Exclusive
20
min

Zobaczyłam Ukrainę, która mówi: Nie możesz mi tego zrobić

Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób - wspomina Majdan dla sestry.eu wybitna ukraińska pisarka i reżyserka filmowa

Iryna Cilyk

Iryna Cilyk na początku protestów w centrum Kijowa w 2013 r. Zdjęcie z archiwum Iryny Cilyk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

To największa trauma i najważniejszy punkt zwrotny w moim życiu. Złote skrzyżowanie przeszłości z teraźniejszością, które są tak ściśle powiązane w nieliniowym poszukiwaniu własnej tożsamości. Kim byłam przed Rewolucją Godności? Kim stałam się po niej? Kiedy myślę o tamtej zimie, zawsze wydaje mi się, że moja droga do niej była dość długa. W końcu wszystko zaczęło się nie w listopadzie 2013 roku, ale dużo wcześniej. Prawdopodobnie jeszcze wtedy, gdy nie miałam pojęcia, co oznacza słowo "godność".

Zmiana ustawień fabrycznych

Fabuła tej historii była prosta i znana wielu ludziom z mojego pokolenia: w Kijowie była zwykła radziecka dziewczyna, która napisała w swoim zeszycie pięknym pismem "Chwała krajowi Sowietów!". Otoczona miłością rodziny, w gimnazjum niewiele myślała o otaczającym ją świecie ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i niesprawiedliwością. Jej ukochana babcia, która kochała dziewczynkę najbardziej i utrzymywała przy życiu bezchmurną czułość jej dzieciństwa, nie spieszyła się z zapoznaniem wnuczki ze szkieletami w domowych szafach. Skąd więc dziewczynka mogła wiedzieć, że na przykład chwalebny kraj Sowietów złamał kiedyś życie jej pradziadkom: zostali zesłani na Sołowki w latach trzydziestych XX wieku. Gdzieś w odległej przeszłości były też inne mroczne historie jej rodziny, ale o tym wszystkim nasza bohaterka dowiedziała się później. Do pewnego momentu w jej życiu wszystko było dość proste, a ona szczerze cieszyła się z nowej odznaki z wizerunkiem kędzierzawego Włodzimierza Lenina na szkolnym mundurku.    

Dziś patrzę tej dziewczynie w oczy z zainteresowaniem. Kiedyś byłam inna. A ile różnych odkryć było przede mną...

Bardzo dobrze pamiętam, jak czułam, że coś jest nie tak z krajem, w którym żyjemy, skoro moja kochana babcia tak bardzo chciała zobaczyć, jak się rozpada. Pewnego lata w daczy zauważyłam, że przez całą noc słuchała radia: położyłam się spać, a babcia siedziała obok, obudziłam się, a ona wciąż tam była. Podekscytowana, szczęśliwa, babcia mówiła o punkcie zwrotnym i końcu Związku Radzieckiego. To było lato 1991 roku. Odnotowałam te dni dla siebie, ale tak naprawdę ich nie rozumiałam. Dla mnie osobiście czasy wielkich realizacji były jeszcze przed nami, ale mechanizm poszukiwania odpowiedzi na złożone pytania został już uruchomiony.

Ludzie opłakują zmarłych na Majdanie w Kijowie. Zima 2014. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko zaczęło się od małego. Od podsłuchanych rozmów między dorosłymi. Od uczestniczenia w spotkaniach Związku Ukraińskich Kobiet w Kijowie na początku lat 90. z moją babcią i bycia szczerze zaskoczoną, że wszyscy tam mówili tak egzotycznym dla mnie językiem ukraińskim. Od pierwszej tradycyjnej ukraińskiej pisanki, którą ręcznie malowałam woskiem. Z cienkiej książeczki z wierszami Liny Kostenko, którą dostałam w prezencie, gdy miałam 9 lat. Ze wszystkich innych książek, zwłaszcza tych autorstwa młodych współczesnych ukraińskich poetów, na które natknęłam się w wieku 15 lat i które poruszyły mnie do głębi. Od świadomej decyzji - ja też chcę mówić i pisać w tym języku - i ostatecznego przejścia na nowy poziom zabawy, kiedy dużo później dowiedziałam się, że zostanę matką. Nagle okazało się, że niezwykle ważna jest dla mnie zmiana ustawień fabrycznych i przerwanie łańcucha rusyfikacji w kolejnym pokoleniu mojej rodziny. Sztuczka zadziałała: była radziecka rosyjskojęzyczna dziewczyna ma syna, który od początku mówi po ukraińsku.  

Wszystko zaczęło się od małej rzeczy, choć być może całkiem dużej. Od nabytej umiejętności obserwacji i porównywania. Od samodzielnie podejmowanych decyzji. Od świadomego uzupełniania luk w wiedzy o historii własnego kraju. Z palącego wstydu i szoku - jak to się stało, że ludzie tak niegodni i dalecy od moich wartości rządzą naszym krajem? A potem - od stopniowej akceptacji idei, że tektoniczne przesunięcia są niemożliwe bez rewolucyjnych zmian.  

Punkt bez powrotu

Pomarańczowa Rewolucja nie mogła mnie ominąć. Miałam wtedy 22 lata - pełna energii, gorącej krwi, aktywnie poszukująca siebie i gotowa do walki o to, co moje. A jednak dla mnie osobiście istniał silny element zabawy i karnawalizacji akcji: ja i moi przyjaciele byliśmy ubrani bardzo na pomarańczowo, bardzo cierpieliśmy za prawdę, marzliśmy, wykrzykiwaliśmy radosne hasła razem z tłumem podobnie myślących ludzi i w ogóle nie odczuwaliśmy potencjalnego zagrożenia. Moja pamięć zatarła wiele szczegółów, ale z pewnym zażenowaniem pamiętam to, co najważniejsze: świetnie się bawiłam. Pamiętam też jednak coś innego, znacznie ważniejszego: po raz pierwszy zobaczyłam z bliska swoich ludzi. Wielu różnych ludzi, bardzo młodych i bardzo starych, takich i takich, o różnym statusie społecznym, zawodach i tak dalej. Byłam pod ogromnym wrażeniem kontaktu łokieć w łokieć z nieznajomymi i siły tego elementu. Proces uczenia się tego nowego doświadczenia wydawał się ważniejszy niż rezultat. I chociaż wynik wydawał się natychmiastowy, a my broniliśmy inteligentnego proukraińskiego prezydenta przed zastraszonym więźniem z dwoma wyrokami i bliskimi powiązaniami z Rosją, wkrótce stało się jasne, że sprawy nie były takie, jak się wydawały, w rzeczywistości dopiero się zaczynały.

Po 9 latach burzliwej rzeczywistości, po wzlotach i upadkach chwiejnego życia politycznego Ukrainy, grubym rozczarowaniu i ciągłej frustracji, wróciłam na Majdan bez jasnego zrozumienia własnego celu. Szczerze mówiąc, w pierwszym odruchu złapania parasola i termosu, i wyjścia w listopadową zgniłą nocną mżawkę na centralny plac było niewiele świadomości. Raczej wszyscy pobiegli - i ja pobiegłam. Cóż, dokładniej, nie wszyscy, ale głównie ci bystrzy, świadomi ludzie, z którymi chciałam być, relatywnie rzecz biorąc, w tej samej drużynie i wspólnie zmierzać ku świetlanej europejskiej przyszłości. Tak więc mój mąż i ja również przyszliśmy na Majdan. Znajoma atmosfera natychmiast przypomniała mi o sobie w retrospekcjach: piękni, ale wściekli ludzie, piosenki, wiersze, wesołe śpiewy, słodka herbata, zimne, zgrabiałe dłonie i gorące serca.  

Gorące jedzenie od ludzi o gorących sercach na Majdanie w grudniu 2013 r. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko wydawało się tak bezpieczne, że w pierwszym tygodniu Euromajdanu zabraliśmy ze sobą nawet naszego trzyletniego syna. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego - Andrij znalazł się na głównej scenie z mikrofonem w rękach. To wzruszające wideo jest nadal dostępne gdzieś w Internecie: zabawny mały dzieciak w kombinezonie i czapce z uszami, początkowo wahający się. "Andrij, chciałeś coś powiedzieć?" - zachęca go jeden z dorosłych. "Chciałem powiedzieć... Chciałem powiedzieć... Chwała Ukrainie!". Wielotysięczny tłum odpowiada zadowolonym rykiem: "Chwała bohaterom!". Moje dziecko przeżywa szczęśliwy szok i nie może spać przez długi czas tego wieczoru - tak jest podekscytowane.

To był dla nas pierwszy tydzień Euromajdanu. Potem nasz entuzjazm nieco osłabł: ostatniego dnia listopada 2013 r. powiedzieliśmy sobie, że chyba mamy już dość. Byliśmy zmęczeni codziennym chodzeniem na Majdan. Wróciliśmy do domu nieco zdruzgotani i poszliśmy spać. Kto mógł sobie wyobrazić, że w ciągu kilku godzin władze pokryją plac krwią nieuzbrojonych demonstrantów i w ten sposób obudzą w Ukraińcach siłę, która była uśpiona przez lata uporczywego podporządkowania.

Ludzie przeciwko siłom bezpieczeństwa. Ulica Hruszewskiego w Kijowie 24 stycznia 2014 r. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wciąż pamiętam to uczucie strasznej, mrocznej wściekłości. Nie możemy być tak traktowani! Nic takiego o sobie nie wiedziałam. Cóż, dziewczyno, masz przed sobą wiele odkryć. Oto pierwszy punkt z serii punktów bez powrotu. Oto jak twoje własne poczucie godności, o którym wcześniej nawet nie myślałaś, wypełza spod twojej skóry. A potem około miliona z nas wyszło na centralne ulice Kijowa. Byli to Kijowianie i ludzie z innych ukraińskich miast, którzy przybyli z całego świata, aby dołączyć do potężnej rzeki, która już przelała swoje brzegi z całą mocą nieokiełznanego żywiołu.

Czasami zadaję sobie pytanie, czy okoliczności byłyby inne, gdyby protestujący zostali zastrzeleni od razu. Czy zbiorowe zrozumienie naszej własnej siły i szacunku do samych siebie, które nie zostało jeszcze w pełni ukształtowane, mogłoby zostać złamane? Jednak historia, jak wiemy, nie zna trybu łączącego. Patrząc wstecz, mamy tylko to, co mamy: wszyscy mieliśmy pewną ścieżkę, na której stawka rosła z każdym krokiem, a akceptacja szoku nowych okrucieństw ze strony struktur prorządowych była stopniowa.

Tak, to była lawina różnych wydarzeń i silnych emocji, a jednak stopniowo nas zasypywała. Obóz Majdanu rósł, na naszych oczach rodzili się żołnierze i potężny ruch ochotniczy, brutalne ataki Berkutu stawały się coraz częstsze, gniew protestujących narastał, demontowano chodniki, palono opony, nieudolnie przygotowywano pierwsze koktajle Mołotowa. Moja kochana babcia przynosiła na Majdan kanapki ze słoniną..

Ukraińcy na barykadach. Grudzień 2013 r. w centrum Kijowa. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsze ofiary śmiertelne na Majdanie wstrząsnęły nami wszystkimi do głębi, ale osobiście nadal uważałam je za tragiczny wypadek. Zbyt trudno było pogodzić się z myślą, że zostaniemy zabici - wszyscy bez wyjątku - za nasze prawo do powiedzenia "nie". Aktywiści byli już torturowani w tajemnicy, zabierani do lasów, brutalnie rozstrzeliwani, a ja wciąż nie wiedziałam, nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć. Epifania była szybka i bolesna: musiałam zobaczyć na własne oczy dziesiątki rannych, zakrwawionych ludzi - ludzi takich jak ja - aby w końcu zdać sobie sprawę: Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób.

18, 19, 20 lutego 2014 roku na zawsze pozostaną we mnie wielką otwartą raną. Nie chcę w ogóle skupiać się na tamtych dniach, ale moja pamięć zachowała je z niezwykłą wyrazistością. Te nerwowe telefony do męża, który jest gdzieś indziej. Te trzy dni nieprzerwanej pracy na szpitalnym oddziale urazowym, gdzie ranni byli przywożeni niekończącym się strumieniem. Ta pielęgniarka z kulą snajpera w szyi tuż przede mną - szybkie nosze, bandana nasączona ciemną krwią, poplamiony kaptur lekkiej kurtki, plecak dziewczyny, który ktoś ostrożnie położył obok jej nóg. Ci wyczerpani, połamani ludzie na łóżkach, nawet na korytarzu, i niekończący się strumień smakołyków i jedzenia dla nich od mieszkańców Kijowa - puszki ciepłego rosołu, domowe kotlety, wzruszające notatki - otrzymałem je jednego z tych dni. To straszna świadomość, że nie wszyscy ranni zostaną uratowani, a wielu z nich zostało już zabitych na Majdanie. To druzgocący powrót do domu, gdzie czeka na ciebie twoje własne dziecko i radośnie wita cię na korytarzu: "Mamo, narysowałem to dla ciebie, spójrz! To jest Majdan, to jest czołg, to jest jeep przywożący słodycze, a to jest leżący człowiek". "Gdzie widziałeś leżącego człowieka?". "W telewizji!" "Idź, dziewczyno, weź cichą kąpiel w łazience, już dobrze, nikt cię tam nie zobaczy...

Wydarzenia na Majdanie, namalowane przez syna Iryny Cilyk w 2014 roku. Zdjęcie z archiwum autora

Wszystko zaczyna się od małych i jednocześnie wielkich rzeczy. Tamta zima, a zwłaszcza te trzy dni, tak wiele nas nauczyły. Gdzieś na Majdanie wzrosło poczucie naszej zbiorowej odpowiedzialności za siebie, ale jednocześnie zrozumieliśmy, że znowu zostaniemy za to zabici. Ukraińcy zawsze byli za to zabijani. Tym razem byli zabijani przez dziesięć lat i najwyraźniej będzie to trwało dalej. Rosjanie na pewno wrócą, jeśli będą mieli okazję.

Moja babcia nie żyje już od kilku lat. W ostatnich latach życia była aktywną wolontariuszką, niestrudzenie tkającą siatki maskujące na front, ciężko przyjmując wiadomości o wszystkich stratach. Często dręczą mnie wspomnienia jej ostatnich miesięcy życia, a zwłaszcza jedno zdanie, które moja babcia wypowiedziała z nieskończoną goryczą, gdy odchodziła: "Tak bardzo marzyłam o zobaczeniu spokojnej, szczęśliwej Ukrainy. Chyba mi się to nie uda". Rzeczywiście, nie udało jej się.

Odziedziczywszy po niej tak wiele ważnych rzeczy, niestety odziedziczyłem też jej strach. Marzę też o tym, by za jakiś czas zobaczyć spokojną, szczęśliwą Ukrainę. Nie mamy pojęcia, co stanie się z nami w przyszłości. Wiem jednak jedno. Widziałam już Ukrainę, która wyraźnie mówi "nie możecie mi tego zrobić! Ten kraj nauczył mnie wielu rzeczy, w tym znaczenia słowa "godność". Jeśli będę miała szczęście zostać kiedyś babcią, będę miała o czym rozmawiać z moimi wnukami.

Титульне фото: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska reżyserka filmowa i pisarka. Jest reżyserką filmu dokumentalnego "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza", który zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu Sundance w 2020 r. oraz Narodową Nagrodę Ukrainy im. Tarasa Szewczenki w 2023 r. Wyreżyserowała film "Ja i Felix", oparty na powieści "Kim jestem?" autorstwa Artema Czecha, ukraińskiego pisarza i męża Iryny. Jest autorką 8 książek (poezja, proza, książki dla dzieci), w tym Depth of Field i Red on Black Traces. Jej książki zostały przetłumaczone na angielski, niemiecki, francuski, polski, czeski, grecki, włoski, turecki i inne języki. Podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie zaczęła pisać felietony i eseje dla międzynarodowych mediów, w tym Frankfurter Allgemeine Zeitung, Sonntags Zeitung (Niemcy), Weekendavisen (Dania), Dwutygodnik (Polska) i innych. Jej eseje znalazły się w zbiorze Ukraine 22, opublikowanym w Wielkiej Brytanii (Penguin Random House, 2023). Esej Iryny "Inne życie" stał się częścią projektu we współpracy z amerykańskim fotografem Jimem Goldbergiem (Stanley/Barker, 2022). Inny esej, "The Way of the Ouroboros", został włączony do książki o szwajcarskiej artystce Miriam Kahn, opublikowanej w Paryżu (2023).

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Donald Trump, Kamalv Harris, Times Square, Nowy Jork

Kiedy rozmawiałam z ludźmi w Polsce o tym, które imperium wybraliby, gdyby ich kraj był w potrzebie, odpowiedź zawsze brzmiała: „Amerykę”. Teraz wydaje się, że to się zmienia.

Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle było w Ameryce przed Trumpem. Jeśli już, to uważam Trumpa za osobę po prostu otwarcie mówiącą o rzeczach, które amerykański rząd robił przez wieki. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co Trump robi, jest w porządku – ale on jest w tym szczery. W końcu administracja Bidena deportowała średnio 57 000 osób miesięcznie, podczas gdy administracja Trumpa odesłała w zeszłym miesiącu 37 660 osób, a mimo to nigdy nie słyszeliśmy o planach Bidena dotyczących deportacji. Chwalimy liberałów za ich zaangażowanie na rzecz praw człowieka, ale co tak naprawdę osiągnęli? Nie chronią praw kobiet, pozwalają na ludobójstwo Palestyńczyków, aresztują studentów za udział w protestach, umożliwiają Rosji kontynuowanie jej zbrodni i ograniczają naszą wolność słowa.

I mimo to oczekuje się, że będziemy na nich głosować, bo są „mniejszym złem”? Wciąż słyszę, że odpowiedzialność za naszą przyszłość „spoczywa w rękach młodych ludzi”, ponieważ to starsze pokolenie spowodowało cały ten bałagan. Oczekuje się ode mnie, że będę protestować, głosować, organizować się – podczas gdy jestem od tego wszystkiego odcinana. Jaką demokracją była Ameryka, skoro mamy wybór tylko między dwoma złami, a oba są wspierane przez te same potężne interesy?

Myślę, że patrząc na Amerykę musimy zadać sobie pytanie: „Dla kogo ona kiedykolwiek była dobra?” To zawsze był kraj dobry dla białego Amerykanina, a teraz jest dla niego prawdopodobnie jeszcze lepszy. Jednak czy kiedykolwiek to był dobry kraj dla kobiet? Czy kiedykolwiek ten kraj był dobry dla ludzi o innym kolorze skóry niż biały? Myślę, że zapominamy o tym, idealizując Amerykę.

To nigdy nie był wielki kraj i nigdy nie będzie „znowu wielki”, chyba że przeszłością, do której się odnosimy, jest to kolonialne, rasistowskie imperium, które Trump chce przywrócić

Patrząc na „amerykański sen” z perspektywy postkomunistycznego kraju w Europie Wschodniej można dość łatwo go idealizować. Niemniej zawsze staram się przypominać ludziom z Europy Wschodniej, że społeczeństwo, bezpieczeństwo, edukacja i opieka zdrowotna, które mamy tutaj, są milion razy cenniejsze niż wyidealizowana wersja tego, jak mogłoby wyglądać ich życie w kapitalistycznej utopii Ameryki.

Niedawno odwiedziłam Nowy Jork. Chociaż jest to jedno z najdroższych miast w USA, wzrost cen, do którego doszło w ciągu ostatniego roku, zszokował mnie. Słyszałam od znajomych, że nie stać ich na czynsz, bo został podniesiony o 25%. Niektórzy z nich nie byli w stanie znaleźć pracy od zeszłego lata – a mówiąc o pracy mam na myśli jakąkolwiek pracę, w tym w kawiarni lub sklepie spożywczym. A to są ludzie, którzy ukończyli prestiżowe uniwersytety, jak Columbia czy Uniwersytet Nowojorski.

William Edwards i Kimberly Cambron biorą ślub w Walentynki na Times Square w Nowym Jorku 14 lutego 2025 roku. Zdjęcie: Kena Betancur/AFP

Ceny żywności wciąż rosną. W zeszłym roku za artykuły spożywcze, które wystarczały mi na około 10 dni, płaciłam około 120 dolarów. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku ostatnio, ta kwota się podwoiła. Oczywiste jest, że Trump chce załamania gospodarki, by na wszystko było stać 1% społeczeństwa – ale co dalej?

Czy ci wszyscy ludzie, których nie stać na nic, mają trafić do aresztu i stać się kolejną grupą świadczącą niewolniczą pracę na rzecz amerykańskiego supermocarstwa? Taki jest plan Trumpa?

Bezdomność w Ameryce to kolejna rzecz, którą zauważyłam dopiero po roku mojej nieobecności tam. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Amerykanie są na nią jeszcze bardziej obojętni niż wcześniej. Wzrost liczby ludzi biorących narkotyki na ulicach jest przerażający, a epidemia fentanylu szybko zmienia kolejne miasta w „miasta zombie”. To był poważny problem już w czasie pandemii, lecz teraz jest jeszcze poważniejszy. Coraz więcej osób nie stać na opłacenie czynszu – i coraz więcej z nich ląduje na ulicy. Chociaż widok narkotyzujących się ludzi budzi u mnie strach, jeszcze silniejsza jest we mnie złość. Dlaczego nikt im nie pomaga? Jak Amerykanie mogą być tak nieczuli, patrząc na ludzi umierających codziennie na ulicach?

Teraz Trump chce zdelegalizować bycie bezdomnym. Wykorzysta tych, których nie da się zamknąć w kapitalistycznym systemie, jako kolejną siłę niewolniczej pracy w amerykańskich więzieniach.

Bezdomni jedzą lunch w Święto Dziękczynienia, przygotowany przez organizację non-profit Midnight Mission dla prawie 2000 osób w dzielnicy Skid Row w centrum Los Angeles, 25 listopada 2021 r. Zdjęcie: Apu GOMES/AFP

Ameryka powoli się rozpada, jak każde imperium, tyle że jej problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. Narastały od dawna – problemy systemowe, które zostały przegapione lub zlekceważone przez obywateli. Pęknięcia w fundamentach istniały od lat w kraju, którego rdzeń oparto na ludobójstwie i niewolnictwie, tyle że teraz nie można ich już zignorować.

Jak więc obywatele tego kraju mogą nadal odwracać wzrok i nie podejmować działań? Bo łatwiej im siedzieć w domu, rozpraszając się rozrywką, mediami społecznościowymi lub codziennymi obowiązkami, niż konfrontować się z trudnymi realiami tego, co dzieje się wokół. Ze smutkiem uświadamiam sobie, że powaga sytuacji dociera do wielu Amerykanów dopiero wtedy, gdy ucierpi ich własność. Dopiero gdy zagrożony jest ich dobytek, poczucie bezpieczeństwa czy codzienne życie, zaczynają rozumieć, że zmiana nie nastąpi poprzez bierne obserwowanie albo czekanie. Pilna potrzeba wyjścia na ulice, domagania się działań, staje się jasna dopiero wtedy, gdy osobiście odczuwa się skutki bezczynności. Ale z historii wiemy, że wtedy jest już za późno.

„Najpierw przyszli po socjalistów, ale ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.

Potem przyszli po związkowców i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych.

Potem przyszła kolej na Żydów i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem.

Wreszcie przyszli po mnie i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną”.

Martin Niemöller

20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Melania Krych

Najważniejszą kobietą w politycznym otoczeniu Donalda Trumpa jest Susan Wiles, 68-letnia szefowa personelu Białego Domu, która kontroluje dostęp do prezydenta. To ona nie dopuściła, by Elon Musk urządził tam swój gabinet.

Pracę w politycznym PR Wiles rozpoczęła w 1979 roku. Jej pierwszym szefem był Jack Kemp, republikański polityk, a także gwiazda futbolu amerykańskiego z drużyny New York Giants, w której grał też ojciec Susan.

Susan Wiles jest z Trumpem od wielu lat. Zdjęcie: Anna Moneymaker/Getty Images/AFP/East News

Ta praca stała się dla młodej specjalistki trampoliną do świata wielkiej polityki: w 1980 roku dołączyła do kampanii prezydenckiej nowej republikańskiej gwiazdy – Ronalda Reagana. To właśnie pod wpływem Wiles Trump zaczął na każdym kroku cytować prezydenta, który wygrał wyścig zbrojeń, i ogrzewać się jego autorytetem.

Po pracy nad kampaniami prezydenckimi George’a W. Busha i Mitta Romneya Wiles postanowiła zająć się zarabianiem poważnych pieniędzy. Otworzyła firmy konsultingowe i lobbingowe, dzięki którym stała się bogata. W najlepszych latach wśród jej kilkudziesięciu klientów byli giganci tytoniowi, firma SpaceX Elona Muska, amerykański monopolista telekomunikacyjny AT&T, a nawet całe państwa, jak Katar i Nigeria.

Gdy w 2015 r. Donald Trump wpadł na pomysł, by powalczyć o prezydenturę USA, zatrudnił Wiles – znaną już ze swych sukcesów lobbystkę i stratega politycznego. Dziś prezydent USA nazywa ją „Ice baby”, a media ochrzciły ją mianem „Królowej lodu”

Współpracownicy za mocne strony Wiles jako stratega politycznego uznają to, że zaprowadziła porządek w kampanii prezydenckiej, kontrolowała jej narrację (na tyle, na ile jest to możliwe w przypadku Trumpa) i skutecznie potrafiła wykorzystać w niej swoje wybitne umiejętności organizacyjne.

Nie dziwi więc, że jest najdłużej urzędującym doradcą Trumpa – uczestniczyła we wszystkich jego kluczowych spotkaniach. Otoczenie prezydenta USA twierdzi, że często włącza ją do rozmów telefonicznych dotyczących kwestii politycznych.

O jej stylu zarządzania sporo mówi wywiad, którego udzieliła serwisowi Axios. Stwierdziła tam m.in.: „Nie cenię ludzi, którzy chcą pracować solo lub być gwiazdami. Mój zespół i ja nie będziemy tolerować wbijania noża w plecy, niewłaściwych spekulacji czy intryg”.

Podczas ostatniej kampanii wyborczej gubernator Florydy Ron DeSantis rzucił wyzwanie Trumpowi, a następnie zażądał zwolnienia przez niego Wiles. Kiedy w styczniu 2024 roku DeSantis odpadł z prezydenckiego wyścigu, Wiles pożegnała go w mediach społecznościowych słowami: „Bye, bye”.

Kampania wyborcza w 2024 r., którą Wiles prowadziła razem z weteranem doradztwa politycznego Chrisem LaSevitą, była udana i przebiegła bez większych skandali. Trump słuchał jej rad, był spokojny i mniej niż zwykle korzystał z mediów społecznościowych. Jednocześnie zwrócił się o wsparcie do młodych podcasterów, co pomogło w przyciągnięciu do niego nowych wyborców.

To Susan Wiles jest osobą, z którą należy się skontaktować, jeśli chcesz liczysz na dostęp do ucha prezydenta USA. To ona kontroluje też wszystkie ruchy przyjaciół i znajomych Trumpa wokół Białego Domu.

Charyzmatyczna Paula White ma na Trumpa spory wpływ. Zdjęcie: Brynn Anderson/Associated Press/Eastern News

Drugą najważniejszą polityczką w otoczeniu Donalda Trumpa jest charyzmatyczna chrześcijańska kaznodziejka Paula White. Niedawno stanęła na czele nowo utworzonego Biura Wiary Białego Domu (Office of Faith-Based Services), mającego, jak napisała na platformie X, „zwalczać dyskryminację chrześcijan w instytucjach federalnych i zapewnić przestrzeganie wolności religijnej w całym kraju”.

White zna rodzinę Trumpów od 2001 roku. Jest gwiazdą chrześcijańskich telewizji, a publiczność na jej występach zapełnia po brzegi sale koncertowe i stadiony.

Na Trumpie szczególne wrażenie zrobiła nie tylko jej teoria dobrobytu, zgodnie z którą sukces materialny ma być oznaką Bożej łaski, ale także styl jej występów. Prezydent USA wyraźnie naśladuje jej sposób mówienia i gestykulację.

Podczas pierwszej kampanii Trumpa White była przewodniczącą działającej przy nim ewangelickiej rady konsultacyjnej. 20 stycznia 2017 roku, podczas inauguracji pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, White wygłosiła uroczystą inwokację – jako pierwsza duchowna w historii USA.

W wyścigach prezydenckich w 2020 i 2024 r. też poparła Trumpa, przysparzając mu wielu głosów chrześcijańskich wyborców. Z uwagi na to, że wielokrotnie publicznie popierała Izrael, zaliczono ją do grona „50 najlepszych chrześcijańskich sojuszników Izraela”

Jest też przychylna Ukraińcom. Od początku rosyjskiej inwazji organizowała pomoc charytatywną dla ukraińskich uchodźców w Europie, o czym regularnie informowała na swojej stronie internetowej.

Pam Bondi jest częścią najbliższego kręgu Trumpa. Zdjęcie: Ben Curtis/Associated Press/Eastern News

Na nowym stanowisku Paula White będzie intensywnie współpracować z Pam Bondi, nową prokuratorką generalną USA, która została też mianowana szefową grupy zadaniowej do „wykorzenienia antychrześcijańskich uprzedzeń”. Rolą Bondi będzie powstrzymywać „wszelkie formy antychrześcijańskich ataków i dyskryminacji w rządzie federalnym”.

Ta 59-letnia była prokuratorka generalna stanu Floryda obiecuje zachować niezależność Departamentu Sprawiedliwości i nie mieszać go w politykę. To odpowiedź na powszechne w amerykańskim środowisku politycznym obawy, że Trump dąży do przejęcia kontroli nad departamentem, by zemścić się na tych, którzy prowadzili przeciw niemu śledztwo w związku ze szturmem na Kapitol w 2021 roku.

Co ciekawe, Bondi nie była pierwszym wyborem prezydenta na stanowisko prokuratora generalnego. Początkowo Trump chciał powierzyć je Mattowi Gaetzowi. Jednak Komisja Etyki Kongresu USA ustaliła, że Gaetz uprawiał seks z nieletnią, a w latach 2017-2020 regularnie płacił za seks 12 kobietom i wielokrotnie zażywał narkotyki.

Jak na ironię, podczas pierwszej kadencji Trumpa Pam Bondi była przewodniczącą Komisji ds. Nadużywania Substancji i Opioidów. Ostatnio doradzała America First Policy Institute, organizacji, która ma duży wpływ na program prezydenta elekta.

Już pierwszego dnia na stanowisku prokuratorki generalnej USA Pam Bondi postanowiła zlikwidować specjalną jednostkę odpowiedzialną za konfiskowanie aktywów rosyjskich oligarchów. Zamiast nich wzięła na cel innego wroga – kartele narkotykowe.

Nie oznacza to jednak, że rosyjscy oligarchowie szybko odzyskają swoje jachty, ponieważ Bondi nie zapowiedziała anulowania postępowań toczonych przez grupę KleptoCapture, powołaną w 2022 r. dla egzekwowania sankcji wobec Rosjan. Prawdopodobnie będą one kontynuowane, choć nie będzie już osobnego działu zajmującego się działalnością rosyjskich bogaczy.

Najprawdopodobniej nie będzie też śledztwa w głośnej sprawie czatu na komunikatorze Signal, podczas którego sekretarz obrony Pete Hegseth omawiał plany amerykańskiego nalotu na cele w Jemenie.

Bondi uznała takie postępowanie za „mało prawdopodobne”, dowodząc tym samym swojej bezwarunkowej lojalności wobec Trumpa

Pani prokurator generalna nie ukrywa bowiem, że swojemu szefowi chce zapewnić ochronę prawną, chroniąc go też go przed licznymi sprawami z przeszłości. Podobnie jak Susan Wiles i Paula White, należy do najściślejszego wewnętrznego kręgu Trumpa i na pewno pozostanie z nim do końca kadencji.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Walkirie Trumpa

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa

Ексклюзив
20
хв

Agnieszka Holland: Światło jest w nas

Ексклюзив
20
хв

Ołena Gergel: – Wojna nauczyła mnie żyć teraźniejszością

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress