Exclusive
20
min

„Svoja” – byś nie czuł, że jesteś sam

„Svoja” to stowarzyszenie Ukraińców w Chorwacji, które zrzesza ponad 3500 osób. Pomaga znaleźć mieszkanie, pracę, nauczyć się języka, potwierdzić dyplom, a także udzielają informacji, wsparcia prawnego i psychologicznego. Jednak droga do tego sukcesu była niełatwa

Natalia Żukowska

Aktywistki ze „Svoja”. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Chorwaci przyjmują Ukraińców od pierwszych dni inwazji. Trauma, stres, nieznajomość języka i brak pracy to niejedyne problemy, z którymi muszą się mierzyć w nowym kraju. W lipcu 2022 r. kilka empatycznych i aktywnych Ukrainek, które pokonały trudną drogę adaptacji na obczyźnie, postanowiło więc zjednoczyć się w szczytnym celu: stworzyły dla rodaków organizację pomocową o nazwie „Svoja”. Opowiedziały nam, jak do tego doszło.

Iryna Pronenko: – Ile razy mam zaczynać wszystko od nowa?

Pochodzę z Ługańska, tam też studiowałam, na wydziale psychologii, i tam udało mi się znaleźć pracę w swoim zawodzie. W 2014 r., gdy tylko zaczęła się wojna, opuściłam miasto wraz z moim przyszłym mężem. Nie chcieliśmy żyć pod rosyjskimi rządami. Zostawiliśmy dwa mieszkania, cały nasz dobytek i przeprowadziliśmy się do Charkowa. Zarobione pieniądze zainwestowaliśmy w swój rozwój zawodowy i edukację, bo sytuacja z 2014 roku uświadomiła nam, że osoby z wiedzą i doświadczeniem mają większe szanse na znalezienie pracy. Zbudowanie sobie nowego życia i stanie się kimś zajęło nam osiem lat. Kiedy wybuchła wojna na pełną skalę, byłam partnerem zarządzającym w agencji doradztwa personalnego, a mąż miał biuro doradztwa psychologicznego. W połowie marca 2022 r. zdecydowaliśmy się wyjechać po raz drugi. Tym razem już za granicę, bo mąż jest niepełnosprawny.

Wybraliśmy Czarnogórę. Trasa wędrówki wiodła przez Węgry i Serbię. Jednak kiedy chcieliśmy wsiąść do autobusu do Belgradu, kierowca nie pozwolił nam wnieść kota. Zdecydowaliśmy więc dotrzeć do Czarnogóry przez Zagrzeb – dojechaliśmy 17 marca 2022 roku. Pewnie dlatego, że byliśmy już zmęczeni długą podróżą, zdecydowaliśmy się tam zostać. Na Facebooku natrafiłam na grupę pomagającą Ukraińcom w Chorwacji. Napisałam, że para z kotem szuka noclegu. Jeszcze tego samego dnia nadeszła odpowiedź: „Chętnie was przyjmiemy”.

Kilka dni później zobaczyłam w mediach społecznościowych ogłoszenie o darmowych kursach języka chorwackiego. Uczyłam się przez następne półtora miesiąca. Niełatwo było znaleźć zatrudnienie, ale mogłam kontynuować pracę zdalną w Ukrainie. Później spotkałam szefową organizacji „Svoja”, zaoferowałam pomoc – i dołączyłam do wolontariatu.

Ukraińcom w Chorwacji służę doradztwem zawodowym, pomagam w zakładaniu firm, poszukiwaniu pracy, pisaniu CV, przygotowywaniu się do rozmów kwalifikacyjnych – chodziłam na nie z kandydatami, gdy już znałam chorwacki na poziomie podstawowym. Nikt przed nami tego tu nie robił.

Później, gdy stowarzyszenie wygrało grant i zaczęło otrzymywać fundusze, dostałam w nim pracę jako specjalistka ds. zatrudnienia i doradczyni zawodowa.

Kiedy zaczęła się inwazja, nie mogło mi się w głowie pomieścić, że wojna przydarza się w moim życiu po raz drugi

Ile razy mam zaczynać wszystko od nowa? – burzyłam się.

W Chorwacji stworzyliśmy pracę dla siebie, a rezultaty widać gołym okiem. W ciągu dwóch pomogliśmy znaleźć zatrudnienie ponad 500 osobom. Na razie nie planuję powrotu do Ukrainy. Nie ma dokąd wracać.

Tetiana Czernyszewa: – Byłam jak zwierzę uwięzione w klatce

Pochodzimy z Kijowa i jak wielu ludzi myśleliśmy, że wojna nie potrwa długo, że skończy się najwyżej za trzy dni. Pamiętam, jak siedzieliśmy z dziećmi w schronie przeciwbombowym. Mamy trójkę dzieci. Jedna córka miała wtedy osiem lat, druga sześć. Najstarsza już z nami nie mieszkała.

Córki Tetiany Czernyszewej w schronie podczas ostrzału Kijowa. Zdjęcie: archiwum prywatne

Drugiego dnia inwazji mąż powiedział: „Wyjeżdżamy. Masz pół godziny na spakowanie się. Co spakujesz – to twoje. Jedziemy do zachodniej Ukrainy”. Strasznie się pokłóciliśmy, bo uważałam, że to niedorzeczne i nie można porzucać domu. Zabrałam dokumenty, pieniądze, trochę ubrań i bielizny – na trzy dni. Byłam pewna, że wrócimy najpóźniej po tygodniu.

Po drodze, na autostradzie żytomierskiej, widzieliśmy dużo sprzętu wojskowego. Nad naszymi głowami wybuchały pociski, a dzieci pytały: „Dlaczego strzelają fajerwerkami w dzień, przecież ich nie widać?”. Podróż z Kijowa do Żytomierza zajęła nam około siedmiu godzin. Następnego dnia usłyszeliśmy straszną wiadomość, że na tej autostradzie płoną samochody i są tam rosyjskie czołgi. Dotarliśmy do granicy ze Słowacją, udało nam się znaleźć nocleg w akademiku. Kilka dni później postanowiliśmy wyjechać za granicę. Znajomi zaprosili nas do do Zagrzebia. Mąż został, a ja poszłam z dziećmi na przejście graniczne. W ponadsiedmiokilometrowej kolejce staliśmy 12 godzin.

Kiedy przekroczyłam granicę, spanikowałam, w mojej głowie panował chaos

Zadzwoniłam do kobiety, która zaprosiła nas do Chorwacji, to ona skoordynowała wszystko za mnie. Następnego dnia pojechaliśmy pociągiem do Budapesztu, a stamtąd do Zagrzebia. I tym razem myśleliśmy, że zostaniemy co najwyżej tydzień, a potem wrócimy do domu. Ale 8 marca nasz dom pod Kijowem został zniszczony przez pocisk wroga. To było bezpośrednie trafienie, z domu została kupa gruzu. Wtedy zdałam sobie sprawę z sytuacji. Na początku byłam jak zwierzę uwięzione w klatce. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam wychodzić na zewnątrz, by sprawdzić, gdzie są sklepy i szpital.

Dzieci zostały bardzo dobrze przyjęte w lokalnej szkole, równocześnie uczyły się online w Ukrainie. Jedna córka natychmiast dołączyła do zespołu, lecz druga miała trudności.

Codziennie płakała i mówiła: „Mamo, nie chcę chodzić do szkoły. Nie rozumiem, co mówią. Przytulają mnie, ale ja nie chcę być przytulana”.

Tetiana z córkami. Zdjęcie: archiwum prywatne

Chorwaci to miły i sympatyczny naród, byli nam bardzo przychylni, bo sami przeszli przez wojnę 30 lat temu i wiedzą, jak to jest. Pracowałam online jako nauczycielka fizykoterapii na Uniwersytecie Szewczenki. Jednak po jakimś czasie powiedzieli nam, że prowadzenie zajęć z zagranicy jest niemożliwe, więc musiałam zrezygnować. Dopóki nie nauczyłam się chorwackiego, pracowałam, gdzie tylko mogłam – myłam podłogi i toalety, opiekowałam się dziećmi. W marcu 2022 roku przypadkowo poznałam Ukrainkę Natalię, a później założyłyśmy nasze stowarzyszenie „Svoja”. Postanowiłyśmy udzielać informacji Ukraińcom, którzy wyjechali z powodu wojny.

Kiedy jesteś w obcym kraju i nie znasz swoich praw, wszystko może się zdarzyć. A zdarzało się na przykład, że ludzie byli oszukiwani w pracy z wypłatami

Dziś pracuję jako kelnerka w kawiarni, w pobliżu domu i szkoły moich dzieci, oraz jako wolontariuszka w „Svoja”. Z doświadczenia wiem, że ludzie, którzy przyjeżdżają do nowego miejsca, nie wiedzą, od czego zacząć i dokąd pójść. Nauczyłam się języka i już wiem, jak tu przetrwać. Ale nadal czuję się jak obca w obcym kraju.

Natalia Hryszczenko, szefowa Związku Ukraińców w Chorwacji: – „Svoja” jest jedną z nas

Założyliśmy „Svoja” w lipcu 2022 roku. W tamtym czasie nikomu, kto znalazł schronienie w Chorwacji, nie było łatwo. Żyliśmy na walizkach. Spodziewaliśmy się, że jutro wrócimy do domu, ale tak się nie stało. Postanowiliśmy więc stworzyć własną społeczność. By ludzie mogli nam zaufać, musieliśmy „Svoja” oficjalnie zarejestrować. Mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy Fundację „Solidarna”, która wsparła nas zarówno prawnie, jak finansowo. Przyznali nam pierwszy grant, zarejestrowali fundację wspierającą Ukraińców i byli naszymi mentorami.

Natalia Hryszczenko: „Udało nam się stworzyć społeczność Ukraińców, którzy korzystają z naszego wsparcia”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Dziś nasz zespół składa się z czterech osób, które połączył przypadek. Każda ma inną specjalizację. Udało nam się stworzyć społeczność Ukraińców, którzy korzystają z naszego wsparcia. Mówimy o ponad trzech i pół tysiącu osób.

To bardzo ważne czuć, że nie jesteś sam. Pomagając innym, samym sobie pomagamy znieść ból, który wojna sprawia nam wszystkim

Przede wszystkim wspieramy ludzi informacjami, główne dotyczącymi zatrudnienia i szkolenia – współpracujemy z lokalnym funduszem zatrudnienia. Mamy bazę danych osób, które się do nas zgłaszają, i szybko reagujemy na ich prośby. U nas nie ma biurokracji. Współpracujemy z ponad 70 pracodawcami, którzy udostępniają nam wolne miejsca pracy. Współpracujemy z kancelariami prawnymi wspierającymi uchodźców. Pomagamy też Ukraińcom w nostryfikacji dyplomów. Liczba chętnych do korzystania z naszego wsparcia rośnie z każdym rokiem. Ludzie chcą pracować w swoich specjalizacjach i przyzwoicie zarabiać.

Podczas spotkania w siedzibie „Svoja”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Działamy też w obszarze ochrony praw człowieka. Współpracujemy z Rzecznikiem Praw Obywatelskich Republiki Chorwacji, kiedyś musieliśmy nawet prosić go o pomoc. 20 kilometrów od Zagrzebia znajdują się ukraińska osada, w której nie było lekarza rodzinnego, zrezygnował z pracy. To duży problem dla Chorwacji – w kraju brakuje 2000 lekarzy. Napisaliśmy zbiorowy apel do rzecznika praw obywatelskich, a ten załatwił sprawę za pośrednictwem Ministerstwa Zdrowia.

Organizujemy również kursy językowe. Przeszkoliliśmy już ponad 200 osób. W styczniu 2025 r. planujemy zorganizować kurs chorwackiego dla lekarzy. Stworzyliśmy społeczność IT i zapewniamy szkolenia dla zainteresowanych, teraz prowadzimy kurs na temat sztucznej inteligencji. Regularnie organizujemy również wykłady z zakresu wsparcia psychologicznego.

Napływają do nas prośby o wsparcie psychologiczne, fizyczne, a nawet materialne. Ostatnio zbieraliśmy rzeczy i żywność dla osób, które właśnie przyjechały z Ukrainy. Jest ich coraz więcej. W ubiegłym roku, według oficjalnych danych, było 22 900, a w 2024 roku już ponad 27 tysięcy.

Łatwo nas znaleźć – mamy własną stronę internetową. Jesteśmy też na Facebooku, Telegramie i Youtube.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
rodzić po ludzku

"Usłysz głos bólu" to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku, która ma na celu zwiększenie dostępności znieczulenia zewnątrzoponowego. W 2024 roku otrzymało je zaledwie 23 proc. kobiet. "Myślałam, że umrę" - mówi jedna z kobiet, które nie miały tyle szczęścia. Jak się okazuje, na polskich porodówkach wciąż trzeba liczyć właśnie na łut szczęścia Joanna Pietrusiewicz z Fundacji podkreśla: Naszą kampanią mówimy "dość tego"!

"Mojej córce i mnie zabrano piękny dzień narodzin". Tylko jedna czwarta kobiet dostała znieczulenie przy porodzie

Znieczulenie zewnątrzoponowe, które pomaga zniwelować ból podczas porodu, jest świadczeniem refundowanym, co oznacza, że - przynajmniej w teorii - powinno być dostępne dla wszystkich rodzących pacjentek. W praktyce jednak liczyć na nie może tylko jedna czwarta kobiet (w 2023 roku było jeszcze gorzej: było dostępne dla zaledwie 17 proc.). Powód? Szpitale tłumaczą się brakiem dostępnych anestezjologów. Przedstawicielki Fundacji Rodzić po Ludzku zaznaczają jednak, że takie tłumaczenie jest niedopuszczalne - w przypadku innych zabiegów czy operacji, podczas których pacjenci potrzebują znieczulenia, nikt im nie tłumaczy, że "ma boleć" lub "akurat nie ma anestezjologa".

To systemowa opresja, system, w którym kobiety rodzące są traktowane jak pacjentki gorszej kategorii. To się musi zmienić, dlatego też ruszyłyśmy z kampanią "Usłysz głos bólu"
- mówi Joanna Pietrusiewicz


"Dostęp do znieczulenia zależy od regionu i organizacji opieki, co prowadzi do systemowej niesprawiedliwości. Sytuacja, choć powoli się poprawia, nadal jest dramatyczna i nie powinna mieć miejsca w nowoczesnym systemie ochrony zdrowia" - piszą fundacje. I dodają: "W innych dziedzinach medycyny znieczulenie jest standardem i pacjenci nie muszą o nie zabiegać. Dlaczego więc poród, jedno z najbardziej wymagających doświadczeń w życiu kobiety, jest traktowany inaczej?" Dlatego czas na realne zmiany: dostęp do anestezjologa 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. To kwestia organizacji pracy placówki, a więc także dobrej woli osób, które nimi zarządzają. Fundacje podkreślają, że poprawa świadomości społecznej na ten temat jest kluczowa, pozwoli bowiem pozbyć się głęboko zakorzenionych stereotypów i uprzedzeń, które leżą u podstaw problemów.

Inna: "Rodziłam po raz pierwszy w maju 2024 roku. Wybrałam celowo szpital, w którym dostępne było znieczulenie zewnątrzoponowe. Mój poród był wywoływany i określony przez personel jako wysoce zmedykalizowany. Ból skurczów wywołanych przez przez podawaną dożylnie oksytocynę był. nie do zniesienia, poród postępował bardzo powoli. Wiedziałam, że przede mną jeszcze wiele godzin męczarni, dlatego poprosiłam o wezwanie anestezjologa do podania znieczulenia. Położna mocno mnie zniechęcała do tego kroku".

Takich opowieści jest więcej. Z danych Fundacji Rodzić po Ludzku wynika, że wciąż - mimo pozytywnych zmian, które zaszły w Polsce w ostatnich latach, przede wszystkim wprowadzeniu standardów opieki okołoporodowej - aż 50 proc. kobiet doświadcza różnych rodzajów przemocy na porodówkach, a 40 proc. porodów jest indukowanych. Joanna Pietrusiewicz wyjaśnia, że podanie syntetycznej oksytocyny powoduje silniejsze i bardziej bolesne skurcze. Kobiety tak bardzo boją się porodu, że aż połowa z nich decyduje się na cesarskie cięcie. Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje, by odsetek cesarskich cięć nie przekraczał 10-15 proc.

Dla 9 proc. kobiet poród to "najgorsze doświadczenie w życiu".

Fundacja Rodzić po Ludzku od ponad trzech dekad walczy, by to kobiety były autorkami swoich porodów. By były traktowane godnie, z szacunkiem, poszanowaniem intymności. Kampania "Usłysz głos bólu" to kolejny etap tej walki.

Data publikacji: 09.04.2025

20
хв

„Usłysz głos bólu” — to nowa kampania Fundacji Rodzić Po Ludzku,

Anna J. Dudek
ukraińscy uchodźcy Niemcy przyjmują perspektywy pracy z tymczasową ochroną

Niemieckie władze przewidują nową falę ukraińskich uchodźców – napisał „Die Welt”. Andreas Breitner, dyrektor Stowarzyszenia Północnoniemieckich Przedsiębiorstw Mieszkaniowych (VNW), przedstawił taką prognozę, biorąc pod uwagę decyzję Donalda Trumpa o zawieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy. W niedalekiej przyszłości może to doprowadzić do niedoboru pocisków do systemów obrony powietrznej i narazić ludność cywilną Ukrainy na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Mimo że Trump wznowił pomoc wojskową dla Ukrainy, nadal istnieje ryzyko, że Niemcy (a także inne kraje europejskie) będą musiały przyjąć nowych ukraińskich uchodźców. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nieprzewidywalna polityka nowego prezydenta USA.

Według Breitnera władze trzech niemieckich krajów związkowych: Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Hamburga postanowiły na wszelki wypadek przygotować miejsca dla Ukraińców.

Potwierdza to w rozmowie z serwisem Sestry Oksana Schoorlemmer, założycielka Nord Haus UA, organizacji pomagającej Ukrainie i ukraińskim uchodźcom. Oksana jest Ukrainką i od wielu lat mieszka w niemieckim mieście Schwerin. Od początku rosyjskiej inwazji uruchomiła kilka projektów mających na celu pomoc Ukraińcom przybywającym do Niemiec. Jest również dyrektorką „Business Woman”, magazynu dla odnoszących sukcesy ukraińskich kobiet w Niemczech.

Oksana Shoorlemmer. Archiwum prywatne

Bo Niemcy to duży kraj

– Kwestia nowej fali uchodźców z Ukrainy rzeczywiście jest omawiana przez władze – mówi Oksana Schoorlemmer. – Nikt nie wie, czego się spodziewać, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozważa różne scenariusze.

W moim kraju związkowym, Meklemburgii-Pomorzu Przednim, są puste lokale, zarezerwowane przez władze dla nowej fali osób z Ukrainy

Tak było również po pierwszej fali emigracji, w 2022 r. Władze przygotowywały się na ewentualność napływu dużej liczby uchodźców, w razie pogorszenia się sytuacji. I niestety tak właśnie się stało.

To zawsze zależy od wydarzeń w Ukrainie. Na przykład gdy Rosja zintensyfikowała bombardowania Charkowa jesienią 2024 r., nasza organizacja odbierała wiele telefonów z tego regionu. Wiele telefonów było też po skandalu w Gabinecie Owalnym. Ludzie się przestraszyli, że będzie jeszcze gorzej.

Kateryna Kopanieva: – Czy Ukraińcy są dziś przyjmowani w Niemczech na takich samych warunkach, jak w 2022 roku?

Oksana Schoorlemmer: – Tak, ale w wielu landach mogą już być dla nich miejsca. Nie dotyczy to jednak osób, które zamierzają tylko odwiedzić bliskich. Za to jeśli jakaś Ukrainka przyjechała tu po rozpoczęciu wojny, a teraz chce sprowadzić swoich rodziców lub dzieci z Ukrainy, może to zrobić, nawet jeśli w landzie, w którym przebywa, nie ma już miejsc.

Sytuacja wygląda inaczej w przypadku osób, które nie mają tutaj bliskich krewnych. Jeśli dana osoba przyjedzie do jakiegoś miasta, ale okaże się, że ten land już jej nie przyjmie, zostanie wysłana do innego landu. Sytuacja z miejscami szybko się zmienia.

A jeśli nie będzie miejsc w żadnym landzie?

To się jeszcze nie zdarzyło. Niemcy to duży kraj, zawsze gdzieś jest miejsce. Jednak w takim przypadku imigrant nie będzie możliwości wyboru: jeśli powiedzą ci, żebyś pojechała na przykład do Berlina, nie będziesz mogła powiedzieć, że chciałabyś pojechać do Monachium.

Większość Ukraińców w Niemczech szuka mieszkań do wynajęcia na własną rękę. Czy jest szansa, że władze im w tym pomogą?

Tak, ale poszukiwania mogą zająć dużo czasu, ponieważ wolnych mieszkań prawie nie ma. W 2022 roku wszystko było inaczej: w pierwszych tygodniach wojny na pełną skalę setki Niemców, w tym bardzo zamożnych, dzwoniło do mnie i bezpłatnie oferowało swoje mieszkania i domy Ukraińcom. Moja przyjaciółka oddała im do dyspozycji swój pięciogwiazdkowy hotel.

Później wprowadzono specjalny program: państwo rekompensowało czynsz tym, którzy zakwaterowali Ukraińców. Ten program nadal działa, ale ci, którzy chcieli wynajmować mieszkania jego w ramach, już to zrobili. Ponadto w Niemczech obowiązują pewne standardy: minimum 12 metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej na osobę. W związku z tym rodzina z dwójką lub trójką dzieci powinna mieć duże mieszkanie, a takie trudno znaleźć.

Gdzie mieszkają osoby, które nie znalazły stałego zakwaterowania?

W naszym landzie są one najpierw goszczone przez Hotel „Europa”. Po pierwszym dniu w tym hotelu Ukrainiec składa wniosek do urzędu miasta – a jeśli zostanie potwierdzone, że land, do którego przybył, przyjmuje uchodźców, rozpoczyna się papierkowa robota. Podczas szukania zakwaterowania przez imigranta i koordynatorów (może to być Czerwony Krzyż lub np. nasza organizacja) imigrant może zostać umieszczony w akademiku lub innym specjalnie wyposażonym lokalu dla Ukraińców. W 2022 roku były to szkoły i aule z namiotami.

Podczas rosyjskiej inwazji Niemcy przyjęły najwięcej Ukraińców — ponad 1 110 600. Zdjęcie: AP/Associated Press/Eastern News

Bonus tylko dla aktywnych

Pokutuje przekonanie, że Ukraińcy w Niemczech mogą „wiecznie chodzić do szkoły i otrzymywać pomoc społeczną”. A szkoła oznacza integracyjne kursy językowe. Jak dotąd statystyki zatrudnienia Ukraińców w Niemczech nie są imponujące.

Niestety niektórzy Ukraińcy naprawdę nie chcą pracować.

Niemcy są jedynym krajem w UE, w którym Ukraińcy nadal otrzymują pełne świadczenia

Obejmują one zasiłki na życie (450 euro miesięcznie dla dorosłych, 250 dla dzieci) i mieszkania, za które czynsz jest w pełni pokrywany przez państwo. Niektórzy uchodźcy, uznawszy, że pensja (jeśli nie mówisz po niemiecku, prawdopodobnie jest to płaca minimalna) byłaby niemal równa ich zasiłkom, nie spieszą się z poszukiwaniem pracy. Jednak tak zachowują się głównie ci, którzy już w Ukrainie szukali okazji do nicnierobienia. A ci, którzy pracowali, rozwijali się, to samo robią w Niemczech.

Dlatego ktoś uczy się niemieckiego od zera do poziomu B2 w rok, a ktoś inny nie jest w stanie zdać egzaminu A2 lub B1 przez trzy lata.

Obecnie zasady dotyczące ukraińskich uchodźców stały się bardziej rygorystyczne: nie możesz wiecznie „chodzić do szkoły”. Wcześniej po zdaniu egzaminu z niemieckiego na poziomie B1 dana osoba mogła być pewna, że będzie mogła kontynuować naukę na poziomie B2. Teraz państwo płaci za kurs B2 tylko wtedy, gdy przekonasz urząd pracy, że naprawdę go potrzebujesz. Możesz na przykład udowodnić, że na twoją specjalizację jest duże zapotrzebowanie, a jeszcze lepiej – pokazać ofertę pracy lub praktyki. W takich przypadkach najprawdopodobniej pozwolą ci dalej studiować. Jeśli jednak nie możesz udowodnić zapotrzebowania, zostaniesz skierowana do pracy.

Dlatego dla aktywnych osób, które spełniają wszystkie wymagania programu integracyjnego, urząd pracy jest pomocą. A dla tych, którzy szukają okazji do nicnierobienia, jest stresujący, ponieważ muszą przyjść i zgłosić, jak idzie im poszukiwanie pracy

W jakich branżach Ukrainiec ze znajomością niemieckiego na poziomie B1 może znaleźć pracę w Niemczech?

Mogą to być restauracje, kawiarnie czy hotele. W Schwerinie są dwa McDonald’sy, w których prawie wszyscy pracownicy to Ukraińcy. Niemcy chcą zatrudniać naszych, bo oni pracują szybko, sprawnie i nie stawiają dodatkowych warunków (podczas gdy np. uchodźcy z Syrii w restauracjach nie mogą mieć kontaktu z wieprzowiną). Z B1 może to być też praca w biurze lub organizacji wolontariackiej. Jeśli poziom języka jest niższy, pozostaje sprzątanie, magazyny i kuchnie hotelowe.

Jeśli jednak dana osoba nauczy się języka, ma wszelkie szanse na znalezienie dobrej pracy. W Niemczech są takie możliwości. Na przykład znając niemiecki na poziomie B2 możesz iść na bezpłatne studia. Na uczelniach jest wiele różnych specjalizacji – w szczególności związanych z biznesem czy ekonomią. Po wstąpieniu na uczelnię wyższą osoba studiuje przez tydzień, a przez drugi pracuje, zdobywając praktyczne umiejętności. Jeśli dobrze się spiszesz, masz szansę na utrzymanie pracy i uzyskanie europejskiego dyplomu. Nauka trwa zazwyczaj cztery lata (jeśli osiągasz bardzo dobre wyniki, może być krótsza). To okazja na przykład dla tych, którzy w Ukrainie byli prawnikami czy ekonomistami, by zostać tutaj doradcami finansowymi. W Niemczech to dziś bardzo popularny zawód. Możesz także studiować, by zostać dyplomowaną pielęgniarką. To również poszukiwany zawód.

Ukraińscy uchodźcy w kuchni jednej z niemieckich restauracji, 2024 r. Zdjęcie: Uwe Anspach/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News

A jak niemieccy pracodawcy patrzą na ukraińskie dyplomy?

Przychylnie, jeśli dyplom jest nostryfikowany w Niemczech. By to zrobić, musisz zdać niemiecki egzamin B2 i złożyć wniosek o uznanie dyplomu w Centralnym Rejestrze Unii Europejskiej. By pomóc w tym Ukraińcom, jako państwowa doradczyni ds. uznawania zagranicznych dyplomów uruchomiłam projekt, który nazwaliśmy „Szansa dla Meklemburgii-Pomorza Przedniego”. Jego istotą jest to, że nie tylko pomagamy ludziom potwierdzić ich dyplomy, ale także natychmiast szukamy dla nich pracy. Stworzyliśmy całe katalogi Ukraińców o różnych specjalnościach i szukaliśmy dla nich ofert pracy. Pomagaliśmy im pisać CV i towarzyszyliśmy im na rozmowach kwalifikacyjnych.

Nawiasem mówiąc, Niemcy są zszokowani tym, że niektórzy Ukraińcy mają trzy lub cztery dyplomy. Tym bardziej że wielu uchodźców np. uchodźców z Syrii nie ukończyło żadnej szkoły

Projekt pomógł znaleźć pracę setkom Ukraińców, w tym wielu lekarzom i nauczycielom. Jako że do Niemiec przybyła ogromna liczba dzieci, poszukiwani byli nauczyciele ze znajomością ukraińskiego. Jednak później okazało się, że ukraińskie klasy integracyjne były błędem – bo nie było żadnej integracji. Zajęcia prowadzono w języku ukraińskim, a dzieci rozmawiały ze sobą tylko po ukraińsku, co oznaczało brak postępów w niemieckim. Kiedy rodzice zdali sobie z tego sprawę, zaczęli prosić o przenoszenie swoich dzieci do zwykłych klas niemieckich. Bo wtedy zdawałyby egzaminy tak jak dzieci niemieckie.

Psycholodzy poszukiwani

Wracając do specjalizacji: mogę powiedzieć, że nadal istnieje zapotrzebowanie na ukraińskojęzycznych psychologów, którzy mogliby pracować zarówno z dorosłymi, jak z nastolatkami. Wielu Ukraińców potrzebuje pomocy psychologicznej. Na początku inwazji w naszym ponadmilionowym landzie było tylko sześcioro psychologów mówiących po ukraińsku lub rosyjsku. To był ogromny problem, ponieważ zdarzało się, że dzieci atakowały swoich rodziców, a jedna Ukrainka nawet się powiesiła.

Stres powoduje poważne choroby i opóźnia leczenie. Od wybuchu wojny pochowaliśmy już sześć Ukrainek, które zmarły na raka. Nie zwracały uwagi na znaki ostrzegawcze, nie poddawały się badaniom, a potem było już za późno.

To przerażające, gdy przypomnimy sobie, jak potem odsyłaliśmy ich dzieci do Ukrainy, bo krewnych miały tylko tam

Teraz dzięki programowi Ministerstwa Polityki Społecznej wiele Ukrainek, które przyjechały tu z dyplomami nauczycielskimi, ukończyło specjalny kurs i zostało trenerkami. To kolejny przykład, jak ludziom udało się znaleźć pracę w swojej dziedzinie i teraz pomagają innym.

Które kategorie Ukraińców mają większe szanse na znalezienie pracy i zbudowanie sobie w Niemczech życia?

Ci, którzy stracili w Ukrainie wszystko. Rozumieją, że nie ma już odwrotu, i robią wszystko, by odbudować swoje życie. Są niesamowite historie. Na przykład Natalii, która przyjechała tu z dwójką dzieci. Jej mąż zginął na wojnie, a wkrótce potem zdiagnozowano u niej raka. Nie poddała się i podczas chemioterapii intensywnie uczyła się niemieckiego. Zdała egzamin B2, a po zakończeniu leczenia znalazła pracę w firmie zajmującej się opieką nad osobami starszymi. Niedawno została kierowniczką działu.

Takie przykłady robią wrażenie zarówno na nas, jak na Niemcach. Ci ostatni często porównują Ukraińców do Syryjczyków.

Z Syrii przyjeżdżają młodzi mężczyźni z rodzinami. A z Ukrainy przyjeżdżają kobiety z dziećmi – i wielu z nich udało się zrobić więcej w ciągu trzech lat niż mężczyznom z innych krajów w ciągu dziesięciu

Szczerze podziwiam też naszych przedsiębiorców. Na przykład kobiety, które w Ukrainie pracowały w branży kosmetycznej, nie siedzą tu na zasiłku ani jeden dzień: od razu znajdują klientów, a wiele z nich otwiera własne salony.

Federalny minister pracy Hubertus Heil (po prawej) wita Alionę Kameniuk, uchodźczynię z Ukrainy, podczas wizyty w przedszkolu. Za nim stoi ambasador Ukrainy w Niemczech Aleksiej Makejew i Karl-Josef Laumann, minister pracy, zdrowia i spraw społecznych Nadrenii Północnej-Westfalii. Zdjęcie: Rolf Vennenbernd/DPA/DPA Picture-Alliance za pośrednictwem AFP/East News

Za co niemiecki paszport

Domyślam się, że miejscowi cenią sobie ukraińską obsługę.

Tak, lubią. Ale wśród naszych jest duża konkurencja. I tu jest jeden niezbyt przyjemny moment. Wspomniani Syryjczycy również otwierają salony i normalnie ze sobą koegzystują, bo uważają, że pieniędzy wystarczy dla wszystkich. A Ukraińcy – zwłaszcza ci, którzy przybyli do Niemiec przed wojną – nie zawsze są zadowoleni, widząc swoich rodaków na rynku. Posuwają się nawet do pisania na nich skarg.

W takich przypadkach zawsze mówię, że nie możemy prosić kraju nas goszczącego o tolerancję, dopóki nasi rodacy nawzajem się podgryzają

Ogólnie rzecz biorąc, Ukraińcy są mile widziani na niemieckim rynku pracy. Wszystkie te programy integracyjne istnieją nie bez powodu: populacja Niemiec się starzeje. Szacunki pokazują, że do 2036 r. ponad 80 procent populacji będzie w wieku 60+. Niemcy bardzo potrzebują osób w wieku produkcyjnym.

Zarazem Ukraińcy przebywają obecnie w Niemczech tylko w ramach ochrony tymczasowej. Czy ci, którzy chcą pozostać, mają na to szansę?

Istnieją pewne opcje. Na przykład nadal istnieje prawo, które pozwala uzyskać niemiecki paszport po trzech latach nieprzerwanej pracy w Niemczech. Jeśli płacisz podatki przez te trzy lata i znasz niemiecki na poziomie B2, a do tego zdasz egzamin z nauk politycznych, możesz zostać obywatelem tego kraju. Co stanie się z tymi, którzy nie pracują – jeszcze nie wiadomo. Mówię „jeszcze”, ponieważ wraz z nadejściem nowego rządu ustawodawstwo migracyjne może ulec zmianie. Niestety prawicowe nastroje są obecnie w kraju bardzo silne, co wpływa na ogólne nastawienie do migrantów i ich perspektywy.

Jak Niemcy reagują na ostatnie wydarzenia na świecie? W krajach bałtyckich toczą się poważne dyskusje na temat przygotowań do ewentualnej wojny.

Niedawno mój 14-letni syn wrócił do domu ze szkoły i powiedział: „Mamo, musimy przygotować się do wojny”. Powiedziano mu, że szkolenie wojskowe rozpocznie się w szkołach od 14. roku życia. Rząd zwiększa wydatki na obronność i dużo się o tym mówi. Jednocześnie 60 procent Niemców nie chce słyszeć o wojnie. Są „zmęczeni” wojną w Ukrainie i nie są gotowi myśleć o tym, że ona może przyjść do ich domów. Niestety wiele osób tutaj nie uczyło się historii. Właśnie dlatego skrajnie prawicowa prorosyjska AfD [Alternatywa dla Niemiec – red.] zyskuje na popularności. Jeśli spojrzeć na to, jak ludzie głosowali w ostatnich wyborach, widać, że podział przebiega wzdłuż dawnej granicy między NRD a RFN – wschodnie Niemcy poparły AfD. To smutny, wręcz przerażający trend.

20
хв

Ukrainiec nad Renem: język, wsparcie, praca, przyszłość

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ołena Gergel: – Wojna nauczyła mnie żyć teraźniejszością

Ексклюзив
20
хв

Wszystko jest okej, dopóki coś nie pieprznie

Ексклюзив
20
хв

Słyszę od ukraińskich żołnierzy: przywieźcie nam samoloty F-16

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress