Exclusive
20
min

Zobaczyłam Ukrainę, która mówi: Nie możesz mi tego zrobić

Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób - wspomina Majdan dla sestry.eu wybitna ukraińska pisarka i reżyserka filmowa

Iryna Cilyk

Iryna Cilyk na początku protestów w centrum Kijowa w 2013 r. Zdjęcie z archiwum Iryny Cilyk

No items found.

To największa trauma i najważniejszy punkt zwrotny w moim życiu. Złote skrzyżowanie przeszłości z teraźniejszością, które są tak ściśle powiązane w nieliniowym poszukiwaniu własnej tożsamości. Kim byłam przed Rewolucją Godności? Kim stałam się po niej? Kiedy myślę o tamtej zimie, zawsze wydaje mi się, że moja droga do niej była dość długa. W końcu wszystko zaczęło się nie w listopadzie 2013 roku, ale dużo wcześniej. Prawdopodobnie jeszcze wtedy, gdy nie miałam pojęcia, co oznacza słowo "godność".

Zmiana ustawień fabrycznych

Fabuła tej historii była prosta i znana wielu ludziom z mojego pokolenia: w Kijowie była zwykła radziecka dziewczyna, która napisała w swoim zeszycie pięknym pismem "Chwała krajowi Sowietów!". Otoczona miłością rodziny, w gimnazjum niewiele myślała o otaczającym ją świecie ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i niesprawiedliwością. Jej ukochana babcia, która kochała dziewczynkę najbardziej i utrzymywała przy życiu bezchmurną czułość jej dzieciństwa, nie spieszyła się z zapoznaniem wnuczki ze szkieletami w domowych szafach. Skąd więc dziewczynka mogła wiedzieć, że na przykład chwalebny kraj Sowietów złamał kiedyś życie jej pradziadkom: zostali zesłani na Sołowki w latach trzydziestych XX wieku. Gdzieś w odległej przeszłości były też inne mroczne historie jej rodziny, ale o tym wszystkim nasza bohaterka dowiedziała się później. Do pewnego momentu w jej życiu wszystko było dość proste, a ona szczerze cieszyła się z nowej odznaki z wizerunkiem kędzierzawego Włodzimierza Lenina na szkolnym mundurku.    

Dziś patrzę tej dziewczynie w oczy z zainteresowaniem. Kiedyś byłam inna. A ile różnych odkryć było przede mną...

Bardzo dobrze pamiętam, jak czułam, że coś jest nie tak z krajem, w którym żyjemy, skoro moja kochana babcia tak bardzo chciała zobaczyć, jak się rozpada. Pewnego lata w daczy zauważyłam, że przez całą noc słuchała radia: położyłam się spać, a babcia siedziała obok, obudziłam się, a ona wciąż tam była. Podekscytowana, szczęśliwa, babcia mówiła o punkcie zwrotnym i końcu Związku Radzieckiego. To było lato 1991 roku. Odnotowałam te dni dla siebie, ale tak naprawdę ich nie rozumiałam. Dla mnie osobiście czasy wielkich realizacji były jeszcze przed nami, ale mechanizm poszukiwania odpowiedzi na złożone pytania został już uruchomiony.

Ludzie opłakują zmarłych na Majdanie w Kijowie. Zima 2014. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko zaczęło się od małego. Od podsłuchanych rozmów między dorosłymi. Od uczestniczenia w spotkaniach Związku Ukraińskich Kobiet w Kijowie na początku lat 90. z moją babcią i bycia szczerze zaskoczoną, że wszyscy tam mówili tak egzotycznym dla mnie językiem ukraińskim. Od pierwszej tradycyjnej ukraińskiej pisanki, którą ręcznie malowałam woskiem. Z cienkiej książeczki z wierszami Liny Kostenko, którą dostałam w prezencie, gdy miałam 9 lat. Ze wszystkich innych książek, zwłaszcza tych autorstwa młodych współczesnych ukraińskich poetów, na które natknęłam się w wieku 15 lat i które poruszyły mnie do głębi. Od świadomej decyzji - ja też chcę mówić i pisać w tym języku - i ostatecznego przejścia na nowy poziom zabawy, kiedy dużo później dowiedziałam się, że zostanę matką. Nagle okazało się, że niezwykle ważna jest dla mnie zmiana ustawień fabrycznych i przerwanie łańcucha rusyfikacji w kolejnym pokoleniu mojej rodziny. Sztuczka zadziałała: była radziecka rosyjskojęzyczna dziewczyna ma syna, który od początku mówi po ukraińsku.  

Wszystko zaczęło się od małej rzeczy, choć być może całkiem dużej. Od nabytej umiejętności obserwacji i porównywania. Od samodzielnie podejmowanych decyzji. Od świadomego uzupełniania luk w wiedzy o historii własnego kraju. Z palącego wstydu i szoku - jak to się stało, że ludzie tak niegodni i dalecy od moich wartości rządzą naszym krajem? A potem - od stopniowej akceptacji idei, że tektoniczne przesunięcia są niemożliwe bez rewolucyjnych zmian.  

Punkt bez powrotu

Pomarańczowa Rewolucja nie mogła mnie ominąć. Miałam wtedy 22 lata - pełna energii, gorącej krwi, aktywnie poszukująca siebie i gotowa do walki o to, co moje. A jednak dla mnie osobiście istniał silny element zabawy i karnawalizacji akcji: ja i moi przyjaciele byliśmy ubrani bardzo na pomarańczowo, bardzo cierpieliśmy za prawdę, marzliśmy, wykrzykiwaliśmy radosne hasła razem z tłumem podobnie myślących ludzi i w ogóle nie odczuwaliśmy potencjalnego zagrożenia. Moja pamięć zatarła wiele szczegółów, ale z pewnym zażenowaniem pamiętam to, co najważniejsze: świetnie się bawiłam. Pamiętam też jednak coś innego, znacznie ważniejszego: po raz pierwszy zobaczyłam z bliska swoich ludzi. Wielu różnych ludzi, bardzo młodych i bardzo starych, takich i takich, o różnym statusie społecznym, zawodach i tak dalej. Byłam pod ogromnym wrażeniem kontaktu łokieć w łokieć z nieznajomymi i siły tego elementu. Proces uczenia się tego nowego doświadczenia wydawał się ważniejszy niż rezultat. I chociaż wynik wydawał się natychmiastowy, a my broniliśmy inteligentnego proukraińskiego prezydenta przed zastraszonym więźniem z dwoma wyrokami i bliskimi powiązaniami z Rosją, wkrótce stało się jasne, że sprawy nie były takie, jak się wydawały, w rzeczywistości dopiero się zaczynały.

Po 9 latach burzliwej rzeczywistości, po wzlotach i upadkach chwiejnego życia politycznego Ukrainy, grubym rozczarowaniu i ciągłej frustracji, wróciłam na Majdan bez jasnego zrozumienia własnego celu. Szczerze mówiąc, w pierwszym odruchu złapania parasola i termosu, i wyjścia w listopadową zgniłą nocną mżawkę na centralny plac było niewiele świadomości. Raczej wszyscy pobiegli - i ja pobiegłam. Cóż, dokładniej, nie wszyscy, ale głównie ci bystrzy, świadomi ludzie, z którymi chciałam być, relatywnie rzecz biorąc, w tej samej drużynie i wspólnie zmierzać ku świetlanej europejskiej przyszłości. Tak więc mój mąż i ja również przyszliśmy na Majdan. Znajoma atmosfera natychmiast przypomniała mi o sobie w retrospekcjach: piękni, ale wściekli ludzie, piosenki, wiersze, wesołe śpiewy, słodka herbata, zimne, zgrabiałe dłonie i gorące serca.  

Gorące jedzenie od ludzi o gorących sercach na Majdanie w grudniu 2013 r. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko wydawało się tak bezpieczne, że w pierwszym tygodniu Euromajdanu zabraliśmy ze sobą nawet naszego trzyletniego syna. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego - Andrij znalazł się na głównej scenie z mikrofonem w rękach. To wzruszające wideo jest nadal dostępne gdzieś w Internecie: zabawny mały dzieciak w kombinezonie i czapce z uszami, początkowo wahający się. "Andrij, chciałeś coś powiedzieć?" - zachęca go jeden z dorosłych. "Chciałem powiedzieć... Chciałem powiedzieć... Chwała Ukrainie!". Wielotysięczny tłum odpowiada zadowolonym rykiem: "Chwała bohaterom!". Moje dziecko przeżywa szczęśliwy szok i nie może spać przez długi czas tego wieczoru - tak jest podekscytowane.

To był dla nas pierwszy tydzień Euromajdanu. Potem nasz entuzjazm nieco osłabł: ostatniego dnia listopada 2013 r. powiedzieliśmy sobie, że chyba mamy już dość. Byliśmy zmęczeni codziennym chodzeniem na Majdan. Wróciliśmy do domu nieco zdruzgotani i poszliśmy spać. Kto mógł sobie wyobrazić, że w ciągu kilku godzin władze pokryją plac krwią nieuzbrojonych demonstrantów i w ten sposób obudzą w Ukraińcach siłę, która była uśpiona przez lata uporczywego podporządkowania.

Ludzie przeciwko siłom bezpieczeństwa. Ulica Hruszewskiego w Kijowie 24 stycznia 2014 r. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wciąż pamiętam to uczucie strasznej, mrocznej wściekłości. Nie możemy być tak traktowani! Nic takiego o sobie nie wiedziałam. Cóż, dziewczyno, masz przed sobą wiele odkryć. Oto pierwszy punkt z serii punktów bez powrotu. Oto jak twoje własne poczucie godności, o którym wcześniej nawet nie myślałaś, wypełza spod twojej skóry. A potem około miliona z nas wyszło na centralne ulice Kijowa. Byli to Kijowianie i ludzie z innych ukraińskich miast, którzy przybyli z całego świata, aby dołączyć do potężnej rzeki, która już przelała swoje brzegi z całą mocą nieokiełznanego żywiołu.

Czasami zadaję sobie pytanie, czy okoliczności byłyby inne, gdyby protestujący zostali zastrzeleni od razu. Czy zbiorowe zrozumienie naszej własnej siły i szacunku do samych siebie, które nie zostało jeszcze w pełni ukształtowane, mogłoby zostać złamane? Jednak historia, jak wiemy, nie zna trybu łączącego. Patrząc wstecz, mamy tylko to, co mamy: wszyscy mieliśmy pewną ścieżkę, na której stawka rosła z każdym krokiem, a akceptacja szoku nowych okrucieństw ze strony struktur prorządowych była stopniowa.

Tak, to była lawina różnych wydarzeń i silnych emocji, a jednak stopniowo nas zasypywała. Obóz Majdanu rósł, na naszych oczach rodzili się żołnierze i potężny ruch ochotniczy, brutalne ataki Berkutu stawały się coraz częstsze, gniew protestujących narastał, demontowano chodniki, palono opony, nieudolnie przygotowywano pierwsze koktajle Mołotowa. Moja kochana babcia przynosiła na Majdan kanapki ze słoniną..

Ukraińcy na barykadach. Grudzień 2013 r. w centrum Kijowa. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsze ofiary śmiertelne na Majdanie wstrząsnęły nami wszystkimi do głębi, ale osobiście nadal uważałam je za tragiczny wypadek. Zbyt trudno było pogodzić się z myślą, że zostaniemy zabici - wszyscy bez wyjątku - za nasze prawo do powiedzenia "nie". Aktywiści byli już torturowani w tajemnicy, zabierani do lasów, brutalnie rozstrzeliwani, a ja wciąż nie wiedziałam, nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć. Epifania była szybka i bolesna: musiałam zobaczyć na własne oczy dziesiątki rannych, zakrwawionych ludzi - ludzi takich jak ja - aby w końcu zdać sobie sprawę: Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób.

18, 19, 20 lutego 2014 roku na zawsze pozostaną we mnie wielką otwartą raną. Nie chcę w ogóle skupiać się na tamtych dniach, ale moja pamięć zachowała je z niezwykłą wyrazistością. Te nerwowe telefony do męża, który jest gdzieś indziej. Te trzy dni nieprzerwanej pracy na szpitalnym oddziale urazowym, gdzie ranni byli przywożeni niekończącym się strumieniem. Ta pielęgniarka z kulą snajpera w szyi tuż przede mną - szybkie nosze, bandana nasączona ciemną krwią, poplamiony kaptur lekkiej kurtki, plecak dziewczyny, który ktoś ostrożnie położył obok jej nóg. Ci wyczerpani, połamani ludzie na łóżkach, nawet na korytarzu, i niekończący się strumień smakołyków i jedzenia dla nich od mieszkańców Kijowa - puszki ciepłego rosołu, domowe kotlety, wzruszające notatki - otrzymałem je jednego z tych dni. To straszna świadomość, że nie wszyscy ranni zostaną uratowani, a wielu z nich zostało już zabitych na Majdanie. To druzgocący powrót do domu, gdzie czeka na ciebie twoje własne dziecko i radośnie wita cię na korytarzu: "Mamo, narysowałem to dla ciebie, spójrz! To jest Majdan, to jest czołg, to jest jeep przywożący słodycze, a to jest leżący człowiek". "Gdzie widziałeś leżącego człowieka?". "W telewizji!" "Idź, dziewczyno, weź cichą kąpiel w łazience, już dobrze, nikt cię tam nie zobaczy...

Wydarzenia na Majdanie, namalowane przez syna Iryny Cilyk w 2014 roku. Zdjęcie z archiwum autora

Wszystko zaczyna się od małych i jednocześnie wielkich rzeczy. Tamta zima, a zwłaszcza te trzy dni, tak wiele nas nauczyły. Gdzieś na Majdanie wzrosło poczucie naszej zbiorowej odpowiedzialności za siebie, ale jednocześnie zrozumieliśmy, że znowu zostaniemy za to zabici. Ukraińcy zawsze byli za to zabijani. Tym razem byli zabijani przez dziesięć lat i najwyraźniej będzie to trwało dalej. Rosjanie na pewno wrócą, jeśli będą mieli okazję.

Moja babcia nie żyje już od kilku lat. W ostatnich latach życia była aktywną wolontariuszką, niestrudzenie tkającą siatki maskujące na front, ciężko przyjmując wiadomości o wszystkich stratach. Często dręczą mnie wspomnienia jej ostatnich miesięcy życia, a zwłaszcza jedno zdanie, które moja babcia wypowiedziała z nieskończoną goryczą, gdy odchodziła: "Tak bardzo marzyłam o zobaczeniu spokojnej, szczęśliwej Ukrainy. Chyba mi się to nie uda". Rzeczywiście, nie udało jej się.

Odziedziczywszy po niej tak wiele ważnych rzeczy, niestety odziedziczyłem też jej strach. Marzę też o tym, by za jakiś czas zobaczyć spokojną, szczęśliwą Ukrainę. Nie mamy pojęcia, co stanie się z nami w przyszłości. Wiem jednak jedno. Widziałam już Ukrainę, która wyraźnie mówi "nie możecie mi tego zrobić! Ten kraj nauczył mnie wielu rzeczy, w tym znaczenia słowa "godność". Jeśli będę miała szczęście zostać kiedyś babcią, będę miała o czym rozmawiać z moimi wnukami.

Титульне фото: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Ukraińska reżyserka filmowa i pisarka. Jest reżyserką filmu dokumentalnego "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza", który zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu Sundance w 2020 r. oraz Narodową Nagrodę Ukrainy im. Tarasa Szewczenki w 2023 r. Wyreżyserowała film "Ja i Felix", oparty na powieści "Kim jestem?" autorstwa Artema Czecha, ukraińskiego pisarza i męża Iryny. Jest autorką 8 książek (poezja, proza, książki dla dzieci), w tym Depth of Field i Red on Black Traces. Jej książki zostały przetłumaczone na angielski, niemiecki, francuski, polski, czeski, grecki, włoski, turecki i inne języki. Podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie zaczęła pisać felietony i eseje dla międzynarodowych mediów, w tym Frankfurter Allgemeine Zeitung, Sonntags Zeitung (Niemcy), Weekendavisen (Dania), Dwutygodnik (Polska) i innych. Jej eseje znalazły się w zbiorze Ukraine 22, opublikowanym w Wielkiej Brytanii (Penguin Random House, 2023). Esej Iryny "Inne życie" stał się częścią projektu we współpracy z amerykańskim fotografem Jimem Goldbergiem (Stanley/Barker, 2022). Inny esej, "The Way of the Ouroboros", został włączony do książki o szwajcarskiej artystce Miriam Kahn, opublikowanej w Paryżu (2023).

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że stosunki między Polską a Ukrainą zostały beznadziejnie popsute. Jednak gdy jedni wygłaszali prowokacyjne oświadczenia i dzielili nasze kraje, by zadowolić Kreml, my razem z naszymi polskimi przyjaciółmi budowaliśmy mosty.

Polskiej delegacji na forum Via Carpatia, które odbyło się w Kijowie w połowie listopada, przewodził Marcin Bosacki, poseł na Sejm RP i szczery przyjaciel Ukrainy.

Poseł Marcin Bosacki. Fot: Via Carpatia

Podczas pierwszego ukraińsko-polskiego spotkania w ramach forum rozmawialiśmy nie o chimerach przeszłości, które przesłaniają obu narodom ogląd rzeczy, ale o naszej przyszłości – wspólnej przyszłości w Unii Europejskiej.

Polska ma wiele narzędzi, zasobów i inicjatyw, które powinny być teraz wykorzystane na rzecz zwycięstwa Ukrainy i jej powojennej odbudowy

To właśnie na tych konkretnych rzeczach musimy się skupić, by pokonać naszego wspólnego historycznego wroga. I właśnie o tych sprawach rozmawialiśmy podczas paneli dyskusyjnych. Wykorzystujemy je, aby przekazać nasze przesłanie naszym polskim gościom, a oni przekażą je swoim władzom. Tych spraw jest wiele, na przykład inwestycje w powojenną odbudowę Ukrainy. Rosyjska agresja spowodowała w naszym kraju szkody o wartości pół biliona dolarów. Unia Europejska jest gotowa zainwestować w odbudowę infrastruktury Ukrainy. A Polacy mają ogromne doświadczenie w przyciąganiu, efektywnym wykorzystywaniu i kontrolowaniu unijnych pieniędzy.

Ale nawet teraz, kiedy nie mamy jeszcze dostępu do europejskich pieniędzy, Polska i Ukraina mają kapitał bardzo dobrych doświadczeń we współpracy, szczególnie w sektorze energetycznym

Dla Ukrainy to bardzo delikatna kwestia. Od samego początku niszczenia przez Rosję naszej infrastruktury energetycznej Polska nam pomagała. Zapewniła doraźną pomoc naszemu systemowi energetycznemu natychmiast po pierwszych atakach lotniczych i pomogła odbudować zbombardowane obiekty, byśmy mogli uniknąć przerw w dostawie prądu.

Po zajęciu dużej części Donbasu Ukraina stanęła w obliczu niedoboru węgla. Polska już pomaga w dostarczaniu tego paliwa i jest gotowa zwiększyć dostawy. Po wojnie problem z wysokoenergetycznym węglem będzie równie dotkliwy, jak problem z energią elektryczną. Węgiel ma bowiem kluczowe znaczenie dla funkcjonowania naszego kompleksu wojskowo-przemysłowego. By zbudować wiele rakiet i odstraszyć nową rosyjską agresję, będziemy potrzebowali dużo węgla – tyle że kopalnie w Donbasie są albo zajęte, albo zniszczone. Dlatego polski węgiel, zachodnie technologie i pieniądze, do których uzyskamy dostęp dzięki współpracy z polskimi firmami, mogą być znaczącą pomocą dla naszej obrony. Zostało to omówione na specjalnym panelu obronnym podczas forum Via Carpatia.

Warto podkreślić, że takie wspólne projekty w sektorze obronnym już istnieją. Chcąc uniknąć zniszczenia zakładów produkcyjnych przez rosyjskie rakiety, ukraińskie firmy lokują je na terytorium Polski. Ich gotowe produkty będą wykorzystywane w walce o Ukrainę.

Dziś Ukraina i Polska chronią się przed rosyjską agresją w tym samym historycznym schronie

Atakują nas nie tylko rakiety z głowicami, ale także ideologiczne pociski z imperialną narracją i propagandą. Musimy wspólnie przetrwać te ataki. By tak się stało, musimy pozostać zjednoczeni, a nie marnować energii na kłótnie. Dlatego bardzo cieszy fakt, że w czasie gdy odbywało się forum Via Carpatia retoryka polskich władz się zmieniła.

Donald Tusk i Radosław Sikorski. Zdjęcie: Wojciech Stróżyk/REPORTER

Polityczni prowokatorzy z rządowymi tekami zostali uciszeni, a prezydent Andrzej Duda, premier Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wydali szereg oświadczeń i ogłosili wiele inicjatyw, które powinny wzmocnić Ukrainę. To szczególnie ważne w obliczu zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach w USA i niepewności co do jego stanowiska w sprawie wojny ukraińsko-rosyjskiej.

Europa chce odzyskać swoją geopolityczną podmiotowość, a bez ścisłego sojuszu Kijowa z Warszawą jest to niemożliwe

Dlatego cieszę się, że nieprzyjemne momenty, które mieliśmy w naszych stosunkach jeszcze niedawno, zeszły na dalszy plan, a bezpieczeństwo i współpraca znów stają się kluczowe. Dziś ważniejsze niż kiedykolwiek jest przełamywanie mitów i stereotypów dzielących nasze narody.

20
хв

Broń, energia, pieniądze: jak Polska pomoże Ukrainie w 2025 roku

Mykoła Kniażycki

20 lat temu rozpoczęła się Pomarańczowa Rewolucja. Ostatnie dwie dekady zatarły w zbiorowej pamięci szczegóły tego wydarzenia, które w było najbardziej spektakularnym owocem pierwszych 13 lat niepodległości Ukrainy. Wiele rzeczy związanych z tamtymi wydarzeniami jest dziś postrzeganych w uproszczony sposób.

Faktem pozostaje jednak to, że wydarzenia Pomarańczowego Majdanu były potężnym aktem sprzeciwu ludzi, którzy wyszli bronić swojego wyboru i swoich praw

Wiktor Juszczenko pięknie „poszedł w prezydenty". 4 lipca 2004 r. Rozśpiewany plac, on w białej koszuli, mnóstwo ludzi w haftowanych koszulach. Pomarańczowe flagi, letnie słońce i błękitne niebo. Juszczenko mówi, że my, Ukraińcy, mamy prawo do godnej przyszłości. Każde jego słowo rezonuje – natchnione twarze i uśmiechy, nadzieja w oczach. Gra muzyka, w tym moje „Nadchodzimy” i „Nie bój się żyć”.

Ukraińcy kojarzyli Wiktora Juszczenkę z europejskim wektorem rozwoju – odejściem od imperialnego sąsiada i uzyskaniem prawdziwej niepodległości. Ukraina zaczęła odrywać się od Rosji. Systemy polityczne obu krajów rozwijały się w różny sposób, konieczne więc było zdefiniowanie pomysłów na naszą przyszłość. Wiktor Juszczenko i Wiktor Janukowycz mieli oczywiście różne poglądy w tej sprawie.

Juszczenkę poznałam w 1999 roku. Wcześniej, w 1989 r., w Czerniowcach była „Czerwona Ruta” [piosenka napisana przez Wołodymyra Iwasiuka w 1968 r., jedna z najbardziej popularnych piosenek ukraińskich – red.]. „Ruta” w Zaporożu, której odegranie na stadionie Wiaczesława Czornowiła zbiegło się z początkiem zamachu stanu w 1991 roku. Studencki strajk głodowy, protesty w Charkowie oraz proukraińskie nastawienie ludzi i ukraińska muzyka – wszystko to było ignorowane.

Spotkanie z Wiktorem Juszczenką zainspirowało mnie, dało mi siłę i nadzieję, że ukraiński przywódca może być inny. Nowoczesny, inteligentny, ukraiński i europejski jednocześnie

Przed tym spotkaniem byłam bliska rozpaczy. Panowało lekceważące podejście do wszystkiego, co ukraińskie. Wielu tak zwanych liderów często demonstrowało swoją wiernopoddańczość i upokarzało się przed „starszym bratem”. Nigdy nie skłaniałam się w stronę „ruskiego miru” (jak się okazało, miałam rację). Spotkanie z Juszczenką zrobiło na mnie ogromne wrażenie, wsparło mnie i dało mi siłę, by trwać przy swoim.

Powiedział mi wtedy: „Dziękuję ci za to, co robisz. To ważne dla Ukrainy i narodu ukraińskiego”. Na długo przed wyborami prezydenckimi w 2004 roku byłam po tej samej stronie barykady co on. Był osobą, z którą wyobrażałam sobie przyszłość Ukrainy. Ufano mu. Był szanowany. Lubiłam go za szczerość i autentyczność.

Bardzo dobrze pamiętam wiec na placu Europejskim, kiedy Wiktor Juszczenko, z oszpeconą twarzą, po raz pierwszy po otruciu przemawiał do ludzi. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że zawartość dioksyn w jego krwi tysiąckrotnie przekraczała normę. Nadal nie jest jasne, co wydarzyło się podczas tej kolacji, na której rzekomo doszło do otrucia. Niestety w najnowszej historii Ukrainy jest wiele pytań bez odpowiedzi.

Chcieli zabić, czy tylko oszpecić bądź przestraszyć Juszczenkę? Czegokolwiek chcieli, ostatecznie przyniosło to odwrotny skutek

21 listopada 2024 r. odbyła się druga tura wyborów prezydenckich. Wraz z innymi muzykami głosowałam w lokalu wyborczym w budynku związków zawodowych za Wiktorem Juszczenką. Byliśmy tam, by go wesprzeć. Wieczorem zebraliśmy się w sztabie i już wtedy pojawiły się dowody na liczne fałszerstwa. W nocy 22 listopada ludzie zaczęli budować scenę pod gołym niebem. Gdy obudziłam się nazajutrz rano, natychmiast poszłam na Majdan, gdzie zobaczyłam wielu przyjaciół i podobnie myślących ludzi.

Stałam na Majdanie i widziałam oczy ludzi. Przychodzili z dziećmi, które niosły pomarańczowe zabawki. Tak było każdego kolejnego dnia. Było dużo muzyki i przemówień ze sceny, a na Chreszczatyku pojawiło się miasteczko namiotowe. Ludzie nie wiedzieli, co dzieje się w kuluarach, nie wiedzieli, że wszystko to trzyma się dosłownie na włosku, że wydarzenia mogą potoczyć się nie tak, jak chcą. Postrzegali to wszystko jako festiwal.

Później zdaliśmy sobie sprawę, jak zwodnicze było poczucie euforii, bezpieczeństwa i radości z bycia otoczonym przez podobnie myślących ludzi

Pomarańczowa Rewolucja była bezkrwawa, a to ma swoją cenę. Ceną za nieużywanie siły były konstytucyjne ustępstwa. Ukraina stała się republiką parlamentarno-prezydencką. Z czasem prezydent Juszczenko stracił część swoich uprawnień. Ci, którzy nazywają go „słabym prezydentem”, nie bardzo wiedzą, o czym mówią. On taki nie był. W rzeczywistości to niezwykle mądry, inteligentny, delikatny człowiek, wróg totalitaryzmu. Nie dopuścił do rozlewu krwi.

Ta rewolucja zmieniła mnie i nie tylko mnie – zmieniła kraj. Zmieniła rozumienie przez świat tego, czym jest demokracja i jak o nią walczyć. Ludzie w Ukrainie zdali sobie sprawę, że mogą wygrać, że ich wartości mają znaczenie. I że tych wartości mają wiele.

Pomarańczowa Rewolucja zmieniła bieg historii. Ukraińcy zdali sobie sprawę, że są siłą

Na scenie Majdanu śpiewałam piosenki „Idziemy” i „Nie bój się żyć”, które potem śpiewano podczas Rewolucji Godności. Dziewięć lat po Pomarańczowej Rewolucji Ukraińcom znowu przyjdzie bronić swojego wyboru. Rewolucja Godności będzie tragiczna, ale prawda zwycięży. Wschodni sąsiad nie odpuści, rok 2014 upłynie pod znakiem okupacji Krymu, tzw. ATO [operacja antyterrorystyczna na wschodzie kraju, prowadzona przez ukraińską armię przeciw prorosyjskim separatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego – red.]  i wybuchu wojny.

A 24 lutego 2022 r. rozpocznie się inwazja Rosji. Od ponad tysiąca dni nasz kraj krwawo walczy o wolność i prawdziwą niepodległość.

Wszystkie zdjęcia dostarczone przez autorkę

20
хв

Pomarańczowa Rewolucja i ja

Maria Burmaka

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Снайперка Анастасія Савка: «Я ховалась у норі, де розкладались трупи росіян»

Ексклюзив
20
хв

Co będzie jutro?

Ексклюзив
20
хв

Z banku na front: Polka w ukraińskim wojsku

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress