Exclusive
20
min

Zobaczyłam Ukrainę, która mówi: Nie możesz mi tego zrobić

Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób - wspomina Majdan dla sestry.eu wybitna ukraińska pisarka i reżyserka filmowa

Iryna Cilyk

Iryna Cilyk na początku protestów w centrum Kijowa w 2013 r. Zdjęcie z archiwum Iryny Cilyk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

To największa trauma i najważniejszy punkt zwrotny w moim życiu. Złote skrzyżowanie przeszłości z teraźniejszością, które są tak ściśle powiązane w nieliniowym poszukiwaniu własnej tożsamości. Kim byłam przed Rewolucją Godności? Kim stałam się po niej? Kiedy myślę o tamtej zimie, zawsze wydaje mi się, że moja droga do niej była dość długa. W końcu wszystko zaczęło się nie w listopadzie 2013 roku, ale dużo wcześniej. Prawdopodobnie jeszcze wtedy, gdy nie miałam pojęcia, co oznacza słowo "godność".

Zmiana ustawień fabrycznych

Fabuła tej historii była prosta i znana wielu ludziom z mojego pokolenia: w Kijowie była zwykła radziecka dziewczyna, która napisała w swoim zeszycie pięknym pismem "Chwała krajowi Sowietów!". Otoczona miłością rodziny, w gimnazjum niewiele myślała o otaczającym ją świecie ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i niesprawiedliwością. Jej ukochana babcia, która kochała dziewczynkę najbardziej i utrzymywała przy życiu bezchmurną czułość jej dzieciństwa, nie spieszyła się z zapoznaniem wnuczki ze szkieletami w domowych szafach. Skąd więc dziewczynka mogła wiedzieć, że na przykład chwalebny kraj Sowietów złamał kiedyś życie jej pradziadkom: zostali zesłani na Sołowki w latach trzydziestych XX wieku. Gdzieś w odległej przeszłości były też inne mroczne historie jej rodziny, ale o tym wszystkim nasza bohaterka dowiedziała się później. Do pewnego momentu w jej życiu wszystko było dość proste, a ona szczerze cieszyła się z nowej odznaki z wizerunkiem kędzierzawego Włodzimierza Lenina na szkolnym mundurku.    

Dziś patrzę tej dziewczynie w oczy z zainteresowaniem. Kiedyś byłam inna. A ile różnych odkryć było przede mną...

Bardzo dobrze pamiętam, jak czułam, że coś jest nie tak z krajem, w którym żyjemy, skoro moja kochana babcia tak bardzo chciała zobaczyć, jak się rozpada. Pewnego lata w daczy zauważyłam, że przez całą noc słuchała radia: położyłam się spać, a babcia siedziała obok, obudziłam się, a ona wciąż tam była. Podekscytowana, szczęśliwa, babcia mówiła o punkcie zwrotnym i końcu Związku Radzieckiego. To było lato 1991 roku. Odnotowałam te dni dla siebie, ale tak naprawdę ich nie rozumiałam. Dla mnie osobiście czasy wielkich realizacji były jeszcze przed nami, ale mechanizm poszukiwania odpowiedzi na złożone pytania został już uruchomiony.

Ludzie opłakują zmarłych na Majdanie w Kijowie. Zima 2014. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko zaczęło się od małego. Od podsłuchanych rozmów między dorosłymi. Od uczestniczenia w spotkaniach Związku Ukraińskich Kobiet w Kijowie na początku lat 90. z moją babcią i bycia szczerze zaskoczoną, że wszyscy tam mówili tak egzotycznym dla mnie językiem ukraińskim. Od pierwszej tradycyjnej ukraińskiej pisanki, którą ręcznie malowałam woskiem. Z cienkiej książeczki z wierszami Liny Kostenko, którą dostałam w prezencie, gdy miałam 9 lat. Ze wszystkich innych książek, zwłaszcza tych autorstwa młodych współczesnych ukraińskich poetów, na które natknęłam się w wieku 15 lat i które poruszyły mnie do głębi. Od świadomej decyzji - ja też chcę mówić i pisać w tym języku - i ostatecznego przejścia na nowy poziom zabawy, kiedy dużo później dowiedziałam się, że zostanę matką. Nagle okazało się, że niezwykle ważna jest dla mnie zmiana ustawień fabrycznych i przerwanie łańcucha rusyfikacji w kolejnym pokoleniu mojej rodziny. Sztuczka zadziałała: była radziecka rosyjskojęzyczna dziewczyna ma syna, który od początku mówi po ukraińsku.  

Wszystko zaczęło się od małej rzeczy, choć być może całkiem dużej. Od nabytej umiejętności obserwacji i porównywania. Od samodzielnie podejmowanych decyzji. Od świadomego uzupełniania luk w wiedzy o historii własnego kraju. Z palącego wstydu i szoku - jak to się stało, że ludzie tak niegodni i dalecy od moich wartości rządzą naszym krajem? A potem - od stopniowej akceptacji idei, że tektoniczne przesunięcia są niemożliwe bez rewolucyjnych zmian.  

Punkt bez powrotu

Pomarańczowa Rewolucja nie mogła mnie ominąć. Miałam wtedy 22 lata - pełna energii, gorącej krwi, aktywnie poszukująca siebie i gotowa do walki o to, co moje. A jednak dla mnie osobiście istniał silny element zabawy i karnawalizacji akcji: ja i moi przyjaciele byliśmy ubrani bardzo na pomarańczowo, bardzo cierpieliśmy za prawdę, marzliśmy, wykrzykiwaliśmy radosne hasła razem z tłumem podobnie myślących ludzi i w ogóle nie odczuwaliśmy potencjalnego zagrożenia. Moja pamięć zatarła wiele szczegółów, ale z pewnym zażenowaniem pamiętam to, co najważniejsze: świetnie się bawiłam. Pamiętam też jednak coś innego, znacznie ważniejszego: po raz pierwszy zobaczyłam z bliska swoich ludzi. Wielu różnych ludzi, bardzo młodych i bardzo starych, takich i takich, o różnym statusie społecznym, zawodach i tak dalej. Byłam pod ogromnym wrażeniem kontaktu łokieć w łokieć z nieznajomymi i siły tego elementu. Proces uczenia się tego nowego doświadczenia wydawał się ważniejszy niż rezultat. I chociaż wynik wydawał się natychmiastowy, a my broniliśmy inteligentnego proukraińskiego prezydenta przed zastraszonym więźniem z dwoma wyrokami i bliskimi powiązaniami z Rosją, wkrótce stało się jasne, że sprawy nie były takie, jak się wydawały, w rzeczywistości dopiero się zaczynały.

Po 9 latach burzliwej rzeczywistości, po wzlotach i upadkach chwiejnego życia politycznego Ukrainy, grubym rozczarowaniu i ciągłej frustracji, wróciłam na Majdan bez jasnego zrozumienia własnego celu. Szczerze mówiąc, w pierwszym odruchu złapania parasola i termosu, i wyjścia w listopadową zgniłą nocną mżawkę na centralny plac było niewiele świadomości. Raczej wszyscy pobiegli - i ja pobiegłam. Cóż, dokładniej, nie wszyscy, ale głównie ci bystrzy, świadomi ludzie, z którymi chciałam być, relatywnie rzecz biorąc, w tej samej drużynie i wspólnie zmierzać ku świetlanej europejskiej przyszłości. Tak więc mój mąż i ja również przyszliśmy na Majdan. Znajoma atmosfera natychmiast przypomniała mi o sobie w retrospekcjach: piękni, ale wściekli ludzie, piosenki, wiersze, wesołe śpiewy, słodka herbata, zimne, zgrabiałe dłonie i gorące serca.  

Gorące jedzenie od ludzi o gorących sercach na Majdanie w grudniu 2013 r. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko wydawało się tak bezpieczne, że w pierwszym tygodniu Euromajdanu zabraliśmy ze sobą nawet naszego trzyletniego syna. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego - Andrij znalazł się na głównej scenie z mikrofonem w rękach. To wzruszające wideo jest nadal dostępne gdzieś w Internecie: zabawny mały dzieciak w kombinezonie i czapce z uszami, początkowo wahający się. "Andrij, chciałeś coś powiedzieć?" - zachęca go jeden z dorosłych. "Chciałem powiedzieć... Chciałem powiedzieć... Chwała Ukrainie!". Wielotysięczny tłum odpowiada zadowolonym rykiem: "Chwała bohaterom!". Moje dziecko przeżywa szczęśliwy szok i nie może spać przez długi czas tego wieczoru - tak jest podekscytowane.

To był dla nas pierwszy tydzień Euromajdanu. Potem nasz entuzjazm nieco osłabł: ostatniego dnia listopada 2013 r. powiedzieliśmy sobie, że chyba mamy już dość. Byliśmy zmęczeni codziennym chodzeniem na Majdan. Wróciliśmy do domu nieco zdruzgotani i poszliśmy spać. Kto mógł sobie wyobrazić, że w ciągu kilku godzin władze pokryją plac krwią nieuzbrojonych demonstrantów i w ten sposób obudzą w Ukraińcach siłę, która była uśpiona przez lata uporczywego podporządkowania.

Ludzie przeciwko siłom bezpieczeństwa. Ulica Hruszewskiego w Kijowie 24 stycznia 2014 r. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wciąż pamiętam to uczucie strasznej, mrocznej wściekłości. Nie możemy być tak traktowani! Nic takiego o sobie nie wiedziałam. Cóż, dziewczyno, masz przed sobą wiele odkryć. Oto pierwszy punkt z serii punktów bez powrotu. Oto jak twoje własne poczucie godności, o którym wcześniej nawet nie myślałaś, wypełza spod twojej skóry. A potem około miliona z nas wyszło na centralne ulice Kijowa. Byli to Kijowianie i ludzie z innych ukraińskich miast, którzy przybyli z całego świata, aby dołączyć do potężnej rzeki, która już przelała swoje brzegi z całą mocą nieokiełznanego żywiołu.

Czasami zadaję sobie pytanie, czy okoliczności byłyby inne, gdyby protestujący zostali zastrzeleni od razu. Czy zbiorowe zrozumienie naszej własnej siły i szacunku do samych siebie, które nie zostało jeszcze w pełni ukształtowane, mogłoby zostać złamane? Jednak historia, jak wiemy, nie zna trybu łączącego. Patrząc wstecz, mamy tylko to, co mamy: wszyscy mieliśmy pewną ścieżkę, na której stawka rosła z każdym krokiem, a akceptacja szoku nowych okrucieństw ze strony struktur prorządowych była stopniowa.

Tak, to była lawina różnych wydarzeń i silnych emocji, a jednak stopniowo nas zasypywała. Obóz Majdanu rósł, na naszych oczach rodzili się żołnierze i potężny ruch ochotniczy, brutalne ataki Berkutu stawały się coraz częstsze, gniew protestujących narastał, demontowano chodniki, palono opony, nieudolnie przygotowywano pierwsze koktajle Mołotowa. Moja kochana babcia przynosiła na Majdan kanapki ze słoniną..

Ukraińcy na barykadach. Grudzień 2013 r. w centrum Kijowa. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsze ofiary śmiertelne na Majdanie wstrząsnęły nami wszystkimi do głębi, ale osobiście nadal uważałam je za tragiczny wypadek. Zbyt trudno było pogodzić się z myślą, że zostaniemy zabici - wszyscy bez wyjątku - za nasze prawo do powiedzenia "nie". Aktywiści byli już torturowani w tajemnicy, zabierani do lasów, brutalnie rozstrzeliwani, a ja wciąż nie wiedziałam, nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć. Epifania była szybka i bolesna: musiałam zobaczyć na własne oczy dziesiątki rannych, zakrwawionych ludzi - ludzi takich jak ja - aby w końcu zdać sobie sprawę: Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób.

18, 19, 20 lutego 2014 roku na zawsze pozostaną we mnie wielką otwartą raną. Nie chcę w ogóle skupiać się na tamtych dniach, ale moja pamięć zachowała je z niezwykłą wyrazistością. Te nerwowe telefony do męża, który jest gdzieś indziej. Te trzy dni nieprzerwanej pracy na szpitalnym oddziale urazowym, gdzie ranni byli przywożeni niekończącym się strumieniem. Ta pielęgniarka z kulą snajpera w szyi tuż przede mną - szybkie nosze, bandana nasączona ciemną krwią, poplamiony kaptur lekkiej kurtki, plecak dziewczyny, który ktoś ostrożnie położył obok jej nóg. Ci wyczerpani, połamani ludzie na łóżkach, nawet na korytarzu, i niekończący się strumień smakołyków i jedzenia dla nich od mieszkańców Kijowa - puszki ciepłego rosołu, domowe kotlety, wzruszające notatki - otrzymałem je jednego z tych dni. To straszna świadomość, że nie wszyscy ranni zostaną uratowani, a wielu z nich zostało już zabitych na Majdanie. To druzgocący powrót do domu, gdzie czeka na ciebie twoje własne dziecko i radośnie wita cię na korytarzu: "Mamo, narysowałem to dla ciebie, spójrz! To jest Majdan, to jest czołg, to jest jeep przywożący słodycze, a to jest leżący człowiek". "Gdzie widziałeś leżącego człowieka?". "W telewizji!" "Idź, dziewczyno, weź cichą kąpiel w łazience, już dobrze, nikt cię tam nie zobaczy...

Wydarzenia na Majdanie, namalowane przez syna Iryny Cilyk w 2014 roku. Zdjęcie z archiwum autora

Wszystko zaczyna się od małych i jednocześnie wielkich rzeczy. Tamta zima, a zwłaszcza te trzy dni, tak wiele nas nauczyły. Gdzieś na Majdanie wzrosło poczucie naszej zbiorowej odpowiedzialności za siebie, ale jednocześnie zrozumieliśmy, że znowu zostaniemy za to zabici. Ukraińcy zawsze byli za to zabijani. Tym razem byli zabijani przez dziesięć lat i najwyraźniej będzie to trwało dalej. Rosjanie na pewno wrócą, jeśli będą mieli okazję.

Moja babcia nie żyje już od kilku lat. W ostatnich latach życia była aktywną wolontariuszką, niestrudzenie tkającą siatki maskujące na front, ciężko przyjmując wiadomości o wszystkich stratach. Często dręczą mnie wspomnienia jej ostatnich miesięcy życia, a zwłaszcza jedno zdanie, które moja babcia wypowiedziała z nieskończoną goryczą, gdy odchodziła: "Tak bardzo marzyłam o zobaczeniu spokojnej, szczęśliwej Ukrainy. Chyba mi się to nie uda". Rzeczywiście, nie udało jej się.

Odziedziczywszy po niej tak wiele ważnych rzeczy, niestety odziedziczyłem też jej strach. Marzę też o tym, by za jakiś czas zobaczyć spokojną, szczęśliwą Ukrainę. Nie mamy pojęcia, co stanie się z nami w przyszłości. Wiem jednak jedno. Widziałam już Ukrainę, która wyraźnie mówi "nie możecie mi tego zrobić! Ten kraj nauczył mnie wielu rzeczy, w tym znaczenia słowa "godność". Jeśli będę miała szczęście zostać kiedyś babcią, będę miała o czym rozmawiać z moimi wnukami.

Титульне фото: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska reżyserka filmowa i pisarka. Jest reżyserką filmu dokumentalnego "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza", który zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu Sundance w 2020 r. oraz Narodową Nagrodę Ukrainy im. Tarasa Szewczenki w 2023 r. Wyreżyserowała film "Ja i Felix", oparty na powieści "Kim jestem?" autorstwa Artema Czecha, ukraińskiego pisarza i męża Iryny. Jest autorką 8 książek (poezja, proza, książki dla dzieci), w tym Depth of Field i Red on Black Traces. Jej książki zostały przetłumaczone na angielski, niemiecki, francuski, polski, czeski, grecki, włoski, turecki i inne języki. Podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie zaczęła pisać felietony i eseje dla międzynarodowych mediów, w tym Frankfurter Allgemeine Zeitung, Sonntags Zeitung (Niemcy), Weekendavisen (Dania), Dwutygodnik (Polska) i innych. Jej eseje znalazły się w zbiorze Ukraine 22, opublikowanym w Wielkiej Brytanii (Penguin Random House, 2023). Esej Iryny "Inne życie" stał się częścią projektu we współpracy z amerykańskim fotografem Jimem Goldbergiem (Stanley/Barker, 2022). Inny esej, "The Way of the Ouroboros", został włączony do książki o szwajcarskiej artystce Miriam Kahn, opublikowanej w Paryżu (2023).

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Ексклюзив
20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Ексклюзив
20
хв

Niewola i uwolnienie: życie od nowa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress