyjaśnia, że pomoc USAID od początku inwazji była niezbędna dla budżetu Ukrainy. Jej zdaniem ten krytyczny obszar może ucierpieć najbardziej.
Ambasadorka USA w Ukrainie Bridget Brink i administratorka USAID Samantha Power podczas wizyty w Kijowie, 2022 r. Zdjęcie: Hennadij Minczenko / Ukrinform/East News
Według „Financial Times” amerykańscy urzędnicy z Biura Spraw Europejskich i Euroazjatyckich w Departamencie Stanu zwrócili się już do sekretarza stanu USA Marco Rubio o zrobienie wyjątku dla Ukrainy od nakazu zamrożenia pomocy USA dla innych krajów. „W tej chwili nie wiemy, czy wniosek ten zostanie zatwierdzony – w całości lub w części – ale z Waszyngtonu napływają pozytywne sygnały”– czytamy w e-mailu wysłanym 25 stycznia do pracowników USAID w Ukrainie.
26 stycznia Reuters opublikował szczegóły notatki, którą otrzymali pracownicy USAID. „Jesteśmy zobowiązani do wspierania prezydenta w realizacji jego wizji – napisał Ken Jackson, asystent administratora ds. zarządzania i zasobów. – Prezydent dał nam wspaniałą okazję, by zmienić nasze podejście do pomocy zagranicznej na nadchodzące dziesięciolecia – aby postawić Amerykę na pierwszym miejscu”.
Marco Rubio, nowy sekretarz stanu w gabinecie Trumpa, ogłosił te zmiany w przeddzień decyzji o zawieszeniu pomocy:
– Każdy dolar, który wydajemy, każdy program, który finansujemy, i każda polityka, którą wdrażamy, musi być uzasadniona trzema prostymi pytaniami: „Czy to czyni Amerykę bezpieczniejszą?”, „Czy czyni Amerykę silniejszą?”, „Czy to sprawi, że Ameryka będzie bardziej zamożna?”
Dlaczego pomoc USA została zamrożona
Przedstawiciele ukraińskich inicjatyw otrzymujących pomoc, z którymi rozmawiały Sestry, twierdzą, że spodziewali się zrewidowania przez nowy rząd USA polityki pomocy zagranicznej.
Podczas kampanii wyborczej Trump sprzeciwiał się udzielaniu pomocy zagranicznej, która zazwyczaj stanowi około 1% budżetu federalnego – z wyjątkiem sytuacji nadzwyczajnych, jak miało to miejsce w przypadku militarnego wsparcia Ukrainy. Skrytykował również wysokość środków przyznanych Ukrainie na obronę przed rosyjską agresją.
Jednak tym, co dla wielu odbiorców amerykańskiej pomocy jest szokujące, jest fakt, że decyzja ta wpłynęła na wcześniej uzgodnione programy, na które Kongres USA już przeznaczył fundusze. Podczas 90-dniowej przerwy na audyt i inspekcję wszelkie transakcje finansowe dotyczące projektów – nawet tych w trakcie realizacji, które wiążą się ze zobowiązaniami wobec wykonawców i pracowników – są zabronione. Niektórzy odbiorcy pomocy obawiają się, że po zakończeniu audytu nie wszystkie programy zostaną wznowione.
Zdjęcie: Allison Bailey/NURPHOTO/AFP/Eastern News
Pojawiają się nieoficjalne informacje, że programy, które podobno nie znajdują się w sferze zainteresowań nowej polityki rządu USA, zostaną zdecydowanie ograniczone. W szczególności te, które mają na celu ochronę praw kobiet, równości, integracji, sprawiedliwości społecznej i środowiska naturalnego
– Kierownik projektu uspokaja nas, że program może być kontynuowany. Nie ma paniki, ale [Amerykanie – red.] ostrzegają nas, że być może będziemy musieli zrezygnować z niektórych obszarów, takich jak zdrowie i prawa kobiet, równość płci itp. Nie możemy jeszcze w to uwierzyć – mówi nam anonimowo szef dużej ukraińskiej organizacji pozarządowej.
Uliana Mowczan, założycielka agencji Connection i ekspertka ds. komunikacji i pozyskiwania funduszy, podzieliła się z nami podobnym spostrzeżeniem:
– Trump wydał już osobny dekret o zamknięciu wszystkich biur i likwidacji stanowisk zajmujących się różnorodnością, równością, integracją i dostępnością (DEIA) oraz sprawiedliwością środowiskową. Bezpośredni cytat z zarządzenia jego administracji brzmi: „Administracja Bidena narzuciła nielegalne i niemoralne programy dyskryminacji pod nazwą 'różnorodność, równość i włączenie'... Oczekuje się, że będzie tak w przypadku wszystkich podobnych programów finansowania. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie to miało również zastosowanie do programów przeciwdziałania przemocy”.
Można jednak założyć, że skoro administracja Trumpa uznaje przydatność pracy UNICEF, wsparcie dla dzieci i rodzin ma szansę pozostać priorytetem.
Jednak oficjalnego potwierdzenia tego stanowiska jeszcze nie ma. Anonimowy pracownik biura USAID w Kijowie powiedział Suspilne, że nie mają szczegółowych instrukcji dotyczących sposobu wdrożenia dyrektywy ani tego, czy będą wyjątki. Stosowny wniosek został już przekazany do Departamentu Stanu USA.
Jak decyzja Trumpa wpływa na Ukrainę
Decyzja administracji Donalda Trumpa wywołała silne reakcje społeczności ukraińskiej. „Zradofile” są przekonani, że USA to partner niewiarygodny, i powołują przykład Afganistanu, który ich zdaniem został porzucony przez Amerykanów.
Podobne obawy podzielają ci, którzy pracują w sektorze publicznym i są zaangażowani w dyskusje na temat decyzji o zawieszeniu pomocy: „Istnieje obawa, że Ukrainie zostanie narzucony niesprawiedliwy ‘pokój’, powrót do rosyjskiej agendy, a ludzie, którzy pracowali nad zapewnieniem demokracji, wolności i praw człowieka, zostaną pozostawieni sobie samym lub staną się wrogami”.
Są też tacy, którzy cieszą się z wiadomości, że „grantobiorcy Sorosa” zostaną bez funduszy
Inni nie pochwalają co prawda zawieszenia pomocy, lecz rozumieją pragnienie administracji Trumpa, by sprawdzić efektywność wydatków. Na przykład Wołodymyr Omelian, były minister infrastruktury Ukrainy, obecnie członek Sił Zbrojnych Ukrainy, napisał na FB: „Moim skrytym życzeniem jest, aby po wznowieniu pomocy co najmniej połowa środków z działań antykorupcyjnych została skierowana na dobre zarządzanie – stworzenie warunków do przyciągnięcia do służby cywilnej prawdziwie profesjonalnych, oddanych ludzi ”.
Według Oksany Kujancewej, członkini zarządu Fundacji Charytatywnej „Wschód SOS” i założycielki „Przytulna Space”, ogólnokrajowej sieci wsparcia psychospołecznego i prawnego, nie wszyscy w Ukrainie rozumieją, jak potężna była pomoc USA i jak bardzo jej utrata zagraża głównym beneficjentom tego wsparcia:
– Nasza fundacja działa od 2014 roku, a we współpracy z USAID – od 2022 roku. Dzięki temu wsparciu stworzyliśmy sieć bezpiecznych przestrzeni w Zaporożu, Charkowie, Mykołajowie, Czerkasach, Winnicy i Kropywnickim, gdzie zapewniamy pomoc psychospołeczną i prawną dorosłym, a także organizujemy zajęcia dla dzieci.
W ciągu dwóch lat ponad 50 tysięcy przesiedleńczyń wewnętrznych otrzymało wsparcie w ramach sieci. Od 2023 r. USAID finansuje połowę kosztów ewakuacji z obszarów frontowych
Od 2022 r. ponad 88 tysięcy osób (w tym 12 100 osób o ograniczonej sprawności ruchowej) opuściło strefę działań wojennych. Przy wsparciu USAID naprawiamy domy w obwodach charkowskim i donieckim, które zostały uszkodzone w wyniku ostrzału i w których nadal mieszkają ludzie – naprawiamy dachy i drzwi, wstawiamy nowe okna.
Obecnie fundacja prowadzi działania współfinansowane przez niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, regularnie gromadzi fundusze od różnych darczyńców, zbierając prywatne darowizny za granicą. I ma nadzieję, że nie będzie musiała czekać aż 90 dni na reaktywację programu USAID.
Dzięki zagranicznemu wsparciu finansowemu fundusz charytatywny „Wschód SOS” jest w stanie zapewnić uchodźcom wsparcie psychologiczne i prawne. Zdjęcie: „Wschód SOS”
Według Otara Dowżenki, dyrektora kreatywnego Lwowskiego Forum Mediów, jeśli amerykańskie finansowanie nie wróci lub zostanie radykalnie zmniejszone, do końca 2025 r. z ukraińskiej przestrzeni znikną dziesiątki, jeśli nie setki mediów, wśród nich wiele bardzo wartościowych.
Dowżenko wyjaśnia, że przed 2022 r. ukraiński rynek medialny został osłabiony, ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat otrzymał dwa potężne ciosy: najpierw był kryzys gospodarczy, wywołany w 2014 r. przez rosyjską agresję, potem kryzys w 2020 r., spowodowany epidemią koronawirusa. Z początkiem inwazji na pełną skalę dwa główne źródła przychodów mediów komercyjnych – reklama i sprzedaż treści – na pewien czas zniknęły. Rosjanie zniszczyli lub przejęli sieci telewizyjne i radiowe oraz redakcje, wielu pracowników mediów zostało zabitych, a większość pozostałych jest dziś na wygnaniu.
Jednocześnie właściciele mediów – politycy, oligarchowie, biznesmeni z ambicjami politycznymi – odmówili ich dotowania, ponieważ w czasie wojny w kraju nie ma wyborów, więc media nie mogą zapewnić „wyborczych dywidend”. W tych okolicznościach dotacje stały się jedynym sposobem na przetrwanie dla wielu ukraińskich redakcji.
– Typowa dla wielu regionów sytuacja, w której jest kilka wartościowych mediów, przejrzystych, odpowiedzialnych i wolnych od wpływów politycznych, mediów w dużej mierze jest możliwa dzięki dotacjom – mówi Dowżenko. – To właśnie te media ucierpią najbardziej i prawdopodobnie zostaną zamknięte
Media, które np. biorą pieniądze od lokalnych władz, by robić im PR, te, które nadal są finansowane przez swoich właścicieli lub publikują materiały kryptoreklamowe, będą miały większe szanse na przetrwanie. Chociaż amerykańskie pieniądze nie są jedynym źródłem dotacji, są one najważniejsze i największe. Anulowanie programów grantowych mających na celu wspieranie różnorodności – praw kobiet, mniejszości, równości, LGBT itp. – też będzie miało fatalne konsekwencje. Granty te umożliwiały bowiem mediom o ograniczonych zasobach zwrócenie uwagi na tematy rzadko będące w centrum zainteresowania przeciętnego ukraińskiego newsroomu. Nie oznacza to, że takie tematy nie będą poruszane w ogóle. Jednak bardzo odbije się to na ilości i jakości materiałów. A co za tym idzie – na ochronie kobiet i mniejszości.
<frame>Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) jest instytucją rządową założoną w 1961 roku w celu zapewnienia pomocy międzynarodowej. USAID przyciąga inwestycje i wspiera 29 obszarów w 158 krajach. Według informacji na stronie internetowej tej agencji od początku inwazji dostarczyła ona Ukrainie pomoc humanitarną o wartości 2,6 mld dolarów. Ponadto ASAID przeznaczyła 5 mld dolarów na projekty rozwojowe i kolejne 30 mld dolarów w ramach bezpośredniego finansowania z budżetu. <frame>