Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Ekonomista rolnictwa: musimy przygotować się do konkurowania z Ukrainą na rynkach Unii
Polskie rolnictwo nie uniknie konkurencji ze strony producentów z Ukrainy, bo prędzej czy później ten kraj wstąpi do UE – powiedział w rozmowie z PAP prof. Wawrzyniec Czubak z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zaznaczył, że jeśli się do tego nie przygotujemy, czeka nas bolesne zderzenie z realiami rynku
Co stanie się z rynkiem rolnym po przystąpieniu Ukrainy do UE? Zdjęcie: Shutterstock
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
– Konkurencja ukraińskiego rolnictwa jest nieunikniona i trzeba się do niej dobrze przygotować. Sposobem na to nie jest blokowanie granicy – ocenił prof. Wawrzyniec Czubak.
Przewagi konkurencyjnej musimy szukać według niego w wyższej wartości dodanej dla surowców rolnych: rozwoju produkcji zwierzęcej w gospodarstwach indywidualnych, przetwórstwie rolno-spożywczym, budowaniu jakości i marki polskich produktów. Zdaniem prof. Czubaka obawy, że napływ ukraińskiego zboża zdemoluje polskie rolnictwo, są mocno przesadzone. Demonizowane są również konsekwencje przyszłej akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej.
Jak wskazał, Ukraina eksportuje przede wszystkim surowce rolne, tj. zboża i kukurydzę. Jest też znaczącym światowym eksporterem oleju słonecznikowego.
– Europa nie jest jednak tradycyjnym kierunkiem dla ukraińskiego eksportu, który przed wojną trafiał przede wszystkim do Azji i krajów Afryki Północnej.
Jeśli uda się utrzymać szlaki czarnomorskie i eksport na te rynki, ograniczone zostanie ryzyko, że ukraińskie zboże będzie lokowane na rynkach europejskich, w tym w Polsce
Według Czubaka sytuacja ulegnie zmianie wraz z przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej, gdyż wtedy może nastąpić tzw. „efekt tworzenia nowej siły i ruchu rynkowego” w handlu zagranicznym — to znaczy, korzystając z udziału Ukrainy w jednolitym rynku europejskim, znaczna część ukraińskich produktów rolnych trafi do UE, w tym na rynek polski.
Zapewnił, że wbrew powszechnemu przekonaniu eksport ukraińskich zbóż nie będzie czynnikiem, który radykalnie zmieni równowagę sił i zniszczy rynek UE, chociaż jego wpływ będzie oczywiście namacalny:
— Ważne jest, aby być świadomym skali europejskiego rolnictwa. Obecnie UE produkuje 280 milionów ton zboża, a cały ukraiński eksport wynosi obecnie 20 milionów ton rocznie.
Wejście Ukrainy do Unii Europejskiej jest w opinii profesora kwestią czasu. Zaznaczył jednak, że będzie ono poprzedzone procesem akcesyjnym, jaki zastosowano wobec wszystkich przyjętych wcześniej krajów, a jednym z kluczowych obszarów negocjacyjnych będzie rolnictwo. Ukraina będzie musiała spełnić wszystkie kryteria konwergencji.
– Zajmie to jeszcze wiele lat, więc możemy się do tego przygotować. Jeśli jednak ten czas prześpimy, zderzenie z rzeczywistością będzie bolesne, a konkurencyjność polskiego rolnictwa zostanie poważnie zachwiana – stwierdził.
Zdaniem Czubaka w Polsce od wielu lat brakuje długofalowej polityki rolnej. Zamiast tego są doraźne działania sterowane politycznie, czy wymuszane np. przez rolnicze protesty:
– Rolnicy wywalczyli odroczenie wejścia w życie Zielonego Ładu i wprowadzenie embarga na produkty z Ukrainy. Ale to nie zapewni mocnej pozycji konkurencyjnej polskiego rolnictwa w przyszłości.
Przykładem błędów w polityce rolnej jest też dystrybucja środków pomocowych:
– Zamiast skoncentrować się na proinwestycyjnych działania skierowanych do dużych, towarowych gospodarstwach, rozprasza się środki, na przykład przenosząc część z nich z funduszy restrukturyzacyjnych (tzw. II filaru Wspólnej Polityki Rolnej) na dopłaty bezpośrednie.
Ekspert jest przekonany, że polskie rolnictwo będzie mogło skutecznie konkurować z ukraińskim, o ilei skoncentruje się na tych segmentach produkcji, w których ma przewagę:
– Domeną ukraińskiego rolnictwa jest, jak wspomniałem, produkcja tzw. surowców pierwotnych: zbóż podstawowych, kukurydzy. Według różnych źródeł od jednej trzeciej nawet do połowy areału należy tam zaś do agroholdingów, czyli wielkoobszarowych kompleksów rolnych, gdzie efekt skali jest ogromny. To są olbrzymie przedsiębiorstwa, w których stosowane są nowoczesne technologie upraw, a zarządzają nimi wysoko wykwalifikowani menedżerowie.
Polscy rolnicy nie mają szans, by w tym segmencie produkcji z nimi konkurować
Czubak upatruje szans na rozwój polskiego rolnictwa w zwiększaniu produkcji zwierzęcej. Wskazał przy tym, że w Polsce jest ona znacznie większa niż w Ukrainie:
– Produkuje się u nas dwa razy więcej żywca wołowego, a w przypadku trzody chlewnej proporcje są jeszcze bardziej korzystne.
W Polsce istnieje też przestrzeń do rozwoju chowu świń.
– W szczytowym momencie mieliśmy w kraju nawet 21 mln sztuk. Dziś mamy niewiele ponad 9 mln, co oznacza, że mamy możliwość zagospodarowania kilku milionów ton zbóż, które mogłoby być wykorzystane do karmienia zwierząt.
Kolejną ważną sprawą jest opracowanie przemyślanego programu rozwoju przemysłu rolno-spożywczego.
– Musimy zbudować drobne przetwórstwo z wartością dodaną na poziomie gospodarstwa rolnego – mówi prof. Czubak. – Oczywiście nie chodzi o to, żeby rolnik otwierał przy gospodarstwie piekarnię, czy masarnię.
Ale duzi producenci rolni mogliby zakładać grupy producenckie czy spółdzielnie, by wspólnie produkować pasze, mieć udziały w lokalnych młynach itp.
Niezbędne jest też wykreowanie polskich marek rolno-spożywczych na międzynarodowych rynkach, co wymaga nie tylko pracy, ale i nakładów finansowych.
– Obecnie nie mamy ani jednej. Powinniśmy brać przykład z Włoch, Szwajcarii czy Francji, gdzie koszty pracy są znacznie wyższe niż u nas, a mimo to dzięki rozpoznawalnym brandom tamtejsze produkty rolno-spożywcze, np. sery, sprzedawane są z dużą wartością dodaną – podkreślił naukowiec.
Polska Agencja Prasowa jest jedyną państwową agencją informacyjną w Polsce. Istnieje od 1918 r.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Zełenski: „Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę”
Wołodymyr Zełenski podziękował Polsce i całemu polskiemu narodowi za nieustające wsparcie dla Ukrainy, pomoc obronną i szacunek dla Ukraińców.
Prezydent mówił o konsekwencjach dzisiejszego rosyjskiego ataku na ukraiński sektor energetyczny, w szczególności na obiekty energetyczne w obwodzie lwowskim. W odpowiedzi Polska wyraziła gotowość do dostarczania Ukrainie energii elektrycznej.
Podczas spotkania Zełenski i Tusk szczegółowo omówili kwestie pomocy obronnej, w tym dostaw i produkcji broni oraz związanych z tym inwestycji. Ukraina ma znaczące możliwości produkcji wszelkiego rodzaju dronów, wielu typów sprzętu i artylerii.
– Rozmawialiśmy również o możliwościach przybliżenia pokoju dla Ukrainy i całej Europy. Za pięć dni w Stanach Zjednoczonych odbędzie się inauguracja prezydentury Donalda Trumpa. Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę” – powiedział Zełenski.
Według niego Ukraina w ciągu najbliższych sześciu miesięcy Ukraina oczekuje wzmocnienia sankcji wobec Rosji i intensywnej współpracy w negocjacjach w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej.
– Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, oczywiście w celu przyspieszenia procesu akcesyjnego – zapewnił z kolei premier Polski.
Odpowiadając na pytanie o swoje oczekiwania wobec nadchodzącej administracji Donalda Trumpa Wołodymyr Zełenski powiedział, że spodziewa się, iż USA będą kontynuować politykę wzmacniania Ukrainy.
Zełenski stwierdził, że trwają prace nad treścią i formatem nadchodzącego spotkania, które odbędzie się po inauguracji. Nie wdawał się jednak w szczegóły ani nie podał daty spotkania. Stwierdził tylko, że najważniejszym oczekiwaniem jest teraz zakończenie wojny z silnymi gwarancjami bezpieczeństwa:
– Chcemy zakończyć [wojnę – red.] sprawiedliwym pokojem, a w tym celu musimy mieć pewność, że Rosja nie powróci z wojną przeciwko Ukrainie. Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa.
Według niego Ukraina obecnie uważa członkostwo w UE i przyszłe członkostwo w NATO za strategicznie silne gwarancje bezpieczeństwa.
Gwarancje te powinny również obejmować „poważne pakiety uzbrojenia i wsparcie dla naszej armii, których nie można zmniejszyć, gdy jesteś sąsiadem Rosji”
Zełenski zauważył, że Ukraina popiera rozmieszczenie kontyngentów niektórych krajów sojuszniczych na swoim terytorium jako potencjalną gwarancję bezpieczeństwa. Dodał jednak, że rozmieszczenie to nie może być jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Oświadczył, że omówił już tę kwestię z partnerami bałtyckimi i zrobi to również z brytyjskim przywódcą.
Przed rozmieszczeniem zagranicznego kontyngentu opcją mogłoby być wysłanie do Ukrainy zagranicznych instruktorów z programem szkoleniowym.
Ponadto prezydent podkreślił, że Ukraina nie będzie bawić się w „gierki z komunikatami o redukcji” swojej armii:
– Nasza armia jest dziś jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Sposób utrzymania dużej armii również jest częścią tych porozumień.
Duda: „Najważniejszą kwestią są gwarancje bezpieczeństwa, które Ukrainie mogą zapewnić tylko kraje Sojuszu”
– Tak naprawdę tylko kraje NATO mogą dać Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, a największą gwarancją byłoby przyjęcie jej do NATO – powiedział z kolei prezydent RP Andrzej Duda po spotkaniu z prezydentem Zełenskim. Dodał, że wierzy, iż Ukraina stanie się członkiem Sojuszu.
Na konferencji prasowej po wspólnym spotkaniu Duda zaznaczył, że kluczowymi tematami rozmów były aspiracje Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO.
Przypomniał, że w 2022 roku Ukraina otrzymała status kraju kandydującego do UE. – Mam nadzieję, że dzisiaj będziemy w stanie zrealizować wszystkie zadania, które stoją przed nami i Ukrainą w związku z jej pełnym przystąpieniem do UE tak szybko, jak to możliwe – dodał. – Natomiast z punktu widzenia Ukrainy najważniejsza jest kwestia gwarancji bezpieczeństwa, które tak naprawdę mogą być zapewnione Ukrainie tylko przez państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Największą gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy byłoby – i wierzę, że w najbliższej przyszłości będzie – członkostwo w NATO, czyli (...) gwarancje związane z artykułem 5.
Tusk: „Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię akcesji Ukrainy do UE”
– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i pomoc. Fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie – powiedział Donald Tusk.
Podkreślił, że spotkanie z ukraińskim prezydentem odbywa się na początku polskiej prezydencji w Radzie UE. Według niego w relacjach Polski i Ukrainy „w czasie brutalnej wojny rozpętanej przez Rosję fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie”.
– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i polską pomoc. To jest także jedno z moich zadań, by pomagać i wspierać całą UE w obronie przed brutalną agresją Rosji – stwierdził
Podczas wspólnej konferencji prasowej z Zełenskim zaznaczył, że „niepodległa, suwerenna Ukraina, która sama decyduje o swoim losie, to nie tylko oczywista sprawiedliwość dziejowa, ale także bezdyskusyjny warunek bezpieczeństwa Polski i całej Europy”.
Premier RP oświadczył ponaddto, że polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię przystąpienia Ukrainy do UE: – Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, by przyspieszyć proces akcesyjny.
Dodał, że po „działaniach biurokratycznych” rozmowy o wspólnych interesach będą prowadzone językiem konkretów, a nie sentymentów, bo w tej „wspólnocie interesów” każdy powinien umieć zadbać o swoje interesy. – Pomożemy Ukrainie, ale nadal będziemy bronić naszych interesów narodowych – podkreślił.
Aneksja Kanady, zakup Grenlandii, zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej i przejęcie kontroli nad Kanałem Panamskim – to ostatnie pomysły amerykańskiego prezydenta elekta Donalda Trumpa, które niedawno przedstawił dziennikarzom. W kontekście niedawnej zapowiedzi dymisji premiera Kanady Justina Trudeau wydają się one szczególnie niepokojące. Sestry rozmawiają z gen. Rickiem Hillierem, byłym szefem kanadyjskiego sztabu obrony (2004-2008) i członkiem Rady Doradczej Światowego Kongresu Ukraińskiego – o tym, czy Kanada może stać się 51. stanem Ameryki i jak wsparcie Ottawy dla Ukrainy może się zmienić po wyborach.
Retoryka nacisku
Maryna Stepanenko: Czy ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o chęci przyłączenia Kanady do Ameryki, a także jego pomysły dotyczące Grenlandii i Kanału Panamskiego stanowią realne zagrożenie – zwłaszcza biorąc pod uwagę istnienie „Czerwonego” Planu Wojennego [War Plan Red – aut.], który Stany Zjednoczone opracowały w latach 30. XX wieku i który obejmuje m.in. strategię przejęcia Kanady?
Rick Hillier: Prawdziwym zagrożeniem jest nasza niezdolność do zakomunikowania administracji Trumpa i innym Amerykanom, że Kanada jest bezcennym sojusznikiem, przyjacielem i partnerem Stanów Zjednoczonych. I że nasze kraje są razem silniejsze, gdy dzielimy wspólną strefę bezpieczeństwa oraz strefę gospodarczą i handlową. Nasza komunikacja w tej kwestii nie była jasna ani w słowach, ani w działaniach – dlatego musimy zrobić więcej w tym zakresie.
Czy postrzegam słowa Trumpa jako zagrożenie? Uważam, że jego podejście może wiązać się z ryzykiem gospodarczym i innymi problemami. Ale czy istnieje zagrożenie dla suwerenności Kanady? Nie. Od setek lat dogadujemy się z naszymi wielkimi przyjaciółmi, kuzynami i sojusznikami na południu. I nadal bez wątpienia będziemy to robić.
Do kogo skierowane są wypowiedzi Trumpa? I jaki sygnał wysyła on do krajów o imperialistycznych apetytach, w szczególności jeśli chodzi o Rosję i Chiny?
Po pierwsze, nie sądzę, by gdziekolwiek wysyłał imperialistyczne sygnały. Trump jest przede wszystkim biznesmenem. A po drugie – jest drapieżnikiem. On dobrze wie, że kiedy wnika w umysły ludzi i zmusza ich do dyskusji, dezorientuje swoich przeciwników i zyskuje przewagę. Teraz dąży do zmian gospodarczych na rynku północnoamerykańskim, w handlu między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi. Chce zmniejszyć nierównowagę handlową, która dziś jest korzystna dla Kanady, i zwiększyć równowagę handlową – na korzyść obu krajów. Trump chce również, by Ottawa zrobiła więcej w kwestii bezpieczeństwa. Dlatego mówi, że Kanada stanie się 51. stanem – by, jak sądzę, wytrącić naszych przywódców z równowagi i uczynić ich być może nieco bardziej bezbronnymi. On może wykorzystać tę bezbronność, by zrobić to, co uzna za stosowne.
Kanada potrzebuje zmian
Rok temu powiedział Pan, że Kanadzie grozi „brak znaczenia” na arenie światowej. Czy nadal Pan tak uważa? Czy zmiana rządu po odejściu Justina Trudeau może zmienić sytuację?
Kanada już stała się nieistotna – to nie jest zagrożenie, to już się stało. Pamiętam, że w roku 2006, 2007 czy 2008, kiedy nasi politycy przemawiali na przykład w NATO, wszyscy słuchali. Obecnie w większości kwestii międzynarodowych Kanada nie jest nawet konsultowana. Musimy narzucać się w dyskusjach, by nas wysłuchano.
Staliśmy się w dużej mierze nieistotni. Jednym z powodów jest to, że pozwoliliśmy naszym siłom zbrojnym na dezintegrację. Nasza armia jest znacznie mniejsza, niż powinna być
Pozwoliliśmy, by nasze zdolności dyplomatyczne, nasza pozycja gospodarcza i finansowa pogorszyły się na wiele sposobów. Dlatego nasze wpływy na świecie znacznie się zmniejszyły – do tego stopnia, że prawdopodobnie nie jesteśmy istotni w kontekście większości incydentów, do których dochodzi obecnie na świecie.
Jak można to zmienić?
Przede wszystkim potrzebujemy zmiany rządu. Sondaże pokazują, że Kanadyjczycy są niezadowoleni ze stanu rzeczy w kraju. Potrzebujemy wyborów i zmiany rządu. Następnie musimy odbudować fundamenty narodu, filary państwowości, które zniszczyliśmy w ciągu ostatniej dekady.
Jednym z nich, ale tylko jednym, są kanadyjskie siły zbrojne. Musimy w nie mocno zainwestować. NATO ustaliło 2% PKB jako minimalny poziom inwestycji w siły zbrojne sojuszników. Musimy przekroczyć tę wartość.
Musimy też zmienić sposób, w jaki pozyskujemy sprzęt i zaopatrzenie potrzebne kanadyjskim siłom zbrojnym. Bo dziś pozyskiwanie nawet niewielkich elementów zajmuje lata, a czasem nawet dziesięciolecia. To niedopuszczalne
Celem kanadyjskich sił zbrojnych powinno być tworzenie wojowników, a nie zwolenników ideologii woke [ruch społeczny, który koncentruje się na podnoszeniu świadomości na temat kwestii rasowych, płci, nierówności społecznych i niesprawiedliwości, wzywając do zmian i wspierając prawa mniejszości – red.]. To wymaga fundamentalnych zmian, a one wymagają nowego rządu.
Potrzebujemy również nowej energii i siły na arenie międzynarodowej. Musimy odmłodzić nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by przywrócić nasze wpływy. Jednocześnie musimy bardzo uważnie skupić się na tym, dokąd zmierzamy i gdzie będziemy kierować nasze wsparcie, bo nie możemy być wszystkim dla wszystkich.
Europa oczywiście pozostaje dla nas kluczowym obszarem, Ukraina pozostaje absolutnie ważnym obszarem. Kanada powinna nie tylko kontynuować jej wspieranie, ale w nadchodzących miesiącach i latach je podwoić.
Pana kraj jest obecnie piątym największym na świecie dostawcą pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej dla Kijowa. Czy powinniśmy spodziewać się zmian w tym względzie, biorąc pod uwagę nadchodzącą zmianę przywództwa w Ottawie?
Dużym wyzwaniem dla Kanady jest to, że 99% Kanadyjczyków nie rozumie, dlaczego inwestujemy miliardy dolarów we wspieranie Ukrainy w walce z Rosją.
Jednocześnie Kanadyjczycy borykają się z niewiarygodnie wysokimi cenami, astronomiczną inflacją, często mają trudności z utrzymaniem swoich rodzin, martwią się o pracę. Martwią się też o wpływ nowej administracji Trumpa na nasz kraj. Na tle tych problemów trudno im zrozumieć, dlaczego nadal wysyłamy do Ukrainy sprzęt wart miliardy dolarów.
Potrzebujemy więc przede wszystkim kampanii informacyjnej, przekazywania Kanadyjczykom argumentów przemawiających za wspieraniem Ukrainy za pośrednictwem wszystkich możliwych kanałów: tradycyjnych mediów, mediów społecznościowych, osobistych dyskusji i debat, przemówień
W wyniku 25. spotkania w Rammstein Kanada obiecała przekazać 440 milionów dolarów pomocy wojskowej, która zostanie wykorzystana na czeską inicjatywę zakupu amunicji, pocisków różnych kalibrów od kanadyjskiego przemysłu oraz wsparcie produkcji dronów w Ukrainie. Jak Pan ocenia wpływ pomocy wojskowej Kanady na zdolności operacyjne ukraińskich sił zbrojnych? Widzi Pan jakieś zmiany w dynamice wojny spowodowane tym wsparciem?
Nic, co Kanada może zapewnić, nie zmieni wyniku tej wojny. Kiedy działamy w pojedynkę, nasze możliwości są ograniczone. Tylko razem możemy coś zmienić. Kanadyjska produkcja amunicji jest nadal bardzo, bardzo ograniczona.
Jeśli chodzi o perspektywę rozwoju dronów, myślę, że to świetna sprawa. Czytałem, że Ukraina chce produkować od dwóch i pół do trzech milionów dronów rocznie. I jeśli kanadyjskie dolary pomogą jej w dalszym rozwoju krajowego przemysłu dronów, da to ukraińskim siłom zbrojnym jeszcze większe możliwości obrony przed rosyjskimi atakami.
Prawdziwa stawka pomocy Ukrainie
Co Pan sądzi o komunikatach płynących z Berlina? Podczas gdy Kanada ogłasza dodatkowe wsparcie, kanclerz Olaf Scholz blokuje nowy pakiet niemieckiej pomocy dla Ukrainy. Uważa, że „nie jest on krytycznie potrzebny”. Jak Ukraińcy powinni interpretować takie oświadczenia?
Nie powinniśmy być zaskoczeni, że Niemcy w wielu przypadkach niechętnie udzielają wsparcia wojskowego.
Jak powiedział mi jeden z moich przyjaciół żołnierzy, spędziliśmy ostatnie 75 lat na upewnianiu się, że Niemcy nigdy nie powtórzą chaosu II wojny światowej. A teraz prosimy ich, by nagle, z dnia na dzień, zmienili tę dynamikę i zaangażowali się w wojnę w bardzo bezpośredni sposób – zapewniając sprzęt i możliwości, które umożliwią jednej konkretnej stronie, Ukrainie, odniesienie sukcesu na polu bitwy.
To frustrujące, a czasem wręcz przygnębiające. Tyle że w demokracji musisz pracować, mieć pewność, że wyborcy rozumieją, dlaczego robisz to, co robisz
Wielokrotnie wspominał Pan o potrzebie organizowania kampanii informacyjnych, aby wyjaśnić ludziom Zachodu, dlaczego Ukraina potrzebuje pomocy w wojnie z Rosją. Może Pan wymienić kluczowe argumenty w tej sprawie?
Pierwszy argument podzieliłbym na dwie kategorie. Po pierwsze, to jest rodzaj pozytywnego wpływu strategicznego. Nie powinniśmy pozwalać dyktatorowi na brutalną inwazję na terytorium demokratycznego sąsiada, skoro podpisał on umowę [memorandum budapesztańskie – red.], która zobowiązała go do nieatakowania Ukrainy w zamian za oddanie przez nią z broni nuklearnej.
Nie możemy pozwolić, by społeczność międzynarodowa działała w taki sposób. Kanada zależy od stabilnego świata. Kiedy wszyscy mają się dobrze, nasz naród kwitnie – mamy dobre stosunki handlowe, dobre wyniki gospodarcze. Potrzebujemy tego rodzaju stabilności.
Jednocześnie nie powinniśmy pozwalać bezwzględnemu dyktatorowi na robienie tego, co chce on i jego siły zbrojne
Jeśli będziemy to tolerować i odmówimy wsparcia Ukrainie, to jaki sygnał wyślemy Chinom, które spoglądają na Tajwan? Jaki sygnał wyślemy Korei Północnej, która patrzy na południe, za 38. równoleżnik [wzdłuż tego równoleżnika przebiega granica między Koreą Północną a Południową – red]?
I jaki sygnał wyślemy Iranowi, który próbuje dozbroić swoich sojuszników w Jemenie, Libanie, Syrii i w Strefie Gazy? To byłyby absolutnie niewłaściwe sygnały. Powinniśmy wspierać Ukrainę jako element stabilności społeczności międzynarodowej.
Po drugie, wszyscy jesteśmy częścią Organizacji Narodów Zjednoczonych. A ONZ uchwaliła rezolucję dotyczącą „obowiązku ochrony”. Kiedy jeden kraj napada na inny kraj i jest to akt nielegalny w świetle prawa wojennego, mamy obowiązek wspierać napadnięty kraj. Kanada była jednym z państw, które doprowadziły do przyjęcia tej rezolucji. Oznacza to, że musimy pomagać Ukrainie.
Drugi argument jest korzyść dla Kanady.
Jeśli Rosjanie zajmą wschodnie regiony Ukrainy i zatrzymają je, jeśli zajmą centralną część wokół Kijowa i uczynią z niej kontrolowaną przez Rosję marionetkę, a następnie pogrążą zachodnią Ukrainę w niestabilności, będzie od 5 do 25 milionów ukraińskich uchodźców zmierzających na Zachód
Jest pani w stanie sobie wyobrazić, jaki wpływ miałoby to na Czechy, Słowację, Niemcy, Francję czy Kanadę? Trzeba więc wyjaśnić obywatelom krajów zachodnich, że takie koszmarne scenariusze są bardzo realne i właśnie to nas czeka, jeśli przestaniemy wspierać Ukrainę.
Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział, że każdego dnia dochodzi do hybrydowych ataków Rosji na Morzu Bałtyckim. Jak NATO powinno reagować na te działania?
Po pierwsze, musimy zacząć wykorzystywać nasze siły morskie do odpędzania rosyjskich, a nawet chińskich statków od miejsc, w których układane są nasze rurociągi i linie kablowe. Nie powinniśmy pozostawiać tego przypadkowi. Po drugie, gdy dojdzie do takiego incydentu, musimy działać jak Finlandia: natychmiast rozmieścić siły morskie. Powinniśmy przejąć statki, które spowodowały szkody, a następnie zakazać tym statkom i ich załogom pływania w tym obszarze.
2025: prawdziwego pokoju nie będzie
W zeszłym roku, w przeddzień drugiej rocznicy rosyjskiej inwazji, powiedział Pan, że Ukraina przechodzi przez „najbardziej kruchy, najbardziej wrażliwy okres”. Za półtora miesiąca trzecia rocznica wybuchu pełnoskalowej wojny. Jak opisałby Pan obecną sytuację?
Prawie tak samo, jak opisałem ją rok temu: im dłużej trwa ta wojna, tym więcej ofiar śmiertelnych ponosi Ukraina i tym większe jest obciążenie dla jej gospodarki, państwa, ludzi. Mogę sobie tylko próbować wyobrazić morale ogromnej większości ludności, która była atakowana w takiej czy innej formie każdego dnia przez trzy lata, ten psychologiczny wpływ, jaki to na nią wywiera.
Ukraina była fenomenalna w swojej determinacji, by się bronić i nie pozwolić Putinowi wygrać. W historii nie znajdziemy lepszego przykładu odwagi, wytrwałości, nieustępliwości i zwykłej determinacji, by nie pozwolić dyktatorowi wygrać. Ale im dłużej wojna będzie trwać, tym większy będzie jej ciężar.
Jednocześnie od trzech lat mówimy, że Rosja nie może kontynuować wojny – a jednak nie widzimy żadnych zmian. Przewidywaliśmy upadek Moskwy, jej gospodarki, sił zbrojnych, sprzętu – lecz przez trzy lata nic się nie zmieniło. Zastanawiam się, czy czasem zdolność Rosji do kontynuowania tej walki nie jest większa niż Zachodu.
Nie sądzę, że powinniśmy spodziewać się teraz znaczących zmian. Mogą one nadejść po 20 stycznia, kiedy prezydent elekt Trump i jego administracja przejmą władzę w Stanach Zjednoczonych
Pozostaje jednak pytanie, co zamierzają zrobić. Być może pojawi się nowe podejście do wojny. Nie wiem jednak, jakie ono będzie.
Wołodymyr Zełenski powiedział, że jego spotkanie z Trumpem będzie jednym z pierwszych, jeśli chodzi o światowych przywódców, ponieważ kwestia zakończenia wojny jest jednym z priorytetów amerykańskiego prezydenta elekta. Z kolei Trump stwierdził, że jego zespół pracuje nad zorganizowaniem spotkania z Putinem. Czego Ukraina powinna spodziewać się w wyniku tych rozmów?
Trump chce zakończenia wojny. Jak to zrobić – to wielkie pytanie. Ukraina też chce zakończyć wojnę, uzyskać gwarancje bezpieczeństwa na przyszłość i odzyskać terytoria, które Rosja zajęła na wschodzie. Nie jestem pewien, czy wszystko to można osiągnąć bez rzeczywistego zwycięstwa.
Jeśli Waszyngton powie coś w stylu: „Nie będziemy już dostarczać wam broni, oddamy Rosji wschodnie regiony, zakończymy wojnę i zagwarantujemy pokój” – to pojawia się pytanie: kto to zagwarantuje? Wątpię też, by Kijowowi zaproponowano natychmiastowe członkostwo w NATO, ale nie wiem, jaka może być alternatywa.
Sądzę, że na Ukrainie i na prezydencie Zełenskim będzie wywierana ogromna presja, by można było wynegocjować jakiś rodzaj zawieszenia broni i być może pokoju z Rosją w dłuższej perspektywie.
Myślę, że najbliższe miesiące z pewnością będą trudne.
Na początku stycznia Ukraina rozpoczęła kolejną ofensywę w obwodzie kurskim. W tym samym czasie Rosja nasila swoją ofensywę na wschodzie. To przygotowanie do przyszłych negocjacji, które mogą mieć miejsce po inauguracji Trumpa?
Jestem pewien, że każda ofensywa Ukrainy i każda ofensywa Rosji – niezależnie od tego, kto je planuje i prowadzi – są obliczone na sukces w potencjalnych przyszłych negocjacjach.
Ze strategicznego punktu widzenia, z punktu widzenia Ukrainy, ofensywa w rejonie Kurska jest niewiarygodnie inteligentna. Czy jest ryzykowna? Tak, jest, bo wymaga wielu zasobów, które mogłyby zostać wykorzystane do obrony.
Ale najlepszą obroną jest dobra ofensywa. To jedna z tych rzeczy, które po stuleciach wojen pozostały aktualne.
Dlatego myślę, że to, co robi Ukraina, jest skuteczną ofensywą, która ma strategiczny sens
Widzi Pan jakieś warunki wstępne dla zakończenia wojny do końca 2025 roku?
Nie, nie widzę. Widzę potencjalne zawieszenie broni na pewien czas, w zależności od tego, co spróbuje zrobić administracja Trumpa. Ale to tylko potencjalne zawieszenie broni, a nie coś, co przekształci się w trwały pokój, który pozwoli Ukrainie rozpocząć odbudowę z przekonaniem, że nie będzie już musiała walczyć z Rosją.
Zdjęcie główne: VALENTYN OGIRENKO/AFP/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
1 stycznia 2025 r., po wygaśnięciu pięcioletniej rosyjsko-ukraińskiej umowy tranzytowej, Ukraina zaprzestała przesyłania rosyjskiego gazu. Słowaccy i węgierscy importerzy gazu wzywają do wznowienia tranzytu przez Ukrainę, twierdząc, że jego zawieszenie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu. Co więcej, jak donosi Reuters, podczas wizyty w Moskwie słowacki premier Robert Fico rzekomo uzgodnił dostawy rosyjskiego gazu na Słowację, choć szczegóły tych umów nie są znane.
Jeszcze w listopadzie Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, zapewniała, że UE jest gotowa wstrzymać tranzyt rosyjskiego gazu i ma wystarczająco dużo alternatywnych źródeł dostaw. Wcześniej Wołodymyr Zełenskij powiedział, że Ukraina nie będzie kontynuować tranzytu rosyjskiego gazu i nie pozwoli Rosji zarabiać miliardów na krwi Ukraińców.
Rozmawiamy z Mychajło Honczarem, ekspertem ds. energetyki i prezesem Centrum Studiów Globalnych „Strategia XXI” – o tym, co stanie się z ukraińską siecią gazociągów po wstrzymaniu tranzytu, jak ono wpłynie na ceny gazu w kraju, czy Rosja znajdzie sposób na przywrócenie zysków z gazu i czy słowaccy oraz węgierscy lobbyści mogą ponownie uzależnić UE od rosyjskiego gazu.
Kateryna Tryfonenko: 1 stycznia Ukraina wstrzymała tranzyt rosyjskiego gazu. Jak ważna jest ta decyzja? Czy naprawdę możemy powiedzieć, że era rosyjskiego gazu w Europie dobiegła końca?
Mychajło Honczar: Droga syberyjskiego, rosyjskiego gazu do Europy zawsze biegła przez Ukrainę. Od czasów sowieckich, od późnych lat 60., kiedy pojawiły się pierwsze systemy wielkich gazociągów, aż do teraz jest to główny szlak gazowy. Stwierdzenie, że era rosyjskiego gazu w Europie już dobiegła końca, jest prawdopodobnie przedwczesne, ponieważ jest jeszcze druga nitka gazociągu – Turkish Stream. Przechodzi on przez europejską część Turcji, a następnie przez Bułgarię i Serbię na Węgry. Ma przepustowość 15,75 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Dla porównania, w 2019 roku, w szczycie dostaw gazu do Unii Europejskiej wszystkimi możliwymi gazociągami, Rosja dostarczyła 156 miliardów metrów sześciennych. 15,75 miliarda to dziesięć razy mniej. A to zdaje się sugerować, że era rosyjskiego gazu w Europie powoli dobiega końca.
Tyle że jeśli mówimy o eksporcie rosyjskiego gazu do strefy europejskiej w ogóle, to jest jeszcze Turcja
Chociaż nie jest częścią UE, zużywa dużo rosyjskiego gazu. Bałkany robią to samo. W kierunku Turcji Rosja ma gazociąg Blue Stream, oddany do użytku pod koniec lat 90., o przepustowości 16 miliardów metrów sześciennych, oraz jedną nitkę Turkish Stream, również o przepustowości 16 miliardów metrów sześciennych, która faktycznie pracuje na rzecz Turcji. Innymi słowy, Rosja może eksportować do Turcji maksymalnie 32 miliardy metrów sześciennych (lecz w rzeczywistości eksportuje mniej).
Podsumowując: jeśli weźmiemy pod uwagę szczytowe wolumeny dostaw w latach 2018-19 na rynek europejski w szerokim kontekście, w tym na Bałkany i do Turcji, były to około 203 miliardy metrów sześciennych gazu. Teraz mamy 48 miliardów – jedną piątą.
To znacząca strata dla rosyjskiej gospodarki. Czy Rosjanie mogą ją zrekompensować w innych obszarach?
Podjęli desperacką próbę – mówię o idei Putina „zwrotu na wschód” – z gazociągami na rynek azjatycki, do Chin. Udało im się jednak zbudować tylko gazociąg Siła Syberii. Skierowanie do Chin tych strumieni gazu, które płynęły do Europy, jest niemożliwe, ponieważ system produkcji gazu zachodniosyberyjskiego i jamalskiego, bo tam znajdują się główne złoża gazu, nie ma połączenia z systemem produkcji i przesyłu gazu wschodniosyberyjskiego.
Dlatego to, co miało trafić do Europy, może trafić albo do Europy – albo nigdzie
Owszem, istnieje projekt Siła Syberii 2 i Moskwa na niego stawiała, ale w zeszłym roku Xi Jinping otwarcie powiedział Putinowi, że mogą zbudować ten gazociąg, lecz tylko wtedy, gdy cena tego gazu dla Chin będzie taka sama jak cena gazu na rosyjskim rynku krajowym. To oczywiście czyni budowę systemu rurociągów, który kosztuje pięćdziesiąt miliardów euro, zupełnie niepotrzebną. Bo taka budowa nigdy się nie zwróci. Dlatego właśnie zwrot ku Chinom był kompletnym fiaskiem.
Widzimy, że Gazprom zmniejsza produkcję gazu. Teoretycznie może sprzedawać go na rynku krajowym, ale wymagałoby to zakrojonego na szeroką skalę programu gazyfikacji w Rosji. Wygląda na to, że jest on realizowany od lat, jednak na rosyjskim rynku krajowym ceny gazu są niskie, więc teraz będą podnosić taryfy gazowe dla ludności.
Era Putina opierała się na tanim gazie dla konsumentów krajowych. Przedstawiano to jako wielki sukces państwa gazowego, chwalono się, że w Europie cena gazu jest wielokrotnie wyższa, a w Rosji jest gazowy raj
Teraz są zmuszeni do ponownego rozważenia tego podejścia. I to jest niebezpieczne, bo sięgają do kieszeni społeczeństwa. Myślę jednak, że rosyjskie społeczeństwo to przełknie. Rosja nie będzie jednak w stanie osiągać tak wielkich zysków, jakie osiągała, eksportując gaz do Europy kosztem rynku krajowego.
Co się stanie z ukraińskim systemem przesyłu gazu po wstrzymaniu tranzytu? Premier Denys Szmyhal ogłosił stworzenie nowego modelu sieci gazociągowych. O co chodzi?
Tranzyt, który kiedyś przechodził przez Ukrainę, wynosi około 15 miliardów metrów sześciennych. To niewielka ilość w porównaniu z tym, co było w szczytowym okresie tranzytu, w 2005 roku. Wtedy tranzyt do krajów europejskich wynosił 121,5 mld metrów sześciennych rocznie. Mieliśmy również tranzyt do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw: 14,9 mld metrów sześciennych. Łącznie było to 136,4 mld metrów sześciennych. W 2024 r. będzie to tylko 15,7 mld metrów sześciennych, czyli prawie dziesięć razy mniej.
Tylko jedna rura, rurociąg Progress, pracowała na potrzeby tranzytu i tak naprawdę nie pomogła nam pod względem obciążenia systemu sieci gazociągowych. Kiedy poziom tranzytu był znacznie wyższy, korzystaliśmy z niego i otrzymywaliśmy 3 miliardy dolarów rocznych przychodów za usługi tranzytowe. Pozew Naftogazu przeciwko Gazpromowi toczy się w arbitrażu w Szwajcarii, ponieważ ten ostatni naruszył umowę z 2019 r., zgodnie z którą był zobowiązany do pompowania co najmniej 40 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie na zasadzie: „transportuj lub płać”. A w przypadku niższych wolumenów był tak samo zobowiązany do zapłaty, jakby pompował 40 miliardów. Przez ostatnie dwa i pół roku nie Gazprom wywiązywał się z tego zobowiązania, płacąc roczną kwotę niższą niż średnia wynosząca 1,3 miliarda dolarów.
Myślę, że gdzieś w kwietniu lub maju trybunał arbitrażowy powinien podjąć decyzję i te około 1,3 miliarda dolarów niedopłaty zostanie odzyskane od Gazpromu na rzecz Naftogazu, choć oczywiście sam Gazprom nic nie zapłaci. To są nasze straty. Straty Gazpromu w kategoriach finansowych wynoszą około 6,5 miliarda dolarów rocznie przy obecnych cenach. Biorąc pod uwagę obecną pozycję Gazpromu – a począwszy od końca 2023 r. będzie on już na minusie – jest to bardzo znaczący cios. Dlatego, patrząc w kategoriach wojskowych, musimy zadawać obrażenia wrogowi, gdzie tylko możemy. Jeśli tego nie zrobimy, w rzeczywistości pomożemy Rosji za pośrednictwem Gazpromu uzyskać dodatkowe dochody.
Bo te pieniądze trafią do budżetu wojennego i wrócą do nas w postaci pocisków, bomb kierowanych i dronów, które niszczą nasze miasta i zabijają ludzi
Czy zatrzymanie tranzytu wpłynie na ceny gazu dla ukraińskich konsumentów?
Nie. Plotki na ten temat są wynikiem słabej komunikacji między rządem a regulatorem. Tuż przed Nowym Rokiem regulator wydał decyzję o czterokrotnym zwiększeniu taryfy za transport gazu systemem gazociągów wysokociśnieniowych, ale nie było żadnych wyjaśnień na ten temat ani ze strony regulatora, ani ze strony rządu. Teraz mówią, że to nie ma nic wspólnego ze zwykłymi konsumentami, tyle że mówią za późno. Bo powstał już przekaz, że automatycznie oznacza to czterokrotny wzrost taryfy dla wszystkich konsumentów, choć w rzeczywistości tak nie jest.
Choćby dlatego, że w czasie stanu wojennego i przez sześć miesięcy po jego zakończeniu taryfy nie są podwyższane. Są zamrożone. Po drugie, konsumenci w Ukrainie – mam na myśli gospodarstwa domowe – nie mają do czynienia z gazociągami wysokiego ciśnienia i nie mają umów z operatorami systemów przesyłowych gazu. Mają umowy z dwoma podmiotami: Naftogazem jako dostawcą gazu i lokalną siecią dystrybucji gazu. W Kijowie jest to Kijówgaz, a w regionach Sumygaz, Lwówgaz itd. Regionalne spółki gazowe pełnią funkcję kurierską, dostarczając gaz zakupiony przez konsumenta od dostawcy, czyli od Naftogazu.
Taryfy za transport gazu z systemu gazociągów wysokociśnieniowych będą miały wpływ tylko na Naftogaz, ponieważ wykorzystuje on tę sieć przesyłową do dostarczania gazu odbiorcom przemysłowym i regionalnym spółkom gazowym. Nie oznacza to jednak, że czterokrotny wzrost taryf dla systemu przesyłu gazu automatycznie przełoży się na czterokrotny wzrost cen gazu dla wszystkich.
Tak, cena powinna wzrosnąć, ale znowu: będzie to miało zastosowanie w odniesieniu do przemysłowego zużycia gazu – i to oczywiście zostanie zrobione w przyszłym kwartale.
Ale jeśli masz kuchenkę gazową lub ogrzewanie gazowe, nie doświadczysz czterokrotnego wzrostu cen
Jeśli spojrzeć na naszych sąsiadów, w szczególności Mołdawię i Naddniestrze, wydaje się, że to oni najbardziej ucierpieli z powodu zamknięcia tranzytu. Jak sytuacja może się tam rozwijać?
Kiedy patrzymy na Mołdawię, należy zwrócić uwagę na Naddniestrze. Prawobrzeżna [na prawym brzegu Dniestru, czyli bez Naddniestrza – red.] Mołdawia, zwłaszcza Kiszyniów, przygotowywała się na tę sytuację, choć do ostatniej chwili panowało tam przekonanie, że w jakiś sposób osiągną porozumienie z Ukrainą i tranzyt będzie kontynuowany. Tak czy inaczej, w ostatnich latach wdrożono tam plany dostaw gazu z nierosyjskiego źródła – z Rumunii. A Prawobrzeże nie potrzebuje dużo gazu, ponieważ dominuje tam produkcja rolna. Produkcja przemysłowa znajduje się na lewym brzegu, w tak zwanej NRM [samozwańczej Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej – red.], która w ogóle nie była przygotowana na tę sytuację. Chociaż było już jasne, że tranzytu nie będzie, wciąż wierzyli, że Gazprom ich nie opuści, że Rosja ich uratuje.
Tak się jednak nie stało, ponieważ dla Rosji odcięcie dostaw gazu do Naddniestrza ma swoje uzasadnienie. Po pierwsze dlatego, że w obecnej sytuacji finansowej Gazprom może w coraz mniejszym stopniu działać jako dobroczyńca, a Naddniestrze to dodatkowe kilka miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Naddniestrze zużywa dwa razy więcej gazu niż reszta Mołdawii. Trzej najwięksi konsumenci tam Mołdawska SDPP [elektrownia gazowa Cuciurgan – red.], zakład metalurgiczny w Rybnicy i cementownia.
Jak wyglądały dostawy gazu do Naddniestrza? Oni praktycznie za niego nie zapłacili, a Gazprom zrzucał winę za dług na Mołdawię, na rząd centralny.
Teraz przedstawianie Naddniestrza jako ofiary kijowskiego reżimu jest dla Rosji korzystne, chociaż w rzeczywistości Gazprom ma techniczne możliwości dostarczania gazu do Naddniestrza
Kiedy mówiłem o drugiej nitce Turkish Stream, która dostarcza rosyjski gaz do Unii Europejskiej przez Turcję, miałem na myśli to, że może on również dotrzeć do Naddniestrza – przez Bułgarię, Rumunię i Prawobrzeże, aż do Tyraspola, zwłaszcza że tamtejszy rurociąg jest pusty, a przepływ gazu można odwrócić. Tak, to okrężna droga, ale technicznie jest całkowicie funkcjonalna. Tyle że Kreml tego nie potrzebuje. Potrzebuje obrazu zamarzającego Naddniestrza.
Słowacki premier Robert Fico powiedział, że podczas swojej wizyty w Moskwie uzgodnił dostawy rosyjskiego gazu na Słowację. Słowacki operator systemu przesyłu gazu, Eustream, poinformował wcześniej, że Słowacja nadal otrzymuje rosyjski gaz przez Węgry, za pośrednictwem Turkish Stream. Zarówno Słowacja, jak Węgry próbują lobbować za utrzymaniem dostaw gazu z Rosji do UE. Czy ich argumenty mogą kogoś przekonać?
Unia Europejska wyciągnęła w kwestii gazu z Rosji wnioski dość szybko, już w 2022 r. Obecnie główne dostawy gazu do niej pochodzą z Norwegii. Wcześniej Norwegia była dostawcą gazu numer dwa dla UE, a teraz jest numerem jeden. Istotną rolę odegrał też skroplony gaz ziemny ze Stanów Zjednoczonych, Kataru i innych terytoriów. Algieria stała się dostawcą numer trzy.
Dlatego Unii Europejskiej gazu nie brakuje. Od wiosny ubiegłego roku Komisja Europejska składała co jakiś czas oświadczenia, że jeśli tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę zostanie wstrzymany, nie zaszkodzi to jej bezpieczeństwu energetycznemu.
Jeśli chodzi o Węgry i Słowację, to problemem jest to, że ich podejście jest sprzeczne z podejściem dominującym w reszcie Unii Europejskiej. Te państwa są przeciwieństwem tego, do czego dążą ich sąsiedzi. Na przykład Polska i Rumunia zrobiły wszystko, co w ich mocy, by uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji.
Polska jest modelowym przykładem dla Unii Europejskiej: całkowicie wyeliminowała zależność od rosyjskiego gazu i już go nie importuje
Rumunia polegała na zasobach krajowych i prawie jej się to udało.
Węgry pod rządami Orbana polegały na rosyjskiej ropie i gazie, dlatego nadal siedzą na rosyjskiej igle gazowej. W ostatnich latach Węgry nie otrzymywały gazu tranzytem przez Ukrainę, ale raczej przez drugą nitkę Turkish Stream. Mimo to chcą tranzytu przez Ukrainę, ponieważ jest to bezpośrednia i najtańsza trasa.
Słowacja również nie ma problemów z dostawami gazu, ponieważ przez ostatnie półtorej dekady, po kryzysie gazowym z 2009 roku, kiedy Rosja odcięła gaz Ukrainie i Europie, Unia Europejska wdrożyła szereg projektów mających na celu stworzenie interkonektorów – połączonych rurociągów między systemami przesyłu gazu. Zostało to zrobione specjalnie w celu pokrycia niedoborów gazu w przypadku jego braku. Co więcej, w ciągu tych 15 lat rozbudowano podziemne magazyny gazu. O ile w 2009 r. Słowacja mogła przetrwać nie więcej niż trzy tygodnie na rezerwach gazu z podziemnych magazynów, to teraz może przetrwać sześć miesięcy. Dlatego napady złości Ficy mają wyłącznie kontekst polityczny i propagandowy.
Dla Słowacji Rosja nie jest ani wrogiem, ani agresorem i nie obchodzi jej, że Ukraińcy umierają
Stąd ich absolutnie cyniczne żądanie: nie obchodzi nas, co macie z Rosją, po prostu zapewnijcie nam tranzyt gazu. Oczywiście w warunkach rosyjskiej agresji to dla nas nie do przyjęcia.
Na ile realistyczne są groźby premiera Słowacji o odcięciu dostaw energii elektrycznej do Ukrainy, jeśli Kijów nie wznowi tranzytu rosyjskiego gazu?
Oni tego nie zrobią. Po pierwsze, nie mają do tego uprawnień. Gdyby nagle podjęli takie kroki, groziłoby to słowackiemu operatorowi utratą licencji od Unii Europejskiej. A wtedy rynek energii elektrycznej przestanie działać tak, jak wyobraża to sobie Fico. On ma te komsomolskie pomysły, że gdzieś jest przełącznik i może go przesuwać w tę i we w tę. Tyle że Fico jest godnym uczniem Moskwy, a oni mogą podpowiedzieć mu, że może zdarzyć się „wypadek” – celowo umieściłem to słowo w cudzysłowie – który uniemożliwi przesyłanie energii elektrycznej do Ukrainy.
Jednak słowackie dostawy nie są dla nas krytyczne – stanowią nie więcej niż 15 procent. Polska zaraz po groźbach Ficy oświadczyła, że jeśli tak się stanie, będzie gotowa zrekompensować te dostawy. To oczywiście wielka demonstracja solidarności z Ukrainą. Innymi słowy Polska, jako kraj sprawujący prezydencję w Unii Europejskiej, podkreśliła, że podejście Słowacji jest absolutnie nie do przyjęcia ani pod względem funkcjonowania rynku energii elektrycznej, ani pod względem realiów politycznych.
Postrzegam wszystkie groźby Ficy jako element presji politycznej na Ukrainę w desperackiej próbie Kremla odzyskania tranzytu gazu. Dlatego używają tych wszystkich marionetek. Ale to nie działa i nie sądzę, by zadziałało
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Trudny 2024, niepokojący 2025. Ukraina wkracza w nowy rok, zbliżając się do trzeciej rocznicy obrony przed rosyjskim najazdem. Sytuacja na polu bitwy jest rozczarowująca. Sam prezydent Wołodymyr Zełenski przyznaje, że Ukrainie brakuje obecnie sił, by odzyskać tymczasowo okupowane terytoria środkami militarnymi. Jednocześnie ze wszystkich stron płyną apele o pokój. Ale Rosja nie jest zainteresowana negocjacjami, a pragnienie zniszczenia Ukrainy pozostaje jej priorytetem.
Kto będzie promował pokój – i w jaki sposób? Czy uda się osiągnąć sprawiedliwe porozumienia? I dlaczego Polska może odegrać kluczową rolę dla Ukrainy w przyszłym roku? Na te i inne pytania odpowiada w Marko Mikkelson, estoński parlamentarzysta i przewodniczący komisji spraw zagranicznych Riigikogu [parlamentu Estonii – red.].
Szanse na pokój w 2025 roku
Maryna Stepanenko: Po kolejnym zmasowanym ataku Rosji na Ukrainę, do którego doszło w Boże Narodzenie, prezydent Joe Biden potwierdził gotowość USA do dostarczania broni dla Kijowa. Tymczasem polski premier Donald Tusk zasugerował, że rozmowy w sprawie zakończenia z wojny Rosji z Ukrainą mogą rozpocząć się jeszcze tej zimy. Biorąc pod uwagę oba oświadczenia, w jaki sposób kraje zachodnie mogą zrównoważyć wsparcie wojskowe dla Ukrainy z wysiłkami na rzecz stworzenia warunków dla trwałego pokoju?
Marko Mikkelson: Myślę, że to bardzo proste. Jeśli zadamy sobie pytanie, a Ukraińcy zadadzą je sobie przede wszystkim, co należy zrobić, by zakończyć tę wojnę sprawiedliwym pokojem, który zagwarantuje Ukrainie ochronę swojej suwerenności i integralności terytorialnej oraz bezpieczeństwo przed dalszymi próbami agresji ze strony Rosji – to widzę tylko jeden sposób: musimy zapewnić Ukrainie silniejszą pomoc wojskową.
Obecnie sytuacja na polu bitwy nie jest korzystna ani dla Ukrainy, ani dla tych sił w Europie czy na Zachodzie, które chciałyby powstrzymać rosyjską agresję i zaprowadzić trwały pokój. Problem polega jednak na tym, że Rosja w ogóle nie jest zainteresowana negocjacjami. Jak moglibyśmy usiąść do stołu negocjacyjnego z agresorami, którzy chcieliby zniszczyć nie tylko Ukrainę, ale także architekturę bezpieczeństwa w Europie?
Myślę więc, że słowa prezydenta Bidena i niektórych naszych przywódców w Europie miały na celu przekazanie następującego przesłania: aby osiągnąć pokój, musimy stworzyć warunki dla tego pokoju, przede wszystkim w interesie Ukraińców. Dostarczenie niezbędnej broni, zniesienie wszelkich ograniczeń w jej użyciu przeciwko wrogowi, pomoc w przywróceniu równowagi na linii frontu – to absolutny priorytet.
I nie powinniśmy wpadać w pułapkę negocjacji, mając nadzieję, że te negocjacje przyniosą jakąś stabilność lub pokój, a choćby i zawieszenie broni
Od wielu lat – nie od niedawna – widzimy, że Rosja nie jest zainteresowana dotrzymywaniem jakichkolwiek porozumień. Jej cele strategiczne się nie zmieniły. Dlatego kraje zachodnie wraz z Ukrainą powinny jasno określić, co chcemy osiągnąć i jak możemy to zrobić.
Prezydent Zełenski konsekwentnie twierdzi, że rozmowy pokojowe nie mogą się odbyć bez całkowitego wycofania wojsk rosyjskich. Na ile realistyczny jest ten warunek wstępny w 2025 r., biorąc pod uwagę obecną dynamikę w terenie? I jakie alternatywne podejścia mogłaby rozważyć Ukraina bez narażania swojej suwerenności?
Myślę, że prezydent Zełenski miał na myśli ostateczny cel Ukrainy w tej wojnie. Oczywiście nie możemy po prostu zaakceptować sposobu, w jaki Rosja fizycznie zmienia granice w Europie poprzez agresję. Dlatego przesłanka wycofania się jest istotna nie tylko dla Ukrainy – należy szanować pełną integralność terytorialną każdego suwerennego kraju w Europie.
Tak czy inaczej, dziś rozumiemy, że rzeczywistość jest dla Ukrainy bardzo trudna. A to dlatego, że zachodni partnerzy nie spieszą się z zapewnieniem wystarczającego wsparcia. Musimy wreszcie zrozumieć, że podczas gdy my Rosji się boimy, Ukraina – nie.
Ta walka ma charakter egzystencjalny, lecz nie dotyczy tylko Ukrainy. Chodzi również o europejską architekturę bezpieczeństwa i przyszłość bezpieczeństwa w Europie. Musimy wspierać Kijów, by Ukraina miała silniejszą pozycję niż obecnie, jeśli chodzi o negocjacje.
Andrus Merilo, dowódca Estońskich Sił Obronnych, powiedział, że jeśli konflikt w Ukrainie zostanie zamrożony, na arenie międzynarodowej Rosja będzie wyglądać jak zwycięzca, wysyłając światu sygnał, że okupacja terytorium innego państwa stała się „normą”. Jak rewizja granic przez inne kraje i inicjowanie nowych konfliktów wpłynie na globalną architekturę bezpieczeństwa? I czy świat jest gotowy na takie wyzwanie?
W pełni zgadzam się z generałem Merilo. Wszyscy decydenci w tej części świata są tego samego zdani – nie tylko w Estonii, ale także w podobnie myślących krajach, które rozumieją, o co toczy się gra. Widzimy, że Rosja prowadzi wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie. Widzimy, co dzieje się w Gruzji. Tak, ich metody tam są inne. Nie jest to otwarta agresja, ma ona charakter polityczny.
Widzimy też masową ingerencję Rosji w politykę w Mołdawii, Rumunii i w innych krajów, o których być może jeszcze nie wiemy. Widzimy ciągłe ataki hybrydowe i akty sabotażu w całej Europie. Ostatnio byliśmy świadkami przerwania linii energetycznych i kabli telekomunikacyjnych łączących Finlandię z Estonią. To już trzeci raz w ciągu ostatnich 14 miesięcy, kiedy powiązane z Rosją statki uszkodziły podwodną infrastrukturę na Morzu Bałtyckim. Musimy więc zrozumieć, że Rosja prowadzi przeciwko nam wojnę hybrydową. I dlatego nie możemy traktować agresywnej wojny przeciwko Ukrainie jako odrębnego wydarzenia.
To znacznie większe wyzwanie geopolityczne, które Rosja i jej stronnicy – Chiny, Korea Północna i Iran – stawiają przed światem zachodnim. Celem jest nie tylko zmiana europejskiej architektury bezpieczeństwa, w której Rosja miałaby mieć przewagę, ale także zmiana reguł gry na arenie światowej. Chiny są tym oczywiście zainteresowane.
Jesteśmy więc teraz w globalnym konflikcie, a najbardziej krytyczna walka toczy się w Ukrainie. I dlatego przejście do negocjacji teraz, gdy Rosja ma zarówno inicjatywę, jak chęć zniszczenia Ukrainy, byłoby powtórzeniem Monachium z 1938 roku [układ Monachijski pozwolił Niemcom na bezwojenną aneksję czeskich Sudetów. Rok później, w 1939 r., Adolf Hitler złamał to porozumienie i zajął całą Czechosłowację – red.].
Przyszłość Europy
W 2025 roku Polska wybierze nowego prezydenta. Wśród głównych pretendentów do urzędu są obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, i szef Instytutu Pamięci Narodowej, Karol Nawrocki. Jak może zmienić się poparcie Warszawy dla Ukrainy? I czy Kijów powinien spodziewać się resetu w relacjach z sąsiadem?
Myślę, że Polska odgrywa niezwykle ważną rolę zarówno w bezpośredniej pomocy Ukrainie, jak we wzmacnianiu wschodniej flanki NATO. I nie mam wątpliwości, że niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem Polski w przyszłym roku, kierunki polityki zagranicznej i bezpieczeństwa nie zmienią się, a być może nawet się wzmocnią. Polska, podobnie jak my, rozumie, o co toczy się gra. Oba nasze kraje bardzo dobrze rozumieją historię i wroga.
Polska będzie również sprawować prezydencję w Radzie UE w 2025 roku. W jaki sposób Warszawa będzie kształtowała priorytety UE w tym czasie, w szczególności w odniesieniu do Ukrainy i bezpieczeństwa europejskiego?
Prezydencja w UE jest czasami przeceniana, ponieważ trwa tylko sześć miesięcy. Ponadto pierwsza połowa 2025 r. będzie czasem pewnej niepewności. W Stanach Zjednoczonych do władzy dojdzie nowa administracja, a pod koniec lutego w Niemczech odbędą się bardzo ważne wybory. Ponadto nowa Komisja Europejska rozpoczęła urzędowanie dopiero niedawno.
To oczywiste, że bezpieczeństwo będzie jednym z priorytetów Warszawy i całej UE. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku tygodni usłyszymy od Komisji Europejskiej propozycje, jak inwestować więcej w obronność. Polska może być przykładem do naśladowania w tym zakresie, ponieważ jest krajem NATO, który wydaje ponad 4% PKB na obronność. Warszawa ma również głębokie zrozumienie dla obecnej sytuacji w Ukrainie.
Ponadto mam nadzieję, że po lutowych wyborach w Niemczech stosunki między Warszawą a Berlinem zdecydowanie się wzmocnią. Zarówno Polska, jak Niemcy, a być może także trzecia część Trójkąta Weimarskiego, Francja, odegrają bardzo ważną rolę w nadchodzących miesiącach, a nawet latach dla jedności Europy. Ta jedność musi być wystarczająco silna, by można było odeprzeć wszelkie zagrożenia, które mogą pojawić się na naszych granicach.
Polska prezydencja w Radzie UE to pod wieloma względami historyczny moment. I dlatego może stworzyć bardzo interesującą i pozytywną dynamikę w UE
Wiemy również, że Polska, podobnie jak Estonia, jest silnym zwolennikiem rozszerzenia UE. W rozpoczynającym się roku bardzo ważne jest wspieranie przygotowań Ukrainy na drodze do zbliżenia z UE.
Wołodymyr Zełenski uważa, że polska, a potem duńska prezydencje w 2025 roku powinny być dla Ukrainy historyczne. Czy Warszawa i Kopenhaga będą w stanie spowodować przełom w negocjacjach akcesyjnych Ukrainy z UE?
To nie zależy od Polski, Danii czy któregokolwiek z innych krajów. To zależy od ukraińskiego rządu, parlamentu, ale przede wszystkim od narodu ukraińskiego. To oni muszą upewnić się, że wszystkie niezbędne kroki zostały podjęte, że wszystkie kryteria zostały spełnione. Ale znowu: nie widzę realnej możliwości, by Ukraina stała się członkiem UE, dopóki nie zakończy się agresywna wojna Rosji.
Najważniejszą rzeczą dla Ukrainy jest osiągnięcie długoterminowych gwarancji bezpieczeństwa
Wtedy kraj ten będzie w stanie spełnić wszystkie warunki, by stać się członkiem UE. Droga Estonii od złożenia wniosku do pełnego członkostwa Estonii trwała 10 lat. Ukraina może potrzebować co najmniej tyle samo czasu. W każdym razie najważniejszą rzeczą, jaką musimy teraz zrobić, jest ustalenie priorytetów. A priorytetem jest oczywiście zapewnienie, że Ukraina wygra tę wojnę. Jakikolwiek pokój zostanie osiągnięty, musi być zgodny z interesami Ukrainy, jej suwerennością i integralnością terytorialną. Kluczową kwestią jest zaproszenie Ukrainy do NATO.
Mam szczerą nadzieję, że Ukraina stanie się członkiem Sojuszu, zanim stanie się członkiem UE – lub że stanie się to jednocześnie. Ale ponownie: nie powinniśmy zapominać o tej podwójnej ścieżce (członkostwo w NATO i UE), ponieważ nie ma trzeciej opcji dla Ukrainy, by mogła chronić swoją suwerenność i europejską przyszłość bez uzyskania najsilniejszych gwarancji bezpieczeństwa dostępnych w wolnym świecie. I to jest właśnie NATO.
Wspomniał Pan już o wyborach w Niemczech w 2025 roku. Friedrich Merz powiedział, że jeśli wygra, jest gotów wystosować ultimatum do Rosji, by zaprzestała walk w Ukrainie. Jeśli Moskwa nie zgodzi się na to w ciągu 24 godzin, Berlin dostarczy Kijowowi pociski manewrujące Taurus i pozwoli uderzać nimi głęboko w głąb terytorium Rosji. Czy przekazanie takiej broni stanie się narzędziem realnego nacisku na Rosję?
Musimy zrozumieć, że oświadczenia te są składane w kontekście kampanii wyborczej. Zobaczymy, co wydarzy się 23 lutego [dzień przedterminowych wyborów parlamentarnych w Niemczech – red.]. Oczywiście Merz ma wszelkie szanse, by zostać nowym kanclerzem. Ale jest jeszcze jedno pytanie: kto w parlamencie dołączy do koalicji rządowej? CDU/CSU nie będzie w stanie rządzić Niemcami samodzielnie. Musi wybrać partnerów.
Rozumiemy, że Rosja mocno ingeruje w niemieckie wybory, jeśli chodzi o skrajnie prawicowe lub skrajnie lewicowe partie, takie jak Alternatywa dla Niemiec czy Sojusz Sahry Wagenknecht. Te partie mogą uzyskać około 20-25% miejsc w Bundestagu, ale nie zostaną włączone do koalicji. Pozostają więc SPD, Zieloni lub Wolna Partia Demokratyczna.
Pytanie brzmi, jak ta koalicja sformułuje swoje priorytety w zakresie pomocy dla Ukrainy. Ważne jest również, aby zrozumieć, jakie przesłanie usłyszymy z Waszyngtonu po 20 stycznia, kiedy prezydent Trump obejmie urząd.
Niezależnie od wszystkiego uważam, że zmiana kanclerza w Niemczech może przynieść Ukrainie dobre wieści
Globalne implikacje inauguracji Trumpa
20 stycznia Donald Trump złoży przysięgę wierności Ameryce i jej mieszkańcom. Jakie są potencjalne implikacje planu prezydenta elekta Trumpa, aby pośredniczyć w zawarciu pokoju między Ukrainą a Rosją? I jak może to wpłynąć na integralność terytorialną Ukrainy i jej aspiracje dotyczące członkostwa w NATO?
Jest wiele spekulacji na temat tego, co może się wydarzyć, gdy Trump zostanie prezydentem. Ważne jest, by nie spekulować teraz, ale poczekać na prawdziwe działania. Generał Keith Kellogg, którego Trump mianował specjalnym wysłannikiem do Ukrainy, pracuje obecnie nad propozycjami Białego Domu. Oczywiście w Waszyngtonie są ludzie, którzy chcą jak najszybszego zakończenia tej wojny. Ale wszyscy wiemy też, że Trump lubi być zwycięzcą.
Nie chciałby być postrzegany jako przegrany lub osoba, która nie przyniosła obiecanego pokoju po zakończeniu tej wojny
Są pewne pozytywne aspekty. Po wyborach wielu zachodnich przywódców rozmawiało z Trumpem, a on jest skłonny słuchać ich opinii, szczególnie jeśli chodzi o sposoby zakończenia wojny w Ukrainie.
I mam nadzieję, że Waszyngton zda sobie sprawę, że przed osiągnięciem jakiegokolwiek porozumienia Ukraina musi otrzymać znacznie silniejsze wsparcie wojskowe, aby odwrócić sytuację na froncie, a następnie przejść do ugody. Osobiście uważam, że ta wojna nie może zakończyć się remisem. Potencjalny Mińsk-3 nie wchodzi w grę.
Ta wojna zakończy się albo zwycięstwem Ukrainy, albo Rosji. I wątpię, by nowa administracja w Waszyngtonie chciała rozpocząć swoją czteroletnią kadencję od rosyjskiego triumfu. Zachęcam więc do niespekulowania
Czy spodziewa się Pan, że w 2025 roku Trump może próbować przerzucić całe wsparcie dla Ukrainy na Europę, argumentując, że wojna w Ukrainie jest bliższa Brukseli niż Waszyngtonowi? Czy UE przygotowuje się na taki scenariusz? I co zrobi w takim przypadku?
Kraje europejskie muszą zrozumieć, że czas, w którym miały luksus obrony w ramach NATO i chowania się za plecami Stanów Zjednoczonych, dobiegł końca.
My, nasi partnerzy i sojusznicy w Europie musimy teraz szybko i intensywnie inwestować w sektor obronny. Dni „dywidendy pokojowej” dobiegły końca. Nie mówię, że na zawsze, ale na wiele lat. Jest więc rzeczą naturalną, że Europa powinna być gotowa zainwestować więcej w pomoc Ukrainie.
Istnieją kroki, które należy podjąć, w szczególności związane z konfiskatą zamrożonych aktywów Rosji. To przede wszystkim pytanie do naszych brukselskich przyjaciół i sojuszników
Są też pytania do krajów, które wydają na obronność mniej niż 2% PKB – nie są to kwoty, które mogą dziś zadowolić wszystkich. Estonia wydaje obecnie 3,4% PKB na obronność, jesteśmy na drugim miejscu, po Polsce. Uważam, że od krajów europejskich wymaga się większych wysiłków. Nie z powodu dojścia Trumpa do władzy, ale z powodu wojny, która toczy się w Europie.
Jak postrzega Pan rolę europejskich sojuszy, takich jak nordycko-bałtycka ósemka, do której dołączyła Polska, w kształtowaniu europejskiej strategii zapewniającej długoterminowe wsparcie wojskowe dla Ukrainy?
Kraje nordyckie, Polska i wiele innych podobnie myślących państw rozumieją, o co toczy się gra i jak poważna jest rosyjska agresja, która zagraża nie tylko Ukrainie i jej przyszłości, ale także przyszłości globalnej.
Te europejskie kraje są największymi płatnikami na rzecz Ukrainy pod względem PKB na mieszkańca. Demonstrują silny interes polityczny, a także wywierają presję na innych, by Europa zrobiła więcej. Obejmuje to sankcje wobec Rosji i inwestycje w obronność. Opowiadają się również za dostarczaniem Ukrainie tego, czego naprawdę potrzebuje, by przetrwać tę walkę.
To, co jest dziś pozytywne, to fakt, że widzimy wspólne zrozumienie wśród wszystkich państw członkowskich NATO, zwłaszcza w Europie, że zagrożenie jest poważne i musimy skonsolidować nasze wysiłki, aby być gotowymi do walki o naszą wspólną wolność i bezpieczeństwo. A najlepszym sposobem na to jest wspieranie ukraińskiej strategii zwycięstwa i upewnienie się, że jeśli istnieje możliwość pokoju, to powinniśmy podejść do stołu negocjacyjnego tylko wtedy, gdy może to zapewnić sprawiedliwy pokój dla Ukrainy i wszystkich tych, którzy chcieliby żyć w pokoju przez lata i dziesięciolecia. Tak więc wśród naszych sojuszników trwa nieustanna praca. Dostrzegają to nasi przeciwnicy i wrogowie, którzy chcieliby widzieć Europę i Stany Zjednoczone podzielone.
Musimy zrozumieć, że zarówno w europejskim, jak w amerykańskim interesie jest pozostanie razem, by móc bronić zasad i norm, które pomogły nam jako wolnym narodom przetrwać w tym burzliwym świecie
Zdjęcie główne: imago/Florian Schuh/EAST NEWS
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
W 2024 roku Ukrainie udało się utrzymać wsparcie międzynarodowych partnerów, szczególnie w obszarze zbrojeń. Kijów otrzymał m.in. samoloty F-16, a pod koniec roku administracja Bidena zezwoliła na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom w Rosji. Niemniej brak amerykańskiej pomocy wojskowej na początku roku zdeterminował dalszy rozwój sytuacji na froncie: Ukraina straciła część swojego terytorium, a Rosjanie stopniowo posuwają się naprzód w obwodzie donieckim.
Jednocześnie ukraińskie siły zbrojne wkroczyły do obwodu kurskiego i nadal utrzymują tam pozycje. Moskwie udało się uzyskać silne wsparcie od swoich sojuszników – Korea Północna dołączyła do wojny przeciwko Ukrainie. Kijowowi udało się natomiast zgromadzić dyplomatów z ponad 80 krajów na szczycie pokojowym w Szwajcarii. Eksperci oceniają, że głównymi wyzwaniami, wobec których stoi dziś Ukraina, są brak determinacji jej partnerów i niepewna sytuacja geopolityczna.
Paradoks ukraińskiej odporności
Największym osiągnięciem Ukrainy jest jej przetrwanie. I jest w tym pewien paradoks: swą odpornością inspiruje wiarygodnych partnerów, lecz zarazem wyczerpuje nią tych niewiarygodnych, którzy chcieliby, aby problem Ukrainy zniknął, by mogli wrócić z Rosją do business as usual, ocenia Keir Giles, starszy konsultant w brytyjskim think tanku Chatham House:
– Niemniej Ukraina zrobiła wszystko, co w jej mocy, by zachować swoje żywotne stosunki z zachodnimi mocarstwami. Tam, gdzie relacje te były zagrożone, wynikało to z czynników pozostających poza kontrolą Kijowa, czyli zmian politycznych w USA i Europie.
Jednocześnie, według Keira Gilesa, kraje Europy Zachodniej zaczynają zdawać sobie sprawę, że Ukraina to tylko linia frontu w większej wojnie, a agresywne zamiary Rosji wpływają również na nie.
Zachód się budzi, lecz wciąż brak mu determinacji
W kontekście politycznym głównym osiągnięciem tego roku jest to, że Zachód jako całość, Europa i Ameryka, obudził się. I coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że Rosja nie jest partnerem w jakimkolwiek sensie, ale strategicznym zagrożeniem i fundamentalnym wyzwaniem, zaznacza Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009:
– Zachodowi bardzo dużo czasu zabrało dojście do tego punktu: po każdym kroku naprzód następowały dwa kroki w tył. Wydaje mi się, że ten ostateczny psychologiczny przełom nastąpił w 2024 roku.
Pokazały to m.in. wyniki szczytu NATO w Waszyngtonie, na którym Rosja, w przeciwieństwie do poprzednich szczytów, została uznana za zagrożenie numer jeden
Oczywiście bardzo dobrze by było, gdyby to teoretyczne zrozumienie zostało teraz przekształcone w praktyczne działania, mówi Ohryzko:
– Nie możemy powiedzieć, że Zachód zrobił wszystko, co mógł zrobić. Jest bardzo opóźniony w dawaniu nam tego, czego potrzebujemy, mimo że wola polityczna wydaje się być już ukształtowana, a zagrożenie zrozumiane. Ale jednocześnie, jeśli chodzi o rzeczy praktyczne, tu i ówdzie pojawiają się pseudobariery, które niektórzy zachodni przywódcy sami sobie stawiają. Najbardziej uderzającym przykładem jest tutaj stanowisko Scholza, którego kraj udziela Ukrainie ogromnej pomocy, za co z pewnością jesteśmy bardzo wdzięczni Niemcom.
Tyle że jeśli chodzi o kwestie fundamentalne, jeśli chodzi o dostarczanie broni, która może złamać zdolność Rosji do prowadzenia agresywnej wojny, kanclerzowi brakuje woli politycznej
Ohryzko zwraca uwagę na narrację Trumpa, który mówi, że zezwolenie Bidena na użycie amerykańskiej broni przeciwko celom w Rosji było błędem:
– Wszystko to jest nawrotem starego myślenia o Rosji, że nie można jej pokonać. Myślę, że zmiana tego nastawienia to wyżyny politycznego myślenia, których nasi zachodni partnerzy jeszcze nie osiągnęli. Mam jednak nadzieję, że zostanie to przezwyciężone również w Niemczech, ponieważ nowy kanclerz będzie najprawdopodobniej przedstawicielem CDU/CSU. I że sami Europejczycy przekonają Trumpa, że jeśli chce, by Ameryka znów była wielka, to nie może przegrać z Putinem, lecz musi go postawić na właściwym miejscu.
Wyzwania geopolityczne
Tym, przed czym stoi Ukraina, wkraczając w 2025 rok, jest niepewność geopolityczna. Nowa administracja prezydencka USA będzie potrzebowała czasu na zbudowanie długoterminowej polityki wobec Ukrainy, a wiele będzie zależało od tego, jak szybko europejscy przywódcy podejmą decyzje i sformułują wspólną strategię, mówi Elina Beketova, ekspertka z Center for European Policy Analysis w Waszyngtonie (CEPA):
– Wcześniej mogli skupić się na USA, ale teraz wiele kluczowych decyzji będzie zależało od nich. Jak widzieliśmy w 2023 i 2024 roku, opóźnienia w pomocy doprowadziły do znacznych luk w obronie powietrznej i niedoboru broni, co pozwoliło Rosji uderzyć w kluczową infrastrukturę Ukrainy i poczynić znaczne postępy na linii frontu.
Kolejnym wyzwaniem geopolitycznym dla Kijowa jest współpraca między Koreą Północną a Rosją.
– Część regionu kurskiego znajduje się pod ukraińską okupacją od 6 sierpnia – dodaje Beketova. – Z jednej strony jest to znaczące zwycięstwo, ponieważ coś takiego nie wydarzyło się od 1941 roku.
Z drugiej strony obecność wojsk Korei Północnej na terytorium Federacji Rosyjskiej stanowi dodatkowe zagrożenie dla wojsk ukraińskich
Kontury negocjacji
Na Zachodzie dominuje dziś pogląd, że musimy z czegoś zrezygnować. To dowód, że logika zwycięstwa nie działa jeszcze w umysłach naszych zachodnich partnerów. Odbija się to na sytuacji Ukrainy. Czy Kijów może wygrać, gdy dostaje 50 rakiet, choć potrzebuje 500? Oczywiście, że nie, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Jeśli Zachód chce wygrać jako całość, musi dać swojej części, czyli Ukrainie, wszystko, czego ta potrzebuje. Jeśli chce przegrać, będzie robił to, co robi, ponieważ „taktyka łyżeczki” nie działa:
– Nawiasem mówiąc, kiedy nieustannie naciska się na nas, byśmy negocjowali, i mówi: „Chcemy stworzyć Ukrainie najlepsze warunki do negocjacji” – to myślę, że to cynizm. Bo negocjacje powinny odbywać się między Ukrainą, Stanami Zjednoczonymi Ameryki, Francją, Wielką Brytanią, NATO, Unią Europejską, może Niemcami, może Polską. Krajami, które wierzą, że naprawdę walczą z rosyjskim imperializmem. Po drugiej stronie jest świat autokratyczny. Tymczasem z jakiegoś powodu jesteśmy popychani do negocjacji jeden na jeden z Putinem. To absolutnie błędne, a co więcej – cyniczne podejście.
Bo jeśli my, demokratyczny świat, chcemy wygrać, to możemy wygrać tylko razem
Obecnie istnieje wrażenie, że niektórzy partnerzy międzynarodowi chcą zakończyć wojnę. Tyle że niekoniecznie doprowadzi to do pożądanego trwałego pokoju. Jak dotąd nie ma oznak, że Putin jest gotowy do zaprzestania agresji, a Ukraina nie ma wystarczająco silnej pozycji negocjacyjnej, by osiągnąć sprawiedliwy pokój, uważa Elina Beketova:
– Kluczową kwestią jest powojenna architektura bezpieczeństwa. Istnieją obawy, że Rosja może wykorzystać przerwę w walkach do przygotowania nowej fali agresji w ciągu kilku lat. Jednocześnie nie ma jasnych gwarancji ze strony partnerów, że będą chronić Ukrainę w przyszłości, by można było uniknąć ponownej rosyjskiej agresji. Dopóki nie stanie się jasne, jak będzie wyglądała powojenna architektura bezpieczeństwa, trudno wyobrazić sobie zasady ewentualnego zaprzestania działań wojennych.
Jednocześnie, kontynuuje Beketova, niektórzy europejscy urzędnicy omawiają możliwość wysłania sił pokojowych do Ukrainy, a administracja USA myśli o długoterminowej strategii dla niej:
– Biorąc pod uwagę obecny scenariusz – czy będzie to pokój na niekorzystnych warunkach dla Ukrainy, z utratą terytorium, czy silne wsparcie ze strony krajów NATO – więcej będziemy wiedzieć w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Wiele będzie zależało od stanowiska USA i sytuacji gospodarczej w Rosji.
NATO i architektura bezpieczeństwa
Według Keira Gilesa dla wolnej Ukrainy członkostwo w NATO pozostaje najskuteczniejszym sposobem zapobiegania przyszłym rosyjskim atakom – poprzez integrację wielonarodowego odstraszania z ukraińskim systemem bezpieczeństwa:
– Niestety to optymalne rozwiązanie będzie nadal odrzucane przez Stany Zjednoczone i Niemcy – tych zachodnich zwolenników Ukrainy, którzy teoretycznie są najpotężniejsi, ale jednocześnie najbardziej boją się urazić Rosję. Nieuchronnie oznacza to, że przyszłe gwarancje bezpieczeństwa będą musiały pochodzić od koalicji niechętnych – choć jak stwierdził prezydent Zełenski, bez wsparcia USA nawet to prawdopodobnie nie wystarczy, by Rosję odstraszyć.
Nie tylko Stany Zjednoczone i Niemcy, lecz także Węgry, Słowacja, Belgia, Słowenia i Hiszpania otwarcie sprzeciwiają się wstąpieniu Ukrainy do NATO, przypomina Elina Beketova. Chociaż według jej oceny w 2024 r. podjęto kilka ważnych kroków w kierunku zbliżenia Kijowa do Sojuszu:
– Uruchomiono NATO Security Assistance and Training for Ukraine (NSATU) w Wiesbaden w Niemczech oraz utworzono Wspólne Centrum Analityczno-Szkoleniowo-Edukacyjne NATO-Ukraina (JATEC) w Bydgoszczy w Polsce. Ponadto roczne zobowiązanie do zapewnienia Ukrainie pomocy wojskowej opiewa na co najmniej 40 miliardów dolarów.
Ukraina zawarła również szereg ważnych dwustronnych umów o bezpieczeństwie z krajami partnerskimi, które zawierają konkretne zobowiązania i liczby, zauważa Beketova. I chociaż umowy te nie są alternatywą dla członkostwa w NATO, dają Ukrainie konkretne gwarancje wsparcia:
– W 2024 roku NATO znacznie zwiększyło swoją obecność w Ukrainie i planuje dalsze jej rozszerzenie w przyszłym roku.
Wizyta w Ukrainie była pierwszą roboczą wizytą po objęciu urzędu przez nowego Sekretarza Generalnego NATO Marka Rutte. To potwierdza, że kwestia ukraińska będzie jednym z jego priorytetów
Dla zachodnich zwolenników Ukrainy staje się coraz bardziej jasne, że wojna toczy się między rywalizującymi koalicjami – i że niestety koalicja wspierająca Rosję jest pod wieloma względami bardziej proaktywna i wiarygodna niż ta wspierająca Ukrainę, mówi Keir Giles:
– To nieśmiałość Stanów Zjednoczonych, które zarówno przewodzą proukraińskiej koalicji, jak ograniczają swoje wsparcie w najbardziej dotkliwy sposób, pozwoliła Rosji na zdobywanie coraz większego poparcia ze strony jej zwolenników – w tym na obecność zagranicznych kontyngentów. Tymczasem nie tylko Stany Zjednoczone, ale także państwa europejskie, wielokrotnie wykluczały takie kontyngenty po stronie Ukrainy. Teraz jednak fakt, że jest to niezaprzeczalnie konflikt globalny, utrudni Stanom Zjednoczonym traktowanie Europy jak teatru odizolowanego od źródeł ich głównych obaw – Chin i Bliskiego Wschodu. Zmusi je natomiast do postrzegania Rosji jako integralnej części wyzwań stojących przed Waszyngtonem.
Narzędzia zwycięstwa
Rosja podpisała na siebie historyczny wyrok, rozpoczynając agresję przeciwko Ukrainie, mówi Wołodymyr Ohryzko. Gdyby Zachód użył wszystkich dostępnych narzędzi, reżim Putina już by nie istniał:
– Przywódca Kremla podbija teraz stawkę do maksimum, by potem trochę odpuścić, jak to zawsze robi, i dalej rozgrywać swoje gierki. Tyle że jeśli Rosja nadal będzie tak działać, szybko wyczerpie wszystkie swoje rezerwy. Jedyne, co jej wtedy pozostanie, to okradanie własnych obywateli. To utrzyma się przez krótki czas, a potem nastąpi załamanie.
Zachód ma wystarczająco wiele narzędzi, by powstrzymać Putina. Pierwszym, podkreśla Ohryzko, o którym ukraińscy przedstawiciele krzyczą już od trzech lat, jest danie Ukrainie broni. Bo na razie daje ją w taki sposób, jakby nie dawał:
– Drugim narzędziem są sankcje. Tak, działają, tak, zawężają pole manewru Putina, ale być może trzeba je znacznie zaostrzyć. Wszyscy mówią o flocie cieni, której Rosja używa do eksportu ropy. Tę flotę widać, jak na dłoni: firmy, przewoźnicy i ubezpieczyciele są całkowicie widoczni. Pytanie brzmi, dlaczego tak trudno jest całkowicie zablokować ten kanał, by oni nie wypływali w morze, by nie mogli sprzedawać swojej ropy.
Według Ohryzki skuteczna polityka Zachodu polegałaby również na wpływaniu na kraje, które pomagają Rosji:
– Kto dziś pomaga Rosji przetrwać? Dwa kraje: Chiny i Indie. Cóż, w przypadku Chin mówimy o sojuszniku Rosji. Natomiast Indie kupują dziś najwięcej rosyjskiej ropy, co pomaga Rosji utrzymać się na powierzchni. Czy nie ma sposobu, by wpłynąć na Indie? A co z Chinami? Czyż Trump nie obiecał, że nałoży 60% ceł na wszystkie chińskie towary – a potem powiedział, że może to być 60%-40%, ale nie więcej. Czy nie można by uzgodnić z Arabią Saudyjską wspólnego obniżenia cen ropy z obecnych 70 do, powiedzmy, 50-40 dolarów za baryłkę? Istnieje ogromna liczba narzędzi, które można i należy wykorzystać.
Po prostu nie rozciągaj tego na dziesięciolecia, ale zrób to szybko i bez żadnych wyjątków. Tylko wtedy narzędzia zadziałają. Bo jeśli nadal będziemy podążać obecną ścieżką, to nie wiadomo, czy Ukraina przetrwa
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji