Karolina Baca-Pogorzelska jest polską dziennikarką i współautorką czterech książek o górnictwie, w tym "Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu", którą napisała wspólnie z Michałem Potockim. To właśnie za ten materiał śledczy autorzy otrzymali Nagrodę Grand Press oraz Nagrodę im. Dariusza Fikusa. Karolina mieszka i pracuje w Ukrainie od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Od prawie półtora roku pisze materiały dla "Wprost".
Polska dziennikarka rozmawia z setry.eu z Kupiańska - miejscowości na granicy obwodów charkowskiego i ługańskiego
Natalia Żukowska: Karolina, piszesz korespondencje z linii frontu od ponad półtora roku. Kiedy rozpoczęła się wielka wojna s Ukrainie, od razu zdecydowałaś się tu przyjechać?
Karolina Baca-Pogorzelska : Nie planowałam jechać na wojnę. Chciałam napisać książkę o historycznych i geograficznych perspektywach wojny rosyjsko-ukraińskiej od 2014 roku. Aby to zrobić, musiałam podróżować po całej Ukrainie, rozmawiać z ludźmi i zobaczyć, jak ich opinie różnią się w zależności od regionu. Miałam bilet lotniczy na 28 lutego do Kijowa. 23 lutego umawiałam się na wywiady i spotkania z przyjaciółmi. Następnego dnia przeżyłam szok - rozpoczęła się wojna na pełną skalę. Nie wiedziałam, co robić. Rzuciłam więc pracę nad książką i zaczęłam pracować dla "Wprost". 10 marca wyjechałam na Ukrainę. Najpierw dotarłam do Lwowa. Śmieję się teraz, że byłam wtedy jak Arestowycz [na początku wojny Ołeksij Arestowycz, były doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy publicznie zapewniał Ukraińców, że wojna skończy się w ciągu 2-3 tygodni - red.]. Wyjechałam na pięć tygodni. Zatrzymałam się we Lwowie i podróżowałam po zachodniej części kraju: Równe, Łuck, Iwano-Frankowsk, Zakarpacie i stopniowo przemieszczałam się na wschód. Obejrzałam okupowaną Buczę, Gostomel, Sumy, Otyrkę, Trostaniec. Wróciłam do Polski na 10 dni, spakowałam rzeczy i wróciłam na Ukrainę.
NJ: Wymień trzy najważniejsze korespondencje, które przygotowałaś z Ukrainy.
CBC:Trudno mówić o trzech materiałach. Najważniejsze było śledztwo w sprawie importu antracytu z okupowanego Donbasu. Ta historia była początkiem mojej historii z Ukrainą. W 2017 roku po raz pierwszy przyjechałam do Donbasu. Z kolegą Michałem Potockim pracowaliśmy wtedy nad książką "Czarne złoto. Wojny o węgiel Donbasu". Nasze dziennikarskie śledztwo w sprawie importu antracytu trwało dwa i pół roku. Pisaliśmy o tym, jak Rosja kradła węgiel z Ukrainy i sprzedawała go jako swój. Udało nam się spotkać z handlarzami antracytu udając potencjalnych nabywców i przeanalizować stosy dokumentów celnych. Napisaliśmy ponad 40 artykułów o imporcie węgla z terytoriów okupowanych, a później opublikowaliśmy książkę.
NZ: Od wielu miesięcy jesteś na wojnie. W dziennikarstwie pracujesz od 26 lat, ale nigdy wcześniej nie byłaś korespondentką wojenną. Co sprawiło, że zdecydowałaś się na tę pracę?
CBC: Widziałam już, jak wygląda wojna. Pomagałam ludziom na granicy Turcji i Syrii. Byłam też w Donbasie po 2014 roku. Dlaczego zajęłaś się dziennikarstwem wojennym? Może dlatego, że mam poczucie, że to także nasza wojna. Jest bardzo blisko. Mieszkam w Warszawie, ale przez 14 lat mieszkałem w Lublinie. To niedaleko granicy z Białorusią. Tam mieszkają moi rodzice i siostra. Może dlatego rozumiem, że ta wojna jest blisko. Kiedy była wojna w Gruzji, wszyscy myśleliśmy, że to daleko. Ale jeszcze w 2008 roku nasz ówczesny prezydent Lech Kaczyński mówił: "Zobaczycie, Ukraina będzie następna". Cały świat śmiał się z jego słów, ale okazało się, że miał rację.
NJ: Jak rodzina odebrała Twoją decyzję o wyjeździe w miejsca, w których niebezpieczeństwo czyha w każdej minucie? Próbowali Cię powstrzymać?
CBC: Mam dwie córki w wieku 8 i 9 lat. Zostawienie ich w domu było najtrudniejszą rzeczą. Ale wiesz, nigdy nie chciałabym, żeby moje dzieci widziały to, co widzę teraz na Ukrainie. Przez co przechodzą miejscowe dzieci. Nie chciałabym, aby dorastały w zrujnowanym kraju, by widziały straszne zniszczenia. Na Ukrainie nie ma bezpiecznych miejsc. Moje relacje z rodziną są teraz bardzo trudne. Półtora miesiąca temu rozwiodłam się. Nie z powodu wojny, to był po prostu kolejny etap w moim życiu. Być może jednak, gdybym została w Polsce, nie doszłoby do tego. Nie wiem. Mój mąż był przeciwny mojemu wyjazdowi. Kiedy jestem na Ukrainie, dzieci mieszkają z nim.
NZ: Czy opowiadasz swoim dzieciom o wojnie?
CBC: Tak, rozmawiam z nimi prawie codziennie na wideo. Dzwonię, gdy tylko mam taką możliwość. Pytają: "Mamo, czy tam, gdzie jesteś, jest wojna?". Mówię im, że wojna jest w całej Ukrainie. "Mamo, czy tam, gdzie jesteś, latają rakiety?". Nie chcę niepotrzebnie rozmawiać z nimi o tych strasznych rzeczach. Kiedy rozmawiamy, mówimy głównie o psach, które tu mieszkają. Wyjaśniłam córkom, dlaczego wyjechałam. Oczywiście chcą, żeby mama wróciła. To zawsze jest problem. Zwłaszcza, gdy muszę przyjechać, a potem wrócić na Ukrainę.
NJ: Co jest dla ciebie najtrudniejsze jako dziennikarki wojennej? Do czego trudno się przyzwyczaić?
CBC: Nie sposób przyzwyczaić się do śmierci. Jestem z ukraińskimi żołnierzami od grudnia 2022 roku. Kiedy idą na stanowiska w nocy i rano nie ma z nimi kontaktu, trudno jest myśleć, że może widziałaś kogoś po raz ostatni. Strasznie jest uświadomić sobie, że człowiek może nigdy nie wrócić. Najtrudniej jest stracić przyjaciół. Tutaj, na wojnie znajomości, emocje, przyjaźnie są znacznie silniejsze niż w cywilu. Sześć miesięcy to pięć lat normalnego życia. Boję się też dźwięku samolotu. Dwa razy znalazłam się pod ostrzałem wrogich samolotów. Nawet jak przyjeżdżam do Polski i słyszę ten dźwięk, to się boję.
NZ: Karolino, czy były jakieś sytuacje, które sprawiły, że myślałaś o rzuceniu tej roboty i powrocie do spokojnego życia w Polsce?
KBC: Mogę tylko powiedzieć, że mieszkam w Ukrainie. Oczywiście jeżdżę do Polski na dwa tygodnie. Rzadko na trzy. Na dłużej nie mogę. Zawsze wracam tutaj. Oczywiście w tym czasie były kryzysy, kiedy chciałam rzucić wszystko i wyjechać. Być może dlatego, że od 10 marca 2022 roku nie miałem ani jednego wolnego dnia. Więc czasami czuję się zmęczona. Ale wiem, że gdybym rzuciła wszystko i wróciła do spokojnej Polski, mógłbym tam zostać najwyżej dwa tygodnie. A i tak wróciłabym na Ukrainę. Bo moje myśli zawsze są tutaj.
NZ: Czy wojna Cię zmieniła?
KBC: Zmieniło wszystko. Myślę, że 1,5 roku tutaj dorzuciło mi 10 lat życia. Tak to odczuwam. Wszystko się we mnie zmieniło. Moje myśli i światopogląd. Nauczyłam się rozróżniać, co jest ważne, a co nie. Na co warto poświęcać czas, a na co nie. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Przestałam marnować czas i emocje na niepotrzebne rzeczy.
NJ: Mieszkasz 12 km od linii frontu. Bardzo blisko. W jakich warunkach żyjesz?
KSC:Nie są najgorsze. Mieszkam w małej wiosce niedaleko Kupiańska. To granica dwóch obwodów - charkowskiego i ługańskiego. Cywilizacja przyszła do nas niedawno, bo kupiłam pralkę. Mamy wodę i prąd. W domu nie ma toalety. Jeśli potrzebujemy ciepłej wody, podgrzewamy wannę. Chłopakom w ziemiankach i okopach jest trudniej. Linia frontu jest blisko, może być niespokojnie. Artyleria często strzela, a teraz jest dużo rosyjskich samolotów. Raz przeleciał nawet S-300 (rosyjski pocisk rakietowy - red.). Obok nas mieszkają miejscowi cywile. Ludzie przyzwyczajają się do wszystkiego.
NJ: Ciągle mówisz o niebezpieczeństwie. Jak myślisz, dlaczego miejscowi nie opuszczają regionu, w którym trwa ciągły ostrzał?
CBC: Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie.
Mieszkałam w Kramatorsku i podróżowałam po Donbasie, i spotkałam wielu prorosyjskich ludzi, którzy myśleli, że Ukraińcy do nich strzelają. Nie wyjechali, bo czekali na swoich "Rosjan". Tutaj, gdzie mieszkam, też są tacy ludzie. Ale w rzeczywistości powody, dla których miejscowi nie wyjeżdżają, są inne.
Na przykład moi sąsiedzi: kobieta z 22-letnim niepełnosprawnym synem. Opiekuje się nim sama i otrzymuje od państwa zasiłek w wysokości 7000 UAH. Nie masz pojęcia, ile razy próbowałem ją przekonać, że mogę zabrać ją i jej syna do Polski. Mogę pomóc we wszystkim, czego potrzebują. Ona kategorycznie się temu sprzeciwia, bo mieszka we wsi od 50 lat i nie chce opuszczać domu. Innym moim sąsiadem jest dziadek, który mieszka z dwójką wnuków. Rodzice wyjechali i zostawili dzieci. Oni też nie chcą nigdzie wyjeżdżać. Często słyszę, jak mówią: "To jest nasz dom!". Staram się zrozumieć tych ludzi. Chociaż tam, gdzie są dzieci, nie rozumiem, dlaczego są narażone na niebezpieczeństwo.
NZ: A co z propagandą? Czy na wschodzie jest jej dużo?
CBC: Tak, region Charkowa jest trudnym miejscem. Należy pamiętać, że w 2014 r. było to miejsce, gdzie nie popierano Majdanu i było tam wiele prorosyjskich nastrojów. Pamiętajmy, że gdy tylko rozpoczęła się wielka wojna, mer Kupiańska poddał miasto w ciągu jednego dnia. Ale teraz, stopniowo, coś się w ludziach zmienia. Wystarczy spojrzeć na Charków. Kiedy odwiedziłem to miasto w 2017 r., na ulicy nie można było usłyszeć języka ukraińskiego. A teraz wiele osób zaczyna mówić po ukraińsku. Są jednak i tacy, którzy czekają na swoich "wyzwolicieli".
NZ: Ukraina stopniowo pozbywa się wszystkiego, co rosyjskie. Zmieniane są nazwy ulic na cześć bohaterów i miast. Burzone są sowieckie pomniki i symbole. Czy uważasz, że nadszedł na to czas?
KBC: To powinno być zrobione wcześniej. Już w 2014 roku należało wyłączyć rosyjską telewizję i radio w Donbasie. Nikt tego nie zrobił, co było bardzo dużym błędem Ukrainy.
NJ: Karolina, nieustannie pomagasz wojsku zbierając pieniądze na pojazdy i drony. Opowiedz nam o swojej pracy wolontariuszki.
CBC: Tak, ale nie sądziłem, że to zadziała. Na początku maja wraz z przyjacielem zbieraliśmy pieniądze dla batalionu w Donbasie. Zebraliśmy 50 tysięcy złotych i myśleliśmy, że kupimy dwa samochody i to wszystko. Ale nie. Teraz ogłoszono zbiórkę miliona trzystu tysięcy złotych. Nasz cel to 2 miliony złotych. Kupiliśmy już do 40 samochodów, kupujemy też drony. To są główne wydatki, bo czasami ten sam dron może pracować miesiąc, dwa, a czasami tydzień, bo przeciwnik go zestrzeli. Podobnie jest z pojazdami. Wojsko pracuje w strasznych warunkach. Widzę to wszystko. Podróżuję z chłopakami na ich pozycje i wiem, jak wyglądają tam drogi.
NZ: Podróżowałaś niemal po całej Ukrainie, na tereny frontowe. Która z tych podróży najbardziej utkwiła Ci w pamięci?
CBC: Było wiele takich epizodów. Pamiętam spalenie konia w Gostomlu, masowe groby i ekshumację 500 osób w Iziumie. Zapachu, który wypełniał powietrze, nie da się zapomnieć. Zniszczenie Bahmutu. Byłam tam na początku marca. Nigdy nie widziałam takich zniszczeń na własne oczy. Domy i miasta można odbudować. Ale to, przez co przeszli ludzie, ich psychika i emocje - z tym będzie najtrudniej sobie poradzić. Najgorsze jest to, co wojna robi z ludźmi.
NJ: Co starasz się przekazać czytelnikom jako dziennikarka?
CBC: Moim głównym zadaniem jest ciągłe przypominanie światu, że Rosja jest krajem terrorystycznym.
To nie jest normalna wojna. Gdyby tak było, toczyłaby się na froncie między wojskami, w okopach. A co to za wojna, kiedy rakieta uderza w przedszkole, szpital, hotel, szkołę? Czy to wojna, czy akt terroryzmu?
To jest akt terroryzmu! A naszym zadaniem jest wyjaśnienie wszystkim, że jest to terroryzm, ludobójstwo, którego Rosja dopuszcza się wobec Ukraińców. I musimy o tym mówić każdego dnia.
NZ: Co zrobisz, gdy Ukraina zwycięży?
CBC: Wiele osób mówi teraz o zwycięstwie, ale niestety nie nastąpi ono tak szybko, jak byśmy tego chcieli. Musimy być cierpliwi. Wojna to nie sprint, ale maraton. I nie każdy może go przebiec. Kiedy to się stanie, naprawdę chciałabym pojechać na wakacje na Krym, na miesiąc. Nigdy tam nie byłam.
Zdjęcie z archiwum bohaterki
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!