Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Rubiżniańska fabryka pończoch działała w obwodzie ługańskim. Dla miejscowych była jednym z głównych pracodawców. Kiedy w 2014 r. Rosja zaatakowała, produkcji nie przerwano - chociaż w maju i lipcu tego roku o Rubiżne, Siewierodonieck i Łysyczańsk toczyły się zacięte walki. Firma nie zaprzestała produkcji również podczas pandemii COVID-19. Ale wielka wojna zmieniła wszystko - Rosjanie wszystko zniszczyli. Pracownicy fabryki znaleźli jednak w sobie siłę, by zacząć od zera, ale już w obwodzie lwowskim. Dyrektor handlowy firmy Olga Uszakowa opowiedziała Sestrom tę historię.
Straciliśmy wszystko
Najwyraźniej rok 2014 spłatał nam okrutnego figla, bo myśleliśmy, że i teraz sprawy potoczą się tak samo jak wtedy: wojsko przepędzi wroga, a my będziemy nadal pracować. Nie chcieliśmy wierzyć w wojnę na pełną skalę. Jednocześnie oglądaliśmy wiadomości i zakładaliśmy, że dojdzie do eskalacji na wschodzie. Musieliśmy więc coś zrobić. Postanowiliśmy przenieść część naszej produkcji na zachód Ukrainy, do Lwowa. 22 lutego 2022 r. pojechaliśmy szukać siedziby, ale było już za późno. Dwa dni później otrzymaliśmy telefon z zakładu z informacją, że w mieście słychać było eksplozje i wybuchła wielka wojna.

Natychmiast podjęliśmy decyzję o całkowitym wstrzymaniu produkcji. To był pierwszy raz w ciągu 25 lat istnienia firmy. Dotychczas praca szła pełną parą 24/7, a dziewiarnia była otwarta przez całą dobę. Pracownicy zostali odesłani do domów. Utrzymywaliśmy kontakt z regionalną administracją wojskową. Kiedy uruchomiono państwowy program relokacji, który umożliwiał nam przenienie zakładów produkcyjnych, wypełniliśmy stosowny wniosek. Tyle że od 7 marca nie mieliśmy już dostępu do miasta - i wniosek został odrzucony. Było zbyt niebezpiecznie, by tam pojechać, poza tym nie mogliśmy prosić ludzi o przenoszenie naszego sprzętu pod ostrzałem. Dlatego niczego z Rubiżnego nie wywieźliśmy - ani gotowych produktów, ani surowców, ani maszyn.

W marcu były naloty na fabrykę, spłonęło drugie piętro i zawalił się dach. Potem zaczęło się rozkradanie dobytku, który ocalał. Bardzo trudno oszacować wszystkie szkody wyrządzone przez Rosjan. Nie tylko wszystko straciliśmy - zostaliśmy też z 11 milionami długu z pożyczek, które zaciągnęliśmy na rozwój. Straciliśmy też 30 lat naszego życia, bo przepadło wszystko, co mieliśmy w Rubiżnem, w tym nasze domy. Zresztą ile nam wiadomo, żaden zakład produkcyjny niczego z miasta nie wywiózł.
To jeszcze nie ta skala
We Lwowie mieliśmy przyjaciela i partnera, dla którego wytwarzaliśmy produkty - firmę Dodo Socks. Bardzo nas wspierali. Pożyczyli nam pieniądze, za które mogliśmy kupić pierwszą partię sprzętu. Pojawiło się wiele pytań. Odbudować fabrykę, czy nie? Czy powinniśmy czekać? Wtedy myśleliśmy, że powinniśmy poczekać ze 2-3 tygodnie, bo tak mówili w wiadomościach. Więc czekasz, a potem zdajesz sobie sprawę, że życie toczy się dalej, a ty nic nie robisz. Więc jeśli będziesz czekać dłużej, możesz w ogóle nie być w stanie zebrać zespołu. A my musieliśmy wypełnić nasze zobowiązania, coś wyprodukować, zarobić i spłacić długi.
Tyle że nie mieliśmy od czego zacząć. Straciliśmy najważniejszą rzecz: sprzęt dziewiarski. On jest najdroższy, a wyprodukowanie go zajmuje dużo czasu, zresztą taki sprzęt nie jest produkowany w Ukrainie. Zakłócona została również logistyka. Wcześniej jeśli czekaliśmy na dostawy z Chin, wszystko szło przez Odessę. Teraz wszystko szło przez Rumunię, co opóźniało cały proces. Szukaliśmy używanych maszyn. Tyle że sprzętem, który inni byli gotowi nam sprzedać, nie mogliśmy wytwarzać produktów, które wcześniej mieliśmy asortymencie.

Gdy zdecydowaliśmy o wznowieniu produkcji, natychmiast rozpoczęliśmy negocjacje z zespołem. Na szczęście znaleźli się ludzie gotowi za nami pójść, ale nie wszyscy. Przed wybuchem wielkiej wojny zatrudnialiśmy 162 pracowników, lecz do Lwowa przeniosło się tylko 17 - wraz z rodzinami. Dzięki administracji obwodowej znaleźliśmy dla nich bezpłatne zakwaterowanie w akademiku i pomieszczenia, w których obecnie pracujemy. Kiedy wznowiliśmy produkcję, mieliśmy jedną dziewiarkę. Uczyła nowych, którzy przychodzili do nas pracować. Wciąż szukamy ludzi, którzy chcieliby dołączyć do produkcji. Potrzebujemy dziewiarzy, formierzy, szwaczek, pakowaczy, majstrów od sprzętu dziewiarskiego i maszyn do szycia. Zatrudniamy każdego, kto chce się uczyć i pracować. Poszliśmy nawet do centrum zatrudnienia i prowadziliśmy kampanię. Szukamy pracowników na wszystkie możliwe sposoby.
Oczywiście to jeszcze nie ta skala co przed wojną: w Rubiżnem mieliśmy 98 maszyn dziewiarskich, tutaj mamy 31. Było ponad 40 maszyn do szycia, tymczasem na pierwszym etapie odbudowy mieliśmy tylko dwie. Zaczęliśmy od prostego asortymentu: skarpetek dla dorosłych. Niedawno otrzymaliśmy sprzęt w ramach dotacji z USAID "Ekonomiczne wsparcie dla Ukrainy" i teraz mamy 47 nowoczesnych maszyn dziewiarskich. Można powiedzieć, że przywróciliśmy połowę dawnej produkcji. Staramy się jednak już nie myśleć o tym, co było, tylko stopniowo wszystko odbudowywać.
Ratunkowa partia bawełny
Nasza firma rozpoczęła działalność jako mała, rodzinna manufaktura prowadzona przez dwóch braci, Hennadija i Ołeha Misiurenków. W tamtym czasie popyt na produkty dziewiarskie był bardzo wysoki. Ołeh był dobry w konserwacji sprzętu, Hennadij zszywał palce w skarpetkach. Z czasem zaczęli zatrudniać pracowników. W 1994 r. zarejestrowaliśmy się jako jednoosobowa firma, a w 2011 r. otworzyliśmy Rubiniańską Fabrykę Pończoch.
Gdy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, nasze główne rynki zbytu były w obwodach donieckim i ługańskim. Ale bardzo ucierpiały, więc zdecydowaliśmy się wejść na nowe rynki. Popyt był ogromny, a my nie mieliśmy wystarczającej ilości gotowych produktów. W 2017 roku zdecydowaliśmy się na ekspansję. Przenieśliśmy się do nowoczesnej siedziby i kupiliśmy sprzęt. Przed wielką wojną produkowaliśmy bogatą gamę wyrobów pończoszniczych: od rzeczy dla noworodków po produkty dla dorosłych. Robiliśmy też rajstopy dziecięce i damskie. To produkty, w których wytwarzanie zaangażowanych jest bardzo niewiele osób w Ukrainie.
Niektóre z naszych produktów szły na eksport, do Mołdawii, Czech i Holandii. Rozpoczęliśmy też współpracę z klientami z Hiszpanii i Niemiec. Współpracę z Czechami już wznowiliśmy: co dwa tygodnie przyjeżdża stamtąd do nas ciężarówka po zamówienia. Teraz jesteśmy w stanie produkować skarpetki dla noworodków. Rok przed wielką wojną rozpoczęliśmy produkcję profesjonalnych skarpet sportowych. Musiały być wysokiej jakości, zaawansowane technologicznie, z odpowiednimi strefami kompresji i amortyzacji, każdy model został zaprojektowany dla konkretnego sportu. Zostały przetestowane przez profesjonalnych sportowców, otrzymaliśmy informacje zwrotne, poprawiliśmy niektóre rzeczy, a zmieniliśmy inne. Żaden inny producent w Ukrainie nie wytwarzał takich rzeczy, dlatego chcieliśmy być pierwsi. Teraz otrzymaliśmy sprzęt, dzięki któremu możemy kontynuować nasz projekt.

Jesteśmy wyjątkowi także dlatego, że zawsze robiliśmy rzeczy w wielu kolorach. W Rubiżnem - w stu! Nawet biel występowała w trzech odcieniach: zimnej, ciepłej i zwykłej. Teraz mamy 80 kolorów. Mieliśmy szczęście, bo przed wybuchem wielkiej wojny zapłaciliśmy za trzy kontenery bawełny. Miały dotrzeć do Rubiżnego do 24 lutego, lecz dostawa się opóźniała, pokłóciliśmy się nawet o to z firmą logistyczną. Jednak wszystko skończyło się dobrze. Ta bawełna stała się dla nas małą odskocznią do odbudowy firmy. Na początku zaczęliśmy sprzedawać surowce, pozyskiwać kapitał obrotowy i wykorzystywać go do finansowania odbudowy oraz wypłat pensji dla pracowników.
Marzenie o dwóch fabrykach
Teraz naszym głównym zadaniem jest uruchomienie nowego sprzętu, znalezienie ludzi i stworzenie zespołu, byśmy mogli pracować przez całą dobę. W najbliższej przyszłości planujemy uruchomić linię rajstop damskich. Potem będziemy stopniowo wznawiać produkcję rajstop dziecięcych oraz testować i wprowadzać na rynek skarpety sportowe.
Przywrócenie pełnej produkcji jest nierealne. Po pierwsze - z braku pieniędzy. Kwestia pożyczek nie została jeszcze rozwiązana - na szczeblu państwowym nie ma jeszcze mechanizmu, który pomógłby nam je uzyskać. Gdy staniemy na nogi, planujemy też zbudować własną siedzibę firmy. Naszym wielkim marzeniem jest posiadanie dwóch zakładów produkcyjnych: jednego we Lwowie i jednego w Rubiżnem. Chcę, by pracownicy mogli wybierać, gdzie chcą mieszkać i pracować, by nie byli zmuszani do przeprowadzki.
Jestem przekonana, że po zwycięstwie Ukraina będzie rozwiniętym krajem europejskim o wysokim standardzie życia. I bez korupcji. Musimy tylko być cierpliwi. Ale nie możemy tylko czekać, trzeba działać. Jeśli wszyscy zrobimy coś dla zwycięstwa, jestem pewna, że wkrótce wszystko będzie dobrze.
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.