Exclusive
20
min

Choroba Zachodu: jak oportunizm otwiera drzwi dla Trumpa i Kremla

Petras Auštrevičius, poseł do Parlamentu Europejskiego z Litwy: – Europa potrzebuje zasadniczo innego systemu bezpieczeństwa. W przeciwnym razie porozumienia pokojowe będą służyć jedynie jako przerwy, które pozwolą Rosji przegrupować się do przyszłej agresji

Maryna Stepanenko

Petras Auštrevičius, litewski polityk ieurodeputowany. Zdjęcie: Parlament Europejski

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Trzecia rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę minęła pod znakiem napiętej sytuacji politycznej na świecie. Publiczny konflikt między obecnym prezydentem USA a ukraińskim przywódcą pogłębia się, podczas gdy Europa pozostaje na uboczu negocjacji w sprawie pokojowego rozwiązania.

Jak Ukraina może przetrwać czwarty rok wojny? Czy to będzie ostatni rok konfliktu? Kto będzie stał po stronie Kijowa bez względu na wszystko? Na te i inne pytania odpowiada Petras Auštrevičius, litewski eurodeputowany i jeden z głównych lobbystów Ukrainy w Parlamencie Europejskim.

Trzy lata zamiast trzech dni

Maryna Stepanenko: Jakie są kluczowe lekcje, które Ukraina i jej sojusznicy wyciągnęli z trzech lat wojny?

Petras Auštrevičius:
Pierwszą lekcją jest to, że Rosja nie zmieniła się w porównaniu do imperialistycznego, agresywnego i antyzachodniego Związku Sowieckiego. Stała się od niego nawet gorsza, ponieważ rozwinęła bardziej agresywną i brutalną postawę wobec każdego, kto chce podążać zachodnią ścieżką polityczną.

Oczywiście nie wszystko zostało zrobione, aby przewidzieć rosyjską agresję. Muszę przyznać, że nie pomogliśmy Ukrainie pójść naprzód, ponieważ porozumienia mińskie nie zadziałały. Były one tylko rodzajem przerwy dla Rosji na przegrupowanie, reorganizację i wzmocnienie.

Zachód udawał, że wierzy w te fałszywe porozumienia, by uniknąć robienia tego, co powinien. Dlatego przygotowania ze strony Ukrainy i Zachodu były niewystarczające i nie sprostały zagrożeniom ze strony Rosji.

Jak zmieniła się rola Ukrainy w globalnym systemie bezpieczeństwa w ciągu ostatnich trzech lat? I jakie wnioski mogą wyciągnąć inne kraje, które mogłyby stanąć w obliczu agresji?

Ukraina stała się polem bitwy w konfrontacji między Rosją a Zachodem, ponieważ coraz bardziej orientuje się na zachodnie wartości. Z geopolitycznego i geostrategicznego punktu widzenia Ukraina znajduje się w centrum uwagi – w ostatnim czasie niewielu krajom poświęcono aż tyle analiz i dyskusji.

Ta wojna to jaskrawy przykład współczesnej agresji – brutalnej i nieuzasadnionej – przeciwko suwerennemu narodowi, który starał się przekształcić, przyjąć europejskie wartości i żyć zgodnie z rządami prawa, a nie autorytarnymi, agresywnymi strategiami, które widzimy w Rosji. Pełne zrozumienie tego konfliktu zajmie dużo czasu.

Rozmowy w Paryżu ujawniły podziały wśród europejskich przywódców w kwestii przyszłej strategii wobec Ukrainy. Czy istnieje ryzyko, że Europa utraci jedność w podejściu do wojny i poparciu dla Kijowa?

Istnieje znaczne ryzyko utraty jedności. Co najmniej dwa państwa członkowskie UE, Węgry i Słowacja, już dystansują się poprzez swoje rządy i przywództwo. Jednak wśród pozostałych 25 państw jedność może zostać utrzymana. Ale, szczerze mówiąc, nie chodzi tylko o jedność. Chodzi o nasz kurs polityczny.

Musimy działać szybko. Już jesteśmy spóźnieni i płacimy za to cenę, Ukraina płaci cenę

Nie było żadnych zmian w polityce, ale nastąpiło niebezpieczne opóźnienie w jej realizacji. A opóźnienie niesie ze sobą takie samo ryzyko jak brak jakiejkolwiek polityki. Składamy publiczne oświadczenia, potwierdzamy nasze przekonania, ale potem się wahamy. Zachód nie może sobie pozwolić na iluzję, że z Rosją można walczyć tylko słowami.

Przywódcy zachodni przybyli do Ukrainy w trzecią rocznicę wojny. Zdjęcie: OPU

Jeśli nie zaczniemy działać, to nie tylko stracimy jedność – upadniemy jeden po drugim. Rosja się nie zatrzyma. Ona się nie zmieniła i nie zmieni. Żadne tak zwane porozumienie pokojowe nie zmieni kursu Rosji. Potrzebujemy zasadniczo innego systemu bezpieczeństwa: takiego, który naprawdę ograniczy i odstraszy Rosję. Tylko wtedy zmiana będzie możliwa. W przeciwnym razie porozumienia pokojowe będą służyły jedynie jako przerwy, które pozwolą Rosji przegrupować się do przyszłej agresji.

W ostatnich tygodniach nasiliła się dyskusja na temat ewentualnego zaangażowania zachodnich sił pokojowych w Ukrainie. Czy uważa Pan, że taki scenariusz jest realistyczny?

Widzę wiele wyzwań związanych z rozmieszczeniem sił pokojowych. W rzeczywistości powinniśmy omawiać tę kwestię w kontekście twórców pokoju, a nie sił pokojowych. Każde siły lądowe stoją w obliczu znacznego ryzyka ataku, a ofiary mogą szybko osłabić wolę polityczną i zaangażowanie w utrzymanie misji.

Przed rozważeniem wprowadzenia sił lądowych należy rozważyć ustanowienie strefy zakazu lotów nad Ukrainą. Zapewniłoby to Zachodowi namacalną i skuteczną ochronę przy minimalnej obecności wojsk lądowych. Można by rozmieścić kilku instruktorów lub wyspecjalizowane jednostki, ale priorytetem powinna być przewaga powietrzna.

Siły lądowe mogłyby pojawić się później, w zależności od jasno określonej strategii. Nie powinniśmy jednak być naiwni, uznając, że samo ogłoszenie zachodniej misji pokojowej powstrzyma rosyjską agresję. Tak się nie stanie.

Pierwszy miesiąc rządów Trumpa

Jak powinniśmy interpretować ostatnie ostre wypowiedzi Trumpa na temat Zełenskiego, w szczególności jego tezę, że ukraiński prezydent jest „dyktatorem bez wyborów”? Czy to element presji mającej zmusić Ukrainę do ustępstw, wewnętrzna gra polityczna dla amerykańskich wyborców, czy też część szerszego układu z Kremlem?

Myślę, że Trump ma strategię. Już powiedział, że może „naprawić” sytuację w jeden dzień. Chce szybkiego rozwiązania, tyle że nie nie poprzez prawdziwe negocjacje. Może i ma czas, ale brakuje mu chęci do zaangażowania się w poważne wysiłki dyplomatyczne. Jego podejście ma na celu rozwiązanie problemu kosztem zarówno Ukrainy, jak Zachodu. I świadomie realizuje tę strategię.

Jego retoryka, a zwłaszcza ataki na Zełenskiego, jest głęboko niepokojąca. Zełenski wykazał się przywództwem, które powinno służyć za przykład dla wielu zachodnich polityków, pokazując, co naprawdę oznacza prowadzenie narodu w czasie brutalnej agresji. Takie przykłady są rzadkie. Widzieliśmy kilka podczas II wojny światowej, ale od tego czasu zachodnie przywództwo podupadło. Zamiast stać twardo na zasadach demokracji, praw człowieka i suwerenności, wielu przywódców przyjęło sowiecko-rosyjski styl politycznej akomodacji.

Ten akomodacjonizm stał się chorobą, która osłabiła Zachód. Dlatego Trump ucieka się do ideologicznych i werbalnych ataków zarówno na Zełenskiego, jak na Ukrainę, doskonale zdając sobie sprawę ze szkód, jakie może wyrządzić

Ale Zachód – ta jego część, która wciąż stoi na straży swoich wartości – musi zdecydowanie stanąć po stronie Ukrainy i Zełenskiego. Wsparcie powinno przybierać wszelkie formy: moralną, polityczną, technologiczną, militarną i finansową. Zachód nie może pozwolić, by polityczne zastraszanie stosowane przez Trumpa pozostało bezkarne. To nie tylko niedopuszczalne – to zdrada demokratycznych wartości i niebezpieczne zbliżenie z rosyjskimi interesami i autorytarnymi reżimami.

Wiec poparcia dla Ukrainy w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcie: JOSEPH PREZIOSO/AFP/East News

Rosja od dawna promuje narrację o Zełenskim jako „nielegalnym” prezydencie. Teraz Stany Zjednoczone podchwyciły tę tezę. Jak ocenia Pan wezwania Trumpa i jego otoczenia do przeprowadzenia wyborów w Ukrainie?

Wzywanie do wyborów podczas wojny jest nieprofesjonalne i nierealistyczne, zwłaszcza gdy nie ma jasnych terminów przejścia od zawieszenia broni do stabilizacji i normalizacji sytuacji. Stany Zjednoczone dyskutują o ustępstwach terytorialnych, ale jak można zorganizować wybory na okupowanych terytoriach?

Przypominam sobie wcześniejsze próby popchnięcia Ukrainy w kierunku takiego scenariusza, tak zwaną „formułę Steinmeiera” [zaproponowaną przez ministra spraw zagranicznych Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera w październiku 2015 r. na szczycie Czwórki Normandzkiej, czyli Ukrainy, Niemiec, Francji i Rosji, w Paryżu – red.]. Pojawił się wtedy pomysł przeprowadzenia wyborów, a nawet referendum, na terytoriach okupowanych. To była pułapka, której moim zdaniem poważni politycy nie mogli nawet rozważać.

A teraz widzimy, że ta sama pułapka, stworzona przez Rosję, jest wykorzystywana ponownie

Dlatego nie wierzę, że w tym momencie takie wybory są możliwe czy konieczne. Ukraiński rząd ma wystarczające wsparcie, a współpraca pozostaje silna. Stabilność jest znacznie ważniejsza niż prowokowanie wewnętrznych zawirowań politycznych. Wybory nieuchronnie przyniosą bitwy wyborcze, debaty i spory – a te mogą stworzyć przestrzeń dla „piątej kolumny” w Ukrainie.

Nie zapominajmy, że Ukraina nie oczyściła jeszcze całkowicie swojej elity politycznej. Wciąż jest tam wielu tak zwanych uśpionych agentów. Wydaje się, że Trump chce ich „obudzić” i aktywować, wykorzystując ich jako narzędzie do destabilizacji sytuacji w kraju.

Szczerze mówiąc ostatnia retoryka dotycząca Ukrainy jest znacznie poniżej wszelkich akceptowalnych standardów. Wybory w takich warunkach nie wzmocnią Ukrainy, ale ją osłabią. I być może właśnie o to chodzi.

Prezydent Polski Andrzej Duda spotkał się już z Donaldem Trumpem w związku z jego wypowiedziami na temat Ukrainy. Polski przywódca podkreślił, że Ukraina nie przetrwa wojny bez wsparcia USA. Prezydent Francji Emmanuel Macron również spotkał się z Trumpem. Kolejnym krokiem będzie rozmowa premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera z amerykańskim przywódcą, a także spotkanie szefowej unijnej dyplomacji Kai Kallas z sekretarzem stanu Marco Rubio. Europejscy politycy wzywają USA do porzucenia dwustronnych rozmów pokojowych z Moskwą. Czy uda im się wpłynąć na stanowisko Ameryki?

Nie jestem pewien, ale jedno jest pewne: Waszyngton musi usłyszeć wspólne europejskie stanowisko. I mamy nadzieję, że naprawdę reprezentuje ono Europę jako całość, a nie tylko stanowiska kilku państw członkowskich. Powinien to być sygnał jedności, siły, gotowości i partnerstwa.

Nie możemy porzucić zobowiązań w zakresie bezpieczeństwa, gospodarki i polityki, które podjęliśmy po obu stronach Atlantyku. Dlatego to zaangażowanie jest niezbędne

Idealnie byłoby, gdyby stało się to znacznie wcześniej. Mam jednak nadzieję, że kiedy europejscy przedstawiciele przybędą do Waszyngtonu, przywiozą tam przywództwo UE. W przeciwnym razie przesłanie, które wyślemy, będzie znacznie słabsze, niż mogłoby i powinno być.

Wszyscy czekamy na wyniki drugiej rundy rozmów w Arabii Saudyjskiej. Jaka była Pana pierwsza reakcja na wieść o pierwszym spotkaniu delegacji amerykańskiej i rosyjskiej bez udziału przedstawicieli Ukrainy i Europy?

To poważny, rażący błąd. Ukraina nie powinna być jedyną zaangażowaną stroną. Europa również powinna być częścią tego procesu. Nie tylko dlatego, że Europa zapewniła Ukrainie większe [niż USA – red.] wsparcie finansowe, ale także dlatego, że wojna dzieje się na kontynencie europejskim. Rozumiemy to, czujemy to. Byliśmy w Ukrainie wiele razy. Znamy sytuację na miejscu, wiemy, co ludzie myślą i mówią. Dlatego uważam, że ta decyzja dotyczy nie tyle prawdziwej strategii, nie działania w interesie wspólnego Zachodu, co uspokojenia Rosji.

Zełenski: – Ukraina nie uzna wyników rozmów w Arabii Saudyjskiej. Zdj. Administracja Prezydencka

Jakie są długoterminowe konsekwencje dla globalnego bezpieczeństwa i przyszłości Ukrainy rozmów USA – Rosja w Arabii Saudyjskiej bez udziału Europy?

To niebezpieczny precedens. Rosja boi się kolektywnego Zachodu, zwłaszcza gdy mówi on jednym głosem. Jedność jest potężną bronią, która może powstrzymać jeszcze większą agresję.

Dlatego strategia Rosji zawsze polegała na dzieleniu i podbijaniu, narzucaniu swojej woli i manipulowaniu porozumieniami na swoją korzyść

Negocjacje w Arabii Saudyjskiej nazwałbym jednym z największych błędów XXI wieku. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski. Być może nie będziemy w stanie zmienić tego, co się stało, ale wciąż możemy złagodzić tego wpływ i poradzić sobie z konsekwencjami.

Czy można sądzić, że wykluczenie Europy z procesu negocjacji i potencjalnych porozumień między USA, Rosją i Arabią Saudyjską to sygnał kształtowania się nowego porządku światowego, w którym Waszyngton bardziej koncentruje się na umowach z autorytarnymi reżimami niż na tradycyjnych demokratycznych sojuszach?

Nie sądzę. Rosja jest autorytarną dyktaturą, reżimem, który lekceważy prawa człowieka, zabija więźniów politycznych i prześladuje opozycję. To jeden z najbardziej agresywnych reżimów na świecie. Tymczasem zamiast skupić się na tym, Trump kieruje swoją krytykę na europejski system demokratyczny. To kompletne pomylenie priorytetów.

Mogę tylko mieć nadzieję, że nie odzwierciedla to oficjalnego stanowiska Stanów Zjednoczonych. Pozostaję ostrożnym optymistą. Wiem, że jest wielu amerykańskich ekspertów i polityków, którzy myślą inaczej, i czekam na ich głosy. Potrzebujemy tych głosów pilnie. Im szybciej, tym lepiej.

Wyzwania dla dalszego wsparcia dla Ukrainy

Biorąc pod uwagę oświadczenia Trumpa, że USA mogą skorzystać na pomocy Ukrainie, zwłaszcza poprzez dostęp do minerałów ziem rzadkich, czy możemy oczekiwać, że Kijów otrzyma choćby niewielkie wsparcie ze strony USA w ciągu najbliższych czterech lat jego kadencji?

Próba skomercjalizowania tej sytuacji, tj. przedstawienia aspektu komercyjnego jako potencjalnego rozwiązania, wydaje mi się niepoważna. Nasz priorytet powinien być inny. Zamiast tworzyć warunki, potencjalnie niekorzystne, dla wydobycia czy przerobu ukraińskich kopalin, powinniśmy skupić się na znacznie silniejszym wsparciu Ukrainy.

Nadejdzie czas – jestem tego pewien – kiedy zachodni kapitał, inwestycje i rozwiązania gospodarcze napłyną do Ukrainy. Jednak stawianie tego jako warunku wstępnego teraz jest nie tylko niewłaściwe, ale sprawia wrażenie, że skupiamy się wyłącznie na biznesie, a nie na osiągnięciu prawdziwej stabilności.

Najpierw potrzebujemy bezpieczeństwa, porozumienia politycznego i stabilności. Dopiero wtedy powinny być zawierane umowy, ale na konkurencyjnych zasadach, zapewniając Ukrainie korzyści. Ukraina nie ma obowiązku oddawania swoich zasobów państwom trzecim.

Ci, którzy promują takie podejście, powinni poważnie zastanowić się nad jego konsekwencjami

Powiedział Pan, że Europa powinna zwiększyć swoje wsparcie dla Ukrainy. Czy ma niezbędne zasoby?

Mam nadzieję, że Europa stanie się bardziej aktywna. Przecież ma wiele możliwości! To kwestia mobilizacji, usprawnienia wsparcia i zapewnienia go w odpowiednim czasie. Nie mamy dużo czasu, bo Ukraina jest w strasznej sytuacji.

Jest to również wielka szansa dla Europy, aby zreformować, wzmocnić swoją politykę obronną i w pełni ustanowić Europejską Unię Obronną. Mam nadzieję, że wszystkie negocjacje wkrótce doprowadzą do konkretnych decyzji

W marcu spodziewamy się tak zwanej białej księgi, ale nie mamy czasu na niekończące się dyskusje – na kolejną „białą księgę”, „zieloną księgę”, „czerwoną księgę”. Potrzebujemy prawdziwych rozwiązań już teraz.

Zasoby istnieją, mamy technologię i możliwości finansowe. Musimy połączyć te wysiłki w ramach jednej struktury: Unii Obronnej UE, która, mam nadzieję, wesprze również Ukrainę.

Zdjęcie główne: MICHAL CIZEK/AFP/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz

Zachód miał wszystkie narzędzia, by przewidzieć wojnę Rosji z Ukrainą – i zignorował je. Jeszcze przed 2014 rokiem analizy docierały do najwyższych szczebli NATO. Przewidywały aneksję Krymu, zagrożenie dla Mariupola i rosyjską dominację na Morzu Czarnym. Prognozy były trafne, lecz większość państw członkowskich wybrała iluzję partnerstwa z Kremlem.

Czy zmiana jest jeszcze możliwa? Co jest do tego potrzebne? I czy NATO może pozostać skutecznym sojuszem bezpieczeństwa w nowej erze zagrożeń? Rozmawiamy z dr. Stefanie Babst, jedną z najbardziej wpływowych strategów bezpieczeństwa w Europie, która przez ponad 20 lat pracowała w sztabie NATO. Dziś jest niezależną analityczką, autorką książki o martwych punktach w zachodniej polityce wobec Rosji i aktywną uczestniczką międzynarodowych dyskusji na temat wojny, pokoju i bezpieczeństwa.

Ukraina, Rosja i błędy Zachodu

Maryna Stepanenko: Jak ocenia Pani dziś zdolność Zachodu do przewidzenia pełnej inwazji Rosji na Ukrainę? Czy były jakieś sygnały, których nie usłyszano? A może nie chciano ich usłyszeć?

Stefanie Babst: Było wiele ostrzeżeń, które nie zostały wysłuchane. Wyjaśnię to. W stosunkach międzynarodowych bardzo ważna jest precyzyjna ocena sposobu myślenia, możliwości i intencji innego aktora. W przypadku Rosji NATO nie zdołało tego zrobić. Jako szefowa szefowa sztabu planowania strategicznego wystosowałam pierwsze poważne ostrzeżenie w 2013 roku, kilka miesięcy przed aneksją Krymu. Sporządziłam analizę przedstawiającą złowrogie zamiary Rosji i przygotowania wojskowe przeciwko Ukrainie. Została ona przeanalizowana przez sekretarza generalnego i omówiona z państwami członkowskimi, lecz nie podjęto żadnych działań.

Państwa bałtyckie i Polska potraktowały analizę poważnie. Niemcy, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wolały utrzymać partnerstwo NATO – Rosja. Począwszy od 2014 roku intensyfikowaliśmy nasze analizy, przewidując zajęcie Mariupola, dominację Rosji na Morzu Czarnym i wykorzystanie Donbasu jako przyczółku. Prognozy te były udostępniane na najwyższych szczeblach, w tym w Radzie NATO, ale ostatecznie zostały odrzucone.

W 2015 i 2016 roku rozszerzyliśmy naszą uwagę na Chiny i ich powiązania z Rosją, oferując przyszłe scenariusze i prognozy oraz tak zwane „czarne łabędzie” – wydarzenia o dużym wpływie, które są trudne do przewidzenia, wydają się mało prawdopodobne, lecz mogłyby mieć poważne konsekwencje, gdyby do nich doszło. I znowu: wielu postrzegało to jedynie jako „ćwiczenie intelektualne”. Tak, NATO dysponowało narzędziami prognozowania i zignorowało je. A to ma bardzo wysoką cenę.

Wzywa Pani do rewizji zachodniej strategii wobec Rosji. Z jakimi martwymi punktami mamy wciąż do czynienia w polityce Zachodu, zwłaszcza w kontekście wspierania Ukrainy?

Trzy lata temu wezwałam do wypracowania silnej, wielopłaszczyznowej strategii odstraszania, aby pomóc Ukrainie nie tylko zamrozić wojnę, ale ją wygrać. Powoływałam się na zimnowojenne podejście George’a Kennana, wzywając do wykorzystania wszystkich narzędzi – ekonomicznych, dyplomatycznych i wojskowych – w celu wypchnięcia Rosji z Ukrainy. Ale nikt nie potraktował tego poważnie – z wyjątkiem niektórych krajów bałtyckich i skandynawskich.

NATO i UE wciąż nie mają zdefiniowanego celu końcowego. Gdyby celem było zwycięstwo Ukrainy, strategia zostałaby opracowana odpowiednio

Zachodni przywódcy nie docenili odporności Ukrainy i nie podjęli zdecydowanych działań nawet po przekroczeniu przez Rosję niezliczonych czerwonych linii. Prezydent Biden, choć zaangażowany w sprawy Ukrainy, formułował swoje podejście wokół tego, czego USA nie zrobią: nie sprowokujemy Rosji, nie damy Ukraińcom broni dalekiego zasięgu, nie zrobimy tego i tamtego. To nie jest strategia. A teraz, wraz z powrotem Trumpa, wiele europejskich rządów biernie liczy na amerykańsko-rosyjskie porozumienie, które po prostu zamrozi wojnę. To coś, co moim zdaniem jest niebezpieczne zarówno dla Ukrainy, jak Europy.

Moim głównym zarzutem jest brak woli politycznej na Zachodzie. Zbyt wielu ludzi wciąż wierzy, że to wojna Rosji przeciwko Ukraińcom. A to także nasza wojna

Dlaczego uważa Pani, że Europa nie przygotowała się na prezydenturę Trumpa?

Planowanie w ramach NATO i rządów europejskich jest często trudne, ponieważ politycy mają skłonność do skupiania się na celach krótkoterminowych, zwykle tylko na miesiąc do przodu. W sytuacji kryzysowej, zwłaszcza ze względu na nieprzewidywalność Waszyngtonu, Europa musi odejść od zarządzania kryzysowego i przestać reagować na każde wydarzenie, jak np. czyjś nowy tweet…

Europa powinna być twarda wobec Stanów Zjednoczonych, wysyłając jasny sygnał, że ich działania, w tym grożenie krajom takim jak Kanada i Dania, wstrzymywanie przekazywania informacji wywiadowczych Ukrainie i operacji cybernetycznych przeciwko Rosji są nie do przyjęcia. Decyzje te miały śmiertelne konsekwencje. Państwa członkowskie nie powinny obawiać się pociągania Stanów Zjednoczonych do odpowiedzialności za naruszanie podstawowych zasad Traktatu Waszyngtońskiego.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, niedawno udał się na Florydę, by spotkać się z prezydentem Trumpem w nadziei, że zaimponuje mu danymi dotyczącymi wydatków na obronność. Chwalił przywództwo Trumpa, a nawet twierdził, że „przełamał impas” w kwestii rosyjskiej. Tyle że to jest oderwane od rzeczywistości ciągłych rosyjskich ataków.

Jeśli sekretarz generalny NATO nie ma jasnego przesłania, najlepszym podejściem jest milczenie, skupienie się na wspieraniu państw członkowskich i ochronie ich przed wszelkimi zagrożeniami. Nie mamy czasu na puste słowa i polityczne gierki

Europejczycy powinni trzymać się z dala od amerykańskiego teatru politycznego i skupić się na wzmacnianiu zdolności obronnych i wspieraniu ukraińskiego przemysłu obronnego, by mógł oprzeć się rosyjskiej agresji.

Mark Rutte: – NATO chce uczynić Ukrainę silnym państwem. Zdjęcie: ADMINISTRACJA PREZYDENCKA UKRAINY

Migracja i wojna

Niemcy nie są już liderem UE pod względem liczby wniosków o azyl, jeśli chodzi o uchodźców z Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu. Jednocześnie w pierwszym kwartale 2025 r. liczba wniosków od Ukraińców wzrosła o 84%. Co to oznacza?

Jest całkiem jasne, że wielu Ukraińców zdecydowało się opuścić swój kraj z powodów osobistych i zawodowych. To naturalne i nikogo nie można za to winić. Ale ta migracja ma w Niemczech implikacje polityczne, zwłaszcza że skrajnie prawicowe partie wykorzystują ją, przedstawiając ukraińskich uchodźców jako obciążenie dla systemu społecznego, niezależnie od ich umiejętności czy motywacji. Tego typu nastroje są szczególnie silne we wschodnich landach, gdzie zyskały poparcie partie takie jak AfD i niektóre lewicowe ruchy populistyczne.

Martwi mnie brak silnego sprzeciwu ze strony rządu federalnego w Berlinie: powinny być wyraźniejsze komunikaty i silniejsze przywództwo polityczne

Jeśli do Niemiec przyjedzie więcej Ukraińców, to mam nadzieję, że następny rząd będzie miał do nich pozytywne nastawienie, uznając, że wielu może wnieść znaczący wkład w niemiecką gospodarkę. Oznaczałoby to ograniczenie biurokracji, przyspieszenie integracji i ułatwienia w zdobywaniu pracy. Czy tak się stanie – to się dopiero okaże.

W ostatnich tygodniach niektóre regiony w Niemczech zakomunikowały, że nie mogą już przyjmować ukraińskich uchodźców z powodu przeciążenia systemów socjalnych. Jak Pani to ocenia?

Prawdą jest, że lokalne społeczności w całych Niemczech borykają się z trudnościami w przyjmowaniu uchodźców. Problem pojawił się po decyzji kanclerz Angeli Merkel o otwarciu granic, co doprowadziło do napływu dużej liczby uchodźców z Syrii, Afganistanu i innych krajów. Wiele gmin jest przytłoczonych problemami mieszkaniowymi, językowymi i wsparciem integracyjnym.

Ukraińscy uchodźcy nie stanowią jednak takiego problemu.

Ukraińcy mają tendencję do dobrego integrowania się, przynoszą ze sobą solidne umiejętności i wykształcenie. Nie przyczyniają się też do napięć społecznych

Z kolei niektórzy uchodźcy z Bliskiego Wschodu mieli trudności z przystosowaniem się do liberalnych norm demokratycznych, co podsyciło skrajnie prawicowe narracje, zwłaszcza we wschodnich Niemczech. Partie takie jak AfD i postacie takie jak Sarah Wagenknecht wykorzystują to, promując antyukraińską retorykę, która ignoruje rzeczywistość rosyjskiej okupacji.

Niestety partie demokratyczne głównego nurtu nie robią wystarczająco dużo, by się temu przeciwstawić. Wraz z rosnącym poparciem amerykańskich prawicowych populistów, takich jak ci związani z Trumpem czy Muskiem, polaryzacja może się pogłębiać, stanowiąc poważne zagrożenie dla demokratycznej spójności Europy.

Europa na krawędzi

W obliczu wojny na pełną skalę w Ukrainie, w Polsce i Niemczech podejmowane są inicjatywy mające na celu przygotowanie dzieci w wieku szkolnym do sytuacji kryzysowych. Czy wskazuje to na głębszą zmianę w europejskiej kulturze bezpieczeństwa, w której obrona nie jest już tylko sprawą armii, ale całego społeczeństwa?

Chociaż w Niemczech uruchomiono pewne kursy związane z obronnością, nadal jest ich za mało. A społeczeństwo pozostaje w dużej mierze nieprzygotowane – zarówno psychicznie, jak fizycznie – do funkcjonowania w sytuacji kryzysowej.

Toczy się poważna debata na temat przywrócenia poboru do wojska, ale sondaże pokazują, że dwie trzecie osób w wieku od 20 do 30 lat odmawia służby. A wiele z nich twierdzi, że wolałyby wyemigrować, niż bronić kraju.

Odzwierciedla to głębszy problem: dziesięciolecia propagandy politycznej nauczyły Niemców, że żyją w pokoju, otoczeni przez sojuszników, i nie muszą przygotowywać się do konfliktu

W rezultacie w Niemczech brakuje również schronów, szkoleń z zakresu obrony cywilnej i podstawowych środków zwiększających odporność ludności. Zmiana sposobu myślenia będzie wymagała silnego przywództwa politycznego. Bez tego Bundeswehra pozostanie słabo obsadzona i niezdolna do wniesienia znaczącego wkładu w działania takie jak stworzenie potencjalnej koalicji rozjemczej w Ukrainie.

Czy nie za późno Europa zaczęła poważnie myśleć o własnej odporności na wypadek eskalacji konfliktu poza Ukrainą?

Niektóre kraje, takie jak Finlandia, Szwecja, Polska i kraje bałtyckie, nadały w ostatnich latach priorytet zarówno swym zdolnościom wojskowym, jak odporności społecznej. W miastach takich jak Ryga i Warszawa zagrożenie ze strony Rosji jest dobrze rozumiane. Jednak Niemcy, Belgia, Portugalia, Francja i inne kraje postrzegają wojnę Rosji z Ukrainą jako kwestię regionalną.

Na szczęście przywódcy tacy jak Kaja Kalas nalegają na stworzenie długoterminowej strategii przeciwko Rosji. Od samego początku rosyjskiej inwazji twierdziłam, że musimy przygotować się na długotrwały konflikt. Bo dopóki reżim Putina pozostanie u władzy, Rosja będzie nadal stanowić zagrożenie dla Ukrainy i całej Europy.

Strategiczna wizja

Jak wyobraża sobie Pani strukturę „koalicji chętnych”? Jakie ramy strategiczne lub instytucjonalne będą ważne dla skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej agresji, biorąc pod uwagę wyzwania w NATO, w tym wpływy populistycznych przywódców w rodzaju Trumpa?

Podczas mojej pracy w NATO byłam dumna ze zdolności mojego zespołu do przewidywania wyzwań, zanim się one pojawiły, zwłaszcza jeśli chodzi o rozszerzenie NATO. Byłam mocno zaangażowana w przyjmowanie nowych członków, w tym państw bałtyckich, Słowenii i Słowacji.

Jedną z rzeczy, na które miałam nadzieję, było zobaczenie flagi Ukrainy w kwaterze głównej NATO. Jednak już nie wierzę, że to realistyczny cel

Uważam, że Ukraina powinna skupić się na budowaniu nowej koalicji z podobnie myślącymi krajami, a nie na dążeniu do członkostwa w NATO. Sojusz, zwłaszcza wskutek destrukcyjnej polityki niektórych, jest coraz bardziej podzielony.

Gdybym doradzała prezydentowi Zełenskiemu, zaleciłbym mu, by nie marnował energii na starania o członkostwo w NATO, a zamiast tego skupił się na wzmacnianiu szerszego, bardziej elastycznego sojuszu mającego przeciwdziałać rosyjskiej agresji. To pozwoliłoby nam wyjść poza status quo i przygotować się na przyszłość.

Jak długo Pani zdaniem Sojusz może utrzymać swoją obecną strukturę, zanim poważne zmiany staną się nieuniknione?

Kiedy prezydent Trump został ponownie wybrany, przewidywałam, że podważy porządek oparty na zasadach. Już teraz widzimy znaczne szkody wyrządzone NATO, zwłaszcza w zakresie zobowiązań USA. Kraje europejskie rozpoczęły dyskusję na temat silniejszego europejskiego komponentu NATO, z planami przygotowania się na ewentualne wyjście USA w ciągu od 5 do 10 lat. Uważam jednak, że te ramy czasowe są zbyt optymistyczne: możemy mieć tylko 5 do 10 miesięcy do chwili, gdy zobaczymy nowe zakłócenia.

Jaka przyszłość czeka NATO? Zdjęcie: BRENDAN SMIALOWSKI

NATO przegapiło okazję do przygotowania się na te wyzwania. W 2016 roku przygotowałam dla Sekretarza Generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego dokument przedstawiający potencjalne szkody, które mógłby wyrządzić Trump – ale został on wówczas odrzucony. Poruszone wtedy przeze mnie kwestie są nadal aktualne, lecz biurokracja NATO jest wciąż niechętna planowaniu scenariuszy awaryjnych.

Jeżeli Sojusz nie zacznie działać, ryzykuje, że pozostanie organizacją reaktywną, nieustannie reagującą na tweety Trumpa, zamiast tworzyć proaktywne perspektywy

Mam nadzieję, że kraje takie jak Francja, Wielka Brytania i kraje nordyckie będą współpracować z Ukrainą, by stworzyć nowy sojusz, który będzie w stanie stawić czoło przyszłym wyzwaniom.

Zdjęcie główne: MANDEL NGAN/AFP/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Maryna Stepanenko

Negocjacje między Ukrainą a USA w sprawie współpracy w sektorze minerałów trwają od lutego. Początkowo planowano podpisanie umowy ramowej. Stworzyłaby ona m.in. fundusz inwestycyjny, do którego Ukraina kierowałaby środki uzyskane ze sprzedaży swoich zasobów mineralnych.

Pod koniec marca USA zaproponowały jednak nową wersję umowy. Jej tekst nie został upubliczniony, ale Zełenski stwierdził, że dokument ten będzie musiał zostać ratyfikowany przez Radę Najwyższą. Wyciek szczegółów nowej wersji umowy wywołał wiele kontrowersji. Bo jeśli są autentyczne, wychodzi na to, że USA chcą pozbawić Ukrainę kontroli nad własnymi zasobami i infrastrukturą.

Jakie są czerwone linie Ukrainy w negocjacjach z Amerykanami? Czy Kijów może zmienić warunki umowy o eksploatacji złóż? I czy w ogóle jest sens ją podpisywać?

Śmiać się, czy płakać?

Przyszła umowa musi uwzględniać interesy obu stron i nic w tym dokumencie nie może podważać istniejących zobowiązań Ukrainy, w tym finansowych, w ramach Europejskiego Programu Pomocy Makrofinansowej MFW. Tak sprawę widzi Olga Stefaniszyna, wicepremierka Ukrainy ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej.

Z kolei Andrij Sybiha, minister spraw zagranicznych Ukrainy, podkreśla, że przyszła umowa nie powinna być sprzeczna z kursem jego kraju w kierunku członkostwa w UE.

Jeśli 55-stronicowy dokument, który wyciekł do „Financial Times”, jest autentyczny, obecna wersja umowy o złożach, którą USA przedstawiły Ukrainie, wykracza daleko poza minerały i górnictwo, ocenia dr Patrick Schröder z brytyjskiego think tanku Chatham House:

– Jak zauważyło wielu komentatorów, projekt nakłada na Ukrainę wiele żądań i zobowiązań, podczas gdy Stany Zjednoczone mogą zyskać, nie podejmując żadnych wiążących zobowiązań. To się wydaje raczej niezrównoważone.

Ukraiński poseł Jarosław Żelezniak twierdzi, że projekt umowy przewiduje utworzenie amerykańsko-ukraińskiego funduszu z pięcioosobową radą nadzorczą, w której trzej członkowie z USA mieliby pełne prawo weta.

Według niego umowa ma dotyczyć nie tylko metali ziem rzadkich, ale wszystkich minerałów na terenie całej Ukrainy, w tym ropy i gazu. Stany Zjednoczone proponują uznać pomoc udzieloną Ukrainie od 2022 roku za swój wkład do funduszu. Donald Trump wymienia różne kwoty, ale najczęściej mówi o 350 miliardach dolarów. Co więcej, Amerykanie chcą, aby była to umowa na czas nieokreślony. Tylko Stany Zjednoczone mogłyby ją zmienić lub wypowiedzieć.

Trudno traktować takie propozycje poważnie, mówi prof. Ołeksandr Sawczenko, ekonomista:

– Szczerze mówiąc to, co przeczytałem, na początku mnie rozśmieszyło. A potem pomyślałem, że ktoś z administracji USA celowo wymyślił taki absurd, żeby cały świat się śmiał albo płakał.

To sygnał dla Ukrainy: uciekajcie jak najdalej

Zielone niebo Trumpa

Aaron Burnett, starszy pracownik w berlińskiej Democratic Strategy Initiative, ostrzega, że każdy, kto podpisuje umowę z Trumpem, powinien być bardzo ostrożny. Bo bez względu na to, co stanowi umowa, amerykański prezydent może po prostu jej nie honorować. Może również zapomnieć o tym, co podpisał i do czego się zobowiązał, bo nie rozumie zbyt dobrze podstawowych faktów. Wymownym tego przykładem jest twierdzenia Trumpa, że USA wydały najwięcej na pomoc dla Ukrainy, chociaż to Europa jest tu na pierwszym miejscu. Zdaniem Burnetta nie ma więc sensu mówić, że Ukraina jest Stanom Zjednoczonym coś winna:

– Tyle że fakty nie mają dla Trumpa znaczenia. On ma pomysł w głowie i będzie go realizował. Jest tego rodzaju osobą i tego rodzaju przywódcą, że jeśli zdecyduje, że niebo jest zielone, to niebo będzie zielone i będziesz musiał się z nim o to spierać.

To największe ryzyko: Trumpowi nie można ufać
Czego jest więcej w projekcie umowy z Amerykanami: strat czy korzyści? Zdjęcie: SERHIY SUPINSKY/AFP/East News

Patrick Schröder podkreśla, że teraz Ukraina stoi przed pytaniem, jak chronić swoje interesy narodowe w negocjacjach z administracją Trumpa. Obecna wersja umowy niesie bowiem dla Ukrainy więcej zagrożeń niż korzyści:

– Ale Ukraina jest w trudnej sytuacji, ponieważ brak porozumienia może oznaczać, że USA wycofają wsparcie wojskowe, jak to miało miejsce po spotkaniu w Białym Domu Zełenskiego z Trumpem kilka tygodni temu. Określenie ram prawnych w negocjacjach jest kluczowe, bo pomoże Ukrainie chronić swoje interesy narodowe. Ważne byłoby również dodanie klauzuli, że po jakimś czasie, np. po 5 latach, kiedy USA będą miały nowego prezydenta, umowa mogłaby zostać zaktualizowana.

Negocjować bez pośpiechu

Chociaż Stany Zjednoczone oficjalnie deklarują pełną gotowość do zawarcia umowy w sprawie minerałów z Ukrainą, w ostatnich tygodniach doszło do znacznego zaostrzenia amerykańskiej retoryki. Kulminacją była wypowiedź Donalda Trumpa z 31 marca, w której oskarżył Zełenskiego o próbę porzucenia umowy i ostrzegł, że w takim przypadku Ukrainę czekają poważne problemy. Trump powiedział również, że ponoć słyszał o zamiarach Zełenskiego podpisania umowy wyłącznie w zamian za postępy Ukrainy w jej dążeniu do członkostwa w NATO. Zełenski publicznie zaprzeczył, by tak było.

Na tym jednak krytyka ze strony USA się nie kończy. 5 kwietnia sekretarz skarbu USA Scott Bessent w wywiadzie dla Tuckera Carlsona oskarżył Ukrainę, że trzykrotnie zgodziła się na umowę, ale nigdy nie spełniła swoich obietnic. Bessent przypomniał incydent w Białym Domu, kiedy to według niego wszystkie dokumenty były gotowe do podpisu, lecz strona ukraińska wszystko zniweczyła. Wyraził jednak nadzieję, że umowa zostanie podpisana w najbliższej przyszłości.

W ocenie Patricka Schrödera Ukraina będzie musiała kontynuować negocjacje z administracją Trumpa, ale bez pośpiechu.

– Ukraiński rząd i negocjatorzy będą musieli zidentyfikować i usunąć z umowy te klauzule, które są bezpośrednio sprzeczne z ukraińskim prawem – mówi Schröder. – Ważnym elementem będzie skupienie się na długoterminowym mechanizmie inwestycyjnym i zabezpieczenie amerykańskich inwestycji w ukraińskim sektorze wydobywczym i przetwórczym.

Oczywiście administracja Trumpa ma polityczną motywację, by sprawdzić, czy istnieje sposób na wykorzystanie tej umowy do zabezpieczenia jakiegoś porozumienia pokojowego z Putinem, zaznacza Aaron Burnett:

– Myślę, że to błędne podejście. Są jednak w amerykańskiej administracji ludzie, którzy uważają, że to bezpieczna droga. Inną rzeczą jest to, że Trump nie postrzega negocjacji jako czegoś korzystnego dla obu stron.

Jest typem negocjatora bardzo podobnym do Putina. By poczuć, że wygrał, osoba, z którą negocjuje, musi przegrać

Poza tym, zdaniem Burnetta, administracja Trumpa musi pokazać swoim wyborcom, że odniosła sukces.

– Chce powiedzieć im: „Hej, mamy coś ze wspierania Ukrainy”. Wielu zagorzałych zwolenników MAGA to kupi. Jednak dopóki nie ma porozumienia, nie będzie sposobu, aby to osiągnąć – uważa ekspert.

Według Ołeksandra Sawczenki dobrze byłoby, gdyby Ukraina zaproponowała jakiegoś pośrednika w negocjacjach z USA:

– Zełenski powinien powiedzieć wprost: „Przykro mi, ale my straciliśmy doświadczenie w tworzeniu takich funduszy. Zwróćmy się, dajmy na to, do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, niech nam pomogą”. Ten bank działałby przez jakieś sześć miesięcy lub rok i gwarantuję, że stworzyłby bardzo dobry produkt. Wtedy Trump mógłby zaoferować podobny układ rosyjskiemu przywódcy.

– Putin, wraz z Dmitriewem [Kiriłł Dmitriew jest przedstawicielem Rosji w negocjacjach z USA – red.], szefem rosyjskiego funduszu inwestycyjnego, mówi, że chce stworzyć wspólne fundusze na wydobycie surowców i czego tam jeszcze – mówi Sawczenko.

– Niech więc Trump w miejscu, w którym napisano: „Ukraina”, napisze: „Rosja”, i zaproponuje im zawarcie takiej umowy. Zobaczymy, jak zareagują

Martwy układ

Patrick Schröder podkreśla, że UE zdecydowanie powinna być zaangażowana w negocjacje Kijowa z Waszyngtonem:

– Byłoby to pożyteczne dla Ukrainy, bo pomogłoby jej uniknąć podpisania złej umowy. Prawnicy Unii mogliby wskazać te problematyczne elementy, które mogłyby zagrozić członkostwu Ukrainy w UE. Ukraiński rząd powinien zasięgnąć porady prawnej Unii w sprawie obecnej propozycji, nawet nieformalnie.

Kopalnia odkrywkowa tytanu w rejonie Żytomierza. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News

W opinii Aarona Burnetta dla Ukraińców sensowne jest kontynuowanie rozmów i negocjacji nie tylko z administracją Trumpa, ale ze wszystkimi potencjalnymi interesariuszami – z przyjaciółmi w Kongresie i itp. A także utrzymywanie jak najlepszych kontaktów z pozostałymi sojusznikami i przepracowanie wszystkich możliwych alternatyw. Bo to, co jest teraz, to oferta wyzysku.

– Myślę, że ukraiński rząd powinien również szczególnie mocno lobbować wśród europejskich rządów, uświadamiając im, że to kwestia bezpieczeństwa europejskiego, obszar odpowiedzialności Europy – mówi Burnett. – Jedną z najważniejszych rzeczy jest nakłonienie europejskich rządów do poparcia pomysłu konfiskaty rosyjskich aktywów. Te 300 miliardów dolarów w zamrożonych funduszach byłoby dla Ukrainy kołem ratunkowym. Ukraina musi zwrócić się do swoich europejskich partnerów i powiedzieć: „Jeśli nie pomożecie nam w znalezieniu realnej alternatywy, możemy zostać zmuszeni do podpisania porozumienia z USA.

Tyle że nie ma gwarancji, że nawet jeśli będziemy musieli to podpisać, to Amerykanie pod rządami Trumpa będą honorowali jakiekolwiek umowy”

Jak podkreśla Sawczenko, w historii nigdy nie było propozycji tworzenia takich funduszy – nawet po kapitulacji Niemiec.

– Tym bardziej niemożliwe jest skapitalizowanie wirtualnych ukraińskich długów, które Trump, Vance czy Musk mają w głowach – zaznacza profesor. – Nie możesz rozpocząć działalności gospodarczej z takimi wymyślonymi długami, gdy musisz zatrudniać ludzi, kupować sprzęt i realizować projekty. Z ekonomicznego punktu widzenia to martwy układ, który nie ma szans na realizację.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Kateryna Tryfonenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Ексклюзив
20
хв

Walkirie Trumpa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress