Exclusive
20
min

Anne Applebaum: Ci, którzy promują „pacyfizm” i są gotowi oddać Rosji terytorium, ludzi i ideały, nie nauczyli się niczego z historii XX wieku

Jako że otrzymuję nagrodę pokojową, pragnę zauważyć, że wyrażenie „chcę pokoju” nie zawsze jest argumentem moralnym. Od prawie wieku wiemy, że domaganie się pacyfizmu w obliczu agresywnej, ofensywnej dyktatury w rzeczywistości oznacza ustępstwa i akceptację tej dyktatury – mówi wybitna historyczka, pisarka i dziennikarka w przemówieniu z okazji przyznania jej Nagrody Pokojowej Księgarzy Niemieckich ‘2024

Sestry

Anne Applebaum podczas przemówienia we Frankfurcie, 20.10.2024. Fot: Martin Meissner/Associated Press/East News

No items found.

Anne Applebaum jest amerykańską historyczką, pisarka i dziennikarką, autorką wielu książek i artykułów na temat historii komunizmu i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Europie Środkowej i Wschodniej. W 2004 roku zdobyła Nagrodę Pulitzera za książkę „A History of the Gulag”. 20 października otrzymała Nagrodę Pokojową Księgarzy Niemieckich ‘2024 na Targach Książki we Frankfurcie. Publikujemy tłumaczenie jej okolicznościowego przemówienia z tej okazji.

Wasza Ekscelencjo, drodzy przyjaciele, koledzy, miłośnicy książek i wszyscy, którzy zebraliście się tutaj, we Frankfurcie, na corocznych targach książki, jednym z najważniejszych festiwali literackich na świecie!

Pozwólcie, że zacznę od podziękowania Panu, Panie Burmistrzu, i Pani, Karin Schmidt-Friederichs, za miłe słowa, a także od podziękowania jury za tę nagrodę, która jest dla mnie naprawdę nieoczekiwanym zaszczytem. To zaszczyt znaleźć się w towarzystwie poprzednich laureatów tej nagrody, zwłaszcza powieściopisarzy, filozofów i poetów – wszystkich tych ludzi, którzy mają dar wyobrażania sobie innych światów. Ja, z drugiej strony, jestem historyczką i dziennikarką, osobą, która stara się wyjaśnić i zrozumieć ten świat – zadanie, które często może być mniej inspirujące i mniej satysfakcjonujące. Dlatego jestem szczególnie wdzięczna, że włączyliście mnie do tego znamienitego grona.

Pozwólcie mi również wyrazić moją szczególną wdzięczność Irinie Szczerbakowej, niezwykłej osobie, która rozpoczęła swoją karierę w taki sam sposób jak ja: przeprowadzając wywiady z ocalałymi z sowieckiego Gułagu. Jedyna różnica polega na tym, że zrobiła to dwadzieścia lat przede mną, w czasach, gdy pisanie historii w Rosji było niebezpieczne. Miałam to szczęście, że rozpoczęłam pracę nad historią Związku Radzieckiego w latach 90. XX wieku, w czasach, gdy zarówno ocaleni, jak historycy mogli mówić swobodnie, i kiedy wydawało się – przynajmniej niektórym – że nową Rosję można zbudować w oparciu o fundamentalną prawdę historyczną, którą odkryli Szczerbakowa i jej koledzy.

Ta szansa szybko zniknęła. Mogę nawet wymienić konkretny moment, w którym ostatecznie dobiegła końca. Był to poranek 20 lutego 2014 r., kiedy rosyjskie wojska nielegalnie najechały Półwysep Krymski. Był to moment, w którym pisanie rosyjskiej historii znów stało się niebezpieczne. Ponieważ w tym momencie przeszłość zderzyła się z teraźniejszością, a przeszłość ponownie stała się szablonem dla teraźniejszości.

Żaden historyk tragedii nie chciałby podnieść wzroku, włączyć telewizora i zobaczyć, że rzeczy, które opisywał, powróciły. Kiedy w latach 90. badałam historię Gułagu w sowieckich archiwach, myślałam, że ta historia należy do odległej przeszłości. Kiedy kilka lat później pisałam o sowieckiej ofensywie w Europie Wschodniej, również myślałam, że opisuję epokę, która dobiegła końca.

A kiedy studiowałam historię Hołodomoru w Ukrainie – tragedii, w której centrum było pragnieniu Stalina, by zniszczyć Ukrainę jako naród – nie miałam pojęcia, że taka historia powtórzy się za mojego życia

Ale w 2014 roku stare plany zostały wyciągnięte z tych samych sowieckich archiwów, odkurzone i ponownie wprowadzone w życie.

Dla tych, którzy zapomnieli o inwazji na Krym, pozwólcie, mi przypomnieć, co się stało. Rosyjscy żołnierze, którzy najechali półwysep, poruszali się nieoznakowanymi pojazdami w nieoznakowanych mundurach. Zajęli budynki rządowe, usunęli lokalnych przywódców i odmówili im dostępu do miejsc pracy. Przez kilka następnych dni świat był zaskoczony. Kto zorganizował powstanie? „Separatyści”? „Prorosyjscy” Ukraińcy?

Ale ja nie byłam zdezorientowana.

Wiedziałam, że to rosyjska inwazja na Krym, ponieważ wyglądała dokładnie tak, jak sowiecka inwazja na Polskę

Tamta inwazja miała miejsce siedemdziesiąt lat wcześniej, w 1944 roku. Jej cechą charakterystyczną też byli sowieccy żołnierze w polskich mundurach, wspierani przez prosowiecką partię komunistyczną, która udawała, że mówi w imieniu wszystkich Polaków, a także zmanipulowane referendum i wiele innymi aktów politycznego oszustwa, mających na celu zmylenie nie tylko Polaków, lecz także sojuszników Polski w Londynie i Waszyngtonie.

Rosyjska inwazja na Krym była tylko początkiem. Po 2014 r., a następnie po inwazji na pełną skalę w lutym 2022 r., te brutalne metody zostały powtórzone. Najpierw na Krymie, potem w Doniecku i Ługańsku, a następnie podczas okupacji części obwodów charkowskiego, chersońskiego, sumskiego i kijowskiego, rosyjscy żołnierze traktowali zwykłych Ukraińców jak wrogów i szpiegów. Używali nieuzasadnionej przemocy do terroryzowania ludzi w Buczy i innych miejscach. Więzili cywilów za drobne wykroczenia – takie jak przywiązanie do roweru wstążki w ukraińskich barwach – a czasem bez żadnego powodu. Tworzyli obozy tortur i filtracji, które można nazwać obozami koncentracyjnymi. Przekształcali instytucje kultury, szkoły i uniwersytety zgodnie z nacjonalistyczną, imperialistyczną ideologią nowego reżimu. Porywali dzieci, wywozili je do Rosji i zmieniali ich tożsamość, tak jak robili to naziści w Polsce.

Odebrali Ukraińcom wszystko, co czyni ich ludźmi, co czyni ich zdolnymi do życia, co czyni ich wyjątkowymi

W różnych czasach, w różnych językach ten rodzaj agresji miał różne nazwy. Kiedyś mówiliśmy o sowietyzacji. Teraz mówimy o rusyfikacji. Jest też niemieckie słowo: Gleichschaltung [przejęcie kontroli nad procesami społecznymi i politycznymi, termin z czasów III Rzeszy – red.]. Niezależnie od tego, które słowo zostałoby użyte, proces jest taki sam. Oznacza on narzucenie autokratycznej samowoli: państwo bez rządów prawa, bez praw człowieka, bez odpowiedzialności, bez kontroli i równowagi. To oznacza zniszczenie wszelkich wskazówek, pozostałości, oznak liberalnego porządku demokratycznego – tego, co w języku niemieckim znane jest jako Freiheitliche demokratische Grundordnung [wolny demokratyczny porządek podstawowy – red.]. Oznacza to budowę reżimu określanego jako totalitarny, który, jak to ujął Mussolini, głosi: „Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”.

W 2014 roku Rosja była już na dobrej drodze do stania się społeczeństwem totalitarnym, inicjując wcześniej dwie brutalne wojny w Czeczenii, zabijając dziennikarzy i aresztując krytyków. Jednak po 2014 r. proces ten przyspieszył. Doświadczenia Rosji z okupacją w Ukrainie utorowały drogę do zaostrzenia polityki w samej Rosji. W latach po inwazji na Krym opozycja znalazła się pod jeszcze większą presją represji, a niezależne instytucje zostały całkowicie zakazane. „Memoriał”, wyjątkowa grupa zajmująca się historią i prawami człowieka, był jedną z nich.

Ten głęboki związek między autokracją a imperialnymi wojnami podbojów ma swoją własną logikę.

Jeśli szczerze wierzysz, że ty i twój reżim macie prawo kontrolować wszystkie instytucje, wszystkie informacje, wszystkie organizacje; że możesz odebrać nie tylko prawa, ale także tożsamość, język, własność, życie – to z pewnością wierzysz również, że masz prawo do stosowania przemocy wobec kogokolwiek

Nie sprzeciwisz się również ludzkim kosztom takiej wojny: jeśli zwykli ludzie nie mają praw, władzy, głosu, jakie ma znaczenie, czy żyją, czy umierają?

Ta współzależność nie jest nowa. Dwa wieki temu Immanuel Kant, którego pamięci poświęcona jest ta nagroda, również opisał związek między despotyzmem a wojną. Ponad dwa tysiąclecia temu Arystoteles napisał, że tyran ma skłonność do „wszczynania wojen, aby utrzymać swój monopol na władzę”. Ten sam argument i ten sam cytat z Arystotelesa pojawił się w jednej z ulotek rozpowszechnianych w 1942 r. w tym kraju [w Niemczech – red.] przez grupę oporu „Biała Róża”. Również w XX wieku Karl von Ossetian, niemiecki dziennikarz i aktywista, stał się zaciekłym przeciwnikiem wojny nie tylko z powodu tego, co zrobiła ona z kulturą jego własnego kraju. W 1932 roku napisał: „Nigdzie nie ma większej wiary w wojnę niż w Niemczech... nigdzie ludzie nie są bardziej skłonni do przymykania oczu na jej okropności i lekceważenia jej konsekwencji, nigdzie wojsko nie jest bardziej bezmyślnie gloryfikowane”.

Od czasu inwazji na Krym w 2014 roku ten sam proces militaryzacji, ta sama gloryfikacja wojny ogarnęła Rosję. Rosyjskie szkoły szkolą teraz małe dzieci na żołnierzy. Rosyjska telewizja zachęca Rosjan do nienawiści wobec Ukraińców, do uważania ich za podludzi. Rosyjska gospodarka jest zmilitaryzowana: około 40% krajowego budżetu jest obecnie wydawane na broń. Aby zdobyć pociski i amunicję, Rosja zawiera umowy z Iranem i Koreą Północną, które są jednymi z najbardziej brutalnych dyktatur na świecie. Ciągłe mówienie o wojnie w Ukrainie znormalizowało również ideę wojny w Rosji, czyniąc inne wojny bardziej prawdopodobnymi. Rosyjscy przywódcy od niechcenia mówią o użyciu broni nuklearnej przeciwko swoim sąsiadom i regularnie grożą im inwazją.

Podobnie jak w Niemczech pod rządami Von Ossetsky'ego, krytyka wojny w Rosji jest nie tylko dezawuowana. Ona jest nielegalna. W 2022 r. mój przyjaciel Władimir Kara-Murza podjął odważną decyzję o powrocie do Rosji i wypowiadaniu się stamtąd przeciwko inwazji. Dlaczego? Ponieważ chciał, aby w podręcznikach historii zapisano, że ktoś sprzeciwił się wojnie. Zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Został aresztowany. Jego zdrowie się pogorszyło. Trzymano go w izolacji. Kiedy on i inni ludzie, którzy zostali niesprawiedliwie uwięzieni, zostali w końcu zwolnieni w zamian za grupę rosyjskich szpiegów i przestępców, w tym mordercę zwolnionego z niemieckiego więzienia, jego porywacze zasugerowali, że powinien być ostrożny, ponieważ w przyszłości może zostać otruty. Miał powody, by im wierzyć, ponieważ był już dwukrotnie truty przez agentów rosyjskich służb specjalnych.

Ale on nie był jedyny. Od 2018 r. ponad 116 000 Rosjan zostało ukaranych karnie lub administracyjnie za wyrażanie swoich opinii. Tysiące z nich zostało ukaranych specjalnie za sprzeciwianie się wojnie w Ukrainie. Ich heroiczna walka jest w dużej mierze prowadzona w ciszy. Ich głosy nie mogą zostać usłyszane, ponieważ reżim ustanowił całkowitą kontrolę nad informacją w Rosji.

A co z nami? Co z nami wszystkimi tutaj, zgromadzonymi w historycznym kościele [kościele św. Pawła, gdzie w latach 1848-1849 obradowali delegaci do pierwszego niemieckiego parlamentu – red.], miejscu tak ściśle związanym z niemiecką demokracją, z niemiecką tradycją liberalną?

A co z nami wszystkimi w innych częściach Europy – co powinniśmy zrobić? Nasze głosy nie są ograniczane ani tłumione. Nie jesteśmy więzieni ani truci za wyrażanie swoich opinii. Jak zareagujemy na odrodzenie się formy rządów, o której myśleliśmy, że na zawsze zniknęła z tego kontynentu?

Okupacja i zniszczenie wschodniej Ukrainy to tylko dzień jazdy samochodem stąd lub dwie godziny lotu, gdyby lotniska były otwarte. To prawie taka sama odległość, jak stąd do Londynu.

W pierwszych, emocjonalnie nasyconych dniach wojny, wielu rzeczywiście dołączyło do chóru wsparcia. W 2022 r., podobnie jak w 2014 r., Europejczycy ponownie włączyli telewizory i zobaczyli sceny, które znali tylko z książek historycznych: kobiety i dzieci skulone na stacjach kolejowych, czołgi toczące się po polach, zbombardowane miasta. W tym momencie wiele rzeczy nagle stało się jasnych. Słowa szybko przekształciły się w czyny. Ponad pięćdziesiąt krajów dołączyło do koalicji, aby pomóc Ukrainie, militarnie i ekonomicznie; ich sojusz został utworzony z bezprecedensową szybkością. Byłam naocznym świadkiem – w Kijowie, Odessie i Chersoniu – jak skuteczna była pomoc żywnościowa, wojskowa i wsparcie europejskie. Wydawało się, że to cud.

Jednak w miarę trwania wojny stopniowo pojawiają się wątpliwości. I nie jest to zaskakujące.

Od 2014 r. wiara w demokratyczne instytucje i sojusze gwałtownie zmalała zarówno w Europie, jak w Ameryce. Być może nasza obojętność wobec inwazji na Krym odegrała większą rolę w tym spadku, niż zwykliśmy sądzić

Decyzja o przyspieszeniu współpracy gospodarczej z Rosją po inwazji z pewnością spowodowała zarówno korupcję moralną i finansową, jak cynizm. Cynizm ten został dodatkowo wzmocniony przez rosyjską kampanię dezinformacyjną, którą zignorowaliśmy.

Teraz, w obliczu największego wyzwania dla naszych wartości i interesów w naszych czasach, demokratyczny świat zaczyna się chwiać.

Wielu chciałoby, aby walki w jakiś magiczny sposób ustały. Inni chcą zmienić temat na Bliski Wschód, inny straszny, tragiczny konflikt – ale taki, na który my, Europejczycy, mamy znacznie mniejszy wpływ i niewielką lub żadną zdolność do decydowania o przebiegu wydarzeń.

Świat Hobbesa wymaga wiele od naszych zasobów solidarności. Głębsze zaangażowanie w jedną tragedię nie oznacza obojętności wobec innych. Musimy robić, co w naszej mocy tam, gdzie nasze działania mogą coś zmienić

Stopniowo na sile zyskuje inna grupa, zwłaszcza w Niemczech. To ludzie, którzy ani nie popierają, ani nie potępiają, ale raczej starają się stać ponad kontrowersjami – wierząc lub udając, że wierzą, że jest to argument moralny. Oni mówią: „Chcę pokoju”. Niektórzy nawet poważnie odnoszą się do „lekcji niemieckiej historii” w swoich wezwaniach do pokoju.

Jako że jestem tu dzisiaj, aby odebrać nagrodę pokoju, wydaje się, że to odpowiedni moment, aby wskazać, że wyrażenie „chcę pokoju” nie zawsze jest argumentem moralnym. Należy również powiedzieć, że lekcją niemieckiej historii nie jest to, że Niemcy powinni być pacyfistami. Wręcz przeciwnie: od prawie wieku wiemy, że domaganie się pacyfizmu w obliczu agresywnej, ofensywnej dyktatury jest w rzeczywistości uspokajaniem i akceptowaniem tej dyktatury.

Nie jestem pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę. W 1938 r. Thomas Mann, przebywający wówczas na wygnaniu, zszokowany sytuacją w Niemczech i samozadowoleniem liberalnych demokracji, potępił „pacyfizm, który przynosi wojnę, zamiast ją eliminować”. W 1942 r., po wybuchu II wojny światowej, George Orwell potępił swoich rodaków, którzy wzywali Wielką Brytanię do zaprzestania walki. Pisał:

„Pacyfizm jest obiektywnie profaszystowski. Jeśli podcinasz wysiłki wojenne jednej strony, automatycznie pomagasz drugiej”

W 1983 roku, w tym samym kościele, Manes Sperber, ówczesny laureat Nagrody Pokojowej Księgarzy Niemieckich, również wypowiedział się przeciwko fałszywej moralności pacyfistów swoich czasów, którzy wówczas chcieli rozbroić Niemcy i Europę w obliczu sowieckiego zagrożenia: „Każdy – powiedział – kto wierzy i chce sprawić, by inni uwierzyli, że Europa bez broni, neutralna i poddająca się, może zapewnić pokój w dającej się przewidzieć przyszłości, został oszukany i wprowadza innych w błąd”.

Myślę, że możemy ponownie użyć tych słów. Wielu w Niemczech i Europie, którzy obecnie wzywają do pacyfizmu w obliczu rosyjskiej inwazji, jest rzeczywiście, używając sformułowania Orwella, „obiektywnie prorosyjskich”. Ich argumenty, jeśli zostaną doprowadzone do logicznego wniosku, oznaczają, że musimy zaakceptować rosyjski podbój wojskowy Ukrainy, kulturowe zniszczenie Ukrainy, budowę obozów koncentracyjnych w Ukrainie, porywanie dzieci w Ukrainie. Oznacza to, że musimy zaakceptować Gleichschaltung.

Ta wojna trwa już prawie trzy lata, więc zastanówmy się, co oznaczałyby apele o pokój na początku 1942 roku. Czy ci, których teraz gloryfikujemy jako członków niemieckiego ruchu oporu, chcieli po prostu pokoju? A może próbowali osiągnąć coś ważniejszego?

Pozwólcie, że wyrażę się jasno: ci, którzy promują „pacyfizm” i ci, którzy są gotowi oddać Rosji nie tylko terytorium, ale także ludzi, zasady i ideały, nie nauczyli się absolutnie niczego z historii XX wieku.

Magia frazy „nigdy więcej” uczyniła nas ślepymi na rzeczywistość

W tygodniach poprzedzających inwazję w lutym 2022 r. Niemcy, podobnie jak wiele innych krajów europejskich, uważały wojnę za tak niemożliwą, że rząd niemiecki odmówił dostarczenia Ukrainie broni. I w tym tkwi ironia: gdyby Niemcy i reszta NATO dostarczyły Ukrainie tę broń z wyprzedzeniem, moglibyśmy zapobiec inwazji. Być może nigdy by do niej nie doszło. Być może to niezdecydowanie było również, jak powiedział Thomas Mann, „formą pacyfizmu, który przynosi wojnę, zamiast ją eliminować”.

Ale pozwólcie, że powtórzę to jeszcze raz: Mann nienawidził wojny, podobnie jak reżimu, który ją promował. Orwell nienawidził militaryzmu. Sperber i jego rodzina sami byli uchodźcami wojennymi. Jednak to właśnie dlatego, że nienawidzili wojny z taką pasją i ponieważ rozumieli związek między wojną a dyktaturą, walczyli w obronie liberalnych społeczeństw, które tak bardzo cenili. W 1937 roku Mann wezwał do „wojującego humanizmu, świadomego swojej witalności i zainspirowanego wiedzą, że fanatykom nie można pozwolić na wykorzystywanie i niszczenie zasad wolności, cierpliwości i sceptycyzmu bez wstydu i wątpliwości”. Orwell napisał: „Aby przetrwać, często musisz walczyć, a żeby walczyć, musisz ubrudzić sobie ręce. Wojna jest złem, ale często jest mniejszym złem”. Jeśli chodzi o Sperbera, w 1983 roku stwierdził, że „my, starzy Europejczycy, którzy mamy awersję do wojny, niestety sami musimy stać się niebezpieczni, aby zachować pokój”.

Drodzy przyjaciele, drodzy koledzy!

Przytaczam te wszystkie stare słowa i przemówienia, aby przekonać Was, że wyzwania, przed którymi stoimy, nie są tak nowe, jak się wydaje. Przechodziliśmy przez to już wcześniej i dlatego słowa naszych liberalno-demokratycznych poprzedników przemawiają do nas. Europejskie liberalne społeczeństwa stawiały już czoło agresywnym dyktaturom. Walczyliśmy z nimi wcześniej. Możemy zrobić to ponownie. I tym razem Niemcy są jednym z liberalnych społeczeństw, które mogą poprowadzić tę walkę.

Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się autokratycznego systemu politycznego przez Rosjan, musimy pomóc Ukraińcom wygrać, i to nie tylko dla dobra Ukrainy.

Jeśli istnieje choćby najmniejsza szansa, że porażka militarna może pomóc zakończyć ten przerażający kult przemocy w Rosji, tak jak kiedyś porażka militarna zakończyła kult przemocy w Niemczech, musimy ją wykorzystać

Konsekwencje tego będą odczuwalne na naszym kontynencie i na całym świecie. Nie tylko w Ukrainie, ale także u jej sąsiadów, w Gruzji, w Mołdawii, na Białorusi. I nie tylko w Rosji, ale także wśród jej sojuszników: Chin, Iranu, Wenezueli, Kuby, Korei Północnej.

To nie tylko wyzwanie militarne, ale także walka z beznadzieją, pesymizmem, a nawet rosnącą atrakcyjnością rządów autokratycznych, które czasami są również ukryte pod fałszywym językiem „pokoju”. Pomysł, że autokracje są bezpieczne i stabilne, podczas gdy demokracje wywołują wojny; że autokracje chronią pewną wersję tradycyjnych wartości, podczas gdy demokracje ulegają degradacji – wszystkie te przesłania pochodzą również z Rosji i szerszego autokratycznego świata, a także od tych w naszych społeczeństwach, którzy są gotowi zaakceptować rozlew krwi i zniszczenia dokonane przez państwo rosyjskie jako nieuniknione.

Ci, którzy akceptują niszczenie demokracji innych narodów, są mniej skłonni do walki z niszczeniem własnej. Fałszywe obawy rozprzestrzeniają się jak wirus, ponad granicami

Pokusa popadnięcia w pesymizm jest realna. W obliczu tego, co wydaje się niekończącą się wojną i atakiem propagandy, łatwiej jest po prostu zaakceptować ideę upadku. Pamiętajmy jednak, o co toczy się gra, o co walczą Ukraińcy – i że to oni, a nie my, toczą prawdziwą walkę. Walczą o społeczeństwo takie jak nasze, gdzie niezależne sądy chronią ludzi przed arbitralną przemocą; gdzie gwarantowana jest wolność myśli, słowa i zgromadzeń; gdzie obywatele mogą swobodnie uczestniczyć w życiu publicznym bez obawy o represje; gdzie bezpieczeństwo jest gwarantowane przez szeroki sojusz demokracji, a Unia Europejska jest filarem dobrobytu.

Autokraci, jak rosyjski prezydent, nienawidzą wszystkich tych zasad, ponieważ zagrażają one ich władzy. Niezależni sędziowie mogą pociągać do odpowiedzialności urzędników państwowych. Wolna prasa może ujawnić korupcję wśród wysokich rangą urzędników. System polityczny, który wzmacnia pozycję obywateli, pozwala im zmieniać przywódców. Organizacje międzynarodowe mogą zapewnić rządy prawa. Dlatego propagandziści reżimów autorytarnych zrobią wszystko, co w ich mocy, by podważyć język liberalizmu i instytucje stojące na straży naszych wolności, by je ośmieszyć i upokorzyć – w ich krajach i w naszych.

Rozumiem, że to nowe doświadczenie dla Niemców – być proszonym o pomoc, być wezwanym do dostarczenia broni przeciwko agresywnej sile militarnej.

Ale to jest prawdziwa lekcja niemieckiej historii: nie to, że Niemcy nigdy nie powinni walczyć, ale to, że Niemcy mają szczególną odpowiedzialność za obronę wolności i podejmowanie ryzyka w jej obronie

Wszyscy w demokratycznym świecie jesteśmy uczeni, by być krytycznymi i sceptycznymi wobec naszych własnych przywódców i naszych własnych społeczeństw, więc może nam być niewygodnie, gdy zostaniemy poproszeni o obronę naszych najbardziej fundamentalnych zasad. Ale proszę, posłuchajcie mnie: nie pozwólcie, by sceptycyzm przerodził się w nihilizm. My, reszta demokratycznego świata, potrzebujemy was.

W obliczu brzydkiej, agresywnej dyktatury na kontynencie, nasze zasady, nasze ideały i sojusze, które wokół nich zbudowaliśmy, są naszą najpotężniejszą bronią. W obliczu zagrożenia odradzającym się autorytaryzmem my, przedstawiciele demokratycznego świata, jesteśmy naturalnymi sojusznikami. Dlatego musimy teraz potwierdzić naszą wspólną wiarę w to, że przyszłość może być lepsza, że wojnę można wygrać, a dyktaturę można ponownie pokonać – naszą wspólną wiarę w to, że wolność jest możliwa i że prawdziwy pokój jest możliwy na tym kontynencie i na całym świecie. I musimy działać zgodnie z tym przekonaniem.

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Czasiw Jar, Ukraina, obwód doniecki

Czy można żartować i tańczyć, gdy w kraju trwa wojna? To pytanie, które powraca w dyskusjach i komentarzach, gdy tylko do opinii publicznej trafią z Ukrainy zdjęcia beztrosko bawiących się ludzi. W przeddzień koncertu Okean Elzy w Kijowie oglądaliśmy nocne fotografie pożaru w Mikołajowie po rosyjskim ataku rakietowym. Następnego dnia prezydent Wołodymir Zełeński zdawał relację w parlamencie ukraińskim z rozmów na temat "Planu zwycięstwa", który przedstawił najważniejszymi politykami na świecie, oczekując ich bardziej zdecydowanych działań. Pod koniec miesiąca wzmożyły się ataki na Charków, w tym ostatnim ucierpieli ludzie, ale też słynny modernistyczny Derżprom, w 2017 wpisany na wstępną listę światowego dziedzictwa UNESCO, a po inwazji Rosji na pełną skalę objęty tymczasową wzmocnioną ochroną tej organizacji. " „Nie można sobie wyobrazić Nowego Jorku bez Empire State Building i nie można sobie wyobrazić Charkowa bez Derżpromu” powiedziała Viktoria Grivina, doktorantka ds. Charkowa na Uniwersytecie w St Andrews i mieszkanka Charkowa w rozmowie dla Kyiv Independent. Z kolei Swiatoslaw Wakarczuk, lider Okeanu Elzy, najpopularniejszej grupy rockowej w tej części świata, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej przyznał: Trwa wojna, ale musimy w miarę możliwości utrzymywać rzeczywistość taką, jaka była przed wojną.Dla mnie to główny motor napędowy koncertowania. Nasi żołnierze na wschodzie i południu walczą o tę normalność. Bo jeśli nie ma normalnego życia w Kijowie i innych miastach Ukrainy, to o co właściwie walczyć? Nie można przecież zrobić z całego kraju wielkiego okopu."

W galerii zdjęć  października pokazujemy ludzi walczących na różnych frontach: specjalistkę ds. rozminowywania Nadiię Kudryavtsevs, Maksyma Butkevycha, uwolnionego z rosyjskiej niewoli działacza na rzecz praw człowieka, tancerzy Baletu Narodowego Ukrainy, ratowników medycznych z autobusu "Austrian", i mieszkankę Charkowa z kawą.

To oni dają nam dziś nadzieję.

Zdjęcie: Ivan SAMOILOV / AFP/East News

Kobieta ogląda zniszczenia budynku Derzhprom, zabytkowego radzieckiego wieżowca, po ataku rakietowym w Charkowie, 29 października 2024 r.

Zdjęcie: TIMOTHY A. CLARY / AFP/ East News

Tancerze Narodowego Baletu Ukrainy, Tetiana Lozova i Yaroslav Tkachuk, podczas występu „Harlequinade” w New York City Center w Nowym Jorku, 16 października 2024 r.

Zdjęcie: Roman PILIPEY / AFP/ East News

Ratownicy medyczni ochotniczego batalionu medycznego Hospitallers udzielają pomocy ukraińskim żołnierzom rannym w walkach w obwodzie donieckim w autobusie ewakuacji medycznej jadącym do szpitala, 6 października 2024 r., Autobus o nazwie „Austrian” został nazwany na cześć znaku wywoławczego ukraińskiej lekarki Natalii Frauscher, która mieszkała w Austrii i zginęła w wypadku drogowym w czerwcu 2022 r.

Zdjęcie: Anatolii STEPANOV / AFP/ East News

Matka trzyma portret swojego zaginionego syna podczas wiecu krewnych zaginionych ukraińskich żołnierzy na placu Niepodległości w Kijowie, 16 października 2024 r., Krewni zaginionych żołnierzy zorganizowali wiec, aby zażądać od ukraińskich władz przyspieszenia poszukiwań bliskich żołnierzy. 

Zdjęcie: Fabrice COFFRINI / AFP/East News

Ukraińska specjalistka ds. rozminowywania Nadiia Kudryavtseva, pracująca dla Swiss Demining Foundation (FSD), przeprowadza pokaz rozminowywania podczas na Ukraine Mine Action Conference 2024 w Lozannie, Szwajcaria, 17 października 2024 r.

Zdjęcie: Materiały prasowe Prezydenta Ukrainy

Europejskie tournee prezydenta Wołodymira Zełeńskiego podczas którego przedstawiał “Plan zwycięstwa” Ukrainy w wojnie z Rosję i rozmawiał o wsparciu dla swojego kraju z Gorgią Meloni, Keirem Starmerem, Olafem Scholzem i Emmanuelem Macronem, 10 października, 2024 r.

Zdjęcie: Dmytro Smolienko/Ukrinform/ East News

Kierownik szwalni Fundacji Charytatywnej Palianytsia Olena Hrekova i lokalny wolontariusz, założyciel Fundacji Charytatywnej Vlasnoruch Wasyl Busharov pokazują poncho z funkcją obrazowania termicznego, zaprojektowane i wykonane przez wolontariuszy z Zaporoża dla wojska, Zaporoże, południowo-wschodnia Ukraina, 17 października, 2024 r.

Zdjęcie: Anatolii STEPANOV / AFP / East News

Koleżanka ukraińskiej dziennikarki Wiktorii Roszczyny trzyma jej zdjęcie podczas wydarzenia ku czci pamięci Wiktorii przy prowizorycznym pomniku poległych żołnierzy ukraińskich na placu Niepodległości w Kijowie, 11 października 2024 r., Wiktoria Roszczyna, która w tym miesiącu skończyłaby 28 lat, zaginęła w sierpniu ubiegłego roku podczas podróży reporterskiej do kontrolowanej przez Rosję wschodniej Ukrainy. Petro Jacenko, rzecznik ukraińskiej centrali koordynacji jeńców wojennych, potwierdził śmierć dziennikarki, 10 października 2024 r.

Zdjęcie: AFP/ East News

Aktywiści rozwijają gigantyczną flagę Donieckiej Republiki Ludowej, aby uczcić Dzień Flagi w Doniecku, na kontrolowanej przez Rosję Ukrainie, 25 października 2024 r.

Zdjęcie: Roman Baluk / Reuters / Forum

23-letnia Yana Zalevska, była ukraińska żołnierka, która została ranna na linii frontu, pokazuje zdjęcie zrobione krótko po odniesieniu obrażeń, teraz gdy poddała się zabiegom medycznym w klinice, która leczy blizny we Lwowie, Ukraina, 18 października 2024 r.

Zdjęcie: прес-служба Президента України

Maksym Butkevych, współzałożyciel Centrum Praw Człowieka ZMINA i żołnierz AFU, który niedawno został zwolniony z rosyjskiej niewoli, podczas spotkania z prezydentem Wołodymirem Zełeńskim podziękował wszystkim, którzy pomogli mu wrócić do domu. Butkevych przebywa obecnie w ośrodku rehabilitacyjnym, 23 października, 2024 r.

Zdjęcie: SERGEY BOBOK / AFP/ East News

Kobieta pije kawę wśród gruzów po ataku rakietowym w Charkowie. Rosyjskie ataki na dzielnicę mieszkaniową drugiego co do wielkości miasta Ukrainy, zabiły co najmniej cztery osoby, 29 października 2024 r

Zdjęcie: Jędrzej Słodkowski для Gazety Wyborczej

Publiczność podczas koncertu Okeanu Elzy w Pałacu Sportu w Kijowie, 16 października, 2024 r.

20
хв

Ukraina na zdjęciach w październiku 2024 roku

Beata Łyżwa-Sokół

Wojna Rosji w Ukrainie podzieliła na „przed” i „po” życie nie tylko Ukraińców. Polsce i jej społeczeństwu rosyjska inwazja również przyniosła nową rzeczywistość. Jeden z najbardziej monoetnicznych krajów w Europie stał się miejscem, w którym Polacy żyją obok setek tysięcy migrantów ze Wschodu – głównie z bliskiej kulturowo i cywilizacyjnie Ukrainy. Jednocześnie wojna uświadomiła naszym społeczeństwom, że wcześniej prawie nic o sobie nie wiedzieliśmy, a nasze wzajemne postrzeganie siebie było pełne stereotypów i klisz.

Co dziś wiemy o sobie nawzajem i jak wpływa to na przyszłość obu krajów? Rozmawiamy o tym z dr. Anną Dolińską, autorką licznych badań na temat migracji, socjolożką, starszą analityczką w Instytucie Spraw Publicznych w Warszawie.

Maria Górska: Zaczęłaś badać migracje w Polsce jeszcze przed rosyjską inwazją. Dlaczego to dla Ciebie ważne?

Anna Dolińska: Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, miałam 10 lat. Wybuchł kryzys gospodarczy i wielu ludzi z całego ZSRR przyjechało do Polski, by wyżywić swoje rodziny. Ludzie otrzymywali zapłatę nie w pieniądzach, ale w towarach, więc wyjeżdżali sprzedawać je za granicę. W ten sposób Polska, kraj z zamkniętymi granicami i stosunkowo niewielką liczbą obcokrajowców, nagle stała się mekką dla pracowników z byłego Związku Radzieckiego.

Stadion Dziesięciolecia w Warszawie zamienił się w ogromne targowisko, na którym handlowali ludzie ze Wschodu. Tłumy były takie, że nie było miejsca, gdzie mogłoby spaść jabłko. Przywożono też kontrabandę, głównie papierosy i alkohol. Były przekleństwa, bójki, brud i przemoc.

To były lata 90., w Polsce będące też okresem niespotykanej przestępczości. To wtedy w pamięci ludzi zaczęło się kształtować poczucie zagrożenia i biedy związanej z wizerunkiem człowieka ze Wschodu

Kiedy po studiach zaczęłam pracować w szkole językowej, poznałam tam dwie przyjaciółki, Ukrainkę i Białorusinkę. Obie należały do klasy średniej, były wykształcone i świetnie mówiły po angielsku. Ich styl życia nie różnił się zbytnio od mojego. Wtedy zaczęłam na nowo analizować swoje poglądy i zdałam sobie sprawę, że stereotypy na temat ludzi ze Wschodu są w Polsce głęboko zakorzenione. Zastanawiałam się, czy można to zmienić – i tak temat ten stał się podstawą mojej pracy doktorskiej oraz większości późniejszych badań.

Co odkryłaś podczas swoich pierwszych badań?

Od 2012 roku, czyli od czasu studiów doktoranckich, zajmuję się tematyką migracji, w szczególności kobiet ze Wschodu. Tematem mojej rozprawy doktorskiej były kariery kobiet, głównie z Ukrainy, które przyjechały do Polski i poszukiwały pracy na tzw. pierwotnym rynku pracy. W późniejszych badaniach pogłębiłam badania, szukając kontaktów z kobietami, które ukończyły studia w kraju pochodzenia, miały doświadczenie zawodowe i przyjechały do Polski w poszukiwaniu pracy zgodnej z ich kwalifikacjami i wykształceniem. Były to kobiety, które na przykład awansowały w swoich korporacjach przed przyjazdem do Polski i przyjechały tu z zamiarem kontynuowania pracy na tym samym stanowisku.

Jednak ze względu na panujące tu stereotypy, nagle z profesjonalistek i pracowniczek międzynarodowych korporacji zmieniały się w „kobiety z Ukrainy”. Przezwyciężenie tych stereotypów było prawdziwym wyzwaniem

Jakie były najczęstsze stereotypy?

Jednym z negatywnych stereotypów było przekonanie, że Ukraińcy to robotnicy, którzy przybywają tu do pracy fizycznej. Przez dwie dekady Polacy byli przyzwyczajeni do tego, że mężczyźni przyjeżdżali z Ukrainy na budowy lub do innych prac fizycznych. A kobiety – do opieki nad osobami starszymi i sprzątania.

W pierwszej połowie XXI wieku wciąż funkcjonował stereotyp tzw. „żony ze Wschodu” – Ukrainki, która chce lepszego życia i męża z Zachodu. Innym toposem była ukraińska pracownica seksualna. Wcześniej taką pracę określano słowem „prostytucja”, które było używane także w dyskursach, teraz nazywa się to „pracą seksualną”. Wszystkie te elementy składają się na wachlarz stereotypów, które tworzą ogólny obraz. Od początku lat 90. do pierwszych lat XXI wieku wizerunek Ukrainek był bardzo negatywny.

Co wpłynęło na zmianę tych wyobrażeń?

To się działo stopniowo. Wydarzenia we współczesnej historii Ukrainy dowiodły, że nasze kraje mają wspólne wartości.

Pierwszym impulsem do zmiany nastawienia była Pomarańczowa Rewolucja w 2004 roku. To wtedy po raz pierwszy sympatia do Ukraińców wśród Polaków radykalnie wzrosła

Około 2010 roku wielu ukraińskich studentów zaczęło przyjeżdżać do Polski na studia, a polskie uniwersytety uruchomiły programy dla kandydatów ze Wschodu. Polacy zobaczyli, że Ukraińcy nie przyjeżdżają tylko do pracy: ukraińska młodzież przyjeżdża do Polski, by zdobyć wyższe wykształcenie.

Kolejnym punktem zwrotnym było Euro 2012, które Ukraina i Polska wspólnie zorganizowały. To był przełomowy moment.

Euro 2012 odbyło się w ośmiu miastach Ukrainy i Polski. Bartosz Krupa/East News

A potem przyszedł Euromajdan i agresja Rosji na Krym oraz Donbas. Polacy pamiętają, do czego zdolna jest Rosja, widzieli jej obecne zbrodnie, a Ukraina to nie Osetia czy Mołdawia – z dnia na dzień ofiarą agresji padł nasz sąsiad!

Jak inwazja Rosji zmieniła stosunek do Ukraińców?

Dla wielu osób było zaskoczeniem, gdy do Polski masowo przyjechała klasa średnia – ludzie z wyższym wykształceniem, kapitałem finansowym i kulturowym. To byli Ukraińcy, których Polacy po prostu nie widywali na co dzień w takiej liczbie. Polacy nie podróżowali do Ukrainy jako turyści i nie mieli okazji poznać tego różnorodnego kraju.

Przypomniało mi to moją podróż do Islandii w 2008 roku, gdzie Polacy są największą grupą imigrantów. Taksówkarz, który wiózł mnie do hotelu, zapytał, skąd jestem. Kiedy powiedziałem, że z Polski, stwierdził, że to niemożliwe, ponieważ nie wyglądam na Polkę. Stało się tak pomimo faktu, że wyglądam jak typowa Polka, nie ma w moim wyglądzie nic egzotycznego. Ale mówiłam po angielsku i nie przyjechałam do pracy w przetwórni ryb. Po prostu przyjechałam na wakacje.

„Polka na wakacjach na Islandii? To niemożliwe!” – powiedział. Podważyłam jego stereotypy

Tak samo było z Ukrainą. Być może największym szokiem dla Polaków był widok uchodźców w samochodach; niektórzy przyjechali bardzo ładnymi autami. Gdy widziałam zdziwienie Polaków, mówiłam: „Jak myślisz, dlaczego ukraińskie kobiety musiały iść pieszo do Polski? Gdyby w Polsce wybuchła wojna, a ja miałbym samochód, wolałbym nim pojechać, niż zostawić go w domu i czekać, aż spadnie na niego bomba!”.

Oczywiście niektórzy Polacy byli zszokowani, niektórzy zaskoczeni, niektórzy zazdrościli. Jednak stopniowo zaczęło być jasne, że nasi sąsiedzi nie różnią się zbytnio od nas. Tak, są pewne różnice, ale nie są to różnice cywilizacyjne.

Większość nowo przybyłych to ukraińskie matki, które, tak jak my, rodzą, wychowują i posyłają dzieci do szkoły. Dlatego na tle rosnącego poparcia dla Ukraińców obserwujemy coś, co można nazwać rywalizacją o zasoby. Jeszcze na długo przed wojną w Polsce był ogromny problem choćby z liczbą miejsc w żłobkach. Wraz z napływem Ukraińców stał się on bardziej dotkliwy. Przepełnione klasy w szkołach nieco zmniejszyły empatię wśród Polaków, ale ogólnie wsparcie dla Ukraińców, choć mamy już trzeci rok wojny, nadal jest rekordowe.

Dziś bycie Ukraińcem to powód do dumy na całym świecie, także w Polsce. Ludzie noszą plakietki z ukraińską flagą, a niektórzy Polacy zgłosili się na ochotnika do walki na froncie w Ukrainie

Wiele osób jeździ do Ukrainy jako wolontariusze. Wartość ukraińskiej marki w oczach Polaków wzrosła fantastycznie, co rozciąga się także na kwestie zawodowe.

Co dali Polsce ukraińscy uchodźcy, którzy przybyli tu podczas inwazji?

Dzięki ukraińskim imigrantkom wzrosła nasza gospodarka i PKB. Większość tych kobiet pracuje i robi to legalnie, płacą składki, więc Polska zdecydowanie na tym korzysta gospodarczo. Demograficznie po raz pierwszy od wielu lat przekroczyliśmy próg 40 milionów mieszkańców. Oczywiście klasy są przepełnione, ale nie ma problemu z tym, że w szkołach jest mało dzieci! Dla mnie osobiście bardzo cenna jest wzajemna integracja kulturowa Ukrainy i Polski w czasie wojny. Bezcenne jest to, że powstają filmy, wystawiane są spektakle, odbywają się wielkie wystawy, takie jak trwające w Warszawie wystawy ukraińskiej artystki Marii Prymaczenko czy artysty Siergieja Paradżanowa.

Czego najbardziej potrzebują teraz ukraińscy uchodźcy w Polsce?

Na początku wojny cała uwaga skupia się na tym, by nikt nie chodził głodny, by każdy miał gdzie się ogrzać. Potem oczywiście dochodzi do tego praca, nauka, dzieci. To główne filary. Ale co z faktem, że uchodźcy mają inne potrzeby?

W zeszłym roku realizowałam projekt poświęcony ukraińskim artystkom – malarkom, hafciarkom i przedstawicielkom innych kreatywnych zawodów. Po wybuchu wojny zapisałam się do wielu grup na Facebooku pomagających Ukraińcom, w tym promujących i sprzedających ukraińskie produkty w Polsce: hafty, odzież, biżuterię itp. Kupiłam kilka rzeczy, rozmawiałam z wieloma osobami i zaczęłam uczyć się ukraińskiego. Chciałam się przekonać, czy ukraińscy migranci, w szczególności ze środowiska artystycznego, zarabiają na życie w Polsce i jakie przeszkody napotkali na rynku pracy.

Prawie wszystkie artystki, z którymi rozmawiałam, nie były już w stanie utrzymać się ze swojej sztuki lub rękodzieła w Polsce; stało się to dla nich jedynie dodatkowym dochodem

Aby wyżywić swoje rodziny, musiały szukać innej pracy. Te kobiety, które nie planowały tu przyjeżdżać, znalazły się tu ze swoimi dziećmi bez krewnych, którzy pozostali w Ukrainie. Nie mają żadnych więzi społecznych ani dodatkowych pieniędzy, a nagle spadło na nie wiele obowiązków. Jedna z tych kobiet przed wojną pisała wiersze i publikowała je w Ukrainie. Odkąd przyjechała do Polski, nie napisała ani jednego, ponieważ nie jest w stanie tworzyć.

Obecnie pracuję nad projektem dotyczącym aktywizmu artystycznego i kulturalnego, by zbadać, w jaki sposób 2,5 roku po wybuchu wojny społeczno-kulturowe potrzeby ukraińskich uchodźczyń są w Polsce zaspokajane. Wydaje się, że większość z nich poradziła sobie z codziennym życiem: ich dzieci są w szkole, z reguły mają pracę, nauczyły się języka, przestrzeń wokół nich stała się bardziej znajoma. Zarazem jednak kiedy wojna trwa od trzech lat, nie da się jej po prostu przeczekać – jeść, pić, zarabiać, posyłać dzieci do szkoły. Chcesz mieć życie kulturalne i społeczne, są potrzeby wyższego rzędu. Właśnie to chciałabym zbadać i omówić.

Wiele kobiet mówi, że marzą o wyjściu do teatru czy kina, ale nie mają z kim zostawić dzieci. Powinniśmy pomyśleć o tym, jak pomóc tym kobietom wyjść z domu gdzie indziej niż tylko do pracy. Powinniśmy stworzyć równoległe wydarzenia dla dzieci ukraińskich matek – animacje, opiekę nad dziećmi, miniwystawy – aby całe rodziny mogły uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych i społecznych.

Należy stworzyć pewną ilość dóbr kulturalnych dla tej części naszego społeczeństwa – a jest to, przypomnę, 900 tysięcy osób, z których znaczna część to wykształcone kobiety, klasa średnia. Dobrze by było, gdyby istniały filmy, wystawy, spektakle z ukraińskimi napisami, które mogłyby tym kobietom opowiedzieć coś o Polsce i polskiej kulturze.

Byłoby wspaniale, gdyby niektóre z projektów służących dialogowi mogły być realizowane wspólnie z organizacjami w Ukrainie jako projekty dwustronne

Czego polskie i ukraińskie społeczeństwa nauczą się z tych lat współpracy i współistnienia w czasach inwazji? Jak to wpłynie na dialog w przyszłości?

Moim zdaniem najcenniejsze jest pozytywne doświadczenie współpracy między naszymi społeczeństwami, współistnienia w jednym kraju. Teraz mamy znacznie większy zestaw elementów, z których można budować obraz siebie nawzajem. To niewątpliwie jest wartość.

Chciałabym widzieć wzajemne zrozumienie w kwestiach problematycznych kart wspólnej historii. Moim zdaniem historycy z Polski i Ukrainy powinni usiąść przy jednym stole i wypracować wspólną wersję historii, która zamknie bolesne kwestie z przeszłości i pozwoli nam budować przyszłość opartą na wzajemnym zrozumieniu i szacunku.

Nie wiem, czy i kiedy wszyscy Ukraińcy wrócą do domu. Ale już teraz widać, że część ludzi, zwłaszcza tych, którzy mają tu dzieci, zawsze będzie żyła w tej ponadnarodowej przestrzeni – jedną nogą tu, drugą tam.

Do czego to doprowadzi? Cóż, zobaczymy za 10 lat. Ale w ciągu tych trzech lat Polska zdecydowanie stała się bardziej otwartym, wielokulturowym krajem.

20
хв

Menedżerka zamiast sprzątaczki: nowy wizerunek Ukrainki w czasie wojny

Maria Górska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraina na zdjęciach w październiku 2024 roku

Ексклюзив
20
хв

Czołg, który strzela do cywilów, chowając się za cerkwią, to Rosja

Ексклюзив
20
хв

USA bardziej martwią się ewentualną klęską Rosji niż przegraną Ukrainy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress