Przed wojną Ola była specjalistką ds. mediów i komunikacji. Pracowała jako koordynatorka projektu BBC Media Action w Europie Wschodniej, wdrażając projekty wspierające rozwój młodzieży i społeczeństwa obywatelskiego.
Teraz pracuje dla międzynarodowej organizacji pozarządowej. Dostarcza też drony kamikadze na linię frontu i kupuje łodzie ewakuacyjne do ratowania rannych żołnierzy. Te pierwsze nazywa „sikadu”, co wiąże się z pewną ciekawą historią…
Jaryna Matwijiw: Skąd wziął się u Ciebie pomysł składania dronów kamikadze?
Ola Grabowska: Zaangażowałam się w wolontariat jeszcze przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę. Za granicą kupowałam opatrunki hemostatyczne, lekarstwa i buty dla żołnierzy. Ale gdy 24 lutego Rosjanie najechali Ukrainę, nie wiedziałam, co dalej robić. Wtedy zwrócili się do mnie zagraniczni wolontariusze: „Ufamy ci, mamy ogromny magazyn w Polsce, przywieziemy ci to, co w nim jest, a ty to posortujesz i wyślesz, gdzie trzeba”. Woziliśmy na front odzież taktyczną, obuwie, noktowizory i żywność dla wojska.
Z czasem wojsko zaczęło nas prosić o drony. Kupowałam je zarówno w Ukrainie, jak za granicą.
Tamtej zimy dowiedziałam się, że jest kurs dla inżynierów dronów, więc się zapisałam. Jestem osobą praktyczną, chcę sama wszystkiego spróbować. Ukończyłam kilka modułów tego kursu, a potem chłopaki z 54 brygady skontaktowali się ze mną i powiedzieli, że potrzebują dronów FVP [dron z goglami, którym pilot steruje tak, jakby w nim siedział - red.]. Mnóstwa dronów...
W tym czasie wielu cywilów na Ukrainie już samodzielnie składało drony.
Komponenty do mojego pierwszego drona zamówiłam w Chinach. Zamawiasz na AliExpress i nie wiesz, jak długo potrwa dostawa – i czy w ogóle towar dotrze. Część ram zamówiłam w Ukrainie, a kiedy już wszystko otrzymałam, zabrałam się do roboty.
Lutowanie pierwszego drona zajęło mi 5 godzin, bo musiałam sobie przypomnieć, czym jest lutowanie. W dzieciństwie naprawiałam lampki choinkowe – lutowałam, gdy coś w nich odpadło
Miałam w tym minimalne doświadczenie. Tata oglądał każde połączenie przez szkło powiększające, aby upewnić się, że jest OK.
Ile trzeba wydać, by samodzielnie zbudować drona?
Koszty dronów są bardzo różne. Wszystko zależy od tego, jakie są zniżki na komponenty w sklepach internetowych. Dron wykonany z komponentów z Chin, bez baterii, kosztował nas 8 tysięcy hrywien [800 złotych – red.]. Jeśli kupisz te same komponenty w Ukrainie, kosztuje to więcej: 18-20 tysięcy hrywien (z baterią), w zależności od wahań kursu dolara.
Ile ich do tej pory wyprodukowałaś?
Dwadzieścia sześć. Dwadzieścia wysłałam na front – i prawdopodobnie już nie istnieją. Niedługo dotrą komponenty do kolejnych dziesięciu. Teraz zbieram pieniądze na budowę kolejnych piętnastu. Robię tę zbiórkę na moje urodziny.
Dlaczego „sikadu”? Nazywasz tak swoje drony kamikadze?
To ciekawa historia. Kiedy mieszkałem w obwodzie lwowskim, a mieszkam w dwóch miastach, zimą przychodziło do mnie mnóstwo sikorek, a ja je dokarmiałam. Moi przyjaciele to zauważyli i dali mi karmnik i pokarm dla papug kakadu. Żartowaliśmy, że gdyby ukraińskie sikorki jadły karmę dla kakadu, stałyby się kakadu. I tak, kiedy zaczęliśmy robić te drony, nazwałam je „sikadu”. Walczące, odważne i silne ptaki, które robią porządek z wrogiem.
Eksperci wojskowi twierdzą, że współczesna wojna to w dużej mierze wojna dronów. Zgadzasz się z tą opinią?
Nie jestem ekspertką. Mogę jedynie oceniać informacje na podstawie własnego doświadczenia. W rzeczywistości to nie tylko wojna dronów, to wojna technologii. Bo tam, gdzie są drony, potrzebne są urządzenia do walki elektronicznej, plecaki antydronowe czy inny sprzęt. Ostatnio chłopaki walczący na froncie poprosili mnie o plecaki antydronowe.
To wojna technologiczna. Trzeba mieć czym walczyć i czym się bronić.
Gdyby każdy Ukrainiec wyprodukował jednego drona, mielibyśmy ich wiele milionów dronów. Czy naprawdę każdy może zrobić drona?
Gdyby każdy Ukrainiec zlutował jednego drona i mielibyśmy miliony dronów, to czemu nie?! Produkcja dronów w Ukrainie powinna być masowa. Ale ze względów bezpieczeństwa powinna też być rozproszona po całym kraju.
A gdyby takie warsztaty do produkcji dronów znajdowały się w mieszkaniach i domach Ukraińców w całym kraju, byłoby to bardzo skuteczne
W Ukrainie istnieje świetna inicjatywa o nazwie SocialDroneUA. Ludzie z doświadczeniem mogą pomóc we wszystkim: powiedzą ci, jak zrobić drona, gdzie kupić komponenty, a na koniec możesz wysłać im swojego drona do testów.
Są dwie siostry. Jedna zostaje w Ukrainie i jest wolontariuszką, druga mieszka w Krakowie. To historia siostrzeństwa bardzo zgodna z filozofią naszego magazynu. Jakie to uczucie dzielić się swoim doświadczeniem życia w Ukrainie z siostrą, która jest w Polsce? Czy dzielicie się wolontariatem? W Kijowie nie ma elektryczności, a w Krakowie jest. My mamy naloty, w Polsce jest spokój. Miałaś chęć opuszczenia Ukrainy?
Jeszcze przed inwazją miałam możliwość wyjazdu i zamieszkania za granicą. Potem otrzymałam wiele ofert od ludzi z różnych krajów. Ale nie chciałam i nie chcę opuszczać Ukrainy. Moja siostra Iryna zadzwoniła do mnie, żebym pojechała do niej do Krakowa, ale my obie jesteśmy bardziej skuteczne, gdy jesteśmy po obu stronach granicy.
Mamy silną synergię. W Polsce siostra może kupić mi rzeczy potrzebne na froncie, których nie można kupić w Ukrainie. Ona jest moją drugą ręką, która ma dostęp do zasobów potrzebnych do ubrania i wyposażenia chłopców i dziewcząt na froncie
W pierwszych miesiącach inwazji znalazła w Polsce tkaniny potrzebne do produkcji kamizelek kuloodpornych, które nie były dostępne w Ukrainie. Przekazaliśmy ten materiał jednej z ukraińskich inicjatyw, która zajmowała się takimi rzeczami. Teraz siostra pomaga mi zbierać fundusze na drony. W Krakowie piecze lwowskie serniki i wystawia je na loterii, byśmy mogli kupić więcej komponentów do dronów.
Odbierasz telefony od żołnierzy, którzy trafili wroga Twoimi dronami?
Odbieram i sama też do nich dzwonię i pytam, czy moje drony działają. Wojsko wysyła mi filmy wideo, na których można zobaczyć, jak nasze drony sprawują się na polu bitwy.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam nagranie, na którym mój dron leci, a potem wszystko eksploduje, miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony mówi się: „Wow, super!”, ale z drugiej strony zdajesz sobie sprawę, że twój dron odebrał komuś życie. Nawet jeśli to życie wroga, to wciąż czyjeś życie.
Mam własne podejście do zabijania. Nie rozumiem, dlaczego ludzie to robią, ale rozumiem, że jeśli jest wojna, trzeba się bronić. Musisz chronić swój dom, swoją rodzinę, siebie przed kimś, kto chce cię zabić. Dlatego główną misją moich dronów jest ochrona. Ochrona życia naszych żołnierzy na froncie i ochrona mojego kraju. Najważniejszą rzeczą dla mnie jest uratowanie jak największej liczby ukraińskich istnień. Bo albo my zniszczymy naszych wrogów, albo oni zniszczą nas.
„Wciąż przegrywamy, a jednocześnie ignorujemy rzeczy, które należy zmienić i za którymi należy się opowiedzieć. Zamykamy oczy, milczymy, nie słyszymy. Czekamy, aż ktoś coś zrobi, coś da, coś naprawi i wszystko będzie dobrze. Wciąż przegrywamy. Tracimy naszych bliskich i tracimy samych siebie” – tymi słowami ktoś zareagował na śmierć Iryny Cybuch, pięknej ukraińskiej sanitariuszki, która zginęła podczas misji bojowej w okolicy Charkowa. Czy naprawdę możemy zrobić więcej, by zapobiec śmierci ludzi takich jak Ira?
Tak, możemy zrobić więcej. Możemy, jeśli uwierzymy w siebie. Nigdy bym nie pomyślała, że będę zaangażowana w budowanie dronów. Teraz zbieram więcej funduszy, nawiązuję komunikację z wojskiem, a drony lutują moi asystenci. Bylibyśmy w stanie zbudować więcej dronów, ale nie mamy pieniędzy; gromadzenie funduszy stało się teraz trudne. Każdy ma swoje powody, dla których nie może lub nie chce przekazać darowizny.
Może żyjesz w pokoju i twoja sytuacja jest podobna do tej sprzed wojny, a może przyzwyczaiłeś się do wojny. Musisz jednak zrozumieć, że sytuacja może się zmienić w każdej chwili
Dlatego musimy robić więcej i wierzyć w siebie, swoje mocne strony i możliwości.
Jaką radę masz dla Ukraińców i Europejczyków, którzy są zmęczeni wojną i wolontariatem?
Ja też jestem zmęczona wojną, ale niektóre zwycięstwa czy sukcesy, które udaje mi się osiągnąć, napędzają mnie. Ciężko mi się zmusić do odpoczynku, ale rozumiem, że z czasem bateria się wyczerpuje i następuje wypalenie. Wiem, że muszę rozładować mój mózg, ponieważ zmęczenie spowalnia jego wydajność. Muszę odpoczywać. Gram więc w koszykówkę, staram się chodzić na spacery, uprawiać sport, spotykać się z przyjaciółmi – i wtedy mogę pracować dalej. Kiedy chłopaki wysłali mi pierwszy film z akcji mojego drona, moja bateria była naładowana w 100 procentach.
Ukraińska dziennikarka, prowadząca programy telewizyjne, autorka programów analitycznych, pasjonatka pracy w mediach. Po ślubie w 2021 roku zamieszkała w województwie podkarpackim. We Lwowie pracowała min w gazecie „Postup”, lwowskim oddziale ukraińskiej telewizji państwowej, telewizji NTA, telewizji 5 kanał, telewizji Espreso. Była autorką programu publicystycznego „Informacyjny Wieczór-Lwów” w telewizji „5 kanał”. Z wyróżnieniem ukończyła studia magisterskie z zakresu dziennikarstwa na Lwowskim Uniwersytecie Państwowym im. Iwana Franka. Uczyła się także w szkole językowej Instytutu Dantego w Rzymie. Po zamieszkaniu w Polsce dalej zajmuje się dziennikarstwem. Jej życiowe motto: Rób cos dobrego dla Ukrainy tam gdzie jesteś. Rób dobrze to co umiesz. Kochaj życie i ludzi.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!