Exclusive
Szkoła bez domu
20
min

Kilkadziesiąt tysięcy dzieci z Ukrainy jest poza systemem. Potrzebny jest plan

Nasze możliwości ograniczają liczba nauczycieli, pojemność klas, ilość miejsc na stołówce czy liczba pracujących u nas pań sprzątaczek. Nie mogę np. poprosić o pomoc i zrobić zbiórki biurek i krzeseł, muszę mieć meble z atestem, dostosowane do wieku i wzrostu dziecka - mówi Monika Wisła, dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bohaterów Westerplatte w Bielsku-Białej.

Anna Lisko

Dzieci, które trafiły do polskich klas, szybciej nauczyły się języka. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>

Monika Wisła, dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bohaterów Westerplatte w Bielsku-Białej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Dzisiaj ukraińskie dzieci nie muszą chodzić do polskich szkół, mogą uczyć się u siebie, online. W nowym roku szkolnym to się zmieni. To dobre rozwiązanie?

Przede wszystkim, to na razie tylko projekt, nie został do dziś podpisany. Czy to dobre rozwiązanie? Jest i dobre, i złe. Dzieci, które uczą się tylko online w ukraińskich szkołach, od kilku lat nie mają realnego kontaktu z rówieśnikami, bo wcześniej przecież była pandemia, a więc nauka zdalna. Są odizolowane, mają kontakty tylko z rodzeństwem, o ile takie posiadają, i z rodzicami, a najczęściej tylko ze swoimi mamami, bo to głównie one tutaj przyjechały. Z wielu powodów powinny pójść do stacjonarnej polskiej szkoły, a już na pewno ze względu na swój rozwój społeczny.

To będzie jednak gigantyczne wyzwanie. Mamy projekt siatki zajęć już od końca kwietnia, robię wszystko, by dzieci nie uczył się u nas na dwie zmiany, tak jak to jest w tym roku szkolnym. Tymczasem nie mam nawet pojęcia, ilu dodatkowych uczniów musiałbym przyjąć do szkoły, gdyby weszło rozporządzenie.

Z szacunków wynika, że w całej Polsce może być około 60 tys. uczniów z Ukrainy, którzy nie uczą się stacjonarnie w naszych szkołach

Moja szkoła przyjmuje uczniów z trzech dużych osiedli, na których mieszka wiele rodzin z Ukrainy. Nasze możliwości ograniczają liczba nauczycieli, pojemność klas, ilość miejsc na stołówce czy liczba pracujących u nas pań sprzątaczek. Nie mogę np. poprosić o pomoc i zrobić zbiórki biurek i krzeseł, muszę mieć meble z atestem, dostosowane do wieku i wzrostu dziecka. 

Kolejna sprawa to stan psychiczny tych dzieci. Na pewno przynajmniej część z nich będzie potrzebowała wsparcia psychologa czy pedagoga. Będzie im bardzo trudno nagle, po latach izolacji, odnaleźć się w takiej dużej szkole, jak nasza. Od września będziemy mieć prawdopodobnie panią psycholog z Ukrainy, udało jej się nostryfikować wszystkie dyplomy, w międzyczasie imała się różnych zajęć, by zapłacić rachunki. Bardzo się z tego cieszę. Bariera językowa to jednak duża przeszkoda w uzyskaniu przez dziecko pomocy.

Co poszło nie tak? Może od razu powinniśmy byli zmusić rodziców z Ukrainy, by zapisywali dzieci do polskich szkół?

Na początku nikt nie wiedział, ile potrwa wojna. Nikt się nie spodziewał, że miną dwa lata, a nadal nie widać jej końca. Widzę, że nadal wiele rodzin żyje w takim przeświadczeniu, że są tutaj tylko tymczasowo, że zaraz wrócą do siebie, albo pojadą dalej, na Zachód. To na pewno jeden z powodów niezapisywania dzieci do polskich szkół. 

Systemy edukacji, polski i ukraiński, różnią się, dzieci, które uczą się np. w siódmej klasie szkoły podstawowej w Ukrainie, my zapisujemy do szóstej. Część rodziców nie chciała, by dzieci traciły rok, dlatego decydowała się tylko na naukę online w szkole w Ukrainie. Kolejny powód to bariera językowa.

Czy to faktycznie powód, by nie posłać dziecka do polskiej szkoły?

Proszę sobie wyobrazić, że przyjeżdża pani do kraju, którego języka pani nie zna. Jest pani dzieckiem, trafia pani do szkoły, i nie rozumie ani słowa z tego, co mówią do pani nauczyciele. A musi się pani zorientować, gdzie są szatnie, gdzie są poszczególne sale lekcyjne, czy trzeba przebierać buty, gdzie idzie się na obiad. Takie organizacyjne sprawy sprawiają mnóstwo problemów, nie mówiąc już o nauce. Dzieci, które trafiły do starszych klas, musiały się np. zacząć uczyć historii Polski, której wcześniej w ogóle nie znały. To wszystko było dla nich bardzo trudne.

Na początku nie dostaliśmy żadnego wsparcia. Korzystaliśmy z translatorów w telefonach komórkowych, pomagaliśmy sobie resztkami rosyjskiego, którego uczyli się jeszcze niektórzy z nas w szkole.

Gdy rozpoczęła się wojna, uczyłam w liceum, nauczyciele organizowali lekcje nauki języka polskiego, nie biorąc za to żadnego wynagrodzenia, a jednocześnie organizowali zbiórki odzieży i artykułów chemicznych, bo byli ludzie, którzy przyjechali do Polski tak, jak stali, mieli ze sobą tylko dokumenty. Pamiętam historię, która mi opowiedziała dyrektorka jednej z bielskich szkół, że przyjęła dzieci, które miały tylko po jednej parze majtek.

Z raportów m.in. organizacji pozarządowych wynika, że część uczniów z Ukrainy spotkała w szkole przemoc, czy to ze strony rówieśników, czy nauczycieli.

Różne problemy na pewno się zdarzają, ale nie powiedziałabym, że to jest jakieś powszechne zjawisko. Oczywiście, zdarza się, że np. polskie dzieci nie chcą grać z ukraińskimi w piłkę, ale to samo dotyczy relacji polsko-polskich czy ukraińsko-ukraińskich. Tak jest w każdej szkole, zwłaszcza większej

23.03.2022, Szczecin, Liceum Ogólnokształcące nr 1. Jedna ze szkół w której uczyć się będzie młodzież z Ukrainy. Gazetka przygotowana przez uczniów na korytarzu. Zdjęcie: Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

Na początku były dwa modele przyjmowania uczniów do ukraińskich szkół.  Były klasy całe ukraińskie, ale były też takie, gdzie w klasie było po 2-3 uczniów z Ukrainy. Co się lepiej sprawdziło?

Wydaje mi się, przynajmniej tak wynika z moich obserwacji, że dzieci, które trafiły do polskich klas, szybciej nauczyły się języka, zintegrowały się także z rówieśnikami z Polski. Ale jeśli mamy przyjąć teraz do szkoły nagle 60 tys. uczniów z Ukrainy, to nie wyobrażam sobie zrobienia tego bez powrotu do klas przygotowawczych, gdzie uczą się tylko języka. Na to muszą znaleźć się pieniądze. 

Asystentki i asystenci międzykulturowi - warto ich zatrudniać?

Trzeba ich zatrudniać, na to także muszą znaleźć się pieniądze. Mamy asystentkę i nie wyobrażam sobie pracy szkoły bez jej wsparcia. W ukraińskich szkołach jest bardzo wysoki poziom nauczania przedmiotów ścisłych, uczniowie, których mamy u siebie są świetni np. z matematyki. Problemem, zwłaszcza na początku, była bariera językowa. Oni nie rozumieli poleceń. Jak im asystentka przetłumaczyła, co należy zrobić, zwykle bardzo szybko poprawnie rozwiązywali zadania. Mamy w szkole asystentkę międzykulturową oraz osobę po szkole asystentek, która pracuje na świetlicy.  Ich pomoc jest bezcenna. Są tłumaczkami, mediatorkami w sytuacjach spornych, pośredniczą także w kontaktach między szkołą i rodzicami.

Zdarzyło się, że asystentka jechała z dzieckiem do szpitala, by tłumaczyć i pomóc w ten sposób mamie, która nic nie rozumiała z tego, co mówią do niej lekarze

Obecność asystentek w szkołach wymaga uregulowania. To ciężka praca, tymczasem nie są zatrudnione z karty nauczyciela, mają zwykłe umowy o pracę i, zgodnie z przepisami, tylko minimalną krajową. Poza tym ich zatrudnienie kończy się wraz z rokiem szkolnym, nie pracują w czasie wakacji. 

Trudno mi znaleźć przykład jakiegoś innego kraju, który nagle musiał przyjąć do szkół tyle uchodźczych dzieci.

Mam koleżankę, która pracuje jako nauczycielka w Niemczech. Tam także w pewnym momencie przyjęto wielu uchodźców, z Syrii. Niemcy to bogaty kraj, ale tam także nie obyło się bez problemów takich samych, jak u nas, wywołanych barierą kulturową i językową.

Wydawać by się mogło, że jednak te bariery pomiędzy Polakami i Ukraińcami są mniejsze, niż między Niemcami i Syryjczykami.

Ale jednak istnieją. Języki tylko pozornie są podobne. Obchodzimy w innych terminach święta, Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Uogólniam teraz trochę, ale dzieci ukraińskie są jednak inne, niż dzieci polskie. Bardziej zamknięte w sobie, nie pokazują emocji, są za to bardzo honorowe. 

Mam też wrażenie, że nie mają tak do końca zaufania do nas. Podczas egzaminu ósmoklasisty mieliśmy naklejki z błędnym kodem arkusza.  Zadzwoniłam do OKE, ustaliliśmy, że uczniowie przekreślą błędy kod i na arkuszach napiszą prawidłowy. Uczniowie z Ukrainy obawiali się tego zrobić. Błędne naklejki z kodem arkusza. Polscy uczniowie nie mają z tym problemu, wiedzą, że zdarzają się błędy w drukarni, ale jak nauczyciel czy dyrektor mówi, aby to  poprawić, nie wzbudza to nieufności. 

No items found.

Polska dziennikarka. Od ponad 25 lat pisze o emigracji, prawach kobiet i zdrowiu

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
dzieci, mapa, akcja

Anna Olkhova -  prawniczka, współzałożycielka i prezeska Fundacji “Efekt Dziecka”, lektorka autorskiego kursu o historii ukraińskiej przedsiębiorczości oraz inicjatorka urbanistycznych klubów Urban Club od “Efekt Dziecka” dla dzieci i młodzieży w Ukrainie, Polsce i na Słowacji.

Czym zajmuje się fundacja "Efekt Dziecka"?

Nasza fundacja powstała w 2021 roku w Kijowie. Jej celem od początku było wspieranie rozwoju dzieci i młodzieży poprzez budowanie cennych, choć nieoczywistych kompetencji. Obecnie działamy w zakresie wyposażania naszych podopiecznych w wiedzę z zakresu urbanistyki, przedsiębiorczości oraz dyplomacji kulturowej. Początkowo sądziliśmy, że projekty i zajęcia odbywające się w ramach programu kulturalno-dyplomatycznego będą dotyczyły historii, szeroko pojętej sztuki, wypraw do muzeów, filharmonii czy opery, ale nasza optyka zmieniła się po wybuchu wojny. Teraz priorytetem jest dla nas, by dzieci i młodzież, które przyjechały z Ukrainy do Polski, były ambasadorami i ambasadorkami swojego kraju. Ze względu na sytuację każde dziecko jest małym ambasadorem Ukrainy, a my pragniemy im pomóc w wykonywaniu tej roli.

Pani jest prawniczką, nie pedagożką czy psycholożką. Skąd potrzeba stworzenia fundacji?

Moja praca doktorska poświęcona była prawom dziecka w perspektywie konfliktów wojskowych, przez wiele lat zajmowałam się tą tematyką. Jeszcze przed wojną pracowałam z uchodźcami, bliska jest mi idea współpracy międzynarodowej, wiem, z jakich narzędzi w tym zakresie mogę korzystać. Jako fundacja możemy używać innych instrumentów, można je określić jako "miękkie". Dlatego poszłam w tym kierunku, a wybuch wojny tylko umocnił mnie w moich planach co do fundacji.

Anna Olkhova. Zdjęcie: materiały prasowe

Do Polski przyjechały setki tysięcy dzieci, które trafiły tu wraz z mamami. Jak je wspieracie?

Przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę, o czym większość osób prawdopodobnie wie, że to nie jest wycieczka rekreacyjna. Dzieci i młodzież, które trafiły do Polski - ale także do innych krajów - zmagały się z wieloma wyzwaniami, przede wszystkim z barierą językową, ale też trudnościami natury psychologicznej. Z dnia na dzień musiały opuścić swoje domy, szkoły, kolegów, przyjaciół, rodziny. Trafiły w nowe, obce miejsce. To powoduje traumę, a przecież dzieci nie umieją sobie z nią radzić, jak dorośli, którym również jest bardzo trudno. Są zamknięte w sobie, często mają trudności w nawiązywaniu kontaktów. Wspaniale jest patrzeć, jak dzięki udziałowi w różnych inicjatywach organizowanych przez naszą fundację otwierają się, stają się aktywne, jak się zaprzyjaźniają między sobą i z kolegami i koleżankami z Polski.

Jakie to projekty?

Ściśle współpracujemy z urzędem miasta w Lublinie i to właśnie tutaj zorganizowaliśmy pięć wydarzeń. Jednym z nich była "Akcja InteGRAcja", czyli weekend ukraińskiej kultury. Podczas dwóch dni wypełnionych warsztatami, tworzyliśmy dekoracje, wycinanki, dzieci brały udział w grze miejskiej z miastami partnerskimi, oglądaliśmy i tworzyliśmy makiety ukraińskich zamków z kartoników, była też wystawa plakatowa o tych zamkach. Studenci przeprowadzili interaktywną lekcję, podczas której opowiadali różne ciekawostki o Ukrainie, dzięki czemu ukraińskie dzieci czuły się pewniej, komfortowo, a polskie - które często nie były w Ukrainie - dowiedziały się czegoś nowego na temat naszego kraju. Dzieciaki podłapywały ciekawe słówka, porównywały, które są podobne, a które brzmią inaczej. To było bardzo konstruktywne doświadczenie.

Zdjęcie: materiały prasowe

A ta druga akcja?

To była "Randka z kulturą", zorganizowana z okazji Walentynek. Taka ukraińsko-polska randka, można powiedzieć, podczas której były warsztaty tworzenia ilustracji książkowych, mówiliśmy o kinie, literaturze i wątkach miłości, które niewątpliwie są obecne po obu stronach. Nasze wydarzenia cieszą się dużym zainteresowaniem, ostatnio dzwoniła jedna pani, która usłyszała o tym wydarzeniu w radiu i pytała, czy są jeszcze miejsca, bo chciała zapisać wnuka na warsztaty kulinarne, podczas których gotowaliśmy barszcz. Ludzie zostawiają nam kontakty do siebie prosząc, by informować ich o kolejnych akcjach. Nie mogę pominąć wspaniałych wydarzeń, które organizowaliśmy w ramach XVI edycji Festiwalu Ukraina w Centrum Lublina. Łącząc poniekąd dyplomację kulturowa z urbanistyką, która jest równie ważnym kierunkiem naszej działalności, zainicjowałyśmy stworzenie wystawy zdjęciowej pt. “Miasto-Dom”. Na zasadzie konkursu, zostały wybrane najlepsze prace fotograficzne dzieci i młodzieży, które podświetlały nam podobieństwa pomiędzy Lublinem a innymi miastami w Ukrainie. W ten sposób chcieliśmy podkreślić, że warto szukać wspólne cechy między Ukrainą i Polską, budując w ten sposób tzw. mosty międzykulturowe. Obecnie jesteśmy współorganizatorami kolejnej, XVII edycji wspomnianego Festiwalu, i z ogromnym zaangażowaniem tworzymy nowe, ciekawe wydarzenia dla Lublinian.

Dużo się dzieje. W Lublinie przyjemnie jest coś organizować, panuje przyjazna, pełna otwartości atmosfera

A pozostałe kierunki? Urbanistyka i przedsiębiorczość?

W Ukrainie przez ostatnią dekadę rozpoczęły się procesy, dzięki którym  miasta stały się bardziej otwarte na dzieci i młodzież, na ich potrzeby, które przecież są inne od potrzeb dorosłych mieszkańców. Ta duża grupa społeczna, którą są dzieci, została włączona w rozmaite projekty i akcje partycypacyjne. My, jako fundacja, również pragniemy pokazać jak dziecko może korzystać z tego, co oferuje miasto, jak miejska przestrzeń może się rozwijać, jak funkcjonuje. Ale też jakie są władze, jak miasto jest zarządzane, czym są budżety obywatelskie, i jak każda młoda osoba może mieć faktyczny wpływ na funkcjonowanie swojego miasta. Wiedza na ten temat wciąż jest niewielka, dlatego chcemy edukować w tym zakresie.

Chodzi o to, by budować kapitał społeczny?

Oczywiście, ale także o pokazywanie dzieciom architektury, uwrażliwianie na przestrzeń, piękno. W ramach tego kierunku naszych działań robimy programy edukacyjne dla dzieci, ale też szkolenia dla nauczycieli. Poprzez nasze działania w Polsce chcemy też stworzyć warunki ku temu, by miasta mogły korzystać z doświadczeń dzieci i młodzieży, które posiadają wiedzę o funkcjonowaniu ich rodzinnych miast w Ukrainie. Ich głos jest ważny, ponieważ mogą one dołączyć do istniejących inicjatyw w Lublinie czy innym mieście, w ten sposób nadając im nowych znaczeń. My szukałyśmy taki format pracy, który pozwoli nam stworzyć warunki do integracji młodzieży z Ukrainy i Polski, jednocześnie poszerzając ich wiedzę i umiejętności. W takiej formule powstał Urban Club, czyli miejski klub dla dzieci z Polski i Ukrainy, który łączy ich na nieco ponad miesiąc. Raz w tygodniu odbywają się spotkania klubowe ze studentami architektury i urbanistyki oraz ekspertami branży. Bazując na naszej autorskiej metodologii, uczestnicy pogłębiają swoją wiedzę w zakresie procesów miejskich, architektury czy ekologii. Dzięki temu stają się aktywnymi interesariuszami miasta, biorą czynny udział w jego życiu. Co więcej, pracując w zespołach, nastolatkowie z obu Państw w sposób naturalny łamią kulturowe stereotypy poprzez  współdziałanie.

W taki sposób nowe pokolenie będzie już inaczej myślało o mieście jako o wspólnej, przyjaznej dla wszystkich przestrzeni
Zdjęcie: materiały prasowe

W kierunku przedsiębiorczości dla dzieci, byliśmy inicjatorami realizacji lubelskiego projektu "Przedsiębiorcze Dzieciaki” w Łucku, od trzech lat fundacja Efekt Dziecka pełniła rolę organizatora ww. projektu w Ukrainie. “Przedsiębiorcze Dzieciaki” połączyły współpracą na rzecz dzieci urzędy dwóch miast partnerskich, Lublina i Łucka, oraz dwóch ośrodków akademickich: Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Wołyńskiego Narodowego Uniwersytetu im. Łesi Ukrainki w Ukrainie. Projekt w Ukrainie został wyróżniony w 2023 roku jako przykład dobrej praktyki współpracy NGO, biznesu i samorządów.

W naszej fundacji podkreślamy wartość przedsiębiorczości jako podstawowej kompetencji rozwoju każdego europejskiego państwa 

W czerwcu 2024 roku rozpoczęła się realizacja projektu fundacji Efekt Dziecka “PRO CraftED”, który ma na celu rozwój przedsiębiorczych kompetencji u dzieci i młodzieży na obszarach wiejskich. Edycja pilotażowa odbywała się w miejscowości Nowoworoncowka w obwodzie chersońskim Ukrainy, 17 kilometrów od linii frontu. Projekt pomaga w kształtowaniu nowego pokolenia, które może stanowić bazę tzw. średniej klasy gospodarczej, czyli podstawę demokratycznego i rozwiniętego gospodarczo kraju. Myślę, że w czasach pełnoskalowej wojny dla Ukrainy jest to niesamowicie ważne.

Większość fundacji ukraińskich, które działają w Polsce, zarejestrowana jest w Polsce. Sposób, w jaki działacie, jest dość oryginalny.

Rzeczywiście mamy ciekawą formułę: fundacja zarejestrowana w Ukrainie, która współpracuje z urzędami polskich miast, polskimi NGO oraz instytucjami kulturalnymi. To nam daje inną przestrzeń do działania i inną perspektywę. My skutecznie się uzupełniamy. Tradycyjne fundacje robią zwykle dość standardowe projekty na dużą skalę. Efekt Dziecka działa inaczej: robimy małe projekty, które są dostosowane do potrzeb konkretnej gminy. Staramy się nie wchodzić w sztampowe działania, dlatego inny program ma Urban Club w Bratysławie, a inny w Lublinie. Bierzemy pod uwagę lokalne potrzeby, możliwości, klimat. Stawiamy na indywidualizm i wzajemny szacunek, a naszym celem jest po prostu tworzenie tzw. mostów porozumienia.

20
хв

Prezeska Fundacji "Efekt Dziecka": Wychodzimy poza sztampę

Anna J. Dudek
Joanna Mucha, wiceministra edukacji narodowej, portret

Szacowano, że we wrześniu w szkołach pojawi się około 80 tysięcy dzieci z Ukrainy. Tymczasem jest ich około 40 tysięcy, czyli o połowę mniej. Gdzie jest reszta? Co się z nimi dzieje?

Sprawdzamy to. Spodziewaliśmy się od 60 do 80 tysięcy uczniów i uczennic z Ukrainy, w szkołach mamy ich w tej chwili około 40 tysięcy. Wszystkie dane, które mamy, musimy analizować razem, bo tylko taka analiza da nam pełny obraz.

 Jakie to dane?

 Od początku roku ubyło 36 tysięcy ukraińskich dzieci, na które rodzice/opiekunowie pobierali świadczenie 800 plus. Jednocześnie pojawiło się ponad 10 tysięcy nowych peseli dzieci z Ukrainy. W dużej mierze to 16-17-letni chłopcy, którzy prawdopodobnie chcą uniknąć poboru do wojska. 

 Co oznaczają te dane? Co się dzieje?

 Analizujemy to z ministerstwem spraw wewnętrznych, weryfikujemy. To są świeże dane, dlatego musimy sprawdzić, o które roczniki chodzi. Chcemy między innymi sprawdzić, w jakim wieku były te dzieci, które Polskę opuściły. 

Jaka jest ścieżka weryfikacji? Jeśli jest dziecko, którego rodzice pobierają świadczenie, ale nie pojawia się w szkole mimo że jest objęte obowiązkiem szkolnym?

Ścieżka jest dokładnie taka sama, jak w przypadku polskiego dziecka. Jeśli dziecko nie uczęszcza do szkoły, albo ma tak wiele nieobecności, że nie będzie klasyfikowane, to takie dane będą w naszym systemie informacji oświatowej. W tej chwili łączymy dwa systemy, czyli ten dotyczący 800 plus i system naszej informacji oświatowej. Jeśli dziecko nie będzie realizowało obowiązku szkolnego, będziemy o tym wiedzieć. Wówczas rodzice/opiekunowie nie otrzymają 800 plus. 

No dobrze, ale czy to jest działanie na już? Przyczyny nieposyłania dziecka do szkoły mogą być różne. 

Jeśli polskie dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, uruchamiamy służby i szukamy tego dziecka. To samo dotyczy dzieci z Ukrainy. Każde dziecko ma prawo do edukacji i realizowania swoich potrzeb i aspiracji. Naszym obowiązkiem jest stworzenie każdemu dziecku warunków realizowania tego prawa. Jeśli dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, są kary administracyjne dla rodziców/opiekunów. Musimy wiedzieć, co się dzieje z dziećmi. 

Niedawno weszły w życie standardy ochrony małoletnich. Jaki mają wpływ na sytuację dzieci z Ukrainy?

Standardy obowiązują wszystkich, dotyczą konieczności chronienia wszystkich dzieci: z Polski i Ukrainy. Nie ma żadnych różnic

Mówimy o teraz. Jakie są plany na przyszłość? Nauczyciele mówią, że podobnie jak dwa lata temu, zostali zostawieni sami sobie.

Wątpliwości nauczycieli i rodziców mogę zaadresować mówiąc, że w naprawdę szybkim tempie staram się nadrobić to, czego moi poprzedni nie zrobili przez dwa lata, a co jest związane ze skutecznym włączeniem dzieci z Ukrainy do polskiego systemu edukacji. To są działania, które muszą mieć charakter systemowy.

Warszawa, 02.09.2024, Ukraińska Szkoła Materynka ul. Postępu, 18. Zdjęcie: Aliaksandr Valodzin/East News

Proszę o konkret.

Udało nam się uzyskać ogromny grant unijny - 500 mln złotych - i w zaledwie kilka miesięcy napisaliśmy program rządowy, który będzie obowiązywał od stycznia. Wiem, że późno - ale to jest chyba najszybciej napisany program rządowy w polskiej administracji.

Na co zostaną przeznaczone te pieniądze?

Trwają ostatnie negocjacje z Komisją Europejską, ale pewnym jest, że będziemy finansować zatrudnienie asystentów międzykulturowych. Uważam, że to jedna z najważniejszych kwestii, dlatego zaproponowaliśmy bardzo korzystne warunki i mamy nadzieję, że samorządy będą z tej możliwości korzystać. 

Ale są inne kwestie: za mała liczba nauczycieli języka polskiego jako drugiego i brak wsparcia psychologicznego. 

Dlatego będą szkolenia dla nauczycieli z zakresu nauczania języka polskiego jako drugiego oraz dotyczące pracy z dziećmi z doświadczeniem migracji i uchodźctwa. Będziemy też finansować wsparcie psychologiczne, ale tu mamy oczywiste ograniczenie - liczbę psychologów posługujących się językiem ukraińskim. To jest wyzwanie, ale będziemy działać, przekonywać do nowatorskich form terapii, w tym także grupowych. No i zbadamy, na jakim poziomie dzieci znają język polski.

Jak to będzie sprawdzane? 

Będziemy robić testy, żeby zobaczyć, jaka liczba dzieci potrzebuje wsparcia w nauce polskiego, dodatkowych lekcji, bo dobre opanowanie języka to warunek tego, by dzieci mogły dobrze funkcjonować w naszym systemie edukacyjnym. Chcemy też aby polska szkoła dała tym dzieciom szansę powrotu do Ukrainy, dlatego chcemy, by bardziej dostępna była nauka języka ukraińskiego. Z Ministerstwem Nauki pracujemy nad przyspieszeniem procesu nostryfikacji dyplomów nauczycieli i psychologów. Ale przede wszystkim zależy nam na tym, żeby dzieci nie czuły się ograbione ze swojej tożsamości kulturowej.

Musimy dbać zarówno o te dzieci, które tu zostaną, jak i o te, które będą chciały wrócić

Co z dziećmi, które mają zaburzenia w rodzaju spektrum autyzmu i ADHD? Jakie wsparcie im oferujecie?

Podobne jak to wsparcie, które otrzymują polskie dzieci - wciąż pamiętając o ograniczeniu, jakim jest liczba psychologów i psychoterapeutów posługujących się językiem ukraińskim. Problem polega na tym, że niejednokrotnie ukraińscy rodzice traktują oferowane przez nas formy wsparcia jako nadużycie. Uważają, że wmawiamy im zaburzenie. Musimy pracować z rodzicami.

Jak?

Przekonywać, wskazywać na przykłady polskich dzieci i sukcesów jakie osiągają, uzyskując profesjonalne wsparcie.

20
хв

Zależy nam, żeby dzieci nie czuły sie ograbione ze swojej tożsamości kulturowej

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Prezeska Fundacji "Efekt Dziecka": Wychodzimy poza sztampę

Ексклюзив
20
хв

Edukacja dla uchodźców: Czy Ukraina na tym straci?

Ексклюзив
20
хв

Moja córka ma 18 lat i zaczęła w Polsce dorosłe życie. Dla niej jestem teraz „wariatką”

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress