Anne Applebaum jest amerykańską historyczką, pisarka i dziennikarką, autorką wielu książek i artykułów na temat historii komunizmu i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Europie Środkowej i Wschodniej. W 2004 roku zdobyła Nagrodę Pulitzera za książkę „A History of the Gulag”. 20 października otrzymała Nagrodę Pokojową Księgarzy Niemieckich ‘2024 na Targach Książki we Frankfurcie. Publikujemy tłumaczenie jej okolicznościowego przemówienia z tej okazji.
Wasza Ekscelencjo, drodzy przyjaciele, koledzy, miłośnicy książek i wszyscy, którzy zebraliście się tutaj, we Frankfurcie, na corocznych targach książki, jednym z najważniejszych festiwali literackich na świecie!
Pozwólcie, że zacznę od podziękowania Panu, Panie Burmistrzu, i Pani, Karin Schmidt-Friederichs, za miłe słowa, a także od podziękowania jury za tę nagrodę, która jest dla mnie naprawdę nieoczekiwanym zaszczytem. To zaszczyt znaleźć się w towarzystwie poprzednich laureatów tej nagrody, zwłaszcza powieściopisarzy, filozofów i poetów – wszystkich tych ludzi, którzy mają dar wyobrażania sobie innych światów. Ja, z drugiej strony, jestem historyczką i dziennikarką, osobą, która stara się wyjaśnić i zrozumieć ten świat – zadanie, które często może być mniej inspirujące i mniej satysfakcjonujące. Dlatego jestem szczególnie wdzięczna, że włączyliście mnie do tego znamienitego grona.
Pozwólcie mi również wyrazić moją szczególną wdzięczność Irinie Szczerbakowej, niezwykłej osobie, która rozpoczęła swoją karierę w taki sam sposób jak ja: przeprowadzając wywiady z ocalałymi z sowieckiego Gułagu. Jedyna różnica polega na tym, że zrobiła to dwadzieścia lat przede mną, w czasach, gdy pisanie historii w Rosji było niebezpieczne. Miałam to szczęście, że rozpoczęłam pracę nad historią Związku Radzieckiego w latach 90. XX wieku, w czasach, gdy zarówno ocaleni, jak historycy mogli mówić swobodnie, i kiedy wydawało się – przynajmniej niektórym – że nową Rosję można zbudować w oparciu o fundamentalną prawdę historyczną, którą odkryli Szczerbakowa i jej koledzy.
Ta szansa szybko zniknęła. Mogę nawet wymienić konkretny moment, w którym ostatecznie dobiegła końca. Był to poranek 20 lutego 2014 r., kiedy rosyjskie wojska nielegalnie najechały Półwysep Krymski. Był to moment, w którym pisanie rosyjskiej historii znów stało się niebezpieczne. Ponieważ w tym momencie przeszłość zderzyła się z teraźniejszością, a przeszłość ponownie stała się szablonem dla teraźniejszości.
Żaden historyk tragedii nie chciałby podnieść wzroku, włączyć telewizora i zobaczyć, że rzeczy, które opisywał, powróciły. Kiedy w latach 90. badałam historię Gułagu w sowieckich archiwach, myślałam, że ta historia należy do odległej przeszłości. Kiedy kilka lat później pisałam o sowieckiej ofensywie w Europie Wschodniej, również myślałam, że opisuję epokę, która dobiegła końca.
A kiedy studiowałam historię Hołodomoru w Ukrainie – tragedii, w której centrum było pragnieniu Stalina, by zniszczyć Ukrainę jako naród – nie miałam pojęcia, że taka historia powtórzy się za mojego życia
Ale w 2014 roku stare plany zostały wyciągnięte z tych samych sowieckich archiwów, odkurzone i ponownie wprowadzone w życie.
Dla tych, którzy zapomnieli o inwazji na Krym, pozwólcie, mi przypomnieć, co się stało. Rosyjscy żołnierze, którzy najechali półwysep, poruszali się nieoznakowanymi pojazdami w nieoznakowanych mundurach. Zajęli budynki rządowe, usunęli lokalnych przywódców i odmówili im dostępu do miejsc pracy. Przez kilka następnych dni świat był zaskoczony. Kto zorganizował powstanie? „Separatyści”? „Prorosyjscy” Ukraińcy?
Ale ja nie byłam zdezorientowana.
Wiedziałam, że to rosyjska inwazja na Krym, ponieważ wyglądała dokładnie tak, jak sowiecka inwazja na Polskę
Tamta inwazja miała miejsce siedemdziesiąt lat wcześniej, w 1944 roku. Jej cechą charakterystyczną też byli sowieccy żołnierze w polskich mundurach, wspierani przez prosowiecką partię komunistyczną, która udawała, że mówi w imieniu wszystkich Polaków, a także zmanipulowane referendum i wiele innymi aktów politycznego oszustwa, mających na celu zmylenie nie tylko Polaków, lecz także sojuszników Polski w Londynie i Waszyngtonie.
Rosyjska inwazja na Krym była tylko początkiem. Po 2014 r., a następnie po inwazji na pełną skalę w lutym 2022 r., te brutalne metody zostały powtórzone. Najpierw na Krymie, potem w Doniecku i Ługańsku, a następnie podczas okupacji części obwodów charkowskiego, chersońskiego, sumskiego i kijowskiego, rosyjscy żołnierze traktowali zwykłych Ukraińców jak wrogów i szpiegów. Używali nieuzasadnionej przemocy do terroryzowania ludzi w Buczy i innych miejscach. Więzili cywilów za drobne wykroczenia – takie jak przywiązanie do roweru wstążki w ukraińskich barwach – a czasem bez żadnego powodu. Tworzyli obozy tortur i filtracji, które można nazwać obozami koncentracyjnymi. Przekształcali instytucje kultury, szkoły i uniwersytety zgodnie z nacjonalistyczną, imperialistyczną ideologią nowego reżimu. Porywali dzieci, wywozili je do Rosji i zmieniali ich tożsamość, tak jak robili to naziści w Polsce.
Odebrali Ukraińcom wszystko, co czyni ich ludźmi, co czyni ich zdolnymi do życia, co czyni ich wyjątkowymi
W różnych czasach, w różnych językach ten rodzaj agresji miał różne nazwy. Kiedyś mówiliśmy o sowietyzacji. Teraz mówimy o rusyfikacji. Jest też niemieckie słowo: Gleichschaltung [przejęcie kontroli nad procesami społecznymi i politycznymi, termin z czasów III Rzeszy – red.]. Niezależnie od tego, które słowo zostałoby użyte, proces jest taki sam. Oznacza on narzucenie autokratycznej samowoli: państwo bez rządów prawa, bez praw człowieka, bez odpowiedzialności, bez kontroli i równowagi. To oznacza zniszczenie wszelkich wskazówek, pozostałości, oznak liberalnego porządku demokratycznego – tego, co w języku niemieckim znane jest jako Freiheitliche demokratische Grundordnung [wolny demokratyczny porządek podstawowy – red.]. Oznacza to budowę reżimu określanego jako totalitarny, który, jak to ujął Mussolini, głosi: „Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”.
W 2014 roku Rosja była już na dobrej drodze do stania się społeczeństwem totalitarnym, inicjując wcześniej dwie brutalne wojny w Czeczenii, zabijając dziennikarzy i aresztując krytyków. Jednak po 2014 r. proces ten przyspieszył. Doświadczenia Rosji z okupacją w Ukrainie utorowały drogę do zaostrzenia polityki w samej Rosji. W latach po inwazji na Krym opozycja znalazła się pod jeszcze większą presją represji, a niezależne instytucje zostały całkowicie zakazane. „Memoriał”, wyjątkowa grupa zajmująca się historią i prawami człowieka, był jedną z nich.
Ten głęboki związek między autokracją a imperialnymi wojnami podbojów ma swoją własną logikę.
Jeśli szczerze wierzysz, że ty i twój reżim macie prawo kontrolować wszystkie instytucje, wszystkie informacje, wszystkie organizacje; że możesz odebrać nie tylko prawa, ale także tożsamość, język, własność, życie – to z pewnością wierzysz również, że masz prawo do stosowania przemocy wobec kogokolwiek
Nie sprzeciwisz się również ludzkim kosztom takiej wojny: jeśli zwykli ludzie nie mają praw, władzy, głosu, jakie ma znaczenie, czy żyją, czy umierają?
Ta współzależność nie jest nowa. Dwa wieki temu Immanuel Kant, którego pamięci poświęcona jest ta nagroda, również opisał związek między despotyzmem a wojną. Ponad dwa tysiąclecia temu Arystoteles napisał, że tyran ma skłonność do „wszczynania wojen, aby utrzymać swój monopol na władzę”. Ten sam argument i ten sam cytat z Arystotelesa pojawił się w jednej z ulotek rozpowszechnianych w 1942 r. w tym kraju [w Niemczech – red.] przez grupę oporu „Biała Róża”. Również w XX wieku Karl von Ossetian, niemiecki dziennikarz i aktywista, stał się zaciekłym przeciwnikiem wojny nie tylko z powodu tego, co zrobiła ona z kulturą jego własnego kraju. W 1932 roku napisał: „Nigdzie nie ma większej wiary w wojnę niż w Niemczech... nigdzie ludzie nie są bardziej skłonni do przymykania oczu na jej okropności i lekceważenia jej konsekwencji, nigdzie wojsko nie jest bardziej bezmyślnie gloryfikowane”.
Od czasu inwazji na Krym w 2014 roku ten sam proces militaryzacji, ta sama gloryfikacja wojny ogarnęła Rosję. Rosyjskie szkoły szkolą teraz małe dzieci na żołnierzy. Rosyjska telewizja zachęca Rosjan do nienawiści wobec Ukraińców, do uważania ich za podludzi. Rosyjska gospodarka jest zmilitaryzowana: około 40% krajowego budżetu jest obecnie wydawane na broń. Aby zdobyć pociski i amunicję, Rosja zawiera umowy z Iranem i Koreą Północną, które są jednymi z najbardziej brutalnych dyktatur na świecie. Ciągłe mówienie o wojnie w Ukrainie znormalizowało również ideę wojny w Rosji, czyniąc inne wojny bardziej prawdopodobnymi. Rosyjscy przywódcy od niechcenia mówią o użyciu broni nuklearnej przeciwko swoim sąsiadom i regularnie grożą im inwazją.
Podobnie jak w Niemczech pod rządami Von Ossetsky'ego, krytyka wojny w Rosji jest nie tylko dezawuowana. Ona jest nielegalna. W 2022 r. mój przyjaciel Władimir Kara-Murza podjął odważną decyzję o powrocie do Rosji i wypowiadaniu się stamtąd przeciwko inwazji. Dlaczego? Ponieważ chciał, aby w podręcznikach historii zapisano, że ktoś sprzeciwił się wojnie. Zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Został aresztowany. Jego zdrowie się pogorszyło. Trzymano go w izolacji. Kiedy on i inni ludzie, którzy zostali niesprawiedliwie uwięzieni, zostali w końcu zwolnieni w zamian za grupę rosyjskich szpiegów i przestępców, w tym mordercę zwolnionego z niemieckiego więzienia, jego porywacze zasugerowali, że powinien być ostrożny, ponieważ w przyszłości może zostać otruty. Miał powody, by im wierzyć, ponieważ był już dwukrotnie truty przez agentów rosyjskich służb specjalnych.
Ale on nie był jedyny. Od 2018 r. ponad 116 000 Rosjan zostało ukaranych karnie lub administracyjnie za wyrażanie swoich opinii. Tysiące z nich zostało ukaranych specjalnie za sprzeciwianie się wojnie w Ukrainie. Ich heroiczna walka jest w dużej mierze prowadzona w ciszy. Ich głosy nie mogą zostać usłyszane, ponieważ reżim ustanowił całkowitą kontrolę nad informacją w Rosji.
A co z nami? Co z nami wszystkimi tutaj, zgromadzonymi w historycznym kościele [kościele św. Pawła, gdzie w latach 1848-1849 obradowali delegaci do pierwszego niemieckiego parlamentu – red.], miejscu tak ściśle związanym z niemiecką demokracją, z niemiecką tradycją liberalną?
A co z nami wszystkimi w innych częściach Europy – co powinniśmy zrobić? Nasze głosy nie są ograniczane ani tłumione. Nie jesteśmy więzieni ani truci za wyrażanie swoich opinii. Jak zareagujemy na odrodzenie się formy rządów, o której myśleliśmy, że na zawsze zniknęła z tego kontynentu?
Okupacja i zniszczenie wschodniej Ukrainy to tylko dzień jazdy samochodem stąd lub dwie godziny lotu, gdyby lotniska były otwarte. To prawie taka sama odległość, jak stąd do Londynu.
W pierwszych, emocjonalnie nasyconych dniach wojny, wielu rzeczywiście dołączyło do chóru wsparcia. W 2022 r., podobnie jak w 2014 r., Europejczycy ponownie włączyli telewizory i zobaczyli sceny, które znali tylko z książek historycznych: kobiety i dzieci skulone na stacjach kolejowych, czołgi toczące się po polach, zbombardowane miasta. W tym momencie wiele rzeczy nagle stało się jasnych. Słowa szybko przekształciły się w czyny. Ponad pięćdziesiąt krajów dołączyło do koalicji, aby pomóc Ukrainie, militarnie i ekonomicznie; ich sojusz został utworzony z bezprecedensową szybkością. Byłam naocznym świadkiem – w Kijowie, Odessie i Chersoniu – jak skuteczna była pomoc żywnościowa, wojskowa i wsparcie europejskie. Wydawało się, że to cud.
Jednak w miarę trwania wojny stopniowo pojawiają się wątpliwości. I nie jest to zaskakujące.
Od 2014 r. wiara w demokratyczne instytucje i sojusze gwałtownie zmalała zarówno w Europie, jak w Ameryce. Być może nasza obojętność wobec inwazji na Krym odegrała większą rolę w tym spadku, niż zwykliśmy sądzić
Decyzja o przyspieszeniu współpracy gospodarczej z Rosją po inwazji z pewnością spowodowała zarówno korupcję moralną i finansową, jak cynizm. Cynizm ten został dodatkowo wzmocniony przez rosyjską kampanię dezinformacyjną, którą zignorowaliśmy.
Teraz, w obliczu największego wyzwania dla naszych wartości i interesów w naszych czasach, demokratyczny świat zaczyna się chwiać.
Wielu chciałoby, aby walki w jakiś magiczny sposób ustały. Inni chcą zmienić temat na Bliski Wschód, inny straszny, tragiczny konflikt – ale taki, na który my, Europejczycy, mamy znacznie mniejszy wpływ i niewielką lub żadną zdolność do decydowania o przebiegu wydarzeń.
Świat Hobbesa wymaga wiele od naszych zasobów solidarności. Głębsze zaangażowanie w jedną tragedię nie oznacza obojętności wobec innych. Musimy robić, co w naszej mocy tam, gdzie nasze działania mogą coś zmienić
Stopniowo na sile zyskuje inna grupa, zwłaszcza w Niemczech. To ludzie, którzy ani nie popierają, ani nie potępiają, ale raczej starają się stać ponad kontrowersjami – wierząc lub udając, że wierzą, że jest to argument moralny. Oni mówią: „Chcę pokoju”. Niektórzy nawet poważnie odnoszą się do „lekcji niemieckiej historii” w swoich wezwaniach do pokoju.
Jako że jestem tu dzisiaj, aby odebrać nagrodę pokoju, wydaje się, że to odpowiedni moment, aby wskazać, że wyrażenie „chcę pokoju” nie zawsze jest argumentem moralnym. Należy również powiedzieć, że lekcją niemieckiej historii nie jest to, że Niemcy powinni być pacyfistami. Wręcz przeciwnie: od prawie wieku wiemy, że domaganie się pacyfizmu w obliczu agresywnej, ofensywnej dyktatury jest w rzeczywistości uspokajaniem i akceptowaniem tej dyktatury.
Nie jestem pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę. W 1938 r. Thomas Mann, przebywający wówczas na wygnaniu, zszokowany sytuacją w Niemczech i samozadowoleniem liberalnych demokracji, potępił „pacyfizm, który przynosi wojnę, zamiast ją eliminować”. W 1942 r., po wybuchu II wojny światowej, George Orwell potępił swoich rodaków, którzy wzywali Wielką Brytanię do zaprzestania walki. Pisał:
„Pacyfizm jest obiektywnie profaszystowski. Jeśli podcinasz wysiłki wojenne jednej strony, automatycznie pomagasz drugiej”
W 1983 roku, w tym samym kościele, Manes Sperber, ówczesny laureat Nagrody Pokojowej Księgarzy Niemieckich, również wypowiedział się przeciwko fałszywej moralności pacyfistów swoich czasów, którzy wówczas chcieli rozbroić Niemcy i Europę w obliczu sowieckiego zagrożenia: „Każdy – powiedział – kto wierzy i chce sprawić, by inni uwierzyli, że Europa bez broni, neutralna i poddająca się, może zapewnić pokój w dającej się przewidzieć przyszłości, został oszukany i wprowadza innych w błąd”.
Myślę, że możemy ponownie użyć tych słów. Wielu w Niemczech i Europie, którzy obecnie wzywają do pacyfizmu w obliczu rosyjskiej inwazji, jest rzeczywiście, używając sformułowania Orwella, „obiektywnie prorosyjskich”. Ich argumenty, jeśli zostaną doprowadzone do logicznego wniosku, oznaczają, że musimy zaakceptować rosyjski podbój wojskowy Ukrainy, kulturowe zniszczenie Ukrainy, budowę obozów koncentracyjnych w Ukrainie, porywanie dzieci w Ukrainie. Oznacza to, że musimy zaakceptować Gleichschaltung.
Ta wojna trwa już prawie trzy lata, więc zastanówmy się, co oznaczałyby apele o pokój na początku 1942 roku. Czy ci, których teraz gloryfikujemy jako członków niemieckiego ruchu oporu, chcieli po prostu pokoju? A może próbowali osiągnąć coś ważniejszego?
Pozwólcie, że wyrażę się jasno: ci, którzy promują „pacyfizm” i ci, którzy są gotowi oddać Rosji nie tylko terytorium, ale także ludzi, zasady i ideały, nie nauczyli się absolutnie niczego z historii XX wieku.
Magia frazy „nigdy więcej” uczyniła nas ślepymi na rzeczywistość
W tygodniach poprzedzających inwazję w lutym 2022 r. Niemcy, podobnie jak wiele innych krajów europejskich, uważały wojnę za tak niemożliwą, że rząd niemiecki odmówił dostarczenia Ukrainie broni. I w tym tkwi ironia: gdyby Niemcy i reszta NATO dostarczyły Ukrainie tę broń z wyprzedzeniem, moglibyśmy zapobiec inwazji. Być może nigdy by do niej nie doszło. Być może to niezdecydowanie było również, jak powiedział Thomas Mann, „formą pacyfizmu, który przynosi wojnę, zamiast ją eliminować”.
Ale pozwólcie, że powtórzę to jeszcze raz: Mann nienawidził wojny, podobnie jak reżimu, który ją promował. Orwell nienawidził militaryzmu. Sperber i jego rodzina sami byli uchodźcami wojennymi. Jednak to właśnie dlatego, że nienawidzili wojny z taką pasją i ponieważ rozumieli związek między wojną a dyktaturą, walczyli w obronie liberalnych społeczeństw, które tak bardzo cenili. W 1937 roku Mann wezwał do „wojującego humanizmu, świadomego swojej witalności i zainspirowanego wiedzą, że fanatykom nie można pozwolić na wykorzystywanie i niszczenie zasad wolności, cierpliwości i sceptycyzmu bez wstydu i wątpliwości”. Orwell napisał: „Aby przetrwać, często musisz walczyć, a żeby walczyć, musisz ubrudzić sobie ręce. Wojna jest złem, ale często jest mniejszym złem”. Jeśli chodzi o Sperbera, w 1983 roku stwierdził, że „my, starzy Europejczycy, którzy mamy awersję do wojny, niestety sami musimy stać się niebezpieczni, aby zachować pokój”.
Drodzy przyjaciele, drodzy koledzy!
Przytaczam te wszystkie stare słowa i przemówienia, aby przekonać Was, że wyzwania, przed którymi stoimy, nie są tak nowe, jak się wydaje. Przechodziliśmy przez to już wcześniej i dlatego słowa naszych liberalno-demokratycznych poprzedników przemawiają do nas. Europejskie liberalne społeczeństwa stawiały już czoło agresywnym dyktaturom. Walczyliśmy z nimi wcześniej. Możemy zrobić to ponownie. I tym razem Niemcy są jednym z liberalnych społeczeństw, które mogą poprowadzić tę walkę.
Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się autokratycznego systemu politycznego przez Rosjan, musimy pomóc Ukraińcom wygrać, i to nie tylko dla dobra Ukrainy.
Jeśli istnieje choćby najmniejsza szansa, że porażka militarna może pomóc zakończyć ten przerażający kult przemocy w Rosji, tak jak kiedyś porażka militarna zakończyła kult przemocy w Niemczech, musimy ją wykorzystać
Konsekwencje tego będą odczuwalne na naszym kontynencie i na całym świecie. Nie tylko w Ukrainie, ale także u jej sąsiadów, w Gruzji, w Mołdawii, na Białorusi. I nie tylko w Rosji, ale także wśród jej sojuszników: Chin, Iranu, Wenezueli, Kuby, Korei Północnej.
To nie tylko wyzwanie militarne, ale także walka z beznadzieją, pesymizmem, a nawet rosnącą atrakcyjnością rządów autokratycznych, które czasami są również ukryte pod fałszywym językiem „pokoju”. Pomysł, że autokracje są bezpieczne i stabilne, podczas gdy demokracje wywołują wojny; że autokracje chronią pewną wersję tradycyjnych wartości, podczas gdy demokracje ulegają degradacji – wszystkie te przesłania pochodzą również z Rosji i szerszego autokratycznego świata, a także od tych w naszych społeczeństwach, którzy są gotowi zaakceptować rozlew krwi i zniszczenia dokonane przez państwo rosyjskie jako nieuniknione.
Ci, którzy akceptują niszczenie demokracji innych narodów, są mniej skłonni do walki z niszczeniem własnej. Fałszywe obawy rozprzestrzeniają się jak wirus, ponad granicami
Pokusa popadnięcia w pesymizm jest realna. W obliczu tego, co wydaje się niekończącą się wojną i atakiem propagandy, łatwiej jest po prostu zaakceptować ideę upadku. Pamiętajmy jednak, o co toczy się gra, o co walczą Ukraińcy – i że to oni, a nie my, toczą prawdziwą walkę. Walczą o społeczeństwo takie jak nasze, gdzie niezależne sądy chronią ludzi przed arbitralną przemocą; gdzie gwarantowana jest wolność myśli, słowa i zgromadzeń; gdzie obywatele mogą swobodnie uczestniczyć w życiu publicznym bez obawy o represje; gdzie bezpieczeństwo jest gwarantowane przez szeroki sojusz demokracji, a Unia Europejska jest filarem dobrobytu.
Autokraci, jak rosyjski prezydent, nienawidzą wszystkich tych zasad, ponieważ zagrażają one ich władzy. Niezależni sędziowie mogą pociągać do odpowiedzialności urzędników państwowych. Wolna prasa może ujawnić korupcję wśród wysokich rangą urzędników. System polityczny, który wzmacnia pozycję obywateli, pozwala im zmieniać przywódców. Organizacje międzynarodowe mogą zapewnić rządy prawa. Dlatego propagandziści reżimów autorytarnych zrobią wszystko, co w ich mocy, by podważyć język liberalizmu i instytucje stojące na straży naszych wolności, by je ośmieszyć i upokorzyć – w ich krajach i w naszych.
Rozumiem, że to nowe doświadczenie dla Niemców – być proszonym o pomoc, być wezwanym do dostarczenia broni przeciwko agresywnej sile militarnej.
Ale to jest prawdziwa lekcja niemieckiej historii: nie to, że Niemcy nigdy nie powinni walczyć, ale to, że Niemcy mają szczególną odpowiedzialność za obronę wolności i podejmowanie ryzyka w jej obronie
Wszyscy w demokratycznym świecie jesteśmy uczeni, by być krytycznymi i sceptycznymi wobec naszych własnych przywódców i naszych własnych społeczeństw, więc może nam być niewygodnie, gdy zostaniemy poproszeni o obronę naszych najbardziej fundamentalnych zasad. Ale proszę, posłuchajcie mnie: nie pozwólcie, by sceptycyzm przerodził się w nihilizm. My, reszta demokratycznego świata, potrzebujemy was.
W obliczu brzydkiej, agresywnej dyktatury na kontynencie, nasze zasady, nasze ideały i sojusze, które wokół nich zbudowaliśmy, są naszą najpotężniejszą bronią. W obliczu zagrożenia odradzającym się autorytaryzmem my, przedstawiciele demokratycznego świata, jesteśmy naturalnymi sojusznikami. Dlatego musimy teraz potwierdzić naszą wspólną wiarę w to, że przyszłość może być lepsza, że wojnę można wygrać, a dyktaturę można ponownie pokonać – naszą wspólną wiarę w to, że wolność jest możliwa i że prawdziwy pokój jest możliwy na tym kontynencie i na całym świecie. I musimy działać zgodnie z tym przekonaniem.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!