Exclusive
20
min

Dla nich moja matka jest tylko numerem na liście. Historie jeńców cywilnych

147 cywilnych więźniów zostało uwolnionych z rosyjskiej niewoli. Od początku Wielkiej Wojny Rosja zatrzymała około 28 000 obywateli Ukrainy. 26 lutego 2024 r. uruchomiono Międzynarodową Platformę na rzecz Uwolnienia Ukraińskich Cywilów Nielegalnie Przetrzymywanych przez Rosję. Według rzecznika praw obywatelskich Dmytro Lubinetsa, będzie to pierwszy krok w kierunku uwolnienia więźniów.

Natalia Żukowska

Rosja przetrzymuje i torturuje ukraińskich cywilów. Fot: AFP

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Krewni muszą krok po kroku zbierać informacje o swoich bliskich przetrzymywanych w areszcie. Ani przedstawiciele Ukrainy, ani międzynarodowe organizacje praw człowieka nie mają dostępu do rosyjskich więzień. Państwo nie ma również jednej metody ich uwalniania. Rosja z kolei zaprzecza, że przetrzymuje cywilów w niewoli. Rozmawiamy z krewnymi więźniów o walce o ich uwolnienie.

Krewni więźniów cywilnych trzymają ich portrety ofiar. Są wśród nich Olena Pekh i Valeriya Matyushenko. Zdjęcie: Pavlo Gonchar / SOPA Images/Sipa USA/East News

Isabella Pech: "Moja matka ma 52 lata, a przez prawie sześć z tych lat była zakładniczką Rosjan"

Moja matka, Olena Piekh, pracowała jako starsza pracowniczka naukowa w muzeum sztuki w Horlivce w obwodzie donieckim. Oprowadzała wycieczki, otwierała wystawy, uczestniczyła w konferencjach i pisała artykuły naukowe. Żyliśmy dobrze, dopóki Rosja nie najechała naszej ziemi 10 lat temu. Podczas okupacji moja mama i ja natychmiast podjęłyśmy decyzję o przeprowadzce na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. W czerwcu 2014 roku osiedliliśmy się w Odessie.

Isabella i Olena Pekh. Zdjęcie: archiwum prywatne

Jednak inni nasi krewni, w tym moja babcia, pozostali na okupowanym terytorium. W 2016 roku babcia doznała udaru mózgu. Moja mama wzięła pełną odpowiedzialność za jej leczenie i rehabilitację. Od czasu do czasu jeździła do okupowanej części obwodu donieckiego, aby pomóc matce. Po drodze mijała punkty kontrolne okupantów.

Podróż w sierpniu 2018 r. zakończyła się fatalnie. Moja matka została zatrzymana w Horlivce. Podczas rewizji w jej mieszkaniu znaleziono antyrosyjską literaturę, w tym książki o Banderze. Powiedzieli: "Koniec, masz kłopoty". Założyli jej worek na głowę, wepchnęli do samochodu i zawieźli do Doniecka — na teren jednej z jednostek wojskowych.

Przesłuchania trwały co trzy dni przez dwa i pół miesiąca. Torturowano ją przez co najmniej 5-7 godzin

Natychmiast została umieszczona w izolatce, gdzie była przetrzymywana przez ponad dwa i pół miesiąca. Życie mojej matki zamieniło się w piekło. Zmuszano ją do przyznania się do winy i składania zeznań.

Tak wyglądała Olena Pekh przed schwytaniem przez Rosjan. Zdjęcie: archiwum prywatne

Czasami w pokoju przesłuchań było do 15 krzepkich mężczyzn. Nosili kominiarki i broń. Niektórzy z nich byli miejscowymi. Procesem kierował Rosjanin. Ci ludzie byli sadystami, którzy lubili tortury. Dokładnie wiedzieli, kiedy przestać. Wielokrotnie mówili temu, który bił za mocno: "Przestań, bo on umrze".

Za każdym razem tortury wyglądały inaczej. Dusili moją matkę, bili ją, ciągnęli po podłodze i spychali ze schodów. Wkładali jej śruby w kolana. W rezultacie ledwo chodzi.  Opieka medyczna nie wchodziła w grę. Moja matka była wielokrotnie gwałcona. W rezultacie często miała obfite krwawienia. Nie podała żadnych szczegółów, ale wielokrotnie podkreślała, że potrzebuje ginekologa.

Kobiety, które zostały uwolnione z niewoli, opowiadały o sadystycznych metodach gwałtu. Bojownicy często używali między innymi pałek

Długo znęcali się nad moją matką, zmuszając ją do podpisania przyznania się do szpiegostwa na rzecz Ukrainy. Grozili, że ją zabiją. Doprowadzili ją do próby samobójczej. Aby po prostu zakończyć swoje męki, znalazła w celi zardzewiały, tępy przedmiot i dosłownie rozerwała nim żyły nadgarstka. Znaleziono ją w kałuży krwi. Wezwano karetkę, ale medykom nie pozwolono wejść na teren jednostki wojskowej. Cudem udało jej się przeżyć.

Po próbie samobójczej dali jej przez jakiś czas spokój. Ale pewnego dnia ponownie zmuszono do podpisania zeznań. Zagrozili, że ją zabiją. Pod presją moja matka to zrobiła.

Tak zwane czynności śledcze trwały 8 miesięcy. Nie było żadnych dowodów. Oskarżono ją o zdradę. Mama została skazana na 13 lat więzienia, które ma odbyć w kolonii karnej dla kobiet nr 127 w Sniżnym w obwodzie donieckim. Nadal tam przebywa. Odsiedziała już prawie 6 lat. Nie mamy z nią kontaktu.

Isabella namalowała obraz przedstawiający powrót matki i ponowne spotkanie z nią. Zdjęcie: archiwum prywatne

"Ludzie, którzy byli w tej samej kolonii, opowiadali mi o niej. Wszyscy mówili: "Jaką masz silną mamę. Marzy o tym, by cię zobaczyć i połączyć się z tobą. Trzyma się tylko ze względu na ciebie". Jej stan zdrowia jest straszny. Ma padaczkę i nie dostaje żadnych leków.

Z powodu nieznośnego bólu moja matka śpi 2-3 godziny na dobę

"Żebyście zrozumieli, jestem jedyną osobą w naszej rodzinie, która się od niej nie odwróciła. Wszyscy wspierają Rosję. Walczę o uwolnienie mojej matki od ponad 5 lat. Niestety, różne akcje publiczne, spotkania z urzędnikami państwowymi, publikacje w mediach i rozmowy z dyplomatami nie przyniosły żadnych rezultatów. Jestem zdesperowana. Widzisz, dla mnie matka jest moim wszechświatem, ale dla kogoś innego jest tylko numerem na liście. Gdzie jeszcze mogę się udać, by ją uratować? Nie wiem. Bardzo się boję, że ją stracę.

Tatiana Matyushenko: "Mój mąż został skazany na 10 lat więzienia"

Pochodzimy z małego miasteczka Kalmiuske w obwodzie donieckim (dawniej Komsomolsk — przyp. autora). Było ono jednym z pierwszych zajętych przez Rosjan. Następnie, w 2014 roku, utworzyli oni zamknięte osiedle wojskowe. Ani Czerwony Krzyż, ani żadna inna międzynarodowa organizacja praw człowieka nie miała do niego dostępu. Od tego czasu sytuacja się nie zmieniła. Od początku rosyjskiej okupacji nie ukrywaliśmy naszego poparcia dla Ukrainy. Nie wstydziliśmy się i nie baliśmy mówić o tym głośno. Dlatego cierpieliśmy.

Valeriy Matyushenko przed schwytaniem. Zdjęcie: archiwum prywatne

15 lipca 2017 r. mój mąż, Valeriy Matyushenko, został złapany w biały dzień przez funkcjonariuszy tak zwanego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego DRL. Założyli mu worek na głowę i wepchnęli do samochodu. Trzy dni po jego aresztowaniu nasz dom został przeszukany. Pokazali mi rezolucję stwierdzającą, że został zatrzymany i rzekomo przyznał się do współpracy z SBU. Oznacza to, że został oskarżony o szpiegostwo na rzecz Ukrainy.

Zaledwie kilka dni później dowiedziałem się, że przebywał w "Izolacji" (rosyjska izba tortur założona w 2014 r. w Doniecku, znana z torturowania więźniów — red.). Valeriy przebywał tam przez 10 miesięcy.

W tym czasie był nieustannie torturowany. Przeszedł przez wszystkie możliwe formy znęcania się Ci, których wypuszczono, mówili, że nawet wsadzono go do "kieliszka". I nie mówię tu o naczyniach

To jest rodzaj tortury. To pokój o wymiarach metr na metr, w którym wszystko jest przesiąknięte krwią. Jest tam butelka z trującym płynem. Są przetrzymywani w takich warunkach przez kilka dni. Nie masz pojęcia, gdzie jesteś i ile czasu minęło.

Był bity, miał połamane żebra. Torturowali go prądem, "wypalili" mu wszystkie wnętrzności. Ledwo mógł oddychać

Tortury są identyczne dla wszystkich. Jedyna różnica polega na tym, że niektórzy byli również gwałceni. Mój mąż cudem przeżył. Był cały połamany, prawie nie oddychał. Po 10 miesiącach został skazany na 10 lat więzienia. Sześć z nich odsiedział w 32. kolonii w Makijiwce. Po jego aresztowaniu ostrzegano mnie: "No, teraz twoja kolej. Przygotuj się".

Wiedziałam, że jestem śledzona, bałam się wychodzić z domu. Pewnego dnia założyłam męskie ubranie i dzięki moim przyjaciołom wyjechałam na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. Od tamtej pory nie wróciłam do Kałmucji. Nadal walczę o mojego męża, ale już na odległość.

Syn Walerija Matiuszenki (po prawej) czeka na powrót ojca. Zdjęcie: archiwum prywatne

"Mieliśmy nadzieję, że zostanie uwolniony jeszcze w grudniu 2017 r. (kiedy Ukraina przekazała 233 zatrzymanych tzw. ŁRL/DRL w zamian za uwolnienie 73 osób — red.). W tym czasie otrzymaliśmy nawet telefon z SBU z pytaniem, kto spotka się z mężczyzną i gdzie będzie mieszkał. A w przeddzień wymiany powiedzieli, że nie zostanie zabrany, ale zostanie włączony do drugiego etapu, który jest planowany na 2018 rok.

Ale mój mąż nie został uwolniony. Nie było go na liście. Należy do kategorii zakładników cywilnych. Od wielu lat mówi się nam, że kwestia jego uwolnienia jest poruszana, ale wciąż bez rezultatu. GUR, SBU i Rzecznik Praw Obywatelskich zajmują się naszą sprawą. Apelowaliśmy nawet do prezydenta. Ciągle jesteśmy uspokajani i mówi się nam: "Po prostu poczekajcie".

Wiem, że mój mąż jest już w poważnym stanie. W wieku 59 lat waży 50 kg, ma problemy z tarczycą, przepuklinę i podejrzewa się u niego raka. Ma również zespół Tourette'a, genetycznie uwarunkowane zaburzenie układu nerwowego.

Nie wiemy, co robić dalej. Będziemy uczestniczyć w wiecach, aby upewnić się, że państwo nie zapomni o cywilnych zakładnikach

Tatiana Katrychenko, dyrektor wykonawczy Media Initiative for Human Rights: "Nadal nie ma wypracowanego mechanizmu uwolnienia cywilnych więźniów"

Jeśli mówimy o osobach, które my, Inicjatywa Medialna na rzecz Praw Człowieka, śledzimy od 24 lutego 2022 r., to obecnie mamy 1332 cywilnych więźniów. Nie jest to jednak dokładna liczba. Są to ci, o których wiemy lub mamy zeznania od tych, którzy zostali zwolnieni. Według naszych szacunków liczba ta może być 3-4 razy wyższa.

Niestety, państwo nie posiada nawet przybliżonej listy tych osób. Ponieważ nadal nie ma informacji o wielu z nich, gdzie się znajdują, co się z nimi stało? Jeśli mówimy o regionie Kijowa, gdzie okupacja trwała miesiąc, zaginionych podzielono na następujące kategorie: zakładnicy; wywiezieni na terytorium Federacji Rosyjskiej; zaginieni i martwi.

A co z obszarami, które nadal znajdują się pod okupacją? W dodatku Rosja ciągle zatrzymuje ludzi.

W momencie inwazji na pełną skalę było jeszcze 300 zatrzymanych po 2014 roku. Są to obywatele Ukrainy z terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego. Niewielu zwolniono w ciągu tych dwóch lat wojny na pełną skalę, niektórych pod warunkiem, że nie wyjadą, podczas gdy innym po prostu zmieniono środek zapobiegawczy.

Ale cywile stanowią problem. Nie ma jednego organu, który by się nimi zajął

Do 24 lutego 2022 r. podejmowano próby wymiany cywilów, w szczególności w 2017 i 2019 roku. W przypadku jeńców wojennych wszystko jest jasne. Istnieje konwencja genewska, centrala koordynacyjna i księgowość.

W 2017 r. Ukraina doprowadziła do uwolnienia 73 jeńców, w tym religioznawcę Igora Kozłowskiego — zmarł w zeszłym roku. Zdjęcie: Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy

Państwo nadal nie ma jednego mechanizmu uwalniania więźniów cywilnych. Konwencja genewska stanowi, że podczas konfliktu zbrojnego strony mają prawo brać do niewoli tylko personel wojskowy. Zarówno Rosja, jak i Ukraina mogą przetrzymywać jeńców wojennych do końca wojny, a następnie wymieniać ich między sobą. Ale Międzynarodowy Czerwony Krzyż musi mieć możliwość widzenia się z jeńcami. Przede wszystkim, aby zapewnić, że cały personel wojskowy przetrzymywany w niewoli jest rozliczony.

Co robi Federacja Rosyjska? Nadal przetrzymuje cywilów. W ten sposób popełnia zbrodnię wojenną

Ale kompetencje tych struktur nie obejmują cywilów. Żadna ze stron nie może ich przetrzymywać. Chyba że popełnili jakieś przestępstwa np. kradzież lub morderstwo.

Podczas wymiany w 2019 r. Ukraina zwróciła 64 cywilnych więźniów. Zdjęcie: SBU

Myślę, że na początku inwazji na pełną skalę Rosja obawiała się, że nie będzie miała wystarczających środków na wymianę i dlatego przetrzymywała zarówno wojskowych, jak i cywilów. Ale za kogo i w jaki sposób powinni oni zostać wymienieni? Nie mamy rosyjskich cywilów w niewoli. Bierzemy tylko wojskowych. Nie mamy mechanizmu ich zwrotu. Dopiero teraz zaczynają pracować nad uporządkowaniem informacji i stworzeniem przynajmniej kilku list.

Często jestem pytana, co mogą zrobić ludzie, których krewni są w niewoli. Radziłbym im natychmiast skontaktować się z organami ścigania. Przekażcie dowody, uzyskajcie status ofiary. Wtedy łatwiej będzie udowodnić fakt niewoli.

W końcu rejestr ofiar zostanie wkrótce utworzony, a zatem w przyszłości nie będzie potrzeby udowadniania faktu niewoli twojej ukochanej osoby

I oczywiście nie powinniśmy milczeć. Musimy jednak działać konstruktywnie, bez obelg i histerii. Ponieważ czasami może to być nawet szkodliwe.  Nie powinniśmy też dzielić tych, którzy zostali zatrzymani wcześniej i tych, którzy zostali zatrzymani później. Mierzenie czasu jest błędem. Musimy sprowadzić wszystkich do domu.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
serhij żadan chartija arabeski

W małej sali w podziemiach charkowskiego centrum teatralno-koncertowego gromadzi się kolejka widzów. Wszystkie bilety na występ Serhija Żadana zostały wyprzedane. Mimo wojny ludzie chcą obcować z kulturą i sztuką – a Żadan znalazł sposób, by pogodzić wojenną rzeczywistość z życiem cywilnym.

Aldona Hartwińska: – Wkrótce minie rok, odkąd dołączył Pan do Gwardii Narodowej Ukrainy. W tym czasie zorganizował Pan wiele różnych wydarzeń, by pomóc swojej 13 brygadzie. Jednym z nich było spotkanie poświęcone Pana książce „Arabeski”. Proszę nam o tym opowiedzieć.

Serhij Żadan: – Choć „Arabeski” zostały opublikowane w zeszłym roku, zdecydowaliśmy się zaprezentować je ponownie. Ta książka składa się z dwunastu opowiadań, które powstały po 2022 roku. Dotyczą Charkowa i wschodniej Ukrainy w czasie inwazji, obecnie są tłumaczone na inne języki. Jestem ciekaw, jak zareagują na nie czytelnicy za granicą.

Obecnie odbywamy „Chartia Tour” [od „Chartii”, nazwy brygady, w której służy Żadan – red.]. To edukacyjna i informacyjna inicjatywa naszej brygady. Podróżujemy od miasta do miasta, spotykamy się z ich społecznościami, liderami, władzami lokalnymi, studentami i młodzieżą. Zbieramy datki. Opowiadamy o brygadzie, o jej historii, wartościach i filozofii. Wcześniej mieliśmy kilka spotkań muzycznych, a teraz postanowiliśmy zorganizować kilka czysto literackich.

Bardzo ważne jest dla nas utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi, którzy wspierają siły zbrojne, ze wszystkimi, którzy przekazują darowizny na rzecz ukraińskiej armii, którzy wierzą w naszą „Chartię”

Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy widzimy pełną salę. Wszystko, co zbieramy, przekazujemy na potrzeby naszej brygady. To małe, ale znaczące wsparcie – ważne jest, by poczuć je też emocjonalnie. To wsparcie ludzi, których bronią nasi żołnierze.

Spotkanie z Żadanem, Charków 10.03.2025. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

„Arabeski” to książka o ludziach, którzy z czasem się zmieniają. Jak Pan się zmienił jako artysta przez te trzy lata?

Od początku inwazji opublikowałem dwie książki, wcześniej wydałem zbiór wierszy „Skrypnykiwka”. Oczywiście stałem się mniej produktywny, bo jestem teraz w służbie, zmobilizowany. I chociaż nie jestem na pozycji bojowej, pracy jest dużo. Ale to jest służba, która przynosi korzyści naszej brygadzie, a dla mnie to jest teraz najważniejsze.

100 procent dochodu ze wszystkich wydarzeń, które Pan organizuje, idzie na potrzeby brygady. Na co konkretnie?

Zawsze przychodzi wielu ludzi, policzymy ich kiedyś... Myślę, że podczas tej trasy zebraliśmy już około dwóch milionów hrywien. Te pieniądze przekazujemy głównie do służby patronackiej brygady, która wspiera naszych rannych żołnierzy i ich rodziny. Pomagamy też jednak batalionowi wsparcia. Myślę, że „Chartia” jest jedną z najlepiej zaopatrzonych i zorganizowanych brygad, chociaż są pewne rzeczy, które trzeba jeszcze domknąć – coś trzeba kupić, coś przywieźć, coś naprawić. Dobrze jest więc mieć tę poduszkę finansową, na którą zbieramy.

Każdy robi jakąś zbiórkę pieniędzy, każdy zbiera datki. Bo ta wojna dotyczy teraz wszystkich. To jasne, że wszyscy jesteśmy teraz po tej samej stronie

Jak to wyglądało trzy lata temu? Jak zmienił się Pana oddział?

„Chartija” powstała jako jednostka ochotnicza, DFTG [ochotnicza formacja wspólnoty terytorialnej – red.]. Kilkudziesięciu ochotników, zarówno zawodowych wojskowych, jak cywilów, którzy wstąpili do armii, chwyciło za broń. Oczywiście ta nowo utworzona jednostka nie miała na początku nic. Zapewniliśmy jej więc wszystko: kupiliśmy buty, sprzęt, kamizelki kuloodporne, hełmy, pierwsze samochody, pierwszego drona... Od tego czasu minęły trzy lata, oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu, a potem przekształcił się w pełnoprawną brygadę. I choć sama nazwa [„Chartia”] została wymyślona tak, by kojarzyła się z Charkowem jako miastem, w którym powstała ta jednostka, to teraz jest to już kilka tysięcy bojowników, chłopców i dziewcząt, z różnych miast. Nie tylko z Charkowa, ale także z Dniepru, Krzywego Rogu, Zaporoża, Połtawy, Sum, miast zachodniej Ukrainy, obwodów ługańskiego i donieckiego. Ale te charkowskie korzenie są dla nas bardzo ważne, a fakt, że dziś „Chartija” jest w okopach pod Charkowem i broni miasta, jest wielką motywacją do jeszcze większego jej wspierania.

Oczywiste jest, że to już zupełnie inna skala, zupełnie inne zadania, inny poziom komunikacji wewnątrz brygady – i z brygadą z zewnątrz.

Dlatego ciekawe jest to, że dowództwo, założyciele oddziału, którzy stworzyli „Chartię” jako nowy rodzaj jednostki, model nowej armii ukraińskiej, nie odchodzą od tej idei. Nadal opieramy się na standardach NATO, które polegają na ochronie żołnierza

Profesjonalnie i precyzyjnie planujemy każdą operację, dbamy o żołnierza, jego szkolenie i motywację.

Jednak czasami stajemy w obliczu wyczerpania psychicznego. Żołnierze często mówią o istnieniu dwóch równoległych rzeczywistości: tej cywilnej i tej w okopach. Często przyznają, że czują się bardziej komfortowo w okopach niż w hałaśliwych miastach Ukrainy. Czy da się to pogodzić? Czy możemy jakoś sprawić, by żołnierze poczuli się u nas komfortowo?

Rzeczywistość okopów i rzeczywistość hali targowej to naprawdę różne rzeczywistości. Nie zamierzam potępiać cywilnych kobiet, dzieci i osób starszych, które pozostają za liniami frontu, nie dołączają do sił obronnych i żyją w spokojnych miastach. Wręcz przeciwnie: uważam za bardzo ważne, by nie popadli w strach, rozpacz i niepokój, ale żyli normalnie – pamiętając, że trwa wojna, a ich krewni i przyjaciele są teraz w siłach obronnych, pamiętając o nich i ich wspierając. To zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, że żołnierze, którzy opuszczają swoje pozycje, na tyłach czują się dość nieswojo.

Sierhij Żadan i dziennikarka serwisu Sestry Aldona Hartwińska. Archiwum prywatne

Ale kraj musi żyć, żyć uczciwie, zgodnie ze swym sumieniem. Sklepy, biura i usługi muszą działać, by było z czego płacić podatki i utrzymywać gospodarkę. Wojsko organizuje obozy szkoleniowe i myślę, że większość Ukraińców wie, jak mu pomóc.

Jasne jest też jednak, że to trudny moment dla żołnierzy powracających z frontu. To również trudne dla tych, którzy są na tyłach i nigdy nie byli w polu. To jest wojna – przerażająca, dramatyczna, krwawa, bardzo zła, nie ma w niej nic dobrego. I jasne jest, że już zmierzyliśmy się z tym problemem, że on będzie przed nami i będziemy musieli go rozwiązać.

Bardzo ważne jest, by nie dzielić naszego świata na świat wojny i świat na tyłach, ale zrozumieć, że kluczem do naszego możliwego zwycięstwa, możliwego sukcesu, jest tylko połączenie tych dwóch rzeczywistości – krwawej rzeczywistości wojny i rzeczywistości tyłów, gdzie ludzie są zmotywowani, świadomi, gotowi do dalszej pracy i pomagania naszej armii

Mam przyjaciela, który w cywilu pracował jako reżyser filmowy. Powiedział mi, że gdyby nie wstąpił do sił zbrojnych, straciłby głos jako artysta. Zgadza się Pan z nim?

Być może. Ja i moi przyjaciele, którzy są artystami ze świata muzyki, kiedy dowiedzieliśmy się, że ma zostać przyjęta ustawa o mobilizacji, od razu zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy zrobić, by być jak najbardziej skuteczni i przydatni dla naszego kraju. Jesteśmy w „Chartii” od prawie roku i nigdy nie żałowałem, że do niej dołączyłem. Z drugiej strony – jak można było nie dołączyć? Jeśli jesteś mężczyzną w wieku poborowym, musisz się zmobilizować. Jeśli jesteś świadomym, uczciwym obywatelem, to jedyna słuszna droga.

20
хв

Serhij Żadan: – Jak mógłbym nie dołączyć do wojska? To jedyna słuszna droga

Aldona Hartwińska
zbrodnie rosjan ostrzelanie konwoju cywilów lipowka

Około 50 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci, znajdowało się w samochodach podczas ostrzału. Razem z nimi były ich zwierzęta. Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich na Ukrainie im. Rafała Lemkina przy Instytucie Pileckiego zebrało świadectwa tych, którzy byli świadkami tego horroru i przeżyli. I dziś możemy śmiało powiedzieć, że niszczenie ludności cywilnej było okrutnym czynem okupantów, a ich hasło "Nie tykamy ludności cywilnej" i zapewniony "zielony korytarz" okazały się pułapką dla cywilów.

Sestry rozmawiały z ocalałymi z Łypiwki i tymi, którzy zbierali dowody do raportu o zbrodni Rosjan. Mamy nadzieję, że pewnego dnia informacje te pomogą postawić sprawców przed wymiarem sprawiedliwości.

Iryna Dovhan, Natalia Gulak, Monika Andruszewska i Tetiana Sychevska prezentują wyniki raportu na temat rosyjskich zbrodni przeciwko ludności cywilnej Ukrainy. Zdjęcie: Instytut Pileckiego

Odprawa przed egzekucją

Iryna Dovhan, szefowa organizacji pozarządowej SEMA Ukraine, do której należą kobiety przetrzymywane w niewoli przez Rosjan, przyjechała do obwodu kijowskiego, aby zebrać zeznania kobiet, które doświadczyły przemocy.

- Pojechałam do wiosek w pobliżu Kijowa, wiedząc, że były tam kobiety zgwałcone przez okupantów - mówi Iryna Dovhan - A potem pojawiły się informacje o ostrzale podczas ewakuacji i zaczęłam zbierać zeznania od cywilów. Konwój był koszmarem: spalone samochody, wszędzie martwe ciała. I nie jest jasne, jak mogło się to przydarzyć cywilom, którym okupanci obiecali bezpieczną ewakuację i dla których ludzie byli wcześniej przygotowani. Już w trakcie zbierania informacji zdałam sobie sprawę, że była to zaplanowana akcja.

Ludzi, w tym dzieci, zaprowadzono na śmierć

Rosjanie przez 3-4 dni zbierali samochody z ukraińskimi cywilami do ewakuacji. Ludzie w samochodach - z dziećmi i zwierzętami - byli zmuszeni czekać, aż Rosjanie pozwolą im odjechać. W końcu rosyjski oficer powiedział, że ich wypuszcza. Przy wyjeździe z wioski oficer zajrzał do każdego samochodu w konwoju i powiedział: "Jedźcie nie więcej niż 20 km na godzinę, jeśli usłyszycie strzały, natychmiast się zatrzymajcie, pobocze i nadjeżdżający pas są zaminowane, możecie jechać tylko jeden za drugim". Konwój ruszył dalej i około kilkaset metrów przed ukraińskim punktem kontrolnym dotarł do obszaru, gdzie na poboczu nie było drzew. Wtedy ludzie zobaczyli kilka ukrywających się APC, które otworzyło w ich stronę ogień.

Pierwsze pojazdy w konwoju przyspieszyły i w ten sposób uciekły. Piąty samochód zapalił się i zablokował drogę tym, którzy jechali za nim. Rosjanie po kolei ostrzelali wszystkie 9 samochodów. Snajper strzelał do tych, którzy wysiadali z płonących samochodów. Kilkoro dzieci spłonęło żywcem. Niektórym udało się wyskoczyć z samochodu i uciec.

Zbieranie informacji trwało około roku, bo część świadków wyjechała za granicę, potem zaczęliśmy pracować nad raportem. A teraz mamy dość grubą książkę z zeznaniami tych, którzy byli świadkami rosyjskiej zbrodni przeciwko ludności cywilnej.

Iryna Dovhan wspomina inny przypadek, o którym dowiedziała się podczas zbierania informacji na terytoriach nieokupowanych. Rosyjski oficer przyszedł ostrzec rodzinę w okupowanej wiosce, aby ukryła swoją piękną dorosłą córkę, ponieważ planują ją zgwałcić. Nie powiedział im jednak, gdzie mogliby ukryć dziewczynę, skoro ludzie mieli zakaz opuszczania domu. Dziewczyna została zgwałcona.

Jeden z pojazdów konwoju, który został ostrzelany, ale nie spłonął. 2022. Zdjęcie: Monika Andruszewska

Jasna kobieca kurtka leżąca na poboczu drogi wśród spalonych samochodów...

- Jednym z najbardziej przerażających szczegółów tej historii była dla mnie jasna kobieca kurtka, którą zobaczyłam na poboczu drogi w pobliżu spalonych samochodów. Pomyślałam: "Gdzie jest kobieta w tej kurtce? Kupiła tę niesamowicie jasną rzecz dla radości i życia, ale teraz kurtka leży tutaj, w błocie - Iryna wspomina proces zbierania zeznań i przedstawia Tetianę Sychevską, która straciła męża i synową podczas ewakuacji i nadal nie może otrząsnąć się z szoku po tym, co wydarzyło się na jej oczach.

- Okupanci grozili, że oczyszczą terytorium, przyjdą i wszystkich rozstrzelają. Poprosiliśmy o uwolnienie. Przez kilka dni wożono nas po wsi, obiecywano "zielony korytarz" i mówiono o zasadach zachowania. Razem z sąsiadami szykowaliśmy się do wyjazdu. I tam, gdzie droga była pusta, między dwoma gołymi polami, na otwartej przestrzeni, zobaczyłam żołnierza, który wydał rozkaz strzelania... To był najgorszy dzień w moim życiu - mówi Tetiana Sychevska ze łzami w oczach.

Na jej oczach zginął jej mąż, a synowa zasłoniła swoim ciałem 7-letniego wnuka, co uratowało chłopcu życie.

- Nie wiem, jak długo trwało to piekło, ale tak długie, że wszyscy żegnaliśmy się z życiem - mówi Tetiana Sychevska. Jej wnuk przeszedł operację usunięcia odłamków. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo za tęskni za swoją mamą, jaki ból i smutek pozostaną z nami na zawsze.

- Pomyślmy, że mama wyjechała za granicę i już nie wróci - powiedział mi kiedyś wnuk. Ale widzę, że on wszystko rozumie. Przez jakiś czas mieszkaliśmy za granicą, potem wróciliśmy do Ukrainy. I być może ta chwilowa nieobecność w domu pozwoliła nam nie zwariować. Chcę, aby przestępcy i ich rodziny poczuli to, przez co my przeszliśmy i zostali ukarani.

Odłamek wydobyty z rany świadka strzelaniny, wieś Łypiwka, 2022 r. Prywatne archiwum świadka

Nie chcieli wypuścić nas żywych

Natalia Gulak, mieszkanka wsi Makariv, i jej rodzina również byli w tym konwoju i przeżyli. Kobieta wspomina, jak Rosjanie zachowywali się w okupowanej wiosce:

- Przed wojną mieliśmy własne gospodarstwo, duże gospodarstwo domowe, a Rosjanie byli bardzo zdziwieni, kto dał nam prawo tak dobrze żyć

Kiedy mieszkaliśmy pod okupacją, mogliśmy wychodzić z domu tylko z podniesionymi rękami, ponieważ snajper stale nas obserwował. Ale musieliśmy wychodzić karmić zwierzęta, ciężarne maciory, które miały rodzić. Kiedy byli w wiosce, Rosjanie zabierali nam jajka i inną żywność, a potem zabronili mojemu mężowi wychodzić do zwierząt i sami zabili ciężarne świnie. Nie mogliśmy zostać w tym piekle, naprawdę chcieliśmy wyjechać. Ale Rosjanie nie mieli zamiaru wypuścić nas żywych.

Mąż Natalii prowadził konwój, gdy ten znalazł się pod ostrzałem. Chociaż na odprawie przed wyjazdem Rosjanie kazali mu się zatrzymać, jeśli rozpocznie się ostrzał, przyspieszył i kontynuował jazdę, co uratowało życie jemu i wielu innym osobom w konwoju. Ponieważ samochody, które się zatrzymały, zostały całkowicie zniszczone. Ludzie nie mieli gdzie uciekać - pole wokół nich było zaminowane. Synowa i syn Natalii zostali poważnie ranni, jej synowi urwało kawałek ramienia, ale przeżyli.

- Jeszcze pod okupacją mój mąż zaczął kaszleć. Kiedy wyszliśmy, zdiagnozowano u niego raka. Po kilku miesiącach zmarł - wspomina kobieta.

Sześć miesięcy po zakończeniu dokumentacji u Iryny Dovhan również zdiagnozowano raka. Przeszła leczenie i wróciła do pracy, choć podczas chemioterapii brała udział w konferencjach prasowych Instytutu. Mówi, że robi to, aby walczyć o normalną przyszłość dla swoich potomków i ukarać zbrodniarzy wojennych:

- Mam dzieci i wnuki. Mam nadzieję, że moja 25-letnia córka da mi więcej wnuków i nie chcę, żeby widziały to, co ja widziałam. Chcę, by żyły w innym świecie. Nie mam broni w rękach i nie umiem strzelać, ale po 2014 roku, kiedy zostałam zgwałcona w piwnicy przez Rosjan, mam poczucie, że mogę przekształcić swoją traumę i traumę innych ludzi w rozwój. Musimy zbierać zeznania, musimy dokumentować wszystko, aby pomóc ukarać przestępców. Więc nawet jeśli nie będziemy obecni na procesie, będziemy mieli te dowody.

20
хв

"Matka zakryła syna swoim ciałem jak tarczą". Dochodzenie w sprawie ostrzelania konwoju z cywilami przez rosyjskie wojsko w obwodzie kijowskim

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Ексклюзив
20
хв

Niewola i uwolnienie: życie od nowa

Ексклюзив
20
хв

Oszustwo Rosji

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress