Exclusive
20
min

Świadek zbrodni wojennych: Już żegnałam się z życiem, gdy przypomniałam sobie o zwierzętach. I uciekłam

Platforma Svidok to dziennik wojenny Ukraińców, w którym zbierane są dowody rosyjskich zbrodni wojennych dla Międzynarodowego Trybunału Karnego.

Oksana Szczyrba

Olena Kuk, dyrektorka ds. treści i komunikacji na platformie internetowej Svidok. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

"Nazywam się Nastia, mam 25 lat. Do 24 lutego mieszkałam w Charkowie. Wybuchy zaskoczyły mnie w Kijowie, gdzie przyjechałam ze swoją kotką, aby zaopiekować się kotem swoich przyjaciół. Na początku nie myślałam o ewakuacji. Tę noc spędziłam w łazience, trzęsąc się ze strachu przed wybuchami. 25 lutego zaproponowano mi opuszczenie miasta, ale znalazłam się pod ostrzałem artyleryjskim. To było przerażające. Stałam na skrzyżowaniu i usłyszałam straszny ryk po mojej lewej stronie i nad głową. W tym momencie pożegnałam się z życiem. Ale potem przypomniałam sobie o zwierzętach, które trzymałam w ramionach i pobiegłam z powrotem do domu. Po drodze mijałam otwarte schronisko. Weszłam tam, przykryłam transportery dla kotów swoim paltem, aby trochę ogrzać i uspokoić zwierzęta, i spałam na podłodze przez 5 godzin, podczas gdy w górze grzmiały eksplozje, a obok przejeżdżały czołgi z raszystowskimi symbolami Z". To tylko jedno świadectwo z platformy internetowej Svidok, dziennika wojennego Ukraińców. Dokumentuje on prawdę o zbrodniach wojennych popełnionych przez rosyjskie wojsko. Zeznania te służą jako podstawa do dalszych dochodzeń prowadzonych przez organy ścigania. "Svidok"/"Świadek" został stworzony przez obywateli i przyjaciół Ukrainy we współpracy z Fundacją AI for Good. Jak działa platforma i w jaki sposób dane są przekazywane organom ścigania opowiedziała Olena Kuk, dyrektorka ds. treści i komunikacji na "Svidok".

James Hodson, dyrektor generalny Fundacji AI for Good. Zdjęcie: archiwum prywatne

Świat musi zrozumieć, co dzieje się w Ukrainie

Platforma została stworzona przede wszystkim w celu zachowania wszystkich dowodów przerażających wydarzeń, które mają obecnie miejsce w Ukrainie. Po II wojnie światowej było to bardzo trudne, ludzie z czasem zapomnieli o wielu rzeczach, a wiele z nich zostało wymazanych z ich pamięci. Wpadliśmy więc na pomysł platformy, na której zeznania byłyby przechowywane w czasie rzeczywistym - tu i teraz - w formacie dziennika wojennego, tak aby za 50-100 lat ktoś mógł wejść i zobaczyć dokładnie, co działo się danego dnia w różnych miastach Ukrainy. Świadek ma również pomóc organom ścigania w ukaraniu sprawców. Wiele zeznań jest klasyfikowanych jako zbrodnie wojenne, w związku z czym przekazujemy je Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu i Prokuraturze Generalnej. Następnie śledczy kontaktują się z tymi osobami. W tej chwili złożono dziesiątki zeznań i włączono je do dochodzeń przedprocesowych. Innym równie ważnym celem jest rozpowszechnianie prawdy o wojnie w Ukrainie za granicą, aby świat zrozumiał, co się dzieje i nadal nas wspierał, ponieważ Rosja manipuluje i głosi propagandę, żeby zniekształcić fakty. Ponadto na świecie dzieje się wiele, co odwraca uwagę ludzi od Ukrainy. Dlatego ważne jest dla nas, aby utrzymać wojnę na pierwszych stronach gazet - za pośrednictwem zagranicznych dziennikarzy, poprzez różne wystawy, które organizujemy za granicą. Chociaż platforma została zainicjowana przez amerykańską fundację, została stworzona i jest rozwijana przez ukraińskich specjalistów. Mamy dość mały zespół - staramy się zrobić jak najwięcej.

Cyfrowe muzeum wspomnień wojennych

Planujemy stworzyć duże cyfrowe muzeum wspomnień o wojnie Rosji w Ukrainie. Ważne, aby historie były zapisywane w formacie dziennika wojennego od pierwszej osoby. Kiedy zeznania są przechowywane w autentycznej wersji, jest to bardziej zrozumiałe dla czytelnika i osoby, która faktycznie zobaczy te zeznania później. Upewniamy się, że nie ma tam rosyjskiej propagandy. To bardzo ważne. Ale na przykład nie poprawiamy relacji w surzhyk, aby zachować autentyczność i przekazać emocje, których doświadczyła dana osoba. Myślimy również o stworzeniu nagrania audio niektórych wspomnień. Mamy wiele pomysłów, ale naszym głównym celem jest zebranie świadectw od każdego Ukraińca. Bardzo ważne jest, aby wiedzieć, jak czuli się ludzie w Kijowie, Charkowie, Zaporożu, Lwowie. Wojna dotknęła wszystkie regiony. Bardzo ważne, aby każdy Ukrainiec zachował swoje świadectwo. W ten sposób w przyszłości będziemy mieli najlepiej udokumentowaną wojnę w historii, aby nigdy więcej się nie powtórzyła. A co najważniejsze, aby uniemożliwić Rosji manipulowanie i zniekształcanie faktów.

Ludzie zostawiają swoje zeznania anonimowo. Jeśli chcą, mogą podać swoje dane osobowe

Bezpieczeństwo użytkowników, świadków i osób powierzających nam swoje zeznania jest dla nas ważne. Wszystkie zeznania są anonimowe. Podczas składania zeznań organom ścigania i przedstawicielom Międzynarodowego Trybunału Karnego możemy udostępniać dane osobowe do wykorzystania w dochodzeniach i sprawach przedprocesowych. Dane te nie są jednak ujawniane publicznie, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa. W końcu wiele osób pochodzi z terytoriów okupowanych i z miejsc, w których trwają działania wojenne, i ci ludzie boją się. Jeśli dana osoba chce upublicznić swoje nazwisko, może wskazać w tekście, kim jest i skąd pochodzi. I są takie świadectwa.  

Każdy może zostawić swoje zeznanie. Zdjęcie: zrzut ekranu ze strony internetowej

Ze świadkami mogą kontaktować się funkcjonariusze organów ścigania i dziennikarze

Śledczy, dziennikarze i badacze mogą tworzyć konta na platformie. Są to możliwości dla tych, którzy będą głębiej pracować ze świadectwami lub rozpowszechniać je na całym świecie. Zwykłym użytkownikom ułatwiliśmy rejestrację, aby mogli bez przeszkód zostawiać zeznania. A dla tych, którzy rejestrują specjalne konto, istnieją dodatkowe wymagania: dla nas, jako administratorów platformy, ważne jest, aby zrozumieć, kim jest dana osoba i w jakim celu chce wykorzystać informacje. Dlatego wskazane jest miejsce pracy, załączone jest zdjęcie dowodu osobistego i zdjęcie osoby z dowodem osobistym. Jest to jedyny sposób przekazania identyfikacji. Bardzo szczegółowo sprawdzamy, czy to naprawdę ta osoba. Mając dostęp do specjalnego konta, dziennikarz lub badacz może skontaktować się bezpośrednio ze świadkiem, wysyłając zapytanie. Oczywiście można się z nim skontaktować tylko wtedy, gdy świadek wyrazi na to zgodę.

Wszystkie informacje na platformie są dokładnie sprawdzane

Ponownie czytamy wszystkie historie, które są sprawdzane przez moderatora przed publikacją. Robimy to, aby upewnić się, że nie przedostanie się rosyjska propaganda, abyśmy nie stali się platformą do jej rozpowszechniania. Ktoś może celowo zniekształcić informacje, napisać, że władze wydają wszystkich, że ukraińscy obrońcy robią coś złego. Staramy się weryfikować wszystkie przedstawione fakty, aby uniknąć manipulacji lub niepotwierdzonych informacji. Oczywiście jest to trudne, jeśli chodzi o terytoria znajdujące się w strefie działań wojennych lub pod okupacją. Po prostu nie jesteśmy fizycznie w stanie tego sprawdzić. Ale jeśli widzimy coś podejrzanego, nie publikujemy tego. W przypadku przestępstwa przekazujemy te informacje organom ścigania w celu dalszego dochodzenia. Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc, ale bardzo ważne jest również, aby nie zaszkodzić. Jako dziennikarz sprawdzam, porównuję fakty i ciągle czytam od nowa. Wielu zeznaniom towarzyszą zdjęcia lub filmy. I to już jest dowód.  

Podczas wystawy świadectw Ukraińców o rosyjskiej wojnie na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley zebrano prawie 20 000 dolarów dla Sił Zbrojnych Ukrainy. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wszystkie historie są ważne, one pokazują skalę wojny

Platforma ma obecnie około trzech tysięcy użytkowników, z ponad tysiącem zapisanych historii. Ludzie dzielą się wszystkim, na przykład tym, jak po raz pierwszy usłyszeli eksplozje 24 lutego, o zniszczeniach, rakietach uderzających w sąsiednie domy i życiu bez prądu. Jest wiele historii o ewakuacji, jak musieli opuścić swoje domy. Są historie o tych, którzy są teraz pod okupacją, o okropnościach, które się tam dzieją, o życiu w niewoli, o zalaniu południowych regionów z powodu ataku terrorystycznego na Kachowską Elektrownię Wodną, o wolontariacie, o tym, jak żony wysłały swoich mężów na wojnę. To są zupełnie różne tematy. Zachęcamy ludzi do pisania o tym, co czują, o tym, jak zmieniło się ich życie z powodu rosyjskiej wojny w Ukrainie. To jest format dziennika wojennego. Wiele osób nie wie, od czego zacząć. Radzimy zacząć od tego, co najbardziej boli, od najbardziej żywych wspomnień, które przychodzą na myśl. Każda z tych historii jest bardzo ważna, aby pokazać skalę i dynamikę wojny; aby pokazać wszystkie aspekty tego, jak rosyjska agresja zmieniła każdego z nas.

Większość świadectw pochodzi z obwodów charkowskiego i kijowskiego. Jest wiele historii z południowych regionów — obwodów zaporożskiego, chersońskiego, mikołajowskiego, dniepropietrowskiego. Chcemy, aby było ich coraz więcej. Niestety, zetknęliśmy się z tym, że ludziom trudno jest dzielić się własnymi historiami. Bardzo chcemy również zaangażować Ukraińców, którzy są przymusowo przesiedleni i przebywają za granicą, aby zachować pamięć o tym, w jaki zostali ewakuowani i powód ich wyjazdu.

Читайте також: Очима свідків воєнних злочинів

Zeznania dzieci są przejmujące

Mamy wiele porażających historii nieletnich. Większość z nich to nastolatki. Na przykład, było świadectwo dziewczyny, która wciąż jest pod okupacją w regionie Chersonia. Za każdym razem, gdy czytam jej wspomnienia, pęka mi serce. Miałam moment, kiedy nie wiedziałam, jak przekazać dane dziecka organom ścigania, bardzo martwiłam się o jej bezpieczeństwo. Konsultowałam się nawet z Prokuraturą Generalną, jak najlepiej to zrobić, aby nie wyrządzić żadnej szkody. Niestety, takich historii jest wiele. Historii dzieci, które doświadczyły prawdziwych horrorów.  

Ambasador Ukrainy w Stanach Zjednoczonych Oksana Markarova na wystawie "Svidok" w Waszyngtonie. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nie wszystkie historie są zgłaszane organom ścigania. Wymagana jest zgoda świadka

Ludzie nie zawsze wskazują, że ich historia jest zbrodnią wojenną. Jest to prawdopodobnie psychologiczna reakcja obrony. W rzeczywistości gdy słyszymy eksplozje lub widzimy zniszczone domy — to też są zbrodnie wojenne. Ale jesteśmy już do tego tak przyzwyczajeni, że staramy się zdystansować i nie uważamy tego za akt bezprawia. Dlatego ludzie często nie oznaczają tego jako zbrodni wojennej. Kiedy ponownie je czytamy, dodajemy ten tę informację i przekazujemy zeznania organom ścigania. Kontaktujemy się również bezpośrednio z Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Nie wiemy, co dzieje się z zeznaniami, które przekazujemy, ponieważ nie mamy prawa tego wiedzieć. Nie mamy też prawa mówić, jak to robimy. Ze względów bezpieczeństwa cały proces musi być maksymalnie anonimowy.

Organy ścigania natychmiast uzyskują dostęp do kontaktów osób, które zeznawały, ale potem muszą to zrobić ponownie. Jeśli dana osoba wskaże podczas pisania swojej historii, że nie chce, aby jej zeznania zostały wykorzystane przez organy ścigania w przyszłości, tak się nie stanie. I odwrotnie, zaznaczają, że nie mają nic przeciwko. Kiedy ludzie nie zaznaczają pola zezwalającego na przekazanie materiału organom ścigania, ale rozumiemy, że jest to bardzo ważne zeznanie, kontaktujemy się z tymi ludźmi, pytamy ich ponownie i wyjaśniamy. I większość z nich, jak się okazuje, po prostu nie zauważyła tego zaznaczenia — i nadal zezwala na przekazywanie swoich danych do dalszego przetwarzania. Nie udostępniamy nikomu ich danych bez ich zgody.  

Platforma chroniona przed cyberatakami

Mamy kilka poziomów ochrony przed cyberatakami. Same serwery znajdują się w różnych krajach, na przykład w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Każdego dnia tworzone są kopie zapasowe danych, aby mieć pewność, że żadne materiały nie zostaną utracone lub uszkodzone. Bardzo ważne jest dla nas, aby wszystko to zostało zachowane przez wieki. Aby uzyskać pewne informacje, często zwracamy się do mediów społecznościowych. Ale te ostatnie nie są niezawodnymi platformami do przechowywania dowodów. Na przykład, moi koledzy dziennikarze i ja szukaliśmy pewnych materiałów od 24 lutego (potrzebowaliśmy wideo do artykułu), ale ich nie znaleźliśmy. Mówiąc o 2014 roku, wiele dowodów z tamtego okresu zostało utraconych. Dlatego wzywamy ludzi do opisywania nie tylko tego, co dzieje się podczas wojny na pełną skalę. Prosimy ich, aby powiedzieli nam, co wydarzyło się w 2014 roku, w szczególności na Krymie. Jeśli ktoś zapisuje materiały w mediach społecznościowych lub na innych platformach, to wszystko może przepaść. Dlatego stworzyliśmy niezawodne poziomy bezpieczeństwa na platformie "Svidok" — ważne jest dla nas, aby zachować wszystko przez wieki, aby mogło być przydatne dla naukowców i badaczy w przyszłości.

Oferujemy świadkom wsparcie psychologiczne

Jednym z celów platformy jest pomóc człowiekowi w przetrwaniu tego, czego był świadkiem. Dlatego potrzebujemy wsparcia specjalistów. Po tym, jak dana osoba zostawi swoje zeznanie, wyskakuje okienko z pytaniem, czy potrzebna jest pomoc psychologiczna. A jeśli dana osoba chce porozmawiać ze specjalistą, klika przycisk i zostaje przeniesiona bezpośrednio na stronę z zasobami, z których może korzystać bezpłatnie

Jak zostawić świadectwo na platformie?

Musicie zarejestrować się na stronie "Svidok" i uzyskać dostęp do osobistego konta, na którym możecie zostawić swoje świadectwo. Istnieje również bot w Telegramie (@SvidokNoteBot). Tam jest jeszcze łatwiej — nie jest wymagana dodatkowa rejestracja, można zeznawać bezpośrednio tam.  

Najczęściej rozmawiamy o działaniach platformy w mediach społecznościowych, ponieważ jest tam wielu aktywnych użytkowników. Stamtąd można przejść do strony internetowej platformy Svidok. Aby przyciągnąć starszą publiczność, mówimy o projekcie w telewizji. Staramy się angażować organizacje pozarządowe. Kontaktujemy się z różnymi publikacjami, aby powiedzieć Ukraińcom za granicą o platformie. Osobiście dbam o tę platformę i staram się wykorzystać cały swój czas, aby zachować jak najwięcej świadectw.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, gospodyni programów telewizyjnych i radiowych. Dyrektorka organizacji pozarządowej „Zdrowie piersi kobiet”. Pracowała jako redaktor w wielu czasopismach, gazetach i wydawnictwach. Od 2020 roku zajmuje się profilaktyką raka piersi w Ukrainie. Pisze książki i promuje literaturę ukraińską. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Autorka książek „Ścieżka w dłoniach”, „Iluzje dużego miasta”, „Upadanie”, „Kijów-30”, trzytomowej „Ukraina 30”. Motto życia: Tylko naprzód, ale z przystankami na szczęście.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
Dziennik okupacyjny Bucza 2022 świadek ludobójstwa

31 marca przypada rocznica wyzwolenia Buczy spod rosyjskiej okupacji. Przez 33 dni Rosjanie znęcali się nad ludnością cywilną przedmieść Kijowa: torturowali, zabijali, gwałcili i rabowali. W samej tylko Buczy zginęło 582 Ukraińców. Anhelina Bartosz miała szczęście, że przeżyła. Jej rodzina stała się zakładnikami rosyjskiego wojska we własnym domu. Podczas okupacji Anhelina prowadziła pamiętnik, którego fragmenty publikujemy za jej zgodą.

27 lutego 2022

 „Ten dzień okazał się dla mnie straszniejszy niż 24 lutego. Wtedy spędziliśmy noc w naszym domu, mimo że w pobliżu, w Hostomlu, toczyły się walki i wszystko wokół wybuchało.

O poranku 27 lutego ojciec kazał nam zbiec do piwnicy, bo strzelanina byłą coraz bliżej. Wzięliśmy zabawki córki, trochę jedzenia, psy i poszliśmy się ukryć”.

Angelina otrzymała wiadomość od swoich przyjaciół w Hostomlu, że kolumna wojsk rosyjskich ruszyła w kierunku Buczy ulicą Wokzalną. Rosjanie szli w kierunku domu Anheliny. Rodzina ukrywała się w piwnicy i usłyszała, jak kolumna Rosjan zatrzymuje się w pobliżu ich domu. Wywiązała się bitwa między siłami ukraińskimi a armią rosyjską:

 „Były straszne eksplozje: puszki z konserwami w piwnicy dzwoniły, wszystko się trzęsło. Słyszeliśmy, jak pękają okna. Bitwa toczyła się tuż nad nami.

Rosjanie na ulicach Buczy. Zdjęcie zrobione przez jednego z mieszkańców

Wpadłam w panikę. Złapałam ojca za rękę i krzyczałam. Nie pamiętam, jak długo trwała bitwa, prawdopodobnie pięć godzin. Kiedy wszystko się uspokoiło, przez jakiś czas słyszeliśmy jeszcze ostrzał z karabinów maszynowych. Odczekaliśmy jeszcze trochę i postanowiliśmy wyjść z piwnicy. Nie było sąsiedniego domu, nie było też domu po drugiej stronie drogi, brama była rozwalona, odłamek pocisku wybił szybę.

Wyszłam na podwórko. Mąż powiedział, żebym nie wypuszczała dziecka na zewnątrz, bo na podwórku leży ciało. To był Rosjanin: tylko górna połowa ciała do pasa, bez części głowy. Okno w naszym garażu zostało rozbite przez dużą ludzką kość z resztkami mięsa - być może jego udo.

Nie było ulicy... Żadnej drogi, żadnych drzew, żadnych domów. Był za to ogromny stos, świeży i wciąż płonący. Zobaczyliśmy sąsiada, który sprzątał gruz na swoim podwórku i był zaskakująco radosny. Zapytałam tatę: „Dlaczego on się śmieje?”. Odpowiedział: „Bo żyje”.

5 marca 2022

„Tego dnia mieliśmy wizytę. W poprzednich mieszkaliśmy na pierwszym piętrze domu: do piwnicy schodziliśmy tylko wtedy, gdy było silne bombardowanie. Wiedzieliśmy, że Rosjanie są już w Buczy i wchodzą do naszej dzielnicy z drugiej strony, bo pędzą do Irpienia”.

Dzień przed okupacją Anhelina i jej trzyletnia córka próbowały opuścić miasto, ale mosty były już zniszczone. Ojciec Anheliny poszedł sprawdzić, co się dzieje, i zobaczył rosyjskie oddziały strzelające do samochodów z cywilami próbującymi uciec przed czołgami. Rodzina wróciła do swojego domu. Czekali na najgorsze...

 „Wciąż mieliśmy prąd: gotowaliśmy w podwójnym bojlerze, ogrzewaliśmy się grzejnikiem w piwnicy i wychodziliśmy na zewnątrz, żeby zaczerpnąć powietrza.

5 marca wieczorem było zaskakująco cicho.

Wieczorem usłyszeliśmy dziwny hałas, strzelaninę i krzyki bardzo blisko nas. To było dziwne, biorąc pod uwagę, że w tych dniach prawie nikt nie chodził po ulicach. Światła zgasły.

 Straszna świadomość nie przyszła od razu.

 Zobaczyliśmy, że rosyjscy żołnierze byli już w domu naszych sąsiadów. Cudem ominęli nasz dom. To byli ludzie Kadyrowa (jak powiedział później dowódca rosyjskiej grupy wywiadowczej). Szukali tych, którzy zaatakowali ich konwój 27 lutego.

Okupacja Buczy przez wojska rosyjskie. Zdjęcie potajemnie zrobione przez jednego z mieszkańców, opublikowane na stronie internetowej Buczy

Mój ojciec spokojnie powiedział: „Przyjdą do nas, musimy być gotowi. Spokojni, nie kłócić się, nie krzyczeć”. Byłam tak przerażona, że nawet nie słyszałam i nie widziałam dobrze.

Rozległ się głośny hałas. Słyszeliśmy ludzi chodzących po podwórku: dom był otoczony. Słyszeliśmy rosyjską mowę z silnym akcentem. Chwyciłam córkę na kolana i zakryłam jej usta dłonią - nawet się nie poruszyła. Siedzieliśmy w kompletnej ciemności.

Okupanci zaczęli wybijać okna i krzyczeć: „Otwierać!”.

Byli już w domu. To była elitarna jednostka rosyjskiego wywiadu. Krzyczeli na mojego ojca: „Ręce do góry! Na ziemię! Czy jest tu dziecko? Gdzie jest dziecko?”

To sąsiedzi powiedzieli im, że mamy dziecko. Byłam zdesperowana. Słyszałam, że Rosjanie stosowani praktykę wykorzystywania dzieci i kobiet jako żywych tarcz. Okupanci pytali, ile osób jest w piwnicy, i kazali oddać telefony. Pamiętam zdanie: „Zełenski już uciekł. Uratujemy cię. Jesteś teraz pod ochroną”.

Zaraz po tym jak powiedzieli nam, że przyszli nas chronić, zastrzelili kobietę idącą ulicą

Оkupacja

W domu Anheliny urządzili sobie posterunek: rodzinie zabroniono wychodzić na zewnątrz, używać latarek i rozpalać ognia. Żyli bez prądu, gazu, jedzenia i wody:

 „W nocy prawie nikt nie spał. Niepewność nas przerażała, ciężko było oddychać, było bardzo zimno - na zewnątrz panował mróz. Przede wszystkim baliśmy się o informacje w naszych telefonach - czaty na Telegramie, bo wcześniej zadzwoniliśmy do obrony terytorialnej i zapytaliśmy, czy możemy wyjść.

Następnego dnia rano znowu do nas przyszli. Zresztą od tej chwili przychodzili, kiedy chcieli, tyle że pukali. Najpierw zabrali mojego ojca: zajrzał do naszej piwnicy i krzyknął: „Córeczko, wychodzę!”. I wyszedł. Siedzieliśmy z mężem i córką w piwnicy. Po chwili przyszli i zaczęli wołać „drugiego”, chodziło im o mojego Dimę. Szybko wstał, powiedział: „Kocham cię” i wyszedł.

Zostałam sama z córką Ołeksandrą. Cała się trzęsłam, więc wzięłam ją na ręce i kołysałam. Zapytała, gdzie poszedł jej tata, a ja tylko spojrzałam na ścianę i powtarzałam: „Boże, pomóż nam”.

Na zewnątrz cały czas była strzelanina: słyszałam krzyki ludzi, ostatnie krzyki... Nie można ich pomylić ze zwykłym krzykiem. Myślałam, że to moi chłopcy zostali zabici. Zaczęłam się przygotowywać na to samo i chyba w tym momencie trochę oszalałam.

Usłyszałam, jak ktoś schodzi do piwnicy. Uzbrojeni żołnierze, trzech. Odważyłam się zapytać, gdzie mój ojciec i mąż. „Robią złe rzeczy, zajmą się nimi” - odpowiedzieli

Gdy wychodzili błagałam, żeby mi ich oddali”.

Potem okupanci zaczęli przyprowadzać do domu Anheliny innych zakładników.

„Dom był bardzo zatłoczony: rodzina z małą córeczką, Nastią, w piwnicy. Dziewczynki zaczęły się bawić. Przyprowadzili do nas małego chłopca i kazali go pilnować, żeby nie uciekł. Zagrozili, że gdyby uciekł, zabiją wszystkich.

Późnym popołudniem usłyszałam słowa: „Mamo, poznaj swojego syna” - do mojej teściowej. Do piwnicy wszedł mój mąż. Próbowałam się uśmiechnąć i trochę pożartować, ale nie potrafiłam. Zaczęłam płakać. Wrócił też mój ojciec. Bałam się marzyć o takim szczęściu.

Tej nocy mój Dima usiadł obok nas w piwnicy i po prostu patrzył w jeden punkt. Powiedział: „Zabiją nas wszystkich”. Zapytałam go, dlaczego tak mówi. „Bo widziałem, do czego są zdolni” - odpowiedział. W tamtym czasie nie miałam odwagi zapytać, co im robili w ciągu tych godzin przetrzymywania. Przytuliłam śpiące dziecko i płakałam cicho w ciemności... z bezsilności”.

Ciała Ukraińców zabitych przez Rosjan na ulicach Buczy. 4.04.2022. Fot: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

To był trzeci dzień okupacji.

W domu było jakieś 15 osób; siedzieliśmy z dzieckiem w piwnicy. Sasza miał kaszel i bolały go nogi. Ale choć w piwnicy był mróz, to i tak było cieplej niż w domu.

Nie mieliśmy kontaktu ze światem zewnętrznym. Za każdym razem gdy pukali do drzwi, serce mi pękało. Nigdy nie było wiadomo, po co przyszli: może po to, by znów zabrać nas na przesłuchanie, może po to, by przypomnieć nam o zasadach, a może nie byliśmy wystarczająco cicho, bo mamy dwójkę trzyletnich dzieci.

Mimo wszystko, tego dnia byłam w dobrym nastroju: tata i mąż byli ze mną. Wrócili z miejsca, z którego się nie wraca.

Zostali oskarżeni o podłożenie ognia, zabrani do „piwnicy”, gdzie byli przesłuchiwani. Wrócili inni. Byli poddawani pozorowanym egzekucjom, musieli patrzeć na ludzkie zwłoki...".

Ewakuacja

Któregoś ranka Anhelina i jej mąż znaleźli w piwnicy radio. Włożyli do niego baterie z dziecięcych zabawek i po raz pierwszy usłyszeli, że okupanci zgodzili się na zielony korytarz i ewakuację. Rosjanie zabronili rodzinie wyjazdu samochodem. Pozwolili im iść pieszo do Irpienia. „Droga życia” była usłana ciałami zabitych Ukraińców.

„Zebraliśmy się, owinęliśmy w białe szmaty i do wózka dziecięcego przymocowaliśmy kij z dużym kawałkiem prześcieradła. Wzięłam psa na smycz w nadziei, że podbiegnie obok wózka. Ale przestraszył się i nie mógł iść. Położyłam go więc na dnie wózka i wiozłam razem z dzieckiem.

Cała się trzęsłam. Dawno nie byliśmy na zewnątrz, a ja nie poznawałam swojego domu. Najpierw dotarliśmy do szkoły. Byli tam ludzie. Nikt nigdzie nie szedł, byli zaskoczeni, że gdzieś idziemy. A my szliśmy dalej.

Mieszkańcy Irpienia i Buczy uciekają przed rosyjskimi wojskami 10 marca 2022 r. Fot: Heidi Levine/SIPA/SIPA/East News

Na ulicy przed nami leżało trzech martwych młodych mężczyzn ze związanymi rękami. Skręciliśmy w ulicę Jabłońską. W tym momencie włączył mi się tryb „życie w obrazie”. Patrzyłam na świat, jakbym w nim nie była. Psycholog mi wyjaśnił, że to moja psychika przełączyła się na taki tryb, żebym przerwała.

Na ulicy leżeli martwi ludzie, było ich wielu. Cali we krwi, zginęli niedawno. To byli nasi sąsiedzi. Mąż powiedział, żebym zamknęła dziecku oczy. Ale nie mogłam tego zrobić, bo właśnie podbiegli do nas rosyjscy żołnierze, krzycząc: "Stać, kto wam pozwolił wyjść!?"

Byli inni od tych, którzy przychodzili do naszego domu. Byli agresywni, nie dało się z nimi rozmawiać. Mówimy, że się ewakuujemy, oni się kłócą, ale nas przepuszczają. Za chwilę to samo. Podnosimy ręce i czekamy, aż nas przepuszczą.

Moja córka pyta, dlaczego wujkowie leżą i leci im krew z głowy. Nic nie mówię. Jak mam to wytłumaczyć trzylatce, która cichutko siedzi w wózku i podnosi ręce do góry, kiedy my je podnosimy?

Dojechaliśmy do skrzyżowania Jabłońskiej i Wokzalnej. Kolejny okrzyk: „Stój!”. Staliśmy wśród martwych ludzi: wydawało mi się, że to wszystko jest nierealne i że teraz nas na pewno zastrzelą. Agresywny żołnierz krzyczy: „Nie możecie! Korytarz jest zamknięty od 15:00! Wracajcie!”.

Każe nam się cofnąć, a mojemu ojcu podejść do siebie z rękami w górze. Czuję ukłucie, zatrzymuję się i uświadamiam sobie, że nie mogę iść bez ojca.

Okazało się, że okupanci szukali papierosów, które na szczęście ojciec miał. Wypuścili go”.

Ukraińcy pod zniszczonym mostem próbują uciec przed Rosjanami. Na początku marca 2022 r. most na rzece Irpień w Romaniwce uratował 40 000 mieszkańców Hostomla, Buczy i Irpienia. Zdjęcie: Emilio Morenatti/Associated Press/East News

Rodzina Anheliny wraz z innymi zakładnikami czekała na ewakuację, która miała rozpocząć się o trzeciej po południu w miejscowej szkole.

 "Skręciliśmy do Irpienia. Most życia był przed nami. Nie mogliśmy się rozglądać, bo od razu by nas zastrzelili. Zza małego skrzyżowania wyjechal samochód i prawie natychmiast zamienił się w słup ognia, a sekundę później nastąpiła straszna eksplozja. Most jest zaminowany. Nic nie słyszę, więc schylam się do dziecka w wózku, żeby sprawdzić, czy nic mu nie jest.

Tata idzie przede mną. Mijamy wysadzony w powietrze samochód: po prostu płonie, oczywiście nikt w nim nie żyje

Zatrzymuje nas ukraińskie wojsko. To znaczy, że przez cały ten czas nie żyliśmy tylko pod okupacją. Żyliśmy na linii frontu.

Byłam pewna, że nasze wojsko wycofało się znacznie dalej, i nie wierzyłam, że powstrzymanie tej inwazji jest możliwe.

Tymczasem tuż za wzgórzem, które pokonujemy w błocie, przejmują nas ludzie z Państwowej Służby Ratowniczej, wsiadamy do autobusów i jedziemy... do rosyjskiego punktu kontrolnego.

Irpień jest częściowo zajęty, a jedynym wyjściem jest dobrze znany zniszczony most, tyle że pieszo.

Przed punktem kontrolnym ogromna kolejka, wiele samochodów i nasz konwój autobusów. Stoimy już od czterech godzin. Dzisiaj też nas nie przepuszczą. Wkrótce będzie nalot i bombardowanie. Kierowca przychodzi i mówi, że spędzimy noc w autobusie tuż przy drodze. Na zewnątrz jest dziesięć stopni poniżej zera.

Jeśli na ziemi są jakieś anioły, to na pewno są nimi ratownicy. Znaleźli opuszczony dom i przenieśli tam wszystkich. Tymczasem na zewnątrz działo się coś strasznego: niebo płonęło, Irpień był bombardowany”.

 11 marca. Ewakuacja miasta. Koniec.

 „W piwnicy w Irpieniu było około 45 osób. Niektórzy mieli wysoką gorączkę, to była straszna noc. Nie mieliśmy wody ani jedzenia.

O 5:00 przyszli nasi ludzie z Państwowej Służby Ratowniczej i kazali wszystkim wsiadać do autobusów, bo Rosja zgodziła się na przedłużenie korytarza. Było nam tak zimno, że nie czuliśmy palców u nóg. Bardzo martwiłam się o dzieci. Za oknem autobusu widzieliśmy apokalipsę: rozbite, poszatkowane pociskami samochody, a prawie na każdym widniał napis: „Dzieci”. Ta część Irpienia wygląda jak martwa, tylko mnóstwo porzuconych zwierząt biega dookoła.

Dojeżdżamy do rosyjskiego punktu kontrolnego. Każdy samochód jest bardzo dokładnie sprawdzany, posiadanie telefonów jest zabronione, konfiskują je. Rosyjski żołnierz wchodzi do autobusu, a ja i moja córka siedzimy na pierwszych siedzeniach, więc jest tuż przed nami.

Wszyscy mężczyźni są wyprowadzani z autobusu. Nie możemy wyglądać przez okna. Minutę później w pobliżu autobusu zaczyna się strzelanina: dzieci zaczynają panikować i płakać. My, kobiety, też. Wszyscy myśleli, że nasi mężowie zostali zastrzeleni. Ale znaleźli telefony, położyli je na ziemi i strzelali do nich. Mężczyźni wrócili. Przyszedł Rosjanin i powiedział, że jeśli przejedziemy przez las, będziemy mieli szczęście. Las był pełen Rosjan.

Ewakuacja ludności cywilnej z Buczy, 13 marca 2022 r. Fot: AA/ABACA/Abaca/East News

Więc jedziemy. W autobusie panuje kompletna cisza. Wszyscy się modlą. Nie widzimy, dokąd jedziemy. Po półgodzinie zatrzymujemy się. Do autobusu wchodzi żołnierz i mówi: „Chwała Ukrainie!”.

Płaczę nawet teraz, gdy przypominam sobie ten moment. Przytulałam wtedy Saszę i nie wierzyłam, że mimo wszystko jesteśmy bezpieczni. Przeżyliśmy, choć nie powinniśmy.

Moja ukochana Bucza została w tyle, sama ze swoim smutkiem. Pomyślałam o tych ludziach na Jabłońskiej. Świat nie wie, świat żyje dalej... a oni tam leżą. Wydawało mi się, że uciekliśmy z piekła

Przyjechaliśmy do Kijowa prawie bez niczego: czarni, brudni, śmierdzieliśmy. W Kijowie można swobodnie chodzić, nie trzeba cały czas patrzeć w podłogę, sklepy i apteki są otwarte, nikt nie strzela. A przecież Bucza nie jest daleko od Kijowa.

Nie wiedziałam, gdzie jest moja mama. Jechałam autobusem i płakałam, że ją zostawiłam. Mieszkamy przy tej samej ulicy, ale nie mogłam się z nią skontaktować. Kilka razy chciałam do niej pojechać, ale mi nie pozwolili.

Rodzice mojego męża również zostali w Buczy. Nie mogli odbyć podróży po raz drugi i postanowili zostać w szkole. Kilka dni później przyszli tam Rosjanie, przenieśli ich do przedszkola, obrzucając budynek granatami, a potem trzymali ich tam przez miesiąc! Nie mieliśmy z nimi żadnego kontaktu, doprowadzało mnie to do szału. Modliłam się godzinami każdej nocy, aby Bóg ich ocalił...

W pobliżu masowego grobu w Buczy, 3 kwietnia 2022 r. Po zajęciu miasta znaleziono 403 ciała ukraińskich cywilów. Fot: SERGEI SUPINSKY/AFP/East News

I ocalił. Później dowiedziałam się, że moja mama i babcia ewakuowały się prawie w tym samym czasie co my, ale inną drogą. Pierwszy raz usłyszałam głos mamy, gdy byłam już w obwodzie lwowskim. Ten telefon zapamiętam do końca życia.

Trzy tygodnie po naszej ucieczce Bucza zostanie wyzwolone. Znajdą zamordowanych ludzi, dzieci... Mogliśmy być wśród nich. Ta myśl będzie mnie prześladować przez długi czas. Nie wiedziałam, co rosyjskie wojsko robiło z kobietami i dziećmi, kiedy siedziałam w piwnicy i bezczelnie domagałam się powrotu męża z przesłuchania. Mogłam zapłacić straszną cenę za taką śmiałość.

 Ale mieliśmy szczęście. Udało nam się uciec. Zniszczonym od środka i przemienionym na zawsze

Wciąż boję się, gdy ktoś obok mnie mówi porosyjsku. A moje dziecko boi się ludzi w wojskowych mundurach”.

Anhelina Bartosz. Fot: archiwum prywatne

Rozstanie z rodziną byłoby dla mnie najgorszą decyzją po tym, co przeszłam

Słynne zdjęcie setek Ukraińców uciekających przed okupacją przez zniszczony most w Irpieniu stało się symbolem. Rodzina Anheliny Bartosz również była w tym tłumie. Po wyzwoleniu Buczy, Irpienia, Worzela, Hostomla, Borodianki i Moszczun Angelina i jej rodzina wrócili do swojego domu w Buczy. Mieszkają tam do dziś.

- Moja córka i ja wróciłyśmy do Buczy w czerwcu 2022 r. Było ciężko, ale to jest nasz dom - mówi nam Anhelina Bartosz. - Mój mąż wrócił natychmiast po wysiedleniu, by przygotować dom na nasz przyjazd. Zdecydowaliśmy się wrócić, a nie wyjeżdżać za granicę, bo rozłąka z rodziną byłaby dla mnie najgorszą decyzją po tym, co przeszłam.

Zdaliśmy sobie sprawę, jak krótkie i nieprzewidywalne jest życie. I że nie chcemy żyć z dala od siebie. Poza tym nasze miasto i kraj potrzebują nas w tak trudnym czasie. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to mamy dobry schron w naszym domu. W czasie nalotów możemy się w nim ukryć”.

Anhelina Bartosz jest piosenkarką. Napisała piosenkę o swoich doświadczeniach i wzięła udział w projekcie "Ukraina niesamowitych ludzi". Jej piosenka „Irpień” jest hołdem dla mieszkańców Buczy, Hostomla i Irpienia, którzy zostali zabici przez rosyjskich najeźdźców na początku inwazji.

20
хв

Ostatniego krzyku człowieka nie da się pomylić z niczym. Pamiętnik uratowanej z Buczy

Jaryna Matwijiw
serhij żadan chartija arabeski

W małej sali w podziemiach charkowskiego centrum teatralno-koncertowego gromadzi się kolejka widzów. Wszystkie bilety na występ Serhija Żadana zostały wyprzedane. Mimo wojny ludzie chcą obcować z kulturą i sztuką – a Żadan znalazł sposób, by pogodzić wojenną rzeczywistość z życiem cywilnym.

Aldona Hartwińska: – Wkrótce minie rok, odkąd dołączył Pan do Gwardii Narodowej Ukrainy. W tym czasie zorganizował Pan wiele różnych wydarzeń, by pomóc swojej 13 brygadzie. Jednym z nich było spotkanie poświęcone Pana książce „Arabeski”. Proszę nam o tym opowiedzieć.

Serhij Żadan: – Choć „Arabeski” zostały opublikowane w zeszłym roku, zdecydowaliśmy się zaprezentować je ponownie. Ta książka składa się z dwunastu opowiadań, które powstały po 2022 roku. Dotyczą Charkowa i wschodniej Ukrainy w czasie inwazji, obecnie są tłumaczone na inne języki. Jestem ciekaw, jak zareagują na nie czytelnicy za granicą.

Obecnie odbywamy „Chartia Tour” [od „Chartii”, nazwy brygady, w której służy Żadan – red.]. To edukacyjna i informacyjna inicjatywa naszej brygady. Podróżujemy od miasta do miasta, spotykamy się z ich społecznościami, liderami, władzami lokalnymi, studentami i młodzieżą. Zbieramy datki. Opowiadamy o brygadzie, o jej historii, wartościach i filozofii. Wcześniej mieliśmy kilka spotkań muzycznych, a teraz postanowiliśmy zorganizować kilka czysto literackich.

Bardzo ważne jest dla nas utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi, którzy wspierają siły zbrojne, ze wszystkimi, którzy przekazują darowizny na rzecz ukraińskiej armii, którzy wierzą w naszą „Chartię”

Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy widzimy pełną salę. Wszystko, co zbieramy, przekazujemy na potrzeby naszej brygady. To małe, ale znaczące wsparcie – ważne jest, by poczuć je też emocjonalnie. To wsparcie ludzi, których bronią nasi żołnierze.

Spotkanie z Żadanem, Charków 10.03.2025. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

„Arabeski” to książka o ludziach, którzy z czasem się zmieniają. Jak Pan się zmienił jako artysta przez te trzy lata?

Od początku inwazji opublikowałem dwie książki, wcześniej wydałem zbiór wierszy „Skrypnykiwka”. Oczywiście stałem się mniej produktywny, bo jestem teraz w służbie, zmobilizowany. I chociaż nie jestem na pozycji bojowej, pracy jest dużo. Ale to jest służba, która przynosi korzyści naszej brygadzie, a dla mnie to jest teraz najważniejsze.

100 procent dochodu ze wszystkich wydarzeń, które Pan organizuje, idzie na potrzeby brygady. Na co konkretnie?

Zawsze przychodzi wielu ludzi, policzymy ich kiedyś... Myślę, że podczas tej trasy zebraliśmy już około dwóch milionów hrywien. Te pieniądze przekazujemy głównie do służby patronackiej brygady, która wspiera naszych rannych żołnierzy i ich rodziny. Pomagamy też jednak batalionowi wsparcia. Myślę, że „Chartia” jest jedną z najlepiej zaopatrzonych i zorganizowanych brygad, chociaż są pewne rzeczy, które trzeba jeszcze domknąć – coś trzeba kupić, coś przywieźć, coś naprawić. Dobrze jest więc mieć tę poduszkę finansową, na którą zbieramy.

Każdy robi jakąś zbiórkę pieniędzy, każdy zbiera datki. Bo ta wojna dotyczy teraz wszystkich. To jasne, że wszyscy jesteśmy teraz po tej samej stronie

Jak to wyglądało trzy lata temu? Jak zmienił się Pana oddział?

„Chartija” powstała jako jednostka ochotnicza, DFTG [ochotnicza formacja wspólnoty terytorialnej – red.]. Kilkudziesięciu ochotników, zarówno zawodowych wojskowych, jak cywilów, którzy wstąpili do armii, chwyciło za broń. Oczywiście ta nowo utworzona jednostka nie miała na początku nic. Zapewniliśmy jej więc wszystko: kupiliśmy buty, sprzęt, kamizelki kuloodporne, hełmy, pierwsze samochody, pierwszego drona... Od tego czasu minęły trzy lata, oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu, a potem przekształcił się w pełnoprawną brygadę. I choć sama nazwa [„Chartia”] została wymyślona tak, by kojarzyła się z Charkowem jako miastem, w którym powstała ta jednostka, to teraz jest to już kilka tysięcy bojowników, chłopców i dziewcząt, z różnych miast. Nie tylko z Charkowa, ale także z Dniepru, Krzywego Rogu, Zaporoża, Połtawy, Sum, miast zachodniej Ukrainy, obwodów ługańskiego i donieckiego. Ale te charkowskie korzenie są dla nas bardzo ważne, a fakt, że dziś „Chartija” jest w okopach pod Charkowem i broni miasta, jest wielką motywacją do jeszcze większego jej wspierania.

Oczywiste jest, że to już zupełnie inna skala, zupełnie inne zadania, inny poziom komunikacji wewnątrz brygady – i z brygadą z zewnątrz.

Dlatego ciekawe jest to, że dowództwo, założyciele oddziału, którzy stworzyli „Chartię” jako nowy rodzaj jednostki, model nowej armii ukraińskiej, nie odchodzą od tej idei. Nadal opieramy się na standardach NATO, które polegają na ochronie żołnierza

Profesjonalnie i precyzyjnie planujemy każdą operację, dbamy o żołnierza, jego szkolenie i motywację.

Jednak czasami stajemy w obliczu wyczerpania psychicznego. Żołnierze często mówią o istnieniu dwóch równoległych rzeczywistości: tej cywilnej i tej w okopach. Często przyznają, że czują się bardziej komfortowo w okopach niż w hałaśliwych miastach Ukrainy. Czy da się to pogodzić? Czy możemy jakoś sprawić, by żołnierze poczuli się u nas komfortowo?

Rzeczywistość okopów i rzeczywistość hali targowej to naprawdę różne rzeczywistości. Nie zamierzam potępiać cywilnych kobiet, dzieci i osób starszych, które pozostają za liniami frontu, nie dołączają do sił obronnych i żyją w spokojnych miastach. Wręcz przeciwnie: uważam za bardzo ważne, by nie popadli w strach, rozpacz i niepokój, ale żyli normalnie – pamiętając, że trwa wojna, a ich krewni i przyjaciele są teraz w siłach obronnych, pamiętając o nich i ich wspierając. To zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, że żołnierze, którzy opuszczają swoje pozycje, na tyłach czują się dość nieswojo.

Sierhij Żadan i dziennikarka serwisu Sestry Aldona Hartwińska. Archiwum prywatne

Ale kraj musi żyć, żyć uczciwie, zgodnie ze swym sumieniem. Sklepy, biura i usługi muszą działać, by było z czego płacić podatki i utrzymywać gospodarkę. Wojsko organizuje obozy szkoleniowe i myślę, że większość Ukraińców wie, jak mu pomóc.

Jasne jest też jednak, że to trudny moment dla żołnierzy powracających z frontu. To również trudne dla tych, którzy są na tyłach i nigdy nie byli w polu. To jest wojna – przerażająca, dramatyczna, krwawa, bardzo zła, nie ma w niej nic dobrego. I jasne jest, że już zmierzyliśmy się z tym problemem, że on będzie przed nami i będziemy musieli go rozwiązać.

Bardzo ważne jest, by nie dzielić naszego świata na świat wojny i świat na tyłach, ale zrozumieć, że kluczem do naszego możliwego zwycięstwa, możliwego sukcesu, jest tylko połączenie tych dwóch rzeczywistości – krwawej rzeczywistości wojny i rzeczywistości tyłów, gdzie ludzie są zmotywowani, świadomi, gotowi do dalszej pracy i pomagania naszej armii

Mam przyjaciela, który w cywilu pracował jako reżyser filmowy. Powiedział mi, że gdyby nie wstąpił do sił zbrojnych, straciłby głos jako artysta. Zgadza się Pan z nim?

Być może. Ja i moi przyjaciele, którzy są artystami ze świata muzyki, kiedy dowiedzieliśmy się, że ma zostać przyjęta ustawa o mobilizacji, od razu zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy zrobić, by być jak najbardziej skuteczni i przydatni dla naszego kraju. Jesteśmy w „Chartii” od prawie roku i nigdy nie żałowałem, że do niej dołączyłem. Z drugiej strony – jak można było nie dołączyć? Jeśli jesteś mężczyzną w wieku poborowym, musisz się zmobilizować. Jeśli jesteś świadomym, uczciwym obywatelem, to jedyna słuszna droga.

20
хв

Serhij Żadan: – Jak mógłbym nie dołączyć do wojska? To jedyna słuszna droga

Aldona Hartwińska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress