Exclusive
20
min

Tamila Taszewa: Rosja nie deportuje nas w pociągach towarowych. Ale robi wszystko, by zmusić Tatarów krymskich do opuszczenia Krymu

W tym roku przypada 80. rocznica deportacji Tatarów krymskich z Krymu. W maju 1944 r. Ok. 200 000 Tatarów krymskich przymusowo deportowano do Azji Środkowej. Historia się powtarza. Sestry rozmawiają z Tamilą Taszewą, krymskotatarską działaczką na rzecz praw człowieka, współzałożycielką Crimea SOS i stałą przedstawicielką przedstawicielką prezydenta Ukrainy w Autonomicznej Republice Krymu

Irena Tymotiewycz

Tamila Taszewa. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kłamstwo o „pierwotnie rosyjskim Krymie”

Irena Tymotiewicz: Deportacja Tatarów krymskich w maju 1944 r. była jedną z największych zbrodni popełnionych przez sowiecki reżim podczas II wojny światowej. 80 lat później widzimy, jak Rosja robi wszystko, co w jej mocy, by ponownie odebrać Tatarom krymskim ich dom...

Tamila Taszewa: Tatarzy Krymscy nie mają innej ojczyzny niż Krym.

Jednak za każdym razem, gdy Rosja zdobywała wpływy na półwyspie, prowadziło to do jego kolonizacji. Przed pierwszą aneksją Krymu w 1783 roku przez Imperium Rosyjskie Tatarzy krymscy stanowili około 90% populacji półwyspu. W 1917 roku było tu ich już tylko 29%.

Kolejna iteracja imperium – Związek Radziecki, a w szczególności deportacja Tatarów na rozkaz Stalina w 1944 roku – niemal całkowicie wyeliminował etniczną populację półwyspu. Krym został sztucznie zaludniony przez Rosjan, poddany całkowitej rusyfikacji, a pamięć o rdzennej ludności została metodycznie wymazana. Dlatego dzisiejsze rosyjskie stwierdzenia, że Krym jest „historycznie rosyjską ziemią”, są absolutnie fałszywe.

Tatarki krymskie na Krymie na przełomie XIX i XX w. Fot: FB BelleEpoqueUA

Od 2014 roku do dnia dzisiejszego Tatarzy krymscy znowu są głównym celem prześladowań politycznych i represji ze strony administracji okupacyjnej. Oznacza to, że linia polityczna Imperium Rosyjskiego, mająca na celu wyrzucenie Tatarów krymskich z Krymu, jest kontynuowana.

Dzieje się tak, bo samo istnienie naszego narodu z jego unikalną kulturą i historią stanowi ideologiczne zagrożenie dla kremlowskiego reżimu. To jedna z najbardziej nielojalnych wobec Kremla części ludności Krymu.

Wraz z upadkiem ZSRR Tatarzy krymscy zdołali powrócić do domu i wierzymy, że wkrótce zrobią to ponownie.

Radzieckie narracje są mocno zakorzenione w postrzeganiu historii Krymu i Tatarów krymskich, a usunięcie imperialnych mitów z książek historycznych zajmie trochę czasu. Co możemy zrobić teraz, aby historia Tatarów krymskich była lepiej znana w Ukrainie i na całym świecie?

W narracjach rosyjskiej propagandy Tatarzy krymscy to „terroryści”, „ekstremiści”, a także „zdrajcy” i „nazistowscy kolaboranci podczas II wojny światowej”. W ten sposób reżim próbował usprawiedliwić masowe deportacje i ludobójstwo w 1944 roku. Przez wieki Rosja systematycznie niszczyła nie tylko naród krymskotatarski, ale także jego historię, kulturę, język i źródła historyczne, unikalne zabytki i świadectwa.

Niestety, wielu Ukraińców, a także społeczność międzynarodowa, również ulegli wpływowi rosyjskiej propagandy i nawet powrót Tatarów krymskich z deportacji w latach 90. nie był łatwy.

Dziś widzimy, jak zmieniają się relacje między narodem ukraińskim a Tatarami krymskimi i jak wiele nas łączy. Mamy wspólną historię i wspólnego wroga.

Zarówno naród ukraiński, jak krymskotatarski znają prawdziwą wartość wolności

Jednak ze względu na brak zainteresowania przeszłością w Ukrainie i na świecie historia Krymu wciąż jest przedstawiana głównie przez pryzmat rosyjski, w oparciu o fałszywe tezy. I tu mamy duży problem. Rosja robi teraz na Krymie wszystko, co w jej mocy, by zniszczyć podmiotowość Tatarów krymskich, ponieważ zagraża ona ideologii „Krymu z natury rosyjskiego”.

Mustafa Dżemilew, Dmytro Kułeba, Tamila Taszewa i Refat Czubarow podczas uroczystości upamiętnienia ofiar deportacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy 17 maja. Zdjęcie: Ukrinform

Nie zachowało się wiele krymskotatarskich źródeł historycznych, ale one istnieją. Na przykład można zwrócić się do krymskotatarskiego kronikarza z XVII wieku Mehmeda Hadżi Senaja.

Obecnie pracujemy również nad „Strategią poznawczej deokupacji Krymu”, przewidującą system narzędzi, mechanizmów i konkretnych środków, które pomogłyby przywrócić prawdę o Krymie na wszystkich poziomach.

Szczególna uwaga zostanie zwrócona na edukację dzieci i młodzieży, które dorastały w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej.

Wezwania przy wejściach do meczetów

Niedawno Refat Czubarow powiedział, że na Krymie niewykluczona jest nowa fala przymusowej mobilizacji, skierowana szczególnie przeciwko Tatarom krymskim. Czy Tatarzy krymscy nadal opuszczają półwysep, by uniknąć mobilizacji?

Tak, zgodnie z Konwencją Genewską mobilizacja ludności będącej pod okupacją jest nielegalna. Jednak okupanci przeprowadzają ją od początku inwazji na pełną skalę aż do teraz. Wiemy o przypadkach masowej dystrybucji wezwań w miejscach, w których mieszka wielu Tatarów krymskich. W niektórych miastach wezwania są wręczane tuż przed wyjściami z meczetów.

Reprezentacja prawników i działaczy na rzecz praw człowieka próbowała opracować algorytm działań dla naszych obywateli na Krymie, który pomógłby ocalić ich życie i sprawić, by nie stali się tymi, którzy wykonują przestępcze rozkazy okupantów.  Niestety rzeczywistość jest taka, że nie ma żadnych gwarancji.

Życie pod okupacją to ciągły strach i ryzyko, że po ciebie przyjdą. Albo zmobilizują cię do wrogiej armii, albo wyślą do więzienia tylko za to, że istniejesz

Najbardziej niezawodną ochroną przed nielegalną mobilizacją jest opuszczenie okupowanego terytorium. Ale w tym przypadku ważne jest, by zrozumieć, że Tatarzy krymscy zostali już przymusowo eksmitowani ze swojego rodzinnego Krymu, a to zbiorowa trauma, która pozostanie na wiele pokoleń.

„Pociąg śmierci”. Obraz Rustema Eminowa/Tatarzy krymscy przetransportowani w tak strasznych warunkach, że tysiące ludzi zmarło po drodze z pragnienia, głodu i chorób

Dziś Rosja nie wysyła nas w pociągach towarowych tysiące kilometrów stąd, ale robi wszystko, co w jej mocy, by zmusić nas do opuszczenia Krymu.

Przymusowa mobilizacja Tatarów krymskich jest jednym z narzędzi tak zwanej „hybrydowej deportacji” i jedną z metod eksterminacji ludności nielojalnej wobec okupantów. Dlatego nasi ludzie robią wszystko, co w ich mocy, aby pozostać na swojej ojczystej ziemi i uniemożliwić okupantom dokończenie tego, co zaczęli wieki temu. Ponadto jeśli wszyscy, którzy sprzeciwiają się okupacji i wspierają Ukrainę, opuszczą Krym, wyzwolenie tych terytoriów stanie się wielokrotnie trudniejsze bez naszych ludzi, którzy na nas czekają.

Część Pani rodziny należy do tych, którzy odmówili opuszczenia swoich ziem. Jak Tatarzy krymscy, którzy pozostali na Krymie, odnoszą się do tych, którzy wyjechali?

Mamy nawet wyrażenie „Q?r?mda yaşa” (Żyj na Krymie), które oznacza trzymanie się domu za wszelką cenę, życie na Krymie tak długo, jak to możliwe. Dlatego, pomimo ryzyka, prześladowań i presji, Tatarzy krymscy nie opuszczają swoich domów. Doświadczyli już jednego wygnania i jest to ból, który trudno sobie wyobrazić.

Z drugiej strony istnieje bardzo poważne zagrożenie, ryzyko, że zostanie się zmuszonym do chwycenia za broń i pójścia na wojnę przeciwko własnemu narodowi. To kolejny strach, który zmusza Tatarów krymskich (a także Ukraińców) do opuszczenia okupowanych terytoriów, swoich domów i wszystkiego, co mieli. Dlatego ci, którzy pozostali na półwyspie, współczują tym, którzy podjęli trudną decyzję o opuszczeniu domu.

Platforma Krymska zmieniła plany Kremla

Na ile skuteczna jest praca Platformy Krymskiej [to międzynarodowy mechanizm koordynacyjny zainicjowany przez Ukrainę w celu przywrócenia kwestii Krymu do debaty publicznej, ochrony praw człowieka na Krymie i ułatwienia deokupacji półwyspu – red.]. Jaka będzie rola tej struktury po deokupacji?

Przed inwazją skalę Rosja robiła wszystko, aby usankcjonować próbę aneksji, by Krym zniknął z agendy, by społeczność międzynarodowa „pobłogosławiła” okupację półwyspu swoim milczeniem. Niestety był okres, kiedy prawie im się to udało.

Platforma Krymska to zmieniła. Jej biuro stało się platformą koordynacji i komunikacji między ukraińskimi władzami, obcymi państwami, organizacjami międzynarodowymi i ukraińskimi obywatelami Krymu.

Zdjęcie z prywatnego archiwum

Spośród wszystkich agencji rządowych to my najdokładniej monitorujemy sytuację na półwyspie, opracowujemy i promujemy odpowiednie ustawodawstwo krajowe, pracujemy nad dokumentami strategicznymi w kontekście reintegracji, a także podnosimy kwestię Krymu w odniesieniu do partnerów międzynarodowych i krajowej publiczności, co również jest bardzo ważne.

Nie wiemy, kiedy Krym zostanie wyzwolony; to zależy od wielu czynników,. Ale już pracujemy nad strategiami i planami reintegracji, by być na to gotowymi od pierwszego dnia po deokupacji.

Opracowano szereg dokumentów: Strategię Przywrócenia Krymu, dokument „Priorytetowe kroki państwa ukraińskiego po deokupacji Krymu”, Strategię poznawczej deokupacji Krymu, która ma na celu jego reintegrację z ukraińską przestrzenią społeczno-polityczną i kulturową. Przygotowujemy również rezerwę kadrową do pracy na terytoriach okupowanych w ramach ogólnej rządowej Strategii Przywrócenia Władzy Państwowej i Reintegracji Ludności Terytoriów Okupowanych Ukrainy.

Zastanawiamy się, jak będziemy pracować nad demilitaryzacją umysłów ludzi, co zrobić z przestrzenią publiczną, jak przywrócić wolność słowa, jak rozwiązać kwestie własności prywatnej i przezwyciężyć kolonizację.

Istnieją dziesiątki takich pytań, wszystkie są trudne. Ale jest już jasne, że przywrócenie Krymu – bez względu na to, w jaki sposób zostanie wyzwolony – będzie wymagało konsolidacji międzynarodowej pomocy i wysiłków. Platforma Krymska powinna stać się instrumentem, który do tego posłuży.

Dziś Platforma Krymska działa na rzecz wyzwolenia Krymu. W przyszłości może działać na rzecz jego przywrócenia

Jaka jest wizja przyszłości Krymu dla Tatarów krymskich i dla Pani osobiście po deokupacji?

Krym jest integralną częścią państwa ukraińskiego, a Tatarzy krymscy są obywatelami Ukrainy, rdzenną ludnością Ukrainy. Bronią tego od pierwszego dnia okupacji półwyspu.

Jeśli chodzi o przyszłość, myślę, że powinna to być dyskusja parlamentarna z udziałem organów przedstawicielskich, przede wszystkim Medżlisu. Wiąże się to również ze zmianami w konstytucji, których nie możemy dokonać w stanie wojennym.

Tatarzy krymscy stali się mniejszością na Krymie w wyniku polityki kolonializmu, deportacji i imperialnej polityki eksterminacji naszego narodu. Kiedy stanowi się około 13% ludności, nie można być w odpowiednim stopniu wybieranym do władz lokalnych i reprezentować swoich interesów.

Zdjęcie z prywatnego archiwum

W związku z tym gdy władze lokalne podejmują jakiekolwiek decyzje, głosy Tatarów krymskich nie są brane pod uwagę. Dlatego kiedy Tatarzy krymscy mówią o autonomii narodowej i terytorialnej, oznacza to, że będą mieli możliwość ochrony swoich praw w środowisku kulturowym i językowym. Oznacza to, że Tatarzy krymscy będą mieli pewną reprezentację kwotową i możliwość zawetowania decyzji, które ich dotyczą. Ale to wszystko pozostaje tylko na poziomie lokalnym.

Obecnie pracujemy na rzecz Zwycięstwa i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by sprawić, że deokupacja pozwoli na przywrócenie rządów prawa na Krymie, a jego mieszkańcy znów poczują się wolni i bezpieczni. Chcemy, by Krym stał się regionem rozwiniętym gospodarczo, atrakcyjnym ośrodkiem dla nowych firm, a nie tylko kurortem. Miejscem, w którym Tatarzy Krymscy wraz z innymi narodami półwyspu mogą realizować swoje prawa i potencjał.

Oczywiście, nie obędzie się bez trudności i wyzwań. W ciągu ostatnich 10 lat na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę przeprowadzono szereg ważnych reform. Krym będzie musiał nadrobić zaległości.

<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66315cef58ac5529e0b3a621_Jamala_main-p-800.jpg">„Przeczytaj także: „To muzyczna mapa opowiadająca o historii Tatarów krymskich”, — JAMALA zaprezentowała płytę winylową albumu QIRIM”</span>

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
prawa kobiet na świecie elżbieta korolczuk

Jak wskazuje najnowszy raport UN Women, w 2024 roku co czwarty kraj na świecie odnotował regres w obszarze praw kobiet, a w Unii Europejskiej około 50 milionów kobiet nadal doświadcza wysokiego poziomu przemocy seksualnej i fizycznej – zarówno w domu, w pracy, jak i w miejscach publicznych

Z dr hab., prof. UW Elżbietą Korolczuk, socjolożką, aktywistką, badaczką rozmawiamy o aktualnej sytuacji praw kobiet na świecie, w Polsce i Ukrainie, oraz o tym, co jeszcze możemy zrobić, aby chronić i wspierać prawa kobiet, które znowu są narażone na wykluczenie, czy przemoc.

Wpływ Kościoła

Olga Pakosz: – Pani Profesor, co oznacza regres praw kobiet? 

Elżbieta Korolczuk: – Oznacza to, że w wielu krajach zahamowany został proces wyrównywania szans, a w innych sytuacja kobiet uległa pogorszeniu. 

Oczywiście, nigdy nie było tak, że wszyscy uczestnicy życia publicznego, nawet w krajach liberalnych, akceptowali równość płci

Zawsze istniały grupy, które sprzeciwiały się prawom kobiet – reprodukcyjnym, prawu do aborcji, antykoncepcji czy równości płci w życiu politycznym. Jednak w krajach demokratycznych panowała zgoda, że powinniśmy dążyć do pełnoprawnego uczestnictwa kobiet w życiu społecznym i politycznym. Grupy, które się temu sprzeciwiały, pozostawały na marginesie życia publicznego. Dziś poglądy antyrównościowe przesuwają się do centrum debaty publicznej i – w zależności od kraju – przybierają różne formy.

Na przykład w Afganistanie, gdzie w różnych momentach XX wieku wprowadzano przepisy poprawiające sytuację kobiet, dziś nie mają one żadnych praw. Fundamentaliści doprowadzili do tego, że nie mogą pracować, nie mogą same wychodzić z domu, nie mogą się uczyć. Nie mogą uczestniczyć ani w życiu publicznym, ani w polityce, większość też doświadcza przemocy – są dane pokazujące, że może to dotyczyć nawet 85% Afganek

A w takich Stanach Zjednoczonych, w których przez wiele lat polityczny mainstream podzielał przekonanie, że prawa kobiet są oczywistą częścią demokracji, dokonuje się zamach zarówno na demokrację, jak na prawa kobiet.

Jedno i drugie ma związek z rosnącym znaczeniem ruchów antygenderowych i konserwatywnych, które często są powiązane z organizowaną religią – zarówno z chrześcijaństwem, jak i z islamem, a także z ortodoksyjnym judaizmem, który również nigdy nie był przyjacielem kobiet.

A jak to wygląda w Polsce? Mamy już prawie dwa lata od zmiany władzy. Dlaczego więc, mimo wcześniejszych obietnic, nie podjęto żadnych działań, by rozwiązać prawnie choćby kwestię aborcji? 

Po pierwsze dlatego, że obecna klasa polityczna – i to nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych krajach – jest znacznie bardziej konserwatywna niż większość społeczeństwa. Po drugie, sprawy dotyczące praw kobiet czy praw mniejszości wciąż znajdują się pod silnym wpływem instytucji religijnych.

Akcja „Aborcja! Tak!” w Warszawie, 2024 r. Zdjęcie: Witold Jarosław Szulecki/East News

W Polsce obserwujemy wyraźny kulturowy konflikt: kraj bardzo szybko się laicyzuje – młodsze pokolenia odchodzą od religii instytucjonalnej i w ogóle od wiary – a mimo to spora część wyborców, głównie starszych, to nadal osoby głęboko religijne. Kościół jako instytucja polityczna wciąż odgrywa ogromną rolę – zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Często biskupi są faktycznymi uczestnikami lokalnego życia politycznego. Duże znaczenie ma też ekonomiczna pozycja Kościoła – to wciąż jeden z największych właścicieli majątku w kraju.

Czy zmiana prezydenta może coś faktycznie zmienić?

Czy możemy zaufać politykom? To pytanie, które zadaje sobie wiele osób. Obietnice padały już dwa lata temu, przy okazji wyborów parlamentarnych, ale jak pokazują badania, duża grupa młodych kobiet, które w 2023 roku głosowały na obecną koalicję, dziś czuje się rozczarowana i sfrustrowana. W kampanii mobilizowano tę grupę wyborczyń m.in. obietnicami dotyczącymi praw reprodukcyjnych, wsparcia finansowego w kwestiach związanych z aborcją i równością osób LGBT. Jak na razie koalicja nie spełniła tych obietnic. Jak to będzie wyglądało w praktyce po wyborze prezydenta – zobaczymy.

Obawiam się, że mamy do czynienia z lekceważeniem wyborczyń: najpierw coś się obiecuje, żeby pozyskać poparcie, a potem się tego nie realizuje

Taka strategia nie tylko zniechęca konkretne grupy wyborców, ale wywołuje też szersze poczucie rozczarowania demokracją jako systemem. Pytanie, na ile politycy są tego świadomi i czy rozumieją długofalowe koszty takich działań.

Jako socjolożka nie mam wielkich oczekiwań. Ale jako obywatelka mam nadzieję, że partie rządzące w końcu się przebudzą – i że zmiana prezydenta zaowocuje przynajmniej rozwiązaniem tak podstawowych spraw, jak zakaz aborcji, czy równouprawnienie osób LGBT.

Czas, gdy znikają wolności

Jak obecnie wygląda sytuacja kobiet w Ukrainie, jeśli chodzi o ich prawa? 

Wojna – jak każdy kryzys – zawsze negatywnie odbija się na społeczeństwie. Oczywiście z jednej strony na mężczyznach, bo to oni głównie giną na froncie albo ponoszą różne koszty związane z byciem żołnierzem. Ale jednocześnie cały ciężar podtrzymania życia codziennego spada na kobiety. Chodzi nie tylko o pracę zawodową, ale też wszystkie działania związane z utrzymaniem życia rodzin, społeczności, z codziennym funkcjonowaniem ludzi. Do tego w ukraińskiej armii jest dużo kobiet, które niosą podwójny ciężar.

Ukrainka wśród ruin domu po rosyjskich ostrzałach w Mikołajowie, 2 sierpnia 2022 r. Zdjęcie: Kostiantyn Liberov/AP/Associated Press/Eastern News

Wojna oznacza też zawieszenie normalnej walki politycznej, a to z kolei sprawia, że trudno jest grupom mniejszościowym zawalczyć o swoje prawa. Bo jednostkowe prawa czy prawa konkretnych grup znikają w tym koszmarze obrony przed atakującą Rosją. 

Widać jednak, że politycznie Ukraina dąży do integracji z Europą a to otwiera możliwości wprowadzania rozwiązań równościowych. Warto porównać Ukrainę i Gruzję – dwa państwa postsowieckie, które miały podobne punkty wyjścia. O ile Ukraina bardzo mocno poszła w kierunku integracji europejskiej – co stało się jednym z elementów konfliktu – i w związku z tym podjęła wiele działań, jak choćby ratyfikacja konwencji stambulskiej czy ochrona praw kobiet i mniejszości, to Gruzja podążyła w przeciwnym kierunku. Zbliżyła się do Rosji, także poprzez kwestie religii, ograniczeń wobec organizacji pozarządowych, a także silnego wpływu Kościoła Prawosławnego.

Gruziński rząd zmierza do ograniczenia praw mniejszości, szczególnie osób LGBT, co jest też częścią szerszego procesu ograniczania praw społeczeństwa obywatelskiego i przestrzeni dla oddolnych ruchów. To pokazuje, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko kwestie światopoglądowe czy kulturowe – stosunek do równości to element pewnych geopolitycznych decyzji podejmowanych przez państwa. Tak jak w przypadku Polski czy innych krajów, które wchodziły do Unii Europejskiej – ten proces był powiązany z przyjęciem przynajmniej części zobowiązań dotyczących równości. I to oczywiście ma znaczenie dla konkretnych rozwiązań, które dane państwo wprowadza, choć różnie bywa z efektami.

Podczas akcji protestacyjnej w Tbilisi, 18 kwietnia 2024 r. Zdjęcie: VANO Shlamov/AFP/Eastern News

Czy brakuje w Ukrainie jakichś ustaw, rozwiązań prawnych, które wspierałyby prawa kobiet? Czy chodzi tu wyłącznie o kryzys związany z wojną?

Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie jestem specjalistką od Ukrainy – trzeba o to zapytać same Ukrainki. Ale myślę, że to złożona kwestia. Z jednej strony pytanie brzmi: na ile instytucje są otwarte na głosy mniejszości, w tym oczywiście kobiet? Na ile rzeczywiście reprezentują grupy, które w społeczeństwie są w jakiś sposób słabsze? Z drugiej strony, problemem jest też sposób wdrażania tych przepisów, czyli np. kwestia ochrony przed przemocą – jedna z najbardziej podstawowych spraw.

Jeśli nie mamy tej ochrony, to wiadomo, że obywatelki nie mają równych praw

Jeżeli nie mają ich we własnym domu, ani na ulicy, to trudno mówić o równym dostępie do praw np. w polityce. No i teraz pytanie – czy państwo, które przechodzi przez tak głęboki kryzys: wojenny, ekonomiczny, infrastrukturalny, jest w stanie skutecznie zapewnić kobietom ochronę przed przemocą? Myślę, że musimy się tego domagać, ale jednocześnie to ogromnie trudne zadanie.

A jak to wygląda w Polsce? Czy u nas obowiązuje dobre prawo?

Tak, w wielu sferach obowiązują całkiem niezłe przepisy, ale często nie są właściwie implementowane. Przykładem mogą być zmiany wprowadzone w lutym tego roku – dotyczące definicji gwałtu.

Przepisy mówią teraz, że gwałtem jest każda sytuacja naruszenia granic w sferze seksualnej bez wyraźnej zgody. Czyli teoretycznie nie ofiara ma już udowadniać, że powiedziała „nie”, tylko sprawca powinien wykazać, że otrzymał zgodę

Ale nie mamy żadnej szerokiej kampanii informacyjnej w tej sprawie. Większość ludzi nawet nie wie, że coś się zmieniło. Nie mamy odpowiednich programów edukacyjnych. Brakuje szkoleń dla policji i prokuratury, które umożliwiłyby skuteczne wdrażanie nowych przepisów. 

Takie sprawy powinny znaleźć się na pierwszych stronach gazet.

Sufrażystka Suzanne Maureen Swing trzyma tabliczkę z napisem: „Demokracja musi zacząć się w domu”, 1917 r., USA. Zdjęcie: mediadrumworld.com/Media Drum/East News

Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze

Kiedyś Stany Zjednoczone były wzorem, jeśli chodzi o walkę o prawa kobiet i realizację tych praw. A co teraz? Sufrażystki przewracają się w trumnach? 

Mam nadzieję, że Stany Zjednoczone staną się nie tylko przykładem na to, że można zniszczyć coś, co niby już zostało wywalczone, ale również nauczy, jak to naprawdę utrzymać. Warto podkreślić, że w porównaniu z Polską, Ukrainą i większością krajów wschodnioeuropejskich, prawa kobiet w USA zostały zagwarantowane dość późno, w momencie, kiedy większość kobiet w Europie Wschodniej już pracowała i miała pewną niezależność finansową.

W Polsce kobiety uzyskały prawo do aborcji w 1953 roku, a w Stanach federalne prawo do przerywania ciąży wprowadzono dopiero w połowie lat 70.

Choć jeszcze na początku lat 60. i 70. kobiety musiały walczyć o dostęp do legalnych aborcji w ciągu ostatnich pięciu dekad Stany wytworzyły wizerunek kraju, w którym prawa mniejszości i kobiet są bardzo zaawansowane

Jednak ta walka o równość zawsze była intensywna, a przeciwnicy równości nigdy nie pozostawali bierni. Dziś główną różnicą jest to, że elity polityczne – część z nich – stały się niezwykle konserwatywne, a system ochrony praw na poziomie federalnym zaczyna się rozpadać. W szczególności odnosi się to do decyzji Sądu Najwyższego, który podważył przepisy chroniące prawo do aborcji na poziomie federalnym, jak choćby decyzję dotyczącą Roev. Wade.

Te zmiany pokazują, jak ważne jest, by cały czas pilnować równości. Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze. Pokazuje to również związek pomiędzy prawami kobiet i prawami mniejszości a demokracją. Z jednej strony, w krajach niedemokratycznych bardzo wyraźnie widać erozję praw kobiet, które najczęściej są grupą, której prawa są odbierane. Gdy tworzy się sztywną hierarchię władzy, kobiety zazwyczaj zajmują niższą pozycję. 

Z drugiej strony, krytyka praw kobiet często służy za pretekst do atakowania demokratycznych wartości i instytucji. Atakowanie równości płci jest dziś wykorzystywane przez ruchy antydemokratyczne, które mobilizują społeczeństwo, wzbudzając strach i przekonując ludzi, że zarówno równość płci, jak i demokracja poszły za daleko. Przykładem może być kampania Trumpa przeciwko Kamali Harris, która była przedstawiana jako rzeczniczka osób trans, a kwestie związane z finansowaniem operacji zmiany płci w więzieniach były wykorzystywane do mobilizacji wyborców a jednocześnie do ośmieszenia liberalnej demokracji.

Strategia populistów prawicowych polega na tym, żeby obśmiać kwestie równościowe, pokazać je jako coś absurdalnego i coś, co zagraża samym kobietom, a przy okazji mobilizować ludzi przeciwko demokracji jako takiej
Demonstracja wspierająca prawa kobiet w Afganistanie, Londyn, 8 marca 2024 r. Zdjęcie: HENRY NICHOLLS/AFP/Eastern News

Co my, zwykłe kobiety, możemy teraz zrobić w Polsce i Ukrainie, żeby bronić swoich praw?

Moim zdaniem wiemy to od sufrażystek – po pierwsze, praw nam nikt nie da, musimy je wywalczyć, a kiedy je wywalczymy, musimy ich bronić.

To jest trochę jak w małżeństwie. Zazwyczaj jest tak, że jeśli przyjmiemy na siebie wszystkie obowiązki, a nie będziemy się domagać swoich spraw, to ta druga strona nam nie pomoże i sama z siebie nie da nam praw, które nam się należą

Tak samo jest w życiu politycznym.

To kwestia głosowania, wspierania organizacji pomagających kobietom, ale także tych organizacji, które wychodzą na ulicę, osób które się mobilizują. To kwestia wspierania konkretnych kobiet, które działają na rzecz innych kobiet, jeśli my same czujemy, że to nie jest dla nas. To kwestia wspierania konkretnych polityczek, ale też pociągania ich do odpowiedzialności, sprawdzania, co robią, na jakiej zasadzie, wyrażania swojej opinii. To jest coś, czego nigdy nie powinnyśmy odpuścić. Czy to będzie na Facebooku, czy w debacie, czy w miejscu pracy.

Myślę, że wciąż żyjemy w bardzo dobrym miejscu, w którym możemy mieć swój głos

Nie jesteśmy w Afganistanie, tylko w miejscu, gdzie możemy ten głos mieć i możemy go używać.

Myślę, że musimy wykonać ten wysiłek, przyzwyczaić się do tego, żeby aktywność polityczna była po prostu częścią naszego życia, a nie jakimś marginesem, który pojawia się tylko na przykład przy głosowaniu, albo w ogóle nie, bo wtedy rezygnujemy z możliwości zmiany świata. 

Są kobiety, które są przeciwko migracji albo prawu do aborcji. Oczywiście mają do tego prawo, ale niestety nie działają ani na swoją rzecz, ani na rzecz swoich sióstr, koleżanek, córek itd. Nikt nie musi robić aborcji, ale w świecie, w którym kobietom się jej zabrania, to zwykłe kobiety zapłacą za ten zakaz swoim życiem, zdrowiem, komfortem psychicznym. I na taki świat po prostu nie powinniśmy się godzić.

20
хв

Elżbieta Korolczuk: – Nie możemy godzić się na świat, w którym kobiety tracą prawa

Olga Pakosz
Odbiornik katerina

<frame>Przed wojną Kateryna Prymak pracowała w centrum sztuki współczesnej. W 2014 roku dołączyła do Ukraińskiego Korpusu Ochotniczego. Przez 11 miesięcy była sanitariuszką w zespole ewakuacyjnym „Szpitalników” [Batalion Medyczny „Szpitalnicy” to ukraiński ochotniczy batalion, który od 2014 r. udziela pierwszej pomocy i ewakuuje rannych ukraińskich żołnierzy ze strefy działań wojennych – red.]. Pierwszego dnia inwazji Kateryna i jej przyjaciółka zorganizowały w Kijowie kwaterę główną wolontariuszy, by zapewnić pomoc medyczną, humanitarną i wojskową. Organizatorem przedsięwzięcia był ruch VETERANKA, społeczność ukraińskich weteranek wojennych z doświadczeniem wojskowym. Dziś zrzesza on około 2000 weteranek, żołnierek i wolontariuszek z Ukrainy. <frame>

Potrzeby przeciętnego mężczyzny

– Do 2016 roku kobiety nie mogły zajmować stanowisk bojowych w ukraińskiej armii – mówi Kateryna. – Oznacza to, że kiedy dziewczęta z „dobrobatów” [batalionów ochotniczych – red.], które już dowodziły jednostkami, w 2015 r. zaczęły wstępować do sił zbrojnych, mogły być oficjalnie zatrudniane tylko jako kucharki albo sanitariuszki.

Kobiety rekrutowano na przykład jako szwaczki, a nie szturmowców, operatorki łaźni – a nie artylerzystki. Zaczęłyśmy więc lobbować w Radzie Najwyższej Ukrainy na rzecz zmian. Zainicjowałyśmy przeprowadzanie badania, by mieć dowód, że to konieczne. Kobiety z Akademii Kijowsko-Mohylańskiej nakręciły film pt. „Niewidzialny batalion”, którego stworzenie wsparły finansowo inne kobiety. Dzięki temu udało się nam doprowadzić do tego, że Ministerstwo Obrony najpierw wydało specjalny dekret zapewniający równe szanse kobietom i mężczyznom w służbie wojskowej, a w 2018 r. zmieniono prawo.

Udało nam się otworzyć 63 stanowiska bojowe dla kobiet, które wcześniej były poza ich zasięgiem

Na początku brałam udział w wojnie jako sanitariuszka, a po 2014 r. jako weteranka. Dołączyłam do innych weteranek i założyłyśmy Kobiecy Ruch Weteranek.

Sanitariuszki na pierwszej linii frontu

Naturalnym pragnieniem jest chronić swój dom. Wszyscy chcemy być bezpieczni. To świadoma decyzja, by bronić swego domu, dołączając do armii. Tyle że kobiety wciąż są za to potępiane. Z jakiegoś powodu niektórzy wciąż nie rozumieją, że kobieta może jednocześnie pełnić rolę matki i żołnierki. A my staramy się tylko zapewnić bezpieczeństwo naszym dzieciom. Walczymy, by one nie musiały tego robić.

W 2015 roku byłyśmy zaangażowane w kampanię „Niewidzialny batalion”, przeciw zakazowi zajmowania przez kobiety stanowisk bojowych.

<frame>„Niewidzialny batalion” to obywatelski projekt mający chronić ukraińskie kobiety w służbie, ich prawa w ukraińskiej armii, a także służący rehabilitacji weteranek wojny rosyjsko-ukraińskiej i walce z przemocą seksualną w ukraińskiej armii. Został stworzony przez Marię Berlińską, żołnierkę. <frame>

Jak się jednak okazało, to był dopiero początek – nie rozwiązanie problemu, a jedynie uchylenie drzwi. Wiele rzeczy wymagało naprawy, bo w sferze wojskowej w Ukrainie wszystko jest dostosowane do mężczyzn i ich potrzeb. A dokładniej: do potrzeb przeciętnego mężczyzny.

Tyle że mężczyźni też mają różne potrzeby. Są mężczyźni niepełnosprawni, wielodzietni, samotni ojcowie itp., a każdy zmaga się z innymi barierami utrudniającymi normalne życie po służbie. Doświadczenie pokazuje, że nie ma wyłącznie kobiecych problemów. Istnieją fundamentalne problemy z poszanowaniem praw i szacunkiem wobec danej osoby.

Miałyśmy już zespół, który był gotowy do poważniejszej pracy w tym zakresie – zwłaszcza że coraz więcej weteranek zaczęło wracać z wojny.

Pokazówki nie rozwiązują problemów

Ksenia Minczuk: – Jakie są główne cele ruchu kobiet – weteranek?

Kateryna Pryjmak: – Od samego początku aż do teraz naszym celem było umożliwienie kobietom pełnego wykorzystania ich potencjału w trakcie i po zakończeniu służby. Nasza organizacja jest przede wszystkim narzędziem. Platformą, która opowiada o fajnych kobietach i ich fajnych inicjatywach. To społeczność, w której dziewczyny wspierają się nawzajem, zespół rzeczniczek, który dba o prawa kobiet w sektorze bezpieczeństwa i obrony. Nasza organizacja koncentruje się na zwiększeniu zdolności obronnych Ukrainy, profesjonalizacji armii i umożliwieniu kobietom spełniania się w niej.

Kateryna Prymak („Zoja”) w męskim mundurze wojskowym i Julia Sidorowa („Kuba”)

Dzięki Tobie otwarto dla kobiet 63 nowe stanowiska bojowe. A jakie są dla nich nadal niedostępne?

Obecnie w armii nie ma zamkniętych stanowisk dla kobiet, istnieją jednak pewne ograniczenia. Na przykład kobiety nie są rekrutowane na stanowiska bojowe w wywiadzie obronnym. A tak nie powinno być.

Jak wiadomo, w armii jest poważny niedobór ludzi. Zarazem kobieta może przyjść do TCK [Terytorialne Centrum Rekrutacji i Pomocy Socjalnej, wojskowy organ administracji Ukrainy, który prowadzi ewidencję wojskową i mobilizuje poborowych – red.] i spotkać się z odmową lub niewłaściwym traktowaniem.

Ludzie, którzy chcą wstąpić do armii, nie powinni być traktowani ze względu na płeć, ale z uwzględnieniem ich wyszkolenia i motywacji

Kobieta musi włożyć więcej wysiłku w zdobycie stanowiska bojowego – to fakt. A potem stale udowadniać, że nie jest gorsza. Bo kobieta w wojsku jest pod ciągłą presją i nadzorem. Ciągle pod lupą.

Czy w wojsku nadal panuje seksizm?

Kobiety na stanowiskach bojowych nadal borykają się z pewnymi ograniczeniami. Czasami nazywa się to „opieką”. I być może to rzeczywiście jest opieka. Problem polega jednak na tym, że dla wielu ludzi wolność wyboru jest ważniejsza niż opieka. Z powodu tej „opieki” dziewczynom nie wolno na przykład pracować z najnowszą bronią. W 2015 roku był taki przypadek, że wszyscy członkowie oddziału otrzymali nagrody – z wyjątkiem jedynej kobiety, choć uczestniczyła w tej samej operacji.

W czasie wojny zaszły również poważne zmiany w zakresie wsparcia materialnego i mundurów. Problemy nie są rozwiązywane w próżni, kwestia nękania to obszar wymiaru sprawiedliwości. Dotyczy to ogólnie reformy sądownictwa. Tyle że nawet jeśli istnieje prawo, to jak sprawić, by ono działało?

Wiele zależy od dowódcy. Najlepsi mają najlepsze wyniki i wysokie morale.

Ale jeśli któryś dyskryminuje kobiety, prawdopodobnie będzie dyskryminował wszystkich

Postawy wobec kwestii równości płci są wyznacznikiem tego, jakie jest nastawienie danej osoby do świata w ogóle.

A propos nagród: jedna z osób, z którymi rozmawiałam, medyczka pola walki, powiedziała, że została nagrodzona tylko dlatego, że była dziewczyną. A uważa, że nie zrobiła nic szczególnego.

To klasyczna pokazówka, demonstracja równości płci. Tyle że pokazówki nie rozwiązują ważnych problemów. Na przykład kobiety w wojsku wciąż nie są chronione przed molestowaniem. Ten problem jest bardzo poważny.

Reprezentowałaś ukraińskie weteranki w ONZ. Jak społeczność międzynarodowa reaguje na historie ukraińskich żołnierek i weteranek?

Tak, byłyśmy w siedzibie ONZ 4 czy 5 razy, to coroczne wizyty. Oczywiście brzmi to dobrze, ale w rzeczywistości nie jest to coś nadzwyczajnego i skutecznego. Rzecz jasna ważne jest, by ukraińskie weteranki były reprezentowane wszędzie, także w siedzibie ONZ. Trzeba być widocznym, ale to raczej kwestia symboliki.

Społeczność międzynarodowa jest zainteresowana ukraińskimi weterankami, traktuje je z szacunkiem. Ludzie płaczą, gdy słyszą ich historie. Dzięki historiom, które weteranki opowiadają na całym świecie, oblicze ukraińskiej armii staje się bardziej ludzkie. A w rosyjskiej prasie nasz ruch, VETERANKA, nazywany jest „oddziałem karnym”.

Jak udaje się wam zmieniać nastawienie do kobiet w armii?

Stosunek do kobiet w wojsku zmienia się przede wszystkim dzięki pracy samych kobiet w wojsku. Opowiadają kolegom o swoim losie, o motywacji i barierach. I to działa. Stopniowo liczba kobiet w armii rośnie i coraz częściej zajmują one wysokie stanowiska w dowództwie. Możemy więc wyprowadzić następującą formułę: im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa.

Oczywiście wywieramy również presję z zewnątrz, wspieramy nasze towarzyszki broni i pomagamy tym, które są w wojsku lub z niego odeszły.

Między tym, co ważne, a tym, co bardzo ważne

Jedną z ważnych gałęzi Twojej działalności jest szycie mundurów dla kobiet. Jak do tego doszło?

W pierwszych dniach inwazji narzeczony mojej przyjaciółki „Kuby” [Julia Sidorowa, medyczka bojowa od 2014 roku – red.] oddał nam swojego hummera, stare biuro i 25 tysięcy euro. Dzięki temu otworzyłyśmy centrum wolontariatu, które później przekształciło się w fundację. Zaczęłyśmy wspierać obrończynie i ich jednostki, bo w tamtym czasie potrzeba pomocy materialnej dla żołnierek na froncie i podczas rehabilitacji była ogromna.

Przed inwazją „Kuba” projektowała i szyła markowe ubrania, więc miałyśmy odpowiedni sprzęt. Dziewczęta zaczęły przychodzić do nas z tym samym problemem: dostawały męskie mundury, które na nie zupełnie nie pasowały. By pomóc, Anna Suworkina, projektantka odzieży, która pracowała dla projektanta Iwana Frołowa, zaprojektowała mundur dla kobiet. I zaczęliśmy go szyć.

Na rozwój szwalni otrzymałam milion hrywien dotacji z Ukraińskiego Funduszu Weteranów. Kupiłyśmy więcej sprzętu i rozpoczęłyśmy działalność społeczną w zakresie szycia mundurów dla kobiet – marka by.VTRNK połączyła projektantów i tych, którzy nigdy wcześniej nie szyli. Szyjemy również kamuflaże, kurtki, ochraniacze na buty dla artylerzystów, pokrowce na stingery i ostrza saperskie oraz pokrowce na drony.

Ale naszą największą dumą są damskie mundury wojskowe na wszystkie pory roku – letnie, półsezonowe i zimowe, zaprojektowane na temperatury do minus 20 stopni

Opowiadałyśmy się za przyjęciem standardu umundurowania dla kobiet. Mundur letni został już zatwierdzony, ale zimowy niestety nie. Dlaczego? Nie mam odpowiedzi na to pytanie. Nie wszyscy uważają takie rzeczy za priorytetowe albo choćby ważne.

Teraz nasz warsztat jest samowystarczalny i realizuje różne zamówienia. Na przykład szyje produkty, które sprzedajemy na cele charytatywne. Od czasu do czasu realizujemy mikrozamówienia na mundury damskie. Nie sprzedajemy mundurów wojsku. Szyjemy głównie za dotacje.

Ile kosztuje uszycie jednego munduru?

Im większa ilość, tym niższa cena. W przybliżeniu mundur zimowy kosztuje 8 tysięcy hrywien [800 zł – red.]. W ciągu roku uszyłyśmy kilka tysięcy mundurów. Obrońcy Azowa i Szpitalnicy noszą nasze mundury.

Weteranki w mundurach VTRNK

Z jakimi największymi problemami borykają się kobiety noszące męskie mundury?

Męska wersja spodni uciska kości miednicy. Wersja damska ma głębszy krój, a pas w spodniach powinien być wyżej. Tam, gdzie spodnie męskie mają kolana, spodnie damskie kolan nie mają – a kolana to miejsce, które wymaga dodatkowej ochrony. Nie wszyscy noszą ochraniacze na łokcie, ale nakolanniki są noszone przez każdego żołnierza.

No i jeszcze kwestia rozmiaru. Oczywiście mężczyźni też mogą źle dobrać rozmiar, ale mogą potem zlecić przeszycie munduru. Obwody klatki piersiowej i bioder u kobiet i mężczyzn różnią się. Jeśli mężczyzna jest szczupły, zarówno góra, jak dół są małe. A jeśli kobieta jest szczupła, istnieje możliwość, że góra i dół będą miały różne rozmiary. A zestaw to jeden rozmiar.

Co należy wziąć pod uwagę podczas szycia munduru dla kobiety?

Konieczne jest zapewnienie możliwości sparowania górnej i dolnej części zestawu. Wzory są różne. Oprócz pasa i kolan, inna jest szerokość rękawa, jest też zaszewka na klatce piersiowej. Jest wiele niuansów.

Są jakieś elementy w waszych mundurach, które podkreślają kobiecość, ale pozostają funkcjonalne?

Podkreślanie kobiecości zdecydowanie nie powinno być wyznacznikiem dla munduru wojskowego. On powinien zapewniać funkcjonalność.

Jak testujecie mundury?

Dziewczyny z organizacji otrzymały próbki testowe, przekazały informacje zwrotne, a my wprowadziłyśmy zmiany zgodnie z ich radami. Nawet teraz, jeśli otrzymamy przydatne komentarze, jesteśmy gotowe ulepszyć nasze mundury.

Ale jako że mundury to nie biznes, a my musimy utrzymać warsztat, obrałyśmy własny kurs – jako przedsiębiorstwo społeczne. Teraz szyjemy już nie tylko mundury. Spróbujemy wejść na rynek, zwiększyć nasz wkład społeczny, rozwinąć się i stworzyć nowe miejsca pracy dla weteranek i weteranów.

Miałyśmy już programy nauczania szycia, mężczyźni również byli nimi zainteresowani. Teraz ten obszar bardzo potrzebuje pracowników.

Jeśli nasze mundury będą sprzedawane w sklepach wojskowych czy eksportowane, możemy być jeszcze bardziej przydatne. Niestety w Ukrainie nie ma dobrych tkanin na mundury, nie ma technologii ich wytwarzania. Wciąż musimy się rozwijać w tej dziedzinie.

Szwalnia VETERANKA

Ogólnie rzecz biorąc, staramy się zaspokajać wiele ważnych potrzeb. W tej chwili zajmujemy się przede wszystkim pomocą walczącym.

Na przykład nasza Andriana złamała kręgosłup [Andriana Susak-Arechta, żołnierka, uczestniczka wojny rosyjsko-ukraińskiej od 2014 roku, liderka Kobiecego Ruchu Weteranek – przyp. red.]. Gdyby była w opancerzonym samochodzie, nie doszłoby do tego. Zbieramy więc pieniądze na samochód opancerzony.

W ciągu trzech lat inwazji nasza organizacja odpowiedziała na ponad siedem tysięcy indywidualnych i zbiorowych wniosków od obrończyń i ich oddziałów szczebla brygady i wyższych, które obejmowały ponad sto pojazdów, około dwóch tysięcy dronów, sprzęt medyczny i grzewczy oraz amunicję – łącznie na 111 milionów hrywien. Zorganizowałyśmy również ponad 30 wizyt w strefie działań wojennych i ponad 20 misji humanitarnych w obwodzie chersońskim, Buczy i na innych terytoriach okupowanych. Innymi słowy, balansujemy między tym, co ważne, a tym, co bardzo ważne.

Zdjęcia: archiwum VETERANKA

20
хв

Im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Krymski impas. Jak Sikorski powiedział prawdę o Krymie, której boi się ukraiński rząd

Ексклюзив
20
хв

Kto ma klucz do oczyszczenia Krymu z rosyjskich okupantów

Ексклюзив
20
хв

Klucz do porażki Rosji? Odbicie Krymu

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress