Aleksander Kwaśniewski jest polskim politykiem, był prezydentem Polski w latach 1995-2005. Dziennikarka Espresso Lesia Wakuliuk rozmawiała z nim o tym, jak może zmienić się sytuacja po wyborach. Setry.eu publikują ten wywiad w ramach współpracy z Espresso.
Lesia Wakuliuk: Jest Pan zadowolony z wyników wybów?
Aleksander Kwaśniewski: Bardzo się cieszę! Po ośmiu latach jest szansa na zmianę rządu w Polsce i zakończenie rządów PiS. Opozycja demokratyczna powinna mieć silną większość w parlamencie. To oznacza nadzieję dla Polski.
LW: Amerykański filozof Francis Fukuyama napisał, że "wreszcie są dobre wieści z Europy". Czy rzeczywiście wyniki polskich wyborów są dobre nie tylko dla Polski, ale i dla Europy?
AK: Tak. Mieliśmy ostatnio dość przygnębiające wiadomości. Nie mówię tylko o rosyjskiej agresji w Ukrainie i straszliwej wojnie, która się tam toczy. Ale też antyeuropejscy politycy, tacy jak Fico na Słowacji i Orban na Węgrzech, wygrali. Jest wiele antyeuropejskich czy antyunijnych sił w Europie Zachodniej, które zyskują na znaczeniu. Polska przeciwstawiła się pewnej fali, trendowi, który obserwowaliśmy w ostatnich latach. To jest ważne. I zostało to zauważone, jak widzę, nawet za oceanem. Bo nowy rząd oznacza, że Polska wraca jako jeden z głównych graczy w UE, że nie pozostaniemy na marginesie, jak za czasów Jarosława Kaczyńskiego, nie będziemy się dalej obrażać na UE, zgłaszać pretensji, tylko będziemy wspólnie tworzyć programy i projekty europejskie. Będziemy szli w tym samym kierunku. Myślę, że Europa się z tego cieszy, Waszyngton się cieszy, ale Kijów też powinien się cieszyć, bo współpraca europejska, w tym w sprawie Ukrainy, jest ważna. I tutaj Polska jest potrzebna nie jako kraj, który stwarza problemy, ale jako kraj, który promuje różne dobre pomysły w Unii Europejskiej.
LW: Powiedział Pan, że Kijów powinien być szczęśliwy i Ukraińcy też powinni być szczęśliwi. Szczerze mówiąc, Ukraińcy nie interesowali się polityką w Polsce do 24 lutego 2022 roku. Ich uwaga była bardziej skupiona na Rosji, ponieważ spędziliśmy dekady w Związku Radzieckim. Ale rosyjska inwazja sprawiła, że Ukraińcy popatrzyli w kierunku Polski, a teraz, oczywiście, zaczynają uczyć się nazwisk polskich polityków i partii politycznych. Jednak nie wiedzą jeszcze zbyt wiele o polskiej polityce. Zadają więc pytanie: Co dalej? Ukraińcy starają się zrozumieć, czym jest PiS, czym są Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, LiD i Konfederacja. Czy może Pan wyjaśnić Ukraińcom, czym jest każda z wymienionych przeze mnie partii?
AK: Myślę, że najpóźniej na początku grudnia powstanie nowy rząd. Oczywiście będzie to rząd demokratyczny. Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, to jest to partia centrowa z różnymi przechyłami do wewnątrz - trochę bardziej konserwatywnymi, trochę bardziej lewicowymi. Ale zasadniczo to partia demokratyczna, proeuropejska. Jestem przekonany, że z punktu widzenia Ukrainy jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ będzie to dla Was wartościowy partner. To partia, która będzie miała główny pakiet w rządzie, ponieważ jej wyniki są najlepsze, z którymi będzie można pragmatycznie rozwiązywać problemy, zarówno w kwestiach zbożowych, jak i innych, które pojawiają się między Polską a Ukrainą.
Trzecia Droga jest najtrudniejsza do dokładnego opisania, bo z jednej strony w jej skład wchodzi najstarsza polska partia, Polskie Stronnictwo Ludowe, ale ma też program proeuropejski. Lepiej rozumie na przykład, jak pogodzić polskie rolnictwo z rolnictwem ukraińskim, czy rolnictwo europejskie z rolnictwem ukraińskim, niż rządzący PiS, który do tej pory był dość stanowczy i niezbyt przyjazny Ukrainie, biorąc pod uwagę wszystkie embarga na zboże dla Ukrainy i tak dalej. Tutaj też liczę na bardziej pragmatyczne podejście do spraw ukraińskich, ale z przesłaniem, że Ukrainę trzeba wspierać, bo nasze wspólne bezpieczeństwo zależy od tego, jak ta wojna się skończy, czy uda nam się wypchnąć Putina z powrotem na jego terytorium.
Lewica - to partia socjaldemokratyczna, bez której nie da się stworzyć większości. Byłem pierwszym przedstawicielem socjaldemokracji w Polsce, tej demokratycznej i muszę przyznać, że jej wynik wyborczy jest nieco niższy niż się spodziewałem. Myślałem, że to będzie 10-12%, a okazało się, że to jest około 9%. To jest mniej, ale udział Lewicy w rządach będzie bardzo ważny. Jest to bardzo proukraińska partia, która chce kontynuować zarówno polityczną, jak i humanitarną pomoc dla Ukrainy. A problemy, w tym historyczne związane z Wołyniem, trzeba rozwiązywać, podchodzić praktycznie i rozwiązywać poprzez dialog. Moim zdaniem, gdybym miał dziś patrzeć na zmianę władzy w Polsce z perspektywy Kijowa, to może nie uczyłbym się na pamięć nazwisk polityków, bo to przyjdzie z czasem. Zamiast tego chciałbym, aby rozpoczął się dialog. Bo o przyszłości Ukrainy będzie decydowała przyszłość samej Ukrainy, a także Polski i Europy. I wydaje mi się, że byłoby dobrze, gdyby na różnych szczeblach, nawet podczas tworzenia rządu, różni ukraińscy eksperci i doradcy znaleźli dobry kontakt ze swoimi kolegami w Warszawie, bo współpraca między Polską a Ukrainą może wyglądać dobrze.
Polska może walczyć o wiele rzeczy, które mają znaczenie dla Ukrainy w Unii Europejskiej, bo znowu stanie się tam ważnym krajem. Oschłość między Polską a Ukrainą od kilku miesięcy wynika z tego, że PiS podczas kampanii wyborczej używał antyukraińskiej retoryki Konfederacji. PiS może coś na tym ugrał, a Konfederacja ostatecznie przegrała. To największa porażka tych wyborów. Konfederacja miała nadzieję, że zdobędzie wystarczającą liczbę miejsc w parlamencie, aby uniemożliwić rządzącemu wciąż PiS-owi lub demokratycznej opozycji zdobycie większości. Jednak nie udało im się i będą mieli 12-14 posłów, co nie wystarczy.
Wierzę, że nowy rząd świadom problemów Ukrainy, będzie gotowy do dialogu. Problemy i napięcia pojawią się w różnych miejscach, ale będzie w stanie je zmniejszyć i wyeliminować w dobrej rozmowie z ukraińskimi partnerami.
LW: W tegorocznych wyborach odnotowano bardzo wysoką frekwencję, wynoszącą ponad 74%. Oznacza to, że zwolennicy różnych sił politycznych byli zaskakująco zmobilizowani i ostatecznie poszli głosować. Ale czy polskie społeczeństwo będzie zjednoczone po tak intensywnej kampanii wyborczej?
AK: Dzisiaj nie jest zjednoczone. A wysoka frekwencja, najwyższa w historii demokratycznej Polski, to rzeczywiście rekord. Ale to jest przede wszystkim wynik emocji, które towarzyszyły tym wyborom, po obu stronach, a te emocje są wynikiem polaryzacji. Polacy są bardzo podzieleni. Polacy, moim zdaniem, dawno nie byli tak podzieleni. Może nawet w ciągu ostatnich stu lat nigdy nie byli tak podzieleni jak teraz. Dlatego jednym z zadań nowego rządu, nowego premiera, będzie znalezienie drogi do polsko-polskiego dialogu, do polsko-polskiego zjednoczenia. Bo jeśli pozostaniemy w takiej sytuacji, że jedni są tu, a drudzy tam, to będziemy żyli jak dwa plemiona, które mówią tym samym językiem, ale się nie rozumieją. Wtedy zmarnujemy ogromny kapitał społeczny, który Polska posiada.
Moim zdaniem nowy rząd powinien bardzo poważnie rozpocząć to poszukiwanie dialogu polsko-polskiego, różnych gestów, które pokażą, że jest otwarty na postulaty i wrażliwość drugiej strony. Warto pamiętać, że wychodzenie z tej polaryzacji, z tego podziału będzie trwało długo. To nie jest tak, że jedna wypowiedź czy jedna decyzja wszystko rozwiąże, nie ma takiej możliwości. To będzie długotrwały proces, ale Donald Tusk, który prawdopodobnie zostanie premierem, już w swoich wystąpieniach wyborczych mówił o potrzebie zjednoczenia Polski. I mam nadzieję, że to będzie jeden z głównych tematów tego rządu, żeby nikogo nie wykluczać, a raczej zaprosić do współpracy. Ja nie mówię, że to się stanie z dnia na dzień, to się nie stanie szybko, ale jeżeli przez kilka lat będziemy dla siebie grzeczniejsi i będziemy się do siebie uśmiechać, to może się uda. Bo teraz na pytanie, czy Polacy są zjednoczeni czy podzieleni, odpowiedź jest jasna: są podzieleni jak nigdy w historii.
LV: Szkoda, ale mam nadzieję, że uda się zjednoczyć... W wyniku zaciętej kampanii wyborczej w polskiej przestrzeni informacyjnej było znacznie mniej wiadomości o wojnie w Ukrainie. Rozumiem, że niezwykle ważne było mówienie o przygotowaniach do wyborów, relacjonowanie zmagań polityków, wyjaśnianie Polakom, co jest czym. Ale jako Ukrainka, jako ukraińska dziennikarka, jestem zainteresowana tym, by polskie media mówiły także o rosyjskiej agresji. Ile czasu mają polscy politycy na utworzenie nowego rządu i wybranie nowego premiera? Przecież ten proces też będzie w centrum uwagi, co oznacza, że będzie mniej wiadomości o wojnie na Ukrainie.
AK: Zgodnie z konstytucją prezydent ma teraz 30 dni na zwołanie pierwszego posiedzenia nowo wybranego Sejmu. 30 dni oznacza, że Sejm musi się zebrać najpóźniej 14 listopada. Wybierze marszałka, przyjmie dymisję obecnego rządu, czyli rządu Morawieckiego. I od tego momentu prezydent znowu przejmuje inicjatywę, bo musi ogłosić, kto będzie premierem i kto będzie tworzył rząd. Nie wiem, co zrobi prezydent, ma dwie opcje. Jedna to uznać, że jego ulubiona partia PiS, z której sam się wywodzi, wygrała wybory i powierzyć PiS-owi utworzenie rządu, a ten powołany przez prezydenta rząd, powiedzmy 15 listopada, ma dwa tygodnie na uzyskanie wotum zaufania od parlamentu. Ale ten rząd nie ma szans na uzyskanie wotum zaufania w obecnej konfiguracji Sejmu. I będzie musiał poczekać dwa tygodnie, a następnie podać się do dymisji, po czym 1 grudnia Sejm będzie miał prawo powołać nowy rząd. I wtedy oczywiście, jak rozumiem, większość parlamentarna powoła Tuska i rząd. Czyli według tego najdłuższego scenariusza powinniśmy mieć nowy rząd 1-2 grudnia.
Ale prezydent oczywiście może zachować się inaczej, może skrócić te terminy. Na przykład może rozpocząć konsultacje z partiami politycznymi, a po tygodniu czy dwóch takich konsultacji może powiedzieć, że widzi, iż większość jest po stronie tych partii, więc pyta ich, kogo chcą widzieć na stanowisku premiera. Oni mówią, że Tuska, więc Duda ogłasza Tuska premierem. Procedura może się więc zakończyć przed 1 grudnia, ale to zależy od prezydenta i od tego, jaki kierunek działań wybierze.Najpóźniej 1 grudnia będziemy mieli nowy rząd. Ale jeśli chodzi o sprawę wojny, to zrozumiałe jest, że kiedy trwa kampania, te kwestie są odkładane na dalszy plan, mimo że Ukraina była jednym z najważniejszych tematów kampanii. Rozmawialiśmy o tym. Niektórzy mówili, że pomoc Ukrainie jest wystarczająca, a inni, że trzeba ją kontynuować i wspierać.
Jest jedna rzecz, która dotyczy całego świata i Ukraińcy muszą zrobić wiele, aby temu zapobiec. To coś, co nazywa się zmęczeniem Ukrainą, ukraińskim fatum, które zaczyna krążyć po świecie. Informacji jest wokół nas wiele, zazwyczaj są one złe, więc ludzie broniąc swojej psychiki przestają je obserwować. Mówią: nie, wystarczy. Druga sprawa: wkrótce miną dwa lata, odkąd trwa wojna. Trudno powiedzieć, kiedy i jak może się skończyć. A tu mamy nowy konflikt na Bliskim Wschodzie, który odciąga również część uwagi świata, uwagę widzów i czytelników. W tym obszarze dyplomacji i obecności w mediach prezydent Zełenski robi świetne rzeczy.
Ukraina nie może się poddać. Trzeba być aktywnym, aby ta wojna nie zamieniła się w coś, co było zawsze, co może trwać wiecznie i co wielu ludzi na świecie akceptuje jako coś stałego i przestaje się tym przejmować. Musimy mieć informacje z Ukrainy, a ukraińscy politycy, i nie tylko oni, ale także artyści i dziennikarze, powinni podróżować po świecie i mówić o konsekwencjach agresji, o rosyjskich zbrodniach, o bombardowaniach, o tragedii ludności cywilnej na Ukrainie. Zmęczenie ludzi będzie postępować, będą odrzucać te informacje, nowe informacje będą pochodzić z Bliskiego Wschodu. Cały świat jest w złym momencie swojej historii i wspaniale, że z Warszawy napływają dobre wiadomości. Bo szczerze mówiąc, gdyby Kaczyński miał rządzić kolejne cztery lata, to byłbym zdenerwowany i przyznałbym, że to naprawdę idzie w bardzo złym kierunku. Warszawa daje też nadzieję Europie, Warszawa daje nadzieję światu, że falę nacjonalizmu i populizmu można zatrzymać.
LW: W przeddzień wyborów niektórzy polscy politycy mówili, że ukraińskie kobiety, które trafiły do Polski, uciekając przed wojną, nie otrzymają już żadnej pomocy. I oczywiście te ukraińskie kobiety zaczęły pytać, czy to się naprawdę stanie. Zapytały mnie również, co o tym myślę. Powiedziałam im, że nie wiem, że wszystko zależy od wyniku wyborów. Co może Pan teraz powiedzieć tym Ukrainkom? Jaki jest ich los w Polsce?
AK: Myślę, że z nowym rządem przychodzi nadzieja na pomoc. Ponieważ pomysł odebrania tych wszystkich pieniędzy i wsparcia socjalnego był w rzeczywistości hasłem partii, która uzyskała 6% głosów, te pomysły tak naprawdę nie przeszły. Natomiast jest oczywiste, że Ukrainki z dziećmi w Polsce powinny otrzymać odpowiednią pomoc. I jestem przekonany, że nowy rząd nie dokona w tej sprawie żadnych zmian, które nie byłyby na korzyść tych osób. Mówimy o konkretnych ludziach, o ich potrzebach, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Jestem przekonany, że te deklaracje o zakończeniu pomocy dla Ukrainy, zakończeniu finansowania, nie zostaną zrealizowane. Mówiono o tym podczas kampanii wyborczej, ale myślę, że partie, które wygrały, zrobią to, co powinny, więc pomoc będzie kontynuowana.
LW: Miejmy nadzieję... Jeśli świat zmęczy się Ukrainą, jeśli odwróci się plecami, jak my, Ukraińcy, nasi żołnierze, będziemy w stanie wygrać tę wojnę?
AK: Ważne jest, żeby świat się nie odwrócił. Decyzja polityków to jedna sprawa, a normalnych ludzi - druga. Zmęczenie jest psychologiczną reakcją normalnych ludzi i trudno z tym walczyć, bo nawet po wielkich tragediach rodzinnych, które ludzie przeżywają, człowiek jakoś wraca do normalności, a pierwszym krokiem jest odrzucenie tej złej wiadomości. Ale nie będziemy się tutaj zagłębiać w psychologię. A wracając do polityki, powiem tak: świat nie może odwrócić się od Ukrainy.
Kluczowe dla Ukrainy jest to, co dzieje się w USA. A USA rozpoczynają kampanię przed wyborami, które odbędą się w listopadzie przyszłego roku. I tam oczywiście można zgłaszać różne postulaty. Na szczęście prezydent Biden ma zdecydowane stanowisko i przeznacza pomoc dla Ukrainy we właściwy sposób i na bardzo szeroką skalę. Ale nie wiemy, czy wygra wybory i nie wiemy, na ile kwestia ograniczenia pomocy dla Ukrainy będzie podnoszona w kampanii wyborczej. Ponieważ wielu Republikanów już o tym mówi. I wtedy to ewentualne zmniejszenie amerykańskiego zaangażowania w pomoc Ukrainie ktoś będzie musiał zrekompensować. Moim zdaniem powinna to zrobić UE, czyli nasze kraje. I w tym sensie dobrze, że zmienia się rząd w Polsce, bo nowy rząd będzie mógł rozmawiać i zachęcać partnerów europejskich do utrzymania pomocy dla Ukrainy. Nie ma wątpliwości, że Ukraina nie może wygrać tej wojny bez pomocy świata, ponieważ walczy z dużym krajem, który jest trzy razy większy pod względem liczby ludności. Ponadto walczy z agresorem, który przybył na jej ziemię, więc chce go wypędzić, co jest bardzo trudnym zadaniem. Większość z nas jest pod wrażeniem bohaterstwa Ukraińców, poświęcenia, które czynicie każdego dnia.
Kiedy mówię o zmęczeniu, nasze zmęczenie jest zmęczeniem widza. I jest ono nieporównywalne ze zmęczeniem wojownika, ze zmęczeniem osoby siedzącej w schronie podczas nalotów, czy ze zmęczeniem osoby, której dom został zniszczony. To są rzeczy nieporównywalne. Mam świadomość, że ta ofiara jest nieporównywalna z tym wszystkim, czego tutaj doświadczamy, ale wniosek, jaki wyciągam, jest taki, że jeżeli chcemy pomóc bohaterskim Ukraińcom, to ta pomoc musi być kontynuowana: wsparcie polityczne, wojskowe, humanitarne i finansowe, w równym stopniu. Mam nadzieję, że to zrobimy.
I w tym sensie zmiana władzy jest pożyteczna, ponieważ Tusk i inni przywódcy, którzy wygrali wybory, myślą tak samo jak ja. Toczy się tu bitwa o coś większego, to nie jest tylko kwestia tego, czy Donieck będzie ukraiński, czy Ukraina odzyska Krym. Nie, to kwestia tego, czy powstrzymamy agresywną imperialistyczną politykę Rosji z Putinem i, być może, z jego następcami. Ponieważ następcy Putina, kiedy to się stanie, najprawdopodobniej będą nie mniej agresywni niż sam Putin. Tak więc, używając Ukrainy jako przykładu, powinniśmy pokazać Rosji, że istnieją granice arogancji. Byłoby to niezwykle ważne dla samych Rosjan, dla narodu rosyjskiego, który mógłby zobaczyć trochę światła. Z tego punktu widzenia po raz kolejny uważam, że zmiana antyeuropejskiego rządu w Polsce na rząd proeuropejski jest obiektywnie wsparciem dla Ukrainy w przyszłości.
LW: Jak Pan myśli, co byłoby zwycięstwem Ukrainy?
AK: Ukraińcy muszą to ustalić. W końcu ja nie mam prawa mówić, jak wyobrażam sobie to zwycięstwo. Ale warto pamiętać, że droga do zwycięstwa, jak widzimy, jest niezwykle trudna. I moim zdaniem, patrząc na to bardziej taktycznie, politycznie, a wierzę, że tak jest, prezydent Zełenski i jego zespół mają różne opcje, co zrobić, jeśli skończą się zasoby, zwłaszcza ludzkie, jeśli coś się zmieni w amerykańskiej polityce. Jest wiele elementów, które można przewidzieć, nie muszą się wydarzyć, ale mogą i trzeba być na to przygotowanym. Jeśli chodzi o zmieniający się świat, trzeba mieć kilka opcji zwycięstwa, aby zrozumieć, że walczymy o 100% zwycięstwo, ale może być ono bardzo odległe. Nie chcę definiować, co stanowi zwycięstwo, ponieważ decyzja należy do Ukraińców. Mogę jednak powiedzieć, że politycy powinni mieć różne opcje.
LW: Ma Pan plan B?
AK: Nie tylko B. Myślę, że także C i tak dalej. Ponieważ w globalnej polityce jest tak wiele zmiennych, że sam plan B nie wystarczy.
LW: Powiedział Pan kiedyś, że pokój między Ukrainą a Rosją zajmie pokolenia. Kiedy Pana zdaniem ta wojna może się zakończyć i ile pokoleń powinno to objąć?
AK: Po pierwsze wojna musi się skończyć, musi zapanować pokój. Ale to nie zostanie zapomniane. Jesteśmy bratnimi narodami, jak to się kiedyś mówiło, jesteśmy w tej samej grupie językowej, jesteśmy Słowianami, przeżyliśmy bardzo trudną historię, bardzo tragiczną, ale też czasami dobrą. Dlatego takie konflikty nie są rozwiązywane szybko i łatwo. To, co zrobili Rosjanie, to wojna, agresja, zbrodnia przeciwko ludności cywilnej, zniszczenie miast, ofiary wśród dzieci, ofiary wśród kobiet. Nie mówię nawet o praktyce porywania ukraińskich dzieci i ich rusyfikacji. To wszystko są czyny, które pozostaną w pamięci ludzi. Nawet kiedy wojna się skończy i nawet jeśli, co trudno sobie wyobrazić, demokrata usiądzie na Kremlu i powie, że wybaczmy sobie nawzajem. Jedno słowo tego nie zmieni, bo jest doświadczenie ludzi, którzy przeżyli tę wojnę, musieli uciekać, bali się, stracili bliskich, ojców, mężów. To będzie trwało, a rosyjsko-ukraińskie porozumienie będzie złożone i długotrwałe.
Ale trzeba zacząć od zakończenia wojny, od pokoju, od zwrotu ukraińskich ziem Ukraińcom i od tego, że ktoś poczuje się winny z tego powodu, że ktoś powie: tak, Putin popełnił historyczny błąd, mamy inne zdanie, jesteśmy gotowi odbudować te relacje z Ukrainą, z narodem ukraińskim. Może się to zdarzyć tylko wtedy, gdy zmieni się reżim na Kremlu, a władza nie przejdzie z Putina na kogoś takiego jak on, ale z Putina na kogoś, kto rozumie, czym jest demokracja i że trzeba szanować innych ludzii. Problem z Putinem i rosyjskim rządem od setek lat polega na tym, że nie szanują ludzi, w tym własnych. Jest "kraj", jest "ojczyzna" i jest, powiedzmy, realizacja tych wielkich celów. I nikt nie myśli o cenie, o tym, ilu zwykłych ludzi zapłaci za to życiem, zdrowiem lub w inny sposób. Niestety, taka jest ich mentalność. I bardzo trudno jest tę mentalność zmienić. Z tego powodu uważam, że ta wojna może trwać latami, ale konflikt rosyjsko-ukraiński, ze względu na wyrządzone szkody, roszczenia wysuwane przez Ukrainę, może być tematem na pokolenia, aby można było znaleźć sposób na zrozumienie.
LW: Ale Rosjanie też to tolerują. I pozwalają się tak traktować.
AK: To było od początku istnienia tego kraju. Jednostka nigdy nie była tam w centrum uwagi. Państwo było głównym celem i ani carowie, ani Lenin, ani Stalin, ani dziś Putin nie przejmowali się tym, ile to państwo ofiar pochłonie. I dlatego mamy problemy z Rosją.
LW: Gdyby mieli godność, mogliby też wybrać normalny rząd, który poprowadziłby ich w lepszym kierunku. Polacy faktycznie podjęli decyzję, by uczynić Polskę krajem europejskim, by pozostać w Unii Europejskiej. I za to jesteśmy wdzięczni.
AK: I być krajem demokratycznym. Być krajem, w którym szanujemy się nawzajem.
Prezenterka telewizyjna, dziennikarka, scenarzystka, felietonistka. Studiowała dziennikarstwo na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Była specjalną korespondentką krajowych kanałów telewizyjnych, w tym korespondentką kanału Inter TV w Warszawie. Pracowała jako prezenterka w kanałach informacyjnych TV Channel 24, Pryamyi i Ukraine 24. Podczas inwazji na pełną skalę dołączyła do zespołu kanału Espresso TV, gdzie prowadziła maraton informacyjny poświęcony wojnie Rosji z Ukrainą. Również w czasie pełnej inwazji zaczęła komentować wydarzenia w Ukrainie w polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest współpracowniczką Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów. Jest współautorką scenariusza filmu dokumentalnego "Kvitka Tsysyk Kvitka. Głos w jednym egzemplarzu" (2013), który zdobył kilka nagród, a także scenariusza do projektu dokumentalnego "10 dni niepodległości" (2021). Była głosem programu Ukraine Speaks (ukraiński kanał telewizyjny), a jako wolontariuszka projektu Talking Books czyta książki z programu szkolnego dla dzieci niedowidzących. W ramach projektu żony prezydenta Ukrainy Oleny Zelenskiej, mającego na celu wprowadzenie ukraińskojęzycznych audioprzewodników, jej głos można usłyszeć w audioprzewodniku po zamku w Edynburgu.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!