Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Nowe blackouty: czy po atakach na elektrociepłownie do Europy ruszy kolejna fala uchodźców?
W ostatnim czasie Rosja przeprowadziła serię ataków z użyciem rakiet i dronów na ukraińskie obiekty energetyczne. Elektrownie Żmijewska i Trypilska zostały całkowicie zniszczone, a wszystkie bloki energetyczne w elektrowni Bursztyńska zostały uszkodzone. Terroryści zaatakowali również ukraińskie magazyny gazu. Robią wszystko, by przed nadchodzącą zimą pozbawić Ukraińców prądu i ciepła
Moment, w którym Rosjanie zaczęli niszczyć ukraińskie obiekty energetyczne, był dla nich najbardziej odpowiedni. Po pierwsze, mamy poważne braki w obronie powietrznej – nasze siły jednocześnie bronią linii frontu i miast. Pojedynczy system obrony przeciwlotniczej może pokryć miasto na linii frontu i grupę żołnierzy w gorącym punkcie. Sprawia to jednak, że jeszcze trudniej jest bronić równocześnie tyłów i frontu. To także fizycznie męczy obrońców.
Po drugie, Rosja wyciągnęła wnioski z poprzednich ataków na nasze stacje i sieci energetyczne. I postanowiła nie czekać na jesień, ale zaatakować, gdy jest ciepło i słonecznie – sami Ukraińcy nie przeczuwają nadchodzącej katastrofy. Poza tym jesienią 2022 r. Do Ukrainy trafiło sporo systemów obrony powietrznej, bo doniesienia o ukraińskich firmach działających na generatorach i zdjęcia Ukraińców gotujących na kuchenkach turystycznych rozeszły się po całym świecie. Teraz, niedługo przed początkiem sezonu wakacyjnego w Europie, widok zniszczonych ukraińskich elektrociepłowni nie poruszy już tak mocno emocji i wyobraźni ludzi Zachodu.
Sytuacja jest jednak bardziej niż krytyczna i może mieć bezpośredni wpływ na Europę. W swoim wystąpieniu przed Radą Europejską prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie wykluczył, że infrastruktura ukraińskich elektrowni jądrowych może zostać zaatakowana przez Rosję:
– Rosja zniszczyła już prawie całą naszą energetykę cieplną. Tamy i wyposażenie elektrowni wodnych, a także infrastruktura gazowa są przedmiotem ataków terrorystycznych. Rosja nie rezygnuje z szantażu radiacyjnego, a w szczególności kontynuuje okrutną grę z bezpieczeństwem Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Nie wykluczamy, że infrastruktura innych naszych elektrowni jądrowych i sieci dystrybucyjnych jest również zagrożona rosyjskim terrorem
Wszelkiego rodzaju drony i rosyjskie pociski balistyczne wielokrotnie uszkadzały sieci dystrybucyjne, na przykład w Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej. Rosjanie uderzali w nią, ponieważ to właśnie ten obiekt stabilizuje przemysł i infrastrukturę aglomeracji kijowskiej. Zimą 2022 r. po ataku na dużą skalę odcięli prąd i ciepło na 46 godzin. Los kilku milionów Ukraińców wisiał na włosku: gdyby minimalne dostawy ciepła do mieszkań zostały wstrzymane, doszłoby do zniszczenia infrastruktury cywilnej. Nikt podczas wojny nie naprawiłby pękniętych kaloryferów ani nie poradziłby sobie z pleśnią w domach.
Rosja dobrze rozumie, że głównym fundamentem oporu w Ukrainie są ludzie. Putin lubi efekt paniki, strachu i nowych fal uchodźców. Od 10 października do 21 listopada 2022 r. do Polski wyjechało 996 800 obywateli Ukrainy, głównie matek z dziećmi. Odcięcie kolejnej części ukraińskiej populacji od Ukrainy jest bardzo ważnym celem rosyjskiego przywództwa.
Nie jest to jednak jedyny cel rosyjskiej armii. W kwietniu wróg zaatakował dwa podziemne magazyny gazu w obwodzie stryjskim za pomocą dronów i pocisków rakietowych. Firma Naftogaz Ukrainy wyjaśniła, że był to trzeci atak na obiekty gazowe w Stryju w obwodzie lwowskim.
Zadanie rosyjskich terrorystów jest jasne. Ukraina przetrwała ostatni sezon grzewczy całkowicie na własnym gazie. Jeśli wrogowi nie uda się zakłócić sezonu grzewczego 2024/25, to przynajmniej spróbuje uczynić go znacznie droższym dla naszego kraju – by zmęczeni i doprowadzeni do ubóstwa Ukraińcy pod presją wielkich wydatków poprosili Rosję przynajmniej o jakiś rodzaj spokoju. I żeby kupowali gaz od krajów europejskich. Oczywiście Rosja mogłaby zaoferować swoje usługi poszczególnym krajom po korzystnej cenie. Trzeba też pamiętać, że nasze rezerwy gazu są też potrzebne ukraińskim fabrykom zbrojeniowym.
Dzięki tym fabrykom zaczęliśmy montować własne drony, które regularnie niszczą infrastrukturę rosyjskiej armii na głębokich tyłach
Aby uniknąć gazowej apokalipsy następnej zimy, Stryj potrzebuje co najmniej jednego systemu obrony powietrznej. Teraz, przy braku systemów i amunicji oraz eskalacji w Donbasie, nie możemy niczego stamtąd zabrać, podobnie jak z kierunku Zaporoża, by przenieść to do obwodu lwowskiego. A mobilne grupy obrony powietrznej nie są w stanie poradzić sobie z pociskami balistycznymi w taki sam sposób, jak radzą sobie systemy IRIS-T czy Patriot.
Kto ponosi winę za tę alarmującą sytuację? Przede wszystkim zachodnia biurokracja i pewna naiwność zachodnich urzędników, że Rosja może zaangażować się w dialog. To dlatego w ostatnich miesiącach państwo – agresor przeszło do ofensywy.
A niedawne wybory Putina i niewyjaśniona śmierć Aleksieja Nawalnego dowodzą ostatecznie, że Rosja i dialog to pojęcia nie do pogodzenia
W listopadzie 2023 r. Wołodymyr Zełenski przekazał konkretnym państwom partnerskim informacje o niedoborach w systemach obrony powietrznej. Jego argumentacja była następująca:
– Oczywiste jest, że Kijów ma deficyt obrony powietrznej. Ale są miasta, które mają prawdziwe problemy z obroną powietrzną. To bardzo trudne dla miast, w których używa się różnych rodzajów broni, którą można dostarczyć. Nie mówimy więc tylko o rakietach, dronach czy balistyce. Mówimy o S-300, artylerii itp. Oznacza to, że obszary przygraniczne z Rosją, Białorusią lub obszary, które są częściowo tymczasowo okupowane – Zaporoże, Chersoń, Dniepr, Donieck – są bardzo trudne.
Prezydent zauważył też, że trudna jest także sytuacja z obroną powietrzną w obwodach sumskim, czernihowskim i czerkaskim.
I dopiero rosyjskie ataki na budynki mieszkalne w Odessie i Charkowie, zniszczenie kilku kluczowych elektrociepłowni i celowe uderzenie na szpital w Czernihowie skłoniły Niemcy, Holandię i Czechy do aktywniejszego poszukiwania obrony powietrznej dla Ukrainy.
W tej chwili wszyscy zaczęli przeglądać swoje magazyny – i coś znajdują
Ukraińcy przetrwali pierwszą próbę wyłączenia prądu i groźby wysadzenia Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej w 2022 r. W powietrze. Wielu z tych, którzy zostali zmuszeni do tymczasowego wyjazdu za granicę, wróciło do swoich rodzin. Ale tu – pewna ważna uwaga: od ponad dwóch lat sami chronimy swoje niebo. Nikt nie pomógł nam zestrzelić rakiet i dronów, tak jak zrobiły to Stany Zjednoczone podczas ostatniego ataku na Izrael.
Ukraina chroni nie tylko własne niebo. Tu i teraz chcielibyśmy chronić niebo Europy przed rosyjskim śmiercionośnym żelastwem. Ukraińcy są wdzięczni każdemu z zachodnich sąsiadów za pomoc i wsparcie..
Jednak fala kolejnych milionów uchodźców z największych aglomeracji Kijowa, Charkowa i Lwowa nie byłaby korzystna ani dla nas, ani dla Zachodu. Lepiej więc wyposażyć nas w systemy obrony powietrznej, by jutro rosyjska rakieta nie przeleciała nad Brukselą
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
20 lat temu rozpoczęła się Pomarańczowa Rewolucja. Ostatnie dwie dekady zatarły w zbiorowej pamięci szczegóły tego wydarzenia, które w było najbardziej spektakularnym owocem pierwszych 13 lat niepodległości Ukrainy. Wiele rzeczy związanych z tamtymi wydarzeniami jest dziś postrzeganych w uproszczony sposób.
Faktem pozostaje jednak to, że wydarzenia Pomarańczowego Majdanu były potężnym aktem sprzeciwu ludzi, którzy wyszli bronić swojego wyboru i swoich praw
Wiktor Juszczenko pięknie „poszedł w prezydenty". 4 lipca 2004 r. Rozśpiewany plac, on w białej koszuli, mnóstwo ludzi w haftowanych koszulach. Pomarańczowe flagi, letnie słońce i błękitne niebo. Juszczenko mówi, że my, Ukraińcy, mamy prawo do godnej przyszłości. Każde jego słowo rezonuje – natchnione twarze i uśmiechy, nadzieja w oczach. Gra muzyka, w tym moje „Nadchodzimy” i „Nie bój się żyć”.
Ukraińcy kojarzyli Wiktora Juszczenkę z europejskim wektorem rozwoju – odejściem od imperialnego sąsiada i uzyskaniem prawdziwej niepodległości. Ukraina zaczęła odrywać się od Rosji. Systemy polityczne obu krajów rozwijały się w różny sposób, konieczne więc było zdefiniowanie pomysłów na naszą przyszłość. Wiktor Juszczenko i Wiktor Janukowycz mieli oczywiście różne poglądy w tej sprawie.
Juszczenkę poznałam w 1999 roku. Wcześniej, w 1989 r., w Czerniowcach była „Czerwona Ruta” [piosenka napisana przez Wołodymyra Iwasiuka w 1968 r., jedna z najbardziej popularnych piosenek ukraińskich – red.]. „Ruta” w Zaporożu, której odegranie na stadionie Wiaczesława Czornowiła zbiegło się z początkiem zamachu stanu w 1991 roku. Studencki strajk głodowy, protesty w Charkowie oraz proukraińskie nastawienie ludzi i ukraińska muzyka – wszystko to było ignorowane.
Spotkanie z Wiktorem Juszczenką zainspirowało mnie, dało mi siłę i nadzieję, że ukraiński przywódca może być inny. Nowoczesny, inteligentny, ukraiński i europejski jednocześnie
Przed tym spotkaniem byłam bliska rozpaczy. Panowało lekceważące podejście do wszystkiego, co ukraińskie. Wielu tak zwanych liderów często demonstrowało swoją wiernopoddańczość i upokarzało się przed „starszym bratem”. Nigdy nie skłaniałam się w stronę „ruskiego miru” (jak się okazało, miałam rację). Spotkanie z Juszczenką zrobiło na mnie ogromne wrażenie, wsparło mnie i dało mi siłę, by trwać przy swoim.
Powiedział mi wtedy: „Dziękuję ci za to, co robisz. To ważne dla Ukrainy i narodu ukraińskiego”. Na długo przed wyborami prezydenckimi w 2004 roku byłam po tej samej stronie barykady co on. Był osobą, z którą wyobrażałam sobie przyszłość Ukrainy. Ufano mu. Był szanowany. Lubiłam go za szczerość i autentyczność.
Bardzo dobrze pamiętam wiec na placu Europejskim, kiedy Wiktor Juszczenko, z oszpeconą twarzą, po raz pierwszy po otruciu przemawiał do ludzi. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że zawartość dioksyn w jego krwi tysiąckrotnie przekraczała normę. Nadal nie jest jasne, co wydarzyło się podczas tej kolacji, na której rzekomo doszło do otrucia. Niestety w najnowszej historii Ukrainy jest wiele pytań bez odpowiedzi.
Chcieli zabić, czy tylko oszpecić bądź przestraszyć Juszczenkę? Czegokolwiek chcieli, ostatecznie przyniosło to odwrotny skutek
21 listopada 2024 r. odbyła się druga tura wyborów prezydenckich. Wraz z innymi muzykami głosowałam w lokalu wyborczym w budynku związków zawodowych za Wiktorem Juszczenką. Byliśmy tam, by go wesprzeć. Wieczorem zebraliśmy się w sztabie i już wtedy pojawiły się dowody na liczne fałszerstwa. W nocy 22 listopada ludzie zaczęli budować scenę pod gołym niebem. Gdy obudziłam się nazajutrz rano, natychmiast poszłam na Majdan, gdzie zobaczyłam wielu przyjaciół i podobnie myślących ludzi.
Stałam na Majdanie i widziałam oczy ludzi. Przychodzili z dziećmi, które niosły pomarańczowe zabawki. Tak było każdego kolejnego dnia. Było dużo muzyki i przemówień ze sceny, a na Chreszczatyku pojawiło się miasteczko namiotowe. Ludzie nie wiedzieli, co dzieje się w kuluarach, nie wiedzieli, że wszystko to trzyma się dosłownie na włosku, że wydarzenia mogą potoczyć się nie tak, jak chcą. Postrzegali to wszystko jako festiwal.
Później zdaliśmy sobie sprawę, jak zwodnicze było poczucie euforii, bezpieczeństwa i radości z bycia otoczonym przez podobnie myślących ludzi
Pomarańczowa Rewolucja była bezkrwawa, a to ma swoją cenę. Ceną za nieużywanie siły były konstytucyjne ustępstwa. Ukraina stała się republiką parlamentarno-prezydencką. Z czasem prezydent Juszczenko stracił część swoich uprawnień. Ci, którzy nazywają go „słabym prezydentem”, nie bardzo wiedzą, o czym mówią. On taki nie był. W rzeczywistości to niezwykle mądry, inteligentny, delikatny człowiek, wróg totalitaryzmu. Nie dopuścił do rozlewu krwi.
Ta rewolucja zmieniła mnie i nie tylko mnie – zmieniła kraj. Zmieniła rozumienie przez świat tego, czym jest demokracja i jak o nią walczyć. Ludzie w Ukrainie zdali sobie sprawę, że mogą wygrać, że ich wartości mają znaczenie. I że tych wartości mają wiele.
Pomarańczowa Rewolucja zmieniła bieg historii. Ukraińcy zdali sobie sprawę, że są siłą
Na scenie Majdanu śpiewałam piosenki „Idziemy” i „Nie bój się żyć”, które potem śpiewano podczas Rewolucji Godności. Dziewięć lat po Pomarańczowej Rewolucji Ukraińcom znowu przyjdzie bronić swojego wyboru. Rewolucja Godności będzie tragiczna, ale prawda zwycięży. Wschodni sąsiad nie odpuści, rok 2014 upłynie pod znakiem okupacji Krymu, tzw. ATO [operacja antyterrorystyczna na wschodzie kraju, prowadzona przez ukraińską armię przeciw prorosyjskim separatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego – red.] i wybuchu wojny.
A 24 lutego 2022 r. rozpocznie się inwazja Rosji. Od ponad tysiąca dni nasz kraj krwawo walczy o wolność i prawdziwą niepodległość.
Jeszcze niedawno tolerancja wobec różnych kultur i pielęgnowanie różnorodności były na Zachodzie normą. W 2024 r. nastroje antysemickie osiągnęły na świecie, także w krajach zachodnich, punkt krytyczny. I w sumie nic dziwnego, skoro według badań opinii publicznej 20% młodych Amerykanów nie wie, czym był Holokaust.
Ukraina pierwsza padła ofiarą wojny hybrydowej z wykorzystaniem uchodźców z Syrii, Iraku i Afganistanu. Jesienią 2015 roku uwaga świata została jednak przeniesiona z okupowanego Krymu i wojny w Donbasie na Aylana Kurdiego, trzyletniego chłopca z Syrii. Zdjęcie martwego dziecka na tureckiej plaży trafiło na czołówki większości mediów na świecie. Pod wpływem presji moralnej ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel szeroko otworzyła drzwi Republiki Federalnej dla milionów ludzi o innej kulturze, innym światopoglądzie, a co najważniejsze – dla tych, którzy nie chcą uczyć się języka, akceptować kultury nowego kraju i chcą żyć według swoich praw.
Putin, Łukaszenka i ich chiński przyjaciel Xi Jinping wielokrotnie wykorzystywali nielegalnych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu do testowania wytrzymałości europejskich granic. Przez całą jesień 2021 r. polscy strażnicy graniczni wyłapywali agresywnych przybyszów z Iraku i Afganistanu, którzy przez Polskę chcieli dostać się do hojnego niemieckiego państwa opiekuńczego. Teraz możemy przypuszczać, że to była przygrywka do okupacji Ukrainy, bo dla osi zła ważne było załamanie polskiej granicy, a w konsekwencji załamanie jakiejkolwiek pomocy dla Kijowa.
W tamtym czasie wielu krytykowało polski rząd za „okrucieństwo” wobec imigrantów. Doświadczenie pokazało, że postąpił właściwie
Nocą 8 listopada tego roku, po meczu piłkarskim Ajax – Maccabi Tel Awiw w Amsterdamie, grupa agresywnych palestyńskich kibiców – migrantów zaatakowała kibiców z Izraela. Żydzi byli bici, ścigani przez samochody, wrzucani do amsterdamskich kanałów i przeszukiwani w barach i hotelach. Stało się to w przeddzień rocznicy Nocy Kryształowej, nazistowskiego pogromu niemieckich Żydów w 1938 roku. Wiele osób zastanawiało się, jakie znaczenie miało to, że do ataku doszło w Holandii – kraju, którego premier Dick Schoof, oficer wywiadu i specjalista ds. zwalczania terroryzmu, wcześniej prowadził dochodzenie w sprawie zestrzelenia przez Rosjan nad Donbasem samolotu linii Malaysia Airlines 17 w lipcu 2014 r.
Należy się spodziewać, że to pierwszy dzwonek i podobnych aktów przemocy i terroryzmu ze strony tych, którzy są zainteresowani zasobami Europejczyków, a nie dostosowaniem się do europejskiego stylu życia, będzie więcej
I wszyscy to czują. Niedawno upadł rząd w Niemczech. Rządząca koalicja rozpadła się, ponieważ kraj od lat tkwił w polityce migracyjnej pani Merkel. A budżet nie może już wspierać tych, którzy chcą bronić Palestyny w centrum Berlina. Co więcej, według badań socjologicznych Niemcy czują się zaniepokojeni i niepewni – więc stare partie, jak SPD czy CDU-CSU, będą musiały zająć się tym problemem, zanim zostanie on rozwiązany na ulicach przez skrajną prawicę.
Rosja i Chiny chcą zniszczyć starą Europę. I dopóki nie uda im się jej zająć, zadaniem numer jeden będzie topienie jej ulic we krwi. Dlatego antysemityzm i hasła, że Europa jest przeciwko różnorodności kultur i religii, są tak intensywnie rozpowszechniane za pośrednictwem mediów społecznościowych i podcastów.
Taka retoryka jest dobrą pożywką dla wojen hybrydowych przeciwko demokracji. Powrót Trumpa do władzy w Stanach Zjednoczonych stał się możliw, ponieważ zwykli Amerykanie czuli, że mniejszość narzuca im własne zasady. I że niszczy Amerykę, o jakiej marzą miliony.
Co zaskakujące, Unia Europejska w końcu uznały, że stanowczy opór Polski wobec masowego wpuszczania na jej terytorium nielegalnych imigrantów ma sens
W październiku 2024 r. przywódcy państw członkowskich UE wyrazili solidarność z Polską w walce z nielegalnymi migrantami, a także „determinację w zapewnieniu skutecznej kontroli zewnętrznych granic UE”. Niedawno polski rząd opracował strategię migracyjną, koncentrując się na obywatelach Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu, którzy coraz częściej przyjeżdżają na polskie uczelnie jako studenci.
„Naszym prawem i naszym obowiązkiem jest ochrona polskiej i europejskiej granicy. Jej bezpieczeństwo nie będzie przedmiotem negocjacji. Z nikim. Jest zadaniem do wykonania. I mój rząd to zadanie wykona” – napisał w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.
Zgodnie z dokumentem to polski rząd będzie decydował, kogo na granicy zatrzymać, a kogo nie. A ci, którzy chcą zostać Polakami, będą musieli nauczyć się języka i przestrzegać polskiego prawa
W dłuższej perspektywie te doświadczenia są dla Ukrainy interesujące, ponieważ wraz z emigracją milionów Ukraińców z powodu wojny pojawia się kwestia siły roboczej. I tutaj od czasu do czasu zabierają głos eksperci, mówiący, w jaki sposób migranci z Azji Środkowej lub Pakistańczycy mogliby nam pomóc. Twierdzą, że mogliby być taksówkarzami i zastąpić kelnerów.
Tyle że dla kraju, który ma wiele problemów z bezpieczeństwem i chwiejną tożsamością narodową swojej ludności, to może być wyzwanie. Nie jesteśmy przecież zbyt dobrzy w radzeniu sobie z własnymi kolaborantami, którzy przez długi czas przebierali się za potężnych biznesmenów i mówili, że są za pokojem bez polityki. Inną sprawą byłaby konieczność walki z tymi, którzy mówiliby nam, jakie długie spódnice powinny nosić nasze kobiety czy latali do Omanu, by organizować akcje przeciwko żydowskim pielgrzymom.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Podczas kolejnego rosyjskiego ataku jeden z dronów uderzył w 20. piętro wieżowca w rejonie sołomiańskim w Kijowie, zabijając 15-letnią Marię Trojaniwską i raniąc pięć innych osób. Pożar ogarnął mieszkania na kilku piętrach. Ewakuowano ponad sto osób, psycholodzy udzielili pomocy ofiarom.
Wróg ostrzelał również m.in. Dniepr, Sumy, Konotop. W Dnieprze w wyniku ostrzału budynku mieszkalnego zginęło 5 osób. Wśród nich była 14-letnia dziewczynka, córka policjanta. Śmierć poniosła także jego żona, młodsza córka śledczego została uratowana. Co najmniej 20 osób zostało rannych, w tym czworo dzieci.
Tylko w ciągu jednej nocy, z 25 na 26 października, Rosjanie wystrzelili na Ukrainę około 100 rakiet i dronów. Systemy obrony powietrznej zestrzeliły 44 drony.
Wraz z nadejściem chłodów wróg zwiększa intensywność ataków na infrastrukturę energetyczną i krytyczną. Od początku tego tygodnia Rosja codziennie przeprowadza ataki na ukraińskie miasta, w szczególności Charków, Sumy, Chmielnicki i Dniepr, głównie za pomocą okrętów podwodnych. W obwodzie donieckim dwie osoby zginęły w nalocie na Ołeksijewo-Drużkiwkę.
– W 2023 roku w obwodzie charkowskim odnotowano około 100 ataków bezzałogowych statków powietrznych. W 2024 roku byłom ich już ponad 3700 – mówi Ihor Kłymenko, minister spraw wewnętrznych Ukrainy.
Dramatycznie wzrosła również liczba dronów kamikadze wystrzeliwanych przez Rosjan.
We wrześniu 2024 roku wystrzelono 1300 maszyn-zabójców, a w październiku było ich jeszcze więcej – informuje brytyjski resort obrony
Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że w ciągu ostatniego tygodnia Rosja wystrzeliła na Ukrainę około 800 KAB-ów [ciężkich bomb szybujących – red.] i ponad 500 dronów. Według brytyjskiego wywiadu Rosja systematycznie zwiększa swoje możliwości przeprowadzania ataków dronami na dużą skalę w Ukrainie, korzystając z irańskich dostaw i zwiększając własną produkcję.
– Ukraina potrzebuje więcej systemów obrony powietrznej i zdolności do przeprowadzania ataków dalekiego zasięgu – powtórzył Zełenski.
Pierwszy dzień szkoły dla ukraińskich uczniów — 2 września — rozpoczął się przy akompaniamencie rosyjskich rakiet. Zamiast słodko spać w swoich łóżkach, dzieci zmuszone były uciekać do schronów przeciwbombowych, gdzie próbowały przespać się choć trochę dłużej. Jednak wróg nie zaprzestał ataku, wystrzeliwując w sam Kijów kilkanaście rakiet manewrujących i kilkanaście rakiet balistycznych. Również we Lwowie doszło do tragicznych wydarzeń – podczas ataku zginęła cała rodzina – matka i trzy córki. Ale mimo to Ukraina nadal żyje. Niezłomni Ukraińcy demonstrują swoją siłę i moc w tańcach, na wystawach, na wybiegach. Bo wróg rosyjski nie jest w stanie jednego zrobić – złamać ducha Ukraińców.
Tekst: Natalya Ryaba
7 września demonstranci zorganizowali protest w Pradze, trzymając w rękach niebiesko-żółte parasole. Uczestnicy wiecu wzywali do skutecznej obrony powietrznej Ukrainy i zapewnienia jej możliwości kontrataku. Demonstranci stworzyli „mapę” Ukrainy przy użyciu niebiesko-żółtych parasolek.
Studenci Międzynarodowej Akademii Zarządzania Personelem obserwują, jak ratownicy gaszą pożar w jednym z budynków uczelni po ataku rakietowym na Kijów 2 września 2024 r. Ukrywając się w schronie, uczniowie słyszeli świst rakiet i eksplozje.
Ukraińscy medycy wojskowi udzielają pomocy rannemu ukraińskiemu żołnierzowi w punkcie stabilizacyjnym w obwodzie Czasiw Jar, 6 września 2024 r.
Zwolniona z niewoli ukraińska żołnierka rozmawia przez telefon ze swoimi dziećmi. 13 września Rosja i Ukraina przeprowadziły kolejną wymianę więźniów. Do domu wróciło 49 Ukraińców — 23 kobiety i 26 mężczyzn. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się zwrócić „Azowów” Ukrainie. W organizacji wymiany pomogły Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Ukraińscy uczniowie śpiewają hymn narodowy podczas uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego we Lwowie, 2 września 2024 r.
4 września stał się dla Lwowa najtragiczniejszym w czasie całej wojny. W ataku zginęła matka i jej trzy córki. Przy życiu pozostał tylko ojciec. Całe miasto przybyło na pogrzeb zmarłych. W wyniku ostrzału we Lwowie zginęło 7 osób, 66 zostało rannych. Uszkodzonych zostało także 188 budynków, w tym 19 zabytków architektury.
Para ogląda plakaty przedstawiające poległych ukraińskich żołnierzy Brygady Azowskiej na wystawie plenerowej w Kijowie, 23 września 2024 r.
Freya Brown, treserka psów armii brytyjskiej, ze swoim psem służbowym Zakiem podczas sesji szkoleniowej z ukraińskimi żołnierzami w koszarach w East Midlands w Wielkiej Brytanii, 10 września 2024 r.
Prezentacja kolekcji Veroniki Danilovej w ramach Ukraińskiego Tygodnia Mody, 1 września 2024. Projektantka zadedykowała ojczyźnie swoją kolekcję „Ogród Chmur”, inspirowaną wspomnieniami ukraińskiego ogrodu i kwitnących jabłoni.
Będzie wiele problemów – i politycy o tym wiedzą. Dlatego nie chcą całkowitego upadku Rosji, także poprzez uzbrojenie Ukrainy i silną presję sankcji. Rosja była, jest i będzie krajem terrorystycznym – trzeba to brać pod uwagę w każdym scenariuszu. Aby zminimalizować jej wpływy i destrukcyjne działania, potrzebujemy solidnych planów, wielkich koalicji i czasu (którego nie mamy). W tym artykule nasz partner, niezależny projekt medialny Zaborona, wyjaśnia ryzyko i konsekwencje ewentualnej defederalizacji Rosji.
W jakich okolicznościach mogłoby do dojść do rozpadu Federacji Rosyjskiej
Wojna Rosji z Ukrainą i bezprecedensowe zachodnie sankcje wywierają presję na rosyjską rzeczywistość. Zachód ma nadzieję, że dyktatura upadnie, a jej miejsce zajmą siły demokratyczne – co byłoby bezstresową transformacją władzy zarówno dla Rosji, jak dla świata. Pozwoliłoby to bowiem uniknąć takich konsekwencji jak dezintegracja, całkowity upadek państwa – i mieć Rosję, z którą można negocjować i współpracować.
– Widzimy jednak, że w Rosji może być inaczej. Na przykład bunt Prigożyna, przywódcy Grupy Wagnera, pokazał, że dramatyczne zmiany mogą nastąpić w każdej chwili – i nawet sam reżim nie może zagwarantować sobie długiego istnienia – mówi dr Stanisław Żelichowski, ekspert od spraw międzynarodowych.
Sugeruje on, że w efekcie niektóre elity mogą zostać zastąpione przez inne o tym samym paradygmacie politycznym – lub nieco odmiennych poglądach. Mogą one na przykład chcieć zaprzestania działań wojennych, negocjować z Zachodem lub szukać kompromisów. Ale zdaniem Żelichowskiego musimy zdać sobie sprawę z tego, że zasadnicza oś polityczna może zostać utrzymana, a nawet wzmocniona.
„Putina nie zastąpi Thomas Jefferson – napisał prawie dwa lata temu Luke Coffey, starszy pracownik naukowy w Centrum Europy i Eurazji. – Osoba, która go zastąpi, będzie równie nacjonalistyczna i autorytarna. Zachodni decydenci powinni porzucić nadzieję na pojawienie się umiarkowanego rosyjskiego przywódcy, który będzie chciał pokoju z sąsiadami i reform w kraju”.
Rozpad Rosji byłby możliwy pod warunkiem nałożenia jeszcze poważniejszych sankcji lub z powodów, które osłabiłyby ją od wewnątrz. Nastąpiłaby wówczas dekoncentracja władzy i całego pionu państwowego. Każdy z podmiotów wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej mógłby wtedy pójść swoją drogą.
– Jest to bardziej prawdopodobne po porażce Rosji w wojnie [w Ukrainie – red.]. Wtedy Putinowi byłoby naprawdę trudno wytłumaczyć zarówno utratę ludzi na froncie, jak kwestie ekonomiczne – argumentuje Żelechowski. – Te czynniki zbiegłyby się w jednym punkcie i pojawiłoby się zagrożenie zarówno od wewnątrz, jak na poziomie zamieszkujących tam narodowości. Wtedy moglibyśmy mówić o rozpadzie Rosji.
<frame>Moskwa stała się Rosją pod koniec XVII wieku, po zajęciu terytoriów na lewym brzegu Dniepru. Po tym nastąpiło zniszczenie Siczy Zaporoskiej za pomocą ekspedycji karnych. 22 października 1721 r. Piotr Wielki ogłosił Królestwo Moskiewskie „Imperium Rosyjskim”, a Moskali „Rosjanami”. <frame>
Jarosław Żaliło, zastępca dyrektora Ukraińskiego Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych, sugeruje rozważenie umiarkowanego scenariusza, który uwzględniałby kryzys i upadek rosyjskiego rządu centralnego, ale jednocześnie istnienie podmiotów, które mogłyby organizować działania na rosyjskich terytoriach.
– Faktem jest, że jeśli mówimy o czymś destrukcyjnym i początku kompletnego chaosu, byłby to szok dla globalnej polityki i gospodarki. Mogą też pojawić się bardzo poważne zagrożenia związane z uchodźcami, bezpieczeństwem granic sąsiednich krajów i kwestiami humanitarnymi. Globalna społeczność będzie starała się uniknąć tej opcji – przewiduje ekonomista.
Secesja drogą naturalną
Federacja Rosyjska jest największym krajem na świecie pod względem terytorium, ale 60% jej powierzchni pokrywa wieczna zmarzlina. Oznacza to, że populacja jest nierównomiernie rozłożona. Oficjalne dane dotyczące liczby mieszkańców pochodzą z 2015 r. (142 mln), a dane rzeczywiste są nieznane.
Obecnie Federacja Rosyjska składa się z 83 podmiotów, z których wiele ma obywateli o wspólnej kulturze, historii i języku, różniących się od słowiańskiej populacji Rosji.
19 z tych podmiotów to republiki. W przeciwieństwie do krajów i obwodów, są one formą państwowości określonego narodu (narodów) w ramach Rosji i przyjmują własne konstytucje, mają też prawo do określania swoich języków urzędowych.
Nikt nie wie na pewno, na jakie części rozpadnie się Federacja Rosyjska, zaznacza Maksym Majrow, analityk z Ukraińskiego Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji. Pierwszymi kandydatkami do secesji są republiki narodowe, takie jak Czeczenia czy Buriacja.
– Republiki narodowe mogą stać się nowymi państwami z własnymi tytularnymi grupami etnicznymi. Oczywiście potencjał państwotwórczy tych republik nie jest taki sam: niektóre mają małe terytorium, inne – niedogodne położenie geograficzne, a jeszcze inne mają zbyt wiele „nienazwanych” grup etnicznych w populacji, głównie Rosjan. Te z nich, które będą w stanie przezwyciężyć problemy, mają szansę na niepodległość – uważa ekspert.
<frame>Istnieje jednak pewien niuans: terytoria republik narodowych i ich ludność stanowią stosunkowo niewielką część obecnej Federacji Rosyjskiej. Według Majorowa ich separacja nie będzie wyglądać jak całkowity rozpad, jak to było w przypadku ZSRR czy Austro-Węgier. <frame>
– Nie należy jednak lekceważyć regionalizmu – terytoriów, na których formalnie obecna jest rosyjska większość etniczna, ale gdzie ze względu na cechy historyczne, geograficzne i kulturowe istnieje silne pragnienie suwerenności – zauważa analityk. – Pod pewnymi warunkami mogą one również stać się odrębnymi państwami, a to już zwiększa szanse na zaistnienie stanu, który moglibyśmy nazwać dezintegracją.
Zachodni eksperci są ostrożni w komentowaniu wydarzeń, które nie mają podstaw naukowych lub jeszcze nie miały miejsca. Dlatego w otwartych źródłach istnieje tylko kilka założeń dotyczących możliwych odrębnych państw, które mogłyby powstać w wyniku rozpadu Federacji Rosyjskiej. Opierając się jednak na danych etnicznych i historycznych, a także na opiniach ekspertów, pozwolimy sobie zwizualizować wyimaginowaną mapę separacji niektórych podmiotów.
Według Stanisława Żelichowskiego Kaukaz Północny może być miejscem najgorętszym, ponieważ jest domem dla wielu narodów.
– Mieszkańcy Iczkerii próbowali już oderwać się od Federacji Rosyjskiej. Wraz z obaleniem reżimu Putina upadnie również lokalny reżim Kadyrowa i rozpoczną się ruchy na rzecz niepodległości. Trudno powiedzieć, czy te małe narody będą w stanie ją zdobyć, chociaż zachowały swoje cechy narodowe – język, religię, tradycje – w stopniu największym ze wszystkich narodów Rosji. To stanowiłoby podstawę państwowości – argumentuje ekspert.
Jego zdaniem Tatarstan może być kolejnym po Iczkerii państwem chętnym do secesji, ponieważ ma zasoby (ropa naftowa) i dość duże terytorium. Oficjalnym językiem tej republiki jest tatarski, drugi najczęściej używany język w Rosji (oficjalnie 5 milionów użytkowników). Należy on do języków turkijskich, które obejmują również turecki, krymskotatarski, kazachski, azerski, uzbecki, tuwiński i turkmeński.
We wrześniu 2024 r. członkowie Organizacji Państw Turkijskich uzgodził uzgodnili przejście na 34-literowy wspólny alfabet łaciński. Podstawą był alfabet turecki, do którego dodano litery charakterystyczne dla innych języków. Do tej pory do unifikacji alfabetu przyłączyły się Azerbejdżan, Kirgistan, Kazachstan, Uzbekistan i Turcja, inicjatorka konwergencji turkijskiej. W Tatarstanie wiadomość to tym przyjęto z zazdrością, a lokalny orientalista Azat Achunow nazwał tę kwestię „historyczną traumą”. W latach 90. ruchy narodowe dążyły bowiem do przejścia na alfabet łaciński, ale rząd federalny za pośrednictwem Sądu Konstytucyjnego im tego zakazał.
– W ostatnich dziesięcioleciach w Tatarstanie powszechna była rusyfikacja, a wiele osób nie mówi po tatarsku, co stanowi problem. To samo dotyczy Republiki Sacha [Jakucja – red.] i innych: istnieją ogromne terytoria, ale nie wiadomo, czy będą w stanie samodzielnie utworzyć państwo – mówi Żelichowski.
Konsekwencje i ryzyko
Globalna społeczność będzie starała się uniknąć chaotycznego upadku Federacji Rosyjskiej, ponieważ byłby to potężny wstrząs dla światowej gospodarki i polityki.
Jarosław Żaliło sugeruje rozważenie umiarkowanego scenariusza – czyli pojawienia się kryzysu i upadek centralnego rządu Rosji, ale jednocześnie istnienie podmiotów, które mogą organizować działalność na terytoriach obecnej Federacji Rosyjskiej.
– Upadek powinien generować minimum globalnych zagrożeń, przede wszystkim z powodu użycia broni jądrowej. To nie będzie miało bezpośredniego wpływu na gospodarkę, ale może mieć wpływ na wzrost niepokoju, pogorszenie nastrojów konsumenckich i inwestycyjnych oraz gwałtowny wzrost wydatków na obronność w krajach sąsiadujących z Rosją i należących do NATO – mówi ekspert.
Bezpieczeństwo żywnościowe
Druga kwestia ma charakter ekonomiczny. Rosja jest dostawcą gazu ziemnego i ropy naftowej na rynki energetyczne – i nawet kraje UE nadal importują jej gaz.
– Jeśli jakieś destrukcyjne procesy doprowadzą do zakończenia tych dostaw, będą poszukiwane alternatywne opcje dostaw – wyjaśnia Żaliło. – Fakt, że zależność Europy od rosyjskiego gazu zmniejszyła się, oznacza, że ryzyko to będzie coraz mniejsze.
Obecność Rosji na globalnym rynku żywności jest znacząca i nie słabnie, pomimo sankcji. Obejmuje ona dostawy zbóż do Afryki, Azji i na Bliski Wschód.
Co ciekawe, zaledwie sześć regionów gospodarczych dostarcza prawie całą rosyjską pszenicę, a połowa z nich znajduje się w pobliżu obszaru, na którym armia rosyjska toczy zacięte walki. Północny Kaukaz, region Czarnoziemu, region Wołgi, Ural i Zachodnia Syberia to regiony z nadwyżką pszenicy – podczas gdy region Centralny i Moskwa są deficytowe.
– Mogą wystąpić znaczne zagrożenia dla dostaw żywności, dlatego będziemy musieli szukać alternatywnych dostawców. Ukraina może przyjąć taką rolę – uważa Żaliło.
Polityka i uchodźcy
Dominik Gąsiorowski, ekspert ds. przeciwdziałania rosyjskiej dezinformacji w Polsce, jest bardzo ostrożny w kwestii upadku Rosji. Według niego można się tylko domyślać, że sanie się to okazją dla innych państw do interwencji w politykę europejską lub globalną.
– Być może Chiny lub Iran spróbują wykorzystać sytuację, co doprowadzi do konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi lub Europą. Jest też kwestia tego, jak będą traktowani uchodźcy z Federacji Rosyjskiej – zauważa. – Po wojnie w Ukrainie Polska będzie bardzo niechętnie przyjmować rdzennych etnicznych Rosjan, nawet w przypadku katastrofy humanitarnej. Sytuację można porównać tylko do tego, co stało się w Iraku i Syrii. Stany Zjednoczone obawiały się, co będzie po upadku reżimu Saddama Husajna.
Mychajło Strelnikow, inicjator zbudowania w Warszawie Muzeum Zwycięstwa nad Despotyzmem, uważa jednak, że nie należy spodziewać się dużej fali emigracji. W końcu 90% Rosjan jest nieaktywnych zawodowo.
– Upadek Rosji nie będzie tak naznaczony migracją jak upadek ZSRR, kiedy powstanie samowystarczalnych republik doprowadziło do migracji do Europy i Stanów Zjednoczonych – mówi. – Kilka milionów tych, którzy chcieli opuścić Rosję, już wyjechało – przed rozpoczęciem wojny, wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę, a potem wraz z mobilizacją. I nie spowodowało to żadnego chaosu w Europie.
Mówiąc o możliwych systemach zarządzania po nowych podmiotach, amerykański politolog Janusz Bugajski, autor książki „Niewypłacalne państwo. Instrukcja rozczłonkowania Rosji”, podkreśla:
– [Po upadku Związku Radzieckiego] kraje bałtyckie zbudowały demokrację, Białoruś, Kazachstan i Uzbekistan zbudowały państwa autorytarne, a Ukraina potrzebowała trochę czasu, aby do demokracji dojść. Z Rosji wyłonią się różne państwa o różnych systemach.
Broń jądrowa: zagrożenie nie zniknie
Koniec państwowości tworzy próżnię władzy, którą ktoś może chcieć wypełnić. Najczęściej są to państwa sąsiednie.
– Jak pokazała wojna w Syrii, takich sił może być wiele, a niestabilność może trwać w nieskończoność. W przypadku Rosji trzeba też pamiętać o jej arsenale nuklearnym – ostrzega Dominik Gąsiorowski.
Kwestia nuklearna to wielkie ryzyko. Może ono jednak nie być aż tak poważne, jak w przypadku Związku Radzieckiego. Wówczas poza granicami radzieckiej Rosji rozmieszczonych było prawie 7 tysięcy głowic. W latach 70. Związek Radziecki był opisywany jako „Górna Wolta z rakietami”, a w 2010 roku Rosja – jako „stacja benzynowa z bronią jądrową”. Czy stanie się atomową Somalią?
„Obecnie, z wyjątkiem baz marynarki wojennej, siły nuklearne kraju znajdują się głównie w centrum Federacji, na południu i wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych – zauważa Bruno Tertreuil, starszy badacz w Institute Montaigne. – Chociaż czasami są one zbyt blisko granic, by nie budzić poważnych obaw o ich los w przypadku poważnych zaburzeń”.
<frame>Dzisiejsza Rosja regularnie grozi bronią nuklearną. Według oficjalnych danych posiada 4 380 głowic, z czego 1 710 jest rozmieszczonych. Istnieją obawy, że broń ta może trafić do innych krajów lub do tych, które pojawią się na jej terytorium. <frame>
– Nie wiemy, jakie reżimy będą w tych republikach, czy nie będą ze sobą walczyć. Być może zostanie utworzona międzynarodowa misja monitorująca, a organizacje takie jak ONZ, MAEA i główne mocarstwa będą zaangażowane w monitorowanie arsenału jądrowego – zastanawia się Stanisław Żelichowski.
Osobną kwestią jest to, czy możliwe będzie podpisanie traktatów z tymi krajami w sprawie rezygnacji z broni jądrowej lub jej nierozprzestrzeniania. Tym razem może się to nie udać. W 1994 r. podpisano memoranda z Ukrainą, Białorusią i Kazachstanem, kiedy kraje te zrezygnowały z arsenału nuklearnego w zamian za niedotrzymane potem przez Rosję gwarancje bezpieczeństwa.
– I wszyscy wiedzą, do czego to doprowadziło – podkreśla ekspert.
Michaił Strelnikow przypomina, że do 2014 r. rosyjski arsenał jądrowy był utrzymywany przez pracowników Południowego Zakładu Budowy Maszyn w Dnieprze w Ukrainie.
– Przez ostatnie dziesięć lat nie wiedzieliśmy, kto i jak dbał o te pociski i zapasy, profesjonalnie czy nie. Widzimy opłakany stan rosyjskiej infrastruktury – zalane tamy, kanały, które gdzieś popękały. [Rosjanie] nie mogą sobie z tym poradzić, więc co tu mówić o utrzymaniu rakiet – ostrzega. – Kiedy Putin grozi naciśnięciem przycisku nuklearnego po przekroczeniu „czerwonych linii”, nikt tak naprawdę nie wie, ile pocisków poleci, a ile wybuchnie w silosach.
Niezależne republiki postrosyjskie – albo części innych państw
Nowe państwa postrosyjskie mogą łączyć się ze sobą lub wchodzić w związki federalne i konfederacyjne. Jednak przyłączenie terytoriów Federacji Rosyjskiej do jej obecnych sąsiadów jest mniej prawdopodobnym scenariuszem, uważa Maksym Majorow. W końcu prawo międzynarodowe jest łagodniejsze w przypadku separatyzmu niż aneksji – tyle że Rosja pierwsza przekroczyła tę czerwoną linię.
– Dlatego w pewnych okolicznościach nie można całkowicie wykluczyć ekspansji terytorialnej Chin, Japonii, a nawet Ukrainy kosztem Federacji Rosyjskiej – mówi.
Na przykład Japonia może rościć sobie prawa do Wysp Kurylskich i Sachalinu, podczas gdy Pekin ma na oku Ural, ponieważ jest zainteresowany dodatkowymi obszarami do zasiedlenia i dostępem do Arktyki.
Eksperci, z którymi rozmawiała Zaborona, zgadzają się co do tego, że Rosja może stać się polem rywalizacji między państwami zachodnimi, Chinami i Turcją – o ropę, gaz i inne zasoby naturalne oraz o wpływ na kraje Azji Środkowej, które są zależne od dostaw z Rosji.
Jarosław Żaliło apeluje, by nie zakładać, że nic się na terytorium Rosji nie wydarzy. Coś się wydarzy – i będzie to interesujące dla globalnego kapitału.
– Chiny już teraz przejmują rolę lidera w tych relacjach. Już teraz określają, czego potrzebują – podkreśla ekonomista. – A jeśli Rosja wycofa się z grona dostawców do krajów Azji Środkowej, Chiny ją w tym zastąpią. Ekspansja chińskiego kapitału w Rosji trwa już od dłuższego czasu, a teraz się rozszerza. Może to stać się czynnikiem organizującym, który pomoże utrzymać kontrolę nad znaczną częścią zasobów Rosji nawet w przypadku kryzysu w rosyjskim rządzie centralnym.
Bez rozpadu: Rosja po przegranej wojnie
Jeśli pozwolimy sobie na analogię do sytuacji po II wojnie światowej, to powinniśmy pamiętać, że zarówno agresorzy, jak zwycięzcy byli wtedy zaangażowani w Plan Marshalla. Dzięki niemu w Europie zbudowano spójny system, który stał się podstawą pokoju na kontynencie na prawie 80 lat.
Był jeszcze jeden plan dla Niemiec, przypomina Jarosław Żaliło, tzw. Plan Morgenthaua. Przewidywał on zniszczenie potencjału gospodarczego tego kraju i nie pozwalał na rozwój jego przemysłu. Doprowadziłoby to do negatywnych konsekwencji i kopii sytuacji po I wojnie światowej. Pokonane w niej Niemcy w ciągu 10-15 lat stworzyły podwaliny pod reżim nazistowski i szeroką podstawę do rozwoju nacjonalizmu.
– Aby zapobiec zaistnieniu takiego scenariusza w przypadku Federacji Rosyjskiej, potrzebna będzie polityka, która zbudowałaby nową gospodarkę, podstawę nowego społeczeństwa w ramach globalnego porządku światowego na tym terytorium. Mówimy o dziesiątkach milionów ludzi, potencjalnych problemach, potrzebie zapewnienia rozwoju tego terytorium – wyjaśnia ekonomista. – Oczywiste jest, że należy tu zbudować pewne programy i strategie, takie jak Plan Marshalla, które ponownie uruchomiłyby gospodarkę. Wdrożenie tych programów może być potężnym impulsem dla globalnej gospodarki, tworząc dla niej nową przestrzeń i nowy scenariusz rozwoju. Ukraina może odegrać aktywną rolę w tym resecie.
Nie powinniśmy mieć nadziei, że po kapitulacji i rozbrojeniu Rosjanie nagle przejrzą na oczy i przyznają, że się mylili. Wręcz przeciwnie: uraza z powodu upokorzenia „zwycięskiego narodu” zakorzeni się w nich i będą szukać zemsty. Dlatego w przyszłości sojusze wojskowe będą musiały podjąć środki, by utrzymać rosyjskich mieszkańców jak najdalej od pomysłu zaatakowania swoich sąsiadów. Niezwykle ważne jest również zastąpienie propagandy pracą ideologiczną na rzecz uznania prawdy historycznej: o wojnach w Ukrainie i Gruzji, o II wojnie światowej, o deportacjach, głodzie, ludobójstwach. Być może wtedy przyszłym pokoleniom będzie bardziej zależało na pokoju na świecie.